Knowania wroga zostają ujawnione, prawda wychodzi na jaw.
Jakie szaleństwo opętało niegdyś dumnych wojowników?
Wątpliwości znikają, cel staje się jasny.
Gromadzą się siły, by obronić swój kraj.
Rozdział 16
„Ku odrodzeniu”
7 maja
Godzina 5:07
Canterlot, Zamek Królewski
To był Edge.
— Masz tupet, żeby się tu zjawiać! — krzyknęła w jego stronę Firefly, wyraźnie
rozjuszona. Jej koleżanki całkowicie osłupiały na widok gryfa w zamku.
— Jak on się dostał do środka?
Różowa klacz skierowała to pytanie do Quick Chasera i Thunder Flickera, którzy to
stali przy upierzonym żołnierzu. Obaj mieli poważne miny. Cały zamek był otoczony barierą
wytworzoną przez księżniczki Celestię i Lunę, nikt więc nie powinien był się przedrzeć.
— Pewnie w to nie uwierzysz, ale gościu poddał się z własnej woli — powiedział Quick
Chaser. Zaraz potem wyjaśnił całą sytuację.
On i Thunder Flicker zostali wysłani na zewnątrz. Mieli patrolować okolicę dookoła
zamku. Kiedy tylko Fluttershy wraz z Shamrockiem powrócili do głównego holu i zgłosili,
że widzieli samotnego gryfiego żołnierza, dlatego obaj lotnicy mieli go znaleźć. Wkrótce
trafili na Edge’a. Nie wyglądał jakby chciał z nimi walczyć i już samo to było dla nich dużym
zaskoczeniem. Gryf jednak powiedział im, by zabrali go do środka, gdyż podobno ma ważne
informacje dla Królewskich Sióstr. Nie opierał się, nie było też śladu wsparcia... Zachowywał
się jakby nie zależało mu na zabijaniu innych. Dlatego właśnie Quick Chaser i Thunder Flicker
wzięli go do zamku. Wiedzieli, że nie stanowi żadnego zagrożenia.
Mimo to, Firefly nadal dyszała z wściekłości. Kucyki domyślały się dlaczego — widok
gryfa, stojącego sobie w zamku Canterlot jak gdyby nigdy nic, był dla niej nie do zniesienia.
— Nie podoba mi się to. Ten typek coś kombinuje. Najlepiej od razu go zlikwidować.
— Zaczekajcie... — powiedział cicho, acz żarliwie Edge. — Zanim mnie zabijecie... Jest
coś, o czym powinniście wiedzieć. Pewnie wszyscy zastanawiacie się, dlaczego gryfy stosują takie
brutalne działania... Czemu tak nękają Equestrię i czemu na to zezwolono... Chcecie wiedzieć?
Mogę wam wszystko wyjaśnić.
— Co tu jest do wyjaśniania?! — zawołała Firefly. — Dla mnie wszystko jest jasne!
Zarówno ty jak i cała reszta gryfów jesteście bandą bezwzględnych zabójców! Ten cały “honor” o
którym kiedyś słyszałam jest wart tyle, co kurz na drodze! Wy chcecie nas tylko zniewolić, albo,
jeszcze lepiej, wszystkich pozabijać!
— Sprawy nie zawsze są takie proste jak się wydaje... — odparł Edge.
Rainbow Dash wstała już z łóżka i starała się jakoś zapanować nad temperamentem
Firefly, bo jej najwidoczniej przychodziło to z ogromną trudnością. Reszta kucyków natomiast
rzeczywiście była ciekawa... Dlaczego? Co sprawiło, że ich sąsiedzi z północy stali się agresorami
lub wręcz, co gorsza, mordercami?
— Ja... uważam, że powinniśmy go wysłuchać — odezwała się cichutko Fluttershy. — Ja...
chciałabym wiedzieć co się stało.
— Tak... też się nad tym zastanawiam... W sumie nie mamy nic do stracenia, niech
wyjawi nam wszystko co wie — dodała Lightning Bolt.
Razem z Cloud Kicker spoglądały uważnie na Edge’a.
— Zgadzam się.
Nowy głos zabrzmiał w drzwiach prowadzących z korytarza do głównego holu. Zjawiła
się Twilight Sparkle, a towarzyszył jej nie kto inny, jak jej smok-asystent, Spike. Oprócz nich
przyszły także pozostałe przyjaciółki Rainbow Dash. Niestety, Firefly wciąż nie chciała dać się
przekonać i obstawała przy swoim.
— No chyba nie dacie mu się nabrać... Przecież tu na kilometr czuć podstęp!
Była jednak w zdecydowanej mniejszości. Chcąc, nie chcąc musiała pozwolić Edge’owi na
objaśnienie wszystkiego kucykom co się wydarzyło. Usiadła na podłodze z kwaśną miną.
— Powiem wam wszystko co wiem, ale mam jeden warunek — zastrzegł Edge. — Będę
rozmawiać tylko w obecności waszych księżniczek.
Firefly powoli traciła panowanie nad sobą.
— Jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, są zajęte podtrzymywaniem bariery po to, żeby do
środka nie dostały się takie mendy jak ty!
Na szczęście, Twilight zdołała opanować napiętą atmosferę.
— Bez obaw. Możesz powiedzieć wszystko mi. Jestem Twilight Sparkle, uczennica
księżniczki Celestii. Zapewniam cię, przekażemy im każde twoje słowo. Spike?
— Gotowy.
Młody smok już trzymał w rękach pióro i pergamin, gotowy zapisać wszelkie rewelacje
którymi Edge miał zamiar podzielić się z kucykami.
— Cóż, lepsze to niż nic... — burknął Edge. — Dobrze, zatem słuchajcie mnie uważnie,
ponieważ nie macie wiele czasu. Jeśli wy, kucyki, chcecie przetrwać i wygrać te wojnę, musicie
mieć pełny, jasny obraz sytuacji. Nie wszystko widać na pierwszy rzut oka...
Wszystkie kucyki zgromadzone w komnacie: te ze szwadronu Mirage, Wonderbolts,
czterech asów z zagranicy i te, które reprezentowały Elementy Harmonii miał w końcu usłyszeć
powody tego całego szaleństwa które wprowadziło Equestrię w mroczniejsze czasy.
Zanim Edge jednak w ogóle zaczął, Medley zapytała go jakim cudem było możliwe to,
że w kilku misjach gryfie jednostki znajdowały się pod komendą zupełnie innych osobników
niż dowódcy szwadronów, a mimo to wykonywały różne operacje. Edge wyjaśnił, iż struktury
dowodzenia w Królestwie Gryfów są znacznie bardziej “elastyczne” niż te, którymi kierowały
się kucyki. Jak długo gryfy miały wspólny cel, mogły ze sobą współpracować bez większych
problemów. W dodatku wielu żołnierzy miało naturalne zdolności bojowe.
Jedynym poważnym mankamentem tej taktyki były źle uformowane i nieustająco
zmieniające się koncepty działań. Prowadziło to często do stosowania strategii o bardzo niskim
stopniu powodzenia.
— Chociaż, patrząc na was, szwadron Mirage również zdaje się być swego rodzaju
niezależną jednostką... — skomentował Edge.
— Dobra, ale czy powiesz nam w końcu co się naprawdę stało? — zniecierpliwiła się
Rainbow Dash.
— Tak, zaraz do tego dojdę... Powinniście wiedzieć, że... W naszej stolicy doszło do
zamachu stanu. Nasz generał nie żyje.
Spitfire i Soarin’ spojrzeli po sobie. Wyglądało na to, że lojalność nie była ostatnio
pospolitym zjawiskiem wśród gryfów. A może jednak chodziło o coś więcej...? Gdy jednak
płomiennowłosa klacz spytała Edge’a kto jest odpowiedzialny za śmierć generała Silverbeaka,
jego odpowiedź zszokowała wszystkich.
— Chodzą pogłoski... iż to wy zabiliście naszego przywódcę.
— CO?
— To absurd!
— Co do siana?
Edge spodziewał się po kucykach takiej właśnie reakcji: ani jeden mu nie uwierzył.
— Nawet nie byliśmy w Gryphus od czasu rozpoczęcia wojny! — zauważyła Firebolt. —
Skąd pomysł, że to my zabiliśmy waszego generała?
— Zaraz, pozwólcie mi skończyć — rzekł Edge.
Zaczekał aż wszyscy się uspokoją, po czym kontynuował.
— Ja wiem, że go nie zabiliście, dlatego wiem, że jesteście niewinni. Tego samego nie
można niestety powiedzieć o innych gryfach. Red Cyclone bez większych problemów zdołał ich
przekonać, że to wasza robota. Dlatego rozkazał gryfom zniszczyć Equestrię jak tylko się da i
pozbyć się każdego kucyka, który stanie na ich drodze.
— Ale... w tym nie ma krzty sensu! — zawołała Rarity.
— Co dokładnie zdarzyło się w Gryphus? Opowiedz nam krok po kroku — zachęciła gryfa
Twilight.
Edge zamilkł na chwilę, starając się jak najdokładniej odtworzyć w swoim umyśle
przebieg wydarzeń w Gryfim Pałacu zanim zaczął opowiadać.
Powiedział kucykom o podejrzeniach, którymi podzielił się z nim Black Star, a które
dotyczyły jego towarzysza. Ponieważ czarnopióry gryf cieszył się dużym autorytetem, rozkazał
Edge’owi podążyć za Red Cyclonem do sali tronowej i dowiedzieć się o szczegółach jego planu.
Kiedy gryf podsłuchał jego rozmowę z generałem, poznał je, ku swojemu przerażeniu.
— Nasz generał był gotów zrezygnować z walki. Zamierzał zarządzić koniec działań
bojowych i udać się do Canterlot, by rozpocząć rozmowy pokojowe z Królewskimi Siostrami.
Ale Red Cyclone miał inny koncept. Zaproponował on całkowity podbój Equestrii, wszystkie
kucyki zaś miały stać się niewolnikami... albo dymiącymi trupami. Nazwał to... ostatecznym
rozwiązaniem.
Edge wzdrygnął się kiedy wypowiedział ostatnie dwa słowa.
— Jednak nasz generał nie chciał o tym słyszeć, pozostał przy swoim zamierzeniu.
Właśnie wtedy Red Cyclone ujawnił swoje prawdziwe oblicze. Z zimną krwią zabił naszego
przywódcę i zabrał jego symbol władzy. Gdybyście go widzieli i słyszeli... ten śmiech... Zdołałem
stamtąd uciec zanim się zorientował, że ktoś jest za drzwiami. Dla mnie to było szaleństwo, ale
jedno wiedziałem... Musiałem o wszystkim powiedzieć Black Starowi...
***
— A więc... naprawdę zabił generała... Tego się właśnie obawiałem.
— Ty... wiedziałeś?! — zapytał Edge z niedowierzaniem. — Ale przecież wy... jesteście w
pewnym sensie partnerami! Powinnienieś był go powstrzymać, jeśli wiedziałeś że--
— Miałem tylko domysły. Spodziewałem się, że do tego dojdzie prędzej czy później...
Jest teraz najpewniej gotów do zrealizowania swojego planu...
Obaj stali na balkonie, wysłuchiwali przemowy Red Cyclone’a do bardzo dużej, liczącej
sobie ponad stu pięćdziesięciu gryfów. Wszyscy spodziewali się generała Silverbeaka, więc widok
czerwonopiórego żołnierza wprawił ich w zdumienie. Błyskawicznie zmieniło się ono jednak w
wybuch gniewu, kiedy pokazał on wszystkim symbol władzy generała; znajdowała się na nim
krew. Podniosła się wrzawa. Dopiero po chwili, Red Cyclone podniósł głos i przemówił do gryfów
płomiennymi słowami:
— Moi drodzy żołnierze, bracia i siostry! Nasz generał został zamordowany przez
skrytobójców, których wysłali te podstępne kucyki! Już od pewnego czasu podejrzewałem, że
będą szykować przeciw nam jakiś atak, ale to...! Teraz rozumiecie? Widzicie, do czego doszło?
To nie są niegroźne, słodkie koniki za które dotąd je uważaliśmy! Jak tylko odwrócimy się do
nich plecami, uderzają bez litości! Ale, zapewniam was, ten zdradliwy czyn nie pozostanie
bez odpowiedzi! Nie pozwolę, żeby czuły się bezkarnie! Zamierzam kontynuować wielkie
dzieło naszego generała i poprowadzę nasz kraj ku zwycięstwu! Przyłączcie się do mnie, a
wtedy nasz triumf stanie się faktem! Ruszajcie, żołnierze Królestwa Gryfów! Nadchodzi nowy
początek! Pokryjcie ziemię krwią naszych wrogów! Naprzód, do Canterlot! Spalcie każdą
wioskę! Nie oszczędzajcie nikogo! Oczyścimy z nich ten świat! Damy tym kucykom poznać, co
to prawdziwy strach!!!
Wszystkie gryfy odpowiedziały wrzaskiem wyrażającym aprobatę. Oczywiście, zarówno
Edge jak i Black Star wiedzieli, co tak naprawdę zaszło w sali tronowej i że to Red Cyclone zabił
generała Silverbeaka by przejąć dowodzenie. Jednak nie mogli nic zrobić, ich słowa niczego
by nie zmieniły. Dzięki charyzmie, talentowi do przemawiania oraz szybkiej organizacji, Red
Cyclone z łatwością przekonał do swojej racji innych, zgromadził znaczne siły i zachęcił gryfy do
rozpoczęcia niezwykle przerażającego zdewastowania Equestrii.
Kiedy żołnierze zbliżali się do Canterlot, każdy las, łąką czy jakikolwiek inny teren
trawiasty, a także mniejsze wioski czy miasteczka... wszystko to miał strawić ogień. Black Star
dał Edge’owi rozkaz, by udał się razem z pozostałymi i przy pierwszej nadarzającej się okazji
dostał się do zamku. Musiał opowiedzieć księżniczkom Celestii i Lunie o szalonym planie
Red Cyclone’a. Zapewne tylko one byłyby w stanie mu uwierzyć, ale i tak nie miał co do tego
stuprocentowej pewności.
***
W czasie gdy Edge opowiadał o ostatnich wydarzeniach, kucyki słuchał go w milczącej
grozie. Na ich twarzach malował się szok, niedowierzanie, lecz także złość.
Kiedy Edge skończył, Rainbow ledwo mogła zapanować nad gniewem.
— To chore... — warknęła. — Ten Red Cyclone to jakiś totalny czub!
— Powinien chyba iść do doktora, to nie jest normalne — dodała Pinkie Pie, siląc się na
dobry humor. Była jednak wyraźnie wstrząśnięta.
Natomiast Firefly traciła resztki cierpliwości. To wszystko wydawało się dla niej zbyt
nieprawdopodobne.
— Dajcie spokój, dziewczyny! Chyba mi nie powiecie, że mu wierzycie...! Skąd mamy
wiedzieć, że ten gryf nie wymyślił sobie tego?
— Nigdy nie twierdziłem, że mi uwierzycie i nie proszę was o to — odparł Edge. — Mówię
wam tylko co widziałem. Nie musicie mnie słuchać. Cokolwiek z tym zrobicie, jeśli zdecydujecie
się w ogóle coś zrobić, to już wasza decyzja.
W jego głosie pobrzmiewała rezygnacja. Sprawiał wrażenie, jakby od początku uważał ten
konflikt za niepotrzebny rozlew krwi i nie chciał dłużej brać w tym udziału. Dodatkowo, Edge
ujawnił, iż Red Cyclone planował ten przewrót już od pewnego czasu. Tak przynajmniej mówił
mu Black Star. Ponury gryf próbował na wstępie porozumieć się z towarzyszem, być może nawet
wyperswadować mu ten pomysł z inwazją. Później jednak zdecydował, że nie będzie się w to
mieszać i da mu wolną rekę.
Wszystkie te informacje wprawiły kucyki zebrane w komnacie w chwilowe osłupienie.
Pierwsza ocknęła się Spitfire.
— Więc, Edge... ryzykowałeś własnym życiem, podsłuchując tego typa, Red Cyclone’a,
zdradzając swoich pobratymców i zjawiając się tutaj, żeby nam o tym wszystkim powiedzieć? To
ciekawe...
— Chciałaś chyba powiedzieć, “wysoce podejrzane” — wtrąciła się Firefly. — A zresztą,
kto twierdzi, że rzeczywiście jest tak, jak on mówi?
— Ja twierdzę — odezwała sie Applejack. — Jak pewnie wiesz, zawsze jestem szczera,
więc potrafię odróżnić, kiedy ktoś kłamie, a kiedy mówi prawdę. Edge cały czas stara się na nas
patrzeć, nie przewala oczami... Zapewniam was, że ten gryf mówi prawdę.
Firefly nie dawała się przekonać. Wciąż uparcie twierdziła, że to jakaś pułapka.
Próbowała uświadomić Applejack, iż gryfom nie ma sensu ufać. Applejack jednak trwała
niezmiennie przy swoich zapewnieniach. W końcu stwierdziła, że podejrzenia Firefly zaczynały
pobrzmiewać nutą paranoi. To tylko zaogniło stosunki między klaczami, wyglądały jakby zaraz
miały się na siebie rzucić. Konfrontacja wisiała w powietrzu.
Twilight znów próbowała uspokoić sytuację.
— Dziewczyny, przestańcie! Te kłótnie są bezcelowe!
— Twilight Sparkle ma rację — dorzuciła Firebolt. — Jeśli chcemy przetrwać ten trudny
okres, musimy walczyć z naszym wrogiem, nie przeciw sobie.
— Ale czy na pewno wiecie kto tak naprawdę jest waszym wrogiem...? — zapytał
tajemniczo Edge. Kucyki ponownie zwróciły ku niemu głowy. Ciągnął dalej:
— Wiedźcie zatem, że nie wszystkie gryfy zamierzały z wami walczyć... tylko nieliczni
czynią tak z własnej woli. Inni najzwyczajniej widzieli w tym szansę na chwałe dla naszego
królestwa... jeszcze inni chyba po prostu się nudzili. Nie wiedzieliśmy jednak... że przez tyle
lat nasze zasady i mentalność uległy poważnemu zacofaniu. Doprawdy, to najlepszy dowód
ignorancji... Choć jesteśmy dumnymi wojownikami, nauczyliśmy się wykonywać rozkazy
naszych zwierzchników... i to bez względu na to, kto nami przewodził. Nie ukrywam... że nie tak
powinny potoczyć się wydarzenia. Szkoda...
Edge zawiesił głos. Medley patrzyła na niego z mieszaniną wyrzutu i politowania.
Domyślała się, że, w przeciwieństwie do wielu innych gryfów, nie był on wcale zdeprawowany
ani okrutny. Teraz to wiedziała. Nie pomyliła się co do niego.
Sprawy w końcu zaczęły stawać się dla kucyków zrozumiałe. Spike kończył spisywać
wydarzenia o których opowiadał Edge.
— Czy to już wszystko, co miałeś nam do powiedzenia? — zapytała go Twilight.
— Właściwie... jest jeszcze jedna sprawa. Która z was nazywa się Firefly?
— Ja!
Odezwała się nieco opryskliwie, a kiedy wstała, Edge zmierzył ją wzrokiem.
— Zgadza się... różowy pegaz, noszący krótką, niebieską grzywę... — powiedział cicho. —
Bardzo dobrze. Black Star chciał, żebym przekazał ci od niego wiadomość.
Firefly zastrzygła uszami, gdy to usłyszała. Znając czarnego gryfa, mogło to być wszystko.
Trawił ją lekki niepokój, ale powiedziała Edge’owi zdecydowanym głosem, żeby przekazał ową
wiadomość.
Była jednak kompletnie nieprzygotowana na to, co usłyszała.
***
Edge zamierzał już wzbić się w powietrze z zamiarem dołączenia do innych gryfów
szykujących się do nalotu na Canterlot, kiedy Black Star wstrzymał go, odciągnął na bok, po
czym powiedział do niego:
— Posłuchaj... jeśli w zamku natrafisz na różową klacz pegaza o imieniu Firefly... nosi
też niebieską grzywę, nie powinnineś więc mieć problemu z rozpoznaniem... powiedz jej, że
czekam na nią w Gryphus. Mamy walkę do dokończenia.
— Co? — mruknął Edge. — Przecież... Zaraz, wydawało mi się, że już z nią walczyłeś... i
pokonałeś ją.
— Nie. To nie była prawdziwa walka — wyjaśnił Black Star. — Tylko ją sprawdzałem.
Na właściwe starcie dopiero przyjdzie czas. I tym razem tylko jedno z nas przeżyje. Albo to ja
ją zabiję... i dzięki temu znów zobaczy swoją rodzinę... albo to ona zabije mnie... i tym samym
pomści ich śmierć. Mówiąc szczerze... nie ma znaczenia kto zwycięży. Chcę z nią walczyć, na
śmierć i życie. Tylko wtedy moja dusza zazna spokoju... Przy okazji...
Zawiesił na chwilę głos. Jego żółte oczy patrzyły teraz na góry, w kierunku zachodzącego
słońca. Edge wpatrywał się w niego z zainteresowaniem.
— Przy okazji... powiedz jej też, że... Nie proszę jej o litość ani wybaczenie i wcale tego
nie oczekuję... ale... niech wie, że... Żałuję tego, że zabiłem jej rodziców. Powiedz jej to. Niech
wie. To wszystko. ...A teraz ruszaj, już!
***
— To tyle. Usłyszeliście ode mnie wszystko — zakończył Edge.
Na kilkanaście sekund zapadła niezręczna cisza. Twilight upewniła się, że Spike
zanotował wszystko, co też mały smok potwierdził. Fioletowa klacz jednorożca poradziła
wszystkim, aby poszli za nią, do sali tronowej Księżniczek. Quick Chaser i Thunder Flicker
prowadzili Edge’a ze sobą, pozostałe kucyki powoli zaczęły opuszczać komnatę.
Rainbow Dash zauważyła, że Firefly siedzi nieruchomo na podłodze, nie mając zamiaru
się ruszyć. Niebieska lotniczka poradziła swoim przyjaciółkom by szły z resztą, ona ich dogoni.
Gdy zostały już tylko ona i Firefly, Rainbow podeszła do niej. Sprawiała wrażenie wzburzonej,
jeśli nie zdruzgotanej... ale dlaczego?
Godzina 5:55
Zamek Canterlot
— Hej, Firefly... wszystko w porządku? — zapytała powoli Rainbow.
— A czy, według ciebie, wyglądam jakby było w porządku? — odpowiedziała Firefly ze
zdenerwowaniem w głosie. Wpatrywała się w oczy Rainbow.
— No, raczej nie... Coś się stało? Chcesz o tym pogadać?
Firefly pokręciła głową. Rainbow próbowała ją lekko naciskać. Mimo to ona nie miała
najwyraźniej ochoty na rozmowę.
— Firefly, daj spokój... Nie oszukasz mnie. Widzę, że coś jest na rzeczy.
— NIE CHCĘ o tym gadać, Rainbow! — wykrzyknęła Firefly. — I daj mi spokój! Przestań
się zachowywać jakby cię to obchodziło.
Ostatnie słowa dotknęły Rainbow Dash do żywego. Ona naprawdę chciała pomóc Firefly,
martwiła się o nią... a tymczasem, zamiast wyjaśnić problem, różowa klacz cały czas ją
ignorowała. W końcu Rainbow odwróciła się z oburzeniem na twarzy. Teraz czekały na nią o
wiele ważniejsze sprawy niż to.
— Dobra. Jak sobie chcesz. Po prostu zostawię cię z twoimi... problemami.
Odwróciła się i już miała zamiar podążyć za pozostałymi, kiedy nagle usłyszała zduszony
śmiech. Rainbow stanęła jak wryta, zwracając wzrok w stronę Firefly. To ona się śmiała. Chociaż
to za mało powiedziane — chwilę później niebieskogrzywa lotniczka wybuchła iście histerycznym
śmiechem. Rainbow, kompletnie zaskoczona, patrzyła na nią bojąc się, czy Firefly aby nie
zwariowała.
Zaraz jednak Rainbow spostrzegła, że ten śmiech był jakiś dziwny... płytki i oschły.
Było w tym śmiechu coś, co bardzo się Rainbow nie podobało. Powoli zmieniał się on zresztą w
odgłos przypominający skomlenie zranionego psa. Wciąż niepewna tego, co było przyczyną tego
wybuchu, Dash podeszła bliżej.
— Firefly...? Co się z tobą dzieje?
W końcu przestała się śmiać, ale głos jej drżał.
— To się nazywa ironia losu... Słyszałaś co powiedział, prawda?
— Edge? Tak, słyszałam. I co z tego?
— Nie rozumiesz?! — wrzasnęła Firefly.
Z każdym kolejnym słowem mówiła coraz głośniej. Rainbow miała złe przeczucia.
— Spędziłam ostatnie sześć lat mojego życia... próbując załatwić typa, który zrujnował mi
życie... On odebrał mi wszystko... A teraz... Teraz dowiaduję się, że żałuje tego co zrobił! Że jest
mu przykro! Ha... to dobre... TERAZ jest mu przykro! D-DLACZEGO NIE BYŁO MU PRZYKRO,
KIEDY ZABIJAŁ MOICH RODZICÓW!!!
Firefly waliła kopytkami o ziemię, zaciskała powieki. Gdy je otworzyła, w jej fioletowych
oczach zaszkliły się łzy. Zacisnęła zęby, ale i tak wydawała z siebie głośne szlochy. Rainbow Dash
przeżyła wstrząs, widząc ją tak załamaną. Nawet Firefly nie była niewrażliwa na wszystko co
działo się dookoła nich... Stanęła po jej lewej stronie, chcąc położyć swoje ramiona na barkach
różowej klaczy, aby spróbować ją uspokoić. Jednak Firefly odtrąciła pomocne kopyto.
— Przestań! Zostaw mnie! Co ty w ogóle wiesz...?! — pociągnęła nosem. — Kretyn...!
Rainbow patrzyła na nią, nie wiedziała co zrobić. Jednego była pewna: nie mogła
zostawić jej w takim stanie. Zdecydowała się porozumieć z koleżanką w inny sposób.
— Firefly... słuchaj, wiem że ci ciężko, że to trudny moment, ale... Zbierz się w sobie.
Uspokój się...
Słowa Rainbow wywołały u niej skutek odwrotny do zamierzonego.
— NIE MOGĘ SIĘ USPOKOIĆ, DO KOBYŁY NĘDZY!
Teraz łzy obficie spływały po policzkach Firefly. Spojrzała na Rainbow zrozpaczonym
wzrokiem, rozpłakała się. Czuła się tak, jakby jej dusza została rozdarta na dwoje, zaś ona sama
znajdowała się w czymś pomiędzy wściekłością a przejmującym żalem.
— Och... Ja nie mogę... Nie potrafię... Ja nie wiem co mam robić... Czuję się zagubiona...
Mam... mętlik w głowie... Ja... Rainbow... Potrzebuję pomocy!
Rainbow dotknęła prawego policzka Firefly. Te słowa sprawiły, że tęczogrzywej klaczy
znowu zrobiło się jej szkoda. Mimo iż nie potrafiła sobie wyobrazić jak bardzo cierpi, Dash
naprawdę jej współczuła. Słowo “pomocy” zabrzmiało nadzwyczaj desperacko. Nie mówiąc
nic, Rainbow objęła czule Firefly. Zaczęła szlochać jeszcze bardziej, ale już się nie opierała.
Odwzajemniła uścisk, kładąc głowę na barku Rainbow.
— Ja wiem... nie powinnam się tak rozklejać... Ale to silniejsze ode mnie... Nie potrafię
z tym walczyć... Po prostu musiałam to z siebie wyrzucić... a nie chciałam tego robić przy
pozostałych... — wyjaśniła Firefly nabrzmiałym głosem.
Po chwili ciszy, przerywanej łkaniem, znów przemówiła, tym razem już łagodniej.
— Słuchaj, Rainbow... ja... nie miałam okazji, żeby cię przeprosić...
— Przeprosić? Niby za co? — zdziwiła się Rainbow.
Firefly niechętnie przypomniała niebieskiej lotniczce jak ją potraktowała, kiedy leżała
ona w szpitalu Canterlot i leczyła rany odniesione po bitwie o Ponyville. Powiedziała jej o tych
wszystkich przykrych słowach, które rzuciła jej w twarz, zupełnie nie dbając o uczucia Rainbow.
Teraz bardzo tego żałowała.
— Ja... nie chciałam cię jeszcze bardziej ranić... Ale kiedy zobaczyłam cię wtedy w tym
stanie... tak strasznie pobitą... przypomniało mi się przez co ja przeszłam... Wydawało mi się, że
patrzę w lustro... Pomyślałam sobie, że jeśli nawrzeszczę na ciebie... może poczuję się lepiej. Ale
wcale tak nie było! Teraz to mnie boli jeszcze bardziej! — krzyknęła różowa klacz.
Rainbow tylko poklepała ją po grzbiecie.
— W porządku... Nie mam do ciebie pretensji. W zasadzie tak mocno się nad sobą
użalałam, że wcale nie zwracałam uwagi na to co do mnie mówiłyście. Równie dobrze mogłam
cierpieć na ciężki atak głuchoty.
Próbowała obrócić te wydarzenia w żart, teraz się z tego śmiała. Chciała jakoś pocieszyć
dowódczynię swego szwadronu. Przez chwilę Firefly siedziała i patrzyła jej w oczy, nie poruszając
żadnym mięśniem, nie mówiąc ani słowa.
W końcu przyznała przed Rainbow Dash co tak naprawdę ją dręczy.
— Zaczynam myśleć, że jedynym powodem dla którego jeszcze żyję jest... abym
rozprawiła się z Black Starem. Nie zaniechałam tego... Przyrzekłam sobie, że go załatwię. Ale...
co potem? Co mnie czeka po wojnie? Nie mam dokąd się udać... jestem sama... całkiem sama...
czuję się jak ktoś obcy.
Teraz już nie mówiła. Jej głos stał się ponurym szeptem.
— Firefly, przestań! Nie mów tak! — przerwała Rainbow. — Masz nas. Wiem, to nie to
samo co mieć rodzinę, ale nie traktuj nas jakbyśmy nie były twoimi przyjaciółkami!
— Wcale nie o to mi chodziło... — ciągnęła Firefly. — Moim jedynym celem jest Black
Star... muszę go pokonać bez względu na wszystko. Tylko to się dla mnie liczy. Jeśli z nim
skończę, to przynajmniej--
— Błysk! — zawołała Rainbow Dash.
Oczy Firefly rozszerzyły się z zaskoczenia. Niebieska klacz zwróciła się do niej za pomocą
wywoływacza i to po raz pierwszy od bitwy w której zniszczony został Płonący Pazur.
— Daj spokój... jesteś dla siebie zbyt surowa, Firefly — powiedziała miękko Rainbow.
Chociaż Firefly nadal czuła gorycz z powodu ostatnich wydarzeń, doceniała ona to, że
Rainbow chciała ją pocieszyć. Z oczu nadal leciały jej ciurkiem łzy, ale Firefly zaraz je otarła.
Rainbow Dash mówiła dalej:
— Słuchaj... Na tą chwilę mamy coś o wiele ważniejszego na głowie niż martwienie się
o przyszłość. Najpierw wyzwolimy Canterlot i zmusimy gryfy do wycofania się z Equestrii.
Potem będziemy się zastanawiać co robić dalej, OK? Wstań, Firefly, chodźmy. Jakkolwiek
na to spojrzeć, jesteś naszą dowódczynią. W końcu drużyna nie jest kompletna bez dowódcy.
Potrzebujemy cię.
— Tak... masz rację. Ale, Rainbow... wiesz, że jesteś pegazem, który może wiele zdziałać i
bez otrzymywania rozkazów. Nie potrzebujesz dowódcy — zauważyła Firefly.
— Wiem o tym, ale...
Rainbow Dash na chwilkę zawiesiła głos zanim wyznała:
— Ale... Widzisz, kiedy spędzałam czas razem z Twilight i resztą moich przyjaciół,
otrzymałam kilka lekcji pokory... i wcale nie zrozumiałam ich od razu. To znaczy... Z ich pomocą
zauważyłam swoje wady a potem próbowałam je jakoś przezwyciężyć. Właśnie to miałam na
myśli wtedy, gdy pytałaś mnie czy mam kogoś ważnego w swoim życiu. Chodziło mi o nie. To
dzięki nim... jestem tym kucykiem którego widzisz przed sobą.
Spojrzała głęboko we fioletowe oczy Firefly.
— Poza tym... pewien kucyk powiedział mi, że jeśli naprawdę chcę, by mój sen się ziścił,
muszę nauczyć się trochę dyscypliny... Mam dużo powodów żeby dalej walczyć... ten sen jest
jednym z nich!
Firefly natychmiast pojęła, o czym mówiła Rainbow. Wiedziała też, dlaczego Spitfire
chciała zostać z niebieską klaczą sam na sam w Cloudsdale... Firefly nie miała już wątpliwości,
że Rainbow Dash jest materiałem na członka Wonderbolts, a może nawet na sławną bohaterkę.
Różowa lotniczka dźwignęła się na nogi i objęła ramieniem szyję koleżanki.
— Cóż... w takim razie pomogę ci spełnić twój sen. Tak naprawdę nie obchodzi mnie co
inni myślą o tobie, bo dla mnie, jesteś wymarzoną towarzyszką broni. I wiesz... Cieszę się, że
spotkałam cię wtedy nad Ponyville. To zabawne... Od tego zdarzenia minęło tyle czasu... ja mam
wrażenie jakby to było wczoraj... Dalej, ruszajmy, Rainbow Dash!
Rainbow nie była co prawda kucykiem często współczującym innym, ale tamto spotkanie
z Firefly rzeczywiście trochę ją odmieniło. Wojna nauczyła ją, że współczucie może ocalić innym
przed rozpaczą i załamaniem. Znów była świadkiem zdarzenia, które potwierdzało tą myśl.
Podążając za Firefly, oba pegazy udały się do sali tronowej.
Godzina 6:21
Zamek Canterlot, sala tronowa
Obie klacze wkroczyły do pomieszczenia, gdzie znajdowały się księżniczki. Widać było jak
ich rogi pulsowały kolorową aurą, jasnozieloną u Celestii oraz ciemnoniebieską u Luny. Nadal
podtrzymywały barierę wokół zamku za pomocą swojej magii. W obecności Twilight Sparkle i jej
przyjaciółek, a także Wonderbolts, decydowały właśnie o losie Edge’a. Na początku jednak
zastrzegły, że wiedziały iż gryf mówił prawdę przez cały czas i nie potrzebowały dokładnie
spisanego raportu (Spike skwitował to cichym pomrukiem niezadowolenia). Mimo to wysłuchały
wszystkiego, ani razu nie przerywając ani Twilight ani gryfiemu żołnierzowi.
Gdy skończył, siostry uzgodniły milcząco wyrok. Popatrzyły po sobie i kiwnęły głowami,
a Celestia oznajmiła decyzję w sprawie Edge’a. Wyrok był więcej niż zaskakujący: księżniczki
zdecydowały się puścić gryfa wolno! Soarin’ ostro zaprotestował, przypominając, że Edge miał
na swoim sumieniu życia co najmniej kilku, może nawet kilkadziesięciu pegazów. Luna jednak
znalazła na to argument: przekazał on bardzo ważne informacje co do działań wroga, czyniąc
to z pełną świadomością i narażeniem życia. Dzięki niemu, kucyki mogą teraz spróbować
powstrzymać, lub przynajmniej spowolnić wrogą ekspansję.
Luna, z pomocą Celestii, zamierzała uczynić barierę zdatną do przejścia na kilka sekund
tak, aby Edge mógł wylecieć na zewnątrz. Derpy pomyślała wtedy, że to może być jej jedyna
szansa... Chciała się dowiedzieć, kto był odpowiedzialny za śmierć Carrot Top. Podeszła szybko
do Edge’a i rzekła:
— Proszę, powiedz mi... czy w drodze tutaj widziałeś gryfa, który próbował porwać źrebię
jednorożca?
— Być może... Tak — potwierdził Edge po chwili wahania. — Pamiętam, że Axe próbował
czegoś takiego. Ale co skłoniło... lub kto skłonił go do takiego czynu, tego nie wiem. Przeszkodził
mu w tym żółty kucyk ziemny... i postanowił zabić ją zamiast porywać małą.
Na dźwięk imienia Axe’a, Wonderbolts przypomnieli sobie o szwadronie Szpona. Został
on unicestwiony podczas końcowych walk o Stalliongrad. Edge ujawnił im, że Axe wystąpił
do Red Cyclone’a z prośbą o możliwość reprezentowania szwadronu Szpona do czasu swojej
śmierci. Twierdził, że chce w ten sposób uhonorować swoich towarzyszy. Rzecz jasna, okrutny
gryf zgodził się. Po co jednak Axe miałby porywać Dinky? W jakim celu?
Nie miało to jednak teraz znaczenia. Derpy podziękowała Edge’owi za ujawnienie jej
tego, co chciała wiedzieć. Zanim wyleciał on z zamku, omiótł całe pomieszczenie wzrokiem,
patrząc na wszystkich obecnych w komnacie i powiedział:
— Wy, kucyki, nie jesteście nawet w połowie takie złe, jak wmawia nam Red Cyclone.
Dotarło do mnie, że pomyliłem się co do was. Mogliście mnie zabić, ale tego nie zrobiliście.
To nie wy jesteście naszym wrogiem. I dlatego chcę wam dać swoje słowo: nigdy więcej nie
podniosę szpona, aby was skrzywdzić. Jeśli nasze drogi jeszcze kiedyś się skrzyżują... kto wie, co
się wtedy stanie. Póki co, żegnajcie.
Edge odleciał. Jego los, od tej chwili, pozostał nieznany.
Księżniczki ponownie zablokowały barierę.
— Widzicie? Mówiłam wam! Nie wszystkie gryfy są złe — Medley przełamała krótką ciszę,
która zaległa po opuszczeniu zamku przez Edge’a.
Lightning Bolt i Cloud Kicker spojrzały na Firefly, spodziewając się kolejnego wybuchu
złości albo chociaż odchrząknięcia wyrażającego dezaprobatę. Jednak tym razem nie miała ona
ochoty na kłótnie i powiedziała tylko: “Na to wygląda...”
Zamek znów stał się bezpieczny. Lecz nawet Królewskie Siostry nie mogły bronić go
nieustannie w ten sposób. I one dobrze o tym wiedziały. Wezwały Phalanx’a, dowódcę straży
królewskiej oraz jednego z głównodowodzących pegazów, któremu to Luna powierzyła zadanie
ochraniania Canterlot. Wraz z Twilight Sparkle, a także jej koleżankami, mieli oni możliwie
najszybciej zebrać jak najwięcej kucyków zdolnych do walki, wszystkich tych, którzy mieli jeszcze
siłę by walczyć. Potrzebna była każda para kopyt. Wonderbolts natychmiast ruszyli po Gale’a, zaś
szwadron Mirage zaoferował zbiórkę pozostałych drużyn pegazów.
W sali tronowej zostały w końcu tylko księżniczki oraz Firefly. Gdy na nią spojrzały,
dostrzegły jej niespokojne spojrzenie.
— Firefly? — zapytała łagodnie Celestia.
— T-Tak... Księżniczko Celestio?
— Popraw mnie jeśli się mylę, ale mam wrażenie, że coś cię trapi. Coś chyba nie daje ci
spokoju.
One też wiedzą, pomyślała Firefly.
Choć przez pierwszą chwilę nie otworzyła ust i wlepiała wzrok w podłogę, różowa klacz
doszła do wniosku, że przed księżniczkami nie warto, a co ważniejsze, nie powinno się mieć
tajemnic.
— Ja... czuję się jakbym była tu obcym kucykiem — powiedziała smętnym,
zrezygnowanym głosem. — To uczucie chyba czaiło się gdzieś we mnie od pewnego czasu... Tyle
się wydarzyło... Kiedy widzę jak jakieś kucyki cierpią albo są smutne, prawie mnie to nie rusza...
To jest tak, jakby moje serce było zimne niczym lód. Owszem, kiedy jestem w pobliżu swoich
przyjaciółek nie odczuwam tego tak mocno, ale mimo to... to uczucie izolacji wciąż mi dokucza.
Myślę, że... Nie... Ja nie wiem co jest ze mną nie tak...
Wargi jej zadrżały, sprawiała wrażenie jakby znów miała się rozpłakać. Czuła się
naprawde podle. Obie księżniczki dobrze zaś wiedziały, co dręczyło różową lotniczkę. Niestety,
nie potrafiły jej w żaden sposób pomóc.
— Wiemy, że utraciłaś swoją rodzinę, Firefly... — zaczęła spokojnym, niewzruszonym
tonem księżniczka Celestia. — Twoja strata jest niewyobrażalna, dlatego te uczucia nieustannie
do ciebie wracają i cię dręczą. Ja... jestem częściowo za to odpowiedzialna.
Powoli wzięła głęboki oddech i nie zwracając uwagi na zaskoczenie na twarzy Luny,
kontynuowała.
— Dobrze wiedziałam, co się wydarzyło... ale w tym przypadku nie mogłam nic uczynić.
Zarówno po tobie jak i po Black Starze nie było śladu, kiedy zjawili się królewscy strażnicy.
Nie mieli wystarczająco dużo dowodów, by uznać śmierć twoich rodziców za morderstwo, więc
stwierdzili, że to był nieszczęśliwy wypadek... zaprószenie ognia, pożar... Nadal odczuwam
wstyd, że nie mogłam pomóc ci z tym wcześniej...
Celestia zamilkła. Luna zdecydowała się podjąć wątek.
— Twoi rodzice zostali ci odebrani w brutalny, gwałtowny sposób. To zrozumiałe, że
chcesz ich pomścić i dopaść ich zabójcę. Wysłuchaj mnie, jednak...zabicie go nie zmniejszy
twojego bólu... może go wręcz powiększyć — ostrzegła Księżniczka Nocy.
— Uwierz nam, gdyby był sposób aby umożliwić ci ponowne spotkanie z twoimi
rodzicami, Luna i ja wykorzystałybyśmy taką możliwość. Niestety...
W głosie Celestii zabrzmiał szczery smutek.
— Mimo iż rządzimy Equestrią i mamy wielką moc, nie jesteśmy tak wszechpotężne jak
sądzą niektóre kucyki. Potrafimy sprowadzać na tę krainę dzień i noc... możemy wznosić słońce
oraz księżyc... lecz nie jesteśmy w stanie wskrzeszać zmarłych.
Firefly słuchała księżniczek z osłupieniem na twarzy, jakby patrząc się w jakiś
nieistniejący punkt przed sobą. Dopiero po paru sekundach dotarł do niej sens tego, co
powiedziały jej Królewskie Siostry. Nareszcie zaczynała już rozumieć co sprawiało, że
zachowywała się w ten sposób.
A więc to był powód jej cierpienia... tu nie chodziło wcale o pragnienie zemsty... ona po
prostu czuła się samotna. Przyjaciele, jakkolwiek by się starali, nie byli w stanie ukoić jej bólu...
Firefly potrzebowała rodziny... albo kogoś, kto okazałby jej miłość i troskę... Klacz spuściła
głowę. Czuła się jak źrebię zagubione we mgle. Zacisnęła powieki. Z oczu popłynęły jej łzy. Kilka
z nich pokapało na czerwony dywan, plamiąc go. Firefly z całych sił starała się opanować. Na
próżno. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradna.
— Mamo... Tato... Ja... Tęsknię... Brak mi was... Tak bardzo za wami tęsknię... — szeptała,
szlochając przy tym cicho.
Księżniczka Celestia chciała uświadomić Firefly, że jej rodzice “żyją w niej”. Prowadzili
ją przez wszystkie wyzwania z jakimi klacz się mierzyła do tej pory. Wszystko po to, by stała się
silniejsza. Natomiast Luna poradziła różowej lotniczce:
— Rozejrzyj się dookoła siebie. Uwierz w siebie. Prawdą niestety jest, iż przyjaciele nie są
w stanie zastąpić rodziny, lecz to właśnie dzięki nim nie pozwoliłaś rozpaczy się pochłonąć.
Firefly rozmyślała nad znaczeniem tych słów. Luna, oczywiście, miała rację. Przyjaciółki
zawsze był gotowe okazać pomoc, gdyby tylko o nią poprosiła... Firefly osuszyła wreszcie łzy
i odzyskała pewność siebie. W samą porę zresztą; Phalanx, kucyki reprezentujące Elementy
Harmonii, Wonderbolts oraz pegazy ze szwadronu Mirage wróciły. Wraz z nimi zjawiło się
ponad dwieście kucyków ziemnych, pegazów i jednorożców, gotowych do walki.
Nadszedł czas na ich największą próbę...
Gale zdołał sprowadzić dwoje innych lotników z Wonderbolts, Fleetfoot i Rapidfire’a.
Mieli wspomóc Spitfire w nadciągającej bitwie. Księżniczka Celestia powitała wszystkie kucyki
zgromadzone w sali tronowej formalnym tonem:
— Moje drogie kucyki, wysłuchajcie nas. Ja i moja siostra Luna wezwałyśmy was tu,
ponieważ potrzebujemy waszej pomocy. Jest dla nas oczywiste, że wojna, która przetacza
się teraz przez Equestrię, zostawiła na wielu z was bolesne piętno. Jednakże musimy was
uświadomić: konflikt ten nie został sprowadzony na nas przez gryfy. Cała ta wojna ma jedną
twarz. Ta okropna, straszliwa kampania powstała w umyśle jednego osobnika. Ci, którzy sieją
po naszej krainie spustoszenie teraz nie są świadomi swoich czynów, nie znają prawdziwego
znaczenia swoich czynów.
— Red Cyclone, zdradziecki dowódca gryfów, musi zostać pokonany jeśli ta straszna
wojna ma się ostatecznie zakończyć — oznajmiła księżniczka Luna. — Dopóki on żyje, terror
nadal będzie się szerzyć po Equestrii. Wiemy i widzimy, iż wiele kucyków jest zmęczonych, lecz
tylko wy możecie uratować naszą krainę przed zniszczeniem, przywrócić jej dawną chwałę. To
dla nas wszystkich moment prawdy.
— I dlatego — ciągnęła księżniczka Celestia — musimy mieć odwagę i stanąć temu
wielkiemu wyzwaniu naprzeciw. Ta bitwa będzie bardzo niebezpieczna. Kucyki, które wezmą w
niej udział, mogą już nie wrócić do domu. Dlatego prosimy o ochotników. Luno?
— Ochotnicy, wystąp!
Firefly i jej przyjaciółki ze szwadronu Mirage natychmiast wystąpiły z szeregów
innych kucyków. Twilight Sparkle, Pinkie Pie, Applejack, Rarity, Spike, nawet Cheerilee
wraz ze Zdobywcami Uroczego Znaczka u swojego boku; wszyscy zrobili dwa kroki w przód.
Wonderbolts, a także pozostałe szwadrony pegazów również podeszły do księżniczek. Mobius,
Sky Eye, Talisman i Shamrock, unoszący się nad tłumem na swoich skrzydłach, również się nie
wahali. Wylądowali tuż przed Królewskimi Siostrami.
Pozostałe kucyki, powoli acz zdecydowanie, po kolei występowały naprzód. Nikt nie
został w tyle, każdy, bez wyjątku, wszyscy chcieli pomóc ochronić Equestrię. Ten akt wierności,
patriotyzmu obudziły w Celestii i Lunie wewnętrzną ulgę oraz wdzięczność. Gestem poprosiły, by
Gale i Sky Eye podeszli.
Mieli powiedzieć kucykom o planie nazwanym “Operacja: Odrodzenie” — odważnym
planie wyzwolenia Canterlot.
— Ów plan jest ryzykowny, ale to nasza najpewniejsza szansa na ocalenie stolicy — zaczął
Gale.
W komnacie nie było komputerów, więc zdecydował się wykorzystać bardzo dużą mapę
geograficzną miasta, wraz z kluczowymi terenami do obrony.
— Armia znajdująca się na tą chwilę w zamku zostanie podzielona na dwie grupy. Jedna
z nich zostanie tu i będzie bronić tego terenu najdłużej jak się da. W ten sposób osłabimy
przeciwnika, wyczerpiemy ich wstępny potencjał bojowy. Tymczasem drużyna uderzeniowa
przeprowadzi kontrofensywę na pozycje gryfów od tyłu. Oskrzydlimy ich za pomocą obu grup
armii. W rezultacie zostaną oni zmuszeni do poddania się lub odwrotu. Jeśli będą stawiać opór,
mogą nawet zostać wybici.
Co niektóre kucyki zaczęły szeptać między sobą. Część uznała to za sprytny plan.
Dostrzegano w nim jednak jeden element, który budził zaniepokojenie: gryfy praktycznie
kontrolowały teren w mieście. Wydostanie się z zamku bez zwracania na siebie uwagi było
niewykonalne, przynajmniej zwykłymi środkami. Księżniczka Celestia jednak uspokoiła
zebranych. Użyje ona swojej magii aby teleportować drużynę uderzeniową na zewnątrz.
Będą mieć dość czasu na przygotowanie się do wyzwolenia na pobliskich terenach górskich.
Znajdować się będą z dala od zasięgu wrogich radarów czy wszelkich innych wykrywaczy.
— Wspólnie uzgodniliśmy, że szwadron Mirage powinien poprowadzić drużynę
uderzeniową — kontynuował Gale. — Pomagać im będą kucyki reprezentujące Elementy
Harmonii — mam tu na myśli oczywiście Twilight Sparkle, Applejack, Rarity i Pinkie
Pie. Dodatkowo będą im towarzyszyć jednostki z ich oddziałów. Wspólnie ze Sky Eye’em
zdecydowaliśmy także o dodatkowym wsparciu powietrznym w postaci drużyn Garuda, Płomień
i Śmigacz.
— Jest tylko jeden problem — powiedział Sky Eye. — Zdaje się, że musimy dołączyć
dodatkowych lotników do szwadronów Płomień i Śmigacz... każdy z nich ma tylko jednego...
— Nie, to nie będzie konieczne! — odezwał się Tornado Swirl. — Overdrive i ja podjęliśmy
decyzję; zamierzamy walczyć w imieniu naszych poległych towarzyszy... sami. Oni oddali swoje
życia... żebyśmy mogli was teraz wesprzeć. Zrobimy wszystko co w naszej mocy by wam pomóc!
Rozumiejąc ich determinację, obaj stratedzy przystali na tą decyzję. Uznali jednak, że w
takiej sytuacji potrzebny będzie jeszcze jeden oddział. Na ochotnika zgłosiła się Flare Star wraz z
dwoma swoimi skrzydłowymi, Wind Whistler i Rainfallem ze szwadronu Smoka.
Kontynuując omawianie planu misji, Sky Eye wskazywał na Wonderbolts oraz Mobiusa,
którzy mieli stanowić trzon obrony powietrznej. W tym dziele miały im pomagać inne pegazy,
jak również i jednostki naziemne. Gale prosił ich o zapewnienie siłom powietrznym możliwie
najlepszego wsparcia.
Zdarzyła się wtedy rzecz niecodzienna: Zdobywcy Uroczego Znaczka także zaczęli
nalegać, by dołączyć ich do oddziału. Rarity była oczywiście temu stanowczo przeciwna. Chociaż
Sweetie Belle rozumiała, że się o nią martwi, powiedziała:
— Nie chcę siedzieć z tyłu i patrzeć, jak narażasz swoje życie w obronie Equestrii, Rarity.
Ja też się tu urodziłam oraz wychowałam. To, że jeszcze jesteśmy źrebakami wcale nie znaczy, że
nie możemy pomóc. Już podjęłam decyzję. Chcę wesprzeć moich przyjaciół!
Applejack także miała wątpliwości, czy jej młodsza siostrzyczka, Apple Bloom, da sobie
radę. Mimo to miała do niej pełne zaufanie. Apple Bloom zapewniła Applejack, że przy wsparciu
jakim były dla niej Sweetie Belle i Scootaloo, nie mówiąc już o innych dzieciach, na pewno
sobie poradzą. Księżniczki wiedziały, iż do zwycięstwa będzie potrzebna każda możliwa siła,
więc ostatecznie zgodziły się pozwolić Zdobywcom dołączyć do działań bojowych. Zastrzegły
jednak, że Cheerilee nadal ma sprawować nad nimi opiekę jako swego rodzaju głównodowądzący
“oddziału źrebięcego”, jak nazwano ową grupę.
Po ustaleniu wszystkich szczegółów operacji, księżniczka Celestia spojrzała na swoją
siostrę. Luna dostrzegła, że jest nieco wyczerpana.
— Luno... Niedługo teleportuję drużynę uderzeniową poza teren zamku. Zdaje się, iż tym
razem to ty musisz wykonać nudne zajęcie, jakim jest wznoszenie słońca na nieboskłon.
W głosie starszej siostry zabrzmiał lekko figlarny ton. Lunie to jednak wcale to nie
przeszkadzało, stwierdziła nawet, że będzie to dla niej “coś nowego”. Księżniczka nocy, której
twarz wyrażała czystą determinację, po chwili opuściła salę tronową, aby przygotować się do
rozpoczęcia w Equestrii nowego, kolejnego dnia.
Jednocześnie Celestia intensywnie skupiała swoją magię. Twilight zaczęła zdradzać
oznaki niepokoju, widząc ją podejmującą niezwykły wysiłek.
— Księżniczko Celestio...
— Nie obawiaj się, Twilight. Nic mi nie będzie. Skoncentrujcie się na wykonaniu
postawionego przed wami zadania. Jesteś odpowiedzialna za kucyki z drużyny uderzeniowej.
Prowadź je naprzód. I bądź dzielna. Wierzę w ciebie, moja droga uczennico... Wierzę w was
wszystkich. Powodzenia, moje małe kucyki. Los Equestrii... zależy od was.
Cheerilee na krótko odwróciła się do Firefly i jej towarzyszek. Wypowiedziała wtedy
słowa, które lotniczki już raz usłyszały... które bardzo zapadły im w pamięć.
— Niech słońce i księżyc zawsze wam świecą, Anioły Equestrii!
Apple Bloom, Scootaloo i Sweetie Belle podchwyciły te słowa, po czym, pełne nadziei,
zaczęły głośno skandować: “Anioły! Anioły!”. Pegazy, w podzięce za dodanie im otuchy i chęci do
działania, obdarzyły innych szerokimi uśmiechami.
Potem, w blasku jasnego światła, Twilight, jej przyjaciółki, kucyki znajdujące się pod
ich dowództwem, szwadron Mirage, Tornado Swirl, Overdrive, szwadron Smoka oraz drużyna
Garuda zniknęli. Kilka sekund później, po krótkiej ciszy, Phalanx rozpoczął objaśnianie
pozostałym kucykom planu działania, obrony zamku i odbicia miasta. Przydzielił wszystkim
szwadronom punkty kluczowe, przygotował żołnierzy do bitwy. Kucyki ziemne razem z
jednorożcami miał zapewnić pegazom wsparcie ogolne w czasie gdy one zajmą się główną walką
z gryfami.
Najbardziej do walki palili się lotnicy ze szwadronów Zmiatacz i Lanca. Ani trochę nie
czuli się niepewnie, nawet w obliczu niezbyt wysokich szans powodzenia operacji. Thunder
Flicker oznajmił:
— Zawsze chętnie przyjmuję wszelkie wyzwania na klatę!
Szwadron Feniksa zapewnił, że będzie współdziałać z Wonderbolts, Mobius zaś miał
latać nad polem bitwy i wspierać każdego, kto potrzebowałby pomocy. Zapewnił on o swojej
gotowości zwykłym skinięciem głowy.
Wtem któryś z kucyków zebranych w komnacie wskazał kopytem na jedno z wielkich
okien. Na horyzoncie powoli tlił się nikły, żółto-pomarańczowy blask. Księżniczka Luna wznosiła
słońce. Celestia uśmiechnęła się.
— Dobra robota, Luno. Jestem z ciebie dumna... — pomyślała.
Wszyscy byli gotowi. Phalanx, wspólnie z Wonderbolts, poprowadził kucyki na dół,
przed bramą wejściową do zamku. W drodze zauważyli, że otaczająca ich bariera zaczyna powoli
zanikać. Na zewnątrz czekały na nich liczne wrogie oddziały i wszyscy byli tego świadomi. Kucyki
czekały na sygnał do rozpoczęcia operacji, szykując się do bitwy. Brama powoli zaczęła się
otwierać...
Wreszcie, po chwili, zagrzmiał głos Phalanx’a:
— To jest nasz czas, kucyki! Dotarliśmy do chwili prawdy! Przygotujcie się! Będziemy
walczyć, z niezłomną siłą i wiarą! Wskrześmy dawną chwałę! Za naszych poległych towarzyszy
broni! Za Księżniczkę Celestię i Księżniczkę Lunę! Za Equestrię! Pegazy, wzbijcie się ku
przestworzom! Za mną! DO WALKI!