Wróg wciela w życie swój plan.
Dwie dzielne klaczki wspomagają bohaterki.
Jedna by ocalić bliską jej sercu istotkę,
Druga ma nadzieję na pokonanie nieśmiałości.
Rozdział 4
„Decyzja”
6 listopada
Godzina 8:00
Ponyville
— Dinky, pospiesz się, skarbie! Nie chciałabyś chyba spóźnić się do szkoły, prawda? —
głos młodej klaczy zabrzmiał w przedpokoju jednego z wielu zwyczajnych domów.
Należał on do kucyka pegaza o szarym umaszczeniu. Nosiła krótką, żółtą grzywkę, a
jej równie żółte oczy odznaczały się lekkim zezem. W ciągu paru sekund przybiegło do niej
źrebiątko jednorożca, ono także miało grzywkę w kolorze żółtym. Była już przygotowana
na, zdawałoby się, kolejny normalny dzień w szkole. Nie mogła się doczekać spotkania z
rówieśnikami. Podczas kiedy jej mama sprawdzała czy mały jednorożec nic nie zapomniał,
uwagę pegaza przykuł kawałek papieru w ustach źrebaka.
— Co tam masz, Dinky? — zapytała. — Czy to obrazek na zajęcia plastyczne?
— Nie, mamusiu — odparła klaczka, chichocząc mimochodem. — Dziś nawet nie mamy
zajęć ze sztuki. Tę pracę, namalowałam wczoraj i chciałam ci pokazać zanim wyjdę. Proszę —
mówiąc to, podała klaczy pegaza swój rysunek. Z początku wyglądało, jakby wpatrywała się w
niego bez celu, ale po chwili na jej twarzy pojawił się wielki, ciepły uśmiech.
Na rysunku znajdowały się oba kucyki w małym ogrodzie, tuliły się. W lewym dolnym
rogu były też napisane słowa: „Kocham cię, mamusiu”. Szara klacz popatrzyła na Dinky
wzrokiem pełnym radości, choć pierwszemu lepszemu kucykowi mogłyby się wydać nieco
zasmucone. Zajmowała się ona córką zupełnie sama; ojciec jednorożca był pewnie bardzo daleko
i o niczym nie wiedział, ale równie dobrze mógł być też martwy. Tej myśli jednak pegaz nie
dopuszczał do siebie. Klacz mocno przytuliła córeczkę.
— Zawsze wiesz, jak sprawić bym się uśmiechnęła, Dinky. Umieszczę ten rysunek obok
twojego poprzedniego. Teraz biegnij. Kiedy wrócisz, porobimy razem muffinki.
Na te słowa z gardła małego kucyka wydobyło się głośne „Hura!”, a po chwili otworzyła
drzwi i wybiegła na dwór, w kierunku szkoły. Podczas, gdy klacz pegaza żegnała ją wzrokiem,
nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Chociaż niektóre kucyki w Ponyville uważały ją za
ciamajdę i niezdarę, tak naprawdę miała ona wielkie serce. Zaś mała Dinky otwarcie twierdziła,
że jej mama jest najwspanialszym pegazem w Equestrii. Żółtooka nie martwiła się jednak
zbytnio tym, jak inni ją widzą. Dla niej ta młoda klacz, która właśnie rozmawiała z jednym
ze swoich szkolnych przyjaciół, była dla niej całym światem, najcudowniejszym skarbem.
Westchnęła lekko i wróciła do środka, kładąc rysunek Dinky obok innych, licznych jej dzieł. Na
jednym z rysunków znajdował się dorosły ogier o beżowym umaszczeniu i brązowej grzywie.
Był to zapewne ojciec małego jednorożca a od czasu, gdy ruszył w długą i niebezpieczną podróż
minęło już dużo czasu. Szara klacz miała nadzieję, że jeszcze kiedyś ujrzy go całego i zdrowego…
Rozejrzała się po pokoju i już miała sama szykować się do wyjścia, by jako pegaz
roznoszący pocztę, zabrać się do swoich codziennych obowiązków, gdy nagle…
— MAMUSIU!
Dosłownie parę sekund po jej wyjściu dał się słyszeć pisk Dinky. Nie mając pojęcia,
co mogło być jego przyczyną, szary pegaz odwrócił się i wybiegł na zewnątrz. To, co działo się
na dworze, można spokojnie opisać jednym słowem: „chaos”. Klacz dojrzała gryfy spadające
jak gromy z nieba na ulice Ponyville. Zlatywały w kierunku źrebiątek, których rodzice właśnie
wysyłali je do szkoły. Jeden gryf trzymał w obu szponach dwa źrebaki, piszczące z przerażenia.
Większość kucyków ogarnęła panika, nie wiedziały co robić, a napastnicy byli zbyt wysoko.
Ale znaleźli się tacy, którzy stawiali opór. Jeden z gryfów leżał na ziemi lekko przymrożony,
nie był w stanie ruszać skrzydłami ani kończynami. Niebieski jednorożec o falującej grzywie
i charakterystycznym uroczym znaczku w postaci klepsydry próbował odgonić intruzów,
strzelając promieniami zimna. Inna klacz, mająca jasne umaszczenie, pomarańczową grzywę i
ciemnozielone oczy, zauważywszy szarego pegaza, podbiegła do niej. Była zdenerwowana.
— Derpy! Tu się dzieje coś potwornego! Te gryfy pojawiły się znikąd i zaczęły porywać
małe kucyki! — w głosie klaczy pobrzmiewało niedowierzanie.
— Ale, Carrot, czemu oni by mieli… — zaczęła niepewnie klacz, najwidoczniej nazwana
Derpy. Żółty kucyk ziemny natychmiast uciął.
— Nie słyszałaś, jak księżniczki nas ostrzegały?
Szara klacz zamilkła. Nigdy nie przypuszczała, że jakikolwiek tego typu atak mógłyby się
zdarzyć w Ponyville. Wtedy usłyszała niebieską klacz jednorożca, Colgate, jak zwróciła się do niej
zniecierpliwiona.
— Rób co chcesz, ale ja nie pozwolę im zabrać naszych małych kucyków bez walki! —
strzeliła kolejnym promieniem zimna, trafiając innego upierzonego wojownika. Jej czary nie
były jednak zbyt silne i mogły tylko na chwilę sparaliżować przeciwnika. Gryf spadł na ziemię,
trzęsąc się. Jego towarzysz uciekł, gdy lód powstrzymujący go stopniał.
***
Szary pegaz rozglądał się dookoła z przerażeniem w poszukiwaniu córki, ale nigdzie nie
mógł jej dostrzec. Derpy musiała parę razy unikać gryfich nalotów i widziała, jak napastnicy
ponawiali próby porwań źrebaków. Nie wiedziała, co o tym myśleć… ale teraz liczyła się dla niej
tylko Dinky. Biegła pośród wszechogarniającej paniki, wykrzykując jej imię.
W końcu zobaczyła trójkę gryfów. Każdy z nich miał w szponach małego kucyka,
a jednym z nich była właśnie Dinky! Derpy ruszyła na nich bez zastanowienia, wywołując
pogardliwy rechot wśród gryfów. Choć ci natychmiast polecieli do góry, pegaz poderwał się i
podążył za nimi. Rozbójnicy, lekko zaskoczeni, zatrzymali się i spojrzeli na nią. Klacz zmrużyła
oczy tak bardzo, że nie wydawały się ani trochę zezowate. Wyglądały na zupełnie normalne, choć
pojawiła się w nich czysta wściekłość.
— Natychmiast puśćcie tę klaczkę! — zażądała głośno.
— A jak nie, to co? — zarechotał gryf po prawej stronie.
Derpy skupiała się na dowódcy, który był pomiędzy dwoma innymi gryfami i trzymał w
szponach Dinky. Zdawała się być nieprzytomna, co tylko jeszcze bardziej rozzłościło szarą klacz.
— Wypuśćcie ją, albo pożałujecie, że tu przylecieliście! — wrzasnęła.
Gryfy popatrzyły po sobie. Zgadywali, że ta klaczka musi być jej córeczką. Gdy zapytali o
to Derpy, ta potwierdziła ich domysły. Niestety, nie mieli oni zamiaru współpracować. Ich twarze
wykrzywiły się w szydercze uśmiechy. Gryf po lewej poradził dowódcy, by wracał do Gryphus,
podczas gdy on i jego towarzysz upewnią się, że klacz za nimi nie poleci. Jednak Derpy nie
zamierzała odpuścić.
— Powtórzę jeszcze raz: zostawcie moją córkę! Na co wam ona? — zapytała.
— …Ta informacja jest zastrzeżona. Rozkazy naszego generała — rzekł dowódca.
Zabrzmiał tak, jakby opowiedział okrutny żart. Próbował odlecieć, ale w tym momencie Derpy
rzuciła się na niego, uderzając go w plecy. Zaskoczony gryf upuścił małą klaczkę. Szary pegaz
błyskawicznie zanurkował, aby ją złapać, ale dwaj pozostali żołnierze przechwycili ją i zapobiegli
ratunkowi. Dowódca doszedł do siebie i ponownie chwycił Dinky w swoje szpony. Mała obudziła
się. Zobaczyła, jak Derpy walczy z dwoma gryfami.
— Mamusiu!
Jej okrzyk odwrócił na moment jej uwagę od napastników. Wykorzystali to bezlitośnie.
Jeden z gryfów zaciął szponami prawe skrzydło Derpy, drugi zaatakował od przodu, dziobiąc
ją w głowę i bok. Mimo ran, szara klacz nie zamierzała się poddać. Trójka porywaczy uznała,
że nadszedł najwyższy czas by się wycofać. Mieli to, po co przybyli. Derpy widziała, jak zaczęli
odlatywać i próbowała ich gonić, ale ze względu na ranne skrzydło, nie była w stanie utrzymać
odpowiedniej prędkości i równowagi lotu. Zaczęła tracić Dinky z oczu, choć słyszała jej głośne
krzyki i płacz. Wytężała wszystkie siły. Towarzysze dowódcy śmiali jej się w nos.
A po chwili wszystko zaczęło wokół niej cichnąć… skołatana i wyczerpana, mimo
wszelkich wysiłków, Derpy nie mogła już dosłyszeć swojej córeczki. Wciąż próbowała lecieć za
śladem gryfów, ale wzrok miała przyćmiony przez płynące z oczu łzy… Szeptała po cichu imię
Dinky, próbując zachować resztki przytomności, choć nadal traciła siły.
W takim stanie zastała ją drużyna Firefly. Szwadron Mirage zareagował natychmiast
po otrzymaniu informacji o ataku gryfów. Gdy w międzyczasie owa grupa wcielała swój plan w
życie, inne oddziały kucyków musiały się zajmować żołnierzami próbującymi zaabsorbować ich
uwagę czymś innym. Dzięki pomocy szwadronu, udało się zmusić ich do odwrotu, choć parę
kucyków, w tym Carrot Top, zostało lekko rannych. Po przejrzeniu sytuacji, piątka pegazów
ruszyła dalej. Dojrzały one nieregularny lot Derpy i podleciały do niej.
— Hej, co tu się dzieje? — zapytała Rainbow Dash. Szara klacz nie odpowiedziała od razu,
ale spojrzała na niebieską lotniczkę. W jej oczach była czysta rozpacz.
— Te gryfy… za-zabrały parę źrebiątek z Ponyville… i moją córeczkę też! — wydyszała.
Fluttershy podleciała bliżej i poznała Derpy. Chciała się upewnić, czy gryfy faktycznie porwały
małe kucyki. Szara klacz potwierdziła to.
— Pró… Próbowałam ich powstrzymać… a-ale…
Głos jej się załamał. Płakała z bezsilności. Fluttershy i Cloud Kicker starały się ją
pocieszyć, a Lightning Bolt pomagała jej utrzymać równowagę. Firefly zaś patrzyła na to
wszystko obojętnym wzrokiem.
— Więc to wezwanie potwierdza moje przypuszczenia. Widzicie? — zwróciła się do
koleżanek ze szwadronu. — Macie jeszcze jakieś wątpliwości? Gryfy to podłe istoty! Pewnie
porwały źrebaki i chcą ich użyć jako zakładników!
— Ale, Błysk… te działania nie mają w ogóle sensu — zauważyła Lightning Bolt. — Po co
mieli by to robić? Przecież teoretycznie mają nad nami przewagę, po co mieli by się uciekać do
takich działań…
— To akurat nieważne! Mogą mieć różne powody, ale na pewno żaden z nich nie jest
dobry dla nas. Teraz powinnyśmy się skupić na znalezieniu tych pierzastych drani i odbiciu
dzieci. Słuchaj — zwróciła się do Derpy — wiesz może, w którą stronę się udali?
Na krótką chwilę uskrzydlona klacz uspokoiła się i odpowiedziała na pytanie.
— Oni… mieli za sobą trzy źrebaki. Każdy… trzymał… jednego. Mówili, że wracają
do Gryphus… przynajmniej tak usłyszałam. Ja… próbowałam uwolnić moją Dinky, ale… za-
zawiodłam ją…
Oczy ponownie zaszły jej łzami. Rainbow Dash przybliżyła się do niej.
— Weź się w garść. Nie martw się, uratujemy ją i pozostałe kucyki też, prawda, Firefly?
Różowa klacz już miała dać twierdzącą odpowiedź, ale jej komunikator nagle dał sygnał.
Dotarły nowe wieści z frontu. Mina Firefly zdradzała, że raczej nie były one pomyślne. Kiedy
wysłuchała wszystkiego, zwróciła się do reszty pegazów.
— Nasza sytuacja lekko się komplikuje. Właśnie otrzymałam informacje, że inna
grupa gryfów chce dokonać podobnego nalotu na Trottingham. Jeden z pegazich szwadronów
zdecydował się chronić przestrzeń powietrzną wokół miasta, ale nikt nie jest wolny, by próbować
powstrzymać gryfy docelowo. Więc Gale prosił, żebyśmy się tym zajęły. Jeśli mamy uratować
zarówno dzieciaki z Ponyville oraz powstrzymać atak na Trottingham, będziemy musiały się
podzielić na dwie grupy. Ja poprowadzę jedną i polecimy za porywaczami. Rainbow weźmie
drugi oddział, udając się do Trottingham.
— Hej, żaden problem — odrzekła dziarsko Dash. — Wezmę ze sobą Fluttershy i Cloud
Kicker.
— Właściwie, Rainbow… ja planowałam wziąć ze sobą Motylka… wiesz, jak mówiłaś,
muszę ją trochę lepiej poznać.
Niebieski pegaz zrozumiał przekaz. Mogła lecieć nawet tylko z Cloud Kicker, ale
zapewniła, że da radę przegonić napastników. Derpy nie zamierzała jednak zostać i patrzeć na to
wszystko z boku. W tej chwili całe jej życie praktycznie stanęło na głowie.
— Proszę, pozwólcie mi lecieć z wami! Muszę uratować moją córeczkę!
— Słuchaj, rozumiem twoje uczucia, ale będziesz nas tylko spowalniać z tym rannym
skrzydłem — perswadowała Lightning Bolt. — Zostaw to nam. Uratujemy kucyki.
— Nie! — sprzeciwiła się Derpy. — Muszę lecieć! Muszę naprawić swój błąd! Dinky jest
dla mnie wszystkim! Jeśli jej nie odzyskam… strach pomyśleć!
Firefly głośno wypuściła powietrze.
— Dajże już spokój! Po co ten dramatyzm?
Reszta kucyków spojrzała na nią z zaskoczeniem, może nawet oburzeniem. Różowa
lotniczka była, zdawało się, zupełnie nieporuszona całą sytuacją. Jej wzrok i postawa wydawały
się być zimne i harde jak stal. Była zdeterminowana powstrzymać gryfy przed realizacją ich
planów i zapewne nie zawahałaby się użyć wszelkich dostępnych środków. Na szczęście, zanim
sytuacja zrobiła się zbyt napięta, Rainbow Dash ponownie ją uspokoiła.
— Nie komplikuj sprawy, Firefly. Słuchaj, zróbmy tak: może ty, Lightning i Derpy
polecicie za porywaczami z Ponyville, a ja wezmę Fluttershy i Cloud Kicker do Trottingham.
Zaufaj mi, to dobry pomysł.
Rzeczywiście, ten koncept miał sens, kiedy niebieskogrzywa rozmyślała na tym, gdyż
miał również większe szanse powodzenia. Po krótkim namyśle, Firefly zgodziła się na propozycję
Rainbow.
— Wiesz, że ci ufam. Mam tylko nadzieję, że nie wynikną z tego jakieś przykre skutki.
Przy okazji… — znów zwróciła się do Derpy — mówiłaś, że gryfów było trzech… i walczyłaś z nimi
całkiem sama?!
— Oczywiście, że tak — odrzekła szara klacz, patrząc na Firefly hardym wzrokiem,
pomimo małego zeza. — Jak ty byś się zachowała, gdyby twoja córka została porwana? Jeśli,
rzecz jasna, jesteś w stanie to sobie wyobrazić… Zrobię wszystko, żeby pomóc mojej Dinky!
Uratuję ją, z wami albo bez was!
Do Firefly w końcu dotarło, że znów palnęła głupstwo. Słowa Derpy wzbudziły w niej
podziw dla determinacji żółtookiej. Teraz wstydziła się swoich słów. Podleciała bliżej.
— Chyba znowu oceniłam kucyka na podstawie jego wyglądu i zachowania… a nie tego,
co tkwi w jego sercu. Wiesz… Chyba masz w sobie „to coś”, żeby zostać jedną z nas. Co ty na to?
Dołączysz do naszej drużyny?
— Ale tylko pod jednym warunkiem — zastrzegła Derpy. — Jeśli wy pomożecie mi. Nie
ma dla mnie droższego kucyka w całej Equestrii niż moja Dinky. Chce ją uratować… i odpłacić
tym porywaczom!
— Świetnie! — zakrzyknęła Firefly. — W takim razie, witaj w szwadronie Mirage! Twoim
znakiem wywoławczym będzie… Ditzy — zdecydowała. Szara klacz wydała się jej nieco inna niż
pozostałe, ale w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jej nagła deklaracja lekko zaszokowała pozostałe pegazy, ale wszystko wskazywało na
to, że ich ekipa właśnie się powiększyła. Firefly zarządziła podział zespołu, co, dzięki parzystej
liczbie lotniczek, przyszło jej z łatwością. Rainbow, Fluttershy i Cloud Kicker udały się w
kierunku Trottingham podczas gdy Firefly, Lightning Bolt i Derpy poleciały za porywaczami,
którzy napadli na Ponyville. Biały pegaz pomagał ustabilizować lot nowej koleżance.
***
Godzina 9:27
Przestrzeń powietrzna Trottingham
Podczas gdy grupa Rainbow Dash powoli zbliżała się do miasta, przez całą drogę
dyskutowali o nowej klaczy w ich zespole.
— Derpy walczyła z trójką gryfów naraz… nie wiem, czy nazwać to odwagą czy może
raczej szaleństwem — niebieski pegaz zwierzył się przyjaciółkom.
— Próbowała ratować swoją córeczkę… to… musi być dla niej bardzo trudne… —
próbowała argumentować Fluttershy.
— Bez ściemy… Czy ona nie otrzymała informacji od księżniczek, jak pozostałe kucyki?
Wszyscy mieli się mieć na baczności od paru dni. Zawsze była jakaś taka niezorientowana.
— Myślisz, że informacja do niej nie dotarła? — spytała Cloud Kicker, kontaktując się
przez radio.
— Kto wie? Może… uznała, że zagrożenie nie dotyczy Ponyville. W końcu, aż do dzisiaj,
nie działo się tam nic poważnego... — podrzuciła Fluttershy.
— Pogadamy o tym później, dziewczyny — ucięła Rainbow Dash. — Dolatujemy do
Trottingham! Promyk, masz jakieś odczyty na radarze?
Najpierw odpowiedź była negatywna, ale kilka minut później, po wstępnym patrolu,
wykryła kilka czerwonych punktów zbliżających się dość szybko. Kucyki rozejrzały się dookoła.
Ponieważ większość pegazów w mieście była zmobilizowana, nie było praktycznie nikogo, kto
zajmowałby się pogodą w Trottingham. Dlatego nad miastem znajdowało się morze gęstych,
białych chmur.
— Rainbow, znowu ukryjemy się i na nich poczekamy? — zapytała Cloud Kicker, pomna
wydarzeń z dziewiczego lotu. Niebieski pegaz pokręcił głową.
— Nie, tym razem nie będziemy tracić czasu. Po prostu wylecimy im na spotkanie. Nie
powinnyśmy dawać im pola manewru ani przewagi. Rozumiesz, Fluttershy?
Żółta klacz kiwnęła głową. Obiecała, że tym razem nie zawaha się przed walką. Nic nie
usprawiedliwiało porywania małych dzieci i posługiwania się nimi jako zakładnikami. W ten
sposób postępowali tylko tchórze. Sama myśl o tym napawała ją obrzydzeniem. Rainbow dobrze
ją rozumiała. Pegazy poleciały naprzód, prowadzone przez odczyty z radaru Cloud Kicker. Nie
wiedziały jednak, że ktoś podążał ich śladem…
W ciągu paru minut, drużyna znalazła oddział trzech gryfów lecących w kierunku miasta.
Gdy upierzeni żołnierze zobaczyli przed sobą kucyki, zdębieli. Ich wywiad zapewniał, że nikt
nie ośmieli się stanąć im na drodze; wszystkie siły w mieście i okolicach były zajęte walką z
dywersantami. Takiego „
— Wybieracie się gdzieś, chłopcy? Chyba nie zamierzacie porwać małych źrebiątek, co
nie? — zapytała sarkastycznie Rainbow. Jeden z gryfów podleciał bliżej.
— Nie wiem, jak dowiedziałyście się o naszych planach, ale to i tak bez znaczenia. Mamy
rozkazy, które musimy wykonać! W imię zasad! — po czym rozpostarł skrzydła, gotów do walki.
— Dziewczyny, ta dwójka po bokach jest wasza. Ja biorę go na siebie — oznajmiła
Rainbow. Oba kucyki przyjęły to do wiadomości.
Zadaniem pegazów było jak najdłuższe zajęcie przeciwników walką, aby opóźnić
ich działania i trzymać z dala od Trottingham. Gryfy widziały ich determinację, ale żadne
wątpliwości nie przysłoniły im celu misji. Starali się pierw atakować każdego kucyka osobno
w starciach jeden na jednego. Myśleli, że dzięki manewrom polegających na leceniu w stronę
przeciwnika najdłużej jak to możliwe, po czym gwałtownej zmianie kierunku (manewr później
zaadoptowany przez kucyki jako „niebezpieczny podstęp”), zdołają je zdezorientować, pozwolą
gryfom urwać się im i dolecieć do miasta.
Jednakże Rainbow i jej przyjaciółki nie dały się podpuścić. Były znacznie zwinniejsze
niż upierzeni żołnierze Królestwa Gryfów. W trakcie walki pegazy próbowały poznać przyczynę
zachowań swoich przeciwników, ale nie udało się ich skłonić do zdradzenia, czemu zamierzają
porwać źrebaki. Ogólnie cała wojenna polityka gryfów mijała się dotąd z dotychczasową
koncepcją wojny, jakby ustalali oni swoje własne zasady... Kucyki nie mogły się oprzeć wrażeniu,
że coś było nie tak… że za tym wszystkim kryło się coś więcej…
Fluttershy i Cloud Kicker wspierały się nawzajem, a Rainbow dobrze sobie radziła,
walcząc z dowódcą lotu. Zdawało się, że sytuacja jest pod kontrolą i należało tylko czekać na
przybycie oddziałów obronnych, które ostatecznie rozprawiłyby się z intruzami… ale w pewnym
momencie jeden z gryfów odleciał poza zasięg Cloud Kicker i zaczął pikować w dół, starając się
przebić przez chmury i zniknąć pegazom z oczu. Rainbow była zajęta walką z dowódcą (właśnie
uniknęła jego ciosu), a Fluttershy i Cloud, choć machały skrzydłami jak szalone, nie mogły
doścignąć uciekiniera. Gdyby dotarł on do Trottingham, pozostali natychmiast polecieliby za
nim i w mieście mogła wybuchnąć panika, a tego żadna z lotniczek nie chciała.
Gryf już zbliżał się do chmur… gdy w tym momencie ktoś wpadł na niego i odrzucił go
z kursu. Dzięki tej nagłej interwencji walka na chwilę ustała. Rainbow Dash zauważyła zieloną
klacz pegaza o kręconej grzywce, podobnej do tej, którą nosiła Lightning Bolt. Jej oczy były
równie niebieskie jak otaczające kucyki niebo.
— Mogę wam podać pomocne kopytko? — zapytała klacz. Miała dość młody głos i ogólnie
bił od niej entuzjazm. Cloud Kicker zauważyła jej znaczek — deszczową chmurkę.
— Eee… pewnie, czemu nie. Im więcej nas, tym raźniej — odrzekła Rainbow. Gestem
przywołała pegaza do siebie. Ona sama wpatrywała się w Dash jak zaczarowana.
— Kim jesteś?
— Nazywam się Medley. Ty pewnie jesteś Rainbow Dash, prawda? Doszły mnie słuchy, że
ty i twoje koleżanki jesteście na ważnej misji. Więc postanowiłam, że polecę za wami i pomogę
wam jak to tylko będzie możliwe.
Po przedstawieniu się, na twarzy Medley pojawił się szeroki uśmiech. Choć Rainbow
wstępnie poczuła się trochę dziwnie, odwzajemniła go. Cloud Kicker i Fluttershy podleciały
bliżej i zapoznały się z zielonym pegazem. Przez chwilę zapomniały o gryfach, a oni próbowali
wykorzystać przerwę w walce do nalotu na Trottingham.
Nie doszło jednak do tego, gdyż kucyki natychmiast pojawiły się przed nimi. Przez
kilka kolejnych minut pegazy wiązały gryfy walką. Medley wspomagała Rainbow przez cały ten
czas. Żołnierze uznali, że stracili zbyt dużo czasu i zdecydowali się na odwrót, tym bardziej, że
otrzymali niepomyślne wieści od dywersantów; zostali oni rozbici i musieli uciekać. Gdy gryfy
opuściły przestrzeń powietrzną, Rainbow skontaktowała się z Firefly:
— Błysk! Tu Rainbow, słyszysz mnie? Mam dobre wieści, Trottingham zostało obronione.
Żaden źrebak nie został porwany.
— To faktycznie dobre wieści — odparła Firefly, ale w jej głosie była nuta frustracji. —
My natomiast namierzyłyśmy porywaczy. Jest jednak mały problem; ukryli się oni w okolicy w
której oddziaływanie elektromagnetyczne są bardzo silne. Nasze radary są bezużyteczne. Nie
wykryjemy ich na odległość. Przydałby się nam bystry wzrok Promyka. A do tego teren jest dość
rozległy…
— Daj mi sekundkę — odezwała się Rainbow, po czym zwróciła się do Medley. — Masz
dobry wzrok?
— Pewnie, że mam! Powiedz mi, co miałabym znaleźć, a ja postaram się to zlokalizować w
minutę osiem — stwierdziła z dumą zielona klacz.
— Doskonale. Hej, Firefly, chyba właśnie znalazłam jeszcze jednego członka do naszej
drużyny. Przedstawię ci ją, kiedy dotrzemy do punktu zbiórki. Przekaż nam swoje współrzędne.
Różowa lotniczka szybko przesłała koleżankom niezbędne dane. W międzyczasie,
czekając na ich powrót, wraz Lightning Bolt, zajęły się rannym skrzydłem Derpy.
Godzina 13:19
Przestrzeń powietrzna Equestrii
W końcu obie drużyny pegazów ponownie połączyły się. Firefly przyjrzała się nieco bliżej
nowemu rekrutowi. Medley zaczęła wyjaśniać, dlaczego miała zamiar dołączyć do szwadronu
Mirage. Jej patriotyzm nie podlegał dyskusji, ale miała w tym także osobiste motywy. Była
dość nieśmiała i zawsze miała wrażenie, że jest gorsza od innych. Liczyła, że przynależność
do elitarnej jednostki pomogłaby jej „wyjść ze skorupki”. Poza tym, Medley miała też pewien
szacunek dla Rainbow Dash; uwielbiała ją niemal w takim samym stopniu, jak pegaz lojalności
uwielbiał Wonderbolts.
— To prawda. Uważam, że Rainbow Dash to najbardziej niesamowity pegaz w całej
Equestrii, ale… bądźmy szczere, kto tak nie uważa?! — zapytała zielona klacz, kiedy Firefly
zakończyła ją przepytywać.
— Taa… cóż, jeśli udowodnisz mi, że naprawdę masz zadatki na zwiadowcę, będziesz
mogła do nas dołączyć. W ten sposób nasz szwadron będzie kompletny. Promyk, pomóż jej w
poszukiwaniach; ustalcie, gdzie są gryfy.
Obie klaczki zleciały w dół do pobliskiego lasu, gdzie porywacze byli widziani po raz
ostatni. Medley użyła nawet klasycznej taktyki szpiegowskiej, skradając się między drzewami.
W ciągu trzydziestu minut udało jej się namierzyć gryfy. Zanim jednak zdecydowała się na
powiadomienie pozostałych lotniczek, podsłuchała ich rozmowę.
— Ja tam wciąż nie mogę uwierzyć, że nasz generał zaaprobował ten koncept.
Wykorzystywać dzieciaki jako zakładników? To jest odrażające. Nie tak powinni postępować
szlachetni żołnierze, którymi przecież jesteśmy! — denerwował się jeden z porywaczy.
Jego towarzysz, podszedł bliżej i starał się mu wszystko wytłumaczyć.
— Nie zrozum mnie źle. Ja też mam, co do tego planu, negatywną opinię. Jest on po
prostu śmieszny. Ale... niektórzy dowódcy twierdzą, że ta taktyka pozwoli na szybkie pokonanie
kucyków przy minimalnym zużyciu surowców i stratach wśród jednostek po naszej stronie.
To wszystko opiera się na wymianie; życie źrebaków za Equestrię. Kiedy kucyki dowiedzą
się, że przetrzymujemy ich dzieci, powoli zaczną tracić wolę walki, będą się zamartwiać o ich
bezpieczeństwo… i w końcu się poddadzą. Przynajmniej tak twierdzą w dowództwie. Ale ja… Ja
mam wrażenie, że ten plan wywoła efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego.
Gryf, który przemawiał, miał na sobie czerwoną kamizelkę z numerem jeden.
Był kolejnym dowódcą jednego z gryfich szwadronów. Dwaj pozostali byli zapewne jego
podwładnymi, z czego jeden pilnował wszystkich porwanych źrebaków.
— Co masz na myśli, mówiąc o efekcie przeciwnym do zamierzonego, Edge? — zapytał
owy gryf swego dowódcę.
— Mam na myśli, że zamiast pozbawiać kucyków woli walki, napełnimy je nią. Byłem
jednym z kapitanów, którzy byli przeciwni tego typu rozwiązaniom. Ale nie mogę nic zrobić
jak długo Black Star i Red Cyclone mają całkowitą kontrolę nad armią. Nie dostrzegają, że ich
pomysły zupełnie mijają się z celem i kiedyś mogą się na nich odbić negatywnie. Najgorsze
jest to, że Generał Silverbeak akceptuje wszystko, nie pytając o rezultaty… — Edge próbował
wyjaśnić problem.
Gryfy przez chwilę myślały nad sensem tego całego przedsięwzięcia. Medley odniosła
wrażenie, że ci żołnierze są inni niż pozostali… Głos Edge’a wyrwał jednak gryfy z domysłów.
Kiedy przemówił, dało się słyszeć zrezygnowanie.
— Obawiam się, że mimo wszystko musimy wykonać rozkaz. Nawet gdybyśmy wypuścili
te źrebaki, kucyki mógłby nas zaatakować w akcie zemsty.
Pozostała dwójka popatrzyła po sobie ze zdziwieniem. Edge kontynuował.
— Darujcie sobie te spojrzenia. To fakt; kucyki wyglądają na słodkie i niewinne, ale to
nie znaczy, że nie potrafią walczyć. Najbardziej niepokoi mnie ten szwadron pegazów, o którym
ostatnio zrobiło się głośno i o którym wspominał generał… Ale wystarczy tych rozmyślań.
Wracajmy do bazy.
Delikatnie wzięli kucyki w szpony i ruszyli w drogę. Zdecydowali się lecieć niemalże przy
samej ziemi, próbując pozostać niezauważonymi. Medley postanowiła wrócić do szwadronu
Mirage i złożyć raport z sytuacji. Derpy była gotowa na wszystko, żeby uwolnić swoją córeczkę,
ale Firefly przytrzymała ją w miejscu.
— Nie możemy tak po prostu spaść na nich z góry. Mogą na nas czekać…
— Spokojnie, nie martwiłabym się tym — zapewniła Medley. — Nie mają pojęcia o naszej
obecności. Poza tym, kiedy ich podsłuchiwałam, ukryta za drzewem, usłyszałam, że im też nie
podoba się to całe porwanie. Może niektóre gryfy nie są wcale takie złe…
Firefly puściła ostatnie zdanie mimo uszu. Ona jedna wiedziała o gryfach więcej, niż jej
koleżanki. Obawiała się, że byłyby zdolne do wszelkiej podłości. Doświadczenia z poprzednich
lat wciąż tkwiły jej głęboko w świadomości, a szczególnie bezpośrednie spotkanie z jednym z
żołnierzy… takie, którego nigdy nie zapomni… Wiedziała, że należy działać szybko, jeżeli źrebaki
mają zostać uratowane. Medley ponownie doszła do głosu i przypomniała, że gryfy znajdują
się tuż nad ziemią. Między drzewami można ich było łatwo dostrzec i osaczyć. Jeden dobrze
skoordynowany atak mógł zmusić upierzonych żołnierzy do wycofania się.
— To odważny plan, dzieciaku. Podoba mi się — pochwaliła ją Rainbow Dash. — Więc, co
myślisz, Firefly? Mogłaby do nas dołączyć?
— Dwoje zwiadowców to zawsze lepiej niż jeden — stwierdziła różowa klacz z lekkim
uśmiechem. — Od dziś, Medley, twój wywoływacz to… Smyk.
Zielony pegaz, całkowicie akceptujący swój przydomek, zasalutował.
— Możecie na mnie liczyć. A teraz ruszajmy uwolnić te źrebiątka!
Siódemka pegazów zanurkowała pomiędzy drzewa, do lasu. Podążając za Medley, szybko
udało im się odnaleźć porywaczy. Edge wstrzymał wszystkich w miejscu, kiedy tuż przed nimi
pojawiły się nagle dwa uskrzydlone kucyki, a po chwili, z różnych stron, zaczęła wyłaniać się
pozostała piątka, okrążając gryfy. Nie miał pojęcia, że zostaną znalezieni tak szybko. Mimo
przewagi po stronie pegazów, nie zamierzał on uciekał. Nakazał swoim towarzyszom stawiać
opór, ale już po krótkiej konfrontacji, Lightning Bolt i Fluttershy udało się uwolnić dwie klaczki
ze szponów porywaczy.
Derpy osobiście stanęła do walki z Edge’em. Trzymał on Dinky i nie zamierzał jej
puścić. Pozostałe pegazy widziały, jak bardzo Derpy była zdeterminowana. Postanowiły nie
interweniować. Edge także polecił swoim skrzydłowym, aby się nie wtrącali. Z początku gryf miał
przewagę, gdyż głównie używał Dinky jako żywej tarczy, co zapobiegało atakom szarej klaczy,
ale to tylko jeszcze bardziej motywowało Derpy, by uratować swoją córeczkę. Tym bardziej,
że klaczka nieustannie wyciągała kopytka, jakby chciała wrócić w ramiona swojej mamy. Była
bliska płaczu. Próbowała nawet wyrwać się samodzielnie, ale gryf mocno ją ściskał.
Walka przeciągała się, a Edge zaczął powoli tracić cierpliwość, podobnie jak pozostali
lotnicy obserwujący starcie. W końcu Medley nie wytrzymała i zaatakowała gryfa, uderzając
go w plecy. To odwróciło jego uwagę i pozwoliło Derpy szybkim ruchem chwycić małego
jednorożca. Gryfy z wściekłością rzuciły się na pegazy, lecz nie byli w stanie już nic zrobić.
Połączone działania skrzydlatych klaczy przyniosły pozytywny rezultat. Żołnierze Królestwa
nie mieli wyboru; jeśli nie chcieli marnie skończyć, musieli się wycofać. Kucyki puściły ich,
choć uprzedzały, żeby nie próbowali więcej porywać źrebaków, bo źle się to dla nich skończy.
Pomstując i przeklinając swoje przeciwniczki, gryfy opuściły las. Edge nadal zastanawiał się,
jakim cudem zostali namierzeni.
Dinky z radością patrzyła na Derpy. Klacz mocno ją przytuliła, rad, że w końcu była
bezpieczna. Fluttershy i Cloud Kicker zajmowały się pozostałymi źrebakami. Żadne z nich nie
było poranione, choć trzęsły się lekko ze strachu. Fluttershy uspokoiła je swoją kołysanką.
Zadanie zostało wykonane.
— Dobra robota, dziewczyny. Wracajmy — rzekła Firefly.
Godzina 15:32
Cloudsdale, baza szwadronu Mirage
Zarówno Derpy jak i Medley były bardzo wdzięczne gdy pegazy zaproponowały im
zostanie w bazie. Szara klacz oddała swoją córeczkę pod opiekę Cheerilee, zapewniając ją, iż tak
będzie bezpiecznej. Obiecała jednak, że będzie ją czasami odwiedzać. Oba uskrzydlone kucyki
zostały teraz zapytane przez Firefly, dlaczego zdecydowały się pozostać w szwadronie, pomimo
wykonania swojego udziału w misji.
— Skoro moja Dinky jest już bezpieczna, mogłabym wrócić do normalnego życia…
— zaczęła Derpy. — Ale nie chcę, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Chcę wam pomóc. Tak
postanowiłam. Będę walczyć z gryfami, żeby chronić małe źrebaki.
Lightning Bolt poklepała ją przyjacielsko po grzbiecie.
— Może, przy odrobinie szczęścia, porzucą oni ten plan. Niektórzy nawet otwarcie
występują przeciw niemu. W dodatku nie wydaje się on być efektywny. To mogłoby być
wykorzystane jako element w przyszłych misjach. Jeśli przestaną porywać źrebaki, właściwa
inwazja pewnie wkrótce się rozpocznie. Gdy do tego dojdzie, będziemy gotowe.
Natomiast Medley miała zupełnie inny powód, motywację do działania.
— Widzicie, zawsze chciałam być świetną lotniczką, żebym mogła obronić Equestrię
przed niebezpieczeństwem. Może nie jestem taką wojowniczką, jak Rainbow Dash, ale może
któregoś dnia…
Te powody były dla Firefly wystarczające. Wiedziała, że w najbliższym czasie
szwadronowi przyda się każde wsparcie. Jeszcze tego samego popołudnia Fluttershy poleciała do
Rarity i poprosiła ją, by zrobiła dwie dodatkowe kamizelki dla Derpy i Medley. Klacz jednorożca
zaakceptowała prośbę z radością. Następnego dnia oba pegazy odwiedziły ją i odebrały
mundurki, szary dla Derpy oraz zielony dla Medley. Także i na tych widniała z boku flaga
Equestrii.
W ten sposób szwadron Mirage stał się drużyną siedmiu kucyków, gotowych bronić swej
ojczyzny przeciw wszelkim zagrożeniom. Firefly miała przeczucie, że teraz były już one gotowe,
a po odpowiednim przeszkoleniu nowych rekrutów, nie będzie dla szwadronu zadania nie do
wykonania. Poza tym, wciąż miała osobiste powody, by powstrzymać gryfią ekspansję… choć na
obecną chwilę żadna z jej przyjaciółek nie znała tych powodów.
Ale już wkrótce miały się dowiedzieć…