Krzysztof Szymborski
W POSZUKIWANIU GENU AGRESJI
O tym, że nie rodzimy się tacy sami, nie trzeba nikogo przekonywać. Czy jednak otrzymane od rodziców geny skazują niektórych z nas na zostanie przestępcami?
Niewiele brakowało, aby Stephen "Tony" Mobley przeszedł do historii kryminalistyki genetycznej jako precedensowy przypadek. Okoliczności morderstwa, jakie popełnił w 1981 roku były wyjątkowo odrażające. Wkroczył pewnego dnia z pistoletem w ręku do lokalu Domino Pizza w swej rodzinnej Georgii, zażądał wydania dziennego utargu, a następnie z zimną krwią zabił strzałem w tył głowy sprzedawcę, który na kolanach błagał go o darowanie życia. Wychodząc zażartował jeszcze, że skoro właśnie zwolniła się posada, być może złoży podanie o przyjęcie go do pracy. Po aresztowaniu Mobley nie wykazał cienia skruchy i siedząc w więzieniu wytatuował sobie na całym ciele klocki domina. Nie znajdując okoliczności łagodzących, sąd stanowy skazał go na karę śmierci.
Istotnie, trudno było czyn Mobleya - którego już poprzednio sześciokrotnie aresztowano za rozbój - złożyć na karb "trudnego dzieciństwa" bądź kryminogennych warunków środowiskowych. Pochodził on z zamożnej białej rodziny. Był zdrowym dzieckiem, o normalnym ilorazie inteligencji i prawidłowym rozwoju intelektualnym, jednak od czasu kiedy ukończył 11 lat, wykazywał antyspołeczną postawę. Ze względu na chroniczne skłonności do kłamstwa, kradzieży i wandalizmu rodzice umieszczali go w najlepszych (i najdroższych) szkołach specjalnych, gdzie poddawany był intensywnej terapii psychologicznej. Psycholog kliniczny, który zajmował się Tonym, kiedy ten miał 16 lat, orzekł, że jego problemem jest "zaburzenie osobowości". Z takich czy innych powodów, napisał w swym raporcie, Tony nigdy nie przyswoił sobie prawdziwego systemu wartości i zainteresowany jest tylko tym, co ma bezpośredni i natychmiastowy związek z nim samym.
Zawarte w tej charakterystyce sformułowanie z takich czy innych powodów - zdradzające w istocie bezradność psychologów - jest, być może, kluczowe. Do takiego przynajmniej wniosku doszedł obrońca Mobleya, mecenas Daniel Summer, przygotowując odwołanie od wyroku. Winne zbrodni, stwierdził mecenas, muszą być geny. Dowody, jakimi dysponował, nie miały naukowego charakteru - opierały się głównie na opowieści ciotki Tony'ego, która zeznała pod przysięgą, że jakieś dziwne fatum ciąży nad rodziną Mobleyów od co najmniej czterech pokoleń. Z niewyjaśnionych powodów, część jej męskich potomków wyrasta na pełnowartościowych członków społeczeństwa, jak ojciec Tony'ego, biznesmenów czy księgowych, inna część zaś spędza młodość na morderstwach, gwałtach, rozbojach przerywanych niekiedy próbami samobójczymi. Wiedziony instynktem obrończym, Summer zaczął studiować bieżącą literaturę naukową i niemal natychmiast dokonał interesującego odkrycia. W numerze czasopisma "Science" z 22 października 1993 roku znalazł artykuł zatytułowany Anomalne zachowanie związane z mutacją punktową w genie strukturalnym kodującym oksydazę monoaminową A, w którym opisany był przypadek holenderskiej rodziny z okolic Nijmegen, cierpiącej na podobną, jak się wydawało, przypadłość, która była udziałem rodziny Mobleyów. Autorzy opisanych w "Science" badań zidentyfikowali źródło problemu jako mutację w pojedynczym genie na chromosomie X.
Gdyby mecenas Summer zdołał przekonać amerykański wymiar sprawiedliwości, że Stephen Mobley to "naturalny zabójca", który z przyczyn od siebie niezależnych nie był w stanie kontrolować swych morderczych zachcianek, adwokaci amerykańscy wzbogaciliby się o nową linię obrony - "niewinny z powodu genetycznej agresywności".
Poszukiwanie "kryminalnego genu" nie jest przedsięwzięciem nowym i zawsze otoczone było aureolą kontrowersji. Przed z górą stu dwudziestu laty, zanim jeszcze naukowcy odkryli istnienie genów, włoski lekarz Cesare Lombroso, po przestudiowaniu anatomii dopiero co straconego notorycznego bandyty, doszedł do wniosku, że "masywna dolna szczęka, głębokie oczodoły i szpiczaste uszy" charakteryzują "kryminalistów, dzikusów i małpy". Teoria Lombroso ma oczywiście charakter kuriozalny i dziś cytowana jest jedynie jako przykład pseudonauki. Jednak w 1968 roku naukowcy znów wpadli na trop - tak przynajmniej im się przez moment wydawało - innego fizycznego znacznika skłonności kryminalnych. Miał nim być dodatkowy chromosom Y, którego obecność wykryto u 3% mężczyzn przebywających w więziennych szpitalach psychiatrycznych. Ponieważ była to częstotliwość znacznie przekraczająca przeciętną w całym społeczeństwie, podwójny chromosom Y uznany został przez niektórych naukowców za oznakę "kryminalnej osobowości" - do czasu, kiedy szersze badania dowiodły, że większość jego nosicieli to spokojni ludzie nie wykazujący żadnych szczególnie agresywnych skłonności.
Bardziej solidną naukową bazę miały badania dziedzicznych czynników kryminogennych przeprowadzone na bliźniakach jedno i dwujajowych. Głównym terenem tych badań była Dania, która nie tylko ma znakomity system ochrony zdrowia i dysponuje statystykami dotyczącymi zarówno bliźniaczych urodzeń, jak i wyroków kryminalnych, sięgających roku 1870, ale jest także - co istotne - krajem wysoce homogenicznym rasowo. Porównanie wspomnianych statystyk wykazało, że wśród bliźniaków jednojajowych - obdarzonych tym samym garniturem genów - prawdopodobieństwo, że brat-bliźniak skazanego przez sąd przestępcy sam miał w swym rejestrze wyrok kryminalny było o 50% wyższe od średniej krajowej. W przypadku bliźniaków nieidentycznych, ta nadwyżka prawdopodobieństwa była znacznie niższa i wahała się od 15 do 30%. Zdaniem kryminologów interpretujących te dane, wydaje się, że choć nie rodzimy się kryminalistami, nasze szanse wkroczenia na drogę przestępstwa nie są w chwili narodzin równe. Skłonności dziedziczne najwyraźniej odgrywają jakąś rolę w regulacji naszego zachowania. Badania bliźniąt jednojajowych, wychowanych w różnych rodzinach adopcyjnych, dostarczyły dodatkowego potwierdzenia tego podejrzenia. Genetyka (natura), a nie tylko wychowanie (kultura) decydują o tym, kim się stajemy.
Analizy statystyczne przestępczości bliźniaków mogą oczywiście potwierdzić tylko istnienie zjawiska, ale nie zbliżają nas do jego wyjaśnienia. Dostarcza je jednak, jak się wydaje, neurofizjologia i genetyka molekularna, których postęp był w ostatnich latach niezwykle szybki. Badania nad biologicznym podłożem agresywnego i kryminalnego zachowania koncentrowały się głównie na ustaleniu związku pomiędzy temperamentem a poziomem substancji biochemicznych zwanych neurotransmiterami - takich jak, na przykład, serotonina - w mózgu i rdzeniu kręgowym. Serotonina, jak inne transmitery, uczestniczy w przekazywaniu sygnałów nerwowych i jest "zamieszana", między innymi, w regulację snu, aktywności seksualnej, apetytu i ogólnej pobudliwości. Badania przeprowadzone w latach siedemdziesiątych na grupie żołnierzy amerykańskich wykazały po raz pierwszy, że istnieje wyraźny związek pomiędzy niskim poziomem serotoniny a niekontrolowanym agresywnym zachowaniem. Ubytek serotoniny wydaje się mieć odhamowujące działanie psychologiczne. Liczne późniejsze badania potwierdziły jego korelację z wybuchowym, destrukcyjnym i impulsywnym zachowaniem, włącznie ze skłonnościami samobójczymi. Jednym z bardziej interesujących niedawnych spostrzeżeń naukowych było odkrycie, że mężczyźni, u których udaje się obniżyć poziom cholesterolu (jego metabolizm związany jest z metabolizmem serotoniny) we krwi, mają co prawda zdrowsze serce, ale za to częściej giną w wyniku bójek lub samobójstw...
Na poziom serotoniny wpływa wiele czynników zarówno czysto biologicznych, jak i środowiskowych. Jest on, statystycznie, o 20 do 30% niższy u mężczyzn niż u kobiet; wysoki u noworodków, obniża się w okresie dojrzewania, a potem znów wzrasta z upływem lat. Wszystkie te prawidłowości korelują dobrze ze statystykami przestępczości. Na poziom serotoniny mają też wpływ takie czynniki, jak dieta (zwłaszcza ilość spożywanego tryptofanu), a także stres i status społeczny.
Czynniki genetyczne odgrywają jednak w regulacji serotoniny zasadniczą rolę. I o ile metabolizm serotoniny oraz innych neurotransmiterów wpływających na nasze nastroje i zachowanie wykazuje naturalne zróżnicowanie wśród całkowicie zdrowej populacji, o tyle obiektem wspomnianych wcześniej badań w Nijmegen byli osobnicy dotknięci patogicznymi defektami genetycznymi. W licznej rodzinie, którą badała holendersko-amerykańska grupa naukowców pod kierunkiem dr. Hana Brunnera, zidentyfikowano kilkunastu mężczyzn cierpiących na rozmaite psychiczne dolegliwości, takie jak łagodne zapóźnienie rozwojowe (IQ około 85), a także "zakłócenia regulacyjne" i "impulsywną agresję" - co jest pewnie naukowym, eufemistycznym, stwierdzeniem faktu, że jeden z badanych zgwałcił własną siostrę, a następnie, już w zakładzie zamkniętym, nadział strażnika na widły. Inny próbował przejechać swego pracodawcę, kiedy ten skrytykował jego robotę; jeszcze inny miał zwyczaj zmuszać swe siostry do strip-tease'u grożąc im nożem, dwóch zaś było podpalaczami. Brunner, który interesował się życiem tej rodziny (ze zrozumiałych względów pozostała ona anonimowa) od roku 1988, jest przekonany, że wszystkie te problemy miały wspólne źródło: pojedynczą mutację w rejonie p11-p12 chromosomu X, mieszczącym geny oksydaz monoaminowych (MAO-A i MAO-B), które odgrywają istotną rolę w metabolizmie serotoniny, dopaminy i noradrenaliny.
W badanym przez Brunnera i jego współpracowników przypadku, osobnicy dotknięci zidentyfikowanym defektem genetycznym (jego wpływ na zachowanie zaobserwowany został tylko u mężczyzn) pozbawieni byli całkowicie jednej z oksydaz (MAO-A). Z innych badań wiadomo, że wśród całkowicie zdrowych ludzi poziom MAO-A także wykazuje znaczne wahania i że jego niski poziom wiąże się z zachowaniem charakteryzującym się poszukiwaniem ryzyka i silnych emocji. Czy zupełny brak tego enzymu prowadzi do zbrodniczej agresji? Brunner nie byłby szanującym się naukowcem, gdyby nie zakończył swego artykułu sakramentalnym stwierdzeniem, że przeprowadzenie kolejnych badań jest niezbędne dla pełnego zrozumienia implikacji jego odkrycia. Następnym krokiem może być próba farmakologicznej modyfikacji zachowania ludzi dotkniętych "kryminalnym defektem".
Czy jednak rzeczywiście istnieje jeden określony "gen agresji"? Wydaje się to wysoce nieprawdopodobne. Związek pomiędzy defektem genu MAO a agresją odkryto, jak dotychczas, tylko w tej jednej holenderskiej rodzinie. Inne badania, tym razem w Finlandii, wydają się wskazywać na inny gen jako sprawcę (przynajmniej w niektórych przypadkach) impulsywnych, antyspołecznych zachowań. Markku Linnoila, dyrektor naukowy Fińskiego Instytutu Alkoholizmu, wykrył u około stu ludzi charakteryzujących się gwałtownym temperamentem i skłonnościami samobójczymi anomalię w funkcji genu hydroksylazy tryptofanowej, enzymu, który podobnie jak MAO kontroluje poziom serotoniny w mózgu. Wszystkie poszlaki zdawały się więc wskazywać na serotoninę. Naukowcy są jednak dalecy od pełnego zrozumienia mechanizmów jej metabolizmu, który kontrolowany jest nie przez pojedynczy gen, tylko prawdopodobnie, przez ich znaczną liczbę. A od zrozumienia metabolizmu, do wyjaśnienia wpływu serotoniny na ludzkie zachowanie droga jeszcze daleka.
Jednym z postulatów artykułu Brunnera w "Science" była propozycja, by w poszukiwaniu związku między czynnikami genetycznymi a zachowaniem skoncentrować uwagę na zwierzętach laboratoryjnych, na których można przeprowadzić kontrolowane eksperymenty. Istotnie, badania takie są prowadzone od dawna - na szympansach, rezusach, szczurach i myszach. Najnowsze odkrycie, ogłoszone w końcu listopada ubiegłego roku w tygodniku "Nature", dotyczy właśnie tych ostatnich. Solomon Snyder i grupa jego współpracowników z Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Baltimore wyhodowała szczep myszy pozbawionych, tym razem, genu kontrolującego produkcję przez organizm tlenku azotowego - jeszcze innego neurotransmitera. Myszy Snydera, a dokładniej mysie samce okazały się wysoce antyspołeczne. Istnieje bowiem, i nie tylko u myszy, bardzo silna korelacja pomiędzy seksualną pobudliwością a agresywnym zachowaniem. Myszy z Baltimore były tak agresywne, że ich napastliwość w stosunku do innych samców miała często śmiertelne konsekwencje. Były one jednocześnie seksualnymi maniakami, nieprzerwanie napastującymi samice, nawet kiedy te nie były w stanie seksualnej gotowości i protestowały głośnym piskiem.
Badania Snydera były interesujące pod wieloma względami: przeprowadzone zostały w kontrolowanych warunkach laboratoryjnych i skoncentrowały się na skutkach defektów genetycznych sztucznie wywołanych przez badaczy. Dowiodły także, że sprawa genetycznej predyspozycji do agresywnego zachowania jest znacznie bardziej skomplikowana niż wielu dotąd sądziło i że z całą pewnością w grę wchodzi wiele neurotransmiterów oraz genów. Istotne było także to, że badania te przeprowadzone i opublikowane zostały w Ameryce.
Nie ulega kwestii, że jeżeli badania biologicznego podłoża agresji mają mieć jakieś praktyczne konsekwencje, to Ameryka jest krajem, który powinien być nimi najbardziej zainteresowany. W ciągu jednego roku ofiarą zabójstw pada tu ponad 25 tys. ludzi, co w przeliczeniu na głowę ludności czyni ją niezagrożonym liderem wśród gospodarczo rozwiniętych krajów świata. Oprócz zabójstw, statystyki rejestrują tu co roku około 6 milionów innych gwałtownych przestępstw.
Jednak okolicznością, która czyni problem amerykańskiej przestępczości niebywale drażliwym, jest fakt, że nieproporcjonalnie wielka liczba zarówno ofiar, jak i sprawców zabójstw oraz innych aktów przemocy należy do mniejszości etnicznych - co w praktyce jest eufeminizmem oznaczającym ciemny kolor skóry. Wśród czarnych Amerykanów szansa śmierci z ręki zabójcy sięga, w przypadku mężczyzn - 1 do 27 (w porównaniu z 1 do 205 dla białych), zaś w przypadku kobiet - 1 do 117 (dla białych kobiet - 1 do 496). W większości przypadków tak ofiara, jak i sprawca są zresztą tej samej rasy i 94% czarnych ofiar ginie z ręki innych czarnych. Wśród osób aresztowanych pod zarzutem popełnienia gwałtownego przestępstwa aż 45% stanowią Afroamerykanie, choć ich liczebność w społeczeństwie amerykańskim niewiele przekracza 12%. W ubiegłym roku Departament Sprawiedliwości ogłosił statystyki, z których wynika, że na każdego z trzech młodych, czarnych Amerykanów jeden znajduje się "pod opieką" systemu wymiaru sprawiedliwości - w areszcie śledczym, pod kuratelą sądową lub w więzieniu.
W świetle tych statystyk łatwiej zrozumieć fakt, że w wyobraźni wielu Amerykanów zbrodnia ma czarną twarz. Łatwiej też zrozumieć, dlaczego w tym kraju jakakolwiek dyskusja na temat przyczyn przestępczości ma wydźwięk polityczny. Debata na temat jej biologicznego podłoża przywołuje natychmiast widmo rasizmu. Oczywiście, są w tym kraju ludzie, którzy uważają istniejący stan rzeczy za naturalny dowód moralnej i intelektualnej niższości czarnej rasy, choć trzeba przyznać, że otwarty rasizm nie jest przez większość Amerykanów tolerowany. Na drugim zaś biegunie znajdują się dość liczni liberałowie, którzy winą za wysoki poziom przestępczości wśród Afroamerykanów obarczają panujący w tym kraju "system społecznej niesprawiedliwości" i fakt, że byli oni "historycznie pozbawieni szans równego startu". Ci ostatni, w skrajnych przypadkach, skłonni są traktować przedstawicieli mniejszości etnicznych odbywających kary więzienia za zabójstwa bądź napady z bronią w ręku za, bez mała, więźniów politycznych.
Pozycja naukowa badacza zainteresowanego genetycznymi czynnikami kryminogennymi jest w tej sytuacji niezwykle delikatna i wymaga od niego wiele taktu i politycznej przezorności. Przed czterema laty przekonał się o tym na własnej skórze dr Frederick Goodwin, światowej sławy ekspert od psychozy maniakalno-depresyjnej, który zawdzięcza swą naukową renomę odkryciu terapeutycznego działania talu. Pod koniec kadencji prezydenta Busha, Amerykański Departament Zdrowia postanowił, że plaga przestępczości powinna być traktowana jako poważne zagrożenie zdrowia publicznego (coś w rodzaju epidemii dżumy) i zdecydował, aby przeznaczyć pewne środki na koordynację badań dotyczących etiologii zbrodni. Projekt ten nazwany został Violence initiative (czyli, mniej więcej, "inicjatywa w sprawie agresji"). Zamiarem jego inicjatorów było, przede wszystkim, zbadanie wpływu bezrobocia, ubóstwa i narkomanii na wzrost przestępczości, z nadzieją, że prawdopodobieństwo pojawienia się antyspołecznych agresywnych skłonności u młodych ludzi może stać się przedmiotem diagnozy pozwalającej na wczesną interwencję w postaci doradztwa psychologicznego dla rodzin i osób szczególnie zagrożonych.
Grupa badaczy zaangażowanych w Violence initiative, w tym sam Goodwin, pełniący w owym czasie ważną funkcję dyrektora federalnej agencji ds. alkoholizmu, narkomanii i zdrowia psychicznego, była też zainteresowana genetycznymi aspektami przestępczości, jak również leczeniem farmakologicznym. Planowali oni zorganizowanie w końcu 1992 roku niewielkiej konferencji na temat Czynników genetycznych w zachowaniu przestępczym: fakty, praktyczne znaczenie i implikacje, która poświęcona byłaby przeglądowi najnowszych badań w tej dziedzinie. Kilka miesięcy przed planowanym terminem tego spotkania, Goodwin popełnił pewną niezręczność, która wywołała polityczną burzę. W czasie jednego ze swych publicznych wystąpień nawiązał on do badań prowadzonych na rezusach i powiedział: Jeśli spojrzymy, dajmy na to, na samce małp, w szczególności w ich naturalnym, dzikim środowisku, to okazuje się, że zaledwie około połowa z nich dożywa wieku dojrzałego. Reszta umiera gwałtowną śmiercią. Jest dla tych samców czymś naturalnym, że się nawzajem mordują i, w istocie, zachowanie takie ma pewne interesujące implikacje ewolucyjne, ponieważ te same hiperagresywne małpy, które zabijają swoich współplemieńców są także hiperseksualne i kopulują z większą liczbą samic. Można by się zastanowić - dodał po namyśle - czy pewna utrata struktury społecznej w niektórych grupach populacji w naszyn społeczeństwie, a w szczególności w stresotwórczych regionach wielkomiejskich, nie spowodowała też utraty pewnych cywilizujących cech ewolucyjnych, których akumulacja wymagała bardzo długiego czasu. Być może, kiedy niektórzy ludzie mówią o pewnych dzielnicach naszych miast jako o dżungli to jest to coś więcej niż niefortunny dobór słów. Być może mamy do czynienia z powrotem do sytuacji, w pewnym sensie bardziej naturalnej, w której nastąpiło odrzucenie wielu elementów kontroli społecznej, którą sami sobie narzuciliśmy jako cywilizacja w ciągu tysięcy lat naszej ewolucji.
Wkrótce potem Goodwin musiał zrezygnować ze swej rządowej kariery, konferencja zaś na temat genetyki i przestępczości została tymczasowo odwołana. I choć zwołano ją w końcu, w aurze sensacji i politycznego protestu, z trzyletnim opóźnieniem, żadnych naukowych sensacji nie przyniosła. Nadzieja, że istnieje prosty związek pomiędzy naszymi genami a zachowaniem przestępczym czy nie, jest bez wątpienia naiwna. Niemniej podobnie złudą jest wiara, że możemy w pełni wyjaśnić ludzkie zachowanie bez odwołania się do biologii. Obiecującą, nową próbę takiego wyjaśnienia niesie ze sobą psychologia ewolucyjna. To już jednak osobny temat.
A wracając do Tony'ego Mobleya to, mimo że mecenas Summer wniósł o powołanie jako świadka-eksperta dr Xandry Breakfield, współautorkę artykułu Brunnera w "Science", sąd nie miał sposobności wysłuchania jej opinii. Ojciec Tony'ego odmówił pokrycia kosztów testów genetycznych i stwierdził, że jego syn powinien ponieść pełną odpowiedzialność za swe czyny. W marcu 1995 roku Sąd Najwyższy Georgii utrzymał w mocy wyrok śmierci.
O podobnych zagadnieniach przeczytasz w artykule:
Dusza dziecka
KRZYSZTOF SZYMBORSKI
Ryc. Julian Bohdanowicz
Dr KRZYSZTOF SZYMBORSKI wykłada w Skidmore College w Saratoga Springs w stanie Nowy Jork.
Wiedza i Życie 10/1996
Copyright © Prószyński i S-ka SA 1996-2001. Wszystkie prawa zastrzeżone