Bp Zbigniew Kiernikowski
CHRZEST
W żYCIU I MISJI KOśCIOŁA
Część I
Boża wizja człowieka
Materiały
na rok 2005/2006
Nakładem Kurii Diecezjalnej w Siedlcach
© Copyright Zbigniew Kiernikowski
Wprowadzenie
Chrzest święty stanowi początek i fundament życia chrześcijańskiego, stąd stałe zgłębianie jego tajemnicy jest czymś nieodzownym w życiu poszczególnych chrześcijan i chrześcijańskich wspólnot. Doświadczenie pewnych braków w poznaniu i pojmowaniu sakramentu chrztu wśród ochrzczonych sprawia, że tym bardziej jaskrawą staje się potrzeba przybliżenia jego tajemnicy wiernym. Mając to na uwadze proponuję, byśmy w naszej diecezji przez najbliższe lata pochylili się nad tą tajemnicą i w świetle Objawienia dostępnego dla nas na kartach Pisma świętego oraz w nauczaniu Kościoła spojrzeli na rozumienie i przeżywanie tego sakramentu.
Założeniem proponowanego tutaj programu pracy jest nie tylko podanie pewnej ilości informacji, ale przede wszystkim wprowadzanie w tajemnicę tego sakramentu, czyli w poznanie, jakie znaczenie i oddziaływanie powinien mieć w codziennym życiu człowieka ochrzczonego.
Aby to osiągnąć, podejmiemy pracę podobną do tej, jaka była przewidziana na rok poświęcony Eucharystii. Mam nadzieję, że mając już trochę doświadczenia - zarówno tego, co było dobre, jak i tego, co nie w pełni powiodło się - będziemy lepiej pracować w małych grupach i doświadczymy owoców tej pracy. Przejawi się to w głębszym przeżywaniu tego sakramentu przez osoby już dawniej ochrzczone, jak i przez tych, którzy otrzymując chrzest jako niemowlęta czy dzieci, wzrastają z nami i obok nas, korzystając z naszej wiary. Ufam, że pogłębione przeżywanie chrztu stanie się także pociągającym świadectwem dla osób dorosłych jeszcze nieochrzczonych.
Zgłębianie tajemnicy chrztu będzie więc polegało na włączeniu nas wszystkich w czytanie i rozważanie tekstów biblijnych. Pomocą do tego będą podane materiały, wprowadzające w rozumienie wskazanych tekstów i odnoszenie ich do naszego życia, aby dokonywała się formacja, to znaczy dojrzewanie w świadomości własnej tożsamości w kontekście relacji do bliźnich.
Chrzest świętym jako sakrament wprowadza człowieka w sferę życia z Chrystusem i we wspólnotę Kościoła. Najpierw jednak trzeba nakreślić tło, które pomoże nam uprzytomnić sobie, dlaczego to wszystko jest potrzebne, dlaczego człowiek potrzebuje zbawienia, kim jest z naturalnego urodzenia, a co stało się, że człowiek potrzebuje chrztu. Chodzi tu o całą dziedzinę życia i egzystencji człowieka, którą określamy jako sytuację grzechu.
Bóg nie stworzył człowieka jako grzesznego, lecz człowiek stał się takim przez nadużycie wolności, jaką został obdarzony. Trzeba więc najpierw sięgnąć do pierwotnego, oryginalnego zamysłu Boga w stosunku do człowieka, czyli do tego, jak Pan Bóg człowieka pojął i jakim go stworzył - jaka była sytuacja człowieka przed grzechem. Tylko w świetle tych prawd i wydarzeń możemy pojąć, kim jest człowiek, co w nim funkcjonuje dobrze, a co jest błądzeniem i co potrzebuje naprawy.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że dzieło odkupienia spełnione w Jezusie Chrystusie, a więc także owoce tego dzieła, nie są prostym powrotem do stanu sprzed grzechu czy odtworzeniem tego stanu, lecz są nowym stworzeniem. Aktem, w którym nam, ludziom grzesznym, zostaje dana możliwość dostępu do tego nowego stworzenia i udziału w jego skutkach, jest właśnie sakrament chrztu świętego. On otwiera czas przeżywania zbawienia w życiu konkretnego człowieka.
W kontekście tej historii człowieka i jego zbawienia, zarysowuje się trzyetapowy program naszej pracy, którą pragniemy podjąć w najbliższych latach.
1. Pierwszym etapem będzie wnikanie w poznanie zamysłu Boga w stosunku do człowieka oraz w to wszystko, co jest związane z zaistnieniem grzechu i jego konsekwencjami w naszym życiu. Niewątpliwie jest to sytuacja, która potrzebuje interwencji Pana Boga. Ten etap pracy obejmie trzy pierwsze tematy przeznaczone na rok duszpasterski 2005/2006.
2. W drugim etapie podejmiemy rozważanie dzieła zbawienia człowieka, jakiego Bóg dokonał w Jezusie Chrystusie. Dzięki temu dziełu otrzymujemy zbawienie, czyli nowe życie, które jest nam darowane w sakramencie chrztu świętego. Nieodzowne jest więc dobre rozumienie tego, o co chodzi w zbawieniu dokonanym w Jezusie Chrystusie. Będzie to przedmiotem naszej pracy w roku 2006/2007.
3. W trzecim etapie zgłębimy prawdę o przyjmowaniu daru zbawienia przez wszczepienie w Chrystusa w sakramencie chrztu świętego i wynikających z tego konsekwencji. Przeznaczymy na to kolejny rok pracy - 2007/2008.
W tak zakrojonej perspektywie pracy nie chodzi o wypełnienie programu jako takiego, lecz o danie wszystkim okazji do tego, by systematycznie i progresywnie - krok po kroku - studiować, medytować, rozważać biblijne teksty. Chodzi też o przeżywanie wszystkiego w łonie Kościoła, w łonie jego nauki i życia, oraz o odnoszenie zrozumianych i przyjętych treści do własnego życia. Odniesienie to jest o tyle ważne, że to właśnie w nim weryfikuje się to, czy pojmujemy siebie jako ludzi, do których dotarło zbawienie i którzy są jego uczestnikami już tutaj, na ziemi, w codziennym życiu. Jeśli tak będziemy przyjmowali te prawdy i nimi żyli, to staniemy się nauczycielami i przewodnikami dla innych, zwłaszcza dla młodego pokolenia. Młodzi ludzie potrzebują bowiem autentycznych świadków życia chrześcijańskiego - opartego właśnie na chrzcie i zeń wynikającego, by sami mogli w sobie odkrywać i doceniać sakrament chrztu oraz czerpać z niego życie.
Naszą pracę, podobnie jak to było proponowane w ubiegłym roku, będziemy prowadzić w małych, pięcio-, sześcio- czy siedmioosobowych zespołach, aby z jednej strony stworzyć warunki do osobistego przeżywania tych prawd, a z drugiej - do dzielenia się nimi i niejako weryfikowania ich w naszych wzajemnych relacjach. Takie małe zespoły mogą okazać się żywymi komórkami, kształtującymi życie naszych wspólnot parafialnych, które stanie się przez to bardziej konkretne i mniej anonimowe. Sposób przeprowadzenia tych spotkań jest przedstawiony w dołączonych materiałach. Nad przebiegiem pracy winni czuwać duszpasterze, w szczególności księża proboszczowie, oraz animatorzy świeccy, stopniowo do tego przygotowywani. Spotkania będą się odbywały w kilku kręgach: najpierw ogólnodiecezjalnym, obejmującym przedstawicieli poszczególnych dekanatów (dziekan lub wicedziekan, referent ds. liturgii i dwie osoby świeckie z każdego dekanatu), potem dekanalnym (księża proboszczowie i przynajmniej dwie osoby świeckie z każdej parafii), i w końcu parafialnym, gdzie praca będzie przebiegać w małych grupach, których ilość zależy od liczby osób gotowych do podjęcia takiej formy pracy.
Katecheza I
STWORZENIE CZŁOWIEKA NA OBRAZ I PODOBIEŃSTWO BOŻE
1. W tej pierwszej części spojrzymy na człowieka, jak nam go objawia Słowo Boże, a więc jako stworzonego na obraz i podobieństwo Boga, oraz dalej - na to, co zaburzyło ten pierwotny stan, a więc na grzech i jego konsekwencje.
Pismo święte przedstawia dwa opowiadania o stworzeniu człowieka (Rdz 1,26-27 i Rdz 2,4b-25), które trzeba widzieć jako komplementarne, uzupełniające się. Dla pełnego odczytania orędzia wynikającego z tych opowiadań, spróbujmy się przyjrzeć pokrótce jednemu i drugiemu.
Jakkolwiek poszczególne elementy opowiadań nie muszą być «historycznie» sprawdzalne, tzn. nie wszystko musiało odbyć się tak, jak jest przedstawione, to jednak wyrażają one językiem obrazowym zaistnienie wydarzenia, które miało miejsce na początku historii człowieka. Przypomina nam o tym Katechizm Kościoła Katolickiego [KKK 390]. Mamy więc prawo analizować poszczególne wyrażenia (a nawet słowa) i doszukiwać się sensu, który pozwala rozumieć orędzie, jakie ten tekst przekazuje dla naszego życia. Naturalnie nie wolno nam tracić z oczu całości wydarzenia, widzianego już przez nas w odkupieńczym świetle Chrystusa.
Pierwsze opowiadanie o stworzeniu (Rdz 1,26-31)
2. Pierwsze opowiadanie o stworzeniu człowieka znajdujemy w Księdze Rodzaju 1,26-31. Jest to fragment ukazujący szósty dzień stworzenia, który znajduje swój punkt kulminacyjny w opisie stworzenia człowieka. Wówczas to Bóg rzekł:
Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam.
Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym,
nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!
I dalej tekst stwierdza:
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,
na obraz Boży go stworzył:
stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1,26-27).
Warto najpierw zwrócić uwagę na formę czasownika rozpoczynającego cały opis stworzenia człowieka: Uczyńmy człowieka. Ta forma - zdaniem teologów - wskazuje na wewnętrzne mówienie Boga w samym sobie (deliberatio). To niejako w sobie Bóg pojmuje i poczyna człowieka, w ramach swojej wewnętrznej aktywności - wzajemnej aktywności Osób. Jest to komunikowanie Boga-Jedności otwartego na inność i na wielość, ogólnie na życie i na dawanie życia, udzielanie życia, dawanie udziału w swoim życiu.
W przypadku stwarzania innych bytów Bóg rzekł: Niech się stanie - i stało się. Zostały one stworzone przez Boga, ale całkowicie poza Bogiem, na zewnątrz Jego życia, jakby tylko przedmiotowo. Stworzenie człowieka zaś pozostaje od samego początku w przedziwnej, wewnętrznej, można powiedzieć, konstytucjonalnej relacji do samego Boga i do Jego wewnętrznego (wewnątrztrynitarnego) życia. Bóg bowiem, będąc jednym i jedynym, nie jest sam, lecz posiada wewnętrzne życie, wyrażające się w relacji i w udzielaniu się, co będzie później w Nowym Testamencie objawione jako życie Trójcy Przenajświętszej.
Człowiekowi stwarzanemu na swój obraz Bóg chce dać udział w tym swoim życiu. Człowiek od samego początku, mimo że - podobnie jak inne stworzenia - jest stworzony poza Bogiem, ma - w odróżnieniu od innych stworzeń - także miejsce w życiu samego Boga.
3. W tym Bożym uczyńmy jest wyrażony początek osobowego zaangażowania się Boga w człowieka, mającego się stać osobą zdolną do relacji z Bogiem. Już tu znajdujemy wskazanie, że człowiek nie jest tylko „produktem” działania Boga, ale jest niejako poczęty w Bogu i jako taki jest uzdolniony do relacji. Dalej zostaje to wyrażone i sprecyzowane w stwierdzeniu, że człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Jest to - jak można sformułować - wewnętrzny program dla człowieka. W człowieku będzie działał (mógł działać) Bóg, chociaż człowiek zostaje stworzony jako byt poza Bogiem.
Korzystając z tego, co zostało potem objawione w Nowym Testamencie można powiedzieć, że człowiek jest owocem, manifestacją wewnętrznego życia Boga-Trójcy Świętej, który jest jednością w wielości, komunią w różności, miłością stale wychodzącą poza siebie, by udzielać się drugiemu, by dawać życie drugiemu, trzeciemu…, by być miejscem, objawieniem życia samego Boga.
Drugie opowiadanie o stworzeniu człowieka (Rdz 2,4b-25)
4. Drugie opowiadanie o stworzeniu człowieka znajduje się w drugim rozdziale Księgi Rodzaju. Jest to bardzo proste, barwne i obrazowe opowiadanie. Staje się ono w pełni czytelne i komunikatywne, to znaczy przekazujące nam pełne orędzie, kiedy jest odczytywane na tle skondensowanego przesłania pierwszego opowiadania. Na tym tle bowiem, szczegóły drugiego opowiadania, wyrażonego prostym, plastycznym językiem nabierają specyficznego znaczenia. Zwrócimy uwagę na kilka prostych elementów drugiego (starszego) opowiadania, wskazując na bogactwo treściowe tego fragmentu Pisma świętego, także po części już w świetle całego Objawienia.
Adam - człowiek z ziemi
5. Pan Bóg stwarza Adama. Występuje tutaj znacząca gra słów: hebrajski termin adamah oznacza ziemię. Z niej to Bóg lepi, „modeluje” człowieka - Adama i stąd jest mowa o Adamie ulepionym z ziemi. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że w pierwszej części opowiadania, gdy mowa jest o Adamie, nie chodzi jeszcze, jak byśmy mogli powiedzieć, o „pełnego człowieka”, czy „dokończonego człowieka”. Ten adam to człowiek wzięty i ukształtowany z ziemi.
W tym momencie nie można jeszcze mówić o człowieku mężczyźnie czy kobiecie, ale o człowieku-Adamie czy o prototypie człowieka. Chodzi o istotę żywą (nefesz hajjah), człowieka ukształtowanego z ziemi, któremu Bóg dał życie. Na tym etapie nie ma jeszcze mowy o różnicy płci. Odnosząc to opowiadanie do pierwszego, możemy nawet powiedzieć, że nie ma tutaj jeszcze tych wszystkich treści, jakie są zawarte w stwierdzeniu, że człowiek jest stworzeniem na obraz i podobieństwo Boga. Człowiek ten ma co prawda specjalne miejsce wśród stworzeń, ale jest sam. Jest sam dla siebie, nie ma tego sposobu (jakości) życia, jaki jest w Bogu, który jest wspólnotą (udzielaniem się) Osób. A to nie jest dla niego dobre (zob. Rdz 2,18).
Dla zaradzenia jego samotności, tzn. byciu dla siebie (zorientowanemu na siebie i zamkniętemu w sobie), nie wystarczy ani postawienie czegokolwiek czy kogokolwiek obok niego, ani też nawet jakieś powielenie go (sklonowanie) czy uwielokrotnienie (tego i takiego samego). Nie chodzi bowiem o ilość przedmiotów czy osób wokół niego, lecz o inną, nową jakość bycia, w której mógłby żyć w relacji z kimś na podobieństwo życia Osób Boskich.
Bóg bowiem, na obraz którego ten człowiek ma być stworzony, choć jest jeden i jedyny, nie jest sam. Bóg to wielość i różność Osób tej samej natury, które siebie udzielają. Dzieło Boga wobec Adama na tym etapie stworzenia nie może więc być jeszcze uważane za zakończone, gdyż cel tego stworzenia nie jest jeszcze dopełniony.
Potrzeba zaradzenia samotności Adama
6. Człowiek-Adam, będąc sam, sam dla siebie, nie mając odpowiedniej relacji do nikogo drugiego, nie był jeszcze obrazem Boga. Bóg wyraża to w słowach: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam (Rdz 2,18a). Powiedzieliśmy już, że nie chodzi tutaj o człowieka jako mężczyznę, ale o człowieka-Adama, o człowieka wziętego z ziemi i już obdarzonego życiem, którego jednak Bóg przewiduje jako kogoś większego, mianowicie na swój obraz i podobieństwo. Do tej pory, na tym etapie ten Adam jeszcze takim nie jest.
Bóg zatem, poprzez kolejne etapy, przygotowuje tego człowieka-Adama, człowieka z ziemi, by mógł stać się człowiekiem noszącym Jego obraz, obraz Boga. Do tej chwili bowiem jest to człowiek jeszcze nie w pełni „ukończony”. Człowiek sam, nie mający odpowiednika, jako taki nie jest jeszcze i nawet nie może być nosicielem podobieństwa Bożego. Stąd Boże postanowienie: uczynię mu odpowiednią dla niego pomoc (Rdz 2,18b).
Z całego kontekstu wynika, że ta odpowiednia pomoc to taka, która człowiekowi umożliwi bycie na obraz i podobieństwo Boga. Chodzi o taki „odpowiednik”, dzięki któremu mogłyby urzeczywistniać się podobne relacje, jakie istnieją w samym Bogu; chodzi o obronę tożsamości i godności człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boga, tzn. by nie pozostał sam dla siebie, lecz by był broniony przed życiem dla siebie, przed zamknięciem się w sobie.
Niewystarczalność stworzeń
7. Możemy powiedzieć, że na tym trzecim i decydującym etapie stwarzania człowieka Pan Bóg zrealizował swój zamysł niejako dwustopniowo. Najpierw postawił człowieka wobec możliwości (próby) zaradzenia temu przez niego samego. Dokonało się to w scenie przyprowadzenia do Adama zwierząt. Kiedy te przechodziły przed nim, Adam każdemu z nich nadał imię. Zwróćmy uwagę, że nazwał je istotami żyjącymi (nefesz hajjah), a zatem tak samo, jak on został określony. Wśród zwierząt nie znalazł jednak odpowiedniej dla siebie pomocy (zob. Rdz 2,20); odpowiedniej, to znaczy takiej, która pozwoliłaby mu przekraczać samego siebie, wyprowadzić z istnienia dla samego siebie. W akcie nadania imienia pozostałym istotom żyjącym Adam jakby jeszcze bardziej utwierdził się w tym byciu dla siebie, ponieważ dominował nad wszystkimi zwierzętami - czego wyrazem było właśnie nadanie imienia. Z żadnym z nich nie był jednak w stanie dzielić swojego życia. Żadne ze zwierząt nie było w stanie przeszkodzić mu w byciu dla siebie.
Wymowa niepowodzenia tej pierwszej próby jest bardzo ważna. Ukazuje bowiem, że człowiek sam z siebie, o własnych siłach nie jest w stanie określić, co jest stosowną pomocą dla niego oraz wejść w prawdziwą relację z sobą samym i drugim człowiekiem. Jest zamknięty w sobie, zdany na siebie.
Interwencja Pana Boga - sen Adama
8. Wtedy to Pan sprawił, że Adam pogrążył się w głębokim śnie (Rdz 2,21). Nie chodzi tutaj o sen odpoczynku, ale o ekstatyczne zaśnięcie. Podczas tego snu człowieka-Adama Bóg z jego żebra (z jego boku) uczynił jakby drugi „bok”, drugą „stronę”. Można powiedzieć: z życia Adama Bóg uczynił drugą, ale tej samej natury i jemu odpowiadającą „formę” życia, aby Adam (ludzie) mógł (mogli) być człowiekiem razem z Ewą (drugim). Uczynił pomoc-obronę tożsamości człowieka i jakości jego życia, aby był na obraz i podobieństwo Boga.
Kość z kości i ciało z ciała
9. Następnie Bóg przyprowadził do Adama-człowieka z ziemi kobietę. Wówczas to Adam będąc niejako w kręgu stwórczego działania Boga i stając wobec Ewy, nie zwraca uwagi na to, że ona „powstała” z niego, jego kosztem i nie domaga się „odszkodowania”, lecz akceptuje tę nową sytuację, w której on jest dla (posłużył dla) zaistnienia i życia kogoś drugiego. To mógł uczynić właśnie dlatego, że był w kręgu działania Boga, że był oparty (wiara) na Bogu i dzięki temu także on mógł „zaistnieć” jako żyjący dla drugiego, wyzwolony z życia tylko dla siebie. [To, co się stało w momencie wypowiedzenia poniższych słów, może być uważane za typ (figurę) zesłania Ducha Świętego.] Wówczas to Adam powiedział:
Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!
Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta (Rdz 2,23).
To właśnie w tym momencie po raz pierwszy Adam-człowiek z ziemi odkrywa siebie we właściwej i pełnej relacji do kogoś, do tej, którą Bóg dał mu jako pomoc do bycia człowiekiem na Jego obraz. Dzięki tej relacji oboje byli człowiekiem na obraz i podobieństwo Boga.
Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga wyraża siebie jako mężczyzna i niewiasta. Zachodzi tu gra słów isz (mąż) - iszsza (żona), która odzwierciedla z jednej strony związek tych dwojga, a z drugiej strony ich odrębność, co dalej jest wyrażone w słowach: Dlatego to mężczyzna (isz) opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną (iszsza) tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24).
Obraz i podobieństwo Boże
10. Do tego momentu hebrajski termin adam oznaczał człowieka wziętego z ziemi, żyjącego dla siebie. Od chwili, kiedy człowiek wzięty z ziemi definiuje siebie wobec drugiego i wchodzi we właściwą sobie relację z drugim, staje się razem z nim w pełni człowiekiem, właśnie na obraz i podobieństwo Boga. Gdy przywołamy słowa pierwszego opowiadania o stworzeniu, gdzie jest mowa o stworzeniu człowieka jako mężczyzny i niewiasty na obraz i podobieństwo Boga, możemy powiedzieć, że dopiero wtedy, kiedy zostaje odkryta, zdefiniowana i przyjęta przed Bogiem ta wzajemna relacja proto-mężczyzny i proto-niewiasty, dopiero wówczas można mówić o mężczyźnie i niewieście w pełnym tego słowa znaczeniu, a ostatecznie o człowieku o mężczyźnie i niewieście w pełnym tego słowa znaczeniu, a ostatecznie o człowieku stworzonym na obraz i podobieństwo Boga. Dopiero wtedy, kiedy człowiek jako jednostka odnajduje swoje podobieństwo w drugim-różnym od siebie, a jednocześnie może z nim wejść w najgłębsze zjednoczenie, objawia się i dopełnia w nim rzeczywistość odniesienia do Boga.
Z drugiej strony trzeba pamiętać, że tylko człowiek odniesiony do Boga (zjednoczony z Bogiem) może wchodzić w taką jedność i komunię z drugim człowiekiem. Tym, co charakteryzuje stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boga, jest właśnie zdolność odniesienia do drugiego, zdolność transcendencji, czyli przekraczania siebie, zdolność zanurzenia siebie w drugim i oddania siebie drugiemu aż do tego stopnia, żeby tworzyć jedno ciało, jedną rzeczywistość. Jest to możliwe, o ile każde z nich ma odniesienie do Boga.
Dwoje jednym ciałem
11. Tylko w kimś drugim tej samej natury, a jednocześnie odmiennym (różnym od siebie): mężczyzna w utworzonej z własnego boku niewieście, niewiasta w mężczyźnie, z którego została wzięta - rozpoznaje siebie i odkrywa siebie jako obraz i podobieństwo Boga. Kość z kości, ciało z ciała: mąż i żona tworzący jedność, nową rzeczywistość, w której przeżywają siebie.
Przedstawienie stworzenia kończy się dopowiedzeniem:
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją
i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24).
Jest to dopowiedzenie, które ma charakter wiecznie trwającego kończenia - dopełniania i koronowania dzieła stworzenia, ukazującego jednocześnie stale nową perspektywę. Te słowa nie odnoszą się już bowiem do samego aktu stworzenia, lecz do stałego jego trwania i przedłużania, do kontynuacji stworzenia. Są już poza sceną narracji o pierwszym stworzeniu, ale ściśle z tego stworzenia wynikają, by służyć urzeczywistnianiu się stworzenia przez wieki, na zawsze. Można powiedzieć, że jest to przesłanie, albo zadanie, wynikające z faktu i z aktu stworzenia człowieka jako mężczyzny i niewiasty na obraz Boga. Są to słowa profetyczne. Słowa, które mają moc spełniania się i które muszą się spełniać, aby człowiek był w pełni człowiekiem, aby był na obraz i podobieństwo Boga.
Ta komunia osób nie ogranicza się do relacji mężczyzna-niewiasta, chociaż tutaj wyraża się szczególnie. Ta komunia realizuje się we wszystkich relacjach międzyludzkich-międzyosobowych przeżywanych zgodnie z zamysłem Pana Boga.
Pierwotna nagość i dar „obnażenia” siebie w Jezusie Chrystusie
12. Opis stworzenia człowieka kończy się wspaniałym określeniem wzajemnej relacji między obojgiem: chociaż byli nadzy, nie odczuwali wstydu (Rdz 2,25). Na chwilę zatrzymamy się na tym, co oznacza to stwierdzenie i jak służy ono rozumieniu człowieka jako stworzonego na obraz i podobieństwo Boga.
Gdy jest tutaj mowa o nagości i wstydzie, nie należy zacieśniać tego określenia do wymiaru wizualno-cielesnego i wszystkich pochodzących zeń reakcji. Nagość nie może być postrzegana też jako brak. Nagość Adama i Ewy była czymś pozytywnym, czymś, co pozwalało im być bardziej zjednoczonymi, bez żadnych ograniczeń. Nagość pozwalała im być na obraz Boga. Można powiedzieć, że to nie każdy oddzielnie był obleczony chwałą dla siebie, lecz byli razem w chwale Boga i akceptowali wolę Boga we wszystkim, także w tym, co dotyczyło bliskości drugiego. Im bardziej udzielali się jedno drugiemu, tym bardziej doświadczali, że ich życie pochodzi od Boga, Ojca i Dawcy życia. Tracenie życia dla drugiego było doświadczeniem życia. W konsekwencji owocowało nowym życiem, które przekazywali, przyjmując i realizując Bożą koncepcję życia.
* * *
13. Przygotowanie człowieka do wejścia w jedność z drugim, to właśnie odkrycie sensu nagości. W sytuacji po grzechu będzie potrzebne stawanie w prawdzie o sobie przed Bogiem i przed drugim człowiekiem. To uświadomienie sobie braku prawdziwej chwały (pochodzącej od Boga) oraz tego, że po grzechu każdy jest niejako zdany na szukanie własnej chwały.
Zanim człowiek zbliży się do drugiego, by wejść z nim w relację prawdziwej jedności, musi uznać, że nie stanie się to dopóki będzie bronił własnej chwały. Gdy natomiast dzięki Jezusowi Chrystusowi zgodzi się na to, że w jakiś sposób i w jakiejś mierze będzie musiał rezygnować i będzie pozbawiany własnej, pozornej chwały, wówczas otworzy się przed nim rzeczywistość chwały Bożej, która uzdolni go do prawdziwej jedności z drugim. Musi być gotowy na obnażenie, aby dostąpić łaski przyobleczenia chwałą Bożą, która uzdalnia go do przyjmowania jednoczącej mocy Boga, kosztem własnego obnażenia i niemocy. W ten sposób człowiek może w sobie czynić operatywną moc samego Boga. Tak powstająca jedność obnażonych jest dziełem Boga.
Może to brzmieć bardzo radykalnie, ale taka jest jedyna prawda: żeby prawdziwie wejść w jedność, konieczna jest gotowość wejścia w stan własnego obnażenia, opuszczenia. Granicą tego opuszczenia, które naturalnie nigdy w żadnym człowieku nie otrzyma tak dramatycznego wymiaru jak w Jezusie Chrystusie, jest stan paradoksalnego wołania: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?! (Ps 22,2; Mt 27,46; Mk 15,34). Bóg jednak nie opuścił i nie opuści. Wybawił Jezusa ze śmierci nie dla Niego samego, lecz ze względu na tych, którzy o śmierć Go przyprawili. Dlatego w Jego obnażeniu tkwi źródło, dar chwały Boga przygotowany dla nas.
Tylko dzięki Jezusowi Chrystusowi, ogołoconemu, obnażonemu, Temu, który nie szukał swojej chwały, ale wydał siebie, by stać się narzędziem objawienia chwały Boga wobec człowieka, staje się możliwe pojednanie i przeżywanie prawdziwej jedności. Jezus stał się pierwszym człowiekiem, który do końca przyjął status człowieka obnażonego, pozbawionego wszelkiej chwały, i z ufnością czekał na przyobleczenie Go chwałą przez Ojca (zob. J 8).
Katecheza II
GRZECH I JEGO BEZPOŚREDNIE SKUTKI
14. Sytuacja rajska należy do przeszłości i jako taka nie istnieje, gdyż człowiek zgrzeszył i w konsekwencji musiał opuścić raj. Pozostaje ona jednak stale jako oryginalny, pierwotny zamysł Boga. Ten pierwotny zamysł Boga nie został bowiem zniszczony czy odwołany. Bóg jest wierny i pozostaje wierny swojemu zamysłowi. Pozostał wierny wobec człowieka, nawet po grzechu. Pozostał wierny swojej oryginalnej koncepcji człowieka. Dzieło zbawcze dokonane w Jezusie o tym świadczy, chociaż objawia jeszcze większe bogactwo.
15. Spójrzmy teraz na dynamikę (naturę i strukturę) grzechu pierworodnego. Analiza trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju, którą podejmiemy w kilku kolejnych rozważaniach, może być tu pomocą. Jest to niezmiernie ważne, kiedy także dzisiaj Szatan kusi człowieka. Kusi nie tylko jednostkę, ale społeczność. Kusi nie tylko do popełniania samych nieprawych czynów, ale także przez dążenie do legalizacji tych czynów jako ustabilizowanego stanu prawnego (por. Rz 1,32).
Obecnie istnieje możliwość legalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych i adoptowanie przez nich dzieci, manipulacji związanych ze sztucznym przekazywaniem życia i inżynierią genetyczną. Szatan kusi w szczególnej mierze instytucję małżeństwa i rodziny. Dotykając bowiem w sposób bardzo przebiegły, bardzo perfidny tę podstawową komórkę, jaką jest małżeństwo i rodzina, czyni sobie dostęp w ogóle do koncepcji i organizacji życia człowieka. Czyni to w sposób pozornie bardzo postępowy, bardzo «rozumny» (oczywiście termin «rozumny» stawiamy tutaj w cudzysłowie, bo chodzi o specyficzną rozumność, którą będziemy starali się poznać, odkryć, zidentyfikować, żeby nie popaść w jej pociągającą i bardzo śliską pułapkę).
Obecność Kusiciela
16. Przyjrzymy się teraz opowiadaniu o pierwszym grzechu, który wprowadził zamęt w przeżywanie jedności pierwszych ludzi.
W scenie kuszenia nie chodzi o alegorię, ale o sam fakt grzechu. Ten grzech został przedstawiony jako wydarzenie. Został opisany przy pomocy takiego języka, takich obrazów, jakie były najbardziej zrozumiałe dla ludzi w momencie powstawania tekstu. Musimy więc odczytywać te obrazy tak, żeby móc dotrzeć do sensu samego wydarzenia, to znaczy do uchwycenia dynamiki samego grzechu.
17. Ogród rajski był do dyspozycji pierwszych ludzi. Można powiedzieć, że był to ogród życia. Człowiek był umieszczony w tym raju, w ogrodzie. Istniała już jednak także inna rzeczywistość, o której powstaniu nie ma wprost mowy na kartach Pisma świętego, lecz tylko w księgach pozabiblijnych i w Tradycji. Chodzi o zbuntowanych aniołów. Trzeci rozdział Księgi Rodzaju wprowadza tę przeciwną Bogu rzeczywistość pod postacią węża. Wąż, w odróżnieniu od umieszczonych w raju ludzi, jest przedstawiony jako przychodzący z zewnątrz. Zostaje określony jako pochodzący z innego terenu, z pola, z terenu dzikiego, gdzie nie ma harmonii, gdzie nie ma zachowania godności i respektu wobec drugiego. Pole to zupełnie coś innego niż ogród.
Księga Rodzaju mówi: A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył (Rdz 3,1 - BT; wg BP - ze wszystkich dzikich zwierząt). Już samo nazwanie «kusiciela» wężem, pod którego obrazem przychodzi, wskazuje na jego dwuznaczny charakter. Kusiciel, Zły Duch jest stworzeniem, ale zbuntowanym; stworzeniem, które nie akceptuje faktu bycia stworzeniem.
18. Tekst Księgi Rodzaju przedstawia więc Kusiciela jako rzeczywistość dobrze znaną, ale dwuznaczną czy wieloznaczną. Rzeczywistość o niejednoznacznej obecności. Również dzisiaj trzeba być tego świadomym. Ten sam Kusiciel także współczesnemu człowiekowi nie przedstawia się jednoznacznie. Wobec tzw. postępowej, oświeconej wizji świata przedstawia się jako nieistniejący, jako nierzeczywistość, jako mit, jako prymitywne opowiadanie trącące przysłowiową myszką. O ile udaje mu się w danej społeczności osiągnąć odczucie tej swojej pozornej «nieobecności», stanowi to już pierwszy krok do jego zwycięstwa. Nie walczy się bowiem z nieobecnym, z nieistniejącym. Nie ma złego ducha. Wszystko jest dobre. Człowiek wszystko (pozornie) robi dobrze; wszystko rozwiąże; wszystkiemu zaradzi.
Tam zaś, gdzie człowiek jakoby już przyzwyczaił się do pozornej nieobecności Złego Ducha, pojawia się on w przeróżnych formach, które stopniowo jednak akceptują odwoływanie się do jego działania, a potem także do jego obecności. Będą to najpierw różne formy magii, obsesji dominacji, perwersji czy nawet wprost uprawianie kultu szatańskiego.
Kuszenie, by być jak Bóg
19. Przypatrzmy się trzeciemu rozdziałowi Księgi Rodzaju. Szatan w postaci węża bardzo podstępnie kusi Ewę. Pyta: Czy to prawda, że Bóg zabronił wam jeść z owoców wszystkich drzew tego ogrodu? (zob. Rdz 3,1). To jest bardzo podstępne pytanie, w którym zachodzi pewna gra między prawdą i nieprawdą czy półprawdą. Ewa oczywiście mówi: Nie, ze wszystkich drzew możemy jeść, prócz jednego - tego, które stoi w środku ogrodu (zob. Rdz 3,2-3).
Ogród, w którym Bóg umieścił człowieka, miał swój porządek, swoją organizację. Bóg spowodował, że wyrosły w nim wszelkie drzewa rodzące dobry owoc, a w środku ogrodu umieścił drzewo życia. Trzeba pamiętać, że właśnie drzewo życia stanowi centrum ogrodu. Życie jest w centrum. Życie jako dar Boga. Oprócz tego jest mowa o innym specjalnym drzewie, drzewie poznania dobra i zła. To jego owoców Bóg nie pozwolił spożywać ludziom. Nie zostało jednak powiedziane, gdzie ono się znajduje w tym ogrodzie. Mamy tu do czynienia z językiem symbolicznym. Wyraża on w ten sposób prawdę, że człowiek mógł korzystać ze wszystkiego, także z drzewa życia, bo Bóg stworzył człowieka do życia - pod warunkiem jednak, żeby tego wszystkiego nie brał w swoje ręce niezależnie od Boga, według własnego poznania dobra i zła.
20. Kusiciel podważył jednak tę zasadniczą prawdę, która stanowiła o egzystencji człowieka w relacji do Boga. …Rzekł wąż do niewiasty: Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3,2-5). Kusiciel proponuje więc niezależne od Boga stanowienie o tym, co dobre, a co złe dla człowieka i dla jego życia. Na obawy Ewy, że to jest obwarowane przez Boga śmiercią, Kusiciel zapewnia: „Na pewno nie umrzecie”. To zapewnienie o możliwości uniknięcia śmierci w życiu bez Boga jest pozornie dobrą nowiną (ewangelią), bo jest zapewnieniem: nie umrzecie. Ale jest to fałszywa dobra nowina. Prawdziwa dobra nowina brzmi natomiast: Jeśli sięgnięcie po decydowanie o tym, co dla was dobre, a co złe, niezależnie od Boga, umrzecie. Kusiciel przez swą fałszywą nowinę odciąga ludzi od Boga, obiecując całkowitą niezależność: Otworzą się wam oczy i będziecie jak Bóg znali dobro i zło.
Kiedy wąż zadał Ewie to podstępne pytanie, Ewa już nie odpowiedziała, że Pan Bóg pozwolił im korzystać ze wszystkiego, ale nie na własną rękę, nie po swojemu, tylko w posłuszeństwie Bogu, uznając Boga jako Pana życia. To naturalnie ograniczało człowieka. Mogło być więc odbierane przez człowieka negatywnie, kiedy tracił z oczu (ze świadomości) swoją relację do Boga, a patrzył na siebie, jakby absolutyzując siebie i swoje życie.
21. Posłuszeństwo Bogu rzeczywiście ogranicza człowieka. W jaki sposób jednak należy rozumieć to ograniczenie? Posłuszeństwo miało (ma) doprowadzać człowieka do łączności z samym Bogiem, z jego nieograniczonością. Człowiek może wszystko - jednak za wyjątkiem decydowania o tym, co jest dobre, a co złe, ponieważ nie jest Bogiem. Decydowanie o tym pozostaje jedynie we władzy Boga. Właśnie ten fakt, że człowiek nie jest Bogiem, ogranicza go i jest wezwaniem do zaakceptowania tego, że jest tylko obrazem, odbiciem Boga. Poza tym człowiek mógł korzystać ze wszystkiego.
Kuszenie przeciw ograniczeniu
22. Kusicielowi tymczasem chodziło o to, żeby zatrzeć tę granicę, żeby człowiek spojrzał na ograniczenie nie jako na coś, co można i trzeba widzieć pozytywnie - właśnie jako ograniczenie zbliżające człowieka do Boga i pozwalające mu pozostawać tym, kim był - ale by zobaczył to ograniczenie w aspekcie negatywnym, czyli jako coś, co tylko ogranicza.
Kusicielowi udało się wprowadzić Ewę w takie zamieszanie (zamęt), że nie widziała już przykazania jako czegoś, co umożliwia jej bycie z Bogiem, ale jako coś, co ją oddziela od życia (drzewo w środku ogrodu). Dlatego powiedziała, że Bóg daje im wszystko, ale zabrania korzystania z owoców drzewa, które jest w środku ogrodu, to znaczy z drzewa życia. Zwiedziona przez inteligentnie postawione pytanie szatana, Ewa pomyślała, że chodzi o owoce drzewa w środku ogrodu, drzewa życia. Myślała, że chodzi właśnie o życie, że to dostęp do życia jest im zabroniony. Ewa uwierzyła w to, co powiedziała - jakoby Bóg zabraniał pełni życia. Od tej chwili postrzegała Boga jako kogoś, kto zabrania życia, a przecież ona i Adam są istotami żyjącymi. Chcą żyć! Nie rozumiała tego, że Bóg nie zabrania im życia, lecz daje życie pod warunkiem, że jest ono zgodne z Jego zamysłem, z Jego poznaniem dobra i zła.
W Ewie zaistniało coś z takiego myślenia: skoro Bóg nie pozwala na coś, co wydaje się centralne czy najważniejsze, to nie pozwala na życie. Podstawową sprawą dla Ewy w owej chwili nie było już odniesienie do Boga, który ma władzę nad dobrem i złem, ale odniesienie do samego życia, do życia jako takiego, bez odniesienia do Boga. Ewa zaczęła myśleć, że najważniejsze jest jej życie, czy ich życie; najważniejsza jest sprawa dostępu do życia na własną rękę, a nie relacja do Boga, który zna dobro i zło, i który daje życie tak, jak chce.
23. Ta sprawa jest dzisiaj bardzo ważna. Dzisiaj człowiek bardzo często zaczyna absolutyzować życie i traci tym samym odniesienie do Boga Stwórcy i Dawcy życia, który wie i stanowi, co dobre a co złe. W takiej sytuacji niejednokrotnie dochodzi do tego, że człowiek broni tego życia, które jemu wydaje się wygodne, potrzebne, a wypowiada się przeciw innemu życiu, które wydaje mu się niepotrzebne czy zagrażające. Dzieje się tak m.in. w sferze decydowania o aborcji, przyznawania środków na życie i na leczenie. Łatwo się znajdzie ktoś, kogo życie w danej chwili będzie znaczyło więcej. Miarą wartości życia tego kogoś, uznaną przez mających władzę lub środki, uzasadnia się pozbawienie prawa do życia kogoś innego.
24. Chrześcijanin, dzięki poznaniu Ewangelii, Dobrej Nowiny, dowiaduje się jak Chrystus na krzyżu dał się ograniczyć. Chrystus dał się zupełnie «zredukować» (zob. np. Flp 2,6-8) i w tym ograniczeniu został ustanowiony, objawiony jako Syn Boży (por. Rz 1,3-4). Chrześcijanin zaczyna rozumieć, że wszelkie ograniczenia, które wynikają z prawa - może tu chodzić o przykazania i o prawa świeckie - są okazją do wejścia w stan właściwej relacji do Boga, w stan ustanowienia synem Bożym. Te ograniczenia, których człowiek normalnie nie chce akceptować, od których chce być wolny, chrześcijanin zaczyna właściwie oceniać i akceptować. Jest to otwarty proces, który ostatecznie zmierza do doświadczenia tego, że dobrze jest być ograniczonym, bo to jedyna droga, by spotkać się z Nieograniczonym. W chrześcijaninie zaczyna się krystalizować świadomość konieczności i sensowności zmagania z tym wszystkim, co jest związane z faktem bycia ograniczanym i odkrywania tego, że doświadczenie ograniczenia jest dla niego dobre. Czy to wtedy, gdy samo życie go ogranicza, czy inni na różne sposoby go ograniczają.
Skutek grzechu - lęk przed innym
25. Po grzechu otworzyły im się oczy i poznali, że są nadzy. Byli razem, ale samotni i nadzy. Nie odczuwali bliskości Boga, Dawcy życia, mimo że Bóg tam też właśnie był. Odczuwali lęk i musieli się ukryć przed Bogiem i nawzajem przed sobą.
W tej sytuacji pytanie Boga skierowane do Adama: gdzie jesteś (Rdz 3,9), było pytaniem o stan, o sytuację człowieka. Człowiek odpowiedział: Usłyszałem Twój głos i przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Trzeba zwrócić uwagę na to, że po grzechu występuje u człowieka lęk. To powoduje odruch obronny, jakim jest ukrycie się. Przyczyną zaś tego lęku, który jest lękiem o siebie, jest doświadczenie nagości bez odniesienia do Boga. Pytanie Boga pozostaje jakby w zawieszeniu: Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Jest to świadectwo zaburzonych relacji. Dla Boga nie jest tajemnicą, że przyczyną odkrycia nagości i jej skutków jest przekroczenie Bożego przykazania. Dlatego też Pan Bóg stawia zasadnicze pytanie: Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?
Wobec tego pytania Boga Adam szukał usprawiedliwienia, zrzucając winę na Ewę. To Ewa dała mu owoc. Ewa, którą otrzymał od samego Boga. Tego Adam nie omieszka przypomnieć: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Ewa wytłumaczy się podstępem Kusiciela. To wszystko jest prawdą. Ale za tym stoi prawda o wiele głębsza; mianowicie ta, że każde z nich wyszło poza wolę Boga, szukając życia dla siebie. Dalej, że żadne nie trzymało się Bożego przykazania i nie próbowało przywołać drugiego, gdy chodziło o tak istotną sprawę, jak sięganie po życie poza przykazaniem Boga. A jedynie to przykazanie było życiodajne. Tu tkwią korzenie wszelkich podziałów i rozdzielenia; korzenie tego, co niszczy jedność.
Gdy Adam i Ewa poznali, że są nadzy, że muszą się chronić przed sobą, uczynili sobie przepaski (zob. Rdz 3,7; por. też Rz 3,23). Adam zrzucił winę na Ewę. Ewa również nie chciała przyjąć odpowiedzialności za to, co się stało (zob. Rdz 3,11-13). Jeśli tego rodzaju mechanizm panuje między ludźmi, mamy wówczas stale do czynienia z ciągiem usprawiedliwiania siebie, a oskarżania drugiego. Absolutyzacja siebie, swego życia prowadzi do zaburzeń relacji, gdyż każdy w tych relacjach jest dla siebie. Odrzucając prawdę o tym, że życie zostało darowane przez Boga, który kocha, człowiek nie jest w stanie ani powierzyć się Bogu, ani oddawać swego życia drugiemu.
Zaburzenia w relacji
26. W rzeczywistości przeżywanie obecności drugiego człowieka, obecności coraz to bliższej, obecności psychicznej i fizycznej, prowadzi do odkrywania właśnie odmienności drugiego. To stanowi materię czy materiał dla bogactwa przeżyć. Ale bardzo często, z powodu lęku przed drugim, prowadzi do zamknięcia się czy ucieczki od drugiego. Dostrzegamy, że nie potrafimy odpowiednio kształtować relacji, że nie potrafimy tak nad nimi panować i tak ich układać, by prowadziły do pełnego przeżywania człowieczeństwa w relacji do bliźniego. Oscylujemy między pożądaniem (wykorzystaniem) bliźniego dla siebie (niewłaściwe pojęcie miłości, zakochanie się) i lękiem przed drugim, wyrażającym się w obojętności, odrzuceniu czy nienawiści.
Jeśli jesteśmy tego świadomi, dostrzegamy potrzebę interwencji z zewnątrz, zarówno pomocy, by przeżywać pozytywne relacje, wiążące nas, które kształtowałyby w nas wolność w dawaniu siebie drugiemu, jak i uzdalniały do pomocy innym w przezwyciężaniu tego lęku przed bliźnim.
To oddanie siebie komuś, powierzenie się w czyjeś ręce, jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek znajdzie kogoś, z kim ma relację, o kim wie, że jest całkowicie dla niego. Poznanie tego kogoś uzdalnia człowieka do tego, że można siebie oddać, nie absolutyzować siebie, przekroczyć siebie. To jest droga leczenia, droga zmartwychwstania, droga nowości życia. I to się stało właśnie w odkupieniu, które Bóg zapowiedział i które spełniło się w Jezusie Chrystusie. Śmierć Jezusa na krzyżu to właściwie nic innego, jak oddanie swego życia w czyjeś ręce, w ręce Tego, który jest Panem życia: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23,46).
Oderwanie od Dawcy życia
27. Pan Bóg stworzył człowieka dla życia. Nie skazał go jednak na „jakąkolwiek” egzystencję. Wspomnieliśmy przy opisie stworzenia, że gdy człowiek stał się istotą żywą, nie był jeszcze człowiekiem w pełnym wymiarze. Pan Bóg zechciał dać człowiekowi udział w swoim życiu przez danie mu zdolności i mocy komunikowania się z drugim na obraz i podobieństwo Boże. „Ośrodek” czy „centrum” życia człowieka na obraz i podobieństwo Boga tkwi nie w samym człowieku, lecz w jego odniesieniu do drugiego: do Boga i do drugiego człowieka. Nie żyje się z siebie i dla siebie.
Jest to głęboki paradoks. Jak długo człowiek nie brał w swoje ręce stanowienia o tym „centrum”, to znaczy nie uzurpował sobie prawa do samostanowienia o orientacji własnego życia i do narzucania swojej wizji życia drugiemu, lecz uznawał Boga i w konsekwencji tę orientację nastawioną na drugiego-innego (zawsze to będzie w jakiejś mierze kosztem siebie), tak długo miał dostęp do tego „centrum”, jakim jest dar życia od Boga realizujący się w spotkaniu z drugim człowiekiem.
28. Po zaistnieniu grzechu człowiek zobaczył, że - wbrew zapewnieniu ze strony Kusiciela, a później także wbrew własnym oczekiwaniom - nie jest tym „centrum”, czyli nie posiada życia i nie posiada w sobie władzy nad tym „centrum”, czyli nad życiem. Nawet więcej, musiał zdać sobie sprawę z tego, że to nigdy nie będzie mogło się stać. Zobaczył, że jest nagi i bezbronny, a jednocześnie wybrał już drogę samostanowienia i sam nie mógł powrócić do poprzedniego stanu.
Od tej więc chwili pozostało mu tylko robić wszystko, cokolwiek jest w jego mocy, by siebie potwierdzić, by egzystować, by istnieć czy stale na nowy sposób „zaistnieć”. Ta konieczność potwierdzania siebie jest konsekwencją grzechu i trzyma człowieka w zależności, co z kolei wprowadza go w dalsze grzechy, tworzy wprost ciąg grzechów. Tutaj mają swoje źródło wszelkie reakcje obronne będące skutkiem bolesnego zranienia egzystencjalnego i zmierzające do chronienia siebie przed tym, co jest inne czy wydaje się zagrożeniem. Człowiek chce obronić siebie, swoje „centrum”, centrum swojego życia.
Poczucie zagrożenia życia, które człowiek postrzegał przecież jako dobro, sprawiło, że sam zaczął starać się o to, by to życie utrzymać, zdobywać je samemu, przez własne poznanie dobra i zła. Do tego czasu bowiem człowiek miał w sobie ten punkt ciężkości otrzymany jako dar od Boga i przez Niego tak dalece zapewniony, że mógł siebie i swoje życie dawać drugiemu. Jakość człowieka określało to, że mógł być dla drugiego. Od chwili jednak, kiedy człowiek w swojej świadomości odłączył się od Dawcy życia i zabsolutyzował swoje życie, popadł jakby w wewnętrzną konieczność obrony swego życia, by zachować je dla siebie.
Właściwa relacja z Bogiem i świadomość, że nie człowiek jest panem swego życia, utrzymuje człowieka we właściwym stosunku do swego życia i przeżywania go jako daru dla drugiej osoby. Akceptacja tej prawdy potwierdza w człowieku jego właściwą relację do Boga. Jest to jakby sprzężenie zwrotne. W momencie, kiedy zaneguje on swoją relację z Bogiem, musi absolutyzować swe życie i zabiegać o nie, tak jakby ono tylko od niego zależało - sam siebie widzi w centrum, a z drugiej strony doświadcza lęku o siebie. Tu właśnie możemy wskazać źródło wszelkich zaburzeń w samym człowieku i w jego relacjach z innymi.
* * *
29. świadomość tego, co spowodował grzech, oraz tego, co przyniosło odkupienie, jest niezmiernie ważna dla rozumienia sakramentu chrztu, który wprowadza człowieka w odkupienie i daje możliwość korzystania z owoców tego odkupienia. Mówiąc bardziej obrazowo, chrzest jest wprowadzeniem w proces odkręcania, naprawiania czy niszczenia tego, co spowodował grzech i czym jest grzech jako stan życia, jako życie w grzechu, w mentalności grzechu. Dla dobrego rozumienia chrztu oraz jego działania i jego skutków trzeba najpierw przyjrzeć się temu, czym jest grzech oraz jego działanie i jego skutki. Lekarstwo powinno być odpowiednie do choroby na zasadzie antidotum zwyciężającego chorobę. Podobnie chrzest jest antidotum, czyli lekarstwem na wszystko, co zaistniało jako choroba, błąd, zwichnięcie, zaburzenie w człowieku przez grzech.
Grzech pierworodny, tak jak jest on przedstawiony w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju, ukazuje strukturę każdego grzechu. Można powiedzieć: jest pra-wzorem każdego grzechu. Mówił o tym Ojciec Święty Jan Paweł II w swoich katechezach. Tak jak grzech Adama i Ewy zburzył ich jedność, tak skutki tego zburzenia trwają, cały mechanizm grzechu powtarza się powodując dalsze skutki. Człowiek jest wtłoczony w ciąg grzechów i ich skutków.
Dopiero Jezus Chrystus stawił czoło temu mechanizmowi i zniszczył panowanie grzechu. To zniszczenie nie jest jednak czymś, co obejmuje ludzkość jakby automatycznie, ponad głowami ludzi. Aby mogło się spełniać, musi być przyjęte indywidualnie, osobiście przez człowieka. Dlatego też, aby skutki zniszczenia mechanizmu grzechu przynosiły odpowiedni owoc w życiu człowieka, konieczne jest, by każdy był świadom pokonania mechanizmu grzechu przez Jezusa Chrystusa i przyjął na siebie ten sam proces.
Katecheza III
DALSZE KONSEKWENCJE GRZECHU - wymiar społeczny
30. Wewnętrzna sytuacja człowieka ukazana w poprzedniej katechezie ma swoje następstwa w życiu społecznym. Dzieje się tak, gdyż od momentu grzechu człowiek nosi w sobie jego konsekwencje, które ostatecznie sprowadzają się do braku prawdziwej jedności z Bogiem i drugim człowiekiem, płynącej ze stwórczej Miłości, a tym samym do niszczenia drugiego, dlatego że jest inny, dlatego że ma inny stosunek do Boga albo wydaje się, że Bóg go inaczej traktuje, jakby poza nami czy jakby bez naszego przyzwolenia. Obecność bliźniego - innego, niezależnego od nas - jest zawsze pewnym wyzwaniem wykazującym, że to nie ja jestem panem (por. Mdr 2,12-20).
Bratobójstwo
31. Historia biblijna przedstawia to bardzo jasno już w dziejach bezpośrednich potomków Adama i Ewy, w epizodzie zabójstwa Abla przez Kaina. Abel nie zawinił wobec Kaina, a to, co w Kainie stanowiło motywację bratobójczego czynu, nie miało żadnego odniesienia do Abla. Kain po prostu odkrył tylko jego inność w relacji z Bogiem. Dostrzegł, że Abel jest inaczej traktowany przez Boga, i tego nie mógł znieść. To stało się „wystarczającym” powodem bratobójstwa. Pan Bóg dał mu szansę pytając: Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować (Rdz 4,6n). Było to wezwanie do wejrzenia w samego siebie i określenia (odnalezienia) swojego miejsca przed Bogiem - chodzi o wnętrze człowieka, o jego sumienie.
32. Grzech to właśnie odwrócenie się od Boga (w konsekwencji od każdego czy jakiegokolwiek drugiego) i skoncentrowanie się na sobie, na swoim życiu, co dalej prowadzi do własnej (bez Boga) koncepcji życia oraz wprowadzania własnej koncepcji w relacje z bliźnimi, co ostatecznie może objawiać się w takim pojmowaniu własnego życia, że się je zabezpiecza nawet kosztem życia drugiego. Wskutek grzechu, czyli po zerwaniu egzystencjalnej (życiodajnej) więzi z Bogiem, człowiek czuje, że jest skazany na siebie. Jest więc niejako zniewolony sobą, wartością swego życia, którą jako oderwaną od Boga łatwo absolutyzuje i stawia ponad wszystko i wszystkich. „Musi” więc otaczać się murem chroniącym jego życie i oddzielającym go od drugiego człowieka. Każdy ma własną koncepcję życia, której musi bronić. Dokonuje się to w całej gamie niuansów, układów, ustępstw i konwenansów, ale także przemocy, gwałtów i wojen, za którymi stoi brak czystej mocy i zdolności bycia dla drugiego, dominuje natomiast tendencja do wykorzystania drugiego dla siebie.
33. Tak właśnie Kain, mając własną koncepcję życia i swego bycia przed Bogiem jakby niezależnego od Boga, był o jest niejako wewnętrznie skazany na dokonanie zabójstwa swego brata. Miał panować nad grzechem, tymczasem grzech zdominował jego relację do brata (Rdz 4,6n; por. Rz 7,14-24). Nie mógł znieść inności swego brata, zwłaszcza w odniesieniu do Boga. Nie przyjmując jego inności, nie mógł być w jedności z nim i w konsekwencji go zabił. Zabicie jest więc skutkiem nieakceptacji innego w sobie. Kiedy brak akceptacji innego, rozpoczyna się zabijanie go (przynajmniej relatywne, czyli w jakimś stopniu, pod jakimś względem). Najpierw niszczymy bliźniego w naszym wnętrzu (sercu), a czyny zewnętrzne są tego skutkiem.
Po bratobójstwie Kain jeszcze bardziej (i niejako formalnie) dystansuje się w stosunku do swego brata przez uchylanie się od odpowiedzialności za swój czyn. Gdy słyszy pytanie Boga o swego brata, odpowiada: Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego? (Rdz 4,9). Jest to obraz ludzkości niszczącej siebie w bratobójstwie z powodu braku jedności, braku mocy bycia w komunii z drugim i akceptowania drugiego. W ten sposób człowiek stanął na antypodach tej rzeczywistości, dla której został stworzony. Został bowiem stworzony do przeżywania takiej jedności z drugim, która tworzy jedno ciało i jest obrazem Boga, a tymczasem wskutek grzechu (zanegowania obecności Boga w swoim życiu) odwrócił się od drugiego człowieka.
Logika pomsty
34. Dalej Pismo święte mówi o potomkach Adama i pokazuje, jak grzech prowadzący do wykorzystania bliźniego lub odwrócenia się od niego, czego wyrazem jest bratobójstwo, spowodował rozdźwięk w łonie ludzkości. Na szczególną uwagę zasługuje to, co działo się w kolejnych pokoleniach i jak to uosabia Lamek. W pewnym momencie swego życia mówi on do swoich żon, formułując ostrą wypowiedź, nazwaną później „pieśnią pomsty”:
Słuchajcie, co wam powiem, żony Lameka.
Nastawcie ucha na moje słowa:
Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani,
i dziecko - jeśli mi zrobi siniec!
Jeżeli miał być pomszczony siedmiokrotnie,
to Lamek siedemdziesiąt siedem razy! (Rdz 4,23-24).
Od Adama do Lameka jest siedem pokoleń, a pomsta urasta aż do siedemdziesięciu siedmiu razy. Jest to pomsta niewspółmierna: Jestem gotów zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko, jeśli zrobi mi siniec. Jest to spotęgowanie się mechanizmu zła - skutku grzechu człowieka, który broniąc swego życia ukierunkowuje się na niszczenie życia drugiego człowieka. Człowiek tworzy wokół siebie mur obronny, którym ostatecznie jest wrogość wobec drugiego.
35. Ludzkość po grzechu i wypędzeniu z raju weszła w zamknięty krąg mechanizmu zła. Jest to swoiste, zamknięte, błędne koło: zło jest potęgowane odpłacaniem złem za zło dla własnych racji z powodu „konieczności” obrony siebie. Uwidacznia się to też praktycznie w innym błędnym kole dochodzenia swoich praw, swoiście pojętego pseudodobra, czyli tego, co ja dla siebie uważam za dobro, bez odniesienia się do Pana Boga i obrona tego mojego (niby) dobra w imię moich racji i moich praw. W konsekwencji następowało coraz to większe oddalanie się człowieka od człowieka. Człowiek coraz bardziej odchodził od pierwotnej koncepcji bycia na obraz i podobieństwo Boga. Możemy to dostrzec, patrząc z perspektywy dziejów ludzkości na relacje międzyludzkie i stosunek ludzi do życia. W miarę postępu ludzkości to rozdzielenie wcale nie zostaje usunięte czy złagodzone, lecz przyjmuje inne, bardziej subtelne i bardziej zniewalające formy, mimo pozorów jedności, braterstwa itp. i mimo wysiłków i podejmowanych kroków w obronie godności i praw człowieka.
Mur rozdzielający
36. Wobec zaistniałego rozdzielenia człowiek przeżywa ostatecznie swą niemoc w sobie w dziedzinie przeżywania prawdziwej jedności i komunii z bliźnimi. Może podejmować wysiłki i próby zbliżenia się do drugiego człowieka - i to robi, i będzie stale robił - ale doświadczy zawsze granicy, której sam nie jest w stanie przekroczyć.
Tą granicą jest on sam jako wciąż potrzebujący afirmacji siebie w odróżnieniu czy w przeciwstawieniu do drugiego; tą granicą jest mur wrogości, powstały w nim wskutek niemocy czy braku mocy oddania się drugiemu całkowicie i bezwarunkowo. Wobec tego człowiek ostatecznie jest bezsilny. Nie wystarczą ani dobre chęci, ani kultura, ani prawo, ani sankcje karne. Naturalnie tego rodzaju czynniki mogą to łagodzić i częściowo zmieniać. Nie są jednak w stanie rozwiązać problemu.
Św. Paweł w liście do Efezjan ujmie tę prawdę w obrazie rozdzielającego muru, czyli wrogości (Ef 2,14). Wrogość ta powstała w sercu człowieka, oddzielając go od drugiego i tym samym czyniąc go niezdolnym do prawdziwej jedności. A sam Pan Jezus, odwołując się do proroka Micheasza potwierdzi, iż nieprzyjaciółmi człowieka są jego domownicy (Mt 10,36; Mi 7,6). Człowiek stale odczuwa potrzebę bliskości drugiego, a jednocześnie doświadcza, że kiedy ten drugi (który jest inny) się zbliża, to jawi się on jako zagrożenie, a nawet wróg. Przemiana tej sytuacji dokonuje się przez Jezusa Chrystusa, który stanął wobec każdego człowieka, dając mu dostęp do siebie.
37. W ten sposób dokonało się rozwiązanie tego problemu, czyli odkupienie. To w swoim ciele Jezus Chrystus zniszczy tę wrogość, jaką człowiek zawsze gdzieś odczuje wobec drugiego - na różnych płaszczyznach, w różnych odcieniach i w różnej intensywności (por. Ef 2,14-18; Kol 1,19n). Znamienne jest to, że musiało dojść do paradoksalnego rozdzielenia ludzi, które znalazło swój szczególny i najbardziej drastyczny wyraz właśnie w kontekście kultu świątynnego, gdzie to rozdzielenie było sankcjonowane śmiercią. To wydarzenie zniszczenia w swoim Ciele muru rozdzielającego, czyli wrogości, muru rozdzielającego na śmierć i życie, Jezus Chrystus zamknie w tajemnicy zaparcia się siebie i otwarcia na drugiego aż do miłości nieprzyjaciół (zob. Mt 5,43-48; por. Łk 6,27-30 oraz Rz 12,12-21 itp.). Ta tajemnica jest przekazywana człowiekowi w sakramencie chrztu świętego (zob. Rz 6,3n) oraz stale podawana w sakramencie łamanego chleba. Właśnie tylko Tajemnica śmierci i zmartwychwstania Jezusa otwarta przed człowiekiem w chrzcie świętym i stale podawana w Eucharystii jest źródłem prawdziwej jedności, przekraczającej wszelkie rozdzielenia. Tylko Chrzest i Eucharystia - wyzwalająca człowieka od siebie i uzdalniająca do wydawania siebie drugiemu - tworzą jedność.
Ludzkie próby zaradzenia rozbiciu jedności
38. Rozdzielona ludzkość od początku odczuwa potrzebę zjednoczenia. Wśród ludzi wzrasta świadomość konieczności jednoczenia się i życia w jedności. Tę jedność widzą jednak przez pryzmat swojego statusu, który jest określony skutkiem grzechu pierworodnego. Specyfika tego stanu warunkuje też wszelkie działania człowieka zmierzające do jednoczenia się. Pismo święte przedstawia jeden ze szczególnych momentów tego dążenia w opisie budowy wieży Babel.
Znajdujemy w nim najpierw charakterystyczne wyrażenie tego, co jest naturalną potrzebą i nostalgią człowieka. Ludzie zamierzają wybudować sobie znak jedności: Chodźcie, zbudujemy sobie miasto i wieżę, której wierzchołek będzie sięgał nieba, i w ten sposób uczynimy sobie znak, abyśmy się nie rozproszyli po całej ziemi (Rdz 11,4).
39. Biblijny opis budowy wieży Babel jest objawieniem głębokiej prawdy o człowieku w aspekcie jego naturalnego dążenia do jedności z innymi ludźmi. Jednocześnie zaś wyjawia on ograniczenia człowieka w tym dążeniu oraz ostatecznie ukazuje negatywny, a właściwie nawet wprost przeciwny, skutek czy rezultat tego działania ludzkości. Pan Bóg w swoim przedziwnie delikatnym i respektującym ludzką wolność działaniu zawsze pozwalał i nadal pozwala człowiekowi, aby próbował swoich możliwości i doświadczał granic tych możliwości. I chociaż Bóg jasno określa proponowaną człowiekowi drogę, to jednak nie zniewala go, lecz nawet dopuszcza w życiu negatywne doświadczenia czy pomyłki. Naturalnie dzieje się to zawsze tylko do pewnego stopnia i do pewnych granic (czasem może się wydawać, że zbyt daleko posuniętych granic) - by człowiek sam poznawał swoją sytuację, ową conditio humana, po grzechu i ostatecznie dochodził do poznania, że sam z siebie nie jest panem i że panem życia i jego historii jest Pan Bóg.
Zwróćmy uwagę na to, co może jawić się jako paradoks: właśnie przy budowie owego znaku jedności - którym miało być miasto i wieża - podjętej z inicjatywy ludzi, zostają pomieszane ich języki, oni zaś rozpraszają się po całej ziemi. Tekst mówi o dążeniu ludzi do zjednoczenia się z własnej inicjatywy, o szukaniu środka przeciw rozproszeniu. Z drugiej strony pokazuje postawę i działanie Boga wobec ludzkości wyrażone w antropomorficznym sformułowaniu: Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego (Rdz 11,7). Naturalnie w tej wypowiedzi nie można dopatrywać się lęku Boga przed jednoczeniem się ludzi, czy też zazdrości Boga o to, że ludzkość mogłaby wyrwać się spod Jego władzy. Słowa te wyrażają natomiast troskę Boga o to, by człowiek, sięgnąwszy raz po władzę poznania dobra i zła, uzurpując sobie to poznanie, nie uczynił z tej wiedzy jedynego wyznacznika swego życia, sanktuarium swego życia, umieszczonego na szczycie (wieży) swoich osiągnięć. Troska Boga zmierza do tego, by człowiek - zarówno jako jednostka jak i społeczność - został ustrzeżony od ostatecznego błędu i definitywnego zabrnięcia w ślepą uliczkę zagubienia się w sobie wskutek woli przeprowadzenia własnej wizji realizacji samego siebie i jedności z drugim na swój obraz, przez co oddala się coraz bardziej od Boga. Bóg wiedział i wie, że największym nieszczęściem ludzkości po grzechu byłby sukces zbudowania wieży Babel, czyli znalezienie tylko ludzkiego środka na zjednoczenie i nadanie mu sakralnego charakteru. Takie zjednoczenie byłoby zjednoczeniem takich samych, bez innych, bez przebaczenia. Miałoby zawsze coś z partykularyzmu, wybiórczego totalitaryzmu, narzucanej gwałtem jedności na skutek zniewalającej innych dominacji jakiejś jednostki czy klanu.
40. Człowiek bowiem, pragnąc sam wejść w jedność z drugim, siłą rzeczy narzuca drugiemu swoją wizję tej relacji. Można powiedzieć, że chce stworzyć jedność na swój obraz i według swojego wyobrażenia. Sam jednak nie jest w stanie dojść do takiej jedności, do jakiej został stworzony, tzn. na obraz Boga, tak jak Bóg to przewidział i zaplanował od początku, i tak jak w Jezusie Chrystusie zaoferował to powtórnie przez pojednanie. Tym samym człowiek, pragnąc jedności z drugim, de facto w najróżniejszy, często nawet niezamierzony, sposób zniewala drugiego. Narzuca mu swoją wizję bycia, determinując go czasem w najdalej idących szczegółach (może to już być widoczne np. w zniewoleniu przez niewłaściwe zakochanie się, tzw. identyfikację psychologiczną, zależność przez przyjmowanie podarunków). Tego rodzaju jednoczenie się nie doprowadzi nigdy do prawdziwej jedności, chociaż zawsze będzie przedmiotem ludzkich wysiłków.
41. Ostatecznym rozwiązaniem tego kryzysu, czyli pomylonej próby zachowania jednego języka i użycia jednego znaku, okaże się Zesłanie Ducha świętego, w wyniku którego ludzie, mimo że mówiący różnymi językami, doświadczą porozumienia. To porozumienie i zjednoczenie nie będzie jednak polegało na dogadaniu się w jednym języku (ani demokratycznie, ani z jednego, uprzywilejowanego punktu widzenia, który zostałby zaakceptowany przez innych czy na nich wymuszony), lecz na darze i mocy akceptacji różnych, odmiennych osób mocą przebaczenia i odpuszczenia, mocą miłosierdzia, które rodzi się z jednego Ducha (Ducha Jezusa Chrystusa płynącego z Jego śmierci i zmartwychwstania) i prowadzi do zjednoczenia mimo różnorodności. W tej i takiej jedności pozycja i wartość konkretnego człowieka nie będzie mierzona miarą efektywności jego działania, wynikającego z jego koncepcji życia i jedności, lecz akceptacją stanu bycia człowiekiem dla drugiego oraz wobec drugiego; to znaczy gotowością oddawania swego czasu, sił, umiejętności - a więc swego życia - drugiemu, potrzebującemu.
Im bardziej człowiek mocą Ducha Świętego zostaje uzdolniony do tego, by zaakceptować w sobie postawę pokory i stan bycia w potrzebie w spotkaniu z drugim (w odróżnieniu od spotykania drugiego z pozycji wyższości i samowystarczalności), tym bardziej oddaje siebie jako narzędzie urzeczywistnienia obrazu Boga, prawdziwej jedności. Właśnie w tajemnicy swej śmierci na krzyżu Jezus otworzył przed ludźmi, przed każdym człowiekiem możliwość takiej postawy pokornej i prawdziwej (odpowiadającej prawdzie człowieka). Ta tajemnica została podana człowiekowi w chrzcie świętym. Dalej w Eucharystii Jezus stał się kimś, kto przyjął sytuację całkowitej potrzeby drugiego dla tworzenia z nim jedności, komunii, aż do granic stania się pokarmem. Pokarm, aby się okazał rzeczywiście i skutecznie pokarmem, musi być spożyty, czyli potrzebuje spożywającego. Eucharystia jest dla spożywania, potrzebuje przyjmowania i spożywania, aby okazywała się Eucharystią. Jest to stale otwarte i niekończące się rozmnażanie jednoczenia, a nie budowanie zamkniętej twierdzy jedności.
42. Chrzest i Eucharystia to nie budowanie jedności w celu obrony siebie, lecz wydawanie siebie dla jedności; nie jedność kosztem drugich (podporządkowanie), lecz przez oddanie się, przez służbę drugiemu; nie jedność à priori, do której trzeba się dostosować, lecz jedność rodząca się z przebaczenia, z kryzysu, z krzyża, z umierania. Jedność rodząca się z Chrztu i z Eucharystii to nie jedność zniewalająca, lecz wyzwalająca; nie oparta na mocnych ramach i przepisach, lecz na tajemnicy akceptacji słabości i bycia w potrzebie; to moc powstająca z łamania, z przebaczenia.
Dlatego, aby w pełni uświadomić sobie potrzebę właśnie takiej interwencji z zewnątrz, która stale jest gotowa przychodzić do nas w Sakramencie Chrztu i Eucharystii, dobrze jest dla jasności (kontrastu) spojrzeć i właściwie ocenić ludzkie (tj. będące w ludzkiej mocy) próby jednoczenia się i organizowania życia społecznego. Są one dobre i potrzebne, ale nie są wystarczające. Stanowią tylko jakiś ludzki dorobek i muszą być widziane tylko jako część doświadczenia na drodze przygotowującej człowieka do przyjmowania z ręki Boga daru prawdziwej jedności. Przyjęcie tego daru może się dokonać dzięki nawróceniu człowieka.
METODA PRACY
ZESPOŁÓW DEKANALNYCH I PARAFIALNYCH
Na pierwszym spotkaniu osobom, które zamierzają podjąć pracę w małych grupach, należy przekazać Materiały i zapoznać je z metodą pracy, przedstawiając kolejne fazy refleksji nad przekazywanymi treściami. Należy także utworzyć 5-7 osobowe zespoły i wyznaczyć osoby, które będą odpowiedzialne z prowadzenie pracy w tych zespołach i za sprawy organizacyjne. Jeśli natomiast ktoś chciałby podjąć studium nad Materiałami indywidualnie, powinien najpierw sam zapoznać się z poniższymi wskazaniami, które ukazują drogę takiej pracy.
Proponowany na ten rok program przewiduje podjęcie trzech tematów:
Stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boga.
Grzech i jego bezpośrednie skutki.
Dalsze konsekwencje grzechu - wymiar społeczny.
Refleksja nad podanymi tematami powinna dokonywać się zasadniczo na dwóch płaszczyznach - indywidualnej i wspólnotowej, i powinna obejmować trzy etapy. Pierwszym z nich jest wysłuchanie katechezy, jaką wygłasza ksiądz proboszcz lub inny kapłan, który wcześniej uczestniczył w spotkaniu, gdzie były przedstawiane i zgłębiane treści podane w Materiałach, oraz w oparciu o własną pracę z tymi treściami. Po katechezie powinna być możliwość rozmowy, zadawania pytań odnośnie do przedstawionego tematu itp. Następnie każdy z uczestników spotkania podejmuje indywidualną pracę i studium nad treścią katechezy i nad wskazanymi w Materiałach tekstami biblijnymi. Przez refleksję i modlitwę przygotowuje się do wspólnego spotkania. Ta faza pracy indywidualnej nie może być pominięta lub potraktowana zbyt powierzchownie. Trzeba przeznaczyć na to określony czas: tydzień, do dwóch - w zależności od planowanej częstotliwości spotkań. Dopiero po indywidualnym studium i modlitwie można przystąpić do następnego etapu - do dzielenia się w małej grupie owocami pracy indywidualnej.
Indywidualne studium
Zapoznanie się z treścią Katechezy, odpowiadającej danemu tematowi, oraz zgłębienie jej według wskazań podanych w konspektach. Każdy z konspektów w pierwszej części zawiera podpowiedzi do medytacji nad poszczególnymi aspektami tematów. Mają one pomóc w przybliżeniu obiektywnych prawd bezpośrednio dotyczących rozważanego tematu lub powiązanych z nim.
Przygotowane katechezy i konspekty są bogate w teksty biblijne. Należy zwrócić uwagę, że nie jest istotne to, by przeczytać je wszystkie czy wszystkie z takim samym zainteresowaniem. Ważne, żeby czytać je z uwagą i otwartością na działanie Ducha Świętego; zatrzymać się dłużej nad tym fragmentem, który szczególnie przemawia i oświeca dzisiaj moje życie lub pozwala lepiej zrozumieć jakąś prawdę. Można też sięgnąć do innych tekstów, które skojarzą się z rozważanymi tematami. Przy lekturze wybranych tekstów warto zapoznać się również z treścią przypisów, które podaje Pismo święte. Pomocą we wnikaniu w Słowo Boże będą również punkty do medytacji.
Sugestie do indywidualnej lektury Pisma świętego
a) ogólne
przeczytaj teksty; jeśli podany jest tylko jeden wiersz, przeczytaj także jego kontekst (najbliższe wiersze przed nim i po nim);
spróbuj wydobyć z tekstu zasadnicze, istotne momenty czy etapy opisywanej historii lub przedstawionego pouczenia czy tp.;
odpowiedz sobie na pytanie, co w tych wybranych fragmentach (w przeczytanych historiach) jest zaskakujące, inne od zwyczajnych, typowych ludzkich przewidywań, ocen, reakcji itp.?
b) szczegółowe
jakie odniesienia do Osoby Jezusa Chrystusa zauważasz w tych tekstach (historiach)?;
na ile w przeczytanych fragmentach biblijnych możesz zobaczyć samego siebie, swoje doświadczenie, albo jakie w nich odkrywasz światło dla twojego życia?
W konspektach znajdują się również odniesienia do Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego (dalej: Kompendium). Teksty Katechizmu mogą posłużyć w zgłębianiu nauczania Kościoła w dziedzinie, która jest przedmiotem rozważań. Osoby, które chciałyby poszerzyć znajomość tego nauczania, mogą sięgnąć do odpowiednich punktów Katechizmu, gdyż Kompendium podaje tylko jego zarys. W studium tekstów Katechizmu należy dokonać refleksji nad rozumieniem sformułowań Katechizmu, dostrzec, co jest konkretnym wskazaniem dla życia, a co sprawia trudność w zestawieniu z życiowym doświadczeniem, z tym, jak dzisiaj myśli się w świecie.
Druga część każdego konspektu zawiera pytania odnoszące się do konkretów życia, do wewnętrznych postaw i przeżyć, kierując uwagę na sposób przeżywania siebie w kontekście omawianych treści. Szukanie odpowiedzi na te pytania będzie próbą odniesienia ich do własnego życia i życia swojej rodziny, wspólnoty kościelnej, środowiska pracy i w ogóle społeczności.
Praca w małych grupach
Spotkaniu w małej grupie powinna przewodniczyć jedna osoba, wcześniej wyznaczona i przygotowana. Grupy powinny liczyć od 5 do 7 osób. Praca niech odbywa się w atmosferze modlitwy i gotowości dzielenia się treściami, które szczególnie poruszyły uczestników podczas indywidualnego studium.
Podczas spotkania w grupach trzeba nawiązywać do tego, co dla uczestników stało się jasne w odniesieniu do ich życia. Ważne jest przy tym, aby nie tyle formować wypowiedzi w sensie uogólniającym (czyli np. że tak się robi, że człowiek tak postępuje itp.) i pouczającym (czyli, co należy robić - bo to łatwo prowadzi do moralizowania), ile raczej starać się mówić o faktach ze swego życia, próbując je rozumieć w świetle Słowa Bożego, zarówno od strony pozytywnej jak i negatywnej oraz widzieć je jako objęte światłem Ewangelii - działaniem Jezusa i nadzieją Jego mocy.
Jeśli chodzi o przebieg spotkania - prowadzący może je kształtować według własnej koncepcji, mając na uwadze rozważane treści oraz potrzeby i możliwości członków grupy.
Wypowiedzi podczas dzielenia mogą zawierać następujące elementy:
Przedstawienie swego rozumienia odpowiednich punktów Katechezy i ich znaczenia dla swojego życia.
Podzielenie się tym, co dała mi lektura Katechizmu i Słowa Bożego, oraz tym, jak to Słowo oświeca dziś moje życie.
świadectwo osobistego przeżywania omawianych treści.
KONSPEKTY
Temat I
Stworzenie człowieka na obraz i podobieństwo Boga
Katecheza I, pkt. 1-13.
Punkty do indywidualnej refleksji i medytacji
Człowiek stworzony przez Boga nosi w sobie Jego obraz i podobieństwo (Rdz 1,26-27). Jest szczytem stworzenia. Stąd wynika jego godność, zdolność poznawania i miłowania Boga oraz możliwość przekraczania siebie. Jest powołany do tego, by stawać się kimś większym, niż mu się wydaje (Ps 8; Syr 18,1-11; Iz 45,9-13; Kompendium 1-10, 66-67). Człowiek bowiem stale realizuje siebie (ma możliwość spełniania siebie) w relacji od Pana Boga i do bliźnich (zob. Ps 89,47-49; Ps 139,13-18; 133; Tb 8,5-8). Zwróćmy uwagę, że mówimy tu o Bogu jednym w Trójcy Przenajświętszej - relacji Osób żyjących we wzajemnym dawaniu się sobie (J 3,31-36; J 14,12-17.23-26; Kompendium 44-45 i 48).
Życie i świadomość człowieka obejmują trzy zasadnicze sfery jego egzystencji: cielesną, psychiczną i duchową (Kompendium 69-70). W sferze cielesnej człowiek jest istotą żywą, co w Księdze Rodzaju jest również określeniem stosowanym do innych istot żyjących, do zwierząt (Rdz 2,20). W sferze psychicznej człowiek - osoba odkrywa i poznaje siebie samego (samoświadomość) oraz siebie w relacji do innych osób, co wyraża się w jego działaniach na rzecz wspólnoty ludzi, w działalności kulturalnej czy społecznej (zob. Rz 1,19-23). W sferze duchowej (zgodnie z tym, jak ją się rozumie w świetle Objawienia) człowiek jest otwarty na Ducha Bożego (Kompendium 401).
Życie człowieka nabiera pełnego wyrazu i wartości wtedy, gdy świadomie przeżywa on swoje relacje z bliźnimi, szczególnie słabszymi, gdyż postawa wobec nich świadczy o rozumieniu obecności Boga w życiu (Rdz 2,18; Pwt 19,16-21; Iz 10,1-2; Jr 5,28-31; Jk 1,27; Syr4 11,12-20; Ml 2,10; Mt 25,35-40; Kompendium 71, 72). Stąd płynie też wymóg (konieczność) respektowania ludzkiego życia zgodnie z zamysłem Boga (zob. Rdz 9,6; Mdr 2,21.24; 9,1-6).
Człowiek odkrywa stale w sobie jakieś pragnienie czy potrzebę wychodzenia poza stan, w którym się znajduje, stale czegoś szuka, potrzebuje (Ps 42; 63; 84; Pwt 14,23-29; 2Krn 1,8-12; Tb 4,19; Iz 58,1-10; Am 8,10; Kompendium 561).
Obraz i podobieństwo Boże w człowieku wyraża się w jego zdolności do relacji (Rdz 2,22-25; Mt 18,20; Ef 2,13-18; 4,17-24; Jk 3,8-12; 1Kor 12,12-31). Niewłaściwe zaś przeżywanie relacji niszczy obraz Boga w człowieku (zob. Rz 1,21-32; Dz 14,8-18).
Próba spojrzenia na własne życie w kontekście rozważanego tematu
W jakich okolicznościach szczególnie sobie uświadamiam, że jestem człowiekiem stworzonym (a nie kimś, kto istnieje sam z siebie), stworzonym przez Pana Boga, stworzonym na Jego obraz i podobieństwo, co zakłada, że aby być w pełni człowiekiem, muszę w sobie przeżywać relacje z kimś, z bliźnim według woli i zamysłu Boga. O jakich sytuacjach w moim życiu mogę powiedzieć, że mi pozwalają myśleć o sobie, iż jestem na obraz i podobieństwo Boga? I odwrotnie: kiedy doświadczam (czy w ogóle doświadczam), że neguję w sobie ten obraz?
Jak przeżywam bliskość bliźnich: jakie rodzą się we mnie uczucia, postawy, działania wobec nich wówczas, kiedy mi odpowiadają (są takimi, jakimi ja chcę ich widzieć), i kiedy okazują się innymi, niż przewidywałem i oczekiwałem? Pomyślę o konkretnych bliskich osobach, z którymi jestem związany więzami krwi, przyjaźni, pracy, wspólnego interesu itp.
Jak patrzę na sytuacje, w których potrzebuję kogoś dla siebie? Pomyślę o całej gamie sytuacji - od tych zwykłych, codziennych, wymagających zwyczajnej pomocy z czyjejś strony, aż do okoliczności jakiegoś pożądania drugiej osoby, pragnienia posiadania jej dla siebie, na swój użytek, dla zaspokojenia siebie. Na ile próbuję te sytuacje przeżywać ze świadomym odniesieniem się do Pana Boga, do Jego przykazań?
Jak patrzę na sytuacje, w których jest mi trudno zaakceptować bliskość i obecność kogoś, kto żyje obok mnie? Jak siebie pojmuję i oceniam w takich sytuacjach? Czy potrafię przyjąć tę trudną osobę jako dar, gdyż wyprowadza mnie z bycia dla siebie? Na ile dopuszczam do swej świadomości, że także w takich sytuacjach jest (może być) Pan Bóg?
Kiedy, w jakich okolicznościach wydaje mi się, że przeżywam moje relacje z bliskimi osobami jako komunię, w której odczuwam obecność Pana Boga?
Na ile potrafię przeżywać moje relacje z bliźnim w kategoriach „nagości”, czyli bycia dla niego w postawie niebronienia siebie przed nim, bycia „obnażonym” ze swego wyobrażenia relacji? Na ile zaś dążę do tego, by moje relacje z bliźnim koniecznie przeżywać według mojego schematu czy planu i nie chcę ustąpić, nie chcę zostać obnażonym z moich koncepcji?
Temat II
Grzech i jego bezpośrednie skutki
Katecheza II, pkt. 14-29
Punkty do indywidualnej refleksji i medytacji
Człowiek został dotknięty złem, uległ złu, nadużywając wolności, jaką został obdarzony przez Boga (Rdz 3,1-7; Sdz 2,8-17). Jest to grzech, który wprowadził w życie człowieka nieporządek, zwichnięcie w jego działaniu (zob. Rz 7,14-25; Rdz 4,7; Jk 1,12-16; Prz 24,9; 29,6; Mdr 17,1-4). Wskutek grzechu człowiek nie przeżywa siebie zgodnie z wolą Boga, nie odpowiada Bogu jako Jego obraz (Rz 3,23; 5,12.20n; Prz 1,20-33; Kompendium 73, 75). Nie przeżywa też siebie właściwie, to znaczy w wolności dawania siebie drugiemu Bogi i człowiekowi (Kompendium 363).
Ponieważ człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga i obdarzony wolnością, Pan Bóg wskazał człowiekowi granice tej wolności, by nie wychodził poza nie i został człowiekiem odpowiadającym Bogu. To było i jest dla dobra człowieka (Ba 3,5-13; Pwt 30,11-20; 19,8-10). Wszystkie przykazania (ostatecznie wynikające z przykazania zawartego w Rdz 2,17) ograniczają co prawda człowieka, ale dają mu jedyną (konieczną) możliwość trwania przy Bogu jako Jego obraz (Ps 19,9).
W umysł człowieka wniknął sposób myślenia przeciwny zamysłowi Boga. Kusicielowi udało się odciągnąć uwagę człowieka od Pana Boga jako Pana wszystkiego, także Pana życia, i skierować ją na życie pojęte jako niezależne od Boga (Rdz 3,4-5). Dokonał tego przez sprowokowanie w człowieku (w Ewie) odczucia, jakoby Pan Bóg zakazywał korzystania z życia - Ewa odebrała zakaz spożywania z drzewa dobra i zła tak, jakoby dotyczył on drzewa w środku ogrodu, czyli drzewa życia (por. Rdz 2,9.17 i 3,3; Syr 4,27; 5,26; 1Tes 3,4-8; Hi 35,6; Kompendium 74).
Wobec Bożej prawdy, że przekroczenie przykazania prowadzi do śmierci, Kusiciel zapewnia: na pewno nie umrzesz; na pewno to wyjdzie ci na dobre, na pewno … itp., wprowadzając człowieka w fałszywe pojmowanie swojego życia jako niezależnego od Boga (Jr 2,11n). Odwrócenie się człowieka od Boga i zwrócenie się ku swojemu życiu jako największej wartości (wprost absolutnej czy wyabsolutyzowanej) powoduje w człowieku powstanie lęku z tej prostej racji, iż odkrywa on, że sam nie jest w stanie swego życia utrzymać, zabezpieczyć, uczynić życiem na zawsze, życiem szczęśliwym, podporządkowanym sobie. Ten lęk „zmusza” człowieka do takiego działania, by z tego życia jak najwięcej skorzystać dla siebie, by go bronić dla siebie - stąd łatwo rodzą się kolejne grzechy (Hbr 2,14n; Kompendium 78, 397).
Po grzechu człowiekowi otwierają się oczy i poznaje, co osiągnął… Poznaje też, że to, co osiągnął, nie wystarcza do życia, nie daje szczęścia i sensu życia na trwałe. Jednocześnie człowiek ma w sobie świadomość tego, że zanegował w sobie swoją relację do Pana Boga, i nie ma odwagi, racji (wiary), by liczyć na Pana Boga - to jest nowe poznanie siebie, poznanie siebie w nagości i wstydzie. Nie zawsze takie poznanie przychodzi od razu, ale dokonuje się w określonych sytuacjach życiowych (Pwt 30,1-8; Iz 1,18; Kompendium 79, 391).
Próba spojrzenia na własne życie w kontekście rozważanego tematu
W jakich momentach swojego życia doświadczyłem, że nie potrafię być szczęśliwym?
Jakie odczucia rodzą się we mnie, kiedy wydaje mi się, że nie mogę czegoś osiągnąć, albo doświadczam, że coś, co wydaje mi się potrzebne, jest mi zabronione czy nieudostępnione?
Na ile w zgadzam się, że ktoś inny może mi wskazywać, co jest dla mnie dobre, a co złe? Kogo w takich okolicznościach słucham? Jakie są kryteria mojego słuchania? W jakich okolicznościach odczuwam (jestem świadom tego), że przykazania mnie ograniczają? Kiedy poznaję (odbieram), że jest dobrze, iż przykazania mnie ograniczają, ponieważ w ten sposób prowadzą mnie do dobra?
Kiedy i w jakich okolicznościach jestem pod wpływem odczucia, że najważniejszym dla mnie jest moje życie (ewentualnie życie kogoś z moich bliskich), a nie myślę o tym, że jest Ktoś, kto jest Panem życia, Panem każdego życia?
Na ile doświadczyłem i na ile mam świadomość tego, że zasadniczo moje konkretne grzechy (w jakiejkolwiek dziedzinie - czy to są grzechy uczynku czy jego braku, słów czy myśli) pochodzą z lęku o siebie, z woli i chęci przeżywania czegoś dla siebie, przeżywania tego, co mi się wydaje dla mnie potrzebne itp. Ostatecznie grzeszę, bo chcę żyć; chcę żyć tak, jak ja chcę, i bezpośrednio czy pośrednio neguję prawdę (zasadę), że ktoś mi może coś wskazać itp.
Dokonam refleksji nad konkretnymi grzechami próbując dojść do ostatecznego ich powodu (źródła) aż do dania sobie odpowiedzi na pytanie, dlaczego popełniłem taki czy inny konkretny grzech. Będę szukał odpowiedzi tak długo, aż nie zbliżę się do tej: zgrzeszyłem, bo chciałem żyć (tak jak ja chcę), bo nie Boga uważałem za Pana danej sytuacji, lecz samego siebie.
Spróbuję przywołać w swojej świadomości, jakie było moje doświadczenie (nie-życia, braku życia) po grzechu - bezpośrednio po grzechu, trochę później i z większego czy dalszego dystansu czasowego, emocjonalnego itp.
Temat III
Dalsze konsekwencje grzechu - wymiar społeczny
Katecheza III, pkt. 30-42
Punkty do indywidualnej refleksji i medytacji
Wnętrze człowieka, jego pewność czy niepewność siebie, jego sposób patrzenia na siebie i na bliźniego zależą od przeżywania jego związku z Bogiem. Człowiek oparty na Bogu (prawdziwie wierzący) jest otwarty na bliźniego, nawet jeśli ten jawi się jako inny aż do granic nieprzyjaźni. Ten zaś, kto ma swoją koncepcję życia, jakby niezależną od Pana Boga - łatwo będzie patrzył niewłaściwe na drugiego człowieka, będzie się z nim porównywał, z nim rywalizował, gdyż patrzy na niego przez pryzmat swego dobra, swego interesu (zob. Mk 9,34; Rz 14,10; Ga 6,3-4; Kompendium 392).
Człowiek winien panować nad grzechem, ale okazuje się, że sam do końca tego nie potrafi, gdyż jest podległy lękowi o siebie. Dlatego zabiega o to, by być akceptowanym, uznanym, by mieć własne życie (Rdz 4,3-7; 37,4-11; Mk 6,20). Gdy to staje się dla niego najważniejsze, niejednokrotnie dopuszcza się niszczenia życia drugiego człowieka - w różnym stopniu i na różnych płaszczyznach, do odebrania fizycznego życia włącznie (J 8,37.30; 15,24n; Ga 5,15; Kompendium 393, 470).
Pan Bóg ratuje człowieka-grzesznika przed pomstą, otwiera dla niego drogę ratunku, drogę uwolnienia z logiki pomsty przez odkupienie (zob. Rdz 4,13-15; Ps 35,18-22; Ps 94; Rz 12,14-21, Kompendium 422). Mimo to w historii ludzkości logika pomsty niejednokrotnie dochodzi do głosu. Każde odrzucenie czy przekreślenie człowieka, każdy samosąd jest jakąś przegraną… każdy wyrok śmierci (nawet legalny od strony prawnej) też jest jakąś przegraną danej społeczności ludzkiej (Kompendium 469).
Mur rozdzielający człowieka od człowieka (wrogość) potęguje się w miarę wzrastania świadomości i możliwości własnych, partykularnych interesów - dotyczy to jednostek i grup społecznych (zob. Iz 50,4-7; Mi 7,4-11; Mt 10,34-42; 20,13-16; Kompendium 400). Nie wystarczy zburzenie zewnętrznego muru (jak np. Mur Berliński), chociaż takie akty mają ważne znaczenie. Przede wszystkim jednak muszą być niszczone mury w sercach ludzkich - na wzór i mocą tego, co stało się w Jezusie Chrystusie (zob. Ef 2,14-18; Kol 1,19.
Próba spojrzenia na własne życie w kontekście rozważanego tematu
Co rodzi się we mnie, gdy żyjący obok mnie i ze mną ludzie osiągają coś, co mnie się jawi jako sukces, którego może ja nie potrafię osiągnąć, lub też są akceptowani, podczas gdy ja doświadczam niezrozumienia? Jak odbieram sytuacje, w których ktoś jakby wyrastał obok mnie i niezależnie ode mnie, gdy ja uważam, że w jakiś sposób ode mnie zależy, a tymczasem ja pozostaję na boku i nie posiadam wpływu ani uznania?
Spróbuję przywołać w pamięci sytuację, w których chciałem (chciałbym) żeby pewne osoby żyjące obok mnie (jakby) nie istniały. Jak oceniam siebie w tych sytuacjach? Na ile zostało we mnie coś z pragnienia zemsty, nienawiści, obojętności? Na ile dopuszczałem do mojej świadomości, że to ja muszę w sobie ten problem (fakt, odczucie) przepracować i przezwyciężyć? Co powstaje we mnie, gdy ktoś z moich „nieprzyjaciół” przeżywa kryzys, porażkę itp.?
Spróbuję przywołać sytuacje, w których całkowicie przebaczyłem i uczyniłem to ze względu na Ewangelię (Chrystusa), a nie tylko dla świętego spokoju czy własnej satysfakcji.
W jakich okolicznościach czuję, że jest mi trudno (czy jest to wprost niemożliwe) pokonać „barierę”, jaką stanowi nieporozumienie istniejące rzeczywiście lub też będące tylko moim odczuciem czy uprzedzeniem w podejściu do konkretnej osoby?
W jakiej mierze dostrzegam, że w moim planowaniu życia i pracy staram się (za wszelką cenę) dobierać tylko tych ludzi, którzy mi pasują, a z góry wykluczam tych, którzy - jak mi się wydaje - mi nie pasują?
Spis treści
Wprowadzenie
W odróżnieniu od form czasownika, za pomocą których zostało wyrażone stworzenie wszelkich innych bytów, mianowicie: niechaj się stanie, mamy tutaj do czynienia z formą tak zwanego cohortativu (rodzaj trybu rozkazującego dla 1.os.) i to w liczbie mnogiej.
W oryginalnym henbrajskim tekście został użyty termin adam, który tutaj ma znaczenie kolektywne. Czasownik wyrażający panowanie człowieka nad rybami itd. posiada faktycznie liczbę mnogą: niech panują. Naturalnie chodzi o rodzaj ludzki.
Są tutaj użyte dwa terminy: selem i demut. Pierwszy z nich wyraża przede wszystkim aspekt podobieństwa materialnego czy figuratywnego i jest użyty aż trzykrotnie. Drugi wskazuje na odniesienie lub fakt bycia w relacji z kimś lub z czymś.
Trzeba zaznaczyć, że nie jest łatwo jednoznacznie wskazać moment, od kiedy hebrajski termin Adam można uważać za określający imię własne „Adam”, czy jako określenie mężczyzny w stosunku do kobiety (jak to zdaje się sugerować polski przekład w 2,18) - chociaż temu służą inne terminy, a kiedy jako wskazujący ogólnie człowieka, np. nawet w sensie kolektywnym, zob. wyżej.
Termin nefesz pośród swoich różnych znaczeń szczegółowych wyraża tutaj, podobnie jak w wielu innych miejscach, byt żyjący (także osobę) jako jednostkę czy indywiduum, który otrzymuje życie i pragnie życia, gdyż nie ma go w sobie samym (w odróżnieniu od Boga). Jest to też określenie jednostki będącej w potrzebie życia (zob. np. Ps 63 - spragniona dusza), mającej już smak życia i także zapotrzebowanie na życie.
Tak można pełniej przełożyć i interpretować w tym kontekście hebrajskie wyrażenie lebado.
Biblia Tysiąclecia używa terminu mężczyzna. Biblia Poznańska tłumaczy: Niedobrze, by człowiek był sam. Tekst hebrajski zaś ma tutaj termin adam z rodzajnikiem. Trzeba by więc sformułować: Nie jest dobrze, żeby Adam (ten, jeszcze ten Adam) był sam.
Biblia Poznańska tłumaczy: jak gdyby jego odpowiednik. Termin hebrajski `ezer wyraża treści związane z pomocą, często w kontekście potrzeby obrony. Z takim znaczeniem tego terminu spotykamy się potem często w Psalmach, które ukazują, że pomocą człowieka potrzebującego obrony jest sam Bóg (zob. np. Ps 30,20; 70,6; 115,9; por. Wj 18,4; Pwt 33,7). Wyrażenie kenegdo tłumaczone: odpowiednia dla niego wskazuje na podobieństwo w relacji. Czasownik ngd oznacza być przed czy w obliczu kogoś, objawiać, wskazać. W zestawieniu tego wyrażenia z terminem `ezer można dopatrywać się otwarcia dynamiki, w której różni odpowiadający sobie stają się jednym ciałem. Każde z nich jest inne i jest tego świadome, i każde - dzięki istnieniu drugiego jako pomocy-obrony przed sobą samym - jest wprowadzane w taki sposób bycia przed drugim, aby być dla niego. To jest właśnie to, co jest konieczne, aby człowiek nie był sam dla siebie.
W języku hebrajskim tardemah. Ten termin jest też użyty w przypadku zawarcia przez Boga przymierza z Abrahamem (zob. Rdz 15,12). Zob. też Iz 29,10 i por. Hi 4,13; 33,15; Prz 19,15.
Użyty tutaj termin hebrajski sela ma bogate znaczenie. Sięga on korzeniami starożytnego języka sumeryjskiego. Może oznaczać żebro, bok, zbocze, wklęsłość, i jest wiązany z życiem. W sumeryjskich wierzeniach istniała pewna zależność, gra słów zachodząca między terminami oznaczającymi żebro i kobietę-boginię sprawiającą życie - patronkę porodu i początku życia. Naturalnie, użyty w Piśmie świętym termin ten otrzymuje nowy, objawiony wydźwięk.
Czasownik bnh oznacza dosłownie zbudować. Termin używany także w odniesieniu do budowy świątyni (zob. np. czterokrotne użycie tego czasownika w 2 Sm 7,5.7.13.27) lub ołtarza (np. Wj 17,15; 20,25; 24,4 itd.).
Zastosowany tutaj czasownik przyprowadzić może przybierać znaczenie specyficzne, techniczne, wskazując na przyprowadzenie narzeczonej, oblubienicy przez ojca do oblubieńca, przyszłego męża lub też wprowadzenie jej do namiotu (zob. Rdz 24,67; Sdz 12,9 itd.) w celu zawarcia i dopełnienia małżeństwa.
Ojciec święty Jan Paweł II w jednej ze swoich środowych katechez wyraził to w sformułowaniu, iż „człowiek-adam” zapadł w swój genezyjski sen (sen ekstazy spowodowanej przez Boga), aby zbudzić się z niego „mężczyzną” i „niewiastą”. Warto zwrócić uwagę na to, że spośród tych dwóch terminów, które określają odpowiednio mężczyznę i niewiastę, jako pierwszy w sensie absolutnym występuje iszsza (2,22), a dopiero po nim isz (2,23).
Ojciec Święty Jan Paweł II, w swoich środowych katechezach, nazwał poprawne rozumienie tej prawdy kluczem do pełnego i definitywnego zrozumienia antropologii biblijnej. Zob. [w:] Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Watykan 1986, s. 46-47.
To właśnie na pole Kain wyprowadzi Abla, aby go zabić (Rdz 4,8). Teren udręki Izraelitów w Egipcie też będzie określony jako pole (Wj 1,14). Między biblijnym ogrodem i biblijnym polem jest napięcie. Między chrześcijańską wizją małżeństwa, a tą, jaką nakreśla sobie i wypracowuje dla siebie świat też będzie napięcie, a nawet walka. Są to dwie różne taktyki życia.
Sam termin wąż, po hebr. nachasz, ma ten sam rdzeń słowny, co wieloznaczny czasownik wyrażający czynności wróżbiarstwa, przepowiadania, oczarowania, zafascynowania. Użycie zaś tutaj tego terminu od razu z rodzajnikiem hanahasz wskazuje na to, że chodzi o rzeczywistość znaną odbiorcy tekstu. To stworzenie jest określone jako przebiegłe. Termin hebrajski arum, a przede wszystkim jego grecki odpowiednik phronimotatos (stopień najwyższy przymiotnika z rdzenia phren-) wskazuje na inteligentną umiejętność dochodzenia do celu wyznaczonego ze swojego punktu widzenia, na zręczne dobranie środków potrzebnych do osiągnięcia postawionego sobie celu
Wyrazem przyjętego przez człowieka Bożego życia jest przebaczenie, jakim obdarza on swoich bliskich - konkretne osoby, które zgrzeszą przeciw niemu (por. Mt 18,21n). Jest to możliwe tylko dzięki karmieniu się Eucharystią.
Naturalnie nie chodzi o zawieszenie wszelkich możliwości dochodzenia swoich praw, lecz o ukazanie, z jednej strony, niebezpiecznego niekończącego się ciągu ich dochodzenia, a z drugiej strony, otwartej przez Jezusa możliwości przerwania tego błędnego koła przez przebaczenie - widziane naturalnie jako owoc i dar mocy Ducha świętego.
Ta prawda ukazuje się wyraźnie w Mateuszowym opisie sceny przystąpienia Judasza do Jezusa w celu dokonania zdrady. Grecki tekst stwarza możliwość różnych interpretacji słów Pana Jezusa: Przyjacielu, po to / po co tu jesteś (Mt 26,50, por. Łk 22,48; Mk 14,45). Zdanie to może być interpretowane jako wyrzut albo jako pytanie, albo też jako oznajmienie. Na końcu tych słów można postawić wykrzyknik albo znak zapytania, albo też kropkę (por. różne tłumaczenia). Jezus wie, że ten przyjaciel/nieprzyjaciel jest tutaj i w tej chwili właśnie po to (por. Ps 41,10 oraz Ps 55, szczeg. ww. 13-15). Sygnalizujemy tutaj ten wymowny i trudny do interpretacji passus, który daje okazję do głębokiego wniknięcia w tajemnicę rozdzielenia (zdrady) oraz zaakceptowania takiej postawy przyjaciela/nieprzyjaciela.
Apolytrosis - jeden z terminów wyrażających dzieło Boga wobec człowieka (zob. np. Rz 3,24; Kol 1,14). Termin ten w grece pozabiblijnej w sensie ścisłym oznacza m.in. wykupienie i uwolnienie skrępowanego jeńca czy niewolnika albo przestępcy (apo-lyo - od/roz-wiązać); w sensie szerszym oznacza wszelkie wyzwolenie czy odkupienie. W Nowym Testamencie odnosi się do zbawczego dzieła Jezusa Chrystusa (zob. oprócz wskazanych wyżej także Łk 21,28; Rz 8,23; Ef 1,7.14 i 4,30; 1Kor 1,30; Hbr 9,15 i 11,35; nadto liczne formy czasownika określającego odkupienie).
Widać to już w samej strukturze dziedzińców świątyni Jerozolimskiej. Poganie mieli dostęp tylko do wyznaczonego dla nich dziedzińca, natomiast pod karą śmierci nie mogli wchodzić w inne rejony świątyni. Każdemu zbliżającemu się do wejścia na teren zarezerwowany dla Izraelitów mówił o tym napis po grecku i po łacinie. Podobny sens należy widzieć w zasłonie świątynnej, rozdartej przy śmierci Jezusa (Mk 15,38 i paral.).
Trzeba jednak zauważyć, że nie jest to tylko negatywna i pesymistyczna wizja dążeń człowieka do jedności, lecz wskazanie na niemożliwość zbudowania prawdziwej jedności bez wewnętrznej przemiany człowieka, bez nawrócenia, tj. właśnie tego całego procesu, jaki się rozpoczyna i staje się obecny w człowieku dzięki przyjęciu w Chrzcie Tajemnicy Odkupienia i jaki dalej jest podtrzymywany w Eucharystii.
W starożytności wieża spełniała symboliczną funkcję w stosunku do miasta i wyrażała jego znaczenie, a także była znakiem praktykowanej w nim religii. Dane archeologiczne wskazują na to, że w kulturze babilońskiej na szczycie wieży (ziggurat) była umieszczana świątynia odpowiedniego, charakterystycznego dla miasta bóstwa. W świetle objawienia biblijnego budowanie wieży, to znak pychy człowieka, który pretenduje do dysponowania atrybutami boskimi.
Pewnym praktycznym echem tego są wyrazy ubóstwiania jedności i reprezentującej jej jednostki (aż do kultu jednostki) występujące we wszelkiego rodzaju systemach totalitarnych - znane od starożytności aż do najnowszych czasów.
46
46
6