Po zdradzie dawnej koleżanki,
Zdruzgotana bohaterka pogrąża się w smutku.
I choć przyjaciółki są przy niej,
To ona musi znaleźć właściwą drogę.
Rozdział 12
„Horyzont zwany rozpaczą”
13 kwietnia
Godzina 05:10
Szpital Canterlot
Pegazy ze szwadronu Mirage zaczynały się coraz bardziej niepokoić. Wciąż rosnąca
niepewność dała im się we znaki. Żadna z klaczy nie zmrużyła oka ostatniej nocy. Derpy wyjrzała
przez okno. Słońce jeszcze nie zaczęło wschodzić, ale liczne lampy z ulic Canterlot rozświetlały
ciemności. Na zewnątrz lało jak z cebra. Zdecydowana większość pegazów była teraz zajęta
obroną Equestrii i nie miała czasu na zajmowanie się pogodą. Ciemne chmury zbierały się nad
stolicą od paru godzin. Lightning Bolt słusznie stwierdziła, że ta sytuacja nie wpływa na kucyki
korzystnie.
Ani ona, ani Derpy nie mogły ustać w miejscu, chodziły tam i z powrotem. Fluttershy
bardzo się martwiła. Rainbow Dash i Medley odniosły ciężkie rany po boju o Ponyville.
Pielęgniarki robiły co w ich mocy żeby im pomóc, ale przez cały poprzedni dzień lotniczki nie
otrzymały żadnych wieści w temacie swoich towarzyszek.
— Proszę... oby tylko to nie było nic poważnego... — powtarzała sobie żółta klacz.
Cloud Kicker nie traciła wiary. Starała się pocieszyć Fluttershy. Firefly siedziała z
boku, nie uczestnicząc w dyskusjach dotyczących Rainbow lub Medley. Była bardziej zła niż
zaniepokojona. Zła na siebie.
— Powinnam to była przewidzieć. Chcieli nas oddzielić i wykończyć po kolei —
stwierdziła w myślach. Jej zagniewany wzrok padł na drzwi prowadzące do sal pacjentów.
— Rainbow... jak mogłam być taka głupia?
Nagle drzwi otworzyły się. Do piątki pegazów wyszła jedna z pielęgniarek, siostra
Redheart. Cloud Kicker, Derpy, Fluttershy i Lightning Bolt natychmiast do niej podeszły. Zaczęły
zasypywać ją pytaniami o stan zdrowia swoich przyjaciółek. Firefly też podeszła.
— Dziewczyny, uspokójcie się! Dajcie jej mówić — powiedziała lekko rozkazującym
tonem. Pegazy natychmiast zamilkły. Firefly spojrzała na siostrę Redheart.
— Jak one się czują?
Klacz westchnęła ciężko; widać było po niej zmęczenie.
— Nie będę wam kłamać, dziewczęta... Obie doznały ciężkich obrażeń. Ale nie martwcie
się, ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Wszystkie kucyki odetchnęły z ulgą.
— To zawsze jakieś dobre wieści — skomentowała Firefly.
— Niestety, stan Medley jest poważny. Ma złamane skrzydła. Kilka kości zostało nawet
zmiażdżonych. Przez co najmniej dwa miesiące nie będzie w stanie latać.
Teraz także Cloud Kicker wyglądała na bardzo zaniepokojoną.
— Ale... potem do nas wróci... prawda? — zapytała pielęgniarkę.
Redheart potwierdziła, że dzięki lekarstwom od Zecory młoda lotniczka będzie znów
mogła latać. Firefly nie wiedziała o kim mowa. Wtedy Fluttershy pospieszyła z wyjaśnieniami.
Opowiedziała dowódczyni o tym, jak kucyki poznały zebrę mieszkającą w lesie Everfree. Choć
początkowo uznawały ją za złą czarodziejkę, przekonały się, że oceniły ją błędnie. Zecora
zaoferowała teraz kucykom pomoc, dostarczając co jakiś czas lecznicze zioła i mikstury, które
mogły pomóc tam, gdzie zawodziły zwykłe środki lecznicze.
Tak było w przypadku Medley. Redheart i jej pielęgniarki potrafiły bez większych
problemów nastawić złamane kości, ale zmiażdżone należało odtworzyć, jeśli Medley znów
miałaby latać. Ona sama zapewniała, że jest gotowa na wszelkie poświęcenie. Redheart
poinfromowała lotniczki, że jeśli Medley będzie codziennie przyjmować niewielką dawkę
mikstury od Zecory, wtedy odzyska władzę w skrzydłach. Ostrzegła jednak, iż proces ten trwa
dość długo i jest bardzo bolesny.
— Medley podoła tej niedogodności — mruknęła Firefly.
— A... co z Rainbow Dash? — zapytała pielęgniarkę Fluttershy.
Zmartwienie pojawiło się na twarzy białej klaczy.
— Jest ciężko ranna... Ale udało nam się zatamować krwawienie z licznych ran. Poza tym
nawilżyłam bandaże, które założyliśmy jej niedawno specjalną maścią. Rany powinny zagoić się
w ciągu kilku godzin. Jednakże... Bardziej martwi mnie jej stan psychiczny...
— Co to znaczy, siostro? — zapytała Lightning Bolt, bojąc się odpowiedzi.
— Coż... nie wiem, jak to właściwie określić, ale... wygląda na to, że jest w szoku. Wydaje
się nieobecna... nie chce z nikim rozmawiać... Cały czas wpatruje się w sufit... ma taki pusty
wzrok... Zaczynam się o nią poważnie martwić.
— Biedna Rainbow... — szepnęła smutno Fluttershy. — Możemy się z nią zobaczyć?
Z początku Redheart wahała się, ale ostatecznie, po chwili namysłu, pozwoliła im wejść
do pokoju w którym leżała Rainbow. Wiedziała, że tak będzie dla niej najlepiej. Mogła ona
leczyć rany wśród kucyków, ale przypadek niebieskiej klaczy był inny. Potrzebowała wsparcia
przyjaciółek. Gdy lotniczki weszły do pokoju, Redheart udała się do dalszej części szpitala by
zająć się innymi pacjentami, obecując, że wróci później.
Pegazy zaczęły powoli podchodzić do łóżka, lecz już po chwili się zatrzymały. Wszystkie
widziały jak poważnie poraniona była Rainbow: bandaże pokrywały większość jej ciała. W kilku
miejscach zabarwiły się na czerwono. Nie to jednak najbardziej martwiło kucyki. Rainbow Dash
w ogóle nie zareagowała kiedy weszły, emanował od niej spokój. Fluttershy podeszła bliżej i
spojrzała na przyjaciółkę.
— Rainbow...? Rainbow Dash... słyszysz mnie? — powiedziała do niej cichutko. —
Proszę... obudź się. To ja... Fluttershy.
Na to imię Rainbow w końcu zareagowała. Zamrugała oczami, zaczęła powoli oddychać.
Wyglądała jakby wybudziła się z letargu. Powoli obróciła głowę z lewa na prawo, dostrzegając
żółtą klacz i resztę drużyny. Uśmiechnęła się nieznacznie.
— Cześć... dziewczyny — odezwała się przybitym głosem.
Pozostałe kucyki podeszły do łóżka. Derpy pogładziła Rainbow po grzywie.
— Jak się czujesz?
Nie odpowiedziała. Nie bardzo chciała rozmawiać z kimkolwiek. Widać było, że cierpi.
— Bardzo cię boli, Rainbow? — tym razem zapytała Fluttershy.
— Wszystko mnie boli, Fluttershy... Głowa... grzbiet... brzuch... kopytka... Nawet serce i
dusza — głos niebieskiej klaczy znów zaczął się łamać. — C-Czuję, jakbym miała w duszy jakąś...
czarną otchłań... która m-mnie pochłania...
— Weź się w garść, Rainbow! — przerwała jej ostro Firefly. — Nie ma potrzeby
dramatyzować. Zarówno ty jak i Medley żyjecie. To najważniejsze.
— A siostra Redheart powiedziała, że Medley będzie mogła znów latać... wkrótce —
dodała po chwili już mniej pewnym tonem Cloud Kicker.
Ten fakt jednak zdawał się do Rainbow nie docierać. Kucyki próbowały ją jakoś podnieść
na duchu. Lecz ona ignorowała wszelkie ich próby, coraz bardziej zadręczając się tym, co się
stało.
— Nie macie pojęcia, jak ja się czuję... Do niczego by nie doszło... gdybym nie zachowała
się jak idiotka. Jestem... Jestem tylko żałosną namiastką pegaza... zawsze narażam wszystkich
dookoła.
Głos Rainbow pobrzmiewał przytłaczającą rozpaczą i boleścią. Każda z lotniczek chciała
jej jakoś pomóc, ale nie wiedziały jak. Kiedy Rainbow wciąż przeklinała swoją słabość, Firefly
nagle wybuchła:
— Przestań! Nie chcę tego słuchać! Nie jesteś sobą, Rainbow! Otrząśnij się!
— Firefly... — Lightning Bolt wstrząsnęło jej zachowanie. Brzmiała tak, jakby słowa
Rainbow raniły ją osobiście.
Fluttershy nachyliła się nad niebieską klaczą i nagle wydała z siebie zduszony okrzyk.
Zobaczyła jej oczy. Redheart miała rację. Wyglądały na puste, przyciemnione, jak gdyby straciły
naturalny kolor. Cloud Kicker również zbliżyła się do Rainbow, chciała się bliżej przyjrzeć jej
oczom. Na twarzy klaczki pojawił się cień przerażenia.
— O, nie... Jest źle, bardzo źle... Już to kiedyś widziałam... jeden z moich przyjaciół był w
podobnym stanie. Po paru dniach poczuł się lepiej, ale tu jest gorzej...
— Co się dzieje z Rainbow Dash, Cloud Kicker? — zapytała nerwowo Derpy.
Nadal nie rozumiała dlaczego Rainbow zachowuje się w ten sposób. Cloud Kicker
wyjaśniła to wszystkim. To, co ją spotkało, było bolesne nie tylko dla jej ciała. Zdrada Gildy
wstrząsnęła Rainbow dogłębnie. Mogło się to odbić na jej psychice, przechodziła załamanie
nerwowe. Powoli popadała w katatonię. Dopiero teraz pegazy zaczęły się naprawdę martwić.
— Rainbow jest na granicy rozpaczy... Jeśli się jej podda... stracimy ją...
— NIE! — wrzasnęła Fluttershy. Zaczęła potrząsać niebieską lotniczkę za ramiona. —
Rainbow... Rainbow! Proszę, nie możesz się poddać! Powiedz coś! Cokolwiek!
— Spokojnie! Musimy utrzymać jednolitość drużyny — powiedziała Firefly. — Jeśli mamy
przez to...
Nagle zadzwonił jej komunikator.
— Tego tylko jeszcze brakowało — wymamrotała różowa klacz zanim odebrała
połączenie. Po kilku sekundach przedstawiła obraz sytuacji swoim towarzyszkom.
Gale powiadomił ją, że gryfy szykują się do ofensywy na Stalliongrad. Miasto to leżało
na wschodzie Equestrii i było trzecim największym zurbanizowanym regionem krainy. Miało
renomę “spichlerza”, jako że to właśnie stamtąd pochodziły największe zapasy wszelkiego
rodzaju jedzenia oraz zaopatrzenia. Ponadto znajdowały się tam różne ośrodki badań nad
najnowocześniejszymi technologiami. To wszystko czyniło Stalliongrad najważniejszym
punktem obrony zaraz po Canterlot.
Szwadron Mirage dostał misję wspomożenia Wonderbolts i innych kucyków zdolnych
do walki w obronie miasta. Ta bitwa mogła potrwać kilka dni, może nawet tygodni... Firefly nie
zamierzała tracić więcej czasu. Zarządziła przygotowania do odlotu. Liczyła, że Rainbow do nich
dołączy, więc zapytała ją czy też leci. Jednak jej odpowiedź była niespodziewana.
— Na mnie nie liczcie...
— Że co proszę? — zapytała Firefly. Zaczynała tracić cierpliwość.
— Ja... po prostu... nie mogę. Czuję się taka... przygnieciona...
— Ale twoje rany niedługo się zagoją. Rainbow, potrzebujemy cię! — nalegała usilnie
Lightning Bolt.
Wszelkie próby porozumienia się z Rainbow Dash spełzły na niczym. Wciąż wytykała
sobie jaka jest słaba, beznadziejna... Firefly nie mogła tego dłużej ścierpieć.
— Nie wierzę w to, co widzę... W życiu bym nie pomyślała, że możesz być taka słaba...
Zbierz się wreszcie do kupy! — zakrzyknęła. — Każdy kucyk popełnia błędy! Przestań się
obwiniać! Czego ty nie rozumiesz?!
— To ty nie rozumiesz... — mamrotała Rainbow. — Dałam się wystrychnąć na dudka, jak
pierwsza lepsza naiwna... W-Weszłam prosto w pułapkę...
— I to jest powód, dla którego się tak zachowujesz?! Tylko dlatego?!
Rainbow nie odpowiedziała. Firefly straciła panowanie nad sobą.
— Wiesz co? Wisi mi to! IDŹ W CHOLERĘ! Jeśli masz zamiar sobie wmawiać cały ten
stek bzdur, nic mi do tego! Możesz sobie tu leżeć do końca wojny! Twoja sprawa! Nie potrzeba
nam w drużynie takich lotniczek, jak ty!
— FIREFLY! Jak mogłaś... — żachnęła się Derpy.
— Ja już swoje powiedziałam! I tak straciłyśmy już dużo czasu! Chodźcie!
— Nie!
Firefly już odwróciła się ku drzwiom, kiedy usłyszała głos Lightning Bolt. Odważnie
zaprotestowała, argumentując, że nie można zostawić Rainbow w takim stanie. Różowa klacz
nalegała, aby ruszyć do Stalliongradu, ale Lightning była nieugięta. Reszta pegazów widziała na
twarzy Firefly rosnącą frustrację. Zaraz mogła wybuchnąć gniewem.
Ale nagle... jej głos zmienił się. Był przygaszony i zrezygnowany.
— Dobra! Jak sobie chcecie... Będę na zewnątrz... Tylko nie karzcie mi czekać na was zbyt
długo!
Jednak kiedy już chciała wyjść, drzwi nagle się otworzyły i stanęły w nich cztery inne
kucyki. Twilight Sparkle zjawiła się ze swoimi przyjaciółkami.
— Czy... Rainbow jest tutaj? — zapytała. — Słyszałyśmy, że została poważnie ranna, więc
chciałyśmy się z nią zobaczyć, zanim udamy się do Stalliongradu.
— Jeżeli to was uspokoi, ona żyje — odrzekła Firefly. — Ale jeśli chcecie z nią pogadać, to
powodzenia. Zachowuje się teraz jak jakiś żałosny wrak pegaza.
Applejack wystąpiła do przodu, przeszywając różową klacz swoimi zielonymi oczami.
— Jak śmiesz! Odwołaj to! — warknęła.
— Applejack, prawda? — przypomniała sobie ją Firefly. — Słuchaj... nie mam nastroju
żeby się z tobą kłócić... czy z jakimkolwiek innym kucykiem. Po prostu... dajcie mi stąd wyjść.
Nie mogę... Nie chcę zostać tu ani chwili dłużej.
Po czym szybko wybiegła z pokoju. Kucyki patrzyły na to ze zdumieniem.
— Wiesz, Lightning, chyba powinnyśmy za nią pójść — zasugerowała Cloud Kicker swojej
przyjaciółce.
— Świetny pomysł. Już ja jej wygarnę co o niej myślę — biała klacz stanowczo wyszła
śladem Firefly.
— Nie do końca o to mi chodziło... — bąknęła Cloud Kicker, ale podążyła za Lightning
Bolt. Derpy odwróciła się do Fluttershy.
— Idziesz?
— Za chwilkę...
Kiedy Fluttershy została w pokoju w otoczeniu swoich najbliższych przyjaciółek,
wcale nie poczuła się lepiej. Wszystkie kucyki zmartwiły się widząc stan Rainbow Dash. Znów
wpatrywała się w sufit, nie zauważając innych, nie słuchając nikogo.
— Fluttershy, kochana, kto jej to zrobił? — zapytała wstrząśnięta Rarity.
Żółta klacz opowiedziała im, co wydarzyło się wśród chmur nad Ponyville. Jak Gilda
chciała porozmawiać z Rainbow Dash, jak tak naprawdę okazało się to perfidnie zastawioną
pułapką, jak gryfica okrutnie pobiła Rainbow, jak Medley próbowała ją uratować i jak słono
przyszło jej zapłacić za ten akt odwagi.
— Więc to Gilda tak skrzywdziła biedną Dashie? — pisnęła Pinkie Pie. — A to wredota!
Jak ją dostanę w swoje kopytka, to normalnie...!
— Daruj sobie, Pinkie... — odezwała się nagle Rainbow Dash. — To nie ma sensu.
Zasłużyłam sobie na to...
Pinkie spojrzała na Rainbow z niedowierzaniem. Momentalnie posmutniała. Applejack
też wyglądała na zszokowaną. Znana była ze swojej stanowczości, ale widok jej najlepszej
przyjaciółki, przypominającej teraz upadłą statuę, nieruchomą i zimną, sprawił, że klacz
nachmurzyła się.
— Przestań gadać jakieś głupoty, Rainbow. Będzie dobrze... Twilight! — zwróciła się
nagle do fioletowego jednorożca. — No, zróbże coś! Pomóż jej!
— Przykro mi, Applejack... Nie mogę nic zrobić — odpowiedziała smutno Twilight.
— Co to znaczy, nie możesz nic zrobić?! Nie ściemniaj! Przecież swoją magią możesz
zdziałać wszystko...
— Nie, Applejack... Nie ma takiej magii, która by wyleczyła kucyka z rozpaczy.
Twilight zwiesiła głowę. Applejack nie dowierzała jej słowom.
— Co ty gadasz...? To znaczy, że... Że nie możemy pomóc Rainbow?! Po tym wszystkim co
ona dla nas zrobiła? Nie... T-To nie fair!
Rarity, w geście współczucia, podeszła do Applejack i objęła ją. Pomarańczowa klacz
zacisnęła oczy. Ku narastającej konsternacji, Rainbow wciąż nazywała się “żałosną”, “niegodną”.
Te słowa był tak druzgodzące, że nawet wiecznie radosna Pinkie Pie czuła się potwornie przybita.
Ostatnie ślady uśmiechu znikły z jej twarzy.
Chwila przedłużała się. Twilight wiedziała, że na kucyki czeka teraz o wiele ważniejsze
zadanie; pomoc w obronie Stalliongradu. I choć nie mogły się wstępnie zmusić do pozostawienia
Rainbow Dash, chcąc nie chcąc, po kolei opuszczały pokój.
W końcu została tylko Fluttershy. Powiedziała, że dogoni resztę. Rainbow powoli obróciła
głowę i jej pusty wzrok na sekundę spoczął na żółtej klaczy, zanim znowu zaczęła gapić się na
sufit.
— Jeszcze tu jesteś? Zapomnij o mnie... leć pomóż innym. Medley... ona potrzebuje
pomocy bardziej ode mnie. Ja jestem tylko małą, żałosną--
— Rainbow! Proszę cię, spójrz na mnie! — zakrzyknęła Fluttershy rozpaczliwym tonem.
To nagłe podniesienie głosu zmusiło Rainbow Dash do ponownego spojrzenia na
przyjaciółkę. Ich oczy się spotkały. Głos Fluttershy był coraz bardziej drżący.
— Rainbow... proszę... Nie... Błagam cię! Nie poddawaj się... Nie wolno ci się poddać!
Bądź silna! Proszę, Rainbow... Nie poddawaj się! Jeśli... Jeśli nasza przyjaźń cokolwiek jeszcze
dla ciebie znaczy...
Pochyliła się nad niebieską klaczą i pocałowała ją w obandażowane czoło.
Ten gest uderzył w ranną lotniczkę. Sprawił, że Rainbow ocknęła się z katatoni. Jednak
wciąż nie była w stanie się ruszyć. Fluttershy zaczęła się cofać ku drzwiom.
— Proszę... Wracaj do zdrowia... i do nas. Będziemy na ciebie czekać... Ja będę czekać.
— Flu...tter...shy... — wycharczała Rainbow, próbując dosięgnąć ją kopytkiem, jakby
prosząc ją, żeby z nią została. Ale żółta klacz zamknęła drzwi i wyszła.
Ból był nie do zniesienia. Rainbow zaczęła głośno szlochać. Z donośnym wrzaskiem
wierzgała i waliła nogami o brzegi łóżka, powtórnie klnąc na siebie...
— J-J-J-Jestem... beznadziejna...! Jestem... żałosna... Jestem tchórzem! TCHÓRZEM!
Godzina 07:24
Lightning Bolt, Cloud Kicker i Derpy tymczasem dogoniły Firefly. Zobaczyły ją stojącą na
zewnątrz, przed głównym wejściem do szpitala. Deszcz padał coraz bardziej. Biała klacz pegaza
podeszła bliżej do swojej dowódczyni. Stała do nich tyłem.
— Firefly, musimy porozmawiać. Co się z tobą dzieje? Jak mogłaś być taka surowa dla
Rainbow? Przecież ona przechodzi przez osobiste piekło! Powinnyśmy ją wspierać... ale ty tylko
drzesz się na nią i wszystkich dookoła!
— TY NIC NIE ROZUMIESZ! — wrzasnęła nagle Firefly, odwracając się.
Trójka pegazów dostrzegła łzy spływające jej obficie po policzkach. Mieszały się one ze
spadającymi kroplami deszczu. Różowa lotniczka była przemoczona do suchej nitki.
— Grom... naprawdę myślisz, że nie zależy mi na Rainbow...? Ani na żadnej z was? Nie, to
nieprawda... to nie tak... Ja... Ja po prostu... nie mogłam tego słuchać, tego jak się obwinia... Ja...
Miałam wrażenie, że patrzę w lustro...!
Usiadła na ziemi, w kałuży, ukrywając twarz za kopytkami.
— O czym ty... — zaczęła Lightning Bolt, ale nagle dotarło do niej, o co mogło chodzić
niebieskogrzywej.
— Masz na myśli... swoich rodziców...? — zapytała niepewnie Derpy.
Firefly zawyła, osuwając się na ziemię.
To była prawda. Załamanie Rainbow przypomniało klaczy o swoim własnym, kiedy
utraciła mamę i tatę. Przez chwilę Firefly wylewała swoje żale, podczas gdy jej towarzyszki stały
osłupiałe, nie wiedząc co robić. Pierwsza ocknęła się Cloud Kicker. Podeszła do płaczącej Firefly,
spoglądając na nią z empatią. Podała jej kopytko i pomogła wstać.
— W takich chwilach wolno płakać. Nie musisz cały czas udawać przed nami twardzielki.
Dla mnie jest oczywiste, że odczuwasz ten sam ból i smutek co my...
— Dowódca powinien być twardy! — wykrzyknęła Firefly. Zaraz jednak jej głos znów
pobrzmiewał zrezygnowaniem. — Ale... wygląda na to... że nie zasługuję na ten tytuł... Kurczę...
Już sama nie wiem co mam robić... Chyba się pogubiłam.
— Nie powinnaś rezygnować. Najważniejsze to wierzyć w siebie. Poza tym, mamy ważne
zadanie do wykonania — powiedziała jej Derpy.
Fluttershy właśnie wyszła z budynku. Jej myśli były skupione na Rainbow. Wcześniej
usłyszała jeszcze jej przytłumiony wrzask z pokoju gdzie leżała. Ledwo opanowała potrzebę
ponownego wejścia i przytulenia Rainbow. Oddaliła się z ciężkim sercem.
Widząc, jak inne kucyki pocieszają Firefly, w lot pojęła co się stało. Różowa klacz
ukrywała przed resztą drużyny swoje uczucia. Ale widok jej zaufanej towarzyszki cierpiącej
straszliwe katusze na ciele i w sercu sprawił, że wreszcie pękła. Lightning Bolt przeprosiła ją za
swoje oskarżenia, po czym powiedziała:
— Słuchaj, Firefly. Możesz nad czymś ubolewać jeśli chcesz... to naturalne. Ale nie
możesz pozwolić się temu przytłaczać. Niech to uczyni cię silniejszą. Wiedz jedno. Zanim
się pojawiłaś, wszystkie byłyśmy zwyczajnymi pegazami. Dzięki tobie stałyśmy się pegazami
mogącymi obronić Equestrię przed niebezpieczeństwem. Nie zapominaj o tym. Wiele ci
zawdzięczamy. I mogę ci obiecać, że my nie zawiedziemy. Ani ciebie ani innych kucyków!
Mówiła to pewnym, zdecydowanym tonem. Firefly szczerze podziękowała jej za słowa
otuchy. Otarła łzy z oczu.
— Masz rację... Nie mogę się rozklejać. Czeka nas ważna misja.
Oczywiście, żadna z lotniczek nie zapomniała o Medley. W pierwszej chwili chciały
jeszcze pojść się z nią zobaczyć, ale czas naglił. Zresztą Firefly, mimo wszystko, nie czuła się na
siłach by wracać do środka.
Twilight Sparkle i jej przyjaciółki również wyszły ze szpitala. One także miały lecieć
do Stalliongradu. Musiały poprowadzić swoje jednostki do boju o miasto. Klacz jednorożca
zaproponowała skorzystanie w tym celu z balonu. Pegazy ze szwadronu Mirage zaoferowały im
towarzystwo jako eskorta. Zanim kucyki wzbiły się w niebo, obiecały coś sobie nawzajem.
— Teraz musimy być silne — powiedziała Firefly. — Nie możemy się poddawać. Będziemy
walczyć! Lećmy do Stalliongradu! Będziemy walczyć za Equestrię i za nasze koleżanki! Jeśli los
będzie nam sprzyjał, dołączą do nas i wspomogą.
— Na pewno — rzekła Fluttershy. — Rainbow jest silnym kucykiem. Na pewno się
pozbiera. Dotrze do Stalliongradu zanim się obejrzymy.
— Zgadzam się — dodała Twilight. — Ale teraz lepiej spieszmy się. Ta następna bitwa
może mieć decydujący wpływ na przebieg wojny... Nie możemy zawieść!
— Nie zawiedziemy! Będę walczyć za Rainbow i Equestrię! — ogłosiła Applejack. — Dalej,
kucyki! Z kopyta! Ruszamy!
Godzina 10:31
Siostra Redheart powoli otworzyła drzwi do pokoju Rainbow. Dostrzegła, że klacz
uspokoiła się, a nawet zareagowała, gdy usłyszała swoje imię. Redheart uznała to za poprawę
stanu zdrowia. Poprosiła niebieską klacz, żeby usiadła na łóżku, gdyż zamierzała zdjąć jej
bandaże, twierdząc, że rany już się zagoiły. Rainbow posłusznie wstała.
— Twoje przyjaciółki udały się do Stalliongradu — poinformowała ją Redheart, gdy
zaczęła usuwać opatrunki.
Rainbow Dash, zdawało się, puściła te słowa mimo uszu. Pierwsze kilka sekund w pokoju
upłynęło pod znakiem spokoju i ciszy, lecz kiedy pielęgniarka zabierała się do zdejmowania
bandaży z grzbietu Rainbow, ta odezwała się zdruzgotanym głosem:
— Nie wiem, co się ze mną dzieje... Co jest ze mną nie tak...? Moje ciało rwie się do lotu u
boku reszty... ale serce trzyma mnie przy ziemi. Ja chyba zwariuję! Co się ze mną dzieje?!
— Ja... naprawdę nie wiem, Rainbow — odpowiedziała strapiona siostra Redheart. —
Gdyby Zecora tutaj była, może ona znałaby odpowiedź... ona lepiej zna się na tym, co kucyka
gryzie w środku.
Niebieska lotniczka dobrze to rozumiała. Mimo to, nie mogła pozbyć się uczucia
wewnętrznej pustki. Znowu zaczęła wyrzucać sobie, jaka jest słaba. Wtedy siostra Redheart
przerwała jej łagodnym, acz stanowczym tonem.
— To, co powiedziały twoje przyjaciółki, jest prawdą. Musisz przestać zachowywać się tak
samolubnie! Przepraszam, że to mówię, Rainbow, ale... skarżysz się tylko na swoje cierpienie.
A czy pomyślałaś, co by się stało, gdyby przegrały bitwę o Stalliongrad? Gryfy będą mieć wtedy
całkowitą przewagę i nawet Canterlot długo nie wytrzyma ich ataków... Nasza kraina wpadnie
pod wrogie jarzmo... a twoje przyjaciółki mogą już nie wrócić...
Twarz Rainbow odzwierciadlała jej mieszane uczucia; z jednej strony lekkie zdumienie,
a z drugiej żal, że tak potraktowała swoje koleżanki, zbywając je jak jakieś niepotrzebne rzeczy.
Więc one naprawdę się tam udały, pomyślała. Zanim jednak jakiekolwiek słowo wyszło z jej ust,
usłyszała głośny wrzask odbijający się od korytarza.
— Co to było? — zapytała Rainbow.
— Medley... bidulka... — odpowiedziała siostra Redheart.
W końcu zdjęła bandaże z policzków Rainbow. Nie było już na nich śladów po szponach
Gildy. Niebieska klacz zaniepokoiła się słysząc imię Medley.
— Czy oni... ją operują?
— Nie... Nie słuchałaś, co ci o jej stanie mówiły twoje przyjaciółki?
Rainbow nie odpowiedziała. Spuściła wzrok. Poczuła się naprawdę podle. Całkowicie
zignorowała Fluttershy i resztę drużyny, kiedy pegazy chciały jej pomóc, pocieszyć...
Siostra Redheart powiedziała Rainbow o miksturze Zecory, dzięki której zielona klacz
będzie znów mogła latać, dodając, że proces jest długotrwały i bolesny. Krzyki Medley słychać
było bardzo wyraźnie, nawet pomimo zamkniętych drzwi. Rainbow Dash spochmurniała.
— Ona na to nie zasługuje... Nie zasługuje na ten ból... — biadoliła cicho. — Ja powinnam
tam leżeć zamiast niej... To... TO WSZYSTKO MOJA WINA!
Rainbow tupnęła lewą tylną nogą. Zakryła ramieniem oczy. Siostra jednak poradziła
klaczy, żeby przestała się obwiniać i zebrała się w sobie.
— Myślę, że powinnaś pójść porozmawiać z Medley. Dzięki temu na pewno będzie jej
raźniej.
— Co? Nie ma mowy — odburknęła Rainbow. — To bez sensu... Nie będę w stanie
spojrzeć jej w twarz...
— Ale przynajmniej utwierdzisz ją w przekonaniu, że wciąż żyjesz. Wiesz... kiedy
tylko Medley się obudziła, od razu zapytała mnie, czy wszystko z tobą w porządku. Idź z nią
porozmawiać. Masz moje pozwolenie.
W końcu Dash dała się przekonać. Już zamierzała wyjść, kiedy usłyszała, jak pielęgniarka
mówi do niej:
— Medley i pozostałe twoje przyjaciółki troszczą się o ciebie, Rainbow Dash. Nie
powinnaś ich zawieść.
— Może już je zawiodłam... — odrzekła smutno tęczogrzywa klacz.
***
Krzyki Medley ucichły. Rainbow szła w stronę jej pokoju przez korytarz wolnymi,
ciężkimi krokami. Gdy dotarła do drzwi i zapukała, pojawiła się w nich siostra Tenderheart.
Z początku nie chciała wpuścić Rainbow, twierdząc, że pacjentka potrzebuje odpoczynku.
Jednak Rainbow wspomniała, że ma pozwolenie siostry Redheart. Miała ona duży autorytet,
więc Tenderheart pozwoliła Rainbow wejść do środka, zostawiając obie klaczki same, przy tym
prosząc, by wezwać ją w razie potrzeby.
W pokoju panował półmrok. Rainbow wolno podeszła do łóżka. Medley leżała w nim,
oddychając spokojnie. Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu kiedy zobaczyła, kto ją odwiedził.
— Rainbow? To ty... tak się cieszę, że cię widzę... Wyglądasz okropnie.
— Sama też jesteś nieźle poobijana, Smyku — odpowiedziała Rainbow, wykrzywiając usta
w niemrawym uśmiechu.
Medley sama zaczęła się śmiać, ale nagle skrzywiła się i pisnęła cichutko.
— Aj... Auu... Boli... Ale nic nie szkodzi. Przetrwam to jakoś... bo wiem, że niedługo znów
będziemy latać wszystkie razem.
Rainbow starała się uśmiechnąć, ale jej to nie wyszło. Wyglądała jakby rozbolał ją ząb.
Medley nie wiedziała czemu Rainbow sprawia wrażenie tak przygnębionej.
— Hej... a gdzie jest reszta naszej drużyny? — zapytała zielona klacz.
— Poleciały do Stalliongradu, pomóc w obronie miasta — odrzekła Rainbow Dash bez
cienia zainteresowania. Medley zrobiła wielkie oczy.
— Więc czemu tu jesteś, Rainbow? Powinnaś być z nimi, wspomagać je!
Niebieska lotniczka spodziewała się takich słów. Popatrzyła na leżącą koleżankę ze
skruchą i postanowiła powiedzieć jej prawdę.
— Medley... słuchaj, ty... To przeze mnie tutaj leżysz. Mogłam cię uratować, ale
zawiodłam. Moja naiwność prawie cię zabiła... Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
— C-Co? O czym ty mówisz? Nie rozumiem... — Medley wyglądała na skołowaną.
— Uwierzyłam w słowa Gildy. Omamiła mnie. Gdybym była choć trochę bardziej
przewidująca, może nie doszłoby do tego... Totalnie się skompromitowałam... Jestem zakałą
naszej drużyny...
— Jak możesz tak mówić? Jesteś najlepszym pegazem w całej Equestrii. Każdy to wie,
każdy ci to powie!
Medley starała się pocieszyć Rainbow. Na próżno. Jej dusza wciąż cierpiała.
Samopoczucie klaczy spadało coraz gwałtowniej, zaczęła ogarniać ją rozpacz.
— Mogłam cię uratować... ale tylko pokazałam jaka jestem słaba... Dałam się podejść tak
łatwo... Przeze mnie prawie ZGINĘŁAŚ! Nie rozumiesz tego?
— Ale... Rainbow...
— Ja dałam jej drugą szansę, a ona mnie zdradziła... tak okrutnie... — westchnęła z
boleścią Rainbow. — Jak mogłam być taką frajerką... Miała rację. Nie zasługuję na to, żeby być
jedną z was...
— Rainbow... nie mów tak... to nie twoja wina...
— Może powinnam była odlecieć z Gildą... albo pozwolić jej mnie zabić. Tak chyba byłoby
lepiej... Jestem beznadziejnym... głupim... niegodnym... żałosnym, małym kucykiem... — z
każdym słowem z gardła Rainbow wydobywał się głośny szloch. — J-Ja n-nie mogę tak dłużej...
To mnie zżera od środka!
— Rainbow! Proszę, przestań...
Medley chciała jej jakoś uświadomić, że niesłusznie się oskarża. Widok klaczy, którą
osobiście uważała za prawdziwą bohaterkę, gromiącej siebie za swoje czyny, był dla niej
podłamujący. Miała wrażenie, że zaraz pęknie jej serce. Rainbow, kompletnie rozżalona, zaczęła
wyrzucać z siebie wszystkie negatywne emocje, uderzając się kopytkami po twarzy, wciąż
powtarzając: “To moja wina, moja wina!”. Po krótkim czasie, Medley nie mogła, nie potrafiła
słuchać tego dłużej.
— RAINBOW DASH! PRZESTAŃ!
Jej przenikliwy wrzask przerwał wywody Rainbow, klacz spojrzała na nią. Nagle Medley
podniosła się z łóżka i złapała niebieską klacz za ramiona. Chwilę później Medley sama uderzyła
ją z całej siły w twarz. Rainbow zachwiała się, potrząsając głową kilka razy. Zauważyła, jak w
oczach Medley szkliły się łzy.
— Nigdy... nie... mów... że jesteś... niegodna! Aaaaach!
Czując, jak fala obezwładniającego bólu ogarnia jej grzbiet, Medley opadła na łóżko,
rozkładając skrzydła na jego szerokość. Młodziutka klaczka próbowała utrzymać równowagę
wspomagając się nimi, ale za każdym razem kiedy nimi machała, jeszcze bardziej się kaleczyła.
Próbowała teraz złapać oddech. Rainbow pocierała sobie policzek. Widać było, że otrząsnęła się
po otrzymaniu uderzenia od Medley.
— Rainbow... proszę, wysłuchaj mnie... — zaczęła powoli Medley. Próbowała zebrać myśli
i wyjaśnić tęczogrzywej, dlaczego zdecydowała się ją ratować mimo zakazu dowódcy. Na pewno
wiedziała też, że nie ma większych szans w samodzielnym starciu z grupą gryfów.
— W przeciwieństwie do mnie... czy wielu innych kucyków, ty jesteś bardzo potrzebna.
Ja jestem tylko zwykłym pegazem... zwykłym żołnierzem. Takich jak mnie można łatwo zastąpić.
Tacy jak ja walczą, choć wiedzą, że mogą nie dożyć jutra. Jednak podejmujemy to ryzyko z
chęcią. Ale ty, Rainbow... Ty jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Musisz żyć! Kto inny
mógłby użyć mocy Elementu Harmonii, gdybyś ty zginęła? Zastanawiałaś się chociaż przez
chwilę, jak smutne byłyby twoje przyjaciółki, gdyby coś ci się stało? Albo gdybyś próbowała je
porzucić? Ale wiem, że tego nie zrobisz...
Spojrzała na Rainbow swego rodzaju utęsknionym wzrokiem.
— Byłam gotowa ponieść wszelkie konsekwencje swoich czynów... Niczego nie żałuję.
Fakt, że żyjesz jest dla mnie wystarczający. Więc proszę, przestań sie obwiniać! Nie zrobiłaś nic
złego!
Nagle Rainbow zdała sobie z czegoś sprawę. Medley mówiła jej o przyjaciółkach, ale
siebie nie nazywała w ten sposób. Mówiła o sobie “żołnierz”. Dash chciała wiedzieć dlaczego.
Odpowiedź zielonej klaczki wprawiła ją w chwilowe osłupienie.
— Zawsze miałam niską samoocenę... widziałam się jako piąte koło u wozu. Wszędzie,
gdziekolwiek się udałam, czułam się zbędna... niepotrzebna. Miałam nadzieję, że przystępując do
takiej drużyny, jak Mirage, uwierzę w swoje siły. Poza tym chciałam cię spotkać... wiesz... zawsze
cię podziwiałam.
Lecz to wyjaśnienie nie usatysfakcjonowało Rainbow Dash.
— Zapomniałaś już, co ci powiedziałam, kiedy podjęłam decyzję, żeby uwolnić cię ze
szponów Gildy? Zostałaś moją przyjaciółką od dnia, gdy dołączyłaś do naszej drużyny. A teraz
mówisz mi, że inni mają znaczenie, ale ty nie? Brzmisz jak hipokrytka!
— Mówię tylko to, co czuję, Rainbow — szepnęła Medley.
— Więc przestań! Jesteś tak samo ważna jak ja! Jak Firefly, Lightning Bolt, Fluttershy,
Derpy i Cloud Kicker! Wszystkie jesteśmy równe! Rozumiesz mnie?
Wtedy Medley się uśmiechnęła. Wyglądało na to, że wreszcie udało jej się dotrzeć
do Rainbow Dash, przełamać jej zdesperowany stan. Ona również to zrozumiała. Nareszcie
jej oczy się otworzyły. Obie klaczki miały problemy ze sobą. Zaczynały jednak znajdować do
tych problemów solucje. W końcu niebieska klacz zrozumiała; ukrywała swoje wątpliwości za
zasłoną rozpaczy. To jednak nie pomogło, skutek był zupełnie odwrotny. Rainbow popatrzyła na
Medley i wyszczerzyła zęby. Podziękowała jej za cios w twarz, twierdząc, że “potrzebowała tego
wstrząsu”. Mimo komplikacji, był jeszcze czas naprawić niefortunne zdarzenie.
— Wygląda na to, że cały czas się myliłam... to ja siebie zwodziłam — powiedziała
Rainbow. — Firefly miała rację. Każdy kucyk popełnia błędy. Ale chcę je naprawić i zrobię to!
— Właśnie... Właśnie tak, Rainbow. Jesteś najlepsza. Więc... nie martw się o mnie. Leć,
pomóż innym. Jak tylko wyleczę skrzydła, dołączę do was... i znowu będziemy mogły razem
latać. Całą siódemką — w głosie Medley pobrzmiewała nadzieja.
Rainbow nareszcie porzuciła wszelkie ponure myśli. Teraz jej umysł skupiał się tylko
na jednym... wyruszyć do Stalliongradu i wspomóc swoją drużynę. Dash pogłaskała Medley po
grzywce, dziękując jej za wszystko, po czym wyszła.
Kiedy wróciły pielęgniarki Redheart i Tenderheart, zobaczyły, jak Rainbow szybko
wybiega korytarzem ku drzwiom wyjściowym ze szpitala. Nie zatrzymywały jej. Niebieska
lotniczka o tęczowej grzywie odzyskała wiarę w siebie. Wszystkie obawy zostały zapomniane. Bez
wahania Rainbow Dash rozwinęła skrzydła, pomachała nimi i wzbiła się w powietrze, obierając
kurs na wschód.
Godzina 14:29
Przestrzeń powietrzna Stalliongradu
Po nieco przydługim locie, balon z Twilight i jej koleżankami znajdował się już bardzo
blisko Stalliongradu. Kucyki rozglądały się dookoła, podziwiając piękną scenerię. Słońce
przebijało się przez okoliczne chmury, powodując migotanie świeżego śniegu zalegającego na
dole. Tworzyło to iluzję, jakby cała okolica była rozświetlona setkami świateł. Co jakiś czas z
nieba spadało kilka płatków. Wiatr wiał łagodnie. Chociaż kilka tygodni temu skończyła się zima,
temperatury w Stalliongradzie wynosiły zero lub nieco poniżej stopni ciepła przez dziewięć
miesięcy w roku. Tutejsi mieszkańcy dawno przyzwyczaili się do takich warunków, ale Rarity na
wszelki wypadek zabrała ze sobą komplet szalików, które rozdała przyjaciółkom.
Razem z Cloud Kicker dojrzały po chwili wysokie budynki miasta. Bystre oczy fioletowej
klaczki dostrzegły ponadto parę pegazów zbliżających się do nich. Tymi pegazami byli Tornado
Swirl i Overdrive, dowódcy szwadronów Płomień i Śmigacz, które pomogły pegazom ze
szwadronu Mirage w zniszczeniu Płonącego Pazura. Lecz po ciepłym powitaniu oba kucyki
zmartwił nieco brak Rainbow Dash i Medley. Firefly szybko wyjaśniła całą sytuację, choć
pominęła kilka, przynajmniej dla siebie, bolesnych szczegółów. Chciała się dowiedzieć, jak stoją
sprawy z gryfami.
— Od paru godzin przeprowadziliśmy kilka operacji dywersyjnych — poinformował
Tornado. — Te typki już zdążyły zabić kilku naszych żołnierzy i zranić wielu innych. Na domiar
złego ich ataki z dnia na dzień stają się coraz gwałtowniejsze. Mamy dużo zapasów, a jeśli będzie
wymagać tego od nas sytuacja, możemy wezwać jedno czy nawet dwa oddziały wsparcia. Jednak
gryfy wciąż dają nam ostro w kość. Tym razem naprawdę się zawzięli. Dobrze wiedzieć, że już
jesteście tu by nas wesprzeć, dziewczyny.
— Zrobimy, co się da — powiedziała Cloud Kicker. — Po prostu podaj nam szczegóły.
Overdrive wspomniała o raportach, które donoszą jakoby kolejna fala gryfów zbliżała się
do miasta. Zostało to niedawno potwierdzone przez Wonderbolts. Przybyli aby osobiście
nadzorować obronę powietrzną i wspomóc obrońców. Wiele oddziałów kucyków w tym regionie
już nie raz zmierzyło się z gryfami. Szwadron Mirage miał wspomóc jeden z nich.
Gdy tylko balon z ekipą Twilight wylądował w jednym z posterunków należących do
jednorożców, fioletowa klacz wysiadła z niego wraz z Rarity. Pożegnały się i ruszyły dołączyć do
swoich jednostek. Później Pinkie Pie i Applejack poleciały do bazy kucyków ziemnych. Do ich
zadań należało chociażby zreorganizowanie struktur i zapewnienie zaopatrzenia.
Pegazy zakończył eskortę balonu, ale nie było czasu na odpoczynek. Natychmiast
wzleciały ku niebu, obierając kurs na zachodnie obrzeża miasta. Miała się tam rozegrać bitwa
obronna. W tym punkcie znajdował się już jeden szwadron, Trygon. Firefly zdecydowała się
skontaktować z ich dowódcą.
— Szwadron Trygon, słyszycie mnie? Tu Błysk, ze szwadronu Mirage. Jaki jest wasz
status?
— Słyszę cię głośno i wyraźnie, Błysk. Jak dotąd wszystko w porządku, dzięki za troskę.
Jestem Chrome Plate, Trygon 1. Możecie mi mówić Chrome.
Głos w radiu należał do dorosłego rumaka i brzmiał na bardzo wyluzowanego.
— Zrozumiałam, Trygon 1. Macie może jakieś sygnały o zbliżających się wrogach? —
spytała Firefly.
— Nic, zero, null. Ale mogą się zjawić w każdej chwili — brzmiała odpowiedź. — Radzę
wam uważać. Ostatni zaczęli atakować nas metodą uderz-i-uciekaj.
— Znaczy, że co, przeprowadzają jeden atak, a potem się wycofują? — Cloud Kicker raczej
zgadywała niż pytała.
— Z grubsza tak to wygląda. Ale czasami mogą też pró... — Chrome Plate nagle urwał, po
czym wrzasnął — O kurde, nadlatują! Jesteście daleko, Mirage?
— Trzymajcie się, zaraz będziemy! Bez odbioru!
Firefly i jej towarzyszki znacznie przyspieszyły swój lot. Po parunastu sekundach dojrzały
toczącą się w oddali walkę. Ośmiu, może dziewięciu gryfów otoczyło grupę czterech pegazów w
zielonych kamizelkach. Szwadron Mirage bezpardonowo wbił się pomiędzy walczących. Gryfy,
widząc wsparcie kucyków, natychmiast zmieniły taktykę. Po szybkim przegrupowaniu bitwa
zaczęła się na dobre.
Wśród upierzonych żołnierzy znajdowali się członkowie szwadronu Żółtych, którym
dowodził Echo. Jego samego jednak tu nie było. Spośród wszystkich gryfów wyróżniał się jeden
osobnik. Miał szare ciało i ciemnozielone oczy. Na jasnoniebieskiej kamizelce widniał numer
jedenaście. Kiedy podleciał do Fluttershy, ta potrzebowała chwili, żeby go poznać.
To był ten sam gryf, z którym zmierzyła się podczas dziewiczego lotu nad Hoofington. On
także zdawał się ją pamiętać.
— Widzę, że nadal latasz. Zrób mi przysługę i postaraj się tym razem nie stchórzyć —
rzucił w stronę Fluttershy ze złośliwym uśmieszkiem na dziobie.
— Kim jesteś? — zapytała go.
— Ja? Zwą mnie Night Raven. Jestem drugim dowódcą szwadronu Wichru. Zeakros
przysłał mnie tutaj, żebym osobiście upilnował tych rozwydżonych chłystków, co to nazywają
siebie “żołnierzami”. Ale skoro już tu jesteś... możemy dokończyć to, co zaczęliśmy.
Godzina 15:11
Z jego wyrazu twarzy łatwo było wyczytać, że pragnął on zemsty za doznane wtedy
upokorzenie. Natarł na Fluttershy. Ona nie widziała powodu by go krzywdzić, ale obiecała sobie,
że nie będzie więcej unikać walki. W miarę jak pojedynek się rozwijał, wyglądało na to, że kucyki
zdawały się zyskiwać przewagę. Ich zwinność pozwalała im w miarę łatwo unikać ataków gryfów.
Lecz w ferworze walki jeden z lotników ze szwadronu Trygona został ciężko ranny w
prawe skrzydło. Ku przerażeniu pegazów, jeden z gryfich żołnierzy zaatakował go. Rzucił się na
rannego od tyłu, chwycił szponami za skrzydło i wyrwał je gwałtownym szarpnięciem. Trysnęła
struga krwi. Lotnik spadł na ziemię w asyście przeraźliwego, agonalnego wrzasku. Jako że
kucyki łączyła wspólna więź, śmierć każdego z nich napełniała goryczą serca pozostałych. Ale
jednocześnie dawała też bodziec do pomszczenia go.
Nie był to jednak koniec. Dowodzący gryfią formacją żołnierz o imieniu Rod zażądził, by
do walki włączył się inny oddział. Po chwili w okolicy pojawiło się dziesięć dodatkowych gryfów.
To była pułapka.
— Niedobrze! — krzyknęła Lightning Bolt, unikając jednego z napastników.
Fluttershy próbowała odbić od Night Ravena i pomóc pozostałym w zmuszeniu gryfów
do wycofania się. On jednak nie zamierzał pozwolić jej odlecieć. Nie widząc innego sposobu na
przedarcie się, Fluttershy spróbowała kopnąć go w dziób, ale gryf nagle rozpostarł skrzydła i
szybkim ruchem unieruchomił klacz, wbijając ostre szpony w jej policzki. Fluttershy próbowała
się wyswobodzić, jednak bezskutecznie.
— Jesteś całkiem niezła, jak na tchórza — stwierdził Night Raven, przybliżając się ku
lotniczce. — Już dawno nie brałem udziału w tak dobrej walce. Ale to dopiero początek...
Ze zdrożnym uśmiechem gryf powoli zaczął rozdrapywać Fluttershy twarz. Klaczka
skamlała z bólu, próbując uderzyć swojego oprawcę i zmusić go do puszczenia jej. Wszystkie
próby zawiodły.
Pozostałe lotniczki ze szwadronu Mirage widziały co się dzieje, ale nie mogły jej pomóc.
Gryfy wciąż nie zamierzały odpuszczać. Derpy zdołała co prawda pokonać jednego z nich, ale gdy
leciała pomóc przyjaciółce, nagle drugi żołnierz spadł na nią z góry, trafiając szarą klacz w głowę.
Na chwilę ją zamroczyło, ale zdołała ustablilizować lot.
Fluttershy wciąż opierała się torturom Night Ravena, ale to tylko jeszcze bardziej go
nakręcało. Czerpał przyjemność z zadawania bólu innym.
— Naprawdę szkoda, że muszę kaleczyć tak ładnego kucyka jak ty... Ale, cóż, wojna to
wojna. Muszą być na niej jakieś ofiary.
Żółta klacz starała się wyjaśnić Raven’owi, że wojna jest okrucieństwem, a zabijanie
codziennie kolejnych gryfów i kucyków do niczego nie prowadzi. Wszystkie słowa kucyka
spłynęły jednak po tym osobniku jak woda po kaczce. Wciąż z wolna drapał Fluttershy szponami
po policzkach, podczas gdy ona starała się, na próżno niestety, uwolnić.
, kiedy znikąd nie spodziewano się pomocy i sytuacja przedstawiała
się niekorzystnie dla kucyków, radar Lightning Bolt wykrył zbliżający się pojedyńczy punkt.
Nadlatywał bardzo szybko. Cloud Kicker próbowała go rozpoznać, ale zanim Firefly czy
którakolwiek inna lotniczka zażądała identyfikacji od nieznanego osobnika, ten nagle przemówił.
Ten głos usłyszały zarówno kucyki jak i gryfy.
Był ostry, gromki, pełen determinacji. Należał do ich najbardziej zaufanej przyjaciółki.
— Wybaczcie, że kazałam wam czekać, dziewczyny. Czas zacząć przedstawienie!
— Rainbow! Rainbow Dash! Wróciła! Super!
Wiwaty klaczek ze szwadronu Mirage wypełniły powietrze. Tęczogrzywa lotniczka
minęła je niczym kolorowa smuga i poleciała prosto na gryfy. Chrome Plate, orientując się, że
jest na kursie Rainbow, zdążył obniżyć lot w ostatniej chwili, widząc jej śmiałe podejście. Dash
błyskawicznie ruszyła w stronę Night Ravena, trafiając go kopniakiem w plecy. Siłą uderzenia
zmusiła zaskoczonego gryfa do puszczenia Fluttershy. Żółta klaczka była już wolna, mogła
ponownie machać skrzydłami.
Rainbow poleciała nieco wyżej. Wszyscy podążali za nią wzrokiem. Jej sylwetka
ukazała się na tarczy słonecznej. Rozejrzała się po polu walki. Uśmiechnęła się. Sekundę
później spikowała w dół z niesamowitą szybkością, ku gryfim żołnierzom. Ci rozproszyli się. To
niespodziewane wejście wybiło ich z rytmu, poczuli się zdezorientowani. Tym, którzy brali udział
w poprzednich bitwach, mignęło przed oczami spotkanie z tajemniczym niebieskim pegazem,
który strącił trzy gryfy, każdego jednym uderzeniem. Przez chwilę mieli obawy, że to znowu mógł
być on. Rod i Night Raven opanowali jednak sytuację. Szary gryf zarządził przegrupowanie. W
międzyczasie pegazy wykorzystały przerwę w walce aby nacieszyć się widokiem powracającej
towarzyszki.
Rainbow podleciała bliżej do Fluttershy i popatrzyła na nią z dumą. W pierwszej chwili
zdawała się ona nie poznawać przyjaciółki, wyglądała na oszołomioną. Do chwili, gdy usłyszała
ponownie głos Rainbow.
— Coraz lepiej ci idzie, Fluttershy. Nic ci nie jest?
Fluttershy, niezmiernie uradowana, rzuciła się Rainbow na szyję. Ta dojrzała na twarzy
żółtej klaczy ślady krwi - pozostałość po katuszach Night Ravena.
Mimo to nie przejmowała się ona nimi. Serce przepełniała jej radość.
— Policzki trochę mnie bolą. Ale cieszę się, że znowu jesteś z nami, Rainbow — rzekła
Fluttershy z ulgą w głosie.
— Dokładnie. Miło, że do nas dołączyłaś — dorzuciła Firefly, zbliżając się.
Derpy i Cloud Kicker bardzo chciały się dowiedzieć jakim cudem Rainbow zdołała
tak szybko dojść do siebie. Jeszcze parę godzin temu była w niemalże katatonicznym stanie.
Odpowiedź niebieskiej klaczy lekko je zdumiała.
— Eee, to nic takiego. Po prostu ktoś mnie wreszcie pożądnie walnął w tą durną mordę...
chyba jeszcze mam ślad — zażartowała, pocierając policzek.
Teraz jednak, dzięki takiemu obrotowi spraw, Rainbow w końcu zrozumiała co jest
dla nie naprawdę ważne. Jej przyjaciele są największym skarbem jaki mogła sobie wymarzyć.
Byli dla niej siłą do przezwyciężenia problemów. Lotniczki z Mirage natychmiast zrozumiały,
że mówiąc o “kimś”, Rainbow miała na myśli Medley. Dash nie miała najmniejszego zamiaru
porzucać swoich przyjaciółek i obiecała, że pomoże im najlepiej jak będzie mogła.
Firefly skwitowała te słowa kładąc swoje ramiona na barkach tęczogrzywej i mówiąc:
— Witaj z powrotem, Rainbow Dash.
Dzięki temu, że Rainbow przybyła w samą porę, oraz dobrej współpracy szwadronów
Mirage i Trygon, gryfy zostały zmuszone do odwrotu po krótkiej bitwie. Night Raven obiecał im,
że jeszcze nie raz o nim usłyszą, ale kucyków takie puste przechwałki czy wręcz nawet groźby
wcale nie ruszały. Po powrocie do najbliższego posterunku pegazów, Fluttershy i inni ranni
zostali poddanie opiece medycznej.
Widok Rainbow Dash wywołał u zebranych lekkie poruszenie. Słyszały wszak pogłoski
o jej fatalnym stanie, tymczasem pojawiła się teraz wśród lotników, świeża jak szczypiorek.
Niebieska klacz zbiła wszelkie plotki na jej temat, obiecując ponownie służbę na rzecz Equestrii
i zapewniając o swojej lojalności wobec księżniczek oraz pozostałych kucyków. Zdecydowała się
jeszcze powiadomić swoje przyjaciółki reprezentujące Elementy Harmonii, że wszystko już z nią
w porządku. Pinkie, na wieść o powrocie przyjaciółki, omal nie eksplodowała z radości. Pozostałe
kucyki również odetchnęły z ulgą, słysząc te pomyślne nowiny. Uzgodniły, że przy najbliższej
okazji zobaczą się z niebieską lotniczką.
Sama Rainbow też bardzo cieszyła się z powrotu. Niczego tak nie znosiła jak samotności,
która to częściowo doskwierała jej w szpitalu. A ze względu na swoją zapaść nie potrafiła
dostrzec tego, jak przyjaciółki chciały jej pomóc. Jednak to już należało do przeszłości, której
Rainbow nie omieszkała wymazać.
Parę godzin później, obswerwując zachodzące słońce, obiecała sobie w duchu, że jeśli
kiedyś znów spotka Gildę... cóż, tylko gwiazdy wiedziały, jak zakończy się ta konfrontacja.