Stanisław Grabski - Państwo narodowe
Naród jest silny swš siłš duchowš
Nie zasoby przyrodnicze posiadanego kraju, nie nagromadzone już bogactwa, nie liczebnoœć nawet zapewnia narodowi niezależnoœć politycznš i cywilizacyjnš, postęp społeczno-gospodarczy i przodujšce wœród innych narodów stanowisko.
Zasoby przyrodnicze południowej Ameryki sš nie mniejsze, niż północnej. A jednak społeczeństwa południowo-amerykańskie zajmujš najniższe miejsca w cywilizacyjnej hierarchii narodów, gdy Stany Zjednoczone przewyższyły wszystkie inne kraje swym bogactwem, a rozwojem powszechnej oœwiaty i organizacjš badań naukowych dorównywajš Anglii, Francji i Niemcom.
Olbrzymie też posiada bogactwa naturalne Rosja. A stu milionowa przeszło ludnoœć jej ciemna, biedna, znosi niewolniczo odbierajšcš jej wolnoœć osobistš, religię, życie rodzinne, dyktaturę partii bolszewickiej, liczšcej kilkanaœcie tysięcy zaledwo „odpowiedzialnych” członków.
Nie przyroda daje ludziom bogactwo. Tworzy je człowiek swš wolš i pracš. Na czarnoziemach naddnieprzańskich uprawia się pszenicę bez nawożenia ziemi — tak jest ona żyznš. A według oficjalnych sprawozdań bolszewickich, w guberni Jekaterynosławskiej, w czasie głodu było kilkadziesišt wypadków ludożerstwa. W Finlandii zaœ gleba jest nieurodzajna, okres wegetacyjny jest niezwykle krótki — a panuje w niej powszechny dobrobyt, podnosi się szybko oœwiata i trwały jest jej porzšdek społeczny.
I nieraz bywało w historii, że społeczeństwa, które przez wieki zwiększały swe bogactwo, i podnosiły się na coraz wyższe szczeble umysłowej kultury, następnie, mimo wielkich nagromadzonych przez poprzednie pokolenia zasobów materialnych i wytworzonej pracš ich wiedzy — upadały, pogršżajšc się w biedę i ciemnotę oraz tracšc swš niezależnoœć państwowš. Tak upadł swego czasu Rzym, tak upadały następnie republiki włoskie, Hiszpania, a także w XVII i XVIII w. Polska.
Gleba, klimat Polski nie były gorsze w czasach saskich, niż za Kazimierza Jagiellończyka i Zygmunta I. A wywóz pszenicy z Polski spadł do połowy. I gdy w XVI stuleciu Polska wydała z siebie Kopernika, twórcę nowoczesnej astronomii — to w poczštkach panowania Stanisława Augusta akademia krakowska wydawała kalendarze astrologiczne. I gdy jeszcze za Zygmunta III odnosiliœmy œwietne zwycięstwa nad wielokroć liczniejszymi najlepszymi w ówczesnej Europie wojskami szwedzkimi i tureckimi — to w XVIII w. grasowały po Polsce bez żadnego niemal oporu armie szwedzkie, rosyjskie, pruskie.
Bo zanikła wówczas niemal doszczętnie w Rzeczpospolitej cnota obywatelska, i powszechnym hasłem stało się użycie życia: „jedz, pij i popuszczaj pasa”. A odzyskaliœmy szacunek œwiata cywilizowanego i niepodległoœć państwowš, gdy odrodziła się siła narodu. Bo nie o nasze bogactwo, nie o fizycznš moc naszš rozbijały się wysiłki państw zaborczych wynarodowienia nas — jeno o coraz głębszy i zespalajšcy sobš coraz szersze masy społeczeństwa poczuciem wspólnego obowišzku wobec Ojczyzny patriotyzm polski.
Przegrywaliœmy orężnie jedno powstanie po drugim. I po każdym przegranym powstaniu pogarszała się niewola, traciliœmy szereg autonomicznych praw i urzšdzeń społeczno-narodowych. Z tego powodu publicystyka nasza surowo nieraz oceniała nasze powstania, wykazujšc, że wszczynaliœmy je i w 1830 i w 1848 i w 1863 r. z obcych inspiracji. To prawda. W 1830 r. bezpoœrednim motywem powstania była obawa, by Mikołaj nie użył wojska polskiego przeciwko rewolucji francuskiej. I utraciliœmy wskutek niego prawa konstytucyjne Królestwa. Nie polepszyły się również, lecz pogorszyły nasze prawa w Poznańskiem po 1848 r. Niewštpliwie też przerwało powstanie 1863 r. rozpoczętš przez Wielopolskiego stopniowš odbudowę utraconej po 1830 r. autonomii.
A jednak po każdym tak nieszczęsnym powstaniu rosła, nie słabła, siła narodu. Mieliœmy przed 1830 r. Sejm, własny rzšd i wojsko. Ale ten własny rzšd ulegał Nowosilcowowi. Budował Lubecki odrodzenie gospodarcze kraju. Ale Zajšczek, Grabowski razem z cenzorem Szaniawskim pracowali nad zabiciem ducha narodowego. DŸwigaliœmy się w okresie Królestwa Kongresowego z ruiny ekonomicznej, w jakš wtršciły nas wojny napoleońskie. Ale gdy Księstwo Warszawskie zniosło poddaństwo, gdy opracowywał w nim Surowiecki projekt uwłaszczenia włoœcian, gdy jeszcze za okupacji rosyjskiej 1813 i 1814 r. Lubecki z Czartoryskim organizowali ankietę, jak polepszyć położenie ludu wiejskiego, gdy w 1810 i 1811 r. szereg wielkich właœcicieli oddawał swe majštki pod zabezpieczenie pożyczek państwowych i formował własnym kosztem pułki, a powszechnš było regułš, że daninę liwerunkowš dla wojska pokrywał w 2/3 dwór, a w 1/3 wieœ — to w cišgu 15 lat istnienia Królestwa głucho było o reformie włoœciańskiej i nawet Sejm rewolucyjny 1830 r. odrzucił projekt uwłaszczenia włoœcian dóbr narodowych, natomiast rozpoczęło się rugowanie w prywatnych majštkach chłopów z posiadanych przez nich od wieków gruntów, by je wcielać do pól folwarcznych. Na tym polegał wówczas, obok wprowadzania hodowli owiec i płodozmianu, — postęp rolniczy. Bo znów zaczšł brać górę pod opiekuńczymi rzšdami łaskawego „wskrzesiciela Polski” Aleksandra I egoistyczny materializm życiowy.
Toteż, gdy po okresie Sejmu Czteroletniego, jedynego w dziejach Europy będšcego przykładem dobrowolnego wyrzeczenia się przez stan panujšcy większoœci swych przywilejów, Warszawa zwycięsko broniła się przeciwko królowi pruskiemu — to w 1831 r., gdy padły daleko poza miasto wysunięte szańce Woli, poddała się Paszkiewiczowi, by uniknšć okropnoœci szturmu.
A po okresie ucisku mikołajewskiego, po dziesięcioleciach emigracji pozbawiajšcej kraj największych twórczych talentów — powstanie 1863 r. trwało dłużej, naród wykazał o wiele większš wytrzymałoœć na niepowodzenia, a warstwy oœwiecone i zamożne o wiele więcej zrozumienia potrzeb warstw nieoœwieconych i biednych. I wbrew temu, co się tak często pisze u nas o obojętnoœci, a nawet niechęci włoœcian do powstania, prosty rozsšdek mówi, że Ÿle uzbrojone, nieliczne partie powstańców nie mogłyby były w cišgu dwóch lat walczyć uporczywie a niekiedy i zwycięsko, formować się nieraz miesišcami po lasach, zapadać w nie na tygodnie, wymykać się otaczajšcym je przeważnym siłom rosyjskim — gdyby nie sprzyjał im ogół ludnoœci wiejskiej. Chłopi na ogół nie wierzyli w zwycięstwo powstania. Nieliczny też był bezpoœredni ich w nim udział. Ale nie było ani jednej partii, w której by nie było pewnej iloœci włoœcian, do której by nie dowoziły broni, amunicji i żywnoœci furmanki włoœciańskie, której by nie służyli za przewodników po lasach miejscowi włoœcianie. Sporadyczne i tylko w pewnych okolicach były wypadki pomagania przez chłopów moskalom. A powszechnym było pomaganie przez nich powstańcom.
I znów po czterdziestu latach forsownej rusyfikacji przez szkołę i służbę wojskowš, demagogii komisarzy włoœciańskich, przypominajšcych nieustannie włoœcianom łaskę carskš, która im dała ziemię, rzeczywistych dobrodziejstw Banku Włoœciańskiego — podniósł się w 1905 r. masowo lud wiejski do walki przeciwko rzšdowi rosyjskiemu o polskoœć gminy.
Było wiele błędów rozumowania w naszych powstaniach. Były one jednak nie tylko przejawem, ale zarazem czynnikiem coraz głębszego odrodzenia moralnego narodu. Bo jest to powszechne prawo psychologiczne. Kochamy nie za to, co dostajemy, ale za to, co dajemy. I dlatego zawsze rodzice więcej kochajš dzieci, niż dzieci rodziców.
Im więcej daliœmy Polsce przez szereg pokoleń ofiar krwi i mienia, zawiedzionych nadziei, złamanych bohaterskich porywów, lat straconych w więzieniach, na zesłaniach, na emigracyjnych tułaczkach — tym silniejszš, tym powszechniejszš stawała się nasza miłoœć Ojczyzny.
Bo nie bystroœć i trafnoœć rozumowania jest podstawš duchowej siły narodu — ale wysoki jego poziom moralny, cnota obywatelska, poczucie obowišzku wobec Ojczyzny, gotowoœć do podporzšdkowania jej dobru osobistych i grupowych interesów, ambicji, upodobań i niechęci.
Przebiegłoœć politycznš doprowadziły były miasta włoskie doby Renesansu do najwyższej doskonałoœci. Ale postawiwszy rozum ponad wszelkš moralnoœć, ponad zło i dobro — zniszczyły do cna swš siłę duchowš, a wtedy utraciły i niepodległoœć i bogactwo.
Krytyka naszych powstań niech nas uczy samodzielnoœci naszej polityki narodowej, odporu przeciwko obcym wpływom. Ale niech nie uczy nas lekceważenia zawartej w nich ofiary patriotycznej. Bo zlekceważenie jakichkolwiek sił moralnych czy w teraŸniejszoœci, czy w przeszłoœci, nikczemni naród. A ginš narody nikczemne.
Moralnej wszakże wartoœci narodu nie podniosš żadne nakazy władz państwowych. Musi swój poziom moralny podnosić naród sam, swym samorzutnym zbiorowym wysiłkiem — naciskiem swej publicznej opinii. Mamy liczne tej opinii organa: stowarzyszenia ideowe młodzieży uczšcej się, organizacje oœwiatowe — jak Macierz szkolna i Towarzystwo szkoły ludowej, wychowawcze — jak harcerstwo, moralno-religijne — jak Sodalicja, społeczno-narodowe — jak Narodowa Organizacja Kobiet, zwišzki byłych wojskowych, towarzystwa pedagogiczne itd.
I niewštpliwie olbrzymia większoœć Polaków — to ludzie uczciwi, dobrzy patrioci.
Niedoceniamy na ogół olbrzymiego skarbu głębokiej miłoœci Ojczyzny, jaki posiada Polska w masach swej ludnoœci włoœciańskiej, robotniczej, rzemieœlniczej, urzędniczej. To, na co patrzymy co dzień, wydaje się nam takie proste, zwykłe, nie warte głębszej oceny. A przecie warto pomyœleć o tym, że gdy we Francji załamał się frank, odwróciła się większoœć narodu francuskiego od tych, co zorganizowali jego zwycięstwo nad Niemcami, oddajšc swe zaufanie defetystom kierujšcym blokiem lewicy — a u nas, gdy wskutek dewaluacji marki miliony œredniozamożnych ludzi straciły wszystkie swe oszczędnoœci, nie wywołało to żadnego przewrotu, żadnych zaburzeń życia politycznego. I warto zdać sobie z tego sprawę, że w 1919 i 1920 r. nie mieliœmy naprawdę zgoła zorganizowanych władz bezpieczeństwa i że nie brakowało poduszczeń zagranicznych do rewolucji społecznej, strajku generalnego, wywłaszczenia bez odszkodowania, wszystkie te jednak prowokacje rozbiły się o odpór organizacji robotniczych i stronnictw włoœciańskich. I warto mi też tu stwierdzić, że gdy gabinet koalicyjny Skrzyńskiego odebrał nauczycielom gimnazjalnym wynagrodzenie za wychowawstwo, zarzšd bibliotekami, dozór nad laboratoriami i zwiększył iloœć obowišzkowej ich pracy, obniżajšc równoczeœnie ich pobory — to jedynie ja osobiœcie, jako minister oœwiaty, straciłem posiadanš poprzednio doœć dużš popularnoœć — ale ani jeden nauczyciel w całej Polsce nie uchylił się od pełnienia bezpłatnego obowišzków, które wzišł na się, gdy były płatne.
To sš fakty, œwiadczšce wymownie o głębokim, głębszym niż w wielu innych narodach, patriotyzmie naszego ogółu. Ogół ten umie dziœ już dawać ofiarnie Polsce nie tylko swe życie, ale i — o co było dawniej u nas najtrudniej — swe mienie.
A jednak triumfuje w tej chwili u nas wyłšcznoœć partyjna, nie liczšca się z prawem i elementarnymi zasadami moralnymi. Ginš w niewiadomy sposób generałowie. Nie sš odnajdywani sprawcy ohydnych napaœci na przeciwników politycznych. Usuwani sš ze stanowisk zasłużeni, fachowi pracownicy państwowi. Zaleca się publicznie łamanie koœci, jako najlepszy argument w walce politycznej.
Bo mamy większoœć uczciwych ludzi — ale nie mamy silnej opinii publicznej.
By utrwalić i wzmóc siłę duchowš narodu naszego — konieczne jest przede wszystkim zorganizowanie stanowczej, zdecydowanej opinii moralnej. Naprawdę szkodliwszy od łajdaka jest uczciwy człowiek, chodzšcy z łajdakiem pod rękę. A jakże często się to u nas dzieje. […]
Olbrzymia większoœć społeczeństwa naszego jest moralnie zdrowa, pragnie poszanowania religii, rodziny, prawa, brzydzi się wiarołomstwem, skrytobójstwem, cynizmem czynów i mowy — ale nie umie zapobiec skutecznie wyszydzaniu swej wiary, propagandzie zdrad małżeńskich, bezkarnoœci zbrodni i bezprawia, bo opinia jej nie reaguje czynnie. Ta biernoœć naszej opinii społecznej — jest jednš z najgorszych pozostałoœci niewoli.
Pokolenie, które przeżyło większš częœć życia w nieustannym kompromisie między obowišzujšcymi prawami państw zaborczych, a własnym przekonaniem, które nauczyło się nie poddawać się tylko naciskowi rusyfikacji i germanizacji, bez możnoœci jednak czynnego jej zwalczania, — pokolenie to nie zmieni już swego usposobienia, będzie aż do ostatka przeciwstawiać złu bierny opór. Ale młodzież, dojrzewajšca w niepodległej już Polsce, musi zdać sobie sprawę, że pustym frazesem będš jej hasła mocarstwowej potęgi Polski, jeœli nie wytworzy ona przede wszystkim duchowej potęgi narodu, a duchowš potęgę narodu wytwarza tylko czynna opinia, umiejšca przeciwstawić każdej propagandzie i każdej przemocy, niszczšcej cnotę obywatelskš, zdecydowany terror moralny.
Trzeba umieć powiedzieć wręcz w oczy nicponiom i łotrom, że sš nicponiami i łotrami — choć majš w tej chwili przewagę siły fizycznej, i nie bać się, że te słowa prawdy będš próżnš demonstracjš. Raz bowiem będš pogardliwie zlekceważone, drugi raz wyszydzone, za trzecim razem wywołajš protesty, a za czwartym osobiœcie uczciwi, ale słabi zacznš się od współdziałania ze złem odsuwać — by potem czynnie je wreszcie zwalczać.
Stanowczš i czynnš jest wszakże opinia moralna tylko ludzi nie wšchajšcych się w sšdzie o tym, co jest złe a co dobre.
Ludzie bez dogmatu — sš zawsze słabi wobec bezczelnego zła.
Rozumowaniem logicznym da się każdy egoizm uzasadnić i wytłumaczyć. Bo jakaż jest naprawdę racja logiczna, nakazujšca nie ukrywać swych dochodów przed władzš skarbowš, jeœli można je ukryć skutecznie, nie uciekać z pola bitwy, jeœli przez to można zachować życie, nie mieć obok żony kochanki, jeœli to sprawia przyjemnoœć. Wszelkie doktryny o „dobrze zrozumianym egoizmie”, nakazujšcym uczciwe postępowanie, dadzš się interpretować jak się żywnie komu podoba.
Moralnoœć wyrozumowana jest zawsze chwiejnš i wykrętnš.
Tylko etyka, oparta na kategorycznych nakazach sumienia, nie zawodzi wobec silnych pokus. A kategoryczne nakazy sumienia płynš jedynie z żywej wiary religijnej, z pewnoœci, nie podlegajšcej dyskusji, że jest porzšdek moralny œwiata ustanowiony przez Boga, i że żadne powodzenie w życiu doczesnym nie uchroni nas od odpowiedzialnoœci w życiu wiecznym za naruszenie tego moralnego porzšdku.
Bóg i Ojczyzna — to nie ładny jeno frazes — to głęboka prawda. Nie ma rzeczywistej miłoœci Ojczyzny — bez poczucia obowišzku kochania jej.
Język polski rozróżnia dwa zgoła odmienne uczucia: „kochać” i „kochać się”. Kochamy się w kwiatach, koniach, meblach, ksišżkach, kochamy Boga, Ojczyznę, rodziców, dzieci. Kochamy się dla własnej naszej radoœci. Kochamy się — póki daje to nam zadowolenie. Przestajemy się kochać — gdy nam się przedmiot naszego kochania znudził. A kochamy — bo mamy obowišzek miłoœci.
le jest, gdy zamiast kochać dzieci — kochamy się w nich, bo wtedy mniej o ich szczęœciu, niż o swej z nich radoœci myœlimy. Nie z kochania ich, ale z kochania się w nich płynie zarówno słaboœć wobec ich wad, jak i egoistyczne naginanie ich do własnych upodobań.
O wiele jest gorzej, gdy zamiast kochać Ojczyznę — kochamy się w niej.
Któż z ludzi starszych nie pamięta kolegów, co za młodu porywali nas swym patriotycznym zapałem — a pod czterdziestkę stali się groszorobami. Bo ich patriotyzm płynšł jedynie z ich temperamentu, z satysfakcji, jakš im sprawiał poklask i uznanie ideowej młodzieży — a nie z poczucia obowišzku życia i pracy dla Polski.
I któż nie widział ludzi, gotowych do największych wysiłków, by Polska była takš, jakš mieć jš chcš, ale gotowych równoczeœnie pogršżyć jš w odmęt rewolucji czy wojny domowej, zniesławiajšcych jš przed całym œwiatem — jeœli ma być ona inna. Ludzie ci naprawdę kochajš siebie, swš rolę, znaczenie, władzę, wpływ w Polsce — a nie kochajš Polski.
Skšd jednak płynie obowišzek miłoœci Ojczyzny, kochania i służenia jej bez względu, czy jest ona tryumfujšcš, czy poniżonš, czy ma dobre czy złe rzšdy, czy ocenia sprawiedliwie nasze zasługi, czy o nich zapomina, czy jest takš, jak jš sobie wymarzyliœmy, czy też wręcz odmiennš od naszego ideału? Stšd — skšd płynie wszelki obowišzek miłoœci — z nakazu sumienia. A nakaz sumienia jest rzeczywistym nakazem, a nie przemijajšcym usposobieniem, tylko wtedy — gdy dyktuje go nam posłuszeństwo przykazaniom Bożym.
Bez miłoœci Boga nie ma prawdziwego kochania Ojczyzny, jest tylko łatwo zawodzšce kochanie się w Niej. I bez głębokiej wiary i myœli religijnej nie ma zdecydowanej, czynnej opinii patriotycznej.
Ale mówi się nieraz: inna jest moralnoœć życia publicznego niż prywatnego; w polityce dopuszczalne jest kłamstwo, niedotrzymanie umów, granie na tchórzostwie, zawiœci, próżnoœci ludzi — byle dało ono w ostatecznym wyniku dobre dla narodu i państwa skutki; a to wszystko sprzeciwia się przykazaniom Bożym; dziesięcioro przykazań obowišzuje nas tylko w osobistym życiu.
Istotnie niejednokrotnie tak była i jest prowadzona polityka. Ale niejednokrotnie bywa też oszukańczo prowadzony handel, niejednokrotnie fabrykanci i właœciciele folwarków wyzyskujš robotników. Nie wynika z tego jednak, by w handlu, w fabrykach i na folwarkach nie obowišzywała uczciwoœć.
Polityka niemoralna jest tak samo krótkowzroczna, jak krótkowzroczny jest nierzetelny handel i wyzysk robotników. Przy pewnej dozie sprytu można parę razy oszukać każde po kolei stronnictwo i ogół społeczeństwa. Ale najbardziej łatwowierni nawet, gdy zostanš parę razy wywiedzieni w pole — przestajš wierzyć. I można zwišzać z sobš gromadę karierowiczów, by przy ich pomocy łamać prawo, dochodzić po trupach rodaków do władzy, obiecujšc im w zamian intratne stanowiska, do których by inaczej nigdy nie doszli z braku odpowiednich fachowych kwalifikacji. Ale karierowicze wierni sš swemu przywódcy dopóty tylko, dopóki ma on powodzenie. Przy pierwszej porażce — opuszczajš go. […]
Nie na tym polega różnica życia publicznego a prywatnego, jakoby w stosunkach politycznych nie obowišzywały przykazania: nie kradnij, nie zabijaj, nie mów fałszywego œwiadectwa... I w życiu prywatnym, nie tylko wolno, ale należy zabić zbrodniarza, który nastaje na życie matki, żony, dzieci, a nawet osobiœcie nieznajomych nam współobywateli. Tak samo w życiu publicznym obowišzkiem jest zabijać wrogów, którzy nastajš na życie narodu. Nie mniejszš jednak zbrodniš od morderstwa dla osobistej zemsty czy bezprawnego zawładnięcia majštkiem, jest wszczynanie wojny domowej dla bezprawnego zawładnięcia rzšdami kraju lub skrytobójczy zamach na przeciwnika politycznego.
Naprawdę ta jest między życiem osobistym, a publicznym różnica — że to ostatnie wymaga, by naród był silny — oprócz osobistej uczciwoœci w stosunkach między jednostkami, odrębnych jeszcze cnót narodowych. Bo każda wspólnota ludzka, każdy zespół jednostek — opiera się na odrębnych cnotach. […]
Najszerszš, ogarniajšcš sobš wszelkie inne zespoły ludzi, wspólnotš — jest naród. Więc siła duchowa narodu opiera się i na wysokim poziomie moralno-religijnego życia jednostek, i na ich cnotach rodzinnych, i na ich uczciwoœci i obowišzkowoœci zawodowej, i na ich sumiennoœci organizacyjnej we wszystkich zbiorowych poczynaniach — a ponadto na szczególnych jeszcze cnotach narodowych.
Cnotami narodowymi sš: 1) wielka ambicja historyczna i silne poczucie honoru narodowego; 2) dbałoœć o zachowanie narodowej samodzielnoœci, zarówno państwowej, jak ogólno cywilizacyjnej i gospodarczej; 3) solidarnoœć narodowa, rozumienie i odczuwanie przez zamożnych i oœwieconych potrzeb niezamożnych i nieoœwieconych i płynšca stšd sprawiedliwoœć społeczna; 4) praworzšdnoœć.
Rewolucja
Polska jest niewštpliwie jednym z najbardziej patriotycznych narodów w Europie. We wszystkich warstwach ludnoœci ogromna większoœć ludzi gotowa jest każdej chwili oddać życie w obronie ojczyzny.
Ten patriotyzm czyni lud polski przedziwnie odpornym na wszelkš agitację antypaństwowš. Podejmowane przez komunistów, niekiedy nawet przy poparciu polskiej partii socjalistycznej, strajki polityczne — były zawsze złamane nie represyjnymi zarzšdzeniami rzšdu, lecz przez proste odwołanie się do uczuć obywatelskich robotników i przedstawienie im niebezpieczeństwa, na jakie by strajkiem ojczyznę narazili, względnie przez dobrowolne stanięcie do pracy, na miejsce strajkujšcych, organizacji samopomocy społecznej. Fakt ten ma doniosłoœć ogromnš. Œwiadczy wymowniej bodaj nawet od tego cudownego zapału patrystycznego, który ogarnšł cały naród od dzieci i kobiet do starców, w chwili zbliżania się bolszewików do Warszawy — że rdzeń narodu jest zdrowy. Daje to nam prawo wierzyć w przyszłoœć Polski.
Jednoczeœnie jednak stwierdzić trzeba, że w codziennym stosunku obywateli i stronnictw do państwa istnieje poważne niedomaganie, które może stworzyć groŸne dla odzyskanej niepodległoœci niebezpieczeństwo.
Z jednej strony, ogół cišgle jeszcze — jak za czasów niewoli, uważa za normalne uchylanie się od przepisów prawnych i rozporzšdzeń rzšdowych, nakładajšcych na obywateli jakiekolwiek ograniczenia. Ludzie, którzy bez wahania poœwięcš nie tylko życie, ale cały majštek w chwili walki zbrojnej z najeŸdŸcš — nie uważajš zgoła za czyn niepatriotyczny zatajanie dochodu przy wymiarze podatku lub ofiarowywanie łapówki urzędnikowi państwowemu.
Z drugiej strony, stu pięćdziesięcioletnia tęsknota za własnym państwem wyrobiła w społeczeństwie naszym naiwnš wiarę we wszechpotęgę państwa. Samopomoc społeczna, którš tak skutecznie przez cały czas podległoœci obcym państwom walczyliœmy z przemocš tych państw, nagle, po odzyskaniu niepodległoœci, jakby zamarła. Wszyscy oczekujš wszystkiego od państwa. Obarcza się państwo zadaniami, którym by nie podołała wiekami wyrobiona administracja zachodnio-europejska, a w każdym razie nie może sprostać nasz młody organizm państwowy. Wskutek tego państwo ugina się pod rosnšcymi nieustannie ciężarami finansowymi, a dochody skarbu państwowe zawodzš. Gospodarka nasza skarbowo-gospodarcza weszła na drogę, z której wyjœcia nie ma. Tylko przez stanowcze cofnięcie się z niej może nastšpić uzdrowienie naszych stosunków finansowych, walutowych i ekonomicznych.
Nie widać jednak dotychczas tej siły, która by mogła rozwój państwowego życia naszego zawrócić z tej fatalnej drogi. Nastrój większoœci posłów i stronnictw sejmowych przypomina całkowicie psychologię sejmów szlacheckich dawnej Rzeczpospolitej, które nigdy się nie zdobyły na uchwalenie dostatecznych podatków. I rzšd z większoœci tej wychodzšcy nie umie ani się przeciwstawić coraz to większym żšdaniom wydatków skarbowych, które stronnictwa stawiajš dla pozyskania sobie wyborców, ani wejœć do sejmu z wnioskami o niezbędne podwyższenie podatków — które by się tym czy innym warstwom ludowym, a przede wszystkim włoœcianom nie spodobało.
Należy zaœ pamiętać, że rewolucję francuskš wywołało nie co innego, jeno impas skarbowo-gospodarczy, w jakim się ówczesna monarchia francuska znalazła.
Widmo rewolucji jest od nas jeszcze daleko. Ale jeœli nie ustanie w czas rozrzutnoœć republikańskiego naszego sejmu, tak jak nie ustała w czas rozrzutnoœć dworu Ludwika XVI, jeœli nasi posłowie „ludowi” nie zrozumiejš wczas, że dla utrzymania państwa nie wystarczajš najbardziej ofiarne porywy patriotyczne, gdy wróg granicom ojczyzny zagraża, ale konieczne jest codzienne podporzšdkowywanie swych stanowych interesów potrzebom państwa, tak jak nie zrozumiała tego w czas szlachta francuska XVIII wieku — to wczeœniej, czy póŸniej te same przyczyny wywołajš te same skutki.
Rewolucja w Polsce miałaby jednak inne skutki, niż we Francji. Zakończyłaby się nie bohaterskš epokš napoleońskš — ale powtórnym rozbiorem Polski.
Ogół patriotyczny i wykształcony społeczeństwa naszego powinien jasno sobie z tego zdawać sprawę. Na nim leży obowišzek zawrócenia wewnętrznej naszej polityki z błędnych torów, które prowadzš nas do takiegoż impasu skarbowo-gospodarczego, w jakim się znalazła Francja w przededniu wielkiej rewolucji.
Jest to możliwe, bo — powtarzam — rdzeń narodu jest zdrowy, ale nie dokona się tego jedynie na terenie polityki sejmowej, przez konstruowanie takich, czy innych bloków partyjnych w sejmie, takich czy innych rzšdów: centrolewych, centrowych, centroprawych, czy wręcz prawicowych.
ródło złego leży bowiem w zasadniczo błędnym stosunku obywateli do państwa. Ten stosunek trzeba co prędzej uzdrowić. Przede wszystkim zaœ ogół społeczeństwa powinien zrozumieć, że nie państwo, nie rzšd, sejm i administracja państwowa stworzy dobrobyt, cywilizację i rozkwit twórczych sił narodu, lecz naród musi zbiorowym, cišgłym, codziennym, lata trwajšcym wysiłkiem zbudować siłę i bogactwo państwa.
W czasie niewoli oœwiecone warstwy nasze potrafiły wytworzyć jasnš, konsekwentnš myœl narodowš i myœl tę wszczepić codziennš swš pracš anonimowš, wbrew naciskowi państw zaborczych, w umysły i serca szerokich mas ludowych.
Odzyskanie niepodległoœci nie zwolniło wykształconego ogółu od tego obowišzku patrystycznego, przeciwnie zwiększyło go jeszcze. Dziœ powinien ten sam wykształcony ogół wytworzyć w sobie jasnš, konsekwentnš myœl państwowš i etykę państwowš, i tę myœl i etykę państwowš również codziennš i zbiorowš pracš, a przede wszystkim dobrym własnym przykładem — wpoić w masy ludowe.
Gdy to się stanie — żadne wysiłki emisariuszy III-ej międzynarodówki nie zachwiejš naszym bytem państwowym. Ale gdyby, nie daj Boże, masy ludu za lat parę zobaczyły, że kierujšce państwem warstwy stojš bezradne, w rozterce myœli i niezdolne do stanowczego konsekwentnego planu działania wobec coraz gorszego spadku waluty, rosnšcej w nieskończonoœć drożyzny, zastoju przemysłu i rolnictwa, zwiększajšcej się nieustannie liczby funkcjonariuszy państwowych — wtedy nie pomoże najgorliwsze aresztowanie agitatorów komunistycznych.
Rewolucja nie jest bowiem chorobš zakaŸnš, powstaje jedynie — ale powstaje niechybnie — z rozterki myœli i zaniku woli warstw kierujšcych w narodzie i państwa.