background image

REHABILITACJA W PRAKTYCE 2/2006

COVER STORY

Wiedzie

ć

gdzie b

ędzie krążek...

Marek Jarzębski: Gdzie zatem panie dyrekto-

rze będzie krążek?

Krystian Oleszczyk: Odpowiedź jest 
jeszcze bardziej ogólna niż pańskie 
pytanie. Kilka lat temu Nagrodę Nobla 
w dziedzinie zarządzania przyznano za 
sformułowanie pewnych ogólnych tez 
dotyczących zarządzania w środowisku 
nieprzewidywalnym. Środowisko, w któ-
rym działamy, za chwilę będzie jeszcze 
bardziej nieprzewidywalne niż jest dzisiaj. 
Ono zmienia się bardzo dynamicznie. 
Trwałych punktów odniesienia – finanso-
wych, politycznych czy organizacyjnych 
– jest bardzo niewiele. 
Skoro zatem świat otaczający zakład 
opieki zdrowotnej jest zmienny, płynny, 
powinniśmy zachować maksymalną ela-
styczność, zdolność przystosowania się 
do każdych nowych warunków, pojawia-
jących się wyzwań, nowych produktów 
etc. Powinniśmy działać jak radar, który 
stale śledzi otoczenie. I umieć wykorzy-
stać zebrane informacje dla dostosowa-
nia naszej jednostki do tych zmiennych 
warunków. Tyle, jeśli chodzi o otoczenie 
zewnętrzne. 
Co zaś tyczy się „wnętrza” jednostki 
– należy koncentrować się na umacnia-
niu jej zasobów. Mam tu na myśli po 

pierwsze, stałe podnoszenie kwalifikacji 
ludzi, a po drugie dbałość o wyposażenie, 
trwałość budynków i kondycję finansową 
placówki.

To zacznijmy od finansów. Podstawowym źró-

dłem finansowania „Rept” jest kontrakt z NFZ. 

Czy widzi pan możliwości dywersyfikowania 

przychodów?

Dla szpitala głównym źródłem finansowa-
nia rzeczywiście jest kontrakt. Staramy się 
pozyskiwać również dodatkowe dochody, 
tak z działalności medycznej, jak i pozame-
dycznej. Na przykład na zasadach wolnego 
rynku wykonujemy część świadczeń na 
rzecz innych podmiotów opieki medycz-
nej. W odróżnieniu od NZOZ-ów, prawo 
nie pozwala nam na leczenie chorych poza 
systemem. To jest zupełnie niezrozumiałe 
i – jak sądzę – również niekonstytucyjne, 
ponieważ dzieli podmioty na lepsze i gor-
sze, skrępowane i bardziej swobodnie 
działające na rynku.

NZOZ-y oburzają się, bo wprawdzie mogą 

leczyć „za pieniądze”, ale czują się dyskry-

minowane w kontraktach.

A czy widział pan NZOZ, który splajtował? 
No, chyba że został źle skonstruowany lub 
był nieumiejętnie zarządzany. Rozumiem 

ich żale. Chcę natomiast zwrócić w tym 
miejscu uwagę na fakt, iż zarządzający du-
żymi szpitalami otrzymali pewną strukturę 
niejako w spadku. Ich wpływ na jej kształt 
jest bardzo ograniczony (co nie znaczy, że 
nie dokonaliśmy w „Reptach” wielu istot-
nych zmian). Gdybym na przykład miał 
skonstruować zupełnie nowy podmiot, 
mógłbym pozbyć się tego całego „pięć-
dziesięcioletniego garbu”, przeprowadzić 
kalkulację, zoptymalizować koszty i pod-
jąć decyzję, czy taki projekt ma sens, czy 
też nie. Dyrektor SPZOZ-u nie ma takiej 
możliwości. Szpital po prostu musi być, bo 
są chorzy, bo w powiecie nie ma innego. 
Nie ma też chyba jeszcze przyzwolenia na 
większe prywatyzacje.

Inicjatyw w tym kierunku też zbyt wielu nie 

widać.

Widać za to ogromny opór pracowników 
publicznych zakładów, których zarobki 
są wprawdzie rażąco niskie, ale którzy, 
nie widząc dla siebie żadnej możliwości 
zaistnienia na rynku, bronią swoich miejsc 
pracy za wszelką cenę.

Nie kusi pana, żeby sprywatyzować „Repty”?

Nigdy nie zastanawiałem się nad tym 
poważnie. 

W 1994 roku mia

łem szczęście szkolić się w USA. Wśród materiałów, które wów-

czas otrzyma

łem, znalazł się również podręcznik zarządzania strategicznego, 

gdzie znalaz

łem zdanie słynnego hokeisty Wayne`a Gretzky’ego. Podobno miał 

on powiedzie

ć: „Wszyscy na lodowisku widzą, gdzie jest krążek; sztuka polega 

na tym, 

żeby wiedzieć, gdzie będzie on za chwilę – i tam się ustawić”. Rozmawia-

my z dr. med. Krystianem Oleszczykiem, od 15 lat dyrektorem GCR „Repty”, 
szpitala, który w

łaśnie obchodzi 45-lecie działalności.

background image

8

REHABILITACJA W PRAKTYCE 2/2006

COVER STORY

Dlaczego?

Ponieważ nie widzę ideologicznej wyższości 
podmiotów prywatnych nad publicznymi ani 
odwrotnie. Na świecie są zarówno świetne, 
jak i marne szpitale publiczne i prywatne, 
przy czym rynek podmiotów niepublicznych 
stawia nieco większe wymagania. 
Owszem formuła SPZOZ jest dla dyrektora  
nieco dokuczliwa. Głównie dlatego, że 
spowalnia proces decyzyjny. Nie chcę przez 
to powiedzieć, że mam złe kontakty z radą 
społeczną czy organem założycielskim, nie-
mniej np. procedury akceptacji projektów 
trwają, a czas w warunkach gospodarki 
rynkowej ma bardzo istotne znaczenie.

A spółka pracownicza?

To mogłoby być świetne rozwiązanie. Pi-
łeczka nie jest jednak po stronie dyrektora. 
Ja mogę zarządzać zakładem, tak publicz-
nym, jak i prywatnym. Powiem więcej, ja 
nawet nie mam czasu na myślenie o tym, 
żeby przekonywać kogokolwiek o potrze-
bie prywatyzowania tego szpitala.

Uparcie drążę ten temat, bo wciąż  słyszę 

opinie, że SPZOZ to taka dziwaczna forma, 

którą nie da się efektywnie zarządzać.

Istnieje coś takiego jak nieuprawniona 
tendencja do uogólnień. O szpitalach mówi 
się na ogół językiem menedżerów, którzy 
mają problemy. Tymczasem z mojej wiedzy 
wynika, że co najmniej 1/3 dużych szpitali 
w Polsce jest świetnie zarządzana, doskona-
le wyposażona i nie ma przeterminowanych 
żadnych znaczących zobowiązań. Cały czas 
mówimy o tych, którym się nie udaje, na-
tomiast nie pokazuje się placówek, które 
odnoszą sukces. Inna rzecz, że ci, którym się 
świetnie powodzi – pozostając pod presją 
środowiska – dość niechętnie o sobie mó-
wią. Znam wielu dyrektorów wyśmienitych 
szpitali, którzy w ogóle nie chcą się chwalić, 
bo a nuż coś im odbiorą, tylu przecież jest 
słabszych i potrzebujących... Funkcjonuje 
taki mechanizm, żeby pomagać, nieraz za 
wszelką cenę, tym, którzy ledwie zipią.... 
– bo to jedyny pracodawca w powiecie, bo 
do innego szpitala daleko etc.

Nie należy pomagać upadającym zakładom?

Pomoc ma sens tylko wtedy, jeśli wiąże się 
z poważną, a nie udawaną restrukturyza-
cją. Tymczasem u nas dalej uruchamia się 
środki na fikcyjne programy restrukturyza-
cyjne, o których wszyscy wiedzą, że nigdy 
nie będą zrealizowane. Być może, gdyby 
w służbie zdrowia działały prawa rynku, 
te środki nie byłyby marnowane. 

Pacjenci mówią: Jak cię w „Reptach” nie wyleczą, 

to nikt inny tego nie zrobi. To zasługa wysokich 

kwalifikacji i umiejętności załogi?

Wyręczył mnie pan w odpowiedzi. Jeśli jakiś 
duży publicznie w ciągu czterdziestu pięciu 
lat oceniany podmiot jest tak postrzegany, 
wartość przytoczonej opinii pozostaje bardzo 
duża. Gdybyśmy istnieli krótko, kilka lat, 
można by powiedzieć: świetnie wystartowali, 
rokują dobrze, poobserwujmy ich. Jeśli nato-
miast, pracując z najciężej poszkodowanymi 
(a głównie tacy do nas trafiają), po kilkudzie-
sięciu latach nasze zespoły wciąż cieszą się 
dobrą opinią, to wydaje mi się, że jej ciężar 
gatunkowy jest znaczący. 
Posiadanie takiej opinii w ekonomii określa 
się czasami jako dodatkowy zasób. U nas 
pracują nań i wysokie kwalifikacje załogi, 
i dobra organizacja pracy, i dobre zarządza-
nie. Dysponujemy rzecz jasna bardzo dobrym 
wyposażeniem, niemniej – jak to się mówi 
– czynnik ludzki decyduje. 

A ile pan płaci załodze?

Katastrofalnie mało. Średnia na etat, z uwzględ-
nieniem dyżurów, wynosi ok. 1,6 tys. zł. 
Pielęgniarki otrzymują ok. 1,1 tys. zł wynagro-
dzenia podstawowego. Lekarze z II stopniem 
specjalizacji – ok. 1,8 tys. zł. Do tego dochodzą 
pochodne, ale też potrącenia. Zatem nasze 
wynagrodzenia w sposób rażący odbiegają 
od średniej krajowej, która zdaje się do-
chodzi już do 3 tys. W moim przekonaniu 
średni personel powinien zarabiać właśnie 
tyle. Z przeprowadzonych przez nas badań 
wynika, że 76% pracowników swoje wynagro-
dzenie ocenia jako złe lub bardzo złe (ryc. 1), 
ale na pytanie: „Czy wiążesz swoją przyszłość 
ze szpitalem”...

...załoga (cytując premiera) odpowiada: yes, 

yes, yes! Dlaczego?

W badaniu zapytaliśmy także, czy praca 
w tym szpitalu jest źródłem satysfakcji 
zawodowej? i otrzymaliśmy duży odsetek 
odpowiedzi twierdzących (ryc. 2). Wysoka 
lojalność wobec zakładu wynika z tego, 
co ci ludzie wzajemnie sobie tu dają: 
z dobrej organizacji, dobrej współpracy, 
poczucia wykonywania pracy sensownej, 
która owocuje szacunkiem pacjentów 
i satysfakcją. 
Ale jest i druga strona medalu – rynek 
pracy. Zdaję sobie sprawę, że gdyby w na-
szym otoczeniu działały podmioty gotowe 
zapłacić więcej, znacznie trudniej byłoby 
mi utrzymać tak dobrą załogę. Zdarzało 
się, że opuszczali nas zdolni fachowcy, 
w których rozwój dużo zainwestowaliśmy. 
Na szczęście dotyczyło to pracowników 
niemedycznych. Alternatywą dla nieak-
ceptującego zasad wynagradzania w służ-
bie zdrowia pracownika medycznego jest 
wyjazd za granicę. To jednak wiąże się 
z poważnym wyborem życiowym, a nasza 
załoga nie jest już bardzo młoda. 

Czy związki zawodowe nie przeszkadzają 

w zarządzaniu szpitalem?

Boję się, że zabrzmi to jak kokieteria, 
ale moje doświadczenia z działaczami 
związkowymi są zupełnie inne niż wielu 
kolegów dyrektorów. Oczywiste jest, że 
związki wyrażają dezaprobatę wobec wy-
sokości (a raczej niskości) wynagrodzeń. 
Nawet nie próbuję z nimi polemizować, 
zwłaszcza że myślę tak samo. 
Jestem dyrektorem od piętnastu lat i z tej 
perspektywy wydaje mi się, że jedynym 
sposobem na dobre kontakty ze związkami 
zawodowymi jest dostarczanie im pełnych, 
wyczerpujących informacji dotyczących 
sytuacji zakładu. W „Reptach” działacze 
biorą udział w cotygodniowych odprawach 
zarządu szpitala i wiedzą wszystko, więc 
mają poczucie, że nie są okłamywani. 
Skoro dysponujemy takim samym zaso-
bem informacji – nasze wnioski też są 
takie same. 

background image

REHABILITACJA W PRAKTYCE 2/2006

COVER STORY

chorych. Wykorzystując wszystkie moce, 
możemy rocznie przyjąć 8 tys. pacjen-
tów stacjonarnych. Skierowań wpływa 
13-15 tys., więc żeby zagwarantować 
sobie tzw. pełne obłożenie – nie musimy 
wykonywać żadnych działań. Zabiegi mar-
ketingowe wykonujemy natomiast po to, 
żeby umocnić naszą pozycję, aby zobiek-
tywizować to przekonanie, o którym pan 
mówił. Jednym z najlepszych sposobów 
jest działalność naukowa (publikowanie 
obiektywnych wyników) i dydaktyczna. 
Jesteśmy szpitalem posiadającym akredy-
tację Ministerstwa Zdrowia do prowadze-
nia specjalizacji lekarzy i fizjoterapeutów 
w dziedzinie rehabilitacji. Organizujemy 
kursy akredytowane przez Centrum Me-
dycznego Kształcenia Podyplomowego. 
Działamy również poprzez obecność 
w krajowej i europejskiej sieci szpitali 
promujących zdrowie. Dbamy o kontakty 
z mediami, kiedy mamy coś ważnego do 
zakomunikowania – czyli często. 

Ważnym obszarem oddziaływania marketin-

gowego jest środowisko decydentów.

W normie ISO 9001 określa się to jako 
dobre kontakty z dostawcami. Naszym do-
stawcą jest przecież także NFZ, który usi-
łujemy uzbrajać w informacje o powadze 
i randze naszego leczenia. Są nimi samo-
rządy zawodów medycznych, nasz organ 
założycielski, który cały czas informujemy 
o naszych osiągnięciach i potrzebach. 

Lubi pan muzykę kameralną? Zadałem to 

pytanie, ponieważ miałem okazję wysłuchać 

w „Reptach” koncertu Kwartetu Śląskiego, 

który zorganizował pan dla załogi z okazji 

podsumowania ubiegłego roku. Było bardzo 

uroczyście.

To już tradycja. Muzycy zagrali u nas po 
raz bodaj dziesiąty. Koncert był częścią 
szerszego projektu pod nazwą „Muzyczna 
akademia zdrowia”, w ramach którego 
co czwartek pacjenci i pracownicy mogą 
uczestniczyć w jakimś wydarzeniu mu-
zycznym.  

‰

1

  Krystian Oleszczyk: O inwestowaniu. „OPM” 

nr 3/06, s. 64

W kraju aż huczy od informacji o akcjach 

protestacyjnych lekarzy walczących o wyższe 

pensje. Kiedy ostatni raz dał pan załodze 

podwyżkę?

W oparciu o katastrofalną ustawę „203”, 
która de facto przetrąciła kręgosłup wielu 
instytucjom. W sposób graniczący chyba 
z cudem w dziedzinie zarządzania wypła-
ciliśmy całą tę podwyżkę, gwarantując ją 
odpowiednimi zapisami w umowach o pra-
cę. Dwukrotnie też – w roku 2004 i 2005 
– załoga otrzymała premię świąteczną, co 
zresztą spowodowało, że mieliśmy ujemny 
wynik finansowy (postanowiłem zaryzy-
kować, mając nadzieję, że NFZ zapłaci 
nam za całość nadwykonań, tymczasem 
dostaliśmy mniej niż nam się należało).

Czy chociaż kontrakt na 2006 rok jest wy-

starczający?

Nie jest. O roku 1999 działamy tak jakby 
jeden z naszych 12 oddziałów pracował 
bez kontraktu. To stały element gry. 
Co roku mamy nadwykonania, za które 
NFZ, kiedy ma pieniądze, płaci, a jak nie 
ma – nie płaci.

To skąd pan bierze środki na te wszystkie  

niemałe przecież inwestycje, choćby termo-

modernizację całego obiektu czy kriokomorę, 

w której otwarciu uczestniczyłem ostatnio? 

Szpital ma hojnych sponsorów?

Sponsorom i darczyńcom – których ogrom-
nie cenimy – zawdzięczamy rzeczywiście 
całkiem sporą liczbę urządzeń, które na 
przestrzeni lat udało nam się zainstalo-
wać. Niemniej trzeba jasno powiedzieć, 
że ich pomoc nie może rozstrzygać o losie 
szpitala. Nasz szacunek dla nich jest nie-
skończony. Pomagają nam wykonać pewne 
cząstkowe zadania. Natomiast ich udział 
w całości rocznych przychodów szpitala 
oscyluje wokół 1,5%. 
Mamy inne poważne źródła finansowania, 
o których zresztą pisałem niedawno na ła-
mach „OPM”

1

. Są to fundusze europejskie, 

specjalne programy ministerialne i zasoby 
organu założycielskiego, który w ostatnich 
latach wypracował pewne nadwyżki i za-

inwestował je w procedurę specjalnych 
konkursów w służbie zdrowia. Z tych środ-
ków udało nam się kilka razy skorzystać. 
Powyższe było dla nas zjawiskiem zupełnie 
nowym, ponieważ były to pierwsze pienią-
dze z samorządu województwa śląskiego, 
jakie pojawiły się od roku 1998. I to na 
dodatek znaczące, stanowiące więcej niż 
10-15% naszego budżetu. 

„Repty” to także ośrodek naukowy.

Ma to swoje uwarunkowania historyczne. 
Od początku działały tu osoby liczące 
się w świecie nauki. Trzeba wymienić 
prof. Hieronima Powiertowskiego, świa-
towej sławy neurochirurga. Do roku 2002 
funkcjonowała u nas Klinika Rehabilitacji 
Śląskiej AM, której pierwszym kierowni-
kiem był doc. Józef Juszko, a spuściznę po 
nim przejęła prof. Krystyna Dobosiewicz. 
W chwili obecnej pracuje u nas prof. Józef 
Opara, który niedawno miał wystąpienie 
na światowym kongresie neurorehabi-
litacji, a w najbliższych dniach organi-
zuje w „Reptach” konferencję naukową 
poświęconą rehabilitacji pacjentów po 
udarach mózgu. Osobą wykazującą dużą 
aktywność naukową jest dr Jerzy Rybicki. 
Podczas ubiegłorocznego kongresu kar-
diologicznego w Katowicach wygłosili-
śmy cztery doniesienia. Nasze trzy prace 
zostały zakwalifikowane na europejską 
konferencję na temat prewencji i rehabi-
litacji kardiologicznej, która odbędzie się 
w maju w Atenach. Osobą aktywną na-
ukowo i stale rozwijającą się jest dr Anna 
Zielińska-Meus.

Czy publicznemu szpitalowi zależy na pozyski-

waniu pacjentów? Po co wam marketing?

Zacznijmy od pacjentów. Oczywiście, że 
nam zależy! To przecież główny powód 
istnienia szpitala. 

Ale oni sami i tak do was przyjdą.

Ktoś mógłby powiedzieć, że jesteśmy 
w komfortowej sytuacji, bo nie ma w kraju 
drugiego szpitala, który dysponowałby 
12 oddziałami rehabilitacyjnymi. Mamy 
też markę, o której pan wcześniej wspo-
minał. Naszym problemem jest nadmiar 

48%

1%

7%

16%

28%

48%

22%

8%

4%

18%

Zdecydowanie nie (140)
Raczej nie (82)
Ani tak, ani nie (48)

Raczej tak (21)
Zdecydowanie tak (3)

Zdecydowanie nie (11)
Raczej nie (23)
Ani tak, ani nie (66)

Raczej tak (140)
Zdecydowanie tak (54)

Jestem zadowolony z mojego wynagrodzenia

Praca w tym szpitalu jest źródłem satysfakcji zawodowej

Ryc. 1.

Ryc. 2.