Kobieta nie patrzy ofierze w oczy
Miłada Jędrysik 2011-01-06, ostatnia aktualizacja 2011-01-05 14:34:42.0
Są agresywne najczęściej wobec innych kobiet i najczęściej nie plamią sobie rąk krwią. Opanowały za to
doskonale takie narzędzia agresji jak plotka, intryga i wykluczenie.
„W domu Judy, owdowiałej niedawno mieszkanki Florydy, zadzwonił telefon. - Pani córka prześladuje koleżankę w
internecie - poinformował ją zastępca dyrektora szkoły. Wraz z dwoma koleżankami w portalu społecznościowym
MySpace stworzyły stronę o innej koleżance, pisząc o niej: »dziwka «, i ilustrując jej zdjęcie palcem skierowanym w
stronę jej części intymnych. Zdjęcie wydrukowały i rozdawały w szkole. Judy pobiegła do szkoły. Jej córka, cicha,
wzorowa uczennica, czekała w gabinecie szkolnego psychologa z buńczucznie skrzyżowanymi ramionami. -
Powiedziałam jej: to przecież żywy człowiek, zniszczycie tej dziewczynie życie! - wspomina Judy. - A moja córka
powiedziała: - Nie obchodzi mnie to, to wszystko prawda”. To „The New York Times” z 4 grudnia.
A teraz "Il Corriere della Sera", 27 maja 2002 r. Lauro, wioska w Kampanii. "Samochód kierowany przez 70-letniego
Luigiego Salvatora Graziana, szefa miejscowego klanu kamorry, w którym były jego wnuczki, 22-letnia Stefania i 21-
letnia Klara, oraz ich matka Alba Scibelli, ruszył w pościg za audi z kobietami z klanu Cava. Za kierownicą audi siedziała
Maria Scibelli, 53 lata, żona bossa Salvatore Cavy, obok niej Michelina Cava, 51 lat, siostra innego przywódcy klanu
Biagia Cavy, a z tyłu córki Micheliny Clarissa, lat 16 i 19-letnia Felicia oraz ich 23-letnia przyjaciółka. Według świadków
strzelanina trwała bardzo długo, co potwierdza również stan obu samochodów. Okna całkowicie zniszczone, dziury po
kulach ze wszystkich stron, wszędzie krew. W audi pozostały zwłoki Marii Scibelli i Clarissy Cavy, obie z ranami
postrzałowymi twarzy. Trzecia pasażerka, Michelina, zmarła w szpitalu. Trzy inne kobiety zostały ciężko ranne. Aby
opanować sytuację, konieczna była interwencja licznych radiowozów policji i karabinierów".
Słowo "agresja" kojarzy się nam z mężczyznami. Z wojną, z bokserskim ringiem, z wyścigiem szczurów. Choć stereotyp
kobiety roztaczającej wokół macierzyńskie ciepło i niezdolnej do skrzywdzenia muchy też już chyba nie do końca wydaje
się nam prawdziwy, takie wieści jak zacytowane powyżej, budzą niepokój, że "świat stanął na głowie". Tymczasem
antropologowie, socjologowie, psychologowie wiedzą już na temat kobiecej agresji wystarczająco dużo, żeby postawić
kilka tez.
Po pierwsze, tak, kobiety są agresywne, choć przede wszystkim wobec innych kobiet. Po drugie, z różnych powodów,
wśród których na pierwsze miejsce wysuwa się chyba wychowanie, swoją agresję przejawiają w sposób inny niż
mężczyźni, mniej bezpośredni. Opanowały za to doskonale takie narzędzia agresji jak plotka, intryga i wykluczenie. Po
trzecie, równouprawnienie przynosi ze sobą zmiany kulturowe, kobiety coraz lepiej znajdują się w tradycyjnie męskich
rolach, a więc także w wojnach gangów i gimnazjalnych "ustawkach". Po czwarte, mamy, także w Polsce, problem
agresji wśród nastolatek. "Istnieje ukryta kultura dziewczęcej agresji, w której gnębienie nastolatek przez inne
dziewczęta osiąga wymiar epidemii" - pisze socjolożka Katarzyna Stadnik, współautorka pracy "Anielice czy diablice?".
Te prawdy wciąż muszą przebijać się do opinii publicznej, a wcześniej długo torowały sobie drogę w kręgach naukowych
i opiniotwórczych. Kiedy amerykańska psycholożka Phyllis Chesler latami zbierała materiały do swojej książki "Woman's
inhumanity to woman", od feministek słyszała: "Nie chcę tego czytać", "przecież agresja kobiet to wynik prześladowania i
ucisku ze strony mężczyzn". Zdaniem części środowisk feministycznych samo poruszanie tego tematu było
niebezpiecznym argumentem przeciwko tezie, że kobieta jest niewinną ofiarą. A Chesler zaczyna od ssaków
naczelnych, u których agresja samic względem innych samic służy temu, by zapewnić sobie i swojemu potomstwu
pożywienie i pozycję w stadzie. Badaczka szympansów Jane Goddal zaobserwowała np., jak samice stojące wyżej w
hierarchii porywają i zjadają dzieci innych samic. U makaków samica alfa potrafi nawet wejść między samca i inną
samicę, żeby przerwać im kopulację. Bezpośrednia przemoc nie jest zresztą konieczna - samice alfa potrafią
spowodować u swoich rywalek opóźnienie dojrzewania płciowego, wstrzymywanie owulacji. Wszystko po to, żeby sobie
zapewnić sukces reprodukcyjny.
A homo sapiens? Kobiety w różnych kulturach różnie się zachowują, ale można wyróżnić pewne cechy wspólne. To one
są strażniczkami patriarchatu, czyli również popierają bądź tolerują przemoc wobec innych kobiet i przemoc w ogóle.
Brytyjska dziennikarka Clare Longrigg w swojej książce "Kobiety na czele mafii" pisze np. o Serafinie Battaglii, żonie
mafiosa z Palermo. Gdy ten w 1960 r. padł z ręki wrogiego klanu, namówiła syna Salvatora, by pomścił śmierć ojca,
znalazła mu ochroniarza i dostarczyła broń. Salvatore nie zdążył dokonać wendety, bo sam zginął od kul.
Zbrodnia odbijająca się rykoszetem, jak w greckiej tragedii - mity są zresztą dobrym źródłem wiedzy o kobiecej agresji,
tej "pośredniej", która nie plami kobiecych rąk. Serafina postąpiła jak Elektra, która swego brata Orestesa nakłoniła do
zabójstwa matki w zemście, że ta wraz z kochankiem zabiła ojca. To Orestesa prześladują potem Furie (też zresztą
istoty płci żeńskiej), Elektra bezpośredniej kary unika.
Ale utrwalanie patriarchatu przez kobiety nie dotyczy tylko zamierzchłej przeszłości i peryferii zachodniego świata.
Kobiecie, którą chce się zaatakować i poniżyć, przypisuje się niemoralne, wybujałe życie seksualne, jak zrobiły to córka
Judy i jej koleżanki. "Sama sobie winna" - bardzo często takie opinie pod adresem ofiary gwałtu wygłaszają właśnie
kobiety. Rozmawiałam z mieszkankami Olsztyna, które zamierzały poprzeć w wyborach samorządowych oskarżonego o
gwałt byłego burmistrza Czesława Małkowskiego. Jakże łatwo przychodziło im przekonywać, że oskarżycielka uknuła
całą intrygę. Małkowski przegrał niewielką liczbą głosów.
Chesler przytacza badania kalifornijskiej psycholożki Glorii Cowan, która zbadała studentki college'ów pod kątem tego,
jak bardzo są wrogie względem innych kobiet i jak skłonne, by obwiniać ofiarę za seksualną przemoc. Cowan konstatuje
z goryczą, że respondentki, które uważały się za feministki, wcale nie wypadły w badaniu lepiej niż osoby o poglądach
konserwatywnych. W USA pojawiła się nawet trudna do przełknięcia dla zwolenników poglądów feministycznych teoria,
że wprowadzanie do firm restrykcyjnych kodeksów zwalczających molestowanie seksualne jest w rzeczywistości
wyrazem walki kobiet o wyższym statusie o to, by kobiety o statusie niższym (sekretarki!) nie zajęły ich miejsca przy
boku szefów.
Przemoc kobiet wobec innych kobiet zaczyna się w rodzinie. Ale złe stosunki pomiędzy siostrami, matkami i córkami,
znęcanie się matek nad dziećmi to wciąż w naszej kulturze tabu. Trudno nam sobie wyobrazić, że takie rzeczy mogą
dziać się naprawdę. Lepiej pamiętamy za to filmy i powieści o brutalnych rządach teściowych i starszych żon, o
upokorzeniu i nieznośnym losie synowych i konkubin w Chinach czy w krajach muzułmańskich. W filmie Yimou Zanga z
1991 r., "Zawieście czerwone latarnie" młoda dziewczyna wychodzi za mąż za bogacza i staje do rywalizacji o jego
względy z pozostałymi żonami, co kończy się szaleństwem głównej bohaterki, śmiercią jej służącej i żony rywalki.
Problem mamy również z agresją u dziewczynek, bo dziewczynki idealizujemy jako niewinne istoty, które z
niesplamionego grzechem dzieciństwa powinny płynnie przejść do matko-polskiej wszechogarniającej miłości. Stąd szok
wywołany np. ustawkami gimnazjalistek kibicek w Tczewie. Katarzyna Stadnik zauważa, że agresywnym nastolatkom
Strona 1 z 2
Kobieta nie patrzy ofierze w oczy
2011-01-11
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/2029020,96856,8908787.html?sms_co...
przypisujemy cechy męskie, rówieśnicy (i rówieśniczki) nazywają je "lesbami" lub "chłopaczarami".
Najlepiej chyba charakter kobiecej agresji dzięki kulturze i stereotypom zepchniętej w sferę niefizyczną oddają badania
przeprowadzone w Argentynie przez amerykańską antropolożkę Nicole J. Hines. Zauważa ona, że kobiety, nawet jeśli
angażują się w werbalne ataki, w odróżnieniu od mężczyzn nie patrzą swojej ofierze w oczy. I przytacza takie osobiste
doświadczenie: uczestniczyła w Buenos Aires w zajęciach z aerobiku i jedna z kobiet specjalnie umieściła swój podest
do ćwiczeń bardzo blisko niej, żeby przeszkadzać. Nie odezwała się ani nie nawiązała wzrokowego kontaktu z Hines.
Była agresywna, ale nie zamierzała w żaden sposób się do tego przyznać.
Może już niedługo będziemy tęsknić za czasami, kiedy kobiety nie brały do rąk kijów bejsbolowych, ale czy ta
niefizyczna agresja naprawdę jest mniej groźna? Pomyślmy tylko o Lady Makbeth...
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl -
www.gazeta.pl
© Agora SA
Strona 2 z 2
Kobieta nie patrzy ofierze w oczy
2011-01-11
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/2029020,96856,8908787.html?sms_co...