Rozdział dwunasty


Rozdział dwunasty

Skok w nieznane

Dla twego zdrowia życia bym nie skąpił,

Po twą spokojność do piekieł bym zstąpił;

Choć śmiałej żądzy nie ma w sercu mojem,

Bym był dla ciebie zdrowiem i pokojem.

I znowu sobie powtarzam pytanie:

Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?*

Harry był na nogach już od ósmej rano. Chciał upewnić się, czy wszystko jest przygotowane, a poza tym musiał zabrać kosz z kuchni. Potem ruszył do lochów i zatrzymał się dopiero przed kamieniem zamykającym drogę do kwater Slytherinu. Wymruczał hasło i wszedł do pokoju wspólnego. Po cichu podszedł do drzwi pokoju Draco i delikatnie zapukał.

Gdy nie usłyszał odpowiedzi, otworzył je i wszedł do środka.

Podchodząc do otoczonego ciężkimi zasłonami łóżka, poczuł nagły niepokój.

A co, jeśli Draco nie jest sam?

Na pewno był sam. Nie mógłby mieć towarzystwa. Powiedziałby o tym Harry`emu.

Trochę energiczniej niż to było konieczne, rozsunął zasłony przy łóżku.

Draco był sam.

Oczywiście.

Spał spokojnie, z policzkiem przytulonym do poduszki, ale nie wyglądał niewinnie. W każdym razie nie tak niewinnie, jak wtedy gdy nie spał i przybierał jedną z tych swoich idealnie wystudiowanych póz, zamierzając coś w ten sposób uzyskać. Lekko marszczył czoło, zupełnie, jakby sen był pracą, na której trzeba się mocno skoncentrować, żeby wykonać ją dobrze. Wydawał się taki bezbronny. Jego rzęsy błyszczały srebrzyście na tle niemal białej skóry.

Gdy przez odsunięte zasłony wpadło ostre światło, powieki Draco zacisnęły się mocno.

- Harry? - zapytał, nie otwierając oczu.

- Skąd wiedziałeś, że to ja? - zaczął Gryfon.

Pomiędzy rzęsami pojawiły się szare przebłyski tęczówek.

- Bo nie znam nikogo innego, kto byłby wystarczająco głupi i miał na tyle poważne myśli samobójcze, by budzić mnie w sobotę o tej porze - stwierdził Draco rozdrażniony. Potem zaczął przeciągać się, leniwie jak kot, a z każdym gestem jego humor zdawał się poprawiać. Rozłożył się wygonie na łóżku, a koc zsunął mu się z piersi.

- No? To co tu robisz? - zapytał w końcu.

- Wstawaj - powiedział Harry, nieco rozkojarzony. - Pamiętaj, mam dla ciebie niespodziankę.

Draco podparł się łokciem i pokręcił głową. W jego oczach rozbawienie mieszało się z niedowierzaniem.

- O czym ty pleciesz, Potter?

- Mówiłem, że to niespodzianka - odparł surowo Harry. - No, Draco, ruszaj się. Jutro możesz sobie spać przez cały dzień.

Z premedytacją użył jego imienia. Po tym jak Draco zwrócił się do niego po nazwisku, poczuł chęć udowodnienia, że nadal może to zrobić.

- Ale ja chcę spać teraz - wyjęczał Draco. - Przynieś mi moją niespodziankę po lunchu.

- Musisz wyjść z łóżka, żeby ją zobaczyć - stwierdził Harry stanowczo. - Natychmiast.

- Och, staliśmy się apodyktyczni po wygraniu Turnieju Trójmagicznego, co? - uśmiechnął się Draco. - No dobrze - ustąpił w końcu i uczynił pański gest w stronę drzwi. - Spadaj. Przyjdę za minutę.

Harry spojrzał na niego z powątpiewaniem.

- Próbujesz się mnie pozbyć, żeby znowu położyć się spać?

Niewiarygodne, że Draco potrafił patrzeć na kogoś z góry, leżąc w tym samym czasie na plecach.

- Nie, Harry - wyjaśnił protekcjonalnym tonem. - Bo jestem goły, ty głupku.

Harry poczuł, że się rumieni. Nagle nagi tors Draco wydał mu się strasznie wyeksponowany; znacznie bardzie niż minutę temu.

- Och... ja... przepraszam...

Draco roześmiał się.

- W porządku. Nie ma powodu, żebyś się tak rozogniał.

Nie jestem rozogniony!

No dobrze, może jednak trochę był.

Harry szybko wyszedł z pokoju i zaraz powiedział sobie, że jest głupi. Przecież często widywał jak jego koledzy przebierają się w szatni, po quidditchu i w dormitoriach. Na miłość... to nic takiego. Naprawdę zachował się jak idiota.

Ale Draco najwyraźniej nie myślał o tym wszystkim, kiedy pojawił się na dole, przecierając oczy. Harry był rozbawiony, gdy zobaczył, że włosy przyjaciela sterczą na wszystkie strony, i że założył on szaty na swoje mugolskie ubranie. Był bardzo rozespany, a Harry, który zwykle bez problemu wstawał nawet wcześniej, stwierdził, że to dziwacznie urzekający widok.

- Lepiej, żeby ta niespodzianka była tego warta.

- Już po dziewiątej, ty leniuchu.

- Wiedziałem, że jest jakaś nieprzyzwoicie wczesna godzina. - Draco wzruszył ramionami.

- Chodź, nie pozwól swojej niespodziance dłużej czekać.

Draco, który do tej pory nie powiedział nic, co znamionowałoby, że jest zadowolony, czy wdzięczny, najwyraźniej nie zamierzał uczynić tego także teraz.

- Lepiej, żeby to było tego warte - wymamrotał znowu.

Harry szturchnął go żartobliwie.

- Bałwan - powiedział czule. - Chodź już.

*

Draco nadal był nieco nieprzytomny gdy schodzili po schodach na dziedziniec.

- Dlaczego idziemy do Hogsmeade dłuższą drogą? - zapytał, usiłując otrząsnąć się z resztek snu.

- Bo Miodowe Królestwo otwierają w sobotę dopiero o dziesiątej, a włamywanie się do sklepu jest złe - wyjaśnił Harry. - Już ci o tym mówiłem.

- Złe!? Podaj definicję tego słowa.

- Generalnie złe jest to wszystko, co jest „nie-prawe”.

- Czyli wszystko co jest „lewe”. Czy mieliśmy kiedykolwiek obiekcje przed robieniem czegoś, co jest nielegalne? Niezgodne z regułami, na przykład szkoły?

- No to powiedzmy, że jest to „nie-taktowne”. Właściciele śpią nad sklepem. Moglibyśmy ich obudzić.

- No to co? - zapytał Draco zapalczywie. - Skoro ja nie śpię, to nikt nie powinien spać. Jeśli ja jestem nieszczęśliwy, chciałbym, żeby to uczucie rozprzestrzeniło się także na innych. Nigdy nie obudziłeś się, mając nieprzepartą chęć skopania wszystkim naokoło tyłków?

- Czasami mam na to ochotę, to prawda - odparł Harry, rzucając mu wymowne spojrzenie.

Draco okropnie się do niego wykrzywił.

- Grr... Jesteś wstrętny, Potter.

Harry uniósł brwi.

- Jesteś wstrętny, Potter? Tylko tyle? Wymiękasz, Draco.

- Phi - fuknął Draco. - Co masz w koszyku, Harry? Czy to część prezentu? - Rozpromienił się. - Ooooo, tak? Mogę zobaczyć? Tylko zajrzę...

Harry szturchnął go koszykiem.

- Tak, to część prezentu, i nie, nie możesz zajrzeć.

- Uderzyłeś mnie w kolano - poinformował go Draco ponuro. - Mogłeś mnie zabić.

- Jak? Trącając cię koszykiem w kolano? Czy to ta sama logika, dzięki której doszedłeś do wniosku, że umrzesz, bo hipogryf skaleczył cię w ramię?

- Mogłem zginąć! Mogło się wdać zakażenie, wiesz? - odparł Draco. - Ten potwór był brudny. A ten koszyk mógł mieć zadzior, który mógł być zatruty, i mógł mnie zranić, i spowodować moje zejście śmiertelne, a to by oznaczało, że tysiące moich zrozpaczonych wielbicieli lało by łzy do trumny z moim pięknym, mlecznobiałym ciałem, a potem by cię ukamienowali.

Harry popatrzył na niego przeciągle. Ślizgon skrzyżował ręce na piersiach i odpowiedział spojrzeniem pełnym wyrzutu.

- No co? Przecież to możliwe - bronił się.

- Myślę, że to było warte ryzyka - stwierdził Harry sucho i chwycił przyjaciela za ramię, żeby zmusić go do pośpiechu.

Za bardzo się denerwował, by dobrze się bawić. Chciał jak najszybciej dotrzeć do celu, żeby w końcu zobaczyć, jak Draco zareaguje na jego niespodziankę. Szli więc w porannej mgle, którą słońce co dopiero zaczynało rozpraszać, aż w końcu znaleźli się na przystani, skąd odpływały statki. I wtedy Draco ujrzał prezent.

- Ty chyba żartujesz? - wyszeptał przerażony.

Na wodzie kołysała się niewielka łódka. Jej ruch wywoływał na gładkiej powierzchni, rozchodzące się kręgami, małe fale. Harry schylił się i włożył do niej koszyk.

- Nie - powiedział. - Nie żartuję, Draco.

- Nie wejdę do tego.

- Co? Chyba nie zamierzasz pielęgnować tego lęku i omijać łodzie przez całe życie?

- To świetny plan. Tak! Nie jestem Gryfonem. Nie przeszkadza mi, że czegoś się boję.

- Naprawdę?

Draco rzucił mu mordercze spojrzenie, popatrzył na łódkę, zbladł i głośno przełknął ślinę.

- Harry - wyszeptał. - Nie mogę.

- Draco, nie musisz. Ale została tak zaczarowana, że żadne zaklęcie na nią nie podziała. Jest idealnie bezpieczna.

Draco spojrzał ponownie na swój prezent, a potem przeniósł wzrok na Harry`ego. Znowu przełknął z wysiłkiem.

- To musiało zająć strasznie dużo czasu.

- Poprosiłem Hermionę, żeby poleciła mi ksiązki, które mogłyby mi pomóc. - Harry uśmiechnął się do przyjaciela, zadowolony, że na ustach Ślizgona też pojawił się cień uśmiechu. - Nie powiedziałem jej po co.

- Oczywiście. - Draco z powątpiewaniem przyglądał się łódeczce. - Żadne zaklęcie? Na pewno?

- Przysięgam. Ale nie musisz wsiadać, jeśli nie chcesz.

Draco przeniósł wzrok na Harry`ego, a potem z powrotem na łódkę. Zagryzł wargę, ale w jego oczach pojawiła się determinacja.

- Wiem - odparł i ostrożnie wstąpił do łódki.

Harry wszedł zaraz za nim, starając się jej za bardzo nie rozbujać. Draco popatrzył na niego podejrzliwie.

- Jeżeli nie działają na nią żadne zaklęcia - odezwał się. - To jak będzie płynęła?

- A jak myślisz? - Harry wziął do ręki wiosła. - Tak samo jak mugolskie łódki, głupku.

Draco był zaskoczony.

- Praca fizyczna? Oszalałeś.

- Weź wiosło, Draco.

- Ja? - zdumiał się Ślizgon i błyskawicznie przybrał bezmyślny wyraz twarzy. - Jak się tym rusza? Co trzeba powiedzieć?

Harry przez chwilę patrzył na niego z niedowierzaniem.

- Machasz tym od tyłu do przodu - wytłumaczył w końcu, chwycił oba wiosła i ostrożnie odbił od brzegu.

Zauważył, że dłonie Draco zacisnęły się na burtach, ale pominął to milczeniem.

- Jak twój projekt z magii kreatywnej? - zapytał.

- Koszmarnie! - odpowiedział Draco z rozpaczą w głosie. - Nie mogę się zdecydować. No, bo jak? Można wybierać pomiędzy muzyką, sztukami plastycznymi, aktorstwem i moją ulubioną dziedziną, poezją?

- Nie sądziłem, że lubisz poezję?

- Och, nie przepadam. Ale kiedy recytuję, wkładam tę specjalną szatę. Lubię taki krój rękawów.

- Wydaje mi się, że nie powinieneś rozważać tej kwestii pod kątem kroju rękawów.

Draco wzruszył ramionami. Puścił jedną burtę, ale nadal bacznie rozglądał się, gdy dotarli na środek jeziora.

- Już? Możemy teraz wracać?

- Nie, Draco - odparł Harry. - Zostaniemy tu przez chwilę. Do lunchu. Dlatego poprosiłem skrzaty, żeby przygotowały nam wałówkę.

- Nie ma mowy, nie zmusisz mnie do tego! - oburzył się Draco.

Harry uśmiechnął się niewinnie.

- A założymy się? - zapytał i puścił wiosła, pozwalając opaść im w wodę.

Draco wydał przejmujący okrzyk zgrozy.

- Nie wierzę, że to zrobiłeś! Mówiłeś, że na tę łódkę nie działają zaklęcia! Jak teraz wrócimy? Ja nie wejdę do wody - stwierdził kategorycznie. - I nie pozwolę ci mnie tu zostawić. Będziemy głodować, a ty umrzesz pierwszy i będę cię musiał zjeść, ale to mnie nie ocali, bo, spójrzmy prawdzie w oczy, twoją kościstą osobą nie najadłby się nawet pufek; więc zgasnę, a potem zgniję tu w samotności!

- Draco. Ufasz mi, prawda?

- Chyba tak - przyznał Draco niechętnie.

- Wrócimy. Odpręż się.

Draco spojrzał na czółno, na wodę, a w końcu na Harry`ego. Wziął głęboki oddech.

- W porządku.

- Dobrze. - Harry wygodniej rozsiadł się na ławce. - I nie jestem kościsty - dodał, wyrażając spóźnione oburzenie.

Draco ostrożnie odchylił się, aż dotknął plecami oparcia.

- Jesteś - stwierdził spokojniej. - Masz sękate nadgarstki. Powinieneś utyć i zapuścić wąsy.

Harry zamrugał.

- Dlaczego?

Draco przeciągnął się, udając, że rozpiera się wygodnie na ławeczce. Harry jednak widział, że przyjaciel nadal jest spięty.

- Nie mówiłem ci? To mój podstępny plan - odpowiedział Ślizgon. - Sam wiesz, jak nie znosisz sławy i tak dalej. Wszystko co musisz zrobić, to stworzyć swoje alter ego. Będziesz udawał jakiegoś zwykłego czarodzieja. Nikt nie będzie podejrzewał, że ta okrągła twarz z wielkimi wąsami należy do słynnego Harry`ego Pottera. Możesz nosić kamizelki z dzianiny i nazywać się Ignatius Trout.

- Ignatius Trout - powtórzył Harry z niesmakiem.

- Myślę, że to do ciebie pasuje - rozpromienił się Draco. - Poza tym, Harry Potter nie brzmi najlepiej.

- Lubię moje imię!

- Och, nie - stwierdził Draco lekceważąco. - To koszmarne imię. Harry jednoznacznie wskazuje na Krisznę, a Potter brzmi jak „potem”. Pomyśl, jak to mogą odebrać inni! To może sugerować, że chcesz stworzyć własną sektę, a następnie zmusić wszystkich żeby przeszli na wegetarianizm i ogolili głowy! - Draco z przerażeniem w oczach przesunął ręką po włosach. - To tak jakbyś miał napisane na czole „będę waszym Zielonym Panem”.**1)

- Tak, oczywiście. W takim razie twoje sugeruje, że jesteś niebezpiecznym potworem i niemoralnym przestępcą. **2)

- Przemawia przez ciebie zazdrość o moje arystokratyczne imię i nazwisko - stwierdził Draco wyniośle. - Spójrz prawdzie w oczy, Potter. Masz kościste nadgarstki i fatalnie się nazywasz.

Słońce już na dobre stało na niebie. Draco zrzucił szkolną szatę i mechanicznie zaczął zapinać guziki przy mankietach koszuli. Patrzył przy tym na Harry`ego, a na jego ustach igrał lekki, figlarny uśmiech.

- Ale i tak cię lubię - dodał po chwili i rozsiadł się trochę wygodniej.

*

Draco w końcu odprężył się całkowicie i zaczął sprawiał wrażenie całkiem szczęśliwego. Oczywiście natychmiast, gdy poczuł się lepiej, zaczął narzekać.

- Haaaaaarry...

- Tak, Draco?

- Haaaaarry...

- O co chodzi, Draco?

Harry przymknął oczy i rozkoszował się ciepłem słońca. Kiedy uniósł powieki i spojrzał na przyjaciela, Draco nerwowo rzucał okiem na wodę za burtą.

- Wydaje mi się, że dokładnie pod nami siedzi wielka kałamarnica - oświadczył ponuro.

- I dlaczego cię to tak martwi? - zapytał pobłażliwie Harry, w duchu przygotowując się na scenę, którą zapewne zaraz zrobi Ślizgon.

- Ona dusi niewinnych w uściskach swoich macek! - oburzył się Draco.

- Ocaliła Dennisa Creeveya od utonięcia. Nie może być zła.

- Och, tak właśnie chcą, żebyś myślał - przerwał mu Draco. - Jestem przekonany, że byli w zmowie. Wiem co nieco o tych Creevey`ach. Wiesz, że ten starszy... Kołdun...

- Collin.

- Niech będzie. Zakradł się do przebieralni Ślizgonów, zrobił zdjęcia i potem je sprzedawał! Nie wydaje ci się to złe?

- Właściwie to bardzo ślizgońskie zagranie. - Harry zmarszczył brwi.

- Och, no cóż. W końcu okazało się, że to był pomysł Blaise`a. - Draco lekceważąco machnął ręką. - Ale to nieważne. Chodzi o istotę całej sprawy. To było złe.

- I głupie - rozważał Harry. - To znaczy, nie obraź się, ale nie mogę sobie wyobrazić, żeby ktoś chciał zbyt wiele zapłacić za zdjęcie Goyle`a.

- Byli napaleńcy, którzy dali się zrobić w konia. Zaraz potem zresztą zaczynali walić... głową o ścianę.

Draco przez chwilę utrzymał jeszcze poważny wyraz twarzy, a potem wybuchnął śmiechem.

- Draco, to było okropne skojarzenie - stwierdził Harry zagryzając wargi, żeby się nie roześmiać. - Powinieneś się wstydzić.

- Nie moja wina, że niektórzy to idioci - bronił się Draco zawzięcie.

- No cóż. Przynajmniej wyjaśniła się zagadka zdjęcia, które krążyło po Wieży Gryffindoru w zeszłym roku. To było twoje zdjęcie. W ręczniku.

Draco zakrztusił się, a Harry uśmiechnął się niewinnie.

- Naprawdę powinieneś być Ślizgonem - powiedział z przekonaniem Draco i spojrzał na przyjaciela z nagłym zainteresowaniem. - Czy nie słyszałeś przypadkiem... ile żądali za to zdjęcie?

- Niestety nie - powiedział Harry łagodnie. - Nie brałem udziału w licytacji.

Draco spojrzał na niego wilkiem. W rzeczywistości Harry bardzo dobrze pamiętał całą tę sprawę ze zdjęciami. Kilka z nich leżało na stole w pokoju wspólnym Gryffindoru, dopóki bliźniacy Weasley nie rzucili na nie zaklęcia, zmieniając ręcznik na różowy, w czerwone serduszka z napisem „Malfoy i McGonagall - na zawsze razem”. Taktownie nie wspomniał o tym Ślizgonowi. Podobnie jak o fakcie, że razem z Ronem zaśmiewali się z tego do utraty tchu.

Tak czy inaczej, zabawnie byłoby znaleźć takie zdjęcie i pokazać je Draco.

Ślizgon nadal był naburmuszony i mamrotał pod nosem komentarze na temat osób, którym się wydaje, że są taaaacy zabawni, kiedy łódka nagle się zachybotała.

- Och, Merlinie! - krzyknął Draco, zieleniejąc. - To kałamarnica! Mówiłem ci, że to kałamarnica!

- Draco, uwierz mi, ona nie jest zła.

- To co z tego? - zawył Draco. - Ale dotyka ludzi tymi obrzydliwymi mackami! - Nerwowo spojrzał w wodę. - Nie chcę, żeby mnie dotykała - dodał wyraźnie nieszczęśliwy. - Jest oślizgła. Walnij ją wiosłem.

- Przecież je wyrzuciłem, nie pamiętasz?

Draco popatrzył na niego spode łba i skrzyżował ręce na piersi, ze zrezygnowaną miną osoby, która oczekuje na swój nieunikniony, oślizgły los.

- Wspaniale, Ignatiusie Trocie.

Tym razem Harry nie zdołał powstrzymać się od śmiechu.

- Rano jesteś jeszcze bardziej zwariowany niż zwykle - zauważył. - A w najlepszych momentach, tylko trochę dziwaczny.

- Jego pierwszego zjedz - poradził Draco głośno kałamarnicy. - Jest bardziej chrupki.

- Nie, lepiej zjedz jego - rezolutnie ogłosił Harry. - Jest zły. Słyszałem, że zło ma specyficzny smaczek.

- Właściwie to jestem bardzo mdły - sprostował Draco szybko. - Jestem jak zły kleik na mleku.

- Och, zamknij się. - Harry sięgnął za burtę i ochlapał przyjaciela wodą.

Draco zaczął parskać i ocierać twarz.

- Ta woda jest brudna i śluzowata! - krzyknął. - To śluzowata woda oślizgłej kałamarnicy! Zapłacisz za to, Potter.

Okulary Harry`ego nagle zostały opryskane wodą. Przez kropelki spływające po szkłach chłopak widział uśmieszek na twarzy Ślizgona. Harry uśmiechnął się, a Draco zbladł.

- Teraz jesteśmy kwita - oznajmił chcąc załagodzić sytuację. - Już dobrze, Harry.

- Jesteś pewien?

- Absolutnie - przytaknął Draco patrząc na niego z obawą. - Nie. Nawet o tym nie myśl. Moje włosy! Napuszą się, jeśli zmokną i nie zostaną odpowiednio wysuszone!

- Rozumiem. - Harry poważnie skinął głową.

- Więc nie ochlapiesz mnie?

- Skoro o tym wspominasz... - Harry wyszczerzył zęby i chlapnął wodą wprost na głowę Ślizgona. - Puszek.

Draco przez chwile gapił się na niego spod ociekającej wodą grzywki. Potem zaczął się rozbierać.

- Eeee? - Harry spojrzał na niego pytająco.

Draco rozpiął kołnierzyk koszuli, której góra była już mokra od spływającej z włosów wody. Następnie zwinął szatę.

- Przygotowuję się do kąpieli słonecznej - oznajmił z godnością. - Będę potrzebował poduszki, żeby odpowiednio wysuszyć głowę. I żeby było mi wygodnie.

Harry przyglądał mu się ze zdumieniem. Draco uniósł wysoko brodę starając się wyglądać odpowiednio poważnie.

- Podzielisz się swoją poduszką?

- Tak - zgodził się Draco niegrzecznie. - Jak tylko zrozumiesz, że moje włosy nie są odpowiednim tematem do żartów.

- Och, ależ ja to rozumiem - powiedział Harry, śmiejąc się pod nosem i wyciągając wygodnie na dnie łódki.

Draco osłonił ręką oczy i spojrzał na niego.

- Już drugi raz w ciągu kilku dni dokonałeś okrutnego zamachu na moje włosy - prychnął i kopnął Harry`ego w kostkę. - Niewierny.

- Wiem, że niektórzy uważają ciało za świątynię, ale to śmieszne - wymruczał Harry.

Draco usiadł.

- Przesadziłeś - oświadczył, przechylił się i zanurzył w wodzie rękę po łokieć. Potem wyciągnął ją i energicznie zmierzwił włosy Harry`ego.

Harry nie stawiał żadnego oporu. Podparł się tylko łokciem i zachichotał, przekonany, że cokolwiek Draco by nie zrobił, nie może to zaszkodzić jego włosom.

Ślizgon starannie wytarł dłoń o spodnie.

- Dotknąłem kałamarnicy - poinformował Harry`ego radośnie. - Teraz masz śluz we włosach. No, Potter. I teraz jesteśmy kwita.

- Śluz! To obrzydliwe. Co ty? Masz cztery latka? - Harry szturchnął Draco w ramię, gdy chłopak kładł się z powrotem.

Urażony Ślizgon oddał mu.

- Zasłużyłeś sobie - podsumował, zakładając mokre kosmyki za uszy.

Harry popchnął przyjaciela tak, że ten wylądował na dnie łódki. Draco nie próbował się podnieść. Spojrzał tylko na niego spod zmrużonych powiek.

- Po tym wszystkim, co zrobiłem - stwierdził Harry z udawanym wyrzutem. - Niewdzięcznik.

- Nigdy nie atakuj moich włosów - powiedział surowo Draco. - I żadnej przemocy w łódce. Przewróci się, zacznę piszczeć jak dziewczyna, a potem będę musiał cię utopić, żeby ukryć swoją hańbę.

Harry zauważył, że za uśmiechem przyjaciela kryje się prawdziwy strach. Położył się więc spokojnie i przymknął oczy. Słońce przyjemnie grzało i Harry zaczął właśnie przysypiać, gdy Draco potrząsnął go za ramię.

- Harry. Hej, Harry!

- No?

Draco przechylił głowę i spojrzał w niebo.

- Z czym ci się kojarzy ta chmura? - zapytał tonem, jakby przeprowadzał wywiad naukowy. - Mnie przypomina żółwia w peruce.

*

Leżeli przez kilka godzin, wygrzewając się na słońcu, chłonąc jego ciepło i przysypiając. Za każdym razem Draco budził się z drzemki z nowym pytaniem w stylu „Jeśli miałbyś być nieożywionym przedmiotem, to czym chciałbyś być?”, albo „ Myślisz że skrzaty domowe dobierają się w pary biorąc pod uwagę wielkość swoich gałek ocznych?”.

Draco był przekonany, że tak właśnie się dzieje. Zdecydował też, że Harry powinien być miotłą Ginny Weasley. Gdy Harry to usłyszał, zagroził, że go trzepnie.

- Czego najbardziej się boisz? - zapytał nagle Ślizgon.

Harry uniósł nieco głowę, kątem oka przyglądając się krzywiźnie policzka Draco. Jednak myśli Gryfona krążyły wokół własnego koszmaru.

- Że nie będę miał siły, by pokonać Voldemorta - odparł cicho.

Draco drgnął na dźwięk ostatniego słowa i zapatrzył się w wodę.

- Miałem nadzieję, że powiesz coś w stylu „widoku Hanny Abbott w niewymownych” - zaczął narzekać starając się przybrać lekki ton.

- No? Draco?

Ślizgon westchnął i usiadł. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej i objął je ramionami.

- Ja... dobrze - powiedział. - Że ich stracę. Że stracę Ślizgonów. Tych, którzy są po naszej stronie.

Harry podparł się na łokciach i zatroskany spojrzał w twarz przyjaciela.

- Boisz się, że zginą? Czy że zostaną porwani?

- Nie - Draco zagryzł wargę. - Tak, to też. Ale... nie mówię, że zmusiłem ich, żeby wstąpili do Młodzieżowej Sekcji Zakonu, ale wielu z nas ma rodziców, którzy... którzy wiele po nas oczekują, albo są w różnych miejscach; takich, że musimy się o nich bać, albo... Każdemu Ślizgonowi bardzo trudno było się zdecydować. A po... śmierci mojego ojca, gdy wróciłem i zacząłem ich przekonywać... Wiem, że niektórzy z nich mnie słuchają, więc wykorzystałem to i... Nie, nie żałuję i wcale nie mam zamiaru się poddać. Udało mi się zrobić to, co chciałem, jak zwykle zresztą, ale ja pragnąłem tylko zemsty, a musiałem też wziąć na siebie odpowiedzialność za nich. A teraz... boję się o nich i muszę się o nich troszczyć, bronić ich i...

Harry przyglądał się przyjacielowi. Tym razem twarz chłopaka była całkowicie poważna - blada i pełna determinacji. Jego profil rysował się ostro na tle lustra wody.

Draco spojrzał na niego, wziął głęboki oddech i uśmiechnął się lekko. Wiedział, że Harry go rozumie. Potem zaczął znowu mówić:

- Po prostu... to wymaga tyle wysiłku. Nie żeby wielu z nas skakało z radości na myśl o znaku na przedramieniu, ale wydawało się, że nie ma zbyt wielkiego wyboru; że nie ma tak naprawdę o co walczyć... Nie byliśmy jego celem i nie zależy nam na tych, którzy kochają mugoli czy mugolaków. Nie liczyłbym na ślepą wiarę w Dumbledore`a, czy w jakieś światłe ideały. My tacy nie jesteśmy. - Przerwał na moment i spojrzał na własną dłoń spoczywającą na kolanie. - Zbyt dużo włożyłem w to pracy, żeby teraz pozwolić im odejść.

- Chcesz powiedzieć, że mogą...?

- Mówię, że tego nie wiem! - odparł Draco ostro. - Nie jesteśmy tacy jak reszta; jak wy. Niektórzy z nas musieli się wyprzeć swoich rodzin. Większość lubi Lupina, ale ciężko nam polegać na kimś, kto nie jest taki jak my. Nie lubię Dumbledore`a i nie pozwolę mu sobą rządzić. A teraz nie ma Snape`a i wszyscy rzucają te oskarżenia, a ja nie wiem co mam robić!

Harry nie wiedział co powiedzieć. Siedział tylko i wpatrywał się w przyjaciela.

Przypomniał sobie, jak Lupin mówił, że profesor Snape opuścił szkołę, by dowiedzieć się czegoś na temat ostatnich ataków.

Snape wyjechał na początku marca. Teraz był maj. Harry był tak przyzwyczajony do jego okresowych nieobecności, tak skupiony na turnieju, wojnie, własnych problemach i Draco, że nawet nie zauważył jego przedłużającej się absencji.

A zastanawiał się, dlaczego Draco ostatnio jest tak często zmęczony!

Spojrzał na pochyloną głowę przyjaciela i poczuł wyrzuty sumienia.

- Draco. Starasz się podołać temu wszystkiemu sam.

Chłopak nie podniósł głowy.

- Ślizgoni nie potrzebują pomocy.

- Ty głupi bałwanie. - Harry zamilkł na moment, a potem ciągnął już spokojniej. - Ty... Ty się o niego martwisz?

Głowa Draco podskoczyła. Oczy Ślizgona były szeroko otwarte, jakby ktoś znienacka go zaatakował.

- Tak - wyszeptał chrapliwie. - Wiemy jakie ryzyko podejmuje. A on jest jedynym dorosłym, któremu możemy ufać, jedynym, który w nas wierzy.

„We mnie” - nie dodał - „i zależy mi na nim.”

- Możecie ufać Lupinowi - przekonywał Harry. - Możecie ufać Dumbledore`owi.

- Tak? - prychnął Draco. - Chcesz, żebym powiedział ludziom, którzy zostali wychowani by nie ufać nikomu poza ścisłym gronem pewnych osób, żeby wierzyli wilkołakowi? Nawet ja nie jestem do tego przekonany. I chcesz, żebym zaufał Dumbledore`owi, który od kilku lat arbitralnie decyduje by odebrać Slytherinowi Puchar Domów? Nie ma mowy. Nigdy nie był moim mentorem. Nie jest moim przywódcą i nie ufam mu.

- Słuchaj, Gryffindor wygrywał puchar sprawiedliwie...

- Nie oskarżam cię - odparł Draco. - Mówię, jak ja to widzę. Nam nigdy niczego nie wyjaśniał. Nie wierzymy nikomu tak po prostu, a on nawet nie próbował zdobyć naszego zaufania. Wiesz co się stało, gdy Crouch mnie transfigurował we fretkę i obijał mną o ścianę? Snape powiedział mu, że jeśli jeszcze raz tknie któregoś z jego uczniów, to go zabije. A Dumbledore był tym, który zatrudnił tego szaleńca. Wiem, komu mogę ufać.

Harry spoglądał w twarz przyjaciela, na której malowała się złość i upór. Przypomniał sobie minę chłopaka, gdy ten opowiadał o reakcji Snape`a na to, co zrobił Crouch i gdy mówił Syriuszowi, że Mistrz Eliksirów jest najlepszym nauczycielem w szkole.

- Snape na pewno wróci - powiedział miękko. Draco znowu zapatrzył się na swoje kolana. - Z całym tym twoim szczerym oddaniem - dodał niedbale - powinieneś być raczej w Hufflepuffie.

Ślizgon spojrzał na niego błyszczącymi oczami, w których jednak czaił się cień ulgi.

- Odwołaj to, albo wybiję ci to z głowy za pomocą koszyka piknikowego.

Zaczął przeszukiwać łódeczkę, żeby znaleźć narzędzie zemsty, ale przerwał i spojrzał na Harry`ego, gdy poczuł na ramieniu rękę przyjaciela.

- Możesz im ufać - powiedział Harry cicho. - Lupinowi i Dumbledore`owi. Naprawdę.

- A dlaczego miałbym cię słuchać, Potter? - zapytał Draco lekceważącym tonem. - Ty wszystkim ufasz. Nawet mnie. Jest w ogóle jakaś osoba w szkole, której twoim zdaniem można okazać zdrowy brak zaufania?

Wzruszył ramionami, ale był to wyraźnie wymuszony gest. Harry uśmiechnął się do niego pokrzepiająco.

- Filch - odpowiedział. - Filch i jego wstrętny kot. Możesz im nie ufać ile tylko zechcesz.

- Lubię koty - sprzeciwił się Draco, nieco spokojniej. - Są tak wspaniale egoistyczne. Potrafię je świetnie zrozumieć.

- Eeee - skrzywił się Harry. - Ja wolę psy. W dzieciństwie marzyłem o szczeniaku. - Rozpromienił się na myśl o czymś. - Jak skończę szkołę, to będę miał psa.

Draco odchylił głowę i przypadkiem uderzył nią w burtę. Najwyraźniej jednak, zupełnie się tym nie przejął. Utkwił wzrok w niebie.

- Och, tak. Przyszły rok - odezwał się po chwili. - Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Co będziesz robił?

Powiedział to tak, jakby przyszłość Harry`ego zupełnie nie wiązała się z jego planami. Rzeczywiście, nigdy o tym nie rozmawiali, ale co jeśli Draco Malfoy wiedział już, co będzie robił, a w jego planach nie było miejsca dla Harry`ego?

Chociaż słońce nadal mocno przygrzewało, Harry`ego ogarnął nagle chłód. Odwrócił się do przyjaciela, ale nie widział jego twarzy. Bardzo chciał, aby jego pytanie zabrzmiało zdawkowo.

- Czy nadal będziesz ze mną? - wybąkał i w tym samym momencie oddałby wszystkie swoje umiejętności zawodnika quidditcha, w zamian za zdolność lepszego posługiwania się słowem. - Umm... to znaczy...

Draco spojrzał na niego i lekko uniósł brew.

- Na pewno nie jako twoje zwierzątko domowe - poinformował go. - Wrócę do domu. Będę mieszkał z matką; to oczywiście nie pozwoli rozwinąć mi skrzydeł, ale mamy trzydzieści sypialni, więc jest szansa, że nie będziemy widywać się zbyt często. Może nie będzie tak źle. Poza tym, niektórzy Ślizgoni będą potrzebowali miejsca do zamieszkania. Mój dom się do tego idealnie nada. - Kąciki jego ust uniosły się lekko. - Ty też możesz u mnie zamieszkać - zaproponował wprost. - Teraz i potem. Ojciec wybudował kilka stadionów quidditcha w posiadłości. Zazdrosny?

Twarz Harry`ego rozjaśniła się w uśmiechu.

- Ta, strasznie. - Na moment zawiesił glos. - Będę pracował jako auror. Kupiłem już mieszkanie w magicznej części Londynu.

Na wspomnienie zeszłego lata, gdy z razem z Syriuszem oglądali mieszkania, nadal ogarniała go fala ciepłego uczucia. Kiedyś Syriusz zaproponował, że mogą zamieszkać razem. Harry przez długi czas nie marzył o niczym innym. Tak bardzo chciał się uwolnić od Dursleyów. Ale teraz, gdy dorósł, marzenia, które snuł jako dziecko, właśnie się spełniły - sam mógł kupić sobie mieszkanie i wyprowadzić się z Privet Drive na zawsze.

Dom. Kiedy Harry w końcu dokonał transakcji, poprosił Syriusza, żeby ten zostawił go na chwilę samego. Siedział i przez chwilę napawał się swoim szczęściem. Żadnych nakazów, zakazów, krewnych... To było coś stałego, co wzbudzało w nim poczucie bezpieczeństwa i pozwalało spojrzeć jaśniej w przyszłość, która nadejdzie po wojnie. Będzie mógł wybierać meble, kupi psa i...

- Też mógłbyś czasem tam pomieszkać - powiedział.

- Wspaniale - ucieszył się Draco. - Kawalerskie mieszkanie w mieście. Będzie świetnie. - Zachmurzył się nagle. - Chyba że zaproponowałeś to też Weasleyowi? Jeśli tak, to muszę odrzucić twoje grzeczne zaproszenie. Nie będę mieszkał gdzieś, gdzie ktoś niegościnny mógłby poderżnąć mi gardło we śnie.

- Ron zostaje w domu - oznajmił Harry. - Myślę, ale nie mów tego nikomu, że chce odłożyć trochę pieniędzy. Może za kilka lat zbierze się w końcu na odwagę i poprosi Hermionę, aby z nim zamieszkała.

Spodziewał się jakiejś złośliwej uwagi na temat anielskiej parki, ale w zamian, nieoczekiwanie został obdarzony anielskim uśmiechem.

- Cudownie - podsumował Draco uradowany. - Mogę pomóc urządzić ci pokój gościnny?

- Wybierzesz kolory, które będą się gryzły z rudymi włosami, prawda?

- Ależ jakże bym mógł?

- Wiesz, że Ron nie zwraca uwagi na takie rzeczy.

Draco był wyraźnie zawiedziony i zniesmaczony.

- Ale możesz mi pomóc wybrać psa - zaproponował Harry wspaniałomyślnie.

- Nie chcę. Chcę ci pomóc wybrać kota.

- Draco, jeśli chcesz mieć kota, możesz go sobie kupić. Ja wolę psa. Tak bardzo chciałem psa, a Dursleyowie zawsze mówili, że psy...

- Nie mogę mieć kota - powiedział równocześnie Draco nadąsany. - W domu są antyczne meble, a ojciec zawsze mówił, że koty...

- Niszczą i bałaganią - dokończył Harry za nich obu i uśmiechnął się promiennie.

Draco przez chwilę siedział w milczeniu. Skulony na dnie łódki, wyglądał jak zamyślone dziecko. Lekki wietrzyk unosił włosy na jego karku.

- Jak to było, gdy mieszkałeś z Dursleyami? - spytał. - To znaczy wiesz, słyszałem plotki i wiem, że nigdy nie jedziesz do domu na święta. Ale... naprawdę było aż tak źle?

Harry spojrzał na niego. W oczach przyjaciela malowała się ciekawość i niepokój.

Merlinie, życie naprawdę jest dziwne. Kto by pomyślał, że któregoś dnia będę opowiadał o swoim nieszczęśliwym dzieciństwie właśnie Draco Malfoyowi.

Wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać. O komórce pod schodami. O pokoju z kratami w oknach i o tym, jak całymi dniami głodował.

W tym momencie Draco chwycił jego rękę i ścisnął ją niemal boleśnie. Harry powiedział mu tylko kilka rzeczy o swoim życiu pod dachem Dursleyów i to bez wdawania się w szczegóły. Teraz to wszystko było już poza nim. Nie miało już znaczenia.

Kiedy skończył, na twarzy chłopaka ujrzał ten sam wyraz determinacji, jaki Ślizgon przybierał przed meczem quidditcha.

- W porządku, Harry - podsumował Draco dziwnym tonem. - A teraz powiem ci, co zrobimy. Kiedy tylko opuścimy mury szkoły, z naszymi pięknymi, nowymi licencjami w rękach, pójdziemy tam i zamienimy tych ludzi w żuki. To doświadczenie pozwoli im spojrzeć na świat z innej perspektywy, wiesz? A potem przypadkiem, przejedziemy po nich wałkiem, i jeszcze raz i jeszcze...

- Draco, nie chcę zmiażdżyć moich krewnych wałkiem - zaoponował Harry bez przekonania. Pomyślał, że cały ten pomysł ma swoje zalety. - Nie. Tak czy inaczej, nie zrobię tego.

W oczach Draco nadal widniał dziwny fanatyzm.

- Żaden sąd by nas za to nie skazał - argumentował. - Ty jesteś sławny, a ja bogaty. Jesteśmy młodzi i lekkomyślni. Musimy popełniać zbrodnie i umykać przed konsekwencjami. To nasz społeczny obowiązek.

Pomysł, że Draco miałby znaleźć się w tym samym pomieszczeniu z Dursleyami był bardzo dziwaczny. Oni byli tacy drobnomieszczańscy, tandetni i nieokrzesani. Malfoy wyglądałby zupełnie nie na miejscu na Privet Drive, w tym swoim wspaniałym płaszczu, z błyszczącymi, jasnymi włosami i promieniującą z każdej komórki jego ciała magią i arystokratyzmem.

Nałożenie na obrazy z jego poprzedniego życia wizji żywotnego i skrzącego się Draco tworzyło bardzo niestosowną całość. Harry odepchnął od siebie wyblakłe, szare wspomnienia tamtych lat. Zabrał już wszystko ze swojego pokoju, wiedząc, że nigdy więcej już tam nie wróci. Tym bardziej nie powróciłby tam z przyjacielem. Z ulgą zostawił za sobą całą tę nienawiść, którą czuł i której był przedmiotem.

Naprawdę, teraz to już się nie liczyło.

Ale choćby raz chciałby zobaczyć minę Draco, gdyby ciotka Petunia kazała mu smażyć bekon dla Dudleya.

I na pewno chciałby wyjść stamtąd, zanim wszystko by wybuchło.

- No dobrze, więc nie chcesz ich zabić - zgodził się Draco ochoczo. - To zrobimy coś innego. Zamienimy ich wspomnienia i wmówimy im, że są tancerzami go-go...

- Draco - zaśmiał się Harry. - Przestań. Proszę.

Ślizgon zamilkł, uważnie wpatrując się w twarz przyjaciela.

- Nic dobrego by z tego nie wynikło - zapewnił go Harry.

Draco skinął głową i puścił jego rękę.

- Przykro mi, Harry. - Podniósł głowę i ujrzał zdumienie na twarzy Harry`ego, ale kontynuował. - Tak naprawdę, twoje nadgarstki nie są takie fatalne. Nie musisz się tym tak bardzo zamartwiać.

- Dziękuję, Draco. Naprawdę bardzo nad tym bolałem.

Draco uniósł wysoko brodę.

- Nie wątpię. Nie wszyscy mają to szczęście, żeby odziedziczyć piękne kości po swoich ustosunkowanych protoplastach czystej krwi.

- Mówiłeś coś o stosunkach? - spytał niewinnym tonem Harry. - Bo słyszałem, że pomiędzy niektórymi członkami starych rodów czystej krwi...

- Zamknij się.

- Czy twoi rodzice byli spokrewnieni, Draco? - odezwał się Harry konspiracyjnym szeptem. - Jeśli tak, to możesz mi o tym powiedzieć. To nie twoja wina... No i wiele by to wyjaśniało.

- Zamknij się, zamknij się, zamknij się!

Policzki Ślizgona pokryły się lekkim rumieńcem oburzenia. Wiatr rozwiewał mu włosy, pomimo wysiłków, jakie czynił by doprowadzić fryzurę do porządku. Jasne kosmyki wirowały pomiędzy jego palcami, gdy odgarniał je do tyłu. Ten widok przypomniał Harry`emu ich pierwsze spotkanie nad jeziorem.

Teraz jest zupełnie inaczej. Nigdy nie przypuszczałem, że to wszystko będzie tak wyglądało - pomyślał i uśmiechnął się do przyjaciela.

- Byli kuzynami, Draco? - zapytał troskliwie.

Draco pacnął go w głowę.

- Byli powiązani tylko uświęconym węzłem małżeńskim, jeśli musisz wiedzieć - odparł surowo. - I wcale nie byli do siebie podobni. Oczywiście poza tym, że oboje mieli jasne włosy i byli zabójczo piękni. A ja nawet nie jestem podobny do matki.

- Poza tym, że też jesteś blondynem i to zabójczo przystojnym - wtrącił Harry, z łatwością mogąc przewidzieć jego reakcję.

Draco obdarował go olśniewającym uśmiechem.

- Ależ oczywiście. - Ruchem głowy odrzucił włosy, a potem zadumał się na moment. - Ludzie mówią... - zaczął niepewnym głosem, który dość dziwacznie brzmiał w jego ustach.

- Tak?

Draco milczał dłuższą chwilę.

- Że wyglądam jak ojciec - dokończył szorstko. Zwrócił się w stronę Harry`ego i zaczął mówić szybko, chcąc pokryć wcześniejsze wahanie. - Widziałeś mojego ojca, prawda? Raz w księgarni i potem na mistrzostwach świata. Czy myślisz... że jestem do niego bardzo podobny?

„Wygląda zupełnie jak jego ojciec”.

Gdy Harry po raz pierwszy zobaczył Lucjusza Malfoya, nie miał wątpliwości, że mężczyzna jest ojcem Draco.

Syn miał jego oczy, jego rysy twarzy, jego włosy - obraz stworzony na podobieństwo ojca; mający podążyć w jego ślady.

Ale teraz Lucjusz Malfoy nie żył, a te oczy, włosy, twarz, tak jak i wybór drogi życiowej, należały tylko do Draco. Harry nigdy wcześniej nie był tak wdzięczny losowi za to, że ktoś już nie żyje.

Chciał zaprzeczyć. Chciał powiedzieć Draco, że nie; że nie jest podobny do swojego ojca; sprawić, by w to uwierzył i zapewnić go, że to dobrze.

Ale na twarzy Draco malował się ten niezaspokojony głód, to palące pragnienie miłości, której nigdy nie doświadczył, a której nigdy nie miał już doświadczyć. Harry znał tę minę, widział ją nie raz, gdy patrzył w lustro. I pomimo że Draco wmawiał sobie, że jest rozpieszczonym dzieckiem, pomimo że wszyscy tak właśnie sądzili, Harry nie mógł nie zrozumieć tej rozpaczy, która była także jego udziałem. Podobnie, jak nie potrafił w tej chwili uwierzyć w kłamstwa, które sam sobie wmawiał - że to wszystko to przeszłość, i że nic już nie znaczy.

Wyciągnął rękę i chwycił Draco pod brodę, unosząc lekko jego głowę. Przyjaciel nie opierał się, prawdopodobnie sadząc, że Harry robi to, aby lepiej mu się przyjrzeć.

Ale nie to było powodem tego gestu. Harry zrobił to, bo...

Ta twarz, te oczy, te włosy...

- Myślę, że wyglądasz lepiej, niż on - powiedział.

Draco uniósł brew i odchylił się, a ręka Harry`ego zawisła na moment w powietrzu.

- To mogłoby być użyteczne w kampanii. Dobrze prezentowałbym się na plakatach, prawda? - zauważył.

- Proszę?

Draco przysunął się z powrotem, opierając się na łokciach i kolanach.

- Mój ojciec zawsze chciał, abym zajął się polityką - wyjaśnił. - Ale nie wiem. Nie jestem pewien, czy mnie to interesuje. Jednak z drugiej strony, sam nie wiem co chciałbym robić. Może coś związanego z magią kreatywną, albo... Zawsze zastanawiałem się nad Niewybaczalnymi.

- Na pewno w końcu na coś się zdecydujesz - zapewnił go Harry.

- Mam dużo czasu - zgodził się Draco chłodno. - I tak nie mogę nic robić, zanim nie skończy się wojna. Mam zbyt wiele rzeczy na głowie. Muszę zająć się tyloma sprawami, a kto wie, co jeszcze może się zdarzyć.

Prawdopodobnie miał na myśli zwycięstwo Voldemorta, albo własną śmierć, ale Draco był zbyt niepokorny, aby przyznać to głośno.

A Harry nie pozwoliłby, aby któraś z tych rzeczy mogła się ziścić.

- Na pewno na coś w końcu się zdecydujesz - powtórzył tym razem z większym przekonaniem.

Draco uśmiechnął się krzywo.

- Jestem wzruszony twoją wiarą we mnie - powiedział tylko. - Może po prostu będę gentelmanem-markierantem, którego jedynym zajęciem, będzie leżenie na jedwabnych poduszkach, w otoczeniu tuzinów tańczących dziewcząt i zajadanie się czekoladą.

- Brzmi nieźle - stwierdził Harry. - Mówiłeś, że mnie zapraszasz do siebie. Lubię białą czekoladę.

Draco omdlewającym gestem przyłożył dłoń do czoła.

- Typowy brak empatii. - Jak możesz wspominać o jedzeniu, gdy ja słabnę z głodu? - powiedział z wyrzutem. Nie żebym cię winił, Harry, za to, że sprowadziłeś mnie tu i zamierzasz zagłodzić na śmierć. Nie pozwól by moje cierpienie zburzyło twój spokój. Nie zniósłbym myśli, że moje tragiczne zejście w jakiś sposób cię zmartwiło.

- Jest wpół do drugiej. Nie sądzę, żebyś miał umrzeć już teraz.

- Nawet jeśli to ty będziesz odpowiedzialny za moją śmierć, nie powinieneś dopuścić, by palące poczucie winy kładło się cieniem na twoim sumieniu. Wybaczam ci, Harry, naprawdę wybaczam; pomimo że głód trawi me wnętrzności.

Draco przybrał pozę męczennika. Harry westchnął z rezygnacją.

- Możesz zajrzeć do koszyka, jeśli chcesz.

- Tak! - krzyknął Draco chwytając pojemnik i zaczynając w nim grzebać. - Hmmmm, hmmmm, hmmm... kanapki, ser, szynka, jesteś kompletnie pozbawiony wyobraźni, wiesz? Hmmm, hmm, hmm, co to za butelka?

- Sok z dyni - odparł Harry.

- A ta druga?

- Kawa.

Draco rozpromienił się na dźwięk tego słowa.

- Kawa! - ucieszył się. - Ooooch... i wodorosty. Glony. Potter, nie jem glonów. Nie obchodzi mnie, że są dobre na cerę.

- To skrzeloziele - wyjaśnił Harry. - Na wypadek, gdyby łódka się wywróciła.

- Na wypadek, gdyby...? - przeraził się Draco. - Jak wywrotna jest ta skorupa? Dlaczego wcześniej nie podzieliłeś się ze mną swoimi wątpliwościami w kwestii bezpieczeństwa? Czy ona przecieka? Czy są tu jakieś dziury?

- Tak, są. W twoim mózgu - stwierdził Harry i spojrzał na Ślizgona. - Chyba nie sądzisz, że naraziłbym cię na jakiekolwiek niebezpieczeństwo? Kretyn.

- Och - podsumował Draco nieco uspokojony i powrócił do przeszukiwania koszyka. - Hmmm, herbatniki, hmm, och! - Spojrzał zdumiony na Harry`ego. - Lizaki o smaku krwi! Pamiętałeś!

Harry wzruszył ramionami i przytaknął z zakłopotaniem, a potem przyjrzał się przyjacielowi sprawdzając, czy na pewno jest zadowolony.

- Słodyyycze, hmm, hmm, mmm i łyżka, świetnie, i... słoik marmolady, i... pudełko cukru pudru! - Draco podniósł głowę, przynajmniej raz nie dbając o to, że wiatr rozwiewa mu włosy we wszystkich kierunkach. - Och, Harry! - Wydawał się zupełnie zawojowany zawartością koszyka.

- Chciałem, żeby to był najdziwniejszy piknik świata - usprawiedliwił się Harry.

- Najwspanialszy. Dzień. W życiu - powiedział Ślizgon z głębokim przekonaniem. - Następnym razem musimy zrobić cos podobnego dla ciebie. Może wynajmę tancerki. Co byś chciał?

Harry zaczął wyciągać nudne rzeczy, które Draco zignorował - na przykład talerze.

- Lubię spędzać czas z tobą - napomknął. - Podaj mi sok z dyni.

- Zastanów się nad tymi tancerkami - zasugerował Draco, wyciągając w jego kierunku butelkę. - Ten pomysł na pewno będzie chodził ci po głowie. Albo raczej krążył jak głodny drapieżnik.

- Zobaczymy - zgodził się Harry pogodnie.

Spojrzał na przyjaciela, który, najwyraźniej zaabsorbowany jakąś myślą, intensywnie wpatrywał się w jego filiżankę. Gdy łódka zakołysała się lekko, Ślizgon delikatnie przygryzł dolną wargę.

- Zamówimy tancerki, gdy przeprowadzisz się do własnego mieszkania - zdecydował Draco zadowolony i wyprostował się. - Nigdy wcześniej tego nie robiłem. To będzie najlepsza parapetówka na świecie.

- Przyjdą też Syriusz i profesor Lupin. Nawet o tym nie myśl - skrzywił się Harry.

- Wiesz, oni są raczej starzy - zauważył Draco. - Jestem pewien, że wiedzą o...

- Nie, Draco. Wybij to sobie z głowy. I ani słowa na temat intymnych związków moich guru. Przestań. Jakbyś się czuł, gdybym ja zaczął sugerować coś takiego?

- Cóóóóż, mógłbym mieć pewne wątpliwości jeśli chodzi o profesora Snape`a. - Draco zmarszczył brwi i zaczął się zastanawiać. - No wiesz, jest taki nieznośny i humorzasty... No i te jego okropne włosy... Ale z drugiej strony, jest Ślizgonem...

- A co... Ślizgoni mają jakieś specjalne związane z tym rytuały?

Draco odchylił głowę. Odbijające się od jego włosów promienie słońca sprawiały, że wyglądał nieprawdopodobnie niewinnie.

- Tak, Harry. Właśnie tak. To rytuał. Każdego Ślizgona w wieku lat dwunastu poddaje się ceremonii defloracji; odziany w lateks, zostaje pozbawiony dziewictwa przez starszego krewnego, na ołtarzu skropionym krwią jagnięcia. Ani słowa. Czy ja deprecjonuję wasze domowe tradycje?

Harry przewrócił oczami.

- Dzięki za wspaniałą wizję, Draco. Niedokładnie to miałem na myśli.

- Muszę cię poinformować, że dziewictwo darzymy wielką estymą. Nikt z nas nigdy nie wyśmiewał się z tego powodu z Crabbe`a.

Harry odwrócił wzrok i przez chwilę milczał, zanim z trudem był w stanie przyjąć to do wiadomości. Jezioro, odbijając nieco pociemniałe niebo, przybrało odcień granatu, podkreślony dodatkowo szarością i zielenią słabo widocznego brzegu.

- Chcesz powiedzieć... - Harry zamilkł na moment i odetchnął głęboko. - Więc Goyle...

- Och, tak - przytaknął Draco spokojnie. - Z Millicentą Bulstrode.

- Blee, przestań. Jesteś pewien?

- Nawet bardzo. Obudził mnie z wyjątkowo przyjemnego snu, aby zapytać o zaklęcie wigoru.

- Och, uh, Merlinie... Co powiedziałeś?

Draco uśmiechnął się figlarnie.

- Z tego co pamiętam „bierz ją, tygrysie”. - Uśmiechnął się szerzej widząc, że Harry zaniemówił ze zgrozy. - Jestem dobrym przyjacielem - bronił się twardo. - A częścią tego brzemienia jest wspieranie przyjaciół, gdy zdobywają nowe doświadczenia.

- Bleeee - podsumował Harry. - Nie wiedziałem, że się spotykają.

Draco spojrzał na Harry`ego, jakby próbował odczytać hieroglify.

- Nie mówię, że się spotykali - odparł powoli. - Po prostu eksperymentowali. To nie miało nic wspólnego z uczuciami.

- Och, to obrzydliwe.

- Dziękuję ci bardzo - powiedział Draco nieobecnym tonem, otwierając pojemnik z cukrem pudrem.

- Draco, nie miałem na myśli... Nigdy właściwie nie powiedziałeś mi ile, eee... miałeś...

Draco spojrzał na niego wyczekująco. Harry poddał się i szturchnął go w ramię.

- No wiesz.

- Och, dobrze - ustąpił Ślizgon. - Pięć. Dwa dłuższe związki, dwie przygody i przyjaźń, w czasie której zdarzyło się kilka razy.

- Tylko pięć?

Draco był wyraźnie urażony.

- To nieźle jak na osiemnaście lat, Potter - stwierdził. - Co ty sobie wyobrażasz? Że co dzieje się w lochach? Nie chodzimy w skórach z biczami w ręku. Właściwie, to czasem wieczorami rozwiązujemy krzyżówki.

- Fakt, wybacz - powiedział Harry. - Nie patrz tak na mnie. Nie jestem ekspertem w tych sprawach.

- Ta, wiem - Draco zamyślił się na chwilę. - Harry, czy mógłbym... czy nie przeszkadzałoby ci, gdybym...

- Co?!

- Czy przeszkadzało by ci, gdybym posmarował kanapki marmoladą i posypał je cukrem? Uważasz, że to obrzydliwe?

- Tak - odparł Harry zdecydowanie. - Uważam, że to obrzydliwe. Nie rób tego, dopóki nie zjem.

- Och, dobrze - naburmuszył się Draco, zlizując marmoladę z palca. W porównaniu jasną skórą, jego usta wydawały się intensywnie czerwone.

Do Harry`ego dotarło nagle, że Draco zadał mu właśnie jakieś pytanie.

- Proszę?

- Martwisz się, bo ty czekasz na wielkie uczucie?

Harry był zanadto zakłopotany tą całą dyskusją, żeby spojrzeć przyjacielowi w oczy. Zawiesił wzrok na szwie na koszuli Ślizgona.

- Nie wiem - odparł. - Nie myślałem o tym.

To prawda. Tyle się zawsze wokół niego działo, że nie była to sprawa, nad która trzeba się zastanawiać natychmiast. To wszystko jawiło się raczej jak obietnica przyjemności i zabawy w odległej przyszłości, a poza tym wzbudzało w nim pewien niepokój.

- Posuń się - rozkazał Draco. - Chcę się wyciągnąć.

Harry posłusznie odsunął się na bok. Draco ostrożnie wstał, nadal trzymając w rękach pojemnik z cukrem i przekroczył rozłożone na dnie talerze. Usadowił się wygodnie obok Harry`ego i kontynuował:

- Założę się, że na to właśnie czekasz. Znam ciebie i te twoje absurdalne pomysły. Wiesz, że świat nie jest czarno-biały, ale chcesz, żeby taki był.

- A dlaczego to takie absurdalne? - zapytał Harry zirytowany.

Draco podparł się na łokciach.

- Bo nic nie jest idealne - odparł cynicznie i przeciągnął się. - Nie może być. Nie ma czegoś takiego, jak absolutne piękno, skończona doskonałość czy idealne uczucie. Nie mogę kompletnie komuś zaufać, Weasley nie może być bezwzględnie zakochany w Granger, a... mój ojciec nie mógł mnie bezwarunkowo kochać.

Draco oceniał świat emocji poprzez pryzmat doświadczeń z człowiekiem, który z zimną krwią mordował niewinnych ludzi.

- Sam sobie zaprzeczasz - powiedział Harry miękko. - Mówiłeś mi kiedyś, czym jest dla ciebie życie, pamiętasz? Że jest pasją. A jeśli właśnie w ten sposób postępujesz, jeśli oddajesz mu się z taką pasją, to co to jest, jeśli nie pełnia życia?

Draco usiadł, podpierając się ręką.

- Okrutny paradoks, no nie?

Najwyraźniej Draco był zadowolony, że odkrył jak pełen sprzeczności jest świat, w którym żyje. Harry nie mógł zrozumieć, jak można cieszyć się z uzmysłowienia sobie raczej bolesnej prawdy, że wszystko wokół jest tak nieprzewidywalne.

Harry chciałby wierzyć, że istnieją ideały; chciałby żyć ze świadomością, że jest choć kilka rzeczy absolutnie niepodważalnych. Tak bardzo pragnął być pewnym tylu rzeczy; poznać tyle odpowiedzi.

Położył rękę na ramieniu przyjaciela.

- Jestem absolutnie pewien, że chcę być twoim przyjacielem - powiedział. Jedyne co mógł zrobić, to sam ustalić coś, co nigdy się nie zmieni. - A teraz, czy możemy porozmawiać o czymś innym? - zapytał ponuro. - Znowu widzę w twoich oczach świecący jak latarnia morska blask „mam ochotę cię w coś wrobić”.

- Zastanawiałem się nad zaletami Lavender Brown - odparł Draco z nadzieją w głosie. - Nie wzięliśmy jej pod uwagę. A to taka czarująca dziewczyna.

- Draco, ostrzegałem cię.

Ślizgon ściągnął usta w ciup.

- Ooooch, Harry, tak się boję twojego gniewu. Cóż teraz ze mną będzie?

Harry trzepnął go w głowę serwetką.

- Zamknij się.

- Nie krzywdź mnie - zapiszczał Draco. - Wszyscy wiedzą jak potężny i bezlitosny jest wielki Harry Potter. Lękam się twojej homerycznej mocy. Jestem na wieki przeklęty, nie posiadam żadnej tajnej broni...

Draco błyskawicznie sięgnął ręką w kierunku twarzy Harry`ego.

Jego palce rozwarły się, a w otwartej dłoni Ślizgona pojawił się kubek gryzący w nos. Harry w ostatniej chwili chwycił chłopaka za nadgarstek, krzyknął i odepchnął go mocno. Draco wylądował na siedzeniu, przyciskając kubek do piersi. Na jego ustach nadal błąkał się nikczemny uśmieszek.

- Chowasz w zanadrzu mnóstwo podstępnych sztuczek - zauważył Harry. - Naprawdę zachowujesz się jak czterolatek.

- Prawie mi się udało - ucieszył się Draco.

- Nie o to chodzi.

- A-ha! Przyznajesz, że tym razem niemal cię dopadłem!

Harry pokręcił głową.

- Smarkacz - wymamrotał. Kropla deszczu spadła na jego rękę.

Draco wpatrywał się w nią ze zgrozą.

- O nie! - wykrzyknął. - Będzie padać!

- No to trochę zmokniemy. - Harry wzruszył ramionami.

Twarz Draco ściągnęła się z rozpaczy.

- Moje włosy! - zaczął lamentować. - Moja fryzura! Będzie zniszczona! Zrujnowana! Och, Merlinie!

Harry spojrzał w niebo. Było ciemne i pokryte złowieszczo burymi chmurami. Krople deszczu spadały z coraz większą częstotliwością.

- Możemy wrócić - zaproponował niechętnie.

Draco zanurkował pod ławkę i coś spod niej wyciągnął.

- Nie - powiedział. - Mam plan. Schowamy się pod tym!

I narzucił na ich głowy szatę.

- Świetny plan, Draco - stwierdził Harry stłumionym głosem, próbując wsunąć się głębiej pod tę namiastkę parasola. - Nic nie widzę. Oooo, Ślizgoni to naprawdę wyjątkowo sprytny ludek.

- Cicho bądź - zakomenderował Draco, wiercąc się, aby sprawdzić, czy jego włosy są dobrze okryte.

Harry poczuł, że dłoń Draco muska jego kolano.

- Draco.

- Tak? - zapytał Ślizgon idealnie niewinnym głosem.

- Chyba nie myślisz o podrzuceniu mi na kolana gryzącego kubka, prawda?

Nastąpiła chwila ciszy.

- ...a jeśli tak, to co? - przyznał Draco z irytacją.

Harry roześmiał się i przytrzymał Ślizgona za przeguby.

- To przestań.

Najwyraźniej jednak groźby Harry`ego Pottera nie przerażały Draco tak bardzo jak deszcz. Obaj czuli krople spadające na ich prowizoryczne schronienie.

- Taaa - odezwał się Draco przysuwając się bliżej, a potem zaśmiał się. Włosy Ślizgona łaskotały Harry`ego w ucho, a gdy Draco zaczął mówić, Harry czuł ocierający się o jego policzek nos chłopaka i jego ciepły oddech. - Mogłoby być zabawnie - zapewnił go Draco. - Kiedyś upuściłem jeden na kolana Longbottoma. Mieliśmy niesamowity ubaw, jak zaczął wrzeszczeć.

Harry potrzebował chwili by uświadomić sobie, co Draco właśnie powiedział.

- Kiedy co?

- Och, to było wieki temu - pospieszył z wyjaśnieniem Draco. - Właściwie, teraz jak o tym myślę, to wydaje mi się, że to nie byłem ja. To chyba Crabbe, albo Goyle, albo ktoś inny. I wcale nie powiedziałem im, że mają to zrobić. I to nie był Longbottom, to mógł być ktoś inny. I w ogóle mnie tam nie było. Tak czy inaczej, to było bardzo śmieszne.

Harry zamrugał gdy kosmyk włosów Draco połaskotał go w szyję.

- Ty nie zachowujesz się tylko jak czterolatek. Ty zachowujesz się jak czteroletni, niegrzeczny, rozbestwiony smarkacz - stwierdził, uchylając się przed drażniącym go kosmykiem jasnych włosów.

Gdy Draco roześmiał się, Harry poczuł na policzku eksplozję ciepłego oddechu.

- No dobrze, to było w zeszłym tygodniu.

- Przewracam oczami Draco. To tak, żebyś wiedział. Już nigdy nie rób czegoś takiego.

- Skąd bierze się cały ten deszcz? - zirytował się Draco.

- Hmm... Prawdopodobnie z nieba. Obiecaj mi.

- Dobrze. Obiecuję już nigdy nie szczuć Longbottoma gryzącymi kubkami. Nie potrafisz się bawić, Potter.

- A ty czasami jesteś paskudną, złośliwą fretką, Malfoy.

Draco wydał ostry okrzyk protestu. To był okropny dźwięk jeśli wziąć pod uwagę, że wydające go usta znajdowały się tak blisko ucha Harry`ego. Gdy Ślizgon odwrócił się, aby spiorunować przyjaciela wzrokiem, jego wargi otarły się o ucho Harry`ego.

- Powiedziałeś to słowo na „F”! Wszyscy moi przyjaciele muszą przysiąc, że nigdy nie wypowiedzą tego słowa na „F”!

Harry odetchnął głęboko, bo pod szatą zaczęło robić się duszno.

- Fretka, fretka, fretka - wyszeptał do ucha przyjaciela.

Dopiero po chwili zorientował się, że zduszony pomruk, który wydawał Draco, jest próbą stłumienia śmiechu.

- To okropne - pożalił się Ślizgon, zachichotawszy tylko raz. - Pada i chyba nigdy nie przestanie, a woda już zaczyna przeciekać mi na włosy.

- Hm, u mnie wszystko w porządku - stwierdził Harry. - Poza tym, po takim deszczu, może wyjdzie tęcza.

Draco pomyślał przez chwilę.

- No dobrze. Masz gdzieś tam tę butelkę z kawą?

*

Rzeczywiście, gdy tylko przestało padać, na niebie pojawiła się blada tęcza. Niewyraźna, jakby namalowana akwarelami Deana i dodatkowo zamazana głębokim, wilgotnym błękitem. Przyćmione, delikatne kolory prawie natychmiast rozproszone zostały przez blask słońca.

Chłopcy leżeli na dnie łódki, ciesząc się ciepłem ostatnich promieni słonecznych.

- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś zjadał tyle czekolady - zauważył mimochodem Harry, patrząc, jak Draco sięga po kolejną czekoladową żabę.

Ślizgon odwrócił się do niego, wyraźnie urażony.

- Potrzebuję dużo energii - wyjaśnił sucho.

Harry uśmiechnął się i przymknął oczy.

- Na pewno.

- Harry, możesz być jednym z moich najlepszych przyjaciół i tak dalej, ale jeśli insynuujesz, że jestem gruby, to walnę cię koszykiem. I lepiej, żebyś nie robił także żadnych uwag dotyczących wyboru mojego narzędzia zemsty.

- A kto tu cokolwiek insynuuje? - zapytał z rozleniwieniem Harry, szturchając przyjaciela w brzuch.

Draco kopnął go i odtoczył się nieco dalej. Podparł się na łokciach, spojrzał na Harry`ego i znacząco rzucił okiem w stronę gryzącego kubka, który teraz ryzykownie kołysał się w jego palcach, trzymany z godnym podziwu opanowaniem, dokładnie nad sprzączką paska Gryfona.

Harry z obawą popatrzył na kubek, sięgnął ręką do koszyka, wyciągnął z niego czekoladową żabę i zamachnął się, wrzucając ją do jeziora.

- Hej! - Draco usiadł szybko i obrzucił go wściekłym spojrzeniem. - Śmiecisz! Zanieczyszczasz środowisko naturalne. Poskarżę na ciebie McGonagall.

Harry spokojnie położył się z powrotem i znowu przymknął powieki.

- Nie ma sprawy.

- Ooooch, Harry Potterze, jesteś taki niepokorny - zaczął strofować go Draco cienkim głosem, przypominającym bardzo sposób mówienia Colina Creeveya. - Jesteś zepsuty do szpiku kości. Wywabiasz niewinnych uczniów ze szkoły i odciągasz ich od istotnych zajęć...

- A co dokładnie planowałeś dzisiaj robić?

Harry otworzył oczy, by ujrzeć jak Draco z godnością unosi głowę.

- Zamierzałem dzisiaj zrobić coś niezmiernie doniosłego. Chciałem podciąć włosy.

- Przykro mi, że zepsułem twoje arcyważne plany - powiedział Harry bardzo poważnie. - Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?

- Chyba tak. Bo właściwie to było warto. - Draco ugryzł następny kawałek żaby i rozpromienił się, kiwając ręką w stronę opakowania. - Czekolada - sprecyzował.

Harry skinął głową. Był spokojny i zadowolony. Słońce powoli zniżało się nad horyzontem - takie ciepłe i bliskie. I towarzyszył mu Draco, który pomimo, że znajdowali się na środku jeziora, nie bał się. Życie malowało się w jasnych barwach. Przez chwile wydawało się takie przyjemne i na swoim miejscu.

Draco wyglądał tak, jakby jednocześnie chciał zasnąć i nadal jeść czekoladę. Miał zamglone oczy, a jego ubranie znajdowało się w lekkim nieładzie. Koszula podwinęła mu się nieco do góry ukazując nieco jasnej skóry.

- Było warto - powtórzył z rozmarzeniem, uśmiechając się do trzymanego w ręku kawałka czekoladowej żaby. Nagle kątem oka dostrzegł, że Harry mu się przygląda. - Co?

Na jego ustach znajdowała się odrobina czekolady.

- Um. Nic - powiedział Harry pochylając się i ścierając plamkę wierzchem dłoni. - Miałeś tu trochę... czegoś...

- O, dzięki. - Draco opadł na plecy i podłożył rękę pod głowę. Wydawał się bardzo zrelaksowany. - Hmmm. Niedługo zajdzie słońce.

- Tak. Powinniśmy... wracać.

- Hmmmm. Za chwilkę.

Kilka minut później, słońce zniżyło się jeszcze bardziej, a od wody zaczął bić wieczorny chłód. Draco oddychał głęboko i regularnie, a gdy odezwał się znowu, jego głos brzmiał spokojnie. Nie było w nim nuty zdenerwowania.

- Harry, jak wrócimy bez wioseł?

Harry usiadł, pomacał się po kieszeniach i wyciągnął różdżkę.

- Accio wiosła - powiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu, gdy przyfrunęły do jego ręki. - Wiesz Draco, spróbuj zapamiętać, że jesteś czarodziejem.

Draco przez moment wpatrywał się w wiosła, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Potem spojrzał na Harry`ego i skrzywił się okropnie. Harry roześmiał się i podał mu jedno wiosło, a Ślizgon zrobił jeszcze gorszą minę.

- Traktujesz mnie jak niewolnika - wymamrotał żałośnie. - Mogą mi się zrobić odciski.

- Odciski są bardzo męskie - zauważył Harry i uśmiechnął się, gdy oburzony Draco wykrzywił się ze zgrozą, a zaraz potem zaczął nakładać na siebie szatę.

- Jestem niezwykle męski i bez tego, jeśli byś nie wiedział - powiedział stłumionym głosem.

Gdy usłyszał rytmiczny odgłos wioseł uderzających o taflę wody, odwrócił głowę, żeby zobaczyć, jak Harry nimi porusza. Opadały i wznosiły się niemal synchronicznie. Harry poczuł niewielkie ukłucie żalu, gdy łódka otarła się o dno, lekko dobijając do brzegu. Draco chwycił koszyk i wyrzucił go na ląd.

- Chyba porozbijałeś właśnie naczynia.

- Ryzyko dodaje życiu smaku - stwierdził Ślizgon lekkim tonem, podniósł się i wyskoczył z łódki.

Łódeczka niemal się wywróciła, a Harry, który właśnie wstawał, opadł z powrotem na ławkę. Draco zaśmiał się beztrosko i podał mu rękę.

- Przepraszam, chodź - powiedział, a gdy Harry chwycił jego dłoń, pociągnął go szybko i zdecydowanie za mocno, tak że Gryfon jęknął i znowu prawie się potknął. Draco roześmiał się znowu, z tą samą radością, która nie opuszczała go przez cały dzień i puścił rękę przyjaciela, zanim ten zdążył złapać równowagę.

Ciemnozłote promienie zachodzącego słońca igrały na rozwianych wiatrem włosach Draco. Harry był szczęśliwy i rozbawiony; także się śmiał, nadal niepewnie stojąc na nogach. Gdy wyskoczył na wilgotną trawę, zachwiał się mocniej, pochylił i złapał towarzysza za szatę, by nie upaść. W momencie, kiedy obaj przestali się śmiać, pocałował Draco w usta.

Harry przymknął oczy, a pod jego powiekami, na ciemnym tle majaczyło echo blasku jasnych włosów. Na sekundę wszystkie jego myśli odpłynęły, a wargi Draco były takie miękkie.

Potem zamrugał, odsunął się i spojrzał na przyjaciela.

Słońce zniknęło. Twarz Draco emanowała chłodem, a jego rysy stwardniały.

- A więc o to chodziło - powiedział Ślizgon lodowatym tonem, po czym odwrócił się z furią i odszedł.

Harry zamarł. Stał na brzegu jeziora, patrząc za nim ze zgrozą.

*A. Mickiewicz “Niepewność”

** 1) Współautor fragmentu - Mith.

2)Malfoy - "mal foi" (franc.) - zła wiara (świadomość, że własne postępowanie jest niezgodne z prawem lub z obowiązującymi zasadami współżycia społecznego - PWN); „draco” - (łac.) smok.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
12(3), ROZDZIA˙ DWUNASTY
12(3), ROZDZIA˙ DWUNASTY
12(2), Rozdzia˙ dwunasty
lalka, 26, Rozdzia˙ dwunasty
ROZDZIAŁ DWUNASTY 7X75K7J564S6F5KBTR4PSYHNIEAA77LV3AEYYQA
Rozdział dwunasty
Rozdział dwunasty i trzynasty
Rozdział dwunasty i trzynasty
Rozdział dwunasty
DOM NOCY 11 rozdział dwunasty
Rozdział Rozwój społeczny i rozwój osobowości w wieku od sześciu do dwunastu lat
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
CHOROBA WRZODOWA ŻOŁĄDKA I DWUNASTNICY 2
Choroby żołądka i dwunastnicy
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc

więcej podobnych podstron