"Z mugolem za pan brat!"
Autor: Pisces Miles
Tłumaczyła: Villdeo
Rozdział III
Przeklęty naszyjnik
- Czekałem na panią, panno Virginio Weasley - powtórzył swoim nudnym jak flaki z olejem głosem. Virginia wstała.
- Gdzie ja jestem? Jak się tu dostałam?
Rozejrzała się. Wokół niej stały słoje z ludzkimi wnętrznościami, kości, przeklęte maski i zardzewiałe, stare miecze, wiszące na ścianach. Skrzywiła się, widząc, jak z kościotrupa w kącie wychodzą mrówki.
- Borgin i Burkes do usług - odpowiedział prawie natychmiast mężczyzna.- Najlepszy sklep specjalizujący się w sprowadzaniu artefaktów czarnej magii.
O cholera, jestem na Nokturnie!
Borgin albo Burkes, obojętnie, który z nich to był, obrócił się i podszedł do gablotki, która była odizolowana w pewnej odległości od innych przedmiotów. Wskazał na Virginię, aby podeszła.
Za szkłem wisiał przepiękny naszyjnik z opali oszlifowanych jak brylanty, wwleczonych na jakiś czarny drucik.
Ostrożnie! Nie dotykać! Na kamieniach ciąży przekleństwo. Dotychczasowa liczba ofiar: dziewiętnastu mugoli!
- Czemu pan mi to pokazuje? - spytała powoli.
- Ten naszyjnik cię wzywał - odrzekł, uśmiechając się. Otworzył gablotkę i wyjął błyskotkę. - Te piękne opale same wybierają swojego właściciela...
Nagle naszyjnik uniósł się do góry i odpiął, otaczając jej szyję. Kilka pojedynczych kamyczków złączyły się w jeden, tworząc wisiorek.
- Jak to...- zaczęła Virginia.
- Wezwał cię. Odtąd jesteś jego niewolnicą i władczynią zarazem - Virginia, słysząc ten głos, poczuła dreszcze.
- Czemu pan...- zaczęła, jednak ktoś jej przerwał.
- Weasleyówna, ten dziecinny głosik rozpoznam wszędzie - powiedział ktoś cicho. Obróciła się szybko, chowając wisior za bluzkę. Za nią stał Draco Malfoy, jego piaszczyste włosy były trochę dłuższe, niż zazwyczaj, a czarną szatę miał rozchełstaną.
- Ach, czyż to nie panicz Malfoy? - głos Borgina albo Burkesa stał się nagle obrzydliwie słodki.
- Panie Borgin - a jednak Borgin! Draco lekko skinął głową, po czym zwrócił się do Virginii:
- A co dzidzia lobi na Noktulnie? Mamusia nie będzie się bała, ze dziewcynka psysła do takiego stlasnego i mlocnego miejsca. - spojrzał na jej sakiewkę z pieniędzmi i uśmiechnął się złośliwie - Ach, dziecinka spsedaje zecy, zeby zalobić na jedzenie? A moze lepiej by było stanąć wieczorem na logu, co, Weasley?
- Odwal się, Malfoy. Wychodzę - podniosła szybko torbę i zaczęła iść w stronę wyjścia. Nienawidziła tego pacana!!!
- Patrz, gdzie się kręcisz, Weasley, następnym razem możesz już nie wyjść ze sklepu - zawołał za nią.
Virginia odwróciła się, żeby mu coś powiedzieć co słuchu, ale Draco wskazywał Borginowi na jakąś rękę leżącą na aksamitnej poduszce, zupełnie nie zwracając na nią uwagi. Zaczęła więc iść w stronę Ulicy Pokątnej, ignorując wzrok ciekawskich.
***
- Virginio Weasley, następnym razem bądź bardziej punktualna - upomniał pan Weasley córkę, patrząc jej groźnie w oczy. Była już kupić kociołek, razem z nową, bardzo dokładną wagą. Odwiedziła też aptekę, Esy i Floresy - księgarnię, gdzie kupiła nowe podręczniki, sklep z użytecznymi drobiazgami (piórka, pergaminy). Po tej całej wycieczce jej sakiewka była znacznie lżejsza, niż na początku.
- Było to zaczarować, Gin - powiedział Charlie, rzucając na kociołek zaklęcie.
- Dzięki - podziękowała, uśmiechając się.
- A co to? - spytał Ron, patrząc na papierową torebkę ze sklepu kostiumowego. Virginia na wszelki wypadek zabrała ją z daleka od niego.
- Prezent ode mnie - odrzekła Lesley.
- Czemu ona dostaje prezenty, a my nie? - poskarżył się Fred, podchodząc do nich.
- Spóźniliście się - odparła sucho pani Weasley.
- To jego wina, niepotrzebnie się wykłócał z tamtym sklepikarzem - zaprotestował George.
- Siedź cicho - szepnął jego bliźniak.
- Przecież tak było!
Wszyscy się zaśmiali, a Virginia zapomniała o Nokturnie, naszyjniku, oprawionej w skórę książce i swoim spotkaniu z Draco Malfoyem.
***
- Dzień dobry - pozdrowiła wszystkich Virginia, schodząc na dół.
- Cześć, Gin - odpowiedzieli Ron, Harry i Hermiona. Mała ruda panienka usiadła obok Rona i nałożyła sobie bekonu i sadzonych jajek.
- Witaj, słoneczko - powiedziała mama, kładąc obok niej dzbanek z mlekiem i sokiem pomarańczowym - dobrze spałaś?
Kiwnęła głową. Pomachała do Charliego i Lesley, którzy zeszli ze schodów.
Aktualnie był pierwszy września, a oni jedli swoje ostatnie w tym roku śniadanie w Norze. Pociąg do Hogwartu odchodził jak zwykle o jedenastej. Nie spieszyli się zbytnio, ponieważ tylko czworo z nich jechało do szkoły, a pan Weasley z tej okazji wziął dzień wolny.
- Co tam w świecie, co, tato? - spytał Bill, niosąc z kuchni półmisek z szynką. Zajrzał ojcu przez ramię, żeby zobaczyć nagłówek Proroka Codziennego.
- Więzień Azkabanu uwolniony - przeczytał pan Weasley.
- Kto to? - rzekł Ron.
- Adrian Bradley, najmłodszy więzień Azkabanu w całej historii Anglii. Został skazany przed trzema laty - odpowiedział, przewracając stronę.
- Ile ma lat? - zaciekawiła się Hermiona.
- Szesnaście.
- Co? Ale przecież...- Harry szybko coś policzył na palcach. - To znaczy, że zapuszkowali go, kiedy miał trzynaście?
Pan Weasley kiwnął głowa.
- Ale czemu? - spytała Virginia.
- Nie wiadomo - mruknął jej ojciec - Nie był pierwszy. Barty Crouch chętnie wysyłał ludzi do kicia, bez przyczyny albo skrzętnie ukrywając powody.
- Aha... - Virginia spojrzała na czarno-białe zdjęcie chłopaka. Miał ciemne włosy do ramion i lekki zarost na twarzy. Tylko jego oczy były takie dziwne, ostre. - Wygląda przyjemnie, ale mu źle z oczu patrzy - powiedziała.
- Czy nie wszyscy przestępcy z Azkabanu wyglądają na postrzelonych?- spytał Percy.
- I co, dzieciaki, spakowani? - Charlie rozsiadł się na tapczanie i wziął Lesley na kolana.
Ron, Harry i Hermiona byli, ale Virginia...
- Muszę jeszcze dopakować książki, już mi się prawie nie mieszczą - rzekła z pełną buzią, popiła mlekiem i wyleciała jak strzała z krzesła.
Otworzyła gwałtownie drzwi do swego pokoju i na pierwszym planie ukazała jej się sterta książek na łóżku, razem z nowiusieńkim kociołkiem. Podniosła wszystkie książki na raz i rzuciła je do kufra. Zabrała też kilka starych podręczników Georga.
To będzie chyba długi rok… No, cóż, trzeba się przecież przygotowywać...
Następnie do kotła włożyła nowy kostium do tańca, odtwarzacz CD i kilka płyt z muzyką. Kociołek postawiła obok kufra. I nagle zauważyła czarną, oprawioną w skórę książkę. Uklękła i podniosła ją. To była ta okropna księga z Borgina i Burkesa. Skąd się tu wzięła?
- Sztuka Mroku. Uzdrowienia. - usiadła na łóżku i pogrążyła się w lekturze. Nagle drzwi otworzyła Hermiona.
- Ginny, spakowana? Pani Weasley powiedziała, że za pół godziny wychodzimy... O, co masz ciekawego?
Virginia spojrzała na książkę i wzruszyła ramionami.
- Jakaś z mugolskiej księgarni - wepchnęła szybko tomisko do kufra i zamknęła go. - Pomóc ci z pakowaniem?
Hermiona potrząsnęła głową.
- Nie, nie... Muszę tylko uwiązać Krzywołapa.
***
- Pa, mamo - pożegnał się Ron, obejmując matkę i ojca.
- Cześć Ron, opiekuj się siostrą! - przykazała mu pani Weasley, ale w głębi duszy wiedziała, że będzie bardzo tęskniła za dziećmi.
- Papatki, Virginia - uśmiechnął się Charlie. Prawdę mówiąc, nie chciała odjeżdżać, tak dobrze jej było z Lesley i starszym bratem.
- Dobrych ocen i wspaniałych SUMów, Młoda - objęła ją Lesley.
- Cześć. Będę tęskniła.
- Ja też, Ginny - odpowiedziała blondynka cicho.- Napiszesz do mnie?
Virginia kiwnęła głową.
- Może przyjadę na Boże Narodzenie.
- A może nie - powiedział tajemniczo Charlie. Virginia już chciała zapytać, o co mu chodzi, ale zrobił minę niewiniątka, jakby nic się nie stało.
- No, dalej, ty ruda złośnico, do pociągu, bo ci umknie - powiedział do niej, wpychając do kolejki przed wejściem. Szybko przeszła przez korytarz i wpadła do jednego z przedziałów. Po chwili machała ręką przez okno.
- Do zobaczenia! - krzyczała razem z Harrym i Ronem.
- Dziękujemy, pani Weasley! - powiedziała Hermiona. Pociąg zagwizdał.
- Zobaczymy się w przyszłym roku albo na Boże Narodzenie! - Harry o mało nie wypadł z przez okno.
- Do zobaczenia, do widzenia! - pan Weasley jeszcze chwilę pobiegł za pociągiem.
- No i następny rok w Hogwarcie - powiedział Harry po chwili, siadając po jednej stronie przedziału.
- Muszę się spotkać z innymi prefektami, zaraz przyjdę - powiedziała Hermiona, odchodząc.
- Weź, mówisz jak Percy - jęknął Ron. Hermiona, z lekka podenerwowana, trzasnęła drzwiami.
- Jej, jak dobrze, że nie jestem prefektem - rzekł, głęboko oddychając. Uśmiechnął się złowieszczo do Virginii - Ciekawe, czemu ty nie jesteś, świetnie się nadajesz...
Jego siostra się nim zbytnio nie przejęła, wyciągnęła tylko jakąś książkę i zaczęła czytać. Prawdę mówiąc, jej matka nie powinna być zaskoczona, że jej córka nie została prefektem, ponieważ nie była zbytnio znana w szkole.
Nagle wstała i wzięła kufer z półki.
- Idę, nie mam zamiaru wysłuchiwać dyskusji na temat Quidditcha - otworzyła drzwi i wyszła, zanim Ron i Harry mogli cokolwiek powiedzieć.
- Co jej jest?- spytał Harry, patrząc na drzwi.
Ron wzruszył tylko ramionami i otworzył czekoladową żabę.
- Nie wiem, ale to minie. Zawsze się tak zachowuje na początku roku.
***
Virginia westchnęła i zawiesiła sobie podręczny plecak na ramieniu, biorąc książkę pod pachę. Poszła na koniec pociągu i zauważyła pusty przedział, lecz zanim otworzyła drzwi, ktoś wpadł na nią z naprzeciwka.
- Parz, jak leziesz! - krzyknął ktoś piskliwym głosem. Virginia podniosła głowę. To była Pansy Parkinson, rzekoma dziewczyna Malfoya ze Slytherinu, która nienawidziła wszystkich Gryfonek, a już najbardziej Hermiony.
- Przepraszam - odparła cicho Virginia, sięgając po podręcznik do eliksirów.
- Dobra, nie szkodzi - odmruknęła.
- Co się stało? - powiedział ktoś za Pansy.
Wyszedł Draco Malfoy i, spojrzawszy na Virginię, zwrócił się do Pansy:
- Co się stało? Miałaś iść poszukać Blaise.
- Weasleyówna mi weszła w drogę - odpowiedziała. Draco chwycił ją za rękę.
- Chodź, bo ten kolor włosów daje po oczach.
Pansy prychnęła i odeszła z Malfoyem.
Virginia spojrzała na nich, czy aby na pewno poszli i weszła do swojego przedziału.
Taa, nie ma co, piękny początek roku - pomyślała i usiadła.
- No, tak, laptop! - krzyknęła. Przecież wsadziła go do kufra. Przynajmniej będzie mogła nad nim popracować w tym roku. Ojciec chyba by się nie przejął, przecież to tak był dla niego kolejny eksponat do kolekcji.
Oparła nogi na miejscu obok i otworzyła podręcznik. Nikt o tym nie wiedział, ani rodzice, ani bracia, ale naprawdę lubiła eliksiry i całkowicie zgadzała się z profesorem Snapem - eliksiry to sztuka dla wybranych, piękna sztuka. Bardzo jej odpowiadało to, że może nauczyć się o nich czegoś więcej, niż przewiduje program.
Minął rok od nieszczęśliwej wygranej Harry'ego Turnieju Trójmagicznego, ponad rok i nic niezwykłego się dotychczas w Hogwarcie nie wydarzyło. Jednak, kiedy Dumbledore poprosił ją o to, aby studiowała medycynę, jego oczy miały taki dziwny wyraz. Nie spytała, dlaczego.
- Hej, hej - zawołała nagle Virginia - Podobnież Draco Malfoy miał zostać w Hogwarcie na wakacje, to w takim razie co on robi w pociągu? I co robił na Nokturnie?
Wyjęła opale, które dał jej Borgin.
- A to, co to jest? -zastanowiła się. Nagle usłyszała, że coś puka jej w okno. Szybko schowała naszyjnik i odwrócił głowę, ale nikogo nie było. To musiała być jej wyobraźnia.
Niespodziewanie poczuła się bardzo, bardzo zmęczona i zamknęła książkę. Ostatni raz spojrzała na wisiorek i, przeszukawszy kufer, wyjęła mundurek i szatę. Przebrała się szybko i rozsiadła na swoim miejscu.
- To będzie kolejny strasznie długi rok w Hogwarcie - szepnęła, zamykając oczy.- I znów będę Weasleyówną, która się w nic nie wtrąca.
Znów będę sama, zupełnie sama...
Koniec rozdziału III
Skargi, wnioski, zażalenia?
villdy@op.pl