The Mane Event tłumaczenie rozdz 2

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

1

The Mane Event

Shelly Laurenston

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

2

Rozdział 2

„Co właściwie robiłeś z tą… tą… policyjną babą?”

Stopy Mace’a wygodnie spoczęły na blacie biurka jego siostry i jego oczy

powędrowały na sufit.

„Hmm, gdybyś nam nie przeszkodziła pewnie właśnie kładłbym ją na biurku i…”

„Mason Llewellyn! To nie jest zabawne! Ta idiotka jest gliną – wierz lub nie – i próbuje
udowodnić, że mamy coś wspólnego ze śmiercią Alexandra. Właściwie zapytała czy to ja go
zabiłam.”

Mace patrzył na jego piękną siostrę. Była podobna do ich matki. On był podobny do

ojca. I w dalszym ciągu się różnili tak jak ta para.

„A zrobiłaś to?”

Missy się na niego zagapiła. „Oczywiście, że nie!”

„Tylko pytam. Wiem jak porywcza potrafisz być.”

„Bawi cię to, prawda?”

„Prawdę mówiąc to-’’

„Nie masz pojęcia co tu się dzieję.”

Coś w tonie jego siostry kazało mu się zatrzymać. Coś go wyczerpało… i wystraszyło.

„Masz rację. Więc wytłumacz mi to.”

Missy zaczęła pocierać skronie. Pewny znak, że jej stres wzrósł do wyższego

poziomu. „Nie wiem. Myślę, że ktoś próbuje przejąć stado. Zmusić samców do wyjścia.”

„Mówisz mi, że to lwy zastrzeliły Petrova?”

„Mówię, że nie wiem.”

„Najwyraźniej.”

Niepisana zasada dotycząca zmiennokształtnych-nigdy nie walcz z innym zmiennym

przy użyciu czegoś innego niż pazurów, kłów, i umiejętności polowania. Jeden z powodów,
przez które kilka lwów obrzucono serią zarzutów po stracie w watasze Withell’a kilka
miesięcy temu. Użycie trucizny na pazurach? Bezguścia.

„Jesteś pewna, że to nie hieny? Wiem, że mnie nie było jakiś czas, ale nie możesz mi

powiedzieć, że z nimi współpracujecie.”

Missy pociągnęła nosem. „Ciężko.” Nie, nie sądził, że rzeczy się za bardzo zmieniły.

Nie, jeśli Missy wiąż posiada bliznę na szyi z walki z dzieciństwa z hieną. Byli jedynymi

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

3

zmiennymi, o których Mace wiedział, że rodzili się z kłami i przekonaniem, że wszystko
wokół istnieje tylko po to by stać się ich ofiarą.

„Tylko bądź ostrożny Mason. Jeśli jeszcze jacyś samcy mają być zdjęci, to nie jestem

pewna czy zabawią się w ‘cukierek czy psikus’.”

Samce zawsze opuszczały stada, w których się urodzili, ale odkąd Llewellynowie stali

się ‘cywilizowanym’ stadem, próbowali swoim samcom utrudnić ich egzystencję. Musieli
uważać na obcych, starających się zdobyć ich siostry i kuzynów na własność. Z ich pozycją i
kasą mogliby mieć trzy-razy lepszego samca w stadzie.

Oczywiście ta konkretna myśl spowodowała u niego mdłości.

Mimo to, Mace się nie martwił. Nauczył się dawno temu jak przetrwać bez stada.

Polował i był tym, na którego polują. Uwięziony w środku pola walki bez możliwości
ucieczki. Zabijał. Ludzi. By chronić swoich ludzi i siebie. Dni pobłażliwości wobec niego
zniknęły jak tylko odszedł z marynarki.

Ale jego siostra sprawiła, że prawie jej nie nienawidził. Prawie.

„Więc czego ode mnie oczekujesz?”

„W tym momencie niczego. Tylko staraj się oddychaC.”

„I wtedy co?”

„Jeszcze nie wiem. Nie chcę, żeby jakiś samiec-renegat próbował przejąć to stado.

Sherry urodziła dwa lwiątka w zeszłym miesiącu, Petrov’a.” Missy wzruszyła ramionami.
„Nienawidzę myśleć, co by się stało, gdyby je dostali.”

Nie chciał zadać tego pytania, ale jego głupie poczucie obowiązku i lojalności nie

pozwoliło mu na to. „Potrzebujesz mnie tutaj?”

„Nie Shaw i Reynolds nie zniosą tego i nie potrzebuję cię plątającego się tu podczas

śniadania. Poza tym, kilku ważnych ludzi przyjedzie na świąteczny bankiet jutro. I z tego co
mi wiadomo nie odetchnąłeś jeszcze.”

Mace podniósł ręce. „Proste ‘nie’ wystarczyłoby w odpowiedzi na moje pytanie.”

„Gdzie się zatrzymasz? I nie waż się mówić, że w swoim mieszkaniu, to nie jest

bezpieczne.”

Chciał zostać między udami Dez, ale to by wkurzyło znów jego siostrę.

„Właściwie, mój kumpel z marynarki przyjeżdża do miasta. On i jego wataha zostają

tu na Święta. Mogę uderzyć do nich na trochę.” Spojrzał w górę i zobaczył jak siostra wgapia
się w niego z przerażeniem. „Jest jakiś problem?”

„Powiedziałeś wataha?”

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

4

„Tak.”

„Jesteś przyjacielem z … psem?”

„On preferuje wilka, ale tak jestem.” Właściwie postrzegał Smitty’ego jak brata.

Ratowali sobie wzajemnie życie więcej niż jeden raz.

„Ale… nie możesz się z nim przyjaźnić.”

Może w teorii nie. Byli watachą i stadem, psem i kotem, on i Smitty powinni być

najgorszymi wrogami. Zwłaszcza z tą watacho-stadową wojną, która trwa od dekad. Ale
wojsko stwarza dziwne zależności. Goście, którzy musieli polegać na sobie, żeby przetrwać.
Smitty był i będzie jednym z jego najlepszych przyjaciół. Mimo, że Mace przyłapał go więcej
niż raz na lizaniu własnych jaj.

Wiesz najzabawniejszą rzeczą jest, Missy, że naprawdę nie pytam o twoje jebane

pozwolenie.”

„Nie waż się na mnie przeklinać, Mason! Nie jestem jednym z twoich wojskowych

przydupasów albo tą zdzirą z Bronxu.” Mace spojrzał na sufit. Pięć minut z jego siostrą i
czuje się kolejne dwadzieścia lat starszy.

„Teraz,” kontynuowała, „czy masz zamiar chociaż wpaść na Święta Bożego

Narodzenia? Mam prezent dla ciebie.”

Mace rozejrzał się po biurze Missy. Nie było żadnego znaku, że za pięć dni świat

będzie obchodził Święta Bożego Narodzenia. Równie dobrze mogłaby być połowa sierpnia,
wnioskując z dekoracji, które jego siostra miała w biurze.

„Czy wy w ogóle obchodzicie Święta?”

„Nie bądź przemądrzały. Salon jest ustrojony. Ja po prostu nie lubię łańcuchów i

bombek w moim biurze.”

Nie musiał nawet pytać by wiedzieć, że jego siostra wynajęła kogoś do ustrojenia

salonu. Nie ma mowy, by samice stada zniżyły się do czegoś takiego ze średniej klasy
zamożności, jak ubieranie choinki.

„Muszę sprawdzić mogę być zajęty.”

Oczy jego siostry się zwęziły. „Nie z tą kobietą.”

Jeśli będzie miał szczęście, w Święta jego fiut będzie głęboko w Dez MacDermont,

wychodzenie gdziekolwiek będzie fizycznie niemożliwe.

Ale do siostry wzruszył ramionami. „Nigdy nie wiadomo…”

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

5

Dez skuliła się, jak jej szef zatrzasnął drzwi za nią. Ale zanim mogła odejść, ponownie

je otworzył. „I lepiej żebym cię tu nie widział, aż po Nowym Roku!” Trzasnął ponownie.

Dez spojrzała na Bukowskiego i skierowała się do biurka. „Ja właściwie nic nie

zrobiłam.”

„Zapytałaś ją czy zabiła Petrov’a. Myślę, że twoje dokładne słowa to: ‘zamordowałaś

go, prawda? Ty sadystyczna suko.”

„Sadystyczna krowo, i to było tylko pytanie.”

„U-hm. Więc teraz twoje ‘pytanie’ wysłało cię na urlop, aż do po Świętach.”

„Nadal uważam to za niesprawiedliwe.”

„Może nie.” Bukowski rzucił się na fotel przy jego biurku. „Ale twój tata jest tym,

który gra w golfa z porucznikiem. O co chcesz się założyć, że wyszedł z tematem, że jego
biedactwo musi pracować w każde Święta?”

Kto by pomyślał, że przyprowadzenie jej taty do NYPD spowoduje tyle kłopotów.

Przedstawiła go porucznikowi, i gdy dowiedział się, że obydwoje są po marynarce, podjarali
się jak dzieci. Potem zaczęli grywać w golfa kilka razy w miesiącu z innymi marynarzami.
Dez wiedziała, że to tylko kwestia czasu kiedy jej tato dowie się, że nie musi pracować w
Święta. Z jej stopniem w pracy i urlopem mogła wziąć wolny cały grudzień.

Ale Dez pracowała w Święta nie bez powodu. Bo wszystko byłoby lepsze niż

spędzenie kolejnych Świąt z jej siostrami. Zbyt wiele razy słyszała, że jest na przegranej
pozycji z facetami i pracą zanim to właściwie zaczęło się dziać.

Dez opadła na swoje krzesło i zagapiła się na ścianę.

„Więc co zrobisz?”

Spojrzała na Bukowskiego, potem z powrotem na ścianę pokrytą poszukiwanymi.

„Będę udawać, że to się nie zdarzyło.”

Jej partner zacmokał. „Powodzenia z tym.”

Dez odwróciła się do biurka i zagapiła się na akta Petrov’a. Przyjrzała się zdjęciu

załączonemu do niego. Petrov był przystojnym mężczyzną, bez wątpienia. Ale nawet nie
zbliżył się do ligi Mace’a.

Tak zdecydowanie to był Mace Llewellyn gapiący się z drugiej strony biurka. Tylko

gapiący się. Tak jak kiedyś to robił. Jakby wiedział gdzie pochowała wszystkie zwłoki
złotych rybek po ich niefortunnych ‘wypadkach’ lub co robiła ze szczoteczkami swoich sióstr
nie jeden raz. Wszystkowiedzący, wszystkowidzący Mace gapił się, i wciąż doprowadzało to
ją do szaleństwa.

Uniosła brwi. „Dlaczego tu jesteś?”

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

6

Drwiąco podniósł też brwi. „Nie dałaś mi odpowiedzi.”

„Tak, dałam. Właściwie to słowo brzmiało ‘nie’.”

„Tak, ale postanowiłem zignorować to dopóki nie usłyszę tego co bym chciał.”

Dez się zaśmiała. „Jezu, Mace. Faktycznie się nic nie zmieniłeś. Ty to wciąż… ty.”

„Mówisz o przeszywającej charyzmie i przytłaczającym uroku?”

Okej, histeryczny śmiech musiał się skończyć. Dojrzałej kobietcie w wieku trzydziestu

sześciu lat, z rozwodem i hipoteką za pasem to nie pasuje. Zachowywanie się jakby kapitan
szkolnej drużyny futbolowej zaprosił ją na bal maturalny nie było, w żadnym razie, poważne.

„Mace-’’ Dez zatrzymała się i rozejrzała po Sali. Tia, miała uwagę każdego kretyna.

„Nie macie czegoś do zrobienia?”

Wszyscy odpowiedzieli równocześnie: „Nie.”

Warknęła i spojrzała na Mace’a. Winiła go, że zamiast godziny lub dni, plotka

natychmiast się rozeszła. „Mace. Nie mogę z tobą wyjść.”

„Jeśli martwisz się, że aresztowanie mojej siostry przeszkodzi nam- naprawdę to nie

problem. Jestem pewien, że to by nas zbliżyło. Poza tym, mieliśmy plany… dotyczące biurka
Missy.”

„Wiesz, że tylko torturowałam twoją siostrę.”

„Więc mnie wykorzystałaś?” Właściwie zabrzmiał jak zmartwiony. „Jak dziwkę?”

„Mace…” zatrzymała się i przetarła oczy. Z wszystkich miejsc gdzie mógłby to robić,

jej teren nie powinien być jednym z nich.

„Znowu to robisz.”

„Robię co?”

„Próbujesz mnie doprowadzić do szału?”

Spojrzenie jakim ją obdarzył było drapieżne. „Lubię cię szaloną.”

Chryste, czy on to wywarczał?

Po tych wszystkich latach Mace wciąż oddziaływał na jej wszystkie najlepsze części.

Sprawiając, że czuła się niekomfortowo gorąco… i poważnie mokra.

Powódź rozgrzewająca ciało.

Zadzwonił jej telefon na biurku. Powinna być wdzięczna za odwrócenie uwagi od

Mace’a, zamiast tego się skrzywiła. Nie przewidziała tego.

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

7

Najwyraźniej obawiając się, że nie odbierze sama, Bukowski sięgnął obok Mace’a i

odebrał telefon.

„Biurko detektyw MacDermont, o witam panią, pani MacDermont. Jak się pani

miewa?”

Wyciągnęła rękę. „Daj mi ten telefon, ty…” przełknęła przekleństwo. Zabrało jej parę

lat zanim pokonała tą dziewczynę z Bronx’u w niej. Nie chciała jej znów wypuścić.
Zwłaszcza przed osobami, którym wciąż chciała zaimponować.

Bukowski rzucił słuchawkę w jej stronę. Złapała ją i przyłożyła do ucha. „Halo?’

„Cześć córeczko.”

„Cześć mamo.”

„Więc słyszałam, że jesteś dostępna na obiad w Święta.”

Jezu Chryste czy porucznik był na szybkim łączu z jej ojcem czy co?

„Więc…”

„Nie waż się mi kłamać Deziree MacDermont!” Jad tej wypowiedzi aż ją zakuł.

„Obiad o szóstej. Przynieś ciasto. Kocham cię.” Jej mama rozłączyła się. Jak zawsze zwięźle i
na temat.

Dez odłożyła telefon. Te Święta powoli obracają się w piekło.

Spojrzała w górę i zobaczyła złote oczy wpatrujące się w nią. Właściwie pożerały ją.

Jasna cholera.

Ta kobieta była zajebiście piękna.

„Nie patrz tak na mnie, Mace.”

Opuścił stopę na podłogę. „Czyli jak?”

„Wiesz jak.”

Obniżył się nad biurko, oparł brodę na szczycie rąk i czekał. Czekał, aż uświadomi

sobie, że będą razem.

„No co, Mace? Co?”

„Czekam na ciebie.”

„Nie kłopocz się.” Gustownie na niego machnęła. „Najwyraźniej muszę iść kupić

ciasto.”

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

8

Zabrzmiała jakby była przygnębiona, nie mógł nic poradzić i się uśmiechnął. „Nie

jesteś wielkim fanem Świąt?” Musi z nią popracować nad tym. On kochał Święta ale nigdy
nie mógł ich odpowiednio obchodzić ze swoją rodziną. Bardzo chciał, żeby Dez cieszyła się
Świętami jak on. Jednak teraz wyglądała jak szczeniak, któremu zabrano jego piłeczkę
tenisową.

„Cały ten okres to jedna wielka gonitwa. Zazwyczaj pracuję w Święta, ale teraz, przez

twoją siostrę muszę znosić ich.”

„Ich?”

„Rodzinkę.”

Rozumiał jej ból. Oczywiście, jego siostry nie wymagały jego obecności, zwłaszcza

jeśli byłaby to okazja do ich upokorzenia. I odkąd schodziły Mace’owi z drogi nie zawstydzał
ich.

„O Boże, muszę iść teraz na zakupy.” Ukryła tą piękną twarz w dłoniach.

„Nienawidzę świątecznych zakupów.”

„Wiesz co? Ja też muszę iść na zakupy. Powinniśmy pójść razem.”

Zaczęła jechać ręką przez włosy. Zatrzymała się i strzepnęła ją. Skrzyżowała ręce na

klatce piersiowej. „Zawsze tak nalegasz?”

„Postawię ci gorącą czekoladę.”

Patrzył jak próbowała zwalczyć uśmiech. „Odejdź Mace.”

„Masz zamiar mnie zostawić na pastwę tych okrutnych nowojorskich ulic? Samego?

W Święta? Bez rodziny?” Spojrzał dając jaj najlepszy ‘smutny wygląd’. Udoskonalił go przez
lata na barmankach. „Missy nie chce, żebym się kręcił w pobliżu świątecznego bankietu jutro.
Mówi, że przyniosę jej wstyd przed jej przyjaciółmi.”

Dez była cholernie bliska warknięcia. „Jesteś jej bratem. Jak ona może ci to robić?”

Tak, ma ją. A przynajmniej… miał.

„Hej,” Bobby Ray Smith, zwany też Smitty przez przyjaciół i całe US Navy,

przyciągnął krzesło od innego biurka, postawił obok jego i usiadł. „Jednak mają jakieś piękne
kobiety w tym mieście.” Dlaczego, no dlaczego nie spotkał się ze Smittym zanim tu
przyszedł? Bo jesteś cholernym dupkiem Llewellyn.

Smitty nagle złapał spojrzenie Dez. I jak pies, którym właściwie był… „Więc…”

pozwolił wypłynąć temu powolnemu prostackiemu uśmieszkowi, który sprawiał, że wyglądał
bardziej jak kociak, których nigdy nie będzie mógł zliczyć. „Witaj skarbie.”

Uścisnęli sobie dłonie i Mace poczuł obejmujące go pragnienie wyrwania ręki

Smitty’emu.

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

9

Dez zobaczyła wytatuowaną kotwicę na przedramieniu Smitty’ego. „Navy?”

„Tak, wyszedłem kilka miesięcy temu.” Smitty przeciągnął to zdanie, aż stało się

denerwujące. „A Mace wyszedł wczoraj. Dobre nie?”

Mace skinął.

„Navy, Mace?” Zabrzmiała jakby się rozczarowała.

„Kochanie, a co złego jest w Navy?” Smitty nadal nie wypuścił jej ręki, nagle Mace

zaczął nienawidzić swojego najlepszego przyjaciela.

„Nic, poza tym, że nigdy nie będą marynarzami.”

Dez wyciągnęła rękę, kiedy mężczyźni spojrzeli na siebie.

„Byłaś marynarzem?”

Dez spojrzała na nich. „Nie musicie brzmieć na takich zszokowanych, Mace. I nie

byłam tylko marynarzem. Byłam sierżantem MacDermont kiedy odeszłam”

Smitty obdarzył ją cholernym czarującym uśmieszkiem. „On był komandorem a ja

porucznikiem. Byliśmy w SEAL (komando foki).” Normalnie Mace nie miałby nic przeciwko
podaniu tych informacji. Zadziwiające ile seksu może przynieść taka informacja. Ale nie
chciał, żeby Smitty wykorzystywał te sztuczki na Dez.

„Łoł.” Dez wydawała się być mniej niż pod wrażeniem. „To imponujące. Założę się że

ta taktyka przyniosła wam dużo oralnego seksu, co?”

Smitty mrugnął. „Myślisz, że kłamię?”

„Nie. Wcale nie.” Dez wzruszyła ramionami. „Tylko mnie to nie obchodzi, oh… „

„Bobby Ray Smith. Ale możesz mówić Smitty.”

„Oczywiście, że jesteś Smitty, bo wszyscy w wojsku mają kumpla Smitty’ego.”

Uśmiechnęli się do siebie. Nie, Mace’owi się to ani trochę nie podobało.

„Więc…” Dez popatrzyła na Mace’a z uniesioną brwią. „Smitty, podoba ci się nasze

wspaniałe miasto?”

„O tak. Wiesz, Mace się dobrze opiekuje mną i resztą.”

„Resztą?”

Oho.

„Rodziną.”

„Oh.” Kolejne spojrzenie na Mace’a. „Twoja rodzina jest tu. I jakie mają stosunki z

Macem.”

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

10

Mace spojrzał na Smitty’ego i na siebie. Wiedział, że reszta watahy ledwie go

tolerowała.

Powinienem wiedzieć, pomyślał, będąc południowcem, Smitty nigdy nie powiedziałby

niczego co postawiłoby go w złym świetle.

„O tak! Moja mama mówi, że Mace jest jej szóstym synem.”

„Naprawdę?”

„Moja siostra i ja też uważamy go za rodzinę, i ona się w nim podkochuje.”

„Tak mówisz?” Dez zwróciła się do Mace’a. Chłopie, wyglądała na wkurzoną. „Nic

się nie zmieniłeś, Llewellyn.”

Oparł się krzyżując ramiona. „Nigdy nie mówiłem, że się zmieniłem.”

„Ale mnie okłamałeś?”

„Nie Missy naprawdę nie chce mnie na jej bankiecie. Tylko mam to w dupie.”

„I jeśli to wpłynęło na moją sympatię, wykorzystałeś to, draniu?”

„Wiem czego chcę. Ty wiesz jak mogę to mieć. Pamiętasz Ring Dongi?”

Wepchnęła dłonie we włosy. Frustruje ją. Dobrze. „Nie będziemy omawiać Ring

Dongów, Mace. Chryste, jesteśmy na to za starzy. Ja jestem za stara.”

„Więc powiedz, że pójdziesz na obiad ze mną i przestanę”

„Nie.”

„Odmawiam słyszenia tego.”

Obróciła się do Smitty’ego. „Ty mu powiedz. Powiedz., że powiedziałam ‘nie’.”

Smitty popatrzył na nią. „Z pewnością masz piękne oczy, kochanie.”

Dez popatrzyła zaskoczona. „Jesteś tak samo zły jak on?”

Mace zdał sobie sprawę, że właśnie w tej chwili mają tę ‘chwilę dla siebie’. To nie do

zaakceptowania.

„Jezu, Dez, co to?”

Dez podążając za wskazaniem Mace’a, obróciła się, żeby spojrzeć do tyłu. Wtedy on

wykorzystując chwilę nieuwagi, drugą ręką złapał za kark Smitty’ego, i walnął jego głową o
biurko Dez.

Kiedy się odwróciła, Mace patrzył na nią niewinnie. Smitty drapał się po czole, a

partner Dez zaczął się zanosić histerycznym śmiechem.

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

11

„Co zrobiłeś?”

Mace mrugnął. „Nic.”

Dez rozciągnięta na kanapie studiowała swoje paznokcie u nóg. To i woskowanie brwi

było jedynymi kobiecymi zabiegami jakie wykonywała. Były Święta więc jaki kolor wybrała?
Świąteczną czerwień. Uśmiechnęła się namyśl czy Mace’owi spodobałby się ten kolor na
niej.

Potrząsnęła głową. Mace Llewellyn. Powrócił do jej życia po tylu latach. Stanowczy

jak zawsze. Tylko, że teraz uparł się na nią. Zastanawiała się dlaczego. Czemu nagle się mną
zainteresował?
Byli przyjaciółmi od dziewiątej klasy. Bardzo dobrymi przyjaciółmi.
Przeprowadzka do Queens była brutalna, i kiedy w końcu nabrała odwagi, żeby go
zobaczyć… jej siostry ją dorwały. Wyjaśniły jej swoim bruklińskim akcentem i mniej niż
olśniewającymi manierami, że nigdy nie będzie pasowała do niego i jego rodziny. W końcu
będzie dla niego niczym innym jak upokorzeniem.

Spojrzała na telewizor. Syreny z jednego z odcinków jej ulubionego serialu Gliny

wyły niemiłosiernie, gdy pies policyjny dopadł przestępcę. Mężczyzna uciekał, a pies gryzł
coraz mocniej. Jeśli przestałby uciekać pies przestałby gryźć. Nagle wiedziała jak się czuł
przestępca. Ona uciekała a Mace gryzł coraz mocniej.

Cholera. Znów to robi. Myśli o Mace Llewellyn. Czemu nie mogła się go pozbyć z

umysłu?

Bo on przypomina ci do czego jest to między twoimi nogami.

Potrząsnęła głową. Nie miała na to czasu ani na niego. Bycie gliną to priorytet.

Zawsze był. Zawsze będzie. Zapytajcie tylko jej ex. I nie miała zamiaru przerabiać tej
rozmowy po raz kolejny. Więc Mace będzie musiał się odpieprzyć.

Tia, powodzenia z tym.

Wielki mokry język polizał ją po uchu. I odwróciła głowę tak, że kolejne liźnięcie

wylądowało na jej twarzy.

„Jak!” Zepchnęła wielkie psisko z kanapy, ale z jakiegoś powodu wydawały się

sugerować, że on i jego brat powinni dołączyć do niej na ogromnej sofie. Nagle miała
sześćdziesięciopięciokilowego psa spoczywającego za jej plecami i drugiego rozłożonego pod
jej wyciągniętymi nogami.

„Wy dwoje, wygodnie wam?” Obydwoje odpowiedzieli sapnięciem. Kiedy wracała do

domu, witali ją podgryzaniem rękawów. Kochała pracę ze swoimi psami. To sprawiało, że
bycie nowojorskim gliną było łatwiejsze z jakiegoś nieznanego powodu. Może dlatego, że
uchodził z niej stres i dwa niesamowicie dobrze wytresowane i bardzo chroniące ją psy
pokazywały jej to.

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

12

„Więc, co sądzicie chłopaki? Mace Llewellyn – facet moich marzeń? Czy kolejny

piękniś szukający jego szansy z tymi pięknie pomalowanymi paznokciami u stóp?”

Psy zaskomlały. Ledwie tolerowały jej ex. Zdecydowanie nie odstąpiłyby pokoju dla

jakiegoś nowego faceta Dez, który jak czuła, nigdy nie należał do wielbicieli psów.

„Nie martwcie się chłopaki. Pamiętam zasady. Kochasz mnie, kochasz moje psy.”

Dez osunęła się na swoją rottwailerową futrzaną poduszkę i patrzyła jak jakiś głupi przestępca
ucieka przed facetem w mundurze trzymającym broń i krzyczącym „Stać!’. Potem się
zdziwił, że podziurawili mu dupę.

Dez wzięła kilka chipsów. „Dlaczego oni zawsze uciekają?”

Mace powinien wiedzied. Picie Uncle Will’s w świetle księżyca nie było dobrym

pomysłem. Zwłaszcza jeśli jesteś napalony i desperacko zastanawiasz się jak kobieta twoich
snów jęczy i warczy podczas seksu.

„Znowu o niej myślisz, prawda?”

Smitty usiadł na podłodze obok Mace’a. biedny nawalony drao. Z wszystkich rzeczy,

jakie Smitty mógł zrobid, trzymanie swojego drinka było jedyne.

„Szaleję za nią.”

„Ma wielkie cycki. Co to za rozmiar ? Potrójne D?”

„Czuję, że to walnięcie w czoło nie było wystarczającą wskazówką, żebyś trzymał

swoje łapska z dala od mojej kobiety.” I to było zdecydowanie potrójne D.

„Nie zrozum mnie źle. Dobrze jej z tymi dużymi cyckami. Ale są duuuuże. Ogromne!”

Chryste, pijany Smitty był wkurzający. Wilki po prostu nie mogły pid.

Wieczór Mace’a zaczął się nieźle. Dwóch przyjaciół poszło na obiad. Przedyskutowali

plany ich nowego biznesu. Flirtowali z kelnerkami. Smitty flirtował. Mace patrzył i myślał o
Dez. Poszli na Times Square. Zaczęli od walki na pięści i skooczyli na niej, mówiąc o ich
sposobie wyjścia z aresztu. Skierowali się na aleję Avenue. Zagadując z jakimiś ładniutkimi
dziwkami. Zjedli jakąś pizzę.

Mogliby tak łazid, ale ok drugiej rano, znaleźli się w pokoju hotelowym Smitty’ego z

wypróżnionymi dwiema butelkami i mini barem pełnym niezdrowego żarcia. Naprawdę ta
dwójka nie potrzebowała niczego innego. Półtora godziny później, ze Smitty’m opierającym
się o jego ramię, złapał się na tym, że myślał o kobiecie, która postrzega go jak jednego z tych
wariatów, których spotyka codziennie w pracy.

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

13

„Bobby Ray Smith, gdzie jesteś?”

Mace szturchnął Smitty’ego. „Ależ się zrobiłeś.”

Hotelowe drzwi się otworzyły i Sissy Mea Smith wpadła do pokoju Mace’a. Nawet

nie wiedział, że ma klucz. „Cholera, Smitty!”

„Co?”

Mace spojrzał na Sissy Mae, bardzo ładną wersję Smitty’ego. Mace nauczył się

kochać ją jak młodszą siostrę. Chronił ją tak jak Smitty. Niewielu było ludzi na, których mu
tak zależało. Fakt, że kilku z nich było wilkami nadal go zadziwiał.

„Masz całe miasto do odkrycia i znajduję ci robiącego co? Siedzącego tu i chlejącego

z Mace’m!” Uśmiechnęła się do Mace’a. „Cześć Mace. Co u ciebie?”

„W porządku, Sissy. Dzięki za troskę.”

„Jak możesz być dla niego miła?”

„Bo to Mace i już tu mieszka. Ale ty… ty idioto…” Smitty pijanym ruchem ominął

jego młodszą siostrę i Sissy kopnęła poduszkę z kanapy nad jego głową.

Spojrzała na Mace’a. „Jednak nie jestem wdzięczna, że wielki lew sprowadza mojego

starszego brata na drogę do piekła.”

„Masz na myśli Long Island?”

„Co się dzieje z twoimi włosami?”

Mace przejechał ręką po niesfornych lokach na jego głowie, które rosły przez cały

dzień. „Grzywa odrasta.”

„Nie byłeś prawie łysy kiedy widzieliśmy cię dziś popołudniu?”

„Rośnie szybko.” W czynnej służbie musiał golić głowę codziennie, żeby trzymać z

dala przełożonych. Ale pozwolenie odrosnąć jego grzywie stało się pierwszym krokiem do
powrotu do cywilnego życia. Poza tym miał przeczucie, że Dez polubi wkładać ręce w jego
włosy. Wiedział, że chce, żeby to robiła. Preferując by było to podczas gdy on łagodnie ssałby
jej łechtaczkę.

Sissy Mae pociągnęła nosem. „Lwy są dziwaczne.”

Mace zasalutował Sissy. „Bardzo dziękuję, Sissy Mae.”

Smitty nieporadnie wstał na te swoje wielkie wilcze stopy. „Chciałabyś tu zamieszkać,

młodsza siostrzyczko?”

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

14

Sissy Mae obróciła się, żeby spojrzeć na brata. „O czym ty teraz bredzisz, pijany

idioto? I co do cholery stało się z twoją twarzą?”

Mace podniósł rękę. „To była moja wina.”

„Mówię o przeprowadzeniu watahy tutaj. A przynajmniej… części z niej.”

Sissy Mae popatrzyła gniewnie. „Czemu do cholery mielibyśmy…” Mace obserwował

jak docierają do niej powoli słowa jej brata. Wataha Smithów z Tennesee miała za dużo
samców Alfa będących braćmi Smitt’ego. Jeden z powodów, dla których wstąpił do armii.
Mace poznał Smitt’ego, kiedy oficer wysokiej rangi z krwią jaguara zdecydował się stworzyć
zespół SEAL (komando foki) jedynie ze zmiennokształtnych. Zadziałało zaskakująco dobrze,
razem zdziałali wiele szkód przez te osiem lat. Kiedy zespół rozwiązano, Mace i Smitty
zdecydowali się opuścić wojsko. Smity wyszedł sześć miesięcy przed Mace’m i walki
pomiędzy nim i jego braćmi stały się całkiem uciążliwe.

Mace wiedział, że nigdy nie wróci do stada, więc złożył Smitt’emu ofertę. Wydawało

się logicznym, żeby dwójka przyjaciół zaczęła wspólny interes. Smitty się zgodził. Ale nie
chciał zostawiać młodszej siostry. Jednak Mace nawet nie sądził, że by mu na to pozwoliła.

„Bobby Ray Smith czy mówisz, żebyśmy opuścili Tennesee i przeprowadzili się do

Nowego Jorku?”

„Tak. To właśnie powiedziałem, Sissy Mae Smith.”

Sissy rzuciła się w ramiona brata. „ Tak! Miałam nadzieję, że to powiesz. Kocham to

miejsce! Jest takie ekscytujące!” Popatrzyła na Mace’a. „Będziemy pracować z tobą?”

„Ty nie będziesz pracować z Mace’m. Ja będę z nim pracować. Ty poszukasz sobie

czegoś miłego i bezpiecznego do roboty- jak knittin’(nie wiem co to ale pewnie nic fajnego).”

Sissy Mae zaśmiała się. „Ta, jasne. Będziemy pracować z tobą?”

Smitty potknął się na siostrę.

„Słuchaj no, mała siostrzyczko…”

Sissy Mae złapała go dłonią za twarz i popchnęła na kanapę. Zanim wylądował zaczął

chrapać.

Mace przyglądał się jak dwie duże stopy stanęły przed nim. Wilczyce zawsze zdawały

się mieć dziwacznie-największe stopy. Stanęła przed nim. „Co się dzieję Mace?”

„Co sprawia, że myślisz, że coś jest nie tak?”

„Nie byłeś napuszony i rozkazujący od dziesięciu minut. Coś musi być nie tak.”

Mace wzruszył ramionami. „Kobieta mojego życia mnie odrzuciła.”

„Małżeństwo?”

background image

Tłumaczenie:

juliamiki

15

„Obiad.”

Sissy Mae potrząsnęła głową. „Ta dziewczyna, o której mówiłeś odkąd cię

poznałam?”

„Deziree MacDermont. Kobieta, na którą czekałem całe życie.”

„Wiesz, moja mama miała rację co do ciebie. Jesteś wilkiem w skórze lwa. Całkowicie

zatonąłeś w jednej kobiecie. Nie mogę sobie wyobrazić Smitt’ego w tym stanie, a on przecież
jest wilkiem.”

„To nie pomaga.”

„Chcesz pomocy, Mason?”

„Tak, chcę pomocy. Bądź użyteczna, kobieto.”

„Dobra. Zadzwoń do niej jak tylko się obudzisz.”

„Co?”

„Zadzwoń do niej jak tylko się obudzisz i umów się.”

„Czemu?”

„Zaufaj mi.”

„Nie jestem rannym ptaszkiem.”

„Mace…”

„Okej. Okej.” Spojrzał na Smitt’ego a potem na jego siostrę. „Napiszmy znów coś na

twarzy Omegi. On tego nie znosi.”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
The Mane Event tłumaczenie rozdz 5
The Mane Event tłumaczenie rozdz 1
The Mane Event tłumaczenie rozdz 3
The Mane Event tłumaczenie rozdz 6
The Mane Event tłumaczenie rozdz 4
Mind the gap year tłumaczenie
Frederik Pohl Heechee 2 Beyond the blue event horizon
Pohl, Frederik Heechee 2 Beyond The Blue Event Horizon
stand in the rain text i tłumaczenie
One Republic All the right moves (tłumaczenie)
All the Rage T M Frazier Prolog i rozdz 1
E C Tubb Dumarest 26 The Coming Event
The SASSER Event History and Implications
Tłumaczenie The Vampire Diaries Hunters Phantom rozdz 15
Tłumaczenie The Vampire Diaries Hunters Phantom rozdz 17
Tłumaczenie The Vampire Diaries Hunters Phantom rozdz 30
Tłumaczenie The Vampire Diaries Hunters Phantom rozdz 18
Tłumaczenie The Vampire Diaries Hunters Phantom rozdz 25
Tłumaczenie The Vampire Diaries Hunters Phantom rozdz 22

więcej podobnych podstron