Jeske-Choiński Teodor
EPOPEA RYCERSKA NIEMCÓW
I. ZNACZENIE WOJEN KRZYŻOWYCH. — POCZĄTEK STANU RYCERSKIEGO. — USTRÓJ RYCERSTWA. — WYCHOWANIE SZLACHCICA ŚREDNIOWIECZNEGO.
Przedwstępne walki chrześciaństwa skończyły się. Prześladowany za życia Mistrz z Nazaretu, zasiadł w obliczu całej zachodniej i środkowej Europy po prawicy tronu niebieskiego, jako uznany zwycięzca złocistych bożyszcz starożytnych ludów.
Bohaterów, wyznawców i męczenników, którzy z pogardą bogactw, rozkoszy doczesnych, a nawet z pominięciem życia, ginęli w służbie Odkupiciela, chrześciaństwo już nie potrzebowało. Zbudowane na sercach wiernych, poparte potęgą królów i mocarzów, zapragnęło teraz blasku na zewnątrz, a ozdoby i ładu wewnątrz. Kościół wojujący, dobijający się uznania, przeminął, a zaczął się panujący.
Tak działo się przy końcu pierwszego tysiąclecia ery chrześciańskiej.
Gorliwy, missyą swoją przejęty Hildebrand marzy o wyniesieniu hierarchii do godności pierwszorzędnej potęgi doczesnej; pragnie rozciągnąć duchowe dotąd panowanie Kościoła na osoby i majątki wiernych. Jedyny bowiem papież jest wszechimperatorem z łaski bożej, jako prawowity zastępca Chrystusa na ziemi.
Kiedy się "namiestnicy Zbawiciela" starają o zewnętrzny blask Kościoła, zaczyna ascetyczna część nauki chrześciańskiej nurtować pry-
watne życie ludów. Początki pustelnictwa, znanego już oddawna w Azyi i w Afryce, przypadają w Germanii, jak wiemy, dopiero na wiek IX i X. „Dopóki serce ludzkie jest skażone żądzami tego świata, nie może odczuć rozkoszy, spowitej w wykonywaniu praktyk religijnych...; biedni my śmiertelnicy, nie umiemy zapłonąć ogniem świętego zapału, nie możemy zrozumieć tajemnicy pokory chrześciańskiej, bo sprawy ziemskie nie pozwalają nam doścignąć szczytu doskonałości Chrystusowej" — pisze do papieża Urbana Piotr Damiani, biskup Ostyi i kardynał (1).
Więc spieszy asceta na puszczę, oddala tam od siebie wszelką myśl światową, tłumi w sobie najlżejsze drgania krwi, woła wytrwale i głośno: jestem słabym i nędznym robakiem! a kiedy, wyniszczywszy postem ciało, rozkrwawiwszy ramiona swe biczowaniem, wychudzony, brudny, ranami okryty, głodem i niewygodami życia chorobliwie roznerwowany, do leśnego podobny zwierza, doszedł do tego, że może wić się po ziemi, płakać bez powodu, miewać wizye różne, wtedy dziękuje Bogu za łaskę i zachwyt nadziemski (2).
Historye Kościoła (3) opowiadają dziwy o ascetyzmie, jaki zapanował w Niemczech w ostatnich setkach lat pierwszego tysiąclecia ery chrześciańskiej. Wielcy panowie, sybaryci, filozofowie, bezbożnicy, słowem wszyscy, którzy mieli ochotę i sposobność do praktycznego zbadania wartości życia ludzkiego, odwracają się od błyskotek tej ziemi i spieszą w dzikie, głuche ustronia, gdzie nocne wycia wilków i ryk niedźwiedzi modłom ich wtorują.
Lecz w każdej nicości drzemie zwykle feniks, aby się niebawem do dalekiego wzbił lotu. I wykwitł ideał chrześciaństwa średniowiecznego z skruszonych, łzami roztopionych serc. Imię jego: wojny krzyżowe! Zapał religijny pustelników ogrzał wszystkie ludy chrześciańskie, iż zapragnęły głośnego czynu dla uświetnienia nowej swej. wiary. On to wiódł całe miliony na Wschód, do grobu Chrystusowego, a nie cele polityczne papieżów, jak twierdzi liberalizm.
Pierwsi historycy wojen krzyżowych (1) zachwycają się też ciągle ową zbrojną epopeją chrześciaństwa. Lecz sam zapał nie byłby stworzył żywej poezyi, gdyby mu nie był pomógł drugi, główny czyńnik życia umysłowego wieków średnich: wyobraźnia!
Na gruzach cywilizacyi greckiej i rzymskiej wznosi się zwolna gmach kultury chrześciańskiej. Dzikie, barbarzyńskie, dziewicze sercem, a ciałem silne narody druzgoczą zniewieściały, starożytny świat, żyjący już tylko drażnieniem nerwów, a niszczą go z taką namiętnością, że cała jego spuscizna ginie na kilka wieków bez śladu. Ludzkość zaczyna na nowo pracować, stając się po raz wtóry dziecięciem. Widzimy odtąd wszędzie malowniczość: w obrzędach, w ubiorach, zwyczajach, prawach, a nawet w czynnościach politycznych wielkiej doniosłosci. Sędzia germański siada na kamiennej ławce, którą rozłożysta ocienia lipa (2); zamki czepiają się niby gniazda orle szczytów wysokich, lasami zarosłych gór. świątynie i kaplice wznoszą się w uroczych, lesistych miejscach. Rycerz zbroi siebie, konie i broń w purpury i złote blachy, bo dziecięcajego wyobraźnia kocha się w jaskrawych barwach.
Fantazya, stanowiąca istotę prywatnego i publicznego życia wieków średnich, pomaga zapałowi religijnemu do stworzenia wojen krzyżowych. Później zapomniano zupełnie o tej epopei chrześciańskiej, a kiedy w XVII wieku pamięć jej ożyła, śmiano się z „głupstwa szaleńców."
Taki Voltaire (3), bezsprzecznie jeden z najbystrzejszych umysłów XVIII stulecia, drwi z wojen krzyżowych, a nowsi historycy francuzcy (4) nazywają je wprost "robotą papieżów''. Czy wyprawy na Wschód były rozumnym czynem politycznym? (czego się domaga Voltaire), o to nie pytajmy, bo gdyby historyk cywilizacyi miał zapisywać tylko tak zwane rozumne czyny ludzkości, stanąłby rychło u mety swej pracy. Chyba niechęć lub stronniczość nazwie pierwsze zbrojne pielgrzymki do
---------------------------------------------------
(1) 1) Gesta Francorum et aliorum Hierosolymitanorum, u Boagarsa, Gesta Dei. 2) Fulchera de Chartres, Gesta peregrinantium Francorum. 3) Alberta z Akwizgranu kronika. 4) Wylhelina z Tyru kronika itd.
(2) I. Grimm, Deutsche Rechtsalterthümer, Göttingen, 1828.
(3) Voltaire, Histoire des Croisades, znajdująca się w ogólnym zbiorze „Histoire générale".
(4) St. Maurice, Resumé de I'histoire des Croisades.
--------------- 2013-04-21 07:16:49 ---------------
7/94
grobu Zbawiciela jedynie „robotą władzy chciwych papieżów". Monarchowie mogą wprawdzie wyzyskać chwilę i usposobienie, sprowadzając prądy czasu do łożyska osobistych dążności i zamiarów, lecz stworzyć zapału, który się poświęca bez rozkazu, nie. mogli nawet ówcześni naczelnicy Kościoła. A bez pomocy zapału religijnego i bez poparcia dziecięcej wyobraźni ludów średniowiecznych, przebrzmiałyby słowa Urbana II w Clermont bez wpływu, jak przeminęło bezowocnie tyle innych, pożywniejszych i szlachetniejszych nawoływań, gdy nie padły na glebę przygotowaną. Z tego też stanowiska ocenia sprawiedliwszy Michaud (1) wojny krzyżowe; z tego stanowiska oceniali je zawsze gruntowniejsi i wszechstronniejsi historycy niemieccy (2).
Wielka czynność, zrodzona z idei, nie mogła przeminąć bez owoców dodatnich. Plon wojen krzyżowych jest też rzeczywiście bardzo obfity, uwydatniający się głównie w cywilizacyi niemieckiej, która się dopiero od tego ruchu zaczyna.
Syn szumiących lasów i dzikich, barbarzyńskich jeszcze obyczajów wychowaniec, spieszy ochotnik germański na daleki wschód, aby walczyć przy grobie nowego swego Boga. Po raz pierwszy uzbraja się niemiec w imię niesamolubnej idei. Już sama istota takiej wyprawy uszlachetnia go i podnosi. Ale obok niego walczy w tym samym szeregu także krzyżowiec francuzki i angielski, który go przewyższa ogładą towarzyską i wykształceniem. Wprawdzie płynie i w żyłach wojownika francuzkiego w części krew germańska, lecz szczepy, które podbiły Francyą i Anglią, zastały w tych krajach nietylko resztki dawnej kultury celtyckiej, ale także świeżą jeszcze pamięć cywilizacyi rzymskiej. A ponieważ na mocy prawa, potwierdzonego przez historyą, wyższa inteligencya podbija zawsze niższą, mięsza się germanin-zdobywca w krótkim czasie z celtem i gallem, przejmując od niego część języka, zwyczajów i całą spuściznę umysłową.
Oprócz tego walczył wojownik francuzki już dawniej za nową swą wiarę , bo odpierał od kilkuset lat najazdy sąsiednich Maurów, którzy przez Pireneje Gallią niepokoili. W wojnie tej uczy się Francuz rzemiosła rycerskiego, widzi i przywłaszcza sobie wysoką cywilizacyę ówczesnych arabów, słyszy dźwięczną, z samych obrazów utkaną pieśń
----------------------------------------------------
(1) Michaud, Histoire des Croisades.
(2) Friedrich von Raumer, Geschichte der Hohenstaufen und ihrer Zeit, Leipzig 1823. 2) Heinrich von Sybel, jak wyżej. 3) Wilken, Geschichte der Kreuzzüge.
--------------- 2013-04-21 07:16:51 ---------------
8/94
poetów wschodnich i staje się z surowego, prostego wojaka wykształconym „rycerzem".
Ochotnik niemiecki, potykający się w wojnach krzyżowych obok takiego rycerza, wzoruje się na model swego mistrza. Niemiec jedzie przez bogate, cywilizowane kraje cesarstwa greckiego i kształci się na każdym kroku, bo widzi codziennie nieznane mu dawniej cuda. On leży w domu na skórze niedźwiedziej, a tu spoczywają ludzie na drogich, jedwabnych wysłaniach; on pije w swych ponurych „hallach" (Halle) piwo z rogów bawolich, a mieszkańcy Wschodu biesiadują wytwornie przy śpiewie i graniu biegłych muzykantów.
Wojny krzyżowe mają dla narodu niemieckiego (pomijając korzyści pozytywne, jakoto: handel, przemysł itd.) to samo znaczenie, jakie dalsza, umiejętnie odbyta podróż dla pojedyńczego człowieka. Przez obcowanie z rycerzem francuzkim i angielskim nabywa teuton ogłady, a przez porównywanie własnych obyczajów z ustrojem państwa greckiego, z poezyą Wschodu, praktycznie z życiem zespoloną, wzbogaca swoją wiedzę i łagodzi szorstkie instynkta barbarzyńca.
Z tradycyi tych wojen wytrysnęło bezpośrednio źródło poezyi średniowiecznej, którą uprawiali rycerze, na Wschód do grobu Chrystusowego ciągnący, lub synowie ich i wnuki. Jeszcze nie przebrzmiał odgłos "żywej epopei", gdy poezya zaczęła wielbić sławę tych, co pisali krwią swoją poematy. Synowie i wnuki, chcąc uświetnić, utrwalić pamięć swych awanturniczych a walecznych ojców, opiewali ich czyny, nadając plastyczne kształty ideałowi, co zawisł niewidzialny nad głowami krzyżowców.
Trudno pisać o poezyi rycerskiej, nie wysławszy naprzód kilku dat. odnoszących się do stanu, z którego ona wykwitła, a ułatwiających zrozumienie przedmiotów i dekoracyi epicznych.
Właściwe początki stanu rycerskiego giną w mrokach czasów przedhistorycznych Germanii. Już przed wojnami krzyżowemi kiełkował w tak zwanych narodach „barbarzyńskich" osobny stan wojowników, lecz dopiero krucyaty nadały nowej kaście zwarte formy. Część starożytnych obyczajów, dopełniona i uszlachetniona resztkami cywilizacyi rzymskiej, przetkana złocistą nicią świeżych pojęć wiary chrześciańskiej, a zabarwiona jaskrawemi kolorami bujnej wyobraźni dziecięcych ludów, stworzyła stan, który nazywamy rycerstwem średniowiecznem. Już przy końcu XII stulecia był on odrębną warstwą, własnemi rządzącą się prawami.
--------------- 2013-04-21 07:16:53 ---------------
9/94
Pacholę szlacheckie (1) zostawało aż do siódmego roku życia pod opieką matki i jej służby. W dobie tej przestawał być przyszły rycerz dzieckiem, zamieniając się urzędowo na chłopca. Był to zwyczaj, sięgający bardzo dawnych czasów (2). I u dzieci rzymskich płci męzkiej stanowił bowiem, jak wiemy, rok siódmy epokę, bo odtąd nazywano chłopczyka (który nosił dotąd miano „infantiae proximus) aż do piętnastego roku życia „pubertatis proximus."
Chłopiec stanu szlacheckiego opuszczał po ukończeniu szóstego roku nietylko komnatę matki, lecz wogóle dom ojcowski. Wysyłano go teraz na wychowanie na dwór któregokolwiek z znakomitszych rycerzów. Ojciec — mówiono wówczas — nie wychowałby syna na twardego wojownika, bo oszczędzałby go niepotrzebnie.
Siedmioletni chłopczyk, zwany paziem lub junkrem (Page, Edelknabe) sposobił się do zawodu rycerskiego, zaczynając od najprostszych ćwiczeń. Usługiwał swemu nauczycielowi do stołu, ubierał go, zamiatał sale zamkowe, czyścił sprzęty kuchenne, słowem pełnił, po naszemu mówiąc, służbę lokajczyka. Stopień urodzenia nie zwalniał nikogo od tego praktycznego wdrażania się do późniejszych niewygód. Wiemy n. p. o Bajardzie, że usługiwał do stołu swojemu wujowi, biskuskupowi z Grenoble, u którego był paziem (3). Sztuki pisania i czytania nie uczono junkrów. Wstręt do pracy umysłowej wzięli pierwotni rycerze po swoich przodkach, starożytnych germanach. Opowiada Prokop (4), że królowa ostgotów, wdowa po wielkim Teodoryku, światła Amalaswynt (Amalasmnth), nie mogła syna swego, królewicza Atalarycha, kształcić naukowo, bo kiedy go oddała pod opiekę gramatyka rzymskiego i trzech mędrców gotyckich, wysłał do niej naród deputacyą z prośbą: aby zaniechała takiego wychowania, które przystoi niewiastom i mnichom, a nie mężczyznom. Ślęczenie bowiem nad książkami wyniszcza siły, czyniąc syna rycerskiego niezdolnym do rzemiosła wojennego. Niech się kobiety i kapłani uczą sztuki czytania i pisania, — prawili wysłańcy narodu do królowej — lecz przyszły władca powinien umieć robić włócznią i mieczem, co mu zupełnie wy-
------------------------------------------
(1) De la Curne de Sahite-Palaye. Memoires sur l'aucienne chevaerie, considérée, comme im établissement politique et littéraire, Paris 1759 —
1781, 3 tomy.
(2) J. Grimm, Rechtsalterthümer, 410.
(3) Vie du chevalier Bayard, tom III, str. 11.
(4) Procop. b. goth. I, 2.
--------------- 2013-04-21 07:16:56 ---------------
10/94
starczy. Amalaswynt, sama naówczas wysoko wykształcona pani, musiała ustąpić woli narodu.
Ten pióro - i księgowstręt przechował się w stanie rycerskim tradycyjnie bardzo długo.
Poza służbą obowiązkową sposobił się paź do przyszłego swego zawodu praktycznie, bawiąc się zdobywaniem zamków z kamieni i fechtowaniem drewnianemi mieczykami. Uczono go tylko dwóch nie wojskowych przedmiotów: 1) poszanowania religii i 2) uwielbienia dla kobiet. Wiara i niewiasta stanowiły bowiem, jak wiadomo, poezyą twardego zkądinąd zakonu rycerskiego. Chłopczyk wykonywał praktyki religijne bardzo pilnie, a w tak zwanej „kurtuazyi" (courioisie) kształcił się, wybierając sobie za pozwoleniem mistrza którąkolwiek z żon lub córek szlacheckich za "damę swego serca", z którą przechodził kurs grzeczności (1).
„Damie" tej spowiadał się z wszystkich swych myśli, marzeń i zwątpień, uczył się od niej uprzejmej rozmowy, frazesów, ukłonów itd. Usługując zaś do stołu, przysłuchiwał się uważnie rozmowom rycerzów i pań, których się potem na pamięć uczył.
Z czternastym rokiem życia kończył się pierwszy okres nauki przygotowawczej dziecka szlacheckiego, gdyż stawało się ono teraz urzędowo młodzieńcem (Edelknappe, Edelknecht). Rodzina i przyjaciele pazia wiodą go z płonącemi w dłoniach świecami do kaplicy zamkowej, gdzie mu kapłan poświęcony wręcza miecz. Zwyczaj uroczystego uzbrajania (wehrhaftmachen) przejęło rycerstwo chrześciańskie także z obyczajów swych przodków pogańskich. Już germanowic, których znał Tacyt (2) „uzbrajali" młodzieńców swych publicznie, nadając im przez przypasanie miecza wszystkie prawa obywatelskie. Wiemy z historyi Longobardów, że nawet królewicz nie siadał przed „uzbrojeniem" do stołu razem z rycerzami (3). W Niemczech panowały przy tych obrzędach dość proste obyczaje. Oto wykonywał przyszły młodzian w dniu swego „uzbrojenia" wszystkie, wyżej wspomnione posługi przed całym dworem swego nauczyciela i odbierał nakoniec policzek (po raz ostatni jako chłopiec), a dopiero po tych ceremoniach sięgał po miecz. Zwyczaj ten przechował się na mniejszych dworach udzielnych (n. p. ks. ks. Turn i Taxis) aż do połowy przeszłego wieku.
----------------------------------------------
(1) De Saitite-Palaye, jak wyżej, tom I, rozdział I.
(2) Tacitus de M. Germ. 13.
(3) Paul Warnefried, de gestis Longobardorum, liber I, cap. 15,
--------------- 2013-04-21 07:16:58 ---------------
11/94
W czasie rozkwitu rycerstwa rozszerzyły się nieco ramy wychowania dziecka szlacheckiego. Obcowanie z kobietami zamieniło się wogóle na ogładę towarzyską. Na wzór francuzki kształceni rycerze niemieccy, odznaczali się później tak zwaną "kurtuazyą" (courtoisie po staroniemiecku: hövescheit, höfesch, z czego dzisiejsze, nowoniemieckie: Höflichkeit, höflich, w końcu hübsch = ładny, powstało). Rycerz z epoki Hohenstaufów musiał być koniecznie „dobrze wychowanym człowiekiem", bo gdy grzeszył przeciw przyjętym prawidłom „kurtuazyi", należał do surowych warstw społecznych, był: nieokrzesanym (villain, dörper, dziś dörfer, czyli miał obyczaje wiejskie). A kiedy szlachcic niemiecki, przejąwszy od sąsiadów i poezyą, sam wiersze tworzyć zaczął, musiał znać także język francuzki. Już wówczas sprowadzano z nad Sekwany nauczycielów (po naszemu „guwernerów"), bo już wówczas głównie zaś w XIII w.) należała znajomość języka francuzkiego do niezbędnych warunków dobrego wychowania. Zdarzało się też często, że bogatsi panowie wysyłali dzieci swe na nauki do Francyi. Wszyscy zaś poeci, choć wielu z nich nie umiało pisać, mówili narzeczem nadsekwańskiem (5).
Kiedy paziowi miecz podano, stawał się kandydatem na rycerza, czyli giermkiem (giermkiem zostawał także chłopiec nieszlacheckiego pochodzenia, dlatego nazywano giermków, idących z paziów: Edelknappe, dla odróżnienia od zwyczajnego, Knappe). Odtąd pełnił tylko rycerskie posługi: pilnował i utrzymywał w porządku stajnie, czyścił zbroję, zastępował gospodarza w czasie biesiad i ćwiczył się w rzemiośle wojennem. Kiedy rycerz szedł na wojnę, towarzyszyli mu giermkowie, lecz pomagali mu tylko biernie, doprowadzając świeże konie (2), lub zmieniając uszkodzoną broń. Do walki zaś samej, której się dopiero uczył, stojąc jako widz w drugim szeregu, nie mięszał się giermek, chyba w razie wielkiego niebezpieczeństwa swego mistrza. Dopiero później (za czasów Henryka IV zaczęto już gromadami walczyć — en escadron, en kost), kiedy się szyk bojowy zmienił, potykali się giermkowie razem z rycerzami.
-------------------------------------------------------
(1) Dr. Alwin Schulz, das höfische Leben zur Zeit der Minnesänger, Leipzig, 1879, tom I, str. 119 — 126. Najnowsze to a znakomite dzieło, traktujące o życiu rycerstwa średniowiecznego, poleca się do studyów fachowych.
(2) Rycerze mieli do bitwy osobne, wielkie, ciężkie, silne ogiery = Streitross, Streithengst, których dosiadali tylko w czasie bitwy, w pełnym rynsztunku.
--------------- 2013-04-21 07:17:00 ---------------
12/94
Tak przygotowani, ciałem silni i zręczni, dobiegali młodzieńcy uroczystej w życiu szlachty średniowiecznej chwili: terminu pasowania na rycerza. Zaszczyt ten spotykał szlachcica zwykle w 21 roku życia, lecz rok ten nie był regułą bez wyjątku, gdyż z jednej strony obdarzano książąt krwi, lub giermków, odznaczających się niezwykłą walecznością, przed oznaczonym terminem godnością rycerską, a z drugiej zdarzało się dość często, zwłaszcza później, gdy w miarę rosnącego przepychu, roztaczanego przy uroczystościach szlacheckich, obrząd pasowania zbyt wielkie za sobą pociągał koszta, że się szlachcic starał dopiero wtedy o tytuł rycerza, gdy go koniecznie potrzebował. Byli i ludzie nie wojowniczego ducha, usuwający się zupełnie od obowiązków rycerskich, i zrzekający się tem; samem godności. Hrabia z Tuluzy np. poddał się formie pasowania dopiero w 50-tym roku życia, a uczynił to na wyraźne żądanie (w r. 1235) królów Francyi i Anglii, mężów swych córek, którzy oświadczyli, iż nie chcą być zięciami szlachcica, nie posiadającego godności rycerskiej. (1) Książęta krwi francuscy bywali zwykle już w kołysce rycerzami, jako urodzeni całego zakonu naczelnicy. Kroniki francuzkie zawierają wiele podobnych przykładów. I tak mianował Connetable du Guescelin (w r. 1371) syna Karola II już w kołysce rycerzem. Podobnego zaszczytu dostąpił syn księcia z Burgundu, także zaraz po narodzeniu (2), a Franciszek I pasował swego wnuka, syna Henryka II, przy chrzcie (3).
Ustanawiając rok 21 życia terminem pasowania, liczyli się pierwsi twórcy kodeksu rycerskiego głównie z warunkami ciała. Rycerz był żołnierzem przez całe życie, a ówczesny wojownik dźwigał na sobie, jak wiemy, olbrzymie ciężary, odnośnie do naszej możności. Bez siły cielesnej nie był więc szlachcic możliwy. Dziecko mieszczańskie upełnoletniano w wiekach średnich zwykle już w 14 roku życia, bo do „handlu i przemysłu nie potrzeba wiele sił"; tak sądzono.
Sam obrząd pasowania odbywał się z wielką uroczystością. Giermek, kandydat na rycerza, pościł, modlił się, odbywał na kilka nocy przedtem rekolekcye w kaplicach, kąpał się (symbol oczyszczenia), przystępował w końcu do stołu Pańskiego. W dniu ceremonii ubierał
----------------------------------
(1) Dr. J. L. Klüber w uwadze do LVIII „noty" rozdziału I de Sainte-Palaye'a, jak wyżej.
(2) Monstrelet, vol. II, str. 75.
(3) Les éloges des Dauphins, cités par la Roque, orig. des noms. ch, V, p. 12 de Pere Hilarion de Coste. Czytamy tu cały szereg imion, zaszczyconych bardzo wcześnie godnością rycerską.
--------------- 2013-04-21 07:17:03 ---------------
13/94
się, jak katecheta, w białe suknie, przywięzywał sobie miecz na ukos do szyi i szedł w postawie pokornej w towarzystwie rodziny i przyjaciół do kościoła. Kapłan odwięzywał miecz, a pobłogosławiwszy go, oddawał kandydatowi (1). Wtedy klękał giermek przed panem, mającym prawo do rozdzielania godności i odpowiadał na szereg stale oznaczonych pytań (2). Odpowiedzi kandydata ważyły tyle, co przysięga. Teraz podawali mu towarzysze (często i kobiety) wszystkie części zbroi, a gdy przyszła kolej na miecz, podnosił się rozdawca godności ze siedzenia i mówiąc: pasuję was na rycerza w imię Boga, św. Michała i św Jerzego: bądźcie mężem odważnym, nieustraszonym i szlachetnym! — uderzał giermka trzykrotnie płaskim mieczem po ramieniu. Fanfary, okrzyki, później igrzyska rycerskie i biesiady kończyły obrząd.
Rycerz dziś oczywiście łączy się z tym wyrazem zupełnie inne, aniżeli dawniej, znaczenie. W niektórych krajach (w Austryi i w królestwach południowo-niemieckich) jest słowo to (eques, Ritter) wyższym tytułem szlacheckim, jak baron i hrabia, a w „liberalnej" Europie przypominamy sobie, mówiąc o rycerzu, biedaka o „smutnej postaci," lub rabusia, mordercę i głupca. Rycerstwo średniowieczne złożyło swój testament w poezyi. Tam tedy, w cudownym, zaczarowanym ogrodzie wyobraźni średniowiecznej, przypatrzymy się rycerzowi, zanim powiemy, czem był? dodatnio i ujemnie.
---------------------------------------
(1) De Sainte-Palaye, jak wyżej, tom I, rozd. II.
(2) Obrząd samego pasowania odbywał się zwykle w salach zamkowych, a tylko w razach gwałtownej potrzeby, n. p. przed bitwą, na wolneru polu.
--------------- 2013-04-21 07:17:05 ---------------
14/94
II.
POCZĄTKI POEZYI CHRZEŚCIAŃSKIEJ. — CHWILOWY JEJ UPADEK. — WOJNY KRZYŻOWE. — DOM HOHENSTAUFEN. — POEZYA RYCERSKA. — KOŁYSKA JEJ. — BARDOWIE. — KRÓL ARTIUR I TOWARZYSZE JEGO. — CZYNNIKI, WNIESIONE PRZEZ GERMANÓW DO POEZYI CHRZEŚCIAŃSKIEJ.
I narody, stojące na najniższym szczeblu cywilizacyi, mają swoję poezyę. Symbolicznie pojmowana i określana wiara w potęgę sił przyrodzonych, groźne baśnie o strachach, upiorach, karłach i olbrzymach, stanowią poezyę ludów dziecięcych. Mieli już i dzicy, strojący się w skóry germanowie, swoich pieśniarzów, gdy szli na zachód i południe, aby zdruzgotać świat rzymski, błyszczący wieczornem światłem spróchniałej wierzby; mieli epopeje bohaterskie, których autorowie zniknęli w mrokach czasów przedhistorycznych.
Odpoczywając w swych „hallach" po trudach wojennych, słuchali mieszkańcy północy cudownych baśni o Zygfrydzie, Gudrunie, Szwanhyldzie i o podstępnym Hagenie. Lecz kiedy łagodne chrześciaństwo okuło dzikich synów bitew i lasów w swe kajdany duchowe, a nowi nowego Boga kapłani tępili namiętnie wszystkie tradycye, mogące świeżym wyznawcom przypomnieć dawne kochania i wierzenia, wtedy ucichły pieśni narodowe o wojnach i czynach bohaterskich, ustępując na czas niejakiś marzeniom świętych legend, opracowywanych przez księży. Jednak wyobraźnia ludów wojowniczych, utraciwszy swe po-
--------------- 2013-04-21 07:17:07 ---------------
15/94
wieści pogańskie, wytworzyła sobie rychło nowe pieśni rycerskie, choć już chrześciańskim pokostowane kolorytem.
Wiemy, że Frankowie potykali się dawno przed wojnami krzyżowemi z „niewiernymi", zasłaniając kraj swój przeciw najazdom maurowym. Z walk tych wykwitła, bujnej wyobraźni kwiatami umajona, stoi już na progu Germanii historycznej sympatyczna postać Rolanda. Obok niej widzimy Karola Wielkiego, obrońcę wiary i przyjaciela nauk, a nad głowami tych bohaterów ziemskich unosi się w obłokach, ozłoconych aureolą nadprzyrodzoności, święty Jakób, patron rycerzów chrześciańskich owego czasu.
Lecz pierwsze te pączki poezyi chrześciańsko-rycerskiej zmarniały, zmrożone obojętnością do pieśni, jaką się odznaczali następcy Wielkiego Karola. Od Konrada II do Henryka V ubiegają się monarchowie germańscy jedynie o własne dobro, nie mając zmysłu do niesamolubnych, szerszych celów polityki narodowej. Byli to praktyczni, władzy i osobistego blasku chciwi mężowie, spierający się bezustannie z papieżami w Rzymie a z wolnymi panami w kraju o przywileje korony. Zamiast prowadzić naród do sławy, rozniecali niepotrzebnie krwawe pożogi wojen domowych, podburzając mniejszych dygnitarzów kościoła przeciw papieżom, a szczując drobną szlachtę na możnowładców. Rozterki wewnętrzne nie zachęcały nikogo do cichej pracy naukowej, a kogo los dobrą obdarował głową, ten wolał się zajmować wiedzą praktyczną, przynoszącą natychmiastowe korzyści. Zakonnicy i księża poświęcali się dyscyplinom pozytywnym: chronologii, matematyce, astronomii i mechanice, gardząc poezyą, która nie popłacała. Król Henryk III, choć najświatlejszy w szeregu następców Karolowych, nie znosi na dworze swoim „śpiewaków i grajków", a Wippo wyśmiewa szlachtę niemiecką za to, że się rycerstwo brzydzi pracą umysłową: totis Teutonicis vacuum, vel turpe videtur, ut doceant aliquem, nisi clericus accipiatur (1). Stenzel, opisując owe czasy, (2) przytacza opowiadania opata Rudolfa z St. Tron. Tylko wojna trzydziestoletnia może chyba stanąć do porównania z epoką frankońską, odmalowaną barwnem księdza piórem.
----------------------------------------------------
(1) Wippo, Panegyr. ad Henric. III in Canis lect. aut. str. 196.
(2) Stenzel, Gesehichte Deutschlands unter den französisehen Kaisern; tom I, str. 755 i następne.
--------------- 2013-04-21 07:17:10 ---------------
16/94
Wśród ogólnej, bo politycznej, społecznej i ekonomicznej ruiny, skonała i poezya.
Dopiero zapał, rozniecony podczas wojen krzyżowych i dobroczynny wpływ cesarzów z domu Hohenstaufen, dźwignęły naród niemiecki z toni ogólnego upadku. Gervinus, mówiąc o bezpośrednim wpływie krucyat na odrodzenie poezyi, robi trafną bardzo uwagę (1): „pomijając resztę dodatnich skutków tych wojen, twierdzimy, że się narody germańskie otrząsnęły na wschodzie z wpływów cywilizacyi greckorzymskiej. Krucyaty złożyły stare idee do grobu, wytwarzając nowe, chrześciańskie. Są one walką w imię indywidualności młodej Europy zachodniej przeciw pokutującym jeszcze marom starego świata, W nich pobiło ostatecznie uczucie świeżych ludów, rozum starożytnych.
W pierwszej wojnie krzyżowej widzimy: francuzów, flamandczyków, fryzów, wallonów, bretonów, allobrogów, lotaryngczyków, niemców, normanów, szkotów, anglików, włochów, iberów, greków i ormianów, a wszystkie te plemiona, stały obok siebie zgodnie, religijnym złączone zapałem. Ciągłe, wspólne pożycie i wymiana myśli tak różnorodnych narodów, oddziałały potężnie na umysły wrażliwych wojowników. A na domiar używa tu każdy własnej mowy, ucząc się tym sposobem szanować swoje narzecze. Wskutek tego ginie dotychczasowa powaga języka klasztorów, który zajmował jeszcze w czasie pierwszej krucyaty tak wpływowe stanowisko, że rycerz normandzki, de Bechada, który opisał w r. 1130 zdobycie Jerozolimy w rodzinnem swem narzeczu, lęka się o czytelników, "gdyż nie uczonego użył języka". Wysokie znaczenie łaciny ginie pod Jerozolimą, a z upadkiem środka niknie i uczoność klasztorów. Gervinus przyłącza znów do tego faktu bardzo dobrą uwagę(2), powtórzoną i uzasadnioną później przez Scherr'a (3): wojownik germański, czujący i myślący po ludzku, gdy pozbył się wpływów klasztoru, gdy nauczył się pod Jerozolimą szanować doczesność i jej siły, zawrócił poezyę z drogi ascetyzmów do prawdy, do rzeczywistości.
---------------------------------------
(1) Gervinus, Geschichte der poetischen Nationalliteratur der Deutschen, Leipzig 1835, tom I, str. 126.
(2) Gervinus, jak wyżej, str. 129.
(3) Johannes Scherr, Allgemeine Geschichte der Literatur; Stuttgart, 1851; str. 382.
--------------- 2013-04-21 07:17:12 ---------------
17/94
Czcze, bezbarwne, samolubne życie pod panowaniem cesarzów frankońskich, zamienia się teraz na żywą poezyę. Na tronie niemieckim zasiadają panowie z domu Hohenstaufen. I oni wojują z Rzymem i oni ciągną na południe, do Włoch, lecz im nie idzie wyłącznie o blask rodziny, jedno o sławę, wielkość i pomyślność narodu. Papieże chcą zrobić z niemców posłusznych wazalów; cesarze wołają: nie pozwalamy! Papieże nie chcą uznać samodzielności narodu; cesarze śpieszą pod bramy Romy, aby z mieczem w ręku zmusić naczelnika duchowieństwa do powolności.
Wojny Hohenstaufów z kuryą, to walka o prymat świeckiej lub hierarchicznej potęgi. Pierwszy to zaczątek późniejszych zatargów między państwem a kościołem, pierwszy akt dramatu, który się dotąd nie rozegrał. Wojny Hohenstaufów, to już walka w imię idei pewnej, i dlatego zarył się dom szwabski w pamięć narodu niemieckiego pismem niezatartem. Epoka ta należy do najpopularniejszych w dziejach niemców. Tysiące z niej wysnuto powieści, dramatów, legend i baśni.
Dbali o wielkość narodu, stali się monarchowie szwabscy także mecenasami sztuki i nauki.
Na tak przygotowanym gruncie rośnie nowy, świeży kwiat, znany w dziejach literatury pod nazwą: epopeja rycerska! Wojownicy rzucają rękawicę ascetycznym pojęciom domków pustelniczych, bo są i chcą być ludźmi z ciała i krwi, bo żądają, aby szanowano dzielność ramienia, a ubóstwiano odwagę, i waleczność.
Tak powstaje poezya rycerska, tworzona przez rycerzów dla rycerzów.
Wallia brytańska (Wales) jest kołyską nowej pieśni. Już Cezar opowiada (de bello Gallico), że poznał w Brytanii osobny stan Druidów, pełniących obowiązki kapłanów i piewców narodowych. Ten sam wojownik, a za nim inni historycy rzymscy (Diodorus, Siculus, Pomponius Meta, Ammianus Marcellinus, Posidonius, głównie zaś Strabo) dzieli owych Druidów na trzy klassy, między któremi poświęcali się „bardowie" wyłącznie muzyce i poezyi. Byli oni poetami i śpiewakami: opiewali czyny bohaterów narodowych, utrzymując pamięć ich u ludzi (1).
Początek bardów ginie w mgłach przedchrześciańskich, owiewających starożytny szczep celtycki, który miał już przed Chrystusem swą
-----------------------------------------------
(1) Sext. Pomp. Festus: „Bardus Gallice cantor appellatur, qui virorum fortium laudes canit".
--------------- 2013-04-21 07:17:14 ---------------
18/94
osobną cywilizacyę narodową. Chrześciaństwo, które znalazło, jak wiadomo, w Brytanii bardzo wcześnie (1) gorących zwolenników, nie zdołało zniszczyć stanu śpiewaków. Wprawdzie wojowały klasztory i tu, jak wszędzie, z piewcami narodowymi, których nienawidzono jako zachowawców tradycyj pogańskich; wprawdzie używali nowi kapłani wszystkich środków, aby bardów wytępić, lecz starożytny, z potrzebami ludu zrosły, a na zewnątrz potężny, bo zajmujący w narodzie wysokie stanowisko, stan poetów, oparł się zaczepkom mnichów. Turner (2) opowiada, że bardowie kwitnęli jeszcze w Wallii w X-tym wieku, więc w epoce, w której tam chrześciaństwo było już od dawna znaną i uznaną wiarą. Przyszły nawet czasy, że się sami zakonnicy, donośnem przywabieni rzemiosłem, na bardów przedzierzgiwali. Nadużycie to wybujało tak bardzo, iż rząd musiał mnichom obowiązki ich kościelne przypominać (3).
Z księgi praw Howela Ody (około roku 900) dowiadujemy się, że stan bardów posiadał odrębny, przez prawodawstwo uznany ustrój, że nie był poślednią, lecz bardzo szanowaną częścią spełeczeństwa. Na dworze królewskim przebywało całe grono śpiewaków pod przewodnictwem najznakomitszego (Bard Cadeiroc). Tak zwany bard przyboczny, domowy (Bard Teulu), był doradcą ochmistrza dworu monarszego, którą godność piastował zwykle królewicz, lub najbliższy krewny rodziny panującej. Przełożeni bardów siadali do stołu królewskiego i należeli do rady państwa.
Ustrój ten świadczy o wysokiem stanowisku poetów w starożytnym narodzie celtów, a później w Brytanii germańskiej, która od podbitych cywilizacyę przyjęła. Oczywista także, dla czego sobie księża z tak potężnym stanem nie mogli dać rady.
Przyboczny bard królewski (Teulu) występował konno, w zbroi, a z pozostałych pieśni dowiadujemy się (4), że śpiewacy widzieli zwykle własnoocznie opiewane przez siebie bitwy. Walczyli więc sami: byli śpiewakami i wojownikami.
Uczeni niemieccy i angielscy, którzy zajęli się sumiennie rozświecaniem ciemni średniowiecznych, pominęli ten moment zupełnie. Poeta-
-----------------------------------------------------------
(1) Pierwsze ziarna chrześciaństwa padły już w II-m wieku po Chr. na glebę brytańską; w V-m i VI-m rozwinęły się z ziarn tych już pełne owoce.
(2) Turner, Vindic of the ancient britisch poems.
(3) Za panowania króla Edgara (959 — 975.)
(4) Głównie z pieśni Llywarch'a (starego) i z poematu „Affallenau" Merdhin'a.
--------------- 2013-04-21 07:17:17 ---------------
19/94
rycerz, śpiewak-szlachcic nie był w owym czasie zwykłym zjawiskiem w Germanii, gdzie się śpiewaniem tylko włóczęgowie i linoskoki zajmowali. Od razu, w czasie wojen krzyżowych widzimy w Niemczech cały szereg szlachty, która z bronią w ręku za wiarę walczy, a równocześnie opiewa czyny swych towarzyszów. Nie germański to zwyczaj, bo tam nie tworzyli śpiewacy stanu dygnitarskiego, kiedy nawet imiona ich zaginęły. Niemcy nauczyli się szacunku dla pieśniarzów dopiero od francuzów północnych, z którymi razem na wschodzie wojowali, a francuzi od wygnanych z Brytanii wallijczyków celtyckich, chroniących się na wybrzeża sąsiedniej Gallii. Nie trudno, mniemamy, poznać w rycerzuśpiewaku Europy średniowiecznej barda celtyckiego. Wszakże i on poetą był i żołnierzem.
I bohater, którego opiewała cała średniowieczna poezya rycerska, król Artiur (w Niemczech i w Francyi nazywany „Artitsem") wyszedł z pieśni bardów wallijskich. O Artiurze historycznym wiemy bardzo mało. Najstarszy kronikarz brytański, Gildas (urod. r. 520), mnich z klasztoru Bancor, nie zna wcale walecznego junaka. I Beda, następca Gildasa, nie wspomina bohatera brytanów, choć opisuje wojny, w których Artiur legendy największą odgrywa rolę. Dopiero Nennius (1), żyjący sto lat po Bedzie (858) pisze o Artiurze bardzo obszernie. Ale jego bohater jest już wykończoną, rozmiary historyczne i przyrodzone przechodzącą postacią legendową, z czego wynika, że w tych stu latach, jakie dzielą Nenniusza od Bedy, ulubieniec poezyi rycerskiej musiał żyć, wsławić się, umrzeć, przejść na własność poezyi ludowej i wyjść z kotła fantazyi junakiem legendowym.
Chcąc odnaleźć Artiura historycznego, trzeba go szukać w pieśniach starych bardów, któremi się kronikarze posługiwali. Nie mamy wprawdzie oryginału, służącego Nenniuszowi za źródło, lecz widoczna, że historyk czerpał z poematu, z podań ludowych, z pieśni, bo, jak powiedzieliśmy, nie jest już jego Artiur postacią historyczną.
Pieśni starszych bardów nazywają Artiura królem brvtańskim, żyjącym w VI-ym w. po Chr., walecznym wprawdzie i dzielnym, wszakże nie legendowym bohaterem, jakim go niebawem młodzi zrobili poeci. Starzy pieśniarze znają wprawdzie Artiura, lecz obok niego opiewają sławniejszych. Bard Llywarch (stary), towarzysz i doradca króla, walczy w strasznej bitwie pod Longborth obok swego pana, lecz po rozpra-
-------------------------------------------------
(1) Nennius „Historia Britonum", wydana w zbiorze Tomasza Gale'a „Scriptores historiae Britanniae" w Londynie w r. 1691, a powtórnie 1819; w Niemczech, berlińskie wydanie San Marte'a, 1844 r.)
--------------- 2013-04-21 07:17:19 ---------------
20/94
wie nie uświetnia dzielności królewskiej, jedno waleczność Géraint'a. Tak samo nie ubóstwia króla bard Merddhin (choć on to głównie przyczynił się do późniejszej sławy Artiura) w poemacie swoim „Affallenau".
Artiur jest synem królowej Igerny. W piętnastym roku życia zostaje monarchą. Przez cały czas swego panowania potyka się z piktami i szkotami, z najezdcami germańskimi, a nawet (według Nenniusza) z rzymianami, którzy napadają Brytanię pod wodzą Luciusza Tyberyusza. Artiur legendy zwycięża wszystkich. Lecz kiedy walczy z wojskami Romy, zdradza go siostrzeniec jego, Modred, uwodząc nadto kazirodczą miłością żonę królewską, Gunthamarę. Odstępca zginął wprawdzie w bitwie, nad rzeką Cambula, gdzie go król dobiegł, ale pada tu i Artiur, ugodzony śmiertelnie. Przeniesiony na wyspę Avallon, umiera tam w r. 542.
Tyle wiemy mutatis mutandis o Artiurze historycznym. Był on ostatnim monarchą wallijskim Brytanii, z starego celtów szczepu. Z jego śmiercią nadchodzi niewola kraju, przerzucanego z rąk do rąk zdobywców: piktów i szkotów, anglosaksonów i normandów. Oto klucz do rychłej apoteozy ostatniego króla narodowego, który się z wrogami zwycięzko potykał. Uciśniony lud żyje wspomnieniem niedawno ubiegłej, świetnej przeszłości, pocieszając się w niedoli tą pamięcią. Nic dziwnego, że myśl jego czepia się głównie króla, jako reprezentanta rycerstwa, broniącego kraju, choć obok monarchy waleczniejsi stali wojownicy. A Merddhin, największy z ówczesnych bardów, z którego prac inni czerpali, zawołał pewnego razu, gdy się rozżalił nad smutkami swych ziomków: król Artiur nie umarł — on wróci, aby lud swój oswobodzić! Dwa te powody oplotły postać ostatniego króla swobodnego niedawno narodu, bardzo szybko tkanką dodatków legendowych. Artiur historyczny przetapia się w ogniu rozsmuconej fantazyi podbitych ludów w sto lat na bohatera pieśni. Żyje on w podaniach, w pieśniach bardów, aby kiedyś królestwo swoje oswobodzić, Ducange (1) pisze: Arturum expectare, proverbium apud Anglos, quorum credula fuit olim fides, ut Artuncm regem denuo regnaturum persuasum haberent. Wiara ta przeszkadzała zdobywcom tak bardzo do uśmierzenia podbitych, że poszukiwali zwłok bohatera legendowego. Jakoż czytamy w kronice opactwa Mergan (2), że znaleziono na wyspie Awallon trumnę z krzyżem ołowianym na wieku, a na nim napis: „hic jacet inclitus rex Arthurus, sepul-
--------------------------------------------
(1) Ducange „Grlossarium ad scriptores mediae et infimae Iatinitatis"
(2) Annales de Mergan.
--------------- 2013-04-21 07:17:21 ---------------
21/94
tus in insula Avellona." Miano także koronę króla odkryć, którą oddano Edwardowi I-mu, zaciekłemu podbitych prześladowcy. I zwłoków i korony odnalezienie było oczywiście tylko środkiem politycznym, wymyślonym w celu rozproszenia nadziei buntujących się ciągle celtów (1).
Artiur nie umarł tedy: żyje, przybierając w legendach i pieśniach różne postacie, stosownie do pojęć i wyobrażeń czasu. Gdy nowa wiara rozkwitła, zamienia się na wojownika chrześciańskiego, walczącego pod opieką Matki Boskiej; gdy się z pomiędzy wojowników stan rycerski w znaczeniu średniowiecznem wytwarza, jest i Artiur ideałem skończonego „kawalera". Już w kronikach Galfreda (2) i Godfryda z Monmouth (3) występuje bohater legendowy w draperyi rozkwitającego rycerstwa. Galfred przyznaje się, że czerpie z poematu epicznego, z „pieśni rycerskiej," jak wówczas mówiono. Zebrał on w swej kronice wszystkie odmiany poetyczne, krążące około roku 1150 o Artiurze w Anglii i Francyi północnej. Kronika jego nie może mieć w takich warunkach wielkiej wartości dla historyi politycznej, lecz tym większą dla dziejów poezyi.
Wygnańcy celtyccy, pozbawieni przez zdobywców ojczyzny, wyparci na skraje Brytanii, między nadbrzeżne skały, prześladowani i tu, opuszczali w końcu starożytne swe siedliska, płynąc przez morze do sąsiedniej Francyi. Tu założyli sobie na wybrzeżu północnem nowe ognisko domowe, "Bretagne." Do nowej tej ojczyzny przenieśli nietylko swą materyalną chudobę, lecz i bogaty skarb mienia poetyckiego: pieśni swoje i legendy. Bardowie walijscy śpiewali w Bretonii, jak w starej ojczyznie, o królu Artiurze i walecznych jego towarzyszach. Słuchali tych pieśni nietylko bretonowie, lecz i nowi najezdcy. normandowie, którym się awanturnicze opowieści o rycerskim królu podobały. Sami będąc awanturnikami ówczesnej Europy, pokochali ju-
-----------------------------------------------
(1) Wiara legendowa o pozornej śmierci hohaterów jest dosyć powszechnym objawem. I Niemcy utworzyli w chwili wielkiej niedoli swego Barbarossę, drzemiącego w Kyffhäuzerze, a i nasze legendy polskie (pod Inowrocławiem np.) gwarzą o rycerzach, co śpią podkurhanami, czekając na odgłos trąby, która ich do walki powoła.
(2) Galfredi „Monumentensis historia regum Britaniac," w ogólnym zbiorze „Scriptores rerum britanicarum;" wydanie heidelbergskie 1588; wydanie halleńskie San-Marte'a 1854. Galfred pisał w r. 1152.
(3) Gottfriedi, archidiaconis de Monmouth „De origine et gestis regum Britaniae," wydanie heidelbergskie 1587. Gotfryd pisał między r. 1130 — 1150.
--------------- 2013-04-21 07:17:24 ---------------
22/94
naka legendy, a kiedy się w krótkim czasie z Celtami zmięszali, przeszedł król Walii na własność Normandyi, gdzie występuje już jako rycerz francuzki XI stulecia. Takim przejęli go niemcy od francuzów, obok których walczyli w drugiej wojnie krzyżowej.
We Walii zrodzony, do Bretonii przeniesiony, gdzie go poezya przystrajała stosownie do zagnieżdżających się pojęć czasu, przechodzi Artiur do Niemiec. Żył on aż do końca wieków średnich w milionach ust. opiewany na dworach książąt i możnych i żyje dotąd w setnych, uczonych broszurach i rozprawach niemców i anglików (1).
Nie sam tylko król Wallonów z towarzyszami swymi był bohaterem poezyi średniowiecznej. I w starych legendach greckich i greckorzymskich znajdowali się junacy, których musiało pokochać awanturnicze rycerza serce. Pojęcia i upodobania dziecięcych ludów są bowiem w zasadzie zawsze i wszędzie te same. Gdy Sigenot germański pod drzewem zasypia, łąmią się gałęzie, oddechem jego, jak wichrem dotknięte, Widolt chwyta zębami z taką siłą żelazny drąg, że iskry z niego tryskają. I junacy greccy z epoki eolskiej walczą z potworami, silniejsi od zwykłych ludzi.
Po Sigenotach nastają szlachetniejsze postacie: Waltery, Zygfrydy Dytrychy itd. I w Grecyi nadchodzi po epoce eolskiej achejska. Widzimy ją w powieściach homerowych. Jest tam wprawdzie jeszcze nieokrzesany Ajaks i dziki Achyll, lecz obok tych „zawalidrogów" spotykamy już szlachetniejszych wojowników, bo: Dyomeda, Hektora i Patrokla, a nawet rozważnych doradców jak: Nestora i Odyseusza.
---------------------------------------------------------
(1) Z wszystkich szperaczów, którzy się w nowszych czasach prawie wyłącznie legendą Artiurową zajmowali, zasługuje na uznanie San-Marte, który rozbiera z gruntownością, właściwą uczonym niemieckim, Artiura z dodatków legendowych. Z jego też prac, odnoszących się do bohaterskiej postaci króla celtyckiego, korzystałem najwięcej.
1) San-Marte, die Arthursage und Marchen des rothen Buches von Hergest Quedlinburg u. Leipzig 1842 (Nr. 1).
2) San-Marte, Beiträge zur Bretonisehen und Celtogermanischen Heldensage; Quedlinburg und Leipzig 1847 (N. 2).
3) San-Marte zasługuje u nas, nawiasowo mówiąc na szczegółową pamięć, bo zajmował się także legendą polską, San-Marte, Grosspolens Nazionalsagen, Märchen Legenden und Localsagen des Grossherzogthums Posen; Bromberg, 1842.
--------------- 2013-04-21 07:17:26 ---------------
23/94
Równolegle więc rozwijają się w zasadzie pojęcia ludów dziecięcych, różniąc się tylko odrębnemi odcieniami charakterów narodowych. Wszakże różnice tych charakterów były między grekami a germanami już w samych początkach dość znaczne. Germanowie wnieśli do cywilizacyi pochrystusowej nowy czynnik duchowy, którego nieznały starożytne Grecyi i Rzymu narody. Po niemiecku nazywa się ten czynnik „Gemüth," także „Innerlichkeit" (1):
A właśnie to „Gemüth" odgrywa w literaturze niemieckiej wielką rolę, dochodząc u romantyków bieżącego stulecia do najwyszukańszych szczytów tak zwanej „duchowej zmysłowości.'' Z źródła tego płynie cichy, łagodnie, a uroczo szemrzący strumyksubjektywizmu lirycznego, którego się nawet epik lub dramaturg niemiecki nie umie zupełnie wyrzec.
Wnieśli także germanowie do pojęć pochrystusowych drugi, grekom i rzymianom nieznany czynnik: szacunek dla kobiet! Wprawdzie są hymny Tacyta, na cześć niewiast germańskich przesadzone, wprawdzie nie zajmowała kobieta między cymbrami, teutonami, allemanami, frankami i t. d., tak wysokiego stanowiska jakie jej historyk Germanii przypisuje: nie była samowładną, szanowaną, niezależną panią swego losu, a nawet woli małżeńskiej władczynią, lecz tak samo poddanką ojca, brata, męża, jak w ogóle kobiety ludów, stojących na niskim stopniu drabiny cywilizacyjnej, co Karol Weinhold (2) obszernie i umiejętnie wykazał, lecz pewną jest, że niewiasty t. z. szczepów barbarzyńskich: germanów i słowian, miały znacznie więcej swobody od swych sióstr greckich i rzymskich, mianowicie zaś od wschodnich. Niemieckie: Gemüth, a słowiańska: rzewnosć zapewniały kobiecie na czas miłości, dopóki była narzeczoną, względne panowanie, którego nie znały Grecyi, Rzymu i Wschodu córy, pożądane głównie zmysłowo. I starzy germanowie pożądali cieleśnie — zapewne — lecz "Gemuth" marzyło przed dokonaniem małżeństwa, a gdy się mężczyzna roztkliwia, króluje kobieta. To samo
-------------------------------------------------------
(1) Piotr Chmielowski nazwał go w przekładzie polskim dzieł Carriere'a „uczuciowością." Wyraz ten nie pokrywa zupełnie znaczenia „Gemüth," bo nieokreśla mieszanego uczucia, pogłębionego rozmyślaniem, a marzeniem rozwonionego. My, słowianie, niemamy w duchu naszym podobnego czynnika, dlatego nieznaleźliśmy dotąd odpowiedniego określenia.
(2) Karl Weinhold, Die Deutsehen Frauen im Mittelalter. Wien 1851 (str. 1 — 136).
--------------- 2013-04-21 07:17:28 ---------------
24/94
„Gemüth" otaczało dziewicę germańską w chwili rozkwitu urokiem, jakiego nieznał rzymianin Tacyt, kiedy podziwiał „sanctum aliquid et providum"niewiasty germańskiej. Zwykle mówi się: chrześciaństwo wyswobodziło niewiastę. Wyzwoliło ją rzeczywiście chrześciaństwo ludów germańskich, zastosowane do ich potrzeb i pojęć. Cześć Matki Bożej, powstała w pierwszych wiekach po Chrystusie, przyczyniła się bezwątpienia ostatecznie do podniesienia godności osobistej kobiety, lecz nie możemy twierdzić, czyby się Matka Jezusowa doczekała czci tak wielkiej, gdyby nowa wiara nie była wyszła po za granice Afryki i Azyi. Koran, z którego wiemy, że reformator Wschodu zapomniał zupełnie o płci pięknej w naszem rozumieniu, pozwala o tem wątpić.
W charakterze germańskim, w pojęciach ludów dziewiczych spoczywał już materyał do poźniejszej czci niewiast. Z niego to wyrzeźbiła poezya rycerska owe cacko, które się zowie w literaturze niemieckiej pieśnią miłosną (Minnelied), a które się z czasem, jak wszystko na tej ziemi, gdy się przeżyje, w śmieszne zamieniło dziwactwo. Nowy ten czynnik dopełnił pojęcia greko-rzymian, którzy tak dalece uroku „kobiecości" nie znali, że gdy chcieli wymalować ideał niewiasty, stwarzali energiczną, męzkiemi zaletami wyposażoną dziewczynę. Jedyny Sofokles miał dalekie przeczucie kobiety pochrystusowej.
I „honoru rycerskiego" nie znali grecy. Późniejsze pojęcie godności osobistej spoczywa także już na dnie charakteru starożytnych germanów, o których wiemy, że odznaczają się jedną wielką zaletą: obowiązkowością (Plichtgefühl). Pierwotna ta, surowa, w charakterze germańskim spowita obowiązkowość, zamieniała się stopniowo pod wpływem pojęć chrześciańskich i rycerskich na „honor." Germanin wiedział od dawna, że trzeba wykonać, co obowiązek nakazuje, a chrześciaństwo podyktowało mu cały szereg przepisów.
Rozmyślająca uczuciowość, cześć dla kobiety, religia i honor rycerski stanowią główne różnice między duchem poezyi grecko-rzymskiej a germańskiej. Różnice te widzimy już w pierwszym poemacie rycerskim niemców, w „Eneidzie" Henryka z Veldecke, który jest pierwszym rycerzem-poetą Niemców.
--------------- 2013-04-21 07:17:31 ---------------
25/94
III. HENRYK Z VELDECKE — JEGO "ENEIT" — ZASŁUGI — FORMA — KRÓTKI POGLĄD NA ROZWÓJ JĘZYKA GERMAŃSKIEGO AŻ DO WYSTĄPIENIA VELDECKE'GO — WIERSZ — RYTM GERMAŃSKI — AKCENT — RYM — JEGO POCHODZENIE.
Kiedy się Henryk z Veldecke (Heinrich von Veldecke) urodził, gdzie mieszkał, co posiadał, słowem, w jakich żył warunkach? prawie wcale nie wiemy. Nazwisko jego zdradza mieszkańca Niemiec Dolnych (Niederdeutsch), bo „veldecke, veldeck" jest w narzeczu dolnoniemieckiem zdrobnieniem dzisiejszego „Feld" Feldchen = pole, poleczko. Portret poety zachował nam rękopis weingartski (Weingarter Handschrift). Spoczywa tam na pierwszej karcie pod zielonem,rozłożystem drzewem, na którego gałęziach między liśćmi wesołe skacze ptastwo, mężczyzna bez przyłbicy i zbroi, bez oznak pochodzenia rycerskiego. Godła szlacheckie zastępuje tu wieniec, zdobiący skroń pieśniarza. Słusznie mówi Uhland (1), że zielone drzewo i świergocące ptastwo są dla śpiewaka najstosowniejszym herbem. — Jedyne wiadomości, które mamy o Veldecke'm, pochodzą z jego własnych ust. W głównym poemacie swoim, w „Eneidzie" (Eneit), rozrzucił poeta tu i owdzie kilka uwag,
-----------------------------------------
(1) Uhland, Schriften zur Geschichte der Dichtung und Sage, Stuttgart, 1866 r., tom II, str. 102.
--------------- 2013-04-21 07:17:33 ---------------
26/94
odnoszących się do jego osoby. I tak opisuje np. (wiersz 13021 — 50) jako naoczny świadek sławną uroczystość w Moguncyi, trwającą przez trzy dni, a przypadającą podług świadectw historycznych na Zielone Świątki 1184 r. (1)
Tą samą drogą dowiadujemy się, że poeta przebywał dłuższy czas na dworze hrabiny z Cleve, gdzie podyktował (nie napisał, bo nie znał tej sztuki) trzy części swej Eneidy. Praca jego wzbudziła tak wielkie zajęcie, że się na nią pokusiła dość wysoko położona osobistość. W czasie tym bawił, jak wiemy z historyi, u hrabiny z Cleve, landgraf turyngski, Ludwik III, starający się o rękę światłej i pięknej pani. Znajdujący się w świcie konkurenta, Fryderyk hrabia z Szwarcburgu, upodobał sobie tak bardzo pracę pana z Veldecke, że ją po prostu ukradł i wysłał tajemnie do Turyngii. Rękopis wrócił dopiero po dziewięciu latach do autora, gdy tenże przybył w gościnę na dwór falcgrafa Hermana, który, zasiadłszy w r. 1190, po śmierci brata swego Ludwika na tronie turyngskim, stał się głośnym mecenasem poezyi rycerskiej. Za jego to przyczyną dokończył Veldecke Eneidę. Nie mając dotąd ustalonej daty, wolimy przyjąć dłuższą przestrzeń czasu i przypuszczamy, że utwór powstał między rokiem 1184 a 1194, choć Etmüller, wydawca dzieł Veldeck'ego (2) podaje rok 1186, jako ostateczny termin wykończenia.
W jednej z pieśni lirycznych, mówiąc z żalem o kobietach, które gołowąsego młodzika nad dojrzałego przenoszą męża, przyznaje się poeta do siwych włosów. Nie będzie to wprawdzie dowodem, jak chce Uhland (3), że pieśniarz późnej dożył starości, bo rozpalone czaszki artystów pokrywają się zwykle dość rychło siwizną, jednak wolno ztąd wnioskować, że nie umarł w kwiecie wieku.
Henryk z Veldecke, odtwarzając Eneidę Wirgila, nie miał przed sobą oryginału, nie umiejąc bowiem czytać, nie mógł posiadać wogóle wykształcenia łacińskiego, nabywanego wówczas jedynie po klasztorach , a potem przyznaje się sam, że czerpał z źródła pćłnocno-francuzkiego.
Mieszkając w Cleve, znajdował się w najbliższem sąsiedztwie Brabantu i Francyi północnej. A tam zastąpili już w XII w. wygasłych
--------------------------------------------------
(1) Była to uroczystość pasowania na rycerzów dwóch synów cesarza Fryderyka: króla Henryka i Fryderyka księcia Szwabii, dokonana przez ojca w obliczu całego rycerstwa niemieckiego i wysłańców sąsiednich krajów.
(2) Ettmüller, wydanie dzieł Henryka z Veldecke, w r. 1852.
(3) Uhland, jak wyżej, tom II, str. 106.
--------------- 2013-04-21 07:17:35 ---------------
27/94
poetów celtyckich inni pieśniarze chrześciańscy. Epicy północnej Francyi, truwerowie (trouveres od „trover" =znaleść, wynaleść, wymyślić, niemieckie „dichten" = Dichter) objęli właśnie stanowisko starożytnych, bardów. Truwerom pomagali minstrelowie (menestrels), stojący w takim; samym stosunku do autorów, jak nowocześni wykonawcy (wirtuozi). Truwerowie „wymyślali" poemat, minstrelowie wykonywali go, śpiewając lub recytując, a jonglerowie (joculatores, jongleurs) wtórowali śpiewowi, grając zwykle na dętych instrumentach. (1)
Prawdopodobnie nie ograniczali się minstrelowie na samej Francyi północnej i sąsiednim Brabancie, lecz zaglądali także do bliskiego hrabstwa Cleve. Od takiego to koczującego wirtuoza usłyszał zapewne poeta niemiecki Eneidę, przerobioną i zastosowaną do pojęć czasu przez francuza. Nie podaje bowiem imienia autora, czegoby zwyczajem ówczesnym nie był zaniechał, gdyby był znał źródło.
Na inicyatywę francuzką zgadzają się też wszyscy historycy literatury niemieckiej (Koberstein, Uhland, Goedecke, Gervinus itd.) z wyjątkiem jedynego Cholevius'a, któryby chciał koniecznie odmówić Francyi zaszczytu początkowania (2).
Eneida (Eneit) Veldecke'go jest tylko w głównych konturach podobna do oryginału rzymskiego. Ogólnego rysunku nie zmienił poeta francuzki, którego niemiec naśladował, lecz zastąpił barwy rzymskie świeższemi. Rycerz średniowieczny nie rozumie celów, dążeń i nie zna sposobu wojowania starożytnych. Więc gdzie w epopei Wirgila wichrzą namiętności polityczne, gdzie walka huczy na miarę olbrzymów, widzimy w Eneidzie poety średniowiecznego turniej rycerski. Wszystkie zaś miejsca, odnoszące się do bogów greckich, są zupełnie wypuszczone. Za to maluje Veldecke z lubością zbroje, zamki, namioty i konie, strojąc bohaterów trojańskich w kostiumy swego czasu, wtrącając, gdzie się tylko da i nie da, opisy biesiad i igrzysk. O ile się Veldecke trzymał wzoru francuzkiego, nie możemy rozstrzygnąć, nie znając źródła, z którego czerpał. Zdaje się jednak, że się nie omylimy, przysądzając niemcowi wszystkie sentymentalizmy, wszystkie słodkie, uczuciowym liryzmem zaprawne miłostki.
----------------------------------------
(1) Roquefort. De I'état de la poésie française dans le XII et XIII secle, Paris, 1821.
Truwerowie są głównie epikami, choć i oni liryczne składali pieśni (chansons), czem się głównie trubadurowie trudnili.
(2) Carl Leo Cholevius, Gesehiehte der deutschen Poesie nach ihren antiken Elementen, Leipzig, 1854, tom I, roz. I, str. 101.
--------------- 2013-04-21 07:17:38 ---------------
28/94
Nie jako poeta epiczny, którym właściwie nie był, bo przeważał w nim liryzm, ma Veldecke w literaturze niemieckiej wielkie znaczenie, lecz jako pierwszy autor, stojący na wyłomie nowego czasu. Jego Eneida, pominąwszy już tę okoliczność, że jest kopią z drugiej ręki, ma bardzo małą wartość poetycką. Nie będziemy się też nad nią jako nad poematem obszerniej zastanawiali.
Lecz Veldecke pisał także już w części nowym językiem, z którego się dzisiejszy rozwinął, i porzucił pierwszy niedbałą formę, dając w ten sposób dwojakie hasło: 1) do wytworzenia nowego języka i 2) do oczyszczenia chwastami zarosłej formy. Dwom tym hasłom zawdzięcza sławę swoją mimo to, iż nie był znakomitym poetą.
Wiadomo, że język germanów płynie tak samo z źródła indogermańskiego, jak mowa słowian. Był więc prawdopodobnie czas, kiedy się słowianie i niemcy posługiwali temi samemi dźwiękami. Lecz daleka ta epoka zginęła w nierozświeconych jeszcze ciemnościach przedhistorycznych, nie przenikniętych dotąd bystrym wzrokiem młodej nauki — filologii porównawczej, rozpoczynającej się w Niemczech dopiero od braci Grimm'ów i od Lachmanna.
Najstarszą, w pomnikach literackich przechowaną odmianą języka germańskiego, jest narzecze gotów. Dość obszerne ułamki biblii, tłomaczonej przez Ulfilasa, biskupa gotyckiego (właściwie: Wulfila, Wolfele, Wölfel = wilczek; ur. w r. 311, zm. w r. 380, albo 381) kilka fragmentów kalendarza, jako też niewielka garść urzędowych podpisów, są jedynemi tej odmiany świadectwami. Z poezyi ludowej i bohaterskiej gotów nie przeszło nic do naszych czasów. Pieśni tego ludu zaginęły zupełnie, a język Ulfilasa zgasł po zmieszaniu się zdobywców z podbitemi plemionami. Wymienione strzępki pomników literackich są tylko pogrobowemi świadkami języka, który zeszedł bez potomstwa z widowni żyjących.
Właściwym praszczurem dzisiejszej niemców mowy jest narzecze „staroniemieckie." Dzieli się ono na dwa główne odcienia: 1) na górnoniemieckie (hochdeutsch) i dolnoniemieckie (niederdeutsch). Pierwszym odcieniem mówili mieszkańcy tak zwanych Górnych Niemiec (Oberdeutschland), więc: frankowie, alamanowie (alemanowie) czyli szwabi i bawarowie. W Niemczech Dolnych (Niederdeutschland) posługiwano się drugim odcieniem. Mówili nim: saksonowie i fryzowie, a każde z tych plemion posługiwało się znów własnym poddyalektem i dla tego dzielimy odcień dolnoniemiecki na dwa główne podgatunki: a) saksoński (altsächsisch, angelsachsisch, sachsisch) i fryzyjski (friesisch).
--------------- 2013-04-21 07:17:40 ---------------
29/94
I narzecze górnoniemieckie rozpada się na kilka gatunków, bo i tu miało każde z wymienionych plemion swe odrębne właściwości; ponieważ jednak wszystkie te różnice z chwilą, gdy język szwabów zaczaj w literaturze panować, ustąpiły, zacierając się bardzo szybko na korzyść jednolitych prawideł , łączymy wszystkie podgatunki, używane w Niemczech Górnych, pod ogólną nazwą: odcienia górnoniemieckiego.
Odcień północny (nordisch) stoi na uboczu badań literackich, nie wpłynąwszy bowiem wcale na rozwój piśmiennictwa, należy tylko do fachowej filologii. Wprawdzie walczył odcień górnoniemiecki z dolnoniemieckim aż do końca XI w. o prymat, wprawdzie były oba w owym czasie jeszcze współrzędne, lecz ponieważ pierwszy w końcu zwyciężył, musimy go uznać za właściwego praszczura dzisiejszego języka niemców, nie pytając, czy też miał wewnętrzną wartością swoją prawo do przodowania. Powodzenie bowiem, będące niestety jedyną miarą siły tak w polityce, jak w życiu jednostki, rozstrzyga i w gramatyce.
Ostatecznie więc utrzymał się odcień górnoniemiecki (oberdeidsch), albo, jak go gramatycy zwykle nazywają, hochdeutsch. Przechodził on od VII w., z którego mamy pierwsze pomniki literackie, aż do naszych czasów trzy główne przeobrażenia, znane w gramatyce niemieckiej pod nazwami: althochdeutsch (staronietniecki), mittdhochdeutsch (średniowieczno-niemiecki) i neuhochdeutsch (nowoczesny).
Odcień staroniemiecki sięga aż do końca XI wieku. W tym czasie zaczynają pełniejsze samogłoski tonąć w niemem „e", a z przeobrażeniem tem zaczyna się odcień średniowieczno-niemiecki.. N. p.: Gibu = staroniemieckie; gibe = średniowiecznoniemieckie; gebe = nowoczesne; po polsku = daję. Blindar i blindono (staron.) = blinder i blinden (średniow.) — blindes i blinden (nowocz. genit. sing. i plural.) = ślepego, ślepych. Odkąd więc samogłoski różnego brzmienia giną po zgłosce źródłosłowiowej, w niemem „e", kończy się epoka odcienia starego, a zaczyna się czas średniowiecznego (mittelhochdeutsch).(1)
------------------------------------------------
(1) Dokładne zbadanie różnic języka górnoniemieckiego i dolnoniemieckiego, wyświecenie przeobrażeń staroniemieekiego (zmiany samogłosek, przesuwanie spółgłosek i doskonalenie się składni) w epoce przejściowej jest rzeczą filologii. Co się wyżej powiedziało, wystarcza, mniemamy, do zrozumienia rozwoju historycznego języka niemców, zwłaszcza dla czytelników polskich. Ktoby się zaś chciał zająć szczegółowo gramatyką niemiecką, a nie miałby ochoty do zanurzenia się w topieliskach woluminów grimmowych, temu możemy polecić dzieło Schleichera, które nie odstrasza zbytnią objętością, a zawiera jednak wszystko, co koniecznie potrzebne. (August Schleicher, die deu-
--------------- 2013-04-21 07:17:42 ---------------
30/94
Między dyalektami górnoniemieckimi panował zrazu, za czasów Karolingów odcień frankoński. Stopniowo jednak wychylał się na wierzch alemański czyli szwabski, mianowicie od czasu, kiedy na tronie niemieckim zasiadła rodzina Hohenstaufów. Już przy końcu XII wieku mówiono na dworach panów i rycerstwa dyalektem domu cesarskiego. Z dworów i zamków przeszedł język arystokracyi i do poezyi. Samo się przez się rozumie, że się ten przewrót nie odbył w jednym roku, lecz dłuższego potrzebował czasu. A w czasie tym musiał panować jakiś odcień przejściowy, jakaś mieszanina narzeczy: dolnoniemieckiego i górnoniemieckiego z przymieszką frankońskiego i szwabskiego dyalektu. Fr. Pfeiffer i W. Grimm odkryli też ową pośrednią formę wyrabiającego się języka i nazwali ją: mitteldeutsch. Dyalekt ten szedł przez dłuższy czas równolegle obok mowy panującej jako narzecze gminu. Ślady tej „mięszaniny" widzimy jeszcze w „Eneidzie" Henryka z Veldecke, który już jednak w przeważnej części nowym śpiewał językiem. Jest to jego przednia zasługa.
Powtóre wrócił Veldecke pierwszy do poprawnego wiersza po długiem zaniedbaniu formy przez poetów ludowych.
Wiadomo, że narody dziecięce nie znały prozodyi, wytworzonej dopiero przez sztukę. I pierwotni grecy ulegali początkowo tylko akcentowi, który się z późniejszem mierzeniem zgłosek wcale nie zgadzał. Walkę akcentu z prozodyą, natury z sztuką, widzimy jeszcze u starszych poetów grecko-rzymskich, w spuściznie pieśni ludowej, a nawet w komedyi czasów nowszych.
I w mowie wiązanej starożytnych germanów był akcent (accenius, ictus) głównem prawidłem. Wiersz składał się z tylu a tylu przyciskanych (Helungeri) i nieprzyciskanych (Senkungen) zgłosek, nieznając praw długości i krótkości (quantitas). Wiersz niemiecki, choć się później wykształcił, nie przyswoił sobie jednak nigdy miary greckorzymskiej; uwzględniał zawsze tylko akcent i to akcent językowy (Tonsiärke), polegający na przycisku pewnej zgłoski, a nie muzyczny (Tondauer, jak u Grekorzymian) zależny od trwania dźwięku. Odmienny
-------------------------------------------
tsche Sprache, 2 wydanie, Stuttgart 1869 od str. 87 — 96). Wprawdzie poprawił Schleichera tu i owdzie młodszy filolog, Rudolf von Raumer, lecz korekty jego nie odnoszą się do spraw zasadniczych.
--------------- 2013-04-21 07:17:45 ---------------
31/94
ten akcent spowodował zasadniczą różnicę między rytmem poetów starożytnych a germańskich.
Najstarszy wiersz niemiecki, przechowany dotąd, składa się z ośmiu akcentowanych zgłosek. Ostra cezura przecina go na dwie po-łowy, z których każdy odrębną tworzy całość. N. p.:
Uns ist in alten maeren Wunders vil geseit,
Von hélden lobebaeren Von grôzer kuonheit,
Von frouden hochgeriten Von weinen und von Klagen,
Von küener reeken strîtea Muget ir nu wunder hoeren sagen.
Przytoczone cztery wstępne wiersze „Nibelungów (podług pisowni Lachmann'a) nie mogą być wprawdzie wzorem najstarszej formy wierszowania, bo widzimy już końcowe rymy, i słyszymy starannie oznaczoną ilość akcentów, lecz dają one zawsze wyobrażenie o prawie przyciskania. Czytelnik czuje powagę i jednostajność takiego wiersza, nadającego się do pieśni bohaterskiej. Powyższy przykład nie ma ośmiu akcentów, lecz sześć. Tylko ostatni wiersz nie uległ z przebiegiem czasu zmianie (1).
Końcowego rymu (Endreim) nie znali starodawni germanowie wcale. Widzimy w starożytnych pieśniach niemieckich zaledwo słaby zawiązek tej ozdoby mowy wiązanej. Dzisiejszy rym polega na równodźwięczności ostatnich zgłosek wiersza, a ów pierwotny, daleki, zadowalniał się prostą alliteracyą (Stabreim, Buchstabenreim), czyli, zgodą pierwszych głosek w kilku po sobie idących, lub osobne wiersze zaczynających słowach. Gdy pieśniarz powiedział: Gudrun, die gute, Giukis Tochter, był już znakomitym poetą, bo powtórzył nie tylko w jednym wierszu trzy razy g, ale nawet dwa razy gu.
Kiedy rym w dzisiejszem rozumieniu powstał, gdzie stała jego kołyska? niewie dotąd nauka. Pierwszym prawidłowo-rymowanym, znanym pomnikiem literackim Niemców jest Otfried'a „Evangelienharmonie" (870 r.) Lecz już dawno przed Otfrydem pisali zakonnicy rymo-
--------------------------------------
(1) Niechcąc przeciążać pracy zbytnim balastem uczoności filologicznej, podaję tylko daty niezbędne. Ktoby był ciekawy metryki niemieckiej, temu posłuży dziełko Rodericha Benedixa „Das Wesen des deutsehen Rhytmus", Lipsk, 1862, odznaczające się przejrzystością, kompozycyi.
--------------- 2013-04-21 07:17:47 ---------------
32/94
wane wiersze łacińskie, bo posiadamy Z IV w. (około r. 393) psalm św. Augustyna (Psalmus contra parlem Donati), kończący się równodźwięcznemi zgłoskami.
A. W. Schlegel kruszy pióro przeciwko pochodzeniu arabskiemu rymu(1), zkąd go Ginguené, Sismondi i Józef von Hammer wywodzą; Muratori (2) i Lachmann chwieją się między maurami a klasykami; Wackernagel i Graff są za rodowodem niemieckim, a jeszcze inni, między którymi Uhland (3) niepoślednie zajmuje miejsce, przysądzają poezyi chrześciańsko-łacińskiej zaszczyt początkowania.
Prawdą jest, że najdawniejsi trubadurowie Francyi południowej obcowali z maurami, z którymi wojowali, lecz t. z. rym arabski był także tylko alliteracyą, polegającą na powtarzaniu tej samej głoski, która często przez cały poemat wracała. A przecież znali już lirycy rycerscy rzeczywisty rym.
Prawdą jest także, że najstarsze pomniki poezyi rymowanej należą do literatury chrześciańsko-łacińskiej, i dla tego ma rodowód greckorzymski żywych świadków za sobą. Lecz równodźwięk, bądź w środku, bądź przy końcu wiersza nie obowiązywał poetów klasycznych, choć znali go jako słów igraszkę, jako figurę retoryczną. N. p.:
Non satis est, pulehra esse poemata; dulcia sunto,
Et, quocumque volent, animum auditores volunto.
(Horac. ars poëtica, wiersz 99).
Wszakże, to tylko zabawka (similiter cadens — homoite - leuton, homoiototon), na którą się trudno powoływać.
Prawdą jest w końcu, że język łaciński, bogaty w równobrzmiące końcówki, nadawałby się do rymu (wszystkie czasowniki tej samej odmiany w trybie bezokolicznym, na: are, ere, ire; również przypadki rzeczowników i liczne przymiotniki na: ettus, illus, osus, enus, ernus itd.). Lecz i ta okoliczność, na którą się zwolennicy rodowodu łacińskiego powołują, nie dowodzi niczego, bo dlaczegoż nie zaczęła poetyka łacińska przed wydoskonaleniem prozodyi od rymu, choćby tak nieudolnego, jak germański, lub arabska alliteracyą, skoro równodżwięk odpowiadał duchowi języka rzymskiego? W najstarszej poezyi ludowej narodów klasycznych widzimy tylko prawo akcentu, to samo u Greków
-------------------------------------------------
(1) A. W. Schlegel: Observation sur la langue et la littérature provençale, Paris, 1818.
(2) Muratori; Antiquitates italicae.
(3) Uhland, jak wyżej, tom I, str. 357 — 390.
--------------- 2013-04-21 07:17:49 ---------------
33/94
średniowiecznych, gdy, porzuciwszy prozodyą, wrócili do formy pier-
wotnej.
Prawdopodobnie spoczywał rym w istocie języka germańskiego,
jak miara muzykalna w mowie greków i rzymian. Że pierwsze poemata rymowane pisali zakonnicy po łacinie, niczego to nie dowodzi, bo księża byli germanami, więc mogli przenieść zasady własnego narzecza do języka, którego się dopiero w szkole nauczyli. Trudno kusić się o stanowcze odnalezienie źródła rymu bez świadectw piśmiennych. Wszelkie domysły w tym kierunku pozostaną na zawsze tylko przypuszczeniami, chyba, że jaki stary manuskrypt rozświeci dotychczasowe ciemności.
Poemat rymowany, zwany „pieśnią" (Lied), długi czy krótki, co nie wpływało wcale na imię całości, składał się z zwrotek (Leich). W Otfrieda „Evangelienharmonte" tworzą dwa długie, więc cztery krótkie (Halbzeilen) wiersze starożytną zwrotkę niemiecką. Była to zwykła forma, okrom kilku wyjątków (1). Słusznie wywodzi Lachmann (2), a za nim inni systematyczny podział starej pieśni z praw muzyki, która potrzebuje przystanków. Wiadomo bowiem, że pierwotna poezya żyła w ustach śpiewaków, którzy ją z ojca na syna, przez kilka wieków narodowi podawali. Lecz gdy sztuka czytania przeszła z klasztorów między piewców ludowych, ginie ustalona forma zwrotkowa, pomijana przez lekkomyślnych i niedbałych wykonawców.
Upadek zwrotki i mowy wiązanej w ogóle zaczyna się na początku XI w. i trwa aż do połowy XII. Wykonawcy zapominają o przepisanej liczbie zgłosek, rymują nawet krótkie wiersze z dłuższemi, nie troszcząc się o dawny akcent słów. Cała jednak wina nie spada jedynie na barki wirtuozów, gdyż zamęt formy był w części skutkiem ówczesnej rewolucyi językowej. W tymto bowiem czasie osłabiały się pełniejsze samogłoski o, u, i, ginąc w niemem , e", lecz akcent nie ustępował z dawnego miejsca, czekając na ostateczne ustalenie się języka.
Pierwszy Henryk z Veldecke wrócił do poprawnej formy i to jego druga zasługa (3).
-------------------------------------------
(1) N. p. „Pieśń na cześć św. Piotra", trzywierszowa.
(2) Lachmann, Über Singen und Sagen.
(3) Ponieważ nie mam zamiaru napisać wyczerpującej historyi epopei rycerskiej, lecz daję tylko pogląd na jej rozwój i znaczenie, przeto pomijam autorów drugorzędnych, odsyłając ciekawych dokładniejszych dat do Koberstein'a lub Goedecke'go, gdzie ich znajdą, tysiące.
Henryk z Veldecke nie jest w ścisłem rozumieniu właściwym twórcą, epopei rycerskiej, gdyż już krótko przed nim przerzucili się sami księża, hołdując gustom chwili
--------------- 2013-04-21 07:17:51 ---------------
34/94
IV. (HARTMAN Z AUE — JEGO ŻYWOT PRYWATNY — JEGO DZIAŁALNOŚĆ POETYCKA — IWAJN — EPIGONI HARTMANA).
O pochodzeniu i stanowisku towarzyskiem Hartmana z Aue (Hartman von Aue, także von Au, von der Au, von Owe i Ow zwany) nie mamy mimo starannych poszukiwań monografów niemieckich pewnych, naukowych danych. Choć poeta ten posiada już własną, a nawet dość obszerną literaturę, nie wiemy dotąd, zkąd pochodził i czem był. Rzecz dziwna, że kroniki historyczne pomijają zupełnie pieśniarza, którego poemata szły z rąk do rąk, z ust do ust, na każdym zamku mile witane. Wolfram z Eschenbach, Godfryd z Strasburga, Wirntz Grafenbergu i cały szereg współczesnych, lub krótko po nim idących epików, wszyscy znają i wielbią głośnego autora „Iwajna," tylko historycy milczą o nim uparcie. Okoliczność ta sprawiła, że jedynym materyałem do biografii Hartmana są jego własne uwagi, rozrzucone tu i owdzie, głównie zaś w utworach lirycznych (1).
Dwie przeważnie wątpliwości zajmują biografów Hartmana z Aue. Mimo całego stosu broszur, nie wiemy dotąd, gdzie się poeta urodził
--------------------------------------
do przedmiotów świeckich. I tak opiewał ks. Konrad (Pfaffe Kunrad, Konrad) jeszcze przed Veldecke'm losy Karala W. Tak samo ks. Lamprecht (Pfaffe Lamprecht) dzieje Aleksandra W., ulubieńca poezyi rycerskiej.
Tego samego Aleksandra opracowali późniejsi epigoni Henryka z Veldecke, mianowicie: Rudolf z Ems (w połowie XIII w.); Ulrych z Eschenbach (przy końcu XIII w.). Seyfried (w r. 1352) i kilku innych, mniej głośnych.
I wojna trojańska podobała się poetom rycerskim. Opracowali ją w Niemczech: Herbort z Fritzlar (w pierwszych latach XIII w.): Wolfram i Konrad z Würcburga (w r. 1250).
Owidyusza „Metamorfozy" opracował Albrecht z Halberstadt; i t. d.
Wszyscy wymienieni poeci z wyjątkiem dwóch poprzedników są epigonami Henryka z Veldecke.
(1) Liczne po różnych, starożylnościom niemieckim poświęconych pismach, jakoteż w przedmowach i w komentarzach do dzieł Hartmana rozrzucone daty historyczne, odnoszące się do ojczyzny i stanu poety, żebrał Ludwik Schmidt: Dr. Ludwig Schmidt, Des Minnesängers Hartmann von Aue Stand, Heimath und Geschlecht. Tubingen 1874.
--------------- 2013-04-21 07:17:54 ---------------
35/94
i do jakiego należał stanu. Jedni robią go frankiem, inni szwabem(1), jedni rycerzem służebnym, inni wolnym panem (2).
Nie pójdziemy śladem rozlicznych konjektur, zostawiając tę mozolną, a najczęściej daremną pracę monografom; nakreślimy tylko z osobistych uwag poety szkic do jego życiorysu.
Hartman z Aue nie był synem możnego naówczas rodu, lecz szlachcicem ubogim, prawdopodobnie rycerzem, służącym w orszaku jakiegoś barona, bo nazywa się sam „Dienstmann" (Armer Heinrich, wiersz 4 Iwein, wiersz 28). Jego to dopiero sławie zawdzięcza rodzina późniejsze swe wyniesienie. Panowie z Aue, zaszczyceni w XVI wieku tytułem wolnych baronów (Freiherr), byli aż do r. 1805 udzielną szlachtą rzeszy niemieckiej (reichsunmittellbar).
Zdaje się, że rodzice Hartmana przeznaczyli go do stanu duchownego, licząc na jakieś dygnitarstwo kościelne, bo autor „Iwajna" należy do tych nie wielu rycerzów, którzy umieli pisać, a sztuki tej mógł się tylko w klasztorze nauczyć (3).
Lecz krew żołnierska musiała się zbuntować przeciw regule zakonnej. Hartman porzucił sukienkę duchowną, uciekł z klasztoru i ruszył w świat na boje, za góry i morza. Jako giermek możnego pana rozkochał się w córce swego chlebodawcy, w dziewczynie dumnej, nie przystępnej, bo skarży się na pychę jej w pierwszej części swych pieśni lirycznych (Büchlein). Niepowodzenie w miłości pchnęło go na Wschód, do grobu Chrystusowego(4).
------------------------------------
(1) Dr. Ludwig Schmidt, jak wyżej, od str. 53 — 74.
(2) Współczesny potomek poety, Freiherr von Ow, umieścił w kwartalniku „Germania" tom XVI na r. 1871, Wiedeń od str. 162 — 167, rozprawkę pt: „Hartman's von Aue Heimath und Stammburg," w której twierdzi, że sławny jego przodek był wolnym panem. Gołosłowne to twierdzenie zwalcza bardzo umiejętnie Ludwig Sclimidt, jak wyżej, od str. 34 — 53.
(3) Z dumą, mówi Hartman o swej „uczoności."
Ein riter, der geleret was,
Unde es an den buochen las (Iwem, w. 21, 22).
(4) Biografowie Hartmana kruszą znów w tem miejscu pióra, badając, do której krucyaty poeta się przyłączył, czy poszedł na Wschód w r, 1187 — 91, czy też w roku 1197 — 98. Przychylam się z swej strony do przypszczenia Schmitdta (jak wyżej, od str. 53 — 74), który twierdzi, że Hartman popłynął dwa razy na Wschód. W liryce bowiem jego słyszymy wspomnienia z obydwóch wypraw. Drugim razem przystał poeta do krzyżowców po śmierci swego chlebodawcy, którego gorzkiemi opłakuje łzami.
--------------- 2013-04-21 07:17:56 ---------------
36/94
Gdy wrócił, wyleczony z pierwszej miłości, do ojczyzny, rozkochał się po raz wtóry, a i tym razem w bogatej jakiejś dziedziczce, bo skarży się znów w drugiej części swych pieśni lirycznych na srogość losu, który mu nie pozwala zbliżyć się jawnie do lubej. Jeżdżąc w świcie swego chlebodawcy po kraju za przygodami, niesie w sercu tęsknotę za ukochaną, dla której w wolnych chwilach pieśni miłosne tworzy.
Krótko po wyprawie na Wschód musiał osiągnąć godność rycerską, gdyż w późniejszych pieśniach dodaje już do swego imienia najwyższy tytuł ówczesnej szlachty (riter = Ritter), podczas kiedy się da wniej nazywał tylko giermkiem (ein tumber Knecht = dummer Knecht = głupi chłopak).
Śmierć lennodawcy i powtórne niepowodzenie w miłości nakłoniły Hartmana do wzięcia udziału w drugiej wyprawie krzyżowej (w roku 1197 — 98). Poeta spieszy na Wschód, lecz tym razem już bez ciekawości, bez animuszu rycerskiego. Idzie na krwawe boje, cichy, zrezygnowany, pragnąc się odtąd poświęcić służbie bożej i rozmyślaniu, jak się wyraża. Gdy wrócił z Palestyny, osiadł prawdopodobnie na swem lennictwie i pracował już do końca życia z piórem w ręku,
Kiedy zeszedł z tego świata, nie wiemy. Tyle tylko możemy się domyśleć z wzmianek współczesnych mu epików, że umarł między rokiem 1210 a 1220, i że skonał młodo, nie przekroczywszy nawet czterdziestego roku życia (1).
Hartman z Aue był dosyć płodnym autorem na owe czasy. Która z epopei jest pierwiosnkiem jego muzy, nie wiemy na pewno, lecz mniejsza wartość literacka (nieudolność formy, widoczny brak wprawy) potwierdzają domysł, że poeta zaczął swą działalność głośną od utworu pt: „Erec der Wunderaere" (2). W tej to pracy nazywa się jeszcze głupim chłopcem, giermkiem (wiersz 1602 i 7479), a dopiero w następnej ,,der arme Hetnrich" chlubi się godnością rycerską.
--------------------------------------
(1) Popularną biografią Hartmana napisał Karol Barthel, Leben und Dichten Hartman's von Aue, von Karl Barthel, Berlin. 1854 r.
(2) Ponieważ się ta epopeja przechowała tylko w jednym, a na domiar uszkodzonym rękopiśmie, pozbawionym kilku pierwszych kartek, przeto nie znamy właściwie tytułu oryginalnego. Jedni nazywają poemat, jak wyżej, inni znów wprost tylko, Erec und Enite. Rękopism, sporządzony z polecenia cesarza Maksymiliana w r. 1502 — 19 podług tekstu jakiejś starej nieznanej książki, zwany „Ambraser Handschrift," znajduje się w Wiedniu. Zawiera on 10,134 wierszy. Pierwsze wydanie krytyczne ogłosili: Haupt z Lachmann'em w r. 1839. Wydanie to poprawili kolejno: Bennecke, W. Grimm, Wackernagel i Pfeiffer.
--------------- 2013-04-21 07:17:58 ---------------
37/94
Między „Erekiem" a „Iwajnem" napisał Hartman jeszcze dwie epopeje: 1) Gregorius, der guote sűndere = Gregor, der gute Sűnder — Grzegorz, dobry grzesznik i 2) Der arme Heinrich = biedny Henryk. Opowieść o Grzegorzu zaczerpnął autor tak samo z źródła francuzkiego (2), jak osnowę do „Ereka". Za to są dzieje „biednego Henryka" własnością fantazyi niemieckiej. Obiedwie epopeje (3) należą do rodzaju tz. świętych legend, obiedwie stoją po za obrębem właściwej poezyi rycerskiej, której pierwszy dojrzały owoc spotykamy dopiero w ostatniej epopei Hartmana, w rozgłośnym „Iwajnie."
„Na zamku króla Artiura, w Karidol, skończyła się wieczerza. Gospodarz udał się na spoczynek, lecz w głównej sali pozostało jeszcze sześciu sławnych junaków: Dodines, Gawajn, Segremors, Iwajn, Këi i Kalogreant."
„Kalogreant, najmłodszy, opowiada starszym towarzyszom jakąś przygodę, i budzi zbyt podniesionym głosem śpiącą już królowę. Pani opuszcza łoże, wraca do komnaty gościnnej i prosi rycerza, aby się i z nią „awanturą" swoją podzielił."
"Szukając czynów rycerskich, — prawi Kalogreant — zaszedłem pewnego razu do jakiegoś lasu, w którym dzikiego spotkałem człowieka. Czego szukasz? pyta mnie samotnik. Przygód rycerskich! odpowiadam, O, o te nie trudno w naszej okolicy, mruczy pustelnik. Idź tylko w las, agdy dojdzieszdo studni, wtedy otwórz dobrze oczy. Ujrzysz tam kamień marmurowy, a nad nim złote naczynie. Tem naczyniem nabierz wody i wylej ją na kamień, a doczekasz się przygody."
"Idąc za wskazówką dziwnego męża, przebyłem trzy mile wśród nadzwyczaj pięknego lasu, zaludnionego nieznanem mi ptastwem, i dotarłem rzeczywiście do opisanego źródła. Ale zaledwie wylałem wodę na kamień, ustał śpiew ptasząt, zachmurzyło się niebo i runął las pod
------------------------------------
(1) Victor Luzarche wydał w roku 1857, w Tours, starą, legendę francuzką pt Vie du pape Oregoire le Grand, légende française, publieé pour la premiere fois par itd. Bohater tej legendy jest owym Grzegorzem "dobrym grzesznikiem" Hartmana.
(2) Wykazał to Karol Bartsch w kwartalniku „Germania," Wiedeń, na r. 1862, w tomie VII od str. 141 — 185 w rozprawce pt: Ueber Christian's von Troies und Hartman's von Aue Erec und Enide.
(3) „Grzegorz" zawiera 3834 wierszy, a „Henryk" 1520. Rękopism pierwszego utworu znajduje się w Erlau (Erlauer Handschrift), drugi przechował się w dwóch oryginałach, w Strassburgu i Heidelbergu. „Grzegorza" ogłosił nasamprzód Lachmann drukiem w. roku 1838, pózniej Bech w ogólnym zbiorze dzieł Hartmana; „Henryka" wydali bracia Grimm w r. 1814, potem Lachmann z komentarzem krytycznym w r. 1820, następnie Wackernagel w r. 1855, w końcu Bech.
--------------- 2013-04-21 07:18:01 ---------------
38/94
piorunem. Potem nadbiegł jakiś olbrzymi rycerz i wysadził mnie z siodła, zanim miałem czas przygotować się do walki. Bez konia, którego mi zwycięzca zabrał, z wstydem w sercu, shańbiony wróciłem pieszo do gospody."
„W czasie opowiadania rozbudził się także sam król Artiur i poszedł do sali. Wysłuchawszy szczegółów owej przygody, przysiągł na duszę swego ojca Uterpandragona, że stanie za dwa tygodnie z wszystkimi swymi towarzyszami u studni, aby się zmierzyć z niezwykłą siłą olbrzymiego rycerza."
Lecz Iwajn, wuj Kalogreanta, postanawia króla uprzedzić. Przeto opuszcza potajemnie zamek karidolski i spieszy do zaczarowanego lasu. Staje przy źródle, leje wodę, widzi i słyszy te same dziwy, które siostrzeńca jego przeraziły, nie traci jednak przytomności, gdy rycerz nadbiega, i pokonywa go. Olbrzym ucieka, Iwajn za nim — olbrzym, raniony śmiertelnie, wpada do swego zamku — Iwajn pędzi za zbiegiem przez zwodzony most. Już go dosięga, wtem zapada nagle ostra u dołu brama i odcina tuż za siodłem Iwajna połowę jego konia. Junak „artusowy" zostaje między dwiema bramami bez konia, jak w klatce. Teraz napadną go giermkowie właściciela zamku i zamordują go. W biedzie tej pomaga mu Luneta, służąca Laudyny, żony rannego olbrzyma. Przynosi mu bowiem pierścień czarodziejski, który go czyni niewidzialnym."
"Z ukrycia swego, nadprzyrodzoną siłą obrączki zastawiony, widzi Iwajn Laudynę i rozmiłowuje się w niej. Olbrzym umiera z ran, giermkowie wynoszą go na wieczny spoczynek, a pochowawszy pana szukają zabójcy, lecz nie widzą go, choć stoją przy nim. Teraz namawia Luneta swą panią, aby sobie nowego wyszukała rycerza, któryby ją umiał lepiej przeciw wrogom zastawić. Mądra dziewczyna radzi: wybierz sobie, o pani, tego wojownika, który twego męża zwyciężył, gdyż oczywista, że ten musi być waleczniejszym od nieboszczyka. Wprawdzie zżyma się zrazu Laudyna, nie chcąc oddać swej ręki nad świeżą mogiłą męża jego zabójcy, lecz kiedy jej Luneta przedstawia, że będzie niebawem potrzebowała obrońcy, bo król Artiur zbliża się już z swem rycerstwem, aby jej wydrzeć panowanie nad cudownem żródłem, zgadza się w końcu, i rozsyła gońców do radców swego dziedzictwa z prośbą o pozwolenie na nowe śluby. Ponieważ towarzysze zmarłego pana nie mają nic przeciw Iwajnowi, staje się wszystko po myśli Lunety. Jeszcze się gody weselne nie skończyły, kiedy się Artiur ukazał przy źródle. Pierwszą kopią z nieznanym rycerzem pragnie skruszyć Këi, pyszałek i dowcipniś dworu królewskiego."
--------------- 2013-04-21 07:18:03 ---------------
39/94
„Artiur wylewa wodę na kamień marmurowy i czeka. Niebawem nadbiega Iwajn, obrońca mienia swej żony, i wysadziwszy pyszałka z siodła, odkrywa przed królem przyłbicę. Następuje poznanie — radość — stół okrągły (die Tafelrunde) ciągnie w gościnę na zamek swego towarzysza. Tu przypomina Gawajn Iwajnowi, że nie powinien przy żonie o rycerskich zapominać obowiązkach, gdyż te świętsze są i serca męzkiego godniejsze, aniżeli gruchania miłosne. Mimo próśb Laudyny opuszcza ją w skutek tego niedawny jej małżonek na cały rok, aby się jeszcze więcej wsławić. Iwajn jeździ teraz z Gawajnem z turnieju na turniej, zbierając Wszędzie wawrzyny rycerskie. Tak bardzo ukochał rozgłos, że zapomniał o terminie, który mu żona wyznaczyła. Gdy go sobie przypomniał, już czas przeminął. Wpada z tego powodu w smutek głęboki, a kiedy mu żona przez Lunetę dalsze posłuszeństwo z powudu zdrady wypowiada, traci z żalu rozum. Biegnie do lasu, i żyje tam ubitą zwierzyną, dziczejąc zupełnie. Nędznego, chorego znajdują podle drogi jakieś niewiasty rycerskie i poznają w obłąkanym sławnego Iwajna. Smarują go cudowną maścią, i zabierają go z sobą."
„W zamku pani Narison wraca Iwajn po niejakim czasie do zdrowia. Hrabia Aliers napada gród, lecz Iwajn rozprasza napastników. Wdzięczna pani, która się tymczasem w znakomitym rycerzu rozkochała, chce go przy sobie zatrzymać, lecz Iwajn nie zapomniał jeszcze o swej żonie i dlatego ucieka przed nową mi!ością. Wśród drogi spotyka lwa, walczącego z smokiem. Staje po stronie króla lasów i zabija potwora. Za to nie opuszcza go odtąd lew, biegnąc za nim jak wierny pies. Iwajna nazywają teraz rycerzem z lwem:"
„Błądząc po świecie, przybywa znów pewnego razu do owego źródła. Widok studni przypomina mu ukochaną, a porzuconą tak lekkomyślnie żonę. Mdleje z żalu i spada z konia, raniąc się własnym mieczem. Gdy lew widzi krew swego pana, chce się także żelazem przebić, ale Iwajn wstrzymuje go za łapę."
„Obok źródła znajduje się teraz kaplica, a w niej siedzi uwięziona niewiasta. Jest to Luneta, którą Laudyna tu zamknąć kazała, gdy mąż do niej nie wrócił. Pani posądziła bowiem sługę o zdradę. Luneta opowiada nieznanemu rycerzowi swą niedolę: jutro muszę umrzeć, jeźli się nie znajdzie jaki rycerz, któryby chciał walczyć za niewinność moją. Iwajn uspakaja ją, obiecując pomoc i wyjeżdza z lasu, aby się przygutotować do spotkania. Znajduje gościnę w sąsiednim zamku. Tu opowiada mu gospodarz, że olbrzym Harpin niszczy jego włości, że mu już sześciu zabił synów, a jutro obiecał przybyć, aby resztę dzieci w obliczu ojca zamordować. Iwajn pyta: a dla czegoż nie prosiłeś króla Artiura, aby ci jednego z swych rycerzów na pomoc przysłał?
--------------- 2013-04-21 07:18:05 ---------------
40/94
Gospodarz odpowiada, że rycerze artiurowi mają właśnie inne, ważniejsze zajęcie. Iwajn obiecuje rozprawić się z owym olbrzymem. Nazajutrz zabija rzeczywiście potwornego okrutnika, i spieszy do lasu, aby walczyć za niewinność Lunety. Zdążył w sam czas, bo dziewczyna stała już z zawiązanemi rączętami przy stosie, na którym miała spłonąć. Z pomocą lwa zwyciężył Iwajn trzech oskarzycieli dawnej swej przyjaciółki."
„Wkrótce potem powstaje między córkami hrabiego z Dorn spór o ojcowiznę. Starsza siostra niechce wydać młodszej przynależnej jej części. Skrzywdzona oświadcza, że uda się na dwór Artiura, aby sobie tam jakiego rycerza wyprosić, któryby za prawa jej walczył. Lecz starsza uprzedza młodszą. Jedzie ona do króla i zyskuje słowo Gawajna. Jedyny rycerz z lwem mógłby temu junakowi sprostać, mówią w okolicy, i dlatego wybiera się młodsza siostra w podróż, aby owego bohatera odszukać. Po długiej włóczędze weszła w końcu na ślad Iwajna i wraca z nim do domu. Po drodze potyka się jeszcze Iwajn na raz z dwoma olbrzymami, których zwycięża także z pomocą swego towarzysza, dzielnego lwa, wybawiając tym czynem trzysta niewiast, jęczących w niewoli owych potworów."
„Walka za prawa hrabianki z Dorn miała być jego ostatniem bohaterstwem, bo przeciwnikiem był drugi, równie waleczny rycerz, Gawajn. Stanęli na przeciw sobie — serdeczni przyjaciele — lecz nie poznali się, gdyż obadwaj w pełnej byli zbroi. Mierzyli się od rana do późnej nocy, a jeden nie mógł drugiego przemódz. Cały dwór artiurowy przypatrywał się spotkaniu dwóch najdzielniejszych rycerzów owego czasu, a kiedy po zachodzie słońca zmęczeni zapaśnicy przyłbice zdjęli i ukochane ujrzeli oblicza, rzucili się sobie w objęcia. Wielka radość panowała między towarzyszami „okrągłego stołu," gdy się przekonali, że owym sławnym „rycerzem z lwem" był druh ich, Iwajn, którego mieli już za straconego. Iwajn wrócił na dwór królewski, lecz gdy wypoczął po licznych trudach, puścił się znów w drogę, bo mu tęsknota za żoną nie dawała spokoju. Stanął u studni, pogodził się z Laudyną za przyczyną Lunety i żył już do końca dni swoich szczęśliwy, przy boku ukochanej niewiasty."
Podobna osnowa nie odpowiada oczywiście pojęciom nowoczesnym o prawdopodobieństwie artystycznem, lecz starożytni rycerze nie rozumieli jeszcze naszego realizmu. Dziecięce ich dusze wierzyły w źródła czarodziejskie, w cuda, w olbrzymów i w inne dziwy i nadprzyrodzoności, a niemowlęca ich wyobraźnia stroiła wszystko chętnie w jaskrawe draperye.
--------------- 2013-04-21 07:18:08 ---------------
41/94
W pierwszych rycerzach pokutowały resztki przedhistorycznych junaków, którzy na własną rękę królestwa zdobywali. Ich wola była prawem dla tysięcy, ich dłoń tarczą całych narodów. Wysoko rozwinięta indywidualność wojowników legendowych przeszła na potomków ich w prostej linii, na rycerzów. Wojownik średniowieczny jeździł sam po świecie, szukając przygód, a gdy był walecznym znaczył więcej od całych pułków. Znany szermierz bywał postrachem wrogów, i rozpraszał bez pomocników liczne tłumy. Z olbrzymami i smokami walczący Iwajn jest wytworem owego czasu, i dla tego usuwa się z pod skalpelu krytyka. Historyk bowiem literatury nie może do pojęć dalekich przykładać współczesnej miary, lecz powinien tylko zbadać, czy bohater poematu odpowiada wyobrażeniom swej epoki. Iwajn zaś jest prawowitem fantazyi rycerskiej dziecięciem.
W epopei Hartmana nie widzimy jeszcze ideału duchowej strony rycerstwa. Widzimy dopiero dwór króla Artiura, legendowego praszczura wszelkiej rycerskości. Na dworze tym przebywają najwaleczniejsi hohaterowie: Iwajn, Gawajn, Segremors, Kalogreant, Dodines i Këi. Siedzą oni przy stole dowódcy, jako wybrańcy. Odznaczają się siłą, zręcznością i walecznością. Oto pierwszy stopień rycerskości. Rycerz musi być odważnym i niezwalczonym, a towarzysz „okrągłego stołu" powinien wszystkich innych w tym kierunku przewyższać.
Lecz tę nierozumną siłę cielesną dawnych junaków pogańskich uszlachetniły już pojęcia chrześciańskie. Towarzysz Artiura nie walczy jedynie dla walki samej, jak jego przodkowie, nie szuka przygód dla przygód, nie boryka się bez celu, choćby z sosną lub górą, tylko wojuje dla sławy, lub potyka się z nikczemnikami w obronie słabych i sponiewieranych.
Gdy Kalogreant przygodę swoją opowiada, postanawia Iwajn zmierzyć się z olbrzymem, którego dotąd nikt nie pokonał, bo godziwą rzeczą, aby rycerz szukał sławy. Z miłości do tej bogini opuszcza później żonę, i staje zawsze po stronie uciśnionych.
W przygodach Iwajna widzimy już celowość nierozumnej dawniej broni. Miecz Iwajna wie, komu służy, a rycerskość nakazuje mu bronić zawsze tych, którzy pomocy jego potrzebują.
Swer an reehte güete
Wendet sen gemüete,
Dem volget saelde und ere. (w. 1 — 3)
--------------- 2013-04-21 07:18:10 ---------------
42/94
Słowami temi zaczyna Hartman „Iwajna" i kończy go zwrotem saelde und ere (w. 8166). Co znaczy: kto ukochał wszystko, co szlachetne, ten osięga szczęście i cześć. Powyższe więc trzy wiersze zawierają w sobie pierwszą część programatu zakonu rycerskiego.
Wyraźna tendencya, zaczynająca i kończąca epopeję, ułatwiła jednolitość kompozycyi. Wprawdzie razi współczesnego czytelnika zbytnia obfitość dekoracyi i epizodów (ciągle powtarzające się opisy: zbroi broni, zamków, walki i t. d.) lecz szkieletowi budowy trudno cośkolwiek zarzucić. Nadomiar zrozumiał Hartman pierwszy przedmioto wość epiczną. Henryk z Veldecke wplatał jeszcze do opowiadania uwagi i wspomnienia osobiste, a nawet poglądy własne, Hartman zaś odzywa się tylko wtedy w osobie pierwszej, gdy konieczność tego wymaga. Ówcześni bowiem poeci nie uznawali potrzeby oryginalnej „inwencyi." Odwrotnie. Epik musiał się powoływać na źródła, czy na książką kogoś drugiego, czy na wiarogodne opowiadanie. Ilekroć Hartman jakieś cudowne opowiada zdarzenie, oświadcza wyraźnie, że słyszał o niem tam a tam. Czyni to jednak tylko wtedy, kiedy musi, nie wysuwając nigdy swej osoby na pierwszy plan. I opisy: walk, zbroi, biesiad itd. są u niego rzadsze, aniżeli u Henryka z Veldecke. Opowiadanie jego płynie w ,,Iwajnie" równo, przechodząc lekko, wdzięcznie z wypadku na wypadek. Już współcześni podziwiali w Hartmanie tę miarę, (mâze, das Maass) tę harmonijność. W „Ereku" nie widzimy jeszcze tej równowagi epicznej. Tam gromadzi autor zdarzenia bez ładu, naśladując Henryka z Veldecke. W „Iwajnie" odtwarza już z świadomością: jest panem przedmiotu.
Krytyka niemiecka, między innymi Uhland (1), zarzuca „Iwajnowi" rozpołowienie akcyi. Zamiast walczyć i zbierać wawrzyny, aby w końcu w nagrodę rękę Laudyny pozyskać, żeni się Iwajn z ukochaną, porzuca ją i stara się o nią powtórnie. Zapewne; Iwajn nie jest poematem zbudowanym piramidalnie, nie dąży szybko w górę i na dół, lecz nie trzeba zapominać, że Hartman przedmiot w takiej opracował formie, w jakiej mu go oryginał przekazał. Osnowa i układ utworu nie są własnością autora. I do tej epopei wziął Hartman treść z poematu truwera francuzkiego, Chétiena de Troyes (2).
----------------------------------------
(1) Uhland, jak wyżej.
(2) Chrétien napisał swego "Chevalier au lijon," czerpiąc znów prawdopodobnie z skarbu ludowych podań bretońskich. Wiemy nawet z rymowanej
--------------- 2013-04-21 07:18:12 ---------------
43/94
Niemcy niechcieli się i w tym razie przyznać początkowo do plagiatu, lecz gdy ogłoszono spuściznę literacką Chrétiena, który żył przed Hartmanem, musiała draźliwość narodowa ustąpić przed prawdą. Dziś, po wyczerpującym traktacie Hollanda (1) o truwerze francuzkim, jest sprawa ta zupełnie ubita.
Ale Hartman przewyższył rycerza z Troies. Trzymał się on wprawdzie dość wiernie wątku opowieści, lecz w ciągu opowiadania pororobił znaczne poprawki. Niemiec motywuje już, czego francuz nie umie. Gdzie francuz zestawia cudowności i dziwactwa bez troski o to, czy możliwe, stara się niemiec zdarzenia nadprzyrodzone uzasadnić, a nawet pomija całe ustępy, skreśla, gdy rażą przesadą. Gdzie francuz przejścia psychologiczne hohaterów grubym szkicuje pędzlem, cieniuje niemiec bardzo starannie. Hartmana „Iwajn" wygląda obok oryginału Chrétiena jak oszlifowany brylant przy kamieniu surowym. Indywidualność niemiecka rycerza z Aue występuje wszędzie w tej epopei. Alboż Iwajn, pogromca smoków i olbrzymów, gdy źródło ujrzawszy, żonę sobie przypomina i z konia mdlejąc z żalu spada — nie jest germaninem sentymentalnym par excellence?
Kiedy Iwajn, napomniany przez Gawajna, aby w służbie miłości nie zleniwiał (sich verliegen) połowicę swą żegna i na przygody spieszy, wsuwa Hartman do opowiadania wzmiankę osobistej treści: „Wtedy zapytała mnie pani Miłość (Frau Minne) tak dziwnie, że rozum mój na to odpowiedzieć nie umiał. Powiedz mi, Hartmanie, wyrzekła pani, czy prawdą jest, co opowiadasz, że król Artiur pana Iwajna z sobą zabrał, pozwalając mu żonę opuścić? Odpowiedziałem: Tak jest. Powtórzyłem bowiem tylko to, co mi samemu opowiedziano, czyli prawdę. Ale pani Miłość spojrzała na mnie z pogardą, mówiąc: Prawda nie znajduje się po twojej stronie, Hartmanie? Pani, klnę się na uczciwość, że powiedziałem prawdę. Nie! odparła. Spieraliśmy się dość długo, obstawając każdy przy swojem, aż mnie pani Miłość w końcu przekonała Dowodziła mi dalej, że się Iwajn z żoną na serca pomieniał. On zabrał serce swej żony, jego zaś przy niej zostało. Pani Miłość, rzeknę na to, jeżeli tak jest, jak mówisz, to mi Iwajna żal, bo jakże może być meż-
--------------------------------------
kroniki Wace'a, pisanej w XIII stuleciu, że się w Bretonii, w lesie Brecheliant (u Hartmana w Iwajnie „Brezilian") miało wedle powieści ludowej rzeczywiście jakieś czarodziejskie znajdować źródło. Powieść o Iwajnie znajdujemy także w poezyi staroangielskiej. Podał ją I. Ritson. (I. Ritson, Ancient englisch metrical romances, tom I).
(1) W. Holland, Chrétien von Troies, eine litteraturgeschichtliehe Untersuchung, Tübingen, 1854.
--------------- 2013-04-21 07:18:15 ---------------
44/94
czyzna walecznym bez swego serca? Mniemam, że musi być teraz słabym jako niewiasta, kiedy w piersi swej lękliwe nosi serce. Jego zaś żona, właścicielka walecznego serca, będzie prawdopodobnie odtąd dzielnym junakiem. Na to krzyknie pani Miłość: Twój rozum osłabł widocznie. Zamknij buzię, bo nie znasz, jak widzę, cudów i środków moich. Otóż wiedz, że jestem Miłością, która może sprawić, że mężczyzna nie potrzebuje utracić siły i odwagi, choć się z kimś ukochanym zamieni na serce.
Takich scen, zdradzających filozoficznie rozmyślający umysł niemca, nie ma w oryginale francuzkim.
Największą zaletą głównej epopei Hartmana jest wzorowy wiersz i czysty, spokojem epicznym namaszczony język. Znakomitą formę autora „Iwajna" uwielbiali już współcześni. Gotfryd z Strasburga zachwyca się w „Trystanie" dykcyą pieśniarza z Aue:
Wie luter und wie reine
Sin kristallinin wörtelin
beidiu sint und immer müezen sîn.
„Czyste i przejrzyste, jak z kryształu, są słóweczka jego. a wszędzie na miejscu, wszędzie potrzebne." Tak pisał o Hartmanie inny, większy jeszcze od niego poeta (1).
-----------------------------------------
(1) „Iwajn" należał swego czasu do chętnie czytywanych poematów. Znają go wszyscy poeci owego czasu: Wolfram z Eschenback; Godfryd z Strasburga; Rudolf z Ems; der Pleier; Wirnt z Grravenbergu; Henryk von dem Türlin i inni, a naśladowali go wszyscy wierszopisowie drugorzędni. Najstarsze pozostałe rękopisy (heidelbergski i giesseński) sięgają w początki XIII wieku, pochodzą więc z czasów, w których, poeta właśnie dogorywał. Własnoręczny jednak skrypt samego autora zaginął, pozostałe bowiem rękopisy (złożone są w bibliotekach miast: Heidelberg, Giessen, Florencya, Drezno, Wiedeń) różnią się od siebie w kilku miejscach, co jest dowodem, że nie mogą być oryginałami, lecz są już kopiami, zmienionemi przez przepisywaczów. Heidelbergski rękopisni przepisano nawet na język ludowy (średnio niemiecki mitteldeutsah). Filolodzy niemieccy zajęli się sprawdzeniem i oczyszczeniem pozostałych rękopisów. Najlepsze wydanie Iwajna sporządził starożytnej literaturze niemieckiej wielce zasłużony Lachmann, razem z Benneckiem (,,Iwein, eine Erzaehlung von Hartmann von Aue mit Anmerkungen von Bennecke und Lachmann. Berlin 1843) a zupełnem wydaniem wszystkich dzieł zajął się Feodor Bech; „Hartmann von Aue, herausgegeben von Feodor Bech, Leipzig, 1867, 3 tomy. „Iwajn" zawiera 8,166 wierszy.
--------------- 2013-04-21 07:18:17 ---------------
45/94
Obok autora „Iwajna" wyrasta teraz cały szereg poetów, którzy się po części na dziełach Hartmana kształcili. Wszystko bowiem sprzyja szybkiemu rozwojowi sztuki i nauki. Wojnami domowemi i ciągłą prywatą szarpane Niemcy, uspokoiły się pod silnem berłem Fryderyka Barbarossy. I następcy wielkiego cesarza dbali także więcej o sławę narodową, aniżeli o drobne, osobiste korzyści, Rycerstwo, jeszcze niedawno surowe i dzikie, zaczyna się ogładzać, zasmakowawszy w przepychu zewnętrznym. Szlachcic zdobi swe sale zamkowe drogiemi ubiciami i kobiercami, ubiera się w płaszcze hermelinowe, które na złocistą lub srebrną zarzuca zbroję, a pozbywając się pancerza, wdziewa na siebie miękkie wełniane lub jedwabne opony. Na zamkach piją biesiadnicy drogie wina zagraniczne, mówią po francuzku i bawią się śpiewem i muzyką.
Najulubieńszym instrumentem owych czasów była harfa, którą znano już w IX w. pod nazwą „Cithara anglica." Pochodziła ona z Brytanii, jak samo nazwisko wskazuje. Używano także psałterionu, lutni, gitary i dwóch mniejszych instrumentów, zwanych: Die Rotte, die Mandore, die Citole (małe cytry i harfy). Grano w końcu na skrzypkach i skrzypeczkach (die Rubebe, die Fiedel), na różnych fletach i piszczałkach(1).
Jeszcze w połowie XII w. należał stan opowiadaczów (Erzähler) i śpiewaków (Strassensänger) do niższej warstwy społeczeństwa. Trupa takich „komedyantów", jakbyśmy dziś powiedzieli, ciągnęła od wsi do wsi, od zamku do zamku, bawiąc ludzi za łyżkę strawy lub za drobną nagrodę pieniężną, jak dzisiejsi muzykanci uliczni i kataryniarze.
Lecz kiedy w drugiej połowie XII w. z najwyższego stanu ówczesnego społeczeństwa, z rycerstwa, wyszedł cały szereg śpiewaków, zmieniło się oczywiście stanowisko i położenie autorów. Teraz ubiegali się królowie i książęta o sławę pieśniarza. Szlachcic — poeta wyparł szybko grajka — proletaryusza z dworów monarszych i z zamków, gdzie odtąd słuchano i wynagradzano tylko epików i liryków rycerskich. Kto sam śpiewać nie umiał, otaczał się poetami, stając się mecenasem sztuki. Autorom nie płacono honoraryów, druk nie rozpowszechniał ich prac, a środki do kształcenia się i materyały piśmienne były tak drogie, że nie każdy mógł się uczyć i pisać. Rycerz, gdy stworzył jaki poemat, musiał go albo sam po dworach bogaczów przed liczniejszem odczytywać zebraniem, albo, jeżeli czytać nie umiał, płacił minstrela i jongle-
-----------------------------
(1) Dr. Alwin Sehultz, jak wyżej, str. 429 i następne.
--------------- 2013-04-21 07:18:19 ---------------
46/94
rów, którzy prace jego wykonywali. Samo sprowadzenie rękopisów i pargaminów przechodziło możność szlachty uboższej. W takich warunkach nie była poezya bez mecenasów możliwa.
I wyrósł z potrzeb owego czasu zastęp opiekunów sztuki, którzy śpiewakom niczego nie skąpili. Kto większemi rozporządzał środkami , ubiegał się o poetę, należało bowiem do „tonu": mieć pod dachem swoim pieśniarza. Mecenas sprowadzał rękopis z Francyi , płacił pargamina, pisarków , otaczał autora wygodami , a nawet zagrzewał go do pracy własnym, choć nieudolnym zwykle przykładem. Niepodobna mówić o rozkwicie epoki klasycyzmu niemieckiego, nie potrącając o Wejmar, muz i wybrańców ich siedlisko. Takim Wejmarem był dla poezyi rycerskiej dwór landgrafa w Eisenach i na Wartburgu.
Herman, trzeci syn landgrafa Ludwika turyngskiego z przydom kiera „Żelaznego", i Jutty, księżniczki Szwabii, brat Ludwika Pobożnego, od r. 1182 — 1190 falcgraf saksoński, od r. 1190 landgraf Turyngii był jednym z najświatlejszych panów owego czasu. Na zamkach swoich, Eisenach i Wartburg, zgromadził kwiat ówczesnej inteligencyi, i żył tylko dla poezyi. Wszyscy znakomitsi poeci rycerscy przebywali na jego dworze, wszyscy hojnie obdarzani. Już Henryk z Veldecke doznał dobrodziejstw wspaniałomyślnego mecenasa sztuki narodowej. Herbart z Fritzlar, Biterolf, Albrecht z Halberstadt, Wolfram z Eschenbach, i nasławniejszy liryk średniowieczny, Walther von der Vogelweide, siedzieli przy gościnnym stole Hermana.
Drugiem takiem siedliskiem poezyi rycerskiej był dwór książąt austryackich w Babenbergu, nie licząc już dziesiątek mniejszych, bogatszych zamków, które chętnie w progach swoich rycerza-poetę witały. Prawdopodobnie przybywali młodzi pieśniarze na dwory sławniejsze, aby się w sztuce rymowania wydoskonalić, gdyż, choć nie mamy świadectw historycznych, niepodobna jednak przypuścić, aby można bez wzorów i bez nauki tak poprawne pisać wiersze, jakie w epopejach rycerskich widzimy. Prawa poetyckie musiały przechodzić z ust do ust; młodszy uczył się od starszego, szukając mistrza po świecie, bo Walther von der Vogeweide mówi wyraźnie, że jeździł do Austryi, na dwór babenbergski, celem wyuczenia się sztuki śpiewania(1).
-------------------------------------------------
(1) Uhland, jak wyżej, tom V, str. 13.
--------------- 2013-04-21 07:18:22 ---------------
47/94
Siła wewnętrzna państwa niemieckiego, powaga jego na zewnątrz, szersze ideały, polityczne, odblask zapału wojen krzyżowych, który owe czasy ozłacał, w końcu poparcie sztuki przez możnych — wszystko to przyspieszyło rozwój poezyi.
Jak grzyby po deszczu, wyrastają teraz śpiewacy — po całym kraju brzmi odgłos pieśni — nie ma zamku, gdzieby nie strojono lutni, i nie słuchano z przyjemnością opowiadania o bohaterskich czynach towarzyszów artiurowych. I jak zawsze, miał i w wiekach średnich ten poeta najwięcej naśladowców, który celował wykończoną formą, i zewnętrzne życie rycerstwa opiewał, nie wniknąwszy w treść jego, nie zrozumiawszy istoty. Myśli bowiem, idei nauczyć się trudno, podczas kiedy mniej lub więcej poprawną formę może sobie każdy przywłaszczyć. Pomysłu rodzicem jest geniusz, formy osełką bywa nauka, wprawa. Oto powód, dla czego Hartmana z Aue otacza ca!y zastęp przeróżnych śpiewaków. Czerpali oni wszyscy z tego samego źródła, opiewają bowiem znane nam już dzieje awanturnika-rycerza, z tą tylko różnicą, że zamiast Iwajna wysuwają innych bohaterów „okrągłego stołu" na pierwszy plan. Naśladują oni wszyscy manierę Hartmana, choć mu żaden z nich nie sprostał.
Należy tu nasamprzód Ulrych z Zazichoven (Ulrich von Zazickowen), który występuje równocześnie z mistrzem. Opisał on dzieje „Lancelota z jeziora (Lanzelot vom See). Rękopisy znajdują się we Wiedniu i w Heidelbergu (1).
Der Stricker, poeta z połowy XIII w., opiewał czyny „Daniela z Blumenthal" (Daniel von Blumenthal). Powołuje się on na źródło poety francuzkiego, Albericha de Bisencze, którym jest prawdopodobnie znany nam już Alberich de Besançon (2).
Nieznany poeta zajął się przygodami „Wigamura". Nadzwyczaj to fantastyczny poemat, należący już do epoki rozdziwaczonej, upadającej fantazyi rycerskiej (3).
Wirnt z Gravenbergu (Wirnt von Gravenberg albo Grafenberg, także Gräfenberg) jest najprzedniejszym naśladowcą Hartmana. Był to jeden z „elegantów" owego czasu. Pan i rycerz na zamku Gravenberg, wznoszącego się nad miasteczkiem tego samego nazwiska między
----------------------------------
(1) Dzieło Ulrycha z Zazichoven wydał A. K. Hahn we Frankfurcie 1845 r.
(2) Tylko początkowe wiersze poematu Strickera (mniej więcej 250 drukowano w Kopenhadze w r. 1787 w Nyjerupa Simbolae ad literaturam Teutonicam antiquiorem.
(3) „Wigamura" wydali: von der Hagen i Büsching av „Deutsche Gedichte des Mittelalters" tom I.
--------------- 2013-04-21 07:18:24 ---------------
48/94
Nurnbergiem a Bajreutem, które dotąd istnieje, bogaty, piękny, gorliwy wielbiciel i wykonawca kurtoazyi francuzkiej, rozrzutnik i awanturnik, należał Wirnt do typów szlachty średniowiecznej. Ubierał się w jedwabne opony, grywał na cytrze, bawił się szachami i poezyą, a za przygodą rycerską jechał, choćby tysiąc mil, jak sam mówi. Pewnego razu — opowiada — siedział zadumany w sali samkowej. Widział już cały świat, całował setki kobiet, użył wszystkiego, co ówczesne życie dać mogło, i zamyślił się nad nicością rzeczy doczesnych. Nie ma nic nowego pod słońcem! woła, jak Salomon. Wtem wsunęła się dojego komnaty przedziwnie piękna kobieta. Jasna łuna, bijąca z niej, rozświeciła cały pokój, suknie jej były bogate, a skroń jej zdobiła korona. Wirnt zerwał się z krzesła, przerażony tem zjawiskiem. Nie lękaj się, — odzywa się niezwykły gość — jestem bowiem twoją przyjaciółką! Mnie to służyłeś dotąd, o łaski moje i rozkosze starałeś się jedynie, nie troszcząc się o swej duszy spokój i zbawienie. Na imię mi: życie światowe! Służą mi królowie, książęta, baronowie i rycerze, służyłeś mi i ty i dla tego chcę ci pokazać, jaka cię nagroda czeka w końcu z ręki mojej. Wyrzekłszy to, odwróciła się tyłem, a Wirnt przeraził się jeszcze więcej, bo oto ujrzał na plecach pani obrzydliwe rany, różnemi toczone gadami. Kiedy ochłonął, postanowił zerwać z przeszłością. Zaciągnąwszy się w szeregi krzyżowców, pospieszył na Wschód do grobu Chrystusa, zkąd podobno już nie wrócił.
Jako były „elegant" i wykształcony rycerz swego czasu, nie umiał oczywiście pisać, lecz utrzymywał „uczonego" giermka, któremu podyktował około r. 1212 dzieje rycerza „Wigalois z kołem" (Wigalois der Ritter mit dem Rade), czerpiąc, jak poprzednicy jego z oryginału francuzkiego. Technika Wirnta jest tak doskonałą kopią roboty Hartmana w „Iwajnie", że możnaby obiedwie prace śmiało dziełami tego samego nazwać autora, gdyby nie jedna właściwość rycerza z Gravenbergu, której nie widzimy w utworach pana z Aue.
Wirnt, włócząc się różnie po świecie, nagromadził sobie wielki zapas spostrzeżeń, i poglądów praktycznych. Tę filozofią życia wplótł do swego poematu. Uwagi obytego w świecie panicza są tak prawdziwe, tak żywcem z doświadczenia brane, że nie tracą i w naszych czasach na świeżości.
Liczne rękopisy, zachowane w Kolonii, w Stuttgarcie, w miasteczku
Lisch w Meklemburgu, w Szwajcaryi, a nawet w Flandryi, świadczą o popularności Wirnta (1).
----------------------------------------------
(1) Wirnta dzieło wydał Bennecke w Berlinie 1819r., dalej Pfeiffer w Lipsku 1847 r.; na język nowo niemiecki przetłómaczył „Wigalois", hr. Baudissia, Lipsk 1848r. Epopeja zawiera 11,708 wierszy.
--------------- 2013-04-21 07:18:26 ---------------
49/94
V.
WOLFRAM Z ESZENBACH.
Jak niegdyś siedm miast greckich (Smyrna, Rodos, Kolofon, Salamin, Chios, Argos, Atene) o prawa do kołyski Homera między sobą walczyło, tak dobija się dotąd aż ośm miejscowości bawarskich o Wolframa z Eszenbach ( Wolfram von Eschenbach). Znakomity ten poeta urodził się i mieszkał w Eszenbach, w posiadłości ojców swoich, lecz wiosek i miasteczek tego nazwiska liczy Szwabia kilkanaście.
Któreż Eszenbach było własnością Wolframa? Tak pytają uczeniniemieccy wytrwale, bo żadna miejscowość tego imienia nie chce od praw swych odstąpić. Kto jest ciekawy, z jaką zaciekłością różnychmiast przedstawiciele w tej sprawie walczyli, może sobie odczytać jako curiosum (w „historyi starszej poezyi bawarskiej" Hollanda) dokładne sprawozdanie wszystkich utarczek, stoczonych za i przeciw prawomtego lub owego grodu(1). Co do nas, wolimy się i tym razem oprzećna własnych orzeczeniach poety, gdyż są one i dla biografii Wolframajedynem źródłem wiarogodnem.
Wolfram z Eszenbach mianuje się sam w „Parsiwalu" bawarczykiem, gdy mówi „wir Beier" (L. 121,7). Współcześni jego koledzy nazywają go dość często panem z Blyinfelden, Pleienfelden, a osada ta leży o cztery mile od miasteczka Eszenbach, w pobliżu Norymbergii w części dawniejszej Bawaryi starożytnej, zwanej także „Nordgau." Wszystkie też osoby i miejscowości, wszystkie wypadki i zdarzenia, o których autor mówi w swych poematach, jako o rzeczach znanych, znajdują się, lub odbywały się w sąsiedztwie owego Eszenbach nordgauskiego.
---------------------------------------
(1) Dr. H. Holland, Geschichte der altdeutschen Dichtkunst in Boyem. Regensburg 1862, str. 110 i następne.
--------------- 2013-04-21 07:18:29 ---------------
50/94
Bawarczykiem więc jest poeta, do czego się sam przyznaje, a pochodzi z powyżej określonego miasteczka.
I Wolframa dola nie była słodką rzeczą, bo los nie dał i jemu tak samo jak Hartmanowi zbyt wiele złota, choć był potomkiem bardzo starożytnej rodziny wolnych od wieków dynastów. Wprawdzie posiadał własną ojcowiznę, lecz nie musiały to być wielkie dostatki. Mówi on niejednokrotnie o swojem dziedzictwie: dâ heime in min selbes hus = daheim in meinem eigenem Hause=u siebie, we własnym zamku, bo ,,hus", dzisiejsze „Haus" znaczyło wówczas tyle, co posiadłość szlachecka (1).
Współcześni nazywają go też z tego powodu „der edle Herr von Eschenbach", a późniejsi (jak rycerz Püttrich von Reicherzhausen, żyjący w połowie XV w.), dodają do jego imienia tytuł wolnego barona = Freiherr von Eschenbach.
Szybki rozkwit rycerstwa, przepych, zdążający bez wytchnienia do marnotrawstwa, podkopał już w początkach XIII w. podstawę materyalną całego szeregu dawnych panów. Piszą kroniki, że nawet udzielni hrabiowie przybierali się, podupadłszy, w barwy bogatszych od siebie współtowarzyszów, klasztorów lub książąt, aby pracą rycerską na chleb powszedni zarobić. Już w początkach XIII w. doszła nieopatrzność szlachty do wysokiego stopnia. Możny pan włóczył się po całym kraju, szukając przygód, albo jeździł za morze, do grobu Chrystusowego, nie troszcząc się wcale o zarząd swych włości, a jeśli mu wypadło przepędzić czas jakiś w domu, wtedy rozbrzmiewał zamek śmiechem bawiących się gości, wino lało się strumieniami, a złoto brzęczało przy grze w kostki. Rozrzutność ta nie była jeszcze skutkiem lekkomyślności, gnuśności i zdziczenia, jak w XIV w., lecz owocem wygórowanej dumy rycerskiej. Nie godziło się bowiem, aby szlachcic dbał o pieniądze, bo rzeczą jego była: sława, ofiarność i służba w obronie religii. Rycerz rzucał pełną garścią grosz każdemu, kto tylko zawołał: dawaj, bo potrzebuję! Rycerz nie mógł nikomu odmówić. Zastawiał on włości swoje u bogatych mieszczan, kiedy papież rozkazał: spiesz za morze, bo cię Bóg wzywa! Rycerzowi nie wolno było odpowiedzieć: nie pójdę! gdyż wtedy byłby utracił godność szlachecką. Nie lekkomyślność, gnuśność i głupota zniszczyły byt materyalny dawnych rodów, lecz ofiarność, wyprawy krzyżowe i włoskie, nieopatrzność szlachecka, wkońcu lekceważenie złota.
------------------------------
(1) Porównaj słownik Bennecke'ego do Wigalois, słowo "hus"
--------------- 2013-04-21 07:18:31 ---------------
51/94
Być może, że i Wolframa z Eszenbach rodzina zubożała z powyższych powodów, być też może, że ojcowiznę jego uszczupliły inne przyczyny, na których ślad naprowadza nas wstęp do „Parsiwala."
Gamuret, drugi syn króla Anjou, jedzie po śmierci ojca na przygody, bo zgon rodzica zrobił go żebrakiem. Starszy brat zasiada na tronie monarszym, a młodszemu nie zostaje nic, okrom kilku koni i odrobiny ruchomości (fahrende Habe). Lennicy zgasłego pana wstawiają się za Gamuretem u nowego władcy, prosząc go, „aby dał młodemu chłopcu na drogę przynajmniej wymalowane na pargaminie królestwo Anjou. Bo gdy ktoś królewicza o ojczyznę zapyta, czemże się wydziedziczony wykaże? Niechże ma choć obrazek swej ojcowizny, aby nim ako nędzarzem nie wzgardzono."
Scenę tę opisuje Wolfram tak żywo, z takiem przejęciem, tak cicha, a gorzka boleść drzy pod jego słowami, gdy ubóztwo młodszego syna opisuje, że mimowoli na myśl przychodzi, iż i on musiał się kiedyś w takiem samem znajdować położeniu. Domysł ten potwierdza jeszcze ta okoliczność, że poeta przejechał w młodości swej konno prawie całe Niemcy, a dopiero w późniejszym wieku w „własnym osiadł domku".
Czy cierpiał za winy marnotrawnych przodków, czy też nie miał zrazu własnego kąta z łaski prawa, uświęconego zwyczajem, dość, że nie opływał w młodości w dostatki. Wychowanie jednak przyszłego poety było podług ówczesnych pojęć staranne. Kształcono go na rycerza, wysłano na dwór margrabiny hertszteińskiej, gdzie się uczył: grzeczności, gładkiego języka, i obycia towarzyskiego. O mistrzyni swej mówi Wolfram dość często, a zawsze z wielkim szacunkiem, z miłością, nawet z uwielbieniem.
Ukończywszy na dworze margrabiny przedwstępną, „edukacyą", wyruszył, jak każdy szlachcic średniowieczny, na przygody rycerskie (auf Ritterschafl ausfahren), a musiał się wiele po świecie włóczyć, bo wspomina w swoich dziełach cały szereg mężów historycznych, których znał osobiście. Że się dosłużył godności rycerskiej, dowiadujemy się nietylko z jego własnych wzmianek, lecz i z notatek współczesnych autorów. Poemat „Wartburgkrieg" zdradza nawet nazwisko tego, który go pasował. Był to hrabia hennebergski. Kroniki wspominają hrabiego Poppo XII z Hennebergu, który uległ w r. 1190 w Palestynie zarazie. Czas i nazwisko zgadzają się na domysł, że i Wolfram z mistrzem swoim wyprawę krzyżową odbył. (Konjekturę tę postawił pierwszy Büsching „Altdeutsches Museum'', tom I, str. 18).
Dłuższy czas przebywał Wolfram na dworze Hermana, landgrata
--------------- 2013-04-21 07:18:33 ---------------
52/94
turyngskiego, dokąd przybył około 1204. r. Zastał tam największego liryka wieków średnich, Waltera von der Vogelweide, który się właśnie z Babenberga do Eisenach przesiedlił. Lecz poważny, głęboki umysł epika nie zgadzał się z motylą naturą lekkiego, światowego liryka.
Pierwszy pobyt Wolframa u Hermana nie trwał długo, bo już w następnym roku przeniósł się poeta na dwór hrabiego z Wildenberg. W Eisenach i w zamku wildenbergskim podyktował swój największy poemat p. t. „Parsiwal." Około roku 1212 wrócił do landgrafa, który sprowadził dla niego z Francyi nowy poemat p. t.: „Wilhelm z Orange'', polecając mu przerobienie tego utworu na język niemiecki.
Wolfram posługiwał się pisarkami, nie umiał bowiem sam ani czytać, ani pisać. Największy ówczesny poeta, choć się wyraźnie chwali, że mu nie każdy w śpiewie wyrówna:
Ich bin Wolfram von Eschenbach
Unt kan ein theil mit sange (L, 114: 12, 13).
Jestem Wolfram z Eszenbach
I posiadam sporą cząstkę talentu poetyckiego.
mówi jednak dalej z dumą:
Schildes ambet ist mein art
Rzemiosło rycerskie jest moim zawodem.
a nawet, aby go czasem ktoś niechętny nie posądził o gminne zajęcie, prawi:
Ine kan decheinen bouchstap
(Ich kenne keinen Buchstaben). (L., 115, 27).
Nie znam ani jednej głoski.
Jak na całem życiu poety, spoczywa i na jego domowych stosunkach zasłona tajemnicy. Zasłony tej uchylają od czasu do czasu tylko
--------------- 2013-04-21 07:18:36 ---------------
53/94
jego własne słowa. Zwyczajem szlachty ówczesnej, wielbił Wolfram nadewszystko dzielność rycerską i wdzięk rodu niewieściego. Lecz nie ubóstwiał on kobiety bezwzględnie, bez krytyki, ciągnie bowiem granicę między złą a dobrą niewiastą. Nie krasa cielesna, nie urody wdzięk zachwyca go, tylko słodycz serca i czystość życia.
Wolfram kochał się w nieznanej nam dziewczynie. Do niej, do kochanki swojej, zwraca się bardzo często: „dość mu, gdy jego śpiew na jej zasłuży pochwalę, gdy mu ona słodkiem podziękuje słowem." Zdaje się, że skutek pomyślny uwieńczył jego miłość, bo mówi tu i owdzie o szczęściu małżeńskiem, o uciechach własnego ogniska tak serdecznie, a o zabawach, o mieczykach i o lalkach dzieci odzywa się z taką znajomością rzeczy, że czuć w tych opisach i zwrotach szczęśliwego męża i ojca. W „Parsiwalu" chwali wyraźnie publiczny stosunek z ślubną żoną, przenosząc go nad pokątne miłostki, które,,razem z poezyą z Francyi do Niemiec przeszły."
Ein offen süeze wiries wîp,
kan sölche minne geben
Publicznie uznana, słodka małżonka daje szczęście miłosne.
Kiedy się Wolfram urodził i jak długo żył? nie wiemy. Tylko epokę jego działalności literackiej (1200 — 1218) znają dzieje piśmiennictwa. Znają go osobiście: Wirnt z Gravenbergu w poemacie „Wigalois" (1212 r.); Godfryd ze Strasburga w "Trystanie" (1215 r.); Thomassin z Zirkeläre w epopei „ Wälscher Gast" (1215 r.), lecz Reinbot z Dorn w „Świętym Jerzym" (1225 roku), pisze już o nim, jako o nieboszczyku. Umarł więc prawdopodobnie między rokiem 1220 a 1225.
Wymieniony wyżej Püttrich, rycerz z Reicherzhausen, dziwak entuzyasta i biblioman w naszem rozumieniu, który jak Don Kiszot konające, dogorywające ukochał rycerstwo, i nietylko rozrzucone po zamkach rękopisy za drogie skupował pieniądze, lecz odbywał także pielgrzymki po kilkadziesiąt mil do kołysek i grobów wielkich poetów, widział jeszcze grób Wolframa. Błądząc po różnych Eszenbachach, dotarł nareszcie, jak mówi, do rodzinnego miasta poety, leżącego na drodze do Norymbergii i klęczał na mogile znakomitego wieszcza. Püttrich opowiada, że prochy Wolframa spoczywają w kościółku „Unserer Lieben Frauen", że widział jeszcze płytę, na której były wyryte imię i herb poety, lecz daty śmierci i barw herbu nie mógł już odróżnić. Kościołek ten przebudowano, jak świadczą kroniki, między r. 1460 a 70,
--------------- 2013-04-21 07:18:38 ---------------
54/94
a bezbożna ręka przerabiaczy zniszczyła prawdopodobnie ostatnie mieszkanie poety, bo dzisiejsi germaniści szukają daremnie owych resztek, opisanych przez Püttricha.
Wolfram nie doczekał się jeszcze, choćby tak pobieżnej biografii, jak Hartman. San-Marte (1), Holland (2), Lachmann (3) i Schmeller (4), przygotowali dopiero materyał do przyszłego życiorysu.
- - - - - - - - -
„Parsiwal" (Parzival) nazywa się najgłówniejsze dzieło Wolframa z Eszenbach. Jest to obraz kwitnącego rycerstwa, zwierciadło zwyczajów i obyczajów, skarbnica zapatrywań i pojęć, a nawet idealnych przeczuć pierwszej połowy XIII stulecia (5).
Zacząwszy ogólno-moralnem rozumowaniem (1 — 26), przechodzi autor do biografii ojca swego bohatera.
„Król Andegaweński, Gandajn, (Anjou, Anschouwe) umarł, zostawiając po sobie dwóch synów: Galwesa i Gamureta. Starszy, Galwes
--------------------------------------------
(1) Sant-Marte, Leben und Dichten Wolframs von Eschenbach, 2 tomy Magdeburg 1841, tom II, str. 297 — 326.
(2) H. Holland, jak wyżej, str. 108 — 131.
(3) Lachmann, wstęp do wydania dzieł Wolframa.
(4) I. A. Schmeller, Ueber Wolframs von Eschenbach Heimath, Grab und Wappen, München, 1827.
(5) Wszystkie cytaty, tyczące się Wolframa, tak powyższe, jak następne, odnoszą, się do drugiego wydania dzieł poety, sporządzonego przez Lachman'a: „Wolfram von Eschenbach, herausgegeben von Karl Lachmann, II Ausgabe, Berlin, 1854." Lachman podzielił „Parsiwala" na 16 głównych oddziałów, z których każdy odrębną całość stanowi. Oprócz tego podzielił cały poemat na 827 ustępów po 30 wierszy. W cytatach znaczy więc litera „L" = Lachman, pierwsza cyfra ustęp (nie rozdział), a drugie cyfry = wiersze.
Imiona własne wziąłem z nowoniemieckiego przekładu dzieł Wolframa przez San-Marte'a, bo poeta przekręca nazwy francazkie, nie trzymając się stałej pisowni.
--------------- 2013-04-21 07:18:40 ---------------
55/94
zasiada na mocy prawa o pierworodztwie na tronie swych przodków, młodszy zaś, Gamuret, musi ruszyć w świat, aby sobie gdziekolwiek zdobyć jakie królestwo."
„Lennicy zmarłego pana przybywają na dwór andegaweński, aby nowemu władcy złożyć przysięgę posłuszeństwa a dokonawszy formalności, wstawiają się u starszego brata za młodszym. Dajcie mu przynajmniej, o królu, ojczyznę, wymalowoną na papierze, aby się mógł obrazkiem wykazać, gdy go ktoś ciekawy lub natrętny zapyta o pochodzenie. Galwes, wzruszony słowami wazalów, ofiaruje Gamuretowi wspólne mieszkanie pod jednym dachem, lecz wydziedziczony nie chce gnuśnieć na łasce pierworodnego, bo młodą pierś jego rozpiera żądza sławy rycerskiej. Kiedy mnie prawo czyni nędzarzem, — woła — chcę szukać szczęścia w dalekim świecie. Więc pożegnawszy się z bratem i z matką, obdarzony hojnie i świetnie wyposażony opuszcza dwór, aby pospieszyć do Bagdadu. Tam bowiem panuje sławny Baruch (bâruc, błogosławiony), którego słucha kilka królestw. Tylko jemu chce Gamuret służyć, bo syn monarchy może walczyć jedynie w świcie możnego pana."
„W czasie tym niepokoili Barucha królowie babilońscy: Pompejus i Ipomidon, którym książe bagdadzki miasto Niniwę zabrał. Wstąpiwszy w służbę Barucha, nosił Gamuret jego barwy. Do czapraka, dotarczy i zbroi przyczepił kotwicę, herb swego chlebodawcy. Na zbroję zarzucił jedwabną oponę, złotemi dzierzganą nićmi i przybraną gronostajem. W takim stroju przebiegał wszystkie kraje wschodu: Marokko, (Wolfram nie znał oczywiście geografii) Persyę,Damaskus, Halep i Arabię, potykając się wszędzie za sławę Barucha. W krótkim czasie wykształcił się na najdzielniejszego rycerza owych stron: nie było nikogo na Wschodzie, ktoby się śmiał z nim zmierzyć."
„Kiedy król Bagdadu, zawarłszy pokój, nie miał już nikogo do zgromienia, ciągnie Gamuret w świat. Burza morska zapędza jego okręt do miasta portowego Patelamunt, które jest stolicą królestwa Zazamank. Dwa wojska stoją przed grodem. Widząc niedolę mieszkańców, postanawia Gamuret biedakom pomódz."
„Wspaniale wygląda świta sławnego rycerza. Przodem jedzie dziesięciu ciurów, którzy wojenne prowadzą rumaki, za nimi podąża dwudziestu zbrojnych giermków, w końcu ciągną: kuchciki, kucharze, służebni chłopcy i dwudziestu szlachetnie urodzonych paziów. Dalej postępuje: służba, wiodąca ośm koni jedwabnemi przykrytych czaprakami. Na dziewiątym z nich spoczywa siodło Gamureta, a obok postępuje przyboczny giermek, niosący tarcz pana. Na samym końcu, poprzedzony przez dobosza i kilku grajków, jedzie sam Gamuret z swym
--------------- 2013-04-21 07:18:43 ---------------
56/94
sternikiem. Z takim to przepychem przekroczył wydziedziczony syn tronu andegawańskiego bramy Patelamuntu, zmierzając wprost do królewskiego pałacu."
„Czarnego oblicza władczyni (bo to kraj murzynów), gdy jej kasztelan o przybyciu świetnego donosi rycerza, pyta z trwogą: jakże go przyjmę? Nie zrazi ż go odmienna barwa mojego ciała? Jest-że on tak szlachetnie urodzony, abym go mogła, rycerskich niewiast zwyczajem, pocałunkiem przywitać? Pani, — odpowiada kasztelan — ręczę za to, że przybysz z królewskiego idzie rodu. Niechże się tedy książęta i damy dworu na uczczenie gościa uroczyście przystroją — rozkazuje królowa."
„Kiedy się Gamuret wkrótce potem ukazał w sali zamkowej, przywitało go mnóstwo złocistą zbroją błyszczących rycerzów. Na progu oczekiwała go sama królowa, a ujrzawszy go, spuściła oczy w ziemię, bo piękny wojak wywarł na niej od razu wielkie wrażenie. Nie broniła się, gdy ją bez namysłu pocałował i, za rękę ująwszy, na aksamitne zaprowadził krzesło."
„Teraz dowiedział się Gamuret od królowej o powodzie oblężenia, a przekonawszy się, że słuszność po jej znajduje się stronie, obiecał jej swą pomoc. Jakoż zwycięża zaraz w następnym dniu wszystkich nieprzyjaciół królowej, i zyskuje za to nie tylko jej serce, ale także koronę państwa murzyńskiego. Trzy miesiące żyje z swa czarną małżonką szczęśliwie, lecz młode jego ramię nie pragnie jeszcze spoczynku."
„Jak niegdyś Iwajn, ucieka i Gamuret od żony, aby nie zgnuśnieć w miękkich miłości objęciach. Po różnych przygodach przybywa przed bramy miasta Kanwoleis. Tu zastaje kwiat całego rycerstwa, bo cudnie piękna Herceloyda, pani dwóch królestw, wezwała wszystkich bohaterów owego czasu, aby walczyli o jej rękę: tylko bowiem najdzielniejszy posiędzie serce jej i korony. Stawili się wszyscy: królowie i książęta, panowie i rycerze i potykają się z sobą, lecz gdy się Gamuret ukazał, zgasła ich sława, bo król Zazamanku był większym od nich bohaterem. On też pozyskał serce pięknej Herceloydy i zasiadł na jej tronach."
„Już zaczynał na dobre odpoczywać, kiedy go doszła wieść, że bracia babiloń scy niepokoją Barucha powtórnie. Rycerskiego słowa pomny, spieszy do Bagdadu na pomoc mocarzowi, któremu kiedyś wierną zaprzysiągł przyjaźń. Z wyprawy tej niewrócił, bo go na Wschodzie zdrada zabiła."
„A w domu powiła właśnie królowa Herceloyda syna, któremu dano imię Parsiwala. Kiedy matka bolesna, oprzytomniawszy, śpiącego
--------------- 2013-04-21 07:18:45 ---------------
57/94
ujrzała chłopczyka, wtedy pieściła dziecinę i całowała, wołając bezustannie: bon fils, cher fils, fils joli, (bon fiz, scher fiz, beâ fiz Wolfram powtórzył te wyrazy po francuzku z oryginału, co czyni dość często). Przez pamięć na ukochanego męża nie oddała dziecka pod opiekę nianiek, lecz karmiła i pielęgnowała je sama. Kąpiąc się to w „gorzkiej rosie osieroconego serca, to zalewając się łzami radości na widok syna, przebolała i przeweseliła królowa kilka tygodni w bogatym zamku."
Tu wplata autor osobiste uwagi, odnoszące się do płci pięknej: „gniewam się zawsze — mówi — gdy sobie pomyślę, że mianem niewiasty każdą zaszczyczają kobietę. A jednak wiemy wszyscy o tem, że się wśród prawdziwych pereł rodu niewieściego znajduje wiele fałszywych. Płonę wstydem, ilekroć rozważam, że mamy tylko jedno nazwanie na wszelkiego rodzaju kobiety. O kobiecości! — woła — z pojęciem o tobie powinna się zawsze łączyć wierność i uczciwość. Są, którzy mówią, że ubóztwo utrudza, lecz podług mnie nie sprawia nędza nikomu katuszy piekielnych, kto ocalił uczciwość z nieszczęścia. Ach, jak mało kobiet oświeca gwiazda dzienna, które przenoszą w młodości wierność niewieścią i nagrodę nieba nad szczęście i bogactwa tej ziemi.
Po tej przerwie wraca poeta do Herceloydy.
„Młodej królowej nie cieszyły już po śmierci męża bogactwa tej ziemi. Ponurą, mglistą plamą wydawało się jej słońce, a dzień był podobny do nocy, noc do dnia, bo czy we śnie czy na jawie trwała w jej sercu pamięć nieszczęścia. Boleścią złamana, opuściła swe dostatki królewskie, i schroniła się z synem i garstką służby na puszczę Soltane. Nie dla kwiatów, które tam rosły, porzuciła blaski tronu, bo smutkiem przygnębiona wdowa nie wiła sobie z nich wieńców, lecz dla dobra syna swego przeniosła samotne życie pustelniczki nad wesele towarzystwa dworskiego. Pomna na śmierć, którą Gamuret w służbie rycerskiej poniósł, przysięgła sobie, że nie wychowa swego dziecka na wojownika, a nawet zakazała służbie mówić w obecności Parsiwala o krwawem rzemiośle."
„Dziedzic sławnego Gamureta wychowywał się na puszczy, jak kwiat polny, nie znając ani ludzi ani świata. Przysłuchiwał się śpiewowi ptasząt, kąpał się w strumykach, zbierał dla matki jagody, lecz kiedy podrósł, wystrugiwał małe łuki i sporządzał sobie włócznie, choć go tego nikt nie uczył."
„Ale przypadek zniweczył zamiary królowej. Pewnego razu, gdy się chłopczyk w las zapędził, usłyszał nagle przed sobą tentent koni. Za chwilę wypadło z gęstwiny kilku zbrojnych mężów. Parsiwal, który nigdy rycerza nie widział, stanął zdziwiony, zapytując siebie: jakież to stworzenie? Może to szatany? Ale ńie, to nie mogą być szatany, bo
--------------- 2013-04-21 07:18:47 ---------------
58/94
słoneczna z nich bije łona, a matuś mówiła, że mieszkańcy piekła nie świecą, jak gwiazdy na niebie. To są aniołowie, albo może sam Bóg! Więc pada na kolana przed pierwszym wojownikiem i prosi: udziel mi łaski swej, Panie Boże! Rycerz śmieje się i tlómaczy chłopcu, że nie jest Bogiem. Jedź na dwór krola Artiura, a zostaniesz i ty takim Bogiem."
"W ten sposób dowiedział się Parsiwal o rycerstwie. Krew Gamureta odzywa się w nim; już go teraz nic nie wstrzyma. I on musi być rycerzem, bo i on poczuł w sobie żądzę sławy i blasku. Kiedy matce swej z radością o rycerzach opowiada, woła królowa z rozpaczą: o, biada „lutni ust twoich," biada, stokroć i mnie biada! Przekonywa go, prosi, lecz daremne to trudy: Parsiwal wyrywa się na dwór Artiura. Nie mogąc go wstrzymać, chce go królowa podstępem do powrotu zmusić. Każe uszyć chłopcu suknie blazeńskie, daje mu najlichszą szkapinę i radzi, aby się zawsze szerokich trzymał gościńców. Wyśmieją go, wyszydzą i wróci do mnie, myśli stroskana matka. Przed samym wyjazdem daje mu jeszcze kilka rad na drogę. Pamiętaj synu, mówi, abyś był zawsze grzecznym i nikomu pomocy nie odmówił. A gdyby cię gdzie jaki roztropny mąż chciał pouczyć, nie pogardź jego słowem, lecz podziękuj za dobre słowo. Staraj się uzyskać pierścień i pozdrowienie niewieście, bo miłość słodzi trudy zawodu rycerskiego. Całuj i obejmuj bez troski każdą piękną kobiętę, a nie wstydź się, bo to rzecz szlachcica. Wiedz w końcu, że jesteś królewiczem i synem sławnego bohatera!"
„Nazajutrz, ledwo świt, wsiadł Parsiwal na chude szkapsko i puścił się w drogę. A dobra matka stała tak długo na miejscu, na którem syna ostatni raz pocałowała, aż znikł za zieloną wstęgą lasów. A kiedy go już dojrzeć nie mogła, wtedy uczuła się powtórnie sierotą, wdową, i padła na ziemię jak zwiędły kwiat. Pożegnanie z synem złamało jej serce."
„Młodziuchny Parsiwal rusza sobie w stroju błazeńskim, z łukiem i słabą włócznią na przygody rycerskie. Kogo spotyka, tego pozdrawia, dodając zawsze: tak mi matuś kazała. Przebywszy jakąś strugę, ujrzał aksamitny, złotym rąbkiem zdobny namiot. Był to szałas księcia Orilusa z Lalander, ktory właśnie w lesie polował. Żona księcia, Jeszuta, spoczywała w namiocie na miękkiem wezgłowiu. Ujrzawszy piękną kobietę, przypomniał sobie Parsiwal rady matki, i, nie wiele myśląc, skoczył do niej i zaczął ją całować. Jeszuta spała, śniąc pewnie o kochaniu, bo miała na buzi herb miłości... słodki uśmiech. Usteczka jej były świeże, niby dwie różyczki (bieda to dla rycerza) a z po za nich, co bywają szkopułami dla niewinnych i czystych serc, świeciły dwa
--------------- 2013-04-21 07:18:49 ---------------
59/94
rzędy ząbków, niby sznury perłowe. W śnie odrzuciła księżna kołdrę sobolową, odsłaniając tak wdzięcznie zbudowane, tak słodkie i miękkie ciało, że ją chyba sam Bóg do miłości stworzył."
„Pocałunki chłopca zbudziły śpiącą. Widząc przy sobie obcego człowieka, krzyknęła, lecz naiwny Parsiwal oświadczył jej, że czyni tylko to, co mu matka nakazała. Wycałowawszy Jeszutę, zabrał jej jeszcze pierścień i naramiennik z tego samego powodu. Daremnie opierała się nieboga. W namiocie stały różne przekąski: Parsiwal sięgnął po brzoskwinie i chleb, zakropił winem, a najadłszy się, wycałował jeszcze raz księżnę na pożegnanie i ruszył sobie dalej."
„Po kilku dniach staje nareszcie przed bramami Nantes, w którem właśnie król Artiur z całym swoim dworem przebywał. Bez towarzyszów, bez świty, bez giermków nawet, jedzie naiwne dziecko na lichej swej szkapie przez ulice stolicy. Nie ma złotem szytych wodzów, ani herbami krytego czapraka, nie ma pod sobą drogiego siodła, a na sobie aksamitu, gronostajów i piór. Syn sławnego Gamureta, który nosił szyszaki dyamentowe, zbliża się do dworu Artiura w stroju grajka wędrownego. Ludzie stają po drodze i śmieją się z niego, ale on pozdrawia wszystkich grzecznie, bo dziecko puszczy nie wie jeszcze, co to rycerstwo i kurtuazya (er kunde kurtôsie nicht = er kannte keine Courtoisie = nieznał kurtoazyi L. 144 21)"
„W drodze spotyka Parsiwal samotnie jadącego rycerza. Czerwona jest jego zbroja, i tarcz i włócznia i pióra powiewające na przyłbicy są czerwone. Jestto król Kumberlandyi, znany pod nazwiskiem „czerwonego rycerza." Pokłoniwszy się monarsze grzecznie, podążył Parsiwal do kwatery królewskiej. Gromada uliczników ciągnie za dziwnym wędrowcem, szydząc z niego, ale przyszły bohater płaci dowcipnisiom grzecznem pozdrowieniem."
„Stanąwszy przed Artiurem, domaga się bez ogródki godności rycerskiej. Lecz król odpowiada, że nie może go pasować bez przygotowań, a on nie posiada dotąd zbroi. To daj mi piękną broń owego czerwonego rycerza, którego widziałem za miastem — mówi Parsiwal. Chcąc się natręta pozbyć, przyrzeka go Artiur mianować rycerzem, gdy sobie ową zbroję zdobędzie. Natychmiast dosiada Parsiwal swej szkapy i wraca za miasto. Stanąwszy przed królem Kumberlandyi, woła: król Artiur podarował mi waszę zbroję; proszę, zsiądźcie z konia, uczyńcie, jak pan rozkazał, bo bez waszej zbroi nie mogę zostać rycerzem. Książę śmieje się, lecz kiedy naiwny chłopiec nie chce ustąpić, uderza go tak silnie tępą stroną kopii, że się Parsiwal razem z koniem przewraca. Błyskawica gniewu strzeliła z ócz obrażonego. Zrywa się z ziemi i ciska na rycerza swą włócznią. Kumberladczyk, nie spodzie-
--------------- 2013-04-21 07:18:52 ---------------
60/94
wając się walki z chłopcem, nie zamknął przyłbicy. Celnie rzucona broń przeszyła jego oko i mózg. I runął kwiat ówczesnego rycerstwa, powalony ręką chłopca Parsiwala."
„Gdy czerwony rycerz w krwi swej brodził, stanął zwycięzca nad nim, nie wiedząc, jak sobie poradzić. Zbroja była teraz jego własnością, ale Parsiwal nie umiał się jeszcze z nią obchodzić. Nie wiedział, jak rozpiąć szyszak i naszyjnik. Iwanet, giermek Artiura, który się zdala nierównej walce przypatrywał, przybiegł teraz i pomógł młodemu bohaterowi. Ubrawszy się, dosiadł Parsiwal konia pokonanego króla, a było mu tak pięknie w stroju rycerskim, — prawi Wolfram — że najbieglejszy malarz koloński niebyłby cudniejszego odtworzył wojojownika. W ten sposób mianowany rzcerzem, polecił Parsiwal giermkowi pozdrowić dwór Artiura i ruszył sobie w świat."
„Jechał przez doliny i lasy, przez góry i rzeki, jechał jak szalony bez wypoczynku, odbywając w jednym dniu więcej przestrzeni, aniżeliby rozważny, dojrzały rycerz w dwóch dniach przebiegł. Młodość nie zna miary, ani hamulca. Pod wieczór przybył do jakiegoś zamku, zdobnego wieżyczkami i basztami. Ach, zawołał, widząc te piękności, inaczej to wygląda, jak cicha chatka mej matki. Zamek ten był własnością księcia Gurnemanca z Graharss, jednego z najdzielniejszych rycerzów owego czasu. Kiedy Parsiwal starca ujrzał, przypomniał sobie rady matki i wyrzekł ufnie: Moja matka kazała mi siwy włos szanować, i dlatego obiecuję wam posłuszeństwo, gdy mi rad swych nieodmówicie. Słysząc tę dzięcięcą mowę, powitał Gurnemanc młodego rycerza serdecznie, obiecując mu pomoc i radę."
„Najadłszy się i napiwszy, zasnął Parsiwal na łożu, wysłanem skórami sobolowemi. Już zaglądał jasny dzień do sypialni, kiedy się młodzieniec przebudził. Otworzywszy oczy, ujrzał przy łóżku szereg bogato przystrojonych dziewic, które z bielizną i ręcznikami w ręku na przebudzenie jego czekały. Gdy powieki przetarł obsypały go różami, prosząc, aby się po niewygodach podróży odświeżył kąpielą. Lecz Parsiwal, który nieznał jeszcze obyczajów rycerskich, nie chciał się , dziewczętom bez ubrania pokazać, i prosił, aby mu przysłano chłopców do pomocy. Paziowie wykąpali go i ubrali w szkarłatne jedwabne suknie, zarzucając na niego wierzchni gronostajem lamowany płaszcz. W stroju tym udał się do sali rycerskiej i zdobył sobie krasą i wdziękiem młodości wszystkie serca niewieście."
„Z kilku słów poznał doświadczony Gurnemanc, że młody jego gość jest dotąd zupełnym nowicyuszem w zawodzie rycerskim i dlatego postanowił go wyuczyć w jak najkrótszym czasie rzemiosła i obyczajów
--------------- 2013-04-21 07:18:54 ---------------
61/94
rycerskich. Nasamprzód uczył go modlitwy i pobożnego słuchania mszy świętej, bo w kaplicy zamkowej odbywało się codziennie ranne nabożeństwo, w którem cały dwór uczestniczył. Następnie wypytywał go o minione życie, a kiedy się o wychowaniu syna królewskiego na puszczy i o przygodach jego rycerskich dowiedział, przemówił poważnie: Mówicie dotąd, młody rycerzu, jak dziecię, które tylko w rozum swej matki wierzy, Przedewszystkiem pamiętajcie o tem "że prawdziwemu rycerzowi nie wolno się nigdy rozebrać z sukni: czystości, wstydu, i uczciwości." Z postawy waszej domyślam się, że z pańskiego pochodzicie rodu, dlatego napominam was, „abyście nie zapominali nigdy o miłosierdziu i o wspaniałomyślności, bo im kto wyżej stoi, tym większemi powinien się odznaczać zaletami. Nie odmawiajcie nigdy pomocy, gdy się do was zgłosi ubogi, sponiewierany, potrzebujący lub prześladowany, bo kto ukoi troskę smutnego, a głód ubogiego zaspokoi, temu wynagrodzi kiedyś łaska boża. Zachowujcie zawsze miarę tak w rozdawaniu, jak i w odbieraniu podarunków, nie jest bowiem mędrcem, kto bez myśli swe mienie rozrzuca,a szlachetnym kto bez zasługi bierze. Nie mówcie, nie pytajcie także za wiele. Nie znoście obelżywych słów, nie pomijajcie obrazy milczeniem, nie skąpcie mądrej mowy, gdy będzie potrzeba, lecz rozważcie każde słowo, bo słowem zdradza się zarówno głupi jak mądry. Niech miłosierdzie mieczem waszym rządzi. Gdy zwyciężony przez was będzie błagał o życie, przebaczcie mu, chociażby was najwięcej obraził, bo godziwą rzeczą, aby serce rycerza było wspaniałomyślne, a nie mściwe. W boju bądźcie człowiekiem zakutym w stal, lecz gdy zbroję odłożycie, przebierając się w miękkie, wygodne opony, wtedy niech nikt po was nie widzi, że jesteście mężem walki. Bądźcie w domu grzecznym i miłym, starajcie się pozyskać przyjaźń niewiast, gdyż miłosne rozkosze osładzają twardy żywot młodego rycerza. Lecz strzeżcie się być motylem, który fruwa z kwiatka na kwiatek, niestałość bowiem hańbi rycerza. Jedna prawdziwa miłość znaczy więcej od wielu przelotnych, fałszywych, chwilowych. Szanujcie kobietę, która jest słońcem domowego pożycia. Jak się dzień bez słońca obyć nie może, tak nie dozna mężczyzna szczęścia bez niewiasty. Z jednego oni ziarna wykwitają, o czem radzę wam nigdy nie zapomnieć."
„Z pokorą przyjął Parsiwal zbawienne rady Gurnemanca. Po nabożeństwie uczył stary wojak młodego kolegę rzemiosła rycerskiego. Nie miał z nim wielkich trudności, bo syn Gamureta przeczuwał sztukę, której nie znał. W krwi jego drzemała waleczność i dzielność ojca
i dlatego nauczył się prawidłowego fechtowania i różnych obrotów przez kilka godzin."
--------------- 2013-04-21 07:18:56 ---------------
62/94
„Gdy wieczór nadszedł, zasiedli rycerze i giermkowie Gurnemanca do biesiady. Parsiwala posadzono na miejscu honorowem obok córki domu, pięknej Liassy, którą młody wojak na przywitanie pocałował, wiedząc już teraz, że rycerze mają prawo do buziaków niewieścich."
„Dobrze mu było i wygodnie pod gościnnym dachem starego księcia, lecz kiedy się po trzech tygodniach skończonym uczuł rycerzem, zapragnął godność swą czynami uświetnić. Z żalem pożegnał go zacny nauczyciel, który się do pięknego wojaka serdecznie przywiązał."
„Jechał znów Parsiwal na przygody, ale tym razem jako prawdziwy rycerz. Opuszczając bogaty zamek mistrza, żegnał pierwszą epokę swego życia. Minęła dziecięca naiwność, przepadła ufna nieopatrzność chłopca (sît er tupmheit âne wart = pozbywszy się naiwności. L. 179, 23), który bez troski i celu po świecie błądził. Teraz wiedział, że jest rycerzem i znał obowiązki swego stanu. Z popiołów bezwiednej naiwności, zrodziła się w sercu niepokojąca świadomość. Myśli i uczucia, których dawniej nie znał, przebudziły się teraz w jego piersiach, strasząc młode serce. Daleki świat wydał mu się zbyt szczupłym, a szerokie łany zbyt wązkiemi. Oczy jego zasłaniała mgła, iż nie widział zielonych łąk, przez które go wierny niósł koń (dosłownie z oryginału. L. 179, 14 — 23).
„Po niejakim czasie przybył do Belripar, stołecznego miasta królestwa Brobarss, w którem królowa Konduiramur panowała. Król Klamide oblegał miasto od kilku tygodni, bo chciał piękną panią zmusić przemocą do miłości. Parsiwal zastukał do bram stolicy, wołając : ofiaruję wam swą pomoc za uczciwe pozdrowienie! Gdy mu bramy otworzono, rozżalił się nad nędzą mieszkańców. Głód, który wichrzył w oblężonym grodzie, zbielił twarze poddanych królowej, gasząc blask ich ócz."
„Na stopniach schodów pałacowych przyjęła go piękna królowa. Jak młoda róża, słodką łzą poranku zroszona, w nowym blasku, złocistem światłem dnia opromieniona, do życia się przebudza, tak piękną wydawała się Parsiwalowi Konduiramur (Porównanie Wolframa. L. 188, 10 — 15)."
„Wstępna biesiada nie była tu świetna, bo długie oblężenie zniszczyło wszystkie zapasy. Posiliwszy się skąpym pokarmem, spoczął Parsiwal w komnacie gościnnej. Nazajutrz, kiedy słońce z „bramy
--------------- 2013-04-21 07:18:59 ---------------
63/94
chmur wyjrzało", a dzwony do kościołów wzywały, wybrał się młody wojak na walkę z wrogami królowej. Pierwszy Kiugrun stanął i postanowił się z nim zmierzyć. Lecz dzielny wojak zwalił się po krótkiej utarczce z konia, nie mogąc wytrzymać silnego ciosu miecza parsiwalowego. Zwycięzca przyłożył ostrze swego miecza do piersi pokonanego, lecz kiedy Kiugrun prosił o miłosierdzie, przypomniał sobie Par-sival nauki Gurnemanza i wyrzekł: daruję ci życie, lecz pójdziesz za to na dwór króla Artiura, abyś tam opowiadał, kto cię pokonał. Jestem Parsiwal, syn króla Gamureta."
„Klęska Kiugruna przeraziła wojska nieprzyjacielskie, bo pokonany był oprócz króla Klamidy najdzielniejszym rycerzem całego kraju. W mieście zapanowała wielka radość: zagrały dzwony, lud błogosławił zwycięzcę, modlono się, a królowa padła młodemu bohaterowi na szyję. Jednym czynem bohaterskim zdobył sobie Parsiwal tron i najpiękniejszą kobietę. Gdy się o tem Klamide dowiedział, postanowił się na młokosie zemścić. Dosiada więc konia i wyzywa zwycięzcę Kiugruna na pojedynek. Wojska zawierają na czas walki swych panów pokój i przypatrują się zdała spotkaniu. Miecze nie rozstrzygają długo losu bitwy, bo i Klamid jest wojakiem, jakich mało. W końcu jednak spada miecz Parsiwala z taką potęgą na żelazną przyłbicę przeciwnika, że się Klamidowi zdaje, iż się skały na jego głowę walą. Już podnosi syn Hercelojdy miecz, aby zabić zuchwalca, który mu zbezczeszczeniem żony groził, kiedy Klamide zawołał: wstrzymaj się! Szczęście moje rozpłynęło się w smutku. Zwyciężywszy mnie, wziąłeś imieniowi memu blask, który je dotąd ozłacał. Zdobyłeś sobie Konduiramurę i królestwo jej, które uczyniłem jako okręt, co bez żagli na otwartem płynie morzu, dokąd się schronić, nie wiedząc. Shańbiłeś mnie i potomków moich, zabrałeś mi kochankę, wydarłeś królestwo, a chcesz mnie jeszcze życia pozbawić? Nie dośćże tobie nagrody i chwały? — Więc żyj, rzecze Parsiwal, lecz spiesz za to na dwór króla Artiura i powiedz tam, kto cię pokonał."
„Odtąd żyje przez czas niejakiś szczęśliwie w objęciach kochającej żony. Lecz kiedy pierwszy szał miłosny przeminął, przypomniał sobie, że zostawił na puszczy starą, dobrą matkę."
„Wziąwszy „urlop od żony", jedzie Parsiwal do matki. Gdy znów, jak kiedyś, spieszy przez łąki, pola i lasy, nie czuje już w sobie wiary młodzieńczej, bo jego duszę, „która się pozbyła naiwności", niepokoją teraz dziwne, niewyraźne, tajemnicze tęsknoty. On nie rozumie jeszcze
--------------- 2013-04-21 07:19:01 ---------------
64/94
tych pragnień, ale czuje, że powinien je przeniknąć, gdyż nie będzie miał wcześniej spokoju. Zajęty swojemi myślami, zabłądził wśród drogi."
„Ani ptak nie byłby przebiegł w dwóch dniach tyle drogi, ile to Parsiwal uczynił w jednym, gnany niepokojem. Pod wieczór staje nad jakiemś jeziorem. Na brzegu spostrzega rybaka, otoczonego świtą pomocników. Pyta go o zamek, w którymby mógł przenocować. Na mil trzydzieści wokoło — odpowiada zapytany — jest tylko jeden gród. Jeśli go bez przewodnika odszukasz, znajdziesz tam chętną gościnę. Parsiwal zagłębia się w las i dosięga wkrótce jakiegoś zamczyska, którego ogrom i mury obronne go zadziwiają. Gdyby wszystkie ludy ziemi oblegały tę warownią, mówi do siebie, nie zdołałyby go zdobyć, bo chyba ptakiem być trzeba, aby przebyć rowy, które ją otaczają."
"Kiedy się wykąpał i po podróży przebrał, zaprowadzono go do sali zamkowej. Sto świeczników zwiesza się od powały, sto wygodnych, na cztery osoby urządzonych siedzeń, znajduje się w sali, a przed każdem leży miękki kobierzec. W trzech wielkich kominach marmurowych płonie drzewo aloesu, wydając ze siebie rozkoszną woń, która się po komnacie rozpływa."
„Niebawem przybył i gospodarz. Był to ten sam rybak, z którym Parsiwal rozmawiał. Kiedy pan zamku, blady, widocznie jakąś chorobą nękany, zasiadł w środku komnaty, otworzyły się drzwi i do sali wbiegł giermek, trzymający w ręku włócznią, z której sączyła krew. Na widok tej broni rozległ się wielki jęk. Wszyscy obecni rycerze załamywali ręce, płacząc i zawodząc, a sam gospodarz wił się z boleści. Gdy giermek wyszedł, rozwarły się z drugiej strony żelazne podwoje. Z nich wysunęły się nasamprzód dwie piękne dziewice z kwiatami w włosach i złotemi świecznikami w białych dłoniach. Dwie księżne, niosące jakieś naczynia z kości słoniowej, szły w drugiej parze, a dalej postępowały cztery pary innych dziewic, z których dwie pierwsze niosły wielkie świece, a dwie drugie jakąś płytę z drogich kamieni. Pochód ten zamykała siostra gospodarza, Répanse de Joie, trzymająca w ręku „coś, co się Graalem nazywa" (daz was ein dinc, daz hiez der Grâl, L. 235, 23). Wszystkie te naczynia postawiono przed gospodarzem, składając na samym końcu Graala, spoczywającego na płycie szmaragdowej."
„Gdy się kobiety na bok usunęły, zbliżył się do każdego siedzenia, na którem spoczywało po czterech rycerzów, pokojowiec z paziem. Pokojowcy podawali złote naczynia, a paziowie białe, jedwabne ser-
--------------- 2013-04-21 07:19:03 ---------------
65/94
wety. Sto stołów wniesiono do sali, stawiając po jednemu przed każdem siedzeniem. Rycerze umyli sobie ręce i zabrali się do wieczerzy, Nikt nie obnosił potraw, a jednak stawała przed każdym taka, jakiej tylko zapragnął"
„Parsiwal patrzy na te dziwy, lecz nie pyta się, zkąd pochodzą? Ku końcowi wieczerzy podaje gospodarz gościowi dziwnie piękny miecz z rękojeścią brylantową. Parsiwal bierze go, dziękuje, lecz nie pyta: zkąd ten miecz ? Biesiada kończy się, Parsiwal żegna się z gospodarzem i spieszy do komnaty sypialnej."
„Lecz posłańcy nocy, sny, wichrzą nad nim. Jak gońce burzy nieniepokoją go, miotając nim po łoża. Kiedy go różowe blaski jutrzenki w końcu z tej męczarni uwolniły, ogląda się daremnie za pokojowcem, który czeka w każdym zamku rycerskim na przebudzenie gościa. Ubiera się więc sam, schodzi do sali — nie spotyka żywej duszy — biega po komnatach, lecz woła i szuka bez skutku, bo zamek milczy, jakby w noc jedną wymarł. Wychodzi na dziedziniec. Tu stoi jego rumak osiodłany przed zamkiem. Mniemając, że rycerstwo podążyło z świtem na wyprawę, dosiada swego konia i spieszy za bramę, lecz zaledwo minął progi zamku, zapada za nim most zwodzony z taką siłą, jak gdyby go sto rąk spuściło. To jakiś zaklęty dwór, mruczy Parsiwal i jedzie przez las za śladami kopyt końskich. Gdy wyjechał z gęstwiny, słyszy jakiś znany głos. To Sigune, kuzynka jego, siedzi podle drogi na drzewie z umarłym swym kochankiem. Od niej dowiaduje się Parsiwal, gdzie był. W całej okolicy, prawi Sigune, jest tylko jeden zamek, ale tego nikt odnaleźć nie może, gdy go rozmyślnie szuka. Ukazuje on się tylko takim, którzy go nie szukają. Jest to zamek św. Graala, dziedzictwo wybrańców rycerstwa. Montsalwas nazywają go ludzie, a panem jego jest dziś Amfortas, wnuk Tyturela a syn Frymutela. Amfortas zgrzeszył przeciw św. Graalowi życiem ziemskiem i dla tego będzie tak długo ciężką chorobą za lekkomyślność swą pokutował, dopóki go najdzielniejszy z szlachty nie wybawi. Jeżeli byłeś na zamku, miałeś być ty owym wybrańcem ! Widząc tyle cudów i śliczności, powinieneś się był zapytać: zkąd one pochodzą? a byłbyś pozbawił Amfortasa strasznych cierpień. Przeklętym zaś będzie po wszystkie czasy ten, kto widział cuda św. Graala, a nie zastanowił się nad ich znaczeniem."
„Głęboko zasmucił się Parsiwał, kiedy usłyszał, jakie szczęście przez obojętność pominął. Z gniewem podrażnił konia ostrogami i skoczył w świat, aby wrzawą bitew niepokój duszy zagłuszyć. Błądząc, zajechał bezwiednie w pobliże obozu króla Artiura. Wtem napada go nagle tęsknota za żoną. Staje w środku pola i duma, przypo-
--------------- 2013-04-21 07:19:06 ---------------
66/94
minając sobie szczęście z Konduiramurą, wielbi potęgę Boga, który wszystko tak pięknie i wdzięcznie urządził. Nie pojmuję, pani Miłość, prawi tu Wolfram, za pomocą jakich środków możecie dać człowiekowi szczęście lub nieszczęście. Wielką jest wasza potęga, kiedy umiecie ujarzmić nawet walecznego rycerza dumne serce. Głupstwo i przewrotność, cnota i ofiarność, wszystko poddaje się waszym rozkazom. I wiele też złego sprawiacie! Iluż to niewiastom zakaziłyście niestałe serce, iż się niewiernością splamiły? Podburzacie pana na sługę, przyjaciela na przyjaciela, bo czar wasz oślepia i ogłusza każdego. Zarumienić powinna się twarz wasza, pani Miłość, albowiem kręte są drogi wasze, i zdradliwą posługujecie się bronią. Nawet starcowi narzucacie głupstwa miłości. Daremnie jednak zżymam się na was; ramię wasze jest silniejsze od tarczy i kopii rycerskiej. Niczem są dla was zamki obronne, niczem wieże i rowy, Istniejeż w powietrzu lub na morzu jakiekolwiek tworzenie, któreby się potędze waszej oprzeć mogło? (L. 291, 1-293, 4)."
„O miłości i o św. Graalu duma Parsiwal, stojąc na środku pola, nie troszcząc się o to, co się w koło niego dzieje. Ujrzał go giermek króla Artiura i doniósł rycerzom, że jakiś junak czeka na bójkę. Dziki Segremors spieszy na przygodę, lecz wraca rychło ze wstydem, bo go Parsiwal ze siodła wysadził. Grubianin Kei pędzi, aby krzywdę towarzysza pomścić, ale i on spada z konia. Nakoniec wyrusza najdziel. niejszy z orszaku królewskiego, Gawan, i zaprasza „czerwonego rycerza"' do obozu. Wielka radość panuje w namiocie Artiura, gdy sławny bohater zasiadł między jego stołownikami. Wesele nie trwa jednak długo, bo prawie równocześnie przybywa do obozu Kundric la Sorciere a ujrzawszy Parsiwala woła: człowiek ten zbezcześcił wasze grono, bo on to jest owym nikczemnikiem, który mógł zostać królem św. Graala, a nie uczynił tego, co był powinien."
„Parsiwal zrywa się od stołu, dosiada konia i spieszy znów w świat, aby zamek św: Graala odszukać."
Następują teraz dwa rozdziały, zajmujące się przeważnie przygodami walecznego Gawana, siostrzeńca króla Artiura (L. 338, 1 — 432, 3o). Pomijamy rozdział siódmy i ósmy, gdyż powtarzają się w nich znane nam już sceny z życia rycerskiego. Dopiero z początkiem dziewiątego rozdziału (L. 437. u), wraca autor do swego bohatera.
„Parsiwal opuścił dwór króla Artiura z mocnem postanowieniem odnalezienia zaczarowanego zamku. Lecz daremne były zrazu jego trudy, bo kto Graala szuka, nie znajdzie go nigdy. Niejednokrotnie znajdował się syn Gamureta w lesie, który tajemniczą warownię trzydziestomilową otacza wstęgą, lecz błądził bez skutku
--------------- 2013-04-21 07:19:08 ---------------
67/94
Tęsknota za ukochaną żoną i bezowocne szukanie góry Montsalwas, rozgoryczają jego serce. Żaląc się na życie, na świat, w końcu na Boga, błądzi po drogach, napełniając całą kulę ziemską sławą swego oręża. Świadomość winy pędzi go po świecie, nie pozwalając mu na żadnem odpocząć miejscu. Wszystko mu w końcu zbrzydło: życie, sława, godność rycerska — wszystko bowiem wydało mu się: przewrotnością, niesprawiedliwością, nawet sam Bóg."
„Po pięciu latach tułactwa przybywa znów Parsiwal pewnego razu do lasu, w pośród którego św. Graal się ukrywa. Zmęczony drogą i znękany tęsknotą, stuka do samotnej chatki pustelnika, prosząc o gościnę. Ubogi zakonnik przyjmuje świetnego rycerza pod nizką swą strzechą. Działo się to w dzień Wielkiego Piątku. Ale Parsiwal „zapomniał już o latach i miesiącach, nie wie, kiedy święto, a kiedy dzień powszedni," bo wyrzekł się Boga, który go opuścił. Przestał on wierzyć w potęgę i w dobroć Stwórcy, bo dla czegoż, prawi, nie uwolni go Pan Panów od męki, jeżeli może, jak mówią księża; za cóż każemu bez winy cierpieć? Panie, woła Parsiwal do pustelnika, zapomniałem już, jak wyglądają kościoły, nie wiem, gdzie i jak ludzie się modlą. Oko moje nie widziało już dawno świątyni, bo w sercu mem zamieszkała nienawiść do Tego, który się tylko mścić umie. Nie troszczę się o Niego, gdyż i on nie troszczy się o niedolę śmiertelnych. A jeżeli mi przeznaczono cierpieć do grobu, wtedy niech mi przynajmniej będzie wolno głosić jawnie hańbę Tego, o którym mówią, że posiada moc łagodzenia cierpień ludzkich, apomódz nie chce (L. 461, 1 — 26)."
„Gdy pustelnik taką mowę usłyszał, jęknął żałośnie, i zapytał o powód tej bezbożnej nienawiści. A kiedy mu Parsiwal biedę swą opowiedział, wytłómaczył mu staruszek, dla czego szuka daremnie św. Graala. Na zamku Montsalvas, prawił pustelnik, znajduje się najwyższy zakon rycerski. Przebywają tam sami wybrańcy, zowiący się Templeisen, a służą tylko Graalowi. Jest to świętość, spoczywająca na naczyniu, zrobionem z drogiego kamienia, z lapis Exillix. W blaskach tego kamienia zamienia się feniks na popiół, aby się nowern odrodzić życiem. Ktokolwiek ujrzy św. Graala, nie potrzebuje się w dniu tym o nic lękać. Śmierć, głód, nieszczęście nie mają do niego przystępu. Kto go codziennie widzi, nie starzeje się nigdy. Barwa włosów jego i twarzy nie zmienia się, choćby żył dwieście lat. Sam Bóg zesłał ową świętość na ziemię i odnawia jej moc co rok w dzień Wielkiego Piątku. W dniu tym spływa z niebios biały gołąbek z małym opłatkiem w dzióbku. Opłatek, dar Boga, na kamień złożony, odnawia siłę św. Graala. Rycerze-wybrańcy nie potrzebują się starać o chleb powszedni, bo św. Graal daje im wszystko, czego zapragną. Gdy Bóg uzna któregokolwiek.
--------------- 2013-04-21 07:19:10 ---------------
68/94
z rycerzów za godnego do służby św. Graala, wtedy ukazuje się na kamieniu nazwisko wybrańca. Wojownik ten musi być czystym i sprawiedliwym, bo tylko czyste serce może służyć Graalowi. Rycerz z Mont-salvas jest wolnym od wszelkich grzechów tej ziemi, a po śmierci zasiada po prawicy Boga. Początkowo opiekowali się świętością aniołowie. Lecz kiedy król Tyturel sprostał czystością serca aniołom, wtedy powierzył Bóg talizman jemu i jego rodzinie, która dotąd w zamku panuje."
„Zachwycony tą opowieścią, zawołał Parsiwal: jeśli dzielność rycerska, jeźli siła, zręczność, odwaga i śmiałość dają prawo do służby św. Graala, chcę dalej szukać, bo czuję się godnym tego zaszczytu. Mylisz się, młody rycerzu, odparł pustelnik, jeźli chcesz zaletami cielesnemi zarobić na względy Boga. Kto chce być wybrańcem Graala, musi się nasamprzód pozbyć pychy rycerskie?, bo tylko w pokorze można sobie zaskarbić łaskę bożą. Wy, rycerze, ufacie tylko potędze swego ramienia, które was zawodzi, ginąc ostatecznie nędzni i pokonani. I obecny król na Montsalvas pokutuje za swoję ziemską pychę. Chciał być tylko rycerzem, jak wy, szukał w młodości swej przygód po świecie i grzesznej miłości, a Bóg ukarał go za to ciężką niemocą."
„Nawrócony do wiary, pokrzepiony nadzieją, puścił się znów Parsiwal w drogę, aby odtąd żyć w pokorze i w czystości i zasłużyć przez to na laskę Boga. (L. 434, 11 — 502, 30)."
Następne rozdziały (X aż do XV; L. X, 503, l — XIV, 733, 30) zajmują się znowu przeważnie dalszemi przygodami Gawana i szczegółowem opisaniem dworu króla Artiura Dopiero w XV-tym wraca autor do swego bohatera, lecz tym razem już ukojonego i wynagrodzonego za gorliwe szukanie św. Graala.
„Parsiwal który zwątpił o Bogu i przeklinał Jego imię, oczyścił, się pokorą z ciężkiego grzechu. Butny rycerz, nie znający dawniej nic wyższego nad swą wolę, łamie się teraz, modląc się do Pana Panów. A Bóg usłuchał go w końcu i wskazał mu drogę do zamku Montsalvas. Parsiwal zostaje królem św. Graala i panuje długo z dwoma synami swymi, z Loherangrin'em (Lohengrin) i Kardeisśem."
Krytycy i komentatorowie niemieccy skarżą się na niejasność poematu, a przecież, dość rozumieć mowę obrazów, aby odszukać w „Parsiwalu" myśl przewodnią.
Pominąwszy wstęp (L. 1, 1 — 112, 8), obejmujący opowieść o losach Gamureta, rozpada się dzieło Wolframa na trzy części. W pierwszej widzimy naiwnego chłopca, działającego bez świadomości; w drugiej —
--------------- 2013-04-21 07:19:13 ---------------
69/94
butnego młodzieńca, szukającego wśród przekleństw zwątpienia ideału; w trzeciej — tryumf i nagrodę ukojonego życiem męża.
Młody Parsiwal, uzyskawszy wszystko, co doczesność może dać rycerzowi, opuszcza żonę i królestwo swoje, lecz nie w tym celu, jak jego poprzednicy. Jego nie wabią już same przygody, jak Iwajnów, Gawajnów i Gamuretów. lany, nieznany dawnym bohaterom bodziec pcha go w świat, festto wewnętrzny niepokój, którego młodzieniec nie rozumie, jestto tęsknota za czeinś", co dopiero przeczuwa.
Przypadek prowadzi go do samego źródła owego czegoś, lecz pyszny młokos nie umie się jeszcze ukorzyć przed potęgą, stojącą ponad nim, bo uznaje dotąd tylko to, co widzi, co dotyka. Czem jemu tajemnica, czem św. Graal? Dla lat dwudziestu i kilku niema zagadek. Cóż obchodzą Parsiwala cierpienia Amfortasa i skargi rycerzów ?
Wszakże to człowiek z krwi i kości. Bo któryż zdolniejszy młodzieniec schylił się po szczęście, gdy mu je inni na progu życia podawali? Rodzice, religia, szkoła, filozofia i doświadczenie stają u bram wiosny z radami swemi; ale dumny chłopiec odpycha je, nie racząc ich nawet zauważyć. Czem jemu Bóg? — On silniejszy od Stwórcy. — Czem tajemnice? — On z nich drwi. — Czem pokora? — On zowie ją tchórzostwem.
A kiedy się Parsiwal przekonał, że siły jego nie zmuszą owego „czegoś" do powolności, choć jest najwaleczniejszym, najdzielniejszym rycerzem swego czasu, że szuka daremnie św. Graala, wtedy przeklina Boga.. I staje się tak nędznym, że się nawet na widok obcego nieszczęścia rozpłakać nie umie, bo gorycz i klątwa zakaziły jego serce, iż już nikogo kochać nie może.
Świadomość niemocy ludzkiej wiedzie go w końcu do pokory. Ona składa jego ręce do modlitwy, zgina jego kolana, uczy go prosić i wierzyć. Buntownik wraca po obłędach i pysze młodości do równowagi, wywalcza sobie spokój serca, czyli koronę św. Graala, mówiąc obrazowo, językiem poezyi średniowiecznej.
Gdzież tu niejasność? Bohater Wolframa jest na pierwszem miejscu człowiekiem, a pojęty tak głęboko, że ma druhów pokrewnych i w naszych czasach. Iwajna nie rozumiemy już, bo nie jesteśmy rycerzami średniowiecznymi; lecz smutki i żale Parsiwala odczuwamy bardzo dobrze, bo cierpiał on i walczył po ludzku. Jest on praszczurem późniejszych Don Juanów i Faustów, prototypem „buntowników" poezyi chrześciariskiej.
Zresztą ułatwił sam poeta zrozumienie swego dzieła, rozrzuciwszy w tekscie kilkanaście uwag, świadczących o powziętej z góry i odczu-
--------------- 2013-04-21 07:19:15 ---------------
70/94
tej tendencyi. Np. kiedy Parsiwal opuszcza po raz pierwszy swą matkę, daje mu Hercelojda garść rad na drogę, kończąc prośbą: aby zawsze na Bogu polegał, a trzymał się zdala od szatana, od „chwiejności zwątpienia" (und och von zwîfels wanke = und auch von des Zweifels Wanken; L. 119, 28). Kiedy, rycerzem zostawszy, rusza po nauce, odbytej u Gurnemanca, w świat na przygody, na boje, spiesząc po palmę wojownika, czuje w sercu niepokój. Nie widzi łanów, które przebywa, nie słyszy śpiewu mieszkańców leśnych, oślepł i ogłuchł na wdzięki i krasę przyrody, bo nie jest już nieopatrznem dzieckiem, które się ptaszka szczebiotem i pogodą dnia weseli. Od chwili, gdy przestał tylko zmysłowo doświadczać (sît er tumpheit âne wari — seil er der Einfalt ohme ward = od czasu, kiedy przestał być naiwnym (L. 179, 23) stracił swobodę umysłu.
Gdy Parsiwał żonę i zdobyty swój tron porzucił, wola poeta: życzmy mu szczęścia, bo odtąd będzie wiele cierpiał, zanim wesele do jego serca wróci (daz er nu lîdet hôhen pîn = dass er nun leidet hohe Pein = że będzie bardzo cierpiał itd. (L. 224, 7 — 9). Wracając w rozdziale IX po przygodach Gawana do Parsiwala, odzywa się autor do ówczesnej muzy, zwanej "Frau Aventiure" (frou dventiure) i prosi ją, aby mu rozkryła tajniki duszy i powody działania bohatera (sagt mir sîn site und al sîn pflegn = sagi mir sein Denken und all sein Thun = odkryj) mi myśl jego i wszystkie czyny L. 434, 10). Na wstępie piętnastego rozdziału, zmierzając do końca, mówi Wolfram, że Parsiwal zbliża się do celu swej walki. „Opisałem jego uciechy dziecięce, szedłem za nim przez burze młodości, przez rozpacz zwątpienia, a teraz powiodę go do nagrody, do szczęścia, jeżli mnie sztuka moja nie zawiedzie (ob mîn kunst nicht verdirbt = wenn mir meine Kunst nicht untreu wird = jeśli mnie sztuka moja nie zawiedzie L. 734, 16 i następne).
Ale Parsiwal jest także rycerzem. Gdy spuszcza miecz swój na przyłbicę wroga, zdaje się temu, że się skały na głowę jego walą. Nie ma na całej ziemi wojownika, któryby pokonał przyszłego króla św. Graala. Monarchowie i bohaterowie, baronowie, a nawet uczestnicy „okrągłego stołu," wszyscy padają na twarz, przed synem Gamureta i Hercelojdy.
Jednak inaczej wygląda ten mieczowładny rycerz Wolframa obok bohaterów swych poprzedników. Towarzysze Artiura walczą tylko dla sławy i fantazyi szlacheckiej. Oni nie przebaczają nikomu, nie znają miłosierdzia, owszem, topią zawsze miecz w sercu przeciwnika, bo pokonany jest własnością zwycięzcy, jak wierzyli junacy pogańscy. A Parsiwal przebacza, wstrzymując nawet wtedy cios śmiertelny, gdy go osobisty, znienawidzony nieprzyjaciel blaga o przedłużenie dni doczesnych.
--------------- 2013-04-21 07:19:17 ---------------
71/94
Żyj a służ tym, którzy ramienia twego potrzebują! Jest to już rycerz chrześciański.
Żyj i spiesz na dwór króla Artiura, abyś opowiedział „okrągłemu stołowi," kto cię pokonał, i nie wracaj do domu, aż cię uwolnię z słowa. A oni zdążają wszyscy, dokąd im zwycięzca iść rozkazał, choć ich nikt nie pilnuje, i czekają cierpliwie w dobrowolnej niewoli przez pięć lat na zwolnienie z danej obietnicy, bo Parsiwal, włóczący się po świecie, zapomniał o swych jeńcach.
Takby sobie nie postąpił wojownik grecki, rzymski, lub inny poganin. Nawet Achilles nie wstydzi się uciekać przed siłą przeważającą, a Odyseusz zawdzięcza swą sławę podstępowi i różnorodnej zdradzie. Każdy z nich byłby się wyśmiał, wydostawsy się z pod miecza mężniejszego przeciwnika. Ale rycerze chrześciańscy szanują słowo, godność osobistą, honor. Im dość wyrzec: zrobię, dotrzymam! I robią, i dotrzymują.
Temistokles znosi spokojnie pogróżkę kija, a Demostenes, wojownik i sędzia, skarży się w jednej z swych mów, że go Midias poczęstował w obecności kilku osób policzkiem. Za rydwanami tryumfatorów rzymskich wleczono zwyciężonych królów, jak psów, w postronkach, wystawiając ich na urągowisko motłochu ulicznego. Cajus Lectorius chlubił się publicznie znakami, kióremi go dłoń Apiusza Klaudiusza napiętnowała, Lentulus pluje w twarz Katonowi, stojącemu na mównicy. Kiedy Scypion uszanował cześć uwięzionej księżniczki, dziwi się populus, bo nie rozumie takiej zacności.
A dziś? Nawet rzemieślnik, nawet kantorowicz nie puści płazem obelgi osobistej... z łaski rycerstwa średniowiecznego, które nauczyło ludzkość szanować w człowieku istotę, stworzoną na obraz i podobieństwo Boże.
A rady Gurnemanca, dane Parsiwalowi? Nie straciły one do tąd na znaczeniu i świeżości mimo całego szeregu nowych pojęć i wyobrażeń.
Parsiwal jest w końcu chrześcianinem, katolikiem. Jego niezadawalnia już sława ziemska, doczesna; on pragnie rozkoszy wyższych, duchowych. Źe myśli myślami swego czasu, czyli właściwie obrazami, że szuka św Graala, zamiast świadomości rozumu, jak Faust, nic w tem dziwnego. I Goethe, gdyby był żył w r. 1200, byłby w taką samą szatę tęsknoty swe ubrał.
Trzy potężne, naówczas ogólnoludzkie motywa: człowiek, rycerz, chrześcianin — złożyły się na stworzenie „Parsiwala." Zawiera on w sobie wszystko, do czego wieki średnie dążyły, o czem marzyły: jest on testamentem idei szlacheckiej. Człowiek powinien być: miło-
--------------- 2013-04-21 07:19:20 ---------------
72/94
siernym, hojnym, dobroczynnym szlachetnym; — rycerz: odważnym walecznym, nieustraszonym; — chrześcianin: pokornym i czystego serca sługą Boga (1).
Nic dziwnego, że tak genialna kompozycya nie mogła sobie zjednać poklasku przeciętnych słuchaczów. Wiedział o tem sam Wolfram, gdy mówił: kto chce zwykłego opowiadania gwoli zabawie, dla tego nie śpiewam (L. 241, 1 — 30). Mimo trudności przedmiotu, wywiązał się autor z zadania bardzo dobrze. Tworząc, pamiętał ciągle o tendencyi, a ta świadomość spowodowała jednolitość olbrzymich rozmiarów dzieła. Tu i owdzie tylko znajdują się rzeczywiście niejasne zwroty, istne łamigłówki dla filologów.
Sama opowieść o św. Graalu zatrudniła już całe wojsko uczonych komentatorów. Tymczasem uczy i w tym razie szczypta zdrowego rozsądku więcej, aniżeli góry foliałów, zapełnionych drobiazgowemi przypuszczeniami germanistów.
Serce człowieka piagnęło już od chwili pierwszego namiętniejszego drgnięcia jakiegoś idealnego życia, którego ziemia nie daje. Wiadomo, że wszystkie szczepy indogermańskie wierzyły mutatis mutandis w kraj, płynący mlekiem i miodem. Spracowany, potniejący człowiek pocieszał się nadzieją innego świata, gdzie nie ma trudu, gdzie drzewa wydają same bez przyczyniania się ludzkiego wszystko co człowiekowi potrzebne. Tam się tylko używa i odpoczywa. Pragnienie to jest rodzicem wszystkich legend o rajach, a w dalszym ciągu twórcą widomych, zmysłowo przystrajanych środków do sprowadzenia owego marzonego stanu.
Lud prosty gwarzy między sobą o stoliku, który się na każde nakrywa zawołanie, aby łaknących nakarmić. Sprzęt ten znali już etyopowie, zowiąc go heliotrapazon. Wspomina o nim Herodot.
Ten sam „stolik," choć już znaczeniem donioślejszy, zbliżający się więcej do św. Graala, widzimy także w Indyach. Indyjczyk, Tu rana, opowiada: na Zachodzie, w kraju Troglodytów leży góra Sitantal wabiąca do siebie wędrowców złotem i drogiemi kamieniami, które się w jej łonie ukrywają. Górę tę otacza wielka równina, zaludniona dziwnem ptactwem i milionami brzęczących pszczół. Mieszkają tam Siddhasowie i Pacshasowie, broniący obcym przystępu do gaju Cridy (Cridavana); w nim bowiem znajduje się wiedza wszystkiego i spełnienie
----------------------------------------
(1) Teologicznej części ,,Parsivala" poświęcił Sau-Marte osobną rozprawę: „Ueber das Religiöse in den Werken Wolframs von Eschenbach. Parsrvalstodien II tom, Halle, 1861.
--------------- 2013-04-21 07:19:22 ---------------
73/94
wszystkich życzeń. Sławę tego miejsca zna i opiewa cały świat, lecz tylko „najlepsi"- mogą tam przebywać.
I muzułmanie mają swego ,,Graala." Jest nim czarny kamień, znajdujący się w Mece, w Kaabie, zwany przez pobożnych pielgrzymów „prawą ręką Boga na ziemi." Ma on pochodzić wprost z raju, zkąd spadł z Adamem na ziemię. Anioł Gabryel powierzył go Abrahamowi, gdy patryarcha świątynię budował.
Z kilku tych danych widzimy, że każdy naród posiadał swój cudowny talizman, zrodzony za pomocą fantazyi w sercu ludzi, zżymających się na biedę powszedniego życia. Z tego źródła płynie, prawdopodobnie pierwotny Graal, zanim go wyobraźnia chrześciańska poswojemu przerobiła.
Zachodzi teraz drugie pytanie, a mianowicie: gdzie stała historyczna Graala kołyska, zkąd ten cudotwórca pochodzi? Czy go niezależnie od jego braci na Wschodzie fantazya chrześciańska Zachodu sama spłodziła, czy też tylko, od arabów do francuzów przywędrowawszy, gdy go tu ochrzczono, o pierwotnej swej ojczyźnie zapomniał.
Samo imię jego nie staje ani po jednej ani po drugiej stronie. Starzy kronikarze i późniejsi filolodzy tłómaczyli słowo "Graal" w najrozmaitszy sposób. Aelfricus w XI wieku (1), Helinandus (2), Bovel (3) opowiadają, że słowo Gralis, Gradalis, graalz, grasal znaczy naczynieTego samego zdania jest młodszy pisarz, Roquefort, uczony francuzki, który się rozświeceniem tajemnic średniowiecznych bardzo pilnie zajmował (4). Genueńczyk Jacobus z Voraginy (1244 — 1298) wywodzi „Saint Grael od sangreal, sangroyal = krew króla, pana (5); niemiec Kanne (6) twierdzi, że słowo Grael pochodzi od hebrajskiego garalach, a jeden z nowszych oryentalistów, von Hammer, poruszył swego czasu cały świat uczoną wiadomością o odkryciu prawdziwego znaczenia słowa „Graal" (7). Opowiada on, że odcyfrował na starej płycie, znajdującej się w kościele Radkersburg, słowa: "Have ait gral XII."
---------------------------------
(1) Aelfricus, Glossar. Angl. Saxon. wydanie Sommera str. 80.
(2) Helinandus w Chron. Tissier, Bibl patr. Cisterc. tom VII str. 92.
(3) Glossar de Bovel w „Trésors des Antiąquités françaises," 1655 r.
(4) Roquefort, Glossar. de la langue romaine, Paris 1808.
(5) Jacobus a Voragine w Chron. Genuens. Muratori Thesaur rer. Ital. tom IX.
(6) Kanne, Christus im alten Testament, str. 102.
(7) Von Hammer, Curiositäten tom IX, str. 118.
--------------- 2013-04-21 07:19:24 ---------------
74/94
Tymczasem okazało się niebawem, że się von Hammer nie tylko pomylił, lecz wręcz ośmieszył, bo jakiś spekulant podrobił ową płytę, aby gorliwego szperacza wyzyskać.
Nie zbliżywszy się, idąc śladami kroniki, grzeszącej słabą pamięcią, i filologii, która rzadko granice drobnostkowości przekracza, ani na krok do kołyski św. Graala, wezwijmy historyę na pomoc. Ona jedna, wsparta na ramieniu poetyckiej i filozoficznej intuicyi, podaje zwykle badaczowi pochodnią do ręki.
Jak wszyscy poeci średniowieczni wymienia i Wolfram z Eschenbach źródło, z którego czerpał. Powiada on (L. 416, 20 — 416,25 — 805, 10 — 827, 5 itd.) że wziął osnowę do swego „Parsiwala" z podobnej opowieści Kyot'a (Kyot ist ein Provenzâl, L. 416.25). Ten zaś powołuje się znów na świadectwo Flegetanisa (L. 453, 20), na mędrca, który umiał „w gwiazdach czytać", idącego po mieczu z poganina, a po kądzieli z żydówki, z rodu Salamona. W legendach żydowskich nie ma opowieści, któraby z osnową „Parsiwala" stroiła. Nie wspomina o niej nic ani starożytny zbiór Benjamina z Tuledy (Itimrarium 1171) ani dzieło Majmonidesa (De Idolatria). Z tradycyi matki swej nie mógł więc ów „poganin" Kyota czerpać. Prawdopodobnie był tedy ów Flegetanis arabem. Słusznie zauważył San-Martę (1), że nazwiska miejsc i osób, zachodzące w epopei, prowadzą do samego źródła Graala. Fakta zmieniają się, stósownie do pojęć kraju, ludzi i czasu, lecz nazwiska, choć przekrzywione, zostają zwykle te same. Bohaterowie powieści Artiurowych podróżują po Francyi północnej albo po Anglii, więc tam, gdzie właściwie powstali. Legenda zaś o św. Graalu porusza się ciągle na terytoryum Francyi południowej i Hiszpanii. Las św. Graala Terre de Salvage znajduje się w północnej Hiszpanii, Parsiwal rodzi się z królowej hiszpańskiej i z Gamureta, królewicza andegewańskiego, rzecz cała rozgrywa się w Katalonii, w Aragonii, w Toledo, w Sewilli, lub na brzegach Afryki północnej. A wiemy, że kiedy cała Europa pogrążona była w ciemnościach, które nastąpiły po zaginięciu cywilizacyi grecko-rzymskiej, wtedy wydawała maurytańska część Hiszpanii nie tylko poetów, lecz także uczonych. Siedmdziesiąt szkół, akademij, zakładów itd. mieli maurowie hiszpańscy w IX i X w. a mężowie ich, „umiejący czytać w gwiazdach", byli wówczas wszędzie znani. Sąsiedni prowansalowie zaglądali bardzo często do miast arabskich, wynosząc z nich nietylko wojenne łupy, lecz i skarby
-------------------------------------
(1) San-Marte, Leben und Dichten Wolrfams von Eschenbach. Magdeburg, 1841. II tom. str. 368.
--------------- 2013-04-21 07:19:27 ---------------
75/94
wiedzy. Język arabski był w Hiszpanii i w Francyi południowej tak rozpowszechniony, że Jan ze Sewilli komentował biblię dla chrześcian w narzeczu maurów. Nie byłoby więc nic dziwnego, gdyby Kyot, który był uczonym i obytym w świecie mnichem, po arabsku rozumiał i z arabskiego czerpał źródła. I fantastyczność legendy o św. Graalu przemawia za jej wschodniem pochodzeniem.
W jaki sposób fantazya arabska uzmysłowiła pojęcia o najwyższem szczęściu człowieka na ziemi, czy protoplasta Graala chrześciańskiego był naczyniem kamiennem, albo stolikiem, nie wiemy. Wyobraźnia chrześciańska złączyła symbol najwyższego szczęścia z życiem Zbawiciela. Dokładnej genealogii tego talizmanu dowiadujemy się z drukowanej pózniej, prozą napisanej 'powieści francuzkiej. Autor opowiada tamże, że Józef z Arymatei poszedł po ukrzyżowaniu Chrystusa do Szymona, u którego Chrystus spożywał czwartkową wieczerzę z swymi uczniami. Na dachu domu, w którym się ta uroczystość odbywała, znalazł Józef naczynie (ung plat, ou escuelle, po starofrancuzku) z którego Zbawiciel jadł. Naczynie to nadstawił przy pogrzebie pod rany Chrystusa.
Właśnie to naczynie, z którego Chrystus jadł, i do którego krew się Jego sączyła, jest Graalem chrześciańskim; nie wiemy tylko, czy samo naczynie, czy też krew w niem się znajdująca ma być symbolem najwyższego szczęścia na ziemi, bo poeci nie wyrażają się jasno.
Fantazya chrześciańska wyrzeźbiła owo naczynie z kamienia, który wypadł z korony Lucypera, gdy Bóg anioła buntownika w ciemności piekieł strącił. Poeci nazywają ten kamień lapis exillix.
Po śmierci Józefa z Arymatei byli aniołowie stróżami świętego naczynia; lecz kiedy się Bóg przekonał, że Tyturel sprostał czystością duszy i serca mieszkańcom nieba, wtedy powierzył jemu i rodzinie jego opiekę nad najwyższą widomą świętością chrześciańska na ziemi. Resztę wiemy z samego poematu.
Na zewnętrzne wykończenie legendy o św. Graalu wpłynęły zakony rycerskie, mianowicie Templaryusze. Jak wiadomo złożyło w r. 11l8 dziewięciu rycerzów frąncuzkich (l) przed patryarchą jerozolimskim, Guaremundem, trzy przysięgi: czystości, ubóstwa i posłuszeń-
---------------------------------
(1) Hugo de Payens (de Paganis), Godfryd de St. Omer, Roral, Godfryd Bisol, Payens de Mont-Didier, Archibald de St. Amand, André de Montbarry i Gandemar. Imię dziewiątego nie przeszło do nas, bo Hugo hr. de Provence wstąpił dopiero później,
--------------- 2013-04-21 07:19:29 ---------------
76/94
stwa. Lecz po za zwyczajną rotą zakonną obowiązali się także walczyć w obronie ziemi świętej przeciw niewiernym i zastawiać mieczem swoim pielgrzymów, których dzicy Szeldszukowie i hufce egipskie niepokoiły.
Powstanie takiego zakonu zrobiło w całem chrześciaństwie niezmiernie wrażenie. Dotąd był tytuł rycerza najwyższą godnością świecką; teraz przyłączyła szlachta francuzka do niego i świętość stanu duchownego. Rycerz-zakonnik zawierał w sobie wszystko, do czego wieki średnie dążyły. Z bronią w ręku walczył on w imię słabych i uciśnionych, a z krzyżem na zbroi przyznawał się publicznie do swej wiary przed niewiernymi. Poezya chrześciańska wieków średnich przyswoiła sobie natychmiast nowe zjawisko, wynosząc je do godności ideału. Już samo nazwisko rycerzów św. Graala Templeisen zgadza się z mianem nowego zakonu (Templer, Tempelherrn, templiers). Jak templaryusz, miles templi, całe swe życie, broń i myśl swą służbie bożej poświęcał, tak służy i rycerz św. Graala wyłącznie tajemniczej świętości, bo gdy o służbie tej zapominając, po świecku żyć zacznie, przestaje być godnym wysokiego stanowiska, Templaryusze wybierają swego mistrza za pomocą Ducha S. I król na Montsalvas obejmuje wła-•dzę na rozkaz samego Boga. Czystość, ubóstwo, posłuszeństwo i walkę za wiarę ślubują Templaryusze; tak samo czynią Templajzowie.
Z akt procesowych dowiadujemy się nadto, że Templaryuszom zarzucano głównie przechowywanie i ubóstwianie jakichś tajemniczych symbolów. Misteryum Baffometi nazywano ową tajemnicę, Kronika de St. Denis (1) powtarza trzeci, oskarzający Templaryuszów punkt w sposób następujący „car tantôt apres ils alloient adorer une idole et pour certain icelle idole etoit une vielle pean, ainsi comme toute embame et comme toile polic, et illecqus certes le Templier mettoit sa trés vile foi et créance et en lui tres fermement croioit, et en icelle avoit es fosses des yeux escarboucles, reluisans comme clairté du ciel; et pour certain toute leur éspérance étoit en icelle, et étoit leur Dieu souverain, et metnement se affioit en lui de bon cocur." Jak dalsza skarga opiewa, mieli Templaryusze wierzyć, że im owo misteryum może dać wszystkie bogactwa i rozkosze tej ziemi. Pytano się oskarżonych wyraźnie, czy prawdą jest, co wieść o nich niesie, że wierzą w boską moc jakiegoś symbolu: quod illud caput poterat cos salvare, diviles facere, quod om-
-----------------------------------------------
(1) Du Puy, Histoire des Templiers, Braxelles 1751, zrobił wyciąg z kroniki de St. Denys.
--------------- 2013-04-21 07:19:31 ---------------
77/94
nes divitias orditiis dabat eis, quod facit arbores florere et terram germinare (1).
Z tego, co się powiedziało o zakonie Templaryuszów, nie trudno się domyślić, że ustawy, obowiązujące rycerzów-mnichów, wpłynęły na wykończenie zewnętrznej architektoniki legendy o św. Graalu. Stopniowego przeobrażenia się samej opowieści nie możemy jednak ustalić, bo oryginał Kyota, z którego Wolfram czerpał, zaginął, a „Parceval" Chrétiena de Troies jest zupełnie surowym materyałem. Źródłem Wolframa, jak się powiedziało, był Kyot prowensalczyk (Kyot ist ein Provenzal itd.. Lecz literatura francuzka nie zna ani na południu ani na północy (ani trubadura ani truwera) poety tego nazwiska. Między epikami Francyi północnej znamy tylko Guiota de Provins, żyjącego między rokiem 1150 — 1210. Był to śpiewak nieszlachetnego pochodzenia, urodzony w Isle de France, w miasteczku Provins (Pruvinum, Provinum), który się jako minstrel nie tylko po całej włóczył Francyi, leci także i po Hiszpanii, a podobno był i na Wschodzie. Wymienia on w pieśniach swoich 90 książąt i baronów, przed którymi za sowitą śpiewał nagrodą. Bywalec, znający świat i ludzi, nauczywszy się w świecie kilku języków, chwytał po drodze legendy miejscowe, i przerabiał je w końcu sam. Sprzykrzywszy sobie uciążliwe życie wędrownego śpiewaka, wstąpił do klasztoru i został mnichem. Literacką jego spuściznę stanowi wiązanka pieśni lirycznych i większy satyryczno-epiczny poemat, znany pod tytułem: „Bibie" (2).
Ponieważ Wolfram nazywa Kyota wyraźnie prowansalczykiem, a północno-francuzki Guiot de Provins nie zostawił po sobie żadnej opowieści o Parsivalu, przeto wnioskowali uczeni niemieccy, że rycerz Eszenbach, hołdując zwyczajom swego czasu, który nierozumiał dzieła bez źródeł, imię owego Kyota po prostu zmyślił. Tak twierdzi np. Rochat, który powiada, że się Wolfram oparł na „Contes de Graal," wspominanego już kilkakrotnie Chretien'a de Troies (3). Chrétien opiewał rzeczywiście dzieje Parsiwala i rycerzów zamku Montsalvas, lecz Wolfram wie o tem, a nawet gniewa się na niego za to, że „opowieść Kyota skrzywił." Ponieważ nie mamy przykładu, aby którykolwiek z pierwszych poetów rycerzów rozmyślnie kłamał, wo-
-------------------------------------
(1) Du Puy, jak wyżej.
(2) Rękopism znajduje się w bibiotece paryzkiej. Drukowane wydanie "La bibie de Guiot de Provins" umieścił M. Méon we ,,Fabliaux et contes des poëtes français itd. Paris, 1808.
(3) Rochat, w „Germanii," rocznik III (1858).
--------------- 2013-04-21 07:19:34 ---------------
78/94
litny wierzyć własnym słowom poety, niż bezpodstawnym przypuszczeniom. Że nieznamy „Parsiwala" pióra Guiota de Provins, niedowodzi niczego, bo ileżto poematów owego czasu zaginęło? Że Wolfram swe źródło Kyotem nazywa, nie świadczy także przeciw Guiotowi, bo poeta niemiecki, nie umiejąc czytać, mógł nazwisko przekręcić. Guiot de Provins, czytane bez właściwego brzmienia „prowęs" przez jakiegoś giermka lub pisarka, którym się Wolfram posługiwał, nie stoi zbyt daleko od Guiot de Provence=,,prowans "
Więc "prowansalski" Kyot Wolframa, którego literatura nie zna, jest prawdopodobnie historycznym Guiotem de Provins. Lachman (1) i Gervinus (2) przechodzą po Guiotcie do porządku dziennego, twierdząc: że autor, który napisał tak nędzne dzieło, jak „Bibie," nie mógł być żadną miarą wzorem dla Wolframa. Zdanie Lachmana i Gervinusa powtarzają nietylko wszyscy komentatorowie, lecz i profesorowie uniwersyteccy, a tymczasem pokazało się niedawno, że Łachman nie znał wcale „Biblii" Guiot'a, ktokolwiek bowiem przeczytał choć kilka zdań tego utworu, zadziwi się nad śmiałością poglądów awanturniczego mnicha.
„Bibie" zaczyna się następnie:
D'ou siecle puant et orrible
M'estuet commeneier une Bibie
Por poindre et por aguilloner,
Et por grand essample doner.
Ce n'iert pas Bibie losengiere,
Mes fine et voire et droituriere;
Mireors sert a toutes genz
Ceste Bibie; or ne argent
Esloingier de rien ne me puet
Car de Dieu et de raison muet.
Ce que je veuil conter et dire
Est sanz felonie et sanz ire itd.
Świat leniwy i podły
Zmusza mnie do napisania książki,
Abym biczem satyrycznego słowa
Dał światu wielki przykład.
Nie pełną kłamliwej obmowy,
Lecz prawdy i sprawiedliwości jest moja książka.
Niech będzie zwierciadłem całego świata.
Nie wstrzymują mnie dary
Od wypowiedzenia prawdy,
Która się ostoi przed rozumem i Bogiem.
Co chcę opowiedzieć i wyrzec
Jest bez zdrady i gniewu itd.
Kto w ten sposób swą książkę zaczyna, wie bardzo dobrze, czego chce, i może zrozumieć tajemnicę św. Graala (3).
----------------------------------------
(1) Lachman, wstęp do wydania dzieł Wolframa; jak wyżej.
(2) Gervinus. jak wyżej, tom I, str. 358.
(3) Rehabilitacyą Guiota de Provins zajął się San Marte, który wydał jego dzieła po franeuzku i po niemiecku, zaopatrzywszy je biografią i komentarzem. San-Marte i Joh. Fried. Wolfart, des Guiot von Provins bis jetzt bekannte Dichtungen... Halle 1861 (Parcival Studien I tom).
--------------- 2013-04-21 07:19:36 ---------------
79/94
O ile jednak trudnemu zadania podołał i w jakich rozmiarach Wolfram z kompozycyi jego korzystał, nie możemy osądzić, dopóki uczeni francuzcy nie odkryją zaginionego poematu. W każdym razie będzie idealne zrozumienie całości, filozofia i rozwój psychologiczny charakteru i głównego bohatera, jak w poprzednich epopejach tak i tu własnością niemca (1).
Oprócz Parsiwala napisał Wolfram jeszcze dwa poemata: Wilhelm von Orange i Titurel. Wilhelm, hrabia z Orange, sławny wojak, żyjący pod panowaniem następców Karola W., uchodził za świętego. Życie jego opisał już nieznany autor w XI stuleciu po łacinie: Vitą Sancti Wilhetmi w Acta Sanctorum. Z tego źródła czerpało wielu poetów francuzkich, zastósowując legendę, jak zwykle, do wyobrażeń bieżących. W Niemczech opracował ją pierwszy Wolfram, opierając się na oryginale francuzkim.
Już w XIII wieku chciał jakiś mnich przetłómaczyć „Wilhelma" na język łaciński, lecz próba nie udała się, bo heksameter nieodpowiadał wcale duchowi poezyi średniowieczno-niemieckiej. W r. 1596 przerobiono tę epopeję na dramat pasyjny (Osterspiel) i odegrano go
--------------------------------------
(1) Żaden z średniowiecznych poematów nie przechował się w tylu rękopismach, jak "Parsiwal" Wolframa z Eszenbach. Najstarszy z nich znajduje się w Sant-Gallen, nowsze: w Heidelbergu, w Monachium, w Arnsbergu, w Hamburgu, a oprócz tych, przechowanych prawie w całości, zachowały się po różnych bibliotekach ułamki i luźne karty, to pargaminowe, to papierowe, Oprócz tego należy „Parsiwal" do pierwszych dzieł niemieckich, które sztuka Guttenberga drukiem ogłosiła, bo wyszedł z pod prasy już w r. 1477. Najlepsze wydanie nowszych czasów jest zasługą Lachmana. „Parswial" zawiera 24.747 rymowanych wierszy. Wiele i różnie pisano o „wolnym panu" z Eszenbach. Oprócz wymienionych studyów San-Marte'a (Parsiwal - Studien 3 tomy) zasługuje na uwagę tylko kilka prac: Simrok, Parcival u. Titurel, Rittergericht von Wolfram von Eschenbaeh, übersetzt und erlaütert von E. Simrok, Stuttgart 1842. Rosenkranz. Ueber Wolframs von Eschenbaeh Parcival, eine ästetische Abhandlung, Magdeburg 1827. San-Marte, Wolframs Parcival und seine Beurtheiler, w kwartalniku „Germania" tom VII (1862) od str. 56 — 74, P. W. V. Schmidt, Ueber die Romane der Tafelrunde und den heiligen Graal, we "Wiener Jahrbücher der Literatur" tom XXIX (1825) str. 71 i następne — Leo, Lehrbuch der Geschichte des Mittelalters, Halle, 1830, i Lachmana wstęp do wybadania dzieł Wolframa, jak wyżej.
--------------- 2013-04-21 07:19:41 ---------------
81/94
cherzhausen znał trzydzieści rękopisów (1), a sztuka drukarska ogłosiła go razem z „Parsiwalem" już w r. 1477. Wydaniem tej epopei zajął się w nowszych czasach Hahn (2).
Do epigonów Wolframa należy także imiennik jego, i prawdopodobnie potomek, Ulrych z Eszenbach (Ulrich von Eschenbach, żyjący w końcu XIII, lub napoczątku XIV stulecia).
Nieznany poeta, ukrywający się tak samo, jak Albrecht z Szarfenbergu za nazwiskiem Wolframa, opiewał dzieje Lohengrina (Loherangrina), syna Parsiwala i Konduiramury (3). I ta epopeja uchodziła przez długi czas za utwór autora „Parsiwala."
-------------------------------------------------
(1) W „Ehrenbrief" Puttericha, zwrotka 142: „Wol dreissig Titureln. Hab ich gesehn."
(2) Hahn, wydanie z r. 1842.
(3) "Lohengria'a wydal Görres w r. 1813, i H. Rückert, w r. 2858.
--------------- 2013-04-21 07:19:43 ---------------
82/94
VI.
GROTFRYD Z SZTRASBURGA I UPADEK EPOPEI RYCERSKIEJ.
Lecz i w bujnym kwiecie leżę się robak. Początki i przyczyny upadku zakonu rycerskiego spotykamy już w epopei trzeciego znakomitego poety wieków średnich, w „Trystanie i Izoldzie" Gotfryda z Sztrasburga.
O pochodzeniu Gotfryda (Gotfried, zwany von Strassburg) wiemy jeszcze mniej, niż o życiu prywatnem poprzednich poetów. Kroniki i dokumenta szlacheckie, które tu i owdzie epików rycerskich wspominają, milczą o autorze „Trystana", a współcześni lub późniejsi koledzy znają go wprawdzie bardzo dobrze, nie nazywają go jednak nigdy; her = Herr = pan, tylko meister = mistrz. Jedyny Ulrych Fürterer pisze (w r. 1478): herr Gottfried.
E. H. Mayer (1) zwraca uwagę na akt z czasów króla Filipa (z dnia 18 czerwca 1207 r.), w którym przytoczono na końcu jako świadka Godofreda Rodelariusza z Argentyny (Godofredus, Rodelarius de
------------------------------------------
(1) E. H. Mayer. Walther von der Vogolweide, identisch mit Schenk von Schiphe; Bremen, 1863, str. 5.
--------------- 2013-04-21 07:19:45 ---------------
83/94
Argentina); Argentina zaś znaczy Sztrasburg a Rodelaruis = Rotuta rius = pisarz, notaryusz miejski. Bezpośrednio przed Gotfrydem stoi nazwisko Rudolfa z Argentyny, o którym wiadomo, że był właśnie w tym czasie burmistrzem (Schultheiss) Sztrasburga(1)
Podług powyższych danych był autor „Trystana" prawdopodobnie piasrzem miejskim (Stadtschreiber), czyli sekretarzem burmistrza sztrasburgskiego. Kurtz, a nawet Gervinus chcieliby koniecznie i Gotfryda zrobić szlachcicem, lecz domysły ich, nie oparte na danych pozytywnych, nie wytrzymują krytyki, tym więcej, że sam ton epopei nie zgadza się z pojęciami rycerza średniowiecznego.
„Tristan und Isolde", jedyna epopea Gotfryda, jest miłosną historyą dwojga młodych osób, wymienionych w tytule. Jak powieść o „Parsiwalu", zaczyna się i „Trystan" „awanturą", z której się dowiadujemy rodowodu bohatera. Trystan jest sierotą; wychowuje go marszałek dworu jego zmarłego ojca, Rual li foitenaat. Gdy chłopiec dorósł, dostaje się po różnych przygodach na dwór swego wuja, Marke'go, króla kornewalskiego. Ten wuj pragnie pojąć w małżeństwo piękną Izoldę, córkę króla irlandskiego. Lecz w Irlanyi przebywa smok, niszczący kraj i pożerający ludzi. Kto tego potwora zabije, będzie mężem mojej córki, mówi król. Trystan jedzie do Irlandyi, zwycięża strasznego wroga i żąda w zamian Izoldy dla swego wuja. Gdy królewna siada na okręt, aby popłynąć do Kornwalis, daje królowa towarzyszce swej córki, mądrej i przebiegłej Brangenie, flaszeczkę z napojem miłosnym. Płyn ten wmięszasz, rozkazuje pani, do wina młodożeńców, gdy się oddalą po ślubie do komnat sypialnych.
Ten wstęp zajmuje połowę epopei. Dopiero bowiem teraz zaczyna się właściwy romans.
„Wskutek nieuwagi służby, dostał się napój miłosny do wina Trystana i Izoldy. Lecz zaledwo zwilżyli usta płynem czarodziejskim, pokochali się całem sercem. Młodzi ludzie (mówi poeta), stanowiący jeszcze przed chwilą dwie istoty, stali się od razu jednością. Mieli teraz tylko jedno serce, jedną duszę, jedną myśl. Lecz w tej samej chwili zrodził się w nich wstyd."
Nadzwyczaj zręcznie opisuje tu Gotfryd walkę miłości z honorem i obowiązkiem. Trystan wie, że dopuszcza się zbrodni, pożądając
-----------------------------------------
(1) Hermann Kurtz. Zum Leben Gotfrieds von Strassburg, rozprawka umieszczona w felietonie „Augsburger Allgemeine Zeitung,'' III rocznik, nr. 23. 24, 25 i 35.
--------------- 2013-04-21 07:19:47 ---------------
84/94
oblubienicy swego wuja; i Izoldawie, że ma być własnością innego. Lecz namiętność nie zna przeszkód...
„Dopiero widok brzegów kornwalskich przypomina kochankom, dokąd jadą. Teraz trzeba kłamać. Co robić, aby król nie poznał, co się stało? Jest na to rada, odpowiada Brangena, powiernica królewnej irlandziej. I znalazła się rada. Brangena ułożyła się do snu zamiast Izoldy i podstęp udał się. Marke nie domyślił się niczego."
Scenę tę opisuje Gotfryd tak jaskrawo, tak realistycznie, żeby mu Zola mógł pozazdrościć talentu plastycznego. Podobnym też scenom, oraz niektórym bluźnierczym ustępom zawdzięcza autor „Trystana" uwielbienie ze strony Henryka Heine'go.
„Jedna zdrada rodzi drugą. Dawniej naiwna i dziecięca Izolda lęka się teraz, aby Brangena nie wydała jej tajemnicy. Przeto namawia dwóch giermków, aby ją z świata zgładzili. Lecz pachołkom żal pięknej dziewczyny. Zostawiają ją w lesie, a wróciwszy do żony królewskiej, oświadczają, że wykonali rozkaz. Gdy się jednak Izolda dowiaduje od domniemanych morderców, że jej powiernica nawet w chwili groźnej nie zdradziła, okazuje żal. Rzecz się wyjaśnia i Brangena wraca na dwór."
Tymczasem romansuje Izolda ciągle z Trystanem. Zrazu nie domyśla się zdradzony mąż niczego, lecz kiedy jeden z dworzanów zwrócił jego uwagę na ślady podejrzanych stosunków, zaczyna się istny taniec zazdrości. Marke, stary, zakochany mąż, wystawia żonę na różne próby, a Izolda wymyka się z zasadzek po mistrzowsku. On błądzi po zamku niby upiór, wierzy i nie wierzy, chciałby wierzyć i lęka się, posądza, dręczy żonę i przeprasza ją; ona udaje wierną, płaczącą, nieszczęśliwą połowicę, wynagradzając sobie nieprzyjemność takiego stosunku w objęciach Trystana, ilekroć się tylko do tego sposobność zdarzy. Sam Trystan, sławny wojownik, odgrywa w tej sprawie bardzo nędzną rolę. Otoczony szpiegami, odcięty od swej kochanki czujnością wuja, zawodzi jak niewiasta, gdy Izoldy przez jeden dzień nie widzi. Ramię jego słabnie, serce podleje; dumny rycerz knuje tylko nikczemne zasadzki. Nareszcie sprzykrzył sobie Marke męczarnią zazdrości i rozkazał, aby się żona stawiła przed sądy boże."
„Ratuj mnie, Panie Boże, woła Izolda, padając na kolana przed krucyfiksem, naucz mnie, co mam uczynić. I Chrystus nauczył ją nowego podstępu, opowiada Gotfryd. Oto przebrał się Trystan za pustelnika i stanął nad brzegiem morza, na miejscu, na którem miał się odbyć sąd boży. Gdy się okręt z królową i z całym dworem zatrzymał w porcie, chciał jeden z rycerzy przenieść panią na brzeg. Ale ona nie pozwala na to, bo, prawi: nie mogłabym wtedy z czystem przysiądz sumie-
--------------- 2013-04-21 07:19:50 ---------------
85/94
niem, że spoczywałam tylko w objęciach małżonka. Ale tam, nad brzegiem stoi pustelnik, mąż święty; ten niech mnie przeniesie. Przebrany Trystan bierze ją na ramiona, przenosi przez wodę, przewraca się rozmyślnie na brzegu i obejmuje ją w pół, padając niby przez nieuwagę. Teraz może Izolda przysięgać, że spoczywała tylko w objęciach króla i owego pustelnika. Przysięga, odbywa szczęśliwie probę ogniową i wraca w tryumfie, oczyszczona, nieskalana do stolicy. Takim to fortelem natchnął Pan Bóg wiarołomną."
A Gotfryd robi z tego powodu bluźnierczą uwagę mówiąc, o zmienności Chrystusa, że : skłania się życzliwie w tę stronę, z której wiatr pomyślny wieje"
Romans kończy się jednak nieszczęśliwie. Zdrada wydaje się, Marke wypędza kochanków ze stolicy itd.
I tam dalej, bo Gotfryd nie dokonał swego dzieła. Podobno wytrąciła mu śmierć przedwczesna pióro z dłoni, jak się biografowie domyślają. Trudno dosnuć resztę powieści o losach „Trystana i Izoldy," bo nie znamy nawet źródła francuskiego, z którego poeta niemiecki czerpał.
Gotfryd nie lubił Wolframa. Lecz dość przeczytać kilka stron „Trystana," aby tę niechęć zrozumieć.
Dwa to zupełnie odmienne talenta, dwa wręcz przeciwne bieguny, dwa inaczej myślące umysły i inaczej czujące serca. Wolfram, to poetafilozof, Gotfryd, to poeta-malarz. Wolfram myśli i tworzy, Gotryd widzi i odtwarza; pierwszy jest głębokim psychologiem, drugi znakomitym spostrzegaczem.
Potężny umysł Wolframa szukał świadomości, równowagi, pogodzenia się z ograniczonem posłannictwem człowieka; swobodny talent Gotfryda unikał zagadek, przenosząc rzeczywistość nad ideał, życie nad marzenie.
Autor „Parsiwala" rozumie i kocha swą godność poetycką, którą stawia na równi z kapłaństwem. Nie bawić, lecz uczyć, nie rozśmieszać lecz uszlachetniać powinien wieszcz. Dla tego nie wybrałby Wolfram nigdy tak ślizgiego przedmiotu, jaki widzieliśmy w streszczeniu „Trystana." Parsiwal nie doknąłby się nigdy obcej niewiasty, bo jest wzorem , ideałem dla współczesnych. Tak czyńcie, jak Parsiwal, a będziecie prawdziwymi rycerzami! Wolfram brzydzi się wszelką bezwstydną nagością, wszelką zbrodnią i kłamstwem; on pragnie uświęcenia ludzkości przez prawdę i cnotę.
Jakżeż inaczej wygląda „Trystan" Gotfryda? Wykwintnie to wykształcony rycerz, zrazu dzielny i waleczny, mściciel krzywd i pogromca smoków, lecz kiedy się rozkochał, staje się słabym,
--------------- 2013-04-21 07:19:52 ---------------
86/94
nędznym niewolnikiem swej namiętności. Płacze, jak dziecię, załamuje ręce, gdy umiłowanej przez jeden dzień nie widzi.
Odczytawszy epopeę Wolframa, czuje się arystotelesowską katarsis, lecz po „Trystanie" zostaje mimo rzeczywiście genialnego wykonania niesmak a nawet wstręt. „Parsiwal" oczyszcza, uświęca, choć przejmuje często grozą i przeraża potęgą pesymizmu; „Trystan" co najwyżej bawi i rozśmiesza, lecz nie zostawia po sobie żadnego dodatniego skutku.
Jeżeli pominiemy pomysł i przedmiot „Trystana", wytrzymuje kompozycya jego nawet wybredną krytykę. Żaden z poprzedników Gotfryda nie budował tak pewną ręką i tak misternie, jak on. I charakterystyka działających osób zasługuje na bezwględne uznanie. Marke, „stary mąż młodej, pięknej żony", jest typem całego rodzaju zazdrosnych małżonków. Do prawdziwych postaci należy także Brangena, prababka późniejszych „garderobianek". Wszystko żyje w epopei Gotfryda, rusza się i mówi, jak ludzie z krwi i kości.
Te to zalety autora „Trystana" ocenili już poeci XIII wieku. Wielbi go Rudolf z Erns w „Wilhelmie z Orleanu" (w r. 124I) i w .,Aleksandrze." Pamięć jego sławi Konrad z Stoffel, a Konrad z Würzburga pisze pochwalny hymn na jego cześć. Zna go także słynny dziwak średniowieczny, Püterich z Reicherchauzen, i Ulrych Fürterer; korzy się przed jego talentem cały szereg współczesnych i późniejszych autorów. W nowszych czasach komentowali jego epopeę : Büsching, von der Hagen, Simrock, Marbach, Korneliusz Agrippa von Nettersheim, Southey, Lachmann, Bechstein, Massmann i San-Marte.(1)
Źródła Gotfryda nie znamy. Już przed nim opracował ten sam przedmiot jeden z starszych poetów, Eilhart z Oberge, rówieśnik Henryka z Veldecke, żyjący między r. l150 — 1207. Gotfryd znał prawdopodobnie epopeę Eilharta, lecz nie korzystał z niej, bo powieść jego nie zgadza się z osnową starszego kolegi. Nie posiłkował się także pracami Berox'a lub Tomasza de Britannie, bo polemizuje z nimi. Najpewniej miał Gotfryd przed sobą kilka utworów tej samej treści, i porównawszy je, komponował samodzielnie (2).
---------------------------------------
(1) Najlepsze wydanie epopei Gotfryda sporządzili: 1) H. F. Massmann, Tristan und Isolt von Gotfried Strassburg, Leipzig 1843 i 2) Reinhold Bechstein; Goldfried's von Strassburg, Tristan, Leipzig 1869. Przedmowy tych wydań zawierają ciekawe dane biograficzne
(2) Oprócz „Trystana", napisał Gotfryd jeszcze wiązankę poematów lirycznych, z których jednakże tylko trzy w całości przechowały się. Niedokończona epopea zawiera 19,553 wierszy. Rękopisy „Trystana i Izoldy"
--------------- 2013-04-21 07:19:54 ---------------
87/94
Lecz i w bujnym kwiecie lęże się robak. Widzimy go już w „Trystanie" Gotfryda, a imię jego: rozpusta i niewiara!
Mówi się zwykle o idealnej miłości owych czasów, o sielankach rycerzów, którzy z mieczem przy boku, a z lutnią w dłoni przebiegali cały kraj, opiewając wszędzie krasę swych kochanek, ale przed trybunałem krytyki historycznej wygląda ta „poezya" zupełnie inaczej, I wieki średnie uważały jeszcze kobietę za istotę, niższą umysłowo i cieleśnie od mężczyzny.(1) Wprawdzie robiono jej już pewne ustępstwa, lecz był to dopiero początek dzisiejszego jej stanowiska. Choć poezya rycerska umaiła niewiastę wonnym kwiatem tęsknej lub namiętnej liryki, choć ją w złociste przystroiła suknie, była kobieta mimo to tylko niewiastą, gdy przeminęły wdzięki ciała.
Nie trzeba także zapominać, że owe czasy nie znały jeszcze wstydliwości w naszem rozumieniu. Wiadomo, że pani domu, czy rycerką była, czy królową, witała każdego gościa pocałunkiem w usta i odprowadzała go z córkami swemi lub służebnicami do komnaty sypialnej, gdzie zostawała tak długo, aż wędrowiec nie spoczął. A w wiekach średnich sypiano bez wszelkiego ubrania.
Od takich obyczajów niedaleko do rozpusty, zwłaszcza, gdy poeci zamieniają miłość na sztukę, na umiejętność podchodzenia mężów i narzeczonych, jak to uczynili późniejsi trubadurowie. Niebawem też wypełzł z ideału miłości brzydki cynik i lubieżnik.
Rozpuście podała rękę niewiara. Zapał wojen krzyżowych zaczął ostygać, ludzie przestali pragnąć doskonałości chrześciańskiej, przenosząc używanie nad ascetyzm, wesele nad samotność, głośne biesiady nad ciche modlitwy. Parsiwalów było coraz mniej, a coraz więcej Trystanów. Rozpusta, niewiara i niesłychany zbytek objęły olbrzymi pień rycerstwa, toczony już wtedy przez robaka, gdy jego konary uginały się jeszcze pod obfitością wonnego i bujnego kwiecia.
W końcu nie sprzyjało i położenie kraju rozwojowi umysłowemu. Wielcy cesarze z domu Hohensztaufen ulegli potędze Innocentego IV. Jeszcze niedawno pożądana i szanowana korona niemiecka, poszła w taką poniewierkę, iż się nią najdrobniejszy książę nie chciał obarczyć. Wielcy wazalowie nie spieszą już na wołanie króla i cesarza,
-----------------------------------------------
znajdują się w Florencji, Heidelbergu, Berlinie, Blankenheimie, Kolonii i w Birresheim. Pierwsze, nowsze wydanie sporządził Műller (w r. 1785); dalej E. von Groote (w r. 1821); von der Hagen (w r. 1823); Massmann i Beehstein (jak wyżej). Na język nowoniemieeki przełożyli „Trystana": Kurtz i Simrock.
(1) Weinhold, jak wyżej, str. 149.
--------------- 2013-04-21 07:19:57 ---------------
88/94
by walczyć przy jego boku za sławę państwa „rzymskiego", mniejsi zaś lennicy i rycerze prowadzą teraz wojnę na. własną rękę. Bo nie ma, ktoby bronił ich interesów. Zgasł urok władzy królewskiej, przepadła powaga wszelkiej zwierzchności. Kto się chce na zamku swoim utrzymać, niech czuwa i zbroi się, bo jutro, pojutrze może go napaść sąsiedni rycerz, opat, biskup, lub książę, a wtedy ostoi się jedynie mocniejszy. Nie ma już prawa: jest tylko siła. Trzymaj więc dłoń na rękokojeści miecza i oglądaj się uważnie, aby cię ktoś z boku nie najechał.
Nadomiar rosną uroszczenia większych wazalów. Potomkowie dawnej szlachty służebnej, dobiwszy się przy boku królów i cesarzów znaczenia, pragną teraz sami władzy najwyższej. Możni lennicy chcą panować, jak udzielni książęta. Takiej zmiany nie życzy sobie oczywiście dawne rycerstwo, które, choć podupadło, wie jednak bardzo dobrze, że pochodzi od dynastów kraju. Więc wojna: uzurpatorowie opierają się na miastach, szlachta napada za to każdego mieszczanina, nabierając mu worki z pieprzem lub z innemi korzeniami. Miasto znów, gdy pochwyci rycerza, nie oszczędza go wcale. Oto początki t. z. raubryteryzmu, kończącego się przy końcu wieków średnich ostatecznem wyuzdaniem, bo strasznem „prawem pięści" (Faustrecht).
W takiej atmosferze usycha oczywiście kwiat poezyi rycerskiej. Wielcy panowie nie mają już czasu ani ochoty do odgrywania roli mecenasów sztuki, bo siedzą, jedzą, śpią przez całe tygodnie na koniu w pełnej zbroi. Trudno bowiem zastanawiać się nad tajemnicą św. Graala, gdy trzeba stać ciągle na posterunku. Na cóż zresztą śpiewać, kiedy ten lepszy, kto dzielniejsze posiada ramię? Nie warto. Inter arma sileni Musae.
Trzech pierwszorzędnych poetów wydała epopea rycerska Niemców, kwitnąca tylko przez jedno pokolenie (od r. 1190 — 1220): Hartmana z Aue, Wolframa z Eszenbach i Gotfryda ze Strasburga. Trzej ci mistrzowie skrystalizowali w swych pracach cały testament myśli szlachty średniowiecznej.
Podziwialiśmy czystość języka i formy w „Iwajnie" Hartmana, uwielbialiśmy głębię pomysłu w „Parsiwalu" Wolframa, przyznaliśmy mistrzowską technikę „Trystanowi" Gotfryda. Ta troistość twórczości wraca ciągle w dziejach literatury. I tradycya grecka wydała: Eurypidesa, Eschyla i Sofoklesa; tak samo ruch narodowy w Niemczech: Lessinga, Schiller'a, Goethe'go, nie inaczej t. z. romantyzm polski: Mickiewicza, Krasińskiego, Słowackiego. Czem był Wolfram w wiekach średnich, tem był u greków głęboki Eschyl, w Niemczech Schiller, a w Polsce Krasiński. Słowacki, Goethe i Sofokles są podobni do Got-
--------------- 2013-04-21 07:19:59 ---------------
89/94
fryda, Mickiewicz zaś i Eurypides do Hartmana. Porównanie to kuleje wprawdzie, jak każde, lecz służy do zrozumienia stanowiska epików średniowiecznych.
I jak zawsze, wydali i tu mistrzowie formy największy zastęp naśladowców.
Prawie równocześnie z naczelnikami całego kierunku (odr. 1200 — 1240) występuje Henryk z Türlein (Heinrich von Türlein), Zebrał on dzieje najrozmaitszych bohaterów „okrągłego stołu" w jedną całość p. t.: „Krone", co ma znaczyć: der Abenteuer Krone = korona wszystkich przygód.(1)
Takiej samej kompilacyi dokonał Gotfryd z Hohenlohe (Gotfried von Hohenlohe), towarzysz Fryderyka II i króla Henryka, od r. 1237 powiernik Konrada IV. Umarł między r. 1254 — 55 (2).
Dopełnieniem „Trystana" zajął się Ulrych z Tűrheim, (Ulrich von Tűrheim), ten sam, który uzupełnił „Wilhelma" Wolframa. Żył 011 między r. 1220 — 1250(3).
Do naśladowców Gotfryda należy także Rudolf z Ems (Rudolf-von Ems, szlachcic, przebywający na dworze w Montfort, między r. 1220 — l25o), autor „Aleksandra" i „Wilhelma z Orleans" (4).
Dalej Bertold z Holle (Berthold von Holle), wspominany w Kronikach szlachty hildesheimskiej między rokiem I25l — 70. Z trzech jego epopei przeszła do naszych czasów tylko jedna, p. t.: „Crane" (5).
Der Pleier, poeta austryacki, autor trzech epopei, w których opiewał przygody: Garela, Tandaroisa, Flordibela i Meleranca. Żył po r. 1250 (6),
Konrad z Stoffel (Konrad von Stoffel, albo von Stoffeln) sławił (około r. 1280) „awantury" Montawela, „rycerza z kozłem."
Konrad z Stoffel wymienia także w swej epopei innego poetę współczesnego, Albrechta von Kemenaten, którego dzieła zaginęły.
------------------------------
(1) Dzieło Henryka z Türlein, zawierające 30,000 wierszy, wydał Seholl w „Bibliothek des literarisehen Vereins", 1852.
(2) Utwór Gotfryda z Hohenlohe zaginął.
(3) Dopełnienie „Trystana", dokonane przez Ulrycha z Türheim, przechowało się w 4 rękopisach. Dopełnienie to dołączyli: E. von Groote, von der Hagen, Massmann i Bechstein do swych wydań, jak wyżej.
(4) „Wilhelma z Orleans" przygotował do druku P. Pfeiffer.
(5) Wydał go Bartseh; Norymbergia, 1858.
(6) Przygody Meleranca wydał Bartseh, 1861, w „Bibliothek des literarischen Vereins." Epopeje Pleier'a zawierają w sobie 50,000 wierszy.
--------------- 2013-04-21 07:20:01 ---------------
90/94
Do najgłówniejszych epigonów szkoły hartmano-gotfrydskiej należy Konrad z Würcburga (Konrad von Würzburg). Napisał on cały szereg mniejszych opowiadań (nowel), między któremi zajmuje „der Schwanritter" przednie miejsce, (1) Konrad umarł około r. 1280.
Ostatni z naśladowców tego kierunku, Henryk z Freibergu (Heinrich von Freiberg), żyjący około r. 1300, zajął się dopełnieniem "Trystana." Oprócz tego pozostawił po sobie dwa poemata p. t.: „die Ritterschaft des Johann von Michelsperg" i pieśń o „Świętym Krzyżu" (2).
Żaden z tych poetów nie dosięgnął ani kolan mistrzów. Epigoni, tworzący przed rokiem 1250, starają się jeszcze przynajmniej o czystość języka i o gładki, poprawny wiersz, lecz późniejsi mięszają już mowę warstw wykształconych z narzeczem gminu. Język zanieczyszcza się coraz więcej, wracając niebawem do bezładu, w jakim go Henryk z Veldecke zastał. Autorowie XIV w. posługują się już wprost dyalektem tych okolic, w których się urodzili i wychowali. Jedyny Henryk z Freiburga stanowi w tym względzie chwalebny wyjątek.
Wkrótce ginie i czystość wiersza. Za czasów mistrzów tryskał on pełnym, potoczystym strumieniem, posuwał się równo, bez trudu jako wierny lotnej myśli sługa; po roku 1250 wlecze się wolno, leniwie, potykając się co chwila. Czuć, że poeci „kują" w pocie czoła, że pracują zwyczajem nieudolnych robotników.
Jednolitość budowy i przedmiotowość czynnności przestają epika obowięzywać. Podczas kiedy się mistrzowie starali o spojenie całości za pomocą idei przewodniej, usuwając z osnowy troskliwie wszystkie niepotrzebne epizody i dekoracyjki, rozprzęgają epigoni rozmyślnie zwarte formy, pomijając samowolnie prawidła techniki. Wplatają oni do opowieści o: Iwajnach, Parsiwalach, Trystanach itd. wszystko, co kiedykolwiek i gdziekolwiek słyszeli, a nawet, o co ich ten lub ów mecenas prosił.
Bo epigoni zapominają o szczytnem posłannictwie autora. Nie idzie im już o dobro narodu, ani o sławę, lecz po prostu, o jak naj-
--------------------------------------------
(1) Wydanie Fr. Roth'a w „Altdeutsche Walder", tom. III, Frankfurt. 1861.
(2) Dopełnienie Henryka z Freiberga zachowało się w 2 rękopisach. Dopełnienie to dołączyli: Müller, von der Hagen i Bechstein do wydania „Trystana" Gotfryda, jak wyżej. Epopea Henryka p. t.. „die Ritterschaft des Johann von Michelsperg" wyszła w Hagena „Jahrbuch, tom II". Pieśń o "Św. Krzyżu", Pfeiffer wydał w „Altdeutsches Uebungsbuch, Nr. XII."
--------------- 2013-04-21 07:20:04 ---------------
91/94
obfitszy zarobek. Kto da więcej, temu będę służył, tego puchwalę. Kto dobrze zapłaci, tego zrobię wielkim bohaterem, lub potomkiem starodawnego rodu! Epigoni piszą „reklamy na obstalunek", jakbyśmy się dziś wyrazili, a gdy który z możniejszych panów nie chce bezwstydnym ich żądaniom zadość uczynić, wtedy grożą mu zbezczeszczeniem, złośliwą satyrą, paszkwilem.
Nie trudno się domyślić, że takie poniżenie godności autorskiej przez samych poetów nie mogło się przyczynić do uświetnienia stanowiska pieśniarza. Niedawno jeszcze szanowani, wielbieni, zapraszani i wyróżniani przez cesarzów, królów i książąt, stają się truwerowie już przy końcu XIII w. istną plagą szlachty. Włóczą się od zamku do zamku, jak grajkowie uliczni, śpiewając za pieniądze, co chlebodawca rozkaże. Niedawno panowie, którym najmożniejsi zazdroszczą, są teraz poeci pieczeniarzami i nędznikami bez poczucia godności osobisstej. Gdy im ktoś sowitego odmówi wynagrodzenia, oczerniają go w swych ramotach i przeklinają, życząc mu, aby "się kamienie rodziły na jego łanach."
Stopniowo, nieznacznie traci epopea rycerska grunt pod nogami. Przeminęły ideały rycerstwa — konała i pieśń szlachty średniowiecznej. Cały wiek XIV wydał zaledwie kilku lichych epigonów, a z początkiem wieku XV rozprzęga się mowa wiązana, przechodząc w prozę. Epopea ustępuje miejsca powieści, romansowi i nowelli. Wszyscy bohaterowie „okrągłego stołu" opowiadają jeszcze raz swe dzieje, lecz już w formie pospolitej. Nie rycerstwo słucha teraz gawędziarzów, jedno mieszczaństwo i chłopstwo.
Autorów zastępują w tym czasie autorki. Małgorzata, żona Fryderyka lotaryngskiego, sporządza w r. 14.05 przekład noweli łacińskich na język francuzki, a córka jej, Elżbieta, tłómaczy te same powiastki dla niemców. Ta sama Elżbieta opracowuje z francuzkiego "Hug Schapler'a," jedną z najpopularniejszych powieści owego czasu, pożeraną przez warstwy niższe. Jakiś rzeźnik dobija się w tej bajce korony, przeto chcą się ludzie ubodzy dowiedzieć, co trzeba czynić, aby zostać królem.
Eleonora, żona arcyksięcia Zygmunta austryackiego, przekłada około r. 1460 powieść o „Pontusie i Sidonii," a Matylda, księżniczka bawarska, zaślubiona Albrechtowi bawarskiemu, pragnie odświeżyć tradycyę dawnych mecenasów poezyi. Za jej to przyczyną założył Albrecht wszechnicę frajburgską (w r. 1457; Freiburg im Breisgau), a Eberhart im Bart, pierwszy władca wirtembergski, syn jej, tybingską (w r. 1477).
--------------- 2013-04-21 07:20:06 ---------------
92/94
Na samym progu nowych czasów rozwinął fantastyczny, barwny ptak rycerstwa jeszcze raz wspaniałe swe skrzydła. Przy samym końcu XV w., w przededniu innych pojęć, powstają znów rycerze, którzyby chcieli ludzi nawrócić do ideałów szlachty średniowiecznej. Głównie bawarscy książęta starają się utrzymać uchodzący porządek. Oni to otwierają znów gościnnie bramy swych zamków, lecz przez zwodzone mosty nie wjeżdzają już rycerze-poeci, aby opiewać wielkie czyny, na które sami patrzyli. Wjeżdża tylko mieszczanin, Ulrych Fürierer, malarz monachijski, który nie czuje piękności dawnych czasów, który się nie zapala do walk i do bohaterstwa wojennego, który nie rozumie pragnień i tęsknot rycerza-chrześcianina. Nie ma on ramienia, ani piersi na miarę Hartmanów i Wolframów, pr zeto jest śpiew jego tylko nie niewyraźnem echem minionych bezpowrotnie dźwięków. A rycerze oprawiają jego nędzną ramotę w złoto, i płacą za nią autorowi sumy neapolitańskie.
W czasie tym zjawia się w końcu i grabarz epopei rycerskiej, wspominany tylekroć Jakób Püttlerich, rycerz z Reicherzhausen, pan na zamku tego samego nazwiska, entuzyasta, dziwak, biblioman, don Kiszot niemiecki. Całe życie swoje i całe mienie poświęca on księgom szlacheckim. Jeździ po całym kraju, szuka rękopisów, płaci ile kto zażąda, a gdy nie może manuskryptu nabyć, wtedy kradnie go lub zdobywa sobie z mieczem w dłoni. Skarby te znosi jak sęp do swego gniazda na skale, i cieszy się niemi więcej, aniżeli dawny rycerz zwycięztwami na turniejach. A gdy zebrał wszystkie znane epopee, wtedy siada znów na koń i odwiedza groby autorów. On to klęczał na mogile Wolframa z Eszenbach i modlił się i płakał łzami dalekiego potomka, który kocha czasy minione, bo odczuwa ich wielkość i rozumie ich dążenia, choć wie, że przodkom sprostać nie może. Nic więcej już nie dotrafił, jak opisać swoję bibliotekę (w r. 1462) wierszami. Pracę te poświęcił księżnie Matyldzie.
Już świtały nowe czasy, kiedy się na widowni dziejów niemieckich ukazał jeszcze jeden prawdziwy rycerz, czyniący, myślący i czujący, jak jego przodkowie z epoki Hohensztaufów. Był nim cesarz Maksymilian. Silny i zręczny ciałem, wale czny i odważny w boju, uprzejmy w pożyciu towarzyskiem, dobroczy nny, szlachetny i uczciwy, stoi Maksymilian na przełomie dwóch epok. Historya nazywa go też ostatnim rycerzem niemców — der letzte, deutsche Ritter. Z nim zgasła gwiazda rycerstwa na zawsze.
Daremne były trudy. Co się przeżyło, to się nie odrodzi. Porządek średniowieczny przeminął, a z nim upadał i zakon rycerski, tych
--------------- 2013-04-21 07:20:08 ---------------
93/94
czasów owoc, zrazu pożywny i wonny, z czasem wyjałowiony i zwiędły, jak wszystko na tej ziemi. Etiam ruinae periere...
Już odgrzebywali humaniści z rupieci zapomnienia cywilizacyą grecko-rzymską, już buntowali się; Wiklef i Hus. Minęły czasy bezwzgędnej wiary, epoka chłopięca chrześciaństwa, a zaczynało się panowanie krytycyzmu. I znów ustąpiło uczucie rozumowi pierwszego miejsca.
_ _ _ _ _ _
UWAGA AUTORA.
Tak zwany „liberalizm" naszego stulecia nie umiał odczuć piękności poezyi rycerskiej wieków średnich, nazwawszy wszystko, co z owych czasów pochodziło: barbarzyństwem, głupstwem, przesądem, nikczemnością. Wieki średnie — to noc; rycerz — to rozbójnik; truwer i trubadur — to idyoci; zakon szlachecki — to kodeks ciemnoty. Jednostronnem wymyślaniem na wieki średnie, na „szlachetczyznę," zdobybywał sobie pierwszy z brzegu reporter ostrogi dziennikarza „liberalnego." Wprawdzie starał się romantyzm niemiecki wrócić cześć zamierzchłej przeszłości, lecz usiłowania te trwały krótko, przeminąwszy prawie bez śladów. A przecież nierozkrywa nigdy namiętna tendencya właściwej prawdy. Wieki średnie nie wrócą już, jak nie wróci nieboszczyk, którego złożono do grobu. Dlaczegoż w takim razie nie przyznać stronom dodatnim, że były dodatniemi, a potępić, co zasługuje na naganę? Jestże epoka, któraby skonała, nie zostawiając potomkom niespożytej spuścizny? Choćby wieki średnie nic więcej nie zrobiły okrom emancypacyi jednostki, okrom wyniesienia poczucia godności osobistej do dogmatu towarzyskiego, zasługiwałyby już na pamięć dalekich pokoeń. Ale i one pragnęły równowagi, spokoju serca i umysłu, i one szukały świadomości, owej zagadki, która męczy ludzkość od początku stnienia do dni naszych. „Parsiwal" Wolframa nie straci nic, gdy go postawimy obok "Fausta" Goethego.
Nie wyznając tz. przekonań „materyalistyczno-liberałnych," mogę mieć nadzieję, że byłem dla marzeń, dla smutków i tęsknot rycerstwa średniowiecznego sprawiedliwszym od niemieckich historykaw literatury, którzy należą prawie bez wyjątku do obozu postępowego. "Wprawdzie korzystałem do tej pracy nietylko z drukowanego materyału, lecz i z ustnych wykładów znakomitych germanistów (Scherer'a w Berli-
--------------- 2013-04-21 07:20:11 ---------------
94/94
nie, Weinholda w Wrocławiu, Kelle'go w Pradze czeskiej i Eryka Schmidt'a w Wiedniu), lecz ponieważ tak autorowie jak i i wymienieni profesorowie uniwersyteccy piszą i uczą tendencyjnie ze stanowiska "liberalnego," przeto mogłem się tylko szczegółami posiłkować, wyrabiając sobie osobny pogląd na całość. Kompozycya więc ogólna i ocena działalności mistrzów epopei rycerskiej jest moją wyłączną własnością. O ile uczyniłem zadość przedniej za sadzie historyka literatury, o ile byłem przedmiotowym, nie moją oczywiście rzeczą sądzić.
Ponieważ pisałem tę pracę dla czytelników polskich, pominąłem rozmyślnie wiele obojętnych drobiazgów, nie chcąc przeciążać całości materyałami uczoności germanistycznej.
Wiedeń, w czerwcu 1883.