670 Williams Cathy Paryska przygoda(1)

background image
background image

CathyWilliams

Paryskaprzygoda

Tłumaczenie

DorotaViwegier-Jóźwiak

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

AliceMorganrazporazzerkałanazegarek.Byładziesiątatrzydzieści,aonasie-

działawbiurzeodpółtorejgodzinyiniktniemiałnawetzamiarupowiedziećjej,czy
spędzitutajgodzinę,dwie,czyteżmożeposiedzidowieczora.

Możliwe,żewogóleoniejzapomnieli.Jejprzyszłyszefprzychodziłdobiuraiwy-

chodziłzniegoodowolnychgodzinach.Nieuznawałteżżadnychautorytetów.Tego
wszystkiego Alice dowiedziała się od drobnej blondyneczki w typie Barbie, gdy
wkońcupostanowiłazajrzećdosekretariatu.

–Zajrzypaniwgrafik?–zasugerowałaAlice.–Możemiałranospotkanieizapo-

mniał,żemamprzyjśćodziewiątej.Proszęsprawdzić,żebymwiedziała,jakdługo
mamjeszczeczekać.

Wszystko na nic. W życiu jej przyszłego szefa pocie grafiku nie występowało.

Miał doskonałą pamięć. Blondyneczka wyszeptała to niemal z nabożeństwem. Po-
chwaliła się też, że kilka miesięcy temu zastępowała asystentkę przez parę dni
imożeprzysiąc,żeżadnegografikuniewidziała.

Alice wróciła do siebie. Blondyneczka zajrzała do niej jeszcze dwa razy, uśmie-

chającsięprzepraszaco.Szefaniebyłoiniktniewiedział,kiedybędzie.Wodpo-
wiedzi Alice westchnęła i popatrzyła z ciekawością za szybę, która oddzielała jej
niedużypokoikodznaczniewiększegoiluksusowourządzonegogabinetuGabriela
Cabrery.

Kiedy dowiedziała się, dokąd tym razem skierowała ją agencja pracy tymczaso-

wej,omałoniepodskoczyłazradości.Biurajejprzyszłegopracodawcyznajdowały
sięwnajbardziejekskluzywnymbudynkulondyńskiegoCity.TheShardbyłuważany
zaklejnotwspółczesnejarchitektury.Turyścistaliwkolejkach,żebydostaćsięna
taras widokowy efektownego wieżowca, który przypominał szklany sopel wbity
wniebo.Domieszczącychsiętambarówirestauracjitrzebabyłorobićrezerwację
z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. A teraz miało to być jej nowe miejsce pracy.
Co prawda przez kilka tygodni, ale z szansą na stałe zatrudnienie. Musiała tylko
zrobićdobrewrażenie.

Kobieta z agencji dodała, że na tym stanowisku ciągle kogoś zatrudniają i zwal-

niają. Alice nigdy jednak nie wątpiła w swoje możliwości. Jako asystentka była
świetna. Kiedy tego ranka, punktualnie o godzinie ósmej czterdzieści pięć stała
w przestronnym hallu biurowca, postanowiła, że zrobi wszystko, aby tu pozostać
jaknajdłużej.

Poprzedniapracabyłacałkiemprzyjemnainieźlepłatna,alehermetyczneśrodo-

wisko niezbyt jej odpowiadało. Na dodatek nie miała tam szansy na awans. Tutaj
dziesięmogłarozwijać.Niechciałacałeżycienosićpapierówzaszefemiparzyć
kawygościom.

Wtejchwilijednakogarłyjączarnemyśli.Jeślinowyszefzarazsięniepojawi,

nietylkonieawansuje,alenawetnierozpoczniedziśpracyibędziemusiaławrócić

background image

tujeszczeraz,azastraconydzieńniktjejniezapłacianinawetniepowieprzepra-
szam.Zastanawiałasię,czytocałezatrudnianieizwalnianieasystentekniemiało
przypadkiemzwiązkuztym,żetoonemiałypokrótkimczasiedośćnowego,genial-
negoszefa,anieodwrotnie.

tem oka dostrzegła swoje odbicie w lustrze, które zajmowało część ściany,

i zmarszczyła czoło. Jej schludny, ale niczym niewyróżniacy się wygląd zdecydo-
wanieniepasowałdootoczenia.Gdyszłatutajrano,poczułasięjaknaplanieseria-
luoprawnikach.Mężczyźninosilidrogiegarnitury,akobietymiałyupiętewłosy,ko-
stiumyodznanychprojektantówiwysokieobcasy.Młodzi,zamożni,ambitni,pomy-
ślała,wsiadającdowindy.

Tymczasemonaprzypominałatrochęstudentkę,atrochęmiłądziewczynęzsą-

siedztwa.Brązoweoczyidługie,prostekasztanowewłosy,opadacezaramiona.
Grzywka, delikatny makijaż i muśnięte błyszczykiem usta. Do tego biała bluzka,
grafitowaspódnicaiżakiet,wktórychwyglądałazaledwiepoprawnie.Niezbytdłu-
giepaznokciepociągniętebezbarwnymlakierem.Jasne,prawieniewidocznerajsto-
pyiczarnepantoflenaniskimobcasie.Byławysokądziewczyną,aniewiedzącnic
oswoimprzyszłymszefie,niechciałaznaleźćsięwsytuacji,wktórejbędziezmu-
szonapatrzećniegozgóry.

Nie wyglądała źle, ale nawet nie w połowie tak elegancko jak inne kobiety dys-

kretniestukaceobcasamipokorytarzachTheShard.

Byłojużprawiepołudnie,gdydrzwidogabinetuotworzyłysięiwstanąłwnichjej

nowyszefGabrielCabrera.Dlaczegoniktjejnieuprzedził,żejesttaknieziemsko
przystojny?Zgóryspoglądałynaniąciemneoczyiprzystojna,skupionatwarz.Na
pewnobyłodniejwyższy,coprzyłazulgą.

Zmarszczyłbrwi,najwyraźniejzaskoczonywidokiemnieznanejosoby.
–Kimpanijest?
Alice przywołała na twarz uśmiech i od razu przylepiła mu etykietkę aroganta.

Podeszłabliżej,wyciągającnapowitaniedłoń.

–AliceMorgan.Przysłałamnieagencjapracytymczasowej.
Uścisnąłpodanądłoń,taksującjąodgórydodołu.
Zaczerwieniłasię.
– Przyniosłam CV – powiedziała, otwierając teczkę i wyjmując z niej plik doku-

mentów.

–Niebędziepotrzebne–odparł.
Jejnowyszefwłożyłdłoniedokieszenispodniiobszedłjądookoła,jakbybyłaeks-

ponatemwgablocie.Toskandal,wtakisposóbtraktujesiętutajkobiety,pomyślała
wzburzona.

Mogławyjść.Właściwiedawnojużpowinnatozrobić.Tożekazałjejczekaćtyle

czasu,byłowystarczacymdowodemlekceważenia.Byłotylkojedno„ale”Agen-
cja zaproponowała jej dużą podwyżkę w porównaniu do poprzedniej pensji, nato-
miastzakresobowiązkówbyłpodobny.Gdybyprzeszłaokrespróbny,mogłabyzara-
biaćjeszczewięcej.Amożenawetawansować.Jejmyśliposzybowałykuprzyszło-
ści,wktórejjakowybitnaspecjalistkakierowaładużymzespołem,realizowałapro-
jekty,zbierałapochwały,apopracywracaładopięknegoapartamentu,aniedziupli
naprzedmieściach,wynajmowanejrazemzkoleżanką.

background image

ZniejakimżalemporzuciławięckuszącąwizjęwytknięciaGabrielowiCabrerze,

coonimmyśli.

TymczasemCabrera,okrążywszyją,stanąłnaprzeciwkoiuśmiechnąłsię.
–Nowaasystentka.Terazsobieprzypominam.Byliśmyumówieni.
–Czekamodósmejczterdzieścipięć–powiedziałazprzesem.
–Wtakimraziemiałapanidużoczasu,byzapoznaćsięzewszystkimimoimispół-

kami.–Popatrzyłznaczącowstronęciężkiegoregału,naktórymstałyopasłetomi-
skaliteraturyprawniczej.

–Niktmnieniewprowadziłwobowiązki.Zwyklerobitoktóryśzpracowników,

ale–Rozejrzałasięniepewniepogabinecie.Alenajwyraźniejmojapoprzedniczka
zwiaławpopłochu,dodaławmyślach.

–Niestetyniemamczasunawykłady,będzieszmusiałazorientowaćsięnabieżą-

co, Alice. Dobrze zapamiętałem imię? – Nie czekając na potwierdzenie, kontynu-
ował:–Mamnadzieję,żenietrzebacibędziewszystkiegopokazywaćpalcem.

Bladepoliczkizażowiłysię.Uciekławzrokiemwbokiwyprostowałasię,uno-

szącdumniegłowę.Nietakiejreakcjisięspodziewał,alemożeprzynajmniejtymra-
zemagencjaznalazłakogoś,ktoniebędziewyłącznietrzepotaćrzęsamiiposyłać
muuwodzicielskichuśmiechów.Rzuciłokiemnapapierowąteczkę,którątrzymała
wdłoni.PannaAliceMorgan.Dumnaiambitna.Natakąwłaśniewyglądała.

–Nodobrze,Alice–powiedział,zacierającdłonie.–Punktpierwszydzisiejszego

programu to kawa. Wkrótce przekonasz się, że to jeden z ważniejszych obowiąz-
ków.Dlamniemocna,czarna,zdwiemakostkamicukru–powiedziałznamaszcze-
niem.

Alicebyłapewna,żestroisobiezniejżarty.
–Jeślirozluźniszsięniecoiobciszwlewo,otak,właśniewtęstronę–pochwa-

liłją–zobaczyszszklanedrzwi.Zanimiznajdujesiękuchenka.Jesttamwszystko,
czegopotrzebadoprzyrządzeniawyśmienitejkawy.

Oczywiście,proszępana.–Alicebezprotesturuszyławstronęszklanychdrzwi,

odkładającpodrodzeswojąteczkęidokumentynabiurko.

–Potemwłączlaptopiprzyjdźznimdomojegogabinetu.Muszędoprowadzićdo

końcakilkaważnychtransakcji.Ach,byłbymzapomniał,możeszbyćspokojna.Nie
jadamasystenteknaśniadanie.

Dopiero kiedy zniknął za drzwiami swojego gabinetu, odzyskała pełnię władzy

wnogach.Obowiązeknumerjeden:porannakawa.Wpoprzedniejpracyniemusia-
łarobićkawyszefowi.Najwyraźniejrównouprawnieniejeszczeniezawitałowpro-
giTheShard.

Alicenienależaładoosób,którenasiłęszukająkonfrontacji.Mierziłyjąjednak

wszelkiezadydyktatorskie,ajejszef,zdajesię,byłnajzwyczajniejwświecieroz-
puszczony przez bogactwo i władzę. Żeby przynajmniej nie był aż tak przystojny.
Alekiedystanąłtużprzednią,widealnieskrojonymgarniturze,znonszalanckood-
garniętymidotyłuwłosamiitwarząorysachsupermodela,poczułasiębezbronna
jakpłotkawtowarzystwierekina.

–Usiądź–powiedział,gdyweszładojegogabinetu,niosącprzedsobąlaptop.Zfi-

liżankizkawą,którąpodałamudwieminutytemu,unosiłsięprzyjemnyaromat.

Gabinetrobiłwrażenie.Przeszkloneścianyiwysokieoknazpółotwartymipiono-

background image

wymiżaluzjamiwpuszczałydownętrzamnóstwoświatła.Niecodalejwwydzielonej
roślinnościąwnęceznajdowałsiędużyowalnystółitablica.

–Napoczątekopowiedz,coumiesz.
Przypominała mu wróbelka. Tak właśnie. Schludnego, czujnego wróbelka. Nogi

złączone, ustawione pod lekkim kątem. Na kolanach laptop, spojrzenie taktownie
unikacejegowzrokuiskupionenapracy.Możepowinienpoprosićagencję,żeby
przysłałakogośbardziejreprezentacyjnego.Lubiłkobiety,naktóreprzyjemniebyło
patrzeć.Innasprawa,żetakiezwykleniewieleumiałyiwkońcuitakmusiałjewy-
rzucić.OdkądsześćdziesięcioletniaGladys,którapracowaładlaniegoprzezsiedem
lat,postanowiławyjechaćdoAustraliidocórki,Gabrielzdążyłzatrudnićjużkilka-
naście asystentek i żadna nie znalazła się w pobliżu poprzeczki, którą Gladys za-
wiesiłabardzowysoko.

Mógł mieć wszystko, pomyślał gorzko. A jednak znalezienie idealnej asystentki

okazywałosięproblememnie doprzebrnięcia.Każdainna agencjajużdawnowy-
kreśliłabygozlistyklientów,alepłaciłtyle,żecierpliwietolerowalijegofanaberie
icomiesięczneprośbyoznalezieniekolejnejchętnej.

Wróbelektymczasemszczebiotałoswoichumiejętnościachiobowiązkachwpo-

przedniejpracy.

–Wporównaniudopoprzedniejdziewczyny,wydajeszsiękompetentna–przerwał

jej.

Aliceuśmiechłasięgrzecznie.
–PlikztransakcjąHammondsaznajdziesznalaptopie.Otwórzgoipowiemci,co

znimzrobić–wróciłdomeritum.

NastępneczterygodzinyAlicespędziła,niepodnoszącnawetgłowyznadkompu-

tera.Niemiałateżprzerwynalunch,ponieważjejszefraczyłpojawićsięwpracy
właśnie wtedy, gdy większość pracowników wychodziła coś przesić. O wpół do
czwartej podniosła się i rozprostowała dłonie. W szklanych drzwiach stał Gabriel
Cabreraiprzyglądałjejsię.

–Dajeszsobieradę–rzuciłzuznaniem.–Amożetotylkoefektpierwszegodnia?

Chceszzrobićdobrewrażenie?

WferworzepracyAlicezdążyłajużzapomniećoaroganckimzachowaniu,jakim

jąprzywitał.Terazjednakwrażeniewróciłozezdwojonąsiłą.Najwyraźniejniepo-
trafiłjejpochwalićbezrównoczesnegowbiciaszpili.

–Potrafięciężkopracować–odpowiedziałakrótko,aleonzdążyłjużrozsiąśćsię

naprzeciwko jej biurka, wyciągnął nogi przed siebie, założył ramiona za gło
iprzyglądałjejsięuporczywie.Spuściłaoczyiusiadłanabrzeżkufotela,zastana-
wiając się co teraz. Gabriel Cabrera miał niewątpliwie bystry umysł prawnika.
Umiał wyłuskać istotę problemu, przeanalizować różne warianty rozwiązań i wy-
brać najkorzystniejszy w danym momencie. Sprawiał wrażenie człowieka, który
chciał,abywszyscygralitak,jakimzagra.Iwłaśnietojąirytowało.

–Doskonałaodpowiedź–powiedział.
–Dziękuję.Możemógłbymipanpowiedzieć,októrejdziśskończymypracę?–za-

pytała, przypominając sobie, że przez niego siedziała tu bezczynnie cały poranek,
aonnawetnieraczyłwytłumaczyćsięzespóźnienia.

–Skończymy,kiedyuznam,żeniemajużnicwięcejdozrobienia.Tutajniepatrzy-

background image

myciąglenazegarek.Chybażemaszjakieśzobowiązaniapozapracą?–Popatrzył
naniąpytaco.

DrżącymidłońmiAlicewyprostowałaspódnicę.Miałaprzedsobązabójczoprzy-

stojnegomiliardera,który,jakjużsięzdążyłaprzekonać,niebyłskłonnydonego-
cjacji.Jeślijednakteraznieustalipewnychgranic,kiedymajeszczejakątakąswo-
bodę,boprzecieżniepracujetunastałe,takaokazjamożesięnigdynienadarzyć.
Pomyślałaomatce.Anisiedzeniedowieczora,anipracawweekendyniewchodziły
wjejprzypadkuwgrę.Pozanagłymiwypadkami.

–Oczywiście,mogęzostaćdłużej,jeślibędzietrzeba,alecenięswojeżyciepry-

watneichciałabymwiedziećzgóry,jakczęstotakiesytuacjesięzdarzają.

–Wmojejfirmieniepracujemywtensposób–uciął,zanimzdążyłanabraćpowie-

trza,bykontynuować.Wjegofirmiewszyscymusielipracowaćpodjegodyktando.
Wprzeciwnymrazienależałosięliczyćzezwolnieniem.Samzaczynałodniczego,
aterazmiałwszystko.Czyzaszedłbytakdaleko,gdybypozwalałpracownikomro-
bić,coimsiępodoba?Napewnonie.Uśmiechnąłsię,tłumiąckąśliwąuwagę.

–Oiledobrzepamiętam,zaoferowaliśmystawkędwukrotniewyższąodstandar-

dowejdlapodobnychstanowiskwinnychfirmach.

Winnychfirmachiznormalnymszefem,przeszłojejprzezmyśl.
–Toprawda–przyznała.
–Chceszpowiedzieć,żetozadużo?Bomożemyjąobniżyć,stosowniedoposta-

wionych warunków – roześmiał się nieprzyjemnie. – Niewiarygodne! Jesteś tu od
pięciuminutijużstawiaszwarunki?

–Wagencjipowiedzianomi,żemogęliczyćnastałezatrudnienie.
–Isądzisz,żepopierwszymdobrymdniumożeszusiąśćdonegocjacji?–Jeszcze

raz pokręcił głową. Nie miał szczęścia do asystentek. – Czy nie za bardzo wybie-
gaszmyślamiwprzyszłość?–zapytałrozbawiony.

–Nie–powiedziałaostrożnie.
Nawetponiezbytprzyjemnympoczątku,mogłazaliczyćtendzieńdobardzouda-

nych.LubiławyzwaniaipodczasanalizykontraktuHammondsaznalazłakilkadro-
biazgów,którejejszefprzeoczył.Tęskrupulatnośćchwaliliwszyscyjejpracodaw-
cy.Tylkoczygrabyławartaświeczki?Niewiedziałaprzecież,czyCabrerabędzie
ją chciał zatrudnić na stałe. Wiedziała tylko, że nie może sobie pozwolić na takie
traktowanie.

Jej życie było wystarczaco skomplikowane bez Gabriela Cabrery. Spędzała

zmatkąkażdyweekend.Aterazjeszczebędziemusiałaspędzaćpopołudniaiwie-
czorywpracy.

–Słucham?–Przyglądałjejsięzezdumieniem.
–Rzeczywiściejestemtudopieroodpięciuminut–powtórzyłajegosłowaznaci-

skiem–aleproszępamiętać,żenajpierwprzeztrzygodzinyczekałamnapana.Mo-
głamwtymczasiewykonaćmnóstwopracy.

–Mamsięwytłumaczyć,corobiłemrano?–Otworzyłoczyjeszczeszerzej.
Gdybytobyłainnafirma,jejszansenapracęspadłybywłaśniedozera.Przyszło

mujednaknamyśl,żepannaAliceGordonjestzupełnieinnaniżdziewczyny,które
przewiły się przez ten gabinet do tej pory, a to oznaczało, że nie zadurzy się
wnimjaknastolatka.Jejsprzeciw,aczkolwiekabsurdalny,mógłmusięprzydać.

background image

–Oczywiście,żenie!–żachłasię.–Toniemojasprawaiwiem,żeniepowin-

namstawiaćwarunków

–Aleitaktorobisz.–Trzymałswojąwściekłośćnawodzytylkodlatego,żeAlice

rzeczywiściedobrzesięspisałainiemógłjej,ottak,wyrzucićzbiura.

–Bardzoprzepraszam,aleobawiamsię,żeniebędęmogłapracowaćwweeken-

dy,panieCabrera.

–Przecieżotonieprosiłem.
–Słyszałam,jakrozmawiałpanprzeztelefon.Tabiednadziewczynazksięgowo-

ści musiała zrezygnować z wesela najbliższej przyjaciółki, żeby przyjść do pracy
wtenweekend.

–ClaireKirkjestjednąznajmłodszychkierowniczekdziałuwfirmie.Odczasudo

czasutrzebasiępoświęcićdlawyższychcelów–rzuciłfilozoficznie.

–Niechciałamrobićproblemów.Traktujępracębardzopoważnieijestemgoto-

wazostaćodczasudoczasupogodzinach.Wolałabymjednakniemieszkaćwpracy
aniniepracowaćwdomu,jeślitoniejestabsolutniekonieczne.

–Czypodobnezasadywprowadziłapanitakżewswojejpoprzedniejpracy?
–Niemusiałam–odparłakrótko.
–Niemusiałaś,ponieważtwójszefpracowałoddziewiątejdopiątej.Jatakinie

jesteminietegooczekujęodmoichpracowników.Jeżelichceszdokądśzajść,Alice,
musiszdaćcośodsiebie,takjakClaire.Chybażeniechcesz–zawiesiłgłos.

–Ależchcę!–Jejpoliczkizażowiłysięnagle.
–Naprawdę?–udałzdumienie.–Niezauważyłem,alejużzamieniamsięwsłuch.
Alicenerwowoprzygryzławargęipopatrzyłananiego.Kolejnygrzecznyuśmiech

zdradziłmu,żeniechcelubniemożepowiedziećosobiezawiele.Aonnielubił,
gdyktośmiałprzednimtajemnice.

–Dlategomusiałamzrezygnowaćzpoprzedniejpracy.Podobałomisię,aleTom,

mójszef,zamierzałprzekazaćprowadzeniefirmysynowi,aten–westchnęłaciężko
–uważał,żekobietywogólenienadająsiędopracy,ajużnapewnoniewbranży
motoryzacyjnej.

Gabrielprzechyliłgłowę.Większośćkobietnajejmiejscuzaczęłabysnućfantazje

natematprzyszłychsukcesów,tymczasemonazaledwiewspomniałaokarierze,ito
w kontekście poprzedniej pracy. Wyglądała jak pensjonarka, ale broniła swojego
prawadoprywatnościjaklwica.

Przyglądałsięjejszczupłejfigurze,zgrabnymdłoniom,któreczasamiwykonywały

drobnegestydlapodkreśleniasłów.Długiewłosybyłyprzycięterównoibezfanta-
zji. Układanie ich musiało sprowadzać się do przeczesania szczotką i wysuszenia.
Strój, aczkolwiek poprawny, nadawał się bardziej do urzędu niż do eleganckiego
biurawCity.Wszyscyjegopracownicydostawalispecjalnedodatkiimoglisobiepo-
zwolićnadrogąodzież.Niezależnieodstanowiska,każdytutajreprezentowałGa-
briela Cabrerę, a więc musiał dobrze wyglądać. W porównaniu do reszty załogi
wróbelkowibrakowałostylu,aletobyłodonadrobienia.

–Jakieżtoplanymiałaś,zanimsięokazało,żeTommyJuniorzastąpiswojegota-

tuśka? – Gabriel nie miał szacunku dla nikogo, kto nie włożył żadnego wysiłku
wswójsukcesiniezamierzałowijaćtegowbawełnę.Samprzeszedłciężkądrogę,
zanimdorobiłsiępierwszychpieniędzy,ipodejrzliwiepatrzyłnawszystkieteroz-

background image

pieszczone córeczki i synalków, którzy dostali firmę w prezencie na osiemnaste
urodziny.

–Myślałam,żemożedostanędofinansowanieibędęmogłapójśćnakursksięgo-

wości.–Przypomniałasobieswojemarzenia,któreostatnimiczasycorazrzadziej
chciałysięspełniać.–Nicztegojednakniewyszło.Wtedypostanowiłam,żespró-
bujęwwiększej,bardziejambitnejfirmie.

–Alezanimwogólezaczęłaśpracę,postanowiłaśpoinformowaćmnie,jakwyglą-

dajątwojegodzinypracy–Cabreraprzerwałjejzłośliwie.

– Mam zate weekendy. – Alice była już zmęczona tą rozmową. Żałowała, że

wogólerozpoczęłatemat,alegdybyniemusiałananiegoczekaćpółdnia,pewnie
niebyłobyrozmowy.

–Chłopak?
–Słucham?
–Amożemąż?Chociażniewidzęobrączki.
–Nierozumiem.
–Zateweekendyiwieczory–rzuciłswobodnie.–Zwykleoznaczatochłopaka,

narzeczonegoalbomęża–dodałcorazbardziejzaintrygowanypowodami,których
niechciałaujawnić.

–Niewtymprzypadku–odparłasztywno.
–Niemaszchłopaka?
Alicewpatrywałasięwniego,jakbyzobaczyłakosmitę.
–Wolałabymniemówićomoichprywatnychsprawach.
–Dlaczego?Maszcośdoukrycia?
Jejoczyotworzyłysięjeszczeszerzej.Gabrielspokojnieczekałnaodpowiedź.
– Panie Cabrera. – Alice odzyskała głos. – Naprawdę wkładam mnóstwo serca

w pracę. Mam nadzieję, że już dziś mógł się pan o tym przekonać. Traktuję obo-
wiązkipoważnie,jestemzaangażowanaimożnanamniepolegać

Gabrielpozwalałjejbrnąćwtenieudolnezapewnienia.Ciekawe,czywwolnym

czasie,doktóregobroniładostępu,teżangażowałasięnastodziesięćprocent.

–Kursksięgowościbędziewymagałczasuwweekendy.Jakzamierzasztopogo-

dzić?

–Poradzęsobie.Będęsięuczyćwkażdejwolnejchwili.
–Dlaczegowtakimrazie,zamiastdopracy,nieposzłaśnauniwersytet?Dajmito

CV.Zerknęnanie;wkońcustaraszsięostałąposadę.

Alicezawahałasię.Władczespojrzeniejejnowegoszefawbiłojąwfotel.Wtym

samym momencie rozdzwoniła się jego komórka. Spojrzał krótko na ekran
iuśmiechnąwszysię,odrzuciłpołączenie.

–Zrobimytak–powiedział,prostującsięiopierającdłonienajejbiurku.Stałpo-

chylony,aAlicecofłasięodruchowo.Nagleuświadomiłasobie,żeczujenatwa-
rzyjegooddechiaromatwodytoaletowej.Zrobiłojejsięgoco.Kiwłatylkogło-
wą.–PrzeczytamCVisprawdzęreferencje.Jeżelinieznajdęnicniepokocego,za-
trudnięcięodrazunapełnyetat.

– Naprawdę? – Spodziewałaby się wszystkiego po tej rozmowie, ale nie oferty

stałegozatrudnienia.

–Tak.Będzieszteżmogławybraćdlasiebiekursksięgowości.

background image

– Naprawdę? – powtórzyła, nie posiadając się z radości. Po tylu miesiącach złej

passywkońcuuśmiechłosiędoniejszczęście.

–Iniebędzieszmusiałapracowaćwweekendy,chybażeniebędzieinnegowyj-

ścia.Wzamian

–Przekonasiępan,żejestemgotowawykonaćkażdezadanie–wtrąciłarozentu-

zjazmowana.

–Doskonale.–Wybrałnumernaaparaciestocymobokniejipodałjejsłuchaw-

kę. – Niestety czasami będziesz się musiała angażować także w moje prywatne
sprawy.–Wsłuchawcenadalrozbrzmiewałsygnał.–Niebędęsiękontaktowałwię-
cejzkobietą,któraodbierzetelefon,więcbądźtakmiłaiprzekażjejtoodemnie.
Zobaczmy,jaksobieporadziszztymzadaniem.

background image

ROZDZIAŁDRUGI

Gabrielprzeszedłdoswojegogabinetuizamknąłdrzwi.Byłniezwyklezadowolo-

ny,mimożezazwyczajsprawyzatrudnieniazostawiałdziałowipersonalnemu.Poło-
żyłCVnabiurkuipochwilizastanowieniawybrałnumerpoprzedniegopracodawcy
Alice. Kilka minut rozmowy przekonało go, że Alice ani trochę nie koloryzowała.
Rzeczywiściewydawałasiękompetentna,abyłyszefwychwalałjąpodniebiosa.

Z drugiej strony, wszystkie jego asystentki na początku sprawiały dobre wraże-

nie.Pojakimśczasiejednakzaczynałysiępowłóczystespojrzenia.Ztygodnianaty-
dzień spódniczki stawały się coraz krótsze, a dekolty coraz głębsze. Wszystko to
prowadziłodojegopoirytowaniaiwkońcuzwolnieniadziewczyny.Dziśnawettrud-
nobyłobymupoliczyć,iletakichmarzycielekprzewiłosięprzeztobiuro.

Ciekawe, jak Alice poradziła sobie z odprawieniem ostatniej damy jego serca.

Uśmiechnąłsięnawspomnienienagannegospojrzenia,gdywręczyłjejsłuchawkę.

Georgia była kiedyś ekscytucą kobietą. W łóżku dynamit, poza łóżkiem pełna

uległość. Wydawało mu się, że bez sprzeciwu zaakceptowała jego warunki,
a zwłaszcza ten najważniejszy: żadnego trwałego związku. Sam nie mógł zrozu-
mieć,dlaczegosięniąznudził.Możepoprostuzbytwielebyłowjegootoczeniuko-
biettakichjakona.Pięknych,seksownychichętnych.

Otworzyłraport,któryleżałprzednim,izsatysfakcjądostrzegłszansęprzecia

kolejnejspółki,którapomogłabymurozwinąćbranżę,naktórejmuszczególnieza-
leżało.Wtakichchwilachjaktazwykłsobiegratulowaćdystansu,jakidzieliłsiero-
tęzrodzinyzastępczejodmilionera,którymiałświatuswoichstóp.Wydawałomu
sięjednak,żedawniejosiągnięcietonapawałogowiększąsatysfakcjąniżdziś.

Giełdązainteresowałsięporazpierwszywwiekusiedemnastulat,kiedypraco-

wałwbiurzemaklerskimjakochłopakdowszystkiego.Wprzerwachodpracyczy-
tałporozkładanedosłowniewszędzieraportyiuczyłsięwyciągaćwnioski.Miałteż
nieprawdopodobną smykałkę do prognozowania trendów. Pierwszy raz poczuł, że
jest traktowany poważnie, gdy podczas jednej z wielu dyskusji prowadzonych
w kantynie zabrał głos i mniej więcej po minucie zauważył, że wokół panuje kom-
pletna cisza, a maklerzy przy sąsiednich stolikach, na co dzień eleganccy i niena-
gannie akcentucy każde słowo, przyglądają mu się z ciekawością. W końcu szef
dałmuwłasnebiurkoipoleciłanalizowaćraporty.Koledzycorazczęściejzaglądali
do niego, by zasięgnąć rady. W wieku niespełna dwudziestu lat był wschodzą
gwiazdą.Ambicjapchałagowciążwyżejiwyżej.Bezwzględnyświatfinansówna-
uczyłGabriela,kiedywartosiębyłodzielićinformacjami,akiedynależałojezatrzy-
maćdlasiebie.Nauczyłsiętakże,żepieniądzedająwładzę,awładzaniezależ-
ność.Zczasemtoonstałsięczłowiekiem,którywydawałpoleceniaiprzedktórym
wszyscy czuli respekt. Tak pozostało do dziś. Miał trzydzieści dwa lata i był na
szczycie.

Natarczywepukaniedodrzwiwyrwałogozzamyślenia.Wyprostowałsięnafote-

background image

luipowiedziałgłośno:

–Proszę!
Otwierającdrzwi,Alicezrozumiała,dlaczegonigdyniebędziemogłapolubićswo-

jego nowego szefa. Nie dość, że nie starczało mu odwagi, by samemu zerwać
zdziewczyną,tojeszczezrozmowyzbiednąGeorgiązrozumiałamniejwięcejtyle,
żeGabrielCabrerajestniepoprawnymkobieciarzem.Aliceszczerzegardziłataki-
mimężczyznami.

Z surową miną usiadła naprzeciw niego, ale szybko się opanowała. Najważniej-

sze,żemiałatępracęwgarści,ajejnowyszefjakimścudemuszanowałjejprawo
dowolnychweekendówipostanowiłjązatrudnićnastałe.

–Rozumiem,żechciałbypanwiedzieć,jakpotoczyłasięrozmowazpanadziew-

czy

–Byłądziewczyną–sprostował.–Mamnadzieję,żedałaśjejtodozrozumienia?
Aliceskrzywiłasię,jakbyugryzłaplasterekcytryny.Jejdezaprobatabyłaniemal

namacalna.

–Tak–zdołałapowiedziećprzezzaciśnięteusta.
– Rozmawiałem z twoim poprzednim szefem. Sympatyczny człowiek. Jestem pe-

wien, że nigdy nie poprosiłby cię, żebyś prowadziła negocjacje z jego byłymi ko-
chankami.

Czyżby specjalnie ją prowokował? Natarczywe spojrzenie i leniwy uśmiech na

ładnie wykrojonych wargach irytowały ją. Spróbowała zmienić pozycję, żeby nie
musieć patrzeć wprost na niego, ale nogi miała zupełnie sztywne. Na całym ciele
czułaciarkiicośjeszcze,dziwneciepłowdolebrzucha.Zignorowałateobjawy,po-
nieważjejumysłbyłskupionynawyliczaniupowodów,dlaktórychniecierpiałaswo-
jegonowegoszefa,itoodsamegopoczątku.Byłprzystojny,nawetszalenie,alecha-
rakter miał paskudny. W pewnym sensie było to dla niej korzystne. Z rozmowy
zGeorgiąwywnioskowała,żejegoproblemyzdotychczasowymiasystentkamibrały
sięstąd,żejednapodrugiejzakochiwałysięwswoimszefie.

–Niewierzę,żekazałasystentcezerwaćzemną–łkaładosłuchawkiGeorgia.–

Jeślimyślisz,żemożeszmigozabraćtylkodlatego,żeprzezcałyczasświeciszde-
koltem,tosięmylisz.Ontegonieznosi.

Alice słuchała całego wywodu lekko wstrząśnięta. Więc to dlatego asystentki

zmieniały się jak w kalejdoskopie? Georgia była dziewczyną Cabrery przez całe
dwamiesiące,jedentydzieńitrzydni,oczymnieomieszkaławspomnieć.Czytyle
czasutrwałyjegozwiązki?Jeślitak,tobyłszybki.Inajprawdopodobniejtraktował
kobietyjakzabawki.

Myśli,którezwyklebyłygłębokoukryte,wypłyłynapowierzchnięiAliceprzy-

pomniałasobieojca,którywracałdodomunocami.Nawetonawiedziała,cotozna-
czy.

–Tommażonęiztego,cowiem,jestszczęśliwywmałżeństwie–odchrząkła

nerwowo.

–Twojaminaniewyrażaaprobaty–uśmiechnąłsięprzekornie.
– Georgia była załamana. – Alice poczuła, że powinna wstawić się za kobietą,

z którą Cabrera tak nieelegancko postanowił się rozstać. Nie była to jej sprawa,
aleprzecieżsamdopuściłjądoprywatnegożycia.

background image

Możezresztąniedbałoto,zkimdzieliłsięprywatnymisekretami?Amożenie

dbałoswojekobiety?Imdłużejsięnadtymzastanawiała,tymbardziejmiaławra-
żenie,żecośjejumyka.AlboCabreraniebyłzniądokońcaszczery,albocelowo
chciał,byuwierzyła,żejestdraniem.

– To ciekawe. – Głos Cabrery przebił się do jej świadomości i Alice przechyliła

głowę, udając zainteresowanie. – Mówiłem jej tyle razy, że to koniec. Ale chyba
przełasiębardziej,niżsądziłem.–Uderzyłoją,żeokochancemówiwtakispo-
sób,jakbyinformowałospotkaniuzarządu.Bezcieniazaangażowania.

–Czyzwyklezlecapanasystentkomprzeprowadzanietrudnychrozmówprywat-

nych?

Wyraźniedosłyszałwjejgłosieostrzejsząnutękrytycyzmu,alezachowałspokój.

Możedlatego,żeporazpierwszybyłwtowarzystwiekobiety,którejreakcjewska-
zywałynadużepokładyantypatii.Zresztąitakniebyławjegotypie.Gabrielgusto-
wał w niskich, apetycznie zaokrąglonych i uroczych kobietkach. Ona z kolei była
owielezawysoka,chudainadodateksztywna,jakbypołknęłakijodszczotki.No
itejejwymagania!

–Taksięakuratzłożyło–odpowiedziałwymijaco.
Możechciałjąwypróbować?Możemyślał,żenieporadzisobieztrudnąrozmo-

wą,któraniemiałazwiązkuzpracą?Możemyślał,żeodwialboniepodołazada-
niu?AleAlicewyrosłanatwardymgruncie,oczymCabreraniewiedział.Traktowa-
ła życie poważnie. Wychowywała się w domu, w którym ojciec pozwalał sobie na
wszystko.Jejroląbyłopocieszaniematkiprzezlatajegozdrad.

PamelaMorganniemiaławystarczacodużosiły,byprzeciwstawićsięmężowi,

którybyłjednocześnietyranemikobieciarzem.Nigdyniepozwoliłbyjejodejść,dla-
tegoznalazłapocieszeniewcórce.KiedyRexMorganzginąłwwypadkusamocho-
dowym, była już tylko cieniem tamtej roześmianej dziewczyny, która go poślubiła,
aktórąAlicetakbardzolubiłaoglądaćnazdjęciach.

Aliceniebyłazwyczajnąnastolatką,azczasemstałasięwycofana,ostrożna,bra-

kowałojejspontanicznościiradościżycia,któremogłabyrozwinąć,gdybynieoko-
liczności.Jejdoświadczeniazpłciąprzeciwnąograniczałysiędowypadówdokina
ijednejpoważniejszejrelacji.Niebyłonawetcowspominać.

–Czybędziepanmniejeszczedziśpotrzebował?–Zerkłanazegarek.–Ijesz-

cze coś. Nie mogłam znaleźć nigdzie rozkładu dnia i nie wiem, o której mam się
panaspodziewać.

–Prześlęcimejlemszczeły.CodojutraBędęjakzwykle.Apotemwyjeżdżam

natrzydni.Daszsobieradę?

–Oczywiście,panieCabrera.

Trzytygodniepóźniej,gdyrankiemwychodziłazniemiłosierniezatłoczonegootej

porze metra, stwierdziła, że uwielbia swoją pracę. Co rano wstawała wesoła jak
skowronekijaknaskrzydłachbiegładobiura,gdzieczekałajągóranowychzadań
dowykonania.Wszystkieangażowałyjejumysłimyślidotegostopnia,żeczasami
zapominałanawetwyjśćnalunch.Byłaosobiścieodpowiedzialnazatrzechważnych
klientów.Zapisałasiętakżenakursksięgowości.Niebezznaczeniabyłateżsowita
pensja.

background image

Jejuwielbieniedlapracybyłotymciekawsze,żenieznosiłaswojegoszefa.Mier-

ziłjąsposób,wjakitraktowałkobiety.Niecierpiałajegobezwzględnościipewno-
ści, że wszystko może mieć, i to bez najmniejszego wysiłku. Wystarczyło, że się
przedstawił.

Praktycznie codziennie odbierała telefony od kobiet, które koniecznie musiały

znimporozmawiać,asądzącpodesperacjiwgłosie,niechodziłotylkoorozmowę.
WszystkotonapawałojąobrzydzeniemdoCabrery.Tenfacetwogóleniemusiałsię
staraćokobiety.Toonezabiegałyoniego.Byłleniwy,aonanienawidziłaleniwych
facetów.

Jedynąjegozaletąbyłauroda.Naprawdęprzyjemniebyłonaniegopatrzeć.Moc-

ne,niecoagresywnerysyszczupłej,śniadejtwarzybyływyrytewjejpamięci.Gdy-
byumiałarysować,mogłabystworzyćjegoportretzpamięci.Zmierzającżwawym
krokiemdobiura,zastanawiałasię,dlaczegowłaściwiepoświęcamutyleuwagi.Po
chwilijednakznalazłausprawiedliwienie.Popierwsze,dobrzesięjejpracowało.Po
drugie, wciąż była nowa i potrzebowała trochę czasu, żeby przywyknąć do tych
przenikliwiepatrzącychnaniąoczuocienionychniesamowiciedługimirzęsami.Ale
na razie spinała się, kiedy tak na nią patrzył, i lekko podskakiwała na fotelu, gdy
każdegodniapojawiałsięwbiurzeiprosiłoprzyniesieniekawy.

Wątpiła,byrzeczywiściejązauważał.Mimoto,kiedypowszystkichnaradachzni-

kałzjejpolawidzenia,oddychałazprawdziwąulgą.Naszczęścieniebyławjego
typie.Jegotypto

Nie! Musiała w końcu przestać o nim myśleć! Pospieszyła ku windom. Nie było

nawetósmej.Natrzechpiętrach,którezajmowałafirma,kręciłosięjeszczeniewie-
leosób.Weszładopokojuiprawiezastygławdrzwiach.Ostatniejrzeczy,jakiejmo-
głasięspodziewaćotakwczesnejgodzinie,byłaawantura.Zaszybamidziecymi
jejpokójodgabinetuCabrerydostrzegładwieżywogestykulucesylwetki.Przez
momentzastanawiałasię,corobić,aleponieważodgłosykłótniniosłysięażnako-
rytarz,zamknęładrzwiistałaprzynich,intensywniemyśląc.

Twarzjejszefabyłaażciemnaodgniewu.Nierozróżniałasłówwypowiadanych

cichymizłowrogimgłosem,alezmroziłjąsamton.NatomiastkobietaCóżwiele
razy miała do czynienia z histeryczkami, które uspokajała, jak tylko mogła, ale
wtymprzypadkuchybaniebyłabywstanieniczrobić.

Przyszłamzapóźno!Alicezprzerażeniempopatrzyłanazegarekinawszelkiwy-

padeksprawdziłagodzinęnatelefonie.Wszystkobyłowporządku.Cowtakimra-
zieontutajrobił?Ikimbyłatakobieta?

Adobrzemutak!Pomyślałanajpierw.Powiniennauczyćsięsamsobieradzićze

swoimiproblemami.

Ruszyławreszciewstronębiurka,odstawiłatorebkęipowiesiłapłaszczdoszafy.

Potemzrobiłasobiekawęizkubkiemwdłonizasiadłaprzybiurku.Włączyłakom-
puter,alewżadensposóbniemogłasięskupićnapracy.Jejoczyrazporazwędro-
waływkierunkuszyby,zaktórąprzyciszonymtonemtoczyłasiędalszarozmowa.
Pochwiliszklanedrzwiotworzyłysięgwałtownieizgabinetuwypadładziewczyna
zkruczoczarnymilokamisięgacymizaramiona,wczerwonej,opiętejsukiencedo
połowy uda i pantoflach na bardzo wysokim obcasie. Wyglądała na wściekłą. Za-
trzymałasięnachwilęprzybiurkuAlice.

background image

–Prawdziwaświniazniego!–rzuciłaprzezzębyiprzyjrzałasięAlicezapłakany-

mioczami.–Aleprzynajmniejrazniezatrudniłlafiryndy!

– Georgio – Chłodny głos stocego wciąż w drzwiach Cabrery uciszył wstęp,

któryzapowiadałsięnaniezłątyradę.–Jeślinatychmiastnieopuściszmojegobiu-
ra,wezwęochronęikażęcięwyrzucić.Aty–zwróciłsiędoAlice,któraposłusz-
niekiwłagłową–odprowadźpaniądowyjścia,apotemzajrzyjdomnie.

Alice nie zapamiętała wszystkiego, co drobna brunetka paplała, gdy na proś

Cabrery zeszła z nią na dół. Zanotowała jednak jej żal z powodu porzucenia. To
mężczyźniuganialisięzaGeorgiąitoonaichporzucała.

Alice mogłaby jej powiedzieć, że oczekiwanie czegoś więcej niż przelotnego ro-

mansupokimśtakimjakCabrerabyłototalnągłupotą.

–Naszczęścietobienictakiegoniegrozi–powiedziałaGeorgianapożegnanie,

patrzącnaAlicepocieszaco.–Gabrielnigdybysięzakimśtakimjaktynieobej-
rzał. A wracając do niego, mam nadzieję, że zgnije w piekle. Możesz mu to ode
mnie przekazać. – To powiedziawszy, pomachała dłonią jak gwiazda filmowa, od-
wróciłasięi,kręcącbiodrami,pomaszerowaławstronępostojutakwek.

Odwaga, która jeszcze dwadzieścia minut temu kazała jej spokojnie usiąść przy

biurkuiniezwracaćuwaginakłótniębyłychkochanków,wyparowałaiAlicewzdry-
gnęłasięnasamąmyśl,żezachwilęstanieokowokozGabrielem.Jadącwindąna
górę,poczułasięjakskazaniec.

– W co ty się, do cholery, bawisz, można wiedzieć? – Tymi słowami przywitał ją

Cabrera,gdyztabletemtrzymanymwdłonijaktarczaobronnaweszładojegoga-
binetu.

–Nierozumiem–zaczęła,aleniedałjejdokończyćnawetjednegozdania.
–Inieudawajniewiniątka.Widziałem,jakwślizgnęłaśsiędopokojuiukryłaśza

komputerem.

–Nieukrywałamsię,Gabrielu.–Wciążczułasiędziwnie,mówiącmupoimieniu,

ale po kilku pierwszych dniach, kiedy na każdym kroku tytułowała go „panem Ca-
brerą”, zniecierpliwiony zaproponował, by przeszła na ty. Tylko że imię Gabriel
miało w sobie coś niebywale erotycznego i za każdym razem, gdy je wymawiała,
miaławrażenie,żepieszczotliwieprzesuwadłoniąpojegokarku.

–Wiedziałaś,żetkwiętutajztąkobietą,izamiastprzyjśćmizpomocą,spokojnie

obserwowałaś,jaktosięskończy.

Ztąkobietą?
Gabrielzrobiłsiępurpurowynatwarzyinerwowoodgarnąłwłosyzczoła.
– I nie jestem w nastroju, by słuchać kazań! – warknął, chwytając jej pytace

spojrzenie.

–Nicniepowiedziałam–odpowiedziałazgodniezprawdą.
–Niemusiałaś–wrzasnąłwściekły.–Dobrzewiem,cosobieomniemyślisz.
Nieodezwałasięanisłowem.Gabrielstałtakbliskoniej,żeczułajegooddechna

swojej twarzy. Spuściła oczy, jednak jej wzrok trafił na szeroką klatkę piersio
odzianąwdrogąkoszulęwkolorzekremowym.Poczułasięnieswojo.Jejszefrzad-
kokiedynaruszałjejprzestrzeń,alezakażdymrazem,gdytorobił,Aliceczułasię
zupełnie obezwładniona i niezdolna wykonać najmniejszego ruchu. W takich chwi-
lachsłyszała,jakkrewszumiwjejżyłach.

background image

–Wytłumaczyszsięztego?–żądaniedotarłodoniejzpewnymopóźnieniem.
–Niewiem,jak–zaczęła,alespojrzałnaniąztakimtriumfem,jakbyprzyłapał

jąnacelowymunikaniuodpowiedzi.

–Niepowinnaśtakrobić,wieszotym?–mruknąłłagodniejszymtonem,którybył

niemalżepieszczotąwporównaniudowcześniejszegoataku.

Poczuła,żepowinnajakośzareagować.Zrobićcokolwiek,byprzerwaćzaklęcie,

któreniepozwalałojejsięporuszyć.

–Niezapytasz,comamnamyśli?–GłosGabrielaprzerwałprzedłużacąsięci-

szę, podczas gdy Alice usiłowała walczyć z iskierkami ekscytacji rozkosznie draż-
niącymijejskórę.–Oczywiście,żenie–dokończyłzanią.–Aleitaksiędowiesz.
Nigdy nie powinnaś unikać odpowiedzi na bezpośrednie pytanie. Milcząc, rzucasz
wyzwanie.Adlakogośtakiegojakjawyzwaniejestwszystkim.

Sambyłzdziwionyswoimisłowami.Rzeczywiście,lubiłwyzwania,aleniewtedy,

gdychodziłookobiety.

–Myślę,żetoniewporządkuwyrzucićbyłąkochankęzbiuratylkodlatego,że

siępokłóciliście.–Poprzestałanatymjednymzdaniu.

–Zatowporządkujestprzychodzićdoczyjegośbiuraiurządzaćhisterie?–bar-

dziejstwierdził,niżzapytał,izamaszystymkrokiemruszyłwstronędrzwi,zatrzy-
mującsięprzyregalepełnymksiążek.

Alicepopatrzyłazanim.Wciąguparutygodnipracyzdążyłaoswoićniecotomiej-

sce.Przyniosładwakwiatkidoniczkowe,anabiurkuoboktelefonupostawiłafigur-
kęBuddy.Okrążywszypokój,Gabrielwróciłdopunktuwyjściaiutkwiłwniejupo-
rczywespojrzenie.

–Możeniemiałatakiegozamiaru–zauważyłaspokojnie.–Gdybychciałaawantu-

ry,wystarczyłozadzwonić,zamiastprzychodzićtutajinarażaćsięnawyprowadze-
nieprzezochronęjakprzestępca.

Cabrerauśmiechnąłsiętylko.
–Gdybyzadzwoniła,musiałabynajpierwporozmawiaćzmojąwiernąiniezawod-

nąasystentką,nieprawdaż?

Alice zaczerwieniła się. Jak to możliwe, że te dwa pochlebne przymiotniki za-

brzmiaływjegoustachjakobelga?

–Amożeprzyszłatutaj,żebysobieulżyć?–zapytał,przysuwająctwarzbardzo,

bardzoblisko.Ichspojrzeniaspotkałysięnakrótkąchwilę.–Czykiedykolwiekcoś
podobnegopoczułaś,Alice?

–Cotakiego?–wyszeptała,niemogącwydobyćzsiebienormalnegogłosu.
– Pasję, Alice. Poryw namiętności, który każe działać człowiekowi zupełnie irra-

cjonalnie.–OdsunąłsięiAliceodetchnęła.

–Wolękierowaćsięrozumem–odpowiedziała.
–Więcniepoczułaś.Szkoda–stwierdziłzudawanymzawodem.
–Jeśliznowupytasz–musiałaprzerwać,bynabraćpowietrza.Cabreranietyl-

kocelowostarałsięwyprowadzićjązrównowagi,aletakżedobrzesięprzytymba-
wił.–Mówiłamjuż,żeniebędęrozmawiaćomoichprywatnychsprawach!

– Przecież nie rozmawiamy o tobie, Alice – to mówiąc, przeciągnął się. Przez

chwilęzastanawiałsię,czydaćspokójtejrozmowie,aleporzuciłtęmyśl.Niespo-
dziewanawizytaGeorgiirozkojarzyłago.MusiałodreagowaćiAlicewydałamusię

background image

bardzowdzięcznymcelem,chociażnormalnietaksięniezachowywał.Gdybynajej
miejscubyłainnadziewczyna,prawdopodobnienieczułbypokusy.

Tak właśnie, pokusy. Alice budziła jego ciekawość. Zachowywała rezerwę i nie-

chętniedzieliłasięszczełamizeswojegożycia.Przytymwszystkimchciałaspra-
wiaćwrażenieszczerejibezpośredniej.Wieledałbyzato,żebysiędowiedzieć,co
teżtakiegotajemniczegorobiławweekendy.Nigdyotymniewspominała.

– Być może uważasz, że traktowanie kobiet w taki sposób jest w porządku, ale

każdyjestinnyinigdyniewiadomo,jakąkrzywdękomuśtymwyrządzisz.–Głos
Alicewyrwałgozzamyślenia.

–Krzywdę?–powtórzyłjakecho.
–Niepowinnamtegomówić–uśmiechłasięprzepraszaco.
–Pracujemyrazem.Maszprawowyrazićswojezdanie–mruknął.
–Przecieżnielubisz,kiedykobietymówią,comyślą.–Wskazałanadrzwi,zaktó-

ryminietakdawnoznikłaGeorgia.

–Trafiony,zatopiony–powiedziałzuśmiechem,którystopiłbysercekażdejkobie-

ty.–Oneprzeważnienicniemówią,ajaichniezachęcam.

–Dlaczego?–Poczuła,żemusigootozapytać,chociażbyłapewna,żeznaodpo-

wiedź.Pocomiałbysięwysilać,jeśliwszystkodostawałnatalerzu.–Więcdoczego
jezachęcasz?–wiedziała,żeniepowinnaotopytać,aleciekawośćbyłasilniejsza.

–Doniczego–uciął.–Ateraz,kiedyjużzgłębiliśmynajdalszezakątkimojejpsy-

chiki,możewrócimydopracy?

Byłaprawieszósta,gdyznówjązobaczył.Przezcałydzieńbyłzatyspotkania-

mi,onasiedziałaprzylaptopie,wypełniałaraporty,umawiaławizytynaprzyszłyty-
dzieńinajwyraźniejgounikała.Postanowiłdaćjejtrochęczasu.

Alicezerkłanazegarekipomyślała,żeporasięzbierać.Uporządkowałabiur-

ko,odłożyładokumentynamiejsceiumyłakubekpokawie.Przezcałytenczasmy-
ślałajednakoichporannejrozmowie.Gabrielpoprostubyłprzyzwyczajonydobu-
rzeniabarier,któreonapostawiła.Toniebyłonicosobistego.Taksobietotłuma-
czyła.Niebyłniązainteresowany.Niemógłbyć.Przypomniałasobieniski,seksow-
ny głos Georgii, biodra kołyszące się uwodzicielsko, gdy wychodziła z biurowca,
ipomyślała,żetomusiałbyćtyp,którymuodpowiadał.Typseksbombywytejpro-
stozserwisówpoświęconychcelebrytom.

NagleprzedoczamistanąłjejAlan.Zrozwichrzonymiblondwłosamiiokularami

przypominałstudentaitymjąujął.Bylinaparurandkach.Wydawałojejsię,żesą
parą. Któregoś razu Alice przyłapała go na mieście z kobietą bardzo podobną do
Georgii.Florabyładrobna,miałapokaźnybiust,anasobiekusąsukienkę,którale-
dwoprzykrywałapośladki.Byłamniejluksusowąinapewnomniejzadufanąwsobie
wersjąGeorgii.Wkażdymrazie,niezdającsobiezupełniesprawyztego,kimjest
Alice,przywitałająserdecznie.Alanpowiedziałwtedy,żeAlicejestjegokoleżan
zpracy.Dodziśwspominałatęsytuacjęzrozbawieniem.

–Uśmiechaszsię.–Niezauważyłanawet,kiedyGabrielwyszedłzeswojegogabi-

netu. Widząc, że zbiera się do wyjścia, pospieszył do szafy i podał jej płaszcz, po
czymstanąłprzydrzwiachioparłsięofutrynę.

– Już prawie koniec tygodnia – odpowiedziała odruchowo, chociaż, prawdę mó-

background image

wiąc,jejweekendywypełnionedalekąpodróżąiopiekąnadmatkąbyłybardziejwy-
czerpuceodpracy.

–Pracaumnieażtakcięmęczy?
Alice, podobnie jak inni pracownicy jej szczebla, dostawała specjalny dodatek

odzieżowydopensji,mimotowciążubierałasięwstarekostiumy,któremimowy-
maganejkolorystykiwyraźnieodbiegałyodpreferowanegotutajstylu.

–Oczywiście,żenieWłaściwiebardzomisiętutajpodoba–powiedziałazpo-

ważnąminą,aGabrielwybuchnąłśmiechem.

Byłjużprawiewieczór,aonwyglądałtakświeżo,jakbychwilętemupojawiłsię

wbiurze.Należałdotychludzi,którzynawetpowielugodzinachwyżonejpracy
tryskalienergią.

–Tomiłe.Niespodziewałemsiępochwał–powiedział.
Uśmiechłasięgrzecznie,zostawiająckomentarzdlasiebie.
– Sam zwykle jestem oszczędny w pochwałach – zaczął, czytając jej w myślach.

Jakontorobił?

–Byćmożedlatego,żeżadnazmoichpoprzedniczekniewytrzymałatutajdłużej

niżdwieminuty–wyrwałosięAlice.Jużchciałasiebieskarcićzatęszczerośćgra-
niczącązbezczelnością,gdyusłyszałakolejnywybuchśmiechu.

–Cośwtymrodzaju–powiedział,zerkającnaniązciekawością.–Cóżnieza-

trzymujęcię.–Skłoniłsiękurtuazyjnie.–Spieszyszsięipewniedlategosięuśmie-
chałaś?

Alicezdążyłazrobićkrokwjegostronę,alezatrzymałasię.
–Słucham?
–Maszplanynawieczór–wyjaśnił.–Dlategosięuśmiechałaś?
Niemógłprzecieżwiedzieć,żerozmyślaławtedyotym,copowiedziałajejGeor-

gianaodchodne,orazodziewczynie,dlaktórejporzuciłjąjedynychłopak,jakiego
miała.

Sampewnieteżmiałplany.Możeteatr?Potemkolacjawktórejśzdrogichimod-

nychrestauracjiwLondynie.Awięcteatr,kolacja,apóźniejNie,nie,wróć,kola-
cjaiucieczkaprzedreporterami.Zatakimijakonobowiązkowouganialisiępapa-
razzi.NoapotemAlicemusiałaprzyhamowaćwyobraźnię,którapodpowiedziała
jej,żenastępnympunktemwieczorujejszefabędzieseksPoczułanagłeuderze-
niekrwiijejpoliczkizarumieniłysię.Otostałaprzednimirozmyślałaotym,jakko-
chasięzkobietą.Wyobraziłasobiejegodłoniesucepogładkimciele,palcedeli-
katnierozgarniacewłosynaskroniach,ustaniecierpliwiespijacepierwszepo-
całunki.Och

Ciałemwstrząsnąłintensywnydreszcz,naczołowystąpiłykropelkipotu.Jejserce

przygniótł ciężar pożądania, od którego zabrakło jej tchu w piersiach. Nie mogła
sięruszyć.Gdyuniosłagłowę,ujrzałaciemne,przepastneoczywpatrzonewnią.

–Powinnamjużiść–wykała.
Cabrera bez słowa uchylił drzwi. Przeciskając się obok niego, poczuła kolejne

uderzeniegoca.Drżąceręcemusiałaukryćwkieszeniachpłaszcza.Cosięznią
działo?Nielubiłagoprzecież.Powinnazachowaćdystans!

Gdy tylko znalazła się na zewnątrz budynku, pobiegła w stronę metra, jakby ją

ktośgonił.

background image

ROZDZIAŁTRZECI

Obudziłasię,dyszącgłośno.Śniłojejsię,żebiegniewąskim,niekończącymsięko-

rytarzem,goniącGabriela,którycochwilaodwracałsięiwidzącją,przyspieszał.
Niewiedziała,cojestnakońcukorytarza,aniczywogólekorytarzsiękończy.Pa-
miętała,żejakiśstrachkazałjejniezatrzymywaćsiępodrodze.

Była mokra od potu i kompletnie zdezorientowana. Po chwili zrozumiała, że tuż

obokdzwonitelefon.Niebudzik,lecztelefon.Nacisnęłazielonąsłuchawkęiopadła
wyczerpananapoduszkę.

–Nieśpisz?Todobrze!–GłosGabrielauciąłsennykoszmariusiadławyprosto-

wana,patrzącnabudzik,którypokazywałszóstąpiętnaście.

–Toty,Gabrielu?
–Ażtakdużotelefonówodbieraszodmężczyznotejporze?–zapytał,drażniąc

sięznią.–Niemusiszodpowiadać.

–Cosięstałoztwoimgłosem?–zapytała.Tobyłpierwszyraz,kiedyGabrielza-

dzwonił na jej prywatny numer. Zaniepokojona rozejrzała się po pokoju, jakby się
obawiając,żezachwilęzmaterializujesię,wychodzączcienia.

Naszczęściejejsypialniabyłanieduża.Miałaścianywkolorzemagnolii,nieokre-

ślonegokoloruzasłony,któreszczelnieotulałyokno,idwakolorowepejzażewiszą-
ceoboktoaletkizlustrem.ObaprzedstawiałyscenyzKornwaliiizostałynamalo-
waneprzezlokalnegoartystę,któregoAlicepoznałakiedyśprzezmatkę.Maleńki
pokoikwniedużym,wynajmowanymmieszkaniu,któregojedynązaletąbyłopołoże-
niewsąsiedztwiestacjimetra.

SypialnięobokzajmowałajejwspółlokatorkaLucy,któraotejporzezapewnepo-

grążonabyławgłębokimśnie.

–Wyglądanato,żejestemchory–odpowiedziałschrypniętygłos,któryledwopo-

znała.

ChorobaGabrielabyłaczymśtakniepasucymdoniego,żeAliceprzeraziłasię

nienażarty.

– Co ci jest? – zapytała, wygrzebując się spod kołdry i sięgając wolną ręką po

szlafrok.Wpokojubyłochłodno.–Wezwałeślekarza?

–Oczywiście,żenie!–wychrypiałurażonydosłuchawki.
–Dlaczegonie?
–Jesteśubrana?–Zniecierpliwionytonkazałjejzerknąćdolustra,wktórymzo-

baczyłasiebiezpotarganymiwłosami,półprzymkniętymipowiekamiiwrozciągnię-
tym,workowatympodkoszulku,któryzsunąłsięzramienia,odsłaniającprawiecałą
pierś.Odruchowopoprawiłakoszulkęiponownieopadłanałóżko,zamykającoczy.

–Nawetniewstałam.Mamustawionybudziknasiódmą.
–Wtakimraziewyłączgoiwstańjużteraz.
–Cokonkretniecidolega?–spytała,niepodnoszącpowiek.
–Bolimniegardłoigłowa.Mamwysokągorączkę.Musiałemzarazićsięgrypą.

background image

–Idzwoniszdomnieowpółdosiódmejrano,żebypowiedzieć,żejesteśprzezię-

biony?–Alicemiaładośćtejrozmowy.

–Przekonaszsię,żetoniejestzwykłeprzeziębienie.Musiszwstać,pójśćdobiu-

ra i przynieść mi dwie teczki, które leżą na moim biurku. Chcę zająć się pew
sprawą,aniewszystkomamwkomputerze.

Pracowała z nim wystarczaco długo, żeby przyzwyczaić się do rozkazucego

tonu,ależebydzwonićdoniejotakiejporze,tojużbyłaprzesada.

–Mamprzynieśćciteteczki?
–Tak,domniedodomu.Zabierzteżswójlaptop.Dziśbędzieszpracowaćtutaj.

Niejesttoidealnerozwiązanie,aleniedamradydotrzećdobiura.

– Może po prostu zrób sobie wolne, jeśli się źle czujesz, Gabrielu. – Jak każdy

normalnyczłowiek!Chciaładodać,alewporęugryzłasięwjęzyk.–Mogęcizeska-
nowaćmateriałyiprzesłaćzbiura,jeślinaprawdęchceszsięzająćpracą.

–Gdybymchciał,żebyśmijezeskanowała,powiedziałbymotym.Niemogęzresz-

tą tyle mówić. Boli mnie gardło. Jeśli wstaniesz teraz i pojedziesz do biura, bę-
dzieszumniegdzieśzagodzinę,półtorej?Tylkosięniespóźnij.Maszpodrękądłu-
gopis?

–Długopis?–Alicebyłaskołowanaodtegosłowotoku.
–Tak,długopis.Takiecośdopisania.–Westchnęłazrezygnacją.Byłnieznośny,po

prostunieznośny!–Zapiszsobiemójadres.I,namiłośćboską,weźtaksówkę.Me-
trembędziesztujechałacałewieki.Mamymnóstwodozrobienia,ajaokropniesię
czujęiniewiem,ileczasubędęwstaniepracować.Musiałaśmnieczymśzarazić!

–Tonieja!Zresztą,prawieniechoruję.–Niedość,żezachowywałsięjakrozka-

pryszonedziecko,tojeszczeobarczałjąwinązachorobę.

– To się dobrze składa, bo masz przed sobą bardzo pracowity dzień. Zapisz ad-

res

Alice zapisała ulicę i numer domu. Wysłuchała w milczeniu kolejnych kilkunastu

poleceń,poczymGabrielsięrozłączył,niemówiącnawet„dowidzenia”.

Zdumionawpatrywałasięjeszczechwilęwkomórkę,poczymwyskoczyłazłóżka

ipobiegładołazienki.Wzięłaprysznic,ubrałasięwpięćminutiwykonałabłyska-
wiczny makijaż. W drodze do metra posmarowała jeszcze usta błyszczykiem. Tuż
przyschodachnastacjęprzypomniałasobie,żeprzecieżmiałaprzyjechaćjaknaj-
szybciej.Staławięcprzykrawężnikuizaczęłaszaleńczomachaćnanadjeżdża-
cąwłaśnietaksówkę.

Podałakierowcyadresiwsułasięwkątkanapy.Byłaniewyspanaizła.Gabriel

chybawogóleniezdawałsobiesprawy,jakdezorganizujeżycieinnym.Możemy-
ślał,żewyższapensjapowinnarekompensowaćwszelkieniewygody.

PrawiegodzinępóźniejAlice,niecospokojniejsza,wysiadłaztaksówkiirozejrza-

łasię.NieznałatejczęściLondynu.Ciekawe,czyktokolwiekzbiurajużtubył.Im-
prezy firmowe odbywały się zawsze na mieście. Gabriel nie był typem jowialnego
szefa,któryurządzałbykolacyjkiusiebiewdomu.

Nieco zaskoczona stała przed imponucą fasadą budynku z czerwonej cegły,

utrzymanego w stylu georgiańskim. Nie zastanawiała się nad tym, jak Gabriel
mieszka,alespodziewałasięczegośzdecydowaniemniejokazałego.Możeaparta-
mentunaostatnimpiętrzenowoczesnegowieżowca?Nacobyłamurezydencja,je-

background image

ślimieszkałwniejsam?

Przyglądała się kunsztownie zdobionym oknom i mosiężnej balustradzie przy

schodkach prowadzących do drzwi. Z małą torebką przewieszoną przez ramię,
dwomasegregatoramiitorbązlaptopemwyglądałajakzabłąkanywędrowiec.Jeśli
postoitujeszczedłużej,anichybipojawisiępolicjaalboochrona.Weszławięcpo
schodachinacisnęładzwonek.

–Wejdź,proszę.Jestemnagórze.
–Gdziedokładnie?–zapytała,alewodpowiedziusłyszałajedyniebrzęczeniedo-

mofonu i pchnęła drzwi. Najwyraźniej Gabriel uważał, że powinna go poszukać.
Staławpogrążonymwpółmrokuhallu.Byłogromny,chybanawetwiększyodjej
całego mieszkania dzielonego z koleżanką. Podłogę zdobiły wiktoriańskie kafle.
Środkiembiegłdługiperskichodnik,którydochodziłdokrętychschodówprowadzą-
cychnagórę.

CoGabrielrobiłnagórze?Miałtambiuro?Alicewygładziłaspódnicę,któraodro-

binępogniotłasięwtaksówce.Miałanasobieswójzwykłybiurowykostiumskłada-
cy się z czarnej spódnicy, białej koszuli i narzuconego na nią czarnego żakietu.
Ucieszyłasię,żenieprzyszłojejdogłowyzałożyćdżinsówibluzy.

ZnalezienieGabrielaokazałosięniełatwymzadaniem.Dombyłwielki,miałtrzy

piętra, a na każdym z nich mnóstwo pokoi rozmieszczonych po prawej i po lewej
stronieschodów.Zajrzaładodwóchsalonówikilkusypialni,zanimwreszcietrafiła
naGabriela.Przezuchylonedrzwidojrzałaniepościelonełóżkoiprzystała,byza-
pukać.

–Nareszcie!Ilemożnaczekać?
Siedziałwłóżkuopartyospiętrzoneuwezgłowiapoduszki.Kołdraniedbaleodsu-

niętabyłanabok.Podrugiejstronieleżałotwartylaptop.Miałnasobieczarnygru-
bypłaszczkąpielowy,spodktóregowystawałybosestopy.Natwarzydojrzałaciem-
niejszyniżzwyklecieńzarostu.Czarnewłosywartystycznymnieładziedopełniały
wizerunku.Pozanietypowymstrojemwyglądałzupełniezwyczajnie.

Rozejrzałasięposypialni.
–Będziemypracowaćtutaj?–zapytała,stojącnadalwdrzwiach.
–Adokądmielibyśmypójść?–zapytałzniecierpliwiony.
–Miłampodrodzegabinet.Może
– Nie mogę wychodzić z łóżka, jestem chory – przerwał jej, a w jego głosie za-

brzmiało zdumienie. Po raz pierwszy w życiu widział kobietę, która stojąc w jego
sypialni,wyglądałatak,jakbychciałastądjaknajszybciejuciec.–Zresztątoniejest
sypialnia,tylkosuita.–Wskazałdłoniąwkierunkuokna,gdziestałasofa,foteleini-
skistolik.

Odetchnęłazulgą.Przynajmniejniebędziemusiałasiedziećtużprzynim.
– Przyniosłaś akta, o które prosiłem? – Gładko przeszedł do spraw związanych

zpracą.–Iusiądźgdzieśwreszcie.Niebędzieszchybaprzezcałydzieństałaprzy
drzwiach.

Podciągnąłsięwyżejijejoczomukazałsięmaleńkifragmentopalonegotorsu.
Mógł się chociaż ubrać, przecież wiedział, że przyjdzie. A może może celowo

tegoniezrobił?Czasamimiaławrażenie,żeGabrielbezustannierobisobiezniej
żarty,itobyłjedenztakichmomentów.

background image

Niezgrabnymiruchamizdjęłatorebkęipołożyłasegregatorynabrzegułóżka.Po-

temusiadłanasofie,wyłapotrzebnedopracyrzeczyirozstawiłalaptopnakola-
nach.

–Bierzeszjakieślekinatoprzeziębienie?–zapytała,czekającnauruchomienie

siękomputera.–Toznaczynagrypę–poprawiłasięszybko.

–Oczywiście,żenie–powiedziałurażony.
–Jaktonie?
–Tonicnieda.Samoprzejdzie.
Alicezaczęłasiępodnosić.
–Przyniosęciparacetamol.
–Nigdziesięstądnieruszaj!–zaprotestował.–OtwórzfolderzkontraktemDick-

sonaiuważaj,comówię,boniebędędwarazypowtarzać.

Wstała,niesłuchającgo.
–Gdziemaszapteczkę?
–Niemamapteczki–westchnąłzrezygnowany.Głowamupękałainiemiałsiłyna

kłótnię.

Alicepodeszładołóżkaizzałożonyminapiersiachrękamiprzyglądałamusię.
–Rzeczywiściemarniewyglądasz.
–Nareszcieodkryłaś,żejestemciężkochory.Mojegratulacje.
–Marniewyglądasz,ponieważniechceszsobiepomóc.Iniejesteściężkochory,

tylkoprzeziębiony.Tonormalnewiosną.

–Jaktoniechcęsobiepomóc?–warknąłnanią.–Każdainnanatwoimmiejscu

byłaby szczęśliwa, że może się mną zająć, poprawić poduszki i bawić się w pie-
gniarkę.

–Wtakimrazieproszę.–Podałamutelefonleżącynałóżku.–Zadzwońdokażdej

innej.Chętniezwolniętozaszczytnemiejsce.

–Usiądzieszwreszcie?–ryknąłiniemalnatychmiastzgiąłsięwpółtarganykasz-

lem.Aliceodwróciłasięnapięcieiwmilczeniuusiadłanasofie.

TymczasemGabrielnaciągnąłkołdręnanogiiopadłwyczerpanynapoduszki.
–Mamwtorebcetabletki.Przyniosęszklankęwodyipołknieszje–powiedziała

zestoickimspokojem.–Przestanieciębolećgłowa.

– A gorączka? – zapytał słabym głosem. – Mam straszną gorączkę. Chodź tu

isamasprawdź,jeśliminiewierzysz.

Podeszładoniegoznowuidotknęładłoniączoła.Nagłeuczucietkliwościścisnęło

jejgardło.Miałaochotępochylićsięipocałowaćgo.Szybkocofładłońiwypro-
stowałasię.

–Pewniestanpodgorączkowy.Wkażdymraziebędzieszżyć–uspokoiłago,cho-

ciażwtejchwilipowinnasięraczejzająćuspokajaniemsiebie.

Skądpojawiłosięwniejtakniespodziewanepragnienie?DotejporyGabrielnie

stanowił dla niej zagrożenia w relacji damsko-męskiej. Przez pryzmat tego, jak
traktowałkobiety,wydawałjejsięprawieaseksualny.Prawie!Możejednakniebył
takjednowymiarowyistądtareakcja.Amożemożepoprostubyłatakasamajak
wszystkie jego asystentki? Nie, to było niemożliwe. Nie mogłaby się zadurzyć
wkimś,kogotaknieznosiła.

Podeszładostolika,naktórympostawiałatorebkę,iwyłatabletki.

background image

–Pójdępowodępowiedziała.
–Właziencejestszklanka.
Pochwiliwróciłaipodałamudwietabletki.
–Weźje–powiedziałazdecydowanymtonem.
– I kto tu jest szefem? – mruknął Gabriel i posłusznie połknął tabletki, popijając

wodą.–Zamiastczułejpiegniarki,trafiłmisiędowódca–dodał.

–Gabrielu,przyszłamtu,ponieważchciałeśpracować–powiedziałaspokojnie.–

Odrozrywekmaszprzecieżswojeprzyjaciółki.

– Właśnie że nie mam. Chwilowo jestem do wzięcia – powiedział z rozbraja

szczerością. – Zresztą powinnaś o tym wiedzieć, przecież rezerwujesz mi stoliki
wrestauracjachibiletydoteatrów.

Byłajegozupełnieniekobiecą,bezbarwną,leczpracowitąasystentką,którazała-

twiałaprywatnerozmowytelefoniczneiorganizowałamurandki.

Oiledobrzepamiętała,dotejporyrezerwowałatylkobiletydooperyibyłotojuż

poawanturzezGeorgią.Dwabilety.Musiałwięcmiećkolejnąprzyjaciółkę!

–Acoztądziewczyną,zktórąposzedłeśdoopery?
Nagle poczuła się odstawiona na boczny tor. Szara myszka, w życiu której jest

tylkopraca,podczasgdyto,conajciekawsze–życietowarzyskie,romanse,rozsta-
nia i powroty – istniało gdzieś obok i było udziałem takich ludzi, jak Gabriel czy
Georgia.

–Noniestety–powiedziałrozczarowany.–Wżyciusiętakniewynudziłem,cho-

ciażmuszęprzyznać,żewarunkimiałaznakomite–uśmiechnąłsięporozumiewaw-
czo.

Cóż,kolejnamodelkaczyaktoreczkaniespełniłajegooczekiwań.Zachwilępoja-

wisięnastępna.Niektórymżyciewciążpodsuwałopodnossamesmakowitekąski,
podczasgdyinnilatamiczekalinaswojąszansę.

–Poczuciegoryczywypełniłojejserce.
–Amożetybyśmiznalazładziewczynę?–powiedziałwyraźnierozbawiony.–Do-

pisałbymtodolistytwoichobowiązkówrazemzdodatkowymwynagrodzeniem.

Alice, która dosłownie przed sekundą była w nastroju do użalania się na swój

ciężkilos,poczerwieniałazgniewu.Cojeszczekażejejzrobić?Wynieśćśmieci?

–Jesteśchybanajwiększymleniem,jakiegowidziałamwcałymmoimżyciu–po-

wiedziała.

–Cotakiego?
–Leńpatentowany!–powtórzyładobitnie,ajejrozognionespojrzeniemimowol-

nieprześlizgnęłosiępotorsieGabriela,osłoniętymjedyniepłaszczemkąpielowym.
Serce podskoczyło raz, potem drugi i kołatało się w piersi nierównym rytmem.
Trudnopowiedzieć,czywinnytemubyłjejgniew,czywidoknawpółrozebranego
szefa.–Zupełniecięnieobchodzitwojeżycieosobiste.Dlaczegonawetnieodbie-
rasztelefonówodswoichdziewczyn,tylkokażeszmiwymyślaćjakieśżałosnewy-
mówki?PrezentpożegnalnydlaGeorgiiteżmusiałamsamawybrać.Nawetnieza-
pytałeś,cotobyło.Jeślitoniejestlenistwo,toniewiemco!

AlicekupiławtedydlaGeorgiiogromnybukietkwiatówikaszmirowyszalwkolo-

rzepłaszcza,jakitamtegodniamiałanasobie.Wszystkotosłonokosztowało,ale
ponieważGabrielzaznaczył,żekwotaniegraroli,niezamierzałabyćoszczędna.

background image

Tekobietyzasługiwałynawięcejniżprezentkupionyprzezasystentkę.

–Chybasięzapominasz?–odparłGabrielchłodno.
Leniwy?On?Pracowałodranadowieczora.Odwielu,wielulat.Zaczynałodni-

czegoiwspiąłsięnasamszczyt.

JednakAlicenawetniewspomniałaopracy.Totypowedlakobiet.Niedostrzega-

ją faktów, a czepiają się nieistotnych drobiazgów. Co za różnica, kto wybrał pre-
zent?Ważne,żeGeorgiaprzestałamusięnarzucać.

Zresztą,nieoszukujmysię,pomyślał.Kobietynieuganiałybysięzanim,gdybynie

pieniądze.Dlategojedynąjegozdaniemrzeczą,najakiejmógłwżyciupolegać,była
wrodzonaumiejętnośćichpomnażania.Wszystkoinnebyłoefektemubocznymbo-
gactwa.

–Wybacz–powiedziała.–Niepowinnamtegomówić.Toniemojasprawa.
Przeprosinywydałymusięnieszczere,alemachnąłnatoręką.Kogoobchodziła

opiniaasystentki?Ajednak!SłowaAliceubodłygo,itoboleśnie.

Postawiłlaptopnakolanach.Mielipracować,atymczasemurządzalipogawędki

natematyosobiste.Musiałprzyznać,żeporazpierwszycośtakiegomusięzdarzy-
ło.Alicemiałaszczęście,żedoceniałjejpracę,wprzeciwnymraziezbierałabyjuż
rzeczyzeswojegobiurka.Popółgodziniezapomniałotejpotyczce,alerazporaz
przyłapywałsięnatym,żeprzyglądasię,atojejgłowiepochylonejnadlaptopem,
atoszczupłympalcom,kiedywyliczałasprawydozałatwienia,atoznowuskromnie
złączonym i całkiem zgrabnym nogom. Miała umysł analityczny, szybko kojarzyła
fakty i to mu się w niej najbardziej podobało, chociaż zazwyczaj, myśląc o kobie-
tach,niezwracałuwaginaatutyinneniżte,któremiałprzedoczami.

Kołopołudniapoczułsięowielelepiej.Alicemiałarację.Mógłpomyślećotablet-

kach wcześniej. Podbudowany tym, spuścił nogi z łóżka i wstał. Alice zerkła na
niegoprzerażona,bowferworzepracyzdążyłajużzapomnieć,żejejszefwystępu-
jedziśwstrojumocnoniekompletnym.Tymczasemonprzeciągnąłsięipowiedział,
żeidziepodprysznic.Odprowadziłagowzrokiem.Miałszerokiebarkiiwąskiebio-
dra,naktóreażprzyjemniebyłopopatrzeć.

–Możezaczekasznamniewkuchni?–odwróciłsię,chwytającjejzamyślonespoj-

rzenie.–Zjemycośiwrócimydopracy.

– Wyglądasz trochę lepiej – powiedziała, czując, że powinna się wytłumaczyć. –

Możewolałbyśodpocząć?

– Nie lubię odpoczywać, to nie w moim stylu. Ale ty możesz rozprostować nogi

iprzejśćsiędokuchni,chybażewolisznadaldyskutowaćosytuacjinaszychspółek
elektronicznych.Wtakimraziezapraszamdołazienki.Nie?–udałzdziwienie,gdy
pokręciłagłową.–Jakjużtambędziesz,mogłabyśprzygotowaćcośdojedzenia.Lo-
dówkajestpełna.–Topowiedziawszy,zamknąłdrzwi,zostawiającAlicezpółotwar-
tymizezdziwieniaustami.

Jedyne,cotenczłowiekpotrafiłrobić,towykorzystywaćludzinakażdymkroku.

Rozzłoszczonaodstawiłalaptopiruszyłanadół.Jeszczebardziejrozzłościłojąto,
żeniepotrafiłamusięprzeciwstawić.Niepowinnabyłatuwogóleprzyjeżdżać,tyl-
kopójśćdobiura.Teraznatomiastniepowinnamyszkowaćpojegokuchni.Abyło
torzeczywiścieimponucemiejsce.Odgranitowychblatów,poprzezszafki,ażdo
sprzętuipodłóg,wszystkolśniłoczystością.Gabrielnapewnomiałsłużbę.Zastano-

background image

wiłoją,dlaczegodotejporynienatknęłasięnagosposięczypokojówkę.

Zajrzaładolodówki.Byłyjajka,bekon,serisporowyrobówdelikatesowych,ta-

kichjakwłoskaszynkaczyhiszpańskieoliwki.Znalazłateżkilkarodzajówpieczywa
–wszystkownajlepszymgatunkuiświeże.Ktośmusiałranoprzynieśćzakupy.

–Zawszemożemycośzawić.–Wyprostowałasięgwałtownie,jakbyjąprzyła-

panonaniewiadomojakimwystępku.Niespodziewałasięgotakszybko.Byłświe-
żoogolonyinaszczęścieubrany.Miałnasobieniebieskiedżinsyikoszulkęsporto-
wązdługimrękawem.

Minąłjąipodszedłdoblatu,anastępniezabrałsiędoparzeniakawy.
–Espressoczylatte?
–Lattepoproszę–mrukła.Nieprzepadałazamocnąkawą.
Gabrielcałkiemsprawnieporuszałsiępokuchni.
– Nie powinieneś chodzić boso. Przeziębisz się jeszcze bardziej – zwróciła mu

uwagę.

–Podłogajestogrzewana.Zdejmijpantofleiprzekonajsię–powiedział.
Mogłaby też odpiąć górny guzik bluzki, pomyślał. Nie byli przecież w biurze,

aonanawetnachwilęniezsułapantofli,niezdjęłażakietu,niepodwiłaręka-
wówkoszuli.Słowem,niezrobiłanic,żebyjejbyłowygodniej.Byłanajmniejwylu-
zowanąkobietą,jakąznał.

Gabriel miewał w swym otoczeniu kobiety zgoła inne. Efektowne i chętne. Być

może dlatego panna Alice Morgan, przeciętnie ubrana i nieprzystępna, niebywale
gointrygowała.

Ubierała się fatalnie, ale kiedy odsuła z twarzy długie włosy, można było do-

strzecporcelanowąskóręiświeże,ponętneusta.Podającjejfiliżankękawy,zezdu-
mieniemstwierdził,żejestpodniecony.

–Dziękuję–powiedziałaAlice.Całatazabawawdomnieprzypadłajejdogustu.

–Możedokończymypracę?Mogłabymwcześniejpójśćdodomu.

Gabriel spojrzał, jak przybliża twarz do parucej filiżanki i wyobraził sobie jej

szczupłepalcewokółjegopenisaidelikatnemuśnięciaróżowegojęzyka.Obrazten
byłtakżywyipojawiłsiętakniespodziewanie,żemusiałzamrugaćpowiekami,by
wrócićdorzeczywistości.

–Niepłacęcizato,żebyśwcześniejwychodziładodomu–powiedziałostro.
Cogougryzło?
–Chodziłomioto,żeniejestemgłodna.
–Wporządku–rzuciłkrótko.Jegomyśligalopowaływzupełnieinnymkierunku

niżtakonwersacja,aerekcja,któraniechciałaustąpić,tylkojewzmagała.

Wciemnomógłpowiedzieć,żeniemalkażdazeznanychmukobietdałabywiele,

byznaleźćsięuniegowdomu.Każdaoprócztejjednej,którastałaterazzplecami
przyklejonymidolodówkiirozpaczliwieszukaławywek,byjaknajszybciejstąd
wyjść. Nie pojmował tego. Jeszcze większą zagadką dla niego było to, że jej opór
działałnaniegojakpłachtanabyka.

Pomyślał chwilę, jak rozwiązać ten pat, i wyjął z kieszeni telefon. Zadzwonił do

swojejulubionejrestauracjiizawiłobiadnadwieosoby.Wybórdańpozostawił
szefowi kuchni, którego znał od dawna. Prowadząc rozmowę, nie spuszczał oczu
z Alice, która z kolei zastanawiała się, czy nie próbuje wywołać w niej poczucia

background image

winy.Wyraźnieoczekiwał,żezradościąwskoczywfartuszekiugotujemuobiad.
Jeślitak,tosrogosięzawiódł.

– Wiesz, że mamy jeszcze sporo pracy przy Trans-Telecom? – Usiadł przy stole

i podparł głowę rękami. Chyba znów miał gorączkę. – Nie stój tak! – odezwał się
poirytowany.–Gdybyśmiałasięodemniezarazić,jużbysiętostało.

– Sądziłam, że wszystko mamy domknięte. – Podeszła i przycupła na brzegu

stołka.Nawetniepomyślałaotym,żemożesięodniegozarazić.Jejmyślipochła-
niała w tej chwili najważniejsza kwestia, a mianowicie, kiedy będzie mogła stąd
wyjść.

–Prawnicyprzejrzelijużdokumentację,alemusimyjeszczerazsprawdzićkażdy

szczegół.Niemogęsobiepozwolićnabłędy.Włożyłemmnóstwowysiłkuwprzeko-
naniewłaścicielidomojejkoncepcjisprzedaży.Niechcęteżżadnychopóźnień.

Alice kiwała głową. Lubiła na niego patrzeć, kiedy omawiali sprawy służbowe.

Wjegooczachlśniłaprawdziwapasja.Gestamipodkreślałwagęsłów.Brwi,nieco
ściągnięte,świadczyłyomaksymalnymskupieniu.Widaćbyło,żepracajestjegoży-
wiołem.Byłkompetentny,przewiducyidokładny.Akiedynapotykałproblemy,go-
tówbyłniespaćiniejeść,byletylkorozwiązaćjejaknajszybciej.

–Takwięcobawiamsię,żeniemaszwyboru–dokończyłwywódispojrzałnanią

pytaco.–Alice?Czytywogólesłuchasz,codociebiemówię?

Drgnęła,wyrwanazrozmarzenianadtalentamiswojegoszefa.Wtejsamejchwili

rozległsiędźwiękgongu.PochwiliGabrielwróciłdokuchnizdwiemadużymitor-
bamiozdobionymilogorestauracji.

– Oczywiście, że słuchałam, mówiłeś o Trans-Telecom – powiedziała, odbierając

odniegojedenzpakunków.

–Powiedziałemteż,żeprawdopodobniebędzieszmusiaładodatkowopopracować

nadtymwdomu.Uprzedzamodrazu,żewnastępnyweekendjedzieszzemnądo
Paryżapodpisaćkontrakt.Potrzebujęnamiejscukogośzaufanego.Jeślimusisz,po-
zmieniajswojeplany.

–Następnyweekend?–upewniłasię.
–Tak,będzieszmiałaparędni,żebysięprzygotować.
Alicewiedziała,żemamajakośdasobieradębezniej,aleitakczułasięwinna.

MogłapowiedziećGabrielowi,żewweekendyjeździdomatki,alebyłobytokolejne
przekroczeniegranicyprywatności.PozatymGabrielCabreraniebyłtypemczło-
wieka,któremuchciałabysię zwierzać.Mogłasiępo nimspodziewaćco najwyżej
śliwegokomentarza.

–Jasne,zmienięplany–zobowiązałasię.
–Dobrze.Toterazprzerwanaobiad,apotemwracamydoroboty–odparł,już

spokojniejszy.

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

Miłosporoczasu,odkądAliceostatniobyłazagranicą.Spędziławtedytydzień

wHiszpanii.Coprawda,tymrazemmiałtobyćwyjazdsłużbowy,aniewypoczynko-
wy, ale miała nadzieję, że uda jej się wyrwać choć na parę godzin i pochodzić po
mieście.

Jejmamadośćdobrzeprzyławiadomośćotym,żeAliceniepojawisięwnastęp-

ny weekend. Była zupełnym przeciwieństwem Alice, która odziedziczyła urodę po
ojcu. Niewysoka, z blond włosami i łagodnym spojrzeniem błękitnych oczu nawet
wwiekupięćdziesięciupięciulatbudziłazainteresowaniemężczyzn.Przypominała
delikatneksiężniczkizbaśniDisneya.Jednaktentypurodyicharakterustałsiędla
jej matki także przekleństwem. Przekonana, że najmocniejszym orężem kobiety
jesturoda,niezdążyławypracowaćwsobieinnychmechanizmówobronnych.Gdy
mążzacząłsięoglądaćzainnymi,początkowoniemogławtouwierzyć,potemza-
częła na siłę poprawiać swoje wyimaginowane mankamenty. Farbowała włosy na
najróżniejsze odcienie blondu, przeszła na dietę, aby stracić parę kilo, biegała do
kosmetyczki. Jednak nic nie przynosiło pożądanego efektu. Mogła mieć każdego
mężczyznę,alekochałatylkotego,któryjązdradzał.

Wreszciesiępoddała.Siedziałacicho,gdymążurządzaławantury.Nieskarżyła

się, gdy na całe noce znikał z domu. Nie zaprotestowała nawet wtedy, gdy wypo-
mniałjej,żegdybyniepieniądze,dawnobyjąrzucił.Itak,niemogącrozstaćsięze
znienawidzoną żoną, Rex Morgan zrobił wszystko, aby zamienić jej życie w kosz-
mar.

Dlatego Alice zawsze powtarzała sobie, że uroda niczego nie gwarantuje. Wy-

starczyłospojrzećnajejmatkęinakobiety,zktórymiumawiałsięGabriel.

PośmiercimężaPamelaMorganpozostaławięźniemwswoimdomu.Jużzacza-

sówmałżeństwarzadkowychodziła.Potemnadobrezamknęłasięwczterechścia-
nach.Cierpiałanaagorafobięigdybynietroskliwisąsiedzi,którzyzaglądalidoniej
wtygodniu,Alicemusiałabychybaprzenieśćsięnawieś.Kiedyjąodwiedzała,uda-
wałojejsięnawićmatkęnawyjściedoogrodualbowspólnyspacerdolasu.To
byłowszystko.Wymagałapomocynacodzieńiwizytpsychologa.DlategoAlicetak
dużąwagęprzykładaładoweekendówitychchwil,kiedymogłabyćprzyniej.

Ostatniobyłoniecolepiej.Natylelepiej,żeAlicezastanawiałasię,czyniezacząć

spędzaćweekendówinaczej.Jednakzdrugiejstrony,cojejpozostawało?Odczasu,
gdy rzucił ją Alan, nie miała przecież chłopaka. W Londynie przyjaźniła się tylko
zLucy.Jejżycietowarzyskiepraktycznienieistniało.

Gdymamazagadywałajączasemoto,czymachłopaka,Alicenieodmiennieodpo-

wiadała, że mężczyźni to same kłopoty i utwierdzała się w tym przekonaniu, opo-
wiadającmatceoGabrieluijegoperypetiachzkobietami.

OstatniedniprzedwylotemdoParyżaspędziłanawyżonejpracy.Gabrielszyb-

background image

kopozbyłsięprzeziębienia,chociażwciążwypominałjej,żenapewnogozaraziła.
Zachowywałsięczasamijakrozkapryszonychłopiec.

Paryż!Miałanadzieję,żeudajejsięzobaczyćmiastonietylkozzaszybtaksówki

ipokojuhotelowego.Aleoczywiście,byłtoprzedewszystkimwyjazdsłużbowy.

Ustalili, że spotkają się już na lotnisku. Czekając na taksówkę, Alice w myślach

odhaczała wszystkie punkty ze swojej listy kontrolnej. Dokumenty i laptop miała
spakowanewbagażupodręcznym.Jeszczerazupewniłasię,czymatelefon.Śred-
niejwielkościwalizkazubraniamisłużbowyminaczterydnistałaobokdrzwiwyj-
ściowych.

Wyjrzałazaokno.Byłsłonecznywiosennyporanek.Wychodzącnazewnątrz,po-

czułasię,jakbyczekałająpodróżdookołaświata.To,cowjejoczachbyłowydarze-
niemroku,dlawielukobietwjejwiekubyłocodziennością.Ach,jakżeimtegoza-
zdrościła.

Nagletknęłojązłeprzeczucie.Cośprzeoczyła.Itocośbardzoważnego.Wyży-

łaumysłipochwiliwspomnienieGabrielaleniwiewyciągniętegonałóżkuwsamym
płaszczukąpielowympojawiłosięprzedjejoczami.Orany,przecieżbędątamsami.
Przez całe cztery dni! Czy to możliwe, że jej podekscytowanie podróżą do Paryża
byłozwiązanezGabrielem?Nie!Zerkłanatelefon,którywyświetliłwiadomość
oczekacejtaksówce.Rozejrzałasiępoulicyiruszyławstronęsamochodu.

Podczas krótkiej podróży na Heathrow zapomniała o dręczących ją wątpliwo-

ściachiskupiłasięnabardziejprzyziemnychtematach.Mamamiałasiędobrze.Ali-
ce będzie mogła spędzić kilka dni, nie zamartwiając się przez cały czas. W pracy
pojawiłasięperspektywapozyskaniakolejnejspółkiijużmyślałanadtym,jakiein-
formacje będą potrzebne Gabrielowi. Na lotnisko przybyła o czasie i zadowolona
zsiebiestałaprzystanowiskaodprawydlapasażerówpierwszejklasy,gdziesię
umówili.

PochwilipojawiłsięGabriel.Popatrzyłsceptycznienawalizkę,torbęzlaptopem

imaleńkątorebkęprzewieszonąprzezramię.

–Totwójcałybagaż?
Trudnopowiedzieć,czegooczekiwał.Możeodmiany?TymczasemAlicewygląda-

łajakzwykle.Czarnepantofle,białakoszulaiszarykostiumskładacysięzespód-
nicydokolaniżakietu.Przezramięmiałaprzerzuconypłaszcz.

–Przecieżtotylkoczterydni–odparła.
Gabriel prezentował się, jak zwykle, olśniewaco. Miał na sobie kremowe

spodnieitakiegosamegokolorupulower,spodktóregowidaćbyłokoszulęwpaski.
Narączceogromnejwalizkiwisiałaelegancka,zamszowakurtka.

Znam kobiety, które na jedną noc zabrałyby więcej bagażu niż ty – mruknął

wodpowiedzi.Zprzyjemnościąpatrzyłnajejzażowionenaglepoliczkiioczy,któ-
renieporadnieunikałyjegospojrzenia.

PoodprawieizdaniubagażuruszyliwstronęsalonikudlaVIP-ów.
–JeszczenigdyniebyłamwParyżu.–Alicerozglądałasiępoeleganckimwnętrzu

dla pasażerów pierwszej klasy. Wygodne kanapy ustawione były tak, by zapewnić
gościomprywatność.Wgłębiznajdowałsiębufet,wokółktóregouwijałsiękelner.

Gabriel aż przechylił głowę, zaskoczony tym wyznaniem. Alice rzadko odzywała

sięniepytana,ajeślijuż,tonigdynieporuszałatematówosobistych.Wefekcienic

background image

oniejniewiedział.Brakwylewnościuważałukobietzazaletę.Zniąbyłoinaczej.
Imwięcejukrywała,tymbardziejmiałochotęwiedziećoniejjaknajwięcej.

–Naprawdę?
–Tak–potwierdziła.
–Myślałem,żewszkołachjeździsiędoParyżanawycieczki.
Alice przypomniała sobie szkolne lata. Chodziła do zwykłej, państwowej szkoły.

Wdomuniktniepoświęcałjejuwagi.Ojcaprzeważnieniebyło,amatkabyłazata
swoimiproblemami.

– Byłam kiedyś w Hiszpanii. Zaprosiła mnie koleżanka ze szkoły. Miałam wtedy

czternaścielatitobyłynajfajniejszewakacje.

–Awakacjezrodzicami?
–Bardzorzadkowyjeżdżaliśmy.–Jejtonzrobiłsięostrożniejszy.
–Dobrzeznamtouczucie–powiedziałGabriel.
Zerkłananiegozaskoczonaiuświadomiłasobie,żenicniewieojegoprzeszło-

ści,pozatym,żebyłutalentowanymbiznesmenemiwtejchwilijużchybamiliarde-
rem. Nie orientowała się jeszcze zbyt dobrze w całym zakresie działalności jego
wielufirm,alekiedyśpobieżnieprzejrzałabilansezpoprzednichlat.

Byłaciekawa,comiałnamyśli,alenienatyle,bypokonaćnieśmiałość.Coinne-

go,gdybysamzacząłopowiadać.Zresztą,dlaczegomiałbysięjejzwierzać.Podob-
niejakona,potrafiłoddzielaćsprawyosobisteodzawodowych.

Gabrielzauważył,żeniepociągnęłarozmowyiżemusiałotowynikaćzkalkulacji.

Sam nie wiedział, dlaczego wdał się w tę rozmowę i zaczął ją wypytywać o prze-
szłość.Byłotodośćczytelnezaproszeniedowymianydoświadczeń.Awtedymusiał-
byopowiedziećjejodzieciństwiewrodziniezastępczej.Nikomujeszczeotymnie
powiedział.

Czterodniowy wyjazd do Paryża wydał mu się nagle wyprawą w nieznane, pod-

czas której mogło się wydarzyć wszystko. Zastanawiał się, czy Alice kiedykolwiek
sięupiła,tańczyłanastolealboposzłanacałość.Byłciekaw,coporabiałaprzezte
wszystkie weekendy, które zarezerwowała sobie podczas pierwszego dnia pracy.
Wreszcie przyłapał siebie na rozmyślaniach, czy w jej życiu jest jakiś mężczyzna.
Pamiętał,żenapoczątkuzaprzeczyła,alemożecośsięzmieniło?

Wywołano ich lot i Gabriel musiał odłożyć te niezwykle ciekawe rozważania na

później.Wczasieloturozmawialitylkoopracy.Alicezachowywaładystans,aleGa-
briel, wyczulony na najdrobniejsze zmiany nastroju u kobiet, widział, że jest za-
chwycona.Razporazdotykaładłoniąaksamitniemiękkiegoobiciafoteli,rozgląda-
ła się dyskretnie i zerkała za okno. Trochę jak mała dziewczynka, która pierwszy
raz wyjeżdża na wakacje. Sądząc po reakcjach, chyba nigdy nie leciała pierwszą
klasą.

ZarezerwowałdlanichpokojewnajdroższymhoteluwParyżuijedynym,wjakim

lubił się zatrzymywać. Uśmiechnął się na samą myśl, jaką będzie miała minę, gdy
wreszcie dotrą na miejsce. Był tym podekscytowany jak nastolatek, który próbuje
zrobić wrażenie na dziewczynie. Szkoda, że kiedy był nastolatkiem, nie w głowie
mubyłytakierozrywki.Większośćczasuspędzałwtedynanauce,któramiałamu
zapewnićlepsząprzyszłość.Itaksięstało.Teraz,gdyjużbyłbogaty,niemusiałro-
bićwrażeniananikim.Nawetnakobietach.

background image

Nalotniskuczekałajużnanichlimuzynazkierowcą.
–Czytynigdyniezachowujeszsiętakjakzwykliludzie?–mrukłaAlice,kieru-

jąctopytaniebardziejdosiebieniżdoniego.Byłaprzekonana,żedohotelupoja
taksówką.Gabrielusłyszałjednaktęuwagę.

– Dlaczego? – zapytał, sadowiąc się blisko niej. Przed oczami miał jej delikatny

profil. Alice odgarła kosmyk włosów za ucho. Miała na sobie kolczyki z perłą,
dziewczęceitakróżneodekstrawaganckiejbiżuterii,którązwyklewidywałuko-
bietwjejwieku.

Alice,którejnadobreudzieliłsięwakacyjnynastrój,roześmiałasiętylko.
–Powinnaśtorobićczęściej–powiedziałzprzekonaniem.
–Cotakiego?
–Śmiaćsię.
–Niewiedziałam,żetomójatut–powiedziałarozbawiona.Wyglądałanaodrobi-

nębardziejrozluźnioną,cozapewnebyłozasługąkieliszkawinawypitegonapokła-
dzie.–Powiedz,Gabrielu,czyjestcoś,corobiszsam,czyzawszewszyscyciusłu-
gują?

–Samzarabiampieniądze–powiedział,uśmiechającsięuroczo.–Apotempła

innym,żebymartwilisięoresztę.

–Itowystarczadoszczęścia?–Alicenaprawdębyłaciekawa,jaktojestbyćtak

bogatym.SkądtacyludziejakGabrielbralisiłę,bykażdegodniawstawaćdopracy,
jeśliichjedynymmotywembyłypieniądze.Atejużprzecieżmieli.

–Czyżbyśzamierzaławygłosićkazanienatematrzeczy,którychniemożnakupić?

–Odkądsięgałpamięcią,marzyłopieniądzach.Możnabyłozaniekupićwszystko,
czegomuwtedybrakowało.

– Miłości nie można kupić – powiedziała z przekonaniem Alice i tym razem Ga-

brielmusiałsięroześmiać.

–Mógłbymciudowodnić,żejestinaczej–rzekłubawiony,alewjegoreakcjiAlice

zauważyła coś, co chciał przed nią ukryć. Brązowe oczy z uwagą przyglądały się
jegoprzystojnejtwarzy.

–Toniemiłość!–żachłasięAlice,niemogącsobieprzypomnieć,jakimcudem

zeszli na tak osobiste tematy. Oparła się plecami o drzwi, odsuwając się od niego
jaknajdalej.

–Możeiniemiłość,alemniewystarcza–powiedziałchłodnoGabrielipopatrzył

przezokno.Aliceniewyglądałanaromantyczkę,alemógłsięmylić.

–Acozmałżeństwem?Stabilizacją?–nalegała.
–Comasznamyśli?BrwiGabrielauniosłysiękugórze.
–Niemasztakichmarzeńalboplanów?
– Chyba nie. – Zastanawiał się przez chwilę. – Już dawno temu doszedłem do

wniosku,mojapannociekawska,żejedyne,naczymmożnawżyciupolegać,topie-
niądze.Nauczyłemsięrobićznichwłaściwyużytek.Pieniądzecięnieoszukają,nie
mająwymagań,niesąmarudneimogęzaniekupićto,cochcęikiedychcę.

Aliceteżniemiałazłudzeńcodomiłości,aledalekojejbyłodocynizmu.
Gabrielnietylkoniewierzyłwmiłość,aleteżnigdyniezadałbysobietrudu,byjej

szukać.

Aliceodwróciłasięwstronęszyby,zaktórąmigałyuliceParyża.Zjechalijużzob-

background image

wodnicy i w wolniejszym tempie przemieszczali się po metropolii. Był przepiękny
dzieńzniebieskimniebemijaśniecymwysokosłońcem.Zbliżałosiępołudnie.

–Możepowieszmi,comamydzisiajwplanie?–zapytała,powracającdotematów

służbowych.

–Odpoczniemyparęgodzinwhotelu,apotemkolacjazklientem.
–Trzebaszybkozrobićrezerwację.
–FrançoisiMariezaprosilinasdosiebie–powiedział.–Dlategoprzylecieliśmy

dzisiaj, a nie dopiero w poniedziałek. Zbierze się cała rodzina. Pomyślałem, że to
dobraokazja,bysprawdzić,czyniechcąsięwycofać.

–Kolacjajestunichwdomu?
– Podobno to prawdziwy pałac. Sam jestem ciekaw. To przycie z okazji czter-

dziestejrocznicyichślubu.Françoismówił,żebędzienawetkilkudygnitarzy.

Alice popatrzyła na niego lekko spanikowana. Zawsze jej się wydawało, że tego

rodzajuspotkaniasłużboweodbywająsięwrestauracjachwypełnionychpobrzegi
gośćmi,gdziełatwowtopićsięwtłum.Wkońcubyłatylkoasystentką,miałarobić
notatki i to wszystko. Ale prywatne przycie to zupełnie inny kaliber. Przede
wszystkimbędzietamgościem.Wmyślachprzetrzepałazawartośćswojejwalizki,
stwierdzajączprzerażeniem,żeniezabrałaanijednejsukienki.

Limuzynazatrzymałasięprzedhotelem.Wysiadając,Alicenachwilęprzystała

oszołomiona widokiem fasady ze szkła, która pięła się wysoko w górę. Słyszała
otymhotelu.Zresztą,ktoniesłyszał?Przyspieszyłakroku,żebydogonićGabriela.

–Tubędziemymieszkać?–szepłazniedowierzaniem.
Przyglądałamusięzzazdrością.Musiałbyćprzyzwyczajonydotakichmiejsc.Ze

spokojemznosiłmałezamieszanie,jakiewywołałoichpojawieniesię.Półgłosemwy-
dawał polecenia boyowi hotelowemu, który im towarzyszył. Tymczasem bagażowi
zalisięwalizkami,coAliceodnotowała,obejrzawszysięjeszczerazzasiebie.

Przyjemniebyłoiśćkołoniego,nawetjeślibyłatylkoasystentką.Niktotymprze-

cieżniewiedział.Uniosłazatemgłowęiwkroczyławświatmarmurówiżyrandoli
składacych się z tysiąca kryształów, drogocennych mebli, dzieł sztuki i kosztow-
nychtkaninzdobiącychparterhotelu.Wdychałapowietrzeprzesyconenieokreślo-
nym,przyjemnymaromateminapawałaoczywidokami,jakichnigdydotądniemiała
okazjioglądać.

– Muszę ci coś powiedzieć – szepła, gdy boy hotelowy otworzył przed nimi

drzwidodwóchsąsiaducychzesobąsuitiwręczyłimkartymagnetyczne.

–Możeszmówićnagłos–odparłGabrielrównieższeptem.–Wtakichmiejscach

dyskrecjajestnajwiększącnotą.

Wjejoczachbłysnęłairytacja,aleGabrieluśmiechnąłsiętylko.Odwróciłsięna

chwilędochłopcaipowiedziałdoniegocośpofrancusku.Dyskretnymgestemwsu-
nąłmuwdłońnapiwekichłopakpochwilizniknął.Zostalinakorytarzusami.

–Poprostujesteśszczery–powiedziałaznamysłem.
WeszlidomniejszegokorytarzaoświetlonegoparomakinkietamiiGabrielotwo-

rzyłdrzwidoprzestronnej,urządzonejzprzepychemsypialni,poktórejnawetsię
nierozejrzał.

–Niestójtak,wejdźdalej!–zażądał.
Zrzuciłzsiebiekurtkęibuty.Stojącnabosaka,wypuściłkoszulęzespodniiroz-

background image

piąłdwagórneguziki.Następniesięgnąłpotelefonizezmarszczonymczołemprze-
glądałwiadomości.

Zrobiłakilkakrokówiprzystałanaśrodku,wytrąconazrównowagiwidokiem

łóżka.Przypominałojejprzymusowąwizytęwjegodomu.

–Cochciałaśmipowiedzieć?–przypomniałsobie,zerkającnanią.
–Niewiedziałam,żewplanachjesteleganckieprzycieichodzioto,że–za-

czerwieniłasię.

– Spakowałaś tylko ubrania do pracy? – domyślił się od razu. – Niech zgadnę –

zmrużyłoczy,przypatrującjejsięzlekkimuśmieszkiem–szarykostium,kilkabia-
łychbluzek,kilkaparrajstopiczarnepantofle

–Wiem,żetomożewydawaćsięnudne,aleuważam,żepracatonierewiamody.

Gdybyśmipowiedział

–Wiedziałaś,żebędziekolacjazklientem.Myślałaś,żektóryśztychnudnychko-

stiumikówzrobiwrażenie?

–Dlaczegonie?Sądośćeleganckieiwyglądająprofesjonalnie.
–Sąszareinijakie!–odparował.
–Tonieprawda!
–Dostajeszdodateknaubraniatakjakinnipracownicy.Płacęci,żebyśwyglądała

jakczłowiek.Alezdajesię,żeniewydałaśnatonawetjednegofunta.

Prawie wszystkie pieniądze, które Alice zarabiała, szły na opłacenie psychologa

dla matki, resztę wydawała na czynsz i jedzenie. Nie zostawało aż tyle, by mogła
kupowaćżakietyzapięćsetfuntówipantofleodManoloBlahnika.

–Skądmożesztowiedzieć?–zapytała,czerwieniącsięjeszczemocniej.
–Przecieżwidzę.Chybażewydajesztepieniądzenajakieśekstrawaganckieciu-

chy,wktórychniemogłabyśsiępokazaćwpracy.

– Nie sądziłam, że do biura trzeba się ubierać w drogie rzeczy – powiedziała

gniewnie,przypominającsobie,żezauważyłatojużpierwszegodnia.

–Zanimtarozmowazupełniezejdzienabocznytor,możeskorzystaszzwolnego

czasuipójdzieszkupićjakąśwyjściowąsukienkę–poinformowałjąchłodno.

Aliceprzeliczyławmyślachskromneoszczędności,któreudałojejsięodłożyć,od-

kądpracowałauCabrery,ipobladła.

–Musiałabymwziąćzoszczędności–wykała,widzącoczamiwyobraźni,jakjej

minimalnezabezpieczeniefinansoweobracasięwpył.

Gabrieltylkomachnąłręką.
–Przelejępieniądzenatwojekonto.Kuptyleubrań,ilepotrzebujesz.Ipójdźdo

spa.Jestwspaniałe.Zróbwszystko,cochcesz,iniezawracajsobiegłowykosztami.

– Wszystko? Ale po co? – Alice nie rozumiała nic, oprócz tego, że gdyby mogła,

najchętniejzapadłabysiępodziemię.Cogorsza,zupokarzaniajejGabrielczerpał
jakąśperwersyjnąprzyjemność.

– Alice. – Uniósł rękę, uciszając ją. – Powiem to wprost. Jesteś młodą kobie

i chciałbym cię wreszcie zobaczyć w czymś szykownym, a nawet frywolnym. –
Uśmiechnąłsięprzekornie.

–Wżyciunieprzyszłabymtakubranadopracy!
– Masz chociaż jedno ubranie, które nie jest szare, sztywne i nudne? Dlaczego

upierasz się, żeby wyglądać jak zakonnica? François i Marie to bogaci ludzie i są

background image

Francuzami. Dodaj jedno do drugiego i masz kwintesencję elegancji. Co sobie po-
myślą, jak zobaczą cię na przyciu ubraną w ponury, wiszący jak worek kostium
biurowyzsieciówki?Zrozum,twojeubranieniemusibudzićsensacji,aledobrzeby
było,gdybyśprzynajmniejnieodstawałaodresztygości.

–Niepomyślałamotym,żebyzabraćczarnąsukienkę.
–Ztejsamejliniicokostium?
–Ztejsamej.Ponurejiwiszącejjakworek–stwierdziłaoschle.
Gabrieluniósłwgóręręcewgeścierozpaczy,niewiedzącjuż,jakprzewićjej

dorozsądku.

–Słuchaj,mogłemprzecieżowijaćwbawełnę,aletoniewmoimstylu.Uwierzmi,

jeślipojawiszsięnaprzyciuwjednymztychkoszmarnychuniformów,chwilępo
przekroczeniuproguzacznieszsięczućjakodludek.Pozatymludziezacznąsięza-
stanawiać, jakim jestem szefem, jeśli nie potrafię zadbać o przyzwoity ubiór pra-
cowników.

–Czytywogólezdajeszsobiesprawęztego,żemnieobrażasz?–wybuchła,

bliskałez.

– A ty potrafisz sobie wyobrazić, jaką mi wystawisz laurkę? – Jego ciemne oczy

wyzywałyjąnapojedynek.

–Cozatemmamkupićzatwojepieniądze,słucham!
–Kupcośeleganckiego,szykownegoiwkolorze.Nabawiszsiędepresjiodtych

szarości.

–Przepraszam,aleniebędzieszmimówił,jakmamsięubierać!–odparłaoburzo-

na,chociażwiedziała,żeGabrielmarację.Wyobraziłasobieswójszary,skromny
kostiumnatlekoktajlowych,eleganckichsukienek,garniturów,amożenawetfra-
kówisukienwieczorowych.Byłanastraconejpozycji.

–Poprostumówię,jakjest!–Porazpierwszyjednakpoczuł,żeniepowinientrak-

towaćjejtakobcesowo.

–Wporządku!–powiedziałaprzezzaciśniętezęby,nadalurażona.
Jakakobietanaświecienieskorzystałabyzpropozycjiubraniasięnaczyjśkoszt?

Lubmożeinaczej:najegokoszt.Jeszczetakiejniepoznał.TymczasemAlicemiała
minę,jakbyrozgryzłaplasterekcytrynyizastanawiałasię,czygopołknąć,czywy-
pluć.Przedziwne!

Chciałjejtylkooszczędzićblamażu.Jednązpierwszychrzeczy,jakienauczyłogo

życie,byłoto,żeludzieuwielbialioceniaćinnychpoubiorze.Niewierzył,żeAlice
nigdysięztymniespotkała.Zachowujsięjakkról,abędąciętraktowaćpokrólew-
sku.

Mimotoczułjakiśniesmakzpowodutejdyskusji,aminaAlicemówiła,żemusiał

jąobrazić,itomocno.Trudno.Niebędziejejprzepraszał.Mowyniema!Znacząco
spojrzałnazegarek,poczymojcowskimtonemdoradziłjej,żejeślichcecośkupić,
powinna się zbierać. Zaproponował, by pojechała limuzyną i zapisał adresy kilku
znanychbutików.

Gdy Alice odebrała od niego kartkę, znalazła na niej same domy mody wielkich

projektantów.Ponieważzwrażeniazabrakłojejtchu,zdołałatylkowydusić:

–Októrejsięspotykamy?
– Impreza rozpoczyna się o ósmej. Spotkajmy się w barze na dole o wpół do

background image

ósmej.Zdążymyjeszczewypićdrinkaibędziemynamiejscuoósmejtrzydzieści.

Ponieważwielkipanniemiałwzwyczajupojawiaćsiępunktualnie.Aliceochło-

łajużnieco,chociażręcewciążjejdrżały.

–Popołudniubędziemyjeszczepracować?–zapytałachłodno.
–Jestsobota.Maszwolne.
–Dziękuję–powiedziałasztywnoipodeszładodrzwi.
Wmyślachukładałaplannadalszączęśćdnia.Weźmieprysznic,rozpakujeswoje

szare,sztywneinudneubrania,apotempójdziewydawaćjegopieniądzenaciuchy,
którepozwoląjejwtopićsięwtłumgości.

Przedwyjściemzatrzymałasięnachwilę.
–Będęwbarzeosiódmejtrzydzieści.Gdybycośsięzmieniło,dajmiznać.
Zamknęłazasobądrzwiipoczuła,jakciężarspadłjejzserca.Przynajmniejnie

dziemusiałagooglądaćprzeznajbliższeparęgodzin.Weszładoswojegopokoju
iodrazuposzładołazienki.Gocyprysznicwystarczył,byzmyćzsiebieresztki
przygnębienia.Wysuszyławłosyispięłajewniskikok,ubrałasię,zerkładolu-
straiwzdecydowanielepszymnastrojuzeszłanadół,gdzieczekałjużnaniąkie-
rowca.

Jeślijejszefpolecił,bydostosowałaswójwygląddojegowyrafinowanychoczeki-

wań,toniebędziemusięwięcejsprzeciwiać.Cowięcej,postarasięwypaśćjaknaj-
lepiej!

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

Alicenigdyjeszczeniemiaładodyspozycjinieograniczonegobudżetunaubrania.

Dom rodziców nie należał do bogatych, chociaż ojciec miał niezłą pracę, a matka
dysponowałaniewielkimmajątkiem.Większośćpieniędzyszłanautrzymaniedomu,
spłatękredytu,apotemtakżenakochankiojca.

Mamakupowałajejubrania,apotemdawałateżniewielkiekieszonkowe.Dlatego

niewiedziała,jaktojestwydawaćpieniądzenacoś,coniejestjejabsolutnienie-
zbędnedożycia.

Zabrałazesobąpodręcznyprzewodnikinajpierwpoprosiłakierowcę,byzawiózł

jąnaPolaElizejskie,chociażbyłototakblisko,żewłaściwiemogłasięprzejść.Po-
myślała,żezanimnadobrerzucisięwwirzakupów,wartoprzespacerowaćsiępo
mieście. Pogoda sprzyjała spacerom i wysiadłszy z samochodu, kazała kierowcy
wracaćdohotelu.ByłoowielecieplejniżwLondynieiwkrótceAlicewrozpiętym
płaszczu z buzią rozpromienioną uśmiechem, wędrowała najbardziej znaną ale
Paryża, mijając ekskluzywne restauracje, kawiarnie i tłumy rodowitych paryżan
orazturystów.Niestetyniemiałaczasuwejśćdomuzeum,alezogromnymzainte-
resowaniemobserwowałaperełkiarchitekturyopisanewprzewodniku.

Zmęczonanieco,przysiadławkawiarnianymogródkuizawiłakawęzcroissan-

tem.Obserwującruchliwąotejporzeulicę,rozmyślałaotym,copowiedziałdoniej
Gabriel.Nieważne,żesięstarała.Itakuważałjązanudnąszarąmysz,którana-
wetniepotrafisięubrać.NamyślprzyszłajejGeorgiawczerwonej,opinacejcia-
ło sukience i pantoflach na szpilkach. Z czarnymi lokami i długimi paznokciami
wkolorzeszkarłatnymwyglądałajakgwiazdafilmowazlatczterdziestych.

Niemiałaszans,bychoćtrochęzbliżyćdojegoideału.Zupełnieniemiaławarun-

ków. Z jej drobnym biustem i niezbyt szerokimi biodrami nie mogłaby nawet uda-
waćseksbomby.Tylkobysięośmieszyła.Podrugie,nieznosiłaepatowaniaciałem
niezależnieodokoliczności.Musiaławymyślićcośinnego.Coś,cobędziejąróżnić
odtypowychtowarzyszekGabriela.Pokażemu,żeniejestszaraanitymbardziej
nudna!

Około wpół do piątej wróciła do hotelu pieszo obwieszona torbami z zakupami.

Zwerwąwkroczyładoswojegopokoju,rzuciłazakupynałóżkoirozejrzałasiępo
eleganckimwnętrzu.Potempodeszładookna,zktóregomiaławidoknaulicęipo-
bliskiplac.Przypomniałasobie,żeGabrielpolecałspa.Doskonałypomysł!Zadzwo-
niładorecepcjiiumówiłasięnasaunę,manikiur,pedikiuriczesanie.

Przedsiódmąwypoczętaizrelaksowanawróciładopokojuiprzyjrzałasięuważ-

nieswoimidealniewyglądacympaznokciom,stopomiwłosom.Jakonastolatkani-
gdyniemiałaczasunasiedzenieprzedlustremanistrojeniesię.Bardziejzajmowa-
ło ją to, w jakim nastroju będzie matka, albo czy zastanie w domu ojca. Zresz
wichdomupanowałswoistypodział.Tomatkabyłauważanazapięknośćiskupiała
sięnaurodzie.Córka–mimożeładna–interesowałasięgłównienauką.

background image

Teraz jednak po tych wszystkich zabiegach kosmetycznych Alice poczuła, że

wstąpiływniąnowesiłyipatrzącnaswojeodbicie,porazpierwszyzobaczyławlu-
strzekogośinnegoniżzwykle.Wysoką,szczupłądziewczynęofigurzemodelki.Wy-
sułabiodrodoprzodu,przybierającpozęjaknawybiegu,iroześmiałasięwgłos.

MożeniebyłaKopciuszkiemwybieracymsięnabal,aleobiecałasobie,żetego

wieczoraniedopuścidogłosuzasadniczejiprzewidywalnejAliceMorgan.

Podczaspopołudnianamieściekupiłaczteryparyszpilekiczterysukienki,pojed-

nejnakażdywieczór,którymiałaspędzićwParyżu.Ta,wktórejmiałasiędzisiaj
pokazać,byłanajbardziejelegancka.Byłatodługa,sięgacaprawiedokostek,bla-
dożowasukniazszyfonuprzepasanabordowąwstęgąwpasie.Sukniamiałagłęb-
szydekoltikrótkierękawkizsuwacesięzramion.Materiałładniepodkreślałjej
szczupłąfigurę,nierobiączniejprzytymchudejtyczki.Dosuknidobrałakaszmiro-
wy szal w podobnym, pudrowym odcieniu, ozdobiony drobniutkimi, amarantowymi
cekinami. Wszystko doskonale zgrane z pomalowanymi na ciemnożowo paznok-
ciami.

Jednaknajwiększazmianadotyczyłafryzury.Jejwłosy,zawszenaturalniekaszta-

nowe,byłyterazrozświetlonedelikatnymirefleksamiwkolorzekarmeluiorzecha.
Lekkopodcięte,ożyły,zamiastsmętniespływaćnaramiona.

Pod wpływem impulsu chwyciła telefon, zrobiła sobie zdjęcie i przesłała mamie,

któraodpisała:„Cozazmiana!”oraz:„Bawsiędobrze”.

Szybkowskoczyławsukienkę,stopywsuławciemnożoweweluroweszpilki

z długim noskiem. Spryskała powietrze perfumami i weszła w pachcy obłok.
Sprawdziła,czynierozmazałaprzezprzypadekmakijażu,ipoprawiłausta.Sięgnę-
łapomaleńkątorebkęwkolorzebutówipunktualnieosiódmejtrzydzieścipojawiła
sięnadolewhallu.

Przysięgłaby,żeludzieprzyglądalijejsię,aleniemiałaśmiałości,żebyodpowie-

dzieć na te spojrzenia. Podobnie musiał się czuć Gabriel, który skupiał na sobie
spojrzenia kobiet, gdziekolwiek się pojawił. To znaczy, czuł się tak, zanim został
zblazowanym,leniwym,antypatycznymiMusiałaprzerwaćtęwyliczankę,ponie-
ważdostrzegłagonasamymkońcusalonuoświetlonegotylkomałymilampkamisto-
cyminastolikach.

Wprzeciwieństwiedoresztyhotelu,trudnobyłotutajznaleźćchoćbyjedenele-

ment wystroju przypominacy czasy współczesne. Pod nogami ścielił się miękki,
wzorzystydywan.Ścianyzdobiłygobelinyzescenamiwalkipolowań,azokienzwi-
sałyciężkiebordowezasłony.Mebleniewątpliwiebyłyantykami.Otaczałająurze-
kacaatmosferadekadencji.

Gabriel siedział i przeglądał gazetę. Obok na stoliku stała butelka czerwonego

wina i wypełniony do połowy kieliszek. Pogrążony w lekturze, nie zauważył, kiedy
podeszła. Jego uwagę zwróciła dopiero zaskakuca cisza. Podniósł głowę i ujrzał
przedsobąAlice.

Mimowoliwstrzymałoddech.Potempodniósłsięilekkoskłonił.
–Widzę,żewypełniłaśmojepoleceniecodojoty–powiedziałzuznaniem.
Ztrudemoderwałoczyodsmukłejfigury,któradotejporynikłagdzieśpodniedo-

pasowanymbiurowymuniformem.Jejobecnośćpostawiławstanalertuwszystkich
gości znajducych się w barze, mimo że ani suknia, ani jej zachowanie nie były

background image

w żaden sposób wyzywace. Wręcz przeciwnie, Alice emanowała gracją i wdzię-
kiemgodnymksiężniczek.

– Kieliszek wina? – zapytał i gestem zaprosił ją, by usiadła. – Opowiadaj, dokąd

wybrałaśsięnazakupy.

Zaczęła,oczywiście,odspaceru.ZachwycałasięParyżem,pogodą,nawetsklepa-

mi,którejejpolecił.Nadobrąsprawę,niewiedziała,czyjejkreacjapodobałamu
sięczynie.TrudnobyłocokolwiekwyczytaćzwyrazujegotwarzyinagleAliceza-
pragnęła,bypowiedziałjejjakiśkomplement.

Samteżwyglądałświetnie,aletobyłouniegonormalne.
–Cozrobiłaśzwłosami?–zapytałniespodziewanie.–Wyglądająjakośinaczej.
WtymmomencieAliceprzestałasięczućjakjegoasystentka.Traktowałją,jakby

bylinarandce.

–Fryzjerkalekkojerozjaśniła.
–Lepiejciwjaśniejszychwłosach–powiedział,ledwopanującnadchęciąpogła-

skaniaich.

–Możepowinniśmysięprzygotowaćdopytań,jakiemogąnamzadawaćnatemat

transakcji?

Gabrielowi było to w tej chwili absolutnie obojętne. Przede wszystkim, mając

przedsobątakiewidoki,niebyłwstanieskoncentrowaćsięnainteresach.Wmy-
ślachrazporaznatykałsięnaśladyczegoś,comógłbynazwaćpożądaniem.Myślał
naprzykładotym,jakbytupozbawićswojąskrupulatnąasystentkępantofli,zdjąć
zniejtęsuknięipodziwiaćwpełnejkrasiewyciągniętąlubieżnienajegołóżku.Nie
miał pocia, dokąd takie myśli miały go zaprowadzić, szczególnie że do tej pory
starałsięniemieszaćżyciaprywatnegozpracą.Jednakdlaniejbyłskłonnyzłamać
nawettęzasadę.

–Tak–mruknąłledwiedosłyszalnie.–Powinniśmy
Jednymhaustemopróżniłresztęwinainalałsobiekolejnykieliszek.
Alice rozpoczęła mały wykład na temat spółki i szczełów transakcji. Słuchał

tegojednymuchem.

–Szczególnieże–kontynuowała–mówiłeś,żeiletamjestdzieci?Troje?Iwszy-

scymająfunkcjedecyzyjne?

– Tak, troje – potwierdził i oparł się wygodniej, popijając wino. Jego spojrzenie

błądziłopojejsylwetceotulonejdelikatnątkaniną.Miałajędrnepiersiiszczupłąta-
lię.Mimotoróżniłasięodkobiet,zktórymidotychczassięspotykał.Ichkobiecość
była ostentacyjna. Alice nie musiała prowokować, by wzbudzić zainteresowane. –
Dwóchsynówicórka–dodał,widząc,żeAliceoczekujeodpowiedzi.Byłtakrozko-
jarzonyzmianąwjejwyglądzie,żeniemógłmyślećoniczyminnym.–Oilepamię-
tam,córcebyłoobojętne,czyrodzinasprzedafirmę,czynie.Podróżujepoświecie
iudzielasięwfundacjach.Aty?Maszrodzeństwo?

Przeszedłtakgwałtownienagruntprywatny,żestraciłarezon.
–Słucham?
– Siedzimy sobie tutaj i pijemy drinka. Nie musimy przez cały czas rozmawiać

opracy.–Napełniłjejkieliszekwinemiłagodnieodsunąłjejdłoń,gdychciałazapro-
testować.–Opowiedzmioswojejrodzinie.Maszbraci?Możesiostry?Rodzinapo-
chodzizAnglii?

background image

Dlaczegotaksiędenerwowała?Zastanowiłasięprzezmoment.Matkabyłajedy-

naczką, a ojciec miał brata w Australii, z którym zerwał kontakty dawno, dawno
temu.Kiedybyłamała,bardzochciałamiećbraciszkaalbosiostrzyczkę.Zczasem
jednakporzuciłatemarzenia,widząc,jakmiędzyrodzicamidziejesięcorazgorzej.
Jednonieszczęśliwedzieckowrodziniewystarczyło,taksobiewtedymyślała.Na-
prawdę trudno było o tym wszystkim opowiadać, i to obcej osobie. Czuła się nie-
zręcznie.

Pozatympotrzebowaładystansu.Wprzeciwnymraziejeszczetrudniejjejbędzie

panowaćnaduczuciami,którychsiębała,aktórepojawiałysięzupełnieznikąd.Jak
wtedy, gdy był chory, a ona nagle zapragnęła go pocałować. Teraz też stąpała po
bardzocienkimlodzie.Czyżniechciała,żebypowiedziałjejcośmiłego?Niezacho-
wywałasięjaknastolatkanapierwszejrandce?Musiałaostrożniedobieraćsłowa,
takabynieprzekroczyćgranicy,zaktórą–byłategopewna–podzielilosjegopo-
przednich asystentek. Nieszczęśliwie zakochanych kobiet, które jej szef wyrzucił
zpracy.

Jeśli nie odpowie na jego pytanie, będzie drążył temat. Zdążyła już poznać jego

nieustępliwość.

–Jestemjedynaczką–odpowiedziałapodłuższejchwili.–Ojciecnieżyje.Zginął

wwypadkusamochodowym.

–Przykromi.Amama?
–MieszkawhrabstwieDevon.–Aliceupiłatrochęwinaiuśmiechłasięchłod-

no.

–Czyżbykoniecuprzejmejkonwersacji?–zapytał.
– Właśnie popatrzyłam na zegar wiszący za tobą i musimy już iść – powiedziała

izaczęłasiępodnosić.Unikającjegospojrzenia,wygładziładłońmidółsukni,agdy
podniosłaoczy,zobaczyła,żepatrzynaniązuznaniem.NiespuściłwzrokuiAlice
poczuła,żejejpoliczkizalewaczerwień.Patrzyłnaniąwtakisposób,jakiegochcia-
łauniknąć.

Wgłowiemiałakompletnąpustkę.
–Wyglądaszdziśoszałamiaco.–Wstał,przeszedłnadrugąstronę,ująłjejdłoń

ipochyliłsię,składającnaniejpocałunek.

Muśnięcieustzelektryzowałoją.Rozejrzałasięspłoszona,czyniktniepatrzy.Pa-

trzyliwszyscy.

–Dziękuję–odparła,gdyidącpodramię,opuszczalibar.–Niemyśltylko,żete-

razmożeszmimówić,comamnasiebiezakładać–dodała,czując,żeznowumusi
bronićswojejniezależności.

–Nawetjeślizostanieszkrólowąbalu?
–Och,dajspokój–powiedziałaizarumieniłasięjeszczemocniej.
Wyglądałaprzytymtaksłodko,żeGabrielpoczułsiędumnyjakpaw.
–Niewierzyszmi?–zapytał,gdywsiedlidolimuzyny.
–Niewiemmożetrochę–odpowiedziałaniskim,zmysłowymgłosem,idealnie

pasucymdojejkrólewskiejsukni.Źrenicemiałarozszerzone.Oczyśmiałysiędo
niegospoddługichzalotniepodkręconychrzęs.Mógłbynaniąpatrzećbezkońca.

Alice chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego z jej ust wyrwało się ni to wes-

tchnienie, ni to cichutkie jęknięcie. Ledwie słyszalny dźwięk, który ją wystraszył

background image

iktóryGabrielbezbłędniezinterpretował.

Siedziała tak blisko, że czuł ciepło jej ciała. Jak zaczarowana patrzyła w jego

oczy.Gdybyterazodsunąłsięodniej,czarbyprysnął.Takwłaśniepowinienzrobić.
Alejejoczy,jejusta,jejalabastrowaceradziałałynaniegojakafrodyzjak.Przysu-
nąłsięjeszczebliżej.Aniechto!Byłajegoasystentką.Czynaprawdęchciałsięwto
bawić?Wiedziałprzecież,jaksiękończąjegoromanse.

Sekundępóźniejcałowałją.Przymknęłaoczyimiękkieustarozchyliływoczeki-

waniu. Powoli wsunął język, smakując zakazany owoc. Kolejne cichutkie jęknięcie
iprzygarnąłjądosiebie,obejmującdłoniąkrągłąpierś.Podtkaninąwyczułtward-
niecysutek.

–Niemaszstanika?–zapytałipoczułsilnywzwód.
Najchętniejpowiedziałbykierowcy,żebyzawrócił.Marzył,byzedrzećzniejsu-

kienkę,pchnąćjąnałóżkoiposiąść.Szybkoimocno.

–Nie–wyszeptałamuprostowusta.–Zadużewycięcieztyłu
Powinien ją całować, a nie mówić. Robił to naprawdę dobrze. Nie mogła sobie

przypomnieć, czy kiedykolwiek tak mocno pragnęła mężczyzny. Pod dotykiem pal-
cównajejcieleeksplodowałymaleńkieładunkirozkoszy.Krewszumiaławżyłach,
myślikrążyływokółrozkosznegociepła.

DłońGabrielazsułasięwdół.Czułajejsłodkiciężarnabiodrze,udzieikola-

nie. Jednak gdy podwinął rąbek sukni i wsunął dłoń między jej nogi, zmierzając
wgórę,momentalnieotrzeźwiała.Cooniwyprawiali!Ztrudemoderwałaodniego
usta,wyprostowałasięnakanapieinerwowymiruchamizaczęłapoprawiaćzadar
wgóręsukienkę.

– Coś się stało? – zapytał Gabriel, tak podniecony, że ledwie dał radę złożyć te

trzysłowawcałezdanie.Niewiedział,czyzaswojezachowaniemawinićrozkosz-
ny smak zakazanego owocu, czy monotonnej diety, składacej się z kobiet bę-
cychklonamiGeorgii.

–Cosięstało?–Nerwowopopatrzyłanakierowcę.Aletenwogóleniezwracał

nanichuwagi.Byłazdenerwowana,alewciążczuławustachsłodkismakjegopo-
całunkówijejprotestniewypadłprzekonuco.

Odsunąłsięodniej.
– Nie mam pocia. Jeszcze przed chwilą całowałaś mnie jak szalona, a teraz

chcesz grać niedostępną dziewicę? Gdzie się podziała ta namiętna dziewczyna? –
Uśmiechnąłsięlekkoi,jakjejsięwydało,złośliwie.

–Niepowinnamtegorobić–powiedziałażarliwie.–Iniezrobiłabym,gdybyśmi

nienalałtylewina.

–Wypiłaśpółtorakieliszkairzucaszmisięwramiona–przypomniałjej.–Zasta-

nawiam się, co by było po całej butelce. Zresztą, może jeszcze będę miał okazję
sprawdzić,wkońcuwieczórsiędopierozaczyna.–Zjegoustnieschodziłfiglarny
uśmiech.

Alicezaczerwieniłasię.
–Tosięniepowtórzy.Niemówmyjużotym.
–Boco?–zapytałzaczepnie.
–Bobędęmusiałaodejśćzpracy.Niechcę,żebytanieistotnapomyłka–powie-

działaznaciskiem–zniszczyłamikarierę–dodała.

background image

Gabrielumilkł.Musiałdaćjejochłonąć,bonajwyraźniejniewiedziała,jaksięod-

naleźćwtejsytuacji.Drobnapomyłka.Dobresobie!Musiałabyćalbobardzonaiw-
na,alboniemiałażadnegodoświadczenia.Przyjrzałjejsiępodejrzliwie.Możenie
wiedziała,żeotakich„pomyłkach”niedasięłatwozapomnieć.

–Niechciałamcięurazić–powiedziała,starającsięzachowaćspokojnygłos.
–Możemyteżudawać,żenicsięniestało.
–Dobrze.–Alewcaleniepoczułasięspokojniejsza.
–Chybadojeżdżamy–zmieniłtemat.
Alicepopatrzyłaprzezprzedniąszybę.Limuzynazwolniłanapodjeździeoświetlo-

nymlampionami.RezydencjaprzypominaławyglądemkamienicewokółplacuWoge-
zów,któryzapamiętałazprzewodnika.Nadziedzińcuparkowałomnóstwodrogich
samochodów.Alicestarałasięsłuchać,comówidoniejGabrielopowiadacywtej
chwili o historii domu, który był własnością rodziny od pokoleń, ale nie mogła się
skupić.Wjejcieletliłsiępłomień,któryroznieciłpocałunekGabriela.Nadalgopo-
żądała, a najgorsze w tym wszystkim było to, że on zapewne widział, co się z nią
dzieje.

Alice siedziała niemal wciśnięta w drzwi samochodu i unikała jego spojrzenia.

Czuł,żegdybyprzysułasiębliżej,znówbyłabyjego.Niebyłomowy,żebyzosta-
wiłjąwspokoju.Obudziławnimdrapieżnika.Zdodzieją,choćbysięmiałwygłu-
pić.

Po raz pierwszy w życiu czuł coś, nad czym nie umiał zapanować. Co więcej,

spodobałomusięto.Potrzebowałodmiany.

Imprezajużtrwała,kiedyweszli.Eleganckoubraniludziestaliwgrupkach,roz-

mawiając,popijającszampanazdługichkieliszkówiczęstującsięprzeskamiroz-
noszonymi przez atrakcyjne kelnerki. Gabriel ledwo je zauważył. Dziś całą jego
uwagę przykuwała Alice. I nie tylko jego. Patrzyli na nią zarówno mężczyźni, jak
ikobiety.

Mimożesłaboznałafrancuski,szybkoznaleźligrupkę,któradlaodmianychciała

podszlifować angielski. Nie była ani trochę onieśmielona, czego Gabriel się oba-
wiał.Wtowarzystwiebłyszczałajaknajprawdziwszagwiazda.

Transakcja,zpowoduktórejichzaproszono,byłapewna.Françoispowiedziałmu

podkoniecwieczoru,żerodzinastoizanimmurem.Razemzsynamichciałwejść
wnowąbranżęisprzedażjednejzespółekbyłamunarękę.

Gabrielbyłzadowolony,żeniepojawiłysiężadneproblemy,ponieważzdoświad-

czenia wiedział, że przy tak zaawansowanych negocjacjach wątpliwości oznaczały
prawiezawszechęćwycofaniasięzinteresu.UścisnąłrękęFrançoisirozejrzałsię
posali.ZobaczyłAliceśmiecąsięwgłositrzymacązaramięrosłegoblondyna,
którypochylałsię,szepczącjejcośdoucha.

Złość i pieca zazdrość kazały mu interweniować. Żwawym krokiem zaczął

przedzieraćsięprzeztłumwichkierunku.Zabawatrwałanacałego.Wokółpano-
wałgwariśmiechy.Gościezdążyliwypićmnóstwoszampanaiinnychtrunków.Do
diabła,jeślionawypiłatylecoinni

Wyrósłprzynichjakspodziemi,zdecydowanymruchemująłAlicezałokiećipo-

ciągnąłjąkusobie.

–Porananas.

background image

– Tak szybko? – Spojrzała na niego rozbawiona. Na policzkach miała rumieńce,

aróżowe,lekkorozchyloneustawyglądałytakapetycznie,żemiałochotęjąpocało-
wać.Napotkawszyponurespojrzenie,Aliceodchrząkłaispojrzałaprzeprasza-
conatowarzyszącegojejblondyna.

–Tak.Musimywracać.
Gabrielzwróciłsiędojejtowarzyszaipowiedziałcośpofrancusku.Takszybko,

żeniezrozumiała.Blondynowizrzedłamina.Pożegnałsię.Widziała,żeGabrieljest
zły.Wyglądał,jakbymiałsięrzucićnaboguduchawinnegoJeanaPierre’a.Zdążyła
jeszczepomachaćmunapożegnanieiodwróciłatwarzkuGabrielowi,który,coza-
uważyładopieroteraz,trzymałjejłokiećwżelaznymuścisku.

–Pójdziemysiępożegnaćzgospodarzami,apotemwracamydohotelu.
FrançoisiMariestalinaśrodkusali,zacirozmowązkilkomaznajomymiiczłon-

kamirodziny.

–Wspaniałeprzycie,prawda?–powiedziałazachwyconaAlice.
–Skądwytrzasnęłaśtegochłystka?–wycedziłprzezzęby,aleniezdążyłaodpo-

wiedzieć.

PodeszlijużdogospodarzyiGabrielprzywołałgrzecznyuśmiech.Podziękowałza

zaproszenieiumówiłsięnapodpisanieumowywponiedziałek.Alicewymieniłauści-
skizewszystkimi.

Poparuminutachznaleźlisięnazewnątrz.
–Niepotociętuprzyprowadziłem,żebyśflirtowałanaoczachwszystkich!
Alice wybuchła śmiechem. Szampan uderzył jej do głowy. Przypomniała sobie

także,żeprawienicniejadła.Takbardzochciałazapomniećoichpocałunku,żeza-
pomniałaprzyokazjiocałymświecie.Iletobyłokieliszków?Niepotrafiłapoliczyć.
Najważniejsze, że przestały ją dręczyć wyrzuty sumienia i była w doskonałym hu-
morze.

–Przecieżchciałeś,żebymsięwtopiławtłum.
–Miałaśstaćprzymnieizapamiętywaćwszystko,comówiłFrançoisijegorodzi-

na!Wściekłypomógłjejwsiąśćdolimuzynyitrzasnąłdrzwiami.Samwszedłod
drugiej strony i machnął na kierowcę. Samochód potoczył się powoli w kierunku
głównejdrogi.

–Niesądziłem,żebędzieszpićjakszewcidawaćsięobmacywaćjakiemuśpaja-

cowi!

Alicegwałtownieobciłasiękuniemu.
–Niepiłamjakszewc!–zaprotestowała.
–Kimbyłtenfacet?Czychociażmiałcośwspólnegozprzeciemspółki?
–Chybanie.–Zakryłaustadłonią,tłumiącziewnięcie.
Gabrielposłałjejpełnepopieniaspojrzenie.
–Czyjacięabynienudzę?Zapominaszchyba,żepłacęcizapracę!–Byłwście-

kle zazdrosny. Alice, najwyraźniej bardzo śpiąca, wyglądała jeszcze ponętniej niż
przezcaływieczór.

–Nieodchodziłabymnakrok,gdybyśpowiedziałtowyraźnie.Zresztąnawetnie

rozmawiałeśzpanemArmandemnaosobności.Gdybytakbyło,podeszłabym.

– Kim on był? – Gabriel domagał się wyjaśnień. Alice nie chciała mu powiedzieć

nicomężczyźnie,zktórymtakświetniesiębawiła,dokijejnieprzerwał.

background image

–Czyżbyśbyłzazdrosny?–Spojrzałananiegozaciekawiona.
–Wymieniliściesięnumerami?Amożeumówiłaśsięznimnarandkę?Jeślitak,to

zapomnij.Niebędzieszsięzabawiaćnamójkoszt!–Palcaminerwowoprzeczesy-
wałwłosy,czekającnaodpowiedź.

Porazpierwszywżyciudręczyłogopieceuczuciezazdrościokobietę.
–Oczywiście,żeniedałammunumerutelefonuiniewybieramsięnażadnąrand-

kę.JeanPierretobardzomiłychłopakiwcalenieprzeszkadzałomu,żeledwomó-
więpofrancusku.

Jużondobrzeznałtakichmiłychchłopakówiwiedział,cosobiemyślą.Natomiast

Alicezupełnieniemiałaświadomości,żejejperlistyśmiechbyłoczywistymflirtem,
itowkażdymjęzyku.

–Pytałaś,czyjestemzazdrosny–mruknął,niespuszczajączniejoczu.–Więctak,

jestemzazdrosny.

Atmosfera między nimi momentalnie zgęstniała. Alice wstrzymała oddech. Nie

przyznałabysięnikomu,żeprzezcaływieczórobserwowałagoizastanawiałasię,
czyniewrócidohoteluzktórąśzdopierocopoznanychkobiet.

–Dlaczego?
–Ponieważciępragnę.–Nieruchomespojrzeniehipnotyzowałoją.
– Nie możemy! – wyszeptała. – To byłaby straszna pomyłka. Ja ja taka nie je-

stem.

–Jaka?Tylkoniemów,żeniemaszochotyprzespaćsięzemną.
–Niepowinniśmyotymrozmawiać.
–Zadużomyśliszotym,czegoniepowinnosięrobić.
–Jesteśprzyzwyczajony,żekobietyrzucającisiędostóp.Wiemotym–zaczęła.
–Tysięnierzuciłaś–zauważył.
Limuzynazajechałapodichhotel.Gabrielniezauważałupływacegoczasu.Każ-

dymnerwemikażdąkomórkąodczuwałtęsknotędokobiety,którasiedziałatakbli-
sko,abyłatakdaleko.

Wychyliłsiędoprzoduizamieniłdwasłowazkierowcą.Chwilępotemszliwstro-

nęwejścia.Onzrękamiwłożonymiwkieszeniespodni.Onaszczelnieotulonasza-
lem,kurczowoprzyciskaładosiebietorebkę.

Byłzazdrosnyporazpierwszywżyciu.
Uganiałsięzakobietakżeporazpierwszywżyciu.
Zdodziejąaletylkonajejżyczenie.

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

Whallukręciłosięjeszczetrochęludzi,aletu,nagórze,panowałatakacisza,że

Alicewyraźniesłyszałabicieswojegoserca,gdybezsłowazmierzaliwstronęswo-
ich pokoi. Nie mogła się zdecydować, czy ta dziwaczna rozmowa w samochodzie
odbyłasięwrzeczywistości,czyteżmożetylkowjejwyobraźni.

Wdrodzedopokojuzatrzymałasięnachwilę,byzdjąćzestóppantofle.Niebyła

przyzwyczajonadoszpilek,którebyłycoprawdawygodne,alepoczterechgodzi-
nachzaczęłysiędawaćweznaki.

–Jużsięrozbierasz?–Zmysłowygłosdogoniłjąiwprawiłwpopłoch.
–Rozbolałymniestopy.Prawienigdynienoszęszpilek.
–Wtakimraziedajimterazodpocząćidozobaczeniarano.–Ominąłleżącena

dywaniepantofleiposzedłdoswojejsypialni.

Aliceodetchnęłazulgą.Jutrobędziemogłazapomniećowszystkim,cosiędzisiaj

wydarzyło.Opocałunkuwsamochodzie,otym,jaknaniąpatrzyłiowybuchuza-
zdrości.

Przedewszystkimbyłajegoasystentką.Nawetjeślinamomentwytrąciłjązrów-

nowagiipozwoliłuwierzyć,żejestatrakcyjnąkobietą,totopowinnaztegowy-
ciągnąć właściwe wnioski i zacząć chodzić na randki, a nie wzdychać do swojego
szefa.

Schyliłasiępopantofleitrzymającjewdłoni,stałaipatrzyła,jakniecodalejGa-

brielwyjmujekartęmagnetyczną.Zachwilęzamkniezasobądrzwidopokojuizo-
stawi ją tutaj samą, a wtedy nigdy się nie dowie, czy rzeczywiście jest dla niego
atrakcyjna.

–Zaczekaj!
Gabrielodwróciłgłowę.Uśmiechałsię.Czyżbywiedział,żebędziechciałagoza-

trzymać.

Niespodziewałsię,żezmienizdanie.Właściwiemyślałjużotym,żebystanąćpod

zimnymprysznicem,botylkotakmógłbyostudzićpożądaniedotejdziwnejkobiety,
któragoniechciała.Jego!

–Tak?
Podbiegładoniegognananiezwykłymjaknaniąporywemserca.Przezcałyten

czasniezdawałasobiesprawy,żejejzachowaniaiświatopoglądsątakiestaromod-
ne. Miała dopiero dwadzieścia pięć lat, a nie pamiętała, kiedy ostatnio bawiła się
takdobrzejakdziś.

Wyhamowałatużprzednimipopatrzyławgórę.
–Zgadzamsię!
–Naco?–Patrzyłwroziskrzoneszczęściemoczyinierozumiał.
–Och,wieszprzecież,oczymmówię.Podobaszmisię.Nierozumiemtego,bona-

wetniejesteśwmoimtypie–paplałachaotycznie.

–Obiecucypoczątek.–Gabrielniemógłpowstrzymaćśmiechu.–Przynajmniej

background image

niebędzieszmiałagłupichpomysłów.

– Jakich pomysłów? Ach, takich jak Georgia? Żeby mieć cię na własność? Bez

obaw–uspokoiłago.

– Skąd ta zmiana? – zainteresował się Gabriel. – O ile pamiętam, miałem nigdy

więcejniewspominaćopocałunkuwsamochodzie.

Gabrielwszedłdosypialni.Zapaliłświatłaiprzyciemniłje,takżewpokojupano-

wałpółmrok,poczymotworzyłprzedniąszerokodrzwi.

–Zapraszam.
Weszłaijejspojrzenienatychmiastspoczęłonałóżku.
–Awięc?–zapytałponownie,siadającnasofieiwyciągającnogiprzedsiebie.
–Chybapotrzebujęzmiany.Niewiem,jaktowytłumaczyćinapewnobędężało-

wać,ale

–Beztychwszystkich„ale”życieniebyłobytakieinteresuce–zgodziłsię.
Zapadłacisza,poczymGabrielprzeciągnąłsięipowiedziałgłosemmiękkimjak

aksamit:

–Zdejmijsuknię.
–Cotakiego?
–Chcęcięzobaczyćnagą.
–Nieniemogę.
– Dlaczego nie? – Wyprostował się i oparł łokcie na kolanach. Zadziwiała go jej

wstydliwość.–Chybaniejesteśdziewicą?

–Amiałobytojakieśznaczenie?
–Owszem!
Alicerzuciłabutynapodłogę.Niezręczniebyłobyjejsiadaćobokniegonasofie,

więcprzycupłanakrześle.Wciągnięciegowrozmowędawałojejwięcejczasuna
przemyślenie decyzji. Istniała szansa, że jeszcze się rozmyśli i ucieknie do swojej
sypialni.Zresztą,obojeznajdowalisięwdziwnejsytuacjiipowinniprzemyślećkon-
sekwencje.

–Wystraszyłaśsię?–uśmiechnąłsię,czytającwjejmyślach.
–Nie.Poprostuchciałabymwiedzieć,cobytozmieniło.
–Znaszmniejużchyba?–powiedziałpoufałymtonem.Irzeczywiście,Alicemiała

wrażenie,żezdążyłagodośćdobrzepoznać.Onnajwyraźniejteżodnosiłpodobne
wrażenie.–Nieszukamniczegoszczególnegowzwiązkachzkobietami.Mówiłem
tokażdej,zktórąchodziłemnarandkiimówiętotobie.Seksjestprzyjemnymspo-
sobemspędzaniaczasu,aletoniemiłośćaniwstępdoczegoświęcej.Jeśliniemasz
doświadczeniainiebędzieszmogłasięztympogodzić–Wzruszyłramionami,ale
wjegospojrzeniubyłanadzieja,żeniezmienidecyzji.

–Niejestemdziewicą–odpowiedziałaszorstko.–Rozmowaotakichszczełach

przypominaraczejnegocjacjeprzedkontraktem.

–Cowtymzłego?
–Nic,tylko–Niewiedziała,jakubraćwsłowamyśli,izamilkła.
–Tylkotyszukaszromansu,prawda?
–Ależskąd!–zerwałasięzkrzesła.–Chybazwariowałam.Pójdęjużdosiebie.

Niepowinnam

Gabrielwstałizłapałjązarękę,zanimzdążyłaschylićsiępobuty.Palcedelikat-

background image

niezacisnęłysięwokółnadgarstka.Nietrzebabyłozaczynaćtejrozmowy,pomyśla-
ła.Słowazabijająnastrój.Coinnegodotyk.Ciepłosilnejmęskiejdłoni,któreczuła
wtejchwili,przypomniałojej,dlaczegopobiegłazanimistałaterazwjegopokoju.

–Pokażęci,dlaczegoniepowinnaśnigdzieiść.–Lekkoprzyciągnąłjąkusobie;

oparła się o mocny tors. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki. Tylko na
chwilę,żebyniepatrzećprostowoczy,którepotrafiłyczytaćwjejmyślach.

Pocałował ją i zrozumiała, że już nie ucieknie. Zatopiła palce w jego włosach

iprzywarłamocniejdomiękkich,alestanowczychust.Drżałanacałymciele,doty-
kającjegotwarzy,karku.Niemogłauwierzyć,żecośtakiegorobi.Żesięodważyła.
Ona,takaostrożna,przewiducaiporządna.

Oddałapocałunek,delektującsięnim.Ichjęzykidopierosiępoznawały.Powolny,

zmysłowytaniecrozgrzewałjejzmysły.Szalzsunąłsięnapodłogę,odsłaniającgłę-
bokiewycięciesukni.

Gabrielcofnąłsięispojrzałananiegooszołomiona.
–Rozbierzsiędlamnie,Alice.Tylkoniemów,żeniemożesz.Odwróćsię,pomo

ci.

–Jeszczenigdynierobiłamstriptizu.
–Pokażęci,toproste.
Poluzował krawat i efektownym ruchem odrzucił go na bok. Na początku ją to

rozśmieszyło, ale kiedy zaczął rozpinać guziki koszuli, jeden po drugim, zastygła
wniemymzachwycieipodziwiałakocieruchy,którymipozbywałsiękolejnychele-
mentówgarderoby.

Tobyłdopieropoczątek,aonniepamiętał,bykiedykolwiekbyłtakpodniecony.

Alicenatomiastpatrzyłajakdzieckowpuszczonedoogromnegosklepuzesłodycza-
mi.

Po chwili stał przed nią prawie nagi, w samych bokserkach. Miał piękne ciało.

Szerokiebarki,wyrzeźbionybrzuch,mocnebicepsy.Och,byłonacopopatrzeć.

Nagledopadłjąstres.Jakbędziewyglądać,gdyprzyjdziekolejnanią?Cosobie

oniejpomyśli?Wiedziałaprzecież,żewolidrobnekobietyzdużymbiustem.

Usiadłnakanapieizapytał:
–Jakmiposzło?
Alicerozpięładokońca suknięiwyswobodziłanajpierw jedno,potemdrugiera-

mię. Nabrała głęboko powietrza, by się uspokoić, i pozwoliła sukience opaść na
podłogę. Chłodne powietrze postawiło sutki niewielkich, ale krągłych jak jabłka
piersi.Niemiałaodwagipodnieśćoczu,gdydoniegopodeszła.

Dopierogdypoprosił,popatrzyła.
Łagodnygłosdziałałnaniąkoco.Niemiałanasobienicpróczkoronkowych,ró-

żowych fig. Gabriel oparł dłonie na jej biodrach i obsypał pocałunkami płaski
brzuch.Uczucieniesamowitejsatysfakcjiwypełniłojąpobrzegi.Możeniewygląda-
łajakseksbomba,aleudałojejsięgopodniecić.Widziałatonawłasneoczy.

–Wyglądaszcudownie–szepnął.
Złapałagozaramiona,gdywsunąłpaleczagumkęwpasieiściągnąłzniejfigi.

Terazjużbyłakompletnienagai,cobyłodlaniejdziwne,niebałasię.Jejdotychcza-
sowe intymne doświadczenia z Alanem pozostawiły ją w przekonaniu, że nie jest
zbytatrakcyjna.Agdybyktośpowiedziałjejwtedy,żestaniekiedyśnagaprzedtak

background image

seksownymmężczyznąjakGabriel,itobeznajmniejszegopoczuciawstydu,musia-
łabysięroześmiać.

Gabrielwsunąłdłońmiędzyjejkolanaiprzesunąłjąwyżej.Ciepłepalcezagłębiły

sięwniej.Jękła,czującjewślizgucesięwniąztakąłatwością.Nogiuginałysię
podnią.Paznokciamiwczepiłasięwmuskularneramiona,żebynieupaść.Rozkosz-
newibracjewypełniałyjąodwewnątrz.Pochwiliniewiedziałajuż,czyjąpieści,czy
torturuje.Marzyłatylkootym,bypoczućnasobiesłodkiciężarmęskiegociała.

Podniósłsię.Patrzyłamuprostowoczy,gdybrałjąnaręce.Miaładelikatnąbu-

dowęinatleogromnegołożawydawałasięwręczwiotka.Jasnaskóra,jędrnepier-
si,długienogiibłyszczące,ciemnewłosyspływacenajedwabnąpoduszkęjakwo-
dospad.

Powolizdjąłzsiebiebokserki.Miałsilnywzwód,cowpewnymsensiebyłopro-

blemem. Gdyby Alice dotknęła go teraz, musiałby skończyć. Jak niedoświadczony
nastolatek.Uśmiechnąłsięwmyślachdosiebie.

Alice nie mogła złapać oddechu, oszołomiona podnieceniem, które krążyło w jej

żyłachjaknarkotyk.Zobaczyła,jakzbliżasiędołóżkaiklękatużobok.Wyciągnęła
dłoń,bydotknąćjegomęskości,alecofnąłsięgwałtownie.

–Niemamowy!Eksploduję,jeślitozrobisz.
–Brzmiobiecuco–szepłaizmrużyłaoczy.
–Itakbędzie–powiedziałniskim,seksownymgłosem,odktóregodostałagęsiej

skórkinakarku.

Przełożyłnogęprzezniąiusiadłokrakiem,obejmującnogamikolana,poczympo-

chyliłsięiczubkiemjęzykadotknąłsutka.Alicewstrzymałaoddechiprzeciągnęła
sięrozkosznie.

–Ręcezagłowę!–rozkazał.
Posłuszniewypełniłapolecenie.Przedoczamimiałterazdużeróżowebrodawki,

któreskurczyłysię,gdyzacząłjepieścić.Nazmianębrałtojeden,todrugisutekdo
ustissałztakązapalczywością,jakbytorobiłporazpierwszy.Iwpewnymsensie
takbyło.Alicebyładlaniegozupełnieświeżymismakowitymkąskiem.

–Wejdźwemnie–wydyszała,wijącsiępodnim.Sięgnąłrękąpospodnierzucone

na stolik obok i wyjął z kieszeni prezerwatywę. Jak przez mgłę doszło do niej, że
Gabrielniczegoniepozostawiaprzypadkowi.

Podparła się na łokciach, obserwując, jak wprawnymi ruchami ją nakłada. Ich

spojrzeniaspotkałysięnachwilę.

–Przygotowałeśsię–rzuciła.
–Zawszejestemprzygotowany.
Wszedłwniąjednymgwałtownymruchem.Rozchyloneustawydałycichyokrzyk.

Przywarładoniegocałymciałemisplotłanoginajegoplecach.Poszukałajegoust
iwsuławniejęzyk.Gabrielmruknąłzzadowoleniemioddałpocałunek.Niemo-
głajużmyślećoniczym,jaktylkoofalirozkoszyprzybliżacejsięzkażdąsekundą.

– Już – szepła i ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, po którym nad-

szedł orgazm. Nagłe i oślepiace jak błyskawica doznanie rozkoszy sprawiło, że
Alicemiaławrażenie,jakbyzanurkowaławgłębinyoceanu.Wokółniejzapadłaci-
sza.Niemogłasięruszyć,gdynaglepoczuła,żeonteżdoszedł.Rytmicznetętnienie
członkastopiłosięzrytmicznymiskurczami,jakieodczuwałaodparuchwil.

background image

–Ziemiazadrżała?–zapytałżartobliwie,zsuwającsięnabok.
Alicepodwiłanogiileżącnabokuprzyglądałamusięzrozmarzeniem.Niebył

pewien,czywogóleusłyszała.

–Mampowiedzieć,żebyłeśświetny?–mrukła,drażniącsięznim.
Wziął ją za rękę, wplótł jej palce między swoje i z czułością pocałował każdy

znich.

–Byłobymiło.
–Ależzciebieegoista–roześmiałasię.
– Nie mów, że ci się to nie podoba. – Puścił jej dłoń i cmoknął ją w policzek, po

czymwsunąłrękęmiędzyjejuda.–Właściwietomusiszpowiedzieć,żecisiępodo-
bało.Jestemtwoimszefem.

Wsamąporęjejotymprzypomniał,pomyślałaiprzewróciłasięnaplecy.
Orgazmprzyćmiłzdolnośćracjonalnegomyślenia,aleterazjużwszystkowróciło

donormyipatrzącnazdobionyornamentamisufit,przypominałasobie,codokład-
niemówiłdoniejGabrielijakostrzegałjąprzedzaangażowaniemsię.Pewniepo-
dobnerozmowyodbywałzewszystkimijejpoprzedniczkami.Cóż,możeibyłajego
kolejnąkochanką,aleniezamierzaładomagaćsięwięcej,niżmógłjejzaoferować.
NiebędziehisteryczkąjakGeorgia,któramyślała,żeudajejsięzmienićdrapieżni-
kawsłodkiegokiciusia.

–Jesteśmoimszefem–zgodziłasię–dlategopopowrociedoLondynuwszystko

musiwrócićdonormy.

–Naprawdę?–Wysunąłdłońspomiędzyjejudiobjąłkrągłąpierś.Drażniłpalcem

sutek,ażzrobiłsięsztywny.

–Czujęsięjaknawagarach,aty?–Głosmiałaspokojny,alejegopieszczotyznów

wznieciły ledwo co przygaszony płomień. Cztery dni w jego łóżku. Cóż, wolałaby
więcej,aleniechciałaskończyćjakGeorgia.

–Comasznamyśli,mówiąc,żewszystkomusiwrócićdonormy?–zaciekawiłsię.
– W Londynie będę już tylko twoją asystentką. Mówię poważnie, Gabrielu. Nie

chcęnarażaćswojejpracyanipsućsobieopinii.Och,niemogęmyśleć,kiedytoro-
bisz–jękła,przymykającoczy.Jegodłońzsułasięwdółipodrowałamiędzy
jejnogi.

– Pasuje mi to – powiedział, a ona poczuła lekki zawód. – Jesteś najlepszą asy-

stentką,jakąmiałem–uśmiechnąłsiędwuznacznie.

–Zresztąitaklubiszczęstozmieniaćkobiety,prawda?
–Prawda–przytaknął.Aliceniebyłatakajakjegopoprzedniekobiety.Byłamło-

da,aleemocjewydawałysięniemiećnadniąwładzy.Najwyraźniejumiałateżoce-
nićswojeszanse,stądniegoniłazaczymś,cobyłodlaniejniedostępne.Noiczyż
niepowiedziałamu,żeniejestwjejtypie?

Niczymnieryzykował.Natyle,nailejąznał,mógłstwierdzić,żeniezaangażuje

siębardziejniżon.Podtymwzględemsięrozumieli.

–Skorojużjesteśmynawagarach–powiedział–możeograniczęniecoliczbęspo-

tkań z klientami, a zamiast tego pokażę ci Paryż. Znam to miasto tak dobrze jak
własnąkieszeń.Jesteśgotowanawielkąparyskąprzygodę?

–Jaknajbardziej–odparłazentuzjazmem.

background image

–Gdziesiętakdobrzenauczyłeśfrancuskiego?
SiedzieliwogródkujednejzkafejekwpobliżuLuwru,gdziespędzilikilkagodzin,

oglądając najsłynniejszą na świecie kolekcję dzieł sztuki. Gabriel dotrzymał słowa
iprzezostatniedwadnipracarzeczywiścieograniczałasiędominimum.Popodpi-
saniuumowyspotkalisięjeszczerazzFrançoisiMarienakolacji.Zkoleiinnego,
bardzoperspektywicznegoklientazabraliwniedzielęnalunch.Pozostałyczasspę-
dzaliwłóżku.

Aliceczułasięcudownie.Jakbyktośwsadziłjądoczerwonegoferrariipozwolił

jechaćzmaksymalnąprędkością.Nicdziwnego,żecieszyłająkażdasekundaspę-
dzonazGabrielem.

–Jestemsamoukiem–odpowiedziałiwypiłłykespresso.
Od paru dni Alice była jego ulubionym widokiem. A przecież byli w Paryżu. Nie

mógł się napatrzeć na alabastrowe policzki, błyszczące w słońcu włosy i różowe
usta. Była dla niego objawieniem. Zostali kochankami, ale nie domagała się jego
bezustannejuwagi.Nigdyteżniewspominałaotym,żemiałabyochotęnawięcej.

Powinienbyćzadowolony.Przynajmniejonajednawlotzrozumiała,cotoznaczy

romansbezzobowiązań.Podobnoniebyłwjejtypie.Drażniłogoto,chociażnigdy
niezdradziła,jakibyłjejtyp.

–Niesamowite!–Wpatrywałasięwniegozpodziwem.–Musiszbyćbardzozdol-

ny.

–Potrzebajestmatkąwynalazków–odparł,niewchodzącwszczeły.Alicenie

wiedziała nic o jego dzieciństwie i wczesnej młodości i lepiej, żeby tak pozostało.
Wszystko, co umiał dziś, zawdzięczał wyłącznie determinacji; zdolności odgrywały
wtymmniejsząrolę.

–Toznaczy?
– To znaczy, że pora wracać do hotelu. Im dłużej na ciebie patrzę, tym większą

mamochotę,wiesznaco.

Alice uśmiechła się zalotnie. Przyjemnie było czuć się pożądaną. A jeszcze

przyjemniej było czuć się podnieconą, tak jak w tej chwili. Z niecierpliwością pa-
trzyła,jakdopijakawęiprzywołujekelnera,byzapłacićrachunek.Wibrucemię-
dzyudaminapięciekazałojejmyślećojegopięknymnagimcieleiustach,któredo-
prowadzą ją na skraj rozkoszy. Przygryzła wargę i spojrzała na niego błagalnym
wzrokiem.Niepowinienwspominaćołóżku.Przezostatniedniitakoniczyminnym
praktycznieniemyślała.

Dawniej Alice widziała w Gabrielu przede wszystkim szefa i biznesmena. Inteli-

gentnegoienergicznego.Tutajzobaczyławnimzupełnieinnegomężczyznę:dow-
cipnego,uroczegoiszalenieseksownego.Zdecydowanierzuciłnaniączar.Niemo-
głobyćinaczej.Nigdyprzedtemniereagowałataksilnienażadnegomężczyznę.

Musiała się zakochać. Do szaleństwa. Inaczej nie umiała wytłumaczyć swojego

zachowania. W idealnym świecie takie uczucia zasługiwały na odwzajemnienie.
Wjejnieidealnymświeciebędzietoabsolutnaporażka.Dlaniegotenwyjazdzakoń-
czy się jak zwykły romans, dla niej oznaczał złamane serce. Kiedy o tym myślała,
niemogławprostnadziwićsięswojejnaiwności.

Dohoteluwróciliwrekordowoszybkimtempie.Wieczoremmielisięwybraćdo

jednejzulubionychrestauracjiGabriela,naMontmartrze.Dotegoczasumieliparę

background image

godziniwiedziała,żespędząjewjegosypialniiwjegołóżku.

Alicepamiętała,byzawszewracaćdosiebie,nawetjeślikończylidopieronadra-

nem. Nie chciała obudzić się w jego ramionach. Byłoby to złamanie zasad, które
samawyznaczyła.

– Nie mogę utrzymać rąk przy sobie, kiedy jesteś obok – powiedział zduszonym

szeptem jeszcze w windzie. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi jego sypialni,
przyparłjądościanyirozsunąłsuwakdżinsów.–Dotknijmnie–wymruczał.

Alice wsuła dłoń w bokserki. Poczuł jej chłodne palce delikatnie obejmuce

twardniecy członek. Wsunął język głęboko. Oddała mu pocałunek. Miękka dłoń
przesuwałasięwprzódiwtył,obdarzającgonieziemskąrozkoszą.

–Chodź,wypiemysię–powiedział.
Łazienka była oazą luksusu, jak zresztą wszystkie pomieszczenia w hotelu. Na

środku stała ogromna wanna z hydromasażem, pod ścianą dwa prysznice z desz-
czownicą,azarazobokdwiedużeumywalki.Najednejześcianbyłowielkielustro.
Wszystkoobudowanedrogimkamieniem.

Gabrielpuściłwodę,wrzuciłdoniejkilkakulekdokąpieli,poczymzrzuciłrozpię-

tedżinsy,ściągnąłkoszulęipodszedłdoniej,odgarniającwłosyzczoła.Wkażdym
jegoruchubyłapoezja.Niemogłaoderwaćodniegooczu.Dobrze,żeprzynajmniej
niezdawałsobieztegosprawy.

Przez te kilka dni dużo rozmawiali, ale Alice starała się unikać tematów osobi-

stych. Wymieniali opinie o literaturze, oglądanych w muzeach obrazach czy rzeź-
bach,swoichwrażeniachzewspólnegozwiedzaniaParyża.Smakachpotrawiwina,
muzyce.Czasamischodzilinatematyzwiązanezpracąalbojejkursemksięgowo-
ści,któryniedługomiałsięrozpocząć.Mielimnóstwowspólnychtematów,amimo
toniebylisobiebliscy.

–Obserwujeszmnie,czujęto–powiedziałiuśmiechnąłsię.Iznowutrafnieodczy-

tałjejmyśli.

–Wydajecisię,żewszystkiekobietynaciebiepatrzą–powiedziałapobłażliwie.–

Tosięnazywaegocentryzm.

–Alemnieniezależynawszystkich,tylkonatobie.–Podszedłbliskoizacząłroz-

pinaćjejbluzkę.

Chciała,żebytakbyło,aleniestetyPowrótdorzeczywistościiprzemianazko-

chankiwasystentkębędądlaniejbolesne.Jakzapomniotym,żewidziałjąnagą?
Pieścił, kochał się z nią? Och, mężczyznom takie rzeczy zawsze przychodziły ła-
twiej.Poprostuprzeskakiwalinainnykwiatek.

Gabrielpomógłjejsięrozebraćiweszładoprzyjemnieciepłej,pachcejiwypeł-

nionej pianą wody. Usiadła między jego nogami, opierając się plecami o jego tors.
Głowę oparła o jego pierś. Gabriel nabrał odrobinę mydła w płynie na dłonie i po
chwili poczuła, jak masuje jej piersi. Przymknęła powieki, zapominając o całym
świecie. Gdy otworzyła oczy, jego dłoń obejmowała wzgórek łonowy, a palec ryt-
miczniepocierałjejłechtaczkę.Wystarczyłoparęchwil.Zdążyłatylkojęknąćina-
głyorgazmwstrząsnąłjejciałem.Ażkrzykłaipochwiliobciłasięnabrzuch.
Wodachlupłaniebezpiecznie,wylewającsięzakrawędźwanny.Niezwrócilina
touwagi.

Alicepodciągnęłasięwyżejiusiadłananimokrakiem.Wiedziała,żeniemogąsię

background image

kochaćbezprezerwatywy,więczrobiłatocoon.Obiemadłońmiujęłajegoczłonek
izaczęłamasować.Widokjegotwarzy,gdydochodził,podnieciłjądotegostopnia,
żecałującgo,szeptała:

–Chodźmyjużdołóżka.
Możetotylkojejwyobraźnia,alewydawałojejsię,żewdzisiejszymseksiebyła

jakaśzachłanność.Obojewiedzieli,żesielankaniedługosięskończy.

Gabrielprzytuliłjąmocnoipowiedział:
–Mamydużoczasu.
Niewiedziała,jaktorozumieć.Dokolacjizostałojakieśpółtorejgodziny.
Wyszlizwannyiwycieralisięnawzajem,kiedypowiedział:
–Jutrowyjeżdżamy.
–Tak–odparła,osuszającręcznikiemjegopierś.
–ComyśliszoParyżu?
–Kiedyśtujeszczewrócę.Jestprzepiękny.Kochamarchitekturę,galeriesztuki,

muzeaAbsolutniewszystko!

–AcozLondynem?Naszmałyromanschybapotoczyłsięinaczej,niżplanowałaś.
–Toznaczy?
–Toznaczy,mojawiernaasystentko,żeniezamierzamgozakończyć.
Niewierzyławłasnymuszom.Zajrzałamuwoczy,przekonana,żeżartuje.Wkoń-

cuzrozumiała.Poprostujeszczemusięnieznudziła.Tylkotyle.

W Londynie będą ze sobą praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Wpracyipopracy.Ilepotrwajegozafascynowanie?Miesiąc?Półtora?Ijaksięza-
kończy?Pewniesamasobiebędziemusiałakupićpożegnalnybukietkwiatów.

–Toniebyłobydobrezakończenie–powiedziałazgoryczą.
Popatrzyłnaniązaskoczony.
– Co ty mówisz? Przecież nie możemy oderwać od siebie oczu. Ani rąk – dodał,

próbującjąprzytulić.–Niemasensusięprzedtymbronić.Coztego,żedlamnie
pracujeszalbożejaniemamzwyczajumieszaćżyciaosobistegozpracą.Mlekosię
jużrozlało.Wszystko,cobyłoprzedtem,niemaznaczenia.

–Nie,Gabrielu.Koniecznaczykoniec.Niezmieniłamzdania.–Głosniebezpiecz-

nie jej zadrżał. Czy odpowiedziałaby inaczej, gdyby nie wiedziała, jak się kończą
jegoromanse?

–Niemówiszchybapoważnie?–Przyglądałjejsięzezmarszczonymczołem.
Zaczęłazbieraćzpodłogiswojeubrania.
–Mówięzupełniepoważnie.Jestcudownie,ale
Coonawyprawiała?Nierzuciłagojeszczeżadna.Toonbyłspecjalistąodrzuca-

nianatrętnychkochanek.Terazjednakwychodziłonato,żesamjestnatrętem.

–Szalejemyzasobą!–wybuchnął,wychodzączaniązłazienki.Znalazłwszafie

świeżebokserkiiubrałsię.–Jakijestproblem,bonierozumiem?

Alice odwróciła się. Stała owinięta w ręcznik, trzymając swoje ubrania w dłoni.

Mieliiśćnakolację,aonabyłazupełniewproszku.

–Problemjesttaki,żenaczyminnymnamzależy.Tywybieraszsobiekobiety,bo

możesz.Akiedysięznudziszjedną,znajdujesznastępną.Jajesteminna.Niezamie-
rzammarnowaćczasunakogoś,ktozachwilęmniezostawi.Mieliśmyromans.Ale
terazporawrócićdonormalnegożycia.Było,miło.

background image

–Niewierzę!Poprostuniewierzę.–Gabrielbyłjużnieźlerozsierdzony.–Mia-

łem w życiu do czynienia z trudnymi kobietami, ale ty na taką nie wyglądasz.
Chceszmirobićproblemy?

–Skądże!–zapewniła.–Poprostujestemrealistką.Żyjemywróżnychświatach.

Jachcęmężczyznynadłużejizrobięwszystko,żebytakiegoznaleźć.Typotrzebu-
jeszkobietynajwyżejnapięćminut.–Topowiedziawszy,otworzyładrzwiipoma-
szerowaładosiebie,zostawiającGabrielawnajwyższymosłupieniu.

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

Wrócili do zimnego, zasnutego chmurami i odstraszacego nieustacą mżaw

miasta.Przezdwatygodnieodichpowrotuanirazusięnierozpogodziło,przezco
Paryż jeszcze bardziej przypominał cudowny sen. Alice pamiętała każdy szczegół.
Dokądchodzili,oczymrozmawiali,copiliijedli.Alenajlepiejpamiętałanoce,wie-
czory,aczasamipopołudniaspędzanewłóżku.

Niezadręczałasięswojąparyskąprzygodą.Wręczprzeciwnie,uważała,żemiała

prawomiećtenromansimiałaprawogozakończyć.Gabrieltupałztegopowodu
nogamiprzezjakieśtrzyminuty,alekiedyniedałasięprzekonać,przestałnalegać.

Tymczasemona
Westchnęła, patrząc w ekran komputera i starając się skoncentrować. Ale nie

mogła. Gabriel wchodził i wychodził, mijając jej biurko, czasami stawał tuż za nią
ipochylałsię,pokazującjejcoś.Wtakichchwilachczuła,jakjejciałowypełniatęsk-
notazadotykiemjegozręcznychrąkinamiętnychust.

On z kolei wydawał się nie mieć absolutnie żadnego problemu z ich aktualnymi

kontaktami.NigdyniewspominałoParyżu.Nierobiłaluzji.Niepatrzyłnaniąza-
myślony.Wchwilachczarnejrozpaczymyślałanawet,żeucieszyłsięzjejdecyzji.
Przecieżułatwiłamużycieiniebędziemusiałzawracaćsobiegłowy,jakrozegrać
rozstanie.

Drzwi od jego gabinetu otworzyły się. Alice podniosła głowę znad komputera,

przywołującnatwarzuprzejmyuśmiech.

–Zarezerwujmidwabiletydoopery.Najlepszemiejsca.
Aliceskiłaposłusznie.Tobyłodoprzewidzenia.Uśmiechnadalmiałaprzyklejo-

nydotwarzy,alewsercupoczułabolesneukłucie.Spodziewałasięczegośtakiego,
alenietakszybko.Ledwiedwatygodnietemuuprawialiszalonysekspokilkarazy
dziennie.

–Nakiedyzarezerwowaćbilety?–zapytała.
–Nadziświeczór.
–Jeślidziśgrającośpopularnego,możejużniebyćmiejsc.
–Powiedz,żetodlamnie.Odlatprzekazujęimdarowizny.Napewnoznajdąmiej-

sca.Podszedłdojejbiurkaipołożyłplikdokumentów.–Atomusiszprzejrzeć,za-
nimwyjdziesz.

–Jestwpółdoszóstej!–zaprotestowała.
–Poradziszsobie.–Wzruszyłtylkoramionamiiwróciłdosiebie.

Nigdynieuganiałsięzakobietami,aleto,cowyprawiałaAlice,przechodziłoludz-

kiepocie.Zachowywałasię,jakbywymazałaParyżzpamięci.Nawetwróciłado
swoichszarych,bezkształtnychubrań.Odwiłprzyciazpowrotemsukien,które
kupiławParyżu,alebyłprzekonany,żeupchnęłajegdzieśnadnieszafyalbomoże
nawetoddałakomuś,takbynicnieprzypominałojejotychparudniachspędzonych

background image

razem.

Najgorszejednakbyłoto,żenadaljejpragnął.Zakażdymrazem,gdynaniąspo-

glądał,widziałjejrozchyloneusta,rozkoszniezażowionepoliczkiizamglonespoj-
rzenie.Potrzebowałkobiety.Innejkobiety.Ipowrotudorutyny.

Zabrałsiędopracy,zktórejwyrwałogopukanie.WdrzwiachstałaAlice.Co

onatujeszczerobiła?Dochodziłasiódma.

–Zeskanowałaśdokumentyiwysłałaś,takjakprosiłem?–zapytałoschle,spoglą-

dającnaniątrudnymdoodgadnięciaspojrzeniem.

Kiwłagłową.
–Bethanyjużnaciebieczeka.
Wypowiedzenie tych słów kosztowało ją wiele. Gdy tylko zobaczyła jego towa-

rzyszkęnatenwieczór,zrozumiała,żeGabrielwróciłdodawnegożycia.Bethany
Dawkinsbyłaniewysoka,alepodobniejakpoprzedniedziewczynyGabrielanależa-
ładotypuklasycznychseksbombinosiłasięwsposóbprezentucywszystkieatuty.
Czarna sukienka ciasno opinała wydatny biust i odsłaniała zgrabne nogi. Głęboki
dekoltkończyłsięprawiewtaliiiwprawneokomogłodostrzeckształtnepiersiko-
łyszącesięwrytmprzemierzanychkroków.Alice,wswoimszarymuniformiebiuro-
wym,nietylkowyglądałaprzyniejjakubogakuzynka,aleitaksięczuła.

Wcześniej przekazała Gabrielowi, że bez większych problemów udało się zare-

zerwowaćbilety,aleszczerzewątpiła,byBethanychoćwniewielkimstopniubyła
zainteresowanaoperą.

–Cudownie.–Podniósłsięizacząłzakładaćmarynarkę.
–Miłegowieczoru–powiedziałaAlice,chociażgardłościskałjejpacyżal.
Gabrielprzerwałubieraniesię.
–ZBethanynapewnoniebędęsięnudził.Lubiszoperę,Alice?
–Wiesz,żetak–odpowiedziałamechanicznieinatychmiasttegopożałowała.Po

raz pierwszy od przyjazdu do Londynu nawiązała do jednej z wielu rozmów, jakie
odbywaliprzypysznymjedzeniuibutelcewina.Potemzwyklewpośpiechuwracali
dohotelu,bysiękochać.

– Rzeczywiście. Zapomniałem o tym. – W takim razie może wybierzesz się

znami?Niepowinnobyćproblemuzezorganizowaniemdodatkowegomiejsca.

Popatrzyłananiegourażona.Miałapójśćtamiprzyglądaćsię,jakszepcząsobie

zBethanyczułesłówka?Niedoczekanie!

–Dziękuję,jestemdziśzata–odparła.–Dokumentyoczywiściewysłałam.Jutro

wybieramsiędomatkiimyślałam,żebyzostaćtamdowtorku.Mogłabymprzyoka-
zjiodwiedzićpanaHarrisonawExeter.–Odjakiegośczasumielinieprzyjemnąsy-
tuacjęzjednymklientemiktośmusiałmuwkońcuzłożyćwizytę.

–JakdalekojeststamtąddoExeter?
– Całkiem blisko. – Wiedział przecież, gdzie mieszka jej matka. Była to kolejna

rzecz,októrejjużzdążyłzapomnieć.

–Bethanyczeka–przypomniałamu,mającnadzieję,żewkońcupozwolijejiśćdo

domu.

– Niech czeka – powiedział poirytowany, zastanawiając się, skąd nagle pomysł

przedłużeniaweekendu,itoażdowtorku.

Odkądoznajmiłamu,żeniebędąsięwięcejspotykać,niebyłodnia,byoniejnie

background image

myślał. Wiedział, że nawet słodka Bethany nie będzie w stanie mu jej zastąpić.
WweekendyAlicejeździładomatki.Towiedział,alezamiarpozostaniatamdłużej
zastanowił go. Może odwiedzała tam nie tylko matkę? Może jednak miała chłopa-
ka?Przezcałytenczas.Dlategotaksięupierała,żebyzerwać.

Tylkodlaczegoodważyłasięnaprzelotnyromans?Możetenjejfacetbyłżonaty?

Ajejwyjazdydomamyobejmowałytakżeschadzkizkochankiem?Jegowyobraźnia
pracowałananajwyższychobrotach,arosnącazłośćpowoli,aleskuteczniezaciem-
niałazdolnośćjasnegomyślenia.

– Masz wrócić w poniedziałek – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Harrison

możepoczekać.Jestzadużopracyiniemożeszbraćażdwóchdniwolnych.

–Jużwzięłamwolnenaponiedziałek–odrzekłaAlice.–JeślichodzioHarrisona,

chciałamtylkopomóc.Akuratbędęwokolicynazakupachipomyślałam,żeprzy
okazjimogłabymzałatwićito.

Jakonśmiałsiętakdoniejzwracać!Mówiłamuprzecieżwzeszłymtygodniu,że

niebędziejejwponiedziałek.

Wtejchwiliotworzyłysiędrzwiidogabinetuweszłazniecierpliwionaczekaniem

Bethany.

Gabriel poznał Bethany na jakimś przyciu kilka miesięcy temu. Z grzeczności

poprosiłonumertelefonuizapomniałoniejsekundępotym,jaksięrozstali.Przy-
pomniałsobiedopieroparędnitemu,bezskutecznieczekając,ażAlicezmienidecy-
zję. Na próżno. Obie kobiety stały teraz obok siebie, a przepaść między nimi nie
mogłabyćwiększa.

Alice była o ponad głowę wyższa, miała szczuplejszą figurę i oszczędne, pełne

gracjiruchy.Jejsubtelnaurodawymagałaodkrycia.Przypobieżnejocenieniktnie
uznałbyjejzapiękność.Bethanyzkoleiatakowałabujnymseksapilemwsposóbtak
agresywny,żemałoktozwracałuwagęnato,czypodostrymmakijażemrzeczywi-
ściekryjąsięładnerysy.Brakowałojejjednaktego,coAlicemiałaażwnadmiarze:
skromności,inteligencjiiuroku.

Aliceniemogłaznieśćichwidokurazem.Bethanynawetjejniezauważyła.Drob-

nymikroczkamipodbiegładoGabrielaiwzięłagopodramię,jakjakąśzdobycz.

–Zostawięwassamych–powiedziałaAliceipowtórzyła:–Miłegowieczoru.
–Bawsiędobrzeumamy–odpowiedziałGabriel,jaksięjejwydało,złośliwie.
Poczerwieniała.
–Maminneplany,aledziękuję–mrukłaniewyraźnie.
–Tak?–zainteresowałsięnatychmiast.–Cośinteresucego?
–Zwykłespotkaniatowarzyskie.
GabrielczułnaramieniuciężarBethany,któratrzymałagokurczowo,jakbysię

bała,żektośjejgoodbierze.JeszczebardziejniżBethanyirytowałogoto,żegdyby
nieAlice,cieszyłbysiędzisiejszymwieczorem.Teraznatomiastzacząłonimmyśleć
jakotorturzeipoważniesięzastanawiał,jakbysiętuwykręcićztejrandki.

Tak jak przewidywał, Bethany ani trochę nie była zainteresowana operą. Przez

większośćwieczorurozglądałasięwokółiszukałaznanychtwarzy.Gdytylkoprze-
brzmiałyoklaski,oznajmiła,żechętniezjeznimśniadanie.Mowyniema,pomyślał
izabrałjądorestauracji.Nakarmił,wysłuchałtyluplotek,żespuchłymuuszy,ana
koniecwsadziłniepocieszonądoswojejlimuzynyikazałodwieźćdodomu.Sampo-

background image

szedłposzukaćtaksówki.

TaksięskończyłajegopróbawymazaniaAlicezpamięci.Poległdokumentnie.Je-

dyne,oczymbyłwstaniemyśleć,toAliceijejtajemniczespotkaniatowarzyskie.
Cotomogłobyć?Możemiałanawetkilkukochanków?Wykorzystałagojakzabaw-
kę,boniemogłabyćzktórymśzeswoichgachów.Ajeślitakbyło,tomiałprawopo-
znaćprawdę.

Oczywiście, wiedział, gdzie mieszka jej matka. Pamiętał nazwę, a po szczeło-

wymopisiedomuiokolicy,beztrudutrafiłbypodwłaściwyadres.Miałpamięćjak
komputerimógłbyodtworzyćkażdąichrozmowęzParyża.Zastanowisięnadtym
jutro,pomyślał,kładącsiędołóżka.

Aliceniemarudziłabywoperze.GdybyzamiastBethanyzabrałją,byłbytoudany

wieczórzakończonyseksem.Zamiasttegoleżałwłóżkusamirozmyślałoniej.Za-
władłajegomyślamiiżyciem.Musiałpoznaćprawdę.JeśliAlicemainnego,spra-
wajestskończona.Ajeślinie,powinienzrobićwszystko,żebyjąodzyskać.

Alice zakończyła przygotowania do kolacji i wróciła do pokoju. Mama siedziała

w fotelu w niedużym saloniku, którego okna wychodziły na niewielki ogródek.
W lepsze dni siedziała tam i czytała albo zajmowała się kwiatami. Alice miała na-
dzieję,żektóregośdniamamawyzdrowiejezupełnieiniebędzieażtakzależnaod
jejtowarzystwa.

–MówiłaśowyjeździedoParyża–zachęciłająmama,gdyusiadłydostołu.
Rzeczywiście, odkąd Alice pojawiła się u niej, nie rozmawiały praktycznie o ni-

czyminnym.Unikanietegotematuwpracystałosiętaknieznośne,żemusiałasię
po prostu wygadać. Mówiła też o Gabrielu, chociaż początkowo starała się jakoś
omijać fakt, że cały czas spędzała z nim. Przytaczając ze śmiechem kolejną aneg-
dotkęzasłyszanąodniego,Alicestwierdziła,żemówienieonimjestnamiastkąrze-
czywistegokontaktu.

Mama była dobrą słuchaczką i rzadko przerywała, toteż Alice mogłaby rozpra-

wiaćdowieczoraoLuwrze,PolachElizejskichiOgrodachTuileries.Nazewnątrz
słońcechyliłosiękuzachodowi.Zkuchnidochodziłsmakowityaromatsosudomię-
sa.Zagodzinęzjedząkolację,obejrzącośwtelewizjiipójdąspać.

Alice,mimożezatarozmową,niemogławybićsobiezgłowyGabriela.Byłacie-

kawa,jakmijałmuweekendwtowarzystwiefiligranowejbrunetki.Operatozapew-
netylkowstępprzedgłównymdaniemwjegosypialni.WsferzeemocjonalnejGa-
brielbyłzdecydowaniestronąbierną,zatowsferzefizycznej

Och, dałaby wszystko, żeby wymazać z pamięci wspomnienie ich paryskiego ro-

mansu.Dotejporynierozważałamożliwościrzuceniapracy,aleczułaprzecież,że
każdydzieńjestdlaniejcoraztrudniejszy.WczorajszepojawieniesięwbiurzeBe-
thany zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Gdy wychodziła z pracy, trzęsły jej się
ręce.Ochłoładopierowdomu.Niemogłanicrobićwtakimstresie.

Zamilkłanagleidopieropytacespojrzeniematkiprzypomniałojej,żeoczymś

wiła.Tylkooczym?

–Cosięstało,kochanie?Jesteśtakazamyślona,odkądtuprzyjechałaś.Niecho-

dzichybaotwojegoszefa?Wyglądanato,żezrobiłnatobieogromnewrażenie.–
Mamapatrzyłananiązatroskana.

background image

Alicezaczerwieniłasię.
– Oczywiście, że nie! – zaprzeczyła gwałtownie. – Nie jestem aż tak naiwna.

Zresztąwiesz,comyślęozwiązkach.

–Wiem,kochanie.ToprzezojcaMimowszystkoniepowinnaśpozwolić,abyzły

przykładdecydowałocałymtwoimżyciu.

– Po prostu wolę dmuchać na zimne. Mam nadzieję, że kiedyś zakocham się we

właściwejosobie,aniewjakimś–zawiesiłagłos,ponieważnieprzychodziłojejdo
głowyżadneokreśleniepasucedoGabriela.–Serio,mamo,powinnaśgopoznać.
Onnawetniemusisięstaraćokobiety.Przychodząsame,aontylkowskazuje,na
którą teraz kolej. Parę dni później dziewczyna jest odprawiana z kwitkiem,
awdrzwiachpojawiasięnastępna.Cośokropnego!–Mówiącto,najbardziejchcia-
ławmówićsobie,aniematce,żeGabrieljestnajbardziejodpychacymtypemna
ziemi.Niebrzmiałotojednakprzekonuco.

–Jesteśzamłodanatakicynizm,kochanie.
Alice ugryzła się w język. Doskonale wiedziała, co matka ma na myśli. Zbyt do-

brzesięznały.

– Wolę być sama, niż popełnić błąd – odpowiedziała i na parę sekund zatoła

wmyślach.Poszłatą samądrogą,którąszły wszystkieasystentkiGabriela.Zako-
chałasięwnim.PamelaMorgan,któranauczyłaswojącórkęostrożnościwpostę-
powaniuzmężczyznami,napewnoniebyłabyzadowolonaztakiegoobrotusprawy.

Alicepodniosłasięiprzyniosłasztućcezkuchni.Potemwyłożyłajedzenienatale-

rzeiustawiłajenatacy.Zwyklejadaływkuchni,aledziśbyłwtelewizjiulubiony
serial mamy. Przed chwilą omal się nie pokłóciły i Alice miała wyrzuty sumienia.
Przede wszystkim dlatego, że przeklęty Gabriel, który okupował jej myśli, miał
wpływ nawet na jej kontakty z matką. Podenerwowana otworzyła szafkę i wyła
zniejkieliszek,anastępnieotworzyłabutelkęwina.

Naglerozległosięgłośnepukaniedodrzwi.Rękajejdrgnęłaitrochęwinawylało

sięnastół.Brakujejeszczenieproszonychgości,pomyślałairuszyławstronędrzwi
ztyłudomu,aleprzezszybęniedostrzegłanikogo.Ktokolwiektobył,dobijałsięod
frontu.Przeszłazpowrotemprzezkuchnię,zaglądającpodrodzedosaloniku.

–Sprawdzę,ktoto.Niewstawaj.–Alematkajuższławstronękorytarzyka.
–Damsobieradę–zatrzymałają.–Tomaławioska.Wolę,byludzieniemyśleli,

żejestemniegościnna.

–Mamo,przecieżgościawpuszczę–zapewniłająAlice.–Miałamnamyśliakwi-

zytorów.

–Akwizytorzydawnojużtuniezaglądają.
Stałyobiewkorytarzyku,myśląc,ktoteżmógłbysiędobijaćdodrzwiotejporze,

gdyrozległosięponowne,bardziejnatarczywepukanie.

Alicepierwszadosięgłarękąklamki,uchyliładrzwiizamarła.
–Cotutajrobisz?–zapytałazaskoczona.
Matkapróbowaładojrzećzzajejramienia,ktostoizadrzwiami,więcodwróciła

sięnachwilęipowiedziałatylko:

–Todomnie.
–Ktotaki?
–Nikt,mamo.Idźjeść,zachwilęprzyjdę.–Przezsekundęmyślała,żemamaze-

background image

chcejednakotworzyćdrzwinaoścież,aletaksięniestało.Gdyznikławkuchni,
Alicewyszłanaprógiprzymknęładrzwi.

–Cotutajrobisz?
Gabriel przyglądał się Alice. Takiej jej jeszcze nie widział. Włosy spięte gum

wwysokikucyk,twarzbezśladumakijażu,luźnypodkoszulekiczarnelegginsy.Na
nogachmiałabiałepuchatekapcie.

Wiosennesłońceozdobiłozgrabnynosekkilkomapiegami.Różoweustaukładały

sięnitowuśmiech,niwdąs.Wjednejchwilizapomniał,pocosiętutajfatygował,
wiedziałtylko,żedobrzezrobił.Jużsamjejwidokpoprawiłmunastrój.

–Niemogęotobiezapomnieć–powiedział,zaskoczonytymwyznaniemniemniej

niżona.

–Słucham?–Chybasięprzesłyszała.Oczywpatrywałysiębadawczowtwarzpo-

grążoną w cieniu. Wyglądał na zmęczonego i niewyspanego. Włosy miał w lekkim
nieładzie,rękawybawełnianejbluzyniedbalepodwiniętedogóry.Dżinsyimokasy-
nydopełniaływeekendowegowizerunku.Zadrżałanawidokmuskularnychramion,
jejsutkistwardniały,domagającsiępieszczot,zktórychsamaprzecieżzrezygnowa-
ła.

–NiepowinieneśbyćterazzBethany?–Przeniosławzrokpozaniego,obser-

wujączachodzącesłońceistarającsięopanowaćnerwy.Sercebiłojejtakmocno,
żemusiałjesłyszeć.

–Nieprzypadliśmysobiedogustu–powiedziałwymijaco.
Jużkiedyotworzyładrzwi,podjąłdecyzję.Miałdośćwmawianiasobie,żeniein-

teresuje go pogoń za Alice. Miał dość udawania, że nie jest zazdrosny, kiedy wy-
obrażał ją sobie z innym mężczyzną. Musiał przywrócić sprawom właściwy bieg.
Musiałsprawić,byAlicezmieniłaswojądecyzję.

–Niezaprosiszmniedośrodka?
–Niepowinnociętutajbyć,Gabrielu.–Ucieszyłasięjednak,żefiligranowabru-

netkaznikłazhoryzontu.

–Wiem.–Przeczesałdłoniąwłosyniesforniespadacenaoczy,poczymspojrzał

naniąpodejrzliwie.–Jestuciebiejakiśmężczyzna?

Alicezacisnęłausta.
–Niejestemtobą–odparłaurażona.Nieskaczęzkwiatkanakwiatek.
–WsadziłemBethanydosamochoduimójkierowcaodwiózłjądodomu–wyjaśnił

rozkojarzony.

–Idźjuż,proszę–westchnęła,patrzącnaniegobłagalnie.
–Nigdzienieidę.
–Aledlaczego?Przecieżjużcimówiłam
–Pozwólmiwejść–powtórzył.
Spuściła wzrok, nie mogąc znieść rozgorączkowanego spojrzenia. Co by było,

gdyby ją teraz pocałował? Poddałaby się bezwarunkowo. Czuła, jak topnieje jej
opór.Wgłowiehuczałotylko:Niemogęotobiezapomnieć.

–Wpuśćmnie.–Postąpiłkroknaprzód,aonaodsułasię,przekonana,żejeśli

tegoniezrobi,rzucimusięwramiona.

Mamakrzątałasiępokuchni.KuzdziwieniuAlice,wyłączyłanawettelewizor.Nic

niebyłotakciekawejakwizytatajemniczegogościa.AliceprzedstawiłaGabriela,

background image

któryodrazuwdałsięzniąwpogawędkę,aAlicestałaobok,czująccorazwiększe
zakłopotanie.

–Jakmiłopanawreszciepoznać–zwróciłasięmatkadoGabriela.–Niemówiłaś,

żetwójszefjesttakiprzystojny–rzuciłakonfidencjonalnymszeptemdoAlice.

Gabrieluśmiechnąłsięskromnie.
–Córkauwielbiapracę.Częstomiopanuopowiadała.
–Mamnadzieję,żetylkodobrerzeczy?–zapytałzuśmiechem.
–WParyżujestwprostzakochana.Właściwieoniczyminnymdzisiajnierozma-

wiałyśmy–zreflektowałasię.

–Mamo,przecieżzapytałaś,jakbyło,dlategoopowiadałam–próbowałainterwe-

niowaćAlice,alewszelkiejejpróbyzagłuszyłyzachwytymatki.

–Przepraszamzatonajście–wtrąciłGabriel.Porazpierwszywżyciuzdarzyło

musiępoznaćkogośzrodzinykobiety,zktórąsypiał.Nielubiłteżspotkańrodzin-
nych.

– Ależ żaden kłopot, prawda, Alice? – Pamela Morgan zerkła na córkę, ale ta

tylkopopatrzyłananiąrozzłoszczona.

– Dziękuję, jest pani bardzo miła. Nie zajmę wiele czasu. Proszę mi mówić po

imieniu,takbędziełatwiej.

– Właśnie – wpadła mu w słowo Alice i podniosła się. – Gabriel musi już iść. Na

pewnomaszjakieśplanynawieczór–powiedziałaznaciskiem.

– Absolutnie żadnych – odpowiedział ze szczerym uśmiechem i rozsiadł się na

krześlewkuchni,chętniekorzystajączzaproszenia.–Aletosięmożezmienić,je-
żelidadząsiępaniezaprosićnakolację–dokończył.

Jegobystreoczydostrzegłyspojrzenie,jakiewymieniłymatkaicórka.Pochwili

PamelaMorganwstałaiotuliłasięszczelniejswetrem.

– Ja podziękuję, ale wy koniecznie idźcie. W wiosce otworzyli niedawno uroczą

restaurację. Bardzo przyjemne miejsce, tak przynajmniej mówiła moja sąsiadka
paniWinslow.

– Jest tu restauracja? – zapytała Alice zdziwiona, po czym dodała: – Nigdzie nie

idziemy!–Gabrielpatrzyłnaniąspokojnie.

– Nalegam – upierała się mama. – Powinnaś częściej wychodzić. Pójdź się prze-

brać,kochanie,ajazostanęzGabrielem.Czyżtoniewspaniałeimię?–zaszcze-
biotała.

–Mamo!
–Mamamarację–powiedziałzanielskimuśmiechemGabrieliAlice,niechcąc

robićprzedstawienia,poszłanagórę.

background image

ROZDZIAŁÓSMY

Byławściekła.Dlaczegoprzyjechałażtutajizawracajejgłowę?Tobyłodoniego

niepodobne.Czyżbyurażonamęskaduma?Byłniemożliwy!Aprzytymtakiuroczy!
Matkabędziesięrozpływaćwkomplementach.

Przejrzałaswojątorbę.Niebyłowniejnic,wczymmogłabypójśćnakolację.Za-

brała ze sobą jedną parę spłowiałych dżinsów i dwie sukienki na ramiączkach do
chodzenia po domu. Była jeszcze bluza sportowa. Nawet w małej restauracji nie
wypadałosiępokazaćwczymśtakim.Znarastacąrozpacząotwieraławszystkie
szuflady,wktórychmatkapochowałajejstarerzeczy.

Ciekawa,oczymteżjejsuperbogatyszefgadzizmatką,wzięłaszybkiprysz-

nicinałożyłaczarnespodnie,pamiętaceszkolneczasy,igolfwkolorzeczerwone-
gowina.Pochwilizdecydowałasięjeszczenalekkimakijaż.Rzęsy,trochęróżuna
policzkiibłyszczyk.

Gdyzeszłanadół,Gabrielsiedziałprzyfiliżanceherbatyiobojezmatkąśmiali

się.Przestalidopieronajejwidok.Noproszę,niebyłojejdwadzieściaminut,aoni
jużbyliwjaknajlepszejkomitywie.

–Towszystko,coznalazłam–powiedziała,spoglądającposobie.
–Wyglądaszprześlicznie,kochanie–powiedziałamatka.–Powinnaśczęściejcho-

dzićwczerwonym.Prawda,Gabrielu?

–O,tak–mruknąłzzadowoleniem.–Twojamamamówi,żetowłoskarestaura-

cja.Lubiszwłoskąkuchnię,oiledobrzepamiętam?

Pamelapopatrzyłananich,jakbynagleodkryłacoś,codotejporyjejumykało.
–Skądotymwiesz?–zapytałagowprost.
–Wiemspororzeczyopanicórce.
–Przezkilkadnibyliśmynasiebieskazani–wtrąciłaAlicewpopłochu.–Wiesz,

jaktojest,rozmawiasięwtedyowszystkimioniczym.

–Skazani?–powtórzyłGabriel.–Wydawałomisię,że
–Możemyjużiść?–Alicesięgnęłapotorebkę.
–Gdziesięzatrzymałeś,Gabrielu?–spytałatymczasemmatka.
–Prawdęmówiąc,jeszczenigdzie–odpowiedział.
–Zaoszczędziszsobiekłopotuiwydatków,jeślizostanieszunas.Mamypokójdla

gości.Skromny,aleczysty.

–Gabrielniemusioszczędzać,mamo.PozatymitakwracadoLondynu,prawda?

–Popatrzyłananiegonatarczywie.

–Byłbymnamiejscudopierownocy–powiedział.–Możerzeczywiściezostanę.

Oszczędnościzawszesięprzydadzą–powiedziałimrugnąłdoAlice,którawybuch-
łaowielezagłośnymśmiechem.

Była przerażona. Co on knuł? Podróżował pierwszą klasą, nocował wyłącznie

whotelachpięciogwiazdkowychinaglepostanawiaspędzićnocwmałymwiejskim
domku,opowiadającbanialukiooszczędzaniu.

background image

–Naturalnie,żezostań.Nigdyniewidziałammojejcórkiszczęśliwszejniżteraz.

–Alicemiałaochotęzapaśćsiępodziemię.ZłapałaGabrielazaramięiniemalsiłą
wyciągnęła go z pokoju. W korytarzu zdjęła z wieszaka płaszcz i wyszła na ze-
wnątrz.Powolinadciągałwieczórirobiłosięchłodno.

– Jak śmiesz?! – sykła na niego, gdy znalazła się w bezpiecznej odległości od

machacejimnapożegnaniematki.

–Słucham?–PodeszlidoczarnegoSUV-a,zaparkowanegoprzyogrodzeniu.
–Jakśmieszwpraszaćsiędomojegodomu?
–Och,proszęcię.Niemów,żeniejesteśzadowolonaChociażnie,podekscyto-

wana,tojestwłaściwszesłowo.

–Niejestem–zaprzeczyła,alerozognionepoliczkiświadczyłyoczymśzgołain-

nym.Niezdążyładokończyć,boGabrielobjąłjąwpasieipocałował.Żarliwypoca-
łunekzmiażdżyłjejusta.Czekałanato,odkądopuściliParyż.

Przyciągnął ją do siebie. Znajomy dreszcz spłynął po kręgosłupie, rozkosznie

drażniąc zmysły. Otworzyła usta, czując, że na nic zda się opór. Pragnęła go tak
mocno,żeażbolało.

Oderwałsięodniej,łapiącoddech.
–Niemów,żemnieniepragniesz.
Pragnęła,itobardzo.Mógłbyjąmiećnawetteraz,wsamochodzie.Zamglonena-

głymporywemnamiętnościspojrzenieiobrzmiałeodpocałunkuustaniemogłykła-
mać.

Otworzyłprzedniądrzwi.Usiadłaroztrzęsiona.OdpowrotuzParyżastarałasię

przekonaćsamąsiebie,żeichkrótkiromansnicdlaniejnieznaczy.Alewystarczy-
ło,bysiępojawił,wystarczyłjedenpocałunekiposzłabyzanimdopiekła.

Gabrielwsiadłdoautaiuruchomiłsilnik.Ruszylipowoli,wąskąpiaszczystądro-

gą,któraprowadziładowioski.

–Podobnonigdyniebyłaśszczęśliwszaniżteraz?
–Tocipowiedziałamojamatka?
–Och,touroczakobieta.Spodziewałemsiękogośzupełnieinnego.
–Toznaczy?
–Myślałem,żebędziebardziejpodobnadociebie.Silnaizasadnicza.Atobardzo

delikatnaosoba.Niedziwięsię,żepoświęcaszjejtyleuwagi.

– Nie rozmawiajmy o tym. – Gabriel przekroczył już wszelkie granice, a teraz

jeszczewściubiałnoswnieswojesprawy.

–Poprostumnietozainteresowało–powiedziałłagodnymtonem.
–Czyjaprosiłam,żebyśsięinteresowałmojąrodziną?–odrzekłazirytowana.
Oparładłońnaskórzanympodłokietnikuipopatrzyłazaokno.Moglisięprzejść.

Miałabyczasochłonąć.Światławioskimieniłysięjużwoddaliipodwóchminutach
dotarli na miejsce. Gabriel zaparkował samochód w bocznej uliczce, obok rynku,
wyłączyłsilnikipatrzyłnaAlice,zastanawiającsięnadczymś.

Miałogromnąochotęznówporwaćjąwramiona.Złamaćtenchłód,którydopro-

wadzałgodoszału.Toniebyłotylkopożądanie.Chciałczegoświęcejniżjejciała.
Chciałwszystkiego.Byłotodlaniegozupełnienowedoznanie.Dotejporykobiety
interesowałygowyłączniewwymiarzefizycznym.WprzypadkuAliceinteresowało
goabsolutniewszystko,nawetto,czywszkolenosiławłosyrozpuszczone,czytak

background image

jakterazspiętewkitkę.

–Dlaczegomatkaniepowiedziałaci,żemafaceta?–zagadnął.
Alicegwałtownieodwróciłasięwjegostronę.
– O czym ty mówisz? – zapytała. – I przestań wreszcie mówić o mojej matce! –

Szarpłaklamkęiwyskoczyłazsamochodu.Chłodnepowietrzeorzeźwiłojąiro-
zejrzałasięwposzukiwaniurestauracji.Nietrudnojąbyłoznaleźć.Narynkubyły
samesklepy,pubinowawłoskaknajpka,októrejwspominałamatka.Energicznym
krokiemruszyławjejstronę,chcącmiećjużtowszystkozasobą.

Gabrieldogoniłjąizłapałzarękę.
–Nieucieknieszprzedemną.
–Nieuciekam.–Przystała,zaglądającprzezoknodownętrzalokalu,wktórym

panowałsporyruch.Ludzie!Musiałasięznaleźćwśródludzi.Wtedyniebędziena-
rażonanajegonatrętnepytania.Jejmatkaniemiałafaceta.Wiedziałabyprzecież
otym.Zdołałjąjednakzaciekawić.

–Skądwiesz,żekogośma?
–Powiemciprzykolacji.Totutaj?–zapytałiweszlidośrodka.
Kelnerposadziłichwrogu,zdalaodkuchniizgiełku.Studiowalimenu.Nastoliku

pojawiłasiębutelkabiałegowinaidwakieliszki.Aliceodłożyłakartę.

–Mów,cowiesz–zażądała.
–Niechciałemcięzdenerwować.Podczasrozmowytwojamamawspomniała,że

widujesięzkimś.Apotemtylkoroześmiałasięipowiedziała,żewciążzbierasięna
odwagę,byciotympowiedzieć.

Alicepoczułaukłuciezazdrości.Jejmatka,zktórąbyłataksilniezwiązana,bała

sięjejpowiedzieć,alepowiedziałaotymzupełnieobcemuczłowiekowi.

–Rozumiem.
Dooczunapłyłyjejłzyrozczarowania.Gabrielpołożyłdłońnajejręce.Ciepło

podziałałonaniąkoco.

–Powiedziałemjej,żenapewnobardzobyśsięucieszyła.
Ucieszyłabysię.Tylkoskądonotymwiedział?
–Możeniebardzo,ale–Wypiładuszkiemkieliszekwina,bydodaćsobieodwa-

gi.

–Jakto?
Westchnęłaciężko.
–Mojedzieciństwoniebyłozbytszczęśliwe–zaczęła.–Ojciecbyławanturnikiem

ikobieciarzem.Matkaniepotrafiłasięprzednimbronić.Maszrację,żejesteśmy
inne.Naprawdęniemampocia,dlaczegociotymmówię.–Pokręciłagłowąznie-
dowierzaniem.

– Musiałaś być silna, żeby chronić matkę – powiedział i poprosił kelnera, który

właśnienadszedł,bydałimjeszczetrochęczasu.Niechciałzepsućtejchwili.Chy-
ba pierwszy raz w życiu był zainteresowany czyjąś przeszłością. A co najważniej-
sze,Aliceuznałagozakogoś,komumożnasięzwierzyć.

–Kiedyojcieczginąłwwypadku,matkamogłazacząćodbudowywaćswojeżycie,

aleczułasiętaksłabaiopuszczona,żebałasięwychodzićzdomu.Lekarzzdiagno-
zowałnerwicę,potemagorafobię.Musiałamzatrudnićpsychoterapeutę,żebyjakoś
jejpomóc.Kimjesttenczłowiek?Powiedziałaci?

background image

–Nieznamszczełów,Alice.Wspomniałatylkootymizarazzaczęliśmyrozma-

wiaćoczymśinnym.

–Ciekawe,skądwiedziałaotejrestauracji.Możeprzychodziłatutajzeswoim

przyjacielem.Tobyłbykrokkunormalności.NareszcieuniezależnisięodAlice.

Powiedziawszyto,zamyśliłasię.Ciekawe,nailenormalnebyłojejwłasneżycie.

Takbardzobyłazatawyciąganiemwnioskówzhistoriiswojejwłasnejrodziny,że
całkiemzapomniałaotym,jakajestmłoda.Matkazawszejejotymprzypominała.
Nawetdzisiaj,kiedysiłąwypchnęłajązdomu.

Naglezreflektowałasięipopatrzyłananiego.
–Ach,niepotrzebnieciotymwszystkimopowiedziałam.
–Dlaczegoniepotrzebnie?
–Dlaczego?Przecieżnicanicciętonieobchodzi!Pewniezastanawiaszsię,jak

stąduciec.Alecóż,totwojawina.Trzebabyłotunieprzyjeżdżać.

–Oho–powiedziałGabriel–wracanieustraszonaAliceMorgangotowastoczyć

zemnąwalkęnaśmierćiżycie.–Stłumiłśmiechipatrzyłnaniązrosnącąwesoło-
ścią.

Alice najchętniej wypytałaby go o jego życie. Quid pro quo. Coś ją jednak po-

wstrzymywało.Możeniechciałakolejnyrazsłuchaćmantryotym,jakniezamierza
wiązaćsięzżadnąkobietą.Amożewolaławierzyć,żeżecowłaściwie?Żemo-
głabygozmienić,ponieważbyławnimzakochana?Niebyłoszans!

Zawilijedzenie.AlicezerkałanaGabrielaspodspuszczonychrzęs.Dzisiejsze-

go wieczora dał się jej poznać z jeszcze innej strony. Był całkiem niezłym słucha-
czem.Coprawda,itakpodejrzewała,żeniewielegoobchodząjejopowieści,alenie
dawałtegoposobiepoznać.

Parę kieliszków wina później była już zupełnie zrelaksowana, a Gabriel natych-

miast wyczuł zmianę nastroju. Przestała wreszcie uważać go za wroga, z którym
przez pomyłkę przespała się kilka razy. Czuł, że ich pocałunek przy samochodzie
niebyłostatnimtegowieczora.

Obserwowałjejożywionątwarz,gdysnułaopowieśćorodzinie,żywogestykulu-

ceszczupłedłonie,delikatnyprofil,gdyobracałagłowęwbok.Marzył,bybyćznią
znówsamnasam.Przytulićjąmocnoipocałować,apotempoczućaksamitnydotyk
udobejmucychgowpasieitętniącążaremkobiecość,wktórejzanurzysię,zapo-
minającocałymświecie.

Myśl,żebędziemusiałzaczekaćztym,ażwrócądoLondynu,wybiłagozrytmu

rozmowy.

–Jeśliwolisz,żebymzanocowałwhotelu,niemasprawy–powiedziałnistąd,ni

zowąd.

–Nie,dlaczego?
–Zanimwyszliśmy,bardzochciałaśodwieśćmatkęodtegopomysłu.
–Poprostubyłamzaskoczona.Niemusiszszukaćhotelu–powiedziałaizaczer-

wieniłasięnagle.–Zresztą,niedarowałabymitego.Itakpewnieniemożemidaro-
wać,żetakjąchroniłamprzedżyciem.Gdybynieja,byćmożeszybciejznalazłaby
sobietegojedynego.

–Albopoprostukogoś,zkimczułabysiędobrze.Nawetjeśliniemiałbytobyć

tenjedyny.

background image

–Cochceszprzeztopowiedzieć?
–Tylkotyle,żeczasamilepiejjestprzeżyćcoś,cokolwiek,niżukrywaćsięibyć

zadowolonymztego,żeniktcięnieskrzywdził.–Niewygodniemubyłomówićtakie
rzeczy,szczególnieżesamnigdyniezastosowałbysiędotakiejrady.Jegobrakza-
angażowaniaemocjonalnegoniebrałsięzobawyprzedtym,żezostaniezraniony.
Po prostu nie miał takich potrzeb. Nie szukał tej jedynej, a nawet uważał to za
zbędne komplikowanie sobie życia. Natomiast Pamela Morgan i prawdopodobnie
jejcórkateżchciaływięcej.

–Iwydajecisię,żejawłaśnietakajestem?–zapytałaAlice,wlotodczytującalu-

zję.Spojrzenieciemnychoczuskanowałojejumysł.Takiemiaławrażenie.

– Ty uciekasz – powiedział niskim, seksownym głosem. – A powinnaś zatrzymać

sięiwziąćto,czegopragniesz.

–Jesteśnajbardziejzarozumiałymfacetemnacałymświecie!
Oddychała szybko. Gdyby wziął ją za nadgarstek, stwierdziłby przyspieszony

puls.Wiedział,żegopragnie,ipodobałomusięto.

–Alice,chceszsięzemnąkochać,czujęto–powiedziałspokojnym,niemalhipno-

tyzucym głosem. – A wiesz, dlaczego? Bo pragnę tego samego. Jak myślisz, dla-
czegojechałemtutylegodzin?

Tyodejdzieszinawetsięnieobejrzysz.Amniepęknieserce,pomyślała.Natym

polegałaróżnica.

Ale czy to był wystarczacy powód, by uciekać? Jeśli jej matka mogła odważyć

sięnanowykrokwżyciu,todlaczegoonaniemogła?

–Idziemy?–zapytałzduszonymszeptemiwziąłjązarękę.
Zrobiłojejsięgocoiskiłagłową.Gabrielzostawiłpieniądzenastolikuiwy-

szliwpośpiechu.

–Niesądziłam,żecośtakiegosięstanie–wykała,gdyznaleźlisięnazewnątrz.

Głosjejdrżałzemocji.

–Cotakiego?
–To!Jaity.Mamprzeczucie,żetoniejestdobrypomysł.
– W życiu trzeba podejmować ryzyko. Inaczej nic nie ma sensu. Robię to przez

całyczas.Niebyłobymnietutaj,gdybymkiedyśniezaryzykował.

–Cotoznaczy?
Gabrielroześmiałsię.
–Możektóregośdniacitowyjaśnię.Sięgnąłdłoniąiodgarnąłjejwłosyzczoła.

–Chcesz,żebymciępocałował?Maszostatniąszansę,żebypowiedziećnie.Jeślisię
wycofasz,wrócimydozabawypodtytułem„Tosięnigdyniezdarzyło”.

Zarzuciła mu ręce na szyję i dotknęła miękkich ust. Zamknęła oczy, czując

wustachjegojęzykłagodnieprzystępucydoakcji.Stalinarynku,wsamymśrod-
ku wioski, gdzie ktoś mógł ją zauważyć i opowiedzieć potem wszystko matce, ale
niedbałaoto.

Zatoławjegoramionachicałowałagoztakązachłannością,jakbyrobilitopo

razpierwszy.

–Alice–powiedział,ztrudemodrywającsięodświeżychjakwiosennydzieńust.–

Musimystądiść.Stoimynawidoku.

– Nie przestawaj, błagam – wydyszała, ale Gabriel złapał ją za rękę i pociągnął

background image

wstronęsamochoduzaparkowanegowuliczce.

Wsiedli do tyłu i zaczęli się całować, jak para nastolatków w ostatnim rzędzie

wkinie.Przezprzyciemnioneszyby,niktzzewnątrzniemógłichzobaczyć.

Włożyłręcepodjejczerwonysweter.Tymrazemmiałanasobiestanik,alepora-

dziłsobieznimbłyskawicznie.Pochwiliobiepiersimiałnawidoku.Różowesutki
prężyłysię,domagającpieszczot.Aliceodchyliłasiędotyłu,aonchwyciłwustasu-
tek.Drugipocierałpalcem,ażpoczuł,żejestzupełnietwardy.Alicetymczasemod-
pięłasobiespodnieipowoliwyswobodziłajedną,potemdrugąnogę.Usiadłananim
ipoczułjejudazaciskacesięwokółjegobioder.

Objąłjejpośladkiiprzyciągnąłjądoswegokrocza.
– Och, potrzebny mi większy samochód! – mruknął rozzłoszczony. Mógłby za-

wieźćjądodomu,aleniebyłpewien,czydaradęjechaćwtakimstanie.

Alice opuściła sweter. Mogłaby znieść wszelkie niewygody. Co się z nią stało?

Jeszczepółrokutemuniemiałabyszansyznaleźćsięwpodobnejsytuacji.Dziśdo
szaleństwapragnęłaseksu.Kiedyzdążyłastaćsiędziewczyną,któraniepanujenad
swojążądzą?Och,wiedziałakiedy.WParyżu!

Zanim Gabriel zdążył się zastanowić, co ma robić, Alice sięgnęła ręką i szybko

rozpięłamupasekirozporek.Nawetsięnieruszył.Pragnął,bytozrobiła.

Podciągnąłsięwyżejizsunąłspodnierazemzbokserkami.Rześkienocnepowie-

trzeukoiłoniecopożarzmysłów,alenietakdobrze,jakzrobiłytojejusta.

background image

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Gdy wrócili, dom pogrążony był w ciemności. Pamela Morgan położyła się jak

zwykleokołojedenastejispałaterazspokojnymsnem.

Gabrieldojechałnamiejscewstanieabsolutnegorozedrgania.Niemógłsięskon-

centrowaćnaprowadzeniusamochodu,alenajgorszebyłoto,żeterazpragnąłAlice
jeszczebardziej,oiletowogólemożliwe.Przezcałądrogęmyślałtylkootym,jak
zarzuci jej nogi na ramiona i wtargnie językiem w głąb wilgotnej jaskini tętniącej
pożądaniem.

DrżącymirękamiAlicewłożyłakluczdozamka.
–Jeślichcesz,możemypoczekać–powiedziałszeptem.
–Och,proszęcię.Mamajestjużdorosła.Jateż.–Pchnęładrzwiipocichuweszła

dośrodka.Położyłapalecnaustachiprawiesięzaśmiała.Nigdyprzedtemnieczuła
się tak szczęśliwa. Gabriel nie mógł o niej zapomnieć! Mogłaby skakać z radości,
gdybynieto,żebyłopopółnocy.

Paryżwydawałsięinnymświatem.Dlategotakłatwoudałojejsięwyprzećichna-

miętne noce z pamięci. Tutaj to co innego, tutaj zaczynała się przygoda jej życia.
Iniezamierzałaprzegapićdrugiejszansy.

Cichutkowspinalisiępostopniach,nagórę,dojejsypialni.Aliceprzezorniezerk-

ła, czy w pokoju matki nie pali się światło, ale wszędzie było ciemno. Poszli
wlewodosamegokońca.WpuściłaGabrieladośrodka.

–Totwójpokój?–szepnął,rozglądającsię.Przezoknazaglądałksiężyc.Wjego

blaskuGabrieldostrzegłfotelbujanyzatyprzezwielkiegopluszowegomisiaoraz
toaletkęzkilkomazdjęciamiwramkach.

–Ciii–powiedziałatylkoiprzywarładoniegocałymciałem.
Wsunąłręcepodgolf.Alicewyciągnęłaramionawgórę.Stałaprzednimwsa-

mymstanikuiodwróciłasię,odgarniającwłosyzpleców.Rozpiąłhaftki.

–Jesteśtakapiękna–wyszeptał.Jegopalcepieściłyjejpiersi,obejmowałyje,po-

cierały sutki. Pochylił się i pocałował ją w szyję. Miękkość i zapach skóry upajały
go.Obejmującsięicałując,powoliprzesuwalisięwstronęłóżka.GdyAlicedotknę-
łałydkamiramy,zaśmiałasięcichutkoipociągnęłagowswojąstronę.Padliwroz-
łożonąpościel.

ŁóżkoAlicenieprzypominałotamtegołożawluksusowymhotelu,aleGabrielowi

tonieprzeszkadzało.

Podniósłsięjeszczenachwilę,byściągnąćbluzęikoszulę.Pomogłamusięroze-

brać.Wróciłdołóżkaiuklęknąłprzyniej.Odpiąłsuwakjejczarnychspodni.Unio-
słabiodrawgórę,aonściągnąłjezniejniemaljednymruchem,razemzkoronko-
wymifigami.

Spodniewydowałyobokłóżka,tam,gdzieresztaubrań.
Leżałaprzednim,doskonalewiedząc,coteraznastąpi.Uwielbiałajegosprawny

zyk.Pochyliłsięirozsunąłjejnogi.Ugięłajewkolanach,żebymubyłowygodniej.

background image

Alicemusiałazakryćsobieusta,byniekrzyczeć.Spragnioneciałowygięłosię,wy-
chodzącmunaspotkanie.Byłamokra,podnieconaigotowa.Przerwał,gdybyłana
granicy orgazmu. Przesunął się wyżej i poczuła delikatne pocałunki na brzuchu,
międzypiersiami,wreszcienaszyi.Sięgnąłdłoniąwstronęstolikaobok,gdziepoło-
żyłprezerwatywę.

Po chwili poruszali się zgodnym rytmem. Czekanie na niego wydawało jej się

okrutnątorturą.Gdypoczuła,żeGabrielpoddajesięnadchodzącymfalomrozkoszy,
rozluźniła mięśnie, odczuwając gwałtowną ulgę i tak nieziemską przyjemność, że
Gabriel musiał zamknąć jej usta pocałunkiem. W przeciwnym razie jej krzyk obu-
dziłbynietylkomatkę,alenawetsąsiadów.

Gdy skończyli, Gabriel podobnie jak Alice ułożył się na boku. Wziął ją za rękę

iprzyłożyłdoswojejpiersi.Wciszysłychaćbyłotylkoichoddechy,którepowolisię
uspokajały.Czytomożliwe,żezależałomutylkonaseksie?Byłświetnymkochan-
kiem,aleczynaprawdęnigdyniechciałsięznikimzwiązaćnadłużej?Niemyślał
omałżeństwie,nawetwodległejprzyszłości?Ajeślitak,todlaczego?

Możezresztąmiałrację.Powinnaczerpaćjaknajwięcejradościztego,cojestte-

razmiędzynimi.Niezastanawiaćsię,coprzyniesiejutro.Niebyłatylkopewna,czy
potrafi. Do tej pory zawsze chciała wszystkiego, a nie tylko chwil, które ktoś jej
mógłdaćraznajakiśczas.TaksamobyłozAlanem.Alannieprzestałoglądaćsię
zainnymi,gdybylirazem.Gabrielzkoleiwogólenierozważałzwiązkuznią.Wy-
chodziłonatosamo.Widocznieniemiałaszczęściadomężczyzn.

Gdybytylkowiedziała,jakdoniegodotrzeć.Cojesttymbrakucymelementem

układanki, który powinna wyłożyć na stół, żeby zmienił swoje nastawienie? Czuła,
że bez tego ich romans zgaśnie tak szybko, jak się zapalił. Bolało ją serce, gdy
otymmyślała.

–Jutroniedziela–powiedziałaiprzeciągnęłasięleniwie.–WracaszdoLondynu?

MożejednakwpadnędoHarrisona,zanimwrócędobiura,wewtorek?Jakmyślisz?

Podziwiałjejopanowanie.Kobietaprawieidealna,pomyślał.Nienalega,nieżąda

odniegorzeczyniemożliwych.Ztakąłatwościąprzechodziłaodpełnejintymności
dotematówsłużbowych,żeażzamarzyłomusię,bybyłachoćtrochęzaborcza.

–Atyjakiemaszplany?–odwróciłpytanie.
Niedzieleupływałyjejzwyklenaprostychczynnościach.Ranojadłyzmamąśnia-

danie, potem, jeżeli pogoda sprzyjała, szły na spacer albo wychodziły do ogródka,
który domagał się wiosennych porządków. Gdyby nie to, że tym razem zostawała
umamydłużej,popołudniuwsiadłabywpociągodjeżdżacyzExeterdoLondynu.
Jutro będzie mogła pooglądać z mamą telewizję, zjedzą kolację i pójdą wcześnie
spać.

–Będęodpoczywać–powiedziała.
– Cóż, w takim razie odpocznę razem z tobą. – Gabriel podparł się na łokciu

ispojrzałnaniąfiglarnie.Potemoparłdłońnajejzgrabnymbiodrzeirysowałpal-
cemwzorynaskórze.

–Naprawdęniemaszinnychplanów?
– Uznajmy je za odwołane. – Jego palec zatrzymał się na jej ramieniu i zsunął

wdółdopiersi,anastępniekilkakrotnieokrążyłróżowysutek,którymomentalnie
urósł.

background image

– Wolisz zostać ze mną? – Mimowolnie zacisnęła i rozluźniła uda. Mogłaby się

znimkochaćjeszczeraz.

–Czemunie?Przecieżtopięknyzatek.
–Toprawda–powiedziała,awjejgłosiemusiałazabrzmiećczystaradość.–Inie

dzieszsięnudził?

–Ztobą?Niewydajemisię.–Opuściłgłowęidelikatniezłapałsutekmiędzyzęby.

Gocyjęzykdotknąłpokrytejgęsiąskórkąpiersi.Jękła,opadającnapoduszkę.

Spojrzałnaniązsatysfakcjązwycięzcy.
–Cobędziemyrobić?–zapytała.
–Niewiem,tymipowiedz.Spacerpopolanie,herbatairożkiwwiejskimsklepi-

ku,amożepotańcówka?

–Serio?Wyglądasz,jakbyśnigdyniebyłnawsi.Wychowałeśsięwmieście?
Niewinnepytaniekazałomuzachowaćostrożność.
–Niezupełnie–mruknął.
–Zatemnawsi.Zgadłam?Niemów,żerodziceteżkazalicichodzićnadługiespa-

cerywniedzielę.Mamamiałanatympunkcieobsesję.Musieliśmyiśćnawetwpa-
skudną pogodę. Może dlatego teraz prawie nie choruję – umilkła, zapominając na
chwilęoswoimpytaniu.

– Nie chodziliśmy na spacery. Nigdy – usłyszał swój głos, szorstki i pełen żalu.

Usiadłwyprostowanynałóżkuipopatrzyłwstronęokna,zaktórymporuszałysię
nawietrzekoronydrzew.Alicedotknęłajegoramienia.Wtedywstałipodszedłdo
okna.

Zrozumiała,żeniepowinnazadawaćwięcejpytań.Wzamyśleniupodciągnęłakoł-

drępodbrodę.Wkońcuodwróciłsiędoniej,aleniechciałwracaćdołóżka.Wyglą-
dałnaspokojniejszego.

–Więccojutrorobimy?–półuśmiechrozjaśniłzachmurzonątwarz.
–Pozapotańcówką?–zaśmiałasięAlice.Możemyprzejśćsięnaspacerdowio-

ski.Alenajpierwbędęmusiałaporozmawiaćzmamą.

GdyranoAlicezeszłanadół,mamabyłajużnanogach,itooddawna,sądzącpo

tym,żekawawdzbankubyłaledwociepła.Wciążniemogłapozbieraćmyśli,które
rozsypałysięwczorajszejnocy,potym,jakzaprosiłaGabrieladoswojegopokoju.

Znowuposzlidołóżka.Atakbardzostarałasięwyrzucićgozpamięci.Jegoitych

paręupojnychdniinocy,jakiespędzilirazemwParyżu.Naszczęściechybaniedo-
myślałsię,jakgłębokotkwiłwjejwsercu.Wiedziałnatomiastdoskonale,żeAlice
niemożemusięoprzeć.

–Ijakkolacja?Podobałowamsię?Nigdyniewspominałaś,żemasztakuroczego

szefa.

–Mamo–przerwałajej.–Musimyporozmawiać.
–Oczywiście,oczymtylkozechcesz–odparłaszybko,alenajejpoliczkachzdążył

jużwykwitnąćleciutkirumieniec.

– Nigdy nie wspominałaś, że masz przyjaciela – zaczęła Alice prosto z mostu,

przypominając sobie, jak bardzo uraziło ją to, że matka zwierzała się z takich
sprawobcym,ajejnicniepowiedziała.

Jednak złość nie trwała długo. Kiedy matka zaczęła opowiadać o Robinie, który

background image

byłkuzynemjejprzyjaciółki,projektowałogrodyiprzeprowadziłsięnawieś,byza-
łożyćtuwłasnąfirmę,zrozumiała,żeznajomośćtatrwajużjakiśczas.

–Dlaczegonicminiepowiedziałaś?
–Kochanie,znamysiędopieroodkilkatygodni.Pozatymwiedziałam,żeniebę-

dzieszzadowolona.Atodobryczłowiekinaprawdęgolubię.

Alicezawstydziłasię.Takbardzochciałachronićmatkęisiebieprzedkrzywdą,

jakąmogąimwyrządzićmężczyźni,żezaczynałosiętoprzeradzaćwobsesję.

Siedziałazamyślonaprzystole,dokiniepojawiłsięGabriel.
–Ijak?Rozmawiałaśzmamą?
Byłpięknysłonecznydzień.Gabrielniepamiętał,kiedyostatniowidziałtakąpo-

godę w Londynie, gdzie niebo przeważnie było zasnute chmurami, a w powietrzu
unosiłsiętypowomiejskizapachspalin.Tumógłodetchnąćpełnąpiersią.

–Naprawdęchceszwiedzieć?
Siedziała na krześle z kolanami pod brodą. Ciemne włosy rozsypane były wokół

jejpięknejtwarzy.Nasobiemiałaspłowiałedżinsyiluźnąbluzę.

–Oczywiście–odparł,przyglądającjejsiępodejrzliwie.–Cośsięstało?
Za kogo ona go uważała? Nie był przecież potworem bez serca. Chociaż Czy

kiedykolwiekdotądzależałomunapocieszaniukobiety?PrzypomniałamusięGeor-
gia.Byłpoirytowanysceną,którąmuurządziławbiurze,alenieprzyszłobymudo
głowy jej pocieszać. Nie lubił plątać się w sytuacje skomplikowane emocjonalnie,
ale w przypadku Alice było inaczej. Im mniej na niego naciskała, tym bardziej był
niązainteresowany.

–Znalazłasobieprzyjaciela–powiedziałaAlice,wzdychając.
–Dobrawiadomość!–Pochyliłsięiobjąłjąramieniem.Zanurzyłtwarzwmięk-

kich,pachcychtruskawkamiwłosach.Och,mógłbyjąschrupać,taknaniegodzia-
łała.Szybkoodszukałjejusta,aleodsułagoodsiebie.

–Przecieżnikogoniema–mruknąłjejdoucha.
–Mówiłamomojejmatce!Mógłbyśchociażposłuchać.
–Znacznielepiejmisięsłucha,kiedymogęciędotykać,takjakteraz!Wsunąłdło-

niepodbluzę,objąłjąwpasieipociągnąłkusobie.–Roześmiałasię.–Znowunie
masznasobiestanika.Uwielbiamto.Wszędobylskiedłoniebłądziłypojejciele.

–Chodź,przejdziemysiędowioski.Naherbatęirożka.–Mrugnęładoniego.
–Och,tymałakusicielko!Jakjawytrzymamdowieczora?–wymruczałiposzedł

zanią.Przeszliprzezogródiniespiesznymkrokiem,obcipodrowalikupołożo-
nej w dolinie wsi. Przez pół dnia zachowywali się jak typowa para. Zaglądali do
sklepików.Jedlilodyi oczywiścieposzlinaherbatę. Rożkibyłyprzepyszne.Mięk-
kie,wilgotne,zrodzynkami.Kupiliteżkilkadlamamy.

Alice dawno już nie czuła się tak dobrze w jego towarzystwie. Po wielu dniach

udrękinareszciepoczułasięswobodnie.Zjedlipysznylunchijużmieliwracać,gdy
drogęzastąpiłaimMaggieFray.

Maggiebyłajedynąsąsiadkąmamy,którejAliceniezdążyładobrzepoznać.Wi-

działysięzaledwiekilkarazy,jednakMaggiepoznałająiuśmiechniętawyciągnęła
dłońnapowitanie.

–Więctojesttenmłodyczłowiek,którympodobnotaksięzachwycasz?Mamami

wszystkoopowiedziała–mrukłaporozumiewawczo,apodAliceugięłysiękolana.

background image

–Mójszef,panGabrielCabrera–Niebyłowyjścia,musiałaichsobieprzedsta-

wić.

– Twój szef? – zapytała zdumiona pani Fray, taksując ją i Gabriela spojrzeniem,

któredomyślałosięwszystkiego.–Wkażdymraziepasujeciedosiebiejakdwago-
łąbki. Mama na pewno marzy, by wkrótce usłyszeć kościelne dzwony. Wpadnę do
niejwtygodniupogratulować.

Alicezamarła,natomiastGabrielpatrzyłnapaniąFray,jakbyzobaczyłUFO.
Na skali od jeden do dziesięciu najbardziej przerażacych rozmów, jakie Alice

przeprowadziławswoimżyciu,tazpewnościązasługiwałanadwanaście.PaniFray
zaczęłasiężegnać,aleAlicejużniesłuchała,przetrząsającwpopłochupokładypa-
mięci.CoiilerazymówiłamatceoGabrielu?Bożemówiładużo,towiedziała.Ale
żebymożnaztegobyłowywnioskowaćślub?

Niedoceniłasiłyplotki.Onaopowiedziałamatce,matkasąsiadceiniewinnahisto-

riaurosładotakichrozmiarów,żeniewypadałosięniezaczyć.Parskłamimo
woli śmiechem, patrząc na oddalacą się panią Fray, ale w oczach miała łzy. Mój
Boże,coteżGabrielsobieoniejpomyślał?Gabriel!

Nieśmiałospojrzałananiego.Kamiennatwarzipodejrzliwespojrzeniekazałyjej

uciecwzrokiemjaknajszybciej.Machłaręką.

– Takie tam gadanie! – Wiedziała jednak, że zbagatelizowanie rozmowy nie wy-

starczy. Słowa pani Fray o kościelnych dzwonach wciąż rozbrzmiewały w jej
uszach,nawetwtedy,gdywyszlinaszosęprowadzącądodomu.

Gabrielmilczał.Powinientoprzewidzieć.Ostrzegałją,aleprzecieżwiedział,że

Alicejestinnaniżjegodotychczasowekochanki.Byłazbytwrażliwa.Topowinnogo
powstrzymać. Stało się jednak inaczej. Wpuścił ją do swojego życia, zapominając
ozwykłejostrożności.

–Możeszmiwyjaśnić,oczymtakobietamówiła?–zapytałjaknajspokojniejszym

tonem,aleAliceitakdrgnęłaprzestraszona.

–Maggieprzychodziładomamywtygodniu.Widoczniemusiałasięprzesłyszeć–

usiłowałamuwytłumaczyć.

–Alejaktosięstało,żetwojamatkanaglezaczęłaopowiadaćoślubie?Otopy-

tam! Opowiadałaś jej, że my jesteśmy parą i szykujemy się do ślubu? – Stanął
gwałtownieipatrzyłnanią,domagającsięodpowiedzi.

– Nie znoszę tego twojego cynizmu! – wybuchła. – Do twojej wiadomości: nic

nieopowiadałammatceonas.Mówiłamtylko,żedobrzemisiępracujewtwojejfir-
mie, nic poza tym. Bladego pocia nie mam, skąd obie wytrzasnęły ten ślub. –
Ostatniesłowoztrudemprzeszłojejprzezgardło.

–Niezamierzamwdawaćsięwbezsensownekłótnie–warknąłiruszył.
Przezresztędrogiszliwodległościkilkumetrówodsiebie,każdepogrążonewe

własnychmyślach.

Aliceniemogławprostuwierzyć,żebyłatakgłupia.Zakochałasięwnim,aprze-

cieżwiedziała,żeniebędąmoglibyćrazem.Niemiałainnegowyjścia.Będziemu-
siałazwolnićsięzpracy.

Dogoniłagoiszarpłazaramę.
–Wewtorekskładamwypowiedzenie.
–Niebądźśmieszna!–powiedziałiruszyłprzedsiebie.

background image

Wybiegłaprzedniegoizastąpiłamudrogę.
–Ipowiemcicośjeszcze.–Gniewwylewałsięzniejjaklawazszalecegowul-

kanu.–Możeiwydajecisię,żejesteśfair,mówiąckobietomnasamympoczątku,
żeniechceszzwiązku.Nawypadekgdybyubzdurałysobie,żemożejednakmasz
serce.Alegoniemasz.Skończyszjakosamotny,zgorzkniałyczłowiekzmilionami
nakoncie.Towszystko,nacomożeszwżyciuliczyć!

Stałanaprzeciwkoniego,patrzącwtękamiennątwarz,ibezsilniezaciskałapię-

ści.Niebyłosposobu,bydoniegodotrzeć.Wkażdymrazieonaponiosłaporażkę.
Zapięknąfasadąniekryłosięnicwięcej.Gabrielbyłpustyiniemiałserca.Dlacze-
go,achdlaczego,nieprzyszłojejtowcześniejdogłowy?

Zerwałsięwiatr.Zadrżałazzimna,aleniemogłasięruszyć.
Wkońcusięodezwał:
–Codowypowiedzenia,niemusiszprzychodzićwewtorekdopracy.Twojemałe

przewienie wystarcza za rezygnację – uśmiechnął się szyderczo. – A teraz po-
zwolisz,żezabioręswojerzeczy.

Wszedłdodomuipochwilipojawiłsięprzysamochodzie,gotowydowyjazdu.
– Jeżeli zostawiłaś w biurze rzeczy osobiste, skontaktuj się z działem personal-

nym.Spakująwszystkoiprześląnatwójadres.

Ichoczyspotkałysięnachwilę.Niemogłaznieśćjegobezdusznościiodwróciła

głowę.Łzynapłyłyjejdooczu.

– Nic stamtąd nie potrzebuję – powiedziała i sztywnym krokiem podeszła do

drzwi.Gdynacisnęłaklamkę,usłyszałazasobącichcyszumoddalacegosięsa-
mochodu.

Terazjużwiedziała,jakwyglądałoichzerwanie.

background image

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

ZprestiżowegoTheShardAlicepowróciładonormalnościibyłtopowrótbolesny.

MiesiącpozerwaniuzGabrielemzatrudniłasięjakosekretarkawniewielkimbiu-
rzeradcyprawnego,naprzedmieściachLondynu.Zokienbiura,zamiastspektaku-
larnegowidokunalondyńskieCity,miałaterazzupełnieniespektakularnywidokna
parkingprzysupermarkecie.Jejszefniebyłekscytucymibłyskotliwymmiliarde-
rem,leczprzeciętnymzwyglądupanemwśrednimwieku,któryzajmowałsiędrob-
nymisprawami,adwarazywtygodniugrywałwgolfa.

Jaśniejszepasemkawjejwłosach,podobniejakParyżiwszystkoinnebyłyjużtyl-

komglistymwspomnieniem.OdpamiętnegopopołudniawDevonGabrielnieskon-
taktowałsięzniąanirazu.Przezjakiśczaskażdegorankawstawałaznadzieją,że
możedziś

Mamaczułasięcorazlepiejizdarzałosię,żeAliceopuszczaławeekendowewizy-

ty.Zatoczęściejrozmawiałyprzeztelefon.PoznaławkońcuRobina,któryokazał
sięprzemiłymczłowiekiem,oddanympasjiogrodniczej,aleteżwspaniałymopieku-
nem.MalutkimikroczkamiżycieposuwałosiędoprzoduiAlicecorazłatwiejprzy-
chodziłopogodzeniesięztym,żejejżycieprzybrałotaki,anieinnyobrót.

Alice wyszła właśnie z metra, gdy rozdzwoniła się komórka. To była jej mama,

któraplanowaławyjazdwakacyjnyzRobinemipotrzebowałaporady.Alicezwolniła
krokuisłuchała,odczasudoczasupodrzucającjakiśpomysł.Poparuminutachroz-
łączyła się i przyspieszyła kroku. Był ponury, mglisty dzień i na ulicach robiło się
ciemno.

Zbliżającsiędodomu,zprzyzwyczajeniazerkławokna.Lucypowinnajużbyć,

tymczasem światła były pogaszone. Powinna się pakować, bo jutro wylatywała do
Wenecji z facetem, z którym się spotykała od jakiegoś czasu. Więc dlaczego dom
byłpusty?

Dochodziła ósma. W nowej pracy Alice nie musiała zostawać po godzinach, ale

wpiątkiwstępowałajeszczedopubuzdwiemainnymidziewczynamizbiura.

Dwadrinkiicałytydzieńpracyzrobiłyswoje.Alicebyławyczerpana.Otworzyła

drzwi,rzuciłateczkęnapodłogęwprzedpokojuiskierowałasiędokuchni,zdejmu-
jącpodrodzeżakiet.

Parterbyłpogrążonywlekkimpółmroku,aleniezapaliłaświateł.Nawszelkiwy-

padekpodeszładoschodów,nasłuchując,czynapewnonikogoniema.Ostatnimra-
zem,gdyniemalbezszelestniewślizgnęłasiędodomu,zastałaLucyijejchłopaka
wniedwuznacznejsytuacji.Myślała,żespalisięzewstydu.Odtamtejporyjużod
progustarałasięrobićjaknajwięcejhałasu.

–Lucy?Jesteśtam?–odpowiedziałajejgłuchacisza.

Ostatniaosoba,jakiejAlicemogłabysięspodziewać,siedziaławłaśnieprzystole

kuchennymiczekałananiąoddobrejgodziny.

background image

MniejwięcejtydzieńpoichrozstaniuGabrieluparłsię,żejąodwiedzi.Trochęto

jednaktrwało.Wpracyniemógłsięnaniczymskoncentrować.Jegofatalnynastrój
dawałsięweznakiwszystkimdookoła.Niktniemiałodwagiwejśćmuwdrogę,gdy
z marsową miną przemierzał korytarze biura. Kto nie zdążył się schować, padał
ofiarązłościskierowanejdocałegoświata.

W ciągu miesiąca pobił swój poprzedni rekord, umawiając się aż z sześcioma

dziewczynami. Żadnej nie udało się go zainteresować na dłużej niż pięć minut.
Spróbowałwszystkiego,bypozbyćsięAlicezeswoichmyśliiserca.Otak,okazało
siębowiem,żemiałserce,którepotworniebolało.Plułsobiewbrodę,żenieprzy-
jąłodniejwywienia.Wtensposóbmógłbyjąwidywaćodwatygodniedłużej.

Nocebyłyniewielelepszeoddni.Niemógłspać.Tęsknił.Wyobrażałsobie,coby

było,gdybysięnierozstali.Wreszciesiępoddał.Zdziałupersonalnegowydobyłjej
adres i oto siedział w kuchni mieszkania, które Alice dzieliła ze współlokatorką.
Lucy,któragowpuściła,zgodziłasięwyjśćiwrócićdopierowieczorem.

Alice poczuła, że nogi uginają się pod nią. Rozpoznała go natychmiast, mimo że

zanim jej oczy przyzwyczaiły się do braku światła, widziała tylko niewyraźną syl-
wetkę.Zrobiładwakrokiwstronęstołuiopadłabezwładnienajednozkrzeseł.

–Gabriel–wyszeptała,czując,jakmomentalniezasychajejwgardle.
–Twojawspółlokatorkamniewpuściła.
Alice nie mogła uwierzyć, że siedzi przy jej stole. Wyglądał na szczuplejszego.

Ichybazmęczonego.Miałnasobiegarnitur,jakzwykle,alekrawatbyłrozluźniony,
adwagórneguzikiodpięte.Jaknajegostandardy,byłtoszczytzaniedbania.

– Po co przyszedłeś? – zapytała. Bardzo chciała, by jej głos zabrzmiał poważnie

izdecydowanie,aleniemogłaopanowaćdrżenia.Dopieropochwiliwróciłyprawi-
dłowereakcjeiAlicezawrzałagniewem.Niemogłamuzapomniećtego,jakjąpo-
traktował.–Niechzgadnę–powiedziałagłośniej.–Niemożeszdojśćdoładuzmoją
następczynią,prawda?Niewrócędopracy,marnujeszswójczas!

Gabrielsiedziałnieruchomo.Nigdyniebrakowałomupewnościsiebie,alewtej

chwilimiałpustkęwgłowie.

–Nieprzyszedłemprosić,żebyśwróciładopracy.Maszracjęjednak,zatrudniłem

jużdwiedziewczynyiżadnaniebyłanawetwpołowietakdobrajakty.

Uśmiechłasięniebezsatysfakcji.
–Więccociętusprowadza?
–Przyszedłemponieważ–Słowaprzychodziłymuznajwiększymtrudem.Od

kiedytoon,niepokonanyGabrielCabrera,miałtakieproblemyzwysławianiemsię?

–Nieważne.–Alicezacisnęłazębyizmusiłasię,bynaniegospojrzeć.Wyglądał

jakzbitypies.–Niewrócędociebie!–powiedziałazdecydowanie.–Botynieba-
wiszsięwzwiązki,prawda?–dodała,przedrzeźniającgo.

–Prawda,alecoporadzęnato,żewszystkiemojepostanowieniadiabliwzięli!
–Och,czyżbyśuznał,żejeszczezemnąnieskończyłeś?
–Tęskniłemzatobą.Aty?Powiedz,żezamnąnietęskniłaś,apójdęstądnatych-

miast.

Dlaczegozawszemusiałjąstawiaćwtakiejsytuacji?Oczywiście,żezanimtęsk-

niła.

background image

–Tęskniłam,alecotozmienia?
–Jesteśpierwsząkobietą,zaktórątęskniłem,wieszotym?
–Mamsięczućwyróżniona?–zapytała.Niepotrzebnie,botakwłaśniesiępoczu-

ła.Byłotostraszniegłupie,aleniemogłanicnatoporadzić.

–Niemasznic,comógłbyśmidać–powiedziałatwardo.–Iniemaszprawana-

chodzićmnietutajdlatego,żeniedostałeściastka!Jesteśtchórzem,Gabrielu.Trzy-
minutowarozmowazjakąśpaniusią,któraplecietrzypotrzy,ijużbierzesznogiza
pas.Cieńpodejrzenia,żektośmógłbyoczekiwaćodciebieczegoświęcejniżseksu,
ifru,jużcięniema.–Aliceżywogestykulowała,będącnajwyraźniejnafali.–Apo
tym wszystkim masz czelność przychodzić tutaj i bredzić o tęsknocie? I przestań
taknamniepatrzeć!

–Och,Alice,czymyślisz,żejategowszystkiegoniewiem?Byłemidiotą.Skończo-

nymidiotą.

Byłem?Czyonpowiedział„byłem”?
Umilkła,kompletniewyczerpanatąniespodziewanąawanturą.
–Wyjdź,poprostuwyjdź–powtarzałaszeptem.
–Wysłuchaj,mnie,Alice.Jestcoś,czegoomnieniewiesz.–Poczuł,żestoinakra-

dziprzepaści,wktórązarazsięrzuci.Niechciałpowrotudoczarnejrozpaczy.
Musiałwyznaćjejprawdę.–Opowiadałaśmidużoosobie.Możejateżpowinienem,
botodużowyjaśnia.Kiedybyłemzupełniemały,rodziceporzucilimnieiwychowy-
wałemsięwrodzinachzastępczych.Niemiałemtaknaprawdędomu.Toprzezto
jestem taki, jaki jestem. Takie wychowanie szybko uczy twardości. Obrastasz
w skorupę, z której nie możesz potem wyjść. A tak naprawdę boisz się, bo inni
mogątowykorzystaćicięskrzywdzić.Nikomuwcześniejotymniemówiłem.

–Jesteśsierotą?–wykałazdumiona.
–Tak.Niemiałemnigdynormalnejrodziny.Wzasadziewychowywałemsięsam.

Gdyby nie chęć wyrwania się z tego bagna i trochę talentu, byłbym dzisiaj nikim.
Nauczyłemsięzarabiaćpieniądze iwszystkoinnebyło nieważne.Dokiniespo-
tkałemciebie.

Aliceprzyglądałamusię,wyobrażającgosobiejakomałegochłopca,apotemna-

stolatka.Musiałomubyćciężkobezwsparciarodziny.Onaprzynajmniejmiałapo
swojejstroniematkę.

–Nigdyniedałeśposobiepoznać,żejestemdlaciebiekimświęcejniżtewszyst-

kiepanny,zktórymisięwcześniejspotykałeś.

Wyciągnąłrękęprzezstółidotknąłjejpalców.Podałamudłoń.Złapałsięjejjak

ostatniejdeskiratunku.

–Powinienemzauważyćodrazu,żejesteśinna,jednakbyłemzagłupiizabardzo

zapatrzonywsiebie.Aleprzeszedłemwszystkieetapy.Najpierwzdziwienie,żepo-
doba mi się ktoś zupełnie inny w typie niż no sama wiesz. Potem podziwiałem
wtobietewszystkiecechy,dziękiktórymjesteśnajlepsząasystentką.Dalej,tojuż
wParyżu,objawiłaśmisięjakopięknakobietaiwreszciezrozumiałem,żeodsame-
gopoczątkuciępragnęjaknikogonaświecie.Potemdoszłyuczuciaiklamkazapa-
dła.

–Jakieuczucia?
–Zazdrość,pożądanie,miłość

background image

–Chceszpowiedzieć,żemniekochasz?
–Napoczątkutegonierozumiałem,alegdyodeszłaś,życiestraciłosens.Wtedy

jużwiedziałem.Niechcę,żebyśwróciładotamtegoGabrielaidotamtegozwiązku,
którywcaleniebyłzwiązkiem.Przyszedłemtupoprosićcięorękę.

Podniósłsię,przeszedłnadrugąstronęstołuiprzyklęknąłtużprzyniej.
– Nie mogę bez ciebie żyć, Alice. Musisz w to uwierzyć. Musisz mi pomóc, bo

chcęzacząćprawdziweżycie.Chcę,żebytenromansmiałszczęśliwezakończenie.
Jeśliniemożeszodpowiedziećteraz,poprostupomyślotym.Tylkootoproszę.

Złożyłpocałuneknajejdłoniiwstał.
Alicesiedziałanieruchomo.Wzruszenieścisnęłojejgardłotak,żeniemogławy-

dobyć z siebie słowa. Widząc, że milczy, ruszył niezdarnie w kierunku drzwi wyj-
ściowych.

–Nieodchodź!–Jejszeptdobiegłgowdrzwiach.
Odwrócił się. Stała naprzeciwko z błyszczącymi jak gwiazdy oczami. Wyciągnął

ręceiwpadłaprostowjegoramiona.

–Kochamcięichcęzaciebiewyjść–powiedziałapoprostuidwiełzyszczęścia

spłyłypopoliczkach.–Pociągnęłanosem,potemroześmiałasięipocałowałago.

–Nieżartujesz?–zapytałnawszelkiwypadek,alepokręciłagłową.
Wzruszenieznówodebrałojejgłos.Pogłaskałagopowłosach,którychnieczesał

chybaodwczoraj.

–Myślałam,żejesteśtakisamjakmójojcieciżepowinnamtrzymaćsięodciebie

zdaleka.Alejakośtaksięstało,żetenwizerunekzacząłsięrozpadać.Całeszczę-
ście!–dodałaradośnieiucałowałagowobapoliczki.–Apotem

–PotembyłParyż.
–Tak,izakochałamsięwtobiejaknastolatka.Tylkowtedymówiłeś,żenieszu-

kaszzwiązkuibałamsięodrzucenia.Uznałamwięc,żebezpieczniejbędzietoza-
kończyć.

–Alice,nawetniewiesz,jakwtedyzawróciłaśmiwgłowie.Niemogłemprzestać

otobiemyśleć.Iprzezcałytenczasnierozumiałem,żetomiłość!Niemogęsiędo-
czekać,kiedyzostanieszmojążoną.

AliceCabrera.Czyżtoniebrzmiałoświetnie?Jejżyciezmieniłosię,kiedyGabriel

Cabreraspóźnionywszedłdobiuraiujrzałswojąnowąasystentkę.

–Obiecujesz,żenigdymnienieopuścisz?
Ująłjejdłońipocałował.
–Przenigdy,najdroższa!


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
141 Williams Cathy Zimowa przygoda
Williams Cathy Wbrew rozsądkowi
Williams Cathy Romans z szefem
638 Williams Cathy Romans z szefem
Williams Cathy Zauroczeni sobą
638 Williams Cathy Romans z szefem
Williams Cathy Przypadek czy przeznaczenie
Williams Cathy Wbrew rozsądkowi(3)
Włoski biznesmen Williams Cathy compressed
Cox Maggie Paryska przygoda
Williams Cathy Zauroczeni soba
582 Williams Cathy Alicja w krainie marzeń
Williams Cathy Noc w Nowym Jorku (2007) Rafael&Amy
Williams Cathy Wszystko za jedną noc (2015) Dio&Lucy
Williams Cathy Niewinne klamstwo
0578 DUO Williams Cathy Niemoralna oferta
057 Williams Cathy Niespodzianka
Kaprysy milionera Williams Cathy compressed

więcej podobnych podstron