Coaching relacji z soba i bliskimi

background image
background image
background image

Copyright

© by Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne Sp. z o.o., 2015.

Wszystkie

prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być

przedrukowywana ani w żaden sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach

masowego przekazu bez pisemnej zgody Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego.

Wydanie

pierwsze 2015 rok

Redaktor

prowadząca: Patrycja Pacyniak

Redakcja:

Agnieszka Adamska, Patrycja Pacyniak

Korekta:

zespół

Skład: Mirosław Tojza

Projekt

okładki: Monika Pollak

Zdjęcie

na

okładce: © Getty Images

ISBN

978-83-7489-647-4

Gdańskie

Wydawnictwo

Psychologiczne Sp. z o.o.

ul. J. Bema 4/1a, 81–753 Sopot

e-mail:

gwp@gwp.pl

www.gwp.pl

www.wydawnictwogwp.pl

Skład

wersji

elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

background image

Spis treści

Zamiast wstępu

O książce

Część 1. Relacje z sobą

Rozdział 1. Temperament – co to takiego?

Rozdział 2. Temperament i maski, które nakładamy

Rozdział 3. Filary świadomości

Rozdział 4. Budowanie poczucia własnej wartości

Rozdział 5. Temperament i asertywność

Rozdział 6. Batonik na zastępstwie, czyli o przybieraniu na wadze

Rozdział 7. Toksyczny temperament

Część 2. Relacje partnerskie

Rozdział 8. Miłość, czyli jak kochają temperamenty

Rozdział 9. Koniec miłości czy koniec cierpliwości? Rozstania i powroty

Rozdział 10. Przeciwieństwa się przyciągają

Zadanie coachingowe

Przypisy

background image

Zamiast wstępu

Spojrzenie

na własne wybory i decyzje przez pryzmat osobowości pozwala

nam lepiej zrozumieć siebie, lepiej wyznaczać cele i żyć bardziej świadomie.

Nasza osobowość wpływa nie tylko na relacje z innymi czy na ścieżkę

zawodową – wpływa także na tak drobne decyzje jak wybór konkretnych

aktywności ruchowych, miejsca, w którym spożywamy posiłek, czy…

głośności słuchanej muzyki.

Zrozumienie, „dlaczego

ja

mam tak, a ty masz inaczej”, pogłębia naszą

tolerancję i wzmacnia postawę otwartości. Stąd już tylko krok do

wzmocnienia poczucia własnej wartości, do budowania pewności siebie na

solidnych filarach asertywności.

Na

co dzień spotykamy się z ogromną liczbą podziałów, schematów,

typów charakterologicznych. Niektóre wprost mówią nam, jak żyć, inne są

równie enigmatyczne, co ogólne, i w zasadzie… niepotrzebne. A jednak

człowiecza natura wymusza na każdym z nas potrzebę pewnej

przynależności przy jednoczesnym pragnieniu wyjątkowości, dlatego tak

namiętnie szufladkujemy siebie i innych, dlatego szukamy cech wspólnych

z innymi ludźmi. W tym gwarze informacji uniwersalizm temperamentów

to pewna wskazówka, która nie ogranicza, a otwiera drzwi do zrozumienia

siebie i innych, jednocześnie dając możliwość rozwoju. Każdy z nas jest

bowiem unikatową mieszanką czterech typów temperamentu – każdy jest

wyjątkowy, choć mamy cechy wspólne z innymi ludźmi.

Współpraca z Małgosią rozpoczęła się

na

dobre od uruchomienia na

prowadzonym przeze mnie portalu dla kobiet Wellnessday.eu cyklu

wywiadów „Rozmowy z coach”. Poruszana przez nas tematyka spotkała się

z ogromnym zainteresowaniem czytelniczek i czytelników, co potwierdzały

nie tylko szybujące w górę statystyki odwiedzin, ale także e-maile

napływające do redakcji.

Publikowane

artykuły miały jednak ograniczoną objętość, tymczasem

nasze spotkania przeradzały się w coraz dłuższe rozmowy na temat ludzkiej

osobowości, stereotypów, zachowań i całej gamy relacji. Moja melancholijna

background image

przezorność sprawiła, że wszystko skrupulatnie dokumentowałam, a nasze

choleryczne cechy pchnęły nas do podjęcia odważnej decyzji o zebraniu

całości materiału w jednym miejscu. Sangwiniczny entuzjazm i optymizm

Małgosi były jak niewyczerpane źródło energii, dzięki której książka ta ma

właśnie tyle odcieni, co ludzkie emocje, i porusza różne aspekty życia

człowieka. Mnie nie brakowało wytrwałości, a Małgosi wiary, że nasza praca

spotka się z zainteresowaniem czytelników. Obydwie wierzymy, że

znajomość tematyki dotyczącej temperamentów znacząco wpływa nie tylko

na rozwój własny człowieka, ale także na poprawę relacji z najbliższymi czy

jakości życia w ogóle. W tym przekonaniu utwierdziły mnie także spotkania

z kobietami podczas prowadzonych przeze mnie warsztatów z zakresu

rozwoju osobistego, zarządzania stresem i negatywnymi myślami.

Zapraszam

zatem w podróż przez aspekty czterech temperamentów.

Potrzebujesz jedynie skupienia i otwartego umysłu. Niebezpieczeństwo

związane z poznawaniem temperamentów tkwi w zbyt pochopnym

osądzaniu innych i przyklejaniu etykiet. Pamiętaj, że nikt nie reprezentuje

jednego czystego typu temperamentu, zawsze mamy do czynienia

z mieszanką różnych cech przyporządkowanych czterem typom osobowości.

To właśnie sprawia, że człowiek jest niezwykłą istotą, a złożoność

osobowości inspiruje nas do poznawania siebie nawzajem, zrzucania

niepotrzebnych masek i zmiany na lepsze.

Beata

Mąkolska

background image

Zanim

poznałam Beatę, miałam przynajmniej dwa pomysły na książkę.

Zbierałam materiały, robiłam notatki, zapisywałam kolejne tytuły

rozdziałów i ciągle coś było nie tak, ciągle czułam pewien niedosyt nie tyle

treści, bo ta się mnożyła, ile uporządkowania zapisków w sensowną

i czytelną dla innych całość. Mój entuzjazm, mimo że rozumiał wyrażenie

„usiądź, uporządkuj, przeanalizuj”, nie potrafił się do tego zastosować.

Z pomocą przyszedł mi wewnętrzny choleryk, który zadał kluczowe pytanie:

„Skoro sama nie potrafisz się do tego zabrać, to kto mógłby ci w tym

pomóc?”. W tym czasie stawałam się coachem, a tworzenie, zadawanie pytań

i poszukiwanie odpowiedzi na nie sprawiało mi ogromną radość –

odkrywałam siebie bardziej i głębiej. Tego też chciałam dla innych.

Kiedy

poznałam Beatę, nie myślałam o książce – te myśli odłożyłam na

później, do czasu, aż znajdę osobę, która pomogłaby mi okiełznać moje

entuzjastyczne pomysły. Nasze rozmowy poruszały dokładnie te aspekty,

które były mi najbliższe, które najbardziej poznawałam podczas sesji

coachingowych. W wywiadach mogłam dzielić się z innymi swoją wiedzą

i refleksjami. To było cudowne. A dodatkowej cudowności dostarczały mi

rozmowy z Beatą. Jej wnikliwe, całkiem inne niż moje pytania pozwalały mi

brylować podczas odpowiadania. Ileż to razy z jednego materiału

wychodziły dwa…

Czas

spędzony z Beatą uświadomił mi, że moje wcześniejsze pomysły na

książki były niedojrzałe. Pewnie dlatego czułam wspomniany niedosyt.

Dopiero praca coachingowa i współpraca z Beatą pozwoliły mi na tyle

zgłębić własną wiedzę i nabrać doświadczenia, aby poczuć to, co chciałabym

w książce przekazać czytelnikom. Wtedy też zaczęłam lepiej dostrzegać, jak

z tych zapisków i wątków wybrać te, które tworzą pewną całość. Wówczas

również zrodził się pomysł wspólnego napisania książki. I wtedy

zobaczyłam jej formę i właśnie tego chciałam.

Zapraszam

na nietypową przygodę, na wyprawę do głębi jestestwa

człowieka, na nieznane lądy naszych osobowości. Będzie to podróż

niesamowita, podczas której razem z Beatą przedrzemy się przez gąszcze

stereotypów, niedomówień, różnych zasad i przekonań. Wybierając się na tę

wyprawę, nie potrzebujesz odwagi. Wystarczy, że będziesz chcieć. Odwaga

pojawi się po drodze i będzie wzrastała. Odczujesz ją w wyrażaniu siebie,

w rozumieniu zachowań ludzi, w rozmowie z nimi i w nawiązywaniu

background image

nowych znajomości. Tak naprawdę to my sami jesteśmy specjalistami od

naszego życia, o czym pozwolono nam zapomnieć, albo wcale nam tego nie

powiedziano. Przed tobą cały arsenał zakamuflowanych narzędzi. Znajdź je,

wybierz te, których potrzebujesz, i używaj ich. Będzie ci łatwiej zrozumieć

świat, ludzi, a przede wszystkim siebie…

Małgorzata Krawczak

background image

O książce

Wszelkie

historie przytoczone w tej książce stanowią wypadkową różnych

sytuacji, z jakimi spotykałyśmy się w trakcie naszej pracy zawodowej.

Wykorzystałyśmy także informacje uzyskane z przeprowadzonej

anonimowo ankiety kwestionariuszowej dla par, badającej temperament

i różne aspekty związku. Szanując osoby, które zaufały nam na spotkaniach

coachingowych, konsultacjach czy warsztatach rozwojowych, a także które

spotykałyśmy na swojej drodze i których zachowanie miałyśmy możliwość

obserwować, zmieniłyśmy imiona, daty, fakty i zdarzenia, aby

zagwarantować anonimowość, a jednocześnie pokazać pewne schematy,

w jakie wpadamy. Czasami łączymy zdarzenia, czasami fakty, innym razem

przedstawiamy jedynie fragment podobnego zdarzenia – wszystko po to,

aby za pomocą przykładów lepiej oddać naturę temperamentów i typowych

zachowań. W trakcie swojej pracy wysłuchałyśmy wielu tak podobnych

historii, że główne wątki postanowiłyśmy przelać na papier. Choć czytając

książkę, niejednokrotnie poczujesz, iż piszemy dokładnie o tobie, pamiętaj,

że wszelkie przedstawione tutaj zdarzenia i osoby stanowią jedynie

przykłady typowych zachowań i sytuacji.

Znając

tendencje

niektórych temperamentów do wyrywkowego czytania,

lojalnie uprzedzamy, że mimo wszystko najlepiej czytać naszą książkę od

początku do końca. Dzięki temu pełniej zgłębisz temat we właściwej

kolejności – najpierw poznasz siebie, potem otworzysz się na innych.

W

pierwszej części skupiamy się bardziej na wyjaśnianiu kwestii

dotyczących poznawania własnego temperamentu i aspektów osobowości.

Znajdziesz tutaj pomocne tabele oraz pytania coachingowe, które pozwolą ci

poznać swoją osobowość i umożliwią pracę nad własnym rozwojem.

W drugiej części książki przedstawiamy przede wszystkim relacje z innymi

ludźmi – z typowymi dla danych temperamentów zachowaniami i wszelkimi

ich konsekwencjami.

background image

Część 1

Relacje z sobą

background image

Rozdział 1

Temperament – co to takiego?

Beata

Mąkolska

:

Określenie „charakter” jest jednoznaczne. „Osobowość”

także coraz częściej pojawia się w powszechnym użyciu. Jednakże

„temperament” wielu osobom wciąż kojarzy się z… aktywnością seksualną.

A przecież temperament to przede wszystkim cechy osobowości, które

mamy od urodzenia.

Małgorzata Krawczak

:

Każdy rodzi się z zalążkiem temperamentu. To te

cechy, które od początku nas charakteryzują i rozwijają się w nas niezależnie

od sytuacji czy otoczenia. Widać to już w przypadku dzieci – jedno jest

spokojne, inne bardziej płaczliwe, jeszcze inne wyjątkowo radosne. Na bazie

temperamentu budują się charakter i osobowość, ale te cechy są już

kształtowane przez wychowanie, rodziców, środowisko i otoczenie.

B. M.

:

Są cztery typy temperamentów: sangwinik, choleryk, flegmatyk,

melancholik. Każdy z nich w czystej postaci dysponuje specyficznymi

cechami. Ponieważ jednak życie jest bardziej skomplikowane od teorii,

u jednej osoby nie występuje wyłącznie jeden typ temperamentu. Zazwyczaj

jeden dominuje, ale równie dobrze może się zdarzyć, że dwa typy

temperamentu będą u danego człowieka jednakowo rozwinięte.

M. K.

:

Może również być tak, że z zewnątrz reprezentujemy inny

temperament, nawet taki, którego ledwie mamy namiastkę, tylko po to, by

chronić swoje kruche Ja, albo dlatego, że zostaliśmy tak wychowani. Zanim

jednak przejdziemy do przykładów z życia, posłużmy się bajką, która

w

przerysowanej

formie

przybliża

charakterystykę

czterech

temperamentów.

B. M.

:

Dodajmy jeszcze, że chociaż w naszej bajce cztery temperamenty

przyjmują męską postać, to poszczególne cechy każdego temperamentu

background image

z równą siłą występują u kobiet. Czasem nawet z powodu naleciałości

związanych ze stereotypami są one bardziej widoczne bądź przeciwnie –

kobiety podejmują próby maskowania tych cech, które powszechnie są

uważane za męskie. Ale o tym później…

Królestwo

Czterech

– bajka o temperamentach

Za

niewygodnymi nawykami, za niezrozumiałymi stereotypami, za

wieloma smutkami i tęsknotami, za morzem niezadowolenia

i wodospadami zazdrości i nienawiści, pośródzłowrogich szczytów

ambitnych wymogów, na głębokiej nizinie beznadziejności znajduje się

Królestwo Czterech. W krainie tej największy wpływ na mieszkańców

mają cztery postaci: Choleryczny Majestat Jego Królewskiej Mości,

Sangwinicznie Beztroski Błazen, Flegmatycznie Obserwujący Mędrzec

i Melancholijnie Szara Eminencja Czarnoksiężnik.

Cholery

k

Władzę

niepodzielnie

sprawował

Choleryczny

Majestat Jego Królewskiej

Mości

. Choleryczny

Król, przekonany o swej wspaniałości, zakładał, że

wszyscy jego poddani powinni byćidealni według jego zamysłu.

Denerwował się, gdyż okazywało się to niemożliwe. Nikt nie stawał na

wysokości zadania, nikt nie potrafił wykonać niczego zgodnie z jego

poleceniem. I on, taki doskonały i jedyny wiedzący, pośród takiej

miernoty ma wieść swój los! Cóż za niegodziwość!

Cios

w samo serce zadawała mu nikczemność dworu. Ludzie szeptali

po kątach z niezadowolenia, ci odważniejsi wprost zarzucali mu, że nie

pyta ich o zdanie i zgodę. Króla oburzała taka bezczelność: kogo, u diabła,

ma pytać, skoro to on wie najlepiej?! To przecież on wie, jak i komu

pomóc, jak i kogo pouczyć, kto czego potrzebuje!

Czas

mijał, a poddani odwracali się od niego, mówili, że zrobią, a nie

robili, obrażali się, gdy udzielał im dobrych rad, ignorowali, gdy mówił, co

dla nich najlepsze.

Król

nie

rozumiał buntu i oporu, nie rozumiał zniechęcenia. Wściekał

się, że rozkazy nie są należycie wypełniane: albo za wolno, albo nie tak,

jak sobie wyobrażał. Ponieważ mówił

szybciej

niż myślał, nie pamiętał

background image

słów, które wypowiadał, raniąc i obrażając

. Zadaniem

Króla wszak nie

jest pamiętać własne słowa – liczy się tylko jego cel i to o nim pamięta.

Skoro nie pamięta słów, to za co ma przepraszać? O co chodzi tym

ludziom? Skoro on coś powiedział, to nie ma co się obrażać, tylko należy

wziąć się do pracy!

Król dostawał szału,

gdy

mówiono mu, aby się nie denerwował. Sypiał

coraz gorzej, często budził się w nocy i martwił sytuacją w królestwie.

Ciągłe

zamartwianie

się i złość na poddanych doprowadziły do dużej

nerwowości, bólów żołądka, serca i kręgosłupa. Król sięgał

po

pigułki,

aby zasnąć, potem po kolejne mikstury na ból, a nawet po mocne trunki.

On, Król, musi być silny, nie może pokazać innym swoich słabości!

Pewnego

dnia znaleziono go schorowanego w jego komnacie.

Tragizmu całej sytuacji dodawała myśl, że wkoło nie ma nikogo godnego,

kto mógłby go zastąpić. Co będzie z królestwem? Co będzie z dworem?

Jak ci niegodziwcy sobie poradzą? Dlaczego nikt, do jasnej cholery, nie

jest w stanie zatroszczyć się należycie o jego królewskie samopoczucie?

A przecież wystarczyłoby, żeby inni robili to, co on, Król, uznaje za

słuszne!

Sangwini

k

Lepsze

życie zdawał się wieść

Sangwinicznie

Beztroski Błazen. Miał

lekkie

podejście do życia, żonglując sarkazmem i cynizmem, unikał

wszelkiej pracy, z wyjątkiem jednego: robił wszystko, by każdy go

zauważył.

Mówił

szybciej

niż myślał, więc często obrażał innych, kpił z nich,

dokazywał. A gdy się opamiętał, przychodził i przepraszał, koloryzując

sytuację tak, jakby sam był ofiarą i niechcący musiał kogoś krzywdzić.

Piorunująco szybkie i mistrzowskie skojarzenia pozwalały mu na snucie

wyjątkowo barwnych opowieści. Łatwość

ulegania

emocjom czyniła zeń

wybitnego aktora, zatem odgrywał takie role, by jego wyczyny nie

schodziły ludziom z ust

. Wszystko

po to, aby być w centrum

zainteresowania. W końcu był Błaznem! A to bardzo ważna rola na

dworze królewskim. Nie był głupcem, o nie! Był elastyczny w swym

działaniu, choć zarazem naiwny. Miał też wiele talentów, które

wykorzystywał na różne sposoby. Dużo zaczynał,

niewiele

kończył

. To, co

było potrzebne wczoraj, stawało się niepotrzebne dziś. Denerwowało go,

background image

gdy ktoś zwracał mu uwagę, że wczoraj mówił coś innego. Przecież

wczoraj to nie dziś, to były inne okoliczności!

Błazen był postacią przesadzoną i przekoloryzowaną.

Nie

znał granic.

Nie wiedział, kiedy przestać, bo nikogo nie słuchał. On swoje wie, nikt nie

jest tak blisko króla jak on! Nie wyciągał wniosków z żadnej sytuacji. Jego

pogmatwana i chaotyczna postawa czyniła zeń prawdziwego mistrza

niedomówień, pustych obietnic i zapominania o ważnych rzeczach.

W

pewnym momencie Beztroski Błazen zaczął odczuwać cierpienie.

Dziwne, bo nie bolała go głowa czy serce, jak Króla. Ciało zdawało się

w porządku. A jednak ten ból gdzieś w środku rozpraszał jego wygłupy,

jego barwne wizje przyszłości. Bolały go myśli, bolała go dusza. Nie bawiły

go wybryki innych, przestał bywać w miejscach publicznych, coraz

rzadziej wdawał się w rozmowy. Denerwowały go zaczepki dzieci,

uśmiechy ludzi. Nie miał ochoty żartować. Zagubienie i beznadzieja

zaczęły zżerać jego energię od środka.

Flegmaty

k

Na

dworze królewskim mieszkał też

Flegmatycznie

Obserwujący

Mędrzec

.

Ze

swojego

wygodnego

fotela,

ustawionego

w najdogodniejszym miejscu dworu, obserwował wszystko i wszystkich.

Nie miał celów, bo i po co? Wystarczy, że Król ma ich aż zanadto i że

Błaznowi się wydaje, że je ma. Jego zdaniem życie toczy się tu i teraz i nie

ma co się wychylać.

Co

ma być, to i tak będzie, a jak ktoś chce inaczej, to

niech robi, ale potem niech nie narzeka, że mu nie wyszło

. On

sobie

popatrzy, poprzygląda się, poobserwuje. Nie działa, zatem nie ryzykuje,

więc nie ponosi odpowiedzialności za to, że w królestwie dzieje się coraz

gorzej.

Strategią

Flegmatycznego

Mędrca było przeczekanie.

Zawsze

bowiem

jest dobry moment, by czekać na dobry moment. Tak, właśnie tak.

Wpadał w gniew,

gdy

słyszał, że ma tak nie siedzieć, że coś powinien

zrobić. Ale co on ma robić? Ludzie nie myślą, porywają się na ryzykowne

rzeczy, zabierają się za coś bez planu działania i kończą z różnym

skutkiem. I on ma w tej sytuacji się ruszyć i coś zrobić?! A czy on to zaczął,

czy on to zepsuł, czy on zawinił? Skoro nie, to dlaczego on ma coś zrobić?

Jedyne, co on może, to udzielić dobrych rad, wysnuć teorię, według której

można by działać, żyć. A trzeba przyznać, że choć myślał wolno, to mówił,

background image

dobierając odpowiednie słowa.

Z

biegiem lat Mędrzec przyrósł do swojego fotela. Stanowiło to

doskonałą wymówkę dla dalszego unikania działania. Przecież on nie

może wstać! Przecież nie może się ruszyć! Zresztą, tu gdzie jest, jest

wygodnie. Aby nawet nie podejmowano prób angażowania go w żadne

działania, dławił każdy oryginalny pomysł, podważał zasadność niemal

każdego przedsięwzięcia.

A

gdy już ktoś przyszedł do niego po radę, to po

wysłuchaniu go obiecywał zająć się sprawą później. Następnie, zrzędząc

i gderając, wypowiadał się

na

temat nieudolności władzy i pochopności

ludu, aby zakończyć stwierdzeniem, że każdy ma to, na co zasłużył,

i skoro ludzie żyją w takim chaosie, to niech sami sobie z tym radzą.

Dostawał uderzeń wściekłości, gdy mu przerywano lub go popędzano.

Obruszony przestawał się odzywać. Tyle mądrości, tyle czasu spędzonego

na obserwowaniu, na czekaniu, a ludzie tego nie szanują, nie doceniają.

To się nie mieści w głowie!

Mędrca

przestano

odwiedzać. A że przyrósł do fotela, to sam także się

nie ruszał. Nagle się okazało, że nie ma kogo obserwować, bo został sam.

Już nie jest częścią miłej całości dworu, bezpieczny w swoim fotelu, wśród

gwarów i pogawędek innych. Przyrośnięty

do

tronu lenistwa zaczął być

duszony przez samotność. I choć wokół było

pusto, jemu

coraz bardziej

brakowało powietrza.

Melancholi

k

Stojącą

nieco

z boku wieżę zamieszkiwał

Melancholijnie

Szara

Eminencja Czarnoksiężnik. Wieża była

jego

azylem niedostępnym dla

nikogo, bo nikt nie miał się interesować tym, jak mieszka i co robi

Czarnoksiężnik. Tymczasem on pracował nad własnymi miksturami, nad

ulepszaniem tej trywialnej koncepcji świata, w której ludzie idiotycznie

tracą czas na błahostki, nie zostawiając po sobie żadnej wartości. Znany

ze swej skrupulatności i niezwykłej dokładności bywał proszony o radę,

choć niełatwo było zdobyć odrobinę jego czasu. Dążył

do

perfekcji

w swojej pracowni, a że sam był swoim największym krytykiem, to

efekty zwykle nie zadowalały go w należytym stopniu

. Aby

wykazać

czyjąś niekompetencję, w czym był wyjątkowo dobry, tak długo szukał

dziury w całym, aż znalazł. Wtedy świętował w samotności swoją

absolutną doskonałość, swoją nieomylność.

background image

Czarnoksiężnik myślał dużo więcej niż mówił. Ponieważ był

bardzo

oszczędny w słowach, nikt nie wiedział, o czym myśli. W zasadzie

nie

do

końca było jasne, czym Czarnoksiężnik się zajmuje. Jego niewzruszone

oblicze potrafiło doprowadzić ludzi do szału.

Niechętnie bywał wśród ludzi, a gdy już się pojawiał,

to

raczej

tajemniczo przemieszczał się w ciszy i skupieniu, wzbudzając lęk. Zawsze

był bardzo krytyczny wobec innych i nie pozostawiał złudzeń, że oto świat

dąży do katastrofy przez swój beztroski i bezmyślny konsumpcjonizm, że

pochopność niewątpliwie doprowadzi do tragedii, że oto nadchodzą

złowrogie czasy. Bezlitośnie kazał się zastanawiać nad swoimi

potrzebami materialnymi i drwił ze wszystkiego, co było dla niego bez

znaczenia. Tych, którzy odważyli się działać, uważał za bezczelnych

i zarozumiałych, a tym, którzy wiedli życie w spokoju, zarzucał brak

zaangażowania i wygodnictwo.

Zniechęceni ciągłą krytyką

lub

okrutnym milczeniem ludzie zaczęli

unikać Czarnoksiężnika. Woleli popełniać swoje błędy, niż wysłuchiwać

ciętych słów. Niedługo potem Czarnoksiężnik zaczął podupadać na

zdrowiu. Trudno powiedzieć, jaki ból zaczął odczuwać jako pierwszy – ból

ciała czy ból duszy. Cierpiał niewyobrażalnie i początkowo nawet łykał

jakieś mikstury, jednak przestał, bo nie odczuwał poprawy. Zamknął się

w swojej wieży i nie wpuszczał nikogo. Zresztą

nikt

już nawet nie chciał

do niego przyjść. Wieża zaczęła się chwiać, więc Czarnoksiężnik musiał

przytrzymywać ją całym sobą. I tak dźwigał rozpaczliwie te kamienne,

przytłaczające ściany, bez nadziei na odmianę losu.

Odkrywanie

własnego temperamentu

B. M.

:

Nasza bajka dość mocno przerysowuje poszczególne cechy typów

temperamentu, skupiając się przede wszystkim na negatywnych aspektach.

Myślę jednak, że dobrze oddaje kwintesencję różnic.

M. K.

:

To taki sygnał, że nieuświadomione cechy, skumulowane przez

nawyki i stereotypy, mogą wyrządzić ogromną krzywdę. Przede wszystkim

tę krzywdę wyrządzamy sobie sami, jednak cierpi też nasze otoczenie. Typy

temperamentu poznajemy po to, aby nauczyć się lepiej ze sobą

background image

komunikować – i to zarówno z samym sobą, jak i z drugim człowiekiem.

Każdy z czterech typów w naszej bajce nie potrafił należycie wykorzystać

swojego ogromnego talentu, co skończyło się chorobami, bólem,

opuszczeniem, nieszczęściem.

B. M.

:

To samo, choć oczywiście w bardziej skomplikowanej i zawoalowanej

formie, dzieje się w życiu codziennym. W internecie jest mnóstwo stron,

gdzie można wykonać test na profil osobowości, dzięki któremu dowiemy

się, jaki temperament u nas dominuje. Tego typu narzędzie

rozpowszechniła Florence Littauer, autorka książki Osobowość plus

1

.

M. K.

:

Samo wykonanie testu być może pozwoli spojrzeć na siebie nieco

inaczej, ale nie stanowi jeszcze właściwego drogowskazu. Jest to pewien

wynik, a do wyników często podchodzimy w sposób zerojedynkowy.

Ponieważ nie o to chodzi, aby się pogrążyć czy popaść w swoistą egzaltację.

Dopiero właściwa interpretacja wyników może być pomocna.

B. M.

:

Tym bardziej że nie zawsze dominuje u nas tylko jeden temperament.

Bywa, że równie silne są dwa przeciwstawne temperamenty, na przykład

sangwinik i melancholik, które nieco łagodzą kilka cech flegmatyka lub

zaostrzają kilka cech choleryka. Bez właściwej interpretacji wyniki testu są

bezużyteczne, mogą wręcz przynieść więcej złego niż dobrego.

Joasia

rozwiązała taki test i przybiegła do mnie zawiedziona, gdyż

otrzymała wynik: flegmatyczka. Niepocieszona stwierdziła, że przecież ona

nie jest taka „rozlazła”. Gdy przyjrzałyśmy się jej odpowiedziom, okazało się,

że choć rzeczywiście dominują u niej cechy flegmatyka, to jest to dominacja,

ale… o jeden punkt nad cholerykiem, a wielką rolę w jej temperamencie

odgrywają także najpiękniejsze cechy sangwinika: Joasia jest pogodną,

czarującą, dowcipną osobą.

M. K.

:

I bardzo często tak jest, tymczasem rozwiązując interaktywny test,

dostajemy tylko informację na temat jednego temperamentu. Teoretycznie

tego, który przeważa, jednak w praktyce przewaga ta może dotyczyć tylko

jednej cechy! Wszystkie temperamenty tkwią w nas – jesteśmy ich

mieszanką.

Poza

tym testy zawierają podział na wady i zalety, bywa więc, że frustrację

background image

fundujemy sobie od ręki. Zupełnie niepotrzebnie, gdyż temperament to

zbiór cech, które dopiero doprowadzone do skrajności stają się wadami.

Cechy

przedstawione jako wady wcale nie muszą nimi być w takim

rozumieniu tego słowa. Analogicznie jest z zaletami. Przecież nie ma nic

złego w byciu miłym, prawda? Jest to zaleta. Tylko jeśli jesteś za miła, możesz

być wykorzystywana przez innych i odczuwać przygnębienie. Natomiast

jeżeli jesteś zbyt mało miła, możesz być postrzegana jako ponura.

B. M.

:

Czasem miła osoba jest uważana za naiwną.

M. K.

:

Właśnie, naiwność bywa traktowana jako wada. A tymczasem

odpowiednia dawka naiwności otwiera na ludzi, na świat, jej brak zaś czyni

człowieka niedostępnym.

Hipokrates

powiedział: „Wszystko jest lekarstwem i wszystko jest

trucizną. To kwestia dawki”. To samo można powiedzieć o cechach

temperamentu. Wszystkie cechy mogą być zaletami i wszystkie mogą być

wadami. To zależy od okoliczności i czynników zewnętrznych, które

uwydatniają jedne cechy, a tłamszą inne. Pomocne są tu poznanie

i świadomość, że tylko od nas samych zależy, jacy chcemy być.

B. M.

:

Bywa, że testy osobowości znajdują się w tych samych działach co

horoskopy i rozrywka. To sprawia, że bagatelizujemy wiedzę

o temperamentach, która dobrze wykorzystana może być naprawdę

świetnym narzędziem do pracy nad sobą, do świadomych wyborów czy to

w kwestii zawierania znajomości, czy też w kwestii kształtowania kariery.

M. K.

:

Horoskopy w kolorowych gazetach to forma rozrywki. Są w miarę

krótkie, mają zaintrygować i pobudzić do zabawy. Podobnie testy typu: „Jaki

jesteś jako…”. To ma być rozrywka, zabawa. Tymczasem ludzie podchodzą do

nich wyjątkowo poważnie, nie zdając sobie sprawy, że za tymi testami stoi

zwykły marketing, mający na celu zwiększenie oglądalności serwisu bądź

sprzedaży gazety. Prasa kolorowa ma bawić, bo gdyby nie bawiła, byłaby

popularnonaukowa.

Temperament

jest nam dany w chwili poczęcia. Ja to nazywam własnym

jestestwem. Nie ma dwóch takich samych osób, nawet przy zachowaniu tych

samych metod wychowawczych czy okoliczności. Nawet bliźniaki

background image

jednojajowe mają różne temperamenty. Zatem warto zgłębić temat,

korzystając z bardziej ambitnych testów, które są interpretowane

indywidualnie, zamiast zadowalać się garstką sensacji po wykonaniu

szybkiego, kolorowego teściku.

Znajomość

swojego

temperamentu oraz obserwacja temperamentów

innych ludzi przydają się zarówno na gruncie zawodowym (menedżerom

łatwiej jest budować zespoły i dobierać personel z uwzględnieniem nie tylko

kwalifikacji, ale i temperamentu, aby każdy czuł się dobrze w tym, co robi),

jak i na gruncie prywatnym – w relacjach z najbliższymi.

Temperament

a charakter

B. M.

:

Zatem temperament to coś, co już mamy w sobie. Możemy go

kształtować, rozwijać, możemy o niego dbać, a możemy go zaniedbać bądź

żyć niemalże wbrew niemu. Aby lepiej to zrozumieć, warto odnieść się do

ciała – w końcu łączenie cech charakteru czy osobowości z funkcjonowaniem

ciała i występującymi dolegliwościami było powszechne setki lat temu.

Współczesna medycyna podzieliła nas na „części”, zajmując się leczeniem

fragmentów bądź farmakologicznym zaleczaniem poszczególnych objawów,

rzadko kiedy holistycznie podchodząc do człowieka, który przecież

funkcjonuje jako całość. W greckiej medycynie różne organy, tkanki czy

części ciała mają nie tylko swoje funkcje, ale także i swoje właściwości.

Wątroba, dajmy na to, jest określana jako ciepła, gąbczasta i ciemna,

przyczynia się do oczyszczania krwi, a w życiu płodowym – do jej

produkowania. Jest też związana z produkcją ciepła. Grecy szybko powiązali

te funkcje z odpowiedzialnością za nastrój i emocje człowieka.

M. K.

:

Tak, temperamenty mają swoje źródło w ciele. Tę koncepcję

przedstawił wspomniany już przeze mnie Hipokrates, zwany właśnie ojcem

medycyny. To on zauważył, że ludzi można podzielić na cztery typy zgodnie

z dominującym u nich płynem ustrojowym. I tak, u choleryka dominuje żółć

(cholé

), kojarzona

z wątrobą. U sangwinika zaś krew (

sangui

s), którą

rozporządza serce. U melancholika przeważa

czarna

żółć (mélas cholé), która

znajduje

się w odcinku między wątrobą a śledzioną. Płynem, którego

najwięcej ma flegmatyk, jest śluz (

phlegm

a), przepływający

przez

organizm

background image

bardzo wolno i powodujący zatory. Tak też działa flegmatyk – płynie powoli,

ale bywa, że się zatnie i nikt go do niczego nie przekona. Z kolei żółć

wydostaje się z wątroby, aby eliminować zmetabolizowane lipidy, na

przykład cholesterol, substancje mineralne i leki. Tak jak choleryk, który

osobiście musi pozbyć się tego, co niepotrzebne, i zaprowadzić swój ład.

Krew krąży w organizmie bez przerwy, dlatego sangwinik nie usiedzi długo

i cicho w jednym miejscu. Melancholik to ten typ, u którego nie ma

gwałtowności, tylko spokój, opanowanie i pewien bezruch, podobnie jak

między wątrobą a śledzioną…

B. M.

:

Urodziliśmy się z takim, a nie innym temperamentem. Bywa, że

trudno jest nam to zaakceptować, albo wręcz podejmujemy próby

zmieniania temperamentu na siłę. Tymczasem świadomość własnego

potencjału, tego, czym dysponujemy, daje nam możliwość rozwoju.

M. K.

:

Odwołałabym się do metafory temperamentu jako nasionka. Nie

mamy wpływu na to, czy jest to nasienie brzozy, dębu, jesionu czy sosny.

Mamy wpływ na to, czy będziemy je podlewać, dbać o nie, pielęgnować. Brak

pielęgnacji z naszej strony oznacza jedynie to, że będziemy „pielęgnowani”

według czyichś upodobań. A przecież wiele osób może chcieć pielęgnować

nas po swojemu. Wtedy zamiast pięknego rozłożystego dębu wyrośnie dąb,

który będzie pokaleczony płotem, z poobcinanymi konarami, na którym

powieszą huśtawki lub który zetną i zrobią zeń stolik ogrodowy.

B. M.

:

Albo będzie ociosany wedle odgórnych upodobań… Warto rozróżnić

jeszcze pojęcie temperamentu od charakteru – ponieważ na skutek

wychowania czy pracy nad sobą właśnie charakter najczęściej ulega

przeobrażeniom i metamorfozom.

M. K.

:

Charakter kształtuje się na kanwie temperamentu pod wpływem

otaczających nas ludzi i otoczenia oraz własnej aktywności życiowej. O ile

temperament jest stały i podlega tylko nieznacznym modyfikacjom, czyli

większemu lub mniejszemu eksponowaniu właściwości psychicznych

człowieka, o tyle charakter ulega bardziej zauważalnym, jednak niezbyt

częstym, zmianom w wyniku działania długotrwałych czynników

zewnętrznych, które są powiązane z etapami życia człowieka, takimi jak

background image

dzieciństwo, młodość, szkoła, praca, dorosłość czy dojrzałość. Charakter

stanowi pewien zapis naszych norm moralnych, zgodnie z którymi żyjemy

i działamy. Łatwiej mówić o temperamencie, pomijając charakter, niż

odwrotnie. Na podstawie swoich doświadczeń z coachingu mogę

powiedzieć, że charakter to wyeksponowanie w danym momencie życia

określonych cech temperamentu.

B. M.

:

Temperament i charakter składają się na to, co określamy mianem

osobowości człowieka.

M. K.

:

Osobowość, czyli temperament, zachowanie, aktywność, charakter.

Temperament to nasze jestestwo, z którym się rodzimy, nasze korzenie

i nasze skrzydła jednocześnie. Na to oczywiście nakładają się pewne role

życiowe, czasem zakładamy maski, udając kogoś, kim nie jesteśmy. A kim

jesteśmy? Warto skupić się właśnie na poznaniu własnego temperamentu.

Psycholog Hans Eysenck stworzył na podstawie teorii Hipokratesa i jego

następców bardzo przejrzystą typologię osobowości. Osobiście nazywam ją

elementarzem człowieka.

Tabela

1.

Temperamenty

– ogólna charakterystyka

Cholery

k

Sangwini

k

Ekstrawertyk

o logicznym sposobie myślenia, polegający

na rozsądku i własnej ocenie.

Ekstrawertyk

o abstrakcyjnym sposobie myślenia,

kierujący się emocjami, intuicyjny i inspirujący innych
do działania.

Cechy

charakterystyczne: zdecydowany, asertywny,

bezpośredni,

ma

skłonności do ryzyka, lubi

współzawodnictwo,

wymagający,

pozytywny,

kontrolujący,

dominujący,

żądający,

decyzyjny,

delegujący zadania.

Cechy

charakterystyczne: ciepły, energiczny, ożywiony,

entuzjastyczny, przekonujący, rozmowny, impulsywny,
uczuciowy,

interaktywny,

kochający

ludzi,

optymistyczny.

Oczekuje

:

szybkich

rezultatów,

efektywności

w działaniu, bezpośrednich i jasnych komunikatów.

Oczekuje

:

dzielenia

się pomysłami, inspiracji, motywacji

do działania, swobody, uporządkowania chaosu.

Motywują go: przywództwo, szacunek, rozwój,
niezależność, dochód, prestiż.

Motywują go: uznanie, nagrody, oddziaływanie

na

innych.

Obawia

się:

bycia

wykorzystanym i ignorowanym.

Obawia

się: odrzucenia.

Ceni

sobie: niezależność i kontrolę.

Ceni

sobie: więzi z ludźmi.

Ma

trudności

z:

dyplomacją,

tolerancją,

bezkompromisowością, cierpliwością,

wychodzeniem

poza własne schematy.

Ma

trudności z:

dotrzymywaniem

terminów,

systematycznością,

konsekwencją,

nadmiernym

promowaniem siebie, angażowaniem się w wiele spraw,

background image

gadatliwością.

Jego

motto: „Zrób to!”.

Jego

motto: „Nie

chodzi

o to, co wiesz, ale kogo znasz”.

Flegmaty

k

Melancholi

k

Introwertyk

o emocjonalnym sposobie myślenia, kieruje

się uczuciami, obserwujący.

Introwertyk

o analitycznym sposobie myślenia, realista

bazujący na doświadczeniu, wnikliwie analizujący,
polegający na własnej obserwacji.

Cechy

charakterystyczne:

zrównoważony,

zrelaksowany, uważnie słuchający, rozważny, niechętny

do

zmian, lojalny, przewidywalny, pracuje w zespole,

zorientowany na rodzinę, zdystansowany.

Cechy

charakterystyczne: staranny, spójny, spokojny,

ciekawy, perfekcjonista, pokorny, obiektywny, ostrożny,
konwencjonalny,

krytyczny,

zachowawczy,

powściągliwy.

Oczekuje

:

indywidualnego

podejścia, możliwości

podzielenia się problemami, poczucia bezpieczeństwa.

Oczekuje

: dokładnej

analizy

problemu, działania we

własnym tempie, doskonalenia się, okazji do refleksji.

Motywują go:

czas

spędzony z najbliższymi, wsparcie

innych, bezpieczeństwo.

Motywują go:

konkretne

liczby i zestawienia, statystyki,

fachowość, precyzja.

Obawia

się:

utraty

bezpieczeństwa.

Obawia

się:

krytyki

swojej pracy i osoby.

Ceni

sobie:

argumenty

za i przeciw, przyznawanie mu

racji.

Ceni

sobie: zależność

od

innych i poczucie bycia

potrzebnym.

Ma

trudności z: komunikacją wprost, asertywnością,

definiowaniem

celu, nadwrażliwością, podejmowaniem

działania.

Ma

trudności z: podatnością

na

manipulację,

improwizacją,

konfrontacją,

perfekcjonizmem,

pesymizmem, szablonowym podejściem.

Jego

motto: „Planuj swoją pracę,

wykonaj

swój plan”.

Jego

motto: „Jeżeli w ogóle

warto

coś robić, to warto

robić to dobrze”.

Źródło:

opracowanie

własne.

Mapa

osobowości, czyli równowaga emocjonalna

a neurotyczność, introwersja a ekstrawersja

B. M.

:

Mamy zatem cztery typy temperamentu oraz ich kluczowe cechy,

a także pojęcia, takie jak „neurotyczność”, „równowaga emocjonalna”,

„introwersja” i „ekstrawersja”.

M. K.

:

To topografia naszego temperamentu, nazwijmy to mapą naszej

osobowości. By odwołać się do porównania: w przyrodzie, mimo pewnych

ogólnych reguł, nawet ten sam gatunek drzewa rosnący w innym otoczeniu,

w innych warunkach klimatycznych będzie się inaczej prezentował.

Podobnie jest z cechami temperamentu. Niektóre z nich lepiej rozwijają się

w pewnych warunkach, a w innych wręcz zamierają.

background image

Neurotyczność

to

otchłanie i głębiny oceanów, rowy tektoniczne,

poddawanie się prądom oceanicznym… W tym stanie zawsze odczuwane są

lęk, wrogość wobec świata, różnego rodzaju zagrożenia, osamotnienie

i bezradność. Neurotyk ma niskie poczucie własnej wartości i wręcz

rozpaczliwe pragnie miłości. Ma wygórowane potrzeby (chce, aby wszyscy

go lubili, nawet przypadkowe osoby, i boleje nad każdym przejawem braku

sympatii) i nierealistyczny obraz siebie i świata („Wszędzie czyha na mnie

zło”, „Świat jest zbyt doskonały, aby zwrócić na mnie uwagę”, „Jestem

bezwartościowy”, „Jestem doskonały, tylko nikt tego nie dostrzega”).

B. M.

:

Wiele osób ma takie podejście, jakie opisujesz – w mniejszym bądź

większym stopniu. Niektórzy nawet uważają, że większość ludzi jest

neurotyczna… Unikając jednak uogólnień, dodajmy, że przejawianie

pewnych cech neurotycznych nie oznacza od razu zaburzenia osobowości

2

.

M. K.

:

Oczywiście. W przypadku osoby skrajnie neurotycznej mamy do

czynienia z nieskutecznymi metodami działania oraz z całkowitym brakiem

elastyczności (nie uczy się na błędach i nie dostosowuje swojego zachowania

do okoliczności), a także z wręcz fanatycznym upieraniem się przy swoich

racjach i udowadnianiem, że świat gnębi ją celowo. Taki neurotyk całą winę

bierze na siebie i żyje w ciągłym strachu przed zdemaskowaniem

(nadwrażliwość na krytykę). Często udaje głupiego bądź chorego. Jest

egocentryczny i skupia się na własnym cierpieniu, nie potrafi dawać czy

opiekować się innymi. Manipuluje ludźmi, aby osiągnąć własne cele. Bywa

albo nadmiernie agresywny, albo nadmiernie uległy. Ma silne poczucie

krzywdy i czuje zawiść wobec świata, co często prowadzi do bezinteresownej

złośliwości. Dla zabicia czasu ucieka w alkohol lub powierzchowne życie

towarzyskie. Unika sytuacji, które wydają mu się trudne (tych, w których ma

zahamowania). Neurotyk ma jeden główny cel (na ogół nieuświadomiony) –

redukowanie lęku. W związku z tym może obsesyjnie poszukiwać miłości,

dążyć do władzy, prestiżu, posiadania, wdając się w fanatyczną rywalizację,

lub wycofywać się w fantazje.

B. M.

:

Dlatego porównujesz neurotyczność do otchłani morskiej. Ciemność,

lęk, zagrożenie. Dramatyczne próby wydostania się na powierzchnię przy

wbitej w dno kotwicy, która trzyma neurotyka w ryzach.

background image

M. K.

:

Tak. Z kolei introwersję porównałabym do dryfowania na pełnym

morzu z dala od lądów. To z pozoru wygląda na bierne poddawanie się

losowi.

B. M.

:

A introwertyk cieszy się na bezkresnym oceanie ciszą i spokojem. Bo

wreszcie ma czas na myślenie, analizowanie, na magię swojej wyobraźni.

M. K.

:

Ma czas na zwrócenie się ku własnemu życiu wewnętrznemu – to

kwintesencja introwersji. Introwertyk docenia możliwość spędzenia czasu

w towarzystwie własnych myśli i przeżyć, z dala od nadmiaru zewnętrznych

bodźców, których w zasadzie nie potrzebuje. To nie odludek i egoista, jak się

powszechnie o nim sądzi, a raczej samotnik. Introwertyczność stanowi

uciążliwość bardziej dla innych ludzi niż dla samego introwertyka, ponieważ

ten w kontaktach interpersonalnych tworzy pewną przestrzeń i ciszę,

których nie rozumieją inni.

B. M.

:

Introwertycy często dostają etykietę „aspołeczni”. Jednak oni nie są

aspołeczni. Lubią towarzystwo wybranych ludzi, a jeszcze lepiej – wybranego

człowieka. Lubią głębokie rozmowy na ważne tematy z drugą osobą, a nie

hałas i błahostki generowane przez grupę. Dlatego introwertyk zaciągnięty

na konferencję, spotkanie rodzinne czy przyjęcie prawdopodobnie znajdzie

sobie jedną pokrewną duszę do rozmowy. Po jakimś czasie jednak nadmiar

bodźców stanie się dla niego zbyt męczący i będzie odczuwał silną potrzebę

powrotu do domu, odizolowania się, ciszy i spokoju.

M. K.

:

Jeśli introwertyk wychodzi wcześniej z imprezy, to po prostu dlatego,

że chce być sam ze sobą, posiedzieć sobie w ciszy. Kiedy mówi, że dobrze się

bawi, to dobrze się bawi i nie należy sądzić inaczej.

Według introwertyków

dryfowanie

po wodach życia nie jest niczym

przerażającym, to po prostu dogodna sytuacja, aby pobyć samemu ze sobą,

ze swoimi myślami, w samotności. Introwertycy nie mają z tym problemu.

Samotność jest im niezbędna do naładowania wewnętrznych

akumulatorów, które bardzo często wyczerpują się w typowych sytuacjach

życiowych, takich właśnie jak przyjęcia, spotkania towarzyskie, praca

w dużej grupie. Zawieranie znajomości jest dla nich wyczynem, a zawarcie

przyjaźni kosztuje ich wiele wysiłku.

background image

Rycina

1. Podział typów temperamentów

pod

względem cech

ekstrawertycznych i introwertycznych oraz równowagi emocjonalnej

i neurotyczności

Źródło:

opracowanie

własne.

B. M.

:

Introwertycy mają niewielu przyjaciół, ale za to sprawdzonych. Każda

nowa osoba, którą mieliby nazwać przyjacielem, musi przejść długi proces

bacznej obserwacji…

M. K.

:

Z pewnością wpływa na to także fakt, że introwertyk w rozmowie nie

jest bezpośredni – nie porusza tematów, które są dla niego zbyt osobiste,

background image

uważa, aby nie popełnić gafy, jest ostrożny w prezentacji opinii. Raczej

unika dotyku, chyba że chodzi o osobę, którą zna i przy której czuje się

bezpiecznie. Zanim podejmie decyzję, musi ją przemyśleć, a zanim zacznie

drugie zadanie, najpierw musi skończyć pierwsze. Introwertyk

zdecydowanie unika ryzyka, dłużej oswaja się z nową sytuacją.

B. M.

:

Często bodźcem do działania jest dla introwertyka unikanie

zagrożenia – to motywator o wiele silniejszy niż wizja nagrody za określone

czyny. Paradoksalnie introwertyk może o wiele lepiej wykonać zadanie

w pracy, gdy boi się na przykład utraty kontraktu z klientem, niż gdy szef

obieca mu premię za realizację projektu. Introwertycy mogą postrzegać

nagrodę jako coś wielce niepewnego, natomiast wizja porażki jest dla nich

bardzo realistyczna, dlatego robią wszystko, by jej zapobiec. Na gruncie

zawodowym takie osoby często są spychane na margines. Podczas gdy

ekstrawertycy pławią się we własnych pomysłach, napędzają wzajemnie

i eksplodują rozwiązaniami, introwertycy siedzą z boku, analizują i czepiają

się każdego słabego punktu. Oczywiście krytykanctwo jest niepopularne,

w dodatku nie jest potrzebne, jednak w każdym zespole musi się znaleźć

osoba, która nie tylko będzie miała plan B, ale także znajdzie wszystkie słabe

punkty planu A na tyle wcześnie, by zapobiec porażce.

Ponieważ

introwertycy

działają niejako w ciszy – mam na myśli to, że

potrzebują dużo mniej bodźców niż ekstrawertycy – bardzo ważne jest dla

nich znalezienie własnej misji życiowej. To niweluje ryzyko ciągłego

działania pod wpływem innych (najczęściej silnych osobowościowo

ekstrawertyków). Gdy introwertyk znajdzie własną misję życiową, to – by

nawiązać do twojej metafory dryfowania – stawia żagle i czeka na właściwy

wiatr, umiejętnie operując sterem. Potrafi nawet zacumować do brzegu,

wejść między ludzi, jeżeli widzi w tym większą wartość i jeżeli jest to zadanie

związane z realizacją własnej misji, spójne z wartościami, jakimi się kieruje.

M. K.

:

Dla mnie ląd to symbol równowagi emocjonalnej, która polega na tym,

że dominujące w danej chwili nieprzyjemne emocje mogą być do pewnego

stopnia zneutralizowane przez emocje przyjemne – i odwrotnie. Nie trzeba

za bardzo podkreślać, że idealny stan równowagi emocjonalnej występuje

wtedy, gdy przeważają emocje pozytywne. Jeżeli przez jakiś czas walczyłaś

w głębinach lub długo dryfowałaś bez wody do picia, to ucieszysz się, gdy

background image

poczujesz pod nogami stały ląd. To tu znajdziesz inny wymiar wód i inny

sposób „dryfowania”. Możesz czuć strach i mieć poczucie swoistej nicości,

i nie tracić nad tym kontroli.

Tutaj

kontrola oznacza pokazywanie, jak poprzez pewną postawę

zbudowaną na zrozumieniu i tolerancji możemy „obłaskawiać” emocje. To

po prostu inne, bardzo świadome spojrzenie na rzeczywistość. Osoby

zrównoważone emocjonalnie patrzą na świat i życie z pewnym dystansem,

który czasem może być odbierany jako brak zaangażowania, ambiwalencja,

egoizm. Ale tak jest też na lądzie – ile ukształtowań terenu, tyle samo

zachwytu i narzekań.

Równowaga

emocjonalna

to umiejętność dostosowywania się do

istniejących warunków. Zmieniam miejsce, gdy chcę innych doznań. Nie

szukam odpowiedzi na pytanie „Dlaczego?”, po prostu idę w zgodzie ze

sobą. Poszukuję i dobrze mi z tym. Mam świadomość, że mam tyle samo

zwolenników, ilu przeciwników – to oznacza równowagę. W danym miejscu,

z daną osobą będę tyle, ile trzeba, i nie dłużej, aby nie zakłócić swojej

równowagi, aby nikt mi niczego nie narzucił.

Osoby

o dużej równowadze emocjonalnej znajdziemy wśród mnichów,

myślicieli, guru, liderów. Profesor Antoni Kępiński podkreślał, że

równowaga emocjonalna to również balans między tym, co cielesne, a tym,

co duchowe. Gdy nie ma tego balansu, człowiek czuje się zagubiony. Osoba,

która nie chce czuć się w ten sposób, niestrudzenie poszukuje równowagi.

To może stanowić istotę jej życia. Dlatego nie będzie się z nikim wiązać i nie

będzie sobie niczego obiecywać. Nie dlatego, że cię nie kocha, nie szanuje

czy ucieka przed odpowiedzialnością. To właśnie w imię odpowiedzialności

nie będzie wkraczała w związek.

B. M.

:

Osiągnięcie takiego poziomu świadomości i równowagi emocjonalnej

nierzadko zajmuje lata. Introwertycy mają potrzebną cierpliwość, jednak co

mają powiedzieć ekstrawertycy…

M. K.

:

Ekstrawersja to na mapie osobowości góry, wyżyny, szczyty.

Introwertyk wykazuje tendencję do kierowania swojego postrzegania do

wewnątrz, w stronę własnych myśli i emocji, natomiast ekstrawertyk kieruje

swoje postrzeganie na zewnątrz, interesują go czyjeś myśli i emocje

w kontekście jego osoby. Ekstrawertyk zyskuje energię do działania wśród

background image

ludzi, a traci ją w samotności. W działaniu inspiruje się całym światem,

uwielbia działać i wprowadzać różne zmiany. Przeważnie mówi i postępuje

spontanicznie, bez planu czy specjalnych przygotowań. Ma wiele

zainteresowań, uwielbia pochwały i jest duszą towarzystwa.

B. M.

:

Ekstrawertyk chce być w centrum uwagi, więc by ją zdobyć, wejdzie na

najwyższą górę!

M. K.

:

Właśnie. Ekstrawertycy postrzegają świat przez różowe okulary

i przez pryzmat tego, co im przynosi frajdę, dlatego nie potrafią zrozumieć

introwertyków, dopóki ktoś im nie wytłumaczy, że ci postrzegają otoczenie

inaczej. Jednak nawet jeśli przyjmą to do wiadomości, nie ma gwarancji, że

zrozumieją, dlatego zawsze będą próbować namawiać introwertyków na

zwierzenia, kazać im wyluzować czy zechcą wyciągnąć ich na imprezę, bo

tak jest po prostu fajnie.

B. M.

:

Najczęściej ekstrawertyk mówi introwertykowi: „Bo ty powinieneś

otworzyć się na ludzi, wyjść do nich”.

M. K.

:

Otóż to! Ekstrawertycy w ogóle przeważnie mówią więcej niż trzeba,

a nie zawsze ilość przekłada się na jakość. Wolą mówić niż słuchać. Warto

się od nich uczyć sztuki rozmowy, ponieważ konwersują z lekkością. Jednak

warto też uważać na nich podczas imprez – potrafią wciągnąć cię w tłum,

zagaić rozmowę i porzucić, bo znajdą coś ciekawszego do roboty.

B. M.

:

Przypomina mi się historia Agaty, która miała męża ekstrawertyka –

to był klasyczny sangwinik, uwielbiający być w centrum uwagi,

opowiadający rubaszne kawały i anegdotki z życia własnego bądź

znajomych. Krąg adorujących go słuchaczy bił brawo i śmiał się do łez.

Radek wyciągał Agatę na imprezy, za każdym razem obiecując, że nie

zostawi jej samej wśród obcych, że będzie zawsze obok niej. I za każdym

razem sytuacja była identyczna: przychodzili, Radek przedstawiał Agatę

pierwszym napotkanym osobom, po czym w tłumie dostrzegał a to starego

znajomego, a to przekąski, a to dawnego szefa i biegł do nowego celu, zanim

żona zdążyła się zorientować, o co chodzi. Nie muszę dodawać, że jako

introwertyczka czuła się skrępowana w towarzystwie obcych ludzi (których

background image

najczęściej uważała za „dziwnych, hałaśliwych znajomych Radka”).

M. K.

:

Ekstrawertyk nie czuje oporów przed nowym. Jest zdecydowany,

uwielbia szybkie działanie i współzawodnictwo. Jest pewny swoich opinii,

a tematy porusza w sposób bezpośredni, czasem na granicy taktu. Dotyk jest

częścią jego natury, często bezwiednie dotyka ramienia rozmówcy. Zanim

podejmie decyzję, to mówi, a w zasadzie musi mówić, w myśl zasady: gdy

mówi, to myśli.

B. M.

:

Niektórym trudno ulokować się po jednej stronie – określić jako

ekstrawertyk bądź introwertyk.

M. K.

:

Literatura fachowa donosi, że ponad 70% ludzi to tak zwani

ambiwertycy, czyli osoby czerpiące ze wszystkich cech w zależności od

sytuacji. Ambiwertycy mają zrównoważone cechy introwertyków

i ekstrawertyków oraz umiejętnie balansują między neurotyzmem

a równowagą emocjonalną. Jest to uzależnione od sytuacji, w której akurat

się znajdują, oraz ludzi, którzy ich otaczają w danym momencie. W pracy

może to oznaczać, że jeśli pracują w zespole X, będą się u nich uaktywniać

cechy ekstrawertyka, a gdy pracują w zespole Y, pokażą cechy introwertyka.

Natomiast podczas rozwiązywania problemów czy rozważania, co dalej,

świetnie wykorzystują umiejętności emocjonalne.

Tabela

2. Często używane wyrażenia

charakterystyczne

dla poszczególnych

temperamentów

Cholery

k

Często

wydaje

rozkazy, oczekuje, że inni będą realizować

wytyczone przez niego plany dokładnie w sposób
określony przez niego. Szybko wpada w złość, jeżeli
zadanie nie zostało wykonane tak, jak sobie zaplanował.
Stanowczy,

ma

skłonność

do

manipulacji

i wykorzystywania zdobytych informacji dla własnych
korzyści.

Co

często mówi choleryk

Już!

To

trzeba zrobić tak…

Bo

ty powinieneś…

Rusz

się!

Wszystko

muszę robić sam!

Sangwini

k

Otwarty

na relacje z innymi ludźmi, żyje spontanicznie,

bez konkretnego planu. Roztacza śmiałe wizje, lubi być
w centrum zainteresowania, uwielbia dominować. Ma
skłonność do patrzenia na innych z góry. Bardzo
towarzyski, potrafi przyciągać do siebie ludzi, wzbudza
zainteresowanie, tryska energią i entuzjazmem. Bywa
naiwny.

Co

często mówi sangwinik

Mam

pomysł!

Życie

jest

piękne!

Raz

się żyje!

Szkoda

dnia, zróbmy coś!

Doskonale

cię rozumiem.

background image

Szybciej!

Daj, lepiej

zrobię to sam.

Z

kim ja muszę pracować! Wszystko na mojej głowie!

Dlaczego

ja muszę myśleć za wszystkich?!

Jeżeli

chcesz, to

mogę to zrobić.

No

dobrze, zgadzam się.

Jak

chcesz, to ci pomogę.

Nie

ma sprawy, zrobię to za ciebie.

Flegmaty

k

Lubi

uczestniczyć w rozmowach, łatwo wciągnąć go

w dyskusję. Dopuszczony do głosu mówi chętnie,
szczegółowo, czasem potysiąc razy powtarza te same
historie. Rzadko podejmuje decyzje, raczej odwraca
pytanie, przerzucając decyzyjność na drugą osobę.
Dyplomata, cierpliwy słuchacz, często unika jasnych
deklaracji. Stanowi doskonałą publiczność, ma świetne
poczucie humoru. Często staje się powiernikiem
cudzych tajemnic i najczęściej można liczyć na jego
dyskrecję.

Co

często mówi flegmatyk

– Zobaczymy.
– Spokojnie.
– Jakoś

to

będzie.

– Będzie,

co

ma być.

– A

jak

ty uważasz?

– A

co

ty byś wolał?

– A

po

co się tak spieszyć?

– W życiu

zawsze

się jakoś układa.

– Ale

po

co się pakować w kłopoty?

Melancholi

k

Mówi mało,

ale

za to konkretnie. Jest uprzejmy,

taktowny, jeżeli jednak ktoś zajdzie mu za skórę, poczeka
na odpowiedni moment i wbije szpilę. Potrafi słuchać,
odbiera drugiego człowieka całym sobą, ponieważ jest
bardzo empatyczny. To sprawia, że szybko męczą go
ludzie i nadmiar bodźców. Często pogrąża się w swoich
myślach. Gdy nie ma ochoty na rozmowę, nie odbiera
telefonu.

Small

talk

to

dla niego strata czasu. Jest za to

doskonałym towarzyszem całonocnych rozmów
związanych z głębokimi przemyśleniami bądź na temat
działalności, w której jest ekspertem.

Co

często mówi melancholik

Dajcie

mi święty spokój.

Tu

jest za głośno.

Zamyśliłem się.

Nie

wiem

[nawet

jeżeli zna odpowiedź, jednak nie chce

kontynuować rozmowy].

Jak

można tego nie wiedzieć?

To

ja robię sam.

Wiedziałem, że

tak

będzie. To nie mogło się udać

[negatywizm

i pesymizm].

Jeszcze

nie ma co się cieszyć. To jeszcze nie koniec. (Nie

chwalmy dnia przed zachodem słońca).
Może.

Źródło:

opracowanie

własne.

Coaching

dla ciebie:

do

jakiego temperamentu ci najbliżej?

Jeżeli

chcesz

się dowiedzieć o sobie czegoś więcej, poświęć kwadrans na

wypisanie odpowiedzi na podane pytania coachingowe.

Jak

określasz swój temperament?

Które

cechy

masz „od zawsze”?

Które

cechy

wykształciły się w tobie w wyniku

doświadczeń życiowych?

Które

cechy

dają ci siłę? Jakie właściwości ma twoja

siła: niszczące czy wspierające innych?

Które

cechy

cię osłabiają? Jakich ludzi wzmacnia

background image

twoja słabość?

Których

cech

ci brakuje? Jak wyglądałoby twoje

życie, gdyby ci ich nie brakowało?

Wyobraź sobie, że

wszystko

jest możliwe. Jakim

człowiekiem chcesz być?

background image

Rozdział 2

Temperament i maski, które nakładamy

Beata Mąkolska: Bardzo często spotykam się z tym, że osoby rozwiązujące

„test na temperament” nieco naginają fakty bądź zbyt mocno sugerują się

zdaniem otoczenia, na przykład powtarzaną od lat opinią jednego

z rodziców. Tymczasem trzeba rozróżnić to, jaki temperament rzeczywiście

mamy, od tego, jaki chcielibyśmy mieć. To kwestia uczciwości własnej, do

której bywa, że dochodzimy dopiero za trzecim czy czwartym razem przy

rozwiązywaniu testu.

Małgorzata Krawczak: Takie naciąganie cech zostaje natychmiast

ujawnione w momencie interpretacji wyników. Na przykład Ani z testu

wychodziło wiele cech melancholika, tymczasem w trakcie wstępnej

rozmowy o cechach i temperamentach nie mogła usiedzieć w milczeniu, co

chwilę wtrącała swoje zdanie. Gdy pogłębiłam temat podczas interpretacji

testu, przyznała się, że nie zawsze odpowiadała uczciwie. Często zarzuca się

jej, że jest zbyt władcza i arogancka, zatem ona bardzo stara się być taka, jak

jej starsza siostra, którą stawiano jej za wzór – spokojna, opanowana. I tak,

Ania, w przewadze choleryczka, bardzo się starała zrobić z siebie

melancholiczkę. Jej próba maskowania się bardzo szybko wyszła na jaw.

Maskujemy się, aby wypaść korzystniej. Zdradza nas jednak natura,

jestestwo, i zamiast spodziewanych zachwytów nad naszą osobowością

dostajemy pakiet nieufności i podejrzeń.

B. M.: Jednak to nie oznacza, że choleryk nie będzie w stanie słuchać

spokojnie.

M. K.: Oczywiście. Każdy, nawet choleryk, może wyrobić nawyk słuchania

ludzi, na przykład gdy jest to związane z wykonywanym zawodem. Karolina,

trenerka sprzedaży w firmie z branży finansowej, często mówiła o sobie, że

jest choleryczką. Trener musi utrzymać w ryzach grupę ludzi, musi mieć

background image

cechy lidera i być przygotowany na każdą sytuację. Karolina często używała

etykiety „choleryk”, ponieważ chciała dodać sobie prestiżu i władzy. To

przykład na to, jak potrafimy wyolbrzymić pewne cechy, które w danym

momencie uważamy za istotne.

B. M.: Jak Karolina została zdemaskowana?

M. K.: Zdradziły ją niuanse, które bystrego obserwatora nie są w stanie

wyprowadzić w pole. W przypadku Karoliny była to prezentacja

wykraczająca poza zwykłe przedstawienie tematu – było w niej więcej

dramatyzmu i teatralności niż wiedzy. Komentarze uczestników

wyprowadziły Karolinę z równowagi. Gdyby jednak była typową choleryczką,

odcięłaby się z miejsca, od razu odpowiedziała w taki czy inny sposób,

odwracając sytuację na swoją korzyść. Tymczasem ona zakończyła

prezentację, szkolenie przejęła jej partnerka, a Karolina przez jakieś pół

godziny siedziała bez słowa, trzymając rękę w okolicy serca.

B. M.: Powiedziałabym, że to raczej reakcja charakterystyczna dla

melancholika, który na zewnątrz nic po sobie nie pokaże, ale w środku serce

łomocze w zastraszającym tempie.

M. K.: Właśnie. Karolina na pewno ma trochę cech choleryka i melancholika

– w końcu każdy z nas jest mieszanką temperamentów. Jednak z racji

wykonywanego zawodu windowała wybrany i jej zdaniem najbardziej

intratny temperament, żeby poczuć się kimś ważnym i dodać sobie

animuszu. Melancholika też za dużo w niej nie było, ponieważ ten nie

zaryzykowałby w taki sposób. Dramatyzm to nie jego działka. To działka

sangwinika, który lubi blask reflektorów i łatwo odda zadanie, jeśli zmęczy

go sytuacja. Siedzenie pół godziny w ciszy z ręką na sercu to też dramatyzm,

tylko z innej perspektywy i z innym przesłaniem: „Jestem ofiarą tych

niegodziwców. Zobaczcie, co zrobiliście. Ja cierpię. Przez was!”. I nie

przyjdzie Karolinie zbyt szybko na myśl, że to jej prezentacja była

niedopracowana.

B. M.: Jest różnica między byciem autentycznym a kreowaniem się na

potrzeby danej sytuacji.

background image

M. K.: Osoby zakładające maski stronią od ludzi autentycznych. Laikowi

może to nie przeszkadzać, jednak osoby o większej świadomości będą czuły,

że coś jest nie tak. Jeżeli bardzo chcemy być towarzyscy i lubiani, możemy

ćwiczyć się w sztuce konwersacji, poznawać dowcipy i sypać anegdotami.

Jednak będzie to wyćwiczone – lepiej lub gorzej. Tymczasem tylko

naturalnym sangwinikom takie zachowanie przychodzi bez wysiłku.

W przypadku Karoliny ciekawa jestem, w jakim stopniu zablokowała

swojego sangwinika, bo moim zdaniem ten temperament jest u niej

silniejszy niż choleryk. Mówi się, że sangwinika się kocha, a choleryka

szanuje. Karolina postawiła na szacunek i wyciągała z siebie choleryka.

Czy warto tak robić? Ta firma nie była jej pierwszym miejscem pracy,

zresztą już w niej nie pracuje, szuka nowej posady, nie ma odwagi założyć

własnej działalności. Rasowy choleryk by to zrobił. Ale Karolina czuje się

osaczona, chce najlepiej dla innych i często jej to nie wychodzi, bo nie pyta,

czego oczekują ludzie, tylko co może dla nich zrobić, a ci to wykorzystują,

zamiast docenić. W takich sytuacjach nierzadko dochodzi do zmiany pracy

lub do całkowitego podporządkowania się. I tutaj rodzi się pytanie: dlaczego

Karolina pogardziła swoim flegmatykiem? Ze względu na stereotypowe

podejście do tego temperamentu?

B. M.: Strach przed oceną związaną ze stereotypowym podejściem do

danego temperamentu jest charakterystyczny niemal w każdej grupie

wiekowej. Dotyczy to też młodych ludzi. Z badań przeprowadzonych w 2010

roku wynika, że 74% nastolatek wykorzystuje media społecznościowe, żeby

przedstawić się jako fajniejsze, niż są w rzeczywistości

3

. Na przykład 76%

dziewczyn zadeklarowało się jako „miłe”, a 84% jako „zabawne”. Zresztą

nastolatki często kreują się na spontaniczne, w końcu młodość temu sprzyja.

Jednak nie wszyscy jesteśmy sangwinikami!

M. K.: W zależności od tego, w jakim wieku jesteśmy, próbujemy naśladować

to, co jest na topie. Niektóre temperamenty mają łatwość naśladowania,

inne niestety nie i wszelkie takie próby są rażąco sztuczne dla otoczenia.

Największą elastyczność w tym zakresie przejawiają sangwinik i flegmatyk.

Choleryk i melancholik mają zbyt dużo swoich zasad, przekonań, dyrektyw.

Im jest trudniej spuścić z tonu i dostosować się do nowego modnego

wzorca. Najbardziej przebojowi są zawsze sangwinicy. Natomiast napisać

background image

„jestem przebojowy” może każdy z nas. Prawdziwą przebojowość lub jej brak

zdradzą treści umieszczane na profilu w serwisach społecznościowych.

B. M.: Przychodzi mi na myśl jeszcze przykład Andrzeja, typowego

melancholika z naukowym zacięciem, który lubił pracować sam, rozwijać

własne teorie, pogłębiać wiedzę w dziedzinie, w której już stał się ekspertem.

Jednak w pewnym momencie Andrzej awansował na stanowisko

kierownicze i zarządzał grupą około dwudziestu osób. Szczęśliwie każdy

z jego podwładnych miał dość niezależne i samodzielne stanowisko, jednak

nie każdy sumiennie wykonywał swoją pracę, a czasem okoliczności nie

sprzyjały terminowej realizacji projektów – czyli samo życie. Zarządzanie

Andrzeja było bardzo specyficzne – zasadniczo nie mieszał się do niczego,

o ile nie został postawiony pod ścianą. Wówczas z wielkim niezadowoleniem

najczęściej odpowiadał wymijająco bądź reagował negatywnie i wracał do

swoich zajęć.

M. K.: Andrzej to typowy melancholik, dla którego zarządzanie ludźmi to

bardzo wyczerpujące emocjonalnie zadanie. Jako życiowy perfekcjonista

uważa, że poważny człowiek powinien się poważnie zachowywać. Dlaczego

on ma odpowiadać za zachowanie innych ludzi? Czy oni nie wiedzą, jak się

zachowywać? Postawiony pod ścianą nie miał za dużo do powiedzenia, a to,

co mówił, paraliżowało podwładnych. I do tego zapewne jeszcze miał wzrok

bazyliszka…

B. M.: Właśnie. Jednak co jakiś czas wysyłano go na różne szkolenia, sięgał

także sporadycznie po lektury z zakresu zarządzania ludźmi. Skutkowało to

tym, że ni z tego, ni z owego przypominało mu się, że jest kierownikiem –

wtedy następowała zmiana zachowania. Andrzej odwiedzał podwładnych,

chwilę z nimi rozmawiał albo przybierał napuszony ton, używał

skomplikowanej terminologii, wydając rozkaz, z którym nie wiadomo było,

co zrobić, bo każdy był przyzwyczajony, że szef się nie wtrąca do pracy nad

projektem. Zmiana zachowania Andrzeja była odbierana jako sztuczna,

wręcz niepokojąca. I chociaż był on niekwestionowanym autorytetem

w zakresie wiedzy technicznej, to jednak brakowało mu typowych

umiejętności, jakie powinien przejawiać przywódca. Po prostu nie był

liderem i nie był w stanie wykształcić w sobie nawet namiastki cech

background image

przywódczych.

M. K.: A jednak pod wpływem presji nieudolnie próbował coś z siebie

wykrzesać. Niestety melancholik ma to do siebie, że jest płynny tylko między

swoimi zasadami. Choleryk także, jednak o ile melancholik zawsze będzie

stronił od ludzi, o tyle choleryk zawsze będzie do nich ciągnął i potrzebował

ich adoracji. Andrzej pracował nad swoimi projektami, czy było to komuś

potrzebne, czy nie. Gdyby był przywódcą cholerykiem, prawdopodobnie

typowo naukową pracę analityczną delegowałby komuś z zespołu, a sam

zajął się kwestiami decyzyjnymi.

B. M.: A on pozostawiał decyzyjność pracownikom, co prowadziło do

konfliktów między nimi.

M. K.: Co Andrzeja, jako melancholika, obchodziło średnio lub wcale, dopóki

nie rzutowało to na wykonywaną przez niego pracę.

B. M.: Świetny specjalista i beznadziejny kierownik.

M. K.: Melancholicy, cholerycy – te „sztywne” temperamenty zawsze

podświadomie chcą się wpasować w swój schemat, dlatego wszelkie próby

naśladowania innego zachowania są odbierane jako sztuczne.

B. M.: I urządzamy takie maskarady – przywdziewamy maskę w pracy,

a czasem także w domu. Sztuczność aż bije po oczach, chociaż bywają osoby,

które zlewają się ze swoją maską i zatracają tożsamość.

M. K.: Zakładamy maski, aby być bardziej atrakcyjni w danym momencie.

Jeżeli jestem pesymistką, to zakładam maskę optymistki, dopasowuję się do

oczekiwań rozmówcy, żeby zyskać jego względy. Zdobyłam swoje, to

ściągam maskę.

Maski stosujemy po to, żeby osiągnąć coś, co przy naszym normalnym

zachowaniu byłoby trudne. Kryjemy się za maską tuszującą nasze intencje

i sposoby działania. Manipulujemy z wdziękiem. Bez maski nasze zamiary

są widoczne. Są ludzie, którzy ubierają maski, aby wzbudzić litość czy

współczucie, i tacy, którzy ubierają maskę osoby silnej, by wzbudzić

poczucie autorytetu – jak to było w przypadku Karoliny czy właśnie

background image

Andrzeja. Masek może być naprawdę wiele.

B. M.: Każda maska ma jednak swoją cenę. Karolina po owym sztucznym

zachowaniu trzymała się za serce, zatem było to dla niej mocno obciążające

emocjonalnie.

M. K.: Cena jest wysoka. Trzymaniem się za serce Karolina chciała raczej

uspokoić urażonego sangwinika i ściągnąć na siebie wzrok innych. Gdyby

była typowym sangwinikiem, obróciłaby całą sytuację w żart i nie oddała

prowadzenia szkolenia. Karolina walczyła jednak z poczuciem winy, w które

popchnął ją jej melancholik, więc zdecydowała się na tak nieprzemyślaną

akcję. W jakimś sensie przegrała, ponieważ postawiła na choleryka, który

u niej nie dominował, a zignorowała dwa przeciwstawne temperamenty –

sangwinika i melancholika, oraz ten, który u niej dominował, czyli

flegmatyka. Skrajny optymizm kontra skrajny pesymizm u jednej osoby

gwarantuje kłopoty.

B. M.: Melancholik-sangwinik to jednostka najbardziej niebezpieczna dla

siebie. Z jednej strony nieprzeparta chęć błyszczenia między innymi,

z drugiej – potrzeba izolacji i poczucie niezrozumienia. Można wnioskować,

że właśnie taką mieszanką była Marilyn Monroe – uwielbiana przez tłumy,

a jednocześnie głęboko nieszczęśliwa. Oszałamiająca popularność, skrajne

emocje, talent, uzależnienie…

M. K.: Zgadza się. Takie skrajności w jednym człowieku mogą mieć

dramatyczne konsekwencje. Jednak nawet jeżeli mniejsze natężenie

skrajnych cech zmusza nas do zakładania pewnej maski, to możemy być

pewni, że ta opadnie, gdy będziemy sami. Bywa, że uczynny dotąd człowiek

staje się egoistą, bo zrzucił maskę. A my usprawiedliwiamy go kryzysem

wieku średniego albo wręcz nazywamy sytuację po imieniu, mówiąc, że

pokazał prawdziwą twarz. Żywimy do niego urazę i unikamy kontaktów

z nim, jeśli to tylko możliwe. Gdy takiej możliwości nie mamy, po prostu

jesteśmy z tą osobą, czując do niej złość i nienawiść. Tak naprawdę krzywdę

robimy sobie.

B. M.: Nieliczni mają odwagę przyznać, że noszą maski. I to niezależnie od

background image

temperamentu.

M. K.: Zdecydowanie łatwiej jest nie dostrzegać masek, zwłaszcza jeżeli te

mają mieć pozytywny wydźwięk – czyli osoba przywdziewa maskę miłej,

uczynnej, takiej z sercem na dłoni. Najczęściej trudno nam uwierzyć w to, że

zostaliśmy oszukani, więc szukamy usprawiedliwień dla tej osoby, by nie

przyznać przed sobą, że po prostu daliśmy się nabrać.

B. M.: Zwłaszcza cholerykom i melancholikom trudno jest się przyznać do

błędu. Łatwiej im udawać, że nie widzą zmian, albo tłumaczyć owe zmiany

na swój sposób. Czasem jednak, gdy długo nosimy maskę, możemy się z nią

stopić do tego stopnia, że już nie wiemy, kim jesteśmy.

Tabela 3. Charakterystyka czternastu typów osobowości ze względu na

przewagę temperamentu

Choleryk

1. Władczy (bierze władzę w swoje ręce, szanuje

hierarchię, żelazna dyscyplina, celowość i skuteczność
działania, odważny, lubi akcję i przygodę, uwielbia
rywalizację).

2. Pewny siebie (ma wysokie mniemanie o sobie

i poczucie godności, duże poczucie ważności,
ambitny, ma talenty polityczne, lubi wysokie
stanowiska i prestiż, myśli o sobie jak o bohaterze, ma
silną potrzebę współzawodnictwa).

Sangwinik

1. Dramatyczny (wielki dar przeżywania emocji,

witalność, ekscytacja życiem, w centrum uwagi,
dbający o wygląd, czarujący uwodziciel, łatwo
angażujący się, entuzjastyczny).

2. Zmienny emocjonalnie (romantyczny, namiętny

i

skoncentrowany,

wrażliwy

i

uczuciowy,

niepohamowany i spontaniczny, żywotny i twórczy,
ciekawy świata, otwarty umysł, odpowiednio
zdystansowany do rzeczywistości).

3. Awanturniczy (nonkonformista, odważny, niezależny,

ma dar przekonywania, niespokojny duch, goni za
przygodą,

odważny,

wytrzymały

psychicznie

i fizycznie, żyje teraźniejszością).

Flegmatyk

1. Oddany (silnie angażuje się wzwiązki, towarzyski,

entuzjasta pracy zespołowej, pokorny, uprzejmy,
zgodny, pełen taktu, spolegliwy, ma potrzebę
przywiązywania się do ludzi i rzeczy).

2. Wygodny (ceni wygodę, własny czas i drogę do

szczęścia, nie robi więcej niż trzeba, buntuje się przy
próbie wykorzystywania go, ma swobodny stosunek
do czasu, akceptuje siebie i swój styl życia, wierzy
w ślepy los).

3. Ofiarny (wspaniałomyślny, w służbie bliźniego,

uczciwy, godny zaufania, tolerancyjny, pobłażliwy,
pokorny, wytrzymały na cierpienie i niewygody,

Melancholik

1. Sumienny (oddany swojej pracy, ma silne zasady

i normy moralne, wykonuje wszystko jak trzeba,
perfekcjonista, uparty, ma zamiłowanie do porządku
i szczegółów, oszczędny, uważny, ostrożny
w działaniu, chomikuje dużo rzeczy).

2. Czujny (duża autonomia, ostrożność w relacjach

z innymi, spostrzegawczy, dobry słuchacz, bardzo
wrażliwy na krytykę, wierny, lojalny).

3. Samotniczy (niewielkie potrzeby towarzyskie,

samowystarczalny, zrównoważony, spokojny, realista,
wydaje się równie obojętny na ból i przyjemność,
powściągliwy, nie okazuje wyraźnego zaangażowania

background image

prostoduszny).

i emocji).

4. Wrażliwy (zamiłowanie do swojskości, wrażliwość na

opinie innych, rozwaga, uprzejma rezerwa, potrzeba
wyraźnych ram, zamknięty w sobie).

5. Niezwyczajny (trzyma się własnych odczuć

i przekonań, zamknięty w sobie, niewrażliwy na
konwenanse, oryginalny, ma skłonność do myślenia
i filozofowania, skupiony na sobie, obserwator).

6. Poważny (ma trzeźwy umysł, rzetelny,

bezpretensjonalny,

odpowiedzialny,

rozważny,

analityczny, oceniający, krytycznie spoglądający na
życie, pesymista, życie to dla niego praca).

Źródło: opracowanie własne na podstawie doświadczeń z pracy coachingowej oraz książki

Twój psychologiczny autoportret (J. M. Oldham, L. B. Morris, przeł. A. Bielik, Warszawa: Jacek

Santorski & Co).

Wyzwolenie z gorsetu

M. K.: Jeżeli długo nosi się maskę, traci się cel i sens, a to, co zdobywamy

w ten sposób, przestaje mieć dla nas znaczenie. Z czasem maska zaczyna

uwierać, wpadamy we frustrację, złość, depresję, borykamy się z poczuciem

winy. To właśnie z powodu zrzucania latami noszonych masek mamy potem

takie spektakularne odmiany, zdrady, rozstania, rzucanie pracy. Jeżeli zaś

nigdy nie zrzucimy maski, to dożyjemy swoich dni z poczuciem winy

i frustracji, podejrzewając wszystkich o wszystko.

B. M.: Spektakularne odmiany są szczególnie widoczne wtedy, gdy do głosu

dochodzi tłamszony dotąd rzeczywisty temperament. Kobieta, która całe

życie była cichą, uległą myszką, wdaje się w romans, rozkwita, zostawia

dotychczasowego partnera. Jak Joasia, która całe życie była w cieniu męża.

Uległa, niekwestionująca, poddana, dopiero wśród przyjaciółek mogła

zabłysnąć i śmiać się do woli. Aż przyszedł moment, że dowiedziała się

o zdradzie. Najpierw chciała udawać, że to nic takiego. Robiła to ze strachu

przed tym, co mogłoby się stać, gdyby mąż zostawił ją dla innej. Jednak

spotkała swoją pierwszą miłość, szaloną, jak to określiła, beztroską, piękną

i wolną. I przypomniała sobie, że ten cień, ta małomówna postać w szarych

ciuchach stojąca za mężem cholerykiem to nie ona. Że ona kocha tańczyć,

śmiać się, spotykać ze znajomymi, bawić, a dla jej męża liczą się praca

i obiad podany na czas. I Joasia sama nawiązała romans, w którym nie była

background image

cieniem, a gwiazdą.

M. K.: Tłumiony temperament w końcu znajdzie ujście. Jeżeli Joasia była

radosnym dzieckiem, właśnie takim sangwinikiem, a dorastając, ciągle

słyszała, że powinna być poważna, że nie przystoi się tyle śmiać i żartować,

to zaczęła spełniać narzucane jej oczekiwania, bo chciała być akceptowana

i kochana, jak każde dziecko.

Rodzice bardzo często nakładają dzieciom maski – tworzą je takimi,

jakimi chcieliby je widzieć. Potem przychodzi moment, że gorset

poprawności uwiera i zaczyna pękać, na jaw wychodzą spontaniczność,

radość, otwartość.

Często się zdarza, że odwagi do zrzucenia maski nabywamy z wiekiem.

Osiągnęliśmy już swoje, nie mamy zahamowań i wracamy do tego, co

zostało nam zabrane. I taka czterdziestoletnia, pięćdziesięcioletnia czy

starsza osoba zaczyna się bawić, odkrywa, że życie jest piękne. Mówi się

„rycząca czterdziestka” w kontekście minionych lat. Hm… a ja często widzę,

że to jest kontekst stłamszonych temperamentów i ukrytych pragnień. Pani

ma czterdzieści lat i w końcu dociera do niej, że jest dorosła. Niektórzy

dorastają koło trzydziestki, inni później. Są i tacy, którzy nigdy nie zdobędą

się na taką odwagę. Maska wrosła głęboko w ich serce i w duszę.

A Joasi dawna miłość przypomniała o tym, co daje jej radość, której

w obecnym życiu jej brakowało.

B. M.: Jeszcze w okresie zalotów między Joasią i jej mężem było nieco

inaczej. Piotr zabierał ją na tańce czy do kina. Potrafił porwać na ciekawy

wyjazd. To jednak trwało bardzo krótko. Szybko wzięli ślub, potem było

dziecko, a Piotr stał się pracoholikiem.

M. K.: Zakochanie jest piękną maską – widzimy tylko zalety i sami staramy

się tacy być. Ale tak jak każda maska, zauroczenie też zaczyna opadać. Jeżeli

pod tą maską jest człowiek, który nas interesuje, to taki związek się fajnie

rozwija i trwa. A jeśli nie, i w dodatku jest za późno na rozstanie… Są dzieci,

jest lęk przed przyznaniem się do tego, że czujemy się oszukani…

B. M.: …że to nie tak miało być…

background image

M. K.: Wówczas nakładamy drugą maskę, mówiąc: „Nie mogłam się aż tak

pomylić”. Nie przyznajemy się do winy przed sobą i przed całym światem.

Trwamy, bo tak jest wygodniej.

B. M.: Taką tendencję mają zwłaszcza flegmatycy. Trzeba przyznać, że Joasia

ma w sobie wiele cech flegmatyka – dzięki temu tyle lat żyła w tle swojego

męża. Dominujący jednak okazał się u niej stłamszony sangwinik, który

rozkwitł w odpowiednim momencie. Nagle lęk przed tym, jak ona sobie

poradzi bez męża, przestał istnieć.

M. K.: Strach po trosze usypia i znieczula. Na temperament, z którym się

rodzimy, wychowanie, które odbieramy, nakłada nam ciasne, sztywne,

krępujące ruchy „ubranka” pewnych zachowań. Coraz ciaśniej oplatają nas

stereotypy, narzucone nam przekonania i wypracowane przez lata nawyki.

Przestajemy wierzyć w siebie, bo zapomnieliśmy, jak naprawdę wyglądamy.

Ulegamy tym, których uważamy za lepszych, bardziej godnych, ładniejszych.

Dlatego ludzie o osobowości usłużnej, wycofującej się, nawet jeśli mają

ekspresyjny temperament, pozostaną męczennikami – jak Joasia. Ludzie

o osobowości dominującej, nawet przy introwertycznym temperamencie,

pozostaną raczej nieczułymi tyranami.

B. M.: Jak Piotr.

M. K.: To częsty model tych „trwających w związku” dla dobra wyższego,

w kłamstwie, frustracji i niespełnieniu. U Joasi jej rzeczywisty temperament

obudziła dawna miłość, jednak nie wszyscy „trwający” mają możliwość

doświadczenia tego rodzaju przebudzenia. Piotr swoją zdradę uznał za coś

normalnego. To, czego nie dostawał w związku, znalazł gdzie indziej.

B. M.: To częste tłumaczenie – gdyby Joasia była inna, on nie musiałby

postępować w ten sposób…

M. K.: I to jest prawda, okrutna, ale niestety prawda. Bez rozmów, w gąszczu

domysłów i frustracji Joasia i Piotr stali się dla siebie bezbarwni. Przestali się

dostrzegać. W takich „trwających” związkach emocje opadają. A przecież to

emocje są barwą życia. Jeżeli ich nie ma, podświadomie czujemy zagrożenie

background image

i ich szukamy. Człowiek zawsze poszukuje najłatwiejszych rozwiązań.

A łatwiej szukać na zewnątrz niż w sobie. Natomiast to, co potrzebujemy

znaleźć, jest w nas samych i nigdzie indziej.

B. M.: Tylko aby zajrzeć w głąb siebie, trzeba do tego dojrzeć, wziąć

odpowiedzialność za swoje życie, dokonane wybory, ich konsekwencje i w

końcu – działania prowadzące do zmiany. Trzeba dojrzałości i odwagi, by

zajrzeć w te miejsca własnego umysłu i serca, które schowaliśmy przed

całym światem i własną świadomością.

Dodajmy jeszcze, że nawet osoby odpowiedzialne i świadome czasem

przywdziewają maskę w dobrej intencji – aby chronić innych lub siebie.

Rozwodząca się kobieta, która jest dyrektorką w firmie, nie będzie przecież

swojej rozpaczy przenosić na grunt zawodowy. Nawet jeżeli w środku ledwie

się trzyma, to na potrzeby swoich zadań zawodowych przywdziewa maskę

kompetencji, odcinając się od domowych emocji.

M. K.: Właśnie, maski bardziej kojarzą się nam z kłamstwem niż ze

szczerymi zamiarami. Jednak one też pomagają nam w codziennym życiu.

Powiedziałabym, że wtedy są filtrem, który chroni nas przed zranieniem.

Nie zawsze to, co czujemy, chcemy pokazać innym. Wówczas zakładamy

maskę sugerującą spokój czy pełne zaufanie, nawet gdy w środku nie

jesteśmy o tym przekonani. Możemy to zrobić, mając bardzo szlachetne

intencje, aby dodać komuś otuchy lub kogoś zainspirować.

Zawsze warto pamiętać, co jest naszą intencją i z jakiego powodu

zakładamy maskę. Maski odgrywają ogromną rolę w naszym życiu. To pod

nimi ukrywamy emocje, w nich uciekamy przed światem i światu się

pokazujemy.

Coaching dla ciebie:

jak wyjść z błędnego koła?

Jeżeli nie zadowala cię obecna sytuacja (domowa, zawodowa czy inna) i chcesz coś
zmienić, poświęć trochę czasu, aby odpowiedzieć na pytania coachingowe. Warto
wracać do tych pytań co jakiś czas (np. raz w roku, we własne urodziny).

Kim jestem teraz, a kim pragnę być?

Jakich zmian muszę dokonać, aby stać się tym, kim

background image

pragnę być?

Co mogę zrobić z tym, co mam, aby stać się tym, kim
pragnę być?

Co jest moją pasją? Jak moja pasja może pomóc mi
stać się tą osobą, którą pragnę być?

Jakim człowiekiem chciałam być, gdy byłam
dzieckiem?

Jakich ludzi podziwiałam, będąc dzieckiem, i za co?

Jak to, kim teraz jestem, może wpłynąć na to, kim
chcę być?

background image

Rozdział 3

Filary świadomości

Beata Mąkolska: Żeby zrzucić maskę, musimy podejść do siebie uczciwie –

być świadomi swoich cech temperamentu. Nie każdy jednak tak samo

rozumie słowo „świadomość”. Dla jednego jest to forma samodyscypliny, co

oznacza, że niwelowanie tendencji do niepunktualności przełoży się u niego

na nastawienie budzika o pół godziny wcześniej. Dla innego świadomość to

powód, by uśmiechnąć się pobłażliwie i skwitować: „No, ja już tak mam”.

Małgorzata Krawczak: Świadomość to rama naszej osobowości. Zbyt wiotka

rama nie utrzyma osobowości, a przy zbyt mocnym naprężeniu ramy

osobowość może nie wytrzymać. Trzeba uważać, żeby nie patrzeć na ludzi

tylko przez pryzmat cech, jakimi siebie określają.

Tak jak już wspomniałam, cecha charakteryzuje daną osobę. Staje się ona

wadą, gdy doprowadzimy ją do skrajności. W każdym innym przypadku jest

zaletą. Ktoś może określić siebie jako osobę naiwną, a w rzeczywistości może

uciekać przed podejmowaniem decyzji czy szukać wymówki dla swoich

niepowodzeń. Oczywiście może to też być stwierdzenie faktu.

Samo mówienie to zaledwie kierunkowskaz, dopiero czyny określają

kierunek. Nic nie jest nigdy jednoznaczne, zawsze są różne barwy. Kto jest

świadomy? Świadoma jest osoba, która doskonale rozumie, że jako ludzie

jesteśmy różni, że zrozumienie tej różnorodności pozwala otworzyć się na

nowe, na inne. Osoba świadoma wie, że w różnościach się odnajdujemy nie

poprzez krytykowanie, eliminowanie czy piętnowanie, lecz poprzez

tolerancję i asertywność. Świadomość to nie jest zawężenie typu: „mam

takie cechy i koniec”. To jest stworzenie własnego dogmatu na swój użytek

i ku utrapieniu innych. Podejście typu: „zatrudnię sangwiników, żeby

zdobywali sympatię, flegmatyków, żeby wykonywali rozkazy jak mrówki,

choleryków, żeby trochę pokrzyczeli na flegmatyków, gdy ci zaczną się

obijać, i melancholików, żeby obmyślili, jak udoskonalić proces” sugeruje

świadomą rozgrywkę przybliżającą do sukcesu, jest zalążkiem biznesplanu

background image

dotyczącego zasobów ludzkich.

B. M.: Musimy nauczyć się odróżniać świadomość od bezmyślnego

szufladkowania innych i narzucania im własnych przekonań.

M. K.: Często spotykam się z taką postawą klientów w trakcie coachingu: „Bo

ja jestem świadoma swoich cech”, „Jestem świadomy tego, co robię”.

Niestety w przekonaniu niektórych owo bycie świadomym przekłada się na

definiowanie oczekiwań wobec innych, szczególnie osób z bliskiego

otoczenia. A tymczasem nie ma świadomości bez otwartości i tolerancji na

cechy innych.

„Świadomość” i „samoświadomość” to słowa, które robią karierę. Niestety

jest to kariera celebryty, który jest znany z tego, że jest znany. Tak właśnie

ludzie podchodzą do świadomości – mylą ją z własnymi bądź cudzymi

przekonaniami. Często też świadomością nazywamy stereotypowe podejście

do życia. I żeby dodać wagi swoim słowom, podkreślamy słowo

„świadomość” określeniem „moja”. Mówimy: „Jak rudy, to na pewno

fałszywy” tylko dlatego, że sami nie lubimy osób o rudym kolorze włosów. Tu

nie ma ani odrobiny świadomości, tu jest aż nadmiar uprzedzeń.

B. M.: Dyskryminujemy innych i tłumaczymy to świadomością własnych

preferencji.

M. K.: A to jest tylko wyłuszczenie tego, czego nie lubimy. Warto się

zastanowić, dlaczego nie lubię tego rudego. Czy jeśli kiedyś miałam do

czynienia z rudym, to dałam mu szansę, czy też potraktowałam go „jak

rudego”? Czy dałam sobie szansę przyjrzenia się temu człowiekowi,

poznania go bliżej, czy też z racji tego, że jest rudy, to…?

Mamy problem z akceptowaniem inności, a przecież akceptacja nie

oznacza przyjmowania danej postawy. Akceptacja to odpowiednie proporcje

tolerancji i asertywności. Aby cokolwiek zmienić w sobie, muszę to

zaakceptować i ocenić, na ile jest to dla mnie wygodne i opłacalne. Sprawa

wygląda trochę inaczej, gdy chcemy zmienić kogoś. Po pierwsze, nie da się.

Po drugie, ktoś może się zmienić, gdy my zaczniemy się zmieniać. A my

zaczniemy to robić, gdy zadamy sobie pytania: „W jakim stopniu potrafię

zaakceptować inność?”, „Czego potrzebuję, aby nauczyć się akceptować

background image

inność?”, „Co mi przeszkadza akceptować inność?”. Takie pytania ani

odpowiedzi na nie nie oznaczają, że jesteśmy inni. One tworzą świadomość,

uczą nas jej. A zatem czy jestem gotowa na zadanie sobie takich pytań

i szukanie na nie odpowiedzi? Zachowania innych ludzi są często

odpowiedzią na nasze zachowania. Prawo akcji i reakcji.

Bo ja nigdy nie będę modelką…

B. M.: Można jeszcze poruszyć kwestię świadomości w kontekście kontroli

i samokontroli. Jeżeli na przykład Ania ma figurę taką, a nie inną, uważa, że

jest za niska, za gruba, i wie albo właśnie „ma świadomość”, że nie będzie

modelką, to nie oznacza, że ma sobie odpuścić, nie ćwiczyć, jeść słodycze czy

inne niezdrowe jedzenie w nieograniczonych ilościach.

M. K.: Dobry przykład! Gdzie jest świadomość, gdzie ograniczenie, a gdzie

odpuszczenie sobie w drodze do zaniedbania? Jeżeli mówię, że mam

świadomość, iż nie będę modelką, to muszę sobie zadać pytanie, po co to

mówię. Aby wskazać wytłumaczenie mojej słabej woli czy podkreślić, za

czym tęsknię i czego w życiu nie osiągnęłam? Takie podejście nie zwalnia

mnie z działania na rzecz własnego zdrowia i urody.

Kolejne pytanie dotyczy tego, co wiem o modelkach. Dzisiaj bycie modelką

nie oznacza już jedynie posiadania piętnastu lat i niemalże anorektycznej

figury. Mamy przecież modelki XL czy 40+. Dlatego być może należałoby

zmodyfikować pytanie i zapytać: „W której grupie modelek mam

świadomość, że się nie znajdę?”.

I jeszcze jedno: „Na ile jest to świadomość, a na ile przekonanie?”. Bo

skoro mam czterdzieści lat i metr sześćdziesiąt cztery wzrostu, to na pewno

nie znajdę się w grupie wysokich modelek nastolatek. Natomiast mam duże

szanse zostać modelką na niszowych pokazach, na przykład dla kobiet

dojrzałych, na których już taka „czterdziestka” będzie mile widziana,

ponieważ tam będą pokazywane ubrania właśnie dla tej grupy wiekowej.

W momencie gdy sami narzucamy sobie ograniczenia, znajdujemy

wytłumaczenie dla niedbania o siebie: „Nie będę modelką, więc nie muszę

o siebie dbać”. Osoba świadoma dba o siebie. Nie jest modelką, bo to ją po

prostu nie interesuje, ale dba o siebie, o swoje samopoczucie, figurę, bo wie,

background image

że warto. Ma przekonania, jednak nie ogranicza siebie, wie, że bez względu

na to, czy będzie tą modelką czy nie, warto dbać o siebie. Nie muszę być

modelką na wybiegu, jednak jestem matką, żoną i sobą też pokazuję pewien

sposób życia. Jeżeli bezkarnie się objadam i mam pretensje do przyjaciółki,

że jest szczupła i wszystko łatwo jej przychodzi w życiu, to tak naprawdę

pokazuję, że jestem niewiele warta, że nic sobą nie reprezentuję poza

użalaniem się nad swoją osobą.

B. M.: To dosyć częsty scenariusz. Mamy tendencję do szukania wymówek

i ograniczeń, które nas usprawiedliwiają. Zawsze przecież można zrzucić

winę na „kogoś” lub na „coś” i pozbyć się odpowiedzialności za swoje życie.

M. K.: Niestety tak. I nie dlatego, że około 20% ludzi to flegmatycy, którzy nie

mają siły walczyć. Wtedy statystyki nie wyglądałyby aż tak źle. Do tej puli

trzeba dodać spory odsetek stłamszonych sangwiników, którzy weszli w role

ofiar życiowych, i zdruzgotanych melancholików, którym zawalił się świat.

Fakt, że jeszcze świeci słońce, to zwykłe niedopatrzenie Matki Natury i nie

warto się tym ekscytować.

B. M.: Przyjrzyjmy się, kogo podziwiamy i za co, bo podziwiamy innych

w kontekście nas samych, nierzadko naszych braków czy kompleksów.

M. K.: I nauczmy się podziwiać szczerym sercem – zachwycajmy się urodą

modelek, nie róbmy z tego demagogii, nie szukajmy dziury w całym, nie

tłumaczmy pieniędzmi, operacjami plastycznymi i tak dalej.

Warto pamiętać, że piękno i bogactwo są stanem umysłu, a nie

posiadania. To, czego świadomość mamy w naszym umyśle, najczęściej

spotykamy w życiu. Więc jeżeli mamy świadomość braków, to nasze życie

składa się właśnie z nich i zawsze będziemy zazdrościć innym tego, co mają.

B. M.: Życie w ciągłym poczuciu braku jest frustrujące – umysł jest wiecznie

niezaspokojony, pragnienia są generowane nie tyle z rzeczywistych potrzeb,

ile z powodu presji otoczenia. Trudno całkowicie wyzbyć się chęci

posiadania, ponieważ właśnie tak wychowują nas media – presja

producentów dóbr i usług, by kształtować popyt. Specjaliści od marketingu

prześcigają się w wymyślaniu metod zaspokajania czasem jeszcze nawet

background image

nieuświadomionych potrzeb. Aby sprzedać produkt, generują potrzebę

i uświadamiają ją klientowi. Wszystkie techniki manipulacyjne, jakimi

jesteśmy atakowani na każdym kroku, nie mają na celu uczynienia

człowieka szczęśliwszym, tylko zrobienie z niego klienta. Niestety bardzo

mało osób podchodzi do tego świadomie – jesteśmy wygodni, lubimy łatwe

rozwiązania, więc kupujemy szybkość i wygodę.

M. K.: Jeśli świadomie sformatujemy umysł i zaczniemy skupiać się na

własnym wewnętrznym pięknie i bogactwie, to z czasem zaczniemy

zauważać, że zdarzają się jakieś dziwne cuda. CUD zaś oznacza: Czas Unieść

D**ę. Działanie ma przyszłość, bo poprzez nie torujemy sobie drogę. Jak

działamy, tak mamy. I na tym polega tajemnica cudu. Najczęściej wszyscy

jesteśmy wystawieni na takie same pokusy – jedni ulegają batonikowi przy

kasie, inni nie; jedni wyciągają wnioski ze zjedzonego batonika, inni sięgają

po następnego, bo tak łatwiej.

B. M.: Nawiązując do batonika: doktor Deborah Cohen i doktor Susan Babey

opublikowały w „New England Journal of Medicine” artykuł, w którym

dowodzą, że nasze wybory zakupowe są coraz bardziej automatyczne, czyli

kupujemy coraz mniej świadomie. W kontekście pokus można nawet

posunąć się do stwierdzenia, że im więcej pieniędzy i otwartości na nowe,

tym więcej pokus, ponieważ dowolność w dysponowaniu finansami zwalnia

co niektórych z myślenia.

Kampanie marketingowe przekonują nas, co jest dla nas najlepsze

w każdej dziedzinie życia. Dochodzi do tego, że się nie zastanawiamy, co jest

nam potrzebne, czego tak naprawdę chcemy, tylko wybieramy to, co jest

pokazywane w spotach reklamowych. Zresztą spójrzmy na te wszystkie

obietnice lepszego samopoczucia, szczęścia, świetnego nastroju,

popularności, które mają się ziścić w magiczny sposób tylko dzięki temu, że

kupimy dany produkt. Tymczasem nawet jeżeli po zjedzeniu batonika czy

kupieniu nowej spódnicy poprawi się nam humor, będzie to chwilowe,

przejściowe, krótkie. Nie jest to trwała zmiana, a powierzchowny,

tymczasowy plasterek. Jeżeli poddamy się przekazom medialnym czy presji

otoczenia, to będziemy obklejeni coraz większą liczbą takich plasterków. Ani

to stałe, ani ładne, ani pożyteczne.

Prawdziwe źródło trwałej zmiany leży w nas samych. Aby do niego

background image

dotrzeć, musimy się nauczyć ignorować to, co nam nie służy, i odrzucać to,

co nas nie rozwija, a hamuje. To też jest świadomość – umiejętność

rozróżnienia tego, co mnie hamuje, od tego, co dodaje mi skrzydeł.

Umiejętność rozróżnienia motywacyjnej atrapy od prawdziwej inspiracji.

Wtedy dopiero świadomość staje się tym, czym jest, a nie ograniczeniem.

W przeciwnym wypadku choleryk kwituje swoją wybuchowość: „Czego wy

oczekujecie, przecież taki jestem” i jest przekonany, że to świetna wymówka.

M. K.: Właśnie! Choleryk nazwie świadomością tendencję do wybuchowości,

a może to być równie dobrze po prostu brak asertywności. Cholerycy to nie

tylko ludzie wybuchowi, to wspaniali przywódcy o genialnych cechach.

Jednak to od nich samych zależy, jak będą wykorzystywać te cechy.

Wybuchowość, nerwowość, krzykliwość – te emocje łatwo wychodzą

z człowieka, który nie zna samego siebie, który stworzył obraz siebie na

podstawie tego, co o nim mówili i jak go traktowali inni, o czym mówią

media i kogo lansują, czy też na podstawie własnych pragnień bycia kimś

ważnym, których się wstydzi nawet przed samym sobą.

B. M.: Niestety wybuchowość i agresja często objawiają się w stosunku do

bliskich osób. Najłatwiej zranić tych, których kochamy, bo wiemy o nich

najwięcej i nie mamy przed nimi zahamowań. To przykre, bo przecież taki

choleryk, który huka na żonę z byle powodu, w pracy potrafi się

powstrzymać, gdy zirytuje go przełożony. Taki właśnie był Piotr, mąż Joasi,

o którym rozmawiałyśmy wcześniej. W kontekście zawodowym dochodzi

kwestia hierarchii, więc Piotr nie chciał podpaść silniejszemu, gdyż to

mogłoby zaważyć na jego karierze. Ale w domu nie miał skrupułów, by robić

awanturę z powodu źle zawieszonego papieru toaletowego czy zimnej zupy.

Przy czym twierdził, że on oczywiście kocha swoją żonę.

M. K.: To swoisty paradoks życiowy. Najbardziej ranimy tych, których

kochamy, bo oni otworzyli się na nas. O Joasi Piotr wiedział wszystko, znał

jej słabe punkty, wiedział, jak złamać ją ostrą krytyką. Nie stosował krytyki

w pracy w stosunku do przełożonego, jednak niewykluczone, że gdyby sam

był przełożonym, to podwładnym by jej nie szczędził. Być może nie

krytykowałby ich tak ostro, ale jednak. Piotr miał piękną maskę, gdy

zakochał się w Joasi, zresztą ona też miała maskę. Gdy oboje zdjęli swoje

background image

maski, zobaczyli to, czego się nie spodziewali – wzajemne słabości. Zabrakło

charakteru, aby zająć się własnym związkiem i relacją. Poszli na łatwiznę.

Nałożyli maski „no nie wyszło” i rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Gdy

Joasia jeszcze szukała odpowiedzi na pytanie „Dlaczego?”, Piotr testował

ułańską fantazję. Zabrakło głębi świadomości. Zapamiętane zostało tylko:

„świadomy praw i…”. Do tego własna interpretacja zdarzeń i zaczynamy żyć

świadomie niestety tylko z pozoru. „Nie dam się drugi raz wyprowadzić

w pole” – przyrzekamy sobie i oczywiście przy najbliższej okazji jesteśmy

znowu jak dzieci we mgle, gdyż nie wyciągnęliśmy wniosków, nie

zajrzeliśmy w głąb siebie i nie zadaliśmy sobie pytania: „Jaki był mój udział

w tym niepowodzeniu?”.

Przebudzenie świadomości

B. M.: Wróćmy zatem do świadomości – choleryk mający świadomość, że

emocjonalnie reaguje na niepowodzenia, może zacząć pracować nad sobą,

na przykład nad panowaniem nad gniewem. Wtedy będzie mógł powiedzieć

o sobie, że jest świadomy swojej skłonności do wybuchania złością.

Zauważyłam, że czasem cholerykom bardzo pomaga nazwanie swoich

emocji, na przykład: „Zdenerwowała mnie ta rozmowa, dajmy sobie pięć

minut na ochłonięcie”. Jeżeli choleryk nauczy się pracować z własnymi

emocjami, to będzie w stanie zauważyć, że podnosi się mu ciśnienie,

i zareagować przed eksplozją. Dobrze jest tutaj zastosować skalę – lubiących

konkrety choleryków bardziej przekonują liczby niż poetyckie określenia.

Jeżeli więc choleryk w trakcie dyskusji zada sobie trud, by skupić się na

moment na sobie i określić, że w skali od 1 do 10 jest zdenerwowany na 3, to

będzie mógł kontynuować dyskusję. Jeżeli jego irytacja dojdzie do poziomu

7, to powinien przerwać rozmowę i ochłonąć, zanim dojdzie do 10

i wybuchnie niczym wulkan. To sztuczka, która doskonale się sprawdza.

Spójrzmy też na inne temperamenty. Zwykle sangwinikom się zarzuca, że

są chaotyczni. Jeżeli sangwinik zda sobie sprawę ze swojej skłonności do

chaotyczności, to będzie mógł ją kontrolować. Może przecież wypracować

nawyk korzystania z organizatora czy kalendarza, dzięki czemu będzie

porządkował i zapisywał ważne informacje.

background image

M. K.: Niezależnie od temperamentu do zmian potrzebna jest motywacja.

Szybciej znajdą ją cholerycy i sangwinicy. Melancholicy i flegmatycy bardziej

potrzebują bodźca, który „ruszy z posad bryłę ich świata”, niż motywacji.

Dla przykładu opowiem historię Sandry – uroczej, miłej flegmatyczki

z fantazją sangwinika i pesymizmem melancholika. Sandrze brakowało

zdecydowania typowego dla choleryka. Jej ciepłe usposobienie przyciągało

mężczyzn, ale na krótko. Szybko nudzili się „sielskością”, jaką roztaczała. Jak

można się domyślić, związek, który przetrwał stosunkowo długo, opierał się

na dominacji partnera. I gdy już Sandra miała odejść i zacząć żyć inaczej,

pojawiło się dziecko. Dało jej ono pewną siłę, aby nadal trwać w związku,

który niszczył ją coraz bardziej. Gdy po latach wszystko stało się nie do

zniesienia nawet dla flegmatyka, Sandra myślała o odejściu. Kilka dni

zbierała się na odwagę, aby powiedzieć kilkuletniemu dziecku, że

wyprowadzają się ze wspólnego mieszkania. Gdy zaś w końcu to

powiedziała, dziecko postawiło jeden warunek: „Mamusiu, ale nie

zabierzemy tam taty i nie powiemy mu, gdzie będziemy mieszkać, żeby

nigdy do nas nie przyszedł”. I to był ten bodziec, który „ruszył z posad bryłę

świata” – przesądził o decyzji i dał moc do działania.

Teraz Sandra jest samotną matką i szczęśliwszą kobietą, która

udowodniła sobie, że potrafi, że ma w sobie siłę, że dbanie o innych to

rozmowa z nimi, a nie spełnianie niewypowiedzianych życzeń, których

flegmatyk się domyśla.

Ja z kolei jestem dobrym przykładem sangwinika, którego opisałaś.

Chaotyczność i zapominanie były u mnie dawno temu na porządku

dziennym. I jest to zdecydowanie kwestia, która wymaga pracy własnej.

Pracując z ludźmi, nie mogłam sobie pozwolić na chaotyczność, dlatego

w pewnym sensie się poświęciłam, pilnowałam jej, aby nie przejęła kontroli

nad moim życiem. Pewne rzeczy zaczęłam zapisywać, segregować,

kategoryzować. Skupiłam się na organizacji pracy, grupowaniu informacji,

dokumentów. Tak, można to zrobić.

B. M.: Użyłaś sformułowania „poświęciłam się”, które często jest

nacechowane pejoratywnie. Wyjaśnijmy, że świadomość to nie jest

„wiązanie” siebie. Przykładowo, jeżeli sangwinik lubi mówić, to rozmawia

i nie ma z tym problemów. Przecież gdy ktoś „życzliwy” powie mu: „Bo ty za

dużo gadasz”, nie oznacza to, że ma już zawsze zamykać usta na spotkaniu

background image

towarzyskim.

M. K.: Rzeczywiście, warto podkreślić, że świadomość jest pomiędzy

skrajnościami – pomiędzy ograniczeniem a rozluźnieniem. Sangwinik lubi

dużo mówić, jednak może nauczyć się pracować nad słowotokiem.

B. M.: W takim przypadku świadomość wiązałaby się ze stwierdzeniem:

„Wiem, że dużo mówię, dlatego nauczę się lepiej słuchać, wychwytywać

sygnały świadczące o znudzeniu słuchacza”.

M. K.: Właśnie, sangwinik ma łatwość mówienia. Jest jednak różnica między

mówieniem a mówieniem do ludzi. W dzieciństwie i w młodości często

zwracano mi uwagę, że jestem gadułą i bardzo głośno mówię. Gdy mnie

uciszano i zamykano mi usta mało wyszukanymi uwagami, czułam się

okropnie – niedoceniana, beznadziejna, gorsza. Na szczęście, do czasu. Jako

coach i mówca motywacyjny pracuję głosem i tym, jak tworzę przekaz czy

prowadzę rozmowę. To, co było moim przekleństwem, jest teraz moim

atutem, narzędziem pracy.

Oczywiście każdym narzędziem trzeba umieć się posługiwać. Ja też się

tego uczyłam. Jeśli teraz ktoś zarzuca mi gadulstwo czy donośność głosu,

uśmiecham się albo kwituję to słowami: „Wiem, cały czas pracuję nad tym”

czy „To właśnie dzięki temu mam wspaniałą pracę” lub delikatnie ściszam

głos i zwięźle kończę – zależy od kontekstu.

Świadomość nie eliminuje danych cech, tylko oznacza, że uczymy się nimi

zarządzać. Każdy temperament ma swoje cechy, określenia „cechy dodatnie”

i „cechy ujemne” nie są przypadkowe. Mamy swoje mocne i słabe strony, co

nie znaczy, że to są wady.

B. M.: Bo wada to cecha, którą doprowadzamy do skrajności…

M. K.: I nie ma znaczenia, czy daną cechę uważamy za pozytywną czy

negatywną. To tylko nasza subiektywna ocena. Nauczyliśmy się oceniać

w procesie dorastania, wychowania i obserwowania innych. Wada to taki

stan danej cechy, który utrudnia funkcjonowanie czy budowanie relacji. Nad

wadami należy pracować, i to intensywnie. Podobnie jak nad zaletami,

ponieważ są to cechy, które eksponują nasze umiejętności i talenty. Moim

background image

zdaniem zalety to właśnie talenty. I nad nimi też trzeba mocno pracować,

żeby je rozwinąć.

Między wadami i zaletami jest miejsce na słabe i mocne strony. Słabe

strony, czyli te, które są raczej pasywne, i mocne, które częściej dochodzą do

głosu. Gdy zmieniają się okoliczności, na przykład już nie jestem na

utrzymaniu rodziców, tylko zaczynam pierwszą pracę, też następuje

przetasowanie cech.

B. M.: Choleryk, o którym jedni mówią, że jest agresywny, będzie przez

innych postrzegany jako osoba nastawiona na realizację zadania za wszelką

cenę. Agresywny w domu, ale już reprezentując interes ogółu w jakiejś

spornej kwestii, broniąc swojego stanowiska bądź nawet walcząc o pewne

przywileje, może być nazywany walecznym czy odważnym. Staje się

podziwianym wojownikiem.

M. K.: Agresywność też może być formą pewności siebie, odwagi,

ukierunkowania na realizację zadań. Zachowanie choleryka może być

przerażające dla flegmatyka, raczej uległego temperamentu. Choleryk zaś

jest nastawiony na konkrety i zdecydowane wyjaśnienie swojego punktu

widzenia jest dla niego w danym momencie najlepszą formą szybkiego

załatwienia sprawy.

Flegmatyk z kolei jest temperamentem bardzo taktownym

i potrzebującym czasu na przemyślenie, co sprawia, że łagodzi pewne

sytuacje. Dzięki temu uczymy się, że można inaczej, spokojniej.

B. M.: Flegmatycy to ciekawi negocjatorzy – bywają uparci, a jednocześnie

uprzejmie stanowczy.

M. K.: Melancholik ociąga się z podejmowaniem decyzji, jest podejrzliwy,

nastrojowy. Te cechy w nadmiarze mogą odebrać innym radość życia.

Jednak filtrują ich pochopność. Łagodzą na przykład ostre zapędy

sangwiników.

Wracając do pojęcia świadomości i do świadomości swoich mocnych

i słabych stron, swoich talentów i chęci ich rozwijania… Świadomość to bycie

przygotowanym na różne zachowania innych ludzi. Tymczasem to, co

robimy najczęściej, czyli ocenianie, jest formą krytyki, ucieczki od

background image

świadomości. Świadomość jest to też silne zaangażowanie w zrozumienie

świata i ludzi.

Świadomość jako zaangażowanie

B. M.: Użyłaś słowa „zaangażowanie” – przyznam, że w tym obszarze

obserwuję coraz więcej problemów. Czasem odnoszę wrażenie, że niektórzy

z zaangażowaniem to tylko oglądają telewizję. Wszystkim się przecież

spieszy. Szybciej, lepiej, dalej, mocniej. Więcej i więcej. I nawet jeżeli

kontakty ze znajomymi mamy powierzchowne, to jednak nie da się tak żyć

z samym sobą. Bo to jest życie w masce, o czym mówiłyśmy. Dzieci się nie

spieszą, są tu i teraz. A potem dojrzewają, rosną i zaczyna się wyścig. Koło

trzydziestki już siedzimy w rozpędzonej kolejce górskiej…

M. K.: Mało tego, jako dorośli mądrzymy się, mamy fakultety, pokończone

szkoły i uzurpujemy sobie prawo do kształtowania swoich dzieci na wybrany

przez siebie model. Stawiamy poprzeczkę wyżej wedle swojej perspektywy,

a nie możliwości dziecka. A przecież od własnych dzieci można się wiele

nauczyć.

Jako osoba o wielu cechach sangwinika wiedziałam, że mam tendencję do

powtarzania się – efekt uboczny gadulstwa i ewidentna uciążliwość dla

innych. Swego czasu zaryzykowałam i polecam taki eksperyment wszystkim

rodzicom. Poprosiłam córki, by zwracały mi uwagę, kiedy się powtarzam –

w każdej sytuacji, nawet w czasie kłótni. Gdybyśmy były w większym gronie,

to aby nie narażać się na komentarze na temat wychowania, miały mi o tym

mówić już po wszystkim. Początkowo nie było łatwo znieść krytykę ze strony

swoich dzieci. Potem dopracowywałyśmy wszystko, czyli moje i ich

wypowiedzi. Dzięki temu dotarła do mnie skala problemu.

B. M.: Ktoś mógłby powiedzieć, że zaryzykowałaś utratę rodzicielskiego

autorytetu. A przecież tak naprawdę właśnie pokazałaś swoim dzieciom, że

dorosły też może się pomylić, a jeżeli tak się zdarzy, to może swoje błędy

naprawić, i – co najważniejsze – że liczysz się ze zdaniem córek i im ufasz.

Myślę, że to dobry pomysł, by pytać swoje dzieci, jak nas postrzegają, czego

się od nas nauczyły, co w nas lubią, co im przeszkadza…

background image

M. K.: Może się okazać, że będzie to dla nas wartościowa lekcja pokory.

Między innymi dzięki temu mam dziś większą świadomość tego, co mówię

i jak mówię. Mam też głębszą relację z córkami – pokazałam im, że są

wartościowymi, mądrymi osobami i ich zdanie jest dla mnie ważne.

Wzmocniłam ich poczucie własnej wartości. Pokazałam im, jak udzielać tak

zwanej informacji zwrotnej, nie raniąc drugiej osoby i jej nie umniejszając.

W tym eksperymencie najbardziej zdziwiło mnie podejście moich córek.

Myślałam, że będą nadużywać krytyki, triumfować nad moimi wpadkami, co

początkowo budziło moje obawy. Tymczasem one też były pełne obaw –

pytały, czy jestem tego pewna, czy nie będę się złościć i krzyczeć, czy to

wypada zwracać dorosłemu uwagę, co powiedzą inni. Uspokoiło je

stwierdzenie, że aby być lepszą osobą, potrzebuję ich pomocy, ponieważ ja

nie widzę i nie słyszę tego, co widzą i słyszą one. Córki musiały się upewnić,

że to bezpieczne, a mnie zadziwiło to, jak bardzo dzieci nie czują się ludźmi,

jak im trudno i jak nisko stawiają się w hierarchii ważności. Podoba mi się

to, co powiedział Janusz Korczak, że dzieci nie są głupsze, one mają tylko

mniej życiowego doświadczenia. I dodam, że mają w sobie tę mądrość,

o której my, dorośli, zapomnieliśmy.

B. M.: Może być nam trudno przyjąć to, jak nasze zachowania wyglądają

w oczach naszych dzieci, ale jednocześnie może to stanowić początek zmian

w nas samych i pracy nad sobą.

M. K.: Bo świadomość to budzenie w sobie mechanizmów do działania, a nie

ocenianie innych.

B. M.: Nieocenianie jest szczególnie ważne, gdy próbujemy określić

temperament innych. Może się okazać, że zwykle reagujący nerwowo i ostro

choleryk zaskoczy nas w nowej sytuacji. Uruchomią się w nim zachowania

typowe dla temperamentu, który być może ma w mniejszości, który jednak

właśnie teraz doszedł do głosu. Takie zupełnie inne zachowania

obserwujemy zwłaszcza w nowych, dotąd niespotykanych sytuacjach.

Tak właśnie było z Joasią, o której mówiłyśmy wcześniej. Spotkała

młodzieńczą miłość, przypomniała sobie, kim była, odżyła w niej

sangwiniczka i gdy mąż zrobił jej kolejną awanturę o porozrzucane zabawki

dzieci, wrzasnęła na niego, że dzieci są w połowie jego, że też ma ręce i sam

background image

może pozbierać zabawki. Zwykle reagowała przeprosinami i w pośpiechu

sprzątała, a tym razem jej furia „sprzątnęła” cały autorytet Piotra, który

stanął jak wryty, patrzył na nią dobry kwadrans, po czym mruknął, że

właściwie to dzieci same już powinny po sobie sprzątać.

M. K.: Jesteśmy mieszanką czterech temperamentów, dlatego daje to nam

wiele możliwości. Możemy w pewnym momencie zmienić bieg wydarzeń.

Potrzebny jest do tego odpowiedni bodziec. To, co zadziałało na Joasię,

niekoniecznie zadziałałoby na kogoś innego, nawet jeśli też byłby

flegmatykiem.

Sandra potrzebowała innego bodźca – wiązał się on z instynktem

macierzyńskim: „Moje dziecko jest nieszczęśliwe! Muszę z tym skończyć!”.

Różne bodźce pozwalają zmienić perspektywę nie tylko nam, ale też naszym

bliskim czy współpracownikom. Zrobienie czegoś inaczej daje nam siłę i z

czasem buduje nasz autorytet.

Warto wiedzieć, kim jesteśmy, jakie cechy nas charakteryzują, aby lepiej

zareagować na bodźce. Należy pamiętać, że jednorazowe zrobienie „testu na

temperament” bez właściwej interpretacji może przynieść nam więcej złego

niż dobrego. Zamiast zyskać świadomość poznania, możemy utwierdzić się

w zgubnych przekonaniach.

Bez wymówek

B. M.: Utwierdzamy się w zgubnych przekonaniach, ponieważ zyskujemy

wyjaśnienie własnych zachowań. A przecież dwie osoby zaznaczające tę

samą cechę, na przykład „nieśmiały”, mogą mieć coś innego na myśli. Ania

powie, że jest nieśmiała, bo nie lubi przemawiać publicznie, przy czym dla

niej oznacza to występowanie przed więcej niż dwiema osobami. Z kolei

Konrad może uważać się za nieśmiałego, bo nigdy nie wychodzi z żadną

inicjatywą. Jednak mówi wyraźnie i ma dobrą aparycję, dlatego prowadził

w szkole wszystkie apele, dzielnie trzymając w ręku przygotowany przez

koleżanki tekst.

M. K.: Nie tylko ta sama cecha może się u różnych ludzi objawiać czymś

innym, ale jeszcze jej poziom może być różny. Często spotykam się też

z tym, że to, co inni o nas mówią, przekłada się na to, jak postrzegamy

background image

siebie. Agnieszka zaznaczyła, że jest naiwna, a okazuje się racjonalnie

myślącą osobą o analitycznym umyśle. Spytałam ją zatem, dlaczego uważa,

że jest naiwna. A ona na to, że wszyscy jej to mówią.

B. M.: Przy czym jeśli dopytamy, to „wszyscy” pewnie okażą się jedynie

matką albo partnerem.

M. K.: Bardzo często tak jest. Znamy siebie z opinii innych na nasz temat.

Nie zadajemy sobie trudu, żeby poznać siebie i stworzyć własne zdanie na

swój temat. Wzmocnić, a może i odbudować poczucie własnej wartości

i pewności siebie, a nie cudzą opinię w tej sprawie. Naiwność, co prawda, nie

kojarzy się zbyt dobrze, co jednak nie znaczy, że jest zła.

B. M.: Naiwność może też być określeniem pewnej otwartości na świat

i tendencji do okazywania życzliwości i ufności innym ludziom,

dopatrywania się w nich dobrych rzeczy, a nie złych.

M. K.: Słowa są pewnymi symbolami, którymi się posługujemy, aby tworzyć

i wymieniać informacje. Słowo „stół” przywołuje na myśl obraz przedmiotu

powszechnie używanego do określonych czynności. I tych obrazów będzie

tyle, ilu jest ludzi. I nie będzie dwóch identycznych. Słowo spełnia pewną

funkcję informacyjną. Czytałam gdzieś, że używamy słów, aby ukryć własne

myśli. W mojej pracy coachingowej często spotykam się z tym, że ludzie

używają słów, aby wręcz zagłuszyć własne myśli. Jaki przyświeca temu cel?

Jakie mają intencje?

Określając osobę czy jej zachowanie, należy zawsze zwrócić uwagę na jej

intencje. Jeżeli ja lubię komuś pomagać i nie oczekuję zapłaty, to po prostu

pomagam. Ktoś, kto ma inne zasady, powie, że jestem naiwna, a przecież

moją intencją była pomoc, a nie zarobek. Świadomość różnorodności nie

szkodzi, ocenianie zaś bardzo. Świadomość pozwala odbierać sytuację,

a ocena klasyfikuje zachowania w obrębie wad i zalet, przy czym tych

pierwszych przeważnie jest więcej.

B. M.: Każda zaleta w nadmiarze może stać się wadą. Nad każdą wadą

można popracować, aby nie uprzykrzała życia nam lub innym. A jeżeli

rozkładam ręce i twierdzę, że się nie da, to znaczy, że żyję w małej

background image

świadomości.

M. K.: Gdy słyszę, że czegoś nie da się zrobić, to powtarzam za dziadkiem

mojego znajomego, że nie da się parasola w d….. otworzyć. Po czym dodaję,

że Tom i Jerry dzięki pomysłowości swoich twórców akurat z tym zadaniem

sobie poradzili. W tym miejscu posłużę się słowami Walta Disneya, że

człowiek może stworzyć wszystko, co jego umysł jest w stanie wymyślić.

Kiedyś usłyszałam od lekarza w bardzo podeszłym wieku, że większości

jego pacjentów nie dolega nic z wyjątkiem ich myśli. Jakie zatem myśli

przeszkadzają nam tworzyć własne życie?

B. M.: Wiem coś o tym. Prowadzone przeze mnie warsztaty na temat

powstrzymywania negatywnych myśli cieszą się niezmienną popularnością.

Okazuje się, że niezależnie od temperamentu, statusu finansowego,

posiadania lub nie rodziny myśli uprzykrzają nam życie i odbierają radość.

Gdy stajemy się świadomi ograniczających nas myśli, możemy uczyć się

nimi zarządzać. I to jest przełamanie utartych schematów. Otwarcie drzwi,

które nie tylko były dotąd zamknięte, ale których się po prostu nie widziało.

M. K.: Trzeba zmienić perspektywę – to ja mam zaakceptować świat, a nie

świat ma zaakceptować mnie. Większość z nas narzeka, zrzędzi i przyjmuje

postawę roszczeniową. Takim osobom mówię przeważnie: „Moment, a co ty

takiego robisz, że świat ma zauważyć właśnie ciebie? Jeżeli tylko narzekasz

i zrzędzisz, to jesteś w większości. Daj coś od siebie, a świat zacznie cię

zauważać”. Bo jak powiedział Henry Ford: „Jeżeli będziesz postępować tak

jak większość, to tak jak większość poniesiesz porażkę, a jeśli będziesz

postępować tak jak nieliczni, to tak jak nieliczni odniesiesz sukces”. Sukces

zaś to jedna z kategorii świadomości.

B. M.: Ludzie lubią postępować tak jak większość. Kopiują swoje nawyki, nie

wychylają się z tłumu. W grupie rozkrzyczanych ekstrawertyków, którzy

walczą o dominującą pozycję, introwertyk analizuje sytuację z pewnym

dystansem. I nawet jeżeli jest pewien, że inne rozwiązanie jest lepsze niż to

proponowane przez rozkrzyczanych ekstrawertyków, to się nie odezwie. Siła

tłumu i masy – wciskamy się w otoczenie, stajemy niewidzialni, podążamy

za trendami narzuconymi przez kilku rozkrzyczanych ekstrawertyków.

background image

Zamiast wziąć odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, poddajemy się woli

większości. A potem możemy do woli narzekać.

M. K.: Stoimy w miejscu i narzekamy, mamy złudne poczucie

bezpieczeństwa. Skoro wszyscy, to ja też, przecież krzywda nie może

dotyczyć tylu osób. Potem się okazuje, że może. I koło się zamyka konkluzją:

„Biednemu to zawsze wiatr w oczy”.

W świecie zwierząt działanie bądź jego brak dyktuje instynkt. Człowiek

oprócz pytania „Po co?” dodaje „Co ja z tego będę miał?”. To, co chcemy mieć,

staje się intencją. Po to mamy świadomość, aby decydować o naszych

intencjach – chcę budować, czy chcę niszczyć? Chcę wychodzić naprzeciw,

czy chcę się odgradzać od innych? Intencje nadają barwę naszym

działaniom.

Coaching dla ciebie:

przebudzenie świadomości

Jeżeli stoisz w miejscu, mylisz samoocenę z postrzeganiem przez innych lub
ogranicza się krytyka z zewnątrz, to poświęć kwadrans, by odpowiedzieć sobie na
podane pytania coachingowe.

Kiedy działasz świadomie? Co chcesz dzięki temu

zyskać?

Jakie zachowania są poza twoją świadomością? Jak
się o nich dowiadujesz?

Które cechy świadomie wpisałabyś sobie
w życiorys? Jak zmieniłoby się wtedy twoje życie?

Którą cechę uważasz u siebie za najtrudniejszą? Co
pozytywnego zadziało się wtwoim życiu dzięki tej
cesze?

Którą cechę uważasz u siebie za najlepszą? Co
negatywnego zadziało się w twoim życiu dzięki tej
cesze?

Jak te cechy mogą stanowić o twojej sile?

Co bardziej ciebie rani: opinie innych ludzi czy
własne? Jak sobie z tym radzisz?

Co bardziej cię wzmacnia: opinie innych ludzi czy
własne? Co z tym robisz dalej?

background image

Rozdział 4

Budowanie poczucia własnej wartości

Beata Mąkolska: Świadomość własnych cech i umiejętność zarządzania

nimi ugruntowuje poczucie własnej wartości. Jeżeli nie mamy

ustabilizowanego poczucia własnej wartości, jeżeli nie motywujemy siebie,

nie doceniamy i nie pracujemy nad postawą asertywną, to zakładamy maski

i niestety nie żyjemy w zgodzie ze sobą – niezależnie od temperamentu.

Małgorzata Krawczak: Nathaniel Branden powiedział: „W systemie

wartości człowieka nie ma nic ważniejszego i bardziej decydującego o jego

rozwoju psychicznym i motywacjach niż szacunek, jakim darzy on samego

siebie”. Poczucie własnej wartości to szacunek, jakim darzę siebie. Poprzez

to, jak szanuję siebie, pokazuję innym, jak mają mnie szanować. Jeżeli ja

tego nie robię, to daję innym przyzwolenie na poniewieranie mną. I tu się

sprawa komplikuje, bo inni wcale nie są aż tak niegodziwi i niewdzięczni,

oni po prostu stosują się do naszych „zaleceń”. Jeżeli szanuję siebie, to czuję

się dobrze sama ze sobą i nie mam potrzeby zakładania masek. Jestem

autentyczna i dobrze mi z tym. A jeżeli nie szanuję siebie, to moje życie

układa się według jednego z dwóch scenariuszy. Albo staję się uległą,

sfrustrowaną i bezradną osobą, która ciągle szuka sposobu na to, aby ją

szanowano, i robi to poprzez udowadnianie innym, że na to zasługuje,

ponieważ się stara. Albo też sięgam po agresję i arogancję, czyli wymuszanie

szacunku za pomocą siły. Oba scenariusze mogą być rozbudowane

w zależności od temperamentów i okoliczności. Nie przynoszą one

szacunku, a frustrację – i to w nadmiarze. Oba są wyczerpujące psychicznie –

dla realizującej je osoby i dla jej otoczenia, z powodu noszenia masek. I co

najważniejsze, oba można przełamać i nauczyć się szacunku do siebie.

B. M.: Napisano wiele książek na temat poczucia własnej wartości, a mimo

to kobiety nadal cierpią z powodu niedoceniania siebie. Z racji ról

społecznych podlegają ciągłej krytyce, same krytykują inne kobiety i siebie

background image

także oceniają bardzo surowo. Wartościują siebie przez pryzmat własnych

zachowań, relacji z innymi i społecznych oczekiwań. Iwona Majewska

Opiełka w książce Siła kobiecości pisze, że w ten sposób mieszają pojęcie

tożsamości z podleganiem nieustannej ocenie

4

.

M. K.: Zgadzam się z tym. Z całą odpowiedzialnością chcę podkreślić, że to,

kim jesteś i jak siebie traktujesz, jest ważniejsze od tego, kim jesteś w życiu

zawodowym. A zdarza się, i to nie tak rzadko, że życiem zawodowym

nadrabiamy własne braki, aby lepiej wypaść na przykład przed znajomymi.

Ocena to rozliczanie pewnych dokonań i zachowań. Często kończy się

kolekcjonowaniem fakultetów czy tytułów naukowych, z których nie wynika

nic, jeśli za tym nie idzie postawa „wiem, po co to robię”. Nie ma niczego

złego w byciu osobą wykształconą, która dzięki swojej wiedzy tworzy

postawę poszanowania siebie i innych, eksponowania wartości życiowych

czy stwarzania dla siebie i innych przestrzeni do rozwoju. Dużo złego wiąże

się zaś z byciem wykształconym dla samego wykształcenia.

B. M.: Są ludzie, którzy uwielbiają zasłaniać się dyplomami. Kolejny kurs,

kolejny dyplom, kolejny papier i czują się pewniej. Jakby wciąż musieli

komuś coś udowadniać. Albo rywalizują na liczbę tytułów i świadectw.

M. K.: Kiedyś pracowałam w pewnej firmie transportowej. Jednym

z kierowców był pan Henio. Starszy, szpakowaty mężczyzna, niezwykle

zadbany, grzeczny, taktowny. Jeździł ogromną ciężarówką po całej Europie

i rozwoził towary. Czasem nie było go kilkanaście dni. Taka praca. Zawsze

jednak wprawiało mnie w zdumienie, a czasem wręcz w osłupienie, to, że

obojętnie, z jakiej trasy wracał, wysiadał z samochodu nienagannie ubrany,

ogolony, pachnący. Inni kierowcy przy nim wyglądali mizernie, mimo że byli

o wiele młodsi.

Cały czas się zastanawiałam, co taki elegancki człowiek robi w takiej

pracy. Zachowanie, sposób bycia, elokwencja, obycie – dzięki samemu

przebywaniu z panem Heniem czułam, że staję się lepszą osobą. On uważał,

że jego praca nie zwalnia go z obowiązku dbania o siebie. Jeżeli człowiek dba

o siebie, to nie musi się martwić o to, kto ma o niego zadbać. Te słowa

dźwięczą mi w głowie cały czas. Pan Henio uwielbiał swoją pracę, ponieważ

za rozwiezienie towarów otrzymywał pensję, a możliwość jeżdżenia po

background image

Europie miał gratis. Gdy pytałam innego kierowcę, jak było w Paryżu, to

słyszałam, że jak w każdym magazynie. Gdy o to samo pytałam pana Henia,

odpowiadał, że Pola Elizejskie są przepiękne nocą, bo z jednej strony czuje

się tam życie, a z drugiej strony tworzą atmosferę tajemniczości.

Niesamowite było to, że inni w miastach Europy widzieli tylko magazyny,

a dzień kończyli „browarem i kimką”. Pan Henio widział ciekawe i piękne

miejsca, bo przed każdą trasą planował, co chce zobaczyć, czekając na

rozładunek czy załadunek. Gdy inni kierowcy musieli pomagać

rozładowywać „cholerny towar”, on udostępniał samochód do rozładunku,

obserwując bacznym okiem działania innych – w końcu był odpowiedzialny

za auto. Pijał dobre piwo w towarzystwie żony, w pracy czytywał dobre

książki, szczególnie historyczne, prasę popularnonaukową i przewodniki

turystyczne, zwiedzał miasta. I żeby rozwiać ewentualne wątpliwości nigdy

nie dopuścił się żadnych nadużyć, czy to z powodu liczby przejechanych

kilometrów, czy zużycia paliwa, czy też przebywania w trasie dłużej niż

trzeba.

B. M.: Pan Henio miał klasę – którą się ma albo nie. Żadne pieniądze ani

piastowane stanowiska nie sprawią, że nagle zaczniemy ją mieć. Oczywiście

na niektórych prestiżowych stanowiskach trzeba mieć pewne obycie i kto go

nie ma, ten zatrudnia sztab doradców, aby nauczyli go odpowiedniego

i przekonującego zachowania. Jednym ta nauka przychodzi łatwiej, innym

trudniej – wystarczy popatrzeć na naszych polityków.

Dlaczego jednak kierowca nie miałby zachowywać się z klasą? Znów

włącza się nam nawyk oceniania, że kierowca i budowlaniec mogą wyglądać

niechlujnie i kląć pod nosem, ile zapragną…

M. K.: Pan Henio miał wykształcenie podstawowe niepełne, ukończył sześć

klas. Mógł zatem jak najbardziej wpasować się w „powszechny wizerunek

kierowcy”, o którym mówisz. Jak jednak mi wyjaśnił, po wojnie jego rodzina

miała problemy, a gdy zmarł jego ojciec, on musiał pomóc mamie i poszedł

do pracy. Z tamtego okresu najbardziej zapamiętał słowa matki, że nie jest

ważne to, czego nauczą go w szkołach, ale to, czego on się może nauczyć od

życia, nie chodząc do szkoły. I to było dla mnie wręcz odkrywcze. W końcu

nie jest sztuką być dobrym uczniem w szkole, gdzie wszystko masz podane.

Sztuką jest być dobrym uczniem, gdy szkołą jest życie, gdy nie ma

background image

podręczników i wykwalifikowanych nauczycieli.

B. M.: Szkoła uczy tylko jednego sposobu myślenia, w dodatku jest

nastawiona na odtwarzanie, a nie kreatywność i przedsiębiorczość. To

dlatego piątkowi uczniowie często zasilają szeregi korporacji, pokornie

wykonując narzuconą pracę i nie zadając niepotrzebnych pytań. A niesforne

ziółka, które swoją bezczelnością czy nieustannym drążeniem tematu

zadręczały nauczycieli, zamęczając ich pytaniami „A po co to robić?” czy „A

nie można tego zrobić inaczej?”, otwierają własne firmy, awansują, odnoszą

sukcesy. Osoby te bowiem myślą nieszablonowo i wychodzą poza ramy

narzucone przez innych. W szkołach taka postawa jest niestety karana słabą

oceną (nie myślisz jak nauczyciel, to znaczy, że źle myślisz), a po wyjściu

z trybów powszechnej edukacji trzeba sobie radzić samemu.

M. K.: Wykształcenie jest wspaniałym dodatkiem, ale to nadal tylko dodatek

do naszej osobowości. Gdy nauczymy się nie obwiniać nikogo za to, co się

stało – zyskamy siłę. Właśnie tak do życia podszedł pan Henio – perfekcyjny

melancholik, który rozbroił pesymizm taktem i dyplomacją flegmatyka oraz

właściwą sangwinikowi umiejętnością cieszenia się tym, co przynosi życie.

B. M.: Proste mądrości, o których zapominamy w technologicznie

wygodnym świecie. Pan Henio wziął sobie do serca słowa matki. Niezależnie

od tego, co robił, kierował się w życiu pewnymi wartościami i nadrzędną

zasadą. To perspektywiczne myślenie, dające siłę w momentach, w których

bieżące okoliczności nie sprzyjają.

M. K.: Pan Henio to człowiek o pewnych wartościach, który miał i ma

autorytety. A takich ludzi jest bardzo wielu, tylko ich skromność i szacunek

do siebie nie pozwalają im taplać się w „błocie współczesnego szumu”.

Wolność wyboru i kobiecy biznes

M. K.: Paradoksalnie żyjemy w dobrych czasach. Co prawda jest więcej idoli

i celebrytów niż prawdziwych bohaterów, jednak to właśnie teraz mamy

więcej wolności osobistej. Problem polega na tym, że nie umiemy z niej

korzystać. W przeszłości nie było wolnego wyboru. Wszystko, łącznie

background image

z mężem i żoną, było narzucane z góry. To nauczyło nas bierności, życia

w strachu i poczuciu winy: „Co ze mnie za kobieta, że nie mogę urodzić

syna”, „Co ze mnie za mężczyzna bez syna”. Obecnie jest inaczej.

B. M.: Tylko czasem brak nam odwagi. Podążamy za tłumem, jak już

mówiłyśmy. Człowiek ceniący sobie pewne wartości nie będzie podążał za

tłumem, skoro ten depcze wspomniane wartości. Jednak musi mieć odwagę,

żeby się sprzeciwić.

M. K.: Z braku odwagi czasem wolimy dopasowywać stare niż kształtować

nowe. Tworzenie własnej tożsamości powinno opierać się na wiedzy, którą

mamy w sobie, a do której dostęp został nam ograniczony stereotypami

i przekonaniami. Tożsamości nie kreuje się na podstawie czyjejś oceny

i porównywania się z innymi. W ten sposób tworzy się maski. Prawdziwa

tożsamość to moje jestestwo, mój temperament, charakter, osobowość i to,

jak potrafię tego używać. Im bardziej szanuję siebie, tym lepiej używam

moich zasobów.

B. M.: Wiele kobiecych problemów z poczuciem własnej wartości bierze się

ze zmiany ról społecznych. Przecież stosunkowo niedawno kobiety

wkroczyły w świat biznesu i ekonomii, od niedawna mają takie samo jak

mężczyźni prawo do edukacji czy głosowania w wyborach powszechnych.

Do tej pory wystarczyło, że przykładnie zajmowały się dziećmi i dbały

o relacje rodzinne. Dziś muszą jeszcze zarabiać i wykazywać się jako kobiety

sukcesu w – bądź co bądź – męskim świecie. Specjalnie użyłam określenia

„męskim”. Prowadząc wywiady z kobietami na wysokich stanowiskach

kierowniczych lub z właścicielkami dużych i małych firm, wielokrotnie

spotkałam się ze stwierdzeniem, że biznes ma płeć. Inaczej interesy

załatwiają panowie, nieco inaczej panie. Kiedy na gruncie zawodowym

spotykają się przedstawiciele obu płci, robi się ciekawie. Jeżeli dołożymy do

tego różnicę wieku, to będzie jeszcze ciekawiej. I tutaj zagubione są zarówno

panie, jak i panowie. Dotąd bowiem w interesach trzeba było być

skutecznym, twardym negocjatorem, ambitnym i tak dalej. Mężczyźni od

dzieciństwa uczą się maskowania emocji w celu zdobycia przewagi

i wygryzienia rywali (o ile w grę nie wchodzi jawna agresja jako metoda

walki o swoje). Tymczasem kobiety przeciwnie – od małego nastawione są

background image

na empatię i wychwytywanie sygnałów o stanie samopoczucia z twarzy

drugiej osoby

5

.

Niejedna utalentowana i biznesowo kompetentna kobieta poległa podczas

negocjacji z biznesmenem czy rozmowy z przełożonym, skupiając się na

tym, co on czuje, co kryje się za jego kamienną miną. Podczas

przedstawiania własnych argumentów szukała aprobaty na jego twarzy lub

próbowała naśladować jego gesty w myśl zasady „myślimy podobnie, nasze

ciała kopiują swoje ruchy”. A tu niespodzianka – pan odbiera panią jako

niestabilną emocjonalnie, niepoważną, niemyślącą o konkretach. Może się

nawet pojawić określenie „zbyt kobieca”. Bo przecież dobrego biznesmena

charakteryzowały wcześniej przede wszystkim cechy męskie.

M. K.: A jakie miały go charakteryzować, skoro biznesmenami byli przez lata

mężczyźni. Jeżeli kobieta prowadziła biznes, było to raczej małe

przedsięwzięcie dla kobiet, ale i tu szybko wkroczyli mężczyźni i z lokalnych

firm stworzyli korporacje. Ponieważ my, kobiety, jesteśmy w świecie biznesu

od niedawna, to nie mamy kobiecych wzorców. Cechy, o których mówisz,

w zasadzie nigdy nie przystawały kobiecie. Tworzymy nasze biznesy,

„ukobiecając” męskie wzorce czy wręcz je naśladując, rezygnując tym

samym z siły kobiecości. Niepotrzebnie. Coraz więcej badaczy

przedsiębiorczości przyszłości podkreśla fakt, że będzie ona należała do

kobiet.

B. M.: Wiele kobiet nadal jednak nie wierzy w siebie i w to, że mogą coś

więcej niż „siedzieć w domu”. Przykre jest to, że wydają o sobie takie opinie,

nawet nie podjąwszy jakiejkolwiek próby zmiany obecnego stanu rzeczy,

albo poddają się po jednej mizernej próbie, kwitując to słowami:

„Wiedziałam, że tak będzie”. Nie chodzi tylko o nieudane poszukiwania

pracy i pierwsze niepowodzenia w biznesie – one podsumowują to w taki

sposób, jakby katastrofą było całe ich życie. Można powiedzieć, że kobiety są

mistrzyniami negatywnego myślenia, trzymania siebie w mizerności

i rezygnowania ze strachu z szans, z okazji, z podejmowania ryzyka.

M. K.: No właśnie! Od czego zaczęły tę próbę? Od przeczytania romansidła

czy obejrzenia tandety i próby wcielenia tego w życie? Życie to nie fikcja

literacka czy film. To przykre, ale współczesny komercyjny świat nie jest zbyt

background image

zainteresowany ludźmi świadomymi swoich wartości. Stąd cała masa

kolorowych, przesączonych szmirą i tandetą pism, programów, filmów.

Ludzie żyją życiem niczyim, zapominają o własnym, pamiętają swoje imię

i nazwisko i utrwalają w sobie poczucie beznadziejności oraz narastającej

frustracji. I gdy ona oddaje się gotowaniu obiadów i sprzątaniu, on oczekuje

od niej wampa, bo naoglądał się głupot. I odwrotnie, gdy on przychodzi

zmęczony z pracy, ona oczekuje, że będzie ją uwodził i obsypywał

komplementami, które doprowadzą do wybuchu namiętności – efekt

uboczny przyswajania scenariuszy pisanych dla pieniędzy. Wielu ludzi

narzeka, że nie ma czasu na nic, jednocześnie trwoniąc go na oglądanie

banalnych i naiwnych bzdur. Przy tym zazdroszczą tym, którzy nie mają

czasu na masowo ogłupiające przyjemności, a wolą rozwijać swoją

osobowość.

B. M.: Są panie, które narzekają, że nie mają czasu ani możliwości wyrwać

się na warsztaty rozwoju osobistego, za to potrafią streścić kilkanaście

odcinków różnych seriali. Pełnienie warty przed telewizorem pochłania

czas. Są to mistrzynie tłumaczenia się, które mnie oczywiście nie jest do

niczego potrzebne – one tłumaczą się przed sobą. Używamy wymówek,

ponieważ strach przed zmianami i przed tym, co nieznane, trzyma nas w tej

samej niewygodnej, ciasnej i smutnej, ale znanej rzeczywistości.

Oczywiście panów zalegających po pracy na kanapie z pilotem w ręku

także nie brakuje.

M. K.: Bezpowrotnie zabrany czas i poczucie własnej wartości.

Nicnierobienie ćwiczy w nicnierobieniu, podobnie jak narzekanie jest

treningiem w narzekaniu. To kwestia wyboru. Jeżeli wybieram bierność, nie

powinnam mieć do nikogo pretensji. Ale jeżeli chcę działać w biznesie, to

muszę być aktywna.

B. M.: Od kiedy w biznesie są kobiety, zaczęły się pojawiać określenia takie

jak „empatia” czy „inteligencja emocjonalna”. Wprost mówi się o tym, że

tam, gdzie są kobiety, poprawia się atmosfera w pracy, polepszają się relacje

i komunikacja interpersonalna. Nic w tym dziwnego – jesteśmy biologicznie

zaprogramowane na budowanie relacji i w pewnym momencie swojego

życia wiele z nas odczuwa potrzebę działania na rzecz jakiejś społeczności.

background image

Czasem łączymy to z biznesem, a czasem nie.

M. K.: Kobiety kierują się intuicją, a to „takie niemęskie”. Nadal pokutuje

przekonanie, że męski styl w biznesie to ten jedyny słuszny. Panie w to

wierzą, panowie nie zaprzeczają, a poczucie własnej wartości ciągle

niedomaga.

B. M.: Zamiast wartościować (lepszy, gorszy) styl zarządzania czy styl

biznesowy zależnie od płci, lepiej mówić po prostu „inny”.

M. K.: Właśnie. Gdy mówimy „lepszy”, „gorszy”, wówczas skupiamy się na

ocenie, narzucamy własne przekonania. Gdy mówimy „inny”, „odmienny”,

to stwarzamy płaszczyznę odbioru. Dla jednego będzie to nie do przyjęcia,

dla innego wprost przeciwnie. Ale to oni sami zagospodarują sobie swoją

płaszczyznę odbierania ludzi i zdarzeń. W ten sposób nabieramy większej

pewności siebie – zarówno my jako nadawcy, jak i ci, którzy są odbiorcami

naszego komunikatu.

Gdy narzucimy własną ocenę danej sytuacji, choleryk zareaguje

natychmiast. Jeżeli nie zgadza się z naszą opinią, może być głośno

i burzliwie. Jeżeli ją akceptuje, rozegra to w taki sposób, aby wszyscy byli

przekonani, że ocena wyszła od niego i tylko przypadkiem ktoś inny o tym

powiedział. Podobnie zareaguje sangwinik, i na pewno doda swoje wywody

i domniemania. Flegmatyk może być oburzony i urażony bezpośredniością

oceny; w końcu jako symbol tolerancji i ustępstw nie może na to przystać, ale

cóż może zrobić? Melancholik stwierdzi, że to nie jego sprawa.

Jaki będzie efekt? Wszyscy skupią się na narzuconym zdaniu i nikt nie

przyjrzy się istocie sprawy. W zasadzie w taki sposób byliśmy wychowywani.

Tego też zresztą uczono nas w szkołach. Poniekąd wmówiono nam, że ocena

to najlepszy sposób na życie, ponieważ motywuje do działania. Natomiast

życie pokazuje, że ocena, owszem, działa, ale nie na wszystkich. Gdy

oceniamy temperamenty ekstrawertyczne, czyli choleryka i sangwinika, to

działanie i dyskusję mamy zapewnione. Flegmatyk i melancholik po prostu

przyjmą ocenę i ją zapamiętają.

B. M.: A melancholik nie dość, że zapamięta, to jeszcze weźmie to głęboko do

siebie i zrazi się do osoby oceniającej.

background image

M. K.: Są takie warunki, na przykład testy, egzaminy, konkursy, w których

ocenianie jest koniecznością. I w porządku. W ten sposób dostajemy

instrukcje, jak wzmacniać swoje talenty, jak wspinać się na wyżyny sukcesu.

Natomiast w sytuacjach życiowych unikanie oceny umożliwia samodzielne

odlezienie się w sytuacji. A wystarczy zmienić ocenę na opis okoliczności,

które nam przeszkadzają, blokują nasze działanie czy zamiary. Bywa, że jest

to lepszy motywator niż ocena. Jednak trzeba pamiętać, że wdrażanie

nowych reguł trwa. Wymaga czasu na sprawdzanie wytrzymałości nowych

zasad i wytrwałości wprowadzającego je człowieka. I jeszcze kwestia

pochwały. Jej brak osłabia nie tylko wiarę w dobre wykonanie zadania, ale

też poczucie własnej wartości: „Cokolwiek zrobię, i tak będzie źle”. Człowiek

źle siebie ocenia i wpędza się w poczucie winy (introwertycy) lub popycha do

buntu (ekstrawertycy).

Coaching a poczucie własnej wartości

B. M.: Ugruntowane poczucie własnej wartości stanowi o naszej sile

niezależnie od płci i reprezentowanego temperamentu. Melancholikom

i cholerykom trudno dać sobie prawo do popełniania błędów, ponieważ

obydwa typy mają zapędy na perfekcjonistę. Z kolei sangwinicy i flegmatycy

nazbyt często chcą sprawić przyjemność innym, nierzadko kosztem siebie.

M. K.: Zachwiane poczucie własnej wartości jest źródłem wielu innych

problemów, jak choćby toksyczne relacje z otoczeniem. Osoby o niskiej

samoocenie są niepewne siebie, swoich umiejętności, częściej ulegają

naciskom i manipulacji, czują się nieatrakcyjne fizycznie, stają się zbyt

uległe lub agresywne i często oszukują, by otrzymać nagrodę. Uległość

i agresja to dwie strony jednego medalu – niskiego poczucia własnej

wartości. Z kolei szacunek i otwartość to cechy wysokiej samooceny.

B. M.: Budując poczucie własnej wartości, musimy się skupić na tym, czym

dysponujemy. Ciekawie podchodzi się do tego w coachingu, ponieważ

w przeciwieństwie do psychoterapii coaching nie zajmuje się wywlekaniem

spraw z przeszłości.

M. K.: Tak, to prawda. Coaching nie bazuje na ocenie sytuacji czy osoby,

background image

tylko na stwarzaniu przestrzeni do poznawania siebie. Traktuje przeszłość

człowieka jako historię, która już się wydarzyła, i sięga do niej po „momenty

chwały”, aby pokazać osobie, która bierze udział w coachingu, że skoro tak

bywało w przeszłości, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby to powtórzyć. Nic

oprócz myśli, przekonań, stereotypów i niewygodnych nawyków. I na tym

skupia się coaching. Na właściwym rozpoznaniu, co tak naprawdę

przeszkadza osobie w osiągnięciu celu, na inspirowaniu jej przy

opracowywaniu taktyki i strategii oraz na wspieraniu, gdy wprowadza je

w życie. Johann Wolfgang von Goethe pisał: „Nic nie jest ani dobre, ani złe,

to nasze myślenie takim to czyni”. Właśnie podczas coachingu można się

o tym przekonać. Ludzie przychodzą na coaching, bo nie mogą poradzić

sobie z tą czy inną osobą. Chcą znaleźć na nią jakiś sposób. A sposób jest

tylko jeden – zacząć od siebie. Cytowany już Goethe powiedział też, że jeśli

każdy posprząta w swoim ogródku, to świat będzie czysty. I właśnie tego

uczymy się w trakcie procesu coachingowego sprzątania we własnym

ogródku.

B. M.: Ta metafora trafi do ludzi przekonanych o tym, że ich życie spoczywa

w ich rękach, i do tych, którzy biorą odpowiedzialność za to, co robią.

M. K.: Metafora pozwala przełamać racjonalne podejście do sprawy.

W swojej pracy często używam metafor i wizualizacji. Są to narzędzia, które

oddziałują na podświadomość. Bardzo podoba mi się to, co powiedział jeden

z moich klientów, który podczas pewnej sesji coachingu poprosił o metaforę:

„Dzięki metaforze mój rozum głupieje i się wycofuje, a ja mogę

porozmawiać ze swoją intuicją”. Każdy proces coachingu rozpoczynam od

poznania temperamentu danej osoby. To stwarza dla niej przestrzeń, aby

mogła zrozumieć i zaakceptować swoje dotychczasowe zachowanie oraz

pojąć, że nic nie jest przesądzone, a nad każdą sprawą można popracować

i jest to tylko kwestia odpowiedniej strategii. Odkryłam, że od kiedy stosuję

taki system pracy, moim klientom jest łatwiej rozprawiać się z poczuciem

winy i szybciej odbudowują wiarę w siebie. Po prostu nikt ich wcześniej nie

uświadomił, oni sami nie wiedzieli. Nie ma winnych, jest doświadczenie.

B. M.: Nauka akceptacji. Na warsztatach niektóre panie z trudem

uświadamiają sobie, że ich silna potrzeba kontrolowania niemalże

background image

wszystkiego uniemożliwia im akceptację tego, co się dzieje, a na co w istocie

nie mają wpływu. Sprawy wymykają im się spod kontroli i trzeba znaleźć

winnego.

Kiedyś jedna z uczestniczek warsztatu odkryła przyczynę niechęci do

swojej synowej, którą (w dużym skrócie) winiła za to, że syn wyprowadził się

nie tylko z domu, ale i z rodzinnego miasta. W przekonaniu tej pani jej syn

był nieskazitelny (bardzo chciała, aby taki był), zatem dla kontrastu czarnym

charakterem musiała zostać synowa. Nadmierna potrzeba kontroli

dorosłego syna oraz jednoczesny brak takiej możliwości rodziły frustrację,

złość, gniew i maskowały odczuwaną pustkę.

M. K.: To jest bardziej widoczne u kobiet, ponieważ one są nastawione na

relacje, a mężczyźni na zadaniowość. Dla kobiet, które nie mają

ugruntowanego poczucia własnej wartości, dorastanie dzieci jest bolesne.

Trudno im się odciąć od utartych schematów. Całe swoje życie dostosowały

do dzieci. Tak naprawdę zapomniały o sobie i o partnerze. Mamy dzieci po

to, aby wychować je na wspaniałych, samodzielnych dorosłych, a nie po to,

by traktować je jak zabawki. Niestety często traktujemy je jak własność –

jesteś moim dzieckiem i ja wiem, czego ci potrzeba. Taka postawa jest

bardzo toksyczna. Z czasem, w zależności od temperamentu, przybiera

różne odcienie, ale zawsze zatruwa dzieciom życie na wiele sposobów.

Tabela 4. Mocne i słabe strony poszczególnych temperamentów

Mocne strony

Słabe strony

Choleryk

ukierunkowany na cel

bardzo dobry organizator

łatwo dostrzega praktyczne rozwiązania

szybki w działaniu

rozdziela pracę

kładzie nacisk na wydajność

realizuje cele

potrafi motywować innych

opozycja pobudza go do działania

trudno mu uznawać racje innych

nie lubi przekazywać innym kontroli

nie potrafi się podporządkować

wydaje spontaniczne sądy, oceny, często raniąc innych

nie jest skłonny udzielać emocjonalnego wsparcia

innym ludziom

Sangwinik

inicjuje nowe formy aktywności

sprawia bardzo dobre wrażenie

twórczy i barwny

ma problemy z wykonywaniem zadań, zwłaszcza tych

precyzyjnych i w określonym terminie

nie umie odmawiać, w związku z tym często przejmuje

background image

tryska energią i entuzjazmem

rozpoczyna w efektowny sposób

pobudza innych do współpracy

oczarowuje współpracowników

za dużo obowiązków

zapomina o różnych sprawach

jest niepunktualny

łatwo ulega emocjom

Flegmatyk

kompetentny i solidny

zgodny, tolerancyjny

ma zdolności administracyjne

unika konfliktów

ma zdolności mediacyjne, potrafi być rozjemcą

w konfliktach

dobrze znosi naciski

znajduje proste rozwiązania

ma problemy z szybkim podejmowaniem decyzji

ma skłonności do unikania ryzyka

zwleka, odkłada sprawy na później

ma trudności w określaniu celów

unika odpowiedzialności (np. niechęć do awansu)

Melancholik

perfekcjonista o wysokich wymaganiach

wytrwały i dokładny

podporządkowuje się regulaminom

zorganizowany, uporządkowany, docenia wagę

szczegółów

oszczędny

łatwo dostrzega problem i znajduje twórcze

rozwiązanie

musi dokończyć, co zaczął

uwielbia liczby, wykresy, tabele, zestawienia

nieufny w stosunku do ludzi i sytuacji

bardzo wrażliwy, łatwo go urazić

łatwo popada w apatię i depresję

perfekcjonista wymagający wobec siebie i innych

ma trudności w określaniu celów

unika odpowiedzialności (np. niechęć do awansu)

Źródło: opracowanie własne.

Flegmatyk jest jak kameleon

B. M.: O zatruwających życie teściowych mówi się często, gdy te przejawiają

cechy choleryka. Jednak także matki flegmatyczki potrafią zatruć życie

dzieciom i innym osobom w swoim otoczeniu przez narzekanie,

marudzenie i mentalne tkwienie w przeszłości.

Trzeba przyznać, że flegmatyk, jako temperament niezdecydowany,

często obojętny i ugodowy, ma tendencję do bycia bezbarwnym. Stanowi tło

dla innych, zatracając poniekąd swoją osobowość, zwłaszcza jeżeli ma słaby

charakter, a jego partnerem życiowym jest silny choleryk, silny melancholik

czy nawet silny sangwinik. Flegmatyk wpasowuje się w otoczenie.

Przypomina kameleona, który przybiera barwy otoczenia, aby jak

najbardziej do niego pasować i stać się niewidocznym oraz bezpiecznym.

Dlatego flegmatycy podążają za swoimi silnymi partnerami, którzy

background image

najczęściej mają w sobie wiele z choleryka. I gdy taka pani flegmatyk, która

całe życie poświęciła dzieciom, zostaje nagle w opuszczonym gnieździe

z mężem pracoholikiem, którego ciągle nie ma, albo z mężem

melancholikiem, który ma swoje pasje, świat wywraca jej się do góry

nogami. Brakuje tła, w jakie mogłaby się wpasować, brakuje codziennych

zadań, które dotąd regulowały jej czas. Cóż ma wtedy zrobić pozostawiona

sama sobie, jeżeli nie wie, jaką barwę przybrać i jak dostosować się do

otoczenia, bo to właśnie się zmienia?

M. K.: Ponieważ flegmatyk jest taki tolerancyjny i wycofany, chce być

uczestnikiem, a nie decydentem. Wtapia się w otoczenie. A gdy coś się

wydarza, układ się zmienia, on głupieje.

Znam flegmatyczkę, panią Alinę, która całe życie podążała za mężem

cholerykiem. Wykonywała jego rozkazy, wszystko było w zasadzie pod jego

dyktando. I dopóki była praca i dzieci, jakoś się to kręciło. A potem dzieci

dorosły, wyprowadziły się z domu i zajęły własnym życiem, praca się

skończyła, zaczął się etap emerytury. Choleryk zawsze znajdzie sobie coś do

roboty, i tak też było z mężem pani Aliny. Ona zaś zobaczyła przed sobą

wielką pustkę. Nie miała tła, nie było już dzieci czy pracy, został tylko mąż

choleryk, którego w przypływie bezsilności zaczęła naśladować. To

prowadziło do coraz częstszych nieporozumień. Pasja, z jaką kiedyś pani

Alina piekła ciasta, przestała mieć dla niej znaczenie, bo i po co piec ciasto.

Dom stał się jej twierdzą. Z rozżaleniem wspominała, jak było kiedyś, czym

doprowadzała męża do szału. Czuła się coraz bardziej niepotrzebna,

a jedynym, co miała, była nadzieja. Choć też do końca nie wiedziała, na co

ma nadzieję. Na to nałożyła się choroba, która coraz bardziej ograniczała jej

ruch i swobodę życia. W pewnym sensie choroba stała się wygodną

wymówką – nie mogę tego, bo jestem chora, bo szybko się męczę. Mężowi

cholerykowi zaś stworzyła piękną okazję do wykazania się – nie było już

dzieci ani pracy, zmniejszyła się liczba obowiązków domowych, zatem

mężczyzna z impetem zaczął dyrygować leczeniem swej małżonki, wyręczać

ją z codziennych zadań. Tak naprawdę uwięził ją w chorobie. Pani Alina

odżywała, gdy dowiadywała się, że przyjadą dzieci. Te mieszkały za granicą

i przyjeżdżały dwa razy w roku. Wówczas pani Alina zaczynała piec

i gotować. Miała siłę, by na przekór chorobie robić to, co uwielbiała.

background image

B. M.: Obecnie mężczyźni nadal rzadko zostają w domu z dziećmi, zatem

jeszcze do emerytury (a ta zaczyna się coraz później) mają pewne tło,

w które mogą się wpasować. Gorzej z kobietami, które rezygnują z pracy na

rzecz wychowywania dziecka. Flegmatyk jest leniwy z natury, zatem jeżeli

partner zdejmie z niego obowiązki zawodowe, oddycha z ulgą i „poświęca

się” dzieciom.

M. K.: Dla flegmatyczek jest to wręcz wymarzona sytuacja.

B. M.: Tym bardziej że dzieci zwykle same z siebie generują zadania do

wykonania. Trzeba je nakarmić, ubrać, odwieźć do szkoły, na zajęcia. To

wszystko jest bardzo ważne i z pewnością rodzic flegmatyk potrafi oddać się

dzieciom bez reszty i poświęcić ich wychowaniu. Jeżeli jednak zatraci w tym

siebie, jeżeli jego Ja oznacza „obowiązki związane z dziećmi”, a jego

marzenia kończą się tam, gdzie zaczyna się wolność dzieci, to w momencie,

kiedy te dorastają i stają się niezależne, flegmatyk staje się niepotrzebny.

Wszystkie krótkofalowe cele się kończą, a on nie wie, co ma ze sobą zrobić.

M. K.: To jest tak naprawdę tragedia flegmatyka. Dobrze, jeśli partner

przynajmniej docenia jego wkład i stara się narzucić mu jakiś nowy rytm.

Jeżeli zaś partner flegmatyka jest zajęty sam sobą lub wręcz gardzi jego

postawą, powstaje poważny problem. Pojawiają się ucieczki w telewizję,

narzekanie na los, generowanie chorób przewlekłych. Flegmatyka może

ocalić własna pasja, jeżeli jest wystarczająco silna. Pasję jednak można

rozwijać wtedy, gdy odbudujemy poczucie własnej wartości. To właśnie

przykład pani Aliny – pasja do pieczenia wzmocniła ją, gdy znajomy jej córki

otworzył niewielką kawiarnię, a ta poleciła mu swoją mamę. Nie obyło się

oczywiście bez pewnych zabiegów, bo zrezygnowany flegmatyk to trudny

orzech do zgryzienia.

Gdy flegmatyk jest doceniany, zaczyna się inaczej zachowywać.

Podchodząc doń pełni zrozumienia, empatii, otwieramy przed nim nowe

perspektywy. Gdyby flegmatyk miał warunki, to może znalazłby sobie jakąś

pasję. Jeżeli zaś choleryk podciął mu skrzydła, to choroba może się dla niego

okazać błogosławieństwem – poddaje mu wymówkę dla dalszego

„nicnierobienia”, dla niezmieniania niczego i dla braku decyzyjności. Jeżeli

flegmatyk nie ma pasji, to ucieka w chorobę, żeby mieć święty spokój. Co

background image

ciekawe, zazwyczaj choruje bardzo specyficznie – jego życiowy spokój,

tolerancja dla otoczenia, swoiste pogodzenie się z losem sprawiają, że jest

dość odporny na stres i ma w miarę zdrowy organizm. Dlatego jeżeli

flegmatyk choruje, często są to różne choroby płuc, krtani, układu

oddechowego. Medycyna chińska mówi, że tego typu schorzenia mają

związek z byciem pod presją, z uleganiem innym, nieumiejętnością

wypowiadania swojego zdania, wieloletnim tłamszeniem. Flegmatyk

pragnie akceptacji i zrozumienia; czasami, żeby zwrócić na siebie uwagę

i przyciągnąć ludzi, zaczyna chorować. Jest to oczywiście podświadomy

proces.

Melancholik – najbardziej krytyczny wobec siebie

B. M.: Trzeba przyznać, że sporo problemów z poczuciem własnej wartości

ma też melancholik. To temperament najbardziej krytyczny wobec siebie.

Surowy w ocenie własnych działań, zachowań, swój największy,

bezwzględny sędzia. Jeżeli dodać do tego skłonność do pesymizmu, często

efektem jest podważanie własnego Ja, swoich umiejętności i talentów.

Melancholik lubi rozgrzebywać rany, dlatego bywa, że nieopatrzna krytyka

wypowiedziana pod jego adresem przełoży się na podjęte decyzje czy

myślenie o sobie.

Miałam znajomą, która była nazbyt poważna. Melancholicy są poważni

sami z siebie, jednak kamienna twarz Moniki rzutowała na relacje z innymi.

Było to zwyczajnie przykre dla otoczenia. Znajoma była nielubiana, unikano

jej towarzystwa. Zresztą było coś sztucznego w tej masce powagi. Co się

okazało? Kiedyś matka w złości powiedziała Monice, żeby przestała się tak

śmiać, bo wygląda jak półgłówek. Po flegmatyku taka uwaga spłynie jak po

kaczce, choleryk może by się wściekł, odgryzł i zapomniał o sprawie,

sangwinik także by sobie z tym poradził. Jednak silna melancholiczka, jaką

jest Monika, zapamiętała to, wzięła sobie do serca i bardzo kontrolowała

swoją mimikę. Gdy mi o tym opowiadała, płakała jak bóbr i wiadomo było, że

to zaledwie czubek góry lodowej – skrawek jej zamrożonej przez krytykę

osobowości. Dotarcie do własnego Ja nie jest bowiem dla melancholika aż

tak trudne – on ciągle myśli, zastanawia się, analizuje, poznaje, zgłębia.

Wyzwaniem jest dopiero uwierzenie we własne siły, w swoje zalety, w to, że

background image

jest się wystarczająco dobrym.

M. K.: Melancholik ma silną potrzebę bycia nieskazitelnym, jednak stwarza

pozory, że mu na tym nie zależy. Chowa się za maską nonszalancji, aby nikt

nie odkrył, kim naprawdę jest. W głębi duszy melancholika mieszka

samotność – boi się on opuszczenia przez najbliższych i ośmieszenia przez

pozostałych. Nie jest łatwo dotrzeć do niego z metaforą i wizualizacją.

Potrzeba czasu, aby melancholik nam zaufał, a gdy już się dotrze, może

zobaczyć w końcu to, co stanowi o jego sile. Największą wartością jest, że

zobaczył to i doświadczył tego sam, nikt mu tego nie narzucił. Ubóstwiam tę

malującą się na twarzach melancholików błogość – wtedy wiem, że poznają

swoją prawdę.

Podobnie jest z zatwardziałymi cholerykami. To zadaniowcy, których

prowadzi ambicja. Widzą przysłowiową drzazgę w czyimś oku, a belki we

własnym nie dostrzegają. Są przekonani o swojej nieomylności

i nieudolności świata. Cholerycy często opierają poczucie własnej wartości

na swojej skuteczności działania. Wyrzekając się swoich emocji, wpadają

w wir rywalizacji i udowadniają, że racja jest po ich stronie. Nie zwracają

uwagi na spustoszenie, jakie sieją wokół. Opamiętanie przychodzi

w momencie, gdy mają przed sobą widmo samotności i odrzucenia. Gdy

rodziny już nie ma, a firma z nich rezygnuje.

Inaczej wygląda to u sangwinika. Jego poczucie własnej wartości rośnie

proporcjonalnie do liczby pochwał za to, że to, co robi, ma sens – czyli

pochwał za kreatywność. Jeżeli będziemy chwalić sangwinika za to, że jest

uroczy, to stworzymy celebrytę, który utożsami poczucie własnej wartości

z pychą. Skrajny sangwinik to naiwny lekkoduch i niepoprawny optymista,

który opiera samoocenę na liczbie oklasków i długości owacji. Kiedy te się

kończą, pojawia się bezradność skrzywdzonego dziecka – płacz, histeria,

krzyki i obrażanie się na cały świat. Sangwinik lubi nowości, dlatego

metafora i wizualizacja są dla niego bardzo atrakcyjne. I ta niepojęta

mimika twarzy dziecka, które odkrywa drugą stronę swojego życia…

Kobiece poczucie własnej wartości

M. K.: Żyjemy w czasach, w których liczą się szybkość i ilość. I gdy tak prędko

background image

zdobywamy dużo, równie szybko to tracimy i zyskujemy coraz mniej. Co

zyskujemy? Wykształcenie, pracę, dodatkowe dochody, zajęcia, znajomości,

partnerów, związki. Co tracimy? Spokój, zdrowie, czas, pasje, znajomości,

partnerów, związki i przede wszystkim kontakt z samym sobą.

Wzmacniamy się tym, co przyniosą okoliczności, inni ludzie, pieniądze.

Zapominamy o wzmacnianiu siebie, swoich wartości. W tym pośpiechu

skupiamy się na tym, co z wierzchu, nie zaglądamy do środka. Sądzimy po

pozorach, bo przecież nie ma czasu na więcej, przez co zaniedbujemy własną

intuicję i wrażliwość. Uczymy się manipulacji. Bardziej obserwujemy ludzi

i mylimy patrzenie z poznaniem. Zauważamy czynniki zewnętrzne, jednak

nie szukamy zrozumienia i wyjaśnienia, dlaczego postępujemy tak, a nie

inaczej.

B. M.: Wyjątkiem może być melancholik, w którego przypadku pytanie

„Dlaczego?” i szukanie przyczyn stanowią drugą naturę. Bywa jednak, że na

szukaniu poprzestaje i nie wyciąga z tego wniosków, które mógłby przekuć

na działania. Często wynika to z lęku przed porażką.

M. K.: Opieramy się na powierzchowności, podejmujemy takie, a nie inne

decyzje, wchodzimy w takie, a nie inne związki i nie rozumiemy dlaczego.

Nie zastanawiamy się bowiem też na sobą. Zaczynamy oceniać, że ktoś się

zachowuje nie tak, jak my tego oczekujemy. Nie wystarczy patrzeć na ludzi

z zewnątrz – warto się pochylić nad sobą, skupić na poznaniu siebie,

ponieważ wtedy zaczniemy inaczej patrzeć na drugiego człowieka. Gdy

mniej oceniamy, jesteśmy bardziej skłonni do zadawania pytań. Jeżeli nie

zmierzymy się z własnymi cechami, będzie nam trudno, ponieważ nie

będziemy potrafili poznawać ludzi, tylko patrzeć na nich.

B. M.: Na powierzchowności nie oprzesz przecież poczucia własnej

wartości…

M. K.: Na powierzchowności opiera się niskie poczucie własnej wartości,

które bardzo negatywnie rzutuje na nasze życie, ponieważ sprawia, że

dajemy sobą manipulować i pozwalamy się wykorzystywać, choć bardzo

tego nie chcemy. Taki człowiek w trudnych sytuacjach się wycofuje,

ponieważ nie jest pewien swoich sił lub jest wręcz przekonany, że jest

background image

słabszy. Czasami atakuje z całym impetem, aby nikt nie dostrzegł, że jest

słaby, i nie zastanawia się nad tym, że właśnie odkrył swoją słabość. Co

ciekawe, niskie poczucie własnej wartości może się odnosić do wszystkich

sfer życia lub tylko do wybranych. Możemy czuć się wyjątkowo silnie na

gruncie zawodowym, a na gruncie rodzinnym cierpieć katusze. Dajemy się

wykorzystywać, spełniamy zachcianki najbliższych, jesteśmy zagubieni. Albo

też ze strachu przed tym wszystkim w ogóle nie zakładamy rodziny, tak na

wszelki wypadek, żeby nie cierpieć. A przecież cierpimy z powodu braku

miłości.

B. M.: Brak ugruntowanego poczucia własnej wartości cechuje wiele kobiet.

Obserwuję to na prowadzonych przez siebie warsztatach i u internautek

zaglądających na portal Wellnessday.eu. Dużo już powiedziano na ten

temat, wiele pań wkroczyło na ścieżkę budowania poczucia własnej

wartości, jednak jest to droga nierzadko długa, czasochłonna i pełna

powrotów do przykrych sytuacji z przeszłości. Nawet kobiety piastujące

kierownicze stanowiska, mimo wyuczonych formułek i zachowań, często

zdradzają brak pewności siebie poprzez mowę ciała. To widać.

M. K.: Dużą rolę odegrała w naszym społeczeństwie historia. Jesteśmy

dziećmi pokolenia, które wychowywało się między dwoma totalitarnymi

systemami. Jedni zamienili poczucie własnej wartości na poczucie własnej

godności i aktywnie walczyli z systemem, inni zamienili je na poczucie

własnej uległości, która pozwalała zachować życie, aby wychowywać dzieci

i budować kraj. Gdy ci pierwsi ginęli, ci drudzy pamiętali ich patriotyzm.

I takie wartości w większym stopniu były przekazywane kolejnemu

pokoleniu: ważniejsze jest to, jak cię widzą, bo to decyduje o twoim życiu,

a w zasadzie o jego przeciętności. Czyli to, co masz i robisz, daje ci dokładnie

takie możliwości życia. I my, jako kolejne pokolenie, które dostało tyle

nowych możliwości, zamiast wzmacniać poczucie własnej wartości, czujemy

się słabsi, bo mocno wierzymy, że wszystko co na zewnątrz stanowi o naszej

sile. Ale jak tu wybrać z takiej mnogości? A przecież na zewnątrz są tylko

substytuty siły.

Kształtował nas cały system przekonań, ograniczeń, słabości, siły,

akceptacji i wyrozumiałości naszych rodziców i otoczenia. W każdej

rodzinie te proporcje wyglądały inaczej. Im więcej było aspektów

background image

pozytywnych, tym większe zyskiwaliśmy poczucie własnej wartości. Niestety

na obniżenie samooceny dziecka często wpływa naprawianie przez rodzica

własnego życia jego życiem. Chcemy, aby nasze dzieci miały lepiej, i robimy

wszystko, żeby uchronić je przed naszymi błędami. Tylko jak? Swoje błędy

popełniliśmy osobiście. Pozwólmy dzieciom popełniać ich pomyłki. I tu

pojawia się największa trudność. Jak mam zrezygnować z oceniania innych

ludzi i ich działań oraz jak zaufać komuś, skoro nie ufam sobie? Przyznajmy

się, ilu z nas żyje, słuchając: „Ty zrób tak, bo to jest najlepsze dla ciebie”? Ilu

ludzi uważa, że to, co teraz robią i co mają za namową najbliższych, jest dla

nich najlepsze?

B. M.: Co twoim zdaniem najbardziej szkodzi poczuciu własnej wartości?

M. K.: Porównywanie nas z innymi i robienie czegoś za nas, bo jesteśmy za

mali, bo ktoś zrobi to lepiej, szybciej, dokładniej. W obu sytuacjach jesteśmy

skazani na uwierzenie w to, że są lepsi od nas. Kiedyś usłyszałam takie

stwierdzenie: gdyby kilkunastomiesięczne dzieci uwierzyły w to, co dorośli

mówią na temat chodzenia, to ludzkość czołgałaby się w swej dorosłości.

B. M.: Poczuciu własnej wartości pomaga poznanie swoich talentów,

rozwijanie umiejętności, kompetencji i wyzwalanie potencjału. Co jeszcze?

M. K.: Zaufanie do siebie i swoich możliwości. Nabranie pewności, że jestem

tak dobra, jak trzeba, że powinnam poznać siebie, by wiedzieć, jak szanować

siebie i innych, jak być asertywną i jak nie szkodzić sobie i innym. Jak się

tego nauczyć? Trzeba zacząć od pokory i otwartości na nowe, wybaczać sobie

i innym oraz skupić się na własnym rozwoju. Kluczowe jest uświadomienie

sobie, że to proces trwający długie lata. W krótkim czasie możemy się

nauczyć, jak udawać pewną siebie osobę, czyli nałożyć maskę. A przecież nie

o to chodzi…

Coaching dla ciebie:

poczucie własnej wartości

Poświęć kilkanaście minut i zastanów się nad poniższymi pytaniami. Koniecznie
spisz odpowiedzi. Mogą cię zaskoczyć!

background image

Zastanów się nad świadomością siebie. Kim jesteś?
Co o sobie myślisz? Jak to, co o sobie myślisz,
wpływa na to, kim jesteś?

Jakie cechy u ciebie dominują twoim zdaniem,
a jakie zdaniem innych ludzi?

Jakich cech ci brakuje twoim zdaniem, a jakich
zdaniem innych ludzi?

Kim byś była, gdybyś nie porównywała się z innymi?

Kim byś była, gdybyś nie chciała dorównać innym?

Kim byś była, gdybyś nie chciała przypodobać się
pewnym osobom?

Kim byś była, gdybyś nie chciała być niezastąpiona?

background image

Rozdział 5

Temperament i asertywność

Beata Mąkolska: Poczucie własnej wartości współgra z postawą asertywną –

w zasadzie jedno bez drugiego nie istnieje. Jednak temperamenty różnie

rozumieją asertywność.

Małgorzata Krawczak: Choleryk w czystej postaci reprezentuje typową

agresję. Flegmatyk, temperament przeciwległy, uległość i bierność.

A ciekawe wypadkowe tych cech widać u sangwinika i melancholika.

Psychologia ogólna nie różnicuje zachowań bierno-agresywnych

i agresywno-biernych, a skupia się na bierno-agresywnych jako pewnych

zaburzeniach osobowości. Podobnie podchodzi do agresywności i uległości.

Chciałabym wyraźnie podkreślić, że moje obserwacje nie dotyczą zaburzeń

osobowości, tylko są opisem pewnych zachowań charakterystycznych dla

danego typu temperamentu.

Dla mnie widoczna jest różnica między zachowaniem agresywno-

biernym a bierno-agresywnym, ponieważ wskazują one odmienną kolejność

zachowań w zależności od danego temperamentu. I tak, sangwinika można

określić jako agresywno-biernego, ponieważ najpierw pokazuje pazur,

a następnie odpuszcza i jest uległy. Z kolei melancholik odwrotnie – na

początku nie ingeruje, nie widzi sensu angażowania się i zawracania sobie

czymś głowy, aż do momentu, w którym sytuacja stanie się dla niego nie do

zniesienia. Wtedy staje się na swój sposób agresywny, dlatego określam go

jako bierno-agresywnego.

Tabela 5. Temperamenty a zachowanie

Agresywno-bierne (Sangwinik)

Agresja (Choleryk)

Uległość (Flegmatyk)

Bierno-agresywne (Melancholik)

Źródło: opracowanie własne.

B. M.: Wyjaśnijmy, na czym polegają zachowania agresywno-bierne lub

background image

bierno-agresywne.

M. K.: Agresję i uległość łatwo rozpoznać. Zachowania bierno-agresywne czy

agresywno-bierne nie są widoczne na pierwszy rzut oka.

Gdy w pracy szef wydaje nam dyspozycję, z którą się nie zgadzamy, to

agresywne zachowanie będzie od razu skutkowało mocnym sprzeciwem,

łącznie z używaniem niecenzuralnych określeń. Zachowanie uległe, mimo że

wewnętrznie się z czymś nie zgadzamy, będzie polegało na posłusznym

wykonywaniu zadania.

W przypadku zachowań mieszanych, a częściej są to bierno-agresywne,

na pierwszy rzut oka zgadzamy się z zadaniem czy dyspozycją, jednak

w jakiś sposób zostanie to odreagowane. Pracownik mówi: „Dobrze, szefie,

zrobię to dziś, zostanę po godzinach”, a po chwili na innym gruncie

(znajomych, współpracowników) następuje wybuch agresji, na przykład: „Co

on sobie myśli?! Nie będzie mną manipulował, kawał łajdaka!”. Albo też

reaguje w rzadziej spotykany sposób agresywno-bierny: „Dlaczego ja?!”, po

czym po odpowiedniej argumentacji szefa zgadza się z nim. Tutaj też pada

komentarz za plecami, raczej do siebie: „Jaki ja jestem głupi, znów

uległem!”, a przed innymi: „Gdyby nie był szefem, to w życiu bym tego nie

zrobił!”.

Nie mając odwagi powiedzieć czegoś prosto w twarz, używamy sobie za

plecami. Agresja może jednak mieć nie tylko formę krzyku, ale też

dobitnych, raniących słów. Wówczas agresywne zachowanie wiąże się z ich

treścią.

B. M.: Kobiety są zdecydowanie „lepsze” w agresji słownej – używamy więcej

słów niż mężczyźni, mamy o 11% więcej neuronów w obszarach mózgu

odpowiedzialnych za język i słuch. Zdolności werbalne kobiet biologicznie

przeważają nad męskimi. To zupełnie naturalne – jako zazwyczaj słabsze

fizycznie zostałyśmy wyposażone w broń innego rodzaju.

Wracając do zachowań bierno-agresywnych: z zewnątrz może się

wydawać, że potrzebujemy dużo czasu do namysłu. Jeżeli nie reagujemy od

razu, a dopiero po pewnym czasie ogłaszamy, że miarka się przebrała,

i przechodzimy od braku reakcji do ataku, to możemy nawet zyskać

w pewnym sensie w oczach otoczenia. Natomiast działania odwrotne, czyli

agresywno-bierne, najczęściej nas pogrążają. Jeżeli dana osoba ostro reaguje

background image

(„To jest zły pomysł, nie będę tego robić”), po czym idzie i robi to, przed

czym się opierała, ponieważ jej postawa przechodzi w uległą, to działa

przede wszystkim na własną niekorzyść. Podważa swój autorytet, zaczyna

być postrzegana jako niekonsekwentna, która trochę pokrzyczy, a następnie

i tak zrobi to, co się jej każe.

M. K.: Tego typu zachowania często są widoczne w relacji rodzic – dziecko,

gdy dziecko wchodzi w okres buntu, jest niezadowolone do granic

możliwości, ale wykonuje polecenia rodzica. Podobnie w układach

partnerskich – brak konsekwencji powoduje, że początkowa agresja

przeradza się w uległość. I niestety dostarczamy drugiej osobie argumentów

do manipulacji. Uczymy ją, że reprezentujemy postawę „pokrzyczę, ale i tak

ulegnę”. Czasem to „pokrzyczę” trwa kilka godzin, czasem kilka dni, jednak

wiadomo, że po nim nastąpi trwałe „ulegam”.

B. M.: Jeśli reagujący w ten sposób sangwinik jest w związku z silnym

cholerykiem lub melancholikiem, sytuacja często przybiera taki właśnie

obrót. Dobrym przykładem są różnego rodzaju święta rodzinne. Na przykład

umęczona sangwiniczka chce spędzić Wigilię tylko u swoich rodziców

i ogłasza to mężowi już we wrześniu, co mąż melancholik enigmatycznie

kwituje słowem „zobaczymy”, nie podejmując żadnych działań. W grudniu

się okazuje, że teściowa już się naszykowała na odwiedziny syna z rodziną,

więc nie można jej zawieść. Sangwiniczka pokrzyczy, obrazi się, ale i tak

skończy na Wigilii u teściowej wraz z mężem. Mamy tu doskonały przykład

wykorzystania żony przez męża o silniejszym, melancholicznym

charakterze oraz braku konsekwencji, tendencji do uległości i zaspakajania

potrzeb wszystkich przez kobietę o temperamencie sangwinika. Fakt, że

sangwinik chce być lubiany, nie pozostaje bez znaczenia.

M. K.: Sangwiniczka pokrzyczy, melancholik przeczeka i w końcu jego

będzie na wierzchu. Podobnie gdy choleryk jest związany z sangwinikiem,

tyle że tutaj głośniej ścierają się argumenty. Jeśli jest odwrotnie i próbujemy

wywrzeć presję na melancholiku, ten się odcina i ucieka w swój świat.

Jednak w sytuacji bez wyjścia lub gdy miarka się przebierze, także potrafi

wybuchnąć i nie będzie to cichy wybuch. Rozjuszony melancholik potrafi

wyciągnąć broń, jest krytykantem, bywa mściwy i ma doskonałą pamięć.

background image

Dlatego siła jego rażenia będzie ogromna. Melancholik też jest bierny do

czasu, jeśli jednak nadepniemy mu na odcisk, może zaatakować. Właśnie

dlatego określam go jako bierno-agresywnego, w przypadku gdy nie ma

asertywnej postawy.

B. M.: Znaczenie ma jeszcze skala emocji. Emocje melancholika trwają

dłużej – jeśli przeżywa coś negatywnie, to długo i dobitnie, jeśli się

denerwuje, to przez długi czas. Sangwinikowi wszystko przechodzi szybciej,

zmienność jego nastrojów i emocji jest dużo bardziej płynna.

M. K.: Do tego sangwinik z natury jest optymistą, ma więcej energii. Warto

też podkreślić, że agresja to nie tylko krzyk, może się przejawiać w postawie

życiowej: „jestem zachłanny, odważny, chcę działać, robić więcej i być na

topie”. Najczęściej ten typ agresji cechuje sangwinika.

B. M.: Słowem: przebojowość. Choć inni nazwą to bezczelnością.

M. K.: Właśnie, to zależy od tego, przez pryzmat jakich cech sami na to

patrzymy. Sangwinik ma zdecydowanie więcej tego typu odwagi niż

melancholik – ten ostatni jest pesymistą z urodzenia, dlatego będzie czekał

i patrzył, jak się sytuacja rozwinie.

B. M.: I czasem ta zwłoka działa na jego korzyść. Bo przecież gdy sangwinik

podejmuje działanie dlatego, że nie umie komuś odmówić, to też jest oznaka

braku asertywności.

M. K.: Mam na to dobry przykład. Emilia była w pierwszych latach

małżeństwa bardzo niepewna siebie. Dlatego mąż szybko przejął nad nią

władzę. Paweł to melancholik z kilkoma cechami choleryka, zatem mocny

krytykant przy zamkniętej osobowości i skłonnościach do manipulowania

otoczeniem. W tym przypadku jednak sterowanie żoną odbywało się za jej

przyzwoleniem – niepewna siebie Emilia poddawała się silniejszemu

partnerowi. Przeprowadziła się do innego miasta, bo nie była w stanie

wyobrazić sobie, że mogłaby się przeciwstawić jego woli. Nie miała też

pomysłu na siebie, nie wiedziała, czego chce, więc szybko poddała się temu,

czego chciał Paweł.

background image

B. M.: Jeżeli nie zadamy sobie trudu stworzenia własnej wizji siebie

w przyszłości, nie poszukamy kotwic, na których będzie oparte nasze

poczucie własnej wartości, to przyjmiemy cudze wizje za własne, cudze

potrzeby za swoje i tak dalej.

M. K.: I zrealizujemy marzenia innych. Tak było z Emilią – nie była

asertywna tylko bierna, w związku z tym Paweł szybko wszedł

automatycznie w rolę agresywnego.

B. M.: Mogłoby się wydawać, że to cholerykowi najtrudniej jest wypracować

postawę asertywną, a tymczasem melancholik, który bierze wszystko do

siebie, za wszystko czuje się odpowiedzialny, także ma z tym problem.

Czasem pomóc może poszukanie u siebie konkretnych cech, niezależnie od

głównego temperamentu, które będą punktem wyjścia wzmacniania

postawy asertywnej.

M. K.: Chyba najszybciej postawę asertywną są w stanie wypracować

sangwinik i flegmatyk. Z osoby zupełnie nieasertywnej, mającej duże

dylematy i duże wyrzuty sumienia, krok po kroku można się zmieniać

w potrafiącą powiedzieć „nie”. Największą przeszkodą w budowaniu

postawy asertywnej jest podejście „ja sam”, które zdaje się dominować

właśnie u choleryka i melancholika. Sangwinik i flegmatyk są bardziej

otwarci na innych, lubią się uczyć poznawania ludzi, są bardziej otwarci na

nowe, choć nie zapominajmy o tym, że gdy flegmatyk się uprze, że nie, bo

nie, trudno będzie go przekonać. Doskonałym przykładem takiej postawy

jest wspomniana już wcześniej Sandra.

Dojrzewanie do powiedzenia „nie” widać było też u Jacka, flegmatyka

z namiastką sangwinika. Jacek nie znał pojęcia „asertywność”. Ustępując

swojej dziewczynie Justynie i znosząc jej zachowanie, czekał, aż go doceni.

Ona, pewna siebie sangwiniczka z wyrazistym cholerykiem, miała inne

zdanie w tej kwestii. Jacek był dla niej źródłem dochodów. Jako programista

komputerowy zarabiał duże pieniądze. Dostał propozycję pracy za granicą

za jeszcze większą kwotę, więc wyjechali oboje. Ona mówiła, czego

potrzebuje, on to zapewniał. Na jego uległą postawę wpływała również

ogromna liczba kompleksów związanych z własnym wyglądem. Jednak życie

na obczyźnie pod ciągłe dyktando Justyny zaczęło być uciążliwe. Znajomi

background image

Jacka się wykruszali, natomiast towarzystwo Justyny nim pomiatało, lecz

mężczyzna nie słuchał rad życzliwych mu osób podpowiadających, żeby ją

zostawił. Aż przyszedł impuls, który zadziałał na Jacka. Znajomy Justyny

zaprosił go na piwo i powiedział: „W zasadzie to nie moja sprawa, ale jesteś

facetem jak ja i nie rozumiem, jak możesz tego wszystkiego nie widzieć.

Możesz dać mi po pysku, ale tę koszulę i katanę kupiła mi Justyna za twoją

kasę”. Jacek nie dał znajomemu w pysk. Postawił mu piwo, pogadali i w

jednej chwili mężczyzna wiedział, co ma zrobić. To było większe

upokorzenie niż kilkuletnie znoszenie zniewag Justyny.

B. M.: Trzeba przyznać, że flegmatyk jest jak wielbłąd – potrafi znieść

naprawdę wiele, i to bardzo długo, a jak już podejmie decyzję, to jest w niej

wytrwały. Sandra podjęła decyzję o związaniu się z toksycznym mężem,

więc w niej trwała. Podobnie Jacek.

M. K.: Wszystko to, co mówili im do tej pory znajomi, nie miało takiego

znaczenia jak słowa wypowiedziane przez osoby w jakimś sensie z zewnątrz.

To też pokazuje, jak oddani potrafią być flegmatycy.

B. M.: I kolejna charakterystyczna cecha flegmatyka – gdy już podejmie

decyzję o odejściu, odchodzi. Może się długo namyślać, ale gdy dojdzie do

kresu, będzie to decyzja nieodwołalna.

M. K.: W Sandrze i w Jacku odezwały się dodatkowo cechy sangwiników,

dzięki czemu nabrali optymizmu, wstąpiła w nich energia i w miesiąc

zmienili swoje życie, czego nie potrafili zrobić latami. Świat zaczął im

sprzyjać.

Łatwiej wypracować asertywność, jeśli jest się mieszanką sangwinika

i flegmatyka. Cholerycy, aby stać się bardziej asertywni, najpierw muszą

ogarnąć swoją dyrektywność.

B. M.: A melancholicy chroniczne poczucie winy i tendencję do brania

odpowiedzialności za wszystko. Podkreślmy jednak, że asertywność to nie

tylko sztuka mówienia „nie”. To także umiejętność szanowania drugiego

człowieka i jego często innych poglądów, potrzeb i oczekiwań. To zarówno

sztuka proszenia o pomoc, gdy jej potrzebujemy, jak i szacunek dla odmowy

background image

udzielenia pomocy, z jaką możemy się spotkać. Znowu wracam do kwestii

świadomości – świadomego wartościowania własnych celów i umiejętności

oraz poszanowania tych kwestii u drugiej osoby.

M. K.: Asertywności można się nauczyć. A z nauką jest tak, że jak chcemy, to

się uczymy, a jak nie, to nie. Chcę podkreślić, że jeśli komuś łatwiej

przychodzi stawanie się osobą asertywną, nie oznacza to wcale, że jest to

proste zadanie. Ważna jest świadomość, po co to robimy. Każdy

temperament potrzebuje innej motywacji, każdy wyciąga inne wnioski i ma

inną „datę ważności”. Nie bez znaczenia jest ambicja, której bardzo dużo,

czasem aż nadto, ma choleryk, całkiem sporo melancholik, widoczna jest

u sangwinika i ledwo zauważalna u flegmatyka. Ambicję wzmacnia

przysięga złożona samemu sobie: „Nigdy więcej nie dam się nikomu!”.

Asertywność zaś jest subtelną mieszanką agresywności i uległości.

Zachowanie asertywne oznacza uczciwe, stanowcze i bezpośrednie

wyrażanie swoich praw, uczuć, postaw, opinii oraz pragnień w sposób

szanujący uczucia, postawy, opinie, prawa i pragnienia drugiej osoby. Różni

się ono od zachowania uległego tym, że zakłada działanie zgodne z własnym

interesem oraz stanowczą obronę siebie i swoich praw – bez

nieuzasadnionego poczucia lęku i winy. Natomiast od zachowania

agresywnego odróżnia je to, że oznacza korzystanie z osobistych praw bez

naruszania praw innych osób. Asertywność zależy od sytuacji i może być

zmienna. Mogę na przykład być asertywna na gruncie zawodowym, a w

życiu prywatnym odczuwać paraliżującą trudność w byciu sobą wobec

innych.

Naukę asertywności dobrze zacząć od wyrażania pozytywnych uczuć, na

przykład przyjmowania komplementów.

B. M.: Umiejętność przyjmowania komplementów to dla wielu pań sztuka

wyższa. Nagminnie umniejszamy cudze słowa, albo nie wierząc

komplementującemu, albo nie wierząc w siebie. Pewna pani na warsztatach

wprost powiedziała, że nie wie, co ma zrobić, jak słyszy komplement. Tak ją

to zawstydza, że wręcz paraliżuje. Często zaczyna się tłumaczyć

komplementującemu, zaniżając własne zasługi i nie doceniając siebie. Bo

przecież inni są ładniejsi, zdolniejsi, zgrabniejsi, więc dlaczego ktoś miałby

docenić ją? Brak wiary w siebie przeradza się w brak wiary w cudzą ocenę

background image

sytuacji. Przecież zaprzeczając komplementowi, podważamy intencje

drugiej osoby.

M. K.: To smutna prawda, ale nie umiemy przyjmować komplementów czy

miłych słów pod swoim adresem. Wynika to ze stereotypowego

przekonania, że skromność jest cnotą, dlatego grzeczne dziewczynki nie

łaszą się na miłe słówka, a chłopcy nie słuchają komplementów, bo to

niemęskie. Często też odrzucamy komplementy, ponieważ tak się

nauczyliśmy: „No nic podobnego… gdzie ja… to stara sukienka…”.

A wystarczy się uśmiechnąć i powiedzieć: „Dziękuję”.

Przyjmowanie komplementów jest istotne z powodu ich nadawcy.

Zaprzeczając jego opinii, przekazujemy mu, że jest dla nas kimś

niewiarygodnym, kto się nie zna. Odbieramy mu radość uszczęśliwienia

nas, co jest celem prawienia komplementów.

B. M.: Gdy mamy wątpliwości co do prawdomówności komplementującego,

zawsze możemy powiedzieć: „To miłe, że tak uważasz” albo „Dziękuję, że to

mówisz”. Wtedy pokazujemy, że zakładamy jego dobre intencje.

M. K.: Jeśli nauczymy się przyjmować komplementy, możemy przejść do ich

wyrażania. Należy je mówić szczerze, pewnie i zdecydowanie, bez

nieuzasadnionego używania wielkich słów, w sposób bezpośredni, na

przykład: „Ładnie wyglądasz”, „Uważam, że postąpiłeś mądrze”.

Na drodze do stawania się osobą asertywną warto wytyczyć sobie cele.

Odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego chcemy rozwijać asertywność.

Asertywne zachowanie nie jest możliwe bez poczucia własnej wartości.

Dlatego warto stworzyć sobie pozytywne wyobrażenie o sobie. Nieustannie

porównując się z innymi, zawsze znajdziemy kogoś lepszego.

Asertywność to umiejętność prawdziwego wyrażania siebie. Skoro mam

niskie poczucie własnej wartości, to skąd wezmę siłę na prawdę? A jeżeli

mam wyolbrzymione poczucie własnej wartości, to na jakiej prawdzie będzie

mi zależało? Asertywność to prawo wyrażania siebie, a jak można dać sobie

prawo? Przecież to takie… – i tu zaczyna się lista stereotypów, przekonań

i uprzedzeń. Są też osoby, które nadinterpretują dawanie sobie prawa,

wówczas jednak mamy już do czynienia z agresywnością. Jeżeli nie damy

sobie prawa, zawsze będziemy ulegli. Choleryk i sangwinik nie będą mieli

background image

oporów, by przyznać sobie owo prawo. Melancholik przemyśli sprawę, żeby

niepotrzebnie nie ryzykować, a flegmatyk będzie miał kłopot. Jak to, on sam

ma dać sobie prawo? Dlatego flegmatyk dobrze zareaguje na bodziec

zewnętrzny, co może być przełomem w jego życiu. Ten typ bowiem ma

potrzebę dawania raczej komuś niż sobie i lepiej na niego działa słowo

z zewnątrz niż z wewnątrz.

Coaching dla ciebie:

w stronę asertywności

Chcesz wzmocnić swoją asertywność? Przemyśl odpowiedzi na poniższe pytania
coachingowe.

Kim się stanę dzięki asertywnej postawie?

Jakie moje myśli o sobie mnie wzmacniają?

Jakie moje myśli o sobie mnie osłabiają?

Jak chcę myśleć o sobie?

Gdy myślę o sobie w taki sposób, jakim czuję się
człowiekiem?

background image

Rozdział 6

Batonik na zastępstwie, czyli o przybieraniu na wadze

Beata Mąkolska: Gdy tak rozmawiamy o uległości, o braku asertywności,

przypomina mi się Marzena, która całe swoje nastoletnie i dorosłe życie

poświęciła odgadywaniu pragnień innych. Była miła do przesady. Wszystko

dla męża i dzieci, jej nic nie jest potrzebne. W związku z tym nie pracowała,

jej ubrania przypominały zestawy piżamowe, na dodatek wszystkie

w ciemnych kolorach. U fryzjera nie była od dnia ślubu, a jej zainteresowania

ograniczały się do życia szkolnego dzieci, przepisów kulinarnych

i stosowania wciąż nowych diet. Marzena bowiem przy wzroście metr

sześćdziesiąt pięć ważyła ponad dziewięćdziesiąt kilo. Jak wiadomo, nikt nie

kładzie się spać szczupły i nie wstaje następnego dnia ze sporą otyłością,

a jednak ona zachowywała się tak, jakby właśnie coś takiego jej się

przydarzyło. Gdy już mówiła o swojej tuszy, bagatelizowała problem, nie

biorąc odpowiedzialności za swój wygląd. Ot, nawet nie wie, kiedy trochę

przybrała na wadze. Albo zasłaniała się tłumaczeniem, że po ciąży to

normalne. Tylko że córki urodziła ponad dekadę temu, a jej stuknęła już

czterdziestka.

Mąż Marzeny dla odmiany chodził codziennie do pracy w garniturze,

latem jeździł z córkami na kajaki i wycieczki rowerowe, zimą zabierał je na

narty. Większość tygodnia spędzał w pracy, jednak przynajmniej sobotę lub

niedzielę poświęcał na aktywne zajęcia z córkami, na wycieczkę czy choćby

spacer. Marzena nie chodziła na spacery, bo przecież ktoś musiał

przygotować obiad. Kiedy ją spytałam, co robią z mężem tylko we dwoje,

głupio się uśmiechnęła i zmieniła temat. Przyciśnięta do muru ze łzami

w oczach stwierdziła, że mąż już jej nie kocha, że ona tak się dla niego

poświęciła, a on od dawna nigdzie jej nie zabrał, nie prawi jej

komplementów – i tak dalej. Patrzyłam na tę czterdziestokilkuletnią kobietę,

która zajmowała prawie całą kanapę i płakała jak kilkuletnia dziewczynka.

Jej brak asertywności w kontaktach codziennych był tak oczywisty, że aż

background image

bolesny. Marzena w swoim przekonaniu dawała innym całą siebie,

angażowała się, poświęcała, lecz nie dostawała niczego w zamian.

Rekompensowała sobie zatem niedostatek miłości bliskich przesyconą

słodkościami dietą. Doskonale wiedziała, ile waży, jak wygląda i od czego

tyje. Ale nałóg jedzenia z samotności i nieszczęścia był tak silny, że nie

umiała sobie z nim poradzić.

Małgorzata Krawczak: Na to zapewne nałożył się jeszcze temperament.

Bardzo często tyją flegmatycy. Sangwinicy też są zagrożeni tyciem, i to nie

tylko przez zajadanie emocji.

B. M.: Marzena to przede wszystkim flegmatyczka.

Panuje przekonanie, że kobiety tyją po ślubie. Po części jest to tłumaczone

faktem, że przed ślubem panie intensywnie się odchudzają, i to różnymi

metodami, także nieracjonalnymi, dlatego później często przybywa im

kilogramów – znany efekt jo-jo. Dmitry Tumin, doktorant socjologii na

Stanowym Uniwersytecie Ohio, przeprowadził badania, które potwierdziły

to przekonanie. Obserwował przyrost bądź spadek wagi w ciągu dwóch lat

wśród par, które zawarły małżeństwo albo wzięły rozwód. Sprawdził dane

łącznie ponad dziesięciu tysięcy osób, które brały udział w badaniach od 1986

do 2008 roku

6

. Z analizy wynikało, że kobiety rzeczywiście tyją po ślubie,

a mężczyźni po rozwodzie. Po trzydziestym roku życia ryzyko wzrostu wagi

po ślubie czy rozwodzie jest jeszcze większe i rośnie z wiekiem.

Naukowcy w badaniach nie skupiali się na szukaniu przyczyn tycia.

Wysnuli wniosek, że kobiety po ślubie mają więcej obowiązków i nie mają

już tak wiele czasu na aktywność fizyczną. Zapominamy jednak, że nasze

ciało – szczególnie jeżeli nic z nim nie robimy – się starzeje, a z wiekiem

tyjemy przeciętnie mniej więcej od jednej czwartej do pół kilograma na rok

7

.

Mająca w dniu ślubu przeciętną wagę Marzena roztyła się nienaturalnie

przez dwadzieścia lat małżeństwa, co trudno jednak tłumaczyć tylko zmianą

stanu cywilnego czy spowolnieniem metabolizmu. Ona zajadała emocje – im

bardziej brakowało jej miłości i podziwu męża, tym więcej jadła. Im więcej

jadła, tym bardziej gardziła sobą. Im gorzej się czuła ze sobą, tym więcej

starała się zrobić dla innych, aby zyskać w ich oczach. Nie widziała jednak

podziwu, więc znowu jadła. I tak w kółko. Jej przypadek nie jest

odosobniony. Naukowcy twierdzą, że 75% osób przejadających się robi to

background image

właśnie z powodu zajadania emocji

8

.

M. K.: Ja także to zaobserwowałam. Na przykład Irena przed ślubem była

szczuplutka. Widziałam jej zdjęcia ślubne – figura modelki, biała mini,

piękne, proste, szczupłe nogi. Wyglądała bardzo elegancko. Gdy zaszła

w ciążę, przejadanie się tłumaczyła tym, że chce jak najlepiej dla dziecka –

nie je dla siebie, tylko dla niego. Przecież nie będzie dziecku żałować.

I przybyło jej trzydzieści kilogramów. Urodziła, a potem nadal tyła. Karmiła

piersią, to musiała jeść. I tak wymówka goniła wymówkę. Irena jest niska,

więc sto kilogramów sprawia, że jest to już chorobliwa otyłość.

Irena, Marzena i setki innych kobiet, które tyją w trakcie i po ciąży oraz

w kolejnych latach małżeństwa, najczęściej cierpią z powodu niskiego

poczucia własnej wartości. Plus to, o czym powiedziałaś – poziom miłości

w ich związku jest niski; w zasadzie miłości jest niewiele już w momencie,

gdy wchodzą w ten związek. Dlatego też wynagradzają sobie jej brak

jedzeniem.

Najpierw w ciąży tyją dla dziecka, bo przecież żadna nie powie, że je, by

przytyć. Po porodzie mózg gadzi – mała część naszego mózgu związana

z pierwotnymi instynktami – podpowiada: „Tyj, bo musisz być ostoją dla

tego dziecka”. W końcu w świecie zwierząt im jesteś większy, tym masz

większą szansę przeżycia. Coraz większa z każdym rokiem sylwetka jest

także oznaką rozpaczliwego wołania: „Zauważ mnie, jestem tutaj”.

B. M.: A trzeba przyznać, że szczególnej aprobaty pragnie i sangwinik,

i flegmatyk.

M. K.: Zwłaszcza flegmatyk lubi być doceniany tylko za to, że jest.

Flegmatyczki często rekompensują brak podziwu czy uczucia jedzeniem.

Jeżeli mają w sobie także sporo sangwinika, to pragnienie bycia podziwianą

jest jeszcze silniejsze.

B. M.: Mają też ogromną potrzebę dotyku, a jednocześnie unikają

zaangażowania intymnego z obawy przed odsłonięciem ciała. W pewnym

momencie otyłość staje się zarówno skutkiem, jak i przyczyną rezygnacji

z wielu rzeczy – z aktywności fizycznej, kupowania nowych ubrań,

spotykania się ze znajomymi, seksu. Można się pokusić o stwierdzenie, że

background image

w takim przypadku im więcej kilogramów, tym mniej miłości między

małżonkami i większe skupienie na dziecku.

M. K.: Na pewno. Z kolei skupienie się na dziecku pogrąża relację między

rodzicami. Jeżeli jest to syn, kobieta zyskuje w nim niejako zastępczego

partnera, oczywiście o ile chodzi o lokowanie swoich uczuć. Z czasem

wymagania są coraz większe, a że dziecko nie może im sprostać, rodzi się

w nim poczucie winy.

B. M.: To są ci synowie, którzy zrobią wszystko, by zadowolić wiecznie

nieszczęśliwe matki.

M. K.: Dokładnie. Jeśli obiektem jest córka, to matka często kształtuje w niej

przekonanie, że kobiety są uległe, nieszczęśliwe przy dominującym

mężczyźnie, ale i całkowicie od niego zależne.

Gdy tak myślę o tendencjach do otyłości, to przyznam, że nie znam

otyłych melancholików i choleryków. Nie chodzi mi o kilkuczy

dziesięciokilogramową nadwagę, ale o typową otyłość, szkodliwą dla

zdrowia.

B. M.: Te dwa temperamenty mają dużo wyższy poziom samokontroli, której

brakuje zwłaszcza flegmatykom. Cholerycy to energia, działanie, ruch –

zatem sami z siebie generują więcej aktywności, nawet jeżeli nie uprawiają

sportu. Choleryk to także temperament najbliższy osobowości typu A –

podatnej na stres, nerwowej, dążącej do perfekcji, pracoholika.

M. K.: Dlatego nawet jeżeli cholerycy mają brzuch, to są sprawni, nadal

cechują ich pewna rzutkość, energia i charyzma. Tymczasem otyli

flegmatycy to osoby nieruchliwe. Ich lenistwo i niechęć do ruchu są

widoczne na każdym kroku. Gdy tylko mają możliwość, siadają. Jeszcze

lepiej, jeśli mogą się położyć i odpocząć. Sangwiniczki też są bardziej

rzutkie. A w przypadku flegmatyczek otyłość jest bardziej „galaretowata”.

B. M.: Flegmatyczkom z natury nie chce się ruszać. Wykazują niemal stały

niski poziom energii. Jeżeli dodamy do tego problemy z poczuciem własnej

wartości i wynikający z nich brak asertywności, otrzymujemy mieszankę,

background image

która prowadzi wprost do zajadania emocji.

M. K.: Paulina to radosna sangwiniczka, która doświadczyła w życiu

momentów, gdy jej poczucie własnej wartości było zachwiane i gdy nie czuła

pewnie filarów własnej tożsamości. To był też czas, kiedy czuła się

niekomfortowo w małżeństwie – okres dominacji męża melancholika

i najwyższej wagi. Mąż narzucał plan, który musiał być wykonany wedle jego

woli, a że Paulina ma w sobie sporo z flegmatyka (zresztą temperament

sangwiniczny także ma skłonność do uległości), poddawała się jego

wytycznym.

Małżeństwo nie prezentowało się najlepiej. Ona – szara myszka w domu

z dzieckiem, on – samiec alfa, jedyny żywiciel rodziny. Ich relacja była

w fatalnym stanie i nawet kilkumiesięczna rozłąka spowodowana jego

wyjazdem zawodowym nie ociepliła kontaktu. Wręcz przeciwnie, Paulina

zajadała brak miłości batonikami pawełek. Uzależniła się od słodkości.

Potrafiła po dwudziestej trzeciej zostawić śpiącą córeczkę w domu i pobiec

do pobliskiego sklepu nocnego po batonik. Myślę, że wybór pawełka nie był

przypadkowy – był to podświadomy substytut mężczyzny, który dawał jej

chwilową otuchę. Gdy waga przekroczyła osiemdziesiąt kilo, zapaliła się

czerwona lampka. Paulina zaczęła stosować dietę i schudła. Część

kilogramów wróciła, ale nie w takiej liczbie jak przedtem. Dopiero gdy

Paulina zaczęła myśleć o sobie, a nie o odchudzaniu, wówczas zaczęła

chudnąć. Stało się tak, gdy skupiła się na własnym rozwoju, na swoich

zaletach, talentach i badaniu swojej osobowości. Mąż wrócił i zastał ją

odmienioną zewnętrznie i wewnętrznie. Dziś Paulina czuje się dobrze ze

sobą i ze swoim ciałem, nie ma potrzeby zajadania smutku czy braku

bliskości słodyczami, ponieważ jej relacje z mężem opierają się na

asertywności i poszanowaniu własnych wartości. Dzięki swojemu rozwojowi

mogła lepiej zrozumieć zachowania męża. Oswajała melancholika z nową

sobą i nakładała maskę niewzruszonej na docinki i krytykę. Coraz częściej

pokazywała swoje prawdziwe, wcześniej gdzieś zagubione oblicze

uśmiechniętej i radosnej kobiety z nutką autoironii.

B. M.: Myślę, że jest jeszcze jeden czynnik ryzyka otyłości w przypadku

sangwiniczek i flegmatyczek. To ich skłonność do uległości w kontaktach

z ludźmi i do naśladowania zachowań innych osób. Jakkolwiek może się to

background image

wydać śmieszne, kobiety kopiują swoje nawyki żywieniowe. Jeżeli

przyjaciółki wybiorą się na kawę i jedna z nich zamówi ciastko, to druga

prawdopodobnie zrobi to samo. Jeżeli jedna zacznie jeść – druga w ciągu

kilkunastu sekund też to zrobi. Ten efekt mimikry zaobserwowali naukowcy

z Radboud University w holenderskim Nijmegen

9

. Badanie, co prawda,

dotyczyło kobiet mających BMI w normie, jednak nietrudno sobie

wyobrazić, jak skończyłyby się częste spotkania uległej flegmatyczki

z lubiącą pojeść choleryczką…

M. K.: Choleryczka jakoś by sobie poradziła, stosując się do zaleceń dietetyka

czy trenera fitness. Flegmatyczka byłaby w sytuacji patowej.

B. M.: Podsumujmy raz jeszcze: im niższe poczucie własnej wartości, tym

mniejsze szanse na bycie asertywnym, za to większe skłonności do zajadania

emocji. Żeby przestrzec czytelników przed sięganiem po kolejną dietę,

należy zwrócić uwagę na cel, jaki ma nam przyświecać w odchudzaniu. Czy

odchudzam się po to, żeby mąż znów się we mnie zakochał? Czy chcę

schudnąć na ślub córki? Może chcę coś udowodnić znajomym? A może zbliża

się lato, więc trzeba się wcisnąć w ubiegłoroczny kostium kąpielowy? To,

z jaką intencją przystępujemy do odchudzania, nie pozostaje bez wpływu na

efekt naszej diety.

M. K.: Jeżeli chcemy schudnąć dla siebie, aby lepiej się czuć i wyglądać, to do

mózgu dociera informacja, że trzeba utrzymać doskonałą wagę przez całe

życie. Nasza świadomość zaczyna się zmieniać. Mózg sam steruje

łaknieniem, zmienia zatem swój stosunek do jedzenia – skoro nie ma

potrzeby wyrzeczeń, nie jest wymagane magazynowanie. Jest to działanie

długoterminowe, za to bez efektu jo-jo.

Dieta to nie tylko mniej czy bardziej rygorystycznie skomponowany

jadłospis na kilka tygodni. Dieta to styl życia. A ten zależy od naszego

sposobu myślenia przede wszystkim o sobie. Jeżeli robisz coś dla siebie,

będzie to trwałe, jeżeli robisz coś dla czegoś lub dla kogoś, efekt będzie

krótkotrwały, a powracająca frustracja uciążliwa. Zbyt mocno staramy się

przypodobać innym, zamiast skupić się na tym, czego tak naprawdę chcemy.

background image

Coaching dla ciebie:

akceptacja ciała

W zaakceptowaniu własnego ciała i zrozumieniu niektórych zachowań pomogą ci
podane pytania coachingowe.

Czym jest dla ciebie twoje ciało?

Co myślisz o swoim ciele?

Jak dbasz o swoje ciało? Co możesz robić lepiej?
Czego możesz robić więcej?

Z czym kojarzy ci się wyrażenie „moje ciało”?
Zamknij oczy i dokończ zdanie: „Moje ciało jest
jak…”. Jaki obraz udało ci się zobaczyć? Dlaczego
ten obraz ci się podoba, a dlaczego ci się nie
podoba? Co warto zmienić?

Odpowiedz jeszcze raz na wszystkie pytania, zamieniając wyraz „ciało” na
„zdrowie”.

background image

Rozdział 7

Toksyczny temperament

Beata Mąkolska: Pojęcie toksyczności rozpowszechniła doktor Lilian Glass

w książce Toksyczni ludzie. Wyodrębniła ona aż trzydzieści toksycznych

typów ludzi oraz sugerowała, jak sobie z nimi radzić. Trudno jednak w życiu

codziennym chodzić z książką w ręku, aby diagnozować toksyczne osoby,

a następnie dobierać właściwe metody postępowania. Tym bardziej że ten

sam człowiek na jedną osobę może działać toksycznie, a na inną już nie.

Krótko mówiąc, każdy temperament tak naprawdę może być toksyczny

Małgorzata Krawczak: To, jak bardzo toksycznie oddziałuje na nas i na

innych, zależy od tego, co sobą reprezentujemy, jak czujemy się sami ze

sobą, jakie jest nasze poczucie własnej wartości. W tej kwestii warto zwrócić

uwagę na źródło toksyczności. Zachowanie toksyczne wiąże się z tym, że

toksyczna osoba uważa siebie za ofiarę wszelkich negatywnych okoliczności

i żeby ulżyć sobie w niedoli, sprawia, iż to my zaczynamy czuć się coraz

gorzej. Dostrzega w nas tylko złe cechy i zachowania, które często wymyśla

i nam wmawia, albo wyolbrzymia nieistotne szczegóły, przez co uwłacza

naszej godności. Takie osoby znajdują się wszędzie wokół. Przebywanie

z nimi jest bardzo obciążające dla psychiki. Wyzwala w nas to, co najgorsze.

Postępowanie osoby toksycznej ma zazwyczaj jeden cel, który realizuje

ona różnymi dostępnymi sobie sposobami, takimi jak nadmierna krytyka,

obgadywanie, niezdrowa rywalizacja, nieprzestrzeganie zasad, nieuczciwe

traktowanie innych, zmienianie reguł gry bez uprzedzenia, niedocenianie,

ośmieszanie. A celem jest obniżenie naszego poczucia własnej wartości.

Próby samodzielnego radzenia sobie z toksycznymi ludźmi mogą

przysporzyć zdecydowanie więcej kłopotów. Ludzie ci często nakładają

maski, w których są trudni do rozpoznania. Leczeniu podlegają choroby

psychiczne i jakiś procent zaburzeń. Na szczęście świadomość toksyczności

wzrasta i coraz więcej osób szuka pomocy, aby wydostać się z toksycznych

background image

układów

10

.

Toksyczności nie nabawiamy się jak kataru. Ona przechodzi z pokolenia

na pokolenie. Dziecko wychowywane przez rodziców, którzy na każdym

kroku zaszczepiali w nim poczucie winy i niedoceniania, będzie dorosłym

żyjącym w ciągłym poczuciu niedosytu, czującym się niekochanym

niezależnie od tego, ilu kochających ludzi będzie wokół, nienasyconym

niezależnie od tego, ile sukcesów w życiu odniesie, bezwartościowym

niezależnie od zasług. I taki schemat powieli w stosunku do swoich dzieci,

a one w stosunku do swoich.

B. M.: Są ludzie, którzy znajdują w sobie siłę i wyrywają się z kręgu

toksyczności. Ważne są tutaj determinacja, motywacja i wzmacnianie

świadomości.

M. K.: Łatwiej jest cholerykom i sangwinikom, bo oni sprawnie wchodzą

w interakcje z ludźmi, są otwarci na nowe i aktywni w działaniu. Flegmatycy

i melancholicy są ostrożni w podejmowaniu działania, a otwieranie się na

nowe nie przychodzi im łatwo. Nie potrafią też zaufać innym, skoro ludzie,

których znają, krzywdzą. Przypomnijmy sobie historie Sandry i Jacka –

wystarczy odpowiedni bodziec i się uwalniają. To jeszcze nie daje gwarancji,

że kolejne związki – zarówno zawodowe, jak i prywatne – nie będą

toksyczne. Dopóki nie zainwestujemy w siebie, w zbudowanie silnego

poczucia własnej wartości, można zakładać, że będziemy wpadać z deszczu

pod rynnę. W różnych opakowaniach i okolicznościach ciągle będziemy

dostawać ten sam zestaw emocjonalnej toksyczności. Bez względu na nasz

temperament.

B. M.: I tak się dzieje. Kobiety pytają, skąd brać siłę na zmianę toksycznej

relacji i obecnego stanu rzeczy. Grzęzną u psychoterapeutów na wiele lat

terapii, chwytają się jak tonący brzytwy każdego koła ratunkowego. A siłę

trzeba wyzwolić z siebie.

M. K.: Ludzie szukają siły na zewnątrz – w majątku, w partnerach,

w dzieciach. Tam jej nigdy nie znajdą. Prawdziwa siła jest w nas samych.

Nazywam to zasadą czterech zet: zaakceptować, zrozumieć i zastosować,

aby zmienić. Dotyczy to tylko własnego życia. Zaakceptować to, co się wokół

background image

mnie dzieje, i fakt, że źle to na mnie wpływa. Zrozumieć, że nie jest moją

winą, iż ludzie mają inne zdanie na mój temat – ja mam wpływ tylko na

swoje myśli i czyny, co nie zawsze będzie im się podobało. Muszę zrozumieć,

że nic się nie zmieni, jeśli ja tak nie postanowię i nie stworzę planu zmiany,

nie poznam strategii. Jeśli to zrozumiem oraz stworzę wizję siebie i tego,

czego chcę, muszę zastosować to w działaniu, aby zmienić swoje życie.

Niezbędna jest wytrwałość. Ta zasada się nie sprawdza, gdy chcemy ją

stosować w stosunku do innych. Przypomnijmy sobie, jak reagowaliśmy, gdy

wszyscy dorośli w domu czy szkole wiedzieli, co powinniśmy robić i co jest

dla na najlepsze… Życie to ciągła walka. Jeśli nie będziesz walczyć o to, czego

chcesz, przegrasz.

Toksyczny choleryk

B. M.: Trzeba przyznać, że najczęściej skrajne cechy choleryczne wiążą się

z określeniem „toksyczny”. Choleryk to przywódca, król, władca – tak jak

w naszej wprowadzającej bajce. Jest on „doskonały pośród miernoty”,

wszystko wie najlepiej. Identyfikacja większości cech cholerycznych

związanych z władzą, kontrolą, ocenianiem, podnoszeniem głosu nie

sprawia trudności osobom z otoczenia choleryka. Sam choleryk niechętnie

się do nich przyznaje albo wręcz uważa, że są one na miejscu. Często także

się zdarza, że zwyczajnie zapomina. Gdy mówimy o toksycznych

temperamentach, jednym z najczęstszych pytań zadawanych na warsztatach

dotyczących temperamentu jest: „Jak sobie radzić z cholerykiem?”.

M. K.: Tak, to prawda. Choleryk ma złą sławę. Wynika to zarówno ze

stereotypów, jak i z tych gwałtowniejszych i bardziej zdecydowanych cech.

Toksyczność zawdzięcza swoją niechlubną sławę w dużej mierze

przyzwoleniu na zachowania gwałtowne. Bo jak choleryk się zdenerwuje, to

lepiej schodzić mu z drogi, więc dla świętego spokoju robimy to. Niektóre

sprawy załatwiamy za jego plecami. A choleryk, który lubi mieć kontrolę nad

wszystkim, bardzo szybko się orientuje w takim postępowaniu. Zakłada

więc, że tak jest i było, a także będzie w przyszłości – i mamy piekło. Tak

naprawdę na własne życzenie.

Choleryk to wspaniały temperament, pod warunkiem że pewne jego cechy

background image

nie zostały doprowadzone do skrajności. Choleryk mówi donośnym głosem,

często niemal podniesionym tonem. To podświadome akcentowanie własnej

ważności. Głośna rozmowa według choleryka nie jest kłótnią, tylko formą

konwersacji. Jeżeli wszyscy schodzą mu z drogi, on podświadomie odbiera

to jako ignorowanie jego osoby. Jeśli ktoś wchodzi z nim w dyskusję, to

oczekuje tylko konkretów. Inne temperamenty, szczególnie sangwinik

i flegmatyk, nie są dobre w konkretyzowaniu, dlatego taką postawę

odbierają jako atak. Zaczyna się pyskówka, w której zawsze zwycięża

choleryk. Świetnie dogaduje się z nim melancholik. Małomówny z natury,

cicho i spokojnie mówiący, a do tego perfekcjonista w swojej pracy.

Widziałam takie pary nie raz i wcale nie dominował w nich choleryk.

Zilustruję to może przykładem.

Feliks to przedsiębiorczy biznesmen i choleryk, jakich mało. Wszędzie go

słychać, nikt się na niczym nie zna, a wszystko jest na jego głowie.

Większość jego pracowników to sangwinicy i flegmatycy, jest też kilku

choleryków, którzy w milczeniu przyjmują reprymendy szefa. Ten potrafi

doprowadzić niektórych do płaczu.

Wśród jego pracowników było dwóch melancholików, na których Feliks

nie krzyczał, których szanował, pytał o rady i nigdy nie podważył ich

kompetencji. Najciekawszym elementem w firmie Feliksa było pracujące

w niej rodzeństwo. Julia, sangwiniczka z głową pełną pomysłów, pracowała

w dziale reklamy i marketingu. Michał, jeden ze wspomnianych

melancholików, pracował w dziale analiz. Ona, mimo ogromnej fachowości,

ciągle była niedoceniana i często miała ochotę rzucić pracę. On, bez tytułów

naukowych, był doceniany w każdym calu. Nie myślmy jednak, że Feliks jest

szowinistą czy seksistą. Drugim melancholikiem w jego firmie była bardzo

atrakcyjna kobieta – jego sekretarka.

Ten przykład pokazuje, że choleryk to nie jest typ, który kieruje się

emocjami w stosunku do innych ludzi. W jego przypadku są to raczej

emocje, które dotyczą ludzkich zachowań. Melancholicy nigdy nie dali się

sprowokować Feliksowi, nie zwątpili w swój profesjonalizm, posługiwali się

konkretami i tego samego wymagali od szefa.

I jeszcze jedna scena z zawodowego życia Feliksa. Po roku Julia nie

wytrzymała i odeszła. Podjęła pracę w firmie, która po dwóch latach

rozpoczęła współpracę z firmą Feliksa. Gdy obojgu minął szok przy

background image

pierwszym spotkaniu, ona uświadomiła sobie, że już nie musi się go bać,

a on zrozumiał, że już nie może jej kontrolować. Julia trzymała zdrowy

dystans, a Feliks nawet nie próbował jej zdominować.

Toksyczna nieprzewidywalność

B. M.: Choleryków w czystej postaci nie ma wcale, każdy z nas jest

mieszanką temperamentów, o czym mówiłyśmy wielokrotnie. Teraz

przejdziemy do identyfikacji temperamentu niezwykle toksycznego –

połączenia skrajnych cech cholerycznych ze skrajnymi cechami

melancholika u jednej osoby. Taka osobowość staje się toksyczna dla

otoczenia. Skłonność do wybuchów, nieuzasadniona agresja i coś, co mnie

męczy najbardziej – całkowita nieprzewidywalność. Gdy idziemy na

spotkanie z osobą, o której wiemy, że reaguje agresywnie na każdą próbę

sprzeciwu czy forsowania własnych racji, od razu nastawiamy się na trudne

negocjacje. Jednak w przypadku mieszanki melancholiczno-cholerycznej nie

wiadomo, czy spotkamy się z grobowym milczeniem, wybuchem agresji, czy

też doświadczymy całej gamy negatywnych emocji tej osoby.

M. K.: O ile melancholik z cholerykiem przeważnie znajdą płaszczyznę

porozumienia, o tyle połączenie cech obu typów u jednej osoby nie do końca

to gwarantuje. Wszystko zależy od natężenia owych cech. Gdy jest ono

wysokie, to choleryk staje się optymistą zdążającym do skrajnego realizmu

i zaczyna sobie uzurpować prawo do zmiany całego świata, a melancholik to

pesymista dążący do większego pesymizmu, który staje się mistrzem

cynizmu. Choleryk i melancholik to temperamenty, którym blisko do

neurotyzmu, a ten leży na granicy toksyczności i zaburzeń osobowości.

W takim przypadku nie ma jasnych reguł i można domniemywać, że jest to

najbardziej toksyczne z możliwych połączeń.

Natomiast takie połączenie na optymalnym poziomie natężenia cech daje

ciekawą kompilację rozsądnego przywódcy, który z jednej strony miewa

dylematy typu: „Po co mi to ryzyko?!”. Ale z drugiej strony, jak żyć bez

ryzyka?

B. M.: Właśnie. Mówiłyśmy wcześniej, że mieszanka sangwiniczno-

melancholiczna może być toksyczna dla samej osoby o tych cechach, ale

background image

mniej dla otoczenia. Dla innych taka osoba może być pociągająca i czarująca,

bo potrafi urzekać otoczenie, a jednocześnie jest owiana aurą tajemniczości.

Natomiast w przypadku temperamentu choleryczno-melancholicznego

mamy do czynienia z toksycznym oddziaływaniem na najbliższych.

M. K.: Choleryk-melancholik jest jak bomba z opóźnionym zapłonem.

Choleryk to egocentryk, który nie liczy się z otoczeniem. Melancholik także

ma skłonność do uważania się za lepszego. Jeden i drugi czuje swoją

wyższość, tylko choleryk o tym mówi, a melancholik uważa, że inni ludzie

nawet nie są godni tego, by z nimi rozmawiać. Gdy takie przeciwstawne

podejścia spotykają się w jednej osobie, może ona w sytuacjach stresowych

reagować bardzo różnie. Może wrzeszczeć jak typowy choleryk, a może się

stonować i wtedy mowa ciała przekaże wszystko – zaobserwujemy wypisaną

na twarzy ironię. U choleryka wszystko dzieje się bardzo szybko, dlatego

taką mieszankę zachowań możemy zaobserwować na jednym spotkaniu –

najpierw podnosi głos, potem się wycisza i widzimy maskę ironiczną. Za

jakiś czas wachlarz emocji ponownie się otwiera.

Nie wiadomo, jak rozmawiać z taką osobą, ponieważ gdy mówimy

spokojnie, na choleryka działa to jak płachta na byka i może więcej krzyczeć.

Z kolei melancholik zamknie się w sobie i spojrzy na nas z pogardą. Pytanie,

który z temperamentów dojdzie do głosu w danym momencie. Na jednym

spotkaniu mogą się objawić oba, a taka nieprzewidywalność jest naprawdę

męcząca.

B. M.: Weźmy przykład Kasi, która miała toksycznego szefa. Dariusz to

połączenie choleryka z melancholikiem. Kasia stresowała się codziennie

rano, jadąc do pracy, ponieważ nie wiedziała, w jakim nastroju będzie tego

dnia szef. Jeżeli ten miał dobry nastrój, przychodził do pracy z uśmiechem,

potrafił zmotywować do działania, podpytać o coś lub coś podpowiedzieć –

współpraca przebiegała harmonijnie. Jeżeli Dariusz miał zły humor, Kasia

marzyła, by uciec na zwolnienie lekarskie, ponieważ grobowe milczenie lub

trzaskanie drzwiami przeplatało się z nieuzasadnionym krzykiem,

wyciąganiem jakichś dziwnych spraw i pretensjami nie wiadomo o co.

Kasia opowiadała mi o swoim ostatnim zebraniu z szefem, podczas

którego mieli omówić sprzedaż w pierwszym kwartale. Ona solidnie się

przygotowała, miała wszystkie raporty i tabelki. Z plikiem dokumentów

background image

o umówionej godzinie udała się do gabinetu szefa. Dariusz się spóźnił. Kasię

przywitała jego żona, która wraz z nim prowadzi firmę, a że w przewadze

jest sangwinikiem, potrafi świetnie rozładowywać napiętą atmosferę

generowaną przez męża.

Podczas godzinnego zebrania Kasia doświadczyła skrajnych stanów

emocjonalnych szefa. Przyszedł spóźniony, jednak w dobrym nastroju,

i zapytał, jakie są plany na sprzedaż w regionie wschodnim. Kasia zgodnie

z prawdą powiedziała, że planów nie ma, bo przecież nie podpisali umowy

o współpracę z dystrybutorem. Wtedy szef z radosnego i energicznego

zmienił się w furiata i zaczął krzyczeć, szukać winnych, zadawać tysiące

pytań, nie czekając oczywiście na odpowiedzi, ponieważ miał je już

przygotowane: „Wszyscy są idiotami”, „Tylko ja tutaj naprawdę pracuję”, „O

wszystkim sam muszę myśleć”. Zaczął też atakować Kasię werbalnie: „To jest

postawa roszczeniowa”, „Pani się do niczego nie nadaje!”, „Nawet

z kontrahentem pani nie umie rozmawiać!”, „Co z pani za pracownik, tylko

by pani chciała siedzieć i czekać, żeby kasa spływała na konto!”, „Ja muszę

zatrudnić kogoś nowego, bo z pani nie ma pożytku!”.

Po dwudziestu minutach wrzasków żona Dariusza przypomniała mu, kto

podjął decyzję o zakończeniu współpracy z dystrybutorem – była to jego

decyzja. Kasia w ułamku sekundy podsunęła listę z kilkoma potencjalnymi

kontrahentami, którą przygotowała wcześniej, oraz tabelkę z wynikami

sprzedaży za pierwszy kwartał. Twarz szefa nieco złagodniała, uspokoił się,

pogrymasił przy niektórych kolumnach, ale zasadniczo w ciągu pięciu minut

z furiata zmienił się w osobę, z którą można porozmawiać o konkretach.

Podczas ostatnich piętnastu minut spotkania ustalili najważniejsze cele na

najbliższy miesiąc i zebranie zakończyło się podsumowaniem szefa: „Jak

pięknie doszliśmy do porozumienia”.

Dariusz jak gdyby nigdy nic zaczął pracować dalej, natomiast Kasia była

tak wyczerpana psychicznie, że do końca dnia gapiła się w monitor, nie

mogąc zebrać myśli. Szef i jego zmienne nastroje wykończyły ją psychicznie.

M. K.: I to jest najlepsza historia na dowód, że choleryk chce być zawsze na

górze. Nie może być inaczej. Nawet jeżeli Dariusz nie zrobił nic, żeby

spotkanie zakończyło się konstruktywnie i z jasnymi postanowieniami, to

wykorzystał moment, aby przypisać sobie zasługi za jego pozytywne

zakończenie. Choleryk wykorzysta każdą szansę, żeby jego było na wierzchu.

background image

Może słuchać wybiórczo, wyłapie tylko to, co jemu się podoba i co będzie

mógł wykorzystać zgodnie z własnym uznaniem. Nie przyzna się do błędu

(na przykład Dariusz nie powie, że niepotrzebnie zaatakował Kasię, skoro jej

działania wynikały z podjętych przez niego decyzji), ponieważ on zawsze ma

rację, nawet jeżeli to jest racja w danej chwili.

B. M.: Typowe dla choleryka – gdy bierzesz oddech, on to wykorzystuje, żeby

zaatakować. I nawet nie wyciąga faktów, tylko oskarżenia. Dariusz nie

zarzucił Kasi konkretnego błędu, tylko ogólnie nazwał ją złym pracownikiem

i twierdził, że ma postawę roszczeniową.

M. K.: Tak naprawdę to choleryk potrafi być bardzo roszczeniowy. Ma

pretensje do wszystkich o wszystko. Ma roszczeniową postawę wobec życia,

ale oczywiście z różnym nasileniem. Większość ludzi zawsze zbyt

emocjonalnie podkreśla u innych to, co u nich samych nie jest harmonijne

i spójne. Dlatego jeżeli Dariusz wskazywał u Kasi postawę roszczeniową, jest

to sygnał, że to on jest najbardziej roszczeniowy i widzi u pracownicy taką

postawę, nawet jeżeli ta jej nie przejawiała. To jest jedyna strategia, którą

choleryk umie wprowadzić w życie. Jest wobec wszystkich roszczeniowy,

dlatego dopatruje się roszczeń wobec siebie. Król chce rządzić – jeżeli nie

może niesubordynowanemu poddanemu ściąć głowy, to będzie próbował

linczować go na swój sposób.

B. M.: Dopiero gdy Dariusz się uspokoił, jego melancholiczny umysł

przyswoił fakty przedstawiane przez żonę i przez Kasię. Cechy choleryka,

które opierają się na ocenie sytuacji, wreszcie pozwoliły mu poprowadzić

spotkanie w konstruktywny sposób.

M. K.: Melancholik to temperament, który twardo stoi na ziemi i czasami

jest wręcz ociężały w podejmowaniu decyzji. Natomiast choleryk wykazuje

tu naturalną lekkość, podobnie jak przy wydawaniu sądów. Szef Kasi

pokazał to swoim zachowaniem.

B. M.: Gdyby takie sytuacje zdarzały się raz na miesiąc, pewnie praca Kasi

byłaby znośna. Jednak takie sceny miały miejsce kilka razy w tygodniu, więc

ta postanowiła poszukać innej pracy. Osobowość szefa nazbyt obciążała ją

background image

psychicznie. Kasia ma tendencję do bycia uległą, jednak zawsze solidnie

przygotowuje się na spotkania, co jak twierdzi, niejednokrotnie ratuje jej

posadę. Nie można przecież żyć w ciągłym strachu przed gniewem

pracodawcy, tym bardziej gdy jest to nieprzewidywalny i nieuzasadniony

gniew. Doszło bowiem do tego, że ciało Kasi silnie reagowało: często bolała

ją głowa, zaczęła mieć kłopoty ze snem. Wyczuwała kołatanie serca, gdy

tylko numer szefa wyświetlał się na komórce, nawet jeżeli nie wiedziała, po

co i w jakim nastroju dzwoni. Te objawy somatyczne doprowadziły ją do

choroby. Dostała zwolnienie i wreszcie po dwóch tygodniach wymuszonej

gorączką separacji od szefa doszła do wniosku, że nie może tak żyć.

M. K.: Choleryk w przewadze czy z domieszką melancholika w roli szefa

potrafi w nietuzinkowy sposób zatruwać ludziom życie. Flegmatycy

i sangwinicy często cierpią katusze, nie mogąc uciec z danej relacji, bo praca

jest ważna. Warto podkreślić, że choleryk zawsze czuje się na stanowisku,

nawet jeżeli jest szeregowym pracownikiem. Dlatego objawy

psychosomatyczne mogą pojawiać się też u choleryka, gdy nie zajmuje on

należytej pozycji i nie dostaje należnego mu uznania. W chorobie dostaje

współczucie, które utożsamia z potrzebnymi mu wartościami. Choroby

psychosomatyczne dotyczą duszy, a chore ciało tylko o tym informuje.

Problem polega na tym, że nie zawsze, a nawet zbyt rzadko, umiemy te

informacje odczytać. Potrafimy latami leczyć ciało, nie troszcząc się

o psychikę.

Nie graj, postaw na autentyczność

B. M.: Jeżeli chodzi o kontakt z toksycznym temperamentem, to możemy

albo się od niego uwolnić, czyli na przykład tak jak Kasia zmienić pracę, albo

zacząć pracować nad postawą asertywną i wzmacnianiem poczucia

pewności siebie. Tylko czy to zawsze pomoże?

M. K.: Stosunkowo skuteczną metodą jest bycie autentycznym.

Niewchodzenie w żadną rolę, czy to ofiary, czy kata, bo to przypomina

walkę. Najczęściej stajemy się ulegli (właśnie jak Kasia), mając nadzieję, że

to złagodzi sytuację i zmniejszy konflikt. Ofiara podświadomie szuka kata,

który będzie ją nękał. To jedna z relacji w tak zwanym trójkącie

background image

dramatycznym. Brakujące ogniwo to ratownik, czyli ktoś, kto chce ratować,

wyzwalać spod jarzma prześladowcy i kata. W tę interpersonalną grę

wszyscy jesteśmy uwikłani w różnym stopniu. Jednocześnie możemy być

zarówno katem czy ofiarą, jak i ratownikiem, w zależności od sytuacji

życiowych – w pracy katem, w domu ofiarą wymagań rodziny, a jako

sąsiadka ratownikiem i chcieć wyzwolić sąsiada z jego ciężkiego losu.

Taką grę możemy prowadzić również w sobie, kiedy to nasze myśli stają

się katem, działamy jak ofiara, a ciało ratuje się chorobą. Autentyczność to

bardzo ważna cecha, która pokazuje poziom poczucia własnej wartości. To

drugie imię asertywności. Naturalną autentyczność ma melancholik. Jednak

chroni ona melancholika przed światem zewnętrznym, ale już nie przed nim

samym. W tym też upatrywałabym źródła toksyczności tego temperamentu.

Niezadowolony z siebie melancholik nie może znieść apodyktyczności

choleryka, beztroski sangwinika i braku zaangażowania flegmatyka.

W jednej ręce ma cynizm, w drugiej krytykanctwo i wali gdzie popadnie,

tym samym tracąc swoją autentyczność. Ludzie zaczynają unikać chłodnego

tonu jego głosu i krótkich, ostrych zwrotów. Jedni go unikają, inni mu

ulegają.

B. M.: I jest jeszcze gorzej, ponieważ toksyczny temperament karmi się

naszą uległością. Asertywne podejście utrudnia fakt, że postawa uległości

jest potęgowana przez naszą kulturę i wychowanie. Dzieci od małego uczy

się posłuszeństwa, w szkołach uczą nas karności i ustępowania. Mówisz, że

metodą na toksyczny typ jest bycie autentycznym. Autentyczność, czyli

wyjście z postawy rzeczowego dorosłego?

M. K.: Czy ja wiem? Rzeczowy dorosły też może być autentyczny.

Rzeczowość to cecha choleryka i melancholika. Autentyczność to postawa,

którą może przyjąć każdy. Rodzimy się autentyczni, a dorastamy,

zmieniając autentyczność na maski, które nakładamy. To one doprowadzają

nas do granic toksyczności. Zakładamy je z różnych powodów, aby się

chronić przed trudnymi sytuacjami i osiągnąć swój cel. Najwięcej masek

i toksyczności, a najmniej autentyczności występuje w kręgach patologii.

Tam toksyczność sięga zenitu. Czytałam, że toksyczność jest efektem braku

systemu obronnego na bolesne doznania. Umiemy radzić sobie z bólem

fizycznym, ale nie potrafimy radzić sobie z bólem psychicznym. Traktujemy

background image

go jak krzywdę. Dlatego toksyczni ludzie często nie uświadamiają sobie

krzywdy, jaką wyrządzają innym, ponieważ „robią to z miłości do nas i dla

naszego dobra”. Ten tok myślenia pokazuje, jak zostali wychowani oraz jaki

wpływ na ich życie miała najbliższa rodzina. Dlatego warto zdać sobie

sprawę, że z toksyczną osobą możemy zmierzyć się tylko jako ludzie

autentyczni, czyli z uregulowanym stosunkiem do poczucia własnej

wartości, i asertywni. Wówczas będziemy mogli podjąć odpowiednie

działanie. Mam tu na myśli oczywiście toksyczność niebędącą jeszcze

zaburzeniem osobowości, chorobą psychiczną czy zagrażającą zdrowiu

i życiu patologią. Tu trzeba działać w inny sposób. Mówię o toksyczności,

która jest efektem doprowadzania cech do skrajności przez różne sytuacje

życiowe. Tu wystarczy autentyczność, ale tę trzeba w sobie odnaleźć.

Doprowadzi nas do niej asertywność, której należy się nauczyć.

B. M.: Ciekawym przypadkiem toksycznej mieszanki jest choleryk-

melancholik z domieszką flegmatyka. Jeżeli jest to kwintesencja

negatywnych cech melancholika i flegmatyka, to nawet choleryczna

umiejętność przewodzenia innym będzie studzona flegmatyczną refleksją

„A właściwie, to po co mi to wszystko?”.

M. K.: Na przykład Dagmara – ma sporo cech choleryka, również tych

pozytywnych, dzięki którym potrafi zrobić wiele ciekawych rzeczy, dlatego

zawsze znajdują się ludzie, którzy z przyjemnością za nią podążają. Jednak

przychodzi taki moment, a trudno się nań przygotować – ponieważ mamy

do czynienia z nieprzewidywalnością – kiedy Dagmarze włącza się

irracjonalny pesymizm melancholika i brak działania flegmatyka. I to jest

fatalna, toksyczna przeciwwaga. Dagmara zaskarbia sobie sympatię ludzi

swoim optymizmem i odważnymi planami, wzbudza ich zaufanie i stwarza

sytuacje, w których oni czują się potrzebni.

B. M.: Doskonała przywódczość, którą choleryk może się poszczycić?

M. K.: Z pozoru. Ludzie ulegają Dagmarze w poczuciu bezpieczeństwa,

jednak nie wiedzą dokładnie, kiedy ona przejmuje nad nimi kontrolę za

pomocą swoich zdolności manipulacyjnych. Usypia ich czujność, tworząc

atmosferę przyjaźni. Jej motto to: „Uzależnić od siebie i kąsać bezlitośnie”.

background image

Nagle się okazuje, że wszystko zostało źle zrozumiane i że ludzie

przysparzają jej kłopotów. Wszyscy są winni, tylko nie ona. Gdy sprawy

zajdą za daleko, Dagmara wycofuje się w zacisze domowe, gdzie czuje się

najlepiej, ponieważ tworzy obraz osoby przybitej, oszukanej,

niedowartościowanej, niezrozumianej. Teraz rodzina cicho spełnia jej

życzenia. To czas melancholika – obrażonego i pokrzywdzonego.

W mniemaniu Dagmary rodzina w niczym nie potrafi jej dogodzić, zatem

znów odzywa się choleryk i pojawiają się pretensje.

B. M.: Zmienność, nieprzewidywalność, tylko skala agresji zdaje się

mniejsza.

M. K.: Dagmarze cechy flegmatyka nie pozwalają na tak wielkie wybuchy

agresji, jakie cechowały wspomnianego wcześniej Dariusza. Jednak

zmienność jest, i to spora. Najpierw zaangażowanie i kontakt wzrokowy,

wszystko przebiega harmonijnie, aż nagle Dagmara wstaje, odwraca się

i poprawia dokumenty. Typowe zachowanie melancholika, którego przerosła

sytuacja, więc zajmuje się sobą.

B. M.: Może też chodzić o rozładowanie napięcia – czasem człowiek nawet

nie wie, że sytuacja powoduje w nim napięcie, dyskomfort, więc

automatycznie uruchamiają się ruchy ciała. Ciekawie opisują to znawcy

zachowań psów. Gdy dwa psy się mierzą, stają jak do walki, mają zjeżone

grzbiety, toczą pianę z pysków. Nagle jeden zaczyna się drapać – to czynność

biologiczna, która ma za zadanie na moment rozładować skumulowane

napięcie. Może w przypadku ludzi takie wstanie i przeglądanie dokumentów

też ma rozładować napięcie?

M. K.: Być może. Niemniej wstanie do szafki z dokumentami to odcięcie się,

odwrócenie tyłem. Gość nie wie wtedy, czy Dagmara go słucha, czy ma dalej

mówić. Rozmówcy mieli z nią problem, ponieważ czuli się niesłuchani,

ignorowani. Takie zachowanie występujące sporadycznie jest denerwujące,

a stale powtarzane sprawiło, że ludzie zaczęli się odsuwać od Dagmary. Ona,

jako choleryk, ma silną potrzebę sprawowania kontroli, dlatego gdy kolejne

osoby zaczęły jej się wymykać, w panice starała się odnawiać kontakty,

zagadywać, być miłą. I tutaj trzeba uważać, bo nie zawsze dopytywanie się

background image

jest oznaką szczerego zainteresowania. Czasem jest sygnałem potrzeby

sprawowania kontroli.

B. M.: To ważna wskazówka dla otoczenia. Uważajmy na nazbyt dociekliwe

pytania, bo czasem nie są one wyrazem jedynie sympatii.

M. K.: Właśnie! Za to mogą posłużyć cholerykowi do sprawowania kontroli.

Zwłaszcza gdy zaczynamy czuć się winni z jakiegoś powodu i się

tłumaczymy – choleryk ma nas w garści.

B. M.: To też jest wskazówką, jak rozpoznać toksyczną osobę w dość prosty

sposób: jeżeli nie mamy nic na sumieniu, a mimo to czujemy się winni lub

musimy się z czegoś tłumaczyć, to znak, że powinniśmy być czujni. Może to

być próba manipulowania nami. Wtedy racjonalne tłumaczenie sobie

zainteresowania drugiej osoby może wywieść nas na manowce. Gdy logika

wydaje się w porządku, a ciało mimo to ostrzega nas różnymi symptomami,

jestem za tym, żeby słuchać ciała i uciekać gdzie pieprz rośnie.

M. K.: Może nie od razu uciekać, ale być świadomym tego, co się dzieje.

Choleryczno-melancholijny temperament będzie wyciągał z nas informacje

i drążył temat. Słaba osobowość się zadowoli, gdy odeślemy ją z kwitkiem,

jednak im silniejsza, tym więcej przebiegłych prób dowiedzenia się, w czym

rzecz. Gdy przestaniesz rozmawiać z silnym cholerykiem, to urośniesz

w siłę, a on będzie się czuł coraz bardziej zagubiony, bo coś nie układa się po

jego myśli.

B. M.: Nasuwa mi się jeszcze taki wniosek – gdy rośniesz w siłę, nie masz

potrzeby raportowania cholerykowi przebiegu zdarzeń i stajesz się odporny

na tego rodzaju manipulacje.

M. K.: Na pewno. Jednak choleryk-melancholik nie przyzna się do błędu,

o czym mówiłyśmy wcześniej, z jego ust nie usłyszysz: „Przepraszam”.

Czasami burknie coś pod nosem, aby rozładować sytuację i rozpocząć inny

manewr manipulacyjny. Gdy już wytkniesz mu ewidentny błąd, najczęściej

dalej będzie szedł w zaparte, tylko zmieni strategię. Dagmara maskuje się

w taki sposób: „Może nie zdążyłam tego powiedzieć, ale od początku byłam

background image

o tym przekonana”. Potrafi też interpretować słowa innych na swój sposób,

nie zachowując kontekstu, z którego zostały one wyrwane. To wyjątkowo

mylące dla otoczenia.

B. M.: Czyli nie dość, że toksyczny temperament chce wyciągnąć z ciebie to,

co mu potrzebne, to jeszcze potrafi obrócić wszystko na swoją korzyść.

Kieruje się przede wszystkim swoim interesem, dlatego zdolności

manipulacyjne choleryka-melancholika są zwykle wysoko rozwinięte.

M. K.: Pamięć jest wybiórcza, dlatego taka osoba często idzie w zaparte („Ja

tego nie mówiłam”), a jeżeli już nie ma wyjścia, bo masz na coś dowody, to

powie: „Ale ja w tym momencie nie miałem wyjścia” czy „Ale ja nie mogłam

inaczej”.

Połączenie choleryk-melancholik daje cechy, które przy bliższym

poznaniu mogą się uzupełniać i tworzyć naprawdę ciekawe osobowości,

podobnie jak połączenie sangwinik-flegmatyk. Jeżeli jednak cechy

przekroczą granicę równowagi emocjonalnej, to nadmiar harmonii

i nieingerowanie w to, co dzień przyniesie, będą bardzo toksyczną

mieszanką. Najpierw dowie się o tym otoczenie takiej osoby, ponieważ żyje

ona beztrosko i jest piewcą miłości, a z czasem sama wpadnie w sidła

toksyczności. Nikt jej nie rozumie, ludzie unikają jej towarzystwa, kpią

z niej. Nasilają się frustracja i użalanie nad sobą. Takie osoby przestają się

cieszyć dniem obecnym, a zaczynają żyć wspomnieniami.

B. M.: To męczące. Kasia miała tendencję do bycia uległą w kontaktach

z Dariuszem, ponieważ posiadała wiele cech flegmatyka. Jednak zadziałało

to w pewnym momencie na jej korzyść – flegmatyk jest niezwykle

stanowczy, dlatego gdy Kasia podjęła decyzję o zmianie pracy, była to

decyzja nieodwracalna. Kto jeszcze jest podatny na toksyczne działanie

choleryczno-melancholicznego temperamentu? Kto jest w stanie wytrzymać

z taką osobą?

M. K.: Na te pytania trudno odpowiedzieć w sposób jednoznaczny.

Toksyczni ludzie nie są po to, aby z nimi wytrzymywać, ale po to, byśmy

lepiej poznawali siebie i swoje słabości oraz odkrywali ukrytą w nas siłę. Od

takich ludzi należy odchodzić, żeby oni zatracili się całkiem w swojej

background image

toksyczności albo przejrzeli na oczy. Toksyczność zatacza coraz szersze

kręgi za naszym przyzwoleniem. Przestańmy zatem przyzwalać

i podejmijmy działanie w swojej obronie. A wracając do pytania: mogę

jedynie spekulować. Im więcej ktoś ma cech sangwinika, tym dłużej

wytrzyma z taką osobą albo szybciej odejdzie – w myśl zasady: „Jak nie ten,

to inny”. To zależy od wielu czynników. Flegmatyk w pewnym momencie

powie: „Po co mi to?”. I tak jak wspomniałaś, gdy już podejmie decyzję

o zerwaniu kontaktu, będzie to najczęściej decyzja ostateczna. Flegmatyk

może się długo namyślać, dużo znieść, ale jak już zdecyduje, to klamka

zapadła.

B. M.: I nie ma odwrotu. To też tłumaczy, dlaczego mężowie, o których się

mówi „pantoflarze”, są w stanie tak długo wytrzymać z żonami furiatkami,

które wyżywają się na nich latami. Jednak w końcu przychodzi moment, gdy

dzieci wybywają z domu i mąż flegmatyk odchodzi, by wreszcie mieć święty

spokój.

M. K.: Właśnie. I nawet jeżeli żona furiatka, jak to określiłaś, zacznie nagle

być miła, spolegliwa, dogadzać flegmatykowi, najczęściej będzie już za

późno. Może wyjaśnią sobie kilka spraw, jednak decyzja została podjęta.

Chociaż flegmatyka bardzo łatwo obłaskawić i jeżeli żona furiatka go nie

przekona, mogą to zrobić dzieci. Pamiętajmy, że flegmatyk myśli o sobie na

samym końcu.

B. M.: Jednak często są to relacje nie do naprawienia.

M. K.: Na pewno łatwiej odejść, jeżeli problem dotyczy biznesu i spraw

zawodowych. Wieloletnich partnerów życiowych często łączą dzieci,

wspólny majątek. Trudno przewidzieć, jak się zachowają toksyczni ludzie.

Raczej będą grać na zwłokę, ukazywać siebie jako ofiarę życia, innych

i systemu. Toksyczni ludzie mają do perfekcji opanowaną sztukę

manipulacji, dlatego tak trudno wydostać się z takich związków, nawet

zawodowych. Mam tu na myśli na przykład sferę finansowo-

ubezpieczeniową, w której ogromna rotacja właściwie na wszystkich

szczeblach zatrudnienia poniekąd wymaga toksyczności. Toksyczny

temperament jest szczególnie często spotykany wśród menedżerów

background image

tworzących zespoły. Na początku menedżer jest charyzmatyczny, potrafi

pociągnąć za sobą ludzi, zmotywować, roztacza zwycięskie wizje. Po

pewnym czasie maska spada i odsłania się choleryk z melancholikiem

w najgorszym wydaniu – porównywanie ludzi, czepianie się, szukanie

dziury w całym, wywieranie dziwnej presji. To demotywuje pracowników

i rozbija zespół. Tacy menedżerowie sami czują presję odgórną, najczęściej

dotyczącą wyników, które są inne niż zakładane. Jednak oni nie przyznają

się do błędu, dlatego będą szukać ofiar w zespole. Będą obrażać

pracowników, krzyczeć, szukać winnych, nie będą się liczyli z faktami.

Zgniotą psychicznie słabsze osoby swoją postawą i roszczeniami.

Pamiętajmy jednak, że choleryczno-melancholijny menedżer robi bardzo

dobre pierwsze wrażenie. Kupi ludzi, zabierze, co się da, i jako lider

wyczerpie swoje możliwości. To samo będzie w kontaktach z klientami – ci

mogą się złapać na wspaniałe pierwsze wrażenie, jednak później będą się

czuć oszukani i więcej nie skorzystają z usług tego finansisty czy agenta

ubezpieczeniowego. Dlatego w takich firmach pracownicy ciągle się

zmieniają, wypalony menedżer przechodzi do następnej firmy, w której

początkowo łapie wiatr w żagle, a potem szuka kozłów ofiarnych. Jego życie

prywatne wygląda podobnie – jest powierzchowne, od jednego związku do

drugiego, byle czerpać zyski. Gdy już się zdarzy, że partner zaciągnie go do

ołtarza, zaczną się romanse…

B. M.: Szarpane związki. Bywa, że tacy „poszarpańcy” związują się ze sobą.

Uzależnieni od zastrzyków adrenaliny, jakich dostarcza im wzajemne

szczucie się na siebie, zamęczają siebie i otoczenie.

M. K.: Wtedy każde z partnerów prowadzi trochę odrębne życie. Często są to

związki, które cechuje dobry status materialny, bo obydwoje partnerzy są

ambitni i rywalizują ze sobą. Ich dzieci mają mnóstwo zajęć pozalekcyjnych,

drogie hobby typu lekcje baletu czy jazdy konnej. Jednak dzieci te nie uczą

się wzajemnego szacunku i miłości, tylko rywalizacji.

B. M.: Wracając do spraw zawodowych, mówiłyśmy, że choleryk nie

przyznaje się do błędów. Wykorzystuje też powierzone mu tajemnice do

własnych celów. Mam na to doskonały przykład. Anna, bojąc się, że kolejna

redukcja etatów w firmie obejmie także jej stanowisko, zaczęła się rozglądać

background image

za nową posadą. Szykując się na rozmowę kwalifikacyjną w innej firmie,

spotkała Maję – koleżankę z pracy na wyższym stanowisku. Dziewczyny się

lubiły, zdarzało się, że razem jeździły w delegację. Maja z zainteresowaniem

wypytywała Annę, dokąd idzie, bo tak ładnie wygląda, i tak dalej. Anna

powiedziała, że idzie na rozmowę kwalifikacyjną do innej firmy, ponieważ

boi się o swoją pracę. Wydawałoby się, że nic takiego się nie stało –

dziewczyny, choć się nie przyjaźnią, to jednak się znały i na gruncie

zawodowym sobie ufały.

I co się stało? Maja po zebraniu z dyrektorem oddziału pochwaliła się, że

wie więcej o pracownikach, niż się dyrektorom wydaje. Zdradziła, że Anna

rozgląda się za nową posadą. Trudno jednoznacznie określić intencje Mai –

prawdopodobnie chciała zabłysnąć, że wie więcej niż zarząd, więc chciała

być w centrum uwagi.

Dyrektor osobiście pofatygował się do Anny, aby ją zapewnić, że jej

stanowisko mimo redukcji etatów jest bezpieczne. Można by więc

wnioskować, że dobrze się stało. Jednak Annie pozostał niesmak, a Maja nie

widziała niczego złego w swoim działaniu. Jako typowa choleryczka

wykazała, że przekłada swoje ego nad interesy koleżanki z pracy –

wykorzystała coś, o czym nikt nie wiedział, tylko po to, by pokazać

przełożonym przewagę (w jej przekonaniu). Manipulowała informacjami

w taki sposób, aby stały się korzystne dla niej samej.

M. K.: To typowe zachowanie choleryka. Jeśli coś się dzieje, to ten,

porównując innych ze sobą, najczęściej stwierdza: „Ja jestem ok, to z nimi

wszystkimi coś jest nie w porządku”. Dlatego na przykład potrafi ostro

skrytykować i często jest przekonany, że takie zachowanie służy naszej

poprawie, motywacji i mobilizacji.

B. M.: Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane…

M. K.: To po pierwsze. A po drugie, bardzo łatwo zrazić do siebie ludzi

uszczypliwym, krytycznym komentarzem, zwłaszcza wypowiedzianym

w obecności innych. Ponieważ choleryk potrzebuje publiczności, to jest

niemal pewne, że jak już coś zrobi, to w obecności świadków.

B. M.: Jaka jest najlepsza metoda na taką uszczypliwość? Na ciętą krytykę?

background image

M. K.: Najlepiej odpowiedzieć cholerykowi równie ciętą uwagą, czego on się

nie spodziewa. To dobry sposób na wzmocnienie swojej pozycji w jego

oczach. Nie zawsze jednak cięta riposta przyjdzie nam do głowy w danym

momencie, zwłaszcza jeżeli krytyka spada na nas nagle i jest wyjątkowo

dotkliwa lub pochodzi od osoby, od której zupełnie się jej nie spodziewamy.

Czasem pomaga obrócenie sytuacji w żart, a czasem po prostu zignorowanie

ataku.

B. M.: Zignorowanie choleryka jest równie dotkliwe jak wymierzenie mu

policzka.

M. K.: Więc można to wykorzystać.

B. M.: Tylko jeżeli mamy do czynienia z toksyczną mieszanką choleryka

i melancholika, istnieje ryzyko, że zostanie nam to zapamiętane.

Melancholik ma przecież to do siebie, że pamięta wszystko i umie czekać na

stosowny moment, by się zemścić. Przy negatywnych cechach choleryka

pamięć może być wybiórcza, a moment ataku może być wyjątkowo dotkliwy.

M. K.: Może. Jednak osoby o wysokim poczuciu własnej wartości nie dotknie

to tak bardzo jak osoby uległej, lękliwej, niepewnej. Dlatego wracamy do

autentyczności – warto o nią dbać, żeby była zbudowana na mocnym

poczuciu własnej wartości. Eleanor Roosevelt powiedziała: „Nikt nie może

sprawić, byś poczuł się gorzej, bez twojego przyzwolenia na to”. A zatem nie

przyzwalajmy. Uczmy się asertywności, aby odsłonić swoją autentyczność.

B. M.: Inna sprawa, czy chcemy kontynuować toksyczną znajomość, czy też

nie… Może się zdarzyć, że raniąca uwaga zostanie wypowiedziana

nieświadomie. Mam jednak wrażenie, że najczęściej jest to wykorzystywane

celowo jako manipulacja.

M. K.: Możesz mieć rację. Im bardziej potulny i uległy jest adresat takiej

raniącej uwagi, tym gorzej będzie się czuł. Będzie brał to do siebie. Zatem

choleryk-melancholik wróci na piedestał i osiągnie swój cel. Jeśli nabierzemy

pewności siebie, przestaniemy brać do siebie tego typu komentarze,

uodpornimy się na nie. Wówczas wytrącimy manipulatorowi narzędzie

background image

z ręki.

B. M.: I straci grunt pod nogami, a my będziemy mogli rozwinąć skrzydła.

M. K.: Choleryk-melancholik to wyjątkowo sfrustrowany człowiek. Dla niego

większość ludzi to głupcy. Nie stara się dopatrywać pozytywnych cech

u innych – wystarczy, że znajdzie jedną wadę, a będzie ją uwypuklał,

wyolbrzymiał i interpretował po swojemu. Ciężko żyć na świecie, gdy uważa

się większość ludzi za idiotów. To ciężar, który szkodzi przede wszystkim tej

osobie. Przekleństwo choleryka i skrajnego melancholika.

B. M.: Jeżeli jeszcze dodamy do tego kilka negatywnych cech flegmatyka,

takich jak obojętność, ociąganie się, skłonność do zamykania się w sobie, to

uzyskamy bardzo kontrastową osobowość o skrajnych zachowaniach – od

krzyku, manipulacji i kontroli po wyobcowanie podsumowane zdaniem:

„Rób co chcesz, mam to gdzieś”.

M. K.: Niestety. Jeśli z cech wszystkich temperamentów dana osoba ma

głównie skrajności melancholika i flegmatyka, to nawet kilka fantastycznych

cech choleryka nie jest w stanie zrównoważyć toksycznego oddziaływania na

innych.

W przypadku wspomnianej wcześniej Dagmary było to zauważalne dla

otoczenia i miało swoje konsekwencje. Nikt nie chce być obrażany, dlatego

w kontaktach biznesowych wystarczy kilka spotkań, a klienci zaczną się od

niej odsuwać. Każdy chce czuć się słuchany i szanowany.

Również połączenie choleryk-flegmatyk jest bardzo uciążliwe nie tylko dla

otoczenia, ale i dla osoby o tych cechach. To ogień i woda, zadaniowość

kontra postawa „po co mi to?”. W tej wewnętrznej walce nie gra się o to, by

wygrać. Walczy się o to, by nie przegrać. W tym starciu zostają aktywowane

wszystkie cechy pozostałych temperamentów, które doprowadza się do

skrajności. Dlatego tak często obserwuje się rozdźwięk między działaniem

a mówieniem. Podobnie jest w połączeniu cech sangwinika i melancholika.

Niczym niepohamowany optymizm kontra pesymizm. Świat jest piękny, ale

po co żyć?

U bliskich rodzi to po pewnym czasie toksyczną bezradność i pewien

rodzaj obojętności. Dochodzimy do punktu, w którym toksyczna postawa

background image

jest na tyle irytująca, że unikamy danej osoby, ponieważ nie mamy wpływu

na jej zdrowie, możemy być jedynie świadkami samozniszczenia. Jeżeli taką

postawą cechuje się rodzic, prowadzi to do izolacji miłości. Kochanie

i szanowanie są odarte z prawdziwego uczucia. Dziecko być może kocha

i szanuje, ponieważ to rodzic, jednak więzi praktycznie nie ma.

Toksyczne narzekanie

B. M.: Z wiekiem nasila się skłonność do narzekania, marudzenia

i spodziewania się najgorszego. Jeżeli nie dbamy o swoje zdrowie, to

z biegiem lat ciało o sobie przypomina różnymi chorobami

i dolegliwościami.

M. K.: Jeśli jeszcze dochodzą jątrzenie i rozdrapywanie wciąż tych samych

ran, staje się to nie do zniesienia dla otoczenia. Flegmatyk potrzebuje

docenienia przez otoczenie, dlatego gdy to odsuwa się od niego (na skutek

jego postępowania), on cierpi dodatkowo i utwierdza się w pesymistycznym

postrzeganiu świata (co jest charakterystyczne dla melancholika). Flegmatyk

jest bardzo oporny na nowości, dlatego z wiekiem wszelkie propozycje

zmian pojawiające się z zewnątrz będą napotykały silny sprzeciw. Co

ciekawe, takie osoby, mimo schorzeń czy poważnych dolegliwości

zdrowotnych, mogą naprawdę długo żyć.

B. M.: Choleryk to gorącokrwisty typ, pracoholik, ogień w nim wybucha

szybko, żyje w ciągłym stresie, działa i wykonuje zadania. To z kolei typowe

dla tak zwanej osobowości typu A, która jest najbardziej podatna na choroby

serca, zawały, wylewy. Flegmatyk, jak wiemy, ma stosunkowo niski poziom

stresu, niewiele rzeczy go obchodzi, charakteryzuje się wręcz chroniczną

obojętnością, zatem i stres go nie wykańcza.

M. K.: Podam ci przykład. Kuba, mężczyzna mocno po czterdziestce,

kawaler, właściciel dobrze prosperującej firmy, zdążył już pochować matkę,

natomiast jego babcia nadal żyje. Kuba jest przerażony, bo jak twierdzi:

„Babcia wpędziła do grobu mamę, wpędzi i mnie”. Czyli toksyczna seniorka,

która z powodu choroby stawów, co prawda, nie może chodzić, ale poza tym

jest okazem zdrowia, sączy jad codziennie, wykańcza psychicznie, jest

background image

upierdliwa ponad wszelkie granice. Do tego dochodzi jeszcze uzależnienie

emocjonalne związane z obowiązkami rodzinnymi.

B. M.: Właśnie! W przypadku gdy toksyczna osoba nie jest członkiem naszej

rodziny, to o ile wzmocnimy poczucie własnej wartości i będziemy

autentyczni, możemy zerwać relacje zawodowe, tak samo jak zmienić pracę

czy branżę lub spróbować czegoś nowego. Jednak w przypadku rodziny nie

jest to tak oczywiste. Zwłaszcza nam, Polakom, trudno zerwać więzi

rodzinne, choć i tak się zdarza. Wiele badań socjologicznych wykazuje, że

nadal najbardziej cenimy wartości rodzinne.

M. K.: Otóż to. Kuba czuje się więc w obowiązku doglądać babci, nawet

kosztem własnego zdrowia i firmy. Gdyby chodziło o relacje na przykład ze

wspólnikiem, prawdopodobnie założyłby inny biznes lub wyplątał się z tego

w inny sposób. Tutaj w grę wchodzą jednak emocje i przekonania, za

którymi idą narzucone wzorce zachowań. I taki toksyczny flegmatyk, mimo

że ma opiekę, nie może się cieszyć prawdziwym szacunkiem, miłością

i przyjaźnią bliskich.

Toksyczne temperamenty mają tendencję do nakładania masek, żeby jak

najlepiej wyglądać w danym momencie. Zdrowy melancholik, mający

świadomość swoich zalet i wad, nie nakłada maski, po prostu jest, jaki jest.

Nie podlizuje się, ale i nikogo nie obraża. Natomiast jeżeli mamy do

czynienia ze skrajnościami, jak w przypadku połączenia cech typowo

melancholicznych z typowo cholerycznymi u jednej osoby, to najczęściej

oglądamy całe mnóstwo masek. Taka toksyczna osoba chce, aby wszystko

było dokładnie według jej zamysłu (melancholik) oraz aby było zauważane

przez innych (choleryk). Ponieważ masek jest bardzo dużo, nie jesteśmy

w stanie przewidzieć, za którą z nich się danego dnia schowa.

Toksyczny flegmatyk-melancholik ma tylko jedną maskę – bez końca

zatruwa otoczenie. W tym przypadku wiemy, czego się spodziewać. Możemy

nie wiedzieć, która historia zostanie opowiedziana po raz setny, ale historie

te pochodzą z tej samej puli. Natomiast maski choleryka-melancholika są

nieprzewidywalne, a co za tym idzie – skrajnie różne, od agresywnych przez

zwyczajnie nieprzyjemne aż do podejrzanie łagodnych.

B. M.: Jedyne, co nam pozostaje, to skupić się na sobie, budować poczucie

background image

własnej wartości, dzięki czemu przeniesiemy uwagę na własny rozwój

i autentyczność, zamiast na podtrzymywanie toksycznej relacji.

M. K.: Poczuć swoją autentyczność, nie udawać, być sobą. Asertywnie mówić

o swoich potrzebach, prawach, oczekiwaniach. Moim zdaniem antidotum

na wszystkie toksyczne typy jest autentyczność. Utrudnieniem będą zawsze

relacje oparte na więziach rodzinnych.

B. M.: Jednakże pewne relacje rodzinne, niekoniecznie pozytywne,

wymagają przepracowania choćby na coachingu. Przychodzi bowiem taki

moment, gdy będąc autentyczni i czując własną wartość, dochodzimy do

wniosku, że nie jesteśmy odpowiedzialni za to, czy druga osoba czuje się

szczęśliwa, czy też nie.

M. K.: To prawda. Coaching doskonale się sprawdza w takich przypadkach.

Trudne rzeczy i sytuacje wzmacniają człowieka, ale w żaden sposób go nie

definiują. O tym można się przekonać na coachingu. Jak powiedział Les

Brown: „Czyjaś opinia na twój temat wcale nie oznacza prawdy o tobie”. Na

coachingu ludzie odnajdują właśnie prawdę o sobie.

Coaching dla ciebie:

niwelowanie toksyczności

Podane pytania coachingowe pomogą ci się zastanowić nad relacjami z ludźmi,
którzy mogą oddziaływać lub oddziałują na ciebie toksycznie, a także nad twoimi
toksycznymi zachowaniami.

W jakim stopniu jestem osobą autentyczną?

Które ze swoich zachowań lubię najbardziej?
Dlaczego?

Których ze swoich zachowań nie lubię? Kiedy się
one pojawiają?

Które z moich zachowań są dobrze odbierane przez
otoczenie? Jak bardzo lubię te zachowania?

Które swoje zachowania mogę uznać za toksyczne
dla innych? Co mogę z nimi zrobić?

Które swoje zachowania mogę uznać za toksyczne
dla siebie? Co mogę z nimi zrobić?

Jak to, kim teraz jestem, może wpłynąć na to, kim

background image

chcę być?

background image

Część 2

Relacje partnerskie

background image

Rozdział 8

Miłość, czyli jak kochają temperamenty

Małgorzata Krawczak: Jak kochają temperamenty? Upraszczając: choleryk

kocha zadaniowo, flegmatyk za wszystko, melancholik głęboko, a sangwinik

na bogato. Każdy może kochać szczerze i każdy może kochać nieszczerze.

Beata Mąkolska: Najbardziej spektakularna jest miłość sangwinika. To jest

ta przejaskrawiona romantyczność, piękne okoliczności i atmosfera wielkich

romansów.

M. K.: Sangwinikowi zawsze zależy na otoczeniu, dlatego też wszyscy muszą

wiedzieć, że kocha. Swoją miłość będzie podkreślał niemal na każdym kroku,

oczekując, że obiekt miłości odpłaci mu tym samym. Jeżeli mówi: „Kocham

cię”, to oczekuje w rewanżu takiego samego wyznania. Sangwinik kocha

mocno, wylewnie i czeka na to samo. Jeżeli nie usłyszy: „Kocham cię”, to

będzie dopytywał: „A czy ty mnie kochasz?”. Musi mieć partnera, aby kochać

całym sercem i całą duszą, potrzebuje ludzi, aby ładować swoją energię

życiową.

B. M.: Sangwinik często kocha na pokaz, co nie znaczy, że nieszczerze.

Jednak z naszego badania temperamentów par wynika, że to introwertycy

częściej odczuwają wszystko głębiej. To, co dla sangwinika może być jedynie

drobiazgiem, introwertyk melancholik uzna za niezwykle znaczący gest.

M. K.: Oczywiście może się zdarzyć „płytki” sangwinik w typie narcyza, który

wytworzy piękną otoczkę, a w środku zamiast mocnego uczucia będzie jego

kiepski substytut. Pamiętajmy jednak, że typowy sangwinik nie ma

skłonności do manipulacji – on kocha siebie, ludzi, a osobę, którą darzy

uczuciem szczególnie mocno, pragnie wyróżnić. Chce nadać tej miłości

właściwy wymiar na zewnątrz. Podobnie flegmatyk, choć w jego przypadku

niebezpieczeństwo wiąże się z tym, że może stać się usłużny, jeśli kocha za

background image

bardzo. Pamiętajmy, że ten typ kocha najpierw kogoś, potem siebie, o ile

o sobie nie zapomni. Flegmatyk to introwertyk i jego miłość może być

bardzo głęboka. Sangwinicy, jako typowi ekstrawertycy, kochają kolorowo

i głęboko. Natomiast introwertycy kochają przede wszystkim głęboko.

B. M.: I ta intensywność emocji często im wystarcza – nie muszą już tego

wyrażać.

M. K.: Nie muszą dzielić się tym z całym światem. Natomiast ekstrawertycy

tak.

B. M.: Dzisiejszy świat jest nastawiony na ekstrawertyzm, dlatego nawet

jeżeli ktoś jest introwertykiem, to i tak poniekąd oczekujemy od niego

zachowań ekstrawertycznych. Natomiast jeszcze do niedawna na piedestale

były zupełnie inne cechy: wierność zasadom, stanowczość, powściągliwość.

I takie też były zaloty. Spójrzmy na powieści Jane Austen, pisarki

przedstawiającej życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku.

Bohater książki Duma i uprzedzenie Fitzwilliam Darcy kocha introwertycznie

– nic nie mówi, patrzy i podziwia skrycie. To typowy melancholik – niełatwo

nawiązuje kontakty, dobrze się czuje wśród garstki przyjaciół, jest krytyczny,

wyniosły, dumny. Zresztą Jane Austen zrobiła wiele dobrego dla

melancholików – i nie tylko – pokazując, że pierwsze wrażenie może być

mylące. Że człowiek, któremu pozornie wszystko jest obojętne i którego

oskarża się o pogardzanie światem, ogromnie zyskuje przy bliższym

poznaniu.

M. K.: Hm… uważam, że gdyby nie melancholicy, to świat balansowałby na

granicy chaosu i powierzchowności. Melancholik to temperament, który

może tracić przy pierwszym poznaniu, natomiast zyskuje przy dłuższym

kontakcie. To wieża, której nie da się zdobyć podstępem, tylko wytrwałością.

Trzymając się dalej tej metafory: życie melancholika toczy się w jego wieży.

Jest ona mobilna, wszędzie przemieszcza się razem ze swoim właścicielem.

Dlatego gdy melancholik jest w pracy, jednocześnie jest w swojej wieży.

Współpracownicy mogą wejść tylko do drugiego czy trzeciego piętra. Gdy

melancholik jest w domu, też nie opuszcza swojej wieży. Domownicy mogą

wejść na przykład do siódmego, góra ósmego piętra. Dziewiąte piętro to

background image

apartament melancholika, a na dziesiąte sam właściciel wchodzi bardzo

rzadko. Przypadkowi ludzie nie są wpuszczani do wieży, a jeżeli już, to do

jednego pomieszczenia na parterze. Melancholik nie jest dla wszystkich,

tylko dla tych, których wybrał. Trudność polega na tym, że mało kto to

rozumie, nawet osoby z wybranego kręgu mają z tym problemy.

B. M.: Ekstrawertykom szkoda czasu na zgłębianie introwertyków, a ci nie

mają siły przebicia ani potrzeby krzyczenia o sobie. Mylimy się we

wzajemnych osądach, powstają niedomówienia i dystans narasta.

M. K.: Relacje coraz częściej stają się krótkoterminowe. Przyciągamy się

głównie na zasadzie przeciwieństw i nie mamy czasu się poznać ani

zrozumieć. Coraz wyraźniej zaznacza się rozdźwięk między

ekstrawertykami i introwertykami. Pierwsi z podwyższonym ciśnieniem

walczą z wrzodami i atakami serca, drudzy w ciszy popadają w depresję.

A związki rozpadają się jak domki z kart. W erze dobrobytu cierpimy

katusze emocjonalne.

B. M.: Wróćmy jednak do zalotów. Gdy introwertyk zdobywa kobietę,

podejmuje dużo bardziej wysublimowane działania. Najpierw patrzy,

przygląda się, upewnia, że to ta właściwa. To typ mężczyzny, który wzbudza

niepewność – kobieta po randce z nim zastanawia się godzinami: „Mój Boże,

czy ja naprawdę mu się podobam?”. Sangwinik okazuje zainteresowanie

całym sobą i to, czy mu się podobasz, czy też zostaniecie tylko przyjaciółmi,

jest jasne od początku. Z melancholikiem jest inaczej.

M. K.: Rzeczywiście, kiedyś introwertykom łatwiej było okazywać miłość

i było to bardziej akceptowalne. Był skryty romantyzm, były zasady i czas na

zaloty – za to nie było żadnego show. Dziś introwertycy są tacy sami jak

przed wiekami, ale czasy są diametralnie odmienne.

B. M.: Dzisiaj o miłości mówimy głośno. Celebryci i gwiazdy ścigają się na

okładki z ukochanym czy ukochaną, potem na okładki ślubne, okładki

z dzieckiem, a nawet na zdjęcia rozwodowe. I nawet jeżeli nie jesteśmy

znani, to mamy przecież potężne narzędzie – media społecznościowe.

Możemy tam zamieszczać swoje zdjęcia z wakacji, ze ślubu, z wycieczek czy

background image

z podrasowanej w programie graficznym szarej codzienności.

M. K.: Właśnie! Sami możemy stawać się gwiazdami. Miłość, uczucie,

związek, ja i moja praca – ma być głośno i kolorowo. W sieci toczy się drugie

życie. Niestety na co dzień także oczekujemy fajerwerków, wystrzałowych

randek – im więcej w nas z ekstrawertyka, tym więcej wrażeń potrzebujemy.

A życie nie chce nałożyć maski. Introwertyk w mediach społecznościowych

może się wylansować na ekstrawertyka z niezłym pazurem, ale to nie

oznacza, że taki się stanie.

B. M.: Nierzadko dawka emocji, która dla ekstrawertyka jest zbyt słaba,

introwertyka przytłacza.

M. K.: Introwertyk mówi ciszej i rzadziej. Melancholik powie raz, co czuje,

i w jego przekonaniu to wystarczy. Bo przecież on jest stały, jego uczucia są

niezmienne. Określił się. Po co się powtarzać? Jemu to wystarczy. Drugiej

osobie – ekstrawertycznej już niekoniecznie.

B. M.: I zaczyna się dopytywanie, naciskanie, pojawiają się pretensje. Jeżeli

taką nagonkę przypuszczamy na melancholika, to jest pewne, że ten

zamknie się w swoim świecie i osiągniemy efekt odwrotny do

zamierzonego. Chyba że odezwą się w nim cechy innego temperamentu.

M. K.: Dlatego przydaje się znajomość charakterystyki temperamentów. Jest

nam pomocna choćby w tym, żeby wiedzieć, czego możemy oczekiwać, a co

jest trudno osiągalne czy nawet nierealne. Wszystko utrudnia fakt, że

jesteśmy podatni na wpływ oglądanych filmów, reklam, w których

serwowane są gotowe sposoby na supermiłość, superrandkę,

supersamopoczucie czy superseks. I to niestety przekłada się na nasze

oczekiwania. Przed erą telewizji ludzie się zadowalali tym, co było dookoła –

własną obecnością, naturą. To było intelektualnie intymne i nawet

ekstrawertyzm przybierał inne formy niż obecnie. Teraz wszystko jest

bardziej rozdmuchane. Introwertycy cierpią, że muszą się wpasowywać

w obce im reguły, a ekstrawertycy dodają sobie więcej niż w rzeczywistości,

często koloryzując. Z tym introwertyk się nie zgadza.

background image

B. M.: Melancholik jest odbierany jako dumny i wyniosły, ponieważ najpierw

upewnia się co do swojego wyboru, nie żałując na to czasu. Sangwinik po

pierwszych randkach już wie, czy coś z tego będzie, czy nie. Choleryk zaś

nawet miłość przekłada na zadania. Jeżeli w ramach randki ma jechać na

wycieczkę, zaplanuje godzinę wyjazdu, trasę i poszczególne atrakcje.

M. K.: A jeśli sobie zaplanuje, że przez pierwsze trzy randki będzie poznawał

partnera, a potem podejmie decyzję, co dalej, to właśnie przez ten określony

czas będzie „badał teren”. Dopiero po realizacji poszczególnych założeń

zdecyduje, czy angażować się w związek, czy też odpuścić. A flegmatyk?

Poczeka, co mu się zaproponuje. Chętnie podda się porywom uczucia.

B. M.: Na przykład poczeka, aż to druga strona do niego zadzwoni.

M. K.: Skrajny flegmatyk tak, będzie czekał. Jest jak zamek, który ma otwarte

wrota, tylko nigdzie nie ma drogowskazów, którędy do niego wejść.

B. M.: To by tłumaczyło, dlaczego tak fantastycznie układają się zaloty

choleryka i flegmatyczki – ona jest zachwycona jego pomysłami,

organizowanymi przez niego randkami, spotkaniami, a on jest

wniebowzięty, że ona się na wszystko godzi, jest szczęśliwa i urzeczona jego

propozycjami.

M. K.: Najwięcej jest właśnie takich małżeństw, czy związków w ogóle,

opartych na skrajnościach. To zresztą także wynika z naszego badania.

Flegmatyk wiąże się z cholerykiem. Sangwinik z melancholikiem. Przy czym

nie zapominajmy, jak ogromną rolę odgrywają domieszki innych

temperamentów.

B. M.: Typowa scena z filmów o miłości: mężczyzna spokojnie siedzi na

uboczu, pije drinka i obserwuje tłum, aż jego spojrzenie przyciąga czarująca

damska postać, z lekkością roztaczająca urok w towarzystwie. Czujny

i zdystansowany melancholik dostrzega magię sangwiniczki. Ją pociągają

jego opanowanie, dystans, tajemniczość, chłód, który niby odpycha, a jednak

stanowi wyzwanie. Jego pociągają jej urok, lekkość bytu i najczęściej fakt, że

przy niej przez moment zapomni o swoich problemach. Magia zauroczenia

background image

przeciwieństwem.

M. K.: Bo najbardziej przyciągają nas przeciwieństwa. Choleryk i sangwinik

w jakimś sensie są podobni do siebie. Chcą mówić o wszystkim, pragną, żeby

świat to widział. Stosują inne filtry, ale przewodzą ludźmi na swój sposób.

Mogą stworzyć gwarny związek pełen życia, przyciągając innych ludzi do

siebie.

B. M.: Jeden urokiem i lekkością, drugi dyscypliną i dyrektywą.

M. K.: Melancholik i flegmatyk też nadają na podobnych falach. Jeśli połączy

ich coś wyjątkowego, na przykład wspólna pasja, będzie to związek oparty na

porozumieniu bez słów.

B. M.: Dwa introwertyczne typy rozumieją swoją potrzebę izolacji, potrafią

się akceptować bez presji. Harmonia ciszy.

M. K.: Harmonia potrzeby samotności. Jeśli zaś łączy się flegmatyk

z sangwinikiem, to rozpęd będzie hamowany przez spokój i opanowanie.

Podobnie w przypadku pary choleryk – melancholik. Przy czym duet

flegmatyk – sangwinik będzie pokojowo i niejako beztrosko nastawiony do

świata, w którym wszystko może się zdarzyć. Natomiast duet choleryk –

melancholik może wietrzyć podstęp, bo przecież życie nie jest takie, jak się

wszystkim zdaje. To, co może się zdarzyć, dla choleryka oznacza sporą liczbę

spraw do załatwienia, a dla melancholika jedynie kolejne kłopoty. O ile

flegmatyk z sangwinikiem będą się w związku kierować radością

i serdecznością, o tyle w związku choleryka i melancholika może dominować

pewien rodzaj wyrachowania. Ci pierwsi mogą być narażeni na

wykorzystywanie przez otoczenie, ci drudzy mogą być postrzegani jako

niedostępni emocjonalnie, a nawet nieszczerzy towarzysko.

B. M.: Jednych mogą zgubić naiwność i tolerancja, drugich mierzenie

wszystkich swoją miarą i brak zaangażowania w znajomość.

M. K.: W zasadzie to, co gubi nas towarzysko, może również zwieść nas

w miłości. Asia i Janek to przykład związku sangwinika i flegmatyka. Oboje

otwarci i serdeczni dla innych. Janek, jak na flegmatyka przystało, preferuje

background image

domowe zacisze, wystarczy, że musi chodzić do pracy. Jeśli ktoś chce, to

przecież zawsze może do nich wpaść. Asia, jak na sangwinika przystało,

chętnie by gdzieś wyszła, ale skoro Janek jest zmęczony, to może zabłysnąć

towarzysko w inny sposób – jako idealna pani domu. Znajomym szybko

spodobał ich się otwarty dom. Zawsze miło, „na bogato”, bo Asia nie

żałowała niczego. Kiedy znajomi przyprowadzali swoich znajomych,

piszczała ze szczęścia: „Oni nas lubią!”. Janek też był szczęśliwy: „Lubią

i szanują!”. Po roku byli wykończeni znajomymi, którzy po prostu do nich

wpadali. Asia zaczęła obwiniać Janka, że to przez niego i jego niechęć do

wychodzenia z domu. On z kolei uważał, że to jej wina, skoro zrobiła z ich

domu darmową jadłodajnię.

A tak naprawdę Janek chciał po pracy być sam ze sobą i wcale nie zabiegał

o to, by Asia mu towarzyszyła. Z kolei ona nie lubiła gotowania, chciała być

z mężem i myślała, że on tego od niej wymaga. Gdy poznali swoje

temperamenty, lepiej zrozumieli siebie. Przestali się obwiniać. Teraz

podczas gdy Janek celebruje w domu swoje chwile samotności, Asia

wychodzi z koleżankami. Czasem spotykają się ze znajomymi na mieście.

Potrzebowali kilku miesięcy, aby wypracować model partnerski.

B. M.: Podobnie może być w przypadku choleryka i melancholika, z tą

różnicą, że do nich znajomi nie będą wpadać, kiedy im się spodoba. Tutaj

wszystko będzie zaplanowane.

M. K.: W takim związku nie ma zbyt wiele miejsca na spontaniczność. Ta

czasami się zdarza, w końcu czym byłoby życie bez spontanicznych

wydarzeń, ale częściej są to zaplanowane spotkania.

background image

Rozdział 9

Koniec miłości

czy koniec cierpliwości?

Rozstania i powroty

Małgorzata Krawczak: Jeżeli mimo przeciwieństw wypracujemy właściwe

relacje, to związek może przetrwać lata. Jeżeli nie, czeka nas rozstanie. Nie

zawsze jest to rozstanie fizyczne. Czasem konwenanse, tradycja, to, co

wypada, a co nie wypada, trzymają nas w ryzach i odejście jest tylko

symboliczne lub emocjonalne. Ze wszystkich temperamentów najtrudniej

odejść melancholikowi. Jest on bardzo lojalny, więc ostrożnie podchodzi do

wszelkich związków. Jeśli jednak się zaangażuje, to na zawsze. To

najwierniejszy typ. To on najdłużej się przygląda, aby się upewnić w swoim

wyborze, a gdy już zdecyduje, chce konsekwentnie trwać przy swojej decyzji.

Beata Mąkolska: Wierny swoim zasadom. Jakże zgubna bywa taka ślepa

konsekwencja, trudność przyznania się do błędu.

M. K.: Melancholik nie zakochuje się z dnia na dzień, dlatego gdy już się

zakocha, jest to stałe uczucie. Co nie znaczy, że jego partner może robić, co

mu się podoba. Melancholik, bez względu na płeć, także potrafi odejść, gdy

wydarzy się coś wielkiego. Najczęściej walczy na swój sposób o związek, bo

z jego strony zaangażowanie było decyzją przemyślaną. Będzie to jednak

walka daleka od spektakularnych przedsięwzięć.

B. M.: To typ skryty, ale ambitny, do tego długo pamięta wszystkie urazy,

ponieważ ma doskonałą pamięć.

M. K.: Dlatego jeżeli zostanie zraniony naprawdę mocno, na przykład

partner dopuści się zdrady, a wspólna intymność była dla melancholika

ważniejsza niż wszystko inne, to odejdzie.

background image

B. M.: Ważne jest poznanie wartości melancholika, jego zasad. Jest bowiem

tak, jak mówisz – on pozostaje wierny swoim zasadom. Jest w stanie znieść

pewną dozę krzywdy i trudów – jednak tylko tyle, ile się mieści w jego

wyobrażeniu miłości. Zakładam, że nie mówimy tutaj o poważnych

zaburzeniach czy toksycznych lub wręcz patologicznych związkach.

Melancholik kocha mocno, głęboko, oddaje się cały, poniekąd mając

świadomość, jak łatwo go zranić. Kwintesencją miłości melancholika są dla

mnie słowa Sebastiana Karpiel-Bułecki, wokalisty grupy Zakopower, który

w wywiadzie z kwietnia 2013 roku dla magazynu „Twój Styl” stwierdził: „jak

kochać, to do bólu, do krwi, do końca”. Tylko mężczyzna, który ma w sobie

ogromnego melancholika, może tak powiedzieć.

M. K.: O tak, przy czym to „do bólu, do końca” zakłada pewien margines

błędu, ponieważ melancholik rzadko bywa pewny drugiej osoby na sto

procent. Zawsze ma w zanadrzu pesymistyczny scenariusz. Duża

wrażliwość czyni go bezbronnym wobec słów i emocji innych ludzi. Dlatego

melancholik zakłada maskę, aby się chronić, ponieważ w swoim mniemaniu

musi być silny dla najbliższych. Sangwinik czy choleryk potrafią

zrezygnować ze związku z błahych powodów. Tutaj ważna jest też sytuacja

materialna – im jest lepsza, to znaczy poziom życia nie obniży się po

rozstaniu, tym łatwiej odejść. W przypadku flegmatyków i melancholików

status finansowy nie jest taki ważny, prym wiedzie głębia uczucia.

B. M.: Co fascynujące, to najczęściej sangwinicy utrzymują pozytywne

relacje z byłymi partnerami. Ich elastyczność w kontaktach, szczerość,

życzliwość są widoczne nawet po rozstaniu.

M. K.: Rzeczywiście, sangwinicy potrafią rozstać się w pokoju i stwierdzić,

że po prostu nie gramy w tej samej orkiestrze. Sangwinik nawet przy

rozstaniu chce, żeby wszystko było dobrze – jest chętny do negocjacji,

otwarty na kontakt, co oczywiście nie oznacza, że nie przeżywa czy nie

cierpi. Gdy rozstanie wynika z inicjatywy choleryka, jest to raczej postawa

„już ciebie nie potrzebuję”. Choleryk może wówczas podtrzymywać kontakty

z byłym partnerem, zwłaszcza gdy widzi w tym jakieś korzyści. Jeżeli to on

zostaje opuszczony, jest urażony i przyjmuje postawę „precz z mojego

życia”. Flegmatyk przy rozstaniu cierpi, rzadko jednak dopatruje się swojej

background image

winy. Jego wielka tolerancja dla życia może się przerodzić w brak ambicji, co

może przeszkadzać drugiej stronie i być przyczyną rozpadu związku.

Skrajny flegmatyk nie robi nic albo robi niewiele – i takie zarzuty słyszy

najczęściej. Rzadko się zdarza, by sam odchodził. Znajduje swoją enklawę

i trwa w związku nawet kilkadziesiąt lat.

B. M.: Flegmatykowi trudno odejść także z powodu lenistwa i tej cechy,

dzięki której jest to niezwykle elastyczny temperament – zdolności

akceptacji stanu obecnego. Jemu nie chce się zmieniać związku, często

nawet o tym nie pomyśli. To temperament będący tu i teraz, i czasem

niestety taka postawa bywa dla niego zgubna. Niemniej mimo tego, że

flegmatyk jest w stanie wiele znieść, niemal niczego nie oczekując, to gdy

pokaże mu się inny świat, którego zakosztuje, potrafi odejść nagle, bez

uprzedzenia i będzie to decyzja ostateczna.

Przypomina mi się sytuacja Jarka, któremu żona nie szczędziła przykrości

i upokorzeń przez całe małżeństwo. Kłótnie były czymś codziennym, chociaż

najczęściej to po prostu ona krzyczała – on starał się łagodzić sytuację lub

ignorował żonę, co oczywiście doprowadzało ją do szewskiej pasji. Aż stał się

cud – jego kolega z pracy złamał nogę i w delegację pojechał Jarek. A był to

wyjazd za granicę, i to na kilka tygodni. Jarek się spakował, pocałował

w policzek oniemiałą żonę i pojechał na lotnisko, skąd miał lot do Anglii.

Tam poznał cichą Azjatkę, stanowczą, ale łagodną, która nigdy nie podnosiła

głosu. Cóż, Jarek z Anglii nie wrócił, a żona dostała pozew o rozwód. Dobrze,

że z tego małżeństwa nie było dzieci…

M. K.: I tak to jest z flegmatykami – nie myślą o sobie, tylko o drugiej osobie.

Jarek chciał uszczęśliwić żonę, ale mu nie wychodziło. Poznał kogoś, kto był

zainteresowany uszczęśliwianiem jego, i podjął nową decyzję. Tu liczy się

przede wszystkim bodziec zewnętrzny, własne szczęście jest sprawą wtórną.

B. M.: Z kolei jeśli chodzi o rozstania sangwiników i choleryków, to bywa, że

ci rozstają się i godzą. I tak kilka razy. A za każdym razem jest w tym spory

ładunek emocjonalny. Janusz, mieszanka choleryka z sangwinikiem, właśnie

tak rozstawał się z dziewczyną. Zrywali ze sobą kilka razy w ciągu pół roku,

a za każdym razem ona się wyprowadzała. Tego typu szarpanina jest

niewyobrażalna dla melancholika. Dla flegmatyka chyba zresztą też – albo

background image

jesteśmy razem, albo nie, żadnego życia na walizce, bo dzisiaj się kochamy,

a jutro się kłócimy i jedno się wyprowadza.

M. K.: Jeżeli Janusz i jego dziewczyna przejawiali wiele cech

ekstrawertycznych, to takie spektakularne rozstania i zejścia mogły

stanowić pewną normę. Tutaj znaczenie mają też wzorce, jakie wynieśliśmy

z dzieciństwa, gdy obserwowaliśmy związek rodziców. Najbardziej stabilne

są związki flegmatyków i melancholików. Ich często przeraża już sama myśl

o rozstaniu.

B. M.: Flegmatyk, choć ugodowy, jest przecież cierpliwy, tolerancyjny i stały.

Melancholik jest wytrwały i się poświęca. To głównie te cechy trzymają osoby

w typie melancholika czy flegmatyka przy niestabilnych, pretensjonalnych

partnerach. Jarkowi żona niejednokrotnie groziła odejściem. Zdarzało się

nawet, że zaczynała się pakować, za każdym razem odgrywając te same

sceny – wyciągała wszystkie walizki z szafy, krzycząc, że on już jej na pewno

nie kocha, skoro mu nie zależy, i tak dalej. Doprawdy, widz miałby świetne

przedstawienie. Gorzej jednak, gdy musimy uczestniczyć w tym osobiście.

Melancholik z toksyczną, choleryczną partnerką stworzy własny świat, do

którego krok po kroku będzie się przenosił. Flegmatyk nie wyobraża sobie

innego życia, dopóki go nie doświadczy. Jarek spakował walizki raz, ale

solidnie. I bez odwołania.

M. K.: W czasie takiej kłótni Jarkowi zapewne nie chciałoby się nawet sięgać

po torbę. Niemniej jego żona w danym momencie na pewno mówiła

zupełnie szczerze i poważnie. Była zraniona jego ignorancką postawą

i działała w afekcie. Zarówno sangwinik, jak i choleryk najpierw działa,

a potem myśli. Jeżeli ktoś ma w sobie więcej z choleryka, to zawsze zadziała

ambicja – choleryk naprawdę się spakuje i wyprowadzi, chociażby po to,

żeby było tak, jak on chce.

Zwykle Jarek łagodził sytuację, co było na rękę jego partnerce – sangwinik

i choleryk lubią bowiem, gdy się ich o coś prosi. Kiedy Jarek mówił: „Zostań,

proszę, nie kłóćmy się”, to ona miała podstawę, by zmienić zachowanie –

została poproszona, więc mogła okazać swą łaskę i zostać. Kiedy Jarek z dnia

na dzień się spakował i wyjechał, jego żona została całkowicie

wyprowadzona z równowagi. Oto choleryk został pozbawiony kontroli nad

background image

drugą osobą! Najgorsze, co może spotkać taki typ człowieka, to właśnie

odebranie mu kontroli nad innymi ludźmi. Choleryk bez tego choruje,

wpada w stany neurotyczne.

B. M.: Co ciekawe, na początku przecież często odbieramy tę skłonność do

kontroli jako opiekuńczość i troskliwość. Nierzadko nawet się nam to

podoba! A gdy zdejmujemy różowe okulary zakochania, zaczynamy nazywać

to nadmierną kontrolą.

M. K.: A tymczasem choleryk cały czas jest taki sam. Tyle tylko, że w okresie

zakochania nakładamy odpowiednie maski, które dzięki różowym okularom

robią człowieka na bóstwo. W tym okresie patrzymy przez pewne filtry.

B. M.: Filtry to nawet mało powiedziane. Gdy się zakochujemy, mózg zalewa

nam fala hormonów, dzięki którym możemy nie jeść, nie pić, nie spać, za to

obsesyjnie pragniemy towarzystwa naszego obiektu pożądania. Naukowcy

wielokrotnie udowodnili, że zakochanie jest jak narkotyk. I nie jest to

jedynie metafora, a obraz zmian, jakie zachodzą w mózgu i zachowaniu

człowieka. Nasze widzenie jest mocno zniekształcone.

M. K.: Dlatego właśnie początkowe organizowanie randek przez choleryka

traktujemy jako wyraz troski, przejaw wykazania się, zaloty. Gdy opadają

emocje, zaczynamy się wkurzać, że to on zawsze decyduje, na jaki film

idziemy do kina, kupując bilety bez porozumienia z nami. A wcześniej

byliśmy szczęśliwi, że nie musimy nawet się zastanawiać, co chcielibyśmy

obejrzeć, ponieważ on już wszystko tak pięknie zaplanował.

B. M.: Słynne: „Bo zawsze robimy tak, jak ty chcesz!”.

M. K.: Tak. I co ciekawe, jeśli to kobieta jest cholerykiem, w takiej sytuacji

mogą się pojawić pretensje i oskarżenia związane ze stereotypem, że to

mężczyzna powinien rządzić. Cholerycy niezależnie od płci twierdzą, że

wszystko jest na ich głowie, co ich jednocześnie wykańcza. Z tego błędnego

koła mogą wyjść tylko dzięki rozwinięciu świadomości własnego

temperamentu.

background image

Temperament w kinie

B. M.: Poszukajmy dobrego przykładu fascynującej miłości

w kinematografii. Może Titanic?

M. K.: Miłość melancholijna. Bohaterka kocha właśnie w taki sposób

i konwenanse nie mają dla niej znaczenia. Wartością nadrzędną jest miłość.

Poświęca się jej bezgranicznie na tyle, na ile oczywiście pozwalają czasy,

w jakich rozgrywa się akcja filmu. Znaczenia nie ma dla niej ani różnica klas,

ani fakt, że jest zaręczona z innym, równym sobie klasą kawalerem. Jeżeli

melancholik uzna, że warto, to dla miłości poświęci wiele, o ile nie wszystko.

Bohater zaś się zakochał.

B. M.: Musiał mieć w sobie sporo cech sangwinika i choleryka. Sangwinika,

bo umiał się odnaleźć w każdej sytuacji i robił to z wdziękiem. A choleryka

dlatego, że postanowił zdobyć ukochaną. Postawił sobie zadanie i je

zrealizował. Flegmatyk nawet by się nie ruszył.

M. K.: To była też inna epoka, inaczej wówczas wyglądały zaloty, ten

„zakazany owoc” miał ogromne znaczenie. Niemniej na pewno bohater miał

cel, i mógł to być cel wielopłaszczyznowy, co nie przekreśla szczerości uczuć.

Chciał żyć godniej i lepiej, do tego dążył, inaczej nie znalazłby się na tym

statku.

B. M.: Innego przykładu tragicznej miłości melancholijnej dostarcza poemat

Eugeniusz Oniegin Aleksandra Puszkina i jego niezwykła ekranizacja

z doborową obsadą. Oniegin to postać dramatyczna, pełna wewnętrznych

sprzeczności i skrajnych namiętności, co zawsze kończy się tragicznie. Nie

inaczej jest tutaj.

M. K.: Drugą naturą melancholika jest cierpienie. W czasach konwenansów,

dumy i honoru to ono nadawało życiu tej wybornej szlachetności. Dramat

melancholika polega na tym, że jakąkolwiek decyzję podejmie, zawsze

będzie towarzyszyło temu cierpienie w jakimś obszarze.

Charakterystyczne dla introwertyków jest właśnie to, że ich życie

w pewnym sensie jest utkane na kanwie cierpienia. Flegmatycy cierpią, bo

background image

często są niedocenieni, jeżeli nie mają charyzmatycznej siły przebicia

choleryka. Pozostają po drugiej stronie, gdzieś w cieniu, niezauważeni. A ich

pragnieniem jest bycie docenionym za to, że są. Melancholicy są wiecznie

samotni, boją się coś powiedzieć, obawiają się odrzucenia i zranienia,

dlatego często na wszelki wypadek nie podejmują żadnych działań. Bronią

swojego wnętrza i cierpienie jest wpisane w ich życie.

B. M.: Melancholik to także najbardziej pesymistyczny temperament.

M. K.: Właśnie. Podczas gdy melancholicy pogrążają się w odmętach

pesymizmu na głębokość niebezpieczną dla życia i zdrowia, flegmatycy

taplają się na powierzchni w kole ratunkowym optymizmu. Jedni cierpią

z powodu ciśnienia na głębokości, drudzy z powodu niewygody koła

ratunkowego. Świat introwertyków to świat pewnych dylematów

i związanego z nimi cierpienia: „Dlaczego moja cisza jest problemem dla

innych?”. Ekstrawertycy zaś nie mają cierpienia wpisanego w codzienność.

B. M.: Im szybki ślub i równie szybki rozwód pasuje!

M. K.: Dzisiejsze czasy są rzeczywiście ekstrawertyczne, nie trzymamy się

już sztywnych zasad i konwenansów, jak to było wcześniej. Szybki ślub, a jak

coś nie pasuje, to szybki rozwód.

B. M.: Film Księżna to też opowieść pełna konwenansów. Aranżowane

małżeństwo z ciekawym zestawieniem temperamentów. Ona – typowa

sangwiniczka, która paradoksalnie dzięki temu, że mąż jest skrytym

i nieczułym gburem, mogła rozkwitnąć. Prawdopodobnie nie stałaby się

postacią o ogromnym znaczeniu dla rozwoju sztuki i kultury, a przede

wszystkim mody, gdyby to jej mąż brylował w towarzystwie. Ten stronił od

ludzi, zatem jego gości zabawiać musiała żona. I tak, on cierpiał

w samotności uwikłany w tradycje, układy i zasady, a ona cierpiała z braku

miłości i adoracji męża.

M. K.: On umęczony wszystkim dookoła, ona zaś szybko odnalazła się

w towarzystwie, w którym zaczęła żonglować prestiżem, wiedząc, jak to

wykorzystać – zaczęła wyznaczać pewne trendy. W parze zawsze zwycięża

background image

silniejszy temperament. Może to być też melancholik. Zresztą tutaj mówimy

o czasach patriarchalnych, w których kobieta nie miała zbyt wiele do

powiedzenia. Jednak ona zwyciężyła, to o niej się mówiło. Paradoksalnie

melancholik dzięki nakładanym maskom wydaje się wyjątkowo silny. Magia

opanowania, skupienia i dobrze dobranych masek.

B. M.: I tu widać różnicę między osobą wpływową (on) a lubianą i popularną

(ona).

M. K.: W dzisiejszych czasach jest podobnie.

B. M.: Jeśli chodzi o filmy opowiadające o miłości współczesnej, to ciekawe

połączenie mamy w Nothing Hill. On – wielki flegmatyk, całkowicie

podporządkowuje się jej decyzjom i wyborom. Wybrał, czy raczej został

wybrany, kocha, czeka cierpliwie, akceptując tu i teraz, poddając się biegowi

zdarzeń, nawet gdy ten przybiera dla niego niekorzystny obrót. Tylko wielki

flegmatyk jest w stanie cierpliwie czekać na wybrankę przez wiele miesięcy.

Oczywiście to film, lecz w codziennym życiu też nie brakuje dowodów

flegmatycznej cierpliwości i stałości. Myślę jednak, że choć określenie

„flegmatyk” często jest nacechowane pejoratywne, to gdy określimy tak

odgrywaną przez lubianego aktora (Hugh Grant) postać w popularnym

filmie, zyskuje ono nowy wymiar. Flegmatyk dżentelmen wspiera kobietę,

którą kocha, w jej decyzjach, a jego opanowanie i zrównoważenie jest dla

niej ostoją bezpieczeństwa w krzykliwym świecie show-biznesu.

M. K.: Urokliwość flegmatyka została przygnieciona ekstrawertycznym

stylem życia, który rozkwitł w ubiegłym stuleciu. Poprzednie epoki to czasy

introwertyków, dżentelmenów umiejących się zachować. To wspaniałe czasy

honoru i pojedynków z niewiele znaczącymi epizodami prania się po pysku,

w wykonaniu narwanych choleryków. Introwertyk musiał sobie

przekalkulować niewygodne wydarzenie, po czym wysyłał sekundanta.

Liczba pomyłek wahała się na poziomie błędu statystycznego. Obecnie

analizowanie i cisza traktowane są jako ospałość życiowa i brak

zaangażowania. A dżentelmeni nie działają w chaosie, dlatego wycofali się

z wyścigów próżności, blichtru i megalomanii. Są po prostu spokojnymi

ludźmi, czasem na granicy nudy – na szczęście to tylko opinia

background image

ekstrawertyków.

B. M.: Szkoda, bo introwertycy potrafili tworzyć atmosferę sprzyjającą

miłości.

M. K.: Oni potrafią wspaniale kochać. Hrabia Monte Christo, uroczy

melancholik, który padł ofiarą intryg sangwiników i choleryków oraz

okoliczności. Mógł się załamać w samotności, jednak on znalazł w niej siłę.

Potem się zemścił, smakując zemstę po kawałku, i w rezultacie był ze swoją

ukochaną Mercedes. A gdyby to był choleryk? Jeżeli ten wytrzymałby tyle lat

na uwięzi i jakimś cudem uciekł, pierwsze, co by zrobił, to pozabijał tych,

których trzeba, a następnie dałby się złapać i trafiłby tam, skąd uciekł. Ale tę

powieść pisał Aleksander Dumas, prawdziwy introwertyk i wnikliwy

obserwator.

B. M.: Choleryk wpędziłby Mercedes w poczucie winy: jak mogła nie czekać

na niego?

M. K.: A melancholik pokazał jej całą prawdę. I nie ważne, że zajęło mu to

kilka lat po odzyskaniu wolności. Warto było.

Pewne niuanse miłości cholerycznej przedstawione są w filmie Diabeł

ubiera się u Prady. Bohaterka grana przez Meryl Streep wykazuje zadaniowe

podejście do życia nie tylko w pracy, ale i na gruncie domowym. Postać

grana przez Sharon Stone w Nagim instynkcie także dopuszcza się

manipulacji typowych dla choleryka. Natomiast Fatalne zauroczenie z Glenn

Close i Michaelem Douglasem to już przykład skrajnej cholerycznej

namiętności na pograniczu osobowości borderline. Jak wiemy, tutaj też nie

skończyło się dobrze. W filmie Sypiając z wrogiem z kolei Julia Roberts gra

stłamszoną flegmatyczkę, jej mąż zaś to skłonny do manipulacji choleryk,

wręcz sadysta. Upór bohaterki pozwala jej przełamać ogromy lęk przed

wodą, który mąż nieustannie wykorzystywał, by ją sobie podporządkować.

B. M.: Z bardziej optymistycznych obrazów mamy jeszcze Dziennik Bridget

Jones, gdzie znajdziemy postaci sangwiniczki i współczesnego melancholika.

M. K.: Tak, ten film dokładnie pokazuje, co liczy się dla ekstrawertyków, a co

background image

dla introwertyków. Ona, nietuzinkowa sangwiniczka, goni za pewnym

ideałem, który „błyszczy”. On, mało widoczny, choć liczący się melancholik,

potrafi czekać. Ona chce zgubić kilogramy, on na to nie patrzy. Dla niego

liczy się piękno widziane sercem, nie okiem.

B. M.: Temat rzeka – tyle jest rodzajów miłości, ile scenariuszy filmowych.

A może i więcej.

M. K.: Na pewno więcej. Można jednak zauważyć wspólne cechy.

Ekstrawertycy, zanim dokopią się do wnętrza człowieka, chcą najpierw

zachwycić się pięknem widzianym i pochwalić się nim przed innymi. Często

przypomina to postawę łowców trofeów. Natomiast introwertycy podchodzą

do tych spraw inaczej. Dla nich takie polowania to utrapienie, jeżeli już, to

jakaś niezobowiązująca przygoda i tyle. Introwertycy dążą do spokoju

i pewności, że wybór okazał się trafny. Jeśli nie, potrafią cierpieć w ciszy, bo

taki jest los. Musi się wydarzyć coś naprawdę poważnego, by introwertyk

zdecydował się odejść.

B. M.: Ale niczego nie można przesądzić. Wszystko komplikuje fakt, że

jesteśmy mieszanką cech introwertycznych i ekstrawertycznych.

M. K.: No właśnie. A czasem o trwałości relacji bardziej niż sam

temperament decyduje natężenie niektórych cech i odnajdowanie się

w nich.

background image

Rozdział 10

Przeciwieństwa się przyciągają

Beata Mąkolska: Przeciwieństwa się przyciągają, jak mówią stare

powiedzenie i nasze obserwacje. Cechy, które przyciągają naszą uwagę

u innych, to często takie, których nam brakuje. Jeżeli mamy trudności

z podejmowaniem decyzji, stanowczy i konkretny partner będzie nam

imponował. Stanie się pewnego rodzaju wybawieniem, gdyż przejmie

odpowiedzialność za podejmowanie większości decyzji, pozostawiając nam

dostosowanie się.

Tymczasem według danych Głównego Urzędu Statystycznego

niezgodność charakterów była przyczyną 32% rozwodów w 2004 roku,

podobnie w roku 2009 odpowiadała mniej więcej za jedną trzecią rozstań.

Badania przeprowadzone na próbie 3400 internautów wskazują

niezgodność charakterów jako przyczynę 45% rozwodów w 2010 roku

11

.

Wydaje się zatem, że przeciwieństwa zarówno się przyciągają, jak i są

przyczyną rozstania par.

Ciekawe podejście do kwestii przeciwieństw ma Arnold A. Lazarus,

terapeuta behawioralny. Otóż napisał on książkę Jak przeżyć w związku,

unikając pułapek, w której właśnie przekonanie, że przeciwieństwa się

przeciągają, zostało wskazane jako jedna z pułapek

12

. Według tego

zasłużonego specjalisty w zakresie psychologii i związków dobre

małżeństwo opiera się na podobieństwach, a nie na różnicach. Myślę, że

warto wyjaśnić, czym się różni przeciwieństwo charakterów od

przeciwieństw poglądów na życie.

Małgorzata Krawczak: Ja doprecyzowałabym opinię Lazarusa: dobre

małżeństwo opiera się na podobieństwach poglądów życiowych i ciekawych

różnicach charakterów. Najprościej rzecz ujmując, przeciwieństwa

charakterów to pesymizm versus optymizm czy potrzeba kontroli versus

tolerancja. Te różnice wynikają z temperamentów, z jakimi się rodzimy.

background image

Natomiast różne poglądy na życie wynikają z naszego wychowania,

podejmowanych decyzji i ich konsekwencji. Są to pewne wartości, z którymi

się utożsamiamy, coś, co poniekąd zdobyliśmy, dlatego bronimy tego

bardziej niż swojego temperamentu, który po prostu mamy. Moim zdaniem

powszechne stwierdzenie „niezgodność charakterów” bardziej odnosi się do

wartości, których chcemy bronić. Zdecydowanie większe szanse na szczęście

i trwałość ma związek, w którym jedno z partnerów jest rannym ptaszkiem,

a drugie nie wychodzi z łóżka przed południem, niż ten, w którym jedno

wydaje pieniądze ze wspólnego konta według własnych upodobań,

pomijając opłaty związane z utrzymaniem rodziny, podczas gdy drugie ma

całkiem inne zasady dotyczące wydawania pieniędzy. W pierwszym

przypadku mamy do czynienia z różnicami w temperamencie, w drugim

z różnicami w podejściu do życia.

B. M.: Warto wyodrębnić kilka obszarów, w których zbieżne poglądy są

kluczowe dla harmonijnego związku. Są to wychowanie dzieci, spędzanie

wolnego czasu, wydawanie pieniędzy, nastawienie do wiary, religii, podobny

system moralny. Jeżeli w tych dziedzinach się nie zgadzamy, różnice

temperamentów będą tylko dodatkowym punktem zapalnym. Rezolutny

melancholik, który ma wpojony szacunek do pieniądza i potrafi poskromić

swoje zapędy do wydawania w imię odkładania na wymarzone wakacje, to

nie to samo, co rozrzutny sangwinik, który każdego miesiąca czyści konto

właściwie nie wiadomo na co.

M. K.: Różnice temperamentów będą dodatkowym punktem zapalnym,

jeżeli za wszelką cenę będziemy chcieli stawiać na swoim. Jeśli zaś zechcemy

się z tych zachowań uczyć, zyskamy nowe możliwości zarządzania sobą. Tu

sporą rolę odgrywa zaufanie. Jeżeli ufam partnerowi, to wiem, że jego słowa

mogą być cierpkie, ale to właśnie dzięki nim mogę się wiele nauczyć.

Sangwinik buja w obłokach niczym balonik, melancholik stoi twardo na

ziemi niczym skała. Jeżeli połączy ich miłość, to właśnie ona stanie się

sznureczkiem, który nie pozwoli niekorzystnym wiatrom porwać balonika,

ale wykorzystując siłę korzystnego wiatru, dźwignie skałę i przeciągnie ją

kawałek dalej. Właśnie dzięki takim „podróżom” melancholik poznaje nowe

perspektywy.

background image

B. M.: Różnice temperamentów oczywiście wywołują konflikty,

przynajmniej do momentu, w którym uświadamiamy sobie, jak je

wykorzystywać do budowania jeszcze lepszego związku. W naprawdę

udanych relacjach występuje efekt synergii – razem możemy więcej i lepiej

niż każde z nas z osobna.

M. K.: Te wiedzę możemy posiąść w momencie, gdy związek osiągnie pewną

dojrzałość. Po drodze zdarzy się niejedna próba sił, którą wygra silniejszy

w danym momencie temperament. To może być sangwinik, melancholik,

choleryk. Tylko ta próba sił ma być początkiem harmonijnego współżycia,

a nie destrukcji.

B. M.: Tym bardziej że im dłuższy związek, tym więcej takich prób. Bo

przecież rozkład sił może się zmieniać w zależności od okoliczności,

zdobytych doświadczeń, własnego rozwoju.

M. K.: I jeżeli przy próbie sił na początku związku jedna strona całkowicie się

podporządkuje, relacja będzie zmierzała do zagłady. Przy czym ową zagładą

może być wewnętrzne poczucie nieszczęścia i niespełnienia jednego

z partnerów przy jednoczesnym życiu na pokaz. Jeżeli zaś oboje wyniosą

z takiej próby sił spory zapas wiedzy i tolerancji, to związek się rozwinie.

W związkach przeciwieństw – a z takimi mamy do czynienia najczęściej –

jedna osoba jest bardziej widoczna. Na przykład choleryk będzie się

wyróżniał, a flegmatyk nawet nie będzie miał potrzeby się wybić – stanie się

doskonałym tłem i wsparciem dla partnera. W związku sangwinika

i melancholika to ten drugi będzie dbał o „zaplecze” domu i przyziemne

sprawy, takie jak finanse, a ten pierwszy będzie miał możliwość rozwinięcia

skrzydeł i swoich pomysłów, które w efekcie i tak przysłużą się całej

rodzinie.

Próba sił jest ważna. Pomocne mogą być spotkania z coachem, warsztaty

rozwoju osobistego, nawet mediacje – wszystko, co pozwoli nam poznać

i zaakceptować różnice między nami. Musimy pamiętać, że nie są one po to,

by się eliminować, tylko wspierać i uzupełniać.

B. M.: To kwestia dojrzałości osobistej, która przekłada się na dojrzałość

związku. W dojrzałym związku partnerzy akceptują siebie takimi, jakimi są,

background image

wyrażają szczerą troskę i zainteresowanie drugą osobą, szanują dzielące ich

różnice, są otwarci na nieustanne poznawanie siebie.

Mimo że temperament się nie zmienia na przestrzeni lat, różne

okoliczności wydobywają z nas różne cechy. Możemy pracować nad

własnymi słabościami, kształtując swój charakter. Jednak o dojrzałości

związku świadczy fakt, że nie staramy się zmienić partnera, a akceptujemy

go takim, jaki jest, jednocześnie zachowując postawę pełną autentycznej

miłości i szacunku.

M. K.: Jak trudno dzisiaj kochać kogoś za to, że po prostu jest! Nie rozliczać,

nie targować się, kto ile i czego zrobił! Dojrzałość to, jak powiedział

Mahatma Gandhi, świadomość tego, że sam powinieneś być zmianą, której

oczekujesz od świata.

Dojrzałość związku to przejście prób sił, dzięki którym rozwija się

wzajemne poszanowanie. W związkach przeciwieństw konieczne jest, by

każdy znalazł swoją odrębną płaszczyznę, a także by oboje partnerzy mieli

płaszczyznę wspólną. Jeśli tego nie ma, jedno jest sfrustrowane i płacze,

a drugie jest złe i rządzi. Próba sił to wyznacznik prawdziwości miłości. Na

ile mamy w sobie tolerancji, asertywności, miłości, by zaakceptować własną

odmienność?

Gra przeciwieństw: choleryk wiąże się z flegmatykiem

M. K.: Ludzie dobierają się na zasadzie przeciwieństw. Czasami są to duże

różnice (całkowity sangwinik i całkowity melancholik), a czasami łączą ich

cechy wspólnego temperamentu (na przykład flegmatyk i choleryk ze

wspólnym sangwinikiem). Przejdźmy do związków skrajnych

przeciwieństw, czyli choleryka i flegmatyka, typów z dwóch różnych stron

barykady. Zadaniowość kontra brak zaangażowania. Działanie kontra

lenistwo.

B. M.: I w drugą stronę – uprzejmość flegmatyka kontra nieustępliwość

choleryka. Spokój kontra porywczość. Faza zakochania takiej pary wygląda

pięknie…

Oto przykład. Natalia to flegmatyczka pracująca w urzędzie, a Marcin,

choleryk z domieszką sangwinika, jest przedstawicielem handlowym. On

background image

sam znaczy dla siebie tyle, ile wynosi jego premia. A że jest pracoholikiem

i potrafi być bezwzględny, to premie wyrabia bardzo wysokie. Marcin to

osobowość typu A, nastawiona na rywalizację, zdobywanie, jest ciągle

w stresie i pod presją – za dużo kofeiny i za mało snu. Poznali się z Natalią

przypadkiem, gdy klient Marcina załatwiał sprawę w urzędzie. Chłopak

pojechał tam podrzucić mu dokumenty do podpisania. Wszedł do

pomieszczenia i poczuł się tak, jakby był w innej strefie czasowej, co mocno

go zirytowało. Klient wciąż coś załatwiał, nie było go w zasięgu wzroku,

a przecież Marcinowi się spieszyło! Nie omieszkał zrugać sekretarki za

opieszałość urzędu. To właśnie była Natalia. Nieco przestraszona jego

wybuchowością i bezczelnością najuprzejmiej jak potrafiła zapytała, czy nie

napiłby się herbaty, co umili mu czas oczekiwania. Natalia była na stażu, nie

wiedziała, kto jest „ważny”, a kto nie, więc z właściwą sobie flegmatyczną

uprzejmością była życzliwa dla wszystkich. Zapytała Marcina o powód

pośpiechu i ten przesiedział przy herbacie dobre półgodziny, opowiadając jej

o parszywych dostawcach, z którymi ciągle musi się użerać. Czas stanął

w miejscu, a ona słuchała, otwierając co chwilę oczy ze zdumienia

i wyrażając autentyczny podziw dla jego skuteczności i umiejętności

przywódczych. Marcin zapytał, o której kończy pracę, i zaproponował, że po

nią przyjedzie. Natalia nawet nie wie, jak to się stało, że nagle zaczął ją

odwozić z pracy do domu kilka razy w tygodniu, a potem niemal codziennie,

o ile nie wyjeżdżał daleko w delegację. Zabierał ją na kolacje, najpierw do

restauracji, a potem do siebie. Ona gotowała, oczywiście to, co on lubi,

i zachwycona słuchała opowieści o jego pracy. W urzędzie nie działo się nic

ciekawego, za to praca Marcina wydawała jej się szalenie odpowiedzialna,

ważna, wymagająca i wyczerpująca.

M. K.: Natalia, jak to flegmatyk, była zauroczona zaradnością choleryka, tym,

że jedna osoba potrafi ogarnąć tak wiele rzeczy. Imponowały jej szybkość

podejmowania decyzji, zdecydowanie, odwaga, przebojowość. Z kolei

Marcina, choleryka, przyciągnęły jej spokój i opanowanie.

B. M.: Zrównoważenie czy wręcz momentami apatyczna obojętność, której

tak bardzo mu brakuje.

M. K.: Choleryk łapie przy flegmatyku chwilę wytchnienia, na moment

background image

zapomina o swoim poukładanym świecie – bycie na topie jest męczące.

Decyzyjność i odpowiedzialność idą w parze z wyczerpaniem. Choleryk

często nie umie spuścić z tonu, bo to wiązałoby się z utratą autorytetu,

a przecież on nie może sobie na to pozwolić. Marcin dobrze trafił, bo ze

swojego szybkiego, rywalizującego świata wpadł do istnej oazy spokoju.

Natalia swoją umiejętnością słuchania, wdziękiem i opanowaniem

zahamowała wieczne tornado.

B. M.: Wpatrzona w niego jak w obrazek wydawała mu się idealną

towarzyszką – od początku ich znajomości nie zakwestionowała ani jednej

jego decyzji. Gdy nie była czegoś pewna i wahała się z odpowiedzią, milczała,

namyślając się, co powiedzieć, a dla Marcina cisza oznaczała „tak”, więc

przechodził do działania. Przyjeżdżał po nią, odwoził ją, zapraszał na randki.

Znamienne było choćby pytanie: „O której kończysz pracę?” i następujące

potem: „Przyjadę po ciebie”. Nawet nie pytał Natalii o zdanie! Ona widziała

to jako dowód jego stanowczości, pewności siebie, męskości. Król i władca!

M. K.: Który traktuje swoją zdobycz jak księżniczkę. Zaprasza, zabiera, a ona

zachwyca się wszystkim, cierpliwie go słucha, z uległością spełnia jego

fantazje.

B. M.: Gdy Marcin zdecydował, że czas zalotów się skończył, zamiast do

restauracji zawiózł Natalię do swojego mieszkania i oczywiście zaczął się do

niej dobierać. Natalia, choć zaskoczona, przede wszystkim czuła się

onieśmielona i nie mogła uwierzyć, że ktoś tak przebojowy jak Marcin

zainteresował się właśnie nią. Gdy następnego dnia skończyła pracę, a jego

nie było pod urzędem, miała wrażenie, jakby jej świat się zawalił. Chłopak

przyjechał, tylko spóźnił się trochę, a ona na jego widok się rozpłakała.

Zdenerwowany, że coś się stało, podbiegł do niej i zapytał: „Co ci jest?!!”.

Natalia jeszcze bardziej zaniosła się płaczem i wyjęczała przez łzy, że się

bała, iż on już po nią nie przyjedzie, bo przecież dostał, co chciał.

Przekonanie, że seks bez ślubu jest czymś złym, dziewczyna wyniosła

z domu rodzinnego, dlatego też mimo fascynacji Marcinem borykała się

z poczuciem winy. On zaś skwitował jej płacz, mówiąc: „Przecież zawsze po

ciebie przyjeżdżam, o ile jestem w mieście! Skąd ty masz takie głupie

pomysły? Zadzwoniłbym, gdybym nie mógł przyjechać. Wsiadaj, bo jeszcze

background image

muszę do paru klientów podjechać”. Dla niego sprawa była załatwiona –

przyjeżdża po Natalię, kiedy tylko może, i koniec. Marcin był słowny

rzeczywiście przyjeżdżał. A Natalia szybko się przekonała, że pod tym

względem może na niego liczyć.

M. K.: Flegmatyczki bardzo często czują się niedoceniane, mają niskie

poczucie własnej wartości. Przy tak silnej osobowości, jaką Marcin

reprezentuje poprzez choleryczny temperament, niejedna kobieta czułaby

się onieśmielona. Zgaduję, że to on zdecydował, kiedy wezmą ślub…

B. M.: W zasadzie zdecydowała jego firma. Kiedy Marcin usłyszał o awansie

kolegi, wściekł się nie na żarty. Kolega ponoć awansował dlatego, że miał się

żenić, zakładać rodzinę, a szefowa firmy starała się prowadzić politykę

prorodzinną. Nim Natalia się obejrzała, miała obrączkę na palcu i wesele na

setkę gości, z czego większość stanowili znajomi Marcina z pracy (łącznie

z szefową). Po ślubie zaś ten stwierdził, że najlepiej od razu mieć dziecko,

a kiedy jego żona zaszła w ciążę, kazał jej dla dobra dziecka zrezygnować

z pracy.

M. K.: I Natalia pewnie zrezygnowała. A potem Marcin zaangażował się

w swoją karierę, a ona w opiekę nad dzieckiem…

B. M.: Dokładnie tak to wyglądało.

M. K.: To bardzo częsty schemat w parze choleryk – flegmatyczka. Im

bardziej on się angażuje w pracę, tym bardziej ona się angażuje

w wychowanie dzieci. Początkowo zawsze jest nim zauroczona i z

ciekawością słucha jego opowieści, natomiast później, mając na głowie cały

dom i dzieci, często już nie przejawia takiego zainteresowania, bo

najzwyczajniej w świecie jest zmęczona. Nierzadko też flegmatyczki

w takim układzie tyją w ciąży i mają problemy z powrotem do swojej wagi,

o czym już rozmawiałyśmy. Mąż, który na początku tak zabiegał o swoją

żonę, teraz ucieka w pracę, a im więcej w takiej kobiecie flegmatyka, tym

mniej ochoty i sił do walki. Nieszczęście się pogłębia i nierzadko przenosi na

dziecko. Choleryk już nie widzi podziwu w oczach żony, więc szuka go gdzie

indziej. Marcin całkowicie zaangażował się w pracę. Zgaduję, że po latach

background image

Natalia była zależna od męża ekonomicznie i uzależniona od jego humorów.

Natomiast on zaczął nią pomiatać…

B. M.: Na początku był jej opiekunem, mentorem, przewodnikiem. W ich

przypadku ważna była też różnica wieku między nimi – Natalia jest siedem

czy osiem lat młodsza od Marcina. Po latach nie widział w jej oczach

zachwytu, tylko obojętność. Zaczął ją nazywać leniem i kulą u nogi.

Rzeczywiście, Natalia przytyła, zatem mąż często wytykał jej, że już nie umie

o siebie zadbać. Co ciekawe, docinki się skończyły, gdy Marcin zaangażował

się w nowy projekt, co wiązało się z wyjazdami w długie delegacje z szefową.

Nie muszę dodawać, jak bardzo się zaangażował…

M. K.: Choleryk znaczy dla siebie tyle, ile wykonywana przez niego praca.

Nierzadko opiera poczucie własnej wartości na odniesionych sukcesach,

jednak wymiar tych sukcesów może być różny. I tak samo choleryk

postrzega innych. Na początku Marcin chciał, aby Natalia zrezygnowała

z pracy dla dobra dziecka, i zapewne miał dobre intencje. Dzięki temu też

mógł jeszcze bardziej się wykazać jako osoba odpowiedzialna za rodzinę, jej

jedyny żywiciel. Opieka nad dzieckiem to dla niego zupełnie inny świat,

którego on nie rozumie i którego nie docenia. Zapewne dziwił się, że żona

jest zmęczona po całym dniu „siedzenia” z dziećmi i nie ma ochoty

wysłuchiwać go jak dawniej. Jeżeli do tego dochodzą jeszcze inne punkty

zapalne – na przykład ochłodzenie seksualne – to choleryk nie zyskuje

podziwu, który jest mu niezbędny do życia. Nasila dyrektywność i kontrolę,

a jednocześnie gardzi ludźmi, którzy się tej kontroli poddają. Tymczasem

szefowa stanowiła dla Marcina wyzwanie…

B. M.: Po pierwsze, kobieta, która osiągnęła więcej niż on (w końcu była jego

szefową), po drugie, spędzali ze sobą dużo czasu, co sprzyjało wymianie

myśli, poglądów, doświadczeń…

M. K.: Choleryk to typ ambitny, zawsze chce więcej. W tym przypadku

„więcej” to była przełożona.

B. M.: Właśnie. Smaczku wszystkiemu dodawał fakt, że szefowa Marcina

traktowała ludzi instrumentalnie. Lubiła pozory (na przykład ta niby-

background image

prorodzinna polityka firmy), ale równie mocno lubiła zdobywać to, co

niedostępne. Zatem oboje mieli satysfakcję – ona uwiodła żonatego

mężczyznę, a on podbił serce przełożonej. Romans był burzliwy, krótki

i skończył się z hukiem. Ją zarząd przeniósł do oddziału w innym mieście,

a jego przesunięto na zupełnie inne stanowisko – miał szkolić nowych

pracowników. I tu kolejna ciekawostka: choć była to w zasadzie degradacja,

zwłaszcza finansowa (koniec zawrotnych premii), to jednak Marcin po

początkowym szoku wyjątkowo szybko odnalazł się w nowej sytuacji.

Wreszcie to on był mentorem dla nowych, miał prestiż, uczył innych, a oni

pytali go o zdanie i wykonywali polecenia tak, jak on chciał.

M. K.: Zyskał nowe pole do popisu. To on teraz rozdaje karty, narzuca tempo

pracy, sprawdza innych, a wszystko sprowadza się do wspólnego

mianownika – kontroli i rozliczania z efektywności, co jest jego

specjalnością. Marcin jest panem i władcą – dostaje raporty z działów

sprzedaży, reklamacji czy obsługi klienta i decyduje, w czym ludzie muszą

się podciągnąć i co jest dla nich najlepsze.

B. M.: Po aferze zmieniło się także życie rodzinne Marcina i Natalii. Ona się

nie przyznała, że wiedziała o romansie, a on nie zamierzał się tłumaczyć.

Natalia schudła ze stresu, postanowiła dbać o siebie, żeby mąż znów chciał

wracać do domu. Nowy charakter pracy sprawił, że Marcin częściej bywał

w domu i wracał o stałych porach, a ponieważ dzieci podrosły, wreszcie

można było z nimi porozmawiać, pobawić się, spędzić aktywnie czas.

Natalia zyskała więcej czasu dla siebie, zaczęła znów z podziwem patrzeć na

męża i go słuchać. On stał się serdeczniejszy, zaczął zabierać ją na zakupy

i komplementować jej nowe stroje. Ona wierzyła, że najgorsze mają za sobą

i że teraz będzie już tylko dobrze. A on od czasu do czasu ulegał urokom

nowej pracownicy, zawsze jednak wracał do domu. I stał się łagodniejszy.

M. K.: Choleryk nie musi rządzić wszędzie i przez cały czas. Z czasem

dorośleje, stabilizuje się, ogranicza liczbę obszarów, na których sprawuje

władzę niepodzielnie. Zaczyna zwracać uwagę na zasoby energii, które

nadmiernie eksploatował. Odczytuje sygnały płynące z ciała i z otoczenia,

które się usamodzielnia i zaczyna żyć własnym życiem. Choleryk wyciąga

wnioski: gdy ustąpię trochę pola, zostaną przy mnie. Ten typ nie umie być

background image

sam, samotność go przytłacza. To perspektywa samotności skłania go do

„podziału strefy wpływów”. Choleryk często łagodnieje w domu, by

pokazywać pazury w pracy. Bywa też odwrotnie. To niestety kwestia jego

wewnętrznej, podświadomej kalkulacji.

B. M.: Można zatem przyjąć następującą tezę: jeżeli choleryk stwierdzi, że

żona flegmatyczka to skarb, odpuści sobie totalitarne rządy w domu.

Czasem pewnie zarządzi wakacje lub jakieś wyjście, ale będzie to miało

raczej posmak miłej niespodzianki. Mam wrażenie, że w parze flegmatyk –

choleryk bitwy będzie często wygrywał ten drugi. Ale może się okazać, że

wojnę wygra ten pierwszy.

M. K.: Choleryk i flegmatyk podchodzą do świata z dużą dawką realizmu.

Z biegiem lat wychodzi na jaw, kto ma silniejszy charakter, na co nakładają

się doświadczenia i okoliczności. I tak, flegmatyk może być silniejszy od

choleryka, jeśli ma odpowiednią charyzmę lub jeśli w grę wchodzi długi

okres. Bo to flegmatyk potrafi cierpliwie czekać. I czasem ta cierpliwość oraz

niepodejmowanie pochopnych decyzji, do czego skory jest choleryk,

wychodzą mu na dobre.

Początkowa fascynacja odmiennością drugiej osoby zawsze mija. Cechy,

które na początku bierzemy za zalety, z czasem stają się wadami, jeżeli

związek opiera się na całkowitym przeciwieństwie. Z biegiem lat następuje

„zmęczenie materiału”. Bo choleryk też może być zmęczony – nastaje szara

rzeczywistość, zdrowie i kondycja się pogarszają. Nasze słabości wychodzą

na jaw, nie chce się nam udawać przed drugą osobą, pojawiają się

roszczenia, pretensje. I może się zdarzyć, że choleryk zostanie całkowicie

zaskoczony, ponieważ przez lata nawet nie zauważył, że flegmatyczny

partner rozwinął swoje zainteresowania. Jest to stosunkowo częste

i jednocześnie słabo zauważalne, ponieważ flegmatyk nie traktuje swoich

talentów jako czegoś nadzwyczajnego ani nie obnosi się z nimi, ale właśnie

dzięki nim buduje swoją oazę.

B. M.: Historia Natalii i Marcina paradoksalnie, mimo zdrady, skończyła się

dobrze, na co wpływ miał nie tylko charakter Natalii, ale przede wszystkim

jej wiara w stałość związku, w stabilizację i w to, że ślub bierze się na zawsze.

W układzie odwrotnym, gdyby to choleryczka dowiedziała się o zdradzie

background image

męża flegmatyka, losy związku zapewne byłyby inne. O ile tłamszone

flegmatyczki, najczęściej z powodu finansowego uzależnienia od partnera

i ze względu na dzieci, pozostają przy swoich mężach, o tyle flegmatycy

potrafią zniknąć z dnia na dzień, czego przykładem była historia Jarka, który

nagle wyjechał do Anglii.

M. K.: W naturę flegmatyka wpisane jest cierpienie, tak jak w naturę

choleryka wpisane jest ranienie innych. To kwestia podświadomości oraz

granic i wyczucia. Przekraczanie granic i brak wyczucia też trwają do czasu.

Związek dramatyczny: sangwinik wiąże się
z melancholikiem

B. M.: O trudności życia pośród skrajności przekonali się Anna i Szymon.

Poznali się u wspólnych znajomych. Anna, właścicielka biura rachunkowego,

to skrajna melancholiczka, kochająca spokój i ciszę. Nic dziwnego, że głośny

i rozrywkowy Szymon początkowo nie przypadł jej do gustu. Ten starał się

jak mógł, zabawiał, prosił do tańca, Anna jednak zbywała go wymówkami.

Potem spotkali się przy innej okazji, nie było tak wielu ludzi, mogli

porozmawiać, zatem zgodziła się pójść z nim na kawę. Dzięki swoim

znajomościom Szymon podesłał jej dwóch intratnych klientów, więc Anna

poczuła się zobowiązana jakoś mu się odwdzięczyć. Skończyło się kolacją ze

sporą dawką wina i jeszcze większą dawką śmiechu. I nagle ten „fircyk”, jak

go początkowo określała, wydał jej się dość czarującym mężczyzną, z którym

można przyjemnie spędzić czas.

M. K.: Melancholicy mogą z zaciekawieniem obserwować, z jaką lekkością

sangwinicy zawierają nowe znajomości, lecz nierzadko nie brak im też

pogardy dla tak „płytkiego” rozumienia świata. Sangwinicy z kolei są

zafascynowani zimnymi taflami, jak postrzegają melancholików, ich

niewzruszonym obliczem i stanowczością. Z jednej strony mamy lekkość

życia, urok, zabawę, radość, z drugiej – tajemniczość, opanowanie,

niedostępność. Skrajny sangwinik jest jak otwarta książka – ma emocje

wypisane na twarzy, w swoim zachowaniu, jest szczery. Melancholik zaś

przyciąga tajemniczością jak magnez. Daje sangwinikowi wytchnienie,

background image

a jednocześnie wykorzystuje fakt, że wreszcie może trochę wyluzować i nie

musi wiecznie zachowywać pokerowej twarzy. Czasami samo obserwowanie

zachowania sangwinika stanowi dla niego oderwanie od stresu, jaki sam na

siebie ściąga, tym bardziej że najczęściej jest to zachowanie, na które

melancholik nigdy by sobie nie pozwolił.

B. M.: Dlatego też Anna coraz częściej pozwalała porywać się Szymonowi,

a trzeba przyznać, że on dbał o szczegóły ich randek, o odpowiednią oprawę,

niespodzianki, kwiaty, komplementy. Anna wysłuchała wielu

komplementów w ciągu pierwszych spotkań, zatem rozkwitła, częściej się

uśmiechała, pozwalała sobie czasem na odrobinę kokieterii i flirtu. To

oczywiście nakręcało Szymona jeszcze bardziej.

Nie mieli już dwudziestu lat, zatem po pół roku randkowania, gdy

Szymon znów nocował u Anny, powiedział nagle: „A może byśmy budzili się

razem codziennie?”. Ona odpowiedziała: „Zobaczymy”, po czym odizolowała

się od niego na tydzień, żeby przemyśleć sprawę. Skalkulowała swój wiek,

stan cywilny rówieśniczek, stan konta (trzeba przyznać, że on zarabiał

połowę tego co ona), stworzyła listę zalet Szymona i równie długą (a może

nawet dłuższą) listę jego wad i wyszło jej, że wiele nie ryzykuje, za to może

zyskać. Poza tym Szymon miał coś w sobie, było jej przy nim weselej, potrafił

ją pokrzepić, podnieść na duchu, przytulić, nie mówiąc o tym, jak dobre

wrażenie robił na jej znajomych. Anna powiedziała „tak” i na drugi dzień

Szymon przyjechał z trzema walizkami i kartonem, wyprowadzając się tym

samym od rodziców.

M. K.: Sangwinik widzi w melancholiku fundament bezpieczeństwa, i nie

inaczej było w tym przypadku. W końcu to Anna miała firmę i mieszkanie,

więcej zarabiała. Poczucie bezpieczeństwa jest dla sangwinika ważne – typ

ten często bywa wykorzystywany, nie zawsze umie na bieżąco ocenić

sytuację, leci jak ćma do ognia, co może różnie się skończyć. Melancholik

pod tym względem doskonale go uzupełnia – jest wierny i jeżeli pokocha, to

będzie chronił partnera i dbał o niego.

Związek melancholika i sangwinika może być naprawdę udany, pod

warunkiem że nauczą się szanować swoje odrębności. Niestety nazbyt

często sangwinik poddaje się melancholikowi, staje się uległy, więc tamten

przejmuje ster, przez co staje się jeszcze bardziej krytyczny, oceniający,

background image

cięty. Łatwo może wówczas podciąć skrzydła sangwinikowi, który zaczyna

przypominać ptaka w złotej klatce – jest bezpieczny, ale nie może rozwinąć

skrzydeł.

B. M.: Tak zaczynał wyglądać związek Anny i Szymona. On stracił pracę,

zatem ona pracowała jeszcze więcej, aby standard ich życia się nie obniżył.

Pod presją Anny Szymon zapisywał się na różne kursy, aby podnieść

kwalifikacje, nic jednak z tego nie wychodziło, bo do „sztywnego biznesu on

się nie nadaje”. Mężczyzna marzył o tym, aby kupić sobie profesjonalny

aparat fotograficzny i podróżować. Anna traktowała to jak dziecięcą

fanaberię i rozglądała się za pracą dla niego wśród znajomych. Wkrótce

załatwiła mu posadę dostawcy w branży tekstylnej, co miało tę zaletę, że

Szymon nie musiał siedzieć cały dzień w biurze (czego sobie nie wyobrażał)

– jeździł samochodem i dostarczał towar.

M. K.: Anna dbała o Szymona na swój sposób – wysyłała go na kursy, które

w jej przekonaniu mogły mu się przydać w pracy. Mężczyzna się

podporządkował i robił, co chciała. Dużą rolę mogła tu odgrywać duma –

Szymon mógł przyjąć posadę choćby z tego względu, by nie być na

utrzymaniu Anny. Niestety, jeżeli sangwinik nie ma w sobie tyle siły, żeby się

podnieść, sprzeciwić i postępować po swojemu, to jego życie będzie

gehenną.

B. M.: Anna nalegała na zalegalizowanie ich związku, myśląc ze względu na

wiek o macierzyństwie. Wzięli cichy ślub, mimo że Szymonowi marzyło się

wesele z prawdziwego zdarzenia. Ona jednak racjonalizowała wydatki i nie

widziała potrzeby karmienia dalekich znajomych. Miesiąca miodowego też

nie było, ponieważ nadszedł czas rozliczeń rocznych, więc Anna całe dnie

spędzała w pracy. Twierdziła, że musi zarobić jak najwięcej, bo gdy pojawi

się dziecko, będą mieli jeszcze więcej wydatków, a przecież od razu po

porodzie nie będzie mogła pracować. Nie wiedziała jednak, kiedy miałoby

się pojawić to dziecko. Wewnętrznie czuła, że muszą jeszcze poczekać.

M. K.: Anna wzięła odpowiedzialność za całą rodzinę. Mówiła, że to ona

musi zarobić, a przecież myślała o bycie finansowym rodziny. To nie jest

sytuacja, w której melancholiczka będzie się czuła bezpiecznie, chyba że

background image

zgromadzi naprawdę spore środki na czarną godzinę. Jednak oprócz

temperamentu w tym przypadku ważne były stereotypy. Przecież od wieków

to mężczyźni zarabiali na rodzinę, utrzymywali kobiety i dzieci. Nawet jeżeli

Anna jest nowoczesną bizneswoman, to jej sztywne zasady i podejście do

świata wyrażały się właśnie w tych podświadomych lękach – mogła mieć

dziecko, a jednak „coś” ją powstrzymywało. Czyli nie był to związek,

w którym czuła się do końca bezpiecznie.

Słownictwo Anny także miało znaczenie dla Szymona. Dla niego, jako

sangwinika, „ja” to „ja”, a „my” to „my”. Zatem w jego przekonaniu to Anna

budowała odrębny świat, odgradzała się od niego, co jeszcze bardziej go

raniło. Nie było jej całymi dniami i w ich związku zaczął się kryzys.

B. M.: Anna starała się w weekendy wynagradzać Szymonowi swoją

nieobecność, co nie było łatwe. W soboty i niedziele on spędzał coraz więcej

czasu z rodzicami, których zdanie znów zaczęło mieć dla niego większe

znaczenie niż opinia żony. To potęgowało kryzys. Anna zaczęła miewać

depresyjny nastrój. Z gorszymi dniami przeplatały się lepsze, czyli takie,

w których Szymon tryskał humorem.

Doszło do tego, że Anna zaczęła się zastanawiać, co właściwie ich łączy

i dlaczego ich życie przypomina wieczną sinusoidę, a także dlaczego

właściwie wyszła za Szymona. Przez głowę przechodziły jej argumenty typu:

„Bo już tyle byliśmy razem. Bo jestem już po trzydziestce. Bo mnie

rozśmieszał”.

M. K.: Melancholik z łatwością ucieka we własny świat, w dodatku mało kogo

doń dopuszcza. Skoro Anna i Szymon oddalili się od siebie, ona uciekała

w pracę albo w samotność, z kolei on szukał przyjaznych mu ludzi.

Mężczyzna odnowił kontakty z rodzicami, czyli osobami, które zawsze go

wspierały i bezkrytycznie kochały. Przy nich Szymon czuje się beztrosko,

izoluje od zmartwień i problemów, jakie odczuwał przy Annie.

Związek melancholika i sangwinika jest o tyle trudny, że oba

temperamenty są wyjątkowo emocjonalne. To, co sangwinik przeżywa

zaledwie w ciągu godziny, melancholik odczuwa nawet przez miesiąc.

Rozkład przeżywanych emocji jest inny, co ma swoje odzwierciedlenie

właśnie w sinusoidzie stanów emocjonalnych związku. Sangwinik szybciej

wybucha emocjami, uczucia melancholika często są głębsze, jednak rzadziej

background image

je okazuje.

Jak wspomniałaś, Anna wyszła za Szymona na skutek przestrzegania

własnych zasad i konsekwencji w działaniu. Byli ze sobą jakiś czas, mieszkali

razem, zatem wypadało wziąć ślub. Co jeszcze wymieniła? Że Szymon ją

rozśmieszał. Czyli kwintesencja sangwinicznego temperamentu – Szymon

wprowadzał optymizm w jej poukładane, przewidywalne i szare życie.

B. M.: Rozśmieszał ją, zabawiał. I choć to było jej potrzebne – jak wiadomo,

większość kobiet ceni sobie poczucie humoru partnera – to jednak z czasem

błazeństwo męża zaczęło jej przeszkadzać. Anna czekała, aż ten dorośnie

i stanie się odpowiedzialny, co oznaczało dla niej poważne traktowanie

życia. Na próżno jednak szukać tego w tak skrajnym sangwiniku, jakim jest

Szymon.

M. K.: Skrajny sangwinik to wieczny chłopiec, Piotruś Pan, który chce

czerpać z życia garściami, smakować się w nim. Wszystko, co zaplanowane,

skalkulowane, jest nudne i ogranicza swobodę działania. Taki sangwinik to

niezwykły minimalista. Robi tylko to, co absolutnie niezbędne, resztę

nadrabia urokiem osobistym, którego mu nie brakuje. Natomiast dla

melancholika takie zachowanie to szczyt nieodpowiedzialności. Lekkoduch

jest dlań nie lada wyzwaniem, a paradoks takiego związku polega na tym, że

melancholik ma „materiał do obróbki”, a sangwinik zyskuje anioła stróża,

który nie pozwoli mu się zatracić. Jednak tylko sangwinik da radę unieść

pesymizm melancholika. Jeżeli to jest prawdziwa miłość, melancholikowi

nie grozi depresja czy poważny kryzys osobowości. Układ wręcz idealny, o ile

obie strony zaakceptują swoje odmienności i zrezygnują z wytykania sobie

niedociągnięć. Jednak nim dojdzie do osiągnięcia zrozumienia, co wymaga

co najmniej kilkunastu podejść, należy liczyć się z tym, że sangwinik zacznie

odczuwać presję i będzie miał poczucie, iż jego pomysły są tłamszone,

a melancholik będzie miał wrażenie, iż się z niego kpi i nie docenia jego

starań.

B. M.: Anna czuła się coraz mniej doceniana. Bardzo się starała, a Szymon,

owszem, wychwalał żonę, ale na spotkaniach rodzinnych lub wśród

znajomych. Skakał wokół niej, komplementował. Gdy mógł się nią

pochwalić, robił to w taki sposób, jakby chwalił się sam sobą – był

background image

autentycznie dumny, ale przez chwilę. Kiedy wracali do domu, nie było

publiczności i nie miał się przed kim popisywać, wówczas siadał przed

komputerem i czatował z kolegami z dawnej pracy. Anna w takich

momentach czuła się naprawdę zagubiona i rozczarowana – oto rozbudził

w niej przyjemne odczucia, czarował, komplementował, by po chwili

zupełnie ją ignorować. Gdy przegrywała z tysiącem internetowych

znajomych, przypominała sobie, że to ona kupiła mężowi komputer. I że to

ona go zachęcała, aby w oczekiwaniu na lepszą posadę odnowił stare

znajomości. Dochodziła więc do wniosku, że nie może mieć pretensji o to,

do czego sama go zachęcała. Znów mamy przykład poświęcania się

melancholika, obwiniania się i uciekania we własny świat.

M. K.: Stłamszony sangwinik zaczął szukać ucieczki w wirtualnym świecie –

a ten ma naprawdę wiele do zaoferowania. Zszokowany takim zachowaniem

melancholik zaczął się miotać pośród najczarniejszych myśli i scenariuszy.

B. M.: Na forach internetowych, czatach, w serwisach społecznościowych

i tak dalej zawsze jest ktoś, z kim można pogadać o różnych sprawach, także

osobistych.

M. K.: Dlatego sangwinik, który wprowadza w świat melancholika dystans

do cierpienia i optymizm oraz niejednokrotnie wyciąga go z depresyjnego

nastroju, może poczuć się zawiedziony i zacząć się odsuwać. Tak działa na

niego przytłoczenie zasadami i silną osobowością melancholika – sangwinik

zaczyna tracić polot.

B. M.: Anna zaproponowała terapię dla par, jednak dla Szymona to była

głupota. Pokłócili się i on zapytał, po co właściwie są razem. Skoro ona

krytykuje wszystkie jego pomysły, nie pozwala mu spełniać marzeń i działać

po swojemu, a wszystko ma być tak, jak ona chce…

Z kolei perspektywa Anny przedstawiała się następująco: ona zarabia

więcej, utrzymuje ich, zarządza budżetem domowym – planuje wydatki na

święta, wakacje, remont, dziecko i tak dalej. Krótko mówiąc, stara się

trzymać rękę na pulsie, dlatego też puszcza mimo uszu uwagi Szymona

o aparacie. Rok temu przecież upierał się na skuter, a jeszcze wcześniej

marzył mu się kurs nurkowania. W jej przekonaniu mąż był niestały, dlatego

background image

stała musiała być przynajmniej ona. A życie, jak mawiała, to nie ciągła

zabawa, ale również zobowiązania i odpowiedzialność. Anna z każdym

miesiącem czuła, że coraz mniej może liczyć na Szymona w kwestiach

życiowych.

Obydwoje stwierdzili, że przestali ze sobą rozmawiać. Ustalali tylko

kwestie typu, czy jest chleb, a jeśli nie ma, to kto ma go kupić. Postanowili

reaktywować związek na wakacjach i dwa tygodnie w malowniczej

Hiszpanii rzeczywiście korzystnie wpłynęły na ich relację. Jednak po

powrocie do domu wszystko wróciło do „normy”. Rozstali się niecały rok po

ślubie.

M. K.: Być może zabrakło mediacji, a być może Anna i Szymon

reprezentowali zbytnie skrajności i mieli za mało wspólnych cech, aby

budować przyszłość. Niewykluczone, że gdyby skorzystali z terapii, jak

proponowała Anna, los ich związku potoczyłby się inaczej, trudno jednak

wyrokować. Znam wiele par melancholik – sangwinik, które potrafiły

stworzyć zgrany duet. Czasem kluczowe okazują się cechy temperamentu

flegmatycznego, które umożliwiają tolerancję. Ale nie zawsze tak jest.

Sangwinik i melancholik to dwa przeciwieństwa. Ten pierwszy jest

powierzchowny, jednak niejednokrotnie może uratować melancholika, który

ma skłonność do zamartwiania się wszystkim. Być może gdyby Szymon

zawalczył o swoje pasje – kupił sobie aparat i pojechał w egzotyczną podróż –

wróciłby silniejszy i stanowiłby mocną przeciwwagę dla melancholiczki

Anny.

B. M.: Może dzięki temu zyskałby w jej oczach jako mężczyzna, który

wreszcie postawił na swoim, a nie jedynie poddawał się presji żony.

M. K.: Dokładnie. Melancholicy podziwiają i szanują ludzi silnych

i stanowczych. Ale równie dobrze Szymon mógłby przyspieszyć rozpad ich

związku, ponieważ Anna przestraszyłaby się takiej siły. Gra o spełnienie

własnych marzeń jest warta świeczki, nawet jeżeli melancholik uważa je za

naiwny entuzjazm sangwinika. Zakładam, że mówimy o marzeniach, a nie

o zachciankach. Sangwinik, który ma ugruntowane poczucie własnej

wartości, nie poddaje się rozkazom, jest niezwykłym wsparciem dla

melancholika. Przypomnijmy sobie początek związku Anny i Szymona – to

background image

on zabiegał o nią, proponował, działał, nierzadko postępowali wedle jego

wyobrażeń. Czując siłę Anny oraz na skutek różnych okoliczności (takich jak

utrata pracy), odpuścił sobie, a to uruchomiło lawinę emocji, zdarzeń

i zachowań.

B. M.: Anna, jak to melancholiczka, poświęciła się, jednak nie szczędziła

Szymonowi krytyki, co ten odbierał jako podcinanie mu skrzydeł.

M. K.: I z tymi podciętymi skrzydłami siedział nadal w klatce, zamiast

spróbować wyjść na zewnątrz. Ale zobacz, co się stało w pewnym momencie:

Szymon zakwestionował sens ich związku, mówiąc głośno to, o czym Anna

myślała już wcześniej. Odrodził się, co – jak każde odrodzenie – niosło ze

sobą ofiary. Tym razem ofiarą był ich związek, ponieważ małżonkowie się

rozstali. Czarę goryczy mogli też przelać rodzice Szymona, którzy przecież

bardzo wspierali syna. Wydaje mi się, że takie pary częściej się dogadują,

a związek jest bardzo udany. Może nie ma wielu fajerwerków i szaleństw, ale

są harmonia i poczucie bezpieczeństwa.

B. M.: O ile melancholik wykształci dużą tolerancję dla wybryków

sangwinika.

Związek introwertyczny: melancholik wiąże się
z flegmatykiem

B. M.: Basia i Andrzej są ze sobą od początku liceum. Wiodą spokojne życie

bez ekscesów. Andrzej miewa humory, swoje argumenty, które Basia

najczęściej zbywa milczeniem i łagodzi atmosferę. Cokolwiek by się działo,

on wie, że tylko przy niej czuje się bezpiecznie.

M. K.: Flegmatyk jako jedyny temperament ma naturalną zdolność

zyskiwania sympatii i budowania poczucia bezpieczeństwa. To dlatego, że

potrafi doskonale słuchać – słucha całym sobą, mową ciała pokazuje, że

możemy czuć się przy nim bezpiecznie. Kiedy podejmiemy z nim jakiś

temat, flegmatyk go pogłębia, z zainteresowaniem dopytuje o szczegóły,

dzięki czemu czujemy się ważni i słuchani. W związku melancholika

i flegmatyka to może stanowić małą trudność – ten pierwszy nie ma

background image

potrzeby mówienia, a ten drugi ma potrzebę słuchania. Czasem niełatwo to

pogodzić. Trzeba jednak przyznać, że flegmatyk także lubi mówić, zwłaszcza

gdy może się odwoływać do wspomnień. Jego opowieści są barwne i żywe.

B. M.: Co obserwujemy zwłaszcza u ludzi starszych, gdyż z wiekiem

flegmatyczne cechy stają się wyraźniejsze. Powracanie w opowieściach do

przeszłości, do zabawnych i ciekawych wydarzeń sprawia flegmatykom

autentyczną przyjemność.

M. K.: Przeżywają wówczas wszystko na nowo. Oczywiście to może się

skończyć powtarzaniem tej samej historii, jednak nie mówimy teraz

o skrajnych cechach nacechowanych w sposób negatywny. Kwintesencję

zalet flegmatyka stanowią właśnie fantastyczna umiejętność słuchania, ale

także gawędzenia. W takim przypadku melancholik jest doskonałym

słuchaczem. Bywa nawet, że nie musi się zbytnio angażować w rozmowę –

skinie głową czy mruknie coś pod nosem, a flegmatyk uzna to za objaw

uważnego słuchania i zachętę do mówienia, więc będzie kontynuował swoją

opowieść.

B. M.: To tłumaczy, dlaczego Basia czasem jest wyjątkowo odporna na

subtelne sygnały Andrzeja świadczące o tym, że już nie chce mu się

rozmawiać. Wzdychanie, odwracanie wzroku czy nawet próba ponaglenia

w celu streszczenia opowieści na nic się zdają. Jak już Basia się rozgada, to

opowiada w swoim tempie całą historię ze szczegółami.

M. K.: Bo dla flegmatyka czas jest płynny, ten typ ma swoją strefę czasową.

Bywa, że coś ubarwia, a znający fakty melancholik zaraz wszystko

sprostowuje. Flegmatyk powie: „Jechaliśmy w tamte wakacje gdzieś nad

jezioro”, a melancholik, który zna sytuację, sprostuje: „Nie nad jezioro, tylko

do twojej ciotki w Gdańsku, wakacje nad jeziorem mieliśmy dwa tygodnie

później”.

B. M.: Dokładnie tak to wygląda u Basi i Andrzeja. On ma w głowie swoisty

notatnik, w którym ma zapisane wszystkie szczegóły ich wspomnień.

M. K.: I to zapewne bardzo dokładnie. Takie wtrącenia często wynikają

background image

z chęci uszczegółowienia faktów i nie mają na celu poniżenia danej osoby

czy zarzucenia jej kłamstwa. Natomiast flegmatyk może to zinterpretować

zupełnie przeciwnie. Oczywiście pomijam przypadki, gdy związek ma już

wiele cech toksycznych i tego typu komentarze są wypowiadane w zjadliwy

sposób, aby upokorzyć partnera.

B. M.: Należy domniemywać, że w związku flegmatyka i melancholika to ten

drugi rządzi…

M. K.: Flegmatyk jest bardzo tolerancyjny, uległy, więc najczęściej to

melancholik naturalnie przejmuje władzę. Ten pierwszy zaś wychodzi

z założenia, że taki jest jego los, choć lubi stwarzać sytuacje, w których druga

strona może się wykazać. Tu pojawia się ciekawy paradoks. Nie

zapominajmy, że hierarchia ważności flegmatyka wygląda zdecydowanie

inaczej niż pozostałych temperamentów – najpierw najbliżsi, potem inni

ludzie i na końcu on sam. Flegmatyk jest niewymagający wobec siebie, ale

lubi być użyteczny dla innych. Czasem staje się w tym zbyt nachalny i bywa

wykorzystywany. W obu przypadkach ofiarność daje mu poczucie spełnienia

swojego obowiązku. Konflikt pojawia się wtedy, gdy zarzuci mu się

nachalność i naiwność. Wówczas flegmatyk cierpi, bo on miał przecież inne

intencje.

B. M.: Basia i Andrzej zdają się tworzyć udany związek. Kochają się i szanują.

Można przypuszczać, że Basia jest zadowolona ze swojego losu. Jednak co

w przypadku niezbyt udanych związków? Przecież i wtedy flegmatyk uważa,

że taki jego los. Tylko że ten los jest nijaki…

M. K.: Tak, ale „taki jego los”. Trzeba przyznać, że flegmatyk nie lubi kłótni

ani sporów, jest to ugodowy temperament. Flegmatyk i melancholik wytyczą

sobie pewne granice współdziałania, określą swój teren i stworzą udany

związek. Ani jednemu, ani drugiemu nie zależy na relacji na pokaz i na

publiczności. Nie są to dla nich nadrzędne wartości.

B. M.: Powiem więcej, nadrzędną wartością ich związku jest święty spokój.

M. K.: Tak, oni sobie tworzą własny świat – melancholik czuje się

background image

bezpiecznie, a flegmatyk wie, że jest kochany. Nie przejmują się tym, co

mówią inni, nie ulegają wpływom z zewnątrz. Przecież mają siebie, mają

swoje miejsce na Ziemi i to wystarczy. Zachłanność jest im obca.

B. M.: Jakie są zagrożenia w przypadku takiego związku?

M. K.: Zagrożenie stanowi postawa „taki mój los”. Jeżeli flegmatyk tworzy

z kimś związek, przyzwyczaja się, że skoro jest w związku, to będzie w nim

trwał, więc może przestać się starać. Podobnie na gruncie zawodowym – jest

praca za określoną pensję, i dobrze. Melancholik to typ, który się poświęca,

dlatego on prędzej będzie zabiegał o lepiej płatną pracę, gdy na przykład

rodzina się powiększy i wzrosną jej potrzeby.

B. M.: Czyli flegmatykowi brak ambicji, co może grozić spoczęciem na

laurach?

M. K.: Niestety, im bardziej rozchodzą się drogi melancholika i flegmatyka,

tym bardziej ten pierwszy będzie się angażował w pracę, co może się

skończyć spotkaniami rano i wieczorem przy posiłkach.

B. M.: Basia i Andrzej mają za sobą pewien kryzys, o którym mówisz. Basia

po urodzeniu dziecka przestała pracować, później brała dorywczo zlecenia

tłumaczeń. Andrzej podjął dodatkową pracę, ponieważ rodzina się

powiększyła i czuł się w obowiązku zapewnić większe dochody. Gdy ich

córka była mała, w zasadzie nie bywał w domu. Dla Basi naturalne stało się

to, że Andrzeja zwykle nie ma, ale za to są pieniądze. Gdy któregoś wieczoru

pracowała nad tłumaczeniem, mąż kolejny raz zaglądał do pustych garnków,

szukając obiadu, więc się bardzo zdenerwował i stwierdził, że te grosze,

jakie ona zarabia na tłumaczeniach, są im niepotrzebne, a on woli mieć

obiad, gdy wraca do domu po dwunastu godzinach harówki. Zatem Basia

całkowicie zrezygnowała z pracy.

M. K.: To dość charakterystyczne dla związku melancholik – flegmatyczka.

Andrzej pracował, poświęcał się, więc jemu się należało – choćby to, by Basia

zapewniła mu posiłki. Ponadto melancholik patrzy przez pryzmat tego, ile

on jest w stanie zrobić, dlatego czasami nie potrafi docenić pracy innych, na

background image

przykład żony w domu. Dla Andrzeja zarobki Basi to były tylko grosze.

Melancholik doskonale rozumie pracę, której efekty są widoczne

i namacalne, ma jednak problemy z oceną przydatności pracy, która

przynosi efekty w odległym czasie.

B. M.: Być może dla Basi to był początek czegoś większego, jakaś forma

rozwoju zawodowego, albo nawet odskocznia od opieki nad dzieckiem

i domem. Andrzej stwierdził, że żona zarabia grosze, i jej to wystarczyło, by

z tego zrezygnować.

M. K.: Flegmatyk pragnie być lubiany i doceniany, dlatego Basia, chcąc się

przypodobać mężowi, zrezygnowała z pracy. Czy Andrzej to docenił? Jeżeli

melancholik i flegmatyk tworzą dobry związek, oparty na wzajemnym

szacunku, ten pierwszy to doceni. Zrozumie, że partner stworzył mu dom,

do którego on zawsze będzie wracał. Jednak istnieje bardzo duże

niebezpieczeństwo, że w słabszym związku lub w jakimś kryzysowym

momencie rezygnacja z pracy zostanie wypomniana w brzydki sposób,

w stylu: „Bo ty się nawet do pracy nie nadajesz”.

B. M.: Jak mówiłam, był to początek, a może już nawet bardziej

zaawansowane stadium, ich kryzysu. Przez kolejny rok Andrzej dużo

pracował, więc oddalili się od siebie. On za dużo nie opowiadał, co się dzieje

w pracy, dlatego Basia miała mgliste pojęcie o tym, co robi mąż. Dla niej

świat kręcił się wokół dziecka i tego, co trzeba było w związku z nim zrobić.

Dlatego żałowała, że rezygnuje z tłumaczeń, bo praca zapewniała jej

uznanie, którego jako flegmatyk potrzebowała, choćby w momencie, gdy

zadowolony klient polecał ją znajomemu. Gdy zabrakło potwierdzenia na

polu zawodowym, Basia zapragnęła większego doceniania w domu,

a Andrzej był raczej nieskory do komplementów. To typ, o którym

mówiłyśmy wcześniej – powie raz „kocham cię” i wystarczy. Dla niego miłość

to stan permanentny, zatem nie widzi potrzeby powtarzania tego

codziennie. A Basia pragnęła uznania jak powietrza. Coraz więcej uczucia

przelewała na córkę, która zaczęła jej wchodzić na głowę. Dla Basi postawa

pełna miłości była jednoznaczna z robieniem wszystkiego dla dziecka i za

dziecko, co córka zaczęła wykorzystywać – matka we wszystkim ją

wyręczała.

background image

M. K.: Basia przyjęła postawę „taki mój los”, czyli zamknęła się w sobie,

zaniedbała się, automatycznie wykonywała swoje zadania. Nie zabiegała już

o męża, nie starała się. Przywykła, że on jest i że mają jakiś określony układ.

Skupiła się na spełnianiu zachcianek córki.

B. M.: Właśnie tak było.

M. K.: Basia tkwiła w małżeństwie, robiła to, co powinna, i nic więcej.

Tymczasem jeżeli melancholik widzi brak zaangażowania flegmatyka, to

także ucieka w swój świat. Andrzej skupił się na pracy, co jest bardzo częste.

Miał pewność, że żona zajmie się domem i dzieckiem. Basia zaś myślała, że

dzięki temu mąż będzie ją bardziej szanował. Nie zawsze jednak tak jest.

Melancholik może szanować pracę flegmatyka, ale może też jej nie doceniać,

bo sam wykonuje inną i przez pryzmat własnego zmęczenia patrzy na

innych. Andrzej mógł brać to, co robiła Basia, za oczywistość. W końcu

dokonali podziału, kto się czym zajmuje.

B. M.: Ten ich cichy kryzys, bo w związku melancholika z flegmatykiem nie

ma krzyku, zaczął narastać. I wtedy Basia, która po urodzeniu dziecka

w zasadzie zaniedbała kontakty ze znajomymi, spotkała w sklepie koleżankę

– typową plotkarę, która zalała ją potokiem słów. W pewnym momencie

zadzwonił Andrzej. Basia odebrała telefon, ustalili coś i skończyli rozmowę.

Koleżanka, która mówi szybciej niż myśli, zapytała zdziwiona: „To wy

umiecie tak spokojnie rozmawiać? Po rozstaniu? Mój Boże, to niebywałe!”.

Basi grunt usunął się spod nóg. „Jak to po rozstaniu?” – zapytała.

A koleżanka szczegółowo opowiedziała jej, że widywała ostatnio Andrzeja

w towarzystwie jakiejś kobiety – wysokiej, smukłej i uśmiechniętej

blondynki, która wciąż go kokietuje.

Basia wróciła do domu blada jak ściana, nieczuła na tradycyjne próby

córki wymuszenia czegoś na mamie. W jej głowie toczyła się bitwa myśli.

Gdy Andrzej wrócił do domu, jak zawsze podała mu obiad, a potem zniknęła

w kuchni. Minęło kilka dni, w końcu mąż wyczuł, że coś jest na rzeczy,

i podjął próbę rozmowy. Basia przez tych kilka dni wybladła, schudła, więc

zapytał, czy nie jest chora. Ta zapytała wprost: „Chcesz mnie zostawić?”.

Andrzej na początku w ogóle nie zrozumiał, o co jej chodzi, dlatego

odpowiedział, że jeśli trzeba, to zawiezie ją do lekarza i może tam z nią

background image

poczekać, żeby nie została sama. Basia dopowiedziała: „Dla tej blondynki”.

I pękła – popłakała się, zaczęła przepraszać, że się zaniedbała, pytać, czy

Andrzej da jej szansę, i tak dalej. Ten, gdy wreszcie zrozumiał, że żona

podejrzewa go o romans, zaczął prostować, że ta blondynka to żona klienta,

z którą nic go nie łączy, i dopytywać, skąd jej przyszły do głowy takie rzeczy.

Ta rozmowa była przełomowa dla ich związku, który zaczął trącić rutyną.

Skłonność obojga do zamykania się we własnym świecie sprawiła, że stali się

bardziej ufającymi sobie współlokatorami i rodzicami niż małżonkami.

Andrzej uważał ową blondynkę za idiotkę, która śmieje się z byle czego,

i powiedział, że nie wyobraża sobie nawet, by mógł wdać się w romans. Dla

niego najważniejsza jest rodzina, przecież to dla niej tyle pracuje.

Małżonkowie porozmawiali szczerze, czego nie robili od lat. Okazało się, że

Andrzej pamiętał o marzeniach Basi dotyczących własnego biura tłumaczeń.

Powiedział, że znajomy architekt właśnie zmienia siedzibę firmy i lokal po

nim będzie do wynajęcia za nieduże pieniądze. I tak, krok po kroku tchnęli

w swój związek nowe życie – mniej pracy Andrzeja, więcej pracy Basi.

Poprawa ich relacji pozytywnie wpłynęła także na córkę.

M. K.: Melancholik to jednak bardzo lojalny, a także wygodny i stroniący od

nowości typ. Andrzej powrócił na znany grunt. W zasadzie można

przypuszczać, że on donikąd się nie wybierał. Zresztą po co? Na nowo

budować plan finansowy? Podwójne życie to także podwójne wydatki. A jeśli

te nowe okazałyby się większe? Po co tak ryzykować? Spotkanie Basi

z koleżanką przyśpieszyło jego „powrót” do rodziny. Dla niej to był cudowny

sygnał, by zadbała o siebie.

Związek flegmatyka i melancholika, o ile partnerzy się dogadają, jest

stabilny i nie ma w nim krzyku. Dzieci takich par najczęściej są bardzo

zrównoważone, a ich temperamenty ujawniają się szybko, ponieważ

flegmatyk jest tolerancyjny, a melancholik obserwuje i nie ingeruje, o ile

naprawdę nie musi. Może to jednak oznaczać, że dzieci wejdą flegmatykowi

na głowę.

B. M.: Pojawiają się różnego rodzaju niedomówienia, które zbywa się

milczeniem, a które stają się źródłem podejrzeń, domysłów i spekulacji. Nie

mówi się wprost, tylko wysyła krótkie komunikaty, które są niezbędne do

funkcjonowania rodziny. Melancholik i flegmatyk mogą żyć jakby razem, ale

background image

obok siebie. Taka sytuacja niekoniecznie dobrze wpływa na dzieci.

M. K.: Tak. Zwłaszcza jeżeli melancholik poświęci się pracy, a flegmatyczka

skupi na dzieciach. Podejście „taki mój los” może ona niestety przekazać

dzieciom i zrobić z nich ofiary życiowe już na starcie. W niedogadującym się

związku matka najczęściej jest ofiarą i dzieci to widzą. Syn uczy się wtedy,

że się nie krzyczy, tylko manipuluje, córka zaś, że wszyscy mężczyźni to

manipulanci, dlatego później może wchodzić w toksyczne związki.

Jednak Basia i Andrzej tworzą naprawdę stabilny związek, oparty na

silnym filarze: ich najważniejszą wartością jest rodzina i dla niej zrobią

wszystko. Każde z nich rozumiało to w trochę inny sposób, jednak doszli do

porozumienia. Możemy gdybać, co by się stało, gdyby koleżanka nie

zasugerowała romansu Andrzeja. Czy Basia wyzwoliłaby w sobie impuls do

zmiany? Czy Andrzej znów zbliżyłby się do żony, zamiast uciekać w pracę?

Taka sytuacja często ma gorsze skutki, gdy mamy związek flegmatyka

i melancholiczki, która z różnych powodów ucieka w pracoholizm. Kobieta

może się czuć nierozumiana, zwłaszcza jeżeli to mąż ma lepszy kontakt

z dziećmi – wtedy dodatkowo czuje, że zawiodła jako matka, a w tym

zakresie presja społeczeństwa nadal jest ogromna. Gdy mama

melancholiczka nie ma dobrych relacji z tatą flegmatykiem, gdy nie ma

czasu na emocje, wówczas ich nie okazuje, a dzieci cierpią na „emocjonalną

anemię”. W takich domach brakuje czułości, przytulania, a przecież więź

z matką budowana przez dotyk jest bardzo istotna.

B. M.: Zatem flegmatyk i melancholik mogą stworzyć głęboki, harmonijny

i bardzo intymny związek. Budują swój hermetyczny świat oparty na

współdzielonych wartościach.

M. K.: Jak najbardziej. Jeśli zaś nie doceniają siebie nawzajem i nie nauczą

się ze sobą współgrać, a już się zaangażują, to jest duże

prawdopodobieństwo, że będą trwać w związku, żyjąc obok siebie, a nie ze

sobą. Melancholik dlatego, że się poświęcił i chce być konsekwentny,

a flegmatyk dlatego, że taki jest jego los…

Związek ekstrawertyczny: choleryk wiąże się

background image

z sangwinikiem

B. M.: Flegmatyk i melancholik to temperamenty z tej samej –

introwertycznej – strony barykady. Po drugiej stronie mamy choleryka

i sangwinika.

M. K.: Tak, choleryk i sangwinik są po tej samej stronie ekspresyjności. To

temperamenty, które uwielbiają ludzi (sangwinik) bądź tych ludzi do czegoś

potrzebują (choleryk). Sangwinik lubi brylować w towarzystwie, a choleryk

tylko wśród innych może się spełniać jako przywódca.

Choleryk jest zadaniowy, ale „ociosany”, jeżeli chodzi o wrażliwość czy

delikatność, dlatego jego komentarze świetnie łagodzi sangwinik. Jeżeli

będą się dogadywać, to stworzą fajny związek pełen barw i ekscytacji, który

będzie nastawiony na ludzi. Jeżeli się nie dogadają i będzie wojna, to dowie

się o niej pół osiedla.

B. M.: Basia i Andrzej, wspomniane introwertyczne małżeństwo, mieli

właśnie takich sąsiadów – Krystynę i Janka. Ci całowali się na klatce

schodowej równie głośno, co kłócili. Wszystko robili z rozmachem. Potrafili

wpaść wieczorem do sąsiadów (gdy ci szykowali się do snu) i rozkręcać

imprezę. Kiedy Basia była w domu z dzieckiem, zdarzało się, że Janek sam

wpadał do niej i siedział kilka godzin. Ona, jak to flegmatyk, słuchała go

cierpliwie, chociaż wolałaby być sama, ale nie chciała go urazić, wypraszając

od siebie. Krystyna była mieszanką choleryka i sangwinika, zatem to ona

najczęściej wychodziła z pretensjami i najczęściej stawiała na swoim.

Niemniej Janek bronił się równie mocno. Kiedy się kłócili, to na całą klatkę

schodową, a bywało, że jak się kochali, to sąsiedzi, chcąc nie chcąc, także

wszystko słyszeli.

M. K.: Tak właśnie wygląda związek sangwinika i choleryka. Dewiza życiowa

ekstrawertyków brzmi: „Skoro my chcemy się bawić, to inni też tego chcą”.

Czas i miejsce są nieistotne. Często działają z rozmachem, na zasadzie

zastaw się, a postaw się (typowe dla sangwinika), jednocześnie zaspokajając

nierzadko wygórowane ambicje choleryka („Co? Ja miałbym nie dać rady?”).

Jeśli się kochają, to z fajerwerkami, kiedy się kłócą, używają głośnej

artylerii. Choleryczka Krystyna często okazuje swoją wyższość, a gdy

background image

podpada Jankowi, on już się stara, by pokazać ją jako tę, która nie szanuje

ludzi. Publiczne pranie brudów jest na porządku dziennym – im więcej osób

wie o ich problemach, tym lepiej, bo łatwiej zdobyć zainteresowanie,

współczucie czy obrońców, w zależności od tego, co w danym momencie jest

potrzebne.

Związek Krystyny i Janka dobrze charakteryzuje słowo „wybuchowość”.

Ich miłość jest nagła i namiętna, barwna, kolorowa, podobnie jak ich kłótnie.

W dobrych momentach tworzą towarzyską parę – otwartą na nowe

zdarzenia i nowych ludzi. W złych chwilach rozmowy przeradzają się

w krzyk i dochodzenie swoich racji, przy czym i tak najczęściej wygrywa

choleryk, ponieważ sangwinik ma tendencję do uległości. Jednak co sobie

wcześniej pokrzyczy, to jego.

B. M.: Dzieci dorastające w takich domach są przyzwyczajone do hałasu.

Latorośle Krystyny i Janka także wrzeszczały na całą okolicę – czasem był to

wrzask pełen złości, a za chwilę oznaczał radość i zabawę. Ania i Ada to

bliźniaczki równie temperamentne jak ich rodzice.

M. K.: Bo w rodzinach sangwiniczno-cholerycznych krzyk i walka o swoje są

na porządku dziennym. Każdy chce błyszczeć i dobrze wyglądać, a im więcej

publiczności, tym większa presja! Dlatego Ania i Ada były najgłośniejsze na

podwórku, a gdy rodzina szła na zakupy, ich rozmowy przypominały

jarmarczny harmider.

B. M.: Basia i Andrzej zawsze się zastanawiali, jak ci ludzie mogą żyć ze sobą

– w takim hałasie i ciągle się kłócąc.

M. K.: A tymczasem Krystyna i Janek zapewne myśleli, jak można żyć

w takiej martwej ciszy. Dla nich to nuda i brak polotu, dlatego często

„ratowali” sytuację, wpadając do sąsiadów bez zapowiedzi lub wyciągając ich

znienacka na grilla w niedzielne przedpołudnie. Wówczas Basia i Andrzej

przeżywali katusze – oni chcieli ciszy i spokoju. Tak to wygląda, gdy pary

osób mających temperamenty o takim samym poziome ekstrawertyczności

i introwertyczności staną naprzeciw siebie.

Z introwertycznych rodzin najczęściej wychodzą zrównoważone dzieci,

a w rodzinach, w których rodzice są głośni i krzykliwi, nawet introwertyczne

background image

latorośle uczą się, że tylko krzykiem można coś uzyskać. Mało które dziecko

jest jednak w stanie przekrzyczeć dorosłego, dlatego dzieci z takich rodzin

bywają agresywne fizycznie.

B. M.: Bliźniaczki Krystyny i Janka terroryzowały inne dzieci.

M. K.: Miały predyspozycje do zachowań agresywnych. Wszystko zależy od

wyczucia, od nasilenia pewnych cech i oczywiście od kultury. Jeżeli rodzice

wytyczą dobre granice, to dzieci są pewne siebie, przebojowe, głośne

i interesujące. Jeżeli przeważają negatywne cechy ekspresyjnych

temperamentów, to w domu dominują rywalizacja i agresja. Melancholiczne

dziecko w takim środowisku zostanie stłamszone, ucieknie w swój świat,

ewentualnie nauczy się manipulować z oddalenia. Z flegmatycznego zaś

rodzice mogą zrobić tak zwaną sierotę życiową. Wszystkie cechy

charakterystyczne dla flegmatyka, takie jak ugodowość, życzliwość,

nieśmiałość, niezdecydowanie, będą mu bowiem wypominać w szyderczy

sposób, ponieważ przebojowi rodzice oczekują równie ambitnych i śmiałych

dzieci. Ania i Ada mają temperamenty po rodzicach, co też może być

zagrożeniem. Dziecko z domieszką sangwinika może wyrosnąć na wiecznie

niedojrzałego błazna, którego nikt nie traktuje poważnie. Z kolei choleryk

może wyrosnąć na łobuza – będzie bić oraz zaczepiać innych i dostanie łatkę

ADHD.

W parze choleryk – sangwinik to sangwinik musi zacząć pierwszy

pracować nad związkiem, i to tak, by nie podważyć autorytetu partnera.

Wówczas rywalizacja przerodzi się we współpracę, będzie wspólna energia

do działania. Ponieważ tej energii jest naprawdę wiele, ich dzieci mają

fantastyczne wsparcie.

Związek konkretny: choleryk wiąże się
z melancholikiem

B. M.: Weronika to spokojna dziewczyna o tajemniczym spojrzeniu – tak

postrzega ją większość osób. Znajomi opisują ją jako niedostępną,

zdystansowaną, może nawet zadzierającą nosa, jednak w kontakcie

z drugim człowiekiem jest bardzo życzliwa, taktowna, nie popełnia gaf.

background image

Z kolei Adam jest konkretny, zdecydowany, nierzadko krzyknie, żeby coś

osiągnąć. Ta przebojowość zaimponowała Weronice, on zaś polubił jej

spokój. Zakochali się w sobie, kupili mieszkanie. I podczas urządzania

wspólnego lokum zaczęły się pojawiać pierwsze konflikty. Adam od razu

załatwiał ekipy remontowe, chciał kupować materiały. Weronika zaś chciała

najpierw przemyśleć koncepcję wystroju. Jej melancholiczna skłonność do

głębokiego namysłu i dokładnego analizowania sytuacji działała na

gotowego do działania Adama jak płachta na byka.

M. K.: Związek choleryka z melancholiczką to ciekawa relacja. Zadaniowy

choleryk dba o to, żeby cele, które sam narzuci, zostały zrealizowane, i to

w sposób, który on uważa za słuszny. Oczywiście sam to skontroluje.

Melancholik jest wyjątkowo perfekcyjny i też lubi zadania, jednak nie

wyznacza ich innym, woli wskazać je sobie. Związek tych dwóch

temperamentów to relacja z tendencją do perfekcjonizmu, tyle że choleryk

zakłada perfekcjonizm zespołowy (wszyscy mają zrobić coś równie dobrze

jak on), a melancholik nie potrzebuje innych – sam sobie wysoko stawia

poprzeczkę.

B. M.: Dlatego właśnie Weronika spędzała mnóstwo czasu na przeglądaniu

zdjęć mieszkań, oglądaniu różnych projektów, planowaniu, liczeniu, bo

oprócz walorów estetycznych trzeba brać pod uwagę koszty. Więc ona

liczyła, ile wyniesie ich położenie płytek w łazience, ile to będzie kosztowało

przy układzie z kabiną lub wanną. Kalkulowała, mieszała warianty,

a wszystko wymagało czasu. Ten zaś był dla Adama bezcenny, bo przecież

mogliby już zacząć. Ona się obrażała, że on nie docenia jej pracy i planów,

a on się wściekał, że ona jest taka powolna.

M. K.: Właśnie, przy przewadze cech melancholicznych człowiek jest bardzo

wrażliwy na krytykę. Wątpi w komplementy, przykra uwaga zaś zostaje mu

w głowie na długo.

B. M.: Do tego jeszcze dochodzi doskonała pamięć. Weronika dokładnie wie,

kiedy Adam sprawił jej przykrość, kiedy podniósł głos i w jakiej sytuacji

zachował się wobec niej nie w porządku.

background image

M. K.: On zaś nawet tego nie pamięta. Choleryk nie jest skłonny zbytnio

komplementować, za to błędy wytyka bardzo szybko i konkretnie, co jest

najczęściej bolesne dla otoczenia. Adam chciał sprawdzać postęp prac,

działać, a Weronika nie cierpi kontroli, dąży do perfekcji.

B. M.: Czy w takim związku zawsze rządzi choleryk? Bywa, że ten, kto

krzyczy najwięcej, rządzi tylko pozornie, a efekt jest taki, jaki sobie wymyślił

spokojny melancholik.

M. K.: Nie ma tu reguły. Choleryk będzie krzykliwy, a melancholik zamknie

się w sobie i będzie sączył jad – drobne złośliwości, spojrzenia pełne pogardy

czy wyższości. To z kolei bardzo negatywnie nakręca choleryka. Oba typy

potrafią być neurotyczne, z tym że melancholik wpada w depresyjny nastrój,

a nadpobudliwość choleryka przejawia się obsesją kontroli. Fakt, że ten

pierwszy nie lubi się tłumaczyć i zazwyczaj nie tłumaczy się z tego, gdzie był,

co robił albo co myślał, wzmaga jeszcze silną potrzebę kontrolowania

i niepokój tego drugiego. W takim związku pozornie może rządzić choleryk,

podczas gdy to melancholik tak naprawdę pociąga za sznurki.

B. M.: Myślę, że sprzyja temu cechująca melancholików wyjątkowa

skłonność do manipulacji połączona z cechą, której brak cholerykowi –

z cierpliwością.

M. K.: Choleryk też posiada zdolności manipulacyjne, ale rzeczywiście

najczęściej brak mu cierpliwości. Chce już, teraz i dokładnie tak, jak on tego

wymaga. To może prowokować działania pozorne, które mają na celu

szybkie złagodzenie jego gniewu albo przeniesienie jego uwagi na coś

innego. A szara eminencja w tym czasie robi swoje.

B. M.: Szara eminencja, czyli melancholik.

M. K.: Tak.

B. M.: Walka o władzę nigdy nie jest dobra dla związku, jednak te dwa

temperamenty przy chęci współpracy mogą się uzupełniać. Na zewnątrz

będzie rządził choleryk, czyli będzie królem, jak lubi, natomiast wewnątrz

relacji decydujące zdanie może mieć melancholik.

background image

M. K.: Jeśli partnerzy nauczą się ze sobą rozmawiać, mogą stworzyć ciekawy

związek. Przede wszystkim choleryk musi wykazać ogromną chęć

współpracy i pracować nad pokorą, aby przyhamować swoją ekspresję.

Melancholik otwiera się tylko wtedy, gdy czuje się bezpiecznie. Ten pierwszy

będzie tworzył wizję działania, a ten drugi będzie świetnym wykonawcą

poszczególnych etapów, pod warunkiem że choleryk nie będzie się wtrącał.

Ponieważ ten ma ogromną potrzebę kontroli, dobrze jest znaleźć mu

działkę, w której będzie mógł się spełniać jako nadzorca.

B. M.: Tak też zrobiła Weronika. Adam pilnował wykonawców, a ona zajęła

się projektowaniem i dobieraniem materiałów. Gdy prace ruszyły i on

wreszcie miał kogo kontrolować, ona mogła odetchnąć z ulgą i przyspieszyła

swoje działania. Nie bez znaczenia był również fakt, że Adam praktycznie

bez żadnych uwag akceptował jej projekty. Był tak zajęty kontrolowaniem

jakości ich wykonania, że nie przyszło mu do głowy, by kłócić się o kolor

ścian. Natomiast o to, czy ściana jest dobrze malowana, to i owszem.

M. K.: I to jest rozwiązanie, które zaspokaja ambicje każdego

temperamentu. Choleryk i melancholik mogą się uzupełniać w związku –

jeden będzie przywódcą, drugi specjalistą.

B. M.: Dodam jeszcze, że ważny jest również fakt, iż Adam ma w sobie

trochę cech flegmatyka. Właśnie to, jak sądzę, umożliwiło mu akceptację

pomysłów Weroniki.

M. K.: Flegmatyk to temperament, który odpuszcza. Taka domieszka dodaje

cholerykowi czaru i łagodności. Zresztą nie tylko jemu.

B. M.: Powiedzmy jeszcze kilka słów o odwrotnym układzie na przykładzie

związku choleryczki Kasi i melancholika Dominika. Ona wiecznie wszystko

wymusza krzykiem, on najczęściej nic nie mówi. Ona narzeka, że jego

milczenie doprowadza ją do szewskiej pasji. Kasię irytuje to, że Adam jest

zamknięty w sobie. Jak mówi, codziennie pyta go, jak było w pracy, co robił,

z kim rozmawiał i o czym. Nie muszę dodawać, że to, co dla niej ma być

przyjemną pogawędką, dla niego jest nieprzyjemnym, niepotrzebnym

i szalenie irytującym przesłuchaniem.

background image

M. K.: I tutaj po raz kolejny ujawnia się kwestia nie tylko temperamentu, ale

i płci. Mężczyzna melancholik potrafi w jednym momencie się odciąć,

zamknąć w sobie i dotarcie do niego będzie graniczyło z cudem. Ten

temperament uczy cierpliwości i jeżeli druga strona jej nie okaże, to nigdy

nie pozna melancholika w pełni. Mężczyzna to bardziej logiczny typ,

rozumowy, nastawiony na realizację poszczególnych zadań. Gdy po pracy

przychodzi do domu, to najpierw chce coś zjeść, potem może coś powie. My,

kobiety, jesteśmy bardziej emocjonalne, nastawione na budowanie

atmosfery. Mamy wpojone stereotypowe przekonanie, że o wszystko należy

zapytać. I tu pojawiają się schody. Ktoś, kto wraca do domu, najpierw chce

do tego domu się przyzwyczaić po kilkugodzinnej nieobecności. Dlatego

zamiast bombardować powracającego partnera pytaniami typu: „I jak było?”,

„Co robiłeś?”, „Co mi powiesz?”, lepiej powiedzieć: „Cieszę się, że jesteś”,

„Miło cię widzieć w domu”, „Wyglądasz na zmęczonego, musiałeś mieć

wyczerpujący dzień”. Po takim powitaniu najprawdopodobniej usłyszymy

więcej ciekawych informacji niż po serii pytań.

B. M.: Dodajmy jeszcze, że mężczyznom z natury przypisuje się większy

dystans, skłonność do zamykania się w sobie, odpoczywania w inny sposób.

John Gray, słynny autor poradników, między innymi bestsellera Mężczyźni są

z Marsa, kobiety z Wenus, przekonuje kobiety, że mężczyzna musi pobyć sam

w swojej jaskini, aby się zregenerować po ciężkim dniu pracy. W innej

książce Grey podkreśla rolę oksytocyny w relacji partnerskiej (hormonu

wydzielanego na przykład podczas karmienia piersią czy orgazmu)

13

. Uważa

on, że kobietom potrzebny jest wysoki poziom oksytocyny (badania

naukowe potwierdzają, że zarówno ludzie, jak i zwierzęta o wysokim

poziomie tego hormonu są bardziej spokojni, mniej lękliwi i przyjaźniej

nastawieni do innych). Tymczasem zmiany cywilizacyjne wywróciły nasz

świat i nasze relacje do góry nogami. Niegdyś kobiety całe dnie spędzały ze

sobą i z dziećmi, ładując w ten sposób „akumulatory oksytocyny”, a dziś

pracują jak mężczyźni, stresują się, ich mózg zaś wydziela więcej

testosteronu, który jest zabójczy dla oksytocyny. Kobieta po całym dniu

stresującej pracy oczekuje od swojego mężczyzny naładowania

„akumulatora oksytocyny” właśnie poprzez rozmowy, przytulanie,

głaskanie, podczas gdy mężczyzna jest równie wyczerpany i chce się

background image

zregenerować na swój sposób. Jeżeli więc na to nałożą się jeszcze cechy

wynikające z temperamentu, czyli spragniona kontaktu, uczucia

i zainteresowania oraz mająca obsesję kontroli choleryczka spotka się

z wyczerpanym kontaktami z innymi ludźmi introwertycznym

melancholikiem, który najbardziej lubi być sam, konflikt gotowy. I to taki,

który może się ciągnąć latami.

M. K.: W parze indagująca choleryczka – wyobcowany melancholik jest

bardzo duże ryzyko, że melancholik zamknie się w sobie na stałe. Owszem,

będzie wykonywał polecenia, pozostanie w związku, ale będzie egzystował –

nie będzie związany emocjonalnie z partnerką. Będzie zaś trwał przy

rodzinie, poświęcał się i pozostanie wierny swoim zasadom. Seks w takim

wypadku zaspokoi jego potrzeby fizjologiczne. Melancholik stanie się raczej

bezbarwnym niż intrygującym partnerem.

B. M.: I stworzy własny świat…

M. K.: Do którego nikt, a już na pewno choleryczka, nie będzie miał dostępu.

Taką odskocznią może być wyczerpujące, czasochłonne hobby, dodatkowa

praca lub coś, co sprawi, że melancholik będzie znikał na całe dnie, żeby

mieć święty spokój.

B. M.: Czy to może też być romans?

M. K.: Może, owszem. Romans, który zaspokoi potrzebę bezpieczeństwa,

zrozumienia. Często jest to relacja z kimś równie niedostępnym (na

przykład z mężatką), ponieważ jej celem nie jest zbudowanie nowego,

prawdziwego związku, a raczej znalezienie odskoczni i stworzenie choć na

moment idealnego świata. Jeżeli melancholik decyduje się na romans, może

to oznaczać, że potrzebuje jakiegoś bodźca, żeby odejść. Zwykłe

romansowanie nie leży w jego naturze. To bardzo lojalny temperament. Nie

lubi zdradzać innych ani samego siebie. Niestety lubi cierpieć. I romans

może być uzasadnionym powodem cierpienia.

Związek beztroski: sangwinik wiąże się
z flegmatykiem

background image

B. M.: Sangwinik, wieczny optymista, oraz flegmatyk, którego optymizm

kieruje się w stronę realizmu, mogą się doskonale uzupełniać.

M. K.: Sangwinik w takim związku nie tylko łapie oddech, ale ma też własną

publiczność, bo flegmatyk uwielbia słuchać, chwalić, zachęcać do działania:

„Niech robi to kto inny, ja sobie odpocznę”. Flegmatyk jak mało kto potrafi

bardzo się zaangażować w drugą osobę.

B. M.: Co jest balsamem dla duszy sangwinika.

M. K.: Justyna jako sangwiniczka bywała tu i tam, a Jacek potrzebował tła, na

którym by istniał. Poznali się w pracy. Jacek poczuł, że Justyna będzie

motorem zdarzeń, i zaufał jej bezgranicznie. Zakochali się w sobie i mieli

potrzebę uszczęśliwiania się nawzajem. Wyrazista sangwiniczka

z cholerykiem i wyrazisty flegmatyk z domieszką sangwinika. Jako

sangwinicy chcieli uszczęśliwiać się wzajemnie, a odrobina choleryczki

w Justynie doskonale dyrygowała flegmatykiem Jacka. Było pięknie.

B. M.: Ona cały czas mówiła, on cały czas słuchał. Zresztą, gdy kończą się

tematy, flegmatyk zawsze przypomni jakąś historię, którą można

opowiedzieć na nowo. A że ani sangwinik, ani flegmatyk nie mają za bardzo

pamięci do dat, to za każdym razem ta historia będzie troszkę inna. To może

być całkiem zgrana para – sangwinik więcej rządzi, jest kuźnią pomysłów,

motorem zdarzeń, którym pięknie będzie się poddawał flegmatyk.

M. K.: Jeśli w dodatku sangwinik się sparzy, trafi prosto w wyrozumiałe

ramiona flegmatyka – bez krytyki, oburzenia, przy pełnej tolerancji.

Niebezpieczeństwo tkwi w nadmiernym poluzowaniu sobie kontroli – to

mogą być te pary, które zaciągają co rusz kolejny kredyt na nowy, lepszy

biznes. Sangwinik realizuje wszystkie swoje pomysły naraz, najlepiej za

cudze pieniądze, jeżeli nie ma własnych, a flegmatyk się na wszystko zgadza.

Jak nietrudno zauważyć, grozi to katastrofą finansową, uleganiem oszustom

czy manipulacji innych ludzi. W skrajnym przypadku oboje będą się czuć

ofiarami.

B. M.: Wówczas przynajmniej jedno z partnerów powinno poszukać w sobie

background image

cech umożliwiających odzyskanie kontroli nad własnym życiem.

M. K.: Tym bardziej że ani jeden, ani drugi typ nie ma wyjątkowo silnej woli.

Mogą ugrzęznąć i wieść nijakie życie bez celu i bez talentu.

B. M.: Upór flegmatyka, jego powściągliwość i długie podejmowanie decyzji

mogą ich uratować, zwłaszcza gdy ten obudzi w sobie wytrwałość do

realizacji wybranego zadania. Flegmatyk musi mieć długoterminowy cel –

wówczas jest w stanie udźwignąć wszystko. Dla sangwinika taki cel to

kompletna abstrakcja, a dla flegmatyka motywator. W imię wyższej idei ten

drugi będzie w stanie wiele znieść i się podporządkować. Bez celu flegmatyk

wtapia się w tło, „przykleja się” do zmiennego sangwinika.

M. K.: Ten zaś szybko się nudzi podporządkowanym i „przyklejonym”

flegmatykiem. Justyna właśnie dlatego zaczęła żyć w swoim świecie. Nie

czuła potrzeby tłumaczenia się, co robi i gdzie – miała swój plan, który nie

zawsze uwzględniał Jacka. Choć początki były piękne. Justyna wracała do

domu jak na skrzydłach, a gdy zamieszkali razem, Jacek jej słuchał,

komplementował ją. Odrobina choleryczki w niej wyznaczyła cel, który

Justyna zamierzała realizować po swojemu – chciała pokazywać światu, że

jest fajna. Jacek już jej nie wystarczał, potrzebowała większego kręgu

adoracji. Choleryk Justyny zawładnął flegmatykiem Jacka, jej sangwinik

znudził się jego przewidywalnością, więc poszła dalej – szukać nowych

wrażeń w romansie sponsorowanym pieniędzmi partnera.

B. M.: Ważna w takich przypadkach jest również dojrzałość osobista. Bo

nawet znudzony partnerem sangwinik potrafi dostarczyć sobie atrakcji

w inny sposób, na przykład poprzez nowe wyzwania zawodowe lub

poszerzanie kręgu znajomych. Niekoniecznie musi się to odbywać kosztem

związku romantycznego.

M. K.: Niestety niedojrzały sangwinik nie patrzy na konsekwencje, tylko

szuka wrażeń. Nie znajduje ich w związku, nie bierze za nic

odpowiedzialności, nie uświadamia sobie, że jakość relacji zależy także od

niego. Flegmatyk z kolei nie ma takich potrzeb. Jeśli więc partnerzy nie

porozmawiają o tym wprost, będą żyć w nieświadomości, a związek będzie

background image

kulał.

B. M.: I prędzej czy później sangwinik uleci w stronę większych wrażeń,

nawet jeżeli fizycznie będzie wracał na noc do domu. A porzucony flegmatyk

zacznie wypełniać pustkę zajęciami – szczęście, jeżeli odkryje hobby albo

zacznie się czymś interesować. W przeciwnym wypadku poświęci się

dzieciom, o czym już mówiłyśmy, co także skazane jest na porażkę.

Przychodzi bowiem taki moment, gdy rodzic nie jest w stanie żyć życiem

dziecka, bo dziecko ma własne życie. Znów więc pojawi się pustka, którą

trzeba będzie wypełnić.

M. K.: Dlatego flegmatycy często odkrywają prawdziwe pasje w późnym

wieku. Flegmatyk musi mieć tło, w które będzie mógł się wpasować, jeżeli

jego dotychczasowe otoczenie przestanie istnieć. Łatwiej mu znosić trudy

dnia codziennego, gdy wie, że po tygodniu pracy będzie mógł przepaść na

weekend z wędką i posiedzieć w samotności nad wodą. To dla niego rodzaj

nagrody. Sangwinik może się dziwić i zwyczajnie nie wpaść na to, że

flegmatyk ucieka w ten sposób od szumu. Niemniej często się zdarza, że to

właśnie sangwinik szuka flegmatykowi jakiejś pasji, hobby i wspiera go

w tym – także po to, by mieć satysfakcję, że dzięki niemu partner może

zrobić coś dla siebie.

B. M.: Lojalny sangwinik to prawdziwy skarb dla flegmatyka. Taki związek

może być naprawdę udany, zwłaszcza jeżeli sangwinik wykorzystuje

momenty wyciszenia flegmatyka na ładowanie swoich ekstrawertycznych

akumulatorów – czyli na przykład on jedzie na ryby, a ona spędza sobotę na

zakupach z przyjaciółką czy na spotkaniach ze znajomymi. Potem ona

będzie miała o czym mu opowiadać, a on po dniu ciszy chętnie jej posłucha.

Tylko oboje muszą mieć wyrozumiałość dla odmienności.

M. K.: Właśnie tak. Flegmatyk, który za wszelką cenę będzie ciągnął

sangwiniczkę na ryby tylko dlatego, że lubi, gdy ona jest obok, może się

rozczarować, jeśli po godzinie partnerka stwierdzi, że już się nasiedzieli

i pora wracać do ludzi, a jeszcze lepiej odwiedzić jej rodziców. I odwrotnie –

ciągany ze spotkania na spotkanie flegmatyk nie będzie miał okazji

wypocząć, zatem później nie będzie w stanie poświęcić uwagi wybrance,

background image

ponieważ nadal będzie szukał okazji do odpoczynku w spokoju. Tymczasem

sangwinik, który wybywa z domu, może na różne sposoby dostarczać sobie

rozrywki – brylować w towarzystwie, a czasem nawet flirtować.

B. M.: Flirt to też interesująca kwestia. To, co dla sangwinika jest niewinnym

flirtem, dla wielu melancholików jest już zdradą. Jeśli więc flegmatyk ma

domieszkę cech melancholika, konflikt gwarantowany. I to konflikt, który

będzie zupełnie niezrozumiały dla sangwinika.

M. K.: Bo przecież on tylko uprzejmie rozmawiał! Sangwinik bryluje

w rozmowie, więc często wykorzystuje różne okazje do zawierania

znajomości, do zainicjowania konwersacji, nawet w przelocie. Dlatego

w parze sangwinik – flegmatyk, jak zresztą w każdym związku

przeciwieństw, partnerzy powinni mieć szacunek dla odrębności. Wówczas

jedna strona zyskuje na kreatywności, druga na spokoju.

B. M.: Ani sangwinik, ani flegmatyk nie mają potrzeby dominacji, dlatego

w takim związku władzę najczęściej przejmuje to z partnerów, które ma

domieszkę cech choleryka bądź melancholika.

M. K.: Jest prawdopodobne, że w niezgranym związku flegmatyk będzie

odgrywał rolę głównego cierpiętnika. Jeśli dziecko takiej pary będzie

flegmatykiem, będzie się czuło kochane, akceptowane, ale mały choleryk

szybko owinie sobie rodziców wokół palca będzie rządził, ponieważ

sangwinik i flegmatyk są temperamentami spolegliwymi. Dziecko

melancholiczne też może zacząć rządzić, choć w bardziej wyrafinowany

sposób. Mały sangwinik zaś będzie miał pełen radości i akceptacji dom, choć

istnieje ryzyko, że będzie mu brakowało reguł i sztywnych zasad.

B. M.: Wróćmy do Jacka i Justyny, która nie była uczciwa wobec partnera.

M. K.: Na motywację flegmatyka często wpływają czynniki zewnętrzne.

W przypadku Jacka i Justyny był to kolega, który przyznał wprost, że Justyna

finansuje różne jego wydatki z pieniędzy Jacka. To zabolało i ruszyło tego

ostatniego. U flegmatyka zaś, jeśli coś się zmienia, to bardzo i konkretnie.

Flegmatyk unosi się wewnętrzną ambicją i jest w stanie zupełnie odwrócić

background image

się od danej osoby. Gdyby Justyna sama się przyznała, Jacek może by jej

wybaczył, przy impulsie z zewnątrz raczej nie ma takiej możliwości. W tym

przypadku ważna też była forma przekazu – kolega nie ośmieszył i nie

wyśmiał Jacka, tylko przekazał mu informację. Flegmatyk to szanuje. I zrobi,

co powinien. Jacek zakończył związek z Justyną bez specjalnego tłumaczenia

się.

B. M.: Ryzyko związku z flegmatykiem wiąże się z tym, że możesz nie

zauważyć, jak w partnerze coś wzbiera, a gdy kropla przepełni czarę,

zostajesz bez słowa wyjaśnienia.

Niezależnie od temperamentu

M. K.: W związku, niezależnie od temperamentu, musimy pamiętać, żeby

nie punktować się wzajemnie, nie zaplątać w podsumowaniach, analizach

i wyliczeniach. Jednocześnie nie możemy się poddawać przy pierwszej czy

drugiej przeszkodzie, nie rozstawać od razu i nie rezygnować z relacji. To

trudne w dzisiejszych czasach, często zbyt nastawionych na ilość, a nie na

jakość.

Warto zainspirować się mądrą książką czy artykułem, porozmawiać

z coachem, zapisać się na warsztaty. Szukać nie winnego, lecz rozwiązania –

wspólnie. Ludzie boją się korzystać z usług terapeutów, psychologów,

seksuologów. Obawiają się, że będą musieli się zmierzyć ze swoją winą,

a przecież nie o to w tym chodzi.

B. M.: Czasem wystarczy nieco zmienić perspektywę i nastawienie.

Spodziewać się najlepszego, wychwytywać i zauważać to, co nam się podoba.

Doceniać proste przyjemności.

Niezależnie od własnego temperamentu dobrze jest określić wartości,

jakimi się kierujemy w związku, i sprawdzić, czy dla partnera te same

wartości są najważniejsze i czy on tak samo je rozumie. To, że mamy różne

temperamenty, nie oznacza, że nie możemy kierować się w życiu takimi

samymi wartościami. Moim zdaniem o sukcesie związku w długiej

perspektywie decyduje to, czy partnerzy kierują się tymi samymi

wartościami i podobnie je pojmują.

background image

M. K.: Współczesność to czasy nie tylko wielu możliwości, ale też wielu

wyborów. Aby wybór przyniósł nam właściwe możliwości i aby spośród wielu

możliwości wybrać tę najlepszą dla nas, musimy wiedzieć, kim tak

naprawdę jesteśmy, jakie wartości są dla nas ważne, czego pragniemy dla

siebie, co możemy dać i czego oczekujemy od samych siebie. Ta wiedza

samoistnie czyni nas autorytetem dla innych. To dzięki takiemu podejściu

do życia doświadczamy prawdziwej miłości czy szacunku i spełniamy swoje

marzenia. Wspomniany już Mahatma Gandhi powiedział: „Bądź zmianą,

którą pragniesz ujrzeć w świecie”. Nie czekaj na innych – zacznij od siebie.

B. M.: Niezależnie od tego, ilu i jakich ekspertów w życiu spotykasz, bądź

ekspertem i autorytetem dla samego siebie.

background image

Zadanie coachingowe

A teraz czas na ciebie. Napisz swoją bajkę

……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………
……………………………………………………………………………

background image

1

Zob. F. Littauer, Osobowość plus. Jak zrozumieć innych przez zrozumienie siebie, przeł.

M. Klecka, Warszawa: Logos 2000.

2

Zob. K. Horney, Neurotyczna osobowość naszych czasów, przeł. H. Grzegołowska, Poznań:

Rebis 2013.

3

Zob.

http://wellnessday.eu/dziecko/nastolatki/321-nastolatki-nacigaj-swoj-wizerunek-w-

serwisach-spolecznosciowych.html

(dostęp: kwiecień 2015).

4

I. Majewska-Opiełka, Siła kobiecości, Sopot: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2011.

5

Zainteresowanych odsyłamy do świetnych książek Louann Brizendine Mózg kobiety

(przeł. P. J. Szwajcer, A. E. Eichler, Gdańsk: VM Group 2006) oraz Mózg mężczyzny (przeł.

A. Krochmal, R. Kędzierski, Gdańsk: VM Group 2010).

6

Za:

http://wellnessday.eu/relacje/partnerstwo-i-milosc/306-kobiety-tyja-po-slubie.html

(dostęp: kwiecień 2015).

7

Za: C. B. Corbin, G. J. Welk, W. R. Corbin, K. A. Welk, Fitness i wellness. Kondycja,

sprawność, zdrowie, przeł. M. Kowaleczko-Szumowska, M. Trojański, Poznań: Zysk i S-ka

2007;

http://wellnessday.eu/odzywianie/odchudzanie-otylosc/259-tkanka-tluszczowa-

ciekawe-fakty.html

(dostęp: kwiecień 2015).

8

Za:

http://wellnessday.eu/odzywianie/odchudzanie-otylosc/252-dlacego-jemy-chociaz-

nie-jestesmy-glodni-emocjonalne-tycie.html

(dostęp: kwiecień 2015).

9

Za:

http://wellnessday.eu/odzywianie/odzywianie-fakty/450-kobiety-kopiuja-swoje-

nawyki-zywieniowe.html

(dostęp: kwiecień 2015).

10

Mówiąc o toksyczności, nie wkraczamy w sferę zdiagnozowanych zaburzeń

osobowości. W pracy nad zrozumieniem i wzmocnieniem osobowości bardzo pomocne

są coaching lub warsztaty rozwojowe, a w pracy nad zaburzeniami osobowości

konieczny jest psychiatra, psycholog czy psychoterapeuta. Zaburzenia osobowości to

zaawansowana emocjonalna toksyczność, która często kończy się chorobą. Dotknięte

nimi osoby potrzebują specjalisty.

11

Badania przeprowadzone przez portal

prawnik-online.eu

.

12

A. A. Lazarus, Jak przeżyć w związku, unikając pułapek, przeł. M. Gajdzińska, Sopot: Funky

Books, Grupa Wydawnicza GWP (pierwsze wydanie książki nosiło tytuł Mity na temat

małżeństwa).

13

J. Gray, Dlaczego Mars zderza się z Wenus, przeł. B. Jóźwiak, Rebis: Poznań 2008.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
M Krawczak, B Mąkolska Coaching relacji z sobą i bliskimi
Osobowość symbiotyczna w relacji z sobą i innymi ludźmi, Psychologia chomikuj, osobowość-charakterol
Osobowość symbiotyczna w relacji z sobą i innymi ludźmi
Seks trujący, seks doskonały Coaching relacji ebook
Miłość toksyczna, miłość dojrzała Coaching relacji ebook
Człowiek w relacjach z innymii samym sobą
IV RELACJE BLISKICH ZE ŚMIERCI , SPOTKANIA Z BOGIEM I JEGO MILOSIERDZIEM
Sprawiedliwosc w bliskich relacjach
Działanie brzegowe w przypadku bliskiego ułożenia elektrod na siadujących ze soba krawędziach może w
Zarządzanie sobą w czasie
Relacje lekarz pacjent
7 władza w bliskim związku
Relacja lekarz pacjent w perspektywie socjologii medycyny popr
10 Relacja wspomagaj cy i wspomaganyid 11081 ppt
Relacja lekarz pacjent

więcej podobnych podstron