R
R
O
O
Z
Z
D
D
Z
Z
I
I
A
A
Ł
Ł
T
T
R
R
Z
Z
E
E
C
C
I
I
A
A
G
G
D
D
Y
Y
B
B
Y
Y
T
T
A
A
K
K
?
?
armen siedziała na ławce pod gabinetem pani zwierzchnik i nerwowo ruszała
nogą. Gdy tylko przekroczyła próg własnego apartamentu dostała paraliżu
całego ciała, a do profesorów dotarła wiadomość, że Cordoba złamała zakaz
ciszy nocnej. W sumie to nic takiego. Ot tak sobie wyszła z pokoju. Wielkie halo. Jednak dwa
lata temu, kiedy nie było tego zaklęcia, jakaś dziewczyna poszła i utopiła się w morzu. Jej
rodzice bardzo burzyli się, że jak tak można, dlaczego dzieci są w stanie sobie tak wychodzić
w środku nocy? Za ich sprawką Rosa nakazała objąć domy urokiem, a dla pewności i każdy
apartament z osobna.
- Prosimy cię Carmen – odezwał się wuj Alfredo Cordoba wpuszczając bratanicę do
środka.
Za biurkiem siedziała kobieta o azjatyckiej urodzie. Było grubo po północy więc
zdążyła narzucić na swoją koszulę nocną w japońską wiśnię, tylko szlafrok. Właśnie kończyła
coś pisać na śnieżnobiałej kartce. Złożyła zamaszysty podpis i podała papier profesorowi.
- Więc czemuś to zrobiła? – zapytała Rosa. – My to dla twojego dobra robimy.
Niewdzięcznica!
Carmen uznała, że lepiej w takiej sytuacji nie wdawać się w dyskusję z tą kobietą.
Odpowiednio sprowokowana mogłaby powiedzieć o jedno słowo za dużo. Milczenie
wydawało się najlepszym wyjściem.
- Ach, milczysz – mruknęła pani zwierzchnik. – Dobrze. Mam nadzieję, że wiedziałaś
o konsekwencjach, a jak nie to proszę Alfredo, ześlij blask wiedzy na tę niewiastę – i to
powiedziawszy wyszła z gabinetu.
Cordoba jeszcze mocniej ścisnął się paskiem od swojego ciemnego szlafroka w
kropki, po czym usiadł na fotelu obok dziewczyny. Był bardzo ciekaw co skłoniło bratanicę
do opuszczenia dormitorium.
- Od jutra o osiemnastej będziesz odbywać szlaban – zaczął mężczyzna.
Nastała chwila ciszy. Carmen nie chciała nawet patrzeć na wuja, a tamten jak na złość
przeszywał ją tym swoim podejrzliwym wzrokiem.
- Po co to zrobiłaś? – zapytał w końcu.
- Myślisz, że ci powiem? – zdziwiła się dziewczyna odwracając głowę w przeciwnym
kierunku.
- Jeśli nie, to sam się dowiem – poinformował łagodnie. – Wiesz, że znam swoje
sposoby.
Carmen przygryzła wargę. To prywatność stała się jakąś fikcją cywilizacji! Dlaczego
ona nie może mieć jakiś tajemnic? Wszystko musi wiedzieć jej wuj i ojciec. Co za niewyżyte
bestie wychowawcze.
- Słyszałam muzykę – zaczęła Cordoba wpatrując się w okno. – Ktoś grał na
fortepianie… tak pięknie, tak smutno… tej muzyki nie mogę opisać słowami… była
niewiarygodna, wspaniała. Miałam wrażenie, że opowiada mi jakąś historię… ona jakby
mnie…
C
C
- Carmen – przerwał Alfredo. – Dyżurowałem twój dom i żadnej muzyki nie
słyszałem.
Dziewczyna spuściła głowę. Wiedziała, że jej nie uwierzy. Gdyby nie fakt, że sama tę
melodię słyszała też by nie wierzyła. Nigdy wcześniej nikt nie mówił, że umie grać na
fortepianie, a jeśli miałby to być ktoś zewnątrz to obejście tych wszystkich zabezpieczeń
zajęłoby mu lata.
- Ale ja słyszałam… - szepnęła do siebie.
I była tego pewna.
Cały następny dzień myślała tylko o tym co wydarzyło się w nocy. Przeanalizowała
każdą możliwość dotyczącą tego kto i po co mógł grać na fortepianie. Niestety, muzyka cały
czas siedziała w jej głowie. Nie potrafiła skupić się na prostych czynnościach. Dziś rano o
mało co nie poparzyła sobie ręki kwasem na Ars Aqua.
Jakimś cudem Giulia ją w porę
odepchnęła.
Kiedy dziewczyny jadły obiad pod jakąś wierzbą na dworze, Materazzi postanowiła
nie dać za wygraną – zasypała przyjaciółkę lawiną pytań, tamta jednak była jakby nieobecna.
- Słuchasz mnie? – zapytała w końcu Giulia.
- Tak – odpowiedziała po chwili Carmen spostrzegając, że Włoszka wymownie się na
nią patrzy. – Tak – powtórzyła dla pewności.
- Nie wydaję mi się – rzekła Materazzi z wrogą miną, - prawda Fleer?
- Natürlich!
1
– zapytała Miramontes przeczesując dłonią blond włosy. – Karmelku,
musisz słuchać naszej Giulii – powiedziała jakby z ironią.
Cordoba cmoknęła z niezadowolenia.
- Dajcie mi spokój – wzięła torbę i poszła na plażę.
Carmen powolnym krokiem wyszła z Conrado.
Zbliżała się jej pierwsza godzina kary za złamanie regulaminu Akademii, a słońce
nadal wysoko górowało na horyzontem. Było duszno i parno, a lekkie podmuchy wiatru
zaczynały powoli przechodzić do legendy. Wszyscy szukali schronienia w wodzie, lub w
grubych murach Akademii. Lecz nie ona. Ona musiała ponieść konsekwencje swoich
haniebnych czynów.
Na placu panowała absolutna cisza. Kadr niczym z filmu, kiedy to na nic
niespodziewającego się głównego bohatera, zaraz wyskoczy psychopata z siekierą w ręku.
Ale Cordoba się nie bała. Nie w dzień. Bo w nocy to różnie bywało.
1
Natürlich! – (nie.) Naturalnie!
Dziewczyna pewnym krokiem weszła do Akademii. Przywołała szklaną, okrągłą
windę, po czym rozkazała jechać na siódme piętro. Tam już czekał na nią wuj. Nie zważając
na ich konflikty zaprosił uprzejmie Cordobę do małej sali. W pokoju znajdował się tylko stół,
a na nim stosy papierów oraz kilka kartonów. Carmen pogładziła ręką drewniany blat po
czym wyjrzała przez malutkie okienko.
- W rogu – mężczyzna wskazał na podłogę, - masz niszczarkę. A tu – pokazał stosy
papierów – to co musisz zniszczyć. Jak skończysz przed dziesiątą drzwi się same otworzą – i
wyszedł.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Ale kara. Normalnie nie z tej ziemi. Przecież
wkładanie papierów do dziury ją przerośnie. Jak ona sobie da radę.
Roześmiała się w głos po czym wzięła pierwszą kolumnę równo ułożonych kartek.
Zlokalizowała kąt, który wskazał wuj i do niego podeszła. Tam okazało się, że urządzenie
zostało wbudowane w podłogę. Cordoba uklęknęła na zimnej posadzce, a obok siebie
położyła papiery. Chwyciła jedną kartkę i włożyła do ciasnej szczeliny. Coś zaskrzeczało i po
chwili fragment biografii patrona Akademii gdzieś zniknął. Nagle Carmen usłyszała głośny
huk. Papiery, które leżały obok niej pojawiły się z powrotem na drewnianym stole.
Spochmurniała. Dotarło do niej, że ta kara nie będzie taką prostą i przyjemną jak się
jej z początku wydawało.
Wstała, podeszła do stosu zaświadczeń, wzięła pierwszą kartkę, po czym wróciła do
niszczarki, przychyliła się i włożyła w szczelinę dokument. Maszyna zahurgotała, a ona
znowu podeszła do stołu, zabrała papier i wróciła do perfidnego, nisko umieszczonego
urządzenia. Niszczarka wydała charakterystyczny dźwięk. Carmen poszła po kolejną kartkę…
Cholera, przed nią jeszcze były trzy długie godziny pracy.
Wykończona wróciła do Conrado. Jedyne czego pragnęła to odpocząć od tego
schylania się. Myślała, że kręgosłup zaraz wyskoczy z niej przez gardło i ucieknie do lasu
krzycząc, że jest z niej okropna sadystka. Ale tę karę wymyślił jej wuj, nie ona.
Ostatkami sił nacisnęła srebrny przycisk z liczbą sześć we wnętrzu windy.
Z drugiej strony była pełna podziwu za pomysłowość oraz oryginalność. Sądziła, że
wyszoruje podłogi w jakiś klasach i będzie po sprawie. A tu karzą jej kartki niszczyć. Pewnie
wuj wymyślił to po ich ostatniej kłótni, kiedy to nazwała ojca Hitlerem, a Alfredo – oficerem
SS. No faktycznie, mógł się trochę rozłościć, ale żeby posuwać się do czegoś takiego?!
Dziewczyna wyszła na korytarz. Nikogo nie było. Zdjęła czerwony krawat i zaczęła
rozpinać białą koszulę z logo szkoły wyszytym na rękawie.
Łóżko – o tym tylko marzyła.
Gdy weszła do salonu powitał ją głośny okrzyk strzeeeeeeelaj! Zdenerwowana
patrzyła na Javiera, Felipe oraz Nico siedzących na kanapie.
- Znowu? – warknęła rzucając torbę w kąt.
- Dziś gra Real Madrid – wytłumaczył nieśmiało Torres.
Cordoba miała ochotę ich wszystkich pozabijać. A co ją obchodziła jakaś Liga
Mistrzów?! Gdyby nie rozrabiali to by mieli kablówkę w pokoju. Dlaczego ma cierpieć za ich
błędy? Ona naprawdę chciała iść spać.
- Macie to wyłączyć, albo ja wam zaraz to wyłączę – powiedziała groźno wskazując
palcem na cienki telewizor.
- Ale to się zaraz skończy – jęknął ktoś, kiedy trzaskała drzwiami od sypialni.
Buty rzuciła w kąt i upadła na łóżko jak jakiś kawałek drewna. Przewróciła się na
brzuch. Nogi trochę jej zwisały po za materac, ale akurat w tym momencie, nie było to
najważniejsze. Zamknęła oczy. Słyszała jakieś bełkotanie chłopaków przeplatające się z
bełkotem komentatorów sportowych. W plecach czuła relaksujące mrowienie, a przed oczami
miała bezsensowne obrazy typu skaczące konie, las, tort, recytującego faceta.
Tak to było kiedy pozwalała na swobodne przepływanie myślom.
Usypiała.
Nagle poczuła, że ktoś podciąga ją do góry tak, że głowa trafiła na miękką poduszkę, a
stopy na materac. Po zapachu poznała, że to Felipe. Przykrył ją kocem. Miała mu ochotę
powiedzieć, żeby się nie podlizywał bo i tak zaraz im wyłączy ten telewizor, ale jakoś nie
miała siły otworzyć ust.
Nie pamiętała dokładnie co chłopak robił. Chyba przez chwilę bawił się jej włosami.
Znowu zaczęła myśleć o jakiś białych robakach, które leżały obok jej twarzy. Gdy je
zobaczyła kątem oka, zerwała się na równe nogi.
- Co się stało? – zapytał zaskoczony Felipe, który trzymał dziewczynę za rękę.
- Robaki – mamrotała Cordoba nieprzytomna, chwiejąc się na boki.
Cortés spojrzał na poduszkę. Nic tam nie znalazł. Carmen zaczęła mu się wyrywać
mówiąc coś pod nosem. Chłopak nie wiedział skąd nabrała takiej siły. Z trudem ją
utrzymywał. Nagle pociągną Cordobę do siebie i objął w biodrach. Wtedy jakby się ocknęła.
Zaczęła opowiadać, że robaki chciały wejść jej do nosa.
- Co ty się uparłaś na jakieś białe robaki? – zapytał rozbawiony Felipe. – To tylko sen.
Złapała się za głowę po czym przytuliła się do jego miękkiego ciała.
- Bo robaki – mruczała.
Cortés ponownie położył dziewczynę na łóżku i przykrył kocem. Upewnił się, że
zasnęła po czym wyszedł z pokoju.
- Śpi – poinformował, kiedy usiadł między przyjaciółmi.
- No to już wiemy kogo wysyłać, żeby ją udobruchał – podsumował Torres upijając
łyk wody. – Cholera, przegrywamy – mruknął smutno.
Ostatnimi dniami relacje między Carmen, a Felipe jakby się poprawiły. Dziewczyna
stała się swobodniejsza w jego towarzystwie, a on najwidoczniej zaczął to wykorzystywać.
Umówili się, że będzie mu pisać prace domowe z Ars Aqua w zamian za pomoc przy Ars Non
Magica.
Trzeba przyznać, że Cortés wywiązywał się solidnie ze swoich obowiązków, jednak
sprytnie zaczął bazować na wiedzy Cordoby w sprawach magicznych mikstur. Bezkarnie
chodził bawić się na prywatkach, bo wiedział, że Carmen i tak mu napisze dobry referat na
zajęcia.
Raz zdobyła się na odwagę. Powiedziała mu, że ją tym denerwuje. Wtedy, sama nie
wie jak, przyznała mu rację – ona pisze, a on chodzi podrywać dziewczyny, i tak powinno
być.
Cortés jest od Carmen sprytniejszy. Nigdy wcześniej nie spotkała chłopaka, który
byłby o jeden krok zawsze przed nią.
Chyba to ją najbardziej w nim pociągało.
Kiedy ponownie siedziała w małej sali ze stosem papierów do zniszczenia,
postanowiła zainteresować się tym, co leży na stole. Wyglądało jak ksero jakiejś książki.
Chyba wyjątkowo starej.
(…) Antonio nie wiedział jednak, że jego ukochana – Trinidad, została porwana do
Domu Ciemności przez Demona. Zrozpaczony postanowił popełnić samobójstwo. Stojąc nad
przepaścią w Kostaryce, krzyknął Largo amor en vivo!
2
po czym cisnął w siebie drogocenny
sztylet. Jego ciało na kształt bogów, bezwładnie runęło w dół.
Był majętnym młodzieńcem zaślepionym miłością. Życie bez ukochanej straciło sens
istnienia. Polegał, że śmierć na nowo skrzyżuje ich drogi, a bogowie litościwie spojrzą na
jego posępne zachowania.
Carmen sięgnęła po następną stronę ze stołu, jednak ona nijak się miała do
poprzedniego fragmentu.
Przeklęła w duchu.
Z nadzieją chwyciła drugą, trzecią, czwartą, kolejną kartkę. Niestety, nie pasowały do
historii Antonia. Zrezygnowana powróciła do wykonywania kary. Gdy wkładała stronę w
szczelinę pomyślała o ilości zniszczonych papierów pasujących do opowiadania.
Cmoknęła z niezadowolenia. Wtedy dostrzegła imię ukochanej w tekście. Z zapartym
tchem zaczęła czytać.
(…) Mężczyzna chronił Trinidad całym swoim ciałem. Był gotów poświęcić własne
życie dla dobra ukochanej. Trzymał ją mocno za dłoń. Nie mógł jej ponownie stracić.
Przyrzekł, że nie dopuści do tego.
Dłoń miał wyciągniętą przed siebie. Wiedział, że Demon tylko czekał na odpowiedni
moment do ataku. Antonio nie czuł strachu. Wręcz przeciwnie. Był zły i chciał zapłaty za
swoje krzywdy.
Kobieta o atłasowej cerze skrywała się za potężną sylwetką mężczyzny. Mimo, że bała
się o nich i ich dziecko wyciągnęła przed siebie cienkie palce przywołując własną moc.
Chciała walczyć.
2
Largo amor en vivo! – (hiszp.) Niech żyje miłości!
Gdy nad ich głowami pojawił się Demon, Antonio krzyknął ¡Corre!
3
jednak ona (…)
- Kurwa – warknęła zdenerwowana Carmen, kiedy znowu fragment się urwał. – Ile
można?!
Dziewczyna zniszczyła stronę i podeszła do stołu. Rozejrzała się powoli. Przerzuciła
kilka kartek. Znalazła coś o Akademii, jakąś biografię, kilka uroków obronnych, natomiast
historii Trinidad oraz Antonia nigdzie nie było.
Dopiero gdzieś pod koniec odbywania kary, wpadł jej w ręce krótki fragment i duży
rysunek kobiety na marginesie.
Chwycił jej delikatną dłoń. Wołała go, jednak Antonio nic nie mógł zrobić. Ze łzami w
oczach patrzył jak jego ukochana umiera. Trinidad natomiast położyła jego dłoń na swoim
łonie mówiąc, że jest brzemienna, po czym bezwładnie opadła na jego piersi.
Antonio krzyknął w rozpaczy. Chwycił sztylet przypasany do bioder i cisnął nim w sam
środek swojego serca.
- Super, to już drugi raz się zabił – mruknęła do siebie dziewczyna niszcząc papier.
Zamek w drzwiach cicho skrzypnął. Do środka wszedł profesor Cordoba. Wuj teatralnym
głosem poinformował, że może już iść i jutro widzą się o tej samej porze. Dziewczyna skinęła
głową po czym wyszła z małej sali.
Carmen usiadła z tyłu klasy w nadziei, że będzie mogła skryć się za filarem i uciąć
sobie krótką drzemkę. Była ósma rano, a to stanowczo za wcześnie na Cordobę. Dziewczyna
zlokalizowała niskiego, łysawego promotora po czym schowała się za plecami Estebana.
Jakoś nie obchodziło ją to, co będą robić na zajęciach z Przyuczenia Zawodowego.
Ona dobrze wiedziała, że jej przyszłość to firma ojca. Tak postanowił Stefano i tak ma być.
- Dziś rozwiążecie krótką ankietę – poinformował niski mężczyzna rozdając kartki
papieru.
Cordoba wyprostowała się i udawała, że jest najbardziej wyspaną osobą na świecie.
Podziękowała grzecznie za otrzymaną kartkę, po czym krytycznie spojrzała na wyblakły
garnitur promotora. Doszła do wniosku, że im wyższy stopień naukowy, tym ludzie gorzej się
ubierają. Chyba zaczynają trochę wariować, kiedy robią profesora.
Kto mu pozwolił założyć niebieską koszulę w kratę oraz żółtą muszkę w czerwone
kropki?! To stanowczo godziło w poczucie estetyki.
- No to proszę się podpisać, a za piętnaście minut zbieram – poinformował Pablo
Iglesias i pogładził swoją krótką brodę.
Dziewczyna spojrzała na zestaw pytań.
1. Wybierz swoją płeć:
❑ kobieta
❑
mężczyzna
3
¡Corre! – (hiszp.) Uciekaj!
2. Wiek: ………………………………………..………………………………………
3. W przyszłej pracy najbardziej będą się dla mnie liczyć:
❑ godziny pracy
❑ zarobki
❑ miejsce pracy
❑
kontakt z ludźmi
❑
inne. Co? …………………………………………………………………….
……………………………………………………………………………….
4. Czy już kiedykolwiek pracowałeś/aś?
❑ nie
❑
tak. Jaka to była praca? ……………………………………………………..
........................................................................................................................
5. Idealny zawód to taki, w którym ……………………………………………………
……………………………………………………………………………………….
……………………………………………………………………………………….
6. Moim autorytetem jest ……………………………………………………………...
7. Moją pierwszą wypłatę przeznaczę na ……………………………………………...
……………………………………………………………………………………….
……………………………………………………………………………………….
8. Ponumeruj od 1-6, przydzielając 1 - pozycji dla Ciebie najważniejszej.
❑
pieniądze
❑ rodzina
❑
dobry samochód
❑
długie wakacje
❑ adrenalina
❑
spełnienie marzeń
❑
niezależność
9. Czy wiesz, co chcesz robić w życiu?
❑ nie
❑
tak. Co? ……………………………………………………………………...
……………………………………………………………………………….
10. Czy rodzina wywiera na Ciebie presję, w sprawach Twojej przyszłości?
❑ nie
❑ tak
Dziewczyna, zdziwiona nieco typem pytań, wypełniła wszystko posłusznie. Promotor
z uśmiechem na ustach poinformował, że przejrzy ich odpowiedzi i na tablicach ogłoszeń
pojawią się terminy, w których będzie ich oczekiwał w gabinecie w celu przedyskutowania
ankiety.
- A teraz możecie już sobie iść – powiedział otwierając zaklęciem drzwi.
Carmen wprost nie mogła się doczekać, co powie promotor, gdy zobaczy jej
wakacyjną pracę w klubie nocnym wuja Alfredo Cordoba, jako główna atrakcja dla panów z
organizacji Morte Alla Francia Italia Anela!
4
Czasami potrafiła być naprawdę wredna.
W wannie pełnej śnieżnobiałej piany, wśród małych świeczek poustawianych w
każdym możliwym miejscu, z kartką w ręku, leżała Carmen. Włosy elegancko związała do
góry, a głowę położyła na miękkim ręczniku.
Uparcie uczyła się roli do przesłuchania.
Nagle, dziewczyna usłyszała jakiś męski głos za drzwiami.
- Gdzie Carmen? – zapytał Felipe.
- Na odnowie biologicznej – odpowiedziała Giulia.
Cordoba wyprostowała się, po czym w napięciu nasłuchiwała. Nie to, żeby
panikowała. Po prostu tylko i wyłącznie dla komfortu psychicznego, przysunęła bliżej siebie
ten niebieski ręcznik.
- Carmen – odezwał się ponownie czarnowłosy chłopak naciskając na klamkę, - weź
otwórz.
- Chyba zwariowałeś – warknęła dziewczyna wstając z wanny.
- Cami, otwórz – mówił uwodzicielskim głosem. – Zamknę oczy – dodał z
dwuznacznym uśmiechem.
Cordoba wytarła się na tyle, aby z niej nie ciekła woda, po czym zarzuciła na siebie
biały szraf lok. Miała jakieś dziwne wrażenie, że Felipe się gdzieś bardzo spieszy.
- Idź stąd – powiedział najwidoczniej do Materazzi ponieważ to ona mu
odpowiedziała.
- Wredotto Hiszpaniotto z ciebie – rzekła obrażona, – wiesz?
Carmen ledwo zdążyła otworzyć drzwi od łazienki, a Cortés wpadł z sypiali jak
oparzony. W błyskawicznym tempie znowu zatrzasną zamek. Cordoba miała tylko nadzieję,
że go nie zamknął na amen, bo tak nim walnął…
- Jakieś grudki mi powstały – poinformował wyciągając jakiś flakonik. – Zobacz.
Dziewczyna zaczęła oglądać wywar chłopaka tamten korzystając z okazji rozejrzał się
po łazience, która w obecnym czasie wymownie zachęcała do długiej i relaksującej kąpieli.
Zabrał płatek różowej róży z szyi Cordoby.
- Musiałeś pomieszać za ciepłe składniki – poinformowała dziewczyna.
- Aha, a jak to naprawić? – pytał zabierając kwiaty z ramion Carmen.
- Trzeba zrobić od nowa – powiedziała, a później strzeliła Felipe po łapach, kiedy
zabierał się za płatki przyklejone do jej dekoltu. – I chyba przesadziłeś z wodą, bo on
powinien być czerwony, a nie różowy.
4
Morte Alla Francia Italia Anela – (wł.) Śmierć Wszystkim Francuzom we Włoszech. Jest to rozwinięcie skrótu
Mafia (zorganizowana grupa przestępcza o dużych wpływach, powiązaniach z osobami na różnych szczeblach
władzy, policji, biznesem, prowadząca działalność gospodarczą finansowaną z przestępstw). Hasło to
towarzyszyło Sycylijczykom podczas niewoli francuskiej. Później nabrało nieco innego znaczenia.
- Za pół godziny mam go oddać do oceny – poinformował takim tonem jakby to był
problem Cordoby.
- To jest wywar na rany wspomagający krzepliwość krwi? – upewniła się.
- Si señorita.
- Chyba taki mam – powiedziała i przekręciła klamkę w drzwiach. – A teraz señor
będzie łaskawy otworzyć drzwi, które to señor zatrzasnął.
Chłopak uniósł lekko brwi.
- To ja wyjdę oknem – poinformował wchodząc na parapet. – A ty powiedz Didi, żeby
mi dała odpowiedni flakonik.
- A ja? – upomniała się, kiedy on stał już po drugiej stronie.
- Możesz iść ze mną jeśli chcesz – odrzekł z niewinnym uśmiechem.
- Jak nie naprawisz tych drzwi to się możesz pożegnać z referatami – zagroziła
palcem.
Parapet z drugiej strony był dość szeroki. Cortés bez większych problemów przeszedł
cztery metry i wskoczył do salonu dziewczyn przez otwarte okno.
Zrobiło się małe zamieszanie w trakcie którego Materazzi oraz Francisca wywróciły
kuferek Carmen do góry nogami. Gdy Felipe odszedł, pod drzwiami łazienki znalazła się
Miramontes po czym zaczęła wytykać przyjaciółce jej błędy.
- Zwariowałaś – poinformowała obiektywnie Hiszpanka. – Co chcesz tym osiągnąć?
- Idź po kogoś żeby otworzył te drzwi – odkrzyknęła ciemnowłosa siadając na wannie.
- A właśnie nie! Będziesz tam siedzieć. Twój królewicz cię tam zamknął, to niech cię
królewicz odtworzy.
- Odwal się od niego – warknęła Carmen.
- Co go bronisz? Ostatnio na niego narzekałaś – powiedziała Francisca krzyżując ręce.
– On cię wykorzystuje… bezkarnie.
- Daj mi spokój – mruknęła Cordoba. – Didi, powiedz jej coś.
- Didi nie ma – powiedziała Miramontes. – Poszła biegać z Nico na plaży.
Carmen zsunęła się na podłogę. Francisca chyba miała rację. Felipe był chamem.
Upiła łyk wody ze szklanki.
Ale takim cholernie pociągającym.
Wieczorem, kiedy to dziewczyny szykowały się do spania, niespodziewanie
odwiedzili je Casillas oraz Cortés. Javier zabrał ze sobą wielką walizkę pełną przeróżnych
części. Felipe wskazał mu drzwi do łazienki, które w tamtym momencie już się otwierały,
jednak nie zamykały.
- Trzeba było powiedzieć wcześniej, że one tak lubią się zatrzasnąć – powiedział
Casillas.
Felipe oparł się o framugę i nadzorował pracę przyjaciela. Ukradkiem spojrzał na
Carmen, która w przewiewnej sukience siedziała za biurkiem, pisząc zadania z Numero
Numerus. Rozpiął swoją czerwoną koszulę w kratkę po czym włożył dłonie do kieszeni.
- Wracacie w następny weekend do domu? – zapytał Casillas. – Bo ja to dopiero na
święta.
- My też – przyznała Francisca. – To się nie opłaca.
Zapadła krępująca cisza. Javier walczył z nowym zamkiem, a dziewczyny pakowały
książki do torebek. Cortés patrzył na Cordobę, która ich sukcesywnie ignorowała. Zaczynało
go to denerwować.
- Gotowe – stwierdził Casillas, a na dowód zamknął się w łazience, a później z niej
wyszedł.
- Patrz Carmen – nie wytrzymał czarnowłosy. – Naprawiłem drzwi.
- Ty naprawiłeś? – skrzyżował ręce Javier.
- Tak dobrze ci szło, że się nie chciałem wtrącać – odparł z uśmiechem Cortés,
poklepując przyjaciela po ramieniu.
- Ależ następnym razem nie krępuj się – rzekł ironicznie Casillas.
- Ależ, aż niegrzecznie było przeszkadzać mistrzowi – ukłonił się lekko Felipe.
- Ależ mistrz by się nie pogniewał – odparł Javier zamykając swoją walizeczkę.
- Obraziłaś się na mnie Cami? – zapytał nagle Cortés podchodząc do biurka. – Nie
gniewaj się, że cię zamknąłem w łazience – nachylił się nad nią. – Przynajmniej miałem
pewność, że mi nigdzie nie uciekniesz.
Spojrzała na niego zaskoczona. Nie bardzo wiedziała jak odebrać jego ostatnie słowa.
Coraz częściej myślała, że Felipe coś do niej czuje, jednak nie potrafiła znaleźć na to
niepodważalnych dowodów. Miała tylko te dwuznaczne sytuacje…
Boże, a może to tylko jego gra?
- Pa Felipe, mamy trochę roboty – rzekła ciemnowłosa i powróciła do zadania
domowego.
Następnego dnia Miramontes mówiła tylko i wyłącznie o przesłuchaniu do sztuki. Co
chwila recytowała kwestie Juliety wesoło przy tym gestykulując. Dziewczyny natomiast nie
podzielały jej entuzjazmu.
Casting miał zacząć się za dwie godziny.
Nie to, żeby się Carmen denerwowała. Dla niej nie było ważne czy dostanie główną
rolę czy też nie, bała się jedynie, że zapomni tekstu i wyjdzie na pośmiewisko. Uparcie
powtarzała kwestię do ostatniej chwili.
Powie to bez zająknięcia i już będzie z siebie dumna.
Sala do karate była dużym pomieszczeniem z wypolerowaną, drewnianą klepką oraz
wielkimi oknami, które obecnie zasłoniono czarnym materiałem. Na środku postawili stolik, a
w komisji zasiadły trzy osoby: promotor języka hiszpańskiego oraz dwójka uczniów. Na
korytarzy kręciło się dużo więcej ludzi, niż Cordoba przypuszczała.
Chyba zaczynała mieć tremę.
Co gorsza odkryła, że co niektórzy przyszli tu tylko po to aby popatrzeć na wyczyny
innych i się pośmiać.
- To idę – powiedziała Miramontes po czym pobiegła do komisji.
Blondynka, pewnym krokiem weszła na prowizoryczną scenę zrobioną z grubych
materacy wykorzystywanych do karate. Ukłoniła się i zaczęła recytować przygotowany
fragment. Czuło się w powietrzu, że Francisca myślami była na balkonie w Weronie. Mówiła
głosem pełnym pasji i oddania, a patrzyła z taką namiętnością w podłogę jakby tam naprawdę
stał jej Romeo.
Dobra była.
Komisji chyba też się podobało bo pogratulowali jej doboru fragmentu.
Następna poszła Materazzi. Nieźle sobie radziła, póki jury nie zaczęło do niej mówić.
W panice zaczęła dopytywać się czego od niej chcą. Wyglądało to trochę zabawnie – Giulia
mówiła takim tonem jakby pytała o rodzaj kary jaki chcą jej wymierzyć.
- Prosimy o pani śmierć – poinformowała młoda dziewczyna.
- Ale ja niechęcę umierać – powiedziała automatycznie, a dopiero po chwili dodała –
Aaa… Julieta. No tak. Ona umiera… faktycznie. Będę improwizować – ostrzegła. – Bo nie
uczyłam się tego fragmentu.
- Dobrze – powiedział promotor języka hiszpańskiego. – Umiejętność improwizacji
również przydaje się w teatrze.
Giulia przełknęła głośno ślinę i gwałtownie wyciągnęła rękę do góry.
- O losie – jęknęła, – niewdzięczny – dodała pospiesznie. – Ten tylko sztylet –
pomachała zaciśniętą pięścią, – jest mym przyjacielem! Romeo, czemuś ty jesteś Romeo.
Jakbyś nie był Romeo, moglibyśmy żyć razem, a tak… - zamilkła na chwilę. – O losie! –
jęknęła żałośnie. – Co ja ci biedna uczyniłam? Nie… nie… nie mogę tak żyć! – spojrzała na
swoją pięść. – O sztylecie, mój przyjacielu, zabierz mnie do Romeo!
Materazzi z impetem walnęła siebie w brzuch. Chciała spektakularnie popełnić
samobójstwo, jednak nie zwróciła uwagi, że stoi blisko krawędzi i z hukiem spadła z
prowizorycznej sceny.
- Didi, nic ci nie jest? – zapytała Francisca stając nad przyjaciółką.
- Wisienko… - rzekł troskliwie Nico pomagając wstać dziewczynie.
- Jak wypadłam? – zapytała Giulia nie zważając na to, że o mały włos nie złamała
sobie ręki. – Byłam przekonywująca?
- Nom, można to pod to zaliczyć – poinformowała Miramontes i wyprowadziła
przyjaciółkę pod bok.
Carmen już stała na scenie. Poczuła, że nogi zaczęły jej lekko dygotać. Reflektor,
który stał przed komisją trochę ją oślepiał. Wzięła głęboki wdech i powiedziała wszystko jak
na konkursie recytatorskim.
W pewnym momencie zaczęła słyszeć muzykę. Ale nie tą z fortepianu.
Zamilkła.
Czuła się tak jakby jej ktoś do głowy podłączył głośniki i puszczał piosenkę z mp3.
Przestała myśleć o tym co chce komisja, zaczęła sobie nucić Sexy Body… Hehey aha…. sexy
body
5
Z trudem powstrzymywała się przed tańcem.
- A dałaby pani radę coś zaśpiewać? Umie pani śpiewać? – dopytywał się młody
chłopak.
5
Sexy Body – piosenka w wykonaniu Colonia Sexy Body.
Dziewczyna gdzieś w oddali zobaczyła przyjaciółki w towarzystwie Nico, Javiera i
Felipe. Ten ostatni cały czas wpatrywał się w Cordobę. Jakby przeczuwał, że zrobi coś
głupiego.
- Nie umiem śpiewać. Gracias
6
– ukłoniła się przerywając w połowie zdania
promotorowi hiszpańskiego.
Czym prędzej podeszła do przyjaciół mijając pytające spojrzenia pozostałych osób.
Zastanawiało ją tylko jeden fakt, czy to Felipe, umyślnie, przeszkadzał jej w występie,
puszczając na cały głos muzykę.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, pociągnął ją do siebie tak, że patrzyli sobie
głęboko w oczy. Głos mężczyzny wił się gdzieś między nimi, wywołując ciarki na plecach
dziewczyny. Odnosiła wrażenie, że Felipe, w rytm muzyki, leciutko muska jej biodro.
Teraz była pewna, że słuchają tego samego
E arriva, e arriva, e arriva da lontano, questa sensazione piano, piano, e sale, e sale e
non fa male, questa musica infernale, questa musica glaciale
Stali blisko siebie. Czuła jego oddech na swoim policzku. Myślała, że zaraz oszaleje.
Vi fara volare, vi fara sognare, il loro ritmo pazzo, vi fara gridare, Adesso sono qui,
lasciatevi andare, arrivano dalla Croazia, si chiamano Colonia
7
- W tej chwili odłącz się od mojego mózgu.
Carmen wracała ze szlabanu wyjątkowo w dobrym humorze. Wiedziała, że była w
tym małym pokoju z niszczarką i stosem papierów, ostatni raz. Nigdy nie sądziła, że takie
proste ćwiczenie jak schylanie się może doprowadzić ją na skraj cierpliwości.
Pewnym krokiem weszła do salonu. Pod oknem z pędzlem w dłoni, przed sztalugą
stała Włoszka. Miramontes siedziała na kanapie i czytała szkolne czasopismo Carpe, tak
jakby ta sytuacja ją wcale nie dziwiła.
- Co ona robi? – zapytała Carmen wskazując na przyjaciółkę.
- Spełnia się artystycznie – odpowiedziała Francisca. – Wiedziałaś, że tu jest kolumna
kulinarna? – powiedziała unosząc gazetę do góry.
Cordoba spojrzała na kolorową fotografię, po czym wyrwała Carpe Hiszpance z rąk.
Na dole strony, obok zdjęć Nico, zostało napisane kilka zdań.
W najbliższą środę Nicolás Romero Torres spotka się z zwierzchnikiem Akademii w
celu przywrócenia zawodów sportowych w Surfingu, które miałyby odbyć się dopiero w
czerwcu. Jak sam twierdził, napływało do niego mnóstwo próśb o upomnienie się za tym
6
Gracias – (hiszp.) dziekuję.
7
E arriva, e arriva
(…) – piosenka Colonia – Za tvoje snene oci
wspaniałym spotem. W poprzednim roku, jego rozmowy spełzły na niczym. Oficjalnym
powodem był zbyt mały czas na przygotowania. Tak, więc przezorny Torres, zaraz we
wrześniu ponawia swój apel, aby Pani zwierzchnik nie miała szansy ponownego odrzucenia
propozycji utalentowanego sportowca.
Przypomnijmy, że od 1991 roku, Surfing jest zakazany na terenie Almerii, gdyż doszło
do fatalnego wypadku, w wyniku którego Akademia została pozwana do sądu o
nieprawidłowe zorganizowanie zawodów.
Mercedes Lofe
To Carmen była tą lawiną próśb napływających do Nico. Pierwszy raz stanęła na
desce jak była z rodzicami na Hawajach. Od tamtej pory Surfing jest jej pasją i miłością. Gdy
tylko wyczytała w jakiś książkach, że kiedyś taki sport się praktykowało, nie tracąc ani chwili
dłużej namawiała Torresa aby go przywrócić. Tym bardziej, że fale na plaży były wyjątkowo
kuszące.
- Co to? – zapytała ciemnowłosa wskazując na białą kopertę.
Przyjaciółki jakby się zawahały. Nawet bohaterowie telenoweli brazylijskiej na chwilę
zamilkli.
- Co? – ponowiła pytanie Carmen. – Widzę przecież, że otwarte – warknęła.
- W poniedziałek będziesz na dywaniku u Azjatki za zdemolowanie mienia Akademii –
poinformowała Giulia. – Powiedziałyśmy im, że drzwi już są naprawione… ale oni nic.
- Super, jeszcze ojca ściągają – warknęła Cordoba chowając list do koperty. –
Cudownie!