Dr. Rudolf Steiner
in den Lebensnotwendigkeiten
der Gegenwart und Zukunft.
Spis rzeczy: str.
Przedmowa i wstęp do nowego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2
Uwagi o zamierzeniach niniejszej pracy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
I. Prawdziwa postać kwestji społecznej w życiu nowoczesnej ludzkości . . . . . . . . . . . . . 9
II. Próby rozwiązania problemów i konieczności społecznych, w myśl wymagań życia . . 16
III. Kapitalizm i idee społeczne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
Aneks: Odezwa do Narodu Niemieckiego i całego Świata Kulturalnego . . . . . . . . . . . . . 47
Uwagi do polskiego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
Wydano staraniem Polskiego Towarzystwa Antropozoficznego
w autoryzowanym przekładzie M. O. i M. W. – Warszawa 1938
Zadań, wysuniętych przez nowoczesne życie społeczne, nie zdoła poznać człowiek, który przystępuje do nich z myślą o jakiejkolwiek utopji. Wychodząc z pewnych poglądów i uczuć, możemy wierzyć, że takie czy inne urządzenia, które sobie obmyśliliśmy, uszczęśliwią ludzkość. Wiara ta może nawet nabrać bojowej siły przekonywującej. A jednak z wiarą tego rodzaju można łatwo przeoczyć to, co stanowi dziś istotę “kwestji” społecznej.
Twierdzenie powyższe nie trudno doprowadzić dziś do pozornego absurdu, wszakże pozostaje ono słusznem. Przypuśćmy, że ktoś posiadł teoretycznie doskonałe “rozwiązanie” kwestji społecznej. Pomimo to wierzyłby on w coś całkiem nierealnego, gdyby chciał narzucić ludzkości to wymyślone przez siebie “rozwiązanie”. Nie żyjemy już bowiem w czasach, kiedy można mniemać, że w ten sposób da się cośkolwiek zdziałać w życiu publicznem. Układ duszy ludzkiej nie jest taki, żebyśmy w stosunku do życia społecznego mogli powiedzieć: oto macie człowieka, który wie, jakie urządzenia społeczne są potrzebne; uczyńmy więc tak, jak on sądzi.
W taki sposób ludzie nie chcą wcale przyjmować idej społecznych. Z faktem tym liczy się niniejsza praca, która znalazła już dość szerokie rozpowszechnienie. Ci z pośród czytelników, którzy przypisali jej charakter utopijny, zgoła nie zrozumieli jej podstawowych zamierzeń. A najgłośniej twierdzili to ci, którzy sami nie umieją myśleć inaczej, niż utopijnie. U innych dopatrują się tego, co stanowi najbardziej istotną cechę ich własnych przyzwyczajeń myślowych.
Dla człowieka myślącego realnie należy już do doświadczeń w dziedzinie społecznej, że jakakolwiek idea utopijna, choćby najbardziej przekonywująca, nie prowadzi do niczego. Jednak wielu ludziom wydaje się, że np. w dziedzinie gospodarczej powinni szerzyć wśród swych bliźnich takie idee. Muszą się jednak przekonać, że trudzą się napróżno. To, co głoszą, bliźnim na nic przydać się nie może.
Fakt ten należałoby traktować jako nabyte doświadczenie, wskazuje on bowiem na ważny objaw współczesnego życia publicznego, mianowicie na to, że myśli nasze są obce wymaganiom rzeczywistości gospodarczej. Czyż można spodziewać się, że zdołamy opanować zawiłe stosunki życia społecznego, jeśli przystępujemy doń z myśleniem, które jest obce temu życiu?
Zagadnienie to bynajmniej nie może liczyć na popularność. Wymaga bowiem przyznania się, że myślimy w sposób obcy życiu. A jednak, jeżeli tego nie uczynimy, pozostaniemy również dalecy od “kwestji społecznej”. Jedynie bowiem pod warunkiem, że zagadnienie to traktować będziemy jako ważną sprawę całej współczesnej cywilizacji, uzyskamy jasną świadomość potrzeb życia społecznego.
Kwestja ta wskazuje na sposób, w jaki ukształtowało się współczesne życie duchowe. Ludzkość nowoczesna rozwinęła w taki sposób życie duchowe, że jest ono w wysokim stopniu uzależnione od urządzeń państwowych i sił gospodarczych. Człowiek już od dzieciństwa otrzymuje wychowanie i nauczanie państwowe. Może on korzystać z takiego tylko wychowania, na jakie pozwalają warunki gospodarcze otoczenia, wśród którego wyrasta.
Możnaby mniemać, że dzięki temu wszyscy powinni być dobrze przystosowani do obecnych warunków życiowych. Państwo bowiem ma możność kształtowania urządzeń, poświęconych wychowaniu i nauczaniu, które stanowią podstawowy czynnik życia duchowego społeczeństwa, tak, aby jak najlepiej służyły ogółowi. I również łatwo możnaby sądzić, że człowiek stanie się możliwie najlepszym członkiem społeczności ludzkiej, jeżeli otrzyma wychowanie zgodnie z możliwościami gospodarczemi, z których wyrósł, oraz jeżeli wychowanie postawi go na to stanowisko, które mu wyznaczają owe możliwości gospodarcze.
Praca niniejsza podjąć musi niepopularne dziś zadanie wykazania, że przyczyną zamętu naszego życia publicznego jest uzależnienie życia duchowego od państwa i sił gospodarczych. Ma ona dowieść, że wyzwolenie życia duchowego z tej zależności stanowi część rozwiązania palącej kwestji społecznej.
Książka niniejsza występuje zatem przeciw szeroko rozpowszechnionym błędom. Przejęcie przez państwo działu wychowania i nauczania uważane jest oddawna za coś zbawiennego dla postępu ludzkości. A ludzie myślący socjalistycznie nie mogą sobie nawet tej sprawy wyobrazić inaczej, niż w ten sposób, że społeczeństwo ma wychowywać jednostkę na swoją modłę tak, aby mu służyła.
Nie łatwo godzimy się na pogląd, który jest w tej dziedzinie bezwarunkowo konieczny, mianowicie, że w dziejowym rozwoju ludzkości w epokach późniejszych błędem stać się może to, co we wcześniejszych było słuszne. Na to, aby życie ludzkości mogło ukształtować się nowocześnie, konieczne było odebranie kierownictwa wychowania, a co zatem i kierownictwa duchowego życia publicznego tym sferom, które zajmowały się tem w średniowieczu, oraz powierzenie tegoż państwu. Ale dalsze utrzymywanie tego stanu rzeczy jest już ciężkim błędem społecznym.
Wyjaśni to pierwsza część niniejszej pracy. W ramach państwowych życie duchowe dorosło do wolności; nie będzie jednak w stanie z niej korzystać we właściwy sposób, o ile nie nada mu się całkowitego samorządu, życie duchowe w swej obecnej postaci wymaga, aby stanowiło całkiem samodzielny składnik organizmu społecznego. Zarząd dziedziny wychowania i nauczania, z czego przecież wyrasta całe życie duchowe, przejść musi w ręce ludzi, którzy sami wychowują i nauczają. Czynniki państwowe lub gospodarcze nie powinny mieszać się do spraw tego kierownictwa słowem lub czynem. Nauczaniu pedagog winien poświęcać tylko taką część swego czasu, aby równocześnie mógł także zarządzać w swej dziedzinie pracy. Dzięki temu sam nauczyciel załatwiać będzie sprawy związane z zarządzaniem tak samo, jak sam naucza i wychowuje. Rozporządzeń nie będzie wydawał nikt, kto równocześnie nie jest sam czynny w żywem nauczaniu i wychowywaniu. Żaden parlament, żaden dostojnik, który kiedyś, być może, był nauczycielem, ale obecnie już nim nie jest, nie będą tu mieli głosu. To co w nauczaniu zdobywa się drogą bezpośredniego doświadczenia, będzie wywierało wpływ także na sposób zarządzania. Wynika stąd naturalnie, że warunki tego rodzaju sprzyjać będą rozwojowi rzeczowości i tężyzny zawodowej w możliwie najwyższym stopniu.
Można zapewne zauważyć, że i przy takim samorządzie życia duchowego także nie wszystko będzie doskonałe. Ale w życiu rzeczywistem nie można żądać doskonałości. Dążyć trzeba tylko do realizowania rzeczy możliwie najlepszych. Zdolności, rozwijające się w człowieku-dziecku, będą dopiero wówczas wzbogacały społeczeństwo, gdy pieczę nad niemi obejmą jednostki, które potrafią opierać swe decyzje na motywach duchowych. Pogląd na to, jak dalece rozwijać należy dane dziecko w tym czy owym kierunku, powstawać może jedynie w niezależnym zespole duchowym. I on tylko jest powołany do decydowania o sposobie urzeczywistniania tych zamierzeń. Od tego samorządu życie państwowe jakoteż i życie gospodarcze czerpać będą siły, których same nie są w stanie wytworzyć, gdy na podstawie swych założeń kształtują także i życie duchowe.
Zgodnie z poglądem, wyłożonym w tej książce, sprawa urządzeń i programów uczelni, które służą potrzebom państwa i życia gospodarczego, również winna spoczywać w rękach kierownictwa niezależnego życia duchowego. Szkoły dla przyszłych prawników, handlowców, przemysłowców, rolników też kształtować winno niezależne życie duchowe. Praca niniejsza musi z konieczności wywołać wiele zastrzeżeń, gdy z jej założeń wyprowadzi się tę słuszną konsekwencję. Ale z czego to wypływają owe zastrzeżenia? Rozpoznamy ich ducha antyspołecznego, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że, w gruncie rzeczy, wynikają one z nieuświadomionej wiary w niepraktyczność życiową wychowawców. Niepodobna tedy oczekiwać po nich, że powołają do życia urządzenia, które we właściwy sposób będą służyły praktycznym dziedzinom bytu. Takie urządzenia muszą pono tworzyć ludzie, którzy sami biorą udział w życiu praktycznem; wychowawcy zaś mają tylko postępować według linij wytycznych, które im zgóry narzucono.
Ten, kto tak myśli, nie spostrzega, że wychowawcy, którzy nie potrafią sami nadawać sobie linij wytycznych, poczynając od najdrobniejszych szczegółów, a kończąc na rzeczach najważniejszych, właśnie skutkiem tego stają się obcy życiu i niepraktyczni. Można narzucić im zasady, pochodzące nawet od jednostek pozornie najbardziej związanych z życiem praktycznem, a jednak nigdy nie wychowają oni ludzi życiowo prawdziwie praktycznych. Antyspołeczne stosunki powstają stąd, że w życiu zbiorowem brak ludzi, którzyby, dzięki otrzymanemu wychowaniu, nauczyli się odczuwać społecznie. Ludzi uspołecznionych wychowywać mogą jedynie pedagodzy, którzy sami posiadają zmysł społeczny. Nigdy nie dotrzemy do sedna kwestji społecznej, jeśli nie uznamy spraw wychowawczych i duchowych, jako jednego z jej najważniejszych składników. Stosunki antyspołeczne powstają nietylko z winy urządzeń gospodarczych, ale także skutkiem tego, że ludzie w ramach tych urządzeń postępują antyspołecznie. I powierzanie wychowania tudzież nauczania młodzieży ludziom, których czyni się obcymi życiu, wskutek narzucania im zzewnątrz kierunku i treści ich działania – jest rzeczą antyspołeczną.
Państwo otwiera wydziały prawne. Wymaga, aby wykładano tam zasady tego prawodawstwa, na którem ono, ze swego punktu widzenia, oparło swą konstytucję i administrację. Instytucje zaś, które powstaną całkowicie na gruncie niezależnego życia duchowego, czerpać będą treść prawodawstwa właśnie z tego życia. Państwo zasilane będzie tem, co mu to niezależne życie duchowe przekaże; będą je zapładniały żywe idee, które jedynie z takiego źródła duchowego mogą wypływać.
Ale w samej tej dziedzinie duchowej będą ludzie, którzy, każdy ze swego punktu widzenia, oddadzą się życiu praktycznemu. Życiowo praktycznem nie może stać się to, co pochodzi z urządzeń szkolnych wprowadzonych przez “praktyków”, i gdzie nauczają ludzie obcy życiu, ale wyłącznie to, co dają wychowawcy, którzy rozumieją życie i praktyczność ze swego punktu widzenia. O tem, jak zarządzanie niezależnem życiem duchowym winno kształtować się w szczegółach, pomówimy w niniejszej pracy, przynajmniej w ogólnych zarysach.
Wśród ludzi, skłonnych do utopij, książka ta obudzi rozmaite wątpliwości. Zaniepokojeni artyści i inni pracownicy umysłowi powiedzą: dobrze, ale czy talenty będą mogły rozwijać się lepiej wśród tego niezależnego życia duchowego, niż w obecnych warunkach, kiedy znajdują się pod opieką państwa i potęg gospodarczych? Tacy oponenci pamiętać winni, że praca niniejsza nie ma nic wspólnego z utopją. Dlatego nigdzie nie znajdziemy w niej twierdzeń teoretycznych: to powinno być tak urządzone, czy inaczej. Natomiast znaleźć w niej można pobudkę do tworzenia takich społeczności ludzkich, któreby były zdolne we własnem współżyciu wytwarzać pożądane warunki społeczne. Kto sądzi życie nie według teoretycznych uprzedzeń, lecz z własnych doświadczeń, ten powie sobie: człowiek, który tworzy na podstawie swych niczem nieskrępowanych uzdolnień, będzie wówczas mógł liczyć na właściwą ocenę swej działalności, kiedy powstanie niezależna społeczność duchowa, która będzie wywierała wpływ na życie, kierując się wyłącznie własnemi założeniami.
“Kwestja społeczna” nie jest czemś, co w naszych czasach wyłoniło się z życia ludzkiego i co grupka ludzi, czy też parlamenty będą mogły rozwiązać i wreszcie rozwiążą. Jest ona częścią składową całej nowoczesnej cywilizacji i skoro już powstała, taką pozostanie. W każdym momencie rozwoju dziejowego musi ją ludzkość na nowo rozwiązywać. Życie człowieka bowiem weszło w ostatnich czasach w taką fazę, kiedy same urządzenia socjalne rodzą stale tendencje antyspołeczne. Trzeba je nieustannie opanowywać na nowo. Podobnie jak organizm po pewnym czasie po nasyceniu, znów powraca do stanu głodu, tak samo organizm społeczny z uporządkowanych stosunków wpada w bezład. Na uporządkowanie stosunków społecznych niema uniwersalnego lekarstwa podobnie, jak niema takiego pokarmu, któryby nasycił organizm raz na zawsze. Ale ludzie tworzyć mogą takie spólnoty, których współdziałanie stale dawać będzie życiu nowe impulsy w kierunku socjalnym. Taką spólnotą jest samorządny człon duchowy organizmu społecznego.
Podobnie jak dla życia duchowego z doświadczeń teraźniejszości wyłania się wymaganie autonomji społecznej, tak samo dla życia gospodarczego wypływa postulat pracy zrzeszeniowej. Gospodarka społeczna składa się dziś z produkcji, obiegu i spożycia dóbr, które zaspakajają potrzeby ludzkie. Każdego wiążą z życiem gospodarczem jego interesy; każdy musi się z niem sprzęgnąć zapomocą takiego udziału w pracy, jaki jest dlań dostępny. Tylko sam człowiek może wiedzieć i odczuwać, czego naprawdę potrzebuje; sam też, na zasadzie własnego zrozumienia warunków życia społeczeństwa, musi rozstrzygać o tem, co powinien spełniać. Nie zawsze tak było i jeszcze nie wszędzie tak jest, ale wśród cywilizowanych ludów świata zasadniczo panują takie stosunki.
Z biegiem rozwoju ludzkości zasięg działania jednostek gospodarczych rozszerzył się. Z zamkniętej gospodarki domowej rozwinęła się gospodarka miast, a z niej gospodarka narodowa. Dziś stoimy wobec gospodarki światowej. Wprawdzie ze starego porządku wiele jeszcze pozostało w nowym ustroju; w dawnem życiu natomiast tkwiło już w zarodku dużo elementów przyszłości. Ale losy ludzkości zależne są od tego, że ta kolejność rozwojowowa w pewnych warunkach życiowych uzyskała wpływ decydujący.
Nonsensem jest chcieć organizować siły gospodarcze jako abstrakcyjną spólnotę światową. Poszczególne jednostki gospodarcze z biegiem rozwoju wytworzyły w szerokim zakresie gospodarki państwowe. Wszakże twory państwowe powstały z działania innych jeszcze sił, nietylko gospodarczych. Właśnie chęć przekształcenia państw w społeczności gospodarcze spowodowała chaos czasów najnowszych. Życie gospodarcze dąży do kształtowania się na podstawie własnych sił, niezależnie od urządzeń państwowych oraz od politycznego sposobu myślenia państwowego. Ale w taki sposób będzie ono mogło ukształtować się tylko wtedy, gdy na czysto-gospodarczem podłożu powstaną zrzeszenia, obejmujące przedstawicieli spożycia, obiegu i produkcji. Warunki życiowe, same przez się, regulować będą rozmiary tych zrzeszeń. Za małe zrzeszenia byłyby zbyt kosztowne, za duże zaś – nie dość przejrzyste w pracy gospodarczej. Każdemu zrzeszeniu życiowe potrzeby wskażą łatwo drogę do stałych stosunków z innemi zrzeszeniami. Nieuzasadnioną byłaby obawa, że owe zrzeszenia będą krępowały tych członków, których warunki życia zmuszają do częstych zmian miejsca zamieszkania. Znajdą oni łatwo drogę od jednego zrzeszenia do drugiego, jeżeli takie przejścia powodować będą interesy gospodarcze, a nie przepisy państwowe. W organizacji zrzeszeniowej dadzą się pomyśleć urządzenia, które działać będą z łatwością obiegu pieniężnego.
Dzięki fachowości i rzeczowemu traktowaniu, w takiem zrzeszeniu panować może daleko idąca harmonja interesów.
Nie prawa mają regulować produkcję, obieg i spożycie dóbr, ale sami ludzie, na podstawie własnego, bezpośredniego orjentowania się w tem oraz własnych interesów. Udział w życiu zrzeszeniowem umożliwi im zdobywanie w tym kierunku niezbędnego zrozumienia. Skutkiem tego, że, drogą układów wzajemnych, poszczególne interesy muszą się wzajemnie wyrównywać, towary uzyskają w obiegu swoje odpowiednie wartości. Taka współpraca z motywów gospodarczych będzie czemś zupełnie innem, niż to, co odbywa się n. p. w nowoczesnych związkach zawodowych. Związki te rozwijają swą działalność w życiu gospodarczem, ale nie powstają z przesłanek gospodarczych. Są one naśladownictwem zasad, które ukształtowały się w nowych czasach, pod wpływem racyj państwowych i politycznych. A więc politykuje się w tych związkach, zamiast rozważać z punktu widzenia gospodarczego, jakie świadczenia jeden człowiek czynić winien drugiemu. W owych zrzeszeniach zaś nie będą zasiadać “najemnicy”, którzy, z tytułu swej siły, żądają od przedsiębiorcy możliwie wysokich płac. Będą natomiast tu współdziałali pracownicy fizyczni z duchowymi kierownikami produkcji oraz ze spożywcami, zainteresowanymi daną gałęzią wytwórczości, aby kształtować odpowiednio wzajemną wymianę świadczeń, przy pomocy regulowania cen. Tego osiągnąć się nie da, parlamentując na zgromadzeniach. Od tej gadaniny należałoby społeczeństwo uwolnić. Któż bowiem miałby pracować, jeśliby niezliczone zastępy ludzi traciły czas na rozprawianiu o pracy? Drogą umów człowieka z człowiekiem, zrzeszenia ze zrzeszeniem, wszystko to załatwiać się będzie obok pracy. Na to potrzeba jedynie, aby takie porozumienie odpowiadało poglądom pracujących oraz interesom spożywców.
Nakreślony tu obraz nie jest utopją. Nie twierdzimy bowiem bynajmniej, że coś ma być urządzone tak, czy inaczej. Wskazujemy jedynie na to, jak ludzie własne sprawy sami załatwiać będą, działając przy pomocy zrzeszeń, odpowiadających ich zapatrywaniom i interesom.
O to, aby ludzie łączyli się w takie zespoły, troszczy się sama natura ludzka, o ile ingerencja państwa nie stawia jej w tem przeszkód – natura bowiem budzi potrzeby. Prócz tego troszczyć się o to będzie niezależne życie duchowe, ponieważ za jego sprawą powstawać będą takie właśnie poglądy, jakie powinny działać w społeczeństwie. Człowiek, myślący na podstawie doświadczenia życiowego, musi przyznać, że istnieje możliwość, by omawiane tu zrzeszenia powstały w każdej chwili, że niema w tem nic utopijnego. Ich powstaniu nic nie stoi na przeszkodzie prócz tego, że człowiek współczesny usiłuje “organizować” życie gospodarcze z zewnątrz, zasugestjowany ideą “organizacji”. Od takiego organizowania, które z zewnątrz dąży do łączenia ludzi w celu produkcji, różni się biegunowo organizacja gospodarcza, oparta na niezależnych zrzeszeniach. Na drodze asocjacji człowiek łączy się z człowiekiem, a planowość całości wynika, dzięki zdrowemu rozsądkowi jednostki.
Możnaby powiedzieć: na co się zda, że jakiś biedak zrzeszy się z człowiekiem majętnym? Można uważać za lepsze “sprawiedliwe” regulowanie z zewnątrz całej produkcji i spożycia. Ale taka zorganizowana regulacja krępowałaby siły twórcze jednostki i pozbawiałaby życie gospodarcze tego, czego dostarczać mu mogą te twórcze siły. Niechajby ludzie, mimo wszelkich uprzedzeń, uczynili raz próbę zrzeszenia się nawet w dzisiejszych czasach biedaków z bogaczami! Jeżeli nie wmieszają się do tego żadne inne siły prócz gospodarczych, to z konieczności posiadający z nieposiadającymi będą musieli wyrównywać wzajemne świadczenia. Dziś mówi się o tych rzeczach nie na podstawie instynktów życiowych, które wypływają z doświadczenia, lecz pod wpływem nastrojów i to powstających nie z potrzeb gospodarczych, lecz z interesów klasowych i innych. Nastroje te zaś rozwijać się mogły dlatego, że, wobec coraz większej złożoności życia gospodarczego, niepodobna było w ostatnich czasach nadążyć za niem przy pomocy idej czysto-gospodarczych. Stało temu na przeszkodzie skrępowanie życia duchowego. Ludzie, czynni w życiu gospodarczem, zakrzepli w rutynie; siły, kształtujące to życie, nie są dla nich przejrzyste. Pracują, nie orjentując się w całokształcie życia ludzkiego. W zrzeszeniach zaś jeden od drugiego dowie się tego, co niezbędnie musi wiedzieć. Ludzie ci zdobędą doświadczenie o tem, co jest gospodarczo możliwe dzięki temu, że każdy z nich przyniesie znajomość rzeczy i doświadczenie ze swego odcinka pracy; decydować zaś będą wspólnie.
Podobnie jak w niezależnem życiu duchowem czynne są wyłącznie siły, które znajdują się w niem samem, tak też i w systemie gospodarczym, opartym na zrzeszeniach, występować będą wyłącznie wartości gospodarcze, które powstają dzięki tym zrzeszeniom. Każdy uświadomi sobie zadania, jakie przypadają nań w dziedzinie gospodarczej, dzięki jego współżyciu z ludźmi, z którymi jest zrzeszony gospodarczo. Skutkiem tego osiągnie on na sprawy ogólno-gospodarcze ściśle taki wpływ, do jakiego będą go uprawniały jego świadczenia. W dalszych rozdziałach wyjaśnimy, w jaki sposób ludzie niezdolni do pracy zostaną włączeni do życia gospodarczego. Chronić słabych od przemocy potężnych może jedynie taki ustrój gospodarczy, który ukształtował się wyłącznie w oparciu o swoje własne siły.
W ten sposób organizm społeczny rozłoży się na dwa samodzielne człony, które się wzajem wspierają, dzięki temu, że każdy z nich posiada swój własny samorząd, oparty na właściwych sobie siłach twórczych. Ale pomiędzy temi dwoma członami działać musi jeszcze trzeci. Jest nim właściwy dział państwowy organizmu społecznego. W nim przychodzi do głosu wszystko to, co powinno zależeć od sądu i odczucia każdego pełnoletniego obywatela. W niezależnem życiu duchowem każdy bierze udział w miarę swych specjalnych uzdolnień, w życiu gospodarczem winien zajmować takie stanowisko, jakie wynika z jego roli w zrzeszeniu. W prawno-politycznem zaś życiu państwa dochodzi do głosu jego czysto ludzka istota, niezależnie od uzdolnień, które ma on możność rozwijać w życiu duchowem, i niezależnie od wartości, jaką dobra, przez niego wytwarzane, uzyskują w życiu gospodarczem opartem na zrzeszeniach.
W niniejszej książce wykazujemy, że zagadnienie pracy, jej czasu i rodzaju należy do kompetencji działu prawno-politycznego. Tutaj wszyscy obywatele są równi, gdyż dział ten obejmuje sprawy, co do których każdy człowiek posiada jednakową zdolność sądu. W tym członie organizmu społecznego regulowane będą prawa i obowiązki obywateli.
Jedność tego organizmu jako całości powstanie z samodzielnego rozwoju jego trzech członów. Praca niniejsza wykazuje jak drogą współdziałania powyższych trzech członów może się ukształtować działalność kapitału ruchomego, środków produkcji, prawa użytkowania ziemi. Kto chciałby “rozwiązać” kwestję społeczną zapomocą wymyślonego lub powstałego w jaki inny sposób systemu gospodarowania, ten książki tej nie uzna za praktyczną. Ale kto pragnie na zasadzie doświadczenia życiowego pobudzić ludzi do takiego współżycia, które najlepiej pozwoli poznać zagadnienia społeczne i oddać się im, ten, być może, nie zaprzeczy, że dążenia autora są naprawdę życiowe.
Książka ta po raz pierwszy ukazała się w druku w kwietniu 1919 r. Uzupełnieniem jej był szereg artykułów, publikowanych w czasopiśmie “Dreigliederung des sozialen Organismus”, które następnie zostały wydane w książce p. t. “In Ausführung der Dreigliederung des sozialen Organismus”.1
Łatwo zauważyć, że w obu tych pracach mniej się mówi o “celach” ruchu społecznego, niż o drogach, po których kroczyć należy w życiu społecznem. Kto myśli na podstawie doświadczenia życiowego, ten wie, że jeden i ten sam cel występować może w różnych postaciach. Tylko człowiekowi żyjącemu w abstrakcjach myślowych wszystko przedstawia się w formie ściśle zarysowanej. Gani on często to, co jest życiowe, gdyż uważa, że nie jest dostatecznie wyraźne i dostatecznie “jasno” wyłożone. Wielu wśród nas, mających się za ludzi praktycznych, myśli takiemi właśnie abstrakcjami. Nie liczą się oni z tem, że życie przybierać może najróżnorodniejsze formy, że jest ono elementem płynnym. I kto chce za niem nadążyć, musi w myślach swoich i odczuciach przystosować się do tej jego cechy płynności. Tylko taki sposób myślenia pozwala ujmować zadania społeczne.
Z obserwacyj życia zdobyte zostały idee pracy niniejszej – oby też z tego stanowiska znalazły zrozumienie!
Dzisiejsze życie społeczne stawia przed nami poważne i rozległe zadania. Wyłaniają się żądania nowego ukształtowania tego życia, wskazujące na konieczność szukania do rozwiązania tych zagadnień nowych dróg, o jakich dotychczas nie myślano. Dziś znajdzie już, być może, posłuch ten, kto na zasadzie doświadczeń życiowych, popartych przez obecny stan rzeczy, doszedł do przekonania, że ów brak myślenia o koniecznych nowych drogach doprowadził do obecnego zamętu społecznego. Na tem założeniu opierają się wywody niniejszej pracy. Ma ona mówić o tem, co powinno nastąpić, aby żądania, jakie stawia dziś większa część ludzkości, sprowadzić do sfery świadomej celu woli społecznej. Czy wymagania te podobają się albo nie poszczególnej jednostce, nie ma to wielkiego wpływu na tworzenie się takiej woli. One istnieją i trzeba się z niemi liczyć, jak z faktami życia społecznego. Powinni wziąć to pod uwagę ludzie, którym, z punktu widzenia osobistej sytuacji życiowej, nie podoba się sposób, w jaki autor niniejszej pracy w swych wywodach traktuje żądania proletarjatu, gdyż, zdaniem ich, zbyt jednostronnie wskazuje on na nie, jako na coś, z czem wola społeczna musi się liczyć. Autor wszakże pragnąłby mówić na podstawie pełnej rzeczywistości życia teraźniejszego, o ile jest ona dostępna jego poznaniu. Stoją mu przed oczami fatalne następstwa w razie, gdyby człowiek nie zechciał dostrzec faktów, które wyłoniły się z życia nowoczesnej ludzkości, i gdyby ignorował, liczącą się z temi faktami, wolę społeczną.
Mało zadowolone z wywodów autora będą przedewszystkiem te osoby, które uważają się za praktyków życiowych w sensie, w jakim rozumiane jest dziś to pojęcie pod wpływem pewnych ulubionych przyzwyczajeń myślowych. Powiedzą one, że z kart tych przemawia człowiek życiowo niepraktyczny. Tymczasem autor mniema, że to one właśnie muszą przekształcić gruntownie swój sposób myślenia. Sądzi on bowiem, że o błędnej praktyce życiowej tych ludzi świadczą bezsprzeczne fakty, jakie obecnie ludzkość musi przeżywać. Te właśnie błędy poprowadziły do fatalnych następstw. Zmuszeni oni będą uznać za praktyczne to, co wydawało im się fałszywym idealizmem. Punkt wyjścia tej książki wydawać im się może chybiony z tego względu, że w pierwszej jej części więcej jest mowa o życiu duchowem, aniżeli o życiu gospodarczem nowoczesnej ludzkości. Na zasadzie poznania życia, zdobytego przez autora, musiał on dojść do przekonania, że do popełnionych błędów dojdą niezliczone nowe, jeśli ludzie nie zdecydują się kierować swej uwagi właśnie na życie duchowe.
Ale i ci, którzy w przeróżnych formach głoszą frazesy o konieczności wyrzeczenia się przez ludzkość zainteresowań czysto-materjalnych i wkroczenia na drogę “ducha”, “idealizmu”, nie będą zadowoleni z niniejszej pracy. Autor bowiem nie przywiązuje wagi do samego tylko wskazywania na “duchowość” i nie prawi mglisto o świecie duchowym. Uznawać on może jedynie taką duchowość, która staje się własną treścią życiową człowieka i skuteczność swą okazuje zarówno w opanowywaniu praktycznych zadań codziennych, jak i w tworzeniu poglądu na świat i życie, zaspakajającego potrzeby duszy. Nie to bowiem jest ważne, abyśmy o duchowości coś wiedzieli, lub łudzili się, że coś wiemy, ale to, aby ta duchowość przejawiała się także w praktyce, przy ujmowaniu zagadnień rzeczywistości. Wówczas towarzyszyłaby ona tej rzeczywistości nie tylko jako coś dodatkowego, przeznaczonego wyłącznie dla wewnętrznego życia duszy.
Wywody tej pracy wydadzą się przeto ludziom “uduchowionym” bezduszne, “praktykom” zaś – obce życiu. Autor natomiast jest przeświadczony, że współczesnemu życiu służyć może na swój sposób, dzięki właśnie temu, że nie przytakuje ludziom obcym rzeczywistości, uważającym się dziś za “praktyków”, a także, że nie może uznać deklamacji o duchowości, stwarzającej iluzje życiowe.
“Kwestję społeczną” rozpatruje niniejsza praca jako zagadnienie gospodarcze, prawne i duchowe. Autor sądzi, że poznał, jak z potrzeb życia gospodarczego, prawnego i duchowego wyłania się jej “prawdziwa postać”. Jedynie z tego rodzaju poznania wypłynąć mogą impulsy dla zdrowego ukształtowania się tych trzech dziedzin ładu społecznego.
W dawnych czasach rozwoju ludzkości same instynkty społeczne troszczyły się o to, aby w całokształcie życia zbiorowego rozczłonować te trzy dziedziny w sposób, jaki odpowiadał ówczesnej naturze ludzkiej. Obecnie do tego rozczłonowania dążyć musi koniecznie celowo skierowana wola społeczna. W czasach, dzielących ową dawną epokę od chwili obecnej, w krajach, które pod tym względem wchodzą przedewszystkiem w rachubę, działały w sposób pogmatwany, stare instynkty wraz z nową świadomością, a to już zupełnie nie odpowiada potrzebom współczesnej ludzkości. W niejednym objawie, który uważa się dziś za celową myśl społeczna, żyją jeszcze w dalszym ciągu dawne instynkty i to jest przyczyną słabości tego myślenia wobec żądań rzeczywistości. Wszystko co nie jest już dziś zdolne do życia, człowiek musi odrzucić i zrobić to gruntowniej, niż niejeden z nas to sobie wyobraża.
Jak życie gospodarcze, prawne i duchowe powinno kształtować się według nowych wymagań zdrowego ustroju społecznego, może – zdaniem autora – uświadomić sobie jedynie człowiek, który zdobędzie się na dobrą wolę uznania doniosłości wyrażonych tu poglądów. Autor pragnąłby w tej pracy poddać pod sąd ogółu to, co uważa za potrzebne powiedzieć o tem niezbędnem przekształceniu. Pragnie on dać podnietę do znalezienia drogi, wiodącej ku celom społecznym, zgodnym z obecną rzeczywistością i koniecznościami życia, mniema bowiem, że jedynie we wskazanym kierunku możliwe jest przezwyciężenie fantastyki i utopizmu w dziedzinie woli społecznej.
Kto jednak w tej pracy doszuka się czegoś utopijnego, tego autor chciałby prosić, aby rozważył, jak bardzo – dzięki pewnym wyobrażeniom, które urabiamy sobie o możliwościach rozwojowych ustroju społecznego – oddalamy się dziś od rzeczywistości i popadamy w fantazjowanie. I to jest powodem, że za utopję bywają brane koncepcje pracy niniejszej, które wywodzą się z rzeczywistości i doświadczenia życiowego. Niejeden dopatrzy się w tych wywodach czegoś “abstrakcyjnego”, gdyż konkretne jest dla niego wyłącznie to, o czem przywykł myśleć, za abstrakcyjne zaś uważa wszystko, o czem dotąd nie myślał, chociażby było konkretne.2
Autor wie, że ludzie, trzymający się ślepo programów partyjnych, nie będą narazie zadowoleni z jego wywodów. A jednak wierzy, że niebawem wielu z tych, co należą do stronnictw politycznych, dojdzie do przekonania, że obecne fakty rozwojowe daleko już wyrosły ponad programy partyjne i że wytworzenie sobie niezależnego od tych programów sądu o najbliższych celach woli społecznej jest palącą koniecznością.
Rudolf Steiner.
W początkach kwietnia 1919 roku.
Czyż katastrofa wojny światowej nie ujawnia w faktach nowoczesnego ruchu społecznego, jak bardzo niedostateczne były założenia myślowe, któremi ludzie łudzili się w ciągu dziesięcioleci, że rozumieją wolę proletarjatu?
Do postawienia tego zagadnienia zmusza nas to, co z tłumionych dotychczas żądań proletarjatu i w związku z niemi, wydobywa się na powierzchnię życia. Siły, które zwalczały te żądania, poczęści zostały zniszczone. I jedynie człowiek, nie zdający sobie sprawy z tego, jak niezmożone są tego rodzaju dążenia natury ludzkiej, mógłby pragnąć utrzymania nadal tego samego ustosunkowania się owych sił do impulsów społecznych, ujawniających się w znacznej części ludzkości.
Wiele osób, którym stanowisko życiowe dawało możność wpływania słowami czy to radą na siły życia europejskiego, prące w r. 1914 ku katastrofie wojennej, ulegało co do tych sił największym złudzeniom. Wierzyły, że zwycięztwo orężne ich kraju zdoła uspokoić wrzenia społeczne. Musiały jednak później stwierdzić, że właśnie skutkiem ich takiego stanowiska popędy społeczne miały możność ujawnienia się w całej pełni. Istotnie, ostatnia katastrofa światowa okazała się tem wydarzeniem dziejowem, dzięki któremu owe skłonności nabrały pełni siły bojowej. W ostatnich latach ciężkich przeciwności losu zarówno jednostki, stojące u steru rządów, jak i sfery kierownicze były zmuszone uzależniać swe postępowanie od nastrojów socjalistycznych, nurtujących w szerokich kołach ludności. Nieraz chętnie postąpionoby inaczej, gdyby można było się z tem nie liczyć. W postaci, jaką przybrały współczesne wydarzenia, żyją nadal skutki tego wszystkiego.
A teraz, gdy to, co przez dziesiątki lat przygotowywało się w rozwoju ludzkości, wchodzi w fazę rozstrzygającą, okazuje się tragicznem zrządzeniem losu, że myśli ludzkie, towarzyszące powstawaniu tych faktów, do nich nie dorosły. Wielu ludzi, którzy poglądy swe kształtowali na rozwoju tych faktów, by służyć żyjącemu w nich celowi społecznemu, stoją dziś zupełnie, albo prawie zupełnie, bezsilni wobec zagadnień losowych, jakie stawia im faktyczny stan rzeczy.
Wprawdzie niejeden z nich jeszcze wierzy, że to, co oddawna uważał za konieczne, w celu przekształcenia życia ludzkiego, urzeczywistni się i okaże dość silne, aby faktom, które domagają się rozwiązania, nadać życiowo możliwy kierunek. Pominąć zaś można zupełnie tych, którzy jeszcze teraz mniemają, że, naprzekór żądaniom poważnej części ludzkości, stary porządek da się utrzymać. Wystarczy wziąć pod uwagę ludzi, przekonanych o konieczności nowego ukształtowania życia. Niepodobna wszakże zaprzeczyć, że dawne poglądy partyjne błąkają się wśród nas, jakby mumje, które odtrąca bieg wydarzeń. Ten stan rzeczy wymaga rozstrzygnięć, do jakich postarzałe partje nie są przygotowane. Rozwijały się one wprawdzie równocześnie z faktami, ale nie nadążyły za niemi ze swemi przyzwyczajeniami myślowemi. Przeświadczenie, że to, co powyżej zaznaczyliśmy, wynika z obecnego biegu wydarzeń światowych, nie będzie chyba zarozumiałością autora wobec poglądów, które dziś jeszcze są miarodajne. Wolno z tego wyciągnąć wniosek, że właśnie nasza teraźniejszość będzie wraźliwa na próbę podkreślenia w życiu społecznem nowoczesnej ludzkości tego, co dzięki swemu swoistemu charakterowi, pozostaje obce przyzwyczajeniom myślowym nawet ludzi zorjentowanych społecznie, a także kierunków partyjnych. Mogłoby bowiem okazać się, że tragizm, ujawniający się w próbach rozwiązania kwestji społecznej, pochodzi właśnie z niezrozumienia istotnych dążeń proletarjatu. Z takiem niezrozumieniem spotykamy się nawet u ludzi, których poglądy wyrosły z tych dążeń. Człowiek bowiem nie zawsze wyrabia sobie właściwy sąd o swoich zamierzeniach.
Dlatego też uzasadnione okaże się pytanie: czego w istocie żąda współczesny ruch proletarjacki? Czy dążenia jego są zgodne z tem, co zwykle mniemają zarówno proletarjusze, jak i nieproletarjusze? Czy prawdziwa postać “kwestji socjalnej” objawia się w tem, co wielu ludzi o niej myśli? Czy też może jest rzeczą niezbędną zupełnie inaczej skierować myślenie? Wobec tego zagadnienia niepodobna zająć postawy bezstronnej, o ile los nie dał nam sposobności wniknięcia w życie duchowe nowoczesnego proletarjatu, a zwłaszcza tego jego odłamu, który bierze najżywszy udział w kształtowaniu obecnego ruchu społecznego.
Rozprawiano wiele o rozwoju współczesnej techniki i współczesnego kapitalizmu. Pytano, jak w łonie tego rozwoju powstał dzisiejszy proletariat i jak, drogą postępu nowoczesnego życia gospodarczego, doszedł on do swoich postulatów. Jest dużo słuszności w tem wszystkiem, co mówiono. Że to jednak nie rozstrzyga istoty rzeczy, jasno wynika dla każdego, kto nie dał się zahypnotyzować poglądowi, jakoby warunki zewnętrzne nadawały życiu człowieka swoiste piętno. Istota rzeczy objawia się temu, kto zachował nieuprzedzony wgląd w impulsy duszy, działające z głębi wewnętrznych. Zapewne, żądania proletarjatu rozwinęły się w epoce techniki i kapitalizmu nowoczesnego, ale zrozumienie tego faktu nie wyjaśnia jeszcze, co w tych dążeniach żyje jako właściwe czysto-ludzkie impulsy. Dopóki zaś nie wnikniemy w życie tych impulsów, dopóty nie zdołamy zbliżyć się do istotnej postaci “kwestji społecznej”.
Pewien termin, często powtarzany w świecie proletarjackim, może wywierać silne wrażenie na każdym, kto umie wnikać w głębsze pobudki woli ludzkiej. Jest to powiedzenie, że współczesny najemnik doszedł do “uświadomienia klasowego”. Już się on nie poddaje poniekąd instynktownie nieświadomie impulsom innych klas; wie, że należy do odrębnej klasy i chce kształtować stosunek tej swojej klasy do innych klas w życiu publicznem w sposób zgodny z jej interesami. Jeśli potrafimy ujmować głębsze prądy duszy, to wyrażenie “uświadomiony klasowo”, tak, jak go używa współczesny proletarjusz, wskaże nam najważniejsze fakty w społecznem rozumieniu życia tych klas pracujących, które zrosły się z rozwojem nowoczesnej techniki i nowoczesnego kapitalizmu. Musimy zwrócić uwagę przedewszystkiem na to, jak teorje naukowe o życiu gospodarczem i jego stosunku do przeznaczeń ludzkich rozpaliły duszę proletarjatu. Tu właśnie dotykamy faktu, o którym wiele osób, umiejących tylko myśleć o proletarjacie, ale nie razem z nim, posiada pogląd bardzo mglisty, a wobec powagi ostatnich wydarzeń – szkodliwy. Mniemanie, że marksizm a w następstwie pisarze proletarjaccy przewrócili w głowie “nieoświeconemu” robotnikowi, oraz tym podobne często powtarzane frazesy, nie doprowadzą do tak dziś niezbędnego zrozumienia dziejowej sytuacji świata. Podobne twierdzenie dowodzi braku woli do skierowania uwagi na momenty istotne we współczesnym ruchu społecznym. A takim istotnym momentem jest przesnucie świadomości klasowej proletarjatu pojęciami, których charakter zapożyczono z nowoczesnego rozwoju naukowego. W tej świadomości działa w dalszym ciągu nastrój, który ożywiał mowę Lassala, na temat “Nauka i Robotnicy”. Niejednemu z tych, co się uważają za “ludzi praktycznych”, takie sprawy wydawać się mogą nieistotne. Wszakże ten, kto pragnie zdobyć rzeczywiście owocny pogląd na współczesny ruch robotniczy, musi skierować na to swą uwagę. W żądaniach, jakie stawiają dziś umiarkowane i radykalne koła proletarjackie, nie odzwierciadla się bynajmniej życie gospodarcze, przekształcone w impulsy ludzkie, jak to sobie wielu wyobraża, lecz żyje w nich wiedza gospodarcza, która opanowała świadomość proletarjatu. Występuje to nader wyraźnie w literaturze ruchu robotniczego, zarówno w pracach naukowych jak i w dziennikarstwie. Zaprzeczać temu – znaczyłoby zamykać oczy na fakty rzeczywiste. A faktem podstawowym, który warunkuje obecną sytuację społeczną, jest to, że treść świadomości klasowej proletarjatu określają pojęcia naukowe. Choćby robotnik, pracujący przy maszynie, był najbardziej daleki od “nauki”, słucha on wyjaśnień o swem położeniu socjalnem od ludzi, którzy argumenty czerpią z tej “nauki”.
Wszelkie te rozważania o nowoczesnem życiu gospodarczem, o epoce maszynizmu, o kapitaliźmie jakkolwiek przekonywająco przedstawiają podłoże ruchu robotniczego, to jednak rozstrzygające wyjaśnienie obecnej sytuacji społecznej nie wynika bezpośrednio z faktu, że robotnika postawiono przy maszynie i wprzęgnięto w ustrój kapitalistyczny. Wypływa to stąd mianowicie, że pewne zupełnie określone myśli rozwinęły się w jego świadomości klasowej, w związku z maszynizmem i uzależnieniem od gospodarki kapitalistycznej. Współczesne przyzwyczajenia myślowe nie pozwalają, być może, wielu ludziom uznać w całej pełni doniosłości tego faktu, a w jego podkreślaniu dopatrują się oni jedynie djalektycznej gry pojęć. Na to jest jedna tylko odpowiedź: ludzie, którzy nie są w stanie dostrzegać rzeczy istotnych, nie mają żadnych danych do twórczego udziału w życiu społecznem. Kto chce rozumieć ruch robotniczy, musi przedewszystkiem wiedzieć, jak proletarjat myśli. Ruch proletarjacki bowiem, poczynając od jego umiarkowanych dążeń reformatorskich, a kończąc na najbardziej niebezpiecznych zboczeniach, tworzą nie “siły poza-ludzkie”, ani nie “impulsy gospodarcze”, lecz ludzie z ich wyobrażeniami i impulsami woli.
Idee kierownicze i siły woli współczesnego ruchu społecznego leżą nie w tem, co maszyny i kapitalizm wpoiły w świadomość proletarjatu. Ruch ten szukał swych źródeł myślowych w nowych kierunkach naukowych, gdyż maszyna i kapitalizm nie były w stanie dać mu nic takiego, coby mogło wlać w jego duszę treść godną człowieka. Taką treść rzemieślnik średniowieczny czerpał ze swego zawodu. Dzięki temu, że jako człowiek swoje życiowe konsekwencje. Epoka techniki i kapitalizmu dotknęła go inaczej, niż przedstawiciela klas przodujących. Ten pozostawał jeszcze w ustroju życiowym, ukształtowanym przez impulsy, które dają duszy oparcie. Leżało w jego interesie, aby wszelkie nowoczesne zdobycze włączyć w ramy owego ustroju. Z tego zaś porządku życiowego dusza proletarjacka została wyrwana. Ten porządek rzeczy nie był w stanie obudzić w niej poczucia, któreby życie jej mogło prześwietlać treścią godną człowieka. Odczucie tego, kim jest on jako człowiek, mógł dać proletarjuszowi jedynie pogląd na życie, pełen siły budzącej wiarę i powstały, jak się zdawało, ze starego porządku świata. Był nim naukowy sposób myślenia.
Ta “naukowość” poglądów proletariatu, wywoła zapewne u niejednego czytelnika ironiczny uśmiech. Kto pod “naukowością” nie umie wyobrazić sobie nic innego, jak uczoność, zdobywaną w ciągu długoletniego przesiadywania w “zakładach naukowych”, i kto taką “uczoność” przeciwstawia uświadomieniu najemnika, który “niczego się nie uczył”, może się uśmiechać. Uśmiechem zbywa on fakty, które decydują o losach współczesnego życia. A fakty te świadczą o tem, że niejeden z wysoce wykształconych ludzi żyje pomimo to w sposób nienaukowy, gdy tymczasem nieuczony proletarjusz swój pogląd na życie opiera właśnie na nauce, której, być może, wcale nie posiada. Człowiek wykształcony zdobył wiedzę i zamknął ją w jednej z przegródek wnętrza swej duszy. Ale tkwi on wśród stosunków życiowych i według nich, a nie według nauki, orjentuje swoje uczucia. Warunki zaś życiowe proletarjatu narzucają mu takie pojmowanie bytu, jakie odpowiada sposobowi myślenia tej nauki. Od tego, co inne klasy nazywają “naukowością” może on być bardzo daleki; jednak jej kierunek pojęciowy nadaje orjentację jego życiu. Dla innych klas decydujące znaczenie mają podstawy religijne, estetyczne, czy ogólno-duchowe; dla niego zaś wiarą życiową staje się nauka, i to często w jej ostatecznych wynikach myślowych. Niejeden z przedstawicieli klas “przodujących" uważa się za człowieka “oświeconego” i “wolnomyśliciela". Niewątpliwie w wyobrażeniach jego żyją przekonania naukowe; w jego uczuciach jednak pulsują, w sposób dlań niedostrzeżony, pozostałości tradycyjnej wiary.
Naukowy sposób myślenia nie przejął ze starego porządku świata świadomości, że myśl, będąc natury duchowej, źródło swe posiada w świecie duchowym. Tego charakteru naukowości współczesnej przedstawiciel klas przodujących mógł nie brać w rachubę, życie jego bowiem przepełniają stare tradycje. Dla proletariusza zaś nie było to możliwe; jego bowiem nowa sytuacja życiowa wykorzeniła mu dawne tradycje z jego duszy. Jako spuściznę po klasach panujących przejął on naukowy pogląd na świat. Dziedzictwo to stało się podstawą jego poglądów na istotę człowieka. Ale nie wiedział że ta “treść duchowa” jego duszy pochodzi z prawdziwego życia duchowego. To, co proletarjat mógł przejąć od klas panujących, jako życie duchowe, wyrzekało się swego pochodzenia z dziedziny ducha.
Wiem dobrze jakie wrażenie wywrą powyższe myśli na przedstawicielach proletarjatu, jak również i na nieproletarjuszach, którzy, uważając się za “praktycznie” obeznanych z życiem, traktują wszystko, o czem tu mowa, jako poglądy obce życiu. Fakty, które w obecnym stanie rzeczy przychodzą na świecie do głosu, będą coraz bardziej wykazywały złudę tych zapatrywań. Kto potrafi bezstronnie obserwować te fakty, musi spostrzec, że poglądowi na życie, który liczy się jedynie z ich zewnętrzną stroną, dostępne są w końcu tylko takie wyobrażenia, które z rzeczywistością nie mają już nic wspólnego. Panujące idee tak długo trzymały się “praktycznie” faktów, aż wreszcie zatraciły wszelkie do nich podobieństwo. Pod tym względem katastrofa wojny światowej mogłaby mieć na wiele osób wpływ wychowawczy. Jak bowiem wyobrażano sobie dalszy bieg wydarzeń? A co nastąpiło? Czyż ma stać się coś podobnego z myśleniem społecznem?
Podobnie ze strony wyznawcy poglądu proletarjackiego słyszę w duchu zarzut, wypływający z jego psychicznego nastawienia: oto więc mamy jeszcze jednego, który właściwie chciałby sedno kwestji społecznej zwekslować na tory wygodniejsze dla umysłu burżuazyjnego. Otóż taki krytyk nie dostrzega, w jaki sposób los zgotował mu jego dolę najmity, ani, jak usiłuje poruszać się w ramach życia proletarjackiego ze swojem myśleniem odziedziczonem po klasach “panujących”. Żyje po proletarjacku, ale myśli, jak przedstawiciel burżuazji. Nowe czasy wymagają bezwarunkowo, aby nie tylko orjentować się w nowem życiu, ale również w nowych myślach. Naukowa metoda wyobrażania sobie rzeczy wówczas dopiero zdoła stać się oparciem dla duszy, kiedy w swoisty sposób rozwinie podobną siłę rozpędową przy kształtowaniu pełnego ludzkiej treści życia, jak to na swój sposób czyniły dawne poglądy na świat.
Tak tedy wskazaną zostaje droga, która prowadzi do znalezienia prawdziwej postaci jednej z części składowych nowoczesnego ruchu robotniczego. U kresu tej drogi z duszy proletarjackiej rozbrzmiewa przekonanie: dążę do życia duchowego. Ale to życie duchowe jest ideologją, jest tylko odbiciem w ludziach zewnętrznych wydarzeń świata; nie wypływa z odrębnej dziedziny duchowej. Światopogląd proletarjacki odczuwa jako ideologję to, w co przekształciło się dawne życie duchowe, przechodząc do czasów nowożytnych. Żeby móc zrozumieć nastroje duszy proletarjackiej, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, jaki wpływ może wywrzeć pogląd, jakoby życie duchowe było “ideologją”. Można na to zauważyć: ale co przeciętny robotnik wie o tych poglądach, które kołaczą się mętnie po głowach jego przywódców, mniej lub więcej wykształconych? Kto tak mówi, ten w słowach i czynach przechodzi mimo prawdziwego życia. Nie wie, co zaszło w życiu proletarjatu w ostatnich dziesięcioleciach, nie wie, jakie nici snują się pomiędzy poglądem na życie duchowe jako na ideologię, a żądaniami i czynami radykalnych socjalistów – których uważa za nieoświeconych – jak również postępowaniem tych, którzy, idąc za głuchym popędem życiowym “robią rewolucję”.
W tem właśnie leży tragizm ujmowania współczesnych wymagań społecznych, że w wielu kołach brak jest zupełnie zrozumienia tego, co z nastrojów duszy szerokich mas wydostaje się ma powierzchnię życia; że nie widzimy tego, co naprawdę się dzieje w duszach ludzkich. Przedstawiciel burżuazji z przerażeniem słucha żądań proletarjatu; dowiaduje się, że jedynie przez uspołecznienie środków produkcji robotnik może uzyskać warunki bytu godne człowieka. Ale nie umie wyobrazić sobie, jak to klasa społeczna, do której sam się zalicza, w okresie przejścia z dawnej epoki do nowej nie tylko wprzęgła robotnika do pracy przy pomocy środków produkcji, nie będących jego własnością, ale nadto pracy tej nie potrafiła nadać treści duchowej, krzepiącej duszę. Ludzie, których poglądy i postępowanie w powyższy sposób mijają się z życiem, mogą zapewne utrzymywać, że przecież robotnik pragnie tylko poprostu takich samych warunków bytu, jakiemi cieszą się klasy posiadające. Jakąż więc rolę odgrywa tu treść duszy? Gdyby nawet sam robotnik twierdził, że nic nie żąda od innych klas dla swej duszy, prócz tego, by go nie mogły nadal wyzyskiwać; by tylko ustały różnice klasowe – byłoby to jednak dalekie od istoty kwestji społecznej. Nie odsłaniałoby wcale jej prawdziwego oblicza. Jeśliby bowiem sfery pracujące były świadome tego, że odziedziczyły po klasach panujących prawdziwą treść duchową, to stawiałyby swe żądania społeczne w całkiem inny sposób, niż to czyni współczesny proletarjusz, nie widzący w przekazanem mu życiu duchowem nic innego, jak tylko ideologję. Proletarjat ten jest przekonany o ideologicznym charakterze życia duchowego, co powoduje, że staje się on coraz bardziej nieszczęśliwy. A skutki tego nieszczęścia, których on sobie nie uświadamia, pomimo że je intensywnie przeżywa, mają bez porównania większą doniosłość w obecnem życiu społecznem, niż wszelkie, skądinąd uprawnione, żądania, zmierzające ku polepszeniu zewnętrznych warunków bytu.
Klasy panujące nie poczuwają się do tego, że stały się przyczyną powstania tej orjentacji życiowej, która obecnie im się przeciwstawia w bojowych nastrojach proletarjatu. A jednak one są sprawcami tego; przekazały bowiem proletarjatowi ze swego życia duchowego tylko to, co musi być przezeń odczuwane jako ideologja.
Nowoczesnemu ruchowi społecznemu nadają istotną cechę nie żądania zmiany położenia jednej klasy społecznej – jakkolwiek wydawaćby się to mogło naturalne – lecz sposób, w jaki żądania tej zmiany z impulsów myślowych tej klasy przekształcają się w rzeczywistość. Spójrzmy choć raz bez uprzedzeń na fakty z tego punktu widzenia. Dostrzeżemy wówczas, jak osoby, zorjentowane po-proletarjacku, uśmiechają się drwiąco, gdy jest mowa o tych, którzy tem, czy owem dążeniem duchowem, pragną przyczynić się do rozwiązania kwestji społecznej. Wyśmiewają to, jako ideologję, czy też jałową teorję. Gdy wychodzi się ze świata myśli, z życia wyłącznie duchowego, niepodobna – według ich mniemania – przyczynić się w czemkolwiek do rozwiązania palących zagadnień społecznych doby obecnej. Ale jeżeli przyjrzymy się sprawie bliżej, to narzuci się nam fakt, że właściwy nerw, właściwy impuls podstawowy współczesnego ruchu robotniczego bynajmniej nie leży w tem, co dzisiejszy proletarjusz mówi, lecz w tem, co myśli.
Nowoczesny ruch robotniczy, jak, być może, żaden z pokrewnych mu ruchów na świecie, poczęty został z myśli. Występuje to nadzwyczajnie jasno, gdy bliżej się temu przypatrywać. Nie jest to tylko moim poglądem, zdobytym drogą rozmyślań o ruchu społecznym. Jeśli wolno mi dodać uwagę o charakterze osobistym, muszę zaznaczyć, że przez długie lata wykładałem różne przedmioty w robotniczej ogólno-kształcącej szkole. Poznałem tam, jak sądzę, to, co żyje w duszy robotnika i ku czemu on dąży. Dało mi to także sposobność poznania impulsów, działających w związkach robotniczych różnych zawodów i kierunków. Chcę przeto stwierdzić, że nie wychodzę wyłącznie ze stanowiska teoretycznego, lecz wypowiadam to, co jak mniemam, zdobyłem na drodze prawdziwego doświadczenia życiowego.
Kto poznał współczesny ruch proletarjacki tam, gdzie on wyrasta ze środowiska robotniczego – co wśród przodujących sił intelektualnych zdarza się niestety bardzo rzadko, – ten zrozumie doniosłość tego zjawiska, że pewien kierunek myślowy zawładnął w sposób niezmiernie intensywny duszami wielkich mas ludzkich. Dzisiejsza, tak minimalna możliwość wzajemnego zrozumienia się klas społecznych utrudnia zajęcie postawy właściwej wobec problemów społecznych. Klasom burżuazyjnym sprawia wielką trudność wniknięcie w duszę proletarjatu i zrozumienie jak do jego jeszcze młodego intelektu może mieć dostęp taka koncepcja, jak Karola Marxa, która – niezależnie od ustosunkowania się do jej treści – stawia myśleniu ludzkiemu najwyższe wymagania.
System myślowy K. Marxa jedni mogą oczywiście przyjąć, a inni odrzucić z przyczyn, które wydają się jednakowo słuszne. Mógł on ulec rewizji przez tych, którzy, po zgonie K. Marxa i jego przyjaciela F. Engelsa, ujmowali życie społeczne z innego punktu widzenia, niż ci przywódcy. Nie zamierzam wcale zajmować się tu treścią marksizmu. Nie wydaje mi się to bynajmniej rzeczą najważniejszą we współczesnym ruchu robotniczym. Najbardziej doniosły jest, zdaniem mojem, fakt, że najpotężniejszym impulsem wśród klasy robotniczej okazał się system myślowy wogóle. Można powiedzieć, że nigdy jeszcze ruch o charakterze praktycznym, ruch nawskroś życiowy, związany z najcodzienniejszemi żądaniami ludzkiemi, nie opierał się na podstawie czysto-myślowej tak, jak współczesny ruch proletarjacki. Jest to nawet poniekąd pierwszy na świecie ruch tego rodzaju, który oparł się na podstawie czysto-naukowej. Ale na ten fakt należy zapatrywać się we właściwy sposób. O ile uwzględnia się wszystko, co robotnik współczesny może świadomie powiedzieć o swoich myślach, woli i uczuciach, to to, co zostało wyrażone w programach, przy przenikliwej obserwacji życia, bynajmniej nie okaże się rzeczą najważniejszą.
Natomiast za moment istotnie ważny przyjąć należy to, że podstawy myślowe poglądu na życie, które u innych klas społecznych wiążą się z jednym tylko członem ich psychiki, w odczuwaniu proletarjatu stały się rozstrzygające dla całej istoty ludzkiej. Lecz proletarjusz nie może świadomie uznać tego, co żyje w nim w ten sposób, za wewnętrzną rzeczywistość. Powstrzymuje go od tego przekonanie, że życie myślowe zostało mu przekazane jako ideologja. Buduje w rzeczywistości swe życie na myślach, jednak myśli te odczuwa jako nierzeczywistą ideologję. Niepodobna zrozumieć poglądu robotniczego na życie i realizacji tegoż w postępowaniu jego przedstawicieli, jeśli nie weźmiemy pod uwagę tego faktu w całej jego doniosłości dla nowoczesnego rozwoju ludzkiego.
Ze sposobu, w jaki przedstawiliśmy powyżej obecne duchowe życie robotnika, wynika jasno, że jego charakterystyka zajmować musi pierwsze miejsce w obrazie prawdziwego oblicza ruchu proletarjackiego. Jest bowiem rzeczą istotną, aby robotnik odczuwał przyczynę swej niezadowalającej sytuacji życiowej, tudzież usiłował ją usunąć w taki sposób, aby życie duchowe nadawało kierunek zarówno temu odczuwaniu, jak i tym dążeniom. A jednak dziś nie potrafi on jeszcze reagować bez drwin lub gniewu na pogląd, że w tych duchowych podstawach ruchu społecznego kryje się potężna siła rozpędowa. Jakże jednak mógłby on odczuwać życie duchowe w tej roli, skoro musi traktować je jako ideologję? Nie można oczekiwać od życia duchowego, tak odczuwanego, aby znalazło ono wyjście z sytuacji społecznej, która nadal pozostaje nie do zniesienia. Nie tylko nauka, ale także sztuka i religja, moralność i prawo stały się dla współczesnego robotnika ideologją, skutkiem jego naukowego sposobu myślenia. W tych gałęziach życia duchowego nie widzi on nic z rzeczywistości, składającej się na jego byt, która mogłaby zaważyć na jego życiu materjalnem i cośkolwiek doń dodać. Są one dlań jedynie odbłyskiem, czy odbiciem życia materjalnego. Wprawdzie skoro już powstały, mogą w drodze okólnej oddziaływać znowu na życie materjalne jako wyobrażenia lub impulsy woli, ale pierwotnie powstają właśnie z tego życia jako twory ideologiczne. Nie mogą one nic dać z siebie, coby prowadziło do usuwania trudności społecznych. To, co wiedzie do celu, powstać może jedynie w obrębie faktów materjalnych.
Kierownicze klasy ludzkości przekazały proletarjatowi nowoczesne życie duchowe w formie, która pozbawiła je mocy w świadomości tej klasy. Gdy szuka się sił, które mogą przynieść rozwiązanie kwestji społecznej, trzeba przedewszystkiem zrozumieć powyższy fakt. Gdyby obecny stan rzeczy trwać miał nadal, życie duchowe skazane byłoby na bezradność wobec postulatów społecznych teraźniejszości i przyszłości. Większa część współczesnego proletarjatu jest istotnie przeświadczona o tej bezradności; znalazło to swój wyraz w koncepcjach marksowskich i im podobnych. Powiadają, że nowoczesne życie gospodarcze z dawniejszych form wyłoniło obecną – kapitalistyczną. Rozwój ten wtrącił proletarjat w położenie nie do zniesienia. l rozwój ten ma postępować dalej; zapomocą sił działających w samym kapitaliźmie ma zadać mu cios śmiertelny, a z tego upadku wyniknie pono wyzwolenie proletarjatu. Temu przeświadczeniu nowsi myśliciele socjalistyczni odjęli charakter fatalistyczny, jakiego nabrał był dla pewnej grupy marksistów. Istota rzeczy wszakże pozostała i tutaj bez zmiany. Wyraża się to w tem, jakoby dla człowieka, który pragnie myśleć prawdziwie socjalistycznie, niepodobieństwem byłoby zgodzić się, że gdyby gdziekolwiek z impulsów chwili bieżącej, ze źródeł rzeczywistości duchowej ujawniło się mocne życie duszy, stanowiące dla niej podporę, promieniowałaby zeń siła, któraby nadała właściwą podnietę także i ruchowi społecznemu.
Właśnie ta niemożność pokładania tego rodzaju nadzieji w obecnem życiu duchowem nadaje podstawowy nastrój duszy człowiekowi współczesnemu, zmuszonemu do proletarjackich warunków życia. Potrzeba mu więc życia duchowego, z któregoby promieniowała siła, dająca jego duszy poczucie godności ludzkiej. Wówczas bowiem, gdy wciągnięty został do ustroju kapitalistycznego, najgłębsze potrzeby jego duszy wskazywały mu na takie życie duchowe. Ale wartości duchowe, przekazane mu przez klasy kierownicze jako ideologja, spustoszyły jego duszę. Działająca w żądaniach współczesnego proletarjatu tęsknota za innym stosunkiem do życia duchowego, niż możliwy jest w obecnym ustroju, nadaje współczesnemu ruchowi społecznemu jego siłę kierowniczą. Ale ani burżuazja, ani proletarjat nie zrozumiały tego faktu we właściwy sposób. Albowiem nieproletarjacka część ludzkości nie cierpi z powodu ideologicznego charakteru życia duchowego, który sama spowodowała. Proletarjat zaś cierpi skutkiem tego. Życie duchowe o charakterze ideologicznym, które odziedziczył, pozbawiło go wiary w krzepiącą siłę wartości duchowych, jako takich. Od zrozumienia tego faktu zależy możność znalezienia drogi, która wyprowadzi ludzkość z obecnego chaosu społecznego. Dostęp do niej został zamknięty z winy ustroju społecznego, który powstał pod wpływem klas panujących w zaraniu nowożytnych form gospodarczych. Musi być zdobyta siła, aby dostęp ten znów umożliwić.
Skoro ludzie potrafią odczuć we właściwy sposób doniosłość faktu, że tam, gdzie życie duchowe działa jako ideologja, społeczność ludzka pozbawiona zostaje siły, nadającej organizmowi zbiorowemu zdolność do życia, będą zmuszeni przemyśleć na nowo to, co myśleli dotychczas w tej dziedzinie. Organizm obecny choruje skutkiem bezsilności życia duchowego. A choroba zaostrza się w miarę tego, jak wzbraniamy się przyznać jej istnienie. Dzięki zaś przyznaniu tego faktu, zdobędziemy odpowiednie podłoże do rozwinięcia myślenia, zdolnego do ujęcia ruchu społecznego.
Robotnik współczesny mniema, że dotyka jednej z podstawowych sił swej duszy, gdy mówi o swem uświadomieniu klasowem. W istocie jednak od chwili, kiedy go wprzęgnięto do ustroju kapitalistycznego, poszukuje on życia duchowego, któreby dawało mu pokrzepienie duszy oraz świadomość godności ludzkiej. Świadomości tej dać mu nie może życie duchowe, odczuwane jako ideologja. Poszukiwał on takiej świadomości, wreszcie zastąpił to, czego nie mógł znaleźć, świadomością klasową, zrodzoną z życia gospodarczego.
Jak gdyby jakaś potężna siła sugestyjna skierowała wzrok proletarjusza wyłącznie na życie gospodarcze. I odtąd nie jest już zdolny wierzyć, aby poza niem w dziedzinie ducha, czy duszy mógł powstać impuls do tego, co z konieczności nastąpić musi w dziedzinie społecznej. Wierzy on, że jedynie przez rozwój życia gospodarczego, pozbawionego współdziałania ducha i duszy, da się osiągnąć taki stan, jaki on odczuwa za godny człowieka. W ten sposób zmuszony został do szukania ratunku dla siebie w przekształceniu wyłącznie życia gospodarczego. Narzucono mu pogląd, że jedynie skutkiem reformy życia gospodarczego zaniknie wszelkie zło, które wyrządza działalność przedsiębiorstw prywatnych, egoizm kapitalistów i niemożność dla poszczególnego przedsiębiorcy zaspokojenia wymagań godności ludzkiej, jakie żyją w duszy robotnika. W ten sposób najemnik współczesny przyszedł do przekonania, że jedynem zbawieniem dla organizmu współczesnego byłoby powierzenie prywatnych środków produkcji przedsiębiorstwom społecznym, a nawet oddanie ich na własność społeczną. Taki pogląd powstał skutkiem odwrócenia uwagi od wszystkiego, co dotyczy duszy i ducha, oraz skierowania jej wyłącznie na procesy czysto-gospodarcze.
Stąd powstały te wszelkie sprzeczności, jakie znajdujemy we współczesnym ruchu robotniczym. Najemnik współczesny mniema, że z gospodarstwa, z samego życia gospodarczego rozwinąć się musi to wszystko, co wreszcie zapewni mu pełnię jego praw, jako człowieka. A o tę pełnię praw walczy. Wśród jego dążeń występuje jednak coś takiego, co w każdym razie nie może być wynikiem wyłącznie samego gospodarowania. Jest to rzecz doniosła, pełna wymowy, że właśnie w samym ośrodku zagadnień społecznych, powstałych z konieczności rozwojowych doby obecnej, występuje zjawisko, o którem się mniema, że jest wynikiem życia gospodarczego; lecz ono nigdy nie mogło wyłącznie z niego wypływać. Leży to raczej na linji rozwojowej, wiodącej poprzez niewolnictwo starożytne i poddaństwo feodalne do nowoczesnego proletarjatu. Podobnie, jak w ostatnich czasach ukształtował się obieg towarów i pieniędzy, kapitał, własność, sprawa agrarna itp., w ramach życia gospodarczego powstało również to zjawisko, o którem nie mówi się wyraźnie, ani którego proletarjat nie może odczuć świadomie, a jednak stanowi ono właściwy podstawowy impuls jego woli społecznej. Chodzi, mianowicie, o to, że dzisiejszy ustrój kapitalistyczny w swej dziedzinie zna, w gruncie rzeczy, wyłącznie towary. Ma do czynienia z kształtowaniem się ich wartości w organizmie gospodarczym. A w nowoczesnym ustroju kapitalistycznym towarem stało się coś, co robotnik odczuwa, że towarem być nie powinno.
Trzeba sobie wreszcie uświadomić, że jednym z podstawowych i mocnych czynników całego ruchu robotniczego jest, żyjąca w instynktach, w podświadomych odczuciach najemnika, odraza do sprzedawania przedsiębiorcy swej siły roboczej tak samo, jak na rynku sprzedaje się wszelkie towary. Odczuwa on odrazę do tego, że pracą jego na rynku rządzi prawo podaży i popytu podobnie, jak prawu temu podlega wszelki towar. Gdy więc zrozumiemy, jakie znaczenie w nowoczesnym ruchu społecznym ma ów wstręt do traktowania pracy, jako towaru, jeżeli bez uprzedzeń zdamy sobie sprawę z tego, że moment, który tu działa, nie jest uwzględniany dość dobitnie i radykalnie nawet w teorjach socjalistycznych – wówczas obok pierwszego impulsu: życia duchowego, odczuwanego jako ideologja, odkryjemy drugi, o którym powiedzieć należy, że on to właśnie czyni dziś kwestję społeczną tak naglącą, a nawet palącą.
W starożytności istnieli niewolnicy. Cały człowiek był sprzedawany jako towar. Nieco mniej, ale w każdym razie część istoty ludzkiej, była również włączana do procesów gospodarczych przez poddaństwo. Kapitalizm stał się potęgą, która jeszcze w dalszym ciągu narzuca charakter towaru pewnej części istoty ludzkiej, mianowicie, jej sile roboczej. Bynajmniej nie twierdzę, że faktu tego dotąd nie dostrzeżono. Przeciwnie, w teraźniejszem życiu zbiorowem odczucie to stanowi fakt podstawowy i jest niezmiernie ważkim czynnikiem ruchu społecznego. Ale rozpatruje się go wyłącznie z punktu widzenia gospodarczego. Sprawę traktowania pracy, jako towaru, stawia się wyłącznie na płaszczyźnie gospodarczej. Mniema się, że z samego życia gospodarczego muszą wyłonić się siły i one to wywołają taki stan rzeczy, dzięki któremu proletarjat nie będzie odczuwał włączenia swej siły roboczej do organizmu społecznego, jako coś poniżającego. Widzimy jak współczesna forma gospodarki wyłoniła się w nowej fazie rozwoju ludzkości i jak nadała ona pracy ludzkiej charakter towaru. Ale nie dostrzegamy tej właściwości życia gospodarczego, że wszystko, co zostaje doń włączone, musi z konieczności nabierać cech towaru. Życie gospodarcze polega na wytwarzaniu i celowem zużywaniu towarów. Niepodobna więc siły roboczej człowieka pozbawić charakteru towaru, jeśli się nie znajdzie sposobu oderwania jej od procesu gospodarczego. Wysiłek ku przekształceniu procesu gospodarczego winien pójść nie w kierunku doprowadzenia w nim pracy do korzystania z jej własnych praw, ale ku temu jak znaleźć sposób, aby wyłączyć ją z tego procesu i oddać pod kierownictwo sił, któreby nie utożsamiały jej z towarem. Proletarjat tęskni do takiego ustroju gospodarczego, w którym praca jego zajmie należne jej stanowisko. Tęskni doń dlatego, bo nie dostrzega, że charakter towaru, narzucony jego pracy, pochodzi skutkiem jej całkowitego wprzęgnięcia w proces gospodarczy. Skutkiem tego, że procesowi temu musi dostarczać swą siłę roboczą, pogrąża się weń całą swą istotą ludzką. Proces gospodarczy zaś na mocy swoistego mu charakteru, będzie zawsze dążył do wykorzystania w najbardziej celowy sposób siły roboczej tak samo, jak zużywa krążące w nim towary, dopóki regulowanie warunków pracy należeć będzie do jego własnej dziedziny. Mamy więc wzrok skierowany wyłącznie na siły gospodarcze. Potęga nowoczesnego życia ekonomicznego hypnotyzuje nas. Tą drogą nie znajdzie się nigdy sposobu na to, aby siła robocza przestała być towarem. Albowiem wszelkie inne formy gospodarki także nadawałyby pracy charakter towaru, z tą tylko różnicą, że w zmienionej formie. Zagadnienia pracy w jej prawdziwej postaci niepodobna uczynić częścią kwestji socjalnej, dopóki nie zrozumie się, że w życiu gospodarczem wytwarzanie, wymiana i spożycie towarów odbywa się według praw, ustanawianych z punktu widzenia interesów, których władza nie powinna rozciągać się na siłę roboczą.
Myśl współczesna nie nauczyła się jeszcze rozróżniać zupełnie odmiennych sposobów włączania się do życia gospodarczego dwóch rzeczy: z jednej strony tego, co jest związane z człowiekiem, jako jego siła pracy, z drugiej zaś – tego, co, zgodnie ze swem pochodzeniem, niezwiązane z człowiekiem, porusza się po drogach, po jakich musi krążyć towar od swego powstania aż do spożycia. Jeżeli, dzięki zdrowemu myśleniu działającemu w tym kierunku, ujawni się prawdziwa postać zagadnienia pracy – to równocześnie wyjaśni się też, jakie stanowisko w zdrowym organizmie społecznym zająć winno życie gospodarcze.
Już z tego widać, że “kwestja społeczna” rozpada się na trzy odrębne kwestje. Zadaniem pierwszej jest wskazanie zdrowej postaci życia duchowego w organizmie społecznym; przedmiot drugiej stanowi stosunek do pracy i włączenie jej do życia społecznego we właściwy sposób, trzecia zaś ma na celu wyjaśnienie, jak czynnik gospodarczy winien działać w tem życiu zbiorowem.
To, co w nowych czasach doprowadziło sprawę społeczną do jej szczególnej postaci, można scharakteryzować w ten sposób: życie gospodarcze, dźwignięte przez technikę oraz współczesny kapitalizm działały z pewną naturalną koniecznością, wnosząc do dzisiejszej społeczności pewien ład wewnętrzny. Te zdobycze techniki i kapitalizmu nie tylko pochłonęły uwagę ludzi, lecz równocześnie odwróciły ją od innych dziedzin, od innych członów organizmu społecznego. O ile ten organizm ma być zdrów, świadomość społeczna koniecznie musi wyznaczyć i tym członom prawidłową działalność.
Niechaj mi będzie wolno wziąć za punkt wyjścia porównanie, aby jasno wyrazić to, co mam tu właśnie scharakteryzować, jako pobudkę do wyczerpującego i wszechstronnego zbadania kwestji społecznej. Zastrzegam się jednak, że nie należy nadawać temu porównaniu żadnego innego znaczenia; ma ono być tylko porównaniem. Taka analogja może dopomóc myśli ludzkiej, nadając jej należyty kierunek, do wyrobienia sobie poglądu na sprawę uzdrowienia organizmu społecznego. Rozpatrując z obranego tu punktu widzenia najbardziej skomplikowany organizm naturalny – organizm ludzki, musimy zwrócić uwagę na to, że w istocie, wykazuje on istnienie trzech systemów, działających obok siebie, z których każdy posiada pewną samodzielność. Systemy te określić można, jak następuje: pierwszy z nich obejmuje życie nerwów i zmysłów. Możnaby go też nazwać systemem głowy od najważniejszej części ciała, w której życie nerwów i zmysłów jest do pewnego stopnia scentralizowane.
Za drugi człon organizmu ludzkiego należy przyjąć, o ile chcemy zdobyć prawdziwe jego zrozumienie, to, co nazwałbym systemem rytmicznym. Składa się on z oddychania i obiegu krwi, a więc ze wszystkiego, co wyraża się w procesach rytmicznych tego organizmu.
Trzecim systemem będzie wreszcie to wszystko, co jako organa i funkcje ma związek z właściwą przemianą materji.
W tych trzech systemach zawarte jest wszystko, co w zdrowy sposób utrzymuje ogólny proces życiowy człowieka, o ile ich wzajemny stosunek jest należycie skoordynowany. 3
W mojej książce p. t. “Von Seelenrätzeln”, usiłowałem w pełnej zgodności z tem, co badania przyrodnicze mają już w tej sprawie do powiedzenia, przedstawić, na razie przynajmniej szkicowo, tę trójczłonność organizmu człowieka. Świadom jestem, że w najbliższej przyszłości biologja, fizjologja i cała wiedza przyrodnicza zmierzać będą do tego rodzaju badań organizmu ludzkiego, które pozwolą przejrzeć jak te trzy części składowe: system głowy, system krążenia albo klatki piersiowej oraz system przemiany materji, utrzymują w równowadze ogólne procesy w organizmie ludzkim. A wszystko to dzięki temu, że działają z pewną samodzielnością, że nie ma w tym organizmie absolutnej centralizacji i że każdy system posiada odrębny, swoisty stosunek do świata zewnętrznego. System głowy – przez zmysły, system krążenia, czyli rytmiczny, – przez oddychanie, zaś system przemiany materji – przez organa odżywiania oraz ruchu.
Metody przyrodoznawstwa nie stoją jeszcze dziś na takim poziomie, aby to, co tu zaznaczyłem, a co z założeń wiedzy duchowej stosować próbuję do nauk przyrodniczych, mogło już teraz liczyć na ogólne uznanie wśród przyrodników, jakby to z punktu widzenia postępu poznania było pożądane. To znaczy, że nasze przyzwyczajenia myślowe, nasz cały sposób przedstawiania sobie świata nie są jeszcze całkowicie dostosowane do tego, co np. w organizmie ludzkim ujawnia się jako wewnętrzna istota działania przyrody. Możnaby na to zauważyć: poczekajmy, a nauki przyrodnicze zczasem osiągną swój ideał, dojdą zapewne kiedyś do podobnego sposobu patrzenia na rzeczy. Ale, gdy chodzi o rozważania, dotyczące organizmu społecznego, a zwłaszcza jego funkcjonowania – to z tem nie można czekać. Świadomość conajmniej instynktowną tego, co jest potrzebne, muszą mieć nie tylko fachowcy, ale wszystkie dusze ludzkie, albowiem każda z nich bierze udział w życiu organizmu społecznego. Zdrowy sposób myślenia i odczuwania, zdrowa wola i pragnienie kształtowania organizmu społecznego mogą rozwinąć się jedynie wówczas, gdy zdawać sobie będziemy sprawę choćby mniej lub więcej instynktownie, że, o ile organizm społeczny ma być zdrów, musi być, podobnie jak organizm naturalny, również trójczłonowy.
Od czasu kiedy Schäffle napisał swą książkę o budowie organizmu społecznego, próbowano doszukiwać się analogji pomiędzy organizacją istoty żywej – powiedzmy organizacją człowieka – a społeczeństwem ludzkiem, jako takiem. Usiłowano wykazać czem są w organizmie komórki, kompleksy komórek, czy tkanki! Jeszcze niedawno wyszła książka Merey'a pod tyt. “Weltmutation”, w której pewne fakty i prawa przyrodnicze zostały poprostu przeniesione na domniemany organizm społeczeństwa ludzkiego. Otóż z tem wszystkiem, z tą całą grą analogij, nie ma absolutnie nic wspólnego to, o co tu chodzi. A ktoby mniemał, że i w naszych rozważaniach nadużywa się analogij pomiędzy organizmem naturalnym a społecznym, da jedynie dowód, że nie wniknął w ducha tych rozważań. Nie dążymy bowiem tutaj do przeflancowania jakiejś prawdy z dziedziny faktów przyrodniczych do organizmu społecznego, ale chodzi o coś całkiem innego. Chodzi, mianowicie, o to, aby człowiek, rozpatrując organizm naturalny, nauczył się myśleć o możliwościach życia i odczuwać je, a następnie, aby ten sposób odczuwania stosował do organizmu społecznego. Jeżeli, jak się to często zdarza, przenosimy poprostu na społeczeństwo to, co, według naszego mniemania, nauczyliśmy się z obserwacji organizmu naturalnego, – okazujemy tem tylko brak chęci do przyswojenia sobie zdolności badania organizmu społecznego, na podstawie swoistych jego praw z samodzielnością, jaka jest niezbędna dla zrozumienia przyrody. Zajmijmy tylko względem organizmu społecznego, jako czegoś samodzielnego, postawę objektywną, w celu odczucia jego własnych praw; postawę, jaką przyrodnik zajmuje względem organizmu naturalnego – a wówczas, wobec wagi zadania, zaniechamy wszelkiej taniej analogji.
Mniemaćby też można, że wywody niniejsze opierają się na wierze, że organizm społeczny winniśmy “budować” według jakiejś “suchej” teorji, zapożyczonej od przyrodoznawstwa. Taka myśl jednak jest od autora daleka, jak tylko być może. Chodzi mu o zwrócenie uwagi na coś zupełnie innego. Współczesny kryzys dziejowy ludzkości wymaga, aby w duszy każdego człowieka powstawały pewne odczucia, by wychowanie i szkoła pobudzały go do tych uczuć tak samo, jak dziś szkoła daje mu możność opanowania czterech działań arytmetycznych. To, z czego wynikały stare formy organizmu społecznego bez świadomego udziału sił duchowych człowieka, w przyszłości już nie będzie działało. Nowe impulsy rozwojowe, których wprowadzenia do życia ludzkiego domaga się teraźniejszość, cechuje wymaganie, aby wspomniane odczucia obowiązywały każdą jednostkę, podobnie, jak już oddawna obowiązuje ją pewne wykształcenie szkolne. Człowiek, zgodnie z wymaganiem czasów obecnych, musi nauczyć się odczuwać, w jaki sposób siły organizmu społecznego muszą działać, aby uczynić go zdolnym do życia. Niezbędną staje się świadomość, że bez takiego nastawienia duszy, udział w tym organizmie byłby czemś niezdrowem, antyspołecznem.
Słyszy się dziś o “socjalizacji”, jako o konieczności naszych czasów. Socjalizacja ta nie uzdrowi organizmu społecznego, lecz przeciwnie stać się może nawet, jako fuszerski zabieg leczniczy, procesem zniszczenia, jeżeli do serc ludzkich, do dusz ludzkich nie dotrze choćby instynktowne poznanie konieczności rozczłonowania organizmu społecznego na trzy dziedziny. Organizm ten, jeśli ma funkcjonować w sposób zdrowy, musi rozwinąć prawidłowo takie trzy człony.
Jeden z tych członów – to życie gospodarcze. Od niego rozpoczynamy nasze rozważania, a to dlatego, że, dzięki nowoczesnej technice i kapitalizmowi, ukształtowało się ono wyraźnie w organizmie społecznym jako panujące nad wszelkiemi innemi dziedzinami. Życie gospodarcze musi być w organizmie społecznym członem samodzielnym, właściwie względnie samodzielnym tak, jak względnie samodzielny jest system nerwowo-zmysłowy w organizmie ludzkim. Ma ono do czynienia z tem wszystkiem, co dotyczy wytwórczości, obiegu i spożycia towarów.
Za drugi człon organizmu społecznego uważać należy życie publiczno-prawne, czyli właściwe życie polityczne. Należy doń wszystko, co, w sensie dawnych koncepcyj prawnych, określićby można, jako właściwe życie państwowe. Podczas gdy życie gospodarcze obejmuje to wszystko, co człowiek czerpie z przyrody i z własnej swej wytwórczości, a zatem towary, ich krążenie i spożycie, to ten drugi człon organizmu społecznego służyć może tylko temu, co, wypływając z pra-głębi czysto-ludzkich, odnosi się do stosunków człowieka do człowieka. Dla poznania części składowych organizmu społecznego jest rzeczą istotną uświadomić sobie różnicę, jaka istnieje pomiędzy systemem prawa publicznego, który ma do czynienia wyłącznie ze stosunkami, zachodzącemi pomiędzy ludźmi, a systemem gospodarczym, gdzie odbywa się wyłącznie wytwarzanie, obieg i spożycie towarów. Trzeba tę różnicę w życiu odczuwać, aby na skutek tego życie gospodarcze wyodrębniało się od życia prawnego, tak, jak w organizmie ludzkim czynność płuc, w celu przetwarzania zewnętrznego powietrza, wyodrębnia się od procesów życia nerwowo-zmysłowego.
Jako trzeci człon, który narówni z dwoma poprzedniemi zająć winien stanowisko samodzielne, uważać należy to wszystko, co odnosi się do życia duchowego. Ponieważ określenie “kultura duchowa”, albo wszystko to, co odnosi się do życia duchowego, nie jest bynajmniej dokładne, powiedziećby można ściślej: wszystko, co pochodzi z przyrodzonych uzdolnień indywidualnych i co zasilać musi organizm społeczny na podstawie tych naturalnych uzdolnień indywidualnych, zarówno duchowych jak i fizycznych.
Pierwszy system, gospodarczy, ma do czynienia ze wszystkiem tem, co istnieć musi, aby człowiek mógł regulować swój stosunek materjalny do świata zewnętrznego. Drugi dotyczy tego, co organizm społeczny musi koniecznie w sobie zawierać ze względu na stosunki między ludźmi. Trzeci zaś obejmuje wszystko, co wytryska z poszczególnych indywidualności i powinno włączać się do organizmu społecznego.
Jest rzeczą niewątpliwą, że nowoczesna technika i nowoczesny kapitalizm nadały swoiste piętno życiu społecznemu, zwłaszcza w nowszych czasach. Niemniejszą prawdą i koniecznością jest również, aby rany, które ten stan rzeczy zadał organizmowi społecznemu, zagoiło właściwe ustosunkowanie się ludzi, ich zbiorowego życia do trzech członów tego organizmu. Życie gospodarcze, poprostu samo z siebie, wytworzyło w ostatnich czasach całkiem określone formy. Skutkiem tego, że działalności jego nie przeciwstawiała się żadna inna, zajęło ono w życiu ludzkiem szczególnie potężną pozycję. Oba pozostałe człony organizmu społecznego nie były dotychczas zdolne z taką samą łatwością wprząc się doń w odpowiedni sposób, zgodnie ze swemi własnemi prawami. Stało się więc konieczne, aby każdy człowiek, idąc za swem odczuwaniem rzeczy, przystąpił do pracy nad rozczłonowaniem społecznem, każdy na swojem stanowisku, gdziekolwiek się w danym czasie znajduje. W myśl bowiem omawianej tu próby rozwiązania kwestji społecznej, każdy ma pewne zadanie do spełnienia dziś i w najbliższej przyszłości.
Pierwszy człon organizmu społecznego, życie gospodarcze, opiera się przedewszystkiem na podłożu przyrody, podobnie, jak punktem wyjścia dla rozwoju człowieka są fizyczne i duchowe zdolności jego organizmu, od których uzależnione jest to, do czego zdoła on dojść przy pomocy wychowania i wykształcenia. To podłoże naturalne wyciska poprostu swoje piętno na życiu gospodarczem, a tem samem na całym organizmie społecznym. Te warunki materjalne są dane i niepodobna, aby uległy one zasadniczej zmianie, skutkiem takiej czy innej organizacji społecznej, lub socjalizacji. Trzeba przyjąć je za podstawę życia społecznego tak, jak wychowanie każdego człowieka opierać się musi na jego różnorodnych zdolnościach, na jego przyrodzonej tężyznie fizycznej i duchowej. Wszelkie próby socjalizacji, wszelkie wysiłki, zmierzające do nadania współżyciu ludzi ukształtowania gospodarczego, liczyć się muszą z podłożem naturalnem. U podstawy bowiem wszelkiego obiegu dóbr, wszelkiej pracy, jak również każdego przejawu życia duchowego znajduje się to, co, jako elementarny pra-czynnik, wiąże człowieka z określoną piędzią ziemi. Zależność organizmu społecznego od podłoża naturalnego należy uwzględnić tak samo, jak w dziedzinie nauczania liczyć się trzeba z uzdolnieniami jednostki. Najłatwiej uprzytomnią to nam krańcowe wypadki. Wystarczy n. p. zwrócić uwagę na to, że w pewnych krajach, gdzie banany stanowią główne pożywienie człowieka, niezbędna praca gospodarcza ogranicza się do transportu tych owoców z miejsc pochodzenia do punktów przeznaczenia, aby uczynić je artykułem gotowym do spożycia. Jeżeli porównamy ilość pracy ludzkiej, którą poświęcić trzeba, aby banany dostarczyć spożywcy, z tą ilością pracy, jaką pochłania uprawa pszenicy n. p. w naszych warunkach środkowo-europejskich, okaże się, że banany wymagają conajmniej trzysta razy mniej pracy, niż pszenica.
Niewątpliwie jest to przykład krańcowy. Jednak różnice w ilościach niezbędnej pracy, zależnie od warunków podłoża naturalnego, występują we wszelkich gałęziach produkcji, spotykanych w różnych krajach Europy. Różnice te wprawdzie nie ujawniają się w sposób tak jaskrawy, jak w wypadku bananów i pszenicy, niemniej jednak istnieją. Tak tedy z samej istoty organizmu gospodarczego wypływa, że ilość pracy ludzkiej, której wymaga proces gospodarczy, zależy od podłoża naturalnego. Wystarczy następujące porównanie: w Niemczech na gruntach średnio-urodzajnych zbiory pszenicy dają plon siedmio-ośmiokrotny, w Chile – dwunastokrotny, w północnym Meksyku – siedemnastokrotny, w Peru – dwudziestokrotny (Jentsch. “Volkswirtschaftslehre”, str. 64).
Cały ten kompleks ściśle ze sobą związanych zjawisk, obejmujący wszystko to, co zaczyna się od stosunku człowieka do przyrody i ujawnia się dalej w tem, co musi on czynić, aby przetworzyć dar przyrody w produkt gotowy do spożycia – i to wyłącznie tylko te procesy – tworzą w zdrowym organizmie społecznym jego człon gospodarczy. Zajmuje on w nim takie stanowisko, jakie w organizmie ludzkim głowa, od której uwarunkowane są uzdolnienia indywidualne. Podobnie jak system głowy zależny jest od działania klatki piersiowej, tak samo system gospodarczy zależny jest od pracy ludzkiej. Ale tak, jak głowa nie jest w stanie samodzielnie regulować oddychania, tak samo siły czynne w życiu gospodarczem nie powinny regulować organizacji pracy ludzkiej.
Człowieka z życiem gospodarczem wiąże jego interes osobisty, którego podłoże stanowią potrzeby jego ducha i duszy. Jak zadośćuczynić temu w sposób najbardziej celowy, aby organizm gospodarczy możliwie najlepiej zaspokajał potrzeby wszystkich, a równocześnie, aby każdy zajmował w życiu gospodarczem stanowisko najbardziej użyteczne? Zagadnienie to musi zostać rozwiązane praktycznie w urządzeniach gospodarczych. Rozwiązanie to jest możliwe tylko pod warunkiem, że potrzeby będą mogły ujawniać się naprawdę swobodnie oraz, że obudzi się wola i możność czynienia tego, co jest niezbędne dla ich zaspokajania. Budzenie się zaś potrzeb leży poza obrębem dziedziny gospodarczej. Powstają one wraz z rozwojem duszy i ciała istoty ludzkiej. Zadaniem życia gospodarczego jest organizowanie urządzeń, celem zaspokajania tych potrzeb. Urządzenia te nie powinny mieć do czynienia z niczem innem, jak tylko z wytwarzaniem i wymianą towarów, to znaczy dóbr, które nabierają wartości dzięki potrzebom ludzkim. Towar ma wartość dzięki temu, kto go zużywa. Skutkiem tego, iż towarowi wartość nadają spożywcy, zajmuje on w organizmie społecznym zupełnie odrębną pozycję, niż wszystko inne, co ma wartość dla człowieka, jako członka tego organizmu. Należy bezstronnie przypatrzeć się życiu gospodarczemu, w którego skład wchodzi produkcja, wymiana i konsumcja towarów. Wówczas nie ograniczymy się tylko do zaobserwowania istotnej różnicy, jaka istnieje między stosunkiem człowieka do człowieka, gdy jeden dla drugiego wytwarza towary, a tem wszystkiem, co opierać się musi na gruncie prawnym. Od obserwacji przejdziemy do żądań praktycznych, do całkowitego wyodrębnienia w organizmie społecznym życia prawnego od gospodarczego. Z działalności w ramach jedynie urządzeń, służących wytwarzaniu i wymianie dóbr, nie mogą bezpośrednio rodzić się możliwie najlepsze impulsy dla stosunków prawnych, jakie winny panować między ludźmi. W obrębie urządzeń gospodarczych zwraca się człowiek do człowieka, gdyż jeden służy potrzebom drugiego; na gruncie zaś prawnym stosunki pomiędzy ludźmi są zasadniczo odmienne.
Mniemaćby można, że temu wyodrębnieniu, którego wymaga życie, stałoby się zadość, gdyby w ramach urządzeń gospodarczych troszczono się również o prawa, jakie winny obowiązywać między ludźmi, objętymi sferą gospodarczą w ich wzajemnych stosunkach. Takie mniemanie mija się jednak z rzeczywistością życia. Stosunki prawne, jakie powinny istnieć pomiędzy ludźmi, mogą układać się we właściwy sposób jedynie w sferze nie-gospodarczej, na gruncie całkowicie od niej wyodrębnionym. Dlatego to w zdrowym organizmie społecznym obok dziedziny gospodarczej rozwijać się musi w zupełnej samodzielności inna dziedzina, gdzie powstają i są regulowane prawa jednego człowieka w stosunku do drugiego. A to życie prawne stanowi właściwą sferę polityczną państwa. Gdy zaś z prawodawstwem i zarządzeniami państwa ludzie mieszają swe osobiste interesy, którym służyć muszą w sferze gospodarczej, to prawa, które w tych warunkach powstają, są jedynie odbiciem tych interesów gospodarczych. Państwo, które samo gospodaruje, zatraca zdolność do regulowania życia prawnego. Albowiem jego zarządzenia i instytucje muszą służyć zapotrzebowaniu na towary, a w ten sposób spychają na dalszy plan impulsy, organizujące życie prawne.
Obok życia gospodarczego zdrowy organizm społeczny wymaga, jako drugiego członu, samodzielnego życia prawno-politycznego. W samodzielnym organie gospodarczym ludzie przy pomocy sił gospodarczych stworzą urządzenia, które służyć będą, możliwie jak najlepiej, wytwarzaniu i wymianie towarów. W organie zaś polityczno-państwowym powstaną instytucje, w celu regulowania wzajemnego stosunku pomiędzy ludźmi i ich grupami w sposób odpowiadający poczuciu prawnemu człowieka.
Żeby dojść do postulatu całkowitego wyodrębnienia państwa od dziedziny gospodarczej, spojrzeć musimy na tę sprawę z głębi prawdziwego życia ludzkiego. Takiego punktu widzenia nie zajmie człowiek, który chce związać życie gospodarcze z życiem prawnem. Ludzie, czynni w dziedzinie gospodarczej, posiadają, oczywiście, poczucie prawa, ale wówczas jedynie będą mogli kierować się w sprawach ustawodawczych i administracyjnych wyłącznie tem poczuciem, nie zaś osobistym interesem gospodarczym, gdy temi sprawami zajmować się będą na gruncie państwa, jako organu prawnego. Ten dział zaś, jako taki, nie będzie brał bezpośrednio udziału w życiu gospodarczem. Posiadać on będzie własne ciało ustawodawcze i administracyjne, działające na zasadach nowoczesnej świadomości prawnej, a więc opierając się na impulsach, które zwiemy dziś demokratycznemi. Dziedzina gospodarcza, na podstawie impulsów, wypływających z życia gospodarczego, wytworzy własne korporacje ustawodawcze i administracyjne. Niezbędne stosunki pomiędzy zarządami obu dziedzin: państwa i gospodarki będą miały mniej więcej taki charakter, jaki obecnie istnieje pomiędzy rządami państw suwerennych. Dzięki takiemu rozczłonowaniu, organa te będą mogły wzajemnie na siebie oddziaływać we właściwy sposób. Oddziaływanie zaś to jest zahamowane, o ile każda dziedzina sama usiłuje rozwijać u siebie to, co powinna otrzymywać od drugiej.
Z jednej strony więc życie gospodarcze jest uzależnione od warunków podłoża naturalnego (klimatu, położenia geograficznego, bogactw naturalnych i t. d.) z drugiej zaś warunkują je stosunki prawne, które ustanawia państwo pomiędzy gospodarującymi ludźmi i ich grupami. W ten sposób zakreślone są granice tego, co może i powinna obejmować działalność gospodarcza. Podobnie, jak przyroda stwarza pra-warunki, które człowiek musi przyjąć jako rzecz daną i na nich budować swą gospodarkę, tak samo w zdrowym organizmie społecznym to wszystko, co w dziedzinie gospodarczej stanowi stosunek prawny człowieka do człowieka, winien regulować dział prawmy, który, na równi z podłożem naturalnem, przeciwstawia się życiu gospodarczemu, jako czynnik samodzielny.
W organizmie społecznym, który ukształtował się w dotychczasowym rozwoju historycznym ludzkości i stał się, na skutek rozkwitu techniki i nowoczesnego kapitalizmu, czynnikiem nadającym charakterystyczne znamię ruchowi społecznemu, życie gospodarcze zajmuje znacznie więcej miejsca, niż w zdrowych warunkach zajmowaćby winno. W obrocie gospodarczym, gdzie powinny znajdować się wyłącznie towary, obiega dziś także siła pracy ludzkiej, obiega również prawo. To też w gospodarce, opartej na podziale pracy można dziś wymieniać nie tylko towar na towar, ale także towar na pracę ludzką, tudzież towar na prawo. (Towarem nazywam każdą rzecz, która, dzięki pracy ludzkiej, stała się zdatną do użytku tam, dokąd człowiek ją dostarczył. Określenie to niejednemu ekonomiście wydać się może rażąco niedostateczne, niemniej jednak jest pożyteczne w celu porozumienia się co do zakresu życia gospodarczego).4 Gdy ktoś drogą kupna staje się posiadaczem kawałka gruntu, to w tym akcie widzieć musimy wymianę ziemi na towar, zamiast którego występuje tu pieniądz kupującego. Ziemia sama w sobie nie odgrywa jednak w życiu gospodarczem roli towaru. Wchodzi ona do organizmu społecznego na mocy prawa, które pozwala człowiekowi użytkować grunt. Prawo to jest czemś zasadniczo rożnem od stosunku producenta do wytworu jego pracy. Ten stosunek bowiem, zgodnie ze swą istotą, nie wkracza bynajmniej do sfery zależności pomiędzy ludźmi, która powstaje, gdy komuś przysługuje wyłączne prawo użytkowania kawałka gruntu. Właściciel ziemi uzależnia od siebie ludzi, którzy muszą w pracy na roli szukać środków utrzymania lub też tam zamieszkiwać. Przy wymianie wzajemnej rzeczywistych towarów, które wytwarzamy, czy też spożywamy, nie powstaje pomiędzy ludźmi zależność tego rodzaju.
Dla umysłu nieuprzedzonego stanie się jasnem, że ten fakt życiowy musi znaleźć odpowiedni wyraz w urządzeniach zdrowego organizmu społecznego. Dopóki w życiu gospodarczem wymienia się tylko towar na towar, wartość ich kształtuje się niezależnie od stosunków prawnych, jakie istnieją pomiędzy jednostkami i grupami. Skoro jednak towar wymieniam na prawo, sam stosunek prawny pomiędzy ludźmi zostaje tem dotknięty. Nie chodzi tu o wymianę samą w sobie. Jest ona niezbędnym elementem życiowym obecnego, opartego na podziale pracy, organizmu społecznego. Lecz ważne jest to, że przy wymianie prawa na towar samo prawo, o ile powstaje w obrębie życia gospodarczego, staje się skutkiem tego towarem. Zapobiec temu może jedynie powstanie w organizmie społecznym urządzeń, mających wyłącznie na celu, jak najbardziej celowy obieg towarów, a ponadto – urządzeń regulujących prawa wytwórców, pośredników i spożywców, które powstają przy wymianie towarów. Te prawa w istocie swej nie różnią się wcale od innych praw, niezbędnych w stosunkach pomiędzy ludźmi, które są zupełnie niezależne od wymiany towarów. Gdy skutkiem sprzedaży jakiegoś towaru narażam mego bliźniego na stratę, lub też oddaję mu przysługę, to należy to do tej samej dziedziny życia społecznego, co szkodzenie mu czy dopomaganie jakimkolwiek innym czynem lub zaniechaniem tegoż, nie wyrażającym się bezpośrednio w wymianie towarów.
W życiu jednostki zbiegają się działania urządzeń prawnych oraz gospodarki. W zdrowym organizmie społecznym muszą one płynąć z dwóch różnych źródeł. Kierownicy organizacyj gospodarczych zdobywać będą potrzebną orjentację drogą specjalnego wykształcenia tudzież praktycznych doświadczeń w danej gałęzi gospodarczej. W organizacji prawnej zaś za pomocą prawa i administracji urzeczywistniać się będzie w stosunkach pomiędzy jednostkami i zespołami to, czego domaga się poczucie sprawiedliwości. Organizacja gospodarcza pobudzi jednostki, mające podobne interesy zawodowe, spożywcze, czy też jakiekolwiek inne do zawiązywania zrzeszeń, których wzajemne stosunki wytworzą całość życia gospodarczego. Będzie ona oparta na zasadach zrzeszeniowych oraz na stosunkach zrzeszeń pomiędzy sobą. Zrzeszenia te zajmą się wyłącznie działalnością gospodarczą. Podstawy prawne dla swej działalności otrzymają od organizacji prawnej. Jeżeli zrzeszenia gospodarcze mieć będą możność obrony swych interesów gospodarczych za pomocą własnych organów przedstawicielskich i kierowniczych, nie będą odczuwały potrzeby wywalczania sobie wpływu na prawodawstwo i zarządzenia państwowe (n. p. jako związek rolników, partja przemysłowców, lub gospodarczo nastawiona partja socjaldemokratyczna), aby zdobywać tam to, czego nie mogą osiągnąć w ramach życia gospodarczego. A gdy państwo, jako organ prawny, nie będzie czynne w żadnym dziale gospodarki społecznej, zajmie się wyłącznie tworzeniem urządzeń ugruntowanych na poczuciu prawnem swych obywateli. I nawet jeśli w organie przedstawicielskim państwa zasiadać będą ci sami ludzie, którzy są czynni w życiu gospodarzem – co jest łatwo zrozumiałe – to, dzięki rozczłonowaniu, dział gospodarczy nie będzie wywierał na dział prawny wpływu, podkopującego zdrowie organizmu społecznego. A tak właśnie dzieje się wówczas, kiedy organizacja prawna zawiaduje sama gałęziami gospodarstwa i kiedy przedstawiciele życia gospodarczego w izbach ustawodawczych uchwalają prawa z pobudek ekonomicznych.
Typowym przykładem pomieszania życia gospodarczego z prawnem może służyć państwo austryjackie w latach sześćdziesiątych XIX-go stulecia. Członkowie parlamentu tego kraju byli wybierani z czterech działów gospodarczych: wielkiej własności rolnej, izb handlowych, miast, osad i ośrodków fabrycznych oraz gmin wiejskich. Widać stąd, jak przy ustanawianiu takiego składu ciał przedstawicielskich kierowano się zasadą, że życie prawne winno wynikać z istniejących stosunków gospodarczych. Zapewne, że do rozpadu Austrji przyczyniły się walnie siły odśrodkowe jej różnych narodowości. Jest jednak rzeczą niewątpliwą, że gdyby organizacja prawna miała możność rozwinięcia swego działania obok organizacji gospodarczej, doprowadziłaby do nowego ukształtowania organizmu społecznego na podstawie poczucia prawnego, coby umożliwiło współżycie owych narodowości.
Człowiek współczesny, interesujący się życiem publicznem, zwraca zazwyczaj swą uwagę na sprawy o drugorzędnem znaczeniu społecznem; na mocy bowiem przyzwyczajeń myślowych traktuje on organizm społeczny jako twór jednolity. Dla takiego tworu niepodobna wynaleźć wogóle odpowiedniego systemu wyborczego, gdyż przy każdym systemie interesy gospodarcze muszą się kłócić w izbach ustawodawczych z impulsami prawnemi. A w konsekwencji tarcia te prowadzić muszą do wstrząsów organizmu społecznego. Obecnie, jako niezbędny cel życia publicznego należy postawić w pierwszym rzędzie dążenie do gruntownego wyodrębnienia życia gospodarczego i organizacji prawnej. Skoro ta reforma wejdzie w życie, wyodrębnione organizacje potrafią znaleźć ze swych własnych założeń najlepszy sposób wybierania swych ustawodawców i administratorów. Problem systemu wyborczego, aczkolwiek posiada zasadnicze znaczenie, to jednak wobec zagadnień, domagających się dziś rozstrzygnięcia, schodzi na drugi plan. Tam, gdzie dawne stosunki jeszcze się utrzymują, należałoby dążyć do ich przekształcenia w myśl omawianego rozczłonowania. Tam zaś, gdzie się już rozpadły lub znajdują się w trakcie rozkładu, jednostki i grupy ludzi powinny podjąć inicjatywę nowego ich kształtowania we wspomnianym kierunku. Przekształcenie życia publicznego z dnia na dzień nawet rozsądni socjaliści uważają za mrzonkę. Spodziewają się oni, że uzdrowienie społeczne, do którego dążą, nastąpi drogą stopniowych rzeczowych przekształceń. Że jednak dziejowe siły rozwoju ludzkości domagają się skierowania całej rozumnej woli ku stworzeniu nowego porządku społecznego, o tem uczą każdego nieuprzedzonego człowieka niezmiernie wymowne fakty.
Ten, kto za “praktycznie wykonalne” uważa jedynie to, do czego przywykł w swym ciasnym widnokręgu myślowym, zaliczy wyłożone tu poglądy do rzeczy “niepraktycznych”. O ile taki człowiek, mając możność wywierania wpływu na jakąbądź dziedzinę życia, nie zmieni swoich poglądów, to będzie działał nie ku uzdrowieniu organizmu społecznego, ale przeciwnie w kierunku dalszego pogłębiania jego choroby tak samo, jak ludzie tegoż pokroju myślowego przyczynili się do wytworzenia obecnego stanu rzeczy.
Dążenie kierowniczych sfer ludzkości do upaństwowienia pewnych gałęzi gospodarczych (poczta, koleje żelazne itp.) muszą ustąpić koncepcji wprost przeciwnej: wyłączenia z dziedziny polityczno-państwowej wszystkiego, co dotyczy gospodarowania. Ludzie ożywieni dobrą wolą, którzy wierzą, że zmierzają ku uzdrowieniu organizmu społecznego wyciągają z tych dążeń do upaństwowienia najdalej idące wnioski. W dziedzinie gospodarczej żądają oni uspołecznienia wszelkich środków produkcji. Zdrowy rozwój, ich zdaniem, nada życiu gospodarczemu samodzielność, państwu politycznemu zaś – zdolność oddziaływania za pomocą aparatu prawnego na organizm gospodarczy w taki sposób, żeby poszczególna jednostka nie odczuwała swego włączenia do organizmu społecznego, jako sprzecznego z jej poczuciem prawa.
Możemy się przekonać o ile przedstawione tu myśli znajdują grunt w rzeczywistem życiu ludzkiem, jeśli skierujemy uwagę na pracę, którą człowiek przy pomocy sił fizycznych wykonywa dla organizmu społecznego. W ustroju kapitalistycznym do organizmu społecznego włączono pracę w taki sposób, że przedsiębiorca nabywa ją od robotnika, jak towar. Odbywa się wymiana pieniądza (reprezentującego towary) na pracę. Ale w rzeczywistości wymiana tego rodzaju nie jest możliwa. Rzecz odbywa się tylko pozornie.5 W rzeczywistości przedsiębiorca nabywa od robotnika towary, których powstanie wymaga jego pracy. Z równowartości tego towaru robotnik otrzymuje jedną część, przedsiębiorca zaś drugą. Wytwarzanie towarów jest wynikiem współdziałania przedsiębiorcy z robotnikiem. Dopiero produkt tego wspólnego działania wchodzi do obiegu gospodarczego. Przy wytwarzaniu niezbędny jest stosunek prawny pomiędzy przedsiębiorcą a robotnikiem. W ustroju kapitalistycznym jednak stosunek ten przybrać może postać, która jest wyrazem przewagi gospodarczej przedsiębiorcy nad robotnikiem. W zdrowym organizmie społecznym stanie się rzeczą jasną, że praca nie może być przedmiotem kupna. Praca bowiem nie może uzyskać w porównaniu z towarem wartości gospodarczej. Wartości takiej nabiera dopiero wytworzony dzięki pracy towar w stosunku do innych towarów. Sprawę jakości i ilości pracy, która obowiązywać winna każdego obywatela na rzecz organizmu społecznego, należy regulować na podstawie jego uzdolnień oraz warunków, odpowiadających godności człowieka. Postulat ten będzie mógł być spełniony jedynie wówczas, gdy normowanie pracy znajdować się będzie w rękach państwowych, niezależnie od kierownictwa organizacyj gospodarczych.
Dzięki temu normowaniu, towar otrzyma podstawę swej wartości, która daje się porównać z inną podstawą, wynikającą z warunków naturalnych. Podobnie jak wartość jakiegobądź towaru wzrasta w porównaniu z innemi na skutek większych trudności wydobywania surowca, tak samo wartość ta zależeć winna od rodzaju i ilości pracy, którą będzie wolno poświęcać, na jego wytworzenie zgodnie z przepisami prawnemi.6
W ten sposób z dwóch stron życie gospodarcze poddane jest niezbędnym warunkom: od podłoża naturalnego, które człowiek musi przyjąć jako rzecz daną, tudzież od podstawy prawnej, która winna powstawać z poczucia prawa na gruncie polityczno-państwowym, niezależnym od życia gospodarczego.
Nie trudno dostrzec, że przy takim kierunku organizacji społecznej dobrobyt gospodarczy będzie wzrastał lub malał, zależnie od normowanej przez świadomość prawną ilości wykonywanej pracy. Tylko takie uzależnienie zamożności jest niezbędne w zdrowym organizmie społecznym i ono jedynie może zapobiec, by życie gospodarcze nie wyzyskiwało człowieka, inaczej odczuwa on swój byt jako niegodny istoty ludzkiej. A taki stan rzeczy jest istotną przyczyną wszelkich wstrząsów w organizmie społecznym.
Na wypadek zaś zbytniego ograniczenia dobrobytu społecznego ze strony prawnej, będzie można stosować podobne środki, jak celem ulepszenia podłoża naturalnego. Wydajność gruntu mało urodzajnego podnieść można przy pomocy środków technicznych – podobnie w razie zbyt silnego spadku dobrobytu można będzie wprowadzić zmiany w systemie pracy i jej normach. Zmian tych jednak nie powinien dyktować bezpośrednio obieg gospodarczy, lecz muszą one wynikać z rozważań na gruncie prawnym, niezależnym od życia gospodarczego.
Na wszystko, co w organizmie społecznym powstaje pod wpływem życia gospodarczego oraz świadomości prawnej, oddziaływują siły, pochodzące z trzeciego źródła, mianowicie, z indywidualnych uzdolnień jednostki. Ta dziedzina obejmuje wszystko: od najwyższych poczynań duchowych aż do mniejszej czy większej zdolności człowieka do świadczeń, które służą społeczeństwu. To, co pochodzi z tego źródła, musi przenikać do organizmu społecznego w całkiem inny sposób, niż to, co się przejawia w wymianie towarów, lub też powstaje z życia państwowego. Istnieje jedna tylko możliwość, aby to przenikanie odbywało się w sposób zdrowy: pozostawienie tego swobodnej wraźliwości człowieka oraz impulsom, pochodzącym z samych zdolności indywidualnych. Jeżeli na działalność ludzką wynikłą z tych uzdolnień sztucznie oddziaływa dziedzina gospodarcza, lub organizacja państwowa, to pozbawiają one ją w znacznym stopniu prawdziwej podstawy jej własnego życia. Taką podstawę tworzyć może wyłącznie siła, którą działalność ludzka musi rozwijać samorzutnie. Jeżeli zapotrzebowanie na świadczenia tego rodzaju będzie uzależnione bezpośrednio od życia gospodarczego lub też zorganizowane państwowo, to swobodna wraźliwość człowieka zostanie skrępowana. Tymczasem jedynie ona potrafi wprowadzać wartości duchowe w zdrowej formie do organizmu społecznego. Dla życia duchowego, w którym niezliczonemi nićmi związany jest rozwój innych indywidualnych uzdolnień ludzkich, istnieje jedna tylko możliwość zdrowego rozwoju, mianowicie, pozostawienie jego twórczości własnym impulsom; ci wszyscy zaś, którzy korzystają z owoców tej twórczości, winni okazywać dla niej pełne zrozumienie.
Wskazanych tu warunków zdrowego rozwoju duchowego obecnie nie dostrzega się, gdyż jasny wgląd w te sprawy mąci spojenie się znacznej części życia duchowego z państwowem życiem politycznem. Nastąpiło to w ciągu ostatnich stuleci i przywykliśmy już do tego. Mówi się wprawdzie o “niezależności wiedzy i nauczania”, ale uważa się za rzecz zrozumiałą samo przez się, że państwo zarządza tą “niezależną wiedzą” i tem “niezależnem nauczaniem”. Nie wyczuwa się wcale, jak skutkiem tego państwo uzależnia życie duchowe od swych potrzeb. Panuje przekonanie, że państwo stwarza tylko uczelnie, a ci, którzy obejmują katedry, mają możność rozwijania niezależnego życia duchowego. Przywykłszy do takiego poglądu, nie bierze się pod uwagę, jak ściśle treść życia duchowego wiąże się z najwewnętrzniejszą istotą człowieka i jak rozwój tego życia jedynie wówczas może być niezależny, gdy nie łączy się ono z organizmem społecznym za pomocą żadnych innych impulsów prócz tych, które pochodzą z niego samego. Wspomniane stopienie się jego z życiem państwowem wycisnęło w ostatnich stuleciach swe znamię nie tylko na sposobie zarządzania nauką oraz na związanem z nią życiu duchowem, ale również i na samej ich treści. Na twórczość w zakresie matematyki lub fizyki, państwo nie może oczywiście wywierać bezpośrednio wpływu. Ale pomyślmy o historji, o innych naukach humanistycznych. Czyż nie stały się one odbiciem tego, co powstało ze związania się ich przedstawicieli z życiem państwa i jego potrzebami? Właśnie skutkiem tego narzuconego im charakteru proletarjat odczuł współczesne poglądy nauki na życie duchowe jako ideologję. Dostrzegł on, że potrzeby państwa, które uwzględniają interesy klas wyższych, narzucają myśli ludzkiej pewien charakter. Myślące rzesze proletarjackie widziały w niej odzwierciadlenie interesów materjalnych i walk tych interesów. To zrodziło w nich odczucie jakoby całe życie duchowe było jedynie ideologją, odbiciem gospodarczej organizacji społeczeństwa.
Taki pogląd, pustoszący życie duchowe, ustępuje z chwilą, kiedy człowiek może odczuć, że w dziedzinie duchowej panuje rzeczywistość, zawierająca swą własną treść, wyrastającą ponad zewnętrzne życie materjalne. Niepodobna tego odczuć, gdy życie duchowe nie ma swobodnego rozwoju i możności rządzenia się z własnych pobudek w organizacji społecznej. Tylko pod warunkiem wolności i samorządu życia duchowego, przedstawiciele jego mieć będą siłę nadania mu odpowiedniej wagi w społeczeństwie. Sztuka, nauka, pogląd na świat i wszystko, z tem związane, wymaga takiego samodzielnego stanowiska w społeczności ludzkiej. W życiu duchowem bowiem wszystko jest ze sobą powiązane. Wolność poszczególnej jednostki nie jest możliwa bez wolności innych. I jakkolwiek potrzeby państwa nie wywierają bezpośrednio wpływu na treść matematyki lub fizyki, to jednak, o ile państwo zarządza dziedzinami życia duchowego, rozstrzyganie kwestyj, dotyczących tego, co w nich należy rozwijać, co ludzie sądzą o ich wartości, jaki wpływ wywiera ich pielęgnowanie na ogólną kulturę duchową i wiele innych spraw zależeć będzie od tych potrzeb. Inaczej ma się rzecz, gdy nauczyciel szkoły początkowej podlega wpływom życia państwowego, a inaczej gdy otrzymuje impulsy od samoistnej organizacji duchowej. Socjaldemokracja i w tej dziedzinie przęjęła jedynie spuściznę przyzwyczajeń i szablonów myślowych po sferach kierowniczych. Uważa ona za ideał podporządkowanie życia duchowego organizmowi społecznemu, zbudowanemu na podłożu gospodarczem. Gdyby ten cel osiągnęła, mogłaby kroczyć dalej jedynie po drodze, na której życie duchowe zatraca swą wartość. Żądając, by religia była sprawą wyłącznie osobistą jednostki, socjaldemokracja zbyt jednostronnie ujęła to słuszne poczucie. Całe bowiem życie duchowe w zdrowym organizmie społecznym winno być w stosunku do państwa i gospodarki “sprawą osobistą” w powyższem znaczeniu. Ale, wysuwając ów postulat, partja ta nie wychodzi bynajmniej z założenia, że tą drogą wartościom duchowym zapewni się w organizmie społecznym pozycję, umożliwiającą im pożądany wyższy rozwój, niż to jest możliwe pod opieką państwa. Organizm społeczny, według jej przekonania, powinien własnemi środkami pielęgnować jedynie to, co stanowi dla niego potrzebę życiową. A taką potrzebą owa religijna treść duchowa jakoby wcale nie jest. W ten sposób jednostronnie usunięta z życia publicznego jedna, dziedzina duchowa nie może rozwijać się pomyślnie, o ile inne dziedziny życia duchowego pozostają skrępowane. Religijność nowoczesnej ludzkości, łącznie z całem wyzwolonem życiem duchowem, rozwinie siłę, dającą pokrzepienie duszy.
Nie tylko sama twórczość duchowa, ale także i sposób, w jaki ludzkość z niej korzysta, opierać się musi na nieskrępowanej potrzebie duszy. Nauczyciele, artyści i t. d., będący na swych stanowiskach w bezpośrednim kontakcie z prawodawstwem i zarządzeniami, które wypływają wyłącznie z samego życia duchowego i jego impulsów, potrafią swą twórczością rozbudzić u ludzi zainteresowanie. Państwo zaś, działające ze swych własnych założeń, chronić będzie każdego obywatela od przymusu nadmiernej pracy, zapewniając mu prawo do korzystania z wolnego czasu, co obudzi w nim zrozumienie dla wartości duchowych. Ludzie, którzy uważają się za “praktyków życiowych” powiedzą, może, że jeżeli państwo będzie troszczyło się o wolny czas dla swych obywateli, a uczęszczanie do szkoły pozostawi ich uznaniu, to poświęcą oni te godziny wolne od pracy na pijaństwo i nastąpi powrót do analfabetyzmu. Możnaby tym pesymistom poradzić, aby poczekali na to, co się będzie działo, kiedy świat wyzwoli się z pod ich wpływu. Zbyt często kierują się oni pewnem uczuciem, które im podszeptuje myśl, jak to oni sami spędzają swe wolne chwile i czemu zawdzięczają, że zdobyli “nieco wykształcenia”. Nie mogą oni liczyć się z tą płomienną siłą, rozpalającą dusze, jakiej udziela organizmowi społecznemu życie duchowe naprawdę samodzielne, albowiem ta skrępowana myśl, jaką znają, nigdy nie mogła oddziaływać ma nich w podobny sposób.
Zarówno państwo polityczne, jak i życie gospodarcze otrzymywać będą niezbędny dla nich dopływ wartości duchowych od autonomicznej dziedziny duchowej. Praktyczne wykształcenie w zakresie gospodarczym, również dopiero przy swobodnym współudziale organizacji duchowej, będzie zdolne rozwinąć pełnię swych sił. Ludzie odpowiednio wykształceni mieć będą możność ożywienia zdobytych doświadczeń na polu gospodarczem, dzięki sile płynącej z wyzwolonych wartości duchowych. Pracownicy o bogatem doświadczeniu gospodarczem znajdą dostęp do organizacji duchowej i będą w niej oddziaływali twórczo na wszystko, co takiego zapłodnienia wymaga.
Dzięki takiemu swobodnemu oddziaływaniu wartości duchowych na państwo, powstaną w nim niezbędne, zdrowe poglądy. Pod wpływem tych wartości przedstawiciel pracy fizycznej uświadomi sobie z zadowoleniem rolę, jaką jego praca odgrywa w organizmie społecznym. Dojdzie do przekonania, że społeczeństwo nie mogłoby go utrzymać, gdyby nie istniało kierownictwo, organizujące w sposób celowy pracę fizyczną. Potrafi on odczuć istniejącą współzależność pomiędzy swą własną pracą a siłami organizującemi, mającemi swe źródło w zdolnościach indywidualnych. Na gruncie państwowym będzie kształtował prawa, które zapewnią mu udział w dochodzie z wytworów jego pracy, tudzież dobrowolnie dostarczać będzie organizacjom duchowym środków w celu umożliwienia powstawania wartości duchowych, z jakich korzysta. W dziedzinie życia duchowego twórcy jego wartości będą mieli możność utrzymywania się ze swych świadczeń. To, co w sferze duchowej człowiek uprawia sam dla siebie, pozostaje jego sprawą najściślej prywatną, za to zaś, co wytwarza dla społeczeństwa, będzie otrzymywał dobrowolne wynagrodzenie od tych, którzy odczuwają potrzebę tych wartości duchowych. O ile wynagrodzenie z tego źródła okaże się dla kogoś niedostateczne, będzie on musiał szukać zatrudnienia bądź w dziedzinie państwowej, bądź też gospodarczej.
Idee, zasilające życie gospodarcze w zakresie techniki, mają swe źródło w dziedzinie ducha. Pochodzą one stamtąd również i wtedy, gdy bezpośrednio powstają w głowach przedstawicieli życia państwowego lub gospodarczego. Stamtąd też płyną wszelkie idee organizacyjne i siły, które zapładniają życie gospodarcze i państwowe. Kompensata za ten dopływ do obu dziedzin społecznych odbywać się będzie również drogą dobrowolnego wynagradzania ze strony konsumentów tych wartości, bądź też według postanowień prawa, wydawanych przez państwo. Środki finansowe, niezbędne państwu na pokrycie kosztów jego utrzymania, pobierać ono będzie na zasadzie prawa podatkowego. Prawo to wyniknie ze sharmonizowania wymagań świadomości prawnej z możliwościami życia gospodarczego.
W zdrowym ustroju społecznym obok organizacji politycznej i gospodarczej działać musi samoistna organizacja duchowa. Na trójczłonowość całości organizmu społecznego wskazuje kierunek rozwojowy sił nowoczesnej ludzkości. Dopóki do kierowania życiem społecznem wystarczały siły instynktowne znacznej części ludzkości, dążenie do takiego niewątpliwego rozczłonowania jeszcze nie występowało. W stanie pewnego przytłumienia życia społecznego współdziałało ze sobą wszystko to, co, w gruncie rzeczy, zawsze pochodziło z trzech źródeł. Czasy nowe wymagają od człowieka, aby zajął świadome stanowisko w organizmie społecznym. Świadomość ta wówczas jedynie będzie mogła zdrowo kształtować postępowanie i całe życie ludzkie, jeśli zda sobie sprawę z tych trzech kierunków. Ku tej orjentacji dąży współczesna ludzkość z podświadomych głębi swej duszy, a to, co wyżywa się w ruchu społecznym, jest tylko mętnym odblaskiem tego dążenia.
Z innych założeń, niż te, wśród których żyjemy, z głębokich pokładów natury ludzkiej rozległ się u schyłku XVIII-go stulecia głos, domagający się nowego ukształtowania organizmu społecznego. Hasłem tych przemian były trzy słowa: Braterstwo, Równość, Wolność! Otóż, kto bezstronnie i ze zdrowem poczuciem człowieczeństwa wniknie w rzeczywistość rozwoju ludzkiego, ten, oczywiście, musi ustosunkować się z pełnem zrozumieniem do wszystkiego, co wyrażają te słowa. A jednak znaleźli się w XIX-em stuleciu wnikliwi myśliciele, którzy zadali sobie trud, by dowieść, że urzeczywistnienie idej Braterstwa, Równości i Wolności w jednolitem społeczeństwie nie jest możliwe. Twierdzili, że, gdyby te trzy impulsy miały urzeczywistnić się w organizmie społecznym, musiałyby znaleźć się ze sobą w sprzeczności. Z wielką przenikliwością dowiedli oni np. że przy realizacji równości niepodobna byłoby zapewnić niemniej koniecznej, przyrodzonej każdej istocie ludzkiej wolności. Trzeba przyznać rację tym, którzy podnoszą tę sprzeczność, a jednak równocześnie, o ile czujemy po ludzku, niepodobna nie mieć sympatji dla każdego z tych trzech ideałów.
Sprzeczność ta pochodzi stąd, że prawdziwe znaczenie społeczne tych trzech ideałów występuje dopiero po zrozumieniu konieczności rozczłonowania organizmu społecznego. Owe trzy człony nie powinny być ze sobą spojone i scentralizowane w jakimś teoretycznym, abstrakcyjnym parlamencie lub innem ciele zbiorowem. Mają one być żywą rzeczywistością. Każdy z tych trzech działów należy scentralizować w nim samym, a z ich żywej, wspólnej i równoległej działalności powstać może dopiero jedność organizmu społecznego, jako całości. W rzeczywistem życiu bowiem pozorne przeciwieństwa składają się właśnie na jedność. Dlatego też dopiero wówczas będziemy mogli dojść do prawdziwego ujęcia życia organizmu społecznego, gdy zdołamy przeniknąć rzeczywiste jego ukształtowanie pod względem braterstwa, równości i wolności. Przekonamy się wówczas, że współdziałanie ludzi w życiu gospodarczem opierać się winno na braterstwie, które powstaje dzięki zrzeszaniu się. W drugim członie, w systemie prawa publicznego, gdzie mamy do czynienia z czysto ludzkiemi stosunkami człowieka do człowieka, dążyć należy do urzeczywistniania idei równości. A w dziedzinie duchowej, która w organizmie społecznym zachowuje względną niezależność, chodzi o realizację impulsu wolności. W takim ujęciu ukazuje się rzeczywista wartość tych trzech ideałów. Nie mogą one jednak zrealizować się w chaotycznem życiu zbiorowem, gdyż odpowiednim gruntem jest dla nich jedynie zdrowy, trójczłonowy organizm społeczny, żaden abstrakcyjnie scentralizowany twór narodowy nie może urzeczywistnić w swoim nieładzie ideałów wolności, równości i braterstwa; każdy natomiast z trzech członów organizmu społecznego może czerpać swe siły z jednego z tych impulsów i wówczas będzie mógł współdziałać w sposób owocny z pozostałemi członami.
Ludzie, którzy przy końcu XVIII-go wieku rozwinęli sztandar Wolności, Równości i Braterstwa, także ci, którzy później poszli ich śladami, odczuwali niewyraźnie tendencje rozwojowe nowych czasów. Jednak nie potrafili przezwyciężyć w sobie wiary w jednolite państwo. Z punktu widzenia takiego państwa te ich trzy idee są pełne sprzeczności. Pomimo to nie wyrzekli się ich, gdyż w podświadomych głębiach ich dusz działał pęd ku trójczłonowości organizmu społecznego, gdzie ta troistość ideowa może dopiero utworzyć wyższą jedność. Życie współczesne wymową swych faktów domaga się, aby siły rozwojowe nowożytnej ludzkości, prące ku rozczłonowaniu organizmu społecznego, stały się świadomą wolą społeczną.
Niepodobna wyrobić sobie właściwego sądu o tem, co należy przedsięwziąć w życiu zbiorowem wobec alarmujących nas wydarzeń, o ile brak nam woli oparcia tego sądu na wniknięciu w podstawowe siły organizmu społecznego. Usiłowaliśmy uczynić to w poprzednich rozdziałach niniejszej pracy. Opierając się na poglądzie, zdobytym w wąskim kręgu obserwacyj, niepodobna znaleźć już dziś środków do owocnego działania. Wszystko to, co ujawnia ruch społeczny, dowodzi, że zaburzenia dotknęły podstaw tego organizmu, a bynajmniej nie tylko jego powierzchni. To też koniecznem jest zdobycie takich poglądów, któreby również docierały do podstaw.
Gdy mowa dziś o kapitale i kapitaliźmie, dotyka się tego, co proletarjat współczesny uważa za przyczynę swego pognębienia. Do owocnego poglądu na sposób, w jaki kapitał działa dodatnio, czy też hamująco w procesach organizmu społecznego, dojść będziemy mogli dopiero wówczas, gdy uwzględnimy, jak indywidualne zdolności ludzkie, system prawny oraz siły gospodarcze tworzą i zużywają kapitał.
Gdy zaś mowa o pracy ludzkiej, ma się na myśli to, co, łącznie z podłożem naturalnem życia gospodarczego tudzież z kapitałem, tworzy wartości gospodarcze oraz zapomocą czego robotnik uświadamia sobie swe położenie społeczne. Pogląd na to, jakie miejsce należy się pracy w organizmie społecznym, aby poczucie ludzkiej godności u robotnika było szanowane, wyłonić się może jedynie pod warunkiem, że weźmiemy pod uwagę stosunek, w jakim znajduje się praca człowieka; po pierwsze, do rozwoju zdolności indywidualnych, po wtóre zaś – do poczucia prawnego.
Całkiem słusznie stawiamy pytanie: co jest dziś najbardziej palące do zrobienia, aby zaspokoić żądania ruchu społecznego, ale i tych najpilniejszych zadań nie potrafimy wypełnić owocnie, jeżeli nie będziemy wiedzieli, w jakim stosunku to, co ma być wykonane, znajdować się winno do podstaw zdrowego organizmu społecznego. Wiedząc zaś to, potrafimy dostrzec zadania, które wypływają z rzeczywistości, na każdem stanowisku, na jakiem zostaliśmy postawieni, lub które zdołaliśmy zająć. Zdobyciu poglądu tego rodzaju, o jakim tu mowa, przeciwstawia się, wprowadzając w błąd myśl nieuprzedzoną, to, co w ciągu długiego czasu przeszło z woli ludzkiej do urządzeń społecznych. Ludzie zżyli się do tego stopnia z temi urządzeniami, że na ich podstawie wyrabiają sobie pogląd na to, co w nich zachować, a co zmienić należy. Myśl naszą, dostosowujemy do tych faktów, gdy tymczasem ona przecież właśnie winna je opanować. Dziś jednak już koniecznie musimy zrozumieć, że niepodobna w inny sposób zdobyć poglądu, któryby dorósł do rzeczywistości, jak przez powrót do pra-myśli (Urgedanken), stanowiących podstawę wszelkich urządzeń społecznych.
Jeżeli nam brak właściwych źródeł, skąd do organizmu społecznego stale przypływałyby siły, wytryskujące z tych twórczych idej, to urządzenia społeczne przybierają formy, które nie sprzyjają rozwojowi życia, lecz przeciwnie hamują to życie. Ale te idee społeczne żyją stale w impulsach instynktownych człowieka w stanie mniej lub więcej podświadomym, nawet wówczas, gdy nasze zupełnie świadome myśli błądzą i stwarzają, lub już stworzyły fakty, będące zaporami dla życia. I właśnie te pra-myśli, które przejawiają się w sposób chaotyczny w stosunku do świata faktów, hamujących życie, są tem, co w sposób jawny lub zamaskowany dochodzi do głosu w zaburzeniach rewolucyjnych organizmu społecznego. Te wstrząsy dadzą się uniknąć jedynie wtedy, gdy organizm społeczny ukształtuje się tak, że będzie zawsze zdolny do stwierdzenia, gdyby gdziekolwiek zachodziły odchylenia od urządzeń wskazanych przez owe pra-myśli, i gdy jednocześnie posiadać będzie możliwość przeciwdziałania tym odchyleniom, zanim nie staną się fatalną mocą.
W naszych czasach odchylenia od wymagań owych zasadniczych idej społecznych w szerokim zakresie życia ludzkiego osiągnęły poważne rozmiary. A życie impulsów, zrodzonych przez te idee, ujawnia się w duszy ludzkiej w formie krytyki pełnych wymowy faktów, zachodzących w organizmie społecznym w ostatnich stuleciach. Niezbędną jest przeto dobra wola, by powrócić w sposób zdecydowany do tych społecznych pra-myśli oraz zrozumieć, jak dziś właśnie szkodliwe jest pomijanie ich w życiu ludzkiem, jako “niepraktycznych” ogólników. Życie i postulaty proletarjatu są żywą krytyką tego, co w ostatnich czasach uczyniono z organizmu społecznego. Zadaniem tedy naszych czasów jest przeciwdziałanie jednostronnej krytyce przez to, że w społecznej pra-myśli odnajdziemy kierunek, w którym mamy świadomie zwracać fakty. Minął już bowiem ten okres, kiedy ludzkości starczyć mogło to, co dotąd osiągała przy pomocy kierownictwa instynktownego.
Jednym z kardynalnych zagadnień wyłaniających się ze współczesnej krytyki jest to, w jaki sposób byłoby możliwe usunięcie wyzysku proletarjatu przez kapitał prywatny. Posiadacz lub zarządzający kapitałem ma możność użycia pracy fizycznej robotnika by służyła temu, co zamyśla produkować. W stosunkach społecznych, powstających ze współdziałania kapitału i pracy ludzkiej, rozróżniać należy trzy ogniwa: działalność przedsiębiorcy, która opierać się winna na podłożu zdolności indywidualnych jednostki, lub ich zespołów; stosunek przedsiębiorcy do robotnika, który koniecznie powinien być stosunkiem prawnym; wreszcie samo wytwarzanie dóbr, które w obrocie gospodarczym uzyskują wartość towarów. Działalność przedsiębiorcy w organizmie społecznym może odbywać się w zdrowy sposób jedynie wówczas, gdy w życiu tego organizmu czynne są siły, które pozwalają uzdolnieniom indywidualnym przejawiać się w możliwie najpełniejszy sposób. Aby mogło to nastąpić, musi istnieć w organizmie społecznym dziedzina, która jednostce obdarzonej zdolnościami pozostawia swobodną inicjatywę czynienia z nich użytku, innym zaś ludziom, rozumiejącym rzecz, pozwala zdolności te swobodnie oceniać. Widzimy zatem, że ta działalność społeczna człowieka, gdzie zachodzi użycie kapitału, należy do dziedziny organizmu społecznego, w której życie duchowe troszczy się o prawodawstwo i zarząd. Jeśli do tej dziedziny wtrąca się państwo ze swoją polityką, to z konieczności musi ono wykazywać brak zrozumienia dla zdolności indywidualnych. Państwo bowiem musi opierać się na założeniu, że każdy człowiek ma jednakowe prawo do życia i musi ono założenie to realizować. Winno ono również dawać każdemu obywatelowi możność wypowiadania się. Dla zadań, jakie spełnia państwo polityczne, jest bez znaczenia czy odnosi się ono ze zrozumieniem do zdolności indywidualnych obywatela, czy też nie. Z tego też powodu to wszystko, co odbywa się w jego obrębie, nie powinno wywierać jakiegokolwiek wpływu na działanie indywidualnych uzdolnień ludzkich.
Również i widoki na korzyści gospodarcze nie powinny decydować tam, gdzie działają zdolności indywidualne przy pomocy kapitału. Niejeden z obrońców kapitalizmu przypisuje korzyściom tym ogromne znaczenie, mniemając, że jedynie one mogą być motorem do uruchomienia tych zdolności. Jako ludzie “praktyczni” powołują się oni na “niedoskonałość” natury ludzkiej, którą, jak sądzą, znają dobrze. Rzeczywiście w ustroju, który doprowadził do stanu obecnego, bodziec korzyści materjalnych niewątpliwie nabrał ogromnego znaczenia, ale właśnie ten fakt jest w nie małym stopniu przyczyną stosunków, jakie przeżywamy obecnie. Stosunki te naglą do rozwinięcia innego bodźca pobudzającego zdolności indywidualne. Powinien on rodzić się ze zrozumienia idei społecznej, pod wpływem zdrowego życia duchowego. Wychowanie, szkoła, dzięki mocy, którą czerpać będą z niezależnego życia duchowego, udostępnią człowiekowi, skutkiem właśnie wspomnianego zrozumienia, urzeczywistnienie tego, ku czemu prą jego zdolności indywidualne.
Takie mniemanie dalekie jest od marzycielstwa, które niewątpliwie wyrządziło nieobliczalne szkody w dziedzinie woli społecznej, jak również i w innych dziedzinach. Pogląd bowiem, o którym mowa, nie polega, jak widać z powyższego, na złudnej wierze w to, że “duch ludzki” zdziałać może cuda, o ile ci, którzy mniemają, że są nim obdarzeni, będą o nim jak najwięcej rozprawiali, lecz wypływa on z obserwacyj swobodnego współdziałania ludzi w dziedzinie duchowej. Współdziałanie to z istoty swej nabiera cech społecznych, o ile ma możność rozwijania się naprawdę niezależnie.
Te cechy społeczne nie mogły się dotychczas ujawnić jedynie skutkiem uzależnienia życia duchowego. Siły duchowe ukształtowały się w taki sposób wśród sfer kierowniczych, że działanie ich zamykało się antyspołecznie w obrębie pewnych ograniczonych kół. Owoce ich twórczości można było udostępnić warstwom proletarjackim, jedynie w sposób sztuczny. Warstwy te nie miały możności czerpania z życia duchowego jakichkolwiek sił, które stanowią pokrzepienie dla duszy, gdyż nie brały one rzeczywiście udziału w powstawaniu tych dóbr duchowych. Instytucje, mające na celu “oświatę ludową”, “udostępnienie ludowi sztuki” i t. p., nie są naprawdę środkami rozpowszechniania wartości duchowych wśród ludu, dopóki mają one taki charakter, jaki przybrały w czasach ostatnich. “Lud” bowiem nie bierze wewnętrznego udziału swą istotą ludzką w życiu tych wartości duchowych. Umożliwia mu się jedynie spoglądanie na nie jakby od zewnątrz.
A to, co dotyczy życia duchowego w ściślejszym sensie, ma również znaczenie w tych przejawach działalności duchowej, które przy pomocy kapitału sięgają do dziedziny gospodarczej. W zdrowym organizmie społecznym najemnik, pracujący przy maszynie, nie powinien być zajęty wyłącznie jej obsługą, podczas gdy sam tylko przedsiębiorca zna losy wyprodukowanych towarów w obiegu gospodarczym. Robotnik w pełnem zrozumieniu uświadamiać sobie winien własny współudział w życiu społecznem, wynikający z tego, że pracuje przy wytwarzaniu dóbr. Przedsiębiorca powinien zwoływać regularnie narady z pracownikami, któreby zaliczano do spraw również niezbędnych dla fabryki, jak samą pracę, a to w celu rozwijania kręgu wspólnych wyobrażeń, zarówno u tych, którzy pracę organizują, jak i u tych, którzy jej dostarczają. Zdrowe oddziaływanie tego, rodzaju będzie budziło w robotniku zrozumienie, że należyte spełniane funkcyj zawiadywania kapitałem jest rzeczą pomyślną dla organizmu społecznego, a przez to i dla niego samego, jako jego członka. Dla przedsiębiorcy taka dobrowolna jawność prowadzenia przedsiębiorstwa będzie bodźcem do wzorowego postępowania.
Nie doceniać tego może jedynie człowiek, który nie rozumie doniosłości wspólnych przeżyć wewnętrznych przy zbiorowej pracy. Kto zaś to rozumie, dostrzeże również jak bardzo sprzyjającym dla wydajności produkcji byłoby kierownictwo gospodarki opartej na kapitale, gdyby czerpało swe idee z niezależnego życia duchowego. Jedynie przy takiem założeniu możliwe jest zastąpienie obecnego stosunku człowieka do kapitału i wzrostu tegoż – który to stosunek opiera się wyłącznie na motywie zysku – rzeczowem zainteresowaniem się samą sprawą wytwarzania dóbr i świadczenia usług.
Współcześni socjaliści dążą do przekazania społeczeństwu zarządu środkami produkcji. To, co w tych dążeniach jest uzasadnione, da się osiągnąć jedynie drogą powierzenia tego zarządu ludziom czynnym w dziedzinie niezależnego życia duchowego. Uniemożliwi to przymus gospodarczy, odczuwany jako poniżający człowieka. Przymus ten wywiera kapitał, kiedy działalność swą rozwija z sił wyłącznie gospodarczych. I wówczas zdolności człowieka nie będą paczyły się, co jest rzeczą nieuniknioną, gdy zarządza niemi państwo polityczne.
Dochód z zatrudniania kapitału i zdolności indywidualnych, podobnie jak z wszelkich usług natury duchowej, musi być w zdrowym organizmie społecznym zarówno rezultatem swobodnej inicjatywy działającego człowieka, jak i dobrowolnego zainteresowania ludzi, którzy pożądają tych świadczeń. W tej dziedzinie pozostawić należy swobodnej inicjatywie pracownika oznaczenie wynagrodzenia, jakiego żąda za swą pracę, zależnie od przygotowań, kosztów i t. p., których ona wymaga. Zadośćuczynić tym żądaniom będzie można jedynie o tyle, o ile jego świadczenia obudzą dla siebie zrozumienie.
Dzięki urządzeniom społecznym, zgodnym z powyższemi wytycznemi, powstanie grunt dla istotnie niezależnego układu stosunków pomiędzy kierownikiem a wykonawcą pracy. Stosunek ten nie będzie polegał na wynagrodzeniu towarem (względnie pieniędzmi) za pracę, ale na ustaleniu udziału należnego każdej z obu stron, wytwarzających wspólnie towar, w wynikach pracy.
To, co w organizmie społecznym dokonywa się za pomocą kapitału, zależy w swej istocie od sposobu działania w nim zdolności indywidualnych. Właściwe impulsy rozwojowe tych uzdolnień nie mogą pochodzić skądinąd, jak tylko z niezależnego życia duchowego. Nawet w takim organizmie społecznym, gdzie rozwój uzdolnień uzależniony jest od państwa lub sił gospodarczych, wszelką prawdziwą twórczą produkcyjność, wymagającą kapitału, zawdzięczamy tym indywidualnym, niezależnym siłom, które zdołały przebić się poprzez krępujące je urządzenia. Tylko, że w takich warunkach rozwój ich nie może być zdrowy. Stosunki, które sprawiają, że siła pracy człowieka musi stawać się towarem, wynikły nie skutkiem swobodnego rozwoju zdolności indywidualnych, działających przy pomocy kapitału, lecz drogą ujarzmienia tych sił przez państwo lub obieg gospodarczy. Bezstronne wniknięcie w tę sprawę stanowi w obecnych czasach niezbędne założenie dla tego wszystkiego, czego należy dokonać w dziedzinie organizacji społecznej. W ostatnich czasach bowiem powstał przesąd, że reformy, mające uzdrowić organizm społeczny, muszą pochodzić od państwa, lub od życia gospodarczego. Jeżeli będziemy kroczyli dalej po drodze wytkniętej przez ten przesąd, urządzenia, które powstaną, nie poprowadzą ludzkości ku celom, do jakich dąży, lecz przeciwnie – ku nieograniczonemu spotęgowaniu ucisku, od którego pragnie się ona wyzwolić.
O kapitalizmie nauczono się myśleć w czasach, kiedy wtrącił on już organizm społeczny w chorobę. Przeżywamy proces patologiczny; rozumiemy, że trzeba mu przeciwdziałać. Ale należy wiedzieć więcej. Koniecznem jest uświadomić sobie, że źródło choroby tkwi w tem, że obieg gospodarczy pochłania siły, czynne w kapitale. Jedynie człowiek, nie poddający się złudnemu poglądowi, jakoby myśl zarządzania kapitałem przez wyzwolone życie duchowe miała być “niepraktycznym idealizmem”, może działać w kierunku, którego obecnie zaczynają się energicznie domagać siły rozwojowe ludzkości.
Dziś wprawdzie jesteśmy słabo przygotowani do tego, aby ideę społeczną, która ma skierować kapitalizm na zdrowe tory, powiązać bezpośrednio z życiem duchowem. Nawiązujemy do tego, co wchodzi w obręb życia gospodarczego. Widzimy, jak nowoczesna produkcja towarów doprowadziła do wielkiego przemysłu, a ten do obecnych form kapitalizmu. Tę formę gospodarczą winna zastąpić spółdzielczość, pracująca w celu zaspakajania potrzeb wytwórców. Ale ponieważ, oczywiście, pragnie się utrzymać przytem nowoczesną technikę produkcji, żąda się połączenia wszystkich placówek przemysłowych w jedno wielkie stowarzyszenie. Panuje mniemanie, że w takiem zrzeszeniu, gdzie każdy produkować będzie na zlecenie społeczności, nie będzie wyzysku, niepodobna bowiem, aby społeczeństwo wyzyskiwało samo siebie. A ponieważ pragniemy, czy też jesteśmy zmuszeni nawiązywać do tego, co już istnieje, zwracamy się ku współczesnemu państwu z myślą przekształcenia go w taką wszystko obejmującą organizację.
Nie dostrzega się przytem, że rezultaty oczekiwane od zrzeszenia tego rodzaju, tem trudniej dadzą się osiągnąć, im większe będą jego rozmiary. O ile zdolności indywidualne nie odegrają w organizacji zrzeszeniowej tej roli, jaką tu wskazaliśmy, to wspólne zarządzanie pracą nie doprowadzi do uzdrowienia organizmu społecznego.
Brak zdrowego poglądu na udział życia duchowego w organizmie społecznym, pochodzi stąd, że obecnie ludzie przywykli wyobrażać sobie pierwiastek duchowy jako coś niezmiernie dalekiego od wszystkiego, co materjalne i praktyczne. Wyłożony tu pogląd, że w działaniu kapitału na terenie gospodarczym widzieć musimy przejaw pewnej dziedziny życia duchowego, niejednemu wyda się wręcz śmieszny. Będzie to dziwaczne zarówno dla przedstawicieli dotychczasowych klas kierowniczych, jak i dla myślicieli socjalistycznych. Aby zrozumieć znaczenie dla uzdrowienia organizmu społecznego tego, co się w ten sposób ośmiesza, należy zwrócić uwagę na pewne współczesne prądy myślowe, które, jakkolwiek wypływają z rzetelnych w swoim rodzaju impulsów duszy, niemniej jednak hamują powstawanie prawdziwie społecznego sposobu myślenia wszędzie, dokąd docierają.
Te prądy myślowe stronią, mniej lub więcej nieświadomie, od tego, co daje właściwą siłę rozpędową przeżyciom wewnętrznym. Dążą one do zdobycia poglądu na świat, do życia duszy, do myślenia, poznania naukowego, ale w taki sposób, że to wszystko stanowi jakby wysepkę w całokształcie życia człowieka. Skutkiem tego nie są one w stanie przerzucić pomostu pomiędzy tem wszystkiem a życiem, do którego wprzęga człowieka codzienność. Widzimy, jak w mniemaniu wielu współczesnych, należy do “wewnętrznej dystynkcji” rozmyślanie, choćby nawet w sposób abstrakcyjno-szkolny, o różnych problemach etyczno-religijnych na niebosiężnych wyżynach marzeń. Możemy obserwować, jak ludzie rozmyślają o sposobie doskonalenia się, o tem, jak człowiek winien miłować swych bliźnich, jak może zdobyć łaskę “wewnętrznej treści życia”. Ale stwierdzamy przytem całkowitą bezsilność urzeczywistniania wszystkiego tego, co się uważa za dobre, pełne miłości, życzliwe, słuszne, moralne w warunkach otaczających człowieka, a więc w jego życiu codziennem, w działaniu kapitału, płacy roboczej, spożyciu, produkcji, obiegu towarów, kredycie, bankach i giełdzie.
Można dostrzec, jak dwa prądy światowe płyną obok siebie także w przyzwyczajeniach myślowych człowieka. Jeden z nich usiłuje trzymać się jak gdyby na wyżynach bosko-duchowych i nie pragnie wcale budować pomostu pomiędzy impulsami duchowemi a życiem codziennem. Drugi zaś prąd – żyje bezmyślnie w codzienności. Ale życie – to nierozdzielna jedność. Pomyślnie rozwijać się będzie mogło dopiero wówczas, gdy poruszające je siły natury etyczno-religijnej będą oddziaływały na najcodzienniejsze pospolite sprawy, te właśnie, które wielu ludziom wydają się mniej podniosłe. Jeżeli bowiem zaniedbujemy połączenia tych dwu dziedzin, to w życiu religijnem, moralnem oraz w myśleniu społecznem wpadamy w czyste marzycielstwo, całkiem obce rzeczywistości codziennej. I wówczas ta rzeczywistość mści się w pewien sposób. Człowiek bowiem wtedy pod wpływem impulsu “duchowego” dąży do wszelkich możliwych ideałów, do wszystkiego, co nazywa “dobrem”. Natomiast jako pozbawionym “ducha” oddaje się instynktom, przeciwstawiającym się tym “ideałom”, a które stanowią podstawę zwykłych codziennych potrzeb życiowych, zaspokajanych w dziedzinie gospodarczej. Nieznaną mu jest jakakolwiek droga realna, wiodąca od pojęcia duchowości do spraw dnia powszedniego. Skutkiem tego to życie codzienne przybiera postać, nie mającą nic wspólnego z impulsami etycznemi wzniosłych wyżyn duszy i ducha. Ale wtedy codzienność mści się w ten sposób, że życie etyczno-religijne staje się kłamstwem wewnętrznem w życiu człowieka, gdyż niepostrzeżenie stroni od powszedniości, od bezpośredniej praktyki życiowej.
Jak liczni są dziś ludzie, którzy z motywów pewnego etyczno-religijnego dostojeństwa, wykazują najlepszą wolę ku dobremu współżyciu z bliźnimi i pragną okazać to jak najlepszemi uczynkami. Zaniedbują oni jednak kształcenia w sobie wrażliwości, któraby to naprawdę umożliwiała, gdyż nie potrafią przyswoić sobie wyobrażeń społecznych, urabiających praktyczne przyzwyczajenia życiowe.
Do tej kategorji należą ci, co w tym dla świata historycznym momencie, kiedy problemy społeczne stały się tak palące, przeciwstawiają się hamująco prawdziwej praktyce życiowej, są bowiem marzycielami, mimo, iż uważają się za ludzi praktycznych. Szerzą oni taki np. pogląd: ludzie muszą się wznieść ponad materjalizm, ponad zewnętrzny świat fizyczny, które wtrąciły ich w katastrofę wojny światowej i w całe to nieszczęście; muszą więc zwrócić się ku duchowemu ujmowaniu życia. Wskazując w ten sposób drogi ku życiu duchowemu, nie przestają powoływać się na jednostki, które w przeszłości otaczano czcią z racji ich uduchowionego sposobu myślenia. Ale człowiek, który właśnie usiłuje wskazywać, że to, co duch ludzki musi dokonać w życiu naprawdę praktycznem, jest niezbędne w niemniejszym stopniu, jak wytwarzanie chleba powszedniego, spotka się z uwagą, że obecnie najważniejszą rzeczą jest znów doprowadzić ogół do uznania czynnika duchowego. Dziś jednak chodzi o to, aby przy pomocy sił duchowych odnaleźć linje wytyczne uzdrowienia organizmu społecznego. A do tego nie wystarcza zajmować się tylko odświętnie sprawami duchowemi. Światło duchowe musi koniecznie przenikać cały byt codzienny. Skłonność do szukania dla życia “duchowego” dróg pobocznych doprowadziła do tego, że sfery, dzierżące dotychczas w swych rękach ster rządów, są zadowolone z warunków społecznych, które wywołały obecny stan rzeczy.
Obecnie w życiu społecznem ściśle związane są ze sobą dwie rzeczy: zarządzanie kapitałem w produkcji towarów oraz własność środków produkcji, czyli także kapitału. A jednak stosunek człowieka do kapitału w obu tych formach jest całkiem różny pod względem działania, jakie to wywiera na organizm społeczny. Zarządzanie kapitałem na podstawie zdolności indywidualnych, zastosowane celowo, wzmaga dobrobyt organizmu społecznego, co jest zgodne z interesem wszystkich, należących do tego organizmu. W jakiemkolwiek położeniu znajduje się człowiek, jest on zawsze zainteresowany w tem, aby wypływające z natury ludzkiej indywidualne zdolności, które celowo współdziałają przy powstawaniu dóbr niezbędnych w życiu ludzkiem, nie marnowały się. Ale rozwój tych zdolności wymaga, aby obdarzeni niemi ludzie z własnej swobodnej inicjatywy pobudzali je do działania. To, co z tych źródeł nie ma możności wypływać swobodnie, zostaje jakby odjęte pomyślności ogółu, a przynajmniej do pewnego stopnia. Kapitał jednak jest środkiem, umożliwiającym aktywizację takich zdolności w rozległych dziedzinach życia społecznego. Najistotniejszy interes każdego człowieka w ramach organizmu społecznego wymaga, aby w pewnym kierunku uzdolnione jednostki, lub szczególnie nadające się do określonych prac zespoły miały możność rozporządzania kapitałem według własnej inicjatywy. Każdy obywatel, od pracownika umysłowego do rękodzielnika, o ile bez uprzedzeń rozumie własny interes, musi sobie powiedzieć: chciałbym, żeby dostateczna liczba, zdolnych jednostek lub zespołów mogła nie tylko swobodnie dysponować kapitałem, ale aby także miała możność dojścia z własnej inicjatywy do posiadania kapitału. Jedynie bowiem oni mogą sądzić o tem, jak przy pomocy kapitału, ich indywidualne zdolności potrafią celowo wytwarzać dobra dla organizmu społecznego.
W ramach niniejszej książki nie ma potrzeby przedstawiać, jak z biegiem rozwoju ludzkości, w związku z działaniem indywidualnych uzdolnień ludzkich, własność prywatna wyłoniła się z pośród innych form posiadania w organizmie społecznym. Własność ta kształtowała się aż do ostatnich czasów pod wpływem podziału pracy. Omówimy tutaj obecny stan rzeczy tudzież jego nieodzowny dalszy rozwój.
Jakkolwiek własność prywatna powstała drogą przemocy, podbojów itp., jest ona również wynikiem twórczości społecznej, związanej z indywidualnemi zdolnościami ludzi. Wszakże, zdaniem myślicieli socjalistycznych, usunięcie ucisku, wywieranego przez własność prywatną, jest możliwe jedynie drogą przekształcenia jej we własność społeczną. Przyczem stawiają oni sprawę w sposób następujący: jak można przeszkodzić powstawaniu prywatnej własności środków produkcji, aby położyć kres uciskowi, który ona wywiera na klasy nieposiadające? Kto tak stawia sprawę, nie uwzględnia faktu, że organizm społeczny znajduje się w stanie nieprzerwanego powstawania i rozrostu. W stosunku do czegoś, co się rozwija, nie należy pytać, jak je najlepiej urządzić mamy, aby dzięki temu pozostało na przyszłość w takim stanie, jaki uznaliśmy za doskonały? Myśleć w taki sposób można jedynie o rzeczy, która, poczynając od pewnego momentu, działa dalej zasadniczo w niezmienny sposób. Nie stosuje się to do organizmu społecznego. Wszystko, co w nim powstaje, podlega ciągłym zmianom w procesie samego życia. Jeżeli tedy chcemy nadać mu najlepszą, według naszego mniemania, formę, w którejby miał nadal trwać, podkopujemy warunki jego istnienia.
Jednym z warunków rozwoju organizmu społecznego jest, aby jednostki, mogącej służyć ogółowi swemi zdolnościami, nie pozbawiać możności czynienia tego z jej własnej, niezależnej inicjatywy. Tam, gdzie taka działalność wymaga rozporządzania środkami produkcji, zapory, stawiane tej inicjatywie, przyniosłyby szkodę dobru ogólnemu. Zazwyczaj wysuwany w tej sprawie argument, że przedsiębiorca musi mieć, jako bodziec dla swej działalności, widoki na zysk, związany z własnością środków produkcji, nie ma tu znaczenia. Kierunek bowiem myśli, z którego wypływa wyłożony w tej książce pogląd na dalszy rozwój stosunków społecznych, widzi możliwość usunięcia tego rodzaju pobudek drogą wyzwolenia życia duchowego z zależności politycznej i gospodarczej. Wyzwolone życie duchowe samo z siebie rozwijać będzie zrozumienie społeczne, stąd zaś wynikną bodźce zupełnie innej natury, niż te, które opierają się na widokach korzyści materjalnych. Ale nie o to jedynie chodzi, z jakich powodów ludzie są przywiązani do prywatnego władania środkami produkcji, ale o to, co lepiej odpowiada warunkom życiowym organizmu społecznego: rozporządzanie środkami produkcji w sposób nieskrępowany, czy też regulowany przez społeczeństwo. Przytem należy zawsze pamiętać, że przy rozważaniach warunków życiowych obecnego organizmu społecznego, nie należy brać pod uwagę tego, co istniało, według naszego mniemania, w społeczeństwach pierwotnych, ale wyłącznie to, co odpowiada obecnemu szczeblowi rozwoju ludzkości.
Na dzisiejszym stopniu rozwojowym zdolności indywidualne nie mogą działać owocnie przy pomocy kapitału, o ile nie mają możności swobodnego rozporządzania nim w obiegu gospodarczym. Płodna działalność w zakresie produkcji wymaga zapewnienia jej nieskrępowanej dyspozycji kapitałem, nie z racji korzyści, jakie to przynosi poszczególnej jednostce lub zespołowi, ale dlatego, że w ten sposób najlepiej służyć ona może ogółowi, o ile zmysł społeczny towarzyszy temu w sposób celowy.
Człowiek związany jest poniekąd z tem, co produkuje sam, lub razem z innymi ludźmi w podobny sposób, jak ze sprawnością organów własnego ciała. Ograniczenie wolności rozporządzania środkami produkcji porównać można do krępowania człowieka w swobodnem posługiwaniu się członkami jego ciała.
Otóż własność prywatna nie jest niczem innem, jak pośrednikiem takiego właśnie swobodnego rozporządzania. Przy rozpatrywaniu własności prywatnej ważne jest dla organizmu społecznego to tylko, żeby właściciel posiadał prawo rozporządzania nią według własnej inicjatywy. W życiu społecznem połączone są ze sobą, jak widzimy, dwie rzeczy, które mają całkiem odmienne dlań znaczenie: swobodne rozporządzanie kapitałem, jako podstawą wytwarzania społecznego, oraz stosunek prawny człowieka, rozporządzającego kapitałem względem wszystkich pozostałych ludzi, którzy skutkiem tego pozbawieni są możności korzystania z tego kapitału.
Do szkodliwych następstw społecznych prowadzi nie pierwotne prawo swobodnego rozporządzania kapitałem, lecz jedynie dalsze trwanie w mocy tego prawa także i wówczas, kiedy już przestały istnieć warunki wiążące w sposób celowy to prawo ze zdolnościami ludzkiemi. Kto w organizmie społecznym widzi twór żywy, rozwijający się, zrozumie, o co tu chodzi. Będzie szukał możliwości takiego zarządzania tem, co z jednej strony służy życiu, aby z drugiej strony nie stawało się to dlań szkodliwe. Wszystko, co żyje, żadną miarą nie może być urządzone w sposób, któryby zapobiegał powstawaniu także pewnych szkodliwych przejawów w procesie swego rozwoju. I jeżeli sami mamy współpracować z czemś, znajdującem się w procesie powstawania, tak, jak nas do tego zmusza organizm społeczny, to nasze zadanie nie może bynajmniej polegać na niedopuszczaniu do wytworzenia się jakiegoś koniecznego urządzenia z obawy przed jego ujemnemi następstwami. Tem bowiem podkopuje się możliwości rozwojowe organizmu społecznego. Chodzi jedynie o to, aby interwenjować we właściwym momencie, kiedy celowe urządzenia przekształcą się w szkodliwe.
Zdolnościom indywidualnym należy pozostawić możność swobodnego rozporządzania kapitałem; lecz związane z nim prawo własności trzeba móc zmieniać w chwili, kiedy staje się środkiem bezprawnej przemocy. W naszych czasach urządzenia, uwzględniające ten postulat, istnieją jedynie w stosunku do t. zw. prawa autorskiego. Po pewnym czasie po zgonie autora przechodzi ono na własność społeczeństwa. Urządzenie to opiera się na zasadzie zgodnej w istotą współżycia ludzkiego. Jakkolwiek bowiem powstanie jakiejś wartości czysto duchowej wiąże się ściśle z indywidualnemi zdolnościami człowieka, to jednak wartość ta stanowi rezultat współżycia społecznego i w odpowiednim momencie powinna doń powrócić. Nie inaczej rzecz się ma z innemi rodzajami własności. Nieodzownym warunkiem tego, aby jednostka przy pomocy własności, mogła wytwarzać coś dla ogółu, jest współdziałanie tegoż ogółu. Prawo swobodnego rozporządzania własnością nie może być przeto oddzielone od interesu społeczeństwa. Nie chodzi więc o znalezienie sposobu zniesienia prawa posiadania kapitału, ale o to, aby zarządzanie nim odbywało się w sposób dla społeczeństwa najbardziej pożyteczny.
Otóż taki sposób znaleźć można w trójczłonowym organizmie społecznym. Złączeni w tym organizmie ludzie działają jako całość, zapomocą członu prawno-państwowego. Aktywizacja zdolności indywidualnych należy do organizacji duchowej.
Dla każdego, kto jest obdarzony zmysłem rzeczywistości i nie pozwala, opanować się subjektywnym sądom, teorjom, życzeniom itp., wszystko w organizmie społecznym wykazuje konieczność układu trójczłonowego. Przedewszystkiem jednak konieczność tę ujawnia zagadnienie, dotyczące stosunku zdolności ludzkich do kapitału, jako podstawy gospodarczej, tudzież do prawa własności tego kapitału. Państwo nie powinno stawiać przeszkód powstawaniu własności prywatnej i zawiadywaniu nią dopóty, dopóki zdolności indywidualne pozostają związane z kapitałem w sposób pomyślny dla całości organizmu społecznego. W stosunku do własności prywatnej państwo spełniać będzie rolę ściśle prawną. Nigdy nie będzie przejmowało jej w swoje posiadanie, ograniczając się do wydawania zarządzeń, aby w odpowiednim momencie nastąpiło przekazanie danego objektu takiej jednostce lub zespołowi, które, dzięki swym właściwościom indywidualnym, ustosunkują się doń w sposób pożądany. Będzie to korzystne dla organizmu społecznego z dwóch całkiem różnych względów. Państwo, mające do czynienia z tem, co wszystkich ludzi jednakowo dotyczy, dzięki swym demokratycznym zasadom, potrafi czuwać nad tem, aby prawo własności nie stało się z biegiem czasu bezprawiem. Skutkiem tego, że państwo nie będzie samo zarządzało własnością, lecz troszczyć się będzie jedynie o przekazywanie jej indywidualnym zdolnościom ludzkim, zdołają one rozwinąć w pełni swe owocne siły na pożytek całości organizmu społecznego. Przy takiej organizacji prawa własności oraz zawiadywania nią, pozostawać ona będzie w jednym ręku tylko tak długo, jak to okaże się celowe. Przypuszczalnie zarządzenia państwowe co do przechodzenia własności z rąk do rąk będą ulegały z biegiem czasu dużym zmianom. Dziś, kiedy w szerokich kołach zapanowała głęboka nieufność do wszelkiej własności prywatnej, myśli się o radykalnem przekształceniu jej we własność kolektywną. Ale gdybyśmy na tej drodze poszli dość daleko, przekonalibyśmy się, jak skrępowałoby to możliwości rozwojowe organizmu społecznego. Nauczeni doświadczeniem ludzie obraliby później inną drogę. Byłoby jednak bezsprzecznie lepiej wprowadzić już obecnie urządzenia, któreby, w duchu powyższych wywodów, zapewniły zdrowie organizmowi społecznemu.
Dopóki jednostka, oddzielnie lub w zespole, kieruje działalnością produkcyjną przy pomocy zgromadzonego przez nią kapitału, dopóty mieć powinna prawo rozporządzania przyrostem pierwotnego kapitału zakładowego, o ile ten przyrost przeznacza się na dalszy rozwój produkcji. Skoro tylko jednostka ta przestanie spełniać swe funkcje kierownicze, kapitał winien przejść do rąk innej osoby, czy zespołu, aby umożliwić prowadzenie podobnej lub innej placówki wytwórczej, służącej organizmowi społecznemu. Również i kwoty uzyskane z produkcji, a nie przeznaczone na jej rozbudowę, winny być odrazu kierowane na tę drogę. Za własność osobistą zarządzającego uważać należy to tylko, co przypada mu na zasadzie warunków, jakie, ze względu na swe zdolności indywidualne, uznał za właściwe postawić przy obejmowaniu tego stanowiska. Uzasadnienie tych żądań opiera się na tem, że dzięki zaufaniu, jakiem się cieszy, powierzano mu zarządzanie pewnym kapitałem. Jeżeli zarządzający swą działalnością przyczynił się do powiększenia, kapitału, to na jego korzyść powinna przypaść taka część tego przyrostu, aby jego pierwotne dochody powiększyły się procentowo w tym samym stopniu, w jakim powiększył się kapitał.
Kapitał zakładowy przedsiębiorstwa, zgodnie z wolą pierwotnych jego właścicieli, może przejść w ręce nowego zarządzającego wraz z wszelkiemi ciążącemi nań zobowiązaniami, albo także do nich powrócić wówczas, gdy pierwszy kierownik nie będzie mógł, albo też nie będzie chciał spełniać nadal tych zadań.
Przy takiem urządzeniu mamy do czynienia z przekazywaniem praw. Ustalanie form prawnych tego przekazywania będzie zadaniem organizacji prawno-państwowej. Również należeć doń będzie czuwanie nad ich wykonywaniem, oraz zarządzanie temi sprawami. Przewidywać można, że rozporządzenia, normujące przekazywanie własności, przybierać będą różne formy, zależnie od poczucia świadomości prawnej. Sposób wyobrażania sobie rzeczy jaki tu wyłożyliśmy, musi być zgodny z rzeczywistością, nie może więc wskazywać nic więcej ponad kierunek, w jakim wspomniane urządzenia mogłyby się rozwijać. Jeżeli w tym duchu postępować będziemy ze zrozumieniem rzeczy, to zawsze w każdym konkretnym wypadku znajdziemy celowy sposób działania. Przy poszukiwaniu tedy właściwego rozwiązania w życiu praktycznem należy zawsze uwzględniać szczególne warunki i ducha samej rzeczy. Im bardziej czyjś sposób myślenia odpowiada rzeczywistości, tem mniej skłonny on będzie w poszczególnym wypadku do narzucania jakichkolwiek zgóry powziętych przepisów i reguł. I takie, czy inne rozwiązanie wyłoni się samo w sposób wyraźny, właśnie jako konieczność z samego ducha tego rodzaju myślenia. Stąd też wyniknie przeświadczenie, że państwo, zawiadując przekazywaniem praw własności, nigdy nie powinno samo przejmować funkcji rozporządzania kapitałem. Ma się ono troszczyć wyłącznie o to, aby wybór jednostki lub grupy, w których ręce zostaje przekazany kapitał, uzasadniały zdolności indywidualne wybranych. Z tego założenia wychodząc, obowiązywać winna przedewszystkiem ogólna zasada, że każdy, kto z powyższych względów chce przekazać swój kapitał, ma prawo sam decydować o swoim następcy. Będzie mu pozostawiona możność wyznaczenia osoby, czy też grupy osób, albo przekazania owego prawa jakiejś korporacji, należącej do organizacji życia duchowego. Kto bowiem oddał organizmowi społecznemu usługi celowem zarządzaniem kapitałami, ten również, dzięki swym indywidualnym zdolnościom, potrafi ze zrozumieniem społecznem zadecydować o dalszych losach tych kapitałów. Poszanowanie tej zasady będzie dla organizmu społecznego bardziej pożyteczne, niż jej ignorowanie i pozostawianie regulowania tych spraw osobom, które nie są z niemi w bezpośrednim związku.
Takie regulowanie praw własności będzie stosowane do kapitałów, przekraczających pewną sumę, a zgromadzonych przy pomocy środków produkcji, łącznie z ziemią, przez jednostkę czy grupę osób, które to kapitały nie przeszły we własność prywatną z tytułu pierwotnego wynagrodzenia indywidualnych uzdolnień.
Dochody z tego źródła oraz wszelkie oszczędności, pochodzące z własnej pracy, do chwili zgonu ich właściciela, lub do pewnego późniejszego terminu, pozostają w jego osobistem posiadaniu, względnie jego potomków. Do tego też czasu ciułacz, o ile przekazał swe oszczędności na cele produkcyjne, otrzymywać będzie oprocentowanie pewnej wysokości, wynikające z poczucia prawnego, według stopy ustalanej przez państwo. W ustroju społecznym, opartym na powyższych zasadach, możliwe będzie ścisłe rozgraniczenie dochodów, które zawdzięcza się działalności przy pomocy środków produkcji, od tych, których źródłem są zaoszczędzone kwoty, zdobyte pracą osobistą (fizyczną i duchową). Takie rozgraniczenie zgodne jest z poczuciem prawnem oraz z interesem społeczeństwa. Oszczędności osobiste, przekazane celom wytwórczości, służą dobru powszechnemu. To bowiem jedynie umożliwia zdolnościom indywidualnym kierowanie produkcją. Przyrost, jakiego doznaje kapitał dzięki środkom produkcji – po potrąceniu uprawnionego oprocentowania – zawdzięcza swe powstanie współdziałaniu całego organizmu społecznego. Powinien więc doń powrócić w opisany sposób. Zadanie członu prawnego ograniczy się do wydawania zarządzeń, aby przekazywanie kapitałów odbywało się w powyższy sposób, ale nie będzie należało do jego kompetencyj rozstrzyganie do jakiej gałęzi produkcji natury materjalnej, czy duchowej przekazany, czy też pochodzący z oszczędności kapitał ma być użyty. Prowadziłoby to bowiem do tyranji państwa nad dziedziną produkcji duchowej i materialnej. Indywidualne zdolności ludzkie będą kierowały temi sprawami w sposób najbardziej korzystny dla organizmu społecznego. W razie zaś, jeśli ktoś nie zechce sam wybrać swego następcy w zawiadywaniu kapitałem, który powstał dzięki jego działalności, będzie mógł przekazać to prawo którejbądź korporacji, należącej do dziedziny duchowej.
Również i majątek, pochodzący z oszczędności wraz z odsetkami, przejdzie po śmierci jego właściciela lub nieco później, na mocy jego ostatniej woli, wyłącznie w ręce takiej jednostki lub grupy osób, które są czynne w wytwórczości natury duchowej lub materjalnej; nie otrzyma zaś go nigdy człowiek nieprodukcyjny, u którego kapitał przekształciłby się w rentę. Jeżeli właściciel nie ma możności dokonania wyboru bezpośrednio, będzie uprawniony także i w tym wypadku do przekazania prawa rozporządzania tym majątkiem korporacji z dziedziny duchowej. Jedynie wówczas, gdy właściciel nie pozostawi pod tym względem żadnych dyspozycyj, wyręczy go państwo, które powierzy dokonanie wyboru organizacji duchowej.
Przy takiem unormowaniu ustroju społecznego uwzględniona będzie zarówno swobodna inicjatywa jednostki, jak i interes ogółu, który uzyska pełne zadośćuczynienie właśnie skutkiem tego, że inicjatywa ta będzie mu służyła. Każdy, kto pracę swą powierzy kierownictwu innego człowieka, przy takiem urządzeniu będzie miał przeświadczenie, że to, co wspólnie z nim wytwarza, zostaje użyte w sposób najbardziej owocny dla organizmu społecznego, a zatem także i dla niego samego. W tak pomyślanym porządku społecznym powstanie: po pierwsze, zgodny ze zdrowem poczuciem człowieka stosunek pomiędzy sprawiedliwie regulowanem prawem rozporządzania kapitałem, ucieleśnionym w środkach produkcji, a pracą ludzką; po wtóre zaś, – zdrowy stosunek pomiędzy cenami towarów wytwarzanych przez oba te czynniki.
W tem przedstawieniu rzeczy niejeden znajdzie zapewne niedoskonałości. Mniejsza o nie! Myślenie zgodne z rzeczywistością nie kusi się o kreślenie “programów”, któreby były doskonałe raz na zawsze. Ono wyznacza tylko kierunek, w jakim należy pracować. Podane tu zarysy służyć mają jedynie za przykład, oświetlający bliżej ten kierunek. Możnaby przykład ten udoskonalać. O ile tylko nastąpi to w zaznaczonym kierunku, będzie można osiągnąć cel owocny.
Przy pomocy takich urządzeń dadzą się sharmonizować uzasadnione impulsy osobiste, lub rodzinne ze względami na dobro powszechne. Pokusa, aby swój majątek przekazać jeszcze za życia swemu potomstwu, niewątpliwie działać będzie bardzo silnie. Potomstwo to możnaby nawet wychować na jednostki pozornie produktywne, niedorównujące jednak pod względem dzielności innym, któreby powinny właśnie zająć ich miejsce. Wszakże w ustroju, gdzieby działały wspomniane urządzenia, pokusę tę możnaby osłabić do minimum. Wystarczyłoby bowiem, aby państwo wydało zarządzenie, w myśl którego majątek przekazany członkowi rodziny, musiałby bezwarunkowo przejść do rozporządzenia jakiejś korporacji duchowej po pewnym czasie od chwili zgonu jego pierwotnego właściciela. Albo też w jakiś inny sposób prawo będzie mogło zapobiec obchodzeniu powyższej zasady. Państwo będzie troszczyło się jedynie o to, żeby takie przekazanie majątku nastąpiło. Wybór zaś obywatela, który przejmie spadek, dokona odpowiednia instytucja duchowa. Wprowadzenie w życie takich założeń rozbudzi w rodzicach zrozumienie potrzeby wychowywania i kształcenia swych dzieci na jednostki społecznie pożyteczne. Przestaną oni wyrządzać społeczeństwu szkodę, skutkiem pozostawiania kapitałów jednostkom nieprodukcyjnym. Człowiek, ożywiony prawdziwym zmysłem społecznym, nie może pragnąć, aby kapitał, z którym związał swoją pracę, dostał się następnie w ręce osób, lub grup, które nie usprawiedliwiają tego swemi uzdolnieniami.
Nikt nie zaliczy powyższych wywodów do czystej utopji, o ile tylko ma poczucie tego, co jest naprawdę praktycznie wykonalne. Wskazujemy tu bowiem na urządzenia, które bezpośrednio powstać mogą z obecnie istniejących na każdem miejscu. Trzeba tylko pogodzić się z tem, że państwo musi rezygnować stopniowo z zarządzania zarówno życiem duchowem jako też i gospodarczem. Nie powinno więc ono przeciwdziałać, gdy zacznie się urzeczywistniać to, co stać się powinno, mianowicie, gdy powstawać będą szkoły prywatne, a życie gospodarcze oprze się samorzutnie na własnych podstawach. Nie ma jednak potrzeby zamykać z dnia na dzień szkół państwowych, ani likwidować państwowych urządzeń gospodarczych. W miarę urzeczywistniania skromnych być może zaczątków, dostrzeżemy możliwości stopniowej redukcji aparatu państwowego w dziedzinie oświaty i gospodarki. Potrzeba jednak przedewszystkiem, aby jednostki, które są przeświadczone o słuszności powyższych lub pokrewnych idej, zajęły się ich rozpowszechnianiem. Jeżeli idee te znajdą zrozumienie, to obudzą zaufanie do możliwości zdrowego przekształcenia obecnych stosunków w taki sposób aby pozbawić je ich cech ujemnych. Takie zaufanie jest jednak jedynem źródłem, z którego płynąć może naprawdę zdrowy rozwój. Kto bowiem zdobędzie to zaufanie, będzie musiał uświadomić sobie sposób, w jaki nowe urządzenia dadzą się praktycznie nawiązać do dotychczasowych. Istotną cechą idej, które tu rozwijamy, wydaje się być właśnie to, że ku lepszej przyszłości nie dążymy przez niszczenie rzeczy istniejących w stopniu jeszcze większym, niż to już dzieje się obecnie, ale realizujemy te idee, budując dalej na tem, co już istnieje, w przeświadczeniu, że, budując, burzymy wszystko, co niezdrowe. Uświadamianie, któreby nie budziło zaufania w tym kierunku, nie osiągnęłoby celu, jaki bezwarunkowo osiągnąć trzeba: taki dalszy rozwój, przy którym nie będzie się marnowało, lecz troskliwie chroniło wartość dóbr, wytworzonych dotychczas przez ludzi, oraz nabytych zdolności. Nawet człowiek myślący radykalnie może również nabrać zaufania do takiego przekształcenia społecznego, które oszczędza odziedziczone wartości. Musi on tylko zapoznać się z ideami, zdolnemi rzeczywiście zapoczątkować zdrowy rozwój. Będzie też musiał zrozumieć, że żadna klasa obywateli, któraby doszła do władzy, nie zdoła usunąć zła, o ile jej impulsów nie będą przenikały idee, darzące organizm społeczny zdrowiem i zdolnościami do życia. Wątpić czy dostateczna liczba ludzi wykaże zrozumienie dla takich idej, nawet wśród obecnego chaosu – o ile tylko szerzeniu ich poświęci się dostateczną energję – znaczyłoby nie wierzyć we wrażliwość natury ludzkiej na impulsy zdrowe i społecznie celowe. Nie należałoby wogóle stawiać tego pytania o możliwości zwątpienia; trzeba natomiast postawić pytanie inne; co czynić, aby jak najprędzej spotęgować świadomość idej, które budzą zaufanie.
Skutecznemu rozpowszechnianiu przedstawionych tu idej przeciwdziałać będzie na razie to, że współczesne przyzwyczajenia myślowe nie dojdą z niemi do ładu z dwóch zasadniczych przyczyn: albo podniesiony będzie w jakiejkolwiek formie zarzut, że niepodobna wyobrazić sobie możliwości rozdarcia jednolitego życia społecznego, bo przecież opisane tu trzy dziedziny są zawsze ze sobą w rzeczywistości złączone; albo też wysuną twierdzenie, że i w państwie jednolitem każdy z tych trzech działów osiągnąć może również niezbędne samodzielne znaczenie i że właściwie pogląd powyższy zawiera mrzonki ideowe, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
Pierwszy zarzut wynika z myślenia niezgodnego z rzeczywistością. Przyjmuje się, że ludzie, współżyjący ze sobą, są zdolni wytworzyć jedność życia dopiero wówczas, gdy zostanie ona wprowadzona drogą zarządzeń. Czegoś wręcz przeciwnego wymaga jednak rzeczywistość życiowa. Jedność powstać winna jako rezultat, muszą ją wkońcu wytworzyć działania, zbiegające się z różnych stron. Ewolucja czasów ostatnich biegła naprzekór tej idei, zgodnej z rzeczywistością. Dlatego buntowało się to, co w ludziach żyje, przeciwko “porządkowi”, narzuconemu z zewnątrz i doprowadziło społeczeństwo do obecnego stanu.
Drugi przesąd pochodzi z niemożności dostrzeżenia radykalnej różnicy, istniejącej w sposobie działania każdego z trzech członów organizmu społecznego. Nie widzi się tego, jak człowiek ustosunkowuje się w szczególny sposób do każdego z tych trzech działów, które jedynie wówczas mają możność rozwijania swych właściwości, gdy w rzeczywistem życiu znajdą dla siebie grunt, gdzie każdy z nich będzie mógł kształtować się odrębnie od dwóch pozostałych, aby z nimi współdziałać. Jeden z poglądów przeszłości, pogląd fizjokratów, głosił, że zarządzania gospodarcze państwa, albo przeciwdziałają samorzutnemu rozwojowi życia ekonomicznego i wówczas są szkodliwe, albo też dążą one w tym samym kierunku, co samo życie, gdy nie jest krępowane, a wtedy są zbyteczne. Teoretycznie pogląd ten został przezwyciężony, ale jako przyzwyczajenie myślowe błąka się jeszcze dotychczas, szerząc spustoszenie w głowach ludzkich. Panuje mniemanie, że jeżeli jakiś dział życia unormujemy według właściwych mu praw, to z dziedziny tej już wszystko powinno wyniknąć, co jest niezbędne dla całokształtu życia. Jeśliby np. zdołano uregulować życie gospodarcze w taki sposób, aby ludzie normy te odczuwali jako zadowalające, to z tego uporządkowanego podłoża winny jakoby wyniknąć zdrowe warunki również i dla życia prawnego oraz duchowego. Nie jest to jednak możliwe. Jedynie człowiek, który myśli w sposób obcy rzeczywistości, może uważać to za ziszczalne. Obieg gospodarczy nie zawiera w sobie nic takiego, coby samorzutnie stanowiło pobudkę do regulowania stosunku człowieka do człowieka, w sposób zgodny ze świadomością prawną. I jeżeli stosunek ten zechcemy wyprowadzić z motywów gospodarczych, to proces gospodarczy wchłonie całkowicie człowieka wraz z jego pracą i prawem rozporządzania środkami produkcji. Staje się on kółkiem takiego życia gospodarczego, które działa jak mechanizm. Życie gospodarcze posiada tendencję do poruszania się stale w jednym kierunku, wymaga więc ono interwencji z innej strony. Nie wtedy zarządzenia prawne są pożyteczne, kiedy idą w kierunku, który wytycza życie gospodarcze, ani też nie wtedy są szkodliwe, gdy mu się przeciwstawiają. I dopiero wówczas człowiek zajmie w życiu gospodarczem stanowisko, odpowiadające jego godności, kiedy prawa, mające na widoku wyłącznie człowieka, jako takiego, będą bezustannie modyfikowały samorzutny kierunek życia gospodarczego. I tylko wtedy życie gospodarcze mieć będzie możność rozwijania się w sposób dla człowieka pomyślny, gdy indywidualne zdolności ludzkie wyrastać będą ze swoistego podłoża i zapewnią temu życiu stały dopływ sił, których ono samo z siebie nie jest zdolne wytworzyć.
Zdumiewający jest fakt, że tylko w dziedzinie życia czysto zewnętrznego łatwo dostrzega się korzyści podziału pracy. Nikt nie zechce utrzymywać, że krawiec, aby mieć mleko, powinien koniecznie sam hodować krowę. Gdy chodzi natomiast o bardziej rozległą dziedzinę życia, ogół sądzi, że tylko jednolity ustrój może być dla niej zbawienny.
● ● ●
Że społeczny kierunek myślowy, zgodny z rzeczywistem życiem, musi właśnie zewsząd wywołać zarzuty – jest zrozumiałe samo przez się. Rzeczywiste bowiem życie wytwarza przeciwieństwa. I kto nadąża myślą za tem życiem, musi pragnąć wyrównywania jego sprzeczności, tkwiących w wytworzonych przezeń urządzeniach, zapomocą innych urządzeń. Nie wolno mu łudzić się, że jakieś urządzenie, które wyobraża sobie jako “idealne”, w razie urzeczywistnienia, nie wykaże żadnych sprzeczności. Żądanie współczesnego socjalizmu, aby nowoczesne urządzenia, służące do wytwarzania w celach osobistego zysku, zastąpić innemi, któreby wytwarzały dobra dla zaspakajania potrzeb ogółu, jest całkowicie uzasadnione. Ale ten właśnie, kto żądanie to w zupełności uznaje, nie będzie mógł zgodzić się z ostatecznym wnioskiem tego socjalizmu, że zatem środki produkcji muszą przejść z rąk prywatnych we władanie wspólne. Przeciwnie, będzie on musiał dojść do całkiem innego wniosku, mianowicie, że to, co wyprodukowano prywatnie, dzięki zdolnościom indywidualnym, musi we właściwy sposób być oddane do użytku ogółu.
Nowoczesna gospodarka ujawnia tendencję do tworzenia zysków drogą masowej produkcji. W przyszłości zaś trzeba będzie dążyć do tego, aby przy pomocy zrzeszeń i, wychodząc z potrzeb spożywcy, znaleźć najlepsze sposoby produkcji, tudzież drogi wiodące od producenta do konsumenta. Urządzenia prawne stać będą na straży tego, aby każda wytwórnia pozostawała dopóty tylko pod zarządem jakiejś osoby lub grupy osób, dopóki to usprawiedliwiają ich zdolności indywidualne. Zamiast wspólnej własności środków produkcji, będziemy mieli obieg ich w organizmie społecznym, doprowadzający je stale do ludzi, którzy, dzięki swym zdolnościom, potrafią w najlepszy sposób czynić z nich użytek dla dobra powszechnego. W ten sposób pomiędzy jednostką a środkami produkcji powstawać będzie na pewien czas taki stosunek, jaki dotychczas istniał w warunkach prywatnej własności. Albowiem tym to środkom produkcji kierownik przedsiębiorstwa i jego zastępcy zawdzięczać będą, że zdolności ich przyniosą im dochody, odpowiednie do ich wymagań. Nie zaniedbają oni, o ile możności, udoskonalać produkcję, bo, aczkolwiek wzrost tejże nie przyniesie im całkowitego przyrostu czystego dochodu, to jednak pewną jego część. Zysk bowiem, w myśl tego cośmy powiedzieli wyżej, przechodzi na ogół nie w całości, lecz dopiero po odliczeniu na rzecz wytwórcy pewnego procentu z powodu zwiększonej produkcji. Z ducha poprzednich wywodów wynika również, że w razie kurczenia się produkcji dochód wytwórcy ma się zmniejszać w takim samym stopniu, w jakim ulega powiększeniu przy jej wzroście. W każdym razie jednak dochody kierownika przedsiębiorstwa mieć będą swe źródło w jego działalności duchowej, nie zaś w zysku, wynikającym ze współdziałania sił życia zbiorowego.
Będzie można przekonać się, że skutkiem urzeczywistnienia takich idej społecznych, urządzenia, które istnieją obecnie, nabiorą zupełnie nowego znaczenia, a własność przestanie być tem, czem była dotychczas. Nie powróci ona też do przeżytej już formy własności wspólnej, przybierze natomiast całkiem nową postać. Objekty własności dostaną się w nurt życia społecznego. Jednostka nie będzie mogła rozporządzać się niemi do swych prywatnych celów ze szkodą dla ogółu, ale też i ogół nie będzie mógł rządzić się biurokratycznie ze szkodą dla jednostki; natomiast odpowiedni człowiek znajdzie zawsze dostęp do własności, aby przy jej pomocy służyć ogółowi.
Dzięki urzeczywistnieniu tych impulsów, które sprawę produkcji postawią na zdrowych podstawach i uchronią organizm społeczny od niebezpieczeństw kryzysów, może rozwijać się zrozumienie dobra powszechnego. Zarząd, mający do czynienia wyłącznie z obiegiem gospodarczym, będzie miał również możność niezbędnego wyrównywania zakłóceń, powstających w tym obiegu. Jeżeli np. jakieś przedsiębiorstwo, uznane za społecznie pożyteczne, nie będzie w stanie wypłacać swym wierzycielom odsetek od ich wkładów oszczędnościowych, pochodzących z pracy, będzie ono mogło uzyskać pomoc od innych placówek gospodarczych, za zgodą wszystkich osób, biorących w nich udział. Zamknięty w sobie obieg gospodarczy, otrzymujący zzewnątrz podstawy prawne oraz korzystający ze stałego dopływu ujawniających się indywidualnych zdolności ludzkich, będzie miał do czynienia wyłącznie z gospodarowaniem. Pozwoli to na taki podział dóbr, który każdemu zapewni to, co w miarę dobrobytu społecznego sprawiedliwie mu się należy. Jeśli zaś korzystać będzie pozornie z większych dochodów, to jedynie dlatego, że to “więcej”, dzięki jego indywidualnym zdolnościom, przyniesie korzyści ogółowi.
● ● ●
W organizmie społecznym, ukształtowanym zgodnie z przedstawionemi tu wyobrażeniami, środki finansowe, niezbędne na utrzymanie urządzeń prawnych, będą normowane na podstawie porozumienia pomiędzy zarządami organizmu prawnego i gospodarczego. Fundusze zaś na potrzeby organizacji duchowej wpływać będą od poszczególnych osób, biorących udział w organizmie społecznym, na zasadzie dobrowolnego porozumienia. Ta organizacja duchowa opierać się będzie na zdrowych podstawach, dzięki temu, że indywidualna inicjatywa jednostek, zdolnych do pracy duchowej, dochodzić będzie do głosu w wolnem współzawodnictwie.
Jedynie w takim organizmie społecznym kierownictwo działu prawnego znajdzie niezbędne zrozumienie dla sprawiedliwego podziału dóbr. Organizm gospodarczy, który korzystać będzie z pracy ludzkiej nie w zależności od potrzeb poszczególnych gałęzi produkcji, ale wyłącznie w granicach dopuszczalnych przez prawo, będzie wyznaczał wartość dóbr według świadczeń ludzi. Nie dopuści do tego, aby wytwarzano takie dobra, których wartość powstaje bez liczenia się z dobrobytem i godnością człowieka. Taki organizm będzie ustanawiał prawa, wynikające z czysto ludzkich stosunków. Dzieciom przysługiwać będzie prawo do nauki. Robotnik, ojciec rodziny, otrzymywać będzie wyższe wynagrodzenie, niż robotnik samotny. To “więcej” otrzyma on przy pomocy urządzeń, które powstaną na drodze porozumienia wszystkich trzech organizacyj społecznych. Urządzenia te będą mogły realizować prawo do nauki w ten sposób, że kierownictwo działu gospodarczego oznaczy, na podstawie ogólnego położenia gospodarczego, wysokość środków, które będzie można przeznaczyć na nauczanie; dział zaś prawno-państwowy, zgodnie z opinją organizacji duchowej, ustanowi prawa poszczególnej jednostki.
Znów wypada zaznaczyć, że w duchu myślenia zgodnego z rzeczywistością, uwagi tego rodzaju mają wyłącznie na celu wskazanie, jakby na przykładzie, kierunku, w jakim takie urządzenia rozwijaćby się mogły. Jest rzeczą bardzo możliwą, że w poszczególnych wypadkach zupełnie inne urządzenia uznane będą za właściwe. Ale to “właściwe” da się jedynie odnaleźć na drodze celowego współdziałania trzech samodzielnych członów organizmu społecznego. Sposób myślenia, na którym opierają się powyższe rozważania – w przeciwieństwie do tego, co dziś uchodzi za praktyczne, ale w istocie nim nie jest, – dąży do urządzeń naprawdę praktycznych, mianowicie, do takiego rozczłonowania organizmu społecznego, któreby pobudzało żyjących w nim ludzi do postępowania celowego pod względem społecznym.
Podobnie jak dzieci korzystają z prawa do nauki, tak starcom, inwalidom, wdowom i chorym przysługuje prawo do zaopatrzenia. Środki finansowe na te cele powinny dopływać do obiegu w organizmie społecznym w ten sam sposób, jak wspomniane fundusze na nauczanie tych, którzy jeszcze niezdolni są do zarobkowania. Istotną cechę tych wszystkich urządzeń stanowi to, że ustalanie wysokości dochodu osób, które same nie zarobkują, nie powinno wynikać ze stanu życia gospodarczego, lecz naodwrót, życie gospodarcze musi być pod tym względem uzależnione od orzeczeń świadomości prawnej. Pracujący w danym organizmie gospodarczym korzystać będą z tem mniejszej części dochodu z własnej pracy, im więcej przeznaczy się zeń na rzecz niezarobkujących. Ale to “mniej” obciążać będzie równomiernie wszystkich, biorących udział w organizmie społecznym, o ile omawiane tu impulsy społeczne zostaną zrealizowane. Dzięki wyodrębnieniu spraw państwowych z życia gospodarczego, zagadnienie wychowania młodzieży oraz zaopatrzenia niezdolnych do pracy – co stanowi powszechny problem ludzkości – wejdą rzeczywiście do programu działania, ponieważ dziedzina prawna obejmie te sprawy, w których mogą zabierać głos wszyscy pełnoletni obywatele.
Organizm społeczny, ukształtowany według rozwijanych tu wyobrażeń, będzie przekazywał nadwyżkę wydajności pracy jednostek szczególnie uzdolnionych na rzecz ogółu, tak samo, jak od tegoż ogółu czerpać będzie środki na pokrycie niedoborów wydajności pracowników mniej uzdolnionych, w celu zapewnienia im uprawnionego poziomu utrzymania. “Nadwartość” nie będzie obracana na nieusprawiedliwione używanie jednostek, lecz na wzmożenie sił, które organizmowi społecznemu przysporzą dóbr duchowych lub materjalnych, a także na pielęgnowanie tego, co z łona tego organizmu powstaje, a nie może mu odrazu bezpośrednio służyć.
Kto byłby skłonny mniemać, że wyodrębnienie trzech członów organizmu społecznego posiada jedynie wartość ideową, że może wyniknąć “samo przez się” w jednolicie ukształtowanym organizmie państwowym czy też w państwie, obejmującem zrzeszenia gospodarcze, które są oparte na wspólnej własności środków produkcji – ten powinien zwrócić uwagę na szczególny charakter urządzeń społecznych, jakie powstać muszą przy urzeczywistnianiu trójczłonowej organizacji. Ustanawianie pieniędzy, jako prawnego środka płatniczego, naprzykład, nie będzie należało do funkcji władz państwowych. Będzie to zadanie kierownictwa organizacji gospodarczej. Pieniądz bowiem w zdrowym organizmie społecznym nie może być niczem innem, jak przekazem na towary wytworzone przez innych ludzi, a które mamy prawo otrzymać z ogólnego obrotu, dzięki temu, że sami wprowadziliśmy doń dobra przez nas wyprodukowane. Dzięki obiegowi pieniężnemu obszar gospodarczy staje się jednolitem gospodarstwem. Za pośrednictwem całości życia gospodarczego każdy wytwarza dla każdego. W dziedzinie gospodarczej mamy do czynienia wyłącznie z wartościami towarów. W tej dziedzinie charakteru towaru nabierają również świadczenia, powstające w dziedzinie duchowej tudzież w dziedzinie państwowej. Świadczenia, których nauczyciel udziela swym uczniom, są dla obiegu gospodarczego towarem. Nauczycielowi nie płaci się za jego zdolności indywidualne, podobnie jak nie płaci się robotnikowi za siłę, użytą do pracy. Obaj mogą otrzymywać wynagrodzenie jedynie za to, co pochodzi od nich i w obiegu gospodarczym staje się towarem. Jak musi działać swobodna, inicjatywa oraz prawo, aby powstał towar, leży to poza obrębem obiegu gospodarczego tak samo, jak oddziaływanie sił przyrody na plony zboża przy zbiorach obfitych czy skąpych. Zarówno organizacja duchowa, jak i państwo są z punktu widzenia swych świadczeń producentami towarów. Tylko, że to, co one produkują, w ich własnych dziedzinach nie jest towarem; staje się nim dopiero wówczas, gdy dostaje się do obiegu gospodarczego. Organizacje te nie gospodarują we własnych dziedzinach, lecz ich świadczeniami rozporządza kierownictwo organizacji gospodarczej.
Wartość czysto-gospodarcza danego towaru (lub usługi), o ile wyraża się ona w pieniądzach jako jej równoważniku, zależeć będzie od celowości zarządzeń organizacji gospodarczej. Od działalności jej zarządu uzależnione będą wyniki gospodarcze opierające się na podstawach prawnej i duchowej, wytworzonych przez oba tamte człony organizmu społecznego. Wówczas wartość pieniężna towaru będzie wyrazem tego, że w aparacie gospodarczym organizmu społecznego wyprodukowano ten towar w ilości, odpowiadającej potrzebom. O ile założenia przedstawione w tej pracy urzeczywistnią się, to w organizmie gospodarczym decydującym stanie się nie impuls, dążący wyłącznie do powiększania produkcji gwoli gromadzenia bogactw, lecz wytwarzanie stosować się będzie do potrzeb ludzkich, dzięki współpracy zrzeszeń spółdzielczych, które powstaną i łączyć się będą ze sobą w przeróżny sposób. Skutkiem tego wytworzy się w organizmie społecznym odpowiadający tym potrzebom stosunek pomiędzy wartością pieniężną a urządzeniami produkcyjnemi.7
Pieniądz w zdrowym organizmie społecznym będzie istotnie tylko miernikiem wartości. Poza każdą bowiem monetą, czy banknotem ukrywa się świadczenie w postaci towaru, wzamian którego dojść można jedynie do otrzymania pieniądza. Z samej istoty takich stosunków staną się konieczne urządzenia, które pozbawiać będą pieniądze wartości dla ich posiadacza z chwilą, w której utracą one wyżej wymieniony charakter. Na urządzenia tego rodzaju już poprzednio zwróciliśmy uwagę. Pieniądze po pewnym określonym czasie przechodzić będą w odpowiedniej formie ma rzecz ogółu. Aby zaś pieniądze, które nie są zatrudnione w wytwórczości, nie były przetrzymywane przez ich posiadaczy drogą obchodzenia zarządzeń organizacji gospodarczej, wskazaniem będzie przeprowadzać od czasu do czasu nowe bicie monet, albo nową emisję banknotów. Z takiego układu stosunków bezwątpienia wyniknie między innemi również i to, że oprocentowanie kapitału będzie z biegiem lat stale się zmniejszało. Pieniądz podlegać będzie zużyciu tak samo, jak zużywają się towary. Jednak takie zarządzenie będzie całkowicie usprawiedliwione.
“Procenty od procentów” nie będą dopuszczalne. Kto złożył oszczędności, musiał wprawdzie wykonać jakąś pracę, uprawniającą go do żądania w przyszłości pewnego równoważnika w towarach tak, jak jego teraźniejsze świadczenia dają mu prawo do wymiany na inne równoważne świadczenia. Jednak roszczenia takie mogą być uznane tylko do pewnych granic. Albowiem uprawnienia, pochodzące z przeszłości, można zaspakajać jedynie świadczeniami pracy teraźniejszej. Roszczeniom tego rodzaju nie wolno stać się środkiem przemocy gospodarczej. Urzeczywistnienie powyższych założeń postawi sprawę walutową na zdrowych podstawach. Niezależnie bowiem od tego, jak skutkiem innych warunków kształtuje się forma pieniądza: waluta w rękach kierownictwa całego organizmu gospodarczego stanie się rozsądnem narzędziem obrotu. Państwo nie rozwiąże nigdy sprawy walutowej w sposób zadowalający zapomocą ustaw. Państwa współczesne zdołają sprawę tę rozwiązać dopiero wówczas, gdy same zrezygnują z jej rozwiązania i przekażą ją wyodrębnionemu organizmowi gospodarczemu.
● ● ●
Wiele się rozprawia o nowoczesnym podziale pracy, o jego wpływie na ekonomję czasu, podniesienie jakości towarów, ich wymianę i t. p., ale mało zwraca się uwagi na wpływ, jaki podział pracy wywarł na stosunek poszczególnego człowieka do wytworu jego pracy. Kto pracuje w społeczeństwie, opartem na podziale pracy, ten właściwie nigdy sam nie zdobywa dla siebie środków do życia, ale je otrzymuje dzięki pracy ogółu ludzi, czynnych w organizmie społecznym. Krawiec, który sporządził ubranie dla własnego użytku, znajduje się doń w całkiem innym stosunku, niż człowiek pierwotny, który sam dla siebie wytwarza wszystko, czego potrzebuje. Krawiec szyje dla siebie ubranie w tym celu, aby móc robić ubrania dla innych. Wartość, jaką jego własne ubranie dlań przedstawia, zależy w zupełności od świadczeń na jego korzyść innych ludzi. Ubranie jest dla niego właściwie środkiem produkcji. Niejeden powie, że są to tylko finezje pojęciowe. O ile jednak zwróci uwagę na kształtowanie się wartości towarów w obiegu gospodarczym, nie będzie mógł myśleć w ten sposób. Zrozumie bowiem wówczas, że w organizmie gospodarczym, opartym na podziale pracy, niepodobieństwem jest pracować dla siebie. Każdy z nas może pracować tylko dla innych, wszyscy zaś ci inni – dla każdego z nas. Tak samo jak niepodobna samego siebie zjeść, nie można również pracować samemu dla siebie. Ale można tworzyć urządzenia, które przeczą istocie podziału pracy. Dzieje się to wówczas, gdy wytwarzanie dóbr skierowane jest wyłącznie w celu przekazywania na własność prywatną poszczególnym jednostkom rezultatów ich działalności, które przecież zawdzięczają one wyłącznie stanowisku, jakie zajmują w organizmie społecznym. Podział pracy wymaga takiej organizacji społeczeństwa, aby każdy żył w niem zgodnie z ogólnemi warunkami tego organizmu jako całości. Podział pracy zatem wyłącza gospodarczo egoizm. Jeżeli pomimo to egoizm utrzymuje się w postaci przywilejów klasowych itp., powoduje to stan pod względem społecznym nie do zniesienia, co musi doprowadzać do wstrząsów. W takich stosunkach żyjemy dzisiaj. Niejednemu wyda się, być może, bez znaczenia żądanie, aby stosunki prawne i inne odpowiadały podziałowi pracy, wolnemu od egoizmu. Ale niech wyciągnie konsekwencje ze swych założeń: wówczas nic wogóle nie możnaby zrobić; ruch społeczny nie doprowadziłby do niczego. Jeżeli rzeczywistości odmawia się jej praw, niepodobieństwem jest, aby ten ruch zdziałał cośkolwiek pożytecznego. Kierunek myślenia, przyświecający niniejszej pracy, dąży do ułożenia działalności człowieka w organizmie społecznym w sposób, wynikający z warunków życiowych tego organizmu.
● ● ●
Kto potrafi kształtować swe poglądy jedynie na zasadzie takich urządzeń, do których przywykł, przerazi się, słysząc, że regulowanie stosunku pomiędzy kierownikiem przedsiębiorstwa a robotnikiem ma być wydzielone z organizmu gospodarczego. Wyda mu się bowiem, że takie wyodrębnienie prowadzi z konieczności do dewaluacji pieniądza i nawrotu do prymitywnych form gospodarczych. (Dr Rathenau w książce swej “Nach der Flut” broni tego poglądu, który z jego punktu widzenia wydaje się usprawiedliwiony). Lecz powyższemu niebezpieczeństwu przeciwdziałać będzie trójczłonowy układ organizmu społecznego. Samodzielny organizm gospodarczy łącznie z organizmem prawnym zupełnie wyodrębnią stosunki pieniężne od stosunków, dotyczących pracy, które będą oparte na prawie. Stosunki prawne nie będą mogły wywierać bezpośrednio wpływu na stosunki pieniężne. Te ostatnie bowiem będą wynikiem zarządzeń organizacji gospodarczej. Stosunek prawny pomiędzy kierownikiem przedsiębiorstwa a robotnikiem nie będzie mógł wyrażać się jednostronnie w wartości pieniężnej, gdyż po usunięciu płacy najemnej, która wyraża stosunek wymienny pomiędzy towarem a siłą pracy, ta wartość pieniężna stanie się wyłącznie miarą wzajemnej wartości towarów (i usług). Rozważając skutki, jakie trójczłonowy układ pociągnie za sobą w organizmie społecznym, musimy dojść do przeświadczenia, że takich urządzeń, do jakich to doprowadzi, nie znały dotychczasowe formy ustrojów państwowych.
Dzięki zaś tym urządzeniom usunięte zostanie to, co dziś odczuwamy jako walkę klas. Walkę tę bowiem powoduje wtłoczenie płacy roboczej w obrót gospodarczy. Praca niniejsza daje obraz takiego ukształtowania organizmu społecznego, w którym pojęcie płacy roboczej ulegnie zmianom niemniejszym niż dawne pojęcie własności. Ale skutkiem tego przekształcenia, stosunki pomiędzy ludźmi nabiorą form bardziej zdolnych do życia. Tylko dla powierzchownego sądu może wydawać się, że zrealizowanie powyższego nie pociągnie innych zmian prócz tych, iż płacę za czas zastąpi płaca od sztuki. Jednostronny pogląd na tę sprawę prowadzi, być może, do takiego wniosku. Ale takiego jednostronnego poglądu nie przedstawiamy tutaj. Rozpatrujemy natomiast konieczność zastąpienia dotychczasowych form wynagrodzenia za pracę, opartych na umowie, podziałem wyników wspólnej działalności kierownika i robotników w związku z całokształtem urządzeń organizmu społecznego. Kto część dochodu przedsiębiorstwa, przypadającą na robotnika, uważa za płacę akordową, nie dostrzega, że taka “płaca akordowa” (która jednak właściwie nie jest płacą) wyraża się w wartości rezultatu pracy w taki sposób, że położenie społeczne robotnika w stosunku do reszty społeczeństwa układa się całkiem inaczej, niż przy jednostronnie uwarunkowanej gospodarczo przewadze klasowej. W ten sposób spełni się żądanie zaprzestania walki klas.
Kto zaś jest wyznawcą poglądu, cieszącego się popularnością, zwłaszcza w kołach socjalistycznych, jakoby sam rozwój przynieść miał rozwiązanie kwestji społecznej tudzież jakoby nie należało narzucać koncepcyj, które mają być urzeczywistnione, temu trzeba zwrócić uwagę, że zapewne rozwój musi przynieść to, co jest konieczne, ale w organizmie społecznym impulsy myślowe człowieka są rzeczywistościami. A gdy z biegiem czasu urzeczywistni się to, co dziś może być jedynie przedmiotem rozmyślań, wówczas takie ziszczenie będzie właśnie zawarte w rozwoju. A ci, którzy liczą się jedynie z “rozwojem”, a nie z powstawaniem płodnych idej, niechaj zaczekają ze swym sądem aż do czasu, kiedy to, co dziś jest myślą, stanie się “rozwojem”. Tylko, że wtedy będzie może już zapóźno na dokonanie pewnych rzeczy, których już wymagają dzisiejsze warunki. Niepodobna obserwować objektywnie rozwoju społecznego tak, jak obserwujemy przyrodę. Rozwój społeczny trzeba powodować. Z tego względu fatalną rzeczą, jest dla zdrowego myślenia społecznego, że przeciwstawia mu się panujące obecnie poglądy, które żądają “dowodów” dla wykazania tego, co jest społecznie konieczne tak, jak w przyrodoznawstwie stosuje się metodę “dowodzenia”. “Dowód” w społecznem ujęciu życia ujawnić się może jedynie człowiekowi, który w poglądach swoich uwzględnia nie tylko to, co istnieje, ale także to, co tkwi w zarodku w impulsach ludzkich – często niedostrzeżone – i co prze do realizacji.
● ● ●
Jednym z wyników trójczłonowej organizacji społeczeństwa, który wykaże, jak jej założenia wypływają z samej istoty życia społecznego ludzkości, będzie oderwanie sądownictwa od urządzeń państwowych. Do kompetencji organów państwowych należeć będzie ustanawianie praw, jakie mają obowiązywać jednostki i grupy w ich wzajemnych stosunkach. Wydawanie natomiast wyroków sądowych przypadnie urządzeniom organizacji duchowej. Orzekanie o winie jest w znacznym stopniu uzależnione od tego, czy sędzia ma możność odczucia i zrozumienia indywidualnego położenia podsądnego. Warunki te mogą być spełnione tylko wtedy, gdy zaufanie, jakim ludzie darzą urządzenia organizacji duchowej, będzie również istniało do ustanawianych sądów. Prawdopodobnie zarząd organizacji duchowej wyznaczać będzie sędziów z różnych zawodów dziedziny duchowej, a po upływie pewnego czasu powrócą oni znowu do swych zajęć zawodowych. Wówczas każdy obywatel mieć będzie, w pewnych granicach, możność wyboru z pośród sędziów, wyznaczonych na przeciąg pięciu czy dziesięciu lat, tego, do którego czuje dostateczne zaufanie, by poddać się jego wyrokowi w sprawie karnej czy cywilnej. W okręgu miejsca zamieszkania każdego obywatela będzie zawsze dostateczna liczba sędziów, aby umożliwić taki swobodny wybór. Skarżący więc zwracałby się zawsze do tego sędziego, którego wybrał oskarżony.
Pomyślmy, jak doniosłe byłoby takie urządzenie w dawnej monarchji Austro-Węgierskiej. W dzielnicach mieszanych pod względem językowym oskarżony jakiejkolwiek narodowości miałby możność obrania na swego sędziego – rodaka. Kto znał dawne stosunki w Austrji, zrozumie, w jakim stopniu takie urządzenie przyczyniłoby się do wyrównania tarć, wynikających ze współżycia odrębnych narodowości. I nie tylko na sprawy narodościowe, ale także na inne rozległe dziedziny życia wpływ urządzeń tego rodzaju byłby dodatni.
Do pomocy wybieranym w ten sposób sędziom i sądom delegowanoby urzędników, specjalistów w dziedzinie prawnej. Oni również byliby wyznaczani przez organizację duchową, lecz nie wykonywaliby sami czynności sędziowskich. Ta sama organizacja powoływałaby do życia sądy apelacyjne.
Istotną cechę ustroju opartego na powyższych założeniach stanowić będzie to, że sędzia potrafi głębiej wejrzeć w przyzwyczajenia i uczucia oskarżonego, gdyż poza urzędowaniem sędziowskiem, któremu poświęci tylko pewien okres czasu, będzie obeznany ze sferą życia obwinionego.
Zdrowy organizm społeczny we wszelkich swych urządzeniach rozwijać będzie u swych obywateli poczucie społeczne, a więc i sądownictwo nie będzie pozbawione tego wpływu. Wykonanie wyroków będzie należało do funkcyj działu prawnego.
● ● ●
Na razie nie ma potrzeby omawiania innych urządzeń poza wspomnianemi, które, w razie realizacji powyższych zasad, stałyby się konieczne w innych dziedzinach życia. Opisanie ich wymagałoby tu, rzecz naturalna, o wiele więcej miejsca.
Z przedstawionych tu poszczególnych urządzeń życiowych wynika, że ideą, z której zostały wyprowadzone, nie ma nic wspólnego – jak to możnaby mniemać i jak to faktycznie przypuszczano tu i ówdzie na moich wykładach, poświęconych tej sprawie – ze wznowieniem trzech stanów: żywicieli, wojowników i mędrców (Nährstand, Wehrstand und Lehrstand). To, do czego się tu zmierza, jest przeciwieństwem ustroju stanowego. Ludzie nie będą podzieleni społecznie ani na klasy, ani na stany; natomiast sam organizm społeczny zostanie rozczłonowany. Dzięki temu właśnie człowiek będzie mógł być naprawdę człowiekiem. Rozczłonowanie to bowiem sprawi, że człowiek z każdym z trzech działów będzie życiowo związany. Z działem organizmu społecznego, w którym pracuje zawodowo, wiązać go będą sprawy rzeczowe, z pozostałemi zaś utrzymywać będzie żywe stosunki, gdyż ustrój ten będzie go do tego pobudzał. Trójczłonowy zatem będzie organizm społeczny, tworzący wyodrębnioną podstawę życia ludzkiego, każdy zaś człowiek, jako taki, stanie się łącznikiem pomiędzy jego trzema członami.
Wewnętrzne rozczłonowanie zdrowego organizmu społecznego spowoduje również trójczłonowość stosunków międzynarodowych. Każda z trzech dziedzin ustosunkuje się samodzielnie do odpowiednich dziedzin innych organizmów społecznych. Na stosunki gospodarcze pomiędzy dwoma krajami nie będą bezpośrednio wywierały wpływu stosunki prawno-polityczne, istniejące pomiędzy ich rządami.8 I odwrotnie, stosunki pomiędzy temi rządami kształtować się będą, w pewnych granicach, całkiem niezależnie od stosunków gospodarczych. Dzięki niezależnemu powstawaniu tych stosunków, w razie konfliktów będą one zdolne działać wyrównująco. Pomiędzy poszczególnemi organizmami gospodarczemi wytworzą się skutkiem tego sploty interesów, które sprawią, że dla współżycia ludzi granice terytorjalne już nie będą miały wielkiego znaczenia.
Organizacje duchowe poszczególnych krajów zawiążą między sobą stosunki, wynikające jedynie ze wspólnoty życia duchowego całej ludzkości. Życie duchowe, uniezależnione od państwa, oparte na sobie samem, wytworzy stosunki, które nie są możliwe wówczas, gdy ocena działalności duchowej zależy nie od kierownictwa instytucyj duchowych, ale od władz państwowych. Pod tym względem nie ma żadnej różnicy pomiędzy usługami, które wyświadcza nauka, mająca bezsprzecznie międzynarodowy charakter, a tem co wytwarzają inne dziedziny duchowe. Do dziedziny duchowej należy także mowa ojczysta narodu i wszystko, co jest z nią bezpośrednio związane. Sama świadomość narodowa należy również do tej dziedziny. Ludność pewnego obszaru językowego nie wpadnie w nienaturalne konflikty z innemi, o ile nie zechce wywierać nacisku przez swą organizację państwową lub potęgę gospodarczą w celu wzmożenia wpływów swej kultury narodowej. Jeżeli dana kultura narodowa w porównaniu z inną posiada większą siłę ekspansji i twórczości duchowej – rozszerzanie się jej będzie usprawiedliwione i może odbywać się na drodze pokojowej, o ile urządzenia, służące temu celowi, zależne będą wyłącznie od organizacji duchowej.
Obecnie trójczłonowość organizmu społecznego dozna jeszcze silnego oporu ze strony skupień ludzkich, które rozwinęły się na podłożu wspólnej mowy i kultury narodowej. Opór ten jednak musi załamać się wobec celu, jaki ludzkość, jako całość, zmuszona będzie sobie stawiać coraz bardziej świadomie. Ludzkość odczuje, że każda jej cząstka wówczas tylko zdoła osiągnąć byt naprawdę godny człowieka, gdy zwiąże się w sposób żywotny z wszystkiemi pozostałemi częściami. Obok innych impulsów przyrodzonych skupienia narodowe stanowią przyczyny ukształtowania się w dziejach zespołów prawnych i gospodarczych. Ale siły, powodujące wzrost kultury narodowej, powinny rozwijać się we wzajemnem na siebie oddziaływaniu, niehamowane przez stosunki, jakie powstają pomiędzy organizacjami państwowemi i kompleksami gospodarczemi. Osiągnie się to wówczas, gdy skupienia narodowe przeprowadzą trójczłonowość w ramach swych organizmów społecznych w taki sposób, aby każdy z ich członów mógł samodzielnie rozwijać swe stosunki z innemi organizmami społecznemi.
Pomiędzy narodami, państwami i ciałami gospodarczemi powstaną skutkiem tego wielokształtne powiązania, które każdą cząstkę ludzkości skojarzą z pozostałemi w taki sposób, że każda z nich w swym własnym interesie odczuwać będzie życie innych. Z elementarnych impulsów, zgodnych z rzeczywistością, powstanie Związek Narodów. Nie będzie potrzeba “ustanawiać” go z góry, na podstawie jednostronnych poglądów prawnych.9
Każdy, kto myśli realnie, musi przypisać szczególne znaczenie okoliczności, że aczkolwiek wyłożone tu cele mają znaczenie dla całej ludzkości, to jednak każdy poszczególny organizm społeczny może je realizować niezależnie od tego, jak na razie ustosunkują się do tej sprawy inne kraje. Jeżeli którykolwiek organizm społeczny rozczłonuje się naturalnym porządkiem rzeczy na te trzy dziedziny, przedstawiciele ich, jako jednolite korporacje będą mieli możność nawiązania stosunków międzynarodowych z innemi organizmami nawet wówczas, jeżeli trójczłonowość nie została tam jeszcze wprowadzona. Kraj, który pod względem trójczłonowości wyprzedzi inne, będzie działał dla wspólnego celu całej ludzkości. To, co musi być dokonane, dokona w znacznie większym stopniu siła, która wykazuje w życiu cel, mający swe źródło w prawdziwych impulsach ludzkości, aniżeli wszelkie uchwały kongresów czy pertraktacje dyplomatyczne. Cel ten został pomyślany na podstawie rzeczywistości i w życiu realnem da się osiągnąć w każdej zbiorowości ludzkiej.
Kto śledził wydarzenia ostatnich dziesięcioleci w życiu narodów i państw z punktu widzenia, jaki tu obraliśmy, mógł zdać sobie sprawę z tego, jak te w biegu dziejów wytworzone twory państwowe z ich centralizacją życia duchowego, prawnego i gospodarczego doprowadziły do takich stosunków międzynarodowych, które siłą rzeczy parły ku katastrofie. Ale taki obserwator mógł również dostrzec, jak siły przeciwstawne, pochodzące z nieuświadomionych impulsów ludzkich, wskazują na trójczłonowość. Stanie się ona środkiem leczniczym przeciwko wstrząsom, które spowodował fanatyzm jednolitości. Ale nastawienie życiowe “miarodajnych sfer kierowniczych ludzkości” nie pozwoliło im dostrzec tego, co się oddawna przygotowywało. Jeszcze na wiosnę i w początkach lata 1914 roku można było słyszeć oświadczenia “mężów stanu”, że dzięki wysiłkom rządów, według przewidywań ludzkich pokój w Europie jest zapewniony. “Dygnitarze” ci zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że słowa ich i czyny nie miały już nic wspólnego z biegiem rzeczywistych wydarzeń. A jednak uchodzili oni za “praktyków”. Za “fantastę” natomiast uważany był człowiek, który, jak autor niniejszej pracy, wbrew opinji “mężów stanu” wyrobił sobie w ciągu ostatnich dziesięcioleci odmienne zapatrywania i wypowiadał je jeszcze na wiele miesięcy przed katastrofą wojenną wśród szczupłego grona słuchaczy w Wiedniu. (Szersze audytorjum byłoby go niezawodnie wyśmiało). O grożącem niebezpieczeństwie mówił on mniej więcej tak: Panujące obecnie tendencje życiowe będą coraz bardziej wzmagały się na siłach, aż wreszcie same siebie zniszczą. Kto wzrokiem duchowym przenika życie społeczne, dostrzega, jak wszędzie powstają skłonności do tworzenia się strasznych wrzodów społecznych. Budzi się w nim wielka troska o kulturę ludzkości. Jest to rzecz okropna, działająca tak przygnębiająco, że nawet gdybyśmy potrafili stłumić w sobie wszelki entuzjazm do poznawania zjawisk życiowych drogą wiedzy duchowej, musielibyśmy uderzyć na alarm, wskazując całemu światu środki lecznicze. O ile organizm społeczny rozwijać się będzie dalej tak, jak dotychczas, wywiąże się stan chorobliwy kultury, podobny do tworzenia się raka w organizmie ludzkim. Tymczasem pogląd na świat kół panujących wytworzył ma tem podłożu życia – którego one nie mogły i nie chciały dostrzec – impulsy, prowadzące do niewłaściwych zarządzeń, zamiast takich, któreby ugruntowały zaufanie wśród różnych ugrupowań ludzkich.
Kto mniema, że wśród bezpośrednich przyczyn obecnej katastrofy wojennej, społeczne konieczności życiowe nie odegrały żadnej roli, zastanowić się winien nad tem, co wynikłoby z politycznych impulsów państw, które parły ku wojnie, gdyby ich “mężowie stanu” byli uwzględnili te konieczności społeczne w zakresie swej woli. Niechże rozważy także, czego dałoby się uniknąć, gdyby w swym czasie te osobistości były skierowały swą wolę na inny cel, niż na gromadzenie materjału palnego, który musiał wreszcie doprowadzić do eksplozji.
Jeżeli ową chorobę raka, która w ciągu ostatnich dziesięcioleci toczyła stosunki pomiędzy państwami, uważać będziemy za konsekwencję społecznej postawy sfer kierowniczych ludzkości, zrozumiemy, jak pewien myśliciel, ożywiony ogólno-ludzkiemi zainteresowaniami duchowemi, obserwując przejawy woli tych sfer, już w r. 1888 mógł powiedzieć: “Cel ten – to uczynić całą ludzkość w jej ostatecznym rozwoju społecznością braterską, gdzie ludzie, powodując się jedynie najszlachetniejszemi pobudkami, kroczyliby wspólnie naprzód. Kto śledzi dzieje, chociażby tylko na mapie Europy, może dojść do przeświadczenia, że w naszej najbliższej przyszłości musi dojść do ogólnego mordowania się wzajem narodów. Jedynie myśl o konieczności odnalezienia drogi do prawdziwych wartości życia ludzkiego, pozwoli zachować wiarę w godność człowieka. A myśli tej niepodobna pogodzić z niesłychanemi zbrojeniami u nas i u naszych sąsiadów. Wierzę w nią jednak i musi ona nam przyświecać, o ile nie uznamy za coś lepszego zakończenia życia ludzkiego zbiorowem samobójstwem, skutkiem powziętego wspólnie postanowienia w oficjalnie wyznaczonym dniu”. (Tak pisał Hermann Grimm w r. 1888 w swej książce: “Aus den letzten fünf Jahren”, str. 46). Czemże innem były “zbrojenia wojenne”, jeśli nie dążeniem do utrzymania nadal państw jako ustrojów jednolitych, mimo, że, wobec współczesnego rozwoju, forma ta stała się zaprzeczeniem istoty zdrowego współżycia narodów? A takie zdrowe współżycie można osiągnąć jedynie w organizmie społecznym, który ukształtuje się zgodnie z nowoczesnemi koniecznościami życiowemi.
Już zgórą od pół wieku austrjacko-węgierski kompleks państwowy domagał się nowego ukształtowania. Jego życie duchowe, będące wyrazem mieszanego składu państwa pod względem narodowościowym, wymagało formy, dla której zaporę stanowiło państwo jednolite, ukształtowane pod wpływem przestarzałych impulsów. Konflikt serbsko-austrjacki, jako punkt wyjścia katastrofy światowej, jest najlepszym dowodem, że granice polityczne tego jednolitego państwa od pewnego momentu dziejów powinny były przestać być granicami kulturalnego życia jego narodów. Gdyby życie duchowe, oparte na sobie samem, niezależne od państwa i jego granic, miało możność rozwijania się poza te granice w sposób harmonijny z celami narodów – konflikt, który miał swe źródło w życiu duchowem, nie musiałby wyładować się koniecznie w katastrofie politycznej. Ale rozwój tego rodzaju wydawał się zupełną niemożliwością, a nawet absurdem każdemu, kto w Austro-Węgrzech mniemał, że myśli zgodnie z “racją stanu”. Przyzwyczajenia bowiem myślowe tych ludzi nie dopuszczały innego poglądu, jak tylko ten, że granice państwowe muszą się zlewać z granicami spólnot narodowych. Uznanie możności powstawania ponad granicami politycznemi organizacyj życia duchowego, obejmujących szkolnictwo i inne gałęzie działalności duchowej, było czemś niedopuszczalnem dla ich rutyny myślowej. A przecież właśnie to rozwiązanie, uchodzące za coś “nie do pomyślenia”, jest wymaganiem czasów nowych w życiu międzynarodowem. Człowiek, myślący praktycznie, nie powinien zniechęcać się pozorną niemożliwością i mniemać, że wprowadzanie urządzeń w myśl tych wymagań, natknie się na niezwalczone trudności – przeciwnie, trzeba właśnie, aby kierował swe wysiłki do ich przezwyciężania. Zamiast nadawania myśleniu “mężów stanu” kierunku zgodnego z wymogami nowoczesnemi, usiłowano tworzyć urządzenia, które, naprzekór tym wymaganiom, miały utrzymywać jednolitą postać państwa. Skutkiem tego takie państwo stawało się tworem coraz bardziej obcym życiu. I znalazło się ono w drugiem dziesięcioleciu XX-go wieku przed alternatywą: albo oczekiwać swego końca, wobec niepodobieństwa utrzymania nadal swej dawnej formy, albo też powierzchownie ratować bankructwo ustroju wewnętrznego drogą przemocy, którą dawało się uzasadnić stanem wojennym. W 1914 r. austrjacko-węgierscy “mężowie stanu” nie mieli innego wyboru: albo mogli skierować swe wysiłki ku tworzeniu warunków realizacji zdrowego organizmu społecznego i oświadczyć to światu jako swą wolę, zdolną wzbudzić nowe zaufanie, albo też zmuszeni byli rozpętać wojnę w celu utrzymania dawnego stanu rzeczy. Myśleć więc sprawiedliwie o winie za to, co się stało w roku 1914, można tylko wówczas, gdy uwzględnia się to głębsze podłoże wypadków. Wobec wielu narodowości, jakie wchodziły w skład monarchji austrjacko-węgierskiej, jej przedewszystkiem postawione było dziejowe zadanie ukształtowania zdrowego organizmu społecznego. Zadania tego nie zrozumiano. Ten grzech przeciwko duchowi dziejów wpędził Austro-Węgry w wojnę.
A Rzesza Niemiecka? Powstała ona w okresie, kiedy nowoczesne żądania zdrowego organizmu społecznego zmierzały ku swemu urzeczywistnieniu. To urzeczywistnienie mogło stanowić dla niej rację istnienia. Impulsy społeczne skupiły się w tem państwie środkowo-europejskiem, jakby w środowisku przeznaczonem do tego posłannictwa dziejowego. Myślenie społeczne występowało tu i ówdzie; ale w państwie niemieckiem przybrało ono postać szczególną, która pozwalała rozpoznać dokąd zmierza. To powinno było nadać temu państwu cel pracy i przed jego przywódcami postawić te problemy. Gdyby nowo założone państwo otrzymało taką treść dla swej pracy, jakiej wymagały same siły dziejowe, dowiodłoby ono racji bytu swego istnienia w nowoczesnem współżyciu narodów. Ale zamiast przystąpić z tem posłannictwem do wielkich zagadnień, zadowolono się reformami społecznemi, dostosowanemi do potrzeb dnia bieżącego i cieszono się, gdy zagranica podziwiała wzorowość tych reform. A obok tego opierano coraz więcej światową moc narodu na formach, pochodzących z najbardziej przestarzałych pojęć o potędze i splendorze państwowym. Ukształtowano państwo, które podobnie jak austro-węgierski twór, było w zasadniczej sprzeczności z tem, co historycznie zapowiadało się w siłach narodu. Sił tych nie dostrzegali wcale jego sternicy. Ustrój państwowy według ich pojęcia mógł opierać się jedynie na sile militarnej. To zaś, czego wymagały dzieje nowoczesne, musiałoby opierać się na urzeczywistnieniu impulsów, zmierzających do budowy zdrowego organizmu społecznego. Gdyby go zrealizowano, państwo niemieckie znalazłoby się w innej sytuacji wśród narodów, niż było w r. 1914. Polityka niemiecka, skutkiem niezrozumienia nowoczesnych wymagań życia narodowego, stanęła na martwym punkcie. Polityka ta w ciągu ostatnich dziesięcioleci nie dostrzegła nic z dojrzewających wydarzeń. Zajmowała się ona wszystkiem, co nie leżało w zakresie rozwoju sił nowoczesnych i co, skutkiem tego braku treści, musiało “runąć, jak domek z kart”.
Gdyby zechciano ściśle zbadać i przedstawić światu fakty, które zaszły w miarodajnych kołach Berlina w końcu lipca i pierwszego sierpnia 1914, powstałby wierny obraz tego, co jako tragiczny los państwa niemieckiego wyłoniło się z biegu wydarzeń. To, co się wówczas działo, mało jest jeszcze znane zarówno w kraju, jak i zagranicą. Kto to wszystko poznał, wie, jak ówczesna polityka, niemiecka była podobna do domku z kart i jak, osiągnowszy martwy punkt swej działalności, musiała całkowicie przekazać władzom wojskowym decyzję w sprawie, czy i jak rozpocząć wojnę. Czynniki, decydujące w sferach wojskowych, nie mogły, z militarnego punktu widzenia, postąpić inaczej, niż postąpiły, gdyż z tego punktu widzenia sytuacja mogła przedstawiać się tylko tak, jak one ją widziały. Doprowadzono bowiem do takiej sytuacji, że jakakolwiek inicjatywa poza sferami wojskowemi nie była już możliwa. Wszystko to byłoby dziś faktem historycznie ustalonym, gdyby znalazł się człowiek, któryby zagłębił i wydobył na światło dzienne wydarzenia, zaszłe w Berlinie w końcu lipca i 1-go sierpnia, a zwłaszcza to wszystko, co się wydarzyło 31-go lipca i 1-go sierpnia. Wciąż jeszcze ulegamy złudzeniu, że, o ile znamy wcześniejsze fakty przygotowawcze, poznanie owych wydarzeń nic dać nam nie może. Nie wolno jednak ich pomijać, jeżeli chcemy poruszać t. zw. obecnie “zagadnienie winy”. Zapewne, że też i w inny sposób zapoznać się można z przyczynami, które istniały o wiele wcześniej, ale poznanie ostatnich wydarzeń wskazuje, w jaki sposób te przyczyny wywarły działanie.
Poglądy, które wówczas wciągnęły sterników Niemiec do wojny, w dalszym ciągu działały zgubnie. Stały się one opinją publiczną. Nie dopuściły one, aby u ludzi, dzierżących w swych rękach władzę, rozwinęło się nawet w tych strasznych latach po gorzkich doświadczeniach zrozumienie tego, co wtrąciło kraj w położenie tragiczne. Licząc na wrażliwość, jaką wydarzenia wojenne powinny były obudzić, autor niniejszych rozważań usiłował, w momencie zdawało się najbardziej odpowiednim, zapoznać z ideą zdrowego organizmu społecznego te osobistości w Niemczech i Austrji, których wpływ mógł był jeszcze spowodować uznanie tych impulsów. Jednostki, które odnosiły się uczciwie do losów narodu niemieckiego, brały wówczas udział w tej akcji. Ale wysiłki te okazały się daremne. Rutyna myślowa wzbraniała się przed przyjęciem impulsów, które dla wyobrażeń, zorjentowanych wyłącznie militarystycznie, wydawały się niezdatne do niczego. Znajdowano w tem co najwyżej oddzielenie szkoły od Kościoła. Tak, to byłoby już coś. Po tym właśnie szlaku biegły już oddawna myśli ludzi nastawionych “państwowo”, ale niepodobna było nadać im kierunku bardziej skutecznego. Ludzie życzliwi radzili mi, żebym myśli te “opublikował”. W owej chwili rada ta była najmniej celowa. Cóżby to pomogło, gdyby w dziedzinie “literatury” wśród wielu innych zagadnień poruszył ktoś sprawę tych impulsów i to jakiś szary cywil? Przecież, zgodnie z naturą tych impulsów, znaczenie ich zależało wówczas tylko od tego, skąd zostaną wysunięte. Gdyby był wystąpił z niemi odpowiedni autorytet, narody środkowo-europejskie dostrzegłyby możliwość urzeczywistnienia zmian, odpowiadających ich skłonnościom, mniej lub więcej uświadomionym. A narody rosyjskiego Wschodu w tym momencie napewno zorjentowałyby się w możności zniesienie caratu w imię tych nowych idej. Wątpić w to mógłby jedynie ten, kto nie zna tej wrażliwości na zdrowe idee społeczne, jaką posiada młody jeszcze intelekt Wschodu europejskiego. Zamiast deklaracji, w myśl tych idej, podyktowano pokój w Brześciu n/B.
Fakt, że myślenie w duchu militarnym nie było w stanie odwrócić katastrofy Europy środkowej i wschodniej, mógł ukryć się właśnie tylko przed takiem myśleniem. Przyczyną klęski narodu niemieckiego było to, że nie chciano uwierzyć w możliwość zapobieżenia katastrofie. Nikt nie chciał widzieć, że ludzie, którzy mieli prawo rozstrzygania o wszystkiem, zupełnie nie rozumieli konieczności dziejowych. Kto je choć trochę rozumiał, ten wiedział też, że wśród narodów anglo-saskich znajdują się jednostki, zdające sobie sprawę z tego, co nurtowało w siłach środkowej i wschodniej Europy. Można było poznać przeświadczenie tych osób, że w tych częściach Europy dojrzewa coś, co musi wyładować się w potężnych przewrotach społecznych. Takie przewroty, jak mniemano, dla narodów anglo-saskich nie były już ani dziejowo-konieczne, ani możliwe. Zgodnie z tym poglądem kierowano własną politykę. Natomiast w środkowej i wschodniej Europie nic nie wiedziano o tem wszystkiem i stosowano stare metody w ten sposób, że wreszcie wszystko runąć musiało, jak “domek z kart”. Grunt pod nogami mogła wówczas mieć jedynie polityka, uwzględniająca fakt, że w krajach anglo-saskich liczono się z temi koniecznościami dziejowemi na wielką skalę i w sposób samo przez się zrozumiały z angielskiego punktu widzenia. Zachęta jednak do takiej zmiany polityki wydawała się, zwłaszcza “dyplomatom”, czemś najzupełniej zbytecznem.
Zamiast prowadzić politykę, któraby mogła wpłynąć dodatnio również i na Europę środkową i wschodnią przed wybuchem wojny światowej, szachując posunięcia w wielkim stylu polityki angielskiej, kroczono dalej ścieżką udeptaną przez dyplomatów. Z gorzkiego doświadczenia okropności wojennych nie potrafiono wyciągnąć nauki o konieczności przeciwstawienia zadaniu, które światu postawiła Ameryka w swych politycznych enuncjacjach, innego problemu, własnego problemu Europy, zrodzonego z jej własnych sił życiowych. A koncepcję, wysuniętą przez Wilsona z amerykańskiego punktu widzenia, można byłoby pogodzić z tą, która, jako impuls duchowy Europy, dałaby o sobie znać wśród huku armat. Wobec konieczności dziejowych wszelkie inne pertraktacje były pustą gadaniną.
Ale ludziom, których fala wypadków wyniosła w Rzeszy niemieckiej na stanowiska naczelne, zbywało na zdolnościach do postawienia sobie zadań, uwzględniających nowe prądy, budzące się w życiu ludzkości. I dlatego to jesień r. 1918 musiała przynieść to, co przyniosła. Załamaniu się siły militarnej towarzyszyła kapitulacja duchowa. Zamiast zdobyć się wówczas przynajmniej na zamanifestowanie z woli Europy impulsów duchowych narodu niemieckiego, nie uczyniono nic poza podporządkowaniem się czternastu punktom Wilsona. Wobec Wilsona znalazły się Niemcy, które nie miały nic do powiedzenia od siebie. Jakkolwiek Wilson wyobrażał sobie swoje czternaście punktów, mógł on był Niemcom przyjść z pomocą jedynie w tem, ku czemu one same dążyły. Musiał przeto czekać na ujawnienie się tej woli. Nicość polityki niemieckiej na początku wojny uzupełniła nicość tejże polityki w październiku r. 1918 tudzież okropna kapitulacja duchowa za sprawą człowieka, w którym wielu pokładało w Niemczech ostatnie nadzieje.
Na sytuację w Europie środkowej złożyły się: brak wiary w światło kierownicze sił dziejowych, tudzież odraza do uwzględniania impulsów, płynących z poznania współzależności duchowych. Obecnie na skutek katastrofy wojennej, wytworzyła się nowa sytuacja. Charakteryzuje ją istnienie idei impulsów społecznych ludzkości, jak je przedstawiliśmy w pracy niniejszej. Te impulsy społeczne mają swą wymowę, która stawia przed całym światem cywilizowanym swoje zadanie, Czyż myśl o tem, co się musi stać, ma dziś znów wobec społecznych zagadnień dojść do martwego punktu, tak samo, jak to uczyniła w obliczu ówczesnych zadań polityka środkowo-europejska w r. 1914? Kraje, które wobec aktualnych wówczas spraw mogły się były trzymać na uboczu, nie powinny obecnie postępować w ten sam sposób względem kwestji społecznej. W stosunku do tego problemu nie powinno być ani przeciwników politycznych, ani ludzi obojętnych; trzeba, aby cała ludzkość zjednoczyła się w powszechnem działaniu, czujna na ducha czasu i stosująca doń swe postępowanie.
Z przedstawionych w tej pracy zamierzeń czytelnik zrozumie dlaczego już nieco wcześniej autor jej napisał “Odezwę do Narodu Niemieckiego i całego Świata Kulturalnego”, zamieszczoną w rozdziale następnym. Odezwę tę ogłosił światu, a przedewszystkiem narodowi niemieckiemu komitet, który tę sprawę dobrze rozumiał. Dziś mamy już odmienne warunki, niż wówczas, kiedy rzeczy te można było poruszać tylko w węższych kołach. Wcześniejsze opublikowanie uczyniłoby z nich niechybnie “literaturę”. Dziś podanie tych rzeczy do powszechnej wiadomości powinno spowodować to, co do niedawna nie było możliwe, mianowicie, zjednanie tej idei ludzi rozumnych, pragnących pracować w jej duchu, jeśli uznają, że zasługuje na zrozumienie i realizację. To bowiem, co obecnie powstać winno, może powstać jedynie za sprawą takich ludzi.
Naród niemiecki był przeświadczony, że jego, przed pół wiekiem wydźwignięte, państwo posiada budowę trwałą po wsze czasy. W sierpniu 1914 r., stojąc wobec rozpętania katastrofy wojennej, mniemał, że państwo to okaże się niezwyciężone. Dziś stoi nad jego gruzami. Po takiem doświadczeniu musi nastąpić opamiętanie. Doświadczenie to bowiem wykazało, że poglądy panujące w ciągu pół wieku, a zwłaszcza powszechna opinja w latach wojennych były błędem, którego następstwa okazały się tragiczne. Gdzież szukać przyczyn tego fatalnego błędu? Pytanie to powinno zmusić członków narodu niemieckiego do zastanowienia się nad sobą. Możliwość jego zdolności do życia zależy od tego, czy znajdzie siłę na takie zastanowienie się. Przyszłość narodu niemieckiego zależy od tego, czy potrafi on z całą powagą zadać sobie pytanie: w jaki sposób popełniłem ten błąd? Jeżeli uczyni to dziś, uświadomi sobie, że przed pół wiekiem stworzył wprawdzie swe państwo, lecz zaniedbał postawić przed nim zadania, wypływającego z istotnej treści niemieckiego ducha narodowego.
Założono państwo. W pierwszych czasach jego istnienia usiłowano regulować jego wewnętrzne możliwości rozwojowe, zgodnie z wymogami, jakie ujawniały się z roku na rok ze starych tradycyj i nowych potrzeb. Następnie zabrano się do umacniania i wzmagania jego zewnętrznej potęgi, opartej na siłach materjalnych. Połączono z tem zarządzenia, mające na celu zaspokajanie nowoczesnych żądań socjalnych. Wprawdzie tą drogą uwzględniono niejedno z tego, co doba obecna wykazała jako konieczność, ale nie przyświecał temu wielki cel, jaki winien się wyłonić z poznania sił rozwojowych, ku którym współczesna ludzkość musi się koniecznie zwrócić. W ten sposób państwo niemieckie weszło do spólnoty światowej, nie posiadając istotnego celu, usprawiedliwiającego jego byt. Przebieg zawieruchy wojennej wykazał to bardzo boleśnie. Do chwili jej wybuchu cały świat poza-niemiecki nie mógł dostrzec w postępowaniu Rzeszy nic takiego, coby budziło przekonanie, że sternicy tego państwa spełniają posłannictwo dziejowe, któremu nie godzi się przeciwdziałać. Niezdolność tych przywódców do uświadomienia sobie podobnej misji musiała doprowadzić państwa poza-niemieckie do poglądu, który dla ludzi orjentujących się naprawdę w sytuacji, stanowi głębszą przyczynę upadku Niemiec.
Otóż, bezstronne uświadomienie sobie tego stanu rzeczy byłoby nieskończenie ważne dla narodu niemieckiego. W nieszczęściu powinno było powstać to zrozumienie, którego nie wykazano w ostatniem pięćdziesięcioleciu. Drobne troski, o najbliższy dzień powszedni powinien był zastąpić szeroki pogląd na życie, któryby potęgą myśli dążył do poznania sił rozwojowych współczesnej ludzkości i poświęcił im wolę pełną odwagi. Musiałoby ustać to małostkowe dążenie do obezwładniania, jako niepraktycznych idealistów, wszystkich tych, którzy kierują swą uwagę na owe siły rozwojowe. Musiałaby ustąpić zarozumiałość i pycha osób, uważających się za praktyków życiowych, które spowodowały jednak nieszczęście, zasłaniając ciasnotę swych mózgów płaszczykiem rzekomej praktyczności. Należało także uwzględnić to wszystko, co ludzie, okrzyczani za idealistów, lecz myślący, w gruncie rzeczy, naprawdę życiowo, mieli do powiedzenia o nowoczesnych potrzebach rozwojowych.
“Praktycy” wszelkich kierunków dostrzegali wprawdzie od dawna pojawienie się całkiem nowych postulatów ludzkości. Ale żądaniom tym chcieli uczynić zadość w ramach przyzwyczajeń myślowych i urządzeń, przekazanych przez dawne czasy. Żądania te wysunęło nowoczesne życie gospodarcze. Zaspokojenie ich na drodze inicjatywy prywatnej wydawało się niemożliwe. Zastąpienie przedsiębiorczości prywatnej – społeczną w poszczególnych dziedzinach narzucało się jednej klasie społecznej, jako konieczność. Postulat ten urzeczywistniono tam, gdzie, zdaniem tej klasy, wydawało się to korzystne. Radykalne przekształcenie wszelkiej inicjatywy prywatnej w społeczną stało się celem innej klasy, która, skutkiem rozwoju nowoczesnej gospodarki, nie widzi swego interesu w utrzymaniu dotychczasowej przedsiębiorczości prywatnej.
Wszelkie dążenia, które zmierzały dotąd do zaspokojenia nowoczesnych postulatów ludzkości, opierają się na wspólnem podłożu. Prą one ku uspołecznieniu prywatnej własności i liczą na to, że przejmą ją ciała publiczne (państwo, gmina). Te ciała jednak powstały z założeń, nie mających nic wspólnego z owemi postulatami. Lub też bierze się pod uwagę nowsze formy organizacyjne (np. spółdzielnie), które utworzyły się niezupełnie w sensie tych nowych żądań, lecz wedle odziedziczonych przyzwyczajeń myślowych, jako naśladownictwo starych form.
W rzeczywistości jednak żadna organizacja, utworzona na modłę takich starych przyzwyczajeń myślenia, nie może podjąć się tego, czego się po niej spodziewamy. Siły czasu prą ku takiej strukturze społecznej, któraby miała na widoku zupełnie coś innego, niż ma obecna. Dotychczas formy współżycia społecznego powstawały po większej części z instynktów socjalnych ludzkości. Przeniknięcie ich sił pełnią świadomości – oto zadanie czasów naszych.
Organizm społeczny, tak samo jak naturalny, składa się z członów. I podobnie jak organizm naturalny musi myśleć zapomocą głowy, nie zaś płuc, tak też i organizm społeczny wymaga rozczłonowania na układy. Żaden z nich nie może podejmować się funkcji innego, natomiast każdy musi współdziałać z pozostałemi, utrzymując własną samodzielność.
Życie gospodarcze może rozwijać się pomyślnie jedynie wówczas, gdy kształtuje się według własnych sił i praw, jako samodzielny człon organizmu społecznego i w swej dziedzinie nie dopuszcza zamętu, który powstaje skutkiem tego, że pozwala się w niem rządzić siłom innego członu tegoż organizmu, mianowicie, politycznego. Dział państwowo-polityczny zaś powinien rozwijać się w pełnej samodzielności, obok działu gospodarczego tak, jak w organizmie naturalnym system oddychania obok systemu nerwowo-zmysłowego. Niepodobna osiągnąć zdrowego współdziałania obu tych członów drogą regulowania ich z jednego centrum władzy prawodawczej i administracyjnej, lecz każdy z nich mieć musi w tym celu własne organa, które będą ze sobą żywo współdziałały. Albowiem system polityczny niszczy życie gospodarcze, gdy chce przejąć jego funkcje. System gospodarczy zaś traci swe siły życiowe, gdy bierze się do polityki.
Te dwa systemy organizmu społecznego uzupełnić musi trzeci, ukształtowany zupełnie samodzielnie według własnych możliwości życiowych – mianowicie, twórczość duchowa. Wchodzi ona również i do obu poprzednich systemów, które otrzymują jej podniety od organizacji duchowej, posiadającej własne organa zarządzające. Trzeci ten dział nie może być przez oba tamte zarządzany, ani podlegać ich wpływom w inny sposób, niż tak, jak oddziaływują na siebie poszczególne organa, działające obok siebie w całokształcie organizmu naturalnego.
To, co powiedzieliśmy tu o koniecznościach organizmu społecznego, można już dziś uzasadnić naukowo i rozwinąć ze wszelkiemi szczegółami. W niniejszych rozważaniach mogliśmy nakreślić jedynie wytyczne dla wszystkich tych, którzy skłaniają się do uznania tych konieczności.
Powstanie Rzeszy Niemieckiej przypadło na okres, kiedy te konieczności już się ujawniły współczesnej ludzkości. Kierownicy państwa nie potrafili postawić przed niem zadania, wynikającego ze zrozumienia tych konieczności. Takie zrozumienie zapewniłoby państwu nie tylko spoistość wewnętrzną, lecz nadałoby również jego polityce zagranicznej uzasadniony kierunek. Dzięki takiej polityce naród niemiecki miałby możność współżycia z innemi narodami.
W nieszczęściu ludzie powinniby przecież dorosnąć do poznania. Trzeba skierować wolę ku ukształtowaniu organizmu społecznego, zdolnego do życia. Wobec świata zewnętrznego nie powinnyby występować te Niemcy, które już nie istniały, lecz przedstawiciele dziedziny duchowej, politycznej i gospodarczej, jako samodzielne delegacje. Im to należało pertraktować z tymi, co zwyciężyli te Niemcy, które, na skutek poplątania trzech członów swego organizmu, wyrodziły się w twór społeczny, niezdolny do życia.
Przeczuwamy już objekcje “praktyków”, którzy rozwodzić się będą nad złożonością tego, co tu było powiedziane. Dla nich samo już myślenie o współdziałaniu tych trzech członów byłoby uciążliwe, nie chcą bowiem nic wiedzieć o prawdziwych żądaniach życia, lecz wszystko dostosowują sobie wygodnie według wymagań własnego myślenia. Powinni jednak zrozumieć, że albo będą musieli podporządkować swe myślenie wymogom rzeczywistości, albo też, nie wyciągnąwszy żadnej nauki z nieszczęścia, wzmagać będą w nieskończoność sprowadzone już klęski dalszemi katastrofami.
Kto w dziedzinie wydawniczej poszukuje przedewszystkiem nowości, będzie zapewne niemile ździwiony, że praca, którą w przekładzie udostępniamy społeczeństwu polskiemu, w oryginale ukazała się niemal przed dwudziestu laty (1919 r.).
Czynimy to w przeświadczeniu, że podstawowe myśli i impulsy, w tej pracy zawarte, nic nie straciły na swem znaczeniu i aktualności, bodaj raczej wręcz odwrotnie. Albowiem minione dwa dziesiątki lat przyniosły bogaty plon gorzkich rozczarowań i smutnych doświadczeń, potwierdzających bezpłodność wszelkich utopijnych, nie opartych na głębszej rzeczywistości idealizmów i sztucznych programów. A tymczasem ogrom piętrzących się trudności i zawiłość problemów, oczekujących rozwiązania, ciągle się dalej groźnie potęguje.
Czytelnikowi, któryby czuł potrzebę pracowania dalej w kierunku niniejszej pracy, należy zwrócić uwagę na inne prace społeczno-ekonomiczne Dr. R. Steinera, a przedewszystkiem na “Kurs Ekonomji Społecznej”, wydany w przekładzie polskim w 1935 r., a także na broszurę Dr. Emila Anderegga, działacza samorządu kantonalnego w St. Gallen, p. tyt. “Wirtschaftliche Verständigung”, która stanowi próbę praktycznego zastosowania założeń układu trójczłonowego do życia społeczno-gospodarczego Szwajcarji.
M. O.
Warszawa, 12 listopada 1938 r.
LISTA MAILOWA ANTROPOZOFIA
Osoby zainteresowane zagadnieniem trójczłonowości organizmu społecznego oraz filozofią Rudolfa Steinera zapraszamy do udziału w liście mailowej Antropozofia.
http://groups.yahoo.com/group/antropozofia/
|
1 Założona w kwietniu r. 1919 organizacja p. n. “Bund für Dreigliederung des sozialen Organismus" miała na celu wprowadzenie w życie myśli, zawartych w tych pracach.
2 Autor unikał świadomie w swych rozważaniach ścisłego trzymania się terminologji, używanej w literaturze ekonomicznej. Wie on dokładnie, które ustępy tej pracy “fachowy” ekonomista uzna za dyletantyzm. Taki sposób wyrażania swych myśli wybrał on nie tylko dla tego, aby zrozumieli go ludzie, którzy nie znają naukowej literatury ekonomiczno-społecznej, ale głównie z przeświadczenia, że większość z tego, co w tej literaturze uchodzi za fachowe, w przyszłości okaże się jako jednostronne i niedostateczne, nawet pod względem formy. Ktoby sądził, że autor powinien był też wspomnieć o ideach społecznych innych pisarzy, których myśli w tej, czy innej sprawie wydają się być zgodne z wyżej wyłożonemi, tego proszę, aby rozważył, że istotną rzeczą w praktycznem zastosowaniu danych impulsów są punkty wyjścia i drogi powstania omawianego poglądu, które autor zawdzięcza kilkudziesięcioletniemu doświadczeniu, nie zaś tylko myślom w taki, czy inny sposób ukształtowanym. Jak widać z rozdziału IV-go, autor rozmyślał nad praktycznem urzeczywistnieniem tych poglądów już wówczas, gdy pozornie podobnych myśli o tej czy innej sprawie jeszcze nie zauważono.
3 Nie należy rozumieć powyższego rozczłonowania jako rozgraniczenia przestrzennego w organizmie ludzkim, lecz jako podział według czynności (funkcyj) organizmu. Terminu “system głowy” używać należy wyłącznie w tem rozumieniu, że w głowie scentralizowane jest przeważnie życie nerwów i zmysłów. Ale w głowie odbywają się, oczywiście, również zjawiska rytmiczne i przemiany materji, podobnie jak w innych częściach ciała działa system nerwowo-zmysłowy. Pomimo to te trzy rodzaje czynności są, co do swej istoty, ściśle wyodrębnione.
4 W wywodach, które służyć mają życiu, nie chodzi o definicje, wywodzące się z jakiejś teorji, ale właśnie o idee, uzmysławiające to, co w rzeczywistości odgrywa pełną i żywotną rolę. Termin “towar”, użyty w powyższym sensie, wskazuje na coś, co człowiek przeżywa. Jakiekolwiek inne pojęcie o “towarze”, albo coś ze swej treści opuszcza, albo dodaje, tak, że pojęciu temu nic odpowiada rzeczywista istota zjawisk życiowych.
5 Zjawiska życiowe mogą być nie tylko błędnie wyjaśniane, ale również mogą odbywać się niezgodnie z prawdą. Pieniądz i praca nie są wartościami, które dają się wymieniać, lecz jedynie pieniądz i wytwór pracy. Jeżeli zatem wzamian za pracę daję pieniądz, fałszuję rzeczywistość. Wywołuję zjawisko pozorne. W rzeczywistości bowiem pieniądz można dawać wyłącznie wzamian za wytwór pracy.
6 Taki stosunek pracy do porządku prawnego spowoduje, że zrzeszenia gospodarcze będą musiały się liczyć z tem, co jest “słuszne” (sprawiedliwe) jako z niezbędnem założeniem. Dzięki temu organizacja gospodarcza będzie uzależniona od człowieka, nie zaś odwrotnie: człowiek od organizacji gospodarczej.
7 Jedynie, dzięki takiemu zarządzaniu organizmem społecznym, jakie powstaje z nieskrępowanego współdziałania trzech jego członów, może wyniknąć zdrowy stosunek wzajemny pomiędzy cenami wytwarzanych dóbr. Musi się on tak układać, żeby pracujący otrzymywał za wytwór swej pracy taką równowartość, któraby pozwoliła mu zaspokajać wszystkie jego potrzeby, oraz potrzeby jego rodziny aż do czasu, kiedy wytworzy nowy produkt tego samego rodzaju. Takiego wzajemnego ustosunkowania się cen niepodobna normować drogą rozporządzeń urzędowych. Może ono wyniknąć jedynie jako rezultat żywego współdziałania zrzeszeń, czynnych w organizmie społecznym, ale wyniknie dopiero wtedy, gdy to współdziałanie oprze się na zdrowej współpracy wszystkich trzech członów tego organizmu. I musi to nastąpić z taką samą pewnością, jak wytrzymałość mostu jest niezawodnym wynikiem konstrukcji, zgodnej z prawami matematyki i mechaniki. Można, oczywiście, wysunąć zarzut, że życie społeczne nie podlega swym prawom w taki sam sposób, jak most. Ale takiego zarzutu nie postawi ten, kto spostrzegł, że w niniejszej pracy, jako podłoże życia społecznego, pomyślane są właśnie prawa żywe, nie zaś matematyczne.
8 Kto podniesie zarzut, że jednak stosunki prawne i gospodarcze w rzeczywistości tworzą całość i niepodobna ich od siebie wyodrębnić, nie zdaje sobie sprawy z istoty rozczłonowania, o którem tu mowa. W ogólnym procesie wymiany działają, oczywiście, te dwa rodzaje stosunków jako całość. Ale jest zupełnie co innego, gdy kształtujemy ustawodawstwo, wychodząc z potrzeb gospodarczych, czy też z elementarnego poczucia prawa i temu, co stąd powstaje, pozwalamy współdziałać z życiem gospodarczem.
9 Kto w sprawach tych dopatruje się “utopji”, nie dostrzega, że w istocie rzeczywistość życiowa zmierza do tych urządzeń, które on uważa za utopijne, i że zło, które powstaje w tej rzeczywistości, pochodzi właśnie z braku tych urządzeń.