Dr. Rudolf Steiner
SEDNO KWESTJI
SPOŁECZNEJ
DIE KERNPUNKTE DER SOZIALEN FRAGE
in den Lebensnotwendigkeiten
der Gegenwart und Zukunft.
GA 23
Spis
rzeczy:
str.
Przedmowa i wstęp do nowego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . 2
Uwagi o zamierzeniach niniejszej pracy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . 7
I. Prawdziwa postać kwestji społecznej w życiu nowoczesnej ludzkości . . . . . . . .
. . . . . 9
II. Próby rozwiązania problemów i konieczności społecznych, w myśl wymagań
życia . . 16
III. Kapitalizm i idee społeczne
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . 26
IV. Międzynarodowe stosunki organizmów społecznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . 42
Aneks: Odezwa do Narodu Niemieckiego i całego Świata Kulturalnego . . . . . . . .
. . . . . 47
Uwagi do polskiego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . 49
Wydano staraniem Polskiego Towarzystwa Antropozoficznego
w autoryzowanym przekładzie M. O. i M. W. - Warszawa 1938
PRZEDMOWA I WSTĘP DO NOWEGO WYDANIA.
Zadań, wysuniętych przez nowoczesne życie społeczne, nie zdoła poznać
człowiek, który przystępuje do nich z myślą o jakiejkolwiek utopji. Wychodząc z
pewnych poglądów i uczuć, możemy wierzyć, że takie czy inne urządzenia, które
sobie obmyśliliśmy, uszczęśliwią ludzkość. Wiara ta może nawet nabrać bojowej siły
przekonywującej. A jednak z wiarą tego rodzaju można łatwo przeoczyć to, co
stanowi dziś istotę “kwestji” społecznej.
Twierdzenie powyższe nie trudno doprowadzić dziś do pozornego absurdu,
wszakże pozostaje ono słusznem. Przypuśćmy, że ktoś posiadł teoretycznie
doskonałe “rozwiązanie” kwestji społecznej. Pomimo to wierzyłby on w coś całkiem
nierealnego, gdyby chciał narzucić ludzkości to wymyślone przez siebie
“rozwiązanie”. Nie żyjemy już bowiem w czasach, kiedy można mniemać, że w ten
sposób da się cośkolwiek zdziałać w życiu publicznem. Układ duszy ludzkiej nie jest
taki, żebyśmy w stosunku do życia społecznego mogli powiedzieć: oto macie
człowieka, który wie, jakie urządzenia społeczne są potrzebne; uczyńmy więc tak,
jak on sądzi.
W taki sposób ludzie nie chcą wcale przyjmować idej społecznych. Z faktem tym
liczy się niniejsza praca, która znalazła już dość szerokie rozpowszechnienie. Ci z
pośród czytelników, którzy przypisali jej charakter utopijny, zgoła nie zrozumieli jej
podstawowych zamierzeń. A najgłośniej twierdzili to ci, którzy sami nie umieją
myśleć inaczej, niż utopijnie. U innych dopatrują się tego, co stanowi najbardziej
istotną cechę ich własnych przyzwyczajeń myślowych.
Dla człowieka myślącego realnie należy już do doświadczeń w dziedzinie
społecznej, że jakakolwiek idea utopijna, choćby najbardziej przekonywująca, nie
prowadzi do niczego. Jednak wielu ludziom wydaje się, że np. w dziedzinie
gospodarczej powinni szerzyć wśród swych bliźnich takie idee. Muszą się jednak
przekonać, że trudzą się napróżno. To, co głoszą, bliźnim na nic przydać się nie
może.
Fakt ten należałoby traktować jako nabyte doświadczenie, wskazuje on bowiem
na ważny objaw współczesnego życia publicznego, mianowicie na to, że myśli nasze
są obce wymaganiom rzeczywistości gospodarczej. Czyż można spodziewać się, że
zdołamy opanować zawiłe stosunki życia społecznego, jeśli przystępujemy doń z
myśleniem, które jest obce temu życiu?
Zagadnienie to bynajmniej nie może liczyć na popularność. Wymaga bowiem
przyznania się, że myślimy w sposób obcy życiu. A jednak, jeżeli tego nie uczynimy,
pozostaniemy również dalecy od “kwestji społecznej”. Jedynie bowiem pod
warunkiem, że zagadnienie to traktować będziemy jako ważną sprawę całej
współczesnej cywilizacji, uzyskamy jasną świadomość potrzeb życia społecznego.
Kwestja ta wskazuje na sposób, w jaki ukształtowało się współczesne życie
duchowe. Ludzkość nowoczesna rozwinęła w taki sposób życie duchowe, że jest
ono w wysokim stopniu uzależnione od urządzeń państwowych i sił gospodarczych.
Człowiek już od dzieciństwa otrzymuje wychowanie i nauczanie państwowe. Może
on korzystać z takiego tylko wychowania, na jakie pozwalają warunki gospodarcze
otoczenia, wśród którego wyrasta.
Możnaby mniemać, że dzięki temu wszyscy powinni być dobrze przystosowani
do obecnych warunków życiowych. Państwo bowiem ma możność kształtowania
urządzeń, poświęconych wychowaniu i nauczaniu, które stanowią podstawowy
czynnik życia duchowego społeczeństwa, tak, aby jak najlepiej służyły ogółowi. I
również łatwo możnaby sądzić, że człowiek stanie się możliwie najlepszym
członkiem społeczności ludzkiej, jeżeli otrzyma wychowanie zgodnie z
możliwościami gospodarczemi, z których wyrósł, oraz jeżeli wychowanie postawi go
na to stanowisko, które mu wyznaczają owe możliwości gospodarcze.
Praca niniejsza podjąć musi niepopularne dziś zadanie wykazania, że
przyczyną zamętu naszego życia publicznego jest uzależnienie życia duchowego od
państwa i sił gospodarczych. Ma ona dowieść, że wyzwolenie życia duchowego z tej
zależności stanowi część rozwiązania palącej kwestji społecznej.
Książka niniejsza występuje zatem przeciw szeroko rozpowszechnionym
błędom. Przejęcie przez państwo działu wychowania i nauczania uważane jest
oddawna za coś zbawiennego dla postępu ludzkości. A ludzie myślący
socjalistycznie nie mogą sobie nawet tej sprawy wyobrazić inaczej, niż w ten
sposób, że społeczeństwo ma wychowywać jednostkę na swoją modłę tak, aby mu
służyła.
Nie łatwo godzimy się na pogląd, który jest w tej dziedzinie bezwarunkowo
konieczny, mianowicie, że w dziejowym rozwoju ludzkości w epokach późniejszych
błędem stać się może to, co we wcześniejszych było słuszne. Na to, aby życie
ludzkości mogło ukształtować się nowocześnie, konieczne było odebranie
kierownictwa wychowania, a co zatem i kierownictwa duchowego życia publicznego
tym sferom, które zajmowały się tem w średniowieczu, oraz powierzenie tegoż
państwu. Ale dalsze utrzymywanie tego stanu rzeczy jest już ciężkim błędem
społecznym.
Wyjaśni to pierwsza część niniejszej pracy. W ramach państwowych życie
duchowe dorosło do wolności; nie będzie jednak w stanie z niej korzystać we
właściwy sposób, o ile nie nada mu się całkowitego samorządu, życie duchowe w
swej obecnej postaci wymaga, aby stanowiło całkiem samodzielny składnik
organizmu społecznego. Zarząd dziedziny wychowania i nauczania, z czego
przecież wyrasta całe życie duchowe, przejść musi w ręce ludzi, którzy sami
wychowują i nauczają. Czynniki państwowe lub gospodarcze nie powinny mieszać
się do spraw tego kierownictwa słowem lub czynem. Nauczaniu pedagog winien
poświęcać tylko taką część swego czasu, aby równocześnie mógł także zarządzać
w swej dziedzinie pracy. Dzięki temu sam nauczyciel załatwiać będzie sprawy
związane z zarządzaniem tak samo, jak sam naucza i wychowuje. Rozporządzeń
nie będzie wydawał nikt, kto równocześnie nie jest sam czynny w żywem nauczaniu i
wychowywaniu. Żaden parlament, żaden dostojnik, który kiedyś, być może, był
nauczycielem, ale obecnie już nim nie jest, nie będą tu mieli głosu. To co w
nauczaniu zdobywa się drogą bezpośredniego doświadczenia, będzie wywierało
wpływ także na sposób zarządzania. Wynika stąd naturalnie, że warunki tego
rodzaju sprzyjać będą rozwojowi rzeczowości i tężyzny zawodowej w możliwie
najwyższym stopniu.
Można zapewne zauważyć, że i przy takim samorządzie życia duchowego także
nie wszystko będzie doskonałe. Ale w życiu rzeczywistem nie można żądać
doskonałości. Dążyć trzeba tylko do realizowania rzeczy możliwie najlepszych.
Zdolności, rozwijające się w człowieku-dziecku, będą dopiero wówczas wzbogacały
społeczeństwo, gdy pieczę nad niemi obejmą jednostki, które potrafią opierać swe
decyzje na motywach duchowych. Pogląd na to, jak dalece rozwijać należy dane
dziecko w tym czy owym kierunku, powstawać może jedynie w niezależnym zespole
duchowym. I on tylko jest powołany do decydowania o sposobie urzeczywistniania
tych zamierzeń. Od tego samorządu życie państwowe jakoteż i życie gospodarcze
czerpać będą siły, których same nie są w stanie wytworzyć, gdy na podstawie swych
założeń kształtują także i życie duchowe.
Zgodnie z poglądem, wyłożonym w tej książce, sprawa urządzeń i programów
uczelni, które służą potrzebom państwa i życia gospodarczego, również winna
spoczywać w rękach kierownictwa niezależnego życia duchowego. Szkoły dla
przyszłych prawników, handlowców, przemysłowców, rolników też kształtować winno
niezależne życie duchowe. Praca niniejsza musi z konieczności wywołać wiele
zastrzeżeń, gdy z jej założeń wyprowadzi się tę słuszną konsekwencję. Ale z czego
to wypływają owe zastrzeżenia? Rozpoznamy ich ducha antyspołecznego, gdy
zdamy sobie sprawę z tego, że, w gruncie rzeczy, wynikają one z nieuświadomionej
wiary w niepraktyczność życiową wychowawców. Niepodobna tedy oczekiwać po
nich, że powołają do życia urządzenia, które we właściwy sposób będą służyły
praktycznym dziedzinom bytu. Takie urządzenia muszą pono tworzyć ludzie, którzy
sami biorą udział w życiu praktycznem; wychowawcy zaś mają tylko postępować
według linij wytycznych, które im zgóry narzucono.
Ten, kto tak myśli, nie spostrzega, że wychowawcy, którzy nie potrafią sami
nadawać sobie linij wytycznych, poczynając od najdrobniejszych szczegółów, a
kończąc na rzeczach najważniejszych, właśnie skutkiem tego stają się obcy życiu i
niepraktyczni. Można narzucić im zasady, pochodzące nawet od jednostek pozornie
najbardziej związanych z życiem praktycznem, a jednak nigdy nie wychowają oni
ludzi życiowo prawdziwie praktycznych. Antyspołeczne stosunki powstają stąd, że w
życiu zbiorowem brak ludzi, którzyby, dzięki otrzymanemu wychowaniu, nauczyli się
odczuwać społecznie. Ludzi uspołecznionych wychowywać mogą jedynie
pedagodzy, którzy sami posiadają zmysł społeczny. Nigdy nie dotrzemy do sedna
kwestji społecznej, jeśli nie uznamy spraw wychowawczych i duchowych, jako
jednego z jej najważniejszych składników. Stosunki antyspołeczne powstają nietylko
z winy urządzeń gospodarczych, ale także skutkiem tego, że ludzie w ramach tych
urządzeń postępują antyspołecznie. I powierzanie wychowania tudzież nauczania
młodzieży ludziom, których czyni się obcymi życiu, wskutek narzucania im zzewnątrz
kierunku i treści ich działania - jest rzeczą antyspołeczną.
Państwo otwiera wydziały prawne. Wymaga, aby wykładano tam zasady tego
prawodawstwa, na którem ono, ze swego punktu widzenia, oparło swą konstytucję i
administrację. Instytucje zaś, które powstaną całkowicie na gruncie niezależnego
życia duchowego, czerpać będą treść prawodawstwa właśnie z tego życia. Państwo
zasilane będzie tem, co mu to niezależne życie duchowe przekaże; będą je
zapładniały żywe idee, które jedynie z takiego źródła duchowego mogą wypływać.
Ale w samej tej dziedzinie duchowej będą ludzie, którzy, każdy ze swego punktu
widzenia, oddadzą się życiu praktycznemu. Życiowo praktycznem nie może stać się
to, co pochodzi z urządzeń szkolnych wprowadzonych przez “praktyków”, i gdzie
nauczają ludzie obcy życiu, ale wyłącznie to, co dają wychowawcy, którzy rozumieją
życie i praktyczność ze swego punktu widzenia. O tem, jak zarządzanie niezależnem
życiem duchowym winno kształtować się w szczegółach, pomówimy w niniejszej
pracy, przynajmniej w ogólnych zarysach.
Wśród ludzi, skłonnych do utopij, książka ta obudzi rozmaite wątpliwości.
Zaniepokojeni artyści i inni pracownicy umysłowi powiedzą: dobrze, ale czy talenty
będą mogły rozwijać się lepiej wśród tego niezależnego życia duchowego, niż w
obecnych warunkach, kiedy znajdują się pod opieką państwa i potęg
gospodarczych? Tacy oponenci pamiętać winni, że praca niniejsza nie ma nic
wspólnego z utopją. Dlatego nigdzie nie znajdziemy w niej twierdzeń teoretycznych:
to powinno być tak urządzone, czy inaczej. Natomiast znaleźć w niej można
pobudkę do tworzenia takich społeczności ludzkich, któreby były zdolne we własnem
współżyciu wytwarzać pożądane warunki społeczne. Kto sądzi życie nie według
teoretycznych uprzedzeń, lecz z własnych doświadczeń, ten powie sobie: człowiek,
który tworzy na podstawie swych niczem nieskrępowanych uzdolnień, będzie
wówczas mógł liczyć na właściwą ocenę swej działalności, kiedy powstanie
niezależna społeczność duchowa, która będzie wywierała wpływ na życie, kierując
się wyłącznie własnemi założeniami.
“Kwestja społeczna” nie jest czemś, co w naszych czasach wyłoniło się z życia
ludzkiego i co grupka ludzi, czy też parlamenty będą mogły rozwiązać i wreszcie
rozwiążą. Jest ona częścią składową całej nowoczesnej cywilizacji i skoro już
powstała, taką pozostanie. W każdym momencie rozwoju dziejowego musi ją
ludzkość na nowo rozwiązywać. Życie człowieka bowiem weszło w ostatnich
czasach w taką fazę, kiedy same urządzenia socjalne rodzą stale tendencje
antyspołeczne. Trzeba je nieustannie opanowywać na nowo. Podobnie jak organizm
po pewnym czasie po nasyceniu, znów powraca do stanu głodu, tak samo organizm
społeczny z uporządkowanych stosunków wpada w bezład. Na uporządkowanie
stosunków społecznych niema uniwersalnego lekarstwa podobnie, jak niema takiego
pokarmu, któryby nasycił organizm raz na zawsze. Ale ludzie tworzyć mogą takie
spólnoty, których współdziałanie stale dawać będzie życiu nowe impulsy w kierunku
socjalnym. Taką spólnotą jest samorządny człon duchowy organizmu społecznego.
Podobnie jak dla życia duchowego z doświadczeń teraźniejszości wyłania się
wymaganie autonomji społecznej, tak samo dla życia gospodarczego wypływa
postulat pracy zrzeszeniowej. Gospodarka społeczna składa się dziś z produkcji,
obiegu i spożycia dóbr, które zaspakajają potrzeby ludzkie. Każdego wiążą z życiem
gospodarczem jego interesy; każdy musi się z niem sprzęgnąć zapomocą takiego
udziału w pracy, jaki jest dlań dostępny. Tylko sam człowiek może wiedzieć i
odczuwać, czego naprawdę potrzebuje; sam też, na zasadzie własnego zrozumienia
warunków życia społeczeństwa, musi rozstrzygać o tem, co powinien spełniać. Nie
zawsze tak było i jeszcze nie wszędzie tak jest, ale wśród cywilizowanych ludów
świata zasadniczo panują takie stosunki.
Z biegiem rozwoju ludzkości zasięg działania jednostek gospodarczych
rozszerzył się. Z zamkniętej gospodarki domowej rozwinęła się gospodarka miast, a
z niej gospodarka narodowa. Dziś stoimy wobec gospodarki światowej. Wprawdzie
ze starego porządku wiele jeszcze pozostało w nowym ustroju; w dawnem życiu
natomiast tkwiło już w zarodku dużo elementów przyszłości. Ale losy ludzkości
zależne są od tego, że ta kolejność rozwojowowa w pewnych warunkach życiowych
uzyskała wpływ decydujący.
Nonsensem jest chcieć organizować siły gospodarcze jako abstrakcyjną
spólnotę światową. Poszczególne jednostki gospodarcze z biegiem rozwoju
wytworzyły w szerokim zakresie gospodarki państwowe. Wszakże twory państwowe
powstały z działania innych jeszcze sił, nietylko gospodarczych. Właśnie chęć
przekształcenia państw w społeczności gospodarcze spowodowała chaos czasów
najnowszych. Życie gospodarcze dąży do kształtowania się na podstawie własnych
sił, niezależnie od urządzeń państwowych oraz od politycznego sposobu myślenia
państwowego. Ale w taki sposób będzie ono mogło ukształtować się tylko wtedy,
gdy na czysto-gospodarczem podłożu powstaną zrzeszenia, obejmujące
przedstawicieli spożycia, obiegu i produkcji. Warunki życiowe, same przez się,
regulować będą rozmiary tych zrzeszeń. Za małe zrzeszenia byłyby zbyt kosztowne,
za duże zaś - nie dość przejrzyste w pracy gospodarczej. Każdemu zrzeszeniu
życiowe potrzeby wskażą łatwo drogę do stałych stosunków z innemi zrzeszeniami.
Nieuzasadnioną byłaby obawa, że owe zrzeszenia będą krępowały tych członków,
których warunki życia zmuszają do częstych zmian miejsca zamieszkania. Znajdą
oni łatwo drogę od jednego zrzeszenia do drugiego, jeżeli takie przejścia
powodować będą interesy gospodarcze, a nie przepisy państwowe. W organizacji
zrzeszeniowej dadzą się pomyśleć urządzenia, które działać będą z łatwością
obiegu pieniężnego.
Dzięki fachowości i rzeczowemu traktowaniu, w takiem zrzeszeniu panować
może daleko idąca harmonja interesów.
Nie prawa mają regulować produkcję, obieg i spożycie dóbr, ale sami ludzie, na
podstawie własnego, bezpośredniego orjentowania się w tem oraz własnych
interesów. Udział w życiu zrzeszeniowem umożliwi im zdobywanie w tym kierunku
niezbędnego zrozumienia. Skutkiem tego, że, drogą układów wzajemnych,
poszczególne interesy muszą się wzajemnie wyrównywać, towary uzyskają w
obiegu swoje odpowiednie wartości. Taka współpraca z motywów gospodarczych
będzie czemś zupełnie innem, niż to, co odbywa się n. p. w nowoczesnych
związkach zawodowych. Związki te rozwijają swą działalność w życiu
gospodarczem, ale nie powstają z przesłanek gospodarczych. Są one
naśladownictwem zasad, które ukształtowały się w nowych czasach, pod wpływem
racyj państwowych i politycznych. A więc politykuje się w tych związkach, zamiast
rozważać z punktu widzenia gospodarczego, jakie świadczenia jeden człowiek
czynić winien drugiemu. W owych zrzeszeniach zaś nie będą zasiadać “najemnicy”,
którzy, z tytułu swej siły, żądają od przedsiębiorcy możliwie wysokich płac. Będą
natomiast tu współdziałali pracownicy fizyczni z duchowymi kierownikami produkcji
oraz ze spożywcami, zainteresowanymi daną gałęzią wytwórczości, aby kształtować
odpowiednio wzajemną wymianę świadczeń, przy pomocy regulowania cen. Tego
osiągnąć się nie da, parlamentując na zgromadzeniach. Od tej gadaniny należałoby
społeczeństwo uwolnić. Któż bowiem miałby pracować, jeśliby niezliczone zastępy
ludzi traciły czas na rozprawianiu o pracy? Drogą umów człowieka z człowiekiem,
zrzeszenia ze zrzeszeniem, wszystko to załatwiać się będzie obok pracy. Na to
potrzeba jedynie, aby takie porozumienie odpowiadało poglądom pracujących oraz
interesom spożywców.
Nakreślony tu obraz nie jest utopją. Nie twierdzimy bowiem bynajmniej, że coś
ma być urządzone tak, czy inaczej. Wskazujemy jedynie na to, jak ludzie własne
sprawy sami załatwiać będą, działając przy pomocy zrzeszeń, odpowiadających ich
zapatrywaniom i interesom.
O to, aby ludzie łączyli się w takie zespoły, troszczy się sama natura ludzka, o
ile ingerencja państwa nie stawia jej w tem przeszkód - natura bowiem budzi
potrzeby. Prócz tego troszczyć się o to będzie niezależne życie duchowe, ponieważ
za jego sprawą powstawać będą takie właśnie poglądy, jakie powinny działać w
społeczeństwie. Człowiek, myślący na podstawie doświadczenia życiowego, musi
przyznać, że istnieje możliwość, by omawiane tu zrzeszenia powstały w każdej
chwili, że niema w tem nic utopijnego. Ich powstaniu nic nie stoi na przeszkodzie
prócz tego, że człowiek współczesny usiłuje “organizować” życie gospodarcze z
zewnątrz, zasugestjowany ideą “organizacji”. Od takiego organizowania, które z
zewnątrz dąży do łączenia ludzi w celu produkcji, różni się biegunowo organizacja
gospodarcza, oparta na niezależnych zrzeszeniach. Na drodze asocjacji człowiek
łączy się z człowiekiem, a planowość całości wynika, dzięki zdrowemu rozsądkowi
jednostki.
Możnaby powiedzieć: na co się zda, że jakiś biedak zrzeszy się z człowiekiem
majętnym? Można uważać za lepsze “sprawiedliwe” regulowanie z zewnątrz całej
produkcji i spożycia. Ale taka zorganizowana regulacja krępowałaby siły twórcze
jednostki i pozbawiałaby życie gospodarcze tego, czego dostarczać mu mogą te
twórcze siły. Niechajby ludzie, mimo wszelkich uprzedzeń, uczynili raz próbę
zrzeszenia się nawet w dzisiejszych czasach biedaków z bogaczami! Jeżeli nie
wmieszają się do tego żadne inne siły prócz gospodarczych, to z konieczności
posiadający z nieposiadającymi będą musieli wyrównywać wzajemne świadczenia.
Dziś mówi się o tych rzeczach nie na podstawie instynktów życiowych, które
wypływają z doświadczenia, lecz pod wpływem nastrojów i to powstających nie z
potrzeb gospodarczych, lecz z interesów klasowych i innych. Nastroje te zaś
rozwijać się mogły dlatego, że, wobec coraz większej złożoności życia
gospodarczego, niepodobna było w ostatnich czasach nadążyć za niem przy
pomocy idej czysto-gospodarczych. Stało temu na przeszkodzie skrępowanie życia
duchowego. Ludzie, czynni w życiu gospodarczem, zakrzepli w rutynie; siły,
kształtujące to życie, nie są dla nich przejrzyste. Pracują, nie orjentując się w
całokształcie życia ludzkiego. W zrzeszeniach zaś jeden od drugiego dowie się tego,
co niezbędnie musi wiedzieć. Ludzie ci zdobędą doświadczenie o tem, co jest
gospodarczo możliwe dzięki temu, że każdy z nich przyniesie znajomość rzeczy i
doświadczenie ze swego odcinka pracy; decydować zaś będą wspólnie.
Podobnie jak w niezależnem życiu duchowem czynne są wyłącznie siły, które
znajdują się w niem samem, tak też i w systemie gospodarczym, opartym na
zrzeszeniach, występować będą wyłącznie wartości gospodarcze, które powstają
dzięki tym zrzeszeniom. Każdy uświadomi sobie zadania, jakie przypadają nań w
dziedzinie gospodarczej, dzięki jego współżyciu z ludźmi, z którymi jest zrzeszony
gospodarczo. Skutkiem tego osiągnie on na sprawy ogólno-gospodarcze ściśle taki
wpływ, do jakiego będą go uprawniały jego świadczenia. W dalszych rozdziałach
wyjaśnimy, w jaki sposób ludzie niezdolni do pracy zostaną włączeni do życia
gospodarczego. Chronić słabych od przemocy potężnych może jedynie taki ustrój
gospodarczy, który ukształtował się wyłącznie w oparciu o swoje własne siły.
W ten sposób organizm społeczny rozłoży się na dwa samodzielne człony, które
się wzajem wspierają, dzięki temu, że każdy z nich posiada swój własny samorząd,
oparty na właściwych sobie siłach twórczych. Ale pomiędzy temi dwoma członami
działać musi jeszcze trzeci. Jest nim właściwy dział państwowy organizmu
społecznego. W nim przychodzi do głosu wszystko to, co powinno zależeć od sądu i
odczucia każdego pełnoletniego obywatela. W niezależnem życiu duchowem każdy
bierze udział w miarę swych specjalnych uzdolnień, w życiu gospodarczem winien
zajmować takie stanowisko, jakie wynika z jego roli w zrzeszeniu. W prawno-
politycznem zaś życiu państwa dochodzi do głosu jego czysto ludzka istota,
niezależnie od uzdolnień, które ma on możność rozwijać w życiu duchowem, i
niezależnie od wartości, jaką dobra, przez niego wytwarzane, uzyskują w życiu
gospodarczem opartem na zrzeszeniach.
W niniejszej książce wykazujemy, że zagadnienie pracy, jej czasu i rodzaju
należy do kompetencji działu prawno-politycznego. Tutaj wszyscy obywatele są
równi, gdyż dział ten obejmuje sprawy, co do których każdy człowiek posiada
jednakową zdolność sądu. W tym członie organizmu społecznego regulowane będą
prawa i obowiązki obywateli.
Jedność tego organizmu jako całości powstanie z samodzielnego rozwoju jego
trzech członów. Praca niniejsza wykazuje jak drogą współdziałania powyższych
trzech członów może się ukształtować działalność kapitału ruchomego, środków
produkcji, prawa użytkowania ziemi. Kto chciałby “rozwiązać” kwestję społeczną
zapomocą wymyślonego lub powstałego w jaki inny sposób systemu
gospodarowania, ten książki tej nie uzna za praktyczną. Ale kto pragnie na zasadzie
doświadczenia życiowego pobudzić ludzi do takiego współżycia, które najlepiej
pozwoli poznać zagadnienia społeczne i oddać się im, ten, być może, nie zaprzeczy,
że dążenia autora są naprawdę życiowe.
Książka ta po raz pierwszy ukazała się w druku w kwietniu 1919 r.
Uzupełnieniem jej był szereg artykułów, publikowanych w czasopiśmie
“Dreigliederung des sozialen Organismus”, które następnie zostały wydane w
książce p. t. “In Ausführung der Dreigliederung des sozialen Organismus”.
Łatwo zauważyć, że w obu tych pracach mniej się mówi o “celach” ruchu
społecznego, niż o drogach, po których kroczyć należy w życiu społecznem. Kto
myśli na podstawie doświadczenia życiowego, ten wie, że jeden i ten sam cel
występować może w różnych postaciach. Tylko człowiekowi żyjącemu w
abstrakcjach myślowych wszystko przedstawia się w formie ściśle zarysowanej.
Gani on często to, co jest życiowe, gdyż uważa, że nie jest dostatecznie wyraźne i
dostatecznie “jasno” wyłożone. Wielu wśród nas, mających się za ludzi
praktycznych, myśli takiemi właśnie abstrakcjami. Nie liczą się oni z tem, że życie
przybierać może najróżnorodniejsze formy, że jest ono elementem płynnym. I kto
chce za niem nadążyć, musi w myślach swoich i odczuciach przystosować się do tej
jego cechy płynności. Tylko taki sposób myślenia pozwala ujmować zadania
społeczne.
Z obserwacyj życia zdobyte zostały idee pracy niniejszej - oby też z tego
stanowiska znalazły zrozumienie!
UWAGI O ZAMIERZENIACH NINIEJSZEJ PRACY.
Dzisiejsze życie społeczne stawia przed nami poważne i rozległe zadania.
Wyłaniają się żądania nowego ukształtowania tego życia, wskazujące na
konieczność szukania do rozwiązania tych zagadnień nowych dróg, o jakich
dotychczas nie myślano. Dziś znajdzie już, być może, posłuch ten, kto na zasadzie
doświadczeń życiowych, popartych przez obecny stan rzeczy, doszedł do
przekonania, że ów brak myślenia o koniecznych nowych drogach doprowadził do
obecnego zamętu społecznego. Na tem założeniu opierają się wywody niniejszej
pracy. Ma ona mówić o tem, co powinno nastąpić, aby żądania, jakie stawia dziś
większa część ludzkości, sprowadzić do sfery świadomej celu woli społecznej. Czy
wymagania te podobają się albo nie poszczególnej jednostce, nie ma to wielkiego
wpływu na tworzenie się takiej woli. One istnieją i trzeba się z niemi liczyć, jak z
faktami życia społecznego. Powinni wziąć to pod uwagę ludzie, którym, z punktu
widzenia osobistej sytuacji życiowej, nie podoba się sposób, w jaki autor niniejszej
pracy w swych wywodach traktuje żądania proletarjatu, gdyż, zdaniem ich, zbyt
jednostronnie wskazuje on na nie, jako na coś, z czem wola społeczna musi się
liczyć. Autor wszakże pragnąłby mówić na podstawie pełnej rzeczywistości życia
teraźniejszego, o ile jest ona dostępna jego poznaniu. Stoją mu przed oczami fatalne
następstwa w razie, gdyby człowiek nie zechciał dostrzec faktów, które wyłoniły się z
życia nowoczesnej ludzkości, i gdyby ignorował, liczącą się z temi faktami, wolę
społeczną.
Mało zadowolone z wywodów autora będą przedewszystkiem te osoby, które
uważają się za praktyków życiowych w sensie, w jakim rozumiane jest dziś to
pojęcie pod wpływem pewnych ulubionych przyzwyczajeń myślowych. Powiedzą
one, że z kart tych przemawia człowiek życiowo niepraktyczny. Tymczasem autor
mniema, że to one właśnie muszą przekształcić gruntownie swój sposób myślenia.
Sądzi on bowiem, że o błędnej praktyce życiowej tych ludzi świadczą bezsprzeczne
fakty, jakie obecnie ludzkość musi przeżywać. Te właśnie błędy poprowadziły do
fatalnych następstw. Zmuszeni oni będą uznać za praktyczne to, co wydawało im się
fałszywym idealizmem. Punkt wyjścia tej książki wydawać im się może chybiony z
tego względu, że w pierwszej jej części więcej jest mowa o życiu duchowem, aniżeli
o życiu gospodarczem nowoczesnej ludzkości. Na zasadzie poznania życia,
zdobytego przez autora, musiał on dojść do przekonania, że do popełnionych
błędów dojdą niezliczone nowe, jeśli ludzie nie zdecydują się kierować swej uwagi
właśnie na życie duchowe.
Ale i ci, którzy w przeróżnych formach głoszą frazesy o konieczności
wyrzeczenia się przez ludzkość zainteresowań czysto-materjalnych i wkroczenia na
drogę “ducha”, “idealizmu”, nie będą zadowoleni z niniejszej pracy. Autor bowiem nie
przywiązuje wagi do samego tylko wskazywania na “duchowość” i nie prawi mglisto
o świecie duchowym. Uznawać on może jedynie taką duchowość, która staje się
własną treścią życiową człowieka i skuteczność swą okazuje zarówno w
opanowywaniu praktycznych zadań codziennych, jak i w tworzeniu poglądu na świat
i życie, zaspakajającego potrzeby duszy. Nie to bowiem jest ważne, abyśmy o
duchowości coś wiedzieli, lub łudzili się, że coś wiemy, ale to, aby ta duchowość
przejawiała się także w praktyce, przy ujmowaniu zagadnień rzeczywistości.
Wówczas towarzyszyłaby ona tej rzeczywistości nie tylko jako coś dodatkowego,
przeznaczonego wyłącznie dla wewnętrznego życia duszy.
Wywody tej pracy wydadzą się przeto ludziom “uduchowionym” bezduszne,
“praktykom” zaś - obce życiu. Autor natomiast jest przeświadczony, że
współczesnemu życiu służyć może na swój sposób, dzięki właśnie temu, że nie
przytakuje ludziom obcym rzeczywistości, uważającym się dziś za “praktyków”, a
także, że nie może uznać deklamacji o duchowości, stwarzającej iluzje życiowe.
“Kwestję społeczną” rozpatruje niniejsza praca jako zagadnienie gospodarcze,
prawne i duchowe. Autor sądzi, że poznał, jak z potrzeb życia gospodarczego,
prawnego i duchowego wyłania się jej “prawdziwa postać”. Jedynie z tego rodzaju
poznania wypłynąć mogą impulsy dla zdrowego ukształtowania się tych trzech
dziedzin ładu społecznego.
W dawnych czasach rozwoju ludzkości same instynkty społeczne troszczyły się
o to, aby w całokształcie życia zbiorowego rozczłonować te trzy dziedziny w sposób,
jaki odpowiadał ówczesnej naturze ludzkiej. Obecnie do tego rozczłonowania dążyć
musi koniecznie celowo skierowana wola społeczna. W czasach, dzielących ową
dawną epokę od chwili obecnej, w krajach, które pod tym względem wchodzą
przedewszystkiem w rachubę, działały w sposób pogmatwany, stare instynkty wraz z
nową świadomością, a to już zupełnie nie odpowiada potrzebom współczesnej
ludzkości. W niejednym objawie, który uważa się dziś za celową myśl społeczna,
żyją jeszcze w dalszym ciągu dawne instynkty i to jest przyczyną słabości tego
myślenia wobec żądań rzeczywistości. Wszystko co nie jest już dziś zdolne do życia,
człowiek musi odrzucić i zrobić to gruntowniej, niż niejeden z nas to sobie wyobraża.
Jak życie gospodarcze, prawne i duchowe powinno kształtować się według
nowych wymagań zdrowego ustroju społecznego, może - zdaniem autora -
uświadomić sobie jedynie człowiek, który zdobędzie się na dobrą wolę uznania
doniosłości wyrażonych tu poglądów. Autor pragnąłby w tej pracy poddać pod sąd
ogółu to, co uważa za potrzebne powiedzieć o tem niezbędnem przekształceniu.
Pragnie on dać podnietę do znalezienia drogi, wiodącej ku celom społecznym,
zgodnym z obecną rzeczywistością i koniecznościami życia, mniema bowiem, że
jedynie we wskazanym kierunku możliwe jest przezwyciężenie fantastyki i utopizmu
w dziedzinie woli społecznej.
Kto jednak w tej pracy doszuka się czegoś utopijnego, tego autor chciałby
prosić, aby rozważył, jak bardzo - dzięki pewnym wyobrażeniom, które urabiamy
sobie o możliwościach rozwojowych ustroju społecznego - oddalamy się dziś od
rzeczywistości i popadamy w fantazjowanie. I to jest powodem, że za utopję bywają
brane koncepcje pracy niniejszej, które wywodzą się z rzeczywistości i
doświadczenia życiowego. Niejeden dopatrzy się w tych wywodach czegoś
“abstrakcyjnego”, gdyż konkretne jest dla niego wyłącznie to, o czem przywykł
myśleć, za abstrakcyjne zaś uważa wszystko, o czem dotąd nie myślał, chociażby
było konkretne.
Autor wie, że ludzie, trzymający się ślepo programów partyjnych, nie będą
narazie zadowoleni z jego wywodów. A jednak wierzy, że niebawem wielu z tych, co
należą do stronnictw politycznych, dojdzie do przekonania, że obecne fakty
rozwojowe daleko już wyrosły ponad programy partyjne i że wytworzenie sobie
niezależnego od tych programów sądu o najbliższych celach woli społecznej jest
palącą koniecznością.
Rudolf Steiner.
W początkach kwietnia 1919 roku.
I.
PRAWDZIWA POSTAĆ KWESTJI SPOŁECZNEJ
W ŻYCIU NOWOCZESNEJ LUDZKOŚCI.
Czyż katastrofa wojny światowej nie ujawnia w faktach nowoczesnego ruchu
społecznego, jak bardzo niedostateczne były założenia myślowe, któremi ludzie
łudzili się w ciągu dziesięcioleci, że rozumieją wolę proletarjatu?
Do postawienia tego zagadnienia zmusza nas to, co z tłumionych dotychczas
żądań proletarjatu i w związku z niemi, wydobywa się na powierzchnię życia. Siły,
które zwalczały te żądania, poczęści zostały zniszczone. I jedynie człowiek, nie
zdający sobie sprawy z tego, jak niezmożone są tego rodzaju dążenia natury
ludzkiej, mógłby pragnąć utrzymania nadal tego samego ustosunkowania się owych
sił do impulsów społecznych, ujawniających się w znacznej części ludzkości.
Wiele osób, którym stanowisko życiowe dawało możność wpływania słowami
czy to radą na siły życia europejskiego, prące w r. 1914 ku katastrofie wojennej,
ulegało co do tych sił największym złudzeniom. Wierzyły, że zwycięztwo orężne ich
kraju zdoła uspokoić wrzenia społeczne. Musiały jednak później stwierdzić, że
właśnie skutkiem ich takiego stanowiska popędy społeczne miały możność
ujawnienia się w całej pełni. Istotnie, ostatnia katastrofa światowa okazała się tem
wydarzeniem dziejowem, dzięki któremu owe skłonności nabrały pełni siły bojowej.
W ostatnich latach ciężkich przeciwności losu zarówno jednostki, stojące u steru
rządów, jak i sfery kierownicze były zmuszone uzależniać swe postępowanie od
nastrojów socjalistycznych, nurtujących w szerokich kołach ludności. Nieraz chętnie
postąpionoby inaczej, gdyby można było się z tem nie liczyć. W postaci, jaką
przybrały współczesne wydarzenia, żyją nadal skutki tego wszystkiego.
A teraz, gdy to, co przez dziesiątki lat przygotowywało się w rozwoju ludzkości,
wchodzi w fazę rozstrzygającą, okazuje się tragicznem zrządzeniem losu, że myśli
ludzkie, towarzyszące powstawaniu tych faktów, do nich nie dorosły. Wielu ludzi,
którzy poglądy swe kształtowali na rozwoju tych faktów, by służyć żyjącemu w nich
celowi społecznemu, stoją dziś zupełnie, albo prawie zupełnie, bezsilni wobec
zagadnień losowych, jakie stawia im faktyczny stan rzeczy.
Wprawdzie niejeden z nich jeszcze wierzy, że to, co oddawna uważał za
konieczne, w celu przekształcenia życia ludzkiego, urzeczywistni się i okaże dość
silne, aby faktom, które domagają się rozwiązania, nadać życiowo możliwy kierunek.
Pominąć zaś można zupełnie tych, którzy jeszcze teraz mniemają, że, naprzekór
żądaniom poważnej części ludzkości, stary porządek da się utrzymać. Wystarczy
wziąć pod uwagę ludzi, przekonanych o konieczności nowego ukształtowania życia.
Niepodobna wszakże zaprzeczyć, że dawne poglądy partyjne błąkają się wśród nas,
jakby mumje, które odtrąca bieg wydarzeń. Ten stan rzeczy wymaga rozstrzygnięć,
do jakich postarzałe partje nie są przygotowane. Rozwijały się one wprawdzie
równocześnie z faktami, ale nie nadążyły za niemi ze swemi przyzwyczajeniami
myślowemi. Przeświadczenie, że to, co powyżej zaznaczyliśmy, wynika z obecnego
biegu wydarzeń światowych, nie będzie chyba zarozumiałością autora wobec
poglądów, które dziś jeszcze są miarodajne. Wolno z tego wyciągnąć wniosek, że
właśnie nasza teraźniejszość będzie wraźliwa na próbę podkreślenia w życiu
społecznem nowoczesnej ludzkości tego, co dzięki swemu swoistemu charakterowi,
pozostaje obce przyzwyczajeniom myślowym nawet ludzi zorjentowanych
społecznie, a także kierunków partyjnych. Mogłoby bowiem okazać się, że tragizm,
ujawniający się w próbach rozwiązania kwestji społecznej, pochodzi właśnie z
niezrozumienia istotnych dążeń proletarjatu. Z takiem niezrozumieniem spotykamy
się nawet u ludzi, których poglądy wyrosły z tych dążeń. Człowiek bowiem nie
zawsze wyrabia sobie właściwy sąd o swoich zamierzeniach.
Dlatego też uzasadnione okaże się pytanie: czego w istocie żąda współczesny
ruch proletarjacki? Czy dążenia jego są zgodne z tem, co zwykle mniemają zarówno
proletarjusze, jak i nieproletarjusze? Czy prawdziwa postać “kwestji socjalnej”
objawia się w tem, co wielu ludzi o niej myśli? Czy też może jest rzeczą niezbędną
zupełnie inaczej skierować myślenie? Wobec tego zagadnienia niepodobna zająć
postawy bezstronnej, o ile los nie dał nam sposobności wniknięcia w życie duchowe
nowoczesnego proletarjatu, a zwłaszcza tego jego odłamu, który bierze najżywszy
udział w kształtowaniu obecnego ruchu społecznego.
Rozprawiano wiele o rozwoju współczesnej techniki i współczesnego
kapitalizmu. Pytano, jak w łonie tego rozwoju powstał dzisiejszy proletariat i jak,
drogą postępu nowoczesnego życia gospodarczego, doszedł on do swoich
postulatów. Jest dużo słuszności w tem wszystkiem, co mówiono. Że to jednak nie
rozstrzyga istoty rzeczy, jasno wynika dla każdego, kto nie dał się zahypnotyzować
poglądowi, jakoby warunki zewnętrzne nadawały życiu człowieka swoiste piętno.
Istota rzeczy objawia się temu, kto zachował nieuprzedzony wgląd w impulsy duszy,
działające z głębi wewnętrznych. Zapewne, żądania proletarjatu rozwinęły się w
epoce techniki i kapitalizmu nowoczesnego, ale zrozumienie tego faktu nie wyjaśnia
jeszcze, co w tych dążeniach żyje jako właściwe czysto-ludzkie impulsy. Dopóki zaś
nie wnikniemy w życie tych impulsów, dopóty nie zdołamy zbliżyć się do istotnej
postaci “kwestji społecznej”.
Pewien termin, często powtarzany w świecie proletarjackim, może wywierać
silne wrażenie na każdym, kto umie wnikać w głębsze pobudki woli ludzkiej. Jest to
powiedzenie, że współczesny najemnik doszedł do “uświadomienia klasowego”. Już
się on nie poddaje poniekąd instynktownie nieświadomie impulsom innych klas; wie,
że należy do odrębnej klasy i chce kształtować stosunek tej swojej klasy do innych
klas w życiu publicznem w sposób zgodny z jej interesami. Jeśli potrafimy ujmować
głębsze prądy duszy, to wyrażenie “uświadomiony klasowo”, tak, jak go używa
współczesny proletarjusz, wskaże nam najważniejsze fakty w społecznem
rozumieniu życia tych klas pracujących, które zrosły się z rozwojem nowoczesnej
techniki i nowoczesnego kapitalizmu. Musimy zwrócić uwagę przedewszystkiem na
to, jak teorje naukowe o życiu gospodarczem i jego stosunku do przeznaczeń
ludzkich rozpaliły duszę proletarjatu. Tu właśnie dotykamy faktu, o którym wiele
osób, umiejących tylko myśleć o proletarjacie, ale nie razem z nim, posiada pogląd
bardzo mglisty, a wobec powagi ostatnich wydarzeń - szkodliwy. Mniemanie, że
marksizm a w następstwie pisarze proletarjaccy przewrócili w głowie
“nieoświeconemu” robotnikowi, oraz tym podobne często powtarzane frazesy, nie
doprowadzą do tak dziś niezbędnego zrozumienia dziejowej sytuacji świata.
Podobne twierdzenie dowodzi braku woli do skierowania uwagi na momenty istotne
we współczesnym ruchu społecznym. A takim istotnym momentem jest przesnucie
świadomości klasowej proletarjatu pojęciami, których charakter zapożyczono z
nowoczesnego rozwoju naukowego. W tej świadomości działa w dalszym ciągu
nastrój, który ożywiał mowę Lassala, na temat “Nauka i Robotnicy”. Niejednemu z
tych, co się uważają za “ludzi praktycznych”, takie sprawy wydawać się mogą
nieistotne. Wszakże ten, kto pragnie zdobyć rzeczywiście owocny pogląd na
współczesny ruch robotniczy, musi skierować na to swą uwagę. W żądaniach, jakie
stawiają dziś umiarkowane i radykalne koła proletarjackie, nie odzwierciadla się
bynajmniej życie gospodarcze, przekształcone w impulsy ludzkie, jak to sobie wielu
wyobraża, lecz żyje w nich wiedza gospodarcza, która opanowała świadomość
proletarjatu. Występuje to nader wyraźnie w literaturze ruchu robotniczego, zarówno
w pracach naukowych jak i w dziennikarstwie. Zaprzeczać temu - znaczyłoby
zamykać oczy na fakty rzeczywiste. A faktem podstawowym, który warunkuje
obecną sytuację społeczną, jest to, że treść świadomości klasowej proletarjatu
określają pojęcia naukowe. Choćby robotnik, pracujący przy maszynie, był
najbardziej daleki od “nauki”, słucha on wyjaśnień o swem położeniu socjalnem od
ludzi, którzy argumenty czerpią z tej “nauki”.
Wszelkie te rozważania o nowoczesnem życiu gospodarczem, o epoce
maszynizmu, o kapitaliźmie jakkolwiek przekonywająco przedstawiają podłoże ruchu
robotniczego, to jednak rozstrzygające wyjaśnienie obecnej sytuacji społecznej nie
wynika bezpośrednio z faktu, że robotnika postawiono przy maszynie i wprzęgnięto
w ustrój kapitalistyczny. Wypływa to stąd mianowicie, że pewne zupełnie określone
myśli rozwinęły się w jego świadomości klasowej, w związku z maszynizmem i
uzależnieniem od gospodarki kapitalistycznej. Współczesne przyzwyczajenia
myślowe nie pozwalają, być może, wielu ludziom uznać w całej pełni doniosłości
tego faktu, a w jego podkreślaniu dopatrują się oni jedynie djalektycznej gry pojęć.
Na to jest jedna tylko odpowiedź: ludzie, którzy nie są w stanie dostrzegać rzeczy
istotnych, nie mają żadnych danych do twórczego udziału w życiu społecznem. Kto
chce rozumieć ruch robotniczy, musi przedewszystkiem wiedzieć, jak proletarjat
myśli. Ruch proletarjacki bowiem, poczynając od jego umiarkowanych dążeń
reformatorskich, a kończąc na najbardziej niebezpiecznych zboczeniach, tworzą nie
“siły poza-ludzkie”, ani nie “impulsy gospodarcze”, lecz ludzie z ich wyobrażeniami i
impulsami woli.
Idee kierownicze i siły woli współczesnego ruchu społecznego leżą nie w tem,
co maszyny i kapitalizm wpoiły w świadomość proletarjatu. Ruch ten szukał swych
źródeł myślowych w nowych kierunkach naukowych, gdyż maszyna i kapitalizm nie
były w stanie dać mu nic takiego, coby mogło wlać w jego duszę treść godną
człowieka. Taką treść rzemieślnik średniowieczny czerpał ze swego zawodu. Dzięki
temu, że jako człowiek swoje życiowe konsekwencje. Epoka techniki i kapitalizmu
dotknęła go inaczej, niż przedstawiciela klas przodujących. Ten pozostawał jeszcze
w ustroju życiowym, ukształtowanym przez impulsy, które dają duszy oparcie.
Leżało w jego interesie, aby wszelkie nowoczesne zdobycze włączyć w ramy owego
ustroju. Z tego zaś porządku życiowego dusza proletarjacka została wyrwana. Ten
porządek rzeczy nie był w stanie obudzić w niej poczucia, któreby życie jej mogło
prześwietlać treścią godną człowieka. Odczucie tego, kim jest on jako człowiek,
mógł dać proletarjuszowi jedynie pogląd na życie, pełen siły budzącej wiarę i
powstały, jak się zdawało, ze starego porządku świata. Był nim naukowy sposób
myślenia.
Ta “naukowość” poglądów proletariatu, wywoła zapewne u niejednego
czytelnika ironiczny uśmiech. Kto pod “naukowością” nie umie wyobrazić sobie nic
innego, jak uczoność, zdobywaną w ciągu długoletniego przesiadywania w
“zakładach naukowych”, i kto taką “uczoność” przeciwstawia uświadomieniu
najemnika, który “niczego się nie uczył”, może się uśmiechać. Uśmiechem zbywa on
fakty, które decydują o losach współczesnego życia. A fakty te świadczą o tem, że
niejeden z wysoce wykształconych ludzi żyje pomimo to w sposób nienaukowy, gdy
tymczasem nieuczony proletarjusz swój pogląd na życie opiera właśnie na nauce,
której, być może, wcale nie posiada. Człowiek wykształcony zdobył wiedzę i
zamknął ją w jednej z przegródek wnętrza swej duszy. Ale tkwi on wśród stosunków
życiowych i według nich, a nie według nauki, orjentuje swoje uczucia. Warunki zaś
życiowe proletarjatu narzucają mu takie pojmowanie bytu, jakie odpowiada
sposobowi myślenia tej nauki. Od tego, co inne klasy nazywają “naukowością” może
on być bardzo daleki; jednak jej kierunek pojęciowy nadaje orjentację jego życiu. Dla
innych klas decydujące znaczenie mają podstawy religijne, estetyczne, czy ogólno-
duchowe; dla niego zaś wiarą życiową staje się nauka, i to często w jej ostatecznych
wynikach myślowych. Niejeden z przedstawicieli klas “przodujących" uważa się za
człowieka “oświeconego” i “wolnomyśliciela". Niewątpliwie w wyobrażeniach jego
żyją przekonania naukowe; w jego uczuciach jednak pulsują, w sposób dlań
niedostrzeżony, pozostałości tradycyjnej wiary.
Naukowy sposób myślenia nie przejął ze starego porządku świata świadomości,
że myśl, będąc natury duchowej, źródło swe posiada w świecie duchowym. Tego
charakteru naukowości współczesnej przedstawiciel klas przodujących mógł nie brać
w rachubę, życie jego bowiem przepełniają stare tradycje. Dla proletariusza zaś nie
było to możliwe; jego bowiem nowa sytuacja życiowa wykorzeniła mu dawne
tradycje z jego duszy. Jako spuściznę po klasach panujących przejął on naukowy
pogląd na świat. Dziedzictwo to stało się podstawą jego poglądów na istotę
człowieka. Ale nie wiedział że ta “treść duchowa” jego duszy pochodzi z
prawdziwego życia duchowego. To, co proletarjat mógł przejąć od klas panujących,
jako życie duchowe, wyrzekało się swego pochodzenia z dziedziny ducha.
Wiem dobrze jakie wrażenie wywrą powyższe myśli na przedstawicielach
proletarjatu, jak również i na nieproletarjuszach, którzy, uważając się za
“praktycznie” obeznanych z życiem, traktują wszystko, o czem tu mowa, jako
poglądy obce życiu. Fakty, które w obecnym stanie rzeczy przychodzą na świecie do
głosu, będą coraz bardziej wykazywały złudę tych zapatrywań. Kto potrafi
bezstronnie obserwować te fakty, musi spostrzec, że poglądowi na życie, który liczy
się jedynie z ich zewnętrzną stroną, dostępne są w końcu tylko takie wyobrażenia,
które z rzeczywistością nie mają już nic wspólnego. Panujące idee tak długo
trzymały się “praktycznie” faktów, aż wreszcie zatraciły wszelkie do nich
podobieństwo. Pod tym względem katastrofa wojny światowej mogłaby mieć na
wiele osób wpływ wychowawczy. Jak bowiem wyobrażano sobie dalszy bieg
wydarzeń? A co nastąpiło? Czyż ma stać się coś podobnego z myśleniem
społecznem?
Podobnie ze strony wyznawcy poglądu proletarjackiego słyszę w duchu zarzut,
wypływający z jego psychicznego nastawienia: oto więc mamy jeszcze jednego,
który właściwie chciałby sedno kwestji społecznej zwekslować na tory wygodniejsze
dla umysłu burżuazyjnego. Otóż taki krytyk nie dostrzega, w jaki sposób los
zgotował mu jego dolę najmity, ani, jak usiłuje poruszać się w ramach życia
proletarjackiego ze swojem myśleniem odziedziczonem po klasach “panujących”.
Żyje po proletarjacku, ale myśli, jak przedstawiciel burżuazji. Nowe czasy wymagają
bezwarunkowo, aby nie tylko orjentować się w nowem życiu, ale również w nowych
myślach. Naukowa metoda wyobrażania sobie rzeczy wówczas dopiero zdoła stać
się oparciem dla duszy, kiedy w swoisty sposób rozwinie podobną siłę rozpędową
przy kształtowaniu pełnego ludzkiej treści życia, jak to na swój sposób czyniły dawne
poglądy na świat.
Tak tedy wskazaną zostaje droga, która prowadzi do znalezienia prawdziwej
postaci jednej z części składowych nowoczesnego ruchu robotniczego. U kresu tej
drogi z duszy proletarjackiej rozbrzmiewa przekonanie: dążę do życia duchowego.
Ale to życie duchowe jest ideologją, jest tylko odbiciem w ludziach zewnętrznych
wydarzeń świata; nie wypływa z odrębnej dziedziny duchowej. Światopogląd
proletarjacki odczuwa jako ideologję to, w co przekształciło się dawne życie
duchowe, przechodząc do czasów nowożytnych. Żeby móc zrozumieć nastroje
duszy proletarjackiej, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, jaki wpływ może wywrzeć
pogląd, jakoby życie duchowe było “ideologją”. Można na to zauważyć: ale co
przeciętny robotnik wie o tych poglądach, które kołaczą się mętnie po głowach jego
przywódców, mniej lub więcej wykształconych? Kto tak mówi, ten w słowach i
czynach przechodzi mimo prawdziwego życia. Nie wie, co zaszło w życiu
proletarjatu w ostatnich dziesięcioleciach, nie wie, jakie nici snują się pomiędzy
poglądem na życie duchowe jako na ideologię, a żądaniami i czynami radykalnych
socjalistów - których uważa za nieoświeconych - jak również postępowaniem tych,
którzy, idąc za głuchym popędem życiowym “robią rewolucję”.
W tem właśnie leży tragizm ujmowania współczesnych wymagań społecznych,
że w wielu kołach brak jest zupełnie zrozumienia tego, co z nastrojów duszy
szerokich mas wydostaje się ma powierzchnię życia; że nie widzimy tego, co
naprawdę się dzieje w duszach ludzkich. Przedstawiciel burżuazji z przerażeniem
słucha żądań proletarjatu; dowiaduje się, że jedynie przez uspołecznienie środków
produkcji robotnik może uzyskać warunki bytu godne człowieka. Ale nie umie
wyobrazić sobie, jak to klasa społeczna, do której sam się zalicza, w okresie
przejścia z dawnej epoki do nowej nie tylko wprzęgła robotnika do pracy przy
pomocy środków produkcji, nie będących jego własnością, ale nadto pracy tej nie
potrafiła nadać treści duchowej, krzepiącej duszę. Ludzie, których poglądy i
postępowanie w powyższy sposób mijają się z życiem, mogą zapewne utrzymywać,
że przecież robotnik pragnie tylko poprostu takich samych warunków bytu, jakiemi
cieszą się klasy posiadające. Jakąż więc rolę odgrywa tu treść duszy? Gdyby nawet
sam robotnik twierdził, że nic nie żąda od innych klas dla swej duszy, prócz tego, by
go nie mogły nadal wyzyskiwać; by tylko ustały różnice klasowe - byłoby to jednak
dalekie od istoty kwestji społecznej. Nie odsłaniałoby wcale jej prawdziwego oblicza.
Jeśliby bowiem sfery pracujące były świadome tego, że odziedziczyły po klasach
panujących prawdziwą treść duchową, to stawiałyby swe żądania społeczne w
całkiem inny sposób, niż to czyni współczesny proletarjusz, nie widzący w
przekazanem mu życiu duchowem nic innego, jak tylko ideologję. Proletarjat ten jest
przekonany o ideologicznym charakterze życia duchowego, co powoduje, że staje
się on coraz bardziej nieszczęśliwy. A skutki tego nieszczęścia, których on sobie nie
uświadamia, pomimo że je intensywnie przeżywa, mają bez porównania większą
doniosłość w obecnem życiu społecznem, niż wszelkie, skądinąd uprawnione,
żądania, zmierzające ku polepszeniu zewnętrznych warunków bytu.
Klasy panujące nie poczuwają się do tego, że stały się przyczyną powstania tej
orjentacji życiowej, która obecnie im się przeciwstawia w bojowych nastrojach
proletarjatu. A jednak one są sprawcami tego; przekazały bowiem proletarjatowi ze
swego życia duchowego tylko to, co musi być przezeń odczuwane jako ideologja.
Nowoczesnemu ruchowi społecznemu nadają istotną cechę nie żądania zmiany
położenia jednej klasy społecznej - jakkolwiek wydawaćby się to mogło naturalne -
lecz sposób, w jaki żądania tej zmiany z impulsów myślowych tej klasy
przekształcają się w rzeczywistość. Spójrzmy choć raz bez uprzedzeń na fakty z
tego punktu widzenia. Dostrzeżemy wówczas, jak osoby, zorjentowane po-
proletarjacku, uśmiechają się drwiąco, gdy jest mowa o tych, którzy tem, czy owem
dążeniem duchowem, pragną przyczynić się do rozwiązania kwestji społecznej.
Wyśmiewają to, jako ideologję, czy też jałową teorję. Gdy wychodzi się ze świata
myśli, z życia wyłącznie duchowego, niepodobna - według ich mniemania -
przyczynić się w czemkolwiek do rozwiązania palących zagadnień społecznych doby
obecnej. Ale jeżeli przyjrzymy się sprawie bliżej, to narzuci się nam fakt, że właściwy
nerw, właściwy impuls podstawowy współczesnego ruchu robotniczego bynajmniej
nie leży w tem, co dzisiejszy proletarjusz mówi, lecz w tem, co myśli.
Nowoczesny ruch robotniczy, jak, być może, żaden z pokrewnych mu ruchów
na świecie, poczęty został z myśli. Występuje to nadzwyczajnie jasno, gdy bliżej się
temu przypatrywać. Nie jest to tylko moim poglądem, zdobytym drogą rozmyślań o
ruchu społecznym. Jeśli wolno mi dodać uwagę o charakterze osobistym, muszę
zaznaczyć, że przez długie lata wykładałem różne przedmioty w robotniczej ogólno-
kształcącej szkole. Poznałem tam, jak sądzę, to, co żyje w duszy robotnika i ku
czemu on dąży. Dało mi to także sposobność poznania impulsów, działających w
związkach robotniczych różnych zawodów i kierunków. Chcę przeto stwierdzić, że
nie wychodzę wyłącznie ze stanowiska teoretycznego, lecz wypowiadam to, co jak
mniemam, zdobyłem na drodze prawdziwego doświadczenia życiowego.
Kto poznał współczesny ruch proletarjacki tam, gdzie on wyrasta ze środowiska
robotniczego - co wśród przodujących sił intelektualnych zdarza się niestety bardzo
rzadko, - ten zrozumie doniosłość tego zjawiska, że pewien kierunek myślowy
zawładnął w sposób niezmiernie intensywny duszami wielkich mas ludzkich.
Dzisiejsza, tak minimalna możliwość wzajemnego zrozumienia się klas społecznych
utrudnia zajęcie postawy właściwej wobec problemów społecznych. Klasom
burżuazyjnym sprawia wielką trudność wniknięcie w duszę proletarjatu i zrozumienie
jak do jego jeszcze młodego intelektu może mieć dostęp taka koncepcja, jak Karola
Marxa, która - niezależnie od ustosunkowania się do jej treści - stawia myśleniu
ludzkiemu najwyższe wymagania.
System myślowy K. Marxa jedni mogą oczywiście przyjąć, a inni odrzucić z
przyczyn, które wydają się jednakowo słuszne. Mógł on ulec rewizji przez tych,
którzy, po zgonie K. Marxa i jego przyjaciela F. Engelsa, ujmowali życie społeczne z
innego punktu widzenia, niż ci przywódcy. Nie zamierzam wcale zajmować się tu
treścią marksizmu. Nie wydaje mi się to bynajmniej rzeczą najważniejszą we
współczesnym ruchu robotniczym. Najbardziej doniosły jest, zdaniem mojem, fakt,
że najpotężniejszym impulsem wśród klasy robotniczej okazał się system myślowy
wogóle. Można powiedzieć, że nigdy jeszcze ruch o charakterze praktycznym, ruch
nawskroś życiowy, związany z najcodzienniejszemi żądaniami ludzkiemi, nie opierał
się na podstawie czysto-myślowej tak, jak współczesny ruch proletarjacki. Jest to
nawet poniekąd pierwszy na świecie ruch tego rodzaju, który oparł się na podstawie
czysto-naukowej. Ale na ten fakt należy zapatrywać się we właściwy sposób. O ile
uwzględnia się wszystko, co robotnik współczesny może świadomie powiedzieć o
swoich myślach, woli i uczuciach, to to, co zostało wyrażone w programach, przy
przenikliwej obserwacji życia, bynajmniej nie okaże się rzeczą najważniejszą.
Natomiast za moment istotnie ważny przyjąć należy to, że podstawy myślowe
poglądu na życie, które u innych klas społecznych wiążą się z jednym tylko członem
ich psychiki, w odczuwaniu proletarjatu stały się rozstrzygające dla całej istoty
ludzkiej. Lecz proletarjusz nie może świadomie uznać tego, co żyje w nim w ten
sposób, za wewnętrzną rzeczywistość. Powstrzymuje go od tego przekonanie, że
życie myślowe zostało mu przekazane jako ideologja. Buduje w rzeczywistości swe
życie na myślach, jednak myśli te odczuwa jako nierzeczywistą ideologję.
Niepodobna zrozumieć poglądu robotniczego na życie i realizacji tegoż w
postępowaniu jego przedstawicieli, jeśli nie weźmiemy pod uwagę tego faktu w całej
jego doniosłości dla nowoczesnego rozwoju ludzkiego.
Ze sposobu, w jaki przedstawiliśmy powyżej obecne duchowe życie robotnika,
wynika jasno, że jego charakterystyka zajmować musi pierwsze miejsce w obrazie
prawdziwego oblicza ruchu proletarjackiego. Jest bowiem rzeczą istotną, aby
robotnik odczuwał przyczynę swej niezadowalającej sytuacji życiowej, tudzież
usiłował ją usunąć w taki sposób, aby życie duchowe nadawało kierunek zarówno
temu odczuwaniu, jak i tym dążeniom. A jednak dziś nie potrafi on jeszcze reagować
bez drwin lub gniewu na pogląd, że w tych duchowych podstawach ruchu
społecznego kryje się potężna siła rozpędowa. Jakże jednak mógłby on odczuwać
życie duchowe w tej roli, skoro musi traktować je jako ideologję? Nie można
oczekiwać od życia duchowego, tak odczuwanego, aby znalazło ono wyjście z
sytuacji społecznej, która nadal pozostaje nie do zniesienia. Nie tylko nauka, ale
także sztuka i religja, moralność i prawo stały się dla współczesnego robotnika
ideologją, skutkiem jego naukowego sposobu myślenia. W tych gałęziach życia
duchowego nie widzi on nic z rzeczywistości, składającej się na jego byt, która
mogłaby zaważyć na jego życiu materjalnem i cośkolwiek doń dodać. Są one dlań
jedynie odbłyskiem, czy odbiciem życia materjalnego. Wprawdzie skoro już
powstały, mogą w drodze okólnej oddziaływać znowu na życie materjalne jako
wyobrażenia lub impulsy woli, ale pierwotnie powstają właśnie z tego życia jako
twory ideologiczne. Nie mogą one nic dać z siebie, coby prowadziło do usuwania
trudności społecznych. To, co wiedzie do celu, powstać może jedynie w obrębie
faktów materjalnych.
Kierownicze klasy ludzkości przekazały proletarjatowi nowoczesne życie
duchowe w formie, która pozbawiła je mocy w świadomości tej klasy. Gdy szuka się
sił, które mogą przynieść rozwiązanie kwestji społecznej, trzeba przedewszystkiem
zrozumieć powyższy fakt. Gdyby obecny stan rzeczy trwać miał nadal, życie
duchowe skazane byłoby na bezradność wobec postulatów społecznych
teraźniejszości i przyszłości. Większa część współczesnego proletarjatu jest istotnie
przeświadczona o tej bezradności; znalazło to swój wyraz w koncepcjach
marksowskich i im podobnych. Powiadają, że nowoczesne życie gospodarcze z
dawniejszych form wyłoniło obecną - kapitalistyczną. Rozwój ten wtrącił proletarjat w
położenie nie do zniesienia. l rozwój ten ma postępować dalej; zapomocą sił
działających w samym kapitaliźmie ma zadać mu cios śmiertelny, a z tego upadku
wyniknie pono wyzwolenie proletarjatu. Temu przeświadczeniu nowsi myśliciele
socjalistyczni odjęli charakter fatalistyczny, jakiego nabrał był dla pewnej grupy
marksistów. Istota rzeczy wszakże pozostała i tutaj bez zmiany. Wyraża się to w
tem, jakoby dla człowieka, który pragnie myśleć prawdziwie socjalistycznie,
niepodobieństwem byłoby zgodzić się, że gdyby gdziekolwiek z impulsów chwili
bieżącej, ze źródeł rzeczywistości duchowej ujawniło się mocne życie duszy,
stanowiące dla niej podporę, promieniowałaby zeń siła, któraby nadała właściwą
podnietę także i ruchowi społecznemu.
Właśnie ta niemożność pokładania tego rodzaju nadzieji w obecnem życiu
duchowem nadaje podstawowy nastrój duszy człowiekowi współczesnemu,
zmuszonemu do proletarjackich warunków życia. Potrzeba mu więc życia
duchowego, z któregoby promieniowała siła, dająca jego duszy poczucie godności
ludzkiej. Wówczas bowiem, gdy wciągnięty został do ustroju kapitalistycznego,
najgłębsze potrzeby jego duszy wskazywały mu na takie życie duchowe. Ale
wartości duchowe, przekazane mu przez klasy kierownicze jako ideologja,
spustoszyły jego duszę. Działająca w żądaniach współczesnego proletarjatu
tęsknota za innym stosunkiem do życia duchowego, niż możliwy jest w obecnym
ustroju, nadaje współczesnemu ruchowi społecznemu jego siłę kierowniczą. Ale ani
burżuazja, ani proletarjat nie zrozumiały tego faktu we właściwy sposób. Albowiem
nieproletarjacka część ludzkości nie cierpi z powodu ideologicznego charakteru
życia duchowego, który sama spowodowała. Proletarjat zaś cierpi skutkiem tego.
Życie duchowe o charakterze ideologicznym, które odziedziczył, pozbawiło go wiary
w krzepiącą siłę wartości duchowych, jako takich. Od zrozumienia tego faktu zależy
możność znalezienia drogi, która wyprowadzi ludzkość z obecnego chaosu
społecznego. Dostęp do niej został zamknięty z winy ustroju społecznego, który
powstał pod wpływem klas panujących w zaraniu nowożytnych form gospodarczych.
Musi być zdobyta siła, aby dostęp ten znów umożliwić.
Skoro ludzie potrafią odczuć we właściwy sposób doniosłość faktu, że tam,
gdzie życie duchowe działa jako ideologja, społeczność ludzka pozbawiona zostaje
siły, nadającej organizmowi zbiorowemu zdolność do życia, będą zmuszeni
przemyśleć na nowo to, co myśleli dotychczas w tej dziedzinie. Organizm obecny
choruje skutkiem bezsilności życia duchowego. A choroba zaostrza się w miarę
tego, jak wzbraniamy się przyznać jej istnienie. Dzięki zaś przyznaniu tego faktu,
zdobędziemy odpowiednie podłoże do rozwinięcia myślenia, zdolnego do ujęcia
ruchu społecznego.
Robotnik współczesny mniema, że dotyka jednej z podstawowych sił swej
duszy, gdy mówi o swem uświadomieniu klasowem. W istocie jednak od chwili,
kiedy go wprzęgnięto do ustroju kapitalistycznego, poszukuje on życia duchowego,
któreby dawało mu pokrzepienie duszy oraz świadomość godności ludzkiej.
Świadomości tej dać mu nie może życie duchowe, odczuwane jako ideologja.
Poszukiwał on takiej świadomości, wreszcie zastąpił to, czego nie mógł znaleźć,
świadomością klasową, zrodzoną z życia gospodarczego.
Jak gdyby jakaś potężna siła sugestyjna skierowała wzrok proletarjusza
wyłącznie na życie gospodarcze. I odtąd nie jest już zdolny wierzyć, aby poza niem
w dziedzinie ducha, czy duszy mógł powstać impuls do tego, co z konieczności
nastąpić musi w dziedzinie społecznej. Wierzy on, że jedynie przez rozwój życia
gospodarczego, pozbawionego współdziałania ducha i duszy, da się osiągnąć taki
stan, jaki on odczuwa za godny człowieka. W ten sposób zmuszony został do
szukania ratunku dla siebie w przekształceniu wyłącznie życia gospodarczego.
Narzucono mu pogląd, że jedynie skutkiem reformy życia gospodarczego zaniknie
wszelkie zło, które wyrządza działalność przedsiębiorstw prywatnych, egoizm
kapitalistów i niemożność dla poszczególnego przedsiębiorcy zaspokojenia
wymagań godności ludzkiej, jakie żyją w duszy robotnika. W ten sposób najemnik
współczesny przyszedł do przekonania, że jedynem zbawieniem dla organizmu
współczesnego byłoby powierzenie prywatnych środków produkcji
przedsiębiorstwom społecznym, a nawet oddanie ich na własność społeczną. Taki
pogląd powstał skutkiem odwrócenia uwagi od wszystkiego, co dotyczy duszy i
ducha, oraz skierowania jej wyłącznie na procesy czysto-gospodarcze.
Stąd powstały te wszelkie sprzeczności, jakie znajdujemy we współczesnym
ruchu robotniczym. Najemnik współczesny mniema, że z gospodarstwa, z samego
życia gospodarczego rozwinąć się musi to wszystko, co wreszcie zapewni mu pełnię
jego praw, jako człowieka. A o tę pełnię praw walczy. Wśród jego dążeń występuje
jednak coś takiego, co w każdym razie nie może być wynikiem wyłącznie samego
gospodarowania. Jest to rzecz doniosła, pełna wymowy, że właśnie w samym
ośrodku zagadnień społecznych, powstałych z konieczności rozwojowych doby
obecnej, występuje zjawisko, o którem się mniema, że jest wynikiem życia
gospodarczego; lecz ono nigdy nie mogło wyłącznie z niego wypływać. Leży to
raczej na linji rozwojowej, wiodącej poprzez niewolnictwo starożytne i poddaństwo
feodalne do nowoczesnego proletarjatu. Podobnie, jak w ostatnich czasach
ukształtował się obieg towarów i pieniędzy, kapitał, własność, sprawa agrarna itp., w
ramach życia gospodarczego powstało również to zjawisko, o którem nie mówi się
wyraźnie, ani którego proletarjat nie może odczuć świadomie, a jednak stanowi ono
właściwy podstawowy impuls jego woli społecznej. Chodzi, mianowicie, o to, że
dzisiejszy ustrój kapitalistyczny w swej dziedzinie zna, w gruncie rzeczy, wyłącznie
towary. Ma do czynienia z kształtowaniem się ich wartości w organizmie
gospodarczym. A w nowoczesnym ustroju kapitalistycznym towarem stało się coś,
co robotnik odczuwa, że towarem być nie powinno.
Trzeba sobie wreszcie uświadomić, że jednym z podstawowych i mocnych
czynników całego ruchu robotniczego jest, żyjąca w instynktach, w podświadomych
odczuciach najemnika, odraza do sprzedawania przedsiębiorcy swej siły roboczej
tak samo, jak na rynku sprzedaje się wszelkie towary. Odczuwa on odrazę do tego,
że pracą jego na rynku rządzi prawo podaży i popytu podobnie, jak prawu temu
podlega wszelki towar. Gdy więc zrozumiemy, jakie znaczenie w nowoczesnym
ruchu społecznym ma ów wstręt do traktowania pracy, jako towaru, jeżeli bez
uprzedzeń zdamy sobie sprawę z tego, że moment, który tu działa, nie jest
uwzględniany dość dobitnie i radykalnie nawet w teorjach socjalistycznych -
wówczas obok pierwszego impulsu: życia duchowego, odczuwanego jako ideologja,
odkryjemy drugi, o którym powiedzieć należy, że on to właśnie czyni dziś kwestję
społeczną tak naglącą, a nawet palącą.
W starożytności istnieli niewolnicy. Cały człowiek był sprzedawany jako towar.
Nieco mniej, ale w każdym razie część istoty ludzkiej, była również włączana do
procesów gospodarczych przez poddaństwo. Kapitalizm stał się potęgą, która
jeszcze w dalszym ciągu narzuca charakter towaru pewnej części istoty ludzkiej,
mianowicie, jej sile roboczej. Bynajmniej nie twierdzę, że faktu tego dotąd nie
dostrzeżono. Przeciwnie, w teraźniejszem życiu zbiorowem odczucie to stanowi fakt
podstawowy i jest niezmiernie ważkim czynnikiem ruchu społecznego. Ale rozpatruje
się go wyłącznie z punktu widzenia gospodarczego. Sprawę traktowania pracy, jako
towaru, stawia się wyłącznie na płaszczyźnie gospodarczej. Mniema się, że z
samego życia gospodarczego muszą wyłonić się siły i one to wywołają taki stan
rzeczy, dzięki któremu proletarjat nie będzie odczuwał włączenia swej siły roboczej
do organizmu społecznego, jako coś poniżającego. Widzimy jak współczesna forma
gospodarki wyłoniła się w nowej fazie rozwoju ludzkości i jak nadała ona pracy
ludzkiej charakter towaru. Ale nie dostrzegamy tej właściwości życia gospodarczego,
że wszystko, co zostaje doń włączone, musi z konieczności nabierać cech towaru.
Życie gospodarcze polega na wytwarzaniu i celowem zużywaniu towarów.
Niepodobna więc siły roboczej człowieka pozbawić charakteru towaru, jeśli się nie
znajdzie sposobu oderwania jej od procesu gospodarczego. Wysiłek ku
przekształceniu procesu gospodarczego winien pójść nie w kierunku doprowadzenia
w nim pracy do korzystania z jej własnych praw, ale ku temu jak znaleźć sposób,
aby wyłączyć ją z tego procesu i oddać pod kierownictwo sił, któreby nie utożsamiały
jej z towarem. Proletarjat tęskni do takiego ustroju gospodarczego, w którym praca
jego zajmie należne jej stanowisko. Tęskni doń dlatego, bo nie dostrzega, że
charakter towaru, narzucony jego pracy, pochodzi skutkiem jej całkowitego
wprzęgnięcia w proces gospodarczy. Skutkiem tego, że procesowi temu musi
dostarczać swą siłę roboczą, pogrąża się weń całą swą istotą ludzką. Proces
gospodarczy zaś na mocy swoistego mu charakteru, będzie zawsze dążył do
wykorzystania w najbardziej celowy sposób siły roboczej tak samo, jak zużywa
krążące w nim towary, dopóki regulowanie warunków pracy należeć będzie do jego
własnej dziedziny. Mamy więc wzrok skierowany wyłącznie na siły gospodarcze.
Potęga nowoczesnego życia ekonomicznego hypnotyzuje nas. Tą drogą nie
znajdzie się nigdy sposobu na to, aby siła robocza przestała być towarem. Albowiem
wszelkie inne formy gospodarki także nadawałyby pracy charakter towaru, z tą tylko
różnicą, że w zmienionej formie. Zagadnienia pracy w jej prawdziwej postaci
niepodobna uczynić częścią kwestji socjalnej, dopóki nie zrozumie się, że w życiu
gospodarczem wytwarzanie, wymiana i spożycie towarów odbywa się według praw,
ustanawianych z punktu widzenia interesów, których władza nie powinna rozciągać
się na siłę roboczą.
Myśl współczesna nie nauczyła się jeszcze rozróżniać zupełnie odmiennych
sposobów włączania się do życia gospodarczego dwóch rzeczy: z jednej strony
tego, co jest związane z człowiekiem, jako jego siła pracy, z drugiej zaś - tego, co,
zgodnie ze swem pochodzeniem, niezwiązane z człowiekiem, porusza się po
drogach, po jakich musi krążyć towar od swego powstania aż do spożycia. Jeżeli,
dzięki zdrowemu myśleniu działającemu w tym kierunku, ujawni się prawdziwa
postać zagadnienia pracy - to równocześnie wyjaśni się też, jakie stanowisko w
zdrowym organizmie społecznym zająć winno życie gospodarcze.
Już z tego widać, że “kwestja społeczna” rozpada się na trzy odrębne kwestje.
Zadaniem pierwszej jest wskazanie zdrowej postaci życia duchowego w organizmie
społecznym; przedmiot drugiej stanowi stosunek do pracy i włączenie jej do życia
społecznego we właściwy sposób, trzecia zaś ma na celu wyjaśnienie, jak czynnik
gospodarczy winien działać w tem życiu zbiorowem.
II.
PRÓBY ROZWIĄZANIA PROBLEMÓW I KONIECZNOŚCI SPOŁECZNYCH,
W MYŚL WYMAGAŃ ŻYCIA.
To, co w nowych czasach doprowadziło sprawę społeczną do jej szczególnej
postaci, można scharakteryzować w ten sposób: życie gospodarcze, dźwignięte
przez technikę oraz współczesny kapitalizm działały z pewną naturalną
koniecznością, wnosząc do dzisiejszej społeczności pewien ład wewnętrzny. Te
zdobycze techniki i kapitalizmu nie tylko pochłonęły uwagę ludzi, lecz równocześnie
odwróciły ją od innych dziedzin, od innych członów organizmu społecznego. O ile
ten organizm ma być zdrów, świadomość społeczna koniecznie musi wyznaczyć i
tym członom prawidłową działalność.
Niechaj mi będzie wolno wziąć za punkt wyjścia porównanie, aby jasno wyrazić
to, co mam tu właśnie scharakteryzować, jako pobudkę do wyczerpującego i
wszechstronnego zbadania kwestji społecznej. Zastrzegam się jednak, że nie należy
nadawać temu porównaniu żadnego innego znaczenia; ma ono być tylko
porównaniem. Taka analogja może dopomóc myśli ludzkiej, nadając jej należyty
kierunek, do wyrobienia sobie poglądu na sprawę uzdrowienia organizmu
społecznego. Rozpatrując z obranego tu punktu widzenia najbardziej skomplikowany
organizm naturalny - organizm ludzki, musimy zwrócić uwagę na to, że w istocie,
wykazuje on istnienie trzech systemów, działających obok siebie, z których każdy
posiada pewną samodzielność. Systemy te określić można, jak następuje: pierwszy
z nich obejmuje życie nerwów i zmysłów. Możnaby go też nazwać systemem głowy
od najważniejszej części ciała, w której życie nerwów i zmysłów jest do pewnego
stopnia scentralizowane.
Za drugi człon organizmu ludzkiego należy przyjąć, o ile chcemy zdobyć
prawdziwe jego zrozumienie, to, co nazwałbym systemem rytmicznym. Składa się
on z oddychania i obiegu krwi, a więc ze wszystkiego, co wyraża się w procesach
rytmicznych tego organizmu.
Trzecim systemem będzie wreszcie to wszystko, co jako organa i funkcje ma
związek z właściwą przemianą materji.
W tych trzech systemach zawarte jest wszystko, co w zdrowy sposób utrzymuje
ogólny proces życiowy człowieka, o ile ich wzajemny stosunek jest należycie
skoordynowany.
W mojej książce p. t. “Von Seelenrätzeln”, usiłowałem w pełnej zgodności z tem,
co badania przyrodnicze mają już w tej sprawie do powiedzenia, przedstawić, na
razie przynajmniej szkicowo, tę trójczłonność organizmu człowieka. Świadom
jestem, że w najbliższej przyszłości biologja, fizjologja i cała wiedza przyrodnicza
zmierzać będą do tego rodzaju badań organizmu ludzkiego, które pozwolą przejrzeć
jak te trzy części składowe: system głowy, system krążenia albo klatki piersiowej
oraz system przemiany materji, utrzymują w równowadze ogólne procesy w
organizmie ludzkim. A wszystko to dzięki temu, że działają z pewną
samodzielnością, że nie ma w tym organizmie absolutnej centralizacji i że każdy
system posiada odrębny, swoisty stosunek do świata zewnętrznego. System głowy -
przez zmysły, system krążenia, czyli rytmiczny, - przez oddychanie, zaś system
przemiany materji - przez organa odżywiania oraz ruchu.
Metody przyrodoznawstwa nie stoją jeszcze dziś na takim poziomie, aby to, co
tu zaznaczyłem, a co z założeń wiedzy duchowej stosować próbuję do nauk
przyrodniczych, mogło już teraz liczyć na ogólne uznanie wśród przyrodników, jakby
to z punktu widzenia postępu poznania było pożądane. To znaczy, że nasze
przyzwyczajenia myślowe, nasz cały sposób przedstawiania sobie świata nie są
jeszcze całkowicie dostosowane do tego, co np. w organizmie ludzkim ujawnia się
jako wewnętrzna istota działania przyrody. Możnaby na to zauważyć: poczekajmy, a
nauki przyrodnicze zczasem osiągną swój ideał, dojdą zapewne kiedyś do
podobnego sposobu patrzenia na rzeczy. Ale, gdy chodzi o rozważania, dotyczące
organizmu społecznego, a zwłaszcza jego funkcjonowania - to z tem nie można
czekać. Świadomość conajmniej instynktowną tego, co jest potrzebne, muszą mieć
nie tylko fachowcy, ale wszystkie dusze ludzkie, albowiem każda z nich bierze udział
w życiu organizmu społecznego. Zdrowy sposób myślenia i odczuwania, zdrowa
wola i pragnienie kształtowania organizmu społecznego mogą rozwinąć się jedynie
wówczas, gdy zdawać sobie będziemy sprawę choćby mniej lub więcej
instynktownie, że, o ile organizm społeczny ma być zdrów, musi być, podobnie jak
organizm naturalny, również trójczłonowy.
Od czasu kiedy Schäffle napisał swą książkę o budowie organizmu
społecznego, próbowano doszukiwać się analogji pomiędzy organizacją istoty żywej
- powiedzmy organizacją człowieka - a społeczeństwem ludzkiem, jako takiem.
Usiłowano wykazać czem są w organizmie komórki, kompleksy komórek, czy tkanki!
Jeszcze niedawno wyszła książka Merey'a pod tyt. “Weltmutation”, w której pewne
fakty i prawa przyrodnicze zostały poprostu przeniesione na domniemany organizm
społeczeństwa ludzkiego. Otóż z tem wszystkiem, z tą całą grą analogij, nie ma
absolutnie nic wspólnego to, o co tu chodzi. A ktoby mniemał, że i w naszych
rozważaniach nadużywa się analogij pomiędzy organizmem naturalnym a
społecznym, da jedynie dowód, że nie wniknął w ducha tych rozważań. Nie dążymy
bowiem tutaj do przeflancowania jakiejś prawdy z dziedziny faktów przyrodniczych
do organizmu społecznego, ale chodzi o coś całkiem innego. Chodzi, mianowicie, o
to, aby człowiek, rozpatrując organizm naturalny, nauczył się myśleć o
możliwościach życia i odczuwać je, a następnie, aby ten sposób odczuwania
stosował do organizmu społecznego. Jeżeli, jak się to często zdarza, przenosimy
poprostu na społeczeństwo to, co, według naszego mniemania, nauczyliśmy się z
obserwacji organizmu naturalnego, - okazujemy tem tylko brak chęci do
przyswojenia sobie zdolności badania organizmu społecznego, na podstawie
swoistych jego praw z samodzielnością, jaka jest niezbędna dla zrozumienia
przyrody. Zajmijmy tylko względem organizmu społecznego, jako czegoś
samodzielnego, postawę objektywną, w celu odczucia jego własnych praw; postawę,
jaką przyrodnik zajmuje względem organizmu naturalnego - a wówczas, wobec wagi
zadania, zaniechamy wszelkiej taniej analogji.
Mniemaćby też można, że wywody niniejsze opierają się na wierze, że organizm
społeczny winniśmy “budować” według jakiejś “suchej” teorji, zapożyczonej od
przyrodoznawstwa. Taka myśl jednak jest od autora daleka, jak tylko być może.
Chodzi mu o zwrócenie uwagi na coś zupełnie innego. Współczesny kryzys dziejowy
ludzkości wymaga, aby w duszy każdego człowieka powstawały pewne odczucia, by
wychowanie i szkoła pobudzały go do tych uczuć tak samo, jak dziś szkoła daje mu
możność opanowania czterech działań arytmetycznych. To, z czego wynikały stare
formy organizmu społecznego bez świadomego udziału sił duchowych człowieka, w
przyszłości już nie będzie działało. Nowe impulsy rozwojowe, których wprowadzenia
do życia ludzkiego domaga się teraźniejszość, cechuje wymaganie, aby
wspomniane odczucia obowiązywały każdą jednostkę, podobnie, jak już oddawna
obowiązuje ją pewne wykształcenie szkolne. Człowiek, zgodnie z wymaganiem
czasów obecnych, musi nauczyć się odczuwać, w jaki sposób siły organizmu
społecznego muszą działać, aby uczynić go zdolnym do życia. Niezbędną staje się
świadomość, że bez takiego nastawienia duszy, udział w tym organizmie byłby
czemś niezdrowem, antyspołecznem.
Słyszy się dziś o “socjalizacji”, jako o konieczności naszych czasów.
Socjalizacja ta nie uzdrowi organizmu społecznego, lecz przeciwnie stać się może
nawet, jako fuszerski zabieg leczniczy, procesem zniszczenia, jeżeli do serc
ludzkich, do dusz ludzkich nie dotrze choćby instynktowne poznanie konieczności
rozczłonowania organizmu społecznego na trzy dziedziny. Organizm ten, jeśli ma
funkcjonować w sposób zdrowy, musi rozwinąć prawidłowo takie trzy człony.
Jeden z tych członów - to życie gospodarcze. Od niego rozpoczynamy nasze
rozważania, a to dlatego, że, dzięki nowoczesnej technice i kapitalizmowi,
ukształtowało się ono wyraźnie w organizmie społecznym jako panujące nad
wszelkiemi innemi dziedzinami. Życie gospodarcze musi być w organizmie
społecznym członem samodzielnym, właściwie względnie samodzielnym tak, jak
względnie samodzielny jest system nerwowo-zmysłowy w organizmie ludzkim. Ma
ono do czynienia z tem wszystkiem, co dotyczy wytwórczości, obiegu i spożycia
towarów.
Za drugi człon organizmu społecznego uważać należy życie publiczno-prawne,
czyli właściwe życie polityczne. Należy doń wszystko, co, w sensie dawnych
koncepcyj prawnych, określićby można, jako właściwe życie państwowe. Podczas
gdy życie gospodarcze obejmuje to wszystko, co człowiek czerpie z przyrody i z
własnej swej wytwórczości, a zatem towary, ich krążenie i spożycie, to ten drugi
człon organizmu społecznego służyć może tylko temu, co, wypływając z pra-głębi
czysto-ludzkich, odnosi się do stosunków człowieka do człowieka. Dla poznania
części składowych organizmu społecznego jest rzeczą istotną uświadomić sobie
różnicę, jaka istnieje pomiędzy systemem prawa publicznego, który ma do czynienia
wyłącznie ze stosunkami, zachodzącemi pomiędzy ludźmi, a systemem
gospodarczym, gdzie odbywa się wyłącznie wytwarzanie, obieg i spożycie towarów.
Trzeba tę różnicę w życiu odczuwać, aby na skutek tego życie gospodarcze
wyodrębniało się od życia prawnego, tak, jak w organizmie ludzkim czynność płuc, w
celu przetwarzania zewnętrznego powietrza, wyodrębnia się od procesów życia
nerwowo-zmysłowego.
Jako trzeci człon, który narówni z dwoma poprzedniemi zająć winien stanowisko
samodzielne, uważać należy to wszystko, co odnosi się do życia duchowego.
Ponieważ określenie “kultura duchowa”, albo wszystko to, co odnosi się do życia
duchowego, nie jest bynajmniej dokładne, powiedziećby można ściślej: wszystko, co
pochodzi z przyrodzonych uzdolnień indywidualnych i co zasilać musi organizm
społeczny na podstawie tych naturalnych uzdolnień indywidualnych, zarówno
duchowych jak i fizycznych.
Pierwszy system, gospodarczy, ma do czynienia ze wszystkiem tem, co istnieć
musi, aby człowiek mógł regulować swój stosunek materjalny do świata
zewnętrznego. Drugi dotyczy tego, co organizm społeczny musi koniecznie w sobie
zawierać ze względu na stosunki między ludźmi. Trzeci zaś obejmuje wszystko, co
wytryska z poszczególnych indywidualności i powinno włączać się do organizmu
społecznego.
Jest rzeczą niewątpliwą, że nowoczesna technika i nowoczesny kapitalizm
nadały swoiste piętno życiu społecznemu, zwłaszcza w nowszych czasach.
Niemniejszą prawdą i koniecznością jest również, aby rany, które ten stan rzeczy
zadał organizmowi społecznemu, zagoiło właściwe ustosunkowanie się ludzi, ich
zbiorowego życia do trzech członów tego organizmu. Życie gospodarcze, poprostu
samo z siebie, wytworzyło w ostatnich czasach całkiem określone formy. Skutkiem
tego, że działalności jego nie przeciwstawiała się żadna inna, zajęło ono w życiu
ludzkiem szczególnie potężną pozycję. Oba pozostałe człony organizmu
społecznego nie były dotychczas zdolne z taką samą łatwością wprząc się doń w
odpowiedni sposób, zgodnie ze swemi własnemi prawami. Stało się więc konieczne,
aby każdy człowiek, idąc za swem odczuwaniem rzeczy, przystąpił do pracy nad
rozczłonowaniem społecznem, każdy na swojem stanowisku, gdziekolwiek się w
danym czasie znajduje. W myśl bowiem omawianej tu próby rozwiązania kwestji
społecznej, każdy ma pewne zadanie do spełnienia dziś i w najbliższej przyszłości.
Pierwszy człon organizmu społecznego, życie gospodarcze, opiera się
przedewszystkiem na podłożu przyrody, podobnie, jak punktem wyjścia dla rozwoju
człowieka są fizyczne i duchowe zdolności jego organizmu, od których uzależnione
jest to, do czego zdoła on dojść przy pomocy wychowania i wykształcenia. To
podłoże naturalne wyciska poprostu swoje piętno na życiu gospodarczem, a tem
samem na całym organizmie społecznym. Te warunki materjalne są dane i
niepodobna, aby uległy one zasadniczej zmianie, skutkiem takiej czy innej
organizacji społecznej, lub socjalizacji. Trzeba przyjąć je za podstawę życia
społecznego tak, jak wychowanie każdego człowieka opierać się musi na jego
różnorodnych zdolnościach, na jego przyrodzonej tężyznie fizycznej i duchowej.
Wszelkie próby socjalizacji, wszelkie wysiłki, zmierzające do nadania współżyciu
ludzi ukształtowania gospodarczego, liczyć się muszą z podłożem naturalnem. U
podstawy bowiem wszelkiego obiegu dóbr, wszelkiej pracy, jak również każdego
przejawu życia duchowego znajduje się to, co, jako elementarny pra-czynnik, wiąże
człowieka z określoną piędzią ziemi. Zależność organizmu społecznego od podłoża
naturalnego należy uwzględnić tak samo, jak w dziedzinie nauczania liczyć się
trzeba z uzdolnieniami jednostki. Najłatwiej uprzytomnią to nam krańcowe wypadki.
Wystarczy n. p. zwrócić uwagę na to, że w pewnych krajach, gdzie banany stanowią
główne pożywienie człowieka, niezbędna praca gospodarcza ogranicza się do
transportu tych owoców z miejsc pochodzenia do punktów przeznaczenia, aby
uczynić je artykułem gotowym do spożycia. Jeżeli porównamy ilość pracy ludzkiej,
którą poświęcić trzeba, aby banany dostarczyć spożywcy, z tą ilością pracy, jaką
pochłania uprawa pszenicy n. p. w naszych warunkach środkowo-europejskich,
okaże się, że banany wymagają conajmniej trzysta razy mniej pracy, niż pszenica.
Niewątpliwie jest to przykład krańcowy. Jednak różnice w ilościach niezbędnej
pracy, zależnie od warunków podłoża naturalnego, występują we wszelkich
gałęziach produkcji, spotykanych w różnych krajach Europy. Różnice te wprawdzie
nie ujawniają się w sposób tak jaskrawy, jak w wypadku bananów i pszenicy,
niemniej jednak istnieją. Tak tedy z samej istoty organizmu gospodarczego wypływa,
że ilość pracy ludzkiej, której wymaga proces gospodarczy, zależy od podłoża
naturalnego. Wystarczy następujące porównanie: w Niemczech na gruntach średnio-
urodzajnych zbiory pszenicy dają plon siedmio-ośmiokrotny, w Chile -
dwunastokrotny, w północnym Meksyku - siedemnastokrotny, w Peru -
dwudziestokrotny (Jentsch. “Volkswirtschaftslehre”, str. 64).
Cały ten kompleks ściśle ze sobą związanych zjawisk, obejmujący wszystko to,
co zaczyna się od stosunku człowieka do przyrody i ujawnia się dalej w tem, co musi
on czynić, aby przetworzyć dar przyrody w produkt gotowy do spożycia - i to
wyłącznie tylko te procesy - tworzą w zdrowym organizmie społecznym jego człon
gospodarczy. Zajmuje on w nim takie stanowisko, jakie w organizmie ludzkim głowa,
od której uwarunkowane są uzdolnienia indywidualne. Podobnie jak system głowy
zależny jest od działania klatki piersiowej, tak samo system gospodarczy zależny
jest od pracy ludzkiej. Ale tak, jak głowa nie jest w stanie samodzielnie regulować
oddychania, tak samo siły czynne w życiu gospodarczem nie powinny regulować
organizacji pracy ludzkiej.
Człowieka z życiem gospodarczem wiąże jego interes osobisty, którego podłoże
stanowią potrzeby jego ducha i duszy. Jak zadośćuczynić temu w sposób
najbardziej celowy, aby organizm gospodarczy możliwie najlepiej zaspokajał
potrzeby wszystkich, a równocześnie, aby każdy zajmował w życiu gospodarczem
stanowisko najbardziej użyteczne? Zagadnienie to musi zostać rozwiązane
praktycznie w urządzeniach gospodarczych. Rozwiązanie to jest możliwe tylko pod
warunkiem, że potrzeby będą mogły ujawniać się naprawdę swobodnie oraz, że
obudzi się wola i możność czynienia tego, co jest niezbędne dla ich zaspokajania.
Budzenie się zaś potrzeb leży poza obrębem dziedziny gospodarczej. Powstają one
wraz z rozwojem duszy i ciała istoty ludzkiej. Zadaniem życia gospodarczego jest
organizowanie urządzeń, celem zaspokajania tych potrzeb. Urządzenia te nie
powinny mieć do czynienia z niczem innem, jak tylko z wytwarzaniem i wymianą
towarów, to znaczy dóbr, które nabierają wartości dzięki potrzebom ludzkim. Towar
ma wartość dzięki temu, kto go zużywa. Skutkiem tego, iż towarowi wartość nadają
spożywcy, zajmuje on w organizmie społecznym zupełnie odrębną pozycję, niż
wszystko inne, co ma wartość dla człowieka, jako członka tego organizmu. Należy
bezstronnie przypatrzeć się życiu gospodarczemu, w którego skład wchodzi
produkcja, wymiana i konsumcja towarów. Wówczas nie ograniczymy się tylko do
zaobserwowania istotnej różnicy, jaka istnieje między stosunkiem człowieka do
człowieka, gdy jeden dla drugiego wytwarza towary, a tem wszystkiem, co opierać
się musi na gruncie prawnym. Od obserwacji przejdziemy do żądań praktycznych,
do całkowitego wyodrębnienia w organizmie społecznym życia prawnego od
gospodarczego. Z działalności w ramach jedynie urządzeń, służących wytwarzaniu i
wymianie dóbr, nie mogą bezpośrednio rodzić się możliwie najlepsze impulsy dla
stosunków prawnych, jakie winny panować między ludźmi. W obrębie urządzeń
gospodarczych zwraca się człowiek do człowieka, gdyż jeden służy potrzebom
drugiego; na gruncie zaś prawnym stosunki pomiędzy ludźmi są zasadniczo
odmienne.
Mniemaćby można, że temu wyodrębnieniu, którego wymaga życie, stałoby się
zadość, gdyby w ramach urządzeń gospodarczych troszczono się również o prawa,
jakie winny obowiązywać między ludźmi, objętymi sferą gospodarczą w ich
wzajemnych stosunkach. Takie mniemanie mija się jednak z rzeczywistością życia.
Stosunki prawne, jakie powinny istnieć pomiędzy ludźmi, mogą układać się we
właściwy sposób jedynie w sferze nie-gospodarczej, na gruncie całkowicie od niej
wyodrębnionym. Dlatego to w zdrowym organizmie społecznym obok dziedziny
gospodarczej rozwijać się musi w zupełnej samodzielności inna dziedzina, gdzie
powstają i są regulowane prawa jednego człowieka w stosunku do drugiego. A to
życie prawne stanowi właściwą sferę polityczną państwa. Gdy zaś z
prawodawstwem i zarządzeniami państwa ludzie mieszają swe osobiste interesy,
którym służyć muszą w sferze gospodarczej, to prawa, które w tych warunkach
powstają, są jedynie odbiciem tych interesów gospodarczych. Państwo, które samo
gospodaruje, zatraca zdolność do regulowania życia prawnego. Albowiem jego
zarządzenia i instytucje muszą służyć zapotrzebowaniu na towary, a w ten sposób
spychają na dalszy plan impulsy, organizujące życie prawne.
Obok życia gospodarczego zdrowy organizm społeczny wymaga, jako drugiego
członu, samodzielnego życia prawno-politycznego. W samodzielnym organie
gospodarczym ludzie przy pomocy sił gospodarczych stworzą urządzenia, które
służyć będą, możliwie jak najlepiej, wytwarzaniu i wymianie towarów. W organie zaś
polityczno-państwowym powstaną instytucje, w celu regulowania wzajemnego
stosunku pomiędzy ludźmi i ich grupami w sposób odpowiadający poczuciu
prawnemu człowieka.
Żeby dojść do postulatu całkowitego wyodrębnienia państwa od dziedziny
gospodarczej, spojrzeć musimy na tę sprawę z głębi prawdziwego życia ludzkiego.
Takiego punktu widzenia nie zajmie człowiek, który chce związać życie gospodarcze
z życiem prawnem. Ludzie, czynni w dziedzinie gospodarczej, posiadają,
oczywiście, poczucie prawa, ale wówczas jedynie będą mogli kierować się w
sprawach ustawodawczych i administracyjnych wyłącznie tem poczuciem, nie zaś
osobistym interesem gospodarczym, gdy temi sprawami zajmować się będą na
gruncie państwa, jako organu prawnego. Ten dział zaś, jako taki, nie będzie brał
bezpośrednio udziału w życiu gospodarczem. Posiadać on będzie własne ciało
ustawodawcze i administracyjne, działające na zasadach nowoczesnej świadomości
prawnej, a więc opierając się na impulsach, które zwiemy dziś demokratycznemi.
Dziedzina gospodarcza, na podstawie impulsów, wypływających z życia
gospodarczego, wytworzy własne korporacje ustawodawcze i administracyjne.
Niezbędne stosunki pomiędzy zarządami obu dziedzin: państwa i gospodarki będą
miały mniej więcej taki charakter, jaki obecnie istnieje pomiędzy rządami państw
suwerennych. Dzięki takiemu rozczłonowaniu, organa te będą mogły wzajemnie na
siebie oddziaływać we właściwy sposób. Oddziaływanie zaś to jest zahamowane, o
ile każda dziedzina sama usiłuje rozwijać u siebie to, co powinna otrzymywać od
drugiej.
Z jednej strony więc życie gospodarcze jest uzależnione od warunków podłoża
naturalnego (klimatu, położenia geograficznego, bogactw naturalnych i t. d.) z
drugiej zaś warunkują je stosunki prawne, które ustanawia państwo pomiędzy
gospodarującymi ludźmi i ich grupami. W ten sposób zakreślone są granice tego, co
może i powinna obejmować działalność gospodarcza. Podobnie, jak przyroda
stwarza pra-warunki, które człowiek musi przyjąć jako rzecz daną i na nich budować
swą gospodarkę, tak samo w zdrowym organizmie społecznym to wszystko, co w
dziedzinie gospodarczej stanowi stosunek prawny człowieka do człowieka, winien
regulować dział prawmy, który, na równi z podłożem naturalnem, przeciwstawia się
życiu gospodarczemu, jako czynnik samodzielny.
W organizmie społecznym, który ukształtował się w dotychczasowym rozwoju
historycznym ludzkości i stał się, na skutek rozkwitu techniki i nowoczesnego
kapitalizmu, czynnikiem nadającym charakterystyczne znamię ruchowi
społecznemu, życie gospodarcze zajmuje znacznie więcej miejsca, niż w zdrowych
warunkach zajmowaćby winno. W obrocie gospodarczym, gdzie powinny znajdować
się wyłącznie towary, obiega dziś także siła pracy ludzkiej, obiega również prawo. To
też w gospodarce, opartej na podziale pracy można dziś wymieniać nie tylko towar
na towar, ale także towar na pracę ludzką, tudzież towar na prawo. (Towarem
nazywam każdą rzecz, która, dzięki pracy ludzkiej, stała się zdatną do użytku tam,
dokąd człowiek ją dostarczył. Określenie to niejednemu ekonomiście wydać się
może rażąco niedostateczne, niemniej jednak jest pożyteczne w celu porozumienia
się co do zakresu życia gospodarczego). Gdy ktoś drogą kupna staje się
posiadaczem kawałka gruntu, to w tym akcie widzieć musimy wymianę ziemi na
towar, zamiast którego występuje tu pieniądz kupującego. Ziemia sama w sobie nie
odgrywa jednak w życiu gospodarczem roli towaru. Wchodzi ona do organizmu
społecznego na mocy prawa, które pozwala człowiekowi użytkować grunt. Prawo to
jest czemś zasadniczo rożnem od stosunku producenta do wytworu jego pracy. Ten
stosunek bowiem, zgodnie ze swą istotą, nie wkracza bynajmniej do sfery zależności
pomiędzy ludźmi, która powstaje, gdy komuś przysługuje wyłączne prawo
użytkowania kawałka gruntu. Właściciel ziemi uzależnia od siebie ludzi, którzy
muszą w pracy na roli szukać środków utrzymania lub też tam zamieszkiwać. Przy
wymianie wzajemnej rzeczywistych towarów, które wytwarzamy, czy też
spożywamy, nie powstaje pomiędzy ludźmi zależność tego rodzaju.
Dla umysłu nieuprzedzonego stanie się jasnem, że ten fakt życiowy musi
znaleźć odpowiedni wyraz w urządzeniach zdrowego organizmu społecznego.
Dopóki w życiu gospodarczem wymienia się tylko towar na towar, wartość ich
kształtuje się niezależnie od stosunków prawnych, jakie istnieją pomiędzy
jednostkami i grupami. Skoro jednak towar wymieniam na prawo, sam stosunek
prawny pomiędzy ludźmi zostaje tem dotknięty. Nie chodzi tu o wymianę samą w
sobie. Jest ona niezbędnym elementem życiowym obecnego, opartego na podziale
pracy, organizmu społecznego. Lecz ważne jest to, że przy wymianie prawa na
towar samo prawo, o ile powstaje w obrębie życia gospodarczego, staje się skutkiem
tego towarem. Zapobiec temu może jedynie powstanie w organizmie społecznym
urządzeń, mających wyłącznie na celu, jak najbardziej celowy obieg towarów, a
ponadto - urządzeń regulujących prawa wytwórców, pośredników i spożywców, które
powstają przy wymianie towarów. Te prawa w istocie swej nie różnią się wcale od
innych praw, niezbędnych w stosunkach pomiędzy ludźmi, które są zupełnie
niezależne od wymiany towarów. Gdy skutkiem sprzedaży jakiegoś towaru narażam
mego bliźniego na stratę, lub też oddaję mu przysługę, to należy to do tej samej
dziedziny życia społecznego, co szkodzenie mu czy dopomaganie jakimkolwiek
innym czynem lub zaniechaniem tegoż, nie wyrażającym się bezpośrednio w
wymianie towarów.
W życiu jednostki zbiegają się działania urządzeń prawnych oraz gospodarki. W
zdrowym organizmie społecznym muszą one płynąć z dwóch różnych źródeł.
Kierownicy organizacyj gospodarczych zdobywać będą potrzebną orjentację drogą
specjalnego wykształcenia tudzież praktycznych doświadczeń w danej gałęzi
gospodarczej. W organizacji prawnej zaś za pomocą prawa i administracji
urzeczywistniać się będzie w stosunkach pomiędzy jednostkami i zespołami to,
czego domaga się poczucie sprawiedliwości. Organizacja gospodarcza pobudzi
jednostki, mające podobne interesy zawodowe, spożywcze, czy też jakiekolwiek
inne do zawiązywania zrzeszeń, których wzajemne stosunki wytworzą całość życia
gospodarczego. Będzie ona oparta na zasadach zrzeszeniowych oraz na
stosunkach zrzeszeń pomiędzy sobą. Zrzeszenia te zajmą się wyłącznie
działalnością gospodarczą. Podstawy prawne dla swej działalności otrzymają od
organizacji prawnej. Jeżeli zrzeszenia gospodarcze mieć będą możność obrony
swych interesów gospodarczych za pomocą własnych organów przedstawicielskich i
kierowniczych, nie będą odczuwały potrzeby wywalczania sobie wpływu na
prawodawstwo i zarządzenia państwowe (n. p. jako związek rolników, partja
przemysłowców, lub gospodarczo nastawiona partja socjaldemokratyczna), aby
zdobywać tam to, czego nie mogą osiągnąć w ramach życia gospodarczego. A gdy
państwo, jako organ prawny, nie będzie czynne w żadnym dziale gospodarki
społecznej, zajmie się wyłącznie tworzeniem urządzeń ugruntowanych na poczuciu
prawnem swych obywateli. I nawet jeśli w organie przedstawicielskim państwa
zasiadać będą ci sami ludzie, którzy są czynni w życiu gospodarzem - co jest łatwo
zrozumiałe - to, dzięki rozczłonowaniu, dział gospodarczy nie będzie wywierał na
dział prawny wpływu, podkopującego zdrowie organizmu społecznego. A tak właśnie
dzieje się wówczas, kiedy organizacja prawna zawiaduje sama gałęziami
gospodarstwa i kiedy przedstawiciele życia gospodarczego w izbach
ustawodawczych uchwalają prawa z pobudek ekonomicznych.
Typowym przykładem pomieszania życia gospodarczego z prawnem może
służyć państwo austryjackie w latach sześćdziesiątych XIX-go stulecia. Członkowie
parlamentu tego kraju byli wybierani z czterech działów gospodarczych: wielkiej
własności rolnej, izb handlowych, miast, osad i ośrodków fabrycznych oraz gmin
wiejskich. Widać stąd, jak przy ustanawianiu takiego składu ciał przedstawicielskich
kierowano się zasadą, że życie prawne winno wynikać z istniejących stosunków
gospodarczych. Zapewne, że do rozpadu Austrji przyczyniły się walnie siły
odśrodkowe jej różnych narodowości. Jest jednak rzeczą niewątpliwą, że gdyby
organizacja prawna miała możność rozwinięcia swego działania obok organizacji
gospodarczej, doprowadziłaby do nowego ukształtowania organizmu społecznego
na podstawie poczucia prawnego, coby umożliwiło współżycie owych narodowości.
Człowiek współczesny, interesujący się życiem publicznem, zwraca zazwyczaj
swą uwagę na sprawy o drugorzędnem znaczeniu społecznem; na mocy bowiem
przyzwyczajeń myślowych traktuje on organizm społeczny jako twór jednolity. Dla
takiego tworu niepodobna wynaleźć wogóle odpowiedniego systemu wyborczego,
gdyż przy każdym systemie interesy gospodarcze muszą się kłócić w izbach
ustawodawczych z impulsami prawnemi. A w konsekwencji tarcia te prowadzić
muszą do wstrząsów organizmu społecznego. Obecnie, jako niezbędny cel życia
publicznego należy postawić w pierwszym rzędzie dążenie do gruntownego
wyodrębnienia życia gospodarczego i organizacji prawnej. Skoro ta reforma wejdzie
w życie, wyodrębnione organizacje potrafią znaleźć ze swych własnych założeń
najlepszy sposób wybierania swych ustawodawców i administratorów. Problem
systemu wyborczego, aczkolwiek posiada zasadnicze znaczenie, to jednak wobec
zagadnień, domagających się dziś rozstrzygnięcia, schodzi na drugi plan. Tam,
gdzie dawne stosunki jeszcze się utrzymują, należałoby dążyć do ich
przekształcenia w myśl omawianego rozczłonowania. Tam zaś, gdzie się już
rozpadły lub znajdują się w trakcie rozkładu, jednostki i grupy ludzi powinny podjąć
inicjatywę nowego ich kształtowania we wspomnianym kierunku. Przekształcenie
życia publicznego z dnia na dzień nawet rozsądni socjaliści uważają za mrzonkę.
Spodziewają się oni, że uzdrowienie społeczne, do którego dążą, nastąpi drogą
stopniowych rzeczowych przekształceń. Że jednak dziejowe siły rozwoju ludzkości
domagają się skierowania całej rozumnej woli ku stworzeniu nowego porządku
społecznego, o tem uczą każdego nieuprzedzonego człowieka niezmiernie
wymowne fakty.
Ten, kto za “praktycznie wykonalne” uważa jedynie to, do czego przywykł w
swym ciasnym widnokręgu myślowym, zaliczy wyłożone tu poglądy do rzeczy
“niepraktycznych”. O ile taki człowiek, mając możność wywierania wpływu na
jakąbądź dziedzinę życia, nie zmieni swoich poglądów, to będzie działał nie ku
uzdrowieniu organizmu społecznego, ale przeciwnie w kierunku dalszego
pogłębiania jego choroby tak samo, jak ludzie tegoż pokroju myślowego przyczynili
się do wytworzenia obecnego stanu rzeczy.
Dążenie kierowniczych sfer ludzkości do upaństwowienia pewnych gałęzi
gospodarczych (poczta, koleje żelazne itp.) muszą ustąpić koncepcji wprost
przeciwnej: wyłączenia z dziedziny polityczno-państwowej wszystkiego, co dotyczy
gospodarowania. Ludzie ożywieni dobrą wolą, którzy wierzą, że zmierzają ku
uzdrowieniu organizmu społecznego wyciągają z tych dążeń do upaństwowienia
najdalej idące wnioski. W dziedzinie gospodarczej żądają oni uspołecznienia
wszelkich środków produkcji. Zdrowy rozwój, ich zdaniem, nada życiu
gospodarczemu samodzielność, państwu politycznemu zaś - zdolność
oddziaływania za pomocą aparatu prawnego na organizm gospodarczy w taki
sposób, żeby poszczególna jednostka nie odczuwała swego włączenia do
organizmu społecznego, jako sprzecznego z jej poczuciem prawa.
Możemy się przekonać o ile przedstawione tu myśli znajdują grunt w
rzeczywistem życiu ludzkiem, jeśli skierujemy uwagę na pracę, którą człowiek przy
pomocy sił fizycznych wykonywa dla organizmu społecznego. W ustroju
kapitalistycznym do organizmu społecznego włączono pracę w taki sposób, że
przedsiębiorca nabywa ją od robotnika, jak towar. Odbywa się wymiana pieniądza
(reprezentującego towary) na pracę. Ale w rzeczywistości wymiana tego rodzaju nie
jest możliwa. Rzecz odbywa się tylko pozornie. W rzeczywistości przedsiębiorca
nabywa od robotnika towary, których powstanie wymaga jego pracy. Z
równowartości tego towaru robotnik otrzymuje jedną część, przedsiębiorca zaś
drugą. Wytwarzanie towarów jest wynikiem współdziałania przedsiębiorcy z
robotnikiem. Dopiero produkt tego wspólnego działania wchodzi do obiegu
gospodarczego. Przy wytwarzaniu niezbędny jest stosunek prawny pomiędzy
przedsiębiorcą a robotnikiem. W ustroju kapitalistycznym jednak stosunek ten
przybrać może postać, która jest wyrazem przewagi gospodarczej przedsiębiorcy
nad robotnikiem. W zdrowym organizmie społecznym stanie się rzeczą jasną, że
praca nie może być przedmiotem kupna. Praca bowiem nie może uzyskać w
porównaniu z towarem wartości gospodarczej. Wartości takiej nabiera dopiero
wytworzony dzięki pracy towar w stosunku do innych towarów. Sprawę jakości i
ilości pracy, która obowiązywać winna każdego obywatela na rzecz organizmu
społecznego, należy regulować na podstawie jego uzdolnień oraz warunków,
odpowiadających godności człowieka. Postulat ten będzie mógł być spełniony
jedynie wówczas, gdy normowanie pracy znajdować się będzie w rękach
państwowych, niezależnie od kierownictwa organizacyj gospodarczych.
Dzięki temu normowaniu, towar otrzyma podstawę swej wartości, która daje się
porównać z inną podstawą, wynikającą z warunków naturalnych. Podobnie jak
wartość jakiegobądź towaru wzrasta w porównaniu z innemi na skutek większych
trudności wydobywania surowca, tak samo wartość ta zależeć winna od rodzaju i
ilości pracy, którą będzie wolno poświęcać, na jego wytworzenie zgodnie z
przepisami prawnemi.
W ten sposób z dwóch stron życie gospodarcze poddane jest niezbędnym
warunkom: od podłoża naturalnego, które człowiek musi przyjąć jako rzecz daną,
tudzież od podstawy prawnej, która winna powstawać z poczucia prawa na gruncie
polityczno-państwowym, niezależnym od życia gospodarczego.
Nie trudno dostrzec, że przy takim kierunku organizacji społecznej dobrobyt
gospodarczy będzie wzrastał lub malał, zależnie od normowanej przez świadomość
prawną ilości wykonywanej pracy. Tylko takie uzależnienie zamożności jest
niezbędne w zdrowym organizmie społecznym i ono jedynie może zapobiec, by
życie gospodarcze nie wyzyskiwało człowieka, inaczej odczuwa on swój byt jako
niegodny istoty ludzkiej. A taki stan rzeczy jest istotną przyczyną wszelkich
wstrząsów w organizmie społecznym.
Na wypadek zaś zbytniego ograniczenia dobrobytu społecznego ze strony
prawnej, będzie można stosować podobne środki, jak celem ulepszenia podłoża
naturalnego. Wydajność gruntu mało urodzajnego podnieść można przy pomocy
środków technicznych - podobnie w razie zbyt silnego spadku dobrobytu można
będzie wprowadzić zmiany w systemie pracy i jej normach. Zmian tych jednak nie
powinien dyktować bezpośrednio obieg gospodarczy, lecz muszą one wynikać z
rozważań na gruncie prawnym, niezależnym od życia gospodarczego.
Na wszystko, co w organizmie społecznym powstaje pod wpływem życia
gospodarczego oraz świadomości prawnej, oddziaływują siły, pochodzące z
trzeciego źródła, mianowicie, z indywidualnych uzdolnień jednostki. Ta dziedzina
obejmuje wszystko: od najwyższych poczynań duchowych aż do mniejszej czy
większej zdolności człowieka do świadczeń, które służą społeczeństwu. To, co
pochodzi z tego źródła, musi przenikać do organizmu społecznego w całkiem inny
sposób, niż to, co się przejawia w wymianie towarów, lub też powstaje z życia
państwowego. Istnieje jedna tylko możliwość, aby to przenikanie odbywało się w
sposób zdrowy: pozostawienie tego swobodnej wraźliwości człowieka oraz
impulsom, pochodzącym z samych zdolności indywidualnych. Jeżeli na działalność
ludzką wynikłą z tych uzdolnień sztucznie oddziaływa dziedzina gospodarcza, lub
organizacja państwowa, to pozbawiają one ją w znacznym stopniu prawdziwej
podstawy jej własnego życia. Taką podstawę tworzyć może wyłącznie siła, którą
działalność ludzka musi rozwijać samorzutnie. Jeżeli zapotrzebowanie na
świadczenia tego rodzaju będzie uzależnione bezpośrednio od życia gospodarczego
lub też zorganizowane państwowo, to swobodna wraźliwość człowieka zostanie
skrępowana. Tymczasem jedynie ona potrafi wprowadzać wartości duchowe w
zdrowej formie do organizmu społecznego. Dla życia duchowego, w którym
niezliczonemi nićmi związany jest rozwój innych indywidualnych uzdolnień ludzkich,
istnieje jedna tylko możliwość zdrowego rozwoju, mianowicie, pozostawienie jego
twórczości własnym impulsom; ci wszyscy zaś, którzy korzystają z owoców tej
twórczości, winni okazywać dla niej pełne zrozumienie.
Wskazanych tu warunków zdrowego rozwoju duchowego obecnie nie dostrzega
się, gdyż jasny wgląd w te sprawy mąci spojenie się znacznej części życia
duchowego z państwowem życiem politycznem. Nastąpiło to w ciągu ostatnich
stuleci i przywykliśmy już do tego. Mówi się wprawdzie o “niezależności wiedzy i
nauczania”, ale uważa się za rzecz zrozumiałą samo przez się, że państwo
zarządza tą “niezależną wiedzą” i tem “niezależnem nauczaniem”. Nie wyczuwa się
wcale, jak skutkiem tego państwo uzależnia życie duchowe od swych potrzeb.
Panuje przekonanie, że państwo stwarza tylko uczelnie, a ci, którzy obejmują
katedry, mają możność rozwijania niezależnego życia duchowego. Przywykłszy do
takiego poglądu, nie bierze się pod uwagę, jak ściśle treść życia duchowego wiąże
się z najwewnętrzniejszą istotą człowieka i jak rozwój tego życia jedynie wówczas
może być niezależny, gdy nie łączy się ono z organizmem społecznym za pomocą
żadnych innych impulsów prócz tych, które pochodzą z niego samego. Wspomniane
stopienie się jego z życiem państwowem wycisnęło w ostatnich stuleciach swe
znamię nie tylko na sposobie zarządzania nauką oraz na związanem z nią życiu
duchowem, ale również i na samej ich treści. Na twórczość w zakresie matematyki
lub fizyki, państwo nie może oczywiście wywierać bezpośrednio wpływu. Ale
pomyślmy o historji, o innych naukach humanistycznych. Czyż nie stały się one
odbiciem tego, co powstało ze związania się ich przedstawicieli z życiem państwa i
jego potrzebami? Właśnie skutkiem tego narzuconego im charakteru proletarjat
odczuł współczesne poglądy nauki na życie duchowe jako ideologję. Dostrzegł on,
że potrzeby państwa, które uwzględniają interesy klas wyższych, narzucają myśli
ludzkiej pewien charakter. Myślące rzesze proletarjackie widziały w niej
odzwierciadlenie interesów materjalnych i walk tych interesów. To zrodziło w nich
odczucie jakoby całe życie duchowe było jedynie ideologją, odbiciem gospodarczej
organizacji społeczeństwa.
Taki pogląd, pustoszący życie duchowe, ustępuje z chwilą, kiedy człowiek może
odczuć, że w dziedzinie duchowej panuje rzeczywistość, zawierająca swą własną
treść, wyrastającą ponad zewnętrzne życie materjalne. Niepodobna tego odczuć,
gdy życie duchowe nie ma swobodnego rozwoju i możności rządzenia się z
własnych pobudek w organizacji społecznej. Tylko pod warunkiem wolności i
samorządu życia duchowego, przedstawiciele jego mieć będą siłę nadania mu
odpowiedniej wagi w społeczeństwie. Sztuka, nauka, pogląd na świat i wszystko, z
tem związane, wymaga takiego samodzielnego stanowiska w społeczności ludzkiej.
W życiu duchowem bowiem wszystko jest ze sobą powiązane. Wolność
poszczególnej jednostki nie jest możliwa bez wolności innych. I jakkolwiek potrzeby
państwa nie wywierają bezpośrednio wpływu na treść matematyki lub fizyki, to
jednak, o ile państwo zarządza dziedzinami życia duchowego, rozstrzyganie kwestyj,
dotyczących tego, co w nich należy rozwijać, co ludzie sądzą o ich wartości, jaki
wpływ wywiera ich pielęgnowanie na ogólną kulturę duchową i wiele innych spraw
zależeć będzie od tych potrzeb. Inaczej ma się rzecz, gdy nauczyciel szkoły
początkowej podlega wpływom życia państwowego, a inaczej gdy otrzymuje impulsy
od samoistnej organizacji duchowej. Socjaldemokracja i w tej dziedzinie przęjęła
jedynie spuściznę przyzwyczajeń i szablonów myślowych po sferach kierowniczych.
Uważa ona za ideał podporządkowanie życia duchowego organizmowi
społecznemu, zbudowanemu na podłożu gospodarczem. Gdyby ten cel osiągnęła,
mogłaby kroczyć dalej jedynie po drodze, na której życie duchowe zatraca swą
wartość. Żądając, by religia była sprawą wyłącznie osobistą jednostki,
socjaldemokracja zbyt jednostronnie ujęła to słuszne poczucie. Całe bowiem życie
duchowe w zdrowym organizmie społecznym winno być w stosunku do państwa i
gospodarki “sprawą osobistą” w powyższem znaczeniu. Ale, wysuwając ów postulat,
partja ta nie wychodzi bynajmniej z założenia, że tą drogą wartościom duchowym
zapewni się w organizmie społecznym pozycję, umożliwiającą im pożądany wyższy
rozwój, niż to jest możliwe pod opieką państwa. Organizm społeczny, według jej
przekonania, powinien własnemi środkami pielęgnować jedynie to, co stanowi dla
niego potrzebę życiową. A taką potrzebą owa religijna treść duchowa jakoby wcale
nie jest. W ten sposób jednostronnie usunięta z życia publicznego jedna, dziedzina
duchowa nie może rozwijać się pomyślnie, o ile inne dziedziny życia duchowego
pozostają skrępowane. Religijność nowoczesnej ludzkości, łącznie z całem
wyzwolonem życiem duchowem, rozwinie siłę, dającą pokrzepienie duszy.
Nie tylko sama twórczość duchowa, ale także i sposób, w jaki ludzkość z niej
korzysta, opierać się musi na nieskrępowanej potrzebie duszy. Nauczyciele, artyści i
t. d., będący na swych stanowiskach w bezpośrednim kontakcie z prawodawstwem i
zarządzeniami, które wypływają wyłącznie z samego życia duchowego i jego
impulsów, potrafią swą twórczością rozbudzić u ludzi zainteresowanie. Państwo zaś,
działające ze swych własnych założeń, chronić będzie każdego obywatela od
przymusu nadmiernej pracy, zapewniając mu prawo do korzystania z wolnego
czasu, co obudzi w nim zrozumienie dla wartości duchowych. Ludzie, którzy uważają
się za “praktyków życiowych” powiedzą, może, że jeżeli państwo będzie troszczyło
się o wolny czas dla swych obywateli, a uczęszczanie do szkoły pozostawi ich
uznaniu, to poświęcą oni te godziny wolne od pracy na pijaństwo i nastąpi powrót do
analfabetyzmu. Możnaby tym pesymistom poradzić, aby poczekali na to, co się
będzie działo, kiedy świat wyzwoli się z pod ich wpływu. Zbyt często kierują się oni
pewnem uczuciem, które im podszeptuje myśl, jak to oni sami spędzają swe wolne
chwile i czemu zawdzięczają, że zdobyli “nieco wykształcenia”. Nie mogą oni liczyć
się z tą płomienną siłą, rozpalającą dusze, jakiej udziela organizmowi społecznemu
życie duchowe naprawdę samodzielne, albowiem ta skrępowana myśl, jaką znają,
nigdy nie mogła oddziaływać ma nich w podobny sposób.
Zarówno państwo polityczne, jak i życie gospodarcze otrzymywać będą
niezbędny dla nich dopływ wartości duchowych od autonomicznej dziedziny
duchowej. Praktyczne wykształcenie w zakresie gospodarczym, również dopiero
przy swobodnym współudziale organizacji duchowej, będzie zdolne rozwinąć pełnię
swych sił. Ludzie odpowiednio wykształceni mieć będą możność ożywienia
zdobytych doświadczeń na polu gospodarczem, dzięki sile płynącej z wyzwolonych
wartości duchowych. Pracownicy o bogatem doświadczeniu gospodarczem znajdą
dostęp do organizacji duchowej i będą w niej oddziaływali twórczo na wszystko, co
takiego zapłodnienia wymaga.
Dzięki takiemu swobodnemu oddziaływaniu wartości duchowych na państwo,
powstaną w nim niezbędne, zdrowe poglądy. Pod wpływem tych wartości
przedstawiciel pracy fizycznej uświadomi sobie z zadowoleniem rolę, jaką jego praca
odgrywa w organizmie społecznym. Dojdzie do przekonania, że społeczeństwo nie
mogłoby go utrzymać, gdyby nie istniało kierownictwo, organizujące w sposób
celowy pracę fizyczną. Potrafi on odczuć istniejącą współzależność pomiędzy swą
własną pracą a siłami organizującemi, mającemi swe źródło w zdolnościach
indywidualnych. Na gruncie państwowym będzie kształtował prawa, które zapewnią
mu udział w dochodzie z wytworów jego pracy, tudzież dobrowolnie dostarczać
będzie organizacjom duchowym środków w celu umożliwienia powstawania wartości
duchowych, z jakich korzysta. W dziedzinie życia duchowego twórcy jego wartości
będą mieli możność utrzymywania się ze swych świadczeń. To, co w sferze
duchowej człowiek uprawia sam dla siebie, pozostaje jego sprawą najściślej
prywatną, za to zaś, co wytwarza dla społeczeństwa, będzie otrzymywał dobrowolne
wynagrodzenie od tych, którzy odczuwają potrzebę tych wartości duchowych. O ile
wynagrodzenie z tego źródła okaże się dla kogoś niedostateczne, będzie on musiał
szukać zatrudnienia bądź w dziedzinie państwowej, bądź też gospodarczej.
Idee, zasilające życie gospodarcze w zakresie techniki, mają swe źródło w
dziedzinie ducha. Pochodzą one stamtąd również i wtedy, gdy bezpośrednio
powstają w głowach przedstawicieli życia państwowego lub gospodarczego.
Stamtąd też płyną wszelkie idee organizacyjne i siły, które zapładniają życie
gospodarcze i państwowe. Kompensata za ten dopływ do obu dziedzin społecznych
odbywać się będzie również drogą dobrowolnego wynagradzania ze strony
konsumentów tych wartości, bądź też według postanowień prawa, wydawanych
przez państwo. Środki finansowe, niezbędne państwu na pokrycie kosztów jego
utrzymania, pobierać ono będzie na zasadzie prawa podatkowego. Prawo to
wyniknie ze sharmonizowania wymagań świadomości prawnej z możliwościami
życia gospodarczego.
W zdrowym ustroju społecznym obok organizacji politycznej i gospodarczej
działać musi samoistna organizacja duchowa. Na trójczłonowość całości organizmu
społecznego wskazuje kierunek rozwojowy sił nowoczesnej ludzkości. Dopóki do
kierowania życiem społecznem wystarczały siły instynktowne znacznej części
ludzkości, dążenie do takiego niewątpliwego rozczłonowania jeszcze nie
występowało. W stanie pewnego przytłumienia życia społecznego współdziałało ze
sobą wszystko to, co, w gruncie rzeczy, zawsze pochodziło z trzech źródeł. Czasy
nowe wymagają od człowieka, aby zajął świadome stanowisko w organizmie
społecznym. Świadomość ta wówczas jedynie będzie mogła zdrowo kształtować
postępowanie i całe życie ludzkie, jeśli zda sobie sprawę z tych trzech kierunków. Ku
tej orjentacji dąży współczesna ludzkość z podświadomych głębi swej duszy, a to, co
wyżywa się w ruchu społecznym, jest tylko mętnym odblaskiem tego dążenia.
Z innych założeń, niż te, wśród których żyjemy, z głębokich pokładów natury
ludzkiej rozległ się u schyłku XVIII-go stulecia głos, domagający się nowego
ukształtowania organizmu społecznego. Hasłem tych przemian były trzy słowa:
Braterstwo, Równość, Wolność! Otóż, kto bezstronnie i ze zdrowem poczuciem
człowieczeństwa wniknie w rzeczywistość rozwoju ludzkiego, ten, oczywiście, musi
ustosunkować się z pełnem zrozumieniem do wszystkiego, co wyrażają te słowa. A
jednak znaleźli się w XIX-em stuleciu wnikliwi myśliciele, którzy zadali sobie trud, by
dowieść, że urzeczywistnienie idej Braterstwa, Równości i Wolności w jednolitem
społeczeństwie nie jest możliwe. Twierdzili, że, gdyby te trzy impulsy miały
urzeczywistnić się w organizmie społecznym, musiałyby znaleźć się ze sobą w
sprzeczności. Z wielką przenikliwością dowiedli oni np. że przy realizacji równości
niepodobna byłoby zapewnić niemniej koniecznej, przyrodzonej każdej istocie
ludzkiej wolności. Trzeba przyznać rację tym, którzy podnoszą tę sprzeczność, a
jednak równocześnie, o ile czujemy po ludzku, niepodobna nie mieć sympatji dla
każdego z tych trzech ideałów.
Sprzeczność ta pochodzi stąd, że prawdziwe znaczenie społeczne tych trzech
ideałów występuje dopiero po zrozumieniu konieczności rozczłonowania organizmu
społecznego. Owe trzy człony nie powinny być ze sobą spojone i scentralizowane w
jakimś teoretycznym, abstrakcyjnym parlamencie lub innem ciele zbiorowem. Mają
one być żywą rzeczywistością. Każdy z tych trzech działów należy scentralizować w
nim samym, a z ich żywej, wspólnej i równoległej działalności powstać może dopiero
jedność organizmu społecznego, jako całości. W rzeczywistem życiu bowiem
pozorne przeciwieństwa składają się właśnie na jedność. Dlatego też dopiero
wówczas będziemy mogli dojść do prawdziwego ujęcia życia organizmu
społecznego, gdy zdołamy przeniknąć rzeczywiste jego ukształtowanie pod
względem braterstwa, równości i wolności. Przekonamy się wówczas, że
współdziałanie ludzi w życiu gospodarczem opierać się winno na braterstwie, które
powstaje dzięki zrzeszaniu się. W drugim członie, w systemie prawa publicznego,
gdzie mamy do czynienia z czysto ludzkiemi stosunkami człowieka do człowieka,
dążyć należy do urzeczywistniania idei równości. A w dziedzinie duchowej, która w
organizmie społecznym zachowuje względną niezależność, chodzi o realizację
impulsu wolności. W takim ujęciu ukazuje się rzeczywista wartość tych trzech
ideałów. Nie mogą one jednak zrealizować się w chaotycznem życiu zbiorowem,
gdyż odpowiednim gruntem jest dla nich jedynie zdrowy, trójczłonowy organizm
społeczny, żaden abstrakcyjnie scentralizowany twór narodowy nie może
urzeczywistnić w swoim nieładzie ideałów wolności, równości i braterstwa; każdy
natomiast z trzech członów organizmu społecznego może czerpać swe siły z
jednego z tych impulsów i wówczas będzie mógł współdziałać w sposób owocny z
pozostałemi członami.
Ludzie, którzy przy końcu XVIII-go wieku rozwinęli sztandar Wolności, Równości
i Braterstwa, także ci, którzy później poszli ich śladami, odczuwali niewyraźnie
tendencje rozwojowe nowych czasów. Jednak nie potrafili przezwyciężyć w sobie
wiary w jednolite państwo. Z punktu widzenia takiego państwa te ich trzy idee są
pełne sprzeczności. Pomimo to nie wyrzekli się ich, gdyż w podświadomych głębiach
ich dusz działał pęd ku trójczłonowości organizmu społecznego, gdzie ta troistość
ideowa może dopiero utworzyć wyższą jedność. Życie współczesne wymową swych
faktów domaga się, aby siły rozwojowe nowożytnej ludzkości, prące ku
rozczłonowaniu organizmu społecznego, stały się świadomą wolą społeczną.
III.
KAPITALIZM I IDEE SPOŁECZNE.
(Kapitał i praca ludzka).
Niepodobna wyrobić sobie właściwego sądu o tem, co należy przedsięwziąć w
życiu zbiorowem wobec alarmujących nas wydarzeń, o ile brak nam woli oparcia
tego sądu na wniknięciu w podstawowe siły organizmu społecznego. Usiłowaliśmy
uczynić to w poprzednich rozdziałach niniejszej pracy. Opierając się na poglądzie,
zdobytym w wąskim kręgu obserwacyj, niepodobna znaleźć już dziś środków do
owocnego działania. Wszystko to, co ujawnia ruch społeczny, dowodzi, że
zaburzenia dotknęły podstaw tego organizmu, a bynajmniej nie tylko jego
powierzchni. To też koniecznem jest zdobycie takich poglądów, któreby również
docierały do podstaw.
Gdy mowa dziś o kapitale i kapitaliźmie, dotyka się tego, co proletarjat
współczesny uważa za przyczynę swego pognębienia. Do owocnego poglądu na
sposób, w jaki kapitał działa dodatnio, czy też hamująco w procesach organizmu
społecznego, dojść będziemy mogli dopiero wówczas, gdy uwzględnimy, jak
indywidualne zdolności ludzkie, system prawny oraz siły gospodarcze tworzą i
zużywają kapitał.
Gdy zaś mowa o pracy ludzkiej, ma się na myśli to, co, łącznie z podłożem
naturalnem życia gospodarczego tudzież z kapitałem, tworzy wartości gospodarcze
oraz zapomocą czego robotnik uświadamia sobie swe położenie społeczne. Pogląd
na to, jakie miejsce należy się pracy w organizmie społecznym, aby poczucie
ludzkiej godności u robotnika było szanowane, wyłonić się może jedynie pod
warunkiem, że weźmiemy pod uwagę stosunek, w jakim znajduje się praca
człowieka; po pierwsze, do rozwoju zdolności indywidualnych, po wtóre zaś - do
poczucia prawnego.
Całkiem słusznie stawiamy pytanie: co jest dziś najbardziej palące do zrobienia,
aby zaspokoić żądania ruchu społecznego, ale i tych najpilniejszych zadań nie
potrafimy wypełnić owocnie, jeżeli nie będziemy wiedzieli, w jakim stosunku to, co
ma być wykonane, znajdować się winno do podstaw zdrowego organizmu
społecznego. Wiedząc zaś to, potrafimy dostrzec zadania, które wypływają z
rzeczywistości, na każdem stanowisku, na jakiem zostaliśmy postawieni, lub które
zdołaliśmy zająć. Zdobyciu poglądu tego rodzaju, o jakim tu mowa, przeciwstawia
się, wprowadzając w błąd myśl nieuprzedzoną, to, co w ciągu długiego czasu
przeszło z woli ludzkiej do urządzeń społecznych. Ludzie zżyli się do tego stopnia z
temi urządzeniami, że na ich podstawie wyrabiają sobie pogląd na to, co w nich
zachować, a co zmienić należy. Myśl naszą, dostosowujemy do tych faktów, gdy
tymczasem ona przecież właśnie winna je opanować. Dziś jednak już koniecznie
musimy zrozumieć, że niepodobna w inny sposób zdobyć poglądu, któryby dorósł do
rzeczywistości, jak przez powrót do pra-myśli (Urgedanken), stanowiących podstawę
wszelkich urządzeń społecznych.
Jeżeli nam brak właściwych źródeł, skąd do organizmu społecznego stale
przypływałyby siły, wytryskujące z tych twórczych idej, to urządzenia społeczne
przybierają formy, które nie sprzyjają rozwojowi życia, lecz przeciwnie hamują to
życie. Ale te idee społeczne żyją stale w impulsach instynktownych człowieka w
stanie mniej lub więcej podświadomym, nawet wówczas, gdy nasze zupełnie
świadome myśli błądzą i stwarzają, lub już stworzyły fakty, będące zaporami dla
życia. I właśnie te pra-myśli, które przejawiają się w sposób chaotyczny w stosunku
do świata faktów, hamujących życie, są tem, co w sposób jawny lub zamaskowany
dochodzi do głosu w zaburzeniach rewolucyjnych organizmu społecznego. Te
wstrząsy dadzą się uniknąć jedynie wtedy, gdy organizm społeczny ukształtuje się
tak, że będzie zawsze zdolny do stwierdzenia, gdyby gdziekolwiek zachodziły
odchylenia od urządzeń wskazanych przez owe pra-myśli, i gdy jednocześnie
posiadać będzie możliwość przeciwdziałania tym odchyleniom, zanim nie staną się
fatalną mocą.
W naszych czasach odchylenia od wymagań owych zasadniczych idej
społecznych w szerokim zakresie życia ludzkiego osiągnęły poważne rozmiary. A
życie impulsów, zrodzonych przez te idee, ujawnia się w duszy ludzkiej w formie
krytyki pełnych wymowy faktów, zachodzących w organizmie społecznym w
ostatnich stuleciach. Niezbędną jest przeto dobra wola, by powrócić w sposób
zdecydowany do tych społecznych pra-myśli oraz zrozumieć, jak dziś właśnie
szkodliwe jest pomijanie ich w życiu ludzkiem, jako “niepraktycznych” ogólników.
Życie i postulaty proletarjatu są żywą krytyką tego, co w ostatnich czasach
uczyniono z organizmu społecznego. Zadaniem tedy naszych czasów jest
przeciwdziałanie jednostronnej krytyce przez to, że w społecznej pra-myśli
odnajdziemy kierunek, w którym mamy świadomie zwracać fakty. Minął już bowiem
ten okres, kiedy ludzkości starczyć mogło to, co dotąd osiągała przy pomocy
kierownictwa instynktownego.
Jednym z kardynalnych zagadnień wyłaniających się ze współczesnej krytyki
jest to, w jaki sposób byłoby możliwe usunięcie wyzysku proletarjatu przez kapitał
prywatny. Posiadacz lub zarządzający kapitałem ma możność użycia pracy fizycznej
robotnika by służyła temu, co zamyśla produkować. W stosunkach społecznych,
powstających ze współdziałania kapitału i pracy ludzkiej, rozróżniać należy trzy
ogniwa: działalność przedsiębiorcy, która opierać się winna na podłożu zdolności
indywidualnych jednostki, lub ich zespołów; stosunek przedsiębiorcy do robotnika,
który koniecznie powinien być stosunkiem prawnym; wreszcie samo wytwarzanie
dóbr, które w obrocie gospodarczym uzyskują wartość towarów. Działalność
przedsiębiorcy w organizmie społecznym może odbywać się w zdrowy sposób
jedynie wówczas, gdy w życiu tego organizmu czynne są siły, które pozwalają
uzdolnieniom indywidualnym przejawiać się w możliwie najpełniejszy sposób. Aby
mogło to nastąpić, musi istnieć w organizmie społecznym dziedzina, która jednostce
obdarzonej zdolnościami pozostawia swobodną inicjatywę czynienia z nich użytku,
innym zaś ludziom, rozumiejącym rzecz, pozwala zdolności te swobodnie oceniać.
Widzimy zatem, że ta działalność społeczna człowieka, gdzie zachodzi użycie
kapitału, należy do dziedziny organizmu społecznego, w której życie duchowe
troszczy się o prawodawstwo i zarząd. Jeśli do tej dziedziny wtrąca się państwo ze
swoją polityką, to z konieczności musi ono wykazywać brak zrozumienia dla
zdolności indywidualnych. Państwo bowiem musi opierać się na założeniu, że każdy
człowiek ma jednakowe prawo do życia i musi ono założenie to realizować. Winno
ono również dawać każdemu obywatelowi możność wypowiadania się. Dla zadań,
jakie spełnia państwo polityczne, jest bez znaczenia czy odnosi się ono ze
zrozumieniem do zdolności indywidualnych obywatela, czy też nie. Z tego też
powodu to wszystko, co odbywa się w jego obrębie, nie powinno wywierać
jakiegokolwiek wpływu na działanie indywidualnych uzdolnień ludzkich.
Również i widoki na korzyści gospodarcze nie powinny decydować tam, gdzie
działają zdolności indywidualne przy pomocy kapitału. Niejeden z obrońców
kapitalizmu przypisuje korzyściom tym ogromne znaczenie, mniemając, że jedynie
one mogą być motorem do uruchomienia tych zdolności. Jako ludzie “praktyczni”
powołują się oni na “niedoskonałość” natury ludzkiej, którą, jak sądzą, znają dobrze.
Rzeczywiście w ustroju, który doprowadził do stanu obecnego, bodziec korzyści
materjalnych niewątpliwie nabrał ogromnego znaczenia, ale właśnie ten fakt jest w
nie małym stopniu przyczyną stosunków, jakie przeżywamy obecnie. Stosunki te
naglą do rozwinięcia innego bodźca pobudzającego zdolności indywidualne.
Powinien on rodzić się ze zrozumienia idei społecznej, pod wpływem zdrowego
życia duchowego. Wychowanie, szkoła, dzięki mocy, którą czerpać będą z
niezależnego życia duchowego, udostępnią człowiekowi, skutkiem właśnie
wspomnianego zrozumienia, urzeczywistnienie tego, ku czemu prą jego zdolności
indywidualne.
Takie mniemanie dalekie jest od marzycielstwa, które niewątpliwie wyrządziło
nieobliczalne szkody w dziedzinie woli społecznej, jak również i w innych
dziedzinach. Pogląd bowiem, o którym mowa, nie polega, jak widać z powyższego,
na złudnej wierze w to, że “duch ludzki” zdziałać może cuda, o ile ci, którzy
mniemają, że są nim obdarzeni, będą o nim jak najwięcej rozprawiali, lecz wypływa
on z obserwacyj swobodnego współdziałania ludzi w dziedzinie duchowej.
Współdziałanie to z istoty swej nabiera cech społecznych, o ile ma możność
rozwijania się naprawdę niezależnie.
Te cechy społeczne nie mogły się dotychczas ujawnić jedynie skutkiem
uzależnienia życia duchowego. Siły duchowe ukształtowały się w taki sposób wśród
sfer kierowniczych, że działanie ich zamykało się antyspołecznie w obrębie pewnych
ograniczonych kół. Owoce ich twórczości można było udostępnić warstwom
proletarjackim, jedynie w sposób sztuczny. Warstwy te nie miały możności czerpania
z życia duchowego jakichkolwiek sił, które stanowią pokrzepienie dla duszy, gdyż nie
brały one rzeczywiście udziału w powstawaniu tych dóbr duchowych. Instytucje,
mające na celu “oświatę ludową”, “udostępnienie ludowi sztuki” i t. p., nie są
naprawdę środkami rozpowszechniania wartości duchowych wśród ludu, dopóki
mają one taki charakter, jaki przybrały w czasach ostatnich. “Lud” bowiem nie bierze
wewnętrznego udziału swą istotą ludzką w życiu tych wartości duchowych.
Umożliwia mu się jedynie spoglądanie na nie jakby od zewnątrz.
A to, co dotyczy życia duchowego w ściślejszym sensie, ma również znaczenie
w tych przejawach działalności duchowej, które przy pomocy kapitału sięgają do
dziedziny gospodarczej. W zdrowym organizmie społecznym najemnik, pracujący
przy maszynie, nie powinien być zajęty wyłącznie jej obsługą, podczas gdy sam
tylko przedsiębiorca zna losy wyprodukowanych towarów w obiegu gospodarczym.
Robotnik w pełnem zrozumieniu uświadamiać sobie winien własny współudział w
życiu społecznem, wynikający z tego, że pracuje przy wytwarzaniu dóbr.
Przedsiębiorca powinien zwoływać regularnie narady z pracownikami, któreby
zaliczano do spraw również niezbędnych dla fabryki, jak samą pracę, a to w celu
rozwijania kręgu wspólnych wyobrażeń, zarówno u tych, którzy pracę organizują, jak
i u tych, którzy jej dostarczają. Zdrowe oddziaływanie tego, rodzaju będzie budziło w
robotniku zrozumienie, że należyte spełniane funkcyj zawiadywania kapitałem jest
rzeczą pomyślną dla organizmu społecznego, a przez to i dla niego samego, jako
jego członka. Dla przedsiębiorcy taka dobrowolna jawność prowadzenia
przedsiębiorstwa będzie bodźcem do wzorowego postępowania.
Nie doceniać tego może jedynie człowiek, który nie rozumie doniosłości
wspólnych przeżyć wewnętrznych przy zbiorowej pracy. Kto zaś to rozumie,
dostrzeże również jak bardzo sprzyjającym dla wydajności produkcji byłoby
kierownictwo gospodarki opartej na kapitale, gdyby czerpało swe idee z
niezależnego życia duchowego. Jedynie przy takiem założeniu możliwe jest
zastąpienie obecnego stosunku człowieka do kapitału i wzrostu tegoż - który to
stosunek opiera się wyłącznie na motywie zysku - rzeczowem zainteresowaniem się
samą sprawą wytwarzania dóbr i świadczenia usług.
Współcześni socjaliści dążą do przekazania społeczeństwu zarządu środkami
produkcji. To, co w tych dążeniach jest uzasadnione, da się osiągnąć jedynie drogą
powierzenia tego zarządu ludziom czynnym w dziedzinie niezależnego życia
duchowego. Uniemożliwi to przymus gospodarczy, odczuwany jako poniżający
człowieka. Przymus ten wywiera kapitał, kiedy działalność swą rozwija z sił
wyłącznie gospodarczych. I wówczas zdolności człowieka nie będą paczyły się, co
jest rzeczą nieuniknioną, gdy zarządza niemi państwo polityczne.
Dochód z zatrudniania kapitału i zdolności indywidualnych, podobnie jak z
wszelkich usług natury duchowej, musi być w zdrowym organizmie społecznym
zarówno rezultatem swobodnej inicjatywy działającego człowieka, jak i
dobrowolnego zainteresowania ludzi, którzy pożądają tych świadczeń. W tej
dziedzinie pozostawić należy swobodnej inicjatywie pracownika oznaczenie
wynagrodzenia, jakiego żąda za swą pracę, zależnie od przygotowań, kosztów i t. p.,
których ona wymaga. Zadośćuczynić tym żądaniom będzie można jedynie o tyle, o
ile jego świadczenia obudzą dla siebie zrozumienie.
Dzięki urządzeniom społecznym, zgodnym z powyższemi wytycznemi,
powstanie grunt dla istotnie niezależnego układu stosunków pomiędzy kierownikiem
a wykonawcą pracy. Stosunek ten nie będzie polegał na wynagrodzeniu towarem
(względnie pieniędzmi) za pracę, ale na ustaleniu udziału należnego każdej z obu
stron, wytwarzających wspólnie towar, w wynikach pracy.
To, co w organizmie społecznym dokonywa się za pomocą kapitału, zależy w
swej istocie od sposobu działania w nim zdolności indywidualnych. Właściwe
impulsy rozwojowe tych uzdolnień nie mogą pochodzić skądinąd, jak tylko z
niezależnego życia duchowego. Nawet w takim organizmie społecznym, gdzie
rozwój uzdolnień uzależniony jest od państwa lub sił gospodarczych, wszelką
prawdziwą twórczą produkcyjność, wymagającą kapitału, zawdzięczamy tym
indywidualnym, niezależnym siłom, które zdołały przebić się poprzez krępujące je
urządzenia. Tylko, że w takich warunkach rozwój ich nie może być zdrowy. Stosunki,
które sprawiają, że siła pracy człowieka musi stawać się towarem, wynikły nie
skutkiem swobodnego rozwoju zdolności indywidualnych, działających przy pomocy
kapitału, lecz drogą ujarzmienia tych sił przez państwo lub obieg gospodarczy.
Bezstronne wniknięcie w tę sprawę stanowi w obecnych czasach niezbędne
założenie dla tego wszystkiego, czego należy dokonać w dziedzinie organizacji
społecznej. W ostatnich czasach bowiem powstał przesąd, że reformy, mające
uzdrowić organizm społeczny, muszą pochodzić od państwa, lub od życia
gospodarczego. Jeżeli będziemy kroczyli dalej po drodze wytkniętej przez ten
przesąd, urządzenia, które powstaną, nie poprowadzą ludzkości ku celom, do jakich
dąży, lecz przeciwnie - ku nieograniczonemu spotęgowaniu ucisku, od którego
pragnie się ona wyzwolić.
O kapitalizmie nauczono się myśleć w czasach, kiedy wtrącił on już organizm
społeczny w chorobę. Przeżywamy proces patologiczny; rozumiemy, że trzeba mu
przeciwdziałać. Ale należy wiedzieć więcej. Koniecznem jest uświadomić sobie, że
źródło choroby tkwi w tem, że obieg gospodarczy pochłania siły, czynne w kapitale.
Jedynie człowiek, nie poddający się złudnemu poglądowi, jakoby myśl zarządzania
kapitałem przez wyzwolone życie duchowe miała być “niepraktycznym idealizmem”,
może działać w kierunku, którego obecnie zaczynają się energicznie domagać siły
rozwojowe ludzkości.
Dziś wprawdzie jesteśmy słabo przygotowani do tego, aby ideę społeczną, która
ma skierować kapitalizm na zdrowe tory, powiązać bezpośrednio z życiem
duchowem. Nawiązujemy do tego, co wchodzi w obręb życia gospodarczego.
Widzimy, jak nowoczesna produkcja towarów doprowadziła do wielkiego przemysłu,
a ten do obecnych form kapitalizmu. Tę formę gospodarczą winna zastąpić
spółdzielczość, pracująca w celu zaspakajania potrzeb wytwórców. Ale ponieważ,
oczywiście, pragnie się utrzymać przytem nowoczesną technikę produkcji, żąda się
połączenia wszystkich placówek przemysłowych w jedno wielkie stowarzyszenie.
Panuje mniemanie, że w takiem zrzeszeniu, gdzie każdy produkować będzie na
zlecenie społeczności, nie będzie wyzysku, niepodobna bowiem, aby społeczeństwo
wyzyskiwało samo siebie. A ponieważ pragniemy, czy też jesteśmy zmuszeni
nawiązywać do tego, co już istnieje, zwracamy się ku współczesnemu państwu z
myślą przekształcenia go w taką wszystko obejmującą organizację.
Nie dostrzega się przytem, że rezultaty oczekiwane od zrzeszenia tego rodzaju,
tem trudniej dadzą się osiągnąć, im większe będą jego rozmiary. O ile zdolności
indywidualne nie odegrają w organizacji zrzeszeniowej tej roli, jaką tu wskazaliśmy,
to wspólne zarządzanie pracą nie doprowadzi do uzdrowienia organizmu
społecznego.
Brak zdrowego poglądu na udział życia duchowego w organizmie społecznym,
pochodzi stąd, że obecnie ludzie przywykli wyobrażać sobie pierwiastek duchowy
jako coś niezmiernie dalekiego od wszystkiego, co materjalne i praktyczne.
Wyłożony tu pogląd, że w działaniu kapitału na terenie gospodarczym widzieć
musimy przejaw pewnej dziedziny życia duchowego, niejednemu wyda się wręcz
śmieszny. Będzie to dziwaczne zarówno dla przedstawicieli dotychczasowych klas
kierowniczych, jak i dla myślicieli socjalistycznych. Aby zrozumieć znaczenie dla
uzdrowienia organizmu społecznego tego, co się w ten sposób ośmiesza, należy
zwrócić uwagę na pewne współczesne prądy myślowe, które, jakkolwiek wypływają
z rzetelnych w swoim rodzaju impulsów duszy, niemniej jednak hamują powstawanie
prawdziwie społecznego sposobu myślenia wszędzie, dokąd docierają.
Te prądy myślowe stronią, mniej lub więcej nieświadomie, od tego, co daje
właściwą siłę rozpędową przeżyciom wewnętrznym. Dążą one do zdobycia poglądu
na świat, do życia duszy, do myślenia, poznania naukowego, ale w taki sposób, że
to wszystko stanowi jakby wysepkę w całokształcie życia człowieka. Skutkiem tego
nie są one w stanie przerzucić pomostu pomiędzy tem wszystkiem a życiem, do
którego wprzęga człowieka codzienność. Widzimy, jak w mniemaniu wielu
współczesnych, należy do “wewnętrznej dystynkcji” rozmyślanie, choćby nawet w
sposób abstrakcyjno-szkolny, o różnych problemach etyczno-religijnych na
niebosiężnych wyżynach marzeń. Możemy obserwować, jak ludzie rozmyślają o
sposobie doskonalenia się, o tem, jak człowiek winien miłować swych bliźnich, jak
może zdobyć łaskę “wewnętrznej treści życia”. Ale stwierdzamy przytem całkowitą
bezsilność urzeczywistniania wszystkiego tego, co się uważa za dobre, pełne
miłości, życzliwe, słuszne, moralne w warunkach otaczających człowieka, a więc w
jego życiu codziennem, w działaniu kapitału, płacy roboczej, spożyciu, produkcji,
obiegu towarów, kredycie, bankach i giełdzie.
Można dostrzec, jak dwa prądy światowe płyną obok siebie także w
przyzwyczajeniach myślowych człowieka. Jeden z nich usiłuje trzymać się jak gdyby
na wyżynach bosko-duchowych i nie pragnie wcale budować pomostu pomiędzy
impulsami duchowemi a życiem codziennem. Drugi zaś prąd - żyje bezmyślnie w
codzienności. Ale życie - to nierozdzielna jedność. Pomyślnie rozwijać się będzie
mogło dopiero wówczas, gdy poruszające je siły natury etyczno-religijnej będą
oddziaływały na najcodzienniejsze pospolite sprawy, te właśnie, które wielu ludziom
wydają się mniej podniosłe. Jeżeli bowiem zaniedbujemy połączenia tych dwu
dziedzin, to w życiu religijnem, moralnem oraz w myśleniu społecznem wpadamy w
czyste marzycielstwo, całkiem obce rzeczywistości codziennej. I wówczas ta
rzeczywistość mści się w pewien sposób. Człowiek bowiem wtedy pod wpływem
impulsu “duchowego” dąży do wszelkich możliwych ideałów, do wszystkiego, co
nazywa “dobrem”. Natomiast jako pozbawionym “ducha” oddaje się instynktom,
przeciwstawiającym się tym “ideałom”, a które stanowią podstawę zwykłych
codziennych potrzeb życiowych, zaspokajanych w dziedzinie gospodarczej.
Nieznaną mu jest jakakolwiek droga realna, wiodąca od pojęcia duchowości do
spraw dnia powszedniego. Skutkiem tego to życie codzienne przybiera postać, nie
mającą nic wspólnego z impulsami etycznemi wzniosłych wyżyn duszy i ducha. Ale
wtedy codzienność mści się w ten sposób, że życie etyczno-religijne staje się
kłamstwem wewnętrznem w życiu człowieka, gdyż niepostrzeżenie stroni od
powszedniości, od bezpośredniej praktyki życiowej.
Jak liczni są dziś ludzie, którzy z motywów pewnego etyczno-religijnego
dostojeństwa, wykazują najlepszą wolę ku dobremu współżyciu z bliźnimi i pragną
okazać to jak najlepszemi uczynkami. Zaniedbują oni jednak kształcenia w sobie
wrażliwości, któraby to naprawdę umożliwiała, gdyż nie potrafią przyswoić sobie
wyobrażeń społecznych, urabiających praktyczne przyzwyczajenia życiowe.
Do tej kategorji należą ci, co w tym dla świata historycznym momencie, kiedy
problemy społeczne stały się tak palące, przeciwstawiają się hamująco prawdziwej
praktyce życiowej, są bowiem marzycielami, mimo, iż uważają się za ludzi
praktycznych. Szerzą oni taki np. pogląd: ludzie muszą się wznieść ponad
materjalizm, ponad zewnętrzny świat fizyczny, które wtrąciły ich w katastrofę wojny
światowej i w całe to nieszczęście; muszą więc zwrócić się ku duchowemu
ujmowaniu życia. Wskazując w ten sposób drogi ku życiu duchowemu, nie przestają
powoływać się na jednostki, które w przeszłości otaczano czcią z racji ich
uduchowionego sposobu myślenia. Ale człowiek, który właśnie usiłuje wskazywać,
że to, co duch ludzki musi dokonać w życiu naprawdę praktycznem, jest niezbędne
w niemniejszym stopniu, jak wytwarzanie chleba powszedniego, spotka się z uwagą,
że obecnie najważniejszą rzeczą jest znów doprowadzić ogół do uznania czynnika
duchowego. Dziś jednak chodzi o to, aby przy pomocy sił duchowych odnaleźć linje
wytyczne uzdrowienia organizmu społecznego. A do tego nie wystarcza zajmować
się tylko odświętnie sprawami duchowemi. Światło duchowe musi koniecznie
przenikać cały byt codzienny. Skłonność do szukania dla życia “duchowego” dróg
pobocznych doprowadziła do tego, że sfery, dzierżące dotychczas w swych rękach
ster rządów, są zadowolone z warunków społecznych, które wywołały obecny stan
rzeczy.
Obecnie w życiu społecznem ściśle związane są ze sobą dwie rzeczy:
zarządzanie kapitałem w produkcji towarów oraz własność środków produkcji, czyli
także kapitału. A jednak stosunek człowieka do kapitału w obu tych formach jest
całkiem różny pod względem działania, jakie to wywiera na organizm społeczny.
Zarządzanie kapitałem na podstawie zdolności indywidualnych, zastosowane
celowo, wzmaga dobrobyt organizmu społecznego, co jest zgodne z interesem
wszystkich, należących do tego organizmu. W jakiemkolwiek położeniu znajduje się
człowiek, jest on zawsze zainteresowany w tem, aby wypływające z natury ludzkiej
indywidualne zdolności, które celowo współdziałają przy powstawaniu dóbr
niezbędnych w życiu ludzkiem, nie marnowały się. Ale rozwój tych zdolności
wymaga, aby obdarzeni niemi ludzie z własnej swobodnej inicjatywy pobudzali je do
działania. To, co z tych źródeł nie ma możności wypływać swobodnie, zostaje jakby
odjęte pomyślności ogółu, a przynajmniej do pewnego stopnia. Kapitał jednak jest
środkiem, umożliwiającym aktywizację takich zdolności w rozległych dziedzinach
życia społecznego. Najistotniejszy interes każdego człowieka w ramach organizmu
społecznego wymaga, aby w pewnym kierunku uzdolnione jednostki, lub
szczególnie nadające się do określonych prac zespoły miały możność
rozporządzania kapitałem według własnej inicjatywy. Każdy obywatel, od
pracownika umysłowego do rękodzielnika, o ile bez uprzedzeń rozumie własny
interes, musi sobie powiedzieć: chciałbym, żeby dostateczna liczba, zdolnych
jednostek lub zespołów mogła nie tylko swobodnie dysponować kapitałem, ale aby
także miała możność dojścia z własnej inicjatywy do posiadania kapitału. Jedynie
bowiem oni mogą sądzić o tem, jak przy pomocy kapitału, ich indywidualne
zdolności potrafią celowo wytwarzać dobra dla organizmu społecznego.
W ramach niniejszej książki nie ma potrzeby przedstawiać, jak z biegiem
rozwoju ludzkości, w związku z działaniem indywidualnych uzdolnień ludzkich,
własność prywatna wyłoniła się z pośród innych form posiadania w organizmie
społecznym. Własność ta kształtowała się aż do ostatnich czasów pod wpływem
podziału pracy. Omówimy tutaj obecny stan rzeczy tudzież jego nieodzowny dalszy
rozwój.
Jakkolwiek własność prywatna powstała drogą przemocy, podbojów itp., jest
ona również wynikiem twórczości społecznej, związanej z indywidualnemi
zdolnościami ludzi. Wszakże, zdaniem myślicieli socjalistycznych, usunięcie ucisku,
wywieranego przez własność prywatną, jest możliwe jedynie drogą przekształcenia
jej we własność społeczną. Przyczem stawiają oni sprawę w sposób następujący:
jak można przeszkodzić powstawaniu prywatnej własności środków produkcji, aby
położyć kres uciskowi, który ona wywiera na klasy nieposiadające? Kto tak stawia
sprawę, nie uwzględnia faktu, że organizm społeczny znajduje się w stanie
nieprzerwanego powstawania i rozrostu. W stosunku do czegoś, co się rozwija, nie
należy pytać, jak je najlepiej urządzić mamy, aby dzięki temu pozostało na
przyszłość w takim stanie, jaki uznaliśmy za doskonały? Myśleć w taki sposób
można jedynie o rzeczy, która, poczynając od pewnego momentu, działa dalej
zasadniczo w niezmienny sposób. Nie stosuje się to do organizmu społecznego.
Wszystko, co w nim powstaje, podlega ciągłym zmianom w procesie samego życia.
Jeżeli tedy chcemy nadać mu najlepszą, według naszego mniemania, formę, w
którejby miał nadal trwać, podkopujemy warunki jego istnienia.
Jednym z warunków rozwoju organizmu społecznego jest, aby jednostki,
mogącej służyć ogółowi swemi zdolnościami, nie pozbawiać możności czynienia
tego z jej własnej, niezależnej inicjatywy. Tam, gdzie taka działalność wymaga
rozporządzania środkami produkcji, zapory, stawiane tej inicjatywie, przyniosłyby
szkodę dobru ogólnemu. Zazwyczaj wysuwany w tej sprawie argument, że
przedsiębiorca musi mieć, jako bodziec dla swej działalności, widoki na zysk,
związany z własnością środków produkcji, nie ma tu znaczenia. Kierunek bowiem
myśli, z którego wypływa wyłożony w tej książce pogląd na dalszy rozwój stosunków
społecznych, widzi możliwość usunięcia tego rodzaju pobudek drogą wyzwolenia
życia duchowego z zależności politycznej i gospodarczej. Wyzwolone życie
duchowe samo z siebie rozwijać będzie zrozumienie społeczne, stąd zaś wynikną
bodźce zupełnie innej natury, niż te, które opierają się na widokach korzyści
materjalnych. Ale nie o to jedynie chodzi, z jakich powodów ludzie są przywiązani do
prywatnego władania środkami produkcji, ale o to, co lepiej odpowiada warunkom
życiowym organizmu społecznego: rozporządzanie środkami produkcji w sposób
nieskrępowany, czy też regulowany przez społeczeństwo. Przytem należy zawsze
pamiętać, że przy rozważaniach warunków życiowych obecnego organizmu
społecznego, nie należy brać pod uwagę tego, co istniało, według naszego
mniemania, w społeczeństwach pierwotnych, ale wyłącznie to, co odpowiada
obecnemu szczeblowi rozwoju ludzkości.
Na dzisiejszym stopniu rozwojowym zdolności indywidualne nie mogą działać
owocnie przy pomocy kapitału, o ile nie mają możności swobodnego rozporządzania
nim w obiegu gospodarczym. Płodna działalność w zakresie produkcji wymaga
zapewnienia jej nieskrępowanej dyspozycji kapitałem, nie z racji korzyści, jakie to
przynosi poszczególnej jednostce lub zespołowi, ale dlatego, że w ten sposób
najlepiej służyć ona może ogółowi, o ile zmysł społeczny towarzyszy temu w sposób
celowy.
Człowiek związany jest poniekąd z tem, co produkuje sam, lub razem z innymi
ludźmi w podobny sposób, jak ze sprawnością organów własnego ciała.
Ograniczenie wolności rozporządzania środkami produkcji porównać można do
krępowania człowieka w swobodnem posługiwaniu się członkami jego ciała.
Otóż własność prywatna nie jest niczem innem, jak pośrednikiem takiego
właśnie swobodnego rozporządzania. Przy rozpatrywaniu własności prywatnej
ważne jest dla organizmu społecznego to tylko, żeby właściciel posiadał prawo
rozporządzania nią według własnej inicjatywy. W życiu społecznem połączone są ze
sobą, jak widzimy, dwie rzeczy, które mają całkiem odmienne dlań znaczenie:
swobodne rozporządzanie kapitałem, jako podstawą wytwarzania społecznego, oraz
stosunek prawny człowieka, rozporządzającego kapitałem względem wszystkich
pozostałych ludzi, którzy skutkiem tego pozbawieni są możności korzystania z tego
kapitału.
Do szkodliwych następstw społecznych prowadzi nie pierwotne prawo
swobodnego rozporządzania kapitałem, lecz jedynie dalsze trwanie w mocy tego
prawa także i wówczas, kiedy już przestały istnieć warunki wiążące w sposób celowy
to prawo ze zdolnościami ludzkiemi. Kto w organizmie społecznym widzi twór żywy,
rozwijający się, zrozumie, o co tu chodzi. Będzie szukał możliwości takiego
zarządzania tem, co z jednej strony służy życiu, aby z drugiej strony nie stawało się
to dlań szkodliwe. Wszystko, co żyje, żadną miarą nie może być urządzone w
sposób, któryby zapobiegał powstawaniu także pewnych szkodliwych przejawów w
procesie swego rozwoju. I jeżeli sami mamy współpracować z czemś, znajdującem
się w procesie powstawania, tak, jak nas do tego zmusza organizm społeczny, to
nasze zadanie nie może bynajmniej polegać na niedopuszczaniu do wytworzenia się
jakiegoś koniecznego urządzenia z obawy przed jego ujemnemi następstwami. Tem
bowiem podkopuje się możliwości rozwojowe organizmu społecznego. Chodzi
jedynie o to, aby interwenjować we właściwym momencie, kiedy celowe urządzenia
przekształcą się w szkodliwe.
Zdolnościom indywidualnym należy pozostawić możność swobodnego
rozporządzania kapitałem; lecz związane z nim prawo własności trzeba móc
zmieniać w chwili, kiedy staje się środkiem bezprawnej przemocy. W naszych
czasach urządzenia, uwzględniające ten postulat, istnieją jedynie w stosunku do t.
zw. prawa autorskiego. Po pewnym czasie po zgonie autora przechodzi ono na
własność społeczeństwa. Urządzenie to opiera się na zasadzie zgodnej w istotą
współżycia ludzkiego. Jakkolwiek bowiem powstanie jakiejś wartości czysto
duchowej wiąże się ściśle z indywidualnemi zdolnościami człowieka, to jednak
wartość ta stanowi rezultat współżycia społecznego i w odpowiednim momencie
powinna doń powrócić. Nie inaczej rzecz się ma z innemi rodzajami własności.
Nieodzownym warunkiem tego, aby jednostka przy pomocy własności, mogła
wytwarzać coś dla ogółu, jest współdziałanie tegoż ogółu. Prawo swobodnego
rozporządzania własnością nie może być przeto oddzielone od interesu
społeczeństwa. Nie chodzi więc o znalezienie sposobu zniesienia prawa posiadania
kapitału, ale o to, aby zarządzanie nim odbywało się w sposób dla społeczeństwa
najbardziej pożyteczny.
Otóż taki sposób znaleźć można w trójczłonowym organizmie społecznym.
Złączeni w tym organizmie ludzie działają jako całość, zapomocą członu prawno-
państwowego. Aktywizacja zdolności indywidualnych należy do organizacji
duchowej.
Dla każdego, kto jest obdarzony zmysłem rzeczywistości i nie pozwala,
opanować się subjektywnym sądom, teorjom, życzeniom itp., wszystko w organizmie
społecznym wykazuje konieczność układu trójczłonowego. Przedewszystkiem
jednak konieczność tę ujawnia zagadnienie, dotyczące stosunku zdolności ludzkich
do kapitału, jako podstawy gospodarczej, tudzież do prawa własności tego kapitału.
Państwo nie powinno stawiać przeszkód powstawaniu własności prywatnej i
zawiadywaniu nią dopóty, dopóki zdolności indywidualne pozostają związane z
kapitałem w sposób pomyślny dla całości organizmu społecznego. W stosunku do
własności prywatnej państwo spełniać będzie rolę ściśle prawną. Nigdy nie będzie
przejmowało jej w swoje posiadanie, ograniczając się do wydawania zarządzeń, aby
w odpowiednim momencie nastąpiło przekazanie danego objektu takiej jednostce
lub zespołowi, które, dzięki swym właściwościom indywidualnym, ustosunkują się
doń w sposób pożądany. Będzie to korzystne dla organizmu społecznego z dwóch
całkiem różnych względów. Państwo, mające do czynienia z tem, co wszystkich
ludzi jednakowo dotyczy, dzięki swym demokratycznym zasadom, potrafi czuwać
nad tem, aby prawo własności nie stało się z biegiem czasu bezprawiem. Skutkiem
tego, że państwo nie będzie samo zarządzało własnością, lecz troszczyć się będzie
jedynie o przekazywanie jej indywidualnym zdolnościom ludzkim, zdołają one
rozwinąć w pełni swe owocne siły na pożytek całości organizmu społecznego. Przy
takiej organizacji prawa własności oraz zawiadywania nią, pozostawać ona będzie w
jednym ręku tylko tak długo, jak to okaże się celowe. Przypuszczalnie zarządzenia
państwowe co do przechodzenia własności z rąk do rąk będą ulegały z biegiem
czasu dużym zmianom. Dziś, kiedy w szerokich kołach zapanowała głęboka
nieufność do wszelkiej własności prywatnej, myśli się o radykalnem przekształceniu
jej we własność kolektywną. Ale gdybyśmy na tej drodze poszli dość daleko,
przekonalibyśmy się, jak skrępowałoby to możliwości rozwojowe organizmu
społecznego. Nauczeni doświadczeniem ludzie obraliby później inną drogę. Byłoby
jednak bezsprzecznie lepiej wprowadzić już obecnie urządzenia, któreby, w duchu
powyższych wywodów, zapewniły zdrowie organizmowi społecznemu.
Dopóki jednostka, oddzielnie lub w zespole, kieruje działalnością produkcyjną
przy pomocy zgromadzonego przez nią kapitału, dopóty mieć powinna prawo
rozporządzania przyrostem pierwotnego kapitału zakładowego, o ile ten przyrost
przeznacza się na dalszy rozwój produkcji. Skoro tylko jednostka ta przestanie
spełniać swe funkcje kierownicze, kapitał winien przejść do rąk innej osoby, czy
zespołu, aby umożliwić prowadzenie podobnej lub innej placówki wytwórczej,
służącej organizmowi społecznemu. Również i kwoty uzyskane z produkcji, a nie
przeznaczone na jej rozbudowę, winny być odrazu kierowane na tę drogę. Za
własność osobistą zarządzającego uważać należy to tylko, co przypada mu na
zasadzie warunków, jakie, ze względu na swe zdolności indywidualne, uznał za
właściwe postawić przy obejmowaniu tego stanowiska. Uzasadnienie tych żądań
opiera się na tem, że dzięki zaufaniu, jakiem się cieszy, powierzano mu zarządzanie
pewnym kapitałem. Jeżeli zarządzający swą działalnością przyczynił się do
powiększenia, kapitału, to na jego korzyść powinna przypaść taka część tego
przyrostu, aby jego pierwotne dochody powiększyły się procentowo w tym samym
stopniu, w jakim powiększył się kapitał.
Kapitał zakładowy przedsiębiorstwa, zgodnie z wolą pierwotnych jego
właścicieli, może przejść w ręce nowego zarządzającego wraz z wszelkiemi
ciążącemi nań zobowiązaniami, albo także do nich powrócić wówczas, gdy pierwszy
kierownik nie będzie mógł, albo też nie będzie chciał spełniać nadal tych zadań.
Przy takiem urządzeniu mamy do czynienia z przekazywaniem praw. Ustalanie
form prawnych tego przekazywania będzie zadaniem organizacji prawno-
państwowej. Również należeć doń będzie czuwanie nad ich wykonywaniem, oraz
zarządzanie temi sprawami. Przewidywać można, że rozporządzenia, normujące
przekazywanie własności, przybierać będą różne formy, zależnie od poczucia
świadomości prawnej. Sposób wyobrażania sobie rzeczy jaki tu wyłożyliśmy, musi
być zgodny z rzeczywistością, nie może więc wskazywać nic więcej ponad kierunek,
w jakim wspomniane urządzenia mogłyby się rozwijać. Jeżeli w tym duchu
postępować będziemy ze zrozumieniem rzeczy, to zawsze w każdym konkretnym
wypadku znajdziemy celowy sposób działania. Przy poszukiwaniu tedy właściwego
rozwiązania w życiu praktycznem należy zawsze uwzględniać szczególne warunki i
ducha samej rzeczy. Im bardziej czyjś sposób myślenia odpowiada rzeczywistości,
tem mniej skłonny on będzie w poszczególnym wypadku do narzucania
jakichkolwiek zgóry powziętych przepisów i reguł. I takie, czy inne rozwiązanie
wyłoni się samo w sposób wyraźny, właśnie jako konieczność z samego ducha tego
rodzaju myślenia. Stąd też wyniknie przeświadczenie, że państwo, zawiadując
przekazywaniem praw własności, nigdy nie powinno samo przejmować funkcji
rozporządzania kapitałem. Ma się ono troszczyć wyłącznie o to, aby wybór jednostki
lub grupy, w których ręce zostaje przekazany kapitał, uzasadniały zdolności
indywidualne wybranych. Z tego założenia wychodząc, obowiązywać winna
przedewszystkiem ogólna zasada, że każdy, kto z powyższych względów chce
przekazać swój kapitał, ma prawo sam decydować o swoim następcy. Będzie mu
pozostawiona możność wyznaczenia osoby, czy też grupy osób, albo przekazania
owego prawa jakiejś korporacji, należącej do organizacji życia duchowego. Kto
bowiem oddał organizmowi społecznemu usługi celowem zarządzaniem kapitałami,
ten również, dzięki swym indywidualnym zdolnościom, potrafi ze zrozumieniem
społecznem zadecydować o dalszych losach tych kapitałów. Poszanowanie tej
zasady będzie dla organizmu społecznego bardziej pożyteczne, niż jej ignorowanie i
pozostawianie regulowania tych spraw osobom, które nie są z niemi w
bezpośrednim związku.
Takie regulowanie praw własności będzie stosowane do kapitałów,
przekraczających pewną sumę, a zgromadzonych przy pomocy środków produkcji,
łącznie z ziemią, przez jednostkę czy grupę osób, które to kapitały nie przeszły we
własność prywatną z tytułu pierwotnego wynagrodzenia indywidualnych uzdolnień.
Dochody z tego źródła oraz wszelkie oszczędności, pochodzące z własnej
pracy, do chwili zgonu ich właściciela, lub do pewnego późniejszego terminu,
pozostają w jego osobistem posiadaniu, względnie jego potomków. Do tego też
czasu ciułacz, o ile przekazał swe oszczędności na cele produkcyjne, otrzymywać
będzie oprocentowanie pewnej wysokości, wynikające z poczucia prawnego, według
stopy ustalanej przez państwo. W ustroju społecznym, opartym na powyższych
zasadach, możliwe będzie ścisłe rozgraniczenie dochodów, które zawdzięcza się
działalności przy pomocy środków produkcji, od tych, których źródłem są
zaoszczędzone kwoty, zdobyte pracą osobistą (fizyczną i duchową). Takie
rozgraniczenie zgodne jest z poczuciem prawnem oraz z interesem społeczeństwa.
Oszczędności osobiste, przekazane celom wytwórczości, służą dobru
powszechnemu. To bowiem jedynie umożliwia zdolnościom indywidualnym
kierowanie produkcją. Przyrost, jakiego doznaje kapitał dzięki środkom produkcji - po
potrąceniu uprawnionego oprocentowania - zawdzięcza swe powstanie
współdziałaniu całego organizmu społecznego. Powinien więc doń powrócić w
opisany sposób. Zadanie członu prawnego ograniczy się do wydawania zarządzeń,
aby przekazywanie kapitałów odbywało się w powyższy sposób, ale nie będzie
należało do jego kompetencyj rozstrzyganie do jakiej gałęzi produkcji natury
materjalnej, czy duchowej przekazany, czy też pochodzący z oszczędności kapitał
ma być użyty. Prowadziłoby to bowiem do tyranji państwa nad dziedziną produkcji
duchowej i materialnej. Indywidualne zdolności ludzkie będą kierowały temi
sprawami w sposób najbardziej korzystny dla organizmu społecznego. W razie zaś,
jeśli ktoś nie zechce sam wybrać swego następcy w zawiadywaniu kapitałem, który
powstał dzięki jego działalności, będzie mógł przekazać to prawo którejbądź
korporacji, należącej do dziedziny duchowej.
Również i majątek, pochodzący z oszczędności wraz z odsetkami, przejdzie po
śmierci jego właściciela lub nieco później, na mocy jego ostatniej woli, wyłącznie w
ręce takiej jednostki lub grupy osób, które są czynne w wytwórczości natury
duchowej lub materjalnej; nie otrzyma zaś go nigdy człowiek nieprodukcyjny, u
którego kapitał przekształciłby się w rentę. Jeżeli właściciel nie ma możności
dokonania wyboru bezpośrednio, będzie uprawniony także i w tym wypadku do
przekazania prawa rozporządzania tym majątkiem korporacji z dziedziny duchowej.
Jedynie wówczas, gdy właściciel nie pozostawi pod tym względem żadnych
dyspozycyj, wyręczy go państwo, które powierzy dokonanie wyboru organizacji
duchowej.
Przy takiem unormowaniu ustroju społecznego uwzględniona będzie zarówno
swobodna inicjatywa jednostki, jak i interes ogółu, który uzyska pełne
zadośćuczynienie właśnie skutkiem tego, że inicjatywa ta będzie mu służyła. Każdy,
kto pracę swą powierzy kierownictwu innego człowieka, przy takiem urządzeniu
będzie miał przeświadczenie, że to, co wspólnie z nim wytwarza, zostaje użyte w
sposób najbardziej owocny dla organizmu społecznego, a zatem także i dla niego
samego. W tak pomyślanym porządku społecznym powstanie: po pierwsze, zgodny
ze zdrowem poczuciem człowieka stosunek pomiędzy sprawiedliwie regulowanem
prawem rozporządzania kapitałem, ucieleśnionym w środkach produkcji, a pracą
ludzką; po wtóre zaś, - zdrowy stosunek pomiędzy cenami towarów wytwarzanych
przez oba te czynniki.
W tem przedstawieniu rzeczy niejeden znajdzie zapewne niedoskonałości.
Mniejsza o nie! Myślenie zgodne z rzeczywistością nie kusi się o kreślenie
“programów”, któreby były doskonałe raz na zawsze. Ono wyznacza tylko kierunek,
w jakim należy pracować. Podane tu zarysy służyć mają jedynie za przykład,
oświetlający bliżej ten kierunek. Możnaby przykład ten udoskonalać. O ile tylko
nastąpi to w zaznaczonym kierunku, będzie można osiągnąć cel owocny.
Przy pomocy takich urządzeń dadzą się sharmonizować uzasadnione impulsy
osobiste, lub rodzinne ze względami na dobro powszechne. Pokusa, aby swój
majątek przekazać jeszcze za życia swemu potomstwu, niewątpliwie działać będzie
bardzo silnie. Potomstwo to możnaby nawet wychować na jednostki pozornie
produktywne, niedorównujące jednak pod względem dzielności innym, któreby
powinny właśnie zająć ich miejsce. Wszakże w ustroju, gdzieby działały wspomniane
urządzenia, pokusę tę możnaby osłabić do minimum. Wystarczyłoby bowiem, aby
państwo wydało zarządzenie, w myśl którego majątek przekazany członkowi
rodziny, musiałby bezwarunkowo przejść do rozporządzenia jakiejś korporacji
duchowej po pewnym czasie od chwili zgonu jego pierwotnego właściciela. Albo też
w jakiś inny sposób prawo będzie mogło zapobiec obchodzeniu powyższej zasady.
Państwo będzie troszczyło się jedynie o to, żeby takie przekazanie majątku
nastąpiło. Wybór zaś obywatela, który przejmie spadek, dokona odpowiednia
instytucja duchowa. Wprowadzenie w życie takich założeń rozbudzi w rodzicach
zrozumienie potrzeby wychowywania i kształcenia swych dzieci na jednostki
społecznie pożyteczne. Przestaną oni wyrządzać społeczeństwu szkodę, skutkiem
pozostawiania kapitałów jednostkom nieprodukcyjnym. Człowiek, ożywiony
prawdziwym zmysłem społecznym, nie może pragnąć, aby kapitał, z którym związał
swoją pracę, dostał się następnie w ręce osób, lub grup, które nie usprawiedliwiają
tego swemi uzdolnieniami.
Nikt nie zaliczy powyższych wywodów do czystej utopji, o ile tylko ma poczucie
tego, co jest naprawdę praktycznie wykonalne. Wskazujemy tu bowiem na
urządzenia, które bezpośrednio powstać mogą z obecnie istniejących na każdem
miejscu. Trzeba tylko pogodzić się z tem, że państwo musi rezygnować stopniowo z
zarządzania zarówno życiem duchowem jako też i gospodarczem. Nie powinno więc
ono przeciwdziałać, gdy zacznie się urzeczywistniać to, co stać się powinno,
mianowicie, gdy powstawać będą szkoły prywatne, a życie gospodarcze oprze się
samorzutnie na własnych podstawach. Nie ma jednak potrzeby zamykać z dnia na
dzień szkół państwowych, ani likwidować państwowych urządzeń gospodarczych. W
miarę urzeczywistniania skromnych być może zaczątków, dostrzeżemy możliwości
stopniowej redukcji aparatu państwowego w dziedzinie oświaty i gospodarki.
Potrzeba jednak przedewszystkiem, aby jednostki, które są przeświadczone o
słuszności powyższych lub pokrewnych idej, zajęły się ich rozpowszechnianiem.
Jeżeli idee te znajdą zrozumienie, to obudzą zaufanie do możliwości zdrowego
przekształcenia obecnych stosunków w taki sposób aby pozbawić je ich cech
ujemnych. Takie zaufanie jest jednak jedynem źródłem, z którego płynąć może
naprawdę zdrowy rozwój. Kto bowiem zdobędzie to zaufanie, będzie musiał
uświadomić sobie sposób, w jaki nowe urządzenia dadzą się praktycznie nawiązać
do dotychczasowych. Istotną cechą idej, które tu rozwijamy, wydaje się być właśnie
to, że ku lepszej przyszłości nie dążymy przez niszczenie rzeczy istniejących w
stopniu jeszcze większym, niż to już dzieje się obecnie, ale realizujemy te idee,
budując dalej na tem, co już istnieje, w przeświadczeniu, że, budując, burzymy
wszystko, co niezdrowe. Uświadamianie, któreby nie budziło zaufania w tym
kierunku, nie osiągnęłoby celu, jaki bezwarunkowo osiągnąć trzeba: taki dalszy
rozwój, przy którym nie będzie się marnowało, lecz troskliwie chroniło wartość dóbr,
wytworzonych dotychczas przez ludzi, oraz nabytych zdolności. Nawet człowiek
myślący radykalnie może również nabrać zaufania do takiego przekształcenia
społecznego, które oszczędza odziedziczone wartości. Musi on tylko zapoznać się z
ideami, zdolnemi rzeczywiście zapoczątkować zdrowy rozwój. Będzie też musiał
zrozumieć, że żadna klasa obywateli, któraby doszła do władzy, nie zdoła usunąć
zła, o ile jej impulsów nie będą przenikały idee, darzące organizm społeczny
zdrowiem i zdolnościami do życia. Wątpić czy dostateczna liczba ludzi wykaże
zrozumienie dla takich idej, nawet wśród obecnego chaosu - o ile tylko szerzeniu ich
poświęci się dostateczną energję - znaczyłoby nie wierzyć we wrażliwość natury
ludzkiej na impulsy zdrowe i społecznie celowe. Nie należałoby wogóle stawiać tego
pytania o możliwości zwątpienia; trzeba natomiast postawić pytanie inne; co czynić,
aby jak najprędzej spotęgować świadomość idej, które budzą zaufanie.
Skutecznemu rozpowszechnianiu przedstawionych tu idej przeciwdziałać będzie
na razie to, że współczesne przyzwyczajenia myślowe nie dojdą z niemi do ładu z
dwóch zasadniczych przyczyn: albo podniesiony będzie w jakiejkolwiek formie
zarzut, że niepodobna wyobrazić sobie możliwości rozdarcia jednolitego życia
społecznego, bo przecież opisane tu trzy dziedziny są zawsze ze sobą w
rzeczywistości złączone; albo też wysuną twierdzenie, że i w państwie jednolitem
każdy z tych trzech działów osiągnąć może również niezbędne samodzielne
znaczenie i że właściwie pogląd powyższy zawiera mrzonki ideowe, nie mające nic
wspólnego z rzeczywistością.
Pierwszy zarzut wynika z myślenia niezgodnego z rzeczywistością. Przyjmuje
się, że ludzie, współżyjący ze sobą, są zdolni wytworzyć jedność życia dopiero
wówczas, gdy zostanie ona wprowadzona drogą zarządzeń. Czegoś wręcz
przeciwnego wymaga jednak rzeczywistość życiowa. Jedność powstać winna jako
rezultat, muszą ją wkońcu wytworzyć działania, zbiegające się z różnych stron.
Ewolucja czasów ostatnich biegła naprzekór tej idei, zgodnej z rzeczywistością.
Dlatego buntowało się to, co w ludziach żyje, przeciwko “porządkowi”, narzuconemu
z zewnątrz i doprowadziło społeczeństwo do obecnego stanu.
Drugi przesąd pochodzi z niemożności dostrzeżenia radykalnej różnicy,
istniejącej w sposobie działania każdego z trzech członów organizmu społecznego.
Nie widzi się tego, jak człowiek ustosunkowuje się w szczególny sposób do każdego
z tych trzech działów, które jedynie wówczas mają możność rozwijania swych
właściwości, gdy w rzeczywistem życiu znajdą dla siebie grunt, gdzie każdy z nich
będzie mógł kształtować się odrębnie od dwóch pozostałych, aby z nimi
współdziałać. Jeden z poglądów przeszłości, pogląd fizjokratów, głosił, że
zarządzania gospodarcze państwa, albo przeciwdziałają samorzutnemu rozwojowi
życia ekonomicznego i wówczas są szkodliwe, albo też dążą one w tym samym
kierunku, co samo życie, gdy nie jest krępowane, a wtedy są zbyteczne.
Teoretycznie pogląd ten został przezwyciężony, ale jako przyzwyczajenie myślowe
błąka się jeszcze dotychczas, szerząc spustoszenie w głowach ludzkich. Panuje
mniemanie, że jeżeli jakiś dział życia unormujemy według właściwych mu praw, to z
dziedziny tej już wszystko powinno wyniknąć, co jest niezbędne dla całokształtu
życia. Jeśliby np. zdołano uregulować życie gospodarcze w taki sposób, aby ludzie
normy te odczuwali jako zadowalające, to z tego uporządkowanego podłoża winny
jakoby wyniknąć zdrowe warunki również i dla życia prawnego oraz duchowego. Nie
jest to jednak możliwe. Jedynie człowiek, który myśli w sposób obcy rzeczywistości,
może uważać to za ziszczalne. Obieg gospodarczy nie zawiera w sobie nic takiego,
coby samorzutnie stanowiło pobudkę do regulowania stosunku człowieka do
człowieka, w sposób zgodny ze świadomością prawną. I jeżeli stosunek ten
zechcemy wyprowadzić z motywów gospodarczych, to proces gospodarczy wchłonie
całkowicie człowieka wraz z jego pracą i prawem rozporządzania środkami
produkcji. Staje się on kółkiem takiego życia gospodarczego, które działa jak
mechanizm. Życie gospodarcze posiada tendencję do poruszania się stale w jednym
kierunku, wymaga więc ono interwencji z innej strony. Nie wtedy zarządzenia
prawne są pożyteczne, kiedy idą w kierunku, który wytycza życie gospodarcze, ani
też nie wtedy są szkodliwe, gdy mu się przeciwstawiają. I dopiero wówczas człowiek
zajmie w życiu gospodarczem stanowisko, odpowiadające jego godności, kiedy
prawa, mające na widoku wyłącznie człowieka, jako takiego, będą bezustannie
modyfikowały samorzutny kierunek życia gospodarczego. I tylko wtedy życie
gospodarcze mieć będzie możność rozwijania się w sposób dla człowieka pomyślny,
gdy indywidualne zdolności ludzkie wyrastać będą ze swoistego podłoża i zapewnią
temu życiu stały dopływ sił, których ono samo z siebie nie jest zdolne wytworzyć.
Zdumiewający jest fakt, że tylko w dziedzinie życia czysto zewnętrznego łatwo
dostrzega się korzyści podziału pracy. Nikt nie zechce utrzymywać, że krawiec, aby
mieć mleko, powinien koniecznie sam hodować krowę. Gdy chodzi natomiast o
bardziej rozległą dziedzinę życia, ogół sądzi, że tylko jednolity ustrój może być dla
niej zbawienny.
● ● ●
Że społeczny kierunek myślowy, zgodny z rzeczywistem życiem, musi właśnie
zewsząd wywołać zarzuty - jest zrozumiałe samo przez się. Rzeczywiste bowiem
życie wytwarza przeciwieństwa. I kto nadąża myślą za tem życiem, musi pragnąć
wyrównywania jego sprzeczności, tkwiących w wytworzonych przezeń urządzeniach,
zapomocą innych urządzeń. Nie wolno mu łudzić się, że jakieś urządzenie, które
wyobraża sobie jako “idealne”, w razie urzeczywistnienia, nie wykaże żadnych
sprzeczności. Żądanie współczesnego socjalizmu, aby nowoczesne urządzenia,
służące do wytwarzania w celach osobistego zysku, zastąpić innemi, któreby
wytwarzały dobra dla zaspakajania potrzeb ogółu, jest całkowicie uzasadnione. Ale
ten właśnie, kto żądanie to w zupełności uznaje, nie będzie mógł zgodzić się z
ostatecznym wnioskiem tego socjalizmu, że zatem środki produkcji muszą przejść z
rąk prywatnych we władanie wspólne. Przeciwnie, będzie on musiał dojść do
całkiem innego wniosku, mianowicie, że to, co wyprodukowano prywatnie, dzięki
zdolnościom indywidualnym, musi we właściwy sposób być oddane do użytku ogółu.
Nowoczesna gospodarka ujawnia tendencję do tworzenia zysków drogą
masowej produkcji. W przyszłości zaś trzeba będzie dążyć do tego, aby przy
pomocy zrzeszeń i, wychodząc z potrzeb spożywcy, znaleźć najlepsze sposoby
produkcji, tudzież drogi wiodące od producenta do konsumenta. Urządzenia prawne
stać będą na straży tego, aby każda wytwórnia pozostawała dopóty tylko pod
zarządem jakiejś osoby lub grupy osób, dopóki to usprawiedliwiają ich zdolności
indywidualne. Zamiast wspólnej własności środków produkcji, będziemy mieli obieg
ich w organizmie społecznym, doprowadzający je stale do ludzi, którzy, dzięki swym
zdolnościom, potrafią w najlepszy sposób czynić z nich użytek dla dobra
powszechnego. W ten sposób pomiędzy jednostką a środkami produkcji powstawać
będzie na pewien czas taki stosunek, jaki dotychczas istniał w warunkach prywatnej
własności. Albowiem tym to środkom produkcji kierownik przedsiębiorstwa i jego
zastępcy zawdzięczać będą, że zdolności ich przyniosą im dochody, odpowiednie do
ich wymagań. Nie zaniedbają oni, o ile możności, udoskonalać produkcję, bo,
aczkolwiek wzrost tejże nie przyniesie im całkowitego przyrostu czystego dochodu,
to jednak pewną jego część. Zysk bowiem, w myśl tego cośmy powiedzieli wyżej,
przechodzi na ogół nie w całości, lecz dopiero po odliczeniu na rzecz wytwórcy
pewnego procentu z powodu zwiększonej produkcji. Z ducha poprzednich wywodów
wynika również, że w razie kurczenia się produkcji dochód wytwórcy ma się
zmniejszać w takim samym stopniu, w jakim ulega powiększeniu przy jej wzroście.
W każdym razie jednak dochody kierownika przedsiębiorstwa mieć będą swe źródło
w jego działalności duchowej, nie zaś w zysku, wynikającym ze współdziałania sił
życia zbiorowego.
Będzie można przekonać się, że skutkiem urzeczywistnienia takich idej
społecznych, urządzenia, które istnieją obecnie, nabiorą zupełnie nowego
znaczenia, a własność przestanie być tem, czem była dotychczas. Nie powróci ona
też do przeżytej już formy własności wspólnej, przybierze natomiast całkiem nową
postać. Objekty własności dostaną się w nurt życia społecznego. Jednostka nie
będzie mogła rozporządzać się niemi do swych prywatnych celów ze szkodą dla
ogółu, ale też i ogół nie będzie mógł rządzić się biurokratycznie ze szkodą dla
jednostki; natomiast odpowiedni człowiek znajdzie zawsze dostęp do własności, aby
przy jej pomocy służyć ogółowi.
Dzięki urzeczywistnieniu tych impulsów, które sprawę produkcji postawią na
zdrowych podstawach i uchronią organizm społeczny od niebezpieczeństw
kryzysów, może rozwijać się zrozumienie dobra powszechnego. Zarząd, mający do
czynienia wyłącznie z obiegiem gospodarczym, będzie miał również możność
niezbędnego wyrównywania zakłóceń, powstających w tym obiegu. Jeżeli np. jakieś
przedsiębiorstwo, uznane za społecznie pożyteczne, nie będzie w stanie wypłacać
swym wierzycielom odsetek od ich wkładów oszczędnościowych, pochodzących z
pracy, będzie ono mogło uzyskać pomoc od innych placówek gospodarczych, za
zgodą wszystkich osób, biorących w nich udział. Zamknięty w sobie obieg
gospodarczy, otrzymujący zzewnątrz podstawy prawne oraz korzystający ze stałego
dopływu ujawniających się indywidualnych zdolności ludzkich, będzie miał do
czynienia wyłącznie z gospodarowaniem. Pozwoli to na taki podział dóbr, który
każdemu zapewni to, co w miarę dobrobytu społecznego sprawiedliwie mu się
należy. Jeśli zaś korzystać będzie pozornie z większych dochodów, to jedynie
dlatego, że to “więcej”, dzięki jego indywidualnym zdolnościom, przyniesie korzyści
ogółowi.
● ● ●
W organizmie społecznym, ukształtowanym zgodnie z przedstawionemi tu
wyobrażeniami, środki finansowe, niezbędne na utrzymanie urządzeń prawnych,
będą normowane na podstawie porozumienia pomiędzy zarządami organizmu
prawnego i gospodarczego. Fundusze zaś na potrzeby organizacji duchowej
wpływać będą od poszczególnych osób, biorących udział w organizmie społecznym,
na zasadzie dobrowolnego porozumienia. Ta organizacja duchowa opierać się
będzie na zdrowych podstawach, dzięki temu, że indywidualna inicjatywa jednostek,
zdolnych do pracy duchowej, dochodzić będzie do głosu w wolnem
współzawodnictwie.
Jedynie w takim organizmie społecznym kierownictwo działu prawnego znajdzie
niezbędne zrozumienie dla sprawiedliwego podziału dóbr. Organizm gospodarczy,
który korzystać będzie z pracy ludzkiej nie w zależności od potrzeb poszczególnych
gałęzi produkcji, ale wyłącznie w granicach dopuszczalnych przez prawo, będzie
wyznaczał wartość dóbr według świadczeń ludzi. Nie dopuści do tego, aby
wytwarzano takie dobra, których wartość powstaje bez liczenia się z dobrobytem i
godnością człowieka. Taki organizm będzie ustanawiał prawa, wynikające z czysto
ludzkich stosunków. Dzieciom przysługiwać będzie prawo do nauki. Robotnik, ojciec
rodziny, otrzymywać będzie wyższe wynagrodzenie, niż robotnik samotny. To
“więcej” otrzyma on przy pomocy urządzeń, które powstaną na drodze porozumienia
wszystkich trzech organizacyj społecznych. Urządzenia te będą mogły realizować
prawo do nauki w ten sposób, że kierownictwo działu gospodarczego oznaczy, na
podstawie ogólnego położenia gospodarczego, wysokość środków, które będzie
można przeznaczyć na nauczanie; dział zaś prawno-państwowy, zgodnie z opinją
organizacji duchowej, ustanowi prawa poszczególnej jednostki.
Znów wypada zaznaczyć, że w duchu myślenia zgodnego z rzeczywistością,
uwagi tego rodzaju mają wyłącznie na celu wskazanie, jakby na przykładzie,
kierunku, w jakim takie urządzenia rozwijaćby się mogły. Jest rzeczą bardzo
możliwą, że w poszczególnych wypadkach zupełnie inne urządzenia uznane będą
za właściwe. Ale to “właściwe” da się jedynie odnaleźć na drodze celowego
współdziałania trzech samodzielnych członów organizmu społecznego. Sposób
myślenia, na którym opierają się powyższe rozważania - w przeciwieństwie do tego,
co dziś uchodzi za praktyczne, ale w istocie nim nie jest, - dąży do urządzeń
naprawdę praktycznych, mianowicie, do takiego rozczłonowania organizmu
społecznego, któreby pobudzało żyjących w nim ludzi do postępowania celowego
pod względem społecznym.
Podobnie jak dzieci korzystają z prawa do nauki, tak starcom, inwalidom,
wdowom i chorym przysługuje prawo do zaopatrzenia. Środki finansowe na te cele
powinny dopływać do obiegu w organizmie społecznym w ten sam sposób, jak
wspomniane fundusze na nauczanie tych, którzy jeszcze niezdolni są do
zarobkowania. Istotną cechę tych wszystkich urządzeń stanowi to, że ustalanie
wysokości dochodu osób, które same nie zarobkują, nie powinno wynikać ze stanu
życia gospodarczego, lecz naodwrót, życie gospodarcze musi być pod tym
względem uzależnione od orzeczeń świadomości prawnej. Pracujący w danym
organizmie gospodarczym korzystać będą z tem mniejszej części dochodu z własnej
pracy, im więcej przeznaczy się zeń na rzecz niezarobkujących. Ale to “mniej”
obciążać będzie równomiernie wszystkich, biorących udział w organizmie
społecznym, o ile omawiane tu impulsy społeczne zostaną zrealizowane. Dzięki
wyodrębnieniu spraw państwowych z życia gospodarczego, zagadnienie
wychowania młodzieży oraz zaopatrzenia niezdolnych do pracy - co stanowi
powszechny problem ludzkości - wejdą rzeczywiście do programu działania,
ponieważ dziedzina prawna obejmie te sprawy, w których mogą zabierać głos
wszyscy pełnoletni obywatele.
Organizm społeczny, ukształtowany według rozwijanych tu wyobrażeń, będzie
przekazywał nadwyżkę wydajności pracy jednostek szczególnie uzdolnionych na
rzecz ogółu, tak samo, jak od tegoż ogółu czerpać będzie środki na pokrycie
niedoborów wydajności pracowników mniej uzdolnionych, w celu zapewnienia im
uprawnionego poziomu utrzymania. “Nadwartość” nie będzie obracana na
nieusprawiedliwione używanie jednostek, lecz na wzmożenie sił, które organizmowi
społecznemu przysporzą dóbr duchowych lub materjalnych, a także na
pielęgnowanie tego, co z łona tego organizmu powstaje, a nie może mu odrazu
bezpośrednio służyć.
Kto byłby skłonny mniemać, że wyodrębnienie trzech członów organizmu
społecznego posiada jedynie wartość ideową, że może wyniknąć “samo przez się” w
jednolicie ukształtowanym organizmie państwowym czy też w państwie,
obejmującem zrzeszenia gospodarcze, które są oparte na wspólnej własności
środków produkcji - ten powinien zwrócić uwagę na szczególny charakter urządzeń
społecznych, jakie powstać muszą przy urzeczywistnianiu trójczłonowej organizacji.
Ustanawianie pieniędzy, jako prawnego środka płatniczego, naprzykład, nie będzie
należało do funkcji władz państwowych. Będzie to zadanie kierownictwa organizacji
gospodarczej. Pieniądz bowiem w zdrowym organizmie społecznym nie może być
niczem innem, jak przekazem na towary wytworzone przez innych ludzi, a które
mamy prawo otrzymać z ogólnego obrotu, dzięki temu, że sami wprowadziliśmy doń
dobra przez nas wyprodukowane. Dzięki obiegowi pieniężnemu obszar gospodarczy
staje się jednolitem gospodarstwem. Za pośrednictwem całości życia
gospodarczego każdy wytwarza dla każdego. W dziedzinie gospodarczej mamy do
czynienia wyłącznie z wartościami towarów. W tej dziedzinie charakteru towaru
nabierają również świadczenia, powstające w dziedzinie duchowej tudzież w
dziedzinie państwowej. Świadczenia, których nauczyciel udziela swym uczniom, są
dla obiegu gospodarczego towarem. Nauczycielowi nie płaci się za jego zdolności
indywidualne, podobnie jak nie płaci się robotnikowi za siłę, użytą do pracy. Obaj
mogą otrzymywać wynagrodzenie jedynie za to, co pochodzi od nich i w obiegu
gospodarczym staje się towarem. Jak musi działać swobodna, inicjatywa oraz
prawo, aby powstał towar, leży to poza obrębem obiegu gospodarczego tak samo,
jak oddziaływanie sił przyrody na plony zboża przy zbiorach obfitych czy skąpych.
Zarówno organizacja duchowa, jak i państwo są z punktu widzenia swych świadczeń
producentami towarów. Tylko, że to, co one produkują, w ich własnych dziedzinach
nie jest towarem; staje się nim dopiero wówczas, gdy dostaje się do obiegu
gospodarczego. Organizacje te nie gospodarują we własnych dziedzinach, lecz ich
świadczeniami rozporządza kierownictwo organizacji gospodarczej.
Wartość czysto-gospodarcza danego towaru (lub usługi), o ile wyraża się ona w
pieniądzach jako jej równoważniku, zależeć będzie od celowości zarządzeń
organizacji gospodarczej. Od działalności jej zarządu uzależnione będą wyniki
gospodarcze opierające się na podstawach prawnej i duchowej, wytworzonych przez
oba tamte człony organizmu społecznego. Wówczas wartość pieniężna towaru
będzie wyrazem tego, że w aparacie gospodarczym organizmu społecznego
wyprodukowano ten towar w ilości, odpowiadającej potrzebom. O ile założenia
przedstawione w tej pracy urzeczywistnią się, to w organizmie gospodarczym
decydującym stanie się nie impuls, dążący wyłącznie do powiększania produkcji
gwoli gromadzenia bogactw, lecz wytwarzanie stosować się będzie do potrzeb
ludzkich, dzięki współpracy zrzeszeń spółdzielczych, które powstaną i łączyć się
będą ze sobą w przeróżny sposób. Skutkiem tego wytworzy się w organizmie
społecznym odpowiadający tym potrzebom stosunek pomiędzy wartością pieniężną
a urządzeniami produkcyjnemi.
Pieniądz w zdrowym organizmie społecznym będzie istotnie tylko miernikiem
wartości. Poza każdą bowiem monetą, czy banknotem ukrywa się świadczenie w
postaci towaru, wzamian którego dojść można jedynie do otrzymania pieniądza. Z
samej istoty takich stosunków staną się konieczne urządzenia, które pozbawiać
będą pieniądze wartości dla ich posiadacza z chwilą, w której utracą one wyżej
wymieniony charakter. Na urządzenia tego rodzaju już poprzednio zwróciliśmy
uwagę. Pieniądze po pewnym określonym czasie przechodzić będą w odpowiedniej
formie ma rzecz ogółu. Aby zaś pieniądze, które nie są zatrudnione w wytwórczości,
nie były przetrzymywane przez ich posiadaczy drogą obchodzenia zarządzeń
organizacji gospodarczej, wskazaniem będzie przeprowadzać od czasu do czasu
nowe bicie monet, albo nową emisję banknotów. Z takiego układu stosunków
bezwątpienia wyniknie między innemi również i to, że oprocentowanie kapitału
będzie z biegiem lat stale się zmniejszało. Pieniądz podlegać będzie zużyciu tak
samo, jak zużywają się towary. Jednak takie zarządzenie będzie całkowicie
usprawiedliwione.
“Procenty od procentów” nie będą dopuszczalne. Kto złożył oszczędności,
musiał wprawdzie wykonać jakąś pracę, uprawniającą go do żądania w przyszłości
pewnego równoważnika w towarach tak, jak jego teraźniejsze świadczenia dają mu
prawo do wymiany na inne równoważne świadczenia. Jednak roszczenia takie mogą
być uznane tylko do pewnych granic. Albowiem uprawnienia, pochodzące z
przeszłości, można zaspakajać jedynie świadczeniami pracy teraźniejszej.
Roszczeniom tego rodzaju nie wolno stać się środkiem przemocy gospodarczej.
Urzeczywistnienie powyższych założeń postawi sprawę walutową na zdrowych
podstawach. Niezależnie bowiem od tego, jak skutkiem innych warunków kształtuje
się forma pieniądza: waluta w rękach kierownictwa całego organizmu
gospodarczego stanie się rozsądnem narzędziem obrotu. Państwo nie rozwiąże
nigdy sprawy walutowej w sposób zadowalający zapomocą ustaw. Państwa
współczesne zdołają sprawę tę rozwiązać dopiero wówczas, gdy same zrezygnują z
jej rozwiązania i przekażą ją wyodrębnionemu organizmowi gospodarczemu.
● ● ●
Wiele się rozprawia o nowoczesnym podziale pracy, o jego wpływie na
ekonomję czasu, podniesienie jakości towarów, ich wymianę i t. p., ale mało zwraca
się uwagi na wpływ, jaki podział pracy wywarł na stosunek poszczególnego
człowieka do wytworu jego pracy. Kto pracuje w społeczeństwie, opartem na
podziale pracy, ten właściwie nigdy sam nie zdobywa dla siebie środków do życia,
ale je otrzymuje dzięki pracy ogółu ludzi, czynnych w organizmie społecznym.
Krawiec, który sporządził ubranie dla własnego użytku, znajduje się doń w całkiem
innym stosunku, niż człowiek pierwotny, który sam dla siebie wytwarza wszystko,
czego potrzebuje. Krawiec szyje dla siebie ubranie w tym celu, aby móc robić
ubrania dla innych. Wartość, jaką jego własne ubranie dlań przedstawia, zależy w
zupełności od świadczeń na jego korzyść innych ludzi. Ubranie jest dla niego
właściwie środkiem produkcji. Niejeden powie, że są to tylko finezje pojęciowe. O ile
jednak zwróci uwagę na kształtowanie się wartości towarów w obiegu
gospodarczym, nie będzie mógł myśleć w ten sposób. Zrozumie bowiem wówczas,
że w organizmie gospodarczym, opartym na podziale pracy, niepodobieństwem jest
pracować dla siebie. Każdy z nas może pracować tylko dla innych, wszyscy zaś ci
inni - dla każdego z nas. Tak samo jak niepodobna samego siebie zjeść, nie można
również pracować samemu dla siebie. Ale można tworzyć urządzenia, które przeczą
istocie podziału pracy. Dzieje się to wówczas, gdy wytwarzanie dóbr skierowane jest
wyłącznie w celu przekazywania na własność prywatną poszczególnym jednostkom
rezultatów ich działalności, które przecież zawdzięczają one wyłącznie stanowisku,
jakie zajmują w organizmie społecznym. Podział pracy wymaga takiej organizacji
społeczeństwa, aby każdy żył w niem zgodnie z ogólnemi warunkami tego
organizmu jako całości. Podział pracy zatem wyłącza gospodarczo egoizm. Jeżeli
pomimo to egoizm utrzymuje się w postaci przywilejów klasowych itp., powoduje to
stan pod względem społecznym nie do zniesienia, co musi doprowadzać do
wstrząsów. W takich stosunkach żyjemy dzisiaj. Niejednemu wyda się, być może,
bez znaczenia żądanie, aby stosunki prawne i inne odpowiadały podziałowi pracy,
wolnemu od egoizmu. Ale niech wyciągnie konsekwencje ze swych założeń:
wówczas nic wogóle nie możnaby zrobić; ruch społeczny nie doprowadziłby do
niczego. Jeżeli rzeczywistości odmawia się jej praw, niepodobieństwem jest, aby ten
ruch zdziałał cośkolwiek pożytecznego. Kierunek myślenia, przyświecający niniejszej
pracy, dąży do ułożenia działalności człowieka w organizmie społecznym w sposób,
wynikający z warunków życiowych tego organizmu.
● ● ●
Kto potrafi kształtować swe poglądy jedynie na zasadzie takich urządzeń, do
których przywykł, przerazi się, słysząc, że regulowanie stosunku pomiędzy
kierownikiem przedsiębiorstwa a robotnikiem ma być wydzielone z organizmu
gospodarczego. Wyda mu się bowiem, że takie wyodrębnienie prowadzi z
konieczności do dewaluacji pieniądza i nawrotu do prymitywnych form
gospodarczych. (Dr Rathenau w książce swej “Nach der Flut” broni tego poglądu,
który z jego punktu widzenia wydaje się usprawiedliwiony). Lecz powyższemu
niebezpieczeństwu przeciwdziałać
będzie trójczłonowy układ organizmu
społecznego. Samodzielny organizm gospodarczy łącznie z organizmem prawnym
zupełnie wyodrębnią stosunki pieniężne od stosunków, dotyczących pracy, które
będą oparte na prawie. Stosunki prawne nie będą mogły wywierać bezpośrednio
wpływu na stosunki pieniężne. Te ostatnie bowiem będą wynikiem zarządzeń
organizacji gospodarczej. Stosunek prawny pomiędzy kierownikiem
przedsiębiorstwa a robotnikiem nie będzie mógł wyrażać się jednostronnie w
wartości pieniężnej, gdyż po usunięciu płacy najemnej, która wyraża stosunek
wymienny pomiędzy towarem a siłą pracy, ta wartość pieniężna stanie się wyłącznie
miarą wzajemnej wartości towarów (i usług). Rozważając skutki, jakie trójczłonowy
układ pociągnie za sobą w organizmie społecznym, musimy dojść do
przeświadczenia, że takich urządzeń, do jakich to doprowadzi, nie znały
dotychczasowe formy ustrojów państwowych.
Dzięki zaś tym urządzeniom usunięte zostanie to, co dziś odczuwamy jako
walkę klas. Walkę tę bowiem powoduje wtłoczenie płacy roboczej w obrót
gospodarczy. Praca niniejsza daje obraz takiego ukształtowania organizmu
społecznego, w którym pojęcie płacy roboczej ulegnie zmianom niemniejszym niż
dawne pojęcie własności. Ale skutkiem tego przekształcenia, stosunki pomiędzy
ludźmi nabiorą form bardziej zdolnych do życia. Tylko dla powierzchownego sądu
może wydawać się, że zrealizowanie powyższego nie pociągnie innych zmian prócz
tych, iż płacę za czas zastąpi płaca od sztuki. Jednostronny pogląd na tę sprawę
prowadzi, być może, do takiego wniosku. Ale takiego jednostronnego poglądu nie
przedstawiamy
tutaj.
Rozpatrujemy natomiast konieczność zastąpienia
dotychczasowych form wynagrodzenia za pracę, opartych na umowie, podziałem
wyników wspólnej działalności kierownika i robotników w związku z całokształtem
urządzeń organizmu społecznego. Kto część dochodu przedsiębiorstwa,
przypadającą na robotnika, uważa za płacę akordową, nie dostrzega, że taka “płaca
akordowa” (która jednak właściwie nie jest płacą) wyraża się w wartości rezultatu
pracy w taki sposób, że położenie społeczne robotnika w stosunku do reszty
społeczeństwa układa się całkiem inaczej, niż przy jednostronnie uwarunkowanej
gospodarczo przewadze klasowej. W ten sposób spełni się żądanie zaprzestania
walki klas.
Kto zaś jest wyznawcą poglądu, cieszącego się popularnością, zwłaszcza w
kołach socjalistycznych, jakoby sam rozwój przynieść miał rozwiązanie kwestji
społecznej tudzież jakoby nie należało narzucać koncepcyj, które mają być
urzeczywistnione, temu trzeba zwrócić uwagę, że zapewne rozwój musi przynieść
to, co jest konieczne, ale w organizmie społecznym impulsy myślowe człowieka są
rzeczywistościami. A gdy z biegiem czasu urzeczywistni się to, co dziś może być
jedynie przedmiotem rozmyślań, wówczas takie ziszczenie będzie właśnie zawarte
w rozwoju. A ci, którzy liczą się jedynie z “rozwojem”, a nie z powstawaniem
płodnych idej, niechaj zaczekają ze swym sądem aż do czasu, kiedy to, co dziś jest
myślą, stanie się “rozwojem”. Tylko, że wtedy będzie może już zapóźno na
dokonanie pewnych rzeczy, których już wymagają dzisiejsze warunki. Niepodobna
obserwować objektywnie rozwoju społecznego tak, jak obserwujemy przyrodę.
Rozwój społeczny trzeba powodować. Z tego względu fatalną rzeczą, jest dla
zdrowego myślenia społecznego, że przeciwstawia mu się panujące obecnie
poglądy, które żądają “dowodów” dla wykazania tego, co jest społecznie konieczne
tak, jak w przyrodoznawstwie stosuje się metodę “dowodzenia”. “Dowód” w
społecznem ujęciu życia ujawnić się może jedynie człowiekowi, który w poglądach
swoich uwzględnia nie tylko to, co istnieje, ale także to, co tkwi w zarodku w
impulsach ludzkich - często niedostrzeżone - i co prze do realizacji.
● ● ●
Jednym z wyników trójczłonowej organizacji społeczeństwa, który wykaże, jak
jej założenia wypływają z samej istoty życia społecznego ludzkości, będzie
oderwanie sądownictwa od urządzeń państwowych. Do kompetencji organów
państwowych należeć będzie ustanawianie praw, jakie mają obowiązywać jednostki i
grupy w ich wzajemnych stosunkach. Wydawanie natomiast wyroków sądowych
przypadnie urządzeniom organizacji duchowej. Orzekanie o winie jest w znacznym
stopniu uzależnione od tego, czy sędzia ma możność odczucia i zrozumienia
indywidualnego położenia podsądnego. Warunki te mogą być spełnione tylko wtedy,
gdy zaufanie, jakim ludzie darzą urządzenia organizacji duchowej, będzie również
istniało do ustanawianych sądów. Prawdopodobnie zarząd organizacji duchowej
wyznaczać będzie sędziów z różnych zawodów dziedziny duchowej, a po upływie
pewnego czasu powrócą oni znowu do swych zajęć zawodowych. Wówczas każdy
obywatel mieć będzie, w pewnych granicach, możność wyboru z pośród sędziów,
wyznaczonych na przeciąg pięciu czy dziesięciu lat, tego, do którego czuje
dostateczne zaufanie, by poddać się jego wyrokowi w sprawie karnej czy cywilnej. W
okręgu miejsca zamieszkania każdego obywatela będzie zawsze dostateczna liczba
sędziów, aby umożliwić taki swobodny wybór. Skarżący więc zwracałby się zawsze
do tego sędziego, którego wybrał oskarżony.
Pomyślmy, jak doniosłe byłoby takie urządzenie w dawnej monarchji Austro-
Węgierskiej. W dzielnicach mieszanych pod względem językowym oskarżony
jakiejkolwiek narodowości miałby możność obrania na swego sędziego - rodaka. Kto
znał dawne stosunki w Austrji, zrozumie, w jakim stopniu takie urządzenie
przyczyniłoby się do wyrównania tarć, wynikających ze współżycia odrębnych
narodowości. I nie tylko na sprawy narodościowe, ale także na inne rozległe
dziedziny życia wpływ urządzeń tego rodzaju byłby dodatni.
Do pomocy wybieranym w ten sposób sędziom i sądom delegowanoby
urzędników, specjalistów w dziedzinie prawnej. Oni również byliby wyznaczani przez
organizację duchową, lecz nie wykonywaliby sami czynności sędziowskich. Ta sama
organizacja powoływałaby do życia sądy apelacyjne.
Istotną cechę ustroju opartego na powyższych założeniach stanowić będzie to,
że sędzia potrafi głębiej wejrzeć w przyzwyczajenia i uczucia oskarżonego, gdyż
poza urzędowaniem sędziowskiem, któremu poświęci tylko pewien okres czasu,
będzie obeznany ze sferą życia obwinionego.
Zdrowy organizm społeczny we wszelkich swych urządzeniach rozwijać będzie
u swych obywateli poczucie społeczne, a więc i sądownictwo nie będzie pozbawione
tego wpływu. Wykonanie wyroków będzie należało do funkcyj działu prawnego.
● ● ●
Na razie nie ma potrzeby omawiania innych urządzeń poza wspomnianemi,
które, w razie realizacji powyższych zasad, stałyby się konieczne w innych
dziedzinach życia. Opisanie ich wymagałoby tu, rzecz naturalna, o wiele więcej
miejsca.
Z przedstawionych tu poszczególnych urządzeń życiowych wynika, że ideą, z
której zostały wyprowadzone, nie ma nic wspólnego - jak to możnaby mniemać i jak
to faktycznie przypuszczano tu i ówdzie na moich wykładach, poświęconych tej
sprawie - ze wznowieniem trzech stanów: żywicieli, wojowników i mędrców
(Nährstand, Wehrstand und Lehrstand). To, do czego się tu zmierza, jest
przeciwieństwem ustroju stanowego. Ludzie nie będą podzieleni społecznie ani na
klasy, ani na stany; natomiast sam organizm społeczny zostanie rozczłonowany.
Dzięki temu właśnie człowiek będzie mógł być naprawdę człowiekiem.
Rozczłonowanie to bowiem sprawi, że człowiek z każdym z trzech działów będzie
życiowo związany. Z działem organizmu społecznego, w którym pracuje zawodowo,
wiązać go będą sprawy rzeczowe, z pozostałemi zaś utrzymywać będzie żywe
stosunki, gdyż ustrój ten będzie go do tego pobudzał. Trójczłonowy zatem będzie
organizm społeczny, tworzący wyodrębnioną podstawę życia ludzkiego, każdy zaś
człowiek, jako taki, stanie się łącznikiem pomiędzy jego trzema członami.
IV.
MIĘDZYNARODOWE STOSUNKI ORGANIZMÓW SPOŁECZNYCH.
Wewnętrzne rozczłonowanie zdrowego organizmu społecznego spowoduje
również trójczłonowość stosunków międzynarodowych. Każda z trzech dziedzin
ustosunkuje się samodzielnie do odpowiednich dziedzin innych organizmów
społecznych. Na stosunki gospodarcze pomiędzy dwoma krajami nie będą
bezpośrednio wywierały wpływu stosunki prawno-polityczne, istniejące pomiędzy ich
rządami. I odwrotnie, stosunki pomiędzy temi rządami kształtować się będą, w
pewnych granicach, całkiem niezależnie od stosunków gospodarczych. Dzięki
niezależnemu powstawaniu tych stosunków, w razie konfliktów będą one zdolne
działać wyrównująco. Pomiędzy poszczególnemi organizmami gospodarczemi
wytworzą się skutkiem tego sploty interesów, które sprawią, że dla współżycia ludzi
granice terytorjalne już nie będą miały wielkiego znaczenia.
Organizacje duchowe poszczególnych krajów zawiążą między sobą stosunki,
wynikające jedynie ze wspólnoty życia duchowego całej ludzkości. Życie duchowe,
uniezależnione od państwa, oparte na sobie samem, wytworzy stosunki, które nie są
możliwe wówczas, gdy ocena działalności duchowej zależy nie od kierownictwa
instytucyj duchowych, ale od władz państwowych. Pod tym względem nie ma żadnej
różnicy pomiędzy usługami, które wyświadcza nauka, mająca bezsprzecznie
międzynarodowy charakter, a tem co wytwarzają inne dziedziny duchowe. Do
dziedziny duchowej należy także mowa ojczysta narodu i wszystko, co jest z nią
bezpośrednio związane. Sama świadomość narodowa należy również do tej
dziedziny. Ludność pewnego obszaru językowego nie wpadnie w nienaturalne
konflikty z innemi, o ile nie zechce wywierać nacisku przez swą organizację
państwową lub potęgę gospodarczą w celu wzmożenia wpływów swej kultury
narodowej. Jeżeli dana kultura narodowa w porównaniu z inną posiada większą siłę
ekspansji i twórczości duchowej - rozszerzanie się jej będzie usprawiedliwione i
może odbywać się na drodze pokojowej, o ile urządzenia, służące temu celowi,
zależne będą wyłącznie od organizacji duchowej.
Obecnie trójczłonowość organizmu społecznego dozna jeszcze silnego oporu
ze strony skupień ludzkich, które rozwinęły się na podłożu wspólnej mowy i kultury
narodowej. Opór ten jednak musi załamać się wobec celu, jaki ludzkość, jako całość,
zmuszona będzie sobie stawiać coraz bardziej świadomie. Ludzkość odczuje, że
każda jej cząstka wówczas tylko zdoła osiągnąć byt naprawdę godny człowieka, gdy
zwiąże się w sposób żywotny z wszystkiemi pozostałemi częściami. Obok innych
impulsów przyrodzonych skupienia narodowe stanowią przyczyny ukształtowania się
w dziejach zespołów prawnych i gospodarczych. Ale siły, powodujące wzrost kultury
narodowej, powinny rozwijać się we wzajemnem na siebie oddziaływaniu,
niehamowane przez stosunki, jakie powstają pomiędzy organizacjami państwowemi
i kompleksami gospodarczemi. Osiągnie się to wówczas, gdy skupienia narodowe
przeprowadzą trójczłonowość w ramach swych organizmów społecznych w taki
sposób, aby każdy z ich członów mógł samodzielnie rozwijać swe stosunki z innemi
organizmami społecznemi.
Pomiędzy narodami, państwami i ciałami gospodarczemi powstaną skutkiem
tego wielokształtne powiązania, które każdą cząstkę ludzkości skojarzą z
pozostałemi w taki sposób, że każda z nich w swym własnym interesie odczuwać
będzie życie innych. Z elementarnych impulsów, zgodnych z rzeczywistością,
powstanie Związek Narodów. Nie będzie potrzeba “ustanawiać” go z góry, na
podstawie jednostronnych poglądów prawnych.
Każdy, kto myśli realnie, musi przypisać szczególne znaczenie okoliczności, że
aczkolwiek wyłożone tu cele mają znaczenie dla całej ludzkości, to jednak każdy
poszczególny organizm społeczny może je realizować niezależnie od tego, jak na
razie ustosunkują się do tej sprawy inne kraje. Jeżeli którykolwiek organizm
społeczny rozczłonuje się naturalnym porządkiem rzeczy na te trzy dziedziny,
przedstawiciele ich, jako jednolite korporacje będą mieli możność nawiązania
stosunków międzynarodowych z innemi organizmami nawet wówczas, jeżeli
trójczłonowość nie została tam jeszcze wprowadzona. Kraj, który pod względem
trójczłonowości wyprzedzi inne, będzie działał dla wspólnego celu całej ludzkości.
To, co musi być dokonane, dokona w znacznie większym stopniu siła, która
wykazuje w życiu cel, mający swe źródło w prawdziwych impulsach ludzkości,
aniżeli wszelkie uchwały kongresów czy pertraktacje dyplomatyczne. Cel ten został
pomyślany na podstawie rzeczywistości i w życiu realnem da się osiągnąć w każdej
zbiorowości ludzkiej.
Kto śledził wydarzenia ostatnich dziesięcioleci w życiu narodów i państw z
punktu widzenia, jaki tu obraliśmy, mógł zdać sobie sprawę z tego, jak te w biegu
dziejów wytworzone twory państwowe z ich centralizacją życia duchowego,
prawnego i gospodarczego doprowadziły do takich stosunków międzynarodowych,
które siłą rzeczy parły ku katastrofie. Ale taki obserwator mógł również dostrzec, jak
siły przeciwstawne, pochodzące z nieuświadomionych impulsów ludzkich, wskazują
na trójczłonowość. Stanie się ona środkiem leczniczym przeciwko wstrząsom, które
spowodował fanatyzm jednolitości. Ale nastawienie życiowe “miarodajnych sfer
kierowniczych ludzkości” nie pozwoliło im dostrzec tego, co się oddawna
przygotowywało. Jeszcze na wiosnę i w początkach lata 1914 roku można było
słyszeć oświadczenia “mężów stanu”, że dzięki wysiłkom rządów, według
przewidywań ludzkich pokój w Europie jest zapewniony. “Dygnitarze” ci zupełnie nie
zdawali sobie sprawy z tego, że słowa ich i czyny nie miały już nic wspólnego z
biegiem rzeczywistych wydarzeń. A jednak uchodzili oni za “praktyków”. Za
“fantastę” natomiast uważany był człowiek, który, jak autor niniejszej pracy, wbrew
opinji “mężów stanu” wyrobił sobie w ciągu ostatnich dziesięcioleci odmienne
zapatrywania i wypowiadał je jeszcze na wiele miesięcy przed katastrofą wojenną
wśród szczupłego grona słuchaczy w Wiedniu. (Szersze audytorjum byłoby go
niezawodnie wyśmiało). O grożącem niebezpieczeństwie mówił on mniej więcej tak:
Panujące obecnie tendencje życiowe będą coraz bardziej wzmagały się na siłach, aż
wreszcie same siebie zniszczą. Kto wzrokiem duchowym przenika życie społeczne,
dostrzega, jak wszędzie powstają skłonności do tworzenia się strasznych wrzodów
społecznych. Budzi się w nim wielka troska o kulturę ludzkości. Jest to rzecz
okropna, działająca tak przygnębiająco, że nawet gdybyśmy potrafili stłumić w sobie
wszelki entuzjazm do poznawania zjawisk życiowych drogą wiedzy duchowej,
musielibyśmy uderzyć na alarm, wskazując całemu światu środki lecznicze. O ile
organizm społeczny rozwijać się będzie dalej tak, jak dotychczas, wywiąże się stan
chorobliwy kultury, podobny do tworzenia się raka w organizmie ludzkim.
Tymczasem pogląd na świat kół panujących wytworzył ma tem podłożu życia -
którego one nie mogły i nie chciały dostrzec - impulsy, prowadzące do
niewłaściwych zarządzeń, zamiast takich, któreby ugruntowały zaufanie wśród
różnych ugrupowań ludzkich.
Kto mniema, że wśród bezpośrednich przyczyn obecnej katastrofy wojennej,
społeczne konieczności życiowe nie odegrały żadnej roli, zastanowić się winien nad
tem, co wynikłoby z politycznych impulsów państw, które parły ku wojnie, gdyby ich
“mężowie stanu” byli uwzględnili te konieczności społeczne w zakresie swej woli.
Niechże rozważy także, czego dałoby się uniknąć, gdyby w swym czasie te
osobistości były skierowały swą wolę na inny cel, niż na gromadzenie materjału
palnego, który musiał wreszcie doprowadzić do eksplozji.
Jeżeli ową chorobę raka, która w ciągu ostatnich dziesięcioleci toczyła stosunki
pomiędzy państwami, uważać będziemy za konsekwencję społecznej postawy sfer
kierowniczych ludzkości, zrozumiemy, jak pewien myśliciel, ożywiony ogólno-
ludzkiemi zainteresowaniami duchowemi, obserwując przejawy woli tych sfer, już w
r. 1888 mógł powiedzieć: “Cel ten - to uczynić całą ludzkość w jej ostatecznym
rozwoju społecznością braterską, gdzie ludzie, powodując się jedynie
najszlachetniejszemi pobudkami, kroczyliby wspólnie naprzód. Kto śledzi dzieje,
chociażby tylko na mapie Europy, może dojść do przeświadczenia, że w naszej
najbliższej przyszłości musi dojść do ogólnego mordowania się wzajem narodów.
Jedynie myśl o konieczności odnalezienia drogi do prawdziwych wartości życia
ludzkiego, pozwoli zachować wiarę w godność człowieka. A myśli tej niepodobna
pogodzić z niesłychanemi zbrojeniami u nas i u naszych sąsiadów. Wierzę w nią
jednak i musi ona nam przyświecać, o ile nie uznamy za coś lepszego zakończenia
życia ludzkiego zbiorowem samobójstwem, skutkiem powziętego wspólnie
postanowienia w oficjalnie wyznaczonym dniu”. (Tak pisał Hermann Grimm w r.
1888 w swej książce: “Aus den letzten fünf Jahren”, str. 46). Czemże innem były
“zbrojenia wojenne”, jeśli nie dążeniem do utrzymania nadal państw jako ustrojów
jednolitych, mimo, że, wobec współczesnego rozwoju, forma ta stała się
zaprzeczeniem istoty zdrowego współżycia narodów? A takie zdrowe współżycie
można osiągnąć jedynie w organizmie społecznym, który ukształtuje się zgodnie z
nowoczesnemi koniecznościami życiowemi.
Już zgórą od pół wieku austrjacko-węgierski kompleks państwowy domagał się
nowego ukształtowania. Jego życie duchowe, będące wyrazem mieszanego składu
państwa pod względem narodowościowym, wymagało formy, dla której zaporę
stanowiło państwo jednolite, ukształtowane pod wpływem przestarzałych impulsów.
Konflikt serbsko-austrjacki, jako punkt wyjścia katastrofy światowej, jest najlepszym
dowodem, że granice polityczne tego jednolitego państwa od pewnego momentu
dziejów powinny były przestać być granicami kulturalnego życia jego narodów.
Gdyby życie duchowe, oparte na sobie samem, niezależne od państwa i jego granic,
miało możność rozwijania się poza te granice w sposób harmonijny z celami
narodów - konflikt, który miał swe źródło w życiu duchowem, nie musiałby
wyładować się koniecznie w katastrofie politycznej. Ale rozwój tego rodzaju wydawał
się zupełną niemożliwością, a nawet absurdem każdemu, kto w Austro-Węgrzech
mniemał, że myśli zgodnie z “racją stanu”. Przyzwyczajenia bowiem myślowe tych
ludzi nie dopuszczały innego poglądu, jak tylko ten, że granice państwowe muszą
się zlewać z granicami spólnot narodowych. Uznanie możności powstawania ponad
granicami politycznemi organizacyj życia duchowego, obejmujących szkolnictwo i
inne gałęzie działalności duchowej, było czemś niedopuszczalnem dla ich rutyny
myślowej. A przecież właśnie to rozwiązanie, uchodzące za coś “nie do pomyślenia”,
jest wymaganiem czasów nowych w życiu międzynarodowem. Człowiek, myślący
praktycznie, nie powinien zniechęcać się pozorną niemożliwością i mniemać, że
wprowadzanie urządzeń w myśl tych wymagań, natknie się na niezwalczone
trudności - przeciwnie, trzeba właśnie, aby kierował swe wysiłki do ich
przezwyciężania. Zamiast nadawania myśleniu “mężów stanu” kierunku zgodnego z
wymogami nowoczesnemi, usiłowano tworzyć urządzenia, które, naprzekór tym
wymaganiom, miały utrzymywać jednolitą postać państwa. Skutkiem tego takie
państwo stawało się tworem coraz bardziej obcym życiu. I znalazło się ono w
drugiem dziesięcioleciu XX-go wieku przed alternatywą: albo oczekiwać swego
końca, wobec niepodobieństwa utrzymania nadal swej dawnej formy, albo też
powierzchownie ratować bankructwo ustroju wewnętrznego drogą przemocy, którą
dawało się uzasadnić stanem wojennym. W 1914 r. austrjacko-węgierscy “mężowie
stanu” nie mieli innego wyboru: albo mogli skierować swe wysiłki ku tworzeniu
warunków realizacji zdrowego organizmu społecznego i oświadczyć to światu jako
swą wolę, zdolną wzbudzić nowe zaufanie, albo też zmuszeni byli rozpętać wojnę w
celu utrzymania dawnego stanu rzeczy. Myśleć więc sprawiedliwie o winie za to, co
się stało w roku 1914, można tylko wówczas, gdy uwzględnia się to głębsze podłoże
wypadków. Wobec wielu narodowości, jakie wchodziły w skład monarchji austrjacko-
węgierskiej, jej przedewszystkiem postawione było dziejowe zadanie ukształtowania
zdrowego organizmu społecznego. Zadania tego nie zrozumiano. Ten grzech
przeciwko duchowi dziejów wpędził Austro-Węgry w wojnę.
A Rzesza Niemiecka? Powstała ona w okresie, kiedy nowoczesne żądania
zdrowego organizmu społecznego zmierzały ku swemu urzeczywistnieniu. To
urzeczywistnienie mogło stanowić dla niej rację istnienia. Impulsy społeczne skupiły
się w tem państwie środkowo-europejskiem, jakby w środowisku przeznaczonem do
tego posłannictwa dziejowego. Myślenie społeczne występowało tu i ówdzie; ale w
państwie niemieckiem przybrało ono postać szczególną, która pozwalała rozpoznać
dokąd zmierza. To powinno było nadać temu państwu cel pracy i przed jego
przywódcami postawić te problemy. Gdyby nowo założone państwo otrzymało taką
treść dla swej pracy, jakiej wymagały same siły dziejowe, dowiodłoby ono racji bytu
swego istnienia w nowoczesnem współżyciu narodów. Ale zamiast przystąpić z tem
posłannictwem do wielkich zagadnień, zadowolono się reformami społecznemi,
dostosowanemi do potrzeb dnia bieżącego i cieszono się, gdy zagranica podziwiała
wzorowość tych reform. A obok tego opierano coraz więcej światową moc narodu na
formach, pochodzących z najbardziej przestarzałych pojęć o potędze i splendorze
państwowym. Ukształtowano państwo, które podobnie jak austro-węgierski twór,
było w zasadniczej sprzeczności z tem, co historycznie zapowiadało się w siłach
narodu. Sił tych nie dostrzegali wcale jego sternicy. Ustrój państwowy według ich
pojęcia mógł opierać się jedynie na sile militarnej. To zaś, czego wymagały dzieje
nowoczesne, musiałoby opierać się na urzeczywistnieniu impulsów, zmierzających
do budowy zdrowego organizmu społecznego. Gdyby go zrealizowano, państwo
niemieckie znalazłoby się w innej sytuacji wśród narodów, niż było w r. 1914.
Polityka niemiecka, skutkiem niezrozumienia nowoczesnych wymagań życia
narodowego, stanęła na martwym punkcie. Polityka ta w ciągu ostatnich
dziesięcioleci nie dostrzegła nic z dojrzewających wydarzeń. Zajmowała się ona
wszystkiem, co nie leżało w zakresie rozwoju sił nowoczesnych i co, skutkiem tego
braku treści, musiało “runąć, jak domek z kart”.
Gdyby zechciano ściśle zbadać i przedstawić światu fakty, które zaszły w
miarodajnych kołach Berlina w końcu lipca i pierwszego sierpnia 1914, powstałby
wierny obraz tego, co jako tragiczny los państwa niemieckiego wyłoniło się z biegu
wydarzeń. To, co się wówczas działo, mało jest jeszcze znane zarówno w kraju, jak i
zagranicą. Kto to wszystko poznał, wie, jak ówczesna polityka, niemiecka była
podobna do domku z kart i jak, osiągnowszy martwy punkt swej działalności,
musiała całkowicie przekazać władzom wojskowym decyzję w sprawie, czy i jak
rozpocząć wojnę. Czynniki, decydujące w sferach wojskowych, nie mogły, z
militarnego punktu widzenia, postąpić inaczej, niż postąpiły, gdyż z tego punktu
widzenia sytuacja mogła przedstawiać się tylko tak, jak one ją widziały.
Doprowadzono bowiem do takiej sytuacji, że jakakolwiek inicjatywa poza sferami
wojskowemi nie była już możliwa. Wszystko to byłoby dziś faktem historycznie
ustalonym, gdyby znalazł się człowiek, któryby zagłębił i wydobył na światło dzienne
wydarzenia, zaszłe w Berlinie w końcu lipca i 1-go sierpnia, a zwłaszcza to
wszystko, co się wydarzyło 31-go lipca i 1-go sierpnia. Wciąż jeszcze ulegamy
złudzeniu, że, o ile znamy wcześniejsze fakty przygotowawcze, poznanie owych
wydarzeń nic dać nam nie może. Nie wolno jednak ich pomijać, jeżeli chcemy
poruszać t. zw. obecnie “zagadnienie winy”. Zapewne, że też i w inny sposób
zapoznać się można z przyczynami, które istniały o wiele wcześniej, ale poznanie
ostatnich wydarzeń wskazuje, w jaki sposób te przyczyny wywarły działanie.
Poglądy, które wówczas wciągnęły sterników Niemiec do wojny, w dalszym
ciągu działały zgubnie. Stały się one opinją publiczną. Nie dopuściły one, aby u
ludzi, dzierżących w swych rękach władzę, rozwinęło się nawet w tych strasznych
latach po gorzkich doświadczeniach zrozumienie tego, co wtrąciło kraj w położenie
tragiczne. Licząc na wrażliwość, jaką wydarzenia wojenne powinny były obudzić,
autor niniejszych rozważań usiłował, w momencie zdawało się najbardziej
odpowiednim, zapoznać z ideą zdrowego organizmu społecznego te osobistości w
Niemczech i Austrji, których wpływ mógł był jeszcze spowodować uznanie tych
impulsów. Jednostki, które odnosiły się uczciwie do losów narodu niemieckiego,
brały wówczas udział w tej akcji. Ale wysiłki te okazały się daremne. Rutyna
myślowa wzbraniała się przed przyjęciem impulsów, które dla wyobrażeń,
zorjentowanych wyłącznie militarystycznie, wydawały się niezdatne do niczego.
Znajdowano w tem co najwyżej oddzielenie szkoły od Kościoła. Tak, to byłoby już
coś. Po tym właśnie szlaku biegły już oddawna myśli ludzi nastawionych
“państwowo”, ale niepodobna było nadać im kierunku bardziej skutecznego. Ludzie
życzliwi radzili mi, żebym myśli te “opublikował”. W owej chwili rada ta była najmniej
celowa. Cóżby to pomogło, gdyby w dziedzinie “literatury” wśród wielu innych
zagadnień poruszył ktoś sprawę tych impulsów i to jakiś szary cywil? Przecież,
zgodnie z naturą tych impulsów, znaczenie ich zależało wówczas tylko od tego, skąd
zostaną wysunięte. Gdyby był wystąpił z niemi odpowiedni autorytet, narody
środkowo-europejskie dostrzegłyby możliwość urzeczywistnienia zmian,
odpowiadających ich skłonnościom, mniej lub więcej uświadomionym. A narody
rosyjskiego Wschodu w tym momencie napewno zorjentowałyby się w możności
zniesienie caratu w imię tych nowych idej. Wątpić w to mógłby jedynie ten, kto nie
zna tej wrażliwości na zdrowe idee społeczne, jaką posiada młody jeszcze intelekt
Wschodu europejskiego. Zamiast deklaracji, w myśl tych idej, podyktowano pokój w
Brześciu n/B.
Fakt, że myślenie w duchu militarnym nie było w stanie odwrócić katastrofy
Europy środkowej i wschodniej, mógł ukryć się właśnie tylko przed takiem
myśleniem. Przyczyną klęski narodu niemieckiego było to, że nie chciano uwierzyć
w możliwość zapobieżenia katastrofie. Nikt nie chciał widzieć, że ludzie, którzy mieli
prawo rozstrzygania o wszystkiem, zupełnie nie rozumieli konieczności dziejowych.
Kto je choć trochę rozumiał, ten wiedział też, że wśród narodów anglo-saskich
znajdują się jednostki, zdające sobie sprawę z tego, co nurtowało w siłach środkowej
i wschodniej Europy. Można było poznać przeświadczenie tych osób, że w tych
częściach Europy dojrzewa coś, co musi wyładować się w potężnych przewrotach
społecznych. Takie przewroty, jak mniemano, dla narodów anglo-saskich nie były już
ani dziejowo-konieczne, ani możliwe. Zgodnie z tym poglądem kierowano własną
politykę. Natomiast w środkowej i wschodniej Europie nic nie wiedziano o tem
wszystkiem i stosowano stare metody w ten sposób, że wreszcie wszystko runąć
musiało, jak “domek z kart”. Grunt pod nogami mogła wówczas mieć jedynie
polityka, uwzględniająca fakt, że w krajach anglo-saskich liczono się z temi
koniecznościami dziejowemi na wielką skalę i w sposób samo przez się zrozumiały z
angielskiego punktu widzenia. Zachęta jednak do takiej zmiany polityki wydawała
się, zwłaszcza “dyplomatom”, czemś najzupełniej zbytecznem.
Zamiast prowadzić politykę, któraby mogła wpłynąć dodatnio również i na
Europę środkową i wschodnią przed wybuchem wojny światowej, szachując
posunięcia w wielkim stylu polityki angielskiej, kroczono dalej ścieżką udeptaną
przez dyplomatów. Z gorzkiego doświadczenia okropności wojennych nie potrafiono
wyciągnąć nauki o konieczności przeciwstawienia zadaniu, które światu postawiła
Ameryka w swych politycznych enuncjacjach, innego problemu, własnego problemu
Europy, zrodzonego z jej własnych sił życiowych. A koncepcję, wysuniętą przez
Wilsona z amerykańskiego punktu widzenia, można byłoby pogodzić z tą, która, jako
impuls duchowy Europy, dałaby o sobie znać wśród huku armat. Wobec
konieczności dziejowych wszelkie inne pertraktacje były pustą gadaniną.
Ale ludziom, których fala wypadków wyniosła w Rzeszy niemieckiej na
stanowiska naczelne, zbywało na zdolnościach do postawienia sobie zadań,
uwzględniających nowe prądy, budzące się w życiu ludzkości. I dlatego to jesień r.
1918 musiała przynieść to, co przyniosła. Załamaniu się siły militarnej towarzyszyła
kapitulacja duchowa. Zamiast zdobyć się wówczas przynajmniej na
zamanifestowanie z woli Europy impulsów duchowych narodu niemieckiego, nie
uczyniono nic poza podporządkowaniem się czternastu punktom Wilsona. Wobec
Wilsona znalazły się Niemcy, które nie miały nic do powiedzenia od siebie.
Jakkolwiek Wilson wyobrażał sobie swoje czternaście punktów, mógł on był
Niemcom przyjść z pomocą jedynie w tem, ku czemu one same dążyły. Musiał
przeto czekać na ujawnienie się tej woli. Nicość polityki niemieckiej na początku
wojny uzupełniła nicość tejże polityki w październiku r. 1918 tudzież okropna
kapitulacja duchowa za sprawą człowieka, w którym wielu pokładało w Niemczech
ostatnie nadzieje.
Na sytuację w Europie środkowej złożyły się: brak wiary w światło kierownicze
sił dziejowych, tudzież odraza do uwzględniania impulsów, płynących z poznania
współzależności duchowych. Obecnie na skutek katastrofy wojennej, wytworzyła się
nowa sytuacja. Charakteryzuje ją istnienie idei impulsów społecznych ludzkości, jak
je przedstawiliśmy w pracy niniejszej. Te impulsy społeczne mają swą wymowę,
która stawia przed całym światem cywilizowanym swoje zadanie, Czyż myśl o tem,
co się musi stać, ma dziś znów wobec społecznych zagadnień dojść do martwego
punktu, tak samo, jak to uczyniła w obliczu ówczesnych zadań polityka środkowo-
europejska w r. 1914? Kraje, które wobec aktualnych wówczas spraw mogły się były
trzymać na uboczu, nie powinny obecnie postępować w ten sam sposób względem
kwestji społecznej. W stosunku do tego problemu nie powinno być ani przeciwników
politycznych, ani ludzi obojętnych; trzeba, aby cała ludzkość zjednoczyła się w
powszechnem działaniu, czujna na ducha czasu i stosująca doń swe postępowanie.
Z przedstawionych w tej pracy zamierzeń czytelnik zrozumie dlaczego już nieco
wcześniej autor jej napisał “Odezwę do Narodu Niemieckiego i całego Świata
Kulturalnego”, zamieszczoną w rozdziale następnym. Odezwę tę ogłosił światu, a
przedewszystkiem narodowi niemieckiemu komitet, który tę sprawę dobrze rozumiał.
Dziś mamy już odmienne warunki, niż wówczas, kiedy rzeczy te można było
poruszać tylko w węższych kołach. Wcześniejsze opublikowanie uczyniłoby z nich
niechybnie “literaturę”. Dziś podanie tych rzeczy do powszechnej wiadomości
powinno spowodować to, co do niedawna nie było możliwe, mianowicie, zjednanie
tej idei ludzi rozumnych, pragnących pracować w jej duchu, jeśli uznają, że
zasługuje na zrozumienie i realizację. To bowiem, co obecnie powstać winno, może
powstać jedynie za sprawą takich ludzi.
ANEKS.
ODEZWA DO NARODU NIEMIECKIEGO I CAŁEGO ŚWIATA KULTURALNEGO.
Naród niemiecki był przeświadczony, że jego, przed pół wiekiem wydźwignięte,
państwo posiada budowę trwałą po wsze czasy. W sierpniu 1914 r., stojąc wobec
rozpętania katastrofy wojennej, mniemał, że państwo to okaże się niezwyciężone.
Dziś stoi nad jego gruzami. Po takiem doświadczeniu musi nastąpić opamiętanie.
Doświadczenie to bowiem wykazało, że poglądy panujące w ciągu pół wieku, a
zwłaszcza powszechna opinja w latach wojennych były błędem, którego następstwa
okazały się tragiczne. Gdzież szukać przyczyn tego fatalnego błędu? Pytanie to
powinno zmusić członków narodu niemieckiego do zastanowienia się nad sobą.
Możliwość jego zdolności do życia zależy od tego, czy znajdzie siłę na takie
zastanowienie się. Przyszłość narodu niemieckiego zależy od tego, czy potrafi on z
całą powagą zadać sobie pytanie: w jaki sposób popełniłem ten błąd? Jeżeli uczyni
to dziś, uświadomi sobie, że przed pół wiekiem stworzył wprawdzie swe państwo,
lecz zaniedbał postawić przed nim zadania, wypływającego z istotnej treści
niemieckiego ducha narodowego.
Założono państwo. W pierwszych czasach jego istnienia usiłowano regulować
jego wewnętrzne możliwości rozwojowe, zgodnie z wymogami, jakie ujawniały się z
roku na rok ze starych tradycyj i nowych potrzeb. Następnie zabrano się do
umacniania i wzmagania jego zewnętrznej potęgi, opartej na siłach materjalnych.
Połączono z tem zarządzenia, mające na celu zaspokajanie nowoczesnych żądań
socjalnych. Wprawdzie tą drogą uwzględniono niejedno z tego, co doba obecna
wykazała jako konieczność, ale nie przyświecał temu wielki cel, jaki winien się
wyłonić z poznania sił rozwojowych, ku którym współczesna ludzkość musi się
koniecznie zwrócić. W ten sposób państwo niemieckie weszło do spólnoty
światowej, nie posiadając istotnego celu, usprawiedliwiającego jego byt. Przebieg
zawieruchy wojennej wykazał to bardzo boleśnie. Do chwili jej wybuchu cały świat
poza-niemiecki nie mógł dostrzec w postępowaniu Rzeszy nic takiego, coby budziło
przekonanie, że sternicy tego państwa spełniają posłannictwo dziejowe, któremu nie
godzi się przeciwdziałać. Niezdolność tych przywódców do uświadomienia sobie
podobnej misji musiała doprowadzić państwa poza-niemieckie do poglądu, który dla
ludzi orjentujących się naprawdę w sytuacji, stanowi głębszą przyczynę upadku
Niemiec.
Otóż, bezstronne uświadomienie sobie tego stanu rzeczy byłoby nieskończenie
ważne dla narodu niemieckiego. W nieszczęściu powinno było powstać to
zrozumienie, którego nie wykazano w ostatniem pięćdziesięcioleciu. Drobne troski, o
najbliższy dzień powszedni powinien był zastąpić szeroki pogląd na życie, któryby
potęgą myśli dążył do poznania sił rozwojowych współczesnej ludzkości i poświęcił
im wolę pełną odwagi. Musiałoby ustać to małostkowe dążenie do obezwładniania,
jako niepraktycznych idealistów, wszystkich tych, którzy kierują swą uwagę na owe
siły rozwojowe. Musiałaby ustąpić zarozumiałość i pycha osób, uważających się za
praktyków życiowych, które spowodowały jednak nieszczęście, zasłaniając ciasnotę
swych mózgów płaszczykiem rzekomej praktyczności. Należało także uwzględnić to
wszystko, co ludzie, okrzyczani za idealistów, lecz myślący, w gruncie rzeczy,
naprawdę życiowo, mieli do powiedzenia o nowoczesnych potrzebach rozwojowych.
“Praktycy” wszelkich kierunków dostrzegali wprawdzie od dawna pojawienie się
całkiem nowych postulatów ludzkości. Ale żądaniom tym chcieli uczynić zadość w
ramach przyzwyczajeń myślowych i urządzeń, przekazanych przez dawne czasy.
Żądania te wysunęło nowoczesne życie gospodarcze. Zaspokojenie ich na drodze
inicjatywy prywatnej wydawało się niemożliwe. Zastąpienie przedsiębiorczości
prywatnej - społeczną w poszczególnych dziedzinach narzucało się jednej klasie
społecznej, jako konieczność. Postulat ten urzeczywistniono tam, gdzie, zdaniem tej
klasy, wydawało się to korzystne. Radykalne przekształcenie wszelkiej inicjatywy
prywatnej w społeczną stało się celem innej klasy, która, skutkiem rozwoju
nowoczesnej gospodarki, nie widzi swego interesu w utrzymaniu dotychczasowej
przedsiębiorczości prywatnej.
Wszelkie dążenia, które zmierzały dotąd do zaspokojenia nowoczesnych
postulatów ludzkości, opierają się na wspólnem podłożu. Prą one ku uspołecznieniu
prywatnej własności i liczą na to, że przejmą ją ciała publiczne (państwo, gmina). Te
ciała jednak powstały z założeń, nie mających nic wspólnego z owemi postulatami.
Lub też bierze się pod uwagę nowsze formy organizacyjne (np. spółdzielnie), które
utworzyły się niezupełnie w sensie tych nowych żądań, lecz wedle odziedziczonych
przyzwyczajeń myślowych, jako naśladownictwo starych form.
W rzeczywistości jednak żadna organizacja, utworzona na modłę takich starych
przyzwyczajeń myślenia, nie może podjąć się tego, czego się po niej spodziewamy.
Siły czasu prą ku takiej strukturze społecznej, któraby miała na widoku zupełnie coś
innego, niż ma obecna. Dotychczas formy współżycia społecznego powstawały po
większej części z instynktów socjalnych ludzkości. Przeniknięcie ich sił pełnią
świadomości - oto zadanie czasów naszych.
Organizm społeczny, tak samo jak naturalny, składa się z członów. I podobnie
jak organizm naturalny musi myśleć zapomocą głowy, nie zaś płuc, tak też i
organizm społeczny wymaga rozczłonowania na układy. Żaden z nich nie może
podejmować się funkcji innego, natomiast każdy musi współdziałać z pozostałemi,
utrzymując własną samodzielność.
Życie gospodarcze może rozwijać się pomyślnie jedynie wówczas, gdy
kształtuje się według własnych sił i praw, jako samodzielny człon organizmu
społecznego i w swej dziedzinie nie dopuszcza zamętu, który powstaje skutkiem
tego, że pozwala się w niem rządzić siłom innego członu tegoż organizmu,
mianowicie, politycznego. Dział państwowo-polityczny zaś powinien rozwijać się w
pełnej samodzielności, obok działu gospodarczego tak, jak w organizmie naturalnym
system oddychania obok systemu nerwowo-zmysłowego. Niepodobna osiągnąć
zdrowego współdziałania obu tych członów drogą regulowania ich z jednego
centrum władzy prawodawczej i administracyjnej, lecz każdy z nich mieć musi w tym
celu własne organa, które będą ze sobą żywo współdziałały. Albowiem system
polityczny niszczy życie gospodarcze, gdy chce przejąć jego funkcje. System
gospodarczy zaś traci swe siły życiowe, gdy bierze się do polityki.
Te dwa systemy organizmu społecznego uzupełnić musi trzeci, ukształtowany
zupełnie samodzielnie według własnych możliwości życiowych - mianowicie,
twórczość duchowa. Wchodzi ona również i do obu poprzednich systemów, które
otrzymują jej podniety od organizacji duchowej, posiadającej własne organa
zarządzające. Trzeci ten dział nie może być przez oba tamte zarządzany, ani
podlegać ich wpływom w inny sposób, niż tak, jak oddziaływują na siebie
poszczególne organa, działające obok siebie w całokształcie organizmu
naturalnego.
To, co powiedzieliśmy tu o koniecznościach organizmu społecznego, można już
dziś uzasadnić naukowo i rozwinąć ze wszelkiemi szczegółami. W niniejszych
rozważaniach mogliśmy nakreślić jedynie wytyczne dla wszystkich tych, którzy
skłaniają się do uznania tych konieczności.
Powstanie Rzeszy Niemieckiej przypadło na okres, kiedy te konieczności już się
ujawniły współczesnej ludzkości. Kierownicy państwa nie potrafili postawić przed
niem zadania, wynikającego ze zrozumienia tych konieczności. Takie zrozumienie
zapewniłoby państwu nie tylko spoistość wewnętrzną, lecz nadałoby również jego
polityce zagranicznej uzasadniony kierunek. Dzięki takiej polityce naród niemiecki
miałby możność współżycia z innemi narodami.
W nieszczęściu ludzie powinniby przecież dorosnąć do poznania. Trzeba
skierować wolę ku ukształtowaniu organizmu społecznego, zdolnego do życia.
Wobec świata zewnętrznego nie powinnyby występować te Niemcy, które już nie
istniały, lecz przedstawiciele dziedziny duchowej, politycznej i gospodarczej, jako
samodzielne delegacje. Im to należało pertraktować z tymi, co zwyciężyli te Niemcy,
które, na skutek poplątania trzech członów swego organizmu, wyrodziły się w twór
społeczny, niezdolny do życia.
Przeczuwamy już objekcje “praktyków”, którzy rozwodzić się będą nad
złożonością tego, co tu było powiedziane. Dla nich samo już myślenie o
współdziałaniu tych trzech członów byłoby uciążliwe, nie chcą bowiem nic wiedzieć o
prawdziwych żądaniach życia, lecz wszystko dostosowują sobie wygodnie według
wymagań własnego myślenia. Powinni jednak zrozumieć, że albo będą musieli
podporządkować swe myślenie wymogom rzeczywistości, albo też, nie
wyciągnąwszy żadnej nauki z nieszczęścia, wzmagać będą w nieskończoność
sprowadzone już klęski dalszemi katastrofami.
Dr. Rudolf Steiner
UWAGI DO POLSKIEGO WYDANIA.
Kto w dziedzinie wydawniczej poszukuje przedewszystkiem nowości, będzie
zapewne niemile ździwiony, że praca, którą w przekładzie udostępniamy
społeczeństwu polskiemu, w oryginale ukazała się niemal przed dwudziestu laty
(1919 r.).
Czynimy to w przeświadczeniu, że podstawowe myśli i impulsy, w tej pracy
zawarte, nic nie straciły na swem znaczeniu i aktualności, bodaj raczej wręcz
odwrotnie. Albowiem minione dwa dziesiątki lat przyniosły bogaty plon gorzkich
rozczarowań i smutnych doświadczeń, potwierdzających bezpłodność wszelkich
utopijnych, nie opartych na głębszej rzeczywistości idealizmów i sztucznych
programów. A tymczasem ogrom piętrzących się trudności i zawiłość problemów,
oczekujących rozwiązania, ciągle się dalej groźnie potęguje.
Czytelnikowi, któryby czuł potrzebę pracowania dalej w kierunku niniejszej
pracy, należy zwrócić uwagę na inne prace społeczno-ekonomiczne Dr. R. Steinera,
a przedewszystkiem na “Kurs Ekonomji Społecznej”, wydany w przekładzie polskim
w 1935 r., a także na broszurę Dr. Emila Anderegga, działacza samorządu
kantonalnego w St. Gallen, p. tyt. “Wirtschaftliche Verständigung”, która stanowi
próbę praktycznego zastosowania założeń układu trójczłonowego do życia
społeczno-gospodarczego Szwajcarji.
M. O.
Warszawa, 12 listopada 1938 r.
LISTA MAILOWA ANTROPOZOFIA
Osoby zainteresowane
zagadnieniem trójczłonowości organizmu społecznego oraz filozofią Rudolfa Steinera
zapraszamy do udziału w liście mailowej Antropozofia.
http://groups.yahoo.com/group/antropozofia/