Jędrzej Giertych
„Rola dziejowa Dmowskiego”
Chicago 1968
"Those who cannot remember
the past are condemned to repeat it"
Santayana.
PRZEDMOWA AUTORA
Zapowiedź ukazania się niniejszej mojej książki, poświęconej roli dziejowej Dmowskiego, przyjęta została przez uderzająco liczny odłam polskiej czytającej publiczności reakcją że książka ta, to będzie rozpamiętywanie sporów partyjnych. "Po co podtrzymywać te spory? Puśćmy je w niepamięć - a w najlepszym razie pozostawmy je ocenie historycznej, dokonanej przez przyszłe pokolenia wtedy, gdy ludzie co w tych sporach uczestniczyli, lub byli ich świadkami, już nie będą żyli". Oto dosłownie wypowiedzi, z jakimi zdarzyło mi się spotkać.
A tymczasem, w istocie, spór o to, która polska polityka, Dmowskiego czy Piłsudskiego, wiodła i doprowadziła naród polski do niepodległości po 123 latach niewoli, jest jednym z podstawowych sporów w polskiej historii. Jeśli się istoty tego sporu nie zna i nie rozumie, nie może się mieć jasnego poglądu na przeszłość naszego narodu tak samo zupełnie, jak nie może się go mieć, jeśli się nie potrafi zająć określonego, będącego wyrazem dodatniej lub ujemnej oceny stanowiska w takich sprawach, jak chrzest Polski, unia z Litwą, sprowadzenie Krzyżaków, hołd pruski, czy odrzucenie reformacji. Bardzo się mylą ci, co sądzą, że zastanawianie się nad trafnością, lub błędnością polityki Dmowskiego lub Piłsudskiego jest grzebaniem się w przebrzmiałych rozbieżnościach partyjnych, albo że szukanie między tymi obu politykami wspólnego mianownika jako rzekomo między kierunkami, które oba różnymi drogami wiodły do wspólnego celu i przynosiły łącznie te same rezultaty, było wyrazem obiektywizmu. Krzyżaków można było sprowadzić, lub nie sprowadzać: była to sprawa decyzji, którą należało powziąć - i w decyzji tej nie było drogi pośredniej, o cechach chwalebnego złotego środka. Tak samo nie było bezpartyjnego złotego środka między przyjęciem chrztu i trzymaniem się nadal pogaństwa. Ocena tych faktów nie jest partyjnictwem, ale jest stwierdzaniem historycznej prawdy. Tak samo polityka Dmowskiego i Piłsudskiego to były dwie polityki wzajemnie się wyłączające; jedna była słuszna, a druga była błędna. Kto tego nie rozumie, ten nie rozumie jednego z najważniejszych faktów polskiej historii: bo przecież mało które z wydarzeń w naszych dziejach może się równać co do swego znaczenia z faktem odzyskania niepodległości po tak długiej niewoli. Kto się nie interesuje tym, po której stronie w tym wielkim, rozstrzygającym o losach narodu sporze była słuszność, albo komu na ten temat wystarczają płytkie, propagandowe frazesy, nieodpowiednie w czytankach dla małych dzieci, a tymbardziej niegodne ludzi o dojrzałym umyśle - ten okazuje brak zainteresowania przeszłością własnego narodu i brak troski o to, by w pojęciach narodu o tej przeszłości panowała prawda, a nie fałsz.
Ale tu nie tylko o prawdę historyczną chodzi. Chodzi także i o przyszłość. Bo położenie geograficzne Polski się nie zmieniło. A doświadczenia przeszłości nie są pozbawione wpływu na to co robimy dzisiaj i co będziemy robić jutro.
Nie należy także ostatecznych sądów o świeżych wypadkach historycznych zostawiać przyszłym pokoleniom. To złudzenie, że wiedza historyczna wszystkie spory historyczne z czasem sprawiedliwie rozstrzyga. Prawda bynajmniej nie zawsze sama na powierzchnię wypływa: kłamstwa, oszczerstwa, nieporozumienia, fałszywe legendy, formułki przewrotnej propagandy potrafią trwać wiecznie, o ile się ich w porę nie sprostuje. Czyż nie spieramy się po dzień dzisiejszy o sporne kwestie z historii starożytnego Rzymu? Czy nie popełniamy błędów w ocenie ludzi, pomarłych tysiące lat temu, których motywów nie znamy, bo nie zostawili po sobie pisanej spuścizny? - Pokolenie żyjące musi pozostawić przyszłym pokoleniom dostateczne materiały do historycznej oceny, musi spisać historyczne fakty, oraz, co więcej, musi ułatwić ich interpretację przez podanie uzasadnienia tego co myślano i robiono.
Tak więc, nie wolno jest nie interesować się sporem Dmowski-Piłsudski. Każdy Polak, troszczący się o sprawy swojej ojczyzny, powinien spór ten studiować i starać się urobić sobie o nim sąd.
Muszę tu stwierdzić rzecz bardzo ważną.
Mam na spór Dmowski-Piłsudski pogląd ustalony oddawna. Odkąd zacząłem jako dziecko się wokół siebie rozglądać i interesować się sprawami Polski, a tymbardziej odkąd zacząłem o tych sprawach myśleć w sposób rozumny, wyznawałem poglądy narodowe. Co więcej, znałem później Dmowskiego osobiście - i nie ukrywam, że wywarł on na mnie wpływ przemożny i rozstrzygający. To wszystko nie znaczy jednak, bym w tym co piszę miał zajmować wobec niego jako postaci historycznej postawę adwokacką.
Jedynym i wyłącznym motywem jakim się powodowałem i powoduję, pisząc o nowoczesnej polskiej historii, jest dążenie do wykrycia historycznej prawdy. Opowiadam się po stronie polityki Dmowskiego - bo w wyniku dziesiątków lat dociekań i studiów i w wyniku doświadczenia dość długiego już życia nabrałem przekonania, lub raczej po prostu tylko ugruntowałem się w przekonaniu, że była to polityka słuszna. Zbyt mnie obchodzi Polska, bym mógł, pisząc o ważnym okresie jej dziejów, troszczyć się o co innego, niż tylko i wyłącznie o prawdę. W dążeniu do tej prawdy starałem się sumiennie, krok za krokiem, zbadać każdy sporny punkt. Niczego nie uważałem z góry za aksjomat; niczego nie pozostawiłem bez zastanowienia się czy nie zachodzi tu jaka wątpliwość. Jeśli doszedłem do tych wniosków, które w książce przedstawiam - to dlatego, że mi sumienie te właśnie wnioski dyktuje.
Książkę tę pisałem, powodując się pragnieniem wykrycia prawdy, przedstawienia prawdy i obrony prawdy. Nie bronię w niej Dmowskiego, bronię w niej prawdy. Bronię jej w imię tego, że szanujący się naród nie może opierać swego życia i swych pojęć na kłamstwie. Oraz w imię tego, że sprawiedliwość musi być oddana tym, którym naród winien jest wdzięczność. Zwłaszcza, jeśli trzeba tu naprawić długie zaniedbanie i grzech niewdzięczności. Książka ta narastała mi w umyśle długie lata - i im więcej tych lat upływało, tym mocniej krystalizowało się we mnie poczucie, że adwokatem być mi nie wolno i że dążyć muszę do tego, by formułować werdykt historyczny jak najbardziej bezstronny. Oczywiście, to nie znaczy, by ten werdykt miał się przez to stać mniej stanowczy.
Ale napisanie książki stawiającej sobie za cel prawdę, i tylko prawdę, ma także i swoją historię. Do prawdy doszedłem nie przez niewiedzę i szukanie w ciemnościach, ale przez sprawdzanie, czy to w co wierzę jest słuszne. Pragnąłem najpierw polityki Dmowskiego bronić. I dopiero potem doszedłem do wniosku, że lepiej zrobię - także i dla Dmowskiego lepiej - jeśli się postawy obrończej wyzbędę. Z publicysty politycznego, broniącego poglądów oddawna wyznawanych, w badacza, stawiającego sobie za zadanie obiektywizm historyczny, przekształciłem się jedynie stopniowo.
Książka ta ma swoją historię - i warto, by historia ta została w przedmowie opowiedziana.
Impulsem, który skłonił mnie do powzięcia zamiaru napisania tej książki był fakt bardzo dawny: była pewna rozmowa, jaką miałem kiedyś z samym Dmowskim.
Może napisałbym tę książkę i bez tej rozmowy: polityka Dmowskiego jest tak wielkim i ważnym faktem w polskiej historii, a tak mało jest dziś w narodzie polskim rozumiana, że temat tej polityki byłby zapewne prędzej czy później pociągnął mnie i tak.
Ale rozmowa ta sprawiła, że napisanie tej książki stało się spoczywającym na moich barkach obowiązkiem. W poczuciu tego obowiązku żyłem około lat trzydziestu. I żyję w nim nadal, gdyż książka moja nie jest skończona: to jest tylko pierwszy tom.
Dmowski powiedział mi w owej rozmowie, że nie jest zadowolony ze swojej "Polityki polskiej i odbudowania państwa". Pisał tę książkę będąc w złym stanie zdrowia i napisał ją bez werwy. Właściwie, by wyłożyć swój punkt widzenia, powinien był mocniej i wszechstronniej skrytykować swoich przeciwników, a także więcej powiedzieć o intrygach i przeciwdziałaniach, z którymi musiał walczyć. Nie mówiąc już o tym, że powinien był szerzej wyłożyć i uzasadnić politykę własną i opisać jej skutki.
Może jeszcze zdobędzie się na podyktowanie pamiętnika, zawierającego materiał anegdotyczny. Ale nowej książki, analizującej dzieje polityki polskiej w erze wojny światowej, już nie napisze.
Powiedział mi wówczas, że powinienem się tym tematem kiedyś zająć i książkę taką spróbować napisać.
Książka niniejsza wyrosła jako próba, z pewnością nieudolna, spełnienia tego życzenia Dmowskiego.
Dmowski jednak za treść tej książki nie ponosi odpowiedzialności. Książka ta nie jest nowym źródłem historycznym, nie jest echem rozmów z Dmowskim. Z wyjątkiem kilku drobiazgów, gdy wyraźnie stwierdzam, że daną informację czy opinię znam z własnych ust Dmowskiego, nie czerpałem do niej materiału wprost od niego. Korzystałem z jego książek i innych pism tak samo, jak z innych dostępnych materiałów historycznych - i wyciągałem z nich wnioski w ten sposób, jak to może uczynić człowiek, który patrzy z perspektywy historycznej 28 lat jakie upłynęły od jego śmierci i który ma za sobą doświadczenie drugiej wojny światowej i 22 lat pokoju po jej zakończeniu. Jeśli wniosłem nowe oceny - są one moje własne. Jeśli się ktoś ze mną nie zgadza, niech przypisuje ewentualne, nie przypadające mu do gustu, zawarte w tej książce poglądy mnie, a nie Dmowskiemu.
Nie należy sądzić, że wykonanie spełnienia życzenia Dmowskiego odłożyłem o trzydzieści lat umyślnie. Opóźnienie to wyniknęło po części z tego, że pierwotnie zabrałem się do spełnienia tego życzenia zbyt pochopnie.
Przebywając w latach 1939-1945 w obozach jeńców w Niemczech, ułożyłem sobie w głowie projekt książki, która, jak myślałem, będzie spełnieniem tego życzenia. Pisać takiej książki w obozie nie mogłem, ale napisałem ją niemal natychmiast po uwolnieniu, w roku 1946 w Londynie i wydałem ją w roku 1947 w Hanowerze pod tytułem "Pół wieku polskiej polityki. Uwagi o polityce Dmowskiego i polityce polskiej lat 1919-1939 i 1939-1947".
Jest to książka nieudana. To nie taka książka była potrzebna dla szerszego przedstawienia polityki, która doprowadziła do odbudowania i zjednoczenia Polski. Siedząc w obozach, w których życie było kontynuacją gorączkowej atmosfery Polski przedwrześniowej, - obmyśliłem sobie książkę, która była w istocie broszurą polityczną, polemizującą w dziennikarski sposób z propagandą, jaką narodowi polskiemu przed wrześniem narzucano. Nosi ona znamię chwili dla której była pisana - a która w roku 1946 była chwilą już dawno minioną. Nie ma w niej historycznej perspektywy, już nie mówiąc o naukowej dokumentacji, są także i niektóre myśli, które nie wytrzymują próby czasu i które podyktowała sytuacja przemijająca. Nie jest to książka, wnosząca wkład w wiedzę historyczną, ale wystąpienie dziennikarskie.
Bardzo prędko zrozumiałem, że książkę o polityce Dmowskiego muszę napisać jeszcze raz - i napisać zupełnie inaczej. I że muszę się do tej książki gruntownie przygotować.
Musiałem przede wszystkim zapoznać się z bardzo obfitą, już istniejącą literaturą w różnych językach, na przykład pamiętnikarską, jaka mogła na politykę Dmowskiego rzucić światło; a warunki w jakich żyłem nie zostawiały mi na tę lekturę zbyt wiele wolnego czasu. A po wtóre, musiałem odczekać, aż wypłyną na światło dzienne liczniejsze, nowe na ten temat materiały. W latach 1919-1939 polityka Dmowskiego to było świeże wydarzenie, to jeszcze nie była historia, ale bieżąca polityka. Natomiast po roku 1945 pierwsza wojna światowa odsunęła się w historyczną dal. Zaczęły się na jej temat sypać informacje, które dotąd były ukryte w archiwach, albo które przez ich posiadaczy traktowane były jako sekret. Zaczęły się także, coraz liczniej, ukazywać opracowania i analizy. Zwłaszcza ostatnich kilka lat przyniosło garść wydawnictw, w języku polskim i innych, bardzo z punktu widzenia mojego zadania cennych.
Cierpliwość, z jaką gromadziłem materiały, przetrawiałem zdobyte informacje w umyśle i odkładałem pisanie książki na później, opłaciła mi się, bo doczekałem się chwili, gdy mogę korzystać z o wiele gruntowniejszej dokumentacji, a zarazem mogę się ustosunkować do ocen i poglądów które się w najnowszych czasach pojawiły.
Nie żyjemy dziś w okresie gwałtownych zmagań politycznych i polemik, ale w innej epoce; temperatura sporów i dyskusji, nie tylko w Polsce ale w całej Europie, jest dziś dużo umiarkowańsza. Nie pisze się dziś broszur polemicznych, ale gruntownie udokumentowane studia historyczne, inna kwestia, że nie inaczej niż dawniej zabarwione indywidualnymi poglądami autorów. Żyjemy w nowych, bardzo zmienionych czasach. Zachodzi potrzeba nowego studium o Dmowskim, metodą swoją i horyzontami odpowiadającego wymaganiom dzisiejszym.
Z drugiej strony, źle się stało, że czekałem z pisaniem za długo, bo przyłożyłem przez to ręki do wielkiego na temat Dmowskiego milczenia.
Przez dwadzieścia lat panowała na temat Dmowskiego przejmująca cisza. Nie ukazała się w tym czasie - poza jedyną książką Pani Wolikowskiej - ani jedna książka, poświęcona wyłącznie Dmowskiemu i ani jedna poza całkiem nową książką Kozickiego o Lidze Narodowej większa książka o zakresie ogólniejszym, któraby jego polityce oddawała sprawiedliwość. A tymczasem zarówno piłsudczycy jak komuniści ogłaszali, dla uzasadnienia swoich poglądów historycznych, całe biblioteki.
Być może książka moja ukazuje się za późno. Nie tego się obawiam, że książką tą nie wywrę wpływu na poglądy jej czytelników. Obawiam się tego, że - co jest udziałem też i wielu innych moich książek - nie będzie ona czytana. Przeciwnicy polityki Dmowskiego tak dalece ugruntowali w opinii z jednej strony polskiego społeczeństwa emigracyjnego, a z drugiej strony społeczeństwa w kraju poglądy sprzeczne z poglądami o roli Dmowskiego, że bardzo wielu Polaków po prostu nie jest ciekawych wziąć książkę o Dmowskim do ręki.
Ogłaszam tę książkę w czasach tragicznych i dla Polski niebezpiecznych. To nie tylko wrogowie obozu narodowego, ale także i wrogowie Polski sprawili, że o Dmowskim stało się w narodzie polskim tak głucho. W okresie międzywojennym większość polskiego narodu (choć nie większość ludności Polski) zdawała sobie z tego sprawę, że to Dmowski sprawił, iż Polska jest niepodległa i zjednoczona; imię Dmowskiego budziło uczucie gorącej wdzięczności zarówno wśród intelektualnej elity, jak wśród łódzkich czy poznańskich robotników i mazowieckich, kaszubskich, podhalańskich, tarnopolskich, wileńskich, wielkopolskich chłopów, zarówno wśród bogatych jak biednych, zarówno wśród starych, jak młodych i najmłodszych. Dzisiaj imię to zostało ogarnięte dziwnym zmierzchem zapomnienia i przemilczenia.
Wrogom Polski zależy na tym, by o Dmowskim zapomniano, bo Polska niekorzystająca z doświadczeń Dmowskiego i z dorobku jego myśli, jest Polską słabszą.
Rzecz ciekawa, że Dmowski i jego spuścizna zwalczane są ze szczególną zawziętością przez obóz komunistyczny w Polsce, a zarazem są metodycznie pogrążane w zapomnieniu przez siły polityczne, opierające się o świat anglosaski, panujące na polskiej politycznej emigracji.
Do zepchnięcia pamięci Dmowskiego w cień przyczynia się także i zmierzch obozu narodowego. Obóz ten więcej od innych obozów politycznych w Polsce fizycznie ucierpiał w czasie ubiegłej wojny, gdyż elita jego była szczególnie zawzięcie wymordowywana zarówno przez Niemców, jak przez Sowiety i komunistów. Ale nie małe znaczenie ma także i ta okoliczność przypadkowa, że obóz ten został w swym życiu sparaliżowany przez to, iż Stronnictwo Narodowe na emigracji niby istnieje, a w istocie jest fikcją.
Grupa, która, gdyby Dmowski był żył o kilka lat dłużej, byłaby z pewnością zrobiła rozłam i od obozu narodowego odeszła, stoi dziś formalnie na czele emigracyjnego Stronnictwa Narodowego. Sprawiła ona, że Stronnictwo to przeszło w praktyce, z rozwiniętymi sztandarami, pod komendę sukcesorów obozu Piłsudskiego.
Nie jest to nic szczególnie nowego, bo dzieje wewnętrzne obozu narodowego przez cały czas jego istnienia to było nieustające pasmo odszczepieństw i odchodzenia od Dmowskiego i jego polityki. Polityka Dmowskiego szła wbrew tradycji co najmniej 150 lat polskiej akcji politycznej i wbrew zakorzenionym w narodzie polskim instynktom. Co więcej, była to polityka w swoich założeniach rozumowych trudna, nie efektowna i nie przemawiająca do zapalczywej wyobraźni. Instynkt szerokiej masy patriotycznej polskiej, często także i instynkt młodzieży, buntował się przeciwko wielu jej postulatom i nakazom. Od dnia narodzin obozu narodowego po dzień dzisiejszy procesem nieustannym było odpadanie ludzi, którzy byli narodowcami nieraz nawet przez długie lata, ale potem się nagle buntowali w jakiejś nowej sytuacji, gdy nowych dyrektyw Dmowskiego, dostosowanych do tej sytuacji, nie potrafili zrozumieć. Wyrastali często z tych ludzi - ongiś długoletnich członków Ligi Narodowej czy innych narodowych organizacji i długoletnich, ofiarnych działaczy narodowych - nawet najzacieklejsi przeciwnicy Dmowskiego i jego polityki. To prawda, że byli to tylko poszczególni ludzie, a czasem, rzadko, oderwane gałęzie organizacji narodowej, takie, jak Narodowy Związek Robotniczy, czy niektóre organizacje młodzieżowe (np. duża część tajnego "Zetu", lub grupa "Zarzewia" przed wojną, oraz "Zespół Stu", "Obóz Narodowo-Radykalny" - ONR - i grupa pp. Stahla i Hrabyka po wojnie). Nigdy się przedtem nie zdarzyło, by odpadło od związku z podstawowymi tradycjami polityki Dmowskiego Stronnictwo Narodowe jako formalna całość. Ale to prawda, że sytuacja obecna pojawiła się dopiero po śmierci Dmowskiego - gdy można się już co do tego spierać, co jest właściwą spuścizną Dmowskiego i interpretacją jego myśli i co by Dmowski zrobił, gdyby dzisiaj żył.
Muszę zresztą stwierdzić, że różnice, dzielące dzisiejsze emigracyjne Stronnictwo Narodowe od spuścizny politycznej Dmowskiego, są mniejsze, niż te różnice które ongiś wyrastały między obozem Dmowskiego, a grupami rozłamowymi w rodzaju ONR czy nawet Narodowego Związku Robotniczego. Nawet ludzie stojący dziś na czele tego Stronnictwa nie mają pełnej świadomości, że od Dmowskiego odeszli. Poczuwają się do tego, że są jego uczniami i następcami i mają dla niego sporo pietyzmu. Pracują w pewnym zakresie nad ugruntowaniem miejsca Dmowskiego w historii Polski, ogłaszają na temat jego roli przyczynki historyczne, nieraz bezsprzecznie cenne, drukują także otrzymane z kraju rękopisy, poświęcone dziejom polityki narodowej; choć co prawda, w postawie swojej raczej okazują chęć obrony "wkładu" Dmowskiego w dzieje odbudowania Polski, niż zrozumienie jego roli wyjątkowej. Robią także sporo pożytecznej roboty w szerzeniu na emigracji zrozumienia niebezpieczeństwa niemieckiego.
Trzeba także pamiętać, że w rozproszeniu emigracyjnym kontakt rzesz organizacyjnych z kierownictwem jest dość luźny i że w istocie wiele jest dziś w świecie ośrodków, gdzie narodowcy pozostali tym samym, czym byli dawniej i nie mają świadomości tego; że coś się w kierunku politycznym Stronnictwa Narodowego zmieniło. Idą oni za tym kierownictwem przez instynkt wierności - i w stosunkach lokalnych nieraz robią dużo pożytecznej roboty w duchu na wskroś narodowym.
Bywałem w konfliktach z kierownictwem emigracyjnego Stronnictwa Narodowego i jestem przez nie zwalczany, ale nie mam do niego urazy. Życzę temu kierownictwu i skupionej pod jego przywództwem dość licznej rzeszy ludzkiej powodzenia w tym co robią pożytecznego i cieszę się z tego co w ich szeregach zostało z pierwiastków myśli narodowej i instynktu narodowego. (Życzę zresztą powodzenia także i temu, co się z instynktu narodowego przejawia w obozie piłsudczyków, w komuniźmie i w szerokiej rzeszy apolitycznej). Wierzę, że z szeregów Stronnictwa Narodowego da się jeszcze uratować całkiem sporo i ludzi, i tradycji myślowej, i woli działania politycznego dla idei narodowej i dla dobra polityki polskiej w przyszłości.
Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że kierunek w jakim Stronnictwo Narodowe od roku 1938, a więc już blisko od lat trzydziestu idzie, powoduje stopniowe zanikanie postawy narodowej w narodzie polskim, a więc i zrozumienia także i przeszłości polityki narodowej, czyli polityki Dmowskiego.
Tak więc książka moja ukazuje się w chwili trudnej. Bezsprzecznie, idzie ona pod prąd dość mocno już w społeczeństwie polskim ugruntowanych pojęć.
Wierzę jednak, że choć trochę się ona do wyprostowania tych pojęć przyczyni.
Muszę w niniejszej przedmowie poruszyć jeszcze jedną ważną sprawę, której omawiając rolę dziejową Dmowskiego nie można pominąć, mianowicie sprawę stosunku jaki zachodzi między rolą Dmowskiego, a rolą Paderewskiego. Urosła w polskiej świadomości historycznej swoista legenda Paderewskiego, wedle której w tym co Polska osiągnęła w rokowaniach wersalskich i w ogóle w akcji politycznej na zachodzie pod koniec wojny światowej i tuż po jej ustaniu zasługa Paderewskiego była jakoby równie wielka, a może i większa niż Dmowskiego. Do utrwalenia tej legendy usilnie się przyczynia obóz piłsudczyków: legenda ta ułatwia pomniejszenie roli Dmowskiego.
Legendzie tej się przeciwstawiam.
Rzecz prosta, jestem jak najbardziej daleki od kwestionowania zasług Paderewskiego, które są rzeczywiste i duże. Stwierdzam także skwapliwie, że choć nie związany z obozem narodowym, Paderewski szedł kilkakrotnie z wielką stanowczością w tym samym kierunku co Dmowski. Ufundowaniem pomnika grunwaldzkiego w Krakowie w 1910 roku przyczynił się on w sposób wybitny do ugruntowania w narodzie polskim postawy antyniemieckiej w przededniu wojny światowej; nic na to nie wskazuje, by ktoś go do tego kroku namówił, lub uprosił: był to czyn Paderewskiego, wysoce ofiarny, przedsięwzięty całkowicie z jego własnej inicjatywy. A potem, w końcowym okresie wojny miał on postawę niezachwianie antyniemiecką i odegrał dzięki temu dużą rolę w polityce polskiej pod komendą Dmowskiego, zwłaszcza w tym, co robione było na terenie państw anglosaskich. Jego wkład w rokowania wersalskie i w umożliwienie rozwoju armii błękitnej jest rzeczywisty.
Stwierdziwszy powyższe, muszę jednak stwierdzić równocześnie, że nie można porównywać roli Paderewskiego z rolą Dmowskiego, bo zasługi Paderewskiego dotyczą tylko poszczególnych fragmentów politycznej akcji i politycznych rozgrywek, podczas gdy, Dmowski stworzył cały system polityki w której się te fragmenty mieściły i polityką tą systematycznie kierował. Paderewski był kilkakrotnie wybitnie Dmowskiemu pomocny, ale to Dmowski prowadził kampanię, w której ramach się ta jego pomoc przydała.
A po wtóre, muszę stwierdzić, że Paderewski był przeciwnikiem Dmowskiego i że pomoc jaką Dmowskiemu okazał równoważyła się czasem z tym, co robił przeciwko Dmowskiemu i jego akcji.
Na przełomie lat 1918/19 przeszedł on w sposób stanowczy na stronę Piłsudskiego i w wielu decydujących momentach 1919 roku przechylał szalę rozstrzygnięć na niekorzyść tego co robił Dmowski. A co więcej, także i w końcowym okresie wojny poczynania jego nieraz się z akcją Dmowskiego krzyżowały. Niestety, w tym ostatnim punkcie bardzo mało da się już historycznie ustalić: tylko napisanie przez Dmowskiego pamiętników byłoby pozwoliło na odsłonięcie tu kulis, które prawdopodobnie nieodwołalnie utonęły już w historycznym mroku. Trzeba jednak zanotować przynajmniej tyle, że Dmowski niejednokrotnie o kłopotach jakie miał z nielojalnością Paderewskiego wspominał i że uważał on go za oponenta, który w niejednym przyniósł jego poczynaniom szkodę.
Pragnę na zakończenie podziękować tym wszystkim, którzy mi w napisaniu tej książki dopomogli, którzy ułatwili mi gromadzenie materiałów, pożyczali mi różne książki itd. Szczególna moja podzięka należy się Komitetowi Wydawniczemu w Chicago, który z wielką ofiarnością i poświęceniem zajął się wydaniem tej książki. Znaczne sumy, wyłożone z własnych kieszeni członków tego Komitetu, ludzi ciężko pracujących na utrzymanie swoje i swoich rodzin w owej Ameryce, w której dolary wszak bynajmniej same z nieba nie spadają, są główną podstawą, która pozwoliła ruszyć sprawę wydania tej książki z miejsca. Poparcie tego Komitetu, obiecane mi z góry, jeszcze w okresie, gdy dopiero się do pisania tej książki zabierałem, było mi w mej, pracy wielką zachętą, gdyż dawało mi pewność, że się książka w druku ukaże. Mówię o tym z wdzięcznością, a nawet wręcz ze wzruszeniem.
Dziękuję także wszystkim prenumeratorom tej książki. Także i bez ich poparcia książka nie mogłaby się ukazać w druku. Niektórzy zamawiali po więcej egzemplarzy niż jeden. Niektórzy ofiarowali nadwyżki na "fundusz wydawniczy" książki.
Domyślam się, że książka w chwili ukazania się w druku wciąż jeszcze będzie przedsięwzięciem deficytowym i że pozostanie po niej dług do zapłacenia. Bardzo proszę życzliwych ludzi o pomoc w dalszej jej rozprzedaży.
Żonie mojej dziękuję za sporządzenie Indeksu nazwisk i miejscowości. Bardzo to żmudna robota!
Drukarni "Narodowca" w Lens we Francji bardzo dziękuję za staranne wykonanie roboty.
Tak jak w książce mojej "Kulisy powstania styczniowego", również i w książce niniejszej traktuję słowa "poseł" i "ambasador" jako synonimy; nie staram się ustalać, kto kiedy nosił który z tych dwóch tytułów.
Wreszcie, na samo zakończenie, pragnę zauważyć, że uważam to za fakt zaiste opłakany, iż główna książka o polityce Dmowskiego, jaką jest jego własna "Polityka polska i odbudowanie państwa" nie jest dotąd, mimo upływu 42 lat od ukazania się w druku jej pierwszego wydania, znana tym, co nie władają polskim językiem. Jakże inaczej przedstawiałaby się Polska oczom świata zachodniego, gdyby książka ta istniała przynajmniej w przekładach francuskim i angielskim!
Czyniłem wiele wysiłków, by doprowadzić do skutku wydanie tej książki w języku kraju w którym mieszkam, to znaczy po angielsku. Między innymi, w znacznym stopniu w tym celu, by móc tę książkę nie tylko wydać, ale i skutecznie w świecie mowy angielskiej rozprowadzić, doprowadziłem do założenia firmy wydawniczej "Polonica Publications Limited". Niestety, firma ta nie doznała powodzenia i musiałem ją po kilku latach z dużymi stratami zwinąć, zanim jeszcze zdołałem doprowadzić wydanie książki Dmowskiego do skutku. Także i inne moje wysiłki idące w tym samym kierunku nie zostały uwieńczone powodzeniem.
Może podjąłby moją inicjatywę kto inny - i z lepszym skutkiem?
Jędrzej GIERTYCH
Wśród mych dociekań historycznych sporo uwagi poświęciłem postaci prymasa Andrzeja Olszowskiego, jednego z największych moim zdaniem i najbardziej zasłużonych mężów stanu Polski, który osadzając Michała Wiśniowieckiego i Jana Sobieskiego na polskim tronie i nadając polityce polskiej nowy kierunek zmienił bieg naszych dziejów i wprowadził Polskę na jedno pokolenie na drogę odrodzenia, niestety w następnym pokoleniu zwichniętego. Przez 300 lat o tym wielkim Polaku było w świadomości historycznej naszego narodu zupełnie głucho - bo nikt ze współczesnych nie postarał się o to, by działalność jego sumiennie opisać i należycie wytłumaczyć. Starałem się oddać jego dziełu sprawiedliwość moją dwutomową książką "polityka Olszowskiego i Jan III Sobieski" (Londyn, nakładem własnym, 1953, 197 i 340 stronic). Ale czy zadanie spełniłem? Trzysta lat milczenia nie łatwo jest przełamać - i boję się, że wołanie moje pozostanie głosem wołającego na puszczy i grochem o ścianę.
Przy tej okazji opowiedział mi o jakimś posunięciu Paderewskiego, w 1917 czy też 1918 roku, które miało charakter szkodliwej i nielojalnej intrygi politycznej. Nie pamiętam już jednak niestety istoty owej sprawy, nie mogę więc tego opowiadania przytoczyć.
Także i pamiętnika Dmowski już nie napisał, ani nie podyktował.
Trzy przyczyny przypadkowe sprawiły, że w kilku miejscach napisałem tę książkę niezupełnie tak, jakbym to uczynił dzisiaj.
Po pierwsze, siedząc w obozach w środowisku oficerskim, w którym przeważały poglądy obozu piłsudczyków, wiele z piłsudczykami dyskutowałem i chcąc ich przekonać, szedłem im naprzeciw we wszystkich sprawach, w których znalezienie wspólnej platformy wydawało się możliwe. Ta skłonność do pojednawczego dialogu z piłsudczykami wycisnęła na książce swoje piętno.
Pa wtóre, w tym samym kierunku oddziałał fakt, że nie chciałem różnić się polityczną postawą z ówczesnym kierownictwem Stronnictwa Narodowego, na którego czele stał od czerwca 1939 roku p. Tadeusz Bielecki. Głosowałem w 1939 roku przeciw kandydaturze p. Bieleckiego na stanowisko prezesa Stronnictwa, ale spędziwszy przełomowe lata dziejowe drugiej wojny światowej w izolacji, odcięty od życia politycznego i od społeczeństwa polskiego i nawet ograniczony w możności regularnego czytania codziennej prasy, nie uważałem się za kompetentnego do posiadania własnego zdania w polityce i wobec zniknięcia rozstrzelanego przez Niemców, poprzedniego prezesa p. Kazimierza Kowalskiego i nie wyrośnięcia nikogo innego na jego miejsce, uznałem, że najrozumniejszą i najuczciwszą postawą będzie uznać bez zastrzeżeń fakt kierowania polityką obozu narodowego przez p. Bieleckiego i oświadczyłem mu (w pierwszej odbytej z nim, dłuższej rozmowie, około lipca 1945 roku), że mimo różnic które nas dawniej dzieliły, oddaję się pod jego komendę. P. Bielecki szedł w czasie wojny i po wojnie w jednym szeregu z obozem piłsudczyków.
Po trzecie, z uwagi na to, że książkę treścią swoją rozciągnąłem i na lata drugiej wojny światowej i jej likwidacji, które znałem jako były jeniec niejako z oddalenia, uznałem za stosowne dać rękopis mej książki przed wydrukowaniem komuś do oceny. Zwróciłem się z tym do p. J.M., z którym łączyły mnie przed wojną węzły bliskiej przyjaźni i który cieszył się wtedy zaufaniem zarówno Romana Dmowskiego, jak Kazimierza Kowalskiego, a który odgrywał w czasie wojny sporą rolę w ruchu podziemnym w kraju, a w latach 194ó-47 wysunął się w Londynie do roli jednej z czołowych osobistości w aparacie politycznym p. Bieleckiego. Ulegając naciskowi p. J .M. i wbrew własnemu przekonaniu zgodziłem się porobić w rękopisie mojej książki, w sprawach dotyczących zarówno Piłsudskiego i piłsudczyków, jak Armii Krajowej, kilka skreśleń, a nawet, co gorsza, kilka zdań dopisać. Tendencje, jakie p. J.M. wtedy reprezentował, szły w tym samym kierunku co p. Bieleckiego, a nawet jeszcze dalej. Żałowałem mej ustępliwości niemal od pierwszej chwili ukazania się książki. Moje drogi już wkrótce potem zupełnie się rozeszły z p. J.M. i rozchodziły się potem coraz więcej w miarę upływu lat.
Dzisiaj, jestem niezachwianie przekonany, że do dialogu narodowców z piłsudczykami nie ma zgoła pola. Można uznawać dobre chęci piłsudczyk6w, ale niepodobna nie stać na stanowisku, że cała ich polityka była i po dziś dzień jest błędna w założeniu.
Skoro mówię tu a mojej książce "Pół wieku polskiej polityki", chcę skorzystać z okazji, by dokonać tu pewnego odwołania. W obozie jeńców poinformowano mnie, że prof. Stanisław Kot pochodzi ze zgermanizowanej rodziny ze Śląska Cieszyńskiego, usposobionej antypolsko i, że jego znalezienie się w ośrodkach życia politycznego i kulturalnego polskiego było wynikiem przypadku. Informacji tej dałem wiarę. W chaotycznych warunkach życia polskiego w latach 1946/47, zarówno jak w moich nieuregulowanych, ówczesnych warunkach osobistych, nie miałem możności jej sprawdzić. Na podstawie tej informacji wysunęłem na str. 117 mej książki wobec prof. Kota podejrzenie, że "świadomie Polski nienawidzi i życzy jej zguby".
Informacja moja była błędna: prof. Kot w ogóle nie pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego. Uważam za swój obowiązek zarówno wycofać zacytowane wyżej słowa, jak za nie przeprosić.
To nie znaczy, bym zmienił mój krytyczny pogląd zarówno na politykę i postawę prof. Kota, jak na jego poglądy historyczne.
W istocie, odejście dzisiejszego formalnego kierownictwa Stronnictwa Narodowego od polityki Dmowskiego nastąpiło jeszcze za życia Dmowskiego, ale w chwili, gdy był on już umierający i w życiu politycznym nie mógł brać udziału. Jedną z ostatnich wypowiedzi politycznych Dmowskiego - uczynioną ustnie - było stwierdzenie, że "rzeczą równie dla nas ważną jak granica polsko-niemiecka jest nietykalność Czechosłowacji i jej granicy z Niemcami". Jest jasne zarówno w świetle tej wypowiedzi Dmowskiego z końca 1937 roku, jak jego postawy przez całe życie, że Stronnictwo Narodowe, o ile chciało być wierne Dmowskiemu, powinno było w roku 1938 rzucić wszystkie swoje siły do walki z polityką Becka, której celem był rozbiór Czechosłowacji. Tak rozumiał swoje zadania ówczesny zarząd główny Stronnictwa Narodowego, powołany do życia na wniosek Dmowskiego, którego prezesem był Kazimierz Kowalski i w którego skład także i ja wchodziłem. Fronda p. Bieleckiego (zresztą wiceprezesa Stronnictwa) wraz z jego grupą sprawiła, że Stronnictwo zadania swego pod tym względem nie spełniło i pozostało w roku 1938 bierne. Dalszą konsekwencją tego było rozbicie zarządu p. Kowalskiego, przedterminowa dymisja tego zarządu i obiór w czerwcu 1939 roku nowego zarządu, zresztą lepiej pasującego do atmosfery "zgody narodowej" pod komendą istniejącego sanacyjnego rządu i dowództwa wojskowego w przededniu wojny, z p. Bieleckim jako prezesem na czele, obiór, skądinąd, osiągnięty w pierwszej fazie - na Komitecie Politycznym Stronnictwa - tylko jednym głosem większości. (Opisałem przebieg dramatycznych zmagań w Stronnictwie Narodowym w latach 1938-1939 w mej pracy "Stronnictwo Narodowe a kryzys dziejowy 1938 roku. Relacja pamiętnikarska", Londyn, "Ruch Narodowy", 1955, N° l, kwiecień-czerwiec, str. 29-124).
Nie potrzebuję przypominać, jaką katastrofą dla Polski było niedopisanie Stronnictwa Narodowego w roku 1938-ym. Wielokrotnie już o tym pisałem. Opozycja Stronnictwa Narodowego, gdyby się była w owej chwili naprawdę przejawiła, miała szanse zmieść politykę Becka z powierzchni ziemi. Naród polski byłby wówczas stanął - w myśl poglądów Dmowskiego - u boku zagrożonej Czechosłowacji. Czesi nie byliby wtedy uznali swej sprawy za z góry, beznadziejnie przegraną i byliby wytrwali w oporze. Konferencji w Monachium alboby nie było, albo Czesi by sie jej uchwałom nie poddali. Jedno z dwojga: albo Hitler byłby się cofnął, co oznaczałoby załamanie całej polityki agresywnej niemieckiej, albo druga wojna światowa byłaby wybuchła o rok wcześniej. Nie bilibyśmy się wtedy sami, ale razem ze świetnie uzbrojoną Czechosłowacją, oraz z jej sojuszniczkami Jugosławia i Rumunią. A Niemcy mieliby za sobą o rok mniej na zbrojenia i przygotowania. Całe dzieje byłyby się inaczej potoczyły. Państwa środkowoeuropejskie, składające się na "system wersalski", byłyby się ostały jako samodzielny czynnik polityczny, zarówno niezależny od Sowietów, jak nie zdany wyłącznie na łaskę i przychylność mocarstw zachodnich. Klęska Niemiec byłaby zapewne nastąpiła dość szybko i "system wersalski", który zapewniał Polsce i jej zakarpackim sąsiadkom pełną niezależność, byłby z wojny wyszedł zwycięsko.
Nie jestem w tym poglądzie odosobniony. To co na ten temat pisałem i mówiłem w latach 1938, 1939 i 1946 otrzymało potężny sukurs w postaci późniejszych wypowiedzi Winstona Churchilla, chyba kompetentnego tu rzeczoznawcy, że w interesie obozu alianckiego leżało, by wojna wybuchła była nie w 1939, lecz w 1938 roku.
To p. Bielecki ze swoją grupą sparaliżował Stronnictwo Narodowe w 1938 roku, nie dopuszczając do wykonania przez prezesa Kowalskiego i jego zarząd zamierzonej, a koniecznej i mającej warunki powodzenia akcji.
Istotą orientacji politycznej p. Bieleckiego było, że był on pojednawczo usposobiony wobec obozu piłsudczyków. Zaznaczył to w roku 1938, sprzeciwiając się opozycji wobec polityki antyczeskiej Becka, a w czasie wojny oddając narodowe organizacje podziemne pod komendę A.K., prowadzącej politykę powstańczą. Na emigracji, założeniem jego polityki był i jest sojusz z obozem piłsudczyków i przynależność do założonego przez nich zgrupowania politycznego.
Poczynania, które stojąc poza formalną organizacją Stronnictwa Narodowego, moim zdaniem reprezentują na emigracji najautentyczniejszy kierunek rozwoju ruchu narodowego, kontynuującego spuściznę polityczną Dmowskiego, przeciwstawiają się dziś jedynie z trudem ewolucji, wiodącej rzeszę ludzką dawnych stronników Dmowskiego do przybliżenia się ku prądom, nawracającym do tradycji polityki polskiej dziewiętnastego stulecia i polityki Piłsudskiego.
Paderewski długie lata myślał o tej rocznicy i systematycznie odkładał na fundusz budowy tego pomnika stałe kwoty ze swoich dochodów. Było to wielkim uszczupleniem jego zasobów osobistych. Pisze o tym wszystkim w swoich pamiętnikach. (Ignacy J. Paderewski "Pamiętniki". Spisała Mary Lawton. Ty tuł oryginału : "The Paderewski Memoirs". Londyn, Collins, 1939. Przełożyły Wanda Lisowska i Teresa Mogilnicka. Kraków 1967, Polskie Wydawnictwo Muzyczne. Str. 496-502).
Dmowski posądzał Paderewskiego o przynależność do masonerii. Byłem kiedyś świadkiem rozmowy Dmowskiego z pewnym polskim księdzem z Ameryki, w której Dmowski wyrażał przeświadczenie, że Paderewski był masonem, a ów ksiądz się temu przypuszczeniu sprzeciwiał.
Jędrzej Giertych, PRZEDMOWA AUTORA do książki: „Rola dziejowa Dmowskiego”, Chicago 1968.
Strona 11 z 11