Próba definicji
Nienawistna mowa znana jest od tak dawna, jak sama nienawiść i - co ciekawe - długo nie dostrzegano w niej odrębnego, godnego uwagi zjawiska. Trzeba było kilku rewolucji, dwóch morderczych wojen światowych, zagłady całych narodów, a także aktów ludobójstwa w czasach na pozór pokojowych, by ludzie zaczęli interesować się sposobami społecznej komunikacji, które poprzedzają nienawistne czyny albo im towarzyszą. Mowa nienawiści, to nowo ukuty polski odpowiednik anglojęzycznego terminu hate speech, powszechnie przyjętego zwłaszcza w kręgu takich instytucji, jak Index on Censorship, Amnesty International, Komitety Helsińskie, Centrum Wiesenthalla, European Commission against Racism and Intolerance czy Anti-Defamation League, zajmujących się m.in. rejestracją (monitoring) i zwalczaniem przejawów rasizmu, ksenofobii, antysemityzmu, nienawiści rasowej, religijnej i etnicznej. Wspomniane instytucje międzynarodowe nie operują precyzyjną definicją mowy nienawiści. W myśl definicji, którą tu proponujemy, pojęcie to obejmuje wypowiedzi (ustne i pisemne) i przedstawienia ikoniczne lżące, oskarżające, wyszydzające i poniżające grupy i jednostki z powodów po części przynajmniej od nich niezależnych - takich jak przynależność rasowa, etniczna i religijna, a także płeć, preferencje seksualne, kalectwo czy przynależność do "naturalnej" grupy społecznej, jak mieszkańcy pewnego terytorium, reprezentanci określonego zawodu, mówiący określonym językiem itp. Nasza robocza propozycja jest próbą uogólnienia praktyki przyjętej przez wspomniane instytucje walczące z rasizmem i ksenofobią, opartej na intuicyjnym rozumieniu zjawiska.
Niezbędne są tu pewne rozgraniczenia. Przede wszystkim odróżniać należy hate speech od hate crime, tzn. mowę nienawiści od przestępstw popełnianych na tym tle, m.in. aktów fizycznej przemocy, pobić, gwałtów i zabójstw; mowa nienawiści może towarzyszyć i zwykle towarzyszy hate crime, jednak niekoniecznie. Mimo wyraźnego powinowactwa przemocy werbalnej z przemocą fizyczną, nie należy mylić jednego z drugim. Trzeba także odróżniać szerszą kategorię, jaką jest mowa nienawiści, od karalnych w danym kraju form publicznej agresji werbalnej oraz pozawerbalnej (ikonografia transparentów i ulotek, rysunki i karykatury w pismach itp.); w tej kwestii przykładem w Polsce (i nie tylko) może być kłamstwo oświęcimskie, Auschwitzlüge, karalne na mocy ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.
Różnica między mową nienawiści i nienawistnym czynem bywa szczególnie mocno akcentowana na gruncie amerykańskim, gdzie dominuje - ufundowane na wierze w Konstytucję, a zwłaszcza Pierwszą Poprawkę - przeświadczenie o nadrzędności wolności słowa nad innymi wartościami życia zbiorowego. Jak powiada Ursula Owen z "Index on Censorship": "Ameryka jako najmniej ocenzurowany kraj świata stoi twardo na gruncie Pierwszej Poprawki i art. 19 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, co oznacza, że niemal wszystkie próby ograniczenia mowy nienawiści są odrzucane przez Sąd Najwyższy" ("The speech that kills", "Index on Censorship" 1/1998, s. 32-39). W efekcie istnieje tam tendencja, by w zakres tego, co karalne nie włączać aktów mowy, a jedynie akty przemocy fizycznej. Jednak w wielu krajach europejskich - zapewne wskutek doświadczeń faszyzmu i drugiej wojny światowej, jakże odległych czasowo i terytorialnie w oczach Amerykanów - wrażliwość na zagrożenia związane z nienawistną mową jest nieporównanie wyższa, co sprzyja tworzeniu prawa mającego eliminować to zjawisko.
Pytanie, czy wolność słowa powinna być bezgraniczna, czy też ograniczona prawami innych, jest w Polsce dyskutowane również w środowiskach pragnących przeciwstawiać się antysemityzmowi i ksenofobii. Nie jest naszym zadaniem zajęcie stanowiska w tej sprawie, warto jednak odnotować, że polskie prawo z jednej strony uznaje za przestępstwo szerzenie nienawiści na tle etnicznym, rasowym i religijnym (art. 13 Konstytucji, art. 256 i 257 Kodeksu Karnego), z drugiej zaś, w konkretnych przypadkach, prokuratury z reguły odmawiają wszczęcia dochodzeń z oskarżenia publicznego. W uzasadnieniach czytamy np.: "Publikacje zawarte we wskazanych wyżej pismach mają niewątpliwie charakter skarżący, często wręcz szokujący, nie zawierają jednak treści, które można by uznać za nawoływanie do waśni na tle narodowościowym lub religijnym, nie zawierają również formułowanych wobec kogokolwiek zniewag. [...] Podkreślić należy, iż sformułowania zawarte w tekstach "Zamach na Boga" - nr 7/9 miesięcznika "Szczerbiec" czy "Jestem Polakiem" nr 1/39/2000 r. i "Święta wojna" - nr 4/30/1998, pismo "Nowa Sztafeta" [...] nie mają takiego charakteru. [...] Poglądy te znajdują przeważnie negatywny oddźwięk społeczny. Społeczna nieadekwatność danego zachowania nie przesądza jednak jako taka o fakcie popełnienia lub nie popełnienia przestępstwa, w tym przypadku ściganego z oskarżenia publicznego" (z uzasadnienia przekazanego 27 kwietnia 2001 r. przez Prokuraturę Krajową Otwartej Rzeczypospolitej - Stowarzyszeniu Przeciwko Antysemityzmowi i Ksenofobii).
Wyjaśnijmy, że w pismach, których w tym przypadku dotyczył pozew, stwierdza się, że Żydzi są mniejszością "o charakterze jednoznacznie antykatolickim i antypolskim" ("Szczerbiec", 7-9/2000) siejącą "dywersję, nie zdradę, gdyż zdradza tylko swój [...] Żyd żyje i działa skrycie" ("Tylko Polska", 18(31)/2000), mniejszością, której przedstawiciele "tak genialnie potrafią zwodzić i nabierać, a genialność podłości przekracza tu wszelkie granice przyzwoitości" (tamże), oraz "kradną wszystko, co można wynieść" (tamże, nr 4(6)/99). "W dzisiejszej Polsce w stosunku do Polaków zachowują się w sposób demonstracyjnie pogardliwy, zamiast wdzięczności za wieki tolerancji odpłacają nam nienawiścią" ("Jestem Polakiem" 1(33)/2000) oraz cechuje ich "od wieków po dzień dzisiejszy nielojalność, przestępczość i wręcz wroga postawa wobec interesów Polski" (tamże). "To sami Żydzi sprawili, że każdy Polak ma dzisiaj do wyboru: albo zostać antysemitą, albo złotrzoną, sprzedajną łachudrą" (tamże). Proponowane są w tych pismach następujące środki zaradcze: "Zgoda na piastowanie przez nich [Żydów] znacznej części stanowisk, na których podejmowane są decyzje określające losy państwa i narodu, jest prostą drogą do zguby" ("Jestem Polakiem", 1(33)/2000), "Nie można bowiem dopuścić, by choroba - pogaństwo, w tym i współczesny judaizm - wymknęła się spod kontroli i zagrażała życiu niewinnych ludzi. Tak, jak kiedyś izolowało się dotkniętych trądem, tak dzisiaj izolować należy ogniska zapalne tej stokroć groźniejszej choroby" ("Nowa sztafeta", 4(30)1998).
Prokuratorzy uzależniają decyzję o wszczęciu postępowania od tego, czy padły słowa "powszechnie uznane za obraźliwe", albo czy nawoływano otwarcie do fizycznej przemocy. Jak wynika z naszego raportu, nie jest trudno szerzyć nienawiść unikając wulgarnych słów i otwartych nawoływań do zbrodni. Większość z zarejestrowanych przez nas wypowiedzi głosi nienawiść na tle rasowym, etnicznym czy religijnym w sposób zawoalowany, przy pomocy metafor, sugestii i generalizacji. Przykładem mogą być generalizacje: Żydzi en masse są podli i niewdzięczni, odpowiadają za komunizm, a dziś spiskują przeciw nam, Polakom, chcą nas poniżyć i obrabować. Do tej samej kategorii zaliczyć można liczne sugestie, że Żydzi (w domyśle wszyscy, gdziekolwiek mieszkający) są bezpośrednio odpowiedzialni za zamach na WTC i Pentagon, a także nazywanie określonych polskich pism pismami "polskojęzycznymi", mruganie okiem do czytelnika z podtekstem: "my i wy dobrze wiemy, kto się za tym kryje", czy wypominanie w określonych kontekstach krytykowanym osobom ich żydowskiego pochodzenia, ich prawdziwych bądź "prawdziwych" nazwisk. Do zawoalowanej mowy nienawiści należą wreszcie częste wypowiedzi na rozmaite sposoby usprawiedliwiające, umniejszające lub negujące samo istnienie tak wypowiadających się - istnienie mowy nienawiści. Rejestracja takich zjawisk wymaga analizowania szerszych, kontekstualnych aspektów wypowiedzi, prześledzenia "intencji" retorycznych i retorycznych strategii autorów. Ujawnia funkcjonowanie rasowych, etnicznych i religijnych stereotypów i uprzedzeń, elementów języka pomówień, na poziomie frazeologii i rozwiniętej argumentacji. Tak czy inaczej, rejestracja mowy nienawiści nie oznacza - co należy mocno podkreślić - żądania, by autorów nienawistnych tekstów ścigał polski czy nawet brukselski prokurator.
Dalej, mowę nienawiści w proponowanym tu rozumieniu należy odróżnić od wszelkiej wyrażanej publicznie wrogości, także tej umotywowanej politycznie. Oczywiście nie włączamy do analizowanego materiału brutalnych polemik prasowych, w których felietoniści obrzucają się nawzajem obelgami. Ale pomijamy też wypowiedzi wyrażające niechęć - a nawet nieskrywaną nienawiść - do określonej formacji politycznej, np. SLD czy Unii Wolności. Jest to też kwalifikacja zbiorowa, ale dotyczy przynależności z wyboru, więc nie spełnia naszego kryterium. Nie bierzemy, przykładowo, pod uwagę wypowiedzi: "tysiące Polaków było przez formację tow. Oleksego bezpodstawnie oskarżanych ("zaplute karły reakcji") i bez sądu więzionych, katowanych i mordowanych" ("Głos" z 27 października 2001), choć jest to nieuzasadniona sugestia, że Józef Oleksy miał ze stalinowskimi zbrodniami coś osobiście do czynienia. Jednocześnie włączamy do analizowanego materiału wierszyk w rodzaju: "Oleksy (do Millera na stronie): Szefie, mej posłuchaj rady / I uwolskie trefne spady / Wykop hen, do Arafata. / Miller (cicho): Chciałbym, Józek, lecz układy / Z finansową mafią świata / Każą mi Starszego Brata / Choćby zyskał ćwierć procenta / Wziąć do rządu i pamiętać, / Że specsłużby mają haka / Na mnie i na prezydenta" ("Nasza Polska" z 3 lipca 2001).
Wreszcie, trzeba odróżniać nienawistną mowę od zwykłego kłamstwa. Konieczność takiego odróżnienia dała o sobie znać szczególnie mocno w trakcie dyskusji o Jedwabnem. W raporcie pomijamy np. stwierdzenia, że "mordowali Niemcy, a nie Polacy", a "Gross kłamie", zamieszczamy natomiast te, gdzie ten ostatni kłamie jako "pachołek komuny", "Żyd" lub "w żydowskim interesie". W wielu analizowanych tekstach pojawiały się inne stwierdzenia dezawuujące lub obrażające ideowo-politycznego przeciwnika, a zarazem jawnie nieprawdziwe. Pomijaliśmy je również, zakładając, że kłamstwo (lub pomyłka) jest zjawiskiem znacznie szerszym od mowy nienawiści - chyba że kłamstwo wkomponowane było w szerszy, nienawistny schemat wyjaśniający, jak np. w takim fragmencie: "tzw. Nagroda Pulitzera, przyznawana publicystom, przypadła kiedyś autorowi obrzydliwej Maus, a niedawno otrzymał ją wojujący antypolsko jezuita z Krakowa, o. S. Musiał, uczestnik osławionej "konferencji genewskiej", na której zawarto z przedstawicielami Bnai- Brith tajną umowę w sprawie usunięcia klasztoru Karmelitanek" ("Nasza Polska" z 4 września 2001).
Mowę nienawiści definiujemy więc: z jednej strony szerzej niż mowę karalną, z drugiej węziej niż ogół deklaracji niechęci powodowanej względami ideowymi, politycznymi itp. Następnie, odróżniamy ją od: po pierwsze kłamstwa, po drugie aktów fizycznej przemocy na tle rasowym, etnicznym i religijnym.
II. Charakterystyka mowy nienawiści
Narracja
Klasyfikacja tematów i nieco statystyki
Prezentowany materiał można w pierwszym rzędzie sklasyfikować tematycznie. I tak, wśród ogółem 589 analizowanych tekstów (Dokumentacja) zwraca uwagę dominacja wątków związanych z Żydami i Izraelem (407 - tu i dalej podajemy w nawiasie liczbę zapisów) i to, że innym narodowościom i krajom poświęcono nieporównanie mniej uwagi. O Niemcach i Niemczech (a także hitlerowcach, Gestapo itp.) mowa, owszem, dość często (131), jednak z reguły w kontekstach żydowskich bądź przywołujących na myśl Żydów, wskutek czego zapisów traktujących o samych Niemcach pozostaje jedynie 28. Jest to po części spowodowane (wystarczy przyjrzeć się kontekstom) koncentracją na zbrodni jedwabieńskiej, w której współwystępują postaci Polaków, Niemców i Żydów. Stosunkowo często pojawiają się też odniesienia do Rosjan, Rosji, ZSRR i Sowietów (100), lecz znów, jak w przypadku Niemców, przede wszystkim jako tło dla rozważań o kwestii żydowskiej. Rzadko w interesujących nas kontekstach występują inne narody, m.in. Ukraińcy (28), Litwini (13) i Białorusini (7).
Statystyka ta jest wymownym dowodem obsesyjnego zaabsorbowania prasy nacjonalistycznej tzw. kwestią żydowską. Inaczej to ujmując, w siedmiu przypadkach na dziesięć mowa nienawiści za cel obiera Żydów, zarówno realnych, jak symbolicznych, wokół Żydów się obraca. Jest to, co warto zauważyć, szczególny, bo patologiczny przypadek szerszego zjawiska, jakim jest paradoksalne - nie pozostające w żadnej rozsądnej proporcji do rzeczywistej żydowskiej obecności - wyczulenie polskiej opinii publicznej na temat żydowski. Wrażliwość ta - miłość, nienawiść, czujność, przewrażliwienie, oczarowanie, fascynacja, lecz nigdy obojętność - znajduje wyraz w skrajnie odmiennych, przyjaznych i nieprzyjaznych formach. Z jednej bowiem strony uliczny festiwal kultury żydowskiej w Krakowie przyciąga od lat tysięczne tłumy, w tym młodzież tańczącą ekstatycznie do późnej nocy przy wtórze klezmerskich kapel z Polski i ze świata, a publikacje o dziejach, folklorze i kuchni żydowskiej mają niesłabnące powodzenie na rynku wydawnictw. Z drugiej jednak, jak wiadomo z licznych studiów naukowych i jeszcze liczniejszych reportaży prasowych, antysemityzm jest w wielu środowiskach naturalną formą nienawistnej ekspresji - "Żydami" nazywa się m.in. graczy i kibiców wrogich klubów piłkarskich, "Żydzi" są też jedną z ważniejszych kategorii pojęciowych języka wszechobecnych graffiti.
Odnosimy wrażenie, że wbudowana kulturowo, bezpostaciowa nieobojętność na temat żydowski, podatność nań, dopuszcza wykorzystanie jej na różne, przeciwstawne sposoby. Oprócz wielu innych przesłanek potrzebny jest jeszcze ostateczny czynnik wyzwalający, ukierunkowujący istniejące emocje w tę lub inną stronę. Taką rolę pełnią wedle nas analizowane pisma narodowo-katolickiej prawicy, kierujące z mniejszym lub większym powodzeniem ów potencjał nieobojętności w antysemickie koleiny.
Patrząc z tej perspektywy na zainteresowania i retorykę pism prawicowych reprezentujących zupełnie inny styl niż pięć analizowanych tu tytułów i z tej racji sytuujących się w bardziej cywilizowanym nurcie dyskursu publicznego - mamy na myśli m.in. "Życie", "Nowe Państwo" i "Frondę" - nie dziwimy się, że tak często powraca w nich tematyka żydowska. Jednak zwłaszcza w przypadku "Frondy" (ważnego intelektualnego kwartalnika poszukującej tożsamości i form wyrazu młodej prawicy) zwraca uwagę płytkość granicy między fascynacją a obsesją. Mimo kolosalnych różnic dzielących te dwa dyskursy, w przypadku "Frondy" jej prawicowa identyfikacja i dążenie do odzyskania narodowej i katolickiej godności - m.in. zdjęcia odium współodpowiedzialności za Zagładę z własnego narodu i Kościoła - sprawiają, że drążąc temat stosunków polsko-żydowskich autorzy tego pisma odwołują się niejednokrotnie do strategii komunikacyjnych i schematów wyjaśniania (będzie o nich mowa w dalszym ciągu) bardzo podobnych do tych, które napotkać można w "Naszej Polsce" czy "Głosie" (por. S. Kowalski, "Wobec Zagłady. O retoryce pamięci i zapomnienia", Przegląd Socjologiczny, Łódź 2001).
Co do nadreprezentacji tematyki żydowskiej w analizowanych pismach, sceptyk może powiedzieć, że jest ona efektem złej metodologii - że wynika nie tyle z natury przedmiotu, co stronniczości autorów i co za tym idzie nieprawidłowej selekcji treści, że gdyby kto inny wziął do ręki te same pisma, uzyskałby, niewykluczone, inne rezultaty. Znaczyłoby to jednak, że przeglądając analizowane tytuły prasowe zbyt często świadomie lub bezwiednie pomijaliśmy mowę nienawiści nie adresowaną do Żydów. Uprzedzając ten zarzut pragniemy zapewnić, że było wręcz przeciwnie - zbici z tropu aż takim nagromadzeniem treści antysemickich z zacięciem kolekcjonera wypatrywaliśmy przykładów innych odmian mowy nienawiści, a natrafiwszy na nie pieczołowicie je odnotowywaliśmy. Nadal nie przekonanych zachęcamy do samodzielnej, starannej lektury omawianych pism.
Kontynuując tematyczno-statystyczną klasyfikację zgromadzonego materiału wymieńmy dalsze, często pojawiające się wątki nie mieszczące się w etnicznych kategoriach, jednak stanowiące istotny, wkomponowany w całość element przekazu, który nazywamy mową nienawiści. Przypomnijmy ogólną zasadę: o umieszczeniu bądź nie umieszczeniu w rejestrze nienawistnej mowy nie decydował napastliwy ton wypowiedzi, ani nawet jej tematyka (o Żydach, o Niemcach, o Unii Europejskiej). Można nie lubić konkretnego Żyda, np. premiera Izraela Ariela Szarona i jego polityki, a nawet dawać temu wyraz w ostrych słowach. Wypowiedzi do tego się ograniczających nie uwzględnialiśmy w naszym wykazie, natomiast uwzględnialiśmy te, w których działania konkretnych Żydów przypisano "żydowskiej naturze", bądź skojarzono w ramach szerszego schematu wyjaśniającego z wątkiem stalinizmu jako żydowskiego dzieła ("żydokomuna") oraz żydowskiej dominacji w polityce, mediach, bankach itp. Nie uwzględnialiśmy więc tekstów, w których wspomniano o żydowskim pochodzeniu stalinowców z MBP, chyba że wskazanie narodowości stanowiło kontekstualną sugestię, iż "natura" dyktowała Żydom wstępowanie do UB i zabraniała tego Polakom.
Podobnie nie włączyliśmy do naszego rejestru wypowiedzi, których autorzy sprzeciwiali się wejściu Polski do Unii Europejskiej i krytykowali, nawet ostro, tę organizację, jej ducha i podstawowe zasady. Do zaliczenia do mowy nienawiści nie uznaliśmy też za wystarczające tego, że ktoś jest po prostu przeciwny równouprawnieniu kobiet, rozdziałowi Kościołów od państwa, prawu do aborcji i eutanazji, homoseksualizmowi czy tzw. sektom. Istotny był sposób, w jaki te poglądy były wyrażane, a więc to, czy wkomponowywano je w schemat, w którym możliwe i potrzebne okazało się wyrażanie zgeneralizowanej nienawiści wobec odpowiednich grup społecznych. I tak, odnaleźliśmy 60 dających się zakwalifikować jako mowa nienawiści wypowiedzi dotyczących Unii Europejskiej, perspektyw integracji Polski z Zachodem i nagannych właściwości zachodniej kultury. W 59 przypadkach mowa była wprost bądź w zawoalowany sposób o spisku przeciwko Polsce, Polakom, katolickiej wierze i wartościom. Mniej miejsca poświęcono obronie patriarchalnej, katolickiej rodziny i atakowaniu feminizmu (12), a także sekt (8).
Wreszcie ostatni, szczególny wątek tematyczny, o którym wypada tu wspomnieć, to negacja samego faktu istnienia antysemityzmu i innych form ksenofobii - odbieranie na wiele sposobów (o których będzie dalej mowa) sensu tym pojęciom. Na tego rodzaju zabiegi natrafiliśmy w co najmniej 103 analizowanych artykułach.
Powyższe wyliczenia nie są oczywiście wyczerpujące, dają jednak wstępne wyobrażenie o poruszanych w omawianych pięciu pismach tematach i ich wzajemnej ilościowej proporcji. Najważniejsze, najczęściej pojawiające się wątki tematyczne omówimy szczegółowo, jednak należy podkreślić, że splatają się one w spójną, nacechowaną znaczną konsekwencją całość, co sprawia, że każde ich wyodrębnienie jest zabiegiem poniekąd sztucznym, podyktowanym celem zewnętrznym względem owych treści, jakim jest próba ich sklasyfikowania i analizy.
Obcość jako wymiar podstawowy
W zebranym materiale najbardziej uderzająca jest nieustanna gotowość czynienia rozróżnień. Wszechogarniającą pasję dzielenia świata ilustruje następujący fragment: "Skoro atoli rozwijają się w Polsce cztery metody życia zbiorowego, mogą też istnieć cztery metody polityczne: żydowska, turańska i bizantyńska, sprzymierzone przeciwko łacińskiej". Najważniejsze rozróżnienie to swój - obcy, naszość - cudzość. Obcość, cudzość, inność ma wyłącznie negatywne konotacje, wszystko co nie jest nasze jest po pierwsze dziwne, po drugie niewłaściwe, po trzecie zagrażające. Główna linia podziału świata przebiega między Polakami i nie-Polakami. Wśród nie-Polaków można wyróżnić trzy różne i różnie traktowane zbiorowości. Do pierwszej należą mniejszości narodowe, przed wojną, dodajmy, uznawane przez znaczną część społeczeństwa i aparatu władzy za obywateli drugiej kategorii, a więc Żydzi, Białorusini, Ukraińcy i Litwini. Są to "swoi" obcy. Druga kategoria to "obcy" obcy, narodowości, których reprezentanci, choć obecni, nie byli rozpoznawani jako zwarta mniejszość narodowa, toteż nie było ugruntowanej tradycji ich lekceważenia. Jest to, umownie rzecz biorąc, Europa, dziś kojarzona także z Unią Europejską pojmowaną jako struktura polityczna i jako zbiorowość kulturalna i aksjologiczna zorganizowana wokół demokratyczno-liberalnego systemu wartości. Szczególnym przypadkiem są tu Niemcy, stanowiący i w przeszłości, i dziś mniejszość zarazem "swoją" jak i "obcą". Niemców nie lubiano, jednak nie traktowano ich z poczuciem wyższości, jak Żydów czy Białorusinów. Również dziś reguły ich opisu w badanej prasie w zasadzie pokrywają się z regułami zarezerwowanymi dla szeroko rozumianej "Europy". Trzecia postrzegana przez autorów kategoria nie-Polaków to mniejszości obyczajowe, czyli homoseksualiści, feministki, ludzie z kolczykiem w uchu, członkowie sekt, "postmoderniści" i libertyni, transwestyci, amatorzy metalowego rocka i inni. W tej wizji świata "Europa" może z jednej strony prócz swoich własnych realizować zamysły Żydów i Niemców, z drugiej zaś okazuje się tożsama ze zbiorowością homoseksualistów, feministek, ludzi z kolczykiem w uchu itd. Poszczególne kategorie nie-Polaków częściowo pokrywają się, a jeśli nawet nie, to pozostają w związku wzajemnym jako elementy jednej, szerszej całości. Bowiem wszystko się łączy ze wszystkim przeciwko polskości.
Rys. 2
W powyższym diagramie pojawią się dwie dodatkowe istotne kategorie: Polacy jako my i Polacy jako oni. Pierwsza, po prawej, to po prostu Polacy, aksjologiczno-religijno-etniczny monolit. Jednak, jak łatwo zauważyć, pewien kłopot sprawia omawianym autorom wynikająca z potocznej obserwacji wiedza o tym, że Polacy nie są jednakowi, np. często opowiadają się za integracją z Unią Europejską, ba, czytują "Gazetę Wyborczą" i "Nie", noszą kolczyk w uchu, a niektórzy są homoseksualistami. Dysonans poznawczy wymusza podział na dwie wspomniane podkategorie. Polacy jako oni nie są prawdziwymi Polakami. Zakwestionowanie ich polskości dokonuje się w badanych tekstach na rozmaite (omówione dalej) sposoby. To co własne i bliskie otrzymuje niezmiennie znak dodatni, to co cudze i obce - znak ujemny. Piszący nie biorą na siebie odpowiedzialności za ów podział - ich zdaniem powstał on w wyniku działania obcych, zainteresowanych deprawowaniem lub wynaradawianiem polskiego społeczeństwa i podszywających się podstępnie pod Polaków. Należy przy tym podkreślić, że wykluczenie następuje wyłącznie na mocy decyzji piszących, żaden akces własny ani własne poczucie tożsamości tych, o których mowa nie ma tu znaczenia.
Polacy występujący w tekstach jako my są zbiorowością z natury łagodną, wielkoduszną, organicznie niezdolną do kłamstwa i podłości. Rodowodowo pochodzą od akowców i zesłańców. Są niezłomnie wierni Kościołowi, dzięki temu czyści moralnie. Są jednak przy tym uciemiężeni przez wrogów i z powodu swej szlachetności bezbronni. Polacy jako oni wzorują się na obcych, za pieniądze albo z głupoty służą ich interesom i przejmują ich punkt widzenia. Jeśli są przekupieni, często okazuje się, że w ogóle nie są prawdziwymi Polakami. Celem odseparowania przypisuje się im stalinowski lub trockistowski rodowód, obciąża winą za wojenne i powojenne prześladowania akowców, księży i oficerów, za zbrodnie UB i KGB. Kwestionuje się prawdziwość nazwisk, sugeruje skazy na rodowodach. Domysły natury genealogicznej wyjaśniają różnorodność politycznych postaw Polaków. Rozwiązłość, pijaństwo, wandalizm, ateizm, deprawacja, libertynizm, euroentuzjazm i popularność "Gazety Wyborczej" pojawiły się w społeczeństwie polskim za sprawą obcych i rozpleniły się dzięki nieprawdziwym Polakom, wykluczonym symbolicznym gestem ze zbiorowości, którą nazwano tu "Polacy jako my" i działającym ramię w ramię z innymi obcymi. Istotną rolę w tej ekspansji zła odgrywają środki przekazu nazywane przez piszących "polskojęzycznymi" w nawiązaniu do przedwojennego, w tamtym czasie jeszcze nie nacechowanego emocjonalnie określenia prasy wydawanej przez Żydów dla Żydów w języku polskim. Zarazem zabieg, o którym mowa służy eksternalizacji zła: wszystko, co niegodziwe (faktycznie bądź mocą arbitralnej kwalifikacji) usunięte zostaje poza obręb prawdziwej polskości.
Obcość Żydów i innych mniejszości
Najsilniej akcentowana jest obcość Żydów. "[Wiele przykładów] pokazuje przepaść między zestawem katolickich i żydowskich wartości czy aksjomatów. Wszystko to upewnia nas, że nie można mówić o czymś takim, jak wspólne judeochrześcijańskie korzenie" ("Nasz Dziennik" z 13-14 października 2001). "Autorzy napisu nazwali nawet jedwabieńskich Żydów "współgospodarzami tej ziemi" chociaż przez wieki panowało powszechne przekonanie, że mają oni w Polsce status gości" ("Nasz Dziennik" z 6 czerwca 2001). Nie ma zatem ani wspólnych korzeni, ani wspólnej ziemi.
Żydzi (lub inna mniejszość lecz zwłaszcza oni) mają zawsze i wszędzie te same cechy - za czasów Chrystusa i w średniowieczu, w wieku XIX, XX i XXI, na Wołyniu, Warszawie, Paryżu i Nowym Jorku, w Hiszpanii w dobie Inkwizycji, hitlerowskich Niemczech, stalinowskiej Polsce i we współczesnym Izraelu. W identyczny więc sposób, jako ponadczasowy kolektyw rozproszony po kontynentach, krajach i epokach, Żydzi religijni i całkiem świeccy, pół-Żydzi i ćwierć-Żydzi, odpowiadają za wszelkie zło wyrządzane tam i wtedy lub tu i teraz innym, w domyśle wolnym od ich wad narodom. Perspektywa ta pozwala np. łączyć w jeden ahistoryczny schemat wyjaśnień polsko-żydowskie dzieje przedwojenne i wojenne z obecną polityką Izraela wobec Palestyńczyków.
Cechy właściwe Żydom (Litwinom, Białorusinom, Ukraińcom) rzadko wymienia się wprost, co nie znaczy, że piszący są niechętni stereotypom albo że nie mają wyobrażeń na temat owych cech. Nie sądzimy, by ulegali presji poprawności politycznej, tak często przez nich wyszydzanej - raczej jest to przejaw pewnej ostrożności w zakresie form wyrazu, świadomy wybór strategii komunikacyjnej polegającej na "mruganiu okiem", dawaniu czytelnikowi pewnych rzeczy do zrozumienia (por. Schematy argumentacyjne i wyjaśniające, niżej). Warto dodać, że w pismach jeszcze skrajniejszych, pominiętych w tym opracowaniu, epitety są, wprost przeciwnie, podstawową formą komunikacji, i to jest właśnie najbardziej widoczna różnica między pominiętymi tu pismami uznawanymi za skrajne i marginalne a tymi powszechnie dostępnymi, których dotyczy niniejsze opracowanie. W omawianym przypadku, jeśli epitet pada, z reguły dotyczy poszczególnych reprezentantów występujących w tekście pod nazwiskiem lub anonimowo, nie zaś zbiorowości. Chcąc wyrazić swoje opinie o Żydach, Litwinach, Białorusinach i Ukraińcach jako grupach, piszący zastępują go przypowieścią albo informacją. Przypowieść dotyczy jednostkowych losów, często przybiera formę wspomnienia; informacja dotyczy faktów historycznych; zarówno przypowieść jak informacja służą ilustracji cech, których piszący przeważnie nie nazywa, chroniąc się w ten sposób przez zarzutem antysemityzmu (antyukrainizmu, itd.), a przede wszystkim dając dowód łagodności i wielkoduszności, zalet, którymi mogą poszczycić się Polacy jako my. Wśród tekstów poświęconych mniejszościom temat żydowski zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan, pochłania najwięcej uwagi i energii piszących, wydaje się opracowany w sposób najbardziej wszechstronny (por. Kwalifikacja wątków i nieco statystyki).
Badana przez nas prasa głosi zgodnie, że w Polsce nie występuje problem antysemityzmu. Antysemityzm kłóciłby się zresztą z wizją Polaków jako zbiorowości przede wszystkim wielkodusznej: wymyślony został po to, żeby Polskę skompromitować. Istnieje co najwyżej zagrożenie antysemityzmem, związane z zachowaniem Żydów, żądających dla siebie i dla swoich zmarłych uwagi i współczucia. (Jeśli Żydzi będą dalej tego żądać, w Polsce zrodzi się w końcu antysemityzm, grożą autorzy). Co do uwagi i współczucia stanowisko większości autorów jest następujące: nie należą się one Żydom, po pierwsze dlatego, że Polacy też ucierpieli, po drugie dlatego, że Żydzi są sami sobie winni. Jeśli owo nieuzasadnione żądanie współczucia nie zostanie przez nas bardzo kategorycznie odrzucone, Żydzi w następnej kolejności zażądają pieniędzy, ostrzegają dalej autorzy tekstów.
Jeśli mówimy o "żądaniach Żydów", nie mamy tu na myśli żądań rzeczywiście wysuwanych przez Żydów lub organizacje żydowskie, chodzi nam o te, które w omawianej przez nas prasie są Żydom przypisywane, w formie, w jakiej się je przytacza. Przytoczenie owych żądań, nawet bez komentarza, albo zwłaszcza bez komentarza, porusza emocje czytelnika, którego istnienie słusznie zakładają piszący: wyposażonego w klucz, jakim jest znajomość uzgodnionego (w sąsiednich tekstach, w tekstach sprzed kilku lat i w rozmowach przy stole na imieninach ciotki jeszcze za PRL) schematu narracyjnego służącego opisowi stosunków polsko-żydowskich w przeszłości. Nieusuwalna obcość Żydów (i wszelkich mniejszości) jest bardzo ważną okolicznością tych stosunków. Oto główne elementy owego schematu:
1. Przygarnięcie Żydów, Ukraińców, Litwinów itd. przez Polskę było dla tych narodów dobrodziejstwem, cała zasługa przypada Polakom.
2. Żydzi (lub inna mniejszość) jako ogół nie okazali wdzięczności, przy każdej okazji intrygowali przeciwko Polsce, dręczyli jej ludność poprzez wyzysk (lub przemoc fizyczną) i współpracowali z jej wrogami, a mimo to byli przez Polaków traktowani jak najlepiej i w potrzebie wspomagani z poświęceniem.
3. Po ostatniej wojnie Żydzi (inne mniejszości) nie zaprzestali prześladowania Polski i Polaków.
Każdy z trzech elementów schematu wymaga dodatkowych wyjaśnień, których zresztą dobrze przygotowany wirtualny czytelnik potrafi sam sobie udzielić - dlaczego Żydzi lub inna mniejszość i Polacy postępowali właśnie tak, jak przedstawia to schemat. Odgadując odpowiedzi na to pytanie, docieramy do stereotypów Żyda i Polaka. Ten całościowy model stosunków polsko-żydowskich, aby ustrzec się gołosłowności, potrzebuje także wielu jednostkowych przykładów Żyda i Polaka oraz grup Żydów i Polaków działających zgodnie ze schematem, został więc obudowany licznymi narracjami spełniającymi jego wymogi, osadzonymi w realiach historycznych. Modele stosunków polsko-ukraińskich, polsko litewskich itd. są oparte na tym samym podstawowym schemacie, ewentualnie z wyłączeniem jakiegoś elementu, mniej rozbudowane w zakresie rozwinięć faktograficznych i uzupełnione stereotypami zawierającymi trochę inne (choć zbliżone) treści; nie zawierają jednak żadnych elementów dodatkowych.
Aby zrozumieć, dlaczego przygarnięcie przez Polskę było dla Żydów i innych mniejszości dobrodziejstwem, trzeba wiedzieć, że przed wiekami Żydzi nie mieli nie mieli gdzie się schronić, Polska udzieliła im gościny, gdy nikt ich u siebie nie chciał. Dla Litwinów natomiast i Rusinów przygarnięcie przez Polskę oznaczało niesłychany awans cywilizacyjny, w inny sposób nieosiągalny. Sformułowanie o udzieleniu gościny pada często. W dosłownym sensie oznaczałoby to przyjęcie obcych pod własny dach i dzielenie się chlebem; piszący nie sugerują, że tak było, pomijają jednak fakt, że Żydzi osiedlali się w Polsce w czasach, kiedy nie strzeżono granic i nie reglamentowano migracji; użycie słowa "gościna" zabarwia opis pozytywnymi konotacjami tego słowa. Dopiero dziś przyjmowanie obcych łączy się z obowiązkiem zapewnienia im miejsc pracy i innych przywilejów przez rządy państw, wywołuje też protesty grup obywateli, które mogą czuć się obecnością "obcych" zagrożone. Opis sugeruje, że przed wiekami "przygarnięcie" Żydów (lub innych mniejszości) wymagało od narodu poświęceń (do których Polacy jako my są zawsze gotowi w imię miłości bliźniego).
Istnieją więc gdzieś poza tekstem, w świadomości wirtualnego czytelnika, listy cech, wyjaśniające wrogość mniejszości żydowskiej i innych do kraju, od którego zaznały tylko dobra. Właśnie takie listy cech są treścią stereotypów. Powstanie stereotypu nie jest bowiem dziełem przypadku ani niczyją pomyłką, którą można by naprawić przez wyjaśnienia na poziomie racjonalnym. Jest koniecznością, wymusza je potrzeba wzmocnienia wątlejszych punktów pewnej konstrukcji o charakterze tyleż poznawczym, co emocjonalnym. Stereotyp wyjaśnia np. dlaczego w myśl schematu narracyjnego Żydzi podczas rozbiorów kolaborowali z zaborcą, a podczas okupacji z okupantem, dlaczego próbowali storpedować odzyskanie niepodległości przez Polskę w 1918 roku a po roku 1945 sami przejęli rolę zaborcy i okupanta, dlaczego Litwini, Ukraińcy itd. zawsze szkodzili Polsce i Polakom. Jakieś wytłumaczenie zachowań mniejszości jest potrzebne, a podważanie prawdy o ich winach budzi wrogość jako ingerencja w emocjonalny porządek struktur poznawczych, które przecież czemuś służą. Otóż więc nienawiść Żydów do Polski bierze się z naturalnej obcości, z nakazów religijnych, z niewdzięczności, z chciwości i wyrachowania. Nienawiść Litwinów, Białorusinów i Ukraińców z ich naturalnego okrucieństwa, z ich zasadniczo niższej kultury, z wrodzonej gruboskórności.
W myśl przedstawionego schematu po wybuchu wojny Żydzi zaczęli więc służyć gorliwie okupantowi radzieckiemu. Posługiwali się strukturami nowej władzy, by prześladować Polaków, zwłaszcza oficerów i Kościół. Chętnie zagarniali polskie mienie. W dużych zbiorowościach znajdą się przykłady na wszystko, generalizacja powołuje do życia prawdy ogólne. Aby jednak wypełniać dobrze swoje zadanie kojenia emocji, schemat musiał w ostatnich latach, po ujawnieniu niepokojących okoliczności stosunków polsko-żydowskich podczas ostatniej wojny, wyjść poza dotychczasowe środki, sprowadzające się do generalizacji. Musiał dostarczyć przykładów win nowego typu, popełnionych przez Żydów w tamtym okresie, by w ten sposób lepiej zrównoważyć rachunki. Tak więc Żydzi zaczęli się w relacjach historycznych łączyć w bandy uzbrojone przez Sowietów i napadać na polskie wsie, mordując mieszkańców bez litości, jak to czyniły inne mniejszości od dawna pod różnym dowództwem. Hitlerowcom Żydzi także służyli gorliwie, podobnie jak Litwini, Białorusini, Ukraińcy. Żydowscy kolaboranci sami w znacznej mierze wymordowali mieszkańców gett i więźniów obozów koncentracyjnych, wykazując się okrucieństwem nie mniejszym niż esesmani. Dowiadujemy się, że powstanie w getcie warszawskim zostało zorganizowane przez AK, że Żydzi nie tylko nie chcieli w nim walczyć, lecz zgoła sabotowali je sprzedając na Kercelaku przekazaną im broń. Żydzi zagrażali również Polakom. Szpiclowali ruch oporu na zlecenie gestapo i donosili Niemcom na Polaków przechowujących Żydów. Mimo to Polacy masowo ratowali Żydów czyniąc dla nich więcej, niż Żydzi uczynili dla własnych braci. Oddawali im jedzenie, choć sami głodowali, poświęcali życie swoje i swoich rodzin. Szczególnie liczne są wspomnieniowe wariacje na temat Żydówki, której oddawano ostatnią kromkę chleba i która nigdy nie podziękowała za ocalenie. Polacy także byli prześladowani przez Niemców i ostatecznie padli ofiarą takiej samej eksterminacji. Ich poświęcenie w tych okolicznościach da się wyjaśnić tylko cechami zawartymi w stereotypie Polacy jako my. Warianty są tu wynikiem różnych prób wyjaśnienia, dlaczego tak wielu Żydów zginęło podczas okupacji. Schemat oferuje dwie możliwości. Pierwsza sprowadza się do udowodnienia, że wcale nie tak wielu zginęło, jak się powszechnie sądzi. Czytamy, że liczby są zawyżone, że co do komór gazowych nie można mieć pewności i że na przykład w Warszawie więcej Żydów się uratowało niż zginęło. Druga rozbudowuje wątek represji, dodaje wyjaśnienie, że tylko Polacy byli karani śmiercią za pomaganie Żydom, niekiedy już za podanie Żydowi kromki chleba. Tu także w schemacie powstaje napięcie, ponieważ nikt nie był karany śmiercią za przechowywanie Polaków, a przecież padli oni ofiarą takiej samej eksterminacji. Przed tego typu napięciami schemat broni się pewnym rozluźnieniem, mogą w nim funkcjonować różne sprzeczne prawdy, nie wchodząc sobie nawzajem w paradę, a to dzięki temu, że wszystkim razem zmniejsza się dawkę uwagi: mamy mianowicie na głowie sprawy ważniejsze, bo nasze własne.
Jak głosi uzgodniona narracja, holokaust się Żydom w ogólnym rachunku opłacał, toteż międzynarodowe żydostwo nie kiwnęło palcem dla ratowania swoich braci. Co istotne, braćmi Żydów są zawsze Żydzi, nigdy Polacy. Bratem sklepikarza z Kresów jest bankier z Nowego Jorku, a nie sąsiad, także sklepikarz. Po wojnie Żydzi zaczęli masowo prześladować Polaków wykorzystując do tego celu aparat partii i państwa. Prześladowali zwłaszcza akowców i księży. Skala tych zbrodni jest ogromna. Urządzali prowokacyjne antyżydowskie ekscesy, żeby skompromitować Polaków za granicą robiąc z nich antysemitów. W 1968 roku wykorzystali nadarzającą się okazję do ucieczki za granicę. W ten sposób zapewnili sobie bezkarność po popełnionych przez siebie stalinowskich zbrodniach. Obecnie wracają po kryjomu, nie przyznając się do swojego pochodzenia, pod zmienionymi nazwiskami. Ich zamiarem jest zrujnowanie Polski, żeby ją potem wykupić za bezcen. Do swoich celów wykorzystują struktury Unii Europejskiej. Kontrolują z powodzeniem polskie i światowe media.
W myśl tej narracji Żydzi próbują ukryć prawdę o sobie, bo to przeszkadzałoby w wydarciu Polakom ich skromnych oszczędności. Stereotyp ujawnia motywacje obu stron: Żydzi chcą pieniędzy za wszelką cenę, i aby osiągnąć swoje cele za zgodą Europy i Ameryki, muszą zakłamać prawdę o stosunkach polsko-żydowskich; Polacy jako my chcą nagłośnienia całej prawdy o Żydach, bo tylko ona może ich uratować. Tak oto antysemityzm nie istnieje, pojęcie jest nieporozumieniem, słowo nic nie znaczy. Ten zaś, kogo oskarża się o antysemityzm, okazuje się niewinną i bezbronną ofiarą. Posiadanie przez czytelnika ugruntowanej, całościowej wiedzy o obcości, winach i intencjach jest warunkiem pojmowania wszelkich aluzji i znaczących przemilczeń w poszczególnych tekstach badanej prasy.
Czasami równie ciekawa, jak treści pojawiające się w tekstach, może być konsekwentna nieobecność tego czy innego wątku. Tak jest i tutaj. Warto zwrócić uwagę na niemal zupełną nieobecność Rosji jako osobnego tematuw omawianych pismach. Mimo że historia najnowsza zajmuje w nich niesłychanie dużo miejsca, Rosjanie i ZSRR pojawiają się głównie w tle zbrodni żydowskich (żydokomuna), przyznany jest im status taki, jakim się cieszą siły przyrody, do których nie sposób kierować pretensji i oskarżeń. Praktycznie nie spotkaliśmy przykładów nienawistnej mowy spełniających założone kryteria, a odnoszących się do Rosjan czy Sowietów. Wynika to zapewne z tego, że ich wina traktowana jest jako oczywistość - jest jak powiedziałby Alfred Schutz, taken for granted ("wiedza podręczna traktowana, aż do odwołania, jako nie podlegająca dyskusji, to znaczy taka, w którą się nie wątpi", por. "Potoczna i naukowa interpretacja ludzkiego działania", w: E. Mokrzycki (red.) Kryzys i schizma, tom 1, PIW, Warszawa 1984, s. 143). Wina Żydów jest, przeciwnie, nieoczywista - wymaga ujawnienia i dlatego angażuje tyle uwagi i emocji.
Obcość Europy
Stosunki między Polską a państwami zachodniej Europy również ujęte są sztywny schemat narracyjny, który można przedstawić następująco:
1. Europa zawdzięcza Polsce, przedmurzu chrześcijaństwa, swoje przetrwanie.
2. Europa zdradziła Polskę po raz pierwszy w dobie rozbiorów, po raz drugi w roku 1939 i po raz trzeci w Jałcie.
3. Dziś tak jak dawniej Europa nie chce Polski, zamierza ją oszukać, zniewolić i wykorzystać.
Warto zauważyć, w jakim punkcie ten schemat jest zbieżny z przedstawionym w poprzednim rozdziale, a dotyczącym spraw polsko-żydowskich, polsko-ukraińskich itd.: otóż tym wspólnym elementem jest temat krzywdy i zdrady. Tutaj, tak samo jak tam, Polska jest niewinną ofiarą. Oba schematy są nie tylko komplementarne - są w istocie częścią albo raczej sytuacyjnym uszczegółowieniem jednego, nadrzędnego schematu.
Jakkolwiek wątek Europy i Zachodu pojawia się tu i ówdzie przy okazji rozważań historycznych, zasadniczym dlań kontekstem pozostaje współczesny problem, jakim jest europejska integracja i perspektywa wejścia Polski do Unii Europejskiej. W kwestii tej omawiane pisma prezentują radykalny eurosceptycyzm ujęty w schemat narracyjny dziejowego dramatu. Zbiorowymi dramatispersonae są z jednej strony Polacy jako my reprezentowani przez "prawdziwą" prawicę, jej pisma i organizacje, a z drugiej nie-Polacy, obóz symbolicznych "Europejczyków". Ci ostatni, to przywoływani na rozmaite sposoby, za pomocą różnych określeń i sugestii, rodzimi i zagraniczni zwolennicy integracji.
Scenariusz dramatu jest następujący. Po drugiej wojnie światowej, wskutek imperialnych zakusów Związku Sowieckiego, zdrady Zachodu (Jałta) i działań żydowsko-komunistycznej piątej kolumny, Polska została pozbawiona Kresów i przekształcona w PRL, czyli de facto moskiewski protektorat. W operacji tej, będącej w istocie czwartym rozbiorem, Polacy nigdy nie uczestniczyli. Ubezwłasnowolnieniu Polaków jako narodu politycznego towarzyszyło narzucenie im obcej, marksistowskiej ideologii i obcych wzorów kulturalnych, w czym również żadnego udziału nie brali. Wyzwolenie po roku 1989 było pozorne, o czym świadczy utrzymująca się, polityczno-ekonomiczno-kulturalno-medialna dominacja tychże idei i reprezentujących je sił oraz, z drugiej strony patrząc, marginalizacja idei i sił prawdziwie polskich.
Obecnie podobnie ukonstytuowane moce - tzn. wróg zewnętrzny, "Bruksela", dysponujący planem, ideologią i wspierającą ją przeważającą siłą pieniądza, oraz współpracujący z nim, sprzedajny wróg wewnętrzny - dążą do tego samego celu, czyli podporządkowania sobie i w dalszej perspektywie eksploatowania Polaków (wariantem alternatywnym jest dominacja dla samej dominacji lub, co gorsza, wynikająca z bezinteresownej nienawiści do reprezentowanych przez Polaków chrześcijańskich i narodowych wartości). Scenariusz podkreśla aspekt kontynuacji - kolaboracją z "Brukselą" zajmują się "ci sami ludzie" lub (co na jedno wychodzi) ich potomkowie ideowi lub genetyczni, tj. Żydzi-stalinowcy - oraz, z drugiej strony, aspekt zmiany. Jednak zmiana jest formalna, polega bowiem na zwykłym geograficznym przeniesieniu dominującego centrum - "wczoraj Moskwa, dziś Bruksela" - lub zmodyfikowaniu metod, tzn. zastąpieniu brutalnego podboju militarno-politycznego bardziej subtelnymi instrumentami ekonomicznymi i kulturalnymi.
Wyjaśnienia wymaga jedynie łatwy skądinąd do zaobserwowania empiryczny fakt, jakim jest ogromna popularność w polskim społeczeństwie - którego nie sposób utożsamić w całości, ani nawet w znacznym procencie, z Żydami i komunistami - idei integracji z Zachodem i promującej ją polskojęzycznej "Gazety Wyborczej", postkomunistycznego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (pars pro toto) i generalnie zachodniego modelu życia. Dla wytłumaczenia tej, powiada się, pozornej sprzeczności przywoływany jest schemat wyjaśniający zorganizowany wokół idei antypolskiego spisku, którego najważniejszym osiągnięciem było uzyskanie absolutnej medialnej dominacji. Jest tedy efektem wieloletniej indoktrynacji, a nie różnic poglądów, obserwowane ogłupienie, omotanie obcą mentalnością rzesz potencjalnie wiernych polskości prawdziwych Polaków-katolików (Polacy jako my). Omotaniu sprzyja dodatkowa okoliczność, jaką jest materialne upośledzenie, powszechna nędza przez "tych samych ludzi" celowo spowodowana. Tylko to wyjaśnić może, dlaczego zdaniem autorów analizowanych pism istnieje realna groźba, że skądinąd głęboko patriotyczni polscy chłopi zaczną masowo i z własnej woli wyprzedawać ojcowiznę germańsko-brukselskiemu ekonomicznemu najeźdźcy. Dodajmy, że istotną w ramach tego rodzaju wyjaśnień cechą spiskującego, zwłaszcza wewnętrznego wroga jest to, że na pierwszy rzut oka nie da się go odróżnić od zwykłego polskiego patrioty. Wygląda tak samo, deklaruje miłość do ojczyzny i zatroskanie jej losem, mówi bez obcego akcentu tym samym językiem, a jednak jest obcy. Tą jego cechą - a właściwie brakiem wyrazistych cech - zajmujemy się w podrozdziale poświęconym retoryce ujawniania.
Co do cech charakterystycznych obu dramatis personae, cechą Polaka-katolika (Polacy jako my) jest, podsumujmy: patriotyzm wyrażający się odruchowym sprzeciwem wobec perspektywy poddania ojczyzny i ziemi przodków dyktatowi nowego Babilonu, oraz umiłowanie polskości i katolickiej wiary wspartych często ewokowanymi lecz bliżej nieokreślonymi polskimi i katolickimi "wartościami" (ich nieokreśloność polega m.in. na tym, że najczęściej przywoływane są one negatywnie - ilekroć trzeba się sprzeciwić różnym "europejskim" propozycjom). Polacy jako my są ponadto (w odróżnieniu od nie-Polaków, w tym Polaków jako oni) uduchowionymi idealistami. Trwają przy prawdziwej, nierozcieńczonej wierze przodków, co spotyka się z oporem Europy, ale i uznaniem, o czym świadczy przede wszystkim wyniesienie rodaka na stolicę apostolską, sukces narodowy i religijny.
Wedle autorów zbadanych pism wobec Zachodu żywią Polacy historycznie uzasadnioną nieufność, przypuszczają, że celem drugiej strony - nie-Polaków, "Europejczyków" miejscowych i brukselskich, jest jak zawsze takie zaplanowanie biegu spraw, by można było poddać Polskę swojej władzy, upokorzyć, wynarodowić, pozbawić duszy, a potem eksploatować do woli. Eurosceptycyzm będący "naturalną" postawą Polaka idealnego, nie znajduje niestety empirycznego odzwierciedlenia w sondażach opinii publicznej. Jest tak dlatego, że nie-Polacy zdołali zawładnąć całością szeroko pojętych środków komunikacji publicznej, m.in. uniwersytetami, ośrodkami badawczymi i mediami relacjonującymi wyniki. Zmonopolizowali też - co nie dziwne zważywszy wspólne, antypolskie cele - kontakty z rządowymi, medialnymi i naukowymi instytucjami Zachodu.
Obcość obyczajowa: libertyni, homoseksualiści, feministki, sekty
Rozbieżność między prezentowanym jako (ukryta) rzeczywistość ideałem a rzeczywistością empiryczną daje o sobie znać także wówczas, gdy mowa o szeroko rozumianej obyczajowości, preferencjach estetycznych, etycznych i filozoficznych Polaków i nie-Polaków. Inwazja obcych wzorów ma, powiada się, całościowy charakter, obejmuje wszystkie dziedziny życia i zmusza do dramatycznych wyborów we wszystkich kwestiach - od ubioru i ulubionej muzyki, literatury i sztuki (np. za lub przeciw kierowaniu warszawską Zachętą przez Andę Rottenberg), przez wybory społeczno-polityczne (np. za lub przeciw dopuszczalności aborcji), po wybór między generalnie słuszną i generalnie niesłuszną, filozoficznie zorganizowaną, całościową wizją świata. Tę drugą, niesłuszną, obcą, sygnalizują najczęściej określenia takie, jak "relatywizm" i "postmodernizm". Autorzy badanych pism rzadko podejmują próby uprzystępnienia czytelnikowi tych pojęć i z reguły posługują się nimi jak epitetami oderwanymi od faktycznego znaczenia, zwykle pojawiającymi się w ramach dłuższej listy epitetów. Czytamy np.: "Politrucy się przepoczwarzyli w postmodernistów i liberałów. Uciekli przed odpowiedzialnością za okłamywanie kilku pokoleń Polaków" ("Nasz Dziennik" z 17 stycznia); "Klęska demograficzna jest jedynie ujawnieniem [...] klęski moralnej, na rzecz której pracują gorliwie liberałowie, komuniści, postmoderniści, i po prostu ludzie robiący biznes na ludzkich słabościach" ("Nasz Dziennik" z 2 kwietnia).
Schemat narracyjny dotyczący obcości obyczajowej przedstawia się następująco:
1. Polacy jako naród katolicki dysponowali od zarania dziejów jednoznacznym wzorem etycznym i estetycznym, zgodnym z niezmienną lecz dostosowującą się do realiów epoki naturą Polaka-katolika. Wzorzec ten określał w zrozumiały sposób, co jest słuszne i piękne, oraz co ma być (jest) natychmiast odrzucone jako złe i brzydkie.
2. Komunizm, po 1944 roku zaprowadzony w Polsce przez Sowietów i Żydów, ich ideowych pobratymców i gorliwych wykonawców sowieckiego planu (żydokomuna), był przede wszystkim próbą politycznego zniewolenia Polaków. Ale miał również na celu narzucenie im obcych wzorów etycznych i estetycznych. W apogeum stalinizmu rządząca ideologia nakazywała wydawanie rodziców przez dzieci policji politycznej (wzór etyczny) oraz, powiedzmy, noszenie takiego, a nie innego krawata i potępienie burżuazyjnej gry w brydża (wzór estetyczny).
3. Po rzekomym upadku komunizmu w 1989 roku te same możne siły, które dotąd promowały komunistyczne, marksistowskie antywartości, kontynuowały w zmienionych realiach swoje destrukcyjne dzieło szerząc wśród zdezorientowanych Polaków relatywizm i postmodernizm, idee będące powtórką w nowym, bardziej wyrafinowanym wydaniu zwykłego, znanego od lat marksizmu i sowietyzmu.
Głównym sposobem dezawuowania obcych wzorów obyczajowych jest w badanych pismach uznanie ich za kontynuację w prostej linii tego, co narzucał Polakom komunizm. Etniczni wrogowie, czyli Niemcy, używają dziś instrumentu, jakim jest Unia Europejska, żeby pokojowymi, ekonomicznymi metodami osiągnąć ten sam antypolski cel, do jakiego dążył kiedyś kanclerz Bismarck. Tak samo postępują wrogowie ideowi - liberałowie, relatywiści i postmoderniści, duchowi spadkobiercy Józefa Stalina. Odrzuciwszy dawne, toporne i najwyraźniej nieskuteczne środki techniczne - m.in. policję polityczną i cenzurę, bat, knut i kraty - wykorzystują nowe, światłe i postrzegane jako nowoczesne metody, by tym nowym sposobem ostatecznie zniewolić Polaków. Nowe, subtelne metody są tym groźniejsze, że ich natura nie jest na pierwszy rzut oka widoczna - wymaga ujawnienia. Tak jest m.in. w przypadku błahego na pozór zjawiska "potteromanii", czytamy bowiem: "Smutne, jak łatwo dają się tej stylistyce uwieść miliony rodziców i jak zupełnie bezbronne wobec podstępu są dzieci. Jak płytko pojmują tacy ludzie walkę ze światem chrześcijańskim, jak niewiele znaczy dla nich żywy Bóg ofiarowujący się Ojcu na ołtarzach świata. Magia istnieje, jest realna i groźna - powtarza o. Posacki - o czym zaświadcza na swój sposób parapsychologia i psychotronika. Traktowanie zaklęć Harry'ego Pottera jako czystej zabawy jest naiwnością i wyrazem ignorancji" ("Nasza Polska" z 18 grudnia).
Obcość ideowa, rozpoznawana nawet w czyimś niekonwencjonalnym ubiorze lub upodobaniach muzycznych jawi się tedy, z uwagi na formę, jako coś nowego, zarazem, z uwagi na istotną treść, okazuje się czymś bardzo starym. Warto zauważyć, że obsadzenie w roli ideowego wroga postaci liberała lub libertyna - a nie, jak do niedawna, marksisty - jest de facto powrotem do dawnego modelu z XIX i połowy XX wieku, do retoryki charakterystycznej dla ówczesnego katolickiego fundamentalizmu. Zarazem piszący o tym autorzy dążą do wykazania, że w istocie żadna zmiana nie miała miejsca, że są to nie tylko te same idee w nowym opakowaniu, ale i "zawsze ci sami ludzie". Myślenie takie buduje ponadhistoryczną, abstrahującą od cywilizacyjnego i ustrojowego konkretu tożsamość między dawnym ideologiem PZPR i dzisiejszym "swoim obcym" z "Gazety Wyborczej" (żydokomuna) czy "Tygodnika Powszechnego" (katolewica), między aparatczykiem ZMP i ZMS, a żyjącym w zupełnie innym świecie współczesnym, powiedzmy, punkiem, narkomanem i metalowcem. Wszyscy oni, bez względu na polityczną epokę, promują te same, wyzbyte chrześcijańskich wartości ideowe antywzory. "Bóg jako konkurent władzy społecznej musi być wyeliminowany, czy to fizycznie i wprost (socjalizm sowiecki), czy pośrednio i w sposób wyrafinowany (zachodni liberalizm). Po Bogu znienawidzone jest to, co człowiek posiada wprost od Boga: sumienie, wedle którego człowiek odróżnia realne dobro od zła, i prawo naturalne, które skłania człowieka ku realizowaniu siebie poprzez rodzinę i naród. Socjalizm odrzuca Boga, sumienie, rodzinę i naród" ("Nasza Polska" z 16 stycznia).
Co znamienne, tak samo jak dawni stalinowcy, tak i ich dzisiejsi nieprzejednani narodowo-katoliccy antagoniści dążą do poddania ideologicznej regulacji (lub przynajmniej ocenie) wszystkie dziedziny życia zbiorowego, również to, co jest domeną etyki i estetyki. Wróg obyczajowy i kulturalny jest, co warto podkreślić, szczególnym przypadkiem - obyczajową i kulturalną reprezentacją - wroga per se, obcego. Wrogość, jaką odwzajemnia się prawdziwy Polak (także autor publikujący w analizowanych pismach) obcym formom cywilizacyjnym i ich nosicielom jest dla niego - tak się to niekiedy przedstawia - osobistym dramatem, gdyż powodowany łagodną, narodowo-katolicką naturą wolałby nikomu nie okazywać nienawiści. Prawdziwy Polak (Polacy jako my) nie szczyci się - słyszymy - tym, że nienawidzi. Raczej, dowodząc swych cnót, kochałby nieprzyjaciół, jednak niestety nie może, gdyż - tu wracamy do poprzednich schematów narracyjnych - pracują oni metodycznie nad pohańbieniem i ubezwłasnowolnieniem polskiego narodu.
Obcy obyczajowo wskazywani są i potępiani na rozmaite sposoby, według właściwości. I tak, zwolennicy dopuszczalności aborcji i eutanazji to zwyrodnialcy, następcy biblijnego Heroda i dzikusów bez sumienia mordujących niedołężnych starców. "Bądźcie czujni, bo społeczeństwo europejskie jest społeczeństwem zgniłym, kultywującym cywilizację śmierci. [...] W Holandii praktykuje się ją [eutanazję] coraz częściej - co roku zabija się 120 000 ludzi" ("Nasz Dziennik" z 5 kwietnia). Homoseksualiści i transwestyci to budzący obrzydzenie zboczeńcy, Sodoma i Gomora wołająca o nowy deszcz ognia i siarki. Propagatorzy środków antykoncepcyjnych, rozwodów i tzw. planowania rodziny to chore umysły lub sprytni ideologowie tłukący niezły szmal na swojej postępowości. Feministki to półkobiety i morderczynie, wyzbyte wyższych uczuć samice nienawidzące tego, co w kobiecości i rodzinie piękne, słuszne i właściwe: "Nie ustaje atak feministek i wszelkiego rodzaju proaborcyjnych hunwejbinów [...] wykorzystując sprzyjającą im atmosferę w opanowanych przez czerwoną międzynarodówkę mediach, twierdzą, że gdyby nie ta [...] ustawa, [...] można by legalnie zabijać dzieci w dużo lepszych, może nawet przytulnych warunkach" ("Nasz Dziennik" z 3-4 lutego); "Dziecko dla feministek jest tylko chwilową zachcianką, którą przecież można szybko oddać komuś na wychowanie" ("Nasz Dziennik" z 22-23 grudnia). Oprócz propagowania zepsucia ich dodatkowym wspólnym celem jest fizyczne wyniszczenie narodu polskiego, zmniejszenie liczby Polaków.
Autorzy analizowanych pism poświęcają wiele uwagi spiskowi przeciw rodzinie. Czytamy np.: "Może to pochodzić albo ze ślepoty rządzących, albo ze złej woli. Nie ma bowiem co ukrywać, że wiele państw i struktur międzynarodowych - wraz z ONZ - uczestniczy w totalnym spisku antyrodzinnym" ("Nasz Dziennik" z 21 lutego). Co charakterystyczne, tradycyjna, patriarchalna, katolicka i wielodzietna polska rodzina przedstawiana jest nie tylko jako wzór do naśladowania, ale i rzeczywistość bardziej rzeczywista od licznych patologii odnotowywanych przez socjologów i reportażystów. Ci ostatni, cokolwiek by twierdzili, zostają z góry zdyskredytowani jako akademickie i medialne ramię spisku. Zabieg ten niweluje dysonans poznawczy i w efekcie przywraca ideologiczną spójność obrazu świata, w którym nie mieści się w ogóle, jest niewidoczna, "swojska" patologia (np. jakże częsta wedle badań, tradycyjna przemoc w rodzinie), zaś wskazana i potępiona zostaje obca norma (np. konkubinat lub związki homoseksualne). Jest tedy tak, że jeśli podzielimy ogół rzeczy z jednej strony na dobro i zło, z drugiej zaś na swoje i obce - powstają w ten sposób cztery pola - pole dla rzeczy swoich i jednocześnie złych okaże się puste, czteropolowy diagram zredukuje się do strukturalnego trójkąta. Jeśli nałożymy na to trzeci omawiany wymiar - empiryczne versus normatywne - dojdzie do kolejnych, znaczących redukcji w generalnie ośmiopolowym (2 Ⴔ 2 Ⴔ 2 = 8) schemacie. Okaże się np., że nie istnieje empiryczne, a zarazem swojskie zło.
Innym przejawem inwazji obcych wzorów są sekty. Mianem tym nie określa się wykraczających poza katolicką normę kościołów protestanckich i prawosławnych czy wyznawców judaizmu, a tylko wyznania "egzotyczne", zarówno chrześcijańskie (świadkowie Jehowy, mormoni, zielonoświątkowcy), jak i niechrześcijańskie (Hare Kriszna, buddyści itp.). Opisywane są organizacje w rodzaju scjentologów, jednak odium spada na ogół innowierców. Czytamy np.: "Sekty polują jednak nie tylko na naiwną, łatwą do "uwiedzenia" młodzież. Starają się one infiltrować różne dziedziny gospodarki, zwłaszcza związane z bankowością i informatyką. Najprostszym sposobem dotarcia do przedsiębiorstwa jest zaoferowanie jego szefom tak modnych obecnie kursów czy szkoleń. Zajęcia te, nastawione na wzbudzanie motywacji do pracy, przywiązania do własnej firmy czy asertywności, stwarzają niemal idealną okazję do bezkarnego posługiwania się psychomanipulacją. Zarząd takiego przedsiębiorstwa nie zdaje sobie sprawy z tego, że o tym, czy dany pracownik ukończy kurs i z jakim wynikiem, zależy niemal wyłącznie od stopnia jego użyteczności dla "sekty" ("Nasza Polska" z 30 października).
Samo słowo "sekta" ma w słowniku uzgodnionych znaczeń odcień pogardliwy, nadto ewokuje myśl o zagrożeniu, zwłaszcza rodziny i własnego dziecka, które może paść ofiarą sekciarzy. Uwiedzenie religijne może skończyć się narkomanią, a nawet śmiercią. Podobnie jak wszystkie inne obce idee i organizacje, także sekty rozbijają rodzinę - w tej mierze, w jakiej wzorcem jest rodzina katolicka, której nowonarodzony członek kroczy tradycyjną drogą od chrztu, przez pierwszą komunię i bierzmowanie, po ślub i szczęśliwe małżeństwo wkrótce nagrodzone przez Boga gromadką szczęśliwych dzieci, wreszcie godny zgon i katolicki pochówek. Sugeruje się, że tak przedstawia się rzeczywistość polskiej rodziny lub tak przedstawiałaby się, gdyby nie knowania obcych.
W odbiorze czytelników opisane kategorie obyczajowej obcości zlewają się w jeden konglomerat. Mimo obserwowanej różnorodności odbudowany zostaje podstawowy, dwudzielny schemat oparty na przeciwstawieniu tego, co swoje, dobre, mądre, słuszne moralnie i piękne temu, co obce, złe, głupie, moralnie naganne i szkaradne.
Swoi i obcy: ikonografia
Dwa analizowane pisma ("Nasza Polska" i "Głos") współpracowały od wielu lat z tym samym, niezwykle płodnym rysownikiem, Julianem Żebrowskim. Jego liczne karykatury o antysemickim wydźwięku zamieszczamy w osobnym podrozdziale. Poniżej, dodatkowo, reprodukujemy i omawiamy te, w których została szczególnie mocno wyeksponowana opozycja swojskości i obcości.
W wersji internetowej musimy, niestety, pominąć liczne reprodukcje karykatur - zajmują zbyt wiele objętości pliku. Zostały one pogrupowane następująco:
Pozytywne wzory osobowe
Negatywne wzory osobowe
My i oni
Przeciw Europie
Dyskurs
Cechy ogólne
Podkreślmy, że inaczej niż w wypadku systemów opinii rozwijanych w sposób empiryczny, prezentowany w badanej prasie system opinii na temat miejsca Polski w świecie i relacji Polaków ze światem działa jako zideologizowana całość. Wszystko łączy się tu ze wszystkim, twierdzenia wspierają się nawzajem, żaden drobiazg nie jest obojętny albo nieważny, każdy bowiem ma swoje zadanie do spełnienia dla pożytku owej całości. Emocjonalnym spoiwem tego systemu wydaje się poczucie krzywdy. W jego centralnym punkcie zlokalizowane jest wyobrażenie Polski jako jednolitej wspólnoty Polaków, na którą nastaje z jednej strony Europa, zwłaszcza Niemcy, z drugiej mniejszości, zwłaszcza Żydzi, z trzeciej po prostu współczesność, nazywana cywilizacją śmierci. "Grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć" ("Nasz Dziennik" z 27 września). Dla Polski i Polaka na stałe zarezerwowana jest rola ofiary, przy czym podejrzliwi użytkownicy systemu szczególnie czujnie demaskują uzurpatorów, pragnących odebrać Polsce pierwszeństwo w tej roli, ich zdaniem atrakcyjnej dla każdego. Poczucie krzywdy obudowane jest zawiścią lub pogardą wobec obcych, którym poszczęściło się lepiej albo gorzej niż nam.
Pisząc tekst wystarczy uczynić aluzję do któregokolwiek z elementów systemu, by od razu przywołać całość. W tym sensie system jest jak hologram - w każdym jego fragmencie tkwi obraz całości. Takie założenie przyświeca piszącym i nie jest ono oderwane od rzeczywistości - istnieje wystarczająco szerokie grono czytelników dysponujących stosowną wiedzą, by pisma te mogły funkcjonować. I funkcjonują, co oznacza, że nie trafiają w próżnię.
Gdyby nie całościowy charakter systemu, nie byłaby możliwa tak wyszukana forma przekazu, operująca ironią, niedomówieniem, aluzją, hiperbolą, w złożonych i niekiedy piętrowych konstrukcjach, przywołujących jednocześnie różne obszary wspólnej, uzgodnionejwiedzy o świecie. Aby się nimi posłużyć, piszący muszą zakładać u czytelników znajomość całości, do której za każdym razem się odwołują. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadkach konfliktu narracji, kiedy piszący relacjonują opinie przeciwnika nie przystające do systemu: wówczas istnienie systemu wspiera emocje i zwalnia od jakiejkolwiek merytorycznej argumentacji, piszący zdaje się czuć za sobą tłum, który myśli tak samo jak on i któremu nie trzeba wiele tłumaczyć.
Człowiek - autor i czytelnik, ogólnie, wspólnota operująca uzgodnionym kodem komunikacyjnym - interpretuje rzeczywistość, z którą ma do czynienia. Jest to powtarzający się (w każdej sekwencji: pomysł, tekst, druk, kolportaż, lektura i ewentualnie list do redakcji) proces uzgadniania znaczeń. Kod komunikacyjny nie jest dany raz na zawsze, podlega ustawicznej, bieżącej korekcie. Korektą taką może być każdy akt komunikacji; dlatego najciekawsze są audycje radiowe z udziałem słuchaczy, takie jak np. "Rozmowy niedokończone" w Radiu Maryja. W przypadku pisma - tygodnika, a nawet dziennika - proces uzgadniania znaczeń jest z natury o wiele powolniejszy, jednak w dłuższej perspektywie prowadzi do wyłonienia się zrozumiałego i wzajemnie poświadczonego kodu komunikacyjnego. Uzgodnienia sięgają poziomu leksykalnego, dzięki temu np. określenia takie jak "sami swoi" albo "zawsze ci sami ludzie" albo "pewna nacja" albo "nie-Polacy" sązrozumiałe, czytelnik wie, że chodzi o Żydów, mimo że nie padają żadne uściślające wyjaśnienia.
Istnieje więc słownik (o czym mowa w następnym rozdziale), lecz także repertuar kategoryzacji, symboli i argumentacji. Można mówić w tym kontekście o zasobach interpretacyjnych. Jest to dogodne pojęcie analityczne właściwe socjologii interpretatywnej i oznaczające ogół kulturowo dostępnych, zawężonych do danego dyskursu sensów, które "czekają" pozostając do dyspozycji i mogą zostać uruchomione w określonej, wymagającej tego sytuacji. Kategorie takie, jak, zacytujmy, "płeć, wiek, wykształcenie i inne rzekomo obiektywne parametry położenia społecznego są zasobami interpretacji w tym sensie, że różnice, przywileje lub niedogodności związane z męskością lub kobiecością, młodszym lub starszym wiekiem, niższym lub wyższym wykształceniem - stanowiąc ogólny i potencjalny, symboliczny układ odniesienia - mogą (lecz nie muszą) stać się przedmiotem uwagi w konkretnej sytuacji (w tym drugim przypadku pozostają "nieuruchomione"); stają się przedmiotem uwagi tylko i wyłącznie w postaci sytuacyjnie dopasowanej, konkretnej interpretacji; są wówczas stosowane do interpretacji zachowań własnych i zachowań innych osób; wreszcie, mogą także zostać wykorzystane w określonych grach interakcyjnych" (M. Czyżewski, S. Kowalski, A. Piotrowski, Rytualny chaos. Studium dyskursu publicznego, Kraków 1997).
Nie mamy oczywiście wglądu w dusze badanych autorów, ich motywacje i założone cele. Jednak patrząc na produkowany zbiorowym wysiłkiem tekst możemy dostrzec w nim "cechy" i "dążenia" wpisanego weń autora wirtualnego. Odczuwa on wobec Żydów miłość i nienawiść splecione w dramatyczny węzeł. Pragnie pokazać to światu. A skoro on widzi, a inni nie widzą, pojawia się potrzeba ujawnienia tego, co jakże interesujące, lecz zakryte przed oczami zwykłych, niekompetentnych ludzi.
Schematy argumentacyjne i wyjaśniające
Omówimy pokrótce - nazywając je - najczęstsze schematy argumentacji, czyli sposoby użytkowania w określonych sytuacjach czekającego na podorędziu, spójnego zestawu wyjaśnień składających się na całość, jaką jest zasób interpretacyjny będący do dyspozycji autorów i czytelników omawianych pism. Jak pisaliśmy, w danym tekście nie muszą być obecne jednocześnie wszystkie elementy narracji. Tak samo nie muszą być zastosowane wszystkie schematy argumentacyjne, ale użycie któregokolwiek z nich przywołuje natychmiast, jako gotową potencjalność, wszystkie inne - wie i pamięta o nich i autor, i jego czytelnik. Schemat ogólny, który jest w istocie jeden, ma po prostu wiele sytuacyjnych aktualizacji, może się konkretyzować na różne sposoby. Każdy tekst jest więc implicite przypomnieniem tego, o czym z braku miejsca nie ma w nim mowy.
1. Ujawnianie
W odróżnieniu od tego, co oczywiste - jak np., że Moskwa, Rosjanie, NKWD, zaprowadzili u nas komunizm, o czym nie trzeba mówić z przejęciem, bo to przecież wiadome - rzeczywistość ukryta jest poznawczym wyzwaniem, kusi interpretujący umysł i budzi silne emocje.
Retoryka ujawnienia obsługuje teorię spiskową. Ujawnić trzeba przede wszystkim Żydów, gdyż oni są motorem większości spisków. Czytamy: "Kandydaci do parlamentu zatajają swoje rodowe nazwiska, swoje pochodzenie, obywatelstwo [...]. Dziwi utrzymywanie w tajemnicy swojego pochodzenia etnicznego. Czyżby kompleks niższości? Czyżby przekonanie o mniejszej wartości swojego narodu rodziło obawę, że ujawnienie prawdy może pociągnąć za sobą utratę społecznego szacunku? Czy nie świadczy to jednak o małości i braku charakteru takiej osoby?" ("Nasz Dziennik" z 20 września).
2. Mruganie okiem
"Nasz Dziennik", "Nasza Polska" i "Głos" wypracowały specyficzny, łatwo rozpoznawalny kod komunikacyjny, którego głównym celem jest zasygnalizowanie perspektywy ideowej, zbudowanie, umocnienie i wzajemne poświadczenie więzi łączącej nadawcę z odbiorcą i szerzej, ogół czytelników z pismem jako reprezentantem prawdziwie prawicowej Polski. Mówimy o sygnalizowaniu, gdyż treści w ten sposób przekazywane zostają, by tak rzec, jawnie ukryte, płytko zaszyfrowane. W wielu przypadkach celem jest zakomunikowanie, że chodzi o Żydów, ale tak, by słowo to nie zostało wymienione. Czytamy: "pewna nacja", "matka Rosjanka, ojciec prawnik", "spadająca gwiazda [Unii Wolności] (zagadka: ilu ramienna?)". Niekiedy trzeba wczytać się starannie w wywód, żeby zrozumieć, że i tym razem chodzi o Żydów, np.: "Stalin usunął tych, którym się wydawało, że rządzą Polską [...] i wprowadził swoich pachołków nie-Polaków [...] a potem Rosjanina Rokossowskiego na kluczowe stanowiska" ("Nasz Dziennik" z 15 maja).
Innym, częstym zabiegiem jest wplatanie w wywód słów-znaczników, np. "geszeft", "hucpa", "aj-waj" itp. (por. słownik znaczeń uzgodnionych). W ten sposób można pisać o czymkolwiek, a jednocześnie uobecnić temat żydowski, sprawić, że czytelnik trwać będzie w gotowości, widzieć niejako kątem oka wszechobecnego Żyda.
3. Ironia
Ten nieustannie wykorzystywany styl (trop retoryczny) występuje w parze ze stylem wysokim, jako jego dopełnienie i antyteza. Każdy z nich ma odmienne zastosowanie, odpowiednio do tego, co obce oraz tego, co swoje. Styl wysoki zarezerwowany jest m.in. do opisów cierpień Polaków, ironia zaś odnosi się do ich obcych ciemiężycieli. Ponieważ obcością, w jej opisanych wyżej wersjach, zajmują się badani autorzy niezwykle często (zwłaszcza w wypowiedziach zakwalifikowanych tu jako mowa nienawiści), ironia jest wszechobecna, nadaje cytowanym tekstom specyficzny koloryt, współtworzy ich dominujący klimat.
Istnieją nieco różne jej wersje, charakterystyczne dla poszczególnych tytułów, ale istnieje też wspólny schemat podstawowy posługujący się takimi instrumentami, jak sarkazm, protekcjonalny ton i ironiczne przerysowanie. Czytamy np.: "Czyżby autor sugerował, że pod tym względem [patriotyzmu i poświęcenia] Żydzi bili Polaków na głowę i tak masowo zgłaszali się do szeregów, że doszło do ich nadreprezentatywności? A nie wie to przypadkiem autor, jaka to narodowość przygotowała w wielu miastach przyjęcia dla zwycięskiego Wehrmachtu?" ("Nasz Dziennik" z 6 lipca). We fragmencie tym oprócz przerysowań ("Żydzi bili Polaków na głowę", "masowo zgłaszali się") pojawia się też paternalistyczny, pouczający ton. Inny autor pisze w podobnym duchu: "Myślę, że za kilka lat nie będzie już u nas powodować drgawek wiadomość, że to Polacy wywołali II wojnę światową, by zyskać pretekst do zgładzenia z powierzchni swego kraju mieszkających tam Żydów" ("Nasz Dziennik" z 28 grudnia).
Specyficzną, łatwo rozpoznawalną formę sarkazmu wykształcili publicyści z kręgu Unii Polityki Realnej pisujący głównie w "Najwyższym Czasie", ale też "Naszej Polsce" (m.in. Stanisław Michalkiewicz). Jej cechą charakterystyczną jest argumentacja przybierająca postać ciągu sylogizmów - jest to styl, który można nazwać ironiczną logiką. Oto przykład: "Zresztą nie tylko o to chodzi. Również i panu prezydentowi Kwaśniewskiemu od razu będzie wtedy przyjemniej. Zwróćmy uwagę, że wprawdzie jest prezydentem, ale cóż to za wyróżnienie być prezydentem jakiegoś tam zwyczajnego narodu? Świat pełen jest takich prezydentów [...]. Natomiast zostać prezydentem narodu zbrodniarzy - aaa, to co innego, każdy od razu zauważy różnicę. Czyż panu prezydentowi Kwaśniewskiemu nie należy się takie wywyższenie? [...] Kiedy zatem 10 lipca przyznamy się do narodowego współudziału w holokauście, to z całą pewnością wpłynie to dodatnio na nasze kolektywne samopoczucie. Już nie będziemy odczuwali żadnego kompleksu niższości ani wobec Niemców, ani wobec Rosjan. [...] Dzięki temu nie tylko poprawimy sobie samopoczucie, ale i reputację, i w ten sposób każdy będzie mógł się z nami zaprzyjaźnić, jako z pełnoprawnym członkiem wielkiej rodziny narodów zjednoczonych" ("Najwyższy Czas" z 17 marca). Albo: "Wyobraźmy sobie [...] że Ariel Szaron nie jest Żydem, tylko np. Polakiem [...] To jeszcze nic, wyobraźmy sobie, że ten morderca jest Polakiem, a zamordowani byli Żydami. Czy wyobrażacie sobie Państwo ten krzyk grozy demoliberalnych mediów, te tytuły prasowe o "faszyzmie" w Polsce, o "ksenofobii", o "rasizmie" itd.? Co by się działo, gdyby premierem Polski był człowiek ponoszący odpowiedzialność za śmierć Żydów w Jedwabnem? Oj, oj, oj! Aż strach pomyśleć" ("Najwyższy Czas" z 17 lutego). Autor prowadzi tu czytelnika od założeń, po jawnie (wedle niego) fałszywe wnioski; jest to sposób dowodzenia zwany reductio ad absurdum.
We wszystkich badanych pismach częste jest ironiczne określanie siebie, własnej ideowej formacji, np.: "Z żalem muszę stwierdzić, że wieloletnia praca demoliberalnych mediów krzewiących w świecie idee "społeczeństwa otwartego", tolerancji i praw człowieka poniosła klęskę. Oto, kilka dni temu w wyborach powszechnych wygrała nietolerancja, ksenofobia i parafiańszczyzna" ("Najwyższy Czas" z 17 lutego). Zabiegu tego nie należy oczywiście mylić z autoironią, nie jest to bowiem przykład dystansu wobec siebie, tylko sposób zakwestionowania znanych zarzutów, podobny użyciu cudzysłowu, np. "antysemityzm". Podobną rolę pełni wypowiedzenie tez przeciwnych temu, co chce się zakomunikować, np.: "To nic, że żaden inny kraj w Europie nie zrobił dla ratowania Żydów w czasie wojny tyle, co Polacy. To nic, że przed wojną do Polski przyjeżdżali Żydzi z całego niemal świata, nazywając ją "żydowskim rajem"" ("Nasz Dziennik" z 28 grudnia).
Poza rozmaitymi treściami, ujmowanymi w ironiczny schemat, ironia przekazuje też nadbudowany, dodatkowy, stały komunikat odnoszący się do samej sytuacji komunikacyjnej: my stanowimy, powiada się, większość, ale większość upośledzoną, poddaną dyktatowi mniejszości nie-Polaków, którzy kontrolują dyskurs publiczny; nam pozostaje jedynie rola krytycznego obserwatora zmuszonego do ostrożnego formułowania swoich opinii (ironia współgra tu ze schematem "mrugania okiem"). Uzupełniający komunikat brzmi: nasza racja i ich fałsz są aż tak oczywiste, że tylko w takiej, jak obecna, patologicznej sytuacji (medialna dominacja mniejszości) niezbędne okazuje się dowodzenie czegokolwiek: Naprawdę twierdzisz, że dwa i dwa jest 18,46? To doprawdy ciekawe! Ironia jest tedy głosem prześladowanych, pewnych swojej racji, lecz skazanych na funkcjonowanie w świecie, w którym oczywistość przestała być oczywista.
4. Pytania retoryczne
Zwykle pojawiają się one w połączeniu z informacją całkowicie wyłączoną spod znaku zapytania. Ten zabieg polega na przemyceniu wątpliwej prawdy jako bezstronnego wyjaśnienia okoliczności, z którymi pytanie wiąże się pośrednio. Np.: "Tyle tylko, że kto przeprosi za żydowską policję, która w czasie okupacji nadzwyczaj gorliwie wypełniała polecenia SS, kierując do komór gazowych własnych rodaków z myślą o przejęciu ich majątku?". "Kto przeprosi za postawę amerykańskich Żydów, którzy w czasie wojny w obronie swych braci nie ruszyli nawet palcem, ubijając najlepsze interesy z nazistowskimi Niemcami? Kto przeprosi za Żydów europejskich, którzy dostarczali hitlerowcom listy swych braci, skutecznie pomagając w deportacji?" ("Nasz Dziennik" z 16 lipca). Akcent pada tu na pytanie "kto przeprosi?", zaś to, że jest za co z założenia nie ulega kwestii. Przypomina to przysłowiowe pytanie informujące: Jak często bije pan żonę?
5. Wypowiedź z pozycji rozjemcy
Piszący sugerują w ten sposób, że są bezstronnymi świadkami jakiegoś sporu, że sami nie mają zdania, tylko odnotowują opinie innych. Czytamy np.: "Francuscy rojaliści [...] konstatują, że monarchię zgubiły kobiety. Stare rosyjskie przysłowie z kolei mówi: kura nie ptak, baba nie człowiek. Nie trzeba być wstrętnym męskim szowinistą, żeby obserwując działalność wielu kobiet na polskiej scenie politycznej przyznać jednym i drugim rację" ("Nasz Dziennik" z 20 lipca). Jak widać autor ma własne (dość zdecydowane) zdanie, jednak ubiera je w kostium bezstronności, przyznaje rację "jednym i drugim", tzn. Rosjanom i Francuzom, co sugeruje formalnie niekonfliktowe, koncyliacyjne nastawienie.
Do sztafażu retoryki bezstronności należy też zabieg polegający na włożeniu w czyjeś usta tez i argumentów, które lepiej zapisać na cudze, a nie własne konto. Przykładowo: "Nieżyjący już Władysław Janik [...] twierdził, że był w posiadaniu dokumentów, z których wynikało, że prawdziwe nazwisko Aliny Perth-Grabowskiej brzmiało "Sara Rotenfisz". Na ile jest to informacja prawdziwa, trudno powiedzieć" ("Nasz Dziennik" z 23 lipca). Autor pragnie ujawnić, że Grabowska jest Żydówką, zarazem nie chce, by zarzucono mu "wytykanie" Żydom ich żydostwa. Osiąga oba cele - mówi nie mówiąc - nadto wzmacnia efekt dzięki dystansującemu zastrzeżeniu "na ile jest to informacja prawdziwa, trudno powiedzieć".
6. Odwołanie się do obcego autorytetu
Jest to częsty zabieg, zwykle posługujący się Żydami wypowiadającymi się (źle) o innych Żydach. Pełni on szereg funkcji. Po pierwsze pozwala wyrazić surowe sądy o Żydach, wpisujące się w jawnie antysemicki schemat, ale tak, by trudniej było posądzić autora o antysemicki zamiar - czy może być antysemitą Żyd z krwi i kości, np. izraelski profesor Israel Shachak zwalczający judaistyczny fundamentalizm, czy profesor amerykański, Norman Finkelstein, piszący o Holocaust industry? Jest to więc wariant opisanego wyżej schematu rozjemcy. Po drugie odwołanie się do żydowskich autorytetów w zamierzeniu oddala zarzut antysemityzmu, okazuje się bowiem, że pisma takie, jak "Nasza Polska" czy "Najwyższy Czas" mają swoich, "słusznych" Żydów, nie są więc antysemickie, tylko krytykują pewne cechy, incydentalnie właściwe większości Żydów. W tygodniku UPR rolę taką pełni stały felietonista podpisujący się jako Kataw Zar, korespondent z Tel Awiwu. Skoro nam nie wolno, jemu, by tak rzec, wolno. Przekazany w ten sposób dodatkowy komunikat brzmi: skoro Żydzi mówią sami o sobie "takie rzeczy", musi to być prawdą.
Leksyka i frazeologia
Słownik znaczeń uzgodnionych
aj waj: (por. rejwach; por. cymes, geszeft, goj, hucpa) najczęściej w tytułach i śródtytułach, określenie ewidentnie nie należące do języka posługujących się nim autorów, symbolicznie przez nich pojmowany cytat. Symboliczność konwencji zwalnia od przypisania cytatu osobie. Skoro nie należy on do języka autora tekstu, zostanie skojarzony z językiem jego bohaterów; po to się pojawił. Spełnia funkcję tabliczki z napisem "Żyd!". Nielinearny charakter przekazu wnosi klimat żartu lub ironii, z odniesieniem do szmoncesu.
antysemityzm: słowo używane często w znaczeniu konkurencyjnym w stosunku do historycznego, jako określenie nienawiści do Semitów. Ponieważ Semitami są także Arabowie, antysemitami stają się automatycznie Izraelczycy. W tym wypadku nie używa się cudzysłowu. Inny wariant redefinicji wymaga użycia cudzysłowu. Cudzysłów jest prostym środkiem odwracającym znaczenie słowa, podważającym jego sens. Odwołuje się do istnienia środowisk czy grup używających pojęcia w sposób tradycyjny i wytrąca im niejako z rąk to pojęcie przy pomocy redefinicji: antysemityzm okazuje się słowem, którym przeciwnik piszącego nazywa jego samego lub innych ludzi "mających odwagę głosić prawdę (odrażającą) o Żydach"
autorytet: (por. elita, salon) odwrócone, pejoratywne znaczenie słowa na tyle ugruntowane w języku prasy narodowej, że cudzysłów okazuje się niepotrzebny; oznacza po prostu fałszywy autorytet.
brukselski: często jako synonim przymiotników obcy, podstępny, zagrażający
cymes: (por. aj waj, geszeft, goj, hucpa) symboliczny cytat z domniemanego języka opisywanych w tekście postaci, wyrażenie przytoczone niejako na ich odpowiedzialność, np. "nieruchomości w centrum miasta to przecież dla nich prawdziwy cymes".
elita: (por. autorytet) używane wyłącznie w sensie pejoratywnym, w tonie ironicznym. Ganionej i wyszydzanej elicie autorzy tekstów nie przeciwstawiają żadnej innej.
Europa: sąsiedztwo obce i nieprzychylne. "Społeczeństwo europejskie jest społeczeństwem zgniłym", inżynierowie ~y,
geszeft, gescheft: (por. aj waj, cymes, goj, hucpa); określenie zarezerwowane dla działań osób wskazywanych w tekstach wprost lub nie wprost jako Żydzi. Uzgodniony sens słowa jest pejoratywny, "geszeft" nie może być uczciwy. np.: "Jedwabne - dobry geszeft".
goj: (por. aj waj, cymes, geszeft, hucpa) określenie używane przez autorów tekstów niejako na odpowiedzialność tych, z których języka zostało zaczerpnięte, czyli Żydów, służy więc także jako umowna etykietka sugerująca narodowość czy pochodzenie postaci wymienianych w tekście, którym to postaciom jest symbolicznie wkładane w usta; słowo służące teraz i niegdyś dzieleniu ludzi na kategorie, przywołuje wyobrażenie dystansu, obcości czy wrogości jego (symbolicznych) użytkowników.
golgota wschodu: zbrodnie popełnione na Polakach przez Żydów i opanowane przez Żydów służby specjalne ZSRR; w tekstach często przeciwwaga dla holokaustu
goście: zazwyczaj w znaczeniu "intruzi"
gościnność: określenie stosunku mieszkańców Polski do Żydów w minionych wiekach. Często pojawia się przy okazji przykładów żydowskiej niewdzięczności w klimacie wypominania przysług. Zawiera metaforę przyjęcia bezdomnych pod własny dach, podkreśla przy tym, że goście nie otrzymali praw domowników
grossopodobni: pojawienie się w tekście tego określenia odzwierciedla podział ludzi na kategorie według ich opinii o zbrodni jedwabińskiej
hajdamak: pogardliwe określenie Ukraińca, przypisujące wszystkich Ukraińców do hajdamaczyzny; w tle dawne znaczenie słowa hajdamak - rabuś
histeria: zwyczajowe, pejoratywne określenie wszelkich emocji, jakie przeżywa dowolnie określony przeciwnik
"historyk": historyk głoszący opinie niezgodne z opiniami piszącego; cudzysłów pokazuje, jak niska jest u piszącego tolerancja dla odmiennych opinii
holokaust, też: holocaust: por. golgota wschodu; por. Szoah, Shoah, Zagłada; ~u przemysł, pseudoreligia ~u, shoahbisnes, holokaust-biznesmen, holocaust business, holokaust-geszeft, przedsiębiorstwo ~; holokaust na narodzie polskim: wysokie stopy procentowe, powodujące schłodzenie gospodarki. ~ w tym znaczeniu pojawia się zawsze bez cudzysłowu; nawiązuje do zorganizowanego ludobójstwa na tle rasistowskim, i w takim sensie jest używane. Zawiera sugestię zorganizowanych, morderczych działań wroga zewnętrznego przeciwko Polsce.
homosie, homosio-zaraza: zdrobnienia tego typu odbierają wszelką powagę wyobrażeniu homoseksualisty, słychać w nich pensjonarski chichot
homochoroba, homo-zaraza, pedofile: określenia uwypuklające zagrożenie, jakim homoseksualizm ma być dla całego społeczeństwa, zarazem odbierają mu status zjawiska z zakresu normy. Zdanie "Wyobraźmy sobie szelmowskie uśmiechy dwóch pedofilów orientacji homoseksualnej" utożsamia homoseksualizm z pedofilią.
hucpa: (por. cymes, geszeft, goj, rejwach) "język hebrajski ma nawet odpowiednie słowo na określenie wyjątkowo bezczelnego kłamstwa - hucpa"
joga, por. sekta: "sama joga zawiera elementy New Age, a więc satanistyczne"
Judeopolonia, Judeo-Polonia: nazwa funkcjonująca jako dowód żydowskich planów przejęcia ziem polskich
kampania: określenie nawiązujące do taktyki wojennej; używane zawsze i tylko dla określenia działań przeciwnika, inaczej niż w czasach PRL-u; pomaga wejść w rolę ofiary, przeciwko której kampania jest wymierzona; "ta drapieżna, zakłamana i bardzo nowoczesna w technice kampania daleko sięga, daleko mierzy i nie będziemy jej poświęcać rozważań liturgicznych"
katolewica: kalka słynnego złożenia "żydokomuna", służy zdyskredytowaniu tak określanych katolików
kolaboracja: pejoratywne określenie współpracy z obcymi; w tekstach na tematy historyczne - współpraca Żydów i ew. innych mniejszości narodowych z okupantami; bardzo rzadko używane w odniesieniu do Polaków
kosmopolityczny: działacz, ~e kręgi; określenie o tradycjach peerelowskich, w prasie tzw. marcowej eufemistyczne określenie Żyda lub wroga klasowego; prawdopodobnie użycie dziś tego określenia zakłada, że odbiorca pamięta znaczenie nadane mu w ówczesnej prasie i telewizji
ktoś: określenie skrycie działającego przeciwnika, sprawcy znanego, ale przebiegłego, nie dającego się złapać za rękę; "komuś bardzo zależy", "komuś zależy, żeby sprawę rozdmuchać",
lewacki: jako ostrzejszy synonim słowa "lewicowy", które brzmi zbyt łagodnie
liberalizm: synonim otwartości, również wobec Europy; określenie pejoratywne
libertynizm: ~ński por. liberalizm; pejoratywne określenie otwartości obyczajowej
lobby: obce słowo na określenie grupy nacisku złożonej z obcych lub działającej na rzecz obcych, np."międzynarodowe lobby żydowskie".
ludzie nie wywodzący się z naszej tradycji: eufemistyczne określenie Żydów, oparte na symbolicznym wykluczeniu.
manipulacja: każde działanie, któremu piszący nadaje inny sens niż deklarowany; w tle przekonanie, że wszystko co istotne jest utajnione: "Spróbujmy odcyfrować mechanizm manipulacji".
masoneria: por. ktoś; określenie działającego skrycie przeciwnika wszystkiego co nam bliskie: "dominuje antychrześcijański i antynarodowy ruch masoński i kapitalistyczno-kolonialny"; kariera określenia wzięła się stąd, że loże masońskie otaczała tajemnica.
mniejszość, ~ narodowa, etniczna: "reprezentant owej wszechobecnej i znaczącej w polskiej polityce mniejszości etnicznej"; jeśli słowo "mniejszość" występuje bez dodatkowego określenia, zwyczajowo oznacza Żydów.
nacja: ~handlowa, pewna ~: "uderza przede wszystkim nadreprezentacja pewnej nacji"; bez dokładnego określenia zwyczajowo oznacza Żydów; jeśli piszącemu chodzi o kogo innego, pojawia się raczej słowo "naród".
nagłaśnianie: publiczne głoszenie niemiłych piszącemu opinii, przekonań, interpretacji; używane w odniesieniu do wypowiedzi i działań przeciwnika.
nagonka: ostrzejsza forma określenia "nagłaśnianie"; używane wyłącznie w odniesieniu do wypowiedzi i działań dowolnie określonego przeciwnika, przywołuje wyobrażenie myśliwych, ścigających bezbronne zwierzęta; użycie tego określenia pomaga wejść w rolę ofiary
New Age: nowa, antychrześcijańska, satanistyczna religia nadciągająca z Zachodu.
nie-Polak: Żyd, też anty-Polak; jeśli piszącemu chodzi o inną narodowość, zazwyczaj określa ją dokładnie, np.: "wprowadził swoich pachołków nie-Polaków [...] a potem Rosjanina Rokossowskiego"; "przeszedł na pozycje, charakterystyczne dla tzw. anty-Polaków - związanych z Unią Wolności czy SLD".
niewygodny: określenie o pozytywnym wydźwięku, chodzi w nim o to, co niewygodne dla przeciwnika; piszący określają tak działania oraz osoby, które dokuczyły nielubianym przez nich autorom, ruchom, grupom; ~ ma być np. historyk głoszący tezę o nieistnieniu komór gazowych; określeniu ~ używanemu niejako na rachunek przeciwnika, towarzyszy odmowa merytorycznej dyskusji, ujawniająca swobodny i instrumentalny stosunek do prawdy historycznej, słychać w nim nutę mściwego zadowolenia.
obcy: pojawiająca się w konsekwencji dzielenia ludzi na swoich i ~ych według narodowości, religii, rasy; w tle wyobrażenie o świecie jako polu walki wszystkich ze wszystkimi lub wszystkich przeciwko nam: "Przeważa punkt widzenia na różne sprawy obcych - Ukraińców, Litwinów, Białorusinów, licznych "historyków" żydowskich".
orkiestra, też: chór. Ironiczne określenie głoszących nieakceptowaną przez piszącego opinię autorytetów, organizacji, osób, z których czyni on jedno zbiorowe ciało. Zamiana liczby mnogiej na pojedynczą depersonalizuje przeciwnika, odbierając mu jednocześnie atut liczebności.
pieniądze: bardzo ważna kategoria, klucz do zrozumienia wielu zjawisk, jedyny motyw działania tych, z którymi piszący się nie zgadzają, zarazem atut zapewniający nieograniczone możliwości osiągania celów, także w Polsce. "Wrzaskliwa chciwców zgrajo [...]" Pojawienie się w tekście słowa "pieniądze" nadaje ustępowi ton demaskatorski, oskarżycielski. Por. brudne pieniądze, termin rozpowszechniony w prasie peerelowskiej
plan, też: koła, zw. pewne, zmowa, zamysł, sitwa, spółka, scenariusz, akcja: dalekosiężny ~,
pochodzenie: bardzo ważna kategoria, nadrzędna w stosunku do innych, takich jak poglądy, wartości, cele itd., pozwalająca je nawet odgadnąć i zrekonstruować. "Najbardziej zaufani byli pochodzenia żydowskiego, stanowili trzy czwarte personelu medycznego NKWD", "został członkiem kapturowego sądu czyszczącego MSZ z ludzi odmiennego niż on pochodzenia"
pogrom, też "pogrom": określenie używane na prawach pojęcia bez desygnatu. ""Pogrom kielecki" urządzono po to, by wykazać międzynarodowej opinii publicznej, że Polska jest krajem antysemickim"
polakożerczy: np. ~ gniot; określenie przypisujące nienawiść i agresję osobom albo tekstom, które nim opatrzono; sprzyja wejściu w rolę ofiary.
polityczna poprawność, poprawny, też "poprawny": ironiczne określenie postaw tolerancji i poszanowania dla innych, dla mniejszości narodowych i seksualnych oraz dla kobiet; brzmi w nim ton zniecierpliwienia
polskojęzyczny, też: "polski", np. ~ne: elity, media, kino, prasa. Przykłady: "Tygodnik Wprost opublikował w języku polskim wywiad z bp. Tadeuszem Pieronkiem", "do gazet drukowanych po polsku i wydawanych w Polsce [...] niewątpliwie należy Gazeta Wyborcza", "Polski to więc Pen Club czy "polski"?". Przed wojną istniała prasa żydowska wychodząca w języku polskim i dla niej było zarezerwowane nie nacechowane emocjonalnie określenie "polskojęzyczna". W obecnej wersji nawiązuje ono do przedwojennego sensu, tj. wskazuje prasę rzekomo "żydowską", jest silnie nacechowane, zawiera element wykluczenia, odsądzenia od polskości.
postępowy, por. polityczna poprawność.
postmodernizm: por. liberalizm, brukselski; jeden z licznych synonimów obcości, używany wobec postawy otwartości, bez związku z pierwotną treścią pojęcia.
prawdziwy: np. ~e nazwisko. "Trocki, ukraiński Żyd, którego prawdziwe nazwisko brzmi Bronstein" - w tle związane z kategorią pochodzenia założenie, że nazwisko przodków jest prawdziwsze od obecnie noszonego. W sensie pozytywnym - np. "prawdziwy Polak" - wnosi sugestię, że wśród Polaków, historyków, katolików, patriotów istnieją oprócz egzemplarzy prawdziwych również fałszywe, kłamliwie podające się za to, czym nie są. Używanie określenia "prawdziwy" wiąże się z nadaniem nadrzędnego statusu własnym kryteriom.
prowokacja: fakt, któremu piszący odbiera samoistne znaczenie, pozwala mu zaistnieć jedynie w kontekście własnych emocji piszącego; faktowi takiemu nadaje się status wyzwania, ataku; może nim być np. uroczystość odsłonięcia pomnika w Jedwabnem
rejwach por. aj waj
rezun por. hajdamak
ręce: zagraniczne, obce; w tym kontekście ręce są chciwe, zagrażające
rozdmuchać: por. histeria; zrobić z igły widły, zrobić problem ze sprawy, która nas nic nie obchodzi; słowo używane często przy opisie zadrażnień polsko-żydowskich.
salon por. autorytet, elita
sąsiedzi, też "sąsiedzi": "zdradzili swój kraj, zdradzili swoich sąsiadów". Nowy, stworzony po ukazaniu się książki Grossa eufemizm określający Żydów, chętnie używany przy opisach rzekomych zbrodni Żydów na Kresach, które bywają w tekstach przywoływane jako przeciwwaga dla holokaustu. por. golgota wschodu.
sekta: określenie wyznań innych niż katolicyzm, prawosławie, różne odmiany protestantyzmu i judaizm. Słowo pogardliwe, wnoszące motyw zagrożenia.
socliberalizm: por. liberalizm; zwyczajowe określenie obcej piszącym postawy otwartości, tu wzmocnione przedrostkiem "soc", który służy przypisaniu przeciwnikowi socjalistycznego rodowodu; złożenie skonstruowane analogicznie do złożenia "socrealizm"
starsi bracia: eufemizm określający Żydów. Eufemizmy określające Żydów mają w tle założenie, że bycie Żydem to rzecz drażliwa, wstydliwa i przykra, toteż omówienia używane są czasem po prostu z uprzejmości, bez śladu złośliwej intencji.
syjonizm: słowo używane na ogół w oderwaniu od pierwotnego znaczenia na określenie żydowskiego imperializmu. Było bardzo rozpowszechnione w prasie tzw. marcowej, otrzymało wtedy bardzo złe konotacje, do których prawdopodobnie odwołują się dzisiejsi użytkownicy
szmalcownik: słowo kłopotliwe - nikt nie zaprzecza, że szmalcownicy istnieli, czynione są jednak wysiłki, by po pierwsze wynegocjować jak najwęższy zasięg zjawiska, po drugie, przerzucić jak największą część ciężaru na Żydów. "Niezwykle groźny element tego marginesu stanowili Żydzi. Należeli tu funkcjonariusze policji żydowskiej, znani z okrucieństwa i sadyzmu oraz żydowscy agenci gestapo działający w gettach wielu polskich miast. Znany był ich udział w dziele zagłady własnego narodu".
szowinistyczny, ~ści żydowscy, czasem ukraińscy albo niemieccy. Słowo nigdy nie używane wobec Polaków.
tolerancja słowo z zasady używane ironicznie i niejako na odpowiedzialność przeciwnika, jednocześnie oskarżanego o nietolerancję.
trockistowski: "Platforma lansuje się w mediach jako partia prawicowa. Nic bardziej błędnego. Jest to zlepek liberalnych uciekinierów z Unii Wolności - formacji trockistowskiej". Piszący nie zakłada u odbiorcy żadnej wiedzy o trockizmie, nie ma też własnych wyobrażeń o tym, w jakich postawach wyrażałoby się bycie trockistą w dzisiejszej Polsce, istotne jest raczej to, że Trocki jest znany czytelnikom prasy narodowej jako Żyd.
współbrat, też: rodak, ziomek: "Żydzi w getcie białostockim mścili się na rodakach, zdrajcach z Judenratu. Obcinali im brody, ręce, języki, uszy", "zaganiał swoich ziomków do transportów śmierci jako policjant w getcie". Określenie "współbracia" nigdy nie odnosi się do Polaków, zawsze do Żydów. "Ziomkami" i "braćmi" Żydów z polskich miasteczek okazują się milionerzy z Nowego Jorku. Zabieg taki ujawnia ukryte założenie, że najistotniejszą wartością, jaka powinna łączyć ludzi, jest rasa. Inna rzecz, że "ziomkowie" Żydów polskich, Amerykanie żydowskiego pochodzenia, w tekstach tych okazują się zdrajcami - nie udzielili "rodakom" koniecznej pomocy.
żydogej - kalka znanego złożenia "żydokomuna"
żydowski ~a ~e: szowinista, organizacje, środowiska, starszyzna, interesy, ludobójcy: "szajka żydowskich kanciarzy"; żydowski nazizm: chodzi o politykę Izraela wobec Palestyny