Piotr Kalinowski
Co pisał
DZIENNIK
GÓRNO SZLĄZKI
o okolicy Woźnik
w latach 1848 – 1849
Woźniki 2011
Biblioteczka Wiedzy o Mieście i Gminie Woźniki
Wydano staraniem
Alojzego Cichow skiego
Burmistrza Woźnik
ISBN 978-83-62995-22-6
2
Słowem wstępu.
Dziennik Górnośląski (Górno Szlązki) był jedną z pierwszych
polskojęzycznych gazet na Górnym Śląsku. Czasopismo to zostało założone
przez Wielkopolan i początkowo zawierało jedynie przedruki artykułów
zamieszczanych w gazetach wielkopolskich. Po pojawieniu się tego pisma
w okresie Wiosny Ludów pojawiły się pod jego adresem zarzuty
o wprowadzanie języka polskiego do gazet, ale redakcja wyjaśniła, że nigdzie
nie znalazła żadnych ksiąg drukowanych w języku śląskim, zatem pozostanie
przy języku najbardziej podobnym brzmieniowo, czyli polskim. Charakter
pisma zmienił się dość znacznie po rozpoczęciu współpracy z Dziennikiem
przez Józefa Lompę, nauczyciela z Lubszy. Zaczęły się w nim ukazywać
informację z życia Regencji Opolskiej, artykuły historyczne oraz zbiory legend.
Czasopismo to przestało się ukazywać w roku 1849.
Materiały do niniejszej publikacji zostały zebrane w 2001 roku w ramach
większej akcji przeglądu górnoślaskich gazet w celu wyłapania ciekawostek
i korespondencji z terenu obecnej gminy Woźniki. Przez dłuższy czas
znajdowały się w maszynopisie oraz w postaci pliku w moim komputerze,
a dostęp do nich miała jedynie wąska grupa ludzi. Obecnie, dzięki życzliwości
władz Gminy Woźniki, a szczególnie Pana Burmistrza Alojzego Cichowskiego,
efekty poszukiwań zostają udostępnione szerszemu gronu czytelników.
W niniejszej pracy oprócz wiadomości z okolicy Woźnik postanowiłem
również zamieścić wybrane artykuły Józefa Lompy, związanego swoją
działalnością i życiem z terenami naszej gminy.
Woźniki, sierpień 2011
Piotr Kalinowski
3
Rok 1848
Pierwszy artykuł pióra Józefa Lompy zamieszczono w Dzienniku
Górnośląskim w Nr 16, 17, 18 i 19.
Krótka historia górnictwa w okolicy Bytomia.
Podług Bandkiego (Dzieje Królestwa Polskiego Tom I str 354) "Kwitnęło
już w wieku trzynastym i górnictwo w Polsce, co widać z nadania krzyżaków dla
miasta Chełmna r 1233, gdzie ten warunek, aby złote gory
1
jak Szląsku,
a srebrne, jak w Freyburgu (w Saxonii) były urządzane, jeżeliby się jakie
otworzyły. A tak więc, chociaż szladu nie mamy, żeby w tedy w Olkuszu lub na
Tatrach (górach pomiędzy Śląskiem i Węgrami) jak w XVI wieku kruszce
kopano, jednak zroby i hałda pod Tarnowskiemi Górami znajdujące się
w Śląsku pobliskim dowodzą, że i tam było zdawna znane górnictwo. Pod Złotą
górą (Goldbergiem
2
) zaś wieś Kopacz zachowuje dotąd pamiątkę górników
polskich. Soli dostarczała Wieliczka od niepamiętnych czasów (Naruszewicz,
Historya Narodu Polskiego IV 262 i 282) a w górnym Śląsku są o kopalniach
ślady historyczne z wieku XIII, w dolnym Śląsku zaś jeszcze wyższéj
i niepamiętnéj zasięgają epoki. Są niektórzy, co ich do przedsłowiańskich
odnoszą czasów, co także być mogło.
Podług podań historycznych powstało miasto Goldberg w dwunastym
wieku przez osadników górniczych, szczególnie złoto wydobywających; roku
1201 było to miejsce w przywileju jego Złotem nazwane. Roku 1212 miało się
tam co tydzień 150 funtów złota wydobywać. W roku 1241 wynosiła liczba
górników tamtéjszych mających uczestnictwo w nieszczęśliwéj bitwie przeciw
Tatarom, inaczéj Mongutami
3
zwanych, na dobrem polu Wahlstt
4
pod Lignicą
600, którzy tam polegli a resztą do Azyi zaprowadzeni byli, tak że i w Syberyi
potómków ich górnictwem się trudniących znaleziono.
Pierwsza epoka górnictwa w Bytomiu.
Górnictwo miasta i okolicy Bytomia zaczęło się na końcu dwunastego
wieku i było nader żwawo w śrebrze i kruszczu ołowianym utrzymywane:
albowiem w r 1230 przyzałożeniu probostwa było miasto murem opasane
i nadano mu prawo niemieckie, czyli Magdeburskie.
Roku 1356 dostał się Bytom pod rząd Czeski. Przez tę zmianę stali się
obywatele majętnémi, budowali więc nowe domy i poprawiali stare. Wtedy to
żądali księża i od śrebra dziesięciny. Ponieważ już przeszło jeden rok
nabożeństwa nieodprawiali, że nawet i kościół zamkniony stał, opuściło wielu
górników Bytom, udających się na inne kwatery albo pola. Zajątrzyło to
mieszczaństwo przeciwko duchowieństwu, zaszło więc zapytanie: czyli
1
Kopalnie.
2
Złotoryja, miasto na Dolnym Śląsku.
3
Mongołowie
4
Wahlstatt
4
nabożeństwo jak dawniéj trzymane będzie? Gdy zaś odpowiedź dawna
nastąpiła: że jeżeli z ołowiu i śrebra, równie jak z urodzajów polnych, dziesiątek
dawany będzie, kościół natychmiast ma bydź otworzony. Oburzyło to Magistrat,
który górnikom nakazał, ażeby kościół otwarli i księży po dobroci lub gwałtem
do ich obowiązków skłonili. Gdy zaś to ani owo skutkować niechciało, uniósł się
gmin gniewem tak dalece, że dwóch księży w stawie świętéj Małgorzaty utopił.
To zdarzenie wzbudziło wielkie zgorszenie w cełéj gminie i niedługo też trwało,
że Papież Nuncyusza swego z Rzymu wysłał, który na panującego krajem
5
(niezawodnie książęcia pod zwierzchnictwem Czeskim) i na wszystkie
stowarzyszenia górnicze klątwę rzucił i kościoły cełéj okolicy pozamykał, co do
70 lat trwało. Od tego czasu podupadło górnictwo znacznie, ponieważ większa
część górników w inne się okolice przeniósła, do tego przyłączyły się ogniowe
pożary w mieście; kunszta konne były zaniedbane i częścią całkiem ustały.
Z przyczyny, że górnicy dla nabożeństwa daleko chodzić musieli, opuścili
miasto i górnictwo zgoła całe ustało, a co się jeszcze w tem względzie działo to
nieznacznym było, że ani żadnej wzmianki nie zasługuje, bo już wtedy niewiele
zysku przynosiło i w roku 1769 zupełnie ustało, zwłaszcza, że się górnicy
w okolice Tarnowic udali i tam górnictwo do wyższego stopnia podnieśli.
Kwatera (rewier) górnictwa Bytomskiego nieograniczała się tylko na samych
gruntach miejskich, lecz też do niéj jeszcze i inne kwatery należały: mianowicie:
Miechowice, Bobrek, Śrebrna góra i Szarlej, które już od roku 1288 wielce
słynęły, jako się to z przedstawienia na dniu 10 Października r 1548 wydaje,
opiewającego że w dawniejszych czasach góry owe w ołów i śrebro znacznie
obfitowały.
Co do górnictwa na Górach Tarnowskich, wspomnieć tu należy, że kmieć
Rybka (bez wątpienia ze wsi Starych Tarnowic) r 1512 bryłę kruszczu wyorał
i odtąd się na Górach Tarnowskich górnicy osiedlali, budy, czyli domki małe
tam sobie obok świeżych szybów stawiając, poczém ta osada, z nikczemnych
i nieregularnie ustawionych chałupek, na miasto wyrosłszy, już r 1526 na
miasto wolne górnicze wyniesioną została.
Druga epoka górnictwa w wolnéj włości Bytomskiéj od roku 1521.
Upadek górnictwa Bytomskiego stał się powodem do ogłoszenia
ustanowionej wolności górniczéj przez książęcia Jana na Opolu i Margrabię
Brandenburskiego, w poniedziałek po czwartéj niedzieli wielkanocnéj r 1526,
ażeby ochotników do wydobywania kruszczów zachęcić i stan wyżywnienia
około Bytomia na wyższy szczebel podźwignąć, niemniéj téż i górników na
Suchej górze i Szarlej pracujących, w okolicę Gór Tarnowskich przynęcić, gdzie
się kruszec nie głęboko znajdował. Ponieważ już Jędrzéj Bestag z kilką
towarzystwami z Bytomia na Góry przeprowadził, przyjęto ich tam mile,
wszakże Bytom został wyludniony.
Bez wątpienia istniało już dawniéj górnictwo w okolicy Tarnowic, gdyż
tam 300 starych hałdów (czyli kup ziemi, z głębi przy wydobywaniu, albo
5
Konrad, książę oleśnicki.
5
poszukiwaniu kruszczów wybranéj) znaleziono, odkąd jednak swój początek
wzięło i kiedy ustało, o tem schodzi na piśmiennych i ustnych podaniach, sięga
więc do niepamiętnych czasów. Dlatego wywodzi się początek właściwego
górnictwa tutejszego od r 1528, w którym Jan, Książę Opolski, z Piotrem
Wrochem, dziedzicem owoczesnym wsi Tarnowic, na którego gruntach kruszcze
znaleziono, r 1528 pierwszą ustawę górniczą ułożył, mocą któréj sobie ze zysku
dziesiąte niecki ołowiu zabespieczył.
Po zgonie księcia Opolskiego otrzymał włość Bytomską w zastawie
Margrabia Jerzy na Brandenburgu. Nim jeszcze Margrabia posiadłość objął,
podejmował się już z największą starannością górnictwa, co list jego do
Leonarda de Gondorfa zaręcza, zalecający temuż, ażeby od r 1531 aż do 1532
więcéj górników zaciągnął i kunszla koło Gór (Tarnowskich) z kopalniami do
lepszego stanowiska przyprowadził. Wystawiono więc większe i lepsze machiny,
a to stósownie z wolą Pana, świętéj pamięci godnego, r 1532, płuczki i huty,
sprzedano także do Czech kilka tysięcy niecek ołowiu, śrebro w sobie mającego.
Gdy się obok górnictwa na Górach byt dobry podnosił, wystawił
Magistrat miejscowy r 1531 pierwszy kościół tamtejszy, z drzewa, którego tam
na ów czas jeszcze dostatkiem było, albowiem według podania ludu, na
przyciesi kościoła w Niemieckich Piekarach
6
(roku 1816 w ścianach i pod
sklepieniem za staraniem Przewielebnego Xiędza Jego Mości Pana Fiecka,
książęco - Biskupiego komissarza i Dziekana a oraz proboszcza miejscowego
z dobro wolnych ofiar nowo - wystawionéj wspaniałéj Świątyni, rozebranego
i wyniesionego) dęby tam miały być brane, gdzie po dziś dzień nowy rynek jest,
niegdyś wołowym targowiskiem zwany.
Tęgie prądy wód podziemnych hamowały czasem najlepsze usiłowania.
Roku 1537 powstało osobne kunsztowe towarzystwo, mające na celu za mierną
opłatą roboty podziemne od wód ochraniać, co jednak długiego bytu nie miało,
ponieważ się dla wód potężniejszych wydatki codzienne powiększały, tak że się
wiele towarzystw odłączyło.
Niemieckie Piekary wieś o pół mili od Bytomia, półtory od Gór Tarnowskich, na tysiąc kroków od rzéki Brynice,
oddzielającej Polskę - będącéj pod Panowaniem Rossyi - od Górnego Śląska, niegdyś do Polski należącego.
Miejsce to, a zwłaszcza nazwa jego pochodzi od niemieckich, z Saksonii przybyłych piekarzy, którzy się tu
osadzili i dla górników całéj okolicy chleb wypiekali. Podług pewnego piśmiennego podania wystawiono tu na
cześć Ś. Bartłomieja r 1303 kościół z drzewa świerkowego, a w nim ołtarz poboczny na cześć najświętszéj Panny
Maryi. Obraz w tem ołtarzu, przedstawiający Bogarodzicielkę z dzieciątkiem Jezus, był na tablicy z drzewa
lipowego, na dwa łokcie szerokiéj i blisko tak długiéj, malowany i był dla powabnego wdzięku jego od
pobożnych czcicieli pobłogosławionéj Królowéj nieba i ziemi często odwiedzany. Gdy zaś wielu z tychże, za
cudowną pomocą Boga, którzy przed tem obrazem do niego modły swoje wznosili i o przyczynienie się za nimi
do nipokalanéj Bogarodzicielki wzdychali, pomocy doznawali, był obraz do wielkiego ołtarza przeniesiony.
Ponieważ się w owych poruszonych czasach, tak nazwanej reformacyi - to jest poprawy - pobożni pielgrzymi
(pątnicy) do cudownego obrazu mnożyli, zaniósł owoczesny fararz miejscowy Jakób Boczkowski, do władzy
duchownéj prośbę ażeby publiczne nabożeństwo przed temże obrazem i uczczenie jego dozwolone i stwierdzone
było. Atoli władza duchowna uznała za rzecz do okoliczności czasowych stosowniejszą, żeby obraz raczej przed
oczyma ludu wiernego ukrytym i w zakrystyi zachowanym został. Stało się tak, ale lud wzdychał głośno i pragnął
oglądać święty obraz, który zaś na miejsce jego do wielkiego ołtarza wystawiono. (Przypisek Józefa Lompy)
6
Dziś Piekary Śląskie.
6
Nie odstraszyło ani niewstrzymało to Margrabie w jego stałych
zamiarach i niezmordowanych usiłowaniach, owszem dał on dla podniesienia
górnictwa r 1542 z Frankonii 100 koni sprowadzić, które kosztem jego kieraty
w ruchu utrzymywać musiały.
Ażeby utwór ten tem dzielniéj wspierać, ogłoszono r 1544 szczegółowy
porządek sztolni, a dwa lata poźniéj przybył sam Margrabia Jerzy na Góry
tarnowskie, dla uczynienia niektórych potrzebnych rozporządzeń. W roku 1556
zaczęto glejtę przedawać. Z drugiéj zaś strony zadał ciężki mór wielką klęskę
górnictwu, w którym to czasie wiele się górników rozbiégło.
Od początku górnictwa na Górach był rok 1559 najbardziej kwitnącym
dla niego, albowiem w biegu jego po wszystkich kwaterach 2528 nowych
szybów świdrowano, którego poszukiwania skutkiem najpomyślniejszym
uwieńczone zostały.
Roku 1561 przybył Margrabia powtórnie na Góry, gdzie miastu przywilej
względem miejskiéj pieczęci udzielił.
W Roku 1563 wyrobiono Sztolnię Ś. Jakóba isztolnię Krakowską, aby się
obejść całe bez kieratów (to jest machin wyciągających wodę z kopalni) coraz
bardziéj słabniejących. Ponieważ w górnictwie niespodziane wypadki często się
zdarzają, więc też i Góry Tarnowskie takowych odmian po kilka razy doznały.
Dnia 2 Lutego r 1565 uczynił rząd tarnowski doniesienie, że sprzedawanie
śrebra w państwie Cesarsko - niemieckiem (Austrayackiem) zakazano, dla czego
handel ustał. Wszedł więc książę w ugodę i szło zaś wszystko dawnym szykiem.
Zadawały jednak jeszcze w tem czasie wody podziemne wiele trudności,
a 17 Czerwca 1573 zapadnął kierot przy sztolni Ś. Jakóba z ludźmi i koniami,
dzień zaś następujący po tak smutnym zdarzeniu był nader pocieszającym,
albowiem po dziesięcioletniéj pracy w sztolni na pokład kruszczowy trafiono.
Odtąd pracowano wciąż zwiększą wytrwałością, do czego sztolnia
w dobytkowaniu kruszczów nadzwyczajnie dopomagała. Niepotrzebna już wtedy
było tyle koni, których do 700 utrzymywano.
Aż do schyłku 16 wieku udawały się roboty tutejsze dość pomyślnie, lecz
roku 1593 musiała być sztolnia Ś. Jakóba na 40 sążni odkrytą, z przyczyny, że
w górach pływających dalsze postępy niepodobnemi się stały, a mimo tego
potrzeba jeszcze na kilku miejscach utrzymywania kilku set koni wymagała, dla
czego téż towarzystwa związkowe: Wrocławskie i Krakowskie odstąpiły.
W roku 1608 był Margrabia ostatni raz w Górach Tarnowskich. W roku
1784 było jeszcze kilka dosyć żyznych szybów, należących hrabiom Tormonent
i hrabi Henkel z Donnersmark na Świeklinie (czyli Naidek) również i hrabiemu
Sóbkowi na Koszęcinie, z których ostatni dwór świetny a nawet i teatr tamże
utrzymywał.
Trzecia epoka górnictwa w wolnéj włości Bytomskiéj od r 1755 aż do 1779
Od siedmiu lat było już górnictwo całe zaniedbane aże r 1762
mieszczanin Górski, nazwiskiem Jakób Kremski, dając studnię kopać, w niéj
kruszcze znalazł. To zdarzenie skłoniło owoczesnego poborcę powiatowego
7
Szolca, do ustanowienia związku, czyli towarzystwa w celu wskrzeszenia
górnictwa. Uczynił on sprawozdanie do kamory królewskiéj na dnia 26 Czerwca
r 1762 prosząc o paszporty dla górników z Saxonii i o zniżenie dziesięciu
kruszczowych.
Paszporty były udzielone, a zamiast zwolnienia dziesięcin, była wszelka
pomoc przyrzeczona. Nieomieszkał rząd królewski wtem względzie usilnych
swych starań dokładać, i onych zasiłkami pieniężnemi wspierać. W Sierpniu
r 1764 przywieziono podwodami (forszpanem) siedmiu obcych górników
z Naumburgu nad Bobrem na Góry Tarnowskie i rozpoczęto pod zarządem
mistrza górniczego, w służbie hrabi Henkla stojącego, nazwiskiem Leszera.
Podług raportu z dnia 14 Listopada tegóż roku, zdołały dwie pompy wody
dostatecznie hamować i prace podziemne ułatwić. Zawiązało się wtedy 33 osób
do Gewerku (społeczeństwa - czyli stowarzyszenia) po 18 talarów, czyli razem
594 talarow na opędzenie wydatków ofiarujących. Mistrz górniczy chciał kunszt
konny wystawić, wzłaszcza że się wody silnie wzbierały, na co jednak członki
towarzystwa nie zezwoliły.
Przyszło więc do tego, ze podług raportu Magistratu na Górach
Tarnowskich z dnia 4 Czerwca 1765, górnictwo tamtejsze zupełnie ustało bo
wód podziemnych zatrzymać nie można było. Towarzystwo górnicze utraciło na
ten sposób w krótkim czasie blisko tysiąc talarów. Ostatnią próbę uczynił
Nadsztygar (Nadwstępnik) Beniamin Szolla, który towarzystwo na sztolnię
głęboką w bliskości wsi Tarnowic ustanowił, atoli ledwie co się robota zaczęła,
pokłóciwszy się z pewnym człowiekiem, którego zabił, musiał uciekać i tak
sztolnia opuszczona została.
Czwarta epoka górnictwa w państwie Bytomskiem.
Zaczyna się od r 1783 pod rządem Pruskim. Za szczególnym staraniem
Ministra de Geinitz, i przez 50 górników otwarty został szyb iminiem Rudolfiny
dnia 16 Lipca 1784, gdzie znowu po pierwszy raz ołów znaleziono. Zdarzenie to
było tak radosnem nie tylko dla górników lecz i dla obywateli miasta, że
corocznie w pierwszą niedzielę po temże dniu w kościele farnym na Górach,
uroczyście obchodzone bywa. Na oznaczenie tego szybu wysypano tam hałdę,
czyli pomnik z ziemi, z chodnikiem ślimakowatym, 36 stóp wysokim.
Obecnie należą pod administracyą królewską: 1. Góra Fryderyka,
obejmująca kwatery Suchej Góry i Bobrownik w ołów żyzna, a w tłuczkach
i płuczkach jéj do dwudziestu siedm cetnarów kruszczu wszelkiego gatunku
dostarczająca. 2. Śrebrnica, o trzy ćwierci mili od Gór Tarnowskich oddalona,
gdzie średnią wagą biorąc rocznie do 1000 - a czasem do 1400 grzywien śrebra
dobrego i 7 aż do 8 tysięcy cetnarów ołowiu i 6 aż do 8 cetnarów glejty
wyrabiają.
W bliskości Gór Tarnowskich znajduje się przeszło 36 cynkowni. W roku
1810 ciągniono z 78 szybów górno - śląskich węgle kamienne. Wartośćrudy
żelaznéj na sprzedaż idącéj wynosi rocznie w okolicy Gór Tarnowskich do
czterdziestu tysięcy talarów. Chociaż bowiem i na innych miejscach górno -
8
śląskich ruda się znajduje, zwykle kamienką zwana, atoli nie jest już tak
wyśmienitą jako ruda Górska. Z pierwszéj byłoby żelazo bardzo kruche. Takowa
kamionka musi być koniecznie z rudą Górską mieszana. Kopalnie kamieonki są
w Nagodowicach i przy Maciejowie pomiędzy Kluzborkiem i Byczyną; na
gruntach włości Sternalic i Bodzanowic w powiecie Oleskim, w Kochanowicach
i w Boronowie, w powiecie Lublinieckim i w innych miejscach.
W wszystkich miejscach obwodu urzędu górniczego Górnośląskiego
oprócz kopalni na rudę i hut cynkowych było roku 1840 5985 górników
i hutników, tak że się z ich familiami 16187 ludzi bezpośrednio z górnictwa,
zwłaszcza zyskiem z góry fryderyka wynikającego żywiło, nie licząc do nich
jeszcze sztukmistrzów, rzemieślników i furmanów. Z kassy głównéj
stowarzyszenia górniczego, po niemiecku knappschafts - kasse, pobierało
emeryturę, albo dożywotnią pensyą 190 górników i hutników, 534 wdów
górniczych i hutniczych. 741 dzieci obojéj płci, aż do 14 stego roku, ogółem
1474 osób. Pieczołowitość taka o potrzebujących pomocy, jest nader chwalebną
i zasadą wiary chrześciańskiej odpowiadającą, przeto też każdy robotnik
powinien chętnie mały datek ze zarobku swojego odkładać, który się jemu
w starości i dla członków familii jego najlepszym plonem opłaca.
W Polsce było już r 1671 uchalenie przez górników składki po groszu od
złotego z zarobku ich nieszczęśliwe wypadki i wsparcie wdów i sierot,
potwierdzone. To i ustanowienie kappschft kasse Śląskiéj dowodzi dostatecznie
o przezorności dawnych i teraźniejszych górników i jest zaiste pięknym
zabytkiem dobromyślnych urządzeń owych wieków i przodków naszych.
Oprócz nadmienionéj pensyi miała młodzież górników i hutników, do
nauki szkolnéj należąca, w liczbie 2115 bezpłatną naukę w szkołach
początkowych a przytem i materyały ku temu potrzebne. Chociaż więc
w Bytomiu i jego okolicy, w czasach teraźniejszych śrebrnych kolebek ani
podnóżków nie leją, ani ich w używaniu nie mają, nie schodzi przecież nikomu
na sposobności do zarobku i użytkowania z plonu, jaki w tych okolicach
górnictwo wydaje, a zwłaszcza dla owych, którzy sił swoich do pracy chętnie
przykładać zwykli, albowiem im pracowitość, mierność i pobożność, za złote
góry obstoją.
J. Lompa
W Nr 18 zamieszczono korespondencję Józefa Lompy w sprawie
działalności Dziennika Górnośląskiego.
Redekcya Dziennika Górnośląskiego odebrała list, od jednego ze
szanownych nauczycieli téj prowincyi. Będąc upoważnioną do ogłoszenia go
drukiem, udziela takowy szanownéj publiczności. Brzmi on jak następuje.
Szanowny Redaktorze!
Najprzód zasyłam dzięki za nadesłanie mi Dziennika Górno - śląskiego.
Ciesząc się niewymownie że choć to jedyne pismo polskie w Śląsku wychodzi,
9
życzę mu jak najpomyślniejszego powodzenia. Jest ono bardziéj niż potrzebne
w prowincyi naszéj, dla tego użyteczności jego dowodzić byłoby zbyteczném.
Więcéj zatem zwracam moje uwagi co do samego pisma, a zanim będę miał
sposobność osobistego poznania się z Szanownym Redaktorem, co wkrótce
nastąpi, udzielam kilka moich uwag, które chciéj przyjąć Szanowny Redaktorze
jak od ziomka szczerze pragnącego oświaty naszego ludu.
Najprzód uważam potrzebę większej ilości objaśnień podobnych jak na str
16 "Lazaroni" ażeby pismo to ile możności uczynić wyrozumiałem włościanom
naszym. Lud nasz musimy obznajomić z rzeczami dotychczas mu nieznajomymi,
on dotąd tylko o kartoflach, rudzie itp. gwarzyć potrafił, nawet tego z trudnością
się dorozumie co znaczy "zawieszenie broni". Chcąc pismo to uczynić
rzeczywiście użytecznem ludowi naszemu, musimy mu pokarm drobić, aby go
łatwiéj strawić zdołał.
Język w dzienniku uznaje za czysto polski terażniéjszy, wypada nam
jednak do niejakiego czasu mieć wzgląd na wyrazy górno - śląskie, chociaż
prowincyonalizmów unikać powinniśmy. W nawiasach więc należałoby wyrazy
z obcego języka wzięte, a nawet i swojskie, ilekroć obawa wskaże, że mowy
dzisiejéj Ślązak nie zrozumi. Nadewszystko używać należy wyrazów polski
żródłosłów mających, bo takie wyrazy chociaż nowe, zastanowiwszy się łatwo
zrozumieć będzie można.
Przypominaj panie ziomkom Twoim i moim że będąc Prusakami, są
zarazem Polakami i Słowianami, że powinni się obznajomić z literaturą narodu,
którego cząstkę stanowią, że powinni kształcić i gładzić swój język macierzysty.
Dla tego trzeba w dzienniku podawać wiadomości historyczne Śląska, o jego
przeszłości i teraźniejszości, wszakże ludzie nasi (niemieckich dzieł w tym
rodzaju pisanych nie biorę tu na uwagę) nie mają wiadomości o życiu swych
przodków. Trzeba im więc wystawić takie dzieje, bo dotąd nie mogą powiedzieć
ze wspaniałym naszym poetą Arcybiskupem i Prymasem Polski Woroniczem
"Nieogarniony światem ojców naszych Boże!".
Niech więc Ślązak narodowość swą lubiący pozna ojców swoich, ich
czyny, ich obyczaje. Niech mu je dziennik nasz opowiada, niech się on stawi
jako nieprzytomny
7
przez czas długi w swoim kraju. Powróciwszy do rodzinnéj
ziemi (na mocy wolności druku) niech pielgrzymuje po całym śląsku i opowiada
ludowi jego co tylko wie o nim, nieopuszczając wiadomości o niegdyś wielkiéj
i sławnéj, a dziś tak nieszczęśliwéj Polsce, która jest matką Śląska. Wszystko co
tylko wie niech po prostu i rozumnie wypowie o téj polsce, cząstce wielkiego
Sławian plemieniai o Śląsku cząstce téj cząstki, np. jak i kiedy religia
chrześciańska dostała się do Śląska, jaki był rząd, miasta które i dlaczego
zniemczały, klasztory, wsie, dwory, gospodarstwo, przemysł, zwyczaje ludu,
piosnki itp. Niech nie zaniedba wykazania niegodziwości szrodków jakich
używano aby język polski zatracić a lud z jego narodowości wyzuć itd. Niech
ślązak wie że ojczyzna jego jest nie tylko ziemią na któréj się urodził, niech wie
7
Z czeskiego nepřitoměn - nieobecny.
10
że do tego należy cała wielka jéj przeszłość, że duchem jest złączony z kośćmi
i prochami pradziadów swoich, których wielkości i sława w spuściźnie mu się
dostały. Niech pozna tę spuściznę ten skarb nieoceniony, to piętno Bóstwa
w nim wyryte, a w tedy dumny z niéj pokocha swą ojczyznę tak gorącą miłością,
jak kocha syn prawy dobrą lecz nieszczęśliwą Matkę. Za pomocą Bożą ocucimy
się z długiego letargu naszego i do oświaty dążyć będziemy.
Niech Wszechmogący zleje na Pana wszelkie swe łaski, i pomaga Ci
w chwalebnym zamiarze, ażebyś wytrwał w cierpliwości, i pracował jak
najdłużéj dla dobra ludu naszego. Tego Ci z serca życzy i całemi siłami
dopomagać będzie Twój przyjaciel.
J. Lompa
W Nr 29 Dziennika zamieszczono apel Józefa Lompy w sprawie
utworzenia Towarzystwa Pracujących dla Ludu Górnośląskiego.
Bytom dnia 10 Września 48 r. Otrzymaliśmy właśnie wezwanie od
Nauczyciela Wnego Lompy, do przyjaciół piśmiennictwa polskiego dla ludu.
Spodziewamy się, że tak Krakowianie jak i Poznańczycy za miły obowiązek
poczytywać sobie będą przysłużyć się tak świętéj sprawie wskrzeszenia
odradzającéj się narodowości polkiéj w Szląsku naszym. I z pomocą swoją
niezawodnie stowarzyszeniu Nauczycieli naszych pośpieszą, upraszamy przytem
Redakcyj pism polskich aby o niniejszem wezwaniu wzmiankę uczyniły.
Wezwanie do przyjaciół literatury dla ludu.
Kiedy już na mocy najwyższego prawa z dnia 17 Marca rb mocne pęta
cenzury skruszone są - kiedy prassy drukarskie wolniejszego ruchu nabyły -
kiedy już redaktorowie pism czasowych, do ich wydawania dozwoleń
zwierzchności nie potrzebują, których poniekąd dopiąć trudno było, zwłaszcza
gdzie o to chodziło, aby lud po polsku mówiący pismami stosownymi w języku
ich ojczystym wynauczać i oświecać, albowiem tylko podług jednostajnéj zasady
postępowano, że wszystko na raz musi być zniemczone - toby już obecnie wielki
czas był, starać się o pokarm duchowy dla polskich współziomków naszych.
Nie wypada tu dopiero wywodzić potrzeby téjże staranności, albowiem się
każdy prawdziwy przyjaciel ludu przekona, że jest obowiązkiem każdego dbać
o to ażeby lud nasz w tem względzie zaniedbały, wydźwignionym był. Już to
przed czterma laty pewien katolicki pasterz duchowny, który się z miłości ku
ziomkom swoim, mowy polskiéj nauczył, wynurzył swe życzenia w rozprawie
wybornéj w téj mierze, w szląskim tygodniku kościelnym.
Według jego zupełnie zdrowego zdania jest: Dostarczenie i rozmnożenie
pożytecznych, religijnych książek najsilniejszym i najskuteczniejszym środkiem
do podniesienia i polepszenia naszych biednych, tak długo nie poznanych
a jednak dla oświaty zdolnych polskich ślązaków, do czego jednak pospólnéj
działalności potrzeba.
11
Szlachetny autor téjże rozprawy wołał oraz do swoich kolegów: "Kto
z nich owieczki swoje prawdziwie kocha i od Boga średnio uposażony jest, niech
się zgłosi, czyli zgromadzenie ku temu końcu utworzyć dopomagać chce".
Wydawała się, że ich się wiele połączy, ażeby tak piękne i pożyteczne
towarzystwo, atoli! głos tak dobrze zamierzający, był głosem wołającego na
puszczy. Czyliż rzeczywiście w naszéj prowincyi na przyjaciołach ludu schodzi?
Żadną miarą, owszem mamy wielu czcigodnych mężów, dobrze wiedzących,
czego ludowi potrzeba: dążących, aby go w ukształcaniu ducha wesprzeć,
onemu chęci i smaku do czytania pism dobrych podać, osobliwie w godzinach
wolnych świętalnych; muszą oni jednak, skoro sami pojedynczo zostają, tak
mało pomocy doznawając, w usiłowaniach swoich osłabnąć.
Jakże się tak ważny projekt do życia wzbudzi?
Podług mojego widzimisię nie inaczéj, jak tylko przez należycie
ustanowione towarzystwo Autorów pism polskich dla ludu w państwie Pruskiém.
Grono to musiało by się składać:
1. z rzeczywistych pracujących członków,
2. z członków honorowych.
Zysk z każdego dla ludu z grona wychodzących pisma byłby majątkiem
pospólnym grona i trwałym zapasem na jego literackie przedsiebiercze wydatki.
Pozwalam sobie zarazem i tą propozycyą:
Ktokolwiek do kassy tego towarzystwa roczny datek dla poparcia tak
dobréj sprawy złoży, będzie członkiem honorowym i odbierze w miarę swéj
ofiary bezpłatne egzemplarze pism przez towarzystwo wydanych.
Do grona mogą też należeć dobroczyńcy którzy na zapomożnie kassy
w tém celu ofiary uczynią ażeby pisma dobre ludziom ubogim bezpłatnie
rozdawać.
Reszta mianowicie kto ma być prezesem, kassyerem itd. towarzystwo
musiałoby się w Bytomiu lub na górach Tarnowskich ściśléj umówić i przez
statuta ustanowić.
Ci co siły swoje chcą ku temu końcu poświęcać, nie upatrując na korzyść
znaczną dla siebie, niechaj zdania swoje do szanownéj Redakcyi czasopisma
Dziennika górno - lśąskiego, na ręce pana Mierowskiego, lub do nauczyciela
P. Smółki w Bytomiu, i do niżéj podpisanego w liście opłaconym nadesłać
zechcą.
J. Lompa. nauczyciel elementarny w Lubszy, powiecie Lublinieckim.
Pierwszą odpowiedź na apel Lompy zamieszczono już w Nr 31.
(Nadesłano)
Z zadowoleniem czytaliśmy w Nrze 29tym Dzinnika Górno - śląskiego
wezwanie szanownego p. nauczyciela Lompy do utworzenia towarzystwa
Autorów pism polskich dla ludu w państwie Pruskiém. Pan Lompa który tak
wiele już przysłużył się polskim Górnoślązakom, który w czasie ogólnego
12
zamilczenia jedyny sam przemawiał w ojczystym języku do swoich rodaków
i troszczył się o wypracowanie polskich dziełek różnego rodzaju dla swoich
krajowców, podniósł i właśnie najważniejsze pierwsze słowo do publiczności.
Poznawszy w przeciągu wielu lat tysiączne trudności na drodze dążeń swoich,
P. Lompa słusznie ma że ztowarzyszenie równoczujących mężów jest jedynym
możebnym sposebom dogodniejszego dziłania. Nie zgadzamy się przecież
całkowicie z propozycyami P. Lompy co do ustanowienia mniemanego
ztowarzyszenia. Imię "towarzystwo autorów" nie dosyć jest dogodne
i odpowiadające potrzebie, żądamy my, ażeby postanowić sobie cel większego
okręgu, i mimo piśmiennictwa dla ludu wszelkie środki wpierać do
podzwignienia oświaty ziomków naszych szczególniéj Polaków górnośląskich.
Proponujemy więc ustanowienie Towarzystwa ojczystego dla oświaty ludu.
W tym razie nie będzie także potrzebna, rozdzielać członków na pracujących
i chonorowych; co pozbawi nas i partykularnéj i wszelkiego położenia
przykrego, żeby w naszym Górnośląku mało znalazło się członków pracujących,
każden pracować będzie podług zdolności, tén piśmiennie ów słowem, ten
piórem, ów przykładem, a że żaden nie będzie opieszałym, za to nam stoi miłość
do dobra ogólnego ludzkości, którą związek nasz utrzymywać będzie.
Wreszcie wspólnego jesteśmy z Panem Lompą zdania, ażeby
zgromadzenie w tym celu uczynione zewnętrznie uformowało się i uchwaliło
swoje zasady.
O dalsze umowy w tym zamiarze upraszamy. I szanownych Księży
Dobrodzei do Towarzystwa zapraszamy.
J.
Wydawcy Dziennika spodziewają się że niemasz powodu dowodzenia
potrzeby zawiązania się podobnego towarzystwa. I czyli ono pismem lub też
słowem lub inną sprawą ludowi oświatę przynosić będzie, zawsze z szczerą
radością powitamy go, jako pierwsze na ziemi naszéj. Utrzymanie narodowości
naszéj - pielęgnowanie ojczystéj mowy - oświecanie ludu - to pierwsze
a największe obowiązki nasz, a osobliwie każdego Księdza i Nauczyciela.
Dopiero kilku zgłosiło się z chęcią należenia do Towarzystwa, spodziewamy się
więc że niezadługo zgłosi się i więcéj, i Towarzystwo urządzić się będzie mogło.
Każdego do Towarzystwa przybywającego tak imię jako i wielość złożonéj
składki w Dzienniku do wiadomości podamy - gdyż dobrzeby było aby Dziennik
zostawał pod kierunkiem Towarzystwa i był jego organem i własnością.
W Nr 38 zamieszczono już pierwszą odezwę Towarzystwa.
Uwiadomienie od Towarzystwa pracujących dla ludu górno - śląskiego.
Gdy do zaprojektowanego w Nrze 29 naszego pisma Towarzystwa,
zgłosiło się kilka miejscowych i zagranicznych przyjaciół ludu - przeto Redekcya
Dziennika w imieniu tegóż Towarzystwa oświadcza: iż zgłaszający się do
Towarzystwa winien się piśmiennie zadeklarować: jak często będzie składał
wypracowane przez siebie pismo dla ludu, i jaką ilość pieniężną tytułem składki
13
równie ratami nadesłać będzie (najmniéj 1 Talar na rok). Wtedy więc gdy
wypracowania i pierwsza rata składek złożoną będzie Członkowie miejscowi
zbiorą się w mieście Bytomiu i ustanowiwszy sobie statuta, orzeką które pisma
do druku za zebraną składkę, przeznaczone być mają. Upraszamy więc aby
deklaracye te najdaléj do dnia 1go Listopada 6 na ręce nasze przysłane być
mogły, a wtedy dzień zbioru jakoteż imiona członków, treść złożonych
rękopismów i ilość składek ogłosimy. Spodziewamy się że przyjaciela Ludu tak
Ślązacy jak równie poznańscy, Starych Prus i Krakowscy wpierać nas nie
omieszkają i do Towarzystwa przystąpią.
Bytom d. 13 Października 1848 r.
Redakcya Dz. Gór. Szl.
W Nr 39 i 40 zamieszczono legendę o Górze Grojec pod Lubszą.
Powieści gminne szląskie.
W Regencyi Opolskiéj, w powiecie Lublinieckim w bliskości wsi Lubszy
(Lubschau), wśród dolin powalnie wznosi się góra kręglowatéj postaci zwana
Grojec - wysokość jéj dochodzi 1187 stóp paryskich - a gdy rynek w pobliskiem
miasteczku Woznikach (Woischnik) wznosi się 1043 ztóp nad posiom - góry
Tarnowskiemi zwane 1005 a więc góra Grojec niższą jest tylko od Chełmu
(Ś. Anny) którego wysokość 1200 stóp przenosi. Nazwa téj góry Grojec,
pochodzi od sławiańskiego miana: gród, grodec, hrad, co znaczy miejsce
warowne, (burg). Widok z téj góry jest nader dalekim, a piękniéjszego w całéj
okolicy nie znajdzie. Tém milszym jest on dla mieszkańca dolin szląskich, gdy
rzadko może się cieszyć podobnie obszernym widokiem, jakiego z wierzchołka
téj góry używać może. Podkładem góry jest kamień wapienny - powierzchnia
miéjscami naga a miejscami zarosła drzewem. Nawierzchołku nie da się znaleść
żadnych śladów ni szczątków budowli lub warownego któréj podanie wspomina
- można tylko dostrzedz małe wydrążenie, które jest zapewne szczątkiem studni
które jeszcze przed czterdziestu laty
8
istnieć tu miała. Stań na wierzchołku téj
góry, a dziwne uczucie wielkości Boga, o władnie twą duszą. Kilkanaście mil
wokół, gdyby na dłoni ukaże ci się przed oczy. Najpierw uderzą cię wspaniałe
wierze Jasnogórskiego klasztoru, sławnego w dziejach Polski przybytku Maryi -
daléj stérczą ruiny zamku Olsztyńskiego sławne bohaterstwem i męstwem
Karlińskiego, który tych murów z dziwną odwagą bronił przed nieprzyjacielem -
to znów wyżyny pięknych okolic pagórku Łyściec i Żarek szerokó aż po Pilicą
oczy twe powiodą. To znów uderzą się dymy hutów i cynkowni - wieżyce
kościołów Wożnika, Żyglina, Gór Tarnowskich, Lubia, Piekar i Lublińca.
U spodu góry Grojca, w cieniu lip rozłożystych stoi murowana kapliczka
Ś. Krzyża
9
, podanie o przeszłości i dziejach tych miejsc, tkwi w ustach ludu, jako
8
Około roku 1805.
9
Kaplica ta została rozebrana w latach trzydziestych XX wieku. Obecnie na miejscu tym stoi znacznie
skromniejsza kapliczka.
14
wspomnienie minionéj świetności ojczyzny naszéj. Kiedy około 1241 r Tatarzy,
gdyby brzemienna nieszczęściem spadli na ziemię naszą, pożogą i mordem
naznaczyli miejsca swego przechodu, wtedy stał na Grojcu okazały gród
warowny, a gdzie dziś wieś Psary, znaczne wznosiło się miasteczko. Gdyby
palcem kary bożéj dotknięte, upadły przed przybyciem Tatar upadły mury tych
grodów - a gdyby w drugiéj Jerozolimie kamień na kamieniu nie został.
Mieszkańcy, którym życie uratować się udało, podziemnym chodnikiem, czyli
gankiem uszli do miejsca gdzie dziś przed miasteczkiem Woźnikiém stoi
świątyńka Ś. Walentego. Już w tém miejscu obronne miasteczko budować
poczęli, ale im się położenie bagnistem wydało, więc się daléj przewieźli i z tąd
się miasteczko Woźnikiem zwie. Więcéj też z grojskiego zamku było takich
podziemnych przechodów z tych jeden prowadził do wsi Psar drugi do zamku
w Lupszy który dopiero przed 40 laty rozburzono. Do dziś jeszcze można
oglądać zawalone szczątki tych ganków podziemnych.
Lud mówi tak o rodzinie rycerza, co posiadł grojecki zamek. Rycerz ten
miał córkę nadzwyczajnéj piękności. Była ona pieścidełkiem swych rodziców
którzy ją nader kochali - to tylko rodzicom nie było do smaku, i gniew ich na nią
ściągało iż nigdy namówić jéj niemogli, aby z nimi do kościoła udać się chciała.
Pewnego razu gdy ją tak matka do kościoła iść namawiała i prosiła; a ona jéj
woli powolną być niechciała, rozgniwana matka wyrzekła straszne słowa
przekleństwa i oddaliła się sama do kościoła. Córka uczuła boleść i skruchę, ale
powodem tego jéj nieposłuszeństwa, była gorąca miłość do ubogiego ale
walecznego i cnotliwego młodziana, z którym korzystając z nieobecności
rodziców zwykła się schadzać w kapliczce pod Psarami, gdzie się wzajemnie
pocieszając miłe chwile pędzili. I tą więc razą po odejściu rodziców na tę
tajemną schadzkę wybierać się poczęła. Aliści o okropności! Gdy wrócili
rodzice, zamiast zamku znaleźli gruzy zapadłe w głębinę góry. Niechcieli więc
stroskani rodzice budować się na nowo, na grobie swéj córki, ale na drugiéj
górze zbudowali zamek, który na pamiątkę nieszczęsnych lubowników Lubszą
się zwać począł. Podanie jeszcze dodaje że w miejscu zapadłego zamku duch
dziewicy unosi się o pół nocy - a ktoby górę Grojec od 11 do 1 godziny w nocy
obszedł na kolanach, ten owa dusze z czyśca wybawi. Inni prawią: że ów rycerz
miał trzy bardzo pracowite córy, które dla pracy opuszczały służbę bożą i do
kościoła niechodziły, a więc z bożego dopuszczenia zapadł się ów zamek.
Jakkolwiek więc prawda tkwi w owych podaniach, jednak to jako ojczyste
wspomnienia miłe nam być winny i na zachowanie ich piśmienne zasługują;
przeto za udzielenie nam tych szczegółów P.J. Lompie powinne dzięki składamy.
15
W Nr 42 zamieszczono pierwszą informację z Woźnik.
Woźnik (w górn. Szlązku) Mieszkańcy okolic tego miasta wysłali w tych
dniach petycyą na ręce X Szafranka
10
, z żądaniem narodowéj obok
podziękowanie temu kapłanowi za jego dotychczasowe postępowanie.
Nr 49 zamieścił wykaz książek podarowanych przez Józefa Lompę dla
nowoutworzonej czytelni polskiej w Bytomiu.
Dary Ob. Józefa Lompy Nauczyciela w Lubszy.
Pielgrzym w Lubopolu przez Józefa Lompę.
Pielgrzym w Dobromilu,
Zbiór wierszy, J. Lompy, zeszytów 4
Nabożeństwo do Ś. Jana Nepomucena,
Krótki rys historyi naturalnéj przez J. Lompę,
Nauka wysadzania drzew krajowych po drógach.
Od Nr 50 rozpoczęto zamieszczanie w Dzienniku Górnośląskim
zebranych przez Józefa Lompę legend. Legendy te były zamieszczane do czasu
zakończenia wydawania Dziennika.
Powieści Szlązkie.
W wsi Wielki kamień, powiecie wielko Strzeleckim, krąży jeszcze
pomiędzy ludem z ust do ust następująca powiastka o sroce i Ś. Jacku, którą tam
niemal każde dziecko opowiada. Jedengo dnia przechodził się święty Jacek,
trzymając otwarty brewiarz w ręku i modląc się. A oto upuściła nad nim
przelatująca sroka gnój swój na jedną kartę brewiarza. Gorliwością nabożną,
uniesiony pojrzał mąż święty za bezwstydną sroką i zaklął ją z całym jéj
rodzajem z okręgu Wilekiégo kamienia. Od tych czas nie mają sroki gniazd
swoich w bliskości Wielkiégo kamienia, ani tam długo nie bawią, lecz
wrzaskliwie przecz uciekają.
*
Cokolwiek podobnego powiadają też w Wieluniu, (które to miasto
z przyległościami dawniéj książętom Opolskiém należało) o Ś. Wojciechu.
Nadepnął on jednemu wężowi tamże na głowę, a natychmiast na jedną milę
w obwodzie miasta głowy odpadły i dotychczas weskałach okolicy Wielunia
w kłęby skążone i skamieniałe je znajdują. Powiada téż lud nasz o Ś. Wojciechu,
gdy mu żaby swem skrzeczeniem w modlitwie przeszkadzały, on im pyski tak
zamknął, że przed dniem Ś. Wojciecha rzekotać nie mogą. Jeśli się zaś przed
Ś. Wojciechem odezwią, to natomiast tyle dni po Ś. Wojciechu milczeć muszą,
10
Ksiądz Józef Szafranek (1804 - 1874), "czerwony farorz", proboszcz Bytomia od 1839, poseł na Sejm Pruski
od 1848.
*
Jacek ś. Był rodem z Wielkiego Kamienia z familii Odrowążów, powinowaty Iwona Biskupa Krakowskiego.
Oddał on ducha Bogu r 1257 a ciało jego spoczywa w kościele Dominikanów w Krakowie, ciało zaś brata jego
ś. Czesława, w kościele ś. Wojciecha w Wrocławiu. (Przypis J. Lompy).
16
o wiele się za wcześnie słyszeć dały. Ś. Wojciech wystawił sam kaplicę w Opolu
na tem pagórku gdzie naukę świętą opowiadał r. 984. Podróżując z tamtąd daléj
pieszo, przybył do Dobrodzienia i miał tam na tem miejscu kazanie, gdzie na
słupie posąg jego na przeciw studzienki stoi, która od niego początek swoj
wziąść miała.
Idąc daléj do Polski miał być w Lubszy i Radzionkowie. W okolicy
Dobrodzienia lud o nim to wspomnienie utrzymuje, że gdy tam przyszedł, na ten
czas właśnie kościołek na cześć Ś. Walentego stanowiono.
Dobrodzień zaś z tąd ma mieć swoje nazwisko. Pewna księżna daleką
podróż odbywając nigdzie miódku dostać nie mogła, tu jednak przybywszy, lubo
tu tylko wieś była, zaspokoiła swe pragnienie a nieumiejąc dobrze po polsku,
rzekła oświadczając zadowolenie swoje: dorbo dzień! I nadała miejscu prawo
miéjskie. W stronie północnéj za miastem jest pastwisko starem miastem zwane,
bo tam się dawne miasto zapadnąć miało.
O Ś. Jacku mówi tradycya, że on (lubo się to z wiekiem jego życia nie
zgadza, a przetóżby to inny kapłan tego imienia być musiał) że gdy Bytomianie
księży swych utopili, ogromne stado srok w wichrze przeleciało, które wielki
wrzask czyniły, z probostwa Ś Małgorzaty (na ów czas wodą zewsząd oblanego
i wysokim murem opasanego) widziano ogromną sowę, którą sroki góniły. Jacek
chciał właśnie mowę swoją rozpocząć, kiedy wrzaskliwe ptastwo nadleciało.
Rzekł on więc uroczyście do niego: "Uciekajcie na zawsze z téj okolicy!"
A w okoamgnieniu uleciały sroki z tamtąd i od téjże godziny około Bytomia srok
już nie widać. Odchodząc Jacek do Krakowa rozwiązał mu się sznurek jego
koronki różańcowéj nad zdrojem a paciorki rozleciały się po czerwonym piasku
i znim się pomieszały że ich z trudem było pozbierać. "Rośniéjcież" rzekł mąż
Ś dopoki zdrój ten sączeć będzie! A od tego czasu znajdują tam kamienne
paciorki, wielkości ziarna grochowego i mające postać młyńskiego kamienia,
w pośrodku z dzióreczkami.
Wieś Wieszowa, w powiecie Bytomskim, ztąd nazwę wziąść miała, że się
tam w bliskości szubienica znajdowała. To samo mówią o Ścinawie, miasteczku
w powiecie Prudnickiem, ponieważ tam ludzi na śmierć skazanych ścinali.
W Wieszowéj miał chłop mówić: "Pań drze chłopa jako szkopa, a pop pana jak
barana" i za to miał być powieszóny.
O Siewierzu, dawniéj do Szląska należącym, utrzymało się przysłowie:
"Kradnij i zabijaj, Siewierz, Koziegłowy mijaj" bo tam złodzieja i za jedną
główkę kapusty wieszano.
Niedaleko Wieszowéj, obok drógi z Gliwic na Góry Tarnowskie
prowadzącéj jest dolina kociełkowata. Miała tam być wieś Jędrzechowem
zwana, która się zapadła. Na miéjscu gdzie chrzcielnica w kościele stała, jest
źródło smacznéj wody. Pod ziemią słyszą tam jeszcze czasem brzmienie
dzwonów.
Niedaleko Ujazda stoj w polu drewniana kaplica, w której się za ółtarzem
studzienka znajduje. Lud powiada, że źrodło ma związek z studnią w kaplicy
17
przy kościele Ś Barbary pod jasną górą i puściwszy tam kaczkę, ona do téj
studzienki dopłynie. O źródle w Oleśnie niedaleko drógi do wsi Szywałd
podobnie lud gwarzy. W wsi Pawonków przy dródze z Lublinca do
Dobrodzienia miała bydź część dawnego kościoła świątnica od czasow
pogaństwa.
W Kielcy, po. Toszeckiem jest pagórek otoczony odwiecznemi dębami,
w którym się miał znajdować kościół ofiarny z czasów pogańskich.
Niedaleko wsi Sternalice, w powiecie Oleskim nad Prosną jest pagórek
zamczyskiem zwany. Roku 1822 znalazłem tam kilka urn (dzbanków w których
popioły spalonych umarłych ludzi w czasach pogańskich chowano) które do
zbioru starożytności Szląskich do Wrocławia odesłałem.
W wsi Gosławice, w bliskości Dobrodzienia jest także pagórek
zamczyskiem zwany.
Przy Sidłowicach w powiecie Brzegskim stał dąb w lesie Pastowym
dębem zwany, do którego książęta Brzegskie, dorocznie w lecie raz na łodzi
jeździli i tam ucztę sprawiali. Lud powiada, że ile razy książę miał umrzeć,
jedna gałęź na tem dębie usychała.
O Lubszy (pow. Lubliniecki) powiadają: Kiedy Kraków budowano,
jeżdżono do Lubsze po piwo. Za wsią jest pagórek, na przeciw góry Grojec,
kopcem zwany. Tam miał być kościół Lubszecki wystawiony, ale się drzewo tam
nawiezione, każdéj nocy (na półćwierci mili) do Lubsze stacowało, gdzie teraźni
kościół stoi.
W czasie świąt podamy tu obchody w dawnych czasach o téj porze
odprawianę.
Nie wiele się już w tem względzie zachowało, co jednak w zabytkach
mamy, podobnieby jak powieści nasze gminne zbierać wypadało, ażeby to czem
się przodkowie nasi bawili, na potomne czasy w niepamięć nieposzło.
Nasamprzód udzilam gry, które już na schyłku przeszłego lub na początku
niniéjszego
11
wieku ustały.
W Oleśnie i wielu innych miejscach wystawiano w gody aże do gromnic
na Ołtarzach szopki Betleem zwane, jakie jeszcze dotąd w Wrocławiu w domach
prywatnych wystawiają, oneż za mierną opłatą dzieciom pokazując.
W nr 52 zamieszczono list Józefa Lompy skarżącego się na mieszkańców
Lubszy, że nie chcą wypełniać swoich powinności względem niego.
Na usilne żądanie interesowanego nauczyciela JL
12
z wsi L…
13
z powiatu
Lublinieckiego, podajemy tu jako uwiadomienie, nieniéjsze podanie. - Podług
najwyszego regulaminu dla szkół elementarnych katolickich pruskiego Szlązka
z dnia 18 Maja 1801r nauczyciel wiejski ma dostawać następującą roczną
11
XIX wiek.
12
Józef Lompa.
13
Lubsza
18
płacę: dobre pomięszkanie, ogród, kawałek roli, 1 do 9 sążni drzewa,
2 ordynaryi, 15 ćwiertni żyta, a na kuchenną strawę jęczmień, groch i proso, po
jednéj ćwiertni słomę, siano, dwie sztuki bydła a w reszcie 50 talarów rocznie
w gotowiźnie. We wyliczeniu téj płacy dodano że przynajmniéj, tyle co się
podało, ma być nauczycielowi dawano, tę jednak płacę wzięto za największą.
W powiecie Lublinieckim, gdzie już 30 rok mego nauczycielstwa zacząłem, gdy
w téj małej płacy nader niewiele wypada na każdego gospodarza, zdawałoby się
więc że biedny nauczyciel dobrą miarą i dobre ziarno dostaje, nie tak się jednak
dzieje, nauczyciel dostaje najlichsze, napoły zgnite zborze, a z mierzwą
zmieszane snopy słomy, zamiast grochu i prosa jęczmień. Paragraf 27 wyżéj
rzeczonego regulaminu przewiduje także, iż gdzie liczba dzieci w jednej wsi,
zdolnych do nauki przenosi 100 tam ma być nauczycielowi dodanym pomocnik.
Ja mam w mojéj szkole przeszło 150 dzieci, a pracuję sam, mimo długo - letniej
mozolnéj pracy w tym zawodzie i podeszłego spracowanego wieku. Gdy
teraźniéjszy na cześć zasługujący dzierżawca wsi L. akuratnie i uczciwie swą
część mi wypłaca, przykro mi więc i bolesno iż na włościan uskarżać się muszę,
że mi lichy poślad, gdyby żebrakowi, za mą gorliwą pracę oddają. Nie chcę ja
im za to złorzeczyć lub się do zwierzchności udawać, ale im przypominam słowa
Boże "Jaką wy miarą mierzycie, taką wam odmierzoną będzie" Wiedzcie, że
biedny nauczyciel po odtrąceniu z jego pensyi 4 talarów
14
i 5 czeskich
15
na
wdowy po nauczycielach i na inwalidów, dostaje tylko rocznie 45 talarów, na
czeladź, książki, przyodziwek, dla żony i dzieci, to więc wynosi o wiele mniéj
a niżeli płaca żołnierza pruskiego. Dawajcie więc przynajmniéj to co mu się dziś
należy, i coście za naukę waszych dzieci dawać powinni. Postępujcie tak jak
zacni gospodarze: W Sitek, Golasz A., Opiełka, Meizner, którzy mi oddają co
należy, bo inaczéj dla Was na wstyd, jako tym na chwałę, ogłoszę w tém piśmie
imiona wasze.
L… nauczyciel
O odwadze pewnego kowala z Lubszy doniesiono w Nr 54.
W powiecie Lublinieckim w wsi L.
16
Kowal nie chciał w sądzie inaczéj
mówić tylko po polsku.
"Panie sędzio, ja nieumiem po niemiecku czytać a proszę więc aby mi
posłali polskie pisma".
Sędzia pytał się aktuaryusza "was sagt er?" Aktuaryusz wytłumaczył
słowa kowala. Sędzia odpowiedział przez tłumacza "to być nie może".
"A to czemu?" pytał kowal smiele. "Bo ja po polsku nie umię"
odpowiedział przez aktuaryusza sędzia.
"Ale pan aktuaryusz umieją, to niech po polsku piszą" rzekł kowal, sędzia
zaś odrzekł "das geht nicht po polski".
14
Talar = 30 groszy = 360 fenigów
15
Tradycyjna nazwa grosza na Śląsku, wartości 12 fenigów. Po wprowadzeniu systemu markowego nazwa
monety 10 fenigowej. W systemie złotowym nazwa monety 10 groszowej.
16
Lubsza
19
jedna jaskółka nie zrobi lata, lecz gdyby się więcéj znalazło co by
naśladowali kowala, toby do nas po polsku pisać musieli.
J.L.
17
L…, dnia 29 Listp. 1848
Zachowanie jednego z nauczycieli powiatu lublinieckiego opisano
w Nr 59.
Z powiatu Lublinieckiego. W pewnej wsi w górnym Szlązku żyje
nauczyciel, już od swych rodziców zamożny. Żona jego otrzymała piękny posag.
Posiada on w tem gminie znaczne gospodarstwo. Mieszkańcy téjże wsi
otrzymują już drugi kwartał dziennika Górno - Szlązkiego. Ponieważ go wespół
płacą i kwotę jednego talara do wydatków pospólnych przyrachowali, gniewa
się o to wielce Pan nauczyciel i żąda: "aby mu jeden Czeski wrócono"!
17
Józef Lompa
20
Rok 1849
Pierwsza informacja zamieszczona w Nr 62 dotyczy wyborów do Sejmu
Pruskiego.
Jeśli Pan Lompa nauczyciel z Lubszy, nie będzie z naszego powiatu
wybranym za deputowanego
18
; to powiat Lubliniecki powinien mu dać to
zaufanie, gdyż ten mąż w ciągu trzydziestoletniego swego urzędowania
nauczycielskiego, okazał że idzie za dobrem ludu i jego narodowością, i z téj
drogi ani namową, ani przekupstwem nikt śprowadzić go niezdoła, - przeto Go
wam polecamy - jak równie przyjaciela narodowości, Pana Kosickiego
z Wielkich Wielkowic.
Ciąg dalszy "powieści śląskich" spisanych przez Józefa Lompę zaczęto
drukować od Nr 66.
Powieści gminne Szląskie.
Skoro Ksiądz na jutrzni gloria odśpiewał piskali chłopcy na rozmaitych
piszczałkach, co radość ptastwa z narodzenia Zbawiciela znaczyło. W Lubszy
(pow. Lublinieckim) był ten obyczaj. Po skończonéj jutrzni wychodził jeden
ministrant w Komży przed wielki Ołtarz, mówiący: "A ja mu dam plaster miodu,
niech to dziecię nieumrze z głodu". Uczynił potem żak kilka wesołych skoków,
wracał do zakrystyi. Wychodził zaś drugi i mówił: "A ja mu dam faskę masła.
Coby mu się gęba spasła". Wyszedł trzeci jako pastuszek w kożuchu z wełną do
góry, mówiący: "Kto ma kołacze, to niech je dusi. Bo kto ich nie ma, to głód
mrzeć musi". Czwarty w te zaś słowa przemawiał: " A bo jaci zaczek, wielki
zaczek. Ale w tym moim kożuszysku. Łazą mi wszy po brzuszysku!" Teraz
zaśpiewał kościelny za Ołtarzem: "Gloria! Gloria! Pastuszkowie, śpiewają nam
Aniołowie. Gloria, gloria na wysokości a ludziom pokój na niskości". Na
tabrnaklu stała mała drewniana kolebka, w któréj dzieciątko z drzewa wyrznięto
i krepą nakryte leżało. Kościelny pociągał za Ołtarzem ukryty powrózek i tak
w pierwsze święto gód podczas trzech Mszy kołysano, co ludowi wielką radość
sprawiało. Na górach Tarnowskich ustawiano obok obok kolebki i figurę
Ś Józefa, który dziecię kołysał, za czem kościelny za niego mówił: "Hu! Hu! Hu!
Hu!" W Niemodliniu także stary Józef przez naprawy kołysać musiał, przy czem
i głos słyszano: "Jakże ja mam dziecię kołysać, Kiej nie mogę palcami ruszać".
W innych kościołach stał Józef przy kolebce z dużą brodą a lud śpiewał: "Stary
Józef kołysze dzięciąteczko, Nynejże nynej, pacholąteczko". W Boronowie (pow.
Lublinieckim) wystawiono na jutrznią wpośród kościoła młodą jedlicę
i zawieszono na niéj orzechy, jabłka, pierniki etc. Odśpiewawszy Gloria
zatrząsnął ksiądz gałęzią i dzieci zbierały spadające cacka i pierniki. Ponieważ
18
Mieszkańcy powiatu lublinieckiego wybrali jako posła na Sejm Pruski innego mieszkańca Lubszy, Naczelnika
Urzędu Okręgowego w Lubszy, Sędziego Sądu Rozjemczego, Heinricha Schwarza.
21
podług mniemania ludu w nocy przed Świętem Bożego narodzenia, bydło
spółem ma rozmawiać, chciał się o tem pewien gospodarz przekonać. Udał się
więc do obory a położywszy się pod żłobem nadstawiał słucha swego, co będzie
bydło mówić. Wtem odezwał się jeden wół do drugiego: "Bracie! Ja mam takie
przeczucie, że my obydwaj w trzech dniach gospodarza naszego do grobu
zawieziemy!" Zlękł się ciekawy podsłuchiwacz tak bardzo, że przyszedłszy
zaledwie do izby i dygocąc po wszystkich członkach, na święcie zachorował
i woły na cmentarz po trzech dniach go zaprowadziły.
Niedaleko od wsi Pawłónków, w powiecie Lublinieckim, przy trakcie
Dobrodzieńskim leży jeszcze znaczna część nigdyś bardzo ogrómnego, lecz
przed trzydziestą
19
laty prochem przetarganego kamienia, o którym lud mówi, że
go tam diabeł upuścił. Diabeł lecący z tem kamieniem miał zostawić w Oleśnie
pychę, w Dobrodzieniu pieniądze a w Lublińcu rządy, z kąd téż miało wziąść
przysłowie początek: "Lubliniec, chleba koniec". Diabeł chciał kamieniem
zamek Olsztyński obok Częstochowy potrzaskać, usłyszawszy jednak piać
koguta, zmuszony był kamień porzucić i na swe legowisko uciekać.
Na górze Haszkar przy Fraiwalde (w Śląsku Austryjackim) jest kamień,
od ludu furmańskim kamieniem zwany. Lud tak o nim prawi. Zepsuło się na tem
miejscu coś furmanowi u jego woza. Aby wóz zastanowić, zdjął on z niego jeden
chléb i podłożył pod poślednie koło. Natychamiast furman, konie, chléb i wóz,
słowem wszystko w kamień się obróciło, co jeszcze do dziś dnia widzieć można.
Lud Śląski wielce sobie chléb poważa. Jeżeli komu odrobina (okruszyna) chleba
upadnie, należy jéj tak długo szukać, aż z oka krwawa łza padnie. Znajdujący
okraszynę chleba całuje ją i pożywa, albo ją, gdyby już nieczystą była, na ogień
kładzie.
W Radawiu (w pow. Oleskim) znajduje się w stawie część sklęsłego
pagórka, w podobieństwie mogiły, o którym się między ludem takie podanie
utrzymało. Pewna Pani poleciła swym domownikom, żeby ciało jéj po śmierci
na wóz położono, a zaprzągłszy przeder parę wołów, wolny im pochód dano,
tam zaś ciało do spoczynku złożono, gdzie woły staną. Woły poszły aż napośród
stawu, tam więc trumnę spuszczono i nad nią na pamiątkę mogiłę usypano.
O pół mili od Radawia leży wieś Zakrzów, w powiecie Oleskim, gdzie
mieszkańcy wielki niedostatek wody cierpią. Przyczyną tego miało być
następujące zdarzenie. Jedna sąsiadka chodziła zawsze do podwórza drugiéj po
wodę czego taze cierpieć nie chciała. Pierwsza rzekła jednego razu w złości:
"Bodajżeby się wszystkie źródła w całéj wsi straciły i na cmentarz
przeprowadziły, ażeby ty zazdrośna sąsiadko po śmierci w wodzie gnić
musiała!" Stało się tak natychmiast. Cmentarz jest na wzgórzu piaszczystym za
wsią. We wsi niemasz wody, tam zaś groby aż do wierzchu wodą zalane bywają.
W części starszego ratusza w Opolu, a zwłaszcza w stęchłym sklepie
20
gdzie od pożaru ogniowego, nie zaś od zbutwienia zachowane są, znajduje się
19
Około 1820 roku.
20
Z czeskiego sklep = piwnica.
22
wiele przywilejów i pism, które przesąd nieużytecznemi uczynił. Jako wieść
niesie były te pisma w czasie ostatniego moru w r 1680 do tego sklepu
sprowadzone, także już zapowietrzone. Przesąd ten utrzymał się dotychczas,
zwłaszcza że w przeszłym wieku pewien miłośnik starożytności chcący kilka
dokumentów poszukać, chorobą zdjęty został, którą zaraz za chorobę morową
uznawano, odkąd też nikt się już do sklepu tego odważyć nie chce.
Kiedy r 1708 w Oleśnie 800 osób ofiarą morowego powietrza padło, że
już w całem mieście żywéj duszy niebyło i trupy niepogrzebane po domach
i ulicach leżały - za czem się jeszcze 100 mieskzńców po polach tułało -
widziano wtedy mór jako gęta mgła z miasta wychodzić - po czem dzwony
kościelne same dzwoniły i zbiegłych przed zarazą do miasta wołały.
Kościół Ś Trójcy przy Kosęcinie (w pow. Lublinieckim). Powodem do
wystawienia kościoła tego było, zatem że cząsto troje dziatek cudnéj urody,
jednakiego wzróstu w białem odzieniu chodzących widziano. Ślady stóp tych
dziatek nie dały się w piasku zagrzebać. Kościół drewniany stoi na miejscu
bagnistem, lubo miał być na pobliskiem pagórku budowany. Było tam juz
drzewo na wiezione, ale je rak niezwyczajnéj wielkości na dół pościągał.
O ćwierć mili ku północy od Oleśna stoi kościół Ś Anny. Obok Ołtarza
widzieć tu głowę snycerskiéj roboty - jelenia - na którego rogach mały kijek
i para kajdan żelaznych wisi. Były tu przed 400 laty wielkie lasy, zgoła pod
samo miasto się ciągnące. Jeleń gonił tu dziewczynę. Ona widząc śmierć za
sobą objęłą w strachu grubą sosnę. Jeleń chciał ją już wziąść na swe rogi.
Dziewczyna przestraszona zawołała: Święta Anno! Ratuj mię uciekającą pod
twoją obronę. Jeleń obrócił się natychmiast jakoby śmiertelnie raniony, wielkim
pędem nazad. Uklękła panienka pod sosną, chcąc Bogu i Ś Annie za tak
cudowną obronę najgorętsze swe dzięki złożyć. Wzdycha ona serdecznie
i pogląda do góry, a oto widzi na drzewie najśliczniejszem światłem oblaną
figurę Ś Anny z dzieciątkami Maryi i Jezusa - którego wizerunku tam przedtem
nikt jeszcze niewidział. Obraz ten zdobi ołtarz, albowiem na temże miejscu
najprzód kaplicę z drzewa wystawiono. Otóż na pamiątkę tego zdarzenia -
głowa jelenia. W Wojciechowie, wsi na ćwierć mili odległéj orzący chłopek na
polu, miał synka swego za poganiacza. Niekontent z jego niezgrabnéj posługi,
uderzył go rozgniewany Ojciec kijem w głowę. Chłpczyna natychmiast nieżywy
został. Ojciec przestraszony jednak w pomocy Ś Anny na sośnie zjawionéj
zawierzający, włożył martwego synaczka na wóz i pojechał z nim przed kaplicę,
modląc się gorąco do Boga i wzywając o przyczynienie się za nim do Ś Anny.
Ożył chłopiec, a oto na pamiątkę ta laska. Dwaj olescy wędrujący młodzianie
dostali się w niewole Turecką. Leżący w więzieniu mówili sobie: "Jutro będzie
u naszéj Ś Anny odpust. O gdybyśmy też to tam być mogli!" Zasnęli. Skoro sią
dniło, ocuciwszy się, byli pod kościołkiem Ś Anny. Mniemali z początku, że im
się marzy, widząc zaś obok siebie z nich opadłe kajdany, uznali cudowne swoje
uratowanie. Otóż kajdany na pamiątkę. Na jednym obrazie w jednéj kaplicy
tegoż za czasem rozprzestrzenionego kościoła klęczy mąż w ubiorze
23
starożytnym, obok niego stoi koń, z jednéj strony kościół Ś Anny, naprzeciw
widok Oleśna, jak wtedy wyglądało. Mąż ten wystawia osobę Oleskiego
mieszczanina, nazwiskiem Fojt. Tenże dostawszy się konno w obszerne bagno
i niemający już nadziei ratunku, modlił się i polecał pod opiekę Ś Anny i został
uratowany. Kiedy jeden z księży klasztornych w Oleśnie dał pięć kaplic, obok
sześciokątnéj przestrzeni przy tym kościele przystawić, wyznaczył dla cieśli
oprócz umówionéj miernéj pieniężny zapłaty, dla lepszéj ochoty do pracy
i beczkę piwa, zwłaszcza że ze ćwierć mili od miejsca tego wody do picia szukać
trzeba.
21
Robota niemal całe lato trwała a piwo zatem niekwaśniało i cieślom do
końca dostawało. Dziewczyna Oleska powracająca z Polskiego miasta Praszka,
przyszedłszy do pobliskiego gaju była od spotykającego się z nią konnego
żołnierza napastowana, chcącego ją z cnoty panieńskiéj pozbawić. Westchnęła
ona w wielkim strachu swoim do Ś Anny, a goniący ją żołnierz był ślepotą
uderzony i panna zabespieczona. Sosna na któréj się wyobrażenie Ś Anny
zjawiło stoi tam za ołtarzem, obita tarcicami. Pobożni patrzą jednak jakby
drzycy od bolenia zębów pomocnych nabyć.
O pół mili od Lublińca, na południe ku Wielkim Strzelcom, w lesie jest
pagórek, Dziewcza góra zwany, o którym wieść niesie, ze tam mieszkał Pan,
któremu poddani jego ciągle niby za haracz (trybut) 12 dziewic utrzymywać
musięli.
Tu i owdzie wskazuje jeszcze lud na zamki, gdzie Panowie niegdyś
przebywali, utrzymujący ten obyczaj, albo raczéj prawo, dostarczania trunków
na wesela za to. Pierwszą noc po ślubie spała młoda Panna w zamku dziedzica.
Szymyszów niedaleko wielkich Strzelec. Należące do wsi młyny są nad
rzeczką pod Rozniątowem się poczynającą położone. Rzeczka traci się o pół mili
za młynem dobrym w piasku, płynie półćwierci mili daléj pod gościncem
i wychodzi w trzech źródłach przy wsi Sucha. Z téj przyczyny aże nad zdrojém
zawsze zieleniejące się rośliny rosną, zdaje sięże w czasach pogaństwa zdrój tén
był za święty uważany, pobliski zaś las dąbowy, był może gajem świętym czyli
ofiarnym. Znaleziono tamże ślady murów, a przy Szymyszowie i Rozniątowie
żelazne końce włóczni, nożyce, półmiski z dziurami do przyczepienia, igły
z nieznajomego metalu (wszystkie w zbiorze starożytności w Wrocławiu
zachowane) jako też i szętki urnów r 1818 znalezione, które się co do masy
i rysunków całkowite i w ułamkach szczególnie odznaczają. Niektóre są z szkła
mleczno białego, inne z gliny glejtowane, inne z masy siwo - glinianéj
z głębokiemi krzyżującemi się rysami. Niektóre mają farbowaną powłokę, inne
są wapienne białe, niby fajans bez glejty, inne zaś mają na tle
zielonawofarbowanym białe rysunki. Srebrne monety tam znalezione posiadał
kupiec Skotta w Opolu.
Podobne nigdy zamarznieniu niepodpadające żródło, Kocim stokiem
zwane, znajduje się w parafii Lubszeckiéj w pow. Lublinieckim, w bliskości
21
Podobne praktyki stosowano również w Woźnikach. Na trunek przess cały rok przy praczach koscielnych -
1 złoty 15 grajcarów.
24
osady Pakały
22
nad granicą Polską, nader smaczną wodę wydawające. Powiada
lud: gdy chory téj wody zażąda, już nieozdrowieje.
Na przeciwko wioski Przełajka w Bytomskim pow. położonéj, stoi na
królewskiéj stronie na górze kościółek Ś Doroty. Móli lud że diabli tenże
kościółek zburzyć i pod urwiskami skał przenieść chcieli. Nosili oni tam
kamienie, wszakże im tego Aniół Boży bronił, a walcząc z niemi, kamienie
ogromne im powytracał. Kamienie te leżą w kierunku ku Siemianowicom i na
7 mil daléj rozrzucane i widać na nich jeszcze szpony szatańskie.
O karpatach tak lud Śląski powiada. Czarci mieli zamiar takowymi
położonemi groblami, jako te góry są, cały Śląsk opasać, a potem z jeziora na
tych górach, morskim okiem zwanego, cały Śląsk zatopić. Źli duchowie znosili
skały i w worach ziemię jednéj nocy, lecz gdy kur zapiał, a oni jeszcze roboty
swéj niedokonali, musieli zamiaru swego zaniechać i na przepaści uciekać.
W małym drewnianym kościółku w wsi Łomnice pow. Oleskim jest
w ołtarzu prześliczny obraz Panny Maryi, pocieszającą zwanéj, o którym wieść
tak opiewa: Pan dziedziczny Łomnice, a raczej jego sługa, znalazł w czasie
wojennym w pewnym kościele w Pradze, gdzie konie wojska stały, od kopyt
końskich zdeptany obraz. A on przyjąwszy go z należytą uczciwością, wystawił
kościółek, niby doczasowy, albowiem miał zamiar, za czasem wspaniałą
murowaną Świątynią wystawić, a opatrzywszy obraz kosztowną ramą, sprawił
i piękne dzwony. Po skończonéj wojnie szukano straconego obrazu przez
posłańców umyślnie w różne strony wyprawionych i wywiadowano się daleko
i szeroko gdzieby był. Przyszło też w tem celu i do Łomnice dwóch mężów na
wywiady, zostających tamże na noclegu. W karczmie na pościeli mówili po
czesku do siebie, niedomniewając się, żeby ich kto rozumiał. Pierwszy odezwał
się: "Trzebaby nam się i tu o tym obrazie popytywać". Odrzekł na to drugi: "Po
ca i na co? A dać żeśmy się już wszędzie pytali. Jakżeby się tu ten obraz do tak
nikczemnéj wsi dostał. Niezadawajmy sobie niepotrzebnego mozołu".
Odchodząc pytali się przecież odebrali, jednak niezadowolniącą odpowiedź,
i tak tam obraz pozostał.
O nadzwyczajnéj sile cielesnéj jednego z przodków hrabi Gaszynów na
Żyrowej pod górą Chełm w powiecie Wielko - strzeleckim, w przeszłym
stuleciu
23
zmarłego, wspomina w odległych okolicach lud bardzo wiele, np. był
on wstanie szynę żelaza człowiekowi o szyję, niby powróz owinąć, powóz
z czterema końmi w najspieszniejszym pojeździe za koło go chwytając
zatrzymać, na każdej wyciągniąnej ręce trębacza trąbiącego utrzymać, furę
z drzewem przez niską chałupkę przerzucić. W Wojciechowicach, o ćwierć mili
od Oleszna, dźwigano w folwarku jemu należącym stodołę, chcąc na rogach pod
przyciesie duże kamienie podłożyć. Nie chciało się to majstrowi ciesielskiemu
na żaden sposób udać. Hrabia Gaszyna udźwignął każdego rogu rękami i tak
długo trzymał, dopóki kamieni niepodłożono.
22
Pakuły.
23
XVIII wiek.
25
O głębokim dole, obok rzeczki Przyrwy, wpadającéj do Małéjpanwie,
państwie Woźnickim, Rosochoc zwanym, mówi lud, że jest bez dna, i że się
w nim różne potwory widzieć dają. Rosochoc utrzymywany bywa za Siedlisko
stałe topielca (utopka), który jednak ma i inne stawy nad Małąpanwią, aż do
Bruska odwiedzać. Powiada lud, że tam przez wieś Zielona przechodzi, gdzie go
nie którzy już jako chłopczyka w czerwonym ubiorze po rzecze przechodzić,
a nawet nad jéj brzegiem spać widzieli.
Lud Śląski, lubo históryą o Meluzynie pomiędzy nim ni jest
upowszechnioną, mówi kiedy wiatr świszczy: Meluzyna jęczy. Mówi też nasz lud
o Subeli (Sybili) siedzącéj w wieży Babilońskiéj która aże do sądnego dnia
koszulę szyć musi. A więcéj o niéj niewie powiedzieć.
O Rosochocu utrzymuje się pomiędzy ludem i zabobon (przywiarek), że
polewając tam z niego po trzykroć w wielki Piątek konie, one się narowistemi
stają.
Skoro przy zaludnieniu jednego Słowiańskiego miejsca nowéj osady
potrzeba było, zaprzągano do pługa jednego czarnego, a drugiego białego wołu
i wybrozdowano granice, co zagonem nazywano. Z tąd miało też powstać imię
miasta Zagań. Każda wieś miała swój gród (horodyszcze) miejsce warowne
w przypadku napaści niespodzianéj, także miejsce pogrzebowe, zgliszcze, gdzie
ciała umarłych palono. O zamku Najdek (dawniéj Świerlkin
24
zwanym) w pow.
Bytomskim powiada lud: że tam był zamek rozbójników, dla gęstych lasów
i wielkich bagien niemal cale niedostępny. Kiedy rozbójnicy z Łasowic, wsi
o milę ztamtąd odległéj, w karczmie przy muzyce dziewkę porwali i do zamku
swego uwiedli, odważyła się ona jednego razu w ich niebytności do ucieczki,
a rzucając groch za sobą, tak sobie ślad oznaczyła, poczem wojsko w tę stronę
uderzyło, a że dotąd nikomu nieznajomy zamek znalazło, więc go też Znajdkiem
nazwano.
W lasach Śląskich bywały niegdyś zwierze tury, do wołów podobne, ztąd
też nazwy wsi, np. Turzyce w pow. Bolesławskim, w Czechach, Turów (Thouer)
w pow. Wrocławskim, Turza w pow. Oleskim, Turawa w pow. Opolskim, Turza
w pow. Raciborskim, wielka i mała Turza w pow. Rybnickim, Turza, pustkowie
do Kochanowic w pow. Lublinieckim należące. W stawie Jemielnickim
znaleziono Bożyszcze z Kruszczu Tyrem zwane. W czasie nadchodzącéj wiosny
obchodzili przodkowie nasi pogańscy święto Turzyce. Tur oznaczał plenność
żiemi, którą wtenczas słońce pobudza. Lano się wtedy wodą, a odtąd miał się
dyngus (śmingust) utrzymać.
Przy wiosce Wytoka niedaleko wsi Zarzyska, gdzie niegdyś był klasztor
Augustynianów, późniéj do Oleszna przeniesiony, pokazuje lud kamień, na
którym Ś Jadwiga, idąca do Polski, aby wyzwolić pojmanego małżonka swego,
odpoczywać miała, i dokąd pieszo 1230 r przechodziła. Późniéj wystawiono
o pół mili od tego miejsca kościół na cześć Ś Jadwigi, który był parafialny,
następnie zaś do Kościelisk przyłączony.
24
Świerklaniec.
26
We wsi Psary w pow. Lublinieckim jest łąka do dziś dnia Solarnią zwana.
Jako wieść niesie, było tam słone źródło, z którego sól warzono. O pół mili daléj
na zachód jest zaś łąka tegoż imienia o któréj to samo mówią. Przy Woźnikach
znajduje się także osada imieniem Solarnia. W przywileju Czeskim
25
, który jeden
tameczny gospodarz posiada
26
, pisanym w dzień Ś Jerzego 1599, na mocy
którego właścicielka państwa Woźnik, Pani Kochcicka, statek
27
ten kupcowi
Janowi Engel z Wrocławia sprzedała, do którego też i karczma na Solarni, czyli
tak zwanem starym mieście
28
należała, stoi dosłownie: "Będzie mu tudzież
wolno, w téjże karczmie corocznie 30 beczek Szepcu (co to mógł być za trunek?)
wyszynkować. Gdyby zaś następnie na Woźnickim gruncie nie miała być sól
warzona, wtedy on i potomkowie jego od tego szynku wolnemi będą".
W bliskości Lublińca jest także Solarnia, dawniej Warmusie zwana. Solarnia
nazywa się część wsi Biestrzenik w pow Opolskim. Solarnia w pow. Kozielskim.
Solarnia część Szczyrbic w pow Rybnickim, Solne folwark do wsi Kopciowic
należący w pow Pszczyńskim, Solęcin w pow. Oławskim, Solec zwało się
dawniéj stare miasto, wieś do Białej (Zülz) przyległa w pow Prudnickim,
Sołownia kolonia należąca do Dzieszowic w Wielko - Strzeleckim pow.,
Soloszowice tak się zwać miały laskowice r 1338 w pow Oławskim.
Wioski teraz w królestwie Polskim, jako to Starcza, Właśna, Mały i Wielki
Rudnik, należały niegdyś do Szląska, do parafii Lubszeckiéj. Jeden z Biskupów
Krakowskich kupił je i wcielił do swego xięstwa Siewierskiego. Powracając
przed kilką laty z Częstochowy i przechdząc Starczę widziałem okrągłą dziurę
jako otwór małéj Kadzi obszerną przed tamtejszą szynkownią. Rzekłem tedy do
ludzi tam stojących: a czemuż to téj dziury nie zasypiecie, wszakże się dzieci
wasze potopić mogą? Na to odrzekła gospodyni: a któżby tę dziurę zasuł, kiedy
ona dna nie ma. Żył tu, jak dawno tego już żaden niebaczy, pewien mąż żonaty,
ale on do nierządnic chodził. Wiedziała o tem bardzo dobrze jego żona ale mu
nic niemówiła. Gdy ten mąż umarł wieziono trupa na cmentarz. Żona zaś
ponieważ małe dzieci miała, nieszła za trumną, lecz została przy dzieciach
w domu. Trzeba była na cmentarz dwie godziny jechać. Za godzinę spojrzy
wdowa w okno, a tu jéj nieboszczyk w tem ubiorze stoi, jak go do trumny
włożono. Kiwał i wołał on na nię, aby do niego wyszła. Uczyniła to żona, a mąż
rzekł jéj: wiedziałaś ty jakie grzeszne życie prowadziłem, a tyś na to milczała.
Za to więc teraz obydwaj do piekła iść musiemy. Wtem pochwycił ją i obaj się
w oczach ich dzieci na tamtem miejscu zapadli.
25
W dniu dzisiejszym dostępne jest jedynie tłumaczenie niemieckie tego dokumentu dokonane przez Józefa
Lompę i opublikowane w Szchlesische Provinzionalblatter z 1862 r oraz w broszurze B. Szczecha "Maria
Kochcicka na Woźnikach Kamieńcowa sprzedaje Janowi Englowi z Wrocławia karczmę z gruntem
w Woźnikach 23 kwietnia 1599 roku (w przekładzie Józefa Lompy)".
26
W czasach współczesnych Józefowi Lompie dokument ten był w posiadaniu rodziny Wyleżołek, właścicieli
karczmy w Solarni.
27
Statek = gospodarstwo.
28
Solarnia nie znajdowała się w granicach miasta Woźniki. Granicę pomiędzy miastem a dobrami rycerskimi
(Państwem Woźnickim) stanowiła do 1927 roku rzeka Łana.
27
O milę daléj ku północy, niedaleko wsi Brzeziny ma być studnia
zawalona, o któréj lud powiada, że tam dwie dusze pokutują. Bił jednego razu
ekonom
29
ze zuchwalstwa chłopa zboże kosącego. Chłop rzekł: za cóż mię ty
bijesz, niemając żadnéj przyczyny? I wtem mu jednem zamachem kosą głowę
uciął. Chłopa powiesił za to szlachcic w polu. Od tego czasu musza obydwaj
w téj studni pokutować, która się, skoro się tam ich duchy spuściły, natychmiast
zapadła. Ile razy xiężyc na nowiu jest, wtedy te nieszczęsne duchy występują i ku
sobie walczą, ekonom z kańczugiem, chłop z kosą w ręku i dopiero na sądnym
dniu mają być wybawieni.
Pietrusza Niemka, pierwsza Xieni Trzebnicka, zapytana od Ś Jadwigi
i Henryka brodatego, jéj małżonka, założycieli tegoż klasztoru, czy na czem
klasztorowi nie zbywa jeszcze (jeżeli im jeszcze nie potrzeba czego)
odpowiedziała z niemiecka: trzeba nie! Co xięstwo za dowcip wziąwszy,
klasztorowi od siebie założonemu nazwisko Trzebnicy nadali.
Wspominają jeszcze u nas starzy ludzie, że aż do początku teraźniejszego
wieku dzwoniono na chmury. Jest wielę takich ludzi, co myślą, jakoby takież
dzwonienie za cel rozpędzenia chmur, nawałnością i piorunami grożących
służyć miało. Inaczéj jest temu. Był to bowiem święty obyczaj przodków naszych,
iż gdy się na powietrzu postrach grzmotu wszczynał, dzwonami Plebani ludzi do
modlitwy wzywali, a tak każdy w domu Gospodarz zawoławszy wszystkich
domowników swoich do modlitwy, zapalając świecę, gromnicą zwaną, kadząc
ziółami święconymi, w opiekę Boską się polecali. W Gorzowie dzwoniło dwóch
mężów w wierzy drewnianéj. W tem spostrzegli, że się wieża chwiała i do
upaścia chyliła. Jeden z nich wyskoczył od stolca dzwonów oknem, drugi
uciekał po schodach. Obydwaj uratowali swoje życie a wtem wieża upadła.
Na Łąkach ku wschodowi od wsi Lubszy położonych, Olszyną zwanych
pokazują starzy ludzie miejsce, gdzie przed niepamiętnymi czasami świnia
dzwonek wyryła. Dzwonek ten znajdował się przez długie lata w dzwonnicy
kościoła Lubszeckiego i był za konający używany, późniéj zaś na słup do
pobliskiéj wsi Psary oddany
30
. Po dziś dzień chce lud w brzmieniu jego te słowa
słyszeć: "Świnia mnie wyryła, Zuzanna mię wzięła!" ponieważ dziewka świnie
pasząca, postrzegłszy, że świnia dwonek wyryła, on wzięła i do wsi przyniósła,
a imię téj dziewczyny Zuzanna było. Cokolwiek daléjw prawą od tego miejsca
jechał konno pewien polski szlachcic i był od pioruna zabity, a natychmiast się
tam 5 otworów zrobiło, z których mętna woda wytryska.
Był klasztór w Lubiążu (Leubus) ma być na miejscu dawnej pogańskiéj
gontyny (świątyni) wystawiony.
Dzień 6tego Września r 1606 jest mieszkańcom Franksztynu wielce
pamiętnym. W tem dniu bowiém wyśledzono niesłychane zbrodnie, że grobarze
(kopidoli) byli powodem moru i takówy utrzymywali, chcąc się mnogim
zarobkiem z bogacić. Pewien stary niemiecki dziejopis tak to opisał: "Roku
29
Nadzorca w gospodarstwie.
30
Dzwonek ten do dziś dnia znajduje się w Psarach na sygnaturce.
28
1606 piekielny myśliwiec przez swoje psy gończe, przez gróbarzy (kopidołów)
truciznę mieszał, tak że do 2000 ludzi wymarło. Ale Bóg wszystkowiedzący
wyjawił skryte sidła i sieci i 19 osób, małżonków i dzieci sprawiedliwości
oddano".
W powiecie Lublinieckim gdzie niegdyś lasy gęściejsze były, bywało wiele
wilków, które wielkie szkody czyniły. Ponieważ w owych czasach państwa
dziedziczne były po jednym talarze od wilka wystrzałowego płaciły, ze strony
rządu zaś za wytępienie tak drapieżnego zwierza nic nie było dano, więc tu tén
chwalebny zwyczaj panował, że kiedy kto, bądź myśliwiec bądź inny, wilka
zabił, wtedy mu mieszkańcy wsi i okolicy jego dobrowolną nagrodę a to na ten
sposób składali. Skora świeżo z wilka zdjęta, była sianem wytykana, nogi
wewnątrz prętami umocnione i tak postać wilka na sanki postrawiono.
Zwyciężyciel wilka ciągnął sanki za sobą a liczne gromady starych i dzieci go
w koło okrążały. Źgano i targano wtedy wilka, jeden zaś niby drużba, wstępował
do domów i mówił: "Panie gospodarzu! Prosiemy nie mieć za złe tego, żeśmy
przyśli do dómu waszego, z takim zwierzem drapieżem, wszak z wilczą sierścią,
a nie z pierzem, dajcie więc co na tego chrząszcza, co wygadacie jałowiczki
z gąszcza, bo my cośmy takie zwierze zgałdzili, radzibyśmy co do kieszeni
zarobili". Dawano odchodzącym zboże, słoninę, jaja, masło i pieniądze.
Uważając ten obchód, wznosić się daje, że dawniéj jeszcze, kiedy u nas
niedźwiedzie po lasach gościły, skory zabitych także oprowadzano, a że na
pamiątkę może dotąd jeszcze po wielu miejscach w ostatki niedźwiedzia -
człowieka w grochówkę otulonego - wodzą i także dla niego kwestują.
O rozwlinach zamku w Ciochowicach niedaleko Toszka mówi lud, że tam
w piwnicy zamkniętej żelaznémi drzwiami, mają się ogromne skarby znajdować.
Kusiło się już wielu o ich zdobycie. Zabierali oni i księży z sobą, zaopatrzonych
różnemi świętościami, lecz nadaremnie, albowiem się drzwi na żaden sposób
otworzyć nie dało, i ci co je otworzyć chcieli, dreszczem przejęci uciekali,
słysząc głos z tamtéj strony: "Niemasz tu sprawy!" Powiadają, że dopiero tén
gospodarz skarbów tych dobędzie, któremu się wraz urodzą bliźnięta i dwa
cielęta. Lud tameczny powiada téż, że kiedy hrabia w Toszku niegdyś tak
wspaniały zamek budował, żeby w nim i królowie mieszkać byli mogli, tak już
był biedny, że mu ani na bóty nie stawało. Oświadczył on to swoim poddanym
a ci złożyli mu się na obuwié. Odtąd płaty w tym państwie nastały. Co bowiem
piérwszą razą dobrowolna składką było, tego późniéj za trubut żądano. Kiedy
więc potym czas oddawania płatów przychodził, mówili zwykle gospodarze:
trzeba zanieść grafowi na bóty.
W Bytkowicach za Bytomiem jest także spustoszały zamek, októrym także
lud opowiada, że się tam wielkié skarby znajdują. Podług mniemania ludu lubi
diabeł w pustym domu w piecu przebywać, zkąd téż przysłowié powstało:
i w starym piecu diabeł pali.
Przed dawęmi czasy grał Pan Chudobski w Oleśnie w karty. Przegrawszy
już pieniądze, konie i karetę, rzekł: teraz o mój kościół grać będziemy, kto go
29
jednak wygra, musi go w jednéj nocy z gruntu mojégo sprzątnąć. Posłużyło
szczęście Panu Kozłowskiemu że wygrał kościół a dając znać o tem poddanym
swojej wioski, garnęli się wszyscy jakby na wyścigi z zaprzęgiem i ręcznemi
narzędziami i przeprowadzili kościół do swojéj wsi, blisko o trzy mile odległéj,
w Chudobie zaś zostało miejsce w pamięci, na którym niegdyś ów kościół
drewniany był wystawiony.
O zamku Olsztyńskim w Polsce, którego ruiny od Lubsze dobrze widzieć
można, krążą pomiędzy ludem różne wieści. Np. obok ruin Olsztyńskich paśli
pewnego razu pastuchy z pobliskiégo miasteczka bydło. Pomiędzy niemi był téż
chłopak, uboga sierota. Drudzy swawolni chłopacy szarpali go i wrzucili mu do
otworu podziemnego sklepienia jego czapkę. Nieborak rzewnie płakał,
obawiając się kary, gdy do domu bez czapki powrócił. Nabył więc ducha
i spuścił się do ciemnego lochu. A oto tam wielki czarny pies, strzegący skarbów
tak się do drżącego chłopaka odezwał: podnieś sobie twoję czapkę i napełni ją
złotem. Chłopak jak niedał sobie tego dwa razy powiadać i wyszedł szczęśliwie
do góry. Inny pastucha zazdroszcząc mu tego szczęścia, rzekł do swych
współbraci: wrzućcie tam też i mój kapelusz. Stało się tak, ale się zuchwalec
jeszcze do dziś dnia ma powrócić.
W Szląsku mamy trzy wsie pod niemiecką nazwą: Święte jeziora,
w powiatach Bolesławskim, Zgorzeleckim i Żegańskim położone. Bez wątpienia
miały te nazwy jako i następujące mieć swoje właściwe do głębokiéj
starożytności sięgające znaczenia. Np. Świętnik już r 1148 wieś o jedną milę od
Wrocławia w pismach znana, niegdyś do klasztoru Wincentynków tamże
należąca. Świętnik w powiecie Niemczeńskim, Świętroszeń w pow. Mieliczkim,
Święć w hrabstwie Glackiém
31
, Świątnik Wielki w powiecie Trzebnickim,
niegdyś włość panien klasztornych tamże, Mały Świętnik tamże, Świątnik miał
też być jeszcze w 14tym wieku w powiecie Wrocławskim, graniczący ze wsią
Tauner, Turów. Świętów niemiecki i polski (Dajcz und Poln. Wette) w powiecie
Nisskim, Świętszolowice zwały się r 1532 Świętochlew, Świętochłowice przy
Pyskowicach. Jako Niemcy za czasów pogańskich dąb w wielkim uszanowaniu
mieli, tak samo Słowianie drzewo lipowe poważali. Od Lipy miało powstać
nazwisko księstwa niemieckiego Lippe, niegdyś przez Słowian zamieszkałego.
W Szląsku mamy także wsi, które imiona swe od lipy otrzymały. Np. Lipie
(Leipe) o milę od Wrocławia, Lipie w powiecie Wielko Głogowskim, Lipie
(w języku wenedów Lipojo) w powiecie Wojerezkim (Hojerwerda), Lipa w pow.
Ziembickim (Minsterberg), Lipa w pow. Trzebnickim, Lipa średnia, dólna
i górna w pow. Jaworskim, Lipowa w pow. Niemodlińskim, Lipiny w pow.
Rotenburgskim, Lipów (Leipis) w pow. Niemczeńskim, Lipnice w pow.
Woławskim, Lipa w pow. Rotenburg, Lipowe w pow. Grotkowskim, Lipowiec,
folwark w pow. Rybnickim, Lipie, folwark blisko Lublińca, Lipki w pow.
Zielonogórskim, Lipowe, folwark w pow. Oleskim, Lipy w pow. Kożuchowskim
(Freistadt), Lipiny w pow Worezkim. Słowianie wierzyli że czart w lipie nie
31
Kłodzko.
30
mógł mieć pobytu, zaczem stara wierzba najmilszym siedliskiem jego była.
Mniemali też oni, że go tylko łykami lipowemi wiązać było można. Dlatego też
najbardziej lipowe stoły lubili.
Mieszkańcy wsi Ligota, do Woźnickiégo państwa, a do kościoła w Lubszy
należącej, powiadają, że gdy tam przed 200 laty mór panował, tak że tylko dwie
niewiasty z pokolenia Sekułowego przy życiu zostały, nie chciał chorych ksiądz
Woźnicki odwiedzać. Jeździł więc do nich fararz Lubszecki, i odprawiał im
Mszą Ś na granicy pól na lipowym stole, a odtąd przyłączyli się Ligocanie do
Lubsze.
W Borónowie, wsi na milę od Lubszy w pow Lublinieckim odległéj, któréj
kościół przed stu i kilka laty był filialnym Lubszeckiego, ma się w stawie
otaczającym z dwóch stron tamtéjszy kościół dzwon kościelny znajdować,
którego jednak nie można dobyć, lubo się dźwięk jego pod wodą czasym słyszeć
daje. W kościele tamtéjszym widzieć można na ołtarzu w kaplicy po lewéj
stronie pod obrazem NP Maryi klęczącego ojca i matkę, a obok nich czterech
synów i cztery córki w ubiorze starożytnym. Lud mówi, że jest to wizerunek
dawno tu byłego dziedzica, hrabi Kotulińskiego, małżónki i dzieci jego, a obraz
ten jako wotum na pamiątkę smutnego przypadku. Przez staw mianowany szły
bowiem od zamku aż do kościoła ławy, po których państwo pobożne do kościoła
uczęszczało. Idąc jednego razu temże chodnikiem wpadło jedno z dzieciuchów
do stawu i utonęło. W owych czasach było daleko więcéj państw dziedzicznych
aniżeli teraz. Niesłychać już teraz o Kotulińskich, a dobra Boronowskie należą
do państwa Koszęckiego. Część Boronowa Hajduki zwana poświadcza, że tam
posługacze hrabiów mieszkali, których hajdukami nazywano.
W Koniowie niedaleko Kluczborka miał dwón większy kościelny z stawu
być wydobyty. Gdy tam bowiem kobiety bieliznę prały, dzwon się u płachty
przyczepił i tak wyciągniąny został.
W Nr 69 zamieszczono pierwszą informację o istnieniu w Woźnikach
biblioteki (czytelni) publicznej utworzonej staraniem Józefa Lompy, nauczyciela
z Lubszy i Juliusa Radlika, nauczyciela i późniejszego burmistrza Woźnik. Była
to jedna z pierwszych bibliotek na Górnym Śląsku. Dziś nie można już
prześledzić losów księgozbioru zgromadzonego w tej bibliotece po roku 1848.
Dnia 27 tm
32
pod moim adressem dla czytelni nadesłała dyrekcja Ligi
51 ksiąg, 10 kompl i 10 niekopl Egzemlarzy powieści dla dzieci Nekwaskiéj -
nadto pismo dla nauczycieli ludu - Słownik obcych wyrazów - katedra na
Wawelu - i pismo poznańskie żywie - Księgi te rozdzieliłem w rownych
częściach i przesłałem czytelniom: Bytomskiej, Woźnickiej i Rybnickiej,
składając Lidze publiczną za te dary podziękę.
JŁ
33
32
27 stycznia 1849 roku.
33
Józef Łepkowski (1826 - 1894) redaktor Dziennika Górnośląskiego.
31
O nabożeństwie dziękczynnym za wybranie mieszkańca Lubszy,
Schwarza, na posła na Sejm Pruski doniesiono w Nr 75.
Lubsza (powiat Lubliniecki) dnia 17 Lutego odbyło się tu uroczyste
nabożeństwo, aby Bóg pobłogosławił chęciom i czynom Pana Szwarca,
deputowanego na Sejm Berliński do 2éj komory. Lud nader licznie z okolic się
tu zgromadził, a znękany cierpieniami i oczekiwaniem lepszych dla niego
czasów z nabożeństwa szczerego i ze serca odśpiewał pieśń: Kto się w opiekę
odda Panu swemu, poczem Xiądz Fararz Szyia miał wyborną mowę. Po Mszy Ś
śpiewał lud: "Bądź pochwalon Boże wielki" Z gminu tutejszego i sąsiednich wsi
nadesłano potem Panu Szwarcowi powinszowanie godności i życzenia
szczęśliwéj podróży.
P. Szwarc jest umysłu ściśle konstytucyjnego, przytem już od dawna
prwadziwem przyjacielem ludu. Przyodziewa on corocznie na gody, zupełnie
kilkoro ubogich szkolnych dzieci, daje hojne jałmużny ubogim bez różnice
wiary, udziela desek na trumny, gdzie tego potrzeba wymaga. Jest on wyznania
ewangelickiego, odwiedza jednak często nabożeństwo katolickie i już kościołowi
naszemu dosyć znaczne podarunki uczynił. Jest on ludzki, a tak to już 14 lat
z nami przeżywszy, zaiste się od jego starań pomyślnych skutków spodziewać
możemy. Nauczył się on dość dobrze po polsku pisać i mówić, a przywyjeździe
swym dzisiajszym ogłosił okólnikiem (kurędą) gminom państwa Lubszeckiego,
że im o ile można wszelkie wiadomości o czynności deputowanych po polsku
nadsełać będzie.
Jest on rodowitym Niemcem, uznaje jednak że lud po polsku mówiący,
tylko w swéj macierzytéj mowie pouczony być może.
Gdy ten godny mąż wybierał się w drogę do Berlina, lud czekał przed
jego domem blisko 4 godziny i odprowadzał go z błogosławieństwem
i radośnemi okrzykami w pole. Śmiało spodziewać się należy, że ten
deputowany, choć Niemiec, wspólnie z Szafrankiem (który też już do Berlina
odjechał) ujmuje się za narodowością ludu Śląskiego.
Także w tym samym numerze zamieszczono informację z Piasku
o polskim kazaniu w kościele ewangelickim.
Piasek (Ludwigsthal w Lublinieckim) W przeszłą niedzielę nowo do téj
wsi przybyły pastor ewangelicki miał pierwszy raz po 20 latach polskie do ludu
kazanie. Radość ludu, że słowo Boże swego wyznania słyszy narodowym
językiem, była niewymowna.
32
Również w tym samym numerze zamieszczono reklamę Józefa Lompy
jako tłumacza.
Do tłumaczenia starych praw w języku czeskim pisanych, zaleca się jak
przysięgły tłumacz J. Lompa, nauczyciel w Lubszy w Lublinieckim powiecie.
W Nr 77 zamieszczono pierwszą informację z Zielonej.
Woźniki. Sąd Państwa Woźnickiego ma swoją kancelaryą w Zielnéj
34
,
sędzią jest katolik, a przecież w święto Oczyszczenia NP Maryi (w Gromnice) od
rana aż do wieczora trzymano z ludźmi terminy!
O powiększeniu zbiorów biblioteki woźnickiej poinformowano w Nr 82.
Korespondencya Red. Naucz. L
35
oznajmiamy, iż xiążki mu nadesłane, są
przeznaczone na powiększenie czytelni Woźnickiéj lub założenie Lublinieckiéj.
W Nr 99, jednym z ostatnich wydanych numerów Dziennika
Górnośląskiego, zamieszczono artykuł podsumowujący dotychczasową
działalność redakcji i ludzi związanych z Dziennikiem.
Do szanownych Czytelników.
Już to przeszło rok upłynął, sznowny Czytelniku, jak Dziennik nasz
pierwszy raz ukazał się, będzie więc na czasie, żebyśmy wspólnie obéjrzeli się
na przeszłość wspólnego obcowania naszego i porozumowali sobie też nieco,
jako sobie na przyszłość postępować będziemy.
Z rozpoczęciem wychodzenia pisemka naszego oświadczyliśmy się dotąd,
że bronić będziemy sprawy ludu, że staniemy na tronie ludzi wolnomyślnych,
którzy wieczną wyrzekli wojnę zastarzałéj biurokracyi, że ostatecznie bez
przestanku będziemy brónić sprawy naszéj narodowéj i upominać się
współuprawnienie z Niemcami. O ileśmy przedsięwzięciu swojemu wiernym
zostali, sam osądzić możesz. Jeżeli zaś usiłowania nasze aż dotąd pozostały bez
skutku, nie jest to naszą winą. Przewidywaliśmy także, że tylko lud moralny
i oświecony wolności prawdziwéj dopnie i takowéj brónić potrafi, staraliśmy się
więc o założenie czytelń, z których książki wypożyczywać i takim sposobem
oświatę rozszerzać by można. W Bytomiu mamy już książek przeszło 400,
w Woźnikach przeszło 50, małą liczbę także w Lubecku przy Lublińcu
i w Rybniku. Wszystkie te książki są dary chrześciańskiéj miłości. Ubolewać
atoli musiemy, że między Ślązakami tylko kilku się znalazło którzy ze szczupłych
swoich dochodów złożyli ofiary na ołtarzu ludzkości. Za staraniem naszem
zawiązało się także towarzystwo pracujących dla oświaty ludu górnośląskiego,
34
Zielona.
35
Józef Lompa.
33
mysleliśmy bowiem, że jeżeli wszyscy połączymy się i wspólnie i ze zgodą do
jednego celu dążyć będziemy, więcéj uzyskamy. Towarzystwo nie było aż dotąd
bezczynnem, lecz szczupłość dochodów i mała liczba członków jego sprawiły, że
tak mało o nim słyszano. Zajmowało się ono aż dotąd zarządem czytelń naszych
i sprawami miejscowemi. Zwróciło także pismo nasze uwagi braci naszych
Polaków poznańskich i zagranicznych na nasz biedny Śląsk, co jest rzeczą
bardzo ważną, a chociaż aż dotąd nie potrafiliśmy całkowicie odpowiedzieć ich
oczekiwaniom, sądzimy przecież przekonani że związek ten nowo zawarty już
więcéj zerwanym nie zostanie i wielkie przyniesie nam korzyści.
Przedsięwzięciem jest naszem i będzie nim na zawsze pozostać na dródze
rozpoczętéj, będziemy się starać o dobro ludu naszego i usiłować rzecz dotąd
doprowadzić, żeby wszyscy Polacy pod panowaniem króla pruskiego
zamieszkiwali w jak najściśléjszym połączyli się związku, żeby wszyscy jak
najprędzéj przyszli do tego przekonania, że mają jeden i ten sam interes, że
połączéni prędzéj dostąpią wszystkich korzyści. Lecz do prowadzenia każdego
dobrego dzieła potrzeba wiele sił i dobréj wóli, upraszamy więc czytelników
naszych żeby łaskawie przyczynili się do jak największego rozpowszechnienia
Dziennika naszego. Dziennik bróni sprawy ludu, niech więc téż każdy z ludu
i każdy przyjaciel jego postara się o jego rozszerzenie się. Zaiste mieszka,
szanowny Czytelniku, może brat, może też przyjaciel albo znajomy twój
w sąsiedniéj wiosce, opowiedz mu o co tu chodzi, że w tem pisemku starają się
o dobro jego, a on zapewne przekona się żeby to grzechem było, oszczędzać kilu
groszy na rzecz tak bardzo potrzebną.
Upraszamy także szanownych ziomków naszych o nadesłanie artykułów
do pisma naszego stosujących się, albowiem tylko za pomocą wielu będziemy
w stanie wszelkim w nas pokładanym oczekiwaniom zupełnie odpowiedzieć.
34