Mieczysław F RAKOWSKI Dzienniki polityczne 1969 doc


Mieczysław F RAKOWSKI Dzienniki polityczne 1969 -1971

latach zaczyna się on znowu powiększać. Narzekał, że nie rozumiemy, iż w czasach tak szalonego postępu nauki i techniki nie wolno dopuszczać do opóźnień w rozwoju gospodarki. Wciąż nie ma zrozumienia okresu, w którym żyjemy, nie doceniamy następstw „wszystkich naszych braków, a są one olbrzymie". Nie jest przeciwny mówieniu o naszych sukcesach, ale wytworzyła się taka sytuacja, że kiedy trzeba mówić o poważnych brakach, to mówimy o wielkich osiągnięciach 25-lecia. Według niego, obowiązkiem każdego kierowni­ctwa, a tym bardziej partii, jest wiedzieć, co będzie się dziać w gospodarce za lat 5, 10,15. Sygnalizował niewykonanie pięciolatki w eksporcie, rosnący import pasz itd. „Pytam się was, towarzysze członkowie Komitetu Centralnego, czy my mamy prawo żyć na cudzym garnuszku? Inaczej mówiąc, czy mamy prawo zaciągać kredyty w krajach kapitalistycznych i to nieraz kredyty niezmiernie wysoko oprocentowane?". O eksporcie i imporcie, operując liczbami, mówił chyba z pół godziny. Ministerstwu Budownictwa i Wydziałowi Ekonomicznemu KC zarzucał, że fabryki domów buduje się bez rzetelnego rachunku ekonomicznego. Powolai się na artykuł zdjęty przez cenzurę z „Polityki", w którym o tym pisano. Powołai się także na jakiś artykuł w „Życiu Gospodarczym" („jak tylko mam możliwość, zaglądam do «Życia Gospodarczego»), który też uznał za słuszny i gromił Instytut Górnictwa za polemikę z nim. Wzywał, by nie myśleć „starymi kategoriami, tymi, którymi dotychczas myśleliśmy. [...] Jeśli wy, towarzysze, jeśli ktokolwiek z was liczy, że ktokolwiek na świecie z naszych przyjaciół, nie mówiąc już o naszym wrogu, będzie nas cenić wyżej, aniżeli my sami jesteśmy warci, to się głęboko, głęboko mylicie. Nikt nas wyżej cenić nie będzie, aniżeli to, co my rzeczywiście sobą przedstawiamy". Powiedział też, że pozostajemy w tyle za innymi krajami socjalistycznymi, nie mówiąc już o rozwiniętych krajach kapitalistycznych. Powołując się na wystąpienie Pajestki, stwierdził, że z bodźców materialnych, które powinny być instrumentem rozwoju, w wielu przypadkach uczyniliśmy instrument hamujący rozwój.

Już dawno nie słyszałem, żeby mówił z taką goryczą. Nie krzyczał, rzadko kiedy podnosił głos. W tym, co mówił, było coś w rodzaju rezygnacji.

12 grudnia

Kilka dni po plenum wyjechałem do NRF. Wróciłem cztery dni temu. Był to mój najdłuższy pobyt w tym kraju. Byłem w Hamburgu, w Monachium, Dusseldorfie, Kolonii, Frankfurcie n/M, no i oczywiście w Bonn. Wszędzie odwiedzałem redakcje, spotykałem się z dziennikarzami i miejscowymi politykami (zarówno chadekami jak i, przede wszystkim, socjaldemokratami).

132

Przyjął mnie Herbert Wehner5', który przypadł mi do serca. Rozmawiałem z Egonem Bahrem", Wischniewskim54 i wieloma innymi. W Hamburgu największe oparcie miałem w „Sternic". Poznałem redaktora naczelnego Henriego Nannena i sekretarza redakcji, Manfreda Bissingera. Wszędzie przyjmowano mnie bardzo serdecznie, chętnie rozmawiano o stosunkach polsko-niemieckich. To, co mnie przede wszystkim uderzyło, to ogromna otwartość, z jaka mówiono mi o problemach tego kraju. Żadnego kluczenia, dyplomatycznych wybiegów ani też podawania mi czegokolwiek do wierzenia. Nie ma porównania z dziennikarza­mi i towarzyszami działaczami w KS-ach, którzy z reguły rozmawiają ze mną jeżykiem „Prawdy" albo uchwał partyjnych. Ilekroć jestem za granicą, tęsknię do kraju, do moich bliskich, redakcji itp. Po raz pierwszy, podróżując po NRF, nie miałem tych tęsknot. Czułem się jak u siebie w domu,

15 grudnia

Po powrocie z NRF napisałem do Gomułki krótki list, informujący, że rozmawiałem z takimi to i takimi politykami i że, jeżeli chce mnie wysłuchać, jestem do dyspozycji. Nazajutrz powiedział Arturowi, że mnie przyjmie, a w środę rano jego sekretarka zapytała, czy mogę przyjść o dziesiątej. Oczywiście, że mogłem. Rozmawiałem z nim 2 godziny i 20 minut. Była to

51 Herbert Wehner (1906-1990), jeden z najwybitniejszych polityków powojennej Socjaldemo­kratycznej Partii Niemiec (SPD). Od młodzieńczych lal związany z ruchem lewicowym. W 1927 r. został członkiem Komunistycznej Partii Niemiec. Po objęciu władzy przez faszystów działał w podziemiu, od 1935 r. na emigracji. Działa w Pradze i Paryżu. W 1936 r. Komintern wezwał go do Moskwy. Przez następne dwa łata przebywał w areszcie domowym i byi niejednokrotnie przesłuchiwany przez GPU. Zarzucano niu udział w „trockistowskim sprzysieżeniu". Uwolniony od tego zarzutu w następnych trzech latach pracował w Wydziale Propagandy Komimernu. W 1941 r. został wysłany do Sztokholmu z poleceniem prowadzenia stamtąd działalności antyhitlerowskiej na terenie Niemiec. Tam zerwał z komunizmem i stał się demokratycznym socjalistą. Po upadku Trzeciej Rzeszy wrócił do Niemiec i już w latach 50. był znanym działaczem SPD. Wieloletni przewodniczący frakcji SPD w Bundestagu i wiceprzewodniczący SPD. W rządzie wielkiej koalicji (CDU/CSU—SPD) w latach 1966-1969 minister ds. ogóinoniemieckich. Znakomity mówca i potemista, powszechnie uważany za głównego stratega partii. Wielki przyjaciel Polski.

53 Egon Bahr (nr. 1922), zachodnioniemiecki polityk, dziennikarz; od 1957 r. członek SPD i 1960-1966 dyrektor Urzędu Prasy i Informacji w Berlinie Zachodnim, od 1966 r. w Urzędzie Spraw Zagranicznych RFN; 1969-1972 podsekretarz stanu w Urzędzie Kanclerskim, główny konstruktor brandtowskiej Ostpolitik (polityki wschodniej). Brał czynny udziat w rokowaniach miedzy innymi w sprawie układów moskiewskich i warszawskich (1970); negocjator układu komunikacyjnego i międzypaństwowego NRD—RFN (1972). Od 1972 r. minister bez teki; 1974-1976 minister ds. współpracy gospodarczej; 1976-1980 sekretarz federalny SPD; od 1981 r. redaktor naczelny i wydawca tygodnika SPD „Yirwans"; od 1984 r. dyrektor Instytutu Badań Problemów Pokoju i Polityki Bezpieczeństwa w Hamburgu. Por. „Dzienniki polityczne 1967-1968", str. 118,119 i dalsze.

54 Hans Jurgen Wischniewski (ur. 1922 w Olsztynie, jego ojciec — urzędnik celny zostat przeniesiony z Gelseitkirchen do Prus Wschodnich), zachodnio niemiecki polityk i działacz związkowy. W czasie drugiej wojny światowej w wojskach pancernych, dwukrotnie ranny; wojnę

133

najdłuższa rozmowa, jaką ze mną odbył. Nie miat do mnie żadnych pretensji, ani też słowem nie wspomniał o ożywionej korespondencji (rzecz jasna jednostronnej), jaką prowadziliśmy swego czasu, tj. po marcu 1968 roku. Aż dziw bierze, że w ogóle o te sprawy nie zahaczył. Widocznie uważa je za należące do przeszłości, a poza tym żyje już zupełnie czym innym.

Na wstępie podzieliłem się z nim uwagami i obserwacjami na temat NRF, zrelacjonowałem przebieg rozmów z poszczególnymi politykami. Słuchał i rzadko przerywał. Następnie zaczęła się właściwa rozmowa, która odkryła mi bardzo wiele istotnych spraw. Prawdę mówiąc, wyszedłem od niego zafascynowany i nieco przerażony tym, co usłyszałem. Z jego rozumowania wynika, że obecnie nasze stosunki z ZSRR i NRD nie są dobre, że jego polityka niemiecka spotyka się nadal z oporem obu partnerów. Zaczął od Poczdamu. „Stalin w Poczdamie załatwił sobie ostateczny charakter radziecko-niemieckiej granicy, a w naszej sprawie to zostawił furtkę i sznureczek, na którym można Polaków prowadzić. Wygodny to sznureczek, można nim pociągać, kiedy się chce. Pamiętam dobrze, co mówił Pieck55, Ulbricht i inni w 1945 roku i jeszcze dwa lata później w sprawie naszej granicy zachodniej. Dostawałem listy od komunistów niemieckich, którzy pisali, że oni rozumieją, iż teraz ze względów taktycznych trzeba mówić, że ziemie te należą się Polsce... Wiedziałem także, jak zachowywali się oficerowie radzieccy na naszych ziemiach zachodnich. Walczyłem o każdą krowę pędzoną na wschód. Co oficerowie mówili: «Co tam, Polacy. Oni nie mają tu nic do gadania». Ta sprawa odegrała także role w 1948 roku, kiedy mnie usuwano... A co mówił Beria w 1953 r.? «Doloj GDR» [precz z NRD]. Chciał zjednoczenia Niemiec. A Chruszczow? Też przecież uważał, że można dokonać zjednoczenia (za cenę neutralizacji Niemiec — MFR). Polską handlowano dwieście lat. Co, myślicie, że teraz już odeszła ochota różnym ludziom do handlowania nami? Nie odeszła. Ja, gdy występuję publicznie, to mówię: Poczdam, trwałe granice; ale przecież naprawdę to Poczdam stanowił furtkę. Publicznie z tego, co wam mówię, słowa nie mogę powiedzieć. Wyobrażacie sobie,

zakończył w stopniu porucznika. Od 1946 r. członek SPD. Od 1957 deputowany do Bundestagu, 1966-1968 minister ds. współpracy gospodarczej w rządzie wielkiej koalicji (CDU/CSU—SPD), 1968-1971 sekretarz organizacyjny SPD, I979-IY 1982 zastępca przewodniczącego SPD, od V 1982 członek Prezydium Zarządu Głównego SPD; 1974-1976 minister stanu w MSZ RFN, 1976-1979 i IV—X 1982 minister stanu w Urzędzie Kanclerskim. Znakomity znawca świata arabskiego o rozległych kontaktach z czołowymi politykami tego regionu. Jednoznacznie opowiadał się po stronie walczących przeciwko kolonializmowi, organizator pomocy dla krajów Trzeciego Świata. Aktywnie wspierał Ostpolitik Willy'ego Brandta.

" Patrz „Dzienniki polityczne 1958-1962", str. 220.

134

jaki krzyk podniósłby się na świecie? Zjednoczenie Niemiec? Teraz jest nierealne, ale jest tylko tak długo nierealne, jak długo w NRD stoją radzieckie wojska. Z chwilą gdy wyjdą, nie wiadomo co się może zdarzyć. Trzeba być realistą, ale pozostając nim, trzeba myśleć o tym, co będzie za 10-15 lat- Wtedy natychmiast w SED wszyscy jak jeden mąż będą za zjednoczeniem.

Kiedyś, niedawno, Chiny wysunęły roszczenia w sprawie granicznych terenów. Powiedzieli, że układy były niepełnoprawne. To było niedawno temu, a teraz NRD już także wysuwa tę sprawę. Widzicie, jak to jest? Teraz mówią, że trzeba zmienić układ zgorzelecki, bo sformułowanie "granica polsko-niemiecka» powinno być zmienione na sformułowanie «granica polsko--enerdowska». Teraz to jakoś załatwimy, ale przecież nie wiadomo, co powiedzą następne pokolenia. Mogą przecież powiedzieć: nas to nie obchodzi, co kiedyś postanowiono. Tak jak obecnie NRD stawia sprawę, to wynika z tego, że oni chcą, aby układ zgorzelecki obowiązywał tylko do zjednoczenia Niemiec. A co potem? Przecież jedynie NRD, NRF i Polska mają problem graniczny. Kto wie, jak ten problem będzie wyglądał w perspektywie...

Konferencja europejska? To daleka przyszłość. My się na taką konferencję, jak wyobrażają sobie w Moskwie, nie zgodzimy (machnął ręką)... Wystąpiliśmy w maju 1969 roku w sprawie Niemiec dlatego, że groziła nam izolacja, wszystkie kraje chcą normalizacji. Dlatego wystąpiliśmy. Ja się wtedy Moskwy nie pytałem, bo wiedziałem, że nie zgodziliby się. Gdybym się zapytał, to stworzyłbym problem, a tak, to tylko konkretyzowałem postanowienia ogólne".

Na temat NRD: „Procesy myślowe w społeczeństwie odbywają się bardzo wolno i w sposób bynajmniej niejednoznaczny... Za podział Niemiec winę ponosi Adenauer".

Nawiązał także do „żelaznego trójkąta"56. Przypomniał, że wówczas, zimą 1967 roku, „to były moje inicjatywy, a nie Niemców. Chodziło wtedy o to, że

56 W grudniu 1966 r. Rumunia nawiązała stosunki dyplomatyczne z RFN bez żądania od Bonn spełnienia dwóch warunków wstępnych: uznania granicy na Odrze i Nysie oraz uznania NRD. Według Władysława Gomułki, Rumunia złamała tym samym wcześniejsze ustalenia, iż żadne państwo socjalistyczne nie nawiąże z RFN stosunków dyplomatycznych, jeśli Bonn nie spełni wspomnianych warunków. W marcu 1967 r. Polska przedłużyła zawarty w 1947 r. Układ o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy z Czechosłowacją i w tym samym miesiącu podobny układ zawarła z NRD. Podpisaniu układów towarzyszyły deklaracje przywódców PRL, NRD i Czechosłowacji, że w kwestii niemieckiej kontynuować będą wspólną politykę. Zachód, oceniając akcje Warszawy, ukuł formułę o „żelaznym trójkącie". Sprawa normalizacji stosunków pomiędzy RFN i krajami socjalistycznymi była także tematem rozmów podczas narady partii komunistycznych, która odbyła się w Karlovych Yarach w kwietniu 1967 r. Uczestnicy konferencji poparli polskie stanowisko, czyli wpierw uznanie polskiej granicy zachodniej i NRD, a potem dopiero nawiązanie stosunków dyplomatycznych.

135

Polska postanowiła przyhamować inne kraje, które — podobnie jak Rumu­nia — chciały nawiązać stosunki dyplomatyczne z NRF".

Zapytałem go, jak ocenia RWPG. Czy jest optymistą, czy też pesymistą? Odpowiedział, że czarno widzi. Zapytałem o przyczyny. „Przyczyny? Egoizm narodowy, krótkowzroczność niektórych polityków, ciasnota, brak umiejętno­ści patrzenia w przyszłość. W Moskwie utarło się przekonanie, że oni nam wszystkim pomagają". Potem, w konkluzji: „Polityka to jest brudna sprawa,

to brudna sprawa".

Nawiązałem do spraw krajowych mówiąc, że po powrocie z NRF pierwsze, co rzuca się w oczy, to to, że w porównaniu z nimi w wielu dziedzinach jesteśmy w lesie. A poza tym, co też uderza, to straszliwe gadulstwo. Nic na to nie odpowiedział, a porównanie z NRF skwitował przypomnieniem poziomu technologii i organizacji pracy. Potem nawiązałem do jego prze­mówienia na IV plenum, że było dramatyczne, ale co dalej? „Musiałem tak mówić, bo sytuacja tego wymaga". Dlaczego? — zapytałem. „Dlaczego? Odpowiedzcie sobie sami. Mentalność ludzi, stare nawyki. Ludzie nie myślą o przyszłości, a przecież to, co teraz się zdecyduje, to za 15 lat będzie jeszcze owocować. To już mnie nie dotyczy, ja już za to nie będę odpowiadał". I dalej: „Minister jest ze mnie niezadowolony? Proszę> może wystąpić o zmianę sekretarza. Jest KC, ma prawo do tego". Po­wiedziałem, że rozmawiałem z kilkoma ministrami i oni stwierdzają, że nic nie mogą. Przerwał mi: „Zwalają na Biały Dom?". Odpowiedziałem, że tak, i dodałem, że obecną sytuację uważam za nienormalną, wszyscy chodzą po kątach, również w tym gmachu, i narzekają. Tak nie może być. Przywódca musi mieć wokół siebie grupę ludzi gotowych pójść za nim w każdej sytuacji. W dobrej i złej. Słuchał i potakiwał.

To już nie jest ten Wiesław, który kiedyś budził we mnie lęk. To stary, sterany i umęczony człowiek. Takie odniosłem wrażenie.

Powiedział jeszcze: „Ukrywają przede mną różne sprawy, nie chcą mi pokazać, bo boją się, że się wścieknę". Przerwałem mu i powiedziałem, że owszem, tak mówią. Mówią, że „Stary się znowu wścieknie".

Wspomniał także o sprawach gospodarczych. Powrócił do tych samych wątków, które poruszył w swoim przemówieniu na plenum. Również coś o Śląsku w kontekście kosztów wydobycia węgla.

Na koniec powiedział, że dostanę do przeczytania dokumenty z ostatniego spotkania moskiewskiego, ale „niewiele się z nich dowiecie. One nie oddają prawdy" i wykonał jakiś ruch ręką. — Mam wasz komentarz — powiedziałem.

136

„Tak. To jest mój komentarz". Gdzieś po drodze padło jeszcze z jego strony zdanie: „Macie swój organ, wpływacie na opinie publiczna, to ją wychowujcie". Opowiedziałem AS przebieg rozmowy. Twierdzi, że jest ona charak­terystyczna. Jego zdaniem, szczerość G. nie tyle jest wynikiem zaufania Jo mnie (z czym się zgadzam), co odzwierciedla stan ducha człowieka, który właściwie jest już zrezygnowany.

16 grudnia

Zapomniałem odnotować, że miałem „zaszczyt" uczestniczyć w posiedzeniu Komisji Ideologicznej KC, której pierwsza sesja odbyła się 10 i ii grudnia. Sadziłem, że w związku z moim wyjazdem do NRF, ominie mnie ta przyjemność. Niestety moje nadzieje nie spełniły się. Komisja nie ma oczywiście żadnego znaczenia, a ideolodzy, którymi obecnie partia dysponuje, nadają się w swej znakomitej większości do wszystkiego, tylko nie do ideologii. Zabrałem głos w dyskusji, trochę kontrowersyjnie. Kilku następnych mówców raczyło polemizować, ale mnie już na sali nie było. Następnie, na plenarnym posiedzeniu sprawozdawca Komisji odnotował stanowisko towa­rzysza Rakowskiego.

Dwa dni po wizycie u Gomułki zadzwoniłem do JC. Byłem w NRF, powiedziałem, może chciałbyś posłuchać moich wrażeń? Odparł, że bardzo chętnie. Kiedy? — zapytałem. Może dziś? — padła propozycja. — Dobrze. O której? Mogę o szesnastej. Ponieważ na drugim końcu telefonu mój rozmówca nad czymś się zastanawiał, zapytałem, czy może chce, abym od razu przyszedł. Zgodził się. Bywały już takie okresy, że dzwoniłem do niego kilka razy w tygodniu i w ogóle się nie odzywał. Tym razem zareagował natychmiast. Pomyślałem, że to musi coś znaczyć. I rzeczywiście. Zacząłem od przed­stawienia mu poglądów, jakie usłyszałem w NRF i moich własnych obserwacji. Słuchał, ale po kwadransie przerwał i zaczął komentować różne wydarzenia. Zapytał, czy piszę notatkę z tej podróży. Odpowiedziałem, że nie. Spojrzał z wyraźną aprobatą i powiedział: bardzo słusznie. Z jego wypowiedzi wynikało, że w pełni popiera politykę zagraniczną Wiesława. Uchylił nieco rąbka tajemnicy na temat stosunków polsko-radzieckich w ostatnich latach. Otóż dowiedziałem się, że Rumuni, którzy w 1966 roku nawiązali stosunki dyplomatyczne z NRF, uczynili to za zgodą Rosjan. W owym okresie kierownictwo radzieckie przesłało list do kierownictw KS-ów, w którym zapalało zielone światło dla nawiązania przez te kraje stosunków dyplomatycz­nych z NRF. Rumuni po prostu pospieszyli się, inni zaś rozpoczęli rozmowy.

137

Wtedy nastąpiła reakcja z naszej strony w postaci tworzenia tak zwanego żelaznego trójkąta. Było to zimą i wczesną jesienią 1967 roku. Niwotny zgodził się na nasze propozycje, ale dodał, że Czechosłowacja traci wskutek naszego manewru 150 milionów dolarów. Kadar — podkreśla JC — zachował się wyjątkowo porządnie. Wyraził żal, że nie wiedział, iż jesteśmy przeciwni nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z NRF. „Gdybym wiedział — powiedział Gomuice i mnie w Budapeszcie — to przecież nie rozpoczynałbym rozmów z Bonn, ale sądziłem, że opinia radziecka jest z wami uzgodniona". Otóż nie była i w rezultacie w tyrn samym roku, jak mówi JC, doszło w Łańsku do straszliwej kłótni Gomułki z Breżniewem.

JC podkreślał, że G. ma ogromną intuicję w sprawach dotyczących Polski oraz jej sojuszników. Stwierdził także, że inicjatywa G. z 17 maja nie została dobrze przyjęta przez Moskwę i spodziewa się, iż może dojść do różnych komplikacji. Potwierdził inne stanowisko prasy paksowskiej w sprawie niemieckiej i potakiwał, gdy mówiłem, że przecież oni nie robią tego z własnej inicjatywy, lecz z pewnością stoi za nimi ambasada radziecka. Wspomniał także, że w lipcu br. doszło do spotkania między nim i Beitzem57, ale tym razem Beitz już był inny. Powiedział, że w ciągu tych ostatnich lat zmądrzał i rzeczywiście dziś nie puścił pary z ust o rozmowie, jaką z nimi odbyt Nie pytałem, co było jej treścią, ale domyślam się, że premier „podrzucał" Beitzowi nasze dobre chęci i przekonywał go, iż mamy zamiar poważnie podchodzić do uregulowania stosunków z NRF. Zapytałem, czy będziemy kontynuować naszą politykę mimo oporów Ulbrichta. Odparł, że tak. Zoba­czymy, pomyślałem.

Na temat stanu ducha w NRD i nastrojów społeczeństwa jest tego samego zdania co G. Przytaczał przykłady świadczące, że tam na przyszłość Niemiec patrzy się obecnie już inaczej aniżeli parę lat temu. Kiedy powiedziałem, że G. jest pesymistycznie nastawiony do możliwości integracji i że jedną z przyczyn upatruje w ciasnocie i ograniczoności ludzi, JC zapytał: „A nie mówił ci, o kim myśli?". Odpowiedziałem, że nie. — „Miał na myśli

Breżniewa", wyjaśnił.

Rozmowa zeszła na tematy krajowe. „Pewnie znowu mówił, że ryba śmierdzi od głowy, co?" — zapytał. Odpowiedziałem, że właśnie tak to ;j ujął. — „A powiedział, kogo ma na myśli?". — Nie. — „Szkoda. Ale na ]

pewno nie myślał ani o Zenonie, ani o Jaszczuku. Narzeka na rząd, a przecież j

'i

57 Patrz „Dzienniki polityczne 1963-1966", str. 289.

I38

naprawdę tak się dzieje, że to właśnie Jaszczuk o wszystkim decyduje, Jaszczuk podsuwa mu te różne notatki, które doprowadzają go do szalu. Nawet jak ktoś n.... do betonu, to natychmiast Jaszczuk posyła notatkę, Kiedy bytem z nirn w Moskwie i przez cztery dni nie otrzymywał takich notatek, to był to zupełnie inny człowiek". — Nie próbowałeś z nim porozmawiać? — „Próbowałem, ale to już jest bezcelowe. Nie warto. Teraz staram się mówić tylko to, co muszę. I jeżeli zabieram głos, to tylko wtedy, gdy widzę, że jest mu potrzebne wsparcie. Chcę, aby widział, że występuję także w sprawach niepopularnych".

Długo rozwodził się nad charakterem G. i porównywał go z Piisudskim. Jego zdaniem, był to człowiek jak G., tyle że Piłsudski patrzył w przeszłość, wlókł za sobą wizję Polski szlacheckiej, a ten patrzy w przyszłość. Gdy mówiłem, że G. miał wszystkie karty w ręku i niemal wszystko przegrał, że nie potrafił skupić wokół siebie ludzi, przeciwnie, po kolei odsuwał swoich zwolenników i pozwolił, by ich wykończono, a teraz jest sam, JC potakiwał i dorzucał swoje uwagi. Nawiązał także do sytuacji politycznej sprzed marca. Z jego słów wynikało, że ostrzegał G. przed prądami liberalnymi. Dosłownie powiedział tak: „Mówiłem wówczas, że w związku z wydarzeniami w Czecho­słowacji wystąpią u nas ludzie, którzy będą chcieli repety 1956 roku, dlatego że już zapomniano o 56 roku. I rzeczywiście tak się stało. Przecież wołano: chcemy polskiego Dubćeka".

Stan psychiczny Gomułki Józek ocenia bardzo krytycznie. Dla niego sygnałem alarmowym było pierwsze po zjeździe plenum KC, na którym G., po ponownym wybraniu go na sekretarza, miał łzy w oczach.

O stosunkach Biały Dom — rząd JC wypowiadał się ironicznie. Zwłaszcza o towarzyszach z aparatu partyjnego, których kieruje się do rządu. Przedstawia się ich jako orły, a potem ci sami rekomendujący błagają, aby odwołać takiego faceta.

Wrażenie z rozmowy: uderzająca szczerość JC, wyraźne manifestowanie swego niezadowolenia z sytuacji, jaka wytworzyła się w najwyższych gremiach władzy, nie ukrywane rozdrażnienie z powodu polityki gospodarczej G. Podejrzewam, że jesteśmy w okresie narastania poważnego konfliktu.

i j grudnia

AS sygnalizuje, że problem niemiecki może stać się punktem wyjścia do wyłonienia opozycji przeciwko Wiesławowi. Zgadzam się z tą opinią i dochodzę do wniosku, że ci wszyscy, którzy pragną obalenia G., mają doskonałą okazję,

139

prawda? Ludzi trzeba także chwalić, nie można ich tylko ciągle pogrążać. Na czwartym plenum to ja ich trochę... (tu JC podrzucił — «przydusilem»), o wtaśnie — przydusiiem".

Powróciłem jeszcze raz do sprawy niemieckiej. Powiedziałem, że chyba źle się stało, że Wiesław nie uzgodnił jednak swojej inicjatywy z 17 maja z Rosjanami. Obawiam się, że nie możemy prowadzić polityki niemieckiej bez zgody Rosjan, po prostu nam na to nie pozwolą. JC zgodził się ze mną. A co się tyczy nieuzgodnienia, to G. uczynił to z przekory. W ostatnim czasie spotykał się z różnego rodzaju złośliwościami ze strony Ulbrichta i Breżniewa i wobec tego powiedział sobie: „Jak tak, to ja im pokażę", no i pokazał. Teraz w przemówieniu noworocznym trochę się cofnął, ale tylko taktycznie. „Prawda" trochę zawiodła swoich sojuszników u nas, bo opublikowała to przemówienie. (JC się myli. Owszem, wydrukowała, ale fragment niemiecki został wykreś­lony). Po kilku awanturach, jakie im urządziliśmy, coś niecoś zrozumieli. Nie oponowałem, ale zdaje się, że JC prezentuje typowe wishfull thinking.

W rozmowach ze mną JC często wraca do przeszłości. Jest prawdziwą kopalnią wiedzy o kulisach naszej władzy. Opowiada o licznych kłótniach z Nikitą i Breżniewem. Dzisiaj powrócił do „żelaznego trójkąta", który — jak się okazuje — był manewrem Gomułki krzyżującym radzieckie zamiary w sprawie niemieckiej. O Ulbrichcie mówi z przekąsem, kpi z jego „pra­wdziwego" komunizmu. Przypomniał, że stosunki dyplomatyczne, które w latach pięćdziesiątych NRF nawiązała z ZSRR, zostały wymuszone przez Moskwę. Adenauer ich wcale nie chciał, ale Chruszczow zagroził, że jeśli się nie zgodzi, to Związek Radziecki po prostu nie uwolni jeńców niemieckich. Pod tą groźbą Adenauer pojechał do Moskwy.

Rozmawialiśmy także o przeciekach z Biura Politycznego. Podzielił mój pogląd, że jest to organ nieszczelny i przypomniał praktyki z okresu, kiedy w Warszawie ambasadorem był Lebiediew [Wiktor]. Ilekroć się z nim o czymś rozmawiało, zawsze powtarzał: wiem, wiem. Na oczach wszystkich notatki sporządzał wówczas członek Biura Politycznego, eks-ksiądz Stefan Matuszew­ski, który zwyczajnie donosił do ambasady. W ogóle w opowieściach JC często pada określenie — agenci. Niech to szlag trafi. W lepsze towarzystwo wpadłem.

Kładłem do głowy JC, że nastroje w społeczeństwie są fatalne i że powinni szybko powiedzieć, co naród czeka w tym roku. Zapewniał, że jest umówiony z Logą i Zenonem na rozmowę o sytuacji, a potem wspólnie pójdą do G. i przedstawią pewne sprawy, którymi trzeba się zająć. Wyliczałem mu te „pewne sprawy", a przede wszystkim problem polityki kadrowej. Dowodziłem, że bez stosowania właściwych kryteriów oceny ludzi, nic nie zrobimy. Radził,

abym napisał o tym do Wiesława, ale jednocześnie dodał, że przecież G.

właśnie za to wszystko odpowiada, pozwolił bowiem na wyrzucanie ludzi

wartościowych. Tak było, to fakt. Gdy na posiedzeniu komisji sejmowych odczytano list Biura Politycznego

o sytuacji ekonomicznej kraju, Piasecki [Bolesław] głośno powiedział: „Nie

wiedziałem, że PZPR przeszła do opozycji". Przed południem odwiedziłem Wrońskiego [Stanisław] i interweniowałem

w sprawie Krystyny, żony Michasia [Radgowski]. Krysia jest przewodniczącą

związku zawodowego w KiW-ie. Dziewczyna prawa, więc nic dziwnego, że wystąpiła w obronie pracowników, którzy poczuli się czymś skrzywdzeni. Urażony Wroński uwziął się na nią do tego stopnia, iż wytoczył jej proces sądowy oskarżając ją, że dopuściła do wydania fatalnie zredagowanej książki jakiegoś radzieckiego filozofa (Krysia nie była jej redaktorem.) Zarzuty Wrońskiego są dęte, ale w rozmowie ze mną był nieustępliwy. Przy okazji sporo na temat polityki wobec NRF. Wroński dał się poznać, co mnie nie1 dziwi, jako krytyk polityki Gomułki w tej materii. Jest zdania, że z naszą inicjatywą należało jeszcze z pięć lat poczekać oraz że trzeba się liczyć z realną siłą, czyli ze Związkiem Radzieckim. Uważa, że źle się stało, że nie uzgodniono z towarzyszami radzieckimi naszej inicjatywy. „Źle się stało, że nie uzgod­niono jej również z Ulbrichtem. Pomyśl — dowodził — jak my byśmy się poczuli, gdyby Polska była podzielona na dwa państwa, socjalistyczne i kapitalistyczne, i inne państwo socjalistyczne zaczęłoby rozmowy bez uzgadniania z nami, z kapitalistyczną Polską?". Z tego, co mówił, wynika, że panowie „partyzanci" nie popuszczą.

7 stycznia

Zadzwonił premier. Prosił, abym przyszedł do niego. Zaczął c d tego, że to, co mi powie, jest poufne. Wczoraj wieczorem przyleciał do Warszawy Beitz63 z listem Brandta do Cyrankiewicza. Beitz, który był już kilka razy w Polsce na polowaniu, i tym razem zjawił się u nas pod tym pretekstem. Odebrano go

63 Berthold Beitz (ur. 1913), przemysłowiec. Jako dyrektor handlowy firmy naftowej „Karpaty" S.A., oddanej w powiernictwo koncernowi Schella, uchroni' przed deportacją i śmiercią wielu Polaków i Żydów, za co w 1974 r. zostai odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. W latach 1953-1989 kierował koncernem Kruppa. W latach 1984-1989 wiceprzewodniczący Miedzynardowego Komitetu Olimpijskiego. Zaprzyjaźniony z Józefem Cyran-kiewiczem.


prosto z pokładu samolotu, aby nikt nie wiedział o jego przybyciu. List powstał w ten sposób, ze Brandt w święta poprosił Beitza do siebie, w jego obecności zasiadł do maszyny i go napisał. Nikt z rządu NRF nie wie i nie będzie o nim wiedział. Właśnie dlatego Brandt pisał go sam, aby uniknąć wtajemniczania osób trzecich. JC określa list jako szczery. Brandt — mówił Beitz — prosi, aby rozmowy między Warszawą i Bonn rozpocząć w lutym, a nie, jak planowano, w styczniu, i chciałby, aby trwały do czerwca. W czerwcu w jednym z landów odbędą się wybory, które będą próbą sil dla FDP. Brandt chce załatwić sprawy z Polską po naszej myśli, ale musi się liczyć z silną opozycją u siebie (chodzi oczywiście o CDU i CSU). 14 stycznia wygłosi orędzie o stanie państwa. Prosi, aby Polacy zbyt mocno go nie naciskali. Zdaniem Brandta, mocarstwa zachodnie niezbyt chętnie przyjmują jego politykę wobec Europy Wschodniej. Według Beitza, niepowodzenie rozmów z Polską byłoby ciosem dla pokoju w Europie. Jest przekonany, że centralnym problemem dla NRF jest uregulowanie stosunków z Polską. Młoda generacja Niemców przychylnie przyjmie porozumienie z Polską, nie wierzy bowiem w powrót na te tereny. Jest także zdania, że aspiracje narodowe za 50 lat nie będą miały w Europie żadnego znaczenia. JC dodaJ od siebie, że zapewne tak się stanie, ponieważ rozwój techniki zepchnie państwa narodowe na dalszy plan. Beitz mówił, że nie ma iunctim pomiędzy sprawami gospodarczymi i politycznymi i zapytał JC, czy będziemy wiązali uznanie granicy na Odrze i Nysie z uznaniem przez Bonn NRD. Omawiając wywiad Petera, węgierskiego ministra spraw zagranicznych, dla telewizji NRF, Beitz z odcieniem pogardy informował JC, że Peter o taki wywiad zabiegał.

Wiesław uznał, że Brandtowi należy odpowiedzieć merytorycznie i to jeszcze przed 14 stycznia. JC powierzył mi napisanie projektu odpowiedzi i wręczył mi list B. „O tej sprawie — powiedział — może wiedzieć tylko twój pies".

Po omówieniu tej sprawy sporo na temat innych. Ponownie przekonywałem JC, że szybko muszą się zakrzątnąć wokół przedstawienia narodowi perspek­tywy, ale takiej, która byłaby przekonująca. JC zapewnił, że się o tym myśli.

List Brandta do JC:

„Bonn, dnia 25 grudnia 1969 r. Wielce Szanowny Panie Prezesie Rady Ministrów, szczególnie po Pana przemówieniu w Sejmie w dniu 22 grudnia i po otrzymaniu noty Pana Rządu chciałbym zwrócić się do Pana osobiście i niepublicznie.

Polska, ze swoim zrozumieniem dla historii, ma wyczucie tego, co to oznacza, jeśli komuś prezentuje się rachunki hitlerowskich przestępstw, podczas gdy ta osoba sama należała do przeciwników Hitlera. Ale to nie oznacza, iż zamierzam uciec od czegoś, co dotyczy historii moj;go narodu i co tak zgubnie obciążyło stosunki polsko-niemie ;kie. Natural­nie jestem świadomy tego, że zadanie, przed jakim stoją obecnie nasze obydwa rządy, jest bardzo trudne. Nie stało się ono łatwiejsze przez to, iż w międzyczasie wyrosła młoda generacja, która czasem przy pewnych problemach, jakie stworzyli jej ojcowie albo których rozwiązanie sprawia im tyle trudności, tylko wzrusza ramionami.

Chciałbym na wstępie przedstawić Panu pewną konkretną propozycję: Rząd Pana zaproponował rozmowy w Warszawie w drugiej połowie stycznia. Przy całym znaczeniu problemu chciałbym prosić Pana o wyrozumiałość, że bylibyśmy w stanie podjąć rozmowy dopiero w pierwszej połowie lutego.

Dobrze wiedząc o zależnościach, jakim podlegają obydwa nasze państwa, wierze i mam nadzieję, że obydwa nasze rządy przystąpią do pracy z dobrą wolą odniesienia sukcesu. Wiem dobrze — nie bacząc na irytujące wypowiedzi z Berlina Wschodniego — iż z Pana punktu widzenia, jeśli chcemy normalizować stosunki między naszymi pań­stwami, sprawa Waszej granicy odgrywa rolę istotną. Dlatego też zupełnie świadomie nawiązałem do przemówienia, jakie Wł. Gomułka wygłosił w dniu 17 maja 1969 roku. Wydaje mi się, że musimy znaleźć przekonującą formułę, która problem, jaki istnieje między naszymi obydwoma państwami — mimo ograniczeń, jakim podlega Republika Federalna, albo które sama sobie nałożyła — usunie.

Żaden z nas nie może wiedzieć dokładnie, na jakie trudności mogą napotkać nadchodzące rozmowy i rokowania. Chciałbym jednak, aby Pan, nie bacząc na trudności, rozumiał, że kanclerz Republiki Federalnej Niemiec wie nie tylko o niewymownych przestępstwach, jakie przyniosła Rzesza Pana narodowi i krajowi. Wie on także, że normalizacja stosunków między naszymi państwami i — co byłoby jeszcze ważniej­sze — pojednanie między Pana i moim narodem, będzie dla dobrej przyszłości europejskiej posiadała znaczenie historyczne. Wydaje mi się, że tego punktu widzenia przywódcy polityczni po obydwu stronach nie powinni tracić z oczu, kiedy rozpoczną się rozmowy.

Życzę Panu dobrego Nowego Roku i proszę Pana, Panie Prezesie Rady Ministrów, przyjąć wyrazy mojego szczególnego poważania.

Willy Brandt".

9 stycznia

Napisałem już projekt listu. JC powiedział, że mu się podoba i gdyby tylko on sam decydował, to wysłałby go bez żadnych poprawek. Zapytałem, czy rzeczywiście szczerze to mówi. Zapewnił, że tak, że nie mydliłby mi oczu i że wie, jak trudno jest pisać taki list. Niektóre argumenty bardzo mu

się podobały.

Znowu długa rozmowa na tematy, które mnie zawsze interesują. Sporo o Ulbrichcie. Ironizował — „prawdziwy komunista". Zapytałem, jak ocenia szansę zrealizowania założeń Gomułki w sprawie NRF? Czy będziemy w stanie przeciwstawić się Rosjanom? Tego nie był do końca pewien. Wyrażał wątpliwości. Sporo o sytuacji w kraju. Jego zdaniem, Gomułka i Kliszko już zrozumieli, że Marzec (exodus Żydów) miał fatalne następstwa dla pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Zanim to powiedział, dowodziłem, że kraj nasz utracił to wielkie zaufanie, jakim cieszył się na Zachodzie; wskazywałem, że przecież w naszej sytuacji nie możemy sobie pozwalać na utratę sympatii zachodniej opinii publicznej. JC zgodzi! się ze mną i zapytał, jakie widzę wyjście. Wzruszyłem ramionami. Żadnego wyjścia nie widzę — powiedzia­łem — i na tym polega dramat. JC wdał się w rozważania o Żydach. „Dla mnie — mówił — liczy się człowiek, a nie to, czy jest Żydem...". Dobry sobie, pomyślałem, a kto pozwalał na wykańczanie ludzi żydowskiego pochodzenia przed i po Marcu? Nie słyszałem, aby JC mówił „nie". Odnoszę wrażenie, że teraz niektórzy towarzysze usiłują wymigać się od odpowiedzialności. Pewnie liczą na to, że ludzie zapomną o ich świństwach.

Także wiele na temat kadry, odchodzenia wielu zdolnych ludzi i za­stępowania ich najgorszym chłamem. Przyznaje rację i radzi mi: „Napisz to wszystko Wiesławowi". Ciekawe, dlaczego sam mu nie może tego powiedzieć? Czyżby w obecności G. był niemową? Mnie napuszcza?

AS opowiadał mi, że niedawno rozmawiał z Gomułka i ten w pewnym momencie powiedział: „Śląsk to jest inna linia polityczna". Patrzcie, państwo! Jak daleko już sprawy zaszły. Widać, że G. nie może zapomnieć Sali Kongresowej i okrzyków: „Wiesław! Gierek!".

10 stycznia

Wczoraj, z upoważnienia kolegium „Polityki" wysłałem list do Stefana Olszowskiego, dotyczący nieustannych ataków Kąkolowego „Prawa i Życia" na nasz tygodnik.

„Na podstawie załączonych wycinków mamy prawo sądzić, xe kierownictwo «PiŻ» również po V Zjeździe PZPR prowadzi nieustanną kampanię przeciwko «Polityce». Świadczy o tym zarówno liczba pozycji poświęconych naszemu pismu, jak i ich jakość. Prawie w każdym numerze spotyka się 1-3 pozycje pod adresem «Polityki». Cechą charakterystyczną stałej kampanii przeciwko «Polityce» jest to, iż «polemika» polega na typowym «czepianiu» się, na przeinaczaniu naszych intencji, wyrywaniu zdań i myśli z szerszego kontekstu, przedrukowywaniu fragmentów polemicznych z innych pism, a także atako­waniu tych, które ośmielają się podzielić na przykład nasz pogląd na jakąś sprawę. «PiŻ»" nie stroni także od insynuacji w rodzaju «pismo sytych», «katoliki z Polityki» itp. Małą notatkę podnosi się do rangi artykułu zasadniczego przy pomocy zręcznego zabiegu — niepodawania tytułu artykułu, względnie tytułu rubryki, wyciąga się stare sprawy, jak na przykład historię z dr. Marcinkowskim64 sprzed ośmiu lat, chociaż z pewnością red. Kąkol wie, że autor poniósł surową karę i że sprawa jest zamknięta. Wanda Falkowska, która przez kilkanaście lat pracy w «PiŻ» była dobra, teraz wszystko, co napisze w «Polityce», jest złe. Trudno przyklasnąć tego rodzaju metodom postępowania i wątpliwe, czy mają one coś wspólnego z dobrymi zwyczajami, jakie się przyjęły we współżyciu między dziennikarzami.

Z reguły redakcja nasza nie odpowiada na ten styl, formę i treść «polemiki». Uważamy, że byłoby to tracenie miejsca, czasu i energii. Powstaje jednak pytanie, czy słusznie postępujemy. Opinia publiczna może to zrozumieć jako przejaw słabości, względnie brak argumentów. A tak przecież nie jest [...]".

12 stycznia

Rano o dziesiątej znowu u JC. Pokazał mi ostateczną wersję listu. Niewiele zmieniono w porównaniu z tym, co napisałem. Pokazał także projekt napisany przez Jędrychowskiego i Winiewicza. Suchy, urzędowy. JC zaczął wybrzydzać na MSZ. Cóż za nieudolni ludzie — mówił. To prawda, ale zapomina, że w wyniku pomarcowej czystki przepędzono stamtąd wielu fachowców, a na ich miejsce przyszli urzędnicy, nierzadko powiązani z MSW, którzy po prostu do pracy fachowej się nie nadają. Owszem, są gotowi do pisania, ale donosików, a to zupełnie inny rodzaj twórczości niż opracowywanie państwowej wagi dokumentów. JC dał mi do przeczytania projekt wystąpienia szefa naszej delegacji na rozmowy z delegacją NRF.

64 Patrz „Dzienniki polityczne 1963-1966", str. 34, 38, 39, 41, 54, 60, 71.

Powiedział, że Gomułka przeczytał go i wyrzucił do kosza. „Miał rację. Jest to wyjątkowo nieporadny tekst. Tak jakby pisał go facet, który przygotowuje się do wygłoszenia przemówienia z okazji kolejnej rocznicy wyzwolenia Oświęcimia". Pokiwałem głową i powiedziałem Józkowi, że ten dokument dokładnie ilustruje przygotowanie naszych kadr i jest to efekt naszych dwuletnich „osiągnięć" w polityce kadrowej.

Rozmawialiśmy także o naszych s:osunkach z ZSRR. Wtrąciłem, że nadal jestem systematycznie sekowany przez Rosjan, to znaczy przez am­basadę. „Nie martw się — powiedział. — Mnie przez pewien czas Chruszczow uważał za Cymermana i dawał mi to do zrozumienia. Powiedział Gomułce, że będąc w Pradze i w Pekinie występowałem przeciwko Związkowi Ra­dzieckiemu. Gomułka sobie to zapamiętał i na spotkaniu w Moskwie w 1957 roku, na spacerze z Nikitą, Mao i ze mną, wrócił do sprawy. Zapytał o to Nikitę, mówiąc, że rzecz musi być wyjaśniona, bo to zbyt poważny zarzut. Zarówno w Pradze, jak i w Pekinie powiedziałem zaledwie jedną setną tego, co NSCh na XX zjeździe mówił o stosunkach między ZSRR i KS-ami. Występowałem nie przeciwko Związkowi Radzieckiemu, lecz faktycznie w jego obronie. Nikitą tłumaczył się powołując na informację, jaką otrzymał z Pekinu. Wobec takiego obrotu rzeczy w pewnym momencie G. zapytał Mao Tse-tunga: -Powiedzcie, jak to było, gdy był u was towarzysz Cyrankiewicz. Czy to prawda, że występował on antyradziecko, tak jak nas informuje towarzysz Chruszczow?». Mao odpowiedział: «Nic mi o tym nie wiadomo. Przeciwnie, towarzysz Cyrankiewicz cały czas występował bardzo proradziecko. Ale ja już wiem, który to doniósł!»". Taaak! Można powiedzieć — doborowe towarzystwo!

Ze spraw krajowych. Znowu wróciłem do polityki kadrowej, mówiłem, jak to wszystko działa, jak forsuje się absolutne zera i nikczemne postacie. Potakiwał, dorzucał nowe przykłady i zaproponował, abym napisał na ten temat i inne tematy, które mnie niepokoją, do Gomulki. Dobry sobie, dlaczego sam mu tego nie powie? Nie jestem aż na takiej stopie zażyłości, by go o to zapytać. Ponownie wrócił do wielkopańskich i jednocześnie niepoważ­nych decyzji towarzysza Jaszczuka. Tego to rzeczywiście wszyscy mają dość. Kilka ważnych fragmentów listu Cyrankiewicza do Brandta:

„[...] propozycja wysunięta przez Wł. Gomułkę 17 maja 1969 roku spotkała się z powszechną aprobatą. Z zadowoleniem przyjęto też w naszym kraju Pańskie wypowiedzi na temat znaczenia stosunków

polsko-niemieckich dla naszych narodów i Europy. Chcę Pana zapew­nić, Panie Kanclerzu, że nie brak w naszym narodzie pokładów dobrej woli. Na marginesie dodam, że taka postawa jest w niemałym stopniu zasługą Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Gdyby nie istnienie tego państwa, które bezapelacyjnie uznało granicę na Odrze i Nysie, co bez wątpienia wpłynęło na zmianę stosunku Polaków do Niemców, to w społeczeństwie polskim — w atmosferze, jaką stworzyły kolejne rządy CDU — w ogóle trudno byłoby mówić c jakiejkolwiek nor­malizacji.

W pełni doceniam Pańską sytuację. Impasu jaki poprzednicy rządu SPD-FDP stworzyli między NRF i Polską, z całą pewnością nie można nazwać dobrym dziedzictwem. Krytyka Pańskich zamierzeń, jaka rozlega się obecnie w szeregach opozycji, jest świadectwem tego, iż siły przeciwne uznaniu realiów powstałych w wyniku drugiej wojny świato­wej są w NRF nadal bardzo poważne. Jestem jednak przekonany, że złamanie tych sił jest możliwe. Ja również pokładam duże nadzieje w młodej generacji zachodnioniemieckiej, krytycznie odnoszącej się do dawnej i niezbyt odległej przeszłości. Generacja ta potrzebuje dziś wsparcia i zachęty oraz pomocy w ułatwieniu jej dokonania wyboru drogi najsłuszniejszej, odpowiadającej interesom narodu niemieckiego, stosunkom polsko-niemieckim i pokojowi w Europie. Trzeba jej oczyścić przedpole z iluzji, fałszywych nadziei i mitów, bo w przeciwnym razie nie wiadomo, w którą stronę zwróci się ona za lat — powiedzmy — dziesięć lub piętnaście, jakim siłom da posłuch. Jest naszym wspólnym obowiązkiem — ludzi, którzy przeżyli wojnę w szeregach aktywnych antyfaszystów — pomóc młodzieży w dokonaniu prawidłowego wyboru. Co się tyczy Polaków, to wyraźne i jednoznaczne przedstawianie naszych poglądów na temat stosunków polsko-niemieckich z całą pewnością nie otwiera pola do złudzeń i wyraźnie określa, jakie myślenie polityczne w NRF jest nam bliskie.

Wierzę, że Pańska przeszłość, którą przecież znam i cenię, odegra w procesie umacniania realistycznego nurtu w myśleniu politycznym spoieczeństwa zachodnioniemieckiego rolę twórczą i niebagatelną. Problem normalizacji stosunków między Polską i NRF ma aspekt dotyczący obu naszych państw oraz szerszy, europejski. Przyjmuję Pańską propozycję w sprawie rozpoczęcia rozmów w Warszawie. Byłoby jednak ze szkodą dla sprawy, gdyby miały się one przeciągać w nieskoń­czoność. Mimo zrozumienia dla delikatnej sytuacji, w jakiej znajduje się koalicja SPD-FDP, rząd polski nie mógłby zaaprobować praktyki, która okres trwania rozmów wiązałaby z każdorazowo wyłaniającą się sytuacją polityczną w NRF. Pogodzenie się z taką praktyką równałoby się faktycznie zerwaniu rozmów i nikt nie byłby w stanie przekonać Polaków o szczerości intencji przywódców NRF, a rząd polski zostałby oskar/ony o lekkomyślne angażowanie się w sprawy najistotniejsze dla narodu. [...] Do rozmów przystąpimy z maksimum dobrej woli i z chęcią znalezienia rozwiązań odpowiadających obu stronom. Nie będę jednak taił przed Panem, iż w długotrwałym procesie normalizacji stosunków uznanie linii Odry—Nysy jako ostatecznej granicy polsko-niemieckiej uważamy za główne ogniwo. W tej sprawie nie może być kompromisów, ani też nie można pozostawiać uchylonych drzwi, albowiem stawka jest ogromna — chodzi o pokojową perspektywę dla naszych narodów

i Europy.

Jednoznaczne stanowisko Pańskiego rządu w sprawie granicy na Odrze i Nysie może jedynie — w moim przekonaniu — ułatwić osłabienie i zneutralizowanie sił przeciwnych likwidacji stanu tym­czasowości w stosunkach między NRF i Polską, sił zainteresowanych w utrzymywaniu napięcia. Mcże także otworzyć możliwości dla dalszych decyzji niezbędnych wówczas, gdy normalizację stosunków pojmujemy nieformalnie. Decyzje dotyczące intensyfikacji stosunków gospodarczych, kulturalnych etc. należą do najłatwiejszych. Znacznie trudniejsze, ale bardzo ważne, są wszystkie te, które położą kres różnym formom propagandy rewizjonistycznej, spowodują przeciwstawienie się tendencjom militarystycznym, fałszywej interpretacji stosunków pol-sko-niemieckich w podręcznikach szkolnych, uprawianej na ziemi niemieckiej propagandzie antypolskiej itp. Walka z tymi zjawiskami, zatruwającymi stosunki między Polską i NRF, jest konieczna, jeżeli chcemy rzeczywiście otworzyć nową kartę w historii naszych narodów. Pozostawienie jakichkolwiek niedomówień w sprawie granicy na Odrze i Nysie mogłoby jedynie zredukować ten cel do mało znaczących kroków.

Co się tyczy aspektu europejskiego nadchodzących rozmów, to całkowicie zgadzam się z Panem, że normalizacja stosunków między NRF i Polską miałaby historyczne znaczenie dla przyszłości naszego kontynentu. W momencie gdy odrywamy się od problemów dnia codziennego, ze wszystkimi towarzyszącymi mu kłopotami i trudnościa­mi, uznanie przez Pański rząd granicy na Odrze i Nysie jawi się jako krok o olbrzymiej doniosłości dla pokojowej perspektywy Europy. Przypomnę, że jednym z centralnych problemów podzielonej Europy są roszczenia terytorialne wysuwane do dziś przez jedno tylko państwo — Niemiecką Republikę Federalną i dotyczące tylko Polski. Roszczenia te podzieliły

ludzi w Europie. Ci, którzy je podtrzymują, względnie ich nie zwalczają, są faktycznie zwolennikami kontynuowania stanu napięcia; występujący przeciwko nim, chcą widzieć Europę narodów i państw współpracujących i współzawodniczących ze sobą w warunkach pokojowych, wolnych od lęku przed nową wojną. Zdjęcie sprawy Odry i Nysy z porządku dnia usunie grunt spod nóg tym pierwszym. Zajęcie przez rząd NRF jednoznacznego stanowiska w sprawie zachodniej gramcy Polski nie będzie koncesją na rzecz naszego kraju, lecz doniosłym wk?adem w dzieło pokoju i bezpieczeństwa europejskiego [...]".

14 stycznia

W prasie ukazała się już druga moja relacja z pobytu w NRF i zaczynam dostrzegać, że są panowie, którzy usiłują przykleić mnie do lobby niemieckiego. Ostrzegano mnie przed takim niebezpieczeństwem. Widać, że towarzysze „partyzanci" chcą koniecznie ukręcić ze sprawy niemieckiej nowy bicz na Gomulkę. Przypuszczam jednak, że Stary i tym razem jeszcze im się wymknie.

16 stycznia

Tydzień temu wyjechał z Warszawy premier CSRS, Ćernik. Przyjmowano go tu okazale (byłem na przyjęciu), miał wywiad w telewizji, wydano wspólny komunikat, słowem — wielka pompa. Aliści okazało się, że na drugi dzień po powrocie złożył na Biurze Politycznym dymisję, która została przyjęta. W czasie jego pobytu w Warszawie ukazał się w „Rudym Pravie" artykuł poddający totalnej krytyce całą politykę gospodarczą rządu. W istocie rzeczy przyczyna ustąpienia jest głębsza. Ćernik należy do ekipy Dubćeka, ale nic to nie pomogło. Czarna sotnia nie zapomni mu niczego. Jego los jest jeszcze jednym przykładem na to, jak bardzo nie warto być w polityce Judaszem. Trzeba ponosić konsekwencje. Postanowiono, że do plenum KC, które odbędzie się w końcu stycznia, dymisja zostanie utrzymana v tajemnicy. Cyrankiewicz mówił mi, że Ćernik w rozmowach z naszymi ostro krytykował Dubćeka.

17 stycznia

Przypomniałem sobie, że w czasie rozmowy z JC wspomniałem o wojsku i gen. Urbanowiczu, szefie GZP. JC powiedział, że wiadomo o jego rozróbach marcowych i właśnie z tego powodu nie został członkiem KC, „a w ogóle to trzeba się go pozbyć, bo przecież jest to radziecki człowiek".




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
A W WALCZAK POLITYKA OGOLNONIEMIECKA RFN 1949 1969 (2) doc
Polityka pieniężna1 doc
Arystoteles Ustroj polityczny Aten (doc)
Polityka wschodnia doc
Homo rhetoricus w telewizyjnym dziennikarstwie politycznym programy z lat 2005 2007
ZAŁOŻENIA POLITYKI TRANSPORTOWEJ doc
Rola potęgi państwa w polityce bezpieczeństwa doc
dziennik Bridget Jones doc
RFN 1969 doc
RFN 1969 (3) doc
~$STEM POLITYCZNY NIEMIEC(2) doc
Stanisław NARUSZEWICZ Doktryna społeczno polityczna CDU doc
~$STEM POLITYCZNY USA doc
RFN 1969 (4) doc
Zestaw 1 MARKETING POLITYCZNY - PYTANIA (DZIENNE), Studia, Psychologia, SWPS, 3 rok, Semestr 05 (zim
Współczesne Systemy Polityczne początek, Dziennikarstwo i komunikacja społeczna (KUL) I stopień, Rok

więcej podobnych podstron