Rozdział VII
Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w karteczkę w mojej dłoni. Sens wypisanych tam słów ciągle do mnie nie docierał. Przerażała mnie myśl, że autor liściku wie gdzie mieszkam, jak się nazywam, prawdopodobnie wie też coś na temat mojej rodziny.
- Co tam jest napisane? - Elle nie wytrzymała tego napięcia i sprowadziła mnie na ziemię swoim drżącym z ciekawości głosem. Wyrwała mi bilecik, nim zdążyłam choćby poruszyć ręką. Przebiegła tekst wzrokiem i odczytała go na głos.
Droga Veronico!
Chcę Cię z całego serca przeprosić za to, co wydarzyło się podczas naszego ostatniego spotkania. Zupełnie nie byłem wtedy sobą. Z całego serca błagam Cię o wybaczenie. Postaram się wynagrodzić Ci wszystko najlepiej jak potrafię.
Całuję,
Twój William
PS Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy.
- Co to ma być do jasnej cholery? - głos mojej przyjaciółki wyrażał skrajne emocje, przechodzące od bezbrzeżnego zdumienia, poprzez ciekawość, aż do wściekłości - kim jest ten William? O jakim spotkaniu on tutaj napisał? Co on ci zrobił, że tak bardzo przeprasza?
Pod nawałem pytań próbowałam się opanować i zachowywać normalnie. Nie chciałam martwić przyjaciółki swoimi kłopotami, poza tym nie mogłam jej przecież powiedzieć prawdy. „Wiesz Elle, niedawno zaatakował mnie wampir, ale nie martw się nic mi nie jest, bo użyłam swoich magicznych mocy, o których wcześniej nie miałam pojęcia, uratował mnie też mega seksowny wojownik Ethan. Och i pamiętasz Paula ode mnie z klasy? Tak, tego przystojnego, on też jest wojownikiem. A ja teraz uczę się wykorzystywać moją moc razem z Klemensem. A tak w ogóle to u mnie wszystko po staremu. Nie ma o czym mówić.”
- To… jakiś chory żart - próbowałam przekonać nie tyle przyjaciółkę, co siebie. Marnie mi to wychodziło. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, galopując szaleńczym, napędzanym strachem tempem.
- Czyli nie znasz tego całego Williama? - wzdrygnęłam się na sam dźwięk imienia wampira, co nie uszło uwagi Elle - przecież doskonale widzę jak się cała trzęsiesz.
- Nic mi nie jest - próbowałam przywołać się do porządku. Przyjaciółka westchnęła, widząc moje próby opanowania się i przytuliła mnie mocno. Miałam straszna ochotę zwinąć się w kłębek z opakowaniem lodów czekoladowych i wyznać wszystko mojej kumpeli. Podzielić się ciężarem niespodziewanych przeżyć. Kiedyś nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic, a teraz ja ukrywam mroczne sekrety. Ja to się mogło stać, że moje życie zmieniło tak diametralnie? Dlaczego mnie to spotkało? Dawniej byłam normalną nastolatka, którą interesowało jedynie imprezowanie z przyjaciółmi, beztroskie zabawy i ani odrobiny odpowiedzialności.
- Kochanie - jej głos brzmiał pieszczotliwie, choć kryła się w nim obawa. Ella się bała? Ale dlaczego? Czyżby bała się o mnie? A może bała się… mnie? - co ten bydlak ci zrobił?
- Już mówiłam, że nic mi nie jest - grałam twardą i opanowaną, a w środku kuliłam się jak mała dziewczynka. Nie mogłam dopuścić do tego, aby moim bliskim stało się coś przeze mnie, dlatego też chciałam chronić ich za wszelką cenę. Najważniejsza była niewiedza, dopóki nie zdawali sobie sprawy co się dzieje dookoła, to nic im nie groziło. Przynajmniej na razie.
- W porządku. To bierzemy się za jedzenie? - siliła się na wesoły ton, wiedząc, że nie zmusi mnie do zwierzeń.
- Jasne - z ulgą zrozumiałam, że dzisiaj już mnie wypytywać nie będzie.
Reszta wieczoru upłynęła nam prawie normalnie. Obżerałyśmy się słodyczami, oglądałyśmy filmy i gadałyśmy do późna w nocy. Elle opowiadała o niedawnym zerwaniu z Jacobem, chociaż cała sytuacja nie bardzo ją ruszyła. Nie chodzi wcale o to, że moja przyjaciółka jest zimną, niewrażliwą suką, wprost przeciwnie, kiedy jej na kimś zależy to walczy o niego do końca, nierzadko wiele poświęcając. Po prostu ona i Jacob nie pasowali do siebie, odległość również była problemem, więc postanowili rozstać się w przyjacielskich stosunkach, bez żalu i łez.
Pomimo, że nie mogłam zwierzyć się przyjaciółce, to sama jej obecność przynosiła mi ukojenie, a ożywiona opowieść o niedawnym związku pozwoliła mi oderwać się od własnych ponurych myśli.
Kolejnego dnia rano praktycznie nie pamiętałam o pięknym bukiecie i dołączonym do niego upiornym liściku. Dopiero gdy wyczułam w powietrzu słodką woń kwiatów to przypomniałam sobie poprzedni dzień. Jęknęłam cicho na wspomnienie karteczki, schowanej teraz głęboko w mojej torbie. Postanowiłam powiedzieć o niej Klemensowi, a do tej pory nie zamartwiać się tym na zapas. Poranna toaleta nie zajęła nam zbyt dużo czasu, więc miałyśmy z Ellą jeszcze trochę czasu na poranne przekomarzanie sie przy aromatycznej kawie. Przyjaciółka widziała, że nadal nie chcę rozmawiać na temat prezentu, więc nie poruszyła tego tematu.
W szkole nie widziałam nigdzie Paula, pewnie wykonywał jakieś zadanie dla Centrum. Spędzając czas na beztroskich rozmowach z przyjaciółkami zrozumiałam jak bardzo zmieniło się moje życie przez ostatnich kilka dni. Jak bardzo JA się zmieniłam. Atak Willa miał miejsce we wtorek, a dzisiaj jest piątek. Nie potrafiłam zrozumieć, jak wszystko w moim życiu mogło poprzestawiać się tak bardzo, w tak krótkim czasie.
Po skończonych lekcjach wyszłam przed szkołę, gdzie czekał na mnie jak zwykle niebezpiecznie piękny Ethan.
- Hej - jego powitanie było zwyczajnie krótkie i jednocześnie zawierało sens głębszy niż niektóre powieści napisane przez natchnionych poetów. Mieszanina emocji zauważalna była jedynie w brzmieniu jego głębokiego głosu. Twarz bruneta miała swój normalny luzacki wyraz. Urzeczona wpatrywałam się w niego łapczywie chłonąc obraz, którego nie zdołałby uwiecznić żaden, nawet najzdolniejszy artysta. Przeniosłam wzrok z muskularnie zbudowanej klatki piersiowej i kształtnych, szerokich ramion na jego usta. Od razu nawiedziły mnie wspomnienia z wczorajszego treningu. Nasze wargi były o milimetry od siebie, tak bardzo chciałam, żeby mnie w końcu pocałował… - na co się patrzysz słonko?
- Na nic - zawstydzona oderwałam wzrok od jego kształtnych, jedwabiście gładkich warg. Cholera jasna i znowu zrobiłam z siebie kretynkę, niemal śliniąc się na jego widok. Poczułam wpełzający mi na policzki, gorący rumieniec - jedziemy?
- Jasne - uśmiechnął się szelmowsko. W jego magnetycznych oczach wyczytałam, że doskonale wie na co się tak gapię, ale nie kontynuował tego tematu. Na szczęście. Nie wiem gdzie by nas zaprowadziła rozmowa o tym, jak bardzo pragnę poczuć na swoich wargach jego smak. Już i tak wystarczająco czułam się zażenowana. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nigdy tak nie reagowałam na żadnego faceta, chociaż spotkałam w swoim życiu kilku przystojniaków wyraźnie zainteresowanych bliższą znajomością ze mną.
Wkrótce siedzieliśmy na motorze pędząc w kierunku Centrum. Uwielbiam te nasze przejażdżki, kiedy mogę bezkarnie wtulić się w plecy Ethana. Szkoda tylko, że nigdy nie trwają zbyt długo. Ta również zakończyła się zdecydowanie zbyt szybko.
Tak samo jak wczoraj Ethan zaprowadził mnie do biblioteki. Tym razem nie byłam już tak podekscytowana wizytą, żeby nie zwracać uwagi na nic innego. Uważnie rozglądałam się dookoła rejestrując szczegóły. Byłam bardzo ciekawa, co kryje się za niezliczoną ilością drzwi, znajdujących się po obu stronach obszernego korytarza. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że po drodze przez Centrum nie spotkaliśmy nikogo innego. Przecież powinno się tu kręcić mnóstwo ludzi. Już miałam zadać mojemu towarzyszowi nurtujące mnie pytanie, kiedy znaleźliśmy się w miejscu spotkania z Klemensem. Staruszek oczywiście siedział przy biurku wertując jakieś papiery. Na dźwięk otwieranych drzwi podniósł swoje inteligentne oczy. Widząc mnie i Ethana uśmiechnął się szeroko.
- Witaj Nikki - ciepłe przywitanie pozwoliło mi poczuć się swobodniej - jak się dzisiaj miewa moja najzdolniejsza uczennica?
- Dziękuję, dobrze. A ty?
- Ja też się jeszcze nieźle trzymam. Ethan, będziesz tak uprzejmy i zostawisz nas samych? Wiesz doskonale, że publiczność podczas lekcji może być krępująca.
- Jasne, będę za godzinę - ruszył w stronę wyjścia.
- Zaczekaj - odwrócił się i spojrzał na mnie z zainteresowaniem. O mały włos nie zapomniałam im pokazać karteczki od Williama - wczoraj dostałam kwiaty. To było do nich dołączone, chcę żebyście obaj to przeczytali - rękę z liścikiem wyciągnęłam w stronę starszego czarodzieja. Z zainteresowaniem spojrzał na karteczkę i zaczął czytać wypisane na niej słowa. Z każdą kolejną chwilą wyraz jego twarzy stawał się coraz bardziej rozeźlony. Kiedy skończyłm opanował się, podał bilecik wojownikowi i zapatrzył się w okno. Ethan szybko przebiegł tekst wzrokiem i wyglądał na bardzo wzburzonego.
- Co to ma znaczyć do jasnej cholery? - wydarł się na nie wiadomo kogo brunet.
- Spokojnie… - z tego co zaobserwowałam to Klemens nigdy nie poddawał się zbytnio emocjom. Tym razem również zachował kamienny wyraz twarzy.
- Czy ty to czytałeś? -niedowierzanie w głosie Ethana było bardzo wyraźne - William wie gdzie ona mieszka! To nietypowe dla niego, żeby się tak interesował swoja niedoszłą ofiarą, zwykle nie zawraca sobie tym głowy.
- Wydaje mi się, że nasz ulubiony wampir nic nie zrobi Nikki - z niedowierzaniem przysłuchiwałam się tej dziwacznej wymianie zdań - myślę, że jest nią zainteresowany w inny sposób niż swoimi pozostałymi ofiarami.
- Co masz na myśli? - Ethan też już się uspokoił, a przynajmniej tak wyglądał.
- Po prostu Nikki spodobała się Williamowi jako kobieta - że co? Klemens zwariował. Trzeba będzie go zamknąć w psychiatryku, bo inaczej może sobie zrobić krzywdę. Chociaż właściwie nie wygląda na świra. Ale czy ktoś normalny mógłby pomyśleć, że podobam się wampirowi? I to w dodatku tak przystojnemu. Przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie niesamowicie zielonych oczu Willa.
- Ona podoba się Willowi jako kobieta? - niedowierzanie w jego głosie strasznie mnie wkurzyło.
- Wydaje ci się, że nie mogę się nikomu podobać jako kobieta? - może trochę za ostro na niego naskoczyłam, ale w tej chwili niewiele mnie to obchodziło.
- Wierz mi, doskonale wiem, że możesz się komuś podobać jako kobieta - ukryty sens, którego mogłam się jedynie domyślać, zawarty w jego słowach przyprawił mnie o szybsze bicie serca.
- Dopóki William nie zacznie działać, nie ma się czym przejmować - Ethan wyglądał jakby chciał się kłócić, ale twarde spojrzenie Klemensa sprawiło, że zmienił zdanie - zaczynamy już nasza lekcję.
Wojownik zniknął za drzwiami z niezbyt zadowoloną miną. Podczas dzisiejszej lekcji teorii było zdecydowanie mniej, za to więcej ćwiczyliśmy z użyciem magii. Ponieważ mój mentor uznał, że doskonale sobie radzę z tarczą ochronną wokół siebie postanowiliśmy rozszerzyć ją, tak oby mogła bronić również innych. Po kilku udanych próbach z osłoną, przeszliśmy do ataku. Klemens nauczył mnie jak wytwarzać kule energii, które są bardzo przydatne w walce. Z tym szło mi odrobinę gorzej niż z ochroną, ale jakoś sobie radziłam. Wkrótce przyszedł Ethan i bez słowa pospieszyliśmy na trening fizyczny.
W szatni zaczęłam wyjmować świeży dres z torby, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Myśląc, że to Ethan odwróciłam się, aby go ochrzanić. Jednak zamiast chłopaka zobaczyłam ładną, sympatycznie wyglądającą dziewczynę w mniej więcej moim wieku. Blond włosy sięgające brody, ułożyła w miękkie fale, delikatnie okalające jej dziewczęcą buzię. Przyjazny uśmiech na twarzy sprawił, że z miejsca ją polubiłam. Przez chwilę mi się przyglądała, a następnie podeszła do mnie.
- Cześć, nazywam się Laura - wyciągnęła do mnie rękę, którą od razu uścisnęłam.
- Jestem Nikki - zastanawiałam się kim jest owa dziewczyna.
- Wiem - sympatyczny uśmiech nie znikał z twarzy blondynki, więc go odwzajemniłam - tak się cieszę, że w końcu mogę cię poznać. Wszyscy tutaj są ciebie ciekawi, ale Klemens każe nam się przedstawiać powoli, pojedynczo, a nie hurtem. Mówi, że po takiej ilości wojowników pewnie uciekłabyś od nas z krzykiem.
- Raczej nie. Wszyscy, których poznałam do tej pory są dla mnie bardzo mili, więc jeżeli reszta też będzie taka, to nie mam się czym przejmować - swobodna rozmowa z Laurą sprawiła mi niemałą frajdę. W końcu mogłam poznać jakąś wojowniczkę, co bardzo mnie cieszyło.
- Cieszę, się że tak myślisz - odparła wesoło - a teraz się przebieraj. Ethan nie lubi, kiedy ktoś spóźnia się na jego treningi.
- Jasne - szybko zmieniłam ciuchy - a tak właściwie to przyszłaś tutaj w jakimś konkretnym celu, czy tylko chciałaś mnie poznać? - starałam się by to niezbyt uprzejme pytanie zabrzmiało miło, nie chciałam zrazić do siebie Laury.
- Jedno i drugie. Ethan planuje potrenować z tobą walkę z dwoma wrogami na raz, więc potrzebował asystenta i poprosił mnie.
- Rozumiem - czyli Laurę i Ethana łączy jakaś bliska znajomość, skoro prosi ją o przysługi. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się zazdrosna. Starałam się stłumić to nieprzyjemne uczucie, przecież nie mam żadnego prawa być zazdrosna o przystojnego wojownika. Ramię w ramię ruszyłyśmy na salę, wesoło gawędząc. Nie potrafiłam być wredna dla sympatycznej blondynki, nie ważne co ja łączy z Ethanem.