Kornel Mikołajczyk Fatalny splot

background image

1

Fatalny splot

Kornel Mikołajczyk

Komnata na szczycie wieży była pełna włosów.

Książę von Dornen zerkał do środka przez okienko w drzwiach, lecz wszystkim co

widział były strąki, kaskady i kołtuny złocistych włókien. Pnąc się po kamiennych ścianach i

falując jak na wietrze, zwijały się wreszcie u sufitu w rozkołysany, groteskowy kokon;

mieszkanie przepoczwarzającego się owada.

- Kahlen Grimm – szepnął książę, kładąc dłoń na chłodnym metalu drzwi. – Cóż to za

niezwykłe zakończenie królewskiej inspekcji… Poznać słynną morderczynię.

Przez okienko wysunął się pojedynczy kosmyk i dotknął twarzy księcia niczym czułek

owada. Doktor Gothel chwyciła dziedzica tronu za kamizelkę i odciągnęła od drzwi. Kosmyk

zakołysał się, zdezorientowany, a potem wycofał do wnętrza komnaty.

Książę sapnął i wyrwał się z pazurów starej medyczki. Dotyk jej pomarszczonych,

zakrzywionych palców brzydził go nawet bardziej od jej reputacji niepoprawnej sadystki.

- Proszę mi wybaczyć, wasza wysokość – zaskrzeczała, spuszczając głowę. – Wciąż nie

do końca rozumiemy, w jaki sposób ona kontroluje włosy. Zdarzały się pewne… incydenty.

- Incydenty? – W oczach księcia korony zapłonęła niezdrowa ciekawość. Przygładził

satynową kamizelkę i przywołał na twarz uśmiech. – Myślałem, że po to istnieje Zamek bez

Klamek, żeby izolować dziwactwa jak ta Grimm od reszty społeczeństwa.

Starucha wykrzywiła spękane usta.

- Proszę uprzejmie, mój książę, nazywać tę instytucję Twierdzą Zdrowia Doktor Gothel.

„Zamek bez Klamek” to takie… nieprofesjonalne. Jesteśmy tu po to, aby pomagać. Nie żeby

izolować. Choć w przypadku Kahlen… – Westchnęła, opierając dłoń o blaszany wózek pełen

narzędzi i leków. – Ciężko się do tego przyznać, ale nie mieliśmy z nią wiele sukcesów.

Zapewne wiesz dobrze, wasza wysokość, dlaczego tu trafiła.

Von Dornen skinął głową. W królestwie wciąż wiele mówiło się o incydencie sprzed

lat, gdy dwunastoletnia wówczas Kahlen Grimm urządziła w stolicy regularną rzeź.

Najdziwniejsze było jednak użyte przez nią narzędzie zbrodni: włosy. Miejskie legendy

opowiadały o jej dzikich kudłach, które niczym żywe stworzenie poruszały się, zwijały i

rosły; i niczym węże-dusiciele odbierały ludziom dech i łamały karki. Strażnicy miejscy

padali jak muchy, ich szable bezradne wobec wiecznie odrastającego gąszczu zabójczych

strąków; rewolwery wytrącane z rąk i zwracane przeciwko nim. A tymczasem mała

background image

2

dziewczynka kroczyła przez miasto lunatycznym krokiem, chwytając ludzi w macki, jej

włosy czerwone i lepkie od krwi…

- Przywieziono ją tutaj ledwie żywą – mówiła Gothel – z oparzeniami na głowie, gdyż,

jak ci wiadomo, pod te jej kudły podłożono w końcu ogień. Zamknęliśmy ją tutaj, w

najwyższej wieży, i napoiliśmy wywarem z roszponki, na uspokojenie. Myśleliśmy, że minie

jeszcze wiele tygodni, nim wyliże się z ran. Tymczasem już na drugi dzień przywitało nas to.

– Skinęła dłonią do wnętrza. – Dozorcę, który miał nieszczęście sprawdzić jej stan, już

spotkałeś, mój książę. To ten pacjent, który tarzał się po podłodze. Z tego, co zdołałam z

niego… wydobyć – oblizała wargi sinym jęzorem – droga Kahlen wkręciła się w jego włosy i

zesłała mu jakieś wizje. I tak jak podczas masakry w stolicy, przez cały ten czas…

- … śpiewała – dokończył książę, gdyż teraz i on usłyszał niosącą się echem po

komnacie przepiękną arię.

To było jak przebudzenie. Jak ciepło piecyka w zimową noc, światełko na końcu

mrocznego tunelu, przez który sunie pociąg. Jej pozbawiony słów śpiew dostroił się do strun

jego serca i wprawił je w drgania, które przerodziły się w dreszcz ekstazy. Jego myśli

przeszły płynnie z jednego stanu w drugi w niemal alchemicznym procesie. Pojawiły się w

nich słowa: Ciemno… Krew… Wypuśćcie mnie… Wypuśćcie…

I nagle zapytał sam siebie: Czy ktoś o tak pięknym głosie naprawdę może być zły? Z

pewnością to tylko mała, skrzywdzona ptaszyna, która…

Doktor Gothel odchrząknęła. Książę zamrugał, wyrywając się z transu.

- Czy ona… – zaczął pytać, ale zmienił zdanie. Resztki oślego zachwytu wietrzały z

jego umysłu, mimo że melodia dalej tańczyła po zimnych ścianach Zamku. Za wszelką cenę

chciał zachować to uczucie. – Czy mógłbym zobaczyć ją z bliska?

Blade, rybie oczy medyczki zwróciły się na włochaty kokon. W niegdyś chirurgicznie

pewnych, a teraz sękatych dłoniach obracała skalpel.

- Nikt nie może do niej wchodzić – oznajmiła ponurym głosem. – Dozorcy golą się na

łyso i zostawiają jedzenie pod drzwiami. Sama ledwo zdołałam rozciąć jej skórę, a dostałam

w prezencie to. – Odsłoniła żylastą szyję, na której majaczył siny ślad, jak piętno niedoszłego

wisielca. – Jest zbyt niebezpieczna nawet, żeby ją badać. Tymczasem leczymy ją wstrząsami,

mieszamy chemię z jedzeniem… Ale to nic nie daje. Jednego jestem tylko pewna, mój książę.

Kahlen Grimm to czyste zło.

- Więc co powstrzymuje ją od ucieczki?! Jej włosy mogłyby wyślizgnąć się i zwinąć

klucz od celi. Albo nawet wcisnąć się w zaprawę i zniszczyć ściany!

background image

3

Na twarzy Gothel rozlał się perwersyjny uśmiech – jak zaraz na początku inspekcji, gdy

prowadziła go przez pełne wrzasków sale zabiegowe.

- Owszem, mój książę. I dlatego mamy to. – Z blaszanego wózka podniosła jakieś

ż

elastwo i podała je księciu. – Nasz sposób trzymania jej w szachu.

Urządzenie składało się z żelaznej obręczy zakładanej na głowę i skórzanego paska pod

brodę. Mechanizm sprężynowy przytrzymywał w miejscu wygiętą, ostrą jak diabli brzytwę.

Książę widział w swoim życiu wystarczająco wiele narzędzi tortur, żeby zrozumieć działanie

maszyny.

- Automat do skalpowania. No tak, skoro spalenie włosów nie podziałało… – Zemdliło

go lekko, kiedy pomyślał o bólu związanym ze zdejmowaniem skóry z głowy, ale nie dał tego

po sobie pokazać. Oddał jej automat. – Jednak, czy nie istnieje szansa, że ona przeżyje

skalpowanie? Wiele było takich przypadków w Nowym Świecie. W zasadzie umiejętnie

zdjęty skalp nie zabija ofiary. Czytałem, iż na tym to głównie polegało. Na ośmieszeniu

wroga przez zabranie mu włosów.

- Nie mogłaby poruszać włosami nie mając w nich unerwienia. Co oznacza, że każdy

centymetr kwadratowy jej czaszki roi się od receptorów. – Zauważył, że Gothel aż zadrżała

na tę myśl. – Także receptorów bólu. – Przeszła przed okienkiem i położyła dłoń na

wbudowanej w ścianę dźwigni. – Wystarczy jedno pociągnięcie, a drut poprowadzony do jej

automatu szarpnie za mechanizm zwalniający. A wtedy… żegnaj, Kahlen; witaj, śmierci.

Zimny oddech wiatru przemknął przez korytarze gotyckiej Twierdzy Zdrowia i wniknął

pod cienkie warstwy ubrań księcia. Von Dornen wzdrygnął się i stwierdził, że wystarczy mu

wariatów jak na jeden dzień inspekcji. Zostawił doktor Gothel ze swoją ulubioną pacjentką i

udał się do przeznaczonych dla niego komnat piętro niżej.

Ż

egnał go dochodzący z kokonu smutny śpiew Kahlen Grimm – morderczyni o

słowiczym głosie diwy. Uwolnij mnie… Uwolnij…

*

W środku nocy zbudziła go muzyka.

Książę leżał nieruchomo na stosie poduszek, słuchając jak sparaliżowany dźwięków

wdrapujących się przez okno na drabinach pięciolinii. To znów śpiewała Kahlen, odurzona

jak co noc wywarem z roszponki. Jej krystaliczny głos mieszał się z wiatrem i odgłosami

nocy, splatając się z nimi w melancholijnej symfonii. Książę znów słyszał słowa, których tam

nie było. Samotna… Skrzywdzona… Tak bardzo zagubiona… Sięgnął do wiszącej na krześle

background image

4

kamizelki i wyjął zegarek na łańcuszku. Dochodziła trzecia, godzina duchów. Nakręcił

zegarek i odłożył go do kieszonki z westchnieniem.

W kącie komnaty coś błysnęło w świetle księżyca.

Książę von Dornen poderwał się z leżenia. Pojedynczy kosmyk złotych włókien piął się

z mozołem przez szpary w ścianach i podłodze, obsypując pył i małe kamyczki, i pełzł

uparcie w kierunku jego łoża. Książę cofnął się pod wezgłowie. Zaraz jednak zreflektował

się, gdy dotarło do niego, że nie co dzień widzi się takie cuda. Przesunął się i usiadł na skraju

łóżka, wyciągając dłoń.

Ten piękny, magiczny śpiew – pomyślał, przesuwając dłonią po wijącym się kosmyku. –

Musi być powód, dla którego tak przeszywa moje serce, rozrywa noc… Ona cierpi. Ta stara

wiedźma Gothel urządza setki eksperymentów, próbując odkryć sekret tych włosów. Może ona

faktycznie jest tylko ofiarą?

Złote włosy okręciły się wokół jego palca i wślizgnęły w kruczoczarną gęstwinę na

głowie. Nie zaprotestował, pozwolił im się splątać, otwierając umysł na obcą świadomość…

Kołysał się w kolebce włosów, nucąc ulotną melodię. Okręcone wokół nagiego ciała

włosy były jego ubraniem, jego mieszkaniem i ochroną przed światem. Jak wtedy, gdy

zasłonił… zasłoniła nimi twarz, by nie widzieć sapiącego mężczyzny, któremu sprzedała ją

Matka. Leży na plecach. Czuje ciepłą krew spływającą po udach i bolesny, monotonny ruch

jego miednicy. Zagryza włosy, łkając jak najciszej. Matka chichocze gdzieś we wnętrzu

brudnej chaty, rozweselona alkoholem, który kupiła za cnotę własnej córki.

- Jak cię ze mnie wyciągli, wiedziałam, że nie będzie z ciebie pożytku – powiedziała jej

poprzedniej nocy, spluwając na podłogę. – Brandi gadała, że zły omen, boś się łysa urodziła.

Tera mi się wreszcie na coś przydaj, niewdzięczna lebiego.

Mężczyzna jęczy i łapie ją za włosy. Na moment Kahlen widzi jego zarośniętą, pokrytą

dziobami gębę, wykrzywioną w grymasie perwersyjnej rozkoszy. Wypełnia ją gniew, jakiego

dotąd nie znała. Przegryza włosy tkwiące w jej ustach, czuje ich szorstkie, kłujące końcówki

głęboko w gardle i nagle już wrzeszczy wniebogłosy w ślepej furii, wyrywając się spod

ludzkiego brzemienia.

Spleciony z włosów arkan zaciska się na szyi mężczyzny. Kahlen szarpie mocno, łamiąc

jego kark. Matka wpada do izby, zaalarmowana krzykiem i ginie, przebita ostrzem warkocza.

Na ustach Kahlen pojawia się melodia – smutna piosenka, którą śpiewał jej Ojciec,

pochylając się nad kołyską, zanim nie kończące się zachcianki Matki pchnęły go za drzwi.

Buj-buj, buj-buj… kołyszą się razem w kokonie włosów, zimna korona automatu na czole,

ostrze przyciśnięte do potylicy. Na moment książę znów czuje swoje ciało, łzy płynące z jego

background image

5

oczu. Kahlen tka w jego myślach opowieść o torturach i terapiach, o narkozie, jaką poi ją

doktor Gothel, by móc ciąć i bezcześcić jej nieruchome ciało. Nikt tu nie chce jej pomóc.

Każdego dnia przeżywa ból dziesięciokrotnie większy niż ten, gdy spłonęły jej włosy; jej

narzędzie zemsty na społeczeństwie.

Książę spija te słowa jak dziecko, nie widząc – póki jest już za późno – że jej macki

oplatają się wokół drzwi do celi. A kiedy wreszcie odpowiedni impuls przebiega od jej

włosów do jego głowy, von Dornen śmieje się pod nosem.

Nie możesz tego zrobić – mówi jej. Naruszenie drzwi uruchomi skalpowanie.

Ale zaraz przypomina sobie słowa doktor Gothel o tym, że Kahlen nie przeżyłaby

zdjęcia skóry i w przebłysku zrozumienia pojmuje, że teraz dzielą ze sobą wszystko.

Dźwignia opada w dół, zrywa się drut. Ostrze wżyna się w czaszkę Kahlen, gdy ona

wyrywa drzwi z zawiasów. Fala rozdzierającego bólu przebiega po włosach, docierając do

księcia. W noc eksplodują dwa bliźniacze wrzaski – ubrana w dźwięki podróż ostrza między

skórą a mózgoczaszką. Ciernie bólu atakują oczy księcia stężonym ciśnieniem. Świat znika

sprzed jego wzroku.

Ostatkiem świadomości wyczuwa, że Kahlen z niezdrowym mlaśnięciem pozbywa się

własnego skalpu i przez mroczne korytarze ucieka w noc.

*

Gdy król odsunął zatrzask maleńkiego okienka, natychmiast wychynęły z niego

kruczoczarne kosmyki. Cieniutkie macki włosów wymacały go po twarzy jak dłonie ślepca. Z

wnętrza komnaty dobiegł obłąkany chichot:

- Witaj, ojcze. Wreszcie sam załatwiasz swoje inspekcje, co?

Król strącił z twarzy łaskoczące kosmyki i spojrzał przerażony na doktor Gothel. Starej

medyczce trzęsły się dłonie gdy nieśmiało wskazała na żelazną dźwignię, wprawioną w

ś

cianę przy drzwiach.

- Zrób to – zażądał cicho król. – Zrób cokolwiek, żeby to się nie rozprzestrzeniło.

Gothel skinęła głową. Król zamiótł peleryną i popędził jak najszybciej korytarzem,

przez zimne trzewia Zamku bez Klamek, czując gniew i obrzydzenie, które czuć może tylko

władca, zsyłający ludzi na śmierć.

Był już przy bramie wejściowej, gdy doścignął go nieludzki, śmiertelny wrzask.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kornel Makuszynski Fatalna szpilka
Kornel Makuszyński Fatalna Szpilka (m76)
Kornel Mikołajczyk Zbudować świat
Kornel Mikołajczyk Sklep obraźniczy
Kornel Mikołajczyk Natchnienie lady Kasandry
49 Kornel Makuszyński Fatalna szpilka
Kornel Mikołajczyk spotted monster
Kornel Mikołajczyk Czasokrążca
Kornel Mikołajczyk Zakochana zmora
Kornel Mikołajczyk Kłopoty z czułkami
KORNEL MAKUSZYŃSKI Fatalna szpilka
Kornel Mikołajczyk Dzieci atomu (2)
Kornel Mikołajczyk Łańcuch
Makuszyński Kornel Fatalna szpilka
mikolaj2 www prezentacje org
Michaels Leigh Kim jesteś Święty Mikołaju
Goscinny R Sempe J J Mikołajek 01
fatalna pomylka 4

więcej podobnych podstron