Tłumaczenie:
juliamiki
1
The Mane Event
Shelly Laurenston
Tłumaczenie:
juliamiki
2
Rozdział 5
Mace wszedł na ganek mieszkania Dez z nią na rękach. Bez opuszczania jej otworzył
drzwi kluczem i wszedł do ciemnego domu. Jego kocie oczy mogły wszystko widzieć w
ciemności, ale podszedł do włącznika i zapalił światło. Zamarł.
No jakże by nie mógł? Salon kobiety był pieprzonym zimowo-świątecznym cudem.
Miała w pełni udekorowaną choinkę z łańcuchami i bombkami. Światełka były wszędzie,
połączone ze sobą tak, że gdy zapalił główne światło one też rozbłysły. Miała Nawe skarpety
na prezenty. Trzy. Jedna dla niej i dwie dla…? Siga i Sauera? Nie chciał nawet wiedzieć i nie
zamierzał nawet pytać.
Uśmiechnął się. Tak bardzo jak Dez broniła się przed obchodzeniem Świąt tak bardzo
je również uwielbiała. Nikt nie wkłada tyle wysiłku i starań by osiągnąć coś czego nie cierpi,
zwłaszcza gdy mieszka sam.
Mace wziął Dez na jej kanapę. Podobała mu się ta kanapa. Duża i przytulna. Bardzo
chciał ją na niej zerżnąć.
Położył ją sprawdzając jej ranę. Wyssał całą truciznę ale nie chciał, żeby wdała się
infekcja. Zdjął kurtkę i rzucił na podłogę. Potem ześlizgnął kurtkę Dez z jej ciała. Musiał
ściągnąć jej także koszulkę bo jej element ocierał się o ranę. Z westchnieniem podciągnął jej
koszulkę i ściągnął ją. I po raz kolejny zamarł.
Atłasowy połyskujący czerwony stanik pokrywał te piękne piersi.
1
Czerwony kolor
pięknie kontrastował z odcieniem jej skóry. Mógłby zanurkować pomiędzy te piersi i zostać
tam aż do końca świata, jeśli by mu pozwoliła. Mace wziął głęboki oddech. To w niczym nie
pomagało. Otrząsnął się z pożądania i wrócił do pracy.
Dez otworzyła oczy i się rozejrzała. Dom. Jakimś sposobem dostała się do domu.
Problem w tym, że nie pamiętał nic po tym jak wyszła z klubu. Spojrzała w dół i zdała sobie
sprawę, że okryta jest starym kocem jej ojca z New York Jets. Nadal była w ubraniu oprócz
butów i koszulki.
I ktoś włączył Nat King Cole
2
.
Leżała tam i gapiła się w sufit. Co jest do kurwy nędzy?
Mace miał telefon komórkowy przy uchu, przytrzymując go ramieniem kiedy stał w
kuchni Dez.
1
W mordę a czego się spodziewał? Barchanów? :P
2
Amerykaoski pianista jazzowy
Tłumaczenie:
juliamiki
3
„Ta kobieta nic nie ma. To znaczy zjadłem już wszystkie chipsy i krakersy i ma
niezdrowe zamiłowanie do suszonej wołowiny. Ale poza tym ta kobieta nie ma nic.”
„A widzisz. Dlatego powinieneś sobie znaleźć kobietę z Południa. One zawsze
upewniają się, że wszystkim jest wygodnie i są syci.”
„Naprawdę? … a co porabia dziś twoja siostra?”
Smitty warknął. „To nie jest śmieszne, kocie.”
Mace cmoknął. „Właściwie to jest.” Mace otworzył lodówkę. „O proszę, lubi piwo.”
Wziął pudełko od pizzy, otworzył, zamknął zdegustowany i odłożył do lodówki.
„Najwyraźniej dbanie o jedzenie będzie moim obowiązkiem.”
„Uh… Mace powiedz mi. Czy ty w ogóle oświeciłeś ją, że należy teraz do ciebie?”
„Nie. Ale to zrobię. Będzie musiała się z tym pogodzić.”
Smitty westchnął. „Bo tak powiedział Król Dżungli.”
„Tutaj obowiązują moje zasady.” Mace rozejrzał się po kuchni. Jego oczy skupiły się
na torbie i zamrugał. „Smitty?”
„Tak?”
„Ona ma psie żarcie.”
Długa pauza po jego oświadczeniu. „Ile?”
Mace podszedł do opakowania i przyjrzał się. „To dziesięciokilowe opakowanie.”
Kolejna długa pauza. „Tylko jedno?”
Mace otworzył drzwi spiżarki. Było kilka ludzkich rzeczy na pułkach, ale na
podłodze…
„Em… ma dziesięć opakowań dziesięciokilowych drogiego psiego żarcia. Wiesz
takiego, które kupujesz u weterynarza.”
„Nie wyczułeś ich gdy wszedłeś do mieszkania?”
„noszę twoją kurtkę. Więc myślałem, że to ty. Macie podobne zapachy.”
Smitty znów warknął. „Nie cuchnę jak pieprzony pies.”
Mace się uśmiechnął. Nic tak nie wkurza wilka jak porównanie go do psa. Smitty nie
odzywał się do Mace’a przez trzy miesiące, po tym jak znalazł nawalonego Mace’a
gadającego do owczarka niemieckiego, o tym jakie świetne ciasto piecze jego matka w
Tennessee.
„Pewnie się schowały.”
Tłumaczenie:
juliamiki
4
„Przed czym?”
„Przed tobą kretynie. I o co mogę się założyć pewnie się zlały. Twoja mała
dziewczyna nie będzie zadowolona jak jutro będzie musiała po nich sprzątać.”
„Naprawdę cię to bawi, nie?”
„O tak.”
Mace się rozłączył i poszedł szukać durnych psów Dez.
Mace wszedł i spojrzał pod kanapę. „Chodźcie durne pieseczki.” Wyszeptał delikatnie
melodyjnym głosem. „No chodźcie tu pieprzone kundle.”
Nie był pewien kiedy zdał sobie sprawę, że Dez na niego patrzy ale wiedział. Podniósł
głowę i zobaczył ją gapiącą się na niego nad podłokietnikiem kanapy.
„Co ty robisz?”
„Nic.”
„Gdzie moja koszulka?”
Zamrugał i spojrzał na skurzane krzesło po drugiej stronie pokoju. „Tam.”
„I dlaczego jej nie mam na sobie?” Kiedy kobieta wypluła na ciebie te słowa od razu
czuć było, że jest boska i wkurzona.
„Mogę ci wszystko wyjaśnić.”
„Lepiej żebyś tak zrobił.”
Mace wstał i obszedł kanapę i usiadł na drugim jej końcu. Podciągnęła Si do pozycji
siedzącej trzymając rekami koc Jetsów pod brodą. Zauważył, że zwinęła ze stolika jej broń
9mm i wetknęła za jeansy. Nie mogła znaleźć koszulki ale cholera broń to musiała znaleźć.
„Jak się czujesz?”
„Okej, chyba. Trochę roztrzęsiona. Co się stało?’
„Ktoś cię nafaszerował dragami.” Wyznanie jej że to była trucizna by ją przeraziło. I
nie miał natchnienia tłumaczyć jej odwieczną batalię pomiędzy lwami i hienami w tej chwili.
„Ale teraz powinno już być okej.”
Spojrzała na niego jakby widziała jego zadrapania pierwszy raz. Jej ręka sięgnęła do
jego policzka. „O kochanie co ci się stało na twarzy?”
Tłumaczenie:
juliamiki
5
Mace spojrzał na jej usta i powoli zaczął się do nich przybliżać. Nie czekając na
pozwolenie zdeterminowany by zakosztować tych pełnych ust. Ale zanim zdążył sięgnąć
nieba, jej głowa się okręciła. „Gdzie moje psy?”
„Co?”
„Moje psy.” Jej miękka ręka na jego policzku nagle cofnęła się i złapała za włosy i
pociągnęła
„Au!”
„Powinny rozerwać ci gardło na kawałeczki i zostawić na śmierć na moim ganku.
Gdzie one są?”
Z dramatycznym westchnieniem. „Nie wiem.”
Dez stanęła na nogach, wilcze warczenie wydobywało się z jej ust. „Jeśli cokolwiek
stało się moim chłopcom…”
„O co właściwie mnie oskarżasz? O to że dwie śmierdzące bestie mogły uciec w
środek miejskich korków?”
Dez rzuciła koc i zaczęła szukać po pokoju. Mace musiał się mocno skupić na jej
twarzy, żeby nie patrzyć na resztę tego cudownego ciała. Jej ciało działało na niego. Mocno,
prawie boleśnie działało.
Mace potrząsnął głową. Przestań Llewellyn. Marnujesz czas. Kobieta prawie nie
zauważała jego obecności w pokoju.
Kogo ona oszukiwała? Jej psy gdzieś tu były. Ale pobudka z takim kawałkiem
męskiego ciała w jej domu obudziła w niej rzeczy o jakich nie miała pojęcia, że istnieją.
Rzeczy do których teraz nie koniecznie chciała się przyznać. Nie pomagał fakt, że patrząc na
zadrapania na jego twarz znowu prawie przekroczyła granicę ‘głupich rzeczy, które robią
ludzie’ i dała się mu pocałować, znowu.
Więc znalezienie jej psów było najszybszym i najprostszym wyjściem, zwarzywszy na
okoliczności.
Pomimo to zaczynała się pomału martwić. Jej psy powinny powitać ich przy drzwiach.
Definitywnie powinny rzucić się Mace’owi do gardła. Nie wydawał się być osobą lubiącą
psy, ale nie umiała sobie wyobrazić go robiącego cokolwiek jej ‘chłopcom’. Więc do cholery
gdzie oni są?
„Sprawdzałaś pod łóżkiem?”
Dez praktycznie parsknęła na faceta, który szybko stał się gwiazdą każdej
dotychczasowej i przyszłej fantazji jakie miała. Oparł się o kanapę skrzyżował ramiona za
Tłumaczenie:
juliamiki
6
głową i wyciągnął długie i umięśnione nogi, krzyżując je w kostkach. Kurcze4 naprawdę czuł
się jak u siebie w domu.
„Moje psy nie chowają się pod łóżkiem, Llewellyn.”
„Ale czy sprawdzałaś?”
„A widziałeś, żebym wchodziła na górę?” kiedy uniósł jedną brew, sapnęła. „Okej
sprawdzę.” Poszła schodami do sypialni na górę. Jej dom nie był duży, ale miał podwórko dla
jej psów, drugie piętro i ogromną jadalnię i przestronną kuchnię, z której rzadko korzystała. I
najważniejsze, pomyślała, że to była jej twierdza. Jej miejsce. Więc nie miało znaczenia jak
duże lub małe było.
„Sig! Sauer! Gdzie jesteście chłopaki?’
„Nazwałaś psy tak jak pistolety?” Dez podskoczyła i obejrzała się. Mace szedł za nią
na górę a ona nawet go nie słyszała. „O kurwa te świąteczne skarpety są dla nich?”
O nie, nie będzie ciągnęła tej rozmowy. „Co ty do cholery robisz?”
„Poza przerażeniem twoimi świątecznymi dekoracjami – pomagam ci znaleźć twoje
psy. Psy, które nazwałaś tak jak broń.”
„To psy policyjne. Spodziewałeś się, że jak je nazwę? Pompek i Puszek?”
Dez weszła do swojej sypialni. Mogła poczuć Mace zaraz za sobą. Poczuć ciepło jego
ciała. Mogła poczuć jego zapach. A pachniał naprawdę dobrze.
Mentalnie sobą potrząsnęła. Daj spokój, MacDermont. Zrobiła krok, kucnęła zajrzała
pod łóżko. I ku jej zdumieniu znalazła swoje dwa psy. Skulone.
Sięgnęła po Siga. „Chodź tu, kochany.”
Mace podszedł do niej i wtedy Sig chwycił jej nadgarstek w mordę i wciągnął ją pod
łóżko. Nie zranił jej. Jeśli by go nie znała, powiedziałaby, że pies po prostu chciał ją bronić.
„Co jest do cholery?”
„Wszystko w porządku?” Mace sięgnął do jej kostki i nagle poczuła się jak kość
niezgody.
Odsunęła rękę od Siga i wysunęła się spod łóżka. Mace pociągnął ją za rękę i pomógł
wstać na nogi. Odsunęła swoją rękę od niego. Musiała. Jego dotyk sprawiał, że czuła się
niekomfortowo gorąco.
„Co zrobiłeś moim psom?” Nie miała pojęcia skąd to wyszło ale nie mogła pozbyć się
przeczucia, że to przed Macem się chowają.
„Ja? Co sprawia, że myślisz, że zrobiłem cokolwiek?”
Tłumaczenie:
juliamiki
7
„Sig kiedyś zaatakował stukilowego futbolistę w parku bo stanął za blisko mnie. A
Sauer zagonił na drzewo spanikowanego pitbula, żeby mnie ochronić. To nie są psy, które
chowają się pod łóżkiem. A kiedy ty się zjawiasz w moim domu…”
Mace nic nie powiedział tylko się jej przyglądał.
Dez usiadła w nogach łóżka. Przeczesała włosy rękami. Ktoś najwyraźniej mnie
naćpał. Bo inaczej dlaczego siedziałaby na swoim łóżku, martwiąc się o dziwne zawirowania
i poruszenie w jej żołądku, ubrana tylko w Świąteczny czerwony stanik i jeansy, mając przed
sobą faceta, na którym z radością uwiesiłaby się jak boa dusiciel?
3
Podczas gdy jej wredne,
dobrze wyszkolone psy schowały się pod łóżkiem. Coś się działo i ona chciała wiedzieć co. I
chciała to wiedzieć właśnie-kurwa-teraz.
„Moje psy się przed tobą chowają, Llewellyn. A ja chcę wiedzieć dlaczego. Albo
możesz zabierać swoją pieprzoną dupę z mojego domu.” Chryste , mniej niż dwadzieścia
cztery godziny w obecności Mace’a i Dez z Bronxu powraca. Ale była tak wkurzona że jej
gniew blokował uczucie wstydu.
Mace patrzył na nią spod masy włosów opadających mu na oczy. Włosów, których
tam nie było jeszcze wczoraj.
Co jest kurwa grane?
Cholerne psy wszystko popsuły. Typowe. Jeśli powiedziałby jej cokolwiek innego niż
prawda Dez i jej detektywistyczny umysł przejrzałaby to w dwie sekundy. I to by było na tyle
dla niego. Dla nich. Dez musiała ufać swoim partnerom, Mace wiedział to po spędzeniu
zaledwie kilku wspaniałych chwil w jej pracy. Nie mógł jej okłamywać. Nie jeśli
kiedykolwiek chciał usłyszeć ją krzyczącą jego imię gdy będzie dochodziła.
Więc, porzucając wieki Druidzkiej tradycji i tajemnic przez okno, postawił detektyw
Deziree MacDermont przed sobą i powiedział jej prawdę.
„Jestem zmiennokształtnym. Dokładniej lwem. Moje stado pochodzi od Wesh Druid.
Twoje psy to wyczuwają i dlatego chowają się pod łóżkiem. Dlatego i dlatego, że to straszne
cipki.”
Zagapiła się na niego. Prawie mógł przeczytać jej myśli. Właśnie myślała, mam
wariata w domu. Jak się pozbyć wariata z domu? Spodziewał się, że zacznie skradać się do
drzwi w każdej sekundzie. Albo wyciągnie broń i strzeli mu prosto między oczy.
Ale tego nie zrobiła. Zamiast tego, Dez skrzyżowała ramiona na tej cudownej klatce
piersiowej. „Udowodnij.”
Mace gapił się na nią. „Słucham?”
3
Wow co za długie zdanie???
Tłumaczenie:
juliamiki
8
„To jakaś sprawa z pełnią?”
Powstrzymał ryk. Dociekliwa mała suka. „Nie jestem wilkołakiem.”
„W takim razie udowodnij. Tutaj. Teraz.”
„Chcesz, żebym to udowodnił?”
‘Tutaj i teraz.”
Mace uśmiechnął się. „Jeśli tego chcesz…”
Tia. Zostawcie to Dez, znalezienie jedynego świra w Nowym Jorku, który nie bał się
pojechać na Brooklin. Jedynego bogatego wariata, który myśli, że jest –co to było?-
zmiennokształtnym? Uj.
Oczywiście Dez nie sięgnęła po telefon, i nie zamknęła się w łazience i nie wykręciła
112. Nie, wyzwała świra żeby to udowodnił.
Jasne. Czemu nie? Poza tym, miała przy sobie broń i miała wspaniałą strzelbę w
szafie. Plus, nie było tak, że nie miała wcześniej do czynienia z wariatami.
Ale nadal sapanie jej psów spod łóżka dawało jej do myślenia, że coś właściwie było
nie tak.. oczy Mace zaczęły inaczej wyglądać. Stały się szkliste i odbijały światło. I jego
zapach stał się silniejszy. Wypełniając pokój i owijając się wokół niej.
Dez opuściła ręce wzdłuż ciała po bokach i przyglądała się Mace’owi uważnie.
Zamrugała kilka razy, jej mózg był oporny, niezdolny zarejestrować to co widziała. Jezu
Chryste, czy to są kły!?
Przestała oddychać kiedy jego włosy zaczęły porastać całe ciało. Złote loki rozrosły
się do pełnej grzywy pokrywając jego plecy. Brązowe włosy, które błyskały w jego fryzurze
pokryły klatkę piersiową jak gruby zimowy sweter. Wtedy jego kończyny się zmieniły tak, że
stanął na czterech łapach.
Cały proces trwał zaledwie czterdzieści pięć sekund, ale wydawało się, że lata. I z
potrząśnięciem ciała, niepotrzebne części garderoby Mace’a przeleciały przez pokuj.
Z tymi złotymi oczami, które rozpoznałaby wszędzie, skierowanymi na nią, potrzepał
grzywą i zaryczał.
Jej psy skulone pod łóżkiem wystartowały i wybiegły przez drzwi. . Dez nie była
pewna czy kiedykolwiek je znów zobaczy.
Szybko przeanalizowała sytuację. Jej kaliber 9 mm prawdopodobnie nic tu nie wskóra.
Nie. Nie w tym przypadku. Potrzebowała strzelby.
Tłumaczenie:
juliamiki
9
Dez skoczyła przez łóżko i dotarła do szafy w rekordowym czasie. Ale zanim zdążyła
położyć rękę na szafie oparł ją o twarde drewno. Ciało napierające na nią, pomyślała nie jest
lwie, ale ludzkie. I całkowicie męskie, biorąc pod uwagę napierającą na jaj plecy erekcję.
„Oddychaj, Dez. Po prostu oddychaj.”
Oddychać? Jak niby miała to robić? Oparła się głową o drzwi i zastanawiała się
dlaczego nie mogła zemdleć jak każda normalna kobieta. Nie powinna być silna. Powinna być
słaba i płochliwa. Do czasu gdy by się ocknęła, odgryzłby jej już nogi i mogłaby umrzeć z
powodu upływu krwi. Wszystko byłoby lepsze niż konieczność zmierzenia się z tą sytuacją.
„Nie słyszę byś oddychała.”
„Złaź ze mnie Mace, natychmiast.” Zaskakujące było, że brzmiała naprawdę spokojnie
i racjonalnie. Próbowała się odepchnąć od drzwi, ale to potężne, muskularne ciało odmówiło
ruchu o choćby milimetr. Jego ręce trzymały jej ręce rozpłaszczone na drewnie, żeby nie
mogła sięgnąć do broni. Jego nagie ciało praktycznie przywarło do jej skóry emanując
gorącem.
„Mówiłaś, że chcesz, żebym to udowodnił.” Ten niski głos zamruczał jej do ucha. „I
to właśnie zrobiłem, Dez.”
Miał rację, oczywiście. Kurwa. Ale nie musiał brzmieć przy tym tak zarozumiale. Kto
miał pojęcie, że świat naprawdę ma ludzi, którzy mogą zmieniać się w coś innego niż ludzie?
Ona szczęśliwie kroczyła przez życie myśląc, że ludzie wierzący w wampiry, wilkołaki i
czarownice to świry. Jako glina, wierzyła w to co mogła zobaczyć i zawsze było jakieś
pasujące wyjaśnienie.
Oczywiście, wiele rzeczy teraz miało sens. Wszystkie te dziwaczne rzeczy, które robił
Mace gdy mówił… jak… zwierzę. Obwąchiwanie jej szyi. Warczenie. Mruczenie. I wtedy
gdy właściwie zatopił kły w ręce gościa, który chciał zabrać jego kanapkę z grillowanym
serem na stołówce.
Ale nadal nic z tego niczego nie ułatwiało. Zwłaszcza z jej ciałem przyszpilonym do
faceta, który trzy minuty temu zmienił się w króla dżungli. Facetem, który przestraszył jej
stupięćdziesięciokilowe rotwailery na śmierć.
Facetem całującym jej szyję.
„Co ty robisz?”
„A co myślisz, że robię?” zapytał zaraz przed tym jak jego język zataczał koła na
zbiegu jej szyi i ramienia. Jej kolana prawie zmiękły, ale zastopowała się przypominając
sobie, że facet nie jest człowiekiem.
Jej palce prawie wbiły się w drewno. „Czy to naprawdę czas kiedy musisz być
napalony?”
„Sory, zmiana tak na mnie działa. Zmiana i ty.”
Tłumaczenie:
juliamiki
10
NIE, nie, nie! Nie ujdzie mu to przez bycie czarującym teraz. „Mace…”
Wciął się jej. „Pragnąłem cię od zajęć biologii z panią Shotsky.”
Niewiarygodne. Nagi świr przyparł ją do drzwi jej własnej szafy, tak że nie mogła
sięgnąć do broni, ale jakieś bzdury o dziewiątej klasie sprawiło, że była napalona jak jakaś
gwiazda porno. Co właściwie było z nią nie tak? I czy to może przejść na jej dzieci, które
kiedyś będzie miała?
Biodra Mace’a uderzyły w jej i musiała przygryźć wargę, żeby powstrzymać jęknięcie.
„Chryste, Dez, tak bardzo chcę cię pieprzyć, że to aż boli.”
Okej. Miała dwa wyjścia. Mogła powiedzieć Mace’owi to co chciał usłyszeć. Zarobić
darmowy rozbryzg kawałków jego ciała po jej drewnianych meblach. Na człowieku jej 9 mm
zdałby egzamin.
Albo… mogła być szczera w stosunku do wielkiego idioty.
„Mace…” wzięła głęboki oddech. „Jeśli mnie teraz puścisz rozpieprzę ci łeb.”
Mace się nie poruszył. Ledwie oddychał. To był ten moment. Ten. Właśnie teraz. Jeśli
Dez chciała jego śmierci, powinna zabrać tyłek zdala od niego i… rozpieprzyć mu głowę.
Zamiast tego, go ostrzegła. Ostrzegła, że jeśli ją puści to go zabije.
Okej. Kobieta Goo zaskoczyła. I to jak to rozegra zadecyduje o wszystkim potem.
„No to mamy mały problem. Kochanie. Ja będący częścią oddychających i w ogóle.”
Powąchał jej kark i jej serce zaczęło bić szybciej, ale on nie czuł strachu. Wziął to za dobry
znak i zdecydował brnąć dalej – powoli.
„Może zrobimy tak…” Przesunął jedną rękę w dół jej ciała, czując miękkość jej skóry
pod palcami. „pozbądźmy się tych wszystkich niepotrzebnych przedmiotów. To ułatwi nam
dalszą cywilizowaną rozmowę.” Złapał za 9 mm Dez i wyciągnął zza jeansów Dez i
praktycznie rzucił nią na drugą stronę pokoju na jej komodę. Wylądowała z głośnym
stuknięciem i całe ciało Dez podskoczyło. Ale on nadal nie wyczuwał strachu. Zamiast tego
poczuł coś innego.
Pożądanie.
Delikatnie pocałował jej płatek ucha. „Jakieś inne bronie, Dez?”
Jej czoło spoczywało na drzwiach, mruknęła. „chyba nie spodziewasz się, że
odpowiem szczerz, prawda?”
Parsknął. „Więc chyba będę musiał sprawdzić.”
„Chyba tak.”
Tłumaczenie:
juliamiki
11
Mace powoli opuścił ręce Dez. Używał każdej cząstki samokontroli, żeby nie zedrzeć
jej jeansów i nie zacząć jej pieprzyć od tyłu. Taki gwałtowny ruch mógł wszystko zepsuć.
Dez mu ufała. Zaufała mu nawet wiedząc, że nie jest człowiekiem. Nie do końca. To znaczyło
więcej niż mógł kiedykolwiek powiedzieć i nie chciał tego zrujnować będąc.. wiecie…
facetem.
Dez zamknęła oczy i jego ręce ześlizgnęły się w dół jej ciała, przejeżdżając przez
piersi, naciskając na sutki, co spowodowało, że całe jej ciało się zatrzęsło. Cholerne wrażliwe
sutki. Za każdym razem gdy jej ex ich dotykał, praktycznie chciała mu rozszarpać gardło. Nie
zareagowała tak na dotyk Mace’a, pomyślała. Pragnęła go bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej. A wcześniej pragnęła go bardzo. Ale wiedza, że był tylko częściowo człowiekiem
zmieniała wiele dla niej. Radziła sobie z ludźmi każdego dnia. Każdego dnia spotykała się z
ich porąbanymi wymysłami i gównami. Zaufanie ludzkiemu Mace’owi wydawało się być
głupim pomysłem. Ona nie ufała, rozumiała, czy nawet lubiła ludzi. Wiedziała do czego byli
zdolni. Jakie szkody mogli spowodować.
Zwierzętom, pomyślała, chodzi tylko o przetrwanie. Parzenie, polowanie, jedzenie- po
prostu trzymało ich przy życiu. Nie raniły się wzajemnie dla zabawy. Nie upokarzały innych
by sprawić, że poczują się lepiej. Kiedy polowały i zabijały to tylko dla jedzenia i nigdy nie
robiły upokarzających rzeczy swoim ofiarom. Dez rozumiała zwierzęta. Zawsze. Teraz
rozumiała Mace, i to robiło różnicę w jej świecie. Był pierwszym facetem, któremu mogła
całkowicie zaufać.
4
Mimo to ta konkretna myśl spowodowała, że chciała zemdleć.
„Znowu przestałaś oddychać, Dez.” Wypuściła oddech, który wstrzymała. „Dobrze,
kochanie. Rób tak dalej a będzie w porządku.”
Jego ręce prześlizgnęły się po jej talii i zjechały na dół po zewnętrznej stronie ud. Na
kostce znalazł jej drugą broń w pochwie i małe ostrze na drugiej kostce. Wziął je i rzucił na
komodę.
Mace powoli sunął rękami pomiędzy jej nogami, jego prawa ręka pomiędzy jej udami
naciskała na jej krocze. Jej całe ciało przeszedł dreszcz jakby ktoś potraktował ją kablem pod
napięciem. Wiedziała, że jest mokra. Teraz on też to wiedział i to prymitywne głębokie
warknięcie wydobywające się z jego klatki piersiowej to udowadniało.
Wyciągnął ręce z pomiędzy jej ud i Dez pogrzebała swoje paznokcie w drzwiach
szafy. „Cokolwiek innego na co powinienem uważać, Dez?”
Nie odpowiedziała. Zamiast tego potrząsnęła głową,.
„Co się stało?” i mogła usłyszeć uśmiech w jego głosie. „Kotek złapał cię za krocze?”
4
Jak tak na to spojrzed to i racja, ale trochę zawiłe to jej rozumowanie. Po prostu się wypnij i bierz co dają :P
Tłumaczenie:
juliamiki
12
Jak na razie, jedna z najgłupszych rzeczy jakie kiedykolwiek ktoś do niej powiedział i
w odpowiedzi parsknęła śmiechem.
Obrócił ją twarzą do siebie spojrzała prosto w tą cudowną twarz.
„Wszystko będzie dobrze, wiesz przecież. Obiecuję.”
Jego ciało tuż obok jej, wydawało się bardziej nagi niż mogło. Nie żeby nie widziała
nagiego faceta wcześniej. Cholera, aresztowała wielu nagich facetów przez lata. Ale żaden z
nich, nawet najlepiej zbudowani Marines, nie byli tacy. Coś surowego i męskiego krzyczało
od Mace’a, myśl o nie wypieprzaniu go stawała się niemożliwością.
„Teraz, jeśli nie masz zamiaru powiedzieć mi gdzie mam szukać pozostałej broni,
myślę, że będziemy musieli pozbyć się reszty twoich ubrań.” Wyszczerzył się. To był zły
wredny uśmieszek, który prawie powalił ją na kolana. „Tylko dla potrzeb szczegółowej
inspekcji.”
Odpiął jej zamek w jeansach i ściągnął je z jej bioder, ud aż znalazły się leżąc na
podłodze. Walnął spodnie na bok, zrobił krok do tyłu i klęknął przed nią. Złapał rękami za tył
jej ud i pocałował wyeksponowane ciało nad czerwonymi atłasowymi majteczkami. Jego ręce
wślizgnęły się pod atłas i złapały za jej pośladki, jego język zataczając kółeczka zjechał do
wrażliwego guziczka.
Dez przygryzła wargę. „W tym momencie, Mace, nie jestem pewna czego ty szukasz.”
Złote oczy, tak pociemniałe z pożądanie, że prawie czarne, skupiły się na jej twarzy.
„Czy to cię w ogóle obchodzi?”
Zamrugała. „Obchodzi co?”
„Nie skupiasz się odpowiednio, Desiree.” Przygryzł wrażliwe ciało pomiędzy udami.
„chyba będę musiał popracować trochę mocniej, żebyś nie traciła zainteresowania.”
Mace opuścił jej majteczki i Dez zaczęła się zastanawiać co jest do cholery grane? Co
ona do kurwy nędzy wyprawia? I co właściwie Mace robi ze swoim palcem.
„Mace!”
Zatrzymał się, najwyraźniej wkurzony. Mimo to jego palec wskazujący wydawał się
być szczęśliwy ślizgając się po jej łechtaczce i wchodząc głęboko w jej cipkę. „Co znowu?”
„Może powinniśmy…” zanim zdążyła powiedzieć zaczekać, Mace powoli zaczął
pieprzyć ją palcem. Dez oparła plecy o drzwi szafy. Podstępny pieprzony kot!
Dez drapała po swoich biednych drewnianych drzwiach. Minęło tak wiele czasu od
kiedy ostatnio z kimś była. Tak dawno odkąd jakikolwiek mężczyzna ją dotykał w inny niż
przyjacielski sposób lub próbując uciec przed nią po popełnieniu przestępstwa.. nie chciała
tego spieprzyć, ale będąc szczerym nie miała pojęcia, w co się pakuje. Dodając fakt że fiut
Mace’a był kurewsko wielki i macie przepis na katastrofę Dez.
Tłumaczenie:
juliamiki
13
Wolna ręka Mace’a objęła ją w talii i przyciągnęła do niego. Całował i przygryzał jej
brzuch i biodra. „Dotykaj mnie Dez, potrzebuję poczuć twoje ręce na mnie.”
Dlaczego to ją zaskoczyło? Może dlatego, że Mace nigdy niczego ani nikogo nie
potrzebował. „Myślałam, że koty nie lubią być dotykane, Llewellyn.”
Dez się wyszczerzyła kiedy wkładała ręce w jego włosy. Teraz rozumiała dlaczego
włosy Mace’a były absolutnie poza jego kontrolą w liceum. Bo cały czas odrastały w grzywę.
Prawdziwą jak-Bóg-mi-świadkiem lwią grzywę.
Zamknęła oczy i pochyliła się lekko do przodu. „Potrzebuję twojego pocałunku,
Mace.”
Mace przestał się ruszać. Nawet jego palce przestały wykonywać powolne, leniwe
ruchy.
„Uwielbiam sposób w jaki mnie dziś pocałowałeś.” Spojrzała w dół na niego,
odgarniając jego włosy z nad oczu. Przyglądał się jej w ciszy, i nagle Dez zdała sobie sprawę
jak bardzo tego wszystkiego pragnęła. Jak bardzo pragnęła jego. „Czy zdajesz sobie sprawę,
że oddałabym wszystko, żebyś mnie tak pocałował w liceum? Oddałabym wszystko gdybyś
chociaż spróbował.”
Oczy Mace’a zablokowały się z jej. Wyciągnął palce z jej wnętrza i , kiedy wstawał,
włożył go w usta i wyssał do czysta. Dez stęknęła kiedy jego sprężyste ciało ją otoczyło.
Wziął jej ręce, ich palce się splotły. Potem oparł je o drzwi, jego ciała ponownie przyszpiliło
ją do twardego drewna.
„Żałuję, że nie wiedziałem, że tak uważasz, wcześniej, Dez.” Jego usta ledwie
dotykały jej i Dez zastanawiała się czy jej płuca przestały funkcjonować. „Bo ja czułem tak
od pierwszej sekundy, w której cię zobaczyłem. I nigdy nie przestałem.” Wtedy jego usta były
na jej, i tym razem nie mogła powstrzymać jęczenia ani dreszczy na całym ciele. Nic nigdy
nie było tak wspaniałe. Ani nie smakowało tak dobrze. Cholera, ale ten facet smakował tak
zajebiście.
Uwolnił jej usta, wypalając językiem przepyszną linię w dół jej szyi i z powrotem.
Zatrzymując się w końcu przy jej uchu. „Więc kochanie, czy coś jeszcze muszę usunąć z
drogi zanim zabiorę się do sprawiania, że dojdziesz tak bardzo, że będziesz myślała, że
umierasz?”
Dez parsknęła. „Właściwie to jak do cholery mam ci odpowiedzieć na to pytanie,
Mace?”
„To proste. Powiedz tylko ‘proszę zerżnij mnie mistrzu’.”
Tłumaczenie:
juliamiki
14
Dez znowu się roześmiała. Boże. Kiedy się śmiała, całkowicie świrowała. Zrozumiał,
że przez humor może poradzić sobie z Dez. Gdyby stał się zbyt nachalny
5
uciekła by przez
drzwi.
„Co właściwie jest nie tak ze zdaniem ‘Zerżnij mnie mistrzu’?” Wślizgnął ręce na jej
plecy i odpiął jej stanik. Kiedy ściągnął go z jej ciała, upewnił się, że jego ręce przez cały czas
dotykają jej skóry. Nie tylko kochał ten dotyk, ale im więcej jej dotykał tym bardziej był
pobudzona.
„Chcesz, żebym sporządziła listę, Llewellyn?”
Zamyślił się, zastanawiając się jaka będzie odpowiedź na jego następne pytanie.
„Ufasz mi Dez?”
Upuścił jej stanik na podłogę kiedy Dez zamknęła oczy i, przez moment, Mace
pomyślał, że coś ją boli albo próbuje sobie przypomnieć wszystkie wyjścia z pokoju. Wtedy
to usłyszał. Miękki szept. Prawie westchnienie.
„Tak, Mace, ufam ci.”
To była dokładnie odpowiedź na jaką miał nadzieję, tylko nie spodziewał się jej
usłyszeć.
„Oczywiście,” kontynuowała, „kilka razy zwracano mi uwagę, że jestem łatwowierną
idiotką.”
Mace wślizgnął ręce na jej kark, przyciągając ją do siebie. „Jeśli tylko to działa na
moją korzyść to mi to pasuje.”
Pocałował ją ponownie, pozwalając sobie na eksplorację jej ust. Ciesząc się jej
smakiem.
Ufała mu. Chciał to wyryczeć z dach. Bo dla Mace’a znaczyło to tyle, że Dez
MacDermont jest cała jego.
Dlaczego nagle poczuł się jak najsłabsza gazela na stepie? Z Macem całującym ją i
domagającym się jej ponownie. I miała wrażenie, że to dopiero początek. Czy tego chciała
czy nie, dała mu to czego chciał. Nie seks, bo to mógł mieć już osiem godzin temu. Nie
oddała mu to czego nie ofiarowała, żadnemu facetowi poza jej ojcem. Ofiarowała mu
zaufanie. Fakt, że ta rewelacja sprawiała, że przeszedł na kolejny poziom jego pieszczot,
ogrzała ją. Sprawiła, że poczuła się najważniejszą osobą w całym wszechświecie.
Ale Mace zawsze sprawiał, że czuła się w ten sposób. Ten zbyt-mądry-jak-na-swój-
wiek, sprytny dzieciak zachowywał się jakby była królową wszechświata już wtedy. Nie
zdawała sobie z tego sprawy, póki nie poszła do nowej szkoły, używała tego uczucia jak
5
No faktycznie nagi facet liżący tu i tam nie jest wcale nachalny.
Tłumaczenie:
juliamiki
15
życiowej tratwy. Kiedy sprawy się komplikowały w Catedral School, wiedziała, że musi tylko
dotrwać do drugiej godziny do zajęć z biologii. Jedno spojrzenie na zabawną, ale słodką,
twarz Mcae’a poprawiało jej dzień i powodowało, że mogła sobie poradzić z każdym
gównem, aż do ucieczki na dobre.
Oczywiście, ten młody dzieciak już nie istniał. W jego miejsce pojawił się facet, który
sprawiał, że czuła się napalona jednym pocałunkiem. Jego pocałunki jak i uśmiech niosły za
sobą obietnice.
Odsunął się od niej i podszedł do łóżka, delikatnie kładąc ją obok siebie. Posadził ją z
boku i uklęknął. Potem pociągnął ją za ręce aż klęknęła przed nim. Nie miała pojęcia dokąd to
zmierzało, ale ją zaintrygował.
Mace pocałował jej szyję, liżąc ten wrażliwy odcinek poniżej ucha. Częstotliwość jej
oddechu wzrosła kiedy złapał delikatnie jej ręce i przyszpilił je za jej plecami. Przez ten jeden
ruch jej plecy się wygięły i obniżył głowę by wziąć jej sutek pomiędzy wargi. Podskoczyła.
Prawie wyskoczyła ze skóry.
„Poczekaj.” Zatrzymał się, przyjrzał się jej tymi złotymi oczami. Oczyściła gardło.
„Moje sutki są naprawdę wrażliwe.”
„Sprawiam ci ból?” zapytał dmuchając w sutek.
„Nie. Nie, wcale. Tylko…” zatrzymała się. Zobaczyła intensywność jego spojrzenia.
Pożądanie, które w nich było, mówiło, że chce ją mieć krzyczącą i dochodzącą aż będzie
wystarczająco pewny, że ma już dość. „Jezu Chryste, ty tego właśnie chcesz.”
Wyszczerzył się.
Starała się uwolnić ręce. „Mace Llewellyn, puszczaj mnie!”
„Naprawdę kochanie? Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz?” wessał jej sutek i jej
plecy wygięły się jeszcze bardziej, praktycznie zrzucając go. Oparła głowę o łóżko. Ułożył ją
w takiej pozycji, żeby nie było jej niewygodnie, ale żeby miał nad nimi całkowitą kontrolę.
Sprytny skurczybyk kot!
„Mace…” Warknęła. Ostrzegawczo. Ale on się tylko zaśmiał.
„Kiedy będziesz gotowa błagać o mojego kutasa, kochanie, daj mi znać.”
„Błagać? Ja nie błagam.”
„Dobrze.” Uwolnił jej pierś na tyle długo by się do niej uśmiechnąć. „Bo kiedu
zaczniesz to będę wiedział, że naprawdę tak jest.”
Jego usta wróciły do jej piersi i odebrało jej mowę. To było takie cudowne. Zbyt
wyjątkowe. Jedyne w swoim rodzaju.
Tłumaczenie:
juliamiki
16
Skupił się jedynie na jej piersiach. Smakował. Lizała. Ssał. Zrobił praktycznie
wszystko, prócz poślubienia ich. Nie minęło dużo czasu zanim jej szczyt zaczął wspinać się
do po niej. To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Zazwyczaj potrzebowała mieć palec, język
lub fiuta przy jej łechtaczce, by w ogóle mieć nadzieję na dojście.
Ale kiedy czuła już szczytowanie na karku drań się zatrzymał. Odsunął się i zajął się
ponownie jej sutkami pieszcząc je. Robił tak ciągle i ponownie. Nieustannie doprowadzając ję
do krawędzi orgazmu, który gwarantował utratę zmysłów i wycofywał się. Powtarzał to aż
myślała że się rozpłacze. Jej całe ciało było aż opuchnięte. Jej biodra nie przestawały się o
niego ocierać. W końcu powiedziała swojemu ego, żeby się odpierdoliło.
„Boże Mace, proszę.”
„Prosisz o co, kochanie?”
„Wiesz o co, ty dupku.”
„Czy to twój sposób błagania? Bo jest trochę obraźliwy.” Zamrugała i próbowała
uwolnić swoje ręce, żeby mogła udusić skurczybyka.
Polizał jej oba sutki i pomyślała że zaraz naprawdę zacznie płakać.
„Jakieś prezerwatywy?” zapytał w końcu.
O dzięki ci Boże! „Górna szuflada stolika nocnego. W koszyczku.”
„O proszę, jesteś okropnie przygotowana. Spodziewałaś się kogoś innego niż my?”
„Mace Llewellyn.” Naprawdę miała nadzieję, że mógł usłyszeć ostrzeżenie w jej
głosie, bo była bardzo bliska stracenia panowania.
„Wiesz, że mogę czekać cały dzień. Więc jeśli chcesz być sukowata…”
Pochylił się nad jej sutkiem i przejechał ustami po nim, potem się wycofał. „Okej,
okej.” Wyjęczała desperacko. „Dostała je od innej pani detektyw jako prezent na urodziny.”
„O, kochanie, czyżbym zapomniał o twoich urodzinach?”
„Mace!”
„Okej, okej.” Roześmiał się kiedy trzymając jej zablokowane za plecami ręce jedną
ręką, drugą sięgnął do szuflady szafki nocnej. „Chryste, masz jeszcze więcej broni.”
Wymamrotał. Sięgnął i wyciągnął pudełko. „No, no, to dobrze, bo są ekstra large.”
„Mason.”
Wyszczerzył się jak zły kot, którym był, szarpnął otworzył pudełko i wyjął
prezerwatywę. Z niesamowitą zręcznością rozwinął ją na fiucie jedną ręką.
Tłumaczenie:
juliamiki
17
Złapał Dez w talii i podrzucił nad łóżkiem. Do czasu kiedy wylądowała podczołgał się
do niej. Podgryzał i lizał ścieżkę od jej nóg, zatrzymując się by popieścić jej krocze i polizać
łechtaczkę, wysyłając ją prawie na krawędź- ale nie do końca. Podnosił swoje ciało nad jej
dopóki nie byli twarzą w twarz. Popatrzył na nią , przez minutę, pomyślała, że chciała by
więcej błagała. Ale jego ręka nagle sięgnęła do jej policzka. „Jesteś taka piękna Dez.”
Dez oplotła ramiona wokół jego szyi rozszerzyła mocniej nogi, by miał do niej lepszy
dostęp i by było mu wygodniej. „To słodkie i w ogóle, ale możemy zostawić te pierdoły na
później?”
Mace cmoknął. „Cholera, Dez.”
Nisko mrucząc przeniosła dłoń z jego szyi na brodę. Robił jej tak kilka razy, więc
zastanawiała się czy na niego też to podziała. Kiedy usłyszała mruczenie, wiedziała, że tak.
Z jednym szybkim, mocnym pchnięciem wślizgnął się w nią i nigdy nie była
szczęśliwsza mając fiuta głęboko w sobie. Martwiła się o jego rozmiar, ale była już tak
mokra, tak rozpracowana, że była wdzięczna. Jego wielki członek wypełni ł ją i zabrał prosto
na krawędź. Ale Mace zostawił ją wiszącą na krawędzi bo przestał się kurwa ruszać.
Spojrzała na niego. Miał zamknięte oczy, twarz wyrażała maksymalną koncentrację,
jego pot spływał na jej skórę. Zaczęła się zastanawiać czy zrobiła coś źle. A jeśli coś
spieprzyła, w jedynej rzeczy jakiej nie chciała spieprzyć?
„Jezu Chryste, Dez jesteś taka ciasna.”
Uśmiechnęła się. Nie mogła nic na to poradzić. Niczego nie spieprzyła. Właściwie
wszystko było cholernie dobrze. „Taka gorąca i ciasna, że chyba stracę rozum będąc w tobie.”
Dez pochyliła się, jej usta przy jego uchu. „Mace Llewellyn, każ mi czekać jeszcze
jedną pierdoloną sekundę a naprawdę zacznę strzelać.” Potarła jego policzek wierzchem dłoni
i on zrobił to samo. „Pieprz mnie, Mace. Proszę, po prostu mnie zerżnij.”
Nie miała szansy powiedzieć ani słowa więcej gdy jego usta opadły na jej i zaczął ją
pieprzyć w zapamiętaniu.
Przy trzecim pchnięciu szczytowała. Całe jej ciało się zatrzęsło i otworzyło się na
niego bardziej. Krzyknęła „Kurwa!” prawdopodobnie budząc tą przemiłą starszą parę za
ścianą.
Nigdy wcześniej nie doszła tak mocno w swoim życiu. Ale Mace nie przestawał,
pompując w nią, prowadząc ją do drugiego szczytowania i trzeciego. Każde kończyło się jej
wykrzyczanym „Kurwa! Kurwa mać!”
Nagle Mace ukrył twarz w jej szyi i doszedł prawdziwie rycząc.
Dez uśmiechnęła się na to opierając się o ciepłe prześcieradła. Jej oczy same się
zamykały z wyczerpania. Mace wyszedł z niej i ściągnął zużytą gumkę.
Tłumaczenie:
juliamiki
18
Sen zaczął ją powoli pochłaniać gdy Mace popukał w jej czoło palcem wskazującym.
„Hej MacDermont, co ty robisz?”
Dez otworzyła oczy by zobaczyć Mace’a nad nią. „Usiłuję zasnąć.”
Uniósł jedną brew. „Jeszcze nie skończyliśmy.”
„Co masz na myśli mówiąc, że jeszcze nie skoń…” ale ją zatkało kiedy wszedł w nią
ponownie znów twardym i gotowym kutasem. Zmienił tylko prezerwatywę, ale był równie
twardy, o ile nie twardszy niż poprzednio.
„Ty nie możesz być…”
„To była tylko rozgrzewka.” Pocałował jej policzek, potem pochylił się do jej ucha.
„Więc jeśli byłbym tobą, ułożyłbym się wygodnie.”
Ja pierdolę!
Mace obudził się, spojrzał na zegarek przy łóżku. Nie było jeszcze nawet szóstej.
Zaczął się przeciągać i zdał sobie sprawę, że jest sam. Warknął. Tak długo czekał na pobudkę
z Dez w łóżku. Jednak zawsze planował że mściwie ona będzie wtedy w łóżku a nie gdzie
indziej.
Zamknął oczy i słuchał. Musi tu gdzieś być. Telewizor grał w salonie. Nagi, zszedł na
dół, zatrzymując się na ostatnim stopniu schodów.
Dez, również naga, siedziała na swojej kanapie. Kolana podciągnęła do brody i ją
oparła. Uśmiechnął się. Oglądała właśnie stare odcinki Gliniarzy. Zacmokał w duchu, no tak
glina…
Nawet nie wiedziała, że stał za kanapą dopóki nie dotknął jej ramienia. Aż krzyknęła,
podskoczyła i odsunęła się od niego, lądując na stoiku do kawy.
Nie poruszył się więcej by jej bardziej nie wystraszyć. To musiało ją uderzyć. To kim
naprawdę był. I jak większość ludzi. Nie była gotowa sobie z tym poradzić.
„Jezu, Mace nie podkradaj się do mnie!”
Mace wziął głęboki wdech. Rozumiał. To dużo kosztowało ludzi by zrozumieć
zmiennych. Ich życie, jak funkcjonowały ich ciała i że nie są źli bla, bla, bla.
„To jest w porządku, wiesz.”
„Co jest w porządku?”
„Bać się.”
Parsknęła. „Bać się czego?”
Tłumaczenie:
juliamiki
19
„Mnie. Tego kim jestem.”
„No nie, daj spokój, Kapitanie Ego. Ty i twój wielki ale cichy lew podkradliście się do
mnie i to wszystko.”
Rozdarty między byciem wkurzonym a wypieprzeniem jej na tym stoiku do kawy,
zdecydował usiąść na kanapie naprzeciw jej. Przeskoczył przez oparcie kanapy i usadowił się
na bordowym zamszu.
„Co się dzieje Dez? Porozmawiaj ze mną.”
„Nic się nie dzieje.”
„Nie okłamuj mnie Deziree.”
Oparła się łokciami o kolana i przejechała palcami po włosach. Po kilku minutach
ciszy wzięła głęboki wdech. „Na ciele Petrova były ślady na gardle. Pazurów. Tylko że były
tam ślady…” spojrzała na niego tymi szarymi oczami. „Kciuka.”
Mace obserwował ją ostrożnie. Musiała mieć najgładszą skórę znaną człowiekowi,
poza zmarszczkami na jej czole, jej skóra była nieskazitelna. Najwyraźniej Dez żyła
spokojnie. Bez dragów, mało pijąc, i jak dotąd mało seksu i czasem z nim związanych
trudności.
„Zamierzasz mi odpowiedzieć?”
„Nie zadałaś pytania, więc zamiast tego się na ciebię gapię.”
Skupiła swoje oczy na bransoletce na ręce. „Mace co ja mam z tobą zrobić?”
„Hm, więc na górze mamy to wielkie łóżko…”
„Mace”
„Albo zastanawiałem się nad pieprzeniem cię na tej kanapie.”
„Mace!” wzięła kolejny głęboki wdech. „Mace. To właściwie obciąża – no wiesz-
twoich ludzi, i nie jestem pewna jak z tego wybrnąć. To nie tak, że mogę pójść do mojego
przełożonego i powiedzieć mu, że wydaje się, że zamieszani w to zabójstwo są zmienni.”
„Nie musisz. Te sprawy same się rozwiązują. Musisz tylko usunąć się z drogi, Dez.
Nie mogę pozwolić by coś ci się stało.”
Przechyliła głowę i przebiegła palcami po ranie, którą już obandażowała. „Masz na
myśli coś takiego? Oboje wiemy, że to nie był wypadek.”
Rozważając co powiedzieć, spojrzał na jej stopy. Paznokcie pomalowała na jasną
czerwień, nosiła mały srebrny pierścionek na jej drugim palcu prawej stopy. Cholera nawet jej
stopy były słodkie. „To nie był wyparek, tylko nie mam pojęcia czemu cię w to wciągnęły.
Chyba, że mają coś z tym wspólnego.”
Tłumaczenie:
juliamiki
20
„One?”
Zamrugał. Sprawy się komplikują. Nie ma szans na kłamstwo, pomyślał. „Hieny.”
Kiedy po prostu podniosła brew, kontynuował. „Wiesz, hieny, naturalni wrogowie lwów.”
„Tak Mace, znam hieny, oglądam Discovery Channel.”
„To one ci to zrobiły. Zastanawiam się do jakiego klubu poszłaś, z kimkolwiek się
spotkałaś, byli hienami.”
Dez westchnęła powoli. Nie sądził, że zrozumie, ale najwyraźniej status gliny NYPD
6
nie pozwalał jej tego pokazać.
„Jest jedna rzecz, która mnie zastanawia.”
„Tylko jedna rzecz.” Zaznaczył. Wiedział, że to ją musiało przerażać. Ale i tak był
zdumiony, że nie poszła po strzelbę znowu.
„Tia. Ten klub, w którym byłam wczoraj… Show tam był. To znaczy, on jest taki jak
ty, tak? Przynależy do twojej siostry?”
Mace sapnął zaskoczony jak szybko załapała. „Z kim dokładnie się spotkałaś?”
„Gina Brutale.”
„Tak, to są hieny, w porządku.” Mace zdał sobie sprawę, jak wiele szczęścia miał. „Z
Brutales się nie zadziera, Dez.”
„Nie zadzierałam. Zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że ma informacje o Petrovie.
Powiedziała, że byli kochankami. Czy to w ogóle możliwe?”
„Jasne. Możesz zakochać się w każdym. I słyszałem, że hieny lubią naprawdę dziką
jazdę w łóżku.”
Dez na niego spojrzała. „Dzięki za info, Mace.”
„Staram się pomóc, pani detektyw.”
Dez przebiegła rękami po włosach. „Brutale posiadają klub Chapel na Szesnastej.”
Mace potrząsnął głową. „Jeśli posiadają klub to terytorium hien. Jestem pewny, że
klub postrzegany jest jako neutralny, ale Show i tak grał w rosyjską ruletkę idąc tam na
spotkanie.”
Mace przyglądał się Dez jak jej umysł przetrawia to co jej powiedział. Wydawała się
mniej niż zainteresowana faktem czym on jest. Nie Kidy miała nadal nie rozwiązaną sprawę.
„Brutale myślą, że to twoja siostra zabiła Petrova.”
6
NYPD- New York Police Department, oddział policji nowojorskiej
Tłumaczenie:
juliamiki
21
„A ty?”
Zamrugała. „Nie. Pomimo tego, że chciałabym, żeby tak było. Nadal nie jestem pewna
dlaczego ja, pomyśl. Co ja takiego zrobiłam?”
„Prawdopodobnie wciąż miałaś na sobie mój zapach kiedy poszłaś do klubu.” Kiedy
przede mną uciekałaś.
Podniosła rękę. „Okej, proszę przestań.”
„Co się stało?”
„To się robi trochę dziwne dla mnie.”
„Co jest dziwne Dez? Hieny? Lwy?” oparł łokcie na kolanach, złączył ręce razem.
„Czy ty pachnąca mną?”
Jej oczy się zwęziły i w tym samym czasie sutki jej stwardniały. Prawie się
uśmiechnął. Uwielbiał doprowadzać ją do szaleństwa.
„Hm, twoja siostra nie zabiła Petrova. Nie uważam, że Brutale to zrobiły. Show,
jednak, mógł… wiesz…” wzruszyła ramionami i przyglądała się mu tymi szarymi oczami.
„Wiesz co?” Uniosła brew a on zapytał „Sugerujesz, że ja mogłem zabić gościa?”
„Uspokój się, to tylko sugestia.”
„Bardzo kurwa obciążająca sugestia.”
„Nie ma powodu by na mnie krzyczeć.”
„Oskarżasz mnie o morderstwo i nie ma powodu by na ciebie krzyczeć?”
„Czy dalej rozważamy morderstwo włączające twoich ludzi?”
„Włączające moich ludzi? Czy ty kurwa sobie ze mnie żartujesz?”
„Ja po prostu zadałam pytanie.”
„Nie, nie zadałaś. Chcesz znaleźć coś złego we mnie.”
„Nie prawda!”
„Prawda! Wiesz tak samo jak ja że przyjechałem wczoraj. Petrov zginął… kiedy? Dwa
dni temu? Wiesz, że to nie ja. I mam nadzieję, że myślisz o mnie lepiej niż tak. Zwłaszcza, że
przed chwilą się pieprzyliśmy.”
„Wszystko co wiem to, że nie jesteś do końca człowiekiem i że dopiero co się o tym
dowiedziałam.”
„Gówno prawda. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny, Dez. Zawsze wiedziałaś, że
nie jestem do końca człowiekiem, prawda?”
Tłumaczenie:
juliamiki
22
„To co wiem teraz to, że wszystko nabiera teraz sensu, ty, twoje siostry.”
„Jesteśmy nadzy. Nigdy nie będziemy dyskutować o moich siostrach kiedy jesteśmy
nadzy.”
Wstała. „Wiesz, powiedziały mi, że nie jestem wystarczająco dobra dla ciebie. Dla
ciebie!” wycelowała palcem w niego. „Jesteś dziwadłem!”
„A ty jesteś zupełnie normalna. Otoczyłaś się zestawem broni i największych na
świecie psów, żeby nikt się do ciebie nie zbliżył, a pierwszy facet, który to zrobił, zostaje
oskarżony o morderstwo.”
„Ja cię nie oskarżam. Zrobiłam sugestie!”
Obydwoje się na siebie gapili. Mace mógł poczuć rozdrażnienie Dez. Wyczuwał też
jej strach. Ale teraz wiedział, że to nie strach o to kim jest, tylko jej strach, że ponownie
zostanie zraniona. Że pozwoliła podejść komuś na tyle blisko, żeby dotknąć kobiety, którą
schowała głęboko pod kewlarową kamizelką. Ale on nie miał czasu na takie zabawy. Szalał
za nią. Wściekle ją kochał. Prawdopodobnie odkąd ją pierwszy raz zobaczył tyle lat temu.
Więc będzie musiała sobie poradzić z tymi małymi zastrzeżeniami jaki do niego miała.
„Chodź do mnie Dez.” Nie chciał tego powiedzieć przez zaciśnięte zęby.
„Nie.”
„Chodź. Tu.” No, to zabrzmiało jak rozkaz. Prawdopodobnie też nie dobrze.
„Spierdalaj.”
Cóż to nie działa. Patrzył jak się na niego gapi z odległości mniejszej niż pół metra,
ale sprawiała wrażenie jakby było sto kilometrów. Jego potrzeba dotknięcia jej stała się
prawie obezwładniająca. Pragnienie poczucia jej ciała. Polizania tego małego pulsującego
punktu na jej szyi. Pocałowania jej. Boże, ależ on chciał ją pocałować.
Mace przysunął się do przodu i delikatnie złapał jej rękę. Lekko pociągnął. „Chodź tu
Dez.”
Jej gniew zniknął tak szybko jak się pojawił. Nagrodziła go nieśmiałym uśmiechem.
„Dlaczego?”
Pociągnął ponownie. „Proszę.”
Dez powoli poruszyła się w jego stronę. Pociągnął ją aż usiadła na jego udach, twarzą
do niego. Jej silne nogi wokół niego.
„Gumki są na górze.” Przypomniała delikatnie.
Odgarnął jej jedwabiste grube włosy z twarzy. Przebiegł ręką po delikatnej skórze
policzków. „Nie potrzebujemy ich do tego.”
Tłumaczenie:
juliamiki
23
Dez pozwoliła Mace’owi zepchnąć się przed niego, jego wzrok skupił się na jej
ustach.
…Czy mogła być większą suką? Nie, nie mogła. Jak inaczej mogłaby oskarżyć faceta
o bycie mordercą? Wiedziała, że nim nie jest. Drapieżnikiem… definitywnie. Dobrze
wyszkolonym wojskowym zabójcą… absolutnie. Ale zastrzelić kogoś z zimną krwią? Nie,
jeśli nie z innego powodu, Mace’a po prostu by to nie obeszło. On po prostu nie lubi lub
nienawidził ludzi na tyle by przestrzelić im głowę. W końcu był kotem.
„Przepraszam Mace.” Słowa wyszły z jej ust zanim zdążyła je powstrzymać. „Nie
powinnam nigdy mówić czegoś takiego o tobie.”
Uśmiechnął się i prawie doszła na sam ten widok. „Masz rację.” Przebiegł jego
dużymi silnymi rękami po jej włosach i jęknęła na sam ten kontakt. Nigdy nie myślała, że
włosy mogą być strefą erogenną. Ludzie, myliła się. „Nie powinnaś był tego mi mówić.”
„Mogę ci to jakoś wynagrodzić?”
„Zobaczymy, prawda?”
Jak tylko jego usta opadły na jej wysłało to sygnał do jej cipki i zacisnęła się na ten
prosty gest. Nigdy nie przypuszczała, że to jest możliwe. Przynajmniej nie dla niej, ale dla
Mace’a wszystko wydawało się możliwe.
Przyciągnął ją bliżej. Jego język ślizgał się naprzeciw jej, jego mocne ręce poruszały
się na jej plecach. Czekała na więcej, ale on ciągle ją całował. Tylko całował. Tylko tego
chciał. Westchnęła i zatonęła w nim.
Ludzie, wpadła po uszy.
„Ciągle dyszysz kochanie, wszystko w porządku?” polizał jej żuchwę i mogła poczuć,
że się uśmiecha przy jej ciele.
„Mace?”
„Tak?”
„Przestań mieszać mi w głowie.”
„Nie wiedziałem, że to robię. Tylko zawsze chciałem się z tobą umówić. To taka moja
fantazja. Pomyślałem, ze to dobry czas jak każdy inny.”
Tak bardzo go pragnęła, że nie wiedziała jak długo jeszcze da radę. „To nie jest dobry
czas, więc przestań.” Mace odepchnął się od niej i Dez warknęła rozczarowana. „Co Mace?
Co?”
„Cieszę się faktem, że uważasz, że możesz mi rozkazywać.”
Tłumaczenie:
juliamiki
24
Naprawdę nie podobało jej się brzmienie tych słów. „Och…”
„Połóż ręce na moich ramionach i pochyl się odrobinę.” Dez położyła ręce na jego
ramionach i odchyliła się lekko do tyłu. Ręka Mace’a zjechała pomiędzy piersiami, przez
brzuch zatrzymując się na jej kroczu. Jego kciuk na jej łechtaczce. Bez myślenia o tym
zacisnęła ręce na jego ramionach.
„Popatrz na mnie Dez.” Tak zrobiła. „Nie zamykaj oczu, nie odwracaj się,
rozumiesz?”
Otworzyła ust by odmówić.
„Nie potrzebuje długiej odpowiedzi, wystarczy tak lub nie.”
Spojrzała na niego. „Tak zrozumiałam.”
„Dobrze.” Mace popchnął rękę wkładając w nią dwa palce i pocierając kciukiem jej
łechtaczkę. Natychmiast Dez zaczęła jęczeć i jej głowa opadła. Mace przestał. „Widzisz,
najwyraźniej nie zrozumiałaś.”
Dez wzięła głęboki oddech i popatrzyła na Mace’a. Chryste, on mówił poważnie.
Chciała go wyzwać każdym wyzwiskiem ze swojego zasobu, a był pokaźny, ale
chciała też by sprawił, żeby doszła jak nigdy dotąd. Więc chodź raz ugryzła się w język. Poza
tym, nie było się czym martwić… bo, właściwie to ją nakręcało. Nigdy nie dawała komuś
całkowitej kontroli. Mace będzie pierwszym. Miała przeczucie, że się nie rozczaruje.
Mace patrzył na nią przez chwilę. „Rozumiemy się, Marynarzu?”
Dez pomyślała o przewróceniu oczami. „Tak, rozumiemy się.”
„Tak rozumiemy się… co?”
„Mace Llewellyn…” Przekręcił palce w jej wnętrzu, powodując dreszcze Dez.
„Czekam.”
„Tak, rozumiemy się…” Dez zacisnęła zęby. „Komandorze.”
Jego uśmiech prawie ją oślepił. „Lubię cię mówiącą tak, chciałbym cię zobaczyć kiedy
jeszcze byłaś w wojsku. Ja będący oficerem a ty.. nie… mógłbym mieć niezły ubaw.”
Zapłaci jej za to.
Powoli zaczął pompować w niej palcami w górę i w dół. Nie śpiesząc się. Dez
obiecała sobie jeszcze raz, że zapłaci jej za to … później.
Jej oczy zablokowały się z jego i wyczuwała jego mięśnie pod palcami. Westchnął w
satysfakcji gdy opuszek jego kciuka masował jej wrażliwy punkt. Dez zmusiła się do
spojrzenia Mace’owi w oczy. To nie było łatwe. Wszystko czego chciała to zamknąć oczy i
Tłumaczenie:
juliamiki
25
rozkoszować się sensacją wrażeń, które jej fundował. Plus te złote oczy paliły ją, przełamując
całą obronę. Miał pełną kontrolę, ale sprawił, że czuła się silna kobieca i seksowna. Nikt
wcześniej tego dla niej nie zrobił. Nikt nawet się nie starał.
„Zostań ze mną Dez.” Dobry Boże jego głos kiedyś ją wykończy. Nakręcał ją równie
mocno jak jego palce. Tyle, że dotykał innej jej części, której palce nie mogły sięgnąć.
Mięśnie Dez się zacisnęły i orgazm Dez przetoczył się przez jej ciało obezwładniającą
falą. Mace jednak, pomyślała, nadal nie pozwalał jej odwrócić wzroku. Miała wrażenie, że
jego przyjemność jest uzależniona od tego jak dobrze jej będzie. Jego twardy członek otarł
się o jej tyłek gdy jego oddech przeszedł w szybki i urywany rytm.
Wbiła swoje krótkie paznokcie głębiej w skórę ramion Mace’a. Całe jej ciało się
spięło. Czując każdy ruch jego umiejętnych rąk. „Kurwa Mace! Ja pierdolę!”
Jego palce wciąż pompowały w niej, w górę i w dół w jednakowym tempie. „Chcę
widzieć jak dochodzisz, Dez, teraz.”
I doszła. Rozbiła się na milion kawałeczków tylko za sprawą ręki faceta. I ani razu nie
odwróciła wzroku od tych wspaniałych złotych oczu.
Ona jest taka piękna. Nieważne, siedząc i oglądając Gliniarz czy dochodząc wokół
niego, kobieta jest po prostu piękna. Zawsze uwielbiał przyglądać się kobietom, ale coś w
namiętności Dez, jej pasja, przeżywanie orgazmu postawiła mu włosy na całym ciele.
Kobieta miała całkowitą kontrolę nad jego sercem i nawet o tym nie wiedziała. Nie był
pewien czy w ogóle ją to obchodziło. Dez opadła na niego, jej usta na jego szczęce. Jej palce
ciągle pogrzebane głęboko w jego ramionach. Ona tu przynależała. Na jego udach, na
szczycie jego fiuta. Skóra przy skórze. Serce przy sercu.
Mógł to zrobić. Mógł sprawić by go pokochała. Nawet jeśli musiałby sobie poradzić z
tymi cholernymi psami, sprawi by go pokochała.
Mace oparł brodę na czubku jej głowy. „Więc… czy to było na krawędzi?”
Zacmokała przy jego szyi i lekki oddech owiał jego skórę. „Można tak powiedzieć.”
„W takim razie Mo wrócić do sprawy?”
Dez usiadła gdy on powoli wyciągnął rękę z tego co uważał za najcudowniejsze
miejsce na ziemi.
„Wrócić do jakiej sprawy?”
Przejechał nadal wilgotną ręką po jej dolnej wardze, pochylił się i zlizał.
„Ach, do tego.”
Tłumaczenie:
juliamiki
26
„Tak, do tego. Nie wybierasz się dziś do pracy, prawda?”
Dez spojrzała na jego usta i potrząsnęła głową.
„Dobrze” przyciągnął ją do siebie. „Więc mnie pocałuj Dez.”