PAMFLET
NA KONSUMPCJONIZM
czyli
co
kultura konsumpcyjna zrobiła z kobietami i mężczyznami
Powodzenie publikacji dotyczących kultury konsumpcyjnej dowodzi, że moda na przynależność do jej opozycji wcale nie maleje. Sztandarowe pozycje jak NO LOGO Naomi Klain, Społeczeństwo Konsumpcyjne Jean’a Baudrillard’a, The Rebel Sell Joseph’a Heath’a i Andrew Pottera znajdują się prawdopodobnie w biblioteczce każdego, komu takie słowa jak globalizacja, konsumpcja, shopping czy popkultura nie przywodzą niczego przyjemnego na myśl. Do tego małego, ale jakże ciekawego zbioru, dołączyć należy książkę szczerze zatroskanego o losy społeczeństwa polskiego socjologa Tomasza Szlendaka.
O ile wyżej wymienione publikacje unaoczniają nieświadomym niczego czytelnikom jak funkcjonuje nasza nowa konsumpcyjna rzeczywistość, wyjaśniając meandry działania korporacji, reklamy i szeroko rozumianej przyjemności (jako najważniejszej obecnie-dla szanującego się zjadacza chleba wartości), o tyle Szlendak pokazuje przeobrażenia w obyczajowości społecznej. Już sam tytuł wskazuje, że książka traktować będzie o transformacjach nie tylko w relacjach damsko-męskich, ale również w rolach i pozycjach społecznych każdej z tych płci. Przy całej liczebności artykułów i publikacji ta część-patetycznie zwana socjoantropologią relacji płciowych-została paradoksalnie zmarginalizowana. Chyba nigdy przedtem nie rozpisywano się tak namiętnie na tematy damsko-męskie, prym w tej dziedzinie wiodą artykuły w poczytnych kobiecych pisemkach kuszące tytułami z cyklu „jak uszczęśliwić mężczyznę w weekend”. Niestety nieliczna jest grupa książek opisująca zmiany w obyczajowości w sposób naukowy, poparty badaniami i teoriami, a co ważniejsze napisana w sposób przystępny i z dużą dozą humoru.
Pomijając
literaturę feministyczną, którą w dużej mierze ex
definitione
całkowicie obiektywną nazwać nie można. Na szczęście dla
czytelnika, zafascynowanego ową tematyką, książka Szlendaka
spełnia wszystkie powyższe kryteria. Teorie i badania przeplatane
anegdotami, scenkami rodzajowymi, zabawnymi komentarzami sprawiają,
że treść staje się przystępna. To, co zasługuje na szczególną
uwagę, to również język jakim posługuje się autor, nacechowany
szyderstwem, niekiedy drwiną, nieuchronnie prowadzący do nabrania
zdrowego (!) dystansu do opisanych problemów. Mnogość wątków
oraz, zwycięska moim zdaniem, próba ukazania tego wieloaspektowego
problemu wskazują na perfekcyjne opanowanie rozległej tematyki, co
w połączeniu z talentem narracyjnym daje wyjątkowy efekt.
Można być nieco krytycznym do przytaczanych
wyników badań, chociaż i sam autor niekiedy kwestionuje ich
trafność, bowiem niektóre przeprowadzane były na szacownym
„Zachodzie”, przez co ich aplikacja do warunków polskich jest
niekiedy nieadekwatna.
I tytułowe leniwe
maskotki, i rekiny na smyczy znajdą odpowiedzi na nurtujące je
pytania. Co może ważniejsze, lektura tej książki pozwoli im się
wzajemnie zrozumieć- chociaż wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę z
tego, jak dalece jest to idealistyczne myślenie - co nie znaczy, że
próbować nie warto. Kobietom uzmysłowi, jeśli jeszcze tego nie
zauważyły, że ich przewaga jest bezdyskusyjna. Dotyczy to zarówno
różnych sektorów pracy, jak również samej kultury. To one o
wiele lepiej odnajdują się w konsumpcyjnej dżungli, są lepiej
przysposobione do pracy w sektorze usługowym, to one w reszcie
stanowią druzgocącą większość na uczelniach wyższych (nie
tylko na typowo kobiecych kierunkach), zajmują się z powodzeniem
polityką, to do nich kierowane jest 70% reklam, a w związku z tym
mają ogromną moc decyzyjną. Posiadając te wszystkie przymioty i
możliwości, kobieta (rekin) zakłada sobie „smycz”. Faktem
jest, że patriarchalna kultura to przekleństwo kobiety i chociaż
one wiedzą o tym, nierzadko przeklinają to, to prędzej czy później
nawet najwytrawniejsze opozycjonistki wpadają w jej pęta.
Najbarwniejszym przykładem jest chociażby wiara w mit o rycerzu w
lśniącej zbroi na białym rumaku (inne maści są również
akceptowane) i liczne frustracje wypływające z braku ukazania się
takowego na horyzoncie. Niezdrowe? Owszem, ale jakże powszechne.
Jakby tego było mało, kobieta z miłą chęcią i w pełni władz umysłowych, ku uciesze płci przeciwnej staje się „prawdziwym przedmiotem konsumpcji” [Baudrillard J., Społeczeństwo Konsumpcyjne, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2006, s.116]. Dotyczy to zarówno kontrolowania szczupłości, jak również miejscowego uwypuklania walorów cielesnych, a idealnie jest to zobrazowane na licznych pokazach, mniej lub bardziej cieszących się sławą, projektantów mody. „Kobieta jest po to, aby być piękna, modnie ubrana, aby chodzić do fryzjera i na pokazy mody. Jedynym zmartwieniem jest być zawsze ‘na czasie’, jedynym układem odniesienia-lustro” [Melosik Z., Tożsamość, ciało i władza. Teksty kulturowe jako (kon)teksty pedagogiczne, Wydawnictwo Edytor S.C, Poznań- Toruń 1996, s.117] .
W
przedziwny sposób koresponduje to z emancypacją, o którą tak
bardzo kobieta zabiega. „Kobieta
konsumuje samą siebie”
[Baudrillard
J., op.cit, s.116],
a dzieje się tak dlatego, bo jest to społecznie pożądany model
kobiety, a będąc bardziej podatną na wpływ społeczeństwa, jej
dotychczasowe wysiłki by stać się niezależną, na własne
życzenie obraca w niwecz. A to tylko jedna z wielu smyczy
czyhających na rekina.
Mężczyźni -
leniwe maskotki, nie mają wcale łatwiejszego życia. Ich pozycja
społeczna została na trwale nadszarpnięta. Takie frazesy jak
„głowa rodziny”, czy jedyny twórca zaplecza finansowego dla
całej familii odchodzą w niepamięć, a mężczyznom pozostaje
jedynie nostalgiczne spojrzenie i wspomnienie dawnych czasów. Nie
dość, że traci prymat w rodzinie, w społeczeństwie zresztą też
(chociażby dlatego, że ród męski stanowi demograficzną
mniejszość) to jeszcze kultura odbiera im dotychczasowy model
męskości. Mężczyzna ma być rozmiękczony, zadbany, niekiedy
używający większej ilości środków upiększających niż dama
jego serca, a co najważniejsze musi brać udział w ciągłym
wyścigu szczurów. „Nie
może sobie pozwolić na jakąkolwiek słabość czy błąd”
[Ibidem,
s.117].
Jest ofiarą terroru sukcesu, o wiele bardziej niż kobieta.
Konkurencyjne środowisko pracy to jedyne miejsce, gdzie upluszowiona
maskotka może realizować wzorzec agresywnego samca. A wynik jego
pracy to dla płci pięknej, jedyna możliwa ocena potencjalnego
kandydata na męża.
Mężczyzna
nie ma lekko, bo powoli agresja, konkurencja wypychana jest nawet
z miejsca pracy. Zamiast rywalizacji pożądane jest działanie
grupowe, w którym nota bene świetnie odnajdują się kobiety.
Tradycyjne wartości tracą na ważności a wraz z nimi i mężczyźni.
Nie radzi sobie w rzeczywistości opartej na ugodzie, mężczyzna
lubi dychotomie, konflikt. Na domiar złego, oprócz tego wszystkiego
osobnik męski musi posiadać liczne, najlepiej drogocenne
gadżety-zabawki, by:
A. olśnić nimi płeć
przeciwną
B. podnieść swoją wartość w notowaniach
matrymonialnych (z czym również nie jest wesoło, a spadający
odsetek zawieranych małżeństw i wzrost liczby rozwodów, wzbudzać
entuzjazmu wśród zwolenników związku małżeńskiego nie
mogą!)
C. podnieść wartość własnej osoby, bo przecież
w kulturze konsumpcyjnej jesteśmy tym co posiadamy.
Wszystko
to prowadzi nieuchronnie do stwierdzenia, że żadnej z płci kultura
konsumpcyjna nie służy. I to w swej książce, Szlendak doskonale
udowadnia. Dziwić może jedynie, że niebezpieczeństwa jakie kryje
kultura konsumpcyjna, szczególnie w przykry sposób odbijające się
na mężczyznach, zajmują tak mało miejsca. O ile do kobiecych
problemów z patriarchalną obyczajowością jesteśmy raczej
przyzwyczajeni, to męskie niedogodności w kulturze konsumpcyjnej
stanowią pewne novum,
wartę w mojej ocenia głębszej analizie.
Kompleksowość
tematu i jego nieco pesymistyczny wydźwięk stanowią paradoksalnie
pewne pocieszenie. Tematyka tej książki to wyzwanie rzucone
czytelnikowi, zmuszające do zastanowienia się, do refleksji nad
rzeczywistością umożliwiające kontestację, a może i w
konsekwencji większą zmianę społeczną.