Cassandra O'Donnel – Rebecca Kean 2 – Pakt krwi
Nieoficjalne tłumaczenie – Lucypher_13
Rozdział 27
−
Rebecco !
Natychmiast otworzyłam oczy , ale potrzebowałam jeszcze kilku sekund żeby
zrealizować gdzie jestem … i w jakim stroju .
−
Pozwól mi jeszcze spać – wymamrotałam .
−
Zrobiłbym to z przyjemnością , moja słodka , ale mamy problem .
Wsunęłam się głębiej w pościel .
−
To się nim zajmij i daj mi spokój – warknęłam .
−
Pali się , Rebecco – powiedział spokojnie .
Instynktownie wyprostowałam się .
−
O czym ty mówisz ?
W tym samym czasie zdałam sobie sprawę , ze spod drzwi wydobywa się dym .
−
Wiesz , ze są mniej skomplikowane sposoby aby przekonać kobietę do
opuszczenia twojego łóżka ? - Powiedziałam , pospiesznie sięgając po
swoje dżinsy i koszulkę .
Uśmiechnął się .
−
Nie chciałem ryzykować , ze się zbytnio zadomowisz .
Wzniosłam oczy do nieba .
−
Odsuń się – powiedziałam , biorąc koc żeby złapać za klamkę .
Po wielkości płomieni szybko zorientowałam się , ze nie było żadnego wyjścia .
Pokój Raphaela jako jedyny w całym domu , oprócz ogromnej sklepionej piwnicy ,
nie posiadał okien . I nikt nie musiał mi wyjaśniać dlaczego . Raphael sypiał z
wampirzycami , i nawet jeśli sam nie obawiał się światła dziennego to nie dało się
powiedzieć tego samego w przypadku jego kochanek .
−
Co robimy ? - Zapytałam .
−
Wychodzimy – odpowiedział , naciskając na ścianę za łóżkiem .
Natychmiast pojawiło się przejście .
−
Masz tajne przejście jak królowie i panowie w swoich zamkach ?
Tak naprawdę to wcale nie byłam zdziwiona . W tamtych czasach to było na
porządku dziennym , a Raphael przeżył Średniowiecze , Odrodzenie i inne szczęśliwe
epoki historyczne gdzie takie wyjścia ewakuacyjne często okazywały się niezbędne
do przeżycia .
−
Moja słodka , nie po raz pierwszy ktoś próbuje mnie zabić – powiedział ,
znikając w środku .
Właściwie to ogień był jedynym sposobem na zabicie wampira . Zazwyczaj zapala
się jak pochodnia jeszcze zanim zdążymy powiedzieć uff . Ale nie każdy może się
przechadzać ulicami z miotaczem ognia . Szczególnie jeśli nie chce mieć kłopotów z
ludzką policją . Ludzcy gliniarze są trochę zbyt drobiazgowi .
−
Dokąd prowadzi to przejście ? - Zapytałam , idąc za nim .
−
Jest ich kilka , jedno z nich wychodzi obok wielkiego drzewa , na prawo od
parkingu – odpowiedział .
−
Nic nie widzę – powiedziałam , potykając się .
Poczułam jak bierze mnie za rękę .
−
Przepraszam , zapomniałem , ze nie jesteś jedną z nas .
Nie wiedziałam jak miałam to zrozumieć .
−
To , ze nie widzę w ciemności nie oznacza , ze nie mogę ci przyłożyć –
powiedziałam .
−
Rebecco , musimy się pospieszyć jeśli chcemy ich uratować – odpowiedział
jednocześnie przyśpieszając kroku .
Dwadzieścia metrów dalej doszliśmy do klapy obrośniętej zieleniną . Wyszliśmy u
stóp ogromnej sosny , Raphael uniósł mnie i natychmiast moje oczy zwróciły się w
stronę płomieni . Pożar wybuchł w zachodnim skrzydle budynku , w prywatnych
pokojach Raphaela . Zdawał szybko się przemieszczać , ale jak na razie ograniczył
się tylko do pierwszego pietra .
−
Ilu ich jest w piwnicy ? - Zapytałam natychmiast .
−
W tym budynku około czterdziestu . Straż Mortefilis , Michaela i kilku
moich ludzi .
Jakoś nie widziałam siebie jak w ciągu zaledwie kilku minut przenoszę czterdzieści
wampirów . I nie miało to nic wspólnego z niechęcią .
−
Gdzie są Michael i Felipe ?
−
Każdy z nich posiada pokój bez okna na drugim pietrze , we wschodnim
skrzydle .
−
Masz jakiś pomysł ?
−
Nie mogę zbliżyć się do ognia ale nie mogę również pozwolić im umrzeć –
odpowiedział .
−
Ok . Więc dlaczego nie spróbować czegoś szalonego …. - zasugerowałam .
−
Co masz na myśli ?
−
Moc Wody – odparłam .
−
Myślałem , ze nie panujesz nad tą mocą ?
Bo rzeczywiście , nie panowałam . Kiedy traciłam całkowitą kontrolę , byłam w
stanie wezwać jednocześnie wszystkie cztery żywioły , ale nigdy nie udało mi się
przywołać indywidualnie mocy Wody .
−
Odkąd mnie naznaczyłeś dwa razy czułam jak zbliża się do mnie , jednak
nie udało mi się jej utrzymać .
−
Dlaczego nic mi nie powiedziałaś ?
−
Nie wiem . To mnie przeraziło .
Najbardziej doświadczone czarownice wojny były w stanie kontrolować najwyżej
trzy z czterech żywiołów . Gdyby udało mi się z czwartym to mój przypadek byłby
wyjątkowy . I nie wiem czy to byłoby dobre czy złe .
−
Moje własne moce znacznie wzrosły odkąd noszę twoją salamandrę ale nie
wiedziałem , ze na ciebie to miało podobny wpływ – powiedział w
zamyśleniu .
−
Raphaelu , nie wiem czy będę w stanie przywołać moc Wody . Ona się
pojawiła i odeszła sama z siebie , ja nic nie zrobiłam .
−
Wierzę w ciebie – powiedział , po czym wzniósł się na pierwsze piętro
domu .
Widziałam jak wybija okno pokoju , w którym spał Felipe Montegar i znika w
środku .
Nie miałam żadnych wątpliwości , ze wolałby pospieszyć na pomoc Fredericowi i
swoim ludziom , ale wiedziałam tak samo jak on , ze nie mieliśmy wyboru . Nic
niestosownego nie powinno przytrafić się wysłannikom Mortefilis . Przynajmniej ,
jeśli chcieliśmy przeżyć ich kolejną wizytę .
Skoncentrowałam się na magii i ukucnęłam na chwilę przy kranie do podlewania .
Odkręciłam kurek . Natychmiast pociekła woda i zaczęłam próbować , bez większego
powodzenia , przyciągnąć ją do siebie , uchwycić jej istotę . Ale nic się nie działo .
−
Raphael , byłoby skuteczniej gdybyś połączył swoje moce z moimi ! -
Krzyknęłam mając nadzieję , ze mnie usłyszy .
Dla wampira wejście do płonącego domu nie wydawało mi się najlepszym
sposobem na pozostanie przy życiu . I wbrew sobie zaczęłam się denerwować . Nie
chciałam i nie potrafiłam znieść myśli , ze mogło mu się coś stać . I to również było
dla mnie czymś nowym . Być może sprawiła to magia , która nas połączyła , a być
może nie , ale czułam jak stopniowo , wraz z mijającymi sekundami moje serce coraz
bardziej się zaciska .
−
Raphael !!!
Ogień teraz zaatakował niemal całe pierwsze piętro .
Pchnęłam swoje moce w stronę Raphaela i zburzyłam jego bariery mentalne .
−
Gdzie jesteś ?! Odpowiadaj do cholery !
−
Nigdy nie słyszałaś o delikatności ? Wpadłaś do mojego umysłu jak stado
wściekłych nosorożców .
−
Ogień się rozprzestrzenia , wynoś się stamtąd !
−
Nie mogę .
−
Co ?
−
Zniosłem Felipe do piwnicy ale nadal znajduje się tu zbyt wiele osób . Z
Michaelem włącznie .
Piwnice budynku zostały wyposażone w drzwi przeciwpożarowe ale na nic się nie
zdadzą jeśli dom nagle się zapadnie , a ja nie zdołam przywołać mocy Wody .
−
Zapomnij o nich i wyłaź stamtąd !
−
Nie , moja słodka . Nie mogę tego zrobić .
−
Nie wiedziałam , ze potrafisz być tak głupio bohaterski …
−
Nie możemy ryzykować wojny pomiędzy naszymi dwoma kontynentami , a
to właśnie się stanie jeśli Consiliere zginie w tak dziwnych
okolicznościach .
−
Błagam …
Ale podniósł swoje bariery mentalne , stanowczo je utrzymując . Miałam ochotę
wrzeszczeć .
Ponownie odwróciłam się do tego cholernego kranu . Nie zakręciłam go i wokół
rury uformowała się spora kałuża . Skupiłam się na kilka sekund po czym
zanurzyłam ręce w wodzie . Musiało mi się udać , albo Raphael i co najmniej
czterdzieści wampirów zginie w ogniu . Opuściłam swoje bariery ochronne i
instynktownie skierowałam swoją energię na szyję , gdzie znajdował się symbol
naszej więzi – fleur de lys wytatuowany na moim ciele . Wkrótce dziwne zimno
przepłynęło od mojej szyi wzdłuż kręgosłupa . I nagle poczułam jak rozpływa się do
innych części mojego ciała . W momencie kiedy spoczęło na moim języku ,
rozpoznałam jednocześnie ciepły i lodowaty smak mocy Raphaela . Pęczniał z każdą
sekundą , rozpaczliwie przyzywając magię przyczajoną głęboko we mnie . Wreszcie
strumień najczystszej mocy przepłynął przez moje żyły , gwałtownie kierując się w
stronę zimnej mocy . Zmieszał się z nią w makabrycznym tańcu , gdzie życie i śmierć
staczały ze sobą dziwną walkę . Ból był tak wielki , iż przez chwile wierzyłam , ze
zapłonę i wybuchnę tysiącem cząstek czystej magii . To było jak przypływ , który w
każdej chwili mógł mnie pochłonąć . Sapiąc z bólu , skupiłam się najlepiej jak
umiałam i skierowałam ten napływ mocy w moje dłonie . Ledwie wypowiedziałam
ostatnie słowo zaklęcia , kiedy woda zaczęła się poruszać . Kałuża zaczęła się
powiększać w zastraszającym tempie i nie miało to nic wspólnego ze strużką wody
cieknącą z kranu . Teraz utworzył się ogromny basen . Magia zaczęła wirować na
zewnątrz i wewnątrz mnie . Moc Wody wzywała mnie wreszcie mnie rozpoznając .
Jej śpiew rozbrzmiewał w moim sercu i duszy . Czułam jak mnie unosi i wciąga w
głąb wodnego wiru . Na początku uczucie nie było takie złe . Miałam wrażenie , ze
znalazłam się w jacuzzi , ale wszystko bardzo szybko się zmieniło . Falowanie wody
nagle zmieniło się w grube fale i znalazłam się w samym sercu rwącego strumienia .
Szybkość obijała mi ciało , miażdżyła klatkę piersiową i wciągała mnie coraz
bardziej w głębinę . Kilkakrotnie próbowałam wydostać się na powierzchnię żeby
zaczerpnąć powietrza , ale kiedy tylko zaczynałam walczyć ciśnienie strumienia
niweczyło cały mój wysiłek . Czułam jak moje płuca napełniają się wodą a moje
ciało opada w jeszcze głębszą wodę . Ciemniejszą . Zimniejszą . I nagle panika ,
którą czułam jeszcze chwilę wcześniej , opuściła mnie gwałtownie ustępując miejsca
głębokiemu zadowoleniu . Ciągle byłam zanurzona w wodzie , praktycznie martwa ,
ale strach zniknął . Pozostało tylko uczucie łagodności , spokoju i ciszy .
−
Morgane …
Ramiona zrobione z jakiejś płynnej substancji , miękkiej i ciepłej , pociągnęły mnie
w stronę światła . Moje serce wciąż bilo , ale dziwnym trafem , nie widziałam w tym
żadnej tajemnicy . Wkrótce poczułam na twarzy nierealne ciepło , różniące się od
słonecznego . Ciepło , które ogrzewało nie tylko moją skórę ale również całą moją
istotę . Otworzyłam oczy i zobaczyłam , ze unoszę się na wodzie , nago , na środku
maleńkiego jeziorka porośniętego różowymi i niebieskimi kwiatami , równie
egzotycznymi co pięknymi . Ona , promienna , mieniąca się , pochylała się nade
mną . Cały mój rozsadek zniknął . Wpatrywałam się w nią bezmyślnie , urzeczona
pięknem jej aury , jej obecnością .
Roześmiała się i złapałam się na tym , ze robię to samo .
−
Nie mogłam oprzeć się pokusie aby ponownie cię zobaczyć , Prima , ale
musisz już wracać …
Próbowałam otworzyć usta , ale nie wydalam żadnego dźwięku . Chciałam jej
powiedzieć , ze się myli . Że nie dotrzymałam przysięgi i zdradziłam moich ludzi . Że
nie byłam w stanie wykonać zadania , które było mi przeznaczone ale każde słowo
zdawało się znikać jedno po drugim , zatracając się w jej uśmiechu …
Po czym nagle , znalazłam się na twardym i wilgotnym gruncie . Na niebie nad
moją głową , z każdym mrugnięciem moich rzęs chmury zdawały się pomnażać .
Usiadłam i po bólu mięśni zrozumiałam , ze znowu znalazłam się w realnym
świecie . Świecie w ogniu . Płomienie teraz już zajęły całe pierwsze piętro i
rozprzestrzeniły się na drugie .
−
Raphael …
Zabawne , myślałam , ze Beth i moja córka były jedynymi osobami na świecie , dla
których byłam w stanie panikować . Jedynymi , które potrafiły sprawić , ze traciłam
opanowanie i odczuwałam emocje . Ale najwidoczniej nie miałam racji . Na samą
myśl o utracie Raphaela mój żołądek dosłownie podjechał mi do gardła i przepełniło
mnie cierpienie .
Wyciągnęłam rękę w stronę wody , która teraz normalnie płynęła z kranu , i nagle
poczułam ją w sobie . Jej moc popłynęła w moich żyłach i skierowałam wyciągnięte
ręce na dom , gwałtowny strumień , który roztrzaskał wszystkie okna . Od razu
poczułam magię Wody jak gasi ogień , zalewając podłogi i ściany , i po dobrze
wypełnionym obowiązku znikając nagle . Przynajmniej nie będzie żadnego
wycierania wody i osuszania .
−
Wiesz , ze jesteś niesamowita ? - Odezwał się głos z okna na drugim
piętrze .
A więc żył . Tym lepiej . Będę mogła sama go udusić .
−
A ty wiesz , ze jesteś całkowicie stuknięty ?
−
Myślałem , ze Vikaris potrafiły poskromić swój strach i uczucia ?
−
Co to było ? Test ? - Zapytałam gniewnie .
−
Czułem twoją panikę ale wiedziałem , ze gdybym ci odpowiedział to raczej
traciłabyś czas na przekonanie mnie żebym opuścił dom niż użyła swoich
mocy do uratowania nas wszystkich .
Przeleciał przez okno z trumną w ramionach .
−
To Michael ? - Zapytałam .
Skinął głową .
−
Nie uważasz , ze trumna jest nieco groteskowa ?
−
Na tę chwilę nie znaleźliśmy nic lepszego – powiedział , nonszalancko
wzruszając ramionami i kładąc ją pod drzewem .
−
Nie zostawiaj jej tutaj , w każdej chwili mogą pojawić się ludzie .
−
Mówisz i masz . Nadjeżdżają strażacy – powiedział marszcząc swój
zgrabny nos .
−
Świetnie …
Raphael zaniósł trumnę do swojego biura na parterze i pojawił się kilka sekund
później , w momencie kiedy na podjeździe pojawił się oddział strażaków .
−
Dzień dobry panowie – odezwałam się do najstarszego z nich zakładając ,
ze jest kapitanem . - Myślę , ze przyjechaliście trochę za późno .
Mężczyzna był dobrze zbudowany , miał siwe skronie i ciemne kręgi pod oczami .
Dawałam mu pięćdziesiątkę i nie wyglądał na zbyt miłego .
−
Witam panią . Co tu się stało ? - Zapytał , badawczo przyglądając się
resztkom znikającego dymu .
−
Zdaje się ze doszło do niewielkiego spięcia ale już wszystko wróciło do
normy – powiedział Raphael , posyłając mu swój najbardziej uroczy
uśmiech .
−
Franck , Murray , idźcie się rozejrzeć – rozkazał .
Dwóch mężczyzn w całym wyposażeniu wysiadło z ciężarówki .
−
To nie jest konieczne , kapitanie – odezwał się Raphael głosem , którego
jeszcze nigdy u niego nie słyszałam .
Czułam jak jego moc zalewa człowieka , przenikając do jego mózgu . Moc
psychiczna wampira była tak ogromna , ze kapitan nie miał najmniejszych szans .
Wampir mógł manipulować każdym z tych ludzi i podporządkować ich swojej woli .
Nigdy wcześniej nie widziałam jak robi to normalnym ludziom więc śledziłam
scenę z największą uwagą .
−
Musi pan już iść , Johnie , natychmiast .
Jego głos ociekał mocą i poczułam lekki dreszcz . Spojrzenie kapitana było puste ,
jego twarz bez wyrazu . To wyglądało jakby jego osobowość całkowicie zniknęła .
−
Franck , Murray , zostawcie to . Nie mamy tu nic do roboty !
Obaj mężczyźni odwrócili się do swojego przełożonego trochę zaskoczeni , ale
natychmiast posłuchali . Jak dobrze wyszkolone żołnierzyki .
−
Do widzenia , kapitanie – powiedział Raphael swoim ciągle dziwnym
głosem .
−
Do widzenia panu – odpowiedział , wsiadając do ciężarówki jak zombi .
Z ulgą patrzyłam jak odjeżdżają po czym zwróciłam się do Raphaela :
−
Myślisz , ze nie zauważą dziwnego zachowania kapitana ?
−
Nie . Już znowu jest sobą . Po prostu przekonałem go , ze to niewielki
problem elektryczny , ze wszystko jest w porządku , i ze powinien już
wracać do remizy . Jesteś pod wrażeniem ?
−
Nie .
−
Tak właśnie myślałem . Zaniosłem Michaela do mojego biura ale nie mam
zamiaru go tam zostawić . Czy mogłabyś zejść i powiedzieć Fredericowi ,
ze niebezpieczeństwo minęło ?
−
To on nie śpi ? - Zapytałam zaskoczona .
−
Nie . Wlałem mu kilka kropel swojej krwi do gardła na wypadek gdybym
potrzebował pomocy .
−
Och ! Możesz tak zrobić ? To znaczy , obudzić wampira w środku dnia
dzięki twojej krwi ? Nie ma ryzyka , ze stworzysz jeszcze jednego infanta ?
−
Nie przy tak małej ilości krwi . Wtedy skutki są ograniczone . Proszę , idź
zobaczyć Frederica .
−
Dobrze – powiedziałam bez entuzjazmu .
Od kiedy to zostałam wampirzą sekretarką ? W dodatku nie czułam żadnej sympatii
dla kapitana straży Mortefilis . Gdyby to zależało ode mnie , to zostawiłabym go na
pastwę ognia . Jego i wszystkich innych . ( No dobra , może uratowałabym Hectora .
Tak kompetentny lokaj jest właściwie niemożliwy do zastąpienia … ) .
Piwnice pozostały nienaruszone . Podobnie jak łóżka , na których leżały wampiry .
Używając latarki skontrolowałam stan każdego z nich jak dozorca w internacie .
Wszystko wydawało się być w porządku . Już miałam ruszać dalej , kiedy usłyszałam
odkaszlnięcie .
−
Zgubiłaś się ? - Zapytał Frederic , przyglądając mi się .
−
Nie . Szukałam pana .
−
Naprawdę ?
−
Raphael chciał abym panu przekazała , ze niebezpieczeństwo minęło a
pożar został ugaszony .
Złapał mnie za nadgarstki .
−
Kim jesteś ?
−
Proszę mnie puścić !
−
Gdzie byłaś ?
−
Frederic !
Pojawił się Raphael i złość malowała się na jego twarzy .
−
Raczej jej podziękuj . Gdyby nie ona teraz byłbyś martwy .
A ja myślałam , ze już był …
−
Puszczaj mnie , Frederic ! - Powiedziałam szorstko .
Otaczała mnie czerwona poświata a moja moc trzaskała wzdłuż mojej skóry .
Wyraz nienawiści i strachu pojawił się na twarzy Frederica , który natychmiast się
cofnął .
−
Czarownica wojny … - szepnął , przełykając z trudem .
−
Frederic , nie rób głupstw – powiedział Raphael groźnie .
−
Mistrzu , czy wiedziałeś , ze ona …
−
Doskonale wiem kim jest Rebecca – przerwał mu . - Za to ty zapomniałeś ,
ze jest moją żoną . I ze uratowała ci życie , tak jak i wszystkim innym .
−
Czarownice takie jak ona nie ratują życia wampirom . One nas zabijają .
−
Takim gadaniem ten dupek sprawia iż niemal żałuję , ze uratowałam mu
skórę – zauważyłam , rozcierając nadgarstek .
−
Skąd ta pewność , ze to nie ona podłożyła ogień ? - Nalegał nie spuszczając
mnie z oka .
−
Gdyby chciała nas wszystkich zabić , to z pewnością by tego nie schrzaniła
– odpowiedział trzeźwo Raphael .
−
Posiadam moc manipulowania ogniem jak mi się podoba i gdybym była za
to odpowiedzialna , to zaczęłabym od piwnicy aby pozbyć się straży . Z
pewnością nie zaryzykowałabym podpalenia pokojów Raphaela żeby , jak
właśnie się stało , zostać złapaną w piekielną pułapkę – powiedziałam
protekcjonalnym tonem .
−
Mówi prawdę – wyraźnie potwierdził Raphael .
Frederic myślał przez chwilę .
−
Masz do niej zaufanie ?
−
Oczywiście – odparł Raphael .
−
Znalazłeś sobie zabawne zwierzątko do towarzystwa , mistrzu – powiedział
zarówno niespokojnym jak i admiracyjnym tonem . - Jak ci się to udało ?
−
Był na tyle sprytny żeby mnie uwieść i wystarczająco ostrożny żeby mnie
nie obrażać – powiedziałam wzywając moc Powietrza i gwałtownie
rzucając nim o ścianę .
−
Rebecco ! - Westchnął Raphael wznosząc oczy do nieba .
−
Co ? Należało mu się , prawda ?
Frederic , ciągle wciśnięty w ścianę na drugim końcu pomieszczenia , patrzył na
nas skruszony .
−
Przykro mi Rebecco , nie chciałem pani obrazić – powiedział , otrzepując
się z kurzu .
−
To przestań mnie traktować jak jakąś wulgarną rzecz czy kluczowy
przedmiot kolekcji – powiedziałam ostro .
−
Jeśli takie właśnie odniosłaś wrażenie , to przepraszam . Po prostu jestem
niezmiernie zaskoczony , ze mogła zostać utworzona więź między naszymi
dwoma gatunkami – powiedział , podchodząc do nas .
−
Nie tylko ty – powiedziałam sucho .
−
Faktycznie – przyznał . - Ale to wyjaśnia wiele rzeczy …
Zwrócił się do Raphaela .
−
Domyślam się , ze Felipe i inni członkowie Mortefilis są tego świadomi ?
−
Tak – odpowiedział Raphael .
−
Tak samo jak Francuzi …
−
Zgadza się .
−
Nie odpuszczą tak łatwo – zapewnił zamyślony .
−
Nie maja wyboru . Ona nosi mój znak .
−
I będzie go nosiła dopóki będziesz żył … - Zauważył mądrze Frederic .
−
Co masz na myśli ?
−
Pożar wybuchł w pobliżu twojego pokoju … wydaje się to oczywiste ,
prawda ?
−
Jaki byłby w tym interes gdyby Rebecca zginęła ? - Zapytał Raphael .
−
Myślę , ze oboje jesteśmy na celowniku – powiedziałam .
−
Więc , można skreślić Francuzów z listy podejrzanych . Oni chcą cię żywą
– rzucił Frederic .
−
Poprawka : Michael chce mieć mnie żywą . Ale nie w tym problem . Wątpię
żeby zrobił to jeden z wampirów znajdujących się w domu . Wasza rasa
raczej nie jest znana z poczucia poświęcenia .
−
Co ci chodzi po głowie ?
−
Albo podpalacz jest powiązany z wampirami i trzeba sprawdzić kto o
świcie był nieobecny , albo to ma bezpośredni związek ze sprawą , nad
którą teraz pracuję . Ja jestem celem a wy po prostu , szkodami ubocznymi .
Frederic zaczął się śmiać . Zmrażający śmiech , który wywołał u mnie dreszcz .
−
Szkodami ubocznymi ? Niech wytłumaczę …
−
Dwóch snajperów , najprawdopodobniej zawodowych zabójców ,
próbowało mnie wczoraj zabić . Być może to nie ma ze sobą żadnego
związku , ale bez wpadania w paranoję , mogę założyć się , ze ktoś ma do
mnie żal – powiedziałam spokojnie .
−
Chcesz powiedzieć , ze ktoś próbował cię zabić i ukryłaś to przede mną ? -
Zapytał zimno Raphael .
−
Możemy porozmawiać o tym kiedy będziemy sami ? - Zapytałam .
−
Możesz być tego pewna – powiedział groźnie .
Frederic obserwował nas oczami , które mówiły :”wiele bym dał żeby być przy tej
rozmowie” , ale tylko mądrze zauważył :
−
Usiłowanie zabójstwa ? Hmm … teoria Rebecci być może ma sens .
Zwłaszcza jeśli osoba , która chce ją zabić nie wie o obecności Mortefilis i
delegacji francuskiej na waszym terytorium .
−
Jest tylko jedno „ale” . Nie rozumiem dlaczego zabójca podjął ryzyko
atakując również Raphaela ? - Powiedziałam .
−
Nie miał innego wyboru – zauważył ten ostatni .
−
Dlaczego ?
−
Ponieważ jeśli cokolwiek ci się stanie , mistrz znajdzie twojego zabójcę ,
jego rodzinę , przyjaciół i wszystkie osoby , które mniej lub bardziej były w
to zamieszane . Następnie zabije wszystkich , ich , ich dzieci i wszystkich
ich potomków – powiedział Frederic poważnym tonem .
−
Bardzo zabawne – powiedziałam .
Nie potrafiłam uwierzyć , ze Raphael mógł dać się ponieść zemście . Był
pragmatyczny i miał doskonale rozwinięty zmysł biznesowy i dyplomatyczny . Jakoś
nie wyobrażałam go sobie jak zabija dziesiątki ludzi nie uzyskując w zamian żadnego
zadowalającego wynagrodzenia . Jak na kogoś takiego jak on to było zbyt
irracjonalne zachowanie .
−
To miał być żart , prawda ? - Nalegałam , odwracając się w kierunku
Raphaela .
Patrzył na mnie bez słowa ale wyczytałam z jego twarzy , ze to była prawda .
−
Nie możesz tego zrobić . To nie ma sensu .
−
Dla mnie miałoby sens . I ma dla Raphaela – powiedział Frederic . -
związek tak starego i potężnego wampira ze śmiertelniczką zdarza się
niezwykle rzadko , Rebecco . Żeby być szczerym , to wampir w jego wieku
normalnie nie jest w stanie wziąć nowej kobiety i naznaczyć ją . Jego moc
jest zbyt silna i systematycznie niszczy ją . Teraz rozumiesz ile dla niego
znaczysz ? Lub dla każdego innego wampira powyżej tysiąca lat ?
−
Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym ? - Zapytałam Raphaela z mocno
ściśniętym gardłem .
−
Jak wiesz , tak naprawdę to nie ja zdecydowałem o tym co się wydarzyło
pomiędzy nami – odpowiedział po prostu Raphael . - Nigdy celowo nie
naraziłbym cię na niebezpieczeństwo .
−
Wiem , ale powinieneś był mi powiedzieć .
−
Nie byłaś gotowa słuchać .
Nie mogłam temu zaprzeczyć . W ciągu ostatnich tygodni robiłam co mogłam aby
oprzeć się naszej więzi i przyciąganiu , które czułam do niego . Gdybym wiedziała
jaką przedstawiam wartość w jego oczach , uciekłabym gdzie pieprz rośnie .
−
No dobrze . Co teraz zamierzasz zrobić ? - Zapytał Frederic , zdumiony .
−
Znajdę tego cholernego zabójcę i wszystkich tych , którzy odważyli się nas
zaatakować i pozbędę się ich – powiedziałam spokojnie .
−
Co powiedziałabyś na niewielką pomoc , Rebecco ? - Zaproponował
Frederic z uśmiechem .
−
Już znalazłam . Właściwie to mój partner nie powinien już zwlekać .
−
O kim ty mówisz ? - Zapytał Raphael z nutą troski w głosie .
−
Clarence , Assayim Nowego Jorku , powinien przyjechać po mnie za jakieś
dziesięć minut – powiedziałam , patrząc na zegarek .
Raphael przyglądał mi się z niezbyt zadowoloną miną .
−
Od kiedy to tworzycie ekipę ?
−
Był ze mną kiedy strzelano do nas . Uratowałam mu życie . Chce dostać
tych drani tak samo mocno jak ja .
−
Clarence White nie ma złej reputacji – przyznał Frederic . - Ale moi ludzie i
ja sam , chcielibyśmy w tym uczestniczyć . Felipe nie jest mężczyzną ,
który spokojnie zniesie taką zniewagę . Będzie chciał dostać na tacy głowę
odpowiedzialnych za to ludzi .
Z przyzwoitości nie mogłam się na to nie zgodzić . Jakby nie było wszyscy mogli
zginąć …
−
Dlaczego nie ? Ale pod warunkiem , ze będziecie pod moimi rozkazami .
Nie chce żadnych problemów z innymi klanami . Zgadzasz się ?
−
To będzie zabawne . Odezwę się jak tylko się obudzimy – odpowiedział
Frederic .
−
Idę z tobą – powiedział Raphael .
−
Nie . Jesteś jedyną osobą , która potrafi zadbać o swoich gości . Nie możesz
ich zostawić , nie po tym co tu się wydarzyło .
−
Ona ma rację , mistrzu – powiedział Frederic . - Potrzebujemy ciebie tutaj .
Już zaczynam odczuwać ciężar dnia , wkrótce zasnę .
Krew Raphaela miała niezwykłe zdolności , jednakże niewystarczające żeby
Frederic mógł dłużej opierać się wołaniu ciemności .
−
Obiecaj mi , ze będziesz ostrożna – westchnął Raphael .
−
Chyba nie myślisz , ze tak łatwo się mnie pozbędziesz ? - Powiedziałam
rezolutnie lekkim tonem , idąc w kierunku schodów .
Ledwie wytknęłam nos za drzwi , kiedy prawie przejechało mnie BMW
Clarence'a , które z piskiem opon i w chmurze kurzu pędziło prosto na mnie .