rozdział 8 fallen angel 04 Samael, dawn mcclure

background image

Rozdział 8


Jade wtuliła się głębiej w przyjemne ciepło, lecz jej ciało wyczuło czyjąś

energię w powietrzu i zmusiło do otworzenia oczu. W głębi jej umysłu przeszła
myśl, że poczuła jakby miała ADHD. Szybko usiadła i omotała wzrokiem
pomieszczenie. Zamiast zwykłego pokoju ujrzała przestronny i bardzo jasny
apartament.

Ciepłe promienie słoneczne wpadały przez duże, szklane drzwi do żółtego

pokoju. Drzwi balkonowe były otwarte, prowadząc na taras, na którym kwiatki
w doniczkach kołysały się delikatnie. Spojrzała na piękne meble znajdujące się
na patio, ale nie to było tym, co zaparło jej dech w piersiach. Widok na ocean
oraz plaże, na której chodzili nadzy ludzie.

Przed dużą kanapą, na podwyższeniu stał sporych rozmiarów, płaski

telewizor. Niewielki barek stał w kącie pomieszczenia, na którym stało wiele
szklanych butelek odbijających promienie słoneczne.

Jade zauważyła, że na dywanie nie było żadnych plam.

Dotknęła skóry na szyi i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest ona gładka i bez

skazy. A przecież dobrze pamiętała, że z jej gardła tryskała krew, a przed
oczami przewinęło jej się całe życie.

- Jak się czujesz?

Czuję, że mogę latać ! Spojrzała w dół na źródło ciepła i powód powstania

wypieków na jej twarzy. Kiedy usiadła pociągnęła kołdrę i prześcieradła za
sobą. Wspaniałe ciało Samael’a było piękne i nagie w świetle poranka.
Przemożne pragnienie, aby przejechać dłońmi po jego umięśnionym brzuchu
prawie wzięło nad nią górę. Jednak zamiast tak zrobić, powiedziała:

- Czuję się niesamowicie.

Strzępy ostatnich wydarzeń zalały jej myśli: Samael trzymający ją w

ramionach i próbujący utrzymać ją z dala od anioła. Śmierć po nią przyszła, ale
Samael ją uratował. Pamiętała jak mówił do niej z desperacją i rozpaczą w
głosie, aby nie umierała, aby nie dotykała anioła. Tak bardzo chciała mu wtedy
coś powiedzieć, ale przyciąganie anioła było ponad wszystkim.

Kiedy anioł karmił ją swoją krwią ona była już za daleko, aby docenić moc i

potęgę tej krwi.

Kolejny rzut oka na apartament, błękitny ocean oraz promienie słoneczne i

wszystkie jej zmysły wyostrzyły się. To było niezwykłe.

Położyła się z powrotem na łóżku, podpierając głowę na dłoni.

- Myślałam, że na każdego przychodzi kiedyś czas i nie można temu zapobiec.

background image

Uniósł brwi mówiąc:

- Czy to miało być dziękuję?

- Samael’u, mówię poważnie.

Demon usiał z westchnieniem.

- Zawsze jest ten pierwszy raz. A odpowiadając na twoje pytanie, tak, na

każdego kiedyś przychodzi czas, aby udał się na drugą stronę.

Jade czekała, ale Samael nie powiedział już nic więcej.

- I ? – szturchnęła go w ramię. Co teraz będzie? Czy to był mój czas, aby

odejść?

Powoli ściągnął z niej beżowe, satynowe posłanie z jej ciała. Satyna

prześlizgując się po jej ciele była jak zmysłowa pieszczota. Jade cieszyła się, że
ma aż tak wyostrzone zmysły. To sprawiło, że zaczęła się zastanawiać, co może
spowodować jej inny dotyk.

Samael spojrzał na nią.

- Najwyraźniej tak miało być. Nie zgodziłem się. Na szczęście dla ciebie,

znałem tamtego anioła.

- Więc tak po prostu żal mu się mnie zrobiło?

Samael pokręcił głową i odwrócił od niej wzrok. Na jego twarzy malował się

straszliwy smutek.

- On nie oszczędził twojego życia. Żyłabyś dalej, tylko w innej roli. Śmierć

jest tylko przejściem.

- Więc zatrzymałeś go? – nie żeby narzekała. Jade nie była tak ‘grzeczna’ aby

iść do nieba. Nie była jeszcze gotowa, uczyniła za mało dobra.

Wizja Lexie stałaby się prawdą gdyby nie Samael. Tylko dzięki niemu żyła.

Samael wydawał się, jakby chciał coś powiedzieć. Dotknę jego ramienia,
mówiąc:

- Nie ważne dlaczego go zatrzymałeś. Chcę ci teraz podziękować.

Zanim Jade zdążyła choćby mrugnąć, Samael pochylił się nad nią, a jego

energia otoczyła jej ciało.

- Przestałem błagać o twoje życie. Miał rozkaz zabrać twoją duszę, więc

walczyłem z nim na początku, ale jego moc była dużo większa niż moja. Kiedy
zobaczyłem, jak upadasz, pobiegłem do ciebie. Od tamtego momentu błagałem,
aby pozwolił ci żyć. Pokazałaś mi, jak życie może być wspaniałe, nie mogłem
pozwolić ci odejść. Po prostu nie mogłem.

Od chwili, kiedy Jade spotkała Samael’a nawet przez myśl jej nie przyszło, że

mógłby oddać za nią wszystko. To, co dla niej uczynił było nieocenione...

background image

- Myślałam, że aniołowie nie mają wolnej woli. Skoro anioł pozwolił mi

ż

yć… co mu się stało? Czy ocalenie mojego życia będzie miało dla niego jakieś

konsekwencje?

Nagle jego energia zniknęła z pokoju, pozostawiając po sobie straszliwą

pustkę.

- Upadł.

Jade wciągnęła ze świstem powietrze. Nie miała pojęcia, że jej życie będzie aż

tyle kosztować.

- Oh, Samael. Co robimy? Musimy coś zrobić.

Demon skinął głową.

- Mam zamiar skontaktować się z nim. Nie martw się, mam pomysł. Z

pewnością nie zapomnę, co Domiel dla nas zrobił.

Zrobił dla nas. Te trzy słowa rozgoniły całą tą smutną atmosferę, która

panowała w pokoju.

- Czy wiesz jak go znaleźć?

- Tak. Znam go od dawna. Znam jego potężną energię i choć teraz jest

demonem to esencja jego życia jest wciąż taka sama. Nie martw się, wszystko
będzie dobrze, dopilnuję tego.

Zaufała mu. Zaskoczyło ją to, że tak łatwo mu zaufała i uwierzyła w niego. W

krótkim czasie Samael stał się zmorą jej życia, a zaraz potem jej wybawcą.
Sprawiał, że chciała śmiać się i płakać, krzyczeć z pragnienia, a jednocześnie z
frustracji.

Czy to właśnie była miłość? W jednej chwili miła ochotę walnąć go kijem w

głowę, a z drugiej strony nie wyobrażała sobie życia bez niego.

Położyła rękę na jego szyi, przyciągając go do siebie. Nie były potrzebne im

ż

adne słowa, kiedy Samael nakrył ja swoim ciałem. Niebo z pewnością było

dobry miejscem, ale równie dobrze może być także poza jego perłowymi
bramami.

Jego ręce były wprost stworzone do dotykania jej. Jego twarde, napięte

mięśnie krzyczały, aby ich dotknęła. Przebiegła dłońmi po jego plecach i z
powrotem.

Pocałował ją w szyję, a Jade odchyliła się, aby dać mu lepszy dostęp do siebie.

- Samael’u, gdybym wtedy umarła to byłaby szansa abyśmy się kiedykolwiek

spotkali w Niebie?

Kiedy demon umierał jego dusza szła prosto do Piekła, a tam sprawował nad

nią władzę sam Lucyfer.

background image

- Wszystko zależy od mojego życia na ziemi. Jest szansa, aby demon dostąpił

odkupienia. Jednak mój test jeszcze nie nadszedł.

Jade ugryzła go lekko w ramię, uśmiechając się przy tym.

- Co to za test ?

- Nikt tego nie wie, ale warunkiem odkupienia jest oddanie bezinteresownie

ż

ycia za kogoś innego.

Westchnęła, kiedy Samael zniżył się, aby polizać i drażnić jej piersi. Teraz

zebranie myśli do kupy było o wiele trudniejsze.

- Czy oddałbyś za mnie życie?

- Oczywiście.

Samael zniżył się jeszcze niżej i zatrzymał się na wysokości jej ud.

- A czy to oznacza… ahhh… że pójdziesz do Nieba?

- Tak – jego ciepły oddech muskał wewnętrzną stronę jej ud. – Możemy

porozmawiać później? Teraz się rozluźnij…

Kiedy poczuła jego język wewnątrz siebie nie pamiętała o co chciała go przed

chwilą spytać. Boże, Cohen demon robił za sprawą swoich warg i języka… I
pomyśleć, że nie dał jej szansy, aby się uwolnić… grzeszne usta.

Kiedy delikatnie possał jej łechtaczkę, Jade zacisnęła pięści na miękkiej

pościeli. Ciepło, promienie słoneczne… wszystko zdawało się podsycać ich
pragnienie siebie nawzajem. Jego język ocierał się o jej pulsującą, ciepłą i
wilgotną szparkę. Energia gotowała się w ich żyłach, pragnąć dominacji nad
swoim partnerem.

Jej orgazm była tak potężny, że Jade krzyknęła.

Kiedy pocałunkami i skubaniem wyznaczał sobie drogę po jej ciele, aż do ust,

myślała, że znalazła się w samym środku Nieba. Jeszcze nikt nigdy nie
zaprowadził ją tak wysoko.

Wszedł w nią, szepcząc jej do ucha:

- Jesteś moja, Jade. Przez najbliższe kilka dni mam zamiar nauczyć się

twojego ciała na pamięć, wywoływać twoje jęki. A jedyną rzeczą jaka wyjdzie z
twoich usta to moje imię, gdy będziesz dochodzić.

- Trzymam cię za słowo.

****

background image

Góry Szkocji zawsze były dla Jade domem. Cudowne wzgórza, zapach ziemi

oraz sosny, te wszystkie rzeczy przytłoczyły zmysły Jade. Ilekroć przyjeżdżała
w to miejsce, czuła się jak w domu.

Nie dzisiaj.

Jade zamknęła oczy, kiedy wszyscy zebrani stanęli przed trumną Wesley’a.

Poszczególnie członkowie Sojuszu mówili ostatnie słowa pożegnania, kierując
je do świecącego na niebie, jasnego słońca. Niektórzy płakali, inni zaś tłumili
swoje uczucia w środku. Każdy trwał w żałobie na swój sposób. Wesley był
szanowanym, starym członkiem Sojuszu, dlatego też wiele osób przyszło na
jego pogrzeb.

Kiedy wszyscy, którzy mieli coś do powiedzenia skończyli mówić, Ambrose

zakończył cały pogrzeb uroczystą pochwałą za dobrą służbę w Sojuszu.

Kelsey kończąc swoją przemowę zeszła z podium, a przechodząc obok Jade,

podniosła do oczu chustkę. Jade wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramienia. Kelsey
skinęła głową i poszła dalej, stając obok Lexie i Azazel’a.

Jade odeszła od Samael’a, kierując się w stronę podium. Wielu ludzi zdziwiło

się na widok ubioru Jade. Zabójczyni miała na sobie żółtą sukienkę i biały
sweter, zaś cała reszta ubrana była na czarno – łącznie z Samael’em.

Przed tym feralnym dniem w klubie, Jade nie miała zielonego pojęcia, co

powiedzieć. Śmierć nie była nikomu znana, choć wszyscy zebrani nieśli ją
każdego dnia swojego życia. Zabijali tych, którzy nie postępowali zgodnie z
prawem. Teraz mieli do czynienia ze śmiercią kogoś, kto zmieniał świat na
leprze, kogoś kto zasługiwał na lepsze zakończenie, niż to, które go spotkało.

Ale teraz wszystko się zmieniło. Jade się zmieniła.

Jade nie myślała o tym, co ma powiedzieć, po prostu szła w kierunku podium,

przepychając się przez tłumy zabójców. Choć żaden z nich nie odezwał się
słowem to Jade wiedziała, że wszyscy myślą o tym samym.

Kiedy nadejdzie mój czas?

Jade odchrząknęła i zaczęła mówić:

- Nie przyszłam tu, aby opłakiwać śmierć Wesley’a. Jestem tu, żeby uczcić

jego przejście do lepszego miejsca, gdzie teraz z pewnością jest szczęśliwy.

Wśród tłumu przebiegł pomruk. Jade spojrzała na Samael’a, a ten puścił do

niej oczko. W ostatnich dniach był jej siłą.

- Wesley był moim dobrym przyjacielem i choć z początku szkoliłam go, to

tak naprawdę on był moim mentorem. Dzięki rozmowom z nim, wiedziałam jaki
ma pogląd na życie. Dwadzieścia lat temu Wesley stracił żonę, Caroline. Wielu
z was pamięta, że zginęła w pożarze tu, na tej ziemi. Wesley długo ją opłakiwał,
ponieważ wiedział, że będzie musiał przejść przez życie bez niej. I teraz chcę

background image

ś

więtować jego odejście, bo wreszcie zjednoczył się z żoną. On już nie musi za

nią tęsknić, czy ja opłakiwać. On jest z nią.

Ambrose stojący wśród tłumu pokiwał głową, ledwo powstrzymując uśmiech.

Choć Ambrose przez połowę czasu może tłumić w sobie ból to Jade chciała
uczynić go dumnym. Zawsze. Za to, że przez połowę jej życia zastępował jej
ojca. Dopiero w tym momencie tak naprawdę zdała sobie sprawę, że szukała u
niego wskazówek. Szukała pochwały.

- Są wśród nas osoby, które każdego dnia narażają swoje życia dla dobra

innych i wierzą w to, co robią. Niektórzy z was są gotowi odejść, aby dołączyć
w Niebie do osoby, którą stracili i nie chcą potem odejść z tego królestwa.
Wesley właśnie do nich należał. Śmierć jest przejściem do innego świata, a nie
końcem. Śmierć oznacza upadek naszego ciała, ale nie ducha. Nasz duch zawsze
będzie żył. Mając to na uwadze chciałabym zobaczyć Wesley’a wraz z żoną, ale
nie jogo martwe ciało, spoczywające przed nami, tylko jego uśmiechniętego
ducha. Biblia mówi, że należy opłakiwać narodziny, a cieszyć się ze śmierci.
Dlatego życzę Wesley’owi szczęścia.

Zanim odeszła od podium położyła dwa kwiaty na drewnianej trumnie. Jeden

dla Wesley’a, jeden dla Caroline.

W końcu zajęła miejsce obok Samael’a. Kiedy demon ścisnął jej rękę, Jade

przypomniały się stare czasy… Po jej policzku strumieniami zaczęły płynąć łzy,
ale nie łzy smutku tylko radości.

****

Kiedy Samael ujął dłoń Jade, jego ciało przeszły zimne dreszcze. Ponieważ

Samael był jednym z demonów Lucyfera, ten mógł przyjść po niego w dowolnej
chwili, ponieważ imię Samael’a nie znajdowało się jeszcze w Księdze Życia. To
właśnie obecność Luc’a wywołała u Samael’a zimne dreszcze.

Jade pojrzała na niego, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Samael go

odwzajemnił, nie chcąc wszczynać alarmu. Kiedy szli schodami do sali głównej,
demon zwrócił się do zabójczyni:

- Idź dalej, ja muszę z kimś porozmawiać.

- Z kim?

- Proszę Jade, poczekaj na mnie w sali.

background image

Samael pogładził twarz Jade i pochylił się, aby ją pocałować. Luc wybrał

sobie idealny dla siebie moment, aby przyjść. Lucyfer miał nadzieję, że jakoś
uda mu się zaszantażować Samael’a, aby ten wrócił do Piekła, ponownie
walcząc u boku Luc’a.

Samael z chęcią spotkałby się z Luc’em w Piekle. A wszystko po to, by

chronić Jade, ale na szczęście póki była w sali razem z innymi, była bezpieczna.

Odsunął się od niej i powiedział miękko:

- Poczekaj na mnie tutaj.

Jade mu nie zaprzeczyła. Obejrzał się za siebie, ale tylko raz. Samael nie mógł

sobie pomóc. Jade postąpiła jeden krok do przodu – była jago życiowym
marzeniem – patrząc na niego z pytaniami w oczach. Powoli odwrócił się i
odszedł w kierunku tylnej części zamku wychodzącej na ocean, pozostawiając
Jade samą.

Luc zmaterializował się tuż obok demona, mówiąc:

- Po głębszych badaniach i różnych poszukiwaniach dochodzę do wniosku, że

ona jednak nie ma siostry.

- Nie zrobię, tego co zechcesz. Możesz wziąć moją duszę i posłać do Piekła,

ale ni będę wykonywać twoich rozkazów.

Luc potrząsnął głową.

- Dlaczego to wszystko utrudniasz ? Nawet nie masz pojęcia o bólu, ci którzy

go znają nie zawahali by się ze spełnieniem moich rozkazów.

Bez ostrzeżenia ogień pochłonął Samael’a. Demon upadł na kolana i rzucił się

na ziemię, próbując poddać gorącym płomieniom. Podobnie jak Piekła, ich nie
można było zgasić. Mimo bólu skóra Samael’a była nienaruszona. Ogień był
iluzją, za to ból prawdą. Iluzja Luc’a była na tyle skuteczna, że Samael wił się
pod nim, a ten ból miał zapamiętać na wieki.

Nagle ogień zniknął tak szybko, jak się pojawił. Jade klęczała przy nim, a jej

oczy były pełne troski.

Samael powinien wiedzieć, że go nie posłucha.

- Odejdź!

Jade pokręciła głową.

- Cholera, Jade wróć do zamku !

Kątem oka demon dostrzegł, że w ich kierunku powoli idzie Luc. Samael

odepchnął Jade w głąb zamku. Wstał, ale jego ciało nadal było obolałe.

- Nie możesz jej zabrać. W przeciwieństwie do mnie, jej imię jest w Księdze

Ż

ycia.

background image

Lucyfer nie mógł fizycznie skrzywdzić człowieka. To była tajemnica, o której

mało kto wiedział. Mógł wykorzystać do tego demony, ale nie potrafił.

- Nie był bym tego taki pewny.

- Jeśli ją zabijesz, Ambrose nigdy nie stanie po twojej stronie.

Samael i tak wątpił, czy kiedykolwiek by się tak stało, ale to był jego ostatnia

deska ratunku.

- Masz absolutną rację. Będziesz mi musiał wystarczyć. Zostawię cię w Piekle

na tak długo, że kiedy wyjdziesz, zrobisz dla mnie wszystko, byle tylko tam nie
powrócić. A może chcesz jednak zmienić swoją decyzję?

- Samael’u, nie.

Wyciągnął rękę i wskazał na zamek, mówiąc:

- Uciekaj Jade. Teraz !

Pokręciła głową i zrobiła kolejny krok w jego stronę. Nie chciał, aby zbliżyła

się do Luc’a. Mógł wysłać swoje demony w każdej chwili, a jedynym kto go
powstrzymywał był Ambrose. Jeśli Luc się zdenerwuje, nic go nie powstrzyma.
A jednak byłoby to niezgodne z jego planem. Luc ciągle czekał na dogodny
moment…

Luc zamachnął się ręką, aby wysłać Samael’a do Piekła, jednak Jade wybiegła

przed niego. Samael przygotował się na przyjście bólu.

Nic się jednak nie stało.

Po raz pierwszy Samael był świadkiem jak twarz Lucyfera wykrzywia gniew.

Dusza Samael’a nie znalazła się w Piekle.

A to mogło oznaczać tylko jedno.

Jade zastąpiła Luc’owi drogę, rozkładając ramiona i chroniąc Samael’a. Miała

zamiar iść wraz z nim nawet do Piekła.

Nagle obok nich zmaterializował się Domiel, mówiąc:

- Ostateczne poświęcenie. Tym razem nie miałeś żadnego powodu, nic w

zamian byś nie dostał, a jednak chciałeś poświęcić za nią życie. Podjąłeś
decyzję i byłeś gotów ją zrealizować. Wydaje mi się, że Wielka Księga Życia
stała się jeszcze większa.

Oczy Lucyfera zaświeciły się na czerwono. Samael mógł spokojnie stwierdzić,

ż

e walczył on o samokontrolę. Nie każdego dnia tracił demony poprzez

odkupienie ich dusz. Lucyfer definitywnie stracił kontrolę nad Samael’em.

Nie wiedząc nic innego do roboty, Samael zaprowadził Jade z powrotem do

zamku. Już po chwili przestał czuć obecność Luc’a, co oznaczało, że wrócił do
siebie. Samael współczuł innym demonom, bo gdy Luc był wkurzony, nie było
im za dobrze.

background image

- Domiel’u ? – zawołał Samael.

- Tak?

- Po prostu szukałeś powodu do upadku, prawda ?

- Oczywiście.

- Szukasz może pracy?

****

- Dlaczego nie możesz mi opowiedzieć o Szatanie?

Samael zamknął oczy, rozkoszując się nagim ciałem Jade, dociśniętym do

niego. Nic nie mogło przeszkodzić im, aby byli razem.

- A dlaczego nie powiedziałaś mi o wizji Lexie?

- Oczywiście, wypominaj mi to do końca życia.

Samael uśmiechnął się.

- Choć, musimy się przygotować do naszego spotkania.

- Ambrose może poczekać – powiedziała Jade, wodząc palcem po jego nagiej

piersi, schodząc coraz niżej.

- To on zdecyduje, czy będziemy trenować, czy może dostaniemy misje. Nie

sądzę, że będzie obiektywny, a my przecież chcemy, aby był w jak najlepszym
humorze, kiedy do niego przyjdziemy, a spóźnienie się wcale nam nie pomoże.

Jeśli Ambrose, powie nie, oboje będą musieli iść innymi drogami. Samael nie

miał zbyt dużo pieniędzy, aby rzucić tą pracę, a rzut oka na szafę Jade
wystarczył, aby dowiedzieć się, że zabójczyni raczej nie oszczędzała.

- No dobrze – Jade ześlizgnęła się z łóżka i pochyliła, aby pozbierać ciuchy

walające się po całym pokoju.

- Albo możemy zostać. Myślę, że jeszcze nie podniosłaś skarpetek.

- Jesteś bardzo niegrzeczny.

Skinęła na jego kupkę ubrań, chcąc, aby zaczął się wreszcie ubierać.

- Im szybciej wyjdziemy tym szybciej będziemy mieli to za sobą i będziemy

mogli wrócić do łóżka.

****

background image

Jade spojrzała na drzwi prowadzące do gabinetu Ambrose’go i mruknęła:

- Będzie bolało.

Samael objął ją ramieniem.

- Myślę, że nie. Już rozmawiałem z Ambrose’m o tym, co stało się w klubie.

Zrobiłaś to, co musiałaś.

To jednak nie powstrzymało jej od zamartwiania się o przyszłość. Ambrose

potrafił okazać trochę miłości. Zawsze na nią patrzył, ale tak uważnie jak
podczas ostatnich miesięcy to jeszcze nie.

- Jade !

Jade odwróciła się w stronę Lexie. Jade objęła Lexie, ale wiedziała, że jest w

tarapatach. Nie rozmawiała z przyjaciółką od czasu pogrzebu.

- Jak się masz – zapytała.

- Twoje przemówienie dało mi wiele do myślenia. Cieszę się, że Wesley jest

wreszcie z Caroline. Dałaś nam wszystkim nowe światło na życie. To było
wspaniałe.

Jade odsunęła się i wzruszyła ramionami. Tusz do rzęs Lexie był rozmazany i

Jade już wiedziała, że jej przyjaciółka płakała.

Jade i Samael’owi pozostało tylko kilka minut do spotkania z Ambrose’m.

Mówiąc szczerze – jej nerwy były w strzępach. Choć wiedziała, że Wesley jest
szczęśliwy, miała pojęcie, że już nigdy go nie zobaczy. Po za tym musiała się
pogodzić z tym, że jej przyszłość leżała w rękach Ambrose’go. Tylko on mógł
ją przywrócić do samodzielnych misji.

Azazel podszedł do nich i objął ramieniem Lexie, mówiąc:

- Cieszę się, że jesteś cała. Wiedziałem, że wizja Lexie się nie spełni.

Cholernie dobrze, że się nie spełniła. Zanim zdążyła pohamować swoje myśli

Azazel z pewnością je odczytał, w końcu miał taką moc. Jade niestety często

o tym zapominała, dlatego wiedział, że mu się podoba mimo iż było jej z tym
ciężko. Uniósł brew, a zabójczyni spojrzała na Lexie, dając znak, że to nie czas,
ani miejsce na rozmawianie o wizjach.

- Mamy spotkanie z Ambrose’em. Porozmawiamy później, dobrze?

Lexie skinęła głową i ponownie ją przytuliła.

- Wiem, że wrócisz do misji. Ambrowe chce się tylko upewnić, czy aby na

pewno jesteś ostrożna. Uważaj na siebie, nie chcę cię stracić. Jade spojrzała na

Azazel’a stojącego za plecami Lexie.

- Nie martw się już. Wszystko będzie w porządku.

background image

Jade miała nadzieję, że to może jakaś wskazówka, że może Lexie miała wizję

iż wszystko będzie dobrze. Jade odwróciła się do Samel’a mówiąc:

- Jesteś gotowy?

- Tak, miejmy to już za sobą.

Wziął ją za rękę i oboje weszli do gabinetu szefa. Ambrowe siedział za

biurkiem pełnym różnych dokumentów. Jego długie, czarne włosy były
wilgotne i związane z tyłu głowy. Ubrany w czerwoną bluzkę bardziej
przypominał kogoś z kolegium niż potężnego, starożytnego wampira.

Nadszedł moment spotkania się z najważniejszymi członkami Sojuszu. Sven i

Roger nie znajdowali się w pomieszczeniu, a Jade zaczęła się zastanawiać czy w
ogóle pojawią się na spotkaniu. Ambrose skinął na nich, aby usiedli, co było

dobrym znakiem. Kiedy Ambrose nie był w nastroju, trzymał ją na stojąco.

Była obolała z potrzeby, aby uścisnąć dłoń Samel’a, ale nie chciała pokazać

Ambrose’mu, że jest słaba. Zamiast tego usiadła prosto na fotelu i spoglądała
mu prosto w oczy.

- Gratuluję.

To słowo oszołomiło ją. Jej nerwy były całe w strzępach, zanim weszła do

pokoju. Z tego, co wiedziała to Samael opowiedział Ambrose’mu o zajściu w
klubie. Byłą pewna, że ją skarci za to, że w pobliżu było pełno ludzi. Zdziwiona
spojrzała na Samael’a i ponownie na Ambrose’ego.

- Czego?

- Ochrony swojego partnera. Samael poinformował mnie, że zwróciłaś na

siebie uwagę ludzi, ponieważ Rachel nie pozostawiła ci wyboru. Zdarzają się

chwile, kiedy jest to konieczne i to była właśnie jedna z takich sytuacji. Sven’a i
Roger’a nie ma na spotkaniu, ponieważ wyciągnęliśmy już dość wniosków z
raportów Samel’a. Możesz pozostać zbójcą bez dalszego szkolenia.

Powinna skakać z radości, ale zamiast tego w jej wnętrzu zapanowało

rozczarowanie. Chciała zostać w siedzibie i trenować z Samael’em. To, czego
szukała w życiu stało się dla niej jasne, ponieważ otarła się o śmierć. Nikt nie
miał pojęcia, kiedy jego czas nadejdzie, dlatego, gdy się to stanie, Jade pragnęła
mieć obok siebie Samel’a. Powrót do misji bez niego było ostatnią rzeczą, na
jaką miała ochotę.

Jade i Samael zataili przed Ambrose’em obecność Domiel’a. To było coś, co

chcieli utrzymać między sobą. Rozpowszechnienie tego przyniosłoby tylko
kolejne pytania, na które nie mieli ochoty odpowiadać.

Jasnoniebieskie oczy Ambrose’a odbijały jasne światło lampy.

- Chcę być wobec was uczciwy. Mam do wam prośbę abyście zachowali to dla

background image

siebie.

Jade skinęła głową.

- Wiem, że słyszeliście pogłoski o tym, że kiedyś byłam demonem.

O tak, słyszała. Plotki mówiły, że Ambrose jest bardziej demonem niż

wampirem, ponieważ w rzeczywistości był upadłym aniołem. Ambrose spadł na
samym początku buntu w Niebie. Podobno został upomniany i zesłany na
ziemię jako pierwszy wampir będący zdany tylko na siebie, czekając na dzień
sądu ostatecznego.

- Mogę zaprzeczać, ale prawdą jest, że bardziej jestem demonem niż

wampirem. Plotki są więc prawdą. Mogę zmaterializować się w różnych

miejscach i posiadam dużo więcej mocy niż wampiry – Ambrose opadł na

oparcie swojego fotela, kontynuując. – Jeden ‘talent’ utrzymuję w tajemnicy,

bo

jest on dla mnie bardzo przydatny. Słyszę myśli innych osób, kiedy się na

nich

skupię. Jeśli inni dowiedzieliby się o tym, mogliby zacząć osłaniać swoje

myśli.

Strach sparaliżował Jade. Miała tyle cholernych tajemnic, że to się aż w

głowie nie mieściło.

- Zanim zadasz to pytanie, tak, wiem o Aniele Śmierci z twoich myśli. Mam

nadzieję, że opowiedz mi o tej historii jak się wyśpisz, bo z tego, co wiem to

nie

odpoczęłaś za bardzo. Mam tylko jedno pytanie, czy wizja Lexie o Aniele

ś

mierci się już spełniła?

Jade otworzyła usta, ale z początku nie mogła wydusić z siebie słowa, w

końcu zaczęła:

- Jak… ?

Ambrose popukał się palcem w głowę mówiąc:

- Słyszę myśli innych. Wpadłem na twoje myśli już w trakcie pogrzebu

Wesley’a. Nie jestem zadowolony z tego, że chciałaś to przede mną zataić. Jade
spojrzała na swoje dłonie zaciśnięte w pięści, położone na kolanach.

- Tak, ta wizja miała już miejsce.

- Chcę, aby dołączył on do Sojuszu. Chcę abyście zostali trenerami Sojuszu.

Będziecie wysyłać wampiry na ich pierwsze misje i tego typu rzeczy.

background image

- Skąd wiedziałeś, że chcemy zostać trenerami? – spojrzała na Samel’a. –

Pytałeś go już o to?

Samael wskazał na głowę Ambrose’go, mówiąc:

- Zapomniałaś, on może wyczytać to z naszych myśli.

Ambrose westchnął.

- Nie muszę czytać w waszych myślach, aby to wiedzieć. Samael już

wcześniej zainteresował się trenowaniem, a ty marzysz o tym od lat.

- Nie.

- Możesz okłamać siebie Jade, ale nie mnie. Myślisz o tym, odkąd dołączyłaś

do Sojuszu. A wystarczy tylko poprosić. Byłaś moją cholernie dobrą
zabójczynią, więc nigdy nie zlekceważyłbym twojej prośby.

Przygryzła wargę, mówiąc:

- Jesteś straszny, wesz?

Ambrose zignorował ją.

- Mamy kilku nowych rekrutów, którzy zaczną szkolenie za dwa tygodnie. Jest

ich trzydziestu, a dziesięć z nich to demony. Myślę, że dobrze jest, aby trenerem
był demon oraz ktoś, kto doskonale zna ich techniki walki i zachowanie.
Samael’u, dalej jesteś zainteresowany tą pracą?

- Oczywiście.

- Bardzo dobrze. W takim razie rozpoczniecie pracę w ośrodku szkoleniowym

za dwa tygodnie. Sporządzę jeszcze tylko odpowiednie papiery i wszystko
będzie gotowe. Jeśli nie macie żadnych pytań, uważam, że skończyliśmy.

Jade podniosłą rękę.

- Mogę zdradzić Lexie twój sekret?

Ambrose uniósł brew.

- Tylko pamiętaj, wiem gdzie sypiasz, Jade.

- Rozumiem, że jednak nie mogę…

Tłumaczenie: zakochana.wariatka


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
rozdział 1 fallen angel 04 samael, dawn mcclure
rozdział 5 fallen angel 04 samael, dawn mcclure
rozdział 3 fallen angel 04 samael dawn mcclure
rozdział 2 fallen angel 04 samael, dawn mcclure
rozdział 6 fallen angel 04 samael, dawm mcclure
rozdział 4 fallen angrl 04 samael, dawn mcclure
rozdział 7 fallen angel o4 samael, dawn mcclure
Dawn McClure Fallen Angel 4 Samael
Dawn McClure Fallen Angel 2 Asmodeus ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dawn McClure Fallen Angel 2 Asmodeus ROZDZIAŁ CZWARTY
Dawn McClure Fallen Angel 2 Asmodeus ROZDZIAŁ TRZECI
Dawn McClure Fallen Angel 2 Asmodeus ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dawn McClure Fallen Angel 2 Asmodeus ROZDZIAŁ DRUGI
Dawn McClure Fallen Angels Samael CAŁOŚĆ
Dawn McClure Fallen Angel 1 Azazel
Dawn McClure Fallen Angels Samael
Dawn McClure Fallen Angel 3 Heaven Sent
Dawn McClure Samael (pdf)(1)
Fallen Angel Dawn of Reckoni(1)

więcej podobnych podstron