Jan Engelgard, ''Regionalizacja jako instrument likwidacji państw narodowych''

background image

1

Regionalizacja jako instrument
likwidacji państw narodowych

Uchwalona w 1998 roku ustawa o samorządzie terytorialnym w
opinii jej inspiratorów miała na celu zwiększenie roli samorządności
i odciążenie państwa w jego roli organizatora życia zbiorowego.
Decentralizacja miała na celu odejście od modelu państwa, jaki
obowiązywał przed 1989 rokiem. Cele te, z punktu widzenia czysto
merytorycznego, nie są kontrowersyjne i żadna z sił politycznych ich
nie kwestionowała. Problem polegał na tym, że za tymi hasłami
ukryta była od samego początku idea regionalizacji, zgodnie z którą
decentralizacja jest tylko instrumentem na drodze do celu
zasadniczego – budowy Europy Regionów na gruzach państw
narodowych.

Innym, często ukrywanym oficjalnie, celem animatorów tej ustawy
było dostosowanie podziału administracyjnego Polski do podziału
administracyjnego Niemiec. Prof. Witold Kulesza, autor ustawy i jej
główny propagator, przekonywał, że chodzi o utworzenie
województw-regionów, które „będą silne ekonomicznie i zdolne do
prowadzenia samodzielnej polityki regionalnej”. Chodziło zwłaszcza o
to, by stworzyć jednostki administracyjne mogące stać się partnerem
dla niemieckich landów. Dla osiągnięcia tego stanu konieczne stało
się zlikwidowanie struktury wojewódzkiej utworzonej w wyniku
reformy administracyjnej w 1975 roku. Przywrócenie powiatów miało
z kolei złagodzić następstwa tejże likwidacji, ale od samego początku
było jasne, że powiaty to jedynie rozsadnik dotychczasowej struktury
administracyjnej. Ponieważ celów tych nie ukrywano, cała koncepcja
spotkała się z silną opozycją. Np. Adam Struzik, wówczas senator PSL,
pisał: „Wprowadzenie powiatu miałoby doprowadzić w konsekwencji
do państwa regionalnego. Oznaczałoby to, niezależnie od
deklarowanych obecnie tendencji, ustawodawczą i ekonomiczną

background image

2

autonomizację regionów oraz podział kraju na kilka dużych ośrodków.
Nasze historyczne doświadczenia nakazują nam większą dbałość o
wzmocnienie integralności państwa polskiego ze względu na jego
otoczenie polityczne”. Opinię te podzielała prof. Józefina
Hrynkiewicz: „Regionalizm w Polsce nie należy do szczególnie
cenionych wartości politycznych. Polska jest krajem unitarnym. W
polskiej tradycji politycznej dążenie do autonomii i niezależności
regionów traktowane było jako wyraz tendencji separatystycznych,
przedkładania interesów patrykularnych nad ogólnonarodowe i
państwowe, jako wyraz sobiepaństwa i prywaty”.

Ustawa, mimo sprzeciwu wielu środowisk, została jednak
przeforsowana, choć liczba województw samorządowych uległa
zwiększeniu w porównaniu z planami lobby regionalistycznego.
Powstało bowiem 16, a nie 10-12 województw. Zwolennicy
regionalizacji Polski dokonali pierwszego kroku na drodze do realizacji
swoich celów. Warto bliżej przyjrzeć się tej koncepcji, zarówno od
strony czysto ideologicznej, jak i praktycznej. Jest to tym bardziej
pilne, że w Europie decydują się obecnie losy przyszłego kształtu Unii
Europejskiej. Na podstawie dotychczasowej dyskusji, jak i analizując
kierunek ewolucji Unii Europejskiej – można sformułować wniosek, ze
lobby regionalistyczne uzyskuje z roku na rok coraz większe znaczenie
i zyskuje dla swoich koncepcji coraz większe poparcie. Idea Europy
Regionów ma oficjalne wsparcie rządu Republiki Federalnej Niemiec
oraz Komisji Europejskiej. Nie oznacza to wszakże, że walka o kształt
Europy pomiędzy zwolennikami Europy Państw a zwolennikami
Europy Regionów – jest już definitywnie rozstrzygnięta na korzyść
tych drugich. Tym większe znaczenie ma w tej chwili stanowisko
Polski. Jasne opowiedzenie się po stronie koncepcji Europy
Suwerennych Państw Narodowych jest nakazem polskiej racji stanu.
Jednak w różnych wypowiedziach polityków polskich zaczęły się
pojawiać w ostatnich latach głosy na rzecz Europy Federalnej, czyli
Europy Regionów. Przykładem tego typu opinii są wypowiedzi
ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza i minister
Danuty Huebner. Niepokojące jest to, że wystąpienia te nie spotkały
się z odpowiedzią innych polityków, w tym premiera. Zostały więc

background image

3

milcząco przyjęte do wiadomości, a milczenie oznacza wyrażenie
zgody.

Idea regionalizmu

Regionalizm to ideologia, której zasadniczym celem jest podważenie
idei państwa narodowego, ukształtowanego ostatecznie w wieku XIX.
Państwo narodowe, wedle koncepcji zachodnioeuropejskiej, jest
instytucją mającą na celu organizację życia zbiorowego narodów, jest
narzędziem w rękach narodów. W języku politycznym na Zachodzie
funkcjonuje zbitka pojęciowa państwo-naród (L`etat-nation). Oznacza
ona całkowitą jedność między narodem (rozumianym tam nie jako
wspólnota etniczna, lecz polityczna) a państwem. Państwo narodowe
jest więc instytucją polityczną wykraczającą poza podziały
narodowościowe, językowe, kulturalne, czy regionalne. Klasycznym
państwem narodowym tego typu jest Francja, ukształtowana w wieku
XIX w wyniku oddziaływania idei rewolucji francuskiej, ale także (od
drugiej połowy XIX wieku) idei narodowej (w wieku XX najbardziej
reprezentatywny jest tu gaullizm). Państwem narodowym tego typu
jest także Hiszpania, obejmująca swoimi granicami krainy kiedyś
samodzielne pod względem politycznym i językowym (Katalonia).

Regionaliści od samego początku głoszą tezę, że państwo narodowe
jest nie tyle instytucją będąca narzędziem realizacji celów
poszczególnych narodów, lecz instytucją zniewalającą te narody,
narodowości i jednostki. Posługując się hasłami wolnościowymi,
regionaliści głoszą postulat „wyzwolenia” ludzi spod ucisku państwa
narodowego. Ma to się dokonać poprzez zbuntowanie obywateli
przeciwko własnym państwom. Ten bunt związany jest ściśle z
propagowaniem innej, niż narodowa, świadomości – obywatelskiej,
regionalnej, etnicznej, kulturowej. W tym celu najbardziej znaczące
zadanie otrzymują narodowości zamieszkujące poszczególne państwa
narodowe. We Francji są to Bretończycy, Alzatczycy, Sabaudczycy,
Prowansalczycy, Baskowie. W Hiszpanii są to przede wszystkim
Katalończycy, a w Wielkiej Brytanii Szkoci, Walijczycy i Irlandczycy.
Regionaliści dążą więc do zbuntowania narodów lub wspólnot

background image

4

etnicznych, które nie mają w tej chwili własnych państw, przeciwko
państwom, w których zamieszkują.

Czołowy ideolog regionalizmu, Szwajcar Denis de Rougemont (1906-
1985) pisał: „Przeszkodą dla powstania jakiegokolwiek związku
łączącego Europę, a więc powstania wszelkiej unii federalnej, jest
niewątpliwie Państwo Narodowe, takie, jakiego model stworzył
Napoleon, ze względu na możliwość wojny w pełni scentralizowane
(…) Co mianowicie oznacza powstanie Państwa Narodowego? Jest to
poddanie całego narodu albo grupy narodów podbitych przez jeden
spośród nich, absolutnej władzy państwa. Jest to zamysł, aby na
jednym obszarze, zakreślonym przebiegiem wojen i nagle nazwanym
„świętą ziemią ojczystą”, współistniały ze sobą rzeczywiste, zupełnie
odmienne od siebie byty, których żadne powody nie skłaniają do
posiadania wspólnych granic, a także języka, gospodarki, statusu
obywatelskiego”. Jak widzimy, dla autora tych słów Państwo
Narodowe to monstrum zniewalające jednostki i grupy etniczne.
Jednak najbardziej niebezpieczne w tym toku myślenia jest coś
innego – to teza, że granice współczesnych państw są nie tylko
sztuczne, ale w dodatku ustanowione siłą. Teoretycznie rzecz biorąc
jest w tym cząstka prawdy, ale jeśli nawet się z tym zgodzimy, to
trudno zaakceptować wniosek o pilnej konieczności ich rewizji.
Granice państw narodowych są wynikiem procesu historycznego, są
od lat spokojne, dlatego próba zburzenia status quo terytorialnego
jest niebezpieczna.

Nienawiść do instytucji Państwa Narodowego idzie tak daleko, że
Rougemont odrzucał nawet ideę konfederacji tychże państw. Pisał:
„Ktoś może powiedzieć, że niesłusznie wyostrzam sprzeczność
pomiędzy Państwem Narodowym a federacją, sprowadzając ją do
dylematu: władza albo wolność, pojmowanych jako cele
zjednoczenia. Nie sądzę jednak, aby dało się utrzymać istnienie jakiejś
trzeciej drogi. Nie wierzę w tę „potężną konfederację”, o której mówił
generał de Gaulle, a która składałaby się z Państw Narodowych,
zazdrośnie upierających się przy pretensjach do absolutnej
suwerenności. Nie wierzę w takie Towarzystwo Przyjaciół składające

background image

5

się z mizantropów. Wierzę natomiast w konieczność dekompozycji
naszych Państw Narodowych. Albo raczej w konieczność ich
odrzucenia, zdemistyfikowania ich sakralności; ich granice powinny
być przepuszczalne jak sito, te granice na ziemi, pod ziemią i w
powietrzu powinny być zakwestionowane i przy każdej okazji należy
wykazywać, jak są absurdalne”.

Odrzucenie koncepcji gen. Charlesa de Gaulle`a jest bardzo
charakterystyczne dla wszystkich regionalistów – był to dla nich wróg
numer 1. W tym miejscu trzeba jeszcze raz przypomnieć, że de Gaulle
nie był twórcą idei Europy Ojczyzn i nigdy nie używał tego terminu, co
z uporem mu się przypisuje. De Gaulle, który chyba najwcześniej ze
wszystkich dostrzegł niebezpieczeństwo regionalizmu, stał na
stanowisku, że Europa może być jednoczona tylko jako konfederacja
suwerennych państw narodowych. Wspólnota taka mogłaby mieć
pewne cechy ponadnarodowe, ale odrzucał z góry jakiekolwiek
pomysły, by rozbudowywane instytucje europejskie uzyskiwały coraz
większe kompetencje kosztem suwerenności poszczególnych państw.
W jego rozumieniu termin „Europa Ojczyzn” był zbyt wąski, a
ponadto mógłby być źle rozumiany, wszak „ojczyznami” dla ich
mieszkańców są i Bretania, i Alzacja, a to pachniało już regionalizmem
wymierzonym w integralność terytorialną państw narodowych.

Wróćmy do de Rougemonta. Jego wizja przyszłości rysowała się
przeraźliwe jasno: „W jutrzejszej Europie, wyzwolonej od tyranii
granic politycznych i administracyjnych, narzucanych całościom
etnicznym i ekonomicznym, bardzo szybko zarysuje się i umocni
podział na organizujące się regiony. Będą się one kształtować zgodnie
z tym, co je zbliża i uzupełnia, zgodnie również z nowa
rzeczywistością, która je powołała do życia, przekraczając natomiast
dawne granice narodowe (…) I na tych właśnie regionach zbudujemy
Europę, nie zaś na strukturach – w dużej mierze już nie wypełnionych
treścią – narodów. Przejście od narodu do regionu będzie
podstawowym zjawiskiem dla Europy końca XX wieku”.

background image

6

Denis de Rougemont nie był bynajmniej oderwanym od
rzeczywistości doktrynerem. Jego wizje podzielali tzw. ojcowie
zjednoczonej Europy – zwłaszcza zaś Jean Monnet (1888-1979).
Monnet wiedział jednak, że walka o wizję Europy Regionów nie
będzie prosta. Jak pisze Jerzy Chodorowski, podstawową ideą jaką
kierował się Monnet, to „koncepcja zjednoczenia Europy poprzez
ograniczanie suwerenności narodowej na wybranych wąskich
odcinkach życia narodowego”. Tym odcinkiem stała się najpierw
gospodarka. Już podczas Kongresu w Hadze w roku 1948 Monnet
stwierdził: „Zacząć trzeba od zrobienia czegoś jednocześnie i bardziej
praktycznego i bardziej ambitnego. Suwerenność narodową trzeba
zaatakować odważniej na węższym froncie”. Tym frontem stała się
wymyślona przez niego Europejska Wspólnota Węgla i Stali, zalążek
ponadnarodowej wspólnoty.

Regionalizm w ramach UE

Regionaliści starali się na każdym etapie integracji (najpierw w
ramach EWG, a potem UE) wzmacniać swoją koncepcję poprzez
tworzenie instytucji zajmujących się popieraniem regionalizacji, jak i
tworzeniem dokumentów prawnych nadających regionom coraz
większy status. Jak piszą autorzy książki „Euroregiony – pierwszy krok
do integracji europejskiej”, Włodzimierz Malendowski i Małgorzata
Ratajczak: „Początkiem rzeczywistej polityki regionalnej było
powołanie w 1975 r. w ramach Wspólnot Europejskich, Europejskiego
Funduszu Rozwoju Regionalnego (FEDER), który rozdzielał fundusze
wspólnotowe na rzecz najsłabiej rozwiniętych regionów”. Kolejnym
krokiem było przyjęcie przez Traktat z Maastricht zasady
subsydiarności, co umożliwiło przedstawicielom regionów zasiadanie
w Radzie Ministrów Wspólnot Europejskich. Utworzono też ważną
instytucję – Komitet Regionów. Wspominani wyżej autorzy piszą:
„Traktat z Maastricht, wprawdzie w niewielkim zakresie, ale uznaje
region za podmiot współpracy w ramach Unii Europejskiej. Na
szczeblach rządowych rośnie zrozumienie dla ważnej roli, jaka
odgrywa zróżnicowanie regionalne. Szczególnie aktywne są
niemieckie landy, które wyposażone w szerokie kompetencje przez

background image

7

rząd federalny, mają swoje przedstawicielstwa we Wspólnotach,
uczestniczą w debatach kształtujących politykę w tych dziedzinach,
które dotyczą spraw regionalnych”.

Kluczową instytucją realizującą ideę regionalizacji jest utworzony w
1994 roku Komitet Regionów. W jego skład wchodzą 222 regiony.
Oficjalnie zadaniem Komitetu jest koordynacja polityki regionalnej i
zacieranie różnic pomiędzy poszczególnymi regionami. W istocie
Komitet Regionów zajmuje się kreowaniem regionalizacji na wzór
niemiecki. Jego rangę podniósł Traktat Amsterdamski (1997).
Niemiecki autor, Christian Engel, pisze na ten temat: „Komitet
Regionów rozpoczął pracę w bardzo trudnych warunkach. Mimo to
zdołał w ciągu krótkiego czasu wykazać się niemałą skutecznością i
wydać opinie na temat zagadnień niezwykle ważnych z punktu
widzenia polityki regionalnej. Obok działalności doradczej szczególne
znaczenie mają liczne inicjatywy podejmowane wspólnie z Komisją
[Europejską], np. w zakresie „terytorialnych paktów zatrudnienia”.
Traktat Amsterdamski spowodował podniesienie pozycji Komitetu
Regionów – w porównaniu z jego postulatami wprawdzie skromnie,
ale realnie. Jego pierwszoplanowym zadaniem pozostaje nadal
unikanie merytorycznego rozpraszania się i silniejsza koncentracja na
regionalnych aspektach polityki UE”.

W ciągu ostatnich kilkunastu lat regionaliści wprowadzili do wielu
dokumentów UE swoje postulaty ideologiczne. Są to w tej chwili już
oficjalne dokumenty Wspólnot. Przykładem takiego dokumentu jest
Europejska Karta Regionów Granicznych i Transgranicznych.
Dokument uchwalono w dniu 20 listopada 1981 roku w jednym z
pierwszych euroregionów pod nazwą EUREGIO na pograniczu
Niemiec i Holandii. Co ciekawe, w zmienionej postaci uchwalono go
ponownie w dniu 1 grudnia 1995 roku w Szczecinie, w Euroregionie
POMERANIA. Euroregiony to jeden z pomysłów ideologów
regionalizacji na „zacieranie” granic państwowych. W cytowanym
dokumencie bez trudu dostrzec można wpływ koncepcji de
Rougemonta i Monneta. „Granice są „bliznami historii”. Współpraca
transgraniczna pomaga w łagodzeniu niekorzystnych skutków

background image

8

istnienia owych granic, a także w przezwyciężaniu skutków położenia
terenów przygranicznych na narodowych obrzeżach państw oraz
służy poprawie warunków życiowych osiadłej tam ludności”. Jak
widzimy granice między państwami narodowymi traktowane są tutaj
jako zło wymagające przezwyciężenia, jako „blizny historii”. Dalszy
wywód autorów tego dokumentu też nie pozostawia wątpliwości, co
do intencji jego twórców: „Dzisiejsza Europa jest ukształtowana w
wyniku wspólnej kultury i przeszłości. Głównie do XVII wieku
powstawała mozaika wspólnot historycznych. Wiek XVIII przyniósł
wraz z dynamicznym rozwojem przemysłowym i politycznym
sformułowanie takich pojęć jak: praworządność, prawa człowieka,
prawa zasadnicze, gospodarka wolnorynkowa. W XIX i XX wieku w
wyniku napięć między regionami – na których swe piętno wycisnęło
wiele czynników wspólnych – ukształtowały się państwa narodowe,
jako dominujące zjawisko w ówczesnej Europie. Granice państw
narodowych podzieliły częstokroć europejskie wspólnoty historyczne
wraz z ich regionami i grupami narodowościowymi, nie powodując
jednak ich zaniku”. Tak więc, powstanie państw narodowych, w myśl
tego wywodu, było gwałtem zadanym tendencjom prawdziwie
europejskim. Wniosek nasuwa się wiec jedne – teraz trzeba te
państwa zlikwidować albo pozbawić jakiegokolwiek znaczenia. Celem
wyznaczonym przez autorów dokumentu jest likwidacja „blizn
historii”, ale nie tylko. Chodzi też „o urzeczywistnienie idei „Europy
obywateli”. Tu mamy już do czynienia z celem czysto ideologicznym.
Nie mówi się tylko o przezwyciężaniu niedogodności mieszkańców
strefy przygranicznej, mówi się o idei „Europy obywateli”. Co to
oznacza? Nic innego, tylko budowę struktury ponadnarodowej na
gruzach zarówno państwa narodowego, jak i na gruzach poczucia
przynależności do określonego narodu. Dokument precyzuje zresztą
ten cel do końca. W części V zatytułowanej „W perspektywie XXI
wieku” czytamy, że regiony graniczne i transgraniczne stają się
„probierzem powstania Europy regionów”.

Europa Regionów, Europa Niemiecka

background image

9

Dla wielu autorów, głównie francuskich, nie ulega wątpliwości, że
lansowana usilnie idea federalistycznej Europy, w której podstawową
jednostką będzie nie państwo narodowe, tylko region – służy
dalekosiężnym celom polityki niemieckiej. Obszernie pisze o tym
autor wydanej w roku 2002 książki pt. „Mniejszości i regionalizmy w
federalnej Europie Regionów. Dochodzenie w sprawie niemieckiego
planu, który wstrząśnie Europą” – Pierre Hillard. Zadał sobie trud
prześledzenia polityki niemieckiej na przestrzeni ostatnich kilkuset lat
i współcześnie. Doszedł do wniosku, że polityka ta powróciła do
swojej starej koncepcji, obecnej już od czasów średniowiecza. Ta
koncepcja, najkrócej rzecz ujmując, polega na wykorzystywaniu
różnorodności etnicznej, językowej i kulturowej Europy w celu
rozbicia silniejszych struktur politycznych i zaprowadzenia na całym
kontynencie ładu prawnego, będącego odwzorowaniem struktury
obowiązującej w RFN. Wykorzystywanie mniejszości narodowych
przez politykę niemiecką ma długą historię, ale chyba w najbardziej
klarowny sposób zdefiniował ją Gustaw Stresemann w 1925 roku.
Według autora, Helmut Kohl był spadkobiercą tejże doktryny i nadał
jej nową treść.

Jak Niemcy realizują obecnie doktrynę Stresemanna? Bardzo
finezyjnie. Propagowaniem idei Europy Regionów zajmuje się co
najmniej kilkanaście założonych przez Niemców instytucji, które
zasilane są finansowo przez państwo niemieckie i Unię Europejską.
Do najważniejszych autor zalicza: Foederalische Union Europaischer
Volksgruppen (FUEV) z siedzibą we Flensburgu, Ostsee Akademie
(Akademia Bałtycka), International Institut fur Nation-alitatenrecht
und Regionalismus (INTEREG), czy European Bureau for Lesser Used
Languages i Arbeitsgemeinschaft Europaischer Grenzenregionen. Na
szczeblu unijnym kluczowym jest Komitet Regionów, inspirowany
głównie przez wyżej wymienione instytucje niemieckie.

Program tych instytucji jest sformułowany jasno – chodzi o budowę
Europy Federalnej, w której podstawową jednostką będzie nie
państwo narodowe, lecz region autonomiczny. Autor, po
przeanalizowaniu programów wszystkich wymienionych fundacji i

background image

10

organizacji doszedł do następującego wniosku: „Dla wszystkich
członków tych instytucji państwo narodowe jest „czarną owcą”,
czymś, co należy zniszczyć, jako organizację represyjną i relikt
przeszłości” (s. 154). I dodaje: „Ten sposób działania jest zgodny z
linią i intencjami polityki niemieckiej” (tamże). Plan działania
przewiduje rzucenie do walki przeciwko państwom narodowym 100
mln różnego rodzaju mniejszości – narodowych, kulturowych,
językowych i etnicznych. Oczywiście nie do walki zbrojnej, lecz
polityczno-kulturowej. Narzędziem mającym pomóc mniejszościom w
walce z państwami narodowymi jest Unia Europejska. Kluczowym
dokumentem programowym dla tej koncepcji jest uchwalona w 1994
roku w czeskim Brnie „Charta Gentium et Regionum”. Jeden z
punktów tego programu mówi: „Wszystkie grupy etniczne i
mniejszości, zamieszkujące na danym terytorium, mają prawo do
autonomii kulturalnej i edukacyjnej, do wielojęzyczności”. A
„autonomiczne regiony” mają „brać czynny udział we władzy i
uczestniczyć w procesie decyzyjnym w Europie”. Karta wprost
nawołuje do nawiązywania współpraca transgranicznej „bez
uprzedniego szukania uprzednio zgody rządów”, a wszystkie
mniejszości narodowe do „otwartej walki przeciwko dyskryminacji i
asymilacji”.

Do czołowych postaci tak rozumianej polityki niemieckiej należą:
Stefan Troesbt, Kurt Hamer, hr Franz von Stauffenberg, Wilhelm
Hahn, Philippe von Bismarck i Erika Steinbach. Rola niemieckiego
Związku Wypędzonych (BdV) w propagowaniu i realizacji tego planu
jest zresztą nie do przecenienia. Autor z dużą precyzją kreśli politykę
BdV, dziwiąc się przy okazji, że Polacy i inne narody Europy Środkowej
tak łatwo dają się wciągać w niebezpieczną dla siebie grę. A gra jest
prosta – na konferencje organizowane przez wymienione wyżej
instytucje zapraszane są osoby reprezentujące grupy mniejszościowe
z całej Europy. Wymienić można kilka przykładowo: „Unia
Słoweńska”, „Federacja Węgierska Wojwodiny”, „Komitet Akcji
Regionalnej Bretanii”, „Partia Wolnej Bretanii” itp. Z Polski w centrum
zainteresowania federalistów są takie organizacje jak: Zrzeszenie
Kaszubsko-Pomorskie, Federacja Górnego Śląska, czy nawet Kongres

background image

11

Polaków w Rosji. W dniach 12-16 maja 1999 roku w konferencji
organizowanej przez FUEV i inne instytucje wziął udział Sokotka
Konopacki ze Związku Polskich Tatarów, Brunon Synak ze Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego oraz Tadeusz Siegfrieg Willan z „Masurische
Gesellschaft” z Olsztyna.

Autor prześledził także finanse przeznaczane na tę działalność. I tak,
FUEV otrzymuje z UE subwencje w wysokości 260-270 tys. marek
niemieckich (lata 1995-1996). Fundacja Hermanna Niermana wydała
w latach 1990-1996 18 mln marek na wsparcie mniejszości
narodowych w Niemczech, Danii, Polsce i na Węgrzech. Akademia
Bałtycka dostaje pieniądze z budżetu niemieckiego MSW, a
mniejszość niemiecka w Polsce otrzymała w latach 1990-1997 pomoc
w wysokości 203,06 mln marek! Jak obliczył autor, ogólna suma
pomocy dla mniejszości w Europie Środkowej wyniosła w tym czasie
1,285 mld marek! Warto tylko dodać, że roczny budżet BdV wynosi
140 mln marek (ok. 70 mln euro) i pochodzi z dotacji państwa
niemieckiego. Polityka ta jest zdecydowanie popierana przez państwo
niemieckie. Autor cytuje wypowiedź Klausa Kinkela, ówczesnego
ministra spraw zagranicznych Niemiec, który stwierdził, że program
lansowany przez wyżej wymienione instytucje, „to jest to, czego nam
trzeba”.

Konkluzje autora są jednoznaczne: „Słabość polityczna państw Europy
Środkowej jest dzisiaj okolicznością sprzyjającą dla niemieckiego
naporu” (s. 299). Autor widzi zagrożenie głównie dla państw tego
regionu, ale nie ukrywa też obaw o przyszłość państwa francuskiego.
Niemcy już w XIX wieku posługiwali się bronią separatyzmu i
regionalizmu chcąc osłabić panowanie Francji nad Alzacją i
Lotaryngią. Teraz zapraszają do siebie separatystów bretońskich czy
koryskańskich. Po co? Żeby osłabić fundamenty państwa
narodowego, w którym panuje jeden język urzędowy, jedno prawo,
jedna administracja. A dalej? Hillard pisze: „Obecna kompletna
przebudowa Europy nabiera tempa. Jeśli nic nie zatrzyma tego
procesu, otrzymamy wkrótce mapę Europy Federalnej z regionami,
tak jak życzyła sobie tego Waffen SS, a wcześniej Niemcy Ottonów i

background image

12

Hohenstauffów”. (s. 300). Jako dowód autor zamieszcza mapę Europy
opracowaną przez Waffen SS (w Polsce etnicznej SS przewidywało
trzy regiony: Mazowsze, Łysa Góra ze stolicą w Łodzi i Galicja).

Przypadek francuski

Francja jest krajem najbardziej narażonym na rozbicie w wyniku
ewolucji „idei europejskiej” w kierunku federalizmu i regionalizmu.
Bierze się to przede wszystkim z tego, że na jej terenie zamieszkują
narodowości o dosyć jasno sprecyzowanej tożsamości kulturowej i
językowej. Chodzi tu zwłaszcza o Bretończyków. Korsykańczyków,
Sabaudczyków, Alzatczyków czy Prowansalczyków. Nie są to narody
polityczne, gdyż nie posiadają one własnego państwa. W myśl
koncepcji prawnej Republiki Francuskiej wszyscy oni są Francuzami.
Jednak w ostatnich latach włożono wiele pracy, by doprowadzić do
ożywienia ich separatyzmu. Zaczęło się niewinnie, od
dowartościowania zapomnianych już przez wielu języków tych
narodów (czy narodowości). Wśród Bretończyków zapanowała moda
na uczenie dzieci języka bretońskiego, a także na podkreślanie
własnej tożsamości kulturowej. Organizowane są festiwale piosenki
bretońskiej w Lorient, a spora część Bretończyków zaczęła
manifestować pod własnymi sztandarami. Obudził się także ruch
separatystyczny, zgłaszający hasła nie tylko autonomii w ramach
Republiki Francuskiej, ale i pełnej suwerenności. Udział różnych partii
i ugrupowań bretońskich w zjazdach organizowanych w Niemczech –
jest tu wielce wymowny. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że
Niemcy podczas II wojny światowej starali się wykorzystać
separatystów bretońskich do kolaboracji przeciwko francuskiemu
ruchowi oporu i przeciwko Francji jako takiej. Politycy francuscy
przywiązani do idei l`etat-nation nie kryją niepokoju, tym bardziej, że
widoczne jest gołym okiem, że separatyzmy tego rodzaju mają pełne
poparcie Brukseli.

Rządząca obecnie większość prawicowa we Francji zapowiedziała,
ustami premiera Jean-Pierre Raffarina, że będzie dążyła do zmiany
konstytucji w kierunku większej decentralizacji. Projekt przewiduje:

background image

13

wprowadzenie do tekstu konstytucji zapisu o regionie (do tej pory
termin „region” nie funkcjonuje w ustawie zasadniczej, mimo
istnienia regionów, będących strukturami zrzeszającymi po kilka
departamentów), wprowadzenia prawa do autonomii finansowej
społeczności lokalnych oraz nadanie im prawa do organizowania
referendum lokalnego. Oficjalnie celem tej operacji jest
decentralizacja i odbiurokratyzowanie państwa. Jednak tego projektu
nie można rozpatrywać bez kontekstu europejskiego i coraz silniejszej
tendencji federalistycznej. Dlatego właśnie plany Raffarina wzbudziły
niepokój zarówno ideowych gaullistów, jak i tych polityków lewicy,
którzy stoją na gruncie państwa narodowego, a poza tym nie mają
zaufania do Niemiec. Przykładem takiego polityka jest były szef
resortu spraw wewnętrznych w rządzie Lionela Jospina – Jean-Pierre
Chevenement. W wywiadzie dla tygodnika „L`Express” tak ocenia
konsekwencje pomysłów rządowych: „To jest początek procesu, który
rozbije Francję, republikę unitarną i naród polityczny. To zmierza w
kierunku modelu federalnego, w kierunku „Europy regionów”. Nie
jestem przeciwnikiem decentralizacji, ale w ramach Republiki”.
Chevenement przekonuje, że przygotowywana reforma oznacza
koniec jednolitego prawa na terenie kraju, a idea referendum
lokalnego, to „rozbicie jedności narodu francuskiego na rzecz małych
narodów regionalnych”. Ponadto projekt ten kreuje zbiorowości o
statusie szczególnym, przez co uzyskają one możliwość legalnego
działania na rzecz oderwania się od Francji. Chodzi tu przede
wszystkim o Korsykę, gdzie działa silny ruch separatystyczny, nie
cofający się nawet przed użyciem siły. Chevenement przestrzega
twórców projektu: „Wraz z wprowadzeniem ustaw
decentralizacyjnych otworzycie puszkę Pandory: po Korsyce przyjdzie
Kraj Basków [część Baskonii leży na terenie Francji - red.], potem
połączenie dwóch departamentów alzackich, potem dwóch w
Sabaudii, etc. Otwieracie drogę do rozkładu Francji”.

Na łamach tego samego tygodnika Claude Allegre także zgłasza swoje
wątpliwości, choć nie w tak kategorycznym tonie. Pisze on:
„Modyfikacja Konstytucji proponowana przez rząd jest zbyt
dwuznaczna. Istnieje niebezpieczeństwo otwarcia drzwi do

background image

14

autonomizacji i Europy regionów do czego zachęcają brukselscy
technokraci (…) Trzeba więc jasno sprecyzować w tekście Konstytucji,
że politykę europejską Francji i jej regionów prowadzi wyłącznie
Państwo. Ambasady regionów w Brukseli powinny być zlikwidowane.
To niezbędny warunek. Zdecentralizowana republika powinna zostać
republiką”.

Polscy inspiratorzy regionalizacji

W Polsce propagowaniem idei regionalnej zajmuje się najdłużej i
najbardziej zaciekle środowisko gdańskich liberałów, które tworzyło
przez pewien czas Kongres Liberalno-Demokratyczny. Już na początku
lat 90. w wydawanym przez to środowisko periodyku „Przegląd
Polityczny” zaczęły pojawiać się artykuły kwestionujące rolę państw
narodowych i gloryfikujące regionalizm. Było i jest to ściśle związane z
propagowaniem swoistego kultu historii Gdańska – jako antytezy
narodowego (nacjonalistycznego) patrzenia na historię.
Wielokulturowość, wieloetniczność i wielowyznaniowość – to jest
ideał historycznej propagandy gdańskich liberałów. Gdańsk był
potężny i bogaty, kiedy był wieloetniczny, spadł do podrzędnej roli,
kiedy powstały państwa narodowe.

Donald Tusk już w roku 1995 nawoływał do „buntu prowincji”. Pisał:
„Polacy nadal myślą w kategoriach państwa scentralizowanego i
unitarnego, a każda próba dyskusji nad zmianą ustrojową traktowana
jest przez wielu jak zamach na jedność państwową. O ile w jakimś
stopniu aprobowana jest prywatyzacja i samorząd gminny, o tyle
nieufność, szczególnie wśród elit politycznych, budzi idea
regionalizacji”. Dalej Tusk przekonuje: „Bunt prowincji nie jest
irredentą. Jakże często w Polsce aspiracje do autonomii terytorialnej
przedstawia się jako chęć uniezależnienia któregoś z regionów od
reszty kraju, gdy tymczasem chodzi o uniezależnienie się kraju od
stołecznego centrum. To Warszawa argumentuje fałszywie, że
większa samodzielność Pomorza czy Wielkopolski odbija się
niekorzystnie na pozycji Suwalszczyzny czy Kieleckiego, tak jakby
pieniądze stamtąd wędrowały do Pomorza czy Gdańska”. I wreszcie

background image

15

najbardziej istotna część tego wywodu: „W interesie polskiej
prowincji leży więc radykalne ograniczenie centralnej redystrybucji,
obniżenie podatków i zmiana ich charakteru z państwowego na
lokalny oraz ustanowienie dużych samodzielnych województw
samorządowych z szerokimi kompetencjami (ze stanowieniem prawa
lokalnego włącznie). Tylko silny i zdeterminowany ruch polityczny jest
w stanie sprostać temu wyzwaniu, ruch będący autentycznym
buntem prowincji. Historia pokazuje, że moloch Państwa jest zdolny
do wszystkiego, z wyjątkiem dobrowolnego wyzbycia się władzy”.

W tym samym stylu prezentuje swoje racje były premier Jan Krzysztof
Bielecki w tekście po wymownym tytułem „Nowa Hanza”: „Dzisiaj, w
wielu państwach uznawanych przez nas za silne i bogate wprowadza
się liczne rozwiązania przywracające swobody i autonomię
poszczególnym regionom. Dotyczy to już nie tylko Hiszpanii, Niemiec
czy Włoch, ale także Finlandii, a nawet Zjednoczonego Królestwa
Wielkiej Brytanii (…) Czy ta tendencja będzie jeszcze mocniejsza w
następnych dekadach? Czy Europę czeka diametralnie przeobrażenie
i polityczna rewolucja? Czyżby polityczna mapa Europy miała coraz
bardziej przypominać te sprzed tysiąca lat? Trudno odpowiedzieć na
tak postawione pytanie, ale jedno jest pewne – coraz większe
znaczenie będą miały w Europie silne, sprawnie zarządzane
społeczności lokalne i regionalne”.

Warto w tym miejscu zauważyć, że doktryna gdańskich liberałów jest
zgodna z dominującym w tej chwili nurtem ideologii liberalnej, czy
nawet liberalno-konserwatwnej. Nicią przewodnią jest oczywiście
antynacjonalizm, rozumiany jednak doktrynersko jako nie tylko walka
z przejawami szowinizmu, ale myśli narodowo-państwowej jako
takiej. To jest wróg numer jeden. Dla realizacji tego antynarodowego
i antypaństwowego dogmatu liberałowie gotowi są sprzymierzyć się
nawet z brukselską biurokracją, która też jest przecież strukturą
„ucisku” i „centralizacji”. Liberałowie uznali jednak, że cel uświęca
środki – zniszczenia państw narodowych jest najważniejsze, nawet w
przymierzu ze skrajnym biurokratyzmem brukselskim. Można więc
postawić tezę, że cała lansowana przez liberałów koncepcja

background image

16

decentralizacji państwa w istocie nie jest motywowana względami
czysto merytorycznymi, lecz przede wszystkim ideologicznymi.
Najlepiej widać to na przykładzie publicystyki sprzymierzonego z
liberałami Janusza Majchereka, który od lat prowadzi „krucjatę”
przeciwko polskiemu państwu i polskiej historii. Jego artykuły na ten
temat bez przeszkód ukazują się na łamach najbardziej prestiżowych
dzienników i tygodników.

Oto jeden z przykładów jego wywodów z roku 1999: „Powiaty i
województwa rozpoczynają właśnie, nie bez trudności i komplikacji,
funkcjonować. W sensie polityczno-administracyjnym przestrzeń
między lokalnością a centrum została więc, po wielu latach i
przezwyciężeniu mnóstwa przeszkód, zabudowana. Stopniowo będzie
zagospodarowywana. Ciekawe, czy uda się ją wypełnić także w sensie
społecznym i kulturowym. Będzie to proces znacznie mniej
spektakularny, bo nie da się go zinstytucjonalizować ani nim
sterować. Kto wie jednak, czy nie okaże się od instytucjonalnego nie
tylko ciekawszy, ale i ważniejszy. Ankietowe badania socjologiczne od
lat pokazywały, że Polacy znają właściwie tylko dwie sfery odniesienia
społecznego i kulturowego, budujące tożsamość: rodzinę i naród. W
czasach PRL wynikała stąd pewna ambiwalencja i rodziły się poważne
niebezpieczeństwa. W nowej Polsce doszły kolejne. Utożsamienie z
narodem w okresie pozbawienia wolności i braku przestrzeni do
obywatelskiej aktywności mogło być konstruktywne, inspirować do
pozytywnych działań i wartościowych postaw. Dzięki takim więziom,
działaniom i postawom możliwy był Sierpień i „Solidarność”, a także
„okrągły stół”. Ambiwalencja polegała na tym, że na tę samą
inspirację powoływali się przeciwnicy Sierpnia, „Solidarności” i
„okrągłego stołu”, nie tylko zresztą z ekipy stanu wojennego.
Powołując się na naród i jego interes (a jeszcze bardziej domowy
spokój polskich rodzin) można było czynić wszystko, cokolwiek lub
nic. Niebezpieczne było zwłaszcza to ostatnie. Przestrzeń między
rodziną a narodem zapełniało bowiem państwo, zawłaszczając ją i
podporządkowując sobie. Było to państwo totalitarne, a przynajmniej
opresyjne. Po jego upadku niebezpieczeństwo nie znikło, zmieniła się
tylko jego natura. Groźbę totalitaryzmu zastąpiło niebezpieczeństwo

background image

17

centralizmu, a wszechwładzę opresyjną omnipotencja decyzyjna.
Niektórzy nie uważali jednak tego wcale za groźne, a inni groźby nie
dostrzegali.

Narodowcy wiedzieli, że uznanie prymatu tożsamości narodowej
oznacza centralizację decyzji, i właśnie dlatego ją akceptowali.
Uważali bowiem, że alternatywą dla centralizmu i etatyzmu jest
zatracenie unitarności państwa i tożsamości narodowej, więc
przeciwstawiali się takim rozwiązaniom z pełną determinacją, część z
nich aż do politycznej destrukcji i autodestrukcji. Inni nie rozumiejąc,
że nacjonalizm i centralizm wiążą się ze sobą, zwalczali
decentralizację z niepełną bodaj świadomością tego, co robią.
Argumentowali więc na przykład, że nowoczesne zarządzanie
wymaga spłaszczania, a nie mnożenia struktur pośrednich, zaś
nowoczesne techniki przesyłania danych (faks, Internet) pozwalają
zredukować instytucji pośredniczących w ich przekazywaniu.
Dowodzili w ten sposób jednak kompletnego niezrozumienia różnicy
między zarządzaniem a samorządnością. W rezultacie także oni
agitowali za centralizmem decyzyjnym i rządzeniem jako
administracyjnym zarządzaniem”. Majcherek prezentuje, jak widać,
ten sam styl myślenia, co cytowani już wcześniej „ojcowie
regionalizmu” i gdańscy liberałowie. Przyznaje oczywiście, że idea
narodu i państwa była na pewnym etapie przydatna, ale teraz to już
tylko „relikt przeszłości”. Majcherek ma skłonność do pisania i
mówienia wprost o tym, o czym naprawdę myślą regionaliści. O ile
bowiem politycy ukrywają swoje prawdziwe cele pod płaszczykiem
haseł o konieczności decentralizacji i działania na rzecz społeczności
lokalnych, Majcherek stawia sprawę jasno – chodzi o faktyczną
likwidację państwa narodowego, a wstępem do tego powinna być
erozja poczucia narodowego. Środkiem do osiągnięcia tego celu jest
propagowanie innych więzi, przede wszystkim natury regionalnej.

Regionaliści polscy mają jednak wielki problem – w Polsce
regionalizm w wydaniu zachodnioeuropejskim jest śladowy. Państwo
jest faktycznie jednonarodowe, nie ma silnych tendencji
separatystycznych czy regionalnych. Majcherek pisze o tym tak:

background image

18

„Specjaliści twierdzą, że w Polsce regiony kulturowe zachowały się
jedynie w formie reliktowej i tylko na niektórych terenach Śląska,
Wielkopolski i Małopolski (a właściwie byłej Galicji). Z pewnością da
się także wskazać kilka obszarów żywotnej wciąż kultury lokalnej,
przede wszystkim na Podhalu (a bodaj w całej góralszczyźnie), także
Kaszubach czy Kurpiach. Prawie cała reszta kraju jest pod tym
względem niemal jałowa. Społeczności mieszkańców poszczególnych
regionów administracyjnych nie stanowią wspólnot. Czy takie
kulturowo-społeczne więzi i odrębność mogą się ukształtować?

Niektórzy twierdzą, że jest to niemożliwe, ponieważ takich
regionalnych i lokalnych tradycji w Polsce nie było, a jeśli nawet, to
zostały bezpowrotnie zniszczone w toku burzliwych procesów
historycznych i odtworzyć się ich nie da. Doświadczenia innych krajów
wskazują jednak, że jest przeciwnie. W Hiszpanii wydarzenia były nie
mniej burzliwe. Centralistyczna dyktatura i monocentryczna ideologia
niszczyły przez dziesięciolecia regionalną i lokalną tożsamość, a
odrodziły się one, i to aż do autonomizacji Katalonii i Baskonii. We
Francji, gdzie od czasów rewolucji laickie państwo kształtowało
ogólnorepublikańską tożsamość obywatelską, odżywają historyczne
regiony, wspólnoty i tradycje kulturowe”. Publicysta krakowski jest
więc optymistą i wieści z triumfem: „Uważanie nacjonalizmu za
koncepcję nowoczesną i przyszłościową jest w dzisiejszych czasach
właśnie kompletnym anachronizmem, niezależnie od tego, jak bardzo
niektórzy nie chcą tego przyjąć do wiadomości”. Za to regionalizm to
dla niego kwintesencja przyszłości i nowoczesności. „Próby dalszego
mistyfikowania historii i podtrzymywania narodowo-piastowskiej
mitologii mogą jedynie zahamować procesy tworzenia lokalnej i
regionalnej tożsamości obecnych mieszkańców tych ziem, a więc
prawdziwego ich tam zakorzenienia” – przekonuje autor. Uchwalenie
ustawy samorządowej to dla niego początek wielkiego procesu:
„Zapoczątkowany obecnie proces regionalizacji to nie tylko
administracja i polityka, ale także samoorganizacja i symbolika.
Pieczęcie, herby, sztandary i godła miast, powiatów i regionów to
zewnętrzny wyraz tradycji, do której się nawiązuje lub którą się
tworzy (…) Rodzina i naród to za mało na społeczną i kulturową

background image

19

tożsamość i identyfikację współczesnego człowieka. Świat się
poszerza, a równocześnie poszerza się zakres ludzkiej świadomości i
tożsamości. Polscy nacjonaliści, którzy zwalczają zarówno
regionalizację, jak europejską integrację w imię prymatu narodu i
rodziny, w istocie dążą do zubożenia społecznego i kulturowego
dziedzictwa obecnych i przyszłych Polaków. Chyba jednak ich
usiłowania i opory okażą się daremne”.

Regionalizm po polsku

Mimo urzędowego optymizmu Majcherka, regionaliści polscy mają
ogromne problemy, gdyż unitarny charakter państwa polskiego, jak i
brak separatyzmów – komplikuje im realizację swoich koncepcji.
Takie próby jednak podejmują. Możemy to prześledzić na przykładzie
Kaszub. Pisze na ten temat publicysta „Nowej Myśli Polskiej”
Krzysztof Szlec: „Rdzenna ludność Kaszub, choć w powszechnym
odbiorze jest zaledwie jedną z wielu grup regionalnych składających
się na naród polski, tak jak Górale, Mazurzy, Ślązacy, Kurpie itd.,
odznacza się silnym poczuciem odrębności i przywiązaniem do swojej
tradycji. Wśród Kaszubów, podobnie jak u Ślązaków i Górali
tatrzańskich, wykształciły się bardzo silne więzi wspólnotowe, dzięki
którym uniknęli oni germanizacji i uchronili dorobek wielu pokoleń od
zupełnego zapomnienia. Niestety to samo co w warunkach niewoli
wzmacniało poczucie polskości wśród Kaszubów, w niepodległym
państwie może sprzyjać tendencjom odśrodkowym i alienacji
narodowej. Jak to możliwe? Częściowo można złożyć to na karb
wspólnych dla społeczności kaszubskiej doświadczeń historycznych,
które odróżniają ją od reszty Polaków. Najważniejszym czynnikiem
destrukcyjnym jest głęboko zakorzenione uczucie zagrożenia i
poniesionych krzywd. Prawdziwych bądź urojonych.

Dziś nakładają się na to tendencje dostrzegalne na całym kontynencie
europejskim, wspierane przez instytucje ponadnarodowe, a
zmierzające do wzmocnienia regionalizmów kosztem struktur
państwowych. Przynajmniej część środowisk kaszubskich dostrzega w
tym swojej szansy i sztucznie podsyca antagonizmy pomiędzy

background image

20

Kaszubami, a resztą Polaków. Niejednokrotnie uczestniczą w tym
media, które problematykę kaszubską pokazują w krzywym
zwierciadle (…) Kaszubi są zorganizowani. Najbardziej świadoma ich
część skupiona jest w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, organizacji
istniejącej od 1956 r. (drugi przymiotnik dodano w 1964 r.). Jednym z
najbardziej znanych członków Zrzeszenia jest Edmund Wittbrodt, dziś
senator, a do niedawna jeszcze minister edukacji w rządzie Jerzego
Buzka. Pochodzący z Rumii, swego czasu rektor Politechniki
Gdańskiej, należy do awangardy „europejskiej” nie tylko wśród
Kaszubów, o czym świadczy powołanie go do Konwentu
Europejskiego (informacji tej próżno szukać w jego notce
biograficznej „Wiôldżi Kaszëbi” zamieszczonej w „Nordzie”).
Kaszubskie korzenie posiada również inny prominentny polityk opcji
kosmopolitycznej, Donald Tusk. Zadbają oni zapewne o to, aby ich
ziomkowie bez wahania opowiedzieli się za integracją z dużo bardziej
tolerancyjną od Polski „Europą”. Jak się wydaje, liderzy Kaszubów
znaleźli już drogę do Brukseli. Z dużym uznaniem przyjmują (nie
wszyscy zapewne!) nowe trendy europejskie, wśród których wybija
się wizja niezależnych (od struktur państwowych) regionów,
samodzielnie kreujących swe kontakty z euro-centralą, jak i resztą
euroregionów.

Jak czytamy w wielowątkowej uchwale z XV Walnego Zjazdu
Delegatów ZKP z dn. 1.12.2001 r.: „Mając świadomość szans i
trudności, jakie niesie ze sobą proces integracji Polski z Unią
Europejską, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie popiera ideę
zjednoczonej Europy opartej na podmiotowości regionów. (…) Ważne
jest, aby nasi przedstawiciele reprezentowali społeczność zrzeszoną
w instytucjach unijnych, strzegących praw mniejszości narodowych i
grup etnicznych. W tym celu wskazana jest bliska współpraca z
innymi grupami etniczno-regionalnymi – zwłaszcza z Fryzami i
Żmudzinami – oraz z Federacyjną Unią Europejskich Grup
Etnicznych”.

Regionalistą, choć unikającym stawiania sprawy na ostrzu noża, jest
prof. Brunon Synak, wybrany niedawno na przewodniczącego

background image

21

Sejmiku Pomorskiego. Synak jest niezwykle aktywnym uczestnikiem
wielu konferencji i spotkań organizowanych przez instytucje
opowiadające się za Europą Regionów. I tak w dniach 12-16 maja
1999 roku wziął udział, jako oficjalny reprezentant Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego, w konferencji zorganizowanej przez
niemiecką Federalistyczną Unię Europejskich Wspólnot Etnicznych w
Hadersvelt. W dniach 12-13 października 2000 wziął udział w
konferencji pt. „Rola samorządu terytorialnego i regionalnych
towarzystw kultury w integracji Polski z Unią Europejską” w Poznaniu.
Podczas tej konferencji wypowiadano opinie godzące jednoznacznie
w instytucję państwa narodowego. Prof. dr hab. Anna Wolff-
Powęska, Dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu, stwierdziła, że
„państwo narodowe nie gwarantuje już ani samodzielności
gospodarczej, ani bezpieczeństwa. Dzisiaj zapewnić je może tylko
międzynarodowa solidarność. Dlatego też idea integracji jest nie tylko
wyzwaniem i piękną wizją, ale także koniecznością. Zdaniem
prelegentki fikcją jest również homogeniczność państwa
narodowego”. Prof. dr hab. Aleksander Mikołajczak z Uniwersytetu
im. Adama Mickiewicza uznał, że „formuła państwa narodowego jest
przeszłością”. Brunon Synak z kolei: „Podkreślił wagę poruszanych
tematów. Jego zdaniem przyszłość towarzystw kulturalnych zależeć
będzie od przyszłego kształtu Europy. Zaznaczył, że współczesne
państwo jest za duże do rozwiązywania małych problemów i za małe
do rozstrzygania o problemach dużych”. Triumfalnie obwieścił, że
tylko w 4 z 25 badanych europejskich krajów (Czechy, Finlandia,
Islandia i Polska) występuje dziś „przewaga identyfikacji narodowej
nad regionalną”. Kultura regionalna nie jest więc chwilową modą, czy
„propagandowym przegięciem”, lecz trwałą wartością. Puentą tej
konferencji był referat wicemarszałka Województwa Wielkopolskiego
Wojciech Jankowiak, który orzekł, że „polskie województwa
samorządowe są już uprawnione zarówno do prowadzenia polityki
regionalnej, jak i współpracy międzynarodowej”. Zebrani odśpiewali
Hymn Unii Europejskiej na zakończenie pierwszego dnia konferencji.

Kreowanie na siłę regionalizmu kaszubskiego jest najbardziej
widoczne i spektakularne, ma w dodatku wsparcie polityczne ze

background image

22

strony liberałów gdańskich. Nieco inaczej jest w przypadku
separatyzmu górnośląskiego, reprezentowanego przez Ruch
Autonomii Śląska. Próby zarejestrowania przez ten Ruch
„narodowości śląskiej” nie zyskały wsparcia żadnej poważnej siły
politycznej, nie powiodło się nawet odwołanie do Strasburga. Na
razie Ruch ten jest marginesem. Wydaje się, że lobby regionalistyczne
większe nadzieje pokłada w rozbudowanej po 1989 roku mniejszości
niemieckiej na Opolszczyźnie i Górnym Śląsku. Jeśli chodzi o inne
mniejszości narodowe, to ze względu na rozproszenie po Operacji
„Wisła” w 1947 roku, mniejszość ukraińska nie jest w stanie tworzyć
bazy dla regionalizmu. Byłoby to możliwe tylko w przypadku
zamieszkiwania tej ludności na swoim rodzimym terytorium, czyli w
Polsce południowo-wschodniej. Natomiast mniejszość białoruska jest
zbyt bierna i przejawia tylko aspiracje natury kulturalnej. W sumie,
społeczna baza dla regionalizmu jest w Polsce dosyć wąska. Rację
miał więc Brunon Synak, ubolewając nad tym, że Polska jest jednym z
czterech państw Europy, gdzie poczucie jednolitości narodowej i
państwowej jest największe.

Euroregiony

Mimo tych obiektywnych przeszkód, regionaliści nie trącą nadziei.
Jeszcze przed wprowadzeniem w życie reformy administracyjnej,
zaczęto tworzyć na granicach państwa polskiego tzw. euroregiony. W
przeciwieństwie do regionu klasycznego, euroregion ma charakter
transgraniczny, czyli obejmuje swym zasięgiem terytoria dwóch lub
więcej państw. W doktrynie regionalistów jest to likwidowanie „blizn
historii” i czynienie z granic państwowych administracyjnej fikcji.
Cechą charakterystyczną jest to, że najwięcej euroregionów powstało
na granicach Niemiec. W przypadku Polski to właśnie trzy
euroregiony zachodnie są najbardziej aktywne i okazują oznaki życia.
Euroregiony położone na wschodzie i południu są raczej fikcją. Stan
ten jest tylko potwierdzeniem tezy, że euroregiony są od samego
początku narzędziem polityki niemieckiej. Przyjrzyjmy się krótko
najważniejszemu z nich – euroregionowi Pomerania.

background image

23

Serwis PAP podaje: „Euroregion Pomerania od południa graniczy z
Euroregionem Pro-Europa Viadrina, a od wschodu – z Euroregionem
Bałtyk. Zajmuje powierzchnię ok. 41 tys. km2, zamieszkuje go ponad
3,4 mln osób, a tworzą go regiony trzech państw: Niemiec, Szwecji i
Polski. W preambule umowy założycielskiej Euroregionu
opowiedziano się za przyszłym członkostwem także duńskich gmin i
związków gmin. Ze strony niemieckiej w skład Pomeranii wchodzą
cztery powiaty i dwa miasta wydzielone Meklemburgii Pomorza
Przedniego (Rügen, Nordvorpommern, Ostvorpommern, Uecker
Randow, Stralsund i Greifswald) oraz dwa powiaty Brandenburgii
(Uckermark i Barnim) – wszystkie zrzeszone w Związku Komunalnym
Europaregion Pomerania. Stronę szwedzką tworzą 33 gminy regionu
Skania, tworzące Związek Gmin Skanii. Natomiast stronę polską
tworzą dwa podmioty prawne: miasto Szczecin i Stowarzyszenie
Gmin Polskich Euroregionu Pomerania. Stowarzyszenie skupia
obecnie większość miast i gmin województwa
zachodniopomorskiego, ale proces jego poszerzania jeszcze się nie
zakończył.

Euroregion Pomerania, jest najmłodszym euroregionem na polsko-
niemieckim pograniczu i pierwszym łączącym polskich i
skandynawskich partnerów poprzez Bałtyk. Idea powołania
Euroregionu Pomerania pojawiła się na początku 1992 r., a w latach
1992-1995 prowadzono rozmowy dwustronne – z udziałem gmin
polskich i niemieckich – oraz czterostronne: z przedstawicielami gmin
szwedzkich i duńskich w charakterze obserwatorów. Mimo deklaracji
Polski i Niemiec o konieczności powołania czterostronnego
Euroregionu Pomerania, w lutym 1994 r. podpisano dwustronne
Porozumienie o ponadgranicznej współpracy pomiędzy Komunalnym
Związkiem Celowym Gmin Pomorza Zachodniego „Pomerania”, a
Związkiem Komunalnym Europaregion Pomerania. Toczącym się
rozmowom w sprawie powołania Euroregionu towarzyszył proces
tworzenia struktur. W czerwcu 1992 r. powstał w Niemczech Związek
Komunalny Europaregion Pomerania (Kommunalgemeinschaft
Europaregion Pomerania e.V.) z siedzibą w Pasewalku, grupujący 10
powiatów i 3 miasta Meklemburgii-Pomorza Przedniego i

background image

24

Brandenburgii. Miał w swej strukturze 10 grup roboczych ds.
współpracy transgranicznej w różnych dziedzinach. Po stronie
polskiej, na przełomie 1992 i 1993 r. Sejmik województwa
szczecińskiego opracował koncepcję współpracy w ramach przyszłego
Euroregionu Pomerania i przygotował projekt statutu związku
celowego gmin. Członkami-założycielami była część gmin
województwa szczecińskiego.

W grudniu 1995 roku, w szczecińskim Zamku Książąt Pomorskich
podpisano polsko-niemiecką Umowę o utworzeniu Euroregionu
Pomerania. Jej sygnotariuszami byli: prezydent Szczecina, prezydent
niemieckiego Związku Komunalnego Europaregion Pomerania i
przewodniczący polskiego Komunalnego Związku Gmin Pomorza
Zachodniego „Pomerania”. Szczecin nie wszedł w skład Komunalnego
Związku Celowego Gmin Pomorza Zachodniego „Pomerania”, ale
zawarł z nim porozumienie o wspólnym działaniu na rzecz utworzenia
Euroregionu. Zgodnie z tym dokumentem, miasto to miało połowę
polskich głosów w Radzie Euroregionu i 25 proc. wszystkich głosów w
strukturach Euroregionalnych. Na początku 1998 roku Euroregion
Pomerania rozszerzył się o trzeciego partnera, bo – po reformie
administracyjnej z 1997 roku – dwa szwedzkie okręgi (województwa):
Kristianstad i Malmöhus połączone w jeden: Skane (Skania)
skierowały formalny wniosek szwedzkiego Związku Gmin Skanii
(Kommunförbundet Skane) o przyjęcie go do Euroregionu.

Na terenie Euroregionu, między województwem
zachodniopomorskim, a niemieckimi i szwedzkimi partnerami
należącymi do Unii Europejskiej, funkcjonuje 5 drogowych przejść
granicznych, 4 pieszo-rowerowe (w tym 3 dla małego ruchu
granicznego), 8 morskich, 3 rzeczne, 1 kolejowe i 1 lotnicze. Celem
współpracy jest „podejmowanie wspólnych działań dla
równomiernego i zrównoważonego rozwoju regionu oraz zbliżenia
mieszkańców i instytucji po obu stronach granicy”. Cel ten ma być
realizowany przede wszystkim poprzez: podnoszenie poziomu życia
obywateli poprzez wspólne wspieranie inwestycji i programów
gospodarczych, szkoleń zawodowych i programów zmierzających do

background image

25

likwidacji bezrobocia; popieranie idei jedności europejskiej i
międzynarodowego zrozumienia; współpracę i wymianę grup
zawodowych, naukowych, kulturalnych, środowisk młodzieżowych –
zwłaszcza form sprzyjających lepszemu poznaniu społeczności
zamieszkujących regiony graniczne; utrzymanie oraz poprawę stanu
środowiska naturalnego; poprawę gospodarki rolnej i leśnej;
budowanie oraz dostosowanie infrastruktury do potrzeb ruchu
granicznego i regionalnego; rozwój współpracy gospodarczej;
wymianę know-how i transfer technologii; budowę kompleksowego
systemu informacji w celu wymiany danych w Euroregionie; rozwój
koordynowanego transgranicznego planowania przestrzennego;
współpracę w zakresie likwidacji pożarów i klęsk żywiołowych oraz w
sytuacjach awaryjnych, a także poprzez wspieranie rozwiązywania
problemów przejść granicznych. W Euroregionie Pomerania na co
dzień współpracują ze sobą polskie i niemieckie służby mundurowe:
policja, celnicy, straże graniczne, straże pożarne (np. OSP z
Kołbaskowa, Smolęcina i Penkun), prokuratorzy i sędziowie.
Współpracują również administracje rządowe, urzędy pracy i związki
zawodowe po obu stronach granicy.

Od jesieni 1999 roku organizowane są wspólne polsko-niemieckie
patrole straży granicznych. Współpraca polega też na wymianie
informacji o tendencjach w ruchach migracyjnych, o transportach
towarów znacznej wartości (m.in. alkoholu, papierosów, sprzętu RTV)
oraz broni, amunicji i materiałów wybuchowych. Prowadzi się
również wspólne szkolenia, a na przejściu granicznym Pomellen-
Kołbaskowo działa polsko-niemieckie Biuro Kontaktowe Służb
Celnych. W wyniku dwustronnej współpracy poszerzono
przygraniczny pas gmin, na którym obowiązują przywileje małego
ruchu granicznego. Transgraniczną komunikację ułatwiło również
przedłużenie linii Uznamskiej Kolei Kąpieliskowej (Usedomer Bäder-
Bahn) do granicy polskiej w Świnoujściu. W ramach współpracy straży
pożarnych przewiduje się wzajemną pomocy podczas katastrof i klęsk
żywiołowych. Przykładem współpracy planistów jest przygotowywana
od kilku lat wspólna koncepcja rozwoju przestrzennego wysp
Usedom/Uznam i Wolin, zakładająca obok wspólnej infrastruktury i

background image

26

gospodarki wodno-ściekowej, energetycznej i turystycznej, również
m.in. wspólną polsko-niemiecką szkołę średnią, integracyjne imprezy
kulturalno-sportowe i wydawnictwa promocyjne. W ramach
porozumienia o współpracy pomiędzy NSZZ „Solidarność” Pomorza
Zachodniego i DGB Meklemburgii-Pomorza Przedniego odbyła się
m.in. konferencja poświęcona problemom rynku pracy w regionie i
możliwościom stworzenia transgranicznego rynku pracy”.

Tyle serwis PAP. Zauważmy, że szereg zadań, jakie realizuje
euroregion może być wykonywane przez instytucje obu państw,
zarówno samorządowe, jak i państwowe. Mimo to stworzono
jednostkę, która ma już zalążki aparatu biurokratycznego i swój
budżet. Ma także „prezydenta”. Nie podlega kwestii, że euroregiony
to realizacja koncepcji ideowej regionalistów, a nie wyjście naprzeciw
potrzebom społeczności przygranicznych.
Województwa czy regiony?

Regionalistyczne lobby przyjęło z niedosytem kształt reformy
samorządowej. Krytyka ustawy dokonywana była z pozoru z
merytorycznych powodów. I tak, twierdzono, skądinąd słusznie, że
samorząd wojewódzki nie ma dostatecznych kompetencji, jest zbyt
uzależniony od administracji państwowej, nie ma źródeł pozyskiwania
własnych dochodów itp. To prawda, tyle że ostrożność ustawodawcy
wynikała nie tylko z przyzwyczajenia do centralizmu, ale i z obaw
wyrażanych przez wiele środowisk przed nadaniem województwom
nadmiernych prerogatyw, które mogą być wykorzystane przez
regionalistów. Tak więc, to sami regionaliści, nie ukrywający swoich
prawdziwych zamiarów, wpłynęli pośrednio na powściągliwość
ustawodawcy. W debacie poprzedzającej uchwalenie ustawy jednym
z najbardziej kontrowersyjnych problemów były kompetencje
województwa w dziedzinie polityki zagranicznej. Regionaliści nie
ukrywali, że władze województwa powinny mieć daleko idące
kompetencje w tej kwestii, łącznie z możliwością prowadzenia
własnej polityki zagranicznej. Chodziło tu przede wszystkim o relacje z
Unią Europejską. Przeciwnicy argumentowali, że polityka zagraniczna

background image

27

powinna pozostać w wyłącznej gestii państwa. W efekcie przyjęto w
ustawie następujące regulacje:

Art. 76. 1. Współpraca województwa ze społecznościami
regionalnymi innych państw prowadzona jest zgodnie z prawem
wewnętrznym, polityką zagraniczną państwa i jego
międzynarodowymi zobowiązaniami, w granicach zadań i
kompetencji województwa.

2. Województwo uczestniczy w działalności międzynarodowych
instytucji regionalnych oraz jest w nich reprezentowane na zasadach
określonych w porozumieniu zawartym przez ogólnokrajowe
organizacje zrzeszające jednostki samorządu terytorialnego.

3. Zasady przystępowania województwa do międzynarodowych
zrzeszeń społeczności lokalnych i regionalnych określają odrębne
przepisy.

Art. 77. 1. „Priorytety współpracy zagranicznej województwa” mogą
być uchwalane oraz inicjatywy zagraniczne województwa, w tym w
szczególności projekty umów o współpracy regionalnej, mogą być
podejmowane za zgodą ministra właściwego do spraw zagranicznych.

2. Uchwały, o których mowa w ust. 1, zapadają bezwzględną
większością głosów ustawowego składu sejmiku województwa.

3. Uchwała oraz zawarte umowy o współpracy regionalnej, o których
mowa w ust. 1, przesyłane są przez marszałka województwa do
ministra właściwego do spraw zagranicznych oraz ministra
właściwego do spraw administracji publicznej.

Jak widać, w ustawie zachowano zapis o nadrzędności państwa w
dziedzinie polityki zagranicznej, ale praktyka była taka, że MSZ
zachęcał władze województw do aktywności na arenie
międzynarodowej, np. poprzez zakładanie swoich biur w Brukseli. Po
1999 roku władze wielu województw otworzyły takie biura, co można

background image

28

traktować jako pierwszy krok ku stopniowej autonomizacji polityki
zagranicznej tych jednostek.

Regionaliści przekonują, że województwa uzyskają większe
możliwości pozyskiwania unijnych funduszy, jeśli będą samodzielne.
Taki kierunek myślenia prezentuje np. Tomasz Grzegorz Grosse z
Instytutu Spraw Publicznych, który a artykule „Uwaga: centralizacja”,
opublikowanego na łamach „Rzeczpospolitej”, pisze: „Po wejściu do
Unii Europejskiej Polska będzie mogła wykorzystać poważne kwoty
pomocy strukturalnej przeznaczonej na rozwój w regionach. Właśnie
lepszemu planowaniu i wykorzystaniu środków europejskich miało
służyć w zamyśle autorów reformy terytorialnej z 1998 roku
powołanie silnego podmiotu samorządowego na szczeblu
wojewódzkim. Zdaniem większości specjalistów decentralizacja
zarządzania tymi programami jest skuteczniejsza aniżeli sterowanie
funduszami z Warszawy. W regionach łatwiej jest bowiem określić
potrzeby, na które powinno się skierować pieniądze. Podejmowanie
takich decyzji na szczeblu centralnym często przyczynia się po prostu
do marnowania pieniędzy.

Powierzenie zarządzania tymi funduszami wojewodom jest
systemowo gorszym rozwiązaniem. W odróżnieniu bowiem od
hierarchicznych struktur rządowych, które mogą podejmować decyzje
bez udziału miejscowej opinii publicznej, samorządy województw
odpowiadają przed wyborcami. Daje to większe szanse na
przejrzystość procesu wydawania funduszy europejskich. Istnieje
dużo większe niebezpieczeństwo dokonywania pozamerytorycznych
decyzji przez wojewodę i jego urzędników. Może on w znacznie
większym stopniu aniżeli władze samorządowe być posłuszny
decyzjom podejmowanym na szczeblu centralnym, a także
wykorzystać środki europejskie do gratyfikacji zaprzyjaźnionych
środowisk. Ponadto dotychczasowe doświadczenia pokazują, że
właśnie samorządy terytorialne prowadzą najwięcej inwestycji w
Polsce i dużo lepiej wykorzystują fundusze publiczne”.

background image

29

Niby racja, jednak przy analizie tego typu wypowiedzi zawsze trzeba
pamiętać o celu zasadniczym, do jakiego zmierzają regionaliści. Dla
nich pozyskiwanie funduszy unijnych nie jest tylko podyktowane
troską o lokalne społeczności, tylko poszerzaniem kompetencji
regionu (publicyści i politycy opcji regionalistycznej coraz częściej nie
używają terminu „województwo”, zastępując go nie istniejącym w
zapisach ustawy terminem „region). Grosse nie ukrywa zresztą tego,
dlaczego regionalistom tak bardzo zależy, by obsługa funduszy
unijnych była całkowicie w gestii województwa samorządowego:
„Obecnie rząd polski we współpracy z Komisją Europejską tworzy
system obsługi funduszy strukturalnych. Z uwagi na skalę środków
finansowych będzie to najważniejszy instrument rozwoju w
regionach. Przygotowywany system obsługi funduszy strukturalnych
będzie miał decydujący wpływ na ustrojową pozycję samorządu
województwa. Ma znaczenie dla ukształtowania się stosunków
politycznych w regionach, a także relacji między województwami a
centrum”.

Nieco innej oceny dokonuje publicysta „Rzeczpospolitej” Jędrzej
Bielecki, który pisze: „Dziś swoje biura ma tu ponad 200 regionów.
Niektóre są bardzo rozbudowane: Walia zatrudnia 17 pracowników, a
Bawaria wykupiła w centrum miasta całą kamienicę. Zależy to nie
tylko od zamożności. Niektóre regiony, jak niemieckie i austriackie
landy, prowincje Hiszpanii i Włoch, a także belgijska Flandria i
Walonia, mają daleko posuniętą autonomię. W niektórych
przypadkach pochodzący z wyboru politycy regionalni uczestniczą w
posiedzeniach Rady UE i bezpośrednio współdecydują o nowym
prawie europejskim. Z polskimi województwami tak nie będzie.
Reforma z 1999 r. nie przyznała im wystarczających kompetencji.
Jednak na tle krajów „15” prerogatywy naszych samorządowców
wypadają całkiem nieźle. Są daleko większe niż w Portugalii (regiony
reprezentuje tu attache ambasady), Francji czy Grecji. Także w
krajach skandynawskich regiony nie mają wiele do powiedzenia, choć
szerokie uprawnienia uzyskały gminy. Inny atut polskich województw:
mają identyczny status prawny, podobną wielkość, zwykle te same
interesy do załatwienia w Brukseli. Nie będą więc ze sobą

background image

30

konkurować w kontaktach z unijnymi instytucjami. Nie wszystkie
polskie województwa zdają już sobie sprawę ze swoich atutów.
Połowa z nich nie ma do tej pory własnych reprezentantów w
Brukseli. Utrudnia to możliwość działania nie tylko samorządowcom,
ale także lokalnemu biznesowi, szkołom, stowarzyszeniom
kulturalnym”.

Nie chodzi jednak tylko o pieniądze. Bielecki ujawnia:
„Przedstawicielstwa regionów nie interesują się jednak tylko
pieniędzmi. Bardzo ważna jest także wiedza o prawie europejskim,
tym obecnym i przygotowywanym. Poprzez przedstawicielstwo w
Brukseli firmy z danego regionu mogą poznać interpretację unijnych
przepisów, która zaoszczędzi im miliony złotych i pozwoli wyprzedzić
konkurencję. Ambicje polskich biur są jednak większe. W przyszłości
chcą lobbować na rzecz takiego kształtu prawa europejskiego, który
uwzględni potrzeby regionu. Pomogą im w tym nowe reguły
podejmowania decyzji we wspólnocie”. Drogą do tego celu ma być
uczestnictwo naszych województw w Stowarzyszeniu Regionów.
Charakterystyczne jest to, że Bielecki, pisząc o kolejnych krokach,
jakie należy czynić przy otwieraniu biura w Brukseli, w ogóle nie
wspomina o konsultacjach z władzami centralnymi państwa. Zaleca za
to rejestrację przedstawicielstwa w ramach Stowarzyszenia Regionów
UE oraz „uroczystą inaugurację”, co ma być okazją do powiadomienia
urzędników Komisji Europejskiej, dyplomatów krajów „15”, innych
biur regionalnych o powstaniu przedstawicielstwa.

Wnioski

Problemów samorządności, decentralizacji, zdejmowania z państwa
nadmiernych obowiązków – nie można w chwili obecnej odrywać od
szerszego kontekstu zewnętrznego. Nakreślona tutaj strategia
zwolenników Europy Regionów jest jasna. Nie jest to, jak widać,
koncepcja pozbawiona realnych podstaw. Co więcej, uzyskuje ona
coraz większe poparcie w gremiach kierowniczych Unii Europejskiej.
Jest także jednym z ważniejszych elementów gry o przyszły kształt
Unii. Przedstawiona kilka lat temu przez niemieckiego ministra spraw

background image

31

zagranicznych Joschkę Fischera idea budowy Europy Federalnej, w
które rola państw narodowych byłaby ograniczona, a nawet
całkowicie zredukowana – jest bardzo poważnie brana pod uwagę.
Taka wizja ma oczywiście poparcie samych Niemiec oraz kilku państw
z tzw. twardego jądra europejskiego. W tym kierunku zmierzają także
działania biurokracji brukselskiej, która zdaje sobie sprawę, że łatwiej
jej będzie poszerzać swój zakres władzy w przypadku ograniczenia roli
państw narodowych. Nie jest natomiast jasne stanowisko Francji,
która z jednej strony przygotowuje się do reformy administracyjnej
poszerzającej role regionów, z drugiej zaś strzeże dotychczasowego
statusu państwa narodowego. Wizja Europy Regionów na pewno nie
znajduje poparcia tych państw, które od dawna z nieufnością
podchodzą do kolejnych etapów integracji. Chodzi tu zwłaszcza o
Wielką Brytanie i państwa skandynawskie.

To wszystko sprawia, że nic nie jest jeszcze przesądzone. Jak pisze
niemiecki publicysta Christian Engel: „Tworzenie regionów,
wyposażanie ich w odrębne właściwości, ponadto stosunki między
regionalnymi i lokalnymi korporacjami terytorialnymi, a także udział
regionów w stosunkach zagranicznych podlegają nadal
zróżnicowanym narodowo czynnikom historycznym, kulturowym,
geograficznym, ekonomicznym i również politycznym”. To między
innymi sprawia, że pozycja regionów takich państwach, jak Grecja,
Finlandia, Irlandia czy Portugalia jest prawie żadna. Portugalia
zakazuje nawet otwierania przedstawicielstw swoich regionów w
Brukseli. „Zadania regionalne realizowane są w wymienionych krajach
często przez organy administracji centralnej na szczeblu regionów”.

A jak powinno być w przypadku Polski? Biorąc pod uwagę polską
tradycję, polskie interesy narodowe oraz stan tzw. bazy regionalnej –
bliżej nam być powinno do modelu portugalskiego i greckiego, a nie
niemieckiego czy belgijskiego. W Polsce nie ma warunków dla
realizowania koncepcji regionalnej. Państwo ma w zasadzie charakter
jednonarodowy, a różnice pomiędzy poszczególnymi częściami kraju
są nieistotne. Regionaliści zdają sobie z tego sprawę i próbują od lat
sztucznie zmienić tę sytuację, a to poprzez kreowanie separatyzmów,

background image

32

a to poprzez popieranie wszelkich mniejszości narodowych, czy
poprzez kampanię na rzecz osłabienia poczucia jednolitości narodu
polskiego. Są to działania bezsensowne, często groteskowe, ale mimo
to ponawiane usilnie i z wielkim wysiłkiem. Działania te przynoszą,
trzeba to jasno stwierdzić, wiele szkody. Głównym ośrodkiem tych
działań były i są środowiska liberalne (obecnie Platforma
Obywatelska, dawniej KLD), Unia Wolności, różnego rodzaju
instytucje, takie jak Fundacja Batorego czy Instytut Spraw
Publicznych. Wspierają ich wpływowe media – „Gazeta Wyborcza”,
„Rzeczpospolita”, tygodnik „Wprost”. Także część SLD „kupiła” temat
i z ochotą realizuje regionalistyczną koncepcję. Bardzo często odbywa
się to nieświadomie – działacze SLD nastawieni są na pozyskiwanie
unijnych pieniędzy, nie zdają sobie sprawy, że tak naprawdę chodzi o
coś znacznie ważniejszego.

W polskim przypadku szczególnie ważny jest kontekst niemiecki. Nie
można w związku z tym prowadzić polityki rozmywania integralności
terytorialnej kraju, np. poprzez uczestnictwo w rozbudowie na
granicy zachodniej tzw. euroregionów, nie biorąc pod uwagę
dalekosiężnych celów polityki niemieckiej. Doktryna prawna Niemiec
opiera się nadal na zapisie o istnieniu Rzeszy w granicach z 1937 roku,
na nieuznawaniu uchwał Konferencji Poczdamskiej. W tej sytuacji
zgoda na utworzenie na zachodniej granicy euroregionów jest
karygodnym błędem. Nie można godzić się też na to, by np. na czele
Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiego stał prof. Zygmunt
Meyer (SLD), który jest jednocześnie „prezydentem” euroregionu
„Pomerania”. Jest to klasyczny przykład swego rodzaju schizofrenii
politycznej, a ponadto niedopuszczalny model sprawowania władzy,
gdzie kompetencje danej osoby nie są jasno sprecyzowane i do końca
nie wiadomo, kogo i co taka osoba reprezentuje.

Polityka polska na odcinku samorządowym i europejskim powinna
kierować się następującymi zasadami:

background image

33

- Rzeczpospolita Polska jest krajem unitarnym i w związku z tym
próby tworzenia na jej terytorium jakichkolwiek struktur
autonomicznych i regionalnych powinna być wykluczona.

- Polska powinna przyjąć jednoznaczne stanowisko w kwestii
przyszłego kształtu UE, opowiadając się za Europą Suwerennych
Państw Narodowych, a nie za Europą Federalną. Takie stanowisko
powinno być przyjęte bez względu na to, czy Polska wejdzie, czy nie
wejdzie do Unii.

- Samorządność obywateli realizuje się na poziomie gminnym,
powiatowym i wojewódzkim z poszanowaniem unitarnego
charakteru państwa polskiego.

- Wszelkie działania struktur samorządowych na arenie
międzynarodowej nie mogą podważać unitarnego charakteru
państwa polskiego. W związku z tym należy dążyć do zlikwidowania
przedstawicielstw „dyplomatycznych” polskich województw
samorządowych zagranicą i uregulować ich kontakty z UE na wzór
Portugalii.

- Ideę samorządności można bez problemu pogodzić z unitarnym
charakterem państwa polskiego. Nie można natomiast godzić się na
to, by idea ta była narzędziem z rękach regionalistów i wrogów
państwa narodowego.

Jan Engelgard

Literatura:

Denis de Rougemont, „List otwarty do Europejczyków”, Warszawa
1995

background image

34

Jerzy Chodorowski, „Osoba ludzka w doktrynie i praktyce
europejskich wspólnot gospodarczych”, Poznań 1990

Włodzimierz Malendowski, Małgorzata Ratajczak, „Euroregiony –
pierwszy krok do integracji europejskiej”, Wrocław 1998

Werner Weidenfeld, Wolfgang Wessels, „Europa od A do Z –
podręcznik integracji europejskiej”, Gliwice 1999

Pierre Hillard, „Minorites et regionalismes dans l`Europe Federale des
Regions. Enquete sur le plan Allemand qui va buleverser l`Europe”,
Paris 2001

„Decentralizować, ale do jakiej granicy?”, rozmowa z Jean-Pierre
Chevenement, „L`Express”, 17.10.2002

Claude Allegre, „Decentralizacja, tak, ale w ramach Republiki”,
„L`Express”, 31.10.2002

Konstytucja Francji, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 1997

Dariusz Wasilewski, „A co z Polską? Powiaty. Regiony”, Wrocław 1998

Tomasz Otremba, „Wyżyna polska – o zachowaniu całości i
niepodległości Polski”, Gdańsk 1997

„Traktat z Maastricht (w wersji Traktatu Amsterdamskiego) – Traktat
Amsterdamski (podstawowe części)”, (Stanisław Krajski –
komentarze), Warszawa 2002

Waldemar J. Szczepański, „Europa w myśli politycznej de Gaulle`a”,
Warszawa 1979

Jan Krzysztof Bielecki, „Nowa Hanza”, „Przegląd Polityczny”, nr 37/
1997

Donald Tusk, „Bunt prowincji”, „Przegląd Polityczny”, nr 29/ 1995

background image

35

Janusz Majcherek, „Przestrzeń do zagospodarowania”,
„Rzeczpospolita”, 7.01.1999

Tomasz Grzegorz Grosse, „Uwaga: centralizacja!”, „Rzeczpospolita”,
12.11.2002

Jędrzej Bielecki, „Z doskoku nic się nie da”, „Rzeczpospolita”,
7.10.2002

Krzysztof Szlec, „Być Kaszubą czy Polakiem?”, „Nowa Myśl Polska”, nr
37 i 38, 15.09 i 22.09.2002

Ustawa z dnia 5 czerwca 1998 r. o samorządzie województwa (tekst
jednolity)


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PPZ, Strategia jako instrument polityki państwa
53 Region nie jest miniaturą państwa narodowego
Zintegrowany Program Operacyjny Rozwoju Regionalnego jako instrument finansowy wspierania rozwoju re
Mniejszości narodowe jako instrument polityki międzynarodowej
Kamiński, Tomasz Państwowe fundusze majątkowe jako instrument polityki zagranicznej Chińskiej Repub
86 Plan ochrony (park narodowy, rezerwat, Natura 2000, park krajobrazowy) jako instrumenty ochrony ś
Promocja jako instrument marketingowy 1
Promocja jako instrument marketingowy
państwo narodowe
Czy zmierzch państwa narodowego, bezpieczeństwo narodowe(1)
egzamin regionalna 2007 odpowiedzi, Wymien 5 państw muzułmańskich nie będących państwami arabskimi
211 , JAN PAWEŁ II JAKO WZORZEC
stwo narodowe w obliczu globalizacji i integracji, Państwo narodowe w obliczu globalizacji i integra
stwo narodowe w obliczu globalizacji i integracji, Państwo narodowe w obliczu globalizacji i integra
Grom jako instrument polityki zagranicznej i bezpieczeństwa RP
1. Reklama jako instrument komunikowania marketingowego

więcej podobnych podstron