Trwoga i niepewność jutra panowały w europie na przełomie XVIII i XIX wieku. W lipcu 1789 roku zburzona została Bastylia - symbol francuskiego absolutyzmu. W trzy tygodnie później przedstawiciele francuskiej szlachty zrzekli się feudalnych przywilejów. Francja, a wkrótce i inne państwa europejskie wkroczyły w epokę ustrojów burżuazyjnych, ustrojów, które posługując się ekonomicznym wyzyskiem pchnęły gwałtownie naprzód europejską cywilizację, zastygłą jakoby w okowach absolutystycznych rządów.
W tym też okresie, obfitującym w epokowe odkrycia, zaczęto realizować wspaniałe osiągnięcia myśli ludzkiej. Stos Wolty i lokomotywa Stephensona, aparatura telegraficzna i przewodzenie prądu elektrycznego, pierwszy statek transoceaniczny i pierwsza kolej żelazna - wszystko to przypada na ostatnie lata XVIII i pierwsze XIX wieku. Przejście do ery nowych ustrojów społecznych i towarzyszące mu wielkie przemiany nie ominęły również dziedziny wojskowości.
Nowe formy ustrojowe obaliły stare systemy prowadzenia wojen, w których dwie biwakujące armie gotowały się do decydującej bitwy o twierdzę, o prowincję lub o inny obiekt niezgody między dynastiami. Po rewolucji francuskiej już nie armie zawodowe, lecz całe narody walczyły o prawo do życia. Wojna przestała być serią starć i potyczek, przekształcając się w planowe operacje wojskowe; nie była już funkcją feudałów, stała się natomiast udziałem społeczeństw. Na tym polegała militarna rewolucja na przełomie XVIII i XIX wieku.
Nad wszystkimi zaś sprawami, jakimi żyły społeczeństwa występujące w wieku XIX - dominowała wielka osobowość Napoleona. Pod ciosami armii napoleońskiej padały absolutystyczne rządy monarchów. Napoleońskie dekrety druzgotały chylące się ku upadkowi feudalne systemy gospodarcze, torując przy pomocy bagnetów drogę nowym ideom. Nowa era- era współczesności wydała godną siebie postać.
Rewolucja francuska wyzwoliła wszechogarniające uczucie narodowego patriotyzmu; w dziedzinie wojskowości zapoczątkowała system poboru rekruta, spowodowała pojawienie się armii masowych, nadała nowy kierunek koncepcjom prowadzenia działań wojennych. Wojnę w 1792 roku rozpoczęto stosując formy walki obowiązujące w średniowieczu. Jednak już w rok później republika francuska wystawiła przeciwko wrogom 14 armii liczących milion ludzi. Armie te, rozciągnięte na olbrzymich frontach, wykonywały szereg operacji, zadając uderzenia na różnorodnych kierunkach działań.
„Spiritus movens” nowego prądu w organizacji sił zbrojnych i w sposobach prowadzenia działań wojennych był Lazare Carnot, znakomity matematyk i wybitny przywódca francuskiej armii rewolucyjnej. Jego nowatorskie koncepcje w dziedzinie wojskowości zapoczątkowały nową strategię, strategię opartą na aktywnym zaangażowaniu w wojnie wszystkich sił walczących narodu. Napoleon w sposób genialny wykorzystywał zarówno pomysły Carnota, jak i wszystkie możliwości stworzone przez rewolucję francuską, potrafił z niezwykłą umiejętnością operować nie tylko wojskami, lecz również olbrzymimi rezerwami ludzi i materiałów na zapleczu, rezerwami , jakimi mogło dysponować potężne państwo. Jego koncepcje strategiczne stworzyły doskonałe, jak na owe czasy, systemy prowadzenia bitew, oparte o niezwykłą zdolność manewrowania masami ludzkimi, koni i sprzętu.
Znakomity francuski historyk okresu Konsulu i Cesarstwa - Louis Madelin, w swoim dwutomowym dziele o Napoleonie podkreśla te walory jako przejaw nie spotykanych dotychczas umiejętności wykorzystywania licznych składników siły militarnej państwa dla osiągnięcia wytyczonego celu kampanii. Aby dobrze zrozumieć historyków i teoretyków wojskowych XIX wieku musimy patrzeć na ich prace z pozycji tych wielkich prądów politycznych i militarnych, jakie przeszły przez Europę na przełomie XVIII i XIX wieku. Reprezentowane zaś przez nich koncepcje prowadzenia wojny pozostawały pod przemożnym wpływem napoleońskiej, porewolucyjnej strategii.
Jaka więc była strategia?
Bonaparte był święcie przekonany, że kluczem do każdego podboju jest zniszczenie armii nieprzyjaciela. Państwo zaś pozbawione zorganizowanej siły militarnej powinno poddać się samo. „Jest wielu dobrych generałów w Europie - mówił - ale chcą oni widzieć za wiele rzeczy na raz : ja zaś widzę jedno - masy / nieprzyjaciela / i dążę do zniszczenia ich”. Zmierzając konsekwentnie do realizacji tego celu Napoleon we wszystkich okolicznościach stosował podstawową zasadę koncentracji w odpowiednim czasie i miejscu sił większych od tych, jakie w tym samym czasie i miejscu posiadał przeciwnik. Zdobycie wiadomości o ruchach i położeniu nieprzyjaciela, błyskawiczne kolejne uderzenie na zgrupowanie jego wojsk, okrążenie ich i odcięcie od połączeń z krajem, a następnie pościg bez wytchnienia, aż do pełnego rozproszenia lub zniszczenia sił przeciwnika - oto system, jaki Napoleon uważał za najlepszy i jaki stosował z powodzeniem w większości swoich kampanii. System ten zawiódł, co prawda na olbrzymich obszarach Rosji, zawiódł też w Hiszpanii, gdzie cały naród stanowił armię zwalczającą nienawistnego okupanta. Jednakże absolutna większość napoleońskich wypraw zawdzięcza swoje powodzenie takim właśnie metodą prowadzenia operacji.
Napoleon stosując taktykę głębokiego obchodzenia wykazał, jak wielkie znaczenie ma w bitwie wyjście na tyły wroga i przejęcie jego komunikacji. Uważał również, że najlepszym zakończeniem obejścia jest doprowadzenie do decydującego starcia oskrzydlających wojsk z nieprzyjacielem. Stosując tę zasadę liczył się równocześnie z możliwością dokonania takiego samego manewru przez przeciwnika i w związku z tym w czasie gigantycznych wypraw wojennych kierował znaczne siły do obrony swoich komunikacji. Unowocześniając metody prowadzenia walki, Napoleon obalił suworowski mit bagnetu; udowodnił on, że nie walka wręcz, lecz ogień decyduje o wynikach bitew. Linie atakujących strzelców wsparte silnym ogniem artylerii, a następnie wprowadzenie do bitwy szturmujących kolumn piechoty - to jeden z podstawowych systemów pokonywania nieprzyjacielskiej obrony przez oddziały Wielkiej Armii Bonapartego.
Takie były - z grubsza rzecz biorąc - charakterystyczne rysy napoleońskiej sztuki wojennej, której głównym motywem, głównym dążeniem było zniszczenie wojsk nieprzyjaciela. Aby osiągnąć ten cel, Napoleon nie cofał się przed niczym, nie doznawał żadnych moralnych zahamowań. Był wzorem bezwzględności i tą właśnie bezwzględnością - często wręcz okrutną - kierował się w swoich kampaniach. Znamienna jest pod tym względem jego wypowiedź po szturmie na twierdzę Abukir, w której zamknęło się po wylądowaniu w Egipcie 12 tysięcy tureckich żołnierzy. Wszyscy oni zostali przez armię Napoleona wymordowani, do niewoli nie brano nikogo. „Bitwa ta - napisał Bonaparte w dwa dni po szturmie - jest jedną z najpiękniejszych, jakie widziałem. Z całej armii nieprzyjacielskiej, która wylądowała, nie uratował się ani jeden żołnierz”. Sukces zaiste nie bywały.
Wojna nie stawia sobie za cel okrucieństwa. Wydaje się jednak, że okrucieństwo - to symbol wojny współczesnej, w której zabici liczą się nie na tysiące, a na miliony. Utrata dywizji nie powoduje rozpaczy. Ważne są masy, ważne są procenty zdolnej do noszenia broni „siły żywej”, procenty, za którymi kryją się miliony ludzkich istnień. I takie właśnie zjawiska wystąpiły po raz pierwszy w wojnach Napoleońskich. Nowe podłoże konfliktów między państwami zmieniło całkowicie dotychczasowy obraz walki zbrojnej. „Od czasu Bonapartego - pisze Clausewitz - wojna, stając się... sprawą całego narodu, przeobraziła zupełnie swą istotę albo raczej zbliżyła się bardzo do swej właściwej natury, do swej absolutnej doskonałości...Celem aktu wojennego stało się powalenie przeciwnika. Tylko wówczas, kiedy leżał on bezwładny na ziemi, uważano, że można walki zaprzestać i porozumieć się co do wzajemnych celów. w ten sposób żywioł wojny wyzwolił się ze wszystkich konwencjonalnych barier i wybuchł w całej swej naturalnej sile”. Zaskakujące innowacje i koncepcje strategiczne Bonapartego szybko znalazły wnikliwego interpretatora. Był nim Antoine Henri Jomini - francuski generał, wybitny historyk i teoretyk wojskowy, autor wielotomowych dziejów bitew napoleońskich.
Urodził się w Szwajcarii w roku 1779 i żył lat 90. Był to klasyczny typ wojskowego profesjonała, traktującego swoje wojenne rzemiosło jako sztukę dla sztuki; służył temu, kto lepiej oceniał jego umiejętności zawodowe. Lwia część jego działalności przypada na liczne w owym czasie wojny, w których narażał życie w nieustających bitwach i pochodach. Jego ryzyko było jednak ryzykiem sztabowca; toteż, mimo że uczestniczył w licznych kampaniach, dożył szczęśliwie sędziwego wieku, ciesząc się jako znakomity fachowiec, ogólnym poważaniem.
Karierę wojskową rozpoczął Jomini jako oficer Republiki Helweckiej. W parę lat później przechodzi na służbę do armii francuskiej, gdzie w 1805 roku zostaje adiutantem marszałka Neya. Zwróciwszy na siebie uwagę memoriałem z dziedziny strategii, otrzymuje wkrótce z rąk Napoleona awans na pułkownika, a po zawarciu pokoju w Tylży - godność barona i nominację na szefa sztabu Neya. Poróżniwszy się z nim przechodzi w roku 1808 na służbę w armii rosyjskiej, aby w trzy lata później znów powrócić do armii francuskiej - tym razem już w stopniu generała brygady - do sztabu marszałka Berthiera. W 1812 roku Jomini, lojalny wobec swoich rosyjskich chlebodawców, nie bierze udziału w kampanii przeciwko Rosji. Nie przeszkadza mu to jednak być gubernatorem zdobytego przez Napoleona Wilna, a następnie Smoleńska, natomiast wiosną 1813 roku wrócić do Neya na swoje stanowisko. Po bitwie pod Budziszynem znów przechodzi do służby w armii rosyjskiej. Towarzyszy Aleksandrowi w jego wjeździe do Paryża jest wychowawcą wojskowym, a następnie adiutantem Mikołaja I, uczestniczy z nim w kampanii przeciw Turkom / 1828- 1829/, a w 1830 roku reorganizuje rosyjską Akademię wojskową. Po tej - wcale nie ostatniej oddanej carowi rosyjskiemu usłudze - wycofuje się ze względu na stan zdrowia ze służby wojskowej i przenosi się na stałe do Paryża. Wybuch wojny krymskiej w 1853 roku znów uaktywnia 75- letniego już generała, który na prośbę rządu rosyjskiego odbywa daleką drogę do Petersburga i udziela rad dotyczących prowadzenia tej wojny. Tym razem był to ostatni, pośredni udział Jominiego w jego wojennej działalności.
Pisać zaczął wcześnie. Mając 24 lata wydaje I tom Teoretycznego i praktycznego kursu wyższej taktyki, a po bitwie pod Ulm przedstawia Bonapartemu swój Traktat o wielkich operacjach wojennych.Traktat ten - którego zresztą nie dokończył - przyniósł właśnie autorowi awans na pułkownika, a następnie rozgłos we Francji i po jej granicami. Służąc w armii rosyjskiej, pisze Jomini wiele innych dzieł, z których najważniejsze, to 15-tomowa Krytyczna historia wojen rewolucji, Polityczna i wojskowa działalność Napoleona oraz Osiągnięcia sztuki wojennej.Na szczególną uwagę zasługuje jego podstawowa praca - Zarys sztuki wojennej, która jest wykładnikiem wieloletnich doświadczeń autora i teoretycznym ukoronowaniem jego żołnierskiej działalności.
Generał Jomini był, jak wszyscy ludzie jego epoki, na wskroś przejęty wielkością napoleońskiej strategii. Błędem jednak byłoby sprowadzanie działalności pisarskiej Jominiego tylko do interpretacji czynów dokonanych przez Bonapartego. Wynikiem jego rozważań są bowiem nie tylko uogólnienia , ale i twórcze wnioski, określające prawidłowości działań wojennych. Podstawę teoretycznych prac Jominiego stanowiły cztery wojenne wydarzenia: wojna siedmioletnia, pierwsze kampanie rewolucji francuskiej, wielkie wyprawy Napoleona i wreszcie- kampanie Prowadzone przez Wellingtona który wraz z Blucherem pokonał Napoleona pod Waterloo. To, że wśród tych wydarzeń głównym źródłem doświadczeń były dla Jominiego wojny napoleońskie - jest sprawą zupełnie oczywistą. Dla każdego, kto w XIX wieku chciał pisać o najnowszej teorii wojen, bitwy Bonapartego musiały być przykładem najbardziej postępowej sztuki wojennej. Dlatego też pozwoliłem sobie przedstawić w ogólnych zarysach zasady napoleońskiej strategii - jako stanowiące klucz do właściwego rozumienia reprezentowanych przez Jominego poglądów. Jomini bowiem podniósł do rangi zasad napoleońskie koncepcje prowadzenia działań wojennych, nadając im teoretycznie uzasadnioną zakończoną formę.
Zarys sztuki wojennej- to zbiór ujętych w artykuły i punkty prawideł z dziedziny strategii i sztuki operacyjnej, nazywanej przez Jominiego wyższą taktyką. Artykuły te pisane zwięzłym „żołnierskim” a więc dość suchym językiem, zawierają bardzo interesujące rozważania na temat wojny, rozważania , które postawiły Jominiego w rzędzie najwybitniejszych teoretyków wojskowych. Tez wysuniętych przez jominiego jest wiele i wiele z nich wprowadza nowe elementy do teorii ówczesnych wojen. Najistotniejsze jednak są moim zdaniem dwie, które nazwałbym:teoria reguł i teoria linii.
Zacznijmy od teorii reguł. Otóż główną tezą Jominiego jest stwierdzenie , że strategia składa się z wartości niezmiennych, tworzących niezmienne zasady prowadzenia wojen. „Wynalazki ostatnich dwudziestu lat - pisał - zdają się być zapowiedzią wielkiej rewolucji w organizacji, uzbrojeniu, a nawet taktyce wojsk. Nie zmieniają się tylko zasady strategii, które były jednakie zarówno za Scypionów i Cezara, jak i za Fryderyka, piotra Wielkiego i Napoleona, one bowiem nie zależą od rodzaju uzbrojenia ani organizacji wojsk”. Zasad tych jest, co prawda według Jominiego niewiele, ale obowiązują one we wszystkich okolicznościach. Wśród nich :
- dwie uważa Jomini za decydujące o powodzeniu każdych działań:
- wykorzystanie sił dla kolejnych uderzeń na poszczególne zgrupowania wojsk nieprzyjaciela;
- dokonanie wyboru głównego kierunku uderzenia ze skoncentrowaniem na nim największej masy wojsk.
Z tych zasadniczych reguł wynikają z kolei inne jak na przykład reguła użycia artylerii. „W natarciu natomiast może być bardziej korzystne koncentrowanie dużych sił artylerii w miejscu, z którego planuje się wykonanie głównego wysiłku... ułatwiłoby to rozwinięcie wielkiego natarcia, od którego zależeć będzie wynik całej bitwy”. Nie wydaje się, aby zasady teoretyczne tworzone dla operacji II wojny światowej różniły się wiele od tych które zostały sprecyzowane więcej niż przed stu laty. Wojny okresu maszynowego nie wniosły do teorii reguł Jominiego rewelacyjnych zmian, nie dokonały w nich merytorycznego wyłomu. Zadziwiające jest przy tym, że ta swego rodzaju statyczność zasad rozciąga się również na szczegóły. Mówiąc na przykład o metodzie przełamywania obrony przeciwnika Jomini pisał:
„..najpierw obezwładnienie obrony nieprzyjaciela dzięki przewadze ognia własnej artylerii, następnie wywołanie w jego szeregach zamieszania przez wykonanie ... szarży kawalerii i wreszcie uderzenie na osłabioną w ten sposób linię masą piechoty postępującej za strzelcami”.
A więc przygotowanie ogniowe ataku, uderzenie linią czołgów bezpośredniego wsparcia piechoty, atak piechoty postępującej za czołgami. Nic nowego pod słońcem. Mimo to jednak nie można zgodzić się z twierdzeniem o niezmiennej wartości strategicznych reguł bez względu na bazę techniczną i ekonomiczną. Moim zdaniem pewną stagnację form wykazuje raczej sztuka operacyjna, podczas gdy w dziedzinie strategii właśnie podstawowe reguły ulegają dość zasadniczym zmianom. Uwidacznia się to w przesunięciu głównego celu strategicznych uderzeń. W epoce napoleońskiej głównym celem działań strategicznych była armia przeciwnika; cały wysiłek operacji wojennych sprowadzał się do rozbicia nieprzyjacielskich wojsk. W II wojnie światowej wysiłek strategiczny został rozłożony na armię i obiekty zaplecza,jak i potencjał ekonomiczny w głąb kraju. W ewentualnej wojnie przyszłości, jeśli to była wojna nuklearna - głównym celem uderzeń strategicznych byłoby zaplecze, potencjał ekonomiczny. Armie mogą pozostać na uboczu, albowiem zniszczenie przemysłu równałoby się likwidacji sił zbrojnych, w ich współczesnym oczywiście pojęciu.
Kwestia druga , która chciałbym poruszyć na marginesie pracy Jominiego - to oryginalne ujecie autora struktury do form geometrycznych. Nazwałem to „teoria linii”, bowiem układ operacyjny sprowadza się - zdaniem Jominiego - do linii, oznaczających zarówno kierunek uderzenia, jak i pas marszu, rubież rozmieszczenia baz zaopatrywania i pas obrony oddziałów pierwszego rzutu, drogi łączące różne elementy ugrupowania wojsk i kierunki manewrowania wojskami. Odpowiednio do tych pojęć Jomini wprowadza terminy zasadnicze: linie strategiczne / łączące decydujące punkty teatru wojny /, proste linie operacyjne / kierunek działania jednej armii /, linie podwójne / kierunki działań dwóch dużych zgrupowań podległych jednemu dowódcy /, linie manewrowe, linie komunikacyjne i szereg innych. Uzupełnieniem zaś są odmiany linii operacyjnych: wewnętrzne i zewnętrzne, zbieżne i rozbieżne, głębokie, pomocnicze, przypadkowe, tymczasowe i wreszcie - linie ostateczne. Posługując się tego typu terminologią Domini uważał, że o wygraniu kampanii decyduje odpowiedni układ linii, obejmujący wszystkie elementy obszaru działań / kierunki uderzeń, ugrupowanie wojsk, układ komunikacji, bazy zaopatrywania itp. /. Ten system towarzyszy wszystkim rozważaniom autora - zarówno przy omawianiu posunięć strategicznych, jak i taktycznych.
można oczywiście wiele dyskutować nad takim ujęciem zagadnienia, nie można jednak odmówić oryginalności tej swoistej geometrii teatru działań wojennych, wprowadzającej określony ład w systemie prowadzenia operacji. Kto wie - może właśnie „ teoria linii” stanowi klucz do ujęcia zjawisk wojny w formuły matematyczne? Nie byłoby to jednak po myśli Jominiego. „Wojna - pisał on - jest dramatem pełnym namiętności, a nie działaniem matematycznym”. Kiedy Jomini pisał swoją książkę, uspakajało się wzburzone morze historii Europy.Dzięki francuskiej rewolucji nie poszło jednak na marne. Rewolucja nadała nowy i nie odwracalny już kierunek rozwoju państw europejskich, tworząc m.in. podwaliny nowej strategii, opartej na nowej koncepcji prowadzenia działań wojennych. Stąd też w pracy Jominiego znajdzie czytelnik poglądy i definicje zaskakujące swoją aktualnością. Definicje teatru działań wojennych, podział nauki wojennej, organizację związków operacyjnych i taktycznych, współdziałanie wszystkich rodzajów wojsk jako warunek powodzenia - wszystko to pojmował Jomini w sposób jak najbardziej nowoczesny, precyzując reguły stanowiące podstawę regulaminów wojskowych XX wieku. Wystarczy przytoczyć chociażby ujęcie przez Jominiego zagadnienia aktywności obrony. „...dla armii oczekującej nieprzyjaciela w ugrupowaniu obronnym najważniejszą rzeczą jest umiejętność odzyskania inicjatywy.... Każda armia, która oczekiwać będzie na nieprzyjaciela na pozycji stałej, zostanie w ostateczności zawsze rozbita...Sprawa wygląda całkiem inaczej, jeżeli dowódca oczekuje przeciwnika z silnym postanowieniem wykonania wielkiego manewru w celu zdobycia przewagi moralnej ...”
Cóż można dzisiaj zarzucić tym sformułowaniom?
Na wskroś nowoczesna jest również przyjęta przez Jominiego klasyfikacja wojen, których rozróżnia on dwie zasadnicze rodzaje: wojny prowadzone między państwami i wielkie wojny koalicyjne, a więc: lokalne i globalne wojny. Zgodnie z duchem czasu poświęca też Jomini stosunkowo wiele miejsca roli, jaką może odegrać naród w walce z armią regularną. Pisze o ogromnych trudnościach, jakie musiałaby przezwyciężać armia, która oprócz regularnych sił zbrojnych miałaby jeszcze do pokonania zbiorowy opór narodu. Jomini uważa co prawda wojnę narodową za funkcję niższego rzędu, za żenujące odstępstwo od prawideł działań prowadzonych przez armie regularne, jednakże w epoce napoleońskiej nie można już było pominąć roli mas. Musieli się z nią liczyć najwięksi nawet zwolennicy traktowania walki jako zawodu wybranych.
Obok wojny narodowej wyróżnił też Jomini w swojej nomenklaturze wojnę wynikającą z pobudek ideologicznych, pozbawioną według niego chęci zysku materialnego. Nie sądzę jednak, by określenie takie było prawdziwe. Potomkom Mahometa na pewno bardziej zależało na zwiększeniu zasięgu swego panowania, niż na rozprzestrzenianiu prawd głoszonych przez Koran, a królowie decydujący się na wyprawy krzyżowe mieli na celu większe korzyści od tych, jakie dawała im perspektywa zbawienia ich grzesznych dusz.
Przewidywania Jominiego - jak to zwykle w życiu bywa - nie wszystkie są jednakowo dobre. Niejednokrotnie w swoich rozważaniach nie potrafił on wyjść poza próg współczesnej mu epoki, rozpatrując przyszłość jako dalekosiężną kontynuację teraźniejszości.
Zafascynowany osobowością Napoleona przywiązywał przesadna wagę do postaci wodza. A przecież ówczesna technika prowadzenia operacji przepowiadała już triumf anonimowych oficerów sztabu, bez których obecnie żaden, najwybitniejszy nawet wódz nie mógł, nie był w stanie podjąć optymalnej decyzji. Wspominając jakby mimochodem o osiągnięciach wspólczesnej techniki Jomini zdobywa się na taki wniosek: „Niezależnie od wszelkiego zagrożenia, jakie mogą stanowić baterie rakiet, haubice Schrapnela i Bourmana, a nawet karabiny Perkinsa, trudno by mi było wymyślić lepszy system dla prowadzenia piechoty do szturmu.... niż kolumn batalionowych”. / str.225,226 /.
Formuła ta wydaje się szczególnie krótkowzroczna, bowiem została wypowiedziana w okresie, kiedy Alfred KRUPP budował już w Essen pierwszą odlewnie dział gwintowanych i dyskusja nad przejściem z szyku bojowego w kolumnach do rozwiniętych linii była w pełnym toku. Zarys sztuki wojennej ukazał się w 1830 roku w kilkanaście lat później z fabryki Kruppa wyszła już pierwsza seria armat zdolnych do niszczenia każdej kolumny maszerującej w szyku zwartym. W 1870 roku - zaledwie w rok po śmierci Jominiego - zakłady kruppowskie zatrudniały już 10 000 robotników i produkowały masowo broń, wobec której skupianie wojsk na otwartym polu było typowym błędem zagorzałych konserwatystów. Tak więc, kiedy Clausewitz - filozof przepowiadał naukową wojnę mas ludzkich i maszyn, Jomini - praktyk uznawał tylko reguły oparte na kampaniach Napoleona. Techniki Jomini nie lubił. Nie lubił też swoich adwersarzy. Z ich antytezami rozprawia się bez zbędnych subtelności, nie wdając się wiele w polemiczne dyskursy. Jego arbitralność jest zresztą typowa dla wysłużonych generałów; wypowiadając swoje bezapelacyjne racje odnoszą się oni do każdego dyskutanta z tolerancją pełna zniecierpliwienia i uważają za nieuków tych wszystkich, którzy są im przeciwni.
Szczególnie zgryźliwie odnosił się Jomini do Clausewitza, którego uważał za klasycznego gmatwiarza rzeczy prostych. Nic w tym dziwnego. Skoro wśród rozumiejących rzemieślników pojawia się typ filozofa, musi on być przez nich uważany za dziwaka, który nie wiadomo po co wikła sprawy dla wszystkich zrozumiałe. Mimo to charakterystyczna jest zbieżność poglądów Jominiego i Clausewitza na wiele merytorycznych spraw. Jak jeden tak i drugi uznawał zasadę, że głównym celem wodza powinno być rozstrzygnięcie konfliktu przez szybkie, bezwzględne wtargnięcie mas wojska na terytorium przeciwnika i pobicie jego armii. Obaj uważali, że zachowanie długotrwałego pokoju jest tylko pobożnym życzeniem, lecz wojna - to ultima ratio narodów. Obaj uważali armię za wykładnik państwowej potęgi i siły narodu.
Teorie głoszone przez Jominiego nie były więc jedynymi. Utwierdza to w przekonaniu. że tendencje charakterystyczne dla danej epoki formułowane są przez teoretyków, których interpretacje i tezy - mimo pozornych różnic - wyrażają jednaki stan rzeczy. Jednakowe dane wyjściowe prowadzą na ogół do jednakowego wyniku, bez względu na wybraną drogę rozumowania. Wszelka krytyka teorii wysuniętych przed stu laty jest obecnie polemiką z duchami; żaden z ówczesnych autorytetów nie może - ze względów naturalnych - bronić słuszności swoich tez. Nie sądzę nawet, aby żywa wymiana poglądów ludzi reprezentujących dwa różne stulecia mogła dać pozytywne wyniki, te same zjawiska bowiem widzieliby oni w zasadniczo różnej postaci. Jednakże perspektywa czasu pozwala ma względnie obiektywna ocenę dokonanego dzieła, ocenę wkładu, jakie dzieło to wniosło do historii społeczeństw, rozwoju cywilizacji, do określonej dziedziny wiedzy. Spoglądając z dystansu ponad stu lat na prace generała Jominiego należy stwierdzić, że dostarczają nam one ogromnego materiału poznawczego - i to zarówno, jeśli chodzi o stronę historii wojen, jak i o rozwój wojskowej myśli teoretycznej. Wśród tych prac Zarys sztuki wojennej stanowi syntezę ówczesnych poglądów na prowadzenie działań wojennych - poglądów zawierających niejedną myśl aktualna do dziś. Toteż mimo wielu lat, jakie upłynęły od chwili napisania tej książki, nie straciła ona wartości naukowej i stanowi interesującą pozycję dla wszystkich, którzy studiują historię wojen i dzieje wojskowości. Jej autora zaś można niewątpliwie zaliczyć do klasyków teorii wojen.