MYI 2


"Z mugolem za pan brat"

Autor: Pisces Miles

Tłumaczyła: Villdeo

Rozdział II

Niemagiczna bratowa

- Lesley! - pisnęła Virginia, rzucając się młodej kobiecie na szyję.

- Młoda, uważaj, połamiesz mnie! - krzyknęła, śmiejąc się i mocno przytulając młodą Weasleyównę.

- Kiedy…? Jak…? Skąd tu się wzięłaś? Kiedy wjeżdżasz?

- Hej, a ukochany brat już nie zasługuje na buzi?- spytał Charlie, pozorując obrazę.

Virginia uśmiechnęła się szeroko i jego też uścisnęła. Był jej ukochanym bratem, ponieważ od dziecka się nią opiekował, najbardziej ją rozumiał. Bill traktował ją czasami jak ojciec. Charlie był inny. Tylko on ją rozumiał tak doskonale.

- Charlie, co ty tu robisz? - spytała.

- Ginny, przyjechali do domu. Nie wystarczy, że są? - zwróciła jej uwagę matka.

Virginia usiadła przed kominkiem. Brat spojrzał na nią wyczekująco.

- Stęskniłem się- odpowiedział. Lesley objęła go.

- A ja jadę do Londynu. Praca mnie zmusza - powiedziała.

Virginia poczuła, że czymś tu trąci.

Lesley była całkowitą mugolką, ale co to miało za znaczenie, skoro była taka wspaniała?

Z Charliem nie wiadomo jak się poznali, ale ich związek rozwinął się bardzo szybko. Ślub miał się odbyć w następne wakacje.

- Co tam ciekawego w Rumunii? - spytał Ron. On, Harry i Hermiona siedzieli na tapczanie, Percy był w swoim pokoju, a Bill klęczał przed przyszłym małżeństwem. Fred i George grali w Szacholicę, jakąś nową grę, którą sami wymyślili. Było to odmiana szachów i polegała na tym, że na końcu król triumfatora wrzeszczał jak najęty, a armia pozostała na planszy obchodziła całe pomieszczenie.

Charlie pokiwał głową.

- Jak zwykle to samo: smoki, zasadzki i starzy przyjaciele.

- Podziwiam cię, że się nie nudzisz - powiedziała Virginia. - A ty, Lesley, co tu robisz?

Dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo

- Pewne studio wynajęło mnie jako instruktorkę tańca przez okrągły rok. Tak to zdecydowałam się wreszcie wyruszyć do studia rodzinnego - dom Lesley znajdował się w Szkocji, ale naprawdę dużo podróżowała. Kilka lat temu w Rumunii spotkała Charliego.

- Pewnie fajnie jest uczyć tańca - rozmarzyła się Virginia.

- Tak.

- Zatrzymacie się tu dopóki dzieciaki nie pojadę do Hogwartu, prawda? - spytała pani Weasley, patrząc na młodych z nadzieją w oczach.

- Tak planujemy - odrzekł jej syn.

- Nadzwyczajne - mruknął Ron do przyjaciół.

- Szach mat!- krzyknął George i nagle całym domu zapanował ogromny hałas. Białe pionki poszły obejść całą Norę.

- Fryderyku i George'u Weasley, już nie żyjecie!!! - wrzasnął Percy, wbiegając do salonu. W ręku trzymał podarte wnioski do ministerstwa.

***

Virginię obudził dźwięk puszczonej wody. Podniosła się z materaca. Było bardzo rano, cały dom jeszcze spał. Zauważyła, że łóżko Lesley jest puste, ale Hermiona nadal spała, oddychając głośno. W ręku miała podręcznik do zaklęć.

Rudowłosa uśmiechnęła się i wstała. Kierując się do łazienki, wciągnęła na siebie wczorajsze ubranie. Ziewała przy tym nieustannie. Związała włosy w luźną kitkę.

Nagle drzwi otworzyły się i weszła Lesley z morką głowa.

- Cześć, Młoda - szepnęła do niej, uśmiechając się przyjaźnie.

- Hej - odrzekła. Po kilku minutach zeszły razem do kuchni.

- Co z tymi krokami, których cię nauczyłam na Boże Narodzenie? - spytała starsza, wpychając łepek do lodówki. - Mleko czy sok?

- Mleko. Dzięki.

Lesley usiadła przy stole na przeciwko niej.

- Nawet chyba mi nieźle idzie, ale czasami albo nie mogę się wyrobić w tempie, albo się wywracam.

- Hmm... - zamyśliła się Lesley, pijąc sok.- Pokaż mi, jak ci idzie, co? Nie, nie tu, na podwórku.

Virginia kiwnęła głową i dopiła mleko.

Lesley została wprowadzona do rodziny Weasleyów przed trzema laty, na krótko przed wycieczką do Egiptu. Była tancerką i instruktorką tańca. Często wyjeżdżała na tournee, a zanim spotkała Charliego, nic innego oprócz tańca się dla niej nie liczyło. Z uśmiechem mówiła, że pierwsze kroki musiała stawiać w baletkach.

Virginia też chciała tańczyć, więc ubłagała Lesley, aby ją nauczyła. Oczywiście przyszła bratowa wyraziła zgodę. Tak to młoda Weasleyówna tańczyła od ponad dwóch lat.

Lesley była szczupłą i śliczną dziewczyną, z ciemnoblond czuprynką do ramion i orzechowymi oczami. Na jej twarzy nigdy nie gościł smutek i zawsze była przyjaźnie nastawiona do otoczenia, życia i ludzi.

Dwie młode dziewczyny doszły na wzgórze. Starsza pacnęła na trawę.

- No, zaczynamy. Powiem ci potem, co byś mogła poprawić.

- A muzyka?

Lesley pokręciła głową.

- Muzyka powoduje, że jej słuchasz i nie koncentrujesz się na tańcu.

Virginia kiwnęła tylko głową i uniosła ręce w początkowej pozycji. Po chwili pląsała po trawie. Ten układ znała na pamięć.

Lesley patrzyła na jej zwinne ruchy. Miała w sobie wdzięk, grację, delikatność a jednocześnie siłę, moc oraz energię, która się w niej wyzwalała podczas tańca. Możliwe, że czasami nie mieściła się w takcie, ale czy to miało znaczenie, skoro TAŃCZYŁA? W jej ruchach objawiała się muzyka, nie grało, a jednak Lesley jakby słyszała nuty. Virginia mogła zostać zawodową tancerką, a nawet gwiazdą w tej profesji. Brakowało jej tylko ciut tego profesjonalizmu. Talent już miała.

- Cudownie - krzyknęła, klaszcząc w dłonie.

- Naprawę?- Virginia usiadła obok niej. - Ćwiczyłam całe pół roku.

[i]Więcej, niż ci się wydaje...[/i]

Przyszła bratowa pokiwała powoli głową.

- Ehym... Może nauczymy cię tanga i jazzu. To, co przed chwilą odprawiłaś wyglądało jak nowoczesny balet.

- Ale fajnie - odrzekła Virginia z zachwytem. Dla Lesley mogła zrobić wszystko, a taniec był jej życiem.

Blondynka wstała.

- Poczekaj, przyniosę odtwarzacz, który przywiozłam.

- Możesz wziąć mojego CDka. Leży w szufladzie szafki nocnej.

- Dobra.

***

- Hermiono! Pobudka! Śniadanie!

Dziewczyna otworzyła oczy. Wstała i uderzyła głową o coś bardzo twardego.

- Aua! - krzyknęła, ale zanim mogłaby cokolwiek dodać, spadła na nią tona książek. Zakryła ramionami głowę.

- Co się stało?! - do pokoju wparowała Virginia. Zobaczyła osaczoną przez lekturę Hermionę.

- Sorry, zapomniałam cię ostrzec o półce na książki.

- Nie szkodzi - odrzekła, kaszląc. Wokół niej wznosiły się pyłki kurzu. - Nic mi się nie stało oprócz wstrząsu.- podniosła książkę, która leżała jej na kolanach. Jakieś opasłe tomisko.

- [i]Standardowa Księga Zaklęć, szósty stopień[/i]. Ginny, co ta książka robi u ciebie w pokoju?

Rudowłosa dziewczyna uklękła, żeby pozbierać pozostałe książki. Były z piątego i szóstego roku. Książki Freda i Georga, mówiąc pokrótce.

- Powinny być u Rona, ale nie chciał ich. Powiedział, że woli trzymać te quidditchowe śmieci niż to. Czasami do nich zaglądam. Pozostałe leżą pokoju bliźniaków.

- Aha - to była cała odpowiedź Hermiony. Wstała i zaczęła jej pomagać układać książki na półce. Jej uwagę zajęła jakaś zielona. - Ginny! To są książki medyczne wyższego poziomu!

Virginia spojrzała na księgę obojętnie.

- Tak, tak, kupiłam je w lombardzie dwa lata temu, kiedy Madame Pomfrey poprosiła mnie o pomoc. Nie można nic przecież zrobić bez odpowiedniego przygotowania.

Hermiona pokiwała głowa. Ginny w tej chwil zrobiła na niech wrażenie. Nawet ONA nie czytała tych książek.

- Ginny, Hermiono. Śniadanie! - zawołała z dołu Lesley.

- Idziemy!

***

- O! Listy z Hogwartu! - krzyknął Ron, wskazując na okno. Na parapecie usiadło stadko sów.

Virginia i Charlie podeszli i odwiązali od nich cztery listy.

- Że co!? - krzyknął Ron, wymachując listem, napisanym zielonym atramentem, jak zawsze zresztą.- Po co nam podręczniki do mugoloznawstwa?!

- Ja też je mam - powiedział Harry i zajrzał Hermionie przez ramię.- O, i ty też.

Hermiona potarła czoło.

- Co jest? Czemu oni nam dołożyli mugoloznawstwo? Nie uczyłam się tego od trzeciej klasy!

- Gin, a co ty masz?- spytał Charlie, wyrywając jej (-HEJ!) list z ręki. Zrobił oczy jak koła u wozu, kiedy go przeczytał.

- Co się stało, Charlie? - zaciekawił się Bill.

- Ginny, to ma być TWOJA lista książek?! - Charlie dziwnie spojrzał na siostrę.

- Tak, a co? - poczuła, jak oblewa ją fala gorąca.

- Ale po co ci podręcznik do eliksirów dla klasy szóstej? - spytał Percy, zaglądając bratu przez ramię.

- CO?! - zawołał Ron, wyrywając Charliemu z ręki list. Podał Hermionie, żeby odczytała.

[i]Panno Weasley. Informujemy panią, że powinna pani zakupić następujące podręczniki:

`Standardowa księga Zaklęć, stopień piąty'

'Rozszerzona historia Magii. SUMY.'

'Wprowadzenie do transmutacji złożonej, część 1.'

'Zielarstwo dla zaawansowanych, część 1. '

'Magiczne zwierzęta i stworzenia, część 2.'

'Eliksiry. Tom szósty. Poziom zaawansowany'

'Historia mugolskiego świata'[/i]

- Dyrektor się chyba pomylił- powiedział pan Weasley. - Nie możesz mieć takiego podręcznika do eliksirów - pani Weasley pokiwała głową.

[i]Jej, tylko to, że nie jestem kujonką, nie oznacza, że dyrektor się pomylił...[/i]

Virginia odebrała Hermionie listę.

- Nie, profesor Dumbledore nie pomylił się. Szósty tom eliksirów.

- Co?! Zamierzasz nam powiedzieć, że o tym wiesz?! - krzyknął Percy.

- I czemu nie masz Obrony przed czarną magią? - spytał Harry.- Podobno wraca profesor Lupin.

- Ginny! Wiedziałaś, nie oszukasz mnie! Wcale nie jesteś zaskoczona! - krzyknął Ron, patrząc na siostrę.

Virginia westchnęła.

- Tak, tak, wiem o tym. Mam specjalny tok nauczania, ponieważ zamierzam się kształcić na pielęgniarkę u Madame Pomfrey.

- Studium medyczne? - spytał Bill.

Siostra kiwnęła głową.

- Tak, profesor Snape powiadomił Madame Pomfrey, że umiem więcej, niż wymaga poziom nauczania i umiejętności całej klasy. Zaproponował, żebym przeskoczyła poziom piąty i kształciła się w kierunku medycznym- ostatnie zdanie niemal wyszeptała.

Wszyscy ucichli. Wiedzieli, że nawiązuje do wojny z Lordem Voldemortem, która miała nadejść już wkrótce.

- Ech, to znaczy, że będziesz miała z nami eliksiry!- powiedziała nagle Hermiona, uśmiechając się szeroko.

- Chyba tak - odrzekła, też z uśmiechem.- I słyszałam, jak profesor Dumbledore powiedział, że w tym roku mugoloznawstwo jest przymusowe.

- Nigdy niczego takiego nie było! Co go ugryzło? - jęknął Ron.

- A co z twoimi SUMami z eliksirów? - spytał nagle pan Weasley.

- Profesor Snape powiedział, że nie będę miała żadnych kłopotów i mogę spokojnie przejść rok wyżej - odpowiedziała.

- Mugoloznawstwo... Ech... - tym razem to był Harry.

- Och, przestańcie, wasze zajęcia są o niebo łatwiejsze od zaawansowanego poziomu! I nie musicie zdawać z tego SUMów, to tylko pewnie takie małe wprowadzenie - spojrzała jeszcze raz na swój list.

[i]Panno Weasley, przypominamy, że nie będzie Pani brała udziału w zajęciach Obrony Przed Czarną Magią. Ma pani także powinność odnaleźć profesora Snape'a drugiego września zaraz po śniadaniu, aby ustalić swój plan zajęć. Dotyczy to również Madame Pomfrey. Przypominamy także, że jest pani potrzebny srebrny kociołek, wielkość 4.

Załączony dokument proszę pokazać goblinom w Banku Gringotta.

Proszę także zakupić komplet nowych składników dla stopnia zaawansowanego. [/i]

- Mamo, potrzebny mi nowy kociołek - powiedziała.- Czwórka.

- Srebrny? - zawołała Bill.- No, to się nazywa PRAWDZIWE eliksiry!

- Oj, kochanie, to swoje będzie kosztowało - powiedziała matka.

- Szkoła przeznaczyła pieniądze...

- No, no, Dumbledore'owi chyba zależy, że tak się troszczy o ciebie - powiedział Percy z zazdrością. On nigdy nie miał aż takich względów.

- Percy, proszę... - powiedziała pani Weasley, po czym zwróciła się do Virginii:

- Ginny, jesteś pewna, że możesz się zająć szóstym stopniem eliksirów? Przecież nie przerobiłaś w końcu tej piątej części.

- Poczytam stare książki Rona, chyba się czegoś powinnam nauczyć - odrzekła, wzruszając ramionami.

- No, dobrze... po południu wybierzemy się na Pokątną. Potowarzyszysz nam Lesley?

- No pewnie! - odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się.

***

- ULICA POKĄTNA!!! - krzyknęła Virginia i poczuła, jakby ją coś wsysało. Kilka sekund później stała na środku Pokątnej, na której panował jak zwykle ogromny ruch.

- O kur! - powiedziała Lesley, lądując obok niej.

- Nic ci nie jest, Lesley? - spytał Charlie, lądując z drugiej strony Virginii.

- No nie, tylko jestem z lekka zaskoczona - uśmiechnęła się przepraszająco.

- Nic ci nie będzie - Ron pojawił się z Charliem. Wyszedł z kominka.

- Ruszamy! - powiedział pan Weasley, spoglądając na białe wieżyczki Gringotta.

Kiedy Virginia wkroczyła do banku, pewien goblin obejrzał ją od stóp do głów.

- Spieniężacie czeki listowne? - spytała z niecierpliwością.

Goblin powoli kiwnął głową.

- Osobiście mam zawieźć pannę Weasley do hogwarckiej skrytki nr 600. Zostało dla niej przeznaczone 50 galeonów.

- ŻE CO?!!! - Virginia prawie krzyknęła. 50 GALEONÓW BYŁO CAŁYM MAJĄTKIEM!!!

- Czy Ginny zasłużyła sobie na to? A co z resztą? W każdym razie, do kiedy trzeba oddać dług? - spytała rzeczowo pani Weasley, choć niepewnym tonem. Harry spojrzał na swoje stopy.

- Pieniądze są przeznaczone do własnej dyspozycji panny Weasley. Nie musi ich pani oddawać.

- Naprawdę? - krzyknęła Virginia, rozpromieniona.

Goblin kiwnął ponownie głową i wskazał jej drogę obok lady, do miejsca, gdzie stały wózki.

Virginia nigdy przedtem nie widziała takiej kupy szmalu.

- Gin, a gdzie ty wydasz te pieniądze, co? - spytał Ron. Rzeczywiście ciekawe.

- Sam srebrny kociołek kosztuje 25, a co zrobię z resztą nie twoja sprawa!- stwierdziła, że poświęcają jej za dużo uwagi. Za dużo [i]nagłej[/i] uwagi.

- Ale tu fajnie - szepnęła Lesley. Charlie uśmiechnął się.

- A właśnie, Lesley - zaczęła Virginia.- Miałaś iść do tamtego sklepu po kostium. Mogę iść z tobą?

Blondynka spojrzała na nią dziwnie.

- Dobrze.

- No to idziemy, wrócimy gdzieś za godzinę - powiedziała mała ruda i zaciągnęła swoja przyszłą bratową z powrotem do Dziurawego Kotła.

***

- Ha, myślałam, że już po mnie - powiedziała Virginia, kiedy przekroczyły mur. Lesley zaskoczona patrzyła, jak ceglana ścianka zamyka się za nimi.

- Co? Czemu? - spytała zakłopotana.

- Nienawidzę, jak ktoś zwraca na mnie w ten sposób uwagę. Myślałam, że te eliksiry będę mogła utrzymać w tajemnicy.

Blondynka uśmiechnęła się lekko i poczochrała po głowie.

- Oj, przecież nauczyciele chyba nie mają nic przeciwko, prawda? Czyli wszystko w porządku.

- Chyba tak - odrzekła. Przez te cztery lata wyrobiła sobie obraz w szkole "Weasley'ówna się nie wtrąca" i jakoś wszystko grało. Miała cichą nadzieję, że będzie tak dalej.

Jej oczy pojaśniały, kiedy zauważyła swój ulubiony muzyczny sklep.

- Dzieńdoberek - powiedziała kobieta za ladą.- Ach, Lesley, Ginny, nie widziałam was od roku! Ani razu mnie nie odwiedziłyście!

Lesley zaśmiała się.

- Bez przesady, Agato. Dobrze wiesz, że tęskniłyśmy.

- Wiem, wiem.

Virginia w tym czasie przeglądała cały asortyment składający się z kostiumów, baletek, innych butów, przypinek i różnych takich rzeczy. Jej wzrok przyciągnął ładny komplecik, wiszący na ścianie: trykot, bluzka z bufkami i koszulka. Bluzeczka, z rękawem trzy czwarte, była srebrzystoczarna, ozdobiona, jak gorsecik, zielonymi rzemykami. Spodnie i obcisła podkoszulka z długim rękawem były ciemnozielone.

Lesley uśmiechnęła się i wzięła to z wieszakiem.

- Przemierz!

Virginia spojrzała na nią niepewnie.

- Ale...

- Proszę, kochanie - Agata popędziła odsunąć kotarę przymierzalni.

Virginia zamrugała oczyma, przeglądając się w lustrze. Czuła się jak prawdziwa tancerka, z grubymi ocieplaczami na nogach i jasnozielonymi baletkami.

- Wyglądasz ślicznie, Ginny! - krzyknęła Lesley, klaszcząc w dłonie. - Zapakuj, razem z butami.- powiedziała do Agaty.

Rudowłosa chwyciła blondynkę za rękę.

- Lesley, to kosztuje fortunkę, nie zgadzam się na takie prezenty! Nawet nie umiem tańczyć!

- Ale się nauczysz, jestem przekonana. Swoją przyszłość gwiazdy pozostaw swojej instruktorce.

- Ale...

- Żadnych ale! - odrzekła surowo.- Zasługujesz na to.

Virginia spuściła głowę i uśmiechnęła się.

- Dzięki, Wielka Siostro.

- Nie dziękuj, Młoda, musisz mieć profesjonalny strój. Chyba nie chcesz połamać nóg, nie?

Lesley wzięła torebkę ze strojem, wyjmując portfel.

Kilka minut potem Virginia szła ulicą z wielkim uśmiechem na ustach i torebką z napisem [i]Agata - tańcz i szalej, nie myśl, co dalej[/i]. Co chwila dało się do "Młodej" słyszeć. "Dziękuję...". Nagle zatrzymała się przed starą księgarnią.

- Le... Lesley, ja tu wejdę na chwilę, dobra? Powiedz mamie.

- Dobrze. Za czterdzieści pięć minut stawisz się w Dziurawym Kotle. Zrozumiano, poruczniku Młoda?

- Tak jest, kapitan Wielka Siostro!

Mała Weasleyówna weszła do starej, zakurzonej księgarni, a raczej antykwariatu.

- [i]Sztuka Mroku. Uzdrowienia[/i] - przeczytała tytuł jednej z ksiąg, kolejnego opasłego tomiszcza na jednej z półek. Nagle półka się trochę obniżyła, Virginia, przestraszona, wpadła na następnego pomieszczenia, w którym panował mrok.

- Przyszła pani, panno Virginio Weasley - powiedział ktoś.

Nad nią stał starszy człowiek z ciemnymi, tłustymi włosami i bardzo ciemnymi oczami.

- Czekałem na panią.

Koniec rozdziału II

Skargi, wnioski, zażalenia?

villdy@op.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kamanin Kak myi spasali chelyuskintsev 253171
Kunyaev Shlyahta i myi 328285
MYI 8
MYI 13
MYI 17
MYI 27
MYI 11
MYI epi
MYI 23
MYI 12
MYI 19
MYI 29
MYI 3
MYI pro
MYI 15
MYI 10
MYI 7
MYI 14
MYI 25

więcej podobnych podstron