Ewolucja, filozofia, religia
Lectiones & Acroases Philosophicae
III (2010)
DYSKUSJA
udział biorą: Bartosz Borczyk, Adam Chmielewski,
Andrzej Elżanowski, Kazimierz Jodkowski, Damian Leszczyński,
Jerzy Lukierski, Łukasz Nysler, Bogusław Pawłowski
Jerzy Lukierski: Mam trzy uwagi. Pierwsza dotyczy wykładu pro-
fesora Elżanowskiego. Bardzo podobał mi się ten wykład, jednak wy-
daje mi się, że światopogląd naukowy został przedstawiony trochę
niezręcznie, mniej więcej w taki sposób, jak prezentowano go w cza-
sach komunizmu. Ten światopogląd, który właściwy jest ludziom pra-
cującym w naukach przyrodniczych, ma charakter materialistyczny,
antymetafizyczny. Natomiast komunizm propagował specyficznie ro-
zumiany światopogląd naukowy używany do wąskich celów propa-
gandowych. Druga uwaga dotyczy wykładu profesora Jodkowskiego.
Sądzę, że uznanie ateizmu Darwina za rzecz zasadniczą, jest nieco
przesadne. Myślę, że ważne są rezultaty pracy Darwina, a jego świa-
topogląd jest drugorzędny.
Na przykład Kepler, jak wiadomo, był
bardzo religijny i uważał, że istnieją trzy wymiary dlatego, że istnieje
Trójca Święta. Ale nas to nie interesuje. Cenimy Keplera, gdyż był wy-
bitnym uczonym, podobnie powinniśmy czynić z Darwinem. Trzecia
uwaga dotyczy referatu doktora Leszczyńskiego i wiąże się z wpły-
wem ewolucji na naukę. Patrzę tu z punktu widzenia nauk przyrod-
niczych i myślę, że ten wpływ jest przesadzony. Tak więc nie przeko-
nuje mnie mówienie, że nauka sto lat temu była taka, teraz jest inna,
a za sto lat będzie jeszcze inna. Myślę, że poznanie naukowe jest pro-
cesem zbieżnym, to znaczy, że zmierza w jednym kierunku. Dlatego
nie można mówić, że teoria Einsteina doprowadziła do odrzucenia
156
Dyskusja
teorii Newtona. Dawna teoria pozostaje słuszna przy pewnych dodat-
kowych założeniach — i nauka w ten sposób właśnie się rozwija. Tak
więc dla mnie niezrozumiałe jest twierdzenie, że może stać się coś ta-
kiego, co raptownie zmieni rozwój nauki. Być może w wypadku nauk
humanistycznych tak, ale nie w wypadku nauk przyrodniczych. Nie
widzę więc tu miejsca na metafizykę. Powiedział pan na końcu, że
ewolucjonizm rzutuje na naukę w sensie metafizycznym czy ontolo-
gicznym. Nie dostrzegam czegoś takiego. Jesteśmy niemetafizyczni,
a teoria ewolucji dotyczy organizmów żywych.
Andrzej Elżanowski: Z pewnością jest trochę racji w tej uwadze.
Jednak od razu wskazałem na granice tego komunistycznego świato-
poglądu naukowego, który kończył się przed człowiekiem. Ale chciał-
bym perwersyjnie zaryzykować pewną tezę, podkreślając, że nigdy nie
byłem komunistą ani członkiem PZPR. Ośmieliłbym się tutaj stwier-
dzić, że ten światopogląd naukowy, który za czasów komunizmu był
używany do celów propagandowych, miał jednak bardziej naukowy
charakter niż światopogląd propagowany w obecnym klimacie kształ-
cenia, pełnym cudów, religii itp., który, jak uważam, jest niesłychanie
mylący i bałamutny dla młodych ludzi. Zupełnie inną sprawą jest to,
na czym była oparta nauka, do której się odwoływał ów marksistow-
ski światopogląd, czy była to genetyka Morgana, czy też koncepcje
niejakiego Łysenki.
Pleciono wówczas rozmaite bzdury napędzane
sowiecką biologią. Trzeba jednak zauważyć, że dla integralności inte-
lektualnej przeciętnego człowieka teorie Łysenki były mniej szkodliwe
niż cuda, które są dziś obecne w oficjalnych programach nauczania
państwowych szkół i publicznych mediach.
Ale przyjmuję tę pana
uwagę, aby ostrożniej opisywać ów światopogląd. Jednak ówczesne
głupstwa mieściły sie w paradygmacie myślenia naukowego: to były
błędy wynikające z całkowicie bezpodstawnych hipotez, ale nie wy-
ssane z palca mity polegające na odwoływaniu się do sił nadprzyro-
dzonych. Jeszcze jedna uwaga. Niestety, ze względu na to, że komuni-
ści tak chętnie używali sformułowania „światopogląd naukowy”, ono
samo jest dziś stosowane niechętnie. Myślę jednak, że nie powinni-
śmy tylko z tego powodu rezygnować z kształtowania tego światopo-
glądu. I chciałem tu dodać ważną rzecz. Ewolucyjny światopogląd
naukowy jest na pewno światopoglądem materialistycznym w sensie
Dyskusja
157
genezy, w sensie czasowego prymatu materii nad duchem, ale nie jest
to światopogląd materialistyczny w sensie sprawczym, w odniesieniu
do tego, co kształtuje świat. Terroryści-samobójcy są tego najlepszym
dowodem. Wszyscy, jako ewolucjoniści, akceptujemy fakt, że ewolu-
cja na pewnym etapie wytworzyła sferę subiektywną, którą nazywa się
duchowością albo duszą i która ma ogromna siłę sprawczą w kształto-
waniu tego świata. Dlatego też, jako biolog ewolucyjny, nie lubię być
nazywany po prostu materialistą.
Kazimierz Jodkowski: Pan profesor powiedział, że lekko przesadzi-
łem mówiąc, że najważniejsze u Darwina było to, że był ateistą. Otóż
najważniejsze jest, że ja tego nie mówiłem. Cóż — przyzwyczajony
jestem do tego, że bywam źle rozumiany, ale tu na szczęście mogę
wyjaśnić, o co mi chodziło. Jak mówiłem, najważniejszą rzeczą u Dar-
wina, a przynajmniej tym, co przetrwało do dzisiaj, a przecież minęło
już półtora wieku, był jego wkład w rozumienie tego, czym jest nauko-
wość. Jego przekonania naukowe były stopniowo modyfikowane, po-
prawiane i uzupełniane, umieszczane w szerszym kontekście — mówi
się dziś raczej o neodarwinizmie niż o darwinizmie. Ale jego prze-
konania metanaukowe, choć równie rewolucyjne, jak naukowe, ostały
się w niezmienionej postaci. Więcej, zostały powszechnie przyjęte nie
tylko w biologii, ale i w pozostałych naukach przyrodniczych. Darwin
sformułował to, co w języku dzisiejszej filozofii nauki nazywa się natu-
ralizmem metodologicznym, a więc zasadę mówiącą, że zjawiska tego
świata należy wyjaśniać przez zjawiska tego świata, nie odwołując się
do przyczyn nadnaturalnych. Darwin w swojej książce nazywa taką
przyczynę vera causa, czyli „prawdziwa przyczyna”. Do czasów Dar-
wina zasady naturalizmu metodologicznego nie przyjmowano. Różni
uczeni, w zależności od tego, jak było im wygodnie, odwoływali się
czasami do przyczyn nadnaturalnych. Nawet Newton, którego niektó-
rzy uważają za twórcę dzisiejszego rozumienia naukowości, uważał,
że Bóg czuwa nad tym, by gwiazdy pod wpływem grawitacji nie zbiły
się z czasem w jedno olbrzymie ogniste ciało. Dopiero Darwin za-
czął tego rodzaju praktykę konsekwentnie odrzucać. Dziś powszech-
nie uważa się, że fizyka jest czołową nauką narzucającą innym swoje
rozwiązania, jednak naturalizm metodologiczny powstał w obrębie
biologii i stąd dopiero przeniknął do fizyki i reszty nauk. Dziś nie
158
Dyskusja
można być przyrodnikiem, nie akceptując jego zasad. Można oczywi-
ście być wierzącym, można wierzyć, że Bóg istnieje. Ale ów Bóg musi
mieć pewne ograniczenia i nie może się wtrącać w procesy przyrodni-
cze. Jeśli ktoś już chce Bogu przypisać jakąś funkcję, to może nią być
akt początkowego stworzenia świata, ewentualnie stworzenia praw —
i koniec. W innym wypadku nauka byłaby niemożliwa. Wyobraźmy
sobie, że Bóg od czasu do czasu się wtrąca — tu coś zmieni, tam
coś zmieni. Cóż wówczas warta byłaby nauka? Niemożliwe byłoby
przewidywanie, a tym samym testowanie. Nauka odrzuca takie roz-
wiązania. I to właśnie nazwałem największym odkryciem Darwina —
zdefiniowanie współczesnego rozumienia naukowości. Największym,
gdyż niezmienionym do dzisiaj i obowiązującym nie tylko w biologii.
Niektórzy uczeni (na przykład Stephen Weinberg) i filozofowie nie
chcą być w tej sprawie dogmatyczni i twierdzą, że zasada naturalizmu
metodologicznego ma charakter warunkowy: należy ją stosować tak
długo, jak długo się da. Wydaje im się, że tym samym nie wykluczają
z góry tego, że istnieje Bóg, który działa w świecie. Ale wystarczy
zastanowić się nad zwrotem „jak długo się da”, żeby zauważyć, że
ta propozycja ma charakter czysto werbalny i pozbawiona jest prak-
tycznego znaczenia. Przecież czasami uczonym nie udaje się od razu
wyjaśnić pewnych zjawisk, czasami udaje się to dopiero po wielu la-
tach. Jak długo mają trwać niepowodzenia w wyjaśnianiu zjawiska,
żeby uznać, że zasada naturalizmu tu nie obowiązuje? Na to pytanie
nie ma dobrej odpowiedzi, co znaczy, że uczeni nigdy od tej zasady
nie odstępują. I to jest właśnie największe dziedzictwo Darwina
Damian Leszczyński: Odpowiem na uwagi profesora Lukierskiego.
Stwierdziłem, że definicja naukowości zmieniała się w czasie historii
i trudno temu przeczyć — wystarczy odwołać się do historii nauki czy
choćby do tego, co mówił właśnie profesor Jodkowski — dzisiejsze ro-
zumienie tego, na czym polegają „porządne” wyjaśnienia naukowe,
różni się od tego, które akceptował na przykład Arystoteles czy New-
ton. Jeśli przyjmiemy hipotezę, że rozwój ludzkiej myśli dziś się nie
zakończył, to nie ma sensu dogmatycznie absolutyzować obecnej de-
finicji naukowości, gdyż nie wiadomo, co będzie jutro.
To banalne
stwierdzenie, ale filozof nauki powinien brać je brać pod uwagę. A na-
ukowiec oczywiście nie musi, czy nawet nie powinien się nim przej-
Dyskusja
159
mować, bo by mu to tylko przeszkadzało w jego „pozytywnej” pracy.
Co do ciągłości rozwoju nauki i zbieżności celu — można tego jakoś
bronić, choć ja akurat tego nie robię. Uważam, że pojęcie nauki czy
naukowości zmienia się w trakcie dziejów i pewne rzeczy uważane za
naukowe w czasach Kartezjusza nie muszą być uważane za naukowe
dzisiaj — i odwrotnie. Natomiast stwierdzenie, że za półtora tysiąca
lat nasze teorie mogą zostać uznane za nienaukowe z punktu widzenia
kryteriów, które wówczas będą istniały, opiera się na analogii, a więc
jako argument jest oczywiście słabe, ale używam go tylko jako ilu-
stracji.
Nie jest to bowiem wcale rzecz nieprawdopodobna: teoria
Ptolemeusza przetrwała półtora tysiąca lat i mimo tego okresu zako-
rzenienia odrzucono ją. Nie ma powodu, aby a priori twierdzić, że nie
może to się stać z teorią Darwina, która liczy półtora wieku. Jestem po
prostu sceptyczny wobec absolutyzacji aktualnych rozwiązań. Jeśli zaś
chodzi o metafizykę, to powiedziałem rzecz banalną, a mianowicie, że
teoria ewolucji niesie za sobą pewne metafizyczne założenia. Przyjmo-
wanie jakiejś metafizyki, czyli jakichś tez dotyczących rzeczywistości,
nie musi dokonywać się wprost, co więcej, może być nieświadome,
jak w wypadku Molierowskiego pana Jourdain, który nie wiedział, że
mówi prozą. Niektórzy przyrodnicy, jak Planck czy Heisenberg, wy-
raźnie eksplikowali swoje poglądy metafizyczne, inni nie. Uważam
jednak za hipotezę rozsądną i przekonującą to, że fizyka czy biologia
pociąga za sobą jakieś założenia metafizyczne, a więc dotyczące natury
rzeczywistości czy bytu.
Paweł Murzicz: Pytanie do profesora Jodkowskiego. Napisał pan,
że zasada doboru naturalnego ma charakter metafizyczny, ale nie ma
w tym nic złego, gdyż jest to metafizyczny program badawczy gene-
rujący empiryczne podteorie. Co pan przez to rozumie?
Kazimierz Jodkowski: Doktor Leszczyński trochę mówił o metafi-
zyczności ogólnej zasady doboru naturalnego: przeżywają ci, którzy
są najlepiej dostosowani, a najlepiej są dostosowani ci, którzy przeży-
wają. Mamy tu do czynienia z tautologią. Wokół tego problemu toczy
się poważna dyskusja, biologowie bowiem starają się znaleźć nietauto-
logiczne sformułowania tej zasady. Natomiast moja ogólna teza, której
staram się bronić przy wielu okazjach, mówi, że filozofia czy metafi-
zyka nie jest niczym złym i może odgrywać pozytywną rolę w nauce.
160
Dyskusja
Tak jak w przypadku Darwina — dzięki swoim metafizycznym prze-
konaniom był w stanie sformułować porządny punkt wyjścia dla teorii
ewolucji. I podobnie jest z zasadą doboru naturalnego. Przy ogól-
nym sformułowaniu jest ona tautologiczna, czyli metafizyczna. Nato-
miast zastosowana do konkretnych przypadków, na przykład takich,
jak dzioby zięb na Galapagos czy brak skrzydeł u owadów na wietrz-
nych wyspach oceanicznych, jest w stanie wyjaśnić, dlaczego dzieje się
tak, a nie inaczej. Ogólny metafizyczny program badawczy generuje
empirycznie testowalne podteorie o niewielkim zakresie.
Andrzej Elżanowski: Tautologiczna jest syntetyczna teoria ewolucji
zredukowana do zmiany częstości genów, natomiast klasyczna teoria
Darwina nie jest tautologiczna, gdyż w niej przeżycie określa stopień
adaptacji (a nie dostosowanie, czyli fitness), a więc przeżywa najlepiej
zaadaptowany i dlatego może przekazać potomstwu swoje cechy. Tau-
tologia powstała w syntetycznej teorii ewolucji po jej zredukowanie do
genów, gdyż wówczas znikło funkcjonowanie, znikły adaptacje. Teoria
Darwina nie jest tautologiczna, jeśli włączymy w nią teorię organizacji,
funkcjonowanie: wówczas tautologii nie ma.
Adam Chmielewski: Sporą winę za rozpowszechnienie przekonania
o tautologiczności teorii ewolucji ponosi Popper, którzy rzeczywiście
napisał to w swojej autobiografii.
Ale wiemy, choćby od Francisco
Ayali, że on wraz z Dobzhanskym zrobili sporą konferencję, gdzie
Popper poddany krytyce musiał odwołać te swoje poglądy, jednak to
wydarzenie jest już dużo mniej znane.
Pytanie z sali: Współczesny ewolucjonizm często przedstawiany
jest jako teoria doskonała, pozbawiona wad. Ja natomiast chciałbym
zapytać o problemy i trudności, z którymi mierzyć się musi dziś teoria
ewolucji.
Bogusław Pawłowski: Chciałbym odpowiedzieć, nawiązując wcze-
śniej do referatu doktora Leszczyńskiego. Otóż koncepcje relatywizmu
mogą faktycznie dotyczyć samych teorii. Jednak my tworzymy teorie,
które mają wytłumaczyć zjawisko ewolucji. Nie ma żadnych powodów
przypuszczać, że z punktu widzenia mrówki, słonia czy ameby nie ma
ewolucji — nawet jeśli mechanizmy ewolucji w ich przypadku były
nieco inne. Natomiast pana pytanie dotyczy teorii. Myślę, że wszyscy
się zgodzimy, że ewolucja jest faktem. Natomiast teoria mająca wyja-
Dyskusja
161
śniać mechanizmy związane z ewolucją oczywiście nie jest doskonała,
podobnie jak niedoskonały był newtonizm. W tej chwili mamy dużo
nowych danych dotyczących poziomu molekularnego i genetycznego
— a to rodzi nowe problemy. Pojawia się pytanie o to, które mecha-
nizmy ewolucji działają na poziomie genów, które procesy dokonują
się na poziomie gatunków, w jakim stopniu dane zachowania istot są
determinowane genetycznie, a w jakim środowiskowo. Trudności zaś
wynikają stąd, że wszystko to jest dynamiczne i nie daje się łatwo
skwantyfikować. Tak więc teoria ewolucji ma trudności, gdyż musi
uwzględnić wiele elementów, aby możliwe było zarówno przewidy-
wanie jak i wyjaśnianie pewnych zjawisk — na przykład dlaczego
w Europie nie ma jadowitych pająków. Poza tym dochodzi problem
tempa procesów ewolucyjnych — jakie ono jest, co na nie wpływa,
jakie są to czynniki w wypadku różnych taksonów. Tak więc jest fak-
tycznie masa problemów, które należy rozwiązać i których nie da się
prosto skwantyfikować.
Adam Chmielewski: Przypomnę w tym miejscu, jak sam Darwin
odnosił się do swojej teorii. Po napisaniu swojej książki powiedział:
„Na widok ogona pawia dostaję mdłości”. Nie był bowiem w stanie
wyjaśnić, po co komu czy czemu tego rodzaju taki ogon. I później
zaproponował rewizję swojej tezy opartą na doborze seksualnym i es-
tetycznym.
Damian Leszczyński: Odniosę się tylko krótko do tego, co powie-
dział profesor Pawłowski. Mówi pan, że czym innym jest fakt ewolucji,
a czym innym jest teoria. Zgoda. Z tym że według mnie to pojęcie
faktu jest tu problematyczne, nie chodzi bowiem o fakt zdroworoz-
sądkowy dostępny każdemu przeciętnemu obserwatorowi, lecz fakt
naukowy, a więc zinterpretowany w świetle pewnej teorii, a to już
nie jest taka jednoznaczna sprawa. Jak wiadomo, w dyskusji z Ga-
lileuszem zwolennicy Ptolemeusza odwoływali się do faktów — do
tego, że każdy widzi Słońce poruszające się po niebie. Nikt chyba nie
sądzi, że przez półtora tysiąca lat astronomowie przyjmowali teorię
geocentryczną wbrew faktom — przeciwnie, dla nich właśnie faktem
było to, że Ziemia stanowi centrum wszechświata.
Również wyko-
pywanie gigantycznych skamieniałych kości interpretowano inaczej —
to, co dziś przemawia za „faktem” istnienia dinozaurów, dla badaczy
162
Dyskusja
sprzed trzech wieków było dowodem na „fakt” istnienia opisanych
w Biblii czy mitach olbrzymów. Tak więc tu tkwi cały problem: dzi-
siejsi uczeni widzą „fakt” ewolucji, ale dawni jakoś go nie widzieli,
mimo że dysponowali podobnym materiałem empirycznym. Tak więc,
mówiąc bardzo ostrożnie, mamy tu do czynienia z interpretacją, która
wcale nie musi być jedyną spójną czy nawet poprawną.
Pytanie z sali: Założenie naturalizmu metodologicznego jest oczy-
wiście założeniem metafizycznym, choć tak jakoś się dziwnie składa,
że ci, którzy odrzucają ów naturalizm, mają problemy z uprawianiem
nauki. Moje pytanie jednak dotyczy kwestii czasu procesów ewolucyj-
nych, o której tu była mowa. Nie chodzi mi przy tym o człowieka czy
mysz, ale o muszkę owocówkę, drozophilę, ulubioną zabawkę gene-
tyków. Gdyby przez pięćdziesiąt lat prowadzić hodowlę jakiejś linii
tej muszki, to ilu pokoleń można by się dochować i czy nie należa-
łoby się po tym czasie spodziewać jakichś istotnych efektów i zmian?
I najważniejsze — czy ktoś takie eksperymenty prowadził?
Andrzej Elżanowski: Ależ takie badania się robi i mają one udo-
kumentowane rezultaty.
Bartosz Borczyk: W ten sposób udało się nawet doprowadzić do
powstania nowego gatunku.
Łukasz Nysler: Mam pytanie do profesora Elżanowskiego. Pana
wykład miał jakby dwie części, pierwsza była ewolucyjnym wyjaśnie-
niem moralności, w pewnym sensie trybalistycznej, druga zaś do-
tyczyła etyki samego Darwina, humanistycznej i uniwersalistycznej,
która, jak dla mnie, ewolucjonistycznie wyjaśnić się nie da. Dostrze-
gam więc tu pewną niespójność: teoria naukowa nie jest w stanie uza-
sadnić poglądów etycznych samego jej twórcy. Drugie pytanie kieruję
do profesora Jodkowskiego: czy pana zdaniem jest dziś potrzebna czy
pożądana nauka uprawiana poza naturalizmem metodologicznym —
pożądana czysto poznawczo, a nie światopoglądowo.
Trzecie pyta-
nie do doktora Borczyka: jestem prostym filozofem, ale moje uszy
nieco razi stwierdzenie, że ewolucja jest obserwowalnym faktem. Ale
chciałem zapytać właśnie o fakty: jaki fakt bądź jakie fakty mogłyby
sfalsyfikować teorię ewolucji i skłonić biologów do jej porzucenia.
Andrzej Elżanowski: Pana pytanie dotyczy właściwie sedna mo-
jej prezentacji i cieszę się, że je pan zadał. Darwin wyjaśnił, zresztą
Dyskusja
163
zgodnie ze stanem obecnej wiedzy, pochodzenie moralności jako cze-
goś naturalnego, jako tworu ewolucji, i częściowo zdawał sobie sprawę
z wad tego tworu jako tworu naturalnego, z czego jeszcze lepiej zda-
jemy sobie sprawę teraz.
Natomiast jego poglądy na ewolucję tak
zwanych cywilizowanych ludzi nie wynikają bezpośrednio z jego teorii
ewolucji. Darwin zarysował koncepcję poszerzania kręgu etyki zapro-
ponowaną przez Singera, do której odwołałem się pod koniec mojego
referatu. Tego rodzaju zaawansowana, etyczna moralność z pewnością
bezpośrednio nie wynika z ewolucji biologicznej. Darwin, który snuł
pewne spekulacje na temat zmian społecznych, pewnie by powiedział,
że społeczeństwa, które kierują się w większym stopniu rozumem,
będą wygrywać, ale jednocześnie sam rozum prowadzi do rozszerza-
nia domeny etycznej.
Wynikiem ewolucji jest wysoce niedoskonała
moralność, która nas do tej pory obciąża i, jak dowodzą badania on-
togenezy zachowań moralnych, tylko niewielka część przedstawicieli
Homo sapiens dochodzi do poziomu krytycznej refleksji nad moral-
nością, a większość pozostaje na etapie moralności zastanej. Tak więc
zgadzam się z panem, że ewolucja etyki, o której pisze na przykład Pe-
ter Singer, nie wynika bezpośrednio z teorii ewolucji. Tu już dochodzą
różne poglądy na temat ewolucji cywilizacji, o której Darwin wiele nie
mówił. Podsumowując: dla filozofów z ewolucyjnego potraktowania
etyki wynika jedna bardzo ważna kwestia. Chodzi o bardzo ważny
rozdział między moralnością, jako naturalnym produktem ewolucji,
a refleksją etyczną, racjonalną, filozoficzną.
Kazimierz Jodkowski: Wiadomo że współczesna nauka opiera się
na zasadzie naturalizmu. Jest to założenie, które jest niesprawdzalne
i aprioryczne.
Jednak stosowanie tego założenia doprowadziło do
wielu sukcesów.
Tak więc nie można powiedzieć, że zasada natu-
ralizmu metodologicznego jest równie dobra, jak każda inna zasada,
bo tak nie jest. Pyta pan o to, czy ja widzę jakąś możliwość dla nauki
nie stosującej tej zasady, nauki nadnaturalistycznej.
Odpowiedział-
bym tak: sukcesy są olbrzymie, ale nie jest to dowód, że założenie
naturalizmu jest słuszne, bo błędne założenia też mogą prowadzić do
sukcesów. Natomiast nie można lekką ręką tego założenia odrzucać,
tak jak chcą kreacjoniści. Jednakże trzeba mieć świadomość, że jest
to tylko założenie, które może okazać się błędne, gdyż — nie daj Bóg
164
Dyskusja
— Bóg istnieje i działa. A wtedy — chroń nas Panie Boże. Ja, będąc
otwarty na różne rozwiązania, zaproponowałem swego czasu pewną
furtkę dla zwolenników tych alternatywnych ujęć, co zostało nazwane
przez mojego kolegę Wojciecha Sadego „warunkiem Jodkowskiego”.
Ze zwolennikami alternatywnych wobec naturalizmu koncepcji można
dyskutować, o ile spełnią oni bardzo silny warunek: po pierwsze, musi
być tak, że jakieś zjawiska albo jakieś procesy nie są przez długi czas
wyjaśnione przez naukę. Ale to nie wszystko, gdyż, po drugie, należy
uzasadnić, że owe zjawiska nigdy nie zostaną wyjaśnione w natura-
listycznym paradygmacie.
Sady twierdzi, że ten warunek, który ja
stawiam, jest zbyt mocny, że nie da się go w żadnym wypadku speł-
nić.
Uważa on bowiem, że nie można uzasadnić tego, że jakiegoś
zjawiska nigdy nie da się wyjaśnić naturalistycznie. Jednak okazuje
się, iż można próbować to robić. Weźmy choćby argument nieredu-
kowalnej złożoności przywoływany przez Behe’ego: jego zdaniem ist-
nieją w układach biologicznych tak zwane struktury nieredukowalnie
złożone, to jest takie, że utrata najmniejszej części tej struktury po-
woduje, że staje się ona niefunkcjonalna. Zdaniem Behe’ego jest to
argument za tym, że taki układ jest zbyt skomplikowany, żeby mógł
od razu powstać przypadkowo, przeciwko temu bowiem przemawiają
względy probabilistyczne, a jednocześnie nie mógł on powstać na dro-
dze ewolucji kumulatywnej — stopniowego zwiększania złożoności,
gdyż stadia pośrednie są niefunkcjonalne, nie działa na nie dobór.
Jest to argument, że struktury nieredukowalnie złożone nie powstały
naturalistycznie, spełnia więc warunek Jodkowskiego. Ja twierdzę, że
jeżeli ktoś taki argument sformułuje, to z nim można poważnie dys-
kutować. I z Behe’em się dyskutuje, pokazując mu na przykład, że
owe układy mogły zostać wytworzone na drodze ewolucji, tylko ina-
czej, niż on to sobie wyobraża, metodą „łuku rzymskiego”. To jest
konkretny przykład, kiedy uczeni mogą sensownie rozważać nienatu-
ralistyczne propozycje, ale — moim zdaniem — mogą tak czynić tylko
wtedy, gdy oponent przedstawia uzasadnienie, że jakiegoś zjawiska
lub struktury nie da się nigdy wyjaśnić naturalistycznie. Jednak wielu
zwolenników teorii inteligentnego projektu uważa, że ten warunek jest
zbyt mocny, że już wcześniej, bez jego spełnienia, można występować
z nienaturalistycznymi propozycjami.
Dyskusja
165
Bartosz Borczyk: Czy ewolucja jest faktycznie możliwa do zaobser-
wowania? Trzeba tu oddzielić makroewolucję i mikroewolucję. Jednak
termin „makroewolucja” jest dość niejasny. Z jednej bowiem strony
mianem makroewolucji określa się tasowanie całych faun, na przykład
wymarcie dinozaurów uważa się za fakt makroewolucyjny, z drugiej
zaś strony za makroewolucję uważa się na przykład powstawanie no-
wych struktur, nowych rzędów, nowych gatunków, co z kolei inni uwa-
żają już za mikroewolucję. Jeśli przyjmiemy, że makroewolucja ozna-
cza pojawianie się nowości ewolucyjnych, a więc na przykład nowych
kończyn, to mamy tu wiele przykładów kopalnych takich form po-
średnich — na przykład między rybami a płazami mamy co najmniej
dziesięć form, przy czym, gdybyśmy przyjrzeli się tylko zmianom do-
tyczącym kończyn, to niewiele odbiegają one od tego, co nazywamy
mikroewolucją (jak w wypadku zięb Darwina). Natomiast mikroewo-
lucję obserwujemy i w naturze, i w warunkach laboratoryjnych, jak
choćby w wypadku wieloletnich hodowli muszek owocowych. Nato-
miast jeśli chodzi o to, co mogłoby sfalsyfikować teorię ewolucji, to
ewolucjoniści mówią, że potrzebowaliby tu królika z prekambru. To
znaczy, że gdybyśmy znaleźli jakieś nie budzące wątpliwości ślady lu-
dzi i dinozaurów, które nie będą mistyfikacją czy artefaktem przyrod-
niczym, to wówczas większość uzna ten fakt i podda teorię ewolucji
rewizji.
Kazimierz Jodkowski: Chciałbym się odnieść do tego, co mówił
doktor Borczyk na temat falsyfikacji teorii ewolucji, oraz do tego, co
wcześniej mówił profesor Lukierski na temat ciągłości miedzy New-
tonem a Einsteinem. Otóż panowie nie są filozofami, są uczonymi.
Proszę państwa, uczeni są jak stonogi. Stonoga, jak wynika z samej
nazwy, ma sto nóg.
I tu powstaje pytanie: czy stonoga wie, którą
nogą ma poruszyć po nodze osiemdziesiątej siódmej, aby jej się nogi
nie poplątały? Nie wie, bo przecież nie umie liczyć do stu — ale ja-
koś idzie. I tak samo jest z uczonymi. Filozof nauki w odniesieniu do
uczonego jest tym, kim biolog w stosunku do tej stonogi, której zacho-
wanie opisuje. To taka metafora, a teraz konkretnie. Pan doktor Bor-
czyk powiedział, że teoria ewolucji zostałaby sfalsyfikowana, gdyby
znaleziono niewątpliwą skamieniałość królika w warstwach prekam-
bryjskich. To jest, proszę państwa, złudzenie, samooszukiwanie się,
166
Dyskusja
a tkwi ono w słowie „niewątpliwy”. Albowiem o tym, jaki fakt jest
niewątpliwy, a jaki wątpliwy, decyduje akceptowana teoria.
Teoria
ewolucji mówi, że w prekambrze nie można znaleźć skamieniałości
królika. A więc, gdyby nawet ktoś faktycznie znalazł w warstwach
prekambryjskich królika, to biologowie powiedzą, że to albo artefakt,
albo że obsunął się z warstw wyższych, albo że to oszustwo. Fakt nie-
zgodny z akceptowaną teorią automatycznie staje się wątpliwy. Teorie
naukowe nie są więc falsyfikowane. Żaden empiryczny fakt nie prze-
kona ewolucjonisty, ze teoria ewolucji jest fałszywa — i to odnosi się
do każdej innej teorii naukowej. Doktor Borczyk mówi (za Dawkin-
sem), że gdyby natrafiono na taki fakt, to on i wielu innych porzuciłoby
teorię ewolucji. Nieprawda. Nie porzuciłoby. Kwestionowaliby fakty
zgodnie z zasadą, którą wypowiedział już filozof Hegel na początku
XIX wieku: jeśli teoria jest niezgodna z faktami, tym gorzej dla faktów.
Filozofowie wiedzieli to dwieście lat temu, a uczeni, jak te stonogi, dziś
jeszcze nie wiedzą. Teraz zaś odniosę się do tego, co mówił profesor
Lukierski o tym, że nieprawdą jest twierdzenie, że teoria Newtona jest
fałszywa w świetle teorii Einsteina. Domyślam się, o co chodzi: że
dla małych prędkości przewidywania teorii Einsteina są takie same,
jak teorii Newtona.
Po pierwsze, nie są takie same.
Jakaś różnica
zawsze musi być, bo efekty relatywistyczne istnieją nie tylko dla du-
żych prędkości, ale także dla małych. Są one niewielkie, ale istnieją
i nawet liczbowo nie dostanie pan identycznych konsekwencji. Róż-
nice między tymi teoriami mogą być zaniedbywalnie małe albo nawet
niewykrywalne przez przyrządy pomiarowe, ale są. To pierwszy i naj-
mniej ważny argument przeciwko pana tezie. Druga sprawa: nawet
jeśli pan ze szczególnej teorii względności wyprowadzi wartości na
masę czy prędkość, to otrzyma pan inne zdania, nie-newtonowskie,
gdyż pojęcia, których używa Einstein, są inne niż u Newtona. New-
ton uważa masę za miarę ilości materii, która pozostaje zawsze taka
sama, natomiast dla Einsteina masa jest zrelatywizowana do układu.
Jeżeli porównamy dwie teorie grawitacji, Newtona i Einsteina, to oka-
zuje się, że semantyka obu teorii, a więc ich założenie dotyczące tego,
co istnieje w świecie, jest odmienne. Z czego składa się świat wedle
Newtona? Są to masy, siły grawitacji, czas i przestrzeń. A jakie są
składniki świata według Einsteina?
Istnieją masy, ale inaczej zdefi-
Dyskusja
167
niowane; siła grawitacji w ogólnej teorii względności nie istnieje; czas
i przestrzeń są zaś zupełnie inaczej rozumiane — u Newtona są abso-
lutne, u Einsteina — nie. Tak więc żaden element świata Newtona nie
istnieje w świecie Einsteina i mamy tu nieciągłość (filozofowie używają
określenia „niewspółmierność”).
Głos z sali: Myślę, że tu została postawiona bardzo mocna teza
o tym, że teoria ewolucji jest niefalsyfikowalna. Otóż, nawet gdyby
wszyscy biolodzy się zmówili, że nie będą dopuszczać faktów prze-
czących ich paradygmatowi, to, po pierwsze, dochodzi tu jeszcze kwe-
stia datowania, tego zaś dokonują geolodzy, zupełnie niezależnie od
biologów, po drugie, nigdy nie decyduje się na podstawie jednego
faktu, znaleziska zawsze muszą być potwierdzone. Tak więc odwra-
cając ten problem: dlaczego nie możemy znaleźć ssaków czy innych
zwierząt we wczesnych warstwach geologicznych, mimo znajdowania
tam nawet tak małych organizmów, jak bakterie? Bo ich tam nie ma.
Andrzej Elżanowski: Chciałem odnieść się do wypowiedzi pro-
fesora Jodkowskiego. Teoria ewolucji jest falsyfikowalna i gdybyśmy
regularnie znajdowali ssaki w prekambrze, to całkowicie obaliłoby to
nasze poglądy. Cały gmach wiedzy filogenetycznej musiałby zostać
zrewidowany. I my nacisk faktów respektujemy. Dla przykładu, kiedy
po raz pierwszy sformułowano hipotezę wymierania dinozaurów od-
wołującą się do upadku ciał kosmicznych, bolidów, wszyscy biolo-
gowie, łącznie ze mną, traktowali ją nieufnie, jednak po czasie, kiedy
odkryto wiele dodatkowych faktów, okazało się, iż jest w niej wiele ra-
cji i ostatecznie została ona w jakiejś mierze zaakceptowana. Tak więc,
jeśli byłoby pięć królików znalezionych w prekambrze w różnych miej-
scach, a nie jeden — gdyż fakt naukowy musi być potwierdzony i nie
może być oparty na izolowanym znalezisku — wówczas musielibyśmy
zacząć rewidować nasze poglądy.
Kazimierz Jodkowski: Odpowiem krótko na zarzut profesora Elża-
nowskiego że ja, filozof nauki, traktuję fakt w izolacji. Chcę zwrócić
uwagę, że tego królika w liczbie pojedynczej podał doktor Borczyk,
nie ja. Filozof nauki zdaje sobie sprawę, że pojedynczy fakt nigdy nie
obala teorii. Więcej, zdaje on sobie sprawę, że również dwa czy trzy
fakty nie obalają teorii.
168
Dyskusja
Adam Chmielewski: Za wyjątkiem Poppera.
Kazimierz Jodkowski: Za wyjątkiem Poppera z okresu dogmatycz-
nego, a z okresu naiwnego (w periodyzacji Lakatosa) jeszcze, przy
założeniu, że nie można stosować, jak on to nazywa, wybiegów kon-
wencjonalistycznych. Ale uczeni je stosują. Popper radzi uczonym:
nie stosujcie wybiegów konwencjonalistycznych, to wtedy rozumowa-
nie modus tollendo tollens będzie działać i będzie jednoznaczna falsyfi-
kacja. Jednak uczeni tak nie postępują. Proszę zwrócić uwagę na to,
co powiedział profesor Elżanowski: odrzucimy teorię, jeśli będziemy
regularnie znajdować króliki. A co to znaczy „regularnie”? Czy dwa
to już jest regularnie? Trzy? Pięć? Jedenaście? W którym miejscu
zaczyna się „regularnie”?
Otóż to jest sprawa subiektywna.
Jeden
uczony powie „regularnie” przy pięciu, inny przy jedenastu. Co to
znaczy? Otóż znaczy to, że same fakty nie wystarczają do obalenia
teorii. Ważny jest element psychologiczny. Na przykład, jeden uczony
szybciej się zniechęca, a inny jest bardziej wytrwały. Jak znam ewolu-
cjonistów, to dla nich i czterdzieści pięć, i siedemdziesiąt to jeszcze nie
będzie regularnie. Ciągle będą mieli wątpliwości — tak mocno wie-
rzą w swoją teorię. Gdyż porządny uczony, który wiele lat pracował
nad swoją teorią, nie odrzuca jej tak łatwo. Ile lat pan profesor zaj-
muje się teorią ewolucji? Kilkadziesiąt. Czy łatwo tak przekreślić coś,
nad czym się tyle lat pracowało? Psychologicznie jest to niezwykle
trudne. Ale o czym to świadczy? O tym, że przy falsyfikacji istotne są
momenty psychologiczne, a nie same fakty. Jak to było z Einsteinem
i mechaniką kwantową? Do końca życia był jej przeciwnikiem. Nie
znał faktów? Znał. Ale nie przekonały go — chociaż były regularne.
W tym wypadku liczyła się osobowość. Czy doktora Borczyka prze-
konał do transsubstancjacji cud w Sokółce? Nie przekonał. A gdyby
regularnie te cuda następowały? Przekonałby się pan? O tym wła-
śnie mówi filozofia nauki: fakty nie obalają teorii, potrzeba czegoś
więcej.
Na przykład nowej teorii, która wyjaśnia to, co dotąd było
niewyjaśnione.
Istotne są też czynniki psychologiczne a także poli-
tyczne. Dlaczego w ZSRR Trofima Łysenkę tak łatwo zaakceptowano?
Bo mało kto chciał się znaleźć w łagrze. Są motywy pozapoznawcze,
które odgrywają istotną rolę w nauce, ale wy, uczeni, nie zdajecie sobie
z tego sprawy, natomiast filozofowie o tym wiedzą od dziesiątek lat.
Dyskusja
169
I jeszcze odniosę się do referatu pana Borczyka. Pan doktor zaakcepto-
wał błędną, pochodzącą od Eugenie Scott, klasyfikację stanowisk kre-
acjonistycznych. Gdyby doktor Borczyk przeczytał nie Scott, ale mój
artykuł na ten temat, to nie zrobiłby tylu błędów. Największy z nich
polega na uznaniu teorii inteligentnego projektu, ID, za podgatunek
kreacjonizmu, podczas gdy jest dokładnie odwrotnie: to kreacjonizm
jest podgatunkiem teorii inteligentnego projektu. Każdy kreacjonista
wierzy w projekt, bo Bóg miał projekt, ale nie każdy teoretyk inte-
ligentnego projektu wierzy w Boga, gdyż są wśród nich tacy, którzy
są ateistami, na przykład raelianie, są teoretycy ID, którzy są agno-
stykami, są nawet tacy, którzy są ewolucjonistami, jak wspomniany
już Behe, gdyż on uważa, że wszystkie organizmy żywe pochodzą od
wspólnego przodka, a to jest cecha definicyjna ewolucjonizmu. On
nie jest darwinistą, ale ewolucjonistą jest. A u pana każdy teoretyk ID
musiałby być kreacjonistą, czyli wierzyć w Boga, i odrzucać fakt ewo-
lucji. Doktor Borczyk twierdzi, że teoretycy ID zaprzeczają faktowi
ewolucji.
Otóż zwolennicy ID nie przeczą, że ewolucja jest faktem.
Co więcej, nawet kreacjoniści temu nie przeczą. Wszyscy współcze-
śni kreacjoniści akceptują fakt ewolucji, ale go ograniczają do czegoś,
co mniej więcej odpowiada mikroewolucji, a nawet pewnym formom
makroewolucji. Kreacjoniści bowiem głoszą zmienność wewnątrz ba-
raminów, stworzonych typów. A baramin z reguły odpowiada rodzinie
w tradycyjnej taksonomii biologicznej.
Bartosz Borczyk: W tym miejscu musze po prostu odwołać się cy-
tatów z pana tekstów, w których sam pan przedstawia ID jako wariant
kreacjonizmu. Pisze pan na przykład, że „niektóre odmiany kreacjoni-
zmu, na przykład teoria inteligentnego projektu, zadowalają się ogól-
niejszą tezą, zawężając jednocześnie jej zakres do życia, nie akcentują
natury Stwórcy lub stwórcy”. To fragment z Metodologicznych aspektów
kontrowersji ewolucjonizm-kreacjonizm.
Kazimierz Jodkowski: W tej książce szeroko zdefiniowałem kreacjo-
nizm jako pogląd, że w przyrodzie pewne struktury zostały stworzone
przez inteligentny czynnik, wówczas ID jest odmianą kreacjonizmu,
a kreacjonista może być ateistą. Ale pan zdefiniował kreacjonizm ina-
czej — jako pogląd głoszący, że to Bóg stwarza. A jeśli tak zdefiniu-
jemy kreacjonizm, to ID jest szerszym programem. Każdy kreacjonista
170
Dyskusja
jest zwolennikiem projektu, ale nie każdy zwolennik projektu uważa,
że przyczyną jest Bóg. Na przykład Crick, wybitny uczony i nobli-
sta, uważał, że to cywilizacje pozaziemskie stworzyły życie na Ziemi.
Można go więc nazwać teoretykiem inteligentnego projektu, chociaż
był ateistą i ewolucjonistą. Podobne poglądy głosi quasi-religijna sekta
raelian.
Bartosz Borczyk: Od którego momentu zatem ID ma nie być kre-
acjonizmem? W 2002 roku George West opublikował odezwę, że ID
nie jest tożsame z kreacjonizmem i od tego momentu zmieniło się na-
stawienie i przestano opisywać ID jako kreacjonizm. Jednak uważam
ID za jeden z rodzajów kreacjonizmu, choć dość wyrafinowanego, jak
sam pan przyznał.
Kazimierz Jodkowski: No ale jak ateista może być kreacjonistą?
Bartosz Borczyk: Może być antyewolucjonistą.
Kazimierz Jodkowski: Na to się zgadzam, ale to nie to samo. Teo-
ria inteligentnego projektu jest pojemnym pojęciem.
Mogą się pod
nią podpisać, i podpisują się, ewolucjoniści i antyewolucjoniści, ludzie
wierzący i ateiści.
Jerzy Lukierski: Cały czas nie daje mi spokoju ta teza, że to psy-
chologia i socjologia decydują o tym, jakie teorie się akceptuje. Jednak
jeśli nauka ma jakiś pewny fakt, to wówczas on odgrywa rolę decy-
dującą. Oczywiście nie mamy całkowitej pewności i dlatego musimy
prowadzić dodatkowe badania, dlatego oczekujemy powtarzalności.
Kazimierz Jodkowski: Ale problem polega właśnie na tym, że nie
ma pewnych faktów. Popper mówił, że fakt wart jest tyle co uderzenie
pięścią w stół. I dlatego trzeba powtarzać, w niezależnych laborato-
riach i tak dalej, aż uczeni dojdą do zgody.
Ten consensus jednak
nigdy nie jest pewny i po jakimś czasie może się załamać.
Andrzej Elżanowski: Chciałbym odnieść się jeszcze do znacznie
trudniejszego tematu, który podniósł doktor Leszczyński. Otóż pro-
porcja między naszą wiedzą o ewolucji a tymi filozoficznymi hipote-
zami, które formułuje epistemologia ewolucyjna, jest niewspółmierna.
Nie możemy na podstawie tych hipotez kwestionować faktu ewolu-
cji i twierdzić, że skoro zgodnie z teorią ewolucji nasze poznanie jest
względne, to być może ewolucja nie istnieje, bo taką też tezę dało się
z pana wypowiedzi wyczytać. Nie zgadzam się z tezą, którą zresztą
Dyskusja
171
formułował Lorenz, o gatunkowej relatywizacji poznania. Otóż mamy
zbieżność, o której mówił profesor Lukierski. Na problem obiektyw-
ności pewnych kategorii poznawczych odpowiem panu właśnie argu-
mentem ewolucyjnym: jak to jest, że ssaki i ptaki, grupy, które w de-
wonie rozdzieliły się na pewnym elementarnym poziomie, niezależnie
zrozumiały przyczynowość i nauczyły się liczyć. To dowodzi, że na
głębszym poziomie istnieje właśnie zbieżność w ewolucji kategorii,
a nie dowolności na poziomie gatunku. Zresztą nie chodzi tu o ga-
tunki, ale o wielkie szczepy, które się rozdzieliły czterysta milionów lat
temu i które doszły do zbieżnych wyników w poznawaniu świata. Tak
więc nie kwestionuję przydatności epistemologii ewolucyjnej, która jest
bardzo interesująca i obiecująca, jednak używanie jej do zakwestiono-
wania poznawalności ewolucji uważam za nieuprawnione.
Damian Leszczyński: Co do epistemologii ewolucyjnej, to moim
celem nie była ani jej obrona, ani nawet atak na nią, a jedynie przed-
stawienie sposobu, w jaki próbuje się, moim zdaniem raczej nieudanie,
rozwiązać problemy filozoficzne odwołując się do pewnych teorii na-
ukowych. Naturalizacja epistemologii, której ewolucyjna teoria pozna-
nia jest przykładem, jest jakimś tam pomysłem, nawet nie najgorszym,
o ile nada się mu rozsądne granice. Chciałem jednak pokazać, że pro-
wadzi to do dość poważnych trudności czy wewnętrznych sprzeczno-
ści, których nie jest w stanie rozwiązać ani ewolucyjna epistemologia,
ani żadna znaturalizowana epistemologia, nie mówiąc już o nauce,
która zresztą nie do tego służy.
Natomiast zgodzę się co do tego,
że epistemologia ewolucyjna ma zupełnie inny zakres i cel niż teoria
ewolucji, zmierza też do odpowiedzi na inne pytania, stąd też obie te
dziedziny nie mogą się pokrywać. Epistemologia ewolucyjna stara się
odpowiedzieć na filozoficzne pytania dotyczące poznania, teoria ewo-
lucji zaś odnosi się do kwestii biologicznych. Mamy tu do czynienia
z dwoma różnymi projektami, które łączy tylko to, że ewolucyjni epi-
stemolodzy jako naturaliści muszą w punkcie wyjścia zaakceptować
wszystko to, co głoszą biolodzy. I to też jest przyczyną ich niepowo-
dzeń.
To tyle, jeśli chodzi o wyjaśnienie mojego stosunku do ewo-
lucyjnej teorii poznania. Natomiast jest jeszcze jedna kwestia. Otóż
pan próbował pokazać, że za obiektywnością naszego poznania, która
z punktu widzenia epistemologii ewolucyjnej staje się problematyczna,
172
Dyskusja
przemawiają wnioski z badań prowadzonych w ramach teorii ewolu-
cji. Być może się mylę, ale dostrzegam w tym rozumowaniu rodzaj
petito principii: obiektywności faktu ewolucji miałyby dowodzić argu-
menty oparte na teorii ewolucji. Otóż wydaje mi się, iż żadna teoria
naukowa nie jest w stanie dostarczyć argumentów na rzecz obiektyw-
ności naszego poznania, gdyż jest to kwestia, którą leżący u podstaw
aktywności naukowej naturalizm musi przyjmować jako pozytywnie
rozstrzygniętą. Czyli, nauka nie dowodzi obiektywności czy prawdzi-
wości poznania, lecz już ją zakłada jako konieczny warunek. Zresztą
to bardzo dobrze, gdyż bez tego nie zrobiłaby ani kroku naprzód,
pogrążając się w filozoficznych spekulacjach.
Andrzej Elżanowski: Musze sprostować — nie używałem argu-
mentacji z teorii ewolucji, ale z nauk kognitywnych.
Damian Leszczyński: Z tym że, jak powiedziałem, uważam, że
to akurat nie ma znaczenia, gdyż nauki kognitywne, jako „porządne
nauki”, również muszą przyjąć a priori naturalistyczne założenia, roz-
strzygając już z góry filozoficzne problemy.
I powtórzę raz jeszcze
— dla uczonego taka sytuacja jest komfortowa, gdyż może spokojnie
pracować, jednak dla filozofa akurat treść i podstawy tych założeń są
interesujące.
Adam Chmielewski: Proponuję na tym zakończyć nasze spotkanie.
Dziękujemy naszym gościom za to, że zgodzili się poświęcić tak wiele
czasu na odpowiedzi na państwa pytania i wątpliwości.