Siesicka Krystyna Idzie Jas

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

Krystyna Siesicka
"\^y
да
-м-
lb
-№
.-&
л\
-^

^0'
л*
гг г^

Krystyna Siesicka
IlusttowałaJanmateikowska-Najder
Krystyna Siesicka Idzie Jaś
<__J \J \ L_\ Zdjęcie Jasia na okładce: Jan Bogacz
Projekt okładki i ilustracji: Janina Dzikowska-Najder
ISBN 83-88790-22-6
© by Krystyna Siesicka, Warszawa 2002
Akapit Press
90-368 Łódź
ul. Piotrkowska 204/210
tel./fax (0-42) 636 12 14
Dział zamówień:
93-487 Łódź
ul. Beczkowa 30/3
tel. (0-42) 680 93 70
info@akapit-press.com.pl
www. akapit-press. com. pi
Skład: Studio Alien
Druk: Drukarnia Księży Werbistów
tel. (0 52) 33 06 377, fax (0 52) 33 06 378
ISO 9002
Akc.
ЇО^ОО^
Podobieństwo Jasia do Jasia i zdarzeń do zdarzeń nie jest zupełnie przypadkowe.
K.S.
O tym jak Jaś sobie szedł

aś szedł. Jaś szedł zupełnie sam. Szedł chodnikiem, którego płytki ułożone były
w szachownicę podobną do szachownicy, którą ma dziadek Ludwik. Dziadek, grając,
przesuwa po niej różne figury, białe i czarne, a ktoś, kto siedzi naprzeciwko,
robi to samo. Ta gra jest trudna, ale Jaś lubi przyglądać się tajemniczym ruchom
pionów i gońców, skokom koników i posuwistym ślizgom wież, bo tak nazywają się
niektóre figury. Szachownica chodnika też jest
trudna, bo Jaś musi bardzo uważać, żeby przypadkiem nie stanąć na przerwach
między płytkami albo na ich krzywych pęknięciach. Czasami stopa nie mieści się i
trzeba pomyśleć, jak ją ustawić, żeby przypadkiem nie nadepnąć na którąś z
linii. Jaś idzie ulicą zupełnie sam, tak postanowił. Postanowił, że mamusi z nim
nie ma, bo została w domu, żeby ugotować zupę pomidorową
5
na niedzielny obiad. Czasami ogląda się, żeby sprawdzić, czy mamusia idzie za
nim, bo za nic nie chciałby się zgubić znowu, tak jak już kiedyś zgubił się na
tej ulicy. Mamusia jest, więc Jaś spokojnie idzie dalej i udaje, że idzie
zupełnie sam.
Trudno mu określić odległość, która dzieli go od mamy, chociaż umie liczyć do
dwudziestu sześciu. Dalej wszystko mu się plącze, zwłaszcza dwadzieścia siedem z
dwudziestoma dziewięcioma. A zresztą do określenia odległości między nim a mamą
liczenie nie bardzo jest potrzebne. Raczej pomaga smycz. Tak na oko mamusię od
Jasia dzieli długość dwa razy smycz, na której ciocia Em wyprowadza swojego
pieska Nika. Kiedy Jaś oddala się na odległość czterech smyczy, mamusia zaraz
podnosi straszny krzyk i, oczywiście, przypomina Jasiowi ten paskudny dzień,
kiedy zgubił się na tej właśnie ulicy i płakał tak, że w końcu dostał czkawki.
Na szczęście znalazł wtedy mamusię za grubym, okrągłym słupem z ogłoszeniami,
którego nie cierpi, bo zawsze musi stać przy nim, kiedy idzie na spacer z
babcią. Babcia zatrzymuje się przy słupie i po cichu czyta wszystkie ogłoszenia,

Strona 1

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

może gdyby czytała głośno, byłoby ciekawiej, ale tak, Jaś stoi tylko obok niej i
nudzi się jak mops.
Jaś nie wie, dlaczego właśnie mopsy nudzą się tak bardzo. Jego zdaniem raczej
psy dogi z tymi swoimi zarozumiałymi
minami wyglądają na ciągle znudzone, chociaż mniej niż wujek Piotrek, kiedy
siedzi przed telewizorem i ogląda z Jasiem i ze swoją córeczką Malinką przygody
Toma i Jerry'ego.
Tak naprawdę córeczka wujka Piotrka ma na imię Jagódka albo Wisienka, ale
ponieważ Jaś widuje ją bardzo rzadko, bo na szczęście ona mieszka w innym kraju,
jej imię zawsze mu się myli, prawie tak jak liczby powyżej dwudziestu sześciu.
Jaś szczerze nie lubi Malinki, bo kiedy przyjeżdża, robi mu okropny bałagan w
zabawkach, a potem nigdy niczego nie sprząta. A do tego wujek Piotrek uważa, że
on jako chłopiec powinien Wisience we wszystkim ustępować. A niby dlaczego?
Zapytał o to mamę, która długo mu tłumaczyła, że dziewczynki są słabsze, że
chłopcy powinni być dla nich szczególnie uprzejmi, że taki jest zwyczaj, a Jaś,
kiedy słuchał tego wszystkiego, wyraźnie czuł, że zaczyna nie przepadać za
dziewczynkami, chociaż do tej pory bardzo je lubił. Nie powiedział tego mamusi,
ale obiecał sobie, że nie będzie uprzejmy dla Wisienki, która go wiecznie
szczypie, rzuciła w niego doniczką z kłującym kaktusem, a do tego okazała się
zwykłą bałaganiarą. O, nie, wcale nie ma zamiaru godzić się na to i nie będzie
uprzejmy dla Jagódki tylko dlatego, że Malinka jest Wisienką, to znaczy
dziewczynką, a on nie.
7
O tym jak Jas szedł sobie dalej
dąc samotnie z mamusią odległą na dwie smycze, Jaś przypomniał sobie, że kiedy
Jagódka była tu przed wakacjami, bezlitośnie oberwała ucho Mruczkowi. Na samo
wspomnienie o tym chce mu się płakać, bo to był taki straszny widok, kiedy potem
mamusia wbijała igłę w żywe ciało Mruczka. Wszyscy tłumaczyli mu, że Mruczek nie
czuje bólu, ponieważ jest tylko pluszakiem, ale Jaś wiedział swoje, bo znał
Mruczka lepiej niż dorośli i lepiej niż mamusia, przecież miał go od urodzenia,
a nawet jeszcze przed urodzeniem, bo dostał Mruczka od babci, jak tylko ona
dowiedziała się, że Jaś ma przyjść na świat. Trzymał go więc za łapę, kiedy
mamusia przyszywała mu ucho, i powtarzał w kółko:
- Cicho, mó\ kochany Mruczku, cicho, zaraz będzie po wszystkim.
I widać Mruczkowi bardzo to pomogło, bo nawet nie miauknął. Mamusia powiedziała,
że Mruczek jest dzielnym kotem, a Jaś obiecał sobie, że w takim razie on też
nawet nie miauknie, kiedy będzie miał robioną następną szczepionkę, bo przecież
nie może być mniej dzielny niż Mruczek. Nie wiedział, czy to mu się uda, ale
zwierzył się mamusi ze swoich obaw i ona powiedziała:
8
- Jestem przekonana, że ci się uda, w końcu to zależy tylko od ciebie, więc
jeżeli mocno zaciśniesz zęby i pomyślisz sobie o Mruczku, wszystko pójdzie jak z
płatka.
Jaś bardzo lubi, kiedy mamusia przemawia do niego jak do małego dziecka, chociaż
w przedszkolu on jest już w drugiej grupie, ale jednocześnie woli, kiedy na
ulicy mama idzie o dwie smycze za nim, a nawet czasami o trzy. Lubi też bardzo
jechać na rowerze w parku tak szybko, że ona nawet nie próbuje go dogonić, siada
na ławce i czeka, aż wreszcie do niej wróci, zziajany, spocony i szczęśliwy.
Czasem tylko Jaś wywala się po drodze, bo zawadza rowerem
o jakiś krawężnik albo wpada w dołek na ścieżce. Wtedy natychmiast ryczy na cały
park, pewien, że mamusia usłyszy i zaraz do niego przybiegnie.
- Skończy się tym, że rozbijesz sobie głowę! - przewiduje babcia, jeżeli akurat
jest w pobliżu.
Babcia przy każdej okazji mówi Jasiowi:
- Zobaczysz, że pęknie ci żebro!
9
- Uważaj, bo zaraz złamiesz nogę!
- Na pewno zaziębisz się i wylądujesz w łóżku!
- Nie wariuj, bo się zakrztusisz!
- Uważaj, bo spadniesz!
- Za chwilę zlecisz!
- Nadziejesz się na badyl!
Według babci każdy krok Jasia musi skończyć się dla niego czymś wyjątkowo
okropnym. Babcia jest śmieszna, pomyślał Jaś, kiedy szedł ulicą zupełnie sam,
ale w tej właśnie chwili potknął się, ponieważ źle ustawił lewą nogę, omijając
pęknięcie płytki chodnikowej. Na szczęście mamusia była tylko o dwie smycze za
nim, ale niestety, babcia akurat szła razem z nią.
-W końcu wybijesz sobie wszystkie zęby! - powiedziała, podczas gdy on ryczał, a

Strona 2

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

mamusia wycierała mu nos.
Tak naprawdę to Jaś bardzo chętnie wybiłby sobie wszystkie zęby. Wreszcie miałby
spokój z panią dentystką i z ciągłym szorowaniem ich szczoteczką. Szkoda tylko,
że zębów, które wyrosną na miejscu wybitych mleczaków, będzie musiał jeszcze
długo używać, zanim w końcu, jak dziadek Ludwik, dorobi się sztucznych, takich,
których już w żaden sposób nie będzie mógł sobie wybić, nawet jeżeli będzie tego
bardzo chciał.
Najgorszą wodą na świecie jest woda utleniona. To nieprawda, że ona nie
szczypie, szczypie. Jaś to wie, chociaż prawdę mówiąc, nigdy za bardzo go nie
szczypała, ale Kubuś, jego kolega z przedszkola, powiedział, że szczypie jak
diabli.
- Co to znowu za wyrażenie! - zdziwiła się babcia, kiedy wrócili do domu i mama
znalazła wreszcie buteleczkę z wodą. - Nie jak diabli, tylko bardzo! Woda
10
Ж. ^віГм^Ш
utleniona bardzo szczypie, bardzo, zapamiętaj sobie!
Tak powiedziała babcia, która ma okropny zwyczaj powtarzania wszystkiego po
kilka razy, nazywając to wbijaniem Jasiowi do głowy. W ten sposób wbiła Jasiowi
do głowy już tyle rzeczy, że w ogóle nie mógł ich zapamiętać, bo mu się w niej
nie pomieściły.
- A mówiłaś, babciu, że nie szczypie!
- Bo nie szczypie.
- A przed chwilą powiedziałaś, że szczypie bardzo! Mamo, dmuchaj, dmuchaj!
Mamo, krew mi leci z rany!
- Nic ci nie leci, masz lekko obtartą skórę.
- Przecież ja chyba lepiej widzę, czy mi leci, czy mi nie leci, bo to jest moje
własne kolano!
Woda utleniona nie szczypie ani bardzo, ani jak diabli, tylko małe trochę, ale
Jaś, kiedy zobaczył butelkę w rękach mamy, na wszelki wypadek z wielkiego
przerażenia zalał się łzami.
- Jeżeli dalej będziesz tak płakał, w końcu z twoich łez zrobi się powódź, a w
najlepszym wypadku kałuża - uprzedziła go babcia.
Jaś chciałby bardzo wypłakać kałużę pośrodku pokoju, ale taką naprawdę wielką, w
której mogłyby
11
kąpać się wróble, jednakże nie opowiedział o tym marzeniu ani mamie, ani babci,
bo jest już duży, właśnie przeszedł w przedszkolu do drugiej grupy, więc
powinien być mądry.
>
12
Jaś gra w „Czarnego Piotrusia9'
Ciocia kupiła mu gumową kość do gryzienia, taką samą, o jakiej Jaś marzy, odkąd
przyszedł na świat. Najbardziej chciałby mieć niebieską, a może czerwoną, a może
żółtą. Nie, fioletową. Nik też ma fioletową. Jaś chciał kiedyś spróbować, jak
smakuje gumowa kość Nika, ale zaraz zrobiła się z tego straszna awantura.
Wszystko przez babcię.
- Dlaczego bierzesz do buzi kość Nika? Popatrz, jaka ona jest przez niego
obgryziona, wyśliniona, pochorujesz się i będziesz wymiotował! - zawołała
babcia.
Mamusia, kiedy to usłyszała, przyznała babci rację i też zaczęła opowiadać, jak
strasznie chory będzie Jaś, jeżeli zje kość Nika. Jaś nie lubi wymiotować, ale
lubi swojego pana doktora, który przy każdej okazji daje mu odznakę z napisem
„Super Pacjent". Z taką odznaką bardzo dobrze leży się
13
w łóżku, bo wszyscy wtedy przychodzą i podziwiają:
- Ho, ho! Super Pacjent! No, no! Witaj, Super Pacjencie! Masz tu coś na
pociechę.
Tylko babcia mówi inaczej. Babcia mówi tak:
- A nie mówiłam? Ale ty zawsze swoje, więc masz, czego chciałeś, jestem pewna,
że teraz nie będziesz mógł pojechać z przedszkolem na wycieczkę.
Tak mówi babcia, albo jakoś bardzo podobnie, zależy z jakiego powodu Jaś został
Super Pacjentem. Jaś leży w łóżku z Mruczkiem, a mamusia, która ma zwolnienie i
nie chodzi do pracy, zupełnie zdrowa leży obok Jasia i Mruczka. Najczęściej
grają wtedy w „Czarnego Piotrusia", od czego w końcu oboje dostają gorączki i
tylko Mruczek trzyma się jako tako.
- Najpierw chcesz grać w Piotrusia, a potem wyjesz, kiedy nim zostajesz! -
denerwuje się mama.
- Boja chcę grać, ale chcę też, żebyś to ty była zawsze tym ohydnym Czarnym

Strona 3

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

Piotrusiem, a nie ja!
- Raz ja-nim jestem, raz ty, różnie bywa, musisz się tego nauczyć.
Najlepiej jest, kiedy przychodzi babcia i gra z nim w Piotrusia.
14
- Jestem pewna, że zostaniesz Czarnym Piotrusiem - uprzedza na samym początku,
jak to babcia.
Jaś rozdaje karty, babcia pilnuje, żeby nie podglądał.
- No, no! - mówi. - Tylko bez oszukiwania!
- Bez oszukiwania! - zapewnia Jaś.
Ma go, niestety! Wysuwa więc brzeżek karty z paskudną buzią Czarnego Piotrusia,
tak żeby babcia na pewno ją wyciągnęła, ale przecież żadnego oszukań-stwa tu nie
ma. I babcia wyciąga! Jaś uważa, między które swoje karty babcia wkłada tę
paskudę i bardzo pilnuje, żeby jej przypadkiem spośród nich nie wyjąć.
- Na pewno zostaniesz Piotrusiem! - powtarza babcia. - Jak dwa razy dwa cztery!
- Dwa razy dwa cztery! Dwa razy dwa cztery! -śpiewa Jaś radośnie, bo on
świetnie wie, w którym miejscu jest Piotruś, i za nic po niego nie sięgnie.
15
Babcia zostaje Czarnym Piotrusiem! Jaś skacze na tapczanie, podrzuca do góry
swoją poduszkę i Mruczka. Nie wygląda na chorego Super Pacjenta.
- Hurra! Hurra! - woła. - Babcia-gapcia! Babcia--gapcia!
- Jak ty mówisz do babci! - woła mama groźnie.
- Mówię: babcia-gapcia, bo babcia jest gapcia! Tralala! Babcia Czarny Piotruś!
- Przestań wariować, bo znowu dostaniesz gorączki! - przewiduje babcia.
Potem okazuje się, że podczas skoków Jasiowi zginęła odznaka z napisem „Super
Pacjent", więc mamusia i babcia muszą czołgać się teraz po dywanie, odsuwać
tapczan od ściany, zaglądać pod stół, szukać między szeleszczącymi płachtami
gazet, a Jaś tylko siedzi po turecku na swojej poduszce, z termometrem i z
Mruczkiem pod pachą, i myśli, że to widowisko jest dużo ciekawsze od bajki o
Czerwonym Kapturku, na której był w teatrze z całym przedszkolem. A potem
zaczyna płakać, wcale nie dlatego, że ciągle nie można znaleźć odznaki Super
Pacjenta, tylko na samą myśl o tym, że jego babcię też mógłby zjeść wilk, i co
wtedy? Ale nie przyznaje się do tej myśli, bo jest zbyt okropna, więc mama i
babcia na niego krzyczą, że się mazgai z powodu zgubionej odznaki, która w końcu
znalazła się w kapciu Jasia, rzuconym tuż obok tapczana. Dopiero wieczorem Jaś
powiedział mamie, że boi się o babcię.
- Jeżeli babcię zje wilk, to jakim cudem my ją wydłubiemy z jego brzucha?
I wtedy mamusia powiedziała:
- Nie martw się, synku, jesteś dzielnym chłopcem i pokonasz wilka.
Nie uspokoiło to Jasia wcale, bo nie bardzo miał
16
ochotę wdawać się w bójkę z wilkiem, zwłaszcza z takim, który ma w brzuchu jego
babcię.
- Jestem dzielnym chłopcem, ale trochę za małym - powiedział szczerze.
- To prawda - potwierdziła mamusia, która pamięta, że Jaś bardzo lubi, kiedy
przyznaje mu się rację. - Ale wiesz przecież doskonale, że tylko w bajkach wilki
zjadają babcie Czerwonych Kapturków i babcie małych chłopców, a tak naprawdę to
nie, nigdy.
Jaś uspokoił się, bo babcia jest taka, jaka jest, ale on za nic, ale to za nic
nie chciałby, żeby zjadł ją wilk, już woli, żeby mówiła:
-A teraz odwróć się nosem do ściany i śpij.
Tego zdania, którego mamusia nauczyła się od babci, Jaś nie cierpi prawie tak
samo jak wilka, ale jednak trochę mniej.
'< Ii
17
O dziwnym nosie Jasia
ładnie zje obiad w przedszkolu, co mu się zdarza bardzo rzadko, to w nagrodę
pójdzie z mamą do cyrku.
- No i jak było dziś z obiadem? - zapytała mama, kiedy wróciła z pracy.
Jaś pomógł jej zanieść do kuchni baniaczek z wodą mineralną, torbę z ziemniakami
i z gumą do żucia, którą mamusia schowała w sałacie, żeby Jaś jej nie zobaczył,
ale on pierwsza rzecz zerknął między liście, bo dobrze wiedział, że to jest
ulubiony schowek mamusi.
- Mogę gumę? - zapytał.
- Najpierw mi powiedz, jak było z obiadem.
- Dobrze było. Dziś rysowaliśmy motyle. Mogę gumę?
- Zjadłeś?
-To nie były motyle do jedzenia.
- Pytam, czy zjadłeś obiad?

Strona 4

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

- Zjadłem.
- Jeżeli chcesz iść do cyrku, opowiedz mi dokładnie, co jadłeś na obiad.
- Zupę ogórkową. -Całą?
-Całą.
-I co jeszcze?
18
Jaś myślał przez chwilę, a potem powiedział szybko:
- Kotlet mielony cały, pięć dużych ziemniaków całych, dwie pietruszki całe,
pęczek koperku, dwie marchewki całe, a na deser jagodziankę, szarlotkę i budyń
cały. Pójdziemy do cyrku?
Mamusia stała pośrodku kuchni i wpatrywała się w Jasia bardzo dziwnym wzrokiem.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz, mamo?
- Coś się dzieje z twoim nosem.
Jaś złapał się za nos. Zupełnie zapomniał, że mamusia widzi, jak jego nos
wydłuża się, jeżeli Jaś mówi nieprawdę. Nie wiedział, w jaki sposób to się
dzieje, a jednak tak było. On sam nie zauważył tego nigdy, chociaż parę razy
stawał na próbę przed lustrem w łazience i mówił nieprawdę, ale wtedy jego nos
nawet nie drgnął.
19
- Jestem małym dzidziusiem - przemawiał, patrząc sobie w oczy.
- Jestem dziewczynką i mam na imię Dorotka.
Potem próbował inaczej.
- Jestem dziadkiem Ludwikiem, gram w szachy i mam nieprawdziwe > zęby.
Nos nie wydłużył się ani przy dziadziusiu, ani przy Dorotce.
- Więc jak było z obiadem? - srożyła się mama.
Jaś przez chwilę nie patrzył na nią, tylko tarł nos, wgniatając go w głąb
twarzy.
- Dziś w ogóle nie było obiadu - powiedział wreszcie. - Popsuła się kuchnia.
Pójdziemy do cyrku? Mogę już wyjąć gumę z sałaty?
Kiedy mamusia siada na fotelu, wyciąga rękę w stronę Jasia i mówi: „Chodź tu do
mnie, synku!", to zawsze jest straszne. Gorsze niż burza z piorunami w lesie nad
morzem i nawet gorsze od słupa z ogłoszeniami, przed którym staje babcia.
-Jak było z obiadem, powiedz mi prawdę.
Jak powiedzieć prawdę, kiedy już dwa razy powiedziało się nieprawdę, a na twarzy
sterczał człowiekowi wydłużony nos? Trzeba udawać, że się nie umie mówić, więc
Jaś milczy.
- Jest mi bardzo smutno - powiedziała mama. Jaś przytulił się do niej, bo za nic
nie chce, żeby
20
jego wesoła mamusia nagle stała się smutna. Co zrobić?
- Pół zupy, pół kotleta, buraczków wcale, ziemniaków nie ruszyłem, bo były
obrzydliwe...
- No widzisz? I mogłeś powiedzieć prawdę, przeszła ci jakoś przez gardło.
- A co będzie z cyrkiem?
- Pomyślimy, co będzie z cyrkiem.
O gumę do żucia Jaś nie zapytał, a niech sobie leży w sałacie głupia guma,
najważniejsze, że mamusia pogłaskała go po nosie i powiedziała:
- O! Widzę, że twój nos jest w porządku! Wspaniale!
V
ч С
Jaś zostaje klaunem
iś wrócił z cyrku z bardzo poważną miną. Nie wszystko mu się podobało. Owszem,
koniki były wesołe, ładnie galopowały dokoła areny, ale klaun był okropny. Miał
wstrętną twarz. Perkaty nos, wymalowane policzki. Wygłupiał się. Jakby Jaś
zachowywał się tak w domu albo w przedszkolu, wylądowałby na pewno z jakąś
okropną karą, na przykład nie mógłby oglądać Toma i Jerry'ego przez trzy dni
albo nawet przez cztery. Klaun wcale go nie śmieszył, ale kiedy nagle zaczął się
wiecznie przewracać, Jasiowi zrobiło się przykro, że temu biedakowi nic się nie
udaje.
22
- To na niby! - powiedziała mamusia.
Zajęcie klauna wydawało mu się teraz głupie, więc wzruszył ramionami, czym
rozpętał całą awanturę, bo mamusia na niego nakrzyczała i powiedziała, żeby
nigdy nie wzruszał ramionami, bo to jest paskudny zwyczaj, i że jest
rozkapryszonym chłopcem, któremu nic się nie podoba, wtedy, kiedy ona wypruwa
sobie bebechy, żeby Jaś miał ciekawą rozrywkę.
Jasiowi nie podobało się również i to, że mamusia wypruwa sobie bebechy.
Najbardziej nie podobało mu się słowo bebechy, które, chociaż w ogóle nie

Strona 5

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

wiedział, co ono znaczy, utkwiło mu w pamięci do tego stopnia, że po powrocie do
domu tak powiedział kotu Mruczkowi:
- Ja sobie bebechy wypruwam, a tobie nic się nie podoba i tylko wiecznie
miauczysz i miauczysz.
Mruczek co prawda już od dawna nie miauczy, bo wyczerpała mu się bateria, którą
nosi w brzuszku, i mamusia musiałaby rozpruć mu futerko, żeby ją wymienić, ale
Jaś za żadne skarby nie chce się na coś takiego zgodzić. Z trudem godzi się z
tym, że mamusia czasami pierze Mruczka. Siada wtedy w łazience i patrzy, jak
czarno-białe futerko raz po raz ukazuje się za szybką pralki. A potem mamusia
wiesza Mruczka nad wanną na lince suszarki, przypinając mu uszy szczypczykami do
przytrzymywania upranych rzeczy, które czasem muszą schnąć na balkonowym
sznurku. Mruczek wygląda tragicznie, nawet mamusia tak powiedziała, kiedy w ten
sposób powiesiła go po raz pierwszy.
- Wygląda tragicznie, ale za to szybko wyschnie i będziesz miał czystego,
suchego Mruczka.
Jaś długo siedział wtedy w łazience na pojem-
23
niku z brudną bielizną i wpatrywał się w tragicznie wyglądającego Mruczka, który
wisiał przypięty do linki, prawie aż pod sufitem. Potem poszedł do swojego
pokoiku, runął na tapczan i szczęśliwie zasnął, chociaż było dopiero niedzielne
południe, a kiedy
/
mamusia obudziła go na obiad, Mruczek leżał już na poduszce obok niego,
su-chutki i pachnący.
Tego dnia jednak, kiedy Jaś wrócił z cyrku i powiedział Mruczkowi rozgniewanym
głosem mamusi, że wypruwa sobie dla niego bebechy, przyszło mu na myśl, że może
jednak Mruczek chętnie poskakałby sobie przez kółko, tak jak skakały psy w
cyrku, ale Mruczek nie chciał, chociaż Jaś pomagał mu, ciągnąc go za uszy.
Pluszowy miś Minio też nie chciał ładnie stać na bębenku tak, jak w cyrku stały
na bębenkach małe niedźwiadki, wiecznie spadał, co Jasia nawet trochę
rozzłościło, bo nie sądził,
24
że jego miś jest takim niedorajdą. Poszedł więc do łazienki i korzystając z
tego, że mamusia właśnie zaczęła rozmawiać przez telefon, co zawsze trwa bardzo
długo, postanowił wyjąć z szafki jej kosmetyczkę, umalować się i wreszcie
zobaczyć, jak to właściwie jest, kiedy człowiek staje się klaunem. Jaś tylko raz
miał pomalowaną buzię, wtedy, kiedy był na zabawie u mamusi w pracy i miła pani
namalowała mu na jednym policzku kota, a na drugim biedronkę, co zresztą bardzo
mu pomogło na bolące uszy, które podczas całej zabawy musiał mieć zasłonięte
kolorową opaską, niebieską w białe kwiatki. I wtedy właśnie jeden pan zrobił mu
zdjęcie, które teraz jest na okładce tej książki i możecie je sobie obejrzeć.
Miał już kosmetyczkę w ręku, kiedy nagle obsunął się pojemnik z brudną bielizną,
na którym stanął, żeby sięgnąć do półki mamusi, i Jaś wylądował obok wanny,
sądząc, że w tej właśnie chwili rozlatuje się na drobne kawałki. Wszystkie
rzeczy z kosmetyczki wysypały mu się na buzię, głównie jednak puder i róż w
proszku, a mama, zwabiona rumorem, stanęła w progu łazienki z głową wysmarowaną
farbą do włosów, którą nałożyła sobie, zanim zaczęła rozmawiać przez telefon.
- Co ty wyrabiasz? - zapytała, zbierając kawałki
25
Jasia z podłogi i z powrotem składając je w całość. -Dlaczego grzebiesz w mojej
szafce?
- Chciałem być klaunem! Chciałem zobaczyć, jak to się czuje!
- No to teraz już wiesz!
Rzeczywiście, Jaś, rozcierając kolano i bolącą pupę, a później myjąc buzię
opyloną pudrem i różem mamusi, pomyślał, że chyba praca klauna wcale nie jest
wesoła ani głupia, tylko bardzo trudna i z całą pewnością nie zasługuje na to,
żeby myśląc o niej, wzruszać ramionami.
26
л
O domu na głowie
różnych domach jest różnie. Jedni mają małe mieszkania, w których jest ciasno i
duszno, drudzy wielkie pokoje, nawet takie, które są na dole i na górze, ze
schodami, tarasami i ogrodem. Jaś chciałby mieć duży dom, po którym mógłby latać
i bawić się z bezdomnymi psami, bo wtedy przygarnąłby je z ulicy, żeby mieszkały
razem z nim i byłoby ich dwadzieścia sześć. Miałby wtedy również sporo kotów,
nawet więcej niż dwadzieścia sześć, może sto dwa. Owszem, chciałby mieć taki dom
ze względu na te biedne zwierzęta, ale tak naprawdę to Jaś najbardziej lubi
swoje mieszkanie, które jest małe. Mieszka w nim tylko z mamusią, bardzo wiele

Strona 6

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

dzieci w jego przedszkolu mieszka tylko z mamusiami, ale taka Wioletka, na
przykład, mieszka jedynie z tatu-siem, Kubuś z mamusią i z dziadkiem, a Lilka,
Marzenka, Stefanek, Tosia, Jędrek i Pawełek mieszkają razem z mamusiami i
tatusiami. Mateuszek mieszka tylko z babcią.
- Bardzo różnie to bywa - mówi mamusia. - Zależy od tego, jak ludziom układa się
życie. My mieszkamy tak, jak mieszkamy, i dlatego właśnie ty musisz czyścić
dywan odkurzaczem, bo przecież cały nasz wspólny dom nie może być wyłącznie na
mojej głowie.
Jaś nie zauważył, żeby mamusia miała na głowie jeszcze coś oprócz włosów i
czapki w zimie, ale babcia
27
powiedziała, że tak się mówi, i żeby może on oprócz dywanu wziął na swoją głowę
wyrzucanie śmieci do zsypu. Jaś zapalił się do tego pomysłu, bo kiedy maszerował
ze śmieciami na drugi koniec klatki schodowej, tam gdzie mieści się zsyp, zawsze
spotykał kogoś z sąsiadów. Sąsiedzi znają Jasia od urodzenia, więc dobrze
wiedzą, że jest grzecznym chłopcem, który zawsze mówi im dzień dobry, nawet
jeżeli jedną i tę samą osobę spotyka sześć razy dziennie, i zawsze cierpliwie
też mówią mu dzień dobry, ponieważ bardzo lubią Jasia i mają do niego świętą
anielską cierpliwość.
Chodząc teraz do zsypu, Jaś zawsze czyha, czy przypadkiem gdzieś na klatce
schodowej nie otwierają się drzwi albo nie staje na ich piętrze winda, bo często
można spotkać panią sąsiadkę albo pana sąsiada, z którymi wypada trochę
pogawędzić. Jaś opowiada wtedy o ciekawych zdarzeniach, jakie przytrafiły się w
jego życiu od urodzenia aż po dzień dzisiejszy. Czasami sąsiedzi
zapraszają go
28
na szarlotkę albo częstują cukierkami. Z cukierkami to jest bardzo ciężka
sprawa, bo tak naprawdę mamusia nie pozwala mu od obcych brać ani cukierków, ani
niczego, co tylko wygląda jak słodycze, a później może się okazać bardzo groźnym
dla życia świństwem. Ale czy pan sąsiad to jest ktoś obcy, czy to nie jest ktoś
obcy? Czy pani sąsiadka to jest ktoś obcy, czy to nie jest ktoś obcy? Czy można
wziąć cukierka od państwa, którzy mieszkają na wprost windy, czy nie można?
- Sąsiedzi to są tak jakby nasi znajomi -tłumaczy mamusia. - My ich dobrze
znamy, ale jeżeli, idąc ze śmieciami, spotkałbyś kogoś, kogo nigdy na naszej
klatce nie widujesz, to już jest ktoś obcy, i ten ktoś z miłym uśmiechem może
dać ci jakieś świństwo.
- Czy takie świństwo ma jakąś inną nazwę, mamusiu?
- Tak, ma. Nazywa się narkotyk.
To musi być coś bardzo okropnego, bo babcia też kiedyś mówiła Jasiowi o
narkotykach, i nawet wbijała mu to do głowy kilka razy.
- Czy jak państwo sąsiedzi z na wprost windy zapraszają mnie na szarlotkę,
powinienem najpierw zapytać, czy przypadkiem nie ma w niej narkotyków?
- Już ja to załatwię - powiedziała mamusia. Więc następnego dnia, kiedy
Jaś spotkał
państwa z na wprost windy, nie zapytał ich o narkotyki, ale za to opowiedział im
ciekawą historię o tym, jak jego babcia przewróciła się na ulicy i rozcięła
nogę.
29
Tu, o tu, rozcięła nogę, opowiadał im Jaś i odstawiając na chwilę woreczek ze
śmieciami, podciągnął nogawkę spodni, żeby dokładnie pokazać państwu sąsiadom,
gdzie jego babcia miała bolesne rozcięcie. A miała je akurat w tym miejscu, w
którym Jaś przylepił sobie na łydce trzy kolorowe tatuaże: skorpiona, papugę i
królewnę Śnieżkę, którymi tak zachwycili się państwo sąsiedzi z na wprost windy,
że zapomnieli zapytać o zdrowie babci. Nic straconego, bo wracając, Jaś zastukał
do nich i powiedział, że jego babcia miewa się już dobrze, ponieważ zaraz po
tym, jak się wywaliła, to on wylał na nią butelkę wody utlenionej, która chyba
szczypała ją jak diabli, chociaż babcia mówiła, że wcale nie szczypie. A potem
zapytał uprzejmie:
- Przepraszam, czy mnie się zdaje, czy u państwa pachnie szarlotką?
Pachniało, więc państwo z na wprost windy zaprosili Jasia do siebie, ale
zdziwili się bardzo, widząc, że on wchodzi z woreczkiem pełnym śmieci.
- A to co? - zapytali.
Jaś ze zdumieniem popatrzył na woreczek, bo był pewien, że już go nie ma.
- Nie wyrzuciłem śmieci! - zawołał. - Po drodze rozmawiałem z panią sąsiadką z
naprzeciwka schodów i w ogóle o nich zapomniałem, ale zaraz
30
pójdę, wyrzucę je i wrócę, proszę się nie martwić. Zajdę jeszcze tylko po moją
mamusię, żeby państwu nie było przykro, że my tak tu sobie siedzimy i opychamy

Strona 7

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

się szarlotką, a mojej mamusi z nami nie ma.
No i poszedł po mamusię, która akurat reperowała prysznic w łazience, ponieważ
ma cały dom na głowie, a Jaś ciągle jeszcze nie jest panem hydraulikiem, chociaż
już bardzo chciałby nim być.
31
O wystawie psów rasowych
anim Jaś zbuduje wielki dom dla bezdomnych psów i kotów, musi zadowolić się
swoimi pluszowymi zwierzętami, a zwłaszcza Mruczkiem. Ciocia Em mówi jednak, że
jej piesek Nik może być również troszeczkę pieskiem Jasia. Mruczek z pewnością
jest bardziej Jasia niż Nik, ale miło pomyśleć sobie czasami, że ma się kawałek
żywego pieska i że ten kawałek razem z resztą Nika lata po trawie, poszczekuje i
przybiega, kiedy się woła: - Nik, do nogi! Jaś widywał dużo piesków, które
wydawały mu się troszkę ładniejsze od Nika, ale żaden z nich nie był
taki kochany. Nik jest nieduży, grubiutki, sierść ma krótką, gładką,
białą jak śnieg. Nosek różowy, oczka brązowe, ogonek zakręcony w
pętelkę. Właściwie jest bardzo podobny do białej,
32
O wystawie psów rasowych
anim Jaś zbuduje wielki dom dla bezdomnych psów i kotów, musi zadowolić się
swoimi pluszowymi zwierzętami, a zwłaszcza Mruczkiem. Ciocia Em mówi jednak, że
jej piesek Nik może być również troszeczkę pieskiem Jasia. Mruczek z pewnością
jest bardziej Jasia niż Nik, ale miło pomyśleć sobie czasami, że ma się kawałek
żywego pieska i że ten kawałek razem z resztą Nika lata po trawie, poszczekuje i
przybiega, kiedy się woła:
- Nik, do nogi!
Jaś widywał dużo piesków, które wydawały mu się troszkę ładniejsze od Nika, ale
żaden z nich nie był taki kochany. Nik jest nieduży, grubiutki, sierść ma
krótką, gładką, białą jak śnieg. Nosek różowy, oczka brązowe, ogonek zakręcony w
pętelkę. Właściwie jest bardzo podobny do białej,
32
1
W
\
pękatej świnki-skarbonki, którą Jaś dostał w nagrodę za wykonanie utworu
muzycznego na bębenek z towarzyszeniem fujarki. Na bębenku grał wtedy Jaś, a na
fujarce Tosia. Piesek Pawełka, kolegi Jasia z przedszkola, jest pieskiem bardzo
rasowym i ma nawet dokumenty.
- Nikt w naszej grupie nie ma dokumentów, a mój pies ma! - przechwala się
Pawełek. - Mój pies jest zgłoszony na wystawę psów rasowych!
Jaś zapytał cioci Em, czy nie można zgłosić również i Nika na wystawę psów
rasowych, ciocia tylko załamała ręce.
- Ładnie, że chciałbyś pokazać Nika na wystawie, ale on nie może w niej brać
udziału, bo jest zwykłym kundelkiem.
- Kundelek to chyba też jest jakaś rasa?
- Tak, ale kundelek to właśnie jest rasa kundelek... - mówiła ciocia Em z
zakłopotaną miną. - A rasa kundelek nie może występować na wystawach psów
rasowych, właśnie dlatego że nie ma dokumentów i jest kundelkiem.
Tego dnia wieczorem Jaś nie oglądał w telewizji Toma i Jeny'ego, tylko siedział
przy stole i malował farbami wodnymi dokumenty dla Nika. Wyszły bardzo ładnie,
więc następnego dnia mógł śmiało powiedzieć Pawełkowi, że kawałek jego psa i ta
cała reszta też ma dokumenty. Pawełek był zdumiony, bo do tej pory w ogóle nie
wiedział, że Jaś ma psa, i do tego nie w całości.
- To pewnie w niedzielę spotkamy się na wystawie! Mój pies będzie w sektorze
pierwszym -powiedział Pawełek, dumnie podnosząc głowę.
- A mój w trzecim.
Mówiąc to, Jaś wcale nie podniósł dumnie głowy,
33
tak jak zrobił to Pawełek, przeciwnie, opuścił ją i jeszcze na wszelki wypadek
przysłonił sobie nos ręką.
- No to cześć! Do zobaczenia w niedzielę! -zawołał Pawełek, kiedy później
szedł już ze swoją mamą do domu.
Jaś wisiał akurat na drążku w przedszkolnym ogródku i był bardzo zajęty
machaniem nogami, więc śmiało mógł udawać, że w ogóle nie słyszy wołania
Pawełka. Tego dnia odbierała go z przedszkola babcia. Tuż za furtką przystanęła
i przyjrzała się Jasiowi uważnie.
- Dlaczego masz taką niewyraźną minę?
- Wyraźną mam minę - zapewnił ją Jaś.
Przez chwilę szli bez słowa, nagle babcia zapytała:

Strona 8

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

- Masz jakiś kłopot?
- Nie... - odpowiedział Jaś, chociaż buzia wykrzywiła mu się w podkówkę.
- Przecież widzę -zasmuciła się babcia.
Idąc, przysłoniła go ramieniem jak skrzydłem i tylko coś sobie nuciła bardzo
cichutko.
- Powiedziałem Pawełkowi, że mój pies będzie na wystawie psów rasowych w
sektorze trzecim, ale ciocia Em mówi, że kundelki nie mogą brać udziału w
żadnych wystawach, właśnie dlatego że są
34
kundelkami. I mnie jest bardzo żal Nika.
- Nik jest szczęśliwym pieskiem, chociaż nierasowym i może wcale nie
najpiękniejszym. Ciocia Em wzięła go ze schroniska dla bezdomnych zwierząt i
bardzo pokochała. Myślę, że gdyby Nikowi kazano wybierać między ciocią a
najwspanialszym nawet medalem, on bez chwili wahania wybrałby ciocię, a udział w
wystawie psów nawet nie przychodzi mu do głowy. Czy wiesz, że jak ciocia jechała
do schroniska, żeby wziąć sobie stamtąd pieska, uprzedziła nas wszystkich, że
weźmie tego, który wyda jej się najmniej urodziwy?
- Co to znaczy urodziwy?
- Piękny.
-1 wybrała Nika? -Tak.
- Więc jak byłaby wystawa dla najbrzydszych piesków świata, Nik zająłby
pierwsze miejsce?
- Być może.
Jaś i babcia szli teraz przez park bardzo zamyśleni. Jaś nawet nie szukał
kasztanów pod drzewem, a babcia nawet nie mówiła, żeby on nie wchodził w kałuże,
bo przemoczy buty i będzie miał katar. Wreszcie babcia powiedziała:
- Nie ma znaczenia, które miejsce piesek zajmuje na jakiejś wystawie, liczy się
tylko to, że dla nas jest najważniejszy. Medal w ogóle pieska nie uszczęśliwia,
bo przecież on nie rozumie, czym jest medal. Tylko my możemy sprawić, że nasz
piesek będzie się czuł pierwszym z piesków.
- Kochając go? - zapytał Jaś. -Tak.
Jaś czul, że rozmawia teraz z babcią o czymś bardzo ważnym, i postanowił, że
powtórzy to mamusi,
35
*-ś?-*~.
^
kiedy ona przyjdzie wieczorem powiedzieć mu dobranoc.
- Jasiu, nie wchodź w kałużę, bo przemoczysz nogi i znowu wylądujesz w łóżku! -
zawołała tymczasem babcia.
A babcia zawołała tak, ponieważ Jaś właśnie przebiegł przez ogromną kałużę
pośrodku ścieżki, żeby podnieść leżące pod drzewem dwa wilgotne, brązowe
kasztany.
W poniedziałek rano szedł do przedszkola z wysoko podniesioną głową, a na widok
Pawełka uniósł ją jeszcze wyżej i zawołał trochę zaczepnie:
- Jak tam twój piesek?
- Ma brązowy medal! A twój?
- Mój ma wszystkie medale świata! - powiedział Jaś, a mama uśmiechnęła się i
palcem przesunęła mu po nosie.
- Ale wydłużył się tylko o pół centymetra... -szepnęła cichutko.
Później zatrzymali się przed furtką i Jaś poprosił, żeby mama pokazała mu, ile
to jest pół centymetra. I to było nawet mniej niż mamy paznokieć u małego palca.
36
Lane kluski, lane kluski!
Щ§ ф' 'aś bardzo lubi jeździć z mamą na
działkę do dziadka Ludwika. Czasami wybierają się tam, kiedy dzień jest bardzo
upalny, i wtedy dziadek wyjmuje z garażu biały basenik w niebieskie delfiny,
napełnia go wodą i Jaś może się w nim pluskać przez wiele godzin, chyba że mu
się znudzi. A jeżeli mu się znudzi, to wtedy idzie z dziadkiem do lasu podglądać
mrówki pracujące w mrowisku albo podlewa kwiaty w ogródku, jeżeli słońce chyli
się już ku zachodowi. To dziadek tak mówi:
- Zobacz, Jasiu, słońce chyli się już ku zachodowi, możemy podlewać kwiaty.
Mamusia najchętniej nic nie robi na działce, tylko siedzi sobie na leżaku, opala
się albo czyta.
37
Czasami tylko zdarza się, że grabi trawnik.
- Mama musi wreszcie odpocząć po całym tygodniu pracy, więc dziś ja robię lane
kluski do zupy pomidorowej! - zapowiedział dziadek. - Jeżeli chcesz, Jasiu,
możesz mi w tym pomóc.

Strona 9

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

Jaś zawsze bardzo chce. Dziadek zakłada fartuch, Jasia okręca kuchenną
ściereczką w kratkę i tak zabezpieczeni zabierają się do pracy. Jaś pomaga
dziadkowi w rozbijaniu jajek, w dolewaniu do nich wody i wsypywaniu mąki do
garnuszka, w którym ma być zrobione ciasto. Bardzo czeka, aż dziadek powie:
„Figa z makiem z pasternakiem", albo zaśpiewa: „Czerwony pas, za pasem broń!", i
najczęściej docze-kuje się tego.
Okazało się, że wymieszanie drewnianą łyżką jajek z wodą i z mąką jest zupełnie
łatwe.
- Co tam, dziadku! Ja to mogę robić codziennie!
38
^^^^шшт
- A figa z makiem z pasternakiem! - odpowiada dziadek. - Poczekaj, aż zagotuje
się woda i z tego ciasta będziemy robić lane kluski! To dopiero jest sztuczka!
- Co tam, dziadku, ja zrobię!
- Zobaczymy, zobaczymy! Zobaczymy, zatańczymy! - podśpiewuje dziadek.
Ależ ten dziadek jest śmieszny! A do tego ma w sobie mały aparacik, który mu
pomaga w życiu i nazywa się rozrusznik. Mamusia mówi, że dziadka trzeba bardzo
oszczędzać, więc Jaś właśnie to robi: żeby ułatwić dziadkowi pracę w kuchni,
wyrywa mu z rąk garnuszek z ciastem i wlewa je do wrzącej w ron-delku wody.
Dziadek zdążył się tylko złapać za głowę, a już w rondelku był wielki lany
placek zamiast zgrabnych lanych klusek.
- Nic nie szkodzi! - powiedział dziadek. - Damy sobie radę, najważniejsze, że
już wiesz, jak się robi lane kluski, to może ci się w życiu przydać, bo nigdzie
nie jest zapisane, że będziesz miał szczęście trafić na dobrze gotującą żonę. A
teraz idź do ogródka i narwij trochę koperku, wiesz, gdzie rośnie, prawda?
-Wiem, przy płocie.
Jaś wybiegł z domu, ale jeszcze usłyszał, jak dziadek, wbijając do garnuszka
kolejne jajka, zaczyna śpiewać: „Czerwony pas, za pasem broń i topór, co błyska
z dala!". Ach, jaki to jest miły dzień, pomyślał, jaki miły dzień!
39
- Dokąd ty się wybierasz, synku? -zapytała mamusia. -I dlaczego jesteś
przewiązany ścierką?
- Gotujemy z dziadkiem obiad. Zrobiłem już lane kluski, tylko trochę mi nie
wyszły, więc teraz idę po koperek, a dziadek robi drugie.
Mamusia pokręciła głową i znowu zajęła się czytaniem, więc Jaś szybko poleciał,
znalazł grządkę z koperkiem, tylko że zanim zaczął zrywać jego zielone piórka,
zobaczył za płotem coś zupełnie nadzwyczajnego. To coś mogło mieć tyle samo lat,
ile ma Jaś, było bardzo opalone, miało rudą czuprynkę, brązowe oczy i było
bardzo śliczne. Wiozło przed sobą wózek dla lalek, w którym usypiało małego
dzidziusia, wyglądającego prawie tak, jak wygląda prawdziwy mały dzidziuś. Jaś
najpierw oniemiał, ale już po chwili zapytał przytomnie:
- Jak masz na imię?
- Lusia. A ty?
Jaś nie znał dotąd żadnej dziewczynki, która miałaby na imię Lusia i która
byłaby taka śliczna.
- Mam na imię Jaś - powiedział.
40
Pł Г f
Lusia uśmiechnęła się.
- Szkoda, że ja nie mam na imię Małgosia, byłoby jak w bajce.
- Nie, Lusia to ładne imię. Wolę, że masz na imię Lusia. A twój dzidziuś?
-Teodorek. To chłopczyk.
Żadnego Teodorka Jaś też nie znał, nawet nie wiedział, że jest takie imię.
Przeszedł przez dziurę w płocie, żeby zobaczyć Teodorka z bliska. Nie spał, miał
otwarte oczy.
- Czy zgodziłabyś się, żebym był tatą twojego synka? - zapytał odważnie, bo
Teodorek bardzo mu się spodobał.
- Sama nie wiem - powiedziała Lusia.
Przez chwilę przyglądała się Jasiowi. Najpierw obejrzała jego włosy, twarz,
potem koszulkę z napisem POLSKA i kuchenną ściereczkę w kratkę, którą był
przepasany. Dłużej zatrzymała wzrok na kolanach ze strupkami i na nogach z
niezliczoną ilością siniaków.
- Dlaczego chodzisz w ścierce? - zapytała.
- Bo robiłem lane kluski.
- Robiłeś lane kluski?
Lusia miała oczy okrągłe ze zdumienia. Pewnie jeszcze nigdy sama nie robiła
lanych klusek, pomyślał Jaś.
- Tak, a teraz zrywam koperek do zupy pomidorowej.

Strona 10

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

- Robisz też zupę?
- Yhm... - potwierdził Jaś, zasłaniając czubek nosa.
- W takim razie możesz zostać tatą Teodorka -zdecydowała Lusia nagle.
Wtedy Jaś zrozumiał, że jak zostanie tatą Teodor-
41
ka, to Lusia będzie jego żoną, a ponieważ Lusia nigdy nie robiła lanych klusek
ani zupy pomidorowej, to on pewnie całe życie spędzi w kuchni owinięty ścierką w
kratkę, co niezbyt mu się podobało, bo tak naprawdę chciałby zostać hydraulikiem
na okręcie wojennym „Orzeł", który stoi w Kołobrzegu i można go zwiedzać,
ponieważ ze starości nie wypływa na morze.
- Ale bez gotowania! - zapowiedział.
- A niby dlaczego? - zdziwiła się Lusia.
- Bo gotują żony i mamusie.
- Ja nie będę, bo zostanę panią od komputerów. Jasiowi nie bardzo podobał
się ten pomysł.
Chętnie robił lane kluski z dziadkiem i zrywał dla niego koperek do zupy
pomidorowej, chętnie pomagał
42
mamusi w kuchni i równie chętnie pomagałby Lusi, ale nie miał zamiaru tkwić w
kuchni sam, podczas gdy ona będzie sobie siedziała przed komputerem.
- To do widzenia! - zawołał Jaś zupełnie nagle, prawie nie wiedząc, że w ogóle
coś woła.
Przeszedł z powrotem przez dziurę w płocie na działkę dziadka, a obrażona Lusia
odwróciła się i szybko ruszyła w stronę swojego domu. Jaś widział, jak wjechała
kółkiem na kamień i jak Teodorek wyleciał z wózka na ziemię. Lusia pochyliła
się, złapała go za głowę i cisnęła z powrotem pod otwartą budkę. Za nic nie chcę
takiej żony, pomyślał Jaś. I nagle przypomniała mu się Iga, jego koleżanka z
przedszkola, którą ze wszystkich dziewczynek na świecie lubił najbardziej i
która z pewnością nigdy nie złapałaby za głowę biednego Teodorka, i nie cisnęła
nim tak, jak to zrobiła ta prześliczna Lusia.
43
W bezpiecznej norce
wszystkich uroczystości Jaś najbardziej lubi uroczystości rodzinne, te, na
których mamusia, babcia, dziadek, on, ciocie, wujkowie, kuzynowie i kuzynki, a
nawet Nik i Mruczek spotykają się u kogoś, są ładnie ubrani i bardzo dla siebie
mili. Jaś też jest ładnie ubrany i bardzo miły. Lubi wtedy wkładać białą
koszulkę z krawatem, częstować gości smakołykami i nawet nie bardzo mu
przeszkadza, jak babcia mówi:
- Uważaj, bo potkniesz się o czyjąś nogę i to wszystko zleci na dywan.
W czasie uroczystości rodzinnych łatwo się potknąć o czyjąś nogę, bo gości jest
bardzo dużo i nawet czasami muszą siedzieć na podłodze, ponieważ brakuje
krzeseł. Zawsze brakuje krzeseł, kiedy uroczystość odbywa się u mamusi i Jasia
albo u babci, albo u jednej z cioć, która mieszka w malutkim pokoiku z ciemną
kuchnią. Ale jak jest wtedy wesoło! Jeżeli już prawie wszyscy goście są, a nagle
rozlegnie się kolejny dzwonek, wujkowie i kuzynowie Jasia natychmiast wołają
chórem:
- Kto tam? Kto tam? Hipopotam!
Teraz i Jaś tak woła razem z nimi, co wujków i kuzynów bardzo cieszy. Przyjemnie
jest patrzeć, jak goście przynoszą prezenty, nawet jeżeli to akurat nie są
prezenty dla Jasia, chociaż, prawdę mówiąc,
44

jeszcze przyjemniej jest wtedy, kiedy są właśnie dla niego.
Jakie piękne bywają papiery do pakowania prezentów! I kolorowe wstążki! A te
ładne torebki w kwiaty, z których wszyscy się śmieją, bo obdarowany nimi
solenizant zawsze je chowa, ponieważ mogą mu się przydać na kolejną okazję, a
potem, jak ta kolejna okazja nadchodzi, to mamusia daje cioci prezent w torebce,
w której sama coś od niej dostała dwa tygodnie temu, albo dziadek daje prezent
wujkowi w torebce, do której był włożony prezent właśnie od wujka dla dziadka na
imieniny. Czasami na uroczystościach rodzinnych Jaś rzeczywiście potyka się o
czyjeś nogi i wtedy kanapki albo ciasteczka, które niesie na tacy, wylatują w
powietrze, ale najczęściej ci, którzy siedzą w pobliżu, łapią je, zanim one
spadną, i wszyscy znowu bardzo się przy tym śmieją.
Jeżeli uroczystość wypada u mamusi i u Jasia, on zawsze stara się być bardzo
uprzejmy dla swojego młodszego kuzynka Oskara, który jest synkiem Jasiowego
ciotecznego brata, a więc tak naprawdę Jaś jest jego wujkiem, ale Jasiowi nie
podoba się być wujkiem, bo przecież wujkami są tylko jego dorośli wujkowie,
bracia mamusi, a nie

Strona 11

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

45
żaden Jaś. Przed przyjściem Oskara Jaś chowa Mruczka do szafy, bojąc się, że
Oskar oberwie mu ucho, tak jak to kiedyś zrobiła Jagódka, czyli chyba Wisienka
albo Malinka. Resztą zabawek Oskar może się bawić, trudno, jest przecież
gościem, a mamusia mówi, że goście mają specjalne prawa, nawet jeżeli zostaje po
nich okropny bałagan i dużo zmywania.
Na uroczystościach rodzinnych ciocie lubią śpiewać. Najładniej śpiewają piosenkę
o Murzynce Dinie, po której same biją sobie brawo, Jaś też im bije brawo, tylko
wujkowie trzymają się za głowy i błagają, żeby ciocie już przestały, ale one nie
przestają i śpiewając dalej, chichoczą zupełnie jak dziewczynki w przedszkolu,
Jaś wtedy chichocze razem z nimi, bo uważa, że samo słowo „chichotać" jest
śmieszne.
- Rodzina jest bardzo ważna - mówi mamusia. - Zapamiętaj sobie, Jasiu. Rodzina
jest dobra nie tylko w śmiechu, ale i w smutku, nigdy nie zapominaj o tym, kiedy
tak sobie z nią siedzisz i chichoczesz.
Dla Jasia najważniejszymi osobami w rodzinie są mamusia i Mruczek. No i babcia.
No i dziadek. No i ciocie. No i wujkowie, kuzynki i kuzyni. No i Nik. Myśli o
nich często, kiedy już leży w łóżku i mama zgasi mu światło. Wtedy przypomina
sobie imiona wszystkich swoich licznych cioć, wujków, kuzynek, kuzynów i usypia
bez obaw, bo rodzina, chociaż taka potraii być hałaśliwa, jest przecież
bezpieczną norką i wielkim spokojem dla Jasia.
^ ('
■ -^ ■ ^
A jak jest w przedszkolu?
przedszkolu jest zupełnie inaczej niż w domu. Jaś bardzo dobrze pamięta dzień,
kiedy mamusia przyprowadziła go tu po raz pierwszy, ale teraz, jak o tym myśli,
zupełnie nie może zrozumieć, dlaczego tak strasznie wtedy płakał. Pewnie z
tęsknoty za mamusią, pewnie dlatego, że nikogo tu nie znał i czuł się taki
samotny, mimo że dookoła było dużo pań, i na sali, i w kuchni, i był pan woźny w
szatni, i była pani dyrektor, i cała masa dzieci. A jednak Jaś czuł się samotny.
Gorzej! Myślał nawet z przerażeniem, że może mamusia go porzuciła! Teraz śmieje
się z tego, bo przecież w jego przedszkolu jest cudownie, ale nie bawi go ani
trochę, kiedy po wakacjach do pierwszej grupy przychodzą maluchy i one teraz
płaczą, bo czują się porzucone przez swoje mamusie. Jaś, jeżeli tylko może,
zagląda do nich i te wszystkie, które płaczą, pociesza, jak potrafi.
Niektóre dzieci ze swojej drugiej grupy Jaś lubi bardziej, niektóre mniej.
- To jest zrozumiałe - mówi mamusia. - Tylko, jeżeli kogoś lubi się
niespecjalnie, nie można mu tego okazywać.
Z tym to już, niestety, Jaś nie bardzo może się zgodzić i za nic w świecie nie
chce bawić się z Zenonkiem. Nie, i koniec. Zenonek zresztą też nie
48
przepada za Jasiem i bawi się z innymi dziećmi, a z Jasiem nie.
- Tak już w życiu jest - mówi babcia. - Człowiek wybiera sobie przyjaciół i sam
też jest wybierany.
Jaś chciałby bardzo wybrać sobie przyjaciela, najchętniej Marcinka, który jest
łobuziakiem. Jednak Marcinek wcale nie ma na to ochoty i Jasiowi jest trochę
przykro z tego powodu. Marcinek mówi różne ciekawe rzeczy o nauce, a babcia
mówi, że od słuchania o tym włos jej się jeży na głowie. Jasiowi tylko raz włos
się zjeżył na głowie, a było to wtedy, kiedy u państwa sąsiadów na wprost
schodów wybuchł pożar. A babci włos jeży się od tego, co opowiada Marcinek.
- Nie będę uczył się pisania liter, kiedy pójdziemy do zerówki. Po co? Usiądę
przy komputerze i gotowe
49
litery będę pisał na monitorze, a potem: ciach! wydrukuję i mam z głowy! Nie
będę też uczył się dodawania i odejmowania, jak mój starszy brat, ani dzielenia
i mnożenia, jak moja siostra, bo też niby po co? Usiądę sobie przy kalkulatorze
i ciach! mam policzone. A czytać mogę w Internecie, po co mi książki?
- Tracę zdolność mówienia, kiedy tego słucham -powiedziała babcia do mamy. -
Zamieniam się w słup soli i zastanawiam się, z jakiej ten Marcinek jest bajki.
Zamieniam się w słup soli, mówi babcia, ale chyba wcale do słupa soli nie jest
podobna, chociaż, kto wie? Jaś przecież nigdy dotąd nie widział słupa soli, więc
może on wygląda właśnie tak jak jego babcia. Babcia ma w domu komputer, w
komputerze Internet, ale wie, jak się pisze litery, i ma również bardzo dużo
książek. Mamusia, która też umie pisać i liczyć, zapisała już Jasia do
biblioteki, do której on zresztą lubi chodzić, i to wcale nie dlatego, że tam,
na regale z książkami dla najmłodszych, wyleguje się rudy kot, tylko dlatego, że
po prostu przepada za chwilami, kiedy wieczorem leży w łóżku, a mamusia czyta mu
książkę przed pocałowaniem na dobranoc.

Strona 12

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

Tego dnia, kiedy babcia zamieniła się w słup soli, mamusia pokręciła głową,
zamyśliła się i powiedziała do niej ze smutkiem:
- Przecież ty wiesz, mamo, z jakiej Marcinek jest bajki...
- Z jakiej? - dopytuje się Jaś, bardzo ciekawy. Mamusia westchnęła, podparła
sobie brodę
rękoma, popatrzyła na Jasia, spojrzała na babcię, niewidocznie zamienioną w słup
soli, ale jakoś w żaden sposób nie umiała znaleźć odpowiedzi na pytanie swojego
synka, któremu przecież zawsze odpowiada na inne, nawet bardzo trudne pytania,
50
takie jak na przykład: skąd się wzięła na świecie pierwsza kijanka? Wreszcie
mamusia powiedziała:
- Niech sobie Marcinek robi, co chce, ale ty, Jasiu, nauczysz się pisania
literek, dodawania, odejmowania, dzielenia i mnożenia, jeżeli chcesz być żywym
człowiekiem, a nie częścią komputera.
Słup soli pocałował mamę w czubek głowy i wyszedł z pokoju do kuchni, w której
chyba znowu zamienił się w babcię, a Jaś dokładnie zrozumiał, co jego mamusia
miała na myśli, mówiąc to wszystko. Rzeczywiście, wcale nie chciałby ni z tego,
ni z owego stać się częścią komputera, mimo że bardzo lubi skręcać i rozkręcać
różne urządzenia, no, ale przecież nie siebie.
51
/ co jeszcze jest w przedszkolu?
est w przedszkolu kącik przyrody, do którego dzieci przynoszą różne ciekawe
rzeczy znalezione w czasie wakacji albo na popołudniowych spacerach. Są w nim
dziwaczne gałęzie, łaciate kamyki, muszle, kawałki kory brzozowej, bursztyny. W
przewiewnej klatce mieszka tam sobie świnka morska, która ma na imię Fifi i
którą najchętniej wszystkie dzieci chciałyby miętosić, całować i tulić, ale pani
na to nie pozwala, mówi, że świnki morskie, tak jak ludzie, a zwłaszcza panie w
przedszkolu, najbardziej lubią mieć święty spokój. Czasami pani
wypuszcza świnkę z klatki, żeby sobie pobiegała, i wtedy wszystkie dzieci
siadają w kółko, przyglądają się czarno--rudemu stworzonku i opowiadają sobie o
zwierzętach.
W przedszkolu jest też dużo zabawek, ale z nimi to jest bardzo dziwna sprawa, bo
są takie, którymi nikt się nie
52
bawi, ale niech tylko któreś z dzieci zacznie! Jejku, co się wtedy dzieje!
Natychmiast wszyscy wołają, że właśnie mieli zamiar wziąć sobie tę zabawkę, że
już po nią szli, że właśnie prawie zdejmowali ją z półki, niektórzy wrzeszczą,
niektórzy płaczą, a Marcinek to nawet kiedyś ugryzł Zenonka i potem przez pół
godziny siedział na krześle dla niegrzecznych, bo pani tak się na niego
rozgniewała.
W Jasia grupie jest chłopczyk, który wygląda inaczej niż reszta dzieci, bo ma
trochę inną buzię i trochę inaczej niż one mówi. Ma na imię Jacuś. Jest duży i
silny, ale nie bardzo dobrze chodzi, bo jego kroki przypominają kroki kaczuszki.
Jacuś ma też kłopoty z jedzeniem, nie potrafi jeść tak ładnie jak reszta dzieci,
i pani zawsze mu pomaga. Ale niech tylko komuś coś się stanie! Niech tylko ktoś
upadnie i rozbije kolano albo niech komuś z jakiegoś powodu zrobi się smutno!
Kto wtedy jest przy nim pierwszy? Jacuś! Tuli i całuje. Kto w parku woła wesoło
na widok swoich koleżanek i kolegów z przedszkola:
też wołają:
, przyjacielu! *= Jest wtedy -liwy. Ma- 4*
tKiła kiedyś
ША)
'Лс5
с 6

•*,
- - l
^^T%i \fc 4&SKStfSfc
r/z/z/r^s/^- /f-A^./yśs & sź>i
м,Ш
- Cześć, przyjacielu! Oczywiście, Jacuś.
I chociaż wola trochę niewyraźnie, wszyscy już nauczyli się rozumieć go, więc
też wołają:
- Cześć, przyjacielu! Jacuś jest wtedy
bardzo szczęśliwy. Mamusia wróciła kiedyś z zebrania rodziców, poprosiła Jasia,
żeby u-siadl na tapczanie obok niej, i przytuliła go do siebie.
- Rodzice Jacusia też byli na zebraniu
i powiedzieli, że dziękują wszystkim dzieciom z waszej grupy za to, że są takie

Strona 13

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

koleżeńskie wobec Jacusia. Powiedzieli, że dzięki wam mniej się lękają o to, jak
Jacusiowi ułoży się życie.
Jaś, kiedy to usłyszał, był bardzo przejęty i dumny z siebie, bo on też Jacusia
bardzo lubi i chętnie się z nim bawi, chociaż czasami to jest dosyć trudne, bo
trzeba mieć do niego trochę więcej cierpliwości.
- To ja zaproszę Jacusia na moje urodziny! - zawołał natychmiast.
- Wspaniale! - zgodziła się mamusia. - Oczywiście, że możesz go zaprosić, to
przecież dobry kolega.
- Tylko trochę inny, prawda? Ale jak nabałagani, to sprzątnę po nim, mamo, bez
żadnego gadania, w końcu mnie jest łatwiej sprzątać niż Jacusiowi.
- Myślę, że on ci chętnie pomoże.
- Chyba, że tak - godzi się Jaś.
54
■^W
W l
W przedszkolu wszystkie dzieci z grupy Jasia najbardziej lubią rysowanie
portretów. Pani rozdaje białe arkusze papieru, ołówki, kredki i mówi:
- A teraz będziecie rysować portrety.
Dzieci najchętniej rysują swoje mamusie, Jaś też. Zaczyna portret od głowy.
Uważa, że jego mamusia jest śliczna, więc jej głowa też musi być taka, no i na
szczę-ście jest, może wyszła trochę za bardzo podobna do jajka, ale to nic nie
szkodzi, bo jak się kredkami dorysuje do jajka długie brązowe włosy, to ono
wcale nie będzie wyglądało jak jajko. Potem Jaś rysuje mamie brzuszek, jest
wielki i pękaty,
55
ale to dlatego, że wiatr szarpie jej sukienkę. Być może mamusia naprawdę nie ma
jednej nogi dłuższej, a drugiej krótszej, tak jak Jasiowi wyszło na rysunku, ale
ma za to piękne długie ręce, podobne do rozpostartych skrzydeł ptaka, zakończone
długimi palcami. Jaś zapomniał narysować mamie szyję, więc między głową a
brzuszkiem czerwoną kredką dorysowuj ej ej szalik, żeby nie marzła w zimie.
Przygląda się portretowi i jest z siebie zadowolony, bo widzi ogromne
podobieństwo. Pani też bardzo go chwali, a Iga, która siedzi obok, zerka na
rysunek Jasia i mówi:
- Twoja mama ładnie ci wyszła!
Jaś zerka na rysunek Igi, jej mama przypomina trochę jego mamę, ma tylko krótsze
ręce i nogi jednakowej długości. Za to włosy mamy Igi przypominają włosy trolla.
- Twoja mama też jest ładna - mówi Jaś z uznaniem.
Jest jeszcze trochę czasu, chociaż panie z kuchni już szykują obiad. Pachnie
barszczykiem.
- Zdążę chyba narysować jeszcze i moją babcię! -mówi Jaś.
Rysowanie babci zaczyna od okularów, później w dole kartki szybko rysuje nogę,
którą babcia rozcięła sobie, kiedy upadła na ulicy, obok niej tę drugą, zdrową.
Połączenie nóg babci z jej okularami trwa tylko chwileczkę, ale potem potrzebna
jest jeszcze druga chwileczka, żeby babci wokół okularów narysować głowę, a na
głowie muszą przecież być te jej wiecznie poczochrane włosy. Jaś jest zadowolony
z obydwóch portretów, które zrobił. Wie, że mama z całą pewnością schowa swój do
teczki z jego rysunkami, a babcia wsunie babcię za szybkę regału.
56
- Dzieci! - wola pani z kuchni. - Zapraszam na barszczyk!
Jaś przepada za barszczykiem, więc nie marudzi przy jedzeniu, tylko Marzenka i
Michałek plączą z rozpaczy, że muszą go jeść. Na drugie jest kotlet, nawet
smaczny, ale obok niego na talerzu leży wielka łycha szpinaku, którego Jaś, Iga,
Dorotka i Kamil po prostu nie mogą przełknąć, dziewczynki zalewają się łzami, a
chłopcy nazywają szpinak brzydkimi wyrazami, co bardzo gniewa wszystkie panie.
Potem podnosi się okropny wrzask, bo na deser są brzoskwinie i każdy chce dostać
tę, którą już dostał ktoś inny.
Babcia mówi,
że gdyby miała pracować w przedszkolu, to chybaby oszalała.
57
- Czy ty oszalałeś, Jasiu?
Tak pyta mama, kiedy on skacze na tapczanie prawie aż do sufitu, a potem lata po
mieszkaniu z Mruczkiem pod pachą i dudni, i gwiżdże, ponieważ jest pociągiem.
Może nawet byłoby zabawnie, gdyby babcia pracowała w przedszkolu i oszalała
razem z Jasiem, trzymając pod pachą swoją żywą kotkę Misie.
58

ITT
A niech to piorun trzaśnie!

Strona 14

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

'spaniale jest chodzić z mamusią do sklepu i robić zakupy na cały tydzień.
Mamusia bierze wtedy wózek, wkłada do niego masę potrzebnych rzeczy, a Jaś,
kiedy tylko ona odwraca głowę, wkłada tam masę rzeczy niepotrzebnych, które przy
kasie wprowadzają mamusię w zdumienie.
- A po co ja to wzięłam? - dziwi się, ale jest już za późno, bo pani wstukała to
coś do rachunku. -Węgorz wędzony? - dziwi się za chwilę. - My nie lubimy
wędzonego węgorza!
Pani przy kasie bardzo się spieszy, więc klik, klik, i węgorz już jest
policzony.
- No, nie! - woła mamusia. - Czekoladki z kotami za trzydzieści złotych? Mowy
nie ma, tego proszę nie liczyć!
Ale klik, klik, i czekoladki już wpadły do rachunku.
- To co robimy? - pyta pani kasjerka.
- Trudno, będę miała prezent dla
59

mojej siostrzeniczki, to blaszane pudełko jest takie ładne, przyda jej się na
skarby.
A więc pudełko z kotkami będzie miała Jagódka czy też Malinka albo Wisienka, Jaś
teraz jest zły na siebie, że wrzucił je do wózka, bo jego zdaniem ta bałaganiara
wcale nie zasługuje na taki ładny prezent.
- Może niech te kotki będą dla Oskara, dobrze, mamusiu?
Mama nie odpowiada, szuka czegoś w torbie, wyjmuje z niej wszystko: klucze,
chustki do nosa, kalendarz, długopis, zapasowe rajstopy, jabłko i mały sok w
kartoniku. Nie ma portfela, został ukradziony! Początkowo Jaś w to nie wierzy,
ale słyszy, jak mamusia mówi pani w kasie, że domyśla się, kiedy to się stało.
- Przy pieczywie! Nagle zrobił się tam tłok, kilka osób zaczęło sięgać po bułki,
a ja, proszę pani, nawet przesunęłam torebkę do przodu, ale musiałam to zrobić
za późno!
Mamusia jest roztrzęsiona, bo ukradli jej wszystko: dowód osobisty, pieniądze,
karty do bankomatu, zdjęcia Jasia, które nosiła w portfelu. Jaś czuje, że też
jest roztrzęsiony, bo nagle znalazł się bardzo blisko czegoś, o czym do
60
tej pory tylko słyszał, i to coś jest okropniejsze, niż sądził, że może być.
Ktoś obcy, złodziej, zabrał cenne rzeczy jego mamusi. A niech to piorun
trzaśnie, myśli tymi samymi słowami, które powiedział wujek, kiedy ukradziono mu
samochód.
Wyszli ze sklepu bez zakupów, oboje bardzo roz-trzęsieni, jest już późno, a
mamusia musi jeszcze iść do banku i zastrzec, żeby nikomu nie wypłacano jej
pieniędzy z bankomatu, i na komisariat, zgłosić kradzież portfela i utratę
dowodu osobistego. Biedna mamusia, nawet buzia zrobiła jej się jakaś mniejsza i
bledsza, Jaś patrzy na nią, chce mu się płakać i znowu myśli: a niech to piorun
trzaśnie! Na szczęście przypomina sobie, że ma w domu malutką portmonetkę, którą
dostał od babci, kiedy ona robiła porządek w swojej szufladzie z rupieciami. Jaś
bardzo chciał mieć tę portmonetkę i babcia mu ją dała, i proszę, jak ona się
teraz przyda.
W domu Jaś zaraz pobiegł do swojego pokoju, wyrzucił wszystko ze skrzyneczki, w
której trzyma skarby, i od razu znalazł portmonetkę, co za szczęście! Mamusia
będzie uratowana, bo są w niej trzy dwuzłotówki i trochę, nawet dużo, brązowych
pieniążków.
61

- Mamusiu! Mamusiu! Zobacz, to dla ciebie! Masz portmonetkę, pieniądze i wcale
nie musisz mi tego oddawać!
Mamusia usiadła na tapczanie, przytuliła do siebie Jasia razem z jego
portmonetką i dopiero wtedy się rozpłakała. A Jaś siedział obok i tylko wycierał
ręką łzy płynące po jej buzi.
- Nie płacz, mamo, przecież ja ciebie kocham, przecież ja ciebie kocham! -
powtarzał.
Jaś wiedział, że dla jego mamusi to jest najważniejsze.
^Sv
62
Spis treści
O tym jak Jaś sobie szedł

5

O tym jak Jaś szedł sobie dalej 8
Jaś gra w „Czarnego Piotrusia"

13

O dziwnym nosie Jasia

18

Jaś zostaje klaunem

22

Strona 15

background image

Siesicka Krystyna - Idzie Jas

O domu na głowie

27

O wystawie psów rasowych

32

Lane kluski, lane kluski!

37

W bezpiecznej norce

44

A jak jest w przedszkolu?

48

I co jeszcze jest w przedszkolu?

52

A niech to piorun trzaśnie!

59

WKRÓTCE KOLEJNA KSIĄŻKA
KRYSTYNY SIESICKIEJ dla Najmłodszych Czytelników
5?
A JA CIEBIE ZJEM!
a
IW


н

А
*
1

-...........■.............■

»...........—■—

*№*

>»".........."""*

>—•———••

н

»......мі..

'■......................»"

.—

Strona 16


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Idzie Jaś, logopedia, Wierszyki
postawa skoliotyczna kszt. naw. praw. post. T idzie Jaś prze, Metodyka postępowania korekcyjno komen
Siesicka Krystyna Przez dziurkę od klucza
Siesicka Krystyna Moja droga Aleksandro
Siesicka Krystyna Opowieści rodzinne 03 Wachlarze
Siesicka Krystyna Między pierwszą a kwietniem
Siesicka Krystyna Zapach Rumianku
Siesicka Krystyna Wróć Aleksandrze
Siesicka Krystyna Fotoplastykon
Siesicka Krystyna książki wszystkie tytuły
Siesicka Krystyna Zapach Rumianku
Siesicka Krystyna Wachlarze
Siesicka Krystyna Trzynasty miesiąc poziomkowy
Siesicka Krystyna Czas Abrahama,
Siesicka Krystyna Sloneczniki
Siesicka Krystyna Zapalka na zakrecie
Siesicka Krystyna Beethoven i dzinsy

więcej podobnych podstron