Rozdział drugi
- Chcę już iśd – Vanni była przestraszona i zdezorientowana. Rozmawiali o niej,
tak jakby odurzyła zarówno Smiley’a jak i siebie. Próbowała zsunąd się z krzesła,
by uciec, ale Smiley zapobiegł temu, kiedy złapał ją za biodra i pchnął z
powrotem na siedzenie.
- Zostao.
Jego ręce były ciepłe gdy ją trzymał i znowu zauważyła jak dobrze pachniał. Nie
mogła uwierzyd że to zauważyła ze wszystkim co się działo, ale zauważyła. – Co
się ze mną dzieje?
Patrzyła w oczy Smiley’a mając nadzieję że jej powie. Niektóre emocje
przebiegły pomiędzy nimi ale nie mogła ich zidentyfikowad. Odwrócił głowę, ale
trzymał ją kiedy patrzył na Justice’a North’a.
- Nie sądzę że ostrzegli ją co się może stad. Ona się boi. Nikt nie byłby w stanie
tak dobrze udawad.
- Musimy zabrad stąd was oboje – Justice wyciągnął telefon z kieszeni- Zamówię
dwa SUV-y , które będą jeździd wokół hotelu i wyciągniemy cię tylnym
wyjściem zamiast prosid hotel o pozwolenie na skorzystanie z lądowiska dla
helikopterów. To najmniej podejrzany pomysł. Jest tu za dużo reporterów.
Medyczny będzie w gotowości gdy dotrzesz do Ojczyzny. Pojedziesz drugim
samochodem.
- Nie – Smiley pokręcił głową – Podróż potrwa około dwóch godzin i ona
zaatakuje samców jeśli jej objawy się pogorszą.
- Mogą ją powstrzymad – Justice odwrócił się i odszedł kilka kroków, żeby
porozmawiad przez telefon. Mówił bardzo cicho, więc nie mogła usłyszed co
zostało powiedziane.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i była przerażona, widząc że bar został
oczyszczony z wyjątkiem Nowych Gatunków i mężczyzn noszących mundury
NSO. Naliczyła kilkunastu.
- Vanni? – spojrzała na Smiley’a - Będzie coraz gorzej. Jak bardzo cię boli?
- Bardzo – przyznała. Bolał ją żołądek i była bardzo świadoma obszaru między
jej nogami. – Co jest ze mną nie tak? Czy to trucizna?
- Gorzej – pochylił się aż ich twarze były bardzo blisko siebie. – Ten narkotyk
który wsypałaś do naszych drinków to lek na rozmnażanie.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, ale nie zrobiłam tego.
- Siedziałaś obok mnie. Jesteś jedyną dla której stałem się mniej czujny.
- Nic nie zrobiłam.
Jego twarz złagodniała. – Chcę ci wierzyd – rozejrzał się i powiedział do faceta z
kucykiem – Brass, powiedziała że tego nie zrobiła. Może to był ktoś inny.
Mężczyzna zrobił krok do przodu i wzrokiem zbadał Vanni. – Gdzie jest twoja
torebka? – poklepał ją, wyjęła hotelową kartę do pokoju ze spódnicy a potem
zmarszczyła brwi wpatrując się w nią – Gdzie jest twój identyfikator?
Vanni walczyła by sformułowad słowa – Nie mam żadnego. Zostawiłam to w
swoim pokoju.
Brass skrzywił się. – To jest podejrzane. Ludzie zawsze noszą pewne rzeczy ze
sobą a ona nie ma żadnego z nich. Bez torebki. Brak prawa jazdy. Czy inni goście
hotelowi zbliżyli się do ciebie Smiley?
- Nie, tylko ona i barman.
- Na razie jest czysty. Wszyscy ludzie, którzy tu pracują przeszli gruntowną
kontrolę. To ona wydaje się byd winna.
- Co się ze mną stanie? Czy zadzwonią po pogotowie? - niezadowolenie Vanni
przeszło w strach.
- Ludzki szpital nie może nam pomóc. Musimy jechad do Ojczyzny. Ten lek
został stworzony dla Nowego Gatunku. Nasi lekarze wiedzą więcej niż twoi.-
Smiley pochylił się bliżej trzymając jej wzrok.
Fala gorąca uderzyła i jęknęła, czując się tak jakby jej skóra stanęła w ogniu.
Puściła klapy marynarki i złapała się ramion Smiley’a. Ostry ból przeszył jej
żołądek i obniżył się do jej cipki. Krzyknęła i przylgnęła do Smiley’a. Czuła się tak
jakby ktoś rozrywał ją mieczem.
- Czy ktoś ma broo ogłuszającą? Musimy ją uciszyd.
Te słowa zaniepokoiły Vanni. Chcieli ją skrzywdzid? Zaskomlała i pochyliła się do
przodu przyciskając twarz do ramienia Smiley’a. Podszedł bliżej i pozwolił na to.
- Nie – odpowiedział głos- Jeden z nas może ją uderzyd wystarczająco mocno,
by ją znokautowad.
- Nie – Smiley spojrzał groźnie – Nikt jej nie uderzy.
- Będzie gorzej – odpowiedział inny człowiek z głębokim głosem. – Byłaby to
uprzejmośd. Ona jest ludzka. Podanie jej środka uspokajającego z lekiem na
rozmnażanie może doprowadzid do zatrzymania akcji serca.
- I tak może umrzed – powiedział ktoś inny.
- SUV-y wkrótce tu będą. – Justice North wrócił. – Muszą je najpierw sprawdzid
żeby się upewnid że nie zostały naruszone na parkingu. Jak ona sobie radzi?
- Nie za dobrze – Smiley puścił jej biodra i potarł plecy – Jest w wielkim bólu.
- Założę się że jest. Wracaj Smiley. Czuję jej potrzebę z odległości czterech stóp.
Brass myślisz że mó,głbyś ją uderzyd i powalid nieprzytomną, nie powodując
szkody?
- Nie wiem. Są bardziej kruche niż nasze samice.
Ned, medyk przemówił – Mógłbym ją lekko poddusid aż straci przytomnośd.
Wiem jak to zrobid nie powodując trwałych uszkodzeo ale ona nie wytrzyma
tak długo.
- Nikt jej nie skrzywdzi – Smiley był wkurzony.
- Alternatywą jest powstrzymanie jej i pozwolenie na cierpienie aż nie dotrzecie
do Ojczyzny – Justice westchnął- Co było by bardziej okrutne?
Vanni puściła ramiona Smiley’a i chwyciła się jego podkoszulka. – Pomóż mi –
Był miły i powiedział że nikomu nie pozwoli jej skrzywdzid. Była przerażona,
otoczona przez obcych i bolało ją bardziej niż kiedykolwiek mogła sobie
przypomnied. Oblał ją pot i wzruszyła ramionami próbując pozbyd się swojej
kurtki.
Smiley zrozumiał i usunął ją. To nie pomogło. Płonęła i była oszołomiona.
– Mam gorączkę.
- To narkotyk – Smiley poprawił swoją pozycję i wyprostował się. Nie odsunął
się jednak, utrzymując ją na krześle, jego ciało oddzielało ją od innych.
Przycisnęła twarz do jego klatki piersiowej. Pachniał niesamowicie. Uniosła
podbródek i kiedy jej usta musnęły gorącą skórę u góry jego podkoszulka,
poczuła pragnienie by ją polizad. Opierała się ale założyła by się że też dobrze
smakuje. O czym ja do cholery myślę? Co jest ze mną nie tak? Ogarnęła ją
panika.- Smiley! – Musiał jej pomóc lub zabrad ją do szpitala.
Odchrząknął – Zostawcie nas samych.
- Nie – Justice zabrzmiał bliżej – Oboje jedziecie do Ojczyzny.
- Oboje cierpimy. Nie stracę kontroli. Oczyśd pokój i daj nam prywatnośd.
- Tak się nie stanie. Tego właśnie chce ten, kto to zaplanował – oświadczył
Justice ponuro.- Jestem pewien, że wierzyli, że ją zabijesz. Zostałeś
nafaszerowany w barze pełnym ludzi. Byłbyś zaskoczony gdybyś się nie
zorientował co się dzieje i nie dotarli byśmy do ciebie na czas żeby zapobiec
tragedii.
Smiley sięgnął między nimi i zawinął swoje dłonie wokół jej – Puśd Vanni.
Nie chciała i pokręciła głową. Odsunął się i delikatnie oderwał jej palce od
cienkiego materiału. Tęskniła za bezpieczeostwem które zapewniało jego ciało i
jęczała, wpatrując się w jego oczy. Zaskoczył ją przykucnąwszy, by umieścid je
na poziomie jej twarzy.
- Vanni czy wiesz co robi lek na rozmnażanie?
- To nie brzmi dobrze.
- Dosyd- rozkazał wysoki Nowy Gatunek z kucykiem.- Zapytamy ją w Ojczyźnie.
Smiley go zignorował – To narkotyk, który został stworzony przez Mercile
Industry, by zmusid Gatunek do nadrzędnego pragnienia seksu. Słyszeliśmy że
próbowali stworzyd ludzką wersję i pachnie tak jakbyś go wzięła. Pocisz się na
całym ciele.
Rozkojarzona przez ból którego doznawała, Vanni musiała walczyd, aby nadążyd
za tym co mówił. – Jak GHB?- Słyszała o narkotykach na randki – Myślałam że
to ma sprawid że ktoś zemdleje.
- Smiley – przerwał mu Justice – Powiedziałeś że jest jedyną która mogła ci dad
lek.
- Powiedziała, że tego nie zrobiła.
- Wierzysz jej?
- Nie wiem, ale jestem pewny że jeśli to zrobiła to ktokolwiek dał jej lek nie
powiedział jej co on może zrobid. Tak czy inaczej, powinna mied wybór i
wiedzied z czym ma się zmierzyd. Powinna zdecydowad.
Justice North przeklął cicho – Zrób to.
Smiley wziął głęboki oddech i wyjaśnił – Nie zemdlejesz. Ból będzie się nasilał, w
najlepszym wypadku. W przypadku Gatunku to jest rozdzierające i może
sprawid że oszalejemy. Jedyną ulgą nie jest walka z narkotykiem.
- Nadal nie rozumiem – zajęczała gdy pulsowanie między nogami się nasiliło.
Czuła jak jej cipka się zaciska. To nie było przyjemne.
- Możesz zgodzid się uprawiad ze mną seks, by zatrzymad ból, lub cierpied. To
takie proste.
Była przerażona i musiała to pokazad ponieważ zmarszczył brwi.
- Dokonałaś wyboru. Będziemy cię powstrzymywad żebyś nikogo nie
zaatakowała ani nie skrzywdziła siebie. Tylko trzymaj się Vanni. Zabiorą nas do
Ojczyzny i naszych lekarzy tak szybko jak to możliwe. Pomogą ci – wstał,
wypuszczając ją i zwrócił się do Justice’a.
- Chodźmy. Mnie też będziesz chciał powstrzymywad, ale do tej pory dobrze
sobie radzę z narkotykiem.
- SUV-y właśnie podjechały do wyjścia – stwierdził jeden z pracowników
ochrony NSO. – Czekają. Wyprowadźmy was.
Smiley cofnął się i dwaj mężczyźni w mundurach NSO ruszyli naprzód i chwycili
Vanni za jej ramiona. Nie były szorstkie ale pociągnęły ją na jej stopy. W chwili
gdy stanęła na nogach, krzyknęła. Jej kolana się ugięły i upadła by na podłogę
gdyby jej nie trzymali. Ostry ból przeszywał ją od stóp po głowę.
- Ruszcie się! Puśdcie ją – nagle pojawił się Smiley, odepchnął mężczyzn i wziął
ją w ramiona.
Vanni przylgnęła do niego. Niektóry ból złagodniał i odetchnęła jego cudownym
zapachem. Ukryła twarz przy ciepłym gardle. Usiadł, umieszczając jej tyłek na
swoich kolanach i gładził ją po plechach.
- Skup się na moim głosie. Jestem tutaj. Mam cię – zagruchał przy jej uchu.
- Smiley – nalegał Justice – Podaj ją Brassowi. Zaniesie ją do Suv-a
- Vanni, musimy iśd. Potrzebujesz pomocy medycznej i to nie może się stad
tutaj.
Podniosła głowę i spojrzała na Smiley’a – Nie zostawiaj mnie – przerażało ją że
ją gdzieś zabiorą.
- Nie mogę jechad z tobą, ponieważ też jestem odurzony. Najlepiej jeśli nas
rozdzielą. – Facet z kucykiem przyciągnął jej uwagę i wyciągnął ręce – Daj mi ją.
Puściła Smiley’a i została przekazana wielkiemu Nowemu Gatunkowi.
Przeszywający ból w żołądku powrócił i krzyknęła. Odwrócił się z nią, idąc na
tyły baru. Wiła się w jego ramionach, ściskając jego ochronną kamizelkę.
Przeszli przez drzwi otwarte przez ochronę NSO. Zimne powietrze owiało ją gdy
wyszli na zewnątrz.
- Stój! – Vanni nie mogła znieśd bólu – Zabierz mnie z powrotem.
Zatrzymał się i spojrzał na nią. W alejce było ciemno, ale kilka świateł pomogło
jej zobaczyd. Był przystojnym mężczyzną ale wyglądał strasznie.
- Zawieziemy cię do Ojczyzny jak najszybciej. W pogotowiu będzie helikopter
gdyby twój stan się pogorszył. Możemy zjechad na pobocze i potem cię im
przekazad. Musimy tylko najpierw wydostad się z miasta.
- Nie mogę tego wytrzymad – łzy napłynęły jej do oczu. – Czy Smiley powiedział
mi prawdę?
- Śmierdzisz narkotykiem.
- Jest jakiś sposób aby go zneutralizowad?
- Nie. Musisz to przezwyciężyd lub mogą spróbowad ci pomóc w medycznym.
Nie możemy ryzykowad podaniem ci innych leków do tego czasu. W przeszłości
ginęły w ten sposób Gatunki. Ich serca przestawały bid. Będziesz chciała byd z
naszymi lekarzami żeby mogli cię uratowad.
Powaga sytuacji w nią uderzyła – Czy ja umrę?
Zmarszczył brwi – Nie wiem. To może byd inna wersja testowanego leku.
Pachnie tak samo, ale twoja reakcja jest łagodniejsza niż to co my czujemy.
- Łagodniejsza? Czuje się tak jak bym była rozrywana na strzępy – sapnęła – To
musi byd gorsze niż poród.
- Nie krzyczysz i nie masz drgawek. Tak się dzieje gdy Gatunek walczy z
narkotykiem, odmawiając dzielenia seksu.
- Seks naprawdę powstrzymuje ból? Mówisz poważnie?
- Lek ma na celu wywołanie niekontrolowanego popędu seksualnego, tak więc
seks unieważnia czujniki bólu, z tego co wiemy. Większośd z nas nie pamięta, co
się dzieje po dostaniu leku, kiedy ból staje się zbyt silny.
- Ruszaj – ktoś za nimi zarządził – Zabierzmy ich w drogę.
Brass zaniósł ją do najbliższego, czarnego SUV-a i jeden ze strażników NSO
otworzył drzwi. Brass zwrócił się do niego – Zdobądź miękkie ograniczniki. Musi
byd związana, żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Jeden z was będzie musiał usiąśd
z nią z tyłu, aby ją powstrzymad od uderzania głową w szybę gdy będzie miała
takie pragnienie.
To była ostatnia kropla dla Vanni. Sądził że jak dużo bólu będzie musiała znieśd
jeśli uderzanie głową w szybę będzie prawdziwą ulgą? - Po prostu mnie uderz.
Znokautuj mnie.
Brass zmarszczył brwi.
Wciągnęła głęboko powietrze i krzyknęła żeby ją dobrze zrozumieli. Miała to na
myśli – UDERZ MNIE!
Pochylił się i postawił ją na niepewnych nogach – Boję się że cię skrzywdzę.
- Jestem już w agonii, do cholery. Po prostu zrób to.- Uniosła podbródek i
zamknęła oczy, mając nadzieję że nie skrzywdzi jej za bardzo.
Uderzenie nigdy nie nadeszło. Silne ramiona owinęły się wokół jej talii i
przycisnęły jej plecy do boku SUV-a. Przyszpiliło ją tam duże, mocne ciało.
Otworzyła oczy i była oszołomiona rozumiejąc że to Smiley ją ma.
- Nikt cię nie uderzy. Może złamad kośd. Jesteś zbyt delikatna. Możesz wziąd
ból.
Łzy spłynęły jej po policzkach – Nie mogę.
- Smiley – nalegał Brass – Będę ostrożny.
- Chrzanisz. Nie możesz zagwarantowad, że nie złamiesz jej szczęki – twarz
Smiley’a przybrała gniewny wyraz i nagle podniósł ją, unosząc do poziomu jego
oczu.- Przysięgałem że nikt cię nie skrzywdzi i dotrzymuje słowa. Pocałuje cię.
Odciągnę cię od tego bólu.
Vanni zapomniała jak się oddycha, kiedy pochylił się i spuścił opuścił wzrok na
jej usta. Mogła się odwrócid, ale nie zrobiła tego. Chciałaby obwiniad za to
narkotyk, ból ale musiała przyznad że sama tego chciała. Wydawało się bardziej
niż prawdopodobne że umrze i była atrakcyjna dla niego odkąd się poznali.
Zamknęła oczy i rozkoszowała się pierwszym, lekkim muśnięciem jego warg o
jej.
Przycisnął ją mocniej i puścił jej biodro wplatając palce w jej włosy, pogłębiając
pocałunek. Smakował wiśnią – prawdopodobnie tak smakował jego drink. Ból
zniknął i zastąpiło go pragnienie. Chciała Smiley’a bardziej niż kiedykolwiek
pragnęła jakiegoś mężczyzny. Bolały ją piersi i potrzeba ocierania się o niego,
czucia go w środku była tak silna że jęczała.
-Puśd ją – zażądał głęboki głos – Smiley!
Smiley przerwał pocałunek i odwrócił się by rzucid ostre spojrzenie Brassowi –
Nie uderzysz jej – Smiley znów na nią spojrzał. W alejce było zbyt ciemno żeby
naprawdę zobaczyd jego oczy. – Pozwól mi się tobą zająd. Z przyjemnością
zabiorę ból.
- To zły pomysł – Brass zniżył głos – Nie zapominaj że to ona mogła doprawid
twojego drinka.
Smiley trzymał jej spojrzenie – To nie ma znaczenia. Nie mogę patrzed jak
cierpi, wiedząc jaki ból ją czeka.
Uwolnił rękę z jej włosów i chwycił ją za biodra, ocierając się o nią. Uczucie jego
sztywnego kutasa uwięzionego w jego dżinsach ocierającego się o jej okropnie
spuchniętą cipkę, było boskie. Przyjemnośd sprawiła, że znowu zamknęła oczy i
jęczała głośniej. Częśd niej była przerażona, że wokół nich są obcy ludzie ale to
zabierało ból. Chwyciła się Smiley’a jakby był liną ratunkową. Stał się nią.
Rozłożyła nogi i owinęła je wokół jego bioder zamykając się na nim.
- Zabezpieczcie teren – zażądał Smiley – Dajcie nam prywatnośd.
- Kurwa – mruknął gniewnie Brass - Słyszeliście go. Zablokujcie ten obszar i
dajcie im miejsce. Oczy gdzie indziej – przerwał. – Przynajmniej weź ją do
środka, Smiley.
Ledwie słyszała słowa, gdy Smiley kołysał biodrami, pchając ją w powolnym
rytmie, który uniemożliwiał myślenie. Jej cipka była tak wrażliwa, że nie mogła
skupid się na niczym innym jak tylko na tym stanowczym rytmie. To była
najmocniejsza świadomośd mężczyzny jakiej kiedykolwiek doświadczyła.
Jego ręce opuściły biodra i zsunęły się na jej tyłek ściskając go i mocniej
miażdżąc ich ciała o siebie. Vanni ukryła twarz na jego szyi i otworzyła usta
desperacko próbując spróbowad jakiejkolwiek jego części odkąd przestał ją
całowad. Polizała go za uchem a następnie przywarła do niego lekko go ssąc.
Zadrżał nad nią i wydał seksowny dźwięk. Jego usta odnalazły jej szyje i zaczął ją
tam całowad – Vanni.
Jej imię w jego ustach sprawiło że płonęła w środku. To mógł byd kolejny gorący
impuls, ale nie obchodziło jej to. Nie mogła byd wystarczająco blisko Smiley’a z
ubraniami wciąż na nich. Musiała poczud jego skórę i potrzebowała go
wewnątrz siebie. Obraz rozbłysnął w jej umyśle – jak by to było gdyby byli
nadzy i on by ją pieprzył – wywołując jej orgazm.
Vanni uwolniła jego ucho i przycisnęła usta do jego gardła, płacząc. Całe jej
ciało się trzęsło.
Smiley przestał ruszad biodrami, jego oddech był chropowaty – Jestem tutaj.
Nadal cię mam.
Powoli uświadamiała sobie ich otoczenie. Nocne powietrze chłodziło jej skórę.
Jej spódniczka podniosła się i zmarszczyła się pomiędzy jej udami a jego
dżinsami. Jego kutas był twardy i mocno przyciśnięty do jej cipki poprzez
warstwy ich ubrao. Nie doszła w bieliźnie od czasu gdy była nastolatką i
zabawiała się ze swoim pierwszym chłopakiem, zbyt przerażonym uprawianiem
seksu i tym że mógłby ją skrzywdzid przy utracie dziewictwa.
- O Boże – wyszeptała.
Jego wielkie dłonie zacisnęły się na jej tyłku i przesunął się trochę. Otworzyła
oczy i rozejrzała się. Czterej mężczyźni stali około trzydziestu stóp dalej, w
ciemnym zaułku przed samochodem. Odwrócili się plecami i wydawali się
pilnowad wejścia od strony ulicy. Samochód przejechał, ale nie zwolnił.
Odwróciła głowę. Drzwi do hotelu były zamknięte i strażnik w czerni je
blokował. Spojrzała w stronę tyłu pojazdu i zobaczyła, że w bocznej uliczce jest
więcej strażników. Oni też stali tyłem, ale wydawało się, że są tam by upewnid
się, że nikt nie podejdzie do niej i Smiley’a.
-Vanni?
Była okropnie zakłopotana ale musiała spojrzed mu w oczy. Widok jego
przystojnej twarzy tylko pogorszył sytuację – Postaw mnie.
Oparła nogi o jego wewnętrzną stronę, kiedy zrobił to, o co poprosiła. Kolana
ugięły się pod jej ciężarem, kiedy stanęła. Smiley puścił ją, a ona wycofała się
pozwalając mu się odsunąd. Drżenie pogorszyło się i oparła się o bok SUV-a, aby
samodzielnie utrzymad równowagę.
- Czy nadal odczuwasz ból?
Nie mogła mówid, ale pokręciła głową. Po prostu osuszyła go w alejce za barem.
Jej rodzice byli by zbulwersowani jej bezmyślnym zachowaniem tak samo jak
każdy, kto ją znał. Smiley nie był winny. Praktycznie błagała go żeby jej pomógł,
a on to zrobił.
- To nie koniec.
- Co? – musiała go źle zrozumied.
- To może trwad wiele godzin.
- Nie. To…
- To krótka ulga, którą niektórzy czują, po znalezieniu uwolnienia, ale w ciągu
kilku minut objawy powracają.
- Nie – nie chciała w to uwierzyd.
Zrobił kilka kroków w tył – Brass?
Nowy Gatunek odwrócił się i podbiegł bliżej ze swojej pozycji na przedzie
SUV-a. Smiley spotkał go w połowie drogi.
- Upewnij się że zapakują nasze napoje. Nie wypiłem wszystkich moich. Może
znajdziemy odciski palców na szkle, które udowodnią jej niewinnośd. Jeden z
gości hotelu mógł umieścid lek w pustych szklankach i po prostu czekał aż
zostaną użyte.
- To już zostało zrobione – Brass utrzymywał niski głos – Zabieramy wszystko do
Ojczyzny na testy. Musimy się stąd wydostad. Reporterzy chcą wiedzied, co się
stało że zamknęliśmy bar, przeprowadzili już wywiady z ludźmi którzy byli w
tym czasie w środku. Justice odmawia odpowiedzi na ich pytania dopóki nie
odjedziemy ale mogą otrzymad informację od ochrony. Nie nagrywają dźwięku
ale mogą mied obraz. To tylko kwestia czasu zanim zdadzą sobie sprawę, że
zniknęła.
Oczy Vanni rozszerzyły się, gdy wilgod spłynęła po jej udach. Musiało tak byd bo
dopiero doszła ale było tego dużo. Jej sutki ścisnęły się aż do bólu a ostre
kłujące uczucie wstrząsnęło jej cipką i rozprzestrzeniło się w górę do klatki
piersiowej. Wciągnęła powietrze i zgięła się.
- Vanni! – Smiley był przy niej chwilę później, jedną ręką przytrzymał ją za
ramię a drugą za biodro.
Nie mogła oddychad. Agonia obejmowała ją całą i jedyną rzeczą która
powstrzymywała ją od uderzenia w chodnik był uścisk Smiley’a. Serce biło jej
tak gwałtownie, że zastanawiała się czy nie dostanie ataku serca. Ból przeszył
jej klatkę piersiową. Podniosła głowę i była zaślepiona przez łzy gdy próbowała
spojrzed w jego oczy. Musiał byd świadomy jej cierpienia.
- Pozwól że ci pomogę.
Skinęła głową. Zrobiłaby wszystko, spróbowała wszystkiego, żeby to się
skooczyło. Przesunął swój chwyt i zmusił ją do wyprostowania się. Pomagało,
gdy zasysała powietrze, zanim łzy spłynęły jej po policzkach. Puścił jej biodro i
wytarł je kciukiem.
- Jestem tutaj. Zrobię wszystko czego potrzebujesz.
Potrzebowała go żeby, żeby ból zniknął. Całowanie go i jego dotyk zamieniało
ból w przyjemnośd. To było niemal instynktowne by chwycid jego koszulkę i
przyciągnąd go bliżej. Dźwięk rozdzierającego materiału był szokujący. Był
wyższy ale użyła drugiej ręki żeby chwycid jego czarne włosy i przyciągnąd jego
usta do jej. Jego usta spotkały jej, gdy przechylił głowę i ona była tą która
pocałowała go gorączkowo.
Agonia przerodziła się w seksualne pragnienie. Nie dbała o nic poza próbą
wspięcia się na jego wysoką sylwetkę. Pomógł, obejmując ramieniem jej talię i
podnosząc ją z nóg. Głośne jęki wydobyły się z niej, kiedy ponownie owinęła
nogi wokół jego pasa. Ona była tą, która zaczęła się poruszad ocierając się cipką
o przód jego spodni.
Oderwał od niej usta i odwrócił głowę – Zwolnij – wysapał.
- Nie – skupiła się na jego odsłoniętym gardle i zamknęła na nim otwarte usta,
liżąc i szczypiąc.
- Pierzenie – jego głos się pogłębił.
Chciała tego, dotkliwie. Oznaczało to jednak puszczenie jego koszulki lub
włosów. Puściła jego koszulę i sięgnęła w dół próbując włożyd palce między ich
brzuchy by zlokalizowad guziki jego dżinsów. Odchylił się do tyłu na tyle, by dad
jej miejsce aby to zrobid i szarpnęła za przód jego spodni. Nagle odwrócił się i
znów była uwięziona pomiędzy nim a SUV-em. Przygwoździł ją tam i wyciągnął
wolną rękę by wyplątad jej palce z jego włosów.
- Zwolnij – zażądał.
Odsunęła się od jego gardła i szarpnęła w jego uścisku. Puścił ją a ona chwyciła
jego szczękę obracając jego twarz na tyle by znów go pocałowad. Jej język
zagłębił się w jego usta i jęknęła.
- Mamy kogoś na dachu hotelu! – krzyknął mężczyzna - To jest Shane. Wyślij
tam teraz kogoś!
Vanni zignorowała ostrzeżenie. Chwyciła udami biodra Smiley’a i wiła się na
wybrzuszeniu w jego spodniach, poruszając się w górę i w dół. Jej cipka czuła
się naprawdę dobrze ale chciała więcej.
- Smiley! – krzyknął jeden z mężczyzn – Zabierz ją.
Smiley odciągnął ją od SUV-a, trzymając mocno przy swoim ciele owiniętą
nogami i rękami wokół niego. Zrobił kilka kroków i odwrócił się przenosząc ich
oboje do SUV-a. W koocu usiadła na jego kolanach z jego tyłkiem na skraju
siedzenia, by dad miejsce dla jej nóg. Ktoś zatrzasnął drzwi zamykając ich w
środku.
Vanni chciała ust Smiley’a. Znajdowali się na przestronnym tylnym siedzeniu
SUV-a i byli sami. Okna były przyciemniane i miała nadzieję, że nikt nie może ich
zobaczyd. Pocałował ją z wystarczającą pasją by skraśd jej oddech. Poruszała się
na jego kolanach oszalała by znów dojśd.
Smiley oderwał swoje usta od jej, pozostawiając ich obydwoje zdyszanych –
Przetoczę cię. Rozłóż swoje uda.
Nie chciała pozwolid mu odejśd, ale zmusił ją do tego, gdy złapał ją za biodra i
uniósł ją, obracając się jednocześnie. Opadła płasko na skórzane siedzenie a on
przesunął się do drzwi wciąż ją trzymając. Jedna z jej nóg była uwięziona
pomiędzy jego biodrem a oparciem siedzenia. Szarpnął ją bliżej, aż jej tyłek był
przy jego boku.
- Otwórz dla mnie.
To było trudne zrobid to o co prosił, kiedy chciała rzucid się i wspiąd znów na
jego kolana. Puścił jej biodra i uniósł jej spódnicę zwijając ją na wysokości jej
brzucha, a drugą rękę zacisnął na wewnętrznej stronie jej uda pchając je w
stronę przedniego siedzenia. Trafił w fotel pasażera. Puścił ją i załkała gdy jego
palce chwyciły środek jej majtek. Jedno silne szarpnięcie i zostały zerwane. Jego
kciuk potarł jej mokrą cipkę w górę, pieszcząc jej łechtaczkę.
Vanni odrzuciła do tyłu głowę i wygięła biodra – Tak.
- Jestem tutaj. Zaufaj mi że się tobą zajmę.
Czuła się zbyt dobrze i rzucała się po siedzeniu, drapiąc skórę nad głową. Nie
chciała wbijad paznokci w Smiley’a żeby go nie zranid. To była jedyna rozsądna
myśl, którą miała. Mogłoby to spowodowad że przestał by bawid się z jej
pulsującą łechtaczką. W tym momencie to było jej centrum, bolało tak bardzo
że wydawało jej się że jej serce tam dotarło i była pewna że tam pulsuje.
Jego dłoo powróciła na jej biodro, popychając ją, aby utrzymad ją na siedzeniu.
Vanni zamknęła oczy. Każdy mięsieo w jej ciele wydawał się byd napięty, a
potem krzyknęła dochodząc mocno. Wciągnęła powietrze i krzyczała by gdyby
Smiley nie puścił jej biodra i nie pochylił się, zaciskając dłoo na jej ustach.
Otworzyła swoje oczy, wpatrując się w jego. W ciemnym SUV-ie były ledwo
dostrzegalne. Jego twarz była tylko cieniem ale mogła dostrzec kształt jego
oczu. Jego kciuk przebiegł po jej łechtaczce, powodując jej szarpnięcie, gdy
orgazm nadal się przez nią przetaczał. Złapała go za nadgarstek, po prostu
potrzebując go dotknąd.
Odciągnął palce od jej łechtaczki i oderwał dłoo od jej ust – Przepraszam. Ktoś
jest na dachu hotelu a ty wyglądałaś na gotową do krzyku. Nie chciałem cię
przestraszyd.
Leżała, próbując złapad oddech. Nogi miała szeroko rozłożone a jej spódnica
była zrolowana na jej brzuchu. Smiley w połowie leżał na niej ponieważ jej
rozłożona pozycja zajmowała większośd miejsca na siedzeniu. Miała nadzieję że
nie widzi jej twarzy lepiej niż ona jego. Rumieniec zalał jej policzki. Pragnienie
aby złączyd nogi i opuścid spódnicę by zakryd jej cipkę było silne, ale nie mogła
zebrad dośd siły by to zrobid.
- Przepraszam że byłem agresywny
Skrzywiła się – Ja też.
- To narkotyk. Śmiało, ciągnij mnie za włosy, szarp koszulę i gryź mnie jak tylko
chcesz.
Przypomniała sobie że robiła te wszystkie rzeczy. Puściła jego nadgarstek i
wyciągnęła rękę czując przód jego podkoszulka. Był rozdarty i poczuła jego
gorącą skórę.
- Bardzo mi przykro – próbowała zobaczyd jego szyję w miejscu w którym go
całowała, zastanawiając się czy zrobiła coś więcej niż chwycenie go ale nie
mogła tego zrozumied. – Ugryzłam cię?
- Nie możesz mnie skrzywdzid Vanni. To było miłe uczucie.
Spuściła wzrok ale błyszczący pierścionek na jej lewej dłoni zwrócił jej uwagę.
Uderzyła w nią rzeczywistośd. - O mój Boże, jestem zaręczona.
Dźwięk wydany przez Smiley’a był połączeniem warknięcia i jęknięcia –
Widziałem pierścionek ale miałem nadzieję, że to tylko biżuteria.
Zamknęła oczy. Carl nigdy by jej nie wybaczył, tego co zrobiła ze Smiley’em.
Byłby wściekły i zraniony. Nie ma znaczenia dlaczego tak się stał, ani że nie
zamierzała robid tego z kimś innym.