Rozdział VI
W drzwiach stał rudowłosy chłopak którego jeszcze nigdy nie widziałam. Był ładnie zbudowany, a młodzieńcze rysy twarzy dodawały mu uroku. Wyglądał na jakieś osiemnaście lat. W objęciach trzymał książki, które Klemens dał mi, abym przeczytała w domu. No tak, musiałam je zostawić w bibliotece.
- Przeszkadzam? - uśmiechnięty wyraz twarzy przybysza jednoznacznie wskazywał na to, iż sądził, że przerwał nam wyjątkowo romantyczną randkę.
- Tak - warknął Ethan, powoli wstając.
- Nie - zaprzeczyłam w tym samym czasie. Byłam trochę zła na rudowłosego, już zaczynało mi brakować bliskości bruneta. Ethan podał mi rękę, a ja chętnie skorzystałam z jego pomocy i już po chwili stałam obok chłopaków.
- Jestem Rayan - przybysz wyciągnął do mnie dłoń, którą szybko uścisnęłam - a ty z pewnością jesteś Nikki.
- Skąd wiesz jak się nazywam? - byłam trochę skołowana.
- Żartujesz? Po tym jak załatwiłaś Willa - uśmiechnął się ładnie, jakby na samo wspomnienie tego zajścia - to praktycznie całe Centrum nie mówi o niczym innym, tylko o tobie - zaczerwieniałam się, nigdy nie lubiłam przyciągać zbyt dużego zainteresowania - a poza tym Ethan nie przestaje o tobie opowiadać. Mówił mi, że jesteś bardzo ładna ale nie wspominał, że aż tak piękna. Nic dziwnego, że chciał cię zachować dla siebie.
- Nie zwracaj na niego uwagi - Ethan jakby się… zawstydził - zawsze tyle mówi, bo po prostu lubi słychać dźwięku swojego. I chociaż jest moim przyjacielem, to czasami zdecydowanie powinien się zamknąć.
- Naprawdę powiedziałeś, że jestem ładna? - zwróciłam się do niego. Czy ktoś tak doskonale piękny jak on mógł uważać mnie za ładną? Sama taka myśl przyprawiła mnie niemalże o zawroty głowy.
- Stwierdziłem tylko oczywisty fakt - wyraźnie zażenowany starał się zmienić temat - po co tu właściwie przyszedłeś Rayan?
- Przyniosłem książki od Klemensa, pewnie byliście zbyt zajęci sobą, żeby o nich pamiętać - rudowłosy wciąż uśmiechał się promiennie - i oczywiście chciałem poznać naszą sławną Nikki - w tym momencie szarmancko ukłonił się w moją stronę.
Ethan zebrał cały sprzęt, którego potrzebowaliśmy podczas treningu i poszedł zanieść go do magazynu. Zniknął za drewnianymi drzwiami, którymi wcześniej wszedł jego przyjaciel. Zostałam sama z Rayanem.
- Co mówi się o mnie w Centrum? - w jego towarzystwie czułam się niezwykle swobodnie. Bez żadnej nerwówki co sobie o mnie pomyśli, czy mu się podobam i tak dalej… Po prostu jak z bratem.
- Och, no wiesz, ludzie zastanawiają się jaka jesteś, jak wyglądasz, jak wielką posiadasz moc, dlaczego Will cie zaatakował, a przede wszystkim, każdy chce cię jak najszybciej poznać - obdarzył mnie sympatycznym uśmiechem, który naturalnie odwzajemniłam - Jestem jednym z niewielu szczęśliwców, którym do tej pory było dane porozmawiać z tobą.
- Uhh… nie mogę się doczekać - z jednej strony bardzo chciałam spotkać kolejnych wojowników i czarodziejów, ale z drugiej… przerażała mnie myśl, że niewiadomo ilu ludzi będzie mi się przyglądało, rejestrując mój najdrobniejszy ruch. Wystąpienia publiczne zawsze wywoływały u mnie lekki dreszcz paniki.
- Bez nerwów słonko, wszyscy są po prostu ciekawi. Trochę się pogapią i przestaną - poczułam się nieco lepiej - a jak twoja moc? Widomo już czy będziesz potężniejsza od naszego ukochanego staruszka?
- Jeszcze nic nie jest pewne - westchnęłam - dzisiaj miałam dopiero pierwszą lekcję z Klemensem i wątpię, żebym była od niego potężniejsza.
- Nie doceniasz się - chciał jeszcze cos dodać ale w drewnianych drzwiach pojawił się Ethan. Popędziłam do szatni, zdjąć z siebie przepocony dres. Wszystkie swoje rzeczy, razem z książkami zabranymi od Rayana, upchałam w torbie. Po chwili wyszłam do czekających na mnie chłopaków. Razem ruszyliśmy długim korytarzem do wyjścia. Ethan i Rayan zabawnie się przekomarzali, a ja nie mogłam się napatrzeć na usta bruneta. W obecności przyjaciela wyraźnie się rozluźnił. Jego wargi subtelnie wyginały się w sympatycznym uśmiechu. Nie mogłam się na niego napatrzeć.
W końcu doszliśmy do ogromnych drzwi wyjściowych i Rayan skierował się w przeciwną stronę, tłumacząc się nawałem obowiązków. Już zdążyłam go polubić. Swobodny i niewymuszony sposób bycia z pewnością przysparzały mu wielu przyjaciół. Po kilku minutach spędzonych w jego towarzystwie nie sposób było nie doceniać jego sympatii. I oczywiście cieszyłam się, że będę miała przyjaznego mi wojownika.
Zostałam tylko z Ethanem. Czułam narastające podniecenia na myśl o wspólnej jeździe. Ciągle wracałam myślami do tej magicznej chwili na Sali treningowej, kiedy nasze usta dzieliło juz tylko kilka centymetrów… Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś dowiem co mogło się wtedy wydarzyć. Mój towarzysz eleganckim gestem otworzył przede mną drzwi i przepuścił mnie pierwszą.
Na początku nie zwróciłam zbytniej uwagi na to co działo się przy motorze. Obserwowałam niebo, które w czasie spędzonym przeze mnie w Centrum zrobiło się ciemnogranatowe. Zorientowałam się, że coś się dzieje, dopiero gdy usłyszałam za sobą pełen niechęci jęk Ethana. Zerknęłam na niego szybko ale on nie patrzył na mnie, tylko na coś znajdującego się przed nami. Również spojrzałam w tamtym kierunku. Tam, oparty o czarny, lśniący, wyglądający na bardzo drogi samochód, stał Paul. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i ruszył w moją stronę, lecz gdy dostrzegł towarzyszącą mi osobę, zrezygnował z tego pomysłu i wrócił do poprzedniej pozy.
Szybko podeszłam do przyjaciela, wciąż zaskoczona luksusowością auta.
- Skąd ty wytrzasnąłeś taką furę? - byłam bardziej zaskoczona niż zła, że jest kolejna rzecz, której o nim nie wiedziałam.
- Ach masz na myśli to? - z czułością poklepał zimny metal - w końcu jakoś muszę się przemieszczać.
- Taaaa, bardzo dyskretnie i niezauważony przez nikogo, w tym szpanerskim wozie - ironizowałam - skąd miałeś tyle kasy, żeby za to zapłacić?
- Księżniczko, ten samochód nie był taki znów bardzo drogi. Zresztą, jak sama zaczniesz wykonywać zlecenia, to zobaczysz, że łatwo się zarabia w ten sposób.
- Nie tak szybko kowboju - włączył się milczący dotąd Ethan - zanim Nikki wybierze się na jakąkolwiek akcję to musi przejść cały trening.
- Właśnie miałem zapytać jak tam postępy w tej sprawie? - cały czas mierzyli się nienawistnym wzrokiem.
- Było świetnie - rozpromieniłam się myśląc o moim pierwszym dniu nauki magii i obrony - Klemens nauczył mnie takiej fajnej tarczy obronnej…
- Pierwszego dnia uczyłaś się już tarczy? - przerwał mi Paul, pełnym bezbrzeżnego zdumienia głosem.
- Tak, pierwszego dnia uczyłam się już tarczy - byłam wściekła, że nie dowierza w moje możliwości - i wychodzi mi bardzo dobrze.
- Nie denerwuj się księżniczko - powiedział swoim zwykłym pieszczotliwym tonem, przeznaczonym tylko dla mnie - ale większość magów zaczyna zajęcia praktyczne z zaklęciami dopiero po jakimś roku edukacji teoretycznej.
- To tylko potwierdza jak bardzo wyjątkowa jest Nikki - sposób w jaki Ethan wypowiedział moje imię przyprawił mnie o dreszcz. Niezwykle przyjemny dreszcz obejmujący całe ciało.
- Ja zawsze wiedziałem, że jest wyjątkowa, nie potrzebuję żądnych potwierdzeń - wyglądali tak, jakby mieli zaraz rzucić się sobie do gardeł, więc postanowiłam interweniować.
- Możemy już jechać? - zwróciłam się do Ethana - mam spotkanie. I nie chcę się spóźnić.
- Jakie znowu spotkanie? - obaj patrzyli na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na ich przystojnych twarzach.
- Nie wasz interes - nie chciałam nic im mówić, ale kiedy nadal się nie odzywali, dodałam - Elle będzie u mnie nocować.
- Kim do cholery jest Elle? - Ethan zaczął się wydzierać.
- Elle jest moją przyjaciółką, jeżeli już musisz wiedzieć. Ma do mnie wpaść za chwilkę i zostać na noc, więc łaskawie mógłbyś odwieźć mnie do domu - byłam już bardzo wkurzona. Co go obchodzi z kim się spotykam?
- Ach, rozumiem - wyraźnie się odprężył, gdy usłyszał, że Elle jest moja przyjaciółką - wskakuj.
- Chwila - zdziwieni popatrzyliśmy na Paula - ja ją zawiozę.
- Nie ma mowy - głos bruneta stwardniał. Słychać w nim było nieuchwytną groźbę - ja ją przywiozłem, więc ja ją odwiozę.
- Nikki jest moją przyjaciółką. A jakie ty masz do niej prawa? - niesamowicie pewny siebie głos Paula wyraźnie szydził z Ethana.
- Wystarczy - włożyłam w to słowo całą siłę jaka udało mi się zebrać. Podziałało. Zaskoczeni popatrzyli na mnie, jakby dopiero teraz sobie o mnie przypominając - macie natychmiast przestać. Nie jestem jakąś zabaweczką, o którą pobiją się chłopcy z piaskownicy. Zaraz pójdę piechotą, jeżeli wtedy nie będę musiała słuchać waszych wrzasków.
- Jestem za ciebie odpowiedzialny i nie ma mowy, żeby cie powierzył temu kretynowi. On własnych spodni nie upilnuje.
Paul już otwierał usta, aby się odgryźć, kiedy zabrzęczała jego komórka. Odebrał i przez chwilę słuchał osoby znajdującej się po drugiej stronie. Następnie rozłączył się i schował komórkę.
- Masz szczęcie Philips, mam nowe informacje i muszę się nimi natychmiast zająć.
- Taaa - wyraźnie drwił Ethan - twoje super tajne informacje mnie uratowały. Teraz powinienem paść ci do stóp i błagać o litość.
- Daruj sobie - z niechęcią zerknął na bruneta, który nic sobie z tego nie robił, po czym zwrócił się do mnie - zobaczymy się w szkole księżniczko.
Następnie mocno mnie przytulił i ucałował w skroń. Ethan patrzył na niego z niedowierzaniem, ale to ja byłam bardziej zaskoczona tym pożegnaniem, Paul nigdy się tak nie zachowywał. Nie roztrząsałam jednak przyczyn jego postępowania, patrząc jak wsiada do luksusowego samochodu i wyjeżdża z terenu Centrum.
Po chwili siedziałam już na motorze mocno przytulając się do pleców Ethana. Przejażdżka jak zwykle trwała zdecydowanie zbyt krótko, abym mogła się nią należycie nacieszyć. Wkrótce wchodziłam już do pustego domu myślami błądząc przy planowanym spotkaniu z przyjaciółką. W korytarzy szybko zrzuciłam płaszcz i buty, po czym pobiegłam na górę.
W pokoju zerknęłam na elektryczny zegarek stojący na szafce nocnej. Wskazywał 19.00. Do przyjścia Elle miałam jeszcze piętnaście minut, więc postanowiłam przygotować jedzenie. To taki nasz rytuał. Zawsze gdy nocujemy u siebie nawzajem, to zjadamy niezliczone ilości słodyczy, głównie czekolady.
Kidy wyjmowałam z kuchennej szafki kolejne porcje batoników usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewna, że to przyjaciółka pobiegłam otworzyć. Kiedy odryglowałam zamek i nacisnęłam klamkę moim oczom ukazał się niezwykły widok. Całą przestrzeń na wysokości moich oczu zajmowały niezliczone ilości pięknych czerwonych róż. W powietrzu unosił się niesamowicie intensywny zapach aromatycznych płatków. Nagle zza kwiatów rozległ się męski głos.
- Dzień dobry. Szukam pani Veroniki Garret.
- To ja. Ale musiała zajść jakaś pomyłka, te kwiaty nie mogą być dla mnie.
- Owszem mogą i o pomyłce też nie może być mowy. Gdzie je zanieść?
W tej chwili pojawiła się Elle.
- Co tu się dzieje? - zaskoczona wpatrywała się w przecudowny bukiet.
- Dostałam kwiaty. Proszę niech pan je zaniesie na górę - wiedziałam, że dalsza dyskusja z gońcem nie będzie miała żadnego sensu.
- Od kogo dostałaś te róże? - trzeźwo zapytała Elle.
- Właściwie to nie wiem - rzuciłam pytające spojrzenie mężczyźnie.
- Nie udzielamy takich informacji na temat naszych klientów, ale gdzieś powinien być bilecik.
Kidy kwiaty stały już spokojnie w moim pokoju pokwitowałam ich odbiór i odprowadziłam gońca do drzwi. Na górze zastałam przyjaciółkę wpatrującą się w bukiet. Gdy weszłam wyciągnęła z niego bilecik i podała mi. Wyraźnie aż ją skręcało w środku, żeby poznać treść wiadomości. Wyczekująco patrzyła na mnie.
Drżącymi rękami rozłożyłam karteczkę, nie mając pojęcia czego się mogę spodziewać. Kompletnie oniemiałam na widok pięknie wykaligrafowanych słów.