Fallen Angels – Samael
Dawn McClure
Tłumaczenie: Katherine Carther
(zakochana.wariatka)
- 1 -
Rozdział 1
Galdwin, Michigan
Jade trzymała telefon przy uchu w jednej ręce, a granat w drugiej. Rozmowa z
szefem Ambrose’em , podczas walki z czterema wampirami, była niezwykle
kłopotliwa.
Wampiry miały doskonały słuch i Ambrose z pewnością zdawał sobie sprawę, że
wszystko, co powie dotrze do ich uszu.
- Jade, mówię ci po raz ostatni. Przestań zwracać na siebie uwagę, kiedy jesteś na
misji. Ta akcja wycofania się z Nowego Yorku była strasznie głupia. Co się do
cholery z tobą dzieje?
Jeden z wampirów stojących przed nią parsknął śmiechem. Odbezpieczyła granat,
chwyciła kołek leżący na ziemi i zamachnęła się nim. Uśmiech wampira zszedł z
jego przystojnej twarzy.
Wyczyn w Nowym Yorku był sprawą życia i śmierci. Wampir trzymał ją za gardło
podczas, gdy oboje byli na dachu wysokiego budynku. Albo on miał spaść w dół,
albo ona. Na szczęście szybko dostała kopa adrenaliny, podniosła go wysoko do
góry, z czego nawet Hulk byłby dumny. Niestety, na ziemi było sporo ludzi
mogących poznać, że jest wampirem.
To nie była prawdziwa śmierć i - jak można się było spodziewać – cała ta sytuacja
strasznie zirytowała Ambrose’a. Jej nawyki walki zawsze były dla niego zgubą, a
ostatnio stało się jeszcze gorzej. Ale najważniejsze, że Jade wciąż tętniła życiem,
mimo, że od siedmiuset lat zabija.
Według Alexii, przyjaciółki a zarazem dobrej zabójczyni, Jade powinna być bardzo
ostrożna. Lexie była obdarzona szczególnym darem – przewidywała przyszłość i
choć jej wizje nie były do końca pewne, nigdy ich nie lekceważyła. Podobno w
ostatniej wizji widziała, jak Jade umiera podczas jednej z misji, z podciętym gardłem.
Lexie opisała tę wizję dość dobrze ze wstrząsającymi szczegółami, choć wybujała
wyobraźnia Jade, wcale ich nie potrzebowała.
Jade wstrząśnięta wizualnym powrotem do czasów kiedy jeszcze była w Nowym
Yorku na chwilę odpłynęła myślami, po chwili jednak powróciła do rozmowy:
- Nie miałam wyboru. Musiałam wyrzucić tego skurwysyna, zanim on zrobiłby to
ze mną.
- Zrzuciłaś go z budynku na oczach ludzi?
- No tak, dzięki temu rozmawiamy.
- A jak myślisz, gdzie teraz jest jego ciało, Jade? – warknął Ambrose.
- 2 -
No tak, może leży gdzieś zakrwawiony na betonie. Jade przygryzła wargę, żeby się
nie zaśmiać.
Jeśli Ambrose by tam był to z pewnością nie uszłoby jej to na sucho. Po
zrzuceniu wampira, Jade zaciągnęła jego tyłek do budynku i zadzwoniła do faceta,
który zabierał ciała z tego rejonu. Można powiedzieć, że mężczyzna nie był zbyt
zadowolony, kiedy miał do czynienia z policją.
- A może wolałbyś, żeby to było moje ciało? – zapytała.
- Przecież nie o to chodzi i cholernie dobrze o tym wiesz. Musisz zmienić taktykę
walki. Sojusz eliminuje złe wampiry bez zwracania na siebie uwagi. W ten sposób
funkcjonuje nasz gatunek i tylko tak możemy przetrwać.
Fakt i Jade była tego w pełni świadoma.
- Zabijałam przez bardzo długi czas. Chciałam dodać nieco pikanterii.
- Odłóż te cholerne granaty.
Odpowiedziała mu tylko jednym słowem:
- Upsss.
Jej granaty były wykonane specjalnie przez Jimmi’ego, który był geniuszem, jeżeli
chodzi o broń. Sprytem uczynił te granaty bardziej wybuchowymi niż pozostałe.
Jimmi był jej bohaterem.
- Co do cholery miało znaczyć ‘upsss’ ?
Wzruszyła ramionami, próbując złagodzić budujące się w niej napięcie. Zimne
powietrze Michigan już dawno przeniknęło ją do kości. Noc zapadła godzinę temu, a
okoliczne lasy były czarne jak smoła. Jej długa, czarna, skórzana kurtka nie była
stworzona do tak niskich temperatur jak te, ale Jade potrzebowała swobody ruchu, a
futrzana kurtka tylko by jej przeszkadzała.
- Cóż… tak to jest. Znajduję się w okolicy, która nie szczyci się żadnymi domami
w pobliżu, więc …
Trzy wampiry odwróciły się i skręciły w dół polnej drogi, pozostawiając za sobą
Jade i swojego towarzysza. Nie było mowy, żeby poszła za nimi w pogoń, bo nigdy
by ich wszystkich nie złapała. Może i dorwałaby jednego, ale inni nadal będą
uciekać, a dogonienie ich będzie niemożliwe po jej wcześniejszym pościgu. Na
szczęście uciekli na sam środek szczerego pola, więc kompletnie nie mieli jak się
bronić.
- Poczekaj chwilkę, Ambrose.
Wyrzuciła rękę do tyłu i granat poleciał. Sekundy mijały, a ona wstrzymywała
oddech dziękując za siłę, którą posiadała będąc wampirem. Bez niej, granat nigdy nie
poleciałby tak daleko.
Dźwięk wybuchu był ogłuszający, pewnie dało się go słyszeć z odległości wielu
mil. Upsss. Położyła dłoń na rękojeści miecza czekając, czy będzie jej potrzebny.
Bywały chwile, kiedy jej praca była brudna i Jade już dawno to zaakceptowała,
jednak dzisiejszego wieczoru nie miała ochoty się w to paprać.
- 3 -
Proszę, nie każ mi używać mojego miecza.
Kiedy smugi dymu opadły i osiadły się na jej ciele, Jade odtańczyła na koniec
krótki taniec. I wreszcie miała to za sobą!
Nie mogła ściąć głowy, czemuś, co nie było w jednym kawałku, bo takie były
zasady.
Trzy wampiry zginęły, a jeden zbierał się do ucieczki. Jej misja została
prawie zakończona. Jade musiała tylko zapamiętać, żeby zadzwonić do faceta, który
zabierał ciała z tej okolicy.
Ostatni wampir był wyraźnie przerażony, nie wiedziała tylko czy jej tańcem, czy
jego rychłą śmiercią. Prawdopodobnie tym pierwszym.
- Jade!
Podniosła telefon z powrotem do ucha i powiedziała do szefa:
- Czy mogłabym do ciebie oddzwonić? Jestem trochę zajęta.
- Czy to był kolejny, cholerny granat ?
Rozłączyła się.
Ostatni z wampirów zaciągnął swój tyłek w odwrotnym kierunku niż jego kumple,
jakby to go mogło uratować. Co prawda właśnie wyrzuciła wszystkie granaty, -
pamiętając, że musi ich kupić więcej od Jimmiego - ale nadal miała swój miecz.
Kiedy zaczęła biec za wampirem, pomyślała o Ambrose’ie - co jej zrobi, kiedy ją
wreszcie dorwie
.
Przyznawała, że żyła pod napięciem, ale przecież była zabójcą
Sojuszu, inaczej się nie dało. Więc na co liczył Ambrose?
Generalnie nie było żadnego powodu aby wampiry miały zabijać ludzi. Jeden lub
dwa łyki krwi wystarczają młodemu wampirowi na tydzień, a starszemu nawet na
kilka miesięcy. Niektórym z nich, po prostu, dawało satysfakcję pozbawianie ludzi
krwi, co doprowadzało później do pewnego rodzaju nałogu. A przecież pożywianie
się może być niezwykle przyjemne dla obu stron.
Wampiry zazwyczaj zabijały ludzi podczas jedzenia, kiedy jednak powstał Sojusz i
większość wampirów się ‘nawróciła’, wtedy reszcie odebrano pełnomocnictwo tym
‘złym’. Jednak nie zawsze tak było - kiedyś, ok. 1700 lat temu - wampiry walczyły
między sobą aż do śmierci. Walczyli tak długo, póki zabijanie ludzi nie zostało
potępione. Lexie chyba mówiła coś o tym kilka miesięcy temu. Praca mordercy była
ciężka, ale kiedy robi się to przeszło siedemset lat, to w sumie przestało się to
dostrzegać.
W tajemnicy, Jade była szczęśliwa, kiedy wampiry tchórzyły, choć nigdy się do
tego nie przyznała, a zwłaszcza przed Lexie.
Jade dogoniła wampira i wyciągnęła swój miecz. Kiedy się zbliżyła, ręce zaczęły
jej się trząść, a oddech ciężko pracował. Usłyszała jak ten kutas upada na ziemie;
szybko łapiąc się rękami za głowę.
- 4 -
Czy mogła go zabić, kiedy spoglądał na nią w ten sposób? Wyglądał jak
niewiniątko, które chce się schować przed złym wampirem z mieczem. Cholera,
mogła. Zassała powietrze, uniosła miecz i…
Dosięgły ich światła reflektorów, Jade znieruchomiała z mieczem w powietrzu,
wyglądając jak Xena - Wojownicza Księżniczka.
Kurwa.
Opuściła miecz, w nonszalancki sposób schodząc na pobocze, jednak wciąż miała
na oku tego przeklętego krwiopijcę. Samochód zbliżył się, potrącając wampira, który
nie poruszył się nawet o centymetr. Kto do cholery znajduje się w szczerym polu o
tej godzinie? Która to była, druga w nocy? Podciągnęła rękaw kurtki spoglądając na
zegarek. Nie, trzecia rano.
Po chwili zapaliły się ostrzegawcze światła, które migały na czerwono - policja z
Michigan.
Niski, przysadzisty policjant wysiadał z auta zanim całkiem się zatrzymało.
Patrzenie na jego twarz byłoby komiczne, gdyby nie wycelowana w nią lufa, kaliber
czterdzieści pięć. Trafienie kulą boli jak cholera, dlatego Jade miała nadzieję, że
policjant nie pociągnie za spust.
- Rzuć broń i ręce do góry!
Zajebiście. Zrobiła jak kazał, pozwalając, aby jej starożytny miecz upadł na ziemię.
Ambrose jak nic narobi w gacie, kiedy tylko dowie się o tym incydencie. Tym razem
to naprawdę nie była jej wina. No cóż… może trochę, bo policjant prawdopodobnie
zjawił się tutaj słysząc wybuch granatu.
- Na ziemię!
Położyła się płasko na ziemi, twarzą w błocie. Odwracając głowę dostrzegła
straszliwy uśmiech wampira, gdy leżał obok samochodu.
- Suka – powiedział uśmiechając się ironicznie.
Odepchnął się od ziemi i zniknął jej z oczu. Doskonale.
Były dni, kiedy po prostu nie warto się było ruszać z łóżka. Jade wydawało się, że
to był właśnie jeden z takich dni.
- Połóż ręce tak, abym mógł je widzieć!
Posłuchała policjanta, dopiero, kiedy powtórzył to po raz drugi.
Musiała szybko wymyślić, jak wyjść z tego bałaganu. Mogłaby użyć na policjancie
swojej siły, ale wtedy złamałaby zasadę „nie obcować z ludźmi”. Do tej pory
wykonała kawał dobrej roboty, a teraz wszystko szlag trafił. Wiedziała, że moc
zawarta w morfingu
1
nie pomoże jej w tej sytuacji, bo rzeczywistości morfing
przydaje się raz lub dwa na dziesięć. Oczywiście mogła zastosować tą ‘sztuczkę’ na
1
Morfing - technika przekształcania obrazu polegająca na płynnej zmianie jednego obrazu w inny, stosowana w filmie
jak i animacji komputerowej.
- 5 -
policjancie, ale spowodowanie ataku serca u człowieka nie zajmowało wysokiego
miejsca na jej liście rzeczy do zrobienia.
Oficer szturchnął ją, popychając jej twarz w kierunku ziemi. Jade zakaszlała od
brudu. Miło. Tylko jedna rzecz mogła być lepsza od tego.
- Jesteś aresztowana. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz …
I była.
****
- Atak ze śmiercionośną bronią w ręku. niepodanie swoich danych… napaść na
funkcjonariusza? – Samael zagwizdał opierając się o kraty celi. – Masz coś na swoją
obronę?
Jade zajęło kilka sekund wydobycie z siebie głosu:
- Mam prawdo do zachowania milczenia.
Otrzymała jeden telefon od Ambrose’a, prosząc o lepszy wymiar kary. Był pijany,
ale powiedział, że wydostanie ją z więzienia bez żadnych konsekwencji, i że wysłał
Samaela… po prostu niewiarygodne.
Powiedzenie, że ona i Samael nie mogą się dogadać byłoby wielkim
niedomówieniem. On był demonem z Pierwszego Powstania, upadł przez Lucyfera. Z
tego co słyszała, to Samael wychodząc z Piekła został Markizem. Dowodził
trzydziestoma legionami demonów i myślał, że jest najpotężniejszym mężczyzną we
wszystkim co robi. Krążyły pogłoski, że w pierwszy dzień, kiedy tylko przyłączył się
do Sojuszu, zabił samodzielnie dziesięć wampirów oraz zakończył szkolenia
niewiarygodnie szybko. W tydzień miał je wszystkie za sobą i został przydzielony do
samodzielnego zadania.
Samael był strasznie zirytowany faktem, że tak naprawdę gówno z niej wyciągnął.
Sprawił także, że gdy tylko go zobaczyła, jej serce zaczęło bić dużo szybciej.
Na prawym ramieniu miał wymalowane przeróżne tatuaże. Demony z natury były
zbudowane dosyć dobrze, ale Samael faktycznie musiał przypakować trochę na
siłowni. Pewnie wspomagał swoją naturalną budowę ciała przez podnoszenie
ciężarów co drugi dzień, bo kiedy przebywał w Kwaterze Głównej Sojuszu - w
północnej Szkocji - mieszkał na siłowni.
Nie, żeby to zauważyła.
Machnęła ręką na kamery bezpieczeństwa porozstawiane po całym więzieniu i
powiedziała:
- Przeszkadzają ci kamery, czy może wystąpimy w następnym odcinku Gliniarzy ?
- Zająłem się kamerami oraz częściami ciała pozostawionymi przez ciebie w
połowie drogi. Wytropiłem też tego wampira, któremu pozwoliłaś uciec i skończyłem
- 6 -
robotę za ciebie. - powiedział z surowym wyrazem twarzy, opierając się o dzielące
ich kraty. - Dyscyplina, Jade. Dyscyplina i opanowanie idą w parze. Powinnaś zacząć
się uczyć tych cech podczas treningów i używać ich w walce. Dzięki temu mogłabyś
w przyszłości uniknąć wielu problemów, na przykład takich jak ten.
Wyobraziła sobie, jak zatapia swoje kły w jego szyi.
- Jeśli zamierzasz mnie tu demoralizować to lepiej pocałuj mnie w dupę.
Jego jasno zielone oczy zaczęły się nienaturalnie świecić.
- To cię będzie sporo kosztować.
Zignorowała gorący dreszcz, który wywołały jego słowa. Ostatnim razem, kiedy
pozwoliła sobie spojrzeć w jego oczy, została przez nie uwięziona.
- Jeśli sądzisz, że się z tobą prześpię to lepiej o tym zapomnij. Mam pewne
wymagania, co do facetów, z którymi sypiam.
Miała nadzieję, że nigdy nie odgadnie, jak bardzo go pragnęła.
Miłe słowa rzadko pojawiały się między nimi - chyba, że zostały wypowiedziane
przez niego. Samael próbował zaciągnąć ją do łóżka już od momentu, kiedy pierwszy
raz spotkał ją na szkoleniu. Od tamtego czasu Jade starała się go trzymać na dystans.
Podczas gdy większość kobiet śliniła się na samo jego imię, one nie chciała go ani
trochę.
Seks bez żadnych zobowiązań to jedno, a seks z Samaelem to zupełnie inna bajka.
Nie była gotowa na związanie się z kimkolwiek i prawdopodobnie nigdy nie będzie.
Związki, małżeństwa… żadna z tych opcji jej nie interesowała, nawet w
najmniejszym stopniu. Ale pomysł wykorzystania go, a następnie wyrzucenia ze
swojej głowy nie był wcale najgorszy.
Jego grzeszny wzrok wędrował po całym jej ciele.
- Sex z tobą to tylko kwestia czasu, na razie wystarczy mi buziak.
Jej wzrok spoczął na jego ustach. Samael wykonał gest, który wzbudził jej
wyobraźnię i pomógł dokładnie zwizualizować to, co mogłaby z nimi zrobić. Mogła,
ale nie chciała mu na to pozwolić. Nie?
Sama nawet złapała się na fantazjowaniu o nim i to nie tylko w sposób erotyczny.
Seksualne fantazje były dla niej normą. Rzadko marzyła o intymnych kolacjach i
trzymaniu się za ręce - cholera, zrobiła się czerwona.
- Zabierz nas stąd – rzuciła.
Demon skrzyżował dłonie na klatce piersiowej. Mięśnie na jego brzuchu napięły
się, tak samo ja bicepsy, Jade zwilżyła usta. Zrobił tak, na znak, że nie ma zamiaru
się stąd ruszyć dopóki nie dostanie tego, czego chce. Odepchnęła na bok wszystkie
swoje postanowienia, bo on przecież nie miał niczego lepszego do roboty niż
niszczenie ich. Ambrose wysłał Samaela, aby wykonał swój obowiązek, a nie żeby
uwiódł jednego z jego najlepszych zabójców.
- A co się stało z twoją dyscypliną Samaelu ?
- 7 -
Nie odpowiedział jej. Był strasznie irytującym durniem. Podeszła do krat nie chcąc
niczego więcej, jak tylko spoliczkować tę jego zadowoloną z siebie twarz. Nie
obchodziło ją, że jego usta były tak kusząco miękkie, ani nawet co by było gdyby
znaleźli się razem w łóżku. Chciała tylko wydostać z tego więzienia swój tyłek i to
był jedyny powód, dla którego zrobiła to co zrobiła.
Owinęła ręce wokół krat, stanęła na palcach i dała mu szybkiego cmoka w usta.
Odsunęła się do tyłu, aby oceniać całą sytuację, jednak Samael wyciągnął w jej
stronę rękę, złapał za tył głowy i przyciągnął z powrotem do siebie, chcąc więcej.
Jego usta były niezwykle miękkie, takie jakimi sobie je wyobraziła. Jakaś cząstka
jej chciała odejść, a druga pragnęła czuć jego ciało dociśnięte do swojego, i poczuć
go w sobie. Rękami delikatnie przytrzymywał jej głowę, a palce zatopił w jej
włosach. Co prawda były pomiędzy nimi stalowe kraty, jednak nie przeszkodziło jej
to wyobrazić sobie, jak to by było utonąć w jego objęciach.
Jego język wsunął się w nią, szybko i namiętnie. Po chwili wyciągnął go z
powrotem i przygryzł jej dolną wargę, po czym pogłębił pocałunek.
Co ona o tym sądzi?
Odczepiła od niego i cofnęła się do tyłu, nie mogąc złapać tchu.
Przebiegł ręką po jej czarnych włosach, sprawdzając czy pocałunek wywarł na niej
takie samo wrażenie jak na nim.
Nie, żeby to zauważyła.
- Teraz masz już swoje wynagrodzenie. Czy możemy już iść? – czy usłyszała w
swoim głosie panikę? Cholera. Przetarła ręką usta, tak aby myślał, że nie spodobał jej
się pocałunek, choć tak naprawdę miała ochotę na więcej. Była wręcz obolała z
potrzeby… Co było w nim takiego niezwykłego, że tak ją zachwycał? To naprawdę
było dla niej cholernie irytujące.
- Przypuszczam, że moje pragnienie zostało ugaszone na najbliższe pięć minut. Daj
mi rękę.
Podała mu ją, zastanawiając się, dlaczego akurat z tym mężczyzną najbardziej nie
umiała się dogadać.
- Gdzie nas przeniosłeś?
- Jesteśmy w moim hotelowym pokoju – powiedział puszczając jej oczko.
Samael był niemożliwy. Zamknęła oczy i poczuła delikatne mrowienie rozchodzące
się po całym jej ciele. Po chwili do tego uczucia dołączyły także nudności. Jade
rzadko teleportowała się do innego miejsca, ale nie posiadała choroby lokomocyjnej.
To nieprzyjemne uczucie trwało przez kilka dobrych minut. Samael owinął rękę
wokół jej talii i pomógł usiąść na podłodze. Kiedy w końcu otworzyła oczy była
zdezorientowana. Demon przeniósł ich do brzydkiego, ciemnego pokoju hotelowego.
Większość pomieszczenia zajmowało wielkie łóżko, z koszmaru, z lat
siedemdziesiątych, a na podłodze leżał poplamiony dywan.
- 8 -
Jade nigdy nie miała własnego domu ani nie przebywała nigdzie przez dłuższy czas
- nie licząc Highlands w Szkocji. Później dołączyła do Sojuszu, co powodowało
ciągłe podróże.
Samael puścił jej rękę i podszedł do kredensu. Podniosła się z podłogi, modląc się
aby nudności nie powróciły.
Demon stał tyłem do niej z jakimiś papierami w ręku.
- Ambrose przesłał mi faksem dokumenty prawne, jeszcze zanim poszedłem po
ciebie do więzienia. Umieścił cię na okresie próbnym – oznajmił.
- Co?
Odrzuciła wszystkie myśli na bok i wyrwała mu kartki z ręki zaczynając je czytać.
Rzeczywiście, Ambrose posadził jej tyłek na okresie próbnym. Została przydzielona
jako partnerka Samaela, następnie będzie musiała stawić się na przesłuchaniu przed
trzema głowami Sojuszu – Ambrose’em, Roger’em i Seven’em. Później znów
zostanie przydzielona do samodzielnej misji, albo powróci na plan treningowy aż do
odwołania. Wszystko zależało od tego, jak przedstawi jej działania Samael.
Usiadła na łóżku i zgniotła papiery w dłoniach. Z jednej strony było to dla niej
odwołaniem od kary, za nieudaną misję na polu. Skoro nie była pełnoprawnym
członkiem Sojuszu, to śmierć nie mogła jej dopaść, tak jak pozostałych w Sojuszu, a
ci byli tępieni jak muchy. Każdy bał się Sojuszu, dlatego wszyscy zabójcy byli
zaskoczeni, kiedy wampiry znów zaczęły ginąć.
Z drugiej strony to była kompletna porażka. Jeśli istniało słowo, które nigdy nie
łączyło się z Jade, to brzmiało: współpraca. Może i nie mogła zbliżyć się do swojego
celu, ale naprawdę starała się wykonywać zadania najlepiej jak umiała. Przyznała, że
została pokonana. Ale musiała wytrwać.
Wtedy przypomniała jej się sytuacja, kiedy rozmawiała z Lexie:
- Ręce, które były umazane twoją krwią były zdecydowanie męskie. Na pewno.
- Kto tam mógł być poza mną?
- Nie widziałam jego twarzy, tylko ręce. Ale ktoś tam będzie oprócz ciebie, jestem
tego pewna.
Wzrok Jade spoczął na rękach Samaela - na jego dużych, męskich dłoniach. Jeśli
zginie podczas jednej z misji, to była całkowicie pewna swojego oprawcy i tego, że
nikt jej nie pomoże.
Technicznie rzecz biorąc nie powinno być wokół żadnych ludzi… dlatego Samael
został jej nowym partnerem.
- Wygląda na to, że będziemy ze sobą spędzać bardzo dużo czasu, prawda? Tak…
na to wygląda.
Spojrzała na niego i dostrzegła niebezpieczny błysk w jego oczach. Sądząc po jego
dużym wybrzuszeniu w spodniach była pewna, że skorzysta z tej okazji.
Nie, żeby to zauważyła.
- 9 -
Rozdział 2
Samael starł ręką parę z łazienkowego lustra, która wytworzyła się, kiedy brał
prysznic. Myśli o zbawieniu, przeleciały przez jego głowę, kiedy mył zęby. Gdyby
jego imię z powrotem znalazło się w Księdze Życia mógłby liczyć na coś więcej, niż
wieczne potępienie. Miał dość sporo do zrobienia biorąc pod uwagę wszystkie swoje
grzechy oraz kompletny brak nadziei. Demon przypomniał sobie słowa Lucyfera,
które wypowiedział, zanim Samael opuścił jego szeregi:
„Rozczarowałeś mnie, Samaelu. Twoja wiara w nasze podziemne sprawy i cele
pozostawia wiele do życzenia. Nie będę kwestionował twojej decyzji o opuszczeniu
szeregów. Zmuszanie cię do czegokolwiek wbrew twojej woli też nie będzie mądrą
decyzją z mojej strony. W swojej armii potrzebuję mężczyzn, którzy wierzą i pracują
nad naszym wspólnym celem. Jednak zdrajców trzeba ukarać.”
Tamtej nocy Luc jednak wstrzymał się od kary. Zamiast tego czeka na dogodny
moment. Lucyfer bez wątpienia będzie wyczekiwał aż Samael zacznie coś znaczyć w
ludzkim świecie, podobnie jak jego imię w Księdze Życia. Ten cholerny sukinsyn
nigdy się od niego nie odczepi. Nie, chyba, że Samael szybko zrobiłby coś, żeby jego
imię znalazło się w Księdze Życia, wtedy Luc straciłby władzę nad nim.
Niestety Samael mógł tylko wykonywać swoją codzienną robotę i czekać aż Luc
się zemści. Włożył szczoteczkę z powrotem do opakowania, czując jak jego fallus
znów opadł mu w spodniach.
Jade siedziała cicho, bo wiedziała, że to, czy zostanie przywrócona do
samodzielnych misji, w dużej mierze zależało od Samaela. Ale on nie mógł jej
zrozumieć. Jade miała wszystko, co tylko można sobie wymarzyć: przyjaciół, którzy
się o nią troszczyli, pieniądze oraz ekscytującą pracę, która rzeczywiście coś dla niej
znaczyła. Jako zabójczyni Sojuszu okazała się niezwykle odpowiedzialna w stosunku
do Samaela i w przeciwieństwie do jego pracy jako Markiza, ona pracowała dla
większego dobra.
Kiedy wyszedł z łazienki spodziewał się zastać ją w małym pokoiku, jednak wcale
się tak nie stało, ponieważ Jade wyszła na zewnątrz. Siedziała niebezpiecznie na
skraju balkonu z jedną noga podpartą o krawędź, a drugą zwisającą swobodnie w dół.
Plecy oparła wygodnie o ścianę. Zabóczyni mogłaby tam tak siedzieć przez wiele
godzin, słuchając swojego iPad’a i obserwując ludzi chodzących po ziemi.
Lekki wiatr rozwiał jej włosy i uderzył nimi o jej twarz. Oczy miała białe, co
oznaczało, że jest w bardzo wysoko emocjonalnym stanie. Jeśli ktoś by ją teraz
zobaczył z pewnością zorientował by się, że nie jest człowiekiem. Przypominała
starożytną czarodziejkę, która była na granicy wypatroszenia jakiegoś głupka.
Otworzył drzwi i wyszedł na balkon. Zimne, nocne powietrze natychmiast
wywołało gęsią skórkę na jego gołej skórze.
- 10 -
- Powinnaś wejść do środka.
Jego głos zmącił ciszę i przeszkodził jej w odpoczynku. Wyciągnęła jedną
słuchawkę z ucha i niemalże warknęła:
- Zostaw mnie.
Luc nie miał żadnych szans z tak pogardliwą kobietą.
- To nie ja jestem tym, który umieścił cię na okresie próbnym, więc nie musisz
wyżywac swojej złości na mnie. Jeśli jakiś człowiek zobaczył by cię teraz…
- Słyszałeś mnie demonie? Chcę być sama.
Prawie dał jej to, czego chciała. Wiedział jak to było ‘prosić’ o odrobinę
prywatności, a nie otrzymać jej ani trochę. Mimo to, jego obowiązkiem było
dopilnowanie, żeby nie zwróciła na siebie niczyjej uwagi.
- Właśnie to jest postawa, przez którą cię zawiesili. Natychmiast właź do środka.
Jej ręka powędrowała do sztyletu przymocowanego przy udzie - był to znak
ostrzegawczy, żeby się wycofał. Nie zrobił tego. Istniały bowiem o wiele groźniejsze
istoty, które były tylko cieniem zagrożenia, jakie stwarzała ona.
Ta misja, na którą wysłał ich Sojusz pójdzie gładko - bez lub z jej pomocą. Samael
chciał udowodnić Ambrose’owi, że był cenny dla Sojuszu, a nie nieodpowiedzialny
kobieta siedzącą przed nim. Wszystkie jego pragnienia spoczęły na obcowaniu z
naturą, w ludzkim świecie.
Przysunął się do niej mówiąc:
- Czy słyszałaś kiedykolwiek powiedzenie „Dobrymi chęciami to droga do Piekła
jest wybudowana
2
?
Odwróciła się w jego stronę, a on kontynuował:
- Jeśli nie chcesz współpracować, trzeba będzie to załatwić inaczej. Uporem nigdy
nic nie osiągniesz. Oczywiście czynisz na świecie dobro zabijając…
- Czy mógłbyś oszczędzić mi tych bzdur?
Zeskoczyła z balkonu i wylądowała tuż przed nim uderzając w jego ramię i
próbując tym samym wytrącić go z równowagi.
- Wiesz, że jeśli moje raporty o twoim zachowaniu nie będą pozytywne to
natychmiast wrócisz na plan treningowy.
- Ustosunkowanie się nigdy nie stanowiło dla mnie problemu.
- A co w takim razie stanowi dla ciebie problem? Coś innego niż zwracanie na
siebie uwagi ludzi, gdy jesteś na misji?
Dowlokła się do łóżka i położyła się na boku podpierając głowę na ręce. Jego
wzrok przykuła krzywizna na jej biodrze.
- Porozmawiajmy o twoich problemach.
2
Po naszemu byłoby to „Dobrymi chęciami Piekło jest wybrukowane”, a tam ewidentnie chodzi o drogę do tego piekła.
- 11 -
- Nie wiedziałem, że jakieś mam. - powiedział pożerając wzrokiem jej ciało, a
kiedy w końcu z powrotem skupił wzrok na jej twarzy, spostrzegł, że jej oczy są
zamknięte. Mogła zaprzeczać, że go nie chciała, ale pragnienie w jej oczach mówiło
samo za siebie. – Po za twoimi oczywiście.
- Przyciągasz mnie, ale skoro dopiero co wyszedłeś z Piekła to nie wiesz co robić z
kobietami. Zwłaszcza takimi jak ja.
- Takimi jak ty? – potarł dłonią podbródek. – Oh, to znaczy, że jesteś dziwką. No,
dalej.
Uśmiechnęła się ukazując kły.
- Silnymi kobietami. Takimi, które nie będą znosić twojego despotyzmu. Nie sądzę
czy jesteś zdolny do operowania taką kobietą - suką, czy nie.
- Mam milion lat. Myślisz, że możesz się na mnie rzucić, a może jestem już
schwytany? – przekomarzanie się było ciekawe, zwłaszcza, kiedy nie doświadczyło
się tego w Piekle. Tam nigdy nie było czasu wolnego, bo zawsze trwały
przygotowania do Armagedonu.
- Dlaczego rzuciłeś swoją robotę jako Markiz? Chcesz mieć więcej władzy?
- Jeśli chciałbym więcej mocy, to nie byłaby ona lewa. Mam tutaj, kiedy jestem w
Sojuszu, znacznie mniej wpływów niż kiedy byłem w Piekle.
- Więc dlaczego? Czy to jakiś rodzaj odkupienia?
- Być może. – machnął ręką w jej kierunku. – Szczerze wątpię czy znajdę je tutaj,
chociaż…
Jade natychmiast usiadła. Jej włosy rozsypały się wokół ramion i między piersiami.
- Nie, nie znajdziesz. Praca jako zabójca Sojuszu przyniesie ci tylko śmierć, a
dobrze wiemy, że demony po śmierci idą prosto do grobu. Co w takim razie
próbujesz udowodnić? Zrezygnowałeś ze swojej pozycji w Piekle tylko po to, żeby
teraz znaleźć się w dołku. Sprytne posunięcie.
Jade trafiła prawie w sedno tego, czego się najbardziej obawiał. Mimo wszystko to
była jego jedyna nadzieja. Bo co innego mógłby zrobić? Zostać księgowym i
pracować z ludźmi?
- Mam rozumieć, że prowadzimy ze sobą wojnę, ale jesteśmy ze sobą powiązani?
- Po pierwsze nie jesteśmy ze sobą powiązani. Zostałeś wysłany, aby śledzić moje
poczynania i zdawać raporty dla Sojuszu, nic więcej. Po drugie jest to walka woli, nie
rozumu. I dla twojej widomości… bądź przygotowany na przegraną.
- Przystopuj. Tylko dzięki moim raportom pozostawią cię w Sojuszu, albo wykopią
twoją dupę z powrotem do poziomu szkolenia.
Uśmiech polowi wkradł się na jej twarz. Znów przypominała mu złą czarownicę.
- Powiedziałam kiedyś coś o chemii, powinieneś to rozróżnić. To nigdy się nie
stanie między nami, rozumiesz ?
- 12 -
On miał odmienne zdanie. Jak powiedział w więzieniu – sex między nimi to tylko
kwestia czasu. Wiedział to dobrze z jej ruchów, z tego jak jej ciało reagowało na
niego – działo się tak czy tego chciała, czy nie.
- Jak łatwo zapominasz.
- Zapominam o czym?
- Demony mają dużo bardziej wyostrzony węch od wampirów. Pragniesz mnie,
przyznaj się. Wiem to od dnia, w którym się spotkaliśmy.
Jej odpowiedzią było zrzucenie jednej z poduszek na podłogę, tuż przy jego
nogach, mówiąc:
- Śpisz na podłodze.
Zła wiedźma.
- Jeśli zmienisz zdanie, co na pewno się stanie, po prostu zawołaj.
- Jesteś cholernie irytujący.
Usiadł na podłodze uśmiechając się do siebie. To była miła zmiana jego
dotychczasowego życia, która pozwalała mu zapomnieć o jego przeszłości i o czasie
jaki był potrzeby do uzyskania zbawienia. Jade miała racje co do jednej rzeczy – jeśli
umrze zanim jego imię znajdzie się w Księdze Życia, on trafi prosto do grobu.
I to była rzecz, której nie życzył nawet największemu wrogowi.
****
Chicago, Illinois
Dwa ostatnie dni, były dla Jade koszmarem. Samael czerpał chorą satysfakcję z
tego jak zabójczyni wampirów traciła nad sobą panowanie. Najpierw na jej twarzy
pojawiała się purpura, mięśnie szczęki się zaciskały, a na końcu następował wybuch.
To było piekielnie seksowne.
Jej obronna postawa trzymała go na dystans, ale jej humor był tak samo chory i
pokręcony jak jego. Spędzanie z nią czasu strasznie go podniecało. Po spędzeniu
samotnie tak dużej ilości czasu miło było być koło kogoś, kto tak bardzo tętni
ż
yciem.
Późnym popołudniem dotarli do Chicago, gdzie mieli odbyć pierwsza wspólną
misję. Mroźne powietrze przywiało zapach rozkładających się liści i dymu. Spadek
temperatury spowodował, że mieszkańcy miasta poruszali się bardzo szybko i
- 13 -
energicznie. Jade kroczyła tuż obok Samaela, dobrze jej szło ignorowanie jego osoby,
tym bardziej, że musiała odszukać adres, który podał jej Sojusz. Trzy wampiry były
podejrzane o morderstwo ludzi w tej okolicy. Wampiry te nie zastosowały się do
reguł, które nadał im Sojusz, dlatego ona i Samael zostali wysłani, aby je zabić.
Samael dobrze wiedział, dlaczego Ambrose wysłał akurat ich na tą misję. Ich ofiary
mieszkały w miejscu, gdzie znajdowało się bardzo dużo ludzi, a on i Jade mieli
utrzymywać swoją obecność w tajemnicy. Jade jednak, mogła mieć z tym nie mały
problem.
- Nie wzięłaś ze sobą granatów, prawda?
Spojrzała na niego i wywróciła oczami mówiąc:
- Czemu robimy to w dzień? Powinniśmy zaatakować w nocy.
Miała rację, ale to były szczególne okoliczności.
- To ma być dla ciebie utrudnienie, bo ludzie wokół nie mogą się dowiedzieć kim
jesteś. Nie zapominaj, że to wszystko jest testem. W tej misji mam zamiar przejąć
stery, ale ty musisz być uważać, żeby żaden z wampirów nie uciekł.
Zagryzła wargę, w przeciwnym razie nie udałoby się jej go zignorować. Długie,
ciemne włosy, piękne piwne oczy oraz temperament, który idealnie pasował do
samego Diabła to było tym, co ją wyróżniało. W głębi siebie z pewnością chowała
swoją delikatność, ale on miał zamiar ją z niej wydobyć.
Gdy dotarli do budynku, Jade zeszła z chodnika i pchnęła drzwi, wchodząc do
ś
rodka. Upewniła się, że wampiry nie będą miały szans na ucieczkę, kiedy będzie się
nimi zajmować. Demon nie miał wątpliwości, że jeden z wampirów będzie próbował
uciec, a jego planem było mu na to pozwolić. Musiał zobaczyć, jak Jade poradziłaby
sobie z wampirem w środku dnia, kiedy dookoła kręciło się wielu ludzi.
Znalezienie wampirów w budynku nie stanowiło dla niego najmniejszego
problemu. Wysłał swoje moce wzdłuż holu, przez schody i na trzecie piętro. Kiedy
już się tam znalazł, młoda para akurat wyszła na korytarz. Trzymali się za ręce, gdy
przechodzili obok niego.
On nigdy nie był młody i niewinny, a ta para była dokładnie tym, czego pragnął.
Samael nie wiedział jak to było być urodzonym przez matkę, która zajmowała się
tobą i pocieszała. On narodził się w niewoli.
Wszystkim aniołom, od początku ich istnienia, była przypisana jakaś praca i żaden
z nich nie skarżył się, dopóki nie zostali stworzeni ludzie. Wtedy aniołowie zobaczyli
to, co mogłoby być ich – co powinno być ich.
Wolna wola.
Odrzucił wszystkie myśli na bok i zaczekał aż para zniknie mu z oczu. Później
zmaterializował się w pokoju, gdzie były wampiry.
Dwóch krwiopijców siedziało rozłożonych na kanapie oglądając telewizję, jeden
obżerał się chipsami, podczas gdy reszta popijała piwo. Wyczuł energię innego
wampira na zapleczu. Przypuszczał, że gdy tylko wampiry go zobaczą zaczną
- 14 -
uciekać, a jeśli by to zrobiły, to on nie miał zamiaru im w tym przeszkadzać. Ten
wariant dałby Jade szansę wykazania się.
Wampiry wystrzeliły z kanapy i zdawały się szukać broni. Samael nie miał ochoty
paprać się z nimi. Zmaterializował sobie swój miecz i użył swojej nadludzkiej
szybkości, aby obalić najbliższego wampira. Ciało bez głowy upadło głucho na
podłogę. W tym czasie inny wampir wziął swój miecz i zamachnął się na niego.
Samael zablokował cios, w momencie, kiedy frontowe drzwi zatrzasnęły się. Tak jak
przewidział Samael, trzeci wampir uciekł z pokoju, bo jak wszystkim dobrze
wiadomo, starsze wampiry mogły poruszać się w słońcu. Podczas gdy Samael
próbował zabić resztę tych kutasów, miał nadzieję, że Jade nie odstawi cyrku na
zaludnionych ulicach Chicago, kiedy stanie z wampirem twarzą w twarz.
Nadszedł czas na jej pierwszy test.
Samael bez większego wysiłku wytrącił miecz z ręki wampira i ściął mu głowę. Nie
tracąc czasu dematerializował swój miecz, kiedy biegł do drzwi. Postanowił, że
osobiście zadzwoni do osoby, która pozbywała się ciał w tym rejonie, ale dopiero
później. Teraz musiał upewnić się, że jego seksowny zabójca nie dział zbyt
pochopnie.
Gdy wyszedł na korytarz zwolnił nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi.
Wewnętrznie aż się gotował z pragnienia aby pobiec tak szybko, jak tylko to było
możliwe - aby pomóc Jade, choć tak naprawdę, nawet w najmniejszym stopniu nie
mógł się wtrącić w jej test. Coś w nim chciało chronić Jade – zabójczynię, która
umiała więcej niż tylko zadbać o siebie. Jej umiejętności nie były powodem, dla
którego Ambrose umieścił ją na okresie próbnym, to właśnie brak taktu pozostawał
jej problemem.
Z tego, co usłyszał od Ambrose’a, Jade dopiero od niedawna zaczęła zmieniać
swoją taktykę walki. Choć jej strategia walki zawsze była dziwaczna, to nigdy nie
zwracała na siebie niechcianej uwagi. Coś musiało się w niej zmienić w ciągu tych
ostatnich kilku miesięcy.
Samael nie sądził, żeby Jade zrobiła coś głupiego. Był pewien, że potrafiła nad sobą
zapanować.
Zanim dotarł do holu usłyszał głośne krzyki.
****
- Coś ty do cholery sobie myślała?
Jade dawała z siebie wszystko, aby jak najlepiej ignorować Samaela, bawiąc się
swoją komórką. Czekała cierpliwie w holu, na komisariacie, aby zostać przesłuchana
przez detektywów. Kiedy detektywi spytali, czy chce adwokata - odmówiła. Co
- 15 -
mógłby wiedzieć lepiej od niej jakiś trzydziestoparoletni adwokat, a posiadanie go
mogłoby tylko zwrócić większą uwagę policji na całą tę sprawę.
- Więc?
- Co do cholery miałam zrobić?
Wampir wybiegł przed budynek, jak nietoperz z piekła i zaczął wymachiwać
dookoła nożem… albo jej się to tylko przywidziało. W każdym razie jego energia
była bliska wybuchu, kiedy potrącał ludzi biegnąc chodnikiem. Jade przyczaiła się z
tyłu budynku i zrobiła jedyną rzecz, jaką mogła wtedy zrobić.
- Nie musiałaś go wpychać pod autobus. Jak zamierzasz wyjaśnić to na policji ?
Przecież byli świadkowie. – powiedział siadając z powrotem. Wyciągnął nogi przed
siebie, założył ręce za głowę i spojrzał w sufit. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś.
Twoje testy mają teraz bardzo duże znaczenie dla mnie.
Zauważyła, że kiedy był wzburzony to dużo się ruszał. Rozciąganie, przecieranie
twarzy, dotykanie kolana – wszystko, co tylko było możliwe. Zniżyła głos do szeptu i
obserwowała, jak ludzie wokół zerkali w ich kierunku. Ci jednak szybko odwracali
wzrok napotykając lśniące oczy Jade. To było straszne. Oboje byli ubrani jak Wesley
Snipes w filmie „Blade” – jednym z jej ulubionych filmów wszech czasów.
- Myślałam, że ten wampir trzymał w ręku sztylet. Spanikowałam.
Jade wpadła w panikę, bo tak naprawdę przed oczami ujrzała wizję swojej śmierci.
Okazało się jednak, że wampir nie machał żadnym nożem. Jej wyobraźnia wpadła w
jakiś niewytłumaczalny amok.
- Detektywi tego nie kupią.
Nie, prawdopodobnie nie.
- Jasne, że tak. Tylko, czy możesz po prostu zamknąć się na chwilę, żebym mogła
spokojnie pomyśleć?
Przerażające sceny na powrót pojawiły się jej przed oczami. Wampir biegnący na
nią, jego oszalałe spojrzenie, chrzęst kruszonej głowy pod oponami, kiedy pchnęła go
pod autobus oraz przerażające krzyki ludzi, gdy krew tryskała z ran wampira.
I wtedy zaczęło się istne piekło.
Samael znów usiadł obok niej i oparł łokcie o kolana, starając się wyglądać na
zrelaksowanego, ale Jade czuła frustrującą energię, jaka od niego płynęła.
- Możemy stąd prysnąć.
Wywróciła oczami. To zdawało się być dylematem wszystkich demonów.
- I co dalej ? Policja wie jak wyglądam. Czy masz pojęcie w jak wielu państwach
jestem poszukiwana?
- Zastanawiam się właśnie, dlaczego. Przeciągnął sobie dłonią po twarzy i nagle
usiadł powodując wokół siebie zdenerwowanie.
- 16 -
- Musimy jak najszybciej stąd spieprzać. Jeśli rzeczywiście poszukują cię także w
innych państwach, to dowiedzą się kim jesteś.
Pokręciła głową i machnęła lekceważąco ręką, mówiąc:
- Nie mają w moich aktach nic, żeby mnie zidentyfikować. Nie sądzę także, żeby
mieli moje zdjęcie. Może szkic, ale – hej – chodźmy !
Samael otworzył drzwi do damskiej toalety, posyłając przy tym sympatyczny
uśmiech do gapiących się ludzi.
- Wychodź, będę zaraz za tobą.
Oh, jakby to właśnie nie było zwróceniem na siebie uwagi. Narkoman spojrzał
przytomnie w kierunku Samaela.
- Jesteś idiotą. Policja chce mi tylko zadać kilka pytań. To nie tak, że jestem już
zaksięgowana, czy coś.
Pchnął ją w stronę łazienki nachylając się tak blisko, że mogła zobaczyć złote
plamki w jego oczach.
- Wchodź do tej cholernej łazienki.
- I kto teraz zrobił scenę?
Zaczęła przechodzić przez drzwi, kiedy oczy Samaela zrobiły się czerwone. Jeśli
zrobiła coś głupiego, musiała ponieść tego konsekwencje. Usłyszała w głowie głos
Amrbose’a…
„Jeśli nie zrobiłabyś czegoś nieodpowiedniego przy ludziach, to teraz nie
znajdowałabyś się na posterunku.”
Bla bla bla…
Po kilku sekundach ramiona Samaela zagrodziły wejście przez drzwi. Chwycił ją za
rękę, a ona poczuła dziwne mrowienie. Zamknęła powieki i wstrzymała oddech.
Pieprzona teleportacja. Pieprzone zastraszanie przez demona. Życie było w tym
momencie całkowicie popieprzone. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, a ona
wreszcie otworzyła oczy. Stali przed wypożyczalnią. Jade położyła dłoń na
sportowym aucie i opierała się o nie aż do momentu, kiedy nudności zaczęły jej
przechodzić.
- Wsiadaj – powiedział siedząc już w środku.
Nie protestowała tylko wsunęła się na fotel pasażera pragnąc, aby zawroty głowy
wreszcie jej przeszły. Jeśli ktoś tu powinien być zawieszony, to z pewnością Samael.
Na początku wlókł się za nią na komendą a teraz przeniósł ich na jakieś zadupie, aby
wypożyczyć auto.
- Gdzie jedziemy?
Nie mieli zarezerwowanego pokoju hotelowego, aby Ambrose wysyłał ich na nową
misję. Po za tym musiałby najpierw dostać informację o zakończeniu misji, żeby
wysłać im dokumenty na nową.
- 17 -
Zanim Samael zdążył odpowiedzieć, jego komórka zadzwoniła. Pochylił się do
przodu i wydobył go z tylnej kieszeni spodni. Rzucił spojrzenie na wyświetlacz i
odebrał:
- Tak?
Usłyszała głos Ambrose’a po drugiej stronie:
- Jak wam idzie ?
Samael włożył klucze do stacyjki i odpalił samochód.
- Faktycznie, całkiem dobrze. Właśnie skończyliśmy robotę.
- Jak jej poszło? – zapytał Ambrose.
Samael posłał w jej kierunku groźne spojrzenie.
Ponad siedemset lat pracowała jako jeden z głównych zabójców Sojuszu, a
Ambrose przez cały ten czas ją kontrolował. Tak, życie jest zdecydowanie do dupy.
Lecz nie mogła winić Ambrose’a za to co zrobił. Gdyby była na jego miejscu
postąpiłaby tak samo. Uważała, że jej szef powinien wiedzieć o wizji Lexie, ale kiedy
wyrzucił ją na ulicę, zmieniła zdanie. Nie była pewna, czy tak do końca chce
zakończyć swoją pracę w Sojuszu.
Samael spojrzał na nią mówiąc do telefonu:
- Byłem bardzo zaskoczony. Ona jest na prawdę… efektywna.
- Zawsze wykonywała swoją pracę bez zarzutu. Zawsze pracowała szybko. Ale czy
zwróciła na siebie uwagę?
Mięśnie szczęki Samaela zacisnęły się. Oczywiście nie lubił okłamywać
Ambrose’a, ale mimo to powiedział:
- To było bardziej na zasadzie „zabij i uciekaj”. Dopadliśmy jednego poza
budynkiem, ale po kryjomu.
Cóż, Samael z pewnością nie był złym kłamcą. Rzeczywiście, było to na dworze,
ale została przyłapana przez tłumy gapiów.
Pierwszorzędny tekst ‘zabij i uciekaj’… klasyka. Pokazała mu kciuki w górę, lecz
on machnął ręką. Usiadła z powrotem na fotelu i uszczypnęła go.
Ambrose i Samael nigdy nie zrozumieją dlaczego tak postępuje. Była potężna, ale
znała też matematykę. Zabójcy w Sojuszu mieli swoje ‘daty ważności’, ci którzy
przebyli około pięćset lat służby po prostu ginęli. A po Jade śmierć spóźnia się już
przeszło dwieście lat.
Ambrose odezwał się ponownie:
- Zrzuć wszystko na Sojusz, powiedz żeby posprzątali te trupy w tamtym rejonie, a
ja w tym czasie wyślę wam kolejne zadanie. Odpocznijcie wieczorem i przejrzyjcie
dokumenty. Zadzwoń do mnie kiedy będziesz czegoś potrzebował lub będziesz miał
jakieś pytania.
- Tak zrobię.
- 18 -
Jade trzymała ręce przed sobą i przyglądała im się, nie chcąc spojrzeć w tej chwili
na Samaela, ale jednak podziękować mu jakoś. Nie musiał dla niej kłamać i nie miała
pojęcia dlaczego to zrobił.
- Dziękuję.
- Co ty do kurwy nędzy zrobiłaś ze swoimi paznokciami ?
Położyła ręce na kolanach i zacisnęła je w pięści, tak aby nie mógł więcej spojrzeć
na jej paznokcie.
- Obgryzłam je, okej ?
Jesus. Ostatnio stresowała się przed każdą misją, więc czasem obgryzała
paznokcie. Bardzo dżentelmeńsko się zachował, zwracając uwagę na jej największą
wadę.
- Będę do ciebie mówił Krótka
3
.
Zacisnęła zęby i spojrzała na niego.
- Ten pseudonim może iść w obie strony kolego.
Uniósł brwi.
- Jeśli potrzebujesz dowodu to poczekaj aż dojedziemy do hotelu. Pokażę ci na to
wszystkie dowody i ostrzegam, że będzie on bardzo duży.
Wyjechał z parkingu, a ona zapięła pasy.
- Dlaczego mężczyźni zawsze to robią? Czemu tak bardzo przywiązujecie wagę do
wielkości swojego fiuta?
- Czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby jakaś z twoich znajomych, chwaliła się, że jej
facet ma krótkiego penisa ? – mruknął.
Rozmowa powoli schodziła na Szarą Strefę terytorialną. Jade musiała powrócić do
normalnego tematu, bo jedyną rzeczą o jakiej w tej chwili mogła myśleć była
wielkość fiuta Samael’a. Wszystko co było z nim związane było anielskie, takie
doskonałe i nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
- Co się stało kiedy wepchnęłam wampira pod autobus ?
- Zadzwoniłem do osoby zbierającej ciała w tamtym rejonie. Powiedział, że zajmie
się tym, ale nie brzmiał na zadowolonego. Będzie musiał iść do miejskiej kostnicy po
to ciało. Mam wielką nadzieję, że dotrze tam, zanim wampir zdąży się obudzić.
Oczywiście nie obcięłaś mu głowy, więc on nadal żyje. Osoby odpowiedzialne za
ciało, nie wiem czy poradzą sobie z EMT
4
, czy policją. Tak naprawdę ich praca jest
bardzo ciężka.
- Czy wiesz, gdzie jest siedziba Sojuszu w tym mieście ?
- Tak.
3
Chodzi o jej krótkie paznokcie, jakby ktoś nie wiedział. ☺
4
Pracownicy opieki zdrowotnej.
- 19 -
Skąd on to wiedział ? Ona była w Sojuszu znacznie dłużej od niego, a nadal
musiała dzwonić po wskazówki, co zajmowało jej osiemdziesiąt procent cennego
czasu.
- Skąd to wiesz ?
- Zanim pójdę na jakąkolwiek misję, muszę uzyskać wszelkie potrzebne mi
informacje, ale zacząć cokolwiek robić. Oczywiście, ty nie czujesz potrzeby aby tak
robić.
Dało się zauważyć, że wciąż był na nią zły. Choć polubiła Samaela, nie chciała mu
dawać powodów aby twierdził, że nie jest zorganizowana, czy że nawala.
- Następnym razem będzie lepiej.
Zatrzymał się na czerwonym świetle i spojrzał na nią.
- To dobrze, bo następnym razem nie zamierzam kłamać.
- Prosiłam cię o to? Dlaczego to zrobiłeś, skoro tak bardzo jesteś przeciwny
kłamaniu?
Szanowała to, że nie chciał kłamać, ale przecież nigdy prosiła się aby to dla niej
zrobił. Pozostawało to niebanalną zagadką, bo przecież miał zdawać Ambrose’owi
relacje z jej postępów.
- Byłaś zabójcą przez bardzo długi czas. Dlatego uważam, że Ambrose posunął się
za daleko wysyłając cię na okres próbny. Część mnie wierzy, że potrzebujesz po
prostu odpocząć od tego wszystkiego. Druga część zaś uważa, że straciłaś swoją
finezję. Czy w ciągu ostatnich kilku miesięcy stało się coś, co zmieniło twój pogląd
na swoją pracę? Czy wierzysz, że wciąż jesteś dobrym zabójcą?
To pytanie było nieco uszczypliwe.
- Gdybym wierzyła inaczej, już dawno zakończyła bym swoją pracę.
Po kilku minutach ciszy uznała temat za zakończony. Samael zatrzymał samochód
przed niewielkim budynkiem przy dość ruchliwej ulicy. Jego ostry zapach rozszedł
się po aucie. Jade poprawiła się na siedzeniu.
- Odpowiedziałaś tylko na jedno z dwóch pytań.
- Czy w umowie masz też rozkaz przesłuchiwania mnie ?
- To jest proste, prywatne pytanie.
Nie chciała mu jednak odpowiadać, zamiast tego zmieniła temat.
- Czy to jest urząd Sojuszu ?
Nagle zapanowała między nimi krępująca cisza przerywana tylko cichym szelestem
jej kurtki, kiedy się poruszała.
Położył swoją rękę na jej. Jego ciepła dłoń sprawiła, że przez jej ciało przeszedł
prąd.
- 20 -
- Nie jestem tutaj tylko po to, aby zdawać relacje z twoich postępów. Jestem tutaj,
ż
eby ci pomóc. Ale nie mogę tego zrobić, skoro mi nie ufasz.
Jade ciekawa była jak bardzo trafna miała się okazać wizja Lexie. Część dotycząca
męskich rąk była jej gwoździem do trumny. Na początku nie chciała uwierzyć w
wizję przyjaciółki, bo zawsze działała w pojedynkę, teraz jednak wszystko się
zmieniło. Teraz pracowała z Samael’em, dlatego jej śmierć według wizji Lexie była
jeszcze bardziej prawdopodobna.
Jade bardzo chciała powiedzieć Samael’owi o tej wizji, ale myśl, że mógłby
powtórzyć wszystko Ambrose’owi sprawiła, że bez wahania stwierdziła: nie.
Wysunęła swoją dłoń z jego i otworzyła drzwi od strony pasażera.
- Chodźmy lepiej po kolejne zadanie.
Zanim zamknęła drzwi usłyszała ciche westchnienie. Miała nadzieje, że oznaczało
ono jego zmęczenie próbami wydobycia z niej informacji.
Nie była gotowa na powiedzenie komuś o wizji Lexie. Jade potrzebowała
stanowczo więcej czasu.
****
Samael położył swój nóż na łóżku i wziął do ręki Smith&Wesson
5
. Dotychczas
korzystał z broni przydzielonej mu przez Sojusz, ale tam gdzie chodził razem z Jade,
nie wiedział, jakiego orężu będzie potrzebował. Samael chciał aby jego pistolet był
zawsze czysty i w dobrym stanie.
Miał nadzieje na wydobycie z Jade jakiś informacji działając na jej psychikę, pod
urzędem Sojuszu. Chciał się czegoś od niej nauczyć, ale jak miał to zrobić, skoro ona
była zamknięta w sobie, odmawiając wpuszczenia go do jej wnętrza i powiedzenia co
się stało w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy, bo na pewno coś się stało. Nikt nie
zmieniał się tak radykalnie po wiekach wykonywania tej samej roboty. Albo ostatnio
przeżyła za dużo stresu, albo stało się coś poważniejszego, co zmieniło jej
nastawienie do życia. Mógłby się założyć, że mimo wszystko chodzi o to drugie.
Jedno spojrzenie w jej oczy mówiło samo za siebie.
Rozebrał pistolet kładąc przed sobą jego części.
W Piekle, Samael, zawsze zostawał do końca misji, aby upewnić się, że demony,
którymi dowodził, zakończyły swoją pracę w sposób zadowalający. Po za tym,
wszystkie dane dotyczące misji zachowywał dla siebie.
5
Półautomatyczny pistolet. ☺
- 21 -
Teraz Samael zmuszony był poświęcić więcej czasu na przeanalizowanie misji,
ponieważ musiał dobrze zapoznać się z taktyką walki Jade. Gdy dowie się co ją
nurtuje, będzie jak nowa.
Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Opuścił trzymany w dłoni
pistolet i otworzył drzwi swoimi mocami, wyczuwając po drugiej ich stronie Jade.
Wyciągnęła przed siebie brązową, papierową torbę mówiąc:
- Poszłam na dół, aby coś zjeść. Nie było w pobliżu żadnego fast food’a, więc
przyniosłam ci coś innego.
- Dzięki.
Wstał z łóżka i uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że nie przyniosła mu obiadu
bezinteresownie, tak naprawdę chciała porozmawiać. Zrobiła krok do środka. W tym
samym czasie Samael poczuł jak pradawne zło materializuje się za nim. Szybko
zatarasował jej drogę i powiedział:
- Porozmawiamy rano.
Stanęła na palcach próbując dostrzec coś, co znajdowało się za nim. Nie było
wątpliwości, że ona również wyczuła tego demona, choć z pewnością nie mogła
określić kim on był.
- Stary znajomy – powiedział zamykając jej drzwi przed nosem.
- Śliczna dziewczyna. Ma może siostrę?
Samael odwrócił się w stronę intruza, a żołądek podszedł mu do gardła. Jednak
jego postawa wyrażała stoicki spokój.
- Czego chcesz Luc ?
- Służyłeś u mnie tyle tysiącleci, a ja nie mogę po prostu wpaść do swojego byłego
Markiza?
Luc miał dar czytania innym w myślach, dlatego Samael starał się ukryć przed nim
swoje.
- Zawsze masz jakiś cel. Cokolwiek nie zrobisz ma swój cel, nawet kiedy nie jest
on na początku oczywisty.
Luc przebiegł rękami po klapach swojego ciemno niebieskiego garnituru mówiąc:
- Widzę, że stałeś się bardziej przebiegły.
- Dlaczego tu jesteś ?
- Dobrze, jeśli nie chcesz grać w grę, którą tak bardzo kocham, możemy przejść od
razu do rzeczy. Jestem tu, aby dać ci ostatnią szansę powrotu do moich szeregów.
Możemy zrobić to bezproblemowo.
- Jest przecież tyle demonów, które mogłyby zająć moje miejsce. Muszę mieć w
takim razie coś ważnego, bo inaczej nie przyszedłbyś tutaj.
- Musze przyznać, że dobrze radzisz sobie z ukrywaniem swoich myśli przede mną.
- 22 -
- Lata praktyki.
- Nie jesteś ani trochę zabawny Samael’u. – Luc podszedł do okna i rozsunął rolety
swoimi mocami. – Setki demonów są zabijane każdego roku przez Sojusz. Nie
umierają, przez co lądują na dole, a ja jestem zmuszony do przyjęcia każdego, kto
pomógłby mi w walce z nimi. Najczęściej nie chcą niczego innego niż odpłacić się
zabójcy, który ich sponiewierał, a mi zajmuje cały dzień, aby przekonać ich, że są
leprze sposoby na spędzanie czasu.
Samael był niewzruszony, kiedy Luc spojrzał na niego.
Lucyfer z powrotem odwrócił się do okna i kontynuował:
- Mogę łatwo sprawić, aby te demony zlikwidowały Sojusz, a na koniec i tak bym
miał je z powrotem.
- Ciągle czekasz aż Ambrose przyłączy się do twoich szeregów. Jeśli zaatakujesz
to, co należy do niego, na co ciężko zapracował, możesz o tym zapomnieć.
Nie było tajemnicą, że Luc chciał mieś Ambrose’a po swojej stronie. Jako byłby
Anielski Wojownik, Ambrose posiadał wiele mocy, dzięki którym mógłby się
równać z Luc’em. Byłby cennym nabytkiem w jego armii.
- Zgadza się. Toleruję te jego wampiry, bo pragnę, aby Ambrose był moim drugim
dowódcą. A teraz muszę jeszcze znosić to, jak moje demony dołączają do Sojuszu?
Naprawdę jestem już u kresu wytrzymałości.
- Masz nadzieję, na zbyt wiele. Ambrose dąży do jednego – odkupienia. Musi
odpokutować za swoje grzechy.
Luc machnął ręką, a rolety znów opadły, odcinając ich od świata.
- Przekonaj go Samael’u. Pozwól Ambrose’owi zobaczyć jak to jest po drugiej
stronie. Z pewnością dręczą go pytania, na które odpowiedź znam tylko ja. Dałem mu
moje wszystkie komendy armii i nikt, ani nic go nie powstrzyma.
Samael nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
- Chcesz abym dla ciebie szpiegował? Skoro dostałem się w pobliże Ambrose’a to
uważasz, że mogę go zatrudnić?
Luc skierował swoje lśniące, zielone oczy na Samael’a. Czerń przysłoniła jego
tęczówki, kiedy zmaterializował się tuż przed nim.
- Wiem co to jest pragnienie. Czy myślisz, że możesz dostąpić odkupienia, kiedy
przebywałeś w mojej armii tak długo? Mogę teraz zabić twoje fizyczne ciało i na
zawsze wysłać twoją duszę do grobu.
- Nie zrobię tego dla ciebie.
Luc położył dłoń na ramieniu Samaela.
- Masz rację. Wszystko co robię ma jakiś cel. Czekam na nadarzającą się okazję do
strajku, a ta chwila cały czas się zbliża. Pomyśl o mojej ofercie.
- 23 -
Po tych słowach Luc zniknął. Samael czuł jak nieprzenikniona cisza ciąży mu na
ramionach. Przed wizytą Luc’a zbawienie wydawało się poza zasięgiem Samael’a, a
teraz stało się to całkiem niemożliwe. Wybory zmniejszały się na jego oczach.
Były tylko dwie możliwości: zignorowanie oferty Luc’a, czyli panowania nad
podziemnym ogniem, gdzie – jak słusznie zauważył Luc - z pewnością nie znalazłby
zbawienia. Lub druga opcja: być przeklętym przez całą wieczność i tułać się z innymi
do końca swoich dni.
- 24 -
Rozdział 3
Cincinnati, Ohio
Jade od zawsze uwielbiała bawić się na śniegu, więc dodała tę czynność do rzeczy,
które musiała tutaj zrobić. Szkoda tylko, że była z Samaelem - tym aroganckim
draniem, który uczynił z jej życia piekło i nawet bezgłośnie spadające płatki śniegu
nie zdołały ugasić tego ognia. Skoro był kiedyś Markizem to z pewnością doskonale
wiedział jak zamienić jej życie w piekło.
Przykucnęła za zaspą śniegu, ubrana w czarny kapelusz, tego samego koloru top i
wysokie buty sięgające uda. W tym przebraniu wyglądała jak dziwka idąca dopiero
do trzeciej klasy. Śnieg w listopadzie. Niewiarygodne.
Od kiedy Samael pocałował Jade w więzieniu, więcej nie próbował z nią pogrywać.
Z kobiecego punktu widzenia był najzwyklejszym w świecie frajerem. Nie chciała
go, prawda? Dlaczego więc, zawsze o nim myślała, gdy tylko kładła się spać? I nawet
kiedy była pod prysznicem? Na dodatek, gdyby Samael miał jakieś nazwisko to Jade
z pewnością podawałby je ze swoim imieniem, meldując ich w pokoju hotelowym.
Boże, zachowywała się jak niedojrzała nastolatka.
Przynajmniej Samael nie zadawał jej już żadnych prywatnych pytań. Zaraz po
wizycie, jaką złożył mu jego stary znajomy, Samael zamknął sam w swoim pokoju na
cały dzień. Nawet nie odpowiedział, kiedy zapukała. Jednak zawsze jest jakaś dobra
storna, a tu akurat była taka, że nie zamierzał jej przepytywać.
Na całe szczęście Ambrose nie zadzwonił do niej, co oznaczało, że Lexie również
milczała w sprawie swojej wizji. Lecz to była niebezpieczna bomba, która tylko
czekała na sygnał, aby wybuchnąć. Lexie nie należała do cierpliwych osób. Sam fakt,
ż
e wytrzymała aż dwa miesiące przemilczając swoją wizję, był dla Jade wielkim
szokiem.
Ś
nieżna kulka uderzyła ją w prawy policzek. Odwróciła głowę w stronę, z której
nadszedł mały pocisk. Znalazła za drzewem Samael’a, który uśmiechał się
promiennie. Jakby mieli czas na takie wygłupy i śnieżne igraszki. Mieliby, gdyby te
cztery wampiry ukrywające się w domu, po drugiej stronie ulicy, zaprzestałyby
swoich morderstw. Nie mieli czasu na zabawy, jak jakieś dzieci. Ale Jade przecież od
zawsze uważała się za dziecko.
- Masz jakiś pieprzony problem? – rzuciła w stronę demona. Zawsze wydawał się
jej taki zrelaksowany, kiedy przychodził czas na misję. Cholernie mu tego
zazdrościła. Ale zanim Lexie miała pierwsze widzenie, Jade przecież także taka była.
A teraz stała w wirtualnym dołku.
Samael posłał jej zdziwiony wyraz twarzy mówiąc:
- 25 -
- Nie mam problemów z pieprzeniem, ale dzięki za troskę.
Wzięła głęboki wdech i na powrót skupiła się na domu pełnym wampirów.
Znajdował się on przy końcu ślepej uliczki, z dala od innych, ale jednak na tyle
blisko, że musiała uważać na każdy swój ruch. Ta misja doskonale się dla niej
nadawała. Jade musiała być ostrożna, aby przypadkiem nikt jej nie zauważył.
Samael czasami potrafił być niezwykle nieodpowiedzialny. Dlatego musiała
zachowywać czujność na każdej misji. Nic, ale także wszystko mogło pójść źle. Jade
pragnęła aby tym razem zadanie zakończyło się powodzeniem, inaczej Samael zdając
raport Ambrose’owi nie powie nic dobrego na jej temat. I choć panicznie bała się
wizji zabójcy, która dopiero co powstała w jej głowie, to znacznie bardziej lękała się
tego, co nieznane. To co teraz może i mogłaby zrobić… jeśli tylko Samael
pozwoliłby jej działać według jej planu. Ale nie, bo on nie był upierdliwym
człowiekiem, który truje dupę - Samael był znacznie gorszy.
Ostatniej nocy, kiedy jeszcze byli w hotelu, miała wielką ochotę pójść do pokoju
Samael’a. Musiała się dowiedzieć, dlaczego jej wtedy nie wpuścił, nie licząc tego, że
obawiał się bliskości. Mogła sobie tylko wyobrazić co powie o niej innym zabójcom.
Dodatkowo, nie wyglądał na osobę, która miałaby ochotę porozmawiać o jego
najnowszym wykręcie.
Kolejna śnieżna kulka trafiła ją w twarz, Jade wstała i wymierzyła do niego ze
swojej broni, kierując ją wprost w jego krocze. Z uśmiechem na twarzy obserwowała
jak jego twarz tężeje.
- Uważaj, bo zaraz ci oddam, dupku.
Kątem oka dostrzegła w oddali czarny samochód. Kierowca ostrożnie ruszył w dół
ś
liskiej drogi. Zajęła swoją pozycję, gotowa do ataku. Samochód powoli zajechał pod
dom, który obserwowali. Bramy podniosły się, a auto wjechało do środka.
Jade spojrzała na Samael’a. Musieli działać szybko. Tam, w środku, wampiry
mogły spokojnie wyczuć demoniczną moc. Jej partner poruszył się i przywdział na
twarz maskę śmiertelnej determinacji.
Cichy i zabójczy - Jade mogła sobie tylko wyobrazić czego Samael był świadkiem i
co w życiu zrobił. Mówiła właśnie o bardzo złym chłopcu, który mimo wszystko
wyglądem przypominał kolesia z okładki jakiegoś Playboy’a. Zaletą Samael’a było
to, że wszystkie kobiety śliniły się na jego widok i każdy to dobrze wiedział. Jade
rozbroiło to, że miała dostęp do całego Samael’a, nawet jego żartobliwej strony.
Ale nie było czasu myśleć o tym teraz.
Kiedy drzwi garażu zamknęły się, Jade podbiegła z boku domu i po chwili weszła
na podwórko, gdy Samael zasygnalizował jej, że ma wolną drogę. Demon właśnie
zmierzał w kierunku środkowych drzwi. Jade od zawsze pracowała sama, dlatego
ciężko jej było słuchać rozkazów Samael’a. A ten, wydawanie poleceń z pewnością
miał w naturze. Jako Markiz w Piekle z pewnością dowodził tysiącami demonów. O
jakie poprosił pytanie… jaką miał pracę jako anioł? Zakodowała sobie, że później go
o to zapyta, a teraz skoncentrowała się na teraźniejszości.
- 26 -
Jej serce biło tak szybko jak skrzydła kolibra, co zaczynało być już dla niej normą.
Jade przycupnęła pod rozsuwanymi, szklanymi drzwiami, a jedynym dźwiękiem jaki
słyszała był szelest jej skórzanej kurtki. Zabójczyni czekała na sygnał od Samael’a, w
tym czasie zaglądając do wnętrza domu.
Blond wampirzyca siedziała w zagraconym salonie i grała w grę komputerową.
Jade słyszała brzęk naczyń docierający z kuchni oraz cichą pracę mikrofalówki.
Widok jak z prawdziwej domowej sceny, o ile ktokolwiek kiedyś taką widział. Jade
odkryła, choć trudno w to uwierzyć, że te dupki karmiły się bezdomnymi,
pozostawiając ich potem na pewną śmierć.
Jej oddech zamieniał się w małe, białe chmurki, a place już dawno jej od tego
mrozu zdrętwiały. Rozejrzała się po wnętrzu mieszkania, zastanawiając się, gdzie
zniknął Samael. Obrzuciła spojrzeniem podwórko, które miała za sobą, ale nie
zauważyła tam nawet cienia demona.
Kłęby białego dymu, wydostającego się zza rośliny doniczkowej stojącej na
werandzie przykuły jej uwagę. Co jest do cholery?
Dzięki swojemu doskonałemu słuchowi, usłyszała ciche drapanie we frontowe
drzwi. Podobno wampiry nie były jedynymi stworzeniami o wyostrzonym słuchu. Pit
Bulle również posiadały talent i jeden z nich właśnie to udowodnił przewracając
doniczkę z roślinką i biegnąc prosto na nią, chcąc w ten sposób zwrócić uwagę
swoich panów na nieproszonego gościa.
****
Samael poczuł w domu anielską siłę. Swoimi mocami zamknął szklane drzwi tak,
aby Jade nie mogła wejść do środka. Plan był taki, że to właśnie wampirzyca, a nie
on, miała wejść do środka, ale coś było nie tak. Obecność Anioła była znajoma. To
Anioł Dusz przybył aby zabrać wampira, albo nawet kilku.
Demon kopnął w drzwi i spróbował zlokalizować Anioła. Domiel pojawił się tuż
przed nim i zatrzymał czas. Wampiry zostały w jadalni oraz kuchni. Byli zamrożeni
w bezruchu, tak samo jak przewracająca się filiżanka z kawą oraz para w powietrzu.
- Cieszę się, że wreszcie się spotkaliśmy.
Samael nie widział się z Domiel’em od kiedy upadł. W Niebie mieli razem
współpracować, ponieważ przydzielono im taką samą pracę.
- Widzę, że pokusa upadku ciebie nie dotknęła. Cieszę się z tego.
Domiel splótł ręce za plecami mówiąc:
- Wszyscy jednak pragniemy doświadczyć więcej niż mamy.
- 27 -
Samael zmarszczył brwi.
- Upadek to nic dobrego Domiel’u. I co do cholery robiłeś przez ten cały czas,
kiedy się nie widzieliśmy?
Domiel oparł się o kanapę śmiejąc się.
- Nic do cholery. Pamiętasz jak to jest, nie? Krzyki ludzi, zarzuty, groźby o zemstę,
kiedy zabiera się duszę ukochanej osoby. Nic nowego. A jak jest z tobą. Dalej dla
Niego pracujesz?
- Rzuciłem to. Teraz pracuję dla Sojuszu, grupy zabójców, na czele których stoi
Ambrose.
Domiel powoli przypomniał sobie, że Ambrose był potężnym Upadłym Aniołem.
Serafin ubrany w jedwabiste, białe szaty zapytał nieoczekiwanie:
- Jak to jest być wolnym?
Samael tylko potrząsnął głową.
- Nie rób tego. Zostań tam, gdzie jesteś.
To zwykłe, niepozorne pytanie skłoniło wielu Aniołów do zejścia na złą drogę.
- Przecież ja tylko pytam. Czy twoim zdaniem warto było upaść?
Samael ciągle zadaje sobie pytanie, czy dobrze zrobił upadając.
- To nie jest dobre, ani złe. – odpowiedział szczerze. – Istnieją pewne rzeczy, które
przyczyniają się do tego, że warto było upaść, ale zawsze pozostaną także takie, za
które będę do końca swoich dni przeklinał swój upadek.
- A jakie są kobiety?
- Pytasz o seks?
- Być może.
Samael roześmiał się. Część Aniołów wierzyła, że seks Anioła jest niemożliwy,
dlatego większość pozostawała w niebie. To była jedna z wielu rzeczy jakiej
zabroniono Aniołom, a przez to upadło bardzo wielu Serafinów. Cały krąg aniołów
upadł z powodu kobiet w Drugiej Angielskiej Rewolcie.
- Nie zamierzam się z nikim pieprzyć.
- Skąd mam wiedzieć czy mówisz prawdę? – choć Samael nie chciał dolewać oliwy
do ognia to nie mógł się oprzeć i zapytał. – A dlaczego tutaj jesteś? Po jednego z tych
wampirów?
Twarz Domiel’a pociemniała.
- Tak, ale twoja obecność zmieniła bieg mych działań.
Jak to możliwe? Jego obecność przecież nie mogła mieć wpływu na przeznaczenie
czyjejkolwiek duszy, od kiedy Samael stał się upadłym.
- Co to znaczy?
- 28 -
- Do zobaczenia bracie. – powiedział Domiel, puszczając jego pytanie mimo uszu i
po tych słowach zniknął, a wampiry znów powróciły do życia.
****
Jade gorączkowo próbowała rozsunąć szklane drzwi, które były zablokowane, choć
Samael miał je dla niej otworzyć. Wokół ogrodu nie było żadnego płotu, więc nie
miała gdzie przywiązać tego paskudnego psa. Jade naprawdę nie chciała skrzywdzić
tego biednego drania, ponieważ bardzo kochała psy.
Nie miała zbyt dużo czasu, aby obmyślać, co mogła, a czego nie. Wskoczyła na
szklany stół i natychmiast zdała sobie sprawę ze swojej złej decyzji. Niewielki stolik
nie był w najlepszym stanie, więc spadła, kiedy tylko ugięły się pod nią kolana.
Odłamki roztrzaskanego szkła poleciały wprost na nią i psa.
Bestia warcząc rzuciła się na nią. Jade szybko chwyciła krzesło i przy jego pomocy
utrzymywała stworzenie z dala od siebie, mówiąc do Pit Bulla:
- Możesz mnie ugryźć kolego, ale pamiętaj, że wtedy ci oddam – błysnęła swoimi
kłami.
Zabójczyni nie chciała krzywdzić tej bestii z piekła rodem, bo przecież był tylko
ochroną jego właścicieli. Czyż to nie było takie zwyczajne? Jade była pewna, że tym
razem raport nie będzie dobry, ponieważ nie było jej teraz w środku i nie pomagała
Samael’owi. A wszystko przez to, że była pieprzoną miłośniczką zwierząt.
Nie, ona musiała jakoś z tego wybrnąć. Zaczęła przechodzić z psem, który gryzł
jedną z nóg krzesła, do szklanych drzwi. Instynkt kazał jej wybić tą szybę, ale jeśli
ludzie usłyszą brzęk tłuczonego szkła, zaczną się interesować tym, co się tu działo.
Stara Jade nigdy nie nawalała, ale nowa Jade musiała przestrzegać zasad.
Chwilę później, drzwi, do których zabójczyni próbowała się dostać, rozsunęły się.
- Oh, widzę, że znalazłaś sobie nowego przyjaciela, w czasie, kiedy ja
wykonywałem misję.
Jade ponownie pchnęła nogi krzesła w stronę psa, zastanawiając się, jak do cholery
udało się Samael’owi zakończyć misję tak szybko. Biała, spieniona ślina kapała z ust
Pit Bulla. Samael spojrzał na psa, a później znów na nią.
- Czyżbyś nie umiała zająć się jednym niewinnym pieskiem?
- Nie chcę go skrzywdzić, Samael’u. Czy nie mógłbyś go gdzieś teleportować? Czy
proszę o zbyt wiele?
- Co? Tylko nie mów mi, że jesteś jedną członkiń towarzystwa pomocy zwierząt –
Samael klasnął w dłonie. – Cholera.
- 29 -
Pies przewrócił się na plecy i jęknął. Jade spojrzała na demona, którego nos był
czerwony od zimna. W tej chwili wydawał jej się bardzo przystojny, kiedy ubrany
był w swoją czarną kurtkę i tego samego koloru czapkę.
- Jak to zrobić?
- Psy wyczuwają zło, tak sądzę. – powiedziała, na co jej partner wzruszył swoimi
ogromnymi ramionami.
Jade wciąż nie mogła uwierzyć, że Samael zakończył misję. Tak szybko? To
musiało bardzo źle wyglądać w jego raporcie.
- Dlaczego sam zakończyłeś misję. Czy to aby przypadkiem nie miał być mój test?
Demon uniósł brwi.
- Nie miałem wyboru. Po za tym to nie pierwsza ani nie ostatnia twoja misja do
wykonania. Nie chciałem ci przeszkadzać w zabawie z pieskiem.
Jade wywróciła oczami próbując oprzeć się wrażeniu, że jest strasznie
rozpieszczana. Ale dlaczego Samael miałby coś takiego robić? Nie miał do tego
ż
adnych powodów. Tak naprawdę to jego praca zakazywała mu jakiejkolwiek
pomocy jej.
- Zadzwonię, żeby zabrali stąd ciała.
- Nie, ja to zrobię. Możesz za to zabrać mojego futrzanego przyjaciela do
schroniska.
Samael zniknął we wnętrzu domu, kiedy jej telefon zaczął grać „Promiscuous
Girl”. Jade odebrała telefon, uprzednio sprawdzając kto dzwoni – Lexie.
Zanim przyjaciółka Jade cokolwiek powiedziała, najpierw zachichotała.
- Przed chwilą przeżyłam najlepszy seks w moim życiu. Treningi zawsze sprawiały
mi ból, ale teraz nie jestem pewna czy zdołam samodzielnie wyjść z łóżka. A co u
ciebie?
Jade zlekceważyła kwilącego psa, który leżał na plecach i wyglądał jak mały
szczeniak.
- Po to do mnie dzwonisz? Żeby opowiedzieć mi o swoim seksie życia?
- Cóż, biorąc pod uwagę, że interesowałaś się tym przeszło dwieście lat,
pomyślałam, że chcesz wiedzieć iż jestem szczęśliwa.
Pies stanął na nogach i zaczął węszyć obok jen stóp. Jade ciągle zastanawiała się,
co takiego usiał zrobić Samael, że nawet pies się go bał.
- Cieszę się, że ci się układa.
- Okeeeej, więc… słyszałam, że jesteś na okresie próbnym. To było częścią mojej
wizji, pamiętasz? Nie pracujesz już sama, tylko z Samael’em. Myślę, że nadszedł
czas, aby powiedzieć wszystko Ambrose’owi.
Tak więc czas zmierzyć się z tym wszystkim. Doskonale.
- 30 -
- Tak, pracuję z nim, ale tylko przez pewien czas. Już niedługo wrócę do
samodzielnych misji, więc uważam, że nie trzeba niepotrzebnie martwić Ambrose’a.
Niestety nie wszystko, co Jade przed chwilą powiedziała było zgodne z prawdą, bo
jeśli jej końcowe rezultaty i raporty Samael’a nie będą pozytywne - to nie będzie tak
pięknie jakby się chciało, bo będzie zmuszana powrócić na szkolenie, zupełnie jak
jakiś skończony idiota.
- Od tamtej pory miałam sporo przebłysków wizji. Wiem tylko, że uderzenie
nastąpi w ciemnym budynku. Nie widziałam zbyt wiele, ponieważ panowały tam
egipskie ciemności.
Jade skinęła głową pomimo iż Lexie nie mogła jej zobaczyć.
- Widzisz? Wszystko będzie dobrze. Ale im więcej wiem o okolicy tym lepiej.
Słyszałaś może w tle jakieś dźwięki?
- Tak, słyszałam wielu ludzi. To jest budynek użytkowy, znaczy się biuro, centrum
handlowe lub coś podobnego. Ale dlaczego było tak ciemno to nie wiem. Chyba
zgasły światła, czy coś.
Cholera. Jade będzie miała do czynienia z prawem ‘nie obcuj z ludźmi’.
- Okej, będę czujna.
- Proszę, wyświadcz mi przysługę i powiedz o tej wizji Samael’owi. Przynajmniej
nie będziesz siedzieć w tym wszystkim sama.
- Uhh… nie sądzę, aby to był dobry pomysł. On może wszystko powtórzyć
Ambrose’owi.
Nie było mowy o tym, żeby powiedziała demonowi o wizji Lexie. Gdyby okazało
się prawdą, że Samael rozpieszczał ją podczas ich misji to na pewno wyrzuciłby ją za
burtę, jeśli dowiedziałby się, że ma umrzeć.
- Jeśli obiecasz mi, że mu powiesz, to będę trzymała buzię na kłódkę. Jeśli nie, to
zadzwonię do Ambrose’a i mu o wszystkim powiem.
Jade zacisnęła zęby i skrzyżowała palce u ręki. Przez krótką chwilę mały głosik w
jej głowie mówił, że źle robi, ale zignorowała go i powiedziała:
- Niech ci będzie.
- Obiecaj.
- Obiecuję powiedzieć wszystko Samael’owi. – cholera, nie powiem.
- Krzyżowałaś palce?
Jade przestała krzyżować palce.
- Teraz jesteś już spokojna? – Jade nie chciała okłamywać Lexie, więc nie
odpowiedziała. Ale Lexie znała Jade od bardzo dawna, więc potrafiła przewidzieć
niektóre z jej ruchów. Alexa byłby zdolna zabić tego, który podciął by jej
przyjaciółce gardło.
- 31 -
- Cóż, należy być najzwyczajniej w świecie ostrożnym. Czasami moje wizje nie są
pewne, wiesz o tym i to jest właśnie jedyny powód, dla którego daję ci czas aby coś
wymyślić. Więc… Samael w dalszym ciągu ma na ciebie ochotę?
Jade na jeden krótki moment wstrzymała oddech. Powiedziała Lexie o postępie
Samaela, a jej przyjaciółka od razu chciała, aby Jade przeszłą z nim bez wahania do
łóżka.
- Tak, on tak.
- A ty wciąż trzymasz go na smyczy?
Jade nikomu jeszcze nie powiedziała o swoim pociągu do Samael’a. Wszyscy
myśleli, że uważała tego demona za najgorszego z najgorszych. Mimo to Lexie
widziała w swojej wizji, jak Jade uprawia z nim seks. Do tego nie było na ziemi
ż
adnej prostej kobiety, która nie chciałaby zaliczyć Samael’a.
- Cholera, nie.
- To czemu jesteś taka wkurzona? Dlaczego się z nim po prostu nie prześpisz? „W
ś
rodku, czy na zewnątrz – nigdy się nie dąsaj”
6
pamiętasz jeszcze swoje życiowe
motto? Mówiłaś, że seks był twoim lekiem na stres. Co się stało, że nie chcesz trochę
possać lizaka demona?
- Nie wiem czy pamiętasz, ale nie przepadam za nim.
- To nigdy by cię nie powstrzymało. Zakochałaś się w nim? Czujesz coś do niego?
- Tylko nie używaj słowa zakochany. Ale, cholera, nie jestem.
Cholera, oczywiście, że była. Jade nie raz słuchała jak zakochani opisują swoje
uczucia. Nie wiedzieli dokładnie skąd wiedzieli, że ta druga osoba jest ich drugą
połówką, ale czuli do tej osoby coś głębszego, coś nieopisanego. I właśnie takie coś
czuła Jade będąc obok Samael’a. Nie mogła dokładnie określić co ją do niego
przyciągało.
Miłość? Jade była za stara, aby miłość nagle na nią spadła.
- Wow, jesteś pewna, że nie ma mowy o żadnych uczuciach między wami?
Samael otworzył drzwi i wyszedł z domu. Jade odwróciła się do niego, wiedząc, że
jeśli Lexie ponownie by się odezwała, to demon by to usłyszał.
- Oddzwonię później. – rzuciła szybko do przyjaciółki i rozłączyła się, chowając
telefon do kieszeni. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowała była sytuacja, w której
Samael wysłuchałby jej rozmowy z Lexie, kiedy dyskutowały o możliwych
uczuciach jakie wobec niego żywiła.
Szukała jakiś oznak, że usłyszał jej rozmowę będąc w domu. Nic. Na szczęście był
zbyt zajęty, aby podsłuchiwać o czym rozmawiała z przyjaciółką.
- Bierzmy psa i wynośmy się stąd. Zadzwoniłem już do tego faceta, który ma
zabrać te ciała. Powiedział, że jest już w drodze.
6
mam nadzieję, że mniej więcej wszyscy wiedzą o co chodzi, jak coś to pytać. ;p
- 32 -
Odwróciła się do niego tyłem, kiedy skończyła go mierzyć wzrokiem. Lizak
demona sprawił, że stała się mokra w miejscach, które zostały trochę zlekceważone.
Od kiedy uprawiała z kimś seks minęło bardzo, ale to bardzo dużo czasu, do tego
miała straszliwą ochotę go skosztować. A Samael wydawał się bardziej niż chętny do
zaspokojenia jej potrzeby, a nawet obydwu. Czy mogłaby zwyczajnie przegonić
wszystkie natrętne myśli i zwyczajnie cieszyć się czuciem jego ciała i smakować jego
krew?
Musiałaby się wkrótce pożywić, a jeśli nie na nim, to zmuszona by była do
rozejrzenia się za potencjalną ofiarą.
- O czym myślisz? Wydajesz się spięta.
Potrząsnęła głową, aby wyzbyć się wszystkich swoich erotycznych myśli z głowy.
- O psie, którego dostaliśmy w spadku. Wracamy do hotelu?
Zmarszczył brwi.
- A gdzie indziej? Mamy wolne do końca dnia. Chyba, że jest coś co chciałabyś
zrobić?
Zgadza się. Zapomniała. Samael wynajął dwa pokoje, aby zapewnić jej trochę
prywatności, ale od telefonu Lexie, najmniejszym zmartwieniem Jade była
przyzwoitość. Od kiedy Lexie powiedziała o swojej wizji, zabójczyni całą swoją
osobą skoncentrowała się na przeżyciu, a nie na swoich potrzebach.
- Nie, tak tylko zapytałam.
Jade rozejrzała się po podwórku nie mogąc sprostać spojrzeniu demonowi prosto w
oczy.
- Przepraszam, że nie byłam bardziej pomocna.
Podszedł do niej i klepnął ją w ramię mówiąc:
- Tak, ale przynajmniej nie wepchnęłaś nikogo pod autobus. Powiedziałbym, że jest
zdecydowana poprawa.
****
Lexie położyła telefon na stoliku nocnym, przejechała ręką po włosach i oparła
głowę o ramę hotelowego łóżka. Czuła, że ukrywanie wizji przed Ambrose’em było
wielkim błędem, ale dobrze rozumiała Jade. Z resztą sama postąpiłaby tak samo. Nie
mogła sobie wyobrazić, że nie jest już zabójcą.
- Powinnaś się martwić swoim zdrowiem – powiedział demon siedzący obok niej.
Położyła głowę na ramieniu Azazel’a. Miał rację, wizja śmierci Jade ciągle
siedziała jej w głowie - za dania jak i w nocy. Nawet w snach nie mogła uciec od tych
obrazów. Koszmary zawsze wybudzały ją ze snu, a ciało miała zroszone potem.
- 33 -
Lexie miała do czynienia z krwią każdego dnia, własnym sztyletem zadawała
ś
mierć tysiącom wampirów i demonów. Krew jej nie odrzucała, ale krew płynąca z
szyi najlepszej przyjaciółki to już co innego. I nie istniała żadna przeklęta rzecz, którą
Lexie mogła by zrobić. Czuła, ze ma związane ręce.
- Miałam wiele wizji, jedne się sprawdzały, a drugie nie. Ale ta, ta jest… szaleńcza.
Muszę coś zrobić. Muszę do niej iść i jej pomóc. Nie chcę, aby zmierzyła się z tym
sama.
Azazel owinął ręką jej ramiona mówiąc:
- Nie jest sama, ma Samael’a. To nie jest to samo, co stało się z Kelsey. Jade
dokonała wyboru, a ty jesteś zbyt lojalna, aby za plecami Jade udać się do Ambrose’a
i mu wszystko powiedzieć. Jak powiedziałem, tak czy siak, ona jest z Samel’em. On
z pewnością będzie na nią uważał.
Kelsey była innym zabójcą i jej dobrą przyjaciółką, która kilka miesięcy temu
została opętana przez duchowe demony. Na szczęście dzięki wizji Lexie, Kelsey
udało się pomóc.
- Super, gdyby nie licząc faktu, że on również jest w wizji. Widzę męskie ręce,
które są umazane jej krwią. Ale jest tyle krwi, że niestety nie mogę dostrzec kim jest
jej oprawca. Jest ciemno jak diabli. Nic nie widzę prócz jej oczu… pozbawionych
ż
ycia.
Zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Niestety nie pomogło. Nagle w jej głowie pojawił
się przebłysk wizji i Alexia miała wrażenie, że jest tam, kiedy jej przyjaciółka
umiera.
Azazel pocałował ją w czubek głowy.
- Czy wiesz, że Samael był kiedyś Aniołem Dusz? Jeśli Jade powiedziała mu o
twojej wizji, to proces zmiany jej losu już się rozpoczął. On, ze wszystkich ludzi
jakich znam, będzie wiedział co trzeba będzie zrobić, kiedy ktoś ją zaatakuje.
Lexie odsunęła się i spojrzała na niego.
- A co ma wspólnego to, że Samael był kiedyś Aniołem Dusz z tym, że ktoś
próbuje pozbawić Jade głowy?
Gdy szkoda została wyrządzona to były Anioł Dusz nie mógł nic zrobić.
- Twoja wizja, co do Kelsey nie spełniła się do końca. – zauważył.
Łyknęła to. To była prawda, ale Lexie nie mogła się wyzbyć tego nieprzyjemnego
uczucia, że coś może się stać jej najlepszej przyjaciółce. Kiedy miała inne wizje, to
czuła, że może coś zdziałać. A teraz wiedziała, że jest bezsilna.
Lexie nienawidziła czuć się bezradna.
- Muszę zapolować. Mam potrzebę zabić coś gołymi rękami.
- Nigdy mnie to nie podniecało.
Uderzyła go w ramię mówiąc:
- 34 -
- Mówię poważnie. Chodźmy kogoś zabić.
Przynajmniej w czasie walki jej umysł nie będą przysłaniały te okropne wizje.
Walka zawsze oczyszczała głowę, a tego Lexie potrzebowała teraz, jak mało kiedy.
****
- Ta pizza zaczyna się robić zimna! – krzyknął Samael przez drzwi, które łączyły
jego pokój z Jade. Wynajął im mieszkania na czwartym piętrze. Na tyle daleko od
ziemi, że Jade nie musiała się obawiać iż ktoś wejdzie jej przez okno. Jako zabójca
zawsze miała jakiś wrogów, którzy tylko czaili się, aby ją sprzątnąć.
Kiedy wrócili do hotelu Jade poprosiła go o auto, kiedy wynajmował pokoje. Nie
oświeciła go, dokąd się wybiera, kiedy wspaniałomyślnie dał jej klucze nie zadając
ż
adnych pytań. Wróciła oddając je, jakieś dwie godziny temu.
- Idziesz, czy nie? – Samael zapukał do drzwi.
- Poczekaj, zaraz przyjdę – usłyszał jej śpiewny głos.
Skrzywił się przy drzwiach. Jade działała… dziwnie. Odkąd zakończyli ostatnią
misję, prawie w ogóle się nie odezwała, ani nie rzuciła żadnym zjadliwym
komentarzem. Teraz, kiedy o tym pomyślał, zauważył iż zaczęła być sympatyczna.
Jade, sympatyczna?
Niepokojące myśli przyszły mu do głowy. Czyżby próbowała go zabić? Zawsze
stawała się przed misją taka cicha. Jak tylko o tym pomyślał, skarcił się za to, że takie
coś w ogóle przeszło mu przez myśl. Była zabójcą, nie mordercą. Zabijała, aby
zachować równowagę w świecie i bronić ludzi, a nie dla przyjemności.
Z pewnością lubiła trzymać go na baczność. Może chciała mu oddać w naturze za
ostatnią misję? Nie powinien używać swojej demonicznej mocy, aby tak szybko
zabić te wampiry. Te misje były dla niej, aby udowodniła co potrafi, a nie dla niego,
aby ją chronić. Kiedy Samael spotkał Domiel’a, ten całkowicie zbił go z tropu. Coś
było nie tak, że Domiel przyszedł po czyjąś duszę i wrócił bez niej. Przez wszystkie
lata, kiedy Samael był Aniołem Dusz, nie zdarzyło mu się nie wrócić bez wykonanej
pracy.
Kiedy zadzwonił do Ambrose’a znów zaczął kłamać. Cóż, koloryzowanie
zdecydowanie lepiej brzmi. Powiedział szefowi, że Jade pomagała mu w trudnych
rzeczach na misji i się nie ujawniła. Wampiry nie były przecież aż tak straszne jak
tamten szczeniak… Okej, skłamał. Wielkie rzeczy. Jeśli chodzi o zabójców, Jade
była dobra i nikt nie mógł tego podważyć. Samael po prostu musiał usiąść i
porozmawiać z nią o jej stylu walki i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale jak
miał to zrobić skoro doskonale wiedział, że Jade czegoś mu nie mówi? Jedną z tych
rzeczy było to, dlaczego zmieniła swój sposób walki i co ją do tego skłoniło. Mógłby
zadzwonić do jej przyjaciół, ale z pewnością każdy by powiedział, że Jade bardzo
dobrze sobie radzi.
- 35 -
Wciąż nie mógł pozbyć się potrzeby bezustannego chronienia jej, co kłóciło się z
jego misją. Jeżeli Jade owinie go sobie wokół palca, może to spowodować, że jego
ostateczna misja – uratowanie swojej duszy – legnie w gruzach. Jeżeli Lucyfer dowie
się, że Samael żywi jakieś głębsze uczucia do Jade, to będzie musiał stawić czoło tej
słabości.
Jednak bardziej niż cokolwiek martwiło go, że Jade chce działać sama, a on tak
bardzo pragnął ją chronić. To nie leżało w jego charakterze, więc było to podejrzane.
Przypomniał sobie, jak pierwszy raz ją poznał. Wydawało się to tak dawno temu, a w
rzeczywistości minęły tylko dwa miesiące… Pamiętał jak Ambrose zwrócił się do
niego, kiedy wszedł na salę szkoleniową:
- Jade właśnie trenuje klasę nowych rekrutów. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z
planem to dziś powinna mówić o walce z demonem. Będzie uczyć innych jak walczyć
z istotą, która jest dużo potężniejsza niż oni.
Interesujące.
Ambrose, a zaraz za nim Samael zatrzymali się tuż przed niebieskimi matami, które
rozłożone były na lśniącej, drewnianej podłodze. Na ich skraju siedziało dwudziestu
mężczyzn ze skrzyżowanymi nogami. Kilku stażystów spojrzało w ich stronę, kiedy się
zbliżali, bardziej jednak skupili się na Ambrose.
Ciemnowłosa kobieta stała tyłem do mężczyzn. Położyła na stole sakiewkę i
odwróciła się do tłumu. Samael nie był niedoświadczonym chłopcem, ale na widok tej
kobiety wziął głębszy wdech. Wyglądała jak porcelanowa lalka, jak anioł. Jej wąskie
spodnie idealnie opinały jej szczupłe nogi, a czerwony top podkreślał biust.
Była urodzonym dowódcą. Plecy miała wyprostowane, ramiona cofnięte, a kiedy
stanęła przed mężczyznami patrzyła im prosto w oczy. Odczekała aż wszystkie szmery
ucichnął i przemówiła:
- Dobra, dziś powiem wam coś o demonach… Mogą was napaść w każdym
możliwym miejscu, bo posiadają moc materializowania się. W jednej sekundzie któryś
z nich może wam wbić nóż w szyję, a w następnej nie będzie po nim śladu. Tak więc,
oto rzeczy, których nie powinniście robić. Po pierwsze: jeśli demon cię nie zabije,
możesz być pewien, że po ciebie wróci. Demony to wojownicy. Oni nie polują,
ponieważ na większość wampirów mogą natknąć się gdziekolwiek. Po drugie: nie
nawiązujcie z nimi kontaktu wzrokowego. Jeśli tak zrobicie - zginiecie na miejscu.
Jej słowa sprawiły, że się uśmiechnął. Jak na razie nie pomyliła się ani trochę, ale
próbowanie uzyskania przewagi nad demonem było niemożliwe. Słyszał, że kilka razy
tak się stało, ale to naprawdę rzadkość.
Ponownie skoncentrował się na piękności stojącej przed nim. Robiła na nim duże
wrażenie, bo niewiele osób mogło pochwalić się zdolnościami przywódczymi. Choć
zawsze szanował tych, którzy byli w stanie wykonywać czyjeś polecenia.
Jakiś student podniósł rękę i powiedział:
- Czy będzie możliwe szkolenie z demonem, aby doskonalić tę umiejętność? A może
pokażesz nam to, tak samo, jak zrobiłaś to ze sztyletami?
- 36 -
Jade spojrzał przelotnie na Samael’a, po czym z powrotem skupił wzrok na swoich
uczniach.
- Zdaje się, że demon już tu jest, tylko nie został jeszcze przeszkolony.
Porozmawiamy o tym jutro.
- Jestem bardzo dobrze zaznajomiony z walką. Jeśli potrzebujesz mojej pomocy
wystarczy zapytać.
Ponownie go oceniła, po czym wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Skoro tak twierdzisz. Moi stażyści z pewnością docenią ten gest.
Samael uniósł jedną brew i spojrzał na Ambrose’a. Ten tylko skinął głową w
kierunku Jade mówiąc:
- Jade jest zabójczynią w Sojuszu od prawie ośmiuset lat. Tylko dziś kształci tych
rekrutów ponieważ ich trener nie miał czasu. Dla niej to łatwizna.
Samael wzruszył ramionami, nie wiedząc dlaczego Ambrose podał mu te
informacje, ale uważał, że w jakiś sposób musiały być one dla niego podpowiedzią.
Powolnym krokiem wszedł na środek niebieskiej maty. Skoro Jade była zbójczynią to
nawet mu przez myśl nie przeszło, że walka z nim mogłaby być dla niej czymś
trudnym.
Zabójczyni nie traciła czasu. Podała mu sztylet mówiąc:
- Będziemy walczyć tylko w obrębie tego kwadratu, ty znikasz i już. To co robimy
jest tylko pokazem dla studentów, którzy muszą się czegoś nauczyć. Poznanie techniki
walki jednego z demonów może im się potem przydać w terenie.
- Rozumiem.
Cofnął się o kilka kroków trzymając sztylet luźno w dłoni. Z bliska jej oczy były
koloru ciemnego piwa i można było zobaczyć jak jej policzki i nos pokrywają piegi.
Nie była zbyt wysoka, ale jej postawa czyniła ją wyższą niż w rzeczywistości. Kiedy
tak stał przed nią, jej aura zdawała się być silna oraz mocna.
Był tam, aby zrobić coś, czego nie robił od ponad roku, jeśli w ogóle kiedyś. Markiz
w piekle miał bardzo mało czasu na kobiety.
Rozstawiła nogi, ugięła kolana i skinęła na niego. Samael zniknął i zmaterializował
się tuż za nią przykładając jej sztylet do szyi zanim zdążyła się odwrócić. Wyraźnie
się tego nie spodziewała, ale czy można to było inaczej zademonstrować? Jako to się
mówi ‘spodziewaj się niespodziewanego’ Samael nigdy nie trenował w Piekle,
ponieważ większość demonów była kiedyś wojownikami w Niebie. Ale jeśli byliby
szkoleni to z pewnością nie byłoby to byłe gówno, tylko prawdziwe doznania.
Przekonywanie, że wampir może w jakikolwiek sposób zabić demona było śmieszne.
To byli jeszcze studenci, a już im pchano do głowy takie bzdury.
Echo głosów rozeszło się po sali szkoleniowej. Jade uderzyła go w rękę i odwróciła
się w jego stronę, a jej policzki pokrywał szkarłat.
- 37 -
- To nie czas aby pokazywać swoje umiejętności demonie. Staram się ich nauczyć
umiejętności, które potencjalnie mogłyby uratować im życie.
- Czy kiedykolwiek walczyłaś z demonem?
Zacisnęła zęby tak mocno, że Samael pomyślał iż niedługo będzie musiała
odwiedzić dentystę.
- Tak, ale te demony nie materializowały się aż tak szybko. A tak przy okazji to było
to moje szkolenie, które miało im tylko coś udowodnić. Właśnie dlatego teraz
oddychasz. - Zmierzyła go wzrokiem i powiedziała do uczniów. – Demony zawsze
starają się zdezorientować przeciwnika, dając mu czas, aby się przygotował. Nigdy
nie spotkałam demona, który umiałby się zmaterializować tak szybko jak ten. Na
szczęście nie jest to dla nich wspólna cecha.
To było tyle jeżeli chodzi o uczenie ich o niespodziankach. Ten trening był dla
Samael’a zbędny, ale skoro jego szef go tam zaprowadził, to on wolał się nie
sprzeciwiać.
- Czy możemy to powtórzyć? – zapytał Ambrose.
Jade spojrzała na niego przez ramię mówiąc:
- Doskonale.
Samael zrobił wszystko, aby uśmiech nie zszedł z jego twarzy, kiedy usłyszał o
powtórce. Jade była seksowna jak diabli. Kiedy skinęła na niego, aby się przeniósł,
dał jej czas, o który prosiła i teleportował się poza budynek. Dał jej piętnaście sekund
i zmaterializował się powrotem, tak samo, tyle że w pozycji klęczącej. Podciął jej
kolana, pociągnął w dół i odwrócił ją na brzuch, po czym zabrał sztylet.
Wampiry posiadały bardzo dużą siłę, dlatego jej kop odrzucił go kilka metrów
dalej, co umożliwiłoby jej ucieczkę. Demon wiedział, że próbowałaby go zabić, gdyby
ich szef nie stał trzy metry dalej. Starając się zachować twarz złapał ją za kostki i
przyciągnął do siebie, dopóki nie leżała pod nim, a jego sztylet nie był przy jej szyi.
Ambrose podszedł do nich, rozbijając energię, jaka się między nimi wytworzyła. Jade
przez cały czas skupiona była na Samael’u i dłoni, w której trzymał nóż. Demon nie
miał żadnych wątpliwości, że bolało ją spotkanie z nim.
Ambrose górował nad zabójczynią i jakby tego było mało powiedział mentorsko:
- Jade to jest szkolenie, a ty znasz zasady. Dokładamy wszelkich starań, aby się
skoncentrować.
- Niestety Ambrose, ale mój instynkt wziął górę. Wyjaśniłam mu przecież, że ten
pokaz był tylko po to, aby udowodnić uczniom coś, dzięki czemu łatwiej zrozumieją co
może im się przydarzyć na ulicy.
- Myślę, że nam się udało – powiedział Samael.
- Jedyne czego dokonaliśmy było udowodnienie, że zwykłą dyrektywą niczego się
nie osiągnie. Nie wiem na jakim poziomie szkolenia jesteś, ale to wszystko jest bardzo
łatwe, dopóki nie przechodzisz do walki wręcz. Następnie, zagrożeniem są ci, którzy
nie potrafią odróżnić rzeczywistości od praktyki.
- 38 -
- Tak sądzisz? – Samael nie mógł tego nie skomentować. Przez ułamek sekundy na
jej twarzy można było dostrzec cień wstydu, który szybko przekształcił się w wyraz
czystej złośliwości.
Wampirzyca obróciła się na pięcie i szybko wybiegła z Sali szkoleniowej.
Głos Jade przywrócił go do rzeczywistości.
- Mmmmm, ale pachnie.
Samael stanął oniemiały. Zniknęły skórzane spodnie i zakurzona kurtka, którą Jade
miała na sobie wcześniej. Ich miejsce zastąpił beżowy sweter i ciemne dżinsy. Włosy
miała rozpuszczone i pokręcone, wyglądające jakby przeczesała je co najmniej
milion razy. Miała na sobie lekki makijaż i pachniała kwiatami. Nie miała na sobie
butów, zamiast tego była na boso, przez co było widać jej jaskrawoczerwone
paznokcie u stóp.
Nie trzeba było być jasnowidzem żeby wiedzieć iz nie chciała go zabić.
Chciała go uwieść.
- 39 -
Rozdział 4
- Coś się stało? – zapytała Jade. Nie po to stroiła się, woskowała i perfumowała
przez ostatnie dwie godziny, aby Samael patrzył na nią jak na dziwadło. Ubrana w
nowe ciuchy i bieliznę wyglądała jak milion dolarów. Zamiast spojrzeć na nią
pożądliwie, Samael wyglądał na zmieszanego.
W ciągu jednego uderzenia serca wszystko jednak wróciło do normy, a demon
znów wyglądał na zrelaksowanego.
- Nic, zupełnie nic. Możemy jeść?
Taa, jedzenie. Była gotowa posmakować go na więcej niż jeden sposób, ponieważ
jej kły nie były jedyną obolałą rzeczą, którą potrzebowała zaspokoić.
- Tak, jestem głodna.
Podeszła za nim do małego stolika znajdującego się w rogu pokoju i obserwując jak
jego mięśnie poruszały się pod opiętą koszulką. Tatuaże na jego prawej ręce były jej
ulubioną częścią jego ciała. Miała nadzieję, że już niedługo będzie mogła poruszać
po nim rękami i trochę go posmakować. Demon odwrócił się i uniósł brew. Czyżby
coś powiedział?
- Co to jest? – zapytała wskazując na pizzę.
- Pepperoni z dodatkowym serem delux. Nie powiedziałaś na co masz ochotę, więc
zamówiłem to..
Rozejrzała się za jakąś serwetką mówiąc:
- Rozumiem, że nie mamy na czym zjeść tej pizzy?
Wziął kawałek ciepłego ciasta do ręki, odpowiadając tym samym na jej pytanie.
- Żyjąc zawsze sam w pokojach hotelowych nie zastanawiam się na czym będę jadł
pizzę, a teraz zwyczajnie o tym zapomniałem.
To był jeden z minusów przebywania w Sojuszu. Ta praca była strasznie męcząca i
dodatkowo sprawiała, że prawie każdy był samotny. Tak, Jade zwiedziła spory
kawałek świta, ale ciągle byłą sama. Jeśli byłaby kiedyś w Anglii to nie mogłaby
pójść do małej restauracji i uczyć się kultury, ani nawet zwiedzać z kimś zabytków.
Co prawda kiedyś robiła tak z Kelsey i Lexie, ale to było bardzo dawno temu i rzadko
się zdarzało.
Usiadła z demonem przy stole i podniosła kawałek pizzy do ust. Złapała go na tym,
ż
e jej się przyglądał. Nigdy tak naprawdę nie przywiązywała wagi do jedzenia pizzy,
ale kiedy była z Samael’em bardziej zwróciła na to uwagę i stwierdziła, że jest to
niezbyt seksowne. Rozciągający się ser, olej brudzący jej usta i żadnej serwetki, którą
mogłaby się wytrzeć. Do tego musiała ugryźć pizzę kilka razy i do tego wspomóc się
palcem, aby oddzielić ciągnący się ser od ust do pizzy.
- 40 -
- Kiedy ostatni raz się pożywiałaś?
Jako wampir nie mogła nie zauważyć błędu, jakim było zadanie tego pytania.
Samael jednak nie zdawał sobie sprawy, że nienależny pytać o takie rzeczy. Jade
mogła spróbować zagrać nieśmiałą dziewczynkę, ale to nie było w jej stylu, zamiast
tego zapytała:
- Dlaczego pytasz? A może składasz mi jakąś ofertę?
Demon widział wampiry śliniące się na samą myśl o krwi. Krew bogatych i
grubych ludzi smakowała podobno jak woda w letni dzień. Mogła też wyżywić
wampiry na bardzo długi okres czasu.
- A co jeśli tak?
Hmmmm, uwiedzenie go nie było aż takie trudne. Karmienie zazwyczaj mogło być
zmysłowym doświadczeniem dla obu stron i mogło doprowadzić do stanu dużego
podniecenia. Nie było tajemnicą, że Samael chciał ją zaciągnąć do łóżka.
Jeszcze go nie dotknęła, a już poczuła dawną siebie. Odłożyła swój kawałek pizzy
powrotem do pudełka, mówiąc:
- Czy kiedykolwiek byłeś wcześniej z wampirem? – czy naprawdę chciała znać
odpowiedź na to pytanie?
- A czy ty byłaś kiedykolwiek wcześniej z demonem?
Poczuła ciepło na policzkach. Demony były jej ulubionymi kochankami. Ludzie i
wampiry były niczym w porównaniu z nimi, zwłaszcza tymi z Pierwszej Angielskiej
Rewolty. Podobno to właśnie w Piekle pisano książki, w których opisywano każdą
łóżkową pozycję.
- Ach, więc byłaś. – uśmiechnął się i również odłożył swój kawałek pizzy. Palcem
wskazującym i kciukiem wytarł sobie kąciki ust.
Wewnętrznie poczuła, że musi bronić swojego honoru, więc powiedziała:
- Mam ponad siedemset lat, Samael’u. Nie jestem już dziewicą.
Jego uśmiech powoli się powiększył, aż wokół oczy pojawiły mu się zmarszczki.
- Mam za sobą więcej niż tylko kilka tysiącleci, więc z pewnością można
powiedzieć, że nie jestem prawiczkiem.
Wyrwał jej się nerwowy śmiech. A może był to raczej histeryczny chichot?
- Więc…?
- Twoje miejsce czy moje?
- Haha, zabawne.
Jade słyszała, że niektórzy ludzie czuli w pobliżu ich drugiej połówki motyle w
brzuchu, ale kto wie co mieli na myśli? Po za tym to nie był początek ich
szczęśliwego związku na wieczność. To był seks - tylko seks. Wcześniej odmówiła
sobie przespania się z nim myśląc, że to tylko jakieś głupie zauroczenie, które szybko
- 41 -
minie. Jej pożywienie się – które prędzej czy później by nadeszło – było konieczne. I
nie było między nimi nic więcej niż tylko to.
Samael odsunął się z krzesłem od stołu i przywołał ją gestem ręki do siebie.
Motyle w jej brzuchu oszalały kiedy wstała z krzesła i podeszła do demona, nie
liczyło się nic prócz tej chwili. Samael poklepał się po udach. Jade zauważyła, że
jego fallus już jest w pełnej gotowości. Czy myślał, że usiądzie na nim okrakiem,
albo na kolanach tak jak w centrum handlowym u Świętego Mikołaja? Zmuszona
jednak była usiąść na nim okrakiem, aby uzyskać dobry dostęp do jego szyi. Siedząc
bokiem nie wyglądała by seksy, jak ujęła to Lexie.
Tak, to było konieczne. Musiała się pożywić. A on się zaoferował.
Usiadła na nim okrakiem i położyła mu dłonie na ramionach, aby nie odkrył, że jest
przerażona i cała się trzęsie. Co było nie tak? Przecież to nie był jej pierwszy
stosunek seksualny. Teraz, kiedy znalazła się blisko niego mogła poczuć mocny
zapach jego wody kolońskiej, którą tak uwielbiała u mężczyzn. Mogła myśleć tylko o
tym, jak dobrze smakuje pachnąc tak nieziemsko. Była gotowa lizać go do upadłego.
Wzięła głęboki wdech i pochyliła się, gwałtownie uświadamiając sobie jak idealnie
jej energia pasuje do jego…
****
Samael nigdy nie pozwolił żadnemu wampirowi pożywić się na nim. Mógł
spróbować przekonać się, że robi to tylko po to, aby zaciągnąć ją do łóżka, ale
wiedział, że byłoby to kłamstwo. Chciał, aby jego krew ich połączyła. Myśl, że ktoś
inny po za nią mógłby się z niego pożywić sprawiała, że stawał się nerwowy.
Kiedy Jade pochyliła się do przodu, jej włosy połaskotały go w policzek. Rękami
przejechał po jej talii, aby później położyć je na jej smukłych plecach. Kiedy jej kły
przebiły jego skórę poczuł jak dreszcz pożądania przechodzi przez jego ciało.
Oczywiście, były jakieś niepisane reguły Sojuszu, kute mówiły, że nie można
pieprzyć osoby, którą pojechało się sprawdzić. Nie, żeby mu zależało w tej chwili.
Nie mógł sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek czuł się tak cholerne dobrze mając w
ramionach jakąś kobietę. Jade pasowała do niego idealnie.
Od tamtej nocy w więzieniu, kiedy wymusił na niej pocałunek, chciał ją mieć tam,
gdzie właśnie teraz była. Nie miał też zamiaru pytać ją, dlaczego jej serce znacznie
przyspieszyło. Na samym początku rozmyślał o wspólnej przyszłości z Jade, a nawet
o wspólnej wieczności. I nie żartował, kiedy powiedział jej, że seks między nimi to
tylko kwestia czasu. Wiedział, że na słowa, które chce jej powiedzieć, Jade nie jest
przygotowana… ale on tak.
Przeklął ubrania, które ich od siebie dzieliły. Wątpił, aby Jade była przeciwna
zdematerializowaniu ich. Przecież dobrze wiedziała, jakie moce posiada. Wystarczyła
- 42 -
jedna jego myśl i wszystkie ubrania zniknęły. Czuć jej nagie ciało przed sobą było o
stokroć lepsze niż Niebo.
Przerwała picie jego krwi, kiedy zorientowała się co zrobił.
- Niecierpliwy?
Nie wiedziała jak bardzo chciał ją wziąć w tej pozycji. Marzył o tej chwili chyba z
tysiąc razy, od kiedy spotkał się z nią w południowej Szkocji.
- Tak.
Pochyliła się i ugryzła go w dolną wargę, mówiąc:
- To bardzo źle, bo specjalnie dla ciebie ubrałam seksowną bieliznę.
Zajęło mu kilka sekund, aby przyswoić sobie to, co przed chwilą mu powiedziała
Jade. Jeszcze kilka godzin temu kazała mu się trzymać od niej z daleka, a teraz jej
osobistą misją było uwiedzenie go. Kilka ostatnich godzin spędziła szykując się, a
teraz ofiarowywała mu swój uśmiech i bieliznę…
Miała zamiar go wykorzystać, ale nie tylko do seksu. Chciała zdobyć dobre
sprawozdanie na jej temat i uważała, że jedyną rzeczą do tego było przespanie się z
nim.
Samael nie chciał jej powstrzymywać. Pozwolił jej myśleć, że nie wie co ona
kombinuje. Jej taktyka rozgniewała go na tyle, że podniósł ją i rzucił na łóżko. Nie
była w stanie wypić już ani kropli jego krwi. Nie mógł utrzymać zbyt długo swojego
groźnego wyrazu twarzy.
- Uh… rozumiem, że chcesz grać szorstkiego typa.
Rozłożyła nogi bez żadnych zahamowań. Powiedziała mu bez słów, że jest gotowa
przyjąć wszystko, co oferował.
- Nie masz o niczym pojęcia.
Jej rozszerzone nogi były wszystkim, czego potrzebował do życia. Długie, grube
włosy, zaczerwienione policzki i wiśniowe usta. Ona, w przeciwieństwie do
większości młodych kobiet, które były nieśmiałe, była pewna siebie i znała swoje
walory. Pozwoliła mu, aby pożerał ją wzrokiem, ponieważ nie wstydziła się swojego
ciała.
Złapał ją za kostki i przyciągnął na skraj łóżka, do pozycji, którą pragnął. Jej nogi
zakołysały się za łóżkiem, a palcami złapała za ciemną narzutę. Jej lśniące fałdki były
tylko kilka centymetrów od jego ust.
Ona była naprawdę niegrzecznym kwiatem. Podniosła się na łokciach, aby mieć
lepszy widok na to, jak Samael ją smakuje. Uśmiech wkradł mu się na usta, kiedy
zobaczył, jak jej serce przyspieszyło, kiedy zbliżył do niej swoje usta – tak bardzo
chciała, aby to zrobił, nawet jeśli ich powody znacznie się od siebie różniły.
Powoli ukląkł przed nią. Włożył dłonie pod jej uda i zarzucił sobie jej nogi na
ramiona, aby mieć do niej lepszy dostęp. Pochylił się, aby polizać jej łechtaczkę. I
nagle naszła go przemożona ochota, aby dać jej orgazm.
- 43 -
Językiem zakreślił leniwe kółko wokół jej wzgórka. Dobrze wiedział, że to
przeciąganie cholernie ją boli, dlatego zwiększył tępo. Postanowił się jednak z nią
troszeczkę podroczyć. Ostatni raz liznął jej kobiecość i powoli zaczął schodzić
językiem w dół jej ud. Usłyszał jak jęczy, ale nie tylko z rozkoszy, ale także ze
zniecierpliwienia.
Z powrotem przeniósł wargi na jej łechtaczkę i possał ją delikatnie. Jade uniosła
biodra do góry, a Samael ugryzł ją łagodnie, zmuszając do powrotu. Byli razem już
od kilku dni, a demon chciał za wszelką cenę poznać delikatną stronę Jade; był już w
połowie drogi. Prawda, dlaczego Jade chciała się z nim przespać przyszła nagle i
nieoczekiwanie. Prawda była solidnym przypomnieniem, że Jade była nie fair wobec
niego. Była zabójczynią, która chciała pozostać nią do końca życia, dlatego go
wykorzystywała.
Opuścił jej lewą nogę i włożył palec do jej wnętrza. Sprawnie ruszał językiem po
jej łechtaczce, zwiększając stopniowo nacisk. Jej ścianki zaczęły zaciskać się wokół
jego palca, a nogi drżeć. Wtedy przyszło mu do głowy niepokojące pytanie: dlaczego
Jade nie chciała tego zrobić po prostu dla niego, tylko po to, aby wrócić do pracy?
- Tak, tak…
Położyła mu rękę na głowie i zacisnęła palce na jego włosach. Kiedy naszedł ją
orgazm, wykrzyczała jego imię.
Gdy usłyszał swoje imię, nie był pewien, czy dobrym rozwiązaniem było iść dalej.
Kiedy puściła jego włosy i spojrzała na niego z półprzymkniętych powiek
uśmiechając się, zapomniał o czym przed chwilą myślał i bez wahania wdrapał się na
łóżko. Zapach jej podniecenia uderzył go z taką siłą, że niewiele brakowało, a
wszedłby w nią tu i teraz.
Nie mógł tego zrobić, chyba, że zapewniłaby go o tym iż tego pragnie. Jeśli byłby
idiotą wziąłby to, co mu ofiarowała bez pytania. Dał jej więc ostatnią szansę na
zmienienie zdania.
Jade wczołgała się dalej, na łóżko. Demon złapał ją za ramię i odwrócił na plecy.
Wziął w jedną rękę swojego fallusa i zapytał:
- Na pewno tego chcesz?
Potarła tyłkiem o jego fiuta mówiąc:
- Tak.
To jedno słowo musiał usłyszeć; to mu wystarczyło. Wsunął się w jej mokrą, ciasną
szparkę, jęcząc głośno. Miała uniesiony tyłek pod idealnym kątem i trzymała biodra
w górze, kiedy wjechał w nią. Jej jęki go podniecały.
Powoli pchnął biodrami do przodu, dając jej czas, aby przygotowała się na orgazm,
a zaraz po nim następny. Pochylił się i potarł palcami o jej łechtaczkę, chcąc, aby
doszła ponownie. Wygięła się w łuk i odrzuciła głowę do tyłu. W powietrzu uniósł
się lekki zapach wanilii. Musiała wiedzieć jaki zapach na niego działa i użyć go, aby
- 44 -
zarobić na lepszy raport. Rozpieszczała go pięknymi perfumami oraz seksowną
bielizną, aby mieć go tam, gdzie właśnie był.
Bez wzglądu na to, że starał się skoncentrować na seksie z Jade, nie udało mu się
powstrzymać napływających myśli. Pewnie przy innej kobiecie nie rozmyślałby o
takich rzeczach podczas seksu, bo byłaby mu ona obojętna. Z Jade jednak było
inaczej.
Krzyknęła z przyjemności nadziewając się na niego jeszcze bardziej, kiedy dopadł
ją kolejny orgazm. Złapał ją za piersi, obejmując te piękne szczyty, kiedy
przyspieszył kroku. Ciśnienie powoli dosięgało zenitu. Jade dostała kolejny orgazm,
a jemu było w niej tak dobrze… tak przyjemnie…
Pragnął mieć więcej czasu na odkrywanie jej ciała, czuć jej nogi owijające się
wokół jego tułowia. Był obolały z potrzeby, aby zobaczyć przyjemność na jej twarzy
i oglądać jak oblizuje dolną wargę.
Patrząc na jej wygięte w łuk plecy, nagle cała jego wola została zniszczona.
Zacisnął zęby i przymknął oczy, kiedy z niej wychodził. Poczekał aż oddech mu się
uspokoi i oderwał się od niej.
Jade przewróciła się na plecy i przebiegła swoją kruchą dłonią po jego ramieniu, na
którym widniały tatuaże.
Widok jej zaczerwienionej skóry sprawił, że poczuł się syto, pragnął delektować się
tą chwilą aż do momentu kiedy usłyszał jak jego usta mimowolnie wypowiadają
słowa:
- Mam nadzieje, że nie przespałaś się ze mną tylko dlatego, żeby uzyskać lepszy
raport na swój temat.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Jade podniosła się na łokciach, mówiąc:
- Co? Oczywiście, że nie.
Stanął nad nią.
- To dobrze, bo nie zamierzam tego zrobić.
- Co? To przecież nie było moim zamiarem! Skąd ty to wymyśliłeś?!
Jej skóra promieniała, ponieważ przed chwilką się pożywiła. Jej włosy rozsypały
się wokół jej anielskiej twarzy. Samael szybko odwrócił od niej wzrok,
zmaterializował sobie ubranie, a następnie wyszedł bez słowa z pokoju.
****
Jade patrzyła tępo na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Samael. Mogła sobie
tylko wyobrazić, co sobie o niej pomyślał gdy specjalnie dla niego się odpicowała i
kupiła nową, seksowną bieliznę… nic więc dziwnego, że ubzdurał sobie iż zrobiła to
tylko po to, aby uzyskać od niego lepszy raport. W jednej chwili była na niego bardzo
- 45 -
zła, a w drugiej była na kolanach i mruczała jak kocica. Mimo wszystko nie mogła go
zrozumieć, przecież on już wcześniej składał na nią pomyślne raporty, choć nie miał
ku temu powodów. Ale czy teraz te raporty już nie będą dobre, skoro się z nim
przespała?
Ale dlaczego, do cholery, miałaby z nim spać, aby uzyskać coś, co i tak już
przecież miała?
Nie przyszło jej wcześniej do głowy, co Samael mógł sobie pomyśleć o tym, że
chciała go uwieść. Nigdy by jej do głowy nie przyszło, że ich wspólna, pierwsza noc
skończy się w taki sposób.
O Boże, on smakował doskonale. Jego krew płynęła w jej żyłach, niosąc jego moc,
jakiej nigdy jeszcze nie czuła. Gdzieś głęboko, w nim, musiał znajdować się anioł,
który zawierał bardzo dużo energii. W przypadku jakichkolwiek intencji czy celów,
Jade wiedziała dosyć niewiele o jego przeszłości.
Zabójczyni wiedziała, że Samael ją zaskoczy. Był taki delikatny, a zarazem
wymagający w łóżku. Te dwa atrybuty doskonale się ze sobą komponowały. Czy
jego działania były słuszne, czy nie – Samael bronił jej podczas misji. Nie miała
pojęcia, czy zrobił to dlatego, że chciał jej zapewnić bezpieczeństwo, czy może
dlatego iż chciał przejąć inicjatywę.
Co, jeśli od początku myślał o tym, że ona chce go uwieść dla lepszego
sprawozdania? Ale w takim razie, czemu się z nią przespał?
Emocje, z którymi walczyła, dusiły ją wewnętrznie. Niezależnie z jakiej
perspektywy by na to nie pojrzała, zaraz robiło jej się źle. Poczucie ciepła i spokoju,
jakie poczuła w ramionach Samael’a, zaczęło się roztapiać pozostawiając po sobie
niewyobrażalne zimno i złość.
Nigdy nie była kobietą, która potrzebowała ‘Pana Prawo’. Jade nie potrzebowała
oszczędzać, a już na pewno nie potrzebowała mężczyzny, który przejąłby kontrole
nad jej życiem i zaczął stawiać jakieś wymagania. Wydawało się, że wizja Lexie nie
tylko zmieniła jej styl walki, ale miała też wpływ na jej relacje z innymi, uczucia i
tym podobne rzeczy. Myśl o śmierci rzeczywiście musi działać na głowę bardziej niż
się w rzeczywistości wydaje.
Zabójczyni zsunęła się z łóżka i ruszyła do drzwi oddzielających ich pokoje,
ponieważ nie chciała być w jego łóżku, kiedy by wrócił. O ile w ogóle wróci. Gdy
doszła do drzwi spojrzała w dół, na swoje ciało. Gdzie do kurwy nędzy były jej
ubrania? Cholera! Przecież ten kretyn gdzieś je zdematerializował, a przecież były to
nowiusieńkie ciuchy!
Obróciła się na pięcie i podeszła do stolika z pizzą. Porwała cały karton z pepperoni
i ruszyła do swojego pokoju.
Grę czas zacząć. Jeśli myślał iż zrobiła to tylko po to, aby uzyskać lepsze
sprawozdanie, to niech tak będzie. Nie było mowy, aby teraz zmieniła zdanie. Punkt
dla niej.
To, co zdarzyło się między nimi było tylko seksem.
- 46 -
I to była najbardziej rozczarowująca myśl ze wszystkich…
****
Ambrose szczypał palcami swój nos, chcąc w jakiś sposób zapobiec okropnemu
bólu głowy. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, aby przez jakiegoś wampira nabawił
się migreny, ale właśnie tak cholernie się stało, że ją miał. Mając pod sobą ponad
sześćset wampirów-zabójców, okazało się być to niezwykle szkodliwe dla jego
zdrowia.
Każda kobieta czerpała radość w testowaniu go lub pragnęła jego śmierci. Jade
prawdopodobnie preferowała obydwie te rzeczy, jednak po tym co się ostatnio stało,
bardziej polubiła tę drugą. Im więcej myślał o swojej zabójczyni, tym bardziej
dochodził do wniosku, że coś przed nim ukrywała. A co do Lexie, to za każdym
razem kiedy chciał do niej dotrzeć, ta była właśnie w Miami. Jeśli istniał ktoś, kto
wiedział co się dzieje w głowie Jade to z pewnością była to Alexia. Zabójczynie były
przecież jak dwie krople wody.
Ambrose uważał, że jednym z czynników, jakie spowodowały zmianę zachowania
u Jade, było zakłócenie jej dziennego porządku, ponieważ niedawno straciła
najlepszego przyjaciela.
Teraz Azazel był w centrum zainteresowania Lexie, co mogło być dla Jade trudne
do zaakceptowania. Ambrose zauważył, że Jade zaczęła się potem wspierać na
drugiej zabójczyni z ich trójki – Kelsey – aby wypełnić miejsce po Lexie, kiedy ta
wyjechała - tak jednak się nie stało.
Kelsey miała własne problemy. Ambrose wciąż widział strach w oczach
zabójczyni. Kiedy Kelsey została opętana przez demony duszy na ponad tydzień, te
ż
ywiły się wtedy jej myślami i najskrytszymi tajemnicami, dlatego zabójczyni
musiała wyjechać na porządne wakacje. Jednak zamiast się do tego zastosować,
wróciła do pracy, a Ambrose nie mógł nic zrobić, aby nakłonić ją do zmiany zdania.
Każdy tuszuje emocjonalne blizny w inny sposób, Kelsey postanowiła pogrzebać
stare, nieprzyjemne wspomnienia i wyprzeć je ciężką pracą.
Po chwili myśli Ambrose’a znów zatrzymały się tam, skąd zaczynał - na Jade.
W przeciwieństwie do Lexie, Jade nie w smak była walka. Wyczuł to już jakiś czas
temu. Co prawda była dumna z tego, że zabija inne, złe wampiry i zaspokajało to jej
pragnienie bycia zabójcą, ale coś było nie tak. Jade od zawsze była cholernie dobrą
zabójczynią, aż do tej pory. Ambrose naprawdę nie chciał jej stracić, ale jej działania
pozostawiały wiele do życzenia. Teraz, kiedy wyczerpał wszystkie próby
wyciągnięcia jakichkolwiek informacji od Lexie i Kelsey, pozostała mu tylko jedna
osoba, która mogła wiedzieć, co do cholery było nie tak z Jade.
Z westchnieniem otworzył oczy i wziął do ręki telefon. Wybrał numer Samael’a i
odchylił się do tyłu.
- 47 -
- Halo?
- Tu Ambrose. Mam do ciebie parę pytań. Jesteś sam?
- Tak – głos Samael’a ciął jak brzytwa.
- Próbuję właśnie ustalić, co takiego stało się z Jade, że tak drastycznie zmieniła się
jej taktyka walki. Nie zrozum mnie źle, zawsze była trochę… brutalna. Ale pierwszy
raz zwróciła na siebie u wagę kilka miesięcy temu. Wcześniej bywały tylko nieliczne
problemy z nią, takie same jak z resztą zabójców. Moje pytanie w takim razie brzmi:
czy wiesz może dlaczego zmieniła się tak radykalnie? Powiedziała ci coś na ten
temat?
Samael przez chwilę milczał, ale już po chwili odpowiedział:
- Nie.
Ambrose czekał, aż Samael coś doda, ale ten milczał. Kolejny mur na jego drodze.
Mógł z łatwością przycisnąć demona, ale coś w jego głosie powstrzymało go, zamiast
zadać kolejne pytanie powiedział:
- Ok. Koniec pytań.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebował, dzwoń. – po tych słowach Samael odłożył
słuchawkę.
Ambrose odsunął telefon od ucha i spojrzał na niego. Jeśli się mylił i Samael wcale
nie był wściekły? Rzucił komórką o biurko nie chcąc zagłębiać się w kolejne
problemy – przygody nowego zabójcy, zamiast tego zamknął oczy.
- Czy masz coś na temat Jade?
Ambrose otworzył jedno oko i spojrzał w stronę drzwi prowadzących do jego biura.
Sven właśnie wszedł do środka popijając puszkę coli. Starożytny Wiking oparł się o
ramę drzwi. Jednym z najstarszych przyjaciół Ambrose’a był właśnie Sven, któremu
nikt nigdy nie mógł się równać. On i Sven byli rzeczywistymi założycielami Sojuszu.
Obaj uczynili w przeszłości dużo złych rzeczy, za które teraz starają się
odpokutować, czyniąc na świecie dobro.
- Tak. Drugą misję zakończyła pomyślnie, biorąc na siebie najtrudniejszego z
czterech wampirów.
Sven uśmiechnął się szeroko mówiąc:
- Tak, to bardziej brzmi jak nasza stara Jade.
Ambrose potrząsnął głową.
- Nie wierzę Samael’owi. Po pierwsze: ona ma wykonywać te misje sama, a on ma
tylko obserwować. Po drugie: można wychwycić coś dziwnego w jego głosie, kiedy
mówi o niej. Jakieś dynamiczne zmiany.
- Znasz Jade. Ona kocha demony. Prawdopodobnie już się pieprzyli.
Ambrose przewrócił oczami, mówiąc:
- Seks nie ma z tym nic wspólnego.
- 48 -
- Cholera, przecież wiesz, że tak jest. Jeśli Samael’owi spodobał się towar to będzie
chciał ją chronić, a co za tym idzie będzie jej pomagał w misjach. To proste.
Sven miał rację. Czemu nie przyszło mu to do głowy wcześniej? Jeśli Jade
zachwyciła Samael’a ten z pewnością będzie ją chronić. Teraz wszystko zaczęło mieć
sens.
- Przed chwilą z nim rozmawiałem i zapytałem się, czy Jade powiedziała mu
dlaczego tak radykalnie się zmieniła. Odpowiedział, że nie.
Sven usiał przed biurkiem Ambrose’a.
- Wątpię żeby kłamał. Jade jest bardzo tajemnicza, wiesz o tym. Dlatego bardzo
prawdopodobnie nie powiedziała nic Samael’owi.
Ambrose skinął głową i nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zadzwonił jego telefon.
Odebrał mając nadzieję, że to Samael lub Lexie, niestety okazało się, że był to Roger
– kolejny założyciel Sojuszu.
- Tak? – Ambrose wysłuchiwał wiadomości z ciężkim sercem. Nigdy nie chciał
otrzymywać widomości takich jak ta, jednak działo się to coraz częściej. –
Zrozumiałem, zadzwonię gdzie trzeba.
Uderzył telefonem o stół i wziął głęboki wdech.
Sven zamknął oczy, jemu także ta wiadomość ciążyła na sercu.
- Pomogę ci pozapraszać członków Sojuszu i zajmę się wszystkimi ustaleniami.
Ambrose skinął głową mówiąc:
- Zadzwoń do Lexie, niech ona przekaże tę wiadomość Jade. Uważam, że tak
będzie dużo lepiej.
- Tak zrobię – powiedział Sven i wyszedł z biura.
Teraz, Ambrose, bardziej niż kiedykolwiek zastanawiał się, czy coś wpłynęło na
zmiany u Jade w ostatnim czasie. Jeśli tak, to ta wiadomość wcale nie pomoże, a
wręcz przeciwnie… będzie nieskończenie gorzej.
- 49 -
Rozdział 5
Dayton, Ohio
Opady śniegu i lodowaty wiatr ustąpiły miejsca błękitnemu niebu i ciepłym
promieniom słońca. Nagie gałęzie drzew kołysały się na parkingu autobusowym.
Jade jeszcze bardziej podkręciła temperaturę w aucie. Teraz była jej kolej jazdy, co
oznaczało, że miała władzę nad klimatyzacją oraz muzyką.
- Chcesz mnie upiec?
Rzuciła okiem na Samaela mówiąc:
- Ty w szczególności powinieneś być przyzwyczajony do ciepła.
Zwróciła swoją uwagę powrotem na drogę, przemilczając to, że Samael mruknął
pod nosem przekleństwo. Już nie raz nazywano ją suką, więc i tym razem nie
powinno jej to przeszkadzać. Ale z jakiegoś powodu to, co mówił o niej Samael,
obchodziło ją i to nawet bardzo.
Jej wczorajszy, wolny dzień składał się z „Opery”, podziwiania widoków za
oknem, jakiś pokazów gotowania w telewizji i maratonu „Dokrota House’a”. Nuda.
Samael nie wrócił aż do późnego popołudnia. Nie było go całą noc i połowę dnia.
Gdzie on się podziewał?
Nie powinno jej to interesować. Mógł przecież spędzić swój wolny dzień tak, jak
mu się tylko spodobało. A to, że nie zdecydował się spędzić go z nią, było przecież
bez znaczenia. Nie pożądała już go tak jak wcześniej, ponieważ dostała dokładnie to,
co chciała – seks bez żadnych zobowiązań. Powinna być tym zachwycona.
- Zjedź do następnego zjazdu. – głos Samael’a przywrócił ją do teraźniejszości.
Zabójczyni zacisnęła zęby i uczyniła tak jak jej rozkazał – rozkazał było tu
najlepszym słowem. Nie było nic, czym wampirzyca mogłaby przekonać demona, że
go nie wykorzystała, ale przecież on także się nią posłużył. Ani razu nie słyszała, aby
przeprosił za swoje zachowanie. I choć poprzednio Jade miała własne, ukryte
motywy pójścia z nim do łóżka, to teraz - z chęcią - jeszcze raz by to zrobiła.
Zabójczyni nie była młoda, a już z pewnością nie była nastolatką, której serce pęka
na myśl, że chłopak ją wykorzystał. Ale znienawidziła go za to, że posłużył się nią,
aby zdobyć lepsze stanowisko. Ona była przecież w Sojuszu znacznie dłużej niż on.
Ambrose dość niedawno zaczął przyjmować demony, co bardzo zaskoczyło
wszystkich wampirów-zabójców. Delikatnie mówiąc -Ambrose nigdy nie był miły
dla żadnego demona.
Jej szef zaczął zatrudniać demony, ponieważ miały one bardzo przydatne moce.
Jeśli jakiś wampir potrzebował prysnąć z więzienia - tak jak Jade - lub potrzebował
szybkiej pomocy to wysyłano demona, który w takim przypadku był bardzo
- 50 -
przydatny. Demony stanowiły nową elitę Sojuszu, co było naprawdę ciężkie do
zaakceptowania.
Przed ich poprzednimi misjami, Samael był beztroski, miał wręcz niefrasobliwe
podejście do całej tej sprawy i pomagał jej zmniejszyć zdenerwowanie i zapomnieć
(no, może nie do końca) o wizji swojej śmierci. Teraz zaś siedział sztywno i był
ś
miertelnie poważny. Kiedy nie żartował, Jade było o wiele gorzej jechać na misję.
Tylko Bóg wiedział, co tym razem przydarzy im się na akcji. Jade ciekawa była, co
Samael powie Ambrose’owi. Jak upokarzające by to było? Zaledwie kilka miesięcy
temu Lexie została zwolniona za niewykonywanie poleceń, a teraz Jade była
zawieszona. Ambrose był na dobrej drodze do śmieci. Jednak tym razem Jade
musiała się bardzo postarać na akcji, inaczej do Bożego Narodzenia nie uda jej się
wrócić na samodzielne misje.
Odepchnęła wszystkie myśli na bok i starała się skupić na czymś pozytywnym,
czyli… obecnej akcji? Dwa wampiry i sześć morderstw w przeciągu ostatnich trzech
tygodni. Oczywiście Sojusz już dawno ustalił, że to wina tych wampirów, więc
zadaniem Jade i Samaela było tylko potajemne zlikwidowanie tamtej dwójki.
Ona nigdy nie rozumiała dlaczego wampiry łamały prawo, skoro oznaczało to dla
nich pewną śmierć. Pozbawiali krwi niewinnych ludzi, mordowali ich. Krew… Jeśli
kiedykolwiek pożywisz się z demona to wiedz, że będziesz ‘pijany’ jego krwią i
mocą w niej zawartą.
Nagle telefon Jade zadzwonił. Wyjęła go ze schowka, przypadkowo ocierając się o
ramię Samael’a. Ten dotyk sprawił, że serce zabiło jej szybciej.
- Tak? – warknęła do telefonu.
- Jade? Tak mi przykro… Ja… mam dla ciebie wiadomość od Wesley’a. – głos
Lexie załamywał się.
- Co się stało? – zapytała mimo iż prawdopodobnie wiedziała o co chodzi. Słyszała
to po tonie głosu Lexie. Jade poczuła jak ciśnienie jej skacze, złapała mocniej za
kierownicę.
- Sven zadzwonił i powiedział, że… Wesley nie żyje. Trzy wampiry zabiły go,
kiedy był na służbie.
Jade na chwilę zamknęła oczy, aby po chwili je otworzyć. To nie było zbyt mądre
prowadząc samochód z Samael’em. Nie tuż przed samą misją. Czas zebrać się do
kupy.
Tak, śmierć Wesley’a była straszna, ale o jego śmierci bardziej zadecydował
czas… tak, czas Wesley’a nadszedł. Zabójca był już w Sojuszu przeszło pięćset lat.
Był zdyscyplinowany, dobrze wyszkolony i po krótkim czasie stał się jednym z
najlepszych zabójców jakich miał Sojusz.
- Boże… - wyszeptała zszokowana Jade.
Po tym co przed chwilą usłyszała miała największego stresa wszechczasów, jakiego
można było mieć przed misją . Przypomniała sobie o obecności Samael’a w aucie i
- 51 -
wzięła głęboki wdech. Demon siedzący obok niej posiadał większą moc niż Wesley,
więc samo to sprawiało, że trochę mniej się bała. W końcu nie była sama.
W tym samym czasie naszły ją myśli, że może Samael nie jest taki dobry, za
jakiego go uważa. Zobaczyła przed oczami męskie ręce umazane jej krwią…
- Ambrose zorganizował uroczystość, która zdaje się, że odbędzie się za tydzień.
Zaprosił cię, ale dopiero jak ukończysz tę misję. W końcu wiedział jak dobrze znasz
się z Wesley’em. – głos Lexie przerwał jej rozmyślania.
To było mało powiedziane. Jade jako jedyna w pełni wyszkoliła Wesley’a. Długo
utrzymywali ze sobą kontakt, a nawet spotykali się w kwaterach szkoleń centrali.
Byłoby teraz dziwnie, nie spotkać go tam.
- Dobrze, przyjadę. Aha i dzięki za poinformowanie mnie, Lexie.
- Nie ma problemu. Pamiętaj, bądź twarda, ale przede wszystkim uważaj na siebie.
- Będę.
Jade zamknęła klapkę komórki i odłożyła ją do schowka. Była tak roztrzęsiona, że
ledwo utrzymywała samochód na drodze. To, co przed chwilą usłyszała sprawiło, że
zaczęła się jeszcze bardziej lękać o swój los. To trochę egoistyczne, ale takie
wiadomości zawsze przypominały jej, że nie jest niepokonana. Skoro śmierć dopadła
Wesley’a to tym bardziej mogła dopaść i ją. Cholera.
Samael pochylił się w stronę Jade, oderwał jedną z jej rąk od kierownicy i
zatrzymał w swojej własnej mówiąc:
- Przykro mi z powodu twojej straty.
Skinęła tylko głową nie mogąc wymówić ani jednego słowa, ponieważ jakaś wielka
gula utknęła jej w gardle. Oczywiście słyszał wszystko, co powiedziała Lexie, w
końcu jego słuch był jeszcze lepszy niż jej. Jade nie spodziewała się jego dotyku, ale
było jej przyjemnie. Nie mogła się powstrzymać i ścisnęła jego rękę. Zaskoczyło ją
to, że zachowywali się tak normalnie, nawet po tym, co między nimi zaszło.
- Jego czas już nadszedł, Jade, musisz w to uwierzyć. Śmierć jest tylko słowem.
Ciało umiera, ale dusza żyje dalej i wędruje do innego świata.
Zabójczyni szybko wyrwała rękę z jego uścisku i wściekle wytarła łzę spływającą
po policzku, nie chciała płakać tuż przed samą misją, choć miała świadomość, że jej
czas również nadchodził. Jade wiedziała, że może zginąć nawet na tej misji. Miała
zamiar opłakać Wesley’a później, o ile przeżyje.
- Gdzie teraz? – zapytała Jade.
Samael zrozumiał, że chciała trochę przestrzeni, więc z powrotem opadł się o swój
fotel.
- Za kilometr skręć w prawo. Będziesz jechać według moich wskazówek dopóki nie
powiem stop. Wtedy się zatrzymasz. Wampiry mieszkają w małym domku z dwoma
sypialniami. Zaparkujemy kawałek dalej, przy drodze i podejdziemy do domu.
- Dobrze.
- 52 -
Kierowana przez Samael’a zaparkowała kawałek drogi od domu wampirów. Biorąc
głęboki wdech rozejrzała się po domach widocznych z samochodu. Spokojna okolica
nie wskazywała na to, że któryś z właścicieli załatwił sobie psa, który chciałby ją
pogryźć. Jeżeli Jade coś schrzani, to tym razem będzie skazana na niepomyślny
raport, a co za tym idzie - będzie skończona.
- Jeśli uważasz, że jesteś dobrym zabójcą to weźmiesz tę misję na własną rękę.
Muszę ocenić, jak byś się zachowała, gdyby mnie z tobą nie było. Tu masz kartkę z
adresem wampirów – powiedział demon wręczając Jade kawałek papieru.
Doskonale. Kurwa. Ale wyczucie czasu. Jade wyrwała mu świstek z ręki opierając
się pokusie, aby poprosić go o pomoc. Niech to szlag, przecież robiła to już setki lat.
Mały denerwujący głosik mówił jej, że już dawno powinna zginąć, jednak ona wciąż
oddychała. W końcu podpisała umowę tylko na pięćdziesiąt lat, więc po tym czasie
mogła spokojnie odejść, a Ambrose nie miałby jej tego za złe.
Nerwy i obawa wzrastały w Jade z każdą misją, a zwłaszcza teraz, kiedy Lexie
powiedziała jej o śmierci Wesley’a. Gdy wychodziła cało z misji, to tak jakby śmiała
się w oczy śmierci.
Ś
mierć zawsze przychodziła wtedy, kiedy akurat miała taki kaprys. Dopiero kilka
sekund przed śmiercią człowiek zdaje sobie sprawę, że ona koło niego stoi i śmieje
mu się w twarz. Jade nie miała wątpliwości, że jej czas nieubłaganie nadchodzi.
Wiedziała, że niewiele życia jej już pozostało.
Pieprzyć to. Mogłaby spokojnie wykonać tę misję sama. Musiała.
Jej serce zatrzymało się na moment, kiedy wysiadła z samochodu. Zimny wiatr
uderzył ją w twarz wyrywając z otępienia. Spojrzała na kartkę trzymaną w ręku i
zapamiętała wyryte na niej cyfry. Zanim zamknęła drzwi do auta, Samael powiedział:
- Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń. Przybędę w kilka sekund. Ale zanim
mnie wezwiesz, weź pod uwagę, że tę misję powinnaś wykonać sama. Mam nadzieję,
ż
e Ambrose to zrozumie.
Zabójczyni w niej odezwała się. Jade odwróciła się do Samael’a i warknęła:
- Jestem więcej niż zdolna do samodzielnej pracy, Sam.
Zatrzasnęła wściekle drzwi auta i skupiła się na stawianiu kroków, jeden po
drugim. Duża skórzana kurtka pomieściła całą broń, którą Jade pod nią upchnęła.
Teraz poklepała się po wypchanych bronią kieszeniach, aby poczuć się pewniej.
Uznała, że dobry wampir nie może umrzeć z powodu zawału, a jedyną rzeczą jaka
mogła ją w tej chwili uśmiercić, było jej szaleńczo galopujące serce. Wesley był
cholernie dobrym zabójcą, a niedawno okazało się, że stał się nawet lepszy niż ona.
Jade zgodnie z podanym adresem, stanęła niedaleko niebiesko-białego domu, aby
po chwili przejść na jego tyły. Słońce przygrzewało dość mocno w tej niewielkiej
dzielnicy, a był dopiero ranek. Szła, jak gdyby miała konkretny cel - taka taktyka
zazwyczaj była najlepsza. Jeśli ktoś wyglądał podejrzanie, to dlatego, że był. Jade
sprawiała wrażenie, jakby miała być tam, gdzie właśnie się znajdowała. Nikt nie
- 53 -
powinien zwrócić na nią uwagi, a nawet jeśli by się tak stało, to co najwyżej
zapamiętałby zwykłą kobietę, może dość nietypowo ubraną.
Dzięki Bogu na werandzie nie było żadnego szklanego stołu, tylko kilka
wiklinowych krzeseł i niewielkie poduszki leżące w kącie. Musiała działać szybko, w
razie gdyby wampiry miały włączony alarm lub gdyby wyczuły jej obecność.
Ponieważ misja odbywała się w niezbyt zatłoczonym miejscu, Jade spokojnie mogła
użyć swojego sztyletu oraz miecza, aby zabić te wampiry. Niestety musiałaby
podejść do nich dość blisko, co mogło spowodować spełnienie się wizji Lexie.
Zasłony zostały zaciągnięte, więc zabójczyni nie mogła zajrzeć do środka, przez
szklane drzwi. Sprawdziła czy są otwarte i nie zdziwiła się gdy drzwi nie ustąpiły.
Jedyny zamek był od środka, więc Jade musiała coś wymyślić.
Szybkim krokiem podeszła do najbliższego oka i zajrzała przez nie do środka.
Przystojny wampir właśnie pozbywał się swoich ubrań, aby wziąć prysznic.
Przyjrzała mu się dokładnie zapamiętując jego twarz i budowę ciała, centymetr po
centymetrze. Obok niego leżała koszulka i dżinsy. Kiedy dokładnie przeanalizowała
jego ciało, mogła się spokojnie w niego przemienić. To dałoby jej bezproblemowe
wejście do domu i ułatwienie podczas walki.
Kiedy wampir wszedł pod prysznic Jade odeszła od okna i zapukała do drzwi,
zaciskając w ręce swój sztylet. Po chwili drzwi frontowe zaskrzypiały. Zimne,
niebieskie oczy spotkały się z jej, widać w nich było obawę i zaskoczenie. Nie
zwlekała tylko od razu weszła.
- Jack, co do cholery…
Szybko kopnęła wampira, aby zdobyć nad nim przewagę przez zaskoczenie.
Zamknęła za sobą drzwi. Poczuła jak przechodzi ją dreszcz, a później zalewa fala
adrenaliny, która napędzała ją i przyspieszała jej ruchy. Jade nie miała czasu na
zastanowienie się co dalej, przyszedł czas, aby w końcu zabić. Wampir, który był pod
prysznicem z pewnością usłyszał odgłosy walki i zaraz przybiegnie pomóc
przyjacielowi. Zabójczyni musiała go szybko zgładzić, aby móc zająć się tym
drugim.
Rzuciła się na niego i wbiła ostrzę w jego szyję. Wampir próbował krzyknąć, ale
jedynym dźwiękiem jaki opuścił jego usta było bulgotanie, którego się nie
spodziewał. Krew trysnęła z jego rany. Tym lepiej dla niej.
Jedną ręką próbował zatamować krwawienie, drugą broniąc się przed ciosem Jade.
Dwa palce upadły na podłogę.
Podcięła mu nogi, a wampir z łoskotem upadł na podłogę. Akurat wtedy jego
przyjaciel wpadł do przedpokoju - cały mokry i nagi. Jade wiedziała, że ją usłyszał,
choć starała się robić wszystko jak najciszej. Zabójczyni wiedziała, że w tym fachu,
każda sekunda była na wagę złota. Musiała zostawić rannego wampira na podłodze,
ponieważ ten nowy był zdecydowanie większym, dla niej, zagrożeniem.
Wampir wpatrywał się w nią w osłupieniu widząc swój własny obraz.
- 54 -
Jej skórzana kurtka strasznie jej przeszkadzała, podczas gdy jej przeciwnik miał
swobodę ruchów. Nawet jeśli z zewnątrz wyglądało jakby miała na sobie niebieską
koszulkę i dżinsy to tak naprawdę wciąż ubrana była we własne ciuchy. A mogła
przecież zostawić kurtkę przy drzwiach. Jednak nie było czasu na krytykowanie
siebie. Nowy wampir złapał ją za nadgarstek i gardło, przyciskając do muru. Musiał
widocznie słyszeć, że niektórzy członkowie Sojuszu mieli zdolności zmieniania
swojej postaci. Mógł być dupkiem, ale z pewnością nie głupim dupkiem, a do tego
bardzo silnym.
Uderzył jej ręką o ścianę, chcąc w ten sposób pozbawić ją sztyletu, lecz zamiast tak
się stać, w murze zrobiła się dziura. Jade uderzyła go głową i przemknęła mu pod
ramieniem, kopiąc go w bok. Wampir przytrzymał ją za nadgarstek, pociągnął do
siebie i rzucił nią o ścianę. Jade pojawiły się gwiazdki przed oczami. Jeśli szybko nie
zdobędzie przewagi, zginie.
Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń.
Cholera ją weźmie, jeśli tak zrobi. Wampir starał się zabrać jej sztylet z ręki.
Gdyby straciła broń byłoby naprawdę źle. W Sojuszu od zawsze uczono: jeśli jesteś
bezbronny, umrzesz – łatwe i proste.
Chwila zapomnienia i nagi wampir był tylko kilka centymetrów od niej, na
szczęście Jade nie potrzebowała mapy, aby wiedzieć, gdzie uderzyć następnym
razem.
Wampir jęknął, a jego głowa poturlała się po podłodze jak piłka. Zabójczyni
zerknęła na wampira, który próbował czołgać się po dywanie, zostawiając za sobą
ś
lady krwi. Jade podeszła do niego, złapała za włosy i jednym, szybkim cięciem
zakończyła misję.
Puściła jego włosy, a głowa potoczyła się po podłodze, zatrzymując na Jade puste
spojrzenie martwych oczu. Zupełnie jak niegdyś spojrzenie Kelsey.
- Kurwa, czyś ty widziała jaką pieprzoną masakrę żeś tu zrobiła?
Zdyszana i wyczerpana odwróciła się w stronę Samael’a, który stał w drzwiach.
Czyżby był tam przez cały ten czas? Znów poczuła się rozpieszczana, gdy pomyślała,
ż
e ją chronił. Z powrotem odwróciła się do niego tyłem, odganiając natrętne myśli. Z
jakiej racji miałby się o nią troszczyć?
- Gotowe – powiedziała.
- Dobra robota. Zostawiłaś swoją komórkę w samochodzie, więc ja zadzwonię do
kogoś, aby to sprzątnął.
Jade spojrzała na siebie, krew pokrywała jej ręce i buty. Nie chciała korzystać z
umywalki, bo to by dało więcej do czyszczenia załodze sprzątającej. Nie tylko
musieli zabrać ciała, ale także usunąć wszelkie ślady po nich.
Nie miała wyboru. Wychodząc z kałuży krwi, zdjęła buty i na boso poszła do
łazienki. Stanęła nad wanną i zaczęła się porządnie myć. Kolejna misja zakończona
zwycięstwem – kolejny pieprzony krok w stronę nieuniknionej śmierci. Kapiąca krew
- 55 -
mieszała się z wodą tworząc czerwone błoto. Jade stała sztywno, zahipnotyzowana
czerwonym kolorem i myślała o wampirach, które przed chwilą zginęły w salonie.
Dziwne, że bała się śmierci, przecież niosła ją codziennie innym wampirom. Ironia ta
była kurewsko prawdziwa.
Jade wzięła szmatę i starła resztę krwi. Pięć minut później była już w drodze do
samochodu. Wszystko wyglądało normalnie, tak jak przed zabiciem tamtych
wampirów. Misja zakończyła się sukcesem. Lecz ona nie chciała świętować. Nie,
kiedy przed chwilą dowiedziała się o śmierci Wesley’a.
Zajęła miejsce pasażera i zapatrzyła się przed siebie. Adrenalina opadła, a Jade
rozluźniła się. Nie chciała, aby Samael zobaczył jak dopada ją nerwica - co w
ostatnim czasie działo się dosyć często.
- Ian, facet, który po tobie posprząta, zaraz tu przyjedzie.
Nigdy nie wiedziała jak wygląda takie ‘sprzątnie’. W pewnym momencie Jade
pomyślała, kto będzie sprzątał jej ciało, kiedy zostanie zabita.
- Wspaniale – powiedziała ignorując spojrzenie jakie jej posłał, wpatrując się
uporczywie w drogę przed sobą.
Cisza, jaka panowała w samochodzie, tylko potęgowała jej niepokój, Jade ledwie
wytrzymywała psychicznie. W końcu w złości powiedziała:
- Wiesz, nie wykorzystałam cię, aby uzyskać lepszy raport. To jest po prostu
cholernie śmieszne. Albo wracam do Sojuszu jak nowa, albo wracam do
harmonogramu treningowego. Proste.
- Uważam to za dziwne, że najpierw nie chcesz mnie znać, bo nie poszło ci na
misji, a następnie próbujesz mnie uwieść.
Tak, rzeczywiście nie wyglądało to zbyt dobrze. Ale jak do cholery miała mu
powiedzieć, że miała na niego ochotę od miesiąca? To nie była już szkoła średnia, a
Jade była dorosła.
- Prawdą jest, że… ja… cóż…
Ja pierdolę. Wzięła głęboki wdech i spróbowała ponownie:
- Ja nigdy cię nie nienawidziłam, Samael’u.
- Nigdy nie powiedziałem, że mnie nienawidzisz. Jedyne, co powiedziałem to, że
nigdy się mną nie interesowałaś, a nagle zmieniłaś zdanie. Musiał być jakiś powód.
Pas bezpieczeństwa dusił ją jak diabli. Odsuwając go, wzięła głęboki wdech
mówiąc:
- To nie tak… Ja… - Po prostu to powiedz, kurwa. Przestań być dzieckiem! – Od
początku mi się podobałeś. Myślisz, że mogłam to tak po prostu zostawić?
To po prostu nie mogło tak być! Zabójca w Sojuszu nie pracował w grupie. Ta
praca zawsze jest wykonywana w samotności i w jakimś sensie Jade się to podobało.
W ten sposób nie musiała się tłumaczyć nikomu, czemu po każdej misji była takim
wrakiem. A mężczyzna w zespole tylko by to skomplikował.
- 56 -
Lexie i Azazel pracowali razem, bo musieli – Lexie go trenowała. Zabawne, bo
Azazel nie potrzebował szkolenia, ponieważ był kiedyś najlepszym zabójcą Lucyfera.
Ich partnerstwo tylko się tak nazywało. Ambrose nigdy nie rozdzieliłby tych dwojga.
Ale oni - to był bardzo szczególny przypadek.
- Chciałbym ci uwierzyć – odparł po chwili Samael.
Były czasy, kiedy Jade, sama czuła się cholernie dobrze. Seks między dwoma
pełnoletnimi to jedno, ale kiedy wchodzą w to uczucia, to robi się to bardziej
skomplikowane. Skąd u niej uczucia do Samael’a? Jade przecież nigdy nie myślała o
niczym innym niż o seksie.
Odchrząknęła.
- Jedziemy do hotelu, czy urzędu Sojuszu?
Wbił wzrok w drogę mówiąc:
- Wczoraj dostałem nowe zlecenie. Jedziemy na Florydę.
Dlaczego Ambrose dał im kolejne zadanie zanim skończyli to? Widocznie musiał
być to jakiś szczególny przypadek.
- Floryda? Ambrose nie dał niczego, co mogłoby być bliżej?
- Narzekasz na sześćdziesiąt stopni upału?
Nie narzekała na pogodę, ale coś jej podpowiadało, że to nie jest zwykła misja.
Sojusz starał się obniżyć koszty przydzielając misje blisko siebie.
- O co chodzi? – zapytała.
Samael zacisnął ręce na kierownicy, a mięśnie ramion opięły jego koszulkę. Miła
przemożną ochotę go dotknąć. Skarciła się za to w duchu i wyjrzała przez okno.
Obrazy ich wspólnej nocy zalały jej głowę, a Jade nie mogła tego odpędzić. Na
szczęście głos Samael’a przebił się przez ten wir obrazów.
- Dwie wampirzyce. Najwidoczniej polubiły Klub Tease, bo często się tam
pożywiają. Znajduje się on gdzieś w Miami.
Misja ta brzmiała łatwo – zbyt łatwo. Nie było mowy, aby Ambrose wysyłał ich tak
daleko na jakąś zwyczajną misję, gdzieś z pewnością krył się jakiś haczyk. To
musiała być chyba jej ostatnia misja, do tego Jade czuła, że mogła być to także
ostatnia misja w jej życiu, ponieważ wszystko się zgadzało. Ciemne, klubowe
pomieszczenie, ludzkie głosy… Jade przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Zamrugała i
pokręciła głową, mówiąc:
- I co? Wiemy coś więcej?
Samael spojrzał na nią.
- One były kiedyś członkiniami Sojuszu.
Byłe członkinie Sojuszu – powtórzyła w myślach Jade. Skoro tak, to oznaczało to,
ż
e wiedziały jak rozpoznać innego zabójcę. Do tego Jade pewnie je znała, co czyniło
tę misję szczególnie osobistą i niebezpieczną.
- 57 -
- Ich imiona?
- Rachel i Christie.
Cholera. Rachel była naprawdę dobra w tym co robiła, suka. Jade nigdy nie lubiła
Rachel. Ale Chris zawsze była taka miła i wesoła. Dlaczego zeszły one na złą drogę?
Nie żeby jakikolwiek powód był dobry, aby zdezerterować, ale czemu to zrobiły?
Przecież tak mało jest kobiet-zbójców.
- Kiedy lecimy?
- Jedziemy właśnie na lotnisko.
- Co? Przecież nie jestem spakowana, wszystkie moje rzeczy są jeszcze w hotelu.
- Nie po tym jak je zdematerializowałem. Musimy szybko dotrzeć na Florydę, bo te
kobiety zwracają na siebie uwagę z najgorszy z możliwych sposobów. Po za tym
twój bagaż jest z tyłu.
Jade przez całą drogę na lotnisko milczała. Wszystkie jej myśli miały taką samą
tematykę – śmierć – nie licząc jednej, tej o Samael’u. Kiedy dowiedział się o śmierci
Wesley’a, Jade zobaczyła w jego oczach zrozumienie i czułość. Była tak zajęta
walką, że nawet nie poczuła, kiedy Samael stanął w drzwiach patrząc i chroniąc ją
przed wampirami.
To było inne niż kiedy Ambrose troszczył się o wszystkich swoich zabójców,
zarówno o nią jak i o Lexie, czy Kelsey. Samael robił to inaczej.
Po przybyciu na lotnisko Samael wykupił miejsce parkingowe i właśnie zaczął
wysiadać z auta, kiedy Jade złapała go za ramię. Gdy odwrócił się w jej stronę,
pocałowała go. Był to pocałunek, jakiego jeszcze nigdy nie zaznała. Taki czuły i
pełen nadziei. Samael wyczuł w nim szczerość. Jego dwudniowy zarost lekko
pocierał delikatną skórę jej twarzy, a tak dobrzej jej już znany zapach wody
kolońskiej, uderzył ją w nozdrza.
Odsunęła się niechętnie, choć miała przemożną ochotę przytulić się do niego. Jej
oczy zrobiły się wielkie, kiedy zajrzała w jego. Były czarne jak smoła, jak otchłań
bez dna.
- Samael, twoje oczy – powiedziała zdziwiona Jade.
Demon zamrugał i po chwili jego oczy na powrót stały się normalne.
- Co to miało być? – zapytał.
- Ja… Ja chciałam ci podziękować za twoją troskę i za to, że mnie chronisz.
Samael zmarszczył brwi. Jade nie wiedziała tylko, czy zrobił to z dezaprobaty czy
może ze zdziwienia. Demon szybko otworzył drzwi i wysiał z samochodu.
Oparła się z powrotem o siedzenie i potarła palcami mostek nosa. Oczekiwała od
niego jakiejś odpowiedzi, ale nie tego. Tak dawno nie obcowała z żadnym
mężczyzną, że już kompletnie zapomniała jak wyrażać uczucia. Dodatkowo
odczytywanie czyichś emocji okazało się dla niej trudniejsze niż przypuszczała.
- 58 -
Gdy demon otworzył jej drzwi, wysiadła nie patrząc na niego. Próbowała obalić
mur, który między nimi powstał, ale nie udało jej się. Usłyszała trzaśnięcie drzwi i w
ułamku sekundy była przypięta do boku auta, przygnieciona ciałem Samael’a. Jade
spojrzała na demona, który zdecydowanie górował nad nią.
- Dlaczego nie mogę cię zrozumieć, Jade?
Schyl się trochę i pocałuj mnie, durniu.
- Może rzeczywiście to wszystko nie ma sensu.
- Nie dawałaś mi szansy. Za każdym razem zaskakujesz mnie swoim zachowaniem.
Nie sądzę, żebyś pragnęła mnie lub kogokolwiek innego.
Miał rację, ale w jednym się pomylił – gdy mówił o sobie. Ona pragnęła go od
samego początku, nawet wtedy kiedy zrobił z niej idiotkę na oczach innych
zabójców.
Chciała go, mimo iż swoim zachowaniem doprowadzał ją do szaleństwa. Chciała
znać jego sny, plany, marzenia. Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Po za tym, po co
mu to mówić, skoro i tak by stwierdził, że kłamie? Ciekawe co by robił, gdyby
dowiedział się, co na prawdę Jade o nim myśli.
- Wiesz co chcę powiedzieć, ale nie chcesz tego usłyszeć… Boisz się to usłyszeć.
Odepchnęła go od siebie i podeszła do bagażnika czekając, aż go otworzy, aby
mogła wyjąć swój bagaż. Jade znów dawała mu pewne sygnały, a po chwili go od
siebie odpychała i zdawała się być niedostępna.
Tylko czas mógł przynieść odpowiedź na to, czy będą razem. A czas był właśnie
tym, czego Jade nie miała.
****
Samael mógł stracić wszystko, jeśli chodziło o uczucia do Jade. Luc mógł
wykorzystać to, że żywi on wobec Jade uczucia. Nie ważne jak bardzo Samael chciał
dać im szansę, ponieważ mimo to musiał trzymać się od zabójczyni na dystans -
zarówno dla własnego, jak i jej bezpieczeństwa.
Kiedy przespał się z Jade, nie mógł dłużej przebywać z nią w tym samym pokoju.
Jeśli by tam pozostał, z pewnością padło by pytanie ‘dlaczego’. Nie mógł zrozumieć
czemu ich relacje nie mogły być czysto zawodowe. Wtedy to nawet, gdyby uprawiali
seks, nic wielkiego by to nie było. Ale to, co do niej czuł było niebezpieczne. Nie
mógł sobie pozwolić, aby jego uczucia przyćmiły zdrowy rozsadek.
Samael zapiął pas bezpieczeństwa i w skupieniu słuchał stewardessy, która
podawała informacje o podróży. Jade w tym czasie siedziała obok i słuchała swojego
iPod’a.
Kilka dni temu Samael spacerował po pustych ulicach rozważając ofertę Luc’a. Nie
miał zbytniego pola manewru. Najlepsze, co mógł w tym momencie zrobić to żyć z
- 59 -
dnia na dzień i powoli strać się wcielić swój plan w życie. Niestety Jade tylko to
utrudniała. Samael wiedział, że nie powinien jej pomagać w misjach, ale nie mógł jej
nie chronić. Jeśli Luc dowiedziałby się, że Samael’owi w jakiś sposób zależy na Jade,
mógłby to wykorzystać.
I o co do cholery chodziło Domiel’owi? Im więcej o tym myślał tym więcej miał
wątpliwości. Czemu ze wzglądu na niego, Domiel nie zabrał żadnej z dusz
wampirów? To nie miało sensu, żeby dusza któregoś z tych wampirów miała iść do
Nieba. Zabijali przecież niewinnych ludzi. A co jeśli któryś z nich był bez winy? Co
jeśli Sojusz się pomylił? Ile w takim razie wampirów zostało bezpodstawnie
skazanych na śmierć?
To nie byłoby dobre dla jego zbawienia, gdyby okazało się, że zabija niewinne
wampiry.
Gdy samolot ruszył z pasa startowego, a stewardessa powiedziała jeszcze coś do
mikrofonu, Jade pochyliła się i oparła głowę na ramieniu Samael’a. Demon przyłożył
policzek do czubka jej głowy i wdychał jej zapach. Cieszył się bliskością jej ciała.
Pożądanie nie było dla niego nowym uczuciem, ale tkliwa, drobna wampirzyca
jednocześnie posiadająca silną wolę, była jak perłowa brama Niebios, którą Samael
już dawno temu zostawił za sobą.
Do tej pory decyzja o opuszczeniu szeregów Luc’a zdawała się być dużym krokiem
w stronę odkupienia. Jego decyzje, kiedy jeszcze był w Piekle, dotyczyły tylko i
wyłącznie jego. Jeśli Samael zrobiłby coś złego to kara spadła by na niego, a nie na
jego demony, którymi dowodził. Teraz te ciężkie decyzje, które musiał pojąć,
dotyczyły nie tylko jego, ale także osób, które były wokół, a w szczególności
wampirzycy, która właśnie tuliła się do niego.
- 60 -
Rozdział 6
Miami, Floryda
Jade nie mogła w to uwierzyć. Pokój Samael’a znajdował się na zupełnie innym
piętrze niż jej. Czy w ten sposób demon zamierzał jej coś pokazać? Cholera, bo jeśli
tak, to nie miała zamiaru go słuchać.
Ich wspólny lot samolotem był cichy i strasznie denerwujący. Samael ledwo silił
się na wypowiedzenie jednego słowa, podczas gdy zabójczyni rozpoczynała
rozmowę, za rozmową. Zamiast pogadać z nią zajął się swoim Pod’em, włożył
słuchawki do uszu i zignorował ją totalnie, właśnie wtedy Jade całkowicie
zrezygnowała z jakiejkolwiek próby komunikacji z tym irytującym, a zarazem
seksownym demonem. Najwyraźniej nie mieli wspólnych tematów, bo na lotnisku
było niewiele lepiej.
Jade wjechała windą na trzecie piętro, odszukała drzwi prowadzących do pokoju
Samaela i zapukała w nie z całej siły. Przyłożyła ucho do drzwi, ale nie usłyszała
ż
adnego ruchu wewnątrz, choć telewizor był włączony. Zabójczyni zobaczyła przed
oczami jak Samael leży na łóżku oglądając CNN i ignorując jej osobę. Odczekała
spokojnie minutę, po czym ponownie uderzyła pięścią w drewniane drzwi.
Drzwi obok otworzyły się i wychylił się zza nich młody mężczyzna. Jego blond
włosy były postawione sztywno, a niebieską koszulę trzymał tylko poluzowany
krawat.
- Zamknij się już do cholery. Co ty do kurwy nędzy robisz?
Uniosła brwi i powędrowała dłonią do broni, którą miała przymocowaną u boku,
najchętniej wyciągnęła by ją i przyłożyła temu dupkowi do głowy, aby nauczył się iż
nie ładnie się wtrącać w czyjeś prywatne sprawy. Tak z pewnością zrobiłaby stara
Jade. Zamiast tego wampirzyca cofnęła rękę i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Nie twój zasrany interes – syknęła.
- Staram się tylko uzyskać odpowiedź.
- Więc ją masz.
Chłopak posłał jej zimny uśmiech i wszedł do pokoju, trzaskając głośno drzwiami.
Stanie pod drzwiami Samaela nic nie dawało. On najzwyczajniej w świecie nie
chciał z nią rozmawiać. Rozglądając się po korytarzu i nie widząc nikogo, Jade
- 61 -
przemieniła się w Ambrose’a. Nadszedł czas, aby przejąć kontrolę nad sytuacją.
Odchrząknęła.
- Tu Ambrose. Wiem, że tam jesteś, więc otwórz wreszcie te cholerne drzwi.
Drzwi otworzyły się natychmiast. Samael stanął przed nią w samych bokserkach,
unosząc wysoko brwi.
- Co ty tu do cholery robisz?
Dobre pytanie. Jade przywdziała surowy wyraz twarzy, jakim zazwyczaj częstował
ją Ambrose. Raz, czy dwa zerknęła na krocze Samael’a, ale po chwili skarciła się za
to w myślach - Ambrose przecież nigdy nie oglądałby fiuta Samael’a.
- Ta misja jest bardzo ważna. Doszedłem więc do pewnego wniosku. Mogę
powiedzieć, że po twoich telefonach wiem, że twój związek z Jade nabrał nowego
znaczenia. I nie próbuj zaprzeczać.
Jade pchnęła drzwi i wymijając Samael’a weszła do pokoju. To mogło się dla niej
bardzo źle skończyć, ale przecież mogła się dowiedzieć dokładnie, co o niej myśli
Samael. Co powiedziałby Ambrose’mu, kiedy by o nią spytał. Nie mogła przepuścić
takiej okazji.
Odwróciła się przodem do Samael’a, kiedy usłyszała jak zamknął drzwi.
- Porozmawiajmy o Jade. I tym razem chcę, abyś był ze mną zupełnie szczery.
****
Samael’owi wystarczyła ledwie sekunda, aby dowiedzieć się, że to nie Ambrose
tylko Jade. Jeśli Ambrose spojrzałby na niego w tak zmysłowy sposób, demon
natychmiast by go znokautował, a pytania szef musiałby zadać mu kiedy indziej. Dla
Samael’a było niezwykłym, choć niezupełnie miłym doświadczeniem patrzeć jak
Ambrose pożera go wzrokiem. Bez namysłu zmaterializował ubranie na swoim ciele.
Samael niezaprzeczalnie i zdecydowanie realnie, czuł wokół siebie energię Jade.
Lecz zamiast się wycofać, brnął w to dalej, chcąc dowiedzieć się, co jego mała
zabójczyni wymyśliła, zapytał więc:
- To czego chcesz?
Wzrok Ambrose-Jade z powrotem padł na jego twarz.
- Zacznijmy od tego, co sądzisz o jej taktyce walki.
Cholera, ciężko było mu powstrzymać uśmiech. Nieźle go wkurzyła, chcąc
wyciągnąć z niego informacje, ale też stwierdził, że ma fajne poczucie humoru. Po
- 62 -
długim, spokojnym locie, kiedy mógł wszystko na spokojnie przemyśleć, był gotowy
do rozmów… na wszystkie tematy.
- Myślałem, że mam napisać raport, a po misji ci go wysłać.
- Odpowiedz na pytanie, Samael’u.
Musiał się zastanowić, co odpowiedzieć. Musiał także spotkać się później z
Ambrose’em i powiedzieć mu, co Jade właśnie odstawiała. Ale przynajmniej mógł
się trochę teraz zabawić.
- Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia jak udało jej się przeżyć przez te wszystkie
lata jako zabójca. Wydawało mi się, że ona kompletnie nic nie umie. Już nie jeden
raz musiałem ratować jej tyłek.
Jade zachowała kamienną twarz mówiąc:
- Kontynuuj.
- Ambrose – zaczął. – Nie powinienem wcześniej kłamać, naprawdę nie wiem co
mnie podkusiło… Na naszej pierwszej misji zamiast zabić po cichu wampira,
wepchnęła go prosto pod autobus, na oczach wielu ludzi. Kiedy się stresuje nie
panuje nad sobą.
Jade minimalnie zmarszczyła brwi. Chwilę jej zajęło uformowanie kolejnego
pytania.
- Ona jest zestresowana i skołowana, prawda?
- Nawet nie możesz sobie wyobrazić jak bardzo. – Samael spojrzał na drzwi,
później pochylił się ku niej, jakby planował jakiś spisek. – Wiesz co jeszcze…
- Nie – zapytała Jade zaciskając zęby.
- Uwiodła mnie, aby uzyskać lepszy raport.
- Jak śmiesz… To znaczy ona! Co ona sobie myśli?!
Samael potrząsną głową, udając oburzonego.
- Nie mogę narzekać, bo było fajnie, ale na twoim miejscu od razu wyrzuciłbym ją
na bruk. Nigdy nie miałem serca powiedzieć jej tego w twarz, ale – cholera – trzeba
to kiedyś zrobić.
- Skoro wiedziałeś, że chce się z tobą przespać dla lepszego sprawozdania to
dlaczego dalej w to brnąłeś?
Cholera, nie miał czasu, aby coś na to wymyślić.
- No dalej Ambrose, przecież wiesz jak to jest. Jak tu odmówić tak gorącej dupie?
Zamrużyła oczy.
- 63 -
- Właśnie widzę – wysyczała.
- Jestem człowiekiem, nie maszyną.
- Oczywiście. To wszystko, o co chciałem zapytać – Jade szybkim krokiem ruszyła
do drzwi. Ale Samael nie chciał jej tak szybko odpuścić.
- Oh, byłbym zapomniał. Ale tak między nami, mężczyznami.
Zabójczyni zatrzymała się w pół kroku i odwróciła w jego stronę.
- Tak? – jej spojrzenie było strasznie dociekliwe.
- Mogę jeszcze raz się z nią przespać? No wiesz, taka dupa, a już niedługo się
rozstaniemy. Rozumiesz chyba, prawda?
Gdyby jej wzrok zabijał, Samael już dawno padłby trupem. Jade nie mogła
wydobyć z siebie słowa, w końcu wzięła głęboki wdech i warknęła na niego.
- Jesteś idiotą.
- To znaczy nie?
- Jak śmiesz?! Przecież dobrze wiesz, że to ja! – Jade obnażyła kły, a oczy jej się
zaszkliły.
Samael przekrzywił głowę mówiąc:
- Czy naprawdę myślałaś, że mówię szczerze? Wiedziałem, że to ty, jeszcze zanim
weszłaś do pokoju. Ale fajnie, że próbowałaś.
- Nie było innego powodu, dla którego się z tobą przespałam niż to, że
najzwyczajniej w świecie chciałam. Tyle. To nie było tak jak myślisz. Po co
miałabym spać z tobą dla dobrych raportów, skoro i tak takie były, nawet jeśli na to
nie zasługiwałam. Czy pomyślałeś o tym? Daj mi zły raport, mam to w dupie. Tylko
ten mur, który między nami powstał musi zniknąć.
- Skończyłaś już? – demon poczekał aż niepewnie skinęła głową i kontynuował. –
Powróćmy do twojego wizerunku. Nie sądzę, aby kiedykolwiek Ambrose chciał ze
mną gadać o seksie i szczerze mówiąc, nie wyobrażałem sobie tego. Dzięki tobie
wiem jak by to wyglądało. A teraz najważniejsze: ten hotel był cały zajęty, więc
wziąłem ostatnie dwa pokoje, jakie zostały. Dodatkowo właśnie byłem w drodze, aby
zabrać cię na kolację.
Samael przekonał się, że muszą coś przecież zjeść, po za tym brał ją na kolację, aby
ją lepiej poznać. To, co czuł do Jade było oszałamiające. Nie mógł utrzymać rąk przy
sobie, kiedy ta piękność stała zaledwie na wyciągnięcie ręki.
Im więcej czasu spędzał koło niej, tym bardziej jej pożądał. Wszystko w nim
krzyczało, że to będzie katastrofa, ale mimo to chciał spróbować.
- 64 -
****
- Oh – wyrwało się Jade, kiedy zapadła cisza. Nie miała pojęcia, co powiedzieć.
Samael nie wydawał jej się zły, więc skoczyła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Jest piętek. Chris i Rachel pewnie nie zjawią się w klubie przed północą, więc
mamy jeszcze trochę czasu, aby zjeść.
Jade miała nadzieję, że mogli zawrzeć rozejm i znaleźć jakiś złoty środek na
porozumienie. Strasznie przeszkadzało jej, że wcześniej Samael był na nią zły, o coś,
czego nie zrobiła.
Ź
le by było, gdyby teraz Samael dowiedział się o wizji jej śmierci. W samolocie
Jade miała dość czasu, aby przemyśleć swoją śmierć i nadchodzącą misję. Wszystko,
co do jednego się zgadzało. Ciemne pomieszczenie, dużo ludzkich głosów, męskie
ręce umazane jej krwią – wszystko to miało mieć miejsce dzisiejszego wieczoru, z
Samael’em u jej boku.
Rozmowa o śmierci Wesley’a – to, że ziemia to tylko przejście do innego świata –
zaczęło tonąć w otchłani jej czarnych myśli. Pomyślała o tych wszystkich ludziach,
którzy ją otaczają – dzieciach, osobach starszych… kim była przez te niecałe
dziewięćset lat?
Gdyby coś jej się stało inni tylko stali by nad jej grobem i ubolewali nad stratą
kolejnego zabójcy. Jade chciała tylko więcej czasu, aby być z Samael’em, ale
wiedziała, że było to strasznie egoistyczne z jej strony. Ale czy nie każdy chciałby
spędzić choć jeden dzień z kimś, na kim mu zależy? Nie każdy opuszcza ziemię
skacząc i tańcząc z radości.
Jej życie było Piekłem - pełne intryg, śmierci, ale także sukcesów i śmiechu. Jeśli
to miał być jej czas, to niech tak będzie.
Zabójczyni przesunęła rękami po niebieskiej koszuli Samael’a, rozpinając guziki i
podziwiając jego ciało oraz mięśnie poruszające się, gdy zrzucił z ramion ubranie.
Szerokie ramiona kontrastowały z jego szczupłą talią.
Powoli zaczął zdejmować dżinsy. Dobry Boże, był idealnie umięśniony. Niektóre
demony wcale nie miały włosów, ale Samael miał ich akurat tyle, aby podsycić
apetyt każdej kobiety. Ostatnim razem, kiedy byli razem, nie miała okazji przyjrzeć
mu się tak, jak teraz.
Gdy w końcu udało jej się przenieść wzrok na jego twarz, zaprało jej dech w
piersiach. Pożądanie w jego oczach było przeogromne. Zanim dążył coś powiedzieć,
Jade już zdejmowała ubrania. Jeśli miała umrzeć tej nocy, to przynajmniej z
- 65 -
uśmiechem na twarzy. Pieprzyć krwawe flaki, tym będzie się martwić później.
Zmniejszyła odległość między nim, a demon zdematerializował resztki jej ubrań i
wziął ją w ramiona. Jego znajomy zapach odurzył ją bardziej niż najlepszy narkotyk.
Sama nie wiedziała, jak udało jej się przeżyć tyle wieków bez Samael’a. Jeśli
mogłaby wybierać, kto mógłby być przy niej w ostatnich chwilach – wybrałaby
Samael’a i byłaby wdzięczna, że to właśnie on.
Kiedy położył ją na łóżku, miała ochotę powiedzieć mu o swojej śmierci, ale
szybko wybiła sobie ten pomysł z głowy. To był jej czas, aby odejść – tak z
pewnością stwierdziłby Samael.
Zaczął ją całować po szyi, schodząc coraz niżej. Drgnęła mimowolnie,
przypominając sobie, co Samael jest zdolny zrobić tym językiem. Ugryzł ją obok
pępka i zaczął schodzić z łóżka. Jade usiadła i pchnęła go na poduszki.
- Nie. Teraz moja kolej.
Zrobił groźną minę, aż przez chwilę Jade miała ochotę od niego odskoczyć.
- Nie, najpierw ja zajmę się tobą. Zawsze tak będzie.
Delikatnie przewrócił ją na plecy, po raz kolejny przejmując kontrolę. Chciała
rzucić się na niego z pięściami. Znalazła mężczyznę, który najpierw zająłby się nią, a
potem sobą. Już nie mogła się doczekać zmiany. Dupny los.
W mniej niż pięć sekund słychać było jej jęki, a jego język szalał wokół jej szparki.
Nie mogła się opanować. Wplątała palce w jego włosy. Wszystkie jej zmysły skupiły
się na nadciągającym orgazmie, który z pewnością miał pozbawić ją tchu.
Okrzyknęła z przyjemności, nie miała zamiaru się powstrzymywać, skoro to i tak
był jej ostatni seks. Ktoś zaczął uderzać w ścianę, ale mało ją to obchodziło.
Krzyknęła tylko niegrzecznie:
- Zamknij się!
Nie obchodzili ją inni. Jej ciało płonęło, a noc dopiero się zaczęła. Światło
łazienkowe rysowało na twarzy Samael’a przepiękne smugi.
- Teraz twoja kolej – powiedział.
Nie drażniła się z nim, bo nie miała na to siły. Powoli zniżyła się i delikatnie
polizała jego fiuta, po chwili biorąc go bez wahania w usta.
- Cholera, to jest niesamowite.
Oddychał głęboko, nie mogąc się wysłowić. Wzięła w ręce jego jądra, co wywołało
dalsze jęki Samael’a. Jade poczuła zawroty głowy od tej władzy nad mężczyzną.
- 66 -
Większość facetów w Sojuszu bała się, że władzę nad nimi przejmuje kobieta, a tu
taki okaz jej się trafił.
Jade pomyślała o innej kobiecie, która teraz mogłaby być z Samael’em i niemalże
warknęła. Ale i tak niedługo będzie musiała odejść, a wtedy zastąpi ją ktoś inny.
Przecież zabójczyni nie miała nad demonem żadnej władzy, nie mogła mu mówić z
kim i gdzie może się kochać. Kiedy Jade będzie duchem - postanowiła - będzie
odstraszać każdą kobietę, która tylko zbliżyłaby się do Samael’a.
Niech któraś go tylko dotknie…
- Kły – głos Samael’a echem rozniósł się po pokoju.
Oderwała się od niego.
- O cholera, tak bardzo przepraszam, właśnie myślałam… kurwa.
Przewrócił ją na plecy, tym samym zakańczając lizanie jego fiuta. Jade wiedziała,
ż
e z pewnością poważnie go zraniła. Miała smak jego krwi w ustach. Nigdy
wcześniej jej się to nie stało, dlatego poczuła się strasznie głupio.
- Przykro mi, naprawdę nie chciałam.
Skrzywił się, mówiąc:
- Nie, było rewelacyjnie. No może po za tym ugryzieniem.
Jade czuła się upokarzająco. Tak bardzo chciała z nim być, ale nie miała już czasu,
a myśl, że inna kobieta…
- Twoje oczy zrobiły się białe, a kły odrobinę za bardzo wystawały.
Wampiry miały białe oczy tylko wtedy, kiedy były naprawdę w wysoko
emocjonalnym stanie. A Jade myśląc o innej kobiecie z Samael’em stała się wręcz
dzika.
- Przykro mi. Teraz już będę trzymała swoje kły na smyczy. Obiecuję.
Uśmiechnął się do niej, mówiąc:
- Wystarczy mi patrzenie na ciebie.
Jeśli przeżyłaby tę noc, co jest wręcz niemożliwe, będzie się czuła przez to
upokorzona do końca życia. Ale śmierć powoli się do niej zbliżała, kto wie, może
właśnie stała pod drzwiami i czekała na dogodny moment, aby zabrać Jade ze sobą?
Ale zabójczyni nie chciała o tym teraz myśleć, teraz istniał tylko Samael. Odsunęła
od siebie upokorzenie i skupiła się na demonie, kiedy powoli w nią wszedł.
- 67 -
Boże, jaki on był wielki. Samael nie przesadzał, kiedy chwalił się jego wielkością,
a Jade jak najbardziej to odpowiadało. Czuła go wszędzie i ocierała się o niego jak
głodna kocica.
Samael objął ją i splótł ich nogi ze sobą. Jade czuła jak pochłania ją fala gorąca,
która pozbawiła ją tchu. Orgazm zdawał się nie mieć końca. Jego biodra odrobinę się
przesunęły, pogłębiając pchnięcia i zaostrzając kąt, szukając w ten sposób własnego
orgazmu.
Podczas, kiedy się kochali, dupek obok walił w ścianę co najmniej dwa razy.
Obydwoje ignorowali go doskonale, ponieważ bardzo byli zajęci sobą nawzajem.
Jade już zawsze chciała pozostać w objęciach Samael’a, ale jego głos w jej głowie
powiedział po raz kolejny:
Na każdego przychodzi kiedyś czas. Prawdopodobnie czas Wesley’a właśnie
nadszedł.
Jej jednak miał nadejść dopiero za kilka godzin, które chciała w pełni wykorzystać.
****
Samael’owi zajęło kilka dni zrozumienie, że Jade nie była z nim dla raportu i
dobrze wiedział, że zabolało ją gdy tak twierdził. Jakaś część jego, chciała po prostu
być z nią bez żadnych korzyści dla siebie. Czuł coś do niej, ale cała ta sytuacja
wydawała się być totalną katastrofą.
Ale to, co działo się teraz, w pokoju hotelowym, nie miał wątpliwości, że jest to
prawdziwe. Jade go chciała, a on chciał ją. Spędzenie z nią ostatniego tygodnia, było
najlepszą rzeczą w całej jego wieloletniej egzystencji.
Samael nie wiedział, co leży Luc’owi na sercu. Jego były szef dobrze zdawał sobie
sprawę, że Samael jest z Jade na misji. Demon wiedział, że prędzej czy później
Lucyfer odkryje to, co czuje on do zabójczyni, a wtedy będzie musiał odejść. Ale
jeszcze nie teraz. Ta noc była tylko ich i nic nie mogło tego zmienić.
Samael usiadł naprzeciwko Jade, uprzednio odsuwając jej krzesło. Siedzieli w
restauracji, która była przepełniona ludźmi. Pomimo tego, że złożył wcześniej
rezerwację, musieli czekać aż piętnaście minut na jakiś wolny stolik.
Jade powoli pochyliła się do przodu mówiąc:
- Lubisz pracować w Sojuszu?
- 68 -
- Z pewnością bije na głowę moją poprzednią pracę. Przeznaczenie lub cokolwiek
innego to mogło być, spowodowało, że wylądowałem właśnie w Sojuszu i nie żałuję
tego.
Samael dziękował w duchu Ambrose’owi, że dał mu pod opiekę Jade. Lecz praca
dla Luc’a wymagała większego doświadczenia i dużo była fajniejsza, mimo tego
Samael nie chciał znów tego przeżyć. Gdyby nie przyszedł do Sojuszu, nigdy nie
poznałby Jade. Ta myśl drążyła dziurę w jego czaszce. Znów naszło go przekonanie,
ż
e powinien odejść już teraz.
- Co robiłeś jako Anioł? –wyszeptała Jade, tak aby inni nie mogli jej usłyszeć.
- Byłem Aniołem Dusz. Pomagałem im przebyć drogę do Nieba.
Jej oczy rozszerzyły się natychmiastowo.
- Poważnie? Czyli robiłeś tak jakby za… śmierć?
- Mówiłem ci, że ludzie mają problem z tym słowem, a to jest tylko takie
określenie. Nie ma czego się bać. Z tego, co widziałem to ludzi najbardziej boli strata
ukochanej osoby, nie mogą sobie z tym poradzić. Ta praca miała dobre jak i złe
strony, zawsze tak jest. Prywatnie, nie jako Anioł, kiedy przychodziłem po jakieś
dusze, przekonywałem ludzi, że nie ma się czego bać. To był szczególny dar dla
Anioła Dusz.
Jade uniosła brwi.
- Niesamowite. To dopiero jest fascynująca praca. A co robiłeś, kiedy ktoś nie
chciał z tobą iść?
- Dostaliśmy specjalną moc, dzięki której ludzie zawsze chcieli z nami iść. Nie
mogą się oprzeć, aby nas dotknąć, a gdy to zrobią, możemy ich spokojnie zabrać z
tego świata.
Skinęła głową.
- A jak człowiek może… uniknąć tego losu? Nie mówię, że jestem przeciwna
ś
mierci, ale czy istnieje sposób, aby jakoś temu zapobiedz? Czy można walczyć z
Aniołem Dusz?
Samael zaśmiał się mówiąc wesoło:
- Nie.
Jej wygląd zmusił go do spoważnienia.
- Co skłoniło cię do upadku? – zapytała śmiertelnie poważnie.
Większość Aniołów upada z powodu Gwiazdy Porannej, ponieważ obiecał on
wszystkim nowe, lepsze życie. Życie, w którym nie mielibyśmy służyć Bogu tylko
- 69 -
Jemu. Gdyby Samael wiedział jakim jest szalonym popaprańcem, nigdy nie
zdecydowałby się na upadek.
- Upadłem, aby zamiast służyć komuś, znaleźć kogoś, kto służyłby mnie.
Po chwili podszedł do nich kelner przynosząc menu, Jade wzięła tylko napój. Kiedy
mężczyzna odszedł, zabójczyni ponownie pochyliła się do Samael’a, szepcząc:
- Czy pracując w Sojuszu, kiedykolwiek poczułeś się samotny?
- Dopiero niedawno zaczęła mi przeszkadzać samotność, a do tego mam dość bycia
w ciągłej podróży i zamierzam porozmawiać o tym z Ambrose’em.
Kąciki ust Jade delikatnie się uniosły. Demon wiedział, co powiedzieć, aby
wywołać na jej twarzy uśmiech.
Przez chwilę Samael rozważał, czy to praca w Sojuszu sprawiła, że Jade cały czas
była w pochmurnym nastroju, lecz jego tok rozmyślań szybko został przerwany przez
kolejne pytanie zabójczyni.
- Dlaczego nie zrezygnujesz, skoro czujesz się samotny? Mógłbyś przestać być
zabójcą, wtedy problem byłby rozwiązany.
Wzruszył ramionami i podniósł menu.
- To na pewno jest jakieś wyjście.
Łatwiej jednak było powiedzieć niż zrobić. Oni przecież nie mieli przyszłości…
ż
adnej przyszłości, a już z pewnością nie ona.
Jade popatrzyła na niego znad menu, a ich spojrzenia się spotkały. Wystarczył
jeden rzut oka, żeby Samael dowiedział się, że Jade panicznie boi się śmierci. Nagle
zapragnął dowiedzieć się o niej wszystkiego, nawet jeśli miałby być za to potępiony.
- Dobra, teraz moja kolej na zadawanie pytań. Czemu nazywasz się Jade? To jakiś
skrót, prawda? Niewiele kobiet, kiedy się urodziłaś, miało takie imię.
- Nie, nie było. Moje prawdziwe imię to Jacqueline, ale już go nie używam, a imie
Jade jest do mnie przypisywane przeszło od kilku wieków. Lexie próbowała mnie
przekonać do imienia ‘Jack’, ale powiedziałam jej, że nic z tego.
Przyszedł kelner i zabrał od nich menu oraz przyjął zamówienia. Kiedy już sobie
poszedł, Samael zadał pytanie, które męczyło go już od pewnego czasu.
- Skąd masz możliwość do zmieniania się w kogoś innego? Czy używałaś tego na
innych ludziach, kiedy byłaś ze mną?
Wzruszyła ramionami.
- Czasami. – powiedziała, po czym dodała. - Moi rodzice nie byli w stanie tego
robić. Kiedy dorastałam nie mogłam się powstrzymać, aby nie zamieniać się w ludzi
- 70 -
wokół mnie. Następnie musiałam zacząć żyć na własną rękę. Niektórzy mówili, że
spadła na mnie jakaś klątwa, ale ja od zawsze wiedziałam, że jestem tak samo
uzdolniona jak Lexie. Taka po prostu jestem i już.
Samael jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto mógłby zamienić się w jakąś inną
istotę. Medium widział, ale żeby osobę posiadającą zdolność morphingu to jeszcze
nie. Jade była naprawdę wyjątkową kobietą.
- Jak to wpływa na twoje życie?
- Gdy już zaczęłam to kontrolować, nie było żadnych problemów. Ale kiedy
miałam dwadzieścia cztery lata i jeszcze nie byłam żonata, ledwo udawało mi się
przeżyć. Pracowałam jako pokojówka w posiadłości w Anglii, ale kiedy pani domu
zorientowała się, że jej mąż ma na mnie chrapkę, wyrzuciła mnie. Byłam na ulicy,
kiedy kilku mężczyzn wyskoczyło na mnie chcąc mnie wykorzystać, to właśnie
wtedy pierwszy raz zabiłam.
- Ambrose cię nawrócił?
- Tak. Skopałam tyłki tym facetom i wtedy Ambrose mnie zobaczył. Powiedział, że
w pierwszej chwili nie miał zamiaru mi pomóc, ale poczuł ode mnie potężną moc. To
była moja zdolność do morphingu. W tym samym czasie Sojusz potrzebował nowych
zabójców, którymi mógłby wypełnić szeregi. Powiedział też, że widział we mnie
wojowniczkę. W ten oto sposób zaczęłam trenować z Lexie i Kelsey.
Ambrose nie miał wątpliwości co do zdolności Jade, Samael też podzielał jego
zdanie. Ta wampirzyca była urodzonym przywódcą. Wiedział to od pierwszej chwili,
kiedy ją spotkał. To było dokładnie to, co go do niej na początku przyciągnęło. Nie
mógł sobie wyobrazić jej śmierci w tak młodym wieku. Los sprawił, że stała się
wampirem, dlatego czasu miała znacznie więcej.
Samael zaczął się zastanawiać, co zrobi Jade po tej misji. Czy dalej będzie zabójcą,
czy może wykorzysta szansę i zostanie trenerką innych wampirów.
Jego myśli zabarwiły się nagle na czerwono. Oni nie mieli przyszłości, a jeśli
Samael nie będzie ostrożny to mogą nie przeżyć nawet roku.
****
Jade nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem obiad przyniósł jej tyle
radości. Cały stres z ostatnich kilku dni zniknął, kiedy tylko Jade znalazła się w
towarzystwie Samael’a. Pierwsze wrażenie jakie na niej wywołał – ‘rządzący się
dupek’ – szybko zostało zastąpione. Wyluzowany i zabawny, nie wspominając już o
tym, że był niesamowicie seksowny – był bogiem seksu – miał wszystko to, czego
Jade nawet nie spodziewała się, że pragnie u mężczyzny. Wzięła łyk wódki i
skrzywiła się, zastanawiając się, czy mogliby powtórzyć ich wspaniały seks jeszcze
przed wyruszeniem na misje, w samochodzie.
Spojrzała w stronę łazienki, czekając aż Samael wróci do stołu.
- 71 -
Rozmowa o jego przeszłości przyniosła bardzo wiele pytań. Pytań, które i tak nie
miały znaczenia, bo Jade pozostała tylko jedna, jedyna noc życia. Jak to by było żyć
z Samael’em? Czy mogliby żyć ze sobą więcej niż tylko marny tydzień? Jade nie
mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio z kimś była. Praca w Sojuszu była
niebezpieczna i nigdy nie było czasu na jakikolwiek związek.
Dopóki Lexie nie miała wizji, Jade nie przywiązywała wagi do śmierci. Teraz,
kiedy nie pozostało jej już na nic czasu, jej myśli wypełniły się rzeczami, których
jeszcze nie zdążyła zrobić. Dobrze się bawiła będąc trenerką, a pobyt w Szkocji był
zbyt wspaniały, żeby mógł być prawdziwy. Oczywiście, nie raz jej szalona adrenalina
skakała tuż przed samą misją, ale nie zdarzyło się jeszcze ani razu, aby nawaliła.
Nawet Ambrose od czasu do czasu bywał z nią na misjach.
Samael wyszedł z toalety, a wszyscy ludzie na sali patrzyli na niego, dopóki nie
usiadł naprzeciwko Jade. Miał na sobie czarną koszulę z kołnierzykiem, a kilka
górnych guzików było rozpiętych. Przypominał jej Ambrose’a i to było straszne.
Kiedy stoi się w promieniu dziesięciu metrów od Samael’a nie można go nie
zauważyć. I choć Jade miała szansę przebywania z nim, to nie wiedziała o tym
demonie praktycznie nic. Jakie były jego ulubione potrawy? Co robi w czasie
wolnym? Czy zakochał się kiedyś wcześniej?
- O czym tak myślisz? – zapytał Samael siadając przy stole.
Wypiła swojego drinka do końca. Myśli o tym ‘co by było gdyby’ tylko
wprowadzały ją w większy smutek.
- Myślałam o tym, że nasz czas nam się kończy.
Mój czas się kończy... Już nigdy cię nie zobaczę i jest mi strasznie smutno, ale taka
jest prawda. Chcę krzyczeć, że to nie fair – chcę po raz ostatni cię dotknąć. Jeszcze
jeden dzień być z tobą. Dlaczego nie spotkaliśmy się wcześniej? Dlaczego?
Samael spojrzał na zegarek zupełnie nieświadom jak bardzo Jade była w środku
zmartwiona i rozżalona.
- Tak, lepiej już ruszajmy.
Demon zawołał kelnera i zapłacił rachunek. Jade wypełnił lęk, kiedy szli do auta.
Myśl o powrocie do hotelu i choć jeszcze jednym dniu życia, wypełniły jej myśli.
Nie, nie mogła stchórzyć. To, co Samael powiedział o śmierci, sprawiło iż trochę
mniej się bała. Nie chciała więcej o tym rozmyślać. Nadszedł czas, aby zakończyła tę
misję z uśmiechem na twarzy, tak jak kiedyś. Mimo iż chciała przestać myśleć, coś
nie dawało jej spokoju. Mała wrażenie, że prócz niej zginie ktoś jeszcze.
Kiedy Samael wziął ją za rękę, ogarnęło ją poczucie bezpieczeństwa. To sprawiło,
ż
e w końcu zapomniała, że już niedługo przestanie istnieć.
Ś
cisnął jej dłoń i zapytał:
- Jesteś gotowa?
- 72 -
Uspokoiła się w i wzruszyła ramionami, starając się wyglądać nonszalancko.
- Jestem, dlaczego miałabym nie być?
- Tylko sprawdzam. Coś czuję, że to będzie nasza ostatnia misja.
Normalnie jakby czytał Jade w myślach.
- 73 -
Rozdział 9
Cztery tygodnie później…
Nowi rekruci weszli do Sali szkoleniowej na ich kolejny trening z Jade i
Samael’em. Trzymając w rękach listę rekrutów, Jade zaczekała aż wszyscy zajmą
miejsce na niebieskiej macie.
Ambrose był w pokoju obok i miał sprawdzał kandydatów na własną rękę. Dziś ona
i Samael mieli zostać ocenieni z ich – trwającej już miesiąc – pracy. Ostanie tygodnie
były niezmiernie zabawne oraz ekscytujące. Jade nie zamierzała tego spieprzyć,
ponieważ lewo co jej tyłek wystartował z nowym harmonogramem szkoleniowym.
Wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- Niektórzy z was wiedzą jak posługiwać się sztyletem, czy mieczem, a inni nie.
Nie osądzajcie sami swoich możliwości, od tego jestem ja i Samael. Zaraz wspólnie
ocenimy wasze umiejętności i dobierzemy was w odpowiednie grupy, zależnie od
tego, co umiecie. Nie martwcie się, jeśli nie jesteście gorsi od swoich rówieśników.
W ciągu kilku najbliższych tygodni wszyscy będziecie na tym samym poziomie.
Samael wziął od Jade listę i zaczął czytać nazwiska kandydatów. Każdy, gdy tylko
usłyszał swoje nazwisko, odpowiadał, że jest.
Kiedy Samael czytał obecność, Jade przyglądała się jego ciału. Na jego widok,
zawsze zasychało jej w gardle i była obolała od potrzeb. Przeklęty rękaw jego
koszulki odsłaniał jego tatuaż, od którego Jade miękły kolana. Czy on robił to
specjalnie?
- Domiel?
Nikt nie odpowiedział, Samael podniósł głowę znad listy i powtórzył:
- Domiel ?
Wtem drzwi do Sali otworzyły się i wpadł przed nie Domiel, zakładając przez
głowę białą koszulkę. Samael przewrócił oczami.
- Znasz zasady, dziesięć okrążeń.
Domiel uśmiechnął się i zaczął biec, ale pod nosem wymamrotał:
- Kurwa, koleś !
Jego firmowy uśmiech został na swoim miejscu.
- Kocham to w każdej minucie swojego życia.
Jade starała się ukryć uśmiech, kiedy odwróciła się w stronę stołu pełnego
przeróżnych sztyletów.
- 74 -
Kiedy pierwszy raz widziała Domiel’a, leżała w kałuży własnej krwi, w ciemnym
klubie; uczucie spokoju przepłynęło nagle przez jej ciało. Niesamowity spokój tuż
przed tamtą misją był spowodowany obecnością Domiel’a.
Nikt nie czuł w jego obecności niepokoju. Jade zaczęła nazywać go Domiel’em
Niebezpiecznym, ale nie dlatego, że jego umiejętności walki były niesamowite.
Nazywała go tak ze względu na to, że każda kobieta rzucała mu się pod nogi. A on
z tego korzystał. Jade nie mogła uwierzyć, że mimo iż mężczyzna miał ponad tysiąc
lat to nigdy nie uprawiał seksu, dopiero kilka tygodni temu. Teraz problemem jego
trenerów było to, że zjawiał się zawsze pod koniec treningów. Wiecznie miał
zmierzwione włosy, a ubierał się po drodze, co dziś także zrobił. Dodatkowo na
kilometr śmierdział kobiecymi perfumami.
Samael skończył sprawdzać obecność, a Jade odwróciła się do stażystów, mówiąc:
- Samael będzie oceniać umiejętności demonów, podczas gdy ja zajmę się
wampirami. Chcemy powoli rozpocząć najważniejszy etap naszych treningów, czyli
walkę z demonami. Oczywiście demony nie muszą się tego uczyć.
Jeden z rekrutów podniósł rękę:
- Czy będziemy doskonalić te umiejętności walcząc z demonami?
Jade spojrzała na Samael’a. Ten miał przylepiony do twarzy głupkowaty uśmiech.
Samael zwrócił się do mężczyzny, który zadał pytanie.
- Zaraz pokażemy z Jade jak walczyć z demonem. Myślą przewodnią naszego
szkolenia jest ‘spodziewaj się niespodziewanego’.
Jade uniosła brew. Samael udowodnił, że to prawda. Zabójczyni nigdy nie
spodziewała się, że miłość do demona może zmienić jej życie… a jednak zmieniła.
- Hej, Jade – krzyknął Domiel biegnąc akurat po przeciwnej stronie sali. – Daj mu
fory.
Cholernie dużo da mu fory. Natychmiast po wypiciu krwi Domiel’a, Jade miała
zwiększone poczucie świadomości. Zarówno ona jak i Samael będą mili coraz więcej
mocy podczas kolejnych karmień.
Oni nie mieli. Oni będą musieli się jakoś wzmocnić.
Jade posiadała teraz moce wampira i demona. Dzięki temu stała się jednym z
najpotężniejszych, żyjących wampirów.
Spojrzała na praktykantów, mówiąc:
- Tak jak powiedział Samael, spodziewajcie się niespodziewanego.
Samael podszedł do niej i pocałował ją w czoło. I choć wiedział, że wszyscy na Sali
go usłyszą, szepnął do zabójczyni:
- Dodaj, że w sypialni.
- 75 -
Chwyciła listę obecności i uderzyła go nią. Samael zaczął wyć i krzyczeć. Jak
mogła się nie uśmiechnąć? Była zupełnie jak nie ona. Miała wszystko, czego chciała:
dom, przyjaciół i miłość.
I jednego gorącego demona, któremu niedługo miała skopać tyłek.
Ż
ycie jest dobre.
KONIEC
Tłumaczenie: Katherine Carther
(zakochana.wariatka)