KTOŚ WYCHODZI NA ŚRODEK:
Z niewiadomych powodów nasz scenarzysta, zatrudniony do napisania tej sztuki, zniknął po imieninach u cioci Steni ze swoją zaliczką za scenariusz. Przepraszamy zatem za banalne rymy i ich częściowy brak, gdyż tekst został napisany amatorską ręką.
SCENA I
Romeo, Merkucjo.
M: Czy mnie wzrok nie okłamuje? Coś w kieszeni ci wibruje!
R: Ach jak ja się dobrze czuję, gdy komóra mi wibruje!
M: Lepiej odbierz, bo coś czuję. Wibrowanie źle zwiastuje! Może ktoś podstępnie knuje, kogoś zabić ktoś próbuje, Może giełda bessę czuje, a ja kasy potrzebuję!
R: Człowieku, nie bądź takim materialistą! Trzeba się wyluzować!
M: Sorry, że ci ciągle truję, lecz czy rymów ci brakuje?
R: ach, ja rymy ciągle czuję! A komóra wciąż wibruje! Esemesa odczytuję:
:
Wy debile! Czemu ciągle się bijecie, weźcie swoich ludzi lepiej, bo znów się pobiły rody, strój powodem jest niezgody , lecz jest pomysł w mojej głowie! Karę śmierci ustanowię!
: Od Księciunia!
M: Mózg Księciunia nie pracuje, rymów z uje już nie czuje.
R: Zaraz tu się zbulwersuję, przestań już rymować z uje! Moi ludzie zastrajkują! Pobić dresa potrzebują!
SCENA II
Matka Julii, Parys.
P: Witaj piękna sąsiadko! Pięknej Julii Matko! Mam do ciebie sprawę, ta piękna istotka, córka twoja słodka zakręciła w mej głowie, bez niej w życiu nic nie zrobię!
M: Słuchaj koleś, za kogo ty się właściwie masz?
P: Och, mon Dieu, ale gafa! Pozwól że ci się przedstawię. Jestem Parys.
M: ach, to zmienia postać rzeczy, twojej sławie nikt nie przeczy, jeśli córka moja młoda zechce cię, ja powiem zgoda.
P: Kiedy mógłbym bliżej poznać ją? Czy otwarty dla mnie jest wasz dom?
M: Och, nasz dresiarski ród, robi bal że cud, będzie panien w brud, więc jeśli córka moja, nie zechce cię o panie, będziesz miał na zawołanie mnóstwo innych panien.
P: Och, mon Dieu, więc nie męczę cię i zmywam się!
SCENA III (BAL)
Parys, Julia, Romeo (stoi z boku).
P: Och mon Dieu, co takie pięknę dziewczę robi na przyjęciu samo?
J: Które dziewczę? ( rozgląda się)
P: Ach ty, piękna bździągwo! Pozwól że ci się oświadczę.
J: (z odrazą na twarzy) Ach łaskawy panie, czy nie wiecie? Przy pierwszym spotkaniu nie oświadcza się kobiecie!
P: (mierząc ją) Kobiecie? Ach... tak... (traci rezon.. po chwili) Ach, takie piękne dziewczę odrzuca mnie! Lecz jeszcze wrócę, by ponownie oświadczyć się! Parys odchodzi
Głos spoza sceny: ty debilu, to są didaskalia, tekst poboczny! miałeś tego nie mówić!
(podchodzi Romeo)
R: Ej foko, wpadłaś mi w oko, rozglądasz się w koło, minę masz wesołą, grzywkę spuszczoną na bok, nogę za nogą stawiasz jak modelka, wyczułaś, że na ciebie zerkam
Julia podchodzi bliżej
R: Podchodzisz tak blisko, że czuję twój zapach, działa na mnie jak drin z dodatkiem afrodyzjaka, kici kici kotku, jak ci na imię?
J: Julia
R: Chodź stań tu przy mnie, chcę zobaczyć co mówią twe oczy, tajemnicze jak piaski pustyni, jak ocean niebieskie, gdy patrzę na ciebie czuję szczęście, gdy patrzę na ciebie mówię wierszem, ten rym gra me serce, wśród fok jesteś mercem.
J: o maj gad, jaki freestyle.
R: Chodź na decka, będzie fajnie!
J: Ale ja jestem dziewicą, i tu mówię szczerze. A jak ci na imię, mój cudny raperze?
R: pojawiam się i znikam, i znikam, i znikam, o imię me nie pytaj, nie pytaj, nie pytaj.
J: Czy ja wiem...
R: będzie dobrze dzieciak, elo! Do góry głowa, będzie dobrze dzieciak, uwierz w to, a tak będzie!
SCENA IV ( POKÓJ JULII)
Mamka Julii, Julia (wchodzi)
M: Gdzieś ty była!?
J: Jeździłam na desce...
M: Ród dresów nie jeździ na desce! Jakaś zmieniona, moje dziecko, jesteś!
J: Nic się nie zmieniło, ten sam krajobraz za oknem, ten sam wiatr wieje, te same drzewa mokną.
M: Mówisz wierszem! Z kim byłaś?
J: (zaczyna mówić) Pojawia się i znika...
M: Och, tyś była z Romeem! ( na boku do siebie:) Fajny ziomek, (do Julii:) Jak mogłaś!?
On jest ze zwaśnionego skejtów rodu! Nie ma wstępu do naszego grodu!
J: Ale ja go kocham nad życie! Ubiór to tylko okrycie, najważniejsze sobą bycie. Och Marto, pomóż Julii biednej, połączyć się z nim małżeńskim węzłem!
M: (na boku) No Okej, pomogę jej, może i mi się trafi jakiś skejt. (do Julii) Miłość wszelkie kruszy mury, pomogę, lecz ostrzegam z góry, skejci z dresami walczą z grubej rury.
J: cenię pomoc twoją Marto, z tobą się przyjaźnić warto! Och, idę na balkon., Romeo mnie woła, jaka ja dzisiaj jestem wesoła!
SCENA V (SCENA BALKONOWA)
Romeo, Julia (wchodzi)
R: Siema młoda, tak se myślałem, chodź się chajtniemy, będą jaja jak się starzy dowiedzą!
J: ależ mości rycerzu, toć pierwsze to nasze spotkanie, powinno być chwilą wzniosłą, tętniąca emocją! Może jakąś balladę zaśpiewaj! Poemat? Sonecik? Fraszkę jakąś? Cokolwiek!
R: Jakoś nie mam weny.
J: Ależ Romeo!
R: no dobra. Wierszyk. Może być? (klęka przed Julią)
Stoję nad kałużą, a ta kałuża jest taka duża, bo przed chwilą była burza, a gdy jest burza to niebo się zachmurza i pada deszcz i stąd ta kałuża.
J: E...e...e... Pięknie, jakiś ty liryczny, romantyczny, sympatyczny. E... wzruszyłam się!
R: Nie łam się lala, przełam się! Musze pogadać z tą stara bździągwą co cię niańczy, kopsnij się po nią.
Julia wychodzi, wchodzi Marta
M: czegóż chcesz od nas o panie, nieszczęście ściągasz jak na zawołanie. Lecz z tego co słyszałam, miłość cię przygnała (na boku) więc może zmieni swoje przekonania co do tego, która z panien chce, i wybierze mnie!
Pada w ramiona Romea ze słowami: och, mdleję!
Romeo łapie Martę
M: Och, dotyka mnie, przechodzą mnie dreszcze, ach rób tak jeszcze , jeszcze!
R: O! Zemdlała, nie mam siły jej trzymać.
Upuszcza Martę
Marta próbuje się podnieść, otrząsa się powoli i zaczyna od nowa:
M: Och, jakiś ty silny panie, będę pamiętać twe twarde, męskie... ramię.
R: Słuchaj kotuś, Chcę się chajtnąc z Julką. Kopsnij się jutro do Laurentego, obliczymy koszty ślubu.
M: Wielka twa miłość dla tej panny, czy ty tam będziesz? Czy się spotkamy?
R: Ja będę palił jointy i jeździł na desce
M: ( wybita) ach szkoda, znaczy się … dobrze. Z radością przyjdę ustalić ślub, (na boku) albo wasz pogrzeb.
(Romeo odchodzi, Marta do siebie)
Kocham Romea, on woli Julię kochać, a więc nie będę czekać ni szlochać, i nim tych dwoje ksiądz połączy, ich żywot dzięki mnie się skończy.
SCENA VI
Tybalt, Merkucjo.
M: O dres, dres! Chodzi w dresie, żeby nie znaleźć się w lesie. Dresy śmierdzą!
T: A ty co? W gacie narobiłeś? Krok ci wisi w kolanach, chodzisz spalony od wieczora do rana i myślisz że jakaś laska jest tak najarana, że pomyśli, że coś go wypełnia? ! Przecież to sama bawełna!
M: Co?! Jak śmiesz?
T: Chodzę w dresie, bo dresy są silne, jak wieść niesie, mam trzy paski, lecą na to wszystkie laski, Wożę się srebrnym lexusem, o świetności swej mówić nie muszę. Każdy w mieście zna Tybalta, który zmienia laski, jak dobre auta, więc nie zadzieraj z dresów rodem, bo wywieziemy cię samochodem, dla nas jesteś nikim, cienkim zawodnikiem, zapatrzonym w siebie malutkim skejcikiem, spuściportkiem, który krok okrywa workiem. Jesteś dnem rozpaczy, dres ci tego nie wybaczy.
M: Wrzuć na luz, koleś.
T: Co on gada, czy on mnie obraża? Coś takiego się wśród dresów nie zdarza.
Tybalt rzuca się na Merkucja, i robi mu dziurę w bluzie.
Przychodzi Romeo, Merkucjo się podnosi i mówi:
M: oto ja i moi ludzie, tak samo jak ty i twoi ludzie, mamy plany i marzenia duże, do celu idąc pokonamy dresów. (zagląda do portfela) Cham! Zgniótł mi moją lufkę.
R: Teraz za to zginiesz.
Zabija Tybalta, który się drze ...
Scena VII
Brat Laurenty Marta
L: Siema Marta ślub jutro o 15.00 przekaż Julii żeby się odstawiła i przyszła
M: Ach przyjdę (na boku) Z nożem, hehe…
Odchodzi
Scena VIII
Romeo Julia Laurenty
L: Zebraliśmy się tu żeby połączyć tych dwoje świętym węzłem małżeńskim sory dzieciaki ze nie ma tu miejsca na freestajl ale ta scena wymaga ode mnie powagi Mam nadzieje że to Julia zostanie skatem a nie Romeo sprofanuje święte spodnie z krokiem w kolanach …
J: Tak właśnie się stanie
Marta wchodzi z nożem i zabija Romea i Julię wszyscy się drą. Romeo ma to gdzieś .
M: (rzucając Laurentemu portfel) Miłość rządzi się swoimi prawami. Romeo mnie nie chciał więc krew teraz kościół plami. Ty braciszku siedź tu cicho , by i ciebie nie wzięło licho, masz tu kasy całkiem sporo i siedź cicho głupia zmoro .
L: (licząc kasę z zadowoleniem): Dobra, teraz ni słówka nie pisnę mam tyle kasy ze wszędzie się wcisnę.
M: Jadę z Parysem do Bangladeszu. Nara.
Scena IX:
Laurenty, Matka Julii
M: (płacze, wchodzi Laurenty ) ooooooooooooo
L: Wiem, wiem to okropne .
M: No ale taka tragedia taka masakra w biały dzień
L: No straszne! Zginęli tak młodo
M: Jasna dupa, co mnie to obchodzi ?!? Telewizor się zepsuł a ja tu milionerów oglądam.
L: (konsternacja ): a aa aaa a… to się nie martw. Teraz mam tyle kasy, że ci kupię sto telewizorów. O! (czyta esemesa ). Ty, słuchaj, Merkucjo pisze, że odkrył swoje prawdziwe powołanie i uciekł z mleczarzem do Holandii.
M: Ta, on zawsze był jakiś inny. Ale milionerzy!
L: No dobra, wyluzuj obejrzysz na wideo. Ale najpierw musisz się rozwieść, to weźmiemy ślub.
M: Czy nie dociera do ciebie? Mój mąż dawno zginął w sławnej bitwie pod Monte Cassino, gdzie w krwi kałuży czerwone maki. Poginęły tam wszystkie bliskie mi chłopaki. Jeden tylko dotarł do Werony, ale on już dawno ożeniony z córką Heńka z poczty.
Poza tym jesteś księdzem!
L: Zrzucę habit, zostanę krawcem
M: Chyba pan żartować łaskaw, toć nie mogę wyjść za krawca!
L : To zostanę ogrodnikiem zawsze kochałem kwiaty (śpiewa konewkę )
Kiedy deszcz nie pada i wody coraz mniej, co mówię na to ja? Konewka! Kiedy kwiatki schną I Julia mówi hej! Co mówię na to ja? Konewka! Mam konewkę, w ręce lewej, siedzę pod drzewem i leję, leję, leję. Słońce grzeje, jeje, jeje, jeje, póki mam konewkę jeszcze tak źle nie jest. Jestem tu po to, żeby konewką chlusnąć. Kwiatki nie uschną, bo ja im kurde nie dam uschnąć. Będę sikał jak ze sikawki strażak, to jest konewka więc uważaj!