Nieśmiertelni 03
Shadowland
1 " Wszystko to energia”
Ciemne oczy Damena były wpatrzone we mnie, wzywajac mnie do tego bym go słuchała, na
prawde słuchała.
- " Wszystko wokół nas... " Siegnał reka przed siebie, zostawiajac na horyzoncie wyblakły slad
tak, _e niedługo zblaknie do czarnego koloru.
- " Wszystko we wszechswiecie stałe dla nas nie jest stałe jednak dla wszystkich... to
energia... czyscie wibrujaca energia. I podczas gdy nasz odbiór mo_emy spostrzegac tak, _e
rzeczy sa te_ trwały albo niestałe albo gazami... na poziomie kwantowym to tylko czastka
wewnatrz czastki... to jest własnie energia"
Zacisnełam usta razem i przytaknełam. Jego głos był zmo_ony przez moja głowe wzywajaca:
Powiedz mu! Powiedz mu teraz! Wyrzuc to z siebie i skoncz z tym! Szybko zanim znowu
zacznie mówic!
Ale nie zrobiłam. Nie powiedziałam nic. Czekałam a_ zacznie mówic ponownie aby opóznic to
jeszcze bardziej.
- " Podnies reke" powiedział, ruszajac reka w kierunku mojej twarzy. Podniosłam reke powoli,
ostro_nie, zdeterminowana aby uniknac jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, gdy powiedział :
" A teraz powiedz co widzisz?"
Zmru_yłam oczy niepewna, kiedy wzruszyłam i powiedziałam : " Wiec widze blada skóre,
długie palce, pieg albo dwa, paznokcie powa_nie potrzebujace manicuru..."
- " Dokładnie" . Usmiechnał sie, gdy powiedział, _e zdałam najprostszy test na swiecie. " Ale
je_eli zobaczysz to tak na prawde nie bedziesz chciała widziec wszystkiego. Własciwie widzisz
rój molekuł otoczonych protonami, neutronami, elektronami, kwarki. W tych małych kwarkach,
w dół przy punkcie najbardziej minuskułowym nie zobaczysz nic, ale czyta, wibrujaca energia
porusza sie wolno, tak _e zanika całkowicie, ale szybko , tak _e nie mo_esz zobaczyc co jest
faktycznie prawdziwe"
Zmru_yłam oczy nie bardzo wierzac w to. Nawet je_eli fakty sa takie, _e uczył sie tych rzeczy
przez tysiace lat.
- " Powa_nie Ever. Nic sie nie separuje. " Pochylił sie nade mna wpełni rozgrzany do motywu.
" Wszystko jest jednym. Przedmioty, które pojawiaja sie geste, jak Ty i ja i ten piasek na
którym siedzimy sa nagromadzone mnóstwem energii wibrujac powoli dopóki nie beda
całkowicie widoczne, jak np. duchy wibrujace tak szybko, _e staje sie niemo_liwe by ludzie je
widzieli"
- " Widze Riley" powiedziałam pragnac przypomniec mu ile czasu spedzałam ze swoja martwa
siostra.
- " Lub przynajmniej kiedys, przed tym jak przekroczyła most i ruszyła dalej"
- " I to jest własnie to dlaczego nie mo_esz zobaczyc jej ju_ wiecej" westchnał. " Jej wibracje
sa za szybkie. Choc sa tacy, którzy widza cała przeszłosc"
Patrzyłam na falujacy ocean przed nami. Wieczny, nieustanny, niesmiertelny - jak my.
- " A teraz podnies swoja reke ponownie i chwyc to blisko mojej twarzy tak jakbysmy sie
własnie dotykali"
Zawahałam sie wypełniajac moja dłon piaskiem, niechetna do zrobienia tego. Inaczej on,
znałam cene, straszne konsekwencje, co mo_e przyniesc najmniejszy kontakt z jego skóra.
Dlatego unikałam jego dotyku od poprzedniego piatku. Ale kiedy przygladałam mu sie
bacznie, jego dłoni, wziełam głeboki oddech i wyciagnełam dłon - cie_ko oddychajac, kiedy
rysował tak blisko miejsca, które dzieliło linia cienka jak brzytwa.
- " Czujesz to?" usmiechnał sie. " To mrowienie i ciepło?" Ta cała złaczona energie? " Wycofał
swoja reke a nastepnie poruszył nia znowu do przodu, manipulujac pchniecia i szarpanie całej
energii cisnacej w obszar pomiedzy nami.
- " Je_eli bedziemy połaczeni jak mówiłes, to dlaczego wszyscy nie czuja tego samego?"
szepnełam wyciagnieta przez niezaprzeczalnie magnetyczny strumien, jak wydmy miedzy
nami powodujac najwspanialsze ciepło przechodzace przez moje ciało.
- " Wszyscy jestesmy połaczeni, zrobieni z tego samego zródła. Ale je_eli pozostawi chłód lub
obojetnosc jedno z nich jest przeznaczone do czegos? Czuje sie cos takiego"
Zamknełam oczy i odwróciłam sie pozwalajac aby łzy spłyneły mi strumieniem po policzkach.
Nie byłam ju_ w stanie ich utrzymac. Wiedzac, _e jestem pozbawiona czucia jego skóry,
dotyku jego ust, stałego ciepła które biło z jego ciała do mnie. Ta dziedzina energii
elektrycznej, ktróra drzy pomiedzy nami jest pomiedzy nami zamknieta, przez decyzje która
musiałam podjac.
- " Nauka jest teraz po prostu doganiana przez co metafizycy i wielcy uczeni sa znani od
wieków. Wszystko jest energia. Wszystko jest jednoscia. "
Mogłam usłyszec smiech w jego głosie, kiedy rysował bli_ej, chetniej splatał swoje palce z
moimi. Ale odsunełam sie powoli, łapiac jego wzrok na wystarczajaco długo abym mogła
zobaczyc na jego twarz ból - taki sam wyraz robi odkad robie mu napój z lekarstwem, które
ma utrzymac go przy _yciu. Zastanawiajac sie dlaczego jestem taka cicha, mam dystans,
jestem odległa - odmawiam jego dotyku, kiedy zaledwie kilka tygodni temu nie mogłam bez
tego _yc. Błednie zakładajac, _e to dlatego, _e jego zachowanie jest szkodliwe - flirtował ze
Stacie, był okrutny wobec mnie - kiedy prawda jest taka, _e to nic z tych rzeczy. Był pod
zakleciem Romana, cała szkoła była. To nie była jego wina.
To czego nie wie, to to, _e gdy antidotum przywróciło go do _ycia zmieszałam z tym moja krew
zapewniajac, _e nigdy nie bedziemy razem.
Nigdy.
Kiedykolwiek.
Przez cała wiecznosc.
- " Ever?" szepnał głebokim i szczerym głosem. Ale nie mogłam na niego spojrzec. Nie
mogłam go dotknac. I własciwie nie mogłam wymówic słów na które zasłu_ył:
Zawiodłam. Przepraszam. Roman mnie oszukał. Byłam zdesperowana i głupia, _eby zaufac
jego taktyce - a teraz nie ma _adnej nadziei dla nas, poniewa_ je_eli mnie pocałujesz, je_eli
zmieszamy nasze DNA - umrzesz.
Nie mogłam tego zrobic. Jestem tchórzem. Jestem patetyczna i słaba. A teraz nie mam jak
tego odwrócic.
- " Ever prosze, co sie dzieje?" zapytał dostrzegajac mój płacz. " Jestes taka ju_ od kilku dni.
To przeze mnie? To przez cos co zrobiłem? Poniewa_ wiesz, _e nie pamietam zbyt du_o z
tego co sie osatnio działo a wspomnienia, które zaczynaja wypływac na powierzchnie musisz
wiedziec, ze to nie byłem prawdziwy ja. Nigdy bym celowo cie nie skrzywdził. I nigdy cie nie
skrzywdze w jakikolwiek sposób"
Scisnełam sie mocno za ramie, chrzeszczac moim ramieniem i pochylajac głowe. Chciałam
stac sie mniejsza, tak _eby nie mógł mnie widziec. Wiedzac, _e jego słowa sa prawdziwe, _e
nie byłby zdolny skrzywdzic mnie, tylko ja mogłam zrobic cos tak szkodliwego, tak
nierozwa_nego, tak absurdlanie impulsywnego. Tylko ja mogłam byc na tyle głupia, aby złapac
sie na przynete pozostawiona przze Romana. Wiec aby udowodnic sobie, _e Damen to moja
prawdziwa miłosc - chcac byc jedyna, która mogła go wybawic, a teraz musi patrzec na
bałagan jaki zrobiłam.
Poruszył sie w moja strone, kładac swoje dłonie obok moich, chcac uchwycic mnie w talii i
pociagnac do siebie. Ale nie mogłam ryzykowac bliskosci, moje łzy sa teraz smiertelne i
musza sie trzymac z daleka od jego skóry.
Podwinełam nogi i zaczełam biec w kierunku oceanu, pozwalajac aby zimna woda obmyła
moje łydki. Pragnełam aby móc nurkowac głeboko pod woda i byc prowadzona przez fale.
Wszystko aby uniknac wypowiedzenia słów - wszystko, aby uniknac powiedzenia mojemu
wiecznemu partnerowi, mojemu jedynemu chłopakowi przez ostatnie tysiac lat - _e podczas
gdy ona dał mi wiecznosc - ja przyniosłam nam koniec.
Pozostane taka cicha i spokojna. Czekajac a_ zajdzie słonce, wreszcie odwróciłam sie w jego
strone. Patrzac na jego ciemny zarys, prawie nie do odróznienia noca, mówienie o przeszłosci
paliło mi gardło, kiedy wybełkotałam:
- " Damen... kochanie... jest cos co musze ci powiedziec."
Rozdział 2
Kleczałam obok niego, trzymajac rece na kolanach, tak, _e palce miałam schowane w piasku.
Chciałam aby spojrzał na mnie, aby cos powiedział. Nawet je_eli miałby powiedziec cos co i
tak wiem - _e popełniłam głupi i smiertelny bład - który prawdopodobnie nigdy nie zostanie
naprawiony. Chetnie bym to zaakceptowała - do licha, zasługiwałam na to. To czego nie moge
zniesc to jego absolutna cisza i daleki wzrok.
Chciałam cos powiedziec aby złamac ta cisze, cokolwiek, kiedy spojrzał na mnie ze wzrokiem
tak zmeczonym, który jest ucielesnieniem jego 600lat.
- " Roman" westchnał potrzasajac głowa. " Nie znałem go, nie mam _adnego pomysłu... " jego
głos ciagnał sie długo z jego wzrokiem.
- " Nie ma sposobu _ebys mógł cos wiedziec" powiedziałam, _eby usunac całe poczucie winy,
które w tej chwili było w nim. " Byłes pod jego urokiem od pierwszego dnia. Uwierz mi, miał
wszystko zaplanowane, zadbał o to, aby wszystkie wspomnienia zostały usuniete"
Jego wzrok spoczał na mnie, uwa_nie mnie badajac przed tym jak stanał i odwrócił sie.
Spogladajac na ocean zacisnał dłonie w piesci i powiedział :
- " Skrzywdził cie? Skrzywdził cie lub zaszkodził ci w jakikolwiek sposób? "
Potrzasnełam głowa. " Nie musiał. Wystarczyło, _e zranił mnie przez ciebie"
Odwrócił sie. Jego oczy były coraz ciemniejsze, a rysy twarzy coraz bardziej twardniały.
Wzdychajac głeboko, w koncu powiedział : " To moja wina"
Gapiłam sie, zastanawiajac sie jak mo_e w to wierzyc. Podnosze sie na nogi i stajac koło
niego zaczynam płakac mówiac:
- " To smieszne! Oczywiscie, _e to nie twoja wina! Słyszałes cokolwiek z tego co
powiedziałam? " Potrzasnełam głowa. " Roman zatruł twój napój i zahipnotyzował cie. Nie
jestes niczemu winien, wykonywałes po prostu jego rozkazy - nie mogłes tego kontrolowac!"
Ju_ prawie skonczyłam, gdy machnał reka, oddalajac moje słowa.
- " Ever nie widzisz? Tu nie chodzi o Romana albo o ciebie, tylko o karme. To kara, ktora trwa
od szesciu wieków za moje egoistyczne _ycie" Potrzasnał głowa i zasmiał sie, nie był to
smiech mówiacy abym sie do niego przyłaczyła. To innego rodzaju smiech - taki, który
sprawiał _e przechodził mnie dreszcz.
- " Po tych wszystkich latach kochania cie i tracenia cie raz po raz byłem pewny, _e to była
moja wina za sposób mojego _ycia, nie majac pojecia, _e zginełas z reki Driny. Ale teraz
widze prawde, przegapiłem wszystko. Po prostu byłem pewny, _e utrzymam karme przez
bycie niesmiertelnym i przez to, _e bede miał cie zawsze przy sobie, karma nasmiewa sie
pozwalajac byc nam ostatnio razem, ale tylko wtedy gdy nie bedziemy sie dotykac nigdy
wiecej"
Siegam do niego chcac go zatrzymac, pocieszyc, namówic, _e to wszystko nie jest prawda.
Ale powstrzymałam sie bardzo szybko, pamietajac o niezdolnosci dotykania go.
- " To nie prawda" powiedziałam wpatrzona w niego. " Dlaczego miałbys byc ukarany, kiedy to
ja popełniłam bład? Nie widzisz tego?" potrzasnełam głowa, sfrustrowana jego szczególnym
sposobem myslenia. " Roman planował to bardzo długo. Kochał Drine - zało_e sie, _e nie
wiedziałes tego, co? Był jednba z sierot zaatakowanych zaraza w renesansowej Florencji i
kochał ja od wszystkich tych wieków, był gotowy zrobic dla niej wszystko. Ale Drine to nie
obchodziło. On jej nie obchodził, bo kochała tylko ciebie - a ty kochałes tylko mnie - i po tym
jak zabiłam ja Roman postanowił mnie odszukac - tylko zrobił to przez ciebie. Chcac _ebym
czuła ból nie bedac w stanie dotknac cie nigdy wiecej - tak jak czuł sie z Drina. I to wszystko
stało sie tak szybko, po prostu... " Zatrzymałam sie wiedzac, _e to na nic, to tylko puste słowa.
Zatrzymał sie nasłuchujac po tym jak zaczełam mówic, przekonany, _e zawinił.
Ale odmówiłam odwiedzania tego miejsca i nie chce _eby on te_ je odwiedzał.
- " Damen prosze! Nie mo_esz tak po prostu zrezygnowac. To nie jest karma - to ja.
Popełniłam bład, smiertelny, okropny bład. Ale to nie znaczy, _e nie mo_emy tego naprawic.
Musi byc jakies wyjscie. " Wymusiłam entuzjazm, którego na prawde nie czułam.
Damen stał naprzeciwko mnie. Jego ciemna sylwetka w nocy, ciepły a zarazem smutny
usmiech, zmeczony wzrok słu_ył jako nasz jedyny uscisk.
- " Nigdy nie powinienem tego zaczynac" powiedział. " Nigdy nie powinienem robic tego
eliksiru - powinienem pozwolic _eby rzeczy przybrały swój naturalny bieg. na prawde Ever.
Spójrz tylko do czego to doprowadziło - to wniosło jedynie ból! " Potrzasnał głowa, patrzac tak
smutno, z taka koncentracja, to sprawiło, _e w moim sercu pojawiła sie dziura.
- " Jest jeszcze czas, chocby dla ciebie. Masz całe _ycie przed soba - cała wiecznosc, gdzie
bedziesz mogła robic co tylko zechcesz, bedziesz mogła byc kimkolwiek zechcesz. Ale ja.. ."
Wzruszył ramionami. " Jestem zepsuty. Mysle, _e wszyscy mo_emy zobaczyc wynik moich
szesciuset lat"
- " Nie!" Mój głos dr_ał tak samo jak moje wargi, rozprzestrzeniajac sie na moich policzkach. "
Nie mo_esz odejsc. Nie mo_esz mnie zostawic! Przeszłam w ostatnim miesiacu przez piekło
aby cie uratowac, a teraz mówisz mi _e ryzegnujesz. jestesmy sobie przeznaczeni, to sa twoje
słowa. Doswiadczamy po prostu przejsciowych trudnosci, to wszystko. Ale je_eli połaczymy
nasze głowy razem wiem, _e znajdziemy jakies wyjscie _eby... "
Przestałam mówic, mój głos zanikł skoro jest gotowy do odejscia. Wiem, _e nadszedł czas,
aby opowiedziec reszte historii, która wolałam ominac. Mo_e wtedy zobaczy to z innej strony,
mo_e wtedy...
- " Jest wiecej" Powiedziałam pedzac do przodu, nie majac pojecia co bedzie dalej. " Wiec
mo_na zakładac, _e karma jest nieobecna, aby dac ci cos, cokolwiek co potrzebujesz
wiedziec, cos z czego nie jestem za bardzo dumna, ale... "
Wziełam głeboki wdech i powiedziałam mu o mojej podrózy do Summerlandu - o magicznym
wymiarze, pomiedzy wymiarami, gdzie nauczyłam sie, jak cofnac sie w czasie - i o mo_liwosci
wyboru pomiedzy nim a moja rodzina - wybrałam ich. Przekonana, _e moge jakos przywrocic
przeszłosc byłam pewna _e było kradzione, ale gdy tylko zaczeła sie lekcja, wiedziałam :
Czasami los poło_ony jest na obrze_ach naszego zasiegu.
Z trudem przełykałam i gapiłam sie w piasek, niechetna, aby zobaczyc reakcje Damena, gdy
patrzył sie w oczy, które go zdradziły.
Ale zamiast oszalec lub byc zdenerwowany jak myslałam otoczył mnie najpiekniejszym białym
swiatłem - swiatłem dajacym komfort, wyrozumiałym, czystym - to było jak wejscie do
Summerlandu - tylko lepsze. Wiec zamknełam oczy i otoczyłam go równie_ swiatłem, akiedy
ponownie otworzyłam oczy bylismy zawinieci w najpiekniejszy magiczny blask.
- " Nie miałas wyboru" powiedział łagodnie, patrzac na mnie kojaco, robiac wszystko aby
ułatwic mi poczucie wstydu. " Oczywiscie _e wybrałas rodzine. To najlepsze co mogłas zrobic.
Zrobiłbym tak samo - majac wybór... "
Skinełam. Jego swiatło swieci jasniej i objeło mnie telepatycznie. Wiedzac, _e to nie jest tak
pocieszajace, ale narazie musi mi to wystarczyc.
- " Wiem o twojej rodzinie, wiem o nich wszystko, widziałam to.. " Patrzy na mnie oczami tak
ciemnymi i tak intensywnie, zachecajac abym kontynuowała.
- " Zawsze miałes jakies sekrety na temat swojej przeszłosci, z kad pochodzisz, jak _yłes -
pewnego dnia kiedy byłam w Summerlandzie zapytałam o ciebie.. i... cała twoja historia _ycia
została ujawniona "
Zacisnełam usta razem, stał naprzeciwko mnie tak cicho , tak spokojnie. Wzdychnełam kiedy
spojrzał na mnie, telepatycznie przesyłajac mi uscisk jego palców na moim policzku - tworzac
obraz tak zamierzony, tak namacalny, tak, _e wydawał sie prawdziwy.
- " Przepraszam" powiedział, gładzac telepatycznie kciukiem mój podbródek. " Przykro mi, _e
byłem taki zamkniety i nie chciałem sie tym z toba dzielic. Ale nawet je_eli stało sie to lata
temu, to nie chce o tym dyskutowac"
Skinełam ze zrozumieniem nie majac zamiaru naciskac go. Był swiadkiem morderstwa swoich
rodziców i nie zamierzałam tego kontynuowac.
- " Ale jeste wiecej." powiedziałam, myslac, _e mo_e przywróce mu troche nadzieje mówiac o
wszystkiem czego sie nauczyłam.
- " Kiedy ogladałam jak rozwijało sie twoje _ycie, na koncu Roman cie zabił. Ale mimo, _e
wydawało sie to nieuchronne, uratowałam cie" Patrzac na niego, czujac, ze go przekonałam,
pedziłam do przodu, nie chcac go utracic ponownie. " To znaczy, _e czasami nasz los jest
niezmienny, ale czasami mo_na go zmienic, ale sa te_ chwile, kiedy jest to jedynie zarys
czegos, zanim cokolwiek zrobimy. Wiec kiedy nie mogłam uratowac mojej rodziny przed
przejsciem, to tylko dlatego, _e takie było przeznaczenie i tego nie mogłam zmienic. Lub kiedy
Riley kilka sekund przed wypadkiem powiedziała : Nie mo_esz zmienic przeszłosci, to sie po
protu stało. Ale gdy znalazłam sie z powrotem w Lagunie i udało mi sie uratowac ciebie,
mysle, _e udowodniłam, _e przyszłosc nie zawsze jest konkretna, nie wszystko jest nam
pisane."
- " Mo_e tak" powiedział, wpatrujac sie we mnie. " Ale nie mo_esz uciec karmie Ever. To nie
jest sedzia, nie jest to ani dobre ani złe, jak wiekszosc ludzi sadzi. To wynik wszystkich działan
- pozytywny lub negatywny - stałej równowagi wydarzen - przyczyny i skutki - dawanie i
zabieranie - cos co rzucasz za siebie. " westchnał. " Jednak_e mo_esz to wyrazic, to to samo
co koniec. I jak chcesz myslec inaczej, to jest to co dzieje sie tutaj. I własnie moje działanie
doprowadziły mnie do tego." potrzasnał głowa. " Cały czas powtarzałem sobie, _e robiłem to z
miłosci - ale teraz widze, jakie to było samolubne - poniewa_ nie mogłem _yc bez ciebie.
Własnie dlatego to wszystko sie dzieje. "
- " To wszystko?" potrzasnełam głowa, nie wierzac, _e jest gotów poddac sie tak łatwo. " Tak
to sie skonczy? Po prostu dlatego, _e jestes pewien, _e jestes scigany przez karme i nawet
nie zamierzasz próbowac walczyc? Przeszedłes tyle udowadniajac, _e mo_emy byc razem, a
teraz stoimy sobie na przeszkodzie. Nie masz zamiaru spróbowac zburzyc tego muru, który
stoi pomiedzy nami?"
- " Ever." Jego wzrok jest ciepły, kochajacy, w pełni wyczerpujacy, ale nie zrobił nic aby w jego
głosie nie było słychac pora_ki.
- " Przykro mi, ale jest kilka rzeczy, wiem to"
- " tak dobrze..." Potrzasnełam głowa, spuszczajac wzrok i gapiac sie w dół na ziemie,
grzebiac palcem głeboko w piasku.
- " Tylko dlatego, _e jestes starszy ode mnie o kilka wieków nie oznacza, _e masz ostatnie
słowo. Bo jesli jestesmy w tym razem naprawde, razem _yjemy, wtedy zdajesz sobie sprawe,
_e to nie tylko z toba cos sie dzieje, jestem te_ tego czescia. A ty nie mo_esz od tego uciekac
- nie mo_esz uciekac ode mnie! Musimy przezywcie_yc to razem! Musi istniec sposób... "
Przerwałam cała sie trzesac i nie mogac mówic dalej, poniewa_ głos ugrzazł mi w gardle.
Wszystko co moge zrobic to stac przed nim i w milczeniu próbowac go skłonic do przyłaczenia
sie do mnie w walce, mimo, _e nie jestem pewna czy moge wygrac.
- " Nie planowałem cie zostawic" powiedział wpatrujac sie we mnie wzrokiem pełnym tesknoty.
- " Nie potarfie cie zostawic Ever. Uwierz mi próbowałem, ale w koncu zawsze jakims
sposobem znajdowałem sie obok ciebie. Jestes wszystkim czego pragnałem - wszystkim co
kocham... ale Ever... "
- " Nie ma _adnego ale. " potrzasnełam głowa, chcac mogac zatrzymac, dotknac go, wtulic
moje ciało w jego ciało.
- " Nie ma ale. Musi byc jakis sposób, jakies lekarstwo. A razem mo_emy go znalezc. Po
prostu wiem, _e to zrobimy. Zaszlismy za daleko, by Roman mógł nas rozdzielic. Ale nie
potrafie zrobic tego sama. Bez twojej pomocy. Wiec prosze obiecaj mi, obiecaj _e mi
spróbujesz."
Patrzy na mnie wabiac mnie do srodka. Zamyka oczy, wypełniajac cała pla_e tulipanami. Cała
zatoka jesy wypełniona czerownymi płatkami, które znajduja sie na szczycie zakrzywionej
zielonej łody_ki - ostateczny symbol naszej dozgonnej miłosci pokrywa teraz ka_dy cal pla_y.
Potem wsuwa reke przeze mnie i prowadzi mnie do samochodu. Nasza skóra jest oddzielona
tylko przez jego gietka, czarna kurtke ze skóry ekologicznej i moja koszulke z bawełny
ekologicznej. Wystarczy, aby zaoszczedzic konsekwencji przypadkowej wymianie DNA, ale
nie na mrowienie i ciepło, które jest miedzy nami.
Rozdział 3
- " Wiesz co?"
Miles gapił sie na mnie siedzac w moim samochodzie, wytrzeszczajac na mnie swoje du_e
brazowe oczy i słodka twarz dziecka wijaca sie ze smiechu.
- " Nie wiesz, co? Chyba nie. Po prostu ci powiem, nigdy w to nie uwierzysz! Nie musisz
zgadywac"
Usmiechnełam sie, słuchajac jego mysli kilka chwil przed tym jak sie odezwał i powstrzymujac
sie, _eby nie powiedziec:
Jedziesz na warsztaty aktorskie do Włoszech! co mi przed chwila powiedział : " Jade na obozy
aktorskie do Włoszech. Nie sprostowanie, do Florencji, Włoszech. Domu Leonarda da Vinci,
Michała Anioła, Raphaela... "
I twojego dobrego przyjaciela Damena Augusta, ktory faktycznie znał wszystkich z tych
artystów!
- " Wiedziałem o takiej mo_liwosci przez kilka tygodni, ale wczoraj stało sie to oficjalne i nadal
nie moge w to uwierzyc! Osiem tygodnii we Florencji, nic nie robiac tylk grajac, jedzac i
rozmawiajac z goracymi włoskimi me_czyznami... "
Rzuciłam na niego okiem i z powrotem na droge. " A Holtowi dobrze z tym wszystkim?"
Miles spojrzał na mnie. " Ej, znasz cwiczenia. To co sie stanie we Włoszech pozostanie we
Włoszech"
Z wyjatkiem robienia tego. Moje mysli powirowały do Driny i Romana, zastanawiajac sie jak
du_o niesmiertelnych łotrów wcia_ tam tylko czekaja, aby pokazac sie w Laguna Beach i
przesladowac mnie.
- " W ka_dym razie, wyje_d_am wczesnie zaraz po przyjsciu ze szkoły. A musze tyle
przygotowac do tego czasu! Oh i zapomniałem o najlepszej czesci - dobrze - jednej z
najlepszej czesci. Tak to wszystko idealnie działa, bo mój obecnie prowadzony Hairspray
bedzie konczył tydzien prezed wyjazdem, wiec to bedzie mój ostatni ukłon, jak Tracy Turnblad
- mówie serio, jak doskonałe jest to?"
- " Naprawde doskonałe" usmiechnełam sie. " Serio. Gratuluje. To takie wystrzałowe. I
zasłu_enie dodam, _e chciałabym tylko móc isc z toba"
W momencie, gdy to powiedziałam zdałam sobie sprawe, _e to prawda. Byłoby miło uciec od
wszystkich problemów, byc na pokładzie samolotu i uciec od tego wszystkiego. Poza tym
brakuje mi układania sie z Milesem. Kilka ostatnich tygodni, gdzie on wraz z Haven ( z reszta
szkoły) byli pod zakleciem Romana, były to najbardziej samotne dni w moim _yciu. Nie majac
Damena obok siebie było trudniej zniesc ni_ myslałam, ale bez poparcia moich dwóch
najlepszych przyjaciół byłam na krawedzi. Ale Miles i Haven nie pamietaja niczego z tamtego
okresu. Tylko Damen ma po czesci do tego dostep, co wprawia go w straszne poczucie winy.
- " Szkoda, _e nie mo_esz poleciec ze mna" powiedział, brudzac mój radioodtwarzacz i
starajac sie znalezc soundtrack pasujacy do jego nastroju.
- " Mo_e po ukonczeniu studiów pojedziemy wszyscy do Europy! Pojedziemy pociagiem
Eurail, zatrzymamy sie w schronisku młodzie_owym, bedziemy podró_owac z plecakiem - jak
fajen to bedzie? Tylko nas szescioro, wiesz, ty i Damen, Haven i Josh, ja i ktokolwiek... "
- " Ty i ktokolwiek?" spojrzałam na niego. " Co to miało znaczyc?"
- " Jestem realista. " westchnał
- " Prosze." przewróciłam oczami. " Od kiedy?"
- " Od ostatniej nocy, kiedy okazało sie, _e jade do Włoch" Smieje sie, przeczesujac włosy
reka. " Posłuchaj. Holt jest swietny i wszystko, nie zrozum mnie zle. Ale nie moge sie
oszukiwac. Nie moge udawac, _e to cos wiecej, ni_ jest. To tak jakbysmy mieli date wa_nosci,
rozumiesz? Pełne trzy akty z okreslonym poczatkiem, srodkiem i koncem. To nie to samo co
ty i Damen. Twój chłopak jest inny. Jestes skazana na do_ywocie. "
Do_ywocie? Patrzyłam na niego, potrzasajac głowa, gdy zatrzymywałam sie na swiatłach. "
Brzmi bardziej jak wiezienie, ni_ długo i szczesliwie"
- " Wiesz co mam na mysli" Spoglada na swoje manicure, odwracajac ra_aco ró_owe
paznokcie w stylu Tracy Turnblad. " Tylko, _e ty _yjesz z nim w zgodzie, połaczeni. I chodzi mi
o to, _e dosłownie przy okazji zawsze pójdziesz za tym"
Nigdy wiecej. Z trudem przełknełam, nabijajac gazu i czekajac, a_ zaswieci sie zielone
przeje_d_ajac przez skrzy_owanie z piskiem opon i pozostawiajac za soba widoczny slad
gumy. Zwalniam, gdy doje_d_am do parkingu i wypatruje Damena, który zawsze parkuje na
najlepszym miejscu obok mnie.
Ale nawet jak ju_ zaparkowałam, nie mogłam go nigdzie znalezc. Wspinałam sie, wygladajac i
zastanawiajac sie gdzie on mo_e byc, ale własnie pojawił sie przy mnie z reka w rekawiczce
opierajac ja na moich dzwiach.
- " Gdzie twój samochód?" Zapytał Miles patrzac na niego, jak zatrzaskuje dzwi i zawiesza
swój plecak na ramie. " I co z twoja reka?"
- " Pozbyłem sie go." powiedział Damen wpatrujac sie we mnie. Wtedy spojrzał na Milesa i
dodał : " Samochodu, nie reki"
- " W handlu?" Zapytałam, ale tylko dlatego, _e Miles słuchał nas uwa_nie. Damen nie
potrzebował kupowac, sprzedawac, handlowac, jak inni ludzie. Mógł zrobic sobie cokolwiek
tylko chciał.
Potrzasnał głowa i zaprowadził mnie do bramy, usmiechajac sie. " Nie po prostu stoi na
drodze, klucz w stacyjce, silnik pracuje."
Słucham? Miles skowyczył. " Chcesz powiedziec, _e zostawiłes swoje lsniace, czarne BMW
M6 Coupe na drodze?"
Damen skinał.
- " Ale to samochód za sto tysiecy dolarów! " Miles gapil sie dopóki jego twarz nie zrobiła sie
czerwona.
- " Sto dziesiec tysiecy dolarów" Damen zasmiał sie. " Nie zapominaj, _e był w pełni
dostosowany i naładowany opcjami"
Miles gapił sie na niego, a oczy praktycznie wychodziły mu z orbit. Nie był w stanie zrozumiec,
jak ktos mógł zrobic cos takiego - dlaczego ktos miałby robic cos takiego.
- " Dobrze wiec powiedz mi to wprost.. własnie sie obudziłes i postanowiłes.. Co do diabła?
Mysle, _e po prostu wyrzuciłbym swój luksusowy, absurdalnie drogi samochód na skraj drogi.
GDZIE KA DY MO E GO WZIAC? "
Damen wzruszył ramionami. " Dosc du_o"
- " Poniewa_ przypadkiem nie zauwa_yłes" Miles powiedział praktycznie teraz dopiero
oddychajac. " Niektórzy z nas sa pozbaiweni samochodu. Niektórzy z nas urodzili sie majac
okrutnych rodziców i sa zmuszeni polegac na uprzejmosci znajomych do konca _ycia!"
- " Wybacz" Damen wzruszył ramionami. " Chyba nie pomyslałem o tym. Ale je_eli poczujesz
sie lepiej, to było bardzo dobra sprawa."
Wtedy spojrzał na mnie, spotykajac mój wzrok, w ten sam sposób, _e ogarnełam mnie fala
ciepła i to straszne uczucie, _e porzucanie samochodu to dopiero poczatek jego planów.
- " Jak dotarłes do szkoły? " zapytałam gdy dotarlismy do bramy gdzie czekała na nas Haven.
- " Przyjechał autobusem" Haven była wpatrzona w nas, jej niedawno malowana niebieska
grzywka uderzała. " Ja _artowałam ty nie. Nie uwierzyłabym, gdybym nie zobaczyła tego na
własne oczy. Obserwowałam go wspinajacego sie do du_ego _ółtego autobusu, wsród
pierwszaków, którzy w przeciwienstwie do Damena nie maja innego wyobru, jak tylko nim
doje_d_ac" Potrzasneła głowa. " Byłam wstrzasnieta, zamrugałam nawet pare razy oczami,
_eby sie upewnic czy to prawda. Kiedy jeszcze nie byłam o tym przekonana, rzuciłam zdjecia
na komórke i wysłałam do Josha, który to potwierdził. "
Rzuciłam okiem na Damena zastanawiajac sie co ewentualnie mo_e robic i wtedy
zauwa_yłam, _e porzucił swój zwykły sweter z kaszmiru zastepujac go zwykła koszulka z
bawełny, tak samo jak jego markowe, zaprojektowane dla niego dzinsy zostały zastapione
zwykłymi dzinsami z kieszeniami, których nazwa firmy nic nie mówiła nikomu. Nawet czarne
buty motocyklowe, zostały zastapione na gumowe, brazowe japonki. I mimo, _e nie wymagam
_eby wygladał pora_ajaco przystojnie, jak pierwszego dnia - jego nowy wyglad nie pasuje do
niego, nie jest jego.
Lub przynajmniej nie jestem przyzywczajona do niego.
Mam na mysli, _e podczas gdy Damen jest niewatpliwie inteligentny, miły, kochajacy,
wspaniałomyslny, hojny - jest równie_ nieco ekstrawagancki i pró_ny. Zawsze miał obsesje na
punkcie swojego samochodu, wygladu i wizerunku. I nigdy nie próbował podczepic sie pod
jego prawdziwa date urodzenia, bo dla kogos kto zecydował sie byc niesmiertelny nie ma
miejsca na kompleks z powodu swojego wieku.
Ale mimo, _e zwykle nie obchodzi mnie to jak sie ubiera i czym przyje_d_a do szkoły, kiedy
patrze na niego, mam znowu to okropne uczucie wewnatrz, jakby wszystko sie przekrecało -
natarczywy nacisk, wymagajacy ode mnie uwagi. Ostateczne ostrze_enie, _e jest to tylko
poczatek. e ta nagła przemiana wykracza głebiej ni_ kilka redukcji kosztów, altruistycznego i
proekologicznego programu. To ma cos wspólnego z ostatnia noca. Cos nawiedza go przez
karme. Jak on przekonał sie, _e rezygnujac ze wszystkich najcenniejszych rzeczy wszystko
wróci do równowagi.
- " Mamy?" Usmiechnał sie sciskajac moja reke gdy zadzwonił drugi dzwonek, prowadzac
mnie z dala od Milesa i Haven, co mo_e sie wydac kolejnymi punktami w ta i z powrotem.
Próbuje ustalic co sie z nim dzieje.
Patrze na niego, jego dłon w rekawiczce dotyka mojej twarzy. Pytam:
- " O co chodzi? Co naprawde stało sie z twoim samochodem?"
- " Mówilem ci ju_" westchnał. " Nie potrzebuje go. Jest to ju_ niepotrzebne, nie zamierzam sie
o to martwic - grymasic. " Zasmiał sie patrzac na mnie. Ale gdy nie przyłaczyłam sie do niego,
pokrecił głowa i powiedział :
- " Nie patrz tak powa_nie, To nic wielkiego. Kiedy zdałem sobie sprawe, _e nie jest to cos
czego potrzebuje, zostawiłem go z boku drogi, gdzie ktos mo_e go znalezc"
Zacisnełam wargi i patrzyłam prosto przed siebie chcac móc sie wspiac do jego umysłu i
zoabzcyc o czym mysli, zachowac to dla siebie, dotrzec do sedna tego, co sie dzieje
naprawde. Bo pomimo sposobu w jaki patrzy na mnie, mimo lekcewa_acego wzruszenia
ramionami, w tym co powiedział jest troche sensu.
- " Dobrze, _e wszystko jest wporzadku. To znaczy, je_eli to własnie jest tym czego
potrzebujesz to super, baw sie dobrze" Wzruszyłam ramionami w pełni przekonana, _e nie do
konca swietnie, choc lepiej było to powiedziec. " Ale w jaki sposób zamierasz teraz obejsc sie
bez swojego porzuconego samochodu? To znaczy, gdybys nie zauwa_ył to jest California, a
bez samochodu nie dostaniesz sie tu nigdzie "
Patrzy na mnie wyraznie rozbawiony moim wybuchem, która nie jest reakcja która
planowałam.
- " Co jest złego w autobusach? Sa darmowe."
Patrzyłam na niego, krecac z niedowierzania głowa. Od kiedy martwisz sie o koszty Panie
Wygrywajacy Miliony Na Wyscigach Konnych i Manifestujacy Cokolwiek Sobie Tylko
Zapragniesz? Własnie zdałam sobie sprawe z tego, _e zapomniałam u_yc tarczy.
- " Tak mnie widzisz?"
Zatrzymuje sie niesmiało w klasowych dzwiach oczywiscie bolejac nad moja nieostro_noscia.
- " Jako płytkiego, materialistycznego, narcystycznego, plucha popychu konsumenckiego?"
- " Nie!" Rozpłakałam sie potrzasajac głowa i sciskajac jego reke. Miałam nadzieje go
przekonac, mimo, _e mówiłam serio. Nie tylko w zły sposób, jak mu sie to wydaje. Doceniałam
w moim chłopaku subtelne rzeczy i mniej w wersji , w której flirtował ze Stacie.
- " Ja tylko... " Zezowałam, chcac byc chocby w połowie tak wymowna jak on. " Nie rozumiem
tego." Westchnełam. " Co jest z rekawica?" Podniosłam do góry jego dłon, tak abysmy mogli
zobaczyc ja razem.
- " Czy to nie oczywiste?" Pokrecił głowa i pociagnał mnie w strone dzwi.
Ale ja po prostu stałam w miejscu odmawiajac dalszego pójscia. Nic nie jest oczywiste. Nic ju_
nie ma sensu.
Zatrzymuje dłon na pokretle. Zabolało mnie, gdy powiedział:
- " Myslałem _e to dobre rozwiazanie na teraz. Ale mo_e wolisz _eby Cie nie dotykał w
ogóle?"
Nie! To nie to czego chciałam! Przeszłam do telepatii w chwili podejscia niektórych kolegów,
przypominajac mu jak trudno mi było unikajac jego dotyku przez ostatnie trzy dni. Udajac, _e
jest mi zimno, gdy_ oboje wiemy, _e my nie chorujemy i udajac inne smieszne techniki, aby
uniknac uczusia wstydu. To była tortura. Miec chłopaka tak wspaniałego, seksownego - i nie
móc go dotknac - to była najgorsza z tortur.
- " Wiem, _e nie mo_emy ryzykowac przypadkowa wymiana DNA lub czyms w tym stylu, ale
nie sadzisz, _e wyglada to... dziwnie?" Szepnełam, czekajac a_ znowu bedziemy sami.
- " Nie obchodzi mnie to" Jego wzrok był otwarty, szczery, jego twarz była tu_ przy mojej
twarzy. " Nie obchodzi mnie co inni ludzie pomysla. Obchodzisz mnie tylko ty."
Scisnał moja reke, otworzył dzwi i poprowadził mnie w prawo od razu do naszej ławki, mijajac
po drodze Stacie. I mimo, _e nie widzialam jej od piatku, gdy Roman zrzucił zaklecie, jej
nienawisc do mnie na pewno nie zmalała. Ale gdy w pełni jestem ju_ obojetna na jej manewry
- dzisiaj jest zbyt rozproszona przez owy wyglad Damena, by próbowac starych zagran.
Spoglada na niego od dołu do góry, przed rozpoczeciem wszystkiego od nowa.
Ale ignorujac mnie nie pozwala mi na relaks lub na zaufanie, _e to koniec. Bo prawda jest
taka, _e nigy sie nie jest ze Stacie. Jasno daje do zrozumienia, _e czegos dokonała.
Zapowiadało to cisze przed burza.
- " Ignoruj ja." szepnał Damen .
I nawet je_eli skinełam prawda jest taka, _e nie potrafiłam. Nawet je_eli bym chciała udawac,
_e jest niewidoczna - nie mogłam. Jest teraz przy mnie i mam kompletna obsesje na jej
punkcie. Wpatrywałam sie w jej mysli, chcac zobaczyc co sie miedzy nimi wydarzyło. Bo choc
wiem, _e Roman jest odpowiedzialny za wszystkie flirty, pocałunki, przytulanie, nie miałam
wyboru, aby tego nie zobaczyc. Choc wiem, _e Damen był całkowicie pozbawiony własnej woli
- nie mógł zmienic tego co sie działo - Damen całował ja wedrujac dłonmi po jej ciele. I nawet
je_eli wiem, _e nie przejdziemy dalej chciałabym poczuc sie choc troche lepiej majac kopie
zapasowe jako dowód na potwierdzenie mojej teorii.
I pomimo tego, jak szalone, bolesne i masochistyczne to jest - nie skonczy sie dopóki nie
oddam jej pamieci, co w koncu zostały ujawione bolesne, rozdzierajace, straszne szczegóły.
Jestem ju_ tak zagłebiona podró_a w samo sedno jej mózgu, gdy Damen sciska mnie za reke
i mówi:
- " Ever prosze, przestan sie torturowac. Mówiłem ci ju_, _e nie ma na co patrzec"
Z trudem przełknełam wpatrzona w tył jej głowy, patrzac jak plotkuje z Honor i Craigem, kiedy
Damen dodaje :
- " To sie nie wydarzyło. To nie to co myslisz."
- " Myslałam, _e nie pamietasz?" Ogarnia mnie wstyd, gdy widze ból w jego oczach jak patrzy
na mnie i kreci głowa.
- " Po prostu zaufaj mi. " westchnał. " Lub przynajmniej spróbuj. Prosze?"
Wzdychałam głeboko patrzac na niego, chcac wiedzac _e powinnam mu zaufac.
- " Serio Ever. Najpierw nie mogłas przeboles tego _e urodziłem sie 600 lat temu, a teraz
masz obsesje na pukcie ostatnich tygodni?" Marszczy brwi, pochylajac sie bli_ej, mówiac
pilnie i dodajac:
- " Wiem, _e czujesz sie niesamowicie zraniona. Naprawde wiem. Ale co było to było. Nie
moge do tego wrocic, zmienic tego. Roman zrobił to celowo - nie mo_na pozwolic mu wygrac.
"
Z trudem przełknełam wiedzac, _e ma racje. Działam smiesznie, irracjonalnie pozwalajac
sobie na to.
Zreszta Damen przeszedł na telepatie, gdy nasz nauczyciel - Pan Robins wszedł do klasy.
Wiesz, _e to bez znaczenia. Jestes jedyna, tylko ciebie kochałem. Czy to nie wystarczy?
Przenosi reke do skroni, pokazujac mi cała nasza historie, miałam wiele wcielen - dziewczyna
pracujaca we Francji, córka Puritanów w Nowej Anglii, zalotny ekonomista brytyjski, artystka
ze wspaniałymi rudymi włosami.
Patrze szeroko otwartymi oczami, nie widzac wczesniej swoich poprzednich wcielen.
Ale on po prostu sie usmiecha cieple, pokazujac mi jak szybko w tamtych czasach sie
odnajdowalismy - na otwarciu galerii w Amsterdamie - nasz pierwszy pocałunek w tej galerii
tej samej nocy. Przedstawiajac jedynie najbardziej romantyczne chwile, pomijajac moje
smierci, która zawsze nieuchronnie nadchodziła.
I po obejrzeniu tych wszystkich chwil, obna_ył swoja miłosc do mnie. Patrze mu w oczy
odpowiadajac na pytanie, gdy mysle : Oczywiscie _e wystarczy. Zawsze mi wystarczasz.
Nastepnie zamykam oczy ze wstydu dodajac: Ale czy ja tobie wystarczam?
Ostatecznie przyjmuje prawde - mój strach, _e bedziemy mogli jedynie siebie dotykac
telepatycznie zacznie szukac prawdziwej dziewczyny, która bedzie mógł dotknac bez obawy o
jej DNA.
Kiwnał głowa, ogarniajac mnie psychicznym ciepłem, tak bezpiecznym i pocieszajacym, _e
wszystkie moje obawy znikneły. Odpowiadajac na mój przepraszajacy wzrok, pochyla sie do
przodu, dotykajac prawie mojego ucha swoimi ustami i dodaje:
- " Dobrze. Teraz to rozliczenie za Romana... "
Rozdział 4
Zrobiłam krok w kierunku klasy i zastanawiałam sie, co bedzie gorsze - zobaczyc Romana czy
Pana Munoza? Poniewa_, gdy nie rozmawiałam ani nie widziałam _adnego z nich przed
ostatnim piatkiem, kiedy cały mój swiat sie rozpadł - nie ma watpliwosci opusciłam ich obu
dosc dziwnie. Mój ostatni kontakt z Munozem składał sie z chodzenia w sentymentalnosc i nie
tylko powtarzajac moje moce psychiczne - jest cos czego nigdy nie robiłam - ale tak_e
zachecałam go do spotkania z moja ciotka Sabine - co jest czyms czego zaczynam powa_nie
_ałowac. I jak strasznie było, mo_na sie tego tylko spodziewac po moich ostatnich kontaktach
z Romanem, kiedy celowałam chakra w jego pepek, chcac go nie tylko zabic, ale zniszczyc
całkowicie. I niemal mi sie udało - z wyjatkiem faktu, _e byłam całkowicie zagłuszona i mi
uciekł. I choc z perspektywy czasu, _e prawdopodobnie było to opracowane dla najlepszych,
nadal jestem na niego tak zła, _e kto powiedział, _e nie spróbuje tego ponownie?
Ale prawda jest, _e wiem, _e nie bede próbowała ponownie. I nie dlatego, _e przez cały
angielski Damen wykładał mi telepatycznie, _e zemsta to _adne rozwiazanie, jak to karma jest
jedynym prawdziwym wymiarem sprawiedliwosci i du_o wiecej bla bla bla w tym stylu, ale
głównie dlatego, _e to nie wporzadku. Pomimo faktu, _e Roman oszukał mnie w najgorszy
sposób nie zostawiajac mi absolutnie _adnego powodu, by kiedykolwiek zaufac mu ponownie
- nadal nie mam prawga go zabijac. To _adne rozwiazanie. To nic nie zmieni. Nawet je_eli jest
straszny, zły i wszystko co sprowadza sie do zła, wcia_ nie mam prawa do...
- ' Co za bezczelna małpa!"
Przeslizgnał sie do mnie. Miał potargane blond włosy, oceanicznie niebieskie oczy,
błyszczace, białe zeby. Spokojnie wyciagnał silne, opalone ramie opierajac je w poprzek dzwi
do klasy nie pozwalajac mi wejsc do srodka.
I to wszystko nadal trwa. Zaczał mruczec swoim wymyslonym brytyjskim akcentem, a jego
po_adliy wzrok pełzał po mnie, kuszac mnie ponownie, aby go zabic.
Ale nie zrobie tego.
Obiecałam Damenowi, _e dostane sie do klasy bezpiecznie, bez uciekania sie do tego.
- " Wiec powiedz mi Ever, jaki był twój weekend? Spedziłas miły weekend tulac sie do
Damena? Jak był w stanie to przetrwac - jak przetrwałas - ten przypadek?"
Zacisnełam dłonie w piesci, wyobra_ajac sobie, jak wygladał jak sterta ubran i kupa kurzu,
mimo niestosowanie przemocy.
- " Bo jesli nie, jesli nie posłuchałas mojej rady i wziełas tego starego dinozaura na
przeja_d_ke, to chyba moje najgłebsze kondolencje sa na miejscu" Kiwał głowa, zapatrzony w
moja twarz, pochylajac sie i dodajac:
- " Nie martw sie jednak, długo nie bedziesz sama. Po okresie _ałoby, kiedy ju_ sie skonczy
uczynie szczesliwy krok i wypełnie pustke jego wyginiecia"
Skoncentrowałam sie na swoim oddechu, utrzymujac go stałym i powolnym, _eby zrobic sie
silniejsza. Opalone, silne ramie nadal blokuje mi droge.
- " Co wiecej, je_eli uda ci sie powtrzymac i utrzymac go przy _yciu, wszystko co musisz
zrobic, to powiedziec słowo, a ja stane po twojej stronie" . Usmiecha sie do mnie, patrzac na
mnie w sposób najbardziej intymny.
- " Ale nie musisz udzielac odpowiedzi zbyt szybko lub zobowiazywac sie do czegos. Mo_esz
miec tyle czasu ile tylko chcesz. Poniewa_ zapewaniam cie Ever w przeciwienstwie do
Damena jestem człowiekiem, który potrafi czekac. Poza tym to tylko kwestia czasu zanim
mnie odszukasz"
- " Jest tylko jedna rzecz, której od ciebie chce" Zmru_yłam oczy, tak, _e wszystko wokół nas
było rozmazane. " Chce tylko _ebys mnie zostawił w spokoju." Jego chytre spojrzenie pogłebia
sie w mojej twarzy, tak, _e w koncu moje policzki staja sie ciepłe.
- " Có_ niestety kochanie" Zasmiał sie ponownie na mnie patrzac i krecac głowa. " Zaufaj mi
chcesz wiecej. Ale nie marwt sie, jak ju_ mówiłem potrafie czekac długo. Obawiam sie, _e to
Damen. Ty te_ powinnas sie zaczac martwic. Z tego co widziałem przez ostatnie 600 lat jest
niecierpliwym człowiekiem. Troche z niego hedonista. Nie czekał na cos zbyt wiele o ile
powinienem to mówic"
Z trudem przełknełam przypominajac sobie _eby zachowała spokój i nie wpadła w przynete.
Roman ma dryg do lokalizacji mojej słabosci, mój psychiczny kryptonit, _e tak powiem i
bardzo to wykorzystuje.
- " Nie zrozum mnie zle, on zawsze dba o zachowanie pozorów - noszac czarne opaski i
pojawiajac sie w wyniku pocieszenia - ale zaufaj mi Ever mech nie miał czasu by stosowac sie
do jego buta zanim z powrotem zaczał grasowac. Chce utopic swoje smutki w kimkolwiek albo
- powinienem powiedziec - mógł. I nawet je_eli nie chcesz w to uwierzyc, wiem to od kogos kto
był tam przez cały czas. Damen nie czeka na nikogo. A na pewno nigdy nie bedzie czekał na
ciebie"
Wziełam głeboki oddech, głowe wypełniały mi jego słowa, muzyka, równania matematyczne,
rozciagajace sie daleko ponad moje mo_liwosci, nie zagłuszajac tych słów, które sa jak
dokładnie szlifowane strzałki skierowane w moje serce.
- " Tak! Widziałem to na własne oczy!" Usmiecha sie keidy popada w gruby akcent i znowu
opada z powrotem.
- " Drina równie_ to widziała. Złamał jej biedne serce. Chocia_ w przeciwienstwie do mnie -
obawiam sie, _e było to zupełnie inne - miłosc Driny była bezwarunkowa. Chetna do
odnalezienie go i zdobycia go ponownie ze wzgledu na to robił, gdzie był, bez zbednych pytan.
Badzmy szczerzy to cos czego nigdy nie zrobiłas"
- " To nie prawda" Zaczełam płakac i mówic ochrypłym głosem, jakbym go u_ywała pierwszy
raz w ciagu dnia.
- " Miałam Damen od chwili gdy sie spotkalismy.. ja... " Przestałam wiedzac, _e nie powinnam
była. To jest bezu_yteczne do udziału w tej walce.
- " Przykro mi kochanie ala sie mylisz. Nigdy nie miałas Damena całego. Zwykły pocałunek
tutaj, troche spoconych rak tam... " Wzrusza, szyderczo patrzac.
- " Powa_nie Ever. Uwa_asz, _e niektóre _ałosne próby drugiej bazy mo_e rzeczywiscie
spełnic narcystyczny, zapatrzony w siebie facet taki jak on? Przez 400 lat? "
Z trudem przełknełam zmuszajac sie do spokoju, gdy powiedziałam:
- " To du_o wiecej ni_ kiedykolwiek dostałes od Driny"
- " Nie dziekuje ci" jego ostre spojrzenie opluwa mi twarz.
- " Ale jak ju_ mówiłem, jestem człowiekiem, który potrafi czekac. Damen nie." Potrzasnał
głowa i powiedział:
- " Wstyd, jestes tak zdecydowana grac o cos trudnego do uzykania. Ty i ja jestesmy o wiele
bardziej podobni ni_ myslisz. Oboje tesknimy za kims, kogo nigdy tak naprawde nie... "
- " Chciałabym móc cie zabic w tej chwili" Szepnełam głosem dr_acym, dr_ały mi rece, mimo,
_e Damen przekonywał mnie, _e nie chciałabym tego zrobic, wiedziałam lepiej.
- " Mogłabym... " Opanowałam głos, nie chcac _eby wiedział, _e Damen i ja wiemy, _e
kierowanie niesmiertelnych, najsłabszych chakra w jeden z siedmiu osrodków organizmu
energii jest najszybszym sposobem aby ich zabic.
- " Mogłabys co? " Usmiecha sie, zbli_ajac twarz tak blisko, _e czujac jego oddech na moim
policzku przeszły mnie dreszcze.
- " Slimaczyc mnie w sakralnym miejscu, byc mo_e?"
Patrzyłam sie na niego, zastanawiajac sie, gdzie mógłby sie o tym dowiedziec.
Ale tylko zasmiał sie, krecac głowa i w koncu powiedział :
- " Nie zapominaj kochanie, _e Damen był pod moim czarem, co oznacza, _e powiedział mi
wszystko, odpowiedział na ka_de pytanie, a pytałem sporo o ciebie"
Stałam tam bez _adnej reakacji, postanowiłam byc opanowana, niewzruszona- ale jest ju_ za
pózno. Miał mnie. Tam gdzie sie to liczyło i nie sadze, _eby o tym nie wiedział.
- " Nie martw sie kochanie, nie mam planów, aby przyjsc po ciebie. Nawet je_eli ra_acy brak
rozeznania i wiedzy tragicznego nadu_ycia mówi mi, _e szybcie ukłucie w gardle chakra to
wszystko czego potrzeba, aby cie zniszczyc na dobre... " Usmiecha sie oblizujac jezykiem
dolna warge.
- " Mam za du_o zabawy ogladajac jak skrecasz sie usiłujac cos takiego. Poza tym to nie
potrwa długo, póki wijesz sie pode mna. Lub nawet na mnie. Oboje mo_emy zrobic. " Smieje
sie, patrzac na mnie w taki sposób, ze swiadomoscia, bliskosci, głebokosci, mój _oładek jest
taki cie_ki.
- " Zostawie Ci szczegóły. Ale nie wa_ne jak bardzo chcesz, nie pójdziesz za mna. Głównie
dlatego, _e mam to co chcesz. Antidiotum. Zapewniam cie. Bedziesz musiała po prostu
znalezc sposób by na to zarobic. Bedziesz musiała zapłacic odpowiednia cene."
Gapie sie na niego, moje usta sa wyschniete, pamietajac ostatni piatek kiedy mówił to samo.
Rozproszona przebudzeniem Damena zpaomniałam o tym całkiem.
Zacisnełam usta, mój wzrok spotyka sie z jego wzrokiem. Moja nadzieja rosnie raz po raz w
ciagu ostatnich kulku dni, wiedzac, _e to tylko kwestia czasu, a_ antidotum bedzie moje.
Musze tylko znalezc sposób, aby go od niego wyciagnac.
- " O spójrz na to." Usmiechnał sie głupio. " Wydaje sie, _e zapomniałas o naszym
przeznaczeniu"
Podnosi reke, po czym opuszcza ja tak szybko, jakby w moje miejsce było zamkniete.
- " Oddychaj głeboko" grucha, trzymajac wargi koło mojego ucha, przesuwajac palcem po
moim ramieniu, pozostawiajac lodowaty slad na swojej drodze.
- " Nie ma powodu do paniki. Nie ma powodu, aby uzyskac wszystkich pojebów znowu.
Jestem pewien, _e dojdziemy do porozumienia, znajdziemy jakies wyjscie"
Zwe_yłam swój wzrok z obrzydzeniem, dobierajac słowa powoli i celowo, gdy powiedziałam:
- " Nic cokolwiek powiesz, nie przekona mnie nigdy do spania z wami. " W tej chwili Pan
Munoz otwiera dzwi, dzieki czemu całej klasie udaje sie podsłuchac nas.
- " Pfff... " Roman usmiecha sie, rece podnosi do góry w celu przekazania, jest odwrócony
plecami do klasy.
- " Kto mówi o baraszkowaniu kole_anko? " Odrzuca głowe do tyłu i smieje sie, dzieki czemu
widac jego straszny tatua_.
- " To znaczy nie zawiedz sie kochanie, ale jestem po dobrym pieprzeniu, a dziewica ostatnie
miejsce, którego poszukuje!"
Ide jak burza w strone mojej ławki. Moje policzki mnie pieka, wpatruje sie w podłoge,
spedzajac kolejne 40 minut zastraszona. Moi koledzy wybuchali smiechem za ka_dym razem,
gdy Roman kieruje obrzydliwy dzwiek w moja strone pomimo licznych prób od Muneza aby go
uciszyc. A kiedy dzwonek zadzwonił, zaczełam biec w kierunku dzwi. Zdesperowana, aby
dostac sie do Damena przed Romanem mo_e w przekonaniu, _e mo_e Roman bedzie
naciskał go zbyt mocno, a on przestanie działac, _adne z nas nie mo_e pozwolic sobie teraz
na to, _e Roman trzyma klucz do rozwiazania.
Ale gdy tylko obróciłam pokretło usłyszałam:
- " Ever? Masz minute?"
Wstrzymałam sie, blokujac kolegom przejscie, którzy ida w slady Romana i kpia ze mnie.
Smiał sie szyderczo, zwróciłam sie w kierunku Munoza, aby zobaczyc czego chce.
- " Zrobiłem to" Usmiecha sie, stojac sztywno, głos miał niepokojacy, ale i tak byłam chetna by
wiedziec.
Czułam sie niewygodnie, przenosiłam torbe z ramienia na ramie chcac zyskac troche czasu,
aby dowiedziec sie czegos.
- " Podszedłem do niej, Tak jak mi powiedziałes. " Przytaknał.
- " Kobieta ze Starbucks? Sabine? Powiedziałem jej dzis rano. Rozmawialismy nawet przez
chwile i ... " Wzrusza, jego wzrok oddala sie, oczywiscie nadal jest bardzo przejety.
Stałam przed nim wiedzac, _e musze to zatrzymac.
- " I miałas racje. Naprawde jest miła. Nie powinienem ci mówic, ale zjemy klacje w piatek."
Skinełam głowa, wstrzasnieta, słyszałam jego mysli:
Sabine stoi w kolejce nad dziecmi, własna firma - powodujac to, _e sie obraza i obdarza go
usmiechem za haniebne zaloty.
Tylko tyle, _e nie ma wstydu. Przynajmniej nie ze strony Sabine. Nie o to chodzi Munoz. Tych
dwóch nie mo_e byc szczesliwych.
To nie mo_e sie zdarzyc. Zbyt wiele powodów, aby ten obiad nigdy nie nastapił. Jednym z nich
jest to, _e Sabine to nie tylko moja ciocia, ale moja opiekunka, moje _ycie w stosunku do
całego swiata! A drugi to Munoz wie, _e jestem bardziej psychiczna ni_ Sabine!
Prze_yłam wiele aby ukryc przed nia swoja tajemnice, a nie mam zamiaru jej odkryc przez
zakochanego w niej nauczyciela historii.
Ale jak mam mu powiedziec, _e nie mo_e w _aden sposób pójsc z ciotka na obiad lub ujawnic
_adnych informacji, które mo_e przypadkowo wyznac. Mam słaby moment, byłam pewna, _e
nigdy ju_ go nie zobacze z nia, gdy mówi:
- " Tak czy owak powinnas pójsc na obiad zanim bedzie za pózno. Nie chciałem zabierac ci
du_o czasu.. "
- " Nic sie nie stało. " powiedziałam. " Ja tylko..."
Ale nie pozwolił mi skonczyc. Praktycznie odprowadził mnie do dzwi mówiac tylko:
- " Idz ju_. Znajdz swoich przyjaciół. Chciałem ci tylko podziekowac za to wszystko."
Rozdział 5
Kiedy doszłam do stołu, siadam obok Damena zwolniona z udawania, _e wszystko jest
wporzadku jak ka_dego dnia. Kładzie reke w rekawiczce na moim kolanie i szybko skanuje
sale w poszukiwaniu Romana, w koncu pomyslał : Nie ma go.
Nie ma go? Gapiłam sie w nadziei, _e oznacza to, _e nie poszedł, tylko zniknał jak sterta
kurzu.
Ale Damen tylko sie zasmiał , tak sprawnie, melodyjnie, tak, _e jego dzwiek odbił mi sie od
twarzy. Nie zniszczony. Zapewniam cie - jest tylko nieobecny to wszystko. Odjechał kilka
minut temu z jakims facetem, którego nigdy nie widziałem.
Rozmawiał z toba? Próbował cie sprowokowac? Damen potrzasnał głowa wpatrujac sie w
moja twarz, kiedy dodałam: Dobrze, bo nie mo_emy sobie pozwolic aby isc za nim- na nic. On
ma antidotum! Przyznał to! Co oznacza, _e wszystko co musimy teraz zrobic, to znalezc
sposób, aby...
Ever. Skrzywił sie. Nie mo_esz mu we wszystko wierzyc! W to co robi Roman! Okłamuje i
manipujue wszystkimi wkoło. Powinnas sie trzymac z daleka od niego - on cie wykorzystuje -
nie mo_na mu ufac..
Potrzasnełam głowa. Teraz jest inaczej. Czuje to. I potrzebuje _eby Damen te_ to poczuł. On
nie kłamie... serio... powiedział..
Nawet nie skonczyłam mysli, poniewa_ Haven sie pochyliła ku nam i powiedziała:
- " Dobra to wszystko. Tylko co tu do cholery sie dzieje? Powa_nie, wystarczy ju_"
Widze, jak jej _ółta aura zaczeła nagle kontrastowac surowo i zmieniła sie w czarna.
Wiedziałam, _e nie oznacza to złych checi, ale na pewno była przez nas zakłócona.
- " Powa_nie. To jak.. to jakbyscie mieli pewien mroczny sposób komunikowania sie. Jak
blizniaki, czy cos. Tylko wy jestescie cicho. I inne niesamowite.."
Wzruszyłam ramionami i otworzyłam opakowanie na lunch przechodzac do rozpakowywania
kanapki, mimo, _e nie mam w planach jej zjesc, postanowilam ukryc jak bardzo mnie
zaniepokoiła. Walnełam w kolano Damena i telepatycznie skłoniłam go by cos zrobił,
poniewa_ nie miałam pojecia co powiedziec.
- " Nie udawaj _e nic sie nie dzieje" Jej oczy były waskie, podejrzewajace cos. "
Obserwowałam was przez pewien czas i to naprawde zaczyna mnie denerwowac"
- " Co cie denerwuje? " Miles patrzy znad swojego telefonu, ale tylko na chwile, bo zaraz znów
sie pochyla i pisze smsy.
- " Tych dwoje" Zwraca uwage na pomalowane na czarno paznokcie z kawałkiem ró_owych
koncówek. " Przysiegam, sa dziwni ka_dego dnia"
Miles kiwnał głowa, odkładajac swój telefon, aby na chwile na nas spojrzec. " Tak, rozumiem i
musze wspomniec, _e sa dziwni" Zasmiał sie. " Aha i cały Michael Jackson? Jedna
rekawiczka? " Potrzasnał głowa i zmarszczył usta. " Wiec nie działa dla ciebie. To wyglada,
jak gra, której nie mo_na wprowadzic ponownie"
Haven marszczy brwi, denerwujac sie _artem Milesa, podczas gdy ona stara sie byc powa_na.
- " Smiej sie ile chcesz" Powiedziała, patrzac mocno i niezachwianie. " Ale cos sie dzieje z
nimi. I nie wiem co, ale bede sie przygladac, póki tego nie odkryje. Zobaczysz."
Ju_ miałam cos powiedziec, gdy Damen kreci głowa, wirujac swoim czerwonym napojem i
mówiac do Haven:
- " Nie trac czasu. To nie jest tak grozne jak myslisz." Usmiechnał sie patrzac jej prosto w
twarz. " U_ywamy telepatii to wszystko. Próbujac sobie czytac w myslach w miejsce rozmowy.
Wiec popadamy w kłopoty w klasie" Smieje sie powodujac, _e scisnełam kanapke tak mocno,
_e majonez wypłynał mi z niej. Patrzylam na mojego chłopaka, który własnie postanowił
złamac nasza zasade numer jeden - Nikomu nie mów kim jestes i co mo_esz robic.
Gdy tylko troche uspokoił Haven, przewróciła oczami i powiedziała :
- " Prosze, nie jestem idiotka."
- " Nie sugerowałem tego." Usmiechnał sie do niej. " To całkiem realne, zapewniam was.
Chcesz spróbowac?"
Zmroziło mnie. Siedziałam nieruchomo, jakbym była swiadkiem jakiejs katastrofy na swojej
drodze - tylko, _e ta katastrofa była dla mnie szczególna.
- " Zamknij oczy i pomysl jakas liczbe od jednego do dziesieciu" Kiwnał głowa, patrzac na nia
spokojnie. " Skup sie ze wszystkimi siłami na liczbach. Zobacz je w swoim umysle, tak
wyraznie jak to tylko mo_liwe i po cichu powtarzaj je w kółko. Masz?"
Wzruszyła ramionami, a brwi złaczyła, tak jakby wymagało to głebokiej koncentracji. Choc
wystarczy szybki rzut oka na jej aure, która ma teraz ciemno zielony odcien i krótkie rzucenie
na jej mysli, _ebym wiedziała, _e udaje. Skupiła sie na kolorze niebieskim, a nie na dowolnej
liczbie, jak powiedział Damen.
Rzuciałam szybko na nich okiem, wiedzac, _e chwyciła jego przynete, a jego szansa trafienia
odpowiedniej liczby działa zbyt mocno na jego korzysc. Trzyma sie jej, gdy pociera brode i
kreci głowa mówiac:
- " Nie widze nieczego. Na pewno myslisz o jakiejs liczbie od jednego do dziesieciu?"
Kiwneła głowa, pogłebiajac koncentracje na pieknym kolorze niebieskim.
- " Wtedy potrzebne sa nam łaczniki 'przekraczania' " . Wzruszył ramionami. " Nie moge
wychwycic _adnej liczby"
- " Spróbuj ze mna!" . Miles porzuca swój telefon i pochyla sie w strone Damena.
Ledwo zamknał oczy, sprawiajac, _e mysli były dla Damena aktywne.
- " Jedziesz do Florencji?"
Miles kreci głowa. " Trzy. Dla twojej informacji ta liczba to trzy. " Przewraca oczami i usmiecha
sie wymuszenie. " A tak na marginesie, wszyscy wiedza, _e jade do Florencji. Wiec - miło
spróbowac"
- " Wszyscy oprócz mnie" powiedział Damen, przez zacisnieta szczeke, a twarz miał nagle
blada.
- " Jestem pewien, _e Ever ci powiedziała. Wiesz telepatia. " Zasmiał sie wracajac z powrotem
do swojego telefonu.
Spogladałam na Damena, zastanawiajac sie dlaczego jest tak zdenerwowany faktem, _e
Miles jedzie do Florencji. To znaczy, tak kiedys tam mieszkał, ale to było setki lat temu!
Scisnełam jego reke zachecajac go, by na mnie spojrzał, ale on po prostu patrzy na Milesa z
ta sama powaga co wczesniej.
- " Miło było spróbowac z ta cała naciagnieta telepatia" Powiedziała Haven przesuwajac
palcem w góre kubka, a_ został pokryty truskawkowym lukrem.
- " Ale obawiam sie, _e musisz spróbowac trudniejszych rzeczy od tego. Wszystko, co udało
sie udowodnic, to to, _e faceci sa jeszcze bardziej dziwniejsi ni_ myslałam. Ale nie martw sie
ja jestem denna. Ale nie martw sie naswietle twój mały, okrutny sekret."
Powstrzymałam nerwowy smiech, majac nadzieje, _e tylko _artuje. Zajrzałam do jej mysli,
wiedzac ju_, _e jest całkiem powa_na.
- " Kiedy wyje_d_asz?" Pyta Damen, ale tylko do podtrzymania rozmowy, bowiem odpowiedz
znał ju_ z mysli Milesa.
- " Niedługo, ale nie wczesnie" Miles mówi z zapałem w oczach. " Odliczanie czas zaczac!"
Damen kiwnał głowa, a jego spojrzenie zmiekczała kiedy powiedział:
- " Pokochasz to. Ka_dy to pokocha. Firenze jest pieknym, urokliwym miejscem"
- " Byłes tam?" Miles i Haven zapytali zarówno w tym samym czasie.
Damen kiwa głowa, patrzac sie gdzies daleko. " Mieszkałem tam kiedys - dawno temu"
Haven gapi sie to na mnie to na niego mru_ac oczy i mówiac : " Drina i Roman równie_ tam
kiedys mieszkali"
Damen tylko wzruszył ramionami, wymijajac sie od odpowiedzi, tak jakby to nawiazanie nie
miało _adnego sensu.
- " Co_ nie sadzisz, _e to troche dziwne? Wszyscy mieszkaliscie we Włoszech, w tym samym
miejscu i na dodatek wszyscy przenosicie sie tu w tym samym miesiacu." Pochyla sie w jego
strone, przerzucajac kubkiem, tak jakby chciała znalezc odpowiedz.
Ale Damen tylko na nia patrzy, odmawiajac powiedzenia, czegos co mogłoby jej pomóc. Po
prostu popija swój czerwony napój i przeciaga sie jakby to co powiedziała nie było istotne.
- " Cze bedac tam, jest cos co powinienem zobaczyc? " Miles zapytał raczej dla przełamania
napiecia, ni_ z czystej ciekakowsci. " Cokolwiek czego nie moge przegapic?"
Demon zezuje udajac, _e mysli mimo tego, _e odpowiada bardzo szybko.
- " Wszystko we Florencji warto zobaczyc. Ale powinno sie sprawdzic Ponte Vecchio, który
jest pierwszym mostem nad rzeka Arno i tylko jako jedyne przetrwał wojne. Aha i musisz
odwiedzic Galerie dell' Accademia, która miesci Dawida Michała Anioła, a mo_e i... "
- " Zdecydowanie stawiam na Dawida" Miles mówi. " Tak jak na most i słynne II Duomo i
wszystkie inne przedmioty, które znajduja sie w pierwszej dziesiatce w top liscie przewodnika,
a ja jestem mniej zainteresowany miejscami scie_kami - wiesz, tam gdzie fajnie jest pójsc we
Florencji. Roman bredził o jakims miejscu, ale nie pamietam nazwy, ale to dom znany z
okresu renesansu oraz obrazy i takie tam rzeczy, o których mało ludzi wie. Znasz cos w tym
rodzaju? Kluby, sklepy, tego typu rzeczy? "
Damen patrzy na niego intensywnie, tak, _e a_ mi sie zimno zrobiło.
- " Nic od reki" Stara sie załagodzic wyglad, choc jego głos zdradza, _e jest ju_ na krawedzi.
- " W przewodniku jest bład, wielu twierdzi, _e w tym domu jest wielka sztuka, ale to nic
takiego. Rynek antyków jest załadowany fałszerstwami. Nie nale_y tracic na to czasu, tym
bardziej, _e jest o wiele wiecej ciekawszych rzeczy do zobaczenia"
Miles kiwa głowa, znudzony rozmowa, bo wraca do swojego telefonu.
- " Niewa_ne" mamrocze, kciukiem naciskajac szybko na klawisze. " Nie przejmuj sie, Roman
powiedział, _e zrobi mi liste. "
Rozdział 6
- " Jestem zdumiony postepem twoich dokonan" Usmiechnał sie Damen. " Dowiedziałas sie o
tym wszystkim na własna reke?"
Kiwam głowa, rozgladajac sie wkoło po pustym pokoju, po raz pierwszy od tygodni
zadowolona z siebie.
Damen usunał wszystkie meble, które tu przyniósł podczas bycia pod zakleciem Romana.
Skacze po rzedzie czarnych foteli skórzanych, telewizorze z płaskim ekranem, czerwonym
stole bilardowym i pokrytym chromem barze - jego wszystkich symbolach zrobionych
psychicznie. Celuje w ka_da czesc z takim entuzjazmem, _e jest mi niekontrolowanie dobrze -
i nawet nie obchodzi mnie gdzie sie to podziało. Po prostu wiem, _e nie ma tego tutaj.
- " Wyglada na to, _e ju_ nie potrzeba ci moich lekcji" Damen kreci głowa.
- " Nie badz tego taki pewny" Odwracam sie, usmiechajac sie do niego i odgarniajac jego
faliste włosy z twarzy za pomoca rekawiczki, majac nadzieje, _e wyleczymy sie z powodu
Romana dosc szybko, lub przynajmniej wymyslimy alternatywne rozwiazanie. " Nie mam
pojecia, gdzie sie podziały te wszystkie rzeczy i jak wypełnic to miejsce, skoro nie mam
pojecia, gdzie sa ukryte wszystkie twoje stare rzeczy" . Siegnełam reka za pózno, marszczac
brwi, jak podchodzi do okna.
- " Meble..." patrzy na swój zadbany trawnik, głos ma niski i głeboki. " Sa tam gdzie to
wszystko sie zaczeło. Powróciły do stanu czystej wibracji. A co do reszty..." Wzrusza , silne
linie jego ramion wznosza sie a nastepnie opadaja. " Có_ to chyba nie ma znaczenia, prawda?
Nie potrzebuje ich teraz"
Patrze na jego plecy, szczupła sylwetke i to swobodne ustawienie. Zastanawiałam sie jak
mo_e byc zainteresowany odzyskaniem cennych rzeczy ze swojej przeszłosci - Picasso w
cie_kim kolorze niebieskim, Velazquez siedzacy okrakiem na ogierze i inne niesamowite
zabytki sprzed wieków.
- " Ale te obiekty sa bezcenne! Musisz je odzyskac. Sa niezastapione!"
- " Ever spokojnie, to tylko rzeczy" Jego mocny głos podał sie do dymisji, gdy odwraca sie do
mnie ponownie. " aden z nich nie ma rzeczywistego znaczenia. Tylko ty jestes bezcenna"
I mimo, _e uczucie to jest niewatpliwie słodkie i szczere, nie zadziałało na mnie tak jak
powinno. Jedyne o co dba w ciagu ostatnich kilku dni to karma i ja. I mimo, _e jestem
strasznie zadowolona, _e zajmuje na jego liscie numer jeden to problem jest taki, _e - reszta
po prostu nie istnieje.
- " Ale jestes w błedzie. To nie tylko rzeczy" Podeszłam do niego wzywajac go głosem miłym,
chcac dotrzec do niego i go wysłuchac. " Podpisane ksia_ki Szekspira i sióstr Bronte,
_yrandole od Marii Antoniny i Ludwika XVI. To historia dla Boga! Nie mo_esz po prostu
wzruszyc ramionami, jakby to było pudełko starych, nic nie znaczacych przedmiotów"
Patrzy na mnie troche zmiekczonym wzrokiem, zmieniajac trase swojego kciuka z mojego
czoła na czubek brody.
- " Myslałem, _e nienawidzisz mojego starego, zakurzonego pokoju, jak go kiedys nazwałas"
- " Ludzie sie zmieniaja" Wzruszyłam ramionami, wiedzac, nie po raz pierwszy, _e ma wrócic
do Damena. " A mówiac o zmianie, dlaczego byłes taki dziwny, gdy Miles wspomniał o
podró_y do Florencji? " Zwróciłam uwage na sposób w jaki sztywnieje na samo wymówienie
tego słowa. " Czy to z powodu Driny i Romana? Połaczenia ich, o którym nie chcesz
wiedziec?"
Patrzy na mnie przez chwile, otwierajac usta i odwracajac sie ode mnie, gdy mówi :
- " Jestem prawie jak mnie nazwałas kaprysny"
- " Wiesz co? Masz całkowita racje. Dla normalnej osoby, to było prawie kaprysne. Ale dla
osoby, która zawsze jest wporzadku, najspokojniesza - wystarczy niewielkie zwe_enie twoich
oczu i odrobina zacisnietej szczeki, _eby wiedziec _e jestes zdenerwowany"
Wzdycha, jego oczy szukaja mojego wzroku, podchodzi do mnie znowu. " Widziałas co sie
stało we Florencji. " Przekreca oczami. " Pomimo wszystkich swoich zalet, to miejsce tak_e
pamieci nie do zniesienia, tego raczej nie chciałbym odkrywac"
Z trudem przełknełam pamietajac obrazy ogladane w Summerlandzie - Damen w małej,
ciemnej szafie patrzy jak jego rodzice zostali zamordowani przez bandytów w intencji
uzyskania eliksiru, a potem wykorzystany jako oddział koscioła do Black Plague przetoczył sie
przez Florencje i zachecał Drine i reszte sierot, aby wypiły niesmiertelny napój, liczac tylko na
ich uleczenie i nie majac pojecia, _e da im _ycie wieczne - i nie moge nic na to poradzic, ale
czuje sie, jak najgorsza na swiecie dziewczyna sprowadzajac znowu to.
- " Wole skupic sie na terazniejszosci" Kiwa głowa wskazujac na cały swój pokój. " A teraz
naprawde potrzebuje twojej pomocy, aby go urzadzic. Według mojego psrednika w sprzeda_y
nieruchomosci powinien wygladac nowoczesnie. I choc myslałem _eby zostawic go pustym,
chce naprawde podkreslic wielkosc pokoju. Mysle, _e powinnismy spróbowac..."
- " Twojego posrednika? " Wzdychnełam cie_ko, praktycznie zakrztuszajac sie wymawiajac te
słowa, tak, _e mój głos wzniósł sie o kilka oktaw. " Co dokładnie potrzebujesz dla swojego
posrednika? "
- " Sprzedaje dom. Wiedziałem, _e nie zrozumiesz"
Rozgladam sie wkoło, teskniac za stara kanapa z aksamitnymi poduszkami z lumpy,
pamietajac jak były doskonałe do ladowania, gdy moje ciało i głowa eksplodowały.
Ale tylko stałam, zdeterminowana zachowac to razem. Patrzyłam na mojego chłopaka tak
rozbawiona, jakbysmy sie pierwszy raz spotkali.
- " Nie patrz tak. Nic sie nie zmieni. To tylko dom. Poza tym nigdy nie potrzebowałem całej tej
przestrzeni. I nawet nie korzystałem z wiekszosci z tych pokoi"
- " Czym dokładnie masz zamiar go zastapic? Namiotem?"
- " Po prostu pomyslałem, _e zredukuje zatrudnienia, to wszystko" Jego spojrzenie prosiło
mnie wrecz o zrozumienie.
- " Nic złowrogiego Ever. Nie chciałem cie skrzywdzic"
- " A mo_e twój posrednik pomo_e te_ w tym? Z redukcja? " Patrze na niego uwa_nie
zastanawiajac sie kiedy to wszystko sie skonczy. " Mam na mysli Damen, je_eli szukasz
oszczednosci, dlaczego nie zrobisz sobie czegos mniejszego? Dlaczego wybierasz ta
tradycyjna droge?"
Wbiłam w nim wzrok przechodzac od jego głowy z długimi włosami do jego perfekcyjnej
sylwetki, pamietajac, jak jeszcze niedawno chciałam byc normalna. Ale teraz przyzwyczaiłam
sie do tego i nie widze innego wyjscia.
- " Co sie dzieje naprawde? " Zezuje, czujac troche wiecej ni_ tylko zdrade. " Jestes jednym z
tych, którzy mnie tu maja. Jestes jedynym, który ma mnie w ten sposób. A teraz gdy jestem w
koncu zdecydowana decydujesz sie na odpłyniecie? Powa_nie, dlaczego to robisz?"
Ale zamiast odpowiedziec zamknał oczy. Projektujac nasz obraz, smiejacych sie,
szczesliwych i wtulonych w siebie na ró_owym piasku.
Ale potrzasnełam głowa, krzy_ujac rece i odmawiajac zabawy, póki nie dostane odpowiedzi.
Wzdycha i patrzy przez okno, odwracajac sie do mnie, gdy mówi:
- " Ju_ powiedziałam, moje jedyne odwołanie, to jest moja jedyna szansa, aby wyjsc z tego
piekła, aby odpokutowac za moja karme. Jedynym sposobem na to jest rezygnacja z
manifestacji, wy_szych sfer, du_ych wydatków i wszystkich innych wybryków jakich
oddawałem sie w ciagu ostatnich 600 lat, wiec moge _yc _yciem zwykłego obywatela.
Uczciwy, pracowity, skromny, zmagajacy sie z ka_dym dniem, jak ka_dy inny."
Patrze na niego, odtwarzajac jego słowa w głowie, nie wierzac w to, co własnie usłyszałam.
- " A jak dokładnie masz zamiar to zrobic? Powa_nie. Przez te 600 lat choc raz powa_nie
pracowałes?"
Ale nawet je_eli mówie smiertelnie powa_nie, rzuca swoja głowe do tyłu i smieje sie, jak ja
wczesniej. W koncu uspokaja sie wystarczajaco, aby powiedziec:
- " Uwa_asz, _e nikt mnie nie zatrudni?" Kreci głowa i smieje sie jeszcze bardziej. " Ever
prosze, nie sadzisz, _e _yłem na tyle długo, aby niczego sie nie nauczyc?"
Zaczynam odpowiadac, chcac wyjasnic, _e chocia_ jest naprawde godny uwagi do obejrzenia
jego dzieł lepszych ni_ Picassa, wyprzedzajac Van Gogha, naprawde nie sadze, _e uda mu
sie objac stanowsika barista w Starbucks na rogu.
Ale zanim to mówie, stoi przy mnie przenoszac sie z predkoscia dzwieku, gdy mówie:
- " Có_, na kogos kto odwrócił sie od swoich darów, nadal poruszasz sie bardzo szybko"
Ciepłe mrowienie roi moja skóre, kiedy wsuwa rece wokół mojej talii i przyciaga mnie mocno
do siebie, uwa_ajac _eby moja skóra nie spotkała sie z jego.
- " A co z telepatia?" szepnełam. " Planujesz te_ sie tego pozbyc?" Gdy jest blisko mnie,
ledwie moge uzupełnic wyrazy.
- " Nie mam w planie pozbyc sie niczego, co zbli_a mnie do ciebie" Mówi patrzac na mnie,
ciagle i ciagle. " Co do reszty..." Wzrusza, rozgladajac sie po pustej przestrzeni, w koncu
znajdujac moje spojrzenie. " Powiedz mi Ever co jest wa_niejsze. Wielkosc domu, czy rozmiar
mojego serca?"
Obgryzam wargi i odwróciłam wzrok. Jego słowa sprawiły, _e poczułam sie mała i
zawstydzona.
- " Czy to naprawde wa_ne czy je_d_e do szkoły autobusem czy BMW? czy ubieram sie
normalnie czy z kolekcji Gucciego? Poniewa_ szafa, samochód, kod pocztowy to sa tylko
rzeczowniki, które słu_a tylko do zabawy, ale nia maja nic wspólnego z prawdziwym mna. Nic
wspólnego z tym kim naprawde jestem."
Z trudem przełknełam nie mogac skoncentrowac sie na niczym poza nim. Nie dlatego, _e
zalezy mi na jego BMW, czy zamkach francuskich, jesli chce tych rzeczy, sama moge sobie je
zrobic. Ale jesli mam byc szczera, to musze przyznac, _e były one czescia pierwotna atrakcja -
tej gładkiej, tajemniczej osoby, która mnie zwabiła do siebie.
Ale kiedy spogladam na niego ponownie, stoi przede mna obna_ony, szlifowany do samej
istoty tego kim naprawde jest i zdaje sobie sprawe, _e wcia_ jest to ten miły, ciepły, cudowny
facet, jakim był przez cały czas. Co tylko potwierdza to co mówił. adna z rzeczy nie jest
wa_niejsza.
adna z tych rzeczy nie ma nic wspólnego z jego dusza.
Usmiecham sie, nagle przypominajac sobie miejsce, gdzie mo_emy byc razem bezpieczni i
chronieni przed wszystkim. Siegam po jego reke, mówiac:
- " Chodz chce ci cos pokazac" i wyciagam go ze soba.
Rozdział 7
Na poczatku byłam zmartwiona, _e odmówi mi odwiedzenie tego miejsca, które wymaga nie
tylko pewnej maggi do wejscia, ale równie_ magii po wejsciu tam. Ale gdy tylko wyladowalismy
na to szerokie, pachnace pole, ociera z kurzu dzinsy i wyciaga do mnie reke, proponujac
pomoc, rozgladajac sie dookoła i mówiac:
- " Łał, nie sadze, _ebym był w stanie zrbic kiedykolwiek portal tak szybko"
- " Przestan przecie_ to ty mnie tego nauczyłes" Usmiecham sie patrzac na łake pełna
kwiatów, pulsujace drzewa i zwracajac uwage, jak wszystko tutaj jest zredukowane do
absolutnego piekna i najczystszej formy energii.
Przechylam głowe w tył zamykajac oczy i cieszac sie ciepłym blaskiem słonca i lsniaca mgła.
Pamietam ostatni raz kiedy tu byłam, tanczac, gdy manifestowałam Damena opózniajac
moment kiedy musiałam odejsc.
- " A wiec czujesz sie dobrze bedac tutaj?" Pytam niepewna. " Nie jestes wsciekły?"
Kreci głowa i bierze mnie za reke. " Nigdy nie bede miał dosc Summerlandu. Jest przejawem
piekna i nadziei w najlepszej formie"
Pokonujemy droge przez pastwiska, na której rosła bójna trawa tu_ pod naszymi stopami,
oraz złote kwiaty wyginajace i kołysajace sie razem z nami. Wiedzac, _e wszystko jest
mo_liwe w tym wspaniałym miejscu - właczajac w to mo_e - nas.
- " Brakowało mi tego." Usmiecha sie i rozglada sie dookoła. " Nie pamietam kiedy byłem tu
ostatnio, ale wydaje mi sie, _e było to dawno temu przed tym jak bylismy tu ostatnio"
- " To było dziwne byc tutaj bez ciebie" mówie, prowadzac go ku pieknemu szałasowi obok
teczowego strumienia. " Odkryłam cała druga strone tego miejsca i nie moge sie doczekac,
aby ci ja pokazac. Ale dopiero pózniej - nie teraz."
Popycham lekka tkanine na bok i skacze na miekkie poduszki, usmiechajac sie do Damena,
gdy ten laduje tu_ obok mnie. Głowy trzymamy obok siebie, a nasze stopy dzieli zaledwie kilka
cali niesmiałosci - wynikajacej z mojego eliksiru napedzanego gwałtownym wzrostem.
- " Co to jest?" Odwraca sie na bok, nie mogac nic wyczytac z mojego umysłu. Chetnie bym
zamnkeła wszystko co nas otacza, abysmy mogli korzystac z naszej prywatnej przestrzeni.
- " Widziałam jedna na okładce magazynu podró_niczego po egzotycznych kurortach i
spodobało mi sie bardzo, wiec pomyslałam, _e to stworze. Wiesz, abysmy mogli spedzic
wolny czas.. " Odwróciłam wzrok, moje serce kołatało, moja twarz stała sie czerwona,
wiedzac, _e jestem najprawdopodobniej najbardziej _ałosna uwodzicielka jaka spotkał w ciagu
swoich 600 lat.
Ale on po prostu sie smieje, przyciagajac mnie tak blisko, _e niemal sie dotykalismy.
Oddzielała nas tylko najchudsza błyszczaca energia, która unosi sie pulsujac miedzy nami jak
ekran, co pozwoli byc nam razem bez _adnych przeszkód.
Zamykam oczy, poddajac sie ciepłu i mrowieniu, gdy nasze ciała sie spotykaja. Dwa serca
oddychajace w doskonałej harmonii, przyspieszajac i zwalniajac, tempo było dosdkonale
zsynchronizowane, tak jakby to było jedno serce. Wszystko to było uczuciem tak dobrym,
wspaniałym, naturalny, wiec dobrze było byc tu razem. Wtuliłam twarz w zagłebieniu jego
ramion, gdzie spotyka sie jego szyja, teskniac do jego słodkiego smaku skóry i wdychajac
jego ciepły, pi_mowy zpaach. Niski jek wydobywa sie z mojego gardła, gdy zamykam oczy i
naciskam na jego biodra. Mój jezyk przechyla sie w kierunku jego skóry, tylko _eby go miec z
taka szybkoscia, _e miałam kolizje z poduszka.
Zerwałam sie do pozycji pionowej, widzac, jak przemieszcza sie szybko, tak, _e prawie sie
rozmywa. Zatrzymuje sie, gdy jest ju_ bezpieczny. Jego oczy płona, ciało dr_y, gdy prosze go,
by powiedział mi co sie stało.
- " Nie dotykaj mnie." powiedział. " Zostan tam gdzie jestes. Nie podchódz ani kroku bli_ej"
- " Ale dlaczego?" Mam ochrypły i niestabilny głos, a moje rece dr_a. " Zrobiłam cos zle?
Pomyslałam, _e jest dobrze... poniewa_ tu jestesmy... a nic złego nie mo_e stac sie w
Summerlandzie. Pomyslałam, _e mo_e dobrze by było, gdybysmy spróbowali... "
- " Ever to nie jest tak.. to... " Kiwa głowa, a jego oczy sa ciemniejsze, ni_ kiedykolwiek
wczesniej widziałam. Tak ciemne, _e jego teczówki sa nie do odró_nienia od zrenic. " Kto
powiedział _e nic złego nie mo_e sie tutaj stac? " Mówi tak nerwowo, wzrok ma tak ostry,
jasne jest, _e jest daleko od swojego zwykłego stanu spokoju.
Z trudem przełknełam i gapiłam sie w ziemie, czujac sie głupio, smiesznie, _e tak bardzo
chciałam byc z moich chłopakiem, _e byłam gotowa zaryzykowac jego _ycie.
- " Mysle... własnie zakładałam.. " Mój głos zanika, wiedzac doskonale co sie dzieje, gdy
wychodze z zało_enia. " Przepraszam." Krece głowa, wiedzac, _e to nie wystarczy, biorac pod
uwage _ycie i smierc. " Chyba nie myslałam o tym. Nie wiem co powiedziec"
Wyciagnełam rece, zacisnełam je w okół swojej talii, próbujac zrobic sie mniejsz, chcac
zniknac. Ale jednak nie moge, ale zastanawiam sie co takiego złego mo_e sie przydarzyc w
miejscu, gdzie magia jest łatwa, a rany zdrowieja. To znaczy jesli nie jestesmy tu bezpieczni,
to gdzie?
Damen patrzy na mnie odpowiadajac na mysli w mojej głowie:
- " W Summerlandzie wszystko jest mo_liwe. Jak dotad widzielismy tylko dobre rzeczy, ale kto
powiedział, _e złe nie moga sie przytrafic? "
Patrze na niego przypominajac sobie, jak po raz pierwszy spotkałam Riley i Romy, które
mówiły cos podobnego. Patrze jak robi piekna ławke z drewna, a nastepnie daje mi znak
_ebym usiadła obok niego.
- " Chodz" Zachecajac mnie abym usiadła obok niego, zrobiłam to siadajac na samym koncu,
nie chcac byc zbyt blisko i ryzykowac ponownie. " To cos co potrzebujesz zobaczyc,
zrozumiec. Wiec prosze zamknij oczy i uwolnij umysł od przypadkowych mysli i bałaganu,
najlepiej jak potrafisz. Otwierajac siebie na wszelkie wizje, które Ci wysle. Mo_esz to zrobic?"
Kiwam głowa, zamykajac oczy mocno, który jest najlepszym spoosbem na pozbycie sie mysli
takich jak: Co sie dzieje? Jest wsciekły na mnie? Oczywiscie, _e jest! Jak mogłam byc tak
głupia? Ale on jest wsciekły? Czy to mo_liwe, aby zmienił zdanie i zaczał od nowa? Moja
paranoiczne mysli, były ustawione w tej chwili na ciagłe powtarzanie.
Ale nawet po ich usunieciu, czekajac na cos rozsadnego, wszystko co do tej pory miałam
osiagnac, jest czarne.
- " Nie mam tego" Otwieram jedno oko, zerkajac na niego.
Ale on tylko kreci głowa, oczy ma mocno zamkniete, a brwi złaczone w koncentracji,
koncentrujac sie w dalszym ciagu ze wszystkich sił.
- " Słuchaj." mówi. " Patrz głeboko w srodek. Po prostu zamknij oczy i otrzymasz"
Biore głeboki odech i próbuje jeszcze raz, ale mimo wszystko mam uczucie ciszy i poczucie
pustej, czarnej przestrzeni.
- " Ummm.. Przepraszam" Szepnełam, nie chcac go zdenerwowac, ale jestem pewna, _e
zgubiłam cel. " Nie moge znalezc niczego poza cisza i ciemnoscia"
- " Własnie" mówi szeptem. " Teraz chwyc mnie za reke i musisz sie zagłebic bardziej w twojej
przeszłosci, za pomoca wszystkich zmysłów i powiedz mi co widzisz"
Biore głeboki oddech i robie to co mówi. Siegam po jego reke i pcham bardziej na czarne
sciany, mogac miec wiecej.
Dopóki nie...
Dopóki nie...
Zostałam wessana do czarnej dziury, nie mogac sie zatrzymac lub zwolnic. Słysze tylko swój
okropny, piskliwy krzyk. Jestem pewna, _e ten upadek nie ma konca. Krzyk. Spadek.
Wszystko. Zostawiono mnie tam wiszaca. Uwiazana. Zawieszona. Zupełnie sama w tym
miejscu bez poczatku i konca. Zaguniona w ciemnosciach, bez sladu swiatła. Porzucona w tej
nieskonczonej pró_ni. Powoli robi sie swit - to tu gdzie teraz mieszkam.
Z piekła nie ma ucieczki.
Staram sie biec, wołac o pomoc, krzyczec, ale nie ma sensu. Jestem sparali_owana, nie
moge mówic, jestem zupełnie sama. Celowo odcieta od wszystkiego co istnieje. Wiem, _e nie
mam wyboru, jak tylko poddac swoje ciało i umysł lekkosci, wiotkosci.
Nie ma sensu walczyc, skoro nikt nie mo_e mnie uratowac.
I tak pozostane, wiecznie samotna w miejscu ciagnacym sie bez mojego zasiegu.
Dopóki nie...
Dopkóki nie...
Uciekłam z tego piekła prosto w rece Damena, zwolnionego, tak abym mogła zobaczyc jego
piekno, unoszace sie nade mna.
- " Przepraszam.. Myslałem, _e cie zgubiłem.. myslałem, _e nigdy nie wrócisz!" płacze,
trzymajac mnie mocno i szlochajac mi do ucha.
Trzymałam sie go, cała dr_ac, serce mi waliło, a ubranie miałam całe przepocone. Nigdy nie
czułam sie tak samotna - odłaczona od wszystkiego. Od _ycia, ka_dej rzeczy. Tule go mocno,
nie chcac puscic, a gdy moja twarz spotyka sie z jego pytam dlaczego zdecydował sie mnie
tam umiescic.
Trzyma mnie dalej, dotykajac mojej twarzy, tak abym spojrzała na niego. " Przykro mi. Nie
próbowałem cie ukarac albo skrzywdzic w jakikolwiek sposób. Chciałem tylko ci cos pokazac,
czego trzeba samemu doswiadczyc, aby zrozumiec"
Kiwnełam tylko głowa, nie ufajac mojemu głosowi. Wcia_ byłam wstrzasnieta tym okropnym
wydarzeniem, czułam jakby moja dusza umierała.
- " Mój Bo_e!" Jego oczy sie rozszerzaja. " To jest to! To jest dokładnie to. Dusza przestaje
istniec!"
- " Nie rozumiem" powiedziałam ochrypłym głosem. " Co to za okropne miejsce?"
Rozglada sie dookoła, sciskajac moje palce, gdy mówi:
- " Przyszłosc. Shadowland. Wieczna odchłan. Myslałem, _e jest tylko dla mnie... tylko dla
mnie... " Zamyka oczy i kreci głowa. " Ale teraz wiem wiecej. Teraz wiem, _e je_eli nie bede
ostro_ny, bardzo ostro_ny, ty te_ tam wyladujesz"
Patrze na niego i zaczynam mówic, gdy wcina mi sie w słowo. " W ciagu ostatnich kilku dni
mam przebłyski z ró_nych chwil z przeszłosci, zarówno dalekie jak i bliskie" Patrzy na mnie
uwa_nie szukajac mojego wzroku. " Ale w momencie, kiedy znalezlismy sie tutaj..." Przerywa i
pokazuje gestem okolice. " Zaczeło sie saczyc z powrotem, najpierw powoli, a_ znowu rosło,
gdy byłem pod czarem Romana. I równie_ zwolniło moja smierc. Tych kilka krótkich chwil,
kiedy próbowałas sie przez to przebic jak wiesz, zanim kazałas mi wypic antidotum, jak wiesz
umierałem. Całe moje _ycie przede mna błyskało, szescset lat niekontrolowanej pró_nosci,
narcyzmu, egoizmu, chciwosci. Jak niekonczaca sie rolka z ka_dym moim działaniem, ka_dy
czyn, który zrobiłem - psychiczne i fizyczne skutki mojego znecania sie nad innymi. I choc było
kilka przyzwoitych działan tu i tam, w wiekszosci spedziłem wieki koncetrujac sie tylko na
sobie co nadaje mi bardzo kiepski tytuł niczego ani nikogo. Koncentrujac sie tylko na stanie
fizycznym, zaszkodziło to mojej duszy. Bez watpienia karma sie teraz za to msci... " Kreci
głowa i spotyka moje spojrzenie. Chce dotrzec do niego, przytulic go, dotknac, powiedziec, _e
wszystko bedzie dobrze. Ale zamiast tego stoje w miejscu, czujac, _e jest o wiele gorzej.
- " Wtedy w chwili mojej smierci, przybycia do Summerlandu..." Jego głos pekł, ale zebrał siły,
by kontynuowac. " Poszedłem do miejsca, które było dokładnym przeciwienstwem tego.
Miejsce ciemne i zimne, to nic wiecej jak Shadowland. Prze_yłem to samo, gdy umarłas.
Samotny, zawieszony, pozostajac w ten sposób dla całej wiecznosci" Patrzy na mnie chcac
mnie zrozumiec. " To było dokładnie tak jak czułas. Jakbym był odizolowany, bezduszny, bez
mo_liwosci spotkania kogokolwiek albo czegokolwiek"
Patrze w jego oczy, nigdy nie widziałam go tak zmeczonego, tak wycinczonego.
- " A teraz rozumiem, _e to cos uciekło mi przez te wszystkie lata.."
Podciagnełam kolana do piersi, chcac sie przed tym obronic.
- " Tylko nasze fizyczne ciała sa niesmiertelne. Nasze dusze z pewnoscia nie sa."
Odwróciłam wzrok, nie mogac patrzec na niego, nie mogac oddychac.
- " Stoisz przed przyszłoscia. Która przyznałem ci, jesli bron Bo_e nic nie powinno sie stac, a
jest."
Palce instyktownie dotkneły mojego gardła, pamietajac co powiedział Roman o zagro_eniu
chakra, o mojej słabosci i bezradnosci. Zastanawiałam sie czy istnieje jakis sposób, aby to
pokonac.
- " Ale jak mo_esz byc pewien? " Patrze na niego, schwytanego w koszmar bez mo_liwosci
ucieczki. " Istnieje du_a szansa, mylisz sie, poniewa_ to dzieje sie zbyt szybko. Wiec mo_e to
tylko stan tymczasowy? Wiesz przywróciłam cie do _ycia zbyt szybko i mo_e nie masz
mo_liwosci przebywania tu?"
Kreci głowa, spotykajac mój wzrok, gdy mówi: " Powiedz mi Ever to co widziałas gdy umarłas?
Jak spedziłas te kilka chwil miedzy czasami, gdy twoja dusza opusciła ciało i powróciła do
_ycia?"
Oddychałam z trudem patrzac sie na drzewa, kwiaty, płynacy potok w pobli_u, pamietajac, _e
kiedys te_ byłam w podobnej sytuacji.
- " Powodem dla, którego nie widziałas przepasci, jest to, _e nadal jestes smiertelna. Ale w
chwili, gdy musiałas pic niesmiertleny eliksir, który ci podawałem, wszystko sie zmieniło.
Zamiast wiecznosci w Summerlandzie albo miejsca za mostem - Shadowland stał sie twoim
przeznaczeniem."
Kreci głowa i odwraca wzrok, pogra_ony w swoim smutbym swiecie. Obawiam sie, _e nigdy
do niego nie dotre ponownie. Ale równie szybko spotyka moje oczy i mówi:
- " Mo_emy _yc w płaszczyznie wiecznosci na ziemi, ty i ja. Ale jesli cos sie stanie, jesli jedno z
nas umrze..." Kreci głowa. " Znajdziemy sie w otchłani, co oznacza, _e ju_ nigdy sie nie
zobaczymy"
Zaczełam mówic zdesperowana, chcac go ocalic, przekonac, powiedziec, _e sie myli, ale nie
moge. Nie ma sensu. Wszystko co musze zrobic to spojrzec mu w oczy, aby zobaczyc
prawde.
- " Wierze w magie tego miejsca, w uzdrowienie - wystarczy tylko spojrzec na mnie, jak
odzyskałem pamiec.. " Wzrusza ramionami i kreci głowa. " Nie moge sobie pozwolic, aby sie
temu poddac, nie wa_ne jak bezpieczne moga sie wydawac moje pragnienia. To bzyt
ryzykowne. I nie mam dowodów, _e stanie sie inaczej. Jest to gra, na podjecie której nie moge
sobie pozwolic. Nie w chwili gdy musze zrobic wszystko bys była bezpieczna. "
- " Bym była bezpieczna?" Gapie sie na niego. " Tylko ty potrzebujesz bezpieczenstwa! To
moja wina, _e to wszystko dzieje sie! Gdybym nie..."
- " Ever prosze." Mówi surowym głosem, chcac mnie zmusic do słuchania. " Nie jestes w
_aden sposób winna. Kiedy mysle o tym jak _yłem, co robiłem.." Kreci głowa. "Nie zasługuje
na nic lepszego. A je_li były jakies watpliwosci, _e za to wszystko ponosi wine moja karma,
tutaj sie skonczyły. Moje szescset lat w wiekszosci spedziłem na zaspokojaniu własnych
przyjemnosci, pomijajac swoja dusze - to sa skutki i niestety dosiegaja te_ ciebie. Jestes
moim jedynym priorytetem. Moje _ycie jest tylko wa_ne, gdy zostane i bede cie chronił przed
Romanem lub kims innym kto bedzie chciał cie zranic. A to oznacza, _e nigdy nie mo_emy byc
razem. Nigdy. To ryzyko, którego nie mo_emy sie podjac."
Zwróciłam sie w kierunku strumienia. Tysiac mysli przeleciało teraz przez moja głowe. I
chocia_ słyszałam wszystko co powiedział, chocia_ doswiadczyłam otchłani, nie zmienie
jeszcze tego kim jestem.
- " A pozostałe sieroty?" Pamietajac, _e było ich szesc wliczajac w to Romana. " Co sie z nimi
stało? Czy oni te_ wybrali zło jak Roman i Drina?"
Damen wzrusza ramioanmi, wstajac z ławki i chodzac przede mna. " Zawsze zakładałem, _e
sa zbyt stare i słabe, aby stworzyc jakies zagro_enie. To dzieje sie po pierwszych stu
piecdziesieciu latach. I jedynym sposobem, by to odwrócic jest picie eliksiru. Domyslam sie,
_e Drina kompletowała je, gdy bylismy mał_enstwem i podała go Romanowi, który w koncu
dowiedział sie jak zrobic własny a nastepnie przekazał go innym" Kreci głowa.
- " Wiec to jest teraz tam gdzie jest Drina" Szepnełam czujac skruche, gdy uswiadomiłam
sobie prawde. Nie wa_ne jak zła była, ona nie zasługuje na to. Nikt nie zasługuje. " Wysłałam
ja do Shadowlandu, a teraz one jest..." poruszam głowa nie chcac konczyc.
- " To nie ty to zrobiłas tylko ja. " Wypełnia przestrzen obok mnie, siadajac tak blisko, _e
energia, która jest miedzy nami zaczyna pulsowac. " W chwili gdy uczyniłem ja niesmiertelna,
zamknałem jej los. Tak jak twój."
Z trudem przełknełam pocieszona przez to, _e chce mnie zapewnic, _e to nie moja wina.
- " Tak mi przykro" szepcze, patrzac na mnie spojrzeniem pełnym _alu. " Przykro mi _e musisz
w tym uczestniczyc. Beze mne zostawiliby cie w spokoju - powinienen odejsc dawno temu.
Byłoby ci znacznie lepiej, gdybys nigdy nie spotkała mnie..."
Krece głowa. " Ale jesli mamy byc sobie przeznaczeni, taki własnie jest nasz los. "
Wiedziałam, _e go nie przekonałam.
- " A mo_e wymusiłem cos co nigdy nie miało sie stac? " Marszczy brwi. " Czy kiedykolwiek
myslałas o tym?"
Patrze daleko, podziwiajac piekno, same słowa nie moga tego zmienic. Tylko działanie mo_e
pomóc. I szczescie dla nas, wiem od czego zaczac.
Stoje wyciagajac go i mówiac: " Chodz! nie potrzebujemy Romana - nie potrzebujemy nikogo -
Znam pewne miejsce"
Rozdział 8
Skierowalismy sie do Wielkiej Sali Uczenia Sie. Zatrzymałam sie niesmiało przed
marmurowymi schodami spogladajac na niego, zastanawiajac sie( majac nadzieje!) _e bedzie
mógł zobaczyc to co ja widziałam - stale zmieniajaca sie fasada jest niezbedna do wejscia.
- " Tak naprawde tego nie znalazłas" powiedział, a w jego głosie było słychac odrobine
podziwu, gdy ogladał odnowiona biblioteke najswietszych i najpiekniejszych miejsc na Ziemi.
Taj Mahal wpada w Partenon, który zmienia sie w swiatynie Lotus, która staje sie piramida w
Gizie i tak dalej. Oboje podziwiamy jej piekno.
Damen rozglada sie wkoło, jego twarz przysłania wspaniała maska.
- " Nie byłem tu od.."
Patrze na niego wstrzymujac oddech, umierajac gdy wiem kiedy był tu ostatnio.
- " Od kiedy przyszłam cie odnalezc"
Zezuje niepewna co to znaczy.
- " Czasami..." Patrzy na mnie. " Miałem to szczescie spotkac ciebie, konczace sie w tym
samym miejscu, w odpowiednim momencie. Ale bede musiałem poczekac kilka lat, zanim to
sie wydarzyło"
- " To znaczy, _e mnie sledziłes?" Gapiłam sie w nadziei, _e to nie jest tak przera_ajace jak sie
wydaje. " Kiedy byłam dzieckiem?"
Wzdrygnał sie, odwracajac wzrok gdy powiedział:
- " Nie, nie szpiegowałem cie Ever. Prosze za kogo ty mnie masz?" smiał sie i krecił głowa. "
To było raczej jak trzymanie kart. Cierpliwie czekac, a_ bedzie sie miało pewnosc, _e ma sie
racje. Ale ostatnio kilka razy, gdy byłem w stanie cie znalezc, nie wa_ne jak bardzo sie
starałem... uwierz mi próbowałem _yc jak koczownik wedrujac z miejsca na miejsce, pewnie
straciłem cie na zawsze - zdecydowałem sie tu przyjechac. I spotkałem kilku znajomych,
którzy pokazali mi droge."
- " Romy i Rayne" Kiwnełam głowa nie słyszac ani nie widzac _adnej odpowiedzi w jego
głowie, ale jakos wiedziałam, _e to prawda. Nawet nie zastanawiałam sie gdzie sa, a_ do
teraz.
- " Znasz je?" Patrzy na mnie wyraznie zaskoczony.
Zacisnełam usta wiedzac, _e bede musiała mu opowiedziec reszte historii, te czesc, która
miałam nadzieje pominac.
- " One mnie tu doprowadziły..." urwałam biorac głeboki oddech i patrzac w bok wolac patrzec
na pokój ni_ na jego zagadkowy wyraz twarzy. " Były u Avy - lub conajmniej Rayne była. Romy
była poza.." potrzasnełam głowa i zaczełam jeszcze raz. " Próbowała ci pomóc, gdy byłes.."
Zamknełam oczy i westchnełam decydujac sie pokazac mu to. Wszystko. W tej chwili za
bardzo sie wstydziła, _eby wyrazic to słowami. Projektowałam wydarzenia z tegodnia, tak _eby
miedzy nami nie było _adnych tajemnic. Daje mu znak, jak cie_ko walczyły, aby go uratowac,
gdy ja byłam zbyt uparta nie chcac słuchac.
Ale zamiast byc zdenerwowanym, jak myslałam, kładzie swoje rece na moich ramionach
patrzac na mnie z przebaczeniem, gdy mysli co było to było. Musimy isc do przodu, nie
mo_emy patrzec wstecz.
Z trudem przełknełam i spotkałam jego wzrok wiedzac, _e ma racje. Nadszedł czas _eby
zaczac, ale od czego?
- " Byłoby lepiej gdybysmy sie rozstali" Kiwnał głowa, jego słowa były dla mnie zaskoczeniem,
chciałam cos powiedziec, gdy ponownie zaczał mówic:
- " Ever pomysl o tym. Starasz sie znalezc cos _eby odwrócic skutki eliksiru, który wypiłem, a
ja staram sie ciebie chronic przed Shadowlandem, to chyba nie te same rzeczy."
Westchnełam rozczarowana, ale nie gotowa ustapic. " Mysle, _e zobacze cie w domu. Mój
dom, jesli to wporzadku? " Umiesciłam swoja reke na jego rece pozwalajac ja uscisnac,
przeklinajac na karme, za to, _e jego pamiec teraz wróciła.
Kiwnał głowa, zamknał oczy i zniknał. Wziełam głeboki oddech i zamknełam oczy myslac:
Potrzebuje pomocy. Zrobiłam wielki i straszny bład i nie wiem co robic. Musze znalezc jakies
antidotum na antidotum - cos co odwróci skutki co Roman zrobił lub znalazł sposób _eby
dotrzec do mnie i przekonac mnie do współpracy z nim, ale tylko w sposób, który nie bedzie
wymagał ode mnie... hmm.. powa_nie zagrozi mi, nie jest mi wygodnie z... je_eli wiesz co
mam na mysli...
Koncentrowałam sie na zamiarach, odtwarzajac słowa ponownie i ponownie. Majac nadzieje,
_e uda mi sie uzyskac dostep do Akashic Record, ciagłego zapisu co jest lub co bedzie.
Modlac sie o to, _e nie chce byc tu zamknieta jak to było ostatnim razem.
Ale tym razem gdy słysze znajome brzeczenie, a nie jak zwykle długi korytarz prowadzacy do
tajemniczego pokoju, znalazłam sposób, aby byc w sali kinowej, jego pusty hall, bar z
przekaskami, bez pojecia co powinnam zrobic, gdy podwójne dzwi otwieraja sie przede mna.
Weszłam do ciemnego teatru z lepka podłoga, siedzenia były wytarte a zapach maslanego
popcornu przenikał powietrze. Wybieram najlepsze miejsce i kłade nogi na krzesle tu_ przede
mna, swiatła sa słabe, a du_e wiadro popcornu pojawia sie tu_ na moich kolanach. Ogladam
czerwone zasłony wycofujace sie z ekranu. Na ekranie pojawił sie migajacy obraz, który
szybko przekształcił sie w wyscig po mojej przeszłosci.
Mogłam zobaczyc serie filmów wideo. Wyniknał z tego monta_ najbardziej zabawnych
momentów z _ycia mojej rodziny, prosto z mojego starego _ycia w Oregon, miał scie_ke
dzwiekowa, która mogłaby zrobic tylko Riley.
Ogladam wideo z Riley i mna, obie na domowej scenie w naszej melinie, tanczac i
synchronizujac ruchy warg dla publicznosci składajacej sie z moich rodziców i psa. Wkrótce
potem obraz naszej slodkiej Maslanki. Jezyk kieruje w strone nosa, li_e sie jak szalona,
próbuje dostac sie do kawałka masła orzechowego Riley.
I chocia_ wiem, _e to nie wszystko wiem, _e to wa_ne. Riley obiecała mi, _e znalazłaby
sposób komunikowania sie ze mna, zapewniajac mnie, _e to, _e jej nie widze, nie oznacza, _e
nie ma jej przy mnie.
Wiec poszukuje czegos z boku i wciskam sie w moje miejsce. Wiedzac, _e siedzi obok mnie
niema i niewidzialna. Chcac dzielic ten moment razem - dwie siostry dziela sie wersja kina
domowego - czy jakos tak.
Rozdział 9
Gdy wracam z powrotem do swojego pokoju, na brzegu łó_ka siedzi Damen. W dłoni trzyma
mały, satynowy woreczek.
- " Jak długo mnie nie było?" pytam zerkajac na nocny zegarek.
- " W Summerlandzie czas nie istnieje" przypomina mi. " Ale na płaszczyznie Ziemi
powiedziałbym, _e nie było cie tylko chwile. Dowiedziałas sie czegos?"
Pomyslałam o filmie ogladanym w wersji Riley, gdy potrzasnełam głowa i powiedziałam: " Nic
przydatnego, a ty?"
Usmiecha sie, wreczajac mi woreczek jedwabiu. " Otwórz i zobacz"
Pociagnełam za sznureczek i wsunełam palec do srodka. Wziełam czarny sznur jedwabiu
majacy kolorowe kryształy organizowane wspólnie przez cienkie pasma złota. Ogladałam jak
łapie i odbija swiatło zwisajac przede mna. Pomyslałam, _e jest taki piekny, jesli to nie było
dziwne.
- " To amulet" powiedział przygladajac mi sie ostro_nie gdy dotykałam poszczególnie ka_dego
kamienia - ka_dy z nich był w innym kształcie i w innym kolorze. " Był noszony przez wieki i ma
magiczne własciwosci uzdrawiania, ochrony, dobrobytu, równowagi. Choc ten jeden jest
stworzony tylko dla ciebie, jest cie_ki, ale ochrania to co trzeba"
Patrze na niego, zastanawiajac sie jak mo_e pomóc. Przypomniałam sobie, _e kryształy
pozwoliły uzyskac mi antidotum, aby go uratowac, mo_e to faktycznie zadziałało - je_eli
Roman nie oszukał mnie dodajac do niego mojej krwi.
- " To całkowicie unikalny, zmontowany i wykonany tylko dla ciebie. Nigdzie indziej takiego nie
ma. Wiem, _e to nie rozwiazuje naszego problemu, ale mo_e choc troche pomo_e."
Zerknełam na pakiet skał niepewna co powiedziec. Po prostu zało_e go na szyje i bede nosic.
Damen sie usmiecha i mówi : " Pozwól mi." Zebrał długie włosy i umiescił mi je na ramieniu,
zapinajac mi amulet i chowajac za koszulka gdzie nikt nie bedzie go mógł zobaczyc.
- " Czy to tajemnica?" Pytam oczekujac zimna, jakie wywoła amulet po zetknieciu z moja
skóra, ale jestem zaskoczona, bo czuje tylko ciepło.
Dotyka moich włosów, pozwalajac spasc tylko niektórym na moja talie. " Nie to nie jest
tajemnica. Choc prawdopodobnie nie powinnas afiszowac sie nim. Nie mam pojecia jak
bardzo zaawansowany jest Roman, wiec lepiej nie zwracac jego uwagi."
- " On wie o czakrach" mówie widzac zdziwienie w jego wzroku i pomijajac fakt, _e on jest za
to odpowiedzialny. Nieswiadomie ujawnił wszystki tajemnice Romanowi, gdy ten kazał mu
mówic. Czuje sie na tyle zle, _e nie ma powodu, by czuł sie jeszcze gorzej.
- " Ale co z toba? Nie potrzebujesz ochrony?" Patrzyłam jak pokazuje mi podobny amulet
znajdujacy sie pod jego koszulka z długimi rekawami, usmiechajac sie, gdy wisi tu_ przede
mna. " Czemu twój wyglada zupełnie inaczej? " Pytam mru_ac oczy i musujac go rekami.
- " Powiedziałem, _e nie ma dwóch podobnych. Tak jak nie ma dwóch identycznych ludzi.
Mam swoje własne problemy do pokonania"
- " Masz problemy?" Smieje sie, zastanawiajac sie co to mogłoby byc. On jest dobry we
wszystkim co robi. I chodzi mi o ka_da rzecz.
Smieje sie i kreci głowa. " Uwierz mi, mam swoja czesc" Powiedział smiejac sie ponownie.
- " Na pewno beda nas chroniły?" Dociskam go do piersi czujac, _e jest czescia mnie.
- " Taki jest plan." Wzrusza ramionami, wstajac i kierujac sie do dzwi gdy dodaje: " Ale Ever
prosze nie staraj sie wystawic go na próbe dobrze?"
- ' A co z Romanem?" pytam, gdy on opiera sie o dzwi. " Nie uwa_asz, _e powinnismy
wymyslec jakis plan? Znalezc jakis sposób _eby zabrac od niego to co nasze i miec spokój?"
Damen patrzy na mnie, marszczac brwi. " To _aden plan. Współpracy z nim to własnie to
czego chce. Lepiej znalezc rozwiazanie nie powołujac sie na niego, lecz działajac samemu"
- " Ale jak? Wszystko czego do tej pory próbowalismy konczyło sie klapa" potrzasnełam
głowa. " A dlaczego mamy szukac odpowiedzi, skoro Roman ju_ sie przyznał, _e ma
antidotum? Powiedział, _e wszystko co musze zrobic to zapłacic odpowiednia cene, a on mi
go odda- to takie trudne?"
- " I jestes gotowa zapłacic mu swoja cene?" Damen pyta stałym i głebokim głosem, jego
oczy zrobiły sie ciemne.
Odwróciłam wzrok, czujac jak moje policzki płoneły. " Oczywiscie, _e nie! Lub co najmniej nie
cene o której myslisz!" Przysuwam kolana do piersi i zawijam ramiona wokół nich. " To
tylko.." Potrzasnełam głowa sfrustrowana tłumaczac sie swoim przypadkiem. " To tylko.."
- " Ever to jest dokładnie to co Roman chce" Zaciska szczeke sztywniejac, a po chwili
rozluzniajac sie, gdy napotyka mój wzrok. " On chce nas rozdzielic, abysmy zadawali sobie
pytanie, czemu jestesmy razem. Chce tak_e _ebysmy poszli za nim i zaczeli jakas wojne. Nie
masz powodu, by mu zaufac, on bedzie kłamał, manipulował, to bardzo niebezpieczna gra. A
ja obiecuja zrobic wszystko by cie ochronic, tylko musisz mi w tym pomóc. Musisz mi obiecac,
_e bedziesz sie trzymac z daleka od niego, ignorowac wszystkie jego docinki i nie dasz sie
złapac na jego przynete. Znajde rozwiazanie. Tylko prosze spójrz na mnie i powiedz, _e bez
Romana dobrze?"
Zacisnełam usta i patrzyłam gdzies daleko zastanawiajac sie dlaczego nie mam _adnej
tajemnicy, kiedy mogłoby mi to pomóc. Zreszta to ja spowodowałam cała ta sytuacje. To ja
sprowadziłam na nas ten bałagan. Wiec musze nas z tego wyprowadzic.
Zmieniłam swój wzrok znowu do swojego majac pomysł - który mo_e zadziałac.
- " Wiec jestesmy pewni co do Romana?" Przechyla głowe i podnosi brew nie chcac wyjsc
dopóki nie uzyska potwierdzenia.
Ledwo kiwnełam głowa, a jednak to wystarczyło, aby go przekonac. Szybko wyszedł. Był tu
tylko jeden znak jego obecnosci - czerwony tulipan le_acy na moim łó_ku.
Rozdział 10
- " Ever?"
Zamknełam karte na moim komputerze i przełaczyłam sie do eseju, który mam napisac na
angielski. Sabine złapała mnie na szukaniu w Google alchemicznych wzorów antycznych, a
nie na pracy domowej, jak to sie spodziewała.
Poniewa_ to, _e le_e obok Damena, czuje, _e nasze sreca bija w jednym rytmie - to mi nie
wystaczy. Nigdy nie wystarczy. Chce normalnego zwiazku z moim niesmiertlenym chłopakiem.
Bez ograniczen. W którym bede mogła naprawde cieszyc sie jego skóra, dotykiem, a nie
wyobra_ac to sobie w głowie.
- " Jadłas?" zało_yła reke na moje ramie i przygladała sie uwa_nie ekranowi.
I poniewa_ nie przygotowuje sie aby uniknac jej dotyku, to wszystko pozwoliło, abym
zobaczyła jej wersje na temat powitania i spotkania w niesławnym Starbucks. Co niestety nie
jest tak ró_ne od wersji Munoza - oboje sa szczesliwi i maja zawroty głowy, usmiechajac sie
do siebie z du_a nadzieja. I mimo, _e wydaje mi sie naprawde szczesliwa i bez watpienia
zasługuje na szczescie, zwłaszcza po tym wszystkim co musiała prze_yc ze mna, wcia_
siegam do mojej wizji jaka miałam kilka miesiecy temu, która konczy sie wyraznie z jakims
facetem z jej pracy. Zastanawiam sie czy powinnam cos zrobic lub powiedziec jej, bo to nie
jest tylko taki mały flirt. Ale wiedzac, _e ju_ podjeła ryzyko, przez wycieczke z Munozem nie
odzywam sie. Nie moge sobie na dotkniecie jej.
Obracam sie na fotelu, uwalniajac sie od jej uscisku. Chcac uniknac zobaczenia
czegokolwiek, czekam a_ energia zniknie.
- " Damen zrobił mi cos do jedzenia" Mówie stałym i niskim głosem, mimo, _e to nie jest do
konca prawda. Jesli nie liczyc eliksiru, który piłam.
Patrzy na mnie. Jej spojrzenie mówi, _e jest zmartwiona, poniewa_ zwe_a sie na mojej twarzy.
" Damen?" Robi krok do tyłu. " Nie słyszałam o nim dawno"
Zapomniałam przystosowac jej do zobaczenia go ponownie. " Czy to oznacza, _e znowu
jestescie razem?"
Wzruszyłam ramionami, dzieki czemu włosy opadły mi na twarz zasłaniajac ja troche. " Tak..
nadal pozostajemy przyjaciółmi. Własciwie jestesmy wiecej jak przyjaciółmi, jestesmy jak..."
Randki i stracenie - przeznaczeni do spedzenia wiecznosci w otchłani szalenstwa w miłosci,
ale bez dotykania...
- " No tak, mysle, _e mo_na powiedziec, _e jestesmt znowu razem" Wymusiłam szeroki
usmiech. Utrzymałam go majac nadzieje, _e zacheci ja równie_ do usmiechniecia sie.
- " A tobie dobrze z tym?" Prowadzi reke przez swoje złote włosy. odcienia jakiego równie_
miała, dopóki nie zaczełam pic eliksiru. Siada na łó_ku, krzy_uje nogi, co daje mi znak, _e
szykuje sie do bardzo długiej i złej rozmowy.
Przenosi wzrok na mnie z moich wytartych d_insów na biały top poszukujac objawów,
wskazówek, podpowiedzi, jakie sie dostaje, gdy młodzie_ ma problemy. Niedawno wykluczyła
jadłowstret lub bulimie, kiedy mój eliksir dodał mi cztery cale do wzrostu i polepszył moje
umiesnienie, które i tak nic nie daje.
Ale to nie moja wina. Mój wyglad jej nie denerwował, a raczej ponowne relacje z Damenem -
to szczebel jej czerwonego alarmu. Niedawno skonczyła kolejna ksia_ke twierdzac, _e
burzliwy zwiazek mo_e byc powodem do niepokoju. I mimo, _e mo_e byc, mój zwiazek i
Damena mo_e byc skrócony do rozdziału.
- " Nie zrozum mnie zle Ever. Lubie Damena, naprawde. Jest miły, uprzejmy i z pewnoscia
uło_ony - i jeszcze du_o co sprawia, _e ma du_o plusów, cos co wydaje sie dziwne dla
człowieka w jego wieku. On jest w jakis sposób za stary dla ciebie lub.." Wzrusza ramionami
nie mogac tego wyjasnic.
Odsłaniam włosy z mojej twarzy, _eby widziec ja lepiej. Jest druga osoba, która dzisiaj
zauwa_yła, _e jest z nim cos nie tak. Haven przez sprawe z telepatia była pierwsza, a teraz
Sabine, biorac jej dojrzałosc i opanowanie. I choc do dosc łatwe do wyjasnienia, to w
pierwszej kolejnosci co mnie martwi to to, _e one sa w stanie to zauwa_yc.
- " I chocia_, _e wiem, _e to tylko miesiecy pomiedzy toba a Damenem - jest jakos bardziej
doswiadczony. Zbyt doswiadczony.I bede znienawidzona przez ciebie robiac cos na co nie
jestes gotowa"
Zacisnełam usta starajac sie nie smiac, myslac, jak mogła zdobyc cos bardziej mylnego.
Zakładajac, _e jestem mała dziewczynka scigana przez złego, du_ego wilka, nie wyobra_ała
sobie, _e to ja własciwie jestem drapie_nikiem w tej powiesci, niebezpiecznie realizujac
kolejne punkty, nara_ajac przez to swoje _ycie.
- " Bo nie wa_ne co bedzie mówił, sama o sobie decydujesz Ever. Tylko ty decydujesz co,
gdzie, kiedy. I nie wa_ne, jak mo_esz go odczuwac, _aden chłopak nie ma prawa popychac
was na poczatek.."
- " To nie tak" powiedziałam jej, co było bardziej _enujace ni_ do tej pory było. " Damen taki
nie jest. On jest doskonałym d_entelmenem, idealnym chłopakiem. Powa_nie Sabine, słusznie
zachowujesz ostro_nosc. Ale czy nie mo_esz mi zaufac ten jeden raz?"
Patrzy na mnie przez chwile i widze ostre wahanie w jej aurze o kolorze pomaranczy, nie ma
pewnosci czy mo_e mi w to uwierzyc i co ma zrobic. Potem sie podnosi i zmierza w kierunku
dzwi, przystajac na chwile i mówiac: " Myslałam..."
Patrzyłam na nia majac ochote zajrzec w jej mysli, nigdy nie naruszyłam swiadomie jej
prywatnosci.
- " Gdy sie skonczy szkoła pomyslałam, _e dobrze ci zrobi jakas praca, tak _ebys spedziła
kilka godzin robiac cos. Co o tym myslisz?"
Co ja mysle? Patrze, wytrzeszczajac na nia oczy, czujac suchosc w ustach i całkowita utrate
słów. Có_ mysle, _e powinnam zajrzec do twojej głowy po wszystkim, bo najwyrazniej to nie
kwalifikuje sie jako wyrazne udzielenie pomocy!
- " Nic w pełnym wymiarze czasu lub cos podobnego. Spedzisz du_o czasu na pla_y ze
znajomymi. Pomyslałam, _e byłoby to dobre dla Ciebie.."
- " Chodzi o pieniadze?" Mój umysł był jedna, wielka motanina, był zdesperowany _eby
znalezc jakies wyjscie. Jesli chodzi o hipoteke i produkty spo_ywcze, wtedy chetnie wymysle
to czego potrzebuje. Mo_e nawet podjac polise ubezpieczeniowa moich rodziców. Ale co ona
mo_e chciec od tego lata. Uhh- uhh. Nie ma mowy. Nawet na dobe.
- " Ever, oczywiscie nie chodzi o pieniadze" Oddala wzrok, a jej policzki przyjmuja barwe lekko
ró_owa. Miała dziwny wstret mówienia o pieniadzach, podczas gdy pracuje jako prawnik firmy.
" Pomyslałam, ze to mo_e byc dla ciebie dobre, wiesz poznasz nowych ludzi, dowiesz sie
czegos nowego. Wydostaniesz sie ze swojego otoczenia na kilka godzin ka_dego dnia i ... "
I bedziesz z dala od Damena pomyslałam. Nie potrzebuje czytac w jej myslach, _eby znac
prawde. Teraz, gdy wie, _e jestesmy znowu razem jest jeszcze bardziej zdeterminowana _eby
nas rozdzielic. Nie mam pojecia jak jej to wytłumaczyc, a jednoczesnie zatrzymac moje
sekrety.
- " ... i tyle sie dzieje. Mysle, _e twój letni sta_ to tylko kwestia rozmowy z kierownikiem i praca
bedzie twoja." Usmiecha sie, a jej oczy promienieja oczekujac ode mnie przyłaczenia sie do
jej decyzji.
- " Ale to nie sa te posady zazwyczaj zarezerwowane dla studentów prawa?" Pytam choc
jestem pewna, _e tak własnie jest.
Ale ona tylko potrzasa głowa. " To nie tego rodzaju praktyka. To wiecej ni_ odbieranie
telefonów i odpowiadania na zgłoszenia. Mo_na dostac kredyt szkolny i kilka punktów na
koniec szkoły. Pomyslałam, _e to bedzie dla ciebie w sam raz. Nie wspominajac ju_ jak
bedziesz miała du_o wniosków przyjecia na uczelnie."
Uczelnia. Jeszcze jedna rzecz, na temat której miałam kiedys obsesje, teraz ju_ nie. Chodzi
mi o to, co mogłam wyniesc od nauczycieli i ze wszystkich tych klas, skoro wszystko co musze
zrobic to zajrzec do głowy nauczyciela, aby znac wszystkie odpowiedzi. Patrze na nia
niepewna co powiedziec.
- " To dobre doswiadczenie dla osoby w twoim wieku. " dodaje, słychac, _e jest oburzona
moim milczeniem. " Zaleca sie to we wszystkich ksia_kach. Mówia, _e buduje charakter.
dyscypline, zaanga_owanie. bedziesz mogła sie wykazac i docenia twoja prace."
Swietnie. Wiec mam podziekowac Dr. Phil za zrujnowanie mi lata. Jestem całkowicie
poirytowana Sabine pamietajac, jak pierwsza kazała mi siedziec w pokoju relaksowac sie i
całkowicie wrzucic na luz. To moja wina, _e sie zmieniła. Moje zawieszenia, moje odmowy,
łykanie tylko czerwonego napoju, wszystkie dramaty z Damenem - wszystko to doprowadziło
do jej decyzji. I wiem, _e jest strasznie nastawiona na to, _e tam pojade.
Ale w _aden sposób nie moge spedzic lata pod sterta plików i nieustannie dzwoniacych
telefonów, gdy musze miec troche wolnego czasu, aby znalezc antidotum dla Damena. A
praca z nia w biurze i z jej kolegami nie pomo_e mi w tym.
Choc nie moge powiedziec tego wprost. To sprawi, _e bedzie cos podejrzewac. Musze dobrze
w to zagrac, tak _eby wiedziała, _e sama potrafie ukształtowac swój charakter, dyscypline.
- " Zgadzam sie z toba w zupełnosci" mówie, starajac sie nie zaciskac swoich warg lub nie
przerwac kontaktu wzrokowego. " Ale je_eli mam to robic, poczuje sie lepiej je_eli sama bede
mogła wybrac sobie prace. To znaczy nie jestem pewna, czy jestem stworzona do pracy w
biurze, wiec mo_e bede mogła sie troche rozejrzec. Zobacz ile jest teraz mo_liwosci. Jak
nawet w sprawie kredytów hipotetcznych i _ywnosci. To co moge robic."
- ' Jakie jedzienie?" Smieje sie potrzasajac głowa. " Ty ledwo jesz! Poza tym nie chce
pieniedzy Ever. Chce pomóc ci utworzyc linie kredytowa, jesli chcesz."
- ' Oczywiscie." Wzruszyłam ramionami wymuszajac entuzjazm. " To byłoby wspaniałe! "
- " Dobrze." Klaskneła, gdy skonczyła opracowywac swój plan. " Masz tydzien _eby znalezc
cos na własna reke."
Przełknełam starajac sie utrzymac entuzjazm. Jeden tydzien? Jak mam uzyskac przewage,
skoro nie mam pojecia od czego zaczac? Nigdy wczesniej nie pracowałam. Mo_liwe _e moge
to wymanifestowac?
- ' Wiem, _e to niewiele czasu." mówi, czytajac z mojej twarzy. " Ale bede ich nienawidziec,
je_eli zajma twoje stanowisko, przez to, _e chcesz byc doskonała."
Jej głos sie oddala i zamyka drzwi. Oniemiała wpatrywałam sie w resztki jej migajacej,
pomaranczowej aury. Myslałam ironicznie, _e mo_e to po prosu jakis _art ze strony Damena.
Spotkał nas dokładnie taki sam los.
Rozdział 11
Rzucałam sie cała noc. Całe łó_ko było zalane potem - poduszki i koce, a ciało i umysł był
wyczerpany przez sny. Zbudziłam sie na krótko łapiac cie_ko powietrze, tylko po to by za
chwile znowu wrócic do miejsca z którego uciekałam.
Jedyny powód, dla którego chce tam zostac to to, _e jest tam Riley. Smieje sie radosnie i
chwyta moja reke biorac mnie co dziwne na wycieczke po Ziemi. Ale nawet je_eli podskakuje
tu_ obok niej udajac, _e ciesze sie ta chwila w momencie, w którym sie odwraca walcze o
powierzchnie chcac usunac siebie z tej sceny. Poniewa_ tak naprawde to nie jest Riley. Riley
tu nie ma. Po przejsciu przez most za moja prosba przeniosła sie do jakiegos nieznanego
miejsca. I mimo, _e nadal sie szarpie ze mna, krzyczac na mnie _ebym zwróciła na nia
uwage, abym tylko jej zaufała i przestała biec - odmówiłam posłuszenstwa. Pewna, _e to jakas
kara za szkody Damena, wysłanie Driny do Shadowlandu i pozostawieniu wszystkiego moja
podswiadomosc pozwala mi na odczucie winy, wywołane pokazujacymi sie obrazami tak
szczesliwymi, _e w _aden sposób nie moga byc prawdziwe.
Ale gdy ostatni raz biegłam, Riley pokazała sie tu_ przede mna blokujac mi ucieczke i
krzyczała na mnie. Stojac tak powoli rysowała zasłony odsłaniajac wysokie, waskie,
prostokatne kostki wieziennego szkła zawierajace rozpaczliwa walke Damena wewnatrz.
Popedziłam do niego, aby mu pomóc. Riley błagała, aby powiesic go tam, a ja mam mu
pomóc sie uwolnic. Ale nie mo_e nawet mnie usłyszec. Nie mo_e nawet mnie zobaczyc. Tylko
nadal walczy czekajac a_ zmeczenie go pokona i jest absolutnie marny. Zamyka oczy i spada
prosto w przepasc.
Shadowland.
Domu dla zagubionych dusz.
Spadłam z łó_ka cała dr_ac, moje ciało było schłodzone i mokre od potu. Stałam w centrum
mojego pokoju przytulajac poduszke do piersi. Przezwycie_yłam nie tylko uczucie totalnej
kleski, ale tak_e strszna wiadomosc, która wysłała mi siostra - mówiaca mi, _e nie wa_ne jak
bardzo sie staram nie moge uratowac mojej bratniej duszy przed soba.
Biegne w strone mojej szafy chwytajac jakies ubrania do zmiany, pare trampek i ide do
gara_u. Wiem, _e jest zbyt wczesnie, aby isc do szkoły, zbyt wczesnie, aby pójsc
dokadkolwiek. Ale nie moge sie poddac. Nie wierze we sny. Musze od czegos zaczac. Musze
u_yc to co mam.
Gdy wsiadałam do samochodu myslałam ju_ lepiej. Realizowałam cały proces otwierania dzwi
gara_u i uruchamiania silnika ryzykujac przy tym, _e Sabine sie obudzi.I mimo, _e mogłam
wyjsc nie zauwa_ona u_ywajac rowera, skutera i co tylko chciałam, spróbowałam akurat
uruchomic samochód.
Nigdy wiele nie biegałam. Znacznie czesciej je ciagnełam, gdy byłam zmuszona biegac w P.E.
Ale to było zanim stałam sie niesmiertelna. Zanim zostałam obdarzona niezwykła predkoscia.
Nigdy równie_ nie starałam sie wypróbowac jak szybko moge biegac, odczytac swój limit
predkosci. Ale teraz miałam do tego swietna okazje i nie mogłam sie doczekac, aby to
wypróbowac.
Wypadłam przez drzwi boczne i skierowałam sie w strone ulicy. W pierwszej kolejnosci
pomyslałam, _e miło by było sie rozgrzac, wiec zaczełam powoli biec, a gdy tylko dotknełam
asfaltu zaczełam biec pełna para. Lecz wczesniej zaczełam miec istotny przypływ adrenaliny,
płynacej przez moje ciało jak paliwo rakietowe. Nastepna rzecz o jakiej pomyslałam, to cała
naprzód. Biegłam tak szybko, _e domy moich sasiadów stawały sie rozmazane. Skakałam
unikajac smietników i zle zaparkowanych samochodów gdy biegłam od ulicy do ulicy z gracja
i zwinnoscia geparda. Nie miałam praktycznie _adnej wiedzy na temat moich nóg i stóp,
mogłam im tylko zaufac, _e mnie nie zawioda, _e sa przeznaczone do tej chwili.
Nie mineło wiecej ni_ kilka sekund kiedy stanełam przed nim, wracajac do miejsca, do którego
przysiegłam Damenowi, _e nigdy nie wróce. Gotowa byłam te_ zrobic jedna rzecz, która
obiecałam Damenowi, _e nie zrobie - zbli_am sie do Romana majac nadzieje maklera, _e mi
cos zaoferuje.
Ale zanim nawet podniosłam reke, by zapukac do drzwi, on ju_ tam stoi. Odziany był w
purpurowy płaszcz, głeboko niebieska pi_ame z jedwabiu, dopasowane kapcie z aksamitu
wyszywane ze złotych nici. Jego wzrok był elegancki, zwe_ony, patrzył na mnie bez cienia
zdziwienia.
- " Ever." Przekreca głowe na bok pozwalajac tym samym abym zobaczyła jego migajacy
tatua_ Ourboros. " Co sprowadza cie do dzielnicy?"
Moje palce były wplatane pod moja koszulka w amulet, a moje serce kołatało majac nadzieje,
_e bedzie to dobra ochrona.
- " Musimy pogadac." powiedziałam starajac sie nie płaszczyc jak _agiel, gdy jego oczy były
skierowane na mnie, jakby cieszyły sie ładnym, długim, spokojnym rejsem.
Odwraca wzrok patrzac gdzies w okolice a nastepnie patrzy na mnie. " My?" Podnosi czoło. "
Nie miałem pojecia."
Zaczynam przekrecac oczami pamietajac po co tu przybyłam, zaczełam zaciskac usta.
- " Poznajesz drzwi?" Stuka kostkami mocno po drewnie wywołujac solidne, mocne
grzmotniecie. " Oczywiscie, _e nie." mówi a jego usta wykreciły sie kaprysnie bo bokach. " To
dlatego, _e sa nowe. Zostałem zmuszony do zastapienia starych po twojej ostatniej wizycie.
Pamietasz? Gdy zniszczyłas swoja droge wyrzucajac mój eliksir w błoto?" Smeje sie i kreci
głowa. " Bardzo niegrzecznie Ever. Dosc bałaganu mi narobiłas. Mam nadzieje, _e uda ci sie
zachowac dzis lepiej." Pochyla sie o framuge dzwi patrzac na mnie tak głeboko, tak intymnie a
wszystko co moge zrobic to tylko nie odwrócic sie.
Z głowa spuszczona w dół weszłam do srodka widzac, _e nie tylko drzwi sie zmieniły. Nie było
oprawionych odbitek Botticelliego i liczebnych perkali - wszystko to zostało zastapione
marmurem i kamieniem, ciemnymi i cie_kimi tkaninami, sciany zostały otynkowane a czarne,
_elazne rzeczy ukształtowane w zwoje.
- ' Toskania?" Odwróciłam sie widzac go stojacego tak blisko i zauwa_yłam w jego oczach
ciemnopurpurowe plamki.
Wzrusza oddalajac sie troche i tym samym dajac mi troche wolnej przestrzeni. " Czasami
troche tesknie za krajem." Usmiecha sie, a jego policzki rozszerzaja sie powoli uchylajac białe
zeby. " Jak sama wiesz Ever nie ma jak w domu."
Z trudem odetchnełam i odwróciłam sie próbujac okreslic jak moge najszybciej od niego
uciec. Nie moge sobie pozwolic nawet na najmniejszy bład.
- " Wiec powiedz mi czemu zawdzieczam ten wspaniały honor?" Spoglada na mnie przez
ramie udajac sie do barku. Opró_nia butelke z eliskiru nalewajac zawartosc do kryształowej
szklanki oferujac mi go. Ale krece przeczaco głowa oddalajac sie od niego i obserwujac jak
udaje sie do kanapy, gdzie sie usadawia i rozciaga nogi szeroko a szklanke opiera o kolano. "
Zakładam, _e nie wpadłas w srodku nocy aby podziwiac moje ostatnie dekoracje. Wiec
powiedz mi jaki masz w tym cel?"
Patrzyłam mu w oczy nie krecac sie, nie dr_ac, ani nie wykazujac jakis innych oznaków
słabosci. Byłam swiadoma całej sytuacji jak i tego, _e mo_e sie ona zmienic w ka_dej chwili
oraz, _e moge zmienic sie w zdobycz.
- " Jestem tutaj aby zawrzec rozejm." mówie oczekujac jego reakcji, ale napotykam tylko
przenikliwe spojrzenie. " Wiesz zawieszenie broni, głoszenie pokoju..."
- " Prosze" Macha reka. " Oszczedz mi tej definicji kochanie. Moge to powiedziec w
dwudziestu jezykach i czterdziestu dialektach. A ty?"
Wzruszam ramionami wiedzac, _e jestem szczesliwa, gdy to powiedział. Obserwuje jak jak
wiruje swoim napojem. Czerwona ciecz migocze i swieci sie, uruchamiajac po bokach
szklanki plamy.
- " A wiec jakiego rodzaju rozejm chcesz zawrzec? Wy ludzie powinniscie wiedziec jak to
działa. Nie mam zamiaru oddawac nic chyba, _e jestes gotowa dac cos w zamian." Klepie
waska przestrzen obok siebie usmiechajac sie i zachowujac sie jakbym naprawde rozwa_ała
dołaczenie do niego.
- " Dlaczego to robisz?" Pytam starajac sie nie okazywac frustracji. " Mam na mysli jestes
niesmiertelny masz wszystko czego zapragniesz - mo_esz byc z kim chcesz, wiec dlaczego
upierasz sie, by mnie niepokoic? "
Odrzucił głowe do tyłu i wybuchnał smiechem, który ogarnał cały pokój. Wreszcie opanował
sie i powiedział: " Szukam godnej?" . Kreci głowa i smieje sie ponownie odstawiajac swoja
szklanke na stoliku i biora pare złotych obcinaczy do paznokci wysadzanych klejnotami.
"Szukam godnej." mruczy krecac głowa i przerywajac na chwile, aby spojrzec na paznokcie
przed tym gdy sie skupia na mnie. " Widzisz kochanie, _e o to własnie chodzi. Moge miec
wszystko czego chce. Cos lub kogos. To wszystko jest takie proste. Zbyt proste." Wzdycha
zaczynajac pracowac nas swoimi paznokciami. Jest tak tym wchłoniety, _e zaczynam sie
zastanawiac czy jeszcze cos powie, gdy nagle sie odzywa: " Wszystko staje sie troche nudne
po pierwszych stu.. oh po wielu latach. A gdy jestes zbyt nowa by to zrozumiec pewnego dnia
zdasz sobie sprawe, jak du_o zrobiłem na twoja korzysc."
Przekrecam oczami nie majac pojecia, co to mo_e znaczyc. Korzysci? Czy on jest powa_ny?
- " Na pewno nie chcesz zajac miejsca?" Macha reka w strone wyscielanego krzesła z mojej
prawej strony, wzywajac mnie bym na nim usiadła.
- " Robisz sie bardzo złym gospodarzem kładac nacisk na stojacego w tym stylu. Poza tym nie
masz pojecia jak ujmujaco wygladasz? Troche - przkuty do łó_ka - jasne, ale w seksistowski
sposób."
Zwe_a oczy, dopóki nie jest gładki jak kot, rozchyla usta wydostajac jezyk na zewnatrz. Ale ja
po prostu stoje w miejscu udajac, _e tego nie widze. To wszystko co robi Roman jest gra, a
podjecie jej bedzie oznakiem kleski.
- " Masz jeszcze wieksze urojenia ni_ myslałam, myslac, _e wyswiadczasz mi przysługe."
Mówie ochrypłym i szorstkim głosem, dalekim od silnego." Jestes szalony!" Dodaje
ubolewajac gdy tylko te słowa wydobyły sie.
Ale Roman tylko wzrusza ramionami ignorujac mój wybuch i wracajac do swoich paznokci. "
Zaufaj mi kochanie to cos wiecej ni_ przysługa. Dałem ci cel. Racje bytu, jak mówia."
Spoglada na mnie, marszczac czoło. Powiedz mi Ever nie znalazłas _adnego sposobu na...
dokonczeniu aktu.. z Damenem? Czy nie jestes a_ tak zdesperowana, _e przyjechałas tu
myslac, _e to dobry pomysł i cos pomo_e?"
Z trudem przełknełam patrzac na niego. Powinnam była posłuchac Damena, miał racje.
- " Jestes zbyt niecierpliwa." Kiwa głowa, wygładzajac krawedz jego swie_o obcietych
paznokci. " Po co ten pospiech? Pomysl o tym Ever, jak dokładnie chcesz spedzic wiecznosc
gdyby to było dla mnie? Prysznic ze soba z bukietami krwawo czerwonych tulipanów? Majac
siebie zbyt czesto nie robi sie to nudne?"
- " To smieszne!" Rzuciłam piorunujace spojrzenie." A to, _e widzisz to... jak jakis rycerski
czyn, który uczyniłes.." Potrzasnełam głowa wiedzac, _e nie ma sensu tego kontynuowac.
Jest szalony i ma urojenia, zdeterminowany, aby zobaczyc to na swój egoistyczny sposób.
- " Szescset lat jej pragnałem." mówi odrzucajac obcinacz do paznokci na bok i patrzac na
mnie. " A dlaczego pytasz? Dlaczego miałbym sie przejmowac ta sama kobieta przez tyle lat
skoro mogłem miec kogos innego?" . Patrzy na mnie czekajac na odpowiedz, ale oboje
wiemy, _e to nie nastapi. " To nie tylko jej piekno jak myslisz - przyznam jednak, _e to mnie
pierwsze pobudziło." Usmiecha sie. " Nie, to sam fakt, _e nie mogłem jej miec. Nie wa_ne jak
bardzo sie starałem, nie wa_ne jak długo sie jej czepiłem - nigdy nie mogłem..." Patrzy na
mnie intenywnie, cie_ko. " nie miałem wstepu - jak kto woli."
Przewracam oczami. Nic na to nie poradze. Fakt, _e tesknił za zmarnowanymi latami, _e taki
potwór nie jest dla mnie interesujacy.
Ale on ciagle kontynuuje nie zwa_ajac na mój bolesny wyraz twarzy. " Nie popełnij błedu Ever.
Brałem udział w bardzo wa_nej akcji, cos co powinnas pamietac." Pochyla sie do przodu
kładac rece na kolanach, ma stały i niski głos pełen natarczywosci. " Zawsze chcemy cos
czego nie mo_emy miec." Pochyla sie z powrotem kiwajac głowa, jakby nagle miał klucz do
oswiecenia.
- " To natura ludzka. Przewodzimy tej drodze. I nawet je_eli nie chcesz w to wierzyc jest tylko
jeden powód, dla którego Damen tesknił za toba przez czterysta lat."
Patrze na jego spokojna twarz swiadoma, _e próbuje mnie skrzywdzic dotykajac miejsc, o
których wie, _e jestem na ich punkcie przewra_liwiona odkad po raz pierwszy dowiedziałam
sie o naszej historii.
- " Stan twarza w twarz z tym Ever, nawet niesamowite piekno Driny nie wystarczyło, aby go
zainteresowac. Jestem pewien, _e zdajesz sobie sprawe z tego, jak szybko sie nia znudził?"
Z trudem przełknełam czujac w _oładku cos twardego i gorzkiego. Od kiedy dwiescie lat to za
szybko? Ale gdy masz do czynienia z wiecznoscia wszystko jest wzgledne.
- " To nie jest konkurs pieknosci." Mówie przestraszona, gdy słysze słowa, które
wypowiedziałam. Mam na mysli czy to najlepsze co mogłam zrobic?
- " Oczywiscie, _e nie jest kochanie." Roman kreci sowja głowa patrzac na mnie z litoscia. "
Gdyby tak było Drina by wygrała." Rozkłada sie wygodnie rozkładajac ramiona na
poduszkach. " Niech zgadne, jestes przekonana o dwóch pokrewnych i spotykajacych sie
duszach, których przeznaczeniem jest - szczenieca miłosc?" Smieje sie kiwajac głowa, gdy
zaczyna ponownie mówic: " To jest to co myslisz tak?"
- " Nie masz pojecia o czy mysle." Zwe_yłam oczy, a moja cierpliwosc dobiegła konca. " Nie
przyszłam tutaj aby nudzic sie przez twoje filozoficzna litanie, jestem tutaj, bo.."
- " Bo chcesz czegos ode mnie." Kiwa głowa odstawiajac swój napój. " W tym przypadku
zajmuje pozycje kierowcy, a to oznacza, _e nie jestes w stanie ustawic odpowiedniej
predkosci."
- " Dlaczego to robisz?" Potrzasam głowa znudzona ta gra. " Dlaczego mnie dreczysz skoro
wiesz, _e nie jestem tym zainteresowana? Na pewno zdajesz sobie sprawe mimo tego co
zrobiłes mi i Damenowi, _e to nigdy nie sprowadzi Driny z powrotem. Co sie stało to sie nie
odstanie. Nie mo_na tego zmienic. I w koncu cała ta gra, wszystkie te bzdury, w które jestes
zaanga_owany - wszystko to naprawde uniemo_liwi ci _ycie - pójscie dalej." Gapie sie na
niego niesłabnaco przekonywujacym wzrokiem. Wyobraziłam sobie, _e ma antidotum i _e
współpracuje ze mna. " Wiec pytam sie ciebie w najrozsadzniejszy sposób jaki tylko moge -
prosze pomó_ mi cofnac to co zrobiłes Damenowi, tak _ebysmy mogli wszyscy razem
wpółistniec."
Kieci głowa. " Przykro mi kochanie, musi byc jakas cena. Pytanie tylko czy jestes w stanie ja
zapłacic."
Opieram sie o sciane zmeczona, pokonana, ale nie na wynajem. Wiedziałam jedno, _e nigdy
sie nie poddam. To ta sama stara gra przed która Damen mnie ostrzegał. "Nigdy nie bedziesz
mnie miał Roman. Nigdy, przenigdy tak długo jak.."
W nastepnej chwili wstaje z kanapy pedzie do mnie tak szybko, czuje jego oddech, gdy
pochyla sie i całuje mnie w policzek.
- "Wyluzuj." Szepcze zbli_ajac twarz tak blisko, _e zdecydowanie moge dostrzec jak idealnie
gładka jest. " Tak jak jest wiele zabaw, które moga byc pod warunkiem kierunku co najmniej
zabawne, obawiam sie, _e to nie to. Jestem znacznie za czyms bardziej ezoterycznym ni_ za
dziewiczymi kudłami. Chocia_ je_eli chcesz isc w to bez _adnych zobowiazan to zapewniam
cie kochanie z pewnoscia sie do tego nadaje." Usmiecha sie, jego głeboko niebieskie oczy
wpatrzone sa w moja twarz projektujac w swojej głowie film z nami w rolach głównych i
królewskich rozmiarów ło_em.
Patrze dalej a oddech robi mi sie nierówny, zbyt szybki, gdy jego nos dotyka mojego ucha,
policzek, szyje, wdychajac mój zapach.
- " Wiem co prze_ywasz Ever." mruczy dotykajac wargami konca mojego ucha. " Tesknota za
czyms bliskim, a jednak - nigdy nie mo_esz tego spróbowac. Jest to rodzaj bólu, którego
wiekszosc ludzi nigdy nie doswiadczy.Ale oboje to wiemy prawda? Ty i ja jestesmy złaczeni w
ten sposób."
- " Ale nie martw sie." Usmiecha sie. " Jestes inteligentna dziewczyna. Jestem pewien, _e
odgadniesz to. A je_eli nie.." Wzrusza ramionami. " No có_ nic sie nie zmieni prawda?
Wszystko pozostanie takie same. Nasze losy sie przeplataja - do nieskonczonosci."
Posuwa sie z powrotem w głab korytarza z taka szybkoscia, _e chwilami mi sie rozmywa.
Odchyla głowe i pokazuje mi drzwi praktycznie pchajac mnie, gdy mówi: " Przepraszam, _e
obciałem je tak krótko. Choc robie to z mysla o reputacji. Jesli Damen dowie sie, ze tu byłas -
to mo_e byc dla ciebie tragiczne czy_ nie?"
Usmiecha sie odsłaniajac białe zeby. Jestem wsciekła na siebie, za to, _e nie posłuchałam
Damena - za to, _e ryzykowałam.
- " Niestety nie dostaniesz tego po co tu przyszłas, kochanie." Zamyka drzwi za soba, gdy
dodaje." Cokolwiek robisz trzymanie sie z daleka od samochodu Marco bedzie szarpaniem jak
z jakas plama."
Rozdział 12
Szłam do domu. Lub przynajmniej w kierunku, który miałam w głowie. Ale gdzies po rodze
zaczełam biec. Moje stopy poruszały sie powoli praktycznie opierały sie, wiedzac, _e nie ma
potrzeby przed nikim uciekac i nie mam nic do udowodnienia. Pomimo mojej siły i szybkosci
nie dorównuje Romanowi. Jest mistrzem w tej grze, a ja jestem tylko jego pionkiem.
Kontynuuje dalej w głab Laguny albo Village, zale_y jak kto to nazywa. Jestem zbyt
przebudzona, aby wrócic do domu zbyt zawstydzona, aby zobaczyc Damena. Byłam w
ciemnej, pustej ulicy i zatrzymałam sie przed zadbanym domku, gdzie wokół drzwi znajdowały
sie rosliny i tkaniny, tak aby ludziom to miejsce wydało sie niegrozne, przyjazne.
Ale tak nie jest. Nawet nie jest temu bliskie. Teraz to miejsce zbrodni. I w przeciwienstwie, gdy
byłam tu ostatni raz teraz nie przejmuje sie tym czy mam zapukac czy nie. Nie ma sensu. Ava
ju_ dawno odeszła. Kradnac eliksir i zostawiajac Damena samego i umierajacego nie ma
zamiaru wracac.
Otworzyłam drzwi swoim umysłem i zrobiłam krok szybko rozgladajac sie zanim przechodze
do kuchni. Byłam zaskoczona, bo pokój był zwykle zadbany i nie było w nim nigdy bałagau - w
umywalce pietrzyły sie brudne naczynia i szklanki, kosz był przepełniony smieciami, które
wylewały sie na podłoge. I choc jestem pewna, _e Avy to nie ma musiał byc tu ktos inny.
Chodziłam po korytarzu wpatrujac sie w serie pustych pokoi dopóki nie dostałam sie do drzwi
na samym koncu - które prowadza do tak zwanej przestrzeni sakralnej Avy, gdzie medytowała
i próbowała sie skontaktowac z innymi wymiarami. Otworzyłam je tak, _e było tylko niewielka
szpara i zmru_yłam oczy w ciemnosci widzac, _e dwa miejsca słu_ace do spania le_ały na
podłodze. Szumiac reka wzdłu_ sciany bezskutecznie szukałam włacznika do swiatła przed
tym, jak sobie przypomniałam, _e przecie_ sama potrafie rozswietlic cały pokój na własna reke
- znajdujac dwie osoby, których nie spodziewałam sie zobaczyc kiedykolwiek ponownie.
- " Rayne?" Uklekłam obok niej i wtrzymałam oddech gdy przekrecała sie do mnie i otworzyła
jedno oko.
- " Oh hej Ever." Pociera oczy i stara sie usiasc. " Tylko nie to, nie jestem Rayne jestem
Romy. Tam jest Rayne."
Rzuciłam okiem na jej twarz na drugim koncu pokoju zwracajac uwage na grozne spojrzenie,
które przecina jej twarz, gdy zdaje sobie sprawe, _e to ja.
- " Co ty tu robisz?" pytam koncentrujac sie na Romy, która zawsze była dla mnie milsza.
- " Mieszkamy tutaj." Wzrusza ramionami wstajac i chowajac swoja pomarszczona biała
koszule w jej niebieska spódnice.
Spojrzałam na nie obie, na blada skóre, du_e ciemne oczy, czarne po ramiona włosy idealnie
obciete. Były ubrany w te same mundury ze szkoły prywatnej, które nosiły, gdy sie
spotkałysmy po raz pierwszy. Ale w przeciwienstwie do Summerlandu, w którym były zawsze
czyste i zadbane teraz du_o im do tego brakuje - sa całkowicie zaniedbane i brudne.
- " Ale nie mo_ecie tu mieszkac. To jest dom Avy." krece głowa. Pomysł _eby tu mieszkały
bardzo mnie zdenerwował. " Mo_e powinnyscie pomyslec o powrocie. Wiesz z powrotem do
Summerlandu?"
- " Nie mo_emy." Mówi Rayne podciagajac swoja skarpetke, co sprawi, _e beda tej samej
długosci, co pozwala mi je odró_nic. " Dzieki tobie jestesmy tu unieruchomione na zawsze."
mruczy biorac chwile aby na mnie spojrzec.
Rzuciłam okiem na Romy liczac, _e ona cos wyjasni. Ale ona tylko potrzasa głowa na swoja
siostre przed tym gdy mówi: " Avy nie ma." Wzrusza ramionami. " Ale Rayne zrobiła złe
wra_enie. Jestesmy bardzo szczesliwe, _e cie widzimy. Miałysmy kolejny zakład, jak szybko
sie pojawisz."
Mój wzrok ciska na zmiane miedzy nie smiejac sie nerwowo, gdy mówie. " Oh naprawde? kto
wygrał?"
Rayne przekreca oczami i wskazuje na swoja siostre. " Ona. Byłam pewna, _e nas opusciłas
na dobre."
Przerwałam jej, gdy nadle dotarło do mnie to co powiedziała. " Czekaj, chcesz powiedziec, _e
byłyscie tu przez cały czas?"
- " Nie mo_emy wrócic." Romy wzruszyła ramionami. " Straciłysmy nasza magie."
- " Có_ jestem pewna, _e moge wam pomóc wrócic. Ale wy chcecie wrócic prawda?" Patrze
na nie obie widzac usmiech Rayne, gdy Romy kiwa do niej głowa. Wiedziałam, _e to bedzie o
wiele łatwiejsze ni_ myslałam, bo wszystko co musze zrobic to portal, rozliczyc ich po_egnac
sie i z powrotem wrócic samotnie do Laguny.
- " Chciałybysmy bardzo." mówi Romy.
- " Chcemy ju_ isc." Dodaje Rayne mru_ac oczy. " Po tym wszystkim, tyle mo_esz
przynajmniej dla nas zrobic."
Z trudem przełknełam. Zasługiwałam na to, ale wcia_ zastanawiałam sie która z nich jest
bardziej zdesperowana, aby opuscic to miejsce, opuscic mnie?
Ruszyłam w kierunku Rayne, gdy skierowałam sie w strone materacu i zastanawiajac sie
dlaczego _adna z nich sie na nim nie poło_yła skoro byłoby im tak wygodniej. "Chodz."
Powiedziałam zerkajac przez ramie. " Siadziesz po mojej prawej stronie, a ty Romy siadziesz
tutaj." Poklepałam le_ace obok mnie poduszki. " Teraz chwyccie moje rece i zamknijcie oczy
skupiajac sie ze wszystkich sie na portalu. Myslcie, _e złoty blask swiatła przed wami, to nic
takiego. I tak długo, jak obraz jest czysty chce byscie zobaczyły siebie poprzez zrobienie kroku
w prawo, wiedzac, _e jestem tu_ obok was trzymajac was bezpiecznie. Dobrze?"
Rzuciłam na nie okiem widzac ich skonienia, zanim jeszcze przeszły do utworzenia wszystkich
kroków. Ale gdy tylko zrobiłam krok w kierunku swiatła i do ogromnego, pachnacego pola
otworzyłam oczy i byłam ju_ sama.
- " Mówiłam!" powiedziała Rayne, gdy sie odwróciłam. Stoi przede mna, widac było, _e jest zła,
oskar_ała mnie trzymajac rece na biodrach. " Mówiłam ju_, _e magia nas opusciła. Jestesmy
tu uwiezione i nie mo_emy wrócic w _aden sposób! I to wszystko przez to, _e starałysmy ci sie
pomóc."
- " Rayne!" Romy potrzasa głowa na siostre a nastepnie spoglada na mnie z przepraszajacym
wyrazem twarzy.
- " Kiedy to prawda!" powiedziała wyraznie tracac humor. " Mówiłam ci, _e nie powinnysmy
ryzykowac. Mówiłam ci, _e nie chciała słuchac. Widziałam to wyraznie. Podjeła zła decyzje -
która dodam wyszła!" Potrzasa głowa i marszczy brwi. " To było dokladnie tak jak
przewidywałam. I teraz jestesmy tu płacac za to!"
Oh nie jestes jedyna pomyslałam. Od razu, gdy tak pomyslałam miałam nadzieje, _e straciły
zdolnosc czytania w myslach, ale równie_ jest mi wstyd. Nie wa_ne jak bardzo mnie irytuje,
wiem, _e ma racje.
- " Posłuchajcie." mówie cie_ko oddychajac, gdy patrze na zmiane na nie obie. " Wiem jak
bardzo chcecie wrócic. Zaufajcie mi. Zrobie wszystko, aby wam to umo_liwic." Skinełam
widzac ich spojrzenie pełne niedowierzania. " Nie jestem dokładnie pewna, jak to zrobic, ale
sie postaram. Zrobie wszystko co moge, aby was tam z powrotem zabrac. A w miedzyczasie
zrobie wszystko co w mojej mocy, abyscie były bezpieczne i czuły sie komfortowo. Słowo
honoru. W porzadku?"
Nie jestem pewna, jak sformułowac to zdanie, zastanawiałam sie nad tym przez chwile, gdy w
koncu zdecydowałam sie powiedziec. " Przykro mi jesli to jest koniec,ale musze wiedziec -
jestescie martwe?" Wstrzymałam oddech oczekujac od nich jakiegos szalenstwa lub
obra_enia sie - prawie ka_dej reakcji, ale dostaje tylko smiech. Patrze jak stoja przede mna
Rayne dwukrotnie uderzyła swoje kolana a Romy toczyła sie po poduszkach praktycznie cała
sie trzesac. " Có_ nie mo_ecie mnie winic za to, _e spytałam." Skrzywiłam sie jak ktos
obra_ony. " Miałysmy sie spotkac w Summerlandzie, w którym mnóstwo martwych ludzi
spedza czas. Nie wspominajac o tym, jak nienaturalnie jestescie blade."
Rayne opiera sie o sciane ju_ w pełni ochłoneła i usmiecha sie do mnie głupawo. " Jestesmy
blade. Wielkie mi rzeczy." Spoglada na siostre a potem z powrotem na mnie. " To nie tak
jakbys miała dokładnie wahania opalenizny. A jednak nie widzisz nas zakładajac, _e jestes
członkiem, który odszedł."
Skrzywiłam sie wiedzac, _e to prawda, ale jednak. " Tak, dobrze macie nieuczciwa przewage.
Dzieki Riley wiedziałyscie o mnie na długo przed tym jak sie spotkałysmy. Wiedziałyscie
dokładnie kim i czym jestem i je_eli mam wam pomóc musze wiedziec kilka rzeczy. Wiec tak
bardzo jak mo_ecie uwa_ac to za złe i chcecie sie tego pozbyc istnieje tylko jedno wyjscie
musicie opowiedziec mi wszystko."
- " Nigdy." Mówi Rayne patrzac na siostre i zachecajac ja do buntu.
Romy ignoruje ja i odkreca sie do mnie. " Nie _yjemy. Jestesmy bardziej jak - uchodzcy.
Uchodzcy z przeszłosci."
Spojrzałam na nie obie myslac, _e wszystko co musze zrobic to pozbyc sie mojej bariery i
dotknac je, aby zobaczyc historie ich _ycia, ale zastanawiajac sie chciałam w pierwszej
kolejnosci posłuchac ich wersji.
- " Dawno dawno temu" Zaczyna wpatrujac sie w siostre z dezaprobata po czym bierze
głeboki oddech i mówi dalej. " Bardzo dawno temu w rzeczywistosci stałysmy w obliczu.. "
Marszczy brwi szukajac odpowiednich słów kiwajac do mnie, gdy znów zaczyna mówic. " Po
prostu powiem, _e miałysmy stac sie ofiarami strasznego, mrocznego wydarzenia, jednego z
najbardziej haniebnych w naszym _yciu, ale uciekłysmy, uciekłysmy do Summerlandu. A
potem, no có_ mysle, _e straciłysmmy poczucie czasu a_ do teraz. Albo przynajmniej do
czasu, kiedy ci pomogłysmy."
Rayne jekneła upadajac na podłoge i chowajac twarz w dłoniach, ale Romy ja zignorowała
nadal patrzac na mnie i mówiac: " A teraz nasze najgorsze obawy sie spełniły. Nie mamy
naszej magii, nie mamy sie gdzie podziac i nie wiem jak mamy tu przetrwac."
- " Przed jakim rodzajem przesladowania uciekłyscie?" Pytam patrzac w jej oczy i szukajac
tam wskazówek. " A jak dawno temu jest to dawno temu? I z czym mamy do czynienia tutaj?"
Zastanawiałam sie czy historia ma cos wpólnego z Damenem, albo czy nale_y do przeszłosci.
Spojrzały na siebie komunikujac sie bez słów, oddzielajac mnie od tego. Wiec przeszłam do
Romy chwytajac ja za reke tak szybko, by nie zda_yła mi uciec. Natychmiast zanu_yłam sie w
jej umysł - jej swiat - widzac jak historia, o której mi mówiła rozwija sie tak jakbym tam była.
Stałam z boku obserwujac to wszystko niezauwa_ona. W pełni zanurzyłam sie w chaos i
strach, jaki tam panował. Byłam swiadkiem strasznych rzeczy tak, _e byłam skłonna sie
odwrócic.
Widziałam jak wsciekły tłum otaczał ich dom, ludzie krzyczeli - pochodnie były podniesione
wysoko - ich ciotka blokowała drzwi jak tylko mogła tworzac portal i wzywajac blizniaczki by
weszły do Summerlandu, gdzie beda bezpieczne.
Dzielił je tylko krok od portalu złaczyły sie, a gdy drzwi sie otworzyły znikneły. Były oddzielone
od wszystkiego co wiedziały, nie miały pojecia co sie stało z ich ciotka, a_ do wizyty w Great
Halls of Learning gdzie pokazano im dreczacy proces o fałszywe oskar_enie, które musiała
znosic. Odmawiała przyznania sie do uprawiania jakichkolwiek czarów po podjeciu Wiccan
Rede " To nie skrzywdzi nikogo, robi co chcecie." i wiedzac, _e nie zrobiła niczego złego,
odrzuciła swojego dreczyciela i trzymała głowe uniesiona do góry - przez cały czas gdy była na
szubienicy, do chwili gdy ja powiesili.
Zatoczyłam sie w tył palcami poszukujac amuletu. Cos w sposobie w jaki ich ciotka patrzyła
jest mi znane, sprawił, _e byłam chwiejna, niestabilna. Przypomniałam sobie, _e jestem
bezpieczna, one sa bezpieczne - _e takie rzeczy nie zdarzaja sie w tych czasach.
- " Teraz ju_ wiesz." Romy wzrusza, kiedy Rayne kreci głowa. " To cała nasza historia.
Wszystko o nas. Czy teraz winisz nas za to, _e sie ukrywamy?"
Rzuciłam okiem na nie dwie, niepewna co powiedziec. " Ja.." wyczysciłam gardło i zaczełam
od nowa. " Bardzo mi przykro. Nie miałam pojecia." Spojrzałam na Rayne widzac, _e ona nie
chce na mnie patrzec spojrzałam na Romy, która oczywiscie opusciła głowe. " Nie miałam
pojecia, _e uciekłyscie z Salem."
- " Nie do konca." powiedziała Rayne.
- " Co oznacza, _e nigdy nie byłysmy sadzone. Ciotka została oskar_ona. Pewnego dnia była
najbardziej poszukiwana poło_na." Wciagneła powietrze, jej oczy wygladały, jakby własnie co
zobaczyły ta scene.
- " Chciałysmy pójsc z nia, nie miałysmy ju_ nic do ukrycia." powiedziała Rayne podnoszac
głowe i mru_ac oczy. " I to na pewno nie była wina Clary, _e to dziecko zmarło. To ojciec to
zrobił. Nie chciał dziecka, albo matki. Wiec zrezygnował z ich obu i oskar_ył Clare. Płaczac na
całe miasto - ale wtedy Clara zrobiła portal i zmusiła nad _ebysmy sie ukryły, chciała do nas
dołaczyc.. i znasz reszte historii."
- " Ale to było ponad trzysta lat temu!" Płacze, wcia_ nie doswiadczona idei _ycia tak długo,
mimo mojej nismiertelnosci.
Obie wzruszyły ramionami.
- " Wiec je_eli nie wrócicie do.." Potrzasnełam głowa dopiero teraz rozumiejac jak to jest
wa_ne. " Czy wiecie jak du_o zmieniło sie tutaj od momentu, gdy byłyscie tu po raz ostatni?
Powa_nie. To tak jakby cały swiat przewrócono na lewa strone!"
- " Nie jestesmy idiotkami!" Rayne potrzasneła głowa. " W Summerlandzie te_ było widac
postepy. Nowe osiagniecia ludzi, manifestujac niektóre rzeczy sa podłaczone do innych i nie
mo_esz ich upuscic."
Ale to nie było to co myslałam, nie było nawet do tego przybli_one. Nie odnosiłam tego do
samochodów w porównaniu z jazda konna, modnych butików do zykłych ciuchów - ale ich
umiejetnosci współpracy z innymi na swiecie - wmieszanie sie, dostosowanie, nie stoi to
wszystko obok siebie w sposób ra_acy! Biorac pod uwage ich idealnie obciete grzywki, du_e
ciemne oczy i blada skóre znajac ich w dwudziestym pierwszym wieku - to lepsze zmiany ni_
całkowity remont.
- " Poza tym Riley przygotowała nas." powiedziała Romy wywołujac głosny jek u Rayne i moja
pełna powage. " Wymanifestowała prywatna szkołe i przekonała nas _ebysmy sie do niej
zapisały. Była nasza nauczycielka, trenerka uczac nas nowoczesnego _ycia w tym wymowy.
Chciała _ebysmy wróciły i przygotowywała nas do tego. Czesciwo dlatego, _e chciała
_ebysmy sie toba opiekowały, a czesciowo dlatego, _e myslała, _e oszalałysmy bo brakowało
nam dzisiejszej młodzie_y."
Zmroziło mnie. Nagle zrozumiałam zdolnosc myslenia Riley, jaki miała z nimi interes - który
miał o wiele mniej wspólnego ze mna a wszystko wiazało sie z nia. " Ile macie lat?"
Szepnełam patrzac na Roym i oczekujac odpowiedzi. " Albo powinnam powiedziec ile lat
miałyscie, gdy po raz pierwszy przybyłyscie do Summerlandu?" Wiedzac, _e nie maja tego
wieku od jednego dnia.
- " Trzynascie. Dlaczego pytasz?" mówi Romy.
Zamykam oczy i potrzasam głowa tłumiac smiech, gdy mysle: Wiedziałam.
Riley zawsze marzyła, _e bedzie miała trzynascie lat. Ale po smierci w dwunastu wybrała
obijanie sie po ziemi, _ycie z dojrzewajaca mna. To miało jedynie sens, gdy spróbuje
przekonac Rayne i Romy do powrotu nie chcac niczego przegapic jak ona.
Jesli Clara mo_e znalezc siłe a Roley nadzieje, w tak strasznej sytuacji to ja na pewno moge
pokonac Romana.
Patrzyłam na blizniaczki wiedzac, _e nie moge zostac tu same, ani _yc w domu Sabine ani
moim, wiedziałam, _e jest ktos kto mo_e nam bardzo pomóc.
- " Wezcie swoje rzeczy." mówie udajac sie do drzwi. " Zabieram was do nowego domu."
Rozdział 13
W chwili gdy wyszłysmy na zewnatrz zdecydowałam, _e potrzebujemy samochodu. Od kiedy
byłam bardziej zainteresowana szybkoscia, ni_ komfortem zwłaszcza po obejrzeniu sposobu
w jaki blizniaczki przylegaja do siebie, oraz jak patrzyły na wszystko wkoło ostro_nie
wymanifestowałam cos co bedzie zarazem szybkie i ciche. Nakazałam, _eby Romy usiadła na
kolanach Rayne. Dostałysmy sie do osiedli i nadepnełam na gaz poruszajac sie po ulicy z
niesamowita zrecznoscia, a blizniaczki niemal wisiały przy oknie gapiac sie na wszystko co
mijałysmy.
- " Byłyscie przez cały czas w wewnatrz?" Spojrzałam na nie i nigdy nie wiedziałam nikogo kto
reaguje tak widzac Laguna Beach.
Skineły ani razu nie odwracajac wzroku. Skrecały sie na miejscu, gdy zatrzymałam sie obok
bramy. Pozwoliłam stra_nikowi na przygladanie sie uwa_nie nam, na otworzenie okna i
kontrole, gdy pozwolił nam jechac dalej.
- " Gdzie nas zabierasz?" Oczy Riley patrza na mnie podejrzliwie. " Co ze stra_nikiem i du_a
brama?To rodzaj jakiegos wiezienia?"
Podniosłam głowe spogladajac na nia i mówiac: " Czy w Summerlandzie nie ma zamknietych
osiedli?". Nie _yłam tam przez trzy ostatnie wieki, wiec nie jestem wtajemniczona dobrze co
tam jest, a czego nie ma.
Potrzasneły głowami, szeroko otwierajac oczy.
- " Nie martwcie sie." Skreciłam w strone domu Damena a nastepnie podjechałam na jego
podjazd. " To nie wiezienie, to nie rodzaj tej bramy. Sa bardziej skłonni zatrzymania ludzi ni_
wpuszczenia ich do srodka."
- " Ale dlaczego nie chca wpuszczac ludzi?" pytaja w tym samym czasie dziecinnymi głosami,
które zlewaja sie w jeden.
Przewróciłam oczami nie wiedzac jak na to odpowiedziec. To nie jest tak, _e wychowałam sie
w ten sposób, cała społecznosc schowana była w kapturze, a teraz została uwolniona. "
Mysle, _e to ma na celu trzymanie ludzi..." Chciałam powiedziec bezpiecznych, ale tak nie jest.
"Niewa_ne." Potrzasnełam głowa. " Jesli tu zamieszkacie to lepiej sie do tego przyzwyczajcie.
To wszystko jest równie_ tam."
- " Ale nie bedziemy mieszkac tutaj." Mówi Rayne. " Powiedziałas, _e to tylko tymczasowe
rozwiazanie dopóki nie znajdziesz sposobu na odeslenie nas z powrotem, prawda?"
Wziełam głeboki wdech i chwyciłam kierownice mocniej przypominajac sobie jak bardzo musi
byc przera_ona nie wa_ne jak była zuchwała w stosunku do mnie.
- " Oczywiscie, _e to tymczasowe." Kiwnełam głowa wymuszajac usmiech. Lub przynajmniej
tak bedzie lepiej, bo jesli nie ktos bedzie bardzo niezadowolony. Wyszłam z samochodu i
dałam im znak _eby wyszły. " Chcecie zobaczyc swój nowy tymczasowy dom?"
Skierowałam sie w strone drzwi, szły tu_ obok mnie, dopóki nie stanełam zastanawiajac sie
czy nie powinnam zaczekac na Damena i dopiero wejsc do srodka ale po prostu posunełam
sie do przodu myslac, _e pewnie spi. Ju_ miałam otworzyc drzwi, gdy Damen je otwiera i
opiera sie o nie mówiac: " Dobrze sie czujesz?" . Usmiecham sie przekazujac mu
telepatycznie: Zanim cokolwiek powiesz - cokolwiek - po prostu postaraj sie zachowac spokój i
daj mi szanse wyjasnic. Jego oczy były ciekawe. Zapytałam: " Czy mo_emy wejsc?"
Przesuwa sie na bok, w jego oczach widac było szok, gdy Romy i Rayne wyszły zza mnie, i
skierowały sie w jego strone. Owineły rece wokół jego bioder patrzac na niego z uwielbieniem
i krzyczac: " Damen! To ty! To naprawde ty!". Przyjemnie było patrzec jak sie ponownie
spotkali. Nie mogłam pomóc, ale zauwa_yłam jak reaguja na niego z miłoscia i
podekscytowaniem to jest niemal odwrotna reakcja która spotkała mnie.
- " Hej." Usmiecha sie rozczochrujac im włosy i pochylajac sie w dół całujac je w głowe. " Jak
długo tu sa?" Wyciaga głowe i patrzy na mnie.
- " Od ostatniego tygodnia." mówi Rayne a na jej twarzy widac ubóstwienie. " Chwile przed tym
jak Ever dodała swoja krew do antidotum i wszystko zniszczyła."
- " Rayne!" Spojdzenie Romy laduje na jej siostre a nastepnie na mnie. Ale po prostu
próbowałam nie zwracac na to uwagi. To bitwa, której nigdy nie wygram.
- " Miałam na mysli przed tym." Damen patrzy gdzies daleko próbujac sobie przypomniec ten
dzien.
Patrza na niego ze złosliwym błyskiem w oczach i mówia: " To było niemal ponad szesc lat
temu, gdy Ever miała 10lat!"
Gapiłam sie, a oczy niemal wyłaziły mi z orbit, gdy Damen zaczał sie smiac. " Ah tak. Musze
wam podziekowac, za pomoc w jej znalezieniu. A poniewa_, wiecie ile ona dla mnie znaczy
bede wdzieczny za _yczliwosc wobec niej. To nie jest zbyt wiele prawda?" Mocował Rayne
pod broda powodujac jej usmiech i rumieniec na jej policzkach.
- " Wiec czemu zawdzieczam ten zaszczyt?" Prowadzi nad do jeszcze pustego pokoju. "
Ponowne połaczenie sie z moimi utraconymi przyjaciółkami, co dodam od wieku sie nie
widzielismy."
Patrzyły na siebie i chichotały oczywiscie oczarowane nim niewa_ne co by nie mówił. Przez
chwile pomyslałam o odpowiedzi szukajac odpowiednich słów, aby mu przerwac i powiedziec
mu o pomysle na jaki wpadłam - tymczasowego ich pobytu tutaj. Wtedy patrza na siebie i
krzycza: " Ever powiedziała, _e mo_emy zamieszkac z toba!"
Damen spojrzał na mnie, usmiech jeszcze widniał na jego twarzy, lecz czysty horror skradał
sie w jego oczy.
- " Tymczasowo." dodałam patrzac na niego i wysyłajac czerwonego tulpiana do niego. " Do
chwili a_ znajde sposób aby odesłac je z powrotem do Summerlandu albo gdy ich magia
wróci, cokolwiek nastapi wczesniej. " Wczepiłam w to psychiczna wiadomosc: Pamietasz,
kiedy mówiłes, _e chcesz poprawic swoja karme w celu uzupełnienia przeszłosci? Nie ma nic
lepszego ni_ pomaganie komus w potrzebie prawda? W ten sposób mo_esz zatrzymac dom,
poniewa_ bedzie ci potrzebne dodatkowe miejsce. Jest to idealne rozwiazanie. Ka_dy
wygrywa! Kiwam głowa i usmiecham sie chetnie. Jestem jak lalka zmechacona lalka, tyle, _e
bez głowy.
Gdy Damen patrzy na mnie blizniaki smieja sie i kreca głowa, gdy mówi: " Oczywiscie mo_ecie
sie zatrzymac. Tak długo, jak trzeba. Co powiecie na to, _e pójdziemy na góre, gdzie
bedziecie mogły wybrac swoje pokoje?"
Westchnełam. Mój idealny chłopak okazał sie byc jeszcze bardziej idealny. Blizniaczki zaczeły
sie scigac po schodach - szczesliwie chichoczac, całkowicie odmienione tym, _e sa pod
opieka Damena.
- " Czy mo_emy zajac ten pokój?" Pytaja a ich oczy niemal płona, gdy stoja w drzwiach
specjalnego pomieszczenia Damena, które wcia_ pozbawione jest jego rzeczy.
- " Nie!" Odpowiadam zbyt szybko grymaszac, gdy sie odwróciły mru_ac oczy i gapiac sie na
mnie. Nawet je_eli czuje sie zle przez zły start jestem zdecydowana przywrócic ten pokój do
stanu normalnego, a nie bede mogła tego zrobic jesli beda chciały go zajac. " Jest zajety."
dodałam uswiadamiajac sobie, _e nie zrobiłam nic _eby zmniejszyc cios. " Ale jest ich du_o
wiecej, to du_y dom zobaczycie. Jest nawet basen!"
Romy i Rayne spojrzały na siebie przed wyjsciem na korytarz. Głowy miały spuszczone w dół,
kołyszac sie i szepczac cicho. Nie ukrywały swojego niezadowolenia.
Mogłas po prostu im go dac pomyslał Damen na tyle blisko, _eby wysłac zarzut w moja strone.
Potrzasnełam głowa i szłam w milczeniu obok niego telepatycznie odpowiadajac: Chciałabym
abyc zapełnił go rzeczami. Nawet je_eli nic dla ciebie nie znaczy to dla mnie znaczy wiele. Nie
mo_esz po prostu rzucic przeszłosci - nie mo_esz wyrzucic rzeczy, które swiadcza o tobie.
Zatrzymał sie zwracajac sie do mnie: " Ever nie jestesmy okreslani przez nasze rzeczy. To nie
ubrania, które nosimy, nie samochody, którymi jezdzimy, sztuka, która tworzymy - gdzie
_yjemy, ale jak _yjemy okresla nas." Jego wzrok spoczywa na mnie, gdy zbiera sie by
telepatycznie mnie uscisnac, a efektem tego jest, _e brak mi tchu. "To, _e nasze działania
bedzie sie pamietac na długo po tym jak odejdziemy." Dodaje gładzac moje włosy i
telepatycznie spotykajac swoimi ustami moje.
Prawda. Usmiecham sie patrzac na obraz jaki stworzył - tulipany, zachód słonca, tecza, anioły
i wszelkiego typu stereotypowe romantyczne tematy, które spowodowały, _e zaczelismy sie
smiac. Chyba, _e jestesmy niesmiertelni dodałam zdecydowana przechylic szale na swoja
strone. Co oznacza, _e tak naprawde _adna z tych rad sie nie stosuje. Tak wiec biorac to pod
uwage, mo_e da sie..
Ale nawet nie dokonczyłam, bo blizniaczki wezwały nas do siebie krzyczac: " Ten pokój! Chce
ten!"
Poniewa_ blizniaczki sa przyzwyczajone do bycia razem, myslałam, _e wybrały to samo
miejsce, a nawet beda zajmowały to samo łó_ko. Ale z chwila, gdy wyrejestrowały wielkosc
pokoju obok, nastepny po tamtym, ka_da z nich postawiła swoje _adania i _adna nie chciała
wracac. Spedziły nastepne kilka godzin kierujac mna i Damenem, abysmy dekorowali a_ do
najdrobniejszych szczegółów, domagajac sie oczywiscie łó_ka, komody, półek, tylko
zmieniajac zdanie majac pusty pokój i musielismy zaczynac od nowa.
Ale tak długo jak Damen u_ywał magii nie narzekam. Zbyt długo nie widziałam jak cos
manifestuje, oczywiscie je_eli nadal odmawia i tak robi cos dla siebie. Kiedy w koncu
skonczylismy zaczynało pojawiac sie Słonce, a ja wiedziałam, _e lepiej wracac do domu zanim
Sabine sie obudzi i zauwa_y, _e mnie nie było.
- " Nie zdziw sie, je_eli nie bedzie mnie dzisiaj w szkole." mówi odprowadzajac mnie do
frontowych drzwi.
Westchnełam nienawidzac poczucia, _e bede bez niego.
- " Nie moge zostawic ich tutaj samych. Nie dopóki nie przyzwyczaja sie." Wzrusza podnoszac
kciuk do góry i wskazujac pietro, gdzie blizniaczki sa wreszcie bezpieczne i szczesliwe spiac w
łó_kach.
Skinełam wiedzac, _e ma racje i obiecujac, _e odesle je z powrotem do Summerlandu zanim
poczuja sie tu zbyt dobrze.
- " Nie jestem pewien, czy to rozwiazanie." Mówi wyczuwajac moje mysli.
Przewróciłam oczami niepewna co zamierza, ale coraz bardziej cos wywracało moje
wnetrzosci.
- " Myslałem.." Przekreca głowe w bok kciukiem sledzac linie swojego podbródka. "Prze_yły
ju_ wiele - straciły dom, rodzine, wszystko co znały i kochały - _ycie zabrało im tak wiele, _e
nie miały szansy nawet skorzystac z niego.." Kreci głowa. " Zasługuja na prawdziwe
dziecinstwo, nie sadzisz? Nowy poczatek w swiecie.."
Patrze na niego chcac cos powiedziec, ale nie moge wymówic _adnych słów. Oczywiscie, _e
ja te_ chce _eby były szczesliwe i bezpieczne, a reszta z tych rzeczy, jesli chodzi o reszte
mamy odmienne zdania. Planowałam krótka wizyte, kilka dni lub w najgorszym razie tygodni. I
ani razu nie bawiłam sie z zamiarem bycia zastepczym rodzicem, zwłaszcza dla blizniaczek,
które sa po prostu kilka lat młodsze ode mnie.
- " To były tylko mysli." Wzruszył ramionami. "Ostatecznie decyzja nale_y do nich. To ich
_ycie."
Z trudem przełknełam i odwróciłam wzrok mówiac sobie, _e to nic. Kiedy skierowałam sie do
mojego wymanifestowanego samochodu Damen powiedział: "Ever? Powa_nie?
Lamborghini?"
Skuliłam sie cała czerwona pod jego spojrzeniem. "Musiałam miec cos szybkiego."
Wzruszyłam ramionami wiedzac, _e nie kupiłby go. "Były przera_one, _e sa na zewnatrz, wiec
potrzebowałam czegos szybkiego, by jak najszybciej je tu zabrac."
- "A czy to musiało byc błyszczace i czerwone równie_?" Smieje sie patrzac to na mnie to na
samochód i kreci głowa.
Zacisnełam usta i patrzyłam daleko odmawiajac powiedzenia czegos wiecej. To nie było tak,
_e planowałam go zachowac. Pozbede sie go gdy wróce do domu.
Otworzyłam drzwi i weszłam do srodka nagle przypominajac sobie o co chciałam zapytac
wczesniej. Biorac elegancki wyraz twarzy zapytałam: "Hej Damen.. Jak otworzyłes drzwi tak
szybko? Skad wiedziałes _e tam byłysmy?"
Patrzy na mnie, a gdy nasze spojrzenia sie spotykaja usmiech znika z jego twarzy.
- " To była czwarta rano. I nawet nie miałam szansy zapukac, a ty ju_ tam byłes. Nie spisz?"
I mimo, _e dzielił nas jaskrawy, czerwony metal to i tak miałam dreszcze, gdy powiedział: "
Zawsze, zawsze mam przeczucie, gdy jstes blisko."
Rozdział 14
Po długim dniu w szkole bez Damena, gdy usłyszałam ostatni dzwonek udałam sie do
swojego samochodu i postanowiłam pojechac do niego. Ale zamiast skrecenia w lewo na
swiatłach zawróciłam. Powtarzałam sobie, _e powinnam dac mu wiecej swobody, dac mu
szanse na zwiazanie sie z blizniaczkami - ale prawda jest taka, _e miedzy bohaterstwem
Damena i ra_acej niecheci Rayne do mnie - co_ nie byłam gotowa stawic ponownie temu
czoła.
Skierowałam sie w strone centrum Laguny planujac zatrzymac sie w ksiegarni, w której Ava
pracowała. Pomyslałam, _e mo_e Lina - wlascicielka sklepu mo_e bedzie mogła mi pomóc,
znajdzie rozwiazanie na moje problemy bez ujawniania co to dokładnie jest. Biorac pod uwage
jak potarfi byc podejrzliwa, bedzie to nie lada wyczyn.
Po wymanifestowaniu najlepszego miejsca parkingowego co w Lagunie mogłam zrobic
dopiero dwa bloki dalej zrobiłam krok w kierunku drzwi, na których widniał du_y czerwony
napis: WRACAMY DZIESIATEGO.
Stałam przed nimi z zacisnietymi ustami rozgladajac sie wkoło upewniajac sie, _e nikt nie
patrzy, gdy menatlnie szarpnełam sruby. Wyciszyłam dzwonek do drzwi i weszłam do srodka,
rozkoszujac sie mo_liwoscia przegladania tego wszystkiego bez nadzoru Liny.
Koncami palców muskam długie rzedy kolców czekajac na jakis sygnał - nagłe ocieplenie,
swedzenia palców, cos co poinformuje mnie, _e nie jest dobrze. Ale nie dostaje nic, chwytam
jeden zbli_ajac sie do konca i zamykam oczy przesuwajac dłonie do przodu i na tył okładki
chcac zobaczyc co jest w srodku.
- " Skad sie tu wziełas?"
Podskoczyłam wpadajac na półka stojaca tu_ za mna przewracajac stos płyt CD na podłoge.
Przestraszyłam sie bałaganem jaki panował przy moich stopach, wszedzie porozrzucanymi
pudełkami, a niektóre z nich były popekane.
- " Przeraziłes mnie... ja.."
Opadłam na kolana, moje serce kołatało, twarz pokryła sie rumiencem. Zastanawiałam sie nie
tylko kim jest, ale jak mu udało sie obejsc mnie od tyłu, gdy_ powinnam była go wyczuc.
Energia smiertelników zawsze pojawia sie na długo przed pojawieniem sie jej własciciela.
Wiec to nie mo_liwe, _e on jest smiertelnikiem?
Zerknełam na niego gfy ukleknał obok mnie, na jego opalona skóre, umiesnione ramie i na
cie_ka kepe złotych dredów opadajacych mu do połowy pleców. Patrzyłam jak zbiera
uszkodzone pudełka szukajac jakiegos znaku swiadczacego o tym, _e nie jest niesmiertelny,
mo_e nawet nieuczciwy. Twarz miał zbyt doskonała - tatua_ Ourboros - ale gdy szukał mojego
spojrzenia usmiecha sie w sposób, który nie tylko odsłania najbardziej rozbrajajace dołeczki
akcentujacy idealnie ka_dy policzek, ale i zeby, które sa krzywo, co wystarczyło mi _eby
udowodnic sobie, _e nie jest taki jak ja.
- " Wszystko dobrze?" Patrzy na mnie oczami tak zielonymi, _e przez chwile zapomniałam jak
sie nazywam.
Kiwnełam głowa stojac niezrecznie i pocierajac dłonmi o d_insy. Zastanawiałam sie dlaczego
zrobił na mnie tak ogromne wra_enie, dlaczego jestem zdenerwowana i ledwo moge mówic.
"Tak wszsytko dobrze." Przypadkowo obdarowałam go na koniec nerwowym smiechem tak
wysokim i głupim, _e skuliłam sie, zaraz potem odwracajac. "Ja.. hmm.. własnie przegladałam
towar." Dodałam zdajac sobie sprawe, _e prawdopodobnie miałam wieksze prawo tu byc ni_
on.
Spojrzałam przez ramie na niego. Patrzył na mnie w sposób, którego nie rozumiałam.
Wziełam głeboki wdech i pociagnełam ramiona do tyłu. "Mysle, _e prawdziwe pytanie brzmi
jak ty sie tu dostałes?". Spojrzałam na jego piaszczyste gołe nogi i mokre spodenki, które
niebezpiecznie wisiały na jego biodrach i od razu odwróciłam wzrok nie widzac nic wiecej.
- " To moje miejsce." Skinał układajac płyty, a te które nie były popekane odstawił z powrotem
na półke a nastepnie odwrócił sie do mnie.
- " Naprawde?" Ja z kolei zmru_yłam oczy dodajac: "Bo ja znam własciciela, a ty nie
wygladasz jak ona."
Przechyla głowe w bok mru_ac oczy i pocierajac podbródek gdy mówi: "Naprawde?
Wiekszosc ludzi dostrzega podobienstwo. Choc musze przyznac, _e cie popieram, bo ja te_
tego nie widze."
- " Jestes zwiazany z Lina?" Patrzyłam na niego majac nadzieje, _e mój głos nie brzmiał
panicznie.
- "Jest moja babcia." Kiwa głowa. "Nazywa sie Jude przy okazji."
Oferuje mi swoja dłon, jego długie, opalone palce czekaja na mnie. Ale mimo, _e wzbudził
moje zainteresowanie, nie moge tego zrobic. Pomimo mojego zainteresowania nie moge sie
zastanawiac dlaczego czuje sie tak speszona - nie moge ryzykowac jego dotkniecia, gdy_
wiem co ono przyniesie.
Skinełam głowa z tej mojej głupiej odpowiedzi. Starałam sie nie skrzywic, gdy patrzy na mnie
dziwnie i wycofuje swoja reke.
- "Wiec teraz to przykrywka..." Zawiesza swój wilgotny recznik na ramie trzepoczac piaskiem
wkoło. "Wróce do mojego nieorginalnego pytani. Co tu robisz?"
Zawróciłam udajac nagłe zainteresowanie ksia_kami o interpretacji snów, gdy powiedziałam:
"Zrezygnuje z mojej oryginalnej odpowiedzi, która ju_ powiedziałam chyba, _e zapomniałes.
Na pewno mo_esz tu zagladac?" Odwróciłam sie spotykajac jego wzrok. Jego niesamowicie
zielone oczy przypominały mi reklame tropikalnych wakacji. Cos było w nim zaskakujacego,
nieokreslonego, a jednoczesnie dziwnie znajomego, ale jestem pewna, _e nigdy wczesniej go
nie widziałam.
Smieje sie odpychajac dredy z twarzy i pokazujac blizne na jego czole. "A jednak spedziłem
lata tutaj. Widziałem klientów ogladajacych towar, ale nigdy ciebie."
Jego usta rozciegneły sie na boki, a jego oczy badały mnie. Gdy sie odwróciłam policzki
miałam gorace, serce mi waliło, musiałam poczekac chwile by sie ogarnac, wtedy odwróciłam
sie i powiedziałam: "Nigdy nie widziałes kogos przegladajacego okładke? To troche dziwne,
nie sadzisz?"
- " Nie z zamknietymi oczami." Przechyla głowe koncentruja sie na miejscu obok mnie a
potem z powrotem na mnie.
Z trudem przełknełam speszona, dr_ałam wiedzac, _e musze zmienic temat, zanim
kompletnie pójde na dno. "Mo_e powinienes byc bardziej skoncentrowany na tym jak
sie tu dostałam, a nie co robie."
Patrzy na mnie, a jego oczy sie zwe_yły. "Myslałem, _e zostawiłem otwarte drzwi.
Zaprzeczasz?"
- "Nie!" potrzasnełam głowa majac nadzieje, _e nie zauwa_ył jak na mojej twarzy pojawił sie
rumieniec. "Nie to jest... to dokładnie to co powiedziałam.Zostawiłes otawrte drzwi." Dodałam
starajac sie nie denerwowac, zaciskac wargi lub cokolwiek innego robic, byle tylko sie nie
zdradzic. "Szeroko otwarte w rzeczywistosci..." Przerwałam, a w _oładku poczułam cos
dziwnego, gdy zobaczyłam usmiecha na jego twarzy.
- "Wiec jestes przyjaciółka Liny tak?" Poszedł w strone rejestracji kładzac recznik na ladzie,
pod którym zatrzeszczał piasek. "Nigdy nie słyszałem, _eby mówiła cos o tobie."
- " Có_ nie byłysmy przyjaciółkami." Wzruszyłam ramionami, majac nadzieje, _e nie wyglada
to tak niezgrabnie jak czułam. " To znaczy spotkałam ja raz i pomagała mi z.. czekaj dlaczego
własnie to powiedziałes tak? No wiesz w czasie przeszłym. Z Lina wszystko dobrze?"
Usiadł na stołku chwytajac fioletowy karton z szuflady i trzepiac kilka razy. "Jest na jednych ze
swoich corocznych rekolekcji. Ka_dego roku wybiera inne. Tym razem to Meksyk. Próbuje
ustalic czy Majowie mieli razje z koncem swiata w 2012. Co sadzisz?"
Patrzy na mnie natarczywie swoimi zielonymi oczami. Ale tylko machnełam reka i wzruszyłam
ramionami. Nigdy nie słyszałam _adnej szczególnej teorii na ten temat. Nigdy równie_ nie
zastanawiałam sie, czy ma ona jakies odniesienie do mnie i do Damena. Bedziemy kierowac
sie do Shadowlandu lub bedziemy zmuszeni do wedrówki po Ziemi - jako dwoje ocalałych
odpowiedzialnych za odbudowe ludzkosci, tylko, _e ironia jest taka, _e moje dotkniecie go
oznacza jego smierc.
Potrzasnełam głowa pragnac uniknac tego tematu zanim zatopimy sie w nim na dobre i w
mojej głowie zrobi sie bałagan. Poza tym nie jestem tu bez powodu i musze trzymac sie planu.
- " Wiec jak ja znałas? Skoro nie zostałyscie przyjaciółkami."
- " Spotkałam sie z nia przez Ave." mówie nienawidzac wymawiania jej imienia.
Przewraca oczami mamroczac cos niezrozumiale i krecac głowa.
- " Wiec znasz ja?" Patrze na niego, co pozwala mi przyjrzec jego twarzy, szyi, ramionom,
klatce piersiowej, jego gładkiej opaleniznie, dochodze do pepka zmuszajac sie do spojrzenia
gdziekolwiek.
- " Tak znam ja." Odpycha pudełko na bok spotykajac mój wzrok. "Po prostu znikneła
pewnego dnia - jak kamfora je_eli moge tak powiedziec."
Oh nie znasz chocby połowy prawdy pomyslałam uwa_nie obserwujac jego twarz.
- ".. byłem w domu, dzwoniłem do niej, ale nic. W koncu zostałem przepedzony - miałem
pewnosc, _e wszystko z nia było w porzadku, ona po prostu unikała mnie." Kreci głowa. "
Pozostało mi kilku złych klientów wymagajacych czytania. Kto by pomyslał, _e oka_e sie
taka?"
Tak kto by pomyslał? Na pewno nie osoba, która była na tyle głupia, aby odkryc przed nia
najmroczniejsze tajemnice, wyciagneła reke...
- " Jeszcze nie znalazłem nikogo wystaczajaco dobrego, by mógł ja zastapic. To prawie
niemo_liwe, aby dawac lektury dbac o sklep. Dlatego własnie wyszedłem." Wzrusza
ramionami. "Wolałem posufrowac i odpoczac. Chyba znowu zostawiłem otwarte drzwi."
Jego oczy spotykaja moje, sa takie musujace i głebokie. I nie moge powiedziec, czy on
naprawde wierzy w to, _e zostawił optwarte drzwi czy mo_e podejrzewa mnie. Ale gdy próbuje
zajrzec do jego głowy, jego mysli sa oddzielone sciana w celu ochrony przed takimi jak ja.
Przez jego fioletowa aure nie udało mi sie nic zobaczyc - falujacy i lsniacy kolor kiwa do mnie.
- " Do tej pory wszystko co mam to stos wniosków od amatorów. Ale jestem tak zdesperowany
aby dostac z powrotem moje weekendy, _e jestem gotowy do podrzucenia ich godnosci do
jednej miski i wybrac tylko jeden." Kreci głowa, a jego dołeczki ujawniaja sie ponownie.
I nawet je_eli czesc mnie nie mo_e uwierzyc w to, co własnie zamierzam zrobic, z drugiej
strony ta bardziej praktyczna czesc wzywa mnie uznajac sytuacje za doskonała, tym bardziej,
_e stoi przede mna.
- " Mo_e bede mogła pomóc." Wstrzymuje oddech czekajac na jego odpowiedz. Ale gdy moja
jedyna odpowiedz to zwe_enie oczu dodaje: "Powa_nie. Nawet nie musisz mi płacic!"
Patrzy gdzies daleko, a jego zielone oczy praktycznie znikaja mi z oczu.
- " Mam na mysli, _e nie musisz mi płacic wszystkiego." Mówie nie chcac wydac sie jakas
totalnie zdesperowana, która bedzie robic wszystko za darmo. "Bede pracowała za minimalna
cene - ale tylko dlatego, _e jestem tak dobra i bede utrzymywała sie z napiwków."
- "Odbiło ci?" Rozkłada ramiona i odchyla głowe do tyłu patrzac na mnie z pełnym
niedowierzaniem.
Wyprostowałam sie i starałam sie nie denerwowac. Miałam nadzieje, _e wystapie jako
profesjonalna, dojrzała kobeta, której mo_e ufac i uruchomi zaufanie do jego sklepu. "Tak."
Kiwam głowa nie mogac powtrzymac sie od grymasów nie u_ywajac nigdy swoich
umiejetnosci dla kogos obcego. "Ja po prostu wiem kilka rzeczy - informacje same
przychodza do mnie - trudno to wytłumaczyc."
Patrzy na mnie chwiejnie, a nastepnie skupia sie tylko na słusznosci. " Wiec czym to
dokładnie jest dla ciebie?"
Wzruszam ramionami palcem przesuwajac suwak od bluzy w góre i w dół nie majac pojecia o
co mu chodzi.
- " Jestes jasnowidzem, przeczuwasz cos, słyszysz cos, czujesz? Co to jest?"
- " Wszystko co wymieniłes." Kiwam głowa nie majac pojecia co oznacza połowa z tych
rzeczy, ale wiedziałam, _e je_eli posiadam zdolnosci psychiczne to prawdopodobnie moge
robic wszystkie z tych rzeczy.
- " Ale nie jestes medium." Mówi, jakby stwierdzał fakty.
- " Widze duchy." Wzruszam ramionami. " Ale tylko te, które wcia_ tu sa, a nie te które
przekroczyły.." Przerwałam udajac, _e cos mam w gardle. Lepiej było nie wspominac o
moscie, Summerlandzie, ani tego typu rzeczach. " Nie widze tych, którzy ju_ przeszli."
Wzruszyłam ramionami majac nadzieje, _e nie stara sie odepchnac tego.
Przekreca oczami patrzac na mnie od góry głowy w dół moich butów Nike. Jego spojrzenie
sprawia, _e całe moje ciało dr_y. Siega długimi rekami ukrytymi pod lada nad głowe i patrzy na
mnie. " No Ever jesli chcesz tu pracowac bedziesz musiała przejsc rozmowe kwalifikacyjna."
Rozdział 15
Jude zamyka drzwi i prowadzi mnie przez krótki hol do małego pokoju po prawej. Podążyłam za nią, ręcę
były wyciągniętę w moją stronę, patrzyłam na znak pokoju z tyłu jego koszulki.
Kieruje mnie w kierunku wyściełanego składanego krzesła z widokiem na mały kwadratowy stół, na
którym znajduje się mała błyszcząca tkanina. Siada naprzeciwko mnie i wspiera swoją gołą stopę na
kolanie, gdy mówi: " Więc jaka jest twoja specjalność?"
Patrzę na niego. Ręcę mam rozłożone koncentrując się na wolnych, głębokich oddecha a jednocześnie
próbując się nie skręcać.
- " Tarot? Runy? Ching? Psychometria? Co to jest?"
Rzuciłam okiem na drzwi wiedząc, że mogę w ułamku sekundy uciec, co spowodowałoby zamieszanie,
ale co z tego?
- " Będziesz dawał mi coś do czytania prawda?" Jego spojrzenie ląduje na mojej twarzy. " Zdajesz sobie
sprawę, że to jakby przesłuchanie?" Śmieje się ukazując dołeczki i machając dredami przez ramię, gdy
śmieje się coraz bardziej.
Wpatruję się w obrus wykrywając palcami wyboje, a ciepło wzrasta na moich policzkach gdy
przypomniałam sobie ostatnie słowa Damena, które zawsze mają dla mnie sens i nadzieję, że po prostu
powiedział - że nie może dać mi teraz zrozumienia.
- " Nie potrzebuję niczego." Wybełkotałam nadal nie chcąc soptkać jego wzroku. "Wszystko czego
potrzebuję to dotknięcie ręki i jestem gotowa, aby iść dalej."
- " Wróżenie." Kiwa głową. "Nie to czego się spodziewałem, ale okej." Pochyla się w moją stronę
rozkładając i podnosząc dłonie do góry, gotowy do pracy.
Z trudem przełknęłam widząc głęboko wyryte linie, ale to nie jest historia jego życia - przynajmniej dla
mnie. "W rzeczywistości nie jestem wróżbiarką." Mówię, a mój głos zdradza nerwowość, gdy zdobywam
się na odwagę aby go dotknąć. "To więcej... energia.. ja tylko.. dostrajam ją. To miejsce gdzie wszystkie
informacje są zapisane."
Cofnął się studiując mnie tak uważnie, że nie byłam w stanie złapać jego wzroku. Wiedziałam, że
musiałam go tylko dotknąć, czym prędzej. I muszę zrobić to teraz.
- " Czy chodzi tylko o dłoń, czy..?" Wygina palce wznosząc dłonie do góry i z powrotem opuszczając.
Oczyściłam gardło zastanawiając się dlaczego jestem tak nerwowa, dlaczego czuję się jakbym zdradzała
Damena, gdy wszystko co staram się zrobić to dostać pracę, by ciotka się ode mnie odczepiła. " Nie,
chodzi o wszystko. Ucho, nos, nawet twój duży palec u nogi - nie ma znaczenia gdzie efekt jest taki sam.
Ręka jest tylko bardziej dostępna, wiesz?"
- " Bardziej dostępna niż duży palec u nogi?" Uśmiecha się, a jego zielone oczy szukają moich.
Biorę głęboki oddech myślac, jak grube i szorstkie wydają się jego dłonie zwłaszcza w porównaniu do
Damena, które są prawie miększe niż moje. Gdy tylko o tym pomyślałam poczułam go. Teraz nasz
kontakt jest zabroniony, więc bycie z innym chłopakiem sam na sam sprawia, że czuję się podle,
nielegalnie, źle.
Dotarłam do niego z mocno zamkniętymi oczami przypominając sobie, że to tylko praca, wywiad - że nie
ma naprawdę żadnego powodu, nie mogę tego wszystkiego zrobić szybko i bezboleśnie. Nacisnęłam
palcem na środek jego dłoni czując miękkość i delikatność jego ciała. Umożliwiłam przepływ energii
przeze mnie tak swobodnie, pogodnie. Poczułam mrowienie i ciepło, do którego przyzwyczaił mnie
Damen - przynajmniej do momentu, gdy cała historia Juda zaczęła się rozwijać.
Szarpnęłam moją rękę z powrotem tak jakbym została ukąszona od razu szukając mojego amuletu pod
bluzką. Na jego twarzy pojawił się niepokój, więc od razu przeszłam do wyjaśnienia: "Przyro mi."
Potrząsnęłam głową wściekła na siebie, że przesadzam. "Normalnie tego nie robię. Jestem bardziej
dyskretna. Byłam trochę zaskoczona, to wszystko. I nie spodziewałam się zobaczyć coś tak.." Przerwałam
wiedząc, że moja głupie paplanie tylko pogarsza wszystko. "Normalnie, gdy coś odczytuję nie daję
żadnych znaków jak teraz." Kiwam głową zmuszając się aby wytrzymać jego spojrzenie. Chciałam ukryć
swoje odczucia, a zachowałam się jak amator. "Naprawdę." Uśmiecham się rozciągając usta w sposób,
który nie może być przekonujący. "Mam pokerową twarz." Wpatrywałam się w niego i wiedziałam, że nie
do końca chodzi o pracę. "Pokerowa twarz jest pełna emaptii i współczucia." Jęknęłam nie mogąc
powstrzymać mojego niekontrolowanego pociągu. "Mam na myśli, że jestem na prawdę... pełna go."
Skuliłam się potrząsając głową i zbierając swoje rzeczy. Nie ma żadnej szansy żebym dostała tą pracę.
Przesuwa się na krawędzi swojego krzesła, opierając się tak blisko, że walczyłam o oddech. "Więc
powiedz mi." Mówi, a jego dłoń spoczywa na moim nadgarstku trzymając mnie w miejscu. "Co właściwie
widziałaś?"
Z trudem przełknęłam zamykając na chwilę oczy i odtwarzając to co widziałam. Obrazy były tak wyraźne,
tańczyły przede mną, gdy powiedziałam: "Jesteś inny." Patrzyłam na niego. Jego ciało było nieruchome,
wzrok stały, dzięki czemu nie mogłam dostrzec żadnej wskazówki czy jestem na dobrej drodze.
- "Ale wtedy, zawsze byłeś inny. Od kiedy widziałeś ich." Z trudem przełknęłam i odwróciłam wzrok.
Widziałam go w jego łóżku uśmiechającego się i machającego do babci, która przebyła lata przed jego
urodzinami. "A kiedy..." Przerwałam nie chcąc tego powiedzieć, ale wiedziałam, że jeżeli chcę pracować,
będę musiała to zrobić. "Ale kiedy twój ojciec.. zastrzelił się.. gdy skończyłeś 10 lat... myślałeś, że jesteś
winny. Przekonało cię natarczywe widzenie matki, która odesłała twojego ojca od was. To były lata przed
tym jak zaakceptowałeś prawdę, że twój ojciec był po prostu samotny, przygnębiony i pragnął znowu być
z twoją matką. Mimo to czasem nadal masz wątpliwości."
Patrzę na niego zauważając, jak słysząc to nawet się nie wzdrygnął, ale coś w tych zielonych oczach
wskazuje na prawdę.
- " Chciał przyjechać kilka razy. Chciał przeprosić za to co zrobiła, ale nawet jeśli go wyczułeś, to
blokowałeś to. Schorowany przed dokuczanie kolegów i skarcenie siostry... nie mówiąc, już o twoim tacie,
który..." Potrząsnęłam głową nie chcąc kontynuować, ale wiedziałam, że muszę. "Po prostu chciałeś być
normalny." Wzruszyłam ramionami. "Traktowany jak każdy." Położyłam palce na obrus, gardło zaczynało
mi się ściskać, wiedząc dokładnie jak to jest kiedy chce się dopasować do środowiska, a tak naprawdę nie
można. "Ale po ucieczce i spotkaniu się z Liną, nawiasem mówiąc, nie jest to twoja prawdziwa babcia,
twoi prawdziwi dziadkowie nie żyją..." Patrzyłam na niego zastanawiając się czy jest zaskoczony, że tak
dużo wiem, ale niczego nie okazywał. "W każdym razie wzięła cię do siebie, żywiła się, ubrała cię, ona.."
- " Uratowała mi życie." Wzdycha odchylając się do tyłu, długie opalone palce pocierały oczy. "Na więcej
niż jeden sposobów. Byłem zagubiony a ona.."
- " Zaakceptowała to kim naprawdę jesteś." Kiwam głową widząc przed sobą całą historię, jakbym tam
była.
- " A kto to jest?" Pyta rozstawiając ręcę na kolanach i patrząc na mnie. "Kim naprawdę jestem?"
Spojrzałam na niego nawet nie zatrzymując się, gdy mówię: "Inteligentnym facetem, który ukończył
gimnazjum w dziesiątej klasie. Facetem z niesamowitymi możliwościami medialnymi, dzięki czemu
pomogłeś setkom ludzi i wziąłeś za to niewiele. Ale mimo wszystko jesteś chłopakiem, który.." Patrzę na
niego podnosząc kąciki ust. " Cóż chciałam powiedzieć leniwy.. ale od kiedy naprawdę chcę tej pracy
powiem niefrasobliwy." Śmieję się czując ulgę, gdy on również się śmieje. "I mając wybór nigdy nie
pracowałeś. Spędzasz czas szukając idealnej fali."
- " To metafora?" Pyta z krzywym uśmiechem na twarzy.
- " Nie w twoim przypadku." Wzruszam ramionami. " W twoim przypadku to fakt."
Skinął głową opierając się na krześle i patrząc na mnie w sposób, który sprawia, że mój brzuch tańczy.
Przechyla się do przodu stawiając stopy na podłodze, gdy mówi: " Karygodne." Tęskny wzrok szuka mnie.
"A teraz ponieważ nie mam żadnych tajemnic od kiedy zajrzałaś w centrum mojej duszy muszę zapytać -
być może blondynka....?"
- " Chodzi mi o najbliższą przyszłość, piątek. Czy kiedykolwiek Stacie zgodzi się ze mną gdzieś wyjść?"
- " Stacia?" Mój głos stał się miękki a oczy prawie wystrzeliły z głowy.
Patrzyłam jak zamyka oczy i kręci głową. Jego długie, jasne dredy tak ładnie kontrastowały z ciemną cerą.
" Anastasia Pappas czyli Stacie." Poczułam ulgę wiedząc, że nie mówi o tej strasznej Stacie, którą znam.
Stroiłam się w energię otaczającą jej imię i nazwisko i od razu wiedziałam, że nigdy się to nie wydarzy - a
przynajmniej nie tak jak myślał. "Naprawdę chcesz wiedzieć?" Pytam wiedząc, że mogę uratować dużo
zmarnowanego wysiłku mówiąc mu o tym teraz, ale nie byłam pewna czy chce usłyszeć prawdę. " To
znaczy nie wolisz poczekać i zobaczyć jak to wszystko się potoczy?" Patrzę na niego mając nadzieję, że
się zgodzi.
- " Czy to jest to co zamierzasz powiedzieć swoim klientom?" Pyta wracając z powrotem do interesów.
Potrząsnęłam głową patrząc na niego. "Hej jeśli jesteś na tyle głupi, żeby zapytać to ja jestem na tyle
głupia żeby powiedzieć." Uśmiecham się. "Sądzę, że chodzi o to jak bardzo jesteś głupi?"
Zatrzymuje się i waha się tak długo, że zaczęłam się martwić, że przesadziłam. Ale potem się uśmiecha i
wstaje z miejsca. "Wystarczająco głupi żeby cię zatrudnić. Teraz wiem dlaczego nie podałaś mi ręki gdy
mnie zobaczyłaś po raz pierwszy." Kiwa głową ściskając moją rękę o kilka sekund za długo. "To
najbardziej niesamowity z odczytów jaki kiedykolwiek miałem."
- " Jednym z najlepszych?" Wznoszę czoło kpiąco docierając do mojej torby i idąc wraz z nim.
Śmieje się udając się do drzwi i spoglądając na mnie, gdy mówi: "Może zaczniesz od jutrzejszego ranka,
powiedzmy o 10?"
Zatrzymałam się wiedząc, że w żaden sposób nie mogę tego zrobić.
- " Co? Wolisz spać? Iść do klubu?" Wzrusza ramionami. "Uwierz mi jeżeli ja mogę to zrobić, ty również."
- " To nie tak." Przerwałam i zastanawiałam się dlaczego jestem tak niechętna aby mu to powiedzieć. To
znaczy, że teraz mam pracę, więc co mnie obchodzi co pomyśli?
Patrzy na mnie czekając, wzrokiem licząc każde sekundy.
- " To.. Mam klasę." Wzruszyłam ramionami myśląc, że klasa brzmi mniej strasznie niż szkoła, albo
jakbym była na studiach.
Przekręca oczami patrząc na mnie. "Gdzie?"
- " Umm.. na Bay View." Wybełkotałam starając się nie skrzywić, gdy to powiedziałam.
- " Szkoła średnia?" Jego oczy się zwężyły za sprawą nowych informacji.
- " Wow naprawdę jesteś medium." Śmieję się nerwowo, głupio, komicznie, gdy dodaję. "Kończę moje
młodsze lata."
Patrzy na mnie przez moment - za długo jak na moment, ale wtedy się odwraca i otwiera drzwi.
"Wydajesz się starsza." Mówi a słowa te zabrzmiały tak abstrakcyjnie, że nie wiedziałam czy są one
skierowane do mnie czy do niego. "Poczekaj jeżeli możesz. Pokażę ci jak pracować w rejestracji i kilka
innych rzeczy."
- " Chcesz żebym sprzedawała rzeczy? Myślałam, że mam tylko dawać odczyty." Byłam zaskoczona
słysząc mój tak rozszerzony opis pracy.
- " Gdy nie będziesz dawać odczytów będziesz to robić. Jakiś problem?"
Potrząsnęłam głową, gdy trzymał otwarte drzwi. " Tylko jeden." Zacisnęłam wargi nie wiedząc jak
postąpić. "Właściwie dwie rzeczy. Pierwszy - będziesz miał coś przeciwko jeżeli będę występować pod
innym imieniem? Wiesz mieszkam z ciotką, a ona nie wie o moich zdolnościach, więc.."
- " Bądź kimkolwiek chcesz." Wzrusza ramionami. "Nie przejmuj się. Ale ponieważ muszę rozpocząć
rezerwację reminów, kim chcesz być?"
Wstrzymałam nie zastanawiając się nad tym, aż do teraz. Zastanawiałam się, czy należy wybrać Rachel
po mojej najlepszej przyjaciółce w Oregon, lub coś bardziej powszechnego jak Anne lub Jenny albo coś w
tym stylu. Ale wiedziałam, żę ludzie wymagają czegoś niezwykłego od medium. Dlatego spojrzałam na
plażę i wybrałam pierwszą rzecz, którą widzę omijając drzewa i wszystko co łączy się ze sportem.
"Avalon." Natychmiast polubiłam to. "Wiesz jak miasto na Catalina Island?"
Kiwa głową patrząc na zewnątrz. "A druga sprawa?"
Biorę głęboki oddech mając nadzieję, że słucha, gdy mówię. " Możesz zrobić to lepiej niż Stacie."
Patrzy na mnie wyraźnie rezygnując z prawdy, trochę niezadowolony słysząc to ode mnie.
- " Masz poważne historie o wszystkich złych dziewczynch." Poruszam głową. " Wiesz, że to prawda?"
Czekam na odpowiedź, ale on tylko wzrusza ramionami. Wciąż patrzył jak idę do swojego samochodu nie
mając pojęcia, że słyszę jego myśli : Nie wiem.
Rozdział 16
W chwili, gdy wróciłam do domu Sabine zadzwoniła do mnie podpowiadając mi żebym zamówiła na obiad
pizzę od kiedy wraca późno do pracy. I chociaż jestem skłonna powiedzieć jej o mojej nowej pracy, nie
robię tego. To znaczy muszę ją o tym poinformować przynajmniej żeby zaoszczędzić jej wpisywanie mnie
na wszystkie rozmowy kwalifikacyjne, to jednak nie mogę się teraz przyznać co to za praca. Ona uważa to
za coś dziwnego. I nawet jeżeli pominę wszystkie rzeczy za które bym musiała płacić a nie będę ( i
uwierzcie mi nigdy nie było to moim marzeniem) ona nadal będzie uważać, że to dziwne. Może nawet
głupie. Kto wie?
Sabine jest zbyt rozsądna i racjonalna aby kiedykolwiek przystać na takie coś. Woli żyć w świecie, który
jest mocny i solidny, który ma sens, w przeciwieństwie do prawdziwego wcale taki nie jest. A ja
nienawidzę ją okłamywać, ale naprawdę nie mam wyboru. Nie tylko nigdy nie może się dowiedzieć
prawdy o mnie, nie mówiąc już, że będę pracować w księgarni pod przezwiskiem Avalon.
Po porstu powiem jej, że dostałam pracę w jakimś lokalnym miejscu, normalnym, jak księgarnia lub być
może Starbucks. I oczywiście będę musiała znaleźć sposób, aby historia rozwijała się w przypadku gdyby
zdecydowała się kontynuować to wszystko.
Zaparkowałam w garażu i poszłam schodami na górę rzucając moją torbę na łóżko nie patrząc nawet na
moją szafę, gdy szarpię się z koszulką. Prawie rozsuwałam suwak od dżinsów, gdy Damen powiedział:
"Nie przejmuj się mną. Po prostu siedzę tutaj podziwiając widoki." Nakryła piersi rękami, moje bicie serca
potroiło się kiedy Damen zaczyna cicho gwizdać i uśmiecha się do mnie.
- " Nie zuważyłam cię. I nawet nie poczułam cię." mówię zakładając z powrotem swoją koszulkę.
- " Chyba jesteś zbyt roztargniona." Uśmiecha się klepiąc miejsce po swojej prawej stronie. Jego twarz
marszczy się w uśmiechu, kiedy naciągnęłam koszulkę i dołączyłam do niego.
- " Co tu robisz?" Zapytałam nie bardzo zainteresowana odpowiedzią. Cieszyłam się, że mogę być po
prostu znów blisko niego.
- " Wiedziałem, że Sabine wraca późno z pracy..."
- " Skąd ty..." A potem potrząsnęłam głową i roześmiałam się. Oczywiście, że wiedział. Mógł czytać w
myślach włącznie z moimi, ale tylko gdy tego chciałam. I choć zwykle pozbywam się osłony, teraz po
prostu nie mogę tego zrobić. Czuję, że muszę mu to wyjaśnić, opowiedzieć mu wszystko, zanim zajrzy w
moją głowę i wyciągnie swoje wnioski.
- " A skoro nie wróciłaś ze szkoły..." Pochyla się ku mnie szukając mojego wzroku.
- " Chciałam ci dać trochę czasu żebyś pobył z bliźniaczkami." Przyciągnęłam poduszkę do brzucha i
palcem rysowałam po szwach. "Wiesz jak jesteście przyzwyczajeni do bycia razem... i.." Wzruszyłam
ramionami patrząc na niego, wiedząc, że mi nie uwierzył.
- " Oh już się nacieszyliśmy sobą." Śmieje się. "Zapewniam cię o tym." Kręci głową. "To było
jednodniowe, dość pracowite i ciekawe z braku lepszego słowa. Ale brakowało nam ciebie." Uśmiecha się
patrząc na moją twarz, a jego usta, spojrzenie pokazywały mi, że chce mnie pocałować. "Byłoby o wiele
lepiej, gdybyś tam była."
Odwróciłam się mając nadzieję, że choć trochę to prawda. Mrucząc pod nosem powiedziałam : "Założę
się."
Dotyka mojej brody przechylając moją twarz w jego stronę i pyta: " Hej o co chodzi?"
Zacisnęłam wargi ściskając moją poduszkę tak mocno, że za chwilę groziło jej rozerwanie. "Ja po
prostu..." Potrząsnęłam głową. "Nie jestem po prostu pewna, czy bliźniaczki to akceptują. " Wzruszyłam
ramionami. "Winią mnie za wszystko. I to wcale się nie mylą. To znaczy..."
Ale zanim kończę zdaję sobie sprawę, że Damen mnie dotyka.
Dotyka mnie.
Naprawdę.
Bez rękawic, nie telepatycznie jego skóra ma kontakt z moją skórą, lub przynajmniej prawie ma kontakt.
"Jak ty..." Patrzę na niego, jego oczy błyszczą pełne uśmiechu, gdy łapie mnie gołą dłonią.
- " Podoba ci się?" Uśmiecha się łapiąc mnie za rękę i wznosząc ją wysoko, a jedyne co nas oddziela to
cienka energia, która pulsuje między nami. :Pracowałem nad tym cały dzień. Nic mnie nigdy nie będzie
trzymać z dala od ciebie Ever. Nic." Kiwa głową spotykając mój wzrok.
Patrzę na niego a mój umysł nie nadąrza z tym wszystkim co się właśnie stało. Cieszyłam się z dotyku
jego skóry, która była oddzielona od mojej niewielkim całunem pulsującej energii niewidocznej dla
wszystkich oprócz nas. Czuję mrowienie i ciepło, a jednocześnie nigdy nie mogło się to zrównać z
rzeczywistością, tak bardzo za tym tęskniłam - za bycie po prostu z nim.
Oparłam się o niego, pozwalając żeby było jak kiedyś. "Dużo lepiej." Uśmiecham się dotykając jego
twarzy, ramion, piersi. "Nie wspominając już o tym jak to będzie mniej żenujące w szkole od czarnych
rękawiczek."
- " Żenujące?" Wyciąga się i patrzy na mnie, a na jego twarzy widać było oburzenie.
- " Daj spokój." Zaśmiałam się. "Musisz przyznać, że to było totalnie niemodne. Myślałam, że Miles będzie
to konfiskował za każdym razem gdy to widział." Wyszeptałam chowając twarz w jego szyi i wdychając
jego ciepły zapach. "Więc jak to robisz?" Moje usta musnęły jego skórę stęsknione jej smakiem. "Jak
możesz wykorzystać magię z Summerlandu i przynieść ją tutaj?"
- " To nie ma nic wspólnego z Summerlandem." szepcze a jego wargi zakręcają w stronę mojego ucha.
"To tylko magia energii. Poza tym trzeba wiedzieć, że wszystko co można zrobić tam można zrobić i tutaj."
Patrzę na niego pamiętając jak Ava manifestowała tam złotą biżuterię i ubrania i jak była zła gdy nie
przeżyły drogi powrotnej.
Ale zanim to powiedziałam, Damen odezwał się: "Prawdą jest, że co objawia się tam nie może być
przeniesione, jeśli wiesz jak działa magia, jeśli wiesz, że wszystko tak naprawdę składa się z energii
wtedy nie ma powodu żeby tego nie manifestować tutaj. Jak twoje Lamborghini."
- " Trudno to nazwać moim Lamborghini." mówię, a na moja twarz jest cała czerwona mimo, że niedawno
miałam coś tak egzotycznego jak ten samochód. "Po drugie wysłałam go z powrotem. Nie zachowałam
go."
Uśmiecha się grzebiąc ręką w moich włosach i gładząc ją. "W międzyczasie wymanifestowem coś dla
bliźniaczek i to perfekcyjnie."
- " Co to jest?" Pytam przesuwając się, aby mogła lepiej widzieć. Rozproszona na widok jego ust
pamiętając jak były ciepłe i jedwabiste i zastanawiając się czy ta nowa tarcza pozwoli tam doświadczyć
tego ponownie.
- " Wszystko zaczęło się od telewizora plazmowego." Wzdycha. "Wymagały po jednym w swoich pokojach
i dwa dla domu, który będziemy dzielić. I niedługo po tym jak go dostały zasiadły do oglądania i nie dalej
niż pięć minut później zobaczyły obrazy bez których jak stwierdziły nie będą mogły żyć."
Przewróciłam oczami zaskoczona, że ponieważ nigdy nie okazywałam bliźniaczkom opieki, to wszystkie
materialne rzeczy zawsze wracały do Summerlandu. Chyba tęskniły za wszystkim co było poza ich
zasięgiem.
- " Zaufaj mi one po prostu realizują swoje marzenia." Uśmiecha się potrząsając głową. "Mają prawo
pożądać wszystkiego z rynku od 13 do 40lat."
- " Z tym wyjątkiem, że nie kupiłeś żadnej z tych rzeczy prawda? Po prostu zamknąłeś oczy i je
wymanifestowałeś. Prawie tak samo jak byś szedł do sklepu i ładował na swoją kartę kredytową. W
rzeczywistości masz kartę kredytową?" Nigdy nie widziałam żeby nosił przy sobie portfela, a tym bardziej
stos tworzywa sztucznego.
- " Nie trzeba." Śmieje się palcem dotykając mój noc a potem usta. "Ale nawet jeżeli nie pójdę i nie kupię
tych wszystkich rzeczy, jak hojnie zauważyłaś.." Uśmiecha się. " To nie czyni tego bardziej skutecznym, o
co mi naprawdę chodzi."
Wiedziałam, że oczekiwał ode mnie śmiechu, czegoś co rozładuje napięcie, ale nie mogłam. I mimo, że
nienawidzę uczucia, że mogę go rozczarować, nadal kręcę przecząco głową i mówię: "Tak czy inaczej
musisz być ostrożny." Zmieniłam pozycję ciała tak żebym mogła lepiej go widzieć. "Nie powinieneś je
rozpieszczać, albo sprawiać im za dużo wygód, wtedy niechętnie nas opuszczą." Przekręca oczami,
wyraźnie nie zgadzając się ze mną więc szybko dodaję: "Chodzi mi o to, że muszą pamiętać, że
mieszkają u ciebie tymczasowo. Naszym głównym celem jest opieka nad nimi, dopóki przywrócimy magię
i odeślemy je z powrotem do Summerlandu, który jest ich domem."
Przewraca się na plecy i patrzy w sufit. Przewraca się w moją stronę i mówi: " O tym."
Wstrzymuję oddech i patrzę na niego, mój żołądek powoli zaczyna się zanurzać.
- " Myślałem..." Przekręca oczami. "Kto powiedział, że Summerland jest ich domem, miejscem?"
Chciałam coś powiedzieć, gdyż argumenty naciskały mi się na usta, ale podniósł palec do moich ust i
zatrzymał je właśnie tam.
- " Ever, nie sądzisz, że powinniśmy zapytać czy chcą wrócić? To nie my powinniśmy podejmować
decyzję."
- " Ale nie mamy wyboru." Mówię przenikliwym i niepewnym głosem. "To to czego chcą! Lub przynajmniej
to co powiedziały w noc kiedy je znalazłam. Były wściekłe na mnie, obwianiały mnie za utratę magii,
kręcąc się w miejscu... lub conajmniej Rayne była tam; Romy to Romy. Ale nadal sądzisz, że to coś
zmienia?"
Zamyka na chwilę oczy po czym ponownie patrzy na mnie. "Nie jestem nawet pewien, czy same wiedzą
czego chcą w tym miejscu. Są trochę onieśmielone, podekscytowane możliwością bycia tutaj, a jednak
zbyt przerażone by nawet wyjść na dwór. Myślę, że po prostu musimy im dać trochę czasu i przestrzeni.
Powinniśmy utrzymywać nasze umysły otwarte na możliwość, że będą chciały zostać tutaj dłużej niż
planowano. Lub przynajmniej dopóki nie zostaną w pełni dostosowane żeby lepiej zadbać o siebie. Poza
tym zawdzięczam im to czego ostatnio się nauczyłem. Nie zapominaj, że pomogły mi odnaleźć ciebie."
Z trudem przełknęłam i odwróciłam wzrok rozdarta między pragnieniem tego co jest najlepsze dla
bliźniaczek a obawą jaki to wpływ będzie miało na mnie i na Damena. Minął już jeden dzień, w którym
miałam ograniczony kontakt z nim przez nie. Wymagają różnego rodzaju pomocy, w takim momentach jak
ten - gdzie tylko Damen i ja możemy być ograniczeni.
- " Spotkałeś je po raz pierwszy w Summerlandzie?" Zapytałam bo przypomniałam sobie, że Rayne
mówiła coż, że Damen im pomógł.
Damen kręci głową patrząc mi w oczy, kiedy mówi: "Nie, tylko pierwszy raz widziałem je od dłuższego
czasu. Naprawdę długo po... po Salem."
Patrzę na niego, szczęka mi opadła zastanawiając się czy był tam w czasie procesu sądowego, ale
szybko się tego pozbyłam.
- " To było tuż przed tragicznym rozpoczęciem i byłem tylko przejazdem. Były dość łobuzerskie i nie mogły
znaleźć drogi do domu - więc je zabrałem, ale ich ciotka nie była mądrzejsza." Śmieje się.
I już miałam dodać mały komentarz o tym, że je rozpieszcza, gdy dodaje: " Miały bardzo ciężkie życie,
straciły wszystko w bardzo młodym wieku - z pewnością możesz to wziąć pod uwagę? Na pewno tak."
Westchnęłam czując się trochę egoistycznie i czując wstyd. Postanowiłam zachowywać się realnie. " A
kto je wychowa?" Miałam nadzieję, że moje obawy się nie sprawdzą. Gdzie pójdą? Kto się nimi zajmie?
- " Razem zadbamy o nie." Przekręcił się na bok patrząc na mnie. "Ty i ja. Jesteśmy jedyni, którzy mogą
tego dokonać."
Westchnęłam chcąc odwrócić się, ale moją uwagę przykuł jego ciepły wzrok. "Po prostu nie jestem
pewna, czy nadajemy się do roli rodziców." Wzruszyłam ramionami i dłonią przeczesując jego włosy.
"Albo jako wzór do naśladowania, opiekunowi, czy cokolwiek. Jesteśmy za młodzi!" Dodaje myśląc, że to
dobry argument i spodziewając się lepszej reakcji niż wybuchu śmiechem, który dostaję.
- " Za młodzi?" Kręci głową. "Mów za siebie! Jak wiesz żyję już od jakiegoś czasu. Wsytarczająco długo,
aby nadawać się na rolę rodzica. Poza tym jak trudne to może być?" Uśmiecha się.
Zamykam oczy i kręcę głową pamiętając moje słabe próby przypomnienia sobie Riley w postaci człowieka
jak i ducha i jak nie zdalam egzaminu. I szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy jestem gotowa na to
znowu. "Nie masz pojęcia w co się pakujesz." Mówię mu. "Nie masz nawet pojęcia jak to jest kierować
dwiema trzynastolatkami. To tak jak prowadzić stado - całkowicie niemożliwe."
- " Ever." Mówi głosem miłym, zdeterminowany obalić wszystkie moje obawy. "Wiem co ci naprawdę
przeszkadza. Ale to tylko pięć lat, dopóki nie skończą 18lat i nie zaczną żyć na własną rękę, a potem
będziemy mieć swobodę i będziemy mogli robić co chcemy. Co to jest pięć lat, gdy mamy całą
wieczność?"
Ale potrząsam ponownie głową odmawiając. "Jeśli będę trzymać się na własną rękę. Jeśli. Uwierz mi jest
wiele dzieci, które mimo tego zatrzymują się w domu."
- " Tak ale jest różnica. Ty i ja nie pozwolimy im na to." Uśmiecha się, a jego oczy niemal proszą mnie
abym się uśmiechnęła i zgodziła. "Będziemy uczyć je magii, co pozwoli im mieć własne mieszkanie i żyć
samodzielnie. Następnie odeślemy je i każemy żyć na własną rękę."
Sposób w jaki się uśmiecha, w jaki na mnie patrzy i odgarnia włosy z mojej twarzy nie pozwala mi się
gniewać i nie mogę tracić czasu na takie tematy, gdy jestem tak blisko niego.
- " Pięć lat to nic, kiedy mieszkasz już sześćset." Mówi, całując mój policzek, szyję, ucho.
Przytuliłam się bardziej wiedząc, że ma rację mimo, że mam odmienne zdanie na ten temat. Gdy spędza
się 20lat w różnych wcieleniach opiekowanie się przez pięć lat bliźniaczkami wydaje się wiecznością.
Przyciągnął mnie do siebie, szczelnie zamykając ramiona wokół mnie, poceiszając mnie w sposób, który
chciałabym żeby trwał wiecznie. "Dobrze?" Szepcze. "Skończyliśmy już z tym?"
Kiwam głową przyciskając mocniej moje ciało do niego nie potrzebując używania jakichkolwiek słów.
Jedyną rzeczą, której chcę teraz, która może mnie pocieszyć jest dotyk jego warg.
Pokryłam go swoim ciałem, zgodnie z łukiem jego piersi, tułowiem, biodrami. Serca grały nam w idealnym
porządku, nieświadoma pulsującej energii pomiędzy nami, opuszczam swoje usta na jego - naciskając na
nie i przesuwając je. Przez te wszystkie tygodnie tak bardzo za tym tęskniłam, że wszystko co chcę teraz
zrobić to napełnić moje ciało jego ciałem.
Zastękał, niski pierwotny dźwięk pochodził z jego głębi. Rękami chwycił mnie w talii przenosząc mnie
bliżej dopóki niczego nie było pomiędzy nami, tylko dwa zestawy ubrań, które muszą zostać zrzucone.
Grzebałam w jego rozporku gdy wyciągał moją koszulkę śpiesząc się tak szybko jak tylko mógł. Chciał
zrobić to tak szybko, żeby mógł zaspokoić nasze potrzeby.
I tak, gdy rozpinał dżinsy i zaczynał je ściągać zdałam sobie sprawę, że gdy byliśmy tak blisko nasza
tarcza zniknęła.
- " Damen!" Oddychałam z trudem patrząc jak wyskakuje z łóżka łapiąc z trudem oddech.
- " Ever.. ja.. " Kręci głową. "Przepraszam myślałem, że to bezpieczne. Nie zdawałem sobie sprawy..."
Sięgam po koszulkę i nakrywam nią swoje ciało. Czułam, że policzki mam gorące, a moje wnętrzości są
rozpalone i że ma rację nie możemy sobie pozwolić na ryzyko - a zwłaszcza w takiej sytuacji.
- " Również przepraszam, myślę, że może popchnęłam to za daleko.." pochyliłam głowę dzięki czemu
włosy opadły mi na twarz czując się winna.
Materac spadł z łóżka, gdy Damen stał tuż obok mnie. Tarcza została w pełni przywrócona, więc dotknął
mojego podbródka i uniósł moją twarz tak żebym na niego spojrzał. "To nie twoja wina.. to ja nie byłem
skupiony, byłem tak tym pochłonięty, że zapomniałem.."
- " Już dobrze, naprawdę." Mówię.
- " Nie, nie jest. Jestem starszy od ciebie mam większą kontrolę..."Kręci głową i patrzy w ścianę
zaciskając szczękę, patrząc gdzieś daleko, kiedy nagle opdwraca się do mnie i mówi : "Ever... jak bardzo
wiemy czy to jest realne?"
Przekręcam oczami nie mając pojęcia o co mu chodzi.
- " Jaki mam dowód? Skąd wiemy, czy Roman nas nie oszukał i nie bawi się naszym kosztem?"
Biorę głęboki oddech i wzruszam ramionami zdając sobie sprawę, że nie ma dowodu na to wszystko.
Jego wzrok spotkał się z moim odtwarzając scenę, gdy działo się to wszystko.
- " Kto powiedział, że to coś poważnego?" Jego oczy się rozszerzają formułując pomysł. "Roman jest
kłamcą nie ma powodu żeby mu ufać."
- " Tak, ale to nie jest coś co możemy przetestować. To znaczy, co jeśli to nie jest gra? Nie jesteśmy w
stanie podjąć ryzyka. Możemy?"
Damen uśmiecha się wstając z łóżka i siadając na moim biurku, gdzie zamyka oczy i manifestuje białą,
wysoką świecę, ostry, srebrny sztylet z gładkim, spiczastym ostrzem i uchwytem z kryształów i kamieni
szlachetnych, lustro oprawione złotem i przekonując mnie żebym do niego dołączyła, gdy mówi:
"Normalnie powiedziałbym panie pierwsze, ale w tym przypadku..."
Trzyma rękę na szybie i podnosi nóż. Wprowadza go do krawędzi dłoni i śledzi krzywą jego życia,
obserwując jak krew płynie po lustrze, zamyka oczy i zapala świece. Rany zostały już uzdrowione,
oczyszczone. Daje mi sztylet i chce żebym zrobiła to samo.
Idę ku niemu wzdychając chcąc szybko przeciąć swoje ciało. W pierwszym momencie poczułam ból,
następnie patrzyłam zafascynowana, gdy krew wypływała z mojej dłoni na lustro i płynęła w kierunku jego
krwi.
Staliśmy razem. Wstrzymałam oddech, patrząc jak dwie czerwone plamy spotykają się, łaczą się w jedno
- przed czym Roman ostrzegał nas.
Czakałam, aż coś się stanie, jakaś katastroficzna kara za to co zrobiliśmy, ale nie było żadnej reakcji.
- " Więc będę przeklęty.." Damen mówi, a moje oczy spotykają jego wzrok. "To dobrze! Świetnie..."
Jego słowa przerwał nagle trzask i iskry, kiedy krew zaczęła wrzeć wybuchając okropnym dymem i
wypełniając powietrze trzaskaniem. Pozostała tylko warstwa pyłu na lustrze.
Dokładnie to się stanie, jeżeli nasze DNA się złączy.
Gapiliśmy się nie wiedząc co powiedzieć. Ale słowa nie są już konieczne, oboje wiedzieliśmy co to
oznacza.
Roman nie kłamie. Jego ostrzeżenie było prawdziwe.
Damen i ja nigdy nie możemy być razem.
Chyba, że zapłacę odpowiednią cenę.
- " Dobrze." Damen kiwa głową przynajmniej próbując zachować spokój, ale na jego twarzy widać było
klęskę. " Roman nie jest takim kłamcą jak myślałem. Oskarżyłem go o kłamstwo - ale nie w tym
przypadku."
- " Co oznacza również, że ma antidotum a wszystko co mam teraz zrobić to.."
Ale nie mogę nawet skończyć, ponieważ Damen mi przerywa. " Ever proszę nawet tam nie idź. Po prostu
zrób mi przysługę i trzymaj się z dala od niego. To zbyt niebezpieczne, nie chcę cię widzieć w jego pobliżu
dobrze? Tylko..." Kręci głową i przeczesuje ręką włosy, nie chcąc mi pokazać jak bardzo jest
zrozpaczony idzie do drzwi i mówi: " Daj mi trochę czasu, aby ułożyć kilka rzeczy. Będę myślał o
sposobie. "
Patrzy na mnie wstrząnięty wydarzeniami. Jest gotów trzymać się ode mnie z daleka. Manifestuje
czerowny tulipan w mojej nowo uzdrowionej dłoni. Udaje się w dół po schodach i wychodzi z domu.
Rozdział 17
Następnego dnia, gdy wracałam do domu ze szkoły Haven pojawiła się tuż przy mnie z oczami
zamazanymi tuszem do rzęs, niebieska grzywka zwisała jej na twarz i trzymała koc w ręku.
-" Wiem, że powinnam była zadzwonić." Gramoliła stopami w ziemi, twarz miała czerwoną i spuchniętą,
była cała we łzach. "Myślę, że tak naprawdę nie wiem co zrobić, więc przyjechałam tutaj." Poprawiła koc i
pokazała mi czarnego kota z zielonych oczach, który wydaje się bardzo słaby.
- " Twój?" Rzuciłam okiem to na nią to na kota i widziałam jak ich aury są poszarpane i postrzępione.
- " To ona." Haven kiwa głową, denerwując się i podnosząc koc do piersi.
- " Nie wiedziałam, że masz kota." Chciałam pomóc, ale nie wiedziałam co robić. Mój tata był alergikiem,
dlatego zawsze mieliśmy psy. "Czy to dlatego nie byłaś dzisiaj w szkole?"
Kiwnęła głową. Zaprowadziłam ją do kuchni, gdzie wzięłam butelkę wody i wlałam ją do miski.
- " Jak długo już ją masz?" Pytam oglądając jak bierze kotke na kolana i przystawia do jej twarzy miskę.
Ale kotka najwyraźniej nie była zainteresowana, bo szybko się odwraca.
- " Kilka miesięcy." Wzrusza ramionami odkładając wode i gładząc kotke po głowie. "Nikt nie wie. No może
poza Joshem, Austinem i służącą, którzy zobowiązani są do zachowania tajemnicy. Mojej mamie by
odbiło. Nie daj Boże jaki by to wprowadziło bałagan do jej życia." Potrząsa głową. "Ona mieszka w moim
pokoju, najczęściej pod łóżkiem. Ale pozostawiam uchylone okno, tak żeby mogła połazić trochę. Wiem,
że będzie żyła dłużej jeśli zostanie w środku, ale co to za życie?" Patrzy na mnie a jej normalnie złota
aura jest teraz szara.
- " Jak się nazywa?" Przyglądałam się bacznie kotce utrzymując głos do szeptu i starając się ukryć moje
obawy. Z tego co widzę nie pożyje długo na świecie.
- " Charm." Kąciki jej ust podnoszą się, gdy patrzy na nas. "Nazwałam ją tak dlatego, że jest szczęściarą -
a przynajmniej tak mi się wydawało. Znalazłam ją zaraz za moim oknem, gdy ja i Josh się po raz pierwszy
pocałowaliśmy. Wydawało się to takie romantyczne." Wzruszyła ramionami. "Jak dobry znak. Ale teraz..."
Potrząsa głową i odwraca wzrok.
- " Może uda mi się pomóc." Mówię, zwyczajnie wpadając na ten pomysł. Nie mam pojęcia co zrobić, ale z
tego co widzę nie mam nic do stracenia.
- " Ona nie jest dokładnie kotką. Jest teraz starszą panią. Weterynarz powiedział mi abym zapewniła jej
wygodę tak długo jak tylko będę mogła. Będę trzymać ją w domu, ponieważ naprawdę lubi przebywać pod
moim łóżkiem. Ale moja mama zdecydowała się przerobić wszystkie pokoje i grozi tacie sprzedażą, jest
tam teraz dekorator wraz z Realtor i wszyscy teraz walczą, a w domu jest straszny bałagan. A od kiedy
Josh ma przesłuchanie do nowego zespołu, a Miles przygotowuje się do występu pomyślałam, że przyjdę
tutaj." Spojrzała na mnie. "Nie dlatego, że nie miałam już gdzie pójść. "
Skuliła się zdając sobie sprawę z tego co właśnie powiedziała. "Tylko, że zawsze jesteś tak zajeta
Damenem, że nie chciałam wam przeszkadzać. Ale jeśli jesteś zajęta, nie będę cię zatrzymywać. To
znaczy, jeśli tylko chcesz, mogę.."
- " Zaufaj mi." Odparłam potrząsając głową. "Damen jest..." Patrzę na ścianę zastanawiając się jak
dokończyć to zdanie. "Damen jest teraz dość zajęty. Więc wątpię, że będzie wpadał w najbliższych
dniach."
Spojrzałam na nią a potem na Charm czytając z jej aury, że jest o wiele bardziej zrozpaczona, niż
wygląda. I chociaż wiem, że to nieetyczne, choć wiem, że to koło życia nie mogę znieść myśli, że moja
przyjaciółka cierpi podczas, gdy ja mam pół butelki eliksiru w torbie.
- " Jestem tylko... smutna." Wzdycha tuż nad Charm. " To znaczy ona żyła długo, ale jednak. Dlaczego to
musi być takie smutne?"
Wzruszyłam ramionami wpadając na nowy pomysł.
- " To dziwne jak w jednej chwili wszystko jest dobrze, a w następnej już nie. Jak Evangeline. Nigdy jej nie
zobaczę ani nie usłyszę znowu."
Wiedziałam, że nie jest to dokładnie prawda, ale nie chciałam tego obalić.
- " Myślę, że nie o to chodzi. Dlaczego należy się przywiązywać skoro A: to nie będzie trwać, B: to boli jak
cholera. Kiedy to się skończy? " Potrząsa głową. "Bo jeśli wszystko jest skończone, jeśli wszystko ma
swój początek, środek i koniec, to dlaczego nie zacząć od końca? Jaki to ma sens kiedy wszystko
prowadzi tylko do końca?"
Rzuca ciosy oczami patrząc na mnie. "Nie mam na myśli śmierci jak.." Kiwa głową w stronę kotki. "Mimo,
że trafimy tam wszyscy, nie ważne jak bardzo walczymy."
Rzuciłam okiem na nią i na Charm, przytakując żeby wiedziała, że jestem tutaj. Że jestem taka jak
wszyscy. Czekam na moją kolej w długiej kolejce chorobowej.
- " Chodzi mi o śmierć w sposób bardziej metaforyczny. W zasadzie nic nie trwa wiecznie wiesz? Bo to
prawda, że nic nie jest zbudowane do końca. Nic."
- " Ale Haven..." Zaczynam, lecz patrzy na mnie tak, że za chwilę znowu milknę.
- " Słuchaj zanim spróbujesz wcisnąć mi te wszystkie rzeczy, wymień mi choćby jedną rzecz, która nigdy
się nie kończy." Zwęża oczy w takie sposób, że zaczynam się niepokoić czy ona wie o mnie, wie kim i
czym jestem i czy nie próbuje mnie przyłapać. Ale kiedy biorę głęboki oddech i patrzę na nią z powrotem,
jest dla mnie jasne, że walczy sama ze sobą, a nie ze mną. "Nie możesz tego zrobić racja?" Potrząsa
głową. "Jeśli chciałaś powiedzieć o Bogu, miłości powszechnej, to nie to. Charm umiera, moi rodzice są
na granicy rozwodu więc bądźmy szczerzy Josh i ja też się w końcu kiedyś rozstaniemy. I jest to
nieuniknione."
Patrzę na nią czując, że to nie do końca cała historia, ale jestem chętna na jej podjęcie. "Wiesz co? Masz
rację. Masz absolutną rację." mówię widząc zaskoczenie na jej twarzy. " Wszystko się kończy." Wszystko
oprócz Damena, Romana i mnie. "Twoja znajomość z Joshem też się kiedyś skończy, ale nie dlatego, że
tak jak powiedziałaś wszystko się kiedyś kończy, ale dlatego, że już tak jest. Większość relacji ze szkoły,
nie ma szansy przetrwania na studiach."
- " Czy tak widzisz siebie i Damena?" Podnosi koc z Charm, gdy patrzy na mnie.
Zacisnęłam wargi i odwróciłam wzrok wiedząc, że jestem prawie najgorszym kłamcą na świecie, gdy
mówię: "Staram się nie myśleć o tym zbyt wiele. Ale mam na myśli, że jeżeli coś się kończy, nie oznacza,
że musi to być złe lub wiążę się to z krzywdą. Bo jeżeli ten krok prowadzi nas do następnego, to jak
możemy się rozwijać jeżeli będziemy unikać wszystkiego co nas krzywdzi?"
Patrzy na mnie kiwając tylko nieznacznie, jakby widziała mój punkt widzenia, ale nie do końca się z nim
zgadzała.
- " Tak więc praktycznie nie mamy wyboru, musimy to kontynuować, a wszystko co możemy zrobić to być
dobrej myśli. I kto wie może czegoś się przez to nauczymy." Patrzę na nią wiedząc, że nie kupiła tego
całkowicie, więc dodaję: " Myślę, że to co staram się powiedzieć, to to, że nie możemy uciekać przed
czymś tylko dlatego, że może to być ostatnie. Trzeba iść dalej. To jedyny sposób żeby się rozwijać."
Wzruszam ramionami chcąc brzmieć bardziej wymownie, ale tak nie jest. "Pomyśl o tym, jeżeli nie
będziesz chciała ratować kota, jeśli powiesz tak jeżeli Josh zapyta cię o coś.. jest wiele wspaniałych chwil,
których na pewno będzie ci brakować."
Patrzy na mnie wciąż chcąc się kłócić, ale nie mówi ani słowa.
- " Josh jest naprawdę słodkim facetem i szaleje za tobą. Nie sądzę, że należy wyrzucać go za burtę tak
szybko. Poza tym.." Mówię wiedząc, że mnie słyszy, ale nie jest chętna żeby tego słuchać. "...nie
powinnaś podejmować tego typu decyzji, kiedy będziesz zestresowana."
- " Jak o przeniesieniu? Czy to wystarczający powód?"
- " Josh się przenosi?"
Potrząsa głową drapiąc Charm między uszami. "Nie Josh. Ja. Mój tata prowadzi rozmowy na temat
sprzedaży domu, ale cholera, będzie chciał ze mną o tym pogadać albo z Austinem."
Patrzę na nią przyglądając się bacznie jej opinii w głowie. Widzę to na własne oczy, ale chcę dać jej
trochę prywatności.
- " Wiem na pewno, że wartość odsprzedaży wystarczy na jakiś czas." Potrząsa głową kiedy patrzy na
mnie. "Ale wiesz co to naprawdę znaczy? To znaczy, że nie będzie mnie w Bay View w następnym roku. I
nie będę się uczyć w mojej klasie. Nie chcę iść do żadnej innej szkoły."
- " Nie dopuszczę do tego." Mówię, blokując jej wzrok. "Nie ma nawet mowy, że odejdziesz. Ukończysz
studia z nami.."
- " Cóż to bardzo miłe." Wzrusza ramionami. "Ale nie jestem pewna, czy można go zatrzymać. To nie
twoja liga, nie sądzisz?"
Rzuciłam okiem na nią i na kota wiedząc, że ma rację. Znalezienie antidotum na Damena? Możliwe.
Pomóc mojej przyjaciółce zachować dom i uratować kota? Nie tak bardzo. Trzeba zrobić dużo. Wiele.
"Wymyślimy coś. Po prostu zaufaj mi dobrze? Możesz przenieść się do mnie i do Sabine?"
- " Zrobiłabyś to? Naprawdę?"
- " Jasne. Wszystko co będzie tylko trzeba."
Przełyka z trudem i patrzy na mnie z niedowierzeniem. "Wiesz, że nigdy nie mówiłam ci zbyt wiele, ale
mimo wiedzieć, że mimo to zawsze mogę na ciebie liczyć i mam w tobie najlepszą przyjaciółkę."
Przekręcam oczami wiedząc, że zawsze to był Miles.
- " Ty i Miles. Mam na myśli, że mogę mieć dwoje przyjaciół." Wyciera nos potrząsając głową, kiedy
dodaje. "Założę się, że wyglądam jak debil prawda? Śmiało powiedz mi co mogę zmienić."
- " Nie wyglądasz jak debil." mówię zastanawiając się dlaczego nagle skupiła się na swoim wyglądzie.
"Wyglądasz smutno. A to jest różnica. Poza tym jakie to ma znaczenie?"
- " Takie, że bierzesz pod uwagę, czy mnie nie wynająć. Nie mogę tak wyglądać na rozmowie
kwalifikacyjnej, no i jest Charm."
Patrzę na nią a potem na kota, z którego ucieka energia życia, wiedząc, że muszę zrobić coś szybko
zanim będzie za późno. "Potrzymam ją."
Patrzy na mnie jakby zastanawiała się, czy zgodzić się na to. Ale po prostu wyciąga ramiona i daje mi go,
gdy dodaję: "Poważnie, po prostu musisz zrobic to samo, gdy opiekujesz się dzieckiem." Uśmiecham się
wzywając ją do zgody.
Waha się zerkając to na mnie to na Charm. Sięga do torby wyjmując lusterko i ścierając rozmazany tusz
do rzęs z policzków.
- " Nie powinnam być długo. Może godzinę, dwie góra. Wszystko co musisz zrobić to trzymać ją i dać jej
trochę wody, jeśli będzie chciała. Ale prawdopodobnie nie będzie chciała. Mało teraz chce. " Zawiesza
torbę i kieruje się do drzwi. "Dzięki. Potrzebuję teraz tej pracy bardziej niż uważasz. Muszę mieć
pieniądze, aby wyswobodzić się jak Damen. Mam dość tego gówna. "
Patrzę na nią niepewna co powiedzieć. Damen jest w wyjątkowej sytuacji.
- " Wiem, że nie uda mi się żyć tak jak Damenowi, ale wolę mieć beznadziejnie, niż podlegać rodzicom i
ich kaprysom. W każdym razie jesteś tego pewna?"
Skinęłam głową tuląc mocniej Charm i modląc się, aby została tam trochę dłużej, tak żebym mogła
pomóc.
Haven wcisnęła kluczyk do stacyjki i uruchomiła silnik po czym mówi: "Obiecałam Romanowi, że się nie
spóźnię. A jeżeli się pośpieszę, mogę być na czas."
- " Romanowi?" Zmroziło mnie i zaczęłam panikować, ale nie mogłam nic zrobić.
Wzruszyła ramionami, gdy dodała: "To u niego mam rozmowę." Rusza w stronę ulicy, zostawiając mnie z
kotem i bez możliwości jej ostrzeżenia.