HYMN WIECZORNY
wieczorem jej twarze
płyną nad dachami miasta
i lampy uliczne
jaśnieją jej uśmiechem
gdy wracam alejką
z rękami w kieszeniach
a kasztanowe żyrandole
przyświecają moim myślom
ukryłem ją głęboko w sobie
lecz przyświeca przez wszystko co robię
świetlisty dzwon zatopiony
w oceanie pozornie spokojnym
mówią że tej wiosny
dziwnie błyszczą mi się oczy
tyle gwiazd nade mną
co we mnie
i wszystko nucą
wysokie C
ENTORPIA
z żaglówki
obserwowałem ogień
złościł się stroszył iskry
rozindorzony
wygrażał jęzorami płomieni
majestatowi Morza
jakby chciał je wyprowadzić z równowagi
biegał po brzegu
maleńkiej wysepki
w Skărgirden
i odskakiwał
na podobieństwo furii
od milczącej objętości wód
które i tak pochłoną
jego wielomówność
patrząc na ogień
zrobiło mi się
siebie żal
Sztokholm, wrzesień 1995
ACH SERCE…
ach serce
ćmo szalona
porzucona w ciemnych dolinach
u podnóża rozumu
tułacz się
opalonymi skrzydłami
w pogoni za tym
co wielkie i jasne
a przecież
wystarczyłoby podfrunąć wyżej
żeby ujrzeć jak na dłoni
jakie małe
próchnem święcące
są twoje
urojone słońca
PRZECHYLA SIĘ KU JESIENI ZIEMIA
Słońce cofa się w popłochu
z dnia na dzień
ubywa mu mocy
i coraz wcześniej trzepocze
o szyby
ćma nocy
powraca owoc do nasienia
przechyla się ku jesieni ziemia
zachodzi mgłą lustro nieba
w tym lustrze niczym odrzucone
posmutniałe rzeczy
odbijamy się pomniejszeni
bo przekwitły w nas wonne metafory
i na dłoni usypana garść popiołu
z wszystkich miłości majowych
bo grzechocą w nas już pola makowe
jak zamyślone nad marnością świata
filozofów zasuszone głowy
WESELE
wszyscy śpią tylko jedno wesele
wiruje na rozdrożu wsi
niczym wrzeciono puszczone po stole
wesele co ma pstro w głowie
z welonem związanym na oczach
naiwne i głupiutkie
nucące obłąkaną piosnkę
wkoło pusto i noc
tylko ono szalona ofelia
kręci się kręci się kręci się
samo do siebie śmieje się
przytupuje do taktu
przegina się w kółko obraca
w odwrotną stronę kołuje
niż kręci się reszta planety
na przekór obrotom ziemi
i jej cierniowej koronie
na przekór robakowi
co się już zalągł w welonie
pod prąd pod wiatr pod smutek
kręci się kręci się kręci się
pod ostrym sierpem księżyca
śmieje się śmieje się śmieje się
przywidziało mu się że jest pięknie
że jest silnie że szczęśliwe i że wieczne
że kochane podziwiane skoczne
zakręciło się zapomniało w sobie
pogubiło wszystkie klepki w tańcu
wszyscy śpią tylko wesele
z welonem zawiązanym na oczach
po omacku po omacku
kołuje w międzyplanetarnym przeciągu
WOJNA I POKÓJ
ja jestem wojną
ty pokojem
z nocy wyszedłem
ty ze światła
stać lubię w wietrze
z burzą w głowie
gdy ty się modlisz
o pogodę
dom umiem zburzyć podrzeć spokój
któryś ty tkała całą dobę
gdy przeciw sobie się wyprawiam
daremno mi zabiegasz drogę
śmierć umiem zadać gwiazdę strącić
cudzą lub własną by spadła
ty będziesz wtedy nad kołyską
cierpliwie nową rozniecała
jedna jest od początku waga
a w niej dwie szale : ty i ja
i tylko nocą między nami
przez chwilę zawieszenie trwa
BEZSZELESTNIE
bezszelestnie
otwarły się
okiennice snu
i ze wszystkich stron
powiało tęsknotą
na parapecie
usiadł biały kruk bezsenności
czy to ty myślisz o mnie
w środku nocy
BALLADA O PRZEMIJANIU
o przemijaniu szemrzą trwożnie drzewa
to z niepogodą pogoda się spiera
wieje od wron ciągnących w kondukcie za słońcem
toczy się po równinie słonecznika głowa
ktoś dziurę w niebie po czyimś odjeździe
bandażuje listami w cmentarnej alei
kurczą się listków serduszka na trawie
w sercach piołunu więcej niż nadziei
gdzie Atlantydy wyśpiewane w wierszach
i gdzie miłości pieniące się w pieśniach
lato rozbłysło i lato zszarzało
a w nas wciąż czegoś za mało za mało…
BALLADA O LISTOPADZIE
listopad to niekochana kobieta
co narzeka narzeka narzeka
rozpuściła włosy przed lustrem
i na nic już nie czeka
przeczytała wszystkie listy z drzew
w żadnym nie znalazła nic dla siebie
rozrzucone leżą u jej stóp
wiatr roznosi je po ziemi i po niebie
popatrzyła w gwiazdy a tam smutki
już na resztę życia jej pisane
więc zaniosła się wariackim śmiechem
żeby nikt nie wiedział co jest grane
PIOSENKA O NADZIEI
wciąż plecami odwrócona
niczym widnokrąg ruchoma
w jutrzennej poświacie cała
to zbliża się to oddala
o niej pieśni układałeś
w stogach gwiazdach jej szukałeś
brnąłeś borem lasem losem
za jej znikającym głosem
dopędzasz ją wreszcie masz
obraca ku tobie twarz
kostusia stara jak świat
jak wryty staje twój czas
Józef Baran „Zielniki miłosne” (Kraków 1996)