zwierciadło 02/07
– Nagłaśniane ostatnio drastyczne przypadki szkolnej agresji,
choćby sprawa Ani z Gdańska, obnażają fakt, że nasze szkolnictwo
przeżywa poważny kryzys.
Wojciech Eichelberger: Podstawowa przyczyna jest
zawstydzająca. Najkrócej mówiąc, szkoła jest krzywym
zwierciadłem odbijającym to, co się dzieje w jej otoczeniu:
w życiu społecznym, w polityce i na pierwszych stronach
gazet. Dzieci patrzą, słuchają, czytają i tym nasiąkają.
Katarzyna Miller: Drugi powód jest taki, że szkoła
przestała spełniać swoje podstawowe funkcje. Powinna być
przede wszystkim przestrzenią intelektualno-wychowaw-
czą, ale bardzo w tym względzie podupadła. W mojej szkole
czytaliśmy, dyskutowaliśmy, graliśmy w brydża, twórczo
wagarowaliśmy – tworzył się jakiś ferment. Zawsze istniała
ta straszna zasada uczenia od do, ale można było to omijać
i poza kujonami większość to robiła. Teraz, kiedy szkoła sta-
ła się elementem rynkowym, gdy liczą się rankingi, nikt nie
ma czasu i ochoty, żeby o coś się kłócić, o czymś dyskuto-
wać. Szkoła i uczniowie walczą dziś jedynie o wyniki.
W.E.: Dowodem na to, że szkoła jako środowisko, któ-
re ma uczyć myślenia, praktycznie przestała istnieć, jest
nowa matura. By ją zdać, należy się raczej myślenia od-
uczyć. Szkoła uczy dziś zdawania testów, a z kandydatami
na studia nikt nie rozmawia.
– Szkoła jest jednak przede wszystkim instytucją wychowaw-
czą i w tej roli zawodzi chyba najbardziej.
W.E.: Powinna wychowywać, ale tylko udaje, że to robi.
Cierpi na głębokie rozszczepienie pomiędzy wartościami,
które głosi i które praktykuje. Nauczyciele nie myślą, jak
uczniów wychować, tylko jak wbić im do głów ogromną ilość
informacji i jak ich kontrolować. Boją się odpowiedzialności,
bo boją się stracić pracę. Wstydzą się mówić o problemach
wychowawczych, ukrywają je, także akty przemocy, by nie
stracić reputacji. Podobnie rzecz się ma w relacji szkoła
– kuratorium, gdzie z obawy przed utratą pozycji w rankin-
gu ukrywa się problemy: przemoc czy narkotyki.
K.M.: Szkoła nie wychowuje również dlatego, że na-
uczyciele i uczniowie mają coraz słabszy kontakt. Kame-
ralne szkoły, w których bliski kontakt nauczyciel – uczeń
był naturalny, są zamykane jako nieopłacalne. Coraz wię-
| 63
62
| ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI
z tą szkołą?
cej jest szkół molochów, panuje duża anonimowość. To
niszczy więzi społeczne, poczucie przynależności.
W.E.: Poza tym kto ma te dzieci wychowywać? Szkol-
nictwo jest niedofinansowane, pensje niskie, więc nauczy-
cielami zostają przeważnie ludzie bez inicjatywy, którzy
nie wierzą w siebie i są mało zainteresowani jakimkolwiek
rozwojem. Gdyby nauczycielom płaciło się tyle, ile polity-
kom i generałom, mielibyśmy zupełnie inną sytuację.
Dziś wychowują przede wszystkim media: Internet,
telewizja, młodzieżowe pisemka i teksty piosenek. A doro-
śli chętnie zapominają o świętej prawdzie, że z dziećmi
jest jak z walizką – co włożymy, to wyjmiemy. Jeśli więc
dzieci zachowują się w sposób, który budzi niepokój, gro-
zę lub zgorszenie, to powinniśmy spojrzeć na siebie
i wziąć odpowiedzialność za przykłady, jakie im dajemy.
– To wymaga dużej otwartości i samokrytyki.
W.E.: Dlatego prawie nikt nie mówi głośno o przyczy-
nach tego, co się dzieje w szkole. Bo trzeba by uznać, że
dzieje się coś niedobrego w świecie dorosłych. Elementar-
ną potrzebą każdego dorastającego człowieka jest posia-
danie osobowych wzorców do naśladowania. A czego uczą
się dzieci, patrząc na zachowanie zwycięskich duchowych
i politycznych elit naszego kraju? Obawiam się, że przede
wszystkim cynizmu, hipokryzji, przemocy i cwaniactwa.
K.M.: Tego, że nie warto się uczyć, że ważniejszy jest
tupet i chamstwo, że im mniej się liczysz z innymi, tym
wyżej możesz zajść.
W.E.: Tego, że lojalność jest dla frajerów, a uczciwy
przegrywa, wygrywa siła, agresja i kłamstwo. Że najła-
twiej osiągnąć rozgłos, publicznie znieważając autorytety.
Im większy autorytet obalony – np. Miłosz, Kuroń, Her-
bert, Nowak-Jeziorański czy Wałęsa – tym większy po-
klask i zachwyt gawiedzi.
K.M.: Mali ludzie ściągają wielkich z pomników.
W.E.: Czego się uczą z tego dzieci? Że „trendy” jest
obalanie autorytetów. A kto jest autorytetem w szkole? Na-
uczyciel. To mu założymy kosz na głowę i go oplujemy,
i też staniemy się bohaterami prawdy i sprawiedliwości.
To prawdziwy dramat, bo ci sami ludzie, którzy pu-
blicznie dają pokaz cynizmu i hipokryzji, próbują refor-
mować szkolnictwo. Przebierają się w szaty moralizato-
rów i wychowawców, pouczając i srogo karząc „złe” dzieci.
K.M.: W ten sposób uczymy dzieci moralnego roz-
dwojenia. Na ustach mamy prawdę, uczciwość, a czynami
udowadniamy, że to jedynie puste pojęcia. Zostały nam
górnolotne słowa, ale tylko po to, by naginać je do swoich
potrzeb. Zmienił się punkt ciężkości. Kiedyś wartości by-
ły niezmienne, a my do nich dążyliśmy. Teraz niezmienny
jest nasz cel, wszystko inne temu podporządkowujemy. To
widzą i naśladują dzieci. Nic dziwnego, że nie wahają się
przed manipulacją, nadużywaniem innych do swoich
Jakie są prawdziwe przyczyny
kryzysu w polskiej szkole?
Dlaczego zamiast wychowywać,
wolimy karać? W jaki sposób
realnie możemy mieć wpływ
na to, co się dzieje w głowach
naszych dzieci?
–
Katarzynę Miller
i
Wojciecha
Eichelbergera
pyta Tatiana
Cichocka
Zdjęcia Zosia Zija
ê
– Skąd w nas tyle okrucieństwa i agresji?
K.M.: Nasza cywilizacja jest coraz mniej cywilizowa-
na. Oglądamy w telewizji coraz bardziej wymyślne wizu-
alnie barbarzyństwo: potoki krwi, ból, ludzkie nieszczę-
ścia. Nic dziwnego, że dzieci to potem ogrywają. Tym
bardziej że te najatrakcyjniejsze postacie, wzory do naśla-
dowania w filmach, to mordercy. Kiedyś zabijający w imię
dobra, teraz coraz częściej nie wiadomo po co. Dla same-
go zabijania, coraz wymyślniejszego okrucieństwa, które
staje się wartością samą w sobie. Na igrzyska do Kolo-
seum trzeba było wyjść z domu, teraz rodzinne kolacje ja-
da się przy akompaniamencie odgłosów zarzynania.
W.E.: Powszechną praktyką jest dziś uczenie się cze-
goś za pomocą symulatorów komputerowych. Tak szkoli się
m.in. pilotów. Siadają do symulatora i poprzez wiele setek
powtórzeń uczą się konkretnych zachowań. Nie rozumiem,
jak można nie widzieć tego związku w wypadku gier kom-
puterowych. Agresywne gry są symulatorami agresji, zabi-
jania, szczególnie gdy widzisz na ekranie celownik i swoją
spluwę. To ty celujesz, ty strzelasz. Co z tego, że wirtualnie.
Ludzie idą dalej. W Ameryce ktoś wymyślił, że za pieniądze
można u niego na farmie zastrzelić przez Internet prawdzi-
we zwierzę. Za opłatą uzyskujesz dostęp do strony, na któ-
rej widać prawdziwe pole i żywe zwierzęta. Celujesz i naci-
skasz klawisz, który uruchamia spust sztucera – zabijasz
naprawdę. To bezsensowne mordowanie kanapowe dostęp-
ne każdemu. Granice przyzwoitości i dobrego smaku
w świecie dorosłych niebezpiecznie się przesuwają.
– Jak bronić przed tym dzieci?
K.M.: Potrzebna jest otwarta publiczna debata. Zmia-
ny powinny iść w takim kierunku, by szkoła stała się miej-
scem, gdzie dzieci mają prawo swoje pomysły, swoją nie-
pewność, a nawet swoją wściekłość wyrażać jawnie. Bo
jeśli nie mogą tego robić jawnie, będą robić tak, jak robią.
Czyli nie wprost, na słabszych wyładowywać nagroma-
dzone napięcie. Wychowawcy mają przede wszystkim
uczyć młodzież, jak wyrażać emocje bez agresji wobec in-
nych czy wobec siebie samego. To trudne, bo przecież
większość dorosłych tego nie potrafi. Jednak kara i zakaz
jako jedyne metody wychowawcze nie skutkują. Nie powo-
dują zmiany myślenia, jedynie strach i emigrację we-
wnętrzną – dziecko chowa się w swoim świecie. I tak wie
swoje, ale udaje, że się dostosowało. Za to rośnie w nim
agresja i nienawiść do tego, kto je ukarał.
W.E.: Stosując wobec uczniów wyłącznie represje,
zmontujemy bombę zegarową, która za kilkanaście lat wy-
buchnie. Sytuacja się nie poprawi, dopóki nie zaczniemy
uwalniać świata dorosłych od przemocy i hipokryzji.
c
| 65
64 | ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI
zwierciadło 02/07
K.M.: Jak wielki musiała czuć wstyd i jaką samot-
ność, żeby się z tego powodu zabić. Została wykorzystana
i zaszczuta przez własną społeczność. Poza wymiarem
osobistym ta śmierć ma wymiar symboliczny.
– Jak to się stało, że nikt nie dał jej wsparcia?
K.M.: Czasem wolimy pewnych rzeczy nie widzieć,
tak bardzo się boimy, czujemy się bezradni.
W.E.: Albo bezkarni. Poza tym okrucieństwo spowsze-
dniało. Chłopcy z Gdańska na pewno naoglądali się filmów,
w których nadużywanie kobiet jest normą – ona nie chce ze
mną chodzić, to ją upokorzę. Dajemy sobie coraz więcej pra-
wa do gwałcenia innych na wiele sposobów. Weźmy np.
„gwałt medialny”, czyli naruszanie przez media prywatno-
ści ludzi, zwłaszcza sławnych, dla zysku. Można im zrobić
najbardziej intymne zdjęcie i je opublikować.
Co
?
jąc po tej samej stronie, opowiadając się przeciwko kobiecej
godności, ośmieszając kobiety, które próbują w jakiś sposób
walczyć o zmianę sytuacji. Smutne, że zagorzałymi antyfe-
ministkami potrafią być właśnie kobiety, a to one wychowu-
ją przecież u nas dzieci. W ten sposób kółko się zamyka.
Wszędzie, nawet w domu, dzieci spotykają przekaz: kobie-
ty nie są warte szacunku, można je wykorzystywać do swo-
ich celów, korzystać z ich pracy, nic nie dając w zamian,
można używać ich ciał. A Ania została przecież również
nadużyta seksualnie.
– Nie ma jak uchronić dzieci przed kontaktem z nachalnym
przekazem, który zachęca do jak najwcześniejszego interesowania
się „dorosłym” seksem, przestrzeń publiczna jest nim przesycona...
K.M.: Seksem interesują się wszyscy od małego i to
jest normalne. Nienormalne jest to, w jaki sposób dzieci
ten seks w dzisiejszym świecie odkrywają. Nie uczymy
ich odkrywania seksu w sobie, dla siebie, w swoim tem-
pie, nie uczymy jego wartości płynącej z bliskości z dru-
gim człowiekiem, podmiotowości, tylko skazujemy je
na odgrywanie seksu, naśladowanie stereotypowych wzo-
rów z kultury masowej. Dzieci są na to skazane, bo jedy-
ne, na co zwykle mogą w tej kwestii liczyć ze strony doro-
słych, to milczenie, potępianie, zażenowanie, brak wiedzy.
Nic dziwnego, że tak ważny dla młodzieży temat zamienia
się we własną karykaturę. Staje się zabawą śmiertelnie
niebezpieczną. Tylko rzetelna, pełna szacunku dla czło-
wieka jako jednostki edukacja seksualna może tu pomóc.
W.E.: O samobójstwie uczennicy z Gdańska zadecydo-
wało w największym stopniu to, że nikt nie przyszedł jej
z pomocą, że została pozostawiona sama sobie. Zapewne
wtedy dopiero poczuła się napiętnowana.
Trzeba uczyć młodzież, jak wyrażać
emocje bez agresji wobec innych
czy siebie samego.
Kara i zakaz
jako jedyne metody wychowawcze
nie skutkują.
Nie powodują zmiany
myślenia, jedynie strach i emigrację
wewnętrzną. Dziecko udaje,
że się dostosowało, ale rośnie
w nim agresja i nienawiść
do tego, kto je ukarał
celów, traktowaniem ich przedmiotowo, choćby dla swojej
zabawy albo zysku.
– Zysk jest dzisiaj chyba jedyną niepodważalną wartością.
K.M.: Czegoś się trzeba złapać. Od czasu wolności sto-
sunkowo nieźle idzie nam gospodarka. Wychodzi nam bo-
gacenie się i to jest obecnie chyba jedyna wartość jedno-
znaczna moralnie. Psychologowie alarmują, że mamy
cywilizację konsumpcji. A jaka ma być ta cywilizacja, sko-
ro posiadanie stało się jedyną niedwuznaczną wartością?
Jak mamy chcieć „być”, skoro nie wiadomo, co to znaczy?
Jeśli dzieci widzą, że jedyne, co jest konkretne i się liczy,
to stan posiadania, będą się tego trzymały. To im pozwala
wprowadzić jakiś porządek w świecie, jakąś hierarchię
wartości, a one tego najbardziej potrzebują. Nie ma dziś al-
ternatywy: mieć czy być. Zamiast tego jest mieć albo nie
być. W związku z tym pojawił się nowy etos człowieka, któ-
ry prze do przodu, pracuje i uczy się jednocześnie. Niemal
od przedszkola wie, czego chce, i to realizuje.
– Taki wzorzec rodzi również stresy i frustracje.
W.E.: Stres związany z rosnącą konkurencją, koniecz-
nością spełniania oczekiwań i presją wyników dotyczy co-
raz młodszych uczniów. To jeszcze jeden czynnik odpowie-
dzialny za to, co dzieje się w szkole. I nauczyciele, i dzieci
są w stanie permanentnego napięcia, a to może być przy-
czyną wybuchów niekontrolowanej agresji. Po prostu nie
ma ujścia dla nagromadzonych negatywnych emocji.
– Nic się nie robi, aby dzieciom pomóc sobie jakoś radzić z ty-
mi emocjami. Choćby fizycznie je odreagować. A np. liczba i jakość
godzin wychowania fizycznego spada.
W.E.: Sprawa samobójstwa uczennicy z Gdańska ma
jeszcze jeden wymiar – być może najważniejszy. Chłopcy
w okrutny sposób nadużyli dziewczynki. Ale czy naduży-
cie i pogarda wobec kobiet nie stały się w Polsce ostatnio
społeczną normą? Patriarchat nabrał wigoru. Publicznie
lekceważy się kobiety, ich potrzeby i aspiracje. Postuluje
się porządek uwiązujący kobiety w domach, sprowadzają-
cy ich rolę do roli macicy: mają rodzić bez względu na to,
czy zostały zgwałcone, kazirodczo wykorzystane i czy ich
życie jest zagrożone. Czyż to nie jest przemoc i dyktat sil-
niejszego? Więc czemu się dziwimy, że chłopcy dają sobie
do tego prawo, skoro dorośli – w tym politycy z pierw-
szych stron gazet – robią to publicznie?
K.M.: Najgorsze, że to spowszedniało do tego stopnia,
że nawet kobiety nie widzą w tym nic niestosownego, sta-
www.zwierciadlo.pl
Tatiana Cichocka