Dr. Rudolf Steiner
SEDNO KWESTJI SPOŁECZNEJ
DIE KERNPUNKTE DER SOZIALEN FRAGE
in den Lebensnotwendigkeiten
der Gegenwart und Zukunft.
GA 23
Spis rzeczy:
str.
Przedmowa i wstęp do nowego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . 2
Uwagi o zamierzeniach niniejszej pracy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7
I
. Prawdziwa postać kwestji społecznej w życiu nowoczesnej ludzkości . . . . . . . . . . .
. . 9
II. Próby rozwiązania problemów i konieczności społecznych, w myśl wymagań
życia . . 16
III. Kapitalizm i idee społeczne
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26
IV. Międzynarodowe stosunki organizmów społecznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . 42
Aneks: Odezwa do Narodu Niemieckiego i całego Świata Kulturalnego . . . . . . . . . . .
. . 47
Uwagi do polskiego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
Wydano staraniem Polskiego Towarzystwa Antropozoficznego
w autoryzowanym przekładzie M. O. i M. W. – Warszawa 1938
2
PRZEDMOWA I WSTĘP DO NOWEGO WYDANIA.
Zadań, wysuniętych przez nowoczesne życie społeczne, nie zdoła poznać człowiek,
który przystępuje do nich z myślą o jakiejkolwiek utopji. Wychodząc z pewnych
poglądów i uczuć, możemy wierzyć, że takie czy inne urządzenia, które sobie
obmyśliliśmy, uszczęśliwią ludzkość. Wiara ta może nawet nabrać bojowej siły
przekonywującej. A jednak z wiarą tego rodzaju można łatwo przeoczyć to, co stanowi
dziś istotę “kwestji” społecznej.
Twierdzenie powyższe nie trudno doprowadzić dziś do pozornego absurdu, wszakże
pozostaje ono słusznem. Przypuśćmy, że ktoś posiadł teoretycznie doskonałe
“rozwiązanie” kwestji społecznej. Pomimo to wierzyłby on w coś całkiem nierealnego,
gdyby chciał narzucić ludzkości to wymyślone przez siebie “rozwiązanie”. Nie żyjemy
już bowiem w czasach, kiedy można mniemać, że w ten sposób da się cośkolwiek
zdziałać w życiu publicznem. Układ duszy ludzkiej nie jest taki, żebyśmy w stosunku do
życia społecznego mogli powiedzieć: oto macie człowieka, który wie, jakie urządzenia
społeczne są potrzebne; uczyńmy więc tak, jak on sądzi.
W taki sposób ludzie nie chcą wcale przyjmować idej społecznych. Z faktem tym
liczy się niniejsza praca, która znalazła już dość szerokie rozpowszechnienie. Ci z pośród
czytelników, którzy przypisali jej charakter utopijny, zgoła nie zrozumieli jej
podstawowych zamierzeń. A najgłośniej twierdzili to ci, którzy sami nie umieją myśleć
inaczej, niż utopijnie. U innych dopatrują się tego, co stanowi najbardziej istotną cechę
ich własnych przyzwyczajeń myślowych.
Dla człowieka myślącego realnie należy już do doświadczeń w dziedzinie społecznej,
że jakakolwiek idea utopijna, choćby najbardziej przekonywująca, nie prowadzi do
niczego. Jednak wielu ludziom wydaje się, że np. w dziedzinie gospodarczej powinni
szerzyć wśród swych bliźnich takie idee. Muszą się jednak przekonać, że trudzą się
napróżno. To, co głoszą, bliźnim na nic przydać się nie może.
Fakt ten należałoby traktować jako nabyte doświadczenie, wskazuje on bowiem na
ważny objaw współczesnego życia publicznego, mianowicie na to, że myśli nasze są
obce wymaganiom rzeczywistości gospodarczej. Czyż można spodziewać się, że
zdołamy opanować zawiłe stosunki życia społecznego, jeśli przystępujemy doń z
myśleniem, które jest obce temu życiu?
Zag
adnienie to bynajmniej nie może liczyć na popularność. Wymaga bowiem
przyznania się, że myślimy w sposób obcy życiu. A jednak, jeżeli tego nie uczynimy,
pozostaniemy również dalecy od “kwestji społecznej”. Jedynie bowiem pod warunkiem,
że zagadnienie to traktować będziemy jako ważną sprawę całej współczesnej cywilizacji,
uzyskamy jasną świadomość potrzeb życia społecznego.
Kwestja ta wskazuje na sposób, w jaki ukształtowało się współczesne życie
duchowe. Ludzkość nowoczesna rozwinęła w taki sposób życie duchowe, że jest ono w
wysokim stopniu uzależnione od urządzeń państwowych i sił gospodarczych. Człowiek
już od dzieciństwa otrzymuje wychowanie i nauczanie państwowe. Może on korzystać z
takiego tylko wychowania, na jakie pozwalają warunki gospodarcze otoczenia, wśród
którego wyrasta.
Możnaby mniemać, że dzięki temu wszyscy powinni być dobrze przystosowani do
obecnych warunków życiowych. Państwo bowiem ma możność kształtowania urządzeń,
poświęconych wychowaniu i nauczaniu, które stanowią podstawowy czynnik życia
duchowego społeczeństwa, tak, aby jak najlepiej służyły ogółowi. I również łatwo
możnaby sądzić, że człowiek stanie się możliwie najlepszym członkiem społeczności
ludzkiej, jeżeli otrzyma wychowanie zgodnie z możliwościami gospodarczemi, z których
wyrósł, oraz jeżeli wychowanie postawi go na to stanowisko, które mu wyznaczają owe
możliwości gospodarcze.
Praca niniejsza podjąć musi niepopularne dziś zadanie wykazania, że przyczyną
zamętu naszego życia publicznego jest uzależnienie życia duchowego od państwa i sił
gospodarczych. Ma ona dowieść, że wyzwolenie życia duchowego z tej zależności
stanowi część rozwiązania palącej kwestji społecznej.
3
Książka niniejsza występuje zatem przeciw szeroko rozpowszechnionym błędom.
Przejęcie przez państwo działu wychowania i nauczania uważane jest oddawna za coś
zbawiennego dla postępu ludzkości. A ludzie myślący socjalistycznie nie mogą sobie
nawet tej sprawy wyobrazić inaczej, niż w ten sposób, że społeczeństwo ma
wychowywać jednostkę na swoją modłę tak, aby mu służyła.
Nie łatwo godzimy się na pogląd, który jest w tej dziedzinie bezwarunkowo
konieczny, mianowicie, że w dziejowym rozwoju ludzkości w epokach późniejszych
błędem stać się może to, co we wcześniejszych było słuszne. Na to, aby życie ludzkości
mogło ukształtować się nowocześnie, konieczne było odebranie kierownictwa
wychowania, a co zatem i kierownictwa duchowego życia publicznego tym sferom,
które zajmowały się tem w średniowieczu, oraz powierzenie tegoż państwu. Ale dalsze
utrzymywanie tego stanu rzeczy jest już ciężkim błędem społecznym.
Wyjaśni to pierwsza część niniejszej pracy. W ramach państwowych życie duchowe
dorosło do wolności; nie będzie jednak w stanie z niej korzystać we właściwy sposób, o
ile nie nada mu się całkowitego samorządu, życie duchowe w swej obecnej postaci
wymaga, aby stanowiło całkiem samodzielny składnik organizmu społecznego. Zarząd
dziedziny wychowania i nauczania, z czego przecież wyrasta całe życie duchowe,
przejść musi w ręce ludzi, którzy sami wychowują i nauczają. Czynniki państwowe lub
gospodarcze nie powinny mieszać się do spraw tego kierownictwa słowem lub czynem.
Nauczaniu pedagog winien poświęcać tylko taką część swego czasu, aby równocześnie
mógł także zarządzać w swej dziedzinie pracy. Dzięki temu sam nauczyciel załatwiać
będzie sprawy związane z zarządzaniem tak samo, jak sam naucza i wychowuje.
Rozporządzeń nie będzie wydawał nikt, kto równocześnie nie jest sam czynny w żywem
nauczaniu i wychowywaniu. Żaden parlament, żaden dostojnik, który kiedyś, być może,
był nauczycielem, ale obecnie już nim nie jest, nie będą tu mieli głosu. To co w
nauczaniu zdobywa się drogą bezpośredniego doświadczenia, będzie wywierało wpływ
także na sposób zarządzania. Wynika stąd naturalnie, że warunki tego rodzaju sprzyjać
będą rozwojowi rzeczowości i tężyzny zawodowej w możliwie najwyższym stopniu.
Można zapewne zauważyć, że i przy takim samorządzie życia duchowego także nie
wszystko będzie doskonałe. Ale w życiu rzeczywistem nie można żądać doskonałości.
Dążyć trzeba tylko do realizowania rzeczy możliwie najlepszych. Zdolności, rozwijające
się w człowieku-dziecku, będą dopiero wówczas wzbogacały społeczeństwo, gdy pieczę
nad niemi obejmą jednostki, które potrafią opierać swe decyzje na motywach
duchowych. Pogląd na to, jak dalece rozwijać należy dane dziecko w tym czy owym
kierunku, powstawać może jedynie w niezależnym zespole duchowym. I on tylko jest
powołany do decydowania o sposobie urzeczywistniania tych zamierzeń. Od tego
samorządu życie państwowe jakoteż i życie gospodarcze czerpać będą siły, których
same nie są w stanie wytworzyć, gdy na podstawie swych założeń kształtują także i
życie duchowe.
Zgodnie z poglądem, wyłożonym w tej książce, sprawa urządzeń i programów
uczelni, które służą potrzebom państwa i życia gospodarczego, również winna
spoczywać w rękach kierownictwa niezależnego życia duchowego. Szkoły dla przyszłych
prawników, handlowców, przemysłowców, rolników też kształtować winno niezależne
życie duchowe. Praca niniejsza musi z konieczności wywołać wiele zastrzeżeń, gdy z jej
założeń wyprowadzi się tę słuszną konsekwencję. Ale z czego to wypływają owe
zastrzeżenia? Rozpoznamy ich ducha antyspołecznego, gdy zdamy sobie sprawę z tego,
że, w gruncie rzeczy, wynikają one z nieuświadomionej wiary w niepraktyczność
życiową wychowawców. Niepodobna tedy oczekiwać po nich, że powołają do życia
urządzenia, które we właściwy sposób będą służyły praktycznym dziedzinom bytu.
Takie urządzenia muszą pono tworzyć ludzie, którzy sami biorą udział w życiu
praktycznem; wychowawcy zaś mają tylko postępować według linij wytycznych, które
im zgóry narzucono.
Ten, kto tak myśli, nie spostrzega, że wychowawcy, którzy nie potrafią sami
nadawać sobie linij wytycznych, poczynając od najdrobniejszych szczegółów, a kończąc
na rzeczach najważniejszych, właśnie skutkiem tego stają się obcy życiu i niepraktyczni.
Można narzucić im zasady, pochodzące nawet od jednostek pozornie najbardziej
4
związanych z życiem praktycznem, a jednak nigdy nie wychowają oni ludzi życiowo
prawdziwie praktycznych. Antyspołeczne stosunki powstają stąd, że w życiu zbiorowem
brak ludzi, którzyby, dzięki otrzymanemu wychowaniu, nauczyli się odczuwać
społecznie. Ludzi uspołecznionych wychowywać mogą jedynie pedagodzy, którzy sami
posiadają zmysł społeczny. Nigdy nie dotrzemy do sedna kwestji społecznej, jeśli nie
uznamy spraw wychowawczych i duchowych, jako jednego z jej najważniejszych
składników. Stosunki antyspołeczne powstają nietylko z winy urządzeń gospodarczych,
ale także skutkiem tego, że ludzie w ramach tych urządzeń postępują antyspołecznie. I
powierzanie wychowania tudzież nauczania młodzieży ludziom, których czyni się
obcymi życiu, wskutek narzucania im zzewnątrz kierunku i treści ich działania – jest
rzeczą antyspołeczną.
Państwo otwiera wydziały prawne. Wymaga, aby wykładano tam zasady tego
prawodawstwa, na którem ono, ze swego punktu widzenia, oparło swą konstytucję i
administrację. Instytucje zaś, które powstaną całkowicie na gruncie niezależnego życia
duchowego, czerpać będą treść prawodawstwa właśnie z tego życia. Państwo zasilane
będzie tem, co mu to niezależne życie duchowe przekaże; będą je zapładniały żywe
idee, które jedynie z takiego źródła duchowego mogą wypływać.
Ale w samej tej dziedzinie duchowej będą ludzie, którzy, każdy ze swego punktu
widzenia, oddadzą się życiu praktycznemu. Życiowo praktycznem nie może stać się to,
co pochodzi z urządzeń szkolnych wprowadzonych przez “praktyków”, i gdzie nauczają
ludzie obcy życiu, ale wyłącznie to, co dają wychowawcy, którzy rozumieją życie i
praktyczność ze swego punktu widzenia. O tem, jak zarządzanie niezależnem życiem
duchowym winno kształtować się w szczegółach, pomówimy w niniejszej pracy,
przynajmniej w ogólnych zarysach.
Wśród ludzi, skłonnych do utopij, książka ta obudzi rozmaite wątpliwości.
Zaniepokojeni artyści i inni pracownicy umysłowi powiedzą: dobrze, ale czy talenty
będą mogły rozwijać się lepiej wśród tego niezależnego życia duchowego, niż w
obecnych warunkach, kiedy znajdują się pod opieką państwa i potęg gospodarczych?
Tacy oponenci pamiętać winni, że praca niniejsza nie ma nic wspólnego z utopją.
Dlatego nigdzie nie znajdziemy w niej twierdzeń teoretycznych: to powinno być tak
urządzone, czy inaczej. Natomiast znaleźć w niej można pobudkę do tworzenia takich
społeczności ludzkich, któreby były zdolne we własnem współżyciu wytwarzać
pożądane warunki społeczne. Kto sądzi życie nie według teoretycznych uprzedzeń, lecz
z własnych doświadczeń, ten powie sobie: człowiek, który tworzy na podstawie swych
niczem nieskrępowanych uzdolnień, będzie wówczas mógł liczyć na właściwą ocenę
swej działalności, kiedy powstanie niezależna społeczność duchowa, która będzie
wywierała wpływ na życie, kierując się wyłącznie własnemi założeniami.
“Kwestja społeczna” nie jest czemś, co w naszych czasach wyłoniło się z życia
ludzkiego i co grupka ludzi, czy też parlamenty będą mogły rozwiązać i wreszcie
rozwiążą. Jest ona częścią składową całej nowoczesnej cywilizacji i skoro już powstała,
taką pozostanie. W każdym momencie rozwoju dziejowego musi ją ludzkość na nowo
rozwiązywać. Życie człowieka bowiem weszło w ostatnich czasach w taką fazę, kiedy
same urządzenia socjalne rodzą stale tendencje antyspołeczne. Trzeba je nieustannie
opanowywać na nowo. Podobnie jak organizm po pewnym czasie po nasyceniu, znów
powraca do stanu głodu, tak samo organizm społeczny z uporządkowanych stosunków
wpada w bezład. Na uporządkowanie stosunków społecznych niema uniwersalnego
lekarstwa podobnie, jak niema takiego pokarmu, któryby nasycił organizm raz na
zawsze. Ale ludzie tworzyć mogą takie spólnoty, których współdziałanie stale dawać
będzie życiu nowe impulsy w kierunku socjalnym. Taką spólnotą jest samorządny człon
duchowy organizmu społecznego.
Podobnie jak dla życia duchowego z doświadczeń teraźniejszości wyłania się
wymaganie autonomji społecznej, tak samo dla życia gospodarczego wypływa postulat
pracy zrzeszeniowej. Gospodarka społeczna składa się dziś z produkcji, obiegu i
spożycia dóbr, które zaspakajają potrzeby ludzkie. Każdego wiążą z życiem
gospodarczem jego interesy; każdy musi się z niem sprzęgnąć zapomocą takiego
udziału w pracy, jaki jest dlań dostępny. Tylko sam człowiek może wiedzieć i odczuwać,
5
czego naprawdę potrzebuje; sam też, na zasadzie własnego zrozumienia warunków
życia społeczeństwa, musi rozstrzygać o tem, co powinien spełniać. Nie zawsze tak było
i jeszcze nie wszędzie tak jest, ale wśród cywilizowanych ludów świata zasadniczo
panują takie stosunki.
Z biegiem rozwoju ludzkości zasięg działania jednostek gospodarczych rozszerzył
się. Z zamkniętej gospodarki domowej rozwinęła się gospodarka miast, a z niej
gospodarka narodowa. Dziś stoimy wobec gospodarki światowej. Wprawdzie ze starego
porządku wiele jeszcze pozostało w nowym ustroju; w dawnem życiu natomiast tkwiło
już w zarodku dużo elementów przyszłości. Ale losy ludzkości zależne są od tego, że ta
kolejność rozwojowowa w pewnych warunkach życiowych uzyskała wpływ decydujący.
Nonsensem jest chcieć organizować siły gospodarcze jako abstrakcyjną spólnotę
światową. Poszczególne jednostki gospodarcze z biegiem rozwoju wytworzyły w
szerokim zakresie gospodarki państwowe. Wszakże twory państwowe powstały z
działania innych jeszcze sił, nietylko gospodarczych. Właśnie chęć przekształcenia
państw w społeczności gospodarcze spowodowała chaos czasów najnowszych. Życie
gospodarcze dąży do kształtowania się na podstawie własnych sił, niezależnie od
urządzeń państwowych oraz od politycznego sposobu myślenia państwowego. Ale w
taki sposób będzie ono mogło ukształtować się tylko wtedy, gdy na czysto-
gospodarczem podłożu powstaną zrzeszenia, obejmujące przedstawicieli spożycia,
obiegu i produkcji. Warunki życiowe, same przez się, regulować będą rozmiary tych
zrzeszeń. Za małe zrzeszenia byłyby zbyt kosztowne, za duże zaś – nie dość przejrzyste
w pracy gospodarczej. Każdemu zrzeszeniu życiowe potrzeby wskażą łatwo drogę do
stałych stosunków z innemi zrzeszeniami. Nieuzasadnioną byłaby obawa, że owe
zrzeszenia będą krępowały tych członków, których warunki życia zmuszają do częstych
zmian miejsca zamieszkania. Znajdą oni łatwo drogę od jednego zrzeszenia do
drugiego, jeżeli takie przejścia powodować będą interesy gospodarcze, a nie przepisy
państwowe. W organizacji zrzeszeniowej dadzą się pomyśleć urządzenia, które działać
będą z łatwością obiegu pieniężnego.
Dzięki fachowości i rzeczowemu traktowaniu, w takiem zrzeszeniu panować może
daleko idąca harmonja interesów.
Nie prawa mają regulować produkcję, obieg i spożycie dóbr, ale sami ludzie, na
podstawie własnego, bezpośredniego orjentowania się w tem oraz własnych interesów.
Udział w życiu zrzeszeniowem umożliwi im zdobywanie w tym kierunku niezbędnego
zrozumienia. Skutkiem tego, że, drogą układów wzajemnych, poszczególne interesy
muszą się wzajemnie wyrównywać, towary uzyskają w obiegu swoje odpowiednie
wartości. Taka współpraca z motywów gospodarczych będzie czemś zupełnie innem, niż
to, co odbywa się n. p. w nowoczesnych związkach zawodowych. Związki te rozwijają
swą działalność w życiu gospodarczem, ale nie powstają z przesłanek gospodarczych.
Są one naśladownictwem zasad, które ukształtowały się w nowych czasach, pod
wpływem racyj państwowych i politycznych. A więc politykuje się w tych związkach,
zamiast rozważać z punktu widzenia gospodarczego, jakie świadczenia jeden człowiek
czynić winien drugiemu. W owych zrzeszeniach zaś nie będą zasiadać “najemnicy”,
którzy, z tytułu swej siły, żądają od przedsiębiorcy możliwie wysokich płac. Będą
natomiast tu współdziałali pracownicy fizyczni z duchowymi kierownikami produkcji
oraz ze spożywcami, zainteresowanymi daną gałęzią wytwórczości, aby kształtować
odpowiednio wzajemną wymianę świadczeń, przy pomocy regulowania cen. Tego
osiągnąć się nie da, parlamentując na zgromadzeniach. Od tej gadaniny należałoby
społeczeństwo uwolnić. Któż bowiem miałby pracować, jeśliby niezliczone zastępy ludzi
traciły czas na rozprawianiu o pracy? Drogą umów człowieka z człowiekiem, zrzeszenia
ze zrzeszeniem, wszystko to załatwiać się będzie obok pracy. Na to potrzeba jedynie,
aby takie porozumienie odpowiadało poglądom pracujących oraz interesom spożywców.
Nakreślony tu obraz nie jest utopją. Nie twierdzimy bowiem bynajmniej, że coś ma
być urządzone tak, czy inaczej. Wskazujemy jedynie na to, jak ludzie własne sprawy
sami załatwiać będą, działając przy pomocy zrzeszeń, odpowiadających ich
zapatrywaniom i interesom.
6
O to, aby ludzie łączyli się w takie zespoły, troszczy się sama natura ludzka, o ile
ingerencja państwa nie stawia jej w tem przeszkód – natura bowiem budzi potrzeby.
Prócz tego troszczyć się o to będzie niezależne życie duchowe, ponieważ za jego
sprawą powstawać będą takie właśnie poglądy, jakie powinny działać w społeczeństwie.
Człowiek, myślący na podstawie doświadczenia życiowego, musi przyznać, że istnieje
możliwość, by omawiane tu zrzeszenia powstały w każdej chwili, że niema w tem nic
utopijnego. Ich powstaniu nic nie stoi na przeszkodzie prócz tego, że człowiek
współczesny usiłuje “organizować” życie gospodarcze z zewnątrz, zasugestjowany ideą
“organizacji”. Od takiego organizowania, które z zewnątrz dąży do łączenia ludzi w celu
produkcji, różni się biegunowo organizacja gospodarcza, oparta na niezależnych
zrzeszeniach. Na drodze asocjacji człowiek łączy się z człowiekiem, a planowość całości
wynika, dzięki zdrowemu rozsądkowi jednostki.
Możnaby powiedzieć: na co się zda, że jakiś biedak zrzeszy się z człowiekiem
majętnym? Można uważać za lepsze “sprawiedliwe” regulowanie z zewnątrz całej
produkcji i spożycia. Ale taka zorganizowana regulacja krępowałaby siły twórcze
jednostki i pozbawiałaby życie gospodarcze tego, czego dostarczać mu mogą te
twórcze siły. Niechajby ludzie, mimo wszelkich uprzedzeń, uczynili raz próbę zrzeszenia
się nawet w dzisiejszych czasach biedaków z bogaczami! Jeżeli nie wmieszają się do
tego żadne inne siły prócz gospodarczych, to z konieczności posiadający z
nieposiadającymi będą musieli wyrównywać wzajemne świadczenia. Dziś mówi się o
tych rzeczach nie na podstawie instynktów życiowych, które wypływają z
doświadczenia, lecz pod wpływem nastrojów i to powstających nie z potrzeb
gospodarczych, lecz z interesów klasowych i innych. Nastroje te zaś rozwijać się mogły
dlatego, że, wobec coraz większej złożoności życia gospodarczego, niepodobna było w
ostatnich czasach nadążyć za niem przy pomocy idej czysto-gospodarczych. Stało temu
na przeszkodzie skrępowanie życia duchowego. Ludzie, czynni w życiu gospodarczem,
zakrzepli w rutynie; siły, kształtujące to życie, nie są dla nich przejrzyste. Pracują, nie
orjentując się w całokształcie życia ludzkiego. W zrzeszeniach zaś jeden od drugiego
dowie się tego, co niezbędnie musi wiedzieć. Ludzie ci zdobędą doświadczenie o tem,
co jest gospodarczo możliwe dzięki temu, że każdy z nich przyniesie znajomość rzeczy i
doświadczenie ze swego odcinka pracy; decydować zaś będą wspólnie.
Podobnie jak w niezależnem życiu duchowem czynne są wyłącznie siły, które
znajdują się w niem samem, tak też i w systemie gospodarczym, opartym na
zrzeszeniach, występować będą wyłącznie wartości gospodarcze, które powstają dzięki
tym zrzeszeniom. Każdy uświadomi sobie zadania, jakie przypadają nań w dziedzinie
gospodarczej, dzięki jego współżyciu z ludźmi, z którymi jest zrzeszony gospodarczo.
Skutkiem tego osiągnie on na sprawy ogólno-gospodarcze ściśle taki wpływ, do jakiego
będą go uprawniały jego świadczenia. W dalszych rozdziałach wyjaśnimy, w jaki sposób
ludzie niezdolni do pracy zostaną włączeni do życia gospodarczego. Chronić słabych od
przemocy potężnych może jedynie taki ustrój gospodarczy, który ukształtował się
wyłącznie w oparciu o swoje własne siły.
W ten sposób organizm społeczny rozłoży się na dwa samodzielne człony, które się
wzajem wspierają, dzięki temu, że każdy z nich posiada swój własny samorząd, oparty
na właściwych sobie siłach twórczych. Ale pomiędzy temi dwoma członami działać musi
jeszcze trzeci. Jest nim właściwy dział państwowy organizmu społecznego. W nim
przychodzi do głosu wszystko to, co powinno zależeć od sądu i odczucia każdego
pełnoletniego obywatela. W niezależnem życiu duchowem każdy bierze udział w miarę
swych specjalnych uzdolnień, w życiu gospodarczem winien zajmować takie
stanowisko, jakie wynika z jego roli w zrzeszeniu. W prawno-politycznem zaś życiu
państwa dochodzi do głosu jego czysto ludzka istota, niezależnie od uzdolnień, które
ma on możność rozwijać w życiu duchowem, i niezależnie od wartości, jaką dobra, przez
niego wytwarzane, uzyskują w życiu gospodarczem opartem na zrzeszeniach.
W niniejszej książce wykazujemy, że zagadnienie pracy, jej czasu i rodzaju należy
do kompetencji działu prawno-politycznego. Tutaj wszyscy obywatele są równi, gdyż
dział ten obejmuje sprawy, co do których każdy człowiek posiada jednakową zdolność
sądu. W tym członie organizmu społecznego regulowane będą prawa i obowiązki
7
obywateli.
Jedność tego organizmu jako całości powstanie z samodzielnego rozwoju jego
trzech członów. Praca niniejsza wykazuje jak drogą współdziałania powyższych trzech
członów może się ukształtować działalność kapitału ruchomego, środków produkcji,
prawa użytkowania ziemi. Kto chciałby “rozwiązać” kwestję społeczną zapomocą
wymyślonego lub powstałego w jaki inny sposób systemu gospodarowania, ten książki
tej nie uzna za praktyczną. Ale kto pragnie na zasadzie doświadczenia życiowego
pobudzić ludzi do takiego współżycia, które najlepiej pozwoli poznać zagadnienia
społeczne i oddać się im, ten, być może, nie zaprzeczy, że dążenia autora są naprawdę
życiowe.
Książka ta po raz pierwszy ukazała się w druku w kwietniu 1919 r. Uzupełnieniem jej
był szereg artykułów, publikowanych w czasopiśmie “Dreigliederung des sozialen
Organismus”, które następnie zostały wydane w książce p. t. “In Ausführung der
Dreigliederung des sozialen Organismus”.
Łatwo zauważyć, że w obu tych pracach mniej się mówi o “celach” ruchu
społecznego, niż o drogach, po których kroczyć należy w życiu społecznem. Kto myśli
na podstawie doświadczenia życiowego, ten wie, że jeden i ten sam cel występować
może w różnych postaciach. Tylko człowiekowi żyjącemu w abstrakcjach myślowych
wszystko przedstawia się w formie ściśle zarysowanej. Gani on często to, co jest
życiowe, gdyż uważa, że nie jest dostatecznie wyraźne i dostatecznie “jasno” wyłożone.
Wielu wśród nas, mających się za ludzi praktycznych, myśli takiemi właśnie
abstrakcjami. Nie liczą się oni z tem, że życie przybierać może najróżnorodniejsze
formy, że jest ono elementem płynnym. I kto chce za niem nadążyć, musi w myślach
swoich i odczuciach przystosować się do tej jego cechy płynności. Tylko taki sposób
myślenia pozwala ujmować zadania społeczne.
Z obserwacyj życia zdobyte zostały idee pracy niniejszej – oby też z tego stanowiska
znalazły zrozumienie!
1
Założona w kwietniu r. 1919 organizacja p. n. “Bund für Dreigliederung des sozialen
Organismus" miała na celu wprowadzenie w życie myśli, zawartych w tych pracach.
8
UWAGI O ZAMIERZENIACH NINIEJSZEJ PRACY.
Dzisiejsze życie społeczne stawia przed nami poważne i rozległe zadania. Wyłaniają
się żądania nowego ukształtowania tego życia, wskazujące na konieczność szukania do
rozwiązania tych zagadnień nowych dróg, o jakich dotychczas nie myślano. Dziś
znajdzie już, być może, posłuch ten, kto na zasadzie doświadczeń życiowych, popartych
przez obecny stan rzeczy, doszedł do przekonania, że ów brak myślenia o koniecznych
nowych drogach doprowadził do obecnego zamętu społecznego. Na tem założeniu
opierają się wywody niniejszej pracy. Ma ona mówić o tem, co powinno nastąpić, aby
żądania, jakie stawia dziś większa część ludzkości, sprowadzić do sfery świadomej celu
woli społecznej. Czy wymagania te podobają się albo nie poszczególnej jednostce, nie
ma to wielkiego wpływu na tworzenie się takiej woli. One istnieją i trzeba się z niemi
liczyć, jak z faktami życia społecznego. Powinni wziąć to pod uwagę ludzie, którym, z
punktu widzenia osobistej sytuacji życiowej, nie podoba się sposób, w jaki autor
niniejszej pracy w swych wywodach traktuje żądania proletarjatu, gdyż, zdaniem ich,
zbyt jednostronnie wskazuje on na nie, jako na coś, z czem wola społeczna musi się
liczyć. Autor wszakże pragnąłby mówić na podstawie pełnej rzeczywistości życia
teraźniejszego, o ile jest ona dostępna jego poznaniu. Stoją mu przed oczami fatalne
następstwa w razie, gdyby człowiek nie zechciał dostrzec faktów, które wyłoniły się z
życia nowoczesnej ludzkości, i gdyby ignorował, liczącą się z temi faktami, wolę
społeczną.
Mało zadowolone z wywodów autora będą przedewszystkiem te osoby, które uważają
się za praktyków życiowych w sensie, w jakim rozumiane jest dziś to pojęcie pod
wpływem pewnych ulubionych przyzwyczajeń myślowych. Powiedzą one, że z kart tych
przemawia człowiek życiowo niepraktyczny. Tymczasem autor mniema, że to one
właśnie muszą przekształcić gruntownie swój sposób myślenia. Sądzi on bowiem, że o
błędnej praktyce życiowej tych ludzi świadczą bezsprzeczne fakty, jakie obecnie
ludzkość musi przeżywać. Te właśnie błędy poprowadziły do fatalnych następstw.
Zmuszeni oni będą uznać za praktyczne to, co wydawało im się fałszywym idealizmem.
Punkt wyjścia tej książki wydawać im się może chybiony z tego względu, że w pierwszej
jej części więcej jest mowa o życiu duchowem, aniżeli o życiu gospodarczem
nowoczesnej ludzkości. Na zasadzie poznania życia, zdobytego przez autora, musiał on
dojść do przekonania, że do popełnionych błędów dojdą niezliczone nowe, jeśli ludzie
nie zdecydują się kierować swej uwagi właśnie na życie duchowe.
Ale i ci, którzy w przeróżnych formach głoszą frazesy o konieczności wyrzeczenia
się przez ludzkość zainteresowań czysto-materjalnych i wkroczenia na drogę “ducha”,
“idealizmu”, nie będą zadowoleni z niniejszej pracy. Autor bowiem nie przywiązuje wagi
do samego tylko wskazywania na “duchowość” i nie prawi mglisto o świecie duchowym.
Uznawać on może jedynie taką duchowość, która staje się własną treścią życiową
człowieka i skuteczność swą okazuje zarówno w opanowywaniu praktycznych zadań
codziennych, jak i w tworzeniu poglądu na świat i życie, zaspakajającego potrzeby
duszy. Nie to bowiem jest ważne, abyśmy o duchowości coś wiedzieli, lub łudzili się, że
coś wiemy, ale to, aby ta duchowość przejawiała się także w praktyce, przy ujmowaniu
zagadnień rzeczywistości. Wówczas towarzyszyłaby ona tej rzeczywistości nie tylko jako
coś dodatkowego, przeznaczonego wyłącznie dla wewnętrznego życia duszy.
Wywody tej pracy wydadzą się przeto ludziom “uduchowionym” bezduszne,
“praktykom” zaś – obce życiu. Autor natomiast jest przeświadczony, że współczesnemu
życiu służyć może na swój sposób,
dzięki właśnie temu, że nie przytakuje ludziom obcym
rzeczywistości, uważającym się dziś za “praktyków”, a także, że nie może uznać
deklamacji o duchowości, stwarzającej iluzje życiowe.
“Kwestję społeczną” rozpatruje niniejsza praca jako zagadnienie gospodarcze,
prawne i duchowe. Autor sądzi, że poznał, jak z potrzeb życia gospodarczego, prawnego
i duchowego wyłania się jej “prawdziwa postać”. Jedynie z tego rodzaju poznania
wypłynąć mogą impulsy dla zdrowego ukształtowania się tych trzech dziedzin ładu
społecznego.
9
W da
wnych czasach rozwoju ludzkości same instynkty społeczne troszczyły się o to,
aby w całokształcie życia zbiorowego rozczłonować te trzy dziedziny w sposób, jaki
odpowiadał ówczesnej naturze ludzkiej. Obecnie do tego rozczłonowania dążyć musi
koniecznie celowo skierowana wola społeczna. W czasach, dzielących ową dawną epokę
od chwili obecnej, w krajach, które pod tym względem wchodzą przedewszystkiem w
rachubę, działały w sposób pogmatwany, stare instynkty wraz z nową świadomością, a
to już zupełnie nie odpowiada potrzebom współczesnej ludzkości. W niejednym objawie,
który uważa się dziś za celową myśl społeczna, żyją jeszcze w dalszym ciągu dawne
instynkty i to jest przyczyną słabości tego myślenia wobec żądań rzeczywistości.
Wszystko co nie jest już dziś zdolne do życia, człowiek musi odrzucić i zrobić to
gruntowniej, niż niejeden z nas to sobie wyobraża.
Jak życie gospodarcze, prawne i duchowe powinno kształtować się według nowych
wymagań zdrowego ustroju społecznego, może – zdaniem autora – uświadomić sobie
jedynie człowiek, który zdobędzie się na dobrą wolę uznania doniosłości wyrażonych tu
poglądów. Autor pragnąłby w tej pracy poddać pod sąd ogółu to, co uważa za potrzebne
powiedzieć o tem niezbędnem przekształceniu. Pragnie on dać
podnietę do znalezienia
drogi, wiodącej ku celom społecznym, zgodnym z obecną rzeczywistością i
koniecznościami życia, mniema bowiem, że jedynie we wskazanym kierunku możliwe
jest przezwyciężenie fantastyki i utopizmu w dziedzinie woli społecznej.
Kto jednak w tej pracy doszuka
się czegoś utopijnego, tego autor chciałby prosić, aby
rozważył, jak bardzo – dzięki pewnym wyobrażeniom, które urabiamy sobie o
możliwościach rozwojowych ustroju społecznego – oddalamy się dziś od rzeczywistości i
popadamy w fantazjowanie. I to jest powodem, że za utopję bywają brane koncepcje
pracy niniejszej, które wywodzą się z rzeczywistości i doświadczenia życiowego.
Niejeden dopatrzy się w tych wywodach czegoś “abstrakcyjnego”, gdyż konkretne jest
dla niego wyłącznie to, o czem przywykł myśleć, za abstrakcyjne zaś uważa wszystko, o
czem dotąd nie myślał, chociażby było konkretne.
Autor wie, że ludzie, trzymający się ślepo programów partyjnych, nie będą narazie
zadowoleni z jego wywodów. A jednak wierzy, że niebawem wielu z tych, co należą do
stronnictw politycznych, dojdzie do przekonania, że obecne fakty rozwojowe daleko już
wyrosły ponad programy partyjne i że wytworzenie sobie
niezależnego od tych
programów sądu o najbliższych celach woli społecznej jest palącą koniecznością.
Rudolf Steiner.
W początkach kwietnia 1919 roku.
2
Autor unikał świadomie w swych rozważaniach ścisłego trzymania się terminologji, używanej w
literaturze ekonomicznej. Wie on dokładnie, które ustępy tej pracy “fachowy” ekonomista uzna za
dyletantyzm. Taki sposób wyrażania swych myśli wybrał on nie tylko dla tego, aby zrozumieli go
ludzie, którzy nie znają naukowej literatury ekonomiczno-społecznej, ale głównie z przeświadczenia,
że większość z tego, co w tej literaturze uchodzi za fachowe, w przyszłości okaże się jako
jednostronne i niedostateczne, nawet pod względem formy. Ktoby sądził, że autor powinien był też
wspomnieć o ideach społecznych innych pisarzy, których myśli w tej, czy innej sprawie wydają się
być zgodne z wyżej wyłożonemi, tego proszę, aby rozważył, że istotną rzeczą w praktycznem
zastosowaniu danych impulsów są
punkty wyjścia i drogi powstania omawianego poglądu, które
autor zawdzięcza kilkudziesięcioletniemu doświadczeniu, nie zaś tylko myślom w taki, czy inny
sposób ukształtowanym. Jak widać z rozdziału IV-go, autor rozmyślał nad praktycznem
urzeczywistnieniem tych poglądów już wówczas, gdy pozornie podobnych myśli o tej czy innej sprawie
jeszcze nie zauważono.
10
I.
PRAWDZIWA POSTAĆ KWESTJI SPOŁECZNEJ
W ŻYCIU NOWOCZESNEJ LUDZKOŚCI.
Czyż katastrofa wojny światowej nie ujawnia w faktach nowoczesnego ruchu
społecznego, jak bardzo niedostateczne były założenia myślowe, któremi ludzie łudzili
się w ciągu dziesięcioleci, że rozumieją wolę proletarjatu?
Do postawienia tego zagadnienia zmusza nas to, co z tłumionych dotychczas żądań
proletarjatu i w związku z niemi, wydobywa się na powierzchnię życia. Siły, które
zwalczały te żądania, poczęści zostały zniszczone. I jedynie człowiek, nie zdający sobie
sprawy z tego, jak niezmożone są tego rodzaju dążenia natury ludzkiej, mógłby pragnąć
utrzymania nadal tego samego ustosunkowania się owych sił do impulsów społecznych,
ujawniających się w znacznej części ludzkości.
Wiele osób, którym stanowisko życiowe dawało możność wpływania słowami czy to
radą na siły życia europejskiego, prące w r. 1914 ku katastrofie wojennej, ulegało co do
tych sił największym złudzeniom. Wierzyły, że zwycięztwo orężne ich kraju zdoła
uspokoić wrzenia społeczne. Musiały jednak później stwierdzić, że właśnie skutkiem ich
takiego stanowiska popędy społeczne miały możność ujawnienia się w całej pełni.
Istotnie, ostatnia katastrofa światowa okazała się tem wydarzeniem dziejowem, dzięki
któremu owe skłonności nabrały pełni siły bojowej. W ostatnich latach ciężkich
przeciwności losu zarówno jednostki, stojące u steru rządów, jak i sfery kierownicze były
zmuszone uzależniać swe postępowanie od nastrojów socjalistycznych, nurtujących w
szerokich kołach ludności. Nieraz chętnie postąpionoby inaczej, gdyby można było się z
tem nie liczyć. W postaci, jaką przybrały współczesne wydarzenia, żyją nadal skutki
tego wszystkiego.
A teraz, gdy to, co przez dziesiątki lat przygotowywało się w rozwoju ludzkości,
wchodzi w fazę rozstrzygającą, okazuje się tragicznem zrządzeniem losu, że myśli
ludzkie, towarzyszące powstawaniu tych faktów, do nich nie dorosły. Wielu ludzi, którzy
poglądy swe kształtowali na rozwoju tych faktów, by służyć żyjącemu w nich celowi
społecznemu, stoją dziś zupełnie, albo prawie zupełnie, bezsilni wobec zagadnień
losowych, jakie stawia im faktyczny stan rzeczy.
Wprawdzie niejeden z nich jeszcze wierzy, że to, co oddawna uważał za konieczne,
w celu przekształcenia życia ludzkiego, urzeczywistni się i okaże dość silne, aby faktom,
które domagają się rozwiązania, nadać życiowo możliwy kierunek. Pominąć zaś można
zupełnie tych, którzy jeszcze teraz mniemają, że, naprzekór żądaniom poważnej części
ludzkości, stary porządek da się utrzymać. Wystarczy wziąć pod uwagę ludzi,
przekonanych o konieczności nowego ukształtowania życia. Niepodobna wszakże
zaprzeczyć, że dawne poglądy partyjne błąkają się wśród nas, jakby mumje, które
odtrąca bieg wydarzeń. Ten stan rzeczy wymaga rozstrzygnięć, do jakich postarzałe
partje nie są przygotowane. Rozwijały się one wprawdzie równocześnie z faktami, ale
nie nadążyły za niemi ze swemi przyzwyczajeniami myślowemi. Przeświadczenie, że to,
co powyżej zaznaczyliśmy, wynika z obecnego biegu wydarzeń światowych, nie będzie
chyba zarozumiałością autora wobec poglądów, które dziś jeszcze są miarodajne. Wolno
z tego wyciągnąć wniosek, że właśnie nasza teraźniejszość będzie wraźliwa na próbę
podkreślenia w życiu społecznem nowoczesnej ludzkości tego, co dzięki swemu
swoistemu charakterowi, pozostaje obce przyzwyczajeniom myślowym nawet ludzi
zorjentowanych społecznie, a także kierunków partyjnych. Mogłoby bowiem okazać się,
że tragizm, ujawniający się w próbach rozwiązania kwestji społecznej, pochodzi właśnie
z niezrozumienia istotnych dążeń proletarjatu. Z takiem niezrozumieniem spotykamy
się nawet u ludzi, których poglądy wyrosły z tych dążeń. Człowiek bowiem nie zawsze
wyrabia sobie właściwy sąd o swoich zamierzeniach.
Dlatego też uzasadnione okaże się pytanie: czego w istocie żąda współczesny ruch
proletarjacki? Czy dążenia jego są zgodne z tem, co zwykle mniemają zarówno
proletarjusze, jak i nieproletarjusze? Czy
prawdziwa postać “kwestji socjalnej” objawia się
w tem, co wielu ludzi o niej myśli? Czy też może jest rzeczą niezbędną zupełnie inaczej
11
skierować myślenie? Wobec tego zagadnienia niepodobna zająć postawy bezstronnej, o
ile los nie dał nam sposobności wniknięcia w życie duchowe nowoczesnego proletarjatu,
a zwłaszcza tego jego odłamu, który bierze najżywszy udział w kształtowaniu obecnego
ruchu społecznego.
Rozprawiano wiele o rozwoju współczesnej techniki i współczesnego kapitalizmu.
Pytano, jak w łonie tego rozwoju powstał dzisiejszy proletariat i jak, drogą postępu
nowoczesnego życia gospodarczego, doszedł on do swoich postulatów. Jest dużo
słuszności w tem wszystkiem, co mówiono. Że to jednak nie rozstrzyga istoty rzeczy,
jasno wynika dla każdego, kto nie dał się zahypnotyzować poglądowi, jakoby warunki
zewnętrzne nadawały życiu człowieka swoiste piętno. Istota rzeczy objawia się temu,
kto zachował nieuprzedzony wgląd w impulsy duszy, działające z głębi wewnętrznych.
Zapewne, żądania proletarjatu rozwinęły się w epoce techniki i kapitalizmu
nowoczesnego, ale zrozumienie tego faktu nie wyjaśnia jeszcze, co w tych dążeniach
żyje jako właściwe czysto-ludzkie impulsy. Dopóki zaś nie wnikniemy w życie tych
impulsów, dopóty nie zdołamy zbliżyć się do istotnej postaci “kwestji społecznej”.
Pewien termin, często powtarzany w świecie proletarjackim, może wywierać silne
wrażenie na każdym, kto umie wnikać w głębsze pobudki woli ludzkiej. Jest to
powiedzenie, że współczesny najemnik doszedł do
“uświadomienia klasowego”. Już się
on nie poddaje poniekąd instynktownie nieświadomie impulsom innych klas; wie, że
należy do odrębnej klasy i chce kształtować stosunek tej swojej klasy do innych klas w
życiu publicznem w sposób zgodny z jej interesami. Jeśli potrafimy ujmować głębsze
prądy duszy, to wyrażenie “uświadomiony klasowo”, tak, jak go używa współczesny
proletarjusz, wskaże nam najważniejsze fakty w społecznem rozumieniu życia tych klas
pracujących, które zrosły się z rozwojem nowoczesnej techniki i nowoczesnego
kapitalizmu. Musimy zwrócić uwagę przedewszystkiem na to, jak teorje naukowe o
życiu gospodarczem i jego stosunku do przeznaczeń ludzkich rozpaliły duszę
proletarjatu. Tu właśnie dotykamy faktu, o którym wiele osób, umiejących tylko myśleć
o proletarjacie, ale nie razem
z nim, posiada pogląd bardzo mglisty, a wobec powagi
ostatnich wydarzeń – szkodliwy. Mniemanie, że marksizm a w następstwie pisarze
proletarjaccy przewrócili w głowie “nieoświeconemu” robotnikowi, oraz tym podobne
często powtarzane frazesy, nie doprowadzą do tak dziś niezbędnego zrozumienia
dziejowej sytuacji świata. Podobne twierdzenie dowodzi braku woli do skierowania
uwagi na momenty istotne we współczesnym ruchu społecznym. A takim istotnym
momentem jest przesnucie świadomości klasowej proletarjatu pojęciami, których
charakter zapożyczono z nowoczesnego rozwoju naukowego. W tej świadomości działa w
dalszym ciągu nastrój, który ożywiał mowę Lassala, na temat “Nauka i Robotnicy”.
Niejednemu z tych, co się uważają za “ludzi praktycznych”, takie sprawy wydawać się
mogą nieistotne. Wszakże ten, kto pragnie zdobyć rzeczywiście owocny pogląd na
współczesny ruch robotniczy, musi skierować na to swą uwagę. W żądaniach, jakie
stawiają dziś umiarkowane i radykalne koła proletarjackie, nie odzwierciadla się
bynajmniej życie gospodarcze, przekształcone w impulsy ludzkie, jak to sobie wielu
wyobraża, lecz żyje w nich wiedza gospodarcza, która opanowała świadomość
proletarjatu. Występuje to nader wyraźnie w literaturze ruchu robotniczego, zarówno w
pracach naukowych jak i w dziennikarstwie. Zaprzeczać temu – znaczyłoby zamykać
oczy na fakty rzeczywiste. A faktem podstawowym, który warunkuje obecną sytuację
społeczną, jest to, że treść świadomości klasowej proletarjatu określają pojęcia
naukowe. Choćby robotnik, pracujący przy maszynie, był najbardziej daleki od “nauki”,
słucha on wyjaśnień o swem położeniu socjalnem od ludzi, którzy argumenty czerpią z
tej “nauki”.
Wszelkie te rozważania o nowoczesnem życiu gospodarczem, o epoce maszynizmu,
o kapitaliźmie jakkolwiek przekonywająco przedstawiają podłoże ruchu robotniczego, to
jednak rozstrzygające wyjaśnienie obecnej sytuacji społecznej nie wynika bezpośrednio
z faktu, że robotnika postawiono przy maszynie i wprzęgnięto w ustrój kapitalistyczny.
Wypływa to stąd mianowicie, że pewne zupełnie określone
myśli rozwinęły się w jego
świadomości klasowej, w związku z maszynizmem i uzależnieniem od gospodarki
kapitalistycznej. Współczesne przyzwyczajenia myślowe nie pozwalają, być może, wielu
12
ludziom uznać w całej pełni doniosłości tego faktu, a w jego podkreślaniu dopatrują się
oni jedynie djalektycznej gry pojęć. Na to jest jedna tylko odpowiedź: ludzie, którzy nie
są w stanie dostrzegać rzeczy istotnych, nie mają żadnych danych do twórczego udziału
w życiu społecznem. Kto chce rozumieć ruch robotniczy, musi przedewszystkiem
wiedzieć, jak proletarjat
myśli. Ruch proletarjacki bowiem, poczynając od jego
umiarkowanych dążeń reformatorskich, a kończąc na najbardziej niebezpiecznych
zboczeniach, tworzą nie “siły poza-ludzkie”, ani nie “impulsy gospodarcze”, lecz ludzie z
ich wyobrażeniami i impulsami woli.
Idee kierownicze i siły woli współczesnego ruchu społecznego leżą nie w tem, co
maszyny i kapitalizm wpoiły w świadomość proletarjatu. Ruch ten szukał swych źródeł
myślowych w nowych kierunkach naukowych, gdyż maszyna i kapitalizm nie były w
stanie dać mu nic takiego, coby mogło wlać w jego duszę treść godną człowieka. Taką
treść rzemieślnik średniowieczny czerpał ze swego zawodu. Dzięki temu, że j
ako
człowiek swoje życiowe konsekwencje. Epoka techniki i kapitalizmu dotknęła go inaczej,
niż przedstawiciela klas przodujących. Ten pozostawał jeszcze w ustroju życiowym,
ukształtowanym przez impulsy, które dają duszy oparcie. Leżało w jego interesie, aby
wszelkie nowoczesne zdobycze włączyć w ramy owego ustroju. Z tego zaś porządku
życiowego dusza proletarjacka została wyrwana. Ten porządek rzeczy nie był w stanie
obudzić w niej poczucia, któreby życie jej mogło prześwietlać treścią godną człowieka.
Odczucie tego, kim jest on jako człowiek, mógł dać proletarjuszowi jedynie pogląd na
życie, pełen siły budzącej wiarę i powstały, jak się zdawało, ze starego porządku świata.
Był nim naukowy sposób myślenia.
Ta “naukowość” poglądów proletariatu, wywoła zapewne u niejednego czytelnika
ironiczny uśmiech. Kto pod “naukowością” nie umie wyobrazić sobie nic innego, jak
uczoność, zdobywaną w ciągu długoletniego przesiadywania w “zakładach naukowych”,
i kto taką “uczoność” przeciwstawia uświadomieniu najemnika, który “niczego się nie
uczył”, może się uśmiechać. Uśmiechem zbywa on fakty, które decydują o losach
współczesnego życia. A fakty te świadczą o tem, że niejeden z wysoce wykształconych
ludzi żyje pomimo to w sposób nienaukowy, gdy tymczasem nieuczony proletarjusz
swój pogląd na życie opiera właśnie na nauce, której, być może, wcale nie posiada.
Człowiek wykształcony zdobył wiedzę i zamknął ją w jednej z przegródek wnętrza swej
duszy. Ale tkwi on wśród stosunków życiowych i według nich, a nie według nauki,
orjentuje swoje uczucia. Warunki zaś życiowe proletarjatu narzucają mu takie
pojmowanie bytu, jakie odpowiada
sposobowi myślenia tej nauki. Od tego, co inne klasy
nazywają “naukowością” może on być bardzo daleki; jednak jej kierunek pojęciowy
nadaje orjentację jego życiu. Dla innych klas decydujące znaczenie mają podstawy
religijne, estetyczne, czy ogólno-duchowe; dla niego zaś wiarą życiową staje się nauka, i
to często w jej ostatecznych wynikach myślowych. Niejeden z przedstawicieli klas
“przodujących" uważa się za człowieka “oświeconego” i “wolnomyśliciela". Niewątpliwie
w wyobrażeniach jego żyją przekonania naukowe; w jego uczuciach jednak pulsują, w
sposób dlań niedostrzeżony, pozostałości tradycyjnej wiary.
Naukowy sposób myślenia nie przejął ze starego porządku świata świadomości, że
myśl, będąc natury duchowej, źródło swe posiada w świecie duchowym. Tego
charakteru naukowości współczesnej przedstawiciel klas przodujących mógł nie brać w
rachubę, życie jego bowiem przepełniają stare tradycje. Dla proletariusza zaś nie było
to możliwe; jego bowiem nowa sytuacja życiowa wykorzeniła mu dawne tradycje z jego
duszy. Jako spuściznę po klasach panujących przejął on naukowy pogląd na świat.
Dziedzictwo to stało się podstawą jego poglądów na istotę człowieka. Ale nie wiedział że
ta “treść duchowa” jego duszy pochodzi z prawdziwego życia duchowego. To, co
proletarjat mógł przejąć od klas panujących, jako życie duchowe, wyrzekało się swego
pochodzenia z dziedziny ducha.
Wiem dobrze jakie wrażenie wywrą powyższe myśli na przedstawicielach
proletarjatu, jak również i na nieproletarjuszach, którzy, uważając się za “praktycznie”
obeznanych z życiem, traktują wszystko, o czem tu mowa, jako poglądy obce życiu.
Fakty, które w obecnym stanie rzeczy przychodzą na świecie do głosu, będą coraz
bardziej wykazywały złudę tych zapatrywań. Kto potrafi bezstronnie obserwować te
13
fakty, musi spostrzec, że poglądowi na życie, który liczy się jedynie z ich zewnętrzną
stroną, dostępne są w końcu tylko takie wyobrażenia, które z rzeczywistością nie mają
już nic wspólnego. Panujące idee tak długo trzymały się “praktycznie” faktów, aż
wreszcie zatraciły wszelkie do nich podobieństwo. Pod tym względem katastrofa wojny
światowej mogłaby mieć na wiele osób wpływ wychowawczy. Jak bowiem wyobrażano
sobie dalszy bieg wydarzeń? A co nastąpiło? Czyż ma stać się coś podobnego z
myśleniem społecznem?
Podobnie ze strony wyznawcy poglądu proletarjackiego słyszę w duchu zarzut,
wypływający z jego psychicznego nastawienia: oto więc mamy jeszcze jednego, który
właściwie chciałby sedno kwestji społecznej zwekslować na tory wygodniejsze dla
umysłu burżuazyjnego. Otóż taki krytyk nie dostrzega, w jaki sposób los zgotował mu
jego dolę najmity, ani, jak usiłuje poruszać się w ramach życia proletarjackiego ze
swojem myśleniem odziedziczonem po klasach “panujących”.
Żyje po proletarjacku, ale
myśli, jak przedstawiciel burżuazji. Nowe czasy wymagają bezwarunkowo, aby nie tylko
orjentować się w nowem życiu, ale również w
nowych myślach. Naukowa metoda
wyobrażania sobie rzeczy wówczas dopiero zdoła stać się oparciem dla duszy, kiedy w
swoisty sposób rozwinie podobną siłę rozpędową przy kształtowaniu pełnego ludzkiej
treści życia, jak to na swój sposób czyniły dawne poglądy na świat.
Tak tedy wskazaną zostaje droga, która prowadzi do znalezienia prawdziwej postaci
jednej z części składowych nowoczesnego ruchu robotniczego. U kresu tej drogi z duszy
proletarjackiej rozbrzmiewa przekonanie: dążę do życia duchowego. Ale to życie
duchowe jest
ideologją, jest tylko odbiciem w ludziach zewnętrznych wydarzeń świata; nie
wypływa z odrębnej dziedziny duchowej. Światopogląd proletarjacki odczuwa jako
ideologję to, w co przekształciło się dawne życie duchowe, przechodząc do czasów
nowożytnych. Żeby móc zrozumieć nastroje duszy proletarjackiej, trzeba zdawać sobie
sprawę z tego, jaki wpływ może wywrzeć pogląd, jakoby życie duchowe było
“ideologją”. Można na to zauważyć: ale co przeciętny robotnik wie o tych poglądach,
które kołaczą się mętnie po głowach jego przywódców, mniej lub więcej
wykształconych? Kto tak mówi, ten w słowach i czynach przechodzi mimo prawdziwego
życia. Nie wie, co zaszło w życiu proletarjatu w ostatnich dziesięcioleciach, nie wie, jakie
nici snują się pomiędzy poglądem na życie duchowe jako na ideologię, a żądaniami i
czynami radykalnych socjalistów – których uważa za nieoświeconych – jak również
postępowaniem tych, którzy, idąc za głuchym popędem życiowym “robią rewolucję”.
W tem właśnie leży tragizm ujmowania współczesnych wymagań społecznych, że w
wielu kołach brak jest zupełnie zrozumienia tego, co z nastrojów duszy szerokich mas
wydostaje się ma powierzchnię życia; że nie widzimy tego, co
naprawdę się dzieje w
duszach ludzkich. Przedstawiciel burżuazji z przerażeniem słucha żądań proletarjatu;
dowiaduje się, że jedynie przez uspołecznienie środków produkcji robotnik może
uzyskać warunki bytu godne człowieka. Ale nie umie wyobrazić sobie, jak to klasa
społeczna, do której sam się zalicza, w okresie przejścia z dawnej epoki do nowej nie
tylko wprzęgła robotnika do pracy przy pomocy środków produkcji, nie będących jego
własnością, ale nadto pracy tej nie potrafiła nadać treści duchowej, krzepiącej duszę.
Ludzie, których poglądy i postępowanie w powyższy sposób mijają się z życiem, mogą
zapewne utrzymywać, że przecież robotnik pragnie tylko poprostu takich samych
warunków bytu, jakiemi cieszą się klasy posiadające. Jakąż więc rolę odgrywa tu treść
duszy? Gdyby nawet sam robotnik twierdził, że nic nie żąda od innych klas dla swej
duszy, prócz tego, by go nie mogły nadal wyzyskiwać; by tylko ustały różnice klasowe –
byłoby to jednak dalekie od istoty kwestji społecznej. Nie odsłaniałoby wcale jej
prawdziwego oblicza
. Jeśliby bowiem sfery pracujące były świadome tego, że
odziedziczyły po klasach panujących prawdziwą treść duchową, to stawiałyby swe
żądania społeczne w całkiem inny sposób, niż to czyni współczesny proletarjusz, nie
widzący w przekazanem mu życiu duchowem nic innego, jak tylko ideologję. Proletarjat
ten jest przekonany o ideologicznym charakterze życia duchowego, co powoduje, że
staje się on coraz bardziej nieszczęśliwy. A skutki tego nieszczęścia, których on sobie
nie uświadamia, pomimo że je intensywnie przeżywa, mają bez porównania większą
doniosłość w obecnem życiu społecznem, niż wszelkie, skądinąd uprawnione, żądania,
14
zmierzające ku polepszeniu zewnętrznych warunków bytu.
Klasy panujące nie poczuwają się do tego, że stały się przyczyną powstania tej
orjentacji życiowej, która obecnie im się przeciwstawia w bojowych nastrojach
proletarjatu. A jednak one są sprawcami tego; przekazały bowiem proletarjatowi ze
swego życia duchowego tylko to, co musi być przezeń odczuwane jako ideologja.
Nowoczesnemu ruchowi społecznemu nadają istotną cechę nie żądania zmiany
położenia jednej klasy społecznej – jakkolwiek wydawaćby się to mogło naturalne – lecz
sposób, w jaki żądania tej zmiany z impulsów myślowych tej klasy przekształcają się w
rzeczywistość. Spójrzmy choć raz bez uprzedzeń na fakty z tego punktu widzenia.
Dostrzeżemy wówczas, jak osoby, zorjentowane po-proletarjacku, uśmiechają się
drwiąco, gdy jest mowa o tych, którzy tem, czy owem dążeniem duchowem, pragną
przyczynić się do rozwiązania kwestji społecznej. Wyśmiewają to, jako
ideologję, czy też
jałową teorję. Gdy wychodzi się ze świata myśli, z życia wyłącznie duchowego,
niepodobna – według ich mniemania – przyczynić się w czemkolwiek do rozwiązania
palących zagadnień społecznych doby obecnej. Ale jeżeli przyjrzymy się sprawie bliżej,
to narzuci się nam fakt, że właściwy nerw, właściwy impuls podstawowy współczesnego
ruchu robotniczego bynajmniej nie
leży w tem, co dzisiejszy proletarjusz mówi, lecz w tem,
co
myśli.
Nowoczesny ruch robotniczy, jak, być może, żaden z pokrewnych mu ruchów na
świecie, poczęty został
z myśli. Występuje to nadzwyczajnie jasno, gdy bliżej się temu
przypatrywać. Nie jest to tylko moim poglądem, zdobytym drogą rozmyślań o ruchu
społecznym. Jeśli wolno mi dodać uwagę o charakterze osobistym, muszę zaznaczyć, że
przez długie lata wykładałem różne przedmioty w robotniczej ogólno-kształcącej szkole.
Poznałem tam, jak sądzę, to, co żyje w duszy robotnika i ku czemu on dąży. Dało mi to
także sposobność poznania impulsów, działających w związkach robotniczych różnych
zawodów i kierunków. Chcę przeto stwierdzić, że nie wychodzę wyłącznie ze stanowiska
teoretycznego, lecz wypowiadam to, co jak mniemam, zdobyłem na drodze
prawdziwego doświadczenia życiowego.
Kto poznał współczesny ruch proletarjacki tam, gdzie on wyrasta ze środowiska
robotniczego – co wśród przodujących sił intelektualnych zdarza się niestety bardzo
rzadko, – ten zrozumie doniosłość tego zjawiska, że pewien kierunek myślowy zawładnął
w sposób niezmiernie intensywny duszami wielkich mas ludzkich. Dzisiejsza, tak
minimalna możliwość wzajemnego zrozumienia się klas społecznych utrudnia zajęcie
postawy właściwej wobec problemów społecznych. Klasom burżuazyjnym sprawia
wielką trudność wniknięcie w duszę proletarjatu i zrozumienie jak do jego jeszcze
młodego intelektu może mieć dostęp taka koncepcja, jak Karola Marxa, która –
niezależnie od ustosunkowania się do jej treści – stawia myśleniu ludzkiemu najwyższe
wymagania.
System myślowy K. Marxa jedni mogą oczywiście przyjąć, a inni odrzucić z
przyczyn, które wydają się jednakowo słuszne. Mógł on ulec rewizji przez tych, którzy,
po zgonie K. Marxa i jego przyjaciela F. Engelsa, ujmowali życie społeczne z innego
punktu widzenia, niż ci przywódcy. Nie zamierzam wcale zajmować się tu treścią
marksizmu. Nie wydaje mi się to bynajmniej rzeczą najważniejszą we współczesnym
ruchu robotniczym. Najbardziej doniosły jest, zdaniem mojem, fakt, że najpotężniejszym
impulsem wśród klasy robotniczej okazał się system myślowy wogóle. Można
powiedzieć, że nigdy jeszcze ruch o charakterze praktycznym, ruch nawskroś życiowy,
związany z najcodzienniejszemi żądaniami ludzkiemi, nie opierał się na podstawie
czysto-myślowej tak, jak współczesny ruch proletarjacki. Jest to nawet poniekąd
pierwszy na świecie ruch tego rodzaju, który oparł się na podstawie czysto-naukowej.
Ale na ten fakt należy zapatrywać się we właściwy sposób. O ile uwzględnia się
wszystko, co robotnik współczesny może świadomie powiedzieć o swoich myślach, woli
i uczuciach, to to, co zostało wyrażone w programach, przy przenikliwej obserwacji
życia, bynajmniej nie okaże się rzeczą najważniejszą.
Na
tomiast za moment istotnie ważny przyjąć należy to, że podstawy myślowe
poglądu na życie, które u innych klas społecznych wiążą się z jednym tylko członem ich
15
psychiki, w odczuwaniu proletarjatu stały się rozstrzygające dla całej istoty ludzkiej.
Lecz proletarjusz nie może świadomie uznać tego, co żyje w nim w ten sposób, za
wewnętrzną rzeczywistość. Powstrzymuje go od tego przekonanie, że życie myślowe
zostało mu przekazane jako ideologja. Buduje w rzeczywistości swe życie na myślach,
jednak myśli te odczuwa jako nierzeczywistą ideologję. Niepodobna zrozumieć poglądu
robotniczego na życie i realizacji tegoż w postępowaniu jego przedstawicieli, jeśli nie
weźmiemy pod uwagę tego faktu w całej jego doniosłości dla nowoczesnego rozwoju
ludzkiego.
Ze sposobu, w
jaki przedstawiliśmy powyżej obecne duchowe życie robotnika, wynika
jasno, że jego charakterystyka zajmować musi pierwsze miejsce w obrazie prawdziwego
oblicza ruchu proletarjackiego. Jest bowiem rzeczą istotną, aby robotnik odczuwał
przyczynę swej niezadowalającej sytuacji życiowej, tudzież usiłował ją usunąć w taki
sposób, aby życie duchowe nadawało kierunek zarówno temu odczuwaniu, jak i tym
dążeniom. A jednak dziś nie potrafi on jeszcze reagować bez drwin lub gniewu na
pogląd, że w tych duchowych podstawach ruchu społecznego kryje się potężna siła
rozpędowa. Jakże jednak mógłby on odczuwać życie duchowe w tej roli, skoro musi
traktować je jako ideologję? Nie można oczekiwać od życia duchowego, tak
odczuwanego, aby znalazło ono wyjście z sytuacji społecznej, która nadal pozostaje nie
do zniesienia. Nie tylko nauka, ale także sztuka i religja, moralność i prawo stały się dla
współczesnego robotnika ideologją, skutkiem jego naukowego sposobu myślenia. W
tych gałęziach życia duchowego nie widzi on nic z rzeczywistości, składającej się na
jego byt, która mogłaby zaważyć na jego życiu materjalnem i cośkolwiek doń dodać. Są
one dlań jedynie odbłyskiem, czy odbiciem życia materjalnego. Wprawdzie skoro już
powstały, mogą w drodze okólnej oddziaływać znowu na życie materjalne jako
wyobrażenia lub impulsy woli, ale pierwotnie powstają właśnie z tego życia jako twory
ideologiczne. Nie mogą one nic dać z siebie, coby prowadziło do usuwania trudności
społecznych. To, co wiedzie do celu, powstać może jedynie w obrębie faktów
materjalnych.
Kierownicze klasy ludzkości przekazały proletarjatowi nowoczesne życie duchowe w
formie, która pozbawiła je mocy w świadomości tej klasy. Gdy szuka się sił, które mogą
przynieść rozwiązanie kwestji społecznej, trzeba przedewszystkiem zrozumieć powyższy
fakt. Gdyby obecny stan rzeczy trwać miał nadal, życie duchowe skazane byłoby na
bezradność wobec postulatów społecznych teraźniejszości i przyszłości. Większa część
współczesnego proletarjatu jest istotnie przeświadczona o tej bezradności; znalazło to
swój wyraz w koncepcjach marksowskich i im podobnych. Powiadają, że nowoczesne
życie gospodarcze z dawniejszych form wyłoniło obecną – kapitalistyczną. Rozwój ten
wtrącił proletarjat w położenie nie do zniesienia. l rozwój ten ma postępować dalej;
zapomocą sił działających w samym kapitaliźmie ma zadać mu cios śmiertelny, a z tego
upadku wyniknie pono wyzwolenie proletarjatu. Temu przeświadczeniu nowsi myśliciele
socjalistyczni odjęli charakter fatalistyczny, jakiego nabrał był dla pewnej grupy
marksistów. Istota rzeczy wszakże pozostała i tutaj bez zmiany. Wyraża się to w tem,
jakoby dla człowieka, który pragnie myśleć prawdziwie socjalistycznie,
niepodobieństwem byłoby zgodzić się, że gdyby gdziekolwiek z impulsów chwili
bieżącej, ze źródeł rzeczywistości duchowej ujawniło się mocne życie duszy, stanowiące
dla niej podporę, promieniowałaby zeń siła, któraby nadała właściwą podnietę także i
ruchowi społecznemu.
Właśnie ta niemożność pokładania tego rodzaju nadzieji w obecnem życiu
duchowem nadaje podstawowy nastrój duszy człowiekowi współczesnemu,
zmuszonemu do proletarjackich warunków życia. Potrzeba mu więc życia duchowego, z
któregoby promieniowała siła, dająca jego duszy poczucie godności ludzkiej. Wówczas
bowiem, gdy wciągnięty został do ustroju kapitalistycznego, najgłębsze potrzeby jego
duszy wskazywały mu na takie życie duchowe. Ale wartości duchowe, przekazane mu
przez klasy kierownicze jako ideologja, spustoszyły jego duszę. Działająca w żądaniach
współczesnego proletarjatu tęsknota za innym stosunkiem do życia duchowego, niż
możliwy jest w obecnym ustroju, nadaje współczesnemu ruchowi społecznemu jego siłę
kierowniczą. Ale ani burżuazja, ani proletarjat nie zrozumiały tego faktu we właściwy
16
sposób. Albowiem nieproletarjacka część ludzkości nie cierpi z powodu ideologicznego
charakteru życia duchowego, który sama spowodowała. Proletarjat zaś cierpi skutkiem
tego. Życie duchowe o charakterze ideologicznym, które odziedziczył, pozbawiło go
wiary w krzepiącą siłę wartości duchowych, jako takich. Od zrozumienia tego faktu
zależy możność znalezienia drogi, która wyprowadzi ludzkość z obecnego chaosu
społecznego. Dostęp do niej został zamknięty z winy ustroju społecznego, który powstał
pod wpływem klas panujących w zaraniu nowożytnych form gospodarczych.
Musi być
zdobyta siła, aby dostęp ten znów umożliwić.
Skoro ludzie potrafią odczuć we właściwy sposób doniosłość faktu, że tam, gdzie
życie duchowe działa jako ideologja, społeczność ludzka pozbawiona zostaje siły,
nadającej organizmowi zbiorowemu zdolność do życia, będą zmuszeni przemyśleć na
nowo to, co myśleli dotychczas w tej dziedzinie. Organizm obecny choruje skutkiem
bezsilności życia duchowego. A choroba zaostrza się w miarę tego, jak wzbraniamy się
przyznać jej istnienie. Dzięki zaś przyznaniu tego faktu, zdobędziemy odpowiednie
podłoże do rozwinięcia myślenia, zdolnego do ujęcia ruchu społecznego.
Robotnik współczesny mniema, że dotyka jednej z podstawowych sił swej duszy,
gdy mówi o swem
uświadomieniu klasowem. W istocie jednak od chwili, kiedy go
wprzęgnięto do ustroju kapitalistycznego, poszukuje on życia duchowego, któreby
dawało mu pokrzepienie duszy oraz świadomość
godności ludzkiej. Świadomości tej dać
mu nie może życie duchowe, odczuwane jako ideologja. Poszukiwał on takiej
świadomości, wreszcie zastąpił to, czego nie mógł znaleźć,
świadomością klasową,
zrodzoną z życia gospodarczego.
Jak gdyby jakaś potężna siła sugestyjna skierowała wzrok proletarjusza wyłącznie
na życie gospodarcze. I odtąd nie jest już zdolny wierzyć, aby poza niem w dziedzinie
ducha, czy duszy mógł powstać impuls do tego, co z konieczności nastąpić musi w
dziedzinie społecznej. Wierzy on, że jedynie przez rozwój życia gospodarczego,
pozbawionego współdziałania ducha i duszy, da się osiągnąć taki stan, jaki on odczuwa za
godny człowieka. W ten sposób zmuszony został do szukania ratunku dla siebie w
przekształceniu wyłącznie życia gospodarczego. Narzucono mu pogląd, że jedynie
skutkiem reformy życia gospodarczego zaniknie wszelkie zło, które wyrządza
działalność przedsiębiorstw prywatnych, egoizm kapitalistów i niemożność dla
poszczególnego przedsiębiorcy zaspokojenia wymagań godności ludzkiej, jakie żyją w
duszy robotnika. W ten sposób najemnik współczesny przyszedł do przekonania, że
jedynem zbawieniem dla organizmu współczesnego byłoby powierzenie prywatnych
środków produkcji
przedsiębiorstwom społecznym, a nawet oddanie ich na własność
społeczną. Taki pogląd powstał skutkiem odwrócenia uwagi od wszystkiego, co dotyczy
duszy i ducha, oraz skierowania jej
wyłącznie na procesy czysto-gospodarcze.
Stąd powstały te wszelkie sprzeczności, jakie znajdujemy we współczesnym ruchu
robotniczym. Najemnik współczesny mniema, że z gospodarstwa, z samego życia
gospodarczego rozwinąć się musi to wszystko, co wreszcie zapewni mu pełnię jego
praw, jako człowieka. A o tę pełnię praw walczy. Wśród jego dążeń występuje jednak
coś takiego, co w każdym razie nie może być wynikiem wyłącznie samego
gospodarowania. Jest to rzecz doniosła, pełna wymowy, że właśnie w samym ośrodku
zagadnień społecznych, powstałych z konieczności rozwojowych doby obecnej,
występuje zjawisko, o którem się mniema, że jest wynikiem życia gospodarczego; lecz
ono nigdy nie mogło
wyłącznie z niego wypływać. Leży to raczej na linji rozwojowej,
wiodącej poprzez niewolnictwo starożytne i poddaństwo feodalne do nowoczesnego
proletarjatu. Podobnie, jak w ostatnich czasach ukształtował się obieg towarów i
pieniędzy, kapitał, własność, sprawa agrarna itp., w ramach życia gospodarczego
powstało również to zjawisko, o którem nie mówi się wyraźnie, ani którego proletarjat
nie może odczuć świadomie, a jednak stanowi ono właściwy podstawowy impuls jego
woli społecznej. Chodzi, mianowicie, o to, że dzisiejszy ustrój kapitalistyczny w swej
dziedzinie zna, w gruncie rzeczy, wyłącznie towary. Ma do czynienia z kształtowaniem
się ich wartości w organizmie gospodarczym. A w nowoczesnym ustroju
kapitalistycznym towarem stało się coś, co robotnik odczuwa, że
towarem być nie
powinno.
17
Trzeba sobie wreszcie uświadomić, że jednym z podstawowych i mocnych
czynników całego ruchu robotniczego jest, żyjąca w instynktach, w podświadomych
odczuciach najemnika, odraza do sprzedawania przedsiębiorcy swej siły roboczej tak
samo, jak na rynku sprzedaje się wszelkie towary. Odczuwa on odrazę do tego, że pracą
jego na rynku rządzi prawo podaży i popytu podobnie, jak prawu temu podlega wszelki
towar. Gdy więc zrozumiemy, jakie znaczenie w nowoczesnym ruchu społecznym ma
ów wstręt do traktowania pracy, jako towaru, jeżeli bez uprzedzeń zdamy sobie sprawę
z tego, że moment, który tu działa, nie jest uwzględniany dość dobitnie i radykalnie
nawet w teorjach socjalistycznych – wówczas obok pierwszego impulsu: życia
duchowego, odczuwanego jako ideologja, odkryjemy drugi, o którym powiedzieć należy,
że on to właśnie czyni dziś kwestję społeczną tak naglącą, a nawet palącą.
W starożytności istnieli niewolnicy.
Cały człowiek był sprzedawany jako towar. Nieco
mniej, ale w każdym razie część istoty ludzkiej, była również włączana do procesów
gospodarczych przez poddaństwo. Kapitalizm stał się potęgą, która jeszcze w dalszym
ciągu narzuca charakter towaru pewnej części istoty ludzkiej, mianowicie, jej sile
roboczej. Bynajmniej nie twierdzę, że faktu tego dotąd nie dostrzeżono. Przeciwnie, w
teraźniejszem życiu zbiorowem odczucie to stanowi fakt podstawowy i jest niezmiernie
ważkim czynnikiem ruchu społecznego. Ale rozpatruje się go wyłącznie z punktu
widzenia gospodarczego. Sprawę traktowania pracy, jako towaru, stawia się wyłącznie
na płaszczyźnie gospodarczej. Mniema się, że z samego życia gospodarczego muszą
wyłonić się siły i one to wywołają taki stan rzeczy, dzięki któremu proletarjat nie będzie
odczuwał włączenia swej siły roboczej do organizmu społecznego, jako coś
poniżającego. Widzimy jak współczesna forma gospodarki wyłoniła się w nowej fazie
rozwoju ludzkości i jak nadała ona pracy ludzkiej charakter towaru. Ale nie dostrzegamy
tej właściwości życia gospodarczego, że wszystko, co zostaje doń włączone, musi z
konieczności nabierać cech towaru. Życie gospodarcze polega na wytwarzaniu i
celowem zużywaniu towarów. Niepodobna więc siły roboczej człowieka pozbawić
charakteru towaru, jeśli się nie znajdzie sposobu oderwania jej od procesu
gospodarczego. Wysiłek ku przekształceniu procesu gospodarczego winien pójść nie w
kierunku doprowadzenia w nim pracy do korzystania z jej własnych praw, ale ku temu jak
znaleźć sposób, aby wyłączyć ją z tego procesu i oddać pod kierownictwo sił, któreby
nie utożsamiały jej z towarem. Proletarjat tęskni do takiego ustroju gospodarczego, w
którym praca jego zajmie należne jej stanowisko. Tęskni doń dlatego, bo nie dostrzega,
że charakter towaru, narzucony jego pracy, pochodzi skutkiem jej całkowitego
wprzęgnięcia w proces gospodarczy. Skutkiem tego, że procesowi temu musi
dostarczać swą siłę roboczą, pogrąża się weń całą swą istotą ludzką. Proces
gospodarczy zaś na mocy swoistego mu charakteru, będzie zawsze dążył do
wykorzystania w najbardziej celowy sposób siły roboczej tak samo, jak zużywa krążące
w nim towary, dopóki regulowanie warunków pracy należeć będzie do jego własnej
dziedziny. Mamy więc wzrok skierowany wyłącznie na siły gospodarcze. Potęga
nowoczesnego życia ekonomicznego hypnotyzuje nas. Tą drogą nie znajdzie się nigdy
sposobu na to, aby siła robocza przestała być towarem. Albowiem wszelkie inne formy
gospodarki także nadawałyby pracy charakter towaru, z tą tylko różnicą, że w
zmienionej formie. Zagadnienia pracy w jej prawdziwej postaci niepodobna uczynić
częścią kwestji socjalnej, dopóki nie zrozumie się, że w życiu gospodarczem
w
ytwarzanie, wymiana i spożycie towarów odbywa się według praw, ustanawianych z
punktu widzenia interesów, których władza nie powinna rozciągać się na siłę roboczą.
Myśl współczesna nie nauczyła się jeszcze rozróżniać zupełnie odmiennych
sposobów włączania się do życia gospodarczego dwóch rzeczy: z jednej strony tego, co
jest związane z człowiekiem, jako jego siła pracy, z drugiej zaś – tego, co, zgodnie ze
swem pochodzeniem, niezwiązane z człowiekiem, porusza się po drogach, po jakich
musi krążyć towar od swego powstania aż do spożycia. Jeżeli, dzięki zdrowemu
myśleniu działającemu w tym kierunku, ujawni się prawdziwa postać zagadnienia pracy
– to równocześnie wyjaśni się też, jakie stanowisko w zdrowym organizmie społecznym
zająć winno życie gospodarcze.
Ju
ż z tego widać, że “kwestja społeczna” rozpada się na trzy odrębne kwestje.
18
Zadaniem pierwszej jest wskazanie zdrowej postaci życia duchowego w organizmie
społecznym; przedmiot drugiej stanowi stosunek do pracy i włączenie jej do życia
społecznego we właściwy sposób, trzecia zaś ma na celu wyjaśnienie, jak czynnik
gospodarczy winien działać w tem życiu zbiorowem.
II.
PRÓBY ROZWIĄZANIA PROBLEMÓW I KONIECZNOŚCI SPOŁECZNYCH,
W MYŚL WYMAGAŃ ŻYCIA.
To, co w nowych czasach doprowadziło sprawę społeczną do jej szczególnej postaci,
można scharakteryzować w ten sposób: życie gospodarcze, dźwignięte przez technikę
oraz współczesny kapitalizm działały z pewną naturalną koniecznością, wnosząc do
dzisiejszej społeczności pewien ład wewnętrzny. Te zdobycze techniki i kapitalizmu nie
tylko pochłonęły uwagę ludzi, lecz równocześnie odwróciły ją od innych dziedzin, od
innych członów organizmu społecznego. O ile ten organizm ma być zdrów, świadomość
społeczna koniecznie musi wyznaczyć i tym członom prawidłową działalność.
Niechaj mi będzie wolno wziąć za punkt wyjścia porównanie, aby jasno wyrazić to,
co mam tu właśnie scharakteryzować, jako pobudkę do
wyczerpującego i
wszechstronnego zbadania kwestji społecznej. Zastrzegam się jednak, że nie należy
nadawać temu porównaniu żadnego innego znaczenia; ma ono być tylko porównaniem.
Taka analogja może dopomóc myśli ludzkiej, nadając jej należyty kierunek, do
wyrobienia sobie poglądu na sprawę uzdrowienia organizmu społecznego. Rozpatrując z
obranego tu punktu widzenia najbardziej skomplikowany organizm naturalny –
organizm ludzki, musimy zwrócić uwagę na to, że w istocie, wykazuje on istnienie
trzech systemów, działających obok siebie, z których każdy posiada pewną
samodzielność. Systemy te określić można, jak następuje: pierwszy z nich obejmuje
życie
nerwów i zmysłów. Możnaby go też nazwać systemem głowy od najważniejszej
części ciała, w której życie nerwów i zmysłów jest do pewnego stopnia scentralizowane.
Za drugi człon organizmu ludzkiego należy przyjąć, o ile chcemy zdobyć prawdziwe
jego zrozumienie, to, co nazwałbym systemem rytmicznym. Składa się on z oddychania i
obiegu krwi
, a więc ze wszystkiego, co wyraża się w procesach rytmicznych tego organizmu.
Trzecim systemem będzie wreszcie to wszystko, co jako organa i funkcje ma
związek
z właściwą przemianą materji.
W tych trzech systemach zawarte jest wszystko, co w zdrowy sposób utrzymuje
ogólny proces życiowy człowieka, o ile ich wzajemny stosunek jest należycie
skoordynowany.
W mojej książce p. t. “Von Seelenrätzeln”, usiłowałem w pełnej zgodności z tem, co
badania przyrodnicze mają już w tej sprawie do powiedzenia, przedstawić, na razie
przynajmniej szkicowo, tę trójczłonność organizmu człowieka. Świadom jestem, że w
najbliższej przyszłości biologja, fizjologja i cała wiedza przyrodnicza zmierzać będą do
tego rodzaju badań organizmu ludzkiego, które pozwolą przejrzeć jak te trzy części
składowe: system głowy, system krążenia albo klatki piersiowej oraz system przemiany
materji, utrzymują w równowadze ogólne procesy w organizmie ludzkim. A wszystko to
dzięki temu, że działają z pewną samodzielnością, że nie ma w tym organizmie
absolutnej centralizacji i że każdy system posiada odrębny, swoisty stosunek do świata
zewnętrznego. System głowy – przez zmysły, system krążenia, czyli rytmiczny, – przez
oddychanie, zaś system przemiany materji – przez organa odżywiania oraz ruchu.
Metody przyrodoznawstwa nie stoją jeszcze dziś na takim poziomie, aby to, co tu
3
Nie należy rozumieć powyższego rozczłonowania jako rozgraniczenia przestrzennego w
organizmie ludzkim, lecz jako podział według czynności (funkcyj) organizmu. Terminu “system
głowy” używać należy wyłącznie w tem rozumieniu, że w głowie scentralizowane jest przeważnie
życie nerwów i zmysłów. Ale w głowie odbywają się, oczywiście, również zjawiska rytmiczne i
przemiany materji, podobnie jak w innych częściach ciała działa system nerwowo-zmysłowy. Pomimo
to te trzy rodzaje czynności są, co do swej istoty, ściśle wyodrębnione.
19
zaznaczyłem, a co z założeń wiedzy duchowej stosować próbuję do nauk
przyrodniczych, mogło już teraz liczyć na ogólne uznanie wśród przyrodników, jakby to
z punktu widzenia postępu poznania było pożądane. To znaczy, że nasze
przyzwyczajenia myślowe, nasz cały sposób przedstawiania sobie świata nie są jeszcze
całkowicie dostosowane do tego, co np. w organizmie ludzkim ujawnia się jako
wewnętrzna istota działania przyrody. Możnaby na to zauważyć: poczekajmy, a nauki
przyrodnicze zczasem osiągną swój ideał, dojdą zapewne kiedyś do podobnego sposobu
patrzenia na rzeczy. Ale, gdy chodzi o rozważania, dotyczące organizmu społecznego, a
zwłaszcza jego funkcjonowania – to z tem nie można czekać. Świadomość conajmniej
instynktowną tego, co jest potrzebne, muszą mieć nie tylko fachowcy, ale wszystkie
dusze ludzkie, albowiem każda z nich bierze udział w życiu organizmu społecznego.
Zdrowy sposób myślenia i odczuwania, zdrowa wola i pragnienie kształtowania
organizmu społecznego mogą rozwinąć się jedynie wówczas, gdy zdawać sobie
będziemy sprawę choćby mniej lub więcej instynktownie, że, o ile organizm społeczny
ma być zdrów, musi być, podobnie jak organizm naturalny, również trójczłonowy.
Od czasu kiedy Schäffle
napisał swą książkę o budowie organizmu społecznego,
próbowano doszukiwać się analogji pomiędzy organizacją istoty żywej – powiedzmy
organizacją człowieka – a społeczeństwem ludzkiem, jako takiem. Usiłowano wykazać
czem są w organizmie komórki, kompleksy komórek, czy tkanki! Jeszcze niedawno
wyszła książka Merey'a pod tyt. “Weltmutation”, w której pewne fakty i prawa
przyrodnicze zostały poprostu przeniesione na domniemany organizm społeczeństwa
ludzkiego. Otóż z tem wszystkiem, z tą całą grą analogij, nie ma absolutnie nic
wspólnego to, o co tu chodzi. A ktoby mniemał, że i w naszych rozważaniach nadużywa
się analogij pomiędzy organizmem naturalnym a społecznym, da jedynie dowód, że nie
wniknął w ducha tych rozważań. Nie dążymy bowiem tutaj do przeflancowania jakiejś
prawdy z dziedziny faktów przyrodniczych do organizmu społecznego, ale chodzi o coś
całkiem innego. Chodzi, mianowicie, o to, aby człowiek, rozpatrując organizm naturalny,
nauczył się myśleć o możliwościach życia i odczuwać je, a następnie, aby ten sposób
odczuwania stosował do organizmu społecznego. Jeżeli, jak się to często zdarza,
przenosimy poprostu na społeczeństwo to, co, według naszego mniemania, nauczyliśmy
się z obserwacji organizmu naturalnego, – okazujemy tem tylko brak chęci do
przyswojenia sobie zdolności badania organizmu społecznego, na podstawie swoistych
jego praw z samodzielnością, jaka jest niezbędna dla zrozumienia przyrody. Zajmijmy
tylko względem organizmu społecznego, jako czegoś samodzielnego, postawę
objektywną, w celu odczucia jego własnych praw; postawę, jaką przyrodnik zajmuje
względem organizmu naturalnego – a wówczas, wobec wagi zadania, zaniechamy wszelkiej
taniej analogji.
Mniemaćby też można, że wywody niniejsze opierają się na wierze, że organizm
społeczny winniśmy “budować” według jakiejś “suchej” teorji, zapożyczonej od
przyrodoznawstwa. Taka myśl jednak jest od autora daleka, jak tylko być może. Chodzi
mu o zwrócenie uwagi na coś zupełnie innego. Współczesny kryzys dziejowy ludzkości
wymaga, aby w duszy
każdego człowieka powstawały pewne odczucia, by wychowanie i
szkoła pobudzały go do tych uczuć tak samo, jak dziś szkoła daje mu możność
opanowania czterech działań arytmetycznych. To, z czego wynikały stare formy
organizmu społecznego bez świadomego udziału sił duchowych człowieka, w przyszłości
już nie będzie działało. Nowe impulsy rozwojowe, których wprowadzenia do życia
ludzkiego domaga się teraźniejszość, cechuje wymaganie, aby wspomniane odczucia
obowiązywały każdą jednostkę, podobnie, jak już oddawna obowiązuje ją pewne
wykształcenie szkolne. Człowiek, zgodnie z wymaganiem czasów obecnych, musi
nauczyć się odczuwać, w jaki sposób siły organizmu społecznego muszą działać, aby
uczynić go zdolnym do życia. Niezbędną staje się świadomość, że bez takiego
nastawienia duszy, udział w tym organizmie byłby czemś niezdrowem, antyspołecznem.
Słyszy się dziś o “socjalizacji”, jako o konieczności naszych czasów. Socjalizacja ta
nie uzdrowi organizmu społecznego, lecz przeciwnie stać się może nawet, jako fuszerski
zabieg leczniczy, procesem zniszczenia, jeżeli do serc ludzkich, do dusz ludzkich nie
dotrze choćby instynktowne poznanie konieczności
rozczłonowania organizmu
20
społecznego na trzy dziedziny. Organizm ten, jeśli ma funkcjonować w sposób zdrowy,
musi rozwinąć prawidłowo takie trzy człony.
Jeden z tych członów – to życie gospodarcze. Od niego rozpoczynamy nasze
rozważania, a to dlatego, że, dzięki nowoczesnej technice i kapitalizmowi, ukształtowało
się ono wyraźnie w organizmie społecznym jako panujące nad wszelkiemi innemi
dziedzinami. Życie gospodarcze musi być w organizmie społecznym członem
samodzielnym, właściwie względnie samodzielnym tak, jak względnie samodzielny jest
system nerwowo-zmysłowy w organizmie ludzkim. Ma ono do czynienia z tem
wszystkiem, co dotyczy wytwórczości, obiegu i spożycia towarów.
Za
drugi człon organizmu społecznego uważać należy życie publiczno-prawne, czyli
właściwe życie polityczne. Należy doń wszystko, co, w sensie dawnych koncepcyj
prawnych, określićby można, jako właściwe życie państwowe. Podczas gdy życie
gospodarcze obejmuje to wszystko, co człowiek czerpie z przyrody i z własnej swej
wytwórczości, a zatem towary, ich krążenie i spożycie, to ten drugi człon organizmu
społecznego służyć może tylko temu, co, wypływając z pra-głębi czysto-ludzkich, odnosi
się do stosunków człowieka do człowieka. Dla poznania części składowych organizmu
społecznego jest rzeczą istotną uświadomić sobie różnicę, jaka istnieje pomiędzy
systemem prawa publicznego, który ma do czynienia wyłącznie ze stosunkami,
zachodzącemi pomiędzy ludźmi, a systemem gospodarczym, gdzie odbywa się
wyłącznie wytwarzanie, obieg i spożycie towarów. Trzeba tę różnicę w życiu odczuwać,
aby na skutek tego życie gospodarcze wyodrębniało się od życia prawnego, tak, jak w
organizmie ludzkim czynność płuc, w celu przetwarzania zewnętrznego powietrza,
wyodrębnia się od procesów życia nerwowo-zmysłowego.
Jako
trzeci człon, który narówni z dwoma poprzedniemi zająć winien stanowisko
samodzielne, uważać należy to wszystko, co odnosi się do życia duchowego. Ponieważ
określenie “kultura duchowa”, albo wszystko to, co odnosi się do życia duchowego, nie
jest bynajmniej dokładne, powiedziećby można ściślej: wszystko, co pochodzi z
przyrodzonych
uzdolnień indywidualnych i co zasilać musi organizm społeczny na
podstawie tych naturalnych uzdolnień indywidualnych, zarówno duchowych jak i
fizycznych.
Pierwszy syst
em, gospodarczy, ma do czynienia ze wszystkiem tem, co istnieć musi,
aby człowiek mógł regulować swój stosunek materjalny do świata zewnętrznego. Drugi
dotyczy tego, co organizm społeczny musi koniecznie w sobie zawierać ze względu na
stosunki między ludźmi. Trzeci zaś obejmuje wszystko, co wytryska z poszczególnych
indywidualności i powinno włączać się do organizmu społecznego.
Jest rzeczą niewątpliwą, że nowoczesna technika i nowoczesny kapitalizm nadały
swoiste piętno życiu społecznemu, zwłaszcza w nowszych czasach. Niemniejszą prawdą
i koniecznością jest również, aby rany, które ten stan rzeczy zadał organizmowi
społecznemu, zagoiło właściwe ustosunkowanie się ludzi,
ich zbiorowego życia do
trzech członów tego organizmu. Życie gospodarcze, poprostu samo z siebie, wytworzyło
w ostatnich czasach całkiem określone formy. Skutkiem tego, że działalności jego nie
przeciwstawiała się żadna inna, zajęło ono w życiu ludzkiem szczególnie potężną
pozycję. Oba pozostałe człony organizmu społecznego nie były dotychczas zdolne z
taką samą łatwością wprząc się doń w odpowiedni sposób, zgodnie ze swemi własnemi
prawami. Stało się więc konieczne, aby każdy człowiek, idąc za swem odczuwaniem
rzeczy, przystąpił do pracy nad rozczłonowaniem społecznem, każdy na swojem
stanowisku, gdziekolwiek się w danym czasie znajduje. W myśl bowiem omawianej tu
próby rozwiązania kwestji społecznej, każdy ma pewne zadanie do spełnienia dziś i w
najbliższej przyszłości.
Pierwszy człon organizmu społecznego, życie gospodarcze, opiera się
przedewszystkiem na podłożu przyrody, podobnie, jak punktem wyjścia dla rozwoju
człowieka są fizyczne i duchowe zdolności jego organizmu, od których uzależnione jest
to, do czego zdoła on dojść przy pomocy wychowania i wykształcenia. To podłoże
naturalne wyciska poprostu swoje piętno na życiu gospodarczem, a tem samem na
całym organizmie społecznym. Te warunki materjalne są dane i niepodobna, aby uległy
21
one zasadniczej zmianie, skutkiem takiej czy innej organizacji społecznej, lub
socjalizacji. Trzeba przyjąć je za podstawę życia społecznego tak, jak wychowanie
każdego człowieka opierać się musi na jego różnorodnych zdolnościach, na jego
przyrodzonej tężyznie fizycznej i duchowej. Wszelkie próby socjalizacji, wszelkie wysiłki,
zmierzające do nadania współżyciu ludzi ukształtowania gospodarczego, liczyć się
muszą z podłożem naturalnem. U podstawy bowiem wszelkiego obiegu dóbr, wszelkiej
pracy, jak również każdego przejawu życia duchowego znajduje się to, co, jako
elementarny pra-czynnik, wiąże człowieka z określoną piędzią ziemi. Zależność
organizmu społecznego od podłoża naturalnego należy uwzględnić tak samo, jak w
dziedzinie nauczania liczyć się trzeba z uzdolnieniami jednostki. Najłatwiej uprzytomnią
to nam krańcowe wypadki. Wystarczy n. p. zwrócić uwagę na to, że w pewnych krajach,
gdzie banany stanowią główne pożywienie człowieka, niezbędna praca gospodarcza
ogranicza się do transportu tych owoców z miejsc pochodzenia do punktów
przeznaczenia, aby uczynić je artykułem gotowym do spożycia. Jeżeli porównamy ilość
pracy ludzkiej, którą poświęcić trzeba, aby banany dostarczyć spożywcy, z tą ilością
pracy, jaką pochłania uprawa pszenicy n. p. w naszych warunkach środkowo-
europejskich, okaże się, że banany wymagają conajmniej trzysta razy mniej pracy, niż
pszenica.
Niewątpliwie jest to przykład krańcowy. Jednak różnice w ilościach niezbędnej
pracy, zależnie od warunków podłoża naturalnego, występują we wszelkich gałęziach
produkcji, spotykanych w różnych krajach Europy. Różnice te wprawdzie nie ujawniają
się w sposób tak jaskrawy, jak w wypadku bananów i pszenicy, niemniej jednak istnieją.
Tak tedy z samej istoty organizmu gospodarczego wypływa, że ilość pracy ludzkiej,
której wymaga proces gospodarczy, zależy od podłoża naturalnego. Wystarczy
następujące porównanie: w Niemczech na gruntach średnio-urodzajnych zbiory pszenicy
dają plon
siedmio-ośmiokrotny, w Chile – dwunastokrotny, w północnym Meksyku –
siedemnastokrotny, w Peru – dwudziestokrotny (Jentsch. “Volkswirtschaftslehre”, str. 64).
Cały ten kompleks ściśle ze sobą związanych zjawisk, obejmujący wszystko to, co
zaczyna się od stosunku człowieka do przyrody i ujawnia się dalej w tem, co musi on
czynić, aby przetworzyć dar przyrody w produkt gotowy do spożycia – i to wyłącznie
tylko te procesy – tworzą w zdrowym organizmie społecznym jego człon gospodarczy.
Zajmuje on w nim takie stanowisko, jakie w organizmie ludzkim głowa, od której
uwarunkowane są uzdolnienia indywidualne. Podobnie jak system głowy zależny jest od
działania klatki piersiowej, tak samo system gospodarczy zależny jest od pracy ludzkiej.
Ale tak, jak głowa nie jest w stanie samodzielnie regulować oddychania, tak samo siły
czynne w życiu gospodarczem nie powinny regulować organizacji pracy ludzkiej.
Człowieka z życiem gospodarczem wiąże jego interes osobisty, którego podłoże
stanowią potrzeby jego ducha i duszy. Jak zadośćuczynić temu w sposób najbardziej
celowy, aby organizm gospodarczy możliwie najlepiej zaspokajał potrzeby wszystkich, a
równocześnie, aby każdy zajmował w życiu gospodarczem stanowisko najbardziej
użyteczne? Zagadnienie to musi zostać rozwiązane praktycznie w urządzeniach
gospodarczych. Rozwiązanie to jest możliwe tylko pod warunkiem, że potrzeby będą
mogły ujawniać się naprawdę swobodnie oraz, że obudzi się wola i możność czynienia
tego, co jest niezbędne dla ich zaspokajania. Budzenie się zaś potrzeb leży poza
obrębem dziedziny gospodarczej. Powstają one wraz z rozwojem duszy i ciała istoty
ludzkiej. Zadaniem życia gospodarczego jest organizowanie urządzeń, celem
zaspokajania tych potrzeb. Urządzenia te nie powinny mieć do czynienia z niczem
innem, jak tylko z wytwarzaniem i wymianą towarów, to znaczy dóbr, które nabierają
wartości dzięki potrzebom ludzkim. Towar ma wartość dzięki temu, kto go zużywa.
Skutkiem tego, iż towarowi wartość nadają spożywcy, zajmuje on w organizmie
społecznym zupełnie odrębną pozycję, niż wszystko inne, co ma wartość dla człowieka,
jako członka tego organizmu. Należy bezstronnie przypatrzeć się życiu gospodarczemu,
w którego skład wchodzi produkcja, wymiana i konsumcja towarów. Wówczas nie
ograniczymy się tylko do zaobserwowania
istotnej różnicy, jaka istnieje między stosunkiem
człowieka do człowieka, gdy jeden dla drugiego wytwarza towary, a tem wszystkiem, co
opierać się musi na gruncie prawnym. Od obserwacji przejdziemy do żądań
22
praktycznych, do całkowitego wyodrębnienia w organizmie społecznym życia prawnego
od gospodarczego. Z działalności w ramach jedynie urządzeń, służących wytwarzaniu i
wymianie dóbr, nie mogą bezpośrednio rodzić się możliwie najlepsze impulsy dla
stosunków prawnych, jakie winny panować między ludźmi. W obrębie urządzeń
gospodarczych zwraca się człowiek do człowieka, gdyż jeden służy potrzebom drugiego;
na gruncie zaś prawnym stosunki pomiędzy ludźmi są zasadniczo odmienne.
Mniemaćby można, że temu wyodrębnieniu, którego wymaga życie, stałoby się
zadość, gdyby w ramach urządzeń gospodarczych troszczono się również o prawa, jakie
winny obowiązywać między ludźmi, objętymi sferą gospodarczą w ich wzajemnych
stosunkach. Takie mniemanie mija się jednak z rzeczywistością życia. Stosunki prawne,
jakie powinny istnieć pomiędzy ludźmi, mogą układać się we właściwy sposób jedynie w
sferze nie-gospodarczej, na gruncie całkowicie od niej wyodrębnionym. Dlatego to w
zdrowym organizmie społecznym obok dziedziny gospodarczej rozwijać się musi w
zupełnej samodzielności inna dziedzina, gdzie powstają i są regulowane prawa jednego
człowieka w stosunku do drugiego. A to życie prawne stanowi właściwą sferę polityczną
państwa. Gdy zaś z prawodawstwem i zarządzeniami państwa ludzie mieszają swe
osobiste interesy, którym służyć muszą w sferze gospodarczej, to prawa, które w tych
warunkach powstają, są jedynie odbiciem tych interesów gospodarczych. Państwo,
które samo gospodaruje, zatraca zdolność do regulowania życia prawnego. Albowiem
jego zarządzenia i instytucje muszą służyć zapotrzebowaniu na towary, a w ten sposób
spychają na dalszy plan impulsy, organizujące życie prawne.
Obok życia gospodarczego zdrowy organizm społeczny wymaga, jako drugiego
członu, samodzielnego życia prawno-politycznego. W samodzielnym organie
gospodarczym ludzie przy pomocy sił gospodarczych stworzą urządzenia, które służyć
będą, możliwie jak najlepiej, wytwarzaniu i wymianie towarów. W organie zaś
polityczno-państwowym powstaną instytucje, w celu regulowania wzajemnego stosunku
pomiędzy ludźmi i ich grupami w sposób odpowiadający poczuciu prawnemu człowieka.
Żeby dojść do postulatu całkowitego wyodrębnienia państwa od dziedziny
gospodarczej, spojrzeć musimy na tę sprawę z głębi prawdziwego życia ludzkiego.
Takiego punktu widzenia nie zajmie człowiek, który chce związać życie gospodarcze z
życiem prawnem. Ludzie, czynni w dziedzinie gospodarczej, posiadają, oczywiście,
poczucie prawa, ale wówczas jedynie będą mogli kierować się w sprawach
ustawodawczych i administracyjnych wyłącznie tem poczuciem, nie zaś osobistym
interesem gospodarczym, gdy temi sprawami zajmować się będą na gruncie państwa,
jako organu prawnego. Ten dział zaś, jako taki, nie będzie brał bezpośrednio udziału w
życiu gospodarczem. Posiadać on będzie własne ciało ustawodawcze i administracyjne,
działające na zasadach nowoczesnej świadomości prawnej, a więc opierając się na
impulsach, które zwiemy dziś demokratycznemi. Dziedzina gospodarcza, na podstawie
impulsów, wypływających z życia gospodarczego, wytworzy własne korporacje
ustawodawcze i administracyjne. Niezbędne stosunki pomiędzy
zarządami obu dziedzin:
państwa i gospodarki będą miały mniej więcej taki charakter, jaki obecnie istnieje
pomiędzy rządami państw suwerennych. Dzięki takiemu rozczłonowaniu, organa te
będą mogły wzajemnie na siebie oddziaływać we właściwy sposób. Oddziaływanie zaś
to jest zahamowane, o ile każda dziedzina sama usiłuje rozwijać u siebie to, co powinna
otrzymywać od drugiej.
Z jednej strony więc życie gospodarcze jest uzależnione od warunków podłoża
naturalnego (klimatu, położenia geograficznego, bogactw naturalnych i t. d.) z drugiej
zaś warunkują je stosunki prawne, które ustanawia państwo pomiędzy gospodarującymi
ludźmi i ich grupami. W ten sposób zakreślone są granice tego, co może i powinna
obejmować działalność gospodarcza. Podobnie, jak przyroda stwarza pra-warunki, które
człowiek musi przyjąć jako rzecz daną i na nich budować swą gospodarkę, tak samo w
zdrowym organizmie społecznym to wszystko, co w dziedzinie gospodarczej stanowi
stosunek prawny człowieka do człowieka, winien regulować dział prawmy, który, na
równi z podłożem naturalnem, przeciwstawia się życiu gospodarczemu, jako czynnik
samodzielny.
W organizmie społecznym, który ukształtował się w dotychczasowym rozwoju
23
historycznym ludzkości i stał się, na skutek rozkwitu techniki i nowoczesnego
kapitalizmu, czynnikiem nadającym charakterystyczne znamię ruchowi społecznemu,
życie gospodarcze zajmuje znacznie więcej miejsca, niż w zdrowych warunkach
zajmowaćby winno. W obrocie gospodarczym, gdzie powinny znajdować się
wyłącznie
towary, obiega dziś także siła pracy ludzkiej, obiega również prawo. To też w
gospodarce, opartej na podziale pracy można dziś wymieniać nie tylko towar na towar,
ale także towar na pracę ludzką, tudzież towar na prawo. (Towarem nazywam każdą
rzecz, która, dzięki pracy ludzkiej, stała się zdatną do użytku tam, dokąd człowiek ją
dostarczył. Określenie to niejednemu ekonomiście wydać się może rażąco
niedostateczne, niemniej jednak jest pożyteczne w celu porozumienia się co do zakresu
życia gospodarczego).
Gdy ktoś drogą kupna staje się posiadaczem kawałka gruntu, to
w tym akcie widzieć musimy wymianę ziemi na towar, zamiast którego występuje tu
pieniądz kupującego. Ziemia sama w sobie nie odgrywa jednak w życiu gospodarczem
roli towaru. Wchodzi ona do organizmu społecznego na mocy prawa, które pozwala
człowiekowi użytkować grunt. Prawo to jest czemś zasadniczo rożnem od stosunku
producenta do wytworu jego pracy. Ten stosunek bowiem, zgodnie ze swą istotą, nie
wkracza bynajmniej do sfery zależności pomiędzy ludźmi, która powstaje, gdy komuś
przysługuje wyłączne prawo użytkowania kawałka gruntu. Właściciel ziemi uzależnia od
siebie ludzi, którzy muszą w pracy na roli szukać środków utrzymania lub też tam
zamieszkiwać. Przy wymianie wzajemnej rzeczywistych towarów, które wytwarzamy,
czy też spożywamy, nie powstaje pomiędzy ludźmi zależność tego rodzaju.
Dla umysłu nieuprzedzonego stanie się jasnem, że ten fakt życiowy musi znaleźć
odpowiedni wyraz w urządzeniach zdrowego organizmu społecznego. Dopóki w życiu
gospodarczem wymienia się tylko towar na towar, wartość ich kształtuje się niezależnie
od stosunków prawnych, jakie istnieją pomiędzy jednostkami i grupami. Skoro jednak
towar wymieniam na prawo, sam stosunek prawny pomiędzy ludźmi zostaje tem
dotknięty. Nie chodzi tu o wymianę samą w sobie. Jest ona niezbędnym elementem
życiowym obecnego, opartego na podziale pracy, organizmu społecznego. Lecz ważne
jest to, że przy wymianie prawa na towar samo prawo, o ile powstaje w
obrębie życia
gospodarczego, staje się skutkiem tego towarem. Zapobiec temu może jedynie
powstanie w organizmie społecznym urządzeń, mających
wyłącznie na celu, jak
najbardziej celowy obieg towarów, a ponadto – urządzeń regulujących prawa
wytwórców, pośredników i spożywców, które powstają przy wymianie towarów. Te prawa
w istocie swej nie różnią się wcale od innych praw, niezbędnych w stosunkach
pomiędzy ludźmi, które są zupełnie niezależne od wymiany towarów. Gdy skutkiem
sprzedaży jakiegoś towaru narażam mego bliźniego na stratę, lub też oddaję mu
przysługę, to należy to do tej samej dziedziny życia społecznego, co szkodzenie mu czy
dopomaganie jakimkolwiek innym czynem lub zaniechaniem tegoż, nie wyrażającym się
bezpośrednio w wymianie towarów.
W życiu jednostki zbiegają się działania urządzeń prawnych oraz gospodarki. W
zdrowym organizmie społecznym muszą one płynąć z dwóch różnych źródeł. Kierownicy
organizacyj gospodarczych zdobywać będą potrzebną orjentację drogą specjalnego
wykształcenia tudzież praktycznych doświadczeń w danej gałęzi gospodarczej. W
organizacji prawnej zaś za pomocą prawa i administracji urzeczywistniać się będzie w
stosunkach pomiędzy jednostkami i zespołami to, czego domaga się poczucie
sprawiedliwości. Organizacja gospodarcza pobudzi jednostki, mające podobne interesy
z
awodowe, spożywcze, czy też jakiekolwiek inne do zawiązywania zrzeszeń, których
wzajemne stosunki wytworzą całość życia gospodarczego. Będzie ona oparta na
zasadach zrzeszeniowych oraz na stosunkach zrzeszeń pomiędzy sobą. Zrzeszenia te
zajmą się wyłącznie działalnością gospodarczą. Podstawy prawne dla swej działalności
otrzymają od organizacji prawnej. Jeżeli zrzeszenia gospodarcze mieć będą możność
4
W wywodach, które służyć mają życiu, nie chodzi o definicje, wywodzące się z jakiejś teorji, ale
właśnie o idee, uzmysławiające to, co w rzeczywistości odgrywa pełną i żywotną rolę. Termin
“towar”, użyty w powyższym sensie, wskazuje na coś, co człowiek przeżywa. Jakiekolwiek inne
pojęcie o “towarze”, albo coś ze swej treści opuszcza, albo dodaje, tak, że pojęciu temu nic
odpowiada rzeczywista istota zjawisk życiowych.
24
obrony swych interesów gospodarczych za pomocą własnych organów
przedstawicielskich i kierowniczych, nie będą odczuwały potrzeby wywalczania sobie
wpływu na prawodawstwo i zarządzenia państwowe (n. p. jako związek rolników, partja
przemysłowców, lub gospodarczo nastawiona partja socjaldemokratyczna), aby
zdobywać tam to, czego nie mogą osiągnąć w ramach życia gospodarczego. A gdy
państwo, jako organ prawny, nie będzie czynne w żadnym dziale gospodarki społecznej,
zajmie się wyłącznie tworzeniem urządzeń ugruntowanych na poczuciu prawnem swych
obywateli. I nawet jeśli w organie przedstawicielskim państwa zasiadać będą ci sami
ludzie, którzy są czynni w życiu gospodarzem – co jest łatwo zrozumiałe – to, dzięki
rozczłonowaniu, dział gospodarczy nie będzie wywierał na dział prawny wpływu,
podkopującego zdrowie organizmu społecznego. A tak właśnie dzieje się wówczas, kiedy
organizacja prawna zawiaduje sama gałęziami gospodarstwa i kiedy przedstawiciele
życia gospodarczego w izbach ustawodawczych uchwalają prawa z pobudek
ekonomicznych.
Typowym przykładem pomieszania życia gospodarczego z prawnem może służyć
państwo austryjackie w latach sześćdziesiątych XIX-go stulecia. Członkowie parlamentu
tego kraju byli wybierani z czterech działów gospodarczych: wielkiej własności rolnej,
izb handlowych, miast, osad i ośrodków fabrycznych oraz gmin wiejskich. Widać stąd,
jak przy ustanawianiu takiego składu ciał przedstawicielskich kierowano się zasadą, że
życie prawne winno wynikać z istniejących stosunków gospodarczych. Zapewne, że do
rozpadu Austrji przyczyniły się walnie siły odśrodkowe jej różnych narodowości. Jest
jednak rzeczą niewątpliwą, że gdyby organizacja prawna miała możność rozwinięcia
swego działania obok organizacji gospodarczej, doprowadziłaby do nowego
ukształtowania organizmu społecznego na podstawie poczucia prawnego, coby
umożliwiło współżycie owych narodowości.
C
złowiek współczesny, interesujący się życiem publicznem, zwraca zazwyczaj swą
uwagę na sprawy o drugorzędnem znaczeniu społecznem; na mocy bowiem
przyzwyczajeń myślowych traktuje on organizm społeczny jako twór jednolity. Dla
takiego tworu niepodobna wynal
eźć wogóle odpowiedniego systemu wyborczego, gdyż przy
każdym systemie interesy gospodarcze muszą się kłócić w izbach ustawodawczych z
impulsami prawnemi. A w konsekwencji tarcia te prowadzić muszą do wstrząsów
organizmu społecznego. Obecnie, jako niezbędny cel życia publicznego należy postawić
w pierwszym rzędzie dążenie do gruntownego wyodrębnienia życia gospodarczego i
organizacji prawnej. Skoro ta reforma wejdzie w życie, wyodrębnione organizacje
potrafią znaleźć ze swych własnych założeń najlepszy sposób wybierania swych
ustawodawców i administratorów. Problem systemu wyborczego, aczkolwiek posiada
zasadnicze znaczenie, to jednak wobec zagadnień, domagających się dziś
rozstrzygnięcia, schodzi na drugi plan. Tam, gdzie dawne stosunki jeszcze się
utrzymują, należałoby dążyć do ich przekształcenia w myśl omawianego
rozczłonowania. Tam zaś, gdzie się już rozpadły lub znajdują się w trakcie rozkładu,
jednostki i grupy ludzi powinny podjąć inicjatywę nowego ich kształtowania we
wspomnianym kierunku. Przekształcenie życia publicznego z dnia na dzień nawet
rozsądni socjaliści uważają za mrzonkę. Spodziewają się oni, że uzdrowienie społeczne,
do którego dążą, nastąpi drogą stopniowych rzeczowych przekształceń. Że jednak
dziejowe siły rozwoju ludzkości domagają się skierowania całej rozumnej woli ku
stworzeniu nowego porządku społecznego, o tem uczą każdego nieuprzedzonego
człowieka niezmiernie wymowne fakty.
Ten, kto za “praktycznie wykonalne” uważa jedynie to, do czego przywykł w swym
ciasnym widnokręgu myślowym, zaliczy wyłożone tu poglądy do rzeczy
“niepraktycznych”. O ile taki człowiek, mając możność wywierania wpływu na jakąbądź
dziedzinę życia, nie zmieni swoich poglądów, to będzie działał nie ku uzdrowieniu
organizmu społecznego, ale przeciwnie w kierunku dalszego pogłębiania jego choroby
tak samo, jak ludzie tegoż pokroju myślowego przyczynili się do wytworzenia obecnego
stanu rzeczy.
Dążenie kierowniczych sfer ludzkości do upaństwowienia pewnych gałęzi
gospodarczych (poczta, koleje żelazne itp.) muszą ustąpić koncepcji wprost przeciwnej:
25
wyłączenia z dziedziny polityczno-państwowej wszystkiego, co dotyczy
gospodarowania. Ludzie ożywieni dobrą wolą, którzy wierzą, że zmierzają ku
uzdrowieniu organizmu społecznego wyciągają z tych dążeń do upaństwowienia
najdalej idące wnioski. W dziedzinie gospodarczej żądają oni uspołecznienia wszelkich
środków produkcji. Zdrowy rozwój, ich zdaniem, nada życiu gospodarczemu
samodzielność, państwu politycznemu zaś – zdolność oddziaływania za pomocą aparatu
prawnego na organizm gospodarczy w taki sposób, żeby poszczególna jednostka nie
odczuwała swego włączenia do organizmu społecznego, jako sprzecznego z jej
poczuciem prawa.
Możemy się przekonać o ile przedstawione tu myśli znajdują grunt w
rzeczywistem
życiu ludzkiem, jeśli skierujemy uwagę na pracę, którą człowiek przy pomocy sił
fizycznych wykonywa dla organizmu społecznego. W ustroju kapitalistycznym do
organizmu społecznego włączono pracę w taki sposób, że przedsiębiorca nabywa ją od
robotnika, jak towar. Odbywa się wymiana pieniądza (reprezentującego towary) na
pracę. Ale w rzeczywistości wymiana tego rodzaju nie jest możliwa. Rzecz odbywa się
tylko pozornie.
W rzeczywistości przedsiębiorca nabywa od robotnika towary, których
powstanie wymaga jego pracy. Z równowartości tego towaru robotnik otrzymuje jedną
część, przedsiębiorca zaś drugą. Wytwarzanie towarów jest wynikiem współdziałania
przedsiębiorcy z robotnikiem. Dopiero produkt tego wspólnego działania wchodzi do
obiegu gospodarczego. Przy wytwarzaniu niezbędny jest stosunek prawny pomiędzy
przedsiębiorcą a robotnikiem. W ustroju kapitalistycznym jednak stosunek ten przybrać
może postać, która jest wyrazem przewagi gospodarczej przedsiębiorcy nad
robotnikiem. W zdrowym organizmie społecznym stanie się rzeczą jasną, że praca nie
może być przedmiotem kupna. Praca bowiem nie może uzyskać w porównaniu z
towarem wartości gospodarczej. Wartości takiej nabiera dopiero wytworzony dzięki
pracy towar w stosunku do innych towarów. Sprawę jakości i ilości pracy, która
obowiązywać winna każdego obywatela na rzecz organizmu społecznego, należy
regulować na podstawie jego uzdolnień oraz warunków, odpowiadających godności
człowieka. Postulat ten będzie mógł być spełniony jedynie wówczas, gdy normowanie
pracy znajdować się będzie w rękach państwowych, niezależnie od kierownictwa
organizacyj gospodarczych.
Dzięki temu normowaniu, towar otrzyma podstawę swej wartości, która daje się
porównać z inną podstawą, wynikającą z warunków naturalnych. Podobnie jak wartość
jakiegobądź towaru wzrasta w porównaniu z innemi na skutek większych trudności
wydobywania surowca, tak samo wartość ta zależeć winna od rodzaju i ilości pracy,
którą będzie wolno poświęcać, na jego wytworzenie zgodnie z przepisami prawnemi.
W ten sposób z dwóch stron życie gospodarcze poddane jest niezbędnym
warunkom: od podłoża naturalnego, które człowiek musi przyjąć jako rzecz daną,
tudzież od podstawy prawnej, która winna powstawać z poczucia prawa na gruncie
polityczno-państwowym, niezależnym od życia gospodarczego.
Nie trudno dostrzec, że przy takim kierunku organizacji społecznej dobrobyt
gospodarczy będzie wzrastał lub malał, zależnie od normowanej przez świadomość
prawną ilości wykonywanej pracy. Tylko takie uzależnienie zamożności jest niezbędne w
zdrowym organizmie społecznym i ono jedynie może zapobiec, by życie gospodarcze
nie wyzyskiwało człowieka, inaczej odczuwa on swój byt jako niegodny istoty ludzkiej. A
taki stan rzeczy jest istotną przyczyną wszelkich wstrząsów w organizmie społecznym.
Na wypadek zaś zbytniego ograniczenia dobrobytu społecznego ze strony prawnej,
5
Zjawiska życiowe mogą być nie tylko błędnie wyjaśniane, ale również mogą odbywać się
niezgodnie z prawdą. Pieniądz i praca nie są wartościami, które dają się wymieniać, lecz jedynie
pieniądz i wytwór pracy. Jeżeli zatem wzamian za pracę daję pieniądz, fałszuję rzeczywistość.
Wywołuję zjawisko pozorne. W rzeczywistości bowiem pieniądz można dawać wyłącznie wzamian za
wytwór pracy.
6
Taki stosunek pracy do porządku prawnego spowoduje, że zrzeszenia gospodarcze będą
musiały się liczyć z tem, co jest “słuszne” (sprawiedliwe) jako z niezbędnem
założeniem. Dzięki temu
organizacja gospodarcza będzie uzależniona od człowieka, nie zaś odwrotnie: człowiek od organizacji
gospodarczej.
26
będzie można stosować podobne środki, jak celem ulepszenia podłoża naturalnego.
Wydajność gruntu mało urodzajnego podnieść można przy pomocy środków
technicznych – podobnie w razie zbyt silnego spadku dobrobytu można będzie
wprowadzić zmiany w systemie pracy i jej normach. Zmian tych jednak nie powinien
dyktować bezpośrednio obieg gospodarczy, lecz muszą one wynikać z
rozważań na
gruncie prawnym, niezależnym od życia gospodarczego.
Na wszystko, co w organizmie społecznym powstaje pod wpływem życia
gospodarczego oraz świadomości prawnej, oddziaływują siły, pochodzące z trzeciego
źródła, mianowicie, z indywidualnych uzdolnień jednostki. Ta dziedzina obejmuje
wszystko: od najwyższych poczynań duchowych aż do mniejszej czy większej zdolności
człowieka do świadczeń, które służą społeczeństwu. To, co pochodzi z tego źródła, musi
przenikać do organizmu społecznego w całkiem inny sposób, niż to, co się przejawia w
wymianie towarów, lub też powstaje z życia państwowego. Istnieje jedna tylko
możliwość, aby to przenikanie odbywało się w sposób zdrowy: pozostawienie tego
swobodnej wraźliwości człowieka oraz impulsom, pochodzącym z samych zdolności
indywidualnych. Jeżeli na działalność ludzką wynikłą z tych uzdolnień sztucznie
oddziaływa dziedzina gospodarcza, lub organizacja państwowa, to pozbawiają one ją w
znacznym stopniu prawdziwej podstawy jej własnego życia. Taką podstawę tworzyć
może wyłącznie siła, którą działalność ludzka musi rozwijać samorzutnie. Jeżeli
zapotrzebowanie na świadczenia tego rodzaju będzie uzależnione bezpośrednio od
życia gospodarczego lub też zorganizowane państwowo, to swobodna wraźliwość
człowieka zostanie skrępowana. Tymczasem jedynie ona potrafi wprowadzać wartości
duchowe w zdrowej formie do organizmu społecznego. Dla życia duchowego, w którym
niezliczonemi nićmi związany jest rozwój innych indywidualnych uzdolnień ludzkich,
istnieje jedna tylko możliwość zdrowego rozwoju, mianowicie, pozostawienie jego
twórczości własnym impulsom; ci wszyscy zaś, którzy korzystają z owoców tej
twórczości, winni okazywać dla niej pełne zrozumienie.
Wskazanych tu warunków zdrowego rozwoju duchowego obecnie nie dostrzega się,
gdyż jasny wgląd w te sprawy mąci spojenie się znacznej części życia duchowego z
państwowem życiem politycznem. Nastąpiło to w ciągu ostatnich stuleci i przywykliśmy
już do tego. Mówi się wprawdzie o “niezależności wiedzy i nauczania”, ale uważa się za
rzecz zrozumiałą samo przez się, że państwo zarządza tą “niezależną wiedzą” i tem
“niezależnem nauczaniem”. Nie wyczuwa się wcale, jak skutkiem tego państwo
uzależnia życie duchowe od swych potrzeb. Panuje przekonanie, że państwo stwarza
tylko uczelnie, a ci, którzy obejmują katedry, mają możność rozwijania niezależnego
życia duchowego. Przywykłszy do takiego poglądu, nie bierze się pod uwagę, jak ściśle
treść życia duchowego wiąże się z najwewnętrzniejszą istotą człowieka i jak rozwój tego
życia jedynie wówczas może być niezależny, gdy nie łączy się ono z organizmem
społecznym za pomocą żadnych innych impulsów prócz tych, które pochodzą z niego
samego
. Wspomniane stopienie się jego z życiem państwowem wycisnęło w ostatnich
stuleciach swe znamię nie tylko na sposobie zarządzania nauką oraz na związanem z
nią życiu duchowem, ale również i na samej ich treści. Na twórczość w zakresie
matematyki lub fizyki, państwo nie może oczywiście wywierać bezpośrednio wpływu.
Ale pomyślmy o historji, o innych naukach humanistycznych. Czyż nie stały się one
odbiciem tego, co powstało ze związania się ich przedstawicieli z życiem państwa i jego
potrzebami? Właśnie skutkiem tego narzuconego im charakteru proletarjat odczuł
współczesne poglądy nauki na życie duchowe jako ideologję. Dostrzegł on, że potrzeby
państwa, które uwzględniają interesy klas wyższych, narzucają myśli ludzkiej pewien
charakter. Myślące rzesze proletarjackie widziały w niej odzwierciadlenie interesów
materjalnych i walk tych interesów. To zrodziło w nich odczucie jakoby całe życie
duchowe było jedynie ideologją, odbiciem gospodarczej organizacji społeczeństwa.
Taki pogląd, pustoszący życie duchowe, ustępuje z chwilą, kiedy człowiek może
odczuć, że w dziedzinie duchowej panuje rzeczywistość, zawierająca swą własną treść,
wyrastającą ponad zewnętrzne życie materjalne. Niepodobna tego odczuć, gdy życie
duchowe nie ma swobodnego rozwoju i możności rządzenia się z własnych pobudek w
organizacji społecznej. Tylko pod warunkiem wolności i samorządu życia duchowego,
27
przedstawiciele jego mieć będą siłę nadania mu odpowiedniej wagi w społeczeństwie.
Sztuka, nauka, pogląd na świat i wszystko, z tem związane, wymaga takiego
samodzielnego stanowiska w społeczności ludzkiej. W życiu duchowem bowiem
wszystko jest ze sobą powiązane. Wolność poszczególnej jednostki nie jest możliwa bez
wolności innych. I jakkolwiek potrzeby państwa nie wywierają bezpośrednio wpływu na
treść matematyki lub fizyki, to jednak, o ile państwo zarządza dziedzinami życia
duchowego, rozstrzyganie kwestyj, dotyczących tego, co w nich należy rozwijać, co
ludzie sądzą o ich wartości, jaki wpływ wywiera ich pielęgnowanie na ogólną kulturę
duchową i wiele innych spraw zależeć będzie od tych potrzeb. Inaczej ma się rzecz, gdy
nauczyciel szkoły początkowej podlega wpływom życia państwowego, a inaczej gdy
otrzymuje impulsy od samoistnej organizacji duchowej. Socjaldemokracja i w tej
dziedzinie przęjęła jedynie spuściznę przyzwyczajeń i szablonów myślowych po sferach
kierowniczych. Uważa ona za ideał podporządkowanie życia duchowego organizmowi
społecznemu, zbudowanemu na podłożu gospodarczem. Gdyby ten cel osiągnęła,
mogłaby kroczyć dalej jedynie po drodze, na której życie duchowe zatraca swą wartość.
Żądając, by religia była sprawą wyłącznie osobistą jednostki, socjaldemokracja zbyt
jednostronnie ujęła to słuszne poczucie. Całe bowiem życie duchowe w zdrowym
organizmie społecznym winno być w stosunku do państwa i gospodarki “sprawą
osobistą” w powyższem znaczeniu. Ale, wysuwając ów postulat, partja ta nie wychodzi
bynajmniej z założenia, że tą drogą wartościom duchowym zapewni się w organizmie
społecznym pozycję, umożliwiającą im pożądany wyższy rozwój, niż to jest możliwe pod
opieką państwa. Organizm społeczny, według jej przekonania, powinien własnemi
środkami pielęgnować jedynie to, co stanowi dla niego potrzebę życiową. A taką
potrzebą owa religijna treść duchowa jakoby wcale nie jest. W ten sposób jednostronnie
usunięta z życia publicznego jedna, dziedzina duchowa nie może rozwijać się
pomyślnie, o ile inne dziedziny życia duchowego pozostają skrępowane. Religijność
nowoczesnej ludzkości, łącznie z całem wyzwolonem życiem duchowem, rozwinie siłę,
dającą pokrzepienie duszy.
Nie tylko s
ama twórczość duchowa, ale także i sposób, w jaki ludzkość z niej
korzysta, opierać się musi na nieskrępowanej potrzebie duszy. Nauczyciele, artyści i t.
d., będący na swych stanowiskach w bezpośrednim kontakcie z prawodawstwem i
zarządzeniami, które wypływają wyłącznie z samego życia duchowego i jego impulsów,
potrafią swą twórczością rozbudzić u ludzi zainteresowanie. Państwo zaś, działające
ze
swych własnych założeń, chronić będzie każdego obywatela od przymusu nadmiernej
pracy, zapewniając mu prawo do korzystania z wolnego czasu, co obudzi w nim
zrozumienie dla wartości duchowych. Ludzie, którzy uważają się za “praktyków
życiowych” powiedzą, może, że jeżeli państwo będzie troszczyło się o wolny czas dla
swych obywateli, a uczęszczanie do szkoły pozostawi ich uznaniu, to poświęcą oni te
godziny wolne od pracy na pijaństwo i nastąpi powrót do analfabetyzmu. Możnaby tym
pesymistom poradzić, aby poczekali na to, co się będzie działo, kiedy świat wyzwoli się
z pod ich wpływu. Zbyt często kierują się oni pewnem uczuciem, które im podszeptuje
myśl, jak to oni sami spędzają swe wolne chwile i czemu zawdzięczają, że zdobyli
“nieco wykształcenia”. Nie mogą oni liczyć się z tą płomienną siłą, rozpalającą dusze,
jakiej udziela organizmowi społecznemu życie duchowe naprawdę samodzielne,
albowiem ta skrępowana myśl, jaką znają, nigdy nie mogła oddziaływać ma nich w
podobny sposób.
Zarówno państwo polityczne, jak i życie gospodarcze otrzymywać będą niezbędny
dla nich dopływ wartości duchowych od autonomicznej dziedziny duchowej. Praktyczne
wykształcenie w zakresie gospodarczym, również dopiero przy swobodnym
współudziale organizacji duchowej, będzie zdolne rozwinąć pełnię swych sił. Ludzie
odpowiednio wykształceni mieć będą możność ożywienia zdobytych doświadczeń na
polu gospodarczem, dzięki sile płynącej z wyzwolonych wartości duchowych.
Pracownicy o bogatem doświadczeniu gospodarczem znajdą dostęp do organizacji
duchowej i będą w niej oddziaływali twórczo na wszystko, co takiego zapłodnienia
wymaga.
Dzięki takiemu swobodnemu oddziaływaniu wartości duchowych na państwo,
28
powstaną w nim niezbędne, zdrowe poglądy. Pod wpływem tych wartości przedstawiciel
pracy fizycznej uświadomi sobie z zadowoleniem rolę, jaką jego praca odgrywa w
organizmie społecznym. Dojdzie do przekonania, że społeczeństwo nie mogłoby go
utrzymać, gdyby nie istniało kierownictwo, organizujące w sposób celowy pracę
fizyczną. Potrafi on odczuć istniejącą współzależność pomiędzy
swą własną pracą a
siłami organizującemi, mającemi swe źródło w zdolnościach indywidualnych. Na gruncie
państwowym będzie kształtował prawa, które zapewnią mu udział w dochodzie z
wytworów jego pracy, tudzież dobrowolnie dostarczać będzie organizacjom duchowym
środków w celu umożliwienia powstawania wartości duchowych, z jakich korzysta. W
dziedzinie życia duchowego twórcy jego wartości będą mieli możność utrzymywania się
ze swych świadczeń. To, co w sferze duchowej człowiek uprawia sam dla siebie,
pozostaje jego sprawą najściślej prywatną, za to zaś, co wytwarza dla społeczeństwa,
będzie otrzymywał dobrowolne wynagrodzenie od tych, którzy odczuwają potrzebę tych
wartości duchowych. O ile wynagrodzenie z tego źródła okaże się dla kogoś
niedostateczne, będzie on musiał szukać zatrudnienia bądź w dziedzinie państwowej,
bądź też gospodarczej.
Idee, zasilające życie gospodarcze w zakresie techniki, mają swe źródło w dziedzinie
ducha. Pochodzą one stamtąd również i wtedy, gdy bezpośrednio powstają w głowach
przedstawicieli życia państwowego lub gospodarczego. Stamtąd też płyną wszelkie idee
organizacyjne i siły, które zapładniają życie gospodarcze i państwowe. Kompensata za
ten dopływ do obu dziedzin społecznych odbywać się będzie również drogą
dobrowolnego wynagradzania ze strony konsumentów tych wartości, bądź też według
postanowień prawa, wydawanych przez państwo. Środki finansowe, niezbędne państwu
na pokrycie kosztów jego utrzymania, pobierać ono będzie na zasadzie prawa
podatkowego. Prawo to wyniknie ze sharmonizowania wymagań świadomości prawnej z
możliwościami życia gospodarczego.
W zdro
wym ustroju społecznym obok organizacji politycznej i gospodarczej działać
musi samoistna organizacja duchowa. Na trójczłonowość całości organizmu
społecznego wskazuje kierunek rozwojowy sił nowoczesnej ludzkości. Dopóki do
kierowania życiem społecznem wystarczały siły instynktowne znacznej części ludzkości,
dążenie do takiego niewątpliwego rozczłonowania jeszcze nie występowało. W stanie
pewnego przytłumienia życia społecznego współdziałało ze sobą wszystko to, co, w
gruncie rzeczy, zawsze pochodziło z trzech źródeł. Czasy nowe wymagają od człowieka,
aby zajął świadome stanowisko w organizmie społecznym. Świadomość ta wówczas
jedynie będzie mogła zdrowo kształtować postępowanie i całe życie ludzkie, jeśli zda
sobie sprawę z tych trzech kierunków. Ku tej orjentacji dąży współczesna ludzkość z
podświadomych głębi swej duszy, a to, co wyżywa się w ruchu społecznym, jest tylko
mętnym odblaskiem tego dążenia.
Z innych założeń, niż te, wśród których żyjemy, z głębokich pokładów natury
ludzkiej rozległ się u schyłku XVIII-go stulecia głos, domagający się nowego
ukształtowania organizmu społecznego. Hasłem tych przemian były trzy słowa:
Braterstwo, Równość, Wolność! Otóż, kto bezstronnie i ze zdrowem poczuciem
człowieczeństwa wniknie w rzeczywistość rozwoju ludzkiego, ten, oczywiście, musi
ustosunkować się z pełnem zrozumieniem do wszystkiego, co wyrażają te słowa. A
jednak znaleźli się w XIX-em stuleciu wnikliwi myśliciele, którzy zadali sobie trud, by
dowieść, że urzeczywistnienie idej Braterstwa, Równości i Wolności w jednolitem
społeczeństwie nie jest możliwe. Twierdzili, że, gdyby te trzy impulsy miały
urzeczywistnić się w organizmie społecznym, musiałyby znaleźć się ze sobą w
sprzeczności. Z wielką przenikliwością dowiedli oni np. że przy realizacji
równości
niep
odobna byłoby zapewnić niemniej koniecznej, przyrodzonej każdej istocie ludzkiej
wolności. Trzeba przyznać rację tym, którzy podnoszą tę sprzeczność, a jednak
równocześnie, o ile czujemy po ludzku, niepodobna nie mieć sympatji dla każdego z
tych trzech ideałów.
Sprzeczność ta pochodzi stąd, że prawdziwe znaczenie społeczne tych trzech
ideałów występuje dopiero po zrozumieniu konieczności rozczłonowania organizmu
społecznego. Owe trzy człony nie powinny być ze sobą spojone i scentralizowane w
29
jakimś teoretycznym, abstrakcyjnym parlamencie lub innem ciele zbiorowem. Mają one
być żywą rzeczywistością. Każdy z tych trzech działów należy scentralizować w nim
samym, a z ich żywej, wspólnej i równoległej działalności powstać może dopiero jedność
organizmu społecznego, jako całości. W rzeczywistem życiu bowiem pozorne
przeciwieństwa składają się właśnie na jedność. Dlatego też dopiero wówczas będziemy
mogli dojść do prawdziwego ujęcia życia organizmu społecznego, gdy zdołamy
przeniknąć rzeczywiste jego ukształtowanie pod względem braterstwa, równości i
wolności. Przekonamy się wówczas, że współdziałanie ludzi w
życiu gospodarczem
opierać się winno na braterstwie, które powstaje dzięki zrzeszaniu się. W drugim
członie, w systemie prawa publicznego, gdzie mamy do czynienia z czysto ludzkiemi
stosunkami człowieka do człowieka, dążyć należy do urzeczywistniania idei równości. A
w dziedzinie duchowej, która w organizmie społecznym zachowuje względną
niezależność, chodzi o realizację impulsu wolności. W takim ujęciu ukazuje się
rzeczywista wartość tych trzech ideałów. Nie mogą one jednak zrealizować się w
chaotycznem życiu zbiorowem, gdyż odpowiednim gruntem jest dla nich jedynie
zdrowy, trójczłonowy organizm społeczny, żaden abstrakcyjnie scentralizowany twór
narodowy nie może urzeczywistnić w swoim nieładzie ideałów wolności, równości i
braterstwa; każdy natomiast z trzech członów organizmu społecznego może czerpać
swe siły z jednego z tych impulsów i wówczas będzie mógł współdziałać w sposób
owocny z pozostałemi członami.
L
udzie, którzy przy końcu XVIII-go wieku rozwinęli sztandar Wolności, Równości i
Braterstwa, także ci, którzy później poszli ich śladami, odczuwali niewyraźnie tendencje
rozwojowe nowych czasów. Jednak nie potrafili przezwyciężyć w sobie wiary w jednolite
p
aństwo. Z punktu widzenia takiego państwa te ich trzy idee są pełne sprzeczności.
Pomimo to nie wyrzekli się ich, gdyż w podświadomych głębiach ich dusz działał pęd ku
trójczłonowości organizmu społecznego, gdzie ta troistość ideowa może dopiero
utworzyć wyższą jedność. Życie współczesne wymową swych faktów domaga się, aby
siły rozwojowe nowożytnej ludzkości, prące ku rozczłonowaniu organizmu społecznego,
stały się świadomą wolą społeczną.
III.
KAPITALIZM I IDEE SPOŁECZNE.
(Kapitał i praca ludzka).
Niepodobna wyrobić sobie właściwego sądu o tem, co należy przedsięwziąć w życiu
zbiorowem wobec alarmujących nas wydarzeń, o ile brak nam woli oparcia tego sądu na
wniknięciu w podstawowe siły organizmu społecznego. Usiłowaliśmy uczynić to w
poprzednich rozdziałach niniejszej pracy. Opierając się na poglądzie, zdobytym w
wąskim kręgu obserwacyj, niepodobna znaleźć już dziś środków do owocnego działania.
Wszystko to, co ujawnia ruch społeczny, dowodzi, że zaburzenia dotknęły podstaw tego
organizmu, a bynajmniej nie tylko jego powierzchni. To też koniecznem jest zdobycie
takich poglądów, któreby również docierały do podstaw.
Gdy mowa dziś o kapitale i kapitaliźmie, dotyka się tego, co proletarjat współczesny
uważa za przyczynę swego pognębienia. Do owocnego poglądu na sposób, w jaki
kapitał działa dodatnio, czy też hamująco w procesach organizmu społecznego, dojść
będziemy mogli dopiero wówczas, gdy uwzględnimy, jak indywidualne zdolności
ludzkie, system prawny oraz siły gospodarcze tworzą i zużywają kapitał.
G
dy zaś mowa o pracy ludzkiej, ma się na myśli to, co, łącznie z podłożem
naturalnem życia gospodarczego tudzież z kapitałem, tworzy wartości gospodarcze oraz
zapomocą czego robotnik uświadamia sobie swe położenie społeczne. Pogląd na to,
jakie miejsce należy się pracy w organizmie społecznym, aby poczucie ludzkiej godności
u robotnika było szanowane, wyłonić się może jedynie pod warunkiem, że weźmiemy
pod uwagę stosunek, w jakim znajduje się praca człowieka; po pierwsze, do rozwoju
zdolności indywidualnych, po wtóre zaś – do poczucia prawnego.
Całkiem słusznie stawiamy pytanie: co jest dziś
najbardziej palące do zrobienia, aby
30
zaspokoić żądania ruchu społecznego, ale i tych najpilniejszych zadań nie potrafimy
wypełnić owocnie, jeżeli nie będziemy wiedzieli, w jakim stosunku to, co ma być
wykonane, znajdować się winno do podstaw zdrowego organizmu społecznego. Wiedząc
zaś to, potrafimy dostrzec zadania, które wypływają z rzeczywistości, na każdem
stanowisku, na jakiem zostaliśmy postawieni, lub które zdołaliśmy zająć. Zdobyciu
poglądu tego rodzaju, o jakim tu mowa, przeciwstawia się, wprowadzając w błąd myśl
nieuprzedzoną, to, co w ciągu długiego czasu przeszło z woli ludzkiej do urządzeń
społecznych. Ludzie zżyli się do tego stopnia z temi urządzeniami, że na ich podstawie
wyrabiają sobie pogląd na to, co w nich zachować, a co zmienić należy. Myśl naszą,
dostosowujemy do tych faktów, gdy tymczasem ona przecież właśnie winna je
opanować. Dziś jednak już koniecznie musimy zrozumieć, że niepodobna w inny sposób
zdobyć poglądu, któryby dorósł do rzeczywistości, jak przez powrót do
pra-myśli
(Urgedanken), stanowiących podstawę wszelkich urządzeń społecznych.
Jeżeli nam brak właściwych źródeł, skąd do organizmu społecznego stale
przypływałyby siły, wytryskujące z tych twórczych idej, to urządzenia społeczne
przybierają formy, które nie sprzyjają rozwojowi życia, lecz przeciwnie hamują to życie.
Ale te idee społeczne żyją stale w impulsach instynktownych człowieka w stanie mniej
lub więcej podświadomym, nawet wówczas, gdy nasze zupełnie świadome myśli błądzą
i stwarzają, lub już stworzyły fakty, będące zaporami dla życia. I właśnie te pra-myśli,
które przejawiają się w sposób chaotyczny w stosunku do świata faktów, hamujących
życie, są tem, co w sposób jawny lub zamaskowany dochodzi do głosu w zaburzeniach
rewolucyjnych organizmu społecznego. Te wstrząsy dadzą się uniknąć jedynie wtedy,
gdy organizm społeczny ukształtuje się tak, że będzie zawsze zdolny do stwierdzenia,
gdyby gdziekolwiek zachodziły odchylenia od urządzeń wskazanych przez owe pra-
myśli, i gdy jednocześnie posiadać będzie możliwość przeciwdziałania tym
odchyleniom, zanim nie staną się fatalną mocą.
W naszych czasach odchylenia od wymagań owych zasadniczych idej społecznych
w szerokim zakresie życia ludzkiego osiągnęły poważne rozmiary. A życie impulsów,
zrodzonych przez te idee, ujawnia się w duszy ludzkiej w formie krytyki pełnych
wymowy faktów, zachodzących w organizmie społecznym w ostatnich stuleciach.
Niezbędną jest przeto dobra wola, by powrócić w sposób zdecydowany do tych
społecznych pra-myśli oraz zrozumieć, jak dziś właśnie szkodliwe jest pomijanie ich w
życiu ludzkiem, jako “niepraktycznych” ogólników. Życie i postulaty proletarjatu są
żywą krytyką tego, co w ostatnich czasach uczyniono z organizmu społecznego.
Zadaniem tedy naszych czasów jest przeciwdziałanie jednostronnej krytyce przez to, że
w społecznej pra-myśli odnajdziemy kierunek, w którym mamy
świadomie zwracać
fakty. Minął już bowiem ten okres, kiedy ludzkości starczyć mogło to, co dotąd osiągała
przy pomocy kierownictwa instynktownego.
Jednym z kardynalnych zagadnień wyłaniających się ze współczesnej krytyki jest to,
w jaki sposób byłoby możliwe usunięcie wyzysku proletarjatu przez kapitał prywatny.
Posiadacz lub zarządzający kapitałem ma możność użycia pracy fizycznej robotnika by
służyła temu, co zamyśla produkować. W stosunkach społecznych, powstających ze
współdziałania kapitału i pracy ludzkiej, rozróżniać należy trzy ogniwa: działalność
przedsiębiorcy, która opierać się winna na podłożu zdolności indywidualnych jednostki,
lub ich zespołów; stosunek przedsiębiorcy do robotnika, który koniecznie powinien być
stosunkiem prawnym; wreszcie samo wytwarzanie dóbr, które w obrocie gospodarczym
uzyskują wartość towarów. Działalność przedsiębiorcy w organizmie społecznym może
odbywać się w zdrowy sposób jedynie wówczas, gdy w życiu tego organizmu czynne są
siły, które pozwalają uzdolnieniom indywidualnym przejawiać się w możliwie
najpełniejszy sposób. Aby mogło to nastąpić, musi istnieć w organizmie społecznym
dziedzina, która jednostce obdarzonej zdolnościami pozostawia swobodną inicjatywę
czynienia z nich użytku, innym zaś ludziom, rozumiejącym rzecz, pozwala zdolności te
swobodnie oceniać. Widzimy zatem, że ta działalność społeczna człowieka, gdzie
zachodzi użycie kapitału, należy do dziedziny organizmu społecznego, w której życie
duchowe troszczy się o prawodawstwo i zarząd. Jeśli do tej dziedziny wtrąca się
państwo ze swoją polityką, to z konieczności musi ono wykazywać brak zrozumienia dla
31
z
dolności indywidualnych. Państwo bowiem musi opierać się na założeniu, że każdy
człowiek ma jednakowe prawo do życia i musi ono założenie to realizować. Winno ono
również dawać każdemu obywatelowi możność wypowiadania się. Dla zadań, jakie
spełnia państwo polityczne, jest bez znaczenia czy odnosi się ono ze zrozumieniem do
zdolności indywidualnych obywatela, czy też nie. Z tego też powodu to wszystko, co
odbywa się w jego obrębie, nie powinno wywierać jakiegokolwiek wpływu na działanie
indywidualnych uzdolnień ludzkich.
Również i widoki na korzyści gospodarcze nie powinny decydować tam, gdzie
działają zdolności indywidualne przy pomocy kapitału. Niejeden z obrońców kapitalizmu
przypisuje korzyściom tym ogromne znaczenie, mniemając, że jedynie one mogą być
motorem do uruchomienia tych zdolności. Jako ludzie “praktyczni” powołują się oni na
“niedoskonałość” natury ludzkiej, którą, jak sądzą, znają dobrze. Rzeczywiście w
ustroju, który doprowadził do stanu obecnego, bodziec korzyści materjalnych
niewątpliwie nabrał ogromnego znaczenia, ale właśnie ten fakt jest w
nie małym stopniu
przyczyną stosunków, jakie przeżywamy obecnie. Stosunki te naglą do rozwinięcia
innego bodźca pobudzającego zdolności indywidualne. Powinien on rodzić się ze
zrozumienia
idei społecznej, pod wpływem zdrowego życia duchowego. Wychowanie,
szkoła, dzięki mocy, którą czerpać będą z niezależnego życia duchowego, udostępnią
człowiekowi, skutkiem właśnie wspomnianego zrozumienia, urzeczywistnienie tego, ku
czemu prą jego zdolności indywidualne.
Takie mniemanie dalekie jest od marzycielstwa, które niewątpliwie wyrządziło
nieobliczalne szkody w dziedzinie woli społecznej, jak również i w innych dziedzinach.
Pogląd bowiem, o którym mowa, nie polega, jak widać z powyższego, na złudnej wierze
w to, że “duch ludzki” zdziałać może cuda, o ile ci, którzy mniemają, że są nim
obdarzeni, będą o nim jak najwięcej rozprawiali, lecz wypływa on z obserwacyj
swobodnego współdziałania ludzi w dziedzinie duchowej. Współdziałanie to z istoty swej
nabiera cech społecznych, o ile ma możność rozwijania się naprawdę niezależnie.
Te cechy społeczne nie mogły się dotychczas ujawnić jedynie skutkiem uzależnienia
życia duchowego. Siły duchowe ukształtowały się w taki sposób wśród sfer
kierowniczych, że działanie ich zamykało się antyspołecznie w obrębie pewnych
ograniczonych kół. Owoce ich twórczości można było udostępnić warstwom
proletarjackim, jedynie w sposób sztuczny. Warstwy te nie miały możności czerpania z
życia duchowego jakichkolwiek sił, które stanowią pokrzepienie dla duszy, gdyż nie
brały one
rzeczywiście udziału w powstawaniu tych dóbr duchowych. Instytucje, mające
na celu “oświatę ludową”, “udostępnienie ludowi sztuki” i t. p., nie są naprawdę
środkami rozpowszechniania wartości duchowych wśród ludu, dopóki mają one taki
charakter, jaki przybrały w czasach ostatnich. “Lud” bowiem nie bierze wewnętrznego
udziału swą istotą ludzką w życiu tych wartości duchowych. Umożliwia mu się jedynie
spoglądanie na nie jakby od zewnątrz.
A to, co dotyczy życia duchowego w ściślejszym sensie, ma również znaczenie w
tych przejawach działalności duchowej, które przy pomocy kapitału sięgają do dziedziny
gospodarczej. W zdrowym organizmie społecznym najemnik, pracujący przy maszynie,
nie powinien być zajęty wyłącznie jej obsługą, podczas gdy sam tylko przedsiębiorca
zna losy wyprodukowanych towarów w obiegu gospodarczym. Robotnik w pełnem
zrozumieniu uświadamiać sobie winien własny współudział w życiu społecznem,
wynikający z tego, że pracuje przy wytwarzaniu dóbr. Przedsiębiorca powinien zwoływać
regularnie narady z pracownikami, któreby zaliczano do spraw również niezbędnych dla
fabryki, jak samą pracę, a to w celu rozwijania kręgu wspólnych wyobrażeń, zarówno u
tych, którzy pracę organizują, jak i u tych, którzy jej dostarczają. Zdrowe oddziaływanie
tego, rodzaju będzie budziło w robotniku zrozumienie, że należyte spełniane funkcyj
zawiadywania kapitałem jest rzeczą pomyślną dla organizmu społecznego, a przez to i
dla niego samego, jako jego członka. Dla przedsiębiorcy taka dobrowolna jawność
prowadzenia przedsiębiorstwa będzie bodźcem do wzorowego postępowania.
Nie doceniać tego może jedynie człowiek, który nie rozumie doniosłości wspólnych
przeżyć wewnętrznych przy zbiorowej pracy. Kto zaś to rozumie, dostrzeże również jak
bardzo sprzyjającym dla wydajności produkcji byłoby kierownictwo gospodarki opartej
32
na kapitale, gdyby czerpało swe idee z niezależnego życia duchowego. Jedynie przy
takiem założeniu możliwe jest zastąpienie obecnego stosunku człowieka do kapitału i
wzrostu tegoż – który to stosunek opiera się wyłącznie na motywie zysku – rzeczowem
zainteresowaniem się samą sprawą wytwarzania dóbr i świadczenia usług.
Współcześni socjaliści dążą do przekazania społeczeństwu zarządu środkami
produkcji. To, co w tych dążeniach jest uzasadnione, da się osiągnąć jedynie drogą
powierzenia tego zarządu ludziom czynnym w dziedzinie niezależnego życia
duchowego. Uniemożliwi to przymus gospodarczy, odczuwany jako poniżający
człowieka. Przymus ten wywiera kapitał, kiedy działalność swą rozwija z sił wyłącznie
gospodarczych. I wówczas zdolności człowieka nie będą paczyły się, co jest rzeczą
nieuniknioną, gdy zarządza niemi państwo polityczne.
Dochód z zatrudniania kapitału i zdolności indywidualnych, podobnie jak z wszelkich
usług natury duchowej, musi być w zdrowym organizmie społecznym zarówno
rezultatem swobodnej inicjatywy działającego człowieka, jak i dobrowolnego
zainteresowania ludzi, którzy pożądają tych świadczeń. W tej dziedzinie pozostawić
należy swobodnej inicjatywie pracownika oznaczenie wynagrodzenia, jakiego żąda za
swą pracę, zależnie od przygotowań, kosztów i t. p., których ona wymaga.
Zadośćuczynić tym żądaniom będzie można jedynie o tyle, o ile jego świadczenia
obudzą dla siebie zrozumienie.
Dzięki urządzeniom społecznym, zgodnym z powyższemi wytycznemi, powstanie
grunt dla istotnie niezależnego układu stosunków pomiędzy kierownikiem a wykonawcą
pracy. Stosunek ten nie będzie polegał na wynagrodzeniu towarem (względnie
pieniędzmi) za pracę, ale na ustaleniu udziału należnego każdej z obu stron,
wytwarzających wspólnie towar, w wynikach pracy.
To, co w organizmie społecznym dokonywa się za pomocą kapitału,
zależy w swej
istocie od sposobu działania w nim zdolności indywidualnych. Właściwe impulsy
rozwojowe tych uzdolnień nie mogą pochodzić skądinąd, jak tylko z niezależnego życia
duchowego. Nawet w takim organizmie społecznym, gdzie rozwój uzdolnień uzależniony
jest od państwa lub sił gospodarczych, wszelką prawdziwą twórczą produkcyjność,
wymagającą kapitału, zawdzięczamy tym indywidualnym, niezależnym siłom, które
zdołały przebić się poprzez krępujące je urządzenia. Tylko, że w takich warunkach
rozwój ich nie może być zdrowy. Stosunki, które sprawiają, że siła pracy człowieka musi
stawać się towarem, wynikły nie skutkiem swobodnego rozwoju zdolności
indywidualnych, działających przy pomocy kapitału, lecz drogą ujarzmienia tych sił
przez państwo lub obieg gospodarczy. Bezstronne wniknięcie w tę sprawę stanowi w
obecnych czasach niezbędne założenie dla tego wszystkiego, czego należy dokonać w
dziedzinie organizacji społecznej. W ostatnich czasach bowiem powstał przesąd, że
reformy, mające uzdrowić organizm społeczny, muszą pochodzić od państwa, lub od
życia gospodarczego. Jeżeli będziemy kroczyli dalej po drodze wytkniętej przez ten
p
rzesąd, urządzenia, które powstaną, nie poprowadzą ludzkości ku celom, do jakich
dąży, lecz przeciwnie – ku nieograniczonemu spotęgowaniu ucisku, od którego pragnie
się ona wyzwolić.
O kapitalizmie nauczono się myśleć w czasach, kiedy wtrącił on już organizm
społeczny w chorobę. Przeżywamy proces patologiczny; rozumiemy, że trzeba mu
przeciwdziałać. Ale należy wiedzieć
więcej. Koniecznem jest uświadomić sobie, że
źródło choroby tkwi w tem, że obieg gospodarczy pochłania siły, czynne w kapitale.
Jedynie człowiek, nie poddający się złudnemu poglądowi, jakoby myśl zarządzania
kapitałem przez wyzwolone życie duchowe miała być “niepraktycznym idealizmem”,
może działać w kierunku, którego obecnie zaczynają się energicznie domagać siły
rozwojowe ludzkości.
Dziś wprawdzie jesteśmy słabo przygotowani do tego, aby ideę społeczną, która ma
skierować kapitalizm na zdrowe tory, powiązać bezpośrednio z życiem duchowem.
Nawiązujemy do tego, co wchodzi w obręb życia gospodarczego. Widzimy, jak
nowoczesna produkcja towarów doprowadziła do wielkiego przemysłu, a ten do
obecnych form kapitalizmu. Tę formę gospodarczą winna zastąpić spółdzielczość,
33
pracująca w celu zaspakajania potrzeb wytwórców. Ale ponieważ, oczywiście, pragnie
się utrzymać przytem nowoczesną technikę produkcji, żąda się połączenia wszystkich
placówek przemysłowych w jedno wielkie stowarzyszenie. Panuje mniemanie, że w
takiem zrzeszeniu, gdzie każdy produkować będzie na zlecenie społeczności, nie będzie
wyzysku, niepodobna bowiem, aby społeczeństwo wyzyskiwało samo siebie. A ponieważ
pragniemy, czy też jesteśmy zmuszeni nawiązywać do tego, co już istnieje, zwracamy
się ku współczesnemu państwu z myślą przekształcenia go w taką wszystko obejmującą
organizację.
Nie dostrzega się przytem, że rezultaty oczekiwane od zrzeszenia tego rodzaju, tem
trudniej dadzą się osiągnąć, im większe będą jego rozmiary. O ile zdolności
indywidualne nie odegrają w organizacji zrzeszeniowej tej roli, jaką tu wskazaliśmy, to
wspólne zarządzanie pracą nie doprowadzi do uzdrowienia organizmu społecznego.
Brak zdrowego poglądu na udział życia duchowego w organizmie społecznym,
pochodzi stąd, że obecnie ludzie przywykli wyobrażać sobie pierwiastek duchowy jako
coś niezmiernie dalekiego od wszystkiego, co materjalne i praktyczne. Wyłożony tu
pogląd, że w działaniu kapitału na terenie gospodarczym widzieć musimy przejaw
pewnej dziedziny życia duchowego, niejednemu wyda się wręcz śmieszny. Będzie to
dziwaczne zarówno dla przedstawicieli dotychczasowych klas kierowniczych, jak i dla
myślicieli socjalistycznych. Aby zrozumieć znaczenie dla uzdrowienia organizmu
społecznego tego, co się w ten sposób ośmiesza, należy zwrócić uwagę na pewne
współczesne prądy myślowe, które, jakkolwiek wypływają z rzetelnych w swoim rodzaju
impulsów duszy, niemniej jednak hamują powstawanie prawdziwie społecznego
sposobu myślenia wszędzie, dokąd docierają.
Te prądy myślowe stronią, mniej lub więcej nieświadomie, od tego, co daje właściwą
siłę rozpędową przeżyciom wewnętrznym. Dążą one do zdobycia poglądu na świat, do
życia duszy, do myślenia, poznania naukowego, ale w taki sposób, że to wszystko
stanowi jakby wysepkę w całokształcie życia człowieka. Skutkiem tego nie są one w
stanie przerzucić pomostu pomiędzy tem wszystkiem a życiem, do którego wprzęga
człowieka codzienność. Widzimy, jak w mniemaniu wielu współczesnych, należy do
“wewnętrznej dystynkcji” rozmyślanie, choćby nawet w sposób abstrakcyjno-szkolny, o
różnych problemach etyczno-religijnych na niebosiężnych wyżynach marzeń. Możemy
obserwować, jak ludzie rozmyślają o sposobie doskonalenia się, o tem, jak człowiek
winien miłować swych bliźnich, jak może zdobyć łaskę “wewnętrznej treści życia”. Ale
stwierdzamy przytem całkowitą bezsilność urzeczywistniania wszystkiego tego, co się
uważa za dobre, pełne miłości, życzliwe, słuszne, moralne w warunkach otaczających
człowieka, a więc w jego życiu codziennem, w działaniu kapitału, płacy roboczej,
spożyciu, produkcji, obiegu towarów, kredycie, bankach i giełdzie.
Można dostrzec, jak dwa prądy światowe płyną obok siebie także w
przyzwyczajeniach myślowych człowieka. Jeden z nich usiłuje trzymać się jak gdyby na
wyżynach bosko-duchowych i nie pragnie wcale budować pomostu pomiędzy impulsami
duchowemi a życiem codziennem. Drugi zaś prąd – żyje bezmyślnie w codzienności. Ale
życie – to nierozdzielna jedność. Pomyślnie rozwijać się będzie mogło dopiero wówczas,
gdy poruszające je siły natury etyczno-religijnej będą oddziaływały na najcodzienniejsze
pospolite sprawy, te właśnie, które wielu ludziom wydają się mniej podniosłe. Jeżeli
bowiem zaniedbujemy połączenia tych dwu dziedzin, to w życiu religijnem, moralnem
oraz w
myśleniu społecznem wpadamy w czyste marzycielstwo, całkiem obce
rzeczywistości codziennej. I wówczas ta rzeczywistość mści się w pewien sposób.
Człowiek bowiem wtedy pod wpływem impulsu “duchowego” dąży do wszelkich
możliwych ideałów, do wszystkiego, co nazywa “dobrem”. Natomiast jako pozbawionym
“ducha” oddaje się instynktom, przeciwstawiającym się tym “ideałom”, a które
stanowią podstawę zwykłych codziennych potrzeb życiowych, zaspokajanych w
dziedzinie gospodarczej. Nieznaną mu jest jakakolwiek droga realna, wiodąca od
pojęcia duchowości do spraw dnia powszedniego. Skutkiem tego to życie codzienne
przybiera postać, nie mającą nic wspólnego z impulsami etycznemi wzniosłych wyżyn
duszy i ducha. Ale wtedy codzienność mści się w ten sposób, że życie etyczno-religijne
staje się kłamstwem wewnętrznem w życiu człowieka, gdyż niepostrzeżenie stroni od
34
powszedniości, od bezpośredniej praktyki życiowej.
Jak liczni są dziś ludzie, którzy z motywów pewnego etyczno-religijnego
dostojeństwa, wykazują najlepszą
wolę ku dobremu współżyciu z bliźnimi i pragną
okazać to jak najlepszemi uczynkami. Zaniedbują oni jednak kształcenia w sobie
wrażliwości, któraby to naprawdę umożliwiała, gdyż nie potrafią przyswoić sobie
wyobrażeń społecznych, urabiających praktyczne przyzwyczajenia życiowe.
Do tej kategorji należą ci, co w tym dla świata historycznym momencie, kiedy
problemy społeczne stały się tak palące, przeciwstawiają się hamująco prawdziwej
praktyce życiowej, są bowiem marzycielami, mimo, iż uważają się za ludzi
praktycznych. Szerzą oni taki np. pogląd: ludzie muszą się wznieść ponad materjalizm,
ponad zewnętrzny świat fizyczny, które wtrąciły ich w katastrofę wojny światowej i w
całe to nieszczęście; muszą więc zwrócić się ku duchowemu ujmowaniu życia.
Wskazując w ten sposób drogi ku życiu duchowemu, nie przestają powoływać się na
jednostki, które w przeszłości otaczano czcią z racji ich uduchowionego sposobu
myślenia. Ale człowiek, który właśnie usiłuje wskazywać, że to, co duch ludzki musi
dokonać w życiu naprawdę praktycznem, jest niezbędne w niemniejszym stopniu, jak
wytwarzanie chleba powszedniego, spotka się z uwagą, że obecnie najważniejszą
rzeczą jest znów doprowadzić ogół do uznania czynnika duchowego. Dziś jednak chodzi
o to, aby przy pomocy sił duchowych odnaleźć linje wytyczne uzdrowienia organizmu
społecznego. A do tego nie wystarcza zajmować się tylko odświętnie sprawami
duchowemi. Światło duchowe musi koniecznie przenikać cały byt codzienny. Skłonność
do szukania dla życia “duchowego” dróg pobocznych doprowadziła do tego, że sfery,
dzierżące dotychczas w swych rękach ster rządów, są zadowolone z warunków
społecznych, które wywołały obecny stan rzeczy.
Obecnie w życiu społecznem ściśle związane są ze sobą dwie rzeczy: zarządzanie
kapitałem w produkcji towarów oraz własność środków produkcji, czyli także kapitału. A
jednak stosunek człowieka do kapitału w obu tych formach jest całkiem różny pod
względem działania, jakie to wywiera na organizm społeczny. Zarządzanie kapitałem na
podstawie zdolności indywidualnych, zastosowane celowo, wzmaga dobrobyt
organizmu społecznego, co jest zgodne z interesem wszystkich, należących do tego
organizmu. W jakiemkolwiek położeniu znajduje się człowiek, jest on zawsze
zainteresowany w tem, aby wypływające z natury ludzkiej indywidualne zdolności, które
celowo współdziałają przy powstawaniu dóbr niezbędnych w życiu ludzkiem, nie
marnowały się. Ale rozwój tych zdolności wymaga, aby obdarzeni niemi ludzie z własnej
swobodnej inicjatywy pobudzali je do działania. To, co z tych źródeł nie ma możności
wypływać swobodnie, zostaje jakby odjęte pomyślności ogółu, a przynajmniej do
pewnego stopnia. Kapitał jednak jest środkiem, umożliwiającym aktywizację takich
zdolności w rozległych dziedzinach życia społecznego. Najistotniejszy interes każdego
człowieka w ramach organizmu społecznego wymaga, aby w pewnym kierunku
uzdolnione jednostki, lub szczególnie nadające się do określonych prac zespoły miały
możność rozporządzania kapitałem według własnej inicjatywy. Każdy obywatel, od
pracownika umysłowego do rękodzielnika, o ile bez uprzedzeń rozumie własny interes,
musi sobie powiedzieć: chciałbym, żeby dostateczna liczba, zdolnych jednostek lub
zespołów mogła nie tylko swobodnie dysponować kapitałem, ale aby także miała
możność dojścia z własnej inicjatywy do posiadania kapitału. Jedynie bowiem oni mogą
sądzić o tem, jak przy pomocy kapitału, ich indywidualne zdolności potrafią celowo
wytwarzać dobra dla organizmu społecznego.
W ramach niniejszej książki nie ma potrzeby przedstawiać, jak z biegiem rozwoju
ludzkości, w związku z działaniem indywidualnych uzdolnień ludzkich, własność
prywatna wyłoniła się z pośród innych form posiadania w organizmie społecznym.
Własność ta kształtowała się aż do ostatnich czasów pod wpływem podziału pracy.
Omówimy tutaj obecny stan rzeczy tudzież jego nieodzowny dalszy rozwój.
Jakkolwiek własność prywatna powstała drogą przemocy, podbojów itp., jest ona
również wynikiem twórczości społecznej, związanej z indywidualnemi zdolnościami
ludzi. Wszakże, zdaniem myślicieli socjalistycznych, usunięcie ucisku, wywieranego
przez własność prywatną, jest możliwe jedynie drogą przekształcenia jej we własność
35
społeczną. Przyczem stawiają oni sprawę w sposób następujący: jak można
przeszkodzić powstawaniu prywatnej własności środków produkcji, aby położyć kres
uciskowi, który ona wywiera na klasy nieposiadające? Kto tak stawia sprawę, nie
uwzględnia faktu, że organizm społeczny znajduje się w stanie nieprzerwanego
powstawania i rozrostu.
W stosunku do czegoś, co się rozwija, nie należy pytać, jak je
najlepiej urządzić mamy, aby dzięki temu pozostało na przyszłość w takim stanie, jaki
uznaliśmy za doskonały? Myśleć w taki sposób można jedynie o rzeczy, która,
poczynając od pewnego momentu, działa dalej zasadniczo w niezmienny sposób. Nie
stosuje się to do organizmu społecznego. Wszystko, co w nim powstaje, podlega
ciągłym zmianom w procesie samego życia. Jeżeli tedy chcemy nadać mu najlepszą,
według naszego mniemania, formę, w którejby miał nadal trwać, podkopujemy warunki
jego istnienia.
Jednym z warunków rozwoju organizmu społecznego jest, aby jednostki, mogącej
służyć ogółowi swemi zdolnościami, nie pozbawiać możności czynienia tego z jej
własnej, niezależnej inicjatywy. Tam, gdzie taka działalność wymaga rozporządzania
środkami produkcji, zapory, stawiane tej inicjatywie, przyniosłyby szkodę dobru
ogólnemu. Zazwyczaj wysuwany w tej sprawie argument, że przedsiębiorca musi mieć,
jako bodziec dla swej działalności, widoki na zysk, związany z własnością środków
produkcji, nie ma tu znaczenia. Kierunek bowiem myśli, z którego wypływa wyłożony w
tej książce pogląd na dalszy rozwój stosunków społecznych, widzi możliwość usunięcia
tego rodzaju pobudek drogą wyzwolenia życia duchowego z zależności politycznej i
gospodarczej. Wyzwolone życie duchowe samo z siebie rozwijać będzie zrozumienie
społeczne, stąd zaś wynikną bodźce zupełnie innej natury, niż te, które opierają się na
widokach korzyści materjalnych. Ale nie o to jedynie chodzi, z jakich powodów ludzie są
przywiązani do prywatnego władania środkami produkcji, ale o to, co lepiej odpowiada
warunkom życiowym organizmu społecznego: rozporządzanie środkami produkcji w
sposób nieskrępowany, czy też regulowany przez społeczeństwo. Przytem należy
zawsze pamiętać, że przy rozważaniach warunków życiowych obecnego organizmu
społecznego, nie należy brać pod uwagę tego, co istniało, według naszego mniemania,
w społeczeństwach pierwotnych, ale wyłącznie to, co odpowiada obecnemu szczeblowi
rozwoju ludzkości.
Na dzisiejszym stopniu rozwojowym zdolności indywidualne nie
mogą działać
owocnie przy pomocy kapitału, o ile nie mają możności swobodnego rozporządzania
nim w obiegu gospodarczym. Płodna działalność w zakresie produkcji wymaga
zapewnienia jej nieskrępowanej dyspozycji kapitałem, nie z racji korzyści, jakie to
przynosi poszczególnej jednostce lub zespołowi, ale dlatego, że w ten sposób najlepiej
służyć ona może ogółowi, o ile zmysł społeczny towarzyszy temu w sposób celowy.
Człowiek związany jest poniekąd z tem, co produkuje sam, lub razem z innymi
ludźmi w podobny sposób, jak ze sprawnością organów własnego ciała. Ograniczenie
wolności rozporządzania środkami produkcji porównać można do krępowania człowieka
w swobodnem posługiwaniu się członkami jego ciała.
Otóż własność prywatna nie jest niczem innem, jak pośrednikiem takiego właśnie
swobodnego rozporządzania. Przy rozpatrywaniu własności prywatnej ważne jest dla
organizmu społecznego to tylko, żeby właściciel posiadał prawo rozporządzania nią
według własnej inicjatywy. W życiu społecznem połączone są ze sobą, jak widzimy, dwie
rzeczy, które mają całkiem odmienne dlań znaczenie:
swobodne rozporządzanie
kapitałem, jako podstawą wytwarzania społecznego, oraz stosunek prawny człowieka,
rozporządzającego kapitałem względem wszystkich pozostałych ludzi, którzy skutkiem
tego pozbawieni są możności korzystania z tego kapitału.
Do szkodliwych następstw społecznych prowadzi nie pierwotne prawo swobodnego
rozporządzania kapitałem, lecz jedynie dalsze trwanie w mocy tego prawa także i wówczas,
kiedy już przestały istnieć warunki wiążące w sposób celowy to prawo ze zdolnościami
ludzkiemi. Kto w organizmie społecznym widzi twór żywy, rozwijający się, zrozumie, o
co tu chodzi. Będzie szukał możliwości takiego zarządzania tem, co z jednej strony służy
życiu, aby z drugiej strony nie stawało się to dlań szkodliwe. Wszystko, co
żyje, żadną
miarą nie może być urządzone w sposób, któryby zapobiegał powstawaniu także
36
pewnych szkodliwych przejawów w procesie swego rozwoju. I jeżeli sami mamy
współpracować z czemś, znajdującem się w procesie powstawania, tak, jak nas do tego
zmusza organizm społeczny, to nasze zadanie nie może bynajmniej polegać na
niedopuszczaniu do wytworzenia się jakiegoś koniecznego urządzenia z obawy przed
jego ujemnemi następstwami. Tem bowiem podkopuje się możliwości rozwojowe
organizmu społecznego. Chodzi jedynie o to, aby interwenjować we właściwym
momencie, kiedy celowe urządzenia przekształcą się w szkodliwe.
Zdolnościom indywidualnym należy pozostawić możność swobodnego
rozporządzania kapitałem; lecz związane z nim prawo własności trzeba móc zmieniać w
chwili, kiedy staje się środkiem bezprawnej przemocy. W naszych czasach urządzenia,
uwzględniające ten postulat, istnieją jedynie w stosunku do t. zw. prawa autorskiego. Po
pewnym czasie po zgonie autora przechodzi ono na własność społeczeństwa.
Urządzenie to opiera się na zasadzie zgodnej w istotą współżycia ludzkiego. Jakkolwiek
bowiem powstanie jakiejś wartości czysto duchowej wiąże się ściśle z indywidualnemi
zdolnościami człowieka, to jednak wartość ta stanowi rezultat współżycia społecznego i
w odpowiednim momencie powinna doń powrócić. Nie inaczej rzecz się ma z innemi
rodzajami własności. Nieodzownym warunkiem tego, aby jednostka przy pomocy
własności, mogła wytwarzać coś dla ogółu, jest współdziałanie tegoż ogółu. Prawo
swobodnego rozporządzania własnością nie może być przeto oddzielone od interesu
społeczeństwa. Nie chodzi więc o znalezienie sposobu zniesienia prawa posiadania
kapitału, ale o to, aby zarządzanie nim odbywało się w sposób dla społeczeństwa
najbardziej pożyteczny.
Otóż taki sposób znaleźć można w trójczłonowym organizmie społecznym. Złączeni
w tym organizmie ludzie działają jako całość, zapomocą członu prawno-państwowego.
Aktywizacja zdolności indywidualnych należy do organizacji duchowej.
Dla każdego, kto jest obdarzony zmysłem
rzeczywistości i nie pozwala, opanować
się subjektywnym sądom, teorjom, życzeniom itp., wszystko w organizmie społecznym
wykazuje konieczność układu trójczłonowego. Przedewszystkiem jednak konieczność tę
ujawnia zagadnienie, dotyczące stosunku zdolności ludzkich do kapitału, jako podstawy
gospodarczej, tudzież do prawa własności tego kapitału. Państwo nie powinno stawiać
przeszkód powstawaniu własności prywatnej i zawiadywaniu nią dopóty, dopóki
zdolności indywidualne pozostają związane z kapitałem w sposób pomyślny dla całości
organizmu społecznego. W stosunku do własności prywatnej państwo spełniać będzie
rolę ściśle prawną. Nigdy nie będzie przejmowało jej w swoje posiadanie, ograniczając
się do wydawania zarządzeń, aby w odpowiednim momencie nastąpiło przekazanie
danego objektu takiej jednostce lub zespołowi, które, dzięki swym właściwościom
indywidualnym, ustosunkują się doń w sposób pożądany. Będzie to korzystne dla
organizmu społecznego z dwóch całkiem różnych względów. Państwo, mające do
czynienia z tem, co wszystkich ludzi jednakowo dotyczy, dzięki swym demokratycznym
zasadom, potrafi czuwać nad tem, aby prawo własności nie stało się z biegiem czasu
bezprawiem. Skutkiem tego, że państwo nie będzie samo zarządzało własnością, lecz
troszczyć się będzie jedynie o przekazywanie jej indywidualnym zdolnościom ludzkim,
zdołają one rozwinąć w pełni swe owocne siły na pożytek całości organizmu
społecznego. Przy takiej organizacji prawa własności oraz zawiadywania nią,
pozostawać ona będzie w jednym ręku tylko tak długo, jak to okaże się celowe.
Przypuszczalnie zarządzenia państwowe co do przechodzenia własności z rąk do rąk
będą ulegały z biegiem czasu dużym zmianom. Dziś, kiedy w szerokich kołach
zapanowała głęboka nieufność do wszelkiej własności prywatnej, myśli się o
radykalnem przekształceniu jej we własność kolektywną. Ale gdybyśmy na tej drodze
poszli dość daleko, przekonalibyśmy się, jak skrępowałoby to możliwości rozwojowe
organizmu społecznego. Nauczeni doświadczeniem ludzie obraliby później inną drogę.
Byłoby jednak bezsprzecznie lepiej wprowadzić już obecnie urządzenia, któreby, w
duchu powyższych wywodów, zapewniły zdrowie organizmowi społecznemu.
Dopóki jednostka, oddzielnie lub w zespole, kieruje działalnością produkcyjną przy
pomocy zgromadzonego przez nią kapitału, dopóty mieć powinna prawo rozporządzania
przyrostem pierwotnego kapitału zakładowego, o ile ten przyrost przeznacza się na
37
dalszy rozwój produkcji. Skoro tylko jednostka ta przestanie spełniać swe funkcje
kierownicze, kapitał winien przejść do rąk innej osoby, czy zespołu, aby umożliwić
prowadzenie podobnej lub innej placówki wytwórczej, służącej organizmowi
społecznemu. Również i kwoty uzyskane z produkcji, a nie przeznaczone na jej
rozbudowę, winny być odrazu kierowane na tę drogę. Za własność osobistą
zarządzającego uważać należy to tylko, co przypada mu na zasadzie warunków, jakie,
ze względu na swe zdolności indywidualne, uznał za właściwe postawić przy
obejmowaniu tego stanowiska. Uzasadnienie tych żądań opiera się na tem, że dzięki
zaufaniu, jakiem się cieszy, powierzano mu zarządzanie pewnym kapitałem. Jeżeli
zarządzający swą działalnością przyczynił się do powiększenia, kapitału, to na jego
korzyść powinna przypaść taka część tego przyrostu, aby jego pierwotne dochody
powiększyły się procentowo w tym samym stopniu, w jakim powiększył się kapitał.
Kapitał zakładowy przedsiębiorstwa, zgodnie z wolą pierwotnych jego właścicieli,
może przejść w ręce nowego zarządzającego wraz z wszelkiemi ciążącemi nań
zobowiązaniami, albo także do nich powrócić wówczas, gdy pierwszy kierownik nie
będzie mógł, albo też nie będzie chciał spełniać nadal tych zadań.
Przy takie
m urządzeniu mamy do czynienia z przekazywaniem praw. Ustalanie form
prawnych tego przekazywania będzie zadaniem organizacji prawno-państwowej.
Również należeć doń będzie czuwanie nad ich wykonywaniem, oraz zarządzanie temi
sprawami. Przewidywać można, że rozporządzenia, normujące przekazywanie
własności, przybierać będą różne formy, zależnie od poczucia świadomości prawnej.
Sposób wyobrażania sobie rzeczy jaki tu wyłożyliśmy, musi być
zgodny z
rzeczywistością, nie może więc wskazywać nic więcej ponad kierunek, w jakim
wspomniane urządzenia mogłyby się rozwijać. Jeżeli w tym duchu postępować
będziemy ze zrozumieniem rzeczy, to zawsze w każdym konkretnym wypadku
znajdziemy celowy sposób działania. Przy poszukiwaniu tedy właściwego rozwiązania w
życiu praktycznem należy zawsze uwzględniać szczególne warunki i ducha samej
rzeczy. Im bardziej czyjś sposób myślenia odpowiada rzeczywistości, tem mniej skłonny
on będzie w poszczególnym wypadku do narzucania jakichkolwiek zgóry powziętych
przepisów i reguł. I takie, czy inne rozwiązanie wyłoni się samo w sposób wyraźny,
właśnie jako konieczność z samego ducha tego rodzaju myślenia. Stąd też wyniknie
przeświadczenie, że państwo, zawiadując przekazywaniem praw własności, nigdy nie
powinno samo przejmować funkcji rozporządzania kapitałem. Ma się ono troszczyć
wyłącznie o to, aby wybór jednostki lub grupy, w których ręce zostaje przekazany
kapitał, uzasadniały zdolności indywidualne wybranych. Z tego założenia wychodząc,
obowiązywać winna przedewszystkiem ogólna zasada, że każdy, kto z powyższych
względów chce przekazać swój kapitał, ma prawo sam decydować o swoim następcy.
Będzie mu pozostawiona możność wyznaczenia osoby, czy też grupy osób, albo
przekazania owego prawa jakiejś korporacji, należącej do organizacji życia duchowego.
Kto bowiem oddał organizmowi społecznemu usługi celowem zarządzaniem kapitałami,
ten również, dzięki swym indywidualnym zdolnościom, potrafi ze zrozumieniem
społecznem zadecydować o dalszych losach tych kapitałów. Poszanowanie tej zasady
będzie dla organizmu społecznego bardziej pożyteczne, niż jej ignorowanie i
pozostawianie regulowania tych spraw osobom, które nie są z niemi w bezpośrednim
związku.
Takie regulowanie praw własności będzie stosowane do kapitałów,
przekraczających pewną sumę, a zgromadzonych przy pomocy środków produkcji,
łącznie z ziemią, przez jednostkę czy grupę osób, które to kapitały nie przeszły we
własność prywatną z tytułu pierwotnego wynagrodzenia indywidualnych uzdolnień.
Dochody z tego źródła oraz wszelkie oszczędności, pochodzące z własnej pracy, do
chwili zgonu ich właściciela, lub do pewnego późniejszego terminu, pozostają w jego
osobistem posiadaniu, względnie jego potomków. Do tego też czasu ciułacz, o ile
przekazał swe oszczędności na cele produkcyjne, otrzymywać będzie oprocentowanie
pewnej wysokości, wynikające z poczucia prawnego, według stopy ustalanej przez
państwo. W ustroju społecznym, opartym na powyższych zasadach, możliwe będzie
ścisłe rozgraniczenie dochodów, które zawdzięcza się działalności przy pomocy środków
38
produkcji, od tych, których źródłem są zaoszczędzone kwoty, zdobyte pracą osobistą
(fizyczną i duchową). Takie rozgraniczenie zgodne jest z poczuciem prawnem oraz z
interesem społeczeństwa. Oszczędności osobiste, przekazane celom wytwórczości,
służą dobru powszechnemu. To bowiem jedynie umożliwia zdolnościom indywidualnym
kierowanie produkcją. Przyrost, jakiego doznaje kapitał dzięki środkom produkcji – po
potrąceniu uprawnionego oprocentowania – zawdzięcza swe powstanie współdziałaniu
całego organizmu społecznego. Powinien więc doń powrócić w opisany sposób. Zadanie
członu prawnego ograniczy się do wydawania zarządzeń, aby przekazywanie kapitałów
odbywało się w powyższy sposób, ale nie będzie należało do jego kompetencyj
rozstrzyganie do jakiej gałęzi produkcji natury materjalnej, czy duchowej przekazany,
czy też pochodzący z oszczędności kapitał ma być użyty. Prowadziłoby to bowiem do
tyranji państwa nad dziedziną produkcji duchowej i materialnej. Indywidualne zdolności
ludzkie będą kierowały temi sprawami w sposób najbardziej korzystny dla organizmu
społecznego. W razie zaś, jeśli ktoś nie zechce sam wybrać swego następcy w
zawiadywaniu kapitałem, który powstał dzięki jego działalności, będzie mógł przekazać
to prawo którejbądź korporacji, należącej do dziedziny duchowej.
Również i majątek, pochodzący z oszczędności wraz z odsetkami, przejdzie po
śmierci jego właściciela lub nieco później, na mocy jego ostatniej woli, wyłącznie w ręce
takiej jednostki lub grupy osób, które są czynne w wytwórczości natury duchowej lub
materjalnej; nie otrzyma zaś go nigdy człowiek nieprodukcyjny, u którego kapitał
przekształciłby się w rentę. Jeżeli właściciel nie ma możności dokonania wyboru
bezpośrednio, będzie uprawniony także i w tym wypadku do przekazania prawa
rozporządzania tym majątkiem korporacji z dziedziny duchowej. Jedynie wówczas, gdy
właściciel nie pozostawi pod tym względem żadnych dyspozycyj, wyręczy go państwo,
które powierzy dokonanie wyboru organizacji duchowej.
Przy takiem unormowaniu ustroju społecznego uwzględniona będzie zarówno
swobodna inicjatywa jednostki, jak i interes ogółu, który uzyska pełne zadośćuczynienie
właśnie skutkiem tego, że inicjatywa ta będzie mu służyła. Każdy, kto pracę swą
powierzy kierownictwu innego człowieka, przy takiem urządzeniu będzie miał
przeświadczenie, że to, co wspólnie z nim wytwarza, zostaje użyte w sposób najbardziej
owocny dla organizmu społecznego, a zatem także i dla niego samego. W tak
pomyślanym porządku społecznym powstanie: po pierwsze, zgodny ze zdrowem
poczuciem człowieka stosunek pomiędzy sprawiedliwie regulowanem prawem
rozporządzania kapitałem, ucieleśnionym w środkach produkcji, a pracą ludzką; po
wtóre zaś, – zdrowy stosunek pomiędzy cenami towarów wytwarzanych przez oba te
czynniki.
W tem przedstawieniu
rzeczy niejeden znajdzie zapewne niedoskonałości. Mniejsza o
nie! Myślenie zgodne z rzeczywistością nie kusi się o kreślenie “programów”, któreby
były doskonałe raz na zawsze. Ono wyznacza tylko kierunek, w jakim należy pracować.
Podane tu zarysy służyć mają jedynie za przykład, oświetlający bliżej ten kierunek.
Możnaby przykład ten udoskonalać. O ile tylko nastąpi to w zaznaczonym kierunku,
będzie można osiągnąć cel owocny.
Przy pomocy takich urządzeń dadzą się sharmonizować uzasadnione impulsy
osobiste, lub rodzinne ze względami na dobro powszechne. Pokusa, aby swój majątek
przekazać jeszcze za życia swemu potomstwu, niewątpliwie działać będzie bardzo
silnie. Potomstwo to możnaby nawet wychować na jednostki pozornie produktywne,
niedorównujące jednak pod względem dzielności innym, któreby powinny właśnie zająć
ich miejsce. Wszakże w ustroju, gdzieby działały wspomniane urządzenia, pokusę tę
możnaby osłabić do minimum. Wystarczyłoby bowiem, aby państwo wydało
zarządzenie, w myśl którego majątek przekazany członkowi rodziny, musiałby
bezwarunkowo przejść do rozporządzenia jakiejś korporacji duchowej po pewnym czasie
od chwili zgonu jego pierwotnego właściciela. Albo też w jakiś inny sposób prawo będzie
mogło zapobiec obchodzeniu powyższej zasady. Państwo będzie troszczyło się jedynie o
to, żeby takie przekazanie majątku nastąpiło. Wybór zaś obywatela, który przejmie
spadek, dokona odpowiednia instytucja duchowa. Wprowadzenie w życie takich założeń
rozbudzi w rodzicach zrozumienie potrzeby wychowywania i kształcenia swych dzieci na
39
jednostki społecznie pożyteczne. Przestaną oni wyrządzać społeczeństwu szkodę,
skutkiem pozostawiania kapitałów jednostkom nieprodukcyjnym. Człowiek, ożywiony
prawdziwym zmysłem społecznym, nie może pragnąć, aby kapitał, z którym związał
swoją pracę, dostał się następnie w ręce osób, lub grup, które nie usprawiedliwiają tego
swemi uzdolnieniami.
Nikt nie zaliczy powyższych wywodów do czystej utopji, o ile tylko ma poczucie
tego, co jest naprawdę praktycznie wykonalne. Wskazujemy tu bowiem na urządzenia,
które bezpośrednio powstać mogą z obecnie istniejących na każdem miejscu. Trzeba
tylko pogodzić się z tem, że państwo musi rezygnować stopniowo z zarządzania
zarówno życiem duchowem jako też i gospodarczem. Nie powinno więc ono
przeciwdziałać, gdy zacznie się urzeczywistniać to, co stać się powinno, mianowicie,
gdy powstawać będą szkoły prywatne, a życie gospodarcze oprze się samorzutnie na
własnych podstawach. Nie ma jednak potrzeby zamykać z dnia na dzień szkół
państwowych, ani likwidować państwowych urządzeń gospodarczych. W miarę
urzeczywistniania skromnych być może zaczątków, dostrzeżemy możliwości stopniowej
redukcji aparatu państwowego w dziedzinie oświaty i gospodarki. Potrzeba jednak
przedewszystkiem, aby jednostki, które są przeświadczone o słuszności powyższych lub
pokrewnych idej, zajęły się ich rozpowszechnianiem. Jeżeli idee te znajdą zrozumienie,
to obudzą zaufanie do możliwości zdrowego przekształcenia obecnych stosunków w taki
sposób aby pozbawić je ich cech ujemnych. Takie zaufanie jest jednak jedynem źródłem,
z którego płynąć może naprawdę zdrowy rozwój. Kto bowiem zdobędzie to zaufanie,
będzie musiał uświadomić sobie sposób, w jaki nowe urządzenia dadzą się praktycznie
nawiązać do dotychczasowych. Istotną cechą idej, które tu rozwijamy, wydaje się być
właśnie to, że ku lepszej przyszłości nie dążymy przez niszczenie rzeczy istniejących w
stopniu jeszcze większym, niż to już dzieje się obecnie, ale realizujemy te idee, budując
dalej na tem, co już istnieje, w przeświadczeniu, że, budując, burzymy wszystko, co
niezdrowe. Uświadamianie, któreby nie budziło zaufania w tym kierunku, nie
osiągnęłoby celu, jaki bezwarunkowo osiągnąć trzeba: taki dalszy rozwój, przy którym
nie będzie się marnowało, lecz troskliwie chroniło wartość dóbr, wytworzonych
dotychczas przez ludzi, oraz nabytych zdolności. Nawet człowiek myślący radykalnie
może również nabrać zaufania do takiego przekształcenia społecznego, które oszczędza
odziedziczone wartości. Musi on tylko zapoznać się z ideami, zdolnemi rzeczywiście
zapoczątkować zdrowy rozwój. Będzie też musiał zrozumieć, że żadna klasa obywateli,
któraby doszła do władzy, nie zdoła usunąć zła, o ile jej impulsów nie będą przenikały
idee, darzące organizm społeczny zdrowiem i zdolnościami do życia. Wątpić czy
dostateczna liczba ludzi wykaże zrozumienie dla takich idej, nawet wśród obecnego
chaosu – o ile tylko szerzeniu ich poświęci się dostateczną energję – znaczyłoby nie
wierzyć we wrażliwość natury ludzkiej na impulsy zdrowe i społecznie celowe. Nie
n
ależałoby wogóle stawiać tego pytania o możliwości zwątpienia; trzeba natomiast
postawić pytanie inne; co czynić, aby jak najprędzej spotęgować świadomość idej, które
budzą zaufanie.
Skutecznemu rozpowszechnianiu przedstawionych tu idej przeciwdziałać będzie na
razie to, że współczesne przyzwyczajenia myślowe nie dojdą z niemi do ładu z dwóch
zasadniczych przyczyn: albo podniesiony będzie w jakiejkolwiek formie zarzut, że
niepodobna wyobrazić sobie możliwości rozdarcia jednolitego życia społecznego, bo
przecież opisane tu trzy dziedziny są zawsze ze sobą w rzeczywistości złączone; albo
też wysuną twierdzenie, że i w państwie jednolitem każdy z tych trzech działów
osiągnąć może również niezbędne samodzielne znaczenie i że właściwie pogląd
powyższy zawiera mrzonki ideowe, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością.
Pierwszy zarzut wynika z myślenia
niezgodnego z rzeczywistością. Przyjmuje się, że
ludzie, współżyjący ze sobą, są zdolni wytworzyć jedność życia dopiero wówczas, gdy
zostanie ona wprowadzona drogą zarządzeń. Czegoś wręcz przeciwnego wymaga
jednak rzeczywistość życiowa. Jedność powstać winna jako rezultat, muszą ją
wkońcu
wytworzyć działania, zbiegające się z różnych stron. Ewolucja czasów ostatnich biegła
naprzekór tej idei, zgodnej z rzeczywistością. Dlatego buntowało się to, co w ludziach
żyje, przeciwko “porządkowi”, narzuconemu z zewnątrz i doprowadziło społeczeństwo
40
do obecnego stanu.
Drugi przesąd pochodzi z niemożności dostrzeżenia radykalnej różnicy, istniejącej w
sposobie działania każdego z trzech członów organizmu społecznego. Nie widzi się tego,
jak człowiek ustosunkowuje się w szczególny sposób do każdego z tych trzech działów,
które jedynie wówczas mają możność rozwijania swych właściwości, gdy w
rzeczywistem życiu znajdą dla siebie grunt, gdzie każdy z nich będzie mógł kształtować
się odrębnie od dwóch pozostałych, aby z nimi współdziałać. Jeden z poglądów
przeszłości, pogląd fizjokratów, głosił, że zarządzania gospodarcze państwa, albo
przeciwdziałają samorzutnemu rozwojowi życia ekonomicznego i wówczas są szkodliwe,
albo też dążą one w tym samym kierunku, co samo życie, gdy nie jest krępowane, a
wtedy są zbyteczne. Teoretycznie pogląd ten został przezwyciężony, ale jako
przyzwyczajenie myślowe błąka się jeszcze dotychczas, szerząc spustoszenie w głowach
ludzkich. Panuje mniemanie, że jeżeli jakiś dział życia unormujemy według właściwych
mu praw, to z dziedziny tej już wszystko powinno wyniknąć, co jest niezbędne dla
całokształtu życia. Jeśliby np. zdołano uregulować życie gospodarcze w taki sposób, aby
ludzie normy te odczuwali jako zadowalające, to z tego uporządkowanego podłoża
winny jakoby wyniknąć zdrowe warunki również i dla życia prawnego oraz duchowego.
Nie jest to jednak możliwe. Jedynie człowiek, który myśli w sposób obcy rzeczywistości,
może uważać to za ziszczalne. Obieg gospodarczy nie zawiera w sobie nic takiego, coby
samorzutnie stanowiło pobudkę do regulowania stosunku człowieka do człowieka, w
sposób zgodny ze świadomością prawną. I jeżeli stosunek ten zechcemy wyprowadzić z
motywów gospodarczych, to proces gospodarczy wchłonie całkowicie człowieka wraz z
jego pracą i prawem rozporządzania środkami produkcji. Staje się on kółkiem takiego
życia gospodarczego, które działa jak mechanizm. Życie gospodarcze posiada
tendencję do poruszania się stale w jednym kierunku, wymaga więc ono interwencji z
innej strony. Nie wtedy zarządzenia prawne są pożyteczne, kiedy idą w kierunku, który
wytycza życie gospodarcze, ani też nie wtedy są szkodliwe, gdy mu się przeciwstawiają.
I dopiero wówczas człowiek zajmie w życiu gospodarczem stanowisko, odpowiadające
jego godności, kiedy prawa, mające na widoku wyłącznie człowieka, jako takiego, będą
bezustannie modyfikowały samorzutny kierunek życia gospodarczego. I tylko wtedy
życie gospodarcze mieć będzie możność rozwijania się w sposób dla człowieka
pomyślny, gdy indywidualne zdolności ludzkie wyrastać będą ze swoistego podłoża i
zapewnią temu życiu stały dopływ sił, których ono samo z siebie nie jest zdolne
wytworzyć.
Zdumiewający jest fakt, że tylko w dziedzinie życia czysto zewnętrznego łatwo
dostrzega się korzyści podziału pracy. Nikt nie zechce utrzymywać, że krawiec, aby
mieć mleko, powinien koniecznie sam hodować krowę. Gdy chodzi natomiast o bardziej
rozległą dziedzinę życia, ogół sądzi, że tylko jednolity ustrój może być dla niej
zbawienny.
● ● ●
Że społeczny kierunek myślowy, zgodny z rzeczywistem życiem, musi właśnie
zewsząd wywołać zarzuty – jest zrozumiałe samo przez się. Rzeczywiste bowiem życie
wytwarza przeciwieństwa. I kto nadąża myślą za tem życiem, musi pragnąć
wyrównywania jego sprzeczności, tkwiących w wytworzonych przezeń urządzeniach,
zapomocą innych urządzeń. Nie wolno mu łudzić się, że jakieś urządzenie, które
wyobraża sobie jako “idealne”, w razie urzeczywistnienia, nie wykaże żadnych
sprzeczności. Żądanie współczesnego socjalizmu, aby nowoczesne urządzenia, służące
do wytwarzania w celach osobistego zysku, zastąpić innemi, któreby wytwarzały dobra
dla zaspakajania potrzeb ogółu, jest całkowicie uzasadnione. Ale ten właśnie, kto
żądanie to
w zupełności uznaje, nie będzie mógł zgodzić się z ostatecznym wnioskiem
tego socjalizmu, że zatem środki produkcji muszą przejść z rąk prywatnych we władanie
wspólne. Przeciwnie, będzie on musiał dojść do całkiem innego wniosku, mianowicie, że
to, co wyprodukowano prywatnie, dzięki zdolnościom indywidualnym, musi we właściwy
sposób być oddane do użytku ogółu.
Nowoczesna gospodarka ujawnia tendencję do tworzenia zysków drogą masowej
produkcji. W przyszłości zaś trzeba będzie dążyć do tego, aby przy pomocy zrzeszeń i,
41
wychodząc z potrzeb spożywcy, znaleźć najlepsze sposoby produkcji, tudzież drogi
wiodące od producenta do konsumenta. Urządzenia prawne stać będą na straży tego,
aby każda wytwórnia pozostawała dopóty tylko pod zarządem jakiejś osoby lub grupy
osób, dopóki to usprawiedliwiają ich zdolności indywidualne. Zamiast
wspólnej
własności środków produkcji, będziemy mieli obieg ich w organizmie społecznym,
doprowadzający je stale do ludzi, którzy, dzięki swym zdolnościom, potrafią w najlepszy
sposób czynić z nich użytek dla dobra powszechnego. W ten sposób pomiędzy
jednostką a środkami produkcji powstawać będzie na pewien czas taki stosunek, jaki
dotychczas istniał w warunkach prywatnej własności. Albowiem tym to środkom
produkcji kierownik przedsiębiorstwa i jego zastępcy zawdzięczać będą, że zdolności ich
przyniosą im dochody, odpowiednie do ich wymagań. Nie zaniedbają oni, o ile
możności, udoskonalać produkcję, bo, aczkolwiek wzrost tejże nie przyniesie im
całkowitego przyrostu czystego dochodu, to jednak pewną jego część. Zysk bowiem, w
myśl tego cośmy powiedzieli wyżej, przechodzi na ogół nie w całości, lecz dopiero po
odliczeniu na rzecz wytwórcy pewnego procentu z powodu zwiększonej produkcji. Z
ducha poprzednich wywodów wynika również, że w razie kurczenia się produkcji dochód
wytwórcy ma się zmniejszać w takim samym stopniu, w jakim ulega powiększeniu przy
jej wzroście. W każdym razie jednak dochody kierownika przedsiębiorstwa mieć będą
swe źródło w jego działalności duchowej, nie zaś w zysku, wynikającym ze
współdziałania sił życia zbiorowego.
Będzie można przekonać się, że skutkiem urzeczywistnienia takich idej
społecznych, urządzenia, które istnieją obecnie, nabiorą zupełnie nowego znaczenia, a
własność przestanie być tem, czem była dotychczas. Nie powróci ona też do przeżytej
już formy własności wspólnej, przybierze natomiast całkiem nową postać. Objekty
własności dostaną się w nurt życia społecznego. Jednostka nie będzie mogła
rozporządzać się niemi do swych prywatnych celów ze szkodą dla ogółu, ale też i ogół
nie będzie mógł rządzić się biurokratycznie ze szkodą dla jednostki; natomiast
odpowiedni człowiek znajdzie zawsze dostęp do własności, aby przy jej pomocy służyć
ogółowi.
Dzięki urzeczywistnieniu tych impulsów, które sprawę produkcji postawią na
zdrowych podstawach i uchronią organizm społeczny od niebezpieczeństw kryzysów,
może rozwijać się zrozumienie dobra powszechnego. Zarząd, mający do czynienia
wyłącznie z obiegiem gospodarczym, będzie miał również możność niezbędnego
wyrównywania zakłóceń, powstających w tym obiegu. Jeżeli np. jakieś przedsiębiorstwo,
uznane za społecznie pożyteczne, nie będzie w stanie wypłacać swym wierzycielom
odsetek od ich wkładów oszczędnościowych, pochodzących z pracy, będzie ono mogło
uzyskać pomoc od innych placówek gospodarczych, za zgodą wszystkich osób,
biorących w nich udział. Zamknięty w sobie obieg gospodarczy, otrzymujący zzewnątrz
podstawy prawne oraz korzystający ze stałego dopływu ujawniających się
indywidualnych zdolności ludzkich, będzie miał do czynienia wyłącznie z
gospodarowaniem. Pozwoli to na taki podział dóbr, który każdemu zapewni to, co w
miarę dobrobytu społecznego sprawiedliwie mu się należy. Jeśli zaś korzystać będzie
pozornie z większych dochodów, to jedynie dlatego, że to
“więcej”, dzięki jego
indywidualnym zdolnościom, przyniesie korzyści ogółowi.
● ● ●
W organizmie społecznym, ukształtowanym zgodnie z przedstawionemi tu
wyobrażeniami, środki finansowe, niezbędne na utrzymanie urządzeń prawnych, będą
normowane na podstawie porozumienia pomiędzy zarządami organizmu prawnego i
gospodarczego. Fundusze zaś na potrzeby organizacji duchowej wpływać będą od
poszczególnych osób, biorących udział w organizmie społecznym, na zasadzie
dobrowolnego porozumienia. Ta organizacja duchowa opierać się będzie na zdrowych
podstawach, dzięki temu, że indywidualna inicjatywa jednostek, zdolnych do pracy
duchowej, dochodzić będzie do głosu w wolnem współzawodnictwie.
Jedynie
w takim organizmie społecznym kierownictwo działu prawnego znajdzie
niezbędne zrozumienie dla sprawiedliwego podziału dóbr. Organizm gospodarczy, który
korzystać będzie z pracy ludzkiej nie w zależności od potrzeb poszczególnych gałęzi
42
produkcji, ale wyłącznie w granicach dopuszczalnych przez prawo, będzie wyznaczał
wartość dóbr według świadczeń ludzi. Nie dopuści do tego, aby wytwarzano takie
dobra, których wartość powstaje bez liczenia się z dobrobytem i godnością człowieka.
Taki organizm będzie ustanawiał prawa, wynikające z czysto ludzkich stosunków.
Dzieciom przysługiwać będzie prawo do nauki. Robotnik, ojciec rodziny, otrzymywać
będzie wyższe wynagrodzenie, niż robotnik samotny. To “więcej” otrzyma on przy
pomocy urządzeń, które powstaną na drodze porozumienia wszystkich trzech
organizacyj społecznych. Urządzenia te będą mogły realizować prawo do nauki w ten
sposób, że kierownictwo działu gospodarczego oznaczy, na podstawie ogólnego
położenia gospodarczego, wysokość środków, które będzie można przeznaczyć na
nauczanie; dział zaś prawno-państwowy, zgodnie z opinją organizacji duchowej,
ustanowi prawa poszczególnej jednostki.
Znów wypada zaznaczyć, że w duchu myślenia zgodnego z rzeczywistością, uwagi
tego rodzaju mają wyłącznie na celu wskazanie, jakby na przykładzie, kierunku, w jakim
takie urządzenia rozwijaćby się mogły. Jest rzeczą bardzo możliwą, że w
poszczególnych wypadkach zupełnie inne urządzenia uznane będą za właściwe. Ale to
“właściwe” da się jedynie odnaleźć na drodze celowego współdziałania trzech
samodzielnych członów organizmu społecznego. Sposób myślenia, na którym opierają
się powyższe rozważania – w przeciwieństwie do tego, co dziś uchodzi za praktyczne,
ale w istocie nim nie jest, – dąży do urządzeń naprawdę praktycznych, mianowicie, do
takiego rozczłonowania organizmu społecznego, któreby pobudzało żyjących w nim
ludzi do postępowania celowego pod względem społecznym.
Podobnie jak dzieci korzystają z prawa do nauki, tak starcom, inwalidom, wdowom i
chorym przysługuje prawo do zaopatrzenia. Środki finansowe na te cele powinny
dopływać do obiegu w organizmie społecznym w ten sam sposób, jak wspomniane
fundusze na nauczanie tych, którzy jeszcze niezdolni są do zarobkowania. Istotną cechę
tych wszystkich urządzeń stanowi to, że ustalanie wysokości dochodu osób, które same
nie zarobkują, nie powinno wynikać ze stanu życia gospodarczego, lecz naodwrót, życie
gospodarcze musi być pod tym względem uzależnione od orzeczeń świadomości
prawnej. Pracujący w danym organizmie gospodarczym korzystać będą z tem mniejszej
części dochodu z własnej pracy, im więcej przeznaczy się zeń na rzecz
niezarobkujących. Ale to “mniej” obciążać będzie równomiernie wszystkich, biorących
udział w organizmie społecznym, o ile omawiane tu impulsy społeczne zostaną
zrealizowane. Dzięki wyodrębnieniu spraw państwowych z życia gospodarczego,
zagadnienie wychowania młodzieży oraz zaopatrzenia niezdolnych do pracy – co
stanowi powszechny problem ludzkości – wejdą rzeczywiście do programu działania,
ponieważ dziedzina prawna obejmie te sprawy, w których mogą zabierać głos
wszyscy
pełnoletni obywatele.
Organizm społeczny, ukształtowany według rozwijanych tu wyobrażeń, będzie
przekazywał nadwyżkę wydajności pracy jednostek szczególnie uzdolnionych na rzecz
ogółu, tak samo, jak od tegoż ogółu czerpać będzie środki na pokrycie niedoborów
wydajności pracowników mniej uzdolnionych, w celu zapewnienia im uprawnionego
poziomu utrzymania. “Nadwartość” nie będzie obracana na nieusprawiedliwione
używanie jednostek, lecz na wzmożenie sił, które organizmowi społecznemu przysporzą
dóbr duchowych lub materjalnych, a także na pielęgnowanie tego, co z łona tego
organizmu powstaje, a nie może mu odrazu bezpośrednio służyć.
Kto byłby skłonny mniemać, że wyodrębnienie trzech członów organizmu
społecznego posiada jedynie wartość ideową, że może wyniknąć “samo przez się” w
jednolicie ukształtowanym organizmie państwowym czy też w państwie, obejmującem
zrzeszenia gospodarcze, które są oparte na wspólnej własności środków produkcji – ten
powinien zwrócić uwagę na szczególny charakter urządzeń społecznych, jakie powstać
muszą przy urzeczywistnianiu trójczłonowej organizacji. Ustanawianie pieniędzy, jako
prawnego środka płatniczego, naprzykład, nie będzie należało do funkcji władz
państwowych. Będzie to zadanie kierownictwa organizacji gospodarczej. Pieniądz
bowiem w zdrowym organizmie społecznym nie może być niczem innem, jak przekazem
na towary wytworzone przez innych ludzi, a które mamy prawo otrzymać z ogólnego
43
obrotu, dzięki temu, że sami wprowadziliśmy doń dobra przez nas wyprodukowane.
Dzięki obiegowi pieniężnemu obszar gospodarczy staje się jednolitem gospodarstwem.
Za pośrednictwem całości życia gospodarczego każdy wytwarza dla każdego. W
dziedzinie gospodarczej mamy do czynienia wyłącznie z wartościami towarów. W tej
dziedzinie charakteru towaru nabierają również świadczenia, powstające w dziedzinie
duchowej tudzież w dziedzinie państwowej. Świadczenia, których nauczyciel udziela
swym uczniom, są dla obiegu gospodarczego towarem. Nauczycielowi nie płaci się za
jego zdolności indywidualne, podobnie jak nie płaci się robotnikowi za siłę, użytą do
pracy. Obaj
mogą otrzymywać wynagrodzenie jedynie za to, co pochodzi od nich i w
obiegu gospodarczym staje się towarem. Jak musi działać swobodna, inicjatywa oraz
prawo, aby powstał towar, leży to
poza obrębem obiegu gospodarczego tak samo, jak
oddziaływanie sił przyrody na plony zboża przy zbiorach obfitych czy skąpych. Zarówno
organizacja duchowa, jak i
państwo są z punktu widzenia swych świadczeń
producentami towarów. Tylko, że to, co one produkują, w ich własnych dziedzinach nie
jest towarem; staje się nim dopiero wówczas, gdy dostaje się do obiegu gospodarczego.
Organizacje te nie gospodarują we własnych dziedzinach, lecz ich świadczeniami
rozporządza kierownictwo organizacji gospodarczej.
Wartość czysto-gospodarcza danego towaru (lub usługi), o ile wyraża się ona w
pieniądzach jako jej równoważniku, zależeć będzie od celowości
zarządzeń organizacji
gospodarczej. Od działalności jej zarządu uzależnione będą wyniki gospodarcze
opierające się na podstawach prawnej i duchowej, wytworzonych przez oba tamte
człony organizmu społecznego. Wówczas wartość pieniężna towaru będzie wyrazem
tego, że w aparacie gospodarczym organizmu społecznego wyprodukowano ten towar
w ilości, odpowiadającej potrzebom. O ile założenia przedstawione w tej pracy
urzeczywistnią się, to w organizmie gospodarczym decydującym stanie się nie impuls,
dążący wyłącznie do powiększania produkcji gwoli gromadzenia bogactw, lecz
wytwarzanie stosować się będzie do potrzeb ludzkich, dzięki współpracy zrzeszeń
spółdzielczych, które powstaną i łączyć się będą ze sobą w przeróżny sposób. Skutkiem
tego wytworzy się w organizmie społecznym odpowiadający tym potrzebom stosunek
pomiędzy wartością pieniężną a urządzeniami produkcyjnemi.
Pieniądz w zdrowym organizmie społecznym będzie istotnie tylko miernikiem
wartości. Poza każdą bowiem monetą, czy banknotem ukrywa się świadczenie w postaci
towaru, wzamian którego dojść można jedynie do otrzymania pieniądza. Z samej istoty
takich stosunków staną się konieczne urządzenia, które pozbawiać będą pieniądze
wartości dla ich posiadacza z chwilą, w której utracą one wyżej wymieniony charakter.
Na urządzenia tego rodzaju już poprzednio zwróciliśmy uwagę. Pieniądze po pewnym
określonym czasie przechodzić będą w odpowiedniej formie ma rzecz ogółu. Aby zaś
pieniądze, które nie są zatrudnione w wytwórczości, nie były przetrzymywane przez ich
posiadaczy drogą obchodzenia zarządzeń organizacji gospodarczej, wskazaniem będzie
przeprowadzać od czasu do czasu nowe bicie monet, albo nową emisję banknotów. Z
takiego układu stosunków bezwątpienia wyniknie między innemi również i to, że
oprocentowanie kapitału będzie z biegiem lat stale się zmniejszało. Pieniądz podlegać
będzie zużyciu tak samo, jak zużywają się towary. Jednak takie zarządzenie będzie
całkowicie usprawiedliwione.
7
Jedynie, dzięki takiemu zarządzaniu organizmem społecznym, jakie powstaje z
nieskrępowanego współdziałania trzech jego członów, może wyniknąć zdrowy stosunek wzajemny
pomiędzy cenami wytwarzanych dóbr. Musi się on tak układać, żeby pracujący otrzymywał za
wytwór swej pracy taką równowartość, któraby pozwoliła mu zaspokajać wszystkie jego potrzeby,
oraz potrzeby jego rodziny aż do czasu, kiedy wytworzy nowy produkt tego samego rodzaju. Takiego
wzajemnego ustosunkowania się cen niepodobna normować drogą rozporządzeń urzędowych. Może
ono wynikn
ąć jedynie jako rezultat żywego współdziałania zrzeszeń, czynnych w organizmie społecznym,
ale wyniknie dopiero wtedy, gdy to współdziałanie oprze się na zdrowej współpracy wszystkich trzech
członów tego organizmu. I musi to nastąpić z taką samą pewnością, jak wytrzymałość mostu jest
niezawodnym wynikiem konstrukcji, zgodnej z prawami matematyki i mechaniki. Można, oczywiście,
wysunąć zarzut, że życie społeczne nie podlega swym prawom w taki sam sposób, jak most. Ale
takiego zarzutu nie postawi ten, kto spostrzegł, że w niniejszej pracy, jako podłoże życia
społecznego, pomyślane są właśnie prawa
żywe, nie zaś matematyczne.
44
“Procenty od procentów” nie będą dopuszczalne. Kto złożył oszczędności, musiał
wprawdzie wykonać jakąś pracę, uprawniającą go do żądania w przyszłości pewnego
równoważnika w towarach tak, jak jego teraźniejsze świadczenia dają mu prawo do
wymiany na inne równoważne świadczenia. Jednak roszczenia takie mogą
być uznane
tylk
o do pewnych granic. Albowiem uprawnienia, pochodzące z przeszłości, można
zaspakajać jedynie świadczeniami pracy teraźniejszej. Roszczeniom tego rodzaju nie
wolno stać się środkiem przemocy gospodarczej. Urzeczywistnienie powyższych założeń
postawi
sprawę walutową na zdrowych podstawach. Niezależnie bowiem od tego, jak
skutkiem innych warunków kształtuje się
forma pieniądza: waluta w rękach kierownictwa
całego organizmu gospodarczego stanie się rozsądnem narzędziem obrotu. Państwo nie
rozwiąże nigdy sprawy walutowej w sposób zadowalający zapomocą ustaw. Państwa
współczesne zdołają sprawę tę rozwiązać dopiero wówczas, gdy same zrezygnują z jej
rozwiązania i przekażą ją wyodrębnionemu organizmowi gospodarczemu.
● ● ●
Wiele się rozprawia o nowoczesnym podziale pracy, o jego wpływie na ekonomję
czasu, podniesienie jakości towarów, ich wymianę i t. p., ale mało zwraca się uwagi na
wpływ, jaki podział pracy wywarł na stosunek poszczególnego człowieka do wytworu jego
pracy. Kto pracuje w społeczeństwie, opartem na podziale pracy, ten właściwie nigdy
sam nie zdobywa dla siebie środków do życia, ale je otrzymuje dzięki pracy ogółu ludzi,
czynnych w organizmie społecznym. Krawiec, który sporządził ubranie dla własnego
użytku, znajduje się doń w całkiem innym stosunku, niż człowiek pierwotny, który sam
dla siebie wytwarza wszystko, czego potrzebuje. Krawiec szyje dla siebie ubranie w tym
celu, aby móc robić ubrania dla innych. Wartość, jaką jego własne ubranie dlań
przedstawia, zależy w
zupełności od świadczeń na jego korzyść innych ludzi. Ubranie
jest dla niego właściwie środkiem produkcji. Niejeden powie, że są to tylko finezje
pojęciowe. O ile jednak zwróci uwagę na
kształtowanie się wartości towarów w obiegu
gospodarczym, nie będzie mógł myśleć w ten sposób. Zrozumie bowiem wówczas, że w
organizmie gospodarczym, opartym na podziale pracy, niepodobieństwem jest
pracować dla siebie. Każdy z nas może pracować tylko dla innych, wszyscy zaś ci inni –
dla każdego z nas. Tak samo jak niepodobna samego siebie zjeść, nie można również
pracować samemu dla siebie. Ale można tworzyć urządzenia, które przeczą istocie
podziału pracy. Dzieje się to wówczas, gdy wytwarzanie dóbr skierowane jest wyłącznie
w celu przekazywania na własność prywatną poszczególnym jednostkom rezultatów ich
działalności, które przecież zawdzięczają one wyłącznie stanowisku, jakie zajmują w
organizmie społecznym. Podział pracy wymaga takiej organizacji społeczeństwa, aby
każdy żył w niem zgodnie z ogólnemi warunkami tego organizmu jako całości. Podział
pracy zatem wyłącza gospodarczo egoizm. Jeżeli pomimo to egoizm utrzymuje się w
postaci przywilejów klasowych itp., powoduje to stan pod względem społecznym nie do
zniesienia, co musi doprowadzać do wstrząsów. W takich stosunkach żyjemy dzisiaj.
Niejednemu wyda się, być może, bez znaczenia żądanie, aby stosunki prawne i inne
odpowiadały podziałowi pracy, wolnemu od egoizmu. Ale niech wyciągnie konsekwencje
ze swych założeń: wówczas nic wogóle nie możnaby zrobić; ruch społeczny nie
doprowadziłby do niczego. Jeżeli
rzeczywistości
odmawia się jej praw,
niepodobieństwem jest, aby ten ruch zdziałał cośkolwiek pożytecznego. Kierunek
myślenia, przyświecający niniejszej pracy, dąży do ułożenia działalności człowieka w
organizmie społecznym w sposób, wynikający z warunków życiowych tego organizmu.
● ● ●
Kto potrafi kształtować swe poglądy jedynie na zasadzie takich urządzeń, do
których przywykł, przerazi się, słysząc, że regulowanie stosunku pomiędzy
kierownikiem przedsiębiorstwa a robotnikiem ma być wydzielone z organizmu
gospodarczego. Wyda mu się bowiem, że takie wyodrębnienie prowadzi z konieczności
do dewaluacji pieniądza i nawrotu do prymitywnych form gospodarczych. (Dr Rathenau
w książce swej “Nach der Flut” broni tego poglądu, który z jego punktu widzenia wydaje się
usprawiedliwiony). Lecz powyższemu niebezpieczeństwu przeciwdziałać będzie
trójczłonowy układ organizmu społecznego. Samodzielny organizm gospodarczy łącznie
z organizmem prawnym zupełnie wyodrębnią stosunki pieniężne od stosunków,
45
dotyczących pracy, które będą oparte na prawie. Stosunki prawne nie będą mogły
wywierać bezpośrednio wpływu na stosunki pieniężne. Te ostatnie bowiem będą
wynikiem zarządzeń organizacji gospodarczej. Stosunek prawny pomiędzy kierownikiem
przedsiębiorstwa a robotnikiem nie będzie mógł wyrażać się jednostronnie w wartości
pieniężnej, gdyż po usunięciu płacy najemnej, która wyraża stosunek wymienny
pomiędzy towarem a siłą pracy, ta wartość pieniężna stanie się wyłącznie miarą
wzajemnej wartości towarów (i usług). Rozważając skutki, jakie trójczłonowy układ
pociągnie za sobą w organizmie społecznym, musimy dojść do przeświadczenia, że
takich urządzeń, do jakich to doprowadzi, nie znały dotychczasowe formy ustrojów
państwowych.
Dzięki zaś tym urządzeniom usunięte zostanie to, co dziś odczuwamy jako
walkę klas.
Walkę tę bowiem powoduje wtłoczenie płacy roboczej w obrót gospodarczy. Praca
niniejsza daje obraz takiego ukształtowania organizmu społecznego, w którym pojęcie
płacy roboczej ulegnie zmianom niemniejszym niż dawne pojęcie własności. Ale
skutkiem tego przekształcenia, stosunki pomiędzy ludźmi nabiorą form bardziej
zdolnych do życia. Tylko dla powierzchownego sądu może wydawać się, że
zrealizowanie powyższego nie pociągnie innych zmian prócz tych, iż płacę za czas
zastąpi płaca od sztuki. Jednostronny pogląd na tę sprawę prowadzi, być może, do
takiego wniosku. Ale takiego jednostronnego poglądu nie przedstawiamy tutaj.
Rozpatrujemy natomiast konieczność zastąpienia dotychczasowych form
wynagrodzenia za pracę, opartych na umowie, podziałem wyników wspólnej
działalności kierownika i robotników w związku z
całokształtem urządzeń organizmu
społecznego. Kto część dochodu przedsiębiorstwa, przypadającą na robotnika, uważa za
płacę akordową, nie dostrzega, że taka “płaca akordowa” (która jednak właściwie nie
jest płacą) wyraża się w
wartości rezultatu pracy w taki sposób, że położenie społeczne
robotnika w stosunku do reszty społeczeństwa układa się całkiem inaczej, niż przy
jednostronnie uwarunkowanej gospodarczo przewadze klasowej. W ten sposób spełni
się żądanie zaprzestania walki klas.
Kto zaś jest wyznawcą poglądu, cieszącego się popularnością, zwłaszcza w kołach
socjalistycznych, jakoby sam rozwój przynieść miał rozwiązanie kwestji społecznej
tudzież jakoby nie należało narzucać koncepcyj, które mają być urzeczywistnione, temu
trzeba zwrócić uwagę, że zapewne rozwój musi przynieść to, co jest konieczne, ale w
organizmie społecznym impulsy myślowe człowieka są
rzeczywistościami. A gdy z
biegiem czasu
urzeczywistni się to, co dziś może być jedynie przedmiotem rozmyślań,
wówczas takie ziszczenie będzie właśnie zawarte w rozwoju. A ci, którzy liczą się
jedynie z “rozwojem”, a nie z powstawaniem płodnych idej, niechaj zaczekają ze swym
sądem aż do czasu, kiedy to, co dziś jest myślą, stanie się “rozwojem”. Tylko, że wtedy
będzie może już
zapóźno na dokonanie pewnych rzeczy, których już wymagają dzisiejsze
warunki. Niepodobna obserwować objektywnie rozwoju społecznego tak, jak
obserwujemy przyrodę. Rozwój społeczny trzeba
powodować. Z tego względu fatalną
rzeczą, jest dla zdrowego myślenia społecznego, że przeciwstawia mu się panujące
obecnie poglądy, które żądają “dowodów” dla wykazania tego, co jest społecznie
konieczne tak, jak w przyrodoznawstwie stosuje się metodę “dowodzenia”. “Dowód” w
społecznem ujęciu życia ujawnić się może jedynie człowiekowi, który w poglądach
swoich uwzględnia nie tylko to, co istnieje, ale także to, co tkwi w zarodku w impulsach
ludzkich – często niedostrzeżone – i co prze do realizacji.
● ● ●
Jednym z wyników
trójczłonowej organizacji społeczeństwa, który wykaże, jak jej
założenia wypływają z samej istoty życia społecznego ludzkości, będzie oderwanie
sądownictwa od urządzeń państwowych. Do kompetencji organów państwowych
należeć będzie ustanawianie praw, jakie mają obowiązywać jednostki i grupy w ich
wzajemnych stosunkach. Wydawanie natomiast wyroków sądowych przypadnie
urządzeniom organizacji duchowej. Orzekanie o winie jest w znacznym stopniu
uzależnione od tego, czy sędzia ma możność odczucia i zrozumienia indywidualnego
położenia podsądnego. Warunki te mogą być spełnione tylko wtedy, gdy zaufanie, jakim
ludzie darzą urządzenia organizacji duchowej, będzie również istniało do ustanawianych
46
sądów. Prawdopodobnie zarząd organizacji duchowej wyznaczać będzie sędziów z
różnych zawodów dziedziny duchowej, a po upływie pewnego czasu powrócą oni znowu
do swych zajęć zawodowych. Wówczas każdy obywatel mieć będzie, w pewnych
granicach, możność wyboru z pośród sędziów, wyznaczonych na przeciąg pięciu czy
dziesięciu lat, tego, do którego czuje dostateczne zaufanie, by poddać się jego
wyrokowi w sprawie karnej czy cywilnej. W okręgu miejsca zamieszkania każdego
obywatela będzie zawsze dostateczna liczba sędziów, aby umożliwić taki swobodny
wybór. Skarżący więc zwracałby się zawsze do tego sędziego, którego wybrał
oskarżony.
Pomyślmy, jak doniosłe byłoby takie urządzenie w dawnej monarchji Austro-
Węgierskiej. W dzielnicach mieszanych pod względem językowym oskarżony
jakiejkolwiek narodowości miałby możność obrania na swego sędziego – rodaka. Kto
znał dawne stosunki w Austrji, zrozumie, w jakim stopniu takie urządzenie przyczyniłoby
się do wyrównania tarć, wynikających ze współżycia odrębnych narodowości. I nie tylko
na sprawy narodościowe, ale także na inne rozległe dziedziny życia wpływ urządzeń
tego rodzaju byłby dodatni.
Do pomocy wybieranym w ten sposób sędziom i sądom delegowanoby urzędników,
specjalistów w dziedzinie prawnej. Oni również byliby wyznaczani przez organizację
duchową, lecz nie wykonywaliby sami czynności sędziowskich. Ta sama organizacja
powoływałaby do życia sądy apelacyjne.
Istotną cechę ustroju opartego na powyższych założeniach stanowić będzie to, że
sędzia potrafi głębiej wejrzeć w przyzwyczajenia i uczucia oskarżonego, gdyż poza
urzędowaniem sędziowskiem, któremu poświęci tylko pewien okres czasu, będzie
obeznany ze sferą życia obwinionego.
Zdrowy organizm społeczny we wszelkich swych urządzeniach rozwijać będzie u
swych obywateli poczucie społeczne, a więc i sądownictwo nie będzie pozbawione tego
wpływu. Wykonanie wyroków będzie należało do funkcyj działu prawnego.
● ● ●
Na razie nie ma potrzeby omawiania innych urządzeń poza wspomnianemi, które, w
razie realizacji powyższych zasad, stałyby się konieczne w innych dziedzinach życia.
Opisanie ich wymagałoby tu, rzecz naturalna, o wiele więcej miejsca.
Z przedstawionych tu poszczególnych urządzeń życiowych wynika, że ideą, z której
zostały wyprowadzone, nie ma nic wspólnego – jak to możnaby mniemać i jak to
faktycznie przypuszczano tu i ówdzie na moich wykładach, poświęconych tej sprawie –
ze wznowieniem trzech stanów: żywicieli, wojowników i mędrców (Nährstand,
Wehrstand und Lehrstand). To, do czego się tu zmierza, jest przeciwieństwem ustroju
stanowego. Ludzie nie będą podzieleni
społecznie ani na klasy, ani na stany; natomiast
sam organizm społeczny zostanie rozczłonowany. Dzięki temu właśnie człowiek będzie
mógł być naprawdę człowiekiem. Rozczłonowanie to bowiem sprawi, że człowiek z
każdym z trzech działów będzie życiowo związany. Z działem organizmu społecznego, w
którym pracuje zawodowo, wiązać go będą sprawy rzeczowe, z pozostałemi zaś
utrzymywać będzie żywe stosunki, gdyż ustrój ten będzie go do tego pobudzał.
Trójczłonowy zatem będzie organizm społeczny, tworzący wyodrębnioną podstawę
życia ludzkiego, każdy zaś człowiek, jako taki, stanie się łącznikiem pomiędzy jego
trzema członami.
47
IV.
MIĘDZYNARODOWE STOSUNKI ORGANIZMÓW SPOŁECZNYCH.
Wewnętrzne rozczłonowanie zdrowego organizmu społecznego spowoduje również
trójczłonowość stosunków międzynarodowych. Każda z trzech dziedzin ustosunkuje się
samodzielnie do odpowiednich dziedzin innych organizmów społecznych. Na stosunki
gospodarcze pomiędzy dwoma krajami nie będą bezpośrednio wywierały wpływu
stosunki prawno-polityczne, istniejące pomiędzy ich rządami.
stosunki
pomiędzy temi rządami kształtować się będą, w pewnych granicach, całkiem
niezależnie od stosunków gospodarczych. Dzięki niezależnemu powstawaniu tych
stosunków, w razie konfliktów będą one zdolne działać wyrównująco. Pomiędzy
poszczególnemi organizmami gospodarczemi wytworzą się skutkiem tego sploty
interesów, które sprawią, że dla współżycia ludzi granice terytorjalne już nie będą miały
wielkiego znaczenia.
Organizacje duchowe poszczególnych krajów zawiążą między sobą stosunki,
wynikające jedynie ze wspólnoty życia duchowego całej ludzkości. Życie duchowe,
uniezależnione od państwa, oparte na sobie samem, wytworzy stosunki, które nie są
możliwe wówczas, gdy ocena działalności duchowej zależy nie od kierownictwa
instytucyj duchowych, ale od władz państwowych. Pod tym względem nie ma żadnej
różnicy pomiędzy usługami, które wyświadcza nauka, mająca bezsprzecznie
międzynarodowy charakter, a tem co wytwarzają inne dziedziny duchowe. Do dziedziny
duchowej należy także mowa ojczysta narodu i wszystko, co jest z nią bezpośrednio
związane. Sama świadomość narodowa należy również do tej dziedziny. Ludność
pewnego obszaru językowego nie wpadnie w nienaturalne konflikty z innemi, o ile nie
zechce wywierać nacisku przez swą organizację państwową lub potęgę gospodarczą w
celu wzmożenia wpływów swej kultury narodowej. Jeżeli dana kultura narodowa w
porównaniu z inną posiada większą siłę ekspansji i twórczości duchowej – rozszerzanie
się jej będzie usprawiedliwione i może odbywać się na drodze pokojowej, o ile
urządzenia, służące temu celowi, zależne będą wyłącznie od organizacji duchowej.
Obecnie trójczłonowość organizmu społecznego dozna jeszcze silnego oporu ze
strony skupień ludzkich, które rozwinęły się na podłożu wspólnej mowy i kultury
narodowej. Opór ten jednak musi załamać się wobec celu, jaki ludzkość, jako całość,
zmuszona będzie sobie stawiać coraz bardziej świadomie. Ludzkość odczuje, że każda
jej cząstka wówczas tylko zdoła osiągnąć byt naprawdę godny człowieka, gdy zwiąże się
w sposób żywotny z wszystkiemi pozostałemi częściami. Obok innych impulsów
przyrodzonych skupienia narodowe stanowią przyczyny ukształtowania się w dziejach
zespołów prawnych i gospodarczych. Ale siły, powodujące wzrost kultury narodowej,
powinny rozwijać się we wzajemnem na siebie oddziaływaniu, niehamowane przez
stosunki, jakie powstają pomiędzy organizacjami państwowemi i kompleksami
gospodarczemi. Osiągnie się to wówczas, gdy skupienia narodowe przeprowadzą
trójczłonowość w ramach swych organizmów społecznych w taki sposób, aby każdy z
ich członów mógł samodzielnie rozwijać swe stosunki z innemi organizmami
społecznemi.
Pomiędzy narodami, państwami i ciałami gospodarczemi powstaną skutkiem tego
wielokształtne powiązania, które każdą cząstkę ludzkości skojarzą z pozostałemi w taki
sposób, że każda z nich w swym własnym interesie odczuwać będzie życie innych. Z
elementarnych impulsów, zgodnych z rzeczywistością, powstanie Związek Narodów. Nie
będzie potrzeba “ustanawiać” go z góry, na podstawie jednostronnych poglądów
prawnych.
8
Kto podniesie zarzut, że jednak stosunki prawne i gospodarcze w rzeczywistości tworzą całość i
niepodobna ich od siebie wyodrębnić, nie zdaje sobie sprawy z istoty rozczłonowania, o którem tu
mowa. W ogólnym procesie wymiany działają, oczywiście, te dwa rodzaje stosunków jako całość. Ale
jest zupełnie co innego, gdy kształtujemy ustawodawstwo, wychodząc z potrzeb gospodarczych, czy
też z elementarnego poczucia prawa i temu, co stąd powstaje, pozwalamy współdziałać z życiem
gospodarczem.
9 Kto
w sprawach tych dopatruje się “utopji”, nie dostrzega, że w istocie rzeczywistość życiowa
48
Każdy, kto myśli realnie, musi przypisać szczególne znaczenie okoliczności, że
aczkolwiek wyłożone tu cele mają znaczenie dla całej ludzkości, to jednak
każdy
poszczególny organizm społeczny może je realizować niezależnie od tego, jak na razie
ustosunkują się do tej sprawy inne kraje. Jeżeli którykolwiek organizm społeczny
rozczłonuje się naturalnym porządkiem rzeczy na te trzy dziedziny, przedstawiciele ich,
jako jednolite korporacje będą mieli możność nawiązania stosunków międzynarodowych
z innemi organizmami nawet wówczas, jeżeli trójczłonowość nie została tam jeszcze
wprowadzona. Kraj, który pod względem trójczłonowości wyprzedzi inne, będzie działał
dla wspólnego celu całej ludzkości. To, co musi być dokonane, dokona w znacznie
większym stopniu siła, która wykazuje w
życiu cel, mający swe źródło w prawdziwych
impulsach ludzkości, aniżeli wszelkie uchwały kongresów czy pertraktacje
dyplomatyczne. Cel ten został
pomyślany na podstawie rzeczywistości i w życiu
realnem da się osiągnąć w każdej zbiorowości ludzkiej.
Kto śledził wydarzenia ostatnich dziesięcioleci w życiu narodów i państw z punktu
widzenia, jaki tu obraliśmy, mógł zdać sobie sprawę z tego, jak te w biegu dziejów
wytworzone twory państwowe z ich centralizacją życia duchowego, prawnego i
gospodarczego doprowadziły do takich stosunków międzynarodowych, które siłą rzeczy
parły ku katastrofie. Ale taki obserwator mógł również dostrzec, jak siły przeciwstawne,
pochodzące z nieuświadomionych impulsów ludzkich, wskazują na trójczłonowość.
Stanie się ona środkiem leczniczym przeciwko wstrząsom, które spowodował fanatyzm
jednolitości. Ale nastawienie życiowe “miarodajnych sfer kierowniczych ludzkości” nie
pozwoliło im dostrzec tego, co się oddawna przygotowywało. Jeszcze na wiosnę i w
początkach lata 1914 roku można było słyszeć oświadczenia “mężów stanu”, że dzięki
wysiłkom rządów, według przewidywań ludzkich pokój w Europie jest zapewniony.
“Dygnitarze” ci zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego, że słowa ich i czyny nie miały
już nic wspólnego z biegiem rzeczywistych wydarzeń. A jednak uchodzili oni za
“praktyków”. Za “fantastę” natomiast uważany był człowiek, który, jak autor niniejszej
pracy, wbrew opinji “mężów stanu” wyrobił sobie w ciągu ostatnich dziesięcioleci
odmienne zapatrywania i wypowiadał je jeszcze na wiele miesięcy przed katastrofą
wojenną wśród szczupłego grona słuchaczy w Wiedniu. (Szersze audytorjum byłoby go
niezawodnie wyśmiało). O grożącem niebezpieczeństwie mówił on mniej więcej tak:
Panujące obecnie tendencje życiowe będą coraz bardziej wzmagały się na siłach, aż
wreszcie same siebie zniszczą. Kto wzrokiem duchowym przenika życie społeczne,
dostrzega, jak wszędzie powstają skłonności do tworzenia się strasznych wrzodów
społecznych. Budzi się w nim wielka troska o kulturę ludzkości. Jest to rzecz okropna,
działająca tak przygnębiająco, że nawet gdybyśmy potrafili stłumić w sobie wszelki
entuzjazm do poznawania zjawisk życiowych drogą wiedzy duchowej, musielibyśmy
uderzyć na alarm, wskazując całemu światu środki lecznicze. O ile organizm społeczny
rozwijać się będzie dalej tak, jak dotychczas, wywiąże się stan chorobliwy kultury,
podobny do tworzenia się raka w organizmie ludzkim. Tymczasem pogląd na świat kół
panujących wytworzył ma tem podłożu życia – którego one nie mogły i nie chciały
dostrzec – impulsy, prowadzące do niewłaściwych zarządzeń, zamiast takich, któreby
ugruntowały zaufanie wśród różnych ugrupowań ludzkich.
Kto mniema, że wśród bezpośrednich przyczyn obecnej katastrofy wojennej,
społeczne konieczności życiowe nie odegrały żadnej roli, zastanowić się winien nad
tem, co wynikłoby z politycznych impulsów państw, które parły ku wojnie, gdyby ich
“mężowie stanu” byli uwzględnili te konieczności społeczne w zakresie swej woli.
Niechże rozważy także, czego dałoby się uniknąć, gdyby w swym czasie te osobistości
były skierowały swą wolę na inny cel, niż na gromadzenie materjału palnego, który
musiał wreszcie doprowadzić do eksplozji.
Jeżeli ową chorobę raka, która w ciągu ostatnich dziesięcioleci toczyła stosunki
pomiędzy państwami, uważać będziemy za konsekwencję społecznej postawy sfer
kierowniczych ludzkości, zrozumiemy, jak pewien myśliciel, ożywiony ogólno-ludzkiemi
zainteresowaniami duchowemi, obserwując przejawy woli tych sfer, już w r. 1888 mógł
zmierza do tych urządzeń, które on uważa za utopijne, i że zło, które powstaje w tej rzeczywistości,
pochodzi właśnie z braku tych urządzeń.
49
powiedzieć: “Cel ten – to uczynić całą ludzkość w jej ostatecznym rozwoju społecznością
braterską, gdzie ludzie, powodując się jedynie najszlachetniejszemi pobudkami,
kroczyliby wspólnie naprzód. Kto śledzi dzieje, chociażby tylko na mapie Europy, może
dojść do przeświadczenia, że w naszej najbliższej przyszłości musi dojść do ogólnego
mordowania się wzajem narodów. Jedynie myśl o konieczności odnalezienia drogi do
prawdziwych wartości życia ludzkiego, pozwoli zachować wiarę w godność człowieka. A
myśli tej niepodobna pogodzić z niesłychanemi zbrojeniami u nas i u naszych sąsiadów.
Wierzę w nią jednak i musi ona nam przyświecać, o ile nie uznamy za coś lepszego
zakończenia życia ludzkiego zbiorowem samobójstwem, skutkiem powziętego wspólnie
postanowienia w oficjalnie wyznaczonym dniu”. (Tak pisał Hermann Grimm w r. 1888 w
swej książce: “Aus den letzten fünf Jahren”, str. 46). Czemże innem były “zbrojenia
wojenne”, jeśli nie dążeniem do utrzymania nadal państw jako ustrojów jednolitych,
mimo, że, wobec współczesnego rozwoju, forma ta stała się zaprzeczeniem istoty
zdrowego współżycia narodów? A takie zdrowe współżycie można osiągnąć jedynie w
organizmie społecznym, który ukształtuje się zgodnie z nowoczesnemi koniecznościami
życiowemi.
Już zgórą od pół wieku austrjacko-węgierski kompleks państwowy domagał się
nowego ukształtowania. Jego życie duchowe, będące wyrazem mieszanego składu
państwa pod względem narodowościowym, wymagało formy, dla której zaporę
stanowiło państwo jednolite, ukształtowane pod wpływem przestarzałych impulsów.
Konflikt serbsko-austrjacki, jako punkt wyjścia katastrofy światowej, jest najlepszym
dowodem, że granice polityczne tego jednolitego państwa od pewnego momentu
dziejów powinny były przestać być granicami kulturalnego życia jego narodów. Gdyby
życie duchowe, oparte na sobie samem, niezależne od państwa i jego granic, miało
możność rozwijania się poza te granice w sposób harmonijny z celami narodów –
konflikt, który miał swe źródło w życiu duchowem, nie musiałby wyładować się
koniecznie w katastrofie politycznej. Ale rozwój tego rodzaju wydawał się zupełną
niemożliwością, a nawet absurdem każdemu, kto w Austro-Węgrzech mniemał, że myśli
zgodnie z “racją stanu”. Przyzwyczajenia bowiem myślowe tych ludzi nie dopuszczały
innego poglądu, jak tylko ten, że granice państwowe muszą się zlewać z granicami
spólnot narodowych. Uznanie możności powstawania ponad granicami politycznemi
organizacyj życia duchowego, obejmujących szkolnictwo i inne gałęzie działalności
duchowej, było czemś niedopuszczalnem dla ich rutyny myślowej. A przecież właśnie to
rozwiązanie, uchodzące za coś “nie do pomyślenia”, jest wymaganiem czasów nowych
w życiu międzynarodowem. Człowiek, myślący praktycznie, nie powinien zniechęcać się
pozorną niemożliwością i mniemać, że wprowadzanie urządzeń w myśl tych wymagań,
natknie się na niezwalczone trudności – przeciwnie, trzeba właśnie, aby kierował swe
wysiłki do ich przezwyciężania. Zamiast nadawania myśleniu “mężów stanu” kierunku
zgodnego z wymogami nowoczesnemi, usiłowano tworzyć urządzenia, które, naprzekór
tym wymaganiom, miały utrzymywać jednolitą postać państwa. Skutkiem tego takie
państwo stawało się tworem coraz bardziej obcym życiu. I znalazło się ono w drugiem
dziesięcioleciu XX-go wieku przed alternatywą: albo oczekiwać swego końca, wobec
niepodobieństwa utrzymania nadal swej dawnej formy, albo też powierzchownie
ratować bankructwo ustroju wewnętrznego drogą przemocy, którą dawało się uzasadnić
stanem wojennym. W 1914 r. austrjacko-węgierscy “mężowie stanu” nie mieli innego
wyboru: albo mogli skierować swe wysiłki ku tworzeniu warunków realizacji zdrowego
organizmu społecznego i oświadczyć to światu jako swą wolę, zdolną wzbudzić nowe
zaufanie, albo też zmuszeni byli rozpętać wojnę w celu utrzymania dawnego stanu
rzeczy. Myśleć więc sprawiedliwie o winie za to, co się stało w roku 1914, można tylko
wówczas, gdy uwzględnia się to głębsze podłoże wypadków. Wobec wielu narodowości,
jakie wchodziły w skład monarchji austrjacko-węgierskiej, jej przedewszystkiem
postawione było dziejowe zadanie ukształtowania zdrowego organizmu społecznego.
Zadania tego nie zrozumiano. Ten grzech przeciwko duchowi dziejów wpędził Austro-
Węgry w wojnę.
A Rzesza Niemiecka? Powstała ona w okresie, kiedy nowoczesne żądania zdrowego
organizmu społecznego zmierzały ku swemu urzeczywistnieniu. To urzeczywistnienie
50
mogło stanowić dla niej rację istnienia. Impulsy społeczne skupiły się w tem państwie
środkowo-europejskiem, jakby w środowisku przeznaczonem do tego posłannictwa
dziejowego. Myślenie społeczne występowało tu i ówdzie; ale w państwie niemieckiem
p
rzybrało ono postać szczególną, która pozwalała rozpoznać dokąd zmierza. To powinno
było nadać temu państwu cel pracy i przed jego przywódcami postawić te problemy.
Gdyby nowo założone państwo otrzymało taką treść dla swej pracy, jakiej wymagały
same siły dziejowe, dowiodłoby ono racji bytu swego istnienia w nowoczesnem
współżyciu narodów. Ale zamiast przystąpić z tem posłannictwem do wielkich
zagadnień, zadowolono się reformami społecznemi, dostosowanemi do potrzeb dnia
bieżącego i cieszono się, gdy zagranica podziwiała wzorowość tych reform. A obok tego
opierano coraz więcej światową moc narodu na formach, pochodzących z najbardziej
przestarzałych pojęć o potędze i splendorze państwowym. Ukształtowano państwo,
które podobnie jak austro-węgierski twór, było w zasadniczej sprzeczności z tem, co
historycznie zapowiadało się w siłach narodu. Sił tych nie dostrzegali wcale jego
sternicy. Ustrój państwowy według ich pojęcia mógł opierać się jedynie na sile
militarnej. To zaś, czego wymagały dzieje nowoczesne, musiałoby opierać się na
urzeczywistnieniu impulsów, zmierzających do budowy zdrowego organizmu
społecznego. Gdyby go zrealizowano, państwo niemieckie znalazłoby się w innej
sytuacji wśród narodów, niż było w r. 1914. Polityka niemiecka, skutkiem
niezrozumienia nowoczesnych wymagań życia narodowego, stanęła na martwym
punkcie. Polityka ta w ciągu ostatnich dziesięcioleci nie dostrzegła nic z dojrzewających
wydarzeń. Zajmowała się ona wszystkiem, co nie leżało w zakresie rozwoju sił
nowoczesnych i co, skutkiem tego braku treści,
musiało “runąć, jak domek z kart”.
Gdyby zechciano ściśle zbadać i przedstawić światu fakty, które zaszły w
miarodajnych kołach Berlina w końcu lipca i pierwszego sierpnia 1914, powstałby
wierny obraz tego, co jako tragiczny los państwa niemieckiego wyłoniło się z biegu
wydarzeń. To, co się wówczas działo, mało jest jeszcze znane zarówno w kraju, jak i
zagranicą. Kto to wszystko poznał, wie, jak ówczesna polityka, niemiecka była podobna
do domku z kart i jak, osiągnowszy martwy punkt swej działalności,
musiała całkowicie
przekazać władzom wojskowym decyzję w sprawie, czy i jak rozpocząć wojnę. Czynniki,
decydujące w sferach wojskowych,
nie mogły, z militarnego punktu widzenia, postąpić
inaczej, niż postąpiły, gdyż z tego punktu widzenia sytuacja mogła przedstawiać się
tylko tak, jak one ją widziały. Doprowadzono bowiem do takiej sytuacji, że jakakolwiek
inicjatywa poza sferami wojskowemi nie była już możliwa. Wszystko to byłoby dziś
faktem historycznie ustalonym, gdyby znalazł się człowiek, któryby zagłębił i wydobył
na światło dzienne wydarzenia, zaszłe w Berlinie w końcu lipca i 1-go sierpnia, a
zwłaszcza to wszystko, co się wydarzyło 31-go lipca i 1-go sierpnia. Wciąż jeszcze
ulegamy złudzeniu, że, o ile znamy wcześniejsze fakty przygotowawcze, poznanie
owych wydarzeń nic dać nam nie może. Nie wolno jednak ich pomijać, jeżeli chcemy
poruszać t. zw. obecnie “zagadnienie winy”. Zapewne, że też i w inny sposób zapoznać
się można z przyczynami, które istniały o wiele wcześniej, ale poznanie ostatnich
wydarzeń wskazuje, w jaki sposób te przyczyny wywarły działanie.
Poglądy, które wówczas wciągnęły sterników Niemiec do wojny, w dalszym ciągu
działały zgubnie. Stały się one opinją publiczną. Nie dopuściły one, aby u ludzi,
dzierżących w swych rękach władzę, rozwinęło się nawet w tych strasznych latach po
gorzkich doświadczeniach zrozumienie tego, co wtrąciło kraj w położenie tragiczne.
Licząc na wrażliwość, jaką wydarzenia wojenne powinny były obudzić, autor niniejszych
rozważań usiłował, w momencie zdawało się najbardziej odpowiednim, zapoznać z ideą
zdrowego organizmu społecznego te osobistości w Niemczech i Austrji, których wpływ
mógł był jeszcze spowodować uznanie tych impulsów. Jednostki, które odnosiły się
uczciwie do losów narodu niemieckiego, brały wówczas udział w tej akcji. Ale wysiłki te
okazały się daremne. Rutyna myślowa wzbraniała się przed przyjęciem impulsów, które
dla wyobrażeń, zorjentowanych
wyłącznie militarystycznie, wydawały się niezdatne do
niczego. Znajdowano w tem co najwyżej oddzielenie szkoły od Kościoła. Tak, to byłoby
już coś. Po tym właśnie szlaku biegły już oddawna myśli ludzi nastawionych
“państwowo”, ale niepodobna było nadać im kierunku bardziej skutecznego. Ludzie
51
życzliwi radzili mi, żebym myśli te “opublikował”. W owej chwili rada ta była najmniej
celowa. Cóżby to pomogło, gdyby w dziedzinie “literatury” wśród wielu innych
zagadnień poruszył ktoś sprawę tych impulsów i to jakiś szary cywil? Przecież, zgodnie z
naturą tych impulsów, znaczenie ich zależało wówczas tylko od tego, skąd zostaną
wysunięte. Gdyby był wystąpił z niemi odpowiedni autorytet, narody środkowo-
europejskie dostrzegłyby możliwość urzeczywistnienia zmian, odpowiadających ich
skłonnościom, mniej lub więcej uświadomionym. A narody rosyjskiego Wschodu w tym
momencie napewno zorjentowałyby się w możności zniesienie caratu w imię tych
nowych idej. Wątpić w to mógłby jedynie ten, kto nie zna tej wrażliwości na zdrowe idee
społeczne, jaką posiada młody jeszcze intelekt Wschodu europejskiego. Zamiast
deklaracji, w myśl tych idej, podyktowano pokój w Brześciu n/B.
Fakt, że myślenie w duchu militarnym nie było w stanie odwrócić katastrofy Europy
środkowej i wschodniej, mógł ukryć się właśnie tylko przed takiem myśleniem.
Przyczyną klęski narodu niemieckiego było to, że nie chciano uwierzyć w możliwość
zapobieżenia katastrofie. Nikt nie chciał widzieć, że ludzie, którzy mieli prawo
rozstrzygania o wszystkiem, zupełnie nie rozumieli konieczności dziejowych. Kto je choć
trochę rozumiał, ten wiedział też, że wśród narodów anglo-saskich znajdują się
jednostki, zdające sobie sprawę z tego, co nurtowało w siłach środkowej i wschodniej
Europy. Można było poznać przeświadczenie tych osób, że w tych częściach Europy
dojrzewa coś, co musi wyładować się w potężnych przewrotach społecznych. Takie
przewroty, jak mniemano, dla narodów anglo-saskich nie były już ani dziejowo-
konieczne, ani możliwe. Zgodnie z tym poglądem kierowano własną politykę. Natomiast
w środkowej i wschodniej Europie nic nie wiedziano o tem wszystkiem i stosowano stare
metody w ten sposób, że wreszcie wszystko runąć musiało, jak “domek z kart”. Grunt
pod nogami mogła wówczas mieć jedynie polityka, uwzględniająca fakt, że w krajach
anglo-saskich liczono się z temi koniecznościami dziejowemi na wielką skalę i w sposób
samo przez się zrozumiały z angielskiego punktu widzenia. Zachęta jednak do takiej
zmiany polityki wydawała się, zwłaszcza “dyplomatom”, czemś najzupełniej
zbytecznem.
Zamiast prowadzić politykę, któraby mogła wpłynąć dodatnio również i na Europę
środkową i wschodnią przed wybuchem wojny światowej, szachując posunięcia w
wielkim stylu polityki angielskiej, kroczono dalej ścieżką udeptaną przez dyplomatów. Z
gorzkiego doświadczenia okropności wojennych nie potrafiono wyciągnąć nauki o
konieczności przeciwstawienia zadaniu, które światu postawiła Ameryka w swych
politycznych enuncjacjach, innego problemu, własnego problemu Europy, zrodzonego z
jej własnych sił życiowych. A koncepcję, wysuniętą przez Wilsona z amerykańskiego
punktu widzenia, można byłoby pogodzić z tą, która, jako impuls duchowy Europy,
dałaby o sobie znać wśród huku armat. Wobec konieczności dziejowych wszelkie inne
pertraktacje były pustą gadaniną.
Ale ludziom, których fala wypadków wyniosła w Rzeszy niemieckiej na stanowiska
naczelne, zbywało na zdolnościach do postawienia sobie zadań, uwzględniających nowe
prądy, budzące się w życiu ludzkości. I dlatego to jesień r. 1918 musiała przynieść to, co
przyniosła. Załamaniu się siły militarnej towarzyszyła kapitulacja duchowa. Zamiast
zdobyć się wówczas przynajmniej na zamanifestowanie z woli Europy impulsów
duchowych narodu niemieckiego, nie uczyniono nic poza podporządkowaniem się
czternastu punktom Wilsona. Wobec Wilsona znalazły się Niemcy, które nie miały nic do
powiedzenia od siebie. Jakkolwiek Wilson wyobrażał sobie swoje czternaście punktów,
mógł on był Niemcom przyjść z pomocą jedynie w tem, ku czemu one same dążyły.
Musiał przeto czekać na ujawnienie się tej woli. Nicość polityki niemieckiej na początku
wojny uzupełniła nicość tejże polityki w październiku r. 1918 tudzież okropna kapitulacja
duchowa za sprawą człowieka, w którym wielu pokładało w Niemczech ostatnie
nadzieje.
Na sytuację w Europie środkowej złożyły się: brak wiary w światło kierownicze sił
dziejowych, tudzież odraza do uwzględniania impulsów, płynących z poznania
współzależności duchowych. Obecnie na skutek katastrofy wojennej, wytworzyła się
nowa sytuacja. Charakteryzuje ją istnienie idei impulsów społecznych ludzkości, jak je
52
przedstawiliśmy w pracy niniejszej. Te impulsy społeczne mają swą wymowę, która
stawia przed całym światem cywilizowanym swoje zadanie, Czyż myśl o tem, co się
musi stać, ma dziś znów wobec społecznych zagadnień dojść do martwego punktu, tak
samo, jak to uczyniła w obliczu ówczesnych zadań polityka środkowo-europejska w r.
1914? Kraje, które wobec aktualnych wówczas spraw mogły się były trzymać na
uboczu, nie powinny obecnie postępować w ten sam sposób względem kwestji
społecznej. W stosunku do tego problemu nie powinno być ani przeciwników
politycznych, ani ludzi obojętnych; trzeba, aby cała ludzkość zjednoczyła się w
powszechnem działaniu, czujna na ducha czasu i stosująca doń swe postępowanie.
Z przedstawionych w tej pracy zamierzeń czytelnik zrozumie dlaczego już nieco
wcześniej autor jej napisał “Odezwę do Narodu Niemieckiego i całego Świata
Kulturalnego”, zamieszczoną w rozdziale następnym. Odezwę tę ogłosił światu, a
przedewszystkiem narodowi niemieckiemu komitet, który tę sprawę dobrze rozumiał.
Dziś mamy już odmienne warunki, niż wówczas, kiedy rzeczy te można było poruszać
tylko w węższych kołach. Wcześniejsze opublikowanie uczyniłoby z nich niechybnie
“literaturę”. Dziś podanie tych rzeczy do powszechnej wiadomości powinno
spowodować to, co do niedawna nie było możliwe, mianowicie, zjednanie tej idei ludzi
rozumnych, pragnących pracować w jej duchu, jeśli uznają, że zasługuje na zrozumienie
i realizację. To bowiem, co obecnie powstać winno, może powstać jedynie za sprawą
takich ludzi.
53
ANEKS.
ODEZWA DO NARODU NIEMIECKIEGO I CAŁEGO ŚWIATA KULTURALNEGO.
Naród niemiecki był przeświadczony, że jego, przed pół wiekiem wydźwignięte,
państwo posiada budowę trwałą po wsze czasy. W sierpniu 1914 r., stojąc wobec
rozpętania katastrofy wojennej, mniemał, że państwo to okaże się niezwyciężone. Dziś
stoi nad jego gruzami. Po takiem doświadczeniu musi nastąpić opamiętanie.
Doświadczenie to bowiem wykazało, że poglądy panujące w ciągu pół wieku, a
zwłaszcza powszechna opinja w latach wojennych były błędem, którego następstwa
okazały się tragiczne. Gdzież szukać przyczyn tego fatalnego błędu? Pytanie to powinno
zmusić członków narodu niemieckiego do zastanowienia się nad sobą. Możliwość jego
zdolności do życia zależy od tego, czy znajdzie siłę na takie zastanowienie się.
Przyszłość narodu niemieckiego zależy od tego, czy potrafi on z całą powagą zadać
sobie pytanie: w jaki sposób popełniłem ten błąd? Jeżeli uczyni to dziś, uświadomi sobie,
że przed pół wiekiem stworzył wprawdzie swe państwo, lecz zaniedbał postawić przed
nim zadania, wypływającego z istotnej treści niemieckiego ducha narodowego.
Założono państwo. W pierwszych czasach jego istnienia usiłowano regulować jego
wewnętrzne możliwości rozwojowe, zgodnie z wymogami, jakie ujawniały się z roku na
rok ze starych tradycyj i nowych potrzeb. Następnie zabrano się do umacniania i
wzmagania jego zewnętrznej potęgi, opartej na siłach materjalnych. Połączono z tem
zarządzenia, mające na celu zaspokajanie nowoczesnych żądań socjalnych. Wprawdzie
tą drogą uwzględniono niejedno z tego, co doba obecna wykazała jako konieczność, ale
nie przyświecał temu wielki cel, jaki winien się wyłonić z poznania sił rozwojowych, ku
którym współczesna ludzkość musi się koniecznie zwrócić. W ten sposób państwo
niemieckie weszło do spólnoty światowej, nie posiadając istotnego celu,
usprawiedliwiającego jego byt. Przebieg zawieruchy wojennej wykazał to bardzo
boleśnie. Do chwili jej wybuchu cały świat poza-niemiecki nie mógł dostrzec w
postępowaniu Rzeszy nic takiego, coby budziło przekonanie, że sternicy tego państwa
spełniają posłannictwo dziejowe, któremu nie godzi się przeciwdziałać. Niezdolność tych
przywódców do uświadomienia sobie podobnej misji musiała doprowadzić państwa
poza-niemieckie do poglądu, który dla ludzi orjentujących się naprawdę w sytuacji,
stanowi głębszą przyczynę upadku Niemiec.
Otóż, bezstronne uświadomienie sobie tego stanu rzeczy byłoby nieskończenie
ważne dla narodu niemieckiego. W nieszczęściu powinno było powstać to zrozumienie,
którego nie wykazano w ostatniem pięćdziesięcioleciu. Drobne troski, o najbliższy dzień
powszedni powinien był zastąpić szeroki pogląd na życie, któryby potęgą myśli dążył do
poznania sił rozwojowych współczesnej ludzkości i poświęcił im wolę pełną odwagi.
Musiałoby ustać to małostkowe dążenie do obezwładniania, jako niepraktycznych
idealistów, wszystkich tych, którzy kierują swą uwagę na owe siły rozwojowe. Musiałaby
ustąpić zarozumiałość i pycha osób, uważających się za praktyków życiowych, które
spowodowały jednak nieszczęście, zasłaniając ciasnotę swych mózgów płaszczykiem
rzekomej praktyczności. Należało także uwzględnić to wszystko, co ludzie, okrzyczani
za idealistów, lecz myślący, w gruncie rzeczy, naprawdę życiowo, mieli do powiedzenia
o nowoczesnych potrzebach rozwojowych.
“Praktycy” wszelkich kierunków dostrzega
li wprawdzie od dawna pojawienie się całkiem
nowych postulatów ludzkości. Ale żądaniom tym chcieli uczynić zadość w ramach
przyzwyczajeń myślowych i urządzeń, przekazanych przez dawne czasy. Żądania te
wysunęło nowoczesne życie gospodarcze. Zaspokojenie ich na drodze inicjatywy
prywatnej wydawało się niemożliwe. Zastąpienie przedsiębiorczości prywatnej –
społeczną w poszczególnych dziedzinach narzucało się jednej klasie społecznej, jako
konieczność. Postulat ten urzeczywistniono tam, gdzie, zdaniem tej klasy, wydawało się
to korzystne. Radykalne przekształcenie wszelkiej inicjatywy prywatnej w społeczną stało
się celem innej klasy, która, skutkiem rozwoju nowoczesnej gospodarki, nie widzi swego
interesu w utrzymaniu dotychczasowej przedsiębiorczości prywatnej.
Wszelkie dążenia, które zmierzały dotąd do zaspokojenia nowoczesnych postulatów
54
ludzkości, opierają się na wspólnem podłożu. Prą one ku uspołecznieniu prywatnej
własności i liczą na to, że przejmą ją ciała publiczne (państwo, gmina). Te ciała jednak
powstały z założeń, nie mających nic wspólnego z owemi postulatami. Lub też bierze się
pod uwagę nowsze formy organizacyjne (np. spółdzielnie), które utworzyły się
niezupełnie w sensie tych nowych żądań, lecz wedle odziedziczonych przyzwyczajeń
myślowych, jako naśladownictwo starych form.
W rzeczywistości jednak żadna organizacja, utworzona na modłę takich starych
przyzwyczajeń myślenia, nie może podjąć się tego, czego się po niej spodziewamy. Siły
czasu prą ku takiej strukturze społecznej, któraby miała na widoku zupełnie coś innego,
niż ma obecna. Dotychczas formy współżycia społecznego powstawały po większej
części z instynktów socjalnych ludzkości. Przeniknięcie ich sił pełnią świadomości – oto
zadanie czasów naszych.
Organizm społeczny, tak samo jak naturalny, składa się z członów. I podobnie jak
organizm naturalny musi myśleć zapomocą głowy, nie zaś płuc, tak też i organizm
społeczny wymaga rozczłonowania na układy. Żaden z nich nie może podejmować się
funkcji innego, natomiast każdy musi współdziałać z pozostałemi, utrzymując własną
samodzielność.
Życie gospodarcze może rozwijać się pomyślnie jedynie wówczas, gdy kształtuje się
według własnych sił i praw, jako samodzielny człon organizmu społecznego i w swej
dziedzinie nie dopuszcza zamętu, który powstaje skutkiem tego, że pozwala się w niem
rządzić siłom innego członu tegoż organizmu, mianowicie, politycznego. Dział
państwowo-polityczny zaś powinien rozwijać się w pełnej samodzielności, obok działu
gospodarczego tak, jak w organizmie naturalnym system oddychania obok systemu
nerwowo-zmysłowego. Niepodobna osiągnąć zdrowego współdziałania obu tych członów
drogą regulowania ich z jednego centrum władzy prawodawczej i administracyjnej, lecz
każdy z nich mieć musi w tym celu własne organa, które będą ze sobą żywo
współdziałały. Albowiem system polityczny niszczy życie gospodarcze, gdy chce przejąć
jego funkcje. System gospodarczy zaś traci swe siły życiowe, gdy bierze się do polityki.
Te dwa systemy organizmu społecznego uzupełnić musi trzeci, ukształtowany
zupełnie samodzielnie według własnych możliwości życiowych – mianowicie, twórczość
duchowa. Wchodzi ona również i do obu poprzednich systemów, które otrzymują jej
podniety od organizacji duchowej, posiadającej własne organa zarządzające. Trzeci ten
dział nie może być przez oba tamte zarządzany, ani podlegać ich wpływom w inny
sposób, niż tak, jak oddziaływują na siebie poszczególne organa, działające obok siebie
w całokształcie organizmu naturalnego.
To, co powiedzieliśmy tu o koniecznościach organizmu społecznego, można już dziś
uzasadnić naukowo i rozwinąć ze wszelkiemi szczegółami. W niniejszych rozważaniach
mogliśmy nakreślić jedynie wytyczne dla wszystkich tych, którzy skłaniają się do
uznania tych konieczności.
Powstanie Rzeszy Niemieckiej przypadło na okres, kiedy te konieczności już się
ujawniły współczesnej ludzkości. Kierownicy państwa nie potrafili postawić przed niem
zadania, wynikającego ze zrozumienia tych konieczności. Takie zrozumienie
zapewniłoby państwu nie tylko spoistość wewnętrzną, lecz nadałoby również jego
polityce zagranicznej uzasadniony kierunek. Dzięki takiej polityce naród niemiecki
miałby możność współżycia z innemi narodami.
W nieszczęściu ludzie powinniby przecież dorosnąć do poznania. Trzeba skierować
wolę ku ukształtowaniu organizmu społecznego, zdolnego do życia. Wobec świata
zewnętrznego nie powinnyby występować te Niemcy, które już nie istniały, lecz
przedstawiciele dziedziny duchowej, politycznej i gospodarczej, jako samodzielne
delegacje. Im to należało pertraktować z tymi, co zwyciężyli te Niemcy, które, na skutek
poplątania trzech członów swego organizmu, wyrodziły się w twór społeczny, niezdolny
do życia.
Przeczuwamy już objekcje “praktyków”, którzy rozwodzić się będą nad złożonością
tego, co tu było powiedziane. Dla nich samo już myślenie o współdziałaniu tych trzech
członów byłoby uciążliwe, nie chcą bowiem nic wiedzieć o prawdziwych żądaniach
55
życia, lecz wszystko dostosowują sobie wygodnie według wymagań
własnego myślenia.
Powinni jednak zrozumieć, że albo będą musieli podporządkować swe myślenie
wymogom rzeczywistości, albo też, nie wyciągnąwszy żadnej nauki z nieszczęścia,
wzmagać będą w nieskończoność sprowadzone już klęski dalszemi katastrofami.
Dr. Rudolf Steiner
56
UWAGI DO POLSKIEGO WYDANIA.
Kto w dziedzinie wydawnic
zej poszukuje przedewszystkiem nowości, będzie zapewne
niemile ździwiony, że praca, którą w przekładzie udostępniamy społeczeństwu
polskiemu, w oryginale ukazała się niemal przed dwudziestu laty (1919 r.).
Czynimy to w przeświadczeniu, że podstawowe myśli i impulsy, w tej pracy zawarte,
nic nie straciły na swem znaczeniu i aktualności, bodaj raczej wręcz odwrotnie.
Albowiem minione dwa dziesiątki lat przyniosły bogaty plon gorzkich rozczarowań i
smutnych doświadczeń, potwierdzających bezpłodność wszelkich utopijnych, nie
opartych na głębszej rzeczywistości idealizmów i sztucznych programów. A tymczasem
ogrom piętrzących się trudności i zawiłość problemów, oczekujących rozwiązania,
ciągle się dalej groźnie potęguje.
Czytelnikowi, któryby czuł potrzebę pracowania dalej w kierunku niniejszej pracy,
należy zwrócić uwagę na inne prace społeczno-ekonomiczne Dr. R. Steinera, a
przedewszystkiem na “Kurs Ekonomji Społecznej”, wydany w przekładzie polskim w
1935 r., a także na broszurę Dr. Emila Anderegga, działacza samorządu kantonalnego w
St. Gallen, p. tyt. “Wirtschaftliche Verständigung”, która stanowi próbę praktycznego
zastosowania założeń układu trójczłonowego do życia społeczno-gospodarczego
Szwajcarji.
M. O.
Warszawa, 12 listopada 1938 r.
LISTA MAILOWA ANTROPOZOFIA
Osoby zainteresowane zagadnieniem trójczłonowości organizmu
społecznego oraz filozofią Rudolfa Steinera zapraszamy do udziału w liście
mailowej Antropozofia.
http://groups.yahoo.com/group/antropozofia/
57