Rekonstrukcja jako metoda. O bolszewickim
sposobie sprawowania władzy
Dodano: 29.11.2013 [21:02]
„Władza rządzi przez obsadzanie stanowisk. Władza przestaje być władzą, jeśli nie umie
obsadzać stanowisk” – to słowa Nikołaja Jeżowa, jednego z najbardziej bezwzględnych
aparatczyków sowieckiego kierownictwa, szefa NKWD w latach 30.
Jeżow wiedział, o czym mówi – sam przeszedł długą drogę, pnąc się po kolejnych szczeblach
kariery urzędniczej, wykorzystując do
awansu
system
władzy, który opierał się na
bezwzględnej lojalności, ślepym posłuszeństwie i trwaniu przy przywódcy. Ci, którzy ośmielali się
kroczyć drogą odstępców, reformatorów czy wewnętrznych opozycjonistów w partii, kończyli źle –
jak Trocki, Zinowiew, Bucharin etc. Nawet jeśli któryś z akolitów Józefa Stalina stawał się jego
zaufanym, mógł bardzo szybko nie tylko pożegnać się ze stanowiskiem, ale też za nadmiar ambicji
zapłacić własną głową. Tak było też w wypadku samego Jeżowa, który na szczycie przetrwał
zaledwie dwa lata. Potem zniknął, rozpłynął się, zapadł pod ziemię. O ile inne wyroki śmierci w
sowieckim totalitarnym państwie zawsze znajdowały odpowiednie medialne
usprawiedliwienie, o tyle egzekucja Jeżowa przeszła bez echa. Jakby nie było człowieka.
Życiorys tego potwora, który opracował i zastosował w praktyce okrutny system niszczenia
przeciwników, zastraszania oraz wyciągania za pomocą wymyślnych tortur takich zeznań, jakie
tylko się chciało, jest pewnym symbolem tamtej epoki. I stanowi doskonały przykład
bolszewickiego systemu sprawowania i utrzymywania władzy.
Ten system nie dotyczył jedynie pryncypiów. O zasadach socjalistycznych mówiono często, przy
wszelkich możliwych okazjach, ale wykorzystywano je jako wygodne narzędzia uprawiania
polityki, a nie ideał nakazujący sposób postępowania. Na przykład – najpierw otwarto drogę
drobnej przedsiębiorczości w leninowskim programie NEP (Nowaja Ekonomiczieskaja Polityka), a
nawet zachęcano przedsiębiorców z zagranicy do inwestowania w ZSRR, aby po kilku latach nagle
położyć temu tamę. Stalin raz chwalił drobną burżuazję, a za chwilę kazał ją tępić. Itd. Natomiast
głównym instrumentarium rządzenia była polityka kadrowa.
Gowin i Schetyna, czyli trockistowskie zagrożenie
Po kolejnej hucznie zapowiadanej rekonstrukcji rządu Donalda Tuska okazało się, że zmiany nie
dotyczą sposobu uprawiania polityki, nie są systemowe, lecz koncentrują się na sprawach
polityczno-wizerunkowych. A także stanowią kolejny element wewnątrzpartyjnej
, w której
ścierają się wpływy różnych koterii. I tak np. stanowisko ministra sportu dla Biernata jest
ewidentnym rodzajem nagrody za lojalność. A lojalność stała się dla premiera niezwykle ważna,
gdyż partia słabnie w sondażach, a Gowin czy Schetyna stanowią zagrożenie iście trockistowskie.
prasowych – „demokracja”, „sukces”, „dofinansowanie”, „szanse”,
„budżet unijny” – całe to pustosłowie wyborcze to papka podobna do tej, jaka była serwowana
ludziom w ZSRR, tak by mieli ciągłe wrażenie, iż znajdują się w komunistycznym raju, gdzie
zamiast Boga Stalin kształtuje im zarówno byt, jak i świadomość.
We współczesnej „demokratycznej” Rosji karty rozdaje Putin. Wrócił do
systemu
carskiego. W
Polsce natomiast mamy przejawy neobolszewizmu. To system z pełnymi pozorami wolności i
demokracji. Jednak w istocie związany jest z bardzo silnym i nieprzebierającym w środkach
ośrodkiem władzy, która sięga po najostrzejsze metody w walce zarówno z opozycją zewnętrzną,
jak i tą, która rodzi się wewnątrz partii. Partia ma być zdyscyplinowana i gromadząca się wokół
wodza. Jako środki walki są wykorzystywane posłuszne rządowi
media
(czyli większość
mediów na rynku), a także służby specjalne. Do tego korzysta się z bezwzględnej retoryki, w
której mistrzem stał się Stefan Niesiołowski. Słuchając go, ma się nieodparte wrażenie powrotu do
starych, bolszewickich przemówień.
W Związku Radzieckim system partyjny sięgał każdej wsi i każdego miasteczka. Dość
skomplikowana struktura kolejnych komitetów partyjnych w miastach, obwodach czy republikach
tworzyła jeszcze bardziej rozległą sieć powiązań – z urzędami państwowymi, przemysłem
państwowym, wreszcie z posłusznymi każdemu skinieniu „góry” mediami. Ten system władzy
opierał się na tym, że każdy Rosjanin zdawał sobie sprawę, że żyje w symbiotycznym związku z
kolejnymi komisarzami, którzy szczebel po szczeblu dochodzą do samego batiuszki Stalina. Umiał
sobie poradzić ten, kto znał odpowiednich ludzi, umiał się pod nich „podczepić”, a potem mozolnie
piąć w górę.
Partia kładła specjalny nacisk na odpowiedni dobór ludzi do stanowisk – to stanowiło klucz do
sukcesu. W końcu sam Josif Wissarionowicz mówił: „Zarządzanie kadrami jest najważniejszym
elementem”.
Uwielbienie dla Światłego Przywódcy Narodu
Nikołaj Jeżow znał się na takiej robocie jak mało kto. W roku 1930 decyzją Politbiura został
mianowany szefem polityki kadrowej całego państwa. Jego wydział zarządzania kadrami
państwowymi nosił nazwę Raspriedotdieł, czyli wydział „dystrybucji”. W roku 1933 Jeżow
zarządził zebranie pracowników swojego wydziału. Wygłosił na nim przemówienie, na którym
wyjaśniał
system
pracy i wskazywał szczególne cele, a także podkreślał najważniejszą bolszewicką
zasadę sprawowania skutecznej władzy – ciągłą kontrolę i wnikliwą znajomość podległych sobie
ludzi.
Mówił im: „Do tej pory roboty kadrowej nie traktowano poważnie: »Kadry to nic ciekawego –
trzeba tylko siedzieć za biurkiem, przekładać stosy papierów i czytać formularze«. Chcę przez to
powiedzieć, że wasze pojęcie o tej pracy jest prymitywne i prostackie. Nie potraficie zrozumieć, że
to właśnie my stoimy u szczytu władzy (…). Partia rządzi przez obsadzanie stanowisk. Władza
przestaje być władzą, jeśli nie umie obsadzać stanowisk. Nasza siła wynika z tego, że nie kto inny,
ale właśnie my wydajemy decyzje kadrowe – nasze działania wyrażają wolę partyjnego
kierownictwa poprzez działania organizacyjne”.
We wrześniu 1936 r. Jeżow dotarł na szczyt – został sowieckim ministrem, czyli ludowym
komisarzem NKWD. Otrzymał list gratulacyjny: „Proszę pozwolić byłemu żołnierzowi Armii
Czerwonej, służącemu w oddziale, w którym byliście komisarzem, pogratulować wam awansu i
życzyć samych sukcesów w nowej pracy oraz zdrowia na wiele lat”. Potem były podwładny
wyjaśnia prawdziwy cel listu: „Jestem dumny, że byliście moim komisarzem i pochlebia mi, że Was
znałem, byłbym więc szczęśliwszy, gdybyście wy, drogi towarzyszu Nikołaju Iwanowiczu, zachowali
mnie w swojej pamięci i w wolnej chwili napisali do mnie dwa, trzy słowa o Was i Waszym zdrowiu
– o więcej nie śmiem nawet prosić (…). Nie piszę teraz o sobie, więc wspomnę tylko, że po
demobilizacji dostałem państwową posadę i mieszkam na stałe w Kazaniu. Obecnie
tatarskim urzędzie zaopatrzeniowym, ale to nieważne…”. Niestety, pracy w KGHM Jeżow
zaproponować nie mógł, bo takiej spółki wydobywczej w Związku Radzieckim nie było.
Rozpoczęła się epoka jeżowszczyzny, tego najbardziej ponurego okresu w historii bolszewickiej. To
wtedy właśnie Anna Achmatowa stała z paczką dla syna w kolejce do leningradzkiego więzienia
zwanego Kriesty i wtedy napisała pełne bólu „Requiem”. Jeżow zaczął od brutalnego rozliczenia
się z ekipą swojego poprzednika Jagody. I szybko zapracował na swój pseudonim – „Krwawy
karzeł”.
Jego ostatnie słowa, już po wyroku śmierci wydanym przez Stalina, to wyrazy uwielbienia i miłości
dla tak „Światłego Przywódcy Narodu”.
Polska ma teraz dwa oblicza. Jedno jest tym propagandowym, najchętniej ukazywanym w mediach
mainstreamu. To twarz Polski „dostatniej”, „spokojnej”, pełnej „tras szybkiego ruchu”, których tak
naprawdę nie ma, i stabilnej, demokratycznej władzy, która broni lud przed „potworami” z
opozycji. Drugie oblicze jest pokazywane w drugiej, trzeciej kolejności telewizyjnych serwisów
– to Polska upadająca, chora, niesprawna, zżerana przez raka korupcji. Tego oblicza Donald
Tusk nie dostrzega. Jest zajęty. Jak mistrzowie autokracji sprzed osiemdziesięciu lat – zajmuje się
zmianami stanowisk.