Louis Althusser
Marksizm jako teoria
skończona. Notatki
o państwie
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2005
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
Tekst Louisa Althussera „Marksizm jako teoria
skończona. Notatki o państwie” („Il marxismo
come teoria finita”) został opublikowany w pracy
zbiorowej „Discutere lo Stato: Posizioni a
confronto su una tesi di Louis Althusser”, wyd. De
Donato, Bari 1978. Oryginał w języku francuskim
ukazał się w paryskim czasopiśmie Dialectiques, nr
23, 1978 r., pod tytułem „Le marxisme et l'État”.
Podstawa dla niniejszego wydania: „Rewolucja.
Półrocznik społeczno-polityczny i historyczny” nr
3/2003.
Tekst został przełożony z języka francuskiego
przez Zbigniewa Marcina Kowalewskiego.
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
„U Marksa brak jest teorii państwa”. Zdanie to, wypowiedziane przez filozofa i francuskiego
towarzysza komunistycznego Louisa Althussera w Wenecji na kolokwium nt. Władza i opozycja w
społeczeństwach porewolucyjnych, wywołało względny skandal. Później zaproponowałam, aby nieco
skonkretyzował tę kwestię, którą pozostawił w zawieszeniu.
Rossana Rossanda
PYTANIA
Zabierając głos w Wenecji powiedziałeś, że u Marksa brak jest teorii państwa. Ja również tak
uważam, choć myślę, że są u niego fragmenty bardziej wyartykułowanej niż u Lenina analizy
nowoczesnego państwa, jak również jest pewnego rodzaju kontr-teoria (dotycząca tego, czym nie powinno
być państwo socjalistyczne). W każdym razie, ponieważ nie chodzi o czysto filologiczną kwestię, ale o nie
cierpiącą zwłoki kwestię na takim etapie, jak obecny, na którym oczywisty jest kryzys „zrealizowanych
socjalizmów”, a Włoska Partia Komunistyczna i inne zachodnie partie komunistyczne na dłuższą czy
krótszą metę mogą stać się partiami rządzącymi, moglibyśmy spróbować sformułowania pewnych pytań.
W swoim wystąpieniu na Sorbonie w grudniu 1976 r. – którego fragmenty opublikowaliśmy w
drugim numerze Transizione – zrobiłeś aluzję do niemożności likwidacji dyktatury proletariatu bez
rezygnacji z zasadniczego stanowiska marksizmu. W jakim jednak punkcie zaczął się kryzys historycznego
doświadczenia dyktatury proletariatu w krajach „socjalistycznych”? Kwestię tę można podjąć dwojako –
pierwszy sposób polega na odniesieniu się do względnej niedojrzałości politycznej tych społeczeństw, a w
rezultacie do potrzeby państwa jako unifikującej sfery politycznej (Marks mówi jednak, że wszelkie
państwo jest państwem pewnej klasy, to jest, dokładnie, państwem burżuazyjnym, która to definicja
obejmuje więc również państwo proletariackie). Czy jednak z tego wynika, że w socjalizmach
„niedojrzałych” istnieje potrzeba starego państwa, jeszcze bardziej centralizatorskiego niż jakiekolwiek
państwo nowoczesne? Inny sposób podejmowania tego tematu polega natomiast na odniesieniu się do
teoretycznej formy „sfery politycznej” w fazie przechodzenia do komunizmu. Czy – tak jak czyni to wielu
we Włoszech – powinniśmy przyjąć, że w tej fazie konieczne jest, aby partia stała się państwem, choć z
dialektyką wewnętrzną (na Sorbonie powiedziałeś: „tak, ale nie” – dialektyka tak, frakcje nie)? Czy też
korzystne jest, aby rozmaite bazy społeczne wyrażały się politycznie? (Jeśli nadal istnieją sprzeczności, a
nie tylko struktury, to dlaczego nie miałyby wyrażać się „politycznie”? Jak mogłyby wyrażać się inaczej?)
Jaki w takim razie stosunek zachodzi między sferą polityczną a partią klasy robotniczej? Konkretnie, co w
fazie przejściowej należy rozumieć przez „sferę polityczną”? W odpowiedzi marksistów Bakuninowi uważa
się państwo za nieodzownego regulatora społeczeństwa komunistycznego, co kontrastuje z tezą o
obumieraniu państwa w tym znaczeniu, że ma być ono „centralą” (planowej) produkcji i normy (bez której
nie można się obejść). Innymi słowy – czy społeczeństwo, które uznaje swój pełen sprzeczności charakter
(Mao) może przetrwać bez ustalonych permanentnie reguł gry, których transgresja następuje jedynie w
chwilach nierównowagi, co nie przeszkadza występowaniu centrum, prawicy i lewicy, a tym samym nie
zaciera dialektyki społecznej? Czy „prawo” i „państwo” nie implikują już formy kompromisu społecznego,
która jest właściwa każdej fazie, a więc również fazie przejściowej? W takim razie jak i kiedy państwo
obumiera? Jak można twierdzić, że „wytwórcom” nie będzie już potrzebna „ogólna” mediacja polityczna?
ODPOWIEDŹ ALTHUSSERA
Pytania, jakie mi zadajesz, wypowiedziane są w taki sposób, a zwłaszcza przy użyciu takiej
terminologii, że implicite zawierają serię założeń dotyczących teorii marksistowskiej, państwa i
„społeczeństwa obywatelskiego”, polityki, zaniku państwa itd. Po to, aby założenia te formułować
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
explicite, należy zacząć od szeregu obserwacji wstępnych, ponieważ z marksistowskiego punktu widzenia
wcale nie są one oczywiste.
1. Marksizm jest „skończony” i o państwie może myśleć jedynie negatywnie
Nie ma nic dziwnego w tym, że czytając Ingrao
1
i De Giovanniego
2
natykamy się na przymiotnik
„złożony”, który powtarza się uporczywie w tekstach tych (i innych) towarzyszy, na pojęcie „globalności”,
które moim zdaniem związane jest ze – swoją drogą bardzo potocznym – terminem „ogólności” („moment
ogólny” itd.). Wydaje mi się, że pod przykrywką takich terminów i określonej koncepcji, która się w nich
rysuje, wykrywam ideę głoszącą, że teoria marksistowska jest w stanie „objąć” całość procesu, który będzie
prowadził od kapitalizmu do komunizmu, podczas gdy w rzeczywistości teoria ta określa jedynie
wzajemnie sprzeczne tendencje działające w obecnym procesie. Od chwili, w której Marks dystansuje się
od idei zawartych w pismach młodzieńczych i od wpływów socjalizmu utopijnego (które – nie ma potrzeby
o tym się rozwodzić – dochodzą nawet do głosu w określonych ustępach Kapitału), myśli on o komunizmie
jako o tendencji społeczeństwa kapitalistycznego. Ta tendencja nie jest abstrakcyjną wypadkową. Wirtualne
formy komunizmu istnieją już konkretnie w „porach społeczeństwa kapitalistycznego” (tak samo jak
wymiana handlowa istniała „w porach” społeczeństwa niewolniczego i feudalnego) – np. pod postacią
zrzeszeń, które – toutes proportions gardées – wymykają się działaniu praw rynku.
Za tymi kwestiami kryje się bardzo ważny problem teoretyczny. Uważam, że teoria marksistowska
jest czymś „skończonym”, „ograniczonym”. Ograniczonym do analizy kapitalistycznego sposobu produkcji
i jego kontradyktoryjnej tendencji, która stwarza możliwość obalenia kapitalizmu i jego zastąpienia „czymś
innym”, co zarysowuje się już negatywnie – „jako pustka” – i pozytywnie w społeczeństwie
kapitalistycznym. Twierdzenie, że teoria marksistowska jest czymś „skończonym”, równa się w istocie
twierdzeniu, że jest czymś bardzo odmiennym od filozofii dziejów, która pretenduje do „objęcia” całego
stawania się ludzkości, o którym myśli ona efektywnie, a w związku z tym jest w stanie z góry i
pozytywnie zdefiniować punkt dojścia – komunizm. Teoria marksistowska (jeśli pozostawimy na boku
pokusę uczynienia z niej filozofii dziejów, a takiej pokusie z pewnością uległ Marks i była ona absolutnie
obecna w Drugiej Międzynarodówce i w fazie stalinowskiej) wpisuje się w obecną fazę (fazę wyzysku
kapitalistycznego) i do niej się ogranicza. O przyszłości może mówić jedynie przedłużając „w sposób
negatywny” obiektywne możliwości obecnej tendencji – tendencji do komunizmu, która daje
zaobserwować się w serii zjawisk występujących w społeczeństwie kapitalistycznym (od uspołecznienia
produkcji po „porowe” formy społeczne). Dlatego o przejściu (lub – bo chodzi o to samo, pod warunkiem,
że nie wynaturza się instrumentalnie tego terminu – dyktaturze proletariatu) i późniejszym obumieraniu
państwa można myśleć tylko wtedy, gdy wychodzi się od obecnego społeczeństwa. To wszystko, co powie
się o przejściu, może być jedynie wskazówką wynikającą z działającej tendencji, która – podobnie jak
wszystkie tendencje u Marksa – pozostaje w sprzeczności z przeciwstawnymi tendencjami i może
zrealizować się jedynie poprzez walkę klas. Rzeczywistości tej nie sposób teraz przewidzieć w określonej
formie pozytywnej – formy pozytywne mogą ujawnić się, urzeczywistnić tylko w toku walki klas.
Jeśli tak, to w takim razie idea, że teoria marksistowska jest czymś „skończonym” całkowicie
wyklucza ideę teorii „zamkniętej”. Zamknięta jest np. filozofia dziejów, ponieważ w sposób antycypowany
1
Pietro Ingrao – działacz Włoskiej Partii Komunistycznej (PCI) od 1940 r., w latach 1947-1957 dyrektor partyjnego dziennika
Unità, w latach 1947-1992 poseł do parlamentu, w latach 1976-1979 przewodniczący Izby Poselskiej, wieloletni członek
Komitetu Centralnego i sekretariatu KC partii. W 1989 r. przeciwstawił się przekształceniu PCI w partię socjaldemokratyczną,
ale był przeciwny rozłamowi na tym tle. W nowej Demokratycznej Partii Lewicy (PDS) przewodził nurtowi „demokratycznych
komunistów”, ale odszedł z niej w 1993 r. Od 1998 r. członek komitetu redakcyjnego lewicowego miesięcznika La Revista del
Manifesto, związanego z grupą byłych działaczy komunistycznych – m.in. Rossaną Rossandą – wydających dziennik Il
Manifesto.
2
Biagio de Giovanni – politolog, historyk polityczny i filozof, długoletni działacz Włoskiej Partii Komunistycznej (PCI), po
przejściu prawego skrzydła tej partii na pozycje socjaldemokratyczne działacz utworzonej przez to skrzydło Demokratycznej
Partii Lewicy (PDS), a następnie Lewicowych Demokratów (DS) i poseł do Parlamentu Europejskiego.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
skupia się w niej cały bieg historii. Tylko teoria „skończona” może być naprawdę „otwarta” na
kontradyktoryjne tendencje, które odkrywa w społeczeństwie kapitalistycznym, otwarta na jego
aleatoryczną przyszłość, na nie dające przewidzieć się „niespodzianki”, z którymi ciągle mamy do
czynienia w historii ruchu robotniczego; otwarta, a tym samym czujna, potrafiąca traktować się na serio i
na czas brać na siebie niepoprawną wyobraźnię historii.
Uważam więc, że powinniśmy wyzbyć się zupełnie idei – obecnej jeszcze w pewnych
wypowiedziach Lenina, a także Gramsciego – która głosi, że teoria marksistowska jest teorią „totalną”,
pewnego rodzaju filozofią dziejów, która kulminuje w praktyce Wiedzy absolutnej i jest w stanie myśleć o
problemach „nie stojących na porządku dnia”, antycypując arbitralnie warunki ich rozwiązania. Jeśli teoria
marksistowska jest naprawdę „skończona”, to większość wielkich problemów, z jakimi się borykamy,
można będzie postawić tylko wtedy, gdy będziemy mieli jasną świadomość jej skończoności.
Do tego dochodzi fakt, że nawet w związku ze społeczeństwem kapitalistycznym i ruchem
robotniczym teoria marksistowska prawie nic nie mówi o państwie ani o ideologii lub ideologiach, ani o
polityce, ani o organizacjach walki klasowej (strukturach, funkcjonowaniu). To „ślepy punkt”, który
niewątpliwie dowodzi, że Marks natknął się na pewne granice teoretyczne – tak, jakby do tego stopnia
sparaliżowało go burżuazyjne wyobrażenie o państwie, polityce itd., że jedynie je odtwarzał w negatywnej
formie (krytyka jego charakteru prawnego). Bez względu na to, czy chodzi o ślepy punkt, czy o strefę
zakazaną – skutek jest taki sam. To ważne, ponieważ tendencja do komunizmu jest jakby zablokowana (lub
nie staje się świadoma siebie) we wszystkim, co wiąże się z tymi regionami czy tymi problemami.
2. To, że celem jest państwo, nie znaczy, że polityka jest tożsama z państwem
Drugie założenie odnosi się do polityki. Uważam, że mimo swojego głębokiego wyczucia historii
Gramsci bardziej zaciemnia niż rozświetla ten ślepy punkt, który jest u Marksa, gdy przejmuje stare
burżuazyjne rozróżnienie między społeczeństwem politycznym a społeczeństwem obywatelskim, choć
społeczeństwu obywatelskiemu nadaje inne znaczenie (prywatne organizacje „hegemoniczne”, a więc
leżące na marginesie „sfery państwa”, utożsamianej ze „społeczeństwem politycznym”, co po raz kolejny
implikuje, że za podstawę przyjmuje się prawne rozróżnienie między „tym, co publiczne” a „tym, co
prywatne”). Wydaje mi się, że w problematyce, o której dyskutuje się we Włoszech, jest związek między
pojęciami społeczeństwa politycznego, państwa i funkcją „ogólności”, przeciwstawianą „temu, co
prywatne” (to nie jest dokładnie to samo, co „szczególne”, a już tym bardziej nie to samo co
„środowiskowe”, do czego odnosi się De Giovanni, który mówi nieustannie o „tym, co prywatne”). Myślę,
że ta kupa związanych ze sobą pojęć odsyła nas mimo wszystko do burżuazyjnej ideologii, koncepcji i
praktyki polityki, podobnie jak odsyła nas w końcu do ukrytego idealizmu „uniwersalności państwa” jako
miejsca, w którym realizuje się „to, co uniwersalne” lub „ogólność” ludzkości, wolnej w końcu od
wyzysku, podziału pracy i ucisku (kierownicy/kierowani) – idealizmu, który (pod wpływem Feuerbacha)
występuje w dziełach młodzieńczych Marksa, a nawet dochodzi do głosu w innych jego, późniejszych,
dziełach: w gruncie rzeczy istota człowieka polega na państwie, które w sposób wyobcowany wyraża jej
uniwersalność; wystarczy uświadomić to sobie i w rezultacie zrealizować dobrą, a nie wyobcowaną
„uniwersalność”. Na końcu tej drogi znajduje się reformizm.
Oto co wydaje mi się najistotniejsze: fakt, że (burżuazyjna czy proletariacka) walka klasowa stawia
sobie za cel państwo (hic et nunc) w rzeczywistości nie oznacza, iż politykę należy definiować w związku
z państwem. Zachodzi więc absolutna potrzeba odróżnienia polityki proletariackiej od jej bieżącego celu.
Tak, jak Marks celowo nazwał Kapitał „krytyką ekonomii politycznej”, tak też powinniśmy dotrzeć tam,
gdzie on nie mógł dotrzeć – myśleć o krytyce polityki narzuconej przez ideologię i praktykę burżuazyjną.
Rozróżnienie między „społeczeństwem politycznym” a „społeczeństwem obywatelskim” jest typowo
burżuazyjne – jest to rozróżnienie konstytuujące ideologię burżuazji i walki, którą toczy ona jako klasa;
ideologia ta przedstawia się jako oczywistość za pośrednictwem politycznego aparatu ideologicznego
państwa (wola ogółu jako wypadkowa woli indywidualnych, które wyrażają się w wyborach powszechnych
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
i są reprezentowane w parlamencie). Dla burżuazji równie typowe jest prezentowanie państwa jako „sfery”
odmiennej od reszty, odmiennej od społeczeństwa obywatelskiego (zarówno w takim znaczeniu, jakie
nadawał mu Hegel, jak i w takim, jakie nadawał mu Gramsci) i znajdującej się na jego marginesie. Należy
zdać sobie sprawę, że taka koncepcja ideologiczna, która służy ściśle określonym interesom, pod żadnym
względem nie odpowiada rzeczywistości. Państwo zawsze przenikało w głąb społeczeństwa obywatelskiego
(w obu znaczeniach tego terminu) – nie tylko za pośrednictwem pieniądza i prawa, ale również za
pośrednictwem aparatów ideologicznych. Długo nad tym rozmyślałem i mimo subtelności analizy
Gramsciego uważam, że należy pozostać przy pojęciu aparatu państwowo-ideologicznego – nie tylko
dlatego, że wydaje mi się ściślejsze niż gramsciańskie pojęcie aparatu hegemonicznego – definiowanego
jedynie na podstawie skutku (hegemonii) z pominięciem funkcjonalności ideologicznej – ale również
dlatego, że wyraźnie wskazuje, iż choć hegemonię sprawuje się pod postaciami, których „pochodzenie” jest
żywiołowe i „prywatne”, integrują się one i przeobrażają w formy ideologiczne utrzymujące organiczny
związek z państwem. Państwo może zastać takie formy już gotowe, mniej więcej wypracowane i – jak to
zawsze działo się historycznie – „odkryć” je wcale ich nie wytwarzając, ale to wcale nie znaczy, że nie
integruje ich/unifikuje pod postaciami, które służą gwarantowaniu jego hegemonii. W tej
integracji/transformacji (która stanowi jedność z konstytuowaniem się ideologii panującej) determinującą
rolę odgrywa specyficzny, ściśle związany z praktyką klasy panującej, region ideologii: dla hegemonii
burżuazyjnej tym, co łączy w jedną całość i zapewnia syntezę, jest ideologia prawna. Tego procesu nie
należy rozumieć jako czegoś linearnego, lecz jako coś, co jest pełne sprzeczności, ponieważ ideologia
panująca nie istnieje bez ideologii zdominowanej, która z kolei pozostaje pod wpływem tego panowania.
Wygląda więc na to, że ponieważ państwo jest ostatecznym celem walki klas (a takie postawienie
sprawy jest słuszne), polityka sprowadza się do „sfery” zdefiniowanej przez ten cel. W obliczu tego rodzaju
złudzenia, bezpośrednio inspirowanego przez ideologię burżuazyjną i koncepcję redukującą politykę do jej
własnego celu, Gramsci dość dobrze zrozumiał, że „wszystko jest polityczne”, tzn. że nie istnieje „sfera
polityki”, że o ile rozróżnienie między społeczeństwem politycznym (lub państwem) a społeczeństwem
obywatelskim doskonale definiuje narzucone przez ideologię i praxis burżuazyjną formy, ruch robotniczy
powinien skończyć z tym złudzeniem i deformacjami, jakie ono powoduje oraz uzbroić się w inną ideę
polityki i państwa.
Co się tyczy państwa, to przede wszystkim chodzi o to, aby jego rzeczywistości nie sprowadzać do
widzialnej sfery aparatów państwowych, maskowanych za sceną przez polityczny aparat ideologiczny
państwa („system” polityczny). Państwo zawsze jest państwem „poszerzonym” i w tym punkcie trzeba
dobrze wyjaśnić sobie pewną rzecz, ponieważ mylą się i mącą innym w głowach ci, którzy uważają, że
„poszerzenie” to dokonało się niedawno, co rzekomo inaczej stawia cały problem. Zmieniły się (no jasne –
i jeszcze jak!) sposoby tego poszerzenia, ale nie sama zasada poszerzenia. Uważam, że do niedawna
byliśmy po prostu ślepi na efektywne poszerzenie państwa, które było widoczne już w monarchii absolutnej
(nie sięgając dalej w przeszłość) i w państwie kapitalizmu imperialistycznego.
Co się tyczy polityki, to przede wszystkim chodzi o to, aby nie sprowadzać jej do form urzędowo
uświęconych jako polityka przez ideologię burżuazyjną: państwa, przedstawicielstwa ludowego, partii
politycznych, politycznej walki o władzę w istniejącym państwie. Wdeptując w taką logikę ryzykuje się, że
się w niej ugrzęźnie i popadnie nie tylko w „kretynizm parlamentarny” (to kontrowersyjne określenie), ale
przede wszystkim w prawne złudzenie polityki, ponieważ sprawia ono, że politykę definiuje się za
pośrednictwem prawa – prawa, które uświęca (tylko ono może to uczynić) formy polityki definiowane
przez ideologię burżuazyjną, w tym działalność partii. Przytoczę prosty przykład wzięty z tutejszych
realiów, przy czym to małe piwo w porównaniu z tym, co dzieje się we Włoszech: we Francji niektórzy
przemysłowcy wytoczyli procesy komunistom, którzy szli rozmawiać z robotnikami w zakładach pracy;
prawo było po stronie pracodawców. Oczywiście, takie prawo polityczne i „społeczne” idzie w parze z
ideologią prawną, która skrupulatnie odróżnia politykę od nie-polityki. Ideologia to nie tylko kwestia idei –
ona realizuje się np. w związkowym aparacie państwowo-ideologicznym: ileż to związków zawodowych
werbuje pracowników szermując w tym celu ideologią związku apolitycznego (choćby polegało to na
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 6 -
www.skfm-uw.w.pl
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
eksploatowaniu odmowy, z jaką wśród pracowników spotyka się udział w rozumianym na modłę
burżuazyjną życiu politycznym, jak to dzieje się np. w przypadku anarchosyndykalizmu)?
Nie chodzi tu o „poszerzanie” istniejącej polityki, lecz o to, aby zwracać uwagę na politykę tam,
gdzie ona rodzi się i realizuje. Obecnie zarysowuje się ważna tendencja do odróżniania polityki od jej
burżuazyjnego statusu prawnego. Stare rozróżnienie między partią a związkiem zawodowym jest narażone
na ciężkie próby; na marginesie partii i samego ruchu robotniczego rodzi się wiele zupełnie
nieprzewidzianych inicjatyw politycznych (feminizm, formy ruchu młodzieżowego, nurty ekologiczne itd.),
które powodują oczywiście wielkie zamieszanie, ale mogą być płodne.
„Powszechne upolitycznienie”, o którym mówi Ingrao, to symptom, który należy interpretować jako
nieco grubiańskie, ale głębokie zakwestionowanie klasycznych form burżuazyjnych polityki. Stąd wiele
starć, ostrych sprzeczności, nawet „sprzeczności w łonie ludu”, których czasami nie uznają za takie ich
główni bohaterzy. Pod tym względem Włochy są w czołówce. Skłonny byłbym interpretować trudności,
jakie Włoska Partia Komunistyczna ma z integracją niektórych ruchów, a nawet z nawiązaniem z nimi
kontaktu, jako wskazówkę, że klasyczna koncepcja polityki i partii stoi pod znakiem zapytania, a
inicjatywy związków zawodowych, które czasami zaskakują partię, jako sygnał alarmowy, że partia
powinna porzucić starą koncepcję. Cały ten ruch stawia oczywiście pod znakiem zapytania formę
organizacyjną samej partii – ostrzega nas (dość późno!), że opiera się ona dokładnie na modelu
burżuazyjnego aparatu politycznego (z jego „parlamentem”, bazą członkowską i „obieralnym”
kierownictwem, które, cokolwiek by się działo, wie, jak zachować swoje stanowiska i za pośrednictwem
swojego aparatu ideologicznego i w imię ideologii jedności partii zagwarantować przewagę swojej „linii”).
Jest rzeczą oczywistą, że to głębokie skażenie koncepcji polityki przez ideologię burżuazyjną stanowi
centralny problem, który przesądzi o przyszłych losach organizacji robotniczych.
3. Komunizm oznacza koniec państwa, a nie koniec stosunków społecznych czy ideologii
Dlatego jestem zdegustowany takimi formułami, jak: „Należy przyjąć, że w fazie przejściowej
teoretyczna forma sfery politycznej powinna przechodzić przez partię stającą się państwem”. Nie mogę
zgodzić się z taką myślą (sformułowaną, jeśli się nie mylę, przez Gramsciego w jego teorii Nowoczesnego
Księcia, która faktycznie podejmuje szerszy wątek – zajmował się nim szczególnie Machiavelli –
burżuazyjnej ideologii polityki), bo jeśli partia „staje się państwem”, to mamy ZSRR.
Dawno temu w liście, który posłałem niektórym moim przyjaciołom włoskim, napisałem, że ze
względów zasadniczych partia nigdy nie powinna uważać się za „partię rządzącą”, nawet jeśli w
określonych okolicznościach uczestniczy w rządzie.
Ze względów zasadniczych, tzn. po to, aby być w zgodzie ze swoją polityczną i historyczną racją
bytu, partia powinna pozostać na marginesie państwa – nie tylko państwa burżuazyjnego, ale tym bardziej
państwa proletariackiego. Powinna być narzędziem numer jeden „zniszczenia” państwa burżuazyjnego, a
następnie stać się („w sposób negatywny”) jednym z narzędzi zaniku państwa. Zewnętrzność polityczna
partii wobec państwa jest fundamentalną zasadą, jaką można wyczytać z nielicznych tekstów, w których
Marks i Lenin zajęli się tą sprawą. (Wydrzeć partię państwu i przekazać ją masom – na tym właśnie
polegała rozpaczliwa próba Mao podczas rewolucji kulturalnej). Bez tej niezależności partii (a nie polityki)
od państwa nigdy nie uda nam się wyjść z państwa burżuazyjnego, choć byśmy nie wiadomo jak bardzo je
„reformowali”.
To niezależność partii od państwa pozwala myśleć o możliwości (lub konieczności) czegoś, co
formalnie zwie się „pluralizmem”. Istnienie wielu partii w fazie przejściowej może tylko przynieść
korzyści; może być to jedna z form sprawowania hegemonii przez klasę robotniczą i jej sojuszników, ale
pod jednym warunkiem – takim mianowicie, że w przeciwieństwie do pozostałych partii partia robotnicza
nie będzie po prostu segmentem politycznego aparatu ideologicznego państwa (ustroju parlamentarnego),
lecz utrzyma się zasadniczo na marginesie państwa, prowadząc działalność wśród mas po to, aby zarówno
stymulować destrukcję/transformację burżuazyjnych aparatów państwowych, jak i sprzyjać obumieraniu
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 7 -
www.skfm-uw.w.pl
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
nowego państwa rewolucyjnego tam, gdzie ono istnieje. Główną pułapką jest państwo – czy to pod postacią
politycznych form kolaboracji klasowej lub zarządzania obowiązującą „praworządnością”, czy też
mitycznej formy „stawania się partii państwem”. Mówię mityczną z teoretycznego punktu widzenia, bo
niestety w krajach „socjalistycznych” jest to bardzo realna forma.
Wiem, jak niesłychanie trudno stać na takim stanowisku, ale bez tego niezależność partii jest
nieubłaganie narażona na niebezpieczeństwo i nie sposób uniknąć ryzyka kolaboracji klasowej lub
stworzenia państwa-partii ze wszystkimi konsekwencjami, jakie to za sobą pociąga. Jeśli jednak trzyma się
takiego stanowiska, to wydaje mi się, że problemy, jakie stawiają komuniści włoscy, są prawidłowo
postawione. To oczywiste, że państwo przejściowe powinno ustanawiać i respektować prawne „reguły gry”,
chroniące zarówno jednostki ludzkie, jak i opozycjonistów, oraz wymagać ich respektowania. Jeśli jednak
partia jest niezależna, będzie respektowała „reguły gry” w sferze, którą zgodnie z klasyczną ideologią
prawną jej partnerzy uważają za „sferę tego, co polityczne”, choć jej praktyka polityczna wpisuje się tam,
gdzie gra toczy się o wszystko – w ruchu masowym. Zniszczenie państwa burżuazyjnego nie oznacza
zniesienia wszelkiej „reguły gry”, lecz dogłębne przeobrażenie jego aparatów (zniesienie jednych i
stworzenie innych, prawdziwie rewolucyjnych). Ograniczenie lub – jak w ZSRR – zniesienie „reguł gry”
sprawia, że masy nie mogą dojść do głosu – chyba, że w dzikich formach, które mogą mieć tragiczne
skutki. Reguły gry, tak jak pojmują je ideolodzy klasyczni, są jedynie częścią bardzo odmiennej gry, o
wiele ważniejszej od gry prawnej, jak to stwierdza sam Bobbio
3
. Jeśli partia zachowuje niezależność, to ma
dużo do wygrania i nic do stracenia, gdy respektuje i proponuje określone reguły gry. Jeśli reguły te trzeba
przekształcić, to należy uczynić to tak, aby umożliwiały większą wolność i pozwalały posuwać się naprzód
drogą prowadzącą do przezwyciężenia państwa. Jeśli jednak partia zatraca niezależność klasową i
inicjatywę w działaniu, to wówczas te same „reguły gry” służą interesom, które nie są interesami mas
ludowych.
Gdy mówi się o komunizmie, używa się na ogół takich idealistycznych formuł, jak formuły Marksa
o „królestwie wolności”, które ma zastąpić „królestwo konieczności” (!), o „swobodnym rozwoju jednostek
ludzkich” czy o ich „swobodnym zrzeszeniu”. Zgadzam się z tym, że komunizm będzie nadejściem
jednostki ludzkiej, uwolnionej wreszcie od brzemienia etyczno-ideologicznego, które czyni z niej „osobę”.
Wcale nie jestem jednak pewien, że to właśnie miał na myśli Marks, o czym świadczy fakt, że nieustannie
łączył swobodny rozwój jednostek z „przejrzystością” stosunków społecznych, nie zamąconą już przez
fetyszyzm. Nie przypadkiem komunizm przedstawia się jako przeciwieństwo fetyszyzmu – pod postacią
komunizmu jako prostego odwrócenia fetyszyzmu znajduje wyraz swobodna działalność jednostki ludzkiej,
koniec jej „wyobcowania”, koniec wszelkich form alienacji: stosunków towarowych, państwa, ideologii,
samej polityki. À la limite jest to społeczeństwo jednostek ludzkich, w którym nie istnieją żadne stosunki
społeczne. Choć chodzi jedynie o antycypację, o której należy myśleć jako o takiej i choćby formułowano
ją z jak największą ostrożnością, nie możemy zaakceptować takiego rajskiego obrazu przejrzystości istot
ludzkich, ich ciał, warunków życia, wolności. Jeśli kiedykolwiek będzie istniało społeczeństwo
komunistyczne, będzie miało ono swoje stosunki produkcji – jakże inaczej nazwać „wolne zrzeszenie
wytwórców”? – a tym samym swoje stosunki społeczne, jak również swoje stosunki ideologiczne. Choć
społeczeństwo to będzie wreszcie wolne od państwa, nie należy z tego wyciągać wniosku, że będzie
również wolne od polityki: skończy się oczywiście polityka w swoich ostatnich formach burżuazyjnych, ale
tę politykę (jedyną, jaką mógł widzieć Marks aż do granic swojego „ślepego punktu”) zastąpi inna polityka
– polityka bezpaństwowa; nie trudno to pojąć, jeśli pamięta się, że również w naszym społeczeństwie nie
ma powodu mylić polityki z państwem.
Tego rodzaju zabawa teoretyczna może wydać się stratą czasu. Doświadczenie uczy jednak, że
choćby całkiem niejasne wyobrażenie, jakie o komunizmie mają ludzie, a w szczególności komuniści, nie
jest obce sposobowi, w jaki pojmują społeczeństwo obecne ani w jaki podchodzą do swoich bieżących i
3
Norberto Bobbio – włoski filozof, specjalista w dziedzinie filozofii polityki i teorii prawa, długoletni profesor na
Uniwersytecie w Turynie, wywodzi się z ruchu Sprawiedliwość i Wolność i z Partii Czynu, uchodzi za zwolennika orientacji
„liberalno-socjalistycznej”, od 1984 r. dożywotni senator.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 8 -
www.skfm-uw.w.pl
Louis Althusser – Marksizm jako teoria skończona. Notatki o państwie (1978 rok)
przyszłych walk. Wyobrażenie, jakie człowiek wyrabia sobie o komunizmie, nie jest niewinne – może
stanowić pożywkę dla złudzeń mesjanistycznych, które mają gwarantować formy i przyszłość działań
obecnych, sprowadzać takie działania z drogi „materializmu konkretnego działania w konkretnej sytuacji”,
sprzyjać hołdowaniu czczej idei „uniwersalności” (odnajdujemy ją w niektórych dwuznacznych surogatach
w rodzaju „momentu ogólnego”, w którym ma zrealizować się pewna „wspólnota” interesów ogólnych)
jako antycypowanego zarysu czegoś, co pewnego dnia będzie mogło stać się uniwersalnością „paktu
społecznego” w „społeczeństwie regulowanym”. Takie wyobrażenie sprawia również, że żyją (lub potrafią
przetrwać) wątpliwe pojęcia, przy pomocy których Marks, wychodząc bezpośrednio od modelu religii i nie
przedstawiając żadnej jej teorii, myślał o fetyszyzmie i alienacji – pojęcia te najpierw zalały Rękopisy z
1844 r., później wystąpiły ponownie, i to z dużą siłą, w Zarysie krytyki ekonomii politycznej (Grundrisse) i
dały jeszcze o sobie znać w Kapitale. Celem rozszyfrowania tej zagadki należy przemyśleć wyobrażenie
Marksa o komunizmie, a jeden ze sposobów, w jaki można to uczynić, polega na poddaniu tego
problematycznego wyobrażenia krytyce materialistycznej, która pozwala uniknąć tego, co pozostało u
Marksa z idealistycznej inspiracji Sensu Historii. Z teoretycznego i politycznego punktu widzenia gra jest
warta świeczki.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 9 -
www.skfm-uw.w.pl