Wywiad autoryzowany |
Temat : Koniec wojny początek wolności. |
Ilona Kurzawa; Bezpieczeństwo wewnętrzne, rok I, gr. III |
Co zapadło Państwu najbardziej w pamięci, z końca wojny?
Pan Franciszek: Pamiętam, że po służbach się chodziło. Za Niemca każdy musiał do pracy iść, od 12 roku życia fizycznie pracować, nie tak jak teraz od 18. Nikt nie był wolny za Hitlera, każdy pracował, nie było szkoły. Jak nie było tu w Polsce pracy to Cię wysyłali do Niemiec do roboty. Może ze 3mln było tam Polaków na robocie.
Pani Gienia: Jak okupacja niemiecka była to tak wysyłali, np. ja jak miałam 12 lat to w nocy przyszli i zabrali mnie na okopy przeciw czołgowe. I musiałam tam być. Gdy mnie zabierali to w tym dniu właśnie ukończyłam 12 lat, to było 5 sierpnia. Ostatni rok wojny był. I myśmy musieli kopać tam łopatami. Na tych okopach to myśmy w oborach spali, nie było nawet na czym. Gdy skończyliśmy okopy to do kuchni nas dali. Zawieźli nas do takich obór, stodół i był tam tylko beton, i tak żeśmy spały. Na tej kuchni to musiałyśmy kotły myć, takie wojskowe, duże Niemieckie, Polskie. W nocy musiałyśmy kartofle strugać na tej kuchni. W dzień znowuż coś innego się robiło. Myło się te kotły by czyste były. Dali nas dwie, a całe podwórze nazwozili kotłów. I myśmy się namyły jak głupie. A znowu w nocy godzina 4 i było słychać „dziewki aufstehen”, a no trzeba było wstać i strugać kartofle. I naprzywozili z Kalisza Żydów, Polaków do tych obór, tyle co weszli do tych obór to się pokładli to na słomie, na betonie to znów na lnie. Bo szło się do stogu i len się przynosiło i tak się spało. Rano Niemcy pobudzili ich i na wozy, i powywozili ich na zagładę do obozów, do Niemiec. Żydy to zazwyczaj na zmarnowanie szli. W Biernacicach jak byłam to końcówka już była. I z tych Biernacic to dali nam pozwolenie, że mamy już sobie iść. No i ja swój tobołek w worku na plecy i idzie człowiek na pieszo. A miałam do domu 80 km i na pieszo szłam.
Pan Franciszek: Każdy musiał pracować. I każdy musiał być zarejestrowany, że pracuje, bo sołtys wiedział kto na wiosce jest z młodzieży. A jak ktoś nie pracował to do Niemiec wywozili. Co tydzień to transport szedł do Niemiec.
Czy Państwa rodzice też pracowali na rzecz Niemiec?
Pan Franciszek: Mój ojciec to u Bauera był. A tak to do fabryk brali, lub do Bauerów. U Bauerów to dobrze było, bo i jedzenie było i spanie.
Pani Gienia: Moja mama też była w Niemczech. 6 lat tam była. Rok po wojnie przyjechała.
Jak pamiętają Państwo wycofywanie się wojsk Niemieckich z terenów Polski?
Pan
Franciszek: W ostatnim roku wojny to taki Niemiec tam był, jak my
krowy paśli. Pamiętam myśmy się tak kolegowali. 16 lat chłopak
miał , w grudniu go jeszcze zabrali na front. A jak na Ruskich szli
to prawie żaden nie przeżył. Albo pozabijali, albo pomarzli.
Jak
Niemcy od nas wozem wyjechali, to bronie rozmaite mieli takie na
wozach. Przyszli do wioski konie pozabierali. Konie musiałeś im dać
i oni pojechali. Jak konie pomdlały to znowu brali drugie konie z
innej wioski. I tak uciekali. Pamiętam jak do nas przyszli, pukali
nam w okna i krzyczeli by otworzyć. To musiałeś otworzyć,
natychmiast, bo inaczej drzwi wywalali. Jak wojsko przychodziło to
mróz był taki straszny. I jak wchodzili do domu to hełmy mieli
całe białe w śniegu. To jęczały te Niemcy, bo to zmęczeni, od
tygodnia nie śpią ino pędzą i pędzą tam. Mówili że Ruscy już
blisko. I spali w stodole na słomie jeden koło drugiego. I kawy
gorącej chcieli na rozgrzanie. Rozstrzelali ich wszystkich koło
Kalisza. Tyle to człowiek wart, popatrz.. Tak to wojna doprowadziła.
A jak to po wojnie wyglądało? Czy zdarzały się najścia na domostwa?
Pani Gienia: Po wojnie to też partyzantka chodziła po domach i też trzeba było drzwi otwierać . I mówili :„ jesteśmy chłopcy z lasu” . Przyszli i trzeba było, kto co miał im dać, bo oni potrzebują, bo to chłopcy z lasu.
Pan Franciszek: Oni to jak pociąg szedł z żywnością, czy bronią przez Polskę do Rosji to wysadzali.
Jak wiadomo w okresie wojny, zabronione było uczyć się w polskich szkołach i były tylko szkoły niemieckie. Uczęszczali Państwo do tych szkół?
Pani Gienia: A tak, tylko przez rok. A tam to żeśmy się uczyli tylko takich rzeczy jak książka- der Buch, masło- Butter. Takie rzeczy żebym sprzedać się nie dała.
A po wojnie, zaczęli się Państwo uczyć w polskiej szkole?
Pani Gienia: Tak, tylko to znowu było bardzo daleko trzeba chodzić, my tylko po 4 klasy pokończyli szkoły podstawowej. Jak i mąż tak i ja. On starszy to mógł więcej, jak ja młodsza to do tej niemieckiej chodziłam.
A praca? Jak z nią było po wojnie?
Pan Franciszek: A no też nie było łatwo.
Pani Gienia: Każdy pracy szukał. Wszystko na zachód, na zachód, bo to do PGR-u. No i w PGRze się robiło.
Pan Franciszek: Gdzie tu praca, jak to takie Choszczno było zniszczone w 80%. Koło kościoła to żadnych murów nie było, ani nic. Tam na Stargard nic, na ul. Grunwaldzkiej nic. A po mieście ile gruzów. Na ul. Wolności to same gruzy. Ino odgruzowywali. Woda chodziła to brali pompy i pompowali, zbrojenie i beton lali, i budynki rosły. Z początku to murowane, a zaś z tych płyt. To Stargardzka firma była, 3 powiaty pod to należały. Wozili z Barlinka te płyty gotowe. Od fundamentów stawiali. I taka robota była. I szła ta robota, wszystko na budownictwie. Gdzie było to na budownictwie ludzie pracowali. A dzisiaj nie ma wszystko prywatne i tylko parę złotych zarobisz. A na wsi to każdy gospodarz tu był. U nas to był PGR. Gospodarzy na wiosce było dużo więcej, teraz to tak nie ma.
Polska po wojnie odzyskała wolność. Co według Państwa oznaczała owa wolność?
Pani Gienia: Takiej wolności to zaraz nie było, też dyscyplina była, bo to Stalin nastał.
Pan Franciszek: A nie no Stalin, Stalin to tu nie był. No była wolność, tyle że musiałeś pracować co dzień, nie było soboty wolnej. Tak jak teraz.
Pani Gienia: Nie było z tym dyscypliny, że tam na zabawę mogłaś iść i tu, i tam, ale żeby tak.. Też trzeba było robić.
Pan Franciszek: Każdy musiał pracować, bo jak nie pracował to rodzinnego nie dostawał. Godziny musiały być na piśmie i jak się miało zwolnienie od lekarza to też.
A czy w jakiś sposób żyło się łatwiej?
Pani Gienia: Z tym, że taka wolność to i ludzie zadowolone, że nie byli już pod tą dyscypliną niemiecką, to się cieszyli. Pracowali i się każdy jakoś dorabiał. Ale żeby tak żywność była, to też nie było.
Pan Franciszek: Z początku nie było tak prawie nic. Nie było tych fabryk włókienniczych, więc nie było tak tych ubrań dużo. Nie było dostatku tak. Dopiero w latach 60- tych powstało to wszystko. W Łodzi wielki przemysł włókienniczy był. Nie było tych materiałów budowlanych, bo wszystko się budowało. Jak się wszędzie robi to i tych materiałów brakuje. Nie tak jak teraz nikt nic nie robi i materiały są.
Pani Gienia: Ameryka przysłała materiały. Wszystkie te stylony, nylony. Ameryka przysłała, Łódź szyła, szwalnie były i rozwinęło się. Tak nie było, by kupić gdzieś ubranie, buty. To w trepach się chodziło.
Pan Franciszek: Nie gadaj, było tak trochę, na pewno nie tak jak teraz, ale było.
Pani Gienia: A nie pamiętasz jak mi sam pantofle wystrugałeś, z drewna? Holenderskie takie łupki. Takie wyłupane całe z drzewa.
A co według Państwa jest pozytywem tamtych czasów?
Pan Franciszek: Że każdy pracował, nie chodził po opiekach, albo żeby kuroniówkę dali. Musiał pracować, nie było opieki, kuroniówki.
Pani Gienia: Skończył szkołę podstawową i niech by tylko piwo pił pod sklepem, czy kioskiem. Od razu była policja i pytała, czy ma prace, czy się uczy. Jak nie to do hufca brali lub do pracy.
Z punktu czasowego jak porównują Państwo życie zaraz po wojnie, a życie teraz we współczesnej Polsce? Może jakieś ulepszenia?
Pani Gienia: Ulepszenie to takie, że prawie każdy ma samochód i każdy jako tako ubrany. Wcześniej nie, każdy chodził w łatach, obszyty.
Pan
Franciszek: a no, no tak to było na początku jak to materiałów
nie było. Później było wszystko i na dzieci też.
I to życie
było inne, bo każdy zarobił parę groszy i starczało. A dziś to
połowa ludzi na kreskę bierze. Kiedyś w sklepie to nie było
ziemniaków, jajek czy kurczaków, każdy miał swoje. Ja miałem i
ziemniaki i len. To len to kupowali ode mnie. Teraz to wolna Polska
jest i wszystko jest to znowuż nie starcza na to. Takie życie. I co
z tego, że dobrobyt, tylko nie stać znowuż. Wszystko w górę
idzie..
Wolność dla bogatych, a dla biednych niby też
wolność, ale co to za wolność jak w kieszeni pusto.
Tym refleksyjnym akcentem chciałabym zakończyć mój wywiad. A Państwu dziękuję za wspaniałą rozmowę.
Franciszek i Genowefa Przybylscy
Brzeziny
73-220 Drawno
Tel.: 95-768-11-49