Medialny strzał w tył głowy
Nasz Dziennik, 2011-01-14
D
owódca
Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik nie był pijany na pokładzie
rządowego samolotu Tu-154M, lecącego na uroczystości katyńskie.
Zaprzeczyła temu wczoraj w Sejmie Ewa Błasik, wdowa po tragicznie
zmarłym generale, jak również informację tę zdementowali piloci
blisko związani z Andrzejem Błasikiem. Nie mają wątpliwości, że
Rosjanie, ogłaszając raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego
(MAK), działali z premedytacją, aby zrzucić odpowiedzialność za
katastrofę smoleńską tylko na Polaków, w tym na dowódcę Sił
Powietrznych.
-
Pragnę stanowczo podkreślić, iż w dostępnym, znanym mi materiale
dowodowym nie ma żadnej przesłanki wskazującej na zawartość
alkoholu we krwi mojego męża w chwili katastrofy. Nie ma również
dowodów, które potwierdziłyby, że mój mąż w jakikolwiek sposób
wywierał pośredni czy bezpośredni nacisk na pilotów - powiedziała
Ewa Błasik. Nikt z pilotów, z którymi rozmawiał "Nasz
Dziennik", nigdy nie słyszał o tym, by gen. Andrzej Błasik
kiedykolwiek pił alkohol podczas lotu. Odpierają więc niczym
niepotwierdzone oszczerstwa, jakie publicznie wypowiedziała w czasie
prezentacji raportu MAK jego szefowa Tatiana Anodina.
- Jest to
informacja niczym niepotwierdzona, bo na podstawie czego, badania,
którego wyniku nikt nie wiedział? Podanie, że generał był
pijany, to moim zdaniem, odwracanie uwagi przez stronę rosyjską od
właściwych rzeczy, a skupienie się na jakiejś sensacji. Nie
wierzę w to, że Andrzej był pijany - powiedział płk rez. pilot
Wojciech Stępień, były szef Oddziału Szkolenia Lotniczego -
Szefostwa Wojsk Lotniczych Dowództwa Sił Powietrznych. Podobne
zdanie ma kpt. rez. pilot Krzysztof Zgorzałek. - Z pewnością ta
informacja została puszczona, żeby odwrócić uwagę od
najważniejszych aspektów katastrofy. Jestem tym zszokowany. Dla
mnie to jest żenujące, to groteska - podkreśla kapitan Zgorzałek.
Obaj piloci wskazują na fakt, że 0,6 promila to niewiele. Jeżeli,
w co nie wierzą, generał wypił cokolwiek na pokładzie samolotu -
bo jako pasażer miał do tego prawo - fakt ten w żaden sposób nie
mógł wpłynąć na tragiczne zakończenie tego lotu. Jak zauważają,
w czasie takich lotów normalne jest, że częstuje się pasażerów
alkoholem, tak jest nawet w zwyczajnych liniach lotniczych. - Andrzej
bardzo poważnie traktował pewne sprawy, więc trudno mi uwierzyć w
to, że miał alkohol we krwi. Zrzucenie na niego winy za katastrofę
strasznie mnie zabolało. Jeżeli nawet miałby te 0,6 promila
alkoholu we krwi, nie miałoby to najmniejszego wpływu, bo był tam
pasażerem - zauważa mjr rez. pilot Marian Wojciechowicz.
Ewa
Błasik podkreśla, że ten lot miał być wyjątkowy dla jej męża,
bo miał wypełnić osobistą misję - przyjąć Komunię św. w
intencji dziadka swojej bratowej, żołnierza armii Hallera,
policjanta, zamordowanego w twierdzy twerskiej. - Dlatego ten wylot
przeżywał tak podniośle, dlatego osobiście meldował panu
prezydentowi o gotowości wylotu, i nie jest możliwe, aby spożywał
alkohol - kwituje wdowa po dowódcy Sił Powietrznych.
Alkohol
endogenny
Ciało
gen. Błasika zostało zidentyfikowane na końcu, po jedenastu dniach
od katastrofy. W jaki sposób Rosjanie mogli po tak długim czasie po
śmierci generała stwierdzić, że przed tragedią spożywał
alkohol? Trudno poważnie potraktować tak absurdalny zarzut. Zdaniem
specjalistów w zakresie biologii kryminalistycznej, 0,6 promila
wskazuje raczej na obecność alkoholu endogennego w organizmie
zmarłego gen. Błasika. Alkohol ten powstaje na skutek zachodzenia w
organizmie procesów gnilnych, jego stężenie może dojść nawet do
1 promila. - Nie jestem lekarzem, ale jeżeli eksperci mówią, że
po śmierci w wyniku procesów gnilnych wytwarza się alkohol w
organizmie człowieka, to trzeba to brać pod uwagę. Przecież
identyfikacja ciała gen. Błasika odbyła się po wielu dniach.
Przez ten czas mogły zajść w jego organizmie jakieś procesy.
Jestem zszokowany tą informacją - mówi płk Stępień.
Trudno
więc dziwić się wdowie po dowódcy Sił Powietrznych, która
wprost twierdzi, że zarzucanie generałowi przez MAK picia alkoholu
na pokładzie Tu-154M jest haniebną próbą szkalowania jego
pamięci. - Tezy MAK na temat roli mojego męża są powtórzeniem
propagandowego stanowiska władz rosyjskich sformułowanego już w
godzinę po katastrofie, gdy w sposób oczywisty nie mogło być na
ten temat jakichkolwiek dowodów - powiedziała wczoraj w Sejmie Ewa
Błasik. Major Wojciechowicz zauważa jednak, że karygodne
spekulacje MAK na temat gen. Błasika są niestety niesamowicie nośne
medialnie. - Rosjanie zagrali po mistrzowsku. Z naszego punktu
widzenia było to karygodne, oni jednak wiedzieli, co robią, i
robili to w pełni świadomie - podkreślił Wojciechowicz. - Moim
zdaniem, podano tę informację z premedytacją. Nie ma dowodu na to,
że gen. Błasik miał alkohol we krwi, że wywierał presję na
pilotów, nie ma nawet dowodu na to, że on był w kabinie. Kto
potwierdzi to, że on był w kabinie, czy są jakieś dowody na to?
To wszystko są, moim zdaniem, spekulacje, przypuszczenia MAK, a nie
fakty - mówi oburzony płk Stepień.
Cios
poniżej pasa
Zaraz
po prezentacji raportu MAK zagraniczne media informowały, że pijany
generał zmusił pilotów do lądowania i doprowadził do tragedii.
Beata Kempa z PiS mówi o tym wprost, iż "generał dostał
medialny strzał w tył głowy", i oskarża MAK o bezpardonowy
atak na Andrzeja Błasika. - Pani Anodina chciała pokazać całemu
światu, że polski generał w stanie wskazującym na spożycie
alkoholu dowodził polskimi pilotami - powiedziała wczoraj w Sejmie
Kempa. Według majora Wojciechowicza, Rosjanie nie mieli prawa w taki
sposób mówić o dowódcy Sił Powietrznych. Karygodne z ich strony
było również upublicznienie przez MAK rozmów z kokpitu Tu-154M. -
Bulwersujące było upublicznienie głosów z kokpitu, całej
korespondencji, krzyków na koniec, które są straszne. Ktoś, kto
tego słucha, szczególnie dzieci ofiar, może mieć wielki uraz -
zauważa płk Wojciech Stępień. Nikt z Rosjan nie przejął się
jednak tym, jak poczują się rodziny załogi, które -
nieprzygotowane do tego - usłyszą głosy swoich bliskich i ich
krzyki przed śmiercią. To szczególnie zabolało wielu, którzy
słuchali raportu MAK. Uważam to za absolutny skandal, tego się
nigdy nie robi - podkreśla Wojciechowicz.
Wszyscy piloci, z
którymi rozmawiał "Nasz Dziennik", podkreślali, że
raport MAK nie jest raportem rzetelnym i ujmuje sprawę bardzo
jednostronnie. - Chcieliście lądować, lądowaliście, zabiliście
się, wasz problem. Tacy są Rosjanie. W ogóle nie chcą wziąć na
siebie żadnej winy, od początku przyjęli taki punkt widzenia i
tego się trzymają - podkreśla mjr Wojciechowicz. Z kolei płk
Stępień dodaje, że raport niczego nie wyjaśnia. - Przyjąłem ten
raport bardzo źle, wydaje mi się, że choć zawiera on elementy
opisu technicznego, to tak naprawdę nie podaje przyczyny katastrofy
- mówi Stępień.
Piotr Czartoryski-Sziler