kup pełną wersję ebooka na naszej stronie internetowej
I
II
MAGIA
I RELIGIA
III
IV
© Copyright by Zakład Wydawniczy »NOMOS«, 2010
Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być przedruko-
wywana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicz-
nie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana
w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Redakcja naukowa serii Antropologia religii: dr hab. Andrzej Szyjewski
Komitet redakcyjny serii Antropologia religii:
prof. dr hab. Mariola Flis
prof. dr hab. Piotr Kowalski
prof. dr hab. Ewa Nowicka
prof. dr hab. Aleksander Posern-Zieliński
prof. dr hab. Henryk Zimoń SVD
Redakcja naukowa tomu: dr hab. Tomasz Sikora
Podręcznik akademicki dotowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Redakcja wydawnicza i korekta: Roman Małecki
Redakcja techniczna: Dariusz Piskulak
II korekta: Anna Grochowska-Piróg
Projekt okładki: Kompania Graficzna — Joanna i Wojciech Jedlińscy
ISBN 978-83-7688-046-4
KRAKÓW 2010
Wydanie III, rozszerzone i poprawione
Zakład Wydawniczy »NOMOS«
31-208 Kraków, ul. Kluczborska 25/3u
tel./fax (12) 626 19 21; e-mail: biuro@nomos.pl; www.nomos.pl
Objętość: ark. wyd. 30, nakład: 1000 egz.
V
SpiS treści
Andrzej Szyjewski, „Miara, liczba i waga” – Andrzeja Wiercińskiego
droga do poznania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . VII
Część I: Metoda
Rozdział I.
Ontogeneza człowieka a jego ewolucja . . . . . . . . . . . . . . 3
Rozdział II. O odrębności taksonomicznej, naturze i istocie
gatunkowej człowieka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16
Rozdział III. Geneza i ewolucja mowy artykułowanej . . . . . . . . . . . . 31
Rozdział IV. Antropologiczna koncepcja procesu symbolizacji . . . . . 73
Rozdział V.
Antropologiczne ujęcie kultury i ewolucji kulturowej . . 89
Rozdział VI. Antropologiczna koncepcja genezy i ewolucji sztuki . . 105
Rozdział VII. Antropologiczna koncepcja rozwoju
światopoglądowego ludzkości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 119
Rozdział VIII. O pojęciu magii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135
Rozdział IX. Mit religijny a współczesny przekaz naukowy . . . . . . 142
Rozdział X. Model postaci szamana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 153
Część II: Zastosowania
Rozdział I.
Antropologiczny szkic o Antypersonie . . . . . . . . . . . . 187
Rozdział II. Mesjasz i ekspansja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 202
Rozdział III. Wielka bogini — ideologiczna przemiana
w społeczeństwach neo-eneolitycznych . . . . . . . . . . . . 225
Rozdział IV. Kamień — Mesjasz i Bóg . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 247
Rozdział V.
Drzewo poznania dobra i zła. Szkic hermeneutyczny.
Część I: „Od gematrii do Pardes” . . . . . . . . . . . . . . . . 273
Rozdział VI. Inicjacyjny symbolizm węża i kwiatów — analogia
tantryckiej jogi Kundalinī . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 291
Rozdział VII. Piramidy i zikkuraty jako architektoniczne
reprezentacje archetypu Góry Kosmicznej . . . . . . . . . 353
VI
Rozdział VIII. 666: liczba imienia Bestii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 377
Rozdział IX. Potencjał semantyczny terminów Nahuatl: Ilhuica(a)
Tl-tlalli-tlacatl . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 404
Rozdział X. Ometeotl — wszechobecny pan najwyższego centrum
świata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 423
Rozdział XI. Święta kalendarzowe — przykład meksykański. . . . . . 447
Wykaz pierwodruków . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 501
Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 503
Indeks bóstw i postaci mitycznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 517
Indeks osobowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 519
Indeks pojęć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 523
Spis treści
Andrzej Szyjewski
„MiArA, LicZBA i WAGA”
– ANDrZeJA WierciŃSKieGO
DrOGA DO pOZNANiA
Publikowana obecnie w serii „Antropologia religii” praca Magia i religia.
Szkice z antropologii religii Andrzeja Wiercińskiego jest dziełem szczególnym.
To kolejne wydanie bestsellerowej książki, rozszerzone o pięć nowych tekstów
i poprawione. W tej formie jest przeglądem najważniejszych dokonań polskiego
fundatora jeśli nie samej dyscypliny, jaką jest antropologia religii, to przynaj-
mniej jej nazwy, która po raz pierwszy pada w jego rozprawie Antropogeneza
— ewolucja cywilizacji z 1981 roku. Rozumiana jako „zastosowanie antropo-
logii ogólnej do religioznawstwa”, pozostaje swoistą syntezą dotychczasowego
dorobku religioznawczej etnologii i ekologii religii oraz badań religii prowa-
dzonych zarówno przez antropologię kulturową i fizyczną, jak też archeologię,
socjobiologię, memetykę, neuropsychologię i filozofię. Antropologia religii
traktuje religię jako właściwy człowiekowi na poziomie gatunkowym system
(osobliwość człowieka), w którym człowiek jest produktem biokulturowej ada-
ptacji; bada sposób podzielania przekonań religijnych w społeczeństwach, ich
kulturową i biologiczną podstawę.
Trudno choćby pobieżnie ogarnąć rozległość zainteresowań Profesora
Wiercińskiego, antropologa i religioznawcy, którego prace dotyczyły kranio-
logii mieszkańców Cejlonu, Syberii czy Egiptu predynastycznego, etnogenezy
Słowian, realizacji archetypu Góry Kosmicznej, morfogenezy w skali kosmicz-
nej, postaci najwyższego bóstwa w Meksyku, koncepcji mitu i magii, liczby
Bestii czy New Age’u. Wszyscy, którzy mieli okazję zetknąć się z jego osobą
i poglądami przyznają, że w parze z tą rozległością szedł nonkonformistyczny
styl uprawiania nauki. W swoich pracach Wierciński starał się utrzymać otwar-
ty umysł, odrzucać ograniczenia ideologiczne i zwyczajowe. Pozwoliło mu
to cieszyć się możliwościami wykorzystania dorobku tych uczonych, którzy
VIII
Andrzej Szyjewski
znaleźli się na indeksie, głosili sprzeczne poglądy z obowiązującymi paradyg-
matami czy też byli po prostu niemile widziani. Jego tezy uczyniły go jedną
z najgłośniejszych postaci w świecie polskiej antropologii okresu powojennego
oraz uczonym światowego formatu. Przede wszystkim Wierciński był człowie-
kiem, który zmienił polskie religioznawstwo, nadając mu specyficzną postać
i zaszczepiając idee, które jego uczniowie zaczęli rozwijać. Można śmiało po-
wiedzieć, że był założycielem szkoły, którą udało mu się ustanowić niezależnie
od nie zawsze sprzyjających czasów, pełnych przeciwności ideologicznych.
rASA i etNOGeNeZA
Andrzej Kazimierz Wierciński, urodzony 22 kwietnia 1930 roku, pochodził
z Chorzowa. Przerwaną przez wojnę edukację zakończył w 1948 roku maturą
w Liceum Humanistycznym w Gliwicach. Jego ówczesny szkolny towarzysz
i długoletni przyjaciel, Jerzy Prokopiuk, wspomina wspólne poszukiwania
światopoglądowe, wyrastające poza marksizm, jak i katolicyzm, i zmierzające
w stronę własnej drogi ponadreligijnej, określane jako uniwersalizm (Proko-
piuk 2004: 36; Wspomnienie o Przyjacielu...). Jego zdaniem, pomocą w nich
służyli zrazu kustosz muzeum gliwickiego Waldemar Borchert, a w Warsza-
wie – Robert Walter, uczony, antropozof i mason. Wiercińskiego skontaktował
z nim Wiesław Kotański, zwracając uwagę na słynną komorowską bibliotekę
ezoteryczną Waltera, z której Wierciński chętnie korzystał. Z drugiej strony
młodzi gliwiczanie próbowali swych sił w poszukiwaniu wiedzy pozytywi-
stycznej, włączając się do prac bielskiego Towarzystwa Miłośników Nauk. Tu-
taj Wierciński spotkał kolejnego bliskiego przyjaciela, Tadeusza Bielickiego.
Co znamienne dla konstrukcji jego umysłu, zaczął studiować fizykę na Uniwer-
sytecie Warszawskim, lecz po semestrze przeniósł się na antropologię fizyczną,
także wykładaną na ówczesnym Wydziale Matematyki i Nauk Przyrodniczych.
Studentów było zrazu pięciu (Sołtysiak i Jaskulski 2000: 15), można więc mó-
wić o całkowitej elitarności kierunku. Studia silnie posadowiły go w obrębie
biologicznego paradygmatu uprawiania antropologii i tego ścisłego rysu nigdy
się nie pozbył, choć ewidentnie nie w pełni go zadowalał.
Jeszcze jako student, Wierciński dopomógł w reaktywacji, a zarazem został
asystentem Instytutu Nauk Antropologicznych i bardzo szybko został zauważo-
ny przez szefa Katedry Antropologii UW, ks. Bolesława Rosińskiego, ucznia
Jana Czekanowskiego. Specjalizował się w kraniologii i z tego zakresu obronił
pracę magisterską Badania nad czaszkami Syberii Południowej od epoki paleo
litu młodszego do środkowej epoki brązu (Wierciński 1955a) w 1952 roku. Po
IX
„Miara, liczba i waga” — Andrzeja Wiercińskiego droga do poznania
obronie został przyjęty na stanowisko asystenta (razem z nim zatrudniono Alek-
sandra Lecha Godlewskiego, miłośnika Polinezji i etnologa ludów Oceanii).
Stanowisko to pełnił do roku 1957, kiedy obronił rozprawę doktorską pt. Dzie
dziczenie typu antropologicznego na Uniwersytecie Łódzkim. Jego promotorem
był prof. Ireneusz Michalski, twórca tamtejszej Katedry Antropologii. Praca na
materiale porównawczym europejskim, afrykańskim i azjatyckim wykazywała,
że cechy typów antropologicznych (w sensie Czekanowskiego) przenoszone są
w rodzinie z pokolenia na pokolenie (Wierciński 1958a). Kwestie dziedziczenia
okazały się szczególnie istotne dla problemu dookreślenia rasy. Dla polskiej
antropologii fizycznej długo była to jedna z najistotniejszych kategorii, pozwa-
lała bowiem na zrozumienie procesów antropogenezy i rozprzestrzeniania się
człowieka na świecie. Ponieważ ukształtowane w latach czterdziestych i pięć-
dziesiątych stanowisko polskich antropologów było konsekwencją przyjęcia
zasad genetyki populacyjnej, oczywiste było też, że nie sposób osiągnięć takich
postaci jak Jan Czekanowski czy Ireneusz Michalski pogodzić z obowiązującą
w czasach stalinowskich doktryną Łysenki, negującego naukowość genetyki.
Wierciński opowiadał, że próbowano go usunąć z uczelni dwukrotnie, za pierw-
szym razem za opowiedzenie dowcipu o Miczurinie
1
.
Mimo tych przeciwności politycznych na tamte właśnie lata przypada czas
tworzenia się polskiej szkoły antropologicznej, kiedy to z inicjatywy Czeka-
nowskiego formowano podstawy teoretyczne matematyzacji nauk humani-
stycznych, wykorzystania danych statystycznych do badań nad typologicznym
zróżnicowaniem rasowym człowieka i do rekonstrukcji procesów zasiedlania
ekumeny. Czekanowski był także twórcą metody porządkowania macierzy od-
ległości metodą diagraficzną, nazywaną diagramem Czekanowskiego, która
stała się ulubionym narzędziem Wiercińskiego do mierzenia korelacji nie tylko
fizycznych, ale i symbolicznych. Dla szkoły polskiej rasa miała znaczenie wy-
łącznie typologiczne, służyła dobremu dookreśleniu badanych szkieletów pod
względem anatomicznym, natomiast nie przydawano jej znaczenia różnicują-
cego zdolności umysłowych czy charakterologicznych. Spory zwolenników
typologii Czekanowskiego i lwowskiej szkoły, z Michalskim reprezentują-
cym ujęcie morfologiczno-komparatystyczne, były tłem dla szerszych dysput
naukowych i politycznych związanych z procesami etnogenezy
2
. Szczególnie
1
Dowcip ten krążył, z wieloma innymi, po Polsce: „Na co umarł Miczurin? Na krzy-
żówkę wegetatywną: tak skrzyżował sobie nogi, że nie mógł się wysikać”. Istotnie, Miczurin
zmarł na uremię.
2
Por. dwugłos Wiercińskiego i Bielickiego Issues in the Study of Race: Two Views from
Poland, zamieszczony na łamach „Current Anthropology”: The Racial Analysis of Human
Populations in Relation to Their Ethnogenesis (Wierciński 1962) oraz Some Possibilities for
X
Andrzej Szyjewski
newralgicznym punktem była kwestia etnogenezy Słowian, po dziś dzień wy-
wołująca spory, w które angażowali się antropologowie, archeolodzy i języ-
koznawcy. Wierciński opowiadał się za tezami Czekanowskiego i większości
antropologów o autochtoniczności etnosu słowiańskiego na terenach polskich
(Czekanowski i in. 1955a; 1955b; Wierciński 1955b; 1955c; 1955d; 1955e).
Jego badania wskazywały, że istnieje ciągłość procesów mikroewolucyjnych
(zwłaszcza brachycefalizacji) na ziemiach polskich od końca neolitu do koń-
ca średniowiecza. Pracując nad tymi badaniami obejmującymi wielkie serie,
stał się prekursorem wykorzystania technik komputerowych w badaniach sta-
tystycznych znalezisk słowiańskich (Sołtysiak i Jaskulski 2000: 22). Wówczas
nawiązał współpracę z Andrzejem Góralskim, matematykiem i metodologiem,
zajmującym się statystyką kwalitatywną.
Oparcie na ścisłej metodologii statystycznej (Wierciński 1967b) i schema-
tach typologicznych Czekanowskiego pozostało cechą charakterystyczną badań
Wiercińskiego w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Ich wy-
korzystanie przyniosło mu kilkakrotnie rozgłos w środowisku antropologów.
Pierwszy problem związany był z wyjazdem do Egiptu na wymianę ministe-
rialną i prowadzonymi tam w latach 1957-1959 badaniami kraniologiczny-
mi. Wierciński poszukiwał odpowiedzi na pytanie o etnogenezę starożytnych
Egipcjan (Wierciński 1958b; 1961). Po uzupełnieniu danych w czasie pobytu
na Uniwersytecie Turyńskim w 1965 roku o badania czaszek Egipcjan okre-
su predynastycznego mógł opublikować rozprawę Analiza struktury rasowej
ludności Egiptu w epoce przeddynastycznej (Wierciński 1965b), obronioną
jako habilitację w 1968 roku. Badanie miało rozstrzygnąć autochtoniczny bądź
allochtoniczny charakter ludności Egiptu. Wierciński uznał, że predynastycz-
ni Egipcjanie, zarówno z Górnego jak i z Dolnego Egiptu, byli pochodzenia
bliskowschodniego, zaś element negroidalny pojawia się dopiero od okresu
wczes nodynastycznego. Obecnie górnoegipską kulturę Badari uważa się raczej
za wyjściowo negroidalną. Badania Keity z 1990 roku wykazują silny element
negroidalny wśród nosicieli predynastycznej kultury Nagada, podobnie twier-
dzi badający materiały szkieletowe Robbins
3
.
W 1960 roku, po powrocie Wiercińskiego z wyprawy do Egiptu Alek-
sander Godlewski przeniósł się do Wrocławia, gdzie zaoferowano mu katedrę
etnologii. Ponieważ wcześniej Bolesław Rosiński odszedł (na emeryturę) na
Estimating InterPopulation Relationship on the Basis of Continuous Traits (Bielicki 1962),
uzupełniony później przez Czekanowskiego. Artykuły wywołały kilkuletnią dyskusję środo-
wisk antropologicznych.
3
Dyskusja przynależności rasowej Egipcjan z perspektywy współczesnej, zob. Keita
1993.
XI
Akademię Teologii Katolickiej, obsada Katedry Antropologii została zdekom-
pletowana i władze uczelni zdecydowały się ją rozwiązać. Wierciński przeszedł
wówczas do Katedry Archeologii Prehistorycznej i Wczesnośredniowiecznej
profesora Włodzimierza Antoniewicza na Wydziale Historycznym, gdzie objął
kierownictwo nowo utworzonej Pracowni Antropologicznej. Kierownikiem tej
Pracowni, a potem od 1976 roku — Zakładu Antropologii pozostał Wierciński
do roku 2000. Jemu Zakład zawdzięcza swoje przetrwanie, jak i rozbudowę do
obecnej postaci.
Od momentu opublikowania wyników badań egipskich Wierciński zaczął
być rozpoznawany w kręgach naukowych całego świata. W 1966 roku zaproszo-
no go do Meksyku do pracy w Narodowym Instytucie Antropologii i Historii.
Czas ten wykorzystał do przeprowadzenia badań kraniologicznych, mających
z kolei rozwiązać kolejny węzłowy problem antropologii: pochodzenia twór-
ców wielkich cywilizacji prekolumbijskich, Olmeków (Wierciński 1967a). Wy-
korzystując materiały ikonograficzne (słynne olmeckie kamienne głowy oraz
freski majańskie), sformułował hipotezę o negroidalnych elementach u nosicieli
kultury olmeckiej, a następnie przebadał czaszki mieszkańców Tlatilco, Cerro
de las Mesas oraz Monte Albán, odnajdując obecność „typu ekwatorialnego”,
tożsamego z afrykańskim (4,5% czaszek, a ze środkowomeksykańskiego Tla-
tilco aż 11%). Oznaczało to, że na wyjściowy substrat paleoindiański o cechach
mongoloidalnych nałożyła się populacja wywodząca się z zachodniego Lewantu
(Wierciński 1971). Wyniki badań, przedstawione w 1974 roku na 41. Kongresie
Amerykanistów w Meksyku (Wierciński 1975), wzbudziły ogromne zacieka-
wienie i wywołały gorączkowe dyskusje i polemiki. Oznaczać to mogło, że
jakaś grupa o cechach antropologicznych podobnych do budowniczych kultur
megalitycznych z Półwyspu Iberyjskiego i Libii musiała przepłynąć Atlantyk
i dostać się na teren Jukatanu. Stąd tylko krok do stwierdzenia, które Wierciń-
ski uznał za prawdopodobne, że wyjściowa dla kultur prekolumbijskich kultura
Olmeków powstała w wyniku migracji żeglarzy megalitycznych, znawców na-
wigacji i astronomii w stopniu umożliwiającym astrobiologiczne nastawienie
religii Meksyku. Dyskusja wokół tych odkryć nie została zakończona po dziś
dzień, nabierając także odcienia politycznego. Większość badaczy uważa, że
kryteria klasyfikacji, używane wówczas przez Wiercińskiego, zostały zdepre-
cjonowane, a badania nad rasą nie mogą mieć miejsca choćby z powodu braku
zgody na ogólnie przyjęte zasady jej określania. Z drugiej strony badania gene-
tyczne potwierdziły istnienie u Paleoindian afrykańskiego typu chromosomu Y
(Underhill i in. 1996). Problemy z typologią rasową jako narzędziem badaw-
czym podsumował w ostrej polemice z Wiercińskim Tadeusz Bielicki:
„Miara, liczba i waga” — Andrzeja Wiercińskiego droga do poznania
XII
Andrzej Szyjewski
Zwodniczość typologicznego myślenia spoczywa właśnie w tym, że typologia jest w sta-
nie zapewnić „dowody” dosłownie każdej „teorii etnogenetycznej”, jaką można wymy-
ślić. Przyczyny są oczywiste. Różnorodność ludzkich fenotypów jest tak rozległa, że
w praktycznie każdej populacji można znaleźć jednostki, które, bazując na tej czy innej
teorii można określić jako „spokrewnione” z jakąś inną grupą etniczną, niezależnie od
tego, jak odległą i w ten sposób „zademonstrować” historyczne związki (Bielicki 1962).
Badania nieprzypadkowo prowadzone były w dwóch najistotniejszych ma-
tecznikach ludzkiej cywilizacji — w Egipcie i na Jukatanie. Ambicją polskiego
antropologa było bowiem rozwiązanie najważniejszych zagadek rozwoju czło-
wieka, a narodziny cywilizacji z pewnością należały do jednego z nich. Nie-
zliczeni krytycy metodologii badań Wiercińskiego nie odnosili się do faktu, że
kraniologia olmeckich czaszek nie była jedynym źródłem argumentacji, którym
się posługiwał. Wykorzystał nie tylko materiały ikonograficzne (1965a)
4
, które
jego zdaniem były ewidentnym wskaźnikiem prawdziwości jego tez, lecz także
budownictwo monumentalne. Jak mówi w wywiadzie:
Ta grupka biało- i czarnoskórych żeglarzy, która przepłynęła Atlantyk 3,5 tysiąca lat
przed Kolumbem, przeniosła nie tylko swoje cechy rasowe, lecz i ładunek nowej wiedzy
i wierzeń. Szukałem ideoarchetypu, który uosabia założenia religii astro-biologicznej,
i doszedłem do wniosku, że jest nim, w różnych kulturach, Góra Świata, Góra Kosmicz-
na, wyobrażana przez piramidę, a reprezentująca ustrefioną oś świata wraz z nieboskło-
nem i etapy inicjacji magiczno-religijnej. Oś, która od Podziemi sięga Nieba. Właśnie
piramidy schodkowe, od Egiptu po Azję, były architektonicznym wyrazem tych wierzeń.
A skoro założenia religii Olmeków, Majów, Zapoteków, Misteków i na koniec Azteków
były analogiczne do systemów Starego Świata, należało się spodziewać, że i piramidy
pełniły u tych ludów podobną rolę, tym bardziej że ich budowę zapoczątkowali właśnie
Olmekowie. Zająłem się więc piramidami Słońca i Księżyca, a następnie Quetzalcoatla
w Teotihuacanie, najstarszej metropolii Mezoameryki. Zdołałem wykazać, że zostały
zbudowane w oparciu o tzw. jard megalityczny, czyli jednostkę miary wykrytą na terenie
słynnych megalitycznych kręgów w... Szkocji i Anglii! (3500 lat...).
Zgodnie z taką wizją rozwoju cywilizacji kultury megalityczne powstające
od V tysiąclecia p.n.e. wypracowały podstawowe wzorce ideologiczne religii
astrobiologicznych. Przenoszone, zapewne przez działalność typu misjonar-
skiego, na inne obszary kulturowe dały impuls rozwojowy, który ostatecznie
wykreował powstanie wielkich cywilizacji. Takie rozwiązanie uznał za właś-
ciwe Zygmunt Krzak z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN (Krzak 1994;
2001), z którym Wierciński nawiązał współpracę w ramach projektu „Badania
antropologiczne nad populacjami kultur kręgu megalitycznego”, rozpoczętego
4
Analogiczną techniką posłużył się podczas badań nad czaszką Jana Kochanowskiego.
Zob. Dzierżykray-Rogalski i Wierciński 1980.
XIII
w 1978 roku. Jednym z istotnych skutków projektu było wypromowanie tema-
tyki astronomicznych korelacji zakodowanych w budowlach megalitycznych,
a w konsekwencji rozwój archeoastronomii w Polsce w latach ostatnich.
ANtrOpOGeNeZA i uNiWerSALiZM
Wydawać by się mogło, że specyficzne zainteresowania Wiercińskiego
związane z religioznawstwem realizują się w późnych etapach jego aktywno-
ści naukowej. Dociekliwy młody człowiek nie ograniczał się jednak wyłącznie
do dziedziny fizycznej, poszukując rozwiązań dotykających życia duchowego
człowieka. Nieuniknione było przenikanie się zainteresowań zawodowych i ży-
ciowych. Punktem styku okazał się, od dawna nurtujący antropologów na całym
świecie, problem rekonstrukcji procesu antropogenezy. Odpowiedź na pytanie:
jak człowiek stał się człowiekiem, wymaga nie tylko znajomości antropologii
ewolucyjnej, ale też dokładnej rekonstrukcji procesów generowania ludzkiej
kultury. Wierciński rozumiał antropologię niezwykle szeroko, jako „naukę po-
legającą na próbach adekwatnego opisywania i wyjaśniania przebiegów proce-
su ewolucji człowieka jako gatunku biokulturowego” (Wierciński 1994: XX).
Ewolucję rozumie tu jako wszelkie zmiany czasowe w stanie gatunkowym,
a więc zarówno jako progres jak i regres w sensie poziomu organizacji.
Pierwsze próby zmierzenia się z tematem doprowadziły Wiercińskiego
do ujęcia rozwoju człowieka w układzie fazowym, od pitekantropa po czło-
wieka współczesnego i wykrycia zauważalnego przyspieszenia toku ewolu-
cji na poziomie Homo sapiens fossilis (Wierciński 1956). W latach 60. wraca
do problemu, wiążąc ze sobą ontogenezę i filogenezę człowieka (Wierciński
1964a; 1964b; 1976; Wierciński i Góralski 1964). Dojrzewanie tej i wielu in-
nych koncepcji wydaje się być wynikiem swoistego klimatu umysłowego, któ-
ry był wytworem środowiska intelektualnego, w jakim obracał się Wierciński.
Trudno pisać o nim nie odnosząc wrażenia, że był niezwykle barwną postacią,
obdarzoną błyskotliwym umysłem i silną wolą, gromadzącą wokół siebie kręgi
ludzi myślących i potrafiących przełamywać paradygmaty, granice stanowione
między naukami ścisłymi i humanistycznymi. Najważniejsza z grup, w których
uczestniczył, nieformalnie nazywająca się „Stołem”, zwykła spotykać się we
wtorki w restauracji Stowarzyszenia na ul. Foksal naprzeciwko Muzeum Naro-
dowego. Oprócz Wiercińskiego, pojawiali się tam m.in.: Tadeusz Bielicki (jego
długoletni kolega), Konrad Fiałkowski, Wiktor Osiatyński, Maciej Iłowiecki,
Stefan Bratkowski, Wojciech Giełżyński, Jan Suzin, Dariusz Fikus oraz infor-
matyk, prof. Jacek Bańkowski. Choć powody gromadzenia się „Stołu” były
„Miara, liczba i waga” — Andrzeja Wiercińskiego droga do poznania
404
Rozdział iX
POTENCJAŁ SEMANTyCzNy
TERMINóW NAhUATL: ILhUICA(A)
TL-TLALLI-TLACATL
Przestrzeń życiowa człowieka w jego percepcji zmysłowej rozpada się
w sposób naturalny na trzy zasadnicze części: Niebo, Morze i ziemię. zie-
mia jest oblana Morzem, które na odległym horyzoncie przechodzi w Nie-
bo. Ponadto, Morze z Niebem jednoczy ich otchłanność oraz żywioł Wody,
i tu i tam zawartej. Są one też, przynajmniej pozornie, bardziej jednorodne,
choć wszystkie trzy części wypełnione są niezliczonymi rzeczami, które
podlegają zmienności. W tej zmienności widać różne porządki, z których
najłatwiejsze do dostrzeżenia są procesy cykliczne. Szczególną stabilność
w procesach speriodyzowanych przejawiają zaś rzeczy Nieba, a więc Słoń-
ce i gwiazdy stałe, w mniejszym stopniu — Księżyc i planety. Co więcej,
ruchy periodyczne obiektów Nieba, a też zmiany postaci Księżyca, dają
się wzajemnie korelować oraz wykazują związek z tym, co się dzieje na
ziemi — z cyklami życiowymi roślin i zwierząt, i ze zmianami pogodowo-
klimatycznymi. Szczególnie dobitnie manifestuje się cykl dobowy. Niebo
dostarcza zatem wzorców, w pierwszym rzędzie, dla różnych porządków
czasowych, ale także i dla przestrzennych, skoro „ruchy” Słońca w okre-
sach dobowym i rocznym można skojarzyć z podziałem na strony świata.
W takim to trójdzielnym otoczeniu żyje człowiek. Rozważmy obecnie moż-
liwość uzyskania pól semantycznych z czterech podstawowych terminów
Nahuatl, wymienionych w tytule i odnoszących się do Nieba-Morza-ziemi
i Człowieka, na podstawie procedury asocjacji fonetycznych (która nieko-
niecznie musi prowadzić do ujawnienia samego rdzenia etymologicznego
terminu). Przyjmijmy jednak, że istotę procesu mitotwórczego stanowią
405
właśnie skojarzenia fonetyczne, w które „obrastają” słowa-klucze w pod-
świadomości ludzkiej. Te asocjacje, wraz ze słowami-kluczami, będącymi
ich jądrami organizującymi, mogą się udostępniać zmienionej świadomości
(altered consciousness) w stanach ekstatyczno-wizyjnych, a nawet już w in-
spiracji poetyckiej. Taki proces będzie generował określone pola seman-
tyczne, które mogą być ujęte w werbalną narrację mitologiczną ewentualnie
już na drodze świadomych zabiegów redakcyjnych.
za słusznością tej hipotezy przemawiają z jednej strony same wypowie-
dzi zawarte w starożytnych tekstach sakralnych (por. np. egipski tekst Seti i
zwany „Rebelia przeciwko Re” w miejscu, gdzie pisze się o atrybutach dże-
huti albo biblijne opowiadanie o mieście i wieży Babel, bo „Babel” wiąże się
z „balal”), a z drugiej strony — współczesne badania neurolingwistyczne.
Szczególnie dobrą egzemplifikację tych ostatnich stanowi eksperyment opi-
sany przez aleksandra R. łuriję (1976), zobiektywizowany wytworzonym
„po pawłowsku” odruchem warunkowym między reaktywnością oka na bo-
dziec świetlny, a słowem-kluczem: doktor. okazało się, że w zwykłej świa-
domości na jawie dominują asocjacje semantyczne z tym słowem (np. me-
dycyna, lekarz itp., fonetycznie niepodobne), zaś po jej przygaszeniu przez
wodzian chloralu, przeważają asocjacje fonetyczne (np. doktor-no-kturn).
Podobne rezultaty nad śpiącymi w warunkach laboratoryjnych podaje
ian oswald (1968), z których okazało się, że wypowiadane w trakcie snu
słowo o znacznym ładunku emocjonalnym dla śpiącego, kierowało treścią
jego marzenia sennego poprzez odpowiednie analogie fonetyczne wyraża-
jące się w obrazach (np. imię Barbara — sytuacja w barze).
Przeprowadźmy teraz analizę zbieżnych fonetycznie słów ze słowami-
kluczami w kosmo- i antropowizji Nahuatl.
Przede wszystkim rzuca się w oczy prawie zupełna zbieżność określeń
na Niebo — Ilhuicatl i Morze — Ilhuicaatl. Różni je wydłużenie a, wo-
bec czego Morze, to prostu „Niebiańska Woda”: Ilhuica-atl. W fonetyce
„niebiańskości” tj.: ilhuica, zdają się tkwić pojęcia niedosięgłej wysokości
i wygiętego łuku, zaokrąglonego sklepienia, gdyż acohuic oznacza „na wy-
sokości, w powietrzu”, zaś ilhuice lub ilhuize — „nade wszystko, daleko
więcej”. dalej mamy: huitoliui — „wykręcać się, wykrzywiać się, zginać
się, pochylać się” oraz: huitoloa — „napinać łuk, giąć, zginać, wyginać”.
Funkcjonalnie jednak, niebo jest przede wszystkim źródłem wzorców
czasowych, którym muszą podlegać inne fenomeny, co mogą sugerować
następujące terminy: huica — „rządzić, dyrygować, iść za innymi, towa-
IX. Potencjał semantyczny terminów Nahuatl: Ilhuica(a)...
406
rzyszyć”, huicaltia — „następować za innymi, czynić to, co inni, iść w to-
warzystwie”, ilhuitica — „słuchać, być uważnym” oraz ilhuia — „dokony-
wać czegoś przy użyciu wszystkich sił, wynajdywać coś, wyobrażać coś”.
Słowa te, w łączności z pierwiastkiem ilhui-ca, prowadzą też ku naj-
istotniejszemu pokrewieństwu, tj. z czasem, reprezentowanym w szczegól-
ności przez dzień, czyli ilhuitl, co znaczy również „święto”. Staje się ono
jeszcze wyraźniejsze, jeśli uwzględnimy możliwość przemiany końcówki
tego terminu, np. w wyrażeniu: ilhui tlapoalamoztli, tzn. Księga Rachuby
dni.
Ten sam pierwiastek „dnia” — ilhuitl pojawia się w ogólnym pojęciu
„czasu”, tj. cahuitl. oczywiście, czas — cahuitl jest tu czasem sprawczym,
formatywnym, czymś, co zawiera „pamięciowe oprogramowanie” zdarzeń,
a nie tylko liniowym wymiarem następstwa zdarzeń. i oto, z cahuitl wiąże
się cały kompleks słów takich jak: cahuia — „zarezerwować sobie udział,
zatrzymać dla siebie”, cahua — „zaprzestać, zaniechać, ustawać, kończyć
się, zawiesić, zatrzymać coś, przerwać”; cahuani — „robić sobie imię, po-
zostawić pamięć”; cauhtiuh — „pozostawić po sobie pamięć, odziedzi-
czyć, świadczyć”; cuahtehua — „wstrzymać kogoś, robić świadectwo,
testament”; cahuilia — „nadać coś czemuś lub komuś, przyznać, zgodzić
się”; ilcahua — „zapomnieć się, zapominać”.
Występuje tu też związek z przestrzenią, bo: huecauh oznacza „odle-
gły czas przeszły” (od hue — „stary”); cauhtica — „odbiec od kogoś, być
przestrzennym, oddzielić się dużą przestrzenią”; coyohua — „zwiększać
się, powiększać się”, co dalej przynosi tlacoyahua — „przestrzenny, duży,
rozległy” i wreszcie tlacoyayan — „przestrzeń”.
z „dniem” — ilhuitl pokrewne jest też słowo ihuitl, oznaczające „pió-
ro” i będące zarazem nazwą konstelacji gwiezdnej odnoszonej do Pisces,
w której zaczęło występować wiosenne zrównanie słońca, będące począt-
kiem rachuby rocznej na niektórych obszarach Meksyku (nie u azteków).
i dalej — huihuitla oznacza „oskubywać z piór”, a zarazem „wyrywać lub
zbierać” (w odniesieniu do roślin). ostatecznie, xihuitl — to określenie
roku jako następnej, obok dnia — ilhuitl, jednostki czasu — cahuitl, przy
czym xihuitl obejmuje również pojęcia „trawy, zioła lub liścia”, a też „tur-
kusa i komety”. i właśnie, sławetny Pan ognia i Czasu (Roku) nazywał się
Xiuhtecuhtli.
Tę ideę związku czasu z wegetacyjną cyklicznością, i niezbędną dla
jej realizacji wodą, w sposób całościowy reprezentuje pokrewieństwo fone-
Część II: Zastosowanie
421
mieszkańców, aby potem wyłonić się zwycięsko na wschodnim horyzoncie.
W Meksyku, od wschodu do południa towarzyszył mu orszak ubóstwionych
wojowników, którzy zginęli bohatersko w wojnie, lub w kulcie ofiarniczym,
zaś od południa do zachodu — równoważny mu orszak ubóstwionych ko-
biet, które także zginęły w wojnie lub w czasie porodu, co uważano też za
śmierć heroiczną, gdyż poród był walką. Niech tę koncepcję zilustrują tek-
sty zaczerpnięte od Sahagúna (1950–1982, Księga 6, rozdz. 29):
To, co mówili starzy odnośnie do tych, co szli do domu Słońca było to, że wszy-
scy waleczni mężczyźni, którzy zginęli w czasie lub z powodu wojny, szli do
domu Słońca, i wszyscy oni zamieszkiwali w części wschodniej Słońca. Gdy
Słońce wychodziło, natychmiast, od samego poranka, przybierali się w swój
oręż i szli Je przyjąć, a czyniąc pompę i wydając okrzyki, szli uroczyście przed
Nim walcząc w walce z radością i prowadząc Je aż do południa, które nazywali
nepantla Tonatiuh (=„ześrodkowując Słońce”). To zaś, co starzy opowiadali
o kobietach było to, że kobiety, które zginęły w wojnie i kobiety, które zmarły
przy pierwszym porodzie, a które nazywały się mocihuaquetzquc (=„drogo-
cenne Kobiety”) również zaliczały się do tych, które ginęły w wojnie. Wszyst-
kie one szły do domu Słońca i mieszkały w części zachodniej nieba, i stąd —
część zachodnią nazywali starzy Cihuatlampa (=„Strona Kobiet”), to jest tam,
gdzie zachodzi Słońce, ponieważ tam jest pomieszkanie kobiet. i kiedy Słońce
wschodzi rankiem, towarzyszą Mu mężczyźni czyniąc święto aż do południa,
i od razu zjawiały się kobiety ze swym orężem i stąd zaczynały Je wieść, czy-
niąc święto i radość. Wszyscy mężczyźni, przysposobieni do wojny, opuszczali
Słońce w towarzystwie kobiet i rozpraszali się po całym niebie i jego ogrodach,
aby wypijać nektar z kwiatów do następnego dnia. Kobiety, poczynając od po-
łudnia, szły czyniąc święto Słońcu, ...szły przed Nim, wydając okrzyki radości
i walcząc — czyniły święto. Porzucały Je tam, gdzie zachodzi Słońce, i stamtąd
wychodzili ci z Piekła, aby Je przyjąć i prowadzili Je do Piekła. i opowiadali
starzy, że kiedy zaczyna się noc, to zaczynało świtać w Piekle, a wówczas bu-
dzili się i podnosili ze snu zmarli, którzy przebywali w Piekle. a dając Słoń-
ce tym z Piekła, kobiety natychmiast rozpraszały się i schodziły tu na ziemię
i poszukiwały wrzecion do przędzenia i igieł do szycia i tkania... a stąd te ko-
biety, które umierały przy porodzie, nazywają się mocihuaquetzque (j.w.) po
śmierci, i powiadają, że przemieniają się w boginie, a przeto, kiedy jedna z nich
umrze, od razu akuszerka oddawała jej cześć jako bogini, a zanim ją pogrzebią,
mówi w ten sposób: och! Kobieto mocna i waleczna, moja najukochańsza cór-
ko! odważna kobieto, wspaniała i delikatna, Gołąbko, Pani moja! Stałaś się sil-
ną i utrudzoną, jako odważna — zwyciężyłaś, uczyniłaś jak twoja matka. Pani
Cihuacoatl, lub Quilaztli (=„Kobieta-Wąż”); walczyłaś odważnie, używałaś
tarczy i miecza, jako odważna i silna, które dała ci do ręki twoja matka, Pani
IX. Potencjał semantyczny terminów Nahuatl: Ilhuica(a)...
423
Rozdział X
OMETEOTL — WSzEChOBECNy PAN
NAJWyżSzEGO CENTRUM śWIATA
ostateczna zasada podwójnie spolaryzowanego centrum, organizujące-
go świat w całość i poszczególne jego składniki, znajduje swój wyraz w re-
ligii meksykańskiej w jednym słowie: Ometeotl.
do tej pory, najgłębsze ujęcie koncepcji ometeotla można znaleźć
u Miguela León-Portilla (1959). Jest ono jednak mocno zawężone na skutek
zbyt małej liczby źródeł pisanych, które Portilla poddał interpretacji. Przede
wszystkim, brak jest głębszej analizy lingwistycznej samego terminu; ome-
teotl, a intuicja językowa jest tu nieomylna.
Jak wiadomo, jest on złożony z dwóch wyrazów, to znaczy Ome =
„dwa” i teotl, tłumaczone jako ,Bóg”. Chodzi więc o Boga, w którym tkwi
potencjał ku dwoistości. Nie można jednak poprzestać na takim powierz-
chownym stwierdzeniu, skoro wiadomo, że w umysłowości archaicznej,
skojarzenia fonetyczne często prowadziły do całego bogactwa skojarzeń
semantycznych. Rozważmy więc szczegółowiej fonetyczne elementy wy-
razowe, które kryją się w słowie ometeotl. Tak oto, om lub on jest party-
kułą stosowaną w czasownikach, która łączy się z zaimkami osobowymi
i ma znaczenie dopełniające oraz dodające elegancji brzmieniowej. Sto-
sowana jest też w liczebnikach celem ich łączenia, np. matlactli (=10)-
om -ome (=2), co znaczy „dwanaście”. Stosuje się też om, lub on jako
wskaźnik dowolnego miejsca, np. oncan= „tam, gdzie, tu, oto”. Charak-
terystyczne dla sensu om, czy on, jest również występowanie tej sylaby
w takich słowach, jak: onoc = „iść”, — „zjednoczenie wielu dróg. ście-
żek”, omachtic — „wskazywać komuś drogę” albo omacic — „dopełnio-
ny, pełny”.
424
Mimo woli nasuwa się skojarzenie ze sławetną, najwyższą mantrą om,
ale jest to chyba iluzja...
idąc dalej, te zawarte fonetycznie w teotl, znaczy „ktoś, inny, dużo,
ekstremalnie”, zaś otli — „droga, kanał, arteria, żyła, trop lub przewód”;
na końcu wyrazów skraca się do -otl. Wynika stąd, że głębszy sens pojęcia
teotl, to: „droga Kogoś Bardzo Wielkiego”, co odpowiada pojęciu chiń-
skiego Tao, jako „droga” i „Sens”, zresztą fonetycznie podobnego! Tao
również zawiera potencjał ku dwoistości i wówczas jest to Tai-chi-tu, czy-
li „Najwyższe ostateczne”, mające w sobie biegunowość męskiego pier-
wiastka yang i żeńskiego yin.
o tej „drodze do ometeotla” tak lapidarnie mówi fragment znanego
poematu z Chalco:
dokąd przyjdzie nam iść?
dokąd przyjdzie nam iść?
Jest urwista droga, stroma droga ometeotla.
Czyż przypadkiem my wszyscy
Nie zostaniemy pozbawieni ciała we wnętrzu nieba,
Gdzie znajduje się Kraina Bezcielesnych?
Tam wszyscy pójdziemy, pójdziemy tam razem.
Tam, do Jego domu (wg Garibay’a 1964–1968).
W słowach tych znajdujemy od razu szereg określeń. zdefiniowane
jest więc bezpośrednie otoczenie ometeotla — Jego dom, zwany Krainą
Bezcielesnych, w której ludzie zmarli zostają pozbawieni swej cielesności.
znajduje się on wysoko, we wnętrzu nieba. droga jest stroma i urwista
i przywodzi na myśl obraz „Góry”. dlatego o ometeotlu, jako dawcy Ży-
cia, tak powiada inny poemat z Cantares Mexicanos:
Żyjesz w niebie,
Podtrzymujesz Górę,
W Twoim ręku znajduje się anahuac.
Wiadomo dalej z różnych tekstów, że dom ometeotla nazywa się
Omeyocan, czyli „Miejsce dwoistości”. W formułkach obrzędowych przy
urodzinach dziecka, podanych przez Sahaguna, nazywane jest ono również
Miejscem Bardzo Wysokim, a w innych źródłach zgoła astronomicznie,
jako będące ponad 9-, 11-, albo 12 niebami, to znaczy strefami nieba. osta-
tecznie chodzi tu o 13., najwyższą strefę, od której zaczyna się teo-, kosmo-
Część II: Zastosowanie
425
X. Ometeotl — wszechobecny Pan Najwyższego Centrum Świata
i antropogonia. Tu tworzeni są bogowie i dusze ludzkie, które tam z po-
wrotem wracają, po całkowitym oczyszczeniu się z ziemskości, czyli jako
„Bezcieleśni”. Powiada się, że jest to miejsce, gdzie się żyje, skąd wysyłane
są dusze do noworodków, które muszą przebyć daleką drogę przed swoim
ucieleśnieniem w łonie matki. W tym miejscu wyznaczane są losy ludzi
i wszystkich rzeczy. Pada też określenie: „dom z Piór Ptaka Quetzal”.
Wszakże istotą sprawy jest to, że jest to Omeyocan, miejsce omete-
otla, potencjału ku dwoistości, a więc — różnicowania świata w pary bie-
gunowych przeciwieństw.
Przeciwieństwa te, jak już wiemy, są ogólnie symbolizowane tak samo
jak w innych religiach astrobiologicznych i wierzeniach od nich pierwot-
niejszych, to jest — przez dymorfizm płciowy człowieka. dlatego Ometeotl
rozdwaja się, a wtedy Omeyocan nazywany jest: „miejsce, gdzie przebywa
Wielki Bóg i Wielka Bogini, Niebiański Mężczyzna i Niebiańska Kobieta,
Ometecuhtli i Omecihuatl” czyli Pan i Pani dwoistości.
Sam Ometeotl jest jednak niepoznawalnym źródłem wszystkiego co
istnieje i żyje. Kodeks Rios mówi, że nie składa mu się ofiar, ponieważ „nie
jest ani demonem, ani czasem, ani człowiekiem”. Jest niestworzony, bo wy-
tworzył sam siebie — Moyocayani, oraz jest niewidzialny i nieuchwytny
jak Wiatr Nocy — yohualehecatl.
Jemu to wystawił Nezahualcoyotl (=Poszczący Kojot), władca Texco-
co, poeta i filozof, a też zręczny polityk, swą dziewięciostopniową pira-
midę, z sanktuarium na szczycie pomalowanym na czarno wewnątrz, a na
zewnątrz — w gwiaździste niebo. Nie było tam, oczywiście, żadnego wi-
zerunku bóstwa. W jednym ze swych sławnych poematów, poświęconemu
niewątpliwie ometeotlowi z uwagi na charakterystyczne określenia, któ-
re występują również w formułkach urodzinowych, Nezahualcoyotl pisze,
że: „nikt tu na ziemi nie może się z Nim spoufalić”, lecz „może tylko żyć
u Jego boku” oraz „czcić Go i wzywać”. Świat jest tylko Jego malowidłem,
w którym żyją ludzie i temu malowidłu „nadaje barwę pieśniami”. Według
Nezahualcoyotla, najwyższy Bóg nie tylko rzeczy stwarza na podobieństwo
sztuki, ale też je przekształca i niszczy, a właściwie „zaciemnia”. Pisze więc:
„jedynie Ty przemieniasz rzeczy, jak to dobrze wie nasze serce”, i dalej:
„potem zniszczysz orły i Jaguary” oraz: „czarnym atramentem wykreślisz
wszystko, co było przyjaźnią, braterstwem, szlachetnością”, gdyż: „my ży-
jemy tylko w Twoich malowidłach, tutaj, na ziemi”. W związku z tym zapy-
tuje dalej nasz autor: „czy ludzie mają korzenie, czy są rzeczywiście? Nikt
440
Quetzal, który „przemienił się w Gwiazdę zaranną”. o tej zamianie dusz
zmarłych ludzi w gwiazdy, co przynosi też ich ubóstwienie, pisał Sahagún
w swym opisie piramid z Teotihuacan, przy czym Jutrzenka pełni tam rolę
symbolu zmartwychwstania (zob. rozdz. 4). oto fragmenty innych tekstów
ilustrujących to stwierdzenie (Cantares Mexicanos):
z Tamoanchan, gdzie rozpościera korzenie Ukwiecone drzewo,
Gdzie otwierają się korony kwiatów,
Miejsca drogocennych kłosów;
Przybywajcie tu, o Ptaki Czarne i złociste,
Ptaki zielone i Niebieskie
i czcigodny zielony Quetzalu.
Przybywajcie z Nonohualco,
Krainy całkowicie wypełnionej wodą,
Wy, Czerwone Ptaki Słońca,
Wy, Stworzenia Boga.
Ukwiecony pióropusz Ptaka zielono-Niebieskiego,
Tu się znajduje,
W domu Wodnych Mchów poruszona została Jutrzenka (...).
W Regionie deszczu i Mgły,
Tylko drogocenne rośliny wodne wypuszczają pąki.
Jam jest dokonaniem Boga,
Jestem Jego stworzeniem, przybywam! (...)
Bóg cię stworzył, jakiż kwiat cię począł?
Jakaż pieśń cię wyznacza?
W czasie święta cyklu ośmioletniego śpiewano następujący hymn:
Już przybywa Słońce, aby zaświecić,
Już podnosi się Jutrzenka,
Już piją nektar kwiatów Czerwone Guacamaye,
Tam, Gdzie Unoszą się w Górę Kwiaty.
Już stanąłeś na ziemi w pobliżu rynku,
Ty, który byłeś panem, ty, Quetzalcoatlu!
Rozkoszuj się w zjednoczeniu z Ukwieconym drzewem!
Słuchajcie różne czerwone Guacamaye,
Już śpiewa nasz Bóg, słuchajcie!
Czyż przypadkiem możliwa jest nasza śmierć, ta, która wysysa?
Czyż przypadkiem nie zostanie ona upolowana?
odświeżę wiatrem me kwiaty,
Kwiat Podtrzymania, kwiat, który chłodzi nagrzaną kukurydzę,
Część II: Zastosowanie