MYI 7


"Z mugolem za pan brat!"

Autor: Pisces Miles

Tłumaczyła: Villdeo

Rozdział VII

Co za dużo, to niezdrowo!

- Zanim zaczniecie warzyć napoje, wręczę wam przepisy. Każde z was wypróbuje je na wężu, którego otrzyma pod koniec lekcji. Macie mieć oczy szeroko otwarte i tego nie sknocić, zrozumiano?

- Tak, panie profesorze - powiedziała klasa znudzonym tonem. Wszyscy zaczęli ustawiać kociołki i podchodzić po przepis do biurka. Robili to w jak najlepszym porządku, aby nie podpaść Snape'owi. To była ostatnia lekcja, a nikt z nich nie chciał otrzymać szlabanu.

Virginia zamknęła książkę i stanęła przed biurkiem, jednak...

- Weasley, dziś będziesz ćwiczyła poziom szósty, razem z Malfoyem i Parkinson. Masz się czegoś od nich nauczyć, zanim moja klasa wyleci w powietrze, zrozumiano? - powiedział do niej szeptem Mistrz Eliksirów, co było bardziej groźne niżby krzyczał.

Virginia westchnęła i odłożyła książkę.

- Tak jest, panie profesorze.

Wszyscy Ślizgoni prychnęli, a Pansy spojrzała na nią wściekłym wzrokiem.

Virginia cicho podeszła na koniec, do swojej pary.

- Udowodnię ci, że jesteś dzieciak, Gryfonko i nie nadajesz się do nas - warknął Draco, jednak rudowłosa nie zwróciła na niego uwagi i usiadła naprzeciw dwóch kociołków, w których gotowała się woda.

- Nie rozumiem, czemu musimy mieć z tobą lekcje, przybłędo. Nie masz zbyt dobrych stopni, a twoja inteligencja nigdy nie przekroczy na przykład mojej - mruknęła Pansy.

A co ty wiesz o moich stopniach...?

Virginia zaczęła się denerwować.

Zaczęli warzyć eliksir. Czterdzieści pięć minut później w prawie wszystkich kociołkach gotowała się jasnoniebieska ciecz.

- Idę do Snape'a po flakonik - oznajmił Draco. Pansy kiwnęła głową i podeszła do Blaise i Milicenty.

Virginia rozejrzała się. Nikt nie patrzył, więc podeszła do kociołka i spojrzała w dół. Niebieski jak letnie niebo eliksir wrzał lekko. Był trochę podobny do tego, który uwarzyła wczoraj, ten uzdrawiający, dla zwierząt. Uśmiechając się przekornie, wyjęła zza pazuchy ogon jaszczurki i zmielony kieł węża, wrzucając obydwa składniki do kociołka. Napój zmienił kolor na granatowy. Młoda Weasleyówna uśmiechnęła się złośliwie i usiadła na swoim miejscu, z dala od kociołków i substratów. Chłopaczek zwany Malfoyem będzie miał niespodziankę. I dobrze mu tak.

Draco szedł z powrotem, machając do Pansy, żeby wróciła. Nalał eliksiru do buteleczki i zmarszczył czoło.

Nie, nie, przecież nie wrzuciłem ogona jaszczurki, więc co jest?

Obrócił się gwałtownie i spojrzał na Virginię, która spokojnie czytała swój podręcznik do eliksirów.

- Ryjówa! - zawołał, ale zanim zdążyła się obrócić, Snape wyjął już klatkę z wężami.

- Przynieść próbki - rozkazał nauczyciel, obejmując wzrokiem całą klasę.

- Jeśli coś pójdzie nie tak, to cię zabiję - ostrzegł Virginię Draco. Spojrzała na niego zdezorientowana, ale w duchu ryczała ze śmiechu.

Snape spojrzał na ich buteleczkę zaskoczony.

- Malfoy, czemu to jest granatowe, wyraźnie mówiłem, że ma być jasnoniebieski - zmarszczył czoło, patrząc na swojego pupilka.

Draco wzruszył ramionami.

- Nasza mała współpracowniczka kazała mi zaufać i wrzuciła tu ogon jaszczurki i kieł węża. Dlatego jest ciemnoniebieski - spojrzał na nią bokiem.

- Przepraszam profesorze, nudziłam się. Ale to bez znaczenia, przecież eliksir się nie zepsuł. Mam nadzieję, że Malfoy o tym wie - wytłumaczyła się.

- Owszem- mruknął.

Snape nie powiedział nic, tylko wlał ciecz do pyska węża. Po kilku sekundach jego kły były jak nowe. Odwrócił się.

- Dziesięć punktów dla Slytherinu za wykonanie złożonego eliksiru.

Wszyscy Ślizgoni prychnęli, patrząc na Virginię wywyższającym się wzrokiem. Jej to wisiało, nie była zła.

Po kilku następnych próbkach zadzwonił dzwonek. Snape zwolnił klasę.

- Weasley, podejdź tu - powiedział, kiedy miała już wyjść.

Virginia odwróciła się i podeszła, patrząc ciekawie na jego nowe składniki, których nigdy jeszcze nie widziała. Snape przeszukał kredens za sobą i wyjął duże pudełko, podając je jej. Następnie podszedł do biurka i wziął do ręki pergamin.

- Weasley, zrobisz te wszystkie eliksiry i napiszesz o nich wypracowania. Na jutro rano.

Rudowłosa spojrzała to na pudełko, to na Snape'a.

- Dziesięć? Ale, panie profe-...

- Na jutro. Możesz odejść.

***

- NIE WIERZĘ W TO!!! - ryknęła Virginia, czym zwróciła uwagę Gryfonów, a w szczególności Rona, Hermiony i Harry'ego. Byłoby śmiesznie, gdyby nie było tragicznie! Dziesięć eliksirów i wypracowania! Na jutro!

Była pewna, że to kara!

- Ginny, co się stało? - spytał Ron, ale nie odpowiedziała. Przeszła szybko przez pokój i wleciała po schodach. Usłyszeli tylko trzask drzwi na górze.

- Ginny! - westchnęła - a ja myślałam, że to jakiś facet!- powiedziała Evelyne, wciągając koszulkę.

- Coś się stało, Gin? - spytała Geraldine, leżąca na łóżku.

- Nie, tylko mam nockę z głowy. Snape zadał mi dodatkową pracę domową - odmruknęła, szukając piór i pergaminów. Znalazłszy je, wyszła, najpierw z dormitorium, potem z domu, przy czym o mało co nie wlazła na Myrę.

- Sorry... - mruknęła, zbierając swoje bibeloty z ziemi.

- Patrz, jak idziesz, Rudzielcu - powiedział ostro Draco, podsadzając Myrę do wejścia.

- A ty mi zejdź z drogi - odpowiedziała.- Rzygać mi się chce na twój widok, Malfoy, wiesz o tym?

- To nie moja wina, że zdecydowałaś się ulepszyć mój eliksir, czym mój dom zarobił dziesięć punktów a ty dodatkową pracę domową - uśmiechnął się złośliwie.

- A ty skąd wiesz?

- Nie twoja sprawa.

Zniknął za rogiem. Virginia westchnęła i weszła po marmurowych schodach. To miała być długa noc, a musiała jeszcze iść do biblioteki, żeby odrobić prace z zielarstwa i opieki nad magicznymi stworzeniami.

***

- Ten cały mugolski program jest śmieszny - powiedziała Pansy, podnosząc powoli swój widelec. - No i co nam to da? Jesteśmy czarodziejami!

- Dumbledore widocznie twierdzi inaczej - odrzekła Millicenta. - Tylko po co ten cały sport?

- Nie skarż się, masz lepiej. Nawet nie wiem co to ten łuk i strzała - poskarżył się Crabbe z buzią pełną jajek.

Draco zwrócił oczy ku niebu, bawiąc się jedzeniem.

Oto zaczynamy kolejny durny dzień w Hogwarcie...

Był ewidentnie w złym humorze.

Obrócił się trochę i spojrzał na stół Gryfonów. Jego wzrok zmiękł, kiedy odnalazł Myrę na samym końcu, zapatrzoną w swój talerz. Przynajmniej ona też miała tańczyć.

Do sali zaczęły wlatywać sowy. Draco złapał swoją i odwiązał od niej Proroka Codziennego.

- Od kiedy prenumerujesz? Nigdy nie czytałeś gazet - zauważyła Blaise, patrząc mu przez ramię.

Draco zignorował ją i rozwinął czasopismo. Zdjęcie na pierwszym planie było porażające, jak i nagłówek.

ROK MUGOLA W NASZYM ŚWIECIE!!!

Po wakacyjnych uzgodnieniach pomiędzy Ministerstwem Magii a trzema szkołami: Durmstrangiem, Beauxbaton i Hogwartem, idea Albusa Dumbledore'a w końcu została przyjęta, a pierwszy etap akcji zakończył się sukcesem.

Od tragicznej śmieci Cedrika Diggory'ego podczas Turnieju Trójmagicznego dwa lata temu w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Albus Dumbledore zaczął przekonywać ministerstwo, że ulepszenie relacji Mugole - Czarodzieje jest konieczne. Pomysł wszedł w życie dopiero w tym roku, z wielkim poparciem Artura Weasleya, szefem działu Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Program wystartował. W każdej ze szkół wprowadzono edukację dotyczącą mugoloznawstwa oraz sporty: łucznictwo, pływanie, piłkę nożną oraz taniec. Każdy z tych przedmiotów nauczany jest przez mistrza w swoim fachu. Ministerstwo postanowiło podtrzymywać akcję tak długo, jak długo będzie ona przepływała bez większych spięć.

Rita Skeeter

- I Rita Skeeter to napisała?- Pansy uniosła brwi.- Bez żadnego skandalu? Co się tej kobiecie stało?

Draco wzruszył ramionami.

Dziś miały się odbyć pierwsze zajęcia sportowe. Cóż, zaraz się zaczynały, więc młody Malfoy włożył sobie gazetę do kieszeni i dopił kawę po czym zaczął iść w stronę drzwi, ignorując protesty Pansy. Kątem oka zobaczył Myrę, szybko coś wypijającą. Wyskoczyła z krzesła, podbiegając do niego, czym zwróciła uwagę Gryfonów.

- Draco, czekaj! - krzyknęła, chwytając go za rękaw. Delikatnie wsunęła mu się pod ramię. - Wstyd powiedzieć, ale nie wiem, gdzie mam iść.

- Chodźmy - odrzekł, wyprowadzając ją z sali.

- A Draco - zaczęła, kiedy wchodzili po schodach.- Uczyłeś się już tańczyć, prawda?

Blondyn zaśmiał się w duchu kpiąco. Tak, tak, uczył się, głównie tańca towarzyskiego - nowoczesnego i tango. Jego matka zmuszała go do nauki latem, więc jakoś tak wyszło. Ale w życiu by nie przyznał, że lubi tańczyć, przecież z bohatera stałby się pośmiewiskiem Slytherinu, a może i całej szkoły. Przecież stworzył sobie imidż wroga mugoli i Weasleyów.

- Ciekawe, czego będziemy się uczyć. Pamiętasz, jak uczyłeś mnie tańczyć, Draco?

Draco uśmiechnął się powoli, uśmiechając się tajemniczo.

- Ale nie chciałabyś, żebym znów był twoim nauczycielem?

- Chyba nawet nie będziesz musiał - uśmiechnęła się.- Profesor Dumbledore wynajął tamtą ładną dziewczynę, żeby nas uczyła.

Przypomniała mu, że musi sobie pogadać z Weasleyami.

- A wiesz, ze tamta Lesley Chestwood jest narzeczoną Charliego?- spytała, ciągnąc go lekko za rękaw.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Więc dlate-...

- Pan Malfoy, jak tam pana nadgarstek? - Draco uniósł głowę. Właśnie przechodzili obok Skrzydła Szpitalnego, a przed drzwiami stała Madame Pomfrey, trzymając jakąś tackę.

- W porządku.

Szkolna pielęgniarka kiwnęła głową i poszła korytarzem na lewo. Draco spojrzał na drzwi, zza których dopiero co wyszła. Przez chwilę zastanawiał się, czy pójść i zobaczyć, co robi Ryjówka

Jeśli się nie mylę, to odrabia pracę domową od Snape'a bo inaczej będzie z nią źle... Tak, bardzo, bardzo źle...

- Draco, musimy iść! - Myra pociągnęła go mocno za rękaw. Kiwnął głową, odganiając od siebie myśli.

***

- Łał! - to mówili wszyscy, którzy wchodzili do sali. Na wprost nich znajdowała się ogromna scena. Draco także zaniemówił.

Wszystkie klasy zostały złączone w jedno pomieszczenie, co najmniej wielkości połowy pola do Quidditcha. Światła zostały umiejscowione za pomnikami i kolumnami. Przebieralnie znajdowały się na uboczy. W każdej szafce znajdowała się jedna para butów i kostium, a kotara oddzielająca salę od kabin błyszczała złotem w świetle słońca, wpadającym przez okna pod sufitem.

- Ale się szkoła przygotowała - szepnęła Parvati Patil do Lavender Brown, która patrzyła na wszystko z bogobojnym podziwem.

- Draco! - Myra wskazała na ścianę, która cała była obłożona lustrami. Przed ścianą stała kobieta, ubrana w czerwony kostium i białe baletki. Zagrała muzyka. Złote włosy zamigotały, kiedy dziewczyna posunęła się tanecznym krokiem po parkiecie. Kiedy muzyka ucichła, złotowłosa wylądowała po salcie przed nimi, klękając.

W całej sali wybuchł aplauz, kiedy instruktorka Lesley Chestwood uniosła głowę, uśmiechając się. Na twarz opadł jej kosmyk włosów. Wstała i ukłoniła się zabawnie, nadal się uśmiechając.

- Chyba jesteście wszyscy - powiedziała do nich, dając znak, aby podeszli. Usiadła na jakimś taborecie i wyjęła z torebki notatnik.

- Na pierwszej lekcji postaram się wam wytłumaczyć co, jak i dlaczego. No i sprawdzę obecność.

Rozległ się szmer. Wszyscy patrzyli na piękną nauczycielkę z ciągłym uśmiechem na ustach. Draconowi przypominała jego matkę.

- Slytherin... Zobaczmy... Pansy Parkinson?

Pansy uniosła dłoń, mając wypieki na twarzy.

- Draco Malfoy? - uniósł dłoń. Lesley spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Znów czytała listę.

Była uderzająco podobna do Narcyzy Malfoy, żony Lucjusza Malfoya, z tymi złotymi włosami i delikatnymi ruchami, które wypełniała gracja. To właśnie jego matka nalegała, aby uczył się tańca. Podobno sama była niezłą tancerką, zanim wyszła za jego ojca. Od tamtego czasu musiała się go słuchać, była mu podporządkowana. Był Śmierciożercą, a ona musiała być mu wierna. Musiała być mu lojalna aż do śmierci.

- Ginny Weasley? Ginny Weasley? - Lesley rozejrzała się po sali i zmarszczyła brwi.- Jest tu Ginny? Czy ktoś ją widział? Panno Patil?

- Eee... - Parvati zamyśliła się. - Nie, ona jest w piątej klasie, nie, nie widziałam jej od wczoraj. I na śniadaniu też jej chyba nie było...

Lesley jeszcze bardziej zmarszczyła czoło. Zawinęła sobie kosmyk włosów na palec.

- Czy ktokolwiek ją widział? Nie mogę prowadzić zajęć bez kompletu, a nie dostałam żadnego zwolnienia od Madame Pomfrey ani profesor McGonagall. Czy ktoś wie, gdzie ona jest?

Rozległ się pomruk.

- Ginny? Czy to nazwa świnki morskiej? - spytał ktoś. Draco się prawie zaśmiał.

- Panie Malfoy? Może pan wie, gdzie ona jest? - spytała go Lesley, patrząc na niego swoimi orzechowymi oczyma, trochę podobnymi do oczu Dumbledore'a.

Westchnął.

- Chyba wiem, ale nie mam pewności.

- Co? - szepnęła Lavender, patrząc na blondyna.

- Czy mógłby pan pójść i ją znaleźć? - Lesley uśmiechnęła się.- Inaczej nie mogę prowadzić zajęć.

Westchnął głęboko i wstał.

***

Draco pchnął drzwi Skrzydła Szpitalnego i odetchnął z ulgą. Madame Pomfrey na szczęście nie było. Chyba nie była zbyt uszczęśliwiona tą całą akcją, przybyło jej przecież cztery razy więcej kontuzjowanych.

Przeszedł przez salę i otworzył drzwi do komnaty znajdującej się na uboczu. Uśmiechnął się.

Czerwona główka leżała na rękach na biurku, a wokół niej dziesięć flakoników i mnóstwo zapisanego pergaminu. Z kociołka nadal parowało, a naokoło porozrzucane były składniki. Draco podszedł do przodu, przyglądając się tym wszystkim dziwnościom. Zerknął do kociołka. Gotowało się coś o nieprzyjemnym kolorze.

- Hej, Ryjówa, budź się! - potrząsnął nią lekko. Virginia się nie ruszała. Draco przewrócił jej twarz na bok. Jej długie włosy zakryły jej oblicze. Odgarnął je na obok i klepnął w policzek. - Weasleyówna, budź się!

- Spadaj Ron - mruknęła. - Harry'ego mam w nosie...

Draco uniósł brwi. Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał, było gadanie przez sen, w dodatku o Bliznowatym.

Dobra, spoko, przecież to jego najsłynniejsza fanka.

- Nie jestem tym idiotą, twoim bratem, a teraz mogłabyś wstać! - krzyknął do niej.

Virginia otworzyła oczy. Spojrzała na niego, mrużąc ślepia.

- Malfoy? A ty tu co? - czknięcie - musiałam - czknięcie - skończyć - czknięcie - moje wypracowania dla - czknięcie - Snape'a. Już jest jutro?

- Tak. - odrzekł powoli.- Już jest po śniadaniu. Powinnaś być w studiu.

- Studiu? Jakim studiu? - potarła oczy, pod którymi znajdowały się duże cienie. Widocznie nie spała całą noc.

- Pamiętasz o akcji mugolskiej? - wyjaśnił, stawiając ją na nogi. Oparła się o jego ramię, znów zamykając oczy.

- Aaa... Taniec... Zrobiłam wszystko... Napisałam wszystko...- wymamrotała do jego szyi. - A jak nie...

Zmroziło go, był niezdolny, żeby się ruszyć. Opatrznie można było stwierdzić, że ją przytula.

Jego wzrok wylądował na butelce, z której się trochę dymiło. Uniósł lekko Virginię i przestawił, podsuwając sobie flaszkę z napisem Smoczy oddech. Uwaga, działanie odurzające!

- Cholera... - mruknął, odciągając Virginię z dala od biurka. Butelka była niemal pusta, pewnie zawartość została pochłonięta.

Pewnie dostała to od brata, od Charliego. Pięknie, i co teraz?

Wyglądało na to, że Virginia była pijana i wyczerpana pracą, którą dał jej Snape.

Westchnął i potrząsnął nią znowu.

- Co? - mruknęła sennie, kładąc wygodniej swoją głowę na jego ramieniu. Nie otworzyła oczu.

- Masz lekcje - odrzekł stanowczo. - Więc stań na swoich cholernych stopach, bo chyba nie chcesz, żeby brzydki, zły Malfoy cię niósł. Zrujnujesz sobie image.

- Ja... nie chcę... na lekcje... - szepnęła sennie, opierając się o niego jeszcze bardziej.

Draco westchnął głośno.

Dobra, doniosę ją do studia, a Lesley sama zadecyduje, co robić.

***

- No więc tak - uśmiechnęła się Lesley, kiedy za Draco zamknęły się drzwi.- Dumbledore pewnie poinformował was o całej akcji wczorajszej nocy. Ja omówię to dokładniej - spojrzała na nich.- Ale, pierwsza rzecz, czy macie pytania?

- Pani profesor...

- Nazywajcie mnie po prostu Lesley, przecież nie jestem tutaj waszą sorką - odrzekła.

Lavender uśmiechnęła się.

- Lesley, skąd jesteś? Twój akcent chyba nie jest brytyjski.

- Bo... - zaczęła Lesley - jestem ze Szkocji, więc mój akcent może wydawać się dziwny. Mam nadzieję że szybko się przyzwyczaicie. Tańczę, odkąd skończyłam pięć lat, kiedy to dostałam na urodziny baletki. Po tym, jak skończyłam szkołę, zaczęłam się kształcić w tym kierunku. W wieku siedemnastu lat przyjęli mnie w pewnej firmie.

- Jesteś całkowitą mugolką? Nie masz żadnych zdolności? - spytała Pansy, nie mogąc się powstrzymać.

- Żadnych. Na magii nie znam się kompletnie.

- Nie boisz się nas? - spytał Justyn Finch-Fletchey, Puchon z szóstej klasy.

- Macie coś, co my, mugole, nazywamy mocą nadprzyrodzoną. Nie boję się was, bo przecież w pewnym sensie wy też jesteście mugolami.

- Co tańczyłaś przed chwilą? - spytała Parvati.

- Balet nowoczesny. Nie wiem, czy o tym słyszeliście, ale nie szkodzi, będziemy się tego uczyć. W tym roku zajęcia będą się odbywać trzy razy w tygodniu, więc swoje w tym studiu przesiedzicie. To bardzo miło ze strony Dumbledore'a, że się poświęcił i wybudował tę salę - wstała.- Rozdzielę was na trzy grupy. Pierwszy i drugi rok, to będzie pierwsza, trzeci i czwarty druga, a piąty, szósty i siódmy ostatnia. Będziemy się uczyć baletu nowoczesnego, baletu, tańca towarzyskiego i jazzu.

Podeszła do przebieralni, a wszyscy za nią.

- Te wszystkie ciuchy są wasze, każdy będzie miał własny kostium i obuwie. Wszystko można tu zostawiać, nikt nic nie ukradnie. A tam są prysznice - wskazała na zasłony. - Ćwiczyć możecie, kiedy tylko wam odpowiada, musicie mnie tylko znaleźć. Wegetuję w komnacie obok wejścia do Gryffindoru.

Geraldine uniosła brew.

- Hej, a nie tam gdzie Charlie? Przecież jesteś jego narzeczoną.

Kilka dziewczyn z Ravenclawu i Hufflepuffu pisnęło. Chłopcy, rozdrażnieni, spojrzeli w górę.

Lesley uśmiechnęła się i kiwnęła głową, a dziewczyny znowu zapiszczały.

- No dobrze, powiem wam, mieszkam z Charliem, ale jedna uwaga: to jest bardzo blisko pokoju profesor McGonagall - oczy Lesley powędrowały do małej blondyneczki ze strasznie zielonymi oczami, która patrzyła ciągle w stronę drzwi, odkąd tylko wyszedł Draco.

- Dobra, klaso - Lesley po raz enty z rzędu się uśmiechnęła.- Możecie iść się przebrać, mamy kupę do zrobienia w tym roku.

ŁUUP!

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.

- O jaaa, Ryjówo, weź wreszcie stań na nogach - Draco targał pewną Gryfonkę o rudych włosach.

- Ginny! - Lesley podbiegła do nich.- Co się stało?

- Ron, daj mi wreszcie spać... - mruknęła przez sen Virginia.

- Co ta przybłęda robi?! - krzyknęła Pansy, sapiąc ze złości. - Co się stało?!

Draco ustawił Virginię w pionie, obejmując ją, żeby nie upadła.

- Dostała dodatkową robotę do Snape'a i całą noc była na nogach. W dodatku upiła się Smoczym Oddechem i teraz zachowuje się gorzej niż roślinka.

- Ma kaca? - spytała Lesley z niedowierzaniem.

- Pardon?

- Nie spała całą noc? - spytała Lesley.- Co ma następne? - zwróciła się do Geraldine.

- Chyba transmutację.

- Dajcie mi spać... Nie chcę Snape'a... Nie chcę eliksirów... Zakopcie tę mandragorę... Charlie, weź to ode mnie... To obrzydliwe... - rudowłosa zachichotała, zakładając Draconowi ramiona za szyję.

Klasa zdębiała.

Lesley westchnęła.

- Chyba jest nieświadoma. Draco, czy mógłbyś zaprowadzić ją do Gryffindoru?

- Nie wiem, gdzie to jest - odrzekł stanowczym tonem.

- Pójdę z tobą - zaoferowała Geraldine, wstając. Draco spojrzał na nią gwałtowanie, po czym westchnął i kiwnął głową. Pansy przesłała jej takie spojrzenie, jakby chciała ją zamordować.

- Mandragora - powiedziała Geraldine, kiedy stanęli przed wejściem. Gruba Dama odsunęła się, ukazując pokój wspólny Gryfonów.

- Malfoy, co ty, do diabła, robisz w naszym domu?! - ktoś wrzasnął, zanim Draco zdążył się rozejrzeć. Ron miał ochotę go chyba zabić. - I w dodatku z moją siostrą!!!

- Ron, czekaj sekundę - powiedziała Geraldine.- Lesley...

- Co się stało Ginny? - krzyknęła Hermiona, wstając z fotela.

- A wy co tu robicie? - spytała Geraldine, kładąc ręce na biodrach.

- Mieliśmy coś przynieść dla Claude'a - odrzekł Harry.

- A ten tu co?! - krzyknął znowu Ron, patrząc wściekłym wzrokiem na Dracona, który go cały czas ignorował. Niemal rzucił Virginię na czerwoną kanapę przed kominkiem, rozcierając sobie szyję.

- Twoja dzieciata siostrunia się upiła, a Lesley kazała mi ją przynieść - podszedłszy do portretu rzucił coś do Geraldine. - Niech to wypije, jak się obudzi. I zmieńcie hasło, nie chciałbym być posądzony o zakradanie się do waszych dziewczyn po nocach. Ron wyglądał, jakby miał go zabić.

***

- Ginny? Żyjesz? - spytał ktoś.

Virginia otworzyła oczy, z ledwością mogła się skupić. Geraldine położyła jej dłoń na czole.

- Dzięki Bogu, myślałam, że już się nie obudzisz - odrzekła, siadając na jej łóżku.

- Co się stało?- spytała rudowłosa.- Czuję się, jakbym spała wieki. Która godzina?

- Pierwsza - odpowiedziała jej koleżanka, sięgając po flakonik.

- CO?!!- Virginia pisnęła, odrzucając od siebie pierzynę. - PIERWSZA?!! To znaczy, że już jest po lekcjach i lunchu? Po zajęciach tanecznych?

Geraldine kiwnęła głową.

- Byłaś pijana, przynajmniej tak mówił Malfoy, kiedy cię przytargał do studia. Wisiałaś na nim, mamrocząc coś o eliksirach i Snapie.

Virginia skrzywiła się, czerwieniąc po końcówki swoich płomiennych włosów.

- A to co? - wskazała na buteleczkę.

- Malfoy to dał. To nie jest czasami trucizna? - spytała, podając Weasleyównie flakonik.

Virginia przeczytała etykietę i uśmiechnęła się.

Na ból głowy... Wziął to ze skrzydła szpitalnego?

Pociągnęła zdrowo z gwinta.

- Ginny! Jesteś pewna, że to w porządku?!

Rudowłosa odstawiła pustą buteleczkę i wstała. Obie udały się do pokoju wspólnego, gdzie Ron ją niemal zmiażdżył.

- Ginny! Jesteś cała?! - ścisnął ją tak, że nie mogła złapać powietrza. Odepchnęła go.

- Nie byłaś na Transmutacji - powiedziała Evelyne.- Ale McGonagall się nie skarżyła.

Virginia westchnęła.

- Nauczysz mnie tego, co było, Hermiono? - spytała. Ta uśmiechnęła się.

- No pewnie, nie martw się.

- Pływanie jest fajne - podjął Harry. Widocznie rozmawiali o swoich nowych zajęciach, kiedy spała.

- Prawda - zgodził się Colin.- Nurkowanie, surfowanie, kajaki... Tylko co by było bez magicznej fali, nie?

- Osobiście uważam, że Claude jest zaczepisty - powiedziała Adela.- On wie wszystko!

- Łucznictwo tez jest niczego sobie - wtrącił Dean Thomas.- Można iść i polować w lesie. Ale bajer, nie?

- Polowanie? Ale macie fajnie - rzekł Ron. - Można iść do Zakazanego Lasu bez zakradania się.

- A jak tam taniec, Geraldine? - zaciekawiła się Adela.

- Jej, jak niebo, powinniście kiedyś odwiedzić studio! - Geraldine odetchnęła głęboko, nabierając powietrza. Zaczęła opowiadać, zwracając uwagę innych. Virginia westchnęła. W końcu jej tam nie było.

- To studio naprawdę istnieje? -spytał Harry.

Parvati kiwnęła głową.

- Słuchaj, jest piękne i prawie tak wielkie, jak połowa stadionu do Quidditcha.

- Ogromne! - krzyknął Dean.

- No - potwierdziła Lavender.- Mają całe wyposażenie, światła, lustra, scenę, buty, kostiumy, po prostu wszystko!

- A Lesley naprawdę umie tańczyć - dodał Seamus.- Myślałem, że taniec jest tylko dla bab, ale ona udowodniła, że się pomyliłem.

- Tak, bo to jedyny raz, kiedy możesz obłapiać dziewczynę i nie dostaniesz w łeb - mruknęła Lavender, dziobiąc go w żebra.

- Szkoda, Ginny, że cię nie było - rzekła Geraldine.- Lesley jest kulasta, a w dodatku tak piękna, że chyba się spytam,. co ona robi, że jest taka śliczna. Może udzieli mi kilku wskazówek?

- Eee, to Ginny nic nie straciła, zapewniam was - powiedział Ron, opierając się o kanapę. - Lesley już ją uczy od trzech lat.

Ron, zabiję cię...

Spojrzała na niego morderczym wzrokiem.

- Naprawdę? Umiesz tańczyć? - Evelyne spojrzała na nią z podziwem.

Virginia kiwnęła głową, przygryzając wargę.

- Tylko trochę, bardzo rzadko widziałam Lesley w wakacje... Ej - klepnęła się w czoło.- Moje wypracowania dla Snape'a! - krzyknęła i wyskoczyła jak torpeda z pokoju, pozostawiając patrzące na nią towarzystwo.

- Ale ten rok będzie fajny - powiedziała Lavender. Jakoś nikt nie protestował.

***

- Panie profesorze! - krzyknęła w drzwiach.- Ja...

- Maniery, Weasley... - powiedział, spoglądając na nią i wracając do pracy.

- Co... - Virginia spojrzała na jego biurko, gdzie stało dziesięć flakoników i leżał stosik pergaminów.- Ja przecież nie...

- Malfoy uprzejmie dostarczył twoją pracę, lecz z pewnym opóźnieniem, po dwóch pierwszych lekcjach - odrzekł zniecierpliwiony.

Virginia zmarszczyła brwi.

- Draco Malfoy?

- Tak - odpowiedział.- A teraz wyjdź, bo spóźnisz się na lekcje. I tak zmarnowałaś już poranek.

Rudowłosa cofnęła się szybko, nie chcąc, aby Snape znów coś do niej miał.

Ale Malfoy?

Myślałam, że chce, żeby mnie wywalili...

Szybko zapomniała o całej sprawie, bo miała zacząć opiekę nad magicznymi stworzeniami. Pobiegła do dormitorium i zabrała swoje książki, po czym pobiegła do chatki Hagrida, gdzie Charlie prowadził lekcje.

- Ginny, nic ci nie jest? Lesley mówiła, że zaspałaś i nie byłaś na lekcjach - powiedział, kiedy weszła do chaty. Kilkoro uczniów już było, patrząc na akwarium, w którym były koniki morskie i rozgwiazdy.

Virginia westchnęła.

- Tak, Snape mi zadał zadanie domowe i poszłam spać o szóstej nad ranem. Dobrze, że wyłączyłam ogień, bo spaliłaby się komnata.

Charlie zaśmiał się i pogłaskał ją jak grzeczne dziecko po głowie.

- No cóż, będziesz musiała trochę popracować, skoro masz eliksiry ze Ślizgonami, no i ze Snapem.

- Nawet mi nie mów.

Po chwili weszła reszta klasy, razem z Krukonami. Charlie poklepał ją po ramieniu i podszedł do akwarium, zaczynając lekcję. Charlie Weasley był dobrym nauczycielem, może nawet lepszym niż Hagrid. Czasami sypnął jakimś żartem, przez co przypomniał wszystkim swoich braci, Freda i George'a. Jednocześnie kochał zwierzaki jak chyba nikt prócz Hagrida.

- I jak ci się podobało? - spytał potem, uśmiechając się do swojej młodszej siostry.

- Fajne - odrzekła, biorąc książki.- Gdzie idziesz?

- Do wieży. I chcę poszukać Lesley, chyba jest w studiu. Idziesz ze mną?

- Ale... Muszę odnieść plecak do dormitorium.

- Czemu?

- Bo... - uśmiechnęła się. - To tajemnica.

Jej brat zaśmiał się. Virginia otworzyła przejście w portrecie i poszła na górę, ignorując Rona i jego przyjaciół. Przeszukała kufer i odnalazła swój kostium. Włożyła go za pazuchę razem z butami i zleciała na dół.

- Hej, Ginny, skąd masz te buty? - spytał Seamus, unosząc głowę.

- Gdzie idziesz? - zwróciła się do niej Hermiona, ale Virginii wszyscy zwisali. Wyleciała z pokoju tak szybko, jak wleciała.

- Włącz hamulec, Ginny! - krzyknął za nią Charlie.- Gdzie lecisz?

- Jeszcze nie widziałam studia! - odkrzyknęła, zatrzymując się przed podwójnymi drzwiami. Pchnęła je. To, co zobaczyło, nieźle ją zdziwiło.

- Gin, spędzisz tu jeszcze cały rok, po co ten pośpiech? - mruknął, wchodząc za nią. Lesley siedziała przed małą fontanną, czytając jakąś książkę. Zobaczywszy ich, odłożyła lekturę i pomachała. Nosiła nadal to samo.

- Jak ci leci, co? - spytał Charlie, chwytając ją za rękę.

- Fajnie, czarodzieje są też niczego sobie - odrzekła

- No, ja myślę, masz chłopaka czarodzieja - odpowiedział sucho, bawiąc się wstążką przy jej bluzce.

- Lesley, przepraszam! - zaczęła Virginia.- Ja...

Lesley uniosła rękę, żeby powstrzymać potok słów.

- Słyszałam, co musiałaś zrobić, Draco mi powiedział.

Virginia się wkurzyła.

- Że co?

- Przytargał cię tu i wyjaśnił, że Snape dał ci dodatkową robotę. Na moje polecenie odniósł cię do Gryffindoru.

- Aha - to było wszystko, na co zdobyła się Virginia. Wyciągnęła swój kostium.- Mogę? - spytała.

- Migiem! - Lesley roześmiała się. - Do przebieralni. Pokażemy twojemu bratu, co umiesz.

- Wiesz, zawsze myślałem, że ona jest, no wiesz, trochę lewa - powiedział Charlie, kiedy Virginia zniknęła za kotarą.- Taka sierotka Marysia, trochę niezdarna, ale się stara... Mniejsza z tym. Jak tam twoja praca? - spytał, kładąc ręce na biodrach swojej narzeczonej.

- Dziękuję panu za zainteresowanie, panie Weasley - odrzekła, opierając swoje czoło o jego.- A pan? Dawno nie miałam okazji do konwersacji z panem, panie Weasley.

- Cała przyjemność po mojej stronie, pani Weasley- drażnił się z nią. - Choć to nie było tak dawno. Ostatniej nocy, na przykład, także uciąłem sobie z panią rozmówkę. Prawda?

- Trudno to nazwać rozmową - odpowiedziała, spuszczając skromnie oczy.

- To może porozmawiamy dziś?- mruknął, lekko dotykając swoimi ustami jej.- Dajmy na to, w łóżku...

- Niegrzeczny jesteś... - szepnęła, całując go.

- Ah-um - rozdzieli się. Przed nimi stała Virginia, lekko uśmiechnięta. - Zatrudnili was w tym samym miejscu? Niebywałe. A słyszałam, że macie tu pracować.

- Praca objawia się na różne sposoby, powiem ci, jak będziesz duża - podchwycił Charlie. - Wyglądasz ślicznie, Ginny.

- Dzięki - odpowiedziała, unosząc brew. - Lesley mi to kupiła.

Blondynka uśmiechnęła się.

- Prawda, że wygląda cudownie?

Jej narzeczony kiwnął głową i wyciągnął różdżkę, wypowiadając zaklęcie. Włosy Virginii poskręcały się wokół głowy i opadły na kark.

- O wiele lepiej.

- Dzięks.

- Nie ma za co.

- No, Ginny, zacznijmy od tego, co umiemy. Balet nowoczesny raz proszę - powiedziała Lesley, włączając wieżę. W głośnikach na ścianach rozległa się muzyka.

Virginia kiwnęła głową i podeszła przed lustro.

Po chwili w jej rozwichrzonych włosach zaigrały promyki delikatnego, wrześniowego słońca.

Żyła.

***

- Draco.

Draco uniósł głowę znad książki. W wejściu do pokoju wspólnego Ślizgonów stał Severus Snape.

- Panie profesorze?

- Masz to opracować z Ginny Weasley - powiedział, wręczając mu dwie rolki pergaminu.

Młody Malfoy wstał, rozwijając jeden z nich.

- Jak dużo mamy czasu?

- W poniedziałek chcę to widzieć na swoim biurku. Macie cały weekend. Napiszecie wypracowania na temat właściwości i sporządzania tych wszystkich eliksirów. Czy to zrozumiałe? - Snape spojrzał na swojego ulubieńca.

Draco spojrzał na pergamin raz jeszcze i uniósł książkę.

- Tak. Na poniedziałek?

- Chcę to WIDZIEĆ w poniedziałek - odpowiedział, wychodząc z komnaty, a jego czarna peleryna falowała za nim jak skrzydła nietoperza.

Draco zwinął się z biurka i poszedł do dormitorium, rzucając książkę na łóżko.

- Ej, Draco, gdzie idziesz? - spytał Crabbe, rozchylając zasłony swojego łoża.

- A ty znów śpisz? Nie masz co robić?- zapytał, powstrzymując się od parsknięcia ze wstrętu.

Goyle otworzył nagle drzwi, trzymając w ręku kanapkę.

- Hej, Vincent, w kuchni mają niezłe kanapki.

- Serio? No to...

Draco trzasnął za nimi drzwiami i rozwinął pierwszy pergamin.

- Hmm... eliksiry transmutujące? Wielosokowy - zamiana w innego człowieka, herbaciankowy - zamiana w przedmioty martwe... Rozmieniający... i...Wywar tojadowy? .

- Do piątku, Ginny! - ktoś krzyknął na korytarzu.

To chyba Lesley.

Nagle zorientował się, że stoi przed studio, ale zanim mógłby otworzyć drzwi, ktoś wybiegł. W następnej sekundzie trzymał głowę pomiędzy czyimiś piersiami. I wcale nie było mu źle.

- Na Boga! - krzyknął ten ktoś. Draco leżał na podłodze, przyciśnięty przez kogoś trzymającego ręce po obu stronach jego głowy. - Przepraszam, nie chciałam... - widok zasłoniły mu połyskujące, rude włosy.

- O, Malfoy! - blondyn zajrzał do brązowych oczu Virginii Weasley. - Co tu robisz? Nie ma zajęć - powiedziała, schodząc z niego i wstając. Głęboki dekolt jej bluzki jakoś powodował, że nie mógł się skupić.

Nostradamusie, to Weasleyówna?! Co ona robi w studio? W dodatku ubrana w kostium i baletki! Święto państwowe?

Draco patrzył na nią tak, jakby widział nie tę Rudą Łasicę, co przedtem. Jej głowę otaczała burza rudych, długich włosów, które wpadały jej do oczu. Ubranie na pewno nie należało do szkoły, było ciemnozielone, poprzetykane srebrną nitką.

- Malfoy? - kiwnęła mu ręką przed oczami.- Ziemia do Malfoya? Dostałeś zaćmienia?

Draco szybko mrugnął oczami.

Do czego to doszło, ślinię się na widok Weasleyówny - pomyślał, nie pozbawiając się krytyki.

- A ciebie, Ryjówo, gdzie niesie? Podobno rozgłaszasz, że ludziom może się tylko coś stać podczas walki, a robisz co innego.

Virginia zmarszczyła brwi.

- Przecież przeprosiłam. Odrabiałam tylko zajęcia z rana. Zrobiłam ci coś?

Nie tę Weasleyównę znał. Ta była... podekscytowana, zarumieniona i chyba szczęśliwa, bo na jej twarzy widniał tak rzadki uśmiech.

Uśmiechnął się drwiąco.

- Nie, nic. Roznosi cię, a myślałem, że prześpisz cały dzień.

Nie, nie, nie, nie... Nie zakładaj szaty!

- Wybacz, że musiałeś mnie ciągnąć aż do Północnej Wieży - powiedziała, zapinając szatę.- Nie spodziewałam się, że Snape będzie tyle wymagał w drugim tygodniu.

Ach, praca...

Uśmieszek Dracona się poszerzył. Rozwinął pergamin i wepchnął jej do rąk, na co zareagowała jękiem.

- Nie znowu!

- Snape chyba lubi torturować - powiedział, znów odwijając papier.- Dręczy uczniów prawie tak jak Filch.

- Co? Ja...

- No, pospiesz się, bo chce to mieć w poniedziałek - odrzekł, schodząc już na dół. - Idziemy do skrzydła szpitalnego, bo lochów jakoś nie mogę znieść.

- Te, czekaj, czekaj sekundę! - zawołała, kładąc ręce na biodrach.- Co to znaczy: [i]my[/i]?

Draco uśmiechnął się.

- Czyżby Snape ci nie powiedział, że jestem twoim kolaborantem?

- Co? - pisnęła.

- Co: [i]co[/i]? Nie lubisz mnie, Weasleyówna? Snape powiedział, że musisz mieć pomoc, żeby przetrwać tę klasę. Aha, i za tamtą pracę dostałaś jakąś ocenę, nie pamiętam jaką.

Spojrzała na niego dziwnie.

- To znaczy, że wiedziałeś o mojej dodatkowej robocie wczoraj?

Uniósł brew.

- To chyba oczywiste.

- I Snape powiedział, żebyś mi pomógł?

Draco wzruszył ramionami.

- Tak, ale nie chciałem ci przeszkadzać, poza tym te całe eliksiry są...

- DRACONIE MALFOYU!!! Powinieneś mi wczoraj pomóc, a nawet nie ruszyłeś dupy, mam rację?! - wrzasnęła Virginia, patrząc na niego rozzłoszczona.

- Nie musisz tak reagować! - odkrzyknął. - Jak to zrobiłaś, to po co ci pomoc?!!!

- Co się dzieje? - otworzyły się drzwi i wyszedł Charlie Weasley. Dwójka nawet na niego nie spojrzała.

- Ach, kłócą się? - zajrzała mu przez ramię Lesley.

- Jeśli byś mi pomógł ostatniej nocy, to skończyłabym wszystko na czas i się nie spóźniła!!!

- Czemu mam pomagać jakiejś nędznej Gryfonce, skoro ona i tak na to nie zasługuje?!!!

- Mogłeś mi chociaż powiedzieć, że Snape ci kazał!!!

- Nie kazał mi - zaoponował gorąco.

- Tak, kazał!

- Nie!

- Tak!

- Nie!

- Tak!

Koniec rozdziału VII

skargi, wnioski, zażalenia?

villdy@op.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kamanin Kak myi spasali chelyuskintsev 253171
Kunyaev Shlyahta i myi 328285
MYI 2
MYI 8
MYI 13
MYI 17
MYI 27
MYI 11
MYI epi
MYI 23
MYI 12
MYI 19
MYI 29
MYI 3
MYI pro
MYI 15
MYI 10
MYI 14
MYI 25

więcej podobnych podstron