MURZYNI W USA PISARZE AMERYKAŃSCY O RASIZMIE W USA Książka i Wiedza 1951


MURZYNI W USA

*

PISARZE AMERYKAŃSCY

O RASIZMIE W STANACH ZJEDNOCZONYCH

*

HOWARD FAST HERBERT APTHEKER WILL HAYETT PHILLIP BONOSKY V. J. JEROME DOXEY A. WILKERSON JOHN PITTMAN

*

Książka i wiedza 1951

WSTĘP

W lutym 1951 r. rasiści amerykańscy zamordowali „w majestacie prawa“ siedmiu niewinnych młodych Murzynów, znanych jako „sied­miu z Martinsville“. W maju stracony został na krześle elektrycznym Murzyn Willie McGee — również za niepopeinione zbrodnie. W czerw­cu Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych zatwierdzi! prowokacyjny wyrok, skazujący jedenastu przywódców Komunistycznej Partii USA na kary więzienia. Jednocześnie prasa kapitalistyczna zapowiedziała szereg dalszych procesów przeciwko amerykańskim działaczom ko­munistycznym.

Czy jest to przypadkowy zbieg okoliczności, że właśnie w pierw­szej połowie 1951 r. faszyści amerykańscy rozpętali wzmożoną na­gonkę przeciw ludności murzyńskiej? Czy jest to przypadek, że właś­nie w tym okresie Sąd Najwyższy po prawie rocznym rozpatrywaniu sprawy ogłosił wyrok, skazujący najbardziej popularnych działaczy robotniczych? Oczywiście, że nie. Oczywiście, że represje przeciw przywódcom robotniczym i ludności murzyńskiej pozostają w jak najściślejszym związku z ogólną polityką imperializmu amerykań­skiego — z agresją Stanów Zjednoczonych na Dalekim Wschodzie, z próbami rozszerzenia wojny przeciw Chinom Ludowym, z przygo­towaniami do remilitaryzacji Niemiec zachodnich i Japonii, z knowa­niami zmierzającymi do wywołania trzeciej wojny światowej.

Jeszcze w 1927 r. Józef Stalin mówił na XV Zjeździe WKP(b):

,,Do prowadzenia wojny nie wystarczy wzrost zbrojeń, nie wystarczy organizowanie nowych koalicji. Trzeba jeszcze do tego wzmocnić zaplecze w krajach kapitalizmu. Żaden kraj kapitalistyczny nie może prowadzić poważnej wojny, jeżeli nie umocnił uprzednio własnego zaplecza, nie okiełzał ,,swoich" robotników, nie okiełzał „swoich“ kolonii. Stąd stopniowa faszyzacja polityki rządów burżuazyjnych

Słowa te jak najlepiej i jak najdokładniej charakteryzują obecną sytuację w Stanach Zjednoczonych.

Jedną z podstaw ustroju politycznego i gospodarczego Stanów Zjednoczonych jest istnienie 15 milionów czarnych niewolników, jest eksploatacja J5 milionów Murzynów, pozbawionych praw obywatel­skich, podlegających codziennej dyskryminacji i narażonych w każdej chwili na śmierć. Umierającemu Murzynowi jest przy tym całkowi­cie obojętne, czy ginie z rąk podburzonego tłumu (tzw. lincz), czy też „w majestacie prawa“ — z wyroku sądu, składającego się z „bia­łych“ członków Ku Klux Klanu.

Głośne procesy sądowe rzucają od czasu do czasu promień świa­tła na tragedię Murzynów w Stanach Zjednoczonych, starannie ukry­waną przez władze, prasę, kościół, radio i wszystkie inne ośrodki pro­pagandowe ustroju kapitalistycznego. Sprawa murzyńska jest tak starannie przemilczana, że miliony obywateli amerykańskich rzeczy­wiście nie zdają sobie sprawy z istnienia tego ropiejącego wrzodu, a miliony innych obywateli mówią wprost: „Ameryka jest demokracją dla białych“.

Najgłośniejszym procesem Murzynów, niewinnie oskarżonych

o popełnienie zbrodni, była sprawa „Scottsboro“, przypomniana w 1950 r., gdy jeden z oskarżonych, Haywood Patterson, ogłosił po ucieczce z więzienia książkę pt. „Chłopak zę Scottsboro“. W kilku zdaniach sprawę tę przedstawić można jak następuje. Na wiosnę 1931 r.- dziewięciu młodych Murzynów jechało pociągiem przez stan Alabama, na południu Stanów Zjednoczonych. Wynikła bójka między nimi i kilku „białymi“ chłopcami. Na najbliższej stacji „biali“ oskarżyli Murzy­nów o zgwałcenie dwóch „białych“ kobiet, które jechały tym samym

pociągiem. Natychmiast aresztowano wszystkich 9 Murzynów, choć jeden z nich był ciężko chory i miał zaledwie 13 lat. W krótkim czasie odbył się proces. „Biali“ przysięgli skazali 8 spośród oskarżonych na karę śmierci. Wyrok był tak oczywistym bezprawiem, że w Stanach Zjednoczonych, a potem także zagranicą zaczęła się wielka kampania protestacyjna. Sąd Najwyższy nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. W 1933 r. jedna z rzekomo zgwałconych kobiet zeznała, że złożyła oskarżenie przeciw Murzynom na rozkaz policji i że oskarżenie było całkowicie zmyślone. Druga „ofiara“, jak się wyjaśniło, zawodowa pro­stytutka, podtrzymywała swe zeznania. Na podstawie jej zeznań sąd stanu Alabama zatwierdził wyrok śmierci. Ponowna akcja protestacyjna, w której między innymi wziął udział wielki pisarz amerykański, Teodor Dreiser, zmusiła władze do wstrzymania wykonania wyroku. W 1936 r. odbyła się trzecia rozprawa. Tym razem jeden tylko z oskarżonych skazany został na karę śmierci, a pięciu — na dożywotnie więzienie. Depesze protestacyjne nadal napływały z całego świata i „biali“ wład­cy stanu Alabama zgodzili się w 1937- r. na kompromis: czterech „chłop­ców ze Scottsboro“ zwolniono, pięciu pozostało w więzieniu. W latach 1944-1947 zwolniono jeszcze trzech oskarżonych po kilkunastu latach więzienia.

Haywood Patterson, jeden z 9 oskarżonych, wydostał się na wol­ność dopiero w 1948 r., po odbyciu kary 17 lat więzienia za niepopeł- nione nigdy przestępstwo. Książka jego, napisana wespół z postępowym dziennikarzem, Earlem Conradem, jest wstrząsającym aktem oskarże­nia przeciw amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Prócz samej sprawy „Scottsboro“, Patterson opisuje stosunki w amerykańskich więzieniach, niewolniczą pracę więźniów pod stalą groźbą bicia, brud, korupcję, demoralizację, całkowite przekreślenie godności ludzkiej. Wniosek Pattersona brzmi tak:

„To, co się stało w sprawie Scottsboro, nie było czymś nie­zwykłym. Niezwykłe było tylko, że świat się o tym dowiedział“.

W ostatnich kilku latach świat dowiedział się o jeszcze trzech po­dobnych wypadkach — o próbach „sądowego linczu“ niewinnych Mu­rzynów. Chodzi o głośne sprawy „sześciu z Trenton“, o Willie McGee

i „siedmiu z Martinsville“. Trenton jest stolicą stanu New Jersey, nie znajduje się więc gdzieś na „dalekim i zacofanym południu“, do któ­

rego niektórzy publicyści amerykańscy chcieliby sztucznie sprowadzić problem murzyński. Z Nowego Jorku można dojechać do Trenton w cią­gu ! godziny. W tym właśnie „cywilizowanym“ mieście w sierpniu 1948 r. 9 „białych“ kobiet, gospodyń domowych — i 3 „białych“ mężczyzn skazało na karę śmierci 6 młodych Murzynów za rzekome zamordowanie miejscowego kupca. Wyrok zapadł mimo udowodnienia przez wszystkich oskarżonych niewątpliwego „alibi“, pomimo faktu, że świadkowie zbrodni widzieli tylko 3, a nie 6 napastników, pomimo braku jakichkolwiek przekonywających dowodów. Istotny był fakt, że „biały“ został zamordowany, że policja za wszelką cenę musiała wy­kryć zbrodniarzy i że się „nawinęli“ właśnie Murzyni. Gdyby przy­padkowo w ręce policji wpadło innych 3, 6 lub 9 Murzynów — oni by zasiedli na ławie oskarżonych pod zarzutem zamordowania kupca Williama Hornera.

Od sierpnia 1948 r. trwa walka o życie „sześciu z Trenton“. Postę­powa prasa amerykańska wystąpiła w ich obronie. Sprawa odbiła się głośnym echem na całym świecie. Z dziesiątków krajów napływać za* częły protesty. Dowody niewinności oskarżonych były zbyt oczywiste, by wyrok mógł być wykonany. Sąd Najwyższy nakazał ponowne roz­patrzenie sprawy. Gdy piszemy te słowa, proces ten jeszcze trwa. Os­karżeni nadal przebywają w więzieniu...

W maju 1951 r. stracono na krześle elektrycznym Wilłie McGee. Ten młody Murzyn, ojciec 4 dzieci, oskarżony został w 1945 r. przez mieszkankę miasta Laurel w stanie Missisipi na południu Stanów Zjed­noczonych o „gwałt“. Według z&znań rzekomej ofiary leżała ona w chwili „zbrodni“ w łóżku wraz z chorym dzieckiem, a w sąsiednim pokoju przebywał jej mąż. Pomimo oczywistego nonsensu oskarżenia McGee skazany został na karę śmierci. „Biali“ przysięgli nie liczyli się ani z dowodami, ani z prawem. Zresztą nie tylko przysięgli. W ame­rykańskim miesięczniku postępowym „Masses and Mainstream“ z września 1950 r. znaleźć można obszerny opis rozmów przeprowa­dzonych przez wysłannika Kongresu Praw Obywatelskich z „miaro­dajnymi“ obywatelami miasta Laurel na ten temat. Miejscowy pastor Kościoła Prezbiteriańskiego odmówił pomocy, bo przecież „Chrystus umarł na krzyżu niewinnie...“ Miejscowy lekarz, który był wezwany do rzekomej „ofiary gwałtu“, oznajmił, że w^cale jej nie badał. Lecz jego zdaniem, „trzeba było tego pieskiego syna powiesić pięć lat temu“.

C

Również przewodniczący oddziału Związku Zawodowego Robotników Przemysłu Drzewnego CIO w Laureł uchylił się od udzielenia pomo­cy, bo... w obronie McGee występują komuniści.

Sprawa McGee była rozpatrywana przez „białe“ sądy czterokrotnie

— za każdym razem wyrok brzmiał: kara śmierci. 27 lipca 1950 r. wy­rok miał być wykonany. Delegacja Kongresu Praw Obywatelskich zgłosiła się w przededniu do gubernatora stanu Missisipi, żądając odroczenia wyroku i rewizji procesu. Dziennik „Daily News“ ukazujący się w Jackson, stolicy tego stanu, „powitał“ delegację otwartym wezwa­niem do zlinczowania obrońców McGee. Pogromowy artykuł kończy się następującym zdaniem: „Po kiego diabła jechać na Koreę, by zabijać komunistów, gdy dobrze polować na nich można na swoim podwór­ku ...“ Gubernator odmówił wstrzymania egzekucji, delegaci, którzy przybyli interweniować, zostali pobici przez podburzonych chuliganów przy udziale policji. W ostatniej chwili Sąd Najwyższy w Waszyng­tonie polecił raz jeszcze rozpatrzyć sprawę. Wyrok śmierci został jednak ponownie zatwierdzony i pomimo protestów napływających z całego świata, wykonany. W ostatnim liście do rodziny Wilłie McGee pisał: „Opowiadajcie, że prawdziwą przyczyną, dla której oni chcą pozbawić mnie życia, jest ich dążenie do utrzymania Murzynów w jarzmie niewoli. Nie uda im się to, jeśli Wy i moje dzieci będziecie kontynuować walkę ...“

Sprawa „siedmiu z Martinsville“, z których sześciu nie miało jesz­cze ukończonych 20 lat, a siódmy był ojcem 5 małych dzieci, zakoń­czyła się w lutym 1951 r. straceniem ich na krześle elektrycznym w stolicy stanu Virginia, Richmond. Oskarżenie o rzekome zgwałce­nie „białej“ kobiety było oczywistą prowokacją. „Ofiara“ — zawodowa prostytutka — złożyła mętne i sprzeczne zeznania, po czym znikła

i w dalszym postępowaniu sądowym nie występowała. Oskarżenie opierało się na „przyznaniu się“ Murzynów, wydobytym od nich przez policję po wielogodzinnym biciu. Na pierwszej rozprawie sądowej oskarżeni natychmiast stwierdzili, że policja terrorem zmusiła ich do podpisania protokołów i że nie popełnili zbrodni. Lawa przysięgłych

— oczywiście sami „biali“ faszyści z południowego stanu Virginia — uznała „winę“ za udowodnioną. Kara śmierci została następnie za­twierdzona przez wszystkie instancje sądowe Stanów Zjednoczonych, łącznie z Sądem Najwyższym w Waszyngtonie. Pomimo niezbitych do­

wodów niewinności oskarżonych, pomimo jawnie prowokacyjnego cha­rakteru całego procesu, wyrok został wykonany. Do dziejów wymiaru „sprawiedliwości“ w Ameryce doszła jeszcze jedna czarna karta. Faszyzacja ustroju amerykańskiego postąpiła o krok naprzód.

* *

Scottsboro, Trenton czy Martinsville od czasu do czasu przypomi­nają światu o tragedii Murzynów amerykańskich. Tragedia ta jest zja­wiskiem stałym i obejmującym 15 milionów osób — 10% ludności Stanów Zjednoczonych. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nie nastąpiła w tej dziedzinie żadna poprawa. "Wręcz przeciwnie, pod wielu względami sytuacja Murzynów jest teraz gorsza niż w XIX wieku, kiedy np. Murzyni mieli swoich przedstawicieli w Kongresie i w par­lamentach poszczególnych Stanów na południu kraju.

W olbrzymim skrócie położenie Murzynów amerykańskich ująć mo­żna — abstrahując na chwilę od niebezpieczeństwa linczu — w kilku słowach: bezgraniczna nędza i brak praw obywatelskich. Postępowy pisarz amerykański, Harry Haywood, autor przetłumaczonej na język polski książki pt. „Wyzwolenie Murzynów“, tak pisze o „gettach“, które zamieszkują Murzyni w przemysłowych ośrodkach północnych stanów:

„Getto takie leży w najbardziej zniszczonej i zubożałej dziel­nicy miasta. Zamieszkująca je ludność żyje w najstraszliwszej nędzy: w walących się, pełnych robactwa budach lub domach, które są prawdziwymi pułapkami w razie pożaru. Budynki lata-

- mi nie są remontowane, nigdy nie usuwane śmieci, nie sprzątane ulice“. Tenże autor stwierdza, że „przeciętny dochód rodzin mu­rzyńskich w Stanach Zjednoczonych wynosi I 043 dolary... 75% rodzin murzyńskich zarabia mniej niż 1 000 dolarów rocznie, a dochód niemal jednej trzeciej tych rodzin (30,8%) nie sięgał 500 dolarów rocznie“.

W petycji Amerykańskiego Kongresu Murzyńskiego do Organiza­cji Narodów Zjednoczonych czytamy:

„W 1940 r, na 1 000 białych niemowląt 46 nie dożyło roku, na 1 000 murzyńskich — 85. Śmiertelność dzieci od 1 do 4 roku

życia jest wśród Murzynów niemal dwukrotnie wyższa niż wśród białych, a śmiertelność matek jeszcze większa“.

Socjolog burżuazyjny Gunnar Myrdal, socjaldemokrata szwedzki, który podczas drugiej wojny światowej opracował 1 500-stronicowe dzieło pt. „Dylemat amerykański — Problem murzyński i współczesna demokracja“ — tak zaczyna rozdział swego dzieła o „nierówności gos­podarczej“ Murzynów:

„Sytuacja gospodarcza Murzynów w Ameryce jest patologi­czna. Z wyjątkiem nieznacznej mniejszości, należącej do warstw wyższych lub średnich, masy Murzynów amerykańskich na rol­niczym Południu oraz w wyodrębnionych dzielnicach (slumsach) w miastach Północy i Południa żyją w nędzy... Nawet ich do­bytek domowy jest przeważnie niedostateczny i zniszczony Ich dochody są nie tylko niskie, lecz także nieregularne. Żyją oni z dnia na dzień i nie mają zabezpieczonego dnia jutrzejszego..

Większość Murzynów amerykańskich (około */#) mieszka w kilku­nastu południowych stanach — najbardziej zacofanej pod względem gospodarczym i politycznym części Stanów Zjednoczonych. Przeszło połowę uprawnej ziemi stanów południowych zajmują olbrzymie plan­tacje bawełny, należące do „białych panów“. Miliony Murzynów — mężczyzn, kobiet i małych d2ieci — pracują na tych plantacjach w wa­runkach niewiele różniących się od dawnego niewolnictwa. Według określenia Haywooda, ten „pańszczyźniany wyzysk Murzyna utrzy­muje się dzięki połączeniu systemu prawnego i bezprawnego ucisku, którego tradycje sięgają zamierzchłych czasów handlu niewolnikami“, a „ogromny dochód osiągany (przez «białych» kapitalistów — G. J,) dzięki murzyńskim robotnikom plantacyjnym podobny jest do haraczu, który imperialiści ściągają z niewykwalifikowanej siły roboczej w kolo­niach“.

Umowy regulujące stosunki między „białymi“ i Murzynami w po­łudniowych stanach polegają przeważnie na tym, że Murzyni uprawia­ją ziemię „białych“ i dostają za to mały udział w płonach, które nale­żą do „białego“ właściciela ziemi i narzędzi pracy. Tylko 10(;ć rolników murzyńskich posiada własną ziemię, a zaledwie połowa tych 10% ma dość ziemi, by móc się z niej wyżywić. Rolnik murzyński zarabia tak

mało, że rrrusi zaciągać pożyczki u swego „białego pana“, oczywiście na warunkach lichwiarskich, i wcześniej czy później, a raczej wcześ­niej, staje się jego niewolnikiem. Haywood pisze;

„Ta spotęgowana eksploatacja, tak charakterystyczna dla sto­sunków niewolniczo-panszezyźnianych, opiera się na kombinacji bezpośredniego wyzysku w procesie produkcji z jawnym ra­bunkiem za pomocą lichwiarskiego kredytu — wszystko w opar­ciu o wstrętny ucisk narodowy — wywołując stan wiecznego zadłużenia i zależności“.

Kto zbiera zyski z tej eksploatacji milionów Murzynów? W ame­rykańskiej prasie kapitalistycznej nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie. Szereg dokładnych badań ekonomiczno-socjologicznych umoż­liwił jednak ścisłą odpowiedź. Haywood formułuje ją tak:

„Wall Street to naczelny lichwiarz plantacyj... Ten potężny wielki kapitał Północy i Wschodu (czyli miast północno-wscho­dnich: ja'k Nowy Jork, Filadelfia czy Boston — G. J.) czerpie główne korzyści z ucisku Murzynów, z niedoli i nędzy Południa... Prawdziwymi panami Południa są dziś Morganowie, Rockefelle­rowie, Du Pontowie i Mellonowie. Oni to zawiadują strategicz­nymi pozycjami jego życia gospodarczego, oni podpisali się pod ustrojem plantacyjnym i systemem kolorowych kast. Ich banki wspierają strukturę kredytową, bez której plantacja nie mogłaby istnieć“.

Potrafili oni zamienić w swych niewolników nie tylko Murzynów w południowych stanach. W warunkach gospodarki kapitalistycznej

i konkurencyjnej walki robotników o zatrudnienie, minimalne płace robotników „czarnych“ automatycznie powodowały analogiczną obniżkę płac „białego“ proletariatu. „Białemu“ niewolnikowi, który się nie zgo­dził na głodową płacę, gfozi zastąpienie go przez „czarnego“ i bezro­bocie. I dlatego Haywood ma rację, gdy stwierdza, ze „obniżenie stopy życiowej Murzyna pociąga za sobą spadek płac i stopy życiowej dla całego Południa“ i że „pozycja społeczna i warunki, w jakich żyje Mu­rzyn Czarnego Pasa (stany południowe najgęściej zamieszkane przez Murzynów — G. J.) są przyczyną zacofania, nędzy, niższości ekono­micznej, społecznej, kulturalnej i politycznej przeważającej masy białej ludności Południa w porównaniu z resztą kraju“. Władcy Stanów Zje*

dnoczonyeh chętnie aprobują ten stan rzeczy, tak samo jak przedwojen­ni władcy Polski chętnie tolerowali istnienie „Polski B`\ Stany połu­dniowe są jakby kolonią wewnątrz Stanów Zjednoczonych: „tubylcy pracują w pocie czoła, pomnażając bogactwa „panów z metropolii , a ścisłe przestrzeganie podziału na dwie kasty — „białych“ i „czar­nych“ — ułatwia wzmożony wyzysk jednych i drugich.

Według spisu ludności z 1940 r. (wyniki spisu z 1950 r. jeszcze nie są ogłoszone) około */a zatrudnionych Murzynów pracuje w rolnictwie, przeważnie w „Czarnym Pasie“. Natomiast zaledwie 5% Murzynów (wobec 30% „białych“) pracuje w wolnych zawodach, na samodziel­nych placówkach, na stanowiskach kierowniczych. Wśród Murzynów pracujących poza rolnictwem, przeważnie w północnych stanach, ogromna większość zatrudniona jest w najniższych hierarchicznie

i najgorzej płatnych zawodach. Połowa 3 milionów Murzynów pracu­jących poza rolnictwem przypada na zajęcia usługowe — lokaje, win­dziarze, służące itd. 94% Murzynów wykonywało w 1940 r. prace fizy­czne. W Chicago np. 74% murzyńskich robotników — mężczyzn pra­cowało w trzech najniższych kategoriach zatrudnienia — niewykwali­fikowanych, półwykwalifikowanych i jako służba domowa. Prawie milion Murzynów było w 1940 r. bezrobotnych lub zatrudnionych przy doraźnych robotach publicznych. Nie trudno zresztą domyślić się, że przy każdym wzroście bezrobocia przede wszystkim zwalniani są Mu­rzyni, a dopiero w drugiej kolejności robotnicy „biali“. Tak np. we­dług danych amerykańskiego Urzędu Statystycznego w pierwszym ro­ku powojennym bezrobocie wśród „białych“ wzrosło półtorakrotnie, podczas gdy bezrobocie wśród Murzynów — więcej niż trzykrotnie.

W parze z gospodarczą dyskryminacją Murzynów amerykańskich idzie przekreślenie ich praw obywatelskich. W „wielkiej demokracji“, która zdaniem Wall Street ma być „wzorem“ dla wszystkich państw

i narodów, 10% obywateli pozbawionych jest najbardziej elementar­nych praw. Ograniczenia te dotyczą zarówno praw publicznych, np. prawa do udziału w wyborach państwowych, jak i najbardziej prywat­nych spraw, np. prawa do małżeństw mieszanych. Część tych ograniczeń wynika z obowiązujących ustaw — w licznych stanach oho* wiązują dziesiątki i setki przepisów „legalnie“ pozbawiających Mu­rzynów praw obywatelskich, inne ograniczenia są całkowicie sprzeczne z obowiązującymi ustawami.

Koiislyliu'ln Sbmów Zjednoczonych znwiera przepis, zaknznjfjey f^-pu/JuwIaiUJi kogokolwiek prflWM jjlosit •/, poWodll jego rm»y Mil) koloni ^ ,slimy. W rzeczywlslośei jednak wlększoM* huliiośel murzyńskiej nlo nu»/.»' him' udziału w wyborach. Tak up. prof. ituM.imr Myrdal stwler- tl/n, ¿c „praktycznie rzoez blorijc, Murzyni itl<* maja praw wyborczych u,-i Południu", gd/ie jnk wlemy zamleM/.kuje Vn ludności murzyń­skiej. Wetlin,; danych Myrdiilii spośród .`1,7 milionów dorosłych Murzy­nów w K p«»1 mlni«iwyrli «łanach tylko HO do 00 tysięcy glosowało p<mI- czas wyborów w I'.MO r. Myrdal wymienia szereg „legalnych" tricków, umożliwiających pozbawienie Murzynów praw wyborczych, jnk np. ,,prawybory", w których biorij iid/iul tylko ,,biali" I w których fakty­cznie przesadzony zostaje wynik wyborów, „podatek wyborczy“, obowujzujqcy dolyehczas w 7 slanaeh i wybjczajłjcy p>rnklyeznle / wy­borów około 10 milionów obywalcH (w tym -1 miliony Murzynów), jak rówriH*/. cenzusy majątkowe, oświatowo, „moralne" Ud. Lecz zdaniem Myrdala „większo znaczenie niż te przepisy prawne przy pozbawianiu Murzynów na południu praw wyborczych majij praklykl pozaprawne... (iwall, terror i /aslias/enie były i dolycbczas s;j skutecznie «losowane na I'olnilniii, aby pozbawić Murzynów praw wyborczych“.

Oilkowicic bezprawne' według u«law amerykańskich jest wyb/ezanio Murzynów z law przyszłych, Faktycznie jednak w sta­nach południowych uii' ma mowy, by Murzyn zasiadł obok „białego" juko |.irzyslvtr!y. a jak wyglydn sprawiedliwość „białych" 'przysiadłych wobec „czarnych" oskarżonych, mogliśmy się przekonać tui początku logo wstępu, W wianach północnych Murzyni od czasu do czasu po- wolywani s;j do wykonywania obowig/.ków przysięgłego, I<`M policja (I-1il) uprzednio dokładnie sprawdza, jakie s;j kwalifikacji' poiityczm* kandydaliJ na przysięgłego, i dopiero po przekonaniu <się, żc lo jest „vswój Murzyn", zoalaje wysiane zaproszenie. Proceder ten zoslal cał­kowicie zdemaskowany podczas procesu przywódców Partii Koinimi slycznej Stanów Zjednoczonych.

In nr ograniczenia obywatelskich praw Murzynów zostały „zalegali­zowane w majestacie prawa“. Wchodź;) Iii w grę ograniczenia co do inhjsca zamieszkania, odrębne -szkoły, kościoły, tramwaje, wagony kolejowe, restauracje, miej.sca w teatrach, zakazy ślnbów z „białymi' ild. Murzyn, jeśli nie chce się narazić na pogwałcenie jakiegoś „legal­nego" przepisu, musi się pilnować iui każdymi kroku, od kołyski do

śmierci, Miastem, w którym obowiązuj'1 ogiouma ilość lego rodzaju przepisów, jest także slolłca SIihiów Zjednoczonych, WaNzyindoii,

W mlrsięeznlkii ,,Woman's I łoinc kompanion" (z bitego IHDO r.) czy- laiiiy:

„W Oyladdl demokracji (lak biirźuazyjny autor nazywa Wa­szyngton O. .1.) iłpolyknmy Amerykanów, którzy nie maj;j pra­wa wstępu do restauracji, hoteli, kin, szpitali i szkól z powodu koloru swojej skóry".

Autor artykułu (»powiada o sędzi waszyngtoński»)), klóry codzien­nie musi wędrować póllora kilometra na stację kotejowij, aby zjeść śidndanie, bo żadna restauracja w pobliżu jego urzędu nie obsłuży go, jako Murzyna. Opowiada o znanej przygodzie, dra Ualplia J. Mnuclie, wysokiego urzędnika ONZ, któremu Iruman zaproponował .stanowisko jednego z wiceministrów w Departamencie Stanu • oczywiście ze względów propagandowych, by pokazać, że Murzyni asj „równoupraw­nieni". liunche jednak musiał odmówić przyjęcia l«*j ponętnej propo- «ycji, gdyż nie chciał narazić na dyskryminację aiebie, swej żony

i lirojga dzieci, któro by musiały chodzić do „segregowanej" szkoły

i nli* mogłyby «ię spotykać z „białymi" kolegami,

Segregacja mieszkaniowa Murzynów jesl chyba najbardziej znamj

I najbardziej widocziuj fornuj ograniczenia praw obywatelskich. Iłar- Iciii nowojorski, dzielnica „czarnych" w największym mieście amery­kańskim, stała się poniekąd symbolem upośledzenia Murzynów w Sta­nach Zjednoczonych. Pomimo ciasnoty 1 brudu llarlcmu warunki nneszkaui(>wi` Murzynów w innych miastach i nmuslocz=kadi amerykań­skich si| jeszcze o wielo gorsze. Uasiści spenł znaku Ku Khix Klanu na polminin, a nawet „liberałowie" amerykańscy na północy pilnują jed­nak, l>y żaden Murzyn, broń Może, nic zamieszkał w dzielnicy przezna­czonej dla „białych". Petycja Amerykańskiego Koiignsii Murzyńskie go do Organizacji Narodów Zjednoczonych stwierdza: „Stany Zjed­noczone. -przeznaczyły dla Murzynów !i,ij miliona izb mieszkalnych V. liczby tej ponad I OOOOOO lokali wymagało kapitalnych remontów, a blisko 2 000 000 -nie miało wody bieżącej”. W atauach południowych według lej samej petycji „ponad 70'7,, wszystkich murzyńskich do­mostw ule ma ani elektryczności, aid wody bieżącej". Propaganda

amerykańska o „warunkach odrębnych, ale równych" dla Murzynów jest tylko zwykłym oszustwem.

Podobnie rzecz się przedstawia ze szkolnictwem. I tu oficjalna dok­tryna amerykańska mówi o „warunkach równych“. W rzeczywistości jednak we wszystkich południowych stanach {i w Waszyngtonie), gdzie obowiązują przepisy o odrębnych szkołach dla dzieci murzyń­skich, poziom tych szkól — ich lokale, budżety, urządzenia, płace nau­czycieli itd., jest bez porównania niższy niż w szkołach dla „białych“. Statystyki są różne w poszczególnych stanach, lecz suma przeznaczona na kształcenie dziecka murzyńskiego jest częstokroć pięciokrotnie, a czasem ośmiokrotnie mniejsza niż analogiczna suma wypadająca na „białe“ dziecko. Wynik jest taki, że odsetek analfabetów wśród Mu­rzynów jest znacznie większy niż wśród „białych“. Według danych oficjalnych, odsetek analfabetów wśród Murzynów jest 10 razy większy niż wśród pozostałej ludności. Według obliczeń prof. P. A. Willy`ego, byłego kierownika akcji walki z analfabetyzmem w wojsku amerykań­skim, z przypuszczalnej liczby 10 milionów dorosłych analfabetów w Stanach Zjednoczonych — 3 miliony stanowią Murzyni.

Na początku 1951 r. z racji objęcia stanowiska gubernatora stanu Po­łudniowa Karolina, jako obrońca szkól segregowanych dla dzieci mu­rzyńskich, wystąpił polityk James Byrnes, były sekretarz stanu, ten sam, który w 1946 r. pierwszy zakwestionował polskie granice nad Odrą j Nysą. Karierę polityczną tego faszysty umożliwiły właśnie se­gregacja i dyskryminacja Murzynów: w 1922 r. Byrnes został po raz pierwszy „wybrany“ do Kongresu przez 4 163 wyborców w okręgu za­mieszkałym przez około 300 000 osób, reszta, czyli ponad 98% miesz­kańców, w „wyborach“ udziału nie wzięła. Byrnes i jego przyjaciele ideowi dobrze pamiętają o takich faktach i konsekwentnie obstają przy tak, z ich punktu widzenia, korzystnym przekreśleniu praw oby­watelskich Murzynów. Raz jeszcze przekonujemy się, że problem mu­rzyński nie jest zagadnieniem dotyczącym tylko pewnej części ludności amerykańskiej. Dyskryminacja Murzynów jest jednym z elementów \ faszyzacji całego życia publicznego i staje się jedną z najbardziej istot* nych części składowych amerykańskiej odmiany faszyzmu.

W południowych stanach segregacja Murzynów obowiązuje we wszystkich środkach komunikacji — w wagonach kolejowych, w tram­

wajach i autobusach oraz na dworcach kolejowych itd. Murzyni bądź mają odrębne wagony, bądź zajmować muszą miejsca w tylnej części wozów. Hitlerowcy nie byli więc w krajach okupowanych oryginalni — w tym przypadku amerykańscy rasiści wyprzedzili ich i hitlerowcy mogli zastosować gotowe wzory. Również hitlerowskie napisy „Nur für Deutsche“ (Tylko dla Niemców) wzorowane były na tabliczkach, wywieszonych w tysiącach miast amerykańskich. Wejścia na dworce kolejowe, dojścia do kas biletowych i ubikacje są „tylko dla białych“, bądź ,.tylko dla kolorowych“ (oficjalna nazwa Murzynów), przy czym „biaie“ kobiety tytułowane są jako „ladies“, a „czarne“ — są tylko kobietami... Nie ma odrębnych napisów przy wejściach do kościołów, restauracji, sal kinowych i koncertowych itd., lecz Murzyni amerykań­scy są dobrze „wyćwiczeni“ i nigdy nie zapominają o tym, że narazić się mogą na największe „przykrości“, nie wyłączając pobicia i śmierci, jeśli wkroczą na teren przeznaczony dla „białych“. Kościoły wszystkich •wyznań — nie wyłączając katolickiego — są w południowych stanach segregowane. Restauracje również. W salach kinowych lub odczyto­wych obowiązuje przeważnie podział: np. „biali“ na parterze, a Mu­rzyni na balkonie.

Segregowane są również w stanach południowych (i w Waszyngto­nie) szpitale. „Czarny“ nie irjoże leczyć się w szpitalu dla „białych". Szpitale dla Murzynów' są oczywiście wyposażone o wiele gorzej niż szpitale dla „białych“, ilość miejsc jest w' nich proporcjonalnie o wiele mniejsza. Skutek: stan zdrowotny ludności murzyńskiej jest znacznie gorszy niż stan zdrowotny „białych“. Charakterystyczna jest ilość wypadków śmierci z powodu gruźlicy, będącej wynikiem fatalnych warunków materialnych i mieszkaniowych oraz braku opieki lekar­skiej. Tak więc np. w Chicago na 100 000 Murzynów umierało na gruźlicę 250 osób, a na tę samą ilość „białych“ — 45 osób, w Nowym Jorku 213 Murzynów i 44 „białych“, w Detroit — 189 Murzynów i 55 „białych“.

W większości stanów% a więc nie tyiko na zacofanym Południu, lecz również na „przodującej“ Północy, obowiązuje zakaz ślubów miesza­nych. Mężczyzna — Murzyn nie może ożenić się z „białą“ kobietą

— rasiści amerykańscy dostają szału na samą myśl o tym. Kobieta

— Murzynka nie może wyjść za mąż za „białego“ mężczyznę, choć

— według kanonów „moralności“ amerykańskiej może być jego kochanką. Sądy amc.ykańskiu przy rozpoznawaniu spraw mieszanych małżeństw przestrzegają „ustaw norymberskich“, a dokładniej mó­wiąc — stosowały te ustawy j< >zcze zanim zorały one przez hitle­rowców skodyfikowanc i rozreklamowane, W Stanach Zjednoczonych, tak samo jak w hitlerowskich Niemczech, sprawdzane są przynajmniej trzy pokolenia wstecz, i jedna ósma krwi murzyńskiej jednego z part­nerów wystarcza, by sąd orzekł rozwiązanie mieszanego małżeństwa

i kary dla obojga małżonków.

Do tego wszystkiego do dyskryminacji gospodarczej i kultural­nej, do segregacji w szkołach i kościołach, do gett mieszkaniowych

i odrębnych miejsc w tramwajach, już nie mówiąc o groźbie linczu — dodać należy stale, codzienne poniżanie Murzynów przez „białych“ we wszystkich południowych stanach, również na północy. Murzyn nie ma prawa dyskutować z „białym" — musi się z nim zgadzać. Murzyn musi się zwracać do „białego“ w sposób ugrzeczniony — Murzyn musi zawsze i wszędzie ustępować „białemu“ pierwszeństwa i nie może mu się w niczym narazić. Murzyn — jak mówią Amerykanie — „mus/ znać swoje miejsce“, czyli musi się zachowywać jak obywatel drugiej kategorii, jak niewolnik, stosownie do specyficznych warun­ków XX wieku — wieku energii atomowej i telewizji, w którym stare formy niewolnictwa muszą być zastąpione przez nowe, bardziej „udos­konalone“.

W istocie rzeczy jednak nic się nie zmieniło od początku naszego stulecia, kiedy Lenin pisał:

„Świat zabity deskami, obskurantyzm, brak świeżego tchnie­nia, jakieś więzienie dla «wyzwolonych» Murzynów — oto czyrn jest amerykańskie południe...“

I dlatego rację ma Harry Ilaywood stwierdzając:

„Problem murzyński pczedstawia ciekawą anomalię: faktyczne poddaństwo w sercu najbardziej uprzemysłowionego kraju na świecie. Barbarzyństwo biczowania niewolników w ośrodku «oświeconej> kultury kapitalistycznej XX stulecia oto rdzeń problemu «rasowego» Ameryki“.

Przymiotnik „rasowy“ został w powyższym zdaniu użyty nie przy­padkowo. Istniejące dziś w Stanach Zjednoczonych stosunki między

„białymi“ panami i „czarnymi“ niewolnikami ukształtowane zostały w ciągu wielu łat na gruncie przygotowanym przez amerykańskich | zwolenników teorii rasistowskich, wyprzedzających teorie hitlerowskie. Haywood pisze na ten temat:

„Ze swego głównego źródła — z na pół feudalnego systemu plantacyjnego — rasizm antymurzyński rozszerzył się na cały kraj, kształtując stosunki między białymi i czarnymi. Przy ci­chym poparciu północnej potęgi finansowej i kontrolowanych przez nią narzędzi opinii publicznej — sztuki, literatury, szkol­nictwa, prasy i radia — wsączono w umysły społeczeństwa dogmat o «wrodzonej niższości» Murzyna. Wp.eciony w doktry­nę narodową, 6tał się on integralną częścią «amerykańskiego sposobu życia», choć nauka niejecinoKroinie dowiouia jego lal- 6zywości“.

Łączność amerykańskich teorii rasistowskich z faszyzmem potwier­dził nie kio inny, jak prezydent hranKim Ue*anu Koooeveit. Jeszcze w lyjii r. Kooi>eveji mówiąc o ustroju ieudainym stanów pomumo- wych, opartym na eKspjoatacji Murzynów, stwierdził: „istnieje bardzo mata różnica między ustrojem ieuua<nvni a laszystowsKim..." Jakby potwieruzając te siowa, ukazujący się w sianie rotuuniowa Karolina dziennik „Uiar.esion iNews anu coumer'1 pisai w tym samym toku:

„W Karolinie Południowej Partia Demokratyczna była, jeżeli chodzi o prawa wyoorcze Murzynów, pa-mą laszysiowsną ..

Inni wyznawcy rasistowskich teorii antymurzyńskich nic zawsze są tacy szczerzy, wolą oni stroić się w piorna „ouronwow demokra­cji” czy nawet ueKiamować o swej „misji cywnuacyjnej”, lecz me zmienia to istoty rzeczy: znak rownosci rmęuzy rasisianu ameryKau- skimi i hitlerowcami niemieckimi jesi całkowicie uzasadniony.

Podobnie jak w Niemczech hitlerowskich, faszyści amerykańscy nie poprzestają na teorii: chętnie stosują ją w praktyce przy każdej nadarzającej się okazji. Znana jest w Stanach Zjednoczonych i poza ich granicami nazwa Ku Klux Klan. Jest to organizacja anLymurzyń- ska (a zarazem antysomicka i... antykatolicka;, skupiająca w swych szeregach miliony amerykańskich rasistów.

Organizacja ta lubuje się — podobnie jak wszystkie ugiupowania rc.ikcyjne ■— w efektach zewnętrznych: białe kaptury, nocne wyprawy, j „wielkie smoki“, palenie krzyży należą do jej rytuału. Nie byłoby to j wszystko groźne, gdyby nie fakt, żc Ku Klux Klan ma na sumieniu ży- j cie tysięcy Murzynów', zamordowanych skrytobójczo lub zlinczowa- j nyeh jawnie przez faszystów spod znaku Ku Klux Klanu. I faktem jest, , że p miimo licznych oficjalnych zakazów a nawet prób delegalizacji Ku j Kiu.v Kianu, organizacja ta nadal istnieje, działa i rozwija się, przede wszystkim w stanach południowych, lecz również w niektórych mia­stach północnych. Ludzie znający wszechwładzę policji amerykańskiej (FBI) słusznie twierdzą, że dzieje się tak tylko dzięki pobłażliwości władz centralnych, które w celach „reprezentacyjnych“ i na użytek za- grariczny wypowiadają się przeciw linczom i pogromom antymurzyń- j si:;m, a jednocześnie tolerują działalność Klanu. Zresztą publiczną { tajemnicą jest w Stanach Zjednoczonych, że w południowych stanach członkami Ku K!ux Klanu są szefowie policji, sędziowie i inni przed­stawiciele władz, powołani do obrony praworządności i bezpieczeństwa I obywateli. j

W tym stanie rzeczy możliwe są w Ameryce w połowie XX wieku . lincze — krwawe i brutalne samosądy „białych“ nad Murzynami. John Gunther podaje w swej książce „Inside USA“, uważanej niemal za oficjalną encyklopedię życia amerykańskiego, zestawienie linczów w la- ■ tach 1882*19-14 według poszczególnych stanów'. Okazuje się, że spo- i śród 48 stanów' zaledwie w 6 nie zanotowano urzędowo wypadków linczu. W pozostałych' 42 stanach linczowano Murzynów' „urzędowo“, ! a ilość statystycznie ujętych wypadków' dochodzi do 573 w stanie Mis* ' \ sisipi, 521 w stanie Georgia i 489 w stanie Teksas. Obrońcy ustroju f amerykańskiego twierdzą, że obecnie ilość linczów' zmniejsza się. Jest J to zwykłe klamstw'o propagandy kapitalistycznej: zmniejsza się może j ikłić linczów, do których się przyznaje oficjalna statystyka, lecz nie zmniejsza się ilość faktycznie zamordowanych Murzynów'. r

Wydane w 1950 r. wspólne sprawozdanie dwóch prawicowych orga- !

nizacji amerykańskich — murzyńskiego popularnego NAACP (Krajo- I

we Stowarzyszenie Emancypacji Ludów Kolorowych) i żydowskiego .

AJC {Amerykański Kongres Żydowski) — stwierdza, że wzrastając* (

brutalność policji coraz częściej zastępuje lincz „w stylu staroświe- j ck:m“. Policja po prostu wyręcza rozbestwiony tłum, mający zlinczo­

wać Murzyna. Jak wynika z tego sprawozdania, w ciągu 1949 r. zano­towano urzędowo zaledwie 3 wypadki linczu oraz 15 wypadków usiłowań linczu. Lecz w tym samym roku zginęło 34 Murzynów, gdy znajdowali się oni w rękach policji, a 33 Murzynów odniosło ciężkie rany „pod opieką“ policji. Poza tym „biały“ tłum ciężko zranił 42 Mu­rzynów. W południowych stanach zanotowano 24 a taft! tłumu prze­ciwko Murzynom i 25 wypadków wandalizmu. Sprawozdanie obu organizacji — podkreślmy to, lojalnych wobec ustroju amerykańskiego

— stwierdza, że w ciągu roku nie było ani jednego wyroku skazującego członka Ku Klux Klanu, choć prawie 20 klanowców zasiadło na ła­wie oskarżonych i choć ilość ekscesów antymurzynskich była bardzo znaczna.

Różne postacie dyskryminacji rasowej i narodowościowej są w Sta­nach Zjednoczonych na porządku dziennym w odniesieniu do Żydów

i innych mniejszości, a w szczególności w odniesieniu do mniejszości słowiańskich. Faszyści amerykańscy w sposób mniej lub bardziej otwar­ty propagują doktryny hitlerowskie o „niższości rasowej“ Słowian. Choć te bezmyślne i zbrodnicze „teorie“ nie są oficjalnie uznawane, jest jednak niezbitym faktem, że na wyższych stanowiskach w życiu politycznym, gospodarczym czy kulturalnym Stanów' Zjednoczonych nie spotykamy wrcale przedstawicieli ponad 3 miliony liczącej rzeszy Polaków amerykańskich. Inne, bardziej jawne formy dyskryminacji są stosowane wobec imigrantów z Meksyku czy Porto Rico. Robotnicy przyjeżdżający z tych krajów' do Stanów' Zjednoczonych w poszukiwa­niu chleba traktowani są przez „białych“ panów jak bydło robocze. Rasiści amerykańscy dążą w ten sposób do podziału całego społeczeń­stwa na kasty według schematów hitlerowskich: na samej górze — „biali“, i to koniecznie pochodzenia angielskiego, niemieckiego lub skandynawskiego, i to bezwzględnie nie-kaiolicy; na samym dole — Murzyni, Indianie, Meksykanie i Portorikańczycy; a gdzieś pośrodku

— Słowianie, katolicy, 2ydzi, Włosi itd.

W rozumowaniu władców Ameryki dyskryminacja Murzynów i in­nych mniejszości narodowych ma do odegrania tę samą rolę, co po­gromy antysemickie wr carskiej Rosji lub eksterminacja 2ydów w hitle­rowskich Niemczech. Prócz korzyści materialnych — Murzyni są najtańszą silą roboczą — prześladowania Murzynów' odwracają uwagę społeczeństwa od najbardziej żywotnych problemów, wskazują każde-

2*

19

inu politycznie nieui\v;.iJe-;niar7<?mu „białemu“ znajdującego się pod ręką „kozia ofiarnego“ służącego do wyładowania nagromadzonego niezadowolenia i rozgoryczenia oraz otwierają upust dla najniższych instynktów, pielęgnowanych w społeczeństwie amerykańskim przez ka­pitalistyczną prasę, radio itd. Po rozpoczęciu agresji amerykańskiej w Korei można było przekonać się, jak z punktu widzenia imperialistów „przydaje się“ „zaprawa“ na Murzynach. Żołdak amerykański, przy­zwyczajony w domu do widoku bezkarnie mordowanych niewinnych Murzynów-, nie stawiał oporu, gdy Mac Arthur i jego generałowie wy­dawali rozkazy mordowania niewinnych Koreańczyków.

Problem murzyński nie jest problemem dotyczącym tylko 10% oby­wateli amerykańskich o ciemnym kolorze skóry. Jest to zagadnienie wykraczające we wszystkie dziedziny życia Stanów Zjednoczonych. Zrozumieli to w- pełni faszyści amerykańscy, którzy ną wzór hitlerow­ski podnieśli rasistowskie hasła antymurzyńskie do godności dogmatu. Zrozumiał to również całkowicie amerykański obóz postępowy, który wpisał do swego programu na czołowym miejscu walkę o wyzwroIenie Murzynów i o równouprawnienie 15 milionów „czarnych“ niewolników.

♦ *

*

Aby zapoznać czytelnika polskiego z tragicznym położeniem Murzy­nów' amerykańskich, z postępującą faszyzacją Stanów Zjednoczonych i z walką sił demokratycznych przeciw' rasistom i podżegaczom wojen« nym, wydawnictwo zgromadziło w niniejszym zbiorze szereg artyku­łów' lewicowych pisarzy i publicystów' amerykańskich na tematy murzyńskie.

Różni są autorzy tych artykułów': obok jednego z najbardziej zfta- nych współczesnych pisarz}7, Howarda Fasta, znalazł się młody postę­powy autor, Phillip Bonosky; obok pracy znanego historyka, specjalisty w dziedzinie ruchów' wyzwoleńczych Murzynów w- USA, Herberta Apthekera, zamieściliśmy artykuł Doxey A. Wilkersona, profesora po­stępowej wyższej szkoły im. Jeffersona w- Nowym Jorku.

Różne są także tematy ich artykułów': gdy np. Fast i Hayett piszą na tle konkretnych wypadków akcji antymurzyńskiej, notatki Bo- noskv`ego mają raczej charakter autobiograficzny; Aptheker porusza jeden z rozdziałów walki o równouprawnienie Murzynów; Wilkerson

pisze o kulturze murzyńskiej, a Jerome — o „kulturze11 z Hollywood

i jej stosunku do kwestii murzyńskiej; wreszcie Pittman naświetla zagadnienie agresji amerykańskiej w Korei w związku z niecną próbą wygrania „czarnych“ żołnierzy przeciw „żółtym“ Koreańczykom.

Pomimo tej różnorodności autorów i poruszonych przez nich tema­tów, łączy ich wspólna idea przewodnia. Ideą tą jest walka o''równo­uprawnienie Murzynów amerykańskich, walka przeciw dzisiejszym władcom Ameryki o wolność ludu Stanów' Zjednoczonych, a tym sa­mym — o wolność ludności murzyńskiej, w'alka przeciw podżegaczom wojennym, walka o pokój.

Grzegorz Jaszuński

Warszawa, w czerwcu 1951 t.

HOWARD FAST

TBEKSKILL

„Zbudźcie się, Niemcy!.to tkwiło gdzieś głęboko w naszej pod­świadomości, gdzieś we wspomnieniach zatartych przez prawie dwa* dziescia łat, w czasie których przeszła jedna wielka w'ojna i kilka ma* łych wojen, byl Hitler, gnijący już w ziemi, i Mus.solini, którego powieszono za nogi niby zarżniętą świnię. Ale kiedy czwartego wrze* śnią 1 o godz. 7,30 rano przejeżdżaliśmy przez Peckskill zobaczyli­śmy transparent zawieszony wszerz całej ulicy: „Ameryko, zbudź się1!

Pcekskilł już się zbudziło!“ Tak się rozpoczął dzień, którego nikt z nas tak prędko nie zapomni.

Zaczęło się to już na tydzień przedtem, w niedzielę, 27 sierpnia. Muszę opowiedzieć o tym także, bo czuję, żc te sprawy mogą i powin­ny być jak najlepiej zrozumiane.

27 sierpnia odkryłem, że nie wystarczy, by pisarz pisząc o czymś dokładnie notował fakty, jasno je widział i dobrze umiał je przedstawić.

W walce z faszyzmem przychodzi taka chwila, kiedy nawet naj­bardziej obiektywny sprawozdawca must posunąć się o krok dalej; do tego doszedłem w PeekskilL Nie nauczyła mnie tej prawdy dotąd ani wojna, ani to wszystko, co widziałem i o czym pisałem.

* *

Zaproszono mnie do komitetu organizacyjnego pierwszego z pro- gramowych koncertów, który miał się odbyć 27 sierpnia w PcekskilL

Spędzałem właśnie wakwje w Onton i pomyślałem sobie, /<• to wielka przyjemność przyczynić się do zorganizowania k^wertu. na którym będzie śpiewał Paul Robesołi, koncertu wśród zle.eni jut/o: ków i łąk, które dla śpiewaków (ej miary ną tlmi o wMe baid/itj o<t powb-dnini niż «ala koncertowa.

('hcialein zabrać moją pięcioletnią córeczkę, bo mała bardzo kocha Paula, a to była okazja godna wykorzystania. Sąsiedzi moi prA-fj/*- gnłl tunie jednak: „Hyły pogróżki zc strony legionu“ 1 mówili.

Nie wierzyłwn w te pogróżki. Faszyzm był dla mnie abstrakcją, ab- Mrakcją zrozumiał?), ale mimo wszyslko abstrakcją. Od tygodnia wprawdzie „Peekskill iwening Star", szmatławi«?, typowy dla na­szej skorumpowanej, zgniłej prasy, usiłował przeszkodzić w ur/ądze

ii I u koncertu. „Skończyły się czasy pobłażania!" -- pisało to nędzne piśmidło. Ale czyż „Journal American“ nie nawoływał raz za razrni, w ten sam sposób, do gwałtów i wciąż l.ezskułecznie?

Większą część tego dnia spędziłem kąpiąc się z moimi dziećmi; zjedliśmy razom obiad, następnie udałem się do Fakeland Pienie Grounds, gdzie miał się odbyć koncert. Przybyłem tam o siódmej wieczorem, na godzinę przed rozpoczęciem zapowiedzianego koncertu.

Po moim aucie wpuszczono już tylko jedno. Po e/ym drogi,* za­mknęli esesmani, bo chyba tylko taka nazwa jest dla nich odpowiednia. Jedni w wojskowych mundurach, inni po cywilnemu, wszyscy wykrzy­kując faszystowskie slogany i tradycyjnie uzbrojeni w kastety, pałki gumowe, kamienie, kije i ołowiane rury. Było ich pięciuset, może sied­miuset; zamknęli drogę, zablokowali nas i zabrali się do masakrowa­nia pięćdziesięciu mężczyzn i stu pięćdziesięciu kobiet z dziećmi. Na terenie było nas w ogóle tylko jakieś dwieście osób: tny, dziewczęta i chłopcy, którzy zgłosili się ochotniczo do utrzymywania porządku w czasie koncertu, trochę publiczności z dziećmi i nieliczni członko­wie związków zawodowych. Przez dwie i pól godziny po zamknięciu drogi walczyliśmy z faszystami. Przez dwie i pół gadziny policja przy­glądała się bezczynnie, trzymając się zasady „niemieszania się".

Uratowaliśmy się, ponieważ byliśmy zorganizowani, ponieważ walczyliśmy i walcząc utrzymywaliśmy dyscyplinę. Wtedy zrozumu

. . V

liśmy co to jest faszyzm. Polowa z nas była przedtem na wojnie — w Ardenach, na Pacyfiku, w Afryce, w CBP, ale czym jest faszyzm, nauczono nas dopiero tutaj. Lekcja ta — to były razy sypiące się na nasze głowy, plecv. I wreszcie, kiedy staliśmy ciasnym kręg.em ota­czając kobiety i dzieci, zobaczyliśmy wrzucane w wielkie ognisko nasze książki, nuty i ulotki, podczas gdy pijani szaleni faszyści z dzi­kim wrzaskiem skakali wokół palącego się stosu.

„Ameryko, zbudź się! — Peekskill już się zbudziło!"

Wróciliśmy jednak do Peekskill w tydzień później — i koncert nasz odbył się. A że poznaliśmy już, co to faszyzjn, więc w tydzień później przyszło nas cztery tysiące zorganizowanych robotników i sta­nęliśmy ramię przy ramieniu jak żywy stalowy krąg: Murzyni i biali, Żydzi i chrześcijanie. Paul Robeson śpiewał, a Peekskill słuchało. Zrozumieliśmy, co to jedność i solidarność Murzynów i białych, kiedy trzydziestu sześciu Murzynów i białych, odciętych od reszty, walczyło w ciemności ramię przy ramieniu przez dwie godziny. Jedność i soli­darność ujawniła się nie tylko w Harlemie, gdzie 15 000 Murzynów i białych manifestowało swoje oburzenie, ale i w Peekskill 4 września, gdy przybyliśmy tam wspólnie po raz drugi — 25 tysięcy Murzynów i białych.

Widocznie nie nauczyliśmy się jeszcze dosyć. Za drugim razem było nas 25 tysięcy mężczyzn i kobiet z różnych środowisk i o różnych przekonaniach, a tylko dziewięciuset faszystów; byliśmy zdyscyplino­wani i bronili nas ci, którzy najlepiej umieją walczyć — robotnicy; ałe jeszcze nie zdawaliśmy sobie w pełni sprawy, do jakiego stopnia może dojść zwyrodnienie, które rodzi kapitalizm: faszyzm.

Ani na chwilę nie mogła powstać w nas myśl, że tego rodzaju ze­zwierzęcenie jest możliwe. O mało co nie wziąłem swych dzieci na koncert, tak jak zrobili inni.

Kiedy ten dzień minął, siedzieliśmy już więcej, rozumieliśmy le­piej. My, te dwadzieścia pięć tysięcy, jesteśmy inni i nasz piękny, wspaniały kraj także jest inny — to trzeba wiedzieć i rozumieć.

` Bowiem w ciągu tego dnia, 4 września 1949 r., ujrzeliśmy tysiąc policjantów — żandarmów, policję stanową, szeryfów itd. Zobaczyli­śmy, jak w chwili gdy koncert dobiegał końca, przyłączyli się do na­pastników i wraz z nimi urządzili 'krwawą masakrę. Widzieliśmy to wszystko my sami, nasze dzieci i nasi przyjaciele — okrwawieni, pobi­ci, oślepieni, pokaleczeni — widzieliśmy pole walki rozciągające się na przestrzeni ponad 10 mil wzdłuż drogi, dziki, nieludzki szał połą­czonych sił policji i bojówkarzy, Ku Klux Klanu1 i Legionu, a potem sale szpitalne zapełniające się naszymi krwawiącymi rannymi — widzieliśmy to, o czym dotąd czytaliśmy tylko.

Kiedy nóż faszysty przecina murzyńskiemu chłopcu gałkę oczną na dwoje, tak że wygląda ona jak rozcięte jajo, a policjant przygląda się temu z obojętnym uśmiechem — wtedy po prostu brak slow. Wi­dzieliśmy to i — jak powiedziałem — jesteśmy inni.

I Murzyni są inni — nie mylcie się co do tego. Ta ohyda w Peeks* kill, logiczna konsekwencja Foley Square2, była skierowana i przeciw

nim, i przeciw Żydom, i przeciw komunistom — wszystkim tym, któ­rzy są inni.

I ja jestem inny, nie jestem już tylko pisarzem. Zrozumcie to, wy, pisarze czytający te słowa — od tej chwili nasze pióra muszą stać się bronią, którą zniszczymy doszczętnie hydrę faszyzmu — w przeciwnym razie przestaniemy tworzyć.

Zrozumcie różnicę: oni myśleli, że będziemy uciekać, a my nie uciekaliśmy. Staliśmy niewzruszenie jak skala; stali razem — Murzy­ni i biali, Żydzi i chrześcijanie, komuniści i liberałowie. Żydzi zro­zumieli, że faszyzm w Ameryce jest równoznaczny z antysemityzmem, tak jak Murzyni zrozumieli, że faszyzm w Ameryce ma wyraźne oblicze wojującego rasizmu. Robotnicy zaś zrozumieli, żc Komuni­styczna Partia Stanów Zjednoczonych, tak jak partie komunistyczne wszędzie na świecie, walczy i nie ustąpi.

W sobotę 27 sierpnia i w niedzielę 4 września w Peekskill ludzie postępowi, którzy przybyli, aby słuchać Paula Robesona, byli przed­stawicielami prawdziwej Ameryki, przedstawicielami tego, co w Ame­ryce najlepsze i najszlachetniejsze. Wiedzą o tym robotnicy, wiedzę Murzyni, wiedzą Żydzi! Prasa wprawdzie podniesie krzyk, ale prawdy nie da się zagłuszyć.

Tak jest, prawdy nie da się zagłuszyć! Tej samej niedzieli grupa Murzynów udała się dwoma autokarami do Hyde Park 1t aby spę­dzić parę godzin w bibliotece człowieka, którego każdy z nich pamięta i kocha. W powrotnej drodze do Nowego Jorku autokary przejeżdżały w pobliżu Peekskill i nagle niedzielna wycieczka zakończyła się brzękiem rozbijanych szyb, płynącą z ran krwią i krzykiem oślepio­nych dzieci...

Tak, prawdy nie da się zagłuszyć! Nauczyliśmy się i wyrośliśmy. Jesteśmy teraz mądrzejsi, bardziej trzeźwi, mniej lękliwi. Mamy wprawdzie w Albany gubernatora, który owacyjnie wita! bojówki faszystowskie, udzielał im pomocy, a później ujął się za nimi i wy­bielił ich działalność. Ale w naszym kraju są ludzie, którzy nie chcą faszyzmu i gotowi są na wszystko, byleby do panowania faszyzmu nie dopuścić. I nie dopuszczą!

i'- ir 'i Pr n i • j*. . ...

HERBERT APTHEKER

Z DZIEJÓW WALK PRZECIW DYSKRYMINACJI

Dyskryminacja rasowa jest dla wyzyskujących starannie ukutą bronią, którą się* stale posługują.

„Idea“ wyższości białej rasy powstała w czasach niewolnictwa .Murzynów i była atutem reakcji amerykańskiej w ciągu trzech wie­ków. Walka z tą „ideą“ nie jest również niczym nowym, a dzisiejsi postępowcy, którzy rozumieją, że walka z nią jest walką o życie, zrobiliby dobrze, gdyby zapoznali się nieco bliżej z jej historią.

W niniejszym artykule zajmę się śladami istnienia rasizmu we­wnątrz dwóch postępowych ruchów w przeszłości: abolicjonistów1 i wczesnych organizacji związkowych, i spróbuję skupić uwagę przede wszystkim na walce Murzynów przeciwko temu złu,

Ruch skierowany przeciwko niewolnictwu był głęboko przesiąk­nięty wolą walki z rasistowskim sposobem myślenia. Charakterysty­czne dla systemu niewolnictwa było następujące rozumowanie: „Jeśli można będzie dowieść — powiedział pewien właściciel niewolników

do angielskiej pisarki, Harriet Martineau 1 — że Murzyni są czymś więcej niż ogniwem pośrednim między człowiekiem a bydlęciem, bę­dę musiał konsekwentnie uwolnić wszystkich swych niewolników".

Przed Rewolucją *, aż do chwili, kiedy wprowadzono trzynastą poprawkę konstytucyjną3, .Murzyni zwalczali usilnie to uwłaczające ich godności stanowisko. „Skarżysz się na brytyjską tyranię — pisał pewien „Afrykanin“ do amerykańskiego kolonisty w roku 1774 — ale ...czyż serca wasze nie są równie iwarde, skoro w niewoli trzy­macie ludzi, którzy mają naturalne prawo do wolności, takie samo jak i wy? ... Oby belka wypadła z twego oka, byś mógł wyjąć źdźbło z oka twego bliźniego“.

„Nic bardziej naturalnego — pisał murzyński abolicjonista, Hosea Easton, w roku 1837 — że naród, w którym istnieje niewolnictwo, odrzuca wszelkie skrupuły i popiera niewolnictwo - swoje bożysz­cze ... Miłość pieniądza jest źródłem wszelkiego zła. Ona dopro­wadzi swych wyznawców do deprawacji swoich dzieci, przez co sami staną się niszczycielami swego gatunku, za co czeka ich ogień pie­kielny w przyszłym życiu“. W roku 1860 Komitet Murzynów Nowo­jorskich, w apelu o powszechne prawo wyborcze dla mężczyzn, rzucił następujące pytanie: „Czyż istnieje kamień, którym by w nas nic rzucono, aby nas poniżyć? Czy znalazł się ktoś, kto by zabronił

podsycania nienawiści przeciwko nam? Czy byJ artysta amerykański, który by nas nie spotwarzał? Czyż był żart, który by nie szydził z naszego nieszczęścia? Czyż był pieśniarz, który by się nie radował z naszego przygnębienia? Czy była prasa, która by nas nie wyśmie­wała i nie złorzeczyła nam? Tak. Ale jakże mało, mało, mało...“ Te same pytania można by zadać i dzisiaj.

Taka atmosfera nic pozostawała bez pewnego wpływu na białych abolicjonistów i wśród wielu z nich zwyciężała postawa nacecho­wana tolerancję, współczuciem i protekcyjnością. Dlatego też nie­ugięta walka Murzynów-abolicjonistów z tymi przejawami! rasizmu była nieocenioną zasługą, jaką oddali całemu ruchowi abolicjoni- stycznemu.

Artykuł wstępny pierwszego dziennika murzyńskiego „Freedom's Journal“ (Nowy Jork, 16 marca 1827 r.), spokojnie, aie stanowczo głosił:

„Niektórych naszych przyjaciół... ogarnęła, zdaje się, fala uczuć bardzo rozpowszechnionych i pozwalają się w sposób dla siebie niedostrzegalny unosić tej fali — stosując przesądy w praktyce, ale odżegnując się od nich w teorii... Czyż nie jest rzeczą pożądaną, by ci ludzie wiedzieli więcej o naszym obecnym położeniu, o czynionych przez nas wysiłkach i o naszych uczu­ciach, aby — ponieważ uznają i popierają płany poprawy na­szego położenia — czynili to z większym zrozumieniem?"

Charakterystyczne są namiętne słowa księdza Teodora S. Wrighta, wypowiedziane na zjeździe Nowojorskiego Towarzystwa do Walki z Niewolnictwem w roku 1837. Atakując fałszywość idei supremacji białej rasy, Wright powiedział:

„Nie boję się machinacji, kalumnii i oporu ze strony wlaś- dcieli niewolników, gdyż ich poglądy są sprzeczne z pojęciem jedności rodzaju ludzkiego. Sprawy te, ukryte dotąd w cieniu, trzeba wydobyć na światło dzienne ... Jest rzeczą łatwą mówić

o nikczemności systemu niewolniczego na Południu, ale nazwać czarnego człowieka bratem... traktować kolorowego człowieka we wszystkich okolicznościach jak człowieka i brata — oto prawdziwa próba, Czuję, że nadużywam waszej cierpliwości, ale wiein, że jest rzeczą ważną zdać sobie sprawę z istnienia

ludzi, którzy głosują przeciwko niewolnictwu na Południu, a nie potępiają go na Północy, gdzie jest ono rown;: d^lM*1-*...

Cóż mogą uczynić zwolennicy wyzwolenia, gdy idea nie­wolnictwa jest tak silnie i powszechnie zakorzeniona? Niech każdy człowiek zajmie tu jasne stanowisko, wypleni -.y «,.bie przesądy, niech nie żywi ich w sobie... a wówczas można bę­dzie zadać śmiertelny cios niewolnictwu“.

'Najbardziej zakorzenionym wewnątrz ruchu abolicjonistów prze­jawem rasistowskiego sposobu myślenia było przekonanie, że ,jnyś- Jenie“ należy do białych, a Murzyni odgrywają w tym ruchu rolę figurantów, marionetek. Niektórzy biali byli zdania, że do nich na­leży akcja wydawnicza, wytyczanie kierunku polityki, wybór metod walki, a Murzyni mieli się tylko temu przyglądać, uczyć się i doj rzewać. Murzyni-aboJicjoniści n:e omieszkali zdemaskować tej niesprawiedliwości i podkreślali ogrom wyrządzonej im krzywdy.

Charakterystyczny wypadek miał miejsce w roku 1843 podczas Krajowego Zjazdu Murzynów w Buffalo. Jeden z czołowych aboli­cjonistów, Henry Highland Gamet, wystąpi} z projektem, aby zjazd zorganizował wolnościowy strajk niewolników. Gdyby żądanie ich poparte strajkiem zostało odrzucone i gdyby właściciele Murzynów usiłowali złamać strajk siłą, niewolnicy powinni by odpowiedzieć powstaniem. Po długich debatach zjazd odrzucił projekt większością jednego głosu.

Większość białych abolicjonistów należała jeszcze wtedy do zwolenników głoszonej przez Garrisona idei moralnego oddziaływa­nia jako jedynej właściwej metody walki z niewolnictwem i dlatego niechętnie odniosła się do projektu Gameta. Gamet przyjął swoją porażkę, ale z chwilą gdy niektórzy biali wyrazili swą pogardę dla postawy zjazdu, wytworzyła się nowa sytuacja. Gdy Maria Weston Chapman, znana poetka I w zastępstwie Garrisona redaktorka „The Liberator" („Wyzwoliciel“), organu Amerykańskiego Towarzystwa do Waiki z Niewolnictwem, zajęła podobną postawę, dodając jeszcze «d siebie, że obawia się, iż panu Garnetowi „przysłużył się ktoś złą radą“, doczekała się ostrej odprawy. Garnet, sam zbiegły niewo'nik. przypomniał pani Chapman, że nikł lepiej nie może od niewolnika tfiedzieć, czym jest niewolnictwo, i że ci, którzy uciekli, przyszli tu­taj, „by powiedzieć pani Chapman i jej podobnym, jaka potworność się dokonała i trwa w dalszym ciągu“. „Twierdzi pani — mówił da*

•. •

jej _ że ktoś udzielił mi złej rady. Otóż pani nie jest jedyną osobą, która mówi biednemu słudze, że jego nędzne poiny?ly wynikły % po­rady jakiegoś Anglosasa. Nie spodziewałbym się niczego innego od jakiegoś właściciela niewolników lub jego stronnika, ale z pew­nością oczekiwałem czegoś lepszego od pani Chapman“. Na korzyść pani Chapman należy powiedzieć, że list Gameta ukazy) się bez­zwłocznie w „Wyzwolicielu“ i niewątpliwie miał zbawienne skutki.

Ten protekcyjny stosunek stał się ważkim czynnikiem, który spotęgował opozycję w łonie ruchu abołicjonistów w stosunku do często zwoływanych, miejskich, stanowych, regionalnych i ogólno, krajowych zjazdów stowarzyszeń murzyńskich, które odgrywały kluczową rolę w walce z niewolnictwem i dyskryminacją. Postawa ta stafa się również przyczyną starć wewnątrz ugrupowań antynłewol- niczych, gdy chodziło o zakładani« przez samyth Murzynów dzien­ników i czasopism. Między innymi to właśnie miał na myśli Frede- rick Douglass, gdy 3 grudnia 1847 r. w pierwszym numerze swej gazety „The North Star“ {„Gwiazda Północy“) - - założenie pisma spotkało się z wrogim stosunkiem zwolenników' Garrisona — pisał. że gazetę założył nie ,,z braku zaufania lub niewdzięcznej oceny wysiłków, prawości i talentów szlachetnego zespołu białych pracow­ników naszej sprawy“. Uczynił to raczej dlatego, że „człowiek, -któ­ry' cierpiał zło, może żądać naprawienia krzywdy, człowiek biły wyda­je krzyk, a ten, kto odczuł okrutne katusze niewolnictwa, jest naj­właściwszym człowiekiem dla domagania się wolności“. „Jasne jest

— kończył — że musimy być naszymi własnymi rzecznikami i obroń­cami, nie pojedynczo, ale zgrupowani, nie w odosobnieniu, ale w jedności z naszymi białymi przyjaciółmi. W tocząc'ej się dziś do­niosłej wralce o wolność i równość, właściwe, słuszne i ważne jest, by w naszych szeregach zjawili się autorzy i redaktorzy jak również i mówcy, ponieważ dopiero ludzie o takich kwalifikacjach oddadzą nasze/ sprawie najtrwalszą usługę“.

Ta sama słabość, rezygnacja z całkowitego równouprawnie­nia Murzynów, wyjaśnia decyzję, jak^ powzięła większość o roz­wiązaniu Amerykańskiego Towarzystwa do Walki z Niewolni­ctwem w maju 1865 r., kiedy stało się jasne, że niewolnictwo przestanie istnieć. Murzyńscy delegaci na ten zjazd, między innymi Robert Pums i Frederick Douglass, sprzeciwiali się takiej decyzji. Podkreślaii oni, że statut organizacji przewidywał walkę nie tylko

z niewolnictwem, ale i z dyskryminacją, i twierdzili, że .sani akt przyznania wolności Murzynom daleki jest jeszcze od jej praktycznej

realizacji zarówno-na Południu, jak i na Północy. „Dopóki mówił

Douglass — Murzyni na Południu nie będą mieli całkowitej politycz­nej, ekonomicznej i społecznej równości, dopóki nie znikną ślady niewolnictwa w całym kraju, stowarzyszenie, którego celem było wywalczenie tej równości, musi nadal istnieć i walczyć. Niewolnictwo miałó bardzo w'iele form i zdarzyć się może, Iź przyjmie jeszcze ja­kąś inną formę, toteż lepiej, byśmy wszyscy poczekali, jaki kształt ten prastary potwór tym razttn przybierze, w jakiej ukaże się skórze“.

Gdy zdamy sobie sprawę, że apel ten nie przekonał większości nawet tak postępowego ugrupowania jak Amerykańskie Towarzystwo do Walki z Niewolnictwem, to stanie się jasne, że fakt, iż ludzie postępowi nie rozumieli kluczowego znaczenia kwestii murzyńskiej, ogromnie zaciążył na Powojennej Odbudowie

Ta sama słabość zaciążyła nad ruchem robotniczym od samych jego początków. Po Wojnie Domowej2, która przyniosła wyzwolenie

Murzynom, umocniła burżuazyjną demokrację, zjednoczyła narócl i przyczyniła się do gwałtownego rozwoju przemysłu, ruch związ­kowy również uczynił ogromny krok naprzód. Ale od samego począt­ku właśnie Murzyni najwyraźniej dostrzegali i podkreślali koniecz­ność jedności i w obronie tej jedności zwalczali każdy przejaw szowinizmu.

Strajk na Południu, jeden z pierwszych po Wojnie Domowej, może być tego najlepszym przykładem. W roku 1866 biali murarze z No­wego Orleanu wystąpili z żądaniem podwyżki płac.

Strajk nié udał się, a nie udał się dlatego, że biali robotnicy przesiąknięci szowinizmem nie uznali „swych kolorowych towarzy* szy... za ludzi sobie równych“.

Ten sam motyw powtarzał się niejednokrotnie w historii pierwszej federacji związków zawodowych na Południu, w Narodowej Unii Robotniczej, założonej w 1866 roku, której pierwszym przewodniczą­cym był William H. Sylvis. Obok niezwykłych zalet: wysokiej świadomości klasowej, ogromnej energii, prawości charakteru i du­żych zdolności organizacyjnych, miał Sylvis jedną wadę, która prze­kreślała wszystkie jego zalety: był białym szowinistą,

To samo dotyczy zresztą całej Narodowej Unii Robotniczej. W latach 1866—1868 nie przyjmowała ona do swych szeregów Murzynów, choć sprawa ta została postawiona przez niezależne ro­botnicze organizacje murzyńskie wzywające do jedności. Były one świadome potrzeby utworzenia takiej jedności, uznawanej zresztą za konieczną także przez niektórych białych przywódców związkowych. Wreszcie pod wpływem zrozumienia tej konieczności, która zmusiła w 'końcu samego Sylvisa do wysunięcia propozycji stworzenia jed­ności murzyńsko-białej, 9 Murzynów zasiadło pośród 142 de­legatów na zjeździe Narodowej Unii Robotniczej w roku J869. Murzyni ci reprezentowali takie zawody, jak: pomocników murarskich, giserów, robotników kolejowych i malarzy. Na czele ich stał naj­większy w historii działacz murzyńskiego ruchu związkowego, malarz okrętowy z Baltimore, Isaac Myers.

18 sierpnia 1869 roku, przemawiając w imieniu wszystkich dele­gatów murzyńskich na zjeździe w Filadelfii, Isaac Myers złożył jedno z donioślejszych oświadczeń w historii Ameryki. A jego prze­mówienie, jak podawał nowojorski „Times“, zostało „wysłuchane z najgłębszą uwagą i w kompletnej ciszy“.

„Panowie! — zaczął. — Potężna i dalekosiężna jest rewolu­cja rozpoczęła przez was, gdy ujęliście dłoń robotnika koloro­wego mówiąc mu, że jego sprawy są wspólne i wam, że i on powinien .mieć te same szanse w walce o byt“. Jedność oparta na mocnej podstawie równości — oto zasadniczy sens przemó­wienia Myersa. Bo tylko jedność może zagwarantować siłę amerykańskiego ruchu związkowego. „Mówię dziś — końęzyl

— w imieniu wszystkich kolorowych łudzi całego kraju, od Wielkich Jezior aż po Zatokę Meksykańską, od Atlantyku po Ocean Spokojny, w imieniu ludzi gór, dolin i równin. A to, czego żądają Murzyni — to możność posiadania równej szansy, której nie zechcecie im odmówić. Chcą oni, byście wy i oni żyli w pokoju i haTmonii. byście wy i oni razem wywalczyli robotni­kom tego kraju takie wynagrodzenie za pracę, które by zapew­niło dostatnie życie rodzinom, możność* kształcenia dzieci i odłożenia dolara na cięższe dni i spokojną starość. Niewolnictwo i praca niewolnicza, które były główną przyczyną upośledzenia białego robotnika, już nie istnieją. I powodem mojej dumy jest fakt, że i my przyczyniliśmy się do zrzucenia łańcuchów, które jednym końcem skuwaly nasze nogi, a drugim były zarzucane na wasze szyje'*.

Pod wpływem tego przemówienia, zjazd przyjął proponowane re­zolucje i wybrał organizatorem 1 Murzyna. Ale rezolucje nie weszły w życie. Toteż wkrótce potem, Murzyni pod przewodnictwem Myersa zwołali własny zjazd Narodowej Unii Robotników Kolorowych w Waszyngtonie, w dniach od 6— 10 grudnia 1869 roku, W zjeździe wzięło udział ponad 200 delegatów organizacji murzyńskich i mu­rzyńskich związków zawodowych z dwudziestu trzech stanów, w tym z jedenastu południowych. W odezwie skierowanej do narodu amery­kańskiego z całym naciskiem podkreślali, że protestują przeciwko „dyskryminacji narodowości, płci i koloru skóry“. „Każdy ruch zwią­zkowy— twierdzili — oparty na takiej dyskryminacji... musi się okazać bezsilny“. Dyskryminacja będzie dlań „samobójstwem“, po­nieważ pogłębiać będzie „niezgodę i rozbicie, które w przeszłości

zapewniły bogactwu przewagę nad ludźmi pracy". Manifest zwraca! się ii«» licznych irhmcI/.Kirh, nitmieckich I chińskich robotników, robotników fabrycznych z Północy i do białej biedoty z Południa

— mężczyzn i kobiet -- do wszystkich pracujących, którym od dawna „wpajano fałszywe przekonanie“, że w ich „interesie leży żywienie nienawiści i prześladowanie robotników pochodzenia afrykańskiego*'.

Ten apel podwójnie wyzyskiwanych i dlatego podwójnie swe po­niżenie odczuwających robotników murzyńskich sprzed osiemdziesię* ciu lat mógłby i dziś być wystosowany do większości amerykańskiego ruchu związkowego.

Organizowany bezpośrednio po Wojnie Domowej ruch związkowy zawiódł, a jedną z przyczyn tego był wpływ rasistowskiej mentalności 'na członków» organizacji robotniczych.

Podobne były dzieje następnej wielkiej organizacji robotniczej w historii amerykańskiej: „Rycerzy Pracy” *. Tym razem jednak osią­gnięto dużo wyższy pozirm jedności Murzynów i białych, niż w daw­nej Narodowej Unii Robotniczej. Organizacja „Rycerze Pracy“ zostafa założona na kongresie w roku 1869, który odbył się tajnie z powodu wrogiego nastawienia i prześladowań ze strony pracodawców. Wy­rosła ona i prowadziła niepewny żywot przez lata „długiej depresji“ (1873 — 1879) 2, po czym rozminęła się wspaniale w następnym dziesięcioleciu. Organizacja ta, świadoma klasowo w latach najaktyw­niejszej działalności, walcząca, skupiająca robotników przemysłowych, chętnie przyjmowała do swego grona kobiety i Murzynów, a w poło­wie lat osiemdziesiątych liczyła ckoło 650 tys. członków.

Tak więc, choć organizacja ta nie zerwała może całkowicie z rasistowskim sposobem myślenia i postępowania, to jednak skupiała około 70 tys. Murzynów i Mulatów. Fakt, że co najmniej 10% człon­ków stanowili Murzyni, podczas gdy w stanach stanowili oni około 13% całej ludności — przy czym większość pracowała w rolnictwie jako służba domowa i w innych zawodach nie objętych organizacjami

robotniczymi — dobrze świadczy o wysokim stopniu jedności osiągnię­tym przez „Rycerzy", i o tym, jak chętnie wstępowali Murzyni do związków zawodowych.

W październiku ]8HG r. pewien Murzyn nowojorski pisał:

„Otrzymałam lisi od kolorowego ze .stanu Georgia z zapyta­niem, czy kolorowi mogą być członkami związku „Rycerzy", a miałem i inne listy podobnej treści od ludzi mojej rasy... Moja odpowiedź jest: tak ... Ja sam należę do organizacji, która w większości składa się raczej z białych, i cieszę się w ni<*j du­żym zaufaniem ... Zwracam się więc do mego ludu: pomóżcie sprawie robotniczej. Zwracam się dalej do kolorowych: organi­zujcie się ... Musimy wykorzenić przesąd rasowy, który jest tak na rękę kapitałowi. Weźmy się do pracy po męsku, a nasze będzie zwycięstwo".

Ida Fi. Wells, odważna dziennikarka murzyńska z Memphis, pisała w początkach 1887 roku o zebraniu organizacji „Rycerzy", którego była świadkiem:

„Zauważyłam, że witano każdego wchodzącego, a każde; kobie­cie bez różnicy koloru skóry podsuwano krzesło z uprzejmością, jaką na ogól okazywano w tym mieście tylko białym kobietom. Było to pierwsze zebranie w tym mieście, na którym bez względu na kolor skóry odnoszono się do wszystkich z jednakowym sza­cunkiem. Widząc to, mogłam słuchać wypowiedzi o prawdzie i sprawiedliwości z większą wiarą, niż jako «miedź dźwięczących i jako cymbał grzmiących» słów pastora, choć rozlegały się one w poświęconym domu i w związku ze słowem Bóg".

Niemniej jednak tendencje dyskryminacyjne istniały w szeregu organizacji, a wielu spośród czołowych przywódców zachowywało się w tej sprawie oportunistycznie. Stosunek do kwestii murzyńskiej był równocześnie najlepszym sprawdzianem stosunku do taktyki kom­promisu, która w obliczu rozwijającego się monopolistycznego kapitału zdobywała sobie coraz więcej zwolenników wśród „Rycerzy".

» Typowym przykładem zgubnych zmian zachodzących w polityce związku był list napisany w łecie 1887 r. przez murzyńskiego robotni« '<a z pittsburskiej stalowni. Dokument ten jest tak charakterystyczny, że przytoczę tu z niego dłuższy fragment.

„Ponieważ trwa teraz strajk w stalowni „Czarny Diament", gdzie zatrudnionych jest wielu robotników mojej rasy, ludzie kolorowi okazują głębokie zainteresowanie dla jego ostateczne* go wyniku. Jak dotąd, niewielu tylko kolorowych wzięło udział w tym strajku, toteż uważani są za bardzo niemądrych Lecz trzeba wiedzieć, ze nasi biali bracia zrzeszeni w związku „Ry­cerzy“ zorganizowali strajk bez pytania nas o zdanie, a teraz wzywają, byśmy się do nich przyłączyli i pomogli im otrzymać żądane podwyżki plac... Ale skorośmy nie byli brani pod uwagę przy rozpoczęciu strajku i skoro biali myśleli, że i bez naszej pomocy nie będą mieli żadnych trudności w otrzymaniu tego c?^go praęna, pcda5emv w wątpliwość szczerość i uczci­wość ich wezwania ... Nie jestem przeciwnikiem organizacyj robotniczvch. Niech Bóg broni, bym miał być im nrzeciwnv. edv ich członkowie są uczciwi, sprawiedliwi i prawi! Ale kiedy przy­łączam się do jakiegoś towarzystwa, to chcę mieć naprawdę pewność, że będę traktowany sprawiedliwie... Jeśli biali ro­botnicy podadzą rękę kolorowym i przekonają ich, że będą względem nich uczciwi, i nie zdradzą przymierza, to kolorowy będzie z nimi zawsze i wszędzie. Bo nie masz pod słońcem lu­dzi, w których piersiach wierniejsze biłoby serce niż w piersiach Murzynów“.

Stosunki panujące w większości dzisiejszych amerykańskich związków zawodowych potwierdzaj słuszność słów lisłu murzyńskie­go hutnika, który pisze w roku 1887: ,Jeśli bioli robotnicy podadzą rękę kolorowym i przekonają ich, że będą względem nich uczciwi i nie zdradzą przymierza, to kolorowy będzie z nimi zawsze i wszędzie Kończąc niniejszy krótki przegląd wałki, jaką toczyli Murzyni z białym szowinizmem w łonie dwóch największych ruchów ludowych w naszej historii, jeszcze raz z naciskiem podkreślam, że artykuł ten nie zgłębia całej problematyki. Badając biały szowinizm musimy sięgnąć aż do jego najwcześniejszych przyczyn społeczno-gospodar­czych i odsłonić pochodzenie i rozwój jego niezliczonych objawów.^ Musimy zbadać wpływ tego szowinizmu na całokształt życia ame­rykańskiego i rzucić nowe światło na wszystkie ważniejsze wyda­rzenia w naszej przeszłości. Takie studium przyczyni się do głębszego zrozumienia Rewolucji, Wojny Domowej, Powojennej Odbudowy, licz­

nych ruchów trzeciej partii, zwłaszcza ruchu populistów1, walki o pra­wa dla kobiet, walki z imperializmem o zwycięstwo socjalizmu.

Biały szowinizm jest specyficznie amerykańskim narzędziem impe- rializmu. A imperializm ten jest z kolei główną twierdzą światowej reakcji. W ten sposób wałka z szowinizmem prowadzona przez partię komunistyczną nabiera znaczenia ogólnoświatowego. W czasie Wojny Domowej życie narodu zależało od przymierza Murzynów i białych i dziś nadal pozostaje aktualna ta sama prawda, z tym, że powszecfi- na walka z faszyzmem i z wojną również wymaga tego samego przy­mierza Murzynów i białych. Zupełnie oczywisty jest wynikający stąd obowiązek walki, spoczywający przede wszystkim na szerokich masach białych Amerykanów. Od sukcesu osiągniętego na drodze jedności Murzynów i białych załeży w dużej mierze trwały po* kój światowy i postępowe 2miany w naszym kraju w kierunku demo­kracji i socjalizmu.

WILL HAYETT

WALKA O W1LLIE McGHE

„Południowiec“' (o nazwa motorowego pociągu o kształtach opły­wowych. .Ma on miękkie foiele z opuszczanym oparciem, osobny wa­gon dla Murzynów, urządzenia służące do regulowania temperatury i megafony do zapowiadania nazw stacji.

W głośniku szczęknęło.

„Za chwilę będziemy w Laurel, Missisipi —zaczął słodki"głosik. Spikerka ogłaszała nam przez całą drogę jedno miasto po drugim. — Laurel liczy około 40 tys. mieszkańców i jest centrum przemysłowym stanu Missisipi. Tutejsza fabryka Masona jest największym zakładem w' całym stanie. Pięćdziesiąt procent produkcji Laurę] eksportuje się poza stany południowe...“

Znudzeni i zmęczeni podróżą pasażerowie nie zwracali uwagi na ie informacje. Sięgnąłem po walizkę. Pomyślałem, że mógłbym na­pisać dla spikerki tekst, który na pewno wyrwałby pasażerów z drzemki:

„Za chwilę będziemy w Laurel, Missisipi. Pięćdziesiąt procent tu­tejszej ludności—to Murzyni. Nie jest to już oczywiście dawne Po­łudnie i nie tak często stosujemy przestarzały lincz. Teraz nasze obo­wiązki przejęła policja i sędziowie.

\Veźmy dla przykładu przypadek Williego McGee. Może już słysze­liście o nim? Zdarzyło się to właśnie tu, w Laurel. Naturalnie gwałt! Cóż by mogło być innego? Stacja Laurel, Missisipi. Pięćdziesiąt pro­cent produkcji Laurel wychodzi poza stany południowe. Rozumiem, uczycie się, jak farn, na Północy, trzeba trzymać ich na właściwym miejscu ..

Pociąg zatrzymał się. Wyszedłem z wagonu wprost w gorąco bu­chające jak z pieca. Po lewej stronie majaczyły kominy fabryki Ma­sona. Po bocznicy toczył się parowóz ciągnący lory załadowane drewnem. Zostawiłem walizkę w przechowalni i wyszedłem na ulicę.

Przez miasto przebiegają tory linii Southern Railway. Po ich prawej stronie znajduje się dzielnica handlowa i „białe“ miasto. Po lewej ciągną się dawno nie malowane, zmurszałe drewniane chałupy. Na podwórkach przed domami bawiły się w gliniastym pyle murzyń­skie dzieci. Wyciągnąłem notes i sprawdziwszy adres matki Williego McGee spytałem murzyńskiego wyrostka o drogę.

— Pan jest z Kongresu Praw Obywatelskich, niech pana Bóg błogosławi! Proszę, proszę, niech pan wejdzie!

Rozsunęła podartą matę wiszącą w drzwiach i wszedłem do wnę­trza rudery. Wiedziałem, że obserwują mnie zewsząd ciekawe oczy sąsiadów.. Pod bosymi stopami gospodyni trzeszczały deski podłogi, gdy niosła mi krzesło z drugiego końca pokoju. Była to t£ga ko­bieta, a na szerokiej twarzy widać było ślady życia spędzonego na gotowaniu, praniu i wychowywaniu dzieci.

— Rosalee mówiła mi, że pan na pewno przyjedzie. Nawet mi opisała, jak pan wygląda, tak że od razu pana poznałam. Widzi pan, nas tu nachodzą rozmaici biali i bez końca zadają pytania. A ten wasz pan Patterson pisał mi, żebym nie rozmawiała z obcymi. Od chwili gdy zaczęliście nam pomagać, są wściekli. Niech was Bóg błogosławi!

Krążyła koło mnie, jakbym był kimś bardzo drogim jej sercu. Wy­cierała spocone czoło, nerwowo miętosiła w ręku chustkę.

— Widziałam Williego w sobotę — powiedziała. — Pojechałyśmy z Rosalee autobusem do Jackson. Podał nam kilka nazwisk, tak jak pan sobie tego życzył.

Podeszła do szafy i wydobyła z szuflady notes.

— Tu są podane przezeń nazwiska tych, którzy wiedzą coś o nim i o pani Hawkins.

Podała mi kartkę papieru. Była coraz bardziej zdenerwowana.

— Czy to dobrze, że ja przyszedłem tu do pani?... Mam na myśli pani sąsiadów.

— Sąsiedzi to nasi przyjaciele. Z wyjątkiem kilku białych: pobor­ców podatkowych, inkasentów komornego i agentów ubezpieczenio*

wych, którzy cały dzień wtoczą się tam i z powrotem po naszej ulicy. Ale może pan być spokojny. Niech pan zaczeka chwilkę, pójdę tylko po mego brata. Chcę, żeby i on usłyszał, co nam pan powie.

Wyszła do kuchni, a stamtąd na podwórze za domem, skąd do­chodził odgłos rąbania drzewa. Po chwili wróciła do pokoju prowa­dząc wysokiego mężczyznę o siwych włosach i rysach twarzy jakby wykutych w kamieniu. Niósł on naręcze drzewa, które złożył kolo pieca kuchennego. Umył następnie ręce i wszedł do pokoju.

— To mój brat, McGee. A to pan z Kongresu Praw Obywatel* skich, który przybył, aby nam pomóc. — Przedstawiła nas sobie. Znów otarła czoto.

— Moja siostra McGee jest chora ze zmartwienia — odezwał się mężczyzna.

— To ciśnienie krwi — tłumaczyła kobieta, znów ocierając czoło.

Oboje zamilkli czekając, co powiem.

—Otóż chciałbym wam powiedzieć, co nam wypadnie robić — zacząłem.

Oboje pochylili się do przodu usiłując spojrzeć mi w oczy, aby wy­czytać w nich to, czego nie chciałbym ewentualnie powiedzieć.

Wyjaśniłem, że przeprowadzę dochodzenie w Laurel i Jackson. Sprawa musi przejść przez jedną, a potem przez drugą instancję. Wy­słuchali mnie uważnie i cisza zapanowała w pokoju.

— Jesteśmy panu wdzięczni za jego wysiłki. A ja będę się modli­ła przez cały czas — powiedziała spokojnie pani McGee.

— Proszę przyrzec mi jedno — nalegałem — żeby pani nie za­pominała, jak uratowaliśmy jej syna poprzednim razem, dosłownie w ostatniej chwili. Musi mi pani przyrzec, że nie straci nadziei.

— To prawda. Ma pan rację — poparł mnie gorąco pan McGee.— Przypomnij sobie, jak to było zeszłym razem.

— Wówczas straciłam zupełnie nadzieję — nieśmiało przyznała się pani McGee. — Modliłam się stale za niego, ale w głębi serca1 to nadziei nie miałam. Tym razem już będę wierzyć... na pewno...

— Tamtego wieczoru była prawie umierająca — rzekł brat. McGee podjęła opowiadanie:

— Po pożegnaniu się z Willim w więzieniu udałam się do domu. Kiedy już byłam na ulicy, serce raptem odmówiło mi posłuszeństwa i upadłam. Podnieśli mnie, odprowadzili do domu, położyli na łóżku.

Czekałam, aż nadejdzie śmierć. Dopiero gdzieś około jedenastej przy­biegł sąsiad. Powiedział, że słyszał przez radio, że Willie jest urato­wany. Nigdy już się nie załamię. Przysięgam.

— Słusznie. Pan ma rację. Nie wolno się poddawać — dodał brat McGee.

* *

Wielebny Tucker jest człowiekiem litościwym. Mówi spokojnie, jest dobrze wychowany — prawdziwy południowy gentleman i sługa boży. Ale ledwie wyszedłem za próg, zawiadomił policję.

Ów dobry pastor mieszka naturalnie po drugiej stronie torów. Są tam szerokie zieleńce, rosną okazałe wiązy i krzaki mimozy. Wznoszą się piękne domy. Wielu spośród najwyższych urzędników miasta na­leży do Pierwszego Kościoła Prezbitoriańskiego, którego pastorem jest wielebny dr Grayson L, Tucker. Ten uczciwy obywatel dumnie oświad­czył mi, że jest przyjacielem gubernatora Wrighta. Faktem jest, że rozmawiał z gubernatorem o sprawie McGee zaledwie na kilka dni przed moją wizytą. A może gubernator z nim rozmawiał? Pani Haw- kins, ofiara „gwałtu“, jest członkiem kościoła prezbiteriańskiego. Wy­brałem się cło wielebnego, by poprosić go o pomoc w uratowaniu nie­winnego McGee od elektrycznego krzesła. Chciałem, żeby pomówił z panią Hawkins. Może jemu powie nareszcie prawdę? A może już powiedziała?

Wytłumaczyłem, jak mogłem najlepiej, dlaczego Kongres Praw Obywatelskich broni McGee, dlaczego cala historia z gwałtem jest mocno podejrzana oraz co wiemy o prawdziwym przebiegu sprawy.

Dr Tucker miał gotową odpowiedź. I dał ją bez zmrużenia oka. Odpowiedź zaskakującą. Odnoszę po prostu wrażenie, że wielebny powiedział więcej, niż zamierzał.

— Wiem, że krążą po Laurel plotki, jakoby pani Hawkins była nieco nienormalna pod względem seksualnym i z Willim McGee żyła już od pewnego czasu — rzekł wielebny. — Rozmawiałem z nią jed­nak i ona twierdzi, że nie ma w tym słowa prawdy...

Tucker nie miał już ochoty do dalszej rozmowy na ten temat.

Nie omieszkał mi naturalnie powiedzieć, że jest przeciwny karze śmierci.

— Zatem zwróci się pan do gubernatora o zastosowanie prawa laski? — zapytałem.

— Rozmawiałem już z gubernatorem.

— Prosił pan o wstrzymanie egzekucji?

— Nie, mój panie. ^

— Ależ powiedział pan przed chwilą, że jest pan przeciwny karze śmierci...

Wielebny podniósł się.

— Nie chcę już o tym więcej mówić — rzekł ochrypłym głosem.

W przedpokoju odzyskał już spokój.

— Cenię pańską pracę, pański wysiłek dla sprawy, którą uważa pan za słuszną — mówił głosem, którym zapewne wygłaszał niedziel­ne kazania — ale niech pan nie zapomina, że Chrystus umarł na krzyżu niewinnie.

* *

* '

Klinika Boone`a jest prywatnym zakładem leczniczym w Laurel. Jest to nowoczesny budynek, świetnie wyposażony i lśniący czystością. Gabinet lekarski jest cichy i równie elegancki jak sam lekarz. Dr Boone mówi jak człowiek, który przeczytał wszystkie pięknie wy­dane książki wypełniające półki jego biblioteki. Miody naukowiec był, jak to wnet pojąłem, przedstawicielem nowego Południa. Rozmowa na­sza była przyjacielska, swobodna, pełna uprzejmości. Żałował, że nie widziałem go w roii pisarza, przeprowadzającego studia na terenie stanów południowych. Nie wspominałem jeszcze nic o Willim McGee. Nie wyjaśniłem jeszcze celu mej wizyty. Kilka dni spędzonych na Po­łudniu nauczyło mnie, jakie znaczenie ma taka swobodna, lekka roz­mowa wstępna.

W pewnym momencie powiedziałem nagle:

— Interesuje mnie sprawa McGee, doktorze. Sądzę, że wzywano pana do pani Hawkins bezpośrednio po popełnionej „zbrodni“. Jed­nakże nie składał pan zeznań. Cóż pan stwierdził?

Maska uprzejmości i wszelkiej ogłady spadla nagle z twarzy doktora.

— Niech mnie diabli wezmą, jeśli czarny nie jest winny! Omył­ka? Była! Trzeba było tego pieskiego syna powiesić pięć lat temu!

Trzeba zrozumieć takiego człowieka jak ów lekarz. Nie byl on jeszcze wtedy w Laurę!, gdy moiloch linczował Murzyna, Działo ?ię lo w roku 1935. Murzyna obiańo benzyną i podpalono. Nie znaleźli- byśmy go również wśród pijanego tłumu, który w roku 1934 upolował starego murzyńskiego farmera, podziurawił go kulami jak sito, a póź­niej nożami wycinał z trupa kawałki ciała na pamiątkę. On sam nie wydobywałby biciem zeznań % Williego McGee. Oni to za niego robili. On był człowiekiem nauki. Człowiekiem kulturalnym. Na ścia­nach wisiały dyplomy.

— Czy pan, doktorze, badał panią Hawkins owej nocy?

— To biedna kobieta. Była w okropnym stanie.

— Czy były jakiekolwiek ślady popełnionego gwałtu?

— To biedna kobieta. Płakała histerycznie.

— Czy były ślady popełnionego gwałtu? Czy badał ją pan?

— Oczywiście, że nie! Nie mam wcale ochoty, by mnie ciągano po sądach jako świadka w podobnej sprawie. Powtarzam tylko, że była w okropnym stanie. Płakała histerycznie. Biedna, nieszczęśliwa kobieta. Wysłałem ją do szpitala w Hattiesburgu. Dr Cook na pewno zajął się nią troskliwie.

— Wysłał ją pan o trzydzieści mil stąd?

— Do diabła ^ tym wszystkim! Nie chcę być wplątywany w tę całą sprawę.

Wyszedłem od lekarza. Po drodze wstąpiłem na szklankę coca- cola. Gdy wychodziłem, mijający mnie Murzyn szepnął: — Sie­dzą pana.

Dicey jest członkiem CIO1, Kongresu Organizacji Przemysło­

wych. Jest przewodniczącym oddziału nr 443 Związku Zawodowego Robotników Przemysłu Drzewnego.

Udałem się do jego biura w lokalu związku, by porozmawiać z nim o sprawie McGee, który w roku 1943 pracował w fabryce Ma­sona. Gdy tylko wspomniałem o celu mojej wizyty, kroplisty pot wy­stąpił na czoło pana Diceya.

— Willie McGee? — wyszeptał, jakby bojąc się, że może go usły­szeć pan Mason.

— Willie McGee — powtórzyłem. — Zna pan oczywiście jego sprawę.

— Ja nic o niej nie wiem.

Podałem mu artykuły z pisma „Compass" dotyczące tej sprawy.

Wziął je do ręki i ostrożnie odłożył na bok, jakby miał je naj­pierw poddać badaniu rentgenologicznemu.

— Ja nic o tej sprawie nie wiem — powtórzył.

Opowiedziałem mu więc o niej.

— Ja nic nie wiem. Przykro mi, ale naprawdę jestem zajęty. Już nawet spóźniłem się na zebranie stewardów. Poza tym muszę panu powiedzieć, że nic nie chcę wiedzieć o McGee. On nawet nie należy do naszej organizacji. Oni są w pododdziale. My nawet nie wpusz­czamy ich do naszego budynku.

Wychodząc zobaczyłem na korytarzu drzwi do ubikacji. Przy­pomniałem sobie rysunki przedstawiające lokal CIO w jednym ze stanów południowych, gdzie nad drzwiami były napisy: „Dla bia­łych“, „Dla kolorowych *. W tym lokalu była jedna ubikacja, bo... „my ich nawet nie wpuszczamy..

Domyślam się, że po moim wyjściu pan Dicey, mimo że był tak zajęty, znalazł jednak chwilkę czasu na rozmowę telefoniczną, bo na­stępnego dnia przeczytałem w gazecie o mojej z nim rozmowie. To już nie małomówny Dicey podał takie oto dumne i „patriotyczne“ oświadczenie: „Powiedziałem memu gościowi, że CIO nigdy nie stara się oddziaływać na wymiar sprawiedliwości w naszym kraju i nigdy nie uczestniczy w żadnych akcjach popieranych przez komu­nistów“.

W tydzień później, kiedy gubernator Wright i prasa stanu Missisipi podżegały tłumy przeciwko delegacji Kongresu Praw Obywatelskich interweniującej w sprawie McGee, J. E. Dicey, przewodniczący oddziału nr 445 Związku Zawodowego Robotników Przemyślu Drzewnego

(CIO) depeszował do gubernatora—reakcjonisty: „Wszyscy funkcjo­nariusze i egzekutywa oddziału nr 443 wyrażają panu swoje uznanie za stanowisko zajęte przez pana w sprawie McGee i wobec inter­wencji delegatów Kongresu Praw Obywatelskich, czyli, w danym wypadku» czołowej organizacji komunistycznej“.

W Jackson przygotowywano przenośne krzesło elektryczne W ga­zetach ukazywały się fotografie Williego McGee: „Trzykrotny gwałci­ciel umrze 27 lipca!“

W Laurel, Trey Hawkins, mąż kobiety, która zmyśliła całą historię, napadł na obrońcę oskarżonego, Johna R. Poole, w chwili gdy na tabli­cy przed gmachem sądu chciał umieścić skargę apelacyjną.

Pod opieką Kongresu Praw Obywatelskich i Międzynarodowego Związku Robotniczego1 Rosalee McGee z poświęceniem objeżdżała gorączkowo stany północno-wschodnie, organizując masowy protest, który uratowałby życie jej męża.

Tysiące depesz napływały co dzień do biura gubernatora Wrighta, który cynicznie pokazywał je prasie jako dowód, że komuniści uknuli spisek przeciwko prawu stanowemu.

Depesze z całego kraju domagały się: „Uwolnijcie McGee!“ Depesze napływały od stowarzyszenia emerytów stanu Ohio, od związ­ków zawodowych, od oddziałów Krajowego Stowarzyszenia Emancy­pacji Ludów Kolorowych, oddziałów Kongresu Praw Obywatelskich. Rozmaite Kościoły i sekty nadsyłały zawiadomienia o modłach i nabo­żeństwach odprawianych na intencję uwolnienia Williego. Od wypusz­czonego niedawno na wolność Pattersona nadszedł telegram następującej treści: „Nie znam Williego McGee, ale jestem pewny, że jest on niewinny i nie popełnił zarzucanego mu przestępstwa. My, robotnicy, musimy uczynić wszystko, co w naszej mocy, by uratować naszego czarnego towarzysza pracy, z którym dzieliliśmy wspólnie smutną dolę“.

Głosy protestu napływały z całego świata. Od Martina Andersena Nexo, od 33 tys. członków fińskiego Związku Młodzieży Demokratycz­nej, z Anglii, z Czechosłowacji, z Polski, z Francji, od Światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej, od ośmiu masowych organizacji

chińskich reprezentujących miliony członków, Sprawa McGee ukaza­ła w jaskrawym świetle prześladowanie narodu murzyńskiego w ra­sistowskiej Ameryce.

Kongres Praw Obywatelskich ogłosił, że w dniu 25 Npca w Jackson zbiorą się delegaci dziesięciu stanów, aby powziąć rezolucję wzywa­jącą gubernatora Wrighta do wstrzymania wykonania wyroku.

„Gubernator ostrzega molłocli, żeby pilnował własnych spraw“ — krzyczały nagłówki gazet.

Tracący nerwy pieniacz, redaktor dziennika „Daily News“ w Jack­son, szalaI z wścieMości n<i wyrafinowane łajdactwo, niesłychaną

bezczelność, zuchwałość i bezprzykładną arogancję“.

Nieco później ukazał się artykuł, który jawnie nawoływał do roz­ruchów:

,,P/> kiego diabla jechać na Koreę, by zabijać komunistów, gdy dobrze polować na nich można na swoim podwórku?"

Hodding Carter, laureat nagrody Pulilzera, lak zwany liberał z Południa, bezwstydnie przyłączył się do nagonki, pisząc w ten sposób w dzienniku „Democratic Times" wychodzącym w Delcie: „Zgadzamy się ze zdaniem gubernatora, który powiedział delegatom Kongresu Praw Obywatelskich, że nie będzie tolerował komunistów wtrącających się w sprawy sądownictwa stanowego“.

Postawiono na nogi całą policję stanową, straż ogniową i Legion. Nie słyszałem tylko, przyznam się, o skautach. Szeryf z Laurel poczynił wszelkie niezbędne kroki, aby „udaremnić ewentualną próbę Kongresu Praw Obywatelskich wykradzenia Williego McGee z więzienia“.

„Mądrej głowie dość dwie słowie — powiedział prasie gubernator,

— Obcy niech lepiej siedzą w domu i pilnują własnych spraw“.

Ale prawdziwi Amerykanie przybyli. Trzydziestu delegatów z dzie­sięciu stanów' - wśród nich ]><>łowa kobiet. Po raz pierwszy od czasów populistów Południe ujrzało demokrację. Na jeden wprawdzie, krótki dzień, ale dzień, który wiele nauczył białych i czarnych obywateli Mis­sisipi.

Salę sądową stanowej Izby Reprezentantów wypełnił podniecony tłum. W pobliżu ław sąd«wvch panował nieopisany tłok. Nastrój tłumu był wrogi. Tu i ówdzie w1idać było na sali członków Legionu.

W pierwszym rzędzie, przed mikrofonem, zasiadł gubernator Fiel­ding Wright. W śnieżnobiałym garniturze, niedawny kandydat republi­kanów na wiceprezydenta, uśmiechał się do reporterów i fotografów. Obok niego siedział najwyższy sędzia stanowy, prokurator generalny

i inni przedstawiciele władz stanowych.

Naprzeciw gubernatora zasiedli obrońcy. Wśród nich było pięć kobiet. Obecność tych dzielnych białych kobiet doprowadzała do wściekłości zebrane tłumy.

Pierwszy zabrał głos Aubrey Grossman, prokurator z Kalifornii, nowoobrany sekretarz Kongresu Praw Obywatelskich,

Trzy poprzednie proefesy McGee były prawdziwą farsą. W tym pro­cesie oskarżony jest stan Missisipi. Winę ponosi system dyskrymi­nacji rasowej.

„Dawny sposób linczowania Murzynów zastąpiono linczo­waniem noszącym pozory prawa — oświadczył Grossman. — Gdy na Południu oskarża się jakiegoś Murzyna o popełnienie gwałtu, to w całym kraju wypadek taki spotyka się z ogólnym niedowierzaniem“.

Gubernator nerwowo obracał w ręku ołówek, zaciskał wargi, a uśmiech zniknął z jego twarzy.

„Wypadki podobne do rozpatrywanego — ciągnął dalej Grossman wypływają z systemu dyskryminacji stosowanego wobec Murzynów w stanie Missisipi. Łączy się to z faktem, że choć Murzyni stanowią 48% ludności Missisipi, to jednak tylko minimalny ich procent upraw­niony jest do głosowania ..

Najwyższy sędzia nachylił się do gubernatora i szepnął mu coś do ucha.

— Nie niamy zamiaru wysłuchiwać pańskich uwag na temat naszych praw — wrzasnął do mikrofonu gubernator.

Grossman mówi! dalej nieco podniesionym głosem. — „Nie jest przypadkiem, że stan, który chce skazać na krzesło elektryczne niewin­nego Murzyna, jest reprezentowany w Kongresie przez senatora Ran* kina, który znany jest ze swych oszczerczych i obelżywych antymurzyńskich wystąpień“.

Tłum zafalował. Legioniści z niedowierzaniem spoglądali po sobie. Ale były to dopiero pierwsze ciosy. Posiedzenie trwało. Następnie przemawiał Sid L. Ordower z Chicago, były komentator radiowy i kan­dydat na senatora z ramienia Partii Postępowej stanu Illinois. Ordo-

4♦

51

wer opowiadał, jak dowodził jednostką wojskową w Niemczech, zło­żoną z Murzynów i białych.

„Walczyliśmy ramię przy ramieniu, a biali południowcy z mojego oddziału przekonali się, że biały i Murzyn mogą razem walczyć i pra­cować. Proces taki, jak dzisiejszy, ma na celu pogłębienie przepaści między Murzynami i białymi“.

2 kolei przemówiła pani Winifred Feise z Nowego Orleanu, matka dwojga dzieci, która zbijała tezę oskarżenia.

„Czytałam zeznania pani Hawkins. Powiedziała, że w chwili napaś­ci leżała w łóżku ze swym chorym dzieckiem. Dlaczego nie podniosła krzyku, skoro w sąsiednim pokoju znajdował się jej mąż? Zastanowiło mnie to. Czyż ja dałabym się zgwałcić mając przy sobie jedno z moich dzieci i męża w sąsiednim pokoju? ..

Szmer przeszedł po sali. Kobiety odwróciły się lub zakryły twarz rękami.

Pani Feise spojrzała prosto w twarz gubernatorowi. „Czyż ja cze­kałabym, aż zostanę zgwałcona? Oznaczałoby to przecież, że na to zezwoliłam!"

Słuchali potem dra Gene Weltfish, profesora antropologii uniwer­sytetu Columbia, która mówiła o rasizmie. Spokojny ton jej przemó­wienia wywarł na słuchaczach głębokie wrażenie.

„Przez całe życie zatruwano was «wielkim kłamstwem», że Murzyni są ludźmi niżej stojącymi od was, gwałcicielami i kryminalistami“.

Delegaci, którzy mogli opuścić miasto samochodami, powinni byli to uczynić jak najspieszniej. Nikt nie czuł się bezpieczny. W pokoju hotelowym Grossmana ułożono plan opuszczenia miasta. Ale przed hotelem zebrał się już tłum. Jakiś opryszek uderzył jednego z delegatów.

Tegoż wieczoru dokonano napaści na reportera nowojorskiego „Daily Compass“, Steve Fischera, i wypędzono go z miasta.

Sid Ordower został pobity przez bandę rzezimieszków na lotnisku, na chwilę przed zajęciem miejsca w samolocie mającym go zawieźć do Chicago.

John R. Poole, jacksoński obrońca McGee, zaatakowany został w chwili odjazdu do Waszyngtonu, gdzie miał złożyć apelację w SądzUr Najwyższym Sianów Zjednoczonych.

Ja sam uniknąłem pobicia tylko dzięki Murzynowi, który mnie w porę uprzedził. Następnego ranka, gdy Grossman udał się do gu­bernatora Wrighta, aby zaprotestować przeciwko pobiciu delegatów, usłyszał taką odpowiedź: „A skąd my możemy wiedzieć, czyście tego sami nie urządzili dla zyskania taniej popularności?" W parę godzin później, kilku ludzi uzbrojonych w palki policyjne napadło na Grossmana.

Willie McGee miał zostać stracony w czwartek, 27 lipca,

o godzinie 12,01.

Byłem właśnie w biurze Percy Greene'a, postępowego murzyń­skiego redaktora jacksońskiego tygodnika „Jackson Advocate“, Greene zajęty był opracowywaniem makiety swego pisma, gdy nagle zadzwonił telefon.

— To do ciebie, towarzyszu Hayett. Dzwoni Waszyngton — od­dał mi słuchawkę. Spojrzenia nasze spotkały się na chwilę pełne otuchy i zaraz rozeszły się, bo w głębi naszych serc straciliśmy już nadzieję.

I wtedy usłyszałem dobrą nowinę.

Wybiegłem do sąsiedniego pokoju po sekretarkę Greene'a:

— Proszę pani, czy ktoś od was mógłby natychmiast pobiec do Rosalee McGee i sprowadzić ją tutaj. Przyprowadźcie ją jak najszyb­ciej, chcę być pierwszym, który jej powie.., — i nagle zawstydziłem się — nie, nie o to chodzi. Proszę jej prędko, jak najprędzej dać znać, żeby tu przyszła ...

Powróciłem do pokoju Greene'a. Trzymał słuchawkę i dał mi znak ręką, żebym był cicho.

— Proszę połączyć mnie z Nowym Jorkiem, telefon Longacre 3-6890 — mówił Greene do telefonu.

Uśmiechnąłem się. Był to numer telefonu Krajowego Stowarzysze­nia Emancypacji Ludów Kolorowych.

— Chcę im powiedzieć, czegoście wy, delegaci Kongresu Praw Obywatelskich, dokonali. Może to ich poruszy i przedłożą Najwyższe­mu Trybunałowi sprawę siedmiu oskarżonych z Martinsville.

Zbiegiem na dół, by tani czekać na Rosalee. Mieszkała zaledwie

o parę ulic; dalej.

Wreszcie ujrzałem ją biegnącą w moją stronę. Pośpieszyłem jej naprzeciw. Machała do mnie ręką i śmiała się z daleka. Podaliśmy sobie ręce.

I wtedy zobaczyłem, jak z domów i sklepów wzdłuż całej ulicy North Farish wysypują się tłumy ludzi. Radosny tłum patrzył na Ro­salee, na mnie i uśmiechał się. Sekretarka Greene`a obiegła widać całą dzielnicę. I słusznie! Był to przecież wielki dzień dła wszystkich Murzynów. Był to wielki dzień dla całej Ameryki

PH1LUP BONOSKY

BIAŁY SZOWINIZM ¥

Gdy miałem pięć lat, rodzice moi przeprowadzili się do domku dwurodzinnego zajmując mieszkanie po rodzinie murzyńskiej. Są­siadami naszymi za cienką ścianą byl Murzyn Jones i jego żona. Byli bezdzietni. Gazeciarz przynosił im codziennie gazetę, którą wkładał do skrzynki zawieszonej na płocie. Gdy tylko chłopiec się oddala!, wyciągałem gazetę i biegiem pod ich drzwi wołając: „Pani Jones! Pani Jones! Przyniosłem pani gazetę!“

„Dobrze — odpowiadała zwykle — wejdź tutaj i połóż gazetę na stole, a ja tymczasem pójdę po okulary“. I wychodziła, ale nie po okulary, lecz po dwa miedziaki, które następnie wciskała mi w rękę, a czasem nawet pocałowała mnie.

Jej mieszkanie było bliźniaczo podobne do naszego, tylko że my mieliśmy więcej gratów zapełniających pokoje. Były to cztery maleń­kie pokoiki i brudna piwnica. Był tam kran z zimną wodą; nie było natomiast gazu: używaliśmy lampy naftowej, a kolacje gotowało się na piecu węglowym. Prosto do naszych drzwi prowadziła alejka.

0 dziesięć kroków znajdowała się uliczna budka telefoniczna, z której wybierano pieniądze mniej więcej raz na rok. Robili to ludzie, któ­rych nazywano ,,podbieraczami miodu“.

Gdy miałem lat dziesięć, pojechałem tramwajem do odległego od naszego miasteczka o 12 mil Pittsburga z wizytą do lekarza, który le­czył mnie, gdy leżałem w szpitalu. Wysiadłem z tramwaju i nagle na rogu ulicy skamieniałem z wrażenia. Nie było tam świateł regulacyj­nych, toteż potworny ruch uliczny przewalał się szeroką ulicą w jedną

1 w drugą stronę. Stałem przerażony, niezdolny postąpić kroku na­przód.

Nagle, skądsiś usłyszałem wesoły śmiech, a w chwilę potem po­czułem, że para silnych rąk uniosła mnie w górę., i znalazłem się na jezdni. Do dziś nie mogę zapomnieć uczucia wygody i bezpieczeństwa płynącego z obejmujących mnie ramion i uspokajającego tonu głosu. A gdy spojrzałem w górę, na czarną twarz obcego mi Murzyna, który zobaczywszy na chodniku wystraszonego chłopca ze śmiechem wziął go na ręce —■ uspokoiłem się zupełnie. Wędrówka od jednego kra­wężnika do drugiego nie mogła trwać dłużej niż minutę, n pamiętam jri już przeszło dwadzieścia pięć lat.

Pamiętam raz bójkę — nie przypominam sobie jednak od czego się zaczęta. Może był (o spór, może próba 5(1 albo zwyczajna znie­waga - rzeczy normalne przecie w latach chłopięcych. Z drugiej strony ulicy przyglądał się temu siedzący w fotelu na biegunach jakiś starzec. W pewnej chwili wysłał swego wnuka do mnie, jako do „bla­dej twarzy", z propozycją: „Mój dziadek da ci dwadzieścia pięć cen­tów, jeśli nabijesz tego czarnucha!" A więc biały przeciwko czar­ne mu!

Mały Murzynek stojący przede mną również słyszał polecenie i obietnicę. Coś nowego wkradło się między nas, w naszą walkę, która była przecież traktowana tylko pół serio, a po minucie mogła pójść w zapomnienie, gdyby — przypuśćmy — pies przebiegający zajął na­szą uwagę. Ta chwila była wstrętna i okropna — rozumieliśmy to obydwaj — ale w jej okrucieństwie dostrzegliśmy instynktownie sa­dystyczną rękę starca. Zaapelowano do jakichś niskich uczuć — co <o było, nie wiedziałem, aie teraz przede mną stai już nie mój dobry albo zły kolega, ale „nigger“ '.

Tak więc nieznajomy podjudził nas przeciwko sobie. Obydwu nam zbierało się na płacz, chcieliśmy uciec do domu albo na szerokie, za- lane słońcem pole, gdzie moglibyśmy zapomnieć o krzywdzie, którą nam wyrządzono. A jednak biliśmy się i ja zwyciężyłem. Mały Mu­rzynek uciekł, a stary mężczyzna kiwał się na swoim fotelu być może znudzony już widowiskiem.

Przez cale moje dzieciństwo, przez łata chłopięce, przez lata szkol« Jie, miałem zawsze przynajmniej jednego przyjaciela Murzyna, 7. przyjaciółmi tymi widywałem się jedynie na mieście, do domu nio przyprowadzałem ich nigdy. Chłopcy murzyńscy, z chwilą gdy uświa-.

" - * i —W"-

l

domili sobie, że podobna społeczna banicja dotyka również mnie i moich braci, stałi się śmielsi, i okazali się zupełnie odważni. Od tego czasu przesiałem wierzyć w złośliwe, nagminne plotki o tchó­rzostwie Murzynów. Również nie robił na mnie wrażenia „fakt", że A\urzyni są analfabetami, nieukami itd., bo zazdrościłem im ich ję­zyka — z tej prostej przyczyny, że oni od wczesnych lat dziecięcych mówili po angielsku i rodzice ich również mówili tym językiem, pod­czas gdy moi rodzice lym językiem od urodzenia nie mówili! Zazdro­ściliśmy dzieciom murzyńskim, że żyły bliżej kultury amerykańskiej niż my, dzieci obcokrajowców, dzieci niewykształconych rod2in robot­niczych. Najróżnorodniejsze zniewagi, jakimi obrzuca się ludzi pew­nych zawodów stojących na najniższym szczeblu drabiny społecznej, wyśmiewanie się z nazwisk albo właściwości fizycznych były dla nas wszystkich zbyt powszednie, bym miał sądzić, że jest coś specjalnie złośliwego w obelgach rzucanych na ¿Murzynów, choć rzuciłbym się na każdego, kto by mnie nazwał na przykład „pokraką“.

Tak więc, w pewnym sensie, nie wiedziałem właściwie nic o „pro­blemie murzyńskim" ani o Jimie Crow1.

Dopiero na początku kryzysu 1929 r.8 zetknąłem się z prawdziwym rasizmem, Opuściłem wtedy dom, podobnie jak tysiące innych, i przy- łączyłem słę do masowej wędrówki bezrobotnych. Jechałem towaro­wym wagonem w nieznane. Wiek chłopięcy spędziłem wśród nagich wzgórz Pensylwanii, w zadymionym mieście hutniczym. Obecnie nad nami przez szereg miesięcy błyszczało niepokalane w swej czystości niebieskie niebo, niebo bezrobocia i nędzy. Przenosiliśmy się zc wscho­du na zachód, z zachodu na wschód, z północy na południc i z południa z powrotem na północ, napotykając po drodze tłumy bezrobotnych wracających z okolic, w które się właśnie udawaliśmy. Lecz nie za­wracaliśmy z drogi. Nie mieliśmy nic własnego, nie mieliśmy prawa wyborczego, riie mieliśmy zajęcia - a dla policji mieliśmy fałszywe

•• — ...

nazwiska i fikcyjne adresy. Nie byliśmy właściwie ludźmi. Byliśmy wyjęci spod prawa, wyrzuceni poza nawias społeczeństwa. O świcie kaidego dnia przepędzano nas, śpiących przy drodze, jak zmęczoną szarańczę.

Były lo czasy domów noclegowych, założonych przez rząd dla wę­drującej ludności. Można w nich było co parę setek mil dostać posiłek i parę krabów na drogę. Choć biali z kolorowymi wędrowali w jednym tłumie, jedliśmy i sypialiśmy zawsze osobno. Nawet wówczas, gdy by­liśmy w nędzy, rząd stał na straży naszych uprzedzeń, których nie wolno było nam się pozbyć w największym nawet nieszczęściu. Rząd robił wszystko, byleby nasze „prawa“ nie doznały uszczerbku. Stać go było na budowanie osobnych doinów noclegowych, wynajdywanie osobnych jadalń, bez względu na trudności z tym związane, ale nie stać go było na to, aby nam dać pracę.

Wtedy to po raz pierwszy w życiu zacząłem patrzeć na Murzynów jako na coś zupełnie odrębnego: bo byli stale od nas oddzielani. Przyglądałem się im z dala, ponieważ byli z dala od nas trzymani. Patrzyłem na nich jako na odrębną grupę, trzymającą się tylko ze sobą. Muszę przyznać, że nigdy nie zauważyłem tego przedtem. Teraz nagle pojąłem całkowicie „problem murzyński“.

Miałem zaledwie lat dziewiętnaście, kiedy przybyliśmy do Wa­szyngtonu. Było to wielkie wydarzenie w moim życiu. Blask marmu­rowych budynków raził moje oczy i nie rozumiałem widniejących na nich łacińskich napisów. Czyż są one aż tak ważne, żeby uczyć się łaciny dla ich odczytania? A gdy poszedłem na Kapitol, byłem zgorszony widokiem włóczących się tam senatorów, spluwają­cych do mosiężnych spluwaczek, żujących cygara i gnuśniejących w bezczynności. Nie rozumiałem, co to miało znaczyć. Czyżby to mieli być ci sami piraci, którzy piętnaście lat temu zwalczali ustawę anty- linczową? Był tam senator Overton (dziś już nie żyjący), senator Bilbo (również nie żyjący), senator Connally (jeszcze żyjący), senator Vandenberg (dziś już nie żyjący) i senator Taft — i choć wszyscy oni zgadzali się, ¿e lincz jest okropną rzeczą, byli jednak zdania, że nikt na to nic nie poradzi.

Było to dla mnie nie lada widowisko, gdy spoglądałem na nich spoza balustrady galerii dla widzów. Są całkiem interesujący — myś­lałem -- ale nie chciałbym przebywać z nimi.

Pewnego dnia, gdy właśnie napiłem się wody z zardzewiałego że­laznego kranu znajdującego się przed Biblioteką Carnegiego kolo ulicy Siódmej, podszedł do mnie stary Murzyn i spytał niepewnym głosem: „Szefie, czy mogę napić się wody z tego kranu?“

— Co? — wykrzyknąłem zwracając się do pytającego, sądząc, że może ktoś chce zakpić ze mnie.

Przede mną stal mały czarny człowiek ubrany w stary, wyblakły kapelusz filcowy, w spodniach przewiązanych sznurkiem, w niebieskiej roboczej koszuli już prawie Szarej. Miał białe brwi i cienkie kosmyki włosów nad uszami. Na plecach wisiał mu tobół związany sznurkiem na krzyż. Miał wyraz twarzy, jakiego jeszcze dotąd nigdy nie widzia­łem, ale który miałem nieraz* oglądać w przyszłości: wyraz lęku i wsty­du, obawy i ostrożności, maskowany lekkim uśmiechem.

Dostrzegł moje zdziwienie i pośpieszył z wyjaśnieniem: „Na Po­łudniu, skąd właśnie przychodzę, kolorowy nie ma prawa pić wody z kranu dla białych. Chociaż — dodał smutno — chce się nieraz bardzo pić..

— Dalej, dalej! — wykrzyknąłem w nagłej złości. — Tu masz wodę! Pij! Czego mnie pytasz o pozwolenie?

Wyraz twarzy Murzyna zmienił się. Odezwał się teraz, jak gdyby chciał mi oszczędzić przykrości: „Nie dziw się, chłopcze, że cię o to zapytałem. Chciałem się tylko upewnić. Nie chciałem ci zrobić przy­krości“.

Odszedłem stamtąd z rozpaloną głową. W owej chwili nie byłem w stanie pojąć, że człowiek ten musiał przecież przebyć setki mil, aby dotrzeć tu z Południa. Wtedy dopiero uderzyła mnie ironia całego zdarzenia. W jaki sposób ten człowiek spośród 600 tys. mieszkańców miasta natrafił akurat na mnie, który tyle chyba co gołębie parkowe miał w tym mieście do zdecydowania. — Ale nie mógł przecie wiedzieć

— myślałem — że nie mam ani centa w kieszeni. Dlaczego więc? Ależ dlatego, że ja jestem biały! Dlatego, że jestem biały!

Ponieważ jestem biały! Zwróciłby się w ten sposób do każdego białego, bo każdy biały stoi na straży takich przywilejów jak picie wody z publicznego kranu bez względu na to, kim jest — wystarczy, że jest biały. Czułem pogardę dla owego starego człowieka i wzbiera­jącą w sercu dumę :z białego kolorn mojej skóry. bym nigdy nie

postąpił tak jak on — myślałem pełen dumy. Spytał mnie o pozwolenie. Nie miałem ani centa w kieszeni, ale rozpierała mnie duma. Biały szowinizm udzielił mi się już w pewnym stopniu.

Sam przez się narodził on się we mnie bez mojej wiedzy czy woli. Zacząłem przyglądać się tysiącom mijających mnie Murzynów, patrzy­łem na ich długi korowód. Patrzyłem na nich z wysokości tramwaju. Patrzyłem na nich, na falę robotników, służących, drobnych funkcjo­nariuszy państwowych, jak tłoczyli się na drodze do murzyńskiej dzielnicy miasta. Czułem się oddzielony od nich jakimś nie znanym mi, niewidocznym murem. Nigdy nie spotkały się nasze oczy, nigdy nie wymieniliśmy uśmiechu, nigdy nie zamieniliśmy słowa. Było to tak, jakby mijały się przechodząc tuż obok siebie dwa narody w absolutnej ciszy, nie widząc się wzajem, nie stykając się.

Cóż mi właściwie przyjdzie z tego przyglądania się — myślałem

— skoro i tak nigdy nie znajdę pośród nich przyjaciela, znajomego; nigdy nie będziemy się wzajemnie dostrzegać, nigdy się nie spotkamy. Z czasem przekonałem się, źe już nie widzę ich twarzy, że naprawdę przestałem już ich widzieć! Przede mną była tylko masa ludzka. Nie było w niej osób, indywidualności. Siedząc w tramwaju mogłem od niechcenia przyglądać się twarzy nowego pasażera. Jeśli była to twarz biała, myślałem o niej: starszy mężczyzna, dziewczyna, zmęczona ko­bieta. Ale gdy zauważyłem, że jest to twarz czarna, myśli przestawały koło niej krążyć, mózg przestawał pracować, wykreślałem ją. Twarz czarna przestawała dla mnie istnieć. Za nią nie mógł się kryć przyja­ciel, towarzysz, znajomy: za nią była pustka. Ja, który zawsze utożsa­miałem moją walkę z walkami moich murzyńskich przyjaciół z dzieciństwa, teraz przestałem zauważać istnienie narodu mu­rzyńskiego.

Powoli zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, czego mi nikt nie powiedział, a do czego sam doszedłem: „jeśli chcesz, by ci się powodzi­ło w życiu, lepiej dla ciebie będzie, gdy się zastosujesz do pisanych i niepisanych praw waszyngtońskiego rasizmu“. Nikt mnie tego nie uczył. Ale wiedziałem o tym i nie potrzebowałem znaleźć się w Białym Domu, by usłyszeć od samego prezydenta: „Jako biały obywatel Sta­nów Zjednoczonych musisz pogardzać Murzynami — albo..

I wtedy zacząłem walczyć z samym sobą. Ale jak można walczyć samemu? A gdy w pewien skromny sposób — Chcąc jakby wynagrodzić

im doznawaną krzywdę — starałem się być uprzejmy dla Murzynek, sia­dać przy Murzynach w tramwaju, rozmawiać z nimi na ulicy, by po prostu zapytać o drogę ~ spotkałem się z nieufnością, ostrożnością i wrogością Murzynów.'

Pewnego razu wracając późnym wieczorem do domu przez dziel­nicę murzyńską zauważyłem, żc nie mam papierosów, i wstąpiłem do pierwszego lepszego otwartego jeszcze o tej porze sklepiku. Poprosiłem

o paczkę papierosów. Kiedy właściciel zobaczył moją białą twarz, wrzasnął: ,,Idź stąd do diabła, biały bękarcie!“ Ulicą pogoniło mnie kilku murzyńskich wyrostków znajdujących się w sklepie.

Ten wypadek oszołomił mnie. Zobaczyli przecież tylko moją białą skórę. Z przerażeniem przypominałem sobie, co się właściwie stało, jak do tego doszło. W jaki sposób ja, młody chłopiec, syn emigranta-robot- nika, którego cale życie było jednym pasmem udręki, ja, który nie chciałem nienawiści, okrucieństwa i okropności w życiu, w jaki, po­wtarzam, sposób miałem wbrew swej woli stać się wrogiem narodu murzyńskiego. Nie ja przecież wybierałem, to ktoś inny za mnie zde­cydował. Walczyłem z tym, jak potrafiłem najlepiej. I zdałem sobie sprawę, że, dosłownie, gotów jestem poświęcić swoje życie, by zostać czystym, wolnym od nienawiści wobec jakiegokolwiek narodu.

Cóż miałem tedy robić? Jeślibym został w Waszyngtonie, chodził do szkoły i „rozwijał się“ — musiałbym stać się posłuszny prawom Jima Crow; a jeśli posłucham praw, to wkrótce wejdą mi one w krew. Czułem, że skarb chroniony w najtajniejszych zakątkach mojej duszy jest zagrożony. Wiedziałem, że nie mogę jednocześnie wierzyć w rów­nouprawnienie narodu murzyńskiego i żyć jak przeciętny, stuprocen­towy, poddający się prawu Amerykanin. Albo muszę zostać bratem tego, który linczuje, albo stanąć do walki z nim i jego braćmi; tak, braćmi, których miał on i w rządzie. Prawdziwy patriotyzm oznaczał walkę z panującym zgniłym systemem. Aby w tym systemie być wol­nym, musiałem walczyć z tymi, którzy mi zagrażali. Chciałem tylko móc patrzeć na każdego wsiadającego do tramwaju pasażera i po­wiedzieć sobie: Ty możesz być moim przyjacielem, towarzyszem-ro- botnikiem!

Zdawałem sobie sprawę, że cale moje życie mógłbym spędzić w tym mieście, liczącym 200 tys. Murzynów i nigdy, przypadkiem czy umyślnie, nie poznać żadnego z nich. Mógłbym mijać ich na ulicy,

ocierać się o nich, ale nic mógłbym spojrzeć w ich twarze! Nigdy nie mógłbym im powiedzieć: „Dzień dobry". Nie mógłbym ich nawet spy­tać: „Która godzina?“ Nie poprosiłbym nigdy o ogień ani nie ustąpił­bym Murzynce swego miejsca. Nic powiedziałbym: „Czy nieładna dziewczyna?” lub „Ile ona może mieć lat?“

Do żadnego z 200 lys. ludzi spośród mieszkańców stolicy mego kraju, jak długo bym żył, nie -powiedz-ialbym: „Dobranoc“, ani „2yczę szczęścia“, ani „Wszystkiego najlepszego“.

Jak długo żyć będę, żaden przypadek ani zrządzenie losu nie po­stawi mnie twarzą w twarz z jednym z 200 tys. ludzi tego miasta.

I on nie powie: „Zatelefonuj do mnie jutro, umówimy się na obiad“.

Ale do poznania narodu murzyńskiego dochodzi się przez nędzę i bezrobocie. Musiałem znaleźć pracę, by nie umrzeć z głodu. Wtedy zetknąłem się z organizacją walczącą o prawa dla bezrobotnych. Było to Przymierze Robotnicze, którego członkami w Waszyngtonie byli przeważnie Alurzyni. Jako członek tej organizacji brałem udział w konferencji delegatów ze stanów południowych. Na obrady zapro­szono kongresmenów z Południa. Weszli ostrożnie i trzymając się w pobliżu drzwi przysłuchiwali się przemówieniom. Nagle podczas zawziętej dyskusji rozległ się przeraźliwy krzyk. Oczy wszystkich skierowały się ku drzwiom. Stal lam człowiek o twarzy białej jak kreda, dziko wymachując rękoma. W oczach miał wyraz przerażenia a na ustach pianę.

„Przestań! — krzyczą! — „Nie fotografuj mnie obok Murzyna!“ Trząsł się przy tym tak, że ledwie mógł mówić.

Był to członek kongresu, przedstawiciel jednego z południowych stanów. „My dobrze traktujemy naszych czarnych — krzyczał w dal­szym ciągu. — Ale oni muszą pozostać na swoim miejscu! Nie mogę się zgodzić, by zasiadali tu razem z białymi! Oni powinni pozostać na swych miejscach! To nie są tacy sami ludzie jak my! Zgadzam się na pomoc dla nich, ale nie mogę zgodzić się na spoufalanie się z ni­mi. Nie macie prawa przyprowadzać tutaj czarnych!“

Patrzyłem zdumiony na ciągle jeszcze krzyczącego kongresmana, sparaliżowanego niewypowiedzianym strachem. Fotograf, który robił zdjęcia na naszym zjeżdzie, chciał sfotografować kongresmana, obok którego w zasięgu obiektywu stał stary Alurzyn. To właśnie lęk przed

sfotografowaniem go z tym stojącym obok Murzynem wywoła! takfj reakcję kongresmana.

Skurczyłem się cały ze wstydu za tego człowieka. Ze wstydu, któ­ry nie tylko on, ale i każdy człowiek musiał odczuć. Nigdy dotąd w swym życiu nie spotkałem tak jawnego zwyrodnienia. Nigdy dotąd nic widziałem człowieka lak całkowicie obnażającego 6wój strach. Miałem ocholę krzyknąć doń: „Przestań! Na miłość boską przestań!" Miałem ochotę wyrzucić go z sali, położyć kres lej okropnej scenie. Przerażenie zapanowało na sali. Ludzie kręcili się niespokojnie na .swych miejscach, odwracali ze wstydem oczy od kongresmana...

Kilkoro dzieci murzyńskich bawiło się pewnego dnia letniego w fontannie Kolumba znajdującej się w pobliżu dworca Unii, o kilka kroków od Kapitolu, którego wielka kopula lśniła w oślepiającym słońcu. Nikomu, nawet dzieciom nie wolno bawić się w fontannie. Ale mimo to kilku małych chłopców murzyńskich pluskało się w jej zimnej wodzie, a kamienny Kolumb patrzył sponad nich na daleki horyzont, za którym leżą Indie. Nagle zjawił się młody policjant, ka­żąc dzieciom wynosić się. Jak i dlaczego tak się potoczyły później wypadki, nikt nie wie —ale, padł strzał. Dziesięcioletni chłopiec otrzy­mał postrzał w szyję. Policjant przysięgał potem, że,stało się to przy­padkiem. Przysięgał, tak jak inni przysięgają po kilka razy na rok, że Murzyni zastrzeleni na ulicach Waszyngtonu „stawiali opór wła­dzy“ albo „nie zatrzymali się na żądanie“.

Mały chłopiec murzyński nie wiedział, że karą za zabawę w fon­tannie, skąd widać błyszczący pobliski Kapitol, jest śmierć. Również i nie każdy biały chłopiec wie, że jego dumę z białego koloru skóry może splamić krew.

Widziałem Murzynów zastrzelonych przez policję, torturowanych i znieważanych, widziałem cierpiących w przepełnionych murzyńskich gettach, ale — poza nielicznymi wyjątkami — nie widziałem do tej pory żadnych odruchów samoobrony.

Miałem jednak zobaczyć wkrótce Murzynów działających jako na­ród. A stało się to w następujący sposób. Pewnego dnia zastrzelono Murzyna. Nie pamiętam już, czy człowiek ten chciał dopędzić tram­waj, trzymając pod pachą tobół bielizny odebranej z prania, 4 nie usłyszał wołania policjanta, który wzywał go do zatrzymania się. Nie wiem, może. Ale ten mord nastąpił bezpośrednio po wielu innych

zbrodniach. Od widu lal Murzyni waszyngtońscy nie byli tak po­

ruszeni.

Wtedy na widownię wystąpiła partia komunistyczna, padia jedno« ezącu białych i czarnych, która zaproponowały urządzenie pochodu pogrzebowego przez miasto. Czy Murzyni razem ze swymi białymi sprzymierzeńcami wyjdą na ulice i publicznie rzucą wyzwanie w twarz setkom policjantów? Setkom policjantów stojących w dłu­gim szeregu wzdłuż całej trasy pochodu, setkom policjantów z pi­stoletami gotowymi do strzału, wyzutych z człowieczeństwa, goto­wych do popełnienia mordu. Któż wie, co może się stać? Czy policja będzie szarżować na tłumy? Bić palkami? Kto zdoła powstrzymać policję, gdyby chciała interweniować?

Toteż w miarę jak zbliżał się dzień pogrzebu, wśród Murzynów i białych organizatorów dało się zauważyć wahanie. Ale kiedy przybyli na trasę pochodu, ulice zapełniały już tłumy. Tysiące ruszyły w pocho­dzie, podczas gdy tysiące innych ustawiły się na ulicach przy trasie, by patrzeć I zarazem ochraniać demonstrację. Szereg za szeregiem siała policja, obojętne i blade twarze zwracając w stronę tłumów. Między rzędami policjantów widać było tysiące kroczących mężczyzn i kobiet. Posuwali się w zupełnym milczeniu niosąc na czele po- chodu czarną trumnę. Cala murzyńska dzielnica przybyła na trasę. Pochód len był odważnie rzuconym, otwartym wyzwaniem. Transpa­renty niesione w milczeniu domagały się ukarania policyjnych mor­derców oraz usunięcia i postawienia w stan oskarżenia szefa policji waszyngtońskiej. Był to protest narodu przeciwko uciskowi, a ponie­waż na czele pochodu szli przywódcy partii komunistycznej, pochód ten byl jednocześnie protestem białych przedstawicieli klasy robotni­czej przeciwko wspólnym ciemięzcom.

Do późnego wieczora słychać było tylko odgłos stóp przesuwają­cych się po bruku i cichy pomruk głosów.

Wtedy dopiero zrozumiałem to, czego nie rozumiałem przedtem: spokój utrzymywany przy pomocy policji, getta i oddzielenie od bia­łych były tylko pozorne. W istocie naród murzyński burzył się i pro­testował. Murzyni nie są bierną, bezwolną masą, siła ich narasta po­woli, lecz stale. Strumienie i rzeki goryczy płyną w ciszy. Ale w korr- cu zmienią się w niepowstrzymaną powódź, która zniesie wszystkie

zapory zagradzające j»*j drugy. Kazein % nimi czufam tę wielką ufność i bezpieczeństwo, jakie płynie % rnauy, z tłum» i z decyzji walki, i t<> samo czuli policjanci, bo ani słowem, ani gestem, anł wyrazem twa­rzy nie reagowali na demonstrację. Dwa lata upłynęły od owego dnia i ani jeden Murzyn mężczyzna, kobieta czy» dziecko - nie został od tego czasu zamordowany przez waszyngtońską policję.

v. J. JEROME

RASIZM W HOLLYWOOD

Recenzent filmowy dziennika ..Daily People`s World“ z San Francisco pisze: „Krytycy lewicowi odczuwają film w sposób su­biektywny i zajęli z gruntu niedojrzale wobec filmu stanowisko, gdyż większość z nich widzi w Hollywoodzie tylko zgniłą, zepsuty instytucję, fabrykę szmir, dekadentyzmu i reakcji“.

Powyższe rozumowanie doprowadza go do krytyki wypowiedzi Maksyma Gorkiego z roku 1896 o nieuchronnym wypaczeniu tilmu przez ustrój kapitalistyczny. Gorki po obejrzeniu wówczas w Paryżu pierwszego filmu „Lumière“ powiedział:

„Film służyć będzie raczej Targom Nowgorodzkim i rozpu­ście niż nauce i doskonaleniu człowieka... Nie ma na świecie nic tak wielkiego, czego by człowiek nie zwulgaryzował i nie splamił. I nawet na niebie, gdzie dotąd przemieszkiwały tyl­ko marzenia i ideały, chcą już umieszczać reklamy, zapewne udoskonalonych klozetów“.

Ta znakomita wypowiedź jest dla owego krytyka „pesymi­stycznym proroctwem“. Pisze on dalej: „Gorki w roku 1896 nie mógł jeszcze dostrzec możliwości rozwoju filmu jako twórczej bro­ni w ręku artysty“.

Bezczelność tego twierdzenia walczy o lepsze z nonsensem. Gdzież to w potoku szmir produkowanych przez burżuazyjne fabryki Hollywoodu można doszukać się choćby śladu owej „twórczej broni w rękach artysty“? Broń jest. Ale nie jest ona ani twórcza, ani nie znajduje się w rękach artysty. Jest to broń dla szerzenia spustosze-

nia moralnego i znajduje się w rękach monopolistów.. Jest to broń skierowana przeciwko prawdzie, przeciwko kulturze, wolności, poko- jQwi, przeciwko człowiekowi i przeciwko artystom, których w Hol­lywood jest najwyżej dziesięciu.

Nie znaczy to bynajmniej, żeby postępowi artyści ekranu przez dobór ról i za pośrednictwem swych organizacji nfe mieli walczyć z reakcją i z podżegającymi do wojny monopolami filmowymi. Prze­ciwnie, powinni oni zwalczać wszelkie „ponadklasowe“ koncepcje sztuki filmowej, rozwiać wszelkie złudzenia, jakoby artyści Hol­lywoodu nie byli skrępowani w swej twórczości w 1950 roku.

Idealizowanie filmu jest błędem, który wynika z pomieszania sztuki masowej, dostępnej milionom ludzi, ze sztuką popularną. Lenin mówiąc po Rewolucji Październikowej o znaczeniu filmu, miał na myśli jego znaczenie dla budowy socjalizmu. A epicka wiel­kość filmu radzieckiego potwierdziła w całej rozciągłości sąd Lenina

o wielkim znaczeniu kulturalnym i wychowawczym tej sztuki. Natomiast w ustroju kapitalistycznym film jest nie tylko źródłem olbrzymich dochodów monopolistów, ale również potężną bronią ideologiczną, która pomaga im w rządzeniu milionami ludzi, Charakte­rystykę filmu kapitalistycznego Gorkiego' potwierdza w przeszło 50 lat później M. Susłow w swoim referacie w 1949 r. na listopadowej sesji Biura Informacyjnego Partii Komunistycznych i Robotniczych. Mówiąc o roli filmu amerykańskiego w przygotowaniach imperialistów do rozpętania nowej wojny, M. Susłow stwierdza, że:

jednym z najważniejszych środków ideologicznego urobienia •

«amerykanizowanych» krajów jest zalewanie ich amerykańskimi powieściami kryminalnymi i filmami hollywoodzkimi, w których gangsterzy i mordercy, sadyści i gwałciciele, hipokryci i obłudnicy są stale głównymi bohaterami. Tego rodzaju «sztuka* i «literatura» zatruwa i ogłupia czytelnika i widza".

Paktem jest, że imperialistyczne wyznanie wiary oparte na szo­winistycznym nacjonalizmie i przekonaniu o „wyższości białej ra- sy`` datuje się od samych początków skomercjalizowanego filmu amerykańskiego. Nie jest przypadkiem, że pierwszy dramat filmowy, nakręcony w roku 1898 —•■ w roku, w którym imperializm amerykański

5*

67

ujawni] *ię w du zaborczej \^<,jr.v Hiszpańskiej » o !v.-ło­

nie, nosił tyiul; „Ze; a ¿¡.■ny hiszpańską flagę". Również niemniej charakterystyczny jest fakt, że w r--ku 1901 — w dwa lata po ogloszeni-i przti sekretarza sianu ł-taya pi.!i;y;;i „otwartych drzwi" dla ograbienia Chin — uraczono publiczność rasistowskim filmem „Masakra v. PekintV . Film mia! „dw.i1-: , że antyimperia-

łistyczna walka ludu Sianowi „żółte niebezpieczeństw«»

dla „białej cywili*. cji`Fi im pod 1} ti-^Tn „Sceny ulu/nc- z Pekinu-, wyświetlany w tym samym roku, ukazywał policję brytyjską rozpę­dzaj;: :; <{*`m«»n'łrację rhiiisfcich ..niespokojmch obywateli“ przed gmachem poselstwa.

Imperialistyczny mit f> anglosaskim nadczłowieku kultywowano w równych kolejno prodti^^/anych filmach, z których najbardziej chyba szowinistyczny był film pt. „Wojny narodów“ z roku 1905. W fiimie tym Murzyn jest nożownikiem. Żyd — łapownikiem, Me- k>ykańc2yk zdradzieckim tchórzem, Hiszpan — iircykowatym zaJotnikiem: Irlandczyk pijakiem, a wreszcie w ostatnim obrazie ukazuj»“ się Amerykę niosącą pokój wszystkim nr.rodom. „Scena ostatnia — pisał *—^A^?^ny tygodnik rr':1 a mowy — jest wspania­le udekorowana emblematami wszystkich państw świata z panują­cym n&:' nimi orłem Stano-." Zjednoczonych. W zgodzie i pokoju przed- otiv.-iciek różnych narodów* symbolizują a Stany Zjednoczone

przrwtiiinicza « tym kongresie mocarstw“. Jakże proroczy był to film dla dni d*.Uivji;;yvh, gdy orze! imperialistycznej Ameryki prze­wodzi kapitalistycznym krajom ONZ u misji zaprowadzenia atomowego „pokoju“

Polityka judzenia urodzonych w Ameryce przeciwko urodzonym za granicą, białych przeciwko Murzynom. „Aryjczyków“ przeciwko Żydom, skłócanie wszystkich grup ze sobą, aby tym łatwiej nad nimi panować, ze specjalnie rasistowskim celem trzymania Murzy­

nów na najniższym szczeblu drabiny spohiiinej vvpr<''!"o-vana

polityka prowadzona przez sfery rż..-Stan.'.v, Zjji:::^zonych. Te­mu t3kże celowi służy pcoporzadkfwar' i'” filmowa.

Gdyby film am^y^ań«^? w ?"vym .'?`ożeniu był sztuką postępową, jak twierdzą je"~- to czyż przyjąłby od samego swego po­

wstania postawę antymurzyńską? Czyż nie <r“»-*łby uipmy^h •.■-r^zów z życia Murzynów i .:ch wa":i? Czyż dawałby karykatury Murzynów zamiast postaci pozy'; -. .v,J]? Czyi nie przyczymr!*^ -do szerc* *go rozpowszechniania talentów r.ar-du murzyńskiego?

Film nie wykorzystał żadn*-; z tych możl;-.-.'vicr. r.r.r,rvo?n<ta- je pod kontr»!? kic^y r:-.-f Film przejął od sw>ch prekursorów, burżuazyjnych teatr?;, kćw rozrywi- - /ych, to same murzyńskie zespo­łowe sceny wokalne, krz)'l;\v.- i błazeńskie wodew;'.. _ :::ioJvi>wnvm czarnolicym komediantem, głupie historyjki srv. inisłycznych autorów przedstawiające Murzynów nieuleczalnie naiwne dzieci. Film udaremni! wysiłki artystów murzyńskich pragnących doskonalić się w swym zawodzie, powierzając przez w.ele łat role Murzynów — bia­łym. Murzyni otrzymywali roie z reguły epizodyczne i pcrwi,?jące.

A nawet takie role były tylko dostępne d'a bardzo -graniczonej ilości aktorów murzyńskich angażowanych przez Hollywood.

Artyści tej miary co Paul Robeson i Charles Gilpin dali wyraz głę­bokiemu oburzeniu swego ludu dla hollywoodzkich rasistów, odrzucając ze W2gardą każdą rolę, która obrażała uczucia Murzynów. W ten sposób kultura amerykańska zubożała w dziedzinie najbardziej masowej sztuki.

Skomercjalizowany film nie tytko przejął rasizm, ale umożliwi! również na olbrzymią skałę propagowanie go pod postacią „rozrvwktu Przy pomocy filmu temat „wyższości białej rasy" można było pokaz.ić w* sposób bardziej wyrafinowany, dysponując nowymi zupełnie środ­kami, które dawniej były nieosiągalne. Fiim dał w ręce klasy panują­cej nowe zdobycze techniczne i no»'e metody reklamowania reakcyjnego mitu szowinistycznego.

Polityka propagowania „wyższości białej rasy“ znajdowała swe odbicie wr każdym filmie, który wyśmiewa!, oczerniał i uwłaczał Mu­rzynom. ¿Murzyn w filmie był najohydniej karykaturowany i przed­stawiany jako idiota, błazen, niewolnik i człowiek niższego gatunku.

Na początku drugiego dziesięciolecia naszego wieku — niemal od roku 1910 aż do wybuchu pierwszej wojny światowej — w Hollywood

zaznaczył się nowy kierunek w traktowaniu tematu murzyńskiego. Niezależnie od produkcji komedyjek, których „humor“ polegał na wza­jemnym okładaniu się po twarzach, powstał nowy rodzaj filmów prze­nikniętych ideologią Wuja Toma1.

Dła zrozumienia lego nagłego zwrotu musimy zapoznać się z sytuacją polityczną i społeczną Stanów Zjednoczonych w latach bezpośrednio poprzedzających pierwszą wojnę światową.

Był to okres powszechnych niepokojów i wzrastającego niezadowo­lenia wśród mas, które osiągnęło swój punkt kulminacyjny w czasie kryzysu ekonomicznego w roku 1907. Był to również okres gwałtownych walk szerokich warstw społeczeństwa przeciwko monopolom. Okres, który cechowało niezadowolenie ludności rolniczej, oburzenie mas wo­bec powszechnej korupcji i przekupstwa administracji. W kraju prze­ważały nastroje antymilitarystyczne. Zewsząd dochodziły głosy doma­gające się podjęcia zdecydowanych kroków, aby zapobiec wojnie. Ruch kobiet-sufrażystek był wtedy u szczytu znaczenia w walce o równo­uprawnienie kobiet pracujących.

Był to równocześnie okres poważnego wzrostu ruchu związkowego i wzrostu Fali strajkowej. Do najpoważniejszych strajków należały: krwawy strajk woźniców chicagowskich w roku 1905, strajk włók­niarzy z fabryki Lawrence`a w roku 1912 oraz strajki organizowane przez Zachodnią Federację Górników. Lata owe były latami wzro­stu IWW2. Robotnicy zrzeszeni w jej szeregach zdecydowanie zwal­czali starą Amerykańską Federację Pracy, kierowaną przez Gompersa, która prowadziła reakcyjną politykę i nie przyjmowała nowych człon­ków. Były to jednocześnie lata wzrostu partii socjalistycznej i rosną­

cych sympatii dla socjalizmu. Sympatie te znalazły wyraz w wyborach prezydenckich w roku 1912, gdy na kandydaturę Eugene Debs a ` oddano 900 tysięcy głosów. Wewnątrz partii socjalistycznej wzrastał w siłę odłam dążący do walki. Przejawiało się to w coraz mocniej przez proletariacką lewicę rzucanym wyzwaniu drobnomieszczańskle- mu i oportunistycznemu kierownictwu partii. Walka ta doprowadziła do rozłamu organizacyjnego w latach 1909 i 1912.

Lata 1906—1907 zaznaczyły się na wielką skalę zakrojoną akcją obrony prześladowanych przywódców Zachodniej Federacji Górni­ków, Moyera, Haywooda i Pettibone'a. Walka ta doprowadziła do uwolnienia przywódców robotniczych, dokumentując1 ponownie silę i żywotność organizacyjną mas pracujących. W roku 1906 prezydent Teodor Roosevelt2 tak pisał do pewnego senatora: „Robotnicy są okropnymi ludźmi i nikt nie może przewidzieć, jakie rozmiary może przyjąć ich niezadowolenie“.

Aby położyć tamę nieustannie rosnącemu „niezadowoleniu“, bur- żuazja, przez swoich ludzi, doprowadziła do rozłamu w ruchu robot­niczym, wzmogła wyzysk mas robotniczych przybierając jednocześnie maskę zwolenników reform społecznych. Świadectwem tego byl zasto­sowany podczas wyborów prezydenckich w 1912 r. demagogiczny c.hwyt Teodora Roosevelta, mający na celu przysporzenie sobie głosów przy pomocy „partii postępowej“, będącej odpryskiem partii republi­kańskiej.

W istocie nie było żadnej różnicy pomiędzy starą partią a frakcją „postępową“. \Vy$łnrp'y tylko zwrócić uwagę na fakt, że „partia po­stępowa“ wybrała jako kandydata na wiceprezydenta „białego jak lilia“ południowca. Kapitał natomiast pośpieszył za swoim kandyda­tem, mesjanistycznym hipokrytą, Woodrow Wilsonem ł. Wilsonowska „nowa wolność“ obiecywała całkowitą swobodę trustom, a tym sa­mym zezwalała na oficjalny i nieograniczony rozbój.

Wszystkie wyżej opisane wypadki znalazły również swe odbicie w filmie, który pomimo że znajdował się w rękach monopolistów, to jednak w pewnym stopniu musiał się liczyć z bojowymi nastroja­mi mas.

W latach bezpośrednio poprzedzających pierwszą wojnę światową powstało kilka filmów skierowanych przeciwko polityce trustów i kilka innych mniej lub więcej sympatyzujących z robotnikami, „Siła pracy“ (1908 r.) to film o zwycięskim strajku robotników przemysłowych „Trust hodowlany“ (1910 r.) odsłaniał spekulację żywnością. „Tim Mahoney, lamistrejk“ (1911 r.) przedstawiał całą hańbę zdrady to­warzyszy pracy. Inny znów film o sympatiach prorobotniczych to „Lokaut“ (1911 r.). Na uwagę zasługuje również filmowa wersja znanej powieści Uptona Sinclaira — „Grzęzawisko“ (1914 r.).

Fakt wyprodukowania takich filmów nie może być jednak uważa­ny za dowód, jak tego chcą niektórzy historycy filmu, „postępowości“ przemysłu filmowego. Przyczyną owej „postępowości“ było również to, że w owym czasie po prostu jeszcze nie zakończył się całkowicie proces zmonopolizowania przemysłu filmowego i kinowego.

Nie należy tu oczywiście zapominać, że pierwsza próba zmonopo­lizowania filmu i jego dystrybucji podjęta w 1909 r. przez trust „Mo­tion Picture Patents Company“ nie udała się na skutek oporu nieza­leżnych producentów i właścicieli większych kin. Właśnie w tym okre-

i

sie (około roku 1913) powstał Hollywood jako przeciwwaga dla wcześniej założonych monopolów filmowych w stanach wschodnich.' Toczona przez kilka lat konkurencyjna walka między rywalizującymi grupami osłabiała tempo monopolizacji dozwalając na pewną swolwwlę twórczą w doborze tematu. Hollywood musiał zdobyć teren, zaczął od eksperymentalnego nakręcania dłuższych filmów fabularnych pozo­stających pod wpływem kinematografii europejskiej. W roku I9M stare trusty były już ostatecznie pokonane przez Hollywood. Wall Street, który zainwestował już znaczne sumy w rozwijającym się przemyśle filmowym, poparł teraz całkowicie producentów holly­woodzkich, którzy rozciągnęli całkowitą kontrolę nad produkcją i dy­strybucją. Doprowadziło to wreszcie do wszechwładnego monopolu filmowego dzisiejszego Hollywoodu.

Niezadowolenie mas przed pierwszą wojną światową wywołało również oddźwięk wśród narodu murzyńskiego, dając początki dzi­siejszemu murzyńskiemu ruchowi wyzwoleńczemu. Walka ta po­pchnęła do czynu murzyńską inteligencję z klas średnich o przekona­niach postępowych, ożywioną duchem walki o wyzwolenie swego ludu. Pod przewodnictwem DuBois, młodego wówczas profesora uni­wersytetu w Aliancie, wystąpił na widownię w roku 1905 wyzwoleń­czy ruch pod nazwą „Niagara“. Stanowisko „Niagary“ wyjaśni! w swym przemówieniu przewodniczący organizacji: „Żądamy dla nas wszelkich praw, jakie należą się wolnourodzonym Amerykanom, praw obywatelskich i społecznych. I nigdy, póki nie będą nam przyznane te prawa, nie przestaniemy protestować, nie przestaniemy .przypomi­nać Ameryce jej haniebnego wobec nas postępowania“.

Chociaż ruch „Niagara“ nie istniał długo, to jednak zwróci! na siebie uwagę klas rządzących. Świadomi rosnącego fermentu wśród inteligencji murzyńskiej, kapitalistyczni władcy Ameryki usilnie sta­rali się o „przejęcie“ kierownictwa nad powstającym wolnościowym ruchem murzyńskim.

W tym celu starali się rozciągnąć nad ruchem swój obezwładnia­jący „patronat“. „Patronat“ taki musiałby, rzecz jasna, zahamować bojowy ruch murzyński, kierowany przez samych Murzynów, a dą­żący do wyzwolenia narodowego.

Krajowe Stowarzyszenie Emancypacji Ludów Kolorowych, któr* powstało w roku 1910, odzwierciedlało w swych założeniach obli

tendencje: bojową i patronacką. Pierwsza z nich wyrażała się w fak­cie, że wszyscy niema! członkowie ruchu „Niagary“ wstąpili do Sto­warzyszenia, druga - w tym, że całe oficjalne kierownictwo organi­zacji, z wyjątkiem DuBois, składało się z białych. Harry Haywood pisze w swej książce „Wyzwolenie Murzynów”: „...założenie Stowa­rzyszenia oznaczało nowy rodzaj «rasowego» kierownictwa; była to odmiana patriacchalnych rządów białej klasy władców. Z biegiem czasu rzucała ona coraz głębszy cień na rozwijający się murzyński ruch wyzwoleńczy tłumiąc energię i przejawy inicjatywy* stawiając ruchowi ograniczone cele i tępiąc ostrze protestu murzyńskiego“.

W obliczu takich zmian, zachodzących w polityce, nie można było poprzestać na ukazywaniu Murzynów w filmach wyłącznie jako błaz­nów. Okoliczności te zmusiły Hollywood do porzucenia w pewnym stopniu starych wzorów. I w ten sposób pojawił się w szeregu filmów „sympatyczny“ typ Murzyna: klasyczny wuj Tom.

„Chata wuja Toma“ ukazała się w tych latach w trzech kolejnych wersjach filmowych z fałszywie położonym akcentem na przywiąza­nie Toma do małej Ewy.

W roku 1911 powstał film „Bitwa“ wyreżyserowany przez D. W. Griffitha, który w cztery lata później nakręcił oszczerczy Film „Naro­dziny narodu“. „Bitwa“ stała się wzorem dla wszystkich następnych hollywoodzkich filmów o Wojnie Domowej. Film ten w romantyczny sposób przedstawiał stare Południe i „błogie czasy niewolnictwa“. Miał ogłupić widza zakłamaną legendą o systemie czarnego niewol­nictwa. Znajdziemy tam „szlachetnych“ pułkowników, dobrych, wy­rozumiałych panów, „szczęśliwy i beztroski byt“ niewolników pracu­jących na plantacjach, i jednocześnie... „zbydlęcenie“ tychże nie­wolników.

Jaki cel miały wszystkie te filmy? W zasadzie świadczyły o zmia­nie taktyki, obliczonej na przeciwdziałanie nowej fali wyzwoleńczego ruchu murzyńskiego. Miały też nie dopuścić do zjednoczenia się bia­łych i czarnych. Najczęściej podkreślane „cechy charakterystyczne" Murzynów — „prymityw umysłowy“, „naiwność“, „błazeństwo“ — nie wystarczały już jako jedyne usprawiedliwienie teorii „wyższości bia­łej rasy“. Potrzebny był wuj Tom.

Obrana taktyka miała osłabić walkę ludu murzyńskiego. Służal­cza zgoda na istniejącą nierówność, współpraca z imperializmem.

gloryfikacja czasów niewolniczych, „pomyłka“ Wojny Domowej, „niesłuszne“ zwycięstwo Północy — oto nowa trująca potrawa przy­rządzona w hollywoodzkiej kuchni. Takie, a nie inne były przez ca­le czterdzieści lat założenia Filmów o niewolniczym Południu i Woj­nie Domowej.

Aby na drodze tej taktyki osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty, Holly­wood zaczął produkować filmy rasistowskie o „przekleństwie miesza­nej krwi“. Cel tych rasistowskich melodramatów byl zupełnie wy­raźny.- Miały one napiętnować Murzynów jako ,społecznych paria­sów“, dla których nie ma ratunku i z którymi nie można współpra­cować. „Misją“ takich filmów było dokończenie w nowych warun­kach, na modłę „poważną“ lub „tragiczną“, tego, co rozpoczęły na swój sposób najgorszego gatunku komedie.

Gdy pojawiły się oznaki zbliżającej się wojny, taktykę tę uznano za niewłaściwą. Z chwilą wybuchu imperialistycznej pierwszej wojny światowej Hollywood dokona) zasadniczego zwrotu w swej taktyce.

Odezwa Wilsona do Amerykanów w sierpniu 1914 roku była tylko wstępem do uprawianej na coraz większą skalę demagogii, która miała mu ułatwić ponowny wybór na prezydenta (w 1916 r.), jako temu człowiekowi, który pomógł nam uniknąć wojny. W pięć miesięcy po ponownym wyborze wstrącil on Stany Zjednoczone w wojnę.

Przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny było ukartowane od samego początku przez kierownicze koła imperialistów z Wall Street. Pierwszymi zwiastunami były: systematyczny, począwszy od 1915 r., wzrost obrotów handlu zagranicznego Stanów Zjednoczonych z aliantami, działalność Morgana, który od połowy roku 1915 jako główmy agent handlowy aliantów czynił zakupy na rynku amerykań­skim, wreszcie życzliwa neutralność Waszyngtonu wobec zamknięcia portów brytyjskich dla statków amerykańskich w -zestawieniu z ostrym protestem wyrażonym w nocie do rządu niemieckiego, który również zastosował blokadę.

Przygotowania do wzięcia udziału w konflikcie wymagały nała­dowania atmosfery histerią wojenną, szowinizmem, rasizmem i bru­talnością. Imperialistyczne plany Wall Street wymagały gloryfikacji białej amerykańskiej „superrasy“. Na wewnątrz oznaczało to wzmoc­nienie ataków na naród murzyński. Rozdmuchano więc płomień nie­nawiści rasowej, a jednocześnie ciężar kosztów wojennych przerzu^ cono na barki całej pracującej ludności, zarówno białej, jak i czarnej.

Día zwalczenia antywojennych nastrojów, przeważających w kraju, trzeba było f'on?~i.znie osłabić w,-'raźnie zarysowujące się przymierze ívíaiych i czarnuch. Perspektywa produkcji wojennej i, co za tym idzie, wzrost zatrudnienia Murzynów w przemyśle, wymagał gwa­rancji, że nie będzie istnieć żadne przymierze białych Î czarnych ro­botników. Gdy z cfurilą wybuchu wojny w Europie, ustał napływ ta­niego robotnika obcego, przemysłowe)' z Północy spowodowali mi­grację murzyńskich robotników z Południa na Północ. Teraz należało stworzyć „usprawiedliwianie“ dla przygotowania osobnych kwater dla murzyńskich robotników, dla wprowadzenia dyskryminacji żoł­nierzy murzyńskich na czas zbliżającej się wojny i dla rosnącej stale fali prześladowań Murzynów.

A oto, co o tym okresie pisze Du Bois w swej autobiografii:

„Wraz z objęcfem urzędu prezydenta przez Woodrow Wilsona w roku 19)3 zaczął się dla Murzynów amerykańskich okres, któ­ry męstwo ich wystawił na najcięższą próbę w obliczu okru­cieństw, prześladowań i masowych mordów.

Okres ten trwał całą wojnę światową, a nawet po jej zakoń­czeniu. Szczytowym jego punktem był rok 1919“.

W roku 1915 Hollywood wyprodukował, zgodnie ze swą tradycyj­ną polityką, film „Narodziny narodu“. Prezydent Wilson wyraził swoje uznanie dła tego fiłmu w następujących słowach: -„Jest to jakby historia napisana błyskawicą“.

Jest rzeczą wielce znamienną, że ten pierwszy hollywoodzki „super­film“ był najdłuższy i najkosztowniejszy z wyprodukowanych w owym czasie i gloryfikował niewolnictwo oraz znieważa! naród murzyńsJdf Jeśli doLąd Murzyn występował jako błazen lub jako wuj Tom, to tym razem pokazano „bestię *. Nigdy chyba nikczemność „kultury“ kapitalistycznej nie objawiła się w sposób tak jaskrawy. Scenariusz złośliwie fałszował rolę Murzynów w okresie Odbudowy po Wojnie Domowej. Film zawierał potwornie zmyślone sceny, szkalujące Mu­rzynów. Istotnym celem tego fiłmu było „usprawiedliwienie“ odmowy praw obywatelskich i równouprawnienia Murzynów, usprawiedliwie­nie dyskryminacji, terroru i linczu.

Gdy /iIm ukazał się na ekranach, podniosła się burza protestów. Wiele kin pikietowano. W pierwszym szeregu walczy) oczywiście na­

ród murzyński. Akcja protestacyjna Krajowego Stowarzyszenia Eman­cypacji Ludów Kolorowych zachęciła szerokie warstwy społeczeństwa do podjęcia walki, w której wzięły udział nawet najwybitniejsze oso­bistości. W rezultacie wyświetlanie filmu zostało w niektórych stanach zabronione.

Film ten wyświetlano jednak ponownie w pewnych odstępach czasu, ostatnio nawet w czasie drugiej wojny światowej. I tym razem ostry protest prasy murzyńskiej i komunistycznej spowodował zdjęcie go z ekranu. Przyrzeczenie szefa departamentu filmowego Biura In­formacji Wojennej, że film ten nie ukaże się więcej na ekranach, nie zostało dotrzymane, tak jak zresztą wiele innych burżuazyjnych obietnic. I dziś znowu jest wyświetlany w różnych częściach kraju.

Nie ulega wątpliwości, że film „Narodziny narodu *, który glory­fikował działalność Ku Klux Klanu, przyczynił się znacznie do Jego odrodzenia. Organizacja ta w roku 1924 liczyła pięć milionów człon* ków.

Począwszy od tego czasu filmy hollywoodzkie o stanach południo­wych łub o Wojnie Domowej sympatyzują zawsze z konfederatami. Filmy te pod względem ideologicznym miały charakter rasistowski, profaszystowski i imperialistyczny.

W ciągu trzydziestu pięciu łat swego istnienia kapitalistyczny przemysł filmowy nie dostarczył tak klasycznego przykładu bez­względnej polityki wobec Murzynów, jak HołlywMjd ¿wvm obrazem ..Narodziny narodu".

Podstawowym założeniem filmu hollywoodzkiego jest, jak widzie­liśmy, utrzymanie mitu o „wyższości białej rasy*', który jest potrzeb­ny dla obezwładnienia ruchu wyzwoleńczego Murzynów i niedo­puszczenia do skutecznego przymierza Murzynów i białych robotni­ków dła wspólnej walki przeciw kapitalistycznemu uciskowi. Taka strategia jest charakterystyczna dla całego półwiecza kapitalistycz­nego filmu amerykańskiego.

DOXEY ,4. WILKERSON

O KULTURZE MURZYŃSKIEJ

Kultura murzyńska powstała i rozwijała się jako wyraz walki lu­du murzyńskiego o wyzwolenie spod ucisku. Odzwierciedla ona przeto problemy i osiągnięcia rozwijającego się narodowego ruchu wyzwo­leńczego, który ją zrodził.

Kultura murzyńska stanowi także ważny czynnik dalszego roz­woju walki Murzynów o wolność. Wyrażając w pełni związki zacho­dzące między sztuką a społeczeństwem oddziaływa ona jako siła społeczna, pomagająca kształtować świadomość Murzynów i innych Amerykanów i pobudza ich do społecznej aktywności.

Z tego stanowiska wychodząc można stwierdzić, że kultura mu­rzyńska odgrywa doniosłą rolę nie tylko na.polu oderwanej „estety­ki“ — ale także w szerszej dziedzinie walki politycznej. Taki jest punkt widzenia niniejszych* rozważań.

Autor nie stara się o dokonanie przeglądu historycznego rozwoju kultury murzyńskiej ani kulturalnych osiągnięć ludu murzyńskiego w czasach obecnych, czy też oceny wkładu Murzynów w różne dzie­dziny kultury. Jedynym celem tych rozważań jest przedstawienie kul­tury murzyńskiej jako zjawiska społecznego, które zrodziło się z wal­ki wyzwoleńczej ludu murzyńskiego i na nią oddziaływa.

POJĘCIE KULTURY MURZYŃSKIEJ

Szeroko pojęte znaczenie terminu „kultura“ powinno równać się znaczeniu terminu „cywilizacja“. Zawiera ona w sobie całość nadbu­dowy, jaką społeczeństwo rozwinęło na bazie panujących w nim sto-

.sunków produkcji, na bazie sił wytwórczych, które określają i deter­minują całość stosunków społecznych. Tak więc właściwe jakiemuś ludowi formy rządzenia, prawo, literatura, historia, moda, język, roz­rywki, religia, moralność i sztuka — mogą być logicznie uznane za pierwiastki składające się n? jego kulturę.

W węższym znaczeniu termin „kultura“ jest zazwyczaj utożsa­miany z terminem „sztuka“, oznaczającym ten wycinek nadbudowy społecznej, który zawiera w sobie literaturę, teatr, muzykę, malar­stwo, rzeźbę i taniec. W tym to właśnie bardziej ograniczonym sensie termin „kultura“ stosowany jest w niniejszym artykule.

Cóż więc oznacza pojęcie „kultura murzyńska“?

Są działacze murzyńscy, którzy zgoła zaprzeczają istnieniu czegoś takiego, jak kultura murzyńska. Twierdzą oni, że Murzyni są przede wszystkim Amerykanami i że utwory artystów murzyńskich są po pro­stu częścią kultury amerykańskiej.

Wydawcy „The Negro Caravan“ („Karawana Murzyńska"), na przykład, podzielają poniekąd ten punkt widzenia, przecząc istnieniu pojęcia „literatura murzyńska“. Oświadczają oni:

„Wydawcy uważają pisarzy murzyńskich za pisarzy amerykań­skich, a literaturę Murzynów amerykańskich — za część składową literatury amerykańskiej...

Jeśli termin «literatura murzyńska» może budzić jakieś zastrzeże­nia, to tylko dlatego, iż niektórzy krytycy — biali i Murzyni — zbyt pochopnie traktują «literaturę murzyńską» jako osobną pozycję. Za tym idzie stosowanie podwójnych kryteriów oceny, co stanowi niebez­pieczeństwo dla przyszłości pisarzy murzyńskich“.

Nie można zaprzeczać istnieniu kultury murzyńskiej wysuwając argument, że dzieła sztuki murzyńskiej ściśle wiążą się z całokształ­tem kultury amerykańskiej. Takie powiązania istnieją, to prawda. Po­dobnie jak lud murzyński jest składową częścią amerykańskiego ży­cia ekonomicznego i politycznego, które wywiera nań wpływ i które z kolei on sam kształtuje — tak samo i sztuka murzyńska jest wycin­kiem amerykańskiej kultury, w dużym stopniu ulega wpływom prą­dów amerykańskiego życia kulturalnego i z kolei przyczynia się do wzbogacania i kształtowania rozwoju kultury amerykańskiej. O cało­kształcie sztuki murzyńskiej można ze słusznością powiedzieć to sa-

mjo, -.u ii Glush-i w ksi^żcr JJlwory Murzynów w pro/j« amery kałO-kii-j' mówi <> i>v»wi«-:Lr:iat:h i nowH/ch murzyńskich: ,.S;j om: i`i`< •»dłączną czrf-:»<ią amerykańskiej twórczo 'i pisarskiej... di .eniem, Món^o nie można usunąć z osnowy i w^tku amerykańskie] tkaniny

Ale f>owi. .i/ii< tylko lyle znaczyłoby zlekceważyć najbardziej za- »łirtni»-./:;, «'harsMeryr.tycjfną cechę kultury rflurzyńskiej. By sztukę mu- rzyń-k:., '¿'łasfiwie i grunttw/nk' zrozumieć. tr/.i ba spojrzę'' na nią jako na wyraz odrębnego ludu, stanowiącego r.V;'->i ludności Stanów Zjed­noczonych, wyraz odzwierciedlający specyficzne związki tego ludu z rosztij społeczeństwa; wyraz jego specyficznych dziejów, tradycji > ón/sń. Tylko w powiązaniu z rozwojem Murzynów' amerykańskich, jako coraz lepiej zorganizowanej, coraz bardziej świadomej społecz­ności na amerykańskiej arenie- politycznej, pojęcie kultury murzyń­skiej nabiera pełnr*j treści.

Ojczysta Afryka, z której handel niewolnikami przemocą wyrwał >»j /.odków dzisiejszych Murzynów amerykańskich, osiągnęła wysoki poziom kultury jeszcze przed najazdem Europejczyków. Na bazie < konomicznej, która obejmowała rolnictwo, hodowlę zwierząt domo­wych, kopalnictwo złota i srebra, uprawę i przerób bawełny oraz wy­tapianie żelaza - zrodziła -wę i rozwinęła sztuka. Powstała bogata poezja ludowa, a gdzieniegdzie nawet piśmiennictwo. Powstała mu* zyka instrumentalna i wokalna. Powstał taniec. Powstały rysunki na kamieniu, rzeźba w metalu, drzewie, kości słoniowej i kości zwyk­łej; powstało tkactwo, garncarstwo o wysokim poziomie zdobnictwa linearnego i kolorowego — jednym słowem, jak to powiedział Alain Locke w książce „Sztuka murzyńska w przeszłości i teraźniejszości“: wszystko, co się mieści w europejskim pojęciu sztuk pięknych, opróczj malarstwa sztalugowego, rzeźby w marmurze i grafiki..." Ponadto, opinia współczesnych artystów i krytyków brzmi: „Z rozlicznych ro­dzajów sztuki prymitywnej, jakie teraz znamy, sztuka murzyńska w Afryce była z całą pewnością najwspanialsza i najbardziej różno­rodna*'.

leri rozwój kultury afrykańskiej został brutalnie zahamowany ¡■rzez haniebny handel niewolnikami. Przez przeszło cztery wieki ..ludność Afryki była towarem • przedmiotem kupna i sprzedaży“, h wiele milionów Afrykańczyków wydarto ich rodzimej kulturze

j przeniesiono na obcą im zachodnią półkulę, Pochodzili oni t połud­niowej, zachodniej i środkowej Afryki, różnili się językiem, obyczaja­mi i formami wyrazu artystycznego. W nowym kraju, w ciężkich i po­niżających warunkach niewolnictwa, z dziedzictwa kultury afrykań­skiej nie zostało prawie śladu.

Tak w/ęc pojęcia kultury murzyńskiej — biorąc pod uwa^ę jej dalszy rozwój — nie można traktować jako pozostałości kultury afry­kańskiej na terenie Ameryki, mimo źe istnieje nieco takich pozostałości i mają one swoje odbicie w sztuce murzyńskiej, zwłaszcza we wczes­nych fazach jej rozwoju w Ameryce. Ale te pozostałości afrykańskie nie stanowią wystarczającej podstawy do zrozumienia charakteru kultury murzyńskiej. Zakresu i znaczenia tego pojęcia należy szukać przede wszystkim w przeżyciach i rozwoju narodu murzyńskiego w Stanach Zjednoczonych.

Różniące się przedtem między sobą ludy afrykańskie przyjęły tu nowy, wspólny język — język angielski. Osiedlano je przeważnie w jednej części kraju — na Południu, a zwłaszcza w okręgu „Black Uelt" 1. Murzyni stali się iu integralną częścią życia ekonomicznego, opartego głównie na uprawie bawełny. Było ono oparte na niewolni­ctwie i dostosowane do potrzeb zachłannego rynku towarowego rozwijającego się kapitalizmu światowego.

Od samego początku ci afrykańscy „imigranci“ i ich potomkowie zajęli, w rozmaitym stopniu, pozycję „Amerykanów-cudzoziemców"

I choć byli nierozerwalnie związani z rozwojem ekonomicznym i po- litycznym kraju, nigdy nie mieli możności brania pełnego udziału w jego życiu. Ten podstawowy fakt wywierał ogromny wpływ na świadomość Murzynów. Nie jako Amerykanie, ale jako Murzyni ame- rykańscy walczyli niewolnicy w najróżniejszy sposób z uciskiem, jakiemu podlegali. Nie jako Amerykanie, lecz jako Murzyni uważani za odrębną grupę i odpowiednio traktowani przez resztę narodu ame­rykańskiego — walczyli oni o swą wolność i przyczynili się do jej zdo­bycia podczas Wojny Domowej. Właśnie jako Murzyni-wyzwoleiicy, a nic jako „jacyś tam Amerykanie“, stworzyli oni skuteczną koalicję polityczną z białą biedotą na Południu w okresie Odbudowy i w krót-

kim ofm-iiV nie-jpHna Jni wylwmzyll jedymj loimę rzijdów

demokratyczny« II, jak.'j Kf- rIilwi« l< widziało 1'oludnłe. W okresie kontrrewolucji po ¡H'/l't loku Murzynów lę niedawno wyzwolony t-/^'iii wwmrin anieryk;iń`-kiegut „z powrolein w sfrifi niewól-

indwii"; &^łJ1 się zbędnymi i-przymierzenc/iml burżuazjl przomyHfoweJ wchodzącej w reakcyjne, imperlałlfdyczne stadium rozwoju. I jako oiltfhiut grupa nnrrTrfTTwri — o odrębnych prohlemaeli, iinplnicjach i fvl.M-ii — prowadzili Murzyni dalej w wieku dwudzlerdym »w/j walkę

o wyzwole/tie hp<><\ Impcrlalr-ilyczneKo »yslcruit uclaku.

/`rzez trzy wieki walka wyzwoleńcza Murzynów przybierała z ko­nieczności coraz ło inne formy organizacyjne. Istniały Uczni? organiza- cie buntujących się niewolników, jak Kolej Podziemna (Uwlerground

H.iUroml), liry.in: Zgromadzenia Murzyńskie — przed Wojmj Domowy I po niej i uch ,,Ni;ig;ira", (¡nrwya, Narodowy Kongr«** Murzyński i posiadające największe '/.nuczenlc Krajowe Stowarzyszenie Krwiucy* pacji Ludów Kolorowych. fJzisiaj (sfni<*jc juź rozbudowana sieć orga­nizacji murzyński* h, lokalnych I ogólnokrajowych: organizacje pracownicze, zawodowe, młodzieżowo, kobiece, obywatelskie, organi* za< je jcligijne, brać Iwa. Wszyntkie one w laki czy inny sposób walezą i} wolność Murzynów. Na .szczegółu;) uwagę zasługuje tułaj {>ra$fi murzyńska, której poez;/łki Męgajij picrw.szej połowy XIX «tule- ciii i która obecnie ma parę milionów czytelników.

Podczas legi» długiego okresu rozwoju Murzyni amerykańscy uświadomili sobie w wysokim slopnlu, ża stanowbj odrębną grupę narodow/j. Mimo pewnych tendencji eskaplstycznych by unikać na­wet »Iowa ,,Murzyn", olbrzymia większość Murzynów myśli o »obie jako o Murzynach. W całej Ameryce cierpieli ucisk; uczucia Ich I dq* stania hą w-'póhii*; organizują się i walcz?] — jako Murzyni o te prawa demokratyczne, których im, jako odrębnej grupie, zawsze od mawiano. Potomkowi«* Murzynów afrykańskich, na skutek wiekowych Wf-póJnych przeżyć w Ameryce, wytworzyli oddzielny społeczność po-

/

lilyczną, coraz lepiej zorganizował)?), clunakleryzffjąeą *d<; społslością większo uli: jakakolwiek Innu mniejszość narodowa w Ameryce, powiadającą .nllue poczuci«* „więzi", .h-dnym słowem, pow:.(al w Am" ryce nowy naród, naród uchkmiy - mtrfal mur/ymkl z wla'Ulwyml ,-iobie szczególnymi formami organizacyjnymi I świadomością odrębności narodowej.

Nieuniknionym następstwem było, fcc naród bu, /<• swoją odrębną przeszłości;), .spmobem myślenia I dżemami, wytworzył *woją władną formę nrlyatyczuą. Rozwinął ją bogato, n wynik tego procirsu je?d fłius/.nif! iizn/my za kidlun; uiurzyńsk/|.

Xwrôimy uwagi; na imię Kkargl, typów?) fila nieznanych twórców murzyńskiej muzyki ludowej, twórców iicinkariydi w ohcym i wrogim olorzenlu niewolniczego l'oludula:

C/HHHiiiI hIv c/.ujv j<tt( (Ixlrcko li<ex matki,

<'.7.u*tt>n\ hIv r.%ujÿ juk iMi-rhi U-/, rniłtki,

<V/.nMurat «¡v czujv Jak dziecko U-% mutki, faifc|«j, clititiko o<l domu,

Hnniin, Uunhn dnlckn mi r|/>mu,

i.ud w niewoli, tęnknigcy za wolnoAchj I »zukaj^cy jakiegoś i^areia dla lej wiary, śpiewał:

Czyfc nic wyzwolił Mój !'nri iianiwt»?

Ach, r/M-mib nin 7. hhm?

Uwolnił r»nnl<'lti 1, ju»kini twa,

JoniM%u '/. \>r/.whn wi<-lorylm, iJy.U-cl h<?l>raj*kii; % oifTilNŁc^o (lifra. t A«4i, nłf UnMnw * non?

Pozbawieni na tym świetle możliwości zaspokojenia najelenietitai- nlejMzych potrzeb materialnych, ludowi artyści umrzyiiHcy z początku dziewiętnastego stulecia ry»»jq wizję szczęśliwszych dni pr/.y*»zlofw:ł. ftplewuli oni:

Ja rnarn buty,

Ty urnwt. huty,

W«7.yntkiv tlzicci Uuj^u miłjfj huty,

(<<ly |jgdv itzodł do ni<dju, to iia\ukq buty;

i.«1

Będę chodzi) po całym bożym niebie,

Po niebie, po niebie;

Nie każdy wsjdżie do nieba, kto mówi o niebie,

0 niebie, o niebie;

Będę chodził po całym bożym niebie.

W większości spirituals 1 przebija ta sama podwójna nuta: skarga na brzemię niewolnictwa i niezłomna wiara w ostateczne wyzwolenie. Pod postacią najróżnorodniejszych motywów religijnych, niektóre z tych pieśni zawierają w sobie wyzwanie do walki, wyrażają wyzwa­nie rzucone silom, które zamieniły ludzi w niewolników: „Children We Shall Be Free“ („Dzieci, będziemy wolni“), „Before I`d Be a Sla­ve I'd Be Buried in My) Grave“ („Bodajbym spoczął w grobie, nim sta­łem się niewolnikiem“), „Walk Together Children, Don't You Get We­ary“ („Wędrujcie razem, dzieci, a nie ustawajcie“).

' Murzyńskie spirituals są wyraźnie tworami sztuki odrębnego ludu. Najczęstsza forma pieśni — forma „zewu i odzewu“ — jest bezsprze­cznie pochodzenia afrykańskiego; język i wyobrażenia religijne są wspólne dla wielu innych grup narodowościowych Ameryki. Ale ani Afrykanczyk, ani biały Amerykanin z pewnością nie stworzyłby mu­rzyńskich spirituals. Wyrosły one z waJk, pojęć i dążeń Murzynów w specyficznych niewolniczych warunkach w Stanach Zjednoczonych i są ich wyrazem. Są kulturalną manifestacją świadomości rozwija­jącego się ludu — ludu murzyńskiego. Są wspaniałym składnikiem kultury murzyńskiej.

Podobnie jest z innymi ważnymi rodzajami muzyki murzyńskiej — z pieśniami przy pracy, blues i innymi. 2aden z tych rodzajów muzyki nie może być nazwany „muzyką amerykańską“; wszystkie one są wy­bitnie muzyką murzyńską, odbiciem szczególnej świadomości tego odrębnego narodu. Są one częścią kultury murzyńskiej. Tak więc mu­zyka murzyńska jest „muzyką ludu“,,... świeżym i nowym rodzajem muzyki, mówiącej nam o życiu, smutkach, bólu i żywotności ludu murzyńskiego, który przywieziony jako niewolnik, swą pracą w wy­bitny sposób przyczynił się do rozwoju cywilizacji i kultury amery­kańskiej“.

* +

*

Świadectwem kultury murzyńskiej, o której tutaj mówimy, są liczne dzieła murzyńskich artystów.

Dekorację frontowej ściany biblioteki w Talladega College stanowi wspaniała płaskorzeźba, dłuta Hale Woodruffa. Rzeźba ta przedstawia bunt niewolników na statku handlowym „Amistad“.

„The Blackberry Woman“ („Czarna kobieta“), „Mask of Black Boy“ („Maska czarnego chłopca“), „African Dancer“ („Afrykański tancerz"), „Mother and Son“ („Matka i syn“) i wiele innych prac Richmonda Barthe — to niezrównane dzieła utalentowanego rzeźbia­rza murzyńskiego.

W swym pełnym goryczy poemacie pisanym prozą — „Litania w Atlancie“ — W.E.B. DuBois wyraża gniew i protest ludu murzyń­skiego przeciwko jednej z licznych masakr, dokonywanych w owym okresie szalejącej reakcji;

„Spójrz, o Panie, na ten okaleczony, zbity stwór; był to czar­ny człowiek, który pracował w pocie czoła... Powiedzieli mu: pracuj i wybijaj się. Pracował. Czy człowiek ten zgrzeszył? Nie, lecz ktoś powiedział, że ktoś mówił, że ktoś inny zrobił — ktoś, kogo len człowiek nigdy nie widział ani nie znał. Lecz za zbrod­nię tamtego człowieka ten oto leży tutaj okaleczony i zamordo­wany, żona jego zhańbiona, a dzieci pozostawione na pastwę losu.

. Usłysz nas, Ojcze Niebieski!..

Większość celniejszych utworów prozy murzyńskiej, o różnej oczy­wiście formie i wartości — począwszy od opowiadań Charles W. Chesnutta, zawartych w tomie „The Conjure Woman“ („Czarow­nica“) z 1899 r., Anny Petry „The Street“ („Ulica") — opowiada

0 przeżyciach, uczuciach i walkach narodu murzyńskiego. Jak powia­da Głoster: „ ... proza Murzynów amerykańskich jest odbiciem życia

1 myśli ludu murzyńskiego w Stanach Zjednoczonych“.

Podobnie jest z dramaturgami murzyńskimi. Na przykład dramat Teodora Warda „Big White Fog“ („Wielka biała mgła“) rzuca snop światła na ruch Garveya, a jego „Our Lan'“ („Nasza ziemia“) opo­wiada o zaciekłej walce wyzwoleńców murzyńskich o ziemię w czasie

Wojny Domowej ¡ po niej, przy czym pisarz wyraźnie daje do zrozu­mienia, że podobną, lecz jeszcze cięższą walkę będzie trzeba stoczyć w przyszłości.

Prace biograficzne i autobiograficzne pisarzy murzyńskich: Fre- dericka Douglassa, Booker T. Washingtona, James Weldon Johnsona i wielu innych — przedstawiają fragmenty z życia i historii Murzynów w interpretacji wybitnych ich uczestników.

Podobnie jest z aktorami murzyńskimi. Charles Gitpin w „The Emperor Jones" („Cesarz Jones“), Elhel Waters w „Mamba`s Daughters“ („Córki Mamby“), Canada Lee w ,,On Whitman Ave« nue“ („Na ulicy Whitmana“), Gordon Heath w „Deep Are the Roots" („Głęboko sięgają korzenie“), wielu murzyńskich aktorów w insceni­zacjach Teatru Federalnego, słynna obsada „Porgy and Bess“, wresz­cie Paul Robeson w szeregu wielkich ról nie wyłączając „Otella“ Szekspira — wszyscy oni do interpretacji swych ról wnoszą takie wartości, które mogły powstać jedynie z przeżyć i uczuć ludu mu­rzyńskiego.

Tańce Pearl Primus, Katherine Dunham i wybijającej się ostatnio Janet Collins, wyrażają w znacznym stopniu uczucia oraz dążenia uciśnionego ludu murzyńskiego w Stanach Zjednoczonych. Gdy Pri­mus wykonuje, na przykład, taniec „Strange Fruit“ („Dziwny owoc“), zebrani widzą okrucieństwo linczu i rozgoryczenie ludu, przeciw któ­remu jest skierowany. Niewielu współczesnych tancerzy — być może, że żaden z nich — potrafi w sposób tak trafny wyrazić ową podwójną nutę skargi i ufności, charakterystyczną dla spirituals, jak Janet Collins w swoich interpretacjach „Nobody Knows de Trouble I See“ („Nikt nie zna troski mojej“) i „Didn't My Lord Deliver Daniel?“ („Czyż Pan mój nie wyzwolił Daniela?“).

Niemniej duża część dziel artystów murzyńskich nie ma nic wspól­nego z wyrażaniem świadomości ludu murzyńskiego. Do tej kategorii należy większość poezji i prozy Williama Stanleya Braithwaite`a, Countee Cullen i innych autorów murzyńskich.

W takich poematach, jak „To John Keats, Poet, At Spring Time“ {.,Do Johna Keatsa, poety, w wiosennej porze“) Countee Cullen jest wrażliwym i utalentowanym lirykiem, który przypadkiem jest także Murzynem. Ale jest też i Cullen — poeta uciśnionego ludu, który na­pisał powszechnie znane poematy-protesty, jak np. „For A Lady

1 Know“ („Dla Pani, którą znam“), czy „Incidenl“ („Zdarzenie“) Cul len, który z charakterystyczną ironią woła:

Nie wątpię, że Bóg jest dobry, sprawiedliwy i łaskawy.,.

Jednak zdumiewa mnie ta dziwna rzecz:

Stworzyć poetę czarnym i kazać mu śpiewać!

Niewątpliwie poetą murzyńskim, a nie „poetą amerykańskim“ jest Sterling Brown, który w utworze „Old Lem“ („Stary Lem“) obnaża system wyzysku, jaki stosowano na plantacjach, piętnuje towarzyszące mu^6ankcje oraz rząd opanowany przez plantatorów i terror linczu:

Oni mają sędziów Oni mają prawników Oni mają kodeksy Oni mają prawo

Oni nie przychodzą po jednym Oni mają szeryfów Oni mają delegatów

Oni nie przychodzą po dwóch Oni mają broń Oni mają sznur

Nam wymierzają sprawiedliwość W końcu

A przychodzą po dziesięciu...

Langston Hughes, który nie tylko głęboko odczuwa znieważanie uciśnionego ludu, ale także odczuwa jego wrodzoną godność, dumę i niezłomną wiarę — pisze:

... Jutro

Usiądę za stołem,

Gdy przyjdą golcie.

Nikt nie odważy się Powiedzieć mi:

«Jedz w kuchni»,

Wtedy.

Biali Amerykanie, zaprzeczający istnieniu kultury murzyńskiej, są głosicielami szowinizmu, który przenika nasze społeczeństwo. Ci zaś

spośród Murzynów, którzy zaprzeczają istnieniu kultury murzyńskiej, widząc ją na błędnej drodze walki o „osobowość“, schodzą na bez­droża eskapiunu wypaczając sens walki o równość narodu murzyń­skiego.

A tymczasem kultura murzyńska rzeczywiście istnieje. Jest to zja­wisko jakościowo różne od zwykłej „kultury amerykańskiej“.

Do kultury murzyńskiej można odnieść słynną stalinowską defi­nicję narodu: „Naród to wytworzona historycznie, trwała wspólnota ludzi, powstała na gruncie wspólnoty języka, terytorium, życia ekonomicznego i układu psychicznego, przejawiającego się we wspól­nocie kulturyJest to kultura narodowa, której pochodzenie, formy i treść są odzwierciedleniem powstania i rozwoju uciśnionego ludu, walczącego o wyzwolenie narodowe. Będzie ona rozkwitała coraz bar­dziej, w miarę jak lud, z którego wyrasta, będzie się zbliżał do swego dziejowego celu: wolności.

Podobnie jak kultura murzyńska wytworzyła się historycznie jako wyraz artystyczny dojrzewającego ludu murzyńskiego, tak też i roz­wiązanie doniosłych problemów, które stoją przed jej dalszym roz­wojem, musi stać się integralną częścią walk wyzwoleńczych narodu murzyńskiego. Z problemów tych najistotniejsze są te, które można określić jako walkę o formę i walkę o treść.

WALKA O FORMĘ

Jeśli artysta ma wiernie oddać myśli i uczucia, które chce wyra­zić, musi on panować nad „językiem“ swego środka ekspresji — czy to będzie słowo pisane, pełen wyrazu gest, kształt, barwa na płótnie lub forma melodyczna. W przeszłości zwykli, prości ludzie nie mieli przeważnie możności technicznego opanowania danej dziedziny sztu­ki. co ograniczało możliwości artystycznej wypowiedzi. Jedynie w Związku Radzieckim, dzięki zwycięstwu socjalizmu, dokonał się przewrót w tej dziedzinie. Ponieważ lud murzyński cierpiał w Ame­ryce szczególnie silny ucisk, mial prawie całkowicie zamknięty dostęp

do owych umiejętności kulturowych, tak istotnych dla jak najpełniej­szego rozwoju jego sztuki.

Locke wskazał na fakt, że w Afryce dominowały sztuki dekoracyj­ne i rzemiosło artystyczne: rzeźba, prace w metalu i tkactwo; w Ame­ryce natomiast głównymi formami sztuki murzyńskiej są: śpiew, ta­niec, muzyka i — później — poezja. To przesunięcie wypływało z fak­tu, że Murzyni amerykańscy przebywając w środowisku niewolni­czym wcześnie już utracili umiejętności swych przodków. Locke w związku z tym pisze:

„Nigdy nie dowiemy się i nie potrafimy ocenić, w jakim stop­niu zanikła w Ameryce afrykańska biegłość w sztuce i rzemiośle artystycznym. Znojna praca na polach bawełnianych i ryżowych, twardy trzonek motyki, siekiery i <rączki pługa zmieniły zręczną dłoń Murzyna w sękaty kikut, niezdolny do subtelnego rzemiceła, nawet gdyby materiały, wzory i podniety twórcze były mu do­stępne .. . Dla Murzyna, odartego ze wszystkiego, jego własne ciało stało się podstawowym i jedynym naczędziem artystycznym; taniec, pantomima i śpiew byty ukojeniem dla jego tłumionych uczuć“.

Tak więc pierwszą walką Murzynów o rozwój kulturalny w Ame­ryce była walka o środki wyrazu w sztuce. To pozostaje zasadniczą linią walki o dalszy rozwój kultury murzyńskiej także w czasach dzi­siejszych. Kultura murzyńska w dziewiętnastym stuleciu osiągnęła wysoki poziom przede wszystkim w poezji ludowej i muzyce — spiri- iuałs i blues. Była to twórczość zbiorowa, nieustannie modyfikowana drogą improwizacji; początkowo utwory te nie były zapisywane, lecz podawane z ust do ust. W materialnych warunkach niewolnictwa nie było i nie mogło być w dziedzinie malarstwa i rzeźby żadnych osiągnięć.

Te wczesne formy sztuki, pomimo swych wielkich walorów arty­stycznych, nie dawały, rzecz jasna, ludowi murzyńskiemu możliwości wypowiedzenia się w sztuce. Niezbędne było osiągnięcie pewnych technicznych umiejętności, aby artysta murzyński mógł wyrazić swe posłannictwo poprzez pisaną poezję, prozę, dramat, wyższe formy kompozycji muzycznej i sztuki graficzne.

i

89

Punkt zwrotny nastąpi! w chwili, gdy Murzyni poczęli opanowy­wać sztukę pisania. Osiągnięto to w walce: o tajne nauczanie wbrew kodeksom niewolniczym, o bezpłatne szkoły publiczne w okresie Od­budowy, o prawo Murzynów do nauki w drugim dziesiątku lat dwu­dziestego wieku. Walka ta będąca jednym z najdonioślejszych zagad­nień dla narodu murzyńskiego trwa po dziś dzień.

Pierwszy wielki wzlot murzyńskiej twórczości literackiej, często nazywany „Odrodzeniem sztuki murzyńskiej“ lub okresem „Nowego Murzyna“ — nastąpił w latach dwudziestych bieżącego stulecia. Zbiegi się on w czasie z potężnym rozkwitem prasy murzyńskiej.

Pierwsza wojna światowa i lata następne dały początek całemu szeregowi doniosłych procesów rozwojowych wśród ludu murzyńskie­go: wielkie wędrówki do północnych ośrodków przemysłowych i równoczesne powstanie proletariatu murzyńskiego; przybierające na sile walki o poprawę warunków bytu na Południu; silne protesty prze­ciw powojennej fali rasizmu i potęgującej się dyskryminacji Murzynów; ruch garveyski, dumny i Walczący ruch murzyński; i wreszcie prze­zwyciężenie analfabetyzmu wśród setek tysięcy Murzynów — męż­czyzn, kobiet i dzieci.

Były to czynniki, które w wybitnym stopniu sprzyjały walce wy­zwoleńczej ludu murzyńskiego i stworzyły niezbędną podstawę dla rozwoju prasy murzyńskiej i odrodzenia kultury murzyńskiej. Coraz bardziej świadomy i bojowy lud murzyński dążył do wypowiedzenia się; a opanowanie przezeń sztuki czytania i pisania dawało mu tę możliwość.

Walka Murzynów o opanowanie pisanego słowa jest jeszcze daleka od wygranej. Szesnasty spis ludności Stanów Zjednoczonych wykazał, że w roku 1940 prawie 650 000 Murzynów w wieku lat 25 i starszych (10% ogółu) nie miało żadnego wykształcenia; około

3 700 000 (57%) ukończyło cztery klasy lub mniej; natomiast tylko okofo 1 000 000 (15%) miało za sobą rok lub kilka lat szkoiy średniej.

Jedynie stworzenie bardziej pomyślnych warunków kształcenia przyczyni się do podniesienia poziomu mas najbardziej zainteresowa­nych w walce o wyzwolenie. A to, oczywiście, da się osiągnąć jedynie na drodze nieustannej walki narodu murzyńskiego i jego postępowych sprzymierzeńców.

Walka Murzynów o upowszechnienie kultury nie ogranicza się bynajmniej do opanowania słowa pisanego. Istnieją specjalne i trud­niejsze jeszcze „języki", które trzeba opanować w różnych dziedzinach sztuki. Na drodze tej Murzyni napotykają poważną przeszkodę — dyskryminację rasową.

Tacy sławni ludzie, jak: śpiewacy Marian Anderson i Paul Robeson, kompozytor William Grant Still, dyrygent Dean Dixon, kompozytor i dyrygent Edward Ellington, malarz Aaron Douglass i inni wybitni Murzyni, którzy osiągnęli poważne sukcesy w różnych dziedzinach: w tańcu, sztukach plastycznych, muzyce, prozie artystycznej, dramacie, teatrze itd, zawdzięczają je rozljeglej wiedzy i usilnej pracy. Wiele tysięcy potencjalnie wielkich artystów murzyńskich walczy o osiągnię­cie tego samego poziomu, ale napotyka nieprzezwyciężone trudności.

Zdarza się, że utalentowany Murzyn dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności stanie się artystą wielkiej miary. Wówczas spotyka się l uznaniem elitarnych władców amerykańskiego świata kulturalnego

— ale pod warunkiem ... że nie będzie Paulem Robesonem, który swej sztuki używa jako oręża walki o prawa swego ludu.

Ale między garstką szczęśliwców znajdujących się u szczytu a tłumem zdolnych, młodych artystów murzyńskich walczących o wy­bicie się istnieje głęboka przepaść ideologiczna i strukturalna. Odgry­wa tu przede wszystkim rolę powszechne ubóstwo ludu murzyńskiego, będące skutkiem dyskryminacji na rynku pracy. Walka o pracę dla robotników-Murzynów jest nieodzowna dla stworzenia warunków ekonomicznych, które umożliwią artyście doskonalenie swych zdolności.

Nie jest bez znaczenia również ustosunkowanie się władców „kul­turalnego“ świata, którzy w sposób protekcyjny wyrażają swoje uzna­nie Murzynom za ich sukcesy osiągnięte w „sztuce ludowej“, dając równocześnie do zrozumienia, że ambitni artyści murzyńscy zrobiliby lepiej, gdyby pozostali „na swoim miejscu“. W teatrze na przykład — z małymi wyjątkami w latach ostatnich — tancerzom murzyńskim, członkom jakiegoś zespołu (jeśli w ogóle tacy są w zespole), powie­rza się zazwyczaj wykonanie charlestona lub „podobnych“ tańców*, a aktorom murzyńskim — stereotypowe role wuja Toma czy ciotki Jemimy. Murzyni napotykają nieprzezwyciężone przeszkody w otrzy­maniu pracy we wszystkich `poszczególnych dziedzinach sztuki, co

uniemożliwia Im (rozwijanie swych talentów. Tak na przykład nowo* > jorska konferencja wydziału kulturalnego Narodowego Kongresu Murzynów podała w 1947 roku następujące wyniki badań nad za­trudnieniem Murzynów w poszczególnych dziedzinach sztuki:

1. Teatr: w cią'gu trzech łat na 92'sztuki i 147 ról, jedynie 11 ról było obsadzonych przez Murzynów.

2. Radio: na 30000 pracowników jest 200 Murzynów i to wielu z nich pracuje jako służący.

3. Film: na 500 ostatnio wyprodukowanych filmów zatrudnionych było 11 Murzynów; 10 jako wuj Tom lub ciotka Jemima.

4. Wydawnictwa: na 2000 książek wydanych w ostatnim roku, tylko 28 było napisanych przez Murzynów lub posiadało tematykę murzyńską.

To rozmyślne i powszechne niezatrudnianie murzyńskich arty­stów uniemożliwia dalsze kształcenie się tym, którzy zdobyli już pew­ne umiejętności i pragną je doskonalić. Pisarz murzyński rzadko ma sposobność rozwinięcia swych zdolności przez pracę w dzienniku czy poważnym czasopiśmie. Wybijający się artysta murzyński prawie nigdy nie znajduje zatrudnienia, które umożliwiłoby mu doskonalenie swych umiejętności. Murzyn, który nauczył się grać na fortepianie czy na skrzypcach, rzadko kiedy ma szanse dalszego rozwijania swych zdolności w orkiestrze jakiegoś poważnego teatru, a nigdy — w większym zespole filharmonicznym czy operowym.

Krótkotrwałe istnienie Federalnego Teatru, Domu Muzyki i Sztuki w okresie „Nowego Ładu"1 otworzyły przed młodymi artystami mu­rzyńskimi nowe drogi kształcenia swych talentów. Wielu z uznanych dziś artystów pasowanych zostało przez WPA 2. Program „Komitetu

do walki o Murzyna w sztukach pięknych", który przewidywał urządza­nie popisów młodych artystów, walkę z dyskryminacją w zatrudnie­niu na polu kultury, stypendia i przedstawianie najwybitniejszych „nowych" artystów na koncertach publicznych, był poważnym kro­kiem naprzód. To samo można powiedzieć o różnych akcjach organi­zowanych w celu przełamania antymurzyńskich barier otaczających estradę koncertową i poważny teatr, w szczególności akcję przeciw bojkotowi murzyńskich przedstawień w Teatrze Narodowym w Wa­szyngtonie, stosowanemu przez Actors Equity1.

Przeszkody stawiane na drodze rozwoju artystów murzyńskich są oczywiście zaledwie drobną cząstką rozbudowanego systemu ucisku, jakiemu poddani są Murzyni przez imperialistycznych władców ame­rykańskiej gospodarki, a co za tym idzie — przez w wysokim stopniu skomercjalizowany świat kulturalny. Te bariery kulturalne mają jeszcze pewne szczególne znaczenie. Artysta murzyński jest szczegól­nie niebezpieczny dla systemu superwyzysku, gdyż skłonny jest on dowyrażenia w sztuce tych właśnie idei i uczuć, które służą sprawie wzmożenia walki wyzwoleńczej murzyńskiego ludu.

Zamknięcie drogi rozwojowej artyście murzyńskiemu ma więc przyczynić się do utrzymania narodu murzyńskiego ,.na jego właści­wym miejscu“. Podobnie — rozpoczęcie na wielką skalę zakrojonej walki o upowszechnienie kultury wśród ludu murzyńskiego oznacza wzmocnienie całego ruchu wyzwoleńczego Murzynów, a przez to sa­mo i walki z imperialistyczną reakcją w całym narodzie amerykań­skim. Jest to ważny aspekt walki z faszyzmem, i do walki tej musi w sposób zdecydowany przystąpić klasa robotnicza Stanów Zjednoczo­nych.

WALKA O TRKŚĆ

Opanowanie środków wypowiedzi artystycznej, choć stanowi już duży postęp w tej dziedzinie, w żadnym razie nie zapewnia jeszcze rozwoju wielkiej sztuce murzyńskiej. W istocie wraz z rozwojem form artystycznych powstaje cała masa nowych problemów. Najbardziej zasadnicze z nich są problemy związane z walką o umasowienie.

Sztuka jest zjawiskiem jak najbardziej społecznym zarówno w swych źródłach, jak i w oddziaływaniu. Jest ona środkiem, za po­mocą którego artysta przekazuje swe myśli i uczucia innym ludziom. Aiusi ona mieć jasno określony cel. W społeczeństwie, którego domi­nującą cechą jest walka klas, artysta z konieczności musi stanąć po jednej lub drugiej stronie i wyrażać jedne idee, a odrzucać inne. Naj­wyższym celem sztuki jest wyrażać, a więc rozpowszechniać prawdzi­wie ogólnoludzkie wartości, to jest wartości uznawane przez olbrzy­mią większość ludzi pracy na całym świecie.

Wielką kulturę ludu murzyńskiego musi przede wszystkim cecho­wać realizm. Musi uczciwie i ze zrozumieniem odzwierciedlać prze­życia i świadomość ludu murzyńskiego i wartości, o które on walczy. Musi się stać wyrazicielką dążeń i walk ludu murzyńskiego na tle dą­żeń i walk całego ludu pracującego w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie. Rozwój kultury murzyńskiej w tym kierunku napotyka jednak wiele przeszkód.

Największą przeszkodą jest fakt, że cala twórczość kulturalna jest w Stanach Zjednoczonych całkowicie skomercjalizowana i że istotny wpływ na te sprawy ma właśnie ta sama klasa kapitalistycznej ii- nansjery, która jest główną podporą systemu ucisku Murzynów. Dla nich najwyższym kryterium sztuki jest jej natychmiastowa dochodo­wość.

Dla tych powodów film nie ma ról dla aktorów-Murzynów, poza tradycyjnymi rolami epizodycznymi. Z tego powodu wspaniały arty­sta walczącego ludu, Paul Robeson, uznawany i podziwiany na ca­łym świecie, został pozbawiony prawa występowania w Stanach Zjednoczonych.

Obrazy dramatyczne z życia murzyńskiego, które się ogląda na Broadwayu, są przeważnie sfałszowane. Wśród 889 postaci z nowel drukowanych w ciągu dwóch lat w ośmiu największych tygodnikach, tylko szesnaście było Murzynami — głównie jako służący, złodzieje, szulerzy i właściciele podejrzanych nocnych lokali. Z każdej dziedzi­ny działalności kulturalnej — z niewieloma i coraz rzadszymi wyjąt­kami — wypiera się utwory murzyńskie oraz zakazuje się występo­wania murzyńskim artystom, o ile nie trzymają się ściśle wytyczonej przez kapitalistyczną finansjerę „linii" niższości Murzynów.

Taki stan rzeczy w fatalny sposób odbija się na treści sztuki mu­rzyńskiej. Artysta murzyński musi żyć; aby mieć z czego żyć, nie dba

0 poziom ani o treść swej sztuki.

Większość artystów murzyńskich staje przed trudnym wyborem, gdy zda sobie sprawę, że — jak to jeden z przedsiębiorców z Broad­wayu otwarcie powiedział murzyńskiemu tancerzowi, który wzdra­gał się przed przyjęciem epizodycznej roli — „Musi pan zdecydować, czy pańskie położenie pozwoli przezwyciężyć pańską dumę naro­dową“.

Fakt, że dyskryminacja objęła całą twórczość murzyńską, powo­duje zwrócenie się niektórych artystów murzyńskich w kierunku kos­mopolityzmu i formalizmu. Z jednej strony — unikają oni starannie tematyki murzyńskiej i wychodząc z fałszywego założenia twierdzą, że chcą tworzyć sztukę „równie dobrą jak każda inna“. Z drugiej strony — w imię „sztuki dla sztuki" unikają wszelkiego realizmu

1 zaprzepaszczają swą twórczość w bezpłodnym poszukiwaniu su­biektywnego piękna.

Jasne jest, że postępowcy powinni walczyć o prawo artystów mu­rzyńskich do doskonalenia się w każdej dziedzinie twórczości i o pra­wo tworzenia na każdy temat, nawet niemurzyński. Ale niemniej jasną rzeczą jest, że ludzie postępowi muszą ostro krytykować mu­rzyńskich czy jakichkolwiek innych artystów, którzy poddają się de­kadenckim nastrojom, `tak charakterystycznym dla kultury w skaza­nej na zagładę cywilizacji kapitalistycznej.

Artysta murzyński jest przede wszystkim Murzynem. Żyje w spo­łeczeństwie stosującym dyskryminację. Należy do uciskanego ludu, a jego świadomość ukształtowały przeżycia ludu w walce o wyzwo­lenie. Niech tylko spróbuje oderwać się od społecznego podłoża, któ­re jest jego najgłębszą istotą, a sztuka jego ulegnie nieuchronnie wy­paczeniu.

Nie ma i nie może być żadnych obiektywnie uzasadnionych pod­staw, dla których murzyński artysta miałby, się ograniczyć jedynie do tematów murzyńskich. Ale'artysta murzyński, który ma ambicję być „równie dobrym jak każdy inny“ (albo nawet lepszym!), musi zrozu­mieć, że najpewniejszą drogą do osiągnięcia tego celu nie jest negacja siebie samego, lecz pełne i uczciwe danie wyrazu tym tradycjom, ideom,

poglądom i dążeniom, które przyczyniły się do powstania specyficznej psychiki ludu murzyńskiego.

Inną jeszcze przeszkodą na drodze upowszechnienia kultury mu­rzyńskiej jest ubóstwo większości ludności murzyńskiej. Murzvńscy powieściopisarze, poeci i dramaturgowie chcą, by ich czytano; nie- wietu jednak z ich własnego ludu może sobie pozwolić na kupno ich książek, które kosztują od 2,50 do 6,00 dolarów. Murzyńscy tancerze, muzycy i aktorzy chcą, by ich oglądano i słuchano; niewiele jednak rodzin murzyńskich może sobie pozwolić na bilet do teatru czy na koncert. Zresztą w większości wypadków nie wpuszczono by ich, na­wet gdyby mieli na bilet. Murzyński malarz chce, by dzieła jego oglądano, ale jego lud w godzinach, gdy galerie są dostępne dla pu­bliczności. pracuje, a tylko nieliczni mogą sobie pozwolić na kupno jego obrazów.

Świadomie czy nieświadomie — każdy artysta przeznacza swoje dzieło dla określonej publiczności. Powszechne ubóstwo ludu mu­rzyńskiego okrada artystę-Murzyna z tej właśnie masowej publicz­ności, która ma najwięcej danych, by ocenić prawdziwą treść murzyń­skiej kultury. Artysta murzyński musi przeto zwracać się przeważnie do „obcej“ publiczności, a to nie pozostaje bez wpływu na szczerość jego wypowiadania się.

Pozycja klasowa i orientacja artysty murzyńskiego to czynnik, który w dużym stopniu wpływa na treść kultury murzyńskiej. Murzy­ni w przeważającej liczbie są ludźmi pracy; dlatego też prawdziwa sztuka murzyńska musi odzwierciedlać przede wszystkim życie klasy pracującej. Z drugiej strony — większość artystów murzyńskich należy do klasy średniej i hołduje drobnomieszczańskim nawykom. Dlatego utwory ich nie wyrażają w sposób uczciwy i zrozumiały przeżyć i psychiki murzyńskiego ludu oraz wartości, o które lud ten walczy.

Brak 'w literaturze murzyńskiej poważnego utworu poświęconego robotnikowi murzyńskiemu wskazuje na konieczność wprowadzenia do sztuki tematyki robotniczej. Nowoczesny proletariat murzyński powstał przeszło trzydzieści lat temu, a poczynając od 1930 r. wiele setek tysięcy robotników-Murzynów wstąpiło w szeregi związków za­wodowych. Ale dotąd nie pojawiła się jednak żadna godna uwagi powieść, która by w sposób wyczerpujący przedstawiała stosunek Mu­

rzynów do amerykańskiego ruchu robotniczego. Należy mieć nadzieję, że Willard Motley, który w powieści swojej „Knock On Any Door“ („Pukanie do którychkolwiek drzwi") wykazał tyle talentu, znajo­mości przedmiotu i świadomości klasowej, jedną zc swych następ­nych powieści poświęci dziejom wałki proletariatu murzyńskiego.

Wreszcie, walka o prawdziwą treść kultury murzyńskiej wymaga szerokiego rozpowszechnienia wiadomości o życiu Murzynów i ich historii oraz powszechnego zrozumienia problemu murzyńskiego.

Nie tylko Amerykanie, ale i sami Murzyni mało znają bogatą w treść historię narodu murzyńskiego. Nie nauczą się jej w szkołach, a większość prób przedstawienia jej środkami artystycznymi daje w wyniku takie okropne kłamstwa i zniekształcenia, jak np. w filmie „Narodziny narodu“ i w książce „Przeminęło z wiatrem“. Większość Amerykanów, a nawet Murzynów nie zdaje sobie sprawy, że u źródeł ucisku Murzynów leży zwykła pogoń za zyskiem, i że murzyński ruch wyzwoleńczy posiada charakter narodowy.

Szowinizm białych jest szeroko rozpowszechniony i agresywny. Tak zwane „postępowe“ ujęcie kwestii murzyńskiej w dzisiejszej Ameryce przejawia się w idealistycznym wyobrażeniu, że „przyczy­ną" dyskryminacji Murzynów jest „przesąd“, i w utopijnym złudze­niu, że wyzwolenie ludu murzyńskiego da się osiągnąć przez „stop­niową reformę“.

Tego rodzaju fałszywy w swym założeniu pogląd nie może sprzy­jać rozwojowi prawdziwej, oryginalnej kultury murzyńskiej. Wielką i trwałą kulturę murzyńską mogą budować jedynie ludzie, którzy we właściwy sposób ujmują zagadnienie walki wyzwoleńczej ludu mu­rzyńskiego w przeszłości i obecnie. Dlatego też rozpowszechnienie takiego ujęcia kwestii murzyńskiej ma zasadnicze znaczenie dla walki

o prawdziwą treść kultury murzyńskiej. Postępowy ruch robotniczy zaczyna oddziaływać na sposób myślenia szerokich mas w kierunku właściwego ujęcia kwestii murzyńskiej.

KULTURA MURZYŃSKA IAKO SłLA SPOŁECZNA

Najważniejsze zagadnienia kultury murzyńskiej — udoskonalenie formy i pogłębienie treści — są ściśle związane z ogólnym próbie-

tuem ludu murzyńskiego: osiągnięcia wolności ekonomicznej, polU tycznej i społecznej i pełnej swobody twórczości kulturalnej. W miarę jak wzrasta siła i jedność murzyńskiego ruchu wyzwoleńczego, w miarę jak zacieśnia on węzły ze swymi sojusznikami — postępo­wym ruchem robotniczym, nastąpią odpowiadające im osiągnięcia w walce o postępową formę i treść w sztuce murzyńskiej.

Kultura murzyńska to jednak znacznie więcej niż zwykłe odbicie walk wolnościowych uciśnionego ludu. Jest ona silą społeczną, która wydatnie może wesprzeć walkę, której stanowi integralną część. Artysta murzyński jest wychowawcą ludu murzyńskiego; a w nieco inny, lecz równie ważny sposób jest wychowawcą całego narodu amerykańskiego. Podobnie jak wszelka kultura, tak i twórczość mu* rzyńska jest formą oddziaływania. Artysta sugeruje publiczności swój sposób odczuwania i pojmowania rzeczywistości. W takim stop­niu, w jakim to mu się udaje, pomaga on kształtować świadomość ludzi i wpływa na ich postawę społeczną. Ważne jest, czy społeczna rola artysty murzyńskiego służy interesom imperialistycznych podże­gaczy wojennych i wyzyskiwaczy, czy też interesom ludu murzyń­skiego i sprzymierzeńcom klasy robotniczej.

Lenin pisał niegdyś, że sztuka musi jednoczyć myśl i wolę ludu i dźwigać go ku górze. Nie może być ważniejszego zadania dla kultury murzyńskiej. Artysta murzyński, który świadomie używa swego ta­lentu dla wspierania walki ludu murzyńskiego o wolność, nie tylko przyczynia się do swego własnego wyzwolenia, ale wypełnia swe po­wołanie jako artysta. Twórcy kultury murzyńskiej muszą zająć taką postawę w walce o interesy ludu i znaleźć poparcie postępowych organizacji Murzynów i białych.

Paul Robeson ukazuje światu -potencjalną moc kultury murzyń­skiej jako postępowej siły społecznej — w walce przeciw terrorowi linczu i w walce o pracę dla Murzynów, w zmaganiach o silną i zje* dnoczoną klasę robotniczą, w walce o pokój, o wyzwolenie ludów kolonialnych i o socjalizm. Wielkim i odpowiedzialnym zadaniem ludzi postępu jest wałczyć o jak najpełniejszy wyraz tej mocy; pomagać w wyzwoleniu kultury murzyńskiej z ucisku i w ten sposób służyć sprawie wolności i bezpieczeństwa ludu murzyńskiego i wszystkich Amerykanów.

JOHN PITTMAN

NARÓD MURZYŃSKI A KOREA

Czytelnicy porannych gazet w Stanach Zjednoczonych ujrzeli 22 lipca 1950 roku nie widziane dotąd nagłówki w swoich pismach. Prasa kapitalistyczna doniosła o „pierwszym zwycięstwie Stanów Zjedno­czonych" w wojnie z ludem koreańskim. Oddziały murzyńskie odebrały miasto Jeczon. Czytelników, przyzwyczajonych do znajdowania w dziennikach jedynie wiadomości o zbrodniach popełnianych przez Murzynów, musiał wprawić w zdumienie artykuł, w którym podnoszo­no wybitne zasługi i bohaterstwo murzyńskiego 24 pułku piechoty.

Na rozwiązanie zagadki nie trzeba było długo czekać. Wyjaśnili ją sami redaktorzy. Z jednomyślnością, która nasuwała porównanie ze zgłajchszałtowaną prasą Goebbelsa, wszystkie „niezależne“ dzien­niki wynosiły pod niebiosa zasługi wojsk murzyńskich w Korei, co miało stanowić dowód, źe amerykańska interwencja nie jest „wojną białych“ przeciwko kolorowym. Posłużenie się tego rodzaju argumen­tem było policzkiem dla Murzynów. Dążąc' za wszelką cenę do podpo rządkowania sobie ludów kolonialnych, Wall Street, militaryści z Pentagonu 1 i politycy Trumana z padii demokratycznej użyli wojsk murzyńskich, aby zamaskować swe istotne cele. Cele te potwierdziły później koła waszyngtońskie i prasa, gdy zaczęły domagać się od państw azjatyckich, członków ONZ, wysłania wojsk na wojnę w Korei.

Chęć zamaskowania imperialistycznego charakteru zbrojnej inter­wencji przeciwko ludowi koreańskiemu była groźnym ostrzeżeniem dla

piętnastu milionów Murzynów naszego kraju. Wojna stała się naj­częstszym tematem rozmów w murzyńskich gettach.

Przeciętny Murzyn od razu wyczul imperialistyczną, a więc rasi­stowską treść agresji. Wyciuwa, że jest to „wojna białych bogaczy“, bez względu na to, co mówią o tym rzecznicy Trumana. I dlatego mieszkańcy gett nawet nie starają się ukrywać ewego podziwu dla bohaterstwa Koreańczyków. Takie nastroje przeważały wśród Murzy­nów. I jest to fakt o niezwykłej doniosłości politycznej, że większość Murzynów amerykańskich utożsamia swój własny los ze sprawą wyzwolenia wszystkich ludów kolonialnych.

Znalazło to między innymi odbicie w słowach Paula Robesona, który jest prawdziwym symbolem więzów łączących Murzynów Ameryki z ludami kolonialnymi i masami pracującymi całego świata. 29 czerw­ca 1950 r. do 18000 osób zgromadzonych na wiecu w Madison Square Garden w Nowym Jorku Robeson powiedział:

„Znów powiał na Wschodzie wiatr wolności. Powstał lud, by zrzucić wiekową obcą przemoc — panowanie złodziejskich potentatów i białych rasistów Europy i Ameryki, którzy pogar­dzali ludem i przemocą dławili wszelkie jego dążenia... Powie­działem już kiedyś i powtarzam to raz jeszcze, że pole walki

o wyzwolenie Murzynów jest tu, u nas, w Georgii, Missisipi, Ala­bamie i Teksasie, w chicagowskim getcie i tu, w Stuyvesant, murzyńskiej dzielnicy Nowego Jorku!“

Rada do Spraw Afrykańskich ogłosiła oświadczenie podpisane przez ISO murzyńskich działaczy robotniczych i duchownych z całych Stanów Zjednoczonych, zredagowane przez wybitnego uczonego, dra DuBois.

Oświadczenie to, znane jako „protest i żądanie“, zostało podpisane między innymi przez takich ludzi, jak znany artysta Aaron Douglass, waszyngtoński redaktor „Afro-American“ — Ralph Matthews, reda­ktor „The Messenger“, organu baptystów nowojorskich — E. R. Artist, redaktorka chicagowskiego „Globe“ — Jackie Ormes i sławny dyrygent chórów — Hall Johnson. Oświadczenie głosi:

„Jesteśmy świadkami przerażającego w swej ohydzie faktu, że Stany Zjednoczone pragną zająć miejsce Europy w dziele ujarz­mienia Azji i Afryki. Kolorowe ludy całego świata potępiają tę politykę i protestują przeciwko niej. Ona to właśnie jest

prawdziwą przyczyną agresji w Korei... nie jest zdradą kraju nasz protest przeciwko używaniu czarnych żołnierzy dla podbicia wolnego narodu. I nie jest zdradą nasza walka o pokój. Doma­gamy się więc, by zarówno Koreańczycy, jak mieszkańcy Afryki i wszystkie uciskane ludy świata mogły wypowiedzieć się, jaki rząd im odpowiada, a jakiego nie chcą... Murzyni amerykańscy, którzy dość wycierpieli w systemie niewolniczym i kastowym na tej ziemi i którzy nie są w dalszym ciągu ani wolnymi, ani zrównanymi w prawach obywatelami Stanów Zjednoczonych, powinni jednomyślnie zażądać dla wszystkich ludów uciśnionych

— ludzkich praw, o które walczymy dotąd na próżno... Przeciw* ko tej akcji (agresja Stanów Zjednoczonych) uroczyście prote­stujemy i wzywamy do poparcia nas wszystkie ludy Azji, Afryki, wysp Morza Karaibskiego, Ameryki Południowej i wysp siedmiu mórz. Wzywamy świat do uwolnienia ludzkości, a nie zaprze* dawania pokonanych i prześladowanych w niewolę triumfującej chciwości“.

W jakim stopniu oświadczenie to odzwierciedla opinię narodu murzyńskiego? Czy Robeson i 150 murzyńskich przywódców z dokto­rem DuBois na czele wypowiedziało się w imieniu ludu murzyńskiego? Otóż nie ma najmniejszej wątpliwości, że odpowiedź będzie twierdząca.

Murzyni przestali już milczeć. Wypowiadają się już bez łęku. ,.W murzyńskim getcie — powiedział pewien chicagowski biały akty­wista związkowy, który zebrał ponad tysiąc podpisów pod Apelem Sztokholmskim — ludzie już' się nie boją". Młoda Murzynka zbierająca podpisy w dzielnicy murzyńskiej Brooklynu donosi, że od czasu na­paści na Koreę liczba podpisów gwałtownie wzrosła. „Są rozgoryczeni

— mówi ona — mają już dość ogłupiania ich. Toteż gdy zaczynam mówić o tym, że reakcjoniści są zdecydowani skazać na elektryczne krzesło Wiliiego McGee i siedmiu chłopców z Martinsville, a jedno* cześnie głosują w kongresie za zwiększeniem stanu armii, nie potrze­buję kończyć: natychmiast podpisują“.

Na północy i na południu Murzyni są tego samego zdania. Robot­nik kolorowy linii Buffalo-Nowy Jork oświadczył: „Powinniśmy naj­pierw oczyścić własne podwórko, zanim zaczniemy nieść naszą «demokrację» innym. Mamy masę do zrobienia w naszym własnym kraju“. Urzędnik państwowy z Waszyngtonu: „Nasze samoloty palą

miasta koreańskie. Ku Klux Klan robi to co dnia j. donuMiii murzyński­mi w Alabamie i Teksasie. Nie widzę żadnej różnicy".

Tak myślą Murzyni. Dają oni wyraz swej goryczy i nienawiści, jaką wzhndzil w nich system Jima Crow. Bombardowanie miast i wio* sok koreańskich przez samoloty amerykańskie i mordowanie żołnierzy koreańskich i ludności cywilnej stworzyło napiętą atmosferę wśród ludności murzyńskiej,

Nawet Murzyni w mundurach armii Stanów Zjednoczonych podzie­lają tę opinię. W rozmowach przyznają się otwarcie, że nie mają wcale ochoty jechać na Koreę. Sympatie ich są wyraźnie po stronie Koreań­czyków. Oczywiście pojadą, jeśli zostaną tam wysiani, ale nie czują entuzjazmu dla tej wojny. „Można pojechać tam i zostać zabitym

— powiedział miody żołnierz murzyński do zbierającego podpisy pod Apelem w Harlemie — a jeśli się wróci, to tu czeka cię ta sama stara historia". Sporo żotnierzy-Murzynów podpisało Apel. Inni usprawie­dliwiali się zbierającym, dlaczego nic mogą tego uczynić, Dwaj czarni żołnierze, zatrzymani przez zbierającego podpisy w Marlemie, odmówili, ale poprosili dwie towarzyszące im kobiety o złożenie swych podpisów.

Taka jest więc postawa większości Murzynów wobec napaści na Koreę. Taką opinię wyrażają wszyscy Murzyni: farmerzy, robotnicy fabryczni, pracownicy umysłowi, służące, gospodynie domowe, drobni przedsiębiorcy i przedstawiciele wolnych zawodów. Jest to opinia męż­czyzn i kobiet, starych i młodych, gdyż wojna w Korei to wojna bia* łych szowinistów i imperialistów, którzy dążą do ujarzmienia ludu kolorowego, a naród murzyński w Stanach Zjednoczonych wie, co to niewola.

Tak myślą ludzie, których Pentagon i FBI1 uważają za zupełnie „pewnych".

Niemniej niektórzy Murzyni, jak na przykład J. A. Rogers i dr Beniamin Mays, „urobieni" przez zimną wojnę i oszczerczą kampanię kłamstw antyradzieckich 1 antykomunistycznych, przyjęli bezkrytycz-

i

i

¡4

,w

ną postawę wobec bezwstydnych manewrów Waszyngtonu w Orga* nizocji Narodów Zjednoczonych i wobec wersji Departamentu Stanu co do wybuchu i charakteru konfliktu koreańskiego. Złożone przez nich oświadczenie jest wzorem służalczej aprobaty „tłumaczenia“ konfliktu koreańskiego przez spółkę Achesrm-Dulles-Tnmian. Jak mają ocenić postępowanie tych Murzynów ludzie, którzy cale życie strawili na walce z systemem hipokryzji i ucisku reprezentowanym przez Achesona, Dullesu i Trmnana? Trzeb« uznać fakt: zasłona dymna antykoniunizmu utkana przez Wall Street i Waszyngton odniosła skutek, przynajmniej w stosunku do niektórych Murzynów. Uczyniła Ich ślepymi na rzeczywiste sprawy świata i wewnętrznej polityki. Misteria antykomunistyczna wtargnęła w szeregi narodu mu­rzyńskiego.

Większość jednakże Murzynów, którym antykomunistyczna propa­ganda nic przesłoniła prawdy, z łatwością dostrzegła ją poprzez dymną zasłonę oficjalnych rządowych wyjaśnień w sprawie Korei.

I lak na przykład Lucius C. Ilarper na lamach „Chicago Dufender“ opisuje dzieje stosunku amerykańskiego imperializmu do Korei. Przyczyny dzisiejszej interwencji należy, jego zdaniem, szukać w czasach, gdy „amerykańscy i brytyjscy bankierzy... finansowali japońską wojnę agresywną przeciwko Rosji i Korei w latach J904—• 1905", gdy „Prezydent Teodor Roosevełt... udzielił Japończykom moralnego i materialnego poparcia w ich walce mającej na celu pod- bój Korei".

Ralph Matthews, redaktor pisma „Airo-American", tak oto ośmie­szył oficjalną wersję amerykańską: „Przyjęliśmy na siebie trud nie­mały: przywrócenia pokoju na świecie. 1 aby to zadanie wykonać, wy- sialiśmy księcia pokoju, gen. Mac Arthura, z Japonii na front... Na pomoc przyjdzie mu drugi wielki demokrata — Czang Kai*szek, od* poczywający chwilowo na Taiwanic po otrzymanym laniu. Przyjdzie on w asyście innych jeszcze wielkich obywateli Azji, ... Brytyjczy­ków, Francuzów i Holendrów“.

Chociaż niektórzy Murzyni dali sobie wmówić achesonowsko-tru- manowską zdradziecką wersję Li Syn-mana, to jednak reakcja szero­kich mas Murzynów na zdradzieckie imperialistyczne manewry w Or­ganizacji Narodów Zjednoczonych wykazała więcej trzeźwości.

Oświadczenie 150 przywódców murzyńskich zredagowane przez dra DuBois głosi między innymi:

„Uważamy, że Organizacja Narodów Zjednoczonych działała z niewskazanym pośpiechem i zbyt łatwo ułegła presji, gdy po­wzięła decyzję wtrącenia się w sprawy koreańskie, nie badając sytuacji i nie podejmując próby zażegnania sporu. Spośród wszystkich państw powołanych do sprawiedliwego decydowania

0 prawach ludów kolorowych — Stany Zjednoczone są ostatnim, jak to może potwierdzić 15 milionów Murzynów amerykańskich

1 o czym jest głęboko przeświadczonych 400 milionów Chińczy­ków. Nie było więc rzeczą roztropną ani przemyślaną ze strony Organizacji Narodów Zjednoczonych zdanie się w sprawie Korei na opinię amerykańskich kół wojskowych bez zainteresowania się nawet tym, o co walczy Korea".

. Wielu Murzynów zwracało uwagę na fakt, że choć Unia Południo- wo-Afrykańska pogwałciła Kartę Narodów Zjednoczonych i wyrok Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości przez bezprawną aneksję terytorium mandatowego Afryki Południowo-Zachodniej, to jednak nikt tego faktu w Lake Success nie kwestionował — ani dele­gaci Stanów Zjednoczonych, ani ich satelici. Delegaci Stanów Zjed* noczonych przeszkadzali i nie dopuszczali do wystąpień w obronie ludów kolonialnych i uciśnionych. A trzy petycje złożone w ONZ przez murzyńskie organizacje w Ameryce — Narodowy Kongres Mu­rzynów, Krajowe Stowarzyszenie Emancypacji Ludów Kolorowych

i Narodowy Komitet Obrony Rosa Lee ingram — w Komisji Praw Człowieka ONZ, utknęły w aktach.

Murzyni amerykańscy zdają sobie doskonale sprawę, że Stany Zjednoczone i ich imperialistyczni satelici podporządkowali sobie całkowicie Organizację Narodów Zjednoczonych, która służy wyłącz« nie ich własnym celom. Przekonanie to znajduje wyraz na przykład na łamach „California Eagle“. Redaktor tego dziennika John M. Lee pisze między innymi:

„Stany Zjednoczone muszą wydawać się anormalnym państwem dla żółtych, brązowych i czarnych ludów świata, a zwłaszcza dla Ko­reańczyków, których morduje się w imię amerykańskiej «demokracji*. Gdyby Koreańczycy przybyli do naszego kraju, przekonaliby się, że

nie mogą uzyskać obywatelstwa z powodu istniejącej dyskryminacji rasowej. Poznaliby gorzką prawdę, że Organizacja Narodów Zjedno- czonych, która jest w mocy wysłać wojska amerykańskie do ich oj­czyzny, aby ich «uwolnić», jest bezsilna, gdy chodzi o narzucenie wy­pełnienia zasad Deklaracji Praw Człowieka i działanie w obronie godności ludzkiej w... Ameryce“.

Historycy narodu murzyńskiego wykazali, że dzieje walki Murzy­nów o wolność kształtowały się zależnie od charakteru wojen, w których Murzyni brali udział. Prace dra DuBois, dra Herberta Apthekera i dra Cartera Woodsona wykazują niezbicie, że wojny spra­wiedliwe, demokratyczne, wojny o wolność, sprzyjały sprawie wy­zwolenia Murzynów, natomiast wojny niesprawiedliwe, zaborcze, opóźniały jej realizację. I tak Murzyni wywalczyli najwięcej praw — czasowo dość ograniczonych — w okresie Rewolucji, Wojny Dorrowej,

i w pewnej mierze w antyfaszystowskiej drugiej wojnie światowej. Ale eksterminacyjna wojna przeciwko Indianom amerykańskim toczyła się w okresie, gdy wzrosły wpływy klasy plantatorów w życiu ogólno­narodowym; wojna z Hiszpanią i krwawe stłumienie -powstania na Filipinach zbiegły się z powtórnym pozbawieniem Murzynów na Po­łudniu praw i najwyższym nasileniem linczu w Stanach Zjednoczo­nych; interwencja w Meksyku i imperialistyczna pierwsza wojna świa­towa zaznaczyły się wzrostem nasilenia rasizmu w całych Stanach Zjednoczonych, zwiększeniem liczby wypadków linczu i rozruchami antymurzyńskimi.

Wojna prowadzona przeciwko narodowi koreańskiemu jest próbą ujarzmienia narodu koreańskiego, tak jak wojna właścicieli niewol­ników przeciwko Meksykowi była próbą wzmocnienia systemu nie­wolnictwa. Historia Murzynów dowodzi, że naród murzyński nie po­sunie naprzód sprawy swego wyzwolenia, jeśli będzie pomagał swym gnębicielom w podboju innych narodów walczących o wolność. I fak­tem jest, że rząd skorzystał z okazji wojny koreańskiej, by wzmóc ucisk Murzynów.

Zupełnie inna jest reakcja na konflikt koreański stosunkowo ma­łej grupy murzyńskiej burżuazji i „socjalistów“. Ta grupa jest naj­głośniejsza, ponieważ może się wypowiadać na łamach własnych dzienników, którymi dysponuje. Poza kilkoma godnymi uwagi wyjąt­kami, prasa murzyńska wbrew opinii szerokich rzesz ludu murzyńskie­

go popiera amerykańską agresję w Korei. Do niej należy przede wszystkim klika wydająca „Chicago Defender“, „Michigan Chro­nicle“/„Pittsburgh Courier“ i „Louisville Defender“.

„Chicago Defender“ z 15 lipca 1950 r. wystąpił z żądaniem mia­nowania generała murzyńskiego dla skuteczniejszego zwalczania oporu Koreańczyków. Z przewrotnością wykorzystali i wypaczyli oni słuszne dążenia Murzynów do pełnego równouprawnienia w każdej dziedzinie życia amerykańskiego. Żądania swe uzasadniali w następu­jący sposób: „Komuniści chcą przekonać ludność Azji, że obrona Korei południowej przez Organizację Narodów Zjednoczonych jest «białym imperializmem»... Ofensywa propagandowa komunistów musi na­potkać naszą kontrofensywę“.

Powyższą „propozycję“ zdecydowanie potępiła Charlotta Bass, redaktor dziennika „California Eagle“, w artykule wstępnym zatytu­łowanym „Wuj Tom żyje“.

Ch. Bass ostro zaatakowała „propozycję jakiegoś wuja Toma“ w „Chicago Defender“ z 15 lipca, który wysuwał projekty, aby: „wy­znaczyć żołnierzom murzyńskim w Korei murzyńskie dowództwo dla położenia kresu propagandzie rasistowskiej... Musimy mieć wol­ność, musimy mieć braterstwo. Ale by wywalczyć tę wolność i spra­wiedliwość dla wszystkich, by osiągnąć-braterstwo i wywalczyć po­kój — musimy właśnie tu, w Stanach Zjednoczonych, nieprzerwanie kontynuować walkę o prawa obywatela pierwszej klasy, należne wszystkim Amerykanom. I nigdy nie osiągniemy naszego celu, jeśli zmienimy się, obojętne czy podczas wojny, czy pokoju, w 15 milionów wujów Tomów“.

Wypowiedzi Waltera White'a, sekretarza biura wykonawczego Krajowego Stowarzyszenia Emancypacji Ludów Kolorowych, i A. Phil* lipa Randolphs, przewodniczącego Związku Zawodowego Pracow­ników Obsługi Wagonów Sypialnych, były typową dla przywód* ców oportunistycznych' reakcją na wojnę w Korei. Randolph chwalił decyzje Trumana wymierzone przeciwko ludom Azji: wysłanie floty dla „zabezpieczenia Taiwanu“ — jako amerykańskiej bazy wojennej, wysłanie misji wojskowej, aby wesprzeć imperialistów francuskich walczących z narodem Vielnamu, wysłanie posiłków wojskom ame­rykańskim na Filipinach, aby pomóc prezydentowi Quirino w stłu­mieniu buntu ludu FHipm walczącego o ziemię i wolność.

Wypowiedzi tych przywódców murzyńskich świadczą dobitnie

o pogłębieniu kryzysu między burżuazyjnymi i retormistycznymi przy­wódcami murzyńskimi a ludem. Zapatrywania tych „przywódców" biegunowo różnią się od rzeczywistych poglądów szerokich mas mu­rzyńskich. Celem działalności tych przywódców jest wprzęgnięcie Murzynów do wojennego rydwanu amerykańskiego imperializmu; a ten cel jest nieustannie zwalczany przez wyzwoleńczy ruch mu­rzyński. Tak więc, podczas gdy fałszywi przywódcy murzyńscy oddają wszystkie swoje wpływy na usługi podżegaczy wojennych, Achesona, Dullesa i Trumana, naród murzyński kroczy w odwrotnym kierunku. Konsekwencje tego już się zarysowały: burżuazyjni i reformistyczni przywódcy murzyńscy szybko tracą swe wpływy.

Błędem byłoby jednak nie doceniać szkód, jakie mogą jeszcze wy­rządzić ci przywódcy. Ich najsilniejszą bronią jest wykorzystywanie w sposób demagogiczny dążeń Murzynów do uzyskania tytułu pełno­prawnych obywateli amerykańskich. Przywódcy burżuazyjni i refor­mistyczni grają na tej głębokiej tęsknocie narodu murzyńskiego, aby dla siebie osobiście otrzymać nikle i ograniczone przywileje. Tego ro­dzaju stanowisko jest charakterystyczne dla klas burżuazyjnych uci­skanych narodów w obecnej fazie rozwoju imperializmu. Względna słabość burżuazji murzyńskiej, jej zależność od Wall Street,, uwydat­niają cechy charakterystyczne lej klasy. Okazuje się ona coraz mniej związana z interesami murzyńskich mas i coraz bardziej traci ich zaufanie. Przywódcy burżuazyjni i reformistyczni rozdmuchując „pa­triotyzm rasowy“ i „dumę rasową“, które są odpowiednikiem mitu rasowego białych szowinistów, oraz operując basłem równoupraw­nienia narodu murzyńskiego, dążą w ten sposób do utrzymania w swych rękach — coraz bardziej wymykającego się im murzyńskiego ruchu ludowego.

Prawdą jest, że masy murzyńskie żądają pełnego włączenia ich do życia społeczeństwa amerykańskiego, ale z pewnością niewielu Murzynów zgodzi się, że danie „im prawa do umierania“ za Stany Zjednoczone jest równoznaczne ze spełnieniem ich żądań, tym bar­dziej że mieliby ginąć za interesy amerykańskich milionerów. Murzy­ni domagają się prawa do życia w Stanach Zjednoczonych jako peł­noprawni obywatele kraju. Za przyznanie im tego prawa przelali oni

już zbyt wiele krwi i poświęcili zbyt wiete istnień ludzkich. Lecz masy murzyńskie wcale nie chcą „zjednoczenia“ z Ku Kłux Klanem.

Przed murzyńskim ruchem wyzwoleńczym stanęło ważne zagad­nienie wyboru strategii i taktyki. Chodzi o to, czy w obecnym sta­dium Murzyni mogą wywalczyć pełne prawa obywatelskie godząc się na t2w. koncepcję białych szowinistów „dwurasowego“ rozwiązania problemu, co oznaczałoby zrezygnowanie z podstawowych praw uci­skanego narodu w zamian za ochłapy przywilejów obywatelskich na­leżnych wszystkim Amerykanom, czy też trzeba będzie w bezkompro­misowej walce zdobywać specjalne prawa i przywileje dla ludu, który stal się narodem. Nawet takie prawa, jak prawo do własnej kultury

i własnego rządu.

Kwestia ta wyszła już daleko poza stadium akademickiej dyskusji. Rozwarstwienie klasowe, oznaczające dojrzewanie ludu murzyńskie­go jako narodu, mocno przybrało na sile w ostatnim dziesięcioleciu. Powstanie walczącego murzyńskiego proletariatu zorganizowanego w związkach zawodowych dodało wagi argumentom przemawiającym za uwzględnieniem specyficznych problemów narodu murzyńskiego. Jedno takie potwierdzenie nadeszło od Krajowej Konferencji Związ­ków Zawodowych walczących o prawa Murzynów. Konferencja ta odbyła się w Chicago, w czerwcu 1950 roku. Rezolucja przyjęta przez tysiąc delegatów uczestniczących w tej konferencji zawierała między innymi następujące punkty:

„Tym, którzy przemawiają rzekomo w naszym imieniu, w imieniu ludzi pracy, i którzy twierdzą, że nie istnieje żaden specjalny problem dla murzyńskiej Ameryki, a przez to nie ma powodów do prowadzenia walki o nasze prawa, odpowiadamy: nie my przyczyniliśmy się do powstania tego problemu. Rasizm szajki z Wall Street i konserwatystów Południa zrodził system dyskryminacyjny, którego my, Murzyni amerykańscy, jesteśmy ofiarami. Wobec nas stosuje się dyskryminację i segregację, co krzywdzi nie tylko nas, ale uderza również boleśnie w białych ro­botników, zmuszając ich do przyjęcia poziomu płac obniżonego odpowiednio do poziomu wymuszonego na nas. Aby podjąć sku­teczną walkę z tymi anormalnymi warunkami, konieczne jest zjednoczenie wszystkich pracujących, mężczyzn i kobiet, białych

i czarnych, oraz zrozumienie, że walka taka może być prowadzo­na tylko z natężeniem wszystkich sił i środków.

Tym spośród naszych przywódców politycznych i robotni­czych, którzy chcą pójść na kompromis, przypominamy, że to,

o co walczono w roku 1776 i 1861, uległo już od dawna przedaw­nieniu, że walka o nasze słuszne i pełne prawa nie może znać kompromisu“,

Imperialistyczna interwencja Stanów Zjednoczonych w Korei nie­wątpliwie spotęguje tę tendencję wśród Murzynów amerykańskich.

Przygotowania rządu waszyngtońskiego do rozpętania nowej wojny imperialistycznej mogą tylko zaostrzyć konflikt między imperia­lizmem amerykańskim a narodem murzyńskim. Murzyni dobrze zdają sobie sprawę z tego, że jednym z pierwszych skutków napaśti na Koreę było, jeśli chodzi o sprawę murzyńską, odrzucenie ustawy o równym zatrudnieniu. Równocześnie, wbrew zaprzeczeniom waszyngtońskiej propagandy, w Japonii i na Korei stosowana jest wobec oddziałów murzyńskich dyskryminacja rasowa. Niedalej jak 28 lipca Krajowe Stowarzyszenie Emancypacji Ludów Kolorowych przesłało na ręce szefa administracji wojskowej w Japonii, Franka Pace, pismo, w któ­rym domagało się przeprowadzenia dochodzenia w sprawie dyskry­minacji stosowanej wobec oddziałów murzyńskich w Tokio.

Wojenny program Trumana, który nakłada nowe podatki, powo­dujące realną obniżkę płac, oraz zmniejszenie funduszów przeznaczo­nych na cele społeczne, by w ten sposób uzyskać miliardowe sumy na zbrojenia i utrzymywanie faszystowskich reżimów satelickich za gra­nicą, odbije się wysoce niekorzystnie na warunkach życia Murzynów w Stanach Zjednoczonych. Ponadto na sile przybiera szowinizm, mno­żą się ataki na wolności obywatelskie, podżega się do jawnych gwałtów skierowanych przeciwko Murzynom i ich przyjaciołom. Zorganizowane napady na Murzynów zdarzały się już w Peekskill, w Chicago i w Jackson w stanie Missisipi.

Sytuacja ta przyczyni się niewątpliwie do szybkiego wzrostu świadomości narodowej Murzynów i pogłębi świadomość o konieczno ści walki o prawa obywatelskie. Murzyni w coraz większym stopniu będą zdawali sobie sprawę z zakłamania tych, którzy głoszą, że aby być patriotą amerykańskim, należy zrezygnować ze swych dążeń.

W miarę jak burżuazyjni i oportunistyczni przywódcy murzyńscy tracić będą wpływy w ruchu wyzwoleńczym Murzynów, na czoto tego ruchu coraz bardziej wysuwać się będą przywódcy związkowi. W naszych oczach rozpoczął się proces, który spowoduje, że prawdziwi patrioci amerykańscy zarówno biali, jak i czarni uświadomią sobie, że dzięki swej sile ¡będą w stanie pokrzyżować plany imperialistów, dążących do zaprowadzenia faszyzmu w kraju i rozpętania nowej wojny światowej. Siła ta powstrzyma imperializm i wywalczy trwały pokój.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Książkowa wiedza nowe, Technikum rolnicze, Higiena zwierząt (zoohigiena)
Książkowa wiedza, Technikum rolnicze, Higiena zwierząt (zoohigiena)
Murzynek ze serem - Łaciata krówka, przepisy, Książka kucharska
Wiedza uprzywilejowana-Jakich Polaków zapraszają Amerykanie, USA
Amerykanie nie wiedzą, ilu Polaków zostaje w USA
Wallerstein USA kontra Ameryka Łacińska
Wiedza o USA semestr II
wykadyzwousa Wiedza o USA 10 13
Oko w oko z konsulem-Wizy amerykańskie, USA
ściąga wiedza o usa
Amerykanin USA
Wiedza o USA! 10 13
amerykańskie 4max zawieszenie i ukl kier USA nowosc
Made in USA Spojrzenie na cywilizację amerykańską Guy Sorman
3 Wiedza o USA wykład 3
9 Wiedza o USA wykład 9
6 Wiedza o USA wykład 6
Amerykański terroryzm Fidel Castro o misji G G Marqueza w USA

więcej podobnych podstron