Dran lekarz maz

background image
background image

AlisonRoberts

Drań,lekarz,mąż?

Tłumaczenie

KrystynaRabińska

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

Wyglądałzupełnieinaczej,niżsięspodziewała.
Chociażto,żejestwysokiiobłędnieprzystojny,niepowinnojejzaskoczyć.Dwa

latatemuwszystkiedziewczynywszpitaluszalałyzanimiusiłowałyzwrócićnasie-
biejegouwagę.

Summer Pearson miała jednak solidne powody, aby uważać go za skończonego

drania.Anawetpotwora.

Tylko że po potworach nie należy oczekiwać ciepłego spojrzenia ani uśmiechu

rozświetlacegocałypokój.Możeniepotrzebniesiędoniegouprzedziła?

–DoktorMitchell?
–Tak,toja.
–ZacMitchell?
–Owszem,chociażmojababciaużywapełnegoimienia,Isaac.
Kurczę,cojąobchodzijegobabcia?
–PracowałpankiedyśwszpitaluogólnymwAuckland?Naoddzialeratunkowym?
–Tak,aleostatniedwalataspędziłemwWielkiejBrytanii.
DodyżurkiwszedłGraham,kierownikbazy.Niósłpomarańczowykombinezon.
–Udałomisięznaleźćtwójrozmiar–zwróciłsiędoZaca.–Ibawełnianypodko-

szulek.Widzę,żezdążyłeśjużpoznaćSummer.

–EeeOficjalniejeszczeniezostaliśmysobieprzedstawieni.
Summer zaczerwieniła się. Popełniła gafę, sprawdzając jego tożsamość niczym

policjant.

–Przepraszam–wykała.–SummerPearson,ratownikmedyczny.Wpogotowiu

lotniczymodtrzechlat.

–Wieleotobiesłyszałem.–Zacodrazuprzeszedłnaty.Uniósłbrwiiotonzniżył

głos.–Samedobrerzeczy.

Czyżbyzniąflirtował?
Ja też dużo o tobie słyszałam, ale same złe rzeczy, chciała odpowiedzieć, lecz

wporęugryzłasięwjęzyk.ZignorowałakomplementizwróciłasiędoGrahama:

–SkorzystamzchwilispokojuiwprowadzęZacaw
–Czymniesłuchniemyli?Ktośpowiedziałsłowonaliteręs?–Dopokojuwszedł

jeszczejedenmężczyzna.

–Owszem–przyznałGraham.–Twójtyp?
–Osiemminut.
–Jadajęsześć.–GrahampuściłdoZacaoko.–Zawszekiedyktóreśznaswypo-

wie słowo „spokój”, zakładamy się, po jakim czasie przyjdzie wezwanie. Ten, kto
w danym tygodniu przegra, uzupełnia zapas piwa w lodówce. Zac, poznaj Mon-
ty’ego,naszegopilota.

WszyscytrzejspojrzeliteraznaSummer.
–Trzyminuty–rzuciła.

background image

–PokażtylkoZacowi,gdziecoleży–poleciłGraham.–Maszprzedsobąnajlepiej

wyszkolonegolekarzamedycynyratunkowej,jakidonasdołącza,iekspertaodob-
sługiwania wciągarki. Zac przeszedł ponadto szkolenie z ewakuacji z zatopionego
śmigłowcairozpocząłkursnapilota.

Summer udała, że nie robi to na niej wrażenia, chociaż w duchu czuła respekt

ipodziw.Szkoleniezewakuacjizzatopionegośmigłowcaniejestdlamięczaków.

Zacwzruszyłramionami.
–Medycynaratunkowatomojapasja.Lubięekstremalnewyzwania.Wolępraco-

wać na pierwszej linii niż w czterech ścianach szpitalnego oddziału ratunkowego.
Możejeszczeniedorosłemiwciążmamwsobieżyłkęposzukiwaczaprzygód?

Niedojrzałośćniczegonieusprawiedliwia,pomyślałaSummer.Anapewnonietłu-

maczyzrujnowaniakomuśżycia.SpojrzałanaGrahama.Czymożemupowiedzieć,
żenienajlepiejsięczujewjednymzespolezZakiem?

Niemiałajednakszansytegozrobić,gdyżwtejsamejchwilirozległsięprzeraźli-

wysygnał.

Montyspojrzałnazegarek.
–Dwieminuty,dziesięćsekund.Wygrałaś.
Summerchwyciłakaskinałożyłagonagłowę.Wcalenieczuła,abycokolwiekwy-

grała.

Wyglądałazupełnieinaczej,niżsięspodziewał.
Po pierwsze była naprawdę drobnej postury. Głową, razem z krótko obciętymi

blondwłosamisterczącyminajeża,sięgałamuramienia.Koledzyzoddziałuratun-
kowego przestrzegali go jednak, aby nie dał się zwieść pozorom. „Twarda sztuka
ijednaznajlepszychwśródratowników”,mówili.

Powiedzieli mu również, że ma na imię Summer, jak najpiękniejsza pora roku,

lato, jest pogodna i zabawna i że świetnie się z nią pracuje. Nazwali go nawet
szczęściarzem,botrafiłdojednegozespołuznią.

Oczekiwałwięcciepłegoprzycia,apowiałoarktycznymchłodem.Szczęściarz?

Tochybabyłykpiny.

Gdyznalazłsięwkabinieśmigłowca,humorodrazumusiępoprawił.Nareszcie

znowuwpowietrzu,znowuleciwnieznane.Nadodatekpodnimijestbłękitnyoce-
an i jego rodzinne miasto, a celem półwysep Coromandel, jedno z jego ulubionych
miejscnakuliziemskiej.

–Samochódspadłznasypu–usłyszałwsłuchawkachzamontowanychwkasku.–

Droganumer309,naodcinkumiędzylasemKauriiwodospademWaiau.Pogotowie
istrażpożarnadotarlijużnamiejsce.

–309-tkanadaljestnieutwardzona?–zapytał.
–Znasztędrogę?–zdziwiłsięMonty.
–Większośćwakacjispędziłemnapółwyspie.Uprawiamsportywodne.
–PorozmawiajzSummer.–Montyzachichotał.–Jestmistrzyniąpaddleboardin-

gu.

Zac zrobiłby to z przyjemnością, lecz jedno spojrzenie na Summer wystarczyło,

abyostudzićjegozapał.Siedziałaodwróconadookna,zapatrzonawdaliniezdra-
dzałanajmniejszejochotydorozmowy.

background image

Byłanaprawdęfiligranowa.Szerokieszelkiuprzężyasekuracyjnejkrzyżowałysię

najejplecach,kasksprawiałwrażeniezbytdużego.Wyglądałajakdzieckobawiące
sięwprzebierańców,leczwystarczyłozobaczyćjejprofil,abysięprzekonać,żeto
tylkozłudzenie.

Zakażdymrazem,kiedynaniegopatrzyła,czułsięjaknacenzurowanym.
Dlaczego?Przecieżwżyciusięniewidzieli.Cotakiegozrobił,żegoosądza,ito

nadodateknegatywnie?

Możenielubipracowaćznikim,ktomawyższekwalifikacjeodniej?Możeczeka

napotwierdzenietychkwalifikacjiwpraktyce?

Jeślitak,towporządku.
Natomiast nie w porządku jest danie nowemu koledze do zrozumienia, że jest

osobąniepożądanąwzespole.Bardzoniewporządku.

Jakgdybyodgadując,żeoniejmyśli,Summerobejrzałasię.Dostrzegłajegospoj-

rzenieizatrzymałananimswójwzrokodrobinędłużej,niżwymagagrzeczność.

Taakjestgwałtowna.Nieustraszona.
Któreznichpierwszesięodwróci?Zacbyłmistrzemwrozładowywaniunapięcia

irobiłtoniejakoautomatycznie.Możenauczyłsiętejsztukiwzbytmłodymwieku
izniezbytchwalebnychpowodów,leczczasamitaumiejętnośćbardzomusięprzy-
dawała. Wystarczyło posłużyć się wrodzonym urokiem osobistym. Uśmiechnął się
więcnajbardziejczaruco,jakpotrafił,iprzezjednomgnieniewydawałomusię,że
sztuczkazadziałała,żeSummerodwzajemniuśmiech,leczsiępomylił.Summerod-
wróciłagłowęikontaktwzrokowysięurwał.

Zrobiła to z premedytacją? Zdusił w sobie rozczarowanie, może nawet złość.

Wiedział,żeanijedno,anidrugieniepomożemunawiązaćdobrejwspółpracyztą
drażliwąpartnerką.

–ZtwojejstronyzachwilębędziewspaniaływidoknapustynięPinnacles–ode-

zwałasięSummer.

–Nadgóramimożenamitrochęzatrząść–uprzedziłMonty.–Jaktylkominiemy

szczyty,dostanęnajnowszeinformacjeoakcjiratunkowej.

Na początku kariery zawodowej Zac zacząłby teraz rozpracowywać w głowie

najrozmaitszescenariuszewydarzeńidopasowywaćdonichprocedurymedyczne,
jakie ewentualnie należy wdrożyć. Lista możliwych urazów była jednak tak długa,
żejużdawnodoszedłdowniosku,żeszkodanatoczasuienergii.

Doświadczenienauczyłogorównież,żelepiejprzystępowaćdoakcjiratunkowej

bez z góry założonego planu, bo wtedy ratownik jest otwarty na wszelkie niespo-
dzianki.Należywięcsięwyluzowaćizadbaćowewnętrznyspokój.

Widokporośniętychbujnąroślinnościągórskichzboczy,nadktórymiprzelatywali,

sprzyjałtemuznaczniebardziejniżpróbynawiązaniarozmowyzkimś,ktowyraź-
nieniemiałzamiaruuprzyjemniaćmużycia.

–Przewidywanyczaslądowaniadwieminuty.
Summerzbliżyłatwarzdoszyby,abylepiejwidzieć,cosiędziejenaziemi.
–Nagodziniejedenastejsamochody.Wózstrażackiikaretka.
–Rozumiem–odparłMonty.–Baza?Tujedynka.Dotarliśmynamiejsce.
Wydowali na drodze i jeszcze zanim opadł kurz, otworzyli drzwi. Zac odpiął

background image

klamręuprzęży,przerzuciłjedenzplecakówzesprzętemprzezramięiwysiadłjako
pierwszy. Summer chwyciła drugi plecak oraz przenośny aparat tlenowy i wysko-
czyła za nim. Miała dziwne uczucie, że tworzą zgrany tandem. Może dlatego, że
Zacsamdoskonalewiedział,corobić,nieczekałnawskazówki.Jednakkiedydołą-
czylidozespołuratowników,cofnąłsięipozwoliłjejpierwszejrozmawiaćzestraża-
kiemdowodzącymakcją.

–Zabezpieczyliśmysamochód,alekierowcynieudałosięwydobyć.Strasznastro-

mizna.

–Jednaosoba?
–Tak.Osiemdziesięciotrzyletniakobieta.Frances.
–Stan?
Wtejchwilidołączyłdonichratownikzkaretki.
– Poziom świadomości obniżony – powiedział. – Szok i stres, słaba orientacja.

Drogi oddechowe drożne, ale z powodu utrudnionego dostępu trudno przeprowa-
dzić dokładniejsze badanie. Biorąc pod uwagę siłę bezwładności i wiek poszkodo-
wanej,możnaprzypuszczać,żeofiaradoznałaznacznychobrażeń.

–Jakmożnasiędoniejdostać?
–Podrabinie.Niestetykilkumetrówbrakuje,więcdalejtrzebachwytaćsięgałę-

zi.

–Idziemy.
SummerspojrzałanaZaca.Odrazupomyślała,żezjegowzrostemiposturąbę-

dzie mu trudniej niż jej. Rozsądniej będzie, jak zostanie na górze, a ona zejdzie,
zbadaofiaręwypadkuiustabilizujenatyle,abystrażacymogliprzystąpićdowycią-
gnięciajejzwrakusamochodu.

– Chcesz, żebym zszedł pierwszy? – zapytał Zac. – Sprawdzę, na ile bezpieczna

jesttadrabina.

Summerwręczyłaplecakstrażakowi,któryprzywiązałgodolinyiopuściłnadół.

Potemspojrzaławprzepaść.Wąskadrabinawisiałaprawiepionowonaścianiepo-
rośniętej krzakami i paprociami. Wtedy doceniła propozycję Zaca i jego dbałość
ojejbezpieczeństwo.

–EeeRzeczywiścietakbędzielepiej–mrukła.–Mniejszaszkoda,jeślijawy-

dujęnatobieniżodwrotnie–zażartowała.

TerazZacrównieżoddałswójplecakstrażakowi,odwróciłsięipewniepostawił

nogęnapierwszymszczebludrabinyprzywiązanejlinądowozustrażackiego.Dru-
ga lina zabezpieczała wrak małego samochodu zaklinowanego między drzewami
okołopiętnastumetrówniżej.

– Miała szczęście, że tu rosną drzewa – stwierdził strażak. – Inaczej już by nie

żyła.

GdyZacdotarłdopołowydrabiny,Summerweszłanapierwszyszczebel.Uwiel-

białategorodzajuwyzwania.AsekurowanaprzezZacaistrażakówszybkodotarła
do samochodu. Szyba w oknie od strony pasażera była stłuczona, więc mogła we-
tknąćgłowędośrodka.

–Wyjmijciemnie,błagam!–drżącymgłosemprosiłaFrances.
–Potoprzyszliśmy.JanazywamsięSummer,atomójkolegaZac–odparłaSum-

mer.–Czymożepanioddychaćswobodnie,Frances?–zapytała.

background image

–Nieniebardzo.
–Czujepaniból?Jeślitak,togdzie?
–Nieniewiem.Bojęsię.
Summerpilnieprzyglądałasiękobiecie,usiłującnaokoocenićjejstan.Blada,na

czole krwawiący guz Oddech szybki, płytki. Okno od strony kierowcy również
miało stłuczoną szybę i nagle w otworze pokazała się głowa Zaca. Jak, do diabła,
zdołałsiętamdostać?

ZacwyciągnąłrękęidotknąłczołaFrances.Byłtogestdodacyotuchy,ajedno-

cześnie stabilizucy głowę, gdyby kobieta zechciała się obejrzeć. Istniało ryzyko,
żemiałauszkodzonekręgiszyjne.

–Wporządku,kochana–odezwałsięZac.–Zajmiemysiętobą.
Kochana?! Czy to właściwy sposób zwracania się do osiemdziesięciotrzyletniej

kobiety?

–Och–westchnęłaFrancesnieurażona.–Kimpanjest?
–Lekarzem.MamnaimięZac.
–Znamysię?
–Terazjużtak–odparłzuśmiechemipuściłdoniejoko.
–Och!–Francesznowuwestchnęła.–Dziękujęci,chłopcze.Taksięboję
–Wiem.–TongłosuZacabyłpełenzrozumienia.Summerzauważyłarównież,że

wziąłFranceszarękę.Chcejejdodaćotuchyczyzmierzyćpuls?–Summer–Zac
zwróciłsięterazdoniej–możeszotworzyćdrzwiodswojejstrony?Tesązabloko-
wane.

Zpomocąstrażakazłomemudałosięotworzyćdrzwiodstronypasażera.Sum-

merwsułasiędośrodka.Samochodemniebezpieczniezahuśtało.

–Nie!–krzykłaprzerażonaFrances.–Pomocy!
–Linajestmocna,anagórzetrzymająwielkisamochódstrażacki.Jesteściebez-

pieczne,kochana–łagodnymtonemtłumaczyłZac.

Summermusiaławduchuprzyznać,żeijejtesłowabyłypotrzebne.Włożyłasłu-

chawkistetoskopudouszu,końcówkęprzyłożyładopiersiFrances.

–Głębokioddech,proszę
Płuca kobiety funkcjonowały prawie normalnie, jednak puls był przyspieszony

i nierówny, co mogło sugerować kłopoty z sercem. Summer opatrzyła najgorsze
skaleczenianacienkiejjakpergaminskórzeFrancesizpomocąZacazałożyłajej
kołnierzortopedyczny.

–Wiem,żetojestniewygodne,alemusimyzabezpieczyćkarkiszyję–tłumaczy-

ła.–Terazstrażacybędąmoglipaniąstądwydobyć,anagórzeczekakaretka.Tam
lekarzdokładniepaniązbada.

Frances nie puszczała dłoni Zaca. Skarżyła się na ból w klatce piersiowej

iwręce.

–Możemydaćpaniśrodekprzeciwlowy–uznał.
–Nie,nie.Wytrzymam.
WspólniezSummeruzgodnili,żeterazniepodadząFranceskroplówki,botobar-

dzoutrudniłobyjejtransportnagórę,zdecydowalisięnatomiastzałożyćjejmasecz-
kętlenową.Potemwyjaśnili,wjakisposóbstrażacywyjmąjązsamochoduzapo-
mocądeskiunieruchamiacejiułożąnanoszach.

background image

– Będzie pani całkowicie bezpieczna – zapewniła Summer. – Jest pani w rękach

silnychmłodychstrażaków.

–Narobiłamwszystkimtylekłopotu
–Nieszkodzi.Odtegojesteśmy,żebypomagać.Gdybyludzieniemieliwypadków

albo nie chorowali, bylibyśmy bezrobotni – żartem odpowiedział Zac. – Kochamy
nasząpracę,prawda,Summer?–zapytałzuśmiechem.

Tymrazemniemogłanieodwzajemnićuśmiechu.NachyliłasięnadFrancesirze-

kła:

–Naprawdękochamyto,corobimy.Gotowa?
Znajwiększąostrożnościąwydobylistarsząpaniązwraku.Frances,nawetjeśli

cierpiała,znosiłatobezskargi.Potemwkoszuratowniczymprzetransportowaliją
nagórę.

WkaretceZacprzystąpiłdobadania,awtymczasiepiegniarzwypełniałdoku-

menty.

–Mapanirodzinę,krewnych?
–Nie.Jużnie.
–Kogochciałabypanizawiadomić?
–Możesąsiadkę?Zaopiekujesiękotami,jeśliniewrócęnanoc.WłaśnieTodla-

tegowybrałamsiędomiasta.WsupermarkeciewWhitiandzejestpromocjakociej
karmy.

TymczasemZaczałożyłFranceswenflon,aSummerpodłączyłakroplówkę.Zpo-

dziwempatrzyła,zjakąpewnościąiwprawąZacbadapacjentkę,potemrobiEKG,
sprawdzacieśnieniekrwiinasycenietlenem.WpewnejchwiliFrancesspojrzałna
niąporozumiewawczo.Summerkiwłagłową.Zaburzenierytmusercaniestano-
wiłozagrożeniażycia,alenapewnobędziewymagałoleczenia.

–Miewapanizawrotygłowy?–zapytałZac.–Czyprzedsamymwypadkiemnie

czułasiępanijakośniewyraźnie?

–Raczejnie,aleniepamiętam
–Jakielekipaniprzyjmuje?
–Żadnychzwyjątkiemwapna.Jestemzdrowajakkoń.Odwielulatniemuszęod-

wiedzaćlekarza.

–Wtakimraziedobrze,żewszpitaluprzejdziepanibadaniakontrolne.
–Nielubięniepotrzebniezawracaćgłowylekarzom.
–Wiem.MojababciaIvyuważadokładnietaksamo.
–Wjakimjestwieku?
–Skończyładziewięćdziesiątdwalata.
Zata szykowaniem opatrunku Summer rzuciła mu lekko zdziwione spojrzenie.

Nigdywżyciunieopowiadałabynikomu,ajużnapewnoniepacjentce,oswojejro-
dzinie.Musigołączyćzbabciąjakaśspecjalnawięź,pomyślała.Imówioniejzwy-
raźnądumą.Alefacetzjegoreputacjąiuczuciarodzinne?Niemożliwe.

–Icodzienniepływa–dodałZac.–Boli,jaktudotykam?
–Ochtak,tak
–Proszęspróbowaćporuszyćpalcamidłoni.
–Boli.Cośsobiezłamałam?
–Całkiemmożliwe.Teraztylkounieruchomimyrękę,ajakdotrzemydoszpitala,

background image

zrobiąprześwietlenie.Możemydaćpaniśrodekprzeciwlowy.Niemusipanibyć
takadzielnaicierpieć.Czasamimiłopozwolić,abyinnisięnamizali.

– Zasnęła, biedactwo. Morfina zadziałała. – Głos Zaca w słuchawkach brzmiał

nienaturalniegłośno.–Stanstabilny.Możemypodziwiaćwidoki.

Summer jednak widoki nie kusiły. Czuła się, jak gdyby powietrze z niej uleciało.

A gdyby to ona uległa wypadkowi na takim odludziu? Kogo mogłaby zawiadomić,
gdybyzabranojądoodległegoszpitala?

Wpodobnychchwilachboleśnieodczuwałabrakpartnera,aodkądprzekroczyła

trzydziestkęiwszyscyznajomiwjejwiekualbojużpozakładalirodziny,albomieli
taki zamiar, swoją samotność coraz częściej traktowała jak życiową porażkę. Nie
byłoprzyniejnikogo,ktomówiłbyjejczułesłówka,otaczałtroską,dawałpoczucie
bezpieczeństwa.Iniedlatego,żeniepróbowałakogośtakiegoznaleźć,aledlatego,
żezwiązkizmężczyznamijejniewychodziły.

Gdybyjednakmiałabyćabsolutniezsobąszczera,musiałabyprzyznać,żezbyt-

niosięniestarała,abyjeratować.Tłumaczyłasobie,żejeszczemaczas,żeteraz
karierazawodowajestważniejsza,aleprzyczynatkwiłagłębiej.Zmarłapiętnaście
lattemumatkazawszejejpowtarzała,żemężczyznomnienależyufać.

Czyjakonajbliższegokrewnegowskazałabyojca?Raczejnie.Odpogrzebumamy

goniewidziała,azresztąwciążkrewsięwniejgotowałanamyśl,żemiałczelność
zjawićsięnauroczystości.

Najprawdopodobniej zrobiłaby to, co Frances, poprosiłaby o zawiadomienie są-

siada,byzająłsięzwierzakiem.

Nie,nie.Jejżyciewcaleniejestażtakiesmutne.Mawieludobrychznajomych.

Przedewszystkimludzi,zktórymipracuje.Anajstarszastażemprzyjaciółka,Kate,
zrobiłabywszystko,abypomóc.Szkodatylko,żemieszkawHamilton,dobrągodzi-
nęjazdysamochodem.Chociażtowcalenieusprawiedliwia,dlaczegotakdawnosię
niewidziałyanizsobąnierozmawiały.

Może teraz właśnie jest okazja? Postanowiła, że skorzysta, że Zac czuwa nad

Frances,iwyślejejesemesa.

„Cześć,jakleci?Wieczorembędzieszwdomu?”.
Odpowiedźprzyszłanatychmiast:
„Kończępóźno,aleo10jużbędę.Zadzwoń,topogadamy”.
„Niezgadniesz,ktotusięznowupojawił!”.

background image

ROZDZIAŁDRUGI

–Zac?Kiedywróciłeś?!–zawołałaMandy,piegniarkazoddziałuratunkowego,

którawłaśnieprzechodziłakorytarzem,pchającprzedsobąwózekopatrunkowy.

–Wzeszłymtygodniu.Atygdziesiępodziewałaś,żejeszczesięniespotkaliśmy?
–Byłamnaurlopie.WypróbowywałamnowebikininaplażywRarotondze.
–Nieźle.
–Owszem.Następnymrazem,jakbędęmiaładzieńwolny,wypróbujęjenaTaka-

punie.Różowewdrobnefiletowekwiatki.

Mandybyłaurodzonąflirciarą.Krążyłyplotki,żeczasaminaflirciesięniekończy,

lecz Summer ich nie słuchała. Lubiła Mandy, w pracy zawsze chętną do pomocy
i duszę towarzystwa podczas wszelkich imprez. Dzisiaj jednak, widząc uśmiechy
ispojrzenia,jakiewymieniłazZakiem,poczułainstynktownąniechęćdokoleżanki.

Czyżby dlatego, że kilka godzin spędzonych z Zakiem zachwiało jej przekona-

niem,żetoostatnidrańipotwórwludzkimciele?

WłaśnieprzekazaliFrancespodopiekęlekarzyzoddziału.Starszapanizełzami

woczachżegnałasięzZakiem,nazywającgoswoimwybawicielem.

–Tenkochanychłopakocaliłmiżycie–mówiła.
–Jużtakijest–odparłRob,lekarzkonsultantprzejmucynadniąpieczę.–Mamy

szczęście,żedonaswrócił.Itylkoodczasudoczasupozwalamymuprzeleciećsię
śmigłowcem,bobardzotolubi.

Notak,pomyślałaSummer,przecieżoddziałratunkowy,gdziejestkonsultantem,

todlaZacagłównemiejscepracy.Tu,jakwidać,jestcenionyilubiany,możenawet
bardziejodMandy.Czyniktniewieonimtego,coonawie?Małobrakowało,ateż
dałabysięoczarować.JakMandy.JakKate.Ijakjejsiostra,Shelley.Niewolnojej
zapomnieć,żezrujnowałbiedaczceżycie.

–Summer?–Mandyzwróciłasiędoniej.–Tylkonamgonieukradnijcie–zażar-

towała.

–Niemaobawy.–Summerstarałasięmówićlekkimtonem.–Jestempewna,że

dyżuryznamiszybkomusięznudząibędzieciegomielitylkodlasiebie.

Mandywestchnęłateatralnie.
–Miłopomarzyć–mrukła.
–Mandy!Coztymwózkiem?–dobiegłozpobliskiegoboksu.
–Jużidę!–DziewczynarękąposłałaZacowipocałunekiznikłazaparawanem.
SummerpoczułanasobiewzrokZaca,spokojny,baczny,zupełnieinnyniżchwi

przedtem,gdyrozmawiałzMandy.Czyżbyodgadł,żemówiąc,iżdyżurymusięznu-
dzą,nieżartowała?Żetobyłopobożneżyczeniewypowiedzianenagłos?

Czytoażtakieważne?Nie.
Todlaczegoczujesięjakwrednajędza?
W pogotowiu lotniczym każda ekipa musi tworzyć zgraną paczkę. To podstawa

sukcesu.Zacpierwszyrazznimileciałiokazałsięcennymnabytkiem.Wprostide-

background image

alnym. Wyobraziła sobie, jak musi oceniać jej dzisiejsze zachowanie i przeraziła
się.Samasiebieniepoznawała.Zawszestarłasiębyćmiładlanowychkolegów.

Postanowiła,żemusijakośsięzrehabilitować.
–Chodźmy.Montypewniesięzastanawia,gdzieprzepadliśmy–rzekła,odwraca-

jącwzrok.

Zachwilęwystartująalbozpowrotemdobazy,albodojakiegośnowegowezwa-

nia.Musząwspółpracować.Tuniemamiejscanaosobisteuprzedzenia.Wmilcze-
niudojechaliwindąnalądowiskonadachuszpitala.

–Świetniesięspisałeś–rzuciła,nimwysiedli.

Dziękujęzatakiekomplementy,pomyślałZac.
Publicznieoświadczyła,żesięucieszy,jeślionzadowolisiępracąwczterechścia-

nach oddziału ratunkowego. Ile czasu trzeba, aby to dotarło do wszystkich kole-
gów?

Aztakąniecierpliwościąwyczekiwałchwili,gdywkombinezonieratownikapogo-

towialotniczegozjawisięwszpitaluzpierwszympacjentem,jakwszemiwobecza-
demonstruje,żeosiągnąłupragnionycel.Tomiałbyćpocząteknowegoetapuwży-
ciu. Z jednej strony szpitalny oddział ratunkowy z najnowocześniejszą aparaturą,
zdrugiejwyzwaniepodnoszącepoziomadrenaliny,wielkaniewiadoma,ekstremal-
nietrudnewarunki.Aprzytymzamieszkaniewciekawymmieścienadoceanem,ze
wspaniałymiwarunkamidouprawianiasportówwodnych.

Wizjaokazałasięzbytpiękna,abysięsprawdziła.Nabłękitnymniebiepojawiła

sięwielkaburzowachmura,któramogłazakłócićwymarzonąsielankę.

Co za ironia, że ta chmura ma na imię Summer, jak najpiękniejsza pora roku –

lato.

Boże,czyniepowiedziałczegośnagłos?Mikrofonwbudowanywkaskmógłwy-

chwycićjakiśdźwięk.Chcącratowaćsytuację,odezwałsię:

–Ładneimię.JeszczeniespotkałemdziewczynyoimieniuSummer.
– Moi rodzice byli hipisami. Zostałam poczęta na plaży, po zawodach surfingo-

wych.

Śmiech Monty’ego uświadomił mu, że rozmowa toczy się nie tylko między nimi

dwojgiem.

–Niewiedziałem–odezwałsiępilot.–Nicdziwnego,żewtwoichżyłachpłynie

wodamorska.

– Czyli pamiątka z letnich wakacji – zażartował Zac. – Nie każdy wie, w jakich

okolicznościachzostałpoczęty.Janiewiem.

–Zapytajmamę.
–Mojamamazgiławwypadku,kiedymiałemsiedemlat.Ojcanieznałem.Wy-

chowałamniebabka.

–Och–Summerrzuciłamuprzerażonespojrzenie.Alepalłamgafę,pomyśla-

ła.–Przepraszam.

–Niemazaco.Tobyłodawno.Maszrodzeństwo?Możesiostry,Wiosnę,Jesień?
–Niemam–ucięła.
Zacwestchnąłwduchu.PoproszęGrahama,abyprzydzieliłminiedoinnejekipy,

zdecydował.

background image

Realizacjategopostanowieniamusiałajednakpoczekać,gdyżwsłuchawkachroz-

ległsięgłosdyspozytorazbazy.

– Zagiło dziecko, sześcioletni chłopiec. Czerwona koszulka, niebieskie szorty,

bosy.MógłzostaćzniesionyprzezfalenaplażyStLeonard.Strażprzybrzeżnawy-
słałałódźratunkową,helikopterpolicyjnyjestwdrodze,alewyznajdujeciesięnaj-
bliżejmiejscazdarzenia.

Sześcioletnichłopczyk.Jakiemaszanse?Jakbardzomusibyćprzerażony?
JestprawiewtymsamymwiekucoZac,kiedystraciłmamę.Summermogłatylko

siędomyślać,jakbardzobyłwtedyprzerażony.

Miałtesamemiękkieciemnekręconewłosycoteraz?Tesamewielkiebrązowe

oczy?

Współczucieścisnęłojejserce.NiechciałalitowaćsięnadZackiem.Niechciała

ulecjegoczarowi.

Możetodzieckoumiepływać?Onaumiałajużjakoczterolatka.Montymiałrację,

wjejżyłachpłyniekrewzmieszanazwodąmorską.Dzieciństwotobyłosłońce,pla-
żaisurfowanie.Szczęśliwedni.

Krążyli nad skałami otaczacymi jedną z wielu plaż na północ od Auckland.

Wdolewidziałagrupęludziztwarzamizwróconymikumorzu.Inniwspinalisięna
skały,przeszukiwalimałebasenywodne,doktórychchłopiecmógłwpaść,gdyroz-
począł się przypływ. Przy kolejnym okrążeniu śmigłowca w oddali dostrzegła łódź
strażyprzybrzeżnejibiałąsmugęspienionejwody,jakązostawiałazasobą.

Zerkła na Zaca. Zmarszczka na czole świadczyła o maksymalnym skupieniu.

Coraz trudniej było jej wierzyć, że to człowiek, o którym słyszała takie straszne
rzeczy.

Montyutrzymywałhelikopternaniewielkiejwysokościipowoliwykonywałkolej-

neokrążenia.

–Cotobyło?
–Gdzie?
–Wydajemisię,żewidziałemczerwonąplamkę.
–Gdzie?!
Summer wyżyła wzrok. Modliła się w duchu, aby czerwona plamka znowu się

pokazała.Obokłodzistrażyprzybrzeżnejzobaczyłaterazjolęikogoświosłucego
nadescesurfingowej.

– Nie w wodzie. Na skale. Monty, zbliż się tam. – Monty zrobił jeszcze jedno

okrążenie, ale Summer niczego nie wypatrzyła. – Przysięgam, że coś widziałem.
Mniejwięcejwpołowiewysokości,tam,gdziepochyłorośniedrzewopohutukawa.

Śmigłowieczawisłwpowietrzu, potemMontyzbliżyłmaszynę doskałyiopuścił

niżej.

–Tam!–PodnieconygłosZacawibrowałwsłuchawkach.–Nadrugiej.Zapniem

jestwystęp,ananimczerwonaplama

Natychmiastprzekazaliinformacjęratownikomnaziemi.Wózstrażackiwjechał

na szczyt, ustawił się tyłem do przepaści. Ratownik na linie opuścił się na dół.
Wpewnejchwilizniknąłzapniemdrzewainawisem.Summerwstrzymałaoddech.
Pochwilimężczyznaznowusiępokazał.Wramionachtrzymałdziecko.

background image

Summer i Zac wymienili spojrzenia. W oczach Zaca Summer dostrzegła odbicie

własnejradościiulgi.

Nie,toniemożliwe,pomyślała.Tozłudzenie.Przecieżto,coonimwie,świadczy,

żeonniejestzdolnydożadnychludzkichuczuć

Komunikatradiowyogłosiłkoniecakcji.Montywzniósłśmigłowieciskierowałsię

wstronębazy.

–Alemieliśmyszczęście.–Wjegogłosiebrzmiałanieskrywanaradośćisatysfak-

cja.

SpokojnepóźneletniepopołudnienaplażyTakapuna,woddaliozłoconasłońcem

sylwetka wulkanicznej wyspy Rangitoto wyłaniacej się z błękitnego oceanu. Czy
możnapragnąćwięcej?

Po przepłynięciu sporego dystansu czuł się odświeżony, jakby otrzymał zastrzyk

energii.Powietrzebyłojeszczenatyleciepłe,żemógłusiąśćnapiaskuicieszyćsię
przebywaniemwśródludzipodobniejakonszukacychturelaksu.Spacerucych
zpsami,pływacychmałymiłodziamialbonadeskach.Dalej,natrawie,grupachło-
pakówkopałapiłkę,kilkarodzinurządziłosobiepiknik.

WLondynietęskniłwłaśniezatakimiswojskimiwidokami.Taplażaodniepamięt-

nychczasówbyładlaniegoplacemzabaw.Kochałjąokażdejporzeroku,wpogo
i niepogodę, podczas przypływu i odpływu. Gdy wiał silny wiatr, pojawiali się kite-
surferzy,gdyoceanbyłspokojny,popularnymsportembyłpaddleboarding–wiosło-
wanienastoconadeskachsurfingowych.

Właściwie dlaczego nigdy tego nie spróbował? Bo to zbyt bezpieczne, za mało

ekscytuce?

To prawda, jest bezpieczne. Niektórzy nawet zabierają z sobą psy. Jak tamta

babka. Duży pies. Czarny, kudłaty. Drobna kobieta w bikini. Zgrabna, atrakcyjna.
Nietylkoonzwróciłuwagęnatęparę.Niektórzyuśmiechalisięnaichwidokina-
wetrobilizdjęcia.

Zac skończył się wycierać i właściwie mógł wracać do domu, ale było tak przy-

jemnie,żepostanowiłzostaćtrochędłużej.Kobietanadescezbliżałasiędobrzegu.
Ciekaw był, jak pies się zachowa, gdy będą pokonywać przybrzeżne fale. Szybko
otrzymałodpowiedź.Gdytylkodeskawzniosłasięnagrzbietpierwszejfali,piesze-
skoczył i zaczął płynąć równolegle do właścicielki, która cały czas wiosłowała na
stoco.

Po chwili deska znalazła się na płyciźnie. Kobieta zeskoczyła i wciągnęła ją pia-

sek.Summer!

CotakiegopowiedziałMonty?Żewjejżyłachpłyniewodamorska?
Ktobypomyślał,żepodkombinezonemratownikapogotowialotniczegokryjesię

takieidealneciało?ZacinstynktowniewciągnąłbrzuchiruszyłnaspotkanieSum-
mer.Niemógłudać,żejejniezobaczył.Apozatymmożetodobraokazjadoprze-
łamanialodów.Odpierwszejchwiliczuł,żeSummertraktujegozeźlemaskowa
niechęcią, a nawet wrogością. Był jeden moment tuż po odnalezieniu zaginionego
sześciolatka, kiedy mu się wydawało, że zmieniła swoje nastawienie, kiedy w jej
oczachzobaczyłulgęiradość,leczszybkominął.

Podkonieczmiany,gdypodpisywałlistę,byłatakzatauzupełnianiemdokumen-

background image

tacji,żeniezwróciłauwagi,jakwychodził.

–Możepomóc?–zapytałzprzyjaznymuśmiechem.
Zac?Ostatniaosoba,jakąspodziewałasięspotkaćnaplaży.Możenawetostatnia

osoba,jakąchciałaspotkać.

Okazuje się, że musi z nim dzielić kolejny kawałek swojego prywatnego teryto-

rium.Najpierwbazapogotowia,potemoddziałratunkowy,terazplażaJeszczenie
dom,alemiejscebardzoważnewjejżyciu,gdziespędzakażdąwolnąchwilę.

Nadodatekonjestprawienagi.Coprawdakąpielówkisąjaknajbardziejodpo-

wiednimstrojemnaplażę,alewolałabyniewidziećtylejegoopalonejskórynaraz.
Musiałsiękąpać,bonatorsie,międzywłoskami,błyszcząkropelkiwody.

–Pływałem.–Jegominaświadczyła,żejesttaksamozaskoczonyniespodziewa-

nymspotkaniem,jakona.

–EeeNaprawdę?
–Pożyczyłbymciręcznik,alejesttrochęwilgotny.
–Dziękuję.Wiosłowałamnastoco.Niezamoczyłamsię.
Słyszącgłospani,czarnypieswyskoczyłzwody,podbiegłisięotrząsnął.
–Flint!Przepraszam.Mamwtorbiesuchyręcznik–sumitowałasięSummer.
–Nieprzejmujsię.–Zac,rozbawiony,wyciągnąłdopsarękę.–Cześć,Flint.
Piesostrożnieobchałmudłoń,pomachałogonem,apotemusiadłtużprzyno-

gach Summer i zadarł głowę. Zac wyobraził sobie ich rozmowę w komiksowych
dymkach.

„Znajomy?Odpowiadacijegotowarzystwo?”.
„Tak.Wszystkowporządku.Nicminiegrozi”.
Serdeczny śmiech zamiast irytacji, chęć zaprzyjaźnienia się z psem Instynkt

podpowiadałSummer,żeniemasięczegoobawiaćzestronyZaca.

–Ijak?Pomócciztądeską?Wyglądanaciężką.
– Dziękuję. Jay ją zabierze. Widzę, że w tej chwili jest zaty, ale później przyj-

dzie.Popilnujęjej.–Usiadłanajednymkońcu.

–Jay?
–Właścicielwypożyczalni.Kiedypierwszyrazprzyszłamnatęplażę,wynałam

od niego deskę i natychmiast zakochałam się w tym sporcie. Zostałam jego stałą
klientką.

–Flintteżsięzakochał?–zapytał,podszedłbliżejinieczekającnazaproszenie,

usiadłnadrugimkońcudeski.

– Nie. On mi towarzyszy z czystej miłości do mnie. – Na wspomnienie tamtej

pierwszejpróbyzdeskąSummersięuśmiechła.–ProsiłamJaya,abysięnimza-
opiekował,kiedybędępływała,aleFlintmusięwyrwałipopłynąłzamną.Byłjesz-
czeszczeniakiem.Naszczęściezdołałamgowyłowić,zanimopadłzsił.Nadesce
natychmiastusnąłiodtamtejporytojestjegoulubionemiejsce.Właśnietam,gdzie
terazsiedzisz.Todlategopatrzynaciebieztakąpretensją.

–Och,przepraszam.–ZacprzysunąłsiędoSummer,apiesnatychmiastwskoczył

nadeskęizwinąłsięwkłębekznosemopartymnatylnychłapach.

Zac znajdował się teraz tak blisko Summer, że czuła ciepło jego skóry. Krótkie

spodenkiodsłaniałygołenogi,widziaławnętrzejegoud,delikatne,aksamitniemięk-

background image

kie

Odchrząkłaiodwróciławzrok.
–DlaczegozewszystkichplażwAucklandwybrałeśTakapunę?–zapytała.
–Bomamjątużzaprogiem.Dommojejbabkistoitam.–Wskazałrządeleganc-

kichstarychwillizogrodamiprzylegacymidoplaży.Willi,zktórychkażdawarta
byłamiliony.–Toten,zszopąnałodzieikotwicąnafurtce.

Summerbyłapodwrażeniem.
–Mieszkasztam?
– Wiem, co myślisz. – Odgarnął mokre włosy z czoła. – Trzydziestosześciolatek

mieszkacyzbabcią.Dommadwapoziomy.Babciazajmujegórę,jawynajmujęod
niejdół.Układjestdlaobustronkorzystnyisięsprawdza.Onaoczywiściezaprze-
czy,alewiem,żejestzadowolona,żepopowrocieznowuzniązamieszkałem.Jateż
czujęsięztymlepiej.Martwiłemsię,jakdajesobieradę.Jestodrobinęzastara,
abymieszkaćzupełniesama.

–Odrobinę?Mówiłeś,żejestpodziewięćdziesiątce.
–Skończyładziewięćdziesiątdwa lata,chociażniedałabyś jejażtyle. Twierdzi,

że teraz dziewięćdziesiątka to nowa siedemdziesiątka. – Obejrzał się na dom. –
Ucieszyłabysię,gdybymogłaciępoznać.Niechceszwstąpićnadrinkaalbocośin-
nego?

Summerodwróciłasięinagleichtwarzeznalazłysiętużoboksiebie.Woczach

Zacadostrzegłazapraszacybłysk.Cokryjesięzatym„cośinnego”?

Obojętnieco,miałanatoochotę.Ogarłojąpodniecenie,silne,niespodziewane,

wywołuceskurczwżołądku.Czułarozkosznemrowieniewdolebrzuchapromie-
niucenacałeciało.Uświadomiłasobie,żetouczucietowarzyszyjejodrana,od
pierwszejchwili,kiedygozobaczyła.

Zacjestniezwykły.Nietylkoobłędnieprzystojny,czarucywobejściu,aleświet-

nyfachowiecpełenentuzjazmudotego,corobi.Mazabójczyuśmiech,kochaswo
babcię

Zastygła. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Siedziała wpatrzona w hipnotyzuce

oczyZaca,czującnatwarzyjegooddech,myślącojegomiękkichwargach.

NagleFlintwstałizeskoczyłnapiasek.Deskazakołysałasię.Możewłaśniedla-

tegoZacprzechyliłsięwstronęSummer,takżeznalazłsięjeszczebliżej.Aletonie
jestwytłumaczenie.Naprawdęniepowinnosięcałowaćnikogodopierocopoznane-
go.Nowegokolegi,zktórymbędziesiępracowałoprawdopodobniekażdegodnia.

Niemogłazaprzeczyć,żecałydzieńmiałanatoochotę.Niemogłazaprzeczyć,

żeZacjąpociąga.Możetozaraźliwe?Noiktóreznichzrobiłopierwszyruch?Czy
toistotne?Najważniejsze,żenajednomgnienie,zanimodskoczyliodsiebiejakra-
żeniiskrą,wargiZacazłączyłysięzjejwargami.

OtrzeźwiłoichgłośneszczekanieFlinta.JednocześnieSummerusłyszałachrzęst

piaskupodstopamiJayaiskrzekżabydochodzącyztorbyplażowej–sygnałnadej-
ściaesemesa.

Najchętniejzignorowałabyrzeczywistośćatakucąjązewszystkichstronwtak

brutalny sposób. Pragnęła podziwiać zachód słońca. Pragnęła całować się z Za-
ckiem.

Tymrazemnaprawdęsięcałować.

background image

–Więcjakbędzie?–zapytałZac.–Wpadniesznadrinka?
Zanimodpowiedziała,wyciągnęłaztorbykomórkęispojrzałanawyświetlacz.
„Próbuję zgadnąć”, pisała Kate. „Chyba nie Zac M.? Jeśli to on, trzymaj się od

niegozdaleka”.

Summer zmobilizowała całą siłę woli, aby zachować zimną krew. Wspomnienia

wróciłyzezdwojonąsiłą.Noc,kiedywiozłaKatedoAuckland,dosiostry,któratra-
fiładoszpitalapopróbiesamobójczej.HisterycznaopowieśćShelleyomężczyźnie,
ojcujejdziecka,którynawiadomośćociążyzepchnąłjązeschodów.

Boże,myślała,ajachciałamsięznimcałować!
–Pomogęcizamknąć–odezwałasiędoJaya.–Dojutra,Zac–rzuciłaiodeszła,

nawetsięnieoglądając.

background image

ROZDZIAŁTRZECI

Sambyłsobiewinien.
MiłoponaddwadzieściagodzinodspotkaniazSummerPearsonnaplaży,aon

wciążdziwiłsięwłasnejgłupocie.Cogonapadło,byjąpocałować?

Wydawałomusię,żeskoroSummertrochęprzychylniejznimrozmawia,tomoże

towykorzystać?

Kretyn.Dałjejtylkopowód,abymiałajeszczemniejsząochotęznimpracować.
Pacjent,któremuwłaśnierobiłzastrzykześrodkiemznieczulacym,ażpodsko-

czyłzbólu.

–Przepraszam.Muszęzrobićtenzastrzyk.Ranajestgłęboka
–Niemusimipantegomówić,doktorze.Niedość,żechapnąłmnietencholerny

pies, to jeszcze, uciekając, rozharatałem sobie nogę o drut kolczasty. Krwawiłem
jakzarzynaneprosię.

–Wyobrażamsobie.–ZacwyciągnąłrękędoMandyponastępnąstrzykawkęze

środkiemznieczulacym.–Prawiegotowe.Zachwilębędęmógłzałożyćszwy.

– Nic pan nie poczuje. – Mandy starała się uspokoić mężczyznę. – Trafił pan na

najlepszegolekarzanaoddziale.

–Inareszcienafaceta.Wiecie,żewkaretcebyłysamebaby?
–Niesłyszałpan,żeterazkobietywszystkopotrafią?Prawda,Zac?–Mandybyła

wyraźnierozbawiona.

–Prawda–potwierdziłZac.–Szczęściarzzpana.Mandy,proszę,podajminerkę.

Zanimzeszyjęranę,chcęjąprzemyć.–Dotknąłnogipacjenta.–Czujepancoś?

–Nie.
–Wporządku.Gdybypanabolało,proszęodrazureagować.
–Nieomieszkam.
Zac przystąpił do dzieła. Mężczyzna założył ręce za głowę i uśmiechnął się do

Mandy.

–Cotobyłzapies?–zapytała,chcącodwrócićjegouwagęodigływrękachZaca.
– Nie mam pocia. Wielkie czarne bydle. Sądząc po zębach, musiał mieć coś

zrottweilera.

Zacstarałsięgoniesłuchać.Iniemyślećodużychczarnychpsach,chociażnie

bardzo mu się to udawało. Zakładanie szwów jest zabiegiem mało skomplikowa-
nym,wykonywanymniemalautomatycznie,więcjegomyślicoruszwracałydospo-
tkaniazSummer.

Tobyłynaprawdęmiłechwile.Dowiedziałsięczegośoniej,zobaczył,jakaścisła

więźłączyjąiczworonożnegotowarzysza.Miałwrażenie,żewichstosunkachna-
stąpiłprzełom.Inaglewszystkosięodwróciłoostoosiemdziesiątstopni.Wjednej
chwilisięcałowali,wnastępnejSummerodeszła,ledwosięobejrzawszy.

Nie,niemazwyczajucałowaćsięzdziewczynamitylkodlatego,żektóraśmusię

spodoba.Nigdynierobiniczegonasiłę.Nigdy.IdlategozachowanieSummertak

background image

bardzogodotknęło.Czułsięwystrychniętynadudka.Zmanipulowanywjakiśzupeł-
nieniezrozumiałydlaniegosposób.Potraktowanyabsolutnieniesprawiedliwie.

No, zrobione. Zac mocno zawiązał końce nici chirurgicznej, potem ciachnął no-

życzkami.

Tak, jest wściekły. Musi się opanować, zanim wzburzenie odbije się na pacjen-

tach.Naszczęściedziśpracujenaratunkowym.Dopierojutromadyżurwpogoto-
wiu.Zadzwoniipoprosioprzydzieleniedoinnegozespołu,postanowił.

Summerucieszyłasię,kiedydostaliwezwanie.
–Karambolnapółnocy.Dwasamochodyzderzyłysięczołowo.–Dzisiajjejpartne-

rembyłDan.–Gotowa?

–Jaknajbardziej.
Wypadektodlaofiarnieszczęście,leczdlaniejnareszciecośdoroboty.Bezczyn-

nośćjądobijała,pogowałafrustracjęwzbieracąwniejodwielugodzinigrożą
wybuchem.Wszystkiesprawdzonesposobyrozładowanianapięciazawiodły.Próbo-
wała czytać bieżącą literaturę medyczną, popracować nad swoim projektem ba-
dawczym,leczniemogłausiedziećwmiejscu.Chodziłazkątawkąt,tucośspraw-
dziła,tamcośpoprzestawiała,uprzątła.

Obłęd.Zupełniejakwczorajpopowrociedodomu.Niebyławstaniezrobićkola-

cji,zresztąniemiałaapetytu,bowciążnanowoanalizowałaincydentnaplaży.

Iusiłowałasamąsiebieprzekonać,żepocałunekbyłinicjatywąZaca.Iżedotyk

jegowargwcale,aletowcale,niebyłażtakimwstrząsem,jakimprzecieżbył!

RozmowazKateniczegoniewyjaśniła.Conajwyżejwywołałajeszczewiększyza-

mętwjejgłowie,trwacydodziś.

Oczywiście, że jest czarucy. Jak ci się wydaje, dlaczego Shelley zakochała się

wnimnazabój?

CzyZactotylkoplayboy,któryużywaczaru,abyzwabićdołóżkacoraztonowe

dziewczyny?

Nie.Toczłowiek,którytroszczysięoludzi.Iostarsząkobietę,iomałegochłop-

ca.

Odzieci.Pewnierównieżoniemowta.Skorotroszczysięocudzedzieci,tora-

czej nie porzuciłby własnego, prawda? To do niego niepodobne, myślała Summer.
Możejaczegośniepamiętam,wkońcutrochęczasumiło.

Tak,oczywiście,wiedział,żeShelleyjestwciąży.Todlategousiłowałzepchnąćją

zeschodów.

WtakimraziedlaczegoShelleyniezgłosiłategonapolicjęiniewystąpiłaoali-

menty?

Byłazbytprzerażona.Perspektywakonfrontacjiznimjąparaliżowała.Zdecydo-

wałasięnaaborcję,pamiętasz?Ostateczniejednakzmieniłazdanie.

WtymczasieZacznajdowałsięjużnadrugiejpółkuli,Shelleynatomiastniewy-

chodziłaodlekarzy.Byłateżregularnąpacjentkąoddziałuratunkowego,naktórym
pracowałaKate.Ateraztojejsynekbyłalbociąglechory,alboulegałjakiemuśwy-
padkowi. Cała rodzina zajmowała się Shelley i Felixem i czasami miała już tego
dość.

–PowieszotymShelley?–Summerzapytaławkońcu.

background image

Samaniewiem.Możenajpierwporadzęsięjejpsychiatry?Nowelekinareszcie

działają, więc taka wiadomość mogłaby zakłócić proces leczenia. To byłby kij
wszpry
chy.

IwszystkiemuwinnabybyłaSummer.Toonatrzymałabykijwręce.Kijemdosta-

łabyKateipewnieZac.Cobybyło,gdybyShelleysiędowiedziała?Gdybywystąpiła
dosąduoustalenieojcostwaialimenty?Albojeszczegorzej,gdybyoskarżyłaZaca
oprzemocfizyczną?Tobymuzrujnowałokarierę,aontakkochaswojąpra

Dlaczego nie trzymała języka za zębami? Summer to sobie wyrzucała. Ostatnio

rzadkosięwidywałazKate,aShelleyniewidziałaodtamtejpamiętnejnocy,kiedy
trafiładoszpitala.Zdrugiejstrony,jeślitowszystkoprawda,toZacpowinienpo-
nieśćkonsekwencje.

Właśnie.Jeśli.Itutkwisednoproblemu.
Intuicjajejpodpowiadała,żewątpliwościwcaleniesąnieuzasadnione.
DziękiBogunachwilęmożeotymwszystkimzapomnieć.
Wyjrzałaprzezoknośmigłowca.Zobaczyłasznursamochodówstocychwgigan-

tycznymkorkuorazkaretkipogotowia,radiowozypolicyjne,wózstrażypożarnej.

Po wydowaniu ratownik zdał jej sprawozdanie: jedna ofiara śmiertelna, dwoje

rannych,którychjeszczeniewydobytozwrakówsamochodów.Mężczyznadoznał
urazukręgosłupa,kobietamatrudnościzoddychaniem.

– Kierowca z początku reagował na głos – mówił ratownik – ale teraz nie ma

znimkontaktu.Podaliśmymukroplówkęitlen.

–Akobieta?
–Nieskarżysięnaból,aleniemożeporuszaćnogami,chociażniesąunierucho-

mione. Założyliśmy jej kołnierz ortopedyczny, ktoś przytrzymuje jej głowę. W tej
chwilistrażacyusiłująodciąćdach.

Summer natychmiast przystąpiła do badania kierowcy. Wiedziała, że gdy go ru-

szą,jegostansiępogorszy.TymczasemDanprzypomocypozostałychratowników
wydobylikobietęinanoszachprzenieślidokaretki,któraodwiozłajądoszpitala.

Kiedy już można było przygotować mężczyznę do transportu śmigłowcem, Sum-

merponowniegozbadała.

–Dan!–zawołała.–Przyjrzyjsię,jakonoddycha.Widzisz?Tawiotkaklatkapier-

siowa, seryjne złamanie żeber. Odma obustronna. – Stetoskopem osłuchała płuca
ipokręciłagłową.–Zanimwystartujemy,zrobięodbarczenie.WłączaparatdoEKG
izacznijresuscytacjępłynową.

Zabiegpolegałnawkłuciuigłyizlikwidowaniuodmy.Byłotorozwiązanietymcza-

sowe, które nie poprawiało pracy płuc. Co groźniejsze, nie zapobiegało zbieraniu
się krwi w miejsce powietrza. To właśnie w tym momencie Summer pomyślała
oZacu.Gdybybyłtudziśzamiastwczoraj!Onpotrafiłbyprzeprowadzićwłaściwy
zabiegwprowadzeniadrenu.Igłajestzacienka,pozostawiazbytmałyotwór,który
nadodatekmożesięzasklepić,gdytylkowzniosąsięwpowietrze.

Montyutrzymywałśmigłowiecnaniskiejwysokości,abyuniknąćzmianciśnienia,

któremogłybyspowodowaćpogorszeniesięjużniemalkrytycznegostanupacjenta.
Doszpitaladotarlidosłowniewostatniejchwili.NawidokZacakierucegozespo-
łemlekarzynaratunkowymSummerodetchnęłazulgą.

Uważniewysłuchałjejmeldunku.Ograniczyłasiędonajistotniejszychinformacji.

background image

Nawetpersonaliapacjentamogłypoczekać.

– Wiotka klatka piersiowa. Odma obustronna. W chwili lądowania doszło do za-

trzymaniaoddechu.

WciągukilkusekundZacprzystąpiłdowykonywaniaprocedury,któramogłaura-

towaćżyciemężczyźnie.Pracowałspokojnieiwskupieniu,iwkrótcerannyznowu
oddychałsamodzielnie.

Nie pomyliłam się, pomyślała Summer, Zac naprawdę jest świetnym lekarzem.

Chętniezostałabyiobserwowaładalszezabiegiiprzygotowaniepacjentadoprze-
wiezienianasalęoperacyjną,leczotrzymalikolejnewezwanie.

Tym razem pomocy potrzebował rowerzysta górski z urazem barku znajducy

się w bardzo trudnym terenie. Należało go przetransportować do miejsca, gdzie
czekałakaretka.Potemmieliwracaćdobazy.

Kiedy po skończonym dyżurze weszła do szatni, zagadnął ją Graham, kierownik

bazy:

–CotakiegozrobiłaśwczorajZacowi?
–Nierozumiem.
–Dzwoniłdomnie.Pytał,czymógłbymmuzmienićdyżury.Niechciałpowiedzieć

dlaczego.Tłumaczyłemmu,żetoniemożliwe,ale

–Summergonielubi–odezwałsięMonty,któryrównieżbyłwszatni.
Grahamobrzuciłjądziwnymspojrzeniem.
–Cojestwnimdonielubienia?Jestdlanascennymnabytkiem.Naprawdęmieli-

śmyszczęście,żegozatrudniliśmy.Cotakiegomupowiedziałaś?

–Nicmuniepowiedziałam.
– Ale też nie rozwiłaś czerwonego dywanu na powitanie – wtrącił Monty

zuśmiechem.

Obajmężczyźniwpatrywalisięwniązaintrygowani.
Comogłaimodpowiedzieć?Żewieonimcoś,czegooniniewiedzą?Wystarczy,

żezmąciłaspokójKate.Gadanieprzyniesiewięcejzłegoniżdobrego.Wieściszyb-
kosięrozejdą.Nigdyniebyłaanimącicielką,aniplotkarą.Wkońcutoniejejinte-
res,prawda?

Alboczymożeimpowiedzieć,żewczorajspotkalisięnaplażyicałowali?Pewnie

Zac uznał jej zachowanie za tak nieprofesjonalne, że nie wyobraża sobie dalszej
pracyrazem.Sprawywymknęłysięjejspodkontroli.

–Nieważne–ucięła.–Postaramsięzałagodzićsytuację.
Wdrodzedodomuwstąpiładoszpitala.Naoddzialeratunkowympowiedziała,że

chce się dowiedzieć o stan zdrowia kierowcy poszkodowanego w wypadku drogo-
wym.

Zazwyczajcieszyłabysię,żemożepodyskutowaćotrudnymprzypadkuizdobyć

wiedzę, która przyda się jej w przyszłości, lecz tym razem był to tylko pretekst.
Prawdziwyceljejwizytyniemiałnicwspólnegozrozwojemzawodowym.Tucho-
dziłoojejżycieprywatne,którezamieniłosięwpoleminowe,bonaglesięokazało,
żewiezbytwiele.

Amożeprzeciwnie,możeniedostateczniewiele?
Czuła narastacą tremę. Rozejrzała się po oddziale w poszukiwaniu Zaca.

background image

WkońcudostrzegłagoprzykomputerzeMandy,wpatrzonegowekran.Kiedyjązo-
baczył,uśmiechnąłsięuprzejmie.

–Maszchwilę?–zapytała.

Wyglądainaczej,pomyślał.Możezpowodustroju?Widziałjąjużiwkombinezo-

nielotniczym,iwbieliźnie,bowkońcuczymjestbikini,jaknieskąpymstanikiem
ifigami?Nawetteraz,kiedywprowadzałjądogabinetu,wspomnieniejejkobiecych
kształtówprzyprawiałogooniebezpiecznydreszczyk.

Weźsięwgarść,nakazałsobiewmyśli,bopalnieszjakąśgafę.Pamiętasz,jakcię

wczorajzgasiła?Odrazupomogło.Złośćzpowoduniesprawiedliwegopotraktowa-
niapowróciła.Idobrze.Wczorajpokazała,jakniztego,nizowegopotrafiwyko-
naćzwrotostoosiemdziesiątstopni.

Przywitałsięzniąchłodno,właściwiebezsłowa.Uniósłbrwi,kiwnąłgłowąwod-

powiedzinajejprośbę,abypoświęciłjejchwilę,przeprosiłMandyiruszyłdogabi-
netu.Odwracającsię,zdążyłdostrzecwoczachpiegniarkibłyskzdumienia,żeza-
bieraSummernarozmowęwczteryoczy.Właściwiesamsięzdziwił,boniewidział
powodu,dlaczegoniemielibydyskutowaćotrudnymprzypadkuprzyświadkach.

Boprzecieżpotoprzyszła,prawda?Chcesiędowiedzieć,jaksięmiewapacjent

zpoważnymiobrażeniamiklatkipiersiowej.

Dlaczegowtakimraziesprawiawrażeniezdenerwowanej?Nie,nie,wydajemu

siętylko.

Najlepiejzacząćodbezpiecznegotematu,naprzykładkomentarzadostroju,skó-

rzanychspodniiobcisłejmotocyklowejkurtki.

–Jeździszmotocyklem?–zapytał.
–Tak.Takijestwymógwpogotowiu.Musiszbyćwstanieszybkodotrzećdobazy.

Motoremprześliźnieszsięmiędzysamochodaminawetwnajwiększymkorku.

–Racja.Samteżjeżdżęmotorem.Ducati.
Summeruśmiechłasię.
–Jateż.Najlepszyznajlepszych.
–Zgadzamsię.–Znowuprzybrałchłodnyton.Niemiałochotydrugirazdoświad-

czaćgwałtownejzmianyhumoruSummer.

Uśmiechnatychmiastzniknąłzjejtwarzy.Umknęławzrokiemwbok.
–Niezabioręciwieleczasu–zaczęła.–Wpadłamtylkoprzeprosić.Domyślam

się,że

No,no.Tegosięniespodziewał.Czyzamierzagoprzeprosićzachłodneprzycie

nawczorajszymdyżurze?

Przysiadłnabrzegubiurka.Mimożeobokstałowolnekrzesło,Summerzniego

nieskorzystała.Podeszładoregałuizewzrokiemutkwionymwgrzbietyoprawio-
nychroczników„Przeglądumedycynyratunkowej”ciągnęła:

–To,cosięwczorajstało,byłobardzonieprofesjonalne.–Tonjejgłosuzdradzał

napięcie.–Chciałamcięzapewnić,żetosięwięcejniepowtórzy.

wiłaopocałunku,anieomałoentuzjastycznympowitaniunowegokolegi,nie-

mniejZacuznałjejsłowazadobrypoczątek.Nawetlepiejniżdobry.Tylkodlaczego
wgłębisercapoczułukłucierozczarowania?

–I?

background image

Wyraźniezaskoczona,obejrzałasięraptownie.
– I mam nadzieję, że nie dopuścisz, aby ten incydent wpłynął na twoją pra

wpogotowiu.Wszyscypowtarzają,żemamyszczęście,żedonasdołączyłeś.

–Wszyscyzwyjątkiemciebie.
Kurczę, dlaczego nie mógł przyjąć przeprosin za dobrą monetę? Powinni teraz

uścisnąćsobieręce,umówićsię,żezaczynająwszystkoodpoczątkuikoniec.

Ale to będzie po prostu zamieceniem problemu pod dywan, bo wciąż nie dowie-

działsię,dlaczegozrobiłnaniejtakkiepskiepierwszewrażenie.

NapoliczkachSummerpojawiłysięczerwoneplamy,awoczachczaiłsięcieńnie-

pewności,możenawetlęku.

Co tu jest, do diabła, grane? Wstał. Teraz górował nad Summer, przytłaczał ją.

Wyprostowałasię,uniosłagłowę,bezmrugnięciapowiekąwytrzymałajegospojrze-
nie.

– Dlaczego jesteś tak wrogo do mnie nastawiona? – zapytał. – Przecież nawet

mnienieznasz.

–Wystarczy,żewiemconiecootobie–oświadczyłaostrymtonem,świadczącym,

żeposiadaneinformacjeniewzbudzająjejszacunku,lecznapawająpogardą.

–Zadziwiaszmnie–stwierdził,cedzącsłowa.–Itoniejestkomplement.
PotwarzySummerprzebiegłgrymasgniewu.
– Wychowałam się w Hamilton. Pracowałam w tamtejszym pogotowiu, a jedna

z moich najdawniejszych przyjaciółek, Kate Jones, pracuje na szpitalnym oddziale
ratunkowym.

– Miło mi to słyszeć. – Pokręcił głową. – Ale nie mam najmniejszego pocia, do

czegozmierzasz.Niewiem,kimjestKateJonesanicoHamiltonmawspólnegoze
mną.

– Kate ma młodszą siostrę, również piegniarkę. Shelley Jones. Pracowała

wAuckland.Tu,wtymszpitalu.Naratunkowym.

Zaconiemiał.Naglecośzaskoczyłowjegopamięci.
–Przypominamsobie.–Skrzywiłsięzniesmakiem.–Dosyćuprzykrzonaosóbka.
–Niewątpię.–Przybrałalodowatyton.–Mamnadzieję,żenieczęstospotykasz

podobnieuprzykrzoneosoby.

–Oczymtymówisz?
–Domyślamsię,żerobieniedziewczynomdziecitouprzykrzonezacie.
–Cotakiego?!
Wjegogłowierozdzwoniłysięsyrenyalarmowe.Słyszałomężczyznach,którym

fałszyweoskarżeniaomolestowanieseksualnezłamałyżycie.Słowoprzeciwkosło-
wu.Zawszewinnyjestfacetinawetjeśliudowodni,żejestprzeciwnie,błotojużsię
doniegoprzylepiło.

Aledziecko?
–NigdynawetnieumówiłemsięzShelley–odrzekłpowoli.Wciążniemógłuwie-

rzyćwpodobneoskarżenie.–Uprzykrzacebyłoto,żeonadostałabzikanamoim
punkcie. Przynosiła prezenciki, ciastka, kwiaty. Wkładała mi do szafki listy, nawet
przychodziłapoddom.–Krewsięwnimgotowała.–Gdybyfacetwpodobnysposób
narzucałsiędziewczynie,oskarżonobygoonękanie.Onabyłaniezrównoważona,
alewszyscyuważali,żetotylkotakieniewybredneżarty.–Przeczesałpalcamiwło-

background image

sy.–Byławciąży?Mówiła,żetojajestemojcem?

Jegoreakcja,kompletnyszok,niemógłbyćudawany.
Summerpoczułasuchośćwustach.Nicdziwnego,żetaktrudnobyłozignorować,

cointuicjapodpowiadałajejodpoczątku.Zacmówiprawdę.

–TylkomnieiKate.–Spróbowałaspojrzećmuwoczy,leczZacodwróciłgłowę.–

Wtedy, kiedy nas wezwano, bo po próbie samobójczej trafiła na oddział psychia-
tryczny.

Dlaczegowówczasniezastanowiłasięnadjejrównowagąpsychiczną?Dlaczego

niezadałasobiepytania,czyjejwersjajestwiarygodna?

–Corazlepiej.Tylkominiemów,żeizatojestemodpowiedzialny–warknąłZac.
Uznała,żelepiejbędzie,jeśliterazdowiesięnajgorszego.Czygdybybyłanajego

miejscu,niewolałabyodrazupoznaćwszystkichoskarżeń?

Milczała,szukającodpowiednichsłów.Jesttylkoposłańcem,alezasługujenato,

abyjązastrzelono.ZachowałasięwstosunkudoZacapodle.Karygodnie.

–Onaona–zaczęłasięjąkać–onapowiedziała,żepróbowałeśzepchnąćją

zeschodów.Potym,jaksiędowiedziałeśociąży.

–Gdziebyłem,kiedytowszystkosiędziało?
–ChybajużwyjechałeśdoLondynu.
– Bardzo wygodnie – prychnął i zaczął krążyć po pokoju. Dwa kroki do przodu,

zwrot i znowu dwa kroki. Kilka razy nerwowym gestem przeczesał włosy. Nagle
przystanął,obciłsiędoSummerizapytał:–Ityjejuwierzyłaś?

Nigdydotądnieczułasiętakamała.WgłosieZacaniebyłogniewu,raczejniedo-

wierzanie,rozczarowanie,ból

–Sampowiedziałeś,żecięnieznałam.Nigdycięniewidziałam.Słyszałamtylko,

jaksięnazywasz.

– Wczoraj mnie poznałaś. – Tak, teraz wziął w nim górę gniew. Słowa Zaca

brzmiałyjakoskarżenie.–Inadalwierzyłaśwtebzdury.

Summerprzygryzławargę.Czytocośpomoże,jeślipowie,żeodpierwszejchwili,

gdygozobaczyła,nabraławątpliwości?Jeślisięprzyzna,żecałyczastoczyzsobą
wewnętrzną walkę? Że fantazjuje o możliwym związku, który w innych okoliczno-
ściachbyłbycudownymprzeżyciem?Otym,jakbardzopragnęłatamtegopocałun-
ku?

Nie.Niemausprawiedliwienia.Zamknęłaoczy.
–Przepraszam.Przykromi.
–Mnierównież.
Milczenie przedłużało się. Pytanie „co teraz?” zawisło w powietrzu. Zac wes-

tchnął i ponownie przysiadł na brzegu biurka. Summer zebrała się na odwa
ispojrzałananiego,leczontrzymałwzrokwbitywpodłogę.

–Chybalepiej,żewiem–przewiłwkońcu.–Przynajmniejbędęprzygotowany,

kiedytadziewczynapewnegodniaznowusiętupojawi.

–Zrezygnowałazpracy.Wciążmaproblemyzsobąpsychiczne.–Zacprychnął

nieprzyjemnie.–Odtamtejporyjejniewidziałam–ciągnęłaSummer.–Powypro-
wadzce z Hamilton rzadko kontaktuję się z Kate. Nikt nie musi się dowiedzieć.
Przykromi,żepoznałamalbosądziłam,żepoznałam,historięjejsiostry.Szkoda,że
wymieniłatwojenazwisko.

background image

–Jestempewien,żenietylkotobiezdradziłamojenazwisko.Niewykluczone,że

nawetwpisałajedodokumentów.Cozeświadectwemurodzeniadziecka?OBoże!
–wykrzyknął.–Onaurodziłatodziecko?

Potwierdziłaruchemgłowy.Policzkijąpaliły.
–Powiedziałanam,żezdecydowałasięnaaborcję,aleostatecznienieprzerwała

ciąży. Pojechała na południe do przyjaciół, potem wróciła do rodziny już z dziec-
kiem.Stałanaproguipoprosiłaopomoc.Tochłopiec.Felix.Terazmusimiećze
dwaipółroku.

– Pewnie figuruję na jakiejś liście alimenciarzy. – Summer nie odpowiedziała. –

Właściwietomamtakąnadzieję–kujejzaskoczeniuciągnąłZac.–TestDNAzała-
twisprawę.Jajejnawetniepocałowałem!

PodniósłgłowęispojrzałnaSummer.Wierzyła,żenigdyniepocałowałShelley,ale

jątak.Przezułameksekundytylkotomiaławgłowie.

–Toniebyłoniepokalanepoczęcie–odezwałsięzsarkazmem.–Dlaczego,nami-

łośćboską,ktośposuwasiędotakiejniegodziwości?!

–Niewiem–szepła.
Amożewgłębiduszywie?ZacMitchelltouosobieniedziewczęcychfantazji.Wy-

marzonychłopak,mążiojciec.Jeślidziewczynajestzdesperowana,chora,toposu-
niesiędowszystkiego.Alewymyślenietakwiarygodnejhistorii?Tegoniepotrafiła
zrozumieć.Tamtegowieczoruinstynktjejniepodpowiedział,żenienależywierzyć
Shelley. Jeszcze wczoraj po rozmowie z Kate wciąż wierzyła. Przestała dopiero
wtedy,gdyzobaczyłareakcjęZaca.

– Powiem Kate – zaproponowała. – Wyciągnie z Shelley, jak było. Winna jest ci

przeprosiny.Wszystkiejesteśmycitowinne.

Zacpokręciłgłową.
–Wolałbymniedrążyćtejsprawy,chybażebędęzmuszony.Niepotoprzyjecha-

łem.Chcęskupićsięnapracy,naoddzialeratunkowymiwpogotowiu.

–Aleprosiłeśoprzydziałdoinnegozespołu,tak?
–Grahampowiedział,żetoniemożliwe.
–Porozmawiamznim.Jestempewna,żedasięjakośpoprzesuwaćdyżury.Zespół

ratownikówmusibyćbardzozgrany.Niedobrze,jeślimiędzyczłonkamiistniejenie-
zgodnośćcharakterów.

Znowuzaległacisza.WkońcuSummerpodniosłagłowęispojrzałanaZaca.
–Alemiędzynaminieistnieje–powiedział.
–Conieistnieje?
–Niezgodnośćcharakterów.
Patrzyłananiegojakzahipnotyzowana.Takjakwczorajwieczoremnaplaży,sie-

dzącobokniegonadesce,tużprzedpocałunkiem.

–Nie.
–Proponujęwięcresetnaszychwzajemnychstosunków,czylizacznijmywszystko

odpoczątku.Zobaczymy,jaknambędzieszło.–Nadziejajestcudownymuczuciem,
bliskąkuzynkąulgiipodniecenia.–Chciałabyśtego?

–Jeślitychcesz
Porazpierwszyszczerzesiędoniegouśmiechła.Słowaniebyłypotrzebne.
Zacodwzajemniłuśmiech.Summerzdawałosię,żenajednomgnienieczassięza-

background image

trzymał,zanimpoczuła,żepowiedzielisobiewięcej,niżbyligotowiujawnić.

Zacodchrząknął.
–Chceszusłyszećooperacji?
–OoperacjiTak,tak.
–Chodźzemną.Najpierwpokażęcizdjęciarentgenowskie.Facetmiałkomplet-

niezmiażdżonąklatkępiersiową.Chylęgłowęprzedtobą,żeudałocisiędowieźć
gotużywego.

SummerwyszłazaZackiemzgabinetu.Resetwichstosunkachwłaśniesiędoko-

nywał.

Czywyniknieztegocośdobrego?

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

MotocyklZacabyłduży,czarny,rasowy.
MniejszyczerwonyducatiSummersprawiałprzynimwrażeniedamskiego,choć

należy pamiętać, że pozory mylą. Tylko kobieta określonego typu zdecydowałaby
sięnatakiśrodektransportu.

Kobietapewnasiebieiobdarzonasilnymcharakterem.Ajeślitecechywystępu

wpołączeniuzdrobnąposturą,efektjestintrygucy.

Summermusiałazjawićsięnaparkinguprzedbaząpogotowiadosłowniekilkase-

kundprzednim,bojeszczestałaobokmotoruizdejmowałakask.Następnieścią-
gnęła rękawiczkę i szybkim, bardzo kobiecym ruchem, zupełnie niepasucym do
stroju,używającpalcówjakgrzebienia,zmierzwiłaprzyklepanewłosy.Zrozstawio-
nyminogamiikaskiempodjednąpachąwyglądała,jakgdybyszykowałasięzawojo-
waćświat.

Zauważył, że przygląda mu się, jak gasi silnik i zsiada z motoru. Jej spojrzenie

byłoostrożne?

Oczywiście,żemasięnabaczności,pomyślał.Dzisiajpełniądyżurrazemporaz

pierwszyodpamiętnejrozmowyuniegowgabinecie.Owszem,umówilisię,żeza-
cznąwszystkoodpoczątku,alecoztegowyniknie,todopierosięokaże.Miałczas
wszystkoponownieprzemyśleć,alejeszczenieochłonąłpousłyszeniurewelacjina
swójtemat.

Chwilami ogarniała go taka złość, że chciał odszukać Shelley i żądać wycofania

niewiarygodnych i niegodziwych oskarżeń, lecz natychmiast odzywał się głos roz-
sądkuiostrzegał,abyniepodejmowałżadnychpochopnychkroków.Owszem,może
udowodnić, że dziecko nie jest jego, ale co zrobi z powieniami o przemoc? Tu
jegosłowobędzieprzeciwkojejsłowu.

Ludzie,którzygoznają,nigdynieuwierząwpodobnebrednie,aleniechciał,aby

w ogóle musieli się w tej sprawie wypowiadać. Wyobrażał sobie, jak zmartwiona
byłaby jego babka. Ostatnio nie rozmawiali już o tym, że jego własna matka była
ofiarą przemocy domowej ze strony mężczyzny, który pojawił się w ich życiu, gdy
Zac był już na tyle duży, aby to zapamiętać. Na tyle duży, aby myśleć, że to jego
wina,żemamapłaczeijestposiniaczona.

Summeruwierzyłamunasłowoitoteżniedawałomuspokoju.Musijejudowod-

nić,żejestczłowiekiemprawym,alesamatakakoniecznośćbyładlaniegoupoka-
rzaca.

–Tomonster?–zagadnął,podchodząc.
–Uhm.659.–NatwarzySummerodmalowałasięulga.Najwyraźniejodpowiada-

łojej,żewybrałneutralnytemat.–Mniejwięcejpołowapojemnościtwojegosilnika.

–Założęsię,żedotrzymaszmitempa.Możepowinniśmywybraćsiękiedyśnawy-

cieczkę?–rzuciłsztucznieswobodnymtonem.

Możetrochęwymuszonym?Wiedział,żerozejmjestwciążkruchyiżestąpająpo

background image

cienkimlodzie.

–Świetnypomysł.Lubięjazdęwterenie.
Gdyramięwramięszliwstronębudynku,Zacczuł,jaknapięciemiędzynimisłab-

nie.Naglezaczęłomuzależećnatym,abypoznalisięlepiejiabySummerzrozu-
miała, że nie byłby zdolny do czynu, jaki mu zarzuca Shelley. Gdyby udało mu się
przekonać jedną osobę, która uwierzyła w te haniebne oskarżenia, może nie mu-
siałbybaćsięokonsekwencjeujawnieniaichpublicznie?

Myślenie o wycieczce w jakieś ładne miejsce, na przykład na plażę, było jednak

przedwczesne.Niewykluczone,żeSummerstarasiębyćmiłaiuprzejma,alewcią-
gu tych dwóch dni miała czas porozmawiać z Kate i znowu zmienić zdanie co do
jegoniewinności.Zaufaniemusibyćwzajemne.Aterazjegozaufaniedokobietbyło
bardzonadweżone.

Doszedł do wniosku, że lepiej nie proponować wycieczki na plażę. Po co budzić

wspomnienia?Wciążniepotrafiłzrozumieć,jakdoszłodopocałunku.Lepiejitenin-
cydent oddzielić grubą kreską. Tymczasem ograniczy wzajemne relacje do płasz-
czyznytylkozawodowej,chociażitukryjąsięzasadzki.

–Opróczdwóchmaszjeszczeczterykółka?–zapytałjaknowykoleganowąkole-

żankę.

–Nie.–Rzuciłamulekkozdziwionespojrzenie.–Poco?
–Psatrudnozabraćnamotor.
–Biegamy.
–Wszędzie?
Zaczęłazdejmowaćkurtkę.
–Wszędzietam,gdziepotrzebujemy.Jeślimuszęgozabraćdoweterynarza,pro-

szę kogoś ze znajomych o podwiezienie. Kiedy nie pracuję albo nie robię czegoś
wdomu,chodzimynaplażę.Codzienniemożesięwybiegać.

–Wobectegojeszczesięspotkamy.JateżcodzienniestaramsiębiegaćnaTaka-

punie.

–NaTakapunęchodzimytylkopływać.Niemamwłasnejdeski,botrudnobybyło

wozićjąmotorem,więcwypożyczamodJaya.Jeślichcemytylkopobiegaćalbotyl-
ko się wypać, mamy kilka plaż bliżej domu. Możemy również po prostu wysko-
czyćzaburtę.

–Przepraszam,nierozumiem
ZacniewidziałSummerschowanejzadrzwiamiszafkinaubranie.Byłpewien,że

źleusłyszał.

Wytknęłagłowęiuśmiechnięta,naprawdęszczerzeuśmiechnięta,wyjaśniła:
–Mieszkamynajachcie.
–Aha
Niewiedział,copowiedzieć.Jużmusięwydawało,żeidzieimcorazlepiej,żena-

reszciezachowująsięjakkoledzyzpracy,anagleSummerwszystkozepsuła.Nie
tylkomieszkawmiejscu,któretrudnonazwaćdomem,leczuśmiechasięszelmow-
sko, zaraźliwie. A na dodatek jej uśmiech przywołuje wspomnienie dotyku jej
warg

–Cotozajacht?
–Catalina30.Nazywasię„Syrena”.Niejestempewna,czywciążnadajesiędo

background image

żeglowania. Od przyjazdu do Auckland wynajmuję go na mieszkanie. Flint nie zna
innegodomu.Byłbysmutny,gdybyniemógłpatrzećnamorze.

–Corobi,kiedyjesteśwpracy?
–Pilnujejachtualbośpinapomoście.Naprzystaniwszyscygoznają.Nigdynig-

dzieniewybrałsięsam.Niepotrzebujesmyczy.Nosiobrożętylkodlatego,żema
doniejprzyczepionyznaczekznumeremrejestracyjnym.

Summer naciągnęła kombinezon lotniczy na szorty i podkoszulek. Jej kobiece

kształtyznikłypodluźnymuniformem.Możetolepiej,pomyślałZac.

Zaczynałodoniegodocierać,jakąniezwykłąosobąjestSummer.Sądzącpospo-

sobieżycia,bardzoniezależną,chodzącąwłasnymidrogami.Czułbysięzaszczyco-
ny,gdybyzechciałaiśćtamgdzieon.

Zaraz,zarazPowiedziała„mieszkamy”.My.Zakładał,żemówiosobieiFlincie,

alejeślipodtymzaimkiemkryjesięktośinny?Postanowiłzwolnićtempo.Musiza-
chować ostrożność. Musi lepiej poznać Summer i dowiedzieć się o niej znacznie
więcej.

WezwanienajednązwyspzatokiHaurakipodjednymwzględemzawszebyłonie

lada gratką. Lot trwał dłużej i mogli podziwiać niepowtarzalne widoki. Ruch
w ogromnym porcie, promy, statki, jachty. Przesmykiem między wyspą Rangitoto
aplażąTakapunapłynąłstatekwycieczkowyoszlachetnejlinii.

–Ciężkidzień–mruknąłMonty.
–Iktotomówi?–Summerroześmiałasię.–Alelecimypomócnowemudziecku

przyjśćnaświat.

–Możenanasniezaczekać–wtrąciłZac.–Jakczęstobólesiępowtarzają?
–Copięćminut.Dyspozytortwierdzi,żekobietabyłazdenerwowana.
–Niedziwięsię.Toniemiejscenaporód.Jeślicośpójdzienietak,gdzieznajdzie

pomocnatakimodludziu?

– Niewykluczone, że to wcześniak. Kobiety stąd zazwyczaj starają się rodzić

wszpitalunastałymlądzie–rzekłaSummer,nieodrywającwzrokuodwidokówza
oknem.–O,wyspaTiritiriMatangi.Znaszją?

–Nie.Aleuwielbiamlatarniemorskie.Tamjestrezerwatptaków,prawda?
–Tak.Wartogozwiedzić.–Summerwzięłaoddech,jakgdybyzamierzałacośdo-

dać,leczzrezygnowała.

Czyżby chciała zaproponować wycieczkę, kiedy następnym razem oboje będą

mielidzieńwolny?Doportudojechalibymotorami,wsiedlinaprom,potempiecho
obeszliby wyspę, a po drodze zobaczyli karmniki, do których zlatują się tysiące
szmaragdowcówzwyczajnychimiodojadówtui.

Tak.PerspektywaspędzeniacałegodniazZakiembyłabardzokusząca,alemoże

onwcaleniemaochoty?Możerzuciłpomysłprzejażdżkimotoramiottak,żebytyl-
kocośpowiedzieć?Wkońcuichumowadotyczyresetustosunkówwpracy,niepoza
pracą.

Takczynie?

NalądowiskuczekałnanichKev,rybaknaemeryturze,zimponucąbiałąbrodą,

dowódcaoddziałuobronycywilnejiczłonekochotniczejstrażypożarnej.Przyjechał

background image

starymrozklekotanymjeepemzabraćichdorodzącej.Rezyducanawyspiepie-
gniarkawłaśnietegodniawybrałasiępozakupynastałyląd.

–Janine?Tak,wiem,gdziemieszka.Dawnojejniewidziałem.Trzymasięnaubo-

czu.Zachorowała?

–Rodzi.
–Niemożliwe!
SummeriZacwymienilispojrzenia.Dziwne.Wtakniewielkiejspołecznościtrud-

noniezauważyćkobietywzaawansowanejciąży.

–Będziemiaładziecko–mruknął,kręcącgłową.–No,no.
–Niewiedziałpan,żejestwciąży?–zapytałaSummer.
–Janinetokawałkobiety.Kiedyostatnirazjąwidziałem,niezwróciłemuwagi.–

Urwałicmoknął.–Smutnahistoria

–Aha.Dlaczegosmutna?–Wnormalnychwarunkachrozmowaopacjenciezobcą

osobąjestsprzecznazetykązawodową,aleuwagaKevawzbudziłaniepokójSum-
mer. Jeśli przy poprzednim porodzie były poważne komplikacje, ona i Zac muszą
otymwiedzieć.

–Robiławszystkojaktrzeba.RodzićpojechaładotegodużegoszpitalawWhan-

gerei. Nie wiem dokładnie, co się stało, ale wróciła sama, kompletnie załamana.
WkońcuonaiEvrozstalisię.Onmieszkateraznalądzie,aleJanineczasamigood-
wiedza.Pewniepostanowilijeszczerazspróbować.Niepowinnatutajrodzić.Kur-
czę,ajeśliznowucośsięstanie?

–Dlategotujesteśmy–spokojnymtonemodezwałsięZac.–Dalekojeszczedojej

domu?

–Trudnotonazwaćdomem.Toraczejprzyczepakempingowazdobudówką.Już

niedaleko.Nakońcutejplażyitrochępodgórę.

–Matutajrodzinę?
–Nie.
–Przyjaciół?
Kevpodrapałsięwgłowę.
–Zkażdymżyjedobrze,alejakmówiłem,trzymasięnauboczu.Odtamtejtrage-

diijeszczebardziejzamknęłasięwsobie.Chcecie,żebymzwamiposzedł?

SummeriZacspojrzelinasiebie.Janinemusimiećjakieśpowody,bynierozgła-

szać,żeoczekujedziecka.

–Możelepiejniechpantutajnanaszaczeka,dobrze?Zorientujemysię,coijak,

imamnadzieję,żeszybkobędziemymoglirazemjechaćnalądowisko.

Janineznaleźliwprzyczepie.Jednąrękąopierałasięobrzegstołu,drugątrzyma-

łasięzabrzuch.Twarzmiaławykrzywionązbólu.SummeriZacweszlidośrodka,
przedstawilisię,lecznawetnieodpowiedziała.

–Skurcz?–zapytałaSummer.Janinekiwłagłową.–Kiedybyłpoprzedni?
–Niewiem–jękła.
–Wodyjużodeszły?
Znowukiwnięciegłową.
–Musimypaniązbadać,Janine–rzekłZac.–Czywolipani,abySummertozrobi-

ła?

–Panjestlekarzem.Bojęsię

background image

–Niechsiępanipołoży.–SummerwzięłaJaninepodrękę.–Pomożemypani,ale

dziemymoglidziałaćskuteczniej, jeślidowiemysię,co sięstałopoprzednimra-
zem

Janine wybuchła płaczem i zakryła twarz dłońmi. Summer pomogła jej ułożyć

sięwodpowiedniejpozycjidobadania.PochwiliZacspojrzałnaSummerzpoważ-
nąminą.

–Niemarozwarciaanirozluźnieniamięśniszyjkimacicy.
–Naprawdę?–SummerpołożyładłonienawydatnymbrzuchuJanine.–Spróbu

sięzorientować,jakąpozycjęprzybrałodziecko.

Brzuchjednakbyłtwardyidziwniegładki.
–Czułapaniruchy?–zapytała.
–Och,tak,maleństwojestbardzożywe.
TymczasemZacrozpakowałprzenośnyultrasonograf.
–Zgłaszałasiępanidoszpitalanawizytykontrolne?
–Nie–Janineodwróciłatwarzdościany.–Niemamzaufaniadotamtejszychle-

karzyanidopołożnych.Niepotym,cosięstałotamtymrazem.

–Proszęnamotymopowiedzieć.–Zac,zpojemnikiemzżelemwręce,czekał,aż

Janinezaczniemówić.

–Doprzyjazdudoszpitalawszystkobyłowporządku.Tamstwierdzili,żenapę-

powiniejestsupełidlategotlenniedocieradodziecka.Wiedziałam,żestałosięcoś
złego,alekazalimiprzeći

–Jużdobrze,wystarczy.–GestemdodacymotuchySummerprzytrzymałaJani-

nezarękę.–Czujepaniskurcze,aledoporodujeszczedaleko.Zdążymyzabraćpa-
niąwbezpiecznemiejsce.

Zaczewzrokiemutkwionymwekranmonitorawodziłkońcówkąaparatupobrzu-

chu Janine. Twarz miał poważną. W pewnej chwili przekręcił monitor w stro
Summer.

Spojrzałanaobrazioniemiała.
–Potrzebujęaparatdomierzeniaciśnienia–odezwałsięZac.–Zarazwracam.
–Ale–Summerzaczęłaiurwała.
Wszystko, co potrzeba do badań, znajdowało się w torbie podręcznej. Odgadła,

że Zac chce zamienić z nią kilka słów na osobności. Przeszła za nim do pokoju
dziennegourządzonegowdobudówce.

–Niemadziecka,prawda?–rzekłaściszonymgłosem.–Zacpotwierdziłruchem

głowy.–Aleonawygląda,jakbybyławciąży.Maskurcze.Rodzi.

–Jejsięwydaje,żerodzi.–Zaczniżyłgłos.–Toniezwyklerzadkiprzypadek,ale

mamydoczynieniazciążąurojoną.

–OBoże!Cozrobimy?
– Jej potrzebny jest psychiatra. Kiedy się dowie, że nie jest w ciąży, będzie tak

samozdruzgotanajakpostracietamtegodziecka.Amybędziemybezradni.

– Czyli co? Zachowujemy się tak, jakby rodziła? Zabieramy ją, podajemy środki

przeciwlowe?

–Coinnegonampozostaje?
NawienieJaninenaporódwszpitalubyłobardzotrudne.
–Chcęurodzićtutaj.Tutajjestbezpiecznie–upierałasięJanine.

background image

–Niestetyniejest–tłumaczyli.–Tutajniemaodpowiednichspecjalistówaniapa-

ratury.Dzieckourodzisiędopierozapewienczas.Niemożemyzostać,aleniemo-
żemyzostawićpanitutajsamej.

W końcu Janine zgodziła się. Gdy wsiadali do jeepa, Kev z autentyczną troską

odezwałsiędoniej:

–Powinnaśnambyłapowiedzieć,kochana.Martwiliśmysięociebie.
–Wszystkobędziedobrze,Kev–odparłaJanine.–Prędkowrócę.Zdzieckiem.

To był najdziwniejszy przypadek w całej dotychczasowej karierze Summer. Pod-

czaswieczornegospaceruzFlintemwciążonimmyślała.

Wiedziała,żenaplażyTakapunamadużeszansespotkaćZaca.Dobrzeimsiędzi-

siaj razem pracowało. Reset w ich stosunkach zadawał się przebiegać bez zakłó-
ceń.

Zacowi, kiedy już się spotkali, powiedziała, że tutaj spacerują najlepsi koledzy

Flinta,zktórymiuwielbiasiębawić.Zacwyraźniesięucieszył,żemogąusiąśćipo-
gadać.

–Cozadzień.Nieczęstozdarzasiętakfascynucyprzypadek–zaczęła.
–Racja.Siłaumysłu,autosugestii.Niesamowite.
–Prawda?Tewszystkierzeczy,któremipowiedziałapodczaslotu,kiedyrobiłam

z nią wywiad, brzmiały bardzo wiarygodnie. Ostatnia miesiączka, poranne nudno-
ści,powiększeniepiersi.Pierwszeruchydzieckawszesnastymtygodniuciąży.

–Razjużbyławciąży,wszystkotoprzerabiała.Wiedziała,czegosięspodziewać.
–Sądzisz,żenaprawdęczułaruchydziecka?
–Jestemtegopewny.
–Itenjejbrzuch.Niemogłamuwierzyć,kiedynaekraniezobaczyłam,żepłodu

niema.

–Czytałemotym.Istniejehipoteza,żetowszystkosązmianyhormonalne.Kiedy

kobietarozpaczliwiepragniedziecka,zaczynasięwzmożonewydzielanieestroge-
nu i prolaktyny, co wywołuje zatrzymanie okresu, powiększenie piersi, nudności,
wzrost wagi, powiększanie brzucha. Dlatego ona nie ma powodu wątpić, że jest
wciąży.

–Aleprzeztylemiesięcy?
–Tojestniezwyklerzadkie.Miałemwrażenie,żepsychiatra,którysięniązajął,

ażzacierałręce.Pewnieopiszejejprzypadekwliteraturzemedycznej.

–Mamnadzieję,żedobrzezajmiesiębiedaczką.
–TakMnieteżjestjejżal.
Chwilę siedzieli w milczeniu. Patrzyli, jak Flint biega za malutką czarną sucz

modnejrasyspoodle.Wdali,nadRangitoto,zachodziłosłońce.

Summermimowolniesięuśmiechła.Życiejestpiękne.Odwróciłagłowęizoba-

czyła,żeZacrównieżsięuśmiecha.Jestimdobrzerazem.Siedząnaplażytakjak
tamtegowieczoru,leczterazsąodprężeni,napięcieznikło.

Naglezrozumiała,naczympolegaróżnica.
–Dręczymnie–zaczęła–dlaczegouwierzyłamShelley.Zawszemamnieomyl

intuicję.Wiem,kiedyludzieniemówiąprawdy,aletojakzJanine,prawda?Siłaau-
tosugestii.

background image

–Obawiamsię,żeniedokońcacięrozumiem.
–Gdybyśmyniemieliultrasonografu,uwierzyłabym,żeJaninejestwciąży.
–Byłabardzoprzekonuca.
–TakjakShelley.
–Aleonabyławciąży.
–Jamówięoczymśinnym.Otobiejakorzekomymojcu.
Nie, nie chciała nawet myśleć o oskarżeniach o przemoc fizyczną. Zac był tak

czułyidobrydlaJanine,wjegogłosiebyłotyleautentycznegowspółczucia,żenie
miała wątpliwości, że czuje to, co każdy człowiek powinien czuć w tej sytuacji.
Przedtem bardzo pomógł Frances. Uwielbia babcię. Nie, sama myśl o napaści fi-
zycznejjestdlaniegouwłaczaca.

–Możebyłatakwiarygodna,bosamawtowierzyła?
Zacodchrząknął.
–Tobytylkoświadczyło,żejestpoważniechora.
–JakJanine.
–Janinekrzywdziwyłączniesiebie.
–Tegoniewiemy.Pośredniomożekrzywdzićteżkogośinnego,naprzykładbyłe-

gomęża.Możeonwierzy,żezostanieojcem?

–Niewykluczone,żemaszrację.MożeShelleyteżnależyżałować.–Ciężkiewes-

tchnienietowarzyszącetymsłowomświadczyło,żechcezakończyćtenprzykryte-
mat.

Tymczasem psy zmęczyła zabawa. Suczka spoodle pobiegła za właścicielem.

Summerpomyślała,żeFlintladachwilawrócidoniej,mokry,zpiaskiemwsierści,
ibędziemusiałazabraćgododomu.

–Twierdzisz,żeintuicjacięniezawodzi,tak?–odezwałsięZac.
–Dotejporytakmisięwydawało.
–Tozciekawościzapytam,cointuicjacimówiła,kiedypierwszyrazmniezoba-

czyłaś,pamiętającotymwszystkim,cocisięzdawało,żeomniewiesz?

Niemiałażadnegokłopotuzodpowiedzią.
–Żeniemożeszbyćtakimpotworem,zajakiegocięmiałam.Tylkoktośbardzo

sympatycznyiprostolinijnyopowiadałbykażdemuoswojejbabci.Spodobałeśmisię
– przyznała z uśmiechem. – Byłam w rozterce. Czułam, że nie powinnam, ale na-
prawdęciępolubiłam.

Zacmilczał.Wziąłgłębokioddech.
–Takmiędzynamijateżciępolubiłem.Inadallubię.–TerazSummermilczała.

Tak,życiejestpiękne.–Cotwojaniezawodnaintuicjapowiedziałacitamtegowie-
czorunaplaży?Wtedy,kiedyciępocałowałem.

–Przecieżtojaciebiepocałowałam.
–Nie,nie.–Zacbyłwyraźnierozbawiony.–Jatozapamiętałeminaczej.Nieod-

skoczyłabyśjakoparzona,gdybytobyłatwojainicjatywa.

–Odskoczyłam,bobotobyłotakiedziwne.
–Dziwne?
–Właśnie–Umknęławzrokiemwbok.–Inne.Dziwne.
–Aledziwneprzyjemnieczynieprzyjemnie?
Summer usilnie starała się sobie przypomnieć tamto wrażenie, poczuć je na

background image

nowo. Ogarło ją podniecace ciepło promieniuce ze środka brzucha na całe
ciało.

–Chybachybaprzyjemne.
–Aleniejesteśpewna?
–Nie
Pomocy!SzelmowskibłyskwoczachZacaodebrałjejzdolnośćlogicznegomyśle-

nia.

–Myślę,żejesttylkojedensposób,żebysięprzekonać.
Czynapewnodobrzegorozumie?Żechcejąznowupocałować?Naprawdęuwa-

ża,żewtedytobyłajegoinicjatywa?Istniejetylkojednowytłumaczenie.Obojepo-
myśleliotymsamym.Jednocześnie.

Iterazsytuacjasiępowtarza.Summersercezabiłomocniej.
– Nie tutaj – odezwał się Zac. – Za dużo świadków. Chodź – wstał i wyciągnął

rękę.–Poznaszmojąbabcię.

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

Onchcezabraćjądosiebie.Poto,byznowująpocałować.Tymrazemtak,jak

należy. Poprzedni raz to był przypadek, który się nie liczył, ale wystarczyło wspo-
mnienieprzelotnegomuśnięciajejwarg,byobudzićwnimsilnepożądanie.

Summerzapamiętałatamtodoznanie.Określiłajejakoinne.Dziwne.Dziwne,ale

przyjemne.

Onaniemapocia,żemożebyćjeszczeprzyjemniej
Oczywiścieniepowiedziałtegonagłos.Niechciałjejprzestraszyćaniwyjśćna

prostaka,więcwymyśliłinnypowód,abyzabraćjąwbardziejintymnemiejsce.

Aleprzedstawieniejejbabci?
Stałosię.Nicizwieczoruwedwoje.
Zacwziąłszybkiprysznic,przebrałsię,akiedywróciłnagórę,zastałSummerpo-

magacą Ivy szykować kolację. Jakiś dziwny przypadek sprawił, że Ivy już wcze-
śniejwłożyładopiecykafiletzłososia,trzebabyłotylkoprzyrządzićsałatę.

IvyMitchellbyłabardzopodnieconaspotkaniemzSummer.
– To ty jesteś tą dziewczyną z psem, która wiosłuje na desce, tak? Zawsze was

oglądam.Przezteleskop.

–Naprawdę?–Summer wyglądałanazakłopotaną.– Niewiedziałam,że jestem

podglądana.

–Och,jawszystkichpodglądam.Mamdziewięćdziesiątdwalata.Niktnieodważy

sięzwrócićmiuwagi.

–Jasięodważę–odezwałsięZac.–Nieładniejestpodglądaćludzi.
–Nierobiętegoaninazlecenie,anidlazarobku.Siedzęnawłasnymtarasie,ate-

leskopjestustawionytużobok.Pokusajestzbytsilna.

Summerroześmiałasię.
–Żałuję,żeniemambabci.
–Niemasz?
–Umarła,kiedybyłammała.
–Szkoda.Babciesąnieocenione.Wielopokoleniowarodzina
–Niestetyniemamrodziny.Mamazmarła,kiedymiałamsiedemnaścielat,aoj-

cieczabrałsięizniknąłjeszczewcześniej.

Summerpowiedziałatowtakisposób,żeZacodrazusiędomyślił,żerodzinato

temat tabu. Przypomniało mu się, jak pierwszego dnia zapytał ją o rodzeństwo,
a ona ucięła rozmowę. Zrozumiał, że wyznaczyła granice, których nie powinien
przekroczyć. W porządku. Są sprawy, o których on również nie chce rozmawiać,
prawda?NaprzykładoskarżeniaShelley.

Ivy nie miała zwyczaju zawracać sobie głowy podobnymi subtelnościami, jednak

tym razem zastosowała się do reguł. Zac widział, jak otwiera usta, by coś powie-
dzieć,apotemrezygnuje.NatomiastwręczyłaSummersłoik.

–Sosdosałaty.Samagorobięinieżałujęczosnku.Czosnektosamozdrowie.

background image

–Panisposóbnadługowieczność?
–Czosnekiszampan.Właśnie,dolejmysobie.Szampaniłosośtopołączeniestwo-

rzonewraju.

Zacwypiłłykzimnegopiwazoszronionejszklankiispojrzałwdal.Widokzpiętra

staregodomubyłniezrównany.Jakogromnyobraz–plaża,dalejmorzeicharakte-
rystycznystożekwulkanuRangitotoumieszczonyidealnienaśrodkowejosi.

Zachodzącesłońcemalowałonaniebieintensywnieczerwonesmugi.Uwielbiałtę

panoramęzmieniacąsięzależnieodporydnia.Uwielbiałtendom,wtejchwiliwy-
pełniony smakowitą wonią kolacji przyszykowanej przez najważniejszą dla niego
osobęnaświecie.

Czyżyciemożebyćjeszczelepsze?
Chybamoże.
Wjegożyciupojawiłasięwyjątkowanowaosoba.Perspektywabliższegopozna-

niaSummerwydawałasiępodniecaca.Możetowłaśnieonaokażesiętąkobietą,
którejszuka?Kobietą,którabędziedlaniegoznaczyćtaksamowiele,aniewyklu-
czone,żewięcej,jakjedynażycaosobazrodziny.Takaewentualnośćbyłarównie
zapieracadechwpiersiachjakwidokztarasu.

Zac zauważył konspiracyjny uśmieszek, z jakim obie kobiety, starsza i młodsza,

stukłysięwysokimikieliszkami.Onrównieżmimowolniesięuśmiechnął.Pokrew-
ne dusze? Widać było, że od razu znalazły wspólny język. Miał tylko nadzieję, że
drugikieliszekszampananiewywołauIvynadmiernejotwartości.

Jużitakniepotrzebnieprzyznałasiędopodglądanialudzinaplaży.Cobędzie,je-

śliwsiądzienaswojegodrugiegoulubionegokonikaistwierdzi,żenajwyższyczas,
abyukochanywnukznalazłmiłądziewczynę,ustatkowałsięipomyślałozałożeniu
rodziny?

Czującnasobiejegowzrok,Summerodwróciłasięzuśmiechem.Ichspojrzenia

sięspotkały.Ponowniepoczułprzypływpożądania.Jakdługozajmiezjedzeniekola-
cji?Ilejeszczeminieczasu,zanimbędąmoglibyćsami?

Może między nimi istnieje telepatia? Zobaczył, jak piersi Summer wznoszą się

iopadają,jakgdybybrałagłębokioddech.Zobaczył,jakjejoczyciemnieją,jakgdy-
by jej myśli odzwierciedlały jego myśli. Gdy wysuła koniuszek języka i zwilżyła
wargi,omalniejęknął.Obojętne,jakdługopotrwakolacja,tozawszebędziezadłu-
go.

WidokZacawkładacegodoustkolejnekęsyioblizucegozwargsoszsałatki

podziałał na Summer jak afrodyzjak. To szaleństwo, uznała. Poznała go ledwie
przedtygodniem.Niemiałazwyczajuwskakiwaćdołóżkafacetom,którychznaod
niedawna.Szczególniefacetom,zktóryminiebyłanawetnajednejrandce.Chociaż
spotkanienaplaży,nawetnieumówione,tojakbyrandka,prawda?

Nawet jeśli Ivy zgadywała, w jakim kierunku pożają myśli Summer, nie przej-

mowałasiętym.

–Mieszkasznajachcie?–zapytała.–Cudownie.Aleczyniejestcitrochęciasno?
–Dajemysobieradę.Trzebatylkoutrzymaćporządekiniemiećzbytdużorze-

czy.

–My?–Ivyuniosłabrwi.–Wtwoimżyciujestjakiśmężczyzna?

background image

–Eee–Summerzająkłasięiwbiławzrokwtalerz.–MiałamnamyśliFlinta.

Onteżmusipilnowaćporządku.

–Oczywiście.–WgłosieIvyzabrzmiałanutazadowolenia.
Summeruniosłagłowęiuchwyciłaporozumiewawczespojrzenie,jakiebabkarzu-

ciła wnukowi. Poczuła lekkie zakłopotanie, lecz Zac puścił do niej oko i znowu
wszystkobyłowporządku.

Nawetlepiejniżwporządku.
Odpowiedziałamuuśmiechem.Chybasięwnimodrobinęzadurzyła
–Zachowujęsięjakpelikan–oświadczyłaIvy.–Nakładamsobiezadużoipóźniej

niedajęradywszystkiegozjeść.Sądzisz,żeFlintmiałbyochotędokończyćzamnie?
Łosośmuniezaszkodzi?

–Tobędziedlaniegoprawdziwauczta.
–Wpuśćmygotutaj.
–Lepiejnie.Naniesiecipiasku.
Ivymachłaręką.
–Nieprzesadzajmy.Codzienniesamananoszęmnóstwopiasku.–Summerwstała,

otworzyładrzwitarasu,aIvypodsułaFlintowitalerz.Summerpomyślała,żeza-
durzyłasiętrochęrównieżiwniej.–Gdzieonśpi?

–Podkokpitem.Matampodwójnąkoję.
–Aha.Mamnadzieję,żetyteżmaszpodwójnąkoję–GłośnewestchnienieZaca

zabrzmiałojakprzywołaniebabcidoporządku.–Nieprzejmujsięmną–teatralnym
szeptemciągnęłaIvy.–Jakdożyjeszmojegowieku,przekonaszsię,żemożeszbez-
karniemówićprawiewszystko.Aleprzepraszam,zagalopowałamsię.

Summerroześmiałasię.
–Mambardzowygodnepodwójnełóżko.Właśnie–Wyprostowałasięispojrza-

ławstronędrzwi.Flintnatychmiastznalazłsięujejboku.–Będęsięzbierać.Jutro
muszęwcześniewstać.

Zacodsunąłsięzkrzesłem.
Coteraz?Odprowadzijądofurtkiipocałujenadobranoc?Zaryzykuje,wiedząc,

żeIvypodglądaichzzafiranki?

–Podrzucęcię–oświadczył.–Zapóźnonabieganiepoulicach.
–Dziękuję,aleniepozwalamFlintowibieczamotocyklem.Totrochęniebezpiecz-

ne.

–Niebójsię.Wprzeciwieństwiedociebieopróczdwóchkółekposiadamjeszcze

cztery.WmoimSUV-iejestztyłuwystarczacodużomiejsca.

–Zabrudzicisamochódpiaskiem.
Sercezaczęłojejbićjakszalone.Zacpojedziezniądodomu?Zostanie?
Stał tak blisko, że czuła ciepło jego ciała. A może źródłem tego ciepła była ona

sama?

–Przeżyję.–PocałowałIvy.–Niezmywaj.Jakwrócę,zajrzętutajisampozmy-

wam.

–Odczegosązmywarki,chłopcze?Widzimysięjutro.Inieróbniczego,czegoja

bymniezrobiła.

Zacjęknąłizamknąłzanimidrzwi.
–Przepraszam.Jestniereformowalna.

background image

Nigdy nie był na jachcie przerobionym na mieszkanie. Żeglował, to oczywiste.

KażdymieszkaniecAucklandprędzejczypóźniejpróbujetegosportu.

–Wśrodkusprawiawrażeniewiększego–stwierdził,kiedyzeszlipodpokład.
–Toznakomityprojekt.Jachtjestniewielki,aleperfekcyjnieuformowany.
Jakwłaścicielka?
ZaczmusiłsiędooderwaniawzrokuodSummer.Zaprosiłagonajacht,abyzoba-

czył,jakmieszka,aleniechciałprzyspieszaćbieguwypadków.

Niechciałniczegozepsuć.Nieteraz,kiedywzasięgurękimiałtylemożliwości.

JeśliIvyjejnieprzestraszyła,wszystkodobrzesięułoży.

Rozejrzał się po wykończonej pięknym drewnem kabinie. Dominucym kolorem

tapicerki był szafir powtarzacy się jako barwny motyw na ozdobnej poduszce
i perskim dywaniku na podłodze. Dziób od reszty kabiny oddzielał składany para-
wan,aleprzezszparęwidaćbyłołóżkonakrytemiękkąbiałąkapą.

Ponowniemusiałodwrócićgłowę,zanimjegomyśliodbijąsięnatwarzy.
–Zgrabnyzlew–pochwalił.
– Prawda? Sprawdza się, chociaż ma tylko jedną komorę, nie dwie. Ale dzięki

temujestwięcejmiejscanablacieroboczym.Tutajmampiecyk,awtejszafcena-
wetkuchenkęmikrofalową.

–Uhm.
Najbardziejmusiępodobałoto,żenatejniewielkiejprzestrzenidwojeludzinie

możesięzbytswobodnieporuszać,szczególniejeślimusząuważać,abynienadep-
nąćnadużegopsa,iwkońcuniepozostajeimnicinnego,jakstanąćbardzoblisko
siebie.

Chcąc zobaczyć kuchenkę mikrofalową wbudowaną w szafkę, musiał się trochę

pochylić i w ten sposób jego twarz znalazła się na tym samym poziomie co twarz
Summer.Niepodnoszącgłowy,wyciągnąłrękę,abyzamknąćdrzwiczki,akiedyją
opuszczał,trąciłdłoniąsterczącewłosySummer,potemdotknąłjejkarku.

Terazwystarczyłojeszczetylkoodrobinębardziejsięnachylićijużmógłdotknąć

jejust.Pierwszy,trwacyjednomgnieniepocałunek,lekkijakmuśnięcieskrzydeł
motyla,byłtylkowstępem.Następnybyłjużmocniejszy,akiedyZacwysunąłkoniu-
szekjęzyka,Summerwestchnęłairozchyliławargi.Poczuł,jakjejciałosięnapina
niczym ciało skoczka na trampolinie, który się szykuje do wykonania w powietrzu
kilkuobrotów,zanimzanurkuje,iwiedział,żejestgotowadolotu.

Całując ją, stracił rachubę czasu. Czuł tylko smak tej cudownej kobiety i lekkie

kołysaniepodstopami.Tofalebujająjachtem?Nietylko.Całyjegoświatdelikatnie
siękołysze.

Czasniemiałznaczenia.Jakdługoimzajmieodkrywanietegonowegocudownego

świata?Torównieżniemiałoznaczenia.Oczamiwyobraźnicorazwyraźniejwidział
mapę,leczniespieszyłsięodnaleźćwłaściwejdrogidocelu.Wpodnieceniuczekał,
ażSummersamagoniąpoprowadzi.Wiedziałjuż,żeonategopragnierówniemoc-
nojakon.

RęceSummerporuszyłysiępierwsze.Oderwałysięodjegoszyiirozpoczęływę-

drówkępocałymciele.Uznałtozazachętęisygnał,abyzacząćpoznawaćdelikat-
neliniejejciała.

background image

Summer cichym głosem wysłała Flinta na jego legowisko, potem wzięła Zaca za

rękęizaprowadziładoswojejsypialninadziobie,gdziecałąprzestrzeńwypełniało
podwójnełoże.

Nie,toraczejZacwypełniałsobątęprzestrzeń.Zlampynastolezaparawanem

padałoprzyćmioneświatło,rysującgroteskowecienienaścianach,gdyzdejmowali
zsiebieubrania.ApotemZacukląkłprzedSummernałóżku.Mogłaoprzećdłonie
najegopiersiiunieśćkuniemutwarzwoczekiwaniunapocałunek.Wtedyprzesta-
łamyślećoświetleigroteskowychcieniach.Mogłatylkoczuć

PierwszedotknięcieustZacaniąwstrząsnęło.Niewiedziała,żezakończenianer-

wówmogąbyćtakwrażliwe,pożądanieipodniecenietakintensywne,arozkoszbli-
skabólu.Wszystkotobyłobardzodziwne,aledziwneprzyjemnie.Najdziwniejsze
inajprzyjemniejszewcałymjejżyciu.Zapragnęłasięodtejdziwnościuzależnić.

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

–Widzęnaszcel.Nagodzinieczternastej.
Montyzawrócił,wykonałjeszczejednookrążenie.Pędpowietrzaporuszyłwierz-

chołkamiwysokichsosen,zasłaniającwidoczność.

– Nie podoba mi się to – stwierdził Monty. – Chyba będę musiał was opuścić na

wciągarce.

–Nasiedemnastejjestjakiśprześwit.Tam,gdziestojąciężarówki.
–Zadaleko.Poszkodowanymatrudnościzoddychaniem.
–Opuśćmnie–odezwałasięSummer.–ZapakujęgodokoszaStokesa,przetrans-

portujemygonatępolanęiwtedyustabilizujemy.

–Zgadzaszsię,żebyZacopuściłcięnawciągarce?
PytanieMonty’egobrzmiałobardzozwyczajnie,aleporazpierwszyznaleźlisię

w podobnej sytuacji. Po raz pierwszy akcję ratunkową prowadzili w tak trudnych
warunkachpogodowych.Zacoczywiścieumiałobsługiwaćwciągarkę,aleSummer
składałabyswojeżyciewjegoręce.

Spojrzała na Zaca. W jego oczach zobaczyła wyczekiwanie i w tej samej chwili

pytanienabrałoznaczniegłębszegoznaczenia.

CzyufaZacowi?Bardzobychciała.Nigdynikomuniepragnęłazaufaćtakbardzo

jakjemu.Inietylkowsprawiebezpieczeństwajejżycia.Tuchodziłoopowierzenie
mężczyźnie serca, a tego jeszcze nigdy nie zrobiła. Niemniej bardzo pragnęła to
zrobić.Ipragnęła,abytymmężczyznąbyłZac.

Śmigłowiec zawisł nad miejscem, gdzie doszło do wypadku podczas wycinki

drzew.Wtejsamejchwilinadjechałatamkaretkapogotowia.Widzielitumankurzu,
gdyraptowniezahamowała.

–Poczekajmy.Niechoceniąsytuację–zaproponowałZac.
Summerwykorzystałachwilęzwłoki,abydalejanalizowaćswojeuczucia.
ZakochałasięwZacuibardzopragnęłauczynićnastępnykrokiobdarzyćgobez-

granicznym zaufaniem, lecz zadawała sobie pytanie, czy potrafi. Czy jest do tego
zdolna?Niemogłasięodwołaćdodoświadczeń,bonigdywżadnymzwiązkuniedo-
szładotegoetapu.Gdytylkowyczuwała,żecośmożejejzagrażać,wycofywałasię.
Nauczyłasiętegobardzowcześnie,jeszczejakonastolatka,wtedy,kiedywyrzuciła
zżyciaukochanegoojca.Innychmężczyznteżodsiebieodsuwała,gdytylkozaczy-
nalizbytniodoniejsięzbliżać.

Wymówka,żepracajestważniejsza,byłatylkozasłonądymną,natomiastzawsze

brzmiałajejwuszachprzestrogamatki:„Nigdynieufajmężczyźnie.Obojętniejak
bardzogokochasz,nigdyniejestdość.Złamieciserce.Zniszczycię”.

W tej chwili odsuła się nawet od najlepszej przyjaciółki. Nie oddzwoniła, na

esemesodpowiedziałazdawkowo.Kateniemanajmniejszegopocia,cosiędzieje
wjejżyciu,żejestnanajlepszejdrodzedozakochaniasięwpotworze,któryzruj-
nowałżycieShelley.

background image

Summerniezamierzałajejsięzwierzać.Wystarcząsłowamatki,odktórychnie

mogła się uwolnić. Wiedziała, że Kate, lojalna wobec siostry, zacznie sączyć w jej
umysłjad,zasiejewątpliwości,czyniejesttakzaślepionajakkiedyśjejmatka,na
śmierćiżyciezakochanawojcu.

NiechciałasłyszećkomentarzaKate.ChciałaufaćZacowi.Wżyciuniespotkała

mężczyznytakiegojakon,iwiedziała,żedrugirazniespotka.

Dostałaszansę,możesięprzekonać,cotoznaczybyćnaprawdęzakochaną.Intu-

icjajejpodpowiadała,żetoszansajedynanaświecie.Zdawałasobierównieżspra-
węztego,żedecyzja,czyzrobićtenostatnikrokizaufaćZacowi,zależyodtego,
czyonczujetosamo.Czyzaufaniejestwzajemne.

JeślipowieMonty’emu,żejestgotowaoddaćswojeżyciewręceZacaobsługu-

cegowciągarkę,daodpowiedźnapytanie,jakieczytaterazwjegooczach.Ichro-
dzącysiędopierozwiązekosiągniekolejnypoziom,odrobinęszerzejotworząprzed
sobąserca.Jednakjeszczeniedzisiaj.Możekiedyś,wprzyszłości.

TymczasemMonty,czekającnanoweinformacjeostanieofiarywypadku,zrobił

nad lasem jeszcze jedno okrążenie. Ratownicy postanowili przewieźć rannego ka-
retkąnapolanę.Mężczyznamiałtrudnościzoddychaniem,leczniezostałprzywa-
lonyspadacymdrzewem,jakpierwotnieinformowano.

Takierozwiązaniebyłobezpieczniejszeikorzystniejszedlarannego,gdyżZac,le-

karz, mógł zrobić znacznie więcej niż nawet najlepiej wykwalifikowany ratownik
medyczny,leczSummerodczułaukłucierozczarowania.

Czyżby chciała wszem i wobec zademonstrować, jak bardzo mu ufa? Czyżby

chciała poprzez wspólne stawienie czoła wyzwaniu zacieśnić rodzącą się między
nimiwięź?

Nieważne.Umocnieniewięzitotylkokwestiaczasu,aprzednimiinnewyzwanie,

zawodowe.

– Rana jest głęboka – meldował ratownik, przekrzykując warkot zwalniacych

rotorówśmigłowca.–Drzewogonieprzygniotło,alejakaśgałąźprawdopodobnie
wbiłasięwklatkępiersiową.Niemaznimkontaktu.Ciśnieniespadło.Obserwuje-
myskurczedodatkoweserca.

Summer i Zac natychmiast rozpoczęli reanimację, chcąc zapobiec zatrzymaniu

akcjiserca.PodczasgdySummerintubowałamężczyznę,zakładaławenflonipodłą-
czała kroplówkę, Zac przystąpił do zabiegu, który widziała w szpitalu na oddziale
ratunkowym, kiedy przywiozła kierowcę poszkodowanego w zderzeniu czołowym
naautostradzie.

Niestety nawet obustronne otwarcie klatki piersiowej nie wystarczyło. Pacjent

nadalnieoddychał.

–Zatrzymanieakcjiserca–stwierdziła.
Nie było sensu rozpoczynać uciskania klatki piersiowej, ponieważ najwyraźniej

jakieściałoobcehamowałodopływkrwidokomórsercowych.

WtejsytuacjiZaczdecydowałsięnaobustronnątorakotomięratunkową.
Summer nie byłaby w stanie wykonać podobnego zabiegu. Nigdy nawet nie wi-

działa czegoś podobnego w szpitalu. Jak wiele zaufania trzeba mieć do własnych
umiejętności,abypodjąćsiętaktrudnejoperacjiwwarunkachpolowych?Zdrugiej
stronyjednak,jeślitegoniezrobią,młodyrobotnikleśnyumrze.

background image

Przekazałanadzórnadkroplówkąimaskątlenowąratownikowizkaretki,asama

uklękła obok Zaca, aby móc podawać mu narzędzia chirurgiczne: sterylne nożyce
do powiększenia otworu, który wykonali w nadziei zlikwidowania odmy i krwiaka,
piłędocięciakości,rozszerzaczdożeber,ssak.

Potemzrosnącympodziwempatrzyła,jakZaczapomocądwóchklamerpodnosi

tkankiosłaniaceserce,przecinaje,następniepalcamiwsterylnychrękawiczkach
usuwaskrzepy.Widaćbyłoserce,lekkotylkodrgace,aniebice.

Summerwstrzymałaoddech,gdyZacpalcamitrąciłserce,raz,potemdrugi,wy-

wołującskurczmięśnia.Dotknęłażyłynaszyimężczyzny.Tętnostałosięwyczuwal-
ne,jednocześnierozległsięsygnałdźwiękowyzaparaturymonitorucejfunkcjeży-
ciowe.Pochwiliklatkapiersiowamężczyznyuniosłasięiopadła,dowód,żeranny
zaczynaoddychaćsamodzielnie.

Zacwyjąłrozszerzaczżeber.
– Założymy sterylny opatrunek i trzeba go natychmiast przetransportować do

szpitala–oświadczył.

Zadanie wydawało się niemożliwe, ale jakimś cudem się udało. Młody robotnik

przeżył,akilkagodzinpóźniejzsalioperacyjnejtrafiłnaodziałintensywnejopieki
medycznej.

Wszpitaluiwbaziepogotowialotniczegomówionotylkootymniezwykłymosią-

gnięciu,bomimożepodobneakcjeprzeprowadzalijużwcześniej,tabyłapierwszą,
którazakończyłasiępomyślnie.Summerrozpieraładuma.Dumazcałegozespołu,
dumazZaca

–Jesteśniezwykły,wiesz?
–Tyrównież.
Wciążbyliwbazie,rozmawialijakkoledzyzpracy.Niktpostronnyniedomyśliłby

się,jakbardzozbliżylisiędosiebiepozapracą.Chcieli,abynarazietakzostało,
dlategowymienilitylkospojrzenia.Prawdopodobniepóźniej,wieczorem,przeanali-
zująiomówiąkażdyszczegółoperacji,będąsięwspólniezastanawiać,czycośmoż-
nabyłozrobićinaczejalbolepiej.Wyciągnąwnioskinaprzyszłość,gdybytakaak-
cja się powtórzyła. Summer cieszyła się, że łączy ich pasja do pracy. Możliwość
konsultowaniasięzZackiemrozszerzałajejwiedzę,motywowaładojeszczewięk-
szegozaangażowania.

Koledzyzaczęlitozauważać.Możenietylkoto?
– O mnie zapomnieliście? – odezwał się Monty. – Lot w taką pogodę to nie wy-

cieczkakrajoznawczadlaprzyjemności.

– Bez ciebie niczego byśmy nie zdziałali. – Zac poklepał go po plecach. – Twoje

umiejętnościjużprzeszłydolegendy.

–Wszyscyrazemprzeszliśmydolegendy–wtrąciłaSummer.–Wybierzmysiępo

pracynapiwoiuczcijmyto–zaproponowała.

–Jajużjestemumówiony–odparłMonty.–Idźciesami.–TerazonklepnąłZaca

poplecach.–Widać,żemacienatoochotę.

–Eee–Summerzająkłasię.–Dobrzenamsięrazempracuje.
–Jasne.Tylkodlaczego,kiedytakstoicieigapiciesięnasiebiezciecymuwiel-

bieniem,dlainnychzaczynabrakowaćtlenu?

background image

–Naprawdępowiedział,żegapimysięnasiebiezciecymuwielbieniem?
–Uhm.–SummerprzechyliłagłowęispojrzałanaZaca.–Naprawdę.
Zacrównieżsięuśmiechnąłimocniejuścisnąłjejdłoń.Wracalizplażynagłówny

szlak. Przez chwilę szli w milczeniu, wsłuchując się w śpiew ptaków w gałęziach
drzew. Właśnie po to wybrali się na tę wycieczkę, żeby obejrzeć i posłuchać pta-
ków.

Jużsamajazdamotorami,zSummerwidocznąwlusterkuwstecznympoża

zanimjakwiernycień,byławspaniała.

Summersprawiła,żesłońceświeciłojaśniej,awońmorza,kiedystalinapromie

wiocymichnawyspęTiritiriMatangi,bardziejorzeźwiaca.

Na miejscu odłączyli się od grupy z przewodnikiem. Woleli spacerować sami,

trzymającsięzaręce.Czuli,żeznanepowiedzenie,iżradośćdzielonazkimśjest
podwójnąradością,toprawda.

–Cotodokładnieznaczycieceuwielbienie?
–Ochchybapatrzenienakogośodrobinęzadługo,jakgdybydookołaniebyło

nikogoinnego.

–Zawszesądziłam,żecietasąjakdzieci,jeszczetakietrochęgłupiutkie.
–Uważasz,żezachowujemysięgłupio?–zapytał.
Summeroniemiała.
–Nierozumiem.
– Chyba to nie jest zabronione, no wiesz prywatne związki między członkami

załogi.

– Gdyby było – Summer prychła i pokręciła głową – wszyscy na ratunkowym

mielibykłopoty.

–Wpogotowiulotniczymsprawawyglądainaczej.Załogamusibyćbardzozgra-

na.

–Jesteśmydorośli.Samidokonujemywyborówiponosimykonsekwencje.Kłopot

byłbytylkowtedy,gdybyprywatnerelacjewywoływałytarciawpracy.

SummerpuściłarękęZacaizaczęławspinaćsiępostromychschodach,któresta-

nowiłyczęśćnadmorskiejpromenady.

–Dziwimnietylko–dodała–żektośtakszybkosiędomyślił,conasłączy.Zdawa-

łomisię,żejesteśmybardzodyskretni.

– Najwyraźniej wysysamy z powietrza cały tlen – zażartował Zac, chociaż wie-

dział,coMontymiałnamyśli,bozdarzałosię,żegdypatrzyłnaSummer,tchumu
naglebrakowało.

Nigdyjeszczeniedoświadczyłniczegopodobnego.
–Ivywie?
–CóżPamiętasz,jakzostaliściezFlintemnanocpotym,jakwybraliśmysiępo-

pływać?

–Uhm.–Tonjejgłosusugerował,żepamięta,jakcudownabyłatadrugawspólnie

spędzonanoc.Bezpoczątkowegoskrępowaniamogliuczyćsięsiebienawzajem,za-
pamiętaćsięwrozkoszy.

–Kiedyranozajrzałemdoniejprzedpracąpowiedziećdzieńdobry,wręczyłami

stosnowychręcznikówioświadczyła,żemojesąjuższtywnejaktekturainienada-
jąsiędobardziejdelikatnejskóry.Raczejniemiałanamyślimojejskóry.

background image

–Ochdzisz,żenieaprobujetego,corobimy?
–Gdytakbyło,niedawałabymiwprezencienowychręczników.Uznałaby,żewy-

cieraniesiętekturątoodpowiedniakarazawystępek.Patrz!

Właśnie zbliżyli się do jednego z karmników. Na sprytnie wymyślonych platfor-

machzamontowanopojemnikizesłodkąwodą.Zlatywałysiędonichszmaragdowce
imiodojadytui.SummeriZacprzyglądalisięimjakzauroczeni.Trochędalejzoba-
czylimiodnikiibargliki,anakoniecwypatrzylinajrzadszezmieszkańcówptasiego
azylu,takahepołudniowe.Ogromnenielotyzniebieskimiizielonymipióramiiczer-
wonymidziobamibyłyfascynuce.

–Wiesz,żetakaheuznanozagatunekwymarły?Podobniejakptakimoa.Nakuli

ziemskiejjesttylkokilkamiejsc,gdziemożnajespotkać.Jawidzęjepierwszyraz
wżyciu.

– Ja też – przyznała uradowana Summer. – Miałeś świetny pomysł, że mnie tu

przywiozłeś.Sądziłam,żewybieramysiętylkonazwykłąprzejażdżkę.

–Jamamsamedobrepomysły.–Zacznowuwziąłjązarękę.–Zostańzemną,to

sięprzekonasz.

–Niewykluczone,żeskorzystamzpropozycji.
Jejsłowaniczymechowracałydoniegoprzezresztędnia.Słyszałje,gdyusiedli

na trawie w pobliżu latarni morskiej i urządzili sobie piknik. Po długim spacerze
zapetytemzjedlikupionewsklepieprzyprzystanipromowejkanapkiiowoce,apo-
tempołożylisięiodpoczywali.Doodjazdupromuzostałojeszczesporoczasu.

Leżelioboksiebieschowaniwwysokiejtrawie,zdalaodwścibskichspojrzeńin-

nychwycieczkowiczów.Dzieńbyłwspaniały,cieszylisięnawzajemswoimtowarzy-
stwem.Naturalnewięcbyło,żezaczęlisięcałować.Pocałunkibyłysłodkie.Idealne.
ImożewłaśniedlategowgłowieZacazabrzmiałydzwonkialarmowe.

–Wydajemisię,żejednakłamiemyzasady–wyznałwkońcu.
–Przecieżmytylkoczasamipracujemyrazem–odparła.–Niejesteśmyzatrud-

nieniwtymsamym

– Mnie nie o to chodziło – odrzekł. Uniósł się na łokciu, lecz Summer zasłoniła

rękąoczyprzedrażącymsłońcem.–Mojewłasnezasady.

–Totymaszzasady?
–Cośwtymrodzaju.
–Jakie?
–Zabardzosięnieangażować.
– Aha. – Teraz patrzyła na niego, lecz z jej twarzy nie mógł wyczytać, co myśli.

Gdybymusiałzgadywać,powiedziałby,żeminęmanieufną.Przestraszoną?

Musiałjąznowupocałować,uspokoić.Amożesamsiebiepotrzebowałuspokoić?
–Całujeszmnieinaczej.Dziwnie.
Uśmiechnąłsię.
–Przyjemniedziwnieczynieprzyjemnie?
–Samtegoniewiesz?
Zacwziąłgłębokioddech.Czykiedykolwiekzdobyłsięnaażtakąszczerośćwo-

beckobiety?

–Wiem.Niejestemtylkopewien,czyufamsobie,bobojestmitakdobrze.–

Summerwmilczeniukiwłagłową.Rozumiałago.–Niemiałemdobregowzorca,

background image

niewiem,jakpostępować.Mójdziadekzmarł,kiedybyłembardzomały,niepamię-
tamgo.AojczymJegowolęniepamiętać.

Summerznowukiwłagłową.
–Moirodziceteżniebyliwzoremdonaśladowania.
Usiadła,jakgdybyrozmowaorodzicachbardzojąporuszyła.Zacchciałzapytać,

co takiego się stało, lecz bał się, że wszystko zepsuje. Ta rozmowa była bardzo
ważna.Iwichwzajemnychstosunkachstanowiładużykroknaprzód.

–Jesteśmydorośli–rzekł.–Samimusimydokonywaćwyboru,prawda?Iżyćdalej

zkonsekwencjami.

–Skądwiadomo,żedokonujemywłaściwychwyborów?
–Obawiamsię,żetegoniewiemy.Sądzę,żemusimyrobić,couważamyzasłusz-

ne,apotemmiećnadzieję,żedobrzepostąpiliśmy.

Czyonarozumie,cousiłujejejpowiedzieć?Możewyrażasięniejasno?Niechciał

jejzrazić.

Niepotrzebnie się jednak obawiał. Jeśli to była swojego rodzaju deklaracja, to

Summerzdawałasięjąpodzielać.Zarzuciłamuręcenaszyjęiprzyciągnęładosie-
bie,domagającsięjeszczejednegopocałunku.

–Dobrze–szepła.–Dziwnie,aledobrze.
Lepiejniżdobrze.Czuł,żeobojedokonaliwyboru,żezdecydowalisięzaufaćso-

bie.Jakgdybybezsłówzłożylisobieobietnicę,żedołożąwszelkichstarań,abyto,
cosięmiędzynimiwydarzy,nieokazałosięemocjonalnąkatastrofą.

NagleZacsięzorientował,żezostalisami.Spojrzałnazegarek.
–Mamydwieminuty,potemmusimygnaćnaprom.Jeśliniewrócimynakolację,

Ivybędziesiędenerwować.

WargiSummerporuszyłysiętużprzyjegoustach.
–Todobrzewykorzystajmytedwieminuty.

–Proszę,wypij.Paracetamolzarazcipomoże.
–Mamtylkonadzieję,żeniezaraziłamSummerkatarem,kiedytubyłanakolacji.
–Summertookazzdrowia.Nicjejniebędzie.
Ivypochałanapójzcytryną.
–Wiesz,lepiejbymichybazrobiłgrogzporządnąporcjąwhisky.
–Uhm–mruknąłZac,zdjąłzkanapygrubymoherowykocigorozpostarł.
–Nie,nie.–Ivypokręciłagłową.–Stanowczozagoco.Najgorszesąwłaśnieta-

kieletnieprzeziębienia.–Wytarłanosiodchyliłasięnaoparciefotela.–Summer–
rozmarzyła się. – Bardzo ładne imię. Kojarzy się z błękitnym niebem i słońcem,
prawda?Błyszczącemorzeidługierozkosznewieczory.

–Czyjeszczecośmogędlaciebiezrobić,zanimpójdędosiebie?
–Usiądźiporozmawiajchwilęzemną.ChybażejesteśumówionyzSummer.
–Niedzisiaj.–Zacusiadłnakanapie.–Jestnaszkoleniu.Pozatymniespędzamy

całegowolnegoczasurazem.

–Musiszjąznowuprzyprowadzićnakolację.Zawiłamwsklepieinternetowym

zapasszampana.Mogłabymupiectwojegoulubionegokurczaka.

–Przezkilkadniniewolnocisięprzeczać.Maszodpoczywaćidochodzićdo

zdrowia.Jeślikaszelsięnasili,porozmawiamztwoimlekarzem.Niewykluczone,że

background image

przepiszeciantybiotyk.

–Nicminiebędzie.Pewniejadłamzamałoczosnku.
–Możepowinnaśnaraziezrezygnowaćzpływania,dokipogodasięniepopra-

wi?Wczorajpadało,atyjednakweszłaśdowody.

–Doskonalewiesz,żedeszczniemanicwspólnegozinfekcjąwirusową.
–Przemarznięcieobniżaodporność.
Ivymachłaręką.
–Zrezygnujęzpływania,jakumrę.Ktowie,kiedytonastąpi?Dlategochcęwyko-

rzystaćkażdydzień,jakimipozostał.

–Niemówtak.–Zaczrobiłpoważnąminę.–Będzieszżyłajeszczedługo.
–Niktniejestwieczny,synku–odparłaIvyzczułymuśmiechem.
Zacodwzajemniłuśmiechiująłrękębabkiwdłonie.Kiedyjejskórastałasiętaka

cienkaisuchajakpapier?Dojegosercawkradłsięlęk.Takjest,kiedymasiętylko
jedną osobę tak ważną i drogą. Trzeba żyć ze świadomością nieuchronnej straty.
Bardzowcześniedoświadczyłstratybliskich.

– Mogłabyś spróbować – odrzekł ze ściśniętym gardłem. – Jesteś moim papier-

kiemlakmusowym,wiesz?Nawetniechcęmyślećotym,jakbędziewyglądałomoje
życiebezciebie.

–Możeznajdziesznowypapiereklakmusowy?–Uścisnęłajegodłoń.–Swójpro-

mykletniegosłońca.

–Kiedypierwszyrazjązobaczyłem,nawetmitoprzezmyślnieprzeszło.Onajest

nietylkotwarda.Potrafibyćwybuchowaicięta.

–Todobrze.–Ivywypiłałykciepłegonapoju.–Wybuchowycharakterbywazale-

tą.Czasamiwżyciutrzebaocośzawalczyć.Podejrzewam,żeniemiałałatwo.Nie,
nie, nie zwierzała mi się, ale chyba miała tylko matkę, którą straciła, kiedy była
owielezamłoda.

–Uhm–PodczaswycieczkidoptasiegoazylumiałokazjęwypytaćSummerojej

rodzinę,leczniezrobiłtego.Wyznaczonegranicewciążobowiązywały.Obiestro-
ny?Czytodobrze,czymożenależytotraktowaćjakoostrzeżenie?

–Tadziewczynamazłoteserce–cichymgłosemrzekłaIvy.–Ikochaciędosza-

leństwa.

–Sądzisz,że?
–Jestemotymprzekonana.Isądzę,żetyczujesztosamo.
Przeczesał palcami włosy. To by wyjaśniało, dlaczego wszystko wydaje się takie

inne.

–Może
–Ale?
–Ktopowiedział,żejestjakieśale?–żachnąłsię.
–Przeczesujeszsobiewłosy,kiedyniemożeszsięnacośzdecydować.Oddziecka

masztenzwyczaj.Zawszenosiłamzsobągrzebieńdlaciebie.

–Uhm.Znamysiębardzokrótko.
Ivyprychła.
–Nonsens.Kiedyludziesądobrani,tosądobraniijuż.Wtwoimwiekupowinie-

neśtowiedzieć.

–Niechcęniczegoprzyspieszać.

background image

–Jużtkwiszwtympouszy.Mamoczy,widzę.
Niemógłzaprzeczyć.Jeszczenigdynieczułniczegopodobnegodożadnejdziew-

czyny

Owszem,jestjednoale
– Może przeszkadza mi jej niezależność – przyznał. – Jest inna. Ile dziewczyn

mieszkałobynajachcie?Jeździłomotoremiwykonywałozawódwymagacystalo-
wychnerwówipierwszorzędnejkondycji?Dotegopoprostutrzebajaj.

–Niebądźwulgarny,proszę.
– Przepraszam. Ona jest niezwykła. Ma tyle pewności siebie, że wydaje się, że

wszystkoprzetrzyma.Sama.Prawdopodobnieżyciejątakzahartowało.Czyzechce
walczyćoutrzymaniezwiązku,jeślitrafiąsięrafy?Czypoprostuodejdzieiznowu
dziesamaborykałasięzlosem?

Ivypociągnęłanosem.
– Przyganiał kocioł garnkowi. Ile związków ty sam zerwałeś, kiedy trafiłeś na

rafę?Gdytwojepartnerkizaczęłyżądaćwięcej,niżbyłeśgotowyimzsiebiedać?
Wiesz,żezłamałeśniejednoserce.Możewystarczy?

–Toniebyłozamierzone.
–Wiem.–Ivypoklepałagoporęce.–Izawszerozstawałeśsiębardzokultural-

nie.

–Poprostujeszczenietrafiłemnakobietę,dlaktórejzrobiłbymwszystko.
Aleteraztakąspotkałem,pomyślał.Tocomniepowstrzymuje?Strach,żeonazła-

miemiserce?

Spojrzenie Ivy świadczyło, że go rozumie, że pamięta małego chłopca, któremu

zawaliłsięświat,kiedystraciłmatkę.Leczztegospojrzeniawyczytałrównież,że
poraznaleźćwsobieodwagęizerwaćzdotychczasowymtrybemżycia:ciężkapra-
ca, intensywne przyjemności. Że pora usunąć tarczę ochronną wzniesioną wokół
serca.IżeIvywie,ktojestwłaściwąkobietądlaniego.

Czuł,żemusisiębronić.
–Tymiałaśtylkojednegomęża–przypomniał.–Jajestemztejsamejgliny.Jeśli

dajęwszystko,totylkoraz.Wydajemisię,żejeślizaufanie,którejestdotegoko-
nieczne,zostanienadweżone,jużniebędęwstaniegoodbudować.Nigdywtym
samymstopniu.Więctenjedenrazmusibyćbezpudła.

Oczy Ivy wypełniły się łzami. Czy wspomina miłość swojego życia, mężczyznę,

któryodszedł,kiedyon,Zac,byłzbytmały,bygozapamiętać?

–Nicniejestidealne.Nigdy–rzekłaIvy.–Wjakimśmomenciemusiszzaryzyko-

waćiuwierzyć,żebędziedobrze.Mamnadzieję,żebędzieszmiałtylesamoszczę-
ścia,cojamiałam.Aleniezwlekajzadługo.

Zamknęłaoczy,odchyliłagłowędotyłu.
– Chcę zobaczyć, jak czekasz przy ołtarzu na narzeczoną. Chcę rzucać na was

konfetti,wypićzadużoszampanaipodkoniecprzyciaweselnegobyćnaniezłym
rauszu.

Otworzyłaoczyispojrzałananiegotakimwzrokiem,żewzruszenieścisnęłomu

gardło.

–Chcęwiedzieć,żezamieszkaszwtymdomu,żewogrodziebędąsiębawiłydzie-

ci.Żepsybędąnałapachnanosićtupiasekiżeościanęstarejszopynałodziezno-

background image

wubędąopartedeski.

Zaczamknąłoczy.Wyobraziłsobietęscenę.
Istnyraj,pomyślał.

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

Im więcej czasu spędzał z Summer, tym jaśniej i wyraźniej widział ich wspól

idealnąprzyszłość.

–Jakcisięwydaje–zapytałnibymimochodem,kiedypewnegopopołudnia,korzy-

stajączchwilispokoju,sprawdzalisprzęt,lekiiśrodkiopatrunkowe,którezabierali
wkażdąakcję–zawszebędzieszmieszkałanajachcie?

– Och nie! Nie miałam pocia, że wytrzymam aż tak długo. – Odwróciła się. –

Maszdośćrurektracheotomijnychzmankietemrozmiarosiem?

–Trzy.Tochybawystarczy?
– Tak. Sprawdź, że mamy też maski krtaniowe LMA rozmiar trzy, cztery i pięć,

dobrze?

– Oczywiście. – Sprawdził rozmiary na opakowaniach. – Więc jak długo jeszcze

zamierzasztammieszkać?

– Aż zgromadzę środki na wkład własny wymagany przy zaciąganiu kredytu. –

Sprawdziła,czydziałalampkalaryngoskopu,iodłożyłagonamiejsce.–Poprzyjeź-
dzie z Hamilton chciałam do spółki z kimś wynająć mieszkanie, ale wtedy dowie-
działamsięotymjachcieiwyszłoowieletaniej.Niespodziewałamsięjednak,że
cenydomówraptowniepójdąwgórę.Zamiastzbliżaćsiędocelu,corazbardziejsię
odniegooddalam.Okazujesię,żeżycienajachciesporokosztuje.

–Nawetjeślipłaciszmniejniżzamieszkanie?
– Tak. Trochę się rozpaskudziłam. Dzielnice nadmorskie zawsze są najdroższe,

ajaniewyobrażamsobiemieszkaniadalekoodplaży.

–Wiemcośotym.Moidziadkowieniemielipocia,jakirobiąfantastycznyinte-

res,kiedyokołosześćdziesięciulattemukupowalistarydom,wymagacykapital-
negoremontu.

–Toidealnydom.
Zac otworzył torbę ze sprzętem ratowniczym dla dzieci. Sprawdził, czy niczego

niebrakuje,ipomodliłsięwduchu,abyniemusieliużywaćżadnegoztychnarzędzi
iaparatów.

ZukosaspojrzałnaSummersiedzącąpotureckunapodłodze,uważnieprzeglą-

dacą torbę z najważniejszym sprzętem do ratowania życia. Jej słowa wciąż
brzmiałymuwuszach.

Dom,którypewnegodniaodziedziczy,jestwedługniejidealny.Takjakwizjaży-

cia,jakąIvyprzednimroztoczyła.

Zawszekochałtendom,aodczasu,kiedyspędzałwnimnocezSummeriFlin-

tem,pokochałgojeszczebardziej.Bladymświtemmogliwtrójkęiśćnaplażę,bie-
gaćalbopływać.Cozawspaniałypoczątekdnia!

Taksamojestzpracą.Teżjestidealna,spełniawszystkiejegooczekiwania,ale

dziękiSummerdajemuznaczniewięcejsatysfakcji,niżsięspodziewał.Zakażdym
razem, kiedy na ratunkowym pojawia się zespół ratowników w pomarańczowych

background image

kombinezonachpogotowiaznowympacjentem,sercebijemuszybciej.Adnitakie
jakdzisiaj,kiedypracująramięwramięwbazie,sąnajlepsze.

OstatniocorazczęściejzastanawiałsięnadostrzeżeniemIvy,abyzbytdługonie

zwlekałzdecyzją.

Tymczasemonjakgdybydałsięnieśćfali.Cieszyłsiękażdymdnieminiewybie-

gałmyśląnaprzód.Wierzył,żeidyllabędzietrwałatakdługo,jakobojezSummer
tegopragną.Wierzył,żebezpieczniejjeststopniowodawaćzsiebiecorazwięcej,
bowtensposóbbudujesięiumacniawięź,możejużnacałeżycie.

Byłwtejidyllijednakpewienszkopuł.Podejrzewał,żeSummerczujetosamoco

on,leczpewnościniemiał,iniebędziemiał,dokinieusłyszytegoodniej.Może
onaczeka,ażjapowiemtopierwszy,pomyślał.

Terazzrozumiałcośjeszcze,cosłuszniewytknęłamuIvy.Przyganiałkociołgarn-

kowi.ChybarzeczywiściesązSummerbardziejdosiebiepodobni,niżmusięwyda-
je.Posiadająpodobnekwalifikacjezawodowe,pracujązrównympoświęceniemiza-
angażowaniem,dlarelaksuuprawiajątakiesamesportyijeżdżątakimisamymimo-
tocyklami.

Może niezależność Summer wynika z silnego instynktu samoobrony? Może po-

trzebamocnegowstrząsu,abyusułabarierychroniącejejserce?

To, co wspólnie odnaleźli, jest niezwykłe, prawda? Niemożliwe, aby tylko on to

czuł.

Sygnał z obu pagerów przerwał ciszę. Kilka minut później siedzieli na swoich

miejscachwśmigłowculecymwkierunkuzachodnim.

–PlażaPiha–potwierdziłMonty.–Przewidywanyczaslądowaniadziesięćminut.
–Znamtomiejsce–odezwałasięSummer.–Zdarzałysiętamupadkizeskał,uto-

nięcia,ależebykogośzaatakowałrekin?

– Mamy towarzystwo – zauważył Monty. – Zostaniecie gwiazdami wieczornych

wiadomości.

Zacspojrzałwdół.Rozpoznawałcharakterystycznepunktyorientacyjnetakiejak

Lion Rock, skała w kształcie głowy lwa. Plaża Piha, położona czterdzieści kilome-
trównazachódodAuckland,torajdlasurferówzcałegokraju.

–Jakodzieciakczęstotuprzyjeżdżałemzdeską–rzekłdoSummer.–Kiedyskoń-

czyłemsiedemnaścielatidostałempierwszysamochód,wybrałemstarąfurgonet-
kę.Moikumplebyliuszczęśliwieni.Ładowaliśmynaniądeskiipianki,wyruszaliśmy
przedświtem,awracaliśmydługopozmroku,spalenisłońcem,wykończeni.Zawsze
czekałananasbabciazfurąjedzenia.Nicdziwnego,żewszkolebyłembardzopo-
pularny.

Spojrzenie,jakimobrzuciłagoSummer,mówiło,żeznaowielewięcejpowodów

tej popularności. Czułość w jej oczach poruszyła jakąś strunę w jego sercu,
auśmiechpodziałałjaknieznanybalsamnajegoduszę.

Miłość.Tak,tenbalsamwłaśnietaksięnazywa.
Teraz już wiedział, że Summer naprawdę czuje to samo co on. Nawet był tego

pewny.Nigdynikogoniedarzyłtaksilnymuczuciem.Inigdynieobdarzy.Najwyższy
czaspostaraćsię,abytegonieutracić.

Dladobraichobojgamusizebraćsięnaodwagęisforsowaćbariery,jakimioboje

sięotoczyli.Czaszacząćkierowaćsięgłosemserca.

background image

Przy pierwszej okazji, jeszcze dziś wieczorem, wyzna jej, co mu serce dyktuje.

Możenawetpoprosi,abysiędoniegowprowadziła?Wyszłazaniego

Zaraz!Skądtakipomysł?Czystewariactwo.Chociażnie,tojestwłaśnieto,czego

pragnie.

Śmigłowieczbliżałsiędoplaży.Wyraźniebyłowidaćzbiegowiskoludziiratowni-

ków w czerwono-żółtych kombinezonach. Nikt nie pływał ani nie surfował. Minie
trochę czasu, zanim ta popularna plaża na nowo stanie się bezpieczna, chociaż
uwybrzeżyNowejZelandiirekinypojawiająsięniezwyklerzadko.

Wydowalinatwardympiaskutużprzyliniiwody.Jedenzratownikówwybiegłim

naprzeciw.

– Założyliśmy opatrunek uciskowy, ale mężczyzna stracił dużo krwi. Nogę ma

straszniepoharataMamnadzieję,żeamputacjaniebędziekonieczna.

–Kontaktuje?
– Do brzegu dotarł o własnych siłach. Cały czas krzyczał, aby sprowadzono po-

moc.Nabrzegwyciągnęliśmygojużnawpółprzytomnego.Założyliśmymumaskę
tlenową,okryliśmykocemtermicznym.Jestświadomy.Bardzocierpi.

Grupkagapiów–wśródnichszczupłychłopiectrzymacydeskęsurfingowązwy-

raźnymiśladamizębówdrapieżnikaiodgryzionymkońcem–rozstąpiłasię,robiąc
imprzejście.Summeruklękłaizaczęławyjmowaćztorbysprzęt,jakiimbędziepo-
trzebny: aparat do mierzenia ciśnienia, zestaw do podłączenia kroplówki. Potem
ujęłamężczyznęzaprzegub.

Zacprzykucnąłprzygłowieposzkodowanego.
–Pulsniewyczuwalny–zameldowała.
Mężczyzna wyglądał na około pięćdziesiąt lat. Był śmiertelnie blady, lecz oddy-

chał samodzielnie. Zac dotknął żyły na szyi. Tu puls był słabo wyczuwalny. Krew
najwyraźniejniedopływaładodłoni,coświadczyłooniebezpiecznieniskimciśnie-
niu.Wstrząshipowolemicznytostanzagrożeniażycia.Zackątemokazobaczył,jak
Summerprzygotowujekroplówkę.

Lekkotrąciłmężczyznęwramię.
–Proszęotworzyćoczyispojrzećnamnie.Możepan?
Reakcja na głos to oznaka, że pacjent jest przytomny. Ku ogromnej uldze Zaca

mężczyznauniósłpowiekiijęknął.

Zacspojrzałnatłumekgapiówizapytał:
–Czyktośznategomężczyznę?
Wszyscychórempotwierdzili.
–ToJon.Szeftutejszychratowników
–JonPearson–krzyknąłktośztyłu.–Pięćdziesiątdwalata.Mieszkaniedaleko.
Pearson?ZacposłałzdumionespojrzenieSummer.
Żałował, że gdy miał okazję, nie wypytał jej o pochodzenie ani o rodzinę. W tej

chwilitakiedanebardzobymusięprzydały.

Przypomniał sobie jednak strzępy informacji. Jej rodzice byli hippisami. Została

poczęta na plaży po zawodach surfingowych. Nie ma rodzeństwa. Matka zmarła,
kiedySummermiałasiedemnaścielat,aojcajużwtedyzniminiebyło.„Zabrałsię
izniknął”znaczniewcześniej.Rodziceniebyli„wzoremdonaśladowania”.Comiała
namyśli,kiedytakpowiedziała?Boże,pomyślałzprzerażeniem,czydochodziłotam

background image

doprzemocy?Czywdzieciństwiedoświadczyłatakiegosamegolękujakon?

Ważniejsza jednak w tej chwili była odpowiedź na pytanie, czy ranny jest jej oj-

cem.Prawdopodobieństwo,żetak,byłobardzoduże.Kilkafaktówpasowałodota-
kiegoscenariusza.Naprzykładto,żejestsurferem.

Jakonasiętrzyma?Widziojcaporazpierwszyodwielulat,musiratowaćmuży-

cieDlaratownikawalkaożyciekogośbliskiegotonajgorszewyzwanie.Ajeszcze
trudniejsze,jeślistosunkimiędzyniminieukładałysięnajlepiej,jeślipozostałyura-
zy

Summerrobiławrażenieopanowanej.ZałożyłaJonowiopaskęuciskowąnarękę

izdezynfekowałamiejsce,gdziezamierzaławkłućwenflondożyły.

–Uwagapowszystkim.–Wenflonzpodłączonymprzewodemdokroplówkitra-

fiłnamiejsce.Summer rozwiązałaopaskę,podniosłagłowę iwtedyichspojrzenia
sięspotkały.

Zacstarałsięprzekazaćjejbezsłów,żerozumie.Żejestznią.Żezrobiwszyst-

ko,cowjegomocy,abyjejpomóc.

Daradę.Napewno.Musi.
Chociaż w pierwszej chwili, kiedy spojrzała na twarz rannego, doznała szoku.

Oczywiście,żenatychmiastgorozpoznała,mimożemiłopiętnaścielatiżesiępo-
starzał. Na jedno mgnienie zamarła, osaczyły ją i sparaliżowały wspomnienia nie-
prawdopodobnejtraumywywołanejjegoodejściem.

Szybko jednak ochłoła. W tej chwili musi stanąć na wysokości zadania, więc

musioddzićodsiebietamtewspomnienia,przestaćmyślećotym,żeJonjestjedy-
nymżycymczłonkiemjejrodziny.Zdystansowaćsię,traktowaćgojakkażdegopa-
cjenta. Jak mężczyznę, który doznał wstrząsu hipowolemicznego, któremu natych-
miasttrzebapodaćkroplówkę,możenawetdwie.Musiskoncentrowaćsięnakolej-
nychczynnościach.

–Niepodobamisiętaplamanaopatrunkuuciskowym–odezwałasiędoZaca.–

Onsięwykrwawia.

Zackiwnąłgłową.
–Obejrzyjranę–mruknął.WciążklęczałprzygłowieJona.–Jon?Otwórzoczy
–Boli–jęknąłJon.–Mojanoga
–Zarazdamciśrodekprzeciwlowy–powiedział.
Rana wyglądała strasznie. Przez poszarpane mięśnie przeświecała biała kość.

Zprzeciętejarteriisączyłasiękrew.Summerdwomapalcamiwsterylnejrękawicz-
cechwyciłanaczynieimocnościsnęła.

Jonjęknąłizaklął.Summermusiałanaułameksekundyzamknąćoczy.Krzykbólu

przeszyłjejserce.

Topacjentjakkażdyinny,powtarzałasobiewmyśli.Niemójojciec.Odpiętnastu

latniejestmoimojcem.Iczasamitrzebazadaćból,abyratowaćżycie.

Otworzyłaoczy,podniosłagłowęinapotkałaspojrzenieZaca,któryprzygotowy-

wałzastrzykprzeciwlowy.Znowupatrzyłnaniątaksamojakpoprzednimrazem.
Znowu mówił bez słów, że gdy usłyszał nazwisko Pearson, skojarzył, kim jest dla
niejJon,izdajesobiesprawę,jakjestjejtrudno.Iżezcałegosercapragniepomóc.

Zac nie zna jej historii, a jednak jest gotowy wziąć jej stronę i chronić ją przed

background image

kimś,ktomożejejzagrażać.

–Przeciętaarteriaudowa–zameldowała.–Staramsięjąścisnąć.
– Niewykluczone, że konieczne będzie założenie klamry. Poczekajmy. Niech za-

działaśrodekznieczulacy.

Racja.Trzebagoznokautować.Ból,jakimuzadaję,gootrzeźwiłipobudził.Jesz-

czesekunda,asięzorientuje,kimjestem.

–Summer?–dobiegłjąszeptpełenzdumieniainiedowierzania.Jonszarpnąłza

maskętlenową,jakgdybychciałjąściągnąć,abygowyraźniejsłyszała.–Toty?

–Zostaw,zostaw.–Ratownikklęczącyprzyjegogłowiepoprawiłmaskę.
Drugiratownik,którytrzymałpojemnikzkroplówką,ukląkłidotknąłjegoreki.
–Nieruszajręką,Jon,boprzewódwypadnie.
WtymczasieZaczrobiłzastrzyk.Jonuspokoiłsię,zamknąłoczy.Jednospojrze-

nie na Zaca wystarczyło, aby Summer wiedziała, że jest zadowolony, że wszystko
idziejaktrzebaimogązająćsięzatamowaniemkrwotoku.

Założylizacisk,następnieprzykryliranęsterylnymopatrunkiemizabandażowali

nogę.

Wciągukilkuminutrannegoułożononanoszachiprzeniesionodośmigłowca.
–Czyjesttutajktośzrodziny,albobliskichprzyjaciół?–zapytałZac.
Summerspuściławzrok.Nanikogoniechciałapatrzeć.Ileosóbsłyszało,jakwy-

szeptałjejimię?Tosamo,któremawyszytenakombinezonie,natylerzadkie,by
zapamiętać,żetaksięnazywacórkazpoprzedniegozwiązku.

Pytanie o krewnych było rutyną, na wypadek gdyby ktoś chciał towarzyszyć po-

szkodowanemuwdrodzedoszpitalainiewykluczone,żespędzićostatniechwilera-
zem.

–Ja–odezwałsięchudychłopieckurczowotrzymacyzniszczonądeskęsurfin-

gową.–Tomójojciec.MamnaimięDylan.

TymrazemnieudałojejsięumknąćprzedspojrzeniemZaca.Zobaczyła,żejest

wstrząśnięty,chociażbardzosięstarategonieokazać.Sądzi,żewiedziałaoistnie-
niubrataprzyrodniego?OBoże!Samabyławszoku.Brat?Przyrodni?

Niemogązabraćzsobąchłopca,którywyglądanadziesięć,możejedenaścielat.

Ktośdorosłymusimutowarzyszyć.

–Gdzietwojamama?–Topytaniezabrzmiałoostrzej,niżzamierzała.
–Niemammamy.
–Umarła–odezwałsięktośstocytużzaSummer.–Zedwalatatemu.
–Jesteśmytylkowedwóch.Tataija.
Chłopiecmiałniebieskieoczy,terazpociemniałezprzerażenia,przezcosprawiał

wrażenie starszego i dojrzalszego. Summer sama straciła matkę, więc wiedziała,
jaktojest,leczwtejchwiliniemogłasobiepozwolićnaużalaniesięnaddziecia-
kiem.

Jeśli dopuści go do serca, uruchomi lawinę wspomnień związanych z ojcem, na

nowoobudzidemonyprzeszłości,traumę,którą,jaksądziła,zostawiłazasobą.

Jak to możliwe, że nie czuje żadnej więzi z Dylanem? Mały nawet wygląda jak

ona.Niewysoki,chudy,zespłowiałymiodsłońcajasnymiwłosami,jeszczemokrymi
isterczącymijakjejwłosy.

Niespodziewanieznalazłasięwsytuacji,wktórejuczuciaosobisteuniemożliwiały

background image

jejsprawnedziałanie.NaszczęściebyłzniąZac,którywziąłsprawywswojeręce.

DotknąłramieniaDylanaizapytał:
–Chceszsięznamizabrać?Zaopiekujemysiętobą.
Dylankiwnąłgłową,potemoddałzniszczonądeskęjednemuzratowników.
Reporterzy, którzy do tej pory filmowali wszystko z pewnej odległości, podeszli

bliżej. Zaraz zaczną wypytywać świadków. Zdjęcia tej deski najprawdopodobniej
stanąsięhiteminternetu.Wszpitalubędąnanichczekalidziennikarze,chcącyzdo-
byćwywiadzkimśzpogotowialotniczego.

MożeMontyweźmietonasiebiealboGrahamkierucyakcjązbazy?Summer

marzyła,abytenkoszmarsięskończył.Tylkocozrobićzchłopcem?

Tonaniejspoczywaodpowiedzialnośćzaniego,czysobietegożyczy,czynie.Zac

napewnozechceotymzniąporozmawiać,inietylkootym.Demonyprzeszłości
powrócą.Aleonmaprawojepoznać.

KilkaminutpóźniejDylansiedziałwkabinieśmigłowcawfotelubokMonty’ego.

SummeriZacczuwaliprzynoszachumieszczonychztyłu.

Wystartowali.Wracalidoświata,którySummerznałaikochała.
Leczjużnicniebędzietakiesamo.
Tymświatemzachwiałpotężnywstrząsiwtejchwilitrudnoprzewidziećiokre-

ślićstraty,jakiewyrządził.

NawetZacjestjakiśinny.Możetylkojejsięwydaje,aleopiekujesięJonemzwy-

jątkową troskliwością. Nie trzeba mu przypominać o regularnym sprawdzaniu ci-
śnieniakrwiisaturacjitlenem.Iciąglesięmartwi,żepacjentcierpi.Wkońcunie
wytrzymałaiburkła:

– Poziom bólu spadł do trzech w skali do dziesięciu. Za pięć minut wydujemy.

Niepotrzebujekolejnejdawkiśrodkówprzeciwlowych.

MinaZacaświadczyła,żejegozdaniempacjentmaprawosamotymzadecydo-

wać. Czyżby chciał mnie pouczyć, że lekarz i ratownik nie może się kierować
względamiosobistymi?

–Bardzocierpisz,Jon?–zapytał.
–Mniejniżprzedtem.–Jonzwyraźnymwysiłkiemuniósłpowieki.–Summer?
Łatwo było udać, że jest tak bardzo zaabsorbowana wpisywaniem wyników ba-

dańdokartypacjenta,iżniesłyszała,jakojciecwyszeptałjejimię.

–Gdziemójchłopak?Ktosięnimzaopiekował?
–Siedzizprzodu–odparłZac.–Leciznamidoszpitala.
–Alektozaopiekujesięnimpóźnej?Tojeszczedzieciak
–Niemartwsię–odrzekłZac.–Dopilnuję,abymiałdobrąopiekę.
Cotakiego?
Summerzmarszczyłabrwizniezadowoleniem.Nietoobiecywałotamtospojrze-

nienamiejscuwypadku.Wtedyzrozumiała,żeZacjestpojejstronie,żebędziejej
bronił,ateraztraktujeJonaPearsonajakojcaswojejdziewczyny,niejakkogoś,kto
stanowizagrożeniedlajejspokojuducha.ADylana,jejniechcianegobrataprzyrod-
niego,jakbliskiegoczłonkarodziny.

Jak to o nim świadczy? Czyżby uważał, że można oszukiwać żonę praktycznie

przez cały okres małżeństwa? Że można spakować manatki i odejść, kiedy córka
przestaniebyćmałymdzieckiem?

background image

Jesteśjużdużądziewczynką,kurczaczku.Niemaznaczenia,żetataimamajuż

niebędąmieszkaćrazem.Niebędędaleko.Nazawszezostanętwoimtatą.

Atomiałocholerneznaczenie.
Właśnieskończyłaszesnaścielat!Wcaleniebyładuża.Iniebyłanatyledorosła,

abyporadzićsobiezhuśtawkąnastrojówmatki.

Oszust. Oszust i kłamca. Nie wierzę, że zrobisz to mamie. I mnie. Nienawidzę

cięNiechcęcięwidzieć!Jużnigdy!

Jednakzobaczyła.Napogrzebiematki,niecałyrokpóźniej.Nie,niepodeszłado

niego.

Cobymupowiedziała?
Totwojawina.Innymmożesięwydawać,żenie,aledlamnietoczystemorder-

stwo

Morderstwoprzezwepchnięcieofiarywczarnąotchłańrozpaczy.
Powracacyechemgłosmatkistawałcięcorazbardziejnatrętny.Skoncentrowa-

niesięnawpisywaniunowychwynikówbadańdokartyniepomagało.

Ciśnieniekrwi:dziewięćdziesiątnasześćdziesiąt.Znaczącapoprawa.
Nigdynieufajmężczyźnie.Obojętne,jakbardzogokochasz,nigdyniejestdość.
Nasyceniekrwitętniczejtlenem:dziewięćdziesiąttrzyprocent.Teżlepiej.Szan-

seJonawzrastają.

–Będziepotrzebnakrewdotransfuzji–odezwałsięZac.Czyżbyczytałwmoich

myślach?–Wiesz,jakąmagrupękrwi?Tobyprzyspieszyłoprocedury.

–Zero.RHplus.
–Naprawdę?Totakjakja.
Cowtymtakiegozaskakucego?
–Ijakja–burkła.–Trzydzieściosiemprocentpopulacjimataką.
Arogancki tembr jej głosu zaskoczył ją samą. Odwróciła głowę i spojrzała na

ekranaparatumonitorucegopracęserca.Nietakźle

Tętnozaszybkie,aleprzyniedostatecznymnasyceniukrwitlenemmożnasiębyło

tegospodziewać.

Zac wyraźnie unikał jej wzroku. Nachylił się i sprawdzał opatrunek na nodze

Jona.PrzestrogamatkibrzmiaławgłowieSummerjakmantra.

KochamZaca,myślała.Bardziej,niżmisięwydawałomożliwe.Iufammu.
Mimowszystko?Czyniezbytpochopniemuuwierzyłamiodrzuciłamprzestrogi

Kate, aby trzymać się od niego jak najdalej? Podobnie jak mama, która nigdy nie
wierzyłaplotkomozdradachojca?

Weźsięwgarść,upomniałasięwduchu.Niemożeszmyślećoprywatnychspra-

wachpodczasakcji.Tokompletnybrakprofesjonalizmu.Nigdycisiętoniezdarza-
ło.No,możeraz,tamtegopierwszegodnia,kiedyZacpojawiłsięnadyżurze.

Dużowysiłkukosztowałojąwtedyskupieniesięnapracy,aletobyłonicwporów-

naniuztym,coczujedzisiaj.Teraźniejszośćiprzeszłośćłącząsię,tworzącodurza-
cąmieszankę.

Wybuchową.Niszczycielską.
Terazjużnicniebędzietakiesamo.ŁączniezjejstosunkiemdoZaca?
Możetowłaśniejestwtymwszystkimnajgorsze?
Montyrozpocząłmanewrpodejściadolądowanianadachuszpitala.Ekipazod-

background image

działu ratunkowego na pewno już czeka, aby odebrać od nich pacjenta. Gdyby to
byłakażdainnaakcja,ichrolabysięterazzakończyła.

Summerwiedziałajednak,żetymrazemtodopieropoczątekczegośnieznanego.
Czegoś,coponowniemożezrujnowaćjejżycie.
Jakdasobieztymradę?

Wydowali.EkipazoddziałuratunkowegozałasięJonem.Summerzdokumen-

tacjąstałatużzanoszami.JakaśpiegniarkazałasięDylanem.

Summerwydawałosię,żeniebędziewstaniezrobićanikroku.Nagletużobok

niejzjawiłsięZac.

–Głowadogóry–rzekł.–Damyradę.Zewszystkim.
Dobrze,żemusielisięspieszyć,dobrze,żedookołabyłotyluludzi,boinaczejwy-

buchłabypłaczem.

Nie miała pocia, jak dadzą sobie radę, lecz rozpaczliwie pragnęła uwierzyć

wzapewnienieZaca.

Świadomość, że tym razem nie jest sama ze swoimi problemami, przynosiła jej

ulgę.

Dadząradę.
Razem.

background image

ROZDZIAŁÓSMY

ZacstałzDylanemwkąciegabinetuzabiegowego,obejmującgoramieniem,pod-

czasgdylekarzeprzeprowadzaliwstępnąocenęstanuJona.Summerstałazdrugiej
stronychłopca.Niedotykałago,leczbyłablisko.Mógłtylkosobiewyobrażać,jak
sprzeczneuczucianiątargają.Widział,żemobilizujesiłęwoli,abysprostaćwyzwa-
niu,zaopiekowaćsięprzerażonymdziesięciolatkiem,któryokazałsięjejbratem.

Patrzyłnaniązdumąipodziwem.
–Proszęzbadaćgrupękrwiizrobićpróbękrzyżową–Robpoleciłjednejzpie-

gniarek.–Pacjentbędziewymagałtransfuzji.

–Grupakrwizero,Rhplus–odezwałsięZac.
–Dzięki,alemusimytosprawdzić.
Robuważniejspojrzałnaichtrójkę,leczjeślicokolwiekgozdziwiło,niedałtego

posobiepoznać.Całaekipazachowałanajwyższypoziomprofesjonalizmu,niktnie
skomentowałzbieżnościnazwiskSummeripacjenta.

– Pogryziony przez rekina? No, no, chłopcze, twój tata będzie miał o czym opo-

wiadać.

–Czyczyonwyzdrowieje?–wykałDylan.
–Zarazdostaniekrew,potemgoustabilizujemyiprzewieziemydosalioperacyj-

nej.Dopierotamocenią,cosiędazrobić.Postarajsięniemartwić,zgoda?–Rob
posłałchłopcuuśmiechdodacyotuchy,leczszybko,możeodrobinęnawetzaszyb-
ko,odwróciłsiędoswoichpomocników.–Ortopediazawiadomiona?–zapytał.–Co
zneurochirurgiem?Aha,Summer–Ruchemgłowyodwołałjąnabok.

–Tak?
Chcemnieuprzedzić,żeDylananależyprzygotowaćnanajgorsze?Żemożestra-

cićojca?Żeonastraciojcaporazdrugi,tymrazemnazawsze?

Jejniepowinnotorobićróżnicy,ajednakrobiło.Niespodziewanieodczułaogrom-

nyżalzmieszanyzwyrzutamisumieniaijeszczeczymś.Wstydem?

–Musimygointubować–rzekłRob,zniżającgłos.–Lepiejzabierzciestądtego

dzieciaka.Czyjestcoś,oczympowinienemwiedzieć?

Summersercezabiłomocno.Nadeszłachwila,kiedymusizdecydować,jakwiele

ujawnikolegomosobieiswojejprzeszłości.

–JonPearsontomójojciec–rzekłanatyległośno,abywszyscysłyszeli.–Dylan

jestmoimbratemprzyrodnim,aledodzisiajniewiedziałamojegoistnieniu.

–Hm–Robobrzuciłjąbadawczymspojrzeniem.–Wszystkowporządku?
Summer obejrzała się na Zaca, cały czas obejmucego chłopca, przerażonego

izrozpaczonego.

–Będziewporządku–szepła.
–PoproszęMandy,abyznalazładlawasjakiśosobnypokój.Gdybyśchciaławyjść,

onazaopiekujesięchłopcem.Gdybyśmyjeszczejakośmoglicipomóc,dajznać.

Dylanjednakniechciałnigdzieiść,anaSummerpatrzyłwrogo.

background image

– Chcę zostać z tatą – upierał się. – Nigdzie z tobą nie pójdę. Wszystko o tobie

wiem.Byłaśdlatatywstrętna.

Summeroniemiała.Onabyławstrętna?
–Jaotobieniewiedziałam.
–Jakbyśztatąrozmawiała,kiedychciał,tobyświedziała.
Summerstarałasięoddzićwspomnieniaimpulsywnychzachowań,zktórychnie

była dumna. Podarte listy. Paczki zwrócone do nadawcy. Twarz ojca, kiedy na po-
grzebiematkiostentacyjnieodwróciłasiędoniegoplecamiiodeszła.Miałasięcze-
gowstydzić.

–Ciebieonnieobchodzi–mówiłDylan.–Dlaciebiemożeumrzeć.Jateżciebie

nieobchodzę.

–Nieprawda–obruszyłasię.
Żarliwość tej reakcji zaskoczyła ją samą. Bo to jest nieprawda, chociaż jeszcze

niewie,jakwieleDylandlaniejznaczy.Pogubiłasięwewłasnychuczuciach.Jakaś
częśćniejbuntujesięprzeciwkotemu,cosięstało.

–Onnieumrze–spokojnymtonemzapewniłZac.–Niewiemytylko,czylekarzom

uda się uratować mu nogę i minie jeszcze trochę czasu, zanim się tego dowiemy.
Niemożemyjednaktuzostać,boprzeszkadzamylekarzomwpracy,idlategoprosi-
li,żebyśmypoczekaligdzieśindziej.

Wyszlinakorytarz.
– O właśnie tutaj. Zobacz, jest telewizor i odtwarzacz DVD, i automat z mnó-

stwemjedzenia.

–Zostanieszzemną?
–Jasne.
UśmiechZacabyłtaksamopełenotuchyjakopanowanyton,jakimzwracałsiędo

chłopca.

–Toonajużniemusi,prawda?
–No,niedokońca.
Weszlidopokoju,Zaczamknąłdrzwi.
–Czemu?
–Bototwojastarszasiostra.
Dylanprychnąłzpogardą.Summerpoczuła,jaknarastawniejwewnętrznyopór.

Cobędzie,jeślitendzieciakniezechcemiećzniąnicwspólnego?Możeonateżnie
chcemiećznimnicwspólnego?

–Pozatymmy–ciągnąłZac–myjesteśmyrazem.
–Jesttwojądziewczyną?
–Uhm–ZacposzukałwzrokiemSummer.
Poczuła,żepodwpływemjegospojrzenianapięciejąopuszcza.Owszem,toczyła

wewnętrzną walkę, lecz nie jest sama. Gdyby mogła wybierać, kogo chce teraz
miećprzysobie,wybrałabywłaśnietegomężczyznę.

DylanpatrzyłtonaZaca,tonaSummer.Wpewnejchwilijeszczerazspojrzałna

Zaca,jakgdybyodwoływałsiędomęskiejsolidarności,potemzrezygnowanywzru-
szyłramionamiiburknął:

–Niechbędzie.

background image

Godzinępóźniejdotarładonichwiadomość,żeJonazabranonablokoperacyjny.

Mijałykolejnegodziny.Zespółchirurgów,specjalistówróżnychdziedzin,miałprzed
sobąogromnezadanie.Jeślichcieliuratowaćnogę,musielipołączyćzerwanener-
wy,naczyniakrwionośne,ścięgna.

Odkądustalili,wjakimskładziebędączekalinawynikoperacji,Dylananirazusię

nieodezwał.ZaciSummerrównieżsiedzieliwmilczeniu,oglądająckreskówki,któ-
rechłopakwybrałdlazabiciaczasu.

Przynimniemogliswobodnierozmawiać,moglitylkowymieniaćspojrzenia.Na-

wetsprawypraktyczne,jakukogoDylanzamieszkapodczaspobytuojcawszpita-
lu,musiałypoczekaćnawynikoperacji.

Dziesięciolatekchybaniedokońcazdawałsobiesprawęznarastacegonapięcia

między Zackiem a Summer. Odciął się od opiekunów, pozornie pochłonięty niewy-
magacymimyśleniafilmikami,ażwkońcuzwinąłsięwkłębeknakanapieizasnął.

ChwilępóźniejdopokojuzajrzałaMandy.
–Padł,biedaczek.
–Jakieśnowewieścizgóry?
–Narazieżadnych.Byłkryzys,rannystraciłdużokrwi,alesytuacjajużjestopa-

nowanaineurochirurdzyzabralisiędoroboty.–Mandyzdjęłakoczoparciakanapy
iprzykryłagołenogiDylana.–Możechcecieodpocząć?Zostanętutaj.Nawetkiedy
jegoojciecjużbędzienaoddzialepooperacyjnym,miniegodzinaalbodwie,zanim
sięwybudziipozwoląwamgozobaczyć.

Zacwstał.
–Dobrypomysł.Summer,chodź,napijemysiękawy.
Wyglądałanawykończoną,leczwiedział,żebardziejniżodpoczynkuisnupotrze-

bowałarozmowy.Pytanietylko,jakwielejestgotowamuopowiedzieć?

Jakbliskodopuścigodosiebie?
Dojakiegostopniamuufa?
Nie mógł zapytać jej wprost. Wiedział, że Summer strzeże swojej prywatności.

Oczywiście mógłby uzyskać odpowiedzi, gdyby zaczął zadawać jej proste pytania,
leczniechciałtego.Odpowiedzinadalbędąostrożne,akwestiazaufaniapozosta-
nie otwarta. Istotne, aby Summer sama, bez pytań, zdecydowała się opowiedzieć
muosobie.

Zaufaniejestjakmiłość,prawda?Jeśliniejestofiarowanezwłasnejnieprzymu-

szonejwoli,jeślimusiszonieprosić,pewnielepiejdaćsobiespokój.

Niestetynicniewskazywałonato,abySummerbyłagotowaobdarzyćgozaufa-

niem. Siedzieli w bufecie, popijając cienką kawę, pogrążeni w milczeniu tak samo
jakwtowarzystwieDylana.Wmilczeniupełnymnapięcia,bolesnymdlaZaca.Pra-
gnąłpomóc,aleniechciałpchaćsięzbutamitam,gdziegoniechcą.

Zbliżałsięzmierzchpięknegodnia.JakżemilejbyłobysiedziećnaplażyTakapuna

ipodziwiaćzachódsłońcanadRangitoto.Właśnienatamtejplażyporazpierwszy
zawiązałasięmiędzynimiSummernićporozumieniaidlategotamnapewnobyło-
byimznaczniełatwiejrozmawiać.

Pomijającwszelkieinnepowody,Summerpotrzebowałachwilispokojupotrauma-

tycznych wydarzeniach. Odzyskałaby równowagę ducha, przekonałaby się, że jej
życieniezostałowywróconedogórynogami.Oczywiścieniemoglijechaćnaplażę,

background image

ale

–Pojedźmydobazy–zaproponował.
Summergwałtowniepokręciłagłową.
–Niemogęsięstądruszyć.Jeszczenie.
Zac zdążył jednak zauważyć, jak jej spojrzenie co rusz wędruje w stronę okna.

Pokusawyrwaniasięstądchoćnakrótkobyłabardzosilna.

– Dylan zostanie pod dobrą opieką. Zresztą pewnie przez kilka godzin będzie

spał. Nie musimy się zasiadywać, ale moglibyśmy się przebrać i zabrać motory.
Wtensposóbpóźniej,kiedywszystkosięwyklaruje,będziemymoglijechaćprosto
dodomu.

Summerbyławrozterce.
–Maszrację–przyznała–alejedźsam.Jazostanę.Nawszelkiwypadek
–Jestemprzekonany,żetwójojciecnieumrze.–Zacprzybrałłagodnyton.–Wró-

cimy,zanimsięwybudziznarkozyibędzieszmogłazaprowadzićdoniegoDylana.
Jeślioczywiściezechcesz–dodał,widzącstrachwjejoczach.–Tozależytylkood
ciebie.

–Niechcę.Powiedziałammu,żeniechcęgowięcejwidzieć.OnJa–Głosjej

sięzałamał.Spuściłagłowę.Walczyłazełzami.

Zacowisercesięściskałozbólu,kiedynaniąpatrzył.Silna,wykształconainie-

zwykle niezależna kobieta w jednej chwili zmieniła się w zagubioną dziewczynę,
jakąbyłakiedyś.Dziewczynęciężkoskrzywdzoną.

O Boże, pomyślał nagle. Czyżby jej ojciec dopuścił się wobec niej przemocy?

Strzępkiwspomnieńniczymslajdyprzemknęłymuprzedoczami.Pięść,przedktó
niemógłsięuchylić.Przerażeniewoczachmatki.Krew.BólPoczułuciskwżołąd-
ku.Ogarłagowściekłość.Chcącsięprzedniąbronić,wstałiwyciągnąłrękędo
Summer.

–Niemusiszsięznimwidzieć–stwierdził.–Inigdzieniepójdzieszsama.
KujegoniewysłowionejuldzeiradościSummerchwyciłapodanądłoń,podniosła

się,pozwoliłasięobjąćiprzytulić.Trzymałjąmocnowramionach,oparłpoliczek
o czubek jej głowy. Ludzie im się przyglądali, lecz ich ignorował. Najważniejsza
byłaSummer.

–Chodźmystąd–szepnął.–Nakrótko.
Summer wpadła na pomysł, aby sprawdzili, czy jest jakaś wolna karetka, która

mogłabypodrzucićichdobazypogotowia.Udałosię.

Zdjęlikombinezony,przebralisięwzwykłeubrania.Dopierowtedypoczuli,żeak-

cjanaplażyPihasięzakończyła.Potemwsiedlinamotoryiwrócilidoszpitala.Jaz-
daprzezmiastoulubionymśrodkiemtransportudacympoczucieswobodyiwolno-
ścipozwoliłaimsięodprężyć.

Gdy dotarli do szpitala, przeszli się po parku otaczacym budynki. Spacer za

ręcewśródpotężnychstarychdrzewiorzeźwiacawieczornabryzaukoiłynerwy
Summer.

IwłaśniekiedyZacpomyślał,żeżyciejestjednakpiękne,Summermocnejścisnę-

łajegodłońizapytała:

–Nieznałeśswojegoojca,prawda?
–Nie.Mamanigdynieujawniłajegoimienia.Jedynymężczyzna,jakimógłbygo

background image

zastąpić, pojawił się w naszym życiu, kiedy miałem mniej więcej cztery lata Nie
byłdlamnieojcem.

Mógłby ujawnić znacznie więcej, lecz coś go powstrzymywało. Czy podzielenie

się doświadczeniami, o których nigdy nikomu nie mówił, będzie świadczyło o tym,
jakbardzoufaSummer?Jakbardzochce,abyonamuzaufała?

Summerjakbyniezauważyłajegowahania.Jejmyślibiegływłasnymtorem,coraz

bardziejpogrążałasięwewspomnieniach.

– Mój ojciec był najlepszym tatą na świecie. – Gdy to mówiła, w jej głosie za-

brzmiałłagodniejszyton.–Uwielbiałamgo.Wszyscygouwielbiali.Uczyłnas,dzie-
ciaki,pływaniaisurfowania.Byłszefemratownikówinależałdoochotniczejstraży
pożarnej.Kiedyktośczegośpotrzebował,biegłdoniego.

Zacodetchnąłzulgą.WrodzinieSummerniebyłoprzemocy.Wtakimraziecosię

takiegowydarzyło,żezburzyłotezdawałobysięidealnerelacje,którepowinnypo-
zostaćsilneprzezcałeżycie?

–Mieszkaliścienaprowincji?
–Naplaży.Tobyłamałaspołeczność.Nigdyniemieliśmydużopieniędzy,alekie-

dy słońce świeciło i fale były wysokie, to przestawało się liczyć. Wszyscy byliśmy
szczęśliwi.Tataprowadziłswojąszkółkęsurfingową,warsztatiwypożyczalnięde-
sek,mamalepiłaiwypalałagarnki,którepotemmalowałaisprzedawałaturystom.
Doszkołymiałamdalekoimusiałamdojeżdżaćautobusem,aletoteżniemiałozna-
czenia.Jechaliśmypoporannychćwiczeniachzdeską,zwłosamisztywnymiodsoli
zwodymorskiej,iwiedzieliśmy,żepopowrocieznowubędzieczaspopływać.

Zamilkłanachwilę.
– Założę się, że życie Dylana wygląda identycznie. Kiedy go dzisiaj zobaczyłam,

przypominałmoichkolegówzdzieciństwa.Imniesamą.Gdybymniebyłatakskon-
centrowana na oddzaniu od siebie myśli, kogo ratujemy, zgadłabym, kim jest,
jeszczezanimsięodezwał.

– To musiało być najtrudniejsze. Jestem pełen podziwu dla ciebie. Trudno uwie-

rzyć,jakświetniesobieradziłaś

–Pomogłeśmi–szepłajakbyzawstydzona.–Bardzo.Dzięki.
Zwolnilikroku,wkońcuprzystali.
–Bezemnieteżdałabyśradę,alecieszęsię,żetambyłem.Icieszęsię,żeteraz

teżjestemprzytobie.

Summerprzytuliłasiędoniego,leczpochwiliwyprostowałaiodsuła.
–Jeszczeniekoniec,prawda?Niemampocia,corobić.Wgłowiemammętlik.

Przeztylelatnienawidziłamojca.ChcęnienawidzićDylana,aleonjesttylkodziec-
kiem.Mamwrażenie,żetoonjestprzyczynącałegodramatu,chociażtoniepraw-
da.Toniejegowinainawetjesttrochędomniepodobny.

Zacuśmiechnąłsię.
–Jest.Wyglądanaświetnegochłopaka.–Westchnął.–Potym,coodciebieusły-

szałem,żałuję,żesięwtedyniespotkaliśmy.Chociażktowie?–Urwał,uniósłbrwi.
–Możepamiętaszfurgonetkępełnąchłopakówzdeskami?

Summerroześmiałasię.
–Takichfurgonetekbyłomnóstwo.Alemożetypamiętaszdziewczynkęzróżo

deską?Tatazrobiłjądlamnienatrzynasteurodziny.

background image

Uśmiechzniknąłzjejtwarzy.Oczybłyszczałyodpowstrzymywanychłez.
–Brakujemigo–wyznaładrżącymgłosem.–Zawszemibrakowało
Usiedlinatrawieoświetlonejostatnimipromieniamisłońca.Zacczekał,ażSum-

mersięodezwie,leczgdymilczeniesięprzedłużało,uznał,żeterazmożejużzapy-
tać.

–Cosięstało?
Summerzerwałastokrotkęizaczęłaskubaćpłatki.
–Żyliśmyodjednychzawodówdodrugich.Wdzieńbyłomnóstwoemocji,wieczo-

ramiimprezaigrillowanie.Wszyscysięznaliiwspólnepiknikibyłyświetne.–Kolej-
nypłatek.–Byłatamjednakobieta,Elsie.Częstoprzyjeżdżała,kiedybyłamdziec-
kiem. Mama mówiła, że to dawna znajoma taty, ale dziwnie ją traktowała. Kiedy
miałamtrzynaścielat,towtedydostałamtęróżowądeskę,obiłymisięouszyplot-
ki,żetatęiElsiecośłączy.

–Aha–mruknąłZac.Domyślałsię,jakiebędziezakończenietejhistorii.
–Zapytałamtatę,aleonzaprzeczył.Zapytałammamę,teżzaprzeczyła.Rozgnie-

wałasięizabroniłamiotymmówić.Tataożeniłsięznią.Onkochanas.Jestnasz.
Nazawsze.Mamabyłabardzoemocjonalna.Kiedysięcieszyła,wpadaławeuforię,
aleladadrobiazgmógłjąwprawićwrozpacz.Nieodważyłamsięwięcejporuszyć
tegotematu.

Kolejnepłatkistokrotkispadłynatrawę.Żółtyśrodekbyłjużwpołowieogołoco-

ny.

–Inaglepewnegodnia,tużpomoichszesnastychurodzinach,tatapowiedziałmi,

żemusiodejść.Musinasopuścić,żebybyćzElsie.Żeżyłwkłamstwie,ażyciejest
zakrótkie,abyspędzićjewtakisposób.Uważał,żejestemjużnatyledorosła,aby
zrozumieć.Janatomiastzrozumiałamtylkotyle,żelataminasoszukiwałiokłamy-
wał,nas,czylidwiekobiety,którekochajągonajbardziejnaświecie.Powiedziałam,
żeniechcęgojużnigdywidzieć.

Summerszarpałapozostałepłatkistokrotki.
–Mamabyłazdruzgotana.Niejadła.Ciąglepłakała.Zmusiłamją,abyposzłado

lekarza.Dostałaleki,alenieprzynosiłyżadnychrezultatów.Dostaławięcsilniejsze
leki,mnóstwopastylek.Wystarczyło.Połknęłagarść,akiedyjednegodniawróciłam
zeszkoły,znalazłamjąnieprzytomnąnapodłodze.Nieudałosięjejuratować.

ZacwestchnąłiująłrękęSummer.
–MójBoże.
–Mamazapadławśpiączkę.–ŁzypopłyłySummerpopoliczkach.–Kilkadni

późniejlekarzeodłączylijąodaparatury.–Otarłatwarzdłonią.–Ojciecmiałczel-
nośćzjawićsięnapogrzebie,alejeśliomniechodzi,toonbyłwinnyśmiercimamy.
Odwiłam rozmowy z nim. Nawet na niego nie spojrzałam. – Załkała. – Do dzi-
siaj Dzisiaj musiałam. Pomyślałam, że umrze i uświadomiłam sobie, że go ko-
cham.KiedyDylanpowiedział,żebyłamdlatatywstrętna,dotarłodomnie,żeza-
chowywałam się podle. Ojciec starał się utrzymać ze mną kontakt. Pisał, dzwonił,
przysyłał prezenty. Listy darłam, telefonów nie odbierałam, nawet zablokowałam
jegonumer,prezentyodsyłałam.Kiedymamaumarła,obwiniałamgozajejśmierć,
mimo że wiedziałam, że to niesprawiedliwe. Nie jestem taka miła, jak się wdaje,
prawda?

background image

Podniosłagłowę.Bólnajejtwarzyrozdzierałmuserce.Nicdziwnego,żetakła-

twodaławiaręoskarżeniomShelleypodjegoadresem.Ajednak,kiedyzaprzeczył,
uwierzyłamunasłowo.Okazałamuzaufanie,opowiedziałahistorięswojegożycia.

Musijąobjąćiprzytulić.
–Jesteśnajmilsząosobą,jakąznam–rzekłłagodnymtonem–iniemusiszrobić

niczego,naconieczujeszsięgotowa.Todotyczyirozmowyzojcem,iopiekinad
Dylanem.Jasiętymwszystkimzajmę.

Pocałowałjejsterczącewłosy,którezawszebyłyzaskakucomiękkie.
–Zajmęsiętobą–szepnął.–Kochamcię.

Te słowa miały magiczną moc. Odmieniły wszystko. Summer się zdawało, że

przezkilkaostatnichgodzindryfowaławłodzi,którąwzburzonefaleznosiłynapeł-
nemorze,gdzieszalałsztorm,atamłódźsięwywróciionautonie.SłowaZacabyły
kotwicą.Dziękinimłódźstawiopórfalomibezpieczniewrócidobrzegu.

Zac sprawił, że ból zelżał, wątpliwości się rozwiały. Wcale nie próbował uspra-

wiedliwićojca.Rozumiał,jakimciosembyłodlaniejjegoodejścieibyłgotówzca-
łychsiłjąchronić.Jeśliniezechce,niemusiwidziećJonaanizajmowaćsiębratem.
Onweźmiewszystkowswojeręce.

Jegowyznaniemiłościdałojejpoczuciebezpieczeństwa.Dałoimpulsdowyraże-

nia,cosamaczuje.

–Jateżciękocham.
Spojrzelisobiewoczy.Zajrzeliwgłąbdusz.Obdarzylisięnawzajemzaufaniem.

Ichwargispotkałysię.Pocałunkiemprzypieczętowalideklaracjęuczuć.Wrazzpo-
czuciembezpieczeństwawSummerwstąpiłynowesiły.

–Wydajemisię,żechcęzobaczyćojca–odrzekła,powoliwypowiadającsłowa.–

Ta sprawa zbyt długo mnie prześladowała, zatruwała życie. I pewnie wszystkie
związkizmężczyznami.Chcęztymskończyć.

Zacuśmiechnąłsięłagodnie.
–Międzynamitruciznajestniedozwolona.
–Nietylkomiędzynami.MiędzymnąaDylanemteż.
Nagleprzypomniałasobie,żeprzerażonedzieckoleżyskulonenakanapiewpo-

czekalni, i natychmiast otrzeźwiała. Wstała. Ciało miała zdrętwiałe. Jak długo tu
siedzieli?

–Wracajmy.Trzebasięwszystkimzająć.Zdecydować,gdzieDylanbędziedzisiaj

nocował,naprzykład.

– Może nocować u mnie – zaproponował. – Ivy przygarnia wszelkie bezdomne

istoty,ludziizwierzęta.

–Dylanniejestbezdomny.Jestczłonkiemmojejrodziny.–Będziemusiałaprzy-

zwyczaićsiędotego.–Jakbyłammała,zawszechciałammiećrodzeństwo.Możeto
dzie–zająkłasię–jakiśdar?

–Możejużjest?
–Dlategozabioręgodosiebie.Najachciejestdosyćmiejsca.Flintbędziemusiał

przenieśćsięgdzieindziej.–Zmarszczyłabrwi.–Rzeczwtym,żepewnienieze-
chce.MamnamyśliDylana.Uważa,żejestemwredna.Podejrzewam,żemnienie-
nawidzi.

background image

Zacznowuująłjejdłoń.
–Potrzebujeczasu,abycięlepiejpoznać.Cośmimówi,żespaniezFlintemmoże

byćdobrympoczątkiem.

– Może. – Summer uśmiechła się. Wsiedli do windy. – Dla niego w tej chwili

moimjedynymatutemjestto,żejestemtwojądziewczyną.Totyjesteśbohaterem,
któryuratowałjegotatę.Mojegotatę–szepła.

Towciążbrzmiałonierealnie.Światwokółniejwciążwirował.Wszystkobyłobar-

dzodziwne.Aleprzynajmniejwczęścibardzo,bardzoprzyjemne.

Zacjąkocha.
Terazmożeprzenosićgóry.Nawettę,którataknaglewyrosłaprzednią.

background image

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Zac jest bohaterem. W pełni zasłużył na to miano. To u jego boku Dylan wolał

wejśćnaoddziałintensywnejopiekiizobaczyćojca,zaśodSummercałyczastrzy-
małsięjaknajdalej.ToZacdrugąrękąprzyciągnąłSummerdosiebie,gdyzbliżali
siędołóżkaobstawionegoskomplikowanąaparaturąmedyczną.

Jon Pearson już się wybudził z narkozy, lecz jeszcze nie był całkiem przytomny.

Straciłwielekrwi,dostałbardzosilneśrodkiprzeciwlowe,oczysamemusięza-
mykały. Lecz gdy z wysiłkiem uniósł powieki, pierwszą osobą, na którą spojrzał,
byłaSummer.Porazpierwszyodlatnieumknęławzrokiem.Ojciecnieuśmiechnął
się,onarównież.Tobyłazbytważnachwila.

Możenowypoczątek?
NatomiastdlasynaJonzdobyłsięnauśmiech.
– Nadal mam dwie nogi – starał się żartować, chociaż głos miał schrypnięty. –

Jeszczebędziemyśmigaćnafalach.Zobaczysz.

Dylanwalczyłzełzami.PrzysunąłsiębliżejZaca,zadarłbrodęidrżącymgłosem

rzekł:

–Deskadoniczegosięnienadaje.Jestpogryziona.
–Nieprzejmujsię.Zrobięsobienową.–Jonzamknąłoczy,wziąłgłębokioddech,

potemznowuuniósłpowieki.–Tępowiesimynaścianie,wwarsztacie.Ludziebędą
przyjeżdżaćzdalekająoglądać.

Powiekimuopadły.Rozmowagowyczerpała.Piegniarkaczuwacanadpacjen-

temiZacwymieniliporozumiewawczespojrzenia.Czasodwiedzinsięskończył.Zac
położyłDylanowidłońnaramieniu.

–Chodźmy.Tatamusiodpocząć.Jutroznowuprzyjdziemy.
–Alejachcęzostaćtutaj.
–Summerzabierzeciędosiebie.Motorem.Niebylejakim.Ducati.Nadodatek

czerwonym.Zbazyprzywieźliśmydlaciebiekask.

ZuśmiechemodwróciłsiędoSummer.Natychmiastprzypomniałasobiewspólne

wyprawy–Zacnaprzodzie,onazanim–domiejscniezwykłych,specjalniewybra-
nych.Ogarłająfalatęsknoty.Jedyne,czegoterazpragnęła,toznaleźćsięznim
sam na sam. Kilka godzin temu wyznali sobie miłość. To niesprawiedliwe, że nie
mogąspędzićnocyrazem.

MożeDylanzauważyłspojrzenie,jakiewymienili,amożeczerwonymotocyklnie

zrobiłnanimwrażenia,gdyżcałkiemignorującSummer,zapytał:

–Niemogępojechaćdociebie?
–Cóżjamieszkamwzwykłymdomu,aSummernajachcie.Cotynato?Ima

psa.NazywasięFlint.

–Nielubiępsów–burknąłDylan.
Jonzogromnymwysiłkiemotworzyłoczy.
–JedźzSummer,chłopcze.Onajesttwostarsząsiostrą.

background image

Summerspojrzałanaojca.Tymrazemwymienilisłabeuśmiechy.
–Zaopiekujęsięnim,tato–przyrzekła.–Odpoczywaj.

Chwilępóźniejzdałasobiesprawę,żejesttoobietnica,którejniełatwobędziedo-

trzymać.Uświadomiłajejtojazdamotorem,kiedyDylanporazpierwszymusiałjej
dotknąć – objąć ramionami w pasie siostrę, intruza, który wtargnął w jego życie.
Jeszcze silniej odczuła niechęć chłopca, gdy motor Zaca skręcił i znikł im z oczu,
aonizostalisami.Zaczaproponował,żebędzieimtowarzyszyłcałądrogęnaprzy-
stań,leczSummerwiedziała,żesamamusistawićczołowyzwaniu.Możetorodzaj
pokuty?Albopotrzebaudowodnienia,żeniejesttakimwrednympotworem,zaja-
kiegoDylanjąuważa?

Praktycznyaspektopiekinadbratemniestanowiłproblemu.Mogładaćmumiej-

scedospaniaigokarmić.Znalezieniejakiegośubraniabyłoodrobinętrudniejsze,
aletęsprawędasięzałatwićjutro.Natomiastaspektuczuciowybyłznaczniebar-
dziej skomplikowany. Podobnie jak w szpitalu Dylan uporczywie milczał, lecz tam
przynajmniejbyłtelewizor,tutajnie.

NaszczęściebyłFlint,którynieposiadałsięzradości,żenareszciematowarzy-

stwo.

SummerpokazałaDylanowijacht,nakarmiłapsaioznajmiła:
–Terazzrobięcośdlanas.Lubiszjajkanabekonie?–WodpowiedziDylanswoim

zwyczajemwzruszyłramionami.–NiezwracajuwaginaFlinta.Ontylkoudajegłod-
nego,alezaskórkęodbekonudałbysiępokroić.

Podczas kolacji Flint oczywiście położył się obok nich, lecz głowę oparł o sto

Dylana,niejej.Summerudawała,żeniewidzi,jakskórkiodbekonuznikająpodsto-
łem.

–Twojełóżkojesttam,gdziezazwyczajśpiFlint–rzekła–aledamciświeżąpo-

ściel,aFlintmożesięprzenieśćgdzieindziej.–Odpowiedziałojejponowniewzru-
szenie ramion, Flint natomiast dawał do zrozumienia, że zamierza dzielić łóżko
zgościem.–Chcesz,żebymmukazałaspaćgdzieśindziejalbonapokładzie?

–Nie.–Dylanpołożyłsięiprzesunąłnabok.–Miejscawystarczydlanasdwóch.
Patrząc, jak jej pupil mości się obok Dylana, Summer czuła dławienie w gardle.

Byłozawcześnienajakiśgestpocieszeniazjejstrony,natomiastFlintjakbyrozu-
miał,conależyzrobić.

–Dobranoc.Gdybyśczegośpotrzebował,zawołaj.
Prychnięcieznaczyło,żetomałoprawdopodobne.Summerwłaśniesięodwracała,

abyodejść,kiedyusłyszałacichepytanie:

–Zacmówiłserio?No,żeranopopływamy?
–Oczywiście.Aleczydaszradępobiecnaplażę?Flintbędziechciałznamipójść,

amotoremgoniezawieziemy.

Kolejneprychniecie.
–Założęsię,żepotrafiębiecszybciejodciebie.

Wysforowałsiędoprzodu,narzuciłtempo,chudenogiiręceśmigaływpowietrzu.

Zatrzymał się tylko raz, na skrzyżowaniu, kiedy nie wiedział, w którą stronę biec
dalej.Zanimdotarlidoplaży,rozwidniłosięnatyle,abymoglirozpoznaćsamot

background image

postać,jużczekacąnanich.Dylanjeszczeprzyspieszył.Summer,gdygowreszcie
dogoniła,niemogłazłapaćtchu.

–Gotowy?–zapytałZac.–Wodajestzimna.
Dylanwzruszyłramionami.
–Domyślamsię.Aleniemafal.
Rzeczywiście, morze tego ranka wyglądało jak przeogromny basen, woda była

gładka,spokojna,połyskucawpromieniachwschodzącegosłońca.Idealnewarun-
kidowiosłowanianastoco,gdybymieliczas.

–Zaczamci,żebywajątufale–rzekłZac–aledzisiajtotylkoszybkakąpiel,

żebysięprzebudzić.No,ruszamy.Ktoostatni,tenniezdara

DylannatychmiastwykorzystałmomentwahaniaZacaipuściłsiępędemdowody.

Zacruszyłtużzanim,aFlintiSummerbieglinakońcu.

Woda była tak zimna, że Summer aż dech zaparło. Zanim się trochę rozgrzała,

jużmusieliwracać.OnaiZacmielidziśdyżury,aprzedtemwielesprawdoustale-
nia.

Zac miał już wszystko obmyślone, a na suchym piasku czekał przyniesiony dla

nichstosręczników.

–Ivy,mojababcia,zrobiłaśniadanie.Lubiszjajkanabekonie?–zwróciłsiędoDy-

lana.

Summerspodziewałasię,żechłopiecpowie,żetosamojadłnakolację,leczza-

uważyłaszybkiespojrzenierzuconeFlintowi,któryotrząsałsięzwody.

–Tak.Ktonielubi.
– Najpierw szybki prysznic – stwierdził Zac, kiedy weszli do domu. – Poszukam

dlaciebiesuchychspodenek.Odrazuuprzedzam,żemogąbyćzaduże.

Dylanjakzwyklewzruszyłramionami.
–Nieszkodzi.Bluzęmamsuchą.
PierwszesłowaIvydotyczyływłaśnieczerwono-żółtejbluzy.
–Jesteśratownikiem?
–Aha.Tataprowadziszkółkęsurfingową.Pomagammuzgrupąpoczątkucych.

Dzieciaków. Uczę ich zasad bezpiecznego zachowania w wodzie i w ogóle obycia
zfalami.

Summer jeszcze nigdy nie słyszała tak długiej przemowy z ust chłopca. Ivy Mit-

chellpotrafirozmawiaćzkażdym,obojętniewjakimjestwieku,pomyślała.

–No,no,możeszbyćzsiebiedumny–rzekłateraz,stawiającprzednimpełenta-

lerz.

Ivypomogłaimzorganizowaćdzień.
–Chłopakniemożespędzićcałegodniawszpitalu–odparła,gdyZaczapropono-

wał, że zabierze Dylana z sobą. – I potrzebne mu są ubrania. Wybierzemy się na
zakupy.–PuściładoDylanaoko.–Uwielbiamchodzićposklepach.

– Musi odwiedzić swojego tatę – wtrąciła Summer. – Naszego tatę – poprawiła

się.

Szybkiespojrzenie,jakieIvyiZacwymienili,świadczyło,żeZaczdążyłwszystko

opowiedziećbabce.

– Oczywiście, moja droga – rzekła Ivy. – Po zakupach przyjedziemy tam autobu-

sem. Czego jeszcze potrzebujesz oprócz ubrań, Dylan? Telefonu, prawda? Musisz

background image

mieć możliwość wysyłania tacie esemesów. I kolegom. I ewentualnie kontaktować
sięzSummer,kiedyjestwpracy.

– Postaram się zamienić dyżury na najbliższe dwa dni – rzekła Summer. Dzisiaj

mogła wziąć urlop okolicznościowy, aby spędzić dzień z ojcem, lecz nie wiedziała,
czyztegoskorzystać.Możepowinna?–PodyżurzezajrzędoojcaizabioręDylana
dodomu.

–Świetnie.–Ivyuznałatematzawyczerpany.–Programmamyustalony.Przynaj-

mniejnadzisiaj.

–Jakdługomójtatazostaniewszpitalu?
Uwagidorosłychnieuszłookreślenie„mój”,wykluczaceSummer.
–Obawiamsię,żejakiśczas–odparłZac.–Alemysiętobązajmiemy,zgoda?
–Będęmiałakilkadniwolnychzadyżury.Naprzykładwnajbliższypiątek.
– Ja też mam piątek wolny – ucieszył się Zac. – Podejrzewam, że do piątku bę-

dzieszmiałdosyćszpitala.Postaramysięwymyślićcośbardziejrozrywkowego.

Dylan wbił wzrok w talerz. Na brzegu leżała kupka starannie obciętych skórek

od bekonu. Summer była ciekawa, co wymyśli, aby dyskretnie podsunąć smakołyk
Flintowi,którywarowałwotwartychdrzwiachtarasu.

–Próbowałeśkiedyświosłowanianastoco?
Dylanprychnąłzpogardą.
–Tosportdlapatafianów.
–Liczsięzesłowami,kolego.Summerjesttukrólowąpaddleboardingu.Jasiędo-

pierouczę,alejużtopolubiłem.

cikiustIvydrgnęły.Czyżbyzauważyła,jakczęstoDylanzerkawstronęotwar-

tychdrzwinataras?

–Flintteżuwielbiatensport,wiesz?SiadanakońcudeskiSummeripłynierazem

znią.

Dylanzrobiłzdziwionąminę.
–Nie!
–Tak,tak–odezwałasięSummer.–Jaksięokaże,żejesteśwtymdobry,tomoże

przesiądziesiędociebie?

Tym razem wzruszenie ramion wydawało się raczej automatycznym odruchem,

nielekceważącymgestem.

–Nodobrzemogęspróbować.Podwarunkiem,żetatabędziesięlepiejczuł.
–Dopiątkusąjeszczedwadni–wtrąciłaIvy.–Proponujęniewybiegaćmyśląda-

lej niż do jutra. A teraz zmykajcie. Robota czeka. Dylan i ja musimy pozmywać,
apotemjechaćpozakupy.IdajjużteskórkiFlintowi,boSummerzarazzabierago
dodomu.

JonPearsonczułsięcorazlepiej.Nazajutrzpooperacjiopuściłoddziałintensyw-

nejopiekiizostałumieszczonywjednoosobowympokoju.Odwiedzinyuojcastały
siędlaSummermniejkrępuce.Wiedziała,żekiedyśbędziemusiałaporozmawiać
zJonemwczteryoczy,lecznaraziezawszebyłznimialboDylan,alboktośinny.
Z zachodniego wybrzeża ciągle przyjeżdżali znajomi, a poza tym w pierwszych
dniachdobijalisiędoniegoreporterzy.Zainteresowaniemediówczłowiekiem,który
przeżyłatakrekina,byłoogromne.

background image

Brak okazji do prywatnej rozmowy z ojcem miał tę zaletę, że Summer i Jon na

nowoprzyzwyczailisiędooddychaniatymsamympowietrzem.Rozmawialitylkona
bezpiecznetematy,naprzykładopracy.Wymienialisięhistoriamiodramatycznych
akcjachratunkowychalboopowiadali,jakwyglądaszkolenieizdobywaniekwalifi-
kacjiuprawniacychdowykonywaniaichzawodu.

Dylanchętniewtrącałswojeopowieścizdzikichplaż,którebyłyjegoplacemza-

baw. W końcu zaczął okazywać coraz większe zainteresowanie pracą Summer,
szczególnie jeśli w jej relacjach występował Zac. Dla Dylana Zac był najwyższym
autorytetem.DziękiniemuiFlintowiSummerzyskiwaławoczachbrata.Możekie-
dyśzaakceptujejąjakoczłonkarodziny

Oilebyłanawetzadowolona,żenarazieniemożezostaćsamnasamzJonem,

o tyle niemożność spędzenia czasu tylko z Zackiem mniej ją cieszyła. Zauważyła
jednak, że brak fizycznego kontaktu zbliżał ich do siebie w inny sposób. Sprzyjał
myśleniu o przyszłości. O tym, jakim wspaniałym ojcem byłby Zac. Instynktownie
wyczuwał, jak porozumieć się z Dylanem, kiedy zażartować, kiedy odwołać się do
jegorozsądku.Biorącpoduwagę,żedorastałbezojca,byłotoniezwykłe.Oczywi-
ściebyłatozasługaIvy.

Czasspędzonywpiątekwtrójkęnaplażyprzypominałrodzinnypiknik.Jayprzy-

gotowałtrzydeski,aoceannaszczęściebyłspokojny,coułatwiałonaukępoczątku-
cym.

Ivysiedziałanależakunatarasieswojegodomu.IlekroćSummeralboZacspoj-

rzeliwjejkierunku,widzieli,jakmachadonichręką.Summerwiosłowałapowoli,
Flint jak zwykle siedział na jej desce. Zac i Dylan płyli niedaleko. Dylan zaczął
wpozycjiklęczącej,leczpopewnymczasie,gdynauczyłsięutrzymywaćrównowa-
gę,wstał.Musiałsięzmęczyć,alewiosłowałdzielnie,abydotrzymaćtempaZacowi.

–Hej,Flint!–zawołał.–Przesiądźsiędomnie!
–No,idź–SummernamawiałaFlinta.–Nieobrażęsię.
–Chodź,Flint.Namteżsięcośnależy!–krzyknąłZac.
Flintposłuszniezeskoczył,deskasięzachybotała,leczSummerniestraciłarów-

nowagi.PopłynąłjednakniedoDylana,aledoZaca,ikiedywdrapywałsięnadeskę,
Zaczachwiałsięiwpadłdowody.SummerzDylanemtaksięśmiali,żeomalsami
sięnieskąpali.

Tenmomentzapamiętamnazawsze,pomyślałaSummer.Wspólnyśmiechcemen-

tujerodzinnewięzi.Jeszczepóźniej,gdyleżelinaręcznikachiodpoczywali,tarzali
sięześmiechu,wspominająctęscenę.

– Opowiem tacie, jak wpadłeś do wody – obiecał Dylan. – Machałeś rękami jak

wiatrakami.Szkoda,żesiebieniewidziałeś.

UśmiechSummerbyłwieloznaczny.
–Wybrałciebie.Zdajeszsobiesprawę,jakizaszczytcięspotkał?
Dylankopnąłpiętamipiasek.
–Japierwszygozawołałem.Miałpłynąćdomnie.
–Niechciałcizrobićprzykrości.MożepoprostudeskaZacabyłabliżej?
Summer spojrzała na ukochanego. Jej oczy mówiły, że wcale tak nie myśli. Pies

wybrałZaca,bouznał,żejestjegopanem.TerazZacjesttaksamoważnywjego
życiujakona.Tochciałamupowiedziećijeszczedużowięcej.

background image

Że już tworzą rodzinę? Że ten dzień na plaży z Dylanem to przedsmak zabaw

zichwłasnymidziećmi?

Dylanchybaodgadł,wjakimkierunkubiegnąjejmyśliipoczułsięwykluczony,bo

spojrzałnaniązezłością.Odwróciłagłowę.

–Ocochodzi?–Dylannicnieodpowiedział.Pytaniezawisłowpowietrzu.Sum-

mer westchnęła. Może nie stali się sobie jeszcze tacy bliscy, jak sądziła. – Nadal
maszmniezawredną?–zapytała.

–To,żeterazodwiedzasztatęwszpitalu,niczegoniezmienia–burknąłchłopak.

–Chodzisztam,bojestchory.

–Summerniejestwredna–Zacująłsięzanią.–Niepodobamisię,jaktakjąna-

zywasz,kolego.

– Dla taty była wredna. Raz widziałem, jak płakał. To było wtedy, kiedy wróciła

paczka.Powiedziałmamie,jakbardzozaniątęskni.Jakbardzojąkocha.

Sposób,wjakiwypowiedziałtosłowo,świadczył,żeSummerniezasługiwałana

tęmiłość.Summersercekrwawiło.Przecieżonateżbardzotęskniłazaojcem!

– Od teraz będzie inaczej – obiecała. – Żałuję swojego zachowania. Byłam bar-

dzo

–Zraniona–Zacdokończył.–Summerniebyławtedywielestarszaodciebie,Dy-

lan. Jak byś się czuł, gdyby twój tata postanowił odejść i założyć nową rodzinę?
Zinnąkobietą?

–Mogłapójśćznim.
ZacdyskretniewsunąłrękępodręcznikSummer,odszukałjejdłońiuścisnąłpal-

ce.Chciałdodaćjejotuchy.Pokazać,żemawnimsprzymierzeńca.ŻeDylanmoże
wątpi,czyzasługujenamiłośćojca,leczonnie.Żeterazmaijegomiłość.Summer
mocnozacisnęłapowieki,abyuczucie,jakiewniejwzbierało,niezmieniłosięwpo-
tokłez.

–Musiałaopiekowaćsięmamą–Zacodezwałsię,ostrożniedobierającsłowa.–

Jejmamazachorowała.

–Mojamamateżbyłachora.–GłosDylanadrżał.–Onaonaumarła.
–MamaSummerteżumarła.
KiedyterazDylanodwróciłgłowęispojrzałnaSummer,wjegooczachzobaczyła

jużmniejwrogości.Możenawetodrobinęuznania?

Zacjeszczerazuścisnąłjejpalceicofnąłrękę.Musiałzdawaćsobiesprawę,jak

ważnadlanichtrojgabyłatarozmowa.Summerzwdzięcznościąipodziwemmyśla-
ła, że dzięki jego umiejętnej interwencji stała się krokiem naprzód w ich wzajem-
nychstosunkach.

–Fajniejestmieszkaćnajachcie,prawda?–Zaczmieniłtemat.
–Chybatak.Tylkoniemożnanimnigdziepopłynąć.
– Można. – Summer była zadowolona, że zaczęli rozmawiać o przyjemniejszych

sprawach.–Żagledoniczegosięnienadają,alejestsilnik.Odczasudoczasugo
uruchamiam,żebysprawdzić,czydziała.Jeślichcesz,pokażęci,jaktozrobić.

Dylannieodpowiedział.PrzewróciłsięnabokizacząłdrapaćFlintapobrzuchu.

Zacuśmiechnąłsię.

–Żartowałeś,żenielubiszpsów,prawda?
Jednonagieramieuniosłosięiopadło.

background image

–Kiedyjestnamciężko,każdemusięzdarzapowiedziećcoś,czegowcaleniemy-

ślimy.–Zacmówiłtakimsamymswobodnymtonemjakpoprzednioojachcie.–Wte-
dydobrzejestowszystkimzapomniećizacząćodnowa.

Chwilęleżeliwmilczeniu.Nagleztarasuusłyszeli:
–Hejtam!Chodźcienalunch!
Wstali,zebralimokreręcznikiiwytrząsnęliznichpiasek.ZacwziąłSummerza

rękę,zjejdrugiejstronyszedłFlint,aDylanobokniego.

WpewnejchwiliDylanzapytał:
–Myślisz,żeFlintwejdziekiedyśinamojądeskę?
To był jeszcze jeden bezcenny moment do zapamiętania. Ciepła dłoń Zaca, uko-

chanypiesocieracysięonogiiuśmiech,którysiępojawinatwarzychłopca,kiedy
usłyszyjejodpowiedź.

–Napewno.Możejużnastępnymrazem?

Pogodajednakpokrzyżowałaimplany.Następnegodniazerwałsiępotężnywiatr,

niebozasnułosięchmurami.Zbliżałsięsztorm.Wtychwarunkachpływanienade-
scebyłoniemożliwe.

–Polunchuodwiedzimytatę–rzekłaSummer–aranomożemywybraćsiępoza-

kupy.Kupimymujakiś prezent.Możecośdobrego dojedzenia?Szpitalna kuchnia
niejestnajsmaczniejsza.

– Zac obiecał, że mi pokaże, gdzie pracuje i jakiego sprzętu używa. Chcę zoba-

czyćpiłędorozcinaniaklatkipiersiowej.

–Tak?Wporządku.Sprawdzimytylko,czyniejestzbytzatyratowaniemkomuś

życia.

Dylanzpowagąkiwnąłgłową.
–Jakdorosnę,chciałbymzostaćlekarzemtakimjakon.
–Możeszzostaćratownikiem.Myteżratujemyludziomżycie.Alatanieśmigłow-

cemjestdodatkowąatrakcją.

Dylanuśmiechnąłsiędoniej.
–Zacrobiito,ito.Onjestsuper.
Summerrównieżsięuśmiechła.
–Teżtakuważam.
Najlepszy przyjaciel. Najlepszy kochanek. I będzie najlepszym ojcem jej dzieci.

Tak.Jestprawiegotowa całkowiciemuzaufać.Na przeszkodziestojąchyba jesz-
czetylkodemonyzprzeszłości.

Najwyższyczasodbyćszczerąrozmowęzojcem.
Sposobnośćnadarzyłasięjeszczetegosamegodnia,trochępóźniej,kiedyZacza-

prosiłDylananaobiecanezwiedzanieszpitala.

–Idzieszznami?–zwróciłsiędoSummer.
–Nie.Zostanętutaj.
Naglewpokojuzapanowałonapięcie.Dylanzawahałsię.ZmierzyłSummerbacz-

nymspojrzeniem.

–Mamzostać,tato?
–Nie,nie,synku.Późniejsięjeszczezobaczymy.
Summer uśmiechła się do Dylana, chcąc go zapewnić, że nie zamierza zacho-

background image

wywaćsięwrednie.Zaczrozumiałwlot,ocojejchodzi.Jegooczymówiły,żejest
podwrażeniemjejodwagi.Możenawetjestzniejdumny,pomyślała.

Nie wiedziała, od czego zacząć. Przekładała rozmaite przyniesione smakołyki,

którerazemzDylanemkupilidlaJona,owoce,biszkopty,napójimbirowy.Wzięłado
rękitorebkęcukierków.

–NaprawdęlubiszżelkiSourWorms?
–Nie,aleDylanlubi.
–Aha.Todlategowybrałchipsyzsoląisosemwinegret.
–Nie,nie.Takiechipsyjalubię.Chociażprzydałobysiędonichpiwo.
Po tej uwadze wstępna rozmowa towarzyska się zakończyła. Summer usiadła

w fotelu obok łóżka ojca. Cisza w pokoju stawała się coraz bardziej krepuca.
PierwszyodezwałsięJon:

–Słówmibrakuje,abypowiedzieć,jakbardzożałujętego,cosięstało.Mamna

myślitwojąmatkę.To,żemnieniebyło.Wiem,żeobwiniaszmniezajejśmierć

Summerpokręciłagłową.
–Obwiniałam.Terazjestemtrochęstarszaitrochęmądrzejsza.Rozumiem,żelu-

dziesamidokonująwyborów.Zdajęsobiesprawę,żemamaniemiałanajłatwiejsze-
gocharakteru,aleonaciękochała.

–Wiem.Jająteżkochałem.
–Nietak,jakkochałeśtamtą.
–Elsie?–UśmiechJonastałsięsmutny.–Tobyłinnyrodzajmiłości.Razemdora-

staliśmy. Zaczęliśmy chodzić z sobą jako nastolatki. Marzyliśmy o tym, że zawsze
dziemyrazem.

Summeroniemiała.
–Todlaczegoożeniłeśsięzmamą?
Jonopadłnapoduszkę,zamknąłoczy.
–RodzinaElsieprzeniosłasiędoAustralii.Elsiemiaławrócić,jakskończyosiem-

naścielat.Imieliśmywziąćślub.–Westchnął.–Minąłrok.Elsiebyładaleko,czu-
łemsięsamotny.Toniejestwytłumaczenie,alebyłyzawodysurferów,potembalan-
ga.Wpadłemtwojejmamiewokoi

–Izaszławciążę?
–Tak.MusiałempowiedziećotymElsie.Byłazdruzgotana.Powiedziała,żejużni-

gdyniechcemniewidzieć.Tobyłnajgorszyokreswmoimżyciu.Twojamamabyła
wemniezakochana,mówiła,żeżyćbezemnieniemoże,itakbyło.Bałemsię,że
jak odejdę, coś sobie zrobi, a chciałem zachować się jak mężczyzna. Potem ty się
urodziłaś i odkryłem nowy rodzaj miłości. Sądziłem, że ty mi wystarczysz. Myśla-
łem,żejużnigdyniezobaczęElsie,alejakmiałaśjakieśosiemlat,pojawiłasięna
zawodach.Naszeuczucieniewygasło.

Summer się nie odzywała. Zastanawiała się, co by czuła, gdyby ją rozdzielono

zZakiem,apotemnanowobysięspotkali.Czywciążbysiękochali?Tak,odezwał
sięgłosserca.Nicbysiępodtymwzględemniezmieniło.

–Próbowaliśmy–cichymgłosemciągnąłJon–alewkońcurozłąkastałasięniedo

zniesienia.Mimotostaraliśmysięnieranićaniciebie,anitwojejmamy.

–Onawiedziała?
–Chybatak,wolałajednakniewierzyć.Jakgdybyuważała,żejeślinieuwierzy,to

background image

to nie będzie prawda. Zawsze miała słabą psychikę. Po twoich narodzinach była
w szpitalu psychiatrycznym z powodu depresji poporodowej. Przez trzy miesiące
sam się tobą opiekowałem. To były najszczęśliwsze chwile w moim życiu. Byłaś
mojąmaleńkącóreczkąikochałemciędoszaleństwa.Niewyobrażałemsobie,że
mógłbymcięskrzywdzić.

Summerpoczułałzynapoliczkach.
–Jateżbardzożałuję.Tego,żesięodciebieodcięłam.Imdłużejtotrwało,tymła-

twiejmibyłobrnąćdalej.

–Niepłacz,córeczko.
–Dylanmiałrację.Byłamdlaciebiewredna.
–Byłaśdzieckiem.Broniłaśswojejmamy.Toniejestpowóddowstydu.
JonwyciągnąłrękęiobjąłSummer.Poczułasięjakdawniej,jakprzedtragicz

śmierciąmatki.Jakwtedy,kiedyrazemzojcemdzielilityleszczęśliwychchwil.

Odżyłasilnarodzinnawięź.
Amożenigdyniezostałazerwana?
–Wiesz,podobamisięnawet,żemambrata–Summerodezwałasię,kiedymi-

łopierwszewzruszenie.–Tomiłydzieciak.

–Bardzopodobnydociebie,jakbyłaśwjegowieku.
Summeruśmiechłasię.
–Iteżmawżyłachwodęmorską.
–Niesprawiacikłopotu?Mamnamyśliwdomu
–Chybalubijacht.UwielbiaFlinta.IZaca.
–ZZakiemtocośpoważnego?
Nieśmiałokiwłagłową.Ichzwiązekniemożebyćpoważniejszy.Niemogłasię

doczekać,kiedypowtórzyZacowitęrozmowę.Opowiemuochwili,kiedyjużwie-
działa, że wybaczyła ojcu, bo uświadomiła sobie, że jego miłość do Elsie była tak
samosilnajakjejmiłośćdoniego.Żegdybyzwiązałasięzkimśinnym,jejżycieza-
mieniłobysięwfałsz.

–Trochęwampewnieprzeszkadza,nie?
–Nieszkodzi.Przecieżtonienazawsze.
– Jednak trochę potrwa. Zdrowieję, ale jeszcze minie z tydzień, zanim wstanę.

Martwię się, że chłopak opuszcza szkołę. Mam przyjaciół, którzy zaproponowali,
abyunichzamieszkał.Rodzicejegokolegów.

–Będziesięociebiemartwił.
–Tonieażtakdaleko.Prawiecodzienniektośgotupodwiezie.Jakgoodeślędo

domu,niebędzieciażtakwchodziłwparadę.

Taksięniefortunniezłożyło,żewłaśniegdywypowiadałtesłowa,wdrzwiachpo-

jawilisięDylanzZakiem.Zacuniósłbrwi,Dylanwyraźniezbladł.

–Odsyłaszmnie?–spytałzezłością.
–Myślęotwojejszkole.Chodź,porozmawiamy.
–Niechcęwyjeżdżać.Podobamisiętutaj.LubięFlintaiwiosłowanienadesce,

iwszystko.

SpojrzałnaSummer.Sercewniejzamarło.Niewymieniłjejwśródpowodów,dla

którychchcezostać.Jestprzekonany,żesięskarżyła,żejejprzeszkadza,atonie-
prawda.Muszęznimporozmawiać,pomyślała.ZerkłanaJona,jakbyprosiłago

background image

opomoc.

–Jamuwytłumaczę–odrzekł.–Niemartwsię.
Dylanjednakzamknąłsięwsobie.Ręcewetknąłwkieszenie.Naglezmarszczył

czoło.

–Nie!Mójtelefon!
–Nadolejeszczegomiałeś.Robiłeśzdjęcierozszerzaczażeber.Pamiętasz?
–Musiałemgotamzostawić.
–Rozejrzęsię.Itakmuszęwracaćdoroboty.
–Idęztobą–rzekłaSummer.–Przyniosęcitwójtelefon,Dylan.Zostańztatą.
NareszciemożebyćchwilęsamnasamzZakiem,ucieszyłasięwduchu.
–Dylanźlezrozumiałsytuację.Powiedziałamojcu,żemiłogomiećusiebie,ale

Jonniechce,żebynamprzeszkadzał,kiedychcemy,nowiesz–Podwpływemspoj-
rzenia Zaca poczuła drżenie w dole brzucha. Wsiedli do windy. – Trochę prawdy
wtymjest–przyznała.

–Taksądzisz?
Wwindziebylitylkooni.ZacwsunąłdłońpodpodbródekSummer,uniósłjejgło

iprzycisnąłwargidojejust.Kolanasiępodniąugięły.

Muszącośwymyślić,abyspędzićtrochęczasutylkowedwoje.Itoniedługo.

–Tobyłowmoimgabinecie.OtworzyłemtorbęzesprzętemipokazywałemDyla-

nowirozszerzacz.Telefonmusibyćtam.

ChcącsiędostaćdogabinetuZaca,musieliprzejśćprzezcałyoddziałratunkowy.

NagleSummerusłyszała,żektośwołająpoimieniu.

–Kate?Cotutajrobisz?!
– Musiałam przyjechać z Shelley. Felix złamał nogę. To wygląda na Och, Sum-

mer,towszystkojeststraszliwiezagmatwane.Taksięcieszę,żetutajjesteś

Katespojrzałanatowarzyszaprzyjaciółki.
–TojestZac.–Summerzniżyłagłos.–ZacMitchell.
DrzwizaplecamiKaterozsułysię.Widaćbyłostrefęterapiinatychmiastowej

i zapłakaną młodą kobietę siedzącą na jednym z łóżek. W ramionach trzymała
chłopczykazciemnymikręconymiwłosamiidużymiciemnymioczami.

ChłopczykauderzacopodobnegodoZaca?!

background image

ROZDZIAŁDZIESIĄTY

Summer doznała szoku. Nie potrafiła myśleć logicznie, a przecież w jej pracy,

obojętnie,ilerzeczyijakstrasznychdziejesięjednocześnie,zachowanieprzytom-
nościumysłujestsprawąpodstawowąinajważniejszą.Tasytuacjabyłajednakinna.
TuchodziłooZaca.Opytanie,czyniepopełniłabłędu,obdarzającgobezgranicz-
nymzaufaniem.

Katechwyciłajązaramię.
–Próbowałamwezwaćkaretkę–mówiłapospiesznie–aleShelleyupierałasię,że

musi natychmiast zawieźć Felixa do Auckland. Wsiadła w samochód i pojechała.
Mogłamtylkoprzyjechaćtuzanią.Ateraznikomuniedajedotknąćdziecka.Rodzi-
cejużsąwdrodze

Robzbliżyłsiędonich,ściągającpodrodzelateksowerękawiczki.
– Już jestem. Podobno to dwulatek ze złamaną kością udową. Przyczyna urazu

nieznana,tak?

–Kontaktzdzieckiemjestsłaby–zameldowałaMandy.–Straciłsporokrwi.Mar-

twimnieto.

Robkiwnąłgłową.
–Organizmdzieckaszybkosięregeneruje,alenawszelkiwypadekzbadamygru-

pękrwiizrobimypróbękrzyżową.

–Przydamsięnacoś?–zapytałZacspokojnie.
Summerpomyślałaosobie,kiedyratowaliojca.Wtedyonarównieżpotrafiłasię

zdystansowaćizachowaćprofesjonalnie.

–Zostań,anużbędzieszpotrzebny?–odparłRobiodwróciłsiędoMandy.–Orto-

pediazawiadomiona?

– Tak. – Zniżając głos, dodała: – Niewykluczone, że trzeba wezwać kogoś z od-

działupsychiatrycznego.

–Co?–Robzmarszczyłbrwi.–Dlaczego?
– Matka zachowuje się bardzo dziwnie. Od przyjazdu nikomu nie daje dotknąć

synka.Reagujehisterycznie,kiedyktośsiędoniegozbliża.

Rob spojrzał nad ramieniem piegniarki w stronę wejścia do strefy terapii na-

tychmiastowej.Potemspojrzałjeszczeraziwszedłdoboksu.

–Shelley,toty?–odezwałsię.–Pracowałaśtutajnietakdawno,prawda?
–Cześć,Rob.Pamiętaszmnie?–Shelleyprzestałapłakaćiuśmiechłasiędole-

karza.–Nienajlepszeokolicznościnaspotkanie.

–Totwójsynek?
–Tak.Felix.
– Musimy go zbadać. – Rob zrobił krok do przodu, lecz nie próbował dotknąć

dziecka.–Cośmusięstałownóżkę?

–Niechcę,żebyktośgoskrzywdził.
Shelleymocniejprzycisnęłachłopczykadopiersi.Felixjęknął.

background image

Summersercesiękroiło,gdynatopatrzyła.Tobyłpierwszydźwięk,jakimalec

zsiebiewydał,iwcaleniebrzmiałjakpłaczdzieckacierpiącegozbólu.

Zdoświadczeniawiedziała,żejeślidzieckocierpiwmilczeniu,toznak,żewjego

życiudziejąsięniepokocerzeczy.Auraz,jakiegodoznał,jestpoważny.Widziała,
jakbardzonóżkajestspuchnięta,skręconapoddziwnymkątem,astopasina.Felix
potrzebowałpomocy.

KatepodeszładoRoba,ciągnączasobąSummer.
– Ostatnio Felix miał całą serię wypadków – poinformowała Roba. – Widziałam

sińce.Shelleymówi,żeciąglespadazrowerka,którydostałnaGwiazd

Jejspojrzeniemówiłowięcejniżsłowa.Czylinawetnajbliższarodzinapodejrze-

wa,żeurazyniesąprzypadkowe,pomyślałaSummer.

–Trampolinajestdladzieciniebezpieczna–spokojnymtonemodparłaShelley.–

wiłamrodzicom,żeFelixjestzamały,aonimująkupili.–Zaczęłakołysaćsynka
wramionach.–Jużdobrze,maleńki,wszystkobędziedobrze.–Cichozanuciłapio-
senkę.

Robcofnąłsię.ZpoważnąminąpoleciłMandy:
–Zawiadompsychiatrię.Jeślizajdziekonieczność,podejmiemyodpowiednieczyn-

ności bez pisemnej zgody matki. Spróbujmy dać małemu kroplówkę, potem nóż
trzebaunieruchomićidopierowtedyzajmiemysiękrwawieniem.–Odwróciłsiędo
Shelley.–Znaszprocedury,prawda?Musiszpodpisaćzgodęnaleczenie.

Shelleyprzestałaśpiewać.Niepodnoszącgłowy,rzekła:
– Właśnie dlatego przyjechałam aż tutaj. Podpisanie formularza dacego wam

prawodokrzywdzeniamojegodzieckaprzekraczamojesiły.Niechtozrobiojciec.

– Ojciec? – Rob rozejrzał się na boki, jak gdyby szukał jeszcze kogoś poza Za-

kiem,Mandy,SummeriKate.

–Niezamierzałamjejmówić,żewrócił–KateszepłaSummerdoucha–alemi

sięwymsknęło.

–Zgadzasię.–TerazShelleypodniosłagłowęizesłodkimuśmiechemspojrzała

naZaca.–Tojegotatuś.DoktorZacMitchell.

Teraz nie tylko umysł Summer przestał funkcjonować. Cały świat stanął w miej-

scu.

–OBoże!–szepłaMandy.Sterylneopakowaniazwacikamiirurkądokroplów-

kiwypadłyjejzrąk.

Robszerokootworzyłusta.
–Ochnie!–zawołałaKateizakryłatwarzdłońmi.
Zac natomiast z twarzą zastygłą i beznamiętną, wpatrywał się w Shelley, która

wciążuśmiechałasiędoniegosłodko,jakMadonnanaobrazach.

InaglejaknadanehasłowszystkiespojrzeniazwróciłysięnaFelixa.Chłopczyk

wpatrywał się w nich wielkimi czarnymi oczami. Jego bladą twarzyczkę okalały
miękkieciemneloki.

I znowu jak na dane hasło wszystkie głowy jednocześnie odwróciły się w stro

Zaca.

Felixmógłbyćjegosynem.
GłosZacabyłtaksamobeznamiętnyjaktwarz,gdyoświadczał:
–Niejestemjegoojcem.

background image

Mandyzdziwnymwestchnieniemprzykucłaizaczęłazbieraćzpodłogirozsy-

paneopakowania.

–Alejapamiętam,jakShelleyprzynosiłaciprezenty.Ciastka.Nawetkwiaty.I

i–Niedokończyła.

WyprostowałasięispojrzałanaFeliksa.Powietrzezrobiłosięażgęsteodnapię-

cia.

SummerwpatrywałasięwZaca.Jejotępiałyumysłzaczynałbudzićsiędożycia.

Przecieżtesamewątpliwościmiałaodpoczątkuioddziłajeodsiebie,boZacdał
jejsłowo.Bokierowałasięintuicją.Intuicjajednakczasamizawodzi,prawda?

Pomyślała o tych wszystkich przypadkach, kiedy się pomyliła w ocenie ludzi:

omatce,oojcu.Pomyślała,okrzywdzie,jakąwyrządziłasobieiinnym.

Teraz potrzebuje tylko jednego – zapewnienia, że wierząc Zacowi, nie pomyliła

się.

Spojrzałananiego,leczonpatrzyłteraznaniątakjaknaRoba,Mandy,Kate.Na-

wetnaShelley.Wjegooczachniedostrzegłażadnegotajemnegoprzesłaniadlasie-
bie.Najednomgnienieogarłojąprzerażenie.Straszliwapewność,żeczegośjej
niepowiedział.

InagleciszęprzerwałrozpaczliwypłaczFelixa.
RobzamieniłkilkasłówzZakiem,kiwnąłgłowąMandyiwziąłodniejopaskęuci-

skową.Byłnajwyższyczaspodaćdzieckuśrodekprzeciwlowy.

Shelleyzalałasięłzami.
–Janiechciałam–łkała.–Tosięsamostało
Katepodeszładosiostryipołożyłajejdłońnaramieniu.
–Niepłacz.Zajmiemysiętobą.IFelixem.
Tymczasempojawilisięnowilekarze,konsultantpediatraortopedazdwomale-

karzami rezydentami, piegniarka, która przyniosła aparat do unieruchomienia
nóżki,istarszapanibezstetoskopunaszyi.Psycholog?Możektośzopiekispołecz-
nej?

Zaccofnąłsiępodścianę.Summerstraciłagozoczu.Niepotrzebowałajegoza-

pewnień.Wierzymu.Shelleyjestszalona.Chciałacośpowiedzieć,leczwpokojuro-
biłosięcorazgłośniej,więczrezygnowała.ZzaplecówKatewmilczeniuobserwo-
wałapracęlekarzyipiegniarek.

–Czyprzygotowaćkrewdotransfuzji?–Jedenzlekarzyrobiącychspecjalizację

zmedycynyratunkowejzwróciłsiędoRoba.

–Tak,tak.Oczywiście.Cozgrupąkrwiipróbąkrzyżową?Mamyjużwyniki?
–Tak.Dobrze,żesprawdziliśmy.AB,Rhminus.
UmysłSummerpracowałteraznanajwyższychobrotach.GrupaAB?Najrzadsza

zmożliwych?WtakimrazierodzicemusząmiećgrupęA,BalboAB.

–Toznaczy,żektośzgrupą0niemożebyćjegoojcem,prawda?
–Tak.–Robpotwierdziłskinieniemgłowy.–Możesznampomóczałożyćszynę?
–Jasne.–Nadanyznakuniosłastopęchłopca.–Zacmagrupę0.
Spojrzenie,jakimRobjąobrzucił,byłopełnejadu.
–Chybaniepodejrzewałaś,żekłamie?
–Nie.Oczywiście,żenie.Aletodowód–Urwała.Czuła,żepoliczkirobiąsięjej

czerwone.

background image

Chciałapowiedzieć,żetodowóddlarodzinyShelley.Dlapsychiatry.Niemniejjej

wypowiedźbrzmiałatak,jakgdybytoonapotrzebowaładowodu.Niepotrzebowa-
ła,aleRobwtonieuwierzył.Cobędzie,jeśliZacteżjejnieuwierzy?

Musistądwyjść.MusiznaleźćZaca.
–Przepraszam,zarazwracam–rzuciładoKate.
Ztrudemwydostałasięzpokoju.Naratunkowympanowałruchjakzawsze,leka-

rze,piegniarki,pacjencitylkoZacawśródnichniebyło.

Poszładojegogabinetu.Byłpusty.NabrzegubiurkależałakomórkaDylana.To

poniązeszlinadół.

Zadzwonię,nie,wyślęesemesa,pomyślała.
Co mu napisze? Że przyszły wyniki badania krwi Felixa i że teraz wszyscy mu

wierzą?Łącznieznią?

Nie.Tozbytważnawiadomość,abyryzykowaćnieporozumienia.
Gdysięjeszczewahała,telefonwjejdłonizadzwonił.Wpierwszychchwilipomy-

ślała,żetoZaciłzynapłyłyjejdooczu.

–Toty,córeczko?
–Tata?
–Dylanchciałsprawdzić,czyznaleźliściekomórkę.
–Tak,tak.Znaleźliśmy.
–Musiszgozawieźćdodomu.Spakujerzeczy.Wieczoremprzyjadąponiegozna-

jomi.Jużznimirozmawiałemnatentemat.

–Jasne.Zarazbędę.
Najpierwjednakmusiwrócićdostrefyterapiinatychmiastowej.Robrazemzin-

nymi lekarzami stali z boku, podczas gdy technicy wykonywali serię zdjęć rentge-
nowskich.

–Rob?Wiesz,gdziejestZac?–zapytała.
–Zwolniłemgowcześniejdodomu.Kazałemmusięusunąć,dokiniedojdziemy

doładuztymprzypadkiem.

ZerknąłnaShelleypilnowanąprzezdwóchochroniarzy,którzymusielisiłąodcią-

gnąćjąodsynka.

Pokręciłgłową.
–Okropne,żedziecisąkartąprzetargowąmiędzydorosłymi.
Miałrację.Summersamamiałaterazpodopiekądzieckoiczuła,żesytuacjają

przerasta.

Pobiegłanaoddział,gdzieleżałojciec.Dylanbezprotestupozwoliłsięzawieźćdo

domu.Summermusiałaskupićcałąuwagęnajeździe,bopogodasiępsuła,wiałsilny
wiatrinaMościePortowymrzucałomotocyklem.Niebozasnułosięciemnymibu-
rzowymichmurami.

Kiedydojechalinamiejsce,DylanzignorowałchcącegosięznimprzywitaćFlinta.

TopowinnodaćSummerdomyślenia,leczgłowęmiałazatączyminnym.

–MuszęzobaczyćsięzZakiem–rzekła.–Jestempewna,żezechceprzyjechać

ipożegnaćsięztobą.

Spojrzenie Dylana było tak samo zjadliwe i pełne pretensji jak spojrzenie Roba,

leczniemogławyjaśnićchłopcu,dlaczegochcezobaczyćsięzZakiem,zamiastdo
niegozadzwonić.Niepróbowałamuteżwyjaśnić,żeaniona,aniZac,niechcąsię

background image

gopozbyć.Niewiedziała,odczegozacząć,pozatymniebyłoczasu.

–Tomizajmiekwadrans.Najwyżejdwadzieściaminut.Wtymczasiespakujrze-

czyijaktylkowrócę,zawiozęcięzpowrotemdoszpitala.Znajomitatyodbiorącię
stamtąd.

–Wporządku–burknąłDylaniodwróciłsiędoniejplecami.

Summerpukaładodrzwi,leczniktnieodpowiadał.
–Toty,Summer?
–Tak.–Cofłasiękilkakrokówizadarłagłowę,abyzobaczyćIvystocąnata-

rasie.–SzukamZaca.

–Jeszczeniewrócił.Wejdź,zaczekasznaniego.Zbierasięnaburzę.
–Niemogę.MuszęwracaćdoDylana.Jakgozobaczyszpowiedzmu,żegoszu-

kałam,dobrze?

– Oczywiście. – Wiatr targał włosy Ivy. Przytrzymała je ręką. – Wszystko w po-

rządku,dziecko?

Summerznowuniewiedziała,odczegozacząć.Zdobyłasiętylkonaskinieniegło-

wą.Ztrudempowstrzymywałałzy.Postanowiła,żewrócitupoodwiezieniuDylana
doszpitalaijeśliZacaznowuniezastanie,zwierzysięIvy.

Tazadziwiacakobietazogromnymżyciowymdoświadczeniemnapewnojejpo-

radzi,jaknaprawićto,cozdawałosięniedonaprawienia.

JazdatamizpowrotemzałaSummertrochęwięcejniżdwadzieściaminut.Za-

parkowała motor przy marinie i pobiegła do swojego jachtu. Gdy mijała jacht Cli-
ve’a,sąsiada,któryzawszezajmowałsięFlintem,kiedyonaniespodziewaniemusia-
łazostaćdłużejwpracy,usłyszała:

–Summer!Tytutaj?Przecieżwidziałem,jakwypływasz.Tobyłozpiętnaściemi-

nut temu. Pomyślałem, że z jakiegoś powodu chcesz odstawić jacht do suchego
doku.

–Cotakiego?!
Puściłasiępędem.Miejsce,gdzieFlintzawszenaniączekał,byłopuste.
„Syrena”znikła.ZFlintemnapokładzie.
Dylanjązabrał.Uciekł.

Naszczęścietymrazemjejumysłnieodwiłposłuszeństwa.Wiedziała,coro-

bić.Wyłakomórkęizadzwoniłanajpierwdostrażyprzybrzeżnej,potemdoZaca.

–Summer?–zapytałostrożnymtonem,jakgdybyniechętnieodebrałodniejtele-

fon.

–Zacgdziejesteś?
–Wbazie.ChciałempogadaćzGrahamem.
Oczym?Niewykluczone,żeorezygnacjizpracywpogotowiulotniczym,abyspo-

tykaćsięzniąjaknajrzadziej,przemknęłojejprzezgłowę,chociażwtejchwilibyło
tonajmniejistotne.

–Dylanzniknął.Zabrałjacht.
–Niemożliwe!Jak?
–Wczorajwieczorempokazałammu,jaksięuruchamiasilnik.I–Mocnozaci-

snęłapowieki.

background image

Tojejwina.NauczyłaDylana,jakmanewrowaćłodzią,adzisiajzostawiłagosa-

mego.Wiedziała,żejestzrozpaczony,itorównieżjejwina.Usłyszałostatniesłowa
jejrozmowyzojcem.

–Wbakujestniewielepaliwa.Możliwe,żejużtylkodryfuje.Nieumieposługiwać

sięradiemiwziąłzsobąFlintai–Jejgłosprzeszedłwszloch.

–Zawiadomiłaśstrażprzybrzeżną?–spytałZac.
–Tak.Oczywiście.
–Czyliwkażdejchwilidostaniemywezwanie.Montyjestakuratwbazie.Zapy-

tam,czyprzytejpogodziemożemywylecieć.Jakprędkotubędziesz?

Summerjużbiegłazpowrotemnaparking.
–Zaraz.

background image

ROZDZIAŁJEDENASTY

Jako lekarz Zac Mitchell wiedział, że ludzkie serce nie może pęknąć. Jako czło-

wiek,czuł,żewłaśnietosięstałozjegosercem,wchwili,gdySummerzjawiłasię
w bazie. Wystarczyło, że zauważył jej spojrzenie, i pierś przeszył mu ból, jakiego
jeszczenigdyniedoświadczył.

Jestprzerażona,tooczywiste.Jejmłodszybratzukochanympsemsąwmałejło-

dzi,gdzieśnawzburzonymmorzu,leczwoczachSummerdostrzegłjeszczeinnyro-
dzajstrachu.

Summernatychmiastwyczuładystansmiędzynimi.
Wiedziała, skąd się wziął. Zwątpiła w niego. Zac może ją kochać ze wszystkich

sił, lecz nie może spędzić życia z kimś, kto w niego zwątpił, nawet jeśli tylko na
chwilę.

Terazjednaktoniemaznaczenia.
Zaczrozpostartymiramionamipodszedłdoniej,objąłjąiprzytulił.Teraznajważ-

niejsze,żegopotrzebuje.Będzieprzyniej,nawetjeślijużostatniraz.

–Przebrniemyprzezto–obiecał.–Wspólnie.
Uścisktrwałkrótko.Niebylisami,chociażwiększośćczłonkówdziennejzmiany

pojechałajużdodomu.

Grahammiałpoważnąminę.
–StrażprzybrzeżnawłaśniewracazWaiheke.Warunkipogodowegwałtowniesię

pogarszają,widocznośćsłabnie.

–Musimyichznaleźć.–TwarzSummerbyłaniemalbiała.–Cojeślizniesieichna

szlakżeglugowy?Niemająświateł.

Myśl,comożesięstaćzniewielkimjachtem,któregoniewidaćzpokładukonte-

nerowcaalbostatkuwycieczkowego,byłaprzerażaca.

Monty studiował mapy pogodowe na ekranie komputera. Odwrócił się teraz do

nichioświadczył:

–Lecimy.Zabieramyszperacze.
– To niebezpieczne – stwierdził Graham. – Warunki pogodowe pogarszają się

zkażdąchwilą.

Montyodsunąłsięzkrzesłem.
–Nietraćmyczasu.
Summerpobiegładoszatni.Zacjądogonił
–Niemusisztegorobić–rzekła.–Nigdybymcięniepoprosiła,żebyśdlamniery-

zykowałażtakwiele.

Ichoczyspotkałysię.
–Nigdyniemusiałabyśprosić–odrzekł.–Lecę.Koniecdyskusji.

Liczyłasiękażdasekunda.
Strójdoakcjiratunkowejnamorzuskładasięztytanowegopodkoszulka,cienkie-

background image

gokombinezonuzelastycznegoszybkoschcegomateriałuorazspecjalnejpianki.
Kamizelkaratunkowajestwyposażonawlatarkęstroboskopowąiminiracę,gwiz-
dek,nóż,anawetracjeżywnościowe.Założenietegowszystkiegonasiebiewyma-
gaczasu.

Przygotowanieśmigłowcadoakcjirównieżtrwałodłużej,wkońcujednakwznieśli

sięwpowietrze.Mijałyminuty.Montywykonywałokrążeniezaokrążeniem,zakaż-
dym razem coraz bardziej oddalając się od miejsca na nabrzeżu, gdzie cumowała
„Syrena”.

Niestety nie widzieli ani żadnych mniejszych jednostek, ani łodzi straży przy-

brzeżnej. Promy nie kursowały. Nagle niebo na horyzoncie przecięła błyskawica,
zarazpotempierwszekropledeszczuzabębniłyoszybyśmigłowca,zasłaniającwi-
doczność.Montyzaklął.

–Jaktakdalejpójdzie,będziemymusieliprzerwaćakcję–stwierdził.
Summerjednakwiedziała,żeMontyuwielbiategotypuwyzwaniaiżezrezygnuje

dopierowtedy,kiedyryzykostaniesięzbytwielkie.

Szkwał minął i Monty zdecydował się lecieć dalej w kierunku otwartego morza.

ZnajdowalisięwłaśnienadszklakiemżeglugowympomiędzyRangitotoaplażąTa-
kapuna, po którym pływały kontenerowce i statki wycieczkowe. Na szczęście nie
byłotuterazżadnegoztycholbrzymów.Niestetyniebyłorównieżżadnychmniej-
szychłodzi.

–Falestająsięcorazpotężniejsze–odezwałsięZac.–Trudnocokolwiekzoba-

czyć.Włączszperacz.

Szperacztoreflektoromocytrzydziestumilionówkandelizamontowanypodno-

semśmigłowca.

Summer serce zamierało, gdy patrzyła na fale. Zaczynała tracić nadzieję. Nie

znajdą„Syreny”.Rozbijesięoskały.NiedasięuratowaćaniDylana,aniFlinta.

–Tam!–krzyknąłZac.–Nadziewiątej!
–Gdzie?–Summerledwowydobywałazsiebiegłos.–Janicniewidzę.
–Zaczekaj
Falasięprzetoczyłaiwtedynajejgrzbieciedostrzegłałupinkę.Wciążunosiłasię

na powierzchni, lecz już bez własnego nadu. Sztorm znosił ją na przybrzeżne
skały.

–Możeszmnieopuścić?–zapytałazdłoniąnaklamrzeuprzęży.
–Dużeryzyko–ostrzegłMonty.–Jesteśpewna?
Zanimzdążyłaotworzyćusta,Zackrzyknął:
–Nie.Jasięopuszczę.
–Strażprzybrzeżnajestjużniedaleko–znowuodezwałsięMonty.–Będąmogli

zabraćkogośnapokład.

– Tam jest mój brat – rzekła Summer. Sama się zdziwiła, jak spokojnie to za-

brzmiało.–Tojeszczedzieciak.Musibyćśmiertelnieprzerażony.

Zac wpatrywał się w jej oczy. Nie odwróciła wzroku. Przypomniała jej się akcja

ratowania młodego robotnika leśnego, kiedy opuszczenie któregoś z nich również
byłobardzoniebezpieczne.Towtedypojawiłosiępytanie,jakbardzoufaZacowi.
Wiedziała,żechcemuufaćipragnęłatozademonstrować.Pragnęła,abypołączyła
ichwięź,którarodzisięprzezwspólnepokonywanieniebezpieczeństw.

background image

–Proszęcię,Zac–jejgłosprzeszedłwszept–opuśćmnie.
Niechciałtegozrobić.Widziała,czuła,jaktoczyzsobąwalkę.Niechciałponosić

odpowiedzialności za jej życie na końcu liny. Będzie musiał tak wyliczyć czas, aby
trafiłanapokład,gdyjachtznajdziesięnagrzbieciefali.Możepołamaćnogi,zaplą-
taćsięwlinynamaszcie.Rozbićsobiegłowęobur

Mógłodwić,aletooznaczałobykoniec.
Wiedział,żeprosi,bomubezgranicznieufa.
–Zgoda.Opuszczęcię.

Zdołałwyłączyćemocjeorazmyślenieizdaćsięnawyuczoneodruchyażdomo-

mentu,kiedySummerstałanapłozie,zrobiłakrokwnicośćizawisłanalinie.Te-
razZacdzieliłodpowiedzialnośćzaniązMontym,leczczuł,żetoontrzymażycie
Summerwrękach.

Izawszelkącenęmusijechronić.
Wtejchwilibólwywołanyjejzwątpieniemprzestałmiećznaczenie.Summerpo-

wierzyłamuswojeżycie.

Summer,jegomiłość
Jakmógłchociażnajednomgnienieuwierzyć,żewoliprzyszłośćbezniej?
Najważniejsze jest jej bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo Dylana, nawet bezpie-

czeństwoFlinta,boSummergokocha.Aonkochają.

Zimnypotzrosiłjegoskórępodczasopuszczanialiny.
–Jeszczesześćmetrówpięćcztery,niepięć–GłosSummerbyłnadpodziw

spokojny.

Przysztucznymświetleiwzburzonymmorzutrudnobyłoobliczyćodległośćiwy-

braćtenułameksekundy, kiedySummerznajdziesię tużnadtarganympotężnymi
falamijachtem.

Udało się. Dotknęła stopami przechylonego pokładu, pośliznęła się na mokrych

deskach Zac zamarł z przerażenia. Gdyby się zaplątała w liny albo wypadła za
burtę,musiałbypuścićlinę,boinaczejpociągnęłabyzasobąśmigłowiec.

Jak jej się udało uchwycić czegoś i jednocześnie odpiąć linę? A jednak dokonała

tejsztukiiteraz,jednąrękąuczepionapoczy,drugądawałaimznaki.

– Zwijaj. – Mówiła takim głosem, jak gdyby tchu jej zabrakło. – Wszystko w po-

rządku.–Musiałsobiewyobrazićjejszerokiuśmiech,boztejodległościniewidział
twarzy.–Dzięki.

Zobaczyłjeszcze,jakznikapodpokłademiwtejsamejchwilinamorzupojawiły

się światła statku straży przybrzeżnej. Ich rola się skończyła. Mogli jeszcze tylko
wspomagaćratownikówzestrażywichtrudnymzadaniuwzięcia„Syreny”nahol,
oświetlającjachtszperaczemzgóry.

Zanim „Syrenę” doholowano do portu, śmigłowiec pogotowia dawno wydował

wbazie.Sztormroztałsięnadobre,nieboprzecinałyzygzakibłyskawic,grzmoty
wstrząsałyziemią.

DylanprzytulonydobokuSummerszedłszpitalnymkorytarzem.
–Tatabędzienamniewściekły,prawda?
–Nie.Ucieszysię,żejesteścałyizdrowy.Takjakjasięucieszyłam.

background image

Wymienilispojrzenia.Nigdyniezapomnąchwili,gdyzeszładokabinyiznalazła

przerażonegochłopcawciśniętegownajdalszykąt,tucegosiędodużegoczarne-
gopsa.Przykucłaiobłaichciasnoramionami.

Jonwyściskałsyna,potemwspólniezSummerzapewniligo,żeniechcąsięgopo-

zbyć,żesąjednąrodzinąinicichnierozdzieli.

MontyprzyjechałdobazystrażyprzybrzeżnejzabraćSummeriFlintadodomu.

IdopierowtedySummeruświadomiłasobie,żeniemadokądjechać.Dokipogo-
dasięniepoprawi,„Syreny”niemożnaodprowadzićnajejzwykłemiejsceprzyna-
brzeżu.

–Jedźdomnie–zaproponowałMonty.–Jutrowrócimypotwojerzeczy.
Summerpokręciłagłową.Lękipowróciły.Radośćzuratowaniabrataipsa,zod-

zyskaniarodziny,zaczęłasłabnąć.Zadawałasobiepytanie,czyutraciłaZacanaza-
wsze?Odkilkugodzinsięniewidzieli.Niemiałaodniegożadnejwiadomości.Może
dlatego,żejejtelefonzamókłpodczasakcjiiprzestałdziałać?Amożedlatego,że
Zacniepróbowałsięzniąskontaktować?

Ivy.Naglepoczuła,żemusizniąporozmawiać.Żepotrzebujejejzdrowegoroz-

sądku,mądrości,ciepłaipoczuciahumoru.

–MuszęjechaćdoTakapuny–oznajmiła.–Pokażęci,którytodom.Stoitużprzy

plaży.

Drzwi domu Ivy otworzyły się gwałtownie. Na widok Summer i Flinta ocieka-

cychwodąZacstanąłjakwryty.

–Isaac,namiłośćboską,wpuśćichdośrodka!–zajegoplecamirozległsięgłos

Ivy.–Wejdź,kochanieBoże!Jesteśprzemoczonadonitki!

Summerweszła,Flintjednaksięnieruszył.
–Tyteż.No,chodź–rozkazała,potemzwróciłasiędoZaca:–Zajmęsięnim,aty

zabierzSummerdosiebie.Dobrzejejzrobiprysznic.–Poczekała,ażdojdądoscho-
dówizawołała:–Iporządnyuściskmęskichramion.Widzimysięrano!

W innych okolicznościach, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, wybuchliby

śmiechem.Dzisiajjednakminymielibardzopoważne.ZacotoczyłSummerramio-
nami,przyciągnąłdosiebieiuścisnąłtakmocno,żetchuzłapaćniemogła.

–Niechmitobędzieostatniraz–szepnął.–MyślałemBoże,myślałem,żecię

stracę.–Summerczuła,żewyrastająjejskrzydła.Zackochajątakmocnojakona
jego.–Niccisięniestało?

–Nic.
–CozDylanem?
–Jestśmiertelnieprzerażony,alecałyizdrowy.Terazjestuojca.Czekanakogoś,

ktoponiegoprzyjedzieizabierzegododomu.

Zacwestchnąłzulgą.
–Flintteżjestcałyizdrowy.Ivyzarazwytrzegodosuchainakarmi.Obawiam

się, że na śniadanie raczej nie dostaniemy bekonu – Znowu ją przytulił. – Nie
wiem,coIvyrozumieprzezporządnyuścisk,alejamaminnypomysł.

Summeruniosłagłowęirozchyliławargi,abyodpowiedzieć,leczniezdążyła,bo

Zaczamknąłjejustapocałunkiem.Nadeszłachwilapojednania,zacieśnianiawięzi,

background image

któraprzetrzymawszelkiepróby.

–Przepraszam,żewciebiezwątpiłam–szepłaSummer.–Tobyłatylkokrótka

chwila.

–Nietyjednamiałaśwątpliwości.
–Terazjużwszyscyznająprawdę.MniejednakniechodziłooFelixa.Całyczas

niemogłamuwolnićsięodwrażenia,żeczegośminiepowiedziałeś.

–Boniepowiedziałem.–Milczałchwilę.–Nikomuniepowiedziałem.Wiejedynie

Ivy.Nielubięnawetotymmyśleć.–Zamilkł.Summergoniepodzała.

Zdawała sobie sprawę, że ta rozmowa dotyczy najgłębszych, najintymniejszych

tajemniczżyciaZaca.

– Twierdzenie Shelley, że jestem ojcem dziecka, tak mną nie wstrząsnęło jak

oskarżenieoprzemoc,oto,żezepchnąłemjązeschodów.Mójojczymbyłgwał-
towny,agresywny.Janigdybymniepodniósłrękinakobietę.Nigdy.

–Wiem–odrzekłaigopocałowała.–Ufamcibezgranicznie.Kochamcię.
–Nietakbardzojakjaciebie–odparłZaciwestchnął.–Słównieznajduję,aby

wyrazić,jakbardzo.–Przysunąłsiębliżejijąpocałował.–Ivymajednomarzenie.
Chcedożyćchwili,kiedybędziemogłaobrzucićnaskonfettiiupićsięszampanem
naweselu.Chce,abypsyprzynosiłynałapachpiasekdodomu,adziecibawiłysię
wogrodzieinaplaży.Wspomniałateżodeskachsurfingowychopartychoszopęna
łodzie.

–Uhm–mrukła.Czuła,żełzyzbierająsięjejpodpowiekami.Łzyradości.–

Podobacisiętawizja?–zapytałanieśmiało.

–Bardzo.Atobie?
Niemusiałapytać.PocałunkiipieszczotyZacamówiłysamezasiebie.
–Mnieteż.–Ajednakmiłobyłousłyszećtesłowa.–Sambymchybaniclepszego

niewymyślił,chociażwtejchwili

background image

Tytułoryginału:Daredevil,DoctorHusband?
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,2015
Redaktorserii:EwaGodycka
Korekta:UrszulaGołębiewska

©2015byAlisonRoberts
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.Warszawa2016

WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek for-
mie.
Wszystkiepostaciewtejksiążcesąfikcyjne.
Jakiekolwiekpodobieństwodoosóbrzeczywistych–żywychiumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited
izostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa
iznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.

HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25

www.harlequin.pl

ISBN:978-83-276-2212-9

KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiSp.zo.o.

background image

Spistreści

Stronatytułowa
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Rozdziałdziewiąty
Rozdziałdziesiąty
Rozdziałjedenasty
Stronaredakcyjna


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
socjologia pacjant lekarz
RCKiK LEKARZE STAŻYŚCI (materiały informacyjne)
Relacje lekarz pacjent
Relacja lekarz pacjent w perspektywie socjologii medycyny popr
Relacja lekarz pacjent
Spotkanie z lekarzami
Zespó Metaboliczny w profilaktyce lekarza medycyny pracy 1
Mąż powołany przez Boga 581005e
matrusz maz pientro
Jak koncerny naciskają na lekarzy
Lekarze nie chcą się uczyć medycyny ratunkowej, Ratownictwo medyczne, Rozmaitości
BIBLIJNY PUNKT WIDZENIA- mąz głową zony, damsko męskie
kardio sporna lekarze pytania

więcej podobnych podstron