Kobiety samotne idące spiesznym krokiem
Artykułem niniejszym rozpoczynamy cykl szkiców opatrzonych ogólnym tytułem Nasz dramat erotyczny, a dotyczących kwestii o wielkim społecznym znaczeniu. Autor rozpatruje ją z punktu widzenia obiektywnego i naukowego. Dzięki swej znakomitej kompetencji i godnej uwagi zręczności pióra potraf on naświetiić rozmaite strony tego zagadnienia, które z samej swej istoty nastręcza duże trudności, zwłaszcza gdy dla celów anaLizy trzeba je konfrontować z twardą rzeczywistością.
Ktoś, kto powraca do Argentyny po wielu latach (czy nawet dziesięcioleciach) życia za granicą, zdumiony jest ogólnym rozwojem kraju. Ile łazienek, lodówek, jaki ruch na ulicach, jakie bogactwo, ile przyjemnie wyglądających ludzi, jak bardzo ucywilizowały się formy społecznego współżycia! Oto kraj spokojny i zacny, uczciwy i szczęśliwy, kraj do szpiku kości łagodny.. A przecież coś w nim nas szokuje, wywoluje wrażenie czegoś wręcz okrutnego; są to rozmaite aspekty życia erotycznego Buenos Aires, jakie obserwować można na jego ulicach. Panny i panie chodzą po nich ze spoj rzeniem utkwionym w przestrzeń, nie śmiąc nawet popatrzeć na mężczyznę. Nie mogą spojrzeć na mężczyznę, gdyż zostałoby to źle zrozumiane. Wrażenie, jakie owa nieobecność kobiecego spojrzenia wywiera na przybyszu, jest wstrząsające. Ulica wydaje się ślepa. Za to mężczyźni - i owszern, przypatrują się kobietom, ba, pochłaniają je wręcz swymi spojrzeniami. Kiedy człowiek wchodzi do kawiarni w towarzystwie kobiety, dwadzieścia głów zwraca się w jej stronę, dwadzieścia par oczu kieruje się ku biednej oherze. Gdy zaś ta kobieta musi wieczorem wracać do domu samotnie, powinna bardzo się spieszyć. Ach, te kobiety samotne, pędzące wieczorem, jakby je ktoś gonił! W tym kraju nadal jeszcze istnieją w kawiarniach „salony familijne”, żywy jest także zwyczaj, wręcz mania, nachalnego komplementu.
Pozory a rzeczywistość
Bardzo prędko dochodzimy do wniosku, że nie są to wyłącznie pozory, ale że istotnie wszyscy tutaj czują się głęboko niezadowoleni, nawet rozgoryczeni swoim życiem erotycznym. Nie ulega wątpliwości, że współżycie mężczyzny i kobiety w Ameryce Południowej sytuuje się grubo poniżej poziomu tego, czym mogłoby być. Ten stan rzeczy odbija się na życiu całego kontynentu. Zadziwiająco wielka w porównaniu z Europą jest tutaj liczba złych małżeństw, a kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że tutejszy materiał ludzki pod wieloma względami przewyższa europejski oraz że zarówno mężczyznom, jak i kobietom w Ameryce Południowej bynajmniej nie brak zalet takich jak inteligencja, dobroć, uczciwość i szczerość -ta głęboka i głucha walka płci wydaje się czymś niezrozumiałym, prawie sztucznym. Trzeba stwierdzić, co następuje: w Argentynie, gdzie istnieją wszelkie warunki do życia szczęśliwego i zdrowego, niemal nikt nie jest szczęśliwy, gdyż tutaj ani kobieta nie uszczęśliwia mężczyzny, ani mężczyzna kobiety. Natomiast argentyńska melancholia bynajmniej nie rodzi się na pampie, lecz po prostu z erotyzmu szamocącego się pośród form anachronicznych i niezdrowych, zanadto prymitywnych. W każdym kraju toczy się jakaś wojna; wojna tutejsza nie ma charakteru wałki politycznej, wrze natomiast zaciekła i mroczna walka między płciami. Najciekawsze w niej jest to, że publicznie niemal się o niej nie mówi. Jedynie z wielkim trudem tu i ówdzie w prasie czy w literaturze można by odnaleźć odbicie tego stanu rzeczy, który staje się społeczną klęską. Prasa i literatura podchodzą do tego zagadnienia na dwa odmienne sposoby, z których żaden, szczerze powiedziawszy, nie jest dla mnie przekonujący Oto z jednej strony mamy namaszczoną retorykę, zapewne bardzo dostojną, ale ciut monotonną, z drugiej zaś - ton jakby nieco zbyt lekki, niekiedy popadający wręcz w przesadny infantylizm. W literaturze dla kobiet panuje taniutki sentymentalizm, nieznośny patos, zdumiewający konwencjonalizm, autorzy zaś, jak się zdaje, żywią mocne przekonanie, że „z kobietami nie można inaczej”. Czyżby więc wszystko to, co mówi się kobiecie albo o kobiecie, koniecznie musiało tonąć w pustej retoryce bądź w naj trywialniejszym, konwencjonalnym banale? Otóż brak prawdziwej powagi wobec kwestii o tak podstawowym znaczeniu nie moze już satysfakcjonować nikogo - ani duchownego, ani konserwatysty, ani lewicowca, ani wreszcie jakiegokolwiek bądź obywatela, który po prostu pragnie być szczęśliwy. Ponadto to, co się pisze publicznie, bardzo się różni od tego, co się mówi prywatnie.
Co się mówi prywatnie
Prywatnie wszyscy narzekają. Narzekają przede wszystkim kobiety, gdyż to właśnie one w swej delikatności uczuć urażane bywają najbardziej, to ich właśnie głęboka otwartość na miłość cierpi najmocniej wskutek tej przepaści duchowej i społecznej dzielącej obie płcie. Walka między płciami jest czymś nieuniknionym; równie oczywiste jest, że w tej walce kobieta reprezentuje interesy społeczeństwa. Pragnienia kobiety, chcącej wszak założyć rodzinę i zostać matką, są nieskończenie bardziej poważne, jej zaś odpowiedzialnosc - znacznie większa, i musi to być uszanowane. Najważniejsze jednak, że ta walka to koniec końców nic wyłącznie walka, gdyż jej wynikiem staje się najbardziej chorobliwa pod słońcem samotność obu płci! Jeśli mężczyzna marzy tylko o zdobyciu kochanki, a kobieta - o zdobyciu męża, wówczas nic, tylko umierać z nudów! Jest oczywiste, że cały mechanizm społeczny powinien zmuszać mężczyznę do ożenku i założenia rodziny,jest tedy czymś najzupelniej zdrowym, jeśli społeczeństwo i kobieta skazują nieszczęsnego kawalera na permanentny brak satysfakcji, z którego uleczyć go może jedynie małżeństwo. Jeśli jednak mechanizm ten staje się nazbyt sztywny, nazbyt „mechaniczny” to wskutek tego kobieta ucierpi jako pierwsza. Poza współżyciem doskonałym, realizującym się pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą małżeństwie, istnieje również współżycie społeczne i powszednie wszystkich mężczyzn ze wszystkimi kobietami, i dla społeczeństwa wcale nie jest ono mniej ważne. Jednakże w społecznościach południowoamerykańskich kobieta nadal jest u krywana, czyni się z niej łup i nagrodę. Oto ona - wieczne dziecko, „dziewczynka” wyłączana z życia społecznego, umysłowego, narodowego, o osobowości spara liżowanej, istota skazana na wieczne czekanie.
Młodzież
Rozmawiając z wieloma młodymi ludźmi przekonałem się, że młodzież tutejsza bardzo się różni od swych europejskich braci i sióstr. Jest tu mniej wesołości, mniej witalności i zapału. Młodzi ludzie wydają się tu nieco przygaszeni; są spokojni i dobrze wychowani, zrównoważeni, lecz również przygaszeni. Tym, czego im brak, jest zachwyt, urzeczenie, jakie rodzi się między chłopcem i dziewczyną, gdy w ich obcowaniu wzajemnym jest coś więcej niż tylko elementarny popęd fizyczny. Owi chłopcy są świadomi, że marnują swoją młodość, i napełnia ich to goryczą, hamuje duchowym rozpędzie. Żyją osobno. Młodzież południowoamerykańskajest bez wątpienia mniej „kochliwa” od europejskiej, a jej ogromny kapitał zapału idzie w zatratę na skutek owej smutnej izolacji, która zresztą również pobudza - ale do złego.
Spojrzenie całościowe
Ogólna panorama południowoamerykańskiego życia erotycznego jest, jak widać, dość dramatyczna. Skądinąd właśnie ten nadmiar ciemnych barw skłania do optymizmu, jako że cała ta sytuacja dalece już nie odpowiada potrzebom i możliwościom przeciętnego Amerykanina, o wiele bardziej dojrzałego od swych obyczajów. Otchłań lęku i nieufności uniemożliwia ludziom wypracowanie naturalnego, nacechowanego równowagą sposobu bycia. Mężczyzna doskonale mógłby w stosunkach z kobietą być bardziej przyjacielski i ludzki, ale kobieta się go boi, a ta uporczywa, ślepa nieufność kobiety rani go i budzi w nim najgorsze instynkty. Kobieta, o wiele inteligentniejsza, niż się zwykle wydaje, doskonale mogłaby wywierać zbawczy wpływ na mężczyznę, on wszelako traktuje ją jak dziewczynkę, chce, by była dziewczynką... no więc owo biedactwo, malutka „dziewczynka”, robi się jeszcze mniejsza na swych wysokich, niewygodnych obcasach. Mężczyzna zbarbaryzowany, kobieta skarłowaciała - oto para aktorów południowoamerykańskiego dramatu erotycznego. Rozmawiałem na ten temat z przyjacielem, pisarzem R., i chciałbym zrelacjonować tutaj tę rozmowę.
Ja: Dlaczego prasa i literatura nie usiłują poddać „reedukacj i” południowego Amerykanina w sprawach wzajemnego współżycia?
On: Niech pan nie sądzi, że można tu wiele zrobić. Zyjąc tyle lat za granicą zatracił pan wyczucie naszej rzeczywistości. Jesteśmy tacy jacy jesteśmy, i byłoby śmieszne, a także niebezpieczne importowanie tutaj obyczajów europejskich.
Ja: Daleki jestem od importowania obyczajów, ani tym bardziej północnoamerykańskiej „swobody obyczajowej”. Nie, nie o to chodzi, by zmieniać obyczaje!
On: No więc o co?
Ja: Oto moja diagnoza: sądzę, że wszystkie te schorzenia, o jakich mówiliśmy, pochodzą głównie z anachronizmu pewnych wyobrazen. Mężczyzna przywykł do wyobrażania sobie kobiety w pewien sposób i szukania w niej pewnych wartości, innych zaś nie. Kobieta oczywiście stara się zaspokoić te pragnienia mężczyzny, który z kolei podobnie postępuje względem niej. Często jednak nasza wyobraźnia nie nadąża, paraliżują ją najrozmaitsze atawizmy, nawyki mentalne, odziedziczone przekonania; okazuje się ona, by tak rzec, bardziej zacofana od nas samych.
Źródło południowoamerykańskiego dramatu erotycznego tkwi właśnie w tym, że mężczyzna wyobraża sobie kobietę w sposób zbyt ciasny, naiwny i nachroniczny i vice yersa. Wszelako wyobraźnia południowego Amerykanina nie tylko jest zacofana; cierpi ona również, jak się wydaje, na pewne kompleksy, co łatwo pojąć wziąwszy pod uwagę ową sztuczność i napięcie panujące między obiema płciami. Tak czy owak jedno jest pewne: wszyscy musimy dokonać wielkiego wysiłku, aby dogłębnie zrewidować naszą wyobraźnię, a przede wszystkim naszą mitologię erotyczną.
On: Zadanie chyba dość niewdzięczne...
Ja: Przeciwnie, i powiem panu, dlaczego czuję się pełen nadziei. Otóż w wielu krajach byłem świadkiem takiego zbiorowego wysiłku w celu odnowy i reedukacji i przekonałem się, że jest to coś niezwykle pilnego i że wszyscy witają to z największą wdzięcznością. Gdy wszyscy w głębi duszy czują anachronizm swoich mitów, upodobań, pragnień, wyobrażeń, wystarczy tylko wyrazić to powszechne niezadowolenie, aby cały ten paraliżujący i uprzykrzony system runął. Czy nie należałoby powołać Ministerstwa Spraw Erotycznych?
Powszechny jest błędny pogląd, że życie erotyczne każdego człowieka jest czymś dyskretnym i prywatnym, a W pewnym sensie nawet antyspołecznym.
Skoro wszyscy narzekają i wszyscy są niezadowoleni, to dlaczego znaczna część południowoamerykańskiej opinii publicznej z taką biernością odnosi się do jakiejkolwiek reformy zmierzającej do usunięcia zarówno drobnych, jak i wielkich kłopotów we współżyciu erotycznym? Jakie są przyczyny tego uporczywego, traclycj onalistycznego konserwatyzmu, który ślepo odrzuca wszelkie reformy, zarówno nietrafne i źle pomyślane, jak i dobre, potrzebne i nieuniknione? Latynos w głębi duszy jest bardzo romantyczny; nie chce myśleć o utrudnieniach chronicznie nękających ludzi w życiu codziennym, bo przecież „gdy przychodzi prawdziwa miłość, wszystko staje się nieważne”. Przeciwstawia on miłość erotyzmowi, tzn. całej tej grze instynktów i namiętności między kobietami i mężczyznami, którzy nie kochają się, lecz tylko przyciągają nawzajem. Tylko miłość może rozwiązać konflikt między obiema piciami, toteż nie warto zbytnio przejmować się nieuniknionymi cierpieniami tych, co nie potrafią kochać. Ba, im więcej cierpią, tym lepiej. W tym wyznaniu wiary w miłość daje się odczuć wpływ mentalności hiszpańskiej - surowej, wzniosłej, romantycznej i skrajnej. Jakikolwiek nazbyt „higieniczny” pogląd na tę świętą sprawę Latynosowi nieuchronnie wyda się plaski i szokujący. Z obrzydzeniem będzie on patrzył na wysiłki gwoli wprowadzenia na ten teren zdobyczy nowoczesnej psychologii czy też po prostu odrobiny zdrowego rozsądku. Dla konserwatystów tego rodzaju erotyka nie jest sprawą poważną; poważna jest jedynie miłość. My w niniejszych uwagach bronimy tezy, że jakkolwiek miłość to sprawa bardzo serio, również erotyka jest - w aspekcie wszelkich swoich konsekwencji psychicznych i społecznych - sprawą dość poważną. Wielkie uczucia kształtują człowieka w o wiele mniejszym stopniu aniżeli właśnie te całkiem drobne i przyziemne czynniki jego Życia codziennego i środowiska. Wielkie porywy duszy są czymś stosunkowo rzadkim, każdy natomiast człowiek doznaje drobnych, ledwie zauwazalnych wzlotów i upadków Ponadto do uczuć wielkich człowieka przygotowują tysięczne uczucia całkiem małe. Czy „wielka miłość” może w sposób nagły uleczyć dziewczynę albo chłopca wyedukowanych w szkole lęku, bierności i nieufności? Europa już jakiś czas temu zrozumiała to wszystko i nikt, nawet w najbardziej zachowawczych kręgach opinii społecznej, nie próbuje tam traktować jako błahostki tego, co moglibyśmy okieślić mianem normalnego, codziennego współżycia obu płci. Przeciwnie właśnie kręgi najbardziej konserwatywne najwięcej zajmują się tą kwestią, wiedzą bowiem, że to im zagraża ona najbardziej. Warstwom ludowym trudne warunki życia nie pozwalają na żadną ekstrawagancję ani przesadę, która zaczyna się dopiero wraz z luksusem. Wszelako przesada i eksces wyrażają się nie tylko we wstrętnych przywarach i rozwiązłości. Warstwy wyższe grzeszą również przesadą w cnocie, gdy zamiast być zdrową i zrównoważoną, staje się ona histeryczna i przejaskrawiona. Owe mistrzynie cnoty pojawiające się w sferach wyższych i pragnące oczyścić wszystko wokoło są nieraz produktem luksusu jeszcze bardziej niezdrowym niż grzechy, jakie zwalczają. Również wybujały .„idealizm”, cechujący niektórych członków tej warstwy, ich nadwrażliwość moralna i estetyczna nie zawsze bywają przekonujące. Jeżeli warstwa - nazwijmy ją tak -uprzywilejowana chce zachować swój wpływ na społeczeństwo oraz należny sobie prestiż, musi zacząć od surowej samokrytyki i od wy-rzucenia przez okno wszelkich cnót zrodzonych w hermetycznej atmosferze salonu. Oprócz tego wszystkiego utrzymuje się w Ameryce Południowej przeświadczenie, iz życie erotyczne każdego człowieka, właśnie w swoim zwyczajnym, codziennym aspekcie, jest czymś dyskretnym i prywatnym, w pewnym sensie nawet antyspołecznym. Erotyka radzi sobie, jak umie, gdzieś w cieniu; przedmiotem godnym oficjalnej czci jest jedynie miłość. Jeśli konserwatywna myśl latynoamerykańska taki nacisk kładzie na miłość, a przemilcza erotyzm, to dlatego, że sądzi, iż w ten sposób służy ojczyźnie i społeczeństwu. Ciekawe byłoby także porównanie postawy kół prawicowych w Europie i w Ameryce. Otóż w Europie tymi, którzy zrozumieli najlepiej, że w życiu zbiorowym i narodowym erotyce przypada rola ważniejsza niż miłości, byli właśnie nacjonaliści. Powód jest bardzo prosty: miłość rodzi się pomiędzy jednym mężczyzną i jedną kobietą, tymczasem erotyka mieści w sobie relacje między wszystkimi mężczyznami i wszystkimi kobietami. Uczucie miłości, nieporównanie głębsze, pełnego urzeczywistnienia doznaje w rodzinie; erotyzm atoli, niby niewidzialny most, łączy w każdej chwili wszystkich synów i wszystkie córki danego narodu stanowiąc, na kształt słońca, niewyczerpane źródło energii. Kiedy miody człowiek wychodzi na ulicę i staje w obliczu dziesięciu tysięcy kobiet, z których każda go pociąga, jest z pewnością znacznie bliżej ducha zbiorowości niż wówczas, gdy obcuje z tą jedną jedyną, własną, ukochaną. Otóż właśnie w tej bezustannej, niepochwytnej grze instynktów namiętności, wzajemnych oczarowań, zabawy, rozmów z kobietami kształtują się w narodzie wzorce twórczego donżuanizmu, męskości i kobiecości, rodzi się piękno i entuzjazm. Wspólnocie, która jeszcze nie w pełni stała się narodem (a tak było w Ameryce jeszcze kilkadziesiąt lat temu), wystarcza bezpośredni cel instynktu erotycznego - prokreacja. Obywatel się żeni, ma liczne potomstwo, którym należycie się opiekuje, i to az nadto wystarczy Jednakże w narodzie kobieta i mężczyzna łączą się nie tylko w celu prokreacji, ale także po to, by nawzajem wywierac na siebie czar, i z tego właśnie oczarowania rodzi się ojczyzna. I nie jest tak, iżby jedna tylko kobieta miała wywierać czar na jednego tylko mężczyznę, ale wszystkie mają czarować wszystkich - i na odwrot. Skoro jednak w imię interesu zbiorowego spycha się w cień wszystko to, co nie zdołało osiągnąć poziomu miłości, uczucia i małżeństwa, wówczas bardzo jest trudno pozytywnie ukierunkować te namiętności. Myśl konserwatywna w Południowej Ameryce nadal wzdraga się przed spojrzeniem na te sprawy pod kątem innym niż wyłącznie „domowym” (rodzina, stadło, prokreacja), choć przecież samo życie coraz energiczniej wyciąga nas wszystkich na ulicę. Tutaj ojcowie nie pomagają synom w kłopotach erotycznych, gdyż w ich oczach godne uwagi są jedynie sprawy takie jak zdrowie i szkoła. Poza tym chłopak „niech sobie radzi, jak urnie”- aż do końca, czyli do dnia ślubu. No i biedak radzi sobie, jak potrafi, często nad wyraz żałośnie. Ale i zbiorowość nie przychodzi z pomocą jednostce: wszystko, co ma związek popularną rozrywką, z organizacją społecznego współżycia mężczyzn i kobiet, z likwidacją anachronizmów i przesądów - jest zwykle traktowane jako coś mało istotnego. Społeczeństwo troszczy się o robotnika przez wszystkie dni tygodnia z wyjątkiem soboty i niedzieli. Chociaż jest wątpliwe, czy „Ministerstwo Spraw Erotycznych” byłoby innowacją szczęśliwą, żadnej chyba nie podlega wątpliwości, że jakaś akcja ze strony państwa, pośrednia i dyskretna, byłaby w tej dziedzinie ogromnym dobrodziejstwem dla wszystkich. Na przykład propaganda handlowa przez radio, dziś służąca jedynie do niesłychanego wręcz ogłupiania duszy ludu, mogłaby stać się znakomitym i potężnym narzędziem właściwego wychowania. Dopóki wszakże lęk, fałszywy wstyd i beztroska panują w najwyższych kręgach opinii publicznej, dopóty rządy nie mogą zrobić nic, a południowoamerykański erotyzm „radzi sobie, jak może”, gdzieś w mrokach absolutnie prywatnej anarchii. One chcą być kwiatami
Aktualny poludniowoamerykański ideał urody kobiecej nikogo już nic zadowala a wszystkim zaś szkodzi. Jest to jeden z najpoważniejszych i najbardziej palących problemów naszej kultury
W poprzedniej notatce stwierdziliśmy, że xy celu uzdrowienia zycma erotycznego w Poludniowej Ameryce trzeba wpierw uzdrowić erotyczną wyobraźnię mężczyzny i kobiety, nazbyt ciasna anacbroniczną. ( Główny powód naszego kiepskiego, niedoskonałego współżycia seksualnego polega na tym, że zarówno) mężczyzna wobec kobiety, jak i kobieta wobec mężczyzny udaje kogoś innego, niż jest w rzeczywistości, wyobrażając sobie, że taką fikcyjną i sztuczną osobowością łatwiej będzie pozyskać milosc partnera i osiągnąć szczęście. Ten naiwny i uparty karnawał nie zatrzymuje się ani na chwilę, ba, stal się już zwyczajem, a nawet rytuałem. Dokonajmy teiaz małej analizy „erotycz nego sposobu bycia” kobiet południowoamerykańskich, starając się wykryć niektóre spośród owych zafałszowań. Od razu formułujemy tu pewną definicję: tym, co najbardziej paraliżuje kobietę południowoamerykańską i najmocniej jej szkodzi‚jest fakt, że nie chce ona być kobietą, lecz kwiatem i dzieckiem.
Niewolnica własnej urody
Porównując kobiety południowoamerykańskie z Europejkami („europejskie” to słowo bardzo niedokładne, gdyż istnieje rozmaitość typów kobiet europejskich), od razu dochodzimy do przyjemnego i pochlebnego dla nas wniosku, że pod względem urody fizycznej nie mamy czcgo zazdrościć staremu kontynentowi. Jakież tu, w Południowej Ameryce, możemy oglądać oczy jakie zęby jakie ciała i twarze! Ogromny jest ponadto wrodzony wdzięk kobiet latynoskich, a także niezawodne, właściwe im wyczucie formy, stylu; w każdej sytuacji potrafią one znakomicie poruszać się i uśmiechać, a ich reakcje niemal nigdy nie bywają szokujące -nawet w oczach najbardziej wymapjących sędziów i koneserów lbraz jednak po tym hołdzie, niechaj nasze damy przygotują się do wysłuchania paru słów surowej, ale również poważnej, jak myślę, krytyki. Dlaczego mianowicie ta fizyczna uroda bynajmniej nie wywiera takiego wrażenia, jak powinna? Innymi słowy dlaczego piękność południowoamerykańska nie urzeka, nie zawlada mężczyzną w takim stopniu jak europejska? Oto interesujące pytanie. Jest rzeczą oczywistą, że aby wywrzeć na kimś głębokie wrażenie, nie wystarczą piękne oczy, lecz ze konieczne są też pewne czynniki psychiczne. Otóż jasne jest, że kobieta południowoamerykańska ma poważne kłopoty z ujarzmianiem mężczyzn swoją urodą z tego prostego powodu, iż sama jest całkowicie we władzy swego wyglądu zewnętrznego. Cóż za fryzura! Jaki szyk! Jaka elegancja! Ile zachodów i wysiłku, ile godzin i ofiar kosztowała ją realizacja niemal doskonała tego ideału estetycznego! Wszelako ta kobieta jest już tak wytworna, powabna i Finezyjna, że prawie nie może się ruszać z obawy że zrujnuje swój wygląd zewnętrzny. Obcasy tak wysokie, że nie potraFi pobiec ani podskoczyć; wiatru się hoi, gdyż jest zbyt starannie uczesana. Nie może też pozwolić sobie na spontaniczne wybuchnięcie śmiechom ani energiczniejszy gest, ho w najlepszym razie będzie to nieestetyczne. Ale nie może też pozwolić sobie na uczucie ani małżeństwo
, które nie byłyby po stokroć estetyczne, jako że jej rolą i powinnością jest być czarującą bez ustanku, bez wytchnienia. Kobieta poludniowoamerykańska jest niewolnicą własnej urody tedy konsekwentnie staje się niewolnicą mężczyzny.
Przypominam sobie, jak pewnego razu byłem na Montparnasse w towarzystwie kilku francuskich studentów i paru bardzo eleganckich, świetnie uczesanych dziewcząt. Nagle jeden z chłopców skoczył jak lew i wrzeszcząc „przecież nie da się rozmawiać z tak wyondulowanymi głowami!” zrujnował im owe koaFiury, które ohnosily z takim poczuciom odpowiedzialności. Nic chcę nikogo podjudzać, ale uważam, że właśnie coś takiego trzeba zrobić w Ameryce Południowej... i że byłoby nader wskazane, aby mężczyzna dał do zrozumienia kobiecie, iż piękność zbyt doskonała męczy go i nudzi, zamiast zachwycać. Żeby tylko fizyczna; to jeszcze drobiazg! Nieporównanie ważniejsza i bardziej szkodliwa dla życia zbiorowości jest owa „piękność duchowa”, „czystość psychiczna”, „estetyka duszy” przymuszająca kobietę poludniowoamerykańską do odgrywania roli anioła, co spadł z nieba. Ideał urody takich kobiet jest zbyt Fikcyjny i ciasny. Chcą być uosobieniem Harmonii, ponieważ jednak w rzeczywistości nikt nie zdoła osiągnąć absolutnej harmonii. wszyscy zaś skazani jestcśmy na pławienie się w morzu sprzeczności i dysonansów ta harmonia zmienia się w kłamstwo.
Chcą być estetyczne; ale ponieważ tak ciało, jak i dusza mają swe szpetne strony i ponieważ niemało ich jest również w samym życiu, także ten skrajny estetyzm zmienia się w kłamstwo. Chcą być „czyste”; czym innym wszelako jest wynosić czystość do rangi dobra najwyższego i stawiać ją sobie za odległy cel, czym innym zaś -udawać czystość w świecie tak dramatycznie nieczystym jak nasz.
Mniej pozorów, więcej szczerości
Jeśli dzisiejsza Europejka jest bardziej szczera, bardziej autentyczna i spontaniczna w swych reakcjach, to nie jest to jej własna zasługa, lecz wynika z Faktu, że sytuacje wojen i rewolucji zmuszają do szczerości. Spokojniejsze, mieszczańskie życie na kontynencie południowo-amerykańskim przyzwyczaiło ludzi do przesadnego kultywowania pozorów, a w celebrowaniu załosnego tego kultu celuje właśnie kobieta. Gdy kobieta południowoamerykańska jest tylko obiektem spojrzeń, Europejka patrzy; gdy pierwsza jest bierna, druga jest aktywna; gdy ta pierwsza istnieje dla mężczyzny, ta druga ma również własne życie. Europejka nie jest tak piękna zewnętrznie, ale za to bardziej dramatyczna, a przede wszystkim - bardziej dynamiczna. Niewątpliwie dlatego mężczyzna bierze ją bardziej na serio. Albowiem mężczyzna południowoamerykański nie może brać na serio kobiety skoro czuje, że całyjej sposób bycia, wszystko, co ona mówi czy robi, w istocie płynie zjednego źródła - chęci oczarowania mężczyzny i zdobycia go swoim czarem. i oto widzimy, jak ta kobieta, przesadnie zabiegająca o urodę, popada w inFantylizm, co nie tylko jest szkodliwe, ale i okropnie, straszliwie nudne. Nie sposób mówić poważnie o erotycznej reedukacji kobiety poludniowoamerykańskiej nie podkreślając Fatalnego wpływu tego ideału piękności, jaki wypracowała sobie ona przez lata życia nazbyt łatwego i powierzchownego. Reakcja musi wyjść od mężczyzny; jeśli chcemy, by kobiety były wobec nas bardziej autentyczne, my musimy być bardziej autentyczni wobec nich. W rzeczywistości jednak mnóstwo potężnych czynników utrudnia nam tę postawę autentyczności i szczerości, tak że zamiast wyrażać sprzeciw wobec aktualnego stylu naszych kobiet, nadal tylko im schlebiamy i utwierdzamy je w zachowaniach konwencjonalnych. Schlebiamy ma, bo chcemy zdobyć ich względy, a też i dlatego, że tak przyzwyczailiśmy się do tego rodzaju kobiet i takiego ich traktowania, że inne, nowe podejście wydaje nam się czymś zgoła niemożliwym i Fantastycznym. Ponadto jest oczywiste, że natury i mentalności powierzchowne są zupełnie zadowolone z tego, że tu, na tym ziemskim padole, mają kawałek nieba... choćby tylko malowanego. Tacy ludzie nie rozumieją, że tania moralność i tania estetyka to w istocie obraza dla moralności prawdziwej. Qwszem, zdaje się, że wszyscy, od Fryzjera i pedikiurzystki po pisarza i poetę (pisarze piszący „powieści dla kobiet!”), spiskują w celu przekształcenia kobiety w anioła, kwiat, dziewczynkę... we wszystko, tylko nie w kobietę.
Pieniądz - źródłem wszelkiego materializmu
Społeczne konsekwencje całej tej maskarady są ogromne. Kobieta-kwiat potrzebuje równiez sztucznego środowiska i sztucznej konwersacji, a także specjalnego traktowania, koniec końców zaś - całego systemu sztucznych ułatwień chroniących jej delikatność przed naporem rzeczywistego życia. Podstawą dla wszystkich tych wyszukanych subtelności jest, rzecz jasna, pieniądz, i tu właśnie tkwi główne źródło południowoamerykańskiego materializmu. Porównując jednak arystokratyczny pełen luksusu światek Buenos Aires z arystokracją europejską od razu zauważamy różnicę: jeśli w salonach Buenos Aires robi się wszystko, co możliwe, aby jakoś ominąć rzeczywistość, wytwarzając sztuczną atmosferę dowcipu, „dobrego wychowania”, „kultury” i „subtelności”, to arystokracja europejska jest o wiele gorzej wychowana i w pewnym sensie o wiele bardziej energiczna. Chociaż tam ludzie również starają się, jak mogą, upiększyć swoje życie, to jednak wszyscy mają o wiele większą świadomość, że to tylko ozdoba. Istnieje w Europie pewien wstyd luksusu, wygody i ńnezji, wstyd nader rzadko odczuwalny w salonach buenosaireńskich. Wszelako owa sui generis delikatność klas wyższych stolicy w środowisku klasy średniej przekształca się w sztywną konwencję, która także przeciwstawia się rzeczywistości. W obu zaś tych środowiskach kobieta-kwiat, kobieta-dziewczynka staje się niewolnicą pieniądza, brak jej bowiem ducha walki, romantyzmu i wyczucia poezji głębszej, o szerszych horyzontach.
Problem kobiety-kwiatu
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w takiej sytuacji stosunki kobiety-kwiatu z mężczyzną nabierają, by tak rzec, charakteru nazbyt konkretnego i jednostronnego. Mężczyzna pragnie zdobyć kobietę, kobieta pragnie zdobyć mężczyznę... i koniec. Cale piękno erotyki i miłości w najrozmaitszych swoich postaciach -przyjaźni, koleżeństwa, obcowania duchowego, zderzenia osobowości - ulega zredukowaniu do paru nachalnych komplementów, jakiegoś balu czy pójścia do kina (które płaci on), wreszcie zaś do określonej taktyki po obu stronach, z których żadna ani na moment nie traci z oczu celu bezpośredniego: zdobyć kochankę, zdobyć męża. Jeśli zaś kobieta-kwiat pomimo swych wysiłków nie zdoia doprowadzić partnera do ołtarza, oznacza to katastrofę, bo przecież rzucila na szalę całą swoją niezależność i osobistą godność, aby tylko zdobyć męża i stworzyć ognisko domowe. Niewątpliwie wiele można by powiedzieć na obronę kobiety południowoamerykańskiej; przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, ze choćby tylko pod względem flzycznym jest ona delikatniej sza od swych siostrzyc z innych ras, zrodzonych w innych klimatach... i że jest kobietą latynoską. Naiwnością byłoby wymagać od Latynoski, by stała się, powiedzmy kobietą anglosaską, zdradzając swoją rasę, kulturę, tradycję. Pamiętając o wszystkich tych zastrzezeniach i poprawkach należy jednak podsycać sprzeciw wobec aktualnego ideału „piękności południowoamerykańskiej”, gdyż ideał ten nie satysfakcjonujejuż nikogo, wszystkim zaś przynosi szkodę. Osiągnąć zaś to można jedynie stawiając problem w sposób jasny i wyraźny: wszyscy musimy mieć świadomość, że problem ten - problem kobiecej urody - jest jednym z najważniejszych i najbardziej palących w naszej kulturze.Obecnie postaramy się przeanalizować pewne mity i wtórne kompleksy kobiety południowoamerykańskiej.
O życie dla kobiet!
Tak więc kobieta południowoamerykańska ma obraz samej siebie jako kwiatu, albo raczej -ściśle biorąc - pragnie być kwiatem. Jak jednak widzi sam siebie mężczyzna? Czy również ijego wyobraźnia nie zdradza cech żadną miarą nie dających się pogodzić z życiem współczesnym 1 jego wymogami? Gdyby ktoś mnie spytał, jakie są w tym względzie cechy charakterystyczne Ameryki Południowej, odpowiedziałbym następująco: nigdzie indziej w cywilizowanym świecie kobieta nie boi się bardziej mężczyzny niz tutaj; nigdzie indziej kobieta nie jest bardziej skrajna w swej postawie wobec mężczyzny; wreszcie nigdzie indziej nie spotyka się tak wielkiego kultu dla miłości i dziewictwa.
„Rycerz” albo „Sinobrody”
Szczerze mówiąc, kobiety poludniowoamerykańskie stawiają mężczyzn w sytuacji nadzwyczaj niewygodnej, a niekiedy wręcz śmiesznej. Po pierwsze, już cały mechanizm zwyczajów i konwencji, cały ten aparat skonstruowany gwoli obrony kobiety przed rzekomym barbarzyństwem płci brzydkiej zakrawa na groteskę. Nieszczęsny narzeczony surowo kontrolowany przez cały areopag starszych pań, które ani na moment nie pozostawiają go sam na sam z narzeczoną, musi czuć się jak dzika bestia wobec jaskółki. Biedna „panienka” (licząca już dobrych dwadzieścia parę wiosen), wystraszona tak pieczołowitą troską, zaczyna sądzić, że On jest jakimś demonem, a owe przyjemności muszą być czymś absolutnie nieodpartym, skoro nawet mama i ciocia nie mogą zauFać jej uczciwości i zdolności do stawienia oporu. Jak widzimy wszystko tutaj zmierza do rozpalania wyobraźni i przesadnego malowania potęgi
Erosa, podczas gdy zdrowa pedagogika w sprawach płci powinna polegać właśnie na sprowadzaniu tych zagrożeń do ich właściwych rozmiarów. Mężczyźni tedy szamocą się między dwiema fikcjami: zjednej strony muszą udawać delikatność, sympatię, rycerskość i subtelność uczuć zupełnie niezwykłą, przesadną; z drugiej -czują się wydani na pastwę mitu dzikiego samca, męskiej bestii. Mężczyzna południowoamerykański nie ma wyjścia: musi być albo Sinobrodym przebranym za rycerza, albo rycerzem przebranym za Sinobrodego. Jest rzeczą jasną, że strach popycha do brutalności, a erotyczna brutalność południowego Amerykanina płynie ze strachu przed kobietą, jakkolwiek całkiem możliwe, iż przed wiekami strach kobiety mógł się zrodzić z brutalności mężczyzny Dzisiaj jednak nadzwyczaj komicznie wygląda ta sztucznie wykreowana brutalność, nie mająca już nic wspólnego z prawdziwym charakterem dobrotliwego i spokojnego handlowca z Buenos Aires czy urzędnika z Rosario. „Człowiek nie jest ani aniołem, ani bestią; kto chce zeń uczynić anioła, czyni bestię” - to zdanie Pascala doskonale pasuje do naszego życia erotycznego, w którym nie istnieje człon pośredni, w którym wszystko zdąża do jakiejś niebywałej skrajności i w którym kobieta, przekształcając się w anioła, mężczyznę przemienia w bestię. Rzecz to dziwna, iż cywilizacja łacińska mogła osiągnąć taki stopień braku równowagi i zdrowego rozsądku, aczkolwiek nie należy zapominać, że geograficznie biorąc Hiszpania leży na jednym z krańców Europy Jednakże poza tradycją hiszpańską istnieje tu również nie mniej silna tradycja lokalna; przez wiele stuleci żyło na tych ziemiach o wiele mniej kobiet niż mężczyzn, więc kobieta była bardzo ceniona i upragniona... Dziś ta sytuacja w znacznej mierze się unormowała, nadal jednak żyjemy w nienormalnym klimacie psychicznym.
Maska erotyzmu
Dlatego kobieta południowoamerykańska musi uczynić wysiłek, aby przezwyciężyć swe atawizmy i stworzyć sobie bardziej realistyczne wyobrażenie o współczesnym mężczyźnie. Gdyby zechciała zrezygnować ze swego kostiumu „anioła”, „kwiatu”, „dziewczynki”, łatwiej mogłaby lekceważyć przebranie również u mężczyzny i powrócić do rzeczywistego życia. Po pierwsze, powinna ona wiedzieć, że mężczyzna ani w połowie nie jest tak erotyczny jak ona sobie wyobraża i jak to wyobrażają sobie sami mężczyźni w Ameryce Południowej. Ośmielam się na takie stwierdzenie wbrew wszystkim pozorom, gdyż ludzie tutaj nie tylko mają temperament, lecz również tak się ekscytują erotyką, ze niekiedy przybiera to formę manii. Każdy młodzieniec z łatwością popada w mniejszą lub większą przesadę, gdy opowiada przyjaciołom o swych milosnych przygodach. W ten sposób tworzy się cała legenda o „życiu erotycznym wszystkich innych”; każdy mężczyzna południowoamerykański jest w głębi duszy przekonany że wszyscy mają większe powodzenie, zażywają większych rozkoszy od niego i że tylko on skazany jest na ubogie i nieciekawe życie seksualne. Kiedy przechodzi k
obieta, wszyscy udają przesadne podniecenie, a udając podniecają się naprawdę. Rozmawiając z kobietą mężczyzna południowoamerykański zawsze udaje trochę więcej, niż odczuwa w rzeczywistości, to samo zaś robi kobieta; tym sposobem rodzi się między nimi coś, co mogłibyśmy nazwać „erotyką sztuczną”, „maską erotyczną”. Ale gdzież to, zapytacie mnie Państwo, jest taki kraj, w którym nie hołdowano by podobnemu sztucznemu podnieceniu? Takle zjawisko oczy-wiście istnieje we wszystkich częściach świata, tyle tylko, że tam obie płcie znają się i kontrolują lepiej oraz wykazują mniejszą naiwność wobec gry własnej wyobraźni. Gdy kobieta południowoamerykańska zrozumie, że „jej mężczyzna” jest o wiele „chłodniejszy”, niż się na zewnątrz wydaje, za to bardziej ludzki i zrównoważony, już to będzie można uważać za wielki krok naprzód. Jeśli zaś zrozumie jeszcze i to, że mężczyzna nie jest z natury cynikiem, lecz staje się cynikiem, gdy tak właśnie się go traktuje - dokonany będzie drugi wielki krok do przodu. Kiedy zaś nareszcie potrafi ona lepiej zapanować nad swymi snami o „mężczyźnie doskonałym”, „doskonalej miłości” tudzież „doskonałym zrozumieniu i szczęściu” - wówczas będzie można z nią rozmawiać w sposób sensowny i normalny.
Czekając na „wielką miłość”
Na początku tych zapisków stwierdziłem, ze nigdzie indziej na świecie wyobraźnia kobiety nie jest tak zdominowana przez mit miłości i dziewictwa. Wymawiając święte słowo „miłość” kobieta południowoamerykańska zdaje się ulatywać do niebios, jej oczy błyszczą... Zachwyca mnie ten idealizm, za sprawą którego
kobieta traci nie tylko swój wdzięk, ale i swoją godność. Jakoż nawet najpiękniejsze uczucia trzeba poddawać weryfikacji i kontroli, aby nie stały się pretekstami do innych, nie tak pięknych uczuć i pragnień. W swym kulcie miłości,jak i w pozostałych swoich uczuciach, kobieta południowoamerykańska wykazuje przede wszystkim pasywność; nie marzy o tym, żeby kochać, lecz żeby ją kochano, co bywa czymś zupełnie innym i nasuwa podejrzenie o... lenistwo. Jak to cudownie być kochaną i spędzać Życie w ramionach oczarowanego mężczyzny! Zarazem wszakże wielka miłość, miłość doskonała, służy jako wspaniała wymówka wobec wszystkich miłości mniej doskonałych, bardziej ludzkich, na które trzeba chuchać i dmuchać, i które nieraz wymagają nie tylko wysiłku, ale i ofiar. Czekając na "wielką miłość” kobieta południowoamerykańska po prostu ucieka przed zyciem, a jej ekstremizm i tym razem popycha ją w stronę izolacji i osamotnienia. W świecie współczesnym już nie wystarcza, by kobiety pozwalały się kochać; one same muszą kochać, tzn. aktywnie uczestniczyć w życiu tworząc sobie najrozmaitsze powiązania i oddając się różnym pasjom, włączając się w życie zbiorowe i narodowe, wreszcie znajdując sobie jakieś zajęcie. Jedynie taka szkoła, ciągły kontakt z praktyczną rzeczywistością może uleczyć je z mrzonek zrodzonych z lenistwa i bierności, owoców nudy i wygodnictwa. Pamiętam, że pewnego razu zapytałem jakieś dziewczę, co robi przez cały dzień. „Nic - odparła. - Wyglądam przez okno i czekam na miłość...”
Pretekst do ucieczki przed życiem
Do jakiego stopnia egzaltacji, przesubtelnienia, przewrażliwienia i sensualizmu może dojść wyobraźnia tych panienek, które nie żyją, lecz czekają, gdy tymczasem ich siostrzyce z innych ras i kontynentów udzielając się i walcząc w rozmaitych dziedzinach życia, wdrażają się do zdrowej dyscypliny duchowej i fizycznej, bez której człowiek pogrąża się we własnej słabości! W takiej atmosferze lenistwa i bierności również drugi wielki kult kobiety poludniowoamerykańskiej - kult dziewictwa, przemienia się w pretekst do ucieczki przed życiem i znieruchomienia w wiecznym oczekiwaniu. Kult dziewictwa, podobnie jak kult miłości, jest naturalną cechą każdej przyzwoitej kobiety toteż, rzecz jasna, każdy przyzwoity mężczyzna powinien zdjąć kapelusz przed tym pięknym i nieomal boskim kobiecym odczuciem. Wszelako w Ameryce Południowej odczucie to przekształciło się w społeczny przesąd o charakterze czysto praktycznym, stając się nadto czymś tak konkretnym i wyłącznie fizycznym, że ma już o wiele więcej wspólnego ze zmysłowością aniżeli z idealizmem. Mogłoby się wydawać, że życiowy program kobiety południowoamerykańskiej sprowadza się do tego oto: dopóki nie wyjdę za mąż, zachowuję dziewictwo, jestem na utrzymaniu tatusia i powinnam się pilnować. Potem mąż zapewni mi miłość, ognisko domowe i szczęście. Jakże to skromniutki ijakże wygodny program! Walczmy o życie dla kobiet! Nowa generacja powinna wyjść z domu, zmierzyć się z rzeczywistością, sprawdzić się, oczyścić swoją wyobraźnię. Wówczas kobieta południowoamerykańska odzyska świadomość swych ogromnych sił, dynamikę własnej młodości, pozostawiając za sobą cały ten smutny świat lęków, słabości, egzaltacji - pusty świat wiecznego czekania.
O przyzwoitości kobiecej
Nasze czarujące damy muszą znieść jeszcze jeden, ostatni, atak, ostatnią już krytykę. Potem przyjdzie czas rewanżu, gdyż zajmiemy się płcią brzydką. Narzekania przeciętnego Latynoamerykanina na kobiety są liczne i gorzkie, ale najczęściej przypadkowe i fragmentaryczne. Od razu widać, że literatura niedostatecznie rozpracowała ten temat i że obie strony wikłają się w gąszczu szczegółów zamiast zmierzać wprost do sedna. Co mówią między sobą chłopcy kiedy rozprawiają o płci pięknej? Otóż mówią, że odbywają one nie kończące się rozmowy telefoniczne. Ze dostają szalu widząc w Maipń czy Suipacha trzy lub cztery dziewoje, spacerujące pod rękę w godzinach największego ruchu i zajmujące całą szerokość chodnika. Ze kobiety są „fałszywe”. „Dlaczego się skarżą na naszą agresywność
- pytał jeden młody człowiek - skoro robią wszystko, żeby ją pobudzić? Kiedy jakaś babka ma ładne nogi, pokazuje je aż do kolan, żeby potem rozpowiadać: Jakiś idiota gapił się na moje nogi w autobusie; jak gdyby nigdy nie widział nóg!”. A znów inny powiedział mi: ‚Złości mnie, kiedy widzę, jak łatwo oszukać kobietę najbardziej banalnymi, najgłupszymi pozorami. Wąsik, krawat... ężczyzna dystyngowany-, mężczyzna wytworny- to dla nich bożyszcze. A jeśli w dodatku jest wysoki, topnieją jak wosk”. Krytyka pod adresem płci pięknej sprowadza się zazwyczaj do tego rodzaju luźnych uwag i wyrzutów Stymuluje ją ponadto wysokie mniemanie, jakie o życiu erotycznym w Europie ma mieszkaniec Południowej Ameryki. Jednakże i w tym punkcie potoczna wyobraźnia musi zostać wyleczona i oczyszczona z przekonań przesadzonych i naiwnych; na szczęście -czy nieszczęście - kobieta zawsze jest kobietą, tak w Ameryce, jak w Europie. Powszechne przeświadczenie, iz w Europie „nie ma przesądów” i że szczęśliwy Europejczyk może zaspokajać wszystkie swe pragnienia, okazuje się bardzo szkodliwe dla amerykańskiej kultury seksualnej. Co dziwniejsze, fascynacji tym naiwnym mitem „europej sklej swobody” ulega nie tylko zwykły przeciętny mężczyzna, ale i intelektualista, pisarz, artysta...Ileż mitów, legend i skrzywień wyobraźni składa się na erotyczny dramat południowo-amerykański!
Słowo ostateczne - miłość
Prawda jest taka, że żadna kobieta w żadnym cywilizowanym kraju nie może pozwolić mężczyźnie na wszystko, i że ostatnim słowem kobiety zarówno w Europie, jak i w Południowej Ameryce, będzie zawsze miłość i małżeństwo. Główna różnica między dwoma kontynentami tkwi raczej w czynnikach natury psychicznej:
Europejczyk ma te same, albo prawie, kłopoty erotyczne, co mieszkaniec Południowej Ameryki, tyle że traktuje je inaczej, a przede wszystkim umie wydobyć z nich więcej radości i duchowego pożytku. W Europie jest z pewnością mniej owego chorobliwego, posępnego erotyzmu, który na nowym kontynencie stał się prawdziwą plagą. Ażeby krytyka kobiety ze strony mężczyzny stała się głębsza i skuteczniejsza, trzeba we wszystkie te chaotyczne żale i chybione porównania wprowadzić trochę ładu. Myślę, że bez większych trudności określić można główne przywary i ułomności właściwe kobiecie południowoamerykańskiej oraz znaleźć ich historyczne źródło; otóż skutkiem liczbowej przewagi mężczyzn wykreowany został typ kobiety poszukiwanej i cenionej. Tradycja arabska, poprzez Hiszpanię, stworzyła typ kobiety biernej; życie mieszczańskie i spokojne stworzyło typ kobiety-mieszczaneczki. Oto i trzy choroby dziedziczne, nadwątlające zdrowie tej kobiety tak świetnie uposażonej, i spychające ją na pozycję niższą względem reszty ludzi. Która to reszta, co oczywiste, również ma swoje słabostki - ale są to właśnie nasze słabostki. Nie wystarczy buntować się przeciwko pewnym zwyczajom, trzeba zaatakować samego ich ducha.
Nie należy zwalczać zasad, lecz...
Wjaki sposób kobiety będą się bronić przed taką krytyką? Najpierw z czarującym uśmiechem powiedzą nam: „Mimo wszystko musicie przyznać, że i tak strasznie wam się podobamy”. Gdy jednak uświadomią sobie, że sprawa jest poważniejsza i nie da się jej załatwić uśmiechem, odpowiedzą surowo i z oburzeniem:
„Ach! Nie podobamy wam się, bo jesteśmy kobietami przyzwoitymi”. Kobieta przyzwoita! Oto i bicz, którym kobieta południowoamerykańska wymierza karę. Karze zarówno bezczelnego Faceta, który lezie za nią ulicą, jak i tego, który z rozmaitych, poważniejszych powodów nie całkiem akceptuje reprezentowany przez nią obecnie typ. Ten ostateczny argument utwierdza jej godność, podkreśla jej niezależność, podaje w wątpliwość dobrą wiarę krytyka. Nikt oczywiście nie będzie się spierał z postulatem przyzwoitości, bez której tak kobieta, jak i społeczeństwo pogrążyłyby się w anarchii. Oby wszystkie były przyzwoite, i to wjak najwyższym stopniu! WAmetyce Południowej nie trzeba zwalczać zasad, gdyż niemal wszystkie zasady są tu zdrowe, a tutejsze młode i pełne wigoru społeczeństwa wykazują znakomity instynkt życia zbiorowego. Niebezpieczeństwo polega na tym, że zasady, ideały, aksjomaty mają tutaj tendencję do kostnienia i formalizacji. Pozory dominują nad duchem, a forma zabija treść. Kobiety należy uczyć, że nawet owa „przyzwoitość”, jeśli jest źle rozumiana i stosowana powierzchownie oraz schematycznie, może przedzierzgnąć się we wroga numer jeden właśnie przyzwoitości.
„Kobieta przyzwoita”
Co właściwie znaczy określenie „kobieta przyzwoita”? Otóż kobieta przyzwoita to taka, która postępuje zgodnie z prawem i z pewnymi konwenansami, narzuconymi przez społeczeń stwo. Same w sobie nie mają one żadnej wartości, służą tylko jako środki pomocnicze przy realizacji wzniosłych zasad naszej katolickiej morałności. Kobieta przyzwoita nie pozwoli nieznajomemu towarzyszyć sobie na ulicy, nie iżby to było złe samo w sobie, ale dlatego, że skutki takiego nadmiernego zaufania mogłyby okazać się szkodliwe dla jej moralnego zdrowia. W Europie waśnie i kryzysy, wstrząsające tym kontynentem, nie pozwalają ludziom zapomnieć o względnej wartości konwenansów toteż kobieta europejska lepiej rozumie, ze zachodzi pewna różnica między niesłychanie istotnym problemem obnażania się na plaży a kwestią, jak mężnie i ofiarnie przetrzymać naloty latających bomb. Wszelako w Ameryce Południowej dla wielu nieskazitelnych, szacownych pań i kobiet, hołubionych troskliwie przez swoje służące, nie istnieje żadna hierarchia wartości; wszystko się miesza, wszystko jest jednakowe. Kobieta nie powinna zdradzać męża, ale nie powinna też nosić zbyt krótkich spódnic! Gdy cały świat drży ogarnięty straszliwym kataklizmem, gdy wszystkie narody muszą przygotować się do najwyższego wysiłku, one mają tylko jedno zmartwienie - nagość na plaży; bardzo też surowo osądzają kobiety, które farbują sobie włosy
Kobieta powinna kipieć życiem
Wszelako gdyby nawet kobiety południowo-amerykańskie nieporównanie głębiej i poważniej pojmowały problem przyzwoitości, niewiele by to pomogło. W każdym społeczeństwie istnieją wartości łatwe do zdefiniowania, a tym samym do przestrzegania, oraz inne -mniej wyraźnie określone, a przecież nie mniej wazne. Pojęcie przyzwoitości kobiecej aż do najdrobniejszych szczegółów zostało określone przez moralność, Kościół, opinię; ale przecież poza tym kobieta powinna tryskać życiem, mieć duszę poetyczną, powinna być dynamiczna... Społeczeństwo, w którym kobietom zabrakłoby tych przymiotów tak subtelnych ajednocześnie
elementarnych, byłoby narażone na ogromny duchowy uszczerbek. W przeszłości młode społeczeństwa Ameryki Południowej grzeszyły raczej nadmiarem witalności, toteż nie dziwota ze cały wysiłek kierowano w nich przeciwko namiętnościom i w pewnym sensie przeciwko życiu. Dziś jednak Ameryka Południowa nie może uskarżać się na nadmiar życia, przeciwnie, życie w tych krajach wydaje się przygaszone, tutejsza zaś młodzież niekiedy zazdrości starej Europie jej twórczych cierpień. Tym, czego obecnie tutaj potrzebujemy, jest jakiś środek tonizujący, nie zaś uspokajający; pod żadnym pozorem nie można dopuścić do tego, by ciasna i płaska, formalistyczna i powierzchowna przyzwoitość zabiła w kobietach życiowy instynkt i wrodzoną im energię.
Do jakich więc wniosków prowadzą nas powyższe uwagi? Otóż trzeba zreformować ideał urody naszych „kobietek”. Trzeba unowocześnić ich wyobrażenie mężczyzny Należy uporządkować i pogłębić męski krytycyzm, naprowadzając go na prawdziwe przyczyny zła.
To nie kobieta jest winna; winne jest środowisko. Mężczyzna południowoamerykański ijego ideał urody
A może również mężczyzna południowo-amerykański pragnie być piękny? Jaki wówczas obiera sobie ideał urody?
Nie ulega wątpliwości, że mężczyzna południowoamerykański pragnie być piękny albo co najmniej dobrze wyglądać - być dobrze uczesany i ubrany Niewiele jest krajów na świecie w których można zobaczyć krawaty tak dobrze dobrane do koszuli i marynarki jak tutaj, buty kupowane z podobną jak tu starannością czy skarpetki lepiej zharmonizowane z chusteczką. „Dawniej młodzieńcy nie używali brylantyny”. Dziś używają nie tylko brylantyny; używają i nadużywają również kremów, masaży, maseczek kosmetycznych - prawie jak kobiety. „Instytut piękności” dla mężczyzn miałby wielkie szanse powodzenia. Byłyby to kobiece cechy dbałego o urodę mężczyzny południowoamerykańskiego. Cechą najbardziej męską jest wąsik. Przybysz z Europy wykrzykuje nieodmiennie: „Psiakość, ileż tu wąsów!” A jednak... Południowy Amerykanin jest bardzo przebiegły i co się tyczy wąsów, kalkuluje chytrze; nosi je, ponieważ wie, że one to lubią. Zadaniem wąsika jest wywrzeć wrażenie na płci pięknej; to rodzaj kokieterii bardzo podobny do damskiej.
Południowy Amerykanin nie zatracił swej „męskości”
W tej sytuacji pojawiają się pytania ogromnej wagi. Czy mężczyzna południowoamerykański nie zniewieściał aby zanadto? A może te pozory nie są zachowaniami drugorzędnymi, nie mającymi związku z rzeczywistością duchową, psychiczną? Byłoby czymś bardzo powierzchownym formułować oskarżenie tak poważne na podstawie faktów tak nieistotnych. Rzeczywiście, przyjrzawszy się temu problemowi dokładniej zobaczymy coś całkiem przeciwnego: południowy Amerykanin nie utracił nic ze swej odziedziczonej po hiszpańskich przodkach odwagi i śmiałości; posiada on właściwe mężczyznom poczucie honoru i, co bodaj najważniejsze, nie brak mu pewnej duchowej surowości, stanowiącej chyba zasadniczą różnicę między duszą męską i kobiecą. Wobec tego najtrafniejsze byłoby chyba stwierdzenie, że południowy Amerykanin, pozostając w głębi duszy stuprocentowym mężczyzną, wykazuje pewną tendencję do zniewieściałości w swym sposobie bycia, ubierania się, mówienia, i że jego „społeczny sposób bycia” jest bardziej kobiecy niż on sam. Wydaje się, że w tej dziedzinie kobieta zdołała narzucić mu swoje gusta, swoje subtelności i słabostki - we wszystkich tych sprawach, które składają się na jego „sposób bycia”, tzn. przejawiania na zewnątrz swej osobowości. Na przykład południowy Amerykanin potrafi być bardzo dzielny we wszelkiego rodzaju walce, ale staje się absolutnym tchórzem, gdy ma uczynić jakąś nieprzyjemną uwagę swemu przyjacielowi; jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie zuchwały, a nawet brutalny w interesach czy polityce, jednocześnie wszakże w rozmowie jest delikatny, w obcowaniu z innymi - łagodny i bierny; krawaty dobiera z niejaką kokieterią i bywa przesadnie wrażliwy. Bardzo łatwo jest w każdym kraju dostrzec, kto dominuje w jego kulturze - mężczyzna czy kobieta. Są kraje, gdzie prawo mężczyzny przeważa zarówno w dziedzinie moralności seksualnej, jak i w formach współżycia płci, gdzie nawet dowcipy opowiadane przez kobiety są „męskie”; wszelako Ameryka Południowa podbita została przez kobietę. I to wbrew faktowi, że są one w takim stopniu niewolnicami mężczyzny, że tak ulegle dostosowują się do jego gustów i kaprysów! Każda z nich z osobna jest jedynie „kwiatem” i „dziewczątkiem”, ale wszystkim razem, wbrew swej pozornej słabości i nieśmiałości, udało się podbić kontynent!
Kiedy pragnie zdobyć kobietę...
Widać to właśnie w sposobie podejścia mężczyzny tutejszego do własnego ideału urody Mężczyzna nie musi przeglądać się w oczach kobiet, aby sprawdzić swoją urodę, która zresztą nie jest wyłącznie seksualna... Gdy mężczyzna pragnie zdobyć kobietę, ma przed sobą dwie drogi: może próbować pozyskać jej względy przymilając się jej, dostosowując się do jej wymagań, albo też, przeciwnie, może narzucać jej prawo swej własnej natury. Dziś mężczyzna naprawdę zakochany we własnej męskiej piękności gotów jest raczej doznać porażki, niz wyrzec się pewnych swoich przymiotów naturalnych. Nigdy na przykład taki mężczyzna nie pójdzie na ustępstwa wobec kobiecej małostko wości, gdyż jeśliby nawet tym sposobem zdobył kobietę, to jednocześnie utraci własną urodę. Jednakże dla wielu południowych Amerykanów kobiety stały się bodaj celem samym w sobie; im bardziej takl mężczyzna podoba się kobietom, tym jest piękniejszy; im więcej kobiet zdobył, tym więcej miał uciechy z życia. Toteż gdyby nagle kobiety zażądały od mężczyzn malowania sobie nosów na zielono, oni, zachwyceni, natychmiast pomalowaliby sobie nosy na zielono... Tutaj nie tylko kobieta żyje niemal wyłącznie dla mężczyzny wyzbywając się własnej osobowości; tu również mężczyzna często żyje nie dla siebie, ale dla kobiety. Skąd pochodzi ta psychiczna słabość mężczyzny i dlaczego w Europie płeć brzydka jest bardziej świadoma swej siły i potrafi lepiej ją wykorzystywać?
Czysto męska poetyka
W Ameryce Południowej mężczyzna, a przede wszystkim chłopiec, bywa osamotniony wobec kobiet. Męska uroda, męski obyczaj, mity i Formy współżycia między mężczyznami kształtują się pośród mężczyzn. Czynnikami tworzącymi ową specyficzną męską piękność są koleżeństwo, zauFanie do przyjaciół z tego samego klubu, stowarzyszenia w obrębie poszczególnych dziedzin aktywności, grupowe rozrywki. Chłopcy w gimnazjum tworzą sobie własną mitologię, własne zwyczaje, nawet język, i tak są dumni z tego własnego stylu, że żaden z nich by go nie zdradził nawet dla najpiękniejszej kobiety. Również w wojsku mężczyźni tworzą sobie własny świat, który darzą niekiedy wielką miłością. Wówczas kobieta przestaje być dla nich jedynym źródłem miłości i piękności; marynarz własną urodę i siłę uświadamia sobie zarówno dzięki kobiecym ustom, jaki dzięki swemu pancernikowi, swoim piosenkom i mundurowi, dzięki temu wszystkiemu, co nosi miano „marynarki”. Ta specyficzna, męska poezja bardzo mu pomaga w opieraniu się erotycznemu czarowi córek Ewy; dzięki niej może nad nim zapanować i przeciwstawić mu własny urok. Młody południowy Amerykanin, włączając się w te wielkie instytucje zbiorowe, jak armia czy flota, wyposażone we własną tradycję i styl, z łatwością nagina swoją psychikę do ich wymagań. Jednakże w zwyczajnym życiu kontakty mężczyzn między sobą wypadają jakoś ubogo i blado. Ciekawe jest na przykład porównanie między młodym środowiskiem literackim tutaj i w Europie. Młodzi artyści południowoamerykańscy najchętniej chadzają w pojedynkę, rzadko skupiają się w grupy i zwykle wykazują niewielką ochotę do „podkręcania się nawzajem . W stolicach europejskich młodzi mają swoje bary, kawiarnie czy restauracje, w których upijają się zarówno napojami wyskokowymi, jak żartami, wygłupami słownymi, utarczkami ideologicznymi. Młodzieńcy owi mają własny styl ijęzyk, podobnie jak licealiści, ijeszcze zanim ukształtują się jako pisarze, czerpią mnóstwo uciechy z owego piękna, jakie w swoim gronie wytworzyli. Mężczyzna, który przeszedł taką szkołę, wyposażony zostaje na całe życie w kapitał świętego szaleństwa, które broni go przed smutkiem, cynizmem i nudą. Dlaczego czegoś takiego nie ma w Ameryce Południowej? Dlaczego tutaj kobieta tłumi mężczyznę zupełnie, tak że stał się on jej niewolnikiem?
Brak „męskiego stylu”
Jest to „błędne koło”. Młodzieniec południowoamerykański mało obcuje ze swymi kolegami i czyni to w sposób powierzchowny gdyż tym, czego w sensie psychicznym i fizycznym potrzebuje najbardziej, jest kobieta. Zajęty problemem dla siebie kapitalnym nie ma ochoty angażować się całym sercem w inne dziedziny życia. Wszystko inne jest drugorzędne; uwaza on (i wjego wieku jest to zupełnie naturalne), że traci czas, gdy właśnie nie „podrywa” jakiejś panienki. Z drugiej strony wspólnotowe obcowanie mężczyzn, mniej tutaj rozwinięte niż w Europie, nie narzuca się mu jako coś oczywistego. Tak więc nie obcuje on z mężczyznami i właśnie dlatego w chwili, gdy musi stawić czoło kobiecie, znajduje się w pozycji gorszej, brak mu bowiem owego „męskiego stylu”, który mężczyźni wytwarzają między sobą. Nie tyle pragnie on oczarować kobietę własnym urokiem, ile raczej posiąść jej uroki. Nie potrafi jej zdominować, lecz raczej ulega jej dominacji. Potrzebuje jej i dlatego musi się do niej dostosować. Jeśli na przykład młodzieniec europejski powie do swej towarzyszki stanowczo i z energią „idziemy do kina!”, to południowy Amerykanin spyta: „co byś, kochanie, powiedziała, gdybyśmy poszli do kina?” Europejczyk będzie próbował zdobyć swoją wybrankę popisując się męską urodą, stanowczością, energią, siłą. Południowy Amerykanin będzie raczej starał się zaspokoić jej pragnienia, przypodobać się jej. Europejczyk nie będzie tak bardzo obawiał się utraty kobiety, bo nie cała poezja jego życia do niej się sprowadza; natomiast południowy Amerykanin tracąc swoją dziewczynę zostaje skazany na samotność i ma już tylko przed sobą perspektywę przesiadywania w kawiarni i wymieniania dowcipów z przyjaciółmi, którzy nie zawsze są przyjaciółmi prawdziwymi. Tak by to wyglądało... gdybyśmy z uporem usiłowali Amerykę malować czarnymi barwami, wychwalając pod niebiosa starą, bardziej dojrzałą Europę. Ale nie wolno zapominać ani na chwilę, że wszystko, co tu mówimy, jest z konieczności uproszczone, niesprawiedliwe i przesadzone, jak zawsze w tego rodzaju schematycznych ujęciach. Europa często okazuje się tak bardzo nieokrzesana, płaska, sztuczna i odrażająca, że w istocie młoda i świeża Ameryka nie ma jej czego zazdrościć. Tak czy owak uważamy za uzasadnione główne tezy tych uwag - mianowicie że południowy Amerykanin o swoją urodę troszczy się niemal tak jak kobieta, tzn. w sposób nieco zniewieściały; że skutkiem rzadkiego obcowania z mężczyznami brak mu do pewnego stopnia tego, co można by nazwać „stylem męskim”; że nie zawsze potrafi on uzewnętrznić swoją naturalną męskość w kontaktach z kobietami, i że wreszcie, choć głęboko jest wrażliwy na piękność i urok kobiety nadal nie umie uświadomić sobie własnego uroku.
Mężczyźni to wielcy dranie
Zwykle południowy Amerykanin bywa dla kobiety niedobry ponieważ błędnie interpretuje jej złożoną psychologię bądź też dlatego, że irytuje go jej seksualna pycha.
„Są bardzo mili, kiedy są zakochani, ale kiedy indziej to wielcy dranie” - powiedziała mijedna, druga zaś rzekła: „Nie mają dla nas współczucia ani litości, są absolutnymi egoistami i szukają tylko własnej korzyści”. Opinie te wydają się nieco przesadzone, tym zaś, co najbardziej zadaje im kłam, jest spojrzenie południowego Amerykanina. Raczej trudno uwierzyć, aby oczy tak zacne i łagodne mogły należeć do demona; owa męska niegodziwość musi więc mieć jakieś szczególne źródła. Postaramy się dokładniej określić niektóre z nich, przedtem jednak powiedzmy od razu, że nasze zadanie w znacznej mierze komplikuje pewna żywiołowa siła - potężny temperament południowego Amerykanina, jego wybujała zmysłowość. Chociaż - jak o tym już wspominaliśmy - zmysłowość ta w nie-
małej mierze jest wynikiem sztucznej ekscytacji i obsesji, to przecież ta reszta jest dostatecznie duża, aby przyczyniać zgryzot kobiecie. Na to nie ma rady, chyba że mężczyźni ograniczyliby spożycie mięsa...
Izolacja i osamotnienie
Jakie są inne przyczyny erotycznego okrucieństwa? Po pierwsze - izolacja i osamotnienie (o czym również już mówiliśmy). Każda kobieta wie z własnego doświadczenia, jak normalnieją i łagodnieją stosunki z mężczyzną, gdy z „nieznajomego” przekształca się on w „znajomego”. Kiedy młody człowiek znajdzie się w miejscu, gdzie są kobiety zrazu spogląda na nie z daleka, jak dzikie zwierzę, potem jednak, zatańczywszy zjedną i drugą, całkowicie traci swoją dzikość. Wielka to szkoda, że w krajach latynoskich tyle jest „nieznajomych” obojga płci, i że obie one przypatrują się sobie, ponad dzielącą je przepaścią seksualną, z tak wielkiej oddali! Jednakże samotność południowego Amerykanina płynie również z niedostatku kontaktu psychicznego z mężczyznami, co jeszcze potęguje gorzki jej smak.Druga przyczyna jest taka, że kobieta południowoamerykańska niewątpliwie nadmiernie spekuluje na temat męskiego głodu seksualnego. Mężczyźni często czują się upokorzeni przez ten głód, który zmienia ich w niewolników kobiety wyciska z nich mnóstwo energii i czyni z nich żebraków gdy już nie mogą być zdobywcami. Jeśli kobieta nie potrafi zachować umiaru w okazywaniu władzy, jaką ma nad zwierzęcą stroną mężczyzny, jeśli chce jego instynkty wykorzystywać w sposób nazbyt bezwzględny i otwarty - on odpłaca jej taką samą monetą cynizmu i niegodziwości. Dzieje się tak głównie wtedy, gdy chodzi jej o korzyści ekonomiczne. Rola pieniądza w sprawach erotycznych jest bardzo ciekawa i warta przestudiowania z większą niż dotąd powagą przez psychologów, jak i przez moralistów Z jednej strony pieniądz zdaje się być śmiertelnym wrogiem erotyzmu, z drugiej zaś widzimy, jak w naszych czasach staje się on kupidynkiem ułatwiającym i legalizującym miłość.
Miły prezencik
Mężczyzna poludniowoamerykański, podobnie jak wszyscy inni, nie zawsze zdaje sobie sprawę, że to, co nazywamy trywialnie „wyciąganiem forsy” od niego, ma dla kobiety sens o wiele bardziej erotyczny, niż się wydaje. Kiedy wiejska dziewczyna wydębi od swego kawalera jakiś miły prezencik, oznacza to dla niej nie tylko mały triumf jej kobiecości, ale także jest w jej oczach najlepszym dowodem siły i szczerości ofiarowywanych jej uczuć. Przede wszystkim jednak w sytuacji, kiedy nie doszło jeszcze do wytworzenia się hardziej bezpośrednich i spontanicznych form zażyłości erotycznej, pieniądz i wszystko to, co on umożliwia, służą jako pretekst do zbliżenia. Często kobiecie łatwiej przychodzi przyjąć zaproszenie do kina ze strony nieznajomego, niż propozycję wspólnego spaceru. Idąc do kina daje ona do zrozumienia, że lubi kino, podczas gdy godząc się na spacer, aż nadto wyraźnie okazuje, że podobajej się głównie towarzysz. Byłoby wielką naiwnością sądzić, że materializm, z którym tak się we wzajemnych stosunkach obnoszą zarówno mężczyzna, jak i kobieta, jest tylko i wyłącznie materializmem. Prawdziwa miłość także przecież polega na handlu: mężczyzna „sprzedaje” swą osobę kobiecie, w zamian „kupując” jej osobowość. Taka osobowa wymiana to jednak sprawa dość delikatna: żeby wyznać miłość, trzeba starannie dobierać słóxy, przezwyciężyć pewien „dystans”, przyjąć inny ton, na koniec wreszcie przejść od jednej formy współżycia do innej. Kiedy dwoje ludzi nie potrań uporać się z tą trudnością i lęka się takiego spontanicznego zbliżenia, wolą oni nadać temu zbliżeniu inny sens opierając je na racjach materialnych, konkretnych, ekonomicznych bądź cynicznych. Tak więc za amerykańskim materializmem kryją się raczej nieporadność i naiwność w stosowaniu form, nieśmiałość, wrażliwość, duma... Wszystko to nie byłoby niczym specjalnie złym. Prawdziwe zło polega na tym, że ani mężczyzna, ani kobieta nie są w pełni świadomi istot nych źródeł swego materializmu, skoro dają się zwieść pozorom i obwiniają się wzajemnie o najwstrętniejszy cynizm. Więc kiedy ona (biedaczka!) nie wiedząc, co powiedzieć, wydusi z siebie: „A może byś mi kupił kapelusz?”, on wpada w cichą furię, przekonany, że ona chce go wykorzystać.
Gorzkie kłamstwo
Zwykle mężczyzna wpada w złość, gdy kobieta stawia go w sytuacji trudnej bądź fałszywej; widzieliśmy już, że przesadny lęk prowadzi go do brutalności. Podobnie rzec można, iż kobieca przesada w dbałości o wygląd roznieca w nim złość. Instynktownie czuje w tym kłamstwo, gorzkie kłamstwo tego anielskiego, czystego i słodkiego świata, jaki ona mu narzuca, i właśnie wówczas jego męski realizm, jego zmysł śmieszności szuka Ujścia w mściwych, prostackich dowcipach i sprośnościach. Im bardziej kobieta pragnie ulatywać w niebiosa, tym bardziej mężczyzna będzie szukał ziemi. I znów .- nie ma nic specjalnie złego w takiej reakcji; zło polega na tym, że mężczyzna daje się zwieść swemu pozornemu cynizmowi, nie rozumie mechanizmu, który go do niego popycha, t rzeczywiście zaczyna wierzyć we własną „niegodziwość”. Ale oprócz tego jest w nim jakaś siła z zasady sprzeciwiająca się wszelkiej sublimacji, zarówno moralnej, jak i estetycznej. Dlaczego kobiety silniej wierzą, są większymi idealistkami, łatwiej akceptują moralność kościelną? Dlaczego, kiedy chłopiec stara się dosłownie przestrzegać owych wzniosłych nakazów, jest wyśmiewany przez kolegów, którzy przypinają mu łatkę „maminsynka”? Moralność przeciwstawia się życiu albo przynajmniej nadmiarowi życia; tymczasem oni wolą żyć, niż być moralnymi, wolą też być męscy niż moralni. Ascetyzm ich nie zachwyca.
Niezrozumienie własnej psychologii
Jeśli moralność, idealizm, przyzwoitość mają się okazać do przyjęcia przez męską młodziez, muszą być jej zaproponowane w sposób nie urażający jej męskości. Wydaje się, że w Ameryce Południowej moralność w ogóle, a moralność seksualna w szczególności wpajana jest mężczyznom w sposób zanadto bezpośredni i teoretyczny Najgłębsze kazanie, najbardziej nawet natchniona mowa nie zdołają w takiej mierze przekonać młodych (podobnie zresztą jak i dorosłych), jak te same zasady ucieleśnione wjakimś „męskim ideale” czy męskim obyczaju. Typ „gentlemana” czy wojskowe zwyczaje honorowe bądź wreszcie sportowe zasadyfair play oddziałują na nich nieporównanie silniej, gdyż symbolizują kwintesencję męskości. Nie, południowy Amerykanin nie jest z natury zły, cyniczny ani egoistyczny; niekiedy bywa zly, bo wścieka go samicza pycha kobiety, jej sztuczki i przesada w zachowaniu, albo też mylnie interpretuje intencje kobiety ijej skomplikowaną psychologię, bądź wreszcie nie rozumie własnej psychiki i nazbyt serio bierze własne postępki tudzież słowa, sądząc, że płyną one z jego prawdziwej natury. Tymczasem dyktują mu je często okoliczności zewnętrzne, toteż bardzo często mają one charakter reakcji mechanicznej. Innymi słowy, jeśli mężczyzna
południowoamerykański bywa zły, to dlatego przede wszystkim, że sam w swoją niegodziwość wierzy.. oraz że „drań” jest dla niego synonimem mężczyzny
Reforma erotyczna Wypada teraz zapytać, jak ma wyglądać konkretny program społecznego działania mającego na celu położenie kresu erotycznemu dramatowi w Południowej Ameryce? Do czego powinni zmierzać wszyscy ci, co jasno widzą wszystkie katastrofalne następstwa aktualnego stanu rzeczy? Pierwszym krokiem powinno być wezwanie do otwartej i szczerej dyskusji. Nie jest prawdą, że w Ameryce Południowej istnieje wolność słowa. Najbardziej nawet dyktatorski rząd nie byłby w stanie tak skutecznie skrępować dyskusję publiczną jak fałszywy wstyd i kult konwenansu. Na co się zdadzą gwarancje konstytucyjne, jeśli co bardziej swobodna wypowiedź jest czymś szokującym, jeśli naczelni redaktorzy dzienników i czasopism dygocą ze strachu wobec każdego delikatnego tematu i jeśli
najważniejszych problemów nie mozna wszechstronnie roztrząsać na łamach prasy? Dość już pisania o Madame Pompadour czy innych takich poczciwych głupstewkach, które z pewnością nikogo nie szokują. Głos najlepszych, najbardziej świadomych i dojrzałych synów Ameryki musi zostać usłyszany wbrew temu, że... co najwyżej nie spodoba się on jakiejś czytelniczce, inna zaś nadeśle list protestacyjny w imię jej najświętszych przesądów „Elita” musi upierać się przy swoim prawie do kształtowania duszy ludu, do pisania nie tylko „dla czytelnika”, ale i „przeciwko czytelnikowi”, jeśli zajdzie taka potrzeba. Fałszywy wstyd, w najwyższym stopniu prowincjonalny, nie ma nic wspólnego z powagą i moralnością; jest czymś niepojętym, dlaczego w Ameryce nie można publicznie omawiać spraw o których zupełnie swobodnie rozmawia się w gronie prywatnym. Ci, którzy obawiają się takiej swobody słowa, nie są ani konserwatystami, ani postępowcami, lecz tylko należą do potężnej, światowej partii marnych pisarzy oraz ludzi ograniczonych i bojaźliwych, którzy, niestety panoszą się we wszystkich kręgach opinii publicznej. Dla pisarza autentycznego, choćby nawet był bardziej katolicki niż sam papież i bardziej postępowy niż sam Wells, prawo do wypowiadania się w sposób szczery, uczciwy i poważny jest czymś równie niezbędnym jak powietrze. Dlaczego w Europie prasa katolicka posługuje się językiem jędrnym i nie boi się żadnego tematu, podczas gdy tu, w Południowej Ameryce, dziennikarzy tak łatwo paraliżuje zbytni formalizm, przesadny lęk przed popadnięciem w nieprzyzwoitość, troska o „rozwagę”, co koniec końców okazuje się szkodliwe dla samej sprawy? Tak więc pierwszym krokiem powinna stać się swobodna dyskusja. Drugi będzie o wiele trudniejszy i ważniejszy: otóż trzeba stworzyć atmosferę sprzyjającą odnowie erotycznej.
Ewolucja erotyczna
Dopóki przeciętny Amerykanin będzie przekonany, iż wszystko to, co aktualnie dzieje się między nim a kobietą, jest jak najbardziej naturalne i tak będzie na wieki, bo przecież „takie jest życie”, dopóty żadna zmiana nie będzie możliwa. Jeśli jednak pewnego dnia ludzie zrozumieją, że coś zaczyna się ruszać, że istnieje stanowcza wola przemian i odnowy, choćby nawet wypływała ona od szczuplej grupki, wówczas cała ta „wieczność” rozwieje się bardzo prędko. Wystarczy proklamować w Ameryce ewolucję erotyczną, aby doprowadzić do zmiany obyczajowości, a im ta zmiana będzie bardziej spontaniczna, tym lepiej. Narodów nie można uczyć życia konstruując programy; jedyne, co można zrobić, to skłonić je do przemian i pozwolić, by nowe zwyczaje wytworzyły się same zgodnie z tym, co podpowiada im instynkt rasy Czyż erotyczny postęp Europy w ostatnich czasach był owocem programów i teorii? Bynajmniej; wszystko, co w tej dziedzinie było teoretyczne i wydumane (na przykład osławiony ruch kobiecy na rzecz absolutnego zrównania kobiet z mężczyznami), wnet popadio w zupełną śmieszność. Jednakże właśnie takie burze w szklance wody wytworzyły klimat sprzyjający odnowie, pobudziły dyskusję i krytykę, przekonały współczesnego Europejczyka, że sam musi sobie stworzyć własną obyczajowość, podobnie jak jego przodkowie stworzyli sobie własną. Kult tradycji to rzecz wspaniała, ale ten, kto jedynie imituje przodków nie naśladuje ich właściwie, bo staje się identyczny z nimi pod wszelkimi względami z wyjątkiem jednego - twórczego ducha, jakiego oni okazywali w swoim czasie.
Precz z letniością!
W Ameryce Łacińskiej nigdy nie doszło do takiej generalnej bitwy między młodymi a starymi, jaka rozegrała się w Europie i z jakiej młodzi wyszli zwycięsko. Tutaj młodzi są zbyt spokojni, nie buntują się wystarczająco energicznie, toteż wypada przypomnieć im surowo, że nie dopełniają najświętszego obowiązku młodości. Trzeba im wykazać, że amerykański dobrobyt jest czymś bardzo niekompletnym i że lodówki oraz łazienki nie potrafią zrekompensować utraconej urody życia, a bilard nie zastąpi namiętności. Młodzieży trzeba wpajać, że nie jest dość szczęśliwa, tak aby szukała nowych dróg do szczęścia. Ojcowie, którzy chełpią się „dobrym wychowaniem” swych synów, są bardzo powierzchowni. „Bądźcie zimni albo gorący, ale nigdy letni” - mówi ewangelia. Jeśli pewnego dnia młodzież letnia i dobrze wychowana będzie musiała stawić czoło młodzieży z innych kontynentów gorącej jak ogień albo zimnej jak stal, okaże się z całą oczywistością, że nadmiar rozwagi, spokoju i dobrego wychowania nie zawsze jest najlepszym pedagogiem. Krokiem trzecim powinno być sprzyjanie wszelkimi możliwymi sposobami zbliżeniu i wzajemnemu zrozumieniu między obiema płciami. Wspominaliśmy już o pilnej potrzebie połozenia kresu tej straszliwej samotności, panującej przede wszystkim w wielkomiejskich środowiskach robotniczych. Gdy ubogi chłopak opuszcza rodzinną wioskę i przybywa do Buenos Aires, bezpowrotnie kończy się szczęśliwy okres jego życia; nierzadko się zdarza, że odtąd przez wiele lat żyje on spoglądając na kobiety jedynie z daleka. Jednakże problem ten, w gruncie rzeczy czysto techniczny nigdzie w Ameryce Południowej i w żadnej warstwie społecznej nie został właściwie rozwiązany. Wyciągnąć dziewczęta z domów! Stworzyć młodzieży więcej okazji do spotykania się! Tu właśnie otwiera się pole do wspólnego działania, do interwencji państwa, stowarzyszeń i związków, pole dla zdrowej i rozsądnej polityki w dziedzinie erotycznej. Jeśli zbliżenie obu płci nie zostanie ułatwione, nigdy nie skończą się brutalność w dziedzinie obyczajowości seksualnej, gorzka samotność, smutek panujący wśród amerykańskiej młodzieży
Wiedza psychologiczna
Równie niezbędne jest szerzenie wśród obu płci wiedzy psychologicznej. Dlaczego, zamiast wykładać w szkołach średnich mnóstwo całkowicie nieprzydatnych do niczego przedmiotów nie wprowadza się lekcji psychologii kobiecej dla chłopców a męskiej - dla dziewcząt? Młodzież potrzebuje zarówno wiedzy o aspekcie higienicznym i fizjologicznym tych spraw jak i o ich aspekcie psychologicznym; przekonaliśmy się już przecież, jaka masa naiwności składa się na erotyczny dramat poludniowoamerykański. Potrzebne są tysiące broszur, odczytów artykułów i książek, aby zasypać duchową przepaść między tutejszym mężczyzną a jego towarzyszką. Jeśli wszystko to dalo się przeprowadzić w Europie, dlaczego miałoby być niemożliwe w Ameryce? Trzeba wreszcie sprzyjać rozwojowi duchowego współżycia między mężczyznami, umacniać mężczyznę wobec kobiety tworzyć owego ducha męskości, który przekracza kobiecość i potrafi ją zdominować. „Ktoś” musi rozpocząć dzieło odnowy erotycznej w Ameryce Południowej, i tym kimś musi być mężczyzna. Południowy Amerykanin nie może już dostosowywać się do swej kobiety ijej rozlicznych masek, lecz musi stworzyć ją na nowo wedle swych prawdziwych duchowych potrzeb, tak aby odnowiona w ten sposób kobieta z kolei jego samego stworzyła i odnowiła.