Józef Czechowicz
„POD POPIOŁEM”
wichrze popielny czyś po to wiał
by imię moje zetrzeć ze skał
głowy snem owinięte głowy
czarny kozioł prowadzi na makowy zagon
widziałem w czeluści skrzypcowej
jaskółka zawisła wagą
cienie się w cieniach pławią
formy poddają się rytmom
światłością krwawopawią
parne parowy kwitną
z morza kobiety złotorogie
wychodzą szukając pieszczot
w jałowcach czerwony ogień
krzaki w ogniu proroczym szeleszczą
do jakich rozwiać się granic
by nie pachniały bagnem
wichru popielny taniec
me imię ściera ze skał
pragnę
Józef Czechowicz
„PRZEZ KRESY”
monotonnie koń głowę unosi
grzywa spada raz po raz rytmem
koła koła
zioła
terkocze senne półżycie
drożyną leśną łąkową
dołem dołem
polem
nad wieczorem o rżyska zawadza
księżyc ciemny czerwony
wołam
złoty kołacz
nic nie ma nawet snu tylko kół skrzyp
mgława noc jawa rozlewna
wołam kołacz złoty
wołam koła dołem polem kołacz złoty
Czechowicz
Józef
„POD DWORCEM GŁÓWNYM W WARSZAWIE”
z
okien bryzgało blaskiem
królował w niklach bufet
biły
pod sufit płaska
fontanny kwiatów kruche
są tam
firanki płyną
dają tło cieniom sytych
czy to nocną
godziną
czy szronowym przedświtem
alkoholu
symfonie
fugi jarzyn i mięsa
ciszej grajcie w agonii
żywy głód nie wałęsa
jeden głód kaszle
szczeka
drugi głód palce łamie
na cóż trzeci głód
czeka
drżąc we wnęce przy bramie
wielookie
zaroste
Twarze głodów człowieczych
to są biedne
księżyce
spusfaiszałych wszechrzeczy
dyszą
kaszlają w runo
wytartego szalika
mówić wam przez nie
runą
mocne twierdze jerycha.